Mali艅ski珁 nie usta膰 w drodze


ABY NIE USTA膯 W DRODZE


wroc艂aw 1996

0x01 graphic


l M P R l M AT U R

Kuria Metropolitalna Wroc艂awska

L. dz. 3902/86 z dnia 16 pa藕dziernika 1986 r.

t Henryk Kard. Gulbinowicz Arcybiskup Metropolita Wroc艂awski

漏 Copyright by Mieczys艂aw Mali艅ski, Krak贸w

Projekt ok艂adki Izabela 艢wierad Opracowanie stron tytu艂owych Edward Zielonka

Korekta Anna Kurzyca

TUM

Wydawnictwo

Wroc艂awskiej Ksi臋garni Archidiecezjalnej 50-329 Wroc艂aw, pl. Katedralny 19, tel./fax 227211

ISBN 83-86204-72-9

Wydanie IV. Ark. wyd. 4,9. Ark. druk. 14/24.

Papieroffset.kl.lll, 70 g 61x86.

Drukarnia Tumska — Wroc艂aw, ul Katedralna 1/3.

Zam. 2/96


ADWENT

0x01 graphic

0x01 graphic


NA PUSTKOWIU

Czas Adwentu. Ziemia chwycona przymrozkiem, przypr贸szona szronem. Mg艂a. Nieruchome powietrze, bez podmuchu wiatru. Nagie drzewa, druty ga艂臋zi. Szare niebo wisz膮ce nisko nad ziemi膮. Przejmuj膮ce mokre zimno. Ludzie poruszaj膮 si臋 jak we 艣nie.

Na wszystko to patrzysz jakby z oddali. Jeste艣 nieobecny, bo w tobie pustka. Nawet nie smutek, po prostu odr臋twia艂o艣膰. Nawet nie oboj臋tno艣膰, tylko nieczu艂o艣膰. Wykonujesz mechanicznie swoje czynno艣ci, pracujesz, za艂atwiasz, rozmawiasz — a偶 si臋 dziwisz, 偶e ci臋 na to sta膰. Nie czujesz wiary, ni nadziei, nie czujesz mi艂o艣ci. Nie czujesz ludzi, nie czujesz Boga.

To jest tw贸j czas Adwentu, kt贸ry przypada czasem na okres liturgiczny, a czasem poza nim.


JA PRZYJD臉

Wygl膮danie przez okno, nerwowe spogl膮danie na zegarek, niecierpliwe kroki po pokoju. Albo t臋sknota: czekamy na kogo艣, czekamy na co艣.

S膮 rozmaite czekania — te wyra藕ne, niecierpliwe i te g艂臋boko ukryte, ale nie mniej ci臋偶kie.

呕ycie ludzkie sk艂ada si臋 z czekan.

Spo艣r贸d r贸偶nych czekan jest jedno czekanie najwa偶niejsze, wsp贸lne wszystkim — czekanie na Boga.


l POCZ膭艁 GO KUSI膯

To przychodzi na ciebie nieoczekiwanie, kiedy si臋 najmniej spodziewasz — w najwi臋kszym rozgwarze zabawy lub gdy wieczorem ulic膮 wracasz do domu, podczas rozmowy z kim艣 najbli偶szym lub gdy zamykasz za sob膮 drzwi pokoju: nagle zaczynasz rozumie膰 swoj膮 samotno艣膰.

Jak r臋ka spadaj膮ca bezw艂adnie po szczeblach drabiny...

Jak ton膮cy, kt贸ry wie, 偶e dna stopami nie dosi臋gnie...

Oby艣 wtedy mia艂 si艂臋 uwierzy膰, 偶e nie jeste艣 sam!


A ZNAJDZIECIE ODPOCZNIENIE

Jeste艣my jak 膰my t艂uk膮ce wieczorem o 偶ar贸wki. A Pan Jezus Frasobliwy podpar艂 ci膮偶膮ca Mu g艂ow臋 i patrzy na niepok贸j cz艂owieczy.

Kiedy przyjdzie ukojenie?

Rozbity w贸z, na brzegu szosy le偶膮ce cia艂o. Spod gazety wida膰 twarz. Jaki偶 w niej g艂臋boki spok贸j. Dopiero teraz?

10


ZNALAZ艁 DRACHM臉

Musi ci臋 wci膮偶 nurtowa膰 pytanie o sens 偶ycia: czego chc臋, na co licz臋, co pragn臋 osi膮gn膮膰? Czy odkry艂em warto艣ci, z kt贸rych nie chcia艂bym nigdy zrezygnowa膰, za kt贸re jestem got贸w odda膰 wszystko?

Nie dziw si臋, 偶e nigdy nie jeste艣 spokojny, jak bywa ten, co znalaz艂. Bo odpowied藕 na te pytania da膰 mo偶na tylko ca艂ym 偶yciem.

11


GDZIE JEST TEN, KT脫RY SI臉 NARODZI艁

Wygodniej by艂oby zamkn膮膰 swe 偶ycie w dia-lektyce pracy i odpoczynku. Ale On nie pozostawi 偶adnego cz艂owieka w spokoju. Stanie na drodze twej codzienno艣ci. Zburzy twoje pewno艣膰 siebie i zaufanie do 艣wiata. Praca twoja utraci warto艣膰, zabawa stanie si臋 nudna. Zaczniesz Go szuka膰 — chocia偶by w imi臋 sensowno艣ci 艣wiata i samego siebie.

Albo nie zaczniesz.

Bo ca艂e 艣wiaty dzie艂a ci臋 od Niego — ciebie bardziej ni偶 M臋drc贸w.

Bo trudniej tobie uwierzy膰 w cud ni偶 Pasterzom.

Bo ko艣cio艂y zimniejsze ni偶 Stajnia.

12


PRZYSZLI DO NIEGO FARYZEUSZE

Chcesz, 偶ebym ci udowodni艂 istnienie Boga? Nie wiem, co rozumiesz pod s艂owem: „udowodni膰". Co innego znaczy ono w matematyce, co innego w naukach przyrodniczych, co innego w filozoficznych. A je偶eli to nasze udowadnianie ma by膰 natury filozoficznej, to mo偶e najpierw trzeba by szeroko om贸wi膰 zagadnienie przyczynowo艣ci oraz realizm teoriopo-znawczy, aby doj艣膰 do istnienia Pierwszej Przyczyny. Ale w przyj臋tym przez cz艂owieka zespole prawd uznanie tej o istnieniu Pierwszej Przyczyny — to jeszcze nie jest religia.

Religia zaczyna si臋, gdy powiesz Bogu: Ojcze.

13


NOWE 呕YCIE

呕ycie wiary zaczyna si臋 od uznania istnienia Boga — niezale偶nie od tego czy Go zobaczysz jako Pi臋kno czy Mi艂o艣膰. Potem id膮 nast臋pne 艂aski, kt贸re dozwalaj膮 ujrze膰 艣wiat takim, jaki jest naprawd臋. 艢wiat ukazuje si臋 jako dar Bo偶y. Nie tylko ca艂y wszech艣wiat, ale i tw贸j 艣wiat, ty sam, twoje uzdolnienia, twoja rola 偶yciowa, cz艂owiek, kt贸ry obok ciebie idzie, 艣rodowisko, stosunki polityczne i gospodarcze, cierpienia, przykro艣ci, nieszcz臋艣cia, rado艣ci, zdrowie. Cokolwiek spotka ci臋 z艂ego czy dobrego — to wszystko widzisz jako dar Bo偶y. l wtedy 偶ycie twoje staje si臋 spraw膮 z Bogiem, kt贸ry jest wymagaj膮cy, surowy, ka偶e zda膰 spraw臋 z w艂odarstwa — i kt贸ry jest Dobroci膮.

Ale to potem. Zaczyna si臋 od uznania istnienia Boga. To jest pierwszy krok. Ka偶da nast臋pna 艂aska jest uzale偶niona od tego, czy odpowiesz na poprzedni膮.

14


PRZEJRZYJ

Wiara jest uznaniem istnienia 艣wiata nadprzyrodzonego, istnienia pe艂ni rzeczywisto艣ci. Wtedy rzeczywisto艣膰 widzialna ukazuje si臋 jako fragment wielkiej ca艂o艣ci. Dopiero wtedy wszystkie fakty rzeczywisto艣ci widzialnej znajduj膮 swe ostateczne uzasadnienie i wyt艂umaczenie. Dopiero wtedy odnajdujemy odpowied藕 na pytanie o sens 艣wiata, ludzko艣ci, ka偶dego cz艂owieka, 艣mierci i cierpienia. Dopiero wtedy mo偶emy w pe艂ni zrozumie膰 groz臋 z艂a i wielko艣膰 dobra.

15


B艁OGOS艁AWIENI, KT脫RZY UWIERZYLI

Pana Boga nie udowodni膮 ci na wyk艂adach teologii. Nie przekonasz si臋 o Jego istnieniu po przestudiowaniu dzie艂 naukowych ani nawet Ewangelii 艣wi臋tej. Nie wyliczysz Go sobie jak niewiadomej w r贸wnaniu.

Wtedy ci z cenzusem, cho膰by byli 藕li, do-szliby do wiary w Pana Boga, a dobrzy, ale nie wykszta艂ceni, wiary zdoby膰 by nie mogli. Pan B贸g nie mo偶e dopu艣ci膰, by Go dotkn膮艂 niegodny. Wiara jest 艂ask膮.

16


JAM JEST

Nie my艣l, 偶e chrze艣cija艅stwo widzi jako jedyn膮 mo偶liwo艣膰 kontaktu cz艂owieka z Bogiem przepisane przez siebie formy, takie na przyk艂ad jak Msza 艣wi臋ta, sakramenty, modlitwa. Ono tylko ci臋 zapewnia, 偶e w tych obrz臋dach mo偶esz na pewno Boga spotka膰. Ale Boga mo偶esz r贸wnie偶 spotka膰 w kontakcie ze 艣wiatem — z rzeczami, z lud藕mi. Nie podam ci 偶adnych konkretnych przyk艂ad贸w: mog艂oby si臋 zdarzy膰, 偶e pomi臋dzy nimi nie znalaz艂by艣 swojego przypadku. Bo naprawd臋 twoje spotyka--nie z Bogiem jest jedyne, l nie wiem nawet, czy ty To, co spotykasz, nazywasz Bogiem,czy mo偶e raczej 艢wiat艂em, Sensem, Istot膮 Rzeczy, Moc膮, Nie wiem, czy ty Go w og贸le jako艣 nazywasz. Masz tylko w艂a艣ciwie jedn膮 pewno艣膰: 偶e Jest.

17


STWORZYCIEL

W jednej z wielu galaktyk p臋dz膮cych w przestrzeni jest s艂o艅ce podobne do milion贸w innych s艂o艅c. Wok贸艂 niego, jak i wok贸艂 innych, kr臋c膮 si臋 planety rozmaitych wielko艣ci. Na jednej z nich 偶yje cz艂owiek, kt贸rego istnienie wobec wieku wszech艣wiata trwa niewiele d艂u偶ej od istnienia zapalonej zapa艂ki.

Stan膮艂, wsadzi艂 r臋ce w kieszenie i pyta: „Gdzie jest Stworzyciel?" Ostatecznie got贸w jest umie艣ci膰 na mocno podniszczonym tronie tak zwanego Pana Boga, ale to potem, na razie Pan B贸g jest podejrzany o nieistnienie. Podejrzany jest jeszcze o niejedno. Jak m贸g艂 sta膰 si臋 cz艂owiekiem i narodzi膰 si臋 w stajni? Jak m贸g艂 zmartwychwsta膰? Jak mo偶e by膰 jeden, a w Tr贸jcy Os贸b?

W ten spos贸b nie post膮pimy naprz贸d. Trzeba wychodzi膰 z pozycji stworzenia, a nie s臋dziego. Z pozycji, kt贸rej jest 艣wiadom ka偶dy cz艂owiek, niezale偶nie od tego czy jest prosty, czy wykszta艂cony, z poczucia w艂asnej sko艅-czono艣ci, niekonieczno艣ci. Bo tylko ta pozycja jest prawdziwa.

18


WIERZY W BOGA

Czy ty rzeczywi艣cie nie wierzysz w Boga? A mo偶e to, co odrzucasz, a co nazywasz Bogiem, jest reliktem z lat dzieci臋cych: do艣膰 bezradnym starcem na z艂otym tronie? A mo偶e jest tym, co reprezentuj膮 twoi ochrzczeni znajomi, a co w tobie wywo艂uje odraz臋?

Ale pracujesz solidnie, pomagasz bezinteresownie, starasz si臋 by膰 uczciwy, ufasz, po艣wi臋casz si臋, jeste艣 wierny, kochasz.

Czy ty rzeczywi艣cie nie wierzysz w prawdziwego Boga?

19


MIESZKANIE U NIEGO UCZYNIMY

Nie dlatego wierzysz, 偶e艣 si臋 przekona艂, 偶e艣 sobie udowodni艂, 偶e艣 tak postanowi艂; 偶e doprowadzi艂o ci臋 do tego twoje logiczne rozumowanie. Wiara jest 艂ask膮 — ale nie w sensie jakiego艣 pozwolenia czy jakiej艣 przekazanej wiadomo艣ci. Wiara jest dawaniem si臋 Boga tobie, a zarazem twoim otwarciem si臋 na Niego, co tak偶e jest Jego dzie艂em.

Wiara jest rzeczywistym zamieszkaniem Boga w twojej duszy.

20


PRZYJD殴CIE DO MNIE

Jak trudno Murzynom przebi膰 si臋 do wiary w Chrystusa poprzez chrze艣cijan, kt贸rzy napadali ich nadmorskie wsie, porywali ich przodk贸w i wywozili do Ameryki w potwornych warunkach, gdzie zmuszali do nadludzkich prac. Poprzez chrze艣cijan, kt贸rzy eksploatowali ich ciemnot臋 w ci膮gu tylu wiek贸w.

Jak trudno Indianom przebi膰 si臋 do wiary w Chrystusa poprzez chrze艣cijan, kt贸rzy ich mordowali i demoralizowali alkoholem, przynie艣li gru藕lic臋 i odebrali ziemi臋.

Jak trudno by艂o Rzymianom i Grekom przebi膰 si臋 do wiary w Chrystusa poprzez niezdarne opowiadania prymitywnych 呕yd贸w, kt贸rzy g艂osili si臋 艣wiadkami Zbawiciela.

Jak trudno nam przebi膰 si臋 do wiary w Chrystusa poprzez oble艣nych bigot贸w i dewotki; zwyczajn膮 z艂o艣膰 i g艂upot臋 tych, kt贸rzy mieni膮 si臋 Jego wyznawcami.

Jak du偶o trzeba tu t臋sknoty za prawd膮, dobrej woli — 艁aski.

21


JAM JEST PAN B脫G TW脫J

Nigdy ludzko艣膰 nie by艂a tak bliska prawdy Chrystusowej jak w czasach obecnych. My艣li, tezy, 偶膮dania g艂oszone ,\ wysuwane przez artyst贸w, polityk贸w, spo艂ecznik贸w — o wolno艣膰, tolerancj臋, pok贸j, poszanowanie praw drugiego cz艂owieka, opiek臋 nad dzieckiem, zabezpieczenie staro艣ci — to wszystko nam jest bliskie, wi臋cej: znajduje potwierdzenie w Ewangelii.

Nigdy ludzko艣膰 nie by艂a tak bliska prawdy Chrystusowej jak w czasach obecnych. Ale humanizm wsp贸艂czesnego 艣wiata nie jest r贸wnoznaczny z chrze艣cija艅stwem. Dzieli go od chrze艣cija艅stwa przepa艣膰, kt贸ra jest przepa艣ci膮, chocia偶by nawet by艂a tylko szeroka na d艂o艅: „Nie b臋dziesz mia艂 bog贸w cudzych przede mn膮." Nawet gdyby tym bogiem by艂 pok贸j czy dobrobyt.

22


NIE SAMYM CHLEBEM

W laboratoriach, w pracowniach, w gabinetach, w studio, w atelier — pochyleni nad obliczeniami, nad projektami; szukaj膮cy jedynego s艂owa, kt贸re by wyrazi艂o jakie艣 wzruszenie w wierszu, jedynego zestawienia zda艅, kt贸re by wstrz膮sn臋艂o czytelnikiem powie艣ci, jedynego zestawienia kolor贸w na p艂贸tnie, jedynego uj臋cia okiem obiektywu, jedynej konstrukcji...

Od pierwszej chwili, od pierwszego „co to?", i „dlaczego?", poprzez szukanie odpowiedzi na zawi艂e zagadnienia naszych czas贸w a偶 po najg艂臋bsze problemy 艣wiatopogl膮du i religii.

To wszystko to jest nasz trud cz艂owieczy, nasza jedyna droga, na kt贸rej spotka膰 mo偶na Tego, kt贸ry powiedzia艂 o sobie: „Jam jest Prawda."

23


WSZYSTKO MOIM JEST

Boga nie wolno zamyka膰 w zakrystii.

Dzie艂a Boga Ojca nie mo偶na ogranicza膰 do stworzenia, dzie艂a Syna — do 艣mierci krzy偶owej, dzie艂a Ducha — do 艁aski w Sakramentach. Boga nie mo偶na 艂膮czy膰 tylko z aktami czysto religijnymi. Ka偶dy dzie艅 i ka偶da noc, wszystko dobre, m膮dre, pi臋kne, co ludzie tworzyli i tworzy膰 b臋d膮 — jest Jego dzie艂em.

24


CZY JECIE, CZY PIJECIE

Nie ma przedzia艂u pomi臋dzy modlitw膮 i prac膮, pomi臋dzy aktami religijnymi i 偶yciem 艣wieckim, pomi臋dzy Bogiem i 艣wiatem. Jeste艣my zanurzeni w rzeczywisto艣ci Bo偶ej. Mo偶emy si臋 na ni膮 otworzy膰 przez wszystko, co jest przekroczeniem nas samych: naszego strachu, egoizmu, ma艂o艣ci, tak przez modlitw臋, jak i przez wielkoduszno艣膰, odwag臋, po艣wi臋cenie, prac臋, tw贸rczo艣膰 — przez wszystko, co mie艣ci si臋 w s艂owach „mi艂o艣膰 bli藕niego."

Dlatego pe艂nia osobowo艣ci jest r贸wnoznaczna z 偶yciem w 艂asce i na odwr贸t.

2 - Aby nie usta膰

25


SZUKAJCIE NAJPIERW KR脫LESTWA BO呕EGO

Je偶eliby si臋 doszukiwa膰 przyczyn os艂abienia 偶ycia religijnego, to chyba pierwsz膮 jest fakt, 偶e jest nas wi臋cej. Ci膮gle natykamy si臋 na ludzi; to stwarza poczucie bezpiecze艅stwa. Uspokajamy si臋 stwierdzaj膮c, 偶e inni jako艣 偶yj膮, 偶e nie rozpaczaj膮 widz膮c swoje pogr膮偶anie si臋 w 艣mier膰 ani nie szalej膮 w obawie przed odpowiedzialno艣ci膮 za swoje z艂o, 偶e widocznie daj膮 sobie jako艣 rad臋 z problemami, kt贸re i nas niepokoj膮. Po drugie: nie spotykamy si臋 z obc膮 nam przyrod膮, ale ze 艣wiatem cywilizowanym, a wi臋c przyrod膮 przekszta艂con膮 przez cz艂owieka. Ju偶 nie boimy si臋 tak bardzo piorun贸w ani posuchy, ani wylew贸w rzek.

By膰 mo偶e zostanie wprowadzone automatyczne kierowanie samochodami na szosie i nie b臋dziesz si臋 musia艂 ba膰, 偶e jaki艣 kolos rozdusi ci臋, gdy nast膮pi awaria w uk艂adzie kierowniczym. By膰 mo偶e nauczymy si臋 wywo艂ywa膰 deszcz i rozp臋dza膰 chmury. By膰 mo偶e znajdziemy lekarstwo na zawa艂, na raka, na skleroz臋. Jeszcze trudniej nam b臋dzie o religijno艣膰. 艁atwo by艂o zawsze — dzieciom, poetom i mistykom.

26


Ale ostatecznie cz艂owiek jest we wszystkich epokach tak samo biedny. Ale ostatecznie zawsze zza zakr臋tu wychyli si臋 nowe niebezpiecze艅stwo, nowa choroba. Ale zawsze pozostanie niesko艅czony margines 艣mierci, bezsensu, smutku.


KTO PRAGNIE

Dlaczego przychodzisz w niedziel臋 na Msz臋 艣wi臋t膮? Bo grzech ci臋偶ki?

Dlaczego rano i wieczorem m贸wisz pacierz? Bo tak trzeba? Bo rodzice nauczyli?

Dlaczego idziesz do spowiedzi i Komunii 艣wi臋tej? Bo „przynajmniej raz do roku w okresie Wielkiej Nocy..." l znowu perspektywa piek艂a?

Czy zdarza ci si臋, 偶e modlisz si臋 nie tylko wtedy, kiedy „trzeba"?

Pan Jezus powiedzia艂, 偶e kto pragnie, niech przyjdzie do Niego i pije. Czy ty pragniesz?

呕e nie przyszed艂 uzdrawia膰 zdrowych, ale 藕le si臋 maj膮cych. A je偶eli ty ca艂kiem dobrze si臋 masz?

呕e nie przyszed艂 do sprawiedliwych, ale do grzesznik贸w.

呕e b艂ogos艂awieni ubodzy duchem.

Je偶eli ci nie ci膮偶y twoja grzeszno艣膰, je偶eli nie t艂uczesz si臋 w klatce swojej sko艅czono艣ci, je偶eli na nikim si臋 nie zawiod艂e艣, dobrze ci, — to nie potrafisz by膰 religijnym, to nie potrafisz si臋 modli膰.

28


B脫G PRAWDZIWY

Strze偶 si臋, 偶eby艣 nie wystruga艂 sobie Boga na obraz i podobie艅stwo swoje i nie ustawi艂 Go w k膮cie swojej duszy.

Strze偶 si臋, 偶eby艣 nie wystruga艂 sobie Boga na obraz i podobie艅stwo swoje i nie ustawi艂 Go w kacie swojej duszy, aby tam od czasu do czasu sk艂ada膰 Mu ho艂d, odmawia膰 pacierz i cieszy膰 si臋, 偶e Go masz, 偶e wierzysz.

Uwierzy膰 w Boga to co innego.

Je偶eli chcesz si臋 przekona膰 czy wierzysz, to popatrz na swoje 偶ycie.

29


KT脫RY WIDZI W CIEMNO艢CI

Boimy si臋 Pana Boga. Nie umiemy znie艣膰 Jego rzeczywisto艣ci. Chcieliby艣my Go raczej umie艣ci膰 w jakim艣 umownym 艣wiecie, w jakim艣 艣wiecie byt贸w prawdopodobnych. Gotowi jeste艣my podtrzymywa膰 zas艂yszane zarzuty przeciwko religii, byle tylko stonowa膰 realizm obecno艣ci Bo偶ej.

Boimy si臋 samotno艣ci, aby nie stan膮艂 przed nami oko w oko. Boimy si臋 ciszy, aby do nas nie przem贸wi艂.

Barykadujemy si臋 przed Nim 偶膮daniem zapewnie艅 mi艂o艣ci i wierno艣ci.

Chcemy Go nie potrzebowa膰, podwy偶szamy si臋 stanowiskami, tytu艂ami, szacunkiem. Uciekamy przed Nim w obowi膮zki, powinno艣ci, w zabawy, rozrywki.

Zag艂uszamy Go rozmow膮, muzyk膮, 艣piewem, ha艂asem.

Usprawiedliwiamy si臋 niezrozumia艂o艣ci膮 obrz臋d贸w ko艣cielnych.

T艂umaczymy si臋 nud膮 kaza艅, nieatrakcyj-no艣ci膮 dogmat贸w, z艂ymi lud藕mi, kt贸rzy uwa偶aj膮 si臋 za katolik贸w.

Ale w g艂臋bi duszy wiemy, 偶e to nic nie po-

30


mo偶e; 偶e On jest, chocia偶 nie chcemy o Nim wiedzie膰; 偶e m贸wi, chocia偶 nie chcemy go s艂ysze膰; 偶e spotykamy Go, chocia偶 Go tak unikamy; 偶e tym ci臋偶sze b臋dzie spotkanie z Nim w ostatni dzie艅.


OBCY

Mo偶na p艂aka膰 nad 艣mierci膮 cz艂owieka. Mo偶na rozpacza膰 przy rozwalonym domu. Ale wobec g贸ry trup贸w obozu koncentracyjnego, wobec zr贸wnanych z ziemi臋 miast — nie ma miejsca na wsp贸艂czucie, na b贸l, na rozpacz. Cz艂owiek t臋偶eje, zamyka si臋. Straszony niebezpiecze艅stwem wojny atomowej, zagro偶ony w swym bycie przez py艂 radioaktywny, maj膮c nad sob膮 oboj臋tnie patrz膮ce odwieczne konstelacje gwiazd, 偶yj膮c w rytmie nieodmiennie powtarzaj膮cych si臋 p贸r roku, nie zrozumiany przez ludzi — przechodzi przez 艣wiat jak cudzoziemiec.

Chyba, 偶e ujrzy tamt膮 gwiazd臋 — zwiastuj膮c膮 przyj艣cie Nadziei.

32


CZEKAJ膭CY NA PRZYJ艢CIE

Okna ju偶 wymyte, kurze po艣cierane, zrobione 艣wi膮teczne pranie. Uda艂o si臋 dosta膰 p艂aszcz zimowy, przysz艂y na czas buty. Ryby s膮. Wszystko popieczone.

Jeszcze tylko pod艂ogi wypastowa膰, p贸j艣膰 do fryzjera, no i to by by艂o chyba wszystko.

Gdyby kto艣 z daleka patrzy艂 na nasz glob, by艂by zaskoczony tym gor膮czkowym przygotowywaniem, tym rosn膮cym z dnia na dzie艅 jak lawina ruchem w sklepach, tym gwa艂townym praniem, pieczeniem, gotowaniem.

Do czego si臋 tak przygotowuj膮?

Kto ma do nich przyj艣膰?

33


B臉DZIECIE PATRZE膯, A NIE UJRZYCIE

Nie zobaczysz 艣w. J贸zefa, ani Naj艣wi臋tszej Panny, ani Pana Jezusa. Nie us艂yszysz anio艂贸w 艣piewaj膮cych, a co najwa偶niejsze, nie prze偶yjesz faktu, 偶e On dla ciebie si臋 narodzi艂. Dostrze偶esz tylko choink臋 zawieszone kolorowymi ba艅kami, mo偶e jeszcze st贸艂 wigilijny z bia艂ym obrusem i mo偶e us艂yszysz kol臋dy, ale one ci i tak niewiele powiedz膮. Po 艣wi臋tach pozostanie ci niesmak, jak po utrudzeniu, kt贸re nie da艂o rezultatu.

Nie zobaczysz Pana Boga — je艣li nie b臋dziesz na Niego czeka艂.

34


PRZYSZED艁 NA 艢WIAT

Wigilia. Jeszcze du偶o zamieszania i ostatnich prac, przeci膮gaj膮cych si臋 do popo艂udnia. Gor膮czkowy ruch na ulicach. Ale gdy zacznie si臋 艣ciemnia膰, pustoszeje miasto, tylko jacy膰 ostatni przechodnie przemykaj膮 ulicami.

S膮 domy w 艣wi臋ta za ciasne. Dzieci przyjecha艂y do rodzic贸w. „Dzieci". Trudno nawet ju偶 tak powiedzie膰, tacy wyro艣ni臋ci, zm臋偶niali. Ubrani od艣wi臋tnie gromadz膮 si臋 wok贸艂 sto艂u, dowcipami pokrywaj膮 rosn膮ce wzruszenie. Na stole, na obrusie, pod kt贸rym siano — op艂atek. Za chwil臋 dwie d艂onie spotkaj膮 si臋. Pretensje rodzic贸w, 偶ale dzieci odchodz膮 w mrok, nikn膮. Przebaczenie, darowanie.

S膮 domy w 艣wi臋ta za wielkie. Cztery czyste 艣ciany, schludnie urz膮dzony pok贸j. Przy stole zas艂anym obrusem jeden cz艂owiek. Matka staruszka, o kt贸rej dzieci w 艣wiecie troch臋 zapomnia艂y. Jaki艣 m艂ody cz艂owiek w hotelu robotniczym. Na obrusie le偶y op艂atek. Za chwil臋 trzeba b臋dzie wzi膮膰 go i podzieli膰 si臋. Z nimi wszystkimi, nieobecnymi, z kt贸rymi kiedy艣

35


sz艂o si臋 przez 偶ycie. To za chwil臋, najpierw modlitwa: tak jak dawniej, tak jak w domu rodzinnym. Odchodzi b贸l, 偶al, poczucie krzywdy — rodzi si臋 przebaczenie. B贸g si臋 rodzi.


BO呕E NARODZENIE

0x01 graphic

0x01 graphic


NADSZED艁 CZAS ROZWI膭ZANIA l PORODZI艁A

Nie wystarcz膮 偶yczenia wszystkiego najlepszego, wszelkiej pomy艣lno艣ci, aby rodzicom dzieci si臋 dobrze chowa艂y i aby dzieci mia艂y bogatych rodzic贸w. Nie wystarczy st贸艂 wigilijny z siankiem i bia艂ym obrusem, ani 艂amanie si臋 op艂atkiem, nie wystarczy nawet choinka i kol臋dy.

Nieustannie dr膮偶y nas prze艣wiadczenie, 偶e to jeszcze nie to, 偶e to wszystko symbolizuje jak膮艣 rzeczywisto艣膰, kt贸ra jest tak realna jak op艂atek 艂amany w wigili臋, ale z drugiej strony nieuchwytna jak wspomnienie. Powstaje niepok贸j, 偶e mo偶e przej艣膰 obok nas, 偶e staniemy si臋 jako艣 ubo偶si nie zetkn膮wszy si臋 z ni膮.

Chyba, 偶e wmawia膰 b臋dziemy sobie i innym, 偶e nie ma 偶adnej tajemnicy, a jedyn膮 rzeczywisto艣ci膮 s膮 w艂a艣nie te zabawki na choince, ten kawa艂ek ryby, ten str贸j 艣wi膮teczny.

39


GWIAZDA ZNIKA IM Z OCZU

W drugi dzie艅 Bo偶ego Narodzenia, w 艣w. Szczepana, pierwszego m臋czennika, spotkali艣my si臋 u Danki. Tyle mieli艣my sobie do powiedzenia. Po podwieczorku porozsiadali艣my si臋 wygodnie m贸wi膮c o tym i o owym. Danka zapali艂a 艣wieczki na choince. Kto艣 podszed艂 i zgasi艂 艣wiat艂o. Migoc膮ce zabawki na tle ciemnego 艣wierku, zapach 艣wieczek. Kt贸ra艣 z dziewcz膮t rozpocz臋艂a „Lulaj偶e Jezuniu". Inni podchwycili.

l wtedy, gdzie艣 po drugiej zwrotce, Danka powiedzia艂a: „przed samymi 艣wi臋tami zdarzy艂 si臋 u nas bardzo tragiczny wypadek. Asystentka z drugiego roku odebra艂a sobie 偶ycie".

Zapanowa艂a cisza. S艂owa powoli przecieka艂y do 艣wiadomo艣ci. Potem kto艣 cicho zapyta艂: „dlaczego?" „co si臋 sta艂o?" i jeszcze kto艣: „czy nie zostawi艂a jakiego艣 listu?"

„Tak, zostawi艂a. Do matki. Dzi臋kowa艂a za opiek臋. Do profesora. Jeszcze trzeci, jak gdyby wyja艣niaj膮cy, najkr贸tszy, 偶e pope艂ni艂a samob贸jstwo, poniewa偶 nie znalaz艂a celu 偶ycia."

A wi臋c wstawa艂a rano, my艂a si臋, jad艂a 艣niadanie, sz艂a do pracy; potem — mo偶e do kina,

40


mo偶e do teatru. Podobno by艂a bardzo dobra dla student贸w. A wszystko na tle wielkiej pustki, ciemno艣ci, bezsensu.

By艂o to w dzie艅 艣w. Szczepana, pierwszego m臋czennika, kt贸ry uzna艂 cel swego 偶ycia za tak wielki, 偶e m贸g艂 偶ycie swoje za niego odda膰.


POSZED艁 ZA NIM

W drugi dzie艅 Bo偶ego Narodzenia czcimy 艣wi臋tego Szczepana, poniewa偶 wiara w Jezusa, to nie interesuj膮ca teoria, to nie tylko zaj臋cie pozycji.

Drugi dzie艅 Bo偶ego Narodzenia Ko艣ci贸艂 oddaje 艣wi臋temu Szczepanowi, poniewa偶 wiara anga偶uje cz艂owieka tak bardzo, 偶e ma on obowi膮zek 艣wiadczy膰 j膮 nawet 偶yciem swoim.

42


NARODZI艁 SI臉 NAM DZI艢 ZBAWICIEL

To nie: „Jezus narodzi艂 si臋 w Betlejem", ale: „Jezus narodzi艂 si臋 w Betlejem dla ciebie." l nie: „aby nas zbawi膰 od grzechu pierworodnego", ale: „aby ciebie zbawi膰". Od wszystkiego: od ciebie samego, od 艣wiata, od 艣mierci, od z艂a. l dlatego zaufaj Mu bezgranicznie. We wszystkim: w twoich k艂opotach ze 艣wiatem, w twoich k艂opotach ze sob膮 i z lud藕mi.

43


BY艁A NOC

Jest noc. Bezruch. Z daleka dobiega szum miasta, gwizd odchodz膮cych poci膮g贸w, na niebie 艂una 艣wiate艂.

Pijesz kaw臋. Odbierasz podawanego papierosa. Siedzisz nad swoj膮 robot膮. Dobiegaj膮 do ciebie rozmowy, 艣miechy. Kto艣 o czym艣 z o偶ywieniem opowiada. A ty sobie nagle u艣wiadamiasz, 偶e ciebie to ju偶 nic nie obchodzi. Jeste艣 tym, kt贸ry „ju偶 wie", jedynie pewnym faktem jest dla ciebie 艣mier膰. Patrzysz ze zdziwieniem na ludzi, kt贸rzy potrafi膮 偶y膰 normalnie, pytasz: „jak d艂ugo tak'jeszcze b臋d膮 trwa膰 w niewiedzy?" Czasem sprawy i k艂opoty twojego dnia zdaj膮 si臋 zrywa膰 z ciebie skorup臋, ale to tylko poz贸r, kt贸ry ci臋 tym bardziej rozdra偶nia i z艂o艣ci. Czasem na chwil臋 w艂膮czysz si臋 w nurt 偶ycia, aby potem popa艣膰 w tym g艂臋bsz膮 odr臋twia艂o艣膰. 艁apiesz si臋 na jakich艣 pr贸bach zabezpieczenia i stwierdzasz, jak jeste艣 艣mieszny. Uciekasz w szalone prace, w interesuj膮ce hobby, i wiesz, 偶e to wszystko nie ma sensu.

Ale mo偶e b臋dzie ci dane, kiedy tak trwasz na stanowisku swoich obowi膮zk贸w, jak paste-

44


rze czuwaj膮cy nad trzod膮, 偶e w ciszy dobiegnie ci臋 艣piew Anio艂贸w. Ale mo偶e b臋dzie ci dane, 偶e w swojej ciemno艣ci ujrzysz gwiazd臋 trzech M臋drc贸w. Wtedy id藕 za ni膮. Prze艂am bezw艂ad. Na p贸艂 po omacku, bez pewno艣ci, czy si臋 nie mylisz, ryzykuj膮c b艂膮d, potykaj膮c si臋 o zesch艂e trawy i stercz膮ce kamienie. By艂e艣 tylko nie da艂 w sobie zag艂uszy膰 艣piewu. By艂e艣 tylko nie odwr贸ci艂 oczu i nie straci艂 艣wiat艂a gwiazdy. Id藕 za ni膮, a偶 znajdziesz Jezusa le偶膮cego w zimnie i nago艣ci na sianie, l z艂贸偶 Mu sw贸j dar.

Id藕 za ni膮, a偶 znajdziesz cz艂owieka samotnego, bezradnego, skrzywdzonego, opuszczonego, kt贸remu nie ma kto pom贸c, kt贸remu mo偶esz pom贸c tylko ty. Id藕 za ni膮. A偶 znajdziesz si臋 wobec sytuacji krytycznej, sprawy beznadziejnej, na kt贸r膮 wszyscy patrz膮 z oboj臋tno艣ci膮, kt贸rej ju偶 wcale nie widz膮, a je偶eli nawet widz膮, nie ma tego, kto by chcia艂 zaryzykowa膰, kto chcia艂by si臋 po艣wi臋ci膰. To jest tw贸j czas. Wo艂anie do ciebie. Daj, jak pasterze, na co ci臋 sta膰. Nie wahaj si臋, bo to ostatni mo偶e raz us艂ysza艂e艣 ten 艣piew.


A OTO ANIO艁 PA艃SKI ZJAWI艁 SI臉 PRZY NICH

Pasterze dowiedzieli si臋 o Jezusie od anio艂贸w. M臋drcom wskaza艂a Go gwiazda. 艢w. Piotr odkry艂 Jezusa przez cudowny po艂贸w ryb, jawnogrzesznica — przez s艂owa przebaczenia, niewidomy — przez cud odzyskania wzroku. Nikodemowi t艂umaczy艂 Jezus prawdy nadprzyrodzone w d艂ugich nocnych rozmowach. Mateuszowi powiedzia艂 po prostu: „P贸jd藕 ze mn膮".

W rozmaity spos贸b objawia si臋 B贸g ludziom. Na innej drodze znalaz艂e艣 Go ty, na innej tw贸j brat. l nie to jest wa偶ne „jak". Wa偶ne, 偶e do Niego doszed艂e艣.

46


BO NIE BY艁O MIEJSCA W GOSPODZIE

M贸wi膮, 偶e miejscem charakterystycznym dla Francuz贸w jest kawiarnia, dla Anglik贸w — klub, dla Niemc贸w — piwiarnia. My ci膮gle my艣limy o domu rodzinnym.

W 艣wi臋ta Bo偶ego Narodzenia Anglicy ozdabiaj膮 ulice i frontony kamienic, Francuzi urz膮dzaj膮 popisy cyrkowe na placach. U nas w pierwszy dzie艅 艣wi膮t najch臋tniej do nikogo si臋 nie chodzi.

My, nar贸d, kt贸rego granice przesuwano bez ko艅ca, nar贸d 偶o艂nierzy-tu艂aczy, maj膮cy swoje groby po wszystkich kontynentach. My, u kt贸rych przy wigilii jedno krzes艂o tak cz臋sto bywa puste, puste — nie tylko dla symbolu.

Nam jest bliska Matka, kt贸rej przysz艂o rodzi膰 w podr贸偶y, kt贸ra szuka miejsca, gdzie by mog艂a swoje Dziecko u艂o偶y膰. Tak 艂atwo Jej wsp贸艂czujemy, gdy ucieka ze swym Male艅stwem w obcy kraj. Rozumiemy J膮, gdy z ut臋sknieniem czeka na powr贸t.

My, kt贸rzy dobrze rozumiemy s艂owo rozstanie, Boga-Cz艂owieka ujrzeli艣my na tle rodziny.

47


KT脫REGO NIE ZNACIE

Dzisiaj nie musisz si臋 ba膰 Boga. Le偶y na sianie i p艂acze. Nad Nim g艂owa os艂a i wo艂u. Dzisiaj nie musisz si臋 ba膰 Boga. Mo偶esz podej艣膰 i pog艂aska膰 Go. Ale powiedz: czy ty naprawd臋 wierzysz, 偶e to Dziecko jest Bogiem? Czy ty naprawd臋 wierzysz, 偶e to Dziecko jest twoim Bogiem?

Cofn膮艂e艣 si臋 wewn臋trznie przed takim sformu艂owaniem? Ale przypomn臋 ci: mia艂e艣 podobne prze偶ycie, gdy ci m贸wiono, 偶e B贸g to jest Byt absolutny, Sam ze Siebie, bez pocz膮tku i ko艅ca, Kt贸ry zawsze jest, dla Kt贸rego nie istnieje czas.

W my艣lach o Bogu musisz uwzgl臋dnia膰 zawsze poprawk臋 na Jego niesko艅czono艣膰, z powodu kt贸rej nigdy Go w pe艂ni ogarn膮膰 nie potrafisz.

48


PRZYNOSIMY WAM WESELE WIELKIE

Czy naprawd臋 przynie艣li ci wesele wielkie? Czy cieszysz si臋 z tego, 偶e uwierzy艂e艣 w Jezusa, 偶e jeste艣 chrze艣cijaninem? Czy przyj膮艂e艣 wiar臋 jak cenny dar? Czy jest dla ciebie jak znaleziony skarb, jak per艂a najdro偶sza? Czy jeste艣 szcz臋艣liwy?

3 - Aby nie usta膰


l UJRZ膭 SYNA CZ艁OWIECZEGO PRZYCHODZ膭CEGO W OB艁OKACH

Zn贸w min膮艂 rok.

Nie m贸w: „odwalony". W nim by艂o du偶o dobra i to niew膮tpliwego dobra. To nie tylko krok w czasie. To by艂 tw贸j krok w drodze do Boga. Tyle mi艂o艣ci, tyle prze艂amywania swego egoizmu.

Mo偶e powiesz: „To co m贸wisz jest dla mnie kr臋puj膮ce. Nie widz臋 wcale tego dobra".

A wi臋c popatrz: tyle rannego wstawania, po艣piechu, by si臋 nie sp贸藕ni膰, przepracowanych solidnie godzin, uczciwo艣ci, pomocy w domu, troski. Tak, tyle mi艂o艣ci.

Pan B贸g jest niesko艅czenie sprawiedliwy. To znaczy przede wszystkim, 偶e nie zapomni najmniejszego dobrego uczynku, najprostszego s艂owa, najdrobniejszej 偶yczliwej my艣li.

50


NAZWALI GO IMIENIEM JEZUS

Zanim twoj膮 ksi臋g臋 偶ycia, roku, kt贸ry przeszed艂, na p贸艂ki z艂o偶膮, popro艣 jeszcze o ni膮 na chwil臋, l przerzu膰 kartki. Jest tyle spraw, kt贸re od艂o偶y艂e艣, bo przysz艂y inne, wa偶niejsze. Wynotuj je i zapisz jako pilne na samym pocz膮tku nowego roku.

Ju偶 ci now膮 ksi膮偶k臋 podali. Bia艂e, czyste karty — jest ich 365. Na pierwszej napisz: „W imi臋 Bo偶e!"

Co ten rok przyniesie?

Czy si臋 na nim ludzko艣膰 nie zawiedzie? Wielki znak zapytania, Sfinks. Niewiadoma los贸w 艣wiata, los贸w kraju, los贸w rodziny, los贸w twoich. Ale nie zapominaj, napisa艂e艣: „W imi臋 Bo偶e!" Odda艂e艣 si臋 Bogu. Zaufaj Mu.

A tak偶e zaufaj sobie. To bardzo trudne. Tyle razy zawiod艂e艣 si臋. Niejedna nieuczciwo艣膰 ci膮偶y na twoim sumieniu. Wiesz, 偶e nie ma grzechu, do kt贸rego nie by艂by艣 zdolny, l dlatego tak trudno ci zaufa膰 sobie, ale musisz: jeste艣 dzie艂em Bo偶ym, masz w sobie du偶o dobra. Dla tego dobra B贸g ci臋 kocha. Zaufaj sobie.

51


JEGO GWIAZDA

Patrzmy w gwiazd臋 betlejemsk膮, 偶eby oczy nasze nabra艂y blasku, 偶eby nabra艂y jej 艣wiat艂a. Przychod藕my do 偶艂贸bka Jezusa, 偶eby r臋ce nasze si臋 ogrza艂y. 艢piewajmy kol臋dy, 偶eby serca nasze odtaja艂y, 偶eby si臋 sta艂y bardziej czu艂e na wszystko, co si臋 wok贸艂 nas dzieje.

52


A ONI GO NIE POZNALI

„Jak 艣wi臋ta?"

„Galareta nie chcia艂a si臋 zsi膮艣膰, ale za to sernik si臋 uda艂. W drugi dzie艅 najpierw byli艣my sami, a potem przyszli go艣cie."

„Ale jak twoje 艣wi臋ta?"

„Owszem. By艂o bardzo mi艂o. 艢piewali艣my kol臋dy i rozmaite stare piosenki. Okaza艂o si臋, 偶e mamy mas臋 wsp贸lnych znajomych."

„Ale jak twoje 艣wi臋ta Bo偶ego Narodzenia?"

„Dzi臋kuj臋, dobrze, tylko szkoda, 偶e nie ma takiej pogody, jaka by膰 powinna w nasze polskie Bo偶e Narodzenie. Powinien mr贸z skrzypie膰 pod nogami, powinno by膰 du偶o 艣niegu, l pe艂ne s艂o艅ce, l dalekie dzwonienie sanek."

„Ale jak twoje Bo偶e Narodzenie?"

Nie — nie m贸w: ca艂a ludzko艣膰 czeka艂a, nie m贸w: gdzie艣 w Betlejem narodzi艂 si臋 dla ludzi.

53


TRZEJ M臉DRCY ZE WSCHODU

Kto艣 zawo艂a艂 po imieniu.

Ogl膮dasz si臋. „Czy to o mnie chodzi?"

Kto艣 zapuka艂 do drzwi twego mieszkania.

„Czy to po mnie?"

Jest obraz Caravaggia, tego tajemniczego malarza-pirata: przy stole, na kt贸rym du偶o pieni臋dzy, grupa celnik贸w. Nachyleni licz膮. Ale nie wszyscy. Lewi, przysz艂y 艣w. Mateusz, zdaje si臋 pyta膰: „Czy to o mnie chodzi?" Bo we drzwiach anio艂 wskazuje r臋k膮 na niego. „To ja mam i艣膰? A mo偶e kt贸ry艣 z nich?" Anio艂 uporczywie wskazuje na niego: „Nie, nikt inny, tylko ty".

Czy tylko trzech M臋drc贸w ujrza艂o gwiazd臋? Czy wszyscy m臋drcy, kt贸rzy j膮 ujrzeli, poszli za ni膮?

Jest faktem, 偶e przysz艂o tylko trzech.

Cz臋sto m贸wi si臋, 偶e w cz艂owieku le偶膮 skrajne mo偶liwo艣ci: 艣wi臋to艣膰 i zbrodnia. Jest jednak i trzecia — najcz臋stsza: pospolito艣膰. Jak do tego dochodzi, 偶e cz艂owiek ostatecznie ustala ten w艂a艣nie styl 偶ycia?

Ju偶 powiniene艣 wsta膰, a nie wstajesz: „Jeszcze chwil臋; ostatecznie potem po艣piesz臋 si臋

54


z myciem i 艣niadaniem, zd膮偶臋." R贸wnocze艣nie ro艣nie niepok贸j. 艢wiadomo艣膰 ta jest jak kamyczek, kt贸ry dosta艂 si臋 do buta i uwiera. Wpad艂e艣 w potok s艂贸w. Porwa艂o ci臋 podniecenie. Dajesz si臋 ponosi膰 fali gniewu. Ale jak daleka piosenka d藕wi臋czy ostrze偶enie.

Zawsze istnieje niebezpiecze艅stwo, 偶e si臋 zaprzesz, powiesz, 偶e nie wiesz, czy to do ciebie, 偶e nie wiesz, o co chodzi, 偶e to nie dla ciebie znak.


l UJRZELI GWIAZD臉

W 艣wi臋to Trzech Kr贸li, kt贸rzy poszli za gwiazd膮 i znale藕li Jezusa, we藕 kred臋 i napisz na drzwiach +K + M + B. Nie po to, aby inni widzieli, 偶e jeste艣 taki ortodoksyjny katolik, ale dla 'siebie: 偶eby艣 pami臋ta艂, 偶e nale偶ysz do nich, do ich towarzystwa, 偶e jeste艣 gotowy, tak samo jak oni, i艣膰 za gwiazd膮.

Masz plany 偶yciowe, tak jak oni je mieli. Masz plany na ka偶dy rok, na ka偶dy dzie艅. Ale jak oni musisz by膰 przygotowany w ka偶dej chwili przyj膮膰 nakaz Bo偶y. Nie chodzi tu tylko o jakie艣 wielkie pos艂annictwo. Chodzi o codzienno艣膰: nies艂uszn膮 nagan臋, wizyt臋 nie w por臋, opiek臋 nad zdziecinnia艂膮 osamotnion膮 ciotk膮, chorob臋, k艂opoty mieszkaniowe, kt贸re ci krzy偶uj膮 plany.

Przyjmuj to wszystko tak, jak oni przyj臋li gwiazd臋.

56


l PRZYNIE艢LI MU DARY: Z艁OTO, KADZID艁O l MIRR臉

Tylko tak mo偶na Boga spotka膰 — ze z艂otem, kadzid艂em i mirr膮: ze z艂otem mi艂o艣ci a偶 do ca艂kowitego oddania si臋, do zupe艂nego po艣wi臋cenia; z kadzid艂em zachwytu a偶 do oszo艂omienia; z mirr膮 cierpienia, smutku, poczucia grzechu.

Tylko tak mo偶na spotka膰 Boga — tylko tak mo偶na siebie spotka膰. Siebie jako ma艂ego cz艂owieka wobec ogromu Rzeczywisto艣ci, do kt贸rej dochodzi si臋 przez mi艂o艣膰, zachwyt i cierpienie.

57


KT脫RY JEST

My, pokolenie energii nuklearnej, lot贸w kosmicznych i przeszczepiania serc; my, kt贸rzy jak 偶adne pokolenie poznali艣my pot臋g臋 i ma艂o艣膰 cz艂owieka; kt贸rzy walczymy o pok贸j, a r贸wnocze艣nie dokonujemy tylu gwa艂t贸w, okrucie艅stw, mord贸w; my, kt贸rzy tak wysoko niesiemy sztandar humanitaryzmu, a patrzymy ze spokojem, jak ludzie codziennie mr膮 z g艂odu; my, kt贸rzy tak udoskonalili艣my 艣rodki przekazu, aby zna膰 prawd臋, a k艂amiemy, wypaczamy fakty, oszukujemy si臋; my, kt贸rzy jak 偶adne pokolenie dot膮d poznali艣my wielko艣膰 i ograniczono艣膰 cz艂owieka — pochyleni nad 偶艂贸bkiem Jezusa odkrywamy na nowo t臋 nieprawdopodobn膮 rzeczywisto艣膰, 偶e B贸g nas wszystkich i ka偶dego z osobna kocha.

58


JAKO艢 UWIERZY艁, NIECH Cl SI臉 STANIE

A naprawd臋 nie by艂o w stajni anio艂贸w. Byli, ale u pasterzy, kt贸rzy stali na stra偶y.

A naprawd臋 gwiazda wiod艂a trzech M臋drc贸w, ale w mieszkaniu, gdzie przebywa艂o Dzieci臋, 偶adne cuda si臋 nie dzia艂y.

Wkr贸tce potem Syn Bo偶y b臋dzie ucieka艂 przed zazdrosnym, marionetkowym w艂adc膮 ma艂ego pa艅stewka. Potem trzydzie艣ci lat pracy ciesielskiej w nijakiej mie艣cinie i zaledwie par臋 lat dzia艂alno艣ci publicznej, w czasie kt贸rej czyni艂 cuda, podobnie zreszt膮 jak prorocy i inni wybra艅cy Bo偶y Starego Testamentu.

Cz艂owieka nie mo偶na zmusi膰 do wiary i mi艂o艣ci, nawet gdyby tej wiary i mi艂o艣ci chcia艂 od niego sam B贸g.

59


OJCA NIKT NIGDY NIE WIDZIA艁

Chocia偶 jest tak prosty, 偶e nawet dziecko potrafi Go przyj膮膰, to jednak jest tak trudny, 偶e nawet najwi臋ksze umys艂y s膮 wobec Niego bezradne.

Chocia偶 jest tak blisko, 偶e w ka偶dej chwili mo偶esz si臋 z Nim z艂膮czy膰 modlitw膮, jest r贸wnocze艣nie tak daleki, jakby Go od nas dzieli艂y 艣wiaty.

Chocia偶 jest tak mi艂osierny, 偶e nawet najwi臋kszy grzesznik mo偶e u Niego znale藕膰 przebaczenie, jest zarazem tak sprawiedliwy, 偶e nawet najwi臋kszy 艣wi臋ty nie mo偶e mie膰 pewno艣ci swojego zbawienia.

Chocia偶 narodzi艂 si臋, 偶y艂 i umar艂 jak cz艂owiek, pozostanie zawsze dla nas tajemnic膮; pozostanie zawsze nietkni臋ty, nieosi膮galny, niepoj臋ty — bo dzieli nas od Niego szczelina Jego niesko艅czono艣ci.

60


Z RADO艢CI膭 WIELK膭

Wszystko, co pozosta艂o w nas z dziecka, co jest czysto艣ci膮, prostot膮, jasno艣ci膮 — pragnieniem bez miary, t臋sknot膮 niezaspokojon膮, czego dotykamy w najg艂臋bszym wzruszeniu, w serdeczno艣ci przyjacielskiej, w spotkaniu z pi臋knem. To co p艂ynie u dna naszego bytu, co jest bardziej tob膮 ni偶 ty sam, ale co pozostaje zawsze Nieodgadnione —

— To przysz艂o do nas w S艂owie, kt贸re sta艂o si臋 cz艂owiekiem.

61


PO CO PRZYSZED艁

Celem przyj艣cia Chrystusa na 艣wiat nie by艂o wyrzucanie przekupni贸w ze 艣wi膮tyni ani uzdrawianie chorych, ani wyp臋dzanie czart贸w, ani dyskutowanie z faryzeuszami, ani uwolnienie narodu 偶ydowskiego spod rzymskiej przemocy, ani nawet nauczanie.

Celem Ko艣cio艂a nie jest przebudowa ustroj贸w spo艂ecznych i gospodarczych ani zak艂adanie szpitali i 偶艂obk贸w, ani budowa 艣wi膮ty艅.

Celem cz艂owieka nie jest robienie pieni臋dzy ani zak艂adanie rodziny, ani rozw贸j intelektualny, ani post臋p techniczny.

Celem cz艂owieka jest dope艂nia膰 miary cz艂owiecze艅stwa, kt贸rego wz贸r ukaza艂 i pozostawi艂 Chrystus.

62


MI艁O艢膯 PRZYSZ艁A NA 艢WIAT

Wiemy, 偶e jeste艣 mi艂o艣ci膮, ale nam 艂atwiej nie艣膰 Tobie kwiaty i 艣wiece, modlitwy i pie艣ni. Wi臋c gdy dzisiaj patrzymy w Ciebie narodzonego, prosimy: daj nam 艂ask臋, by艣my zrozumieli, 偶e by膰 z Tob膮 to znaczy przebacza膰, pracowa膰, by膰 dobrym — to znaczy: kocha膰.

63


PANIE, NAUCZ NAS

On nam si臋 objawi艂, ale to nie znaczy, 偶e wszystko nam o sobie powiedzia艂, i 偶e wystarczy tylko g艂臋biej postudiowa膰 czy spyta膰 teolog贸w, aby Go pozna膰.

On si臋 dla nas narodzi艂 i umar艂 na krzy偶u, ale to nie mo偶e nas uprawnia膰 do jakiej艣 wobec Niego poufa艂o艣ci.

Ustanowi艂 Ko艣ci贸艂 i sakramenty, ale nie mo偶e nam si臋 zdawa膰, 偶e 艂ask膮 zamkni臋te w tych symbolach mo偶emy dowolnie dysponowa膰.

Pozostaje dla nas Tajemnica, l to jest najpewniejsze, co o Nim wiemy.

64


l WR脫CI艁 DO NAZARETU

Pismo 艣wi臋te nie m贸wi prawie nic o trzydziestoletnim pobycie Jezusa w Nazarecie, bo po prostu w tym okresie nie wydarzy艂o si臋 nic szczeg贸lnego. To by艂o ca艂kiem zwyczajne 偶ycie w ma艂ym mie艣cie. Zwyczajne wschody i zachody s艂o艅ca. Zwyczajne przebudzenia, modlitwy, posi艂ki, prace, wypoczynki. Zwyczajne wiosny, lata, jesienie i zimy. To by艂a matka, ojciec i syn, s膮siedzi, ludzie, u kt贸rych cie艣la J贸zef, wraz ze swoim synem Jezusem, pracowali.

To by艂o zwyczajnych trzydzie艣ci lat — na to, 偶eby艣my uwierzyli w warto艣膰 zwyczajnego ludzkiego 偶ycia przed Bogiem.

65


S艁OWO BO呕E

Wa偶ne jest nie tylko, co m贸wi艂, ale przede wszystkim — jakim by艂. On jest S艂owem Bo偶ym, bo swoj膮 osobowo艣ci膮 wypowiedzia艂 Ojca: wcieli艂 w 偶ycie to, co jest istot膮 Boga. Przez 偶ycie dla innych, przez oddanie si臋 ludziom a偶 po 艣mier膰 — objawi艂, 偶e B贸g jest mi艂o艣ci膮.

66


WIARA TWOJA

Czasem cuda Jezusa kry艂y si臋 pod pozorem prymitywnego leczenia. Wk艂ada艂 palce do uszu g艂uchoniemego, niewidomemu maza艂 powieki b艂otem, po艣linionym palcem dotyka艂 j臋zyka. Czasem odpowiedzi Jego by艂y 偶artobliwe: „Nie umar艂a dzieweczka, ale 艣pi." Tym, kt贸rzy doznawali cudownego uzdrowienia, nakazywa艂, aby milczeli. Gdy zarzucano Mu, 偶e w szabat uzdrawia, sugeruj膮c, 偶e czyni to sposobami naturalnymi, po prostu jako znachor, przytacza艂 przypowie艣膰 o wole, kt贸ry wpad艂 do studni w dzie艅 szabatu. Tylko od ludzi prosz膮cych Go o uzdrowienie 偶膮da艂 wiary. Uzdrowionym m贸wi艂 wprost, 偶e sta艂o si臋 to dzi臋ki ich wierze.

67


PI臉膯 CHLEB脫W J臉CZMIENNYCH

Mog艂oby by膰 tak: „Prosz臋 usi膮艣膰". Pi臋膰 tysi臋cy m臋偶czyzn siada. „Jestem Synem Bo偶ym. To mo偶e si臋 wam wyda膰 nieprawdopodobne, dlatego na potwierdzenie moich s艂贸w uczyni臋 cud. Patrzcie na swoje prawe kolano. Jest na nim chleb?" A pi臋膰 tysi臋cy m臋偶czyzn odpowiedzia艂o: „Nie ma chleba na prawym kolanie". „A teraz popatrzcie na swoje lewe kolano. S膮 na nim ryby?" A pi臋膰 tysi臋cy m臋偶czyzn odpowiedzia艂o: „Nie ma ryb na lewym kolanie". A teraz uwaga. Chwila ciszy, r臋ce wyci膮gni臋te do g贸ry, wzrok wzniesiony ekstatycznie w niebo. Aaaa... Na prawym kolanie ka偶dego m臋偶czyzny pojawi艂 si臋 chleb, a na lewym ryby.

A by艂o zupe艂nie inaczej. Pan Jezus wzi膮艂 par臋 bochenk贸w chleba, po艂ama艂, pob艂ogos艂awi艂, powk艂ada艂 do kosz贸w, do tego do艂o偶y艂 par臋 ryb i powiedzia艂 aposto艂om, 偶eby poszli rozdawa膰. — Wielki to trud rozdawa膰 paru tysi膮com ludzi. — Jak prze偶ywa艂 ka偶dy ze zgromadzonych ten fakt? Po prostu widzia艂, 偶e ucze艅 Mistrza z Nazaretu podaje mu z kosza chleb i ryb臋.

68


l URADOWALI SI臉 UJRZAWSZY PANA

A偶eby Pana Boga pokocha膰 mi艂o艣ci膮 ludzk膮, musisz uwierzy膰, 偶e ciebie kocha Jezus Chrystus. Nie ludzko艣膰, nie ca艂y 艣wiat, ale ciebie kocha Jezus Chrystus — B贸g Cz艂owiek.

Drog膮 dla naszej mi艂o艣ci jest droga pasterzy, Jana, Marii Magdaleny, 艂otra — ludzi maj膮cych z Nim bezpo艣redni kontakt.

Aby pokocha膰 Jezusa mi艂o艣ci膮 ludzk膮, trzeba czeka膰 na Jego przyj艣cie, trzeba cieszy膰 si臋, 偶e si臋 narodzi艂, ucieka膰 z Nim do Egiptu, 偶y膰 z Nim w Nazarecie, chodzi膰 po Palestynie, wsp贸艂czu膰 w Jego m臋ce, cieszy膰 si臋 Jego chwa艂膮.

69


DAR TW脫J

Przynosimy kwiaty, 艣piewamy, na uroczyste spotkania z Nim ubieramy si臋 od艣wi臋tnie. Jego wyobra偶enie wieszamy na g艂贸wnym miejscu w naszych mieszkaniach, ku Niemu zwracamy pierwsze my艣l po obudzeniu, Jemu ofiarujemy ostatni膮 chwil臋 przed za艣ni臋ciem.

Czasem w odruchu wdzi臋czno艣ci oddajemy Mu rzeczy cenne: odznaczenia wojskowe, sznur korali, pier艣cionek zar臋czynowy albo obr膮czk臋 艣lubn膮. Ojcowie nasi ofiarowywali wo艂y, barany, pierwociny plon贸w; po艣wi臋cali domy, p艂achty siewne, pola w czasie dni krzy偶owych. My przynosimy Mu w ka偶d膮 niedziel臋 nasze spracowane r臋ce, nasze umys艂y, wol臋 i uczucia, a偶eby je wraz z ofiar膮 swego Syna przyj膮艂 jako dar.

70


B臉DZIESZ MI艁OWA艁

Pan B贸g nie musia艂 sta膰 si臋 cz艂owiekiem. Nie musia艂 w stajni si臋 rodzi膰 ani umiera膰 na krzy偶u. Tak jak nie musia艂 nas stwarza膰 i wprowadza膰 w swoje 偶ycie. Te fakty, jak i wszystkie inne, znajduj膮 wyt艂umaczenie w ogromie Bo偶ej mi艂o艣ci.

Ale ten porz膮dek mi艂o艣ci odnosi si臋 r贸wnie偶 i do nas.

Nie musimy spe艂nia膰 bardzo wielu rzeczy, a je偶eli je wykonujemy, to na uzasadnienie mamy to jedno: mi艂o艣膰. Kto jej nie potrafi przyj膮膰, nie zrozumie ani siebie, ani ludzi, ani Boga.

71


JEDNEMU DA艁 PI臉膯 TALENT脫W, INNEMU DWA

Nie wszyscy zostali aposto艂ami. Tylko ci, kt贸rym Pan Jezus powiedzia艂: „P贸jd藕 za mn膮". Nie wszystkie jawnogrzesznice odmieni艂y sw贸j tryb 偶ycia, tylko ta, kt贸rej Pan Jezus powiedzia艂: „Odpuszczaj膮 ci si臋 grzechy, id藕 i nie grzesz wi臋cej". Nie wszyscy celnicy porzucili sw贸j zaw贸d, tylko ten, kt贸remu Pan Jezus powiedzia艂: „Zacheuszu, zst膮p z drzewa, bo dzisiaj u ciebie podoba mi si臋 by膰".

Inna by艂a droga 艣w. Jana, inna 艣w. Piotra, inna Nikodema, Weroniki, Marii Magdaleny...

Nie wszyscy ludzie obecnie 偶yj膮cy s膮 chrze艣cijanami. Nie wszyscy chrze艣cijanie gorliwie praktykuj膮. Nie wszyscy gorliwie praktykuj膮cy s膮 zakonnikami.

Ka偶dy ma swoj膮 drog臋, kt贸r膮 mu wyznacza 艁aska.

Najwa偶niejsze, 偶eby cz艂owiek, nawet tak doskona艂y jak m艂odzieniec ewangeliczny, nie odm贸wi艂 p贸j艣cia za ni膮.

72


P脫JD殴 ZA MN膭

Na innej drodze objawi艂 si臋 Jezus Piotrowi, na innej Zacheuszowi, na innej Magdalenie, na innej Nikodemowi, na innej tobie, l to nie raz. Bo na przyk艂ad Piotrowi: przy cudownym po艂owie ryb, na dziedzi艅cu pa艂acu arcykap艂ana, po zmartwychwstaniu nad brzegiem jeziora.

Chrze艣cija艅stwo to nie jest mundur, kt贸ry wk艂adasz. Chrze艣cija艅stwo to jest Chrystus, kt贸ry ci staje na drodze, albo kt贸remu ty stajesz na drodze.

4 - Aby nie usta膰 __


JESTEM Z WAMI

Od dw贸ch tysi臋cy lat Jezus jest mi臋dzy lud藕mi. Zostanie z nami do ko艅ca 艣wiata. Tak jak wtedy, tak zawsze przychodz膮 do Niego pasterze i m臋drcy; Janowie s膮 bezgranicznie wierni, Magdaleny poznaj膮 Go w pokucie, Nikodemowie prowadz膮 z Nim filozoficzne rozmowy, Piotrowie zapieraj膮 si臋 Go ze strachu, ale w ko艅cu umieraj膮 za Niego; chorzy prosz膮 o uzdrowienie, t艂umy chodz膮 za Nim czekaj膮c na sensacj臋 cudu; t艂umy wo艂aj膮: „Ukrzy偶uj", nie bardzo wiedz膮c dlaczego; Judaszowie sprzedaj膮 Go, Pi艂aci skazuj膮 na 艣mier膰; s膮 Weroniki, Marie, Cyrenejczycy, 艂otrowie dobrzy i 藕li, setnicy, J贸zefowie z Arymatei, stra偶nicy grobu, s膮 Tomasze chc膮cy Go dotkn膮膰, zanim uwierz膮.

W tym szeregu postaci spr贸buj odnale藕膰 siebie.

74


TWOJE KR脫LESTWO BO呕E

呕eby znale藕膰 sens 偶ycia. 呕eby wiedzie膰, po co by膰 uczciwym, po co pracowa膰, wychowywa膰 dzieci — po co 偶y膰.

Pan Jezus powiedzia艂, 偶e Kr贸lestwo Bo偶e jest podobne do per艂y drogocennej, kt贸r膮 cz艂owiek znalaz艂szy, sprzeda艂 wszystko co mia艂, aby j膮 kupi膰. 呕e jest podobne do skarbu ukrytego w roli, kt贸r膮 cz艂owiek kupi艂, sprzedawszy ca艂膮 maj臋tno艣膰.

Kr贸lestwo Bo偶e otworzy艂o si臋 przed Zache-uszem, gdy zobaczy艂 krzywd臋 wyrz膮dzon膮 przez siebie; i przed tob膮 si臋 otwiera, gdy ujrzysz krzywd臋, kt贸r膮 wyrz膮dzi艂e艣.

Kr贸lestwo Bo偶e otworzy艂o si臋 przed jawnogrzesznic膮, gdy upad艂a do n贸g Jezusa i p艂aka艂a, ale otwiera si臋 i przed tob膮, gdy ujrzysz swoje grzechy.

Tylko 偶eby tej 艂aski s艂o艅ce nie wypali艂o, 偶eby jej chwasty nie przydusi艂y, 偶eby ptaki nie wy-dzioba艂y, 偶eby艣 sobie nie wyt艂umaczy艂, 偶e nie ma sensu tak post臋powa膰, bo ludzie to hieny, 偶eby aby 偶y膰 mi臋dzy nimi, trzeba by膰 takim jak oni.

Nie, nieprawda; dziewczyna wyskoczy艂a

75


z drugiego pi臋tra, bo nie chcia艂a by膰 zgwa艂cona; kolejarz rzuci艂 si臋 pod nadje偶d偶aj膮cy poci膮g, aby uratowa膰 dziecko na torze; zawodnik podczas slalomu na mistrzostwach 艣wiata zg艂osi艂, 偶e omin膮艂 bramk臋, czego nie zauwa偶yli s臋dziowie. To nie z czytanek dla dzieci, to z gazet.

Bierz poszczeg贸lne kamyczki 艂aski: czerwone — mi艂o艣ci, zielone — nadziei, z艂ote — u艣miechu, kt贸re ci Pan B贸g podaje i uk艂adaj je w twoj膮 mozaik臋 Kr贸lestwa Bo偶ego. Niech si臋 w tobie rozro艣nie, jak ziarno gorczyczne w wielkie drzewo.


l B臉D臉 S艁UCHA艁 G艁OSU MEGO

Nie mo偶na ci膮gle chodzi膰 w kr贸tkich spodenkach.

Nie mo偶na wci膮偶 wyobra偶a膰 sobie Pana Boga jako dobrotliwego Dziadzia z siw膮 brod膮, wok贸艂 kt贸rego anio艂owie z wielkimi skrzyd艂ami deklamuj膮: „艢wi臋ty, 艢wi臋ty, 艢wi臋ty Pan B贸g Zast臋p贸w." Nie mo偶na wci膮偶 modli膰 si臋: „do Ciebie Bo偶e r膮czki podnosz臋."

Nie mo偶na ograniczy膰 Adwentu do 艣w. Miko艂aja, Bo偶ego Narodzenia — do choinki, Wielkiego Postu — do pieczonych ziemniak贸w w Wielki Pi膮tek, a Wielkanocy — do szynki.

Ka偶dy musi znale藕膰 swoj膮 drog臋 do Boga, odpowiednio do swego wieku. Inna jest droga dziecka, inna m艂odego ch艂opca czy dziewczyny, inna cz艂owieka dojrza艂ego, inna starca.

Ka偶dy cz艂owiek musi znale藕膰 drog臋 do Boga odpowiedni膮 dla swoich czas贸w. Ona nie mo偶e by膰 anachronizmem, nie mo偶e by膰 wyobcowana z pod艂o偶a innych prze偶y膰.

77


WZI臉艁A GO NA SWOJE R臉CE

Gdy wilki podchodzi艂y pod zagrody, gdy burza szala艂a nad domami, przodkowie nasi oddawali si臋 pod opiek臋 Matki Bo偶ej, pal膮c gromnice.

Nam ju偶 wilki nie gro偶膮.

Nam ju偶 nie wilki gro偶臋.

Nam ju偶 pioruny nie gro偶膮.

Nam ju偶 nie pioruny gro偶膮.

W 艣wi臋to Matki Boskiej Gromnicznej prosimy o to, aby nas wzi臋艂a w swoj膮 opiek臋. W opiek臋 przed lud藕mi gorszymi ni偶 wilki, przed nieszcz臋艣ciami bardziej niespodziewanymi ni偶 piorun.

78


W R臉KACH WASZYCH

Tak jak ci, kt贸rzy w Gromniczn膮 ze 艣wiecami wracaj膮 do domu, strzeg膮c, aby p艂omie艅 nie zgas艂 — przez jednych wy艣miewani, przez drugich podziwiani, przez innych obserwowani z ciekawo艣ci膮, sami nie zwracaj膮 uwagi na to, ale ciesz膮 si臋, 偶e maj膮 艣wiat艂o, ale raduj膮 si臋, gdy potrafi膮 je donie艣膰 do domu.

Tak i ty idziesz z wiar膮 w Boga przez 偶ycie, os艂aniasz j膮, aby nie zgas艂a, korzystasz z jej 艣wiat艂a — przez niekt贸rych wy艣miewany, przez innych podziwiany, cieszysz si臋, 偶e wierzysz i pragniesz tylko donie艣膰 wiar臋 swoj膮 do domu Ojca.

79


ZBAWIENIE WASZE

Nie wystarcza uwierzy膰, 偶e B贸g jest.

Trzeba, 偶eby艣 uwierzy艂, 偶e B贸g jest twoim Zbawicielem. Trzeba, 偶eby艣 uwierzy艂, 偶e B贸g mo偶e ci臋 wybawi膰 od bezsensu 偶ycia, od z艂a, od cierpienia, od 艣mierci.

Dokona膰 si臋 to mo偶e najpro艣ciej wtedy, gdy w艂膮czysz si臋 w nurt 偶ycia Ko艣cio艂a, gdy b臋dziesz uczestniczy艂 w tajemnicach narodzenia, 偶ycia, 艣mierci, zmartwychwstania Chrystusa; gdy uwierzysz, 偶e w 艣wi臋to Bo偶ego Narodzenia On dla ciebie si臋 rodzi, w Wielkim Po艣cie dla ciebie cierpi, w Wielkanoc dla ciebie zmartwychwstaje, w Zielone 艢wi臋ta tobie zsy艂a Ducha 艢wi臋tego, 偶e w niedzielnych Ewangeliach ciebie poucza. Wtedy rzeczywi艣cie On b臋dzie kszta艂towa艂 twoje doznania, 艣wiat twoich my艣li, uczu膰, twoje post臋powanie: stanie si臋 twoim Zbawicielem.

80


EFFETA TO ZNACZY OTW脫RZ SI臉

Kto jest prawdziwym wyznawca Chrystusa?

Czy ta pani w czerni, kt贸ra codziennie przychodzi do ko艣cio艂a? Ksi膮dz odprawiaj膮cy Msz臋 艣w.? Zakonnik z brod膮, w brunatnym habicie, przewi膮zany sznurem? Mo偶e dopiero karmelita bosy odci臋ty od 艣wiata ci臋偶k膮 klauzur膮? Albo trapista zamkni臋ty wiecznym 艣lubem milczenia?

Kto jest dzisiaj prawdziwym wyznawc膮 Chrystusa?

A ty stoisz przed lustrem w nowej sukni i czeszesz w艂osy, l z rado艣ci膮 stwierdzasz, 偶e podobasz si臋 sobie. Czy my艣lisz, 偶e bardzo jeste艣 poga艅ska?

A ty jeste艣 zakochany, ci膮gle marzysz o swojej dziewczynie, t臋sknisz za ni膮. Czy wstydzisz si臋 oczy podnie艣膰 do Pana Boga?

A ty rozmawiasz z koleg膮, jakby tu dorobi膰 do pensji poza godzinami pracy. Czy uwa偶asz, 偶e dzieli ci臋 tak wiele od idea艂u ubogich duchem?

Ale nie pozwalasz, aby ci wyrwano twoj膮 w艂asno艣膰, kt贸r膮 posiadasz i w艂贸czysz si臋 po s膮dach. Czy boisz si臋, 偶e przez to odszed艂e艣 od Jezusa?

81


Byli tacy, kt贸rzy uwa偶ali ma艂偶e艅stwo za grzech. Byli tacy, kt贸rzy pot臋pili alkohol i nawet do Mszy 艣w. u偶ywali wy艂膮cznie wody. Byli tacy, kt贸rzy 偶膮dali, aby ka偶dy prawdziwy wyznawca Chrystusa sprzeda艂 wszystko co ma, rozda艂 ubogim i 偶y艂 w ub贸stwie.

A czy tobie nie grozi jaki艣 b艂膮d?

K


STOJ膭CY NA RYNKU

Jak膮 warto艣膰 stanowi chrze艣cija艅stwo dla wsp贸艂czesnego cz艂owieka? Jak膮 warto艣膰 stanowi chrze艣cija艅stwo dla ciebie?

Odsu艅 na chwil臋 histori臋 Ko艣cio艂a, kler i hierarchi臋, dekalog i przykazania ko艣cielne, liturgi臋 i obrz臋dy.

Chrze艣cija艅stwo to przyja藕艅 z Chrystusem. Chrze艣cija艅stwo to twoja przyja藕艅 z Chrystusem — to Chrystus, kt贸ry wyci膮ga do ciebie r臋k臋. Do ciebie, kt贸ry ostatecznie zawsze jeste艣 samotny, nawet gdy ci臋 otacza rodzina i przyjaciele, kt贸ry jeste艣 smutny, skrzywdzony, rozczarowany, bezradny.

83


B臉DZIESZ MI艁OWA艁 PANA BOGA TWEGO

Dopiero wtedy w pe艂ni spostrze偶esz siebie, wtedy odnajdziesz swoje miejsce, gdy odkryjesz, 偶e On traktuje ci臋 jak osob臋, interesuje si臋 tob膮, kocha ci臋: cieszy si臋 tym, 偶e jeste艣 i 偶e jeste艣 taki; przyjmuje wszystko, co twoje, mimo 偶e dalekie jest od doskona艂o艣ci; wybacza ci twoje wady, gdy zdobywasz si臋 przynajmniej na gest przeproszenia.

Dopiero wtedy jeste艣 w stanie da膰 wszystko z siebie, gdy Go pokochasz: gdy ci b臋dzie zale偶a艂o, 偶eby艣 si臋 nie skompromitowa艂 w Jego oczach, 偶eby On si臋 na tobie nie zawi贸d艂, gdy wa偶ne dla ciebie b臋dzie jedynie Jego zdanie o tobie.

84


CIE艢LA Z NAZARETU

Gdy by艂e艣 ma艂y, chcia艂e艣 by膰 s艂awny. Nie wiedzia艂e艣 jeszcze z jakiego powodu, ale wierzy艂e艣, 偶e b臋d膮 o tobie pisali w gazetach wielkimi literami. Czy ci膮gle na to czekasz?

Tak, chcemy, aby nas zauwa偶ono, aby nas proszono, dzi臋kowano, aby nas uznawano, szanowano.

Jest w Ewangelii 艣w. du偶o postaci zarysowanych bardzo wyra藕nie. O 艣w. J贸zefie ma艂o wiemy. Zapisano wiele s艂贸w nie tylko aposto艂贸w, ale faryzeusz贸w, celnik贸w, grzesznic. Jego s艂owa nie ma ani jednego. Nikomu nie przysz艂o do g艂owy, aby spyta膰, co On m贸wi艂, jakie by艂o jego zdanie.

Nie wiemy nawet, kiedy umar艂.

Nie zauwa偶ono go.

Chcia艂 odej艣膰, gdy pozna艂, 偶e Maria jest w ci膮偶y. Zosta艂 z polecenia anio艂a. Z polecenia anio艂a uciek艂 do Egiptu z Mari膮 i Dzieci膮tkiem. Z polecenia anio艂a wr贸ci艂 do Palestyny.

Spe艂nia polecenia, chocia偶 nie zawsze rozumie, jaki jest ich cel. Pracuje na utrzymanie Matki i Syna. Umiera chyba wtedy, gdy

85


jest ju偶 niepotrzebny, po doj艣ciu Jezusa do pe艂ni si艂.

Patron tych, kt贸rzy nie s膮 kierownikami, kt贸rzy pozostaj膮 w ukryciu, kt贸rzy s膮 jak powietrze niezauwa偶alni, ale tak jak ono potrzebni.


KR脫LESTWO BO呕E W WAS JEST

Nie wiemy, co b臋dzie po naszej 艣mierci. Wiemy tylko na pewno, 偶e tam jest 艣wiat mi艂o艣ci, l tam 偶y膰 b臋dziemy tylko wtedy, je偶eli tutaj kochali艣my. 呕y膰 na tyle, na ile tutaj kochali艣my.

To wszystko. Ale to du偶o.

87


WIELKI POST

0x01 graphic

rfb

0x01 graphic


l UMAR艁

Tak trudno uwierzy膰 w swoj膮 艣mier膰. Nawet 偶o艂nierzowi, kt贸ry idzie na front. Kto艣 tam p艂acze, jakie艣 kwiaty wr臋czaj膮, obca艂owuj膮. On udaje bohatera, a w g艂臋bi duszy my艣li: „Przecie偶 nie wszyscy gin膮." A偶 poczuje t臋py b贸l, dotyka r臋k膮 — dziura. „To ja?" — ogromne zdziwienie.

Cz艂owiek ma w sobie g艂臋bokie poczucie nie艣miertelno艣ci. Nie艣miertelno艣膰 duszy przenosi na nie艣miertelno艣膰 cia艂a. St膮d te z艂udy.

A偶 mo偶e kiedy艣 podczas badania lekarz powie ci, 偶e obserwuje szybkie wapnienie naczy艅 krwiono艣nych: „No, niepr臋dko, ale ostatecznie ka偶dy musi na co艣 umrze膰 — pan chyba umrze z tego powodu."

Poczu艂e艣, 偶e ziemia zako艂ysa艂a si臋 pod nogami. Ale ju偶 tli si臋 w g艂臋bi duszy zwyci臋ska my艣l: „Do tego czasu na pewno znajd膮 jakie艣 艣rodki na te schorzenia."

Ko艣ci贸艂 o 艣mierci m贸wi bardzo rzadko. Gdy m贸wi w Popielec — to na pocz膮tku Wielkiego Postu, a wi臋c w momencie, kiedy zarysowuje si臋 przed nami Krzy偶 — znak 呕ycia Wiecznego.

91


BO TEGO POGANIE PILNIE SZUKAJ膭

Z daleka widoczne sylwetki ludzi czerpi膮cych z morza wod臋. Podchodzisz bli偶ej i widzisz, 偶e to i m艂odzi, i starzy, kobiety i m臋偶czy藕ni, ch艂opcy i dziewcz臋ta. A potem patrzysz na ich twarze um臋czone, zaczerwienione z wysi艂ku i nagle wzrok tw贸j pada na naczynia, kt贸rymi czerpi膮 wod臋, i wtedy z przestrachem stwierdzasz, 偶e te naczynia — to sita.

„Niech si臋 ksi膮dz nie dziwi, 偶e dzieci nie ucz膮 si臋 religii; maj膮 du偶o pracy. Gdy my chodzili艣my do szko艂y, to tej nauki by艂o mniej. Ale moje dziecko jako艣 daje sobie rad臋, ma wszystkie noty pozytywne. To jest najwa偶niejsze."

„A tak, to jest bardzo wa偶ne."

„Nie by艂em na Mszy 艣w. w niedziel臋, poniewa偶 wyje偶d偶ali艣my na wycieczk臋. Wyjazd by艂 zapowiedziany na godzin臋 si贸dm膮. Ostatecznie wyjechali艣my o 贸smej, no ale kto to wiedzia艂. Wr贸cili艣my dosy膰 p贸藕no."

„Rano to naprawd臋 nie mam kiedy pacierza zm贸wi膰. Ledwie si臋 wstanie, ju偶 wk艂adaj r臋ce do roboty. A wieczorem, to cz艂owiek tak zm臋czony, 偶e wystarczy tylko przy艂o偶y膰 g艂ow臋 do poduszki i ju偶 艣pi."

Um臋czeni, za艂atani, zapracowani — czerpi膮cy wod臋 sitami.

92


艢WIAT艁O艢膯 PRZYSZ艁A NA 艢WIAT

呕yjemy w p贸艂tonach, w p贸艂cieniach, w sza-ro艣ciach. Dobre czyny nak艂adaj膮 si臋 na w膮tpliwej warto艣ci intencje, z jasnymi zamiarami 艂膮cz膮 si臋 fa艂szywe podteksty, ostro偶no艣膰 rozmazuje si臋 w tch贸rzostwo, po艣wi臋cenie w wyrachowanie, roztropno艣膰 w spryt, prawdom贸wno艣膰 w obmow臋, odpoczynek w lenistwo, oszcz臋dno艣膰 w sk膮pstwo, szczero艣膰 w brutalno艣膰, sprawiedliwo艣膰 w okrucie艅stwo, l niepostrze偶enie coraz g艂臋biej przesuwa si臋 granica cienia, coraz bardziej szarzej膮 barwy, zatracamy poczucie z艂a; dopiero gdy si臋 stanie, u艣wiadamiamy sobie, 偶e to z艂o, 偶e to od dawna ju偶 by艂o z艂o.

A偶 przejdzie obok nas jaki艣 wielki dobry czyn — jaka艣 mi艂o艣膰-艣wiat艂o — w kt贸rym ujrzymy wszystkie barwy w ca艂ym nat臋偶eniu i zawstydzimy si臋 naszej szaro艣ci.

93


ALE NAS ZBAW ODE Z艁EGO

艢wiat u艂udy jest wok贸艂 ciebie. 艢wiat tanich efekt贸w, szybkich sukces贸w, 艂atwych przyjemno艣ci. Nie musisz si臋 wspina膰 po nie, s膮 tu偶, wystarczy r臋k臋 si臋gn膮膰: sk艂ama膰, dokuczy膰, zlekcewa偶y膰 obowi膮zki, przyw艂aszczy膰 sobie cudz膮 rzecz, prac臋, s艂aw臋... Tylko 偶e ty nie nazywasz tego z艂em, bo zbyt wielkie jest w tobie d膮偶enie do szcz臋艣cia. Zobaczysz z艂o, gdy b臋dzie za p贸藕no i nie znajdziesz mo偶liwo艣ci odwrotu, zobaczysz je w jego skutkach: w zniszczeniu siebie, w zniszczeniu drugiego cz艂owieka.

94


M脫DL SI臉 ZA NAMI GRZESZNYMI

Z艂o, kt贸re pope艂niasz, nie jest przypadkiem wynik艂ym z nieporozumienia, ze zbiegu okoliczno艣ci, z pomy艂ki, za kt贸r膮 mo偶esz przeprosi膰, przyrzekaj膮c, 偶e na przysz艂o艣膰 ju偶 si臋 to nie powt贸rzy. Z艂o jest w tobie. Jest z tob膮 zro艣ni臋te. Zniekszta艂ca uczucia, fa艂szuje s膮dy, deformuje obrazy przesz艂o艣ci, nagina decyzje.

95


WR脫CI SI臉 DO WAS

Wszelkie z艂o, kt贸re pope艂niasz, uderzy w ko艅cu w ciebie. Najmniejszy b艂膮d, niedoci膮gni臋cie, wada, nieuczciwo艣膰, krzywda przez ciebie wyrz膮dzona — z bezlitosn膮 konsekwencj膮, w zwielokrotnionej sile uderzy ci臋 w okoliczno艣ciach najmniej spodziewanych.

Je偶eli jest co艣 pocieszaj膮cego w tym fakcie, to tylko to, 偶e r贸wnie偶 ka偶de dobro przez ciebie spe艂nione tak偶e do ciebie powr贸ci.

96


艢WIAT艁O WASZE

Zamykasz si臋 w sobie. Ju偶 nie ufasz. Usi艂ujesz sam zorganizowa膰 sobie 偶ycie, polegasz tylko na tym, co sam potrafisz za艂atwi膰, przygotowa膰, zapewni膰.

Zamykasz si臋 w sobie. Ju偶 nie kochasz. Twierdzisz, 偶e nie ma sensu si臋 po艣wi臋ca膰, nie ma dla kogo walczy膰 o sprawiedliwo艣膰. Trz臋siesz si臋 nad swoim zdrowiem, boisz si臋 o swoje pieni膮dze, o sw贸j czas. Nie przebaczasz, nie darowujesz.

M贸wi膮 o tobie, 偶e sta艂e艣 si臋 cynikiem, 偶e zmieni艂e艣 si臋 i jeste艣 samolubny. A w tobie ju偶 艣wiat艂o zgas艂o. Jeste艣 pusty. Argumenty za istnieniem Boga czy przeciwko Jego istnieniu nie obchodz膮 ci臋, s膮 dla ciebie niewa偶ne, bo w tobie Go ju偶 nie ma.

M贸wi膮, 偶e si臋 zmieni艂e艣, 偶e dawniej by艂e艣 inny. Tobie samemu nasuwaj膮 si臋 wspomnienia tamtych dni, kiedy 偶y艂e艣 szeroko, kiedy po艣wi臋ca艂e艣 ludziom czas, energi臋, pieni膮dze. Teraz patrzysz na tamte lata prawie z niedowierzaniem. 呕e te偶 potrafi艂e艣 tak 偶y膰.

Wtedy by艂o w tobie 艣wiat艂o.

5 - Aby nie usta膰 *-,


KT脫RZY BOGA OGL膭DAJ膭

Mo偶e przysz艂a taka chwila, gdy spostrzeg艂e艣, 偶e Pan Jezus z Matk膮 Swoj膮, Anio艂em Str贸偶em i 艣wi臋tymi ju偶 daleko od ciebie odeszli, ledwie ich widzie膰 mo偶na; staj膮 si臋 coraz bardziej mgli艣ci, nieziemscy, obcy; wchodz膮 w ramy i na coko艂y. Ca艂y 艣wiat nadprzyrodzony z dusz膮, grzechem, mi艂o艣ci膮 Boga sta艂 si臋 dla ciebie abstrakcj膮 — sztucznym, 艣miesznym, dziecinnym systemem, z kt贸rego wyros艂e艣, wyobcowa艂e艣 si臋.

Dlaczego tak jest? Jaka tego przyczyna? Co robi膰?

Aby艣my mogli z Panem Bogiem chodzi膰 do pracy i na zabaw臋, aby ca艂y 艣wiat nadprzyrodzony by艂 dla nas rzeczywisto艣ci膮, a nie majakiem, 偶eby nie skamienia艂 — grzech musi by膰 dla nas nie stanem, lecz tragicznym wypadkiem.

98


DOSKONA艁Y

Je偶eli nie spotkasz si臋 z krytyk膮, to jeszcze nie dow贸d, 偶e jeste艣 doskona艂y i nieomylny. To mo偶e 艣wiadczy膰 tylko o tym, 偶e ludzie nie maj膮 odwagi czyni膰 ci uwag, bo si臋 przekonali, 偶e ich nie przyjmujesz. Do艣wiadczyli, 偶e uwa偶asz si臋 za doskona艂ego i nieomylnego.

Je偶eli nikt ci臋 nie upomina, to znaczy, 偶e jest z tob膮 bardzo 藕le.

99


TEN MNIE ZDRADZI

Nie wyrzekaj, 偶e przez swoj膮 uczciwo艣膰 nie awansujesz, ma艂o zarabiasz; bo nie mog艂e艣 wbrew swemu przekonaniu da膰 艂ap贸wki, wzi膮膰 艂ap贸wki, postawi膰 kolacji, p贸j艣膰 na kolacj臋 — tak post臋powa膰, jak post臋puje tylu, jak post臋puj膮 ci.

Je偶eli tak m贸wisz — jeste艣 na skraju zdrady.

100


PANIE, DZI臉KUJ臉 Cl, 呕E NIE JESTEM

JAKO TAMTEN

艁atwiej nawr贸ci膰 si臋 wielkiemu grzesznikowi.

A najtrudniej o nawr贸cenie sprawiedliwym: tym, kt贸rzy na gruncie kiedy艣 otrzymanej 艁aski buduj膮 sw贸j 艣wiat, na nic ju偶 wi臋cej nie czekaj膮c. Rozumny, uzasadniony, precyzyjnie zamkni臋ty — 艣wiat swojej wygody i bezpiecze艅stwa, dok艂adnie wysterylizowany z mi艂o艣ci.

101


PRZE艁O呕ENI WASI

To twoja r贸wnie偶 wina, 偶e tacy s膮 twoi prze艂o偶eni; to twoja r贸wnie偶 wina, 偶e nie znaj膮 prawdy o sobie ani o swoim post臋powaniu. Bo za g艂臋boko im si臋 k艂aniasz, za uprzejmy jeste艣, za wiele pi臋knych s艂贸w powiedzia艂e艣 im z okazji rozmaitych uroczysto艣ci, za cz臋sto potakujesz, wyra偶asz swoje uznanie,pochlebiasz.

Wi臋c nie dziw si臋, je艣li ani z tob膮, ani z nikim powa偶nie si臋 nie licz膮, skoro dochodzi do nich tylko to, co potwierdza ich zdanie, je艣li upokarzanie ciebie i innych swoich podw艂adnych uwa偶aj膮 za 艣rodek wychowawczy. Wi臋c nie dziw si臋, je艣li nie dyskutuj膮, tylko twierdz膮, nie m贸wi膮, a przemawiaj膮, je艣li odzwyczaili si臋 dzi臋kowa膰 i przeprasza膰, je艣li nie 偶yj膮, a celebruj膮, je艣li nie zachowuj膮 si臋 normalnie.

Nie zapomnij jeszcze o jednym: nie tylko masz prze艂o偶onych, ale sam jeste艣 r贸wnie偶 prze艂o偶onym.

102


KOMU WI臉CEJ DANO

Nie usprawiedliwiaj si臋 post臋powaniem innych ludzi. Nie zas艂aniaj si臋 ich czynami. Usu艅 motywacje swoich czyn贸w typu: „Jak on si臋 nie przejmuje, to co ja si臋 mam przejmowa膰", „Je偶eli im wolno, to dlaczego mnie nie?" B臋dziemy s膮dzeni indywidualnie, bo otrzymujemy indywidualnie. Je偶eli dostrzeg艂e艣, to jeste艣 tym, kt贸ry wi臋cej dosta艂.

Nigdy nie por贸wnuj si臋 z innymi lud藕mi. Nie wiesz, ile otrzymali. Wiesz tylko, ile ty sam otrzyma艂e艣, l za to jeste艣 odpowiedzialny.

103


KT脫RY WISIA艁

PO JEGO PRAWEJ STRONIE

Nie gard藕 sob膮. Bo wtedy b臋dzie ci wszystko jedno. Zaakceptuj siebie takim, jakim jeste艣, chocia偶 si臋 ju偶 przekona艂e艣, 偶e nie-jeste艣 genialny. Zaakceptuj siebie, chocia偶by艣 nawet pope艂ni艂 z艂o.

Tylko wtedy potrafisz zachowa膰 swoj膮 godno艣膰. Tylko wtedy potrafisz walczy膰 o to, 偶eby by膰 cz艂owiekiem.

104


SPRAWIEDLIWY SIEDMIOKRO膯 NA DZIE艃 UPADA

Niech twoje grzechy nie przes艂oni膮 ci dobrych uczynk贸w.

Niech twoje wady nie przes艂oni膮 ci prawo艣ci, kt贸ra jest w tobie.

Uwierz w warto艣膰 swojej pracy, swego trudu.

Tylko wtedy mo偶esz normalnie 偶y膰.

105


JAK SIEBIE SAMEGO

B膮d藕 dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmieni膰 od razu wszystkiego. Nie spodziewaj si臋 natychmiastowych wynik贸w swoich postanowie艅. Nie denerwuj si臋 niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy pope艂nisz g艂upstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj si臋 sobie. Umiej przeczeka膰 okresy, gdy ci臋 g艂owa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci si臋 nic nie chce robi膰, gdy ci 偶ycie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastroj贸w, wyznaczaj sobie nagrody. B膮d藕 cierpliwym wychowawc膮 samego siebie, tak jak starasz si臋 nim by膰 dla innych.

W przeciwnym razie zamkniesz spraw臋 stwierdzeniem, 偶e jeste艣 dobry, albo stwierdzeniem r贸wnie ja艂owym — 偶e jeste艣 z艂y.

106


l DOTKN膭艁 GO

A je偶eli kto艣 nie widzi z艂a, kt贸re w nim jest? A je偶eli kto艣 nie widzi krzywdy, kt贸r膮 wyrz膮dza, a jest nawet g艂臋boko przekonany, 偶e ma racj臋, 偶e post臋puje w艂a艣ciwie?

Czy jest mo偶liwe, 偶eby Pan B贸g go tak zostawi艂?

Na pewno go dotknie. Chyba, 偶e i tego dotkni臋cia nie b臋dzie chcia艂 zauwa偶y膰.

107


CZYNI膭C DOBRZE

Trzeba sobie to w ko艅cu powiedzie膰: B贸g chce od nas nie tylko walki ze z艂em, chce przede wszystkim czynienia dobra. Etyka Chrystusowa nie 偶膮da, aby艣 wyszukiwa艂 w sobie coraz to nowe wady, ale 偶eby艣 stawia艂 sobie realne cele i konsekwentnie je realizowa艂. W urzeczywistnianiu plan贸w b臋d膮 ci stawa艂y na przeszkodzie twoje wady, kt贸re b臋dziesz stara艂 si臋 przezwyci臋偶a膰. Spowied藕 powinna by膰 tak偶e oskar偶eniem si臋 z nie spe艂nionego dobra, z zaniedbanych obowi膮zk贸w, z nie osi膮gni臋tych cel贸w.

Mo偶e powiesz: „To jest przecie偶 to samo." Nie, te postawy s膮 tak r贸偶ne, jak r贸偶na jest ofensywa od defensywy.

108


GRZECHY WASZE

艢wiadomo艣膰 grzechu jest tylko tam, gdzie jest mi艂o艣膰. Grzech jest zawsze odej艣ciem, niewierno艣ci膮, czyj膮艣 krzywd膮. Je偶eli nie poczuwasz si臋 do 偶adnych grzech贸w, przesta艂e艣 kocha膰. Wtedy niepok贸j nie jest prze偶yciem winy, ale obaw膮 przed konsekwencjami, jakie mog膮 ci臋 spotka膰 za pope艂niony b艂膮d.

109


ODDALI艁 SI臉 NA OSOBNO艢膯

Ka偶dy z nas jest jak dziecko, kt贸re idzie przez miasto. Du偶o ulic, masa wystaw. A na jednej radia, a na drugiej pajac, a na innej cukierki. Przy kraw臋偶niku stoi samoch贸d, jaki艣 nowy model. Na p艂ocie kolorowy plakat. Ale czy wiesz, po co艣 wyszed艂 i dok膮d idziesz? Mo偶e by膰 i sport, i samoch贸d, ale czy艣 nie straci艂 celu z oczu,

Ka偶dy z nas jest jak turysta. W oddali o艣nie偶ony szczyt, gdzie艣 szemrze potok, na stoku w艣r贸d lasu polana. Ale czy艣 nie zgubi艂 szlaku? Czy dobrze idziesz?

110


POSZCZ膭C PRZEZ CZTERDZIE艢CI DNI

Dochodz膮 do ciebie takie s艂owa, jak „suche dni"; kto艣 kiedy艣 m贸wi膮c o dawnych zwyczajach, twierdzi艂, 偶e ludzie ju偶 od „siedemdzie-si膮tnicy" surowo po艣cili, i to nie tylko od mi臋sa, ale i od mleka, 偶e jedli, bywa艂o, tylko raz dziennie. Dlaczego, po co?

Je艣li nie potrafisz tego zrozumie膰, masz dzisiaj furtk臋 postnej dyspensy; nawet nie furtk臋 — bram臋. Tylko nie m贸w, 偶e posty s膮 nieludzkie, 偶e by艂y mo偶e zrozumia艂e dawniej, gdy ludzie byli silni i zdrowi, nie os艂abieni cywilizacj膮, nie wyniszczeni wojnami. Nie m贸w tak, bo to nieprawda. Nie znam wypadku, aby kt贸ry艣 z wielkich pustelnik贸w czy pokutnik贸w umar艂 z g艂odu, natomiast gazety raz po raz przynosz膮 wiadomo艣ci o 艣mierci kogo艣, kto zbyt surowo stosowa艂 diet臋 odt艂uszczaj膮c膮, wy艂膮cznie w celach kosmetycznych.

Ale post, umartwienie, 艣lub zakonny, asceza religijna s膮 dla cz艂owieka wsp贸艂czesnego trudniejsze do poj臋cia. Bo daleki cel maj膮 na widoku — mi艂o艣膰 Boga.

111


KOMU JEST DANE

Chrze艣cija艅stwo nie jest samokszta艂ceniem ani szko艂臋 charakter贸w, kt贸ra mia艂aby na celu zbli偶y膰 wiernych do Boga. Bo Boga poprzez ludzkie wysi艂ki osi膮gn膮膰 nie mo偶na.

Wype艂nianie obowi膮zk贸w, opanowywanie z艂ych sk艂onno艣ci, dobre uczynki, modlitwy, pokuty, praktyki religijne — wszystko to, co mie艣ci si臋 w s艂owach „偶ycie chrze艣cija艅skie", jest tylko nasz膮 odpowiedzi膮 na 艁ask臋.

112


BI艁 SI臉 W PIERSI

To taki prosty gest: ukl臋kn膮膰 przy konfesjonale i wyzna膰 grzechy. Trwa to czasem dwie minuty, czasem troch臋 d艂u偶ej. A trudno si臋 na艅 zdoby膰; dlatego, 偶e trzeba przyzna膰 si臋 do winy. O to 艂atwiej jeszcze dziecku. W miar臋 up艂ywu lat uczymy si臋 ostro偶no艣ci: nie przyznawa膰 si臋 przed nikim, nawet przed bliskimi, bo oni mog膮 t臋 s艂abo艣膰 kiedy艣 wykorzysta膰 i uderzy膰 w to miejsce. Nie przyznawa膰 si臋 przed lud藕mi do niczego i umie膰 znale藕膰 wyt艂umaczenie. Nie przyznawa膰 si臋 do z艂a nawet przed sob膮, bo przyznanie si臋 przed sob膮 jest po艂ow膮 przyznania si臋 przed innymi.

Wk艂adasz mask臋 powagi, oboj臋tno艣ci, cynizmu, 偶artobliwo艣ci. Wk艂adasz mask臋 przed lud藕mi. Wk艂adasz mask臋 przed sob膮. Nie zdejmujesz jej. Masz j膮 na sobie bez przerwy. Coraz bardziej ci臋 ona usztywnia, odcz艂owie-cza. A to jest nieludzkie, nienaturalne. Nie wyci膮gaj z tego wniosku, 偶e masz jej nie mie膰, 偶e masz j膮 przed ka偶dym 艣ci膮ga膰. Nie. Ale musisz wiedzie膰, 偶e to maska. Musisz przed niekt贸rymi jej uchyla膰. Musisz przed Bogiem j膮 zdejmowa膰.

113


WYSZED艁 NAPRZECIW NIEGO

Nie t艂umacz si臋, 偶e wr贸cisz, gdy staniesz si臋 Go godny: gdy wyzwolisz si臋 ze swych na艂og贸w, gdy zwalczysz wady, gdy rozwi膮偶esz swoje problemy 偶yciowe. Nie chciej si臋 nawraca膰 sam — nie starczy ci 偶ycia. On tego wcale od ciebie nie 偶膮da. Nie 偶膮da nawet pierwszego kroku; wystarczy nie艣mia艂e podniesienie g艂owy.

114


ID殴 l NIE GRZESZ WI臉CEJ

Ju偶 dobrze wiesz, 偶e B贸g przebacza grzechy w sakramencie pokuty, ale nie wolno ci zapomina膰 o tym, 偶e B贸g przebacza grzechy zawsze — gdy tylko za nie naprawd臋 偶a艂ujesz.

B贸g ci przebaczy, gdy si臋 opowiesz za Dobrem, czyli gdy zechcesz do Niego wr贸ci膰. On ci臋 przyjmie na pewno. Wyjdzie naprzeciw, jak ewangeliczny Ojciec wyszed艂 naprzeciw synowi marnotrawnemu.

115


JADA艁 Z GRZESZNIKAMI

Mamy tendencje do rozwi膮za艅 generalnych. Lubimy spraw臋 ustawia膰, zajmowa膰 stanowisko, decydowa膰 si臋, za艂atwia膰 nieodwo艂alnie. Albo, albo: albo zwierz臋, albo anio艂. Dobrze, gdy chodzi o za艂o偶enia, a nie praktyk臋: bo rzeczywisto艣膰 jest bardzo skomplikowana; to tylko zasady s膮 proste.

„Chcia艂em wreszcie zerwa膰 ze swoim dawnym 偶yciem. Przychodz臋 do spowiedzi i wstyd mi. Wci膮偶 prawie te same grzechy. Jak mog臋 traktowa膰 na serio postanowienie poprawy skoro wiem, 偶e znowu upadn臋?"

Pan Jezus powo艂ywa艂 nas do wielkiej 艣wi臋to艣ci — to je偶eli chodzi o zasady; a je偶eli chodzi o praktyk臋, powiedzia艂: „sprawiedliwy siedmiokro膰 na dzie艅 upada."

Bo nasza droga w g贸r臋 jest drog膮 cz艂owiecz膮 — poprzez upadki.

116


A ON NI脫S艁 KRZY呕

Naj艂atwiej zobaczy膰 krzy偶 na ramionach Jezusa. Trudniej ju偶 u bli藕niego. Ale najtrudniej jest zobaczy膰 sw贸j krzy偶. Zobaczy膰 i uwierzy膰, 偶e mo偶e sta膰 si臋 naszym zbawieniem.

117


NI脫S艁 GO ZA JEZUSEM

Ostatecznie zawsze wr贸cisz na drog臋 krzy偶ow膮.

Nie uchroni ci臋 przed cierpieniem najwi臋ksza mi艂o艣膰, dach rodzinny, sala kinowa. Przyj艣膰 ono mo偶e w chwili najwi臋kszego szcz臋艣cia. Nagle, jak podmuch wiatru.

Ostatecznie zawsze wr贸cisz na drog臋 krzy偶ow膮. Ale tu spotkasz Jezusa id膮cego ze swoim krzy偶em.

118


DOBRZE NAM TU BY膯

Na M臋k臋 Pana Jezusa nie nale偶y patrze膰 tylko poprzez Ogr贸jec ani poprzez s艂owa: „Bo偶e m贸j, Bo偶e m贸j, czemu艣 mnie opu艣ci艂". Trzeba patrze膰 r贸wnie偶 poprzez Przemienienie na g贸rze Tabor. Przyj艣cie Syna Bo偶ego na 艣wiat i Jego ofiara na krzy偶u nie by艂a jakim艣 tragicznym gestem, ale aktem pe艂nym mi艂o艣ci, po艂膮czonym z najg艂臋bsz膮 rado艣ci膮: „Tak B贸g umi艂owa艂 艣wiat, 偶e Syna Swego Jednorodzo-nego da艂, by ka偶dy, kto we艅 uwierzy nie zgin膮艂, ale mia艂 偶ywot wieczny".

Na m臋czennik贸w nie nale偶y patrze膰 tylko poprzez rozpalone kraty, obc臋gi, krzy偶e, na kt贸rych ich m臋czono. Na 艣wi臋tych nie nale偶y patrze膰 poprzez puste, zimne korytarze klasztorne, trupie czaszki, biczowania, posty, umartwienia, nocne czuwania, heroiczne akty po艣wi臋cenia w mi艂o艣ci ku bli藕nim. Na 偶ycie chrze艣cijanina nie nale偶y patrze膰 tylko poprzez jego walk臋 ze z艂em, wyrzeczenie si臋 grzesznych przyjemno艣ci, codzienny trud podejmowania pracy z mi艂o艣ci ku drugiemu cz艂owiekowi, ale r贸wnie偶 poprzez przypowie艣ci Chrystusa: o perle, kt贸r膮 cz艂owiek nabywa sprzedawszy

119


wszystko; o skarbie w roli, kt贸r膮 nab臋dzie kosztem najwi臋kszych wyrzecze艅.

Chocia偶by ci si臋 ogrom warto艣ci nadprzyrodzonych ods艂oni艂 tylko na mgnienie oka, chocia偶by mia艂o to trwa膰 tylko tak kr贸tko, jak na g贸rze Tabor.


NA TO PRZYSZED艁EM NA 艢WIAT

Jak wyrazi膰 swoj膮 mi艂o艣膰 do drugiego cz艂owieka? Czy wystarczy mu to wyzna膰? Czy kto艣 potrafi uwierzy膰 w mi艂o艣膰 ku sobie, gdy us艂yszy s艂owa?

Jak mia艂 B贸g powiedzie膰 cz艂owiekowi o swojej wielkiej mi艂o艣ci ku niemu? Czy cz艂owiek by艂by w stanie uwierzy膰 w to, 偶e B贸g go kocha?

Dlatego Syna da艂.

6 - Aby nie usta膰 1 O1


BILI GO PO TWARZY

Tak trudno by艂o ujrze膰 Syna Bo偶ego w tym zbitym, oplutym, sponiewieranym cz艂owieku.

Czy to ten sam, o kt贸rym ca艂a Palestyna m贸wi艂a, 偶e jest cudotw贸rc膮? Do kt贸rego docisn膮膰 si臋 by艂o trudno? Kt贸remu sukces贸w zazdro艣ci艂o tak wielu? Teraz podchodzili, aby niegdy艣 uwielbianemu okaza膰 sw膮 wy偶szo艣膰, patrz膮c na- Jego poni偶enie.

Jak偶e trudno mie膰 wtedy wierno艣膰 Weroniki. Otrze膰 Jego twarz i uzna膰 Jego wielko艣膰.

Ko艣ci贸艂 jest Mistycznym Cia艂em Chrystusa. S艂owo „analogia" jest za s艂abe na oddanie tego, co 艂膮czy 偶ycie Jezusa z 偶yciem Ko艣cio艂a.

艁atwo by艂oby wierzy膰, przyjemnie by艂oby szczyci膰 si臋 przynale偶no艣ci膮 do Ko艣cio艂a, gdyby zawsze szed艂 w glorii Niedzieli Palmowej.

122


JA JESTEM KR脫LEM

To nie Pi艂at s膮dzi艂 Pana Jezusa, cho膰 wszystkie pozory zdawa艂y si臋 o tym 艣wiadczy膰. To Pi艂at by艂 s膮dzony. Nawet gdy wyda艂 wyrok. Da艂 mu o tym Pan Jezus zna膰 w s艂owach: „Ten, kto mnie wyda艂 tobie, wi臋kszy ma grzech".

To Pan Jezus by艂 Kr贸lem Pi艂ata. Pi艂at sta艂 przed swoim kr贸lem.

Nie b膮d藕 艣mieszny. Nie s膮d藕 Pana Boga. Nie 偶膮daj od Niego, by si臋 przed tob膮 t艂umaczy艂, dlaczego da艂 ci takie 偶ycie, dlaczego zes艂a艂 ci cierpienie. Nie buntuj si臋. Nie odgra偶aj. On jest twoim kr贸lem. On powo艂a艂 ci臋 do 偶ycia nie pytaj膮c o twoje zdanie, On tob膮 kieruje wed艂ug w艂asnej woli, chocia偶 zdaje ci si臋, 偶e jest przeciwnie. On ci臋 te偶 odwo艂a niezale偶nie od twego 偶yczenia.

Nie b膮d藕 艣mieszny. Nie 偶膮daj, aby si臋 t艂umaczy艂, dlaczego stworzy艂 taki 艣wiat, dlaczego tyle na nim cierpienia. On jest kr贸lem 艣wiata. Powo艂a艂 go do istnienia, kieruje nim wedle woli, odwo艂a, gdy zechce.

123


NIE JEST UCZE艃 NAD MISTRZA

Jeste艣my wyznawcami Jezusa Chrystusa — tego Ukrzy偶owanego.

Je偶eli tak, to nie dziw si臋, 偶e Pan B贸g nie przysy艂a ci hufc贸w anielskich, kt贸re by pogn臋bi艂y twoich nieprzyjaci贸艂. Bo Jemu te偶 nie przys艂a艂. Nie spodziewaj si臋, 偶e za twoje uczciwe 偶ycie, codzienne prac臋 i po艣wi臋cenie b臋dzie ci si臋 dobrze powodzi艂o. Nie my艣l, 偶e za twoje chodzenie do ko艣cio艂a i modlitw臋 On b臋dzie dba艂, 偶eby艣 d艂ugo i wygodnie 偶y艂.

Jeste艣my wyznawcami Jezusa Chrystusa Ukrzy偶owanego.

124


l NAIGRAWALI SI臉 Z NIEGO

A mo偶e czujesz si臋 zawiedziony, 偶e nie dostajesz dodatku do pensji za to, 偶e jeste艣 chrze艣cijaninem? Mo偶e masz 偶al do Pana Boga, 偶e 偶yjesz w tak trudnych czasach, nie sto lat wcze艣niej, albo sto lat p贸藕niej? Mo偶e masz nawet z tego powodu trudno艣ci religijne?

Gdy b臋dziemy wychodzili w Wielki Czwartek z ko艣cio艂贸w, gazety b臋d膮 podawa艂y jak zwykle osi膮gni臋cia przemys艂u, b臋d膮 cytowa艂y wypowiedzi czo艂owych osobisto艣ci, b臋d膮 podawa艂y wyniki zawod贸w sportowych.

Czy my艣lisz, 偶e inaczej by艂o w Jerozolimie, gdy aposto艂owie wychodzili z wieczernika?

Gdy b臋dziemy wychodzili w Wielki Pi膮tek z ko艣cio艂贸w, miasto b臋dzie szumia艂o gwarem zakup贸w przed艣wi膮tecznych.

Kiedy wyznawcy Chrystusa wracali spod krzy偶a, by艂o podobnie.

125


WISIA艁 OBOK NIEGO

Nikt ci niczego nie wyrzuca, nie wypomina; tylko Pan Jezus wisi na krzy偶u — i wszystko jest jasne. Bez kazania. Tylko wisi, a ty nie 艣miesz oczu podnie艣膰 i popatrze膰 na Niego. Bo czujesz, 偶e jeste艣 pod艂y, fa艂szywy, 偶e ok艂amujesz innych, 偶e jeste艣 leniwy, ordynarny, bardzo ma艂y.

126


DA艁EM WAM PRZYK艁AD

Chodzi艂o mu o cz艂owieka. Niezale偶nie od tego czy by艂 prosty — jak rybacy, czy mo偶ny — jak Nikodem, czy by艂 艣wi臋ty, czy grzeszny. W imi臋 cz艂owieka wyst臋powa艂 przeciwko wszelkiej niesprawiedliwo艣ci, ob艂udzie, zak艂amaniu, nieuczciwo艣ci, tch贸rzostwu; niezale偶nie od tego, czy krzywdy dokonywane by艂y przez prostych ludzi, czy wysoko postawionych. Gdy sta艂 si臋 gro藕ny, postanowiono po艂o偶y膰 kres Jego dzia艂alno艣ci; wiedzia艂, 偶e uniknie 艣mierci tylko wtedy, je艣li przestanie naucza膰. Ale nie wycofa艂 si臋. Zdradzony przez ucznia, opuszczony przez przyjaci贸艂, postawiony przed s膮d — nie wypar艂 si臋 niczego. Skazany na 艣mier膰, ukrzy偶owany — modli艂 si臋 za tych kt贸rzy go skrzywdzili. Chwa艂臋 swoj膮 objawi艂 ma艂ej grupie najbli偶szych Mu ludzi.

Czy znajdziesz w tym kr贸tkim szkicu jakie艣 podobie艅stwo do siebie — do swego 偶ycia i swego losu?

127


WIELKANOC

0x01 graphic

0x01 graphic


POWSTA艁 Z MARTWYCH

Gdy by艂e艣 dzieckiem, w Wielkanoc niebo musia艂o by膰 fantastycznie niebieskie, l du偶o s艂o艅ca, l zielona trawa.

Mama, cho膰 by艂o zimno, wk艂ada艂a najcie艅sze po艅czochy. Tatu艣 gdy sko艅czy艂 si臋 goli膰, przeci膮ga艂 d艂oni膮 po policzkach, u艣miecha艂 si臋 do lustra i powiada艂: „No, cz艂owiek nie jest jeszcze taki stary", i wi膮za艂 najbardziej kolorowy krawat. Szed艂e艣 do ko艣cio艂a w najnowszym ubraniu. Kolega mia艂 nowe buty, a kole偶anka nowy p艂aszcz wiosenny i niebieskie wst膮偶ki w warkoczach. Czeka艂e艣 niecierpliwie, kiedy ksi膮dz wreszcie sko艅czy kazanie i wraca艂e艣 do domu na 艣niadanie. St贸艂 by艂 nakryty bia艂ym obrusem. We flakonie stercza艂y bazie. Mama stawia艂a na 艣rodku sto艂u wielk膮 lukrowan膮 bab臋. Przed tob膮 garnuszek w czerwone grochy z najlepsz膮 kaw膮, jakiej nigdzie poza domem rodzinnym nie pi艂e艣. Takie zosta艂y ci wspomnienia z uroczysto艣ci Zmartwychwstania Pa艅skiego w latach dziecinnych.

A potem, gdy by艂e艣 m艂ody, gdy ci臋 roznosi艂o 偶ycie i wierzy艂e艣 w swoj膮 si艂臋 i swoje osi膮gni臋cia — jeszcze by艂o za wcze艣nie na to, 偶e-

131


by艣 zrozumia艂, czym jest Zmartwychwstanie.

Ale wyobra藕 sobie, 偶e prze偶y艂e艣 wiele lat. Przyjdzie Wielkanoc z bladym s艂o艅cem i wyp艂owia艂ym niebem. W lustrze przestraszy艂a ci臋 twarz ze zmarszczkami i siwym zarostem. Nie wyszed艂e艣 z mieszkania, bo nie starczy艂o ci si艂. Stoisz w oknie i patrzysz, jak spod brudnych p艂acht 艣niegu ciekn膮 stru偶ki wody i ju偶 zielenieje trawa. Paki na ga艂臋ziach kasztana b艂yszcz膮. Na suchych p艂ytach chodnika dzieci graj膮 w klasy — tak jak ty nie tak dawno.

Mo偶e wtedy zrozumiesz, czym jest Zmartwychwstanie.

Si艂膮 chrze艣cija艅stwa jest to, 偶e tobie, 偶e ka偶demu pochylaj膮cemu si臋 w rozpad, zapewnia 偶ycie.


C脫呕 JEST, 呕E JESTE艢CIE SMUTNI?

To jest chyba jeden z najpi臋kniejszych urywk贸w Ewangelii 艣w. Wst臋ga drogi, bezchmurne niebo, s艂o艅ce i dwie wolno id膮ce postacie. A potem trzecia posta膰 Nieznajomego. Zdarzenie zako艅czone gdzie艣 u wej艣cia gospody, gdy s艂o艅ce chyli艂o si臋 ku zachodowi i ch艂贸d ogarnia艂 ziemi臋.

Jeste艣my jak ci uczniowie.

Poszli艣my za Jezusem Nazare艅skim pot臋偶nym w czynie i w mowie wobec Boga i ca艂ego" ludu. Ale oto umar艂. Wi臋c wracamy do dom贸w, aby zn贸w spokojnie uprawia膰 grz臋dy i patrze膰, czy fasola dojrzewa. Tylko przerazi艂y nas niekt贸re z naszych niewiast, kt贸re by艂y przed 艣witaniem u grobu, nie znalaz艂y cia艂a, ale widzia艂y anio艂贸w, kt贸rzy powiadaj膮, 偶e On 偶yje. l poszli niekt贸rzy z naszych do grobu i znale藕li tak, jak m贸wi艂y niewiasty, ale Jego samego nie znale藕li.

Tak bardzo przestraszeni, zmartwieni, niedowierzaj膮cy; tak zgaszeni, smutni.

Chyba, 偶e Go poznamy. Przy 艂amaniu Chleba.

133


ZOSTA艃 Z NAMI, PANIE

艢wi臋ta dogasaj膮. Gdy matka zdejmowa艂a ci ubranie, zawiesza艂a na wieszaku i wk艂ada艂a do szafy, wzdycha艂e艣 g艂臋boko, patrzy艂e艣 sm臋tnie i pyta艂e艣 — pami臋tasz to do dzi艣 — „Czy nie mog艂oby by膰 tak, 偶eby przez ca艂y rok by艂y 艣wi臋ta?"

Dobrze ci by艂o przez te dni: Wielki Czwartek, Wielki Pi膮tek, Wielk膮 Sobot臋, Wielk膮 Niedziel臋, l teraz, gdy Jezus zdaje si臋 ju偶 odchodzi膰, zwracasz si臋 smutno do Niego: „Zosta艅, Panie".

Czy nie da艂oby si臋 Go zatrzyma膰?

Pami臋tasz? B贸g nazywa si臋 inaczej Mi艂o艣膰.

134


l POZNALI GO

Nie tylko do aposto艂贸w przyszed艂 Jezus po zmartwychwstaniu. Nie tylko na ich wierze Mu zale偶a艂o. On przyjdzie i do ciebie, bo Jemu i na twojej wierze zale偶y. W chwili, gdy nie b臋dziesz si臋 zupe艂nie tego spodziewa艂, zobaczysz Go w ca艂ej prawdzie: mo偶e jako Obecnego, mo偶e jako Sprawiedliwo艣膰, Dobro膰 czy M膮dro艣膰.

Przyjdzie, 偶eby艣 uwierzy艂, 偶eby przynie艣膰 ci pok贸j, 偶eby nabra艂y sensu twoje codzienne krz膮tania. 呕eby nabra艂a sensu twoja praca, odpoczynek, cierpienie, 艣mier膰.

135


KT脫RY GO ZDRADZI艁

Zaufaj sobie. Zaufaj, 偶e potrafisz by膰 uczciwy, 偶e zachowasz si臋 z godno艣ci膮, 偶e nie zdradzisz, 偶e nie stch贸rzysz, 偶e si臋 nie upodlisz, 偶e sprostasz, 偶e dasz sobie rad臋, 偶e wype艂nisz zadanie, kt贸re ci powierzono, 偶e potrafisz kocha膰 i by膰 wiernym. Zaufaj sobie.

Zaufaj drugiemu cz艂owiekowi. 呕e ci臋 nie zostawi samego, 偶e ci dochowa wierno艣ci, 偶e ci臋 nie opu艣ci w chorobie, 偶e ci pomo偶e, 偶e ci臋 zrozumie, 偶e odkryje sw贸j b艂膮d.

Zaufaj drugiemu cz艂owiekowi. — Zaufaj sobie.

l nawet gdyby艣 si臋 zawi贸d艂, pami臋taj, 偶e to jest szczeg贸lny wypadek, kt贸ry nie mo偶e przekre艣li膰 twojej ufno艣ci.

136


KT脫RZY P艁ACZ膭

Nie zatrzymuj si臋 nad swoim niepowodzeniem. Nie roztkliwiaj si臋 nad sob膮. Nie wsp贸艂czuj. Bo wtedy 艂atwo przypomnisz sobie, 偶e mia艂e艣 smutne dzieci艅stwo i nieciekaw膮 m艂odo艣膰. Odnajdziesz bez trudu w swoim 偶yciu pasmo cierpie艅. Roz偶alisz si臋, 偶e jeste艣 taki nieszcz臋艣liwy, taki biedny. Ka偶da kolejna pora偶ka b臋dzie pog艂臋bia艂a ten stan.

Uratowa膰 si臋 mo偶esz tylko wtedy, gdy potrafisz si臋 oderwa膰 od siebie i dostrzec chocia偶by jednego cz艂owieka. Wtedy przekonasz si臋, 偶e on te偶 cierpi. Wtedy zobaczysz, 偶e cierpi膮 wszyscy ludzie, nie tylko ty.

137


OJCZE NASZ

Przyjdzie czas, 偶e pry艣nie urok z艂a i zobaczysz krzywd臋, kt贸re wyrz膮dzi艂e艣. Przyjdzie czas, 偶e zga艣nie mit twojej wielko艣ci i zobaczysz si臋 ma艂ym, w ko艅cu do艣膰 g艂upim cz艂owiekiem. 呕e wyczerpie si臋 twoja si艂a i poczujesz si臋 s艂abe, bezradne istot膮. 呕e odejd膮 twoi bliscy i zostaniesz sam.

Oby艣 wtedy wiedzia艂, co zrobi膰 ze swoim z艂em, ze swoj膮 brzydot膮, ze swoj膮 s艂abo艣ci膮, ze swoj膮 samotno艣ci膮.

138


JE呕ELI ZIARNO NIE OBUMRZE

呕ycz臋 ci, aby艣 jak najpr臋dzej zobaczy艂 brak, kt贸ry dr臋czy ciebie, twoje 艣rodowisko, tw贸j zaw贸d, kraj, 艣wiat; aby艣 ujrza艂, co masz naprawi膰, stworzy膰 — 偶eby艣 znalaz艂 swoj膮 pasj臋 偶yciowe. Wtedy kariera, pieni膮dze i mn贸stwo r贸偶nych spraw utraci dla ciebie swoj膮 warto艣膰, a ogarnie ci臋 jedno d膮偶enie: spe艂nienia swego powo艂ania. Nie odrzu膰 go w obawie, 偶e przerasta twoje mo偶liwo艣ci, 偶e 偶膮da wyrzecze艅 ponad miar臋, 偶e jest dla ciebie za trudne. Wygodne 偶ycie przynosi o wiele wi臋cej przykro艣ci. Wygodne 偶ycie to pieni膮dze i kariera, sie膰 intryg i zawi艣ci, wywa偶anie, ile innym si臋 nale偶a艂o, a ile tobie, nie spe艂nione marzenia o s艂awie, nie otrzymane godno艣ci, l臋k o utrat臋 stanowiska — w sumie obrzydzenie do siebie i swego losu.

呕ycz臋 ci, 偶eby艣 — gdy odkryjesz swoje powo艂anie — nie zdradzi艂 go.

139


KT脫RZY OBCI膭呕ENI JESTE艢CIE

Chcia艂e艣 wygra膰 du偶o pieni臋dzy. Przyszed艂e艣 z wielk膮 nie艣mia艂o艣ci膮 swoich dziesi臋ciu lat do automatu. By艂 wyp艂owia艂y jak ob艂udny cz艂owiek. Wrzuci艂e艣 pierwsze monet臋 rozgrzan膮 ciep艂em dr偶膮cej d艂oni. Wybieg艂a kulka. Skaka艂a kapry艣nie po metalowych k贸艂kach i gdy ju偶 by艂e艣 pewny, 偶e wpadnie do r膮k pajaca, wymkn臋艂a si臋 i uciek艂a. Wrzuci艂e艣 drug膮 monet臋, potem trzeci膮, wreszcie ostatni膮. Kiedy艣 — pami臋tasz, chocia偶 by艂o to tak dawno — ojciec powiedzia艂, 偶e z ciebie nic nie wyro艣nie.

To te偶 dobrze pami臋tasz: raz kolega zbi艂 ci臋 na kwa艣ne jab艂ko i gdy odszed艂e艣 z p艂aczem do domu, rzuci艂 za tob膮 s艂owo ci臋偶sze ni偶 najci臋偶szy cios — „ty dziadu".

A potem przesz艂a obok ciebie wielka mi艂o艣膰. Naprawd臋. Uk艂ada艂e艣 zdania, kt贸re powiesz, planowa艂e艣 spotkania. Nawet napisa艂e艣 wielki list, ale ostatecznie pozosta艂 nie wys艂any. Niedawno dowiedzia艂e艣 si臋, 偶e ona ciebie te偶 kocha艂a, ale nie odwa偶y艂a si臋 podej艣膰.

Rozgl膮dasz si臋 wok贸艂 i stwierdzasz, 偶e tylu koleg贸w z 艂awy szkolnej, ani zdolniejszych, ani uczciwszych, pozajmowa艂o wysokie stano-

140


wiska, podczas gdy ty tkwisz beznadziejnie w tym samym mie艣cie bez szans wyra藕nego awansu.

Czujesz si臋 jak wtedy, gdy odchodzi艂e艣 od automatu. Masz wyra藕nego pecha od pocz膮tku i tak ju偶 pozostanie do ko艅ca.

Czy twoim marzeniem, za kt贸re odda艂by艣 wszystkie inne, jest: zacz膮膰 偶ycie na nowo — „teraz ju偶 wiedzia艂bym jak 偶y膰?"

Czy wierzysz, 偶e to jest marzenie ka偶dego cz艂owieka?


DUCH TCHNIE, K臉DY CHCE

Nie zamykaj okien i drzwi. Nie czekaj, a偶 wr贸c膮 czasy twojej m艂odo艣ci. Nie my艣l, 偶e wsp贸艂czesna rzeczywisto艣膰 przeminie jak sen, 偶e odp艂ynie jak fala. Nie m贸w, 偶e tylko dawniej 偶yli prawdziwi ludzie, 偶e tylko tamta literatura, poezja i sztuka mia艂y warto艣膰, l nie popieraj takiego stanowiska swoim katolicyzmem. Bo nie ma dobra katolickiego, katolickiej prawdy, katolickiego pi臋kna. Ka偶de dobro jest Bo偶e, Chrystusowe, katolickie — jest nasze. Tak samo pi臋kno i prawda. Nawet gdy maj膮 znak innej religii, innego 艣wiatopogl膮du.

Otw贸rz szeroko drzwi i okna. B膮d藕 obiekty wny. Nie b贸j si臋 przyzna膰 racji, cieszy膰 si臋 lud藕mi, kt贸rzy pracuj膮 obok ciebie, cieszy膰 si臋 ich osi膮gni臋ciami w najr贸偶niejszych dziedzinach. — Nawet gdyby m贸wili, 偶e nie wierz膮 w Boga.

142


BO NAS NIKT NIE NAJ膭艁

Tak. Nikt ci臋 nie pyta艂, czy chcesz istnie膰. Nikt ci臋 nie pyta艂, czy — je偶eli chcesz — godzisz si臋 na takie 偶ycie. Czy chcesz 偶y膰, maj膮c przed sob膮 widmo 艣mierci. Mo偶e nawet m贸wisz: „Gdybym wiedzia艂, 偶e takie b臋dzie moje 偶ycie, wola艂bym nie istnie膰."

Ale naprawd臋 nie mia艂e艣 wyboru. Nie obno艣 si臋 przed sob膮 i przed lud藕mi z 偶alami, 偶e rodzice nie umieli tob膮 pokierowa膰 i 偶e mia艂e艣 nieciekawe dzieci艅stwo. 呕e spotka艂e艣 ludzi, kt贸rzy wypaczyli tw贸j rozw贸j, 偶e ci臋 skrzywdzono; 偶e tyle chorowa艂e艣. Nie obno艣 si臋 z 偶alami.

To jest tw贸j los. Przyjmij go. Nie艣 go z godno艣ci膮. Z podniesion膮 g艂ow膮. Da艂 ci go Ten, kt贸ry ci臋 kocha.

143


UFAJ SYNU

Coraz ci臋偶ej zrywa膰 si臋 ze snu, by uj艣膰 przera偶aj膮cym majakom. Coraz gro藕niej wyj臋 syreny. Coraz bardziej zarzucani jeste艣my ok贸lnikami, przepisami, upomnieniami. Coraz straszniej pi臋trzy si臋 nad nami stos obowi膮zk贸w, funkcji, spraw nieza艂atwionych. Coraz cz臋艣ciej napotykamy w gazetach komunikaty z pola walki, z miejsc dotkni臋tych kl臋skami, statystyki wypadk贸w samochodowych, chor贸b nieuleczalnych. Coraz smutniej wracaj膮 wspomnienia z lat dziecinnych. Coraz mniej nadziei, 偶e w naszym 偶yciu zdarzy膰 si臋 jeszcze mo偶e co艣 nadzwyczajnego, 偶e jeszcze b臋dzie nam dobrze, 偶e jeszcze b臋dziemy szcz臋艣liwi. — Bo ju偶 tyle lat nam si臋 przesy-pa艂o i ro艣nie wiara we w艂asn膮 staro艣膰 i we w艂asn膮 艣mier膰.

A tu trzeba zaufa膰 Bogu, bezgranicznie we wszystkim zaufa膰.

144


POPATRZCIE NA LILIE POLNE

Nie zaczynaj czyta膰 gazet od nekrolog贸w i sprawozda艅 z front贸w. Nie przera偶aj si臋 statystykami 艣miertelno艣ci spowodowanej rakiem i chorob膮 serca. Nie daj si臋 przywali膰 obowi膮zkami, funkcjami, sprawami do za艂atwienia. Nie skar偶 si臋, 偶e ju偶 nie wierzysz w ludzk膮 uczciwo艣膰 i dobro膰, nie m贸w, 偶e 偶ycie ju偶 prze偶y艂e艣 i nic wi臋cej od niego nie oczekujesz.

Tylko podnie艣 g艂ow臋, a poczujesz wiosenny wiatr na swojej twarzy, a zobaczysz, ile 艣wiat艂a jest wok贸艂 ciebie.

Zaufaj. Rzeczywisto艣膰, kt贸ra ci臋 czeka, jest bogatsza od wszystkiego, co jeste艣 w stanie sobie wyobrazi膰.

7 - Aby nie usta膰 . .—

145


DRO呕SI NI呕 WIELE WR脫BLI

Nie wypatruj cudzego szcz臋艣cia. Usu艅 ze swoich my艣li zwroty typu: „Temu to si臋 powodzi". Z tym nastawieniem b臋dziesz zawsze nieszcz臋艣liwy, niezale偶nie od tego, co zdob臋dziesz. Bo przecie偶 naprawd臋 jest inaczej: wszystko, czym jeste艣, wszystko, co posiadasz, ca艂e twoje 偶ycie, ka偶dy tw贸j dzie艅 ze wszystkim, co niesie, jest darem. Uznaj ten dar, przyjmij go, doce艅, b膮d藕 wdzi臋czny.

146


PRAWDA WAS WYSWOBODZI

Nie 偶yj w buncie. Nie 偶yj nikomu „na z艂o艣膰". Nie podejmuj 偶adnych akcji, nie planuj 偶adnych dzia艂a艅 po to tylko, aby komu艣 udowodni膰, 偶e ci臋 skrzywdzi艂 lub 偶e pomyli艂 si臋 co do ciebie. Nie podejmuj 偶adnych akcji, nie planuj 偶adnych dzia艂a艅 po to tylko, aby udowodni膰, 偶e jeste艣 warto艣ciowy, 偶e ci臋 sta膰, 偶e potrafisz. To nie jest mi艂o艣膰.

Nie drzyj, 偶e kto艣 mo偶e przekona膰 si臋, 偶e nie jeste艣 taki, jak on o tobie my艣la艂. Nie 偶yj jak zaszczuty pies, kt贸ry wci膮偶 oczekuje nowego uderzenia.

B膮d藕 wolny. Zachowaj swoj膮 godno艣膰 cz艂owieka.

147


RATUJ NAS

Na to, 偶eby艣 by艂 pe艂nym cz艂owiekiem, musisz nauczy膰 si臋 przegrywa膰, ponosi膰 kl臋ski, przyjmowa膰 choroby. Musisz uzna膰, 偶e jeste艣 omylny, s艂aby, ograniczony.

Bez histeryzowania. Bez rozpaczliwych wyzna艅, 偶e nie potrafisz 偶y膰, 偶e do niczego si臋 nie nadajesz, 偶e nikomu nie jeste艣 potrzebny.

Po prostu musisz uzna膰, 偶e jeste艣 cz艂owiekiem.

148


WIERZ膭CEMU WSZYSTKO JEST MO呕LIWE

W religijno艣ci cz艂owieka nadzieja musi zajmowa膰 miejsce na r贸wni z wiar膮 i mi艂o艣ci膮. Matura, egzamin, ka偶de wydarzenie 偶yciowe jest jej pr贸b膮. Ponad rozlatane r臋ce, rozko艂a-tane serce musi wyrasta膰 艣wiadomo艣膰, 偶e wszystko od Niego ostatecznie zale偶y. „Jestem w Jego r臋kach. On mnie nie opu艣ci, nie zostawi samego."

Ponad rozlatane r臋ce, musi wyrasta膰 spok贸j, kt贸ry jest kwiatem nadziei.

149


ON WIE

Nie wiem, jakie dalsze 偶ycie B贸g ci przygotowa艂, ani ty nie wiesz. To do nas nie nale偶y. Wa偶ne jest, 偶eby艣 wiedzia艂, 偶e On ci je przygotowa艂. Wa偶ne jest, 偶eby艣 wiedzia艂, 偶e On b臋dzie zawsze z tob膮, 偶e na ciebie liczy, tak jak chce, 偶eby艣 ty na Niego liczy艂.

150


W艁OSY NA G艁OWACH WASZYCH S膭 POLICZONE

To nieprawda, 偶e masz pecha i zawsze ci si臋 w 偶yciu nie szcz臋艣ci.

Nie 艂ud藕 si臋, 偶e dla ciebie powinny by膰 przygotowane optymalne warunki, 偶eby艣 m贸g艂 bez przeszk贸d rozwin膮膰 wszystkie swoje mo偶liwo艣ci i nie traci膰 czasu i energii na b艂膮kanie si臋, na powroty w to samo miejsce, na zabezpieczanie sobie minimalnych warunk贸w egzystencji.

Nie wierz w z艂o艣liwo艣膰 losu wobec ciebie ani w to, 偶e powiniene艣 mie膰 wygodne warunki rozwoju. W艂a艣nie te niekorzystne, i one przede wszystkim, pozwalaj膮 najpe艂niej rozwin膮膰 si臋 twemu cz艂owiecze艅stwu.

151


KTO WYTRWA DO KO艃CA

Na 偶ycie cz艂owieka w ogromnej wi臋kszo艣ci sk艂adaj膮 si臋 niepowodzenia, a tylko w niewielkim procencie osi膮gni臋cia, l nie by艂oby tych ostatnich, gdyby nie by艂o tych pierwszych. Dlatego jest tak wa偶ne, by umie膰 przyjmowa膰 kl臋ski, brak wynik贸w, obmow臋, negatywn膮 ocen臋, brak uznania. Dlatego tak wa偶n膮 jest rzecz膮 wytrwa艂o艣膰, ustawianie si臋 w nowej pozycji, rekonstrukcja zburzonych plan贸w, czekanie, zaczynanie od nowa.

152


JAK INNI

Nie czekaj, a偶 przyjdzie kr贸lewicz i zabierze ciebie — Kopciuszka — ze sob膮.

Nie nads艂uchuj, kiedy do twoich drzwi zapuka kto艣, kto ciebie — Janka Muzykanta — wyprowadzi z ukrycia i uka偶e 艣wiatu jako nowo odkryty talent.

Nie jeste艣 najlepsz膮 matk膮 ani najlepszym ojcem, ani najlepsz膮 偶on膮, ani najlepszym m臋偶em, ani najlepsz膮 c贸rk膮, ani najlepszym synem, ani najlepsz膮 piel臋gniark膮, nauczycielem, pracownikiem. Nie tylko ty, ale nikt, bo ka偶dy jest tylko cz艂owiekiem. Je偶eli ci kto艣 zwr贸ci uwag臋, wytknie b艂臋dy, to jeszcze nie pow贸d, aby 艣wiat mia艂 ci wirowa膰 przed oczami, bo ci kto艣 艣mia艂 co艣 takiego powiedzie膰. Nie tylko tobie — ka偶demu mo偶na postawi膰 jakie艣 zarzuty.

Nie chciej by膰 jedynym.

Pan B贸g rozmaite kwiaty tworzy艂 na 艂膮ce. 殴le by by艂o, gdyby jeden chcia艂 zast膮pi膰 wszystkie inne. Masz by膰 innym.

153


WIE OJCIEC WASZ, CZEGO POTRZEBUJECIE

Gdy jeste艣 bardzo szcz臋艣liwy i rado艣膰 ci臋 przepe艂nia, gdy masz jak膮艣 ogromne satysfakcj臋, poczucie spe艂nionego czynu i nie mo偶esz sobie nawet wyobrazi膰, 偶eby co艣 mog艂o ci zagrozi膰 — wtedy zazwyczaj przychodzi uderzenie. Nagle i z najmniej spodziewanej strony.

Ale ono pochodzi z tej samej r臋ki co tamten dar.

154


PRZYJD膭 NA CIEBIE DNI

Mo偶e ju偶 nie pytasz szeroko otwartymi oczami dziecka, kt贸re dosta艂o niespodziewanie w twarz: dlaczego? Teraz, gdy spotyka ci臋 jaka艣 rado艣膰 ju偶 wiesz, 偶e przyjdzie wyr贸wnanie — cierpienie.

Zaobserwowa艂e艣 mo偶e jeszcze co艣 wi臋cej. 呕e w 偶yciu istnieje prawo serii: s膮 okresy, gdy jest cudownie; wtedy trawa jest zielona i niebo niebieskie, i s艂o艅ce 艣wieci, albo jest urocza mg艂a. Ludzie s膮 dobrzy, wszystko uk艂ada si臋 planowo, nie masz w膮tpliwo艣ci, 偶e warto 偶y膰. Po nich przychodzi wyr贸wnanie: z艂e dni, pe艂ne cierpienia. Wtedy 艣wiat jest szary, a ludzie s膮 jak wilki. Budzisz si臋 z b贸lem g艂owy. Dowiadujesz si臋 o plotkach, jakie na tw贸j temat kr膮偶膮. Prze艂o偶ony robi ci nieuzasadnione wym贸wki. Niczego nie mo偶esz za艂atwi膰. Bezskutecznie oczekujesz listu. Czujesz si臋 stary.

Nie ty jeden. Nie tylko dzi艣. Nie ma takiej epoki, nie ma bogactwa tak wielkiego ani n臋dzy tak pod艂ej, nie ma stanowiska tak wysokiego ani tak niskiego, nie uchroni cz艂owieka m膮dro艣膰 ani g艂upota — przed cierpieniem.

By艂e艣 umia艂 przyj膮膰 cierpienie jak krzy偶, przez kt贸ry masz by膰 zbawiony.

155


l DWA WR脫BLE NIE SPADN膭 BEZ WOLI OJCA

Nie b贸j si臋 ani tera藕niejszo艣ci, ani przesz艂o艣ci, ani przysz艂o艣ci; ani ludzi, ani 艣wiata; ani pyta艅, ani odpowiedzi; ani list贸w, ani telegram贸w; ani koleg贸w, ani prze艂o偶onych.

Niech ci臋 nie strasz膮 nocne majaki katastrof, chor贸b, zawi艣ci ludzkiej. Wchod藕 bez l臋ku w rozpoczynaj膮cy si臋 dzie艅.

Grzechy przeciwko nadziei s膮 tak wielkie jak grzechy przeciwko mi艂o艣ci.

156


NIE WIECIE

Ile razy sta艂e艣 pod drzwiami b臋d膮c pewny, 偶e spotka ci臋 awantura, a przyj臋to ci臋 z otwartymi r臋kami. Ile razy wchodzi艂e艣 ze s艂o艅cem w duszy i na ustach, a zgaszono ci臋 oboj臋tno艣ci膮, lekcewa偶eniem albo nawet wyrz膮dzono ci krzywd臋. Ile razy spodziewa艂e艣 si臋 nagrody, a nikt nawet o niej nie pomy艣la艂. Ile razy spad艂a na ciebie pochwa艂a za detal, kt贸rego nawet nie zauwa偶y艂e艣. Ile razy nie spe艂ni艂a si臋 偶adna z mo偶liwo艣ci, jakie zak艂ada艂e艣; sta艂o si臋 co艣, czego przez moment nawet nie przypuszcza艂e艣.

Nie miej wi臋c zbyt wielkiego zaufania do swoich przewidywa艅. Rzeczywisto艣膰 na pewno je przero艣nie. Ale nie b贸j si臋 jej.Ona jest Bo偶a.

157


NIECH UMARLI GRZEBI膭 UMAR艁YCH

Wyeliminuj ze swoich rozm贸w takie pytania jak: „Kiedy kolega sk艂ada艂 matur臋?", albo „Kiedy pan robi艂 dyplom?", aby z kolei gwa艂townie oblicza膰, ile tw贸j rozm贸wca ma lat, i por贸wnywa膰 z nim siebie. Zdejmij ze 艣ciany zdj臋cia z dawnych lat, schowaj albumy ze starymi fotografiami, usu艅 dyplomy, odznaczenia, nagrody 艣wiadcz膮ce o twoich zas艂ugach i osi膮gni臋ciach. B膮d藕 spokojny, B贸g je wszystkie pami臋ta, a dla ciebie s膮 one nie tylko niewskazane, ale niebezpieczne, bo trzymaj膮 ci臋 w 艣wiecie, kt贸ry ju偶 odszed艂.

Nie wspominaj bez potrzeby. Zlikwiduj opowiastki zaczynaj膮ce si臋 od zwrotu: „Za moich czas贸w..." albo: „Pami臋tam, by艂o to w roku..."

Nie my艣l, 偶e chc臋 zniszczy膰 twoj膮 przesz艂o艣膰; ona jest dostatecznie w tobie. Nie chc臋 tylko, 偶eby艣 ni膮 ci膮gle 偶y艂. Masz konkretne obowi膮zki postawione przez Boga: dzie艅 dzisiejszy i czekaj膮c膮 ci臋 przysz艂o艣膰 — tym si臋 zajmij.

158


NIECH SI臉 NIE WRACA

Nie wracaj do swoich dawnych miejsc zamieszkania ani na stanowiska poprzednio zajmowane, ani do ludzi, z kt贸rymi blisko 偶y艂e艣. Nie 艂ud藕 si臋: nie wr贸c膮 nigdy tamte „doBre czasy". Nie odnajdziesz swoich dawnych znajomych ani oni w tobie nie odnajd膮 tamtego cz艂owieka. B臋dziesz dla nich upiorem dawnych lat. Bo inny jest ich 艣wiat, kt贸ry by艂 wtedy twoim, inny jest ju偶 艣wiat, w kt贸rym 偶yjesz. Z ka偶dym dniem stajesz si臋 dla nich bardziej obcy, przekonasz si臋 w pierwszej rozmowie — po: „Co u ciebie s艂ycha膰, jak ci si臋 wiedzie, co z naszymi wsp贸lnymi znajomymi?" zabraknie tematu. Pomy艣licie z przykro艣ci膮 o sobie: „Jak on si臋 zestarza艂".

Je艣li stanie si臋 inaczej, to dow贸d, 偶e napotka艂e艣 przyjaciela, chocia偶 mo偶e nigdy go tak nie nazywa艂e艣. Ale to jest bardzo rzadki wypadek.

159


PTAKI NIEBIESKIE

Gdy zobaczysz co艣 pi臋knego, nie chwytaj za aparat fotograficzny, czy te偶 nie 偶a艂uj, 偶e nie masz go przy sobie — nie kolekcjonuj pi臋knych chwil. Szcz臋艣cia nie da si臋 zamkn膮膰 w albumach fotograficznych, nie da si臋 go przywo艂a膰 przez odwr贸cenie kartki.

Nie my艣l, 偶e ju偶 nic wspanialszego spotka膰 ci臋 nie mo偶e. Id藕 naprz贸d. B膮d藕 spokojny: rzeczywisto艣膰 jest bogata — nie wyczerpiesz jej w ci膮gu swego 偶ycia.

160


UFAJ

Co ty my艣lisz o sobie? 呕e jeste艣 genialny? 呕e jeste艣 bardzo inteligentny? Co zosta艂o z twoich „sn贸w o pot臋dze"? Co z twoich m艂odzie艅czych marze艅 o wielko艣ci? — Zgaszone spojrzenie cz艂owieka, kt贸ry chce ju偶 tylko ma艂ej stabilizacji.

A przecie偶 w tobie s膮 mo偶liwo艣ci, kt贸rych nawet nie przeczuwasz. Jeste艣 zdolny do czyn贸w, o jakich nie marzy艂e艣 w naj艣mielszych przypuszczeniach. A w tobie drzemie wielko艣膰.

By艂e艣 tylko dalej chcia艂 walczy膰.

161


MA艁EJ WIARY

Nie zas艂aniaj si臋 swoj膮 ma艂o艣ci膮, z艂em, kt贸re zd膮偶y艂e艣 w 偶yciu pope艂ni膰.

Nie zas艂aniaj si臋 swoim ba艂aganiarstwem, lenistwem, brakiem inteligencji — wadami, kt贸rych jeste艣 艣wiadom.

Nie b贸j si臋 ludzi, kt贸rzy staj膮 ci na przeszkodzie, kt贸rzy ci z艂o艣liwie bru偶d偶膮, nie b贸j si臋 opornego 艣wiata.

Masz do艣膰 si艂y, aby stan膮膰 na wysoko艣ci zadania.

Daje ci j膮 Ten, kt贸ry 偶膮da od ciebie wielko艣ci.

162


W艁脫呕 NA NI膭 R臉K臉 TWOJ膭, A B臉DZIE 呕Y膯

Stofsz w pokoju dyrekcji. Kierownik robi ci wyrzuty. Nie bronisz si臋. Ka偶de twoje s艂owo by艂oby nieporozumieniem. To co on m贸wi, mo偶e to i prawda, ale przecie偶 to s膮 szczeg贸艂y. A gdzie偶 praca, kt贸r膮 w艂o偶y艂e艣? Wr贸ci艂e艣 do domu, usiad艂e艣 na krze艣le; trzeba by si臋 przebra膰, nastawi膰 wod臋 na herbat臋, ale tak bardzo si臋 nie chce.

Jeste艣 chory. Przed chwil膮 lekarz wyszed艂, jeszcze jego s艂owa d藕wi臋cz膮 ci w uszach: Zupe艂nie niedwuznacznie z tego wynika艂o, 偶e gdyby艣 tyle nie pracowa艂, gdyby艣 si臋 nie przem臋cza艂... Wok贸艂 ciebie kr臋c膮 si臋 ludzie, dla kt贸rych 偶y艂e艣, na kt贸rych pracowa艂e艣. Dzieli ci臋 od nich odleg艂o艣膰 inno艣ci: oni s膮 zdrowi.

Ujrza艂e艣 na twarzy cz艂owieka, kt贸rego nazywa艂e艣 przyjacielem grymas, chocia偶 prosi艂e艣 o tak膮 prost膮 rzecz. A zdawa艂o ci si臋, 偶e zatar艂a si臋 r贸偶nica pomi臋dzy „on" i „ja". Teraz spostrzeg艂e艣, 偶e odleg艂y jest od ciebie o ca艂e 艣wiaty.

„Chcia艂bym, a偶eby do mnie przyszed艂 kto艣 najbardziej Prosty.

163


Taki, jak na maszty brane polskie sosny.

呕eby mi powiedzia艂 s艂owo jedno tylko — Synu.

l aby odszed艂, l 偶eby zostawi艂 blad膮 wo艅 ja艣minu."


PRO艢CIE

Z pustymi oczyma podniesionymi ku g贸rze, wyci膮gaj膮c przed siebie sztywne ramiona, posuwamy si臋 ku przodowi niepewnymi krokami. Zderzamy si臋 z podobnymi nam 艣lepcami, obijamy si臋 o sprz臋ty, 艣ciany, b艂膮dzimy w艣r贸d labiryntu uliczek myleni fa艂szywymi g艂osami, potykamy si臋 o kamienie, brodzimy przez ka艂u偶e, rozdygotani, niepewni, smutni.

Ale czy nie przeczuwasz istnienia innego 艣wiata? Przecie偶 dolecia艂 do twoich uszu szum lasu. Przecie偶 musn臋艂o twoj膮 twarz ciep艂o s艂o艅ca. Ukl臋knij przy drodze, bo Jezus przechodzi i wo艂aj: „Jezusie, Synu Dawid贸w, zmi艂uj si臋 nade mn膮!" Us艂yszy. Ale ty wo艂aj dalej: „Jezusie, Synu Dawid贸w, zmi艂uj si臋 nade mn膮!". Mo偶e ci臋 b臋d膮 ucisza膰, aby艣 da艂 spok贸j, bo to nie ma sensu. Nie przestawaj, tylko pro艣. Na pewno podejdzie i spyta: „Co chcesz, abym ci uczyni艂?" „Panie, abym przejrza艂". Na pewno odpowie: „Niech ci si臋 stanie, jako艣 chcia艂".

l zobaczysz najpierw Jezusa, a potem 贸w inny 艣wiat — kolorowy, przestrzenny, prawdziwy.

165


ZES艁ANIE

DUCHA 艢WI臉TEGO

0x01 graphic


ZE艢L臉 GO WAM

To nie tylko kiedy艣 na zgromadzonych w Wieczerniku zst膮pi艂 Duch 艢wi臋ty. On mo偶e zst膮pi膰 i na ciebie, tylko Go o to pro艣.

Niech ci臋 o艣wieci, 偶eby艣 zrozumia艂, czym jest dla ciebie ka偶dy tw贸j dobry czyn, czym jest dla ciebie ka偶dy tw贸j grzech. Niech zst膮pi i pomo偶e ci wierzy膰, modli膰 si臋, kocha膰 Boga i bli藕niego. Niech usunie smutek, a przyniesie ci rado艣膰 偶ycia: rado艣膰 偶ycia Prawd膮.

Pro艣, a zst膮pi i odmieni si臋 twoje 偶ycie.

8 - Aby nie usta膰...


NIE B脫JCIE SI臉 TEGO, KTO MO呕E CIA艁O ZATRACI膯

Niepewno艣膰, strach, dr偶enie o sw贸j los, rozpacz — to jest nasze codzienne kuszenie.

Duch Chrystusowy — to pok贸j, ufno艣膰, optymizm, pogoda; on sprawia, 偶e jeste艣my w stanie w pe艂ni 偶y膰. Bo tylko wtedy jest si臋 wolnym, gdy mo偶na ryzykowa膰 i gdy strata nie dotyczy rzeczy najwa偶niejszych.

170


JEGO MATKA

Sz艂a maj膮c b艂臋kit nieba nad g艂ow臋, wok贸艂 zielone wzg贸rza i py艂 drogi pod stopami, ze swoim Dzieckiem na r臋ku. Po raz pierwszy oficjalnie, publicznie. Szcz臋艣cie, uniesienie, kt贸re znaj膮 tylko matki.

Za chwil臋 Symeon przepowie Jej cierpienie. To b臋dzie pierwszy b贸l, pierwszy miecz, kt贸ry spadnie na Ni膮 przez Syna. Potem przyjd膮 inne. Niezrozumia艂e odezwanie si臋 dwunastoletniego Cz艂owieka: „Co jest, 偶e艣cie mnie szukali, nie wiedzieli艣cie, 偶e w sprawach Ojca mego potrzeba, abym by艂?" — s艂owa, kt贸re zgasi艂y dr偶膮ce od niepokoju i wyrzutu pytanie: „Synu, c贸偶e艣 nam uczyni艂?" A potem obce s艂owa, kt贸re tak trudno by艂o przyj膮膰 — w Kanie Galilejskiej: „Niewiasto, jeszcze nie przysz艂a godzina moja". Po raz ostatni „niewiasto" us艂ysza艂a — pod krzy偶em.

Ale to jest Jej Syn. Ale mimo wszystko, chocia偶by zdarzy艂o si臋 co艣 stokro膰 bole艣niejszego, chocia偶by odszed艂 daleko bardziej — to jest Jej Syn. Ona jest Jego Matk膮.

171


RZEK艁 DO NIEJ: NIEWIASTO

Taka anielska, tak przeb艂ogos艂awiona, 偶e prawie ju偶 nieludzka, nierealna, nierzeczywista.

A by艂a przecie偶 prostym cz艂owiekiem.

W spiekocie palesty艅skiego s艂o艅ca, w bia艂ej prostej sukni, przewi膮zanej sznurem, z chust臋 na g艂owJe. Zna艂a dobrze drog臋 do 藕r贸d艂a. Setki razy przemierza艂a j膮 z glinianym dzbanem.

By艂a w pe艂ni cz艂owiekiem.

Drobne kamyczki k艂u艂y jej bose stopy. Jej r臋ce by艂y spracowane obracaniem 偶aren, kopaniem zesch艂ej ziemi.

Pozna艂a w pe艂ni, co to s膮 zawiedzione nadzieje, co znacz膮 s艂owa: „My艣li moje nie s膮 my艣li wasze, drogi moje nie s膮 drogi wasze."

Gdy pocz臋艂a Chrystusa, gdy sta艂o si臋 w Niej faktem to, o czym marzy艂y wszystkie niewiasty 偶ydowskie, ca艂膮 sw膮 dusz膮 zwr贸ci艂a si臋 ku Temu, kt贸ry w Niej zamieszka艂. Ukocha艂a Go wiosn膮 swego dziewcz臋cego serca. O Nim my艣la艂a przy kopaniu, myciu naczy艅, praniu. Jemu 艣piewa艂a. Nim si臋 cieszy艂a.

Wiedzia艂a, jaka b臋dzie Jego przysz艂o艣膰. Wiedzia艂a, co Go czeka.

172


l wymarzy艂a sobie swoj膮 rol臋 w Jego 偶yciu: 偶e gdy ludzie odwr贸c膮 si臋 od Niego, ona b臋dzie przystani膮 w Jego dalekich w臋dr贸wkach, odpocznieniem — b臋dzie tym cz艂owiekiem, kt贸ry Go zrozumie najlepiej.

Rzeczywisto艣膰 okaza艂a si臋 inna.

Pierwsza zapowied藕 innego: zgubienie Jezusa. To nie by艂o z Jej winy. Wyra藕nie powiedzia艂a: „Synu, c贸偶e艣 nam tak uczyni艂. Oto ojciec Tw贸j i ja 偶a艂o艣nie szukali艣my Ciebie". Us艂ysza艂a obc膮 odpowied藕: „Czy nie wiecie, 偶e w sprawach Ojca mego potrzeba, abym by艂?" Nie spodziewa艂a si臋 takiej odpowiedzi. Ewangelista napisze p贸藕niej: „A oni nie zrozumieli s艂owa, kt贸re do nich m贸wi艂". Ujrzeli jaki艣 mur mi臋dzy Synem a nimi. On ma inny 艣wiat, do kt贸rego oni nawet nie docieraj膮.

Trzydzie艣ci lat; Jezus wychodzi z domu, aby naucza膰.

Odszed艂 i nigdy nie wr贸ci艂. W Ewangeliach nie znajdujemy 偶adnej wzmianki o pobycie Jezusa w domu rodzinnym w czasie Jego trzyletniej pracy nauczycielskiej.

A Matka Naj艣wi臋tsza czeka艂a. Mo偶e przyjdzie? Powinien przyj艣膰. Przecie偶 wie, 偶e Ona czeka. A je偶eli nie przychodzi, to dlaczego?

P艂yn臋艂y miesi膮ce. Gromadzi艂y si臋 nad Jezusem chmury nienawi艣ci faryzeusz贸w. Z艂e wie艣ci dochodzi艂y do Niej. Przynosili je mniej lub bardziej 偶yczliwi ludzie. Przynosili r贸wnie偶 oszczerstwa rzucane przez faryzeusz贸w na Jezusa. Wrogowie szukaj膮 pretekstu, aby Go mo偶na by艂o skaza膰 na 艣mier膰, a przynajmniej aresztowa膰. Na ca艂膮 Palestyn臋 g艂o艣ne s膮 ich podchwytliwe pytania i zwyci臋skie odpowiedzi Jezusa.

173


Jak Ona pragn臋艂a, by przyszed艂, by odpocz膮艂, 偶eby powiedzia艂 Jej o swoim 偶yciu, a przynajmniej 偶eby przyszed艂 i ju偶 nawet nic nie m贸wi艂, tylko usiad艂.

Ale Jezus nie przyszed艂.

Wtedy Ona posz艂a do Niego.

By艂 w jakim艣 domu i prowadzi艂 dysput臋 z faryzeuszami.

Przyszli i powiedzieli, 偶e Matka Jego czeka przed domem.

Ale Jezus nie wyszed艂.

l wtedy chyba w Niej si臋 co艣 otworzy艂o. Zrozumia艂a, 偶e inna jest Jej droga. On nie chce mie膰 w Niej oparcia, odpocznienia w cierpieniu. Chce cierpie膰 sam. Chce sam wypi膰 do dna kielich goryczy. Ona mo偶e tylko z boku obserwowa膰 i wsp贸艂czu膰. Pan B贸g wyznaczy艂 Jej inna drog臋, nie t臋, kt贸ra sobie marzy艂a w m艂odo艣ci. Zrozumia艂a i przyj臋艂a, chocia偶 Je to musia艂o wiele kosztowa膰. Nie widzimy Jej ju偶 przy Jezusie u Annasza, Kajfasza, Pi艂ata. Jeden raz spotkali si臋 oczami w czasie drogi krzy偶owej. Na koniec stan臋艂a pod krzy偶em i jeszcze wtedy us艂ysza艂a s艂owo, kt贸rego tak bardzo nie chcia艂a: Niewiasto.


JEJ SYN

„Znowu id膮". Drgn臋艂a. A ci ju偶 si臋 t艂oczyli w drzwiach sionki rozgadane gromad膮. T臋偶a艂a wewn臋trznie, gdy po z艂o艣liwych pozdrowieniach dla „matki wielkiego nauczyciela z Nazaretu" poczynali wypytywa膰 o Jego 偶ycie. Co robi艂? A najwa偶niejsze, co m贸wi艂? By艂a przera偶ona nienawi艣ci膮 tych ludzi. Wiedzia艂a, 偶e trzeba jak najmniej m贸wi膰, a najlepiej milcze膰. Ogl膮dali bezlitosnymi oczami miejsce Jego pracy, przygl膮dali si臋 Jego rzeczom, dzielili si臋 dwuznacznymi uwagami, l przytaczali zdania z Jego nauk. l pienili si臋 z艂o艣ci膮, l wygra偶ali pi臋艣ciami przed Jej twarz膮. 呕e Go tak wychowa艂a. 呕e tak膮 jest matk膮. A wreszcie namawiali, by wp艂yn臋艂a na Niego, bo On nie zdaje sobie sprawy, co Mu grozi. 呕e szkoda Go, bo ma talent. 呕e maj膮 Go w swych r臋kach. Ale z lito艣ci dla Niej nie chc膮 Go zniszczy膰. A potem odchodzili. Pozostawa艂a po nich g艂臋boka cisza, t臋py b贸l ko艂o serca i pewno艣膰, 偶e znowu przyjd膮, 偶e nie dadz膮 Jej spokoju. Potem przychodzili ju偶 po Niego. Z g艂臋bi snu wyrywa艂o J膮 dobijanie si臋. Otwarte oczy razi艂 czerwony blask pochodni. Wpadali do izby. Jeden zo-

175


stawa艂 przy Niej, inni przewracali mieszkanie i gdy, jak zawsze, nie znajdowali Go, pytali, gdzie jest? Nie chcieli uwierzy膰, 偶e naprawd臋 Go tu nie ma i od dawna Go tu nie by艂o. l 偶e Ona naprawd臋 nie wie, gdzie jest. Wychodzili obrzucaj膮c J膮 obelgami. Mo偶e Pan B贸g nie dopu艣ci艂 do tego, aby kto艣 J膮 uderzy艂.

Gdy sz艂a uliczkami Nazaretu, tego Nazaretu, kt贸ry po przem贸wieniu Jezusa w synagodze chcia艂 Go zabi膰, dolatywa艂y do Jej uszu szepty, uwagi, okrzyki. Natr臋tne spojrzenia chcia艂y podnie艣膰 Jej powieki, ujrze膰 strach, smutek czy gniew. Czu艂a si臋 sama, otoczona pogard膮. Posz艂a za Nim do Jerozolimy. By艂a blisko Niego, gdy kona艂. A potem znowu sama. l znowu podobne szepty i podobne spojrzenia. „To matka tego bandyty, ukrzy偶owanego na Golgocie". „Tego cie艣li z Nazaretu, kt贸ry buntowa艂 nar贸d 偶ydowski."

Rado艣膰 Zmartwychwstania zak艂贸ca艂o podgl膮danie i kuszenie. „Dlaczego nie idziesz na gr贸b swego syna? Nie ma? Zmartwychwsta艂? Powiedz lepiej, gdzie艣cie go ukryli?"

Mo偶e Pan B贸g nie dopu艣ci艂, 偶eby kto艣 ze z艂orzecz膮cych oplu艂 J膮. A potem, potem prawie wszyscy aposto艂owie rozeszli si臋. Piotr i Jan prze艣ladowani, wzywani przez sanhedryn, stale zagro偶eni, prawie si臋 nie pokazywali. Czasem tylko, gdy zmrok zapada艂 i mo偶na by艂o niepostrze偶enie przemkn膮膰 uliczkami, przychodzili do Niej ci, kt贸rzy Go kochali, prosz膮c: „Opowiedz nam o Nim".

Sk膮d to wszystko wiemy? Gdzie to wszystko s艂yszeli艣my? Te kroki przed domem, dobijanie si臋 do drzwi, wypytywanie o syna, krzyki,

176


bicie, maltretowanie? Dlaczego Ona jest nam tak bliska? Bo prze偶y艂a to, co i nasze matki, l dlatego cho膰 Zielna, Siewna, Gromniczna — to zawsze Cz臋stochowska: z powa偶n膮 twarz膮 i dwiema bliznami od uderzenia.


ZNALAZ艁A GO

To by艂o takie proste. Gdy przychodzi艂e艣 podrapany, posiniaczony, roz偶alony, rozbeczany, wgramoli膰 si臋 jej na kolana i wtuli膰 g艂ow臋 i s艂ucha膰, jak jej serce bije. Serce, kt贸re na pewno kocha. P艂acz przechodzi艂 w pochlipywanie. Odp艂ywa艂a gorycz. By艂o ci dobrze, tak dobrze, 偶e a偶 zasypia艂e艣.

Potem przyszed艂 okres, gdy denerwowa艂a ci臋 jej dobro膰. Nie mog艂e艣 znosi膰 jej milczenia i smutnego spojrzenia, gdy co艣 z艂ego zrobi艂e艣. Niechby zrobi艂a awantur臋, niechby krzycza艂a, a nawet zbi艂a.

Potem poszed艂e艣 w 艣wiat. Z wielkimi planami i nadziejami, pe艂en wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wtedy: roz偶alony. Do niej. W pokoju jest cicho, czy艣ciutko jak dawniej, matka pomi臋dzy starymi meblami krz膮ta si臋 ucieszona, 偶e艣 przyszed艂. „Mo偶e si臋 herbaty napijesz?" Napijesz si臋, bo to ci da okazj臋 do zatrzymania si臋 tu d艂u偶ej. Ona nie wie i nigdy nie b臋dzie wiedzie膰, jak ci tego powrotu by艂o trzeba. Mo偶e p贸藕niej podejdzie i poca艂uje twoj膮 g艂ow臋, nie wiedz膮c jak bardzo na to czeka艂e艣. Czujesz, jak odp艂ywa twoja z艂o艣膰, niena-

178


wi艣膰, rozgoryczenie, jak bierzesz w siebie 艣wiat艂o, jej dobro膰.

Przez te lata, kt贸re min臋艂y, spi臋trzy艂o si臋 w tobie z艂o, stwardnia艂e艣, skrzep艂e艣 w egoizmie, stykaj膮c si臋 z surowym 艣wiatem.

Teraz w czasie nabo偶e艅stw majowych przychodzisz do Niej przez modlitwy, pie艣ni — obcujesz z Ni膮. Czujesz, jak odp艂ywa od ciebie z艂o, jak bierzesz w siebie 艣wiat艂o — Jej dobro膰.


PRZYSZ艁A DO NIEGO

Dla ojc贸w naszych by艂a cz臋stochowsk膮, kal-waryjsk膮, piekarsk膮, gidelsk膮, ostrobramsk膮.

Dla ojc贸w naszych by艂a Zieln膮, Siewn膮, Gromniczn膮.

Zosta艂y po nich pie艣ni, legendy, obrazy, rze藕by przydro偶ne, ryngrafy rycerskie i szka-plerze.

My, nowe pokolenie, patrzymy z za偶enowaniem na to przywi膮zanie ojc贸w naszych do Matki Naj艣wi臋tszej.

Ka偶dy dzie艅 rozpoczyna艂 si臋 Godzinkami. Oparty by艂 o trzy punkty: Anio艂 Pa艅ski rano, Anio艂 Pa艅ski w po艂udnie, Anio艂 Pa艅ski wieczorem. Ko艅czy艂 si臋 wsp贸ln膮 Koronk膮 ca艂ego domu. Gdy do tego doda膰 wszystkie 艣wi臋ta maryjne w ci膮gu roku, maj z jego nabo偶e艅stwami, pa藕dziernik z r贸偶a艅cem i adwent z ro-ratami, to trudno si臋 dziwi膰, 偶e kult do Niej potrafi艂 przemieni膰 barbarzy艅skie serca naszych przodk贸w.

Oby wesz艂a w nasze 偶ycie i przemieni艂a serca nasze nie mniej dzikie od serc naszych praojc贸w.

180


RZEK艁 UCZNIOWI: OTO MATKA TWOJA

Je偶eli ci to przeszkadza, to nie m贸w „Kr贸lowo". Je偶eli ci臋 to 艣mieszy, to nie m贸w „Dziewico". Je偶eli to ci nic nie m贸wi, to nie m贸w „Pani". Je偶eli nie rozumiesz, to nie m贸w „Naczynie powa偶ne". M贸w o Niej „Ona", albo po prostu „Maria". Jak chcesz. Byle by艂a dla ciebie tym, czym by膰 powinna: Matk膮.

181


B艁OGOS艁AWIONA艢 TY MI臉DZY NIEWIASTAMI

W Twoje 艣wi臋to upro艣 nam, Matko Naj艣wi臋tsza, aby艣my cho膰 troch臋 tak wierzyli w Jezusa, cho膰 troch臋 tak Mu ufali, cho膰 troch臋 tak Go kochali — jak Ty. Upro艣 nam u Boga, aby艣my w duszy naszej cho膰 troch臋 byli tak spokojni, cho膰 troch臋 tak szcz臋艣liwi — jak Ty.

182


B艁OGOS艁AWIONY OWOC 呕YWOTA TWEGO

W Niej sk艂adamy ho艂d tym kobietom, kt贸re cz臋艣膰 偶ycia swojego odda艂y drugiemu cz艂owiekowi: ci膮gi nieprzespanych nocy, dnie wype艂nione gotowaniem kaszek i podgrzewaniem mleka, praniem pieluszek, dr偶eniem o ka偶dy kaszel i ka偶dy skok temperatury; w bezustannym za艂ataniu, 偶eby ze wszystkim zd膮偶y膰; potem troska o ka偶dy samodzielny krok ma艂ego cz艂owieka, kt贸ry zaczyna nieporadnie wchodzi膰 w 偶ycie — maj膮c w perspektywie samotno艣膰.

W Niej oddajemy ho艂d kobietom, kt贸re s艂owu „kocham" nada艂y najpe艂niejszy kszta艂t.

183


RZEK艁 DO MATKI SWOJEJ: OTO SYN TW脫J

W klasztorze 艣w. Hildegardy umiera艂a siostra Maria Bernarda, nosz膮ca w 艣wiecie nazwisko Bernadetty Soubirous. To ta, kt贸rej tylokrotnie ukazywa艂a si臋 Pani. Ale to by艂o bardzo dawno. Po ostatnim widzeniu, w kt贸rym us艂ysza艂a, 偶e Jej ju偶 nigdy wi臋cej na ziemi nie zobaczy, przyszed艂 okres nieutulonej t臋sknoty. Od siedmiu lat trwaj膮ca gru藕lica ko艣ci, przy coraz ci臋偶szych stanach astmy, wyniszczy艂a j膮. Siostry zakonne otoczy艂y jej 艂贸偶ko. Zbli偶a艂 si臋 koniec. Blad膮 twarz napi臋tnowan膮 cierpieniem powoli pokrywa艂 cie艅 艣mierci. Coraz rzadsze oddechy i coraz delikatniejsze, l w momencie, kiedy zgromadzeni byli przekonani, 偶e zgon ju偶 nast膮pi艂, ona nagle unios艂a si臋 do pozycji p贸艂siedz膮cej, otworzy艂a szeroko oczy, twarz jej rozja艣nia艂a szcz臋艣ciem — tak, jakby kogo艣 ukochanego ujrza艂a. Krzykn臋艂a tylko jedno s艂owo: „j'aime" — kocham, opad艂a na poduszk臋 i skona艂a. M贸wi膮, 偶e to Naj艣wi臋tsza Maryja Panna ukaza艂a si臋 jej w ostatniej chwili 偶ycia.

„Czy ty kochasz Naj艣wi臋tsz膮 Maryj臋 Pann臋?" — spyta艂 mistrz nowicjatu 艣w. Stanis艂a-

184


wa Kostk臋, gdy przechodzili przez podw贸rko kolegium.

„Czy ja J膮 kocham? — podni贸s艂 wielkie oczy na wychowawc臋 — przecie偶 to moja Matka".

Czy ty kochasz Naj艣wi臋tsz膮 Maryj臋 Pann臋?


MATKA JEZUSA

Najpi臋kniejsza. A przy tym taka cz艂owiecza, taka prosta, taka macierzy艅ska, serdeczna. Nie przera偶a ogromem. Nie odpycha sprawiedliwo艣ci膮. Jest nam bliska. Z tak膮 mi艂o艣ci膮 u艣miecha si臋. Do kogo? Do Jezusa, kt贸rego trzyma na r臋kach.

Po maju idzie czerwiec.

Naucz nas, 艢wi臋ta Maryjo, kocha膰 Jezusa.

186


W IMI臉 OJCA l SYNA i DUCHA

艢WI臉TEGO

On stworzy艂 艣wiat, On stworzy艂 ka偶dego z nas.

On wyznaczy艂 ka偶demu pocz膮tek i koniec.

On wytyczy艂 kr臋t膮 艣cie偶k臋 ka偶dego 偶ycia.

On jest w pi臋knie 艣wiata i rzeczy r臋k膮 ludzk膮 robionych.

On jest prawd膮 艣wiata, odkrywan膮 przez nas.

On jest warto艣ci膮 ka偶dej sprawy.

On sta艂 si臋 cz艂owiekiem i umar艂 za nas na krzy偶u.

On da艂 nam 艂ask臋 uczestniczenia w swoim B贸stwie i swojej Ofierze.

On jest przy pocz膮tku ka偶dego dobrego czynu, ka偶dej naszej dobrej my艣li i s艂owa.

On nam towarzyszy przez ca艂e 偶ycie, i gdy wstajemy, i gdy k艂adziemy si臋 spa膰.

On — B贸g w Tr贸jcy 艢wi臋tej Jedyny.

187


SYN CZ艁OWIECZY

Twoja religijno艣膰: tu chodzi o tw贸j ca艂kiem osobisty kontakt z Jezusem. Chodzi o to, 偶eby艣 codziennie, wci膮偶 na nowo, chcia艂 wychodzi膰 ze swojej nieobecno艣ci, ze swojej oboj臋tno艣ci; wi臋cej: ze swojej pozycji przyjaznego obserwatora; wi臋cej: z pozycji cz艂owieka, kt贸ry na zasadzie przyzwyczajenia albo sympatii, albo obowi膮zku, zachowuje w domu zwyczaje katolickie, albo nawet uczestniczy we Mszach 艣wi臋tych czy odmawia codzienne modlitwy. Chodzi o to, 偶eby艣 m贸wi艂 do Boga: „TY".

188


WSZED艁 DO 艢WI膭TYNI, ABY SI臉 MODLI膯

Nie b贸j si臋 zwraca膰 do Boga wtedy, gdy nie jeste艣 w ko艣ciele, a przynajmniej na kl臋czkach. Nie b贸j si臋 zwraca膰 do Boga, gdy ju偶 le偶ysz w 艂贸偶ku i przypominasz sobie, 偶e znowu nie m贸wi艂e艣 wieczornego pacierza, bo zapomnia艂e艣 albo uzna艂e艣 si臋 za wystarczaj膮co zm臋czonego. Nie b贸j si臋 zwraca膰 do Boga, gdy idziesz czy jedziesz do swoich zaj臋膰 i przypominasz sobie, 偶e jak zwykle nie odm贸wi艂e艣 rannego pacierza, bo nie by艂o ju偶 czasu, albo po prostu dlatego, 偶e ci si臋 nie chcia艂o. Nie b贸j si臋 zwraca膰 do Boga, gdy jeste艣 艣wiadom pope艂nionego grzechu, nie b贸j si臋 nawet wtedy, gdy zdajesz sobie spraw臋, 偶e grzech tw贸j nie jest wyj膮tkiem, 偶e trwasz w nim od dawna i nie ma widok贸w na to, aby艣 w najbli偶szym czasie m贸g艂 to zmieni膰.

189


A GDY SI臉 MODLI膯 B臉DZIECIE

Wej艣膰 w rozmow臋, to znaczy wystawi膰 na pr贸b臋 swoje dotychczasowe stanowisko: zgodzi膰 si臋 na to, 偶e — by膰 mo偶e — zostanie ono potwierdzone, 偶e hierarchia warto艣ci zostanie jeszcze bardziej wzmocniona, a pogl膮dy pog艂臋bione; ale wej艣膰 w rozmow臋, to znaczy r贸wnie偶 zdecydowa膰 si臋 na ryzyko: 偶e trzeba b臋dzie ust膮pi膰 z zajmowanych pozycji, zrezygnowa膰 z g艂oszonych pogl膮d贸w, dokona膰 przesuni臋膰 w hierarchii warto艣ci, zmieni膰 spos贸b patrzenia na siebie i innych.

Wej艣膰 w rozmow臋, to znaczy, 偶e mo偶e trzeba b臋dzie przyj膮膰 za swoje co艣, co dot膮d by艂o mi obce. A mo偶e nawet — 偶e trzeba b臋dzie sta膰 si臋 innym cz艂owiekiem.

Modlitwa jest rozmow膮 z Bogiem.

190


NAUCZ NAS MODLI膯 SI臉

Mo偶na przez wiele lat chodzi膰 w niedziel臋 do ko艣cio艂a i codziennie odmawia膰 pacierz rano i wieczorem i ani przez chwil臋 si臋 nie modli膰. Modlitwa jest usuni臋ciem muru obco艣ci mi臋dzy cz艂owiekiem a Bogiem. Jest odszukaniem: W samotno艣ci — Przyjaciela. W grzeszno艣ci — przebaczaj膮cego spojrzenia. W prze-mijalno艣ci — wiecznego trwania. W codziennych prostych czynno艣ciach — warto艣ci wiecznych. W cierpieniu — odkupienia.

191


M脫DLCIE SI臉

Nie wynajdziesz dla swego dziecka lekarstwa na raka. Nie os艂onisz przed samotno艣ci膮. Nie uratujesz od rozpaczy. Naucz je 偶y膰 z Bogiem. Aby razem z Nim by艂o na spacerze i w szkole, aby razem z Nim ocenia艂o 偶ycie: prac臋, rozrywki, polityk臋, ksi膮偶ki, ludzi i samego siebie.

Szko艂膮 jest modlitwa. Trzeba wi臋c z jak najwi臋ksz膮 uwag膮, z wczuciem si臋 w psychik臋 dzieci臋c膮 dobiera膰 s艂owa najprostsze, albo je razem z nim uk艂ada膰. Trzeba w miar臋 rozwoju umys艂owego pog艂臋bia膰 prze偶ycia religijne m艂odego cz艂owieka.

Nie wynajdziesz sobie lekarstwa na raka. Nie os艂onisz si臋 przed samotno艣ci膮. Nie uratujesz si臋 od rozpaczy. Naucz si臋 偶y膰 z Bogiem.

192


JAM JEST CHLEB 呕YWY

Pierwsza Komunia 艣wi臋ta dzieci. — Ju偶 wcze艣niej krawiec i seria przymiarek. A potem kupowanie podkolan贸wek, bia艂ych bucik贸w, wst膮偶ek. W przeddzie艅 Spowiedzi 艣wi臋tej przychodzi dzieciak z g艂ow膮 obwi膮zan膮 kolorowymi chustkami, aby jako tako przykry膰 w臋ze艂ki papilot贸w. W sam dzie艅 Komunii 艣wi臋tej dziecko budz膮 o sz贸stej, czasem o pi膮tej. Czesanie, ubieranie, naci膮ganie, ostatnie wskaz贸wki: „Uwa偶aj, 偶eby艣 nie przydepta艂a, uwa偶aj, jak idziesz, bo si臋 pochlapiesz b艂otem, 偶eby艣 si臋 艣wiec膮 nie obla艂a", potem taks贸wka — znowu trzeba uwa偶a膰, 偶eby si臋 nie pomi膮膰. Przyjazd na miejsce. Ci膮g艂e zbi贸rki, wieczne ustawianie, szarpanie dzieckiem na lewo i prawo. Wej艣cie do ko艣cio艂a, przem贸wienie ksi臋dza proboszcza, kt贸rego zupe艂nie nie s艂ycha膰, potem 艣piewy, orkiestry, organy.

Tak trudno ujrze膰 Jezusa.

9 - Aby nie usta膰... .• QO


NA KRZY呕U

Przychodz膮 na nas dni, kiedy trudno si臋 modli膰. M臋czymy si臋 podczas pacierza, ko艣ci贸艂 nas odpycha, nie potrafimy si臋 skupi膰 przed Panem Jezusem w Naj艣wi臋tszym Sakramencie. Msze 艣wi臋te wydaj膮 si臋 skomplikowan膮 ceremoni膮. Wtedy wype艂zaj膮 w膮tpliwo艣ci co do prawd religijnych dot膮d dla nas najprostszych. Pojawiaj膮 si臋 pytania o dobro膰 Bo偶膮, o sprawiedliwo艣膰 na ziemi. Pan B贸g oddala si臋 tak bardzo, 偶e prawie przestaje istnie膰.

Nie my艣l, 偶e to zdarzy艂o si臋 tobie pierwszemu; to jest pr贸ba, kt贸ra dotyka ka偶dego cz艂owieka, kt贸ra dotkn臋艂a nawet Chrystusa.

呕eby艣 wtedy nie ba艂 si臋 m贸wi膰 tak jak On: „Bo偶e m贸j, Bo偶e m贸j, czemu艣 mnie opu艣ci艂..."

194


W DZIE艃 艢WI臉TY

Od艂o偶one narz臋dzia, wy艂膮czone maszyny, przykryte deski rysownic, ciche hale fabryczne, puste pokoje biurowe, bezczynne telefony.

Nie jeste艣my po to tylko, aby wykonywa膰 plany i wype艂nia膰 normy. Nie jeste艣my po to tylko, aby pracowa膰 fizycznie i umys艂owo, pisa膰, liczy膰, za艂atwia膰, kupowa膰, pra膰, sprz膮ta膰, spieszy膰 si臋.

195


DZIE艃 PA艃SKI

Czas dzielimy dzisiaj tak, jak go dzieli艂 cz艂owiek pierwotny: na kwadry ksi臋偶ycowe trwaj膮ce siedem dni. Po sze艣ciu dniach pracy ludzko艣膰 jeden dzie艅 odpoczywa. A 艣ci艣lej: pierwszy dzie艅 tygodnia jest wolny od pracy, po nim biegnie sze艣膰 dni roboczych. Tak rozumieli tydzie艅 nasi przodkowie. Panu Bogu trzeba odda膰 pierwocin臋 z las贸w, pastwisk i p贸l na znak, 偶e wszystko w Nim ma pocz膮tek, 偶e On jest Panem wszystkiego — Panu Bogu trzeba odda膰 co艣 wi臋cej: cz膮stk臋 samego siebie — sw贸j czas przeznaczony na prac臋. Tak jak tamte pierwociny: zwierz臋ta upolowane, wyhodowane, zbiory p贸l — tak w pierwszy dzie艅 tygodnia dla Niego nale偶y si臋 wstrzyma膰 od pracy.

Dla wielu niedziela pozosta艂a tylko dniem wolnym od pracy, jednym z praw cz艂owieka. Dla nas niech zachowa pe艂n膮 tre艣膰: niech b臋dzie ofiar膮 naszego 偶ycia z艂o偶on膮 Bogu.

196


NA MOJ膭 PAMI膭TK臉

Co to jest Msza 艣w.? To nie jest odtwarzanie filmu nakr臋conego w czasie M臋ki. W takim wypadku obserwowaliby艣my fakt, kt贸ry si臋 sta艂. Msza 艣w. to uobecnienie M臋ki Pana Jezusa. Tu tkwi tajemnica Mszy 艣w., kt贸rej w pe艂ni nie potrafimy nigdy zrozumie膰. To jest jej cud. M贸wi膮c obrazowo, w czasie Podniesienia czas cofa si臋 do momentu, gdy Pan Jezus umiera艂 na krzy偶u.

197


DAR TW脫J

Pomy艣l: za co chcemy osi膮gn膮膰 Boga? Za co chcemy otrzyma膰 szcz臋艣cie wieczne, kt贸re jest przecie偶 szcz臋艣ciem nadprzyrodzonym? Za dwie minuty wieczornego i rannego paciorka? Za drog臋 do pracy? Za zliczanie kolumn cyfr? Za ucieranie nosa dzieciom? Za tych kilkadziesi膮t lat troski najpowszedniejszej, chocia偶by spe艂nianej jak najsumienniej?

Tak, bo przez 偶ycie bezinteresowne dosi臋gamy Tego, kt贸ry stoi na ko艅cu ka偶dego Zachwytu, Troski, Mi艂o艣ci, 呕alu. Jednoczymy si臋 z Tym, kt贸ry jest Sprawiedliwo艣ci膮, Porz膮dkiem, Mi艂osierdziem — kt贸ry jest Bogiem samym.

198


GDY PRZYJDZIESZ DO O艁TARZA

Wszystkim nam bardzo zale偶y na jak najlepszej liturgii Mszy 艣wi臋tej: 偶eby celebrans sprawowa艂 pobo偶nie swoje czynno艣ci, 偶eby modli艂 si臋 j臋zykiem zrozumia艂ym i ubrany by艂 w pi臋kne szaty — i 偶eby wszystko w ko艣ciele pomaga艂o dobrze uczestniczy膰 w 艣wi臋tych obrz臋dach.

Ale musisz zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e to nie jest najwa偶niejsze. Istotne jest to, 偶eby za liturgicznym twoim uczestnictwem w Ofierze Chrystusa sta艂a ofiara twojego chrze艣cija艅skiego 偶ycia — czyn twojej mi艂o艣ci. Inaczej Msza 艣wi臋ta b臋dzie dla ciebie ceremoni膮 bez wielkiego znaczenia. Inaczej wkr贸tce przestaniesz widzie膰 sens niedzielnego chodzenia do ko艣cio艂a.

199


WZI膭艁 CHLEB W R臉CE SWOJE

On zosta艂 z nami nie po to, 偶eby nasz dzie艅 powszedni przemieni膰 w 艣wi膮teczny.

On zosta艂 z nami w Znaku M臋ki: jako ten zdradzony przez przyjaciela, l臋kaj膮cy si臋 艣mierci a偶 do krwawego potu, biczowany, cierniem koronowany, os膮dzony na 艣mier膰, upadaj膮cy pod krzy偶em, ukrzy偶owany — ale nieugi臋ty.

On zosta艂 z nami w Znaku Dnia Codziennego: chleba, 偶eby艣my mieli si艂臋 nie艣膰 sw贸j codzienny krzy偶 i nie za艂ama膰 si臋, nie cofn膮膰, nie zaprze膰 — mimo zm臋czenia, zdrad i prze艣ladowania. 呕eby艣my mieli si艂臋 d藕wiga膰 si臋 z upadku i i艣膰 dalej.

200


DOM M脫J

Pod s艂owem „ko艣ci贸艂" rozumie膰 trzeba przede wszystkim nie dom modlitwy, ale dom Boga. Do ko艣cio艂a przychodzi膰 ci wolno nie tylko wtedy, gdy chcesz si臋 pomodli膰. Zdarzaj膮 si臋 takie dni, a nawet d艂ugie tygodnie, gdy jeste艣 zm臋czony, rozbity, bardzo smutny, gdy sama my艣l o modlitwie ci臋 przera偶a.

Wtedy r贸wnie偶 wolno ci wej艣膰 do ko艣cio艂a, gdzie mo偶esz trwa膰 przed twoim Bogiem.

20t


MIEJ MNIE ZA WYM脫WIONEGO

Jeste艣my przyzwyczajeni do dzia艂ania z pobudek ekonomicznych. Od samego rana, „bo pensja, bo stanowisko, bo op艂aca si臋". Jeste艣my przyzwyczajeni do ulegania wp艂ywowi spo艂eczno艣ci, kieruje nami jej rytm. To jest wygodne, zwalnia od trudu zaj臋cia w艂asnej pozycji, od brania odpowiedzialno艣ci.

Akty religijne nie nios臋 dora藕nych, namacalnych korzy艣ci, a wymagaj膮 osobistego zaanga偶owania, zajmowania pozycji i brania odpowiedzialno艣ci. Nie jeste艣my do tego przyzwyczajeni. Unikamy.

202


ABY NIE USTALI W DRODZE

Zapomnie膰 o sobie, po艣wi臋ca膰 si臋 dla drugich w pracy zawodowej, w codziennym kontakcie z lud藕mi. Zawsze.

A je偶eli z biegiem lat mi艂o艣膰 zacznie ci膮偶y膰?

M艂odo艣膰 jest rozrzutna, nie liczy si臋; s膮dzi, 偶e studnia energii 偶ycia jest bez dna. Wiek dojrza艂y oblicza, chce zabezpieczenia, gwarancji, zap艂aty, wdzi臋czno艣ci.

A je偶eli jeszcze za mi艂o艣膰 otrzymasz lekcewa偶enie, obmow臋? Je艣li ci臋 posadz膮, wypacz臋 twoje najczystsze intencje, skrytykuj膮, wy艣miej膮?

呕eby ci ludzie nie zbrzydli.

呕eby ci nie zbrzyd艂a twoja praca.

呕eby艣 si臋 nie zniech臋ci艂.

呕eby艣 si臋 nie zapiek艂.

呕eby艣 niecierpliwie nie czeka艂 na wdzi臋czno艣膰, sprawiedliwo艣膰, uznanie.

呕eby to nie by艂o dla ciebie wa偶ne.

Czy ju偶 wiesz, dlaczego powiniene艣 przyjmowa膰 Naj艣wi臋tszy Sakrament?

203


SZED艁 PRZEZ CA艁膭 KRAIN臉

Procesja Bo偶ego Cia艂a. Je偶eli wypad艂 ci mecz w tym czasie, to nie id藕. Niech raz bez ciebie wygraj膮 albo przegraj膮. Je偶eli um贸wi艂a艣 si臋 ze swoim ch艂opcem, to przyjd藕cie razem. Gdy planowa艂a艣 z m臋偶em i dzie膰mi i艣膰 na spacer, to b臋dziesz mia艂a najpi臋kniejszy spacer w roku — z Jezusem.

Chcia艂bym, 偶eby Pan Jezus przeszed艂 dzisiaj wszystkimi ulicami naszej parafii. Chcia艂bym, 偶eby przeszed艂 ulicami wszystkich miast i wsi, i 偶eby u艣wi臋ci艂 bruki, asfalty, betony, polne drogi, chodniki, samochody, autobusy, tramwaje. Chcia艂bym, by si臋 zatrzyma艂 na chwil臋 nie tylko w czterech miejscach parafii przy czterech o艂tarzach, ale 偶eby wchodzi艂 do mieszka艅 — jak wtedy, jak przed dwoma tysi膮cami lat.

204


PRZYSZED艁 DO SWOICH

Siedzia艂e艣 przy stole czytaj膮c gazet臋, gdy wpad艂 przyjaciel z okrzykiem, 偶e Pan Jezus chodzi po mie艣cie! Wstrz膮sn膮艂e艣 si臋 wewn臋trznie: „Co ty opowiadasz?" Wyjrza艂e艣: ulica by艂a niezwykle o偶ywiona, z chodnik贸w strumie艅 ludzi wylewa艂 si臋 na jezdni臋, samochody z trudem torowa艂y sobie drog臋. Porwa艂e艣 marynark臋 i wybieg艂e艣. Zmiesza艂e艣 si臋 z t艂umem. Im bli偶ej rynku, tym wi臋ksze masy ludzi. T艂um g臋stnia艂, porusza艂e艣 si臋 coraz wolniej, a偶 wreszcie musia艂e艣 stan膮膰.

Gdyby艣 przylepiony kurczowo do 艣ciany kamienicy, wspinaj膮c si臋 na jaki艣 kamie艅, mia艂 to szcz臋艣cie i zobaczy艂 Go z daleka... Gdyby艣 mia艂 to szcz臋艣cie, 偶e On podszed艂by do ciebie ca艂kiem blisko, popatrzy艂 ci w oczy, po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu... Wystarczy艂oby ci to do ko艅ca 偶ycia. 艢mier膰 by艂aby dla ciebie czym艣 bardzo prostym: powt贸rnym spotkaniem.

Czy naprawd臋 wierzysz w obecno艣膰 Pana Jezusa w Naj艣wi臋tszym Sakramencie?

205


JAM JEST 殴R脫D艁O WODY 呕YWEJ

Nie mo偶e nam stan膮膰 na drodze do Jezusa ksi膮dz. Nie mo偶e wyrosn膮膰 na autorytet obok Niego — Jezusa Chrystusa — nawet najm膮drzejszy ksi膮dz. Nie mo偶e sta膰 si臋 przedmiotem uwielbienia obok Niego 偶aden, nawet naj艣wi臋tszy ksi膮dz. Wtedy to ju偶 nie jest chrze艣cija艅stwo.

Nie przychodzimy do ko艣cio艂a wys艂uchiwa膰 w kazaniach prywatnych pogl膮d贸w jakiego艣 cz艂owieka, ale aby us艂ysze膰, co dzisiaj g艂osi Jezus.

Nie przychodzimy do ksi臋dza dobrze spowiadaj膮cego, ale do Niego, aby nam odpu艣ci艂 grzechy, tak jak w Ostatnim Namaszczeniu On przyjdzie jako dobry Samarytanin, aby nam pom贸c w ostatniej godzinie.

206


POCHODNIE GOREJ膭CE W R臉KACH

WASZYCH

Ju偶 min膮艂 rok od twojej Pierwszej Komunii 艢wi臋tej, min臋艂o ju偶 dziesi臋膰 lat, ju偶 dwadzie艣cia. Gdyby by艂 zwyczaj zbierania si臋 uczestnik贸w tej uroczysto艣ci w jej rocznic臋, to tak jak we wszystkie rocznice kogo艣 by zawsze brakowa艂o. „Bo sukienka si臋 poplami艂a i mamusia nie zd膮偶y艂a uprasowa膰". Potem: „Trzeba by艂o zosta膰 przy dziecku". Potem coraz cz臋艣ciej: „Jak to, nie wiedzia艂e艣? Przecie偶 w tamtym roku umar艂".

W niekt贸rych okolicach w dniu Pierwszej Komunii 艢wi臋tej dzieci oddaj膮 艣wiece, kt贸re trzyma艂y podczas uroczysto艣ci — symbol swego 偶ycia — aby potem pali艂y si臋 na o艂tarzu. Nie w stajni, nie w piwnicy, nie na strychu, ale w艂a艣nie na o艂tarzu.

艢wiece od Pierwszej Komunii 艢wi臋tej — symbol 偶ycia.

Czy w twojej parafii by艂 te偶 taki zwyczaj?

207


S艁UDZY GOSPODARZA

Je偶eli b臋dzie chodzi艂 w kapeluszu, powiedz膮: „kto dzisiaj jeszcze chodzi w kapeluszu", je偶eli w艂o偶y beret: „choruje na nowoczesno艣膰". Je偶eli b臋dzie mia艂 przyzwoit膮 sutann臋 i buty: „popatrz, jaki elegancik", je偶eli b臋dzie nosi艂 sutann臋 po艂atan膮 i buty byle jakie: „udaje biedaka". Je偶eli b臋dzie zdrowo wygl膮da艂: „temu to dobrze", je偶eli b臋dzie chudy: „podejrzane 偶ycie prowadzi". Je偶eli b臋dzie u艣miecha艂 si臋 do dzieci, doros艂ych i w og贸le do 艣wiata: „wyg艂upia si臋", je偶eli b臋dzie chodzi艂 smutny: „odstrasza ludzi od religii Chrystusowej". Je偶eli b臋dzie chodzi艂 zawsze w sutannie: „inni ksi臋偶a te偶 s膮 pobo偶ni, a chodz膮 na cywila, a on udaje pobo偶nego", je偶eli b臋dzie chodzi艂 w garniturze: „sutanna mu ci膮偶y". Je偶eli b臋dzie zorientowany w zagadnieniach wsp贸艂czesnych: „min膮艂 si臋 z powo艂aniem, powinien zosta膰 (zale偶nie od okoliczno艣ci) szoferem, przedsi臋biorc膮 handlowym, ekspertem damskiej mody", je偶eli nie b臋dzie si臋 orientowa艂: „nie zna 偶ycia". Je偶eli b臋dzie w kazaniach porusza艂 tematy og贸lne, powiedz膮, 偶e jest nie偶yciowy, je偶eli b臋dzie wchodzi艂 w szczeg贸艂y,

208


obra偶膮 si臋 na niego po kolei: rodzice, m艂odzie偶, nauczyciele, lekarze, zarzucaj膮c, 偶e wtr膮ca si臋 w ich sprawy. Je偶eli b臋dzie w chorobie leczy艂 si臋: „m贸wi o niebie, a boi si臋 umrze膰", je偶eli nie b臋dzie si臋 leczy艂: „uczy, 偶e trzeba szanowa膰 zdrowie, a sam tego nie robi". Je偶eli b臋dzie Msz臋 艣w. odprawia艂 powoli: „wysta膰 nie mo偶na", je偶eli szybko: „spieszy mu si臋". Je偶eli b臋dzie m贸wi艂 kazania d艂ugie, powiedz膮: „nudzi", je偶eli kr贸tkie: „nie chcia艂o mu si臋 przygotowa膰".

l 藕le by艂oby, gdyby nic nie m贸wili. Dobrze, 偶e tak jest. To 艣wiadczy, 偶e ludziom zale偶y na ksi臋偶ach.


PROSZ臉 CI臉

To Ty sprawiasz, 偶e jeste艣my niespokojni, 偶e jeste艣my niezadowoleni z siebie, 偶e Ci臋 szukamy, l niech tak b臋dzie. Ale prosimy Ci臋, daj nam troch臋 rado艣ci: rado艣ci kupca po znalezieniu upragnionej per艂y; rado艣ci kobiety, kt贸ra odzyska艂a zagubion膮 drachm臋; rado艣ci syna marnotrawnego, kt贸ry wr贸ci艂 do ojca.

210


KO艢CI脫艁 M脫J

Wszystko, czym Ko艣ci贸艂 jest albo co go stanowi: sakramenty z Eucharysti膮; liturgia z najrozmaitszymi nabo偶e艅stwami, obrz臋dami, procesjami, 艣wi臋ceniami — w rytmie roku liturgicznego od Adwentu po Zes艂anie Ducha 艢wi臋tego; hierarchia pocz膮wszy od wikariusz贸w poprzez pra艂at贸w, kardyna艂贸w, a偶 po papie偶a; to, co nazywamy nauczaniem Ko艣cio艂a, z prostym kazaniem i dociekliwymi analizami teolog贸w w艂膮cznie; sztuka ko艣cielna w ca艂ym bogactwie muzyki, parament贸w, naczy艅, architektury, malarstwa, witra偶ownictwa, rze藕by, wystroju ko艣cio艂贸w — wszystko, czym ko艣ci贸艂 jest albo co go stanowi — ma tylko jeden cel: aby艣 wi臋cej wierzy艂, aby艣 wi臋cej ufa艂, aby艣 wi臋cej kocha艂.

211


KTO CHCE I艢膯 ZA MN膭

Droga wielkich ludzi wydaje si臋 nam prost膮, bia艂膮 smug膮, l to nas deprymuje; szczeg贸lnie gdy patrzymy na swoje 偶ycie — pe艂ne b艂膮dze艅, upadk贸w, powrot贸w, 艣lepych uliczek.

Droga wielkich ludzi wydaje si臋 nam jasn膮 plam膮 s艂o艅ca. Ale to jest z艂udzenie. Gdy si臋 jej przyjrzymy z bliska, jest pe艂na b艂膮dze艅, upadk贸w, powrot贸w, 艣lepych uliczek.

Tylko 偶e na niej wi臋cej jest ni偶 u nas cierpliwo艣ci w podnoszeniu si臋 z upadk贸w, wytrwa艂o艣ci w szukaniu w艂asnego kszta艂tu, konsekwencji w d膮偶eniu do wyznaczonych cel贸w.

212


SPRZEDAJ WSZYSTKO, CO MASZ, l P脫JD殴 ZA MN膭

Twoje 偶ycie mo偶e by膰 wspania艂e.

W tych konkretnych warunkach, w tej konstelacji politycznej, w tym uk艂adzie spo艂ecznym i gospodarczym, w twojej konkretnej sytuacji rodzinnej — twoje 偶ycie mo偶e by膰 wspania艂e.

Ale tylko wtedy, je艣li wobec swego 偶ycia pozostaniesz wolny. Gdy 偶adna rzecz nie uro艣nie do tak gigantycznych rozmiar贸w, 偶e ci zas艂oni ciebie. Gdy 偶adna rzecz — niezale偶nie od tego, czy to b臋dzie twoja praca zawodowa, sprawa mieszkania, tytu艂u, stanowiska czy jaka艣 osoba — nie uro艣nie do tak gigantycznych rozmiar贸w, 偶e a偶 stanie si臋 tob膮.

213


OGIE艃 NIE SPALI

Nie potrafisz zgromadzi膰 wszystkiego, co chcia艂by艣 mie膰, a nawet gdyby艣 potrafi艂, to powiedz: po co?

Nie mo偶e ci chodzi膰 o to, 偶eby艣 coraz wi臋cej mia艂, ale masz stara膰 si臋 o to, aby艣 coraz bardziej by艂. Ka偶da rzecz, kt贸re masz, sama w sobie nie ma sensu; musi tobie s艂u偶y膰. S艂u偶y, je偶eli pomaga ci stawa膰 si臋 — stawa膰 si臋 coraz bardziej cz艂owiekiem.

214


ABY艢CIE SPRAWIEDLIWO艢CI WASZEJ NIE CZYNILI PRZED LUD殴MI

Pracuj, odmawiaj, m贸w, zaprzeczaj, u艣miechaj si臋 lub b膮d藕 oboj臋tny tylko wtedy, gdy uwa偶asz, 偶e tak powiniene艣 post膮pi膰 dla dobra, kt贸re ten czyn niesie — wtedy jeste艣 osob膮.

Je偶eli w twoim post臋powaniu argumentem jest nagroda, strach, pochwa艂a, opinia 艣rodowiska, to znaczy, 偶e jeste艣 tylko jednostk膮 kierowan膮 automatyzmem bod藕c贸w zewn臋trznych.

215


NIECH MOWA WASZA B臉DZIE: TAK — TAK; NIE — NIE

Nie k艂am. Nie r贸b min powa偶nych ani smutnych, ani m膮drych, ani gro藕nych. Oducz si臋 fa艂szywych gest贸w. Bo 偶ycie stanie si臋 dla ciebie niezno艣ne.

B膮d藕 wolny. To jest osi膮gni臋cie wi臋ksze ni偶 korzystne kontakty, komfort mieszkaniowy, sukcesy 偶yciowe, kt贸re m贸g艂by艣 zdoby膰 za cen臋 swojej wolno艣ci.

216


CO艢CIE WYSZLI WIDZIE膯, TRZCIN臉 CHWIEJ膭C膭 SI臉 OD WIATRU?

By膰 rzecz膮 — to dawa膰 si臋 kszta艂towa膰, ulega膰: 艣wiatu, ludziom, sobie.

By膰 cz艂owiekiem — to stawi膰 czo艂o: sobie, ludziom, 艣wiatu. Prze艂amywa膰 swoj膮 nie艣mia艂o艣膰, strach, lenistwo, niech臋膰 do wysi艂ku, do my艣lenia, do os膮dzania, do wy艂amywania si臋, do zajmowania pozycji.

Cz艂owiekiem stajesz si臋 dopiero przez wolny czyn.

10 - Aby nie usta膰 Ol T


NIE M脫WCIE

Nie zak艂adaj, 偶e jeste艣 uczniem, artyst膮, 偶on膮, profesorem, ksi臋dzem, kierowc膮. Nie zak艂adaj, 偶e jeste艣 katolikiem. Nie zak艂adaj, 偶e jeste艣 cz艂owiekiem. To jest nie tylko tw贸j stan, to przede wszystkim wezwanie. Stajesz si臋 uczniem, m臋偶em, aktorem, zakonnikiem, in偶ynierem; stajesz si臋 katolikiem; stajesz si臋 cz艂owiekiem — przez kolejny sw贸j czyn. Albo przez ten czyn stan sw贸j zdradzasz.

218


NIE MO呕ECIE BOGU S艁U呕Y膯 l MAMONIE

Nie sprzedawaj si臋 za mamon臋. Nie sprzedawaj swoich najczulszych prze偶y膰, najwi臋kszych tajemnic, najg艂臋bszych przekona艅; nie sprzedawaj przyjaci贸艂 — za mamon臋 powodzenia, uznania, podziwu, stanowiska, pieni臋dzy.

Bo w ko艅cu si臋 oka偶e, 偶e艣 nic nie zyska艂 — 偶e艣 wszystko straci艂.

219


JEDNI DRUGICH BRZEMIONA NO艢CIE

Chocia偶 ci trudno b臋dzie si臋 z tym pogodzi膰, to musisz przyj膮膰, 偶e nie tylko s膮 ludzie, kt贸rych ty nie znosisz, ale s膮 tak偶e tacy, kt贸rzy ciebie nie darz膮 sympati膮. Nie tylko ty masz wok贸艂 siebie ludzi, kt贸rych uwa偶asz za p艂ytkich, ale s膮 tacy, u kt贸rych ty masz opini臋 ograniczonego. Nie tylko ty znasz ludzi, do kt贸rych czujesz wstr臋t, ale s膮 tacy, kt贸rzy ciebie panicznie unikaj膮. Nie tylko ty mo偶esz wskaza膰 ludzi, kt贸rych oceniasz jako niemoralnych, ale s膮 tacy, kt贸rzy maj膮 g艂臋bokie przekonanie o twojej nieuczciwo艣ci.

l co najsmutniejsze: oni przynajmniej cz臋艣ciowo maj膮 racj臋.

220


B膭D殴CIE DOSKONA艁YMI

To by艂a te偶 pokusa — pokusa 艣wi臋to艣ci. Gdy nam si臋 zdawa艂o, 偶e 偶ycie nasze mo偶e by膰 jedn膮 wielk膮 艣wietlist膮 smug膮.

Dopiero potem okaza艂o si臋, 偶e do naszej rzeczywisto艣ci nie mo偶na dobra膰 klucza, 偶e nie mo偶na znale藕膰 r贸wnania, kt贸re by prowadzi艂o do rozwi膮zania niewiadomych, 偶e ci膮gle kr臋cimy si臋 w艣r贸d tych samych upadk贸w. — l wtedy przysz艂a rezygnacja.

Ale jest w nas pragnienie wielko艣ci. Jest strach, 偶eby 偶ycie nie przesz艂o obok. 呕eby艣my nie poprzestali na pospolito艣ci.

Oby ta iskra rozgorza艂a jak p艂omie艅.

221


DLA KT脫REGO WSZYSTKO, CO JEST — ISTNIEJE

Nie my艣l, 偶e znajomi wci膮偶 o tobie rozmawiaj膮. To nieprawda, 偶e na tw贸j temat ci膮gle dyskutuj膮 prze艂o偶eni. Nie 艂ud藕 si臋, 偶e jeste艣 przedmiotem a偶 takiego zainteresowania.

Ludzie po prostu ci臋 nie widz膮. Nie istniejesz dla nich. Przelotnie ci臋 zauwa偶aj膮 ci, kt贸rym jeste艣 potrzebny. Od czasu do czasu spostrzegaj膮 ci, kt贸rzy ci臋 nie lubi膮.

Istniejesz tylko dla przyjaci贸艂, cho膰 te偶 w ograniczonym zakresie. Ale to jest i tak bardzo wiele.

222


NIE WIEDZ膭, CO CZYNI膭

Krzywdz膮 ci臋 nie tylko ci, kt贸rzy ci臋 nienawidz膮 — tych jest najmniej. Krzywdz膮 ci臋 przede wszystkim ci, kt贸rych ani ty nie znasz, ani kt贸rzy ciebie nie znaj膮. Krzywdz膮 ci臋 znajomi, przyjaciele — pe艂ni najlepszej wiary, 偶e dzia艂aj膮 dla twego dobra. A jest tak dlatego, 偶e nikt z ludzi nie wie naprawd臋, co mo偶e by膰 dla ciebie szcz臋艣ciem lub co mo偶e dla ciebie szcz臋艣ciem nie by膰 — nawet ty sam.

223


CHWA艁A WASZA

Nie uprawiaj w艂asnej apologetyki. Nie usi艂uj usprawiedliwia膰 wszystkich swoich b艂臋d贸w. Nie t艂umacz si臋. Nie szukaj uznania. Nie staraj si臋 wykazywa膰, jak by艂e艣 potrzebny, nie staraj si臋 udowadnia膰, jak wielkie odda艂e艣 us艂ugi. Nie tylko dlatego, 偶e to jest obrzydliwe, ale 偶e to po prostu nikogo nie interesuje.

224


KTO STARA SI臉 ZACHOWA膯 呕YCIE SWOJE, STRACI JE

Nie wpatruj si臋 w siebie: ani w swoj膮 przesz艂o艣膰, ani w przysz艂o艣膰, ani w swoje powodzenia, ani w kl臋ski, ani w swoja m艂odo艣膰, ani w staro艣膰, bo ogarnie ci臋 ob艂臋dny strach, rozpacz. Trzeba przekroczy膰 kr膮g w艂asnego „ja" przez zaanga偶owanie, po艣wi臋cenie, mi艂o艣膰, ufno艣膰, wiar臋.

To jest droga prawdziwych artyst贸w, prawdziwych rodzic贸w, prawdziwych dzia艂aczy, prawdziwych tw贸rc贸w, prawdziwych chrze艣cijan — prawdziwych ludzi.

225


OJCIEC WASZ NIEBIESKI WIE...

Nie wolno ci uwierzy膰 w to, 偶e jeste艣 nieinteligentny, a tylko przez przypadek nie wszyscy o tym wiedz膮; 偶e jeste艣 pod艂y, a tylko niekt贸rzy zd膮偶yli si臋 o tym przekona膰; 偶e jeste艣 brzydki, a tylko rozmaitymi zabiegami udaje ci si臋 to ukry膰; 偶e jeste艣 niezaradny, a tylko przypadkiem utrzymujesz si臋 na powierzchni 偶ycia; 偶e jeste艣 za stary, bo masz ju偶 a偶 pi臋tna艣cie lat albo a偶 lat osiemdziesi膮t. Nie wmawiaj sobie tego sam i nie daj sobie tego wm贸wi膰 niepowodzeniom, kt贸re ci臋 spotykaj膮. Nie obrzydzaj sobie samego siebie, nie gard藕 sob膮. To nie jest pokora, to jest brak godno艣ci osobistej.

226


A ON RZEK艁: TY艢 POWIEDZIA艁

„Odwaga by艂a potrzebna, gdy smoki zamieszkiwa艂y jaskinie, gdy w niedost臋pnych borach kry艂y si臋 czarownice, a na przeje偶d偶aj膮cych czyhali zb贸je z maczugami. Odwaga by艂a potrzebna, by zatrzasn膮膰 przy艂bic臋 i oko w oko zmierzy膰 si臋 w szrankach 芦na miecze alibo topory 禄.

Dzisiaj smok贸w nie ma. Przez lasy prowadz膮 asfaltowe szosy. Milicja pilnuje porz膮dku i bezpiecze艅stwa. Odwag臋 mo偶na od艂o偶y膰 wraz z szyszakiem i husarskimi skrzyd艂ami do muzeum. Odwaga to cnota dzi艣 anachroniczna."

Czy偶by wi臋c naprawd臋 odwaga nie by艂a dzi艣 potrzebna? A wi臋c nie ma strachu? Urz臋dnik nie boi si臋 kierownika, a kierownik dyrektora, dyrektor za艣 inspekcji ze stolicy? Ucze艅 — profesora, student — asystenta, kolega — kolegi, a s膮siadka — s膮siadki?

Nie boisz si臋? To dlaczego si臋 tak u艣miechasz, przytakujesz, k艂aniasz, gor膮co zapewniasz, czemu si臋 tak 艣linisz? A potem, za plecami, wybuchasz z艂o艣ci膮, odgra偶asz si臋, obiecujesz zemst臋, wywlekasz brudy, zdradzasz

227


osobiste tajemnic臋, cieszysz si臋 z niepowodze艅, przejaskrawiasz fakty, m贸wisz nieprawd臋 — gryziesz milczkiem.

Podnie艣 g艂ow臋, popatrz w oczy, zaatakuj po ludzku: powiedz prawd臋, kt贸r膮 powiniene艣 powiedzie膰. Chocia偶 b臋dziesz dr偶a艂, chocia偶 b臋dziesz si臋 -poci艂 ze strachu. Zachowaj si臋 tak, 偶eby艣 potem nie mia艂 obrzydzenia do siebie.


JE艢LI SI臉 NIE STANIECIE JAKO DZIECI

Spr贸buj odpowiedzie膰 sobie na pytanie: ile w tobie pozosta艂o jeszcze z dziecka? Czy potrafisz cieszy膰 si臋 drobiazgami: 偶e s艂o艅ce za艣wieci艂o, 偶e nowy dom postawili, 偶e kto艣 by艂 dla kogo艣 uprzejmy? Bo tylko wtedy dostrze偶esz dobro w drugim cz艂owieku, potrafisz prze偶y膰 zachwyt, bez kt贸rego nie ma mi艂o艣ci.

229


POSY艁AM DO WAS PROROK脫W, A WY ICH KAMIENUJECIE

Nie potrafimy znie艣膰 wielko艣ci. Im wi臋ksze prawdy, tym wi臋cej herezji, fa艂szu; im wi臋kszy cz艂owiek, tym wi臋cej wok贸艂 niego oszust贸w, szalbierzy; im wi臋ksza mi艂o艣膰, tym wi臋ksza przeciw niej nienawi艣膰; im wi臋ksze po艣wi臋cenie, bezinteresowno艣膰, tym wi臋cej plotek, oszczerstw; im wi臋ksze szcz臋艣cie, tym wi臋cej grozi mu tragedii, rozpaczy.

Wiedz o tym. l strze偶 swego szcz臋艣cia. Strze偶 swojej bezinteresowno艣ci, prawdy, swojej mi艂o艣ci. Aby ci jej nie wydarli, nie zbru-kali, nie zbezcze艣cili.

230


W SKRYTO艢CI

Dopiero wtedy mo偶esz pozna膰, kto jest kto, gdy powstanie luka w normalnym biegu rzeczy i gdy za cen臋 jakiej艣 nieuczciwo艣ci mo偶na co艣 zyska膰, przy czym wszystko wskazuje na to, 偶e nikt si臋 o tym fakcie nie dowie.

Tylko wtedy mo偶esz si臋 przekona膰, w jakiej mierze jeste艣 cz艂owiekiem, je偶eli znajdziesz si臋 w takiej sytuacji.

231


JAK膭 MIAR膭 MIERZYSZ

Na tyle prze偶yjesz Pary偶, na ile ci臋 sta膰. Powiesz potem, 偶e jest pi臋kny albo brzydki, wspania艂y albo p艂aski, 艣wi臋ty albo zepsuty. Na tyle prze偶yjesz Rzym, Warszaw臋, Krak贸w — na tyle prze偶yjesz ca艂e swoje 偶ycie. A potem powiedz膮 o tobie, 偶e by艂e艣 wielki albo ma艂y, g艂臋boki albo p艂ytki, 艣wi臋ty albo egoista.

232


POCZ膭艁 SI臉 L臉KA膯

Ka偶dy cz艂owiek boi si臋, nie tylko ty.

Nawet najm臋drszy, nawet najbardziej pewny siebie, nawet najpi臋kniejsza — zna swoje braki.

Ka偶dy cz艂owiek boi si臋 swojej kompromitacji, nie tylko ty.

l przed ka偶dym, nie tylko przed tob膮, stoi droga prze艂amywania w艂asnej g艂upoty, nie艣mia艂o艣ci, tch贸rzostwa. Chocia偶by ci si臋 zdawa艂o, 偶e nigdy nie potrafisz tego zrozumie膰, 偶e nigdy si臋 tego nie nauczysz.

233


KIM JESTE艢?

Za艂atwiaj wszystko, o ile to mo偶liwe, na bie偶膮co. Nie odk艂adaj przeprowadzenia koniecznych rozm贸w, sprecyzowania swego stanowiska, powzi臋cia wa偶nej decyzji. Bo wcze艣niej czy p贸藕niej zagro偶膮 ci w sytuacji, kt贸ra b臋dzie dla ciebie jeszcze mniej korzystna ni偶 obecnie.

Staraj si臋 dookre艣la膰. Strze偶 si臋 p贸艂ton贸w, p贸艂艣wiate艂, p贸艂cieni, unikaj dwuznacznych sytuacji, niedopowiedze艅. Bo inaczej nagromadzi si臋 tyle niejasno艣ci i nieporz膮dku, 偶e sam przestaniesz wiedzie膰, kim jeste艣 i kim s膮 ludzie, kt贸rzy ci臋 otaczaj膮. A wtedy 偶ycie stanie si臋 niezno艣ne.

234


l 呕Y膯 B臉DZIECIE

Jak d艂ugo zale偶y ci na kim艣 albo na czym艣, martwi ci臋, gn臋bi, nie daje spokoju — tak d艂ugo 偶yjesz. Gdy ogarnia ci臋 cisza i nikt ani nic ci臋 nie obchodzi, a zale偶y ci ju偶 tylko na sobie — to znaczy, 偶e obumierasz, 偶e giniesz.

235


JEDEN JEST DOBRY: B脫G

Gdzie ko艅czy si臋 odpoczynek, a zaczyna si臋 lenistwo?

Gdzie ko艅czy si臋 stanowczo艣膰, a zaczyna up贸r?

Gdzie ko艅czy si臋 prawdom贸wno艣膰, a zaczyna si臋 naiwno艣膰?

Gdzie ko艅czy si臋 krytyka, a zaczyna si臋 z艂o艣liwo艣膰?

Gdzie ko艅czy si臋 lojalno艣膰, a zaczyna si臋 pochlebstwo?

Gdzie ko艅czy si臋 prostota, a zaczyna si臋 brutalno艣膰?

Gdzie ko艅czy si臋 dobro膰, a zaczyna si臋 s艂abo艣膰?

To jest rozdarcie, kt贸re stanowi tw贸j chleb codzienny.

236


JEDEN JEST DOBRY: B脫G

Gdzie ko艅czy si臋 odpoczynek, a zaczyna si臋 lenistwo?

Gdzie ko艅czy si臋 stanowczo艣膰, a zaczyna up贸r?

Gdzie ko艅czy si臋 prawdom贸wno艣膰, a zaczyna si臋 naiwno艣膰?

Gdzie ko艅czy si臋 krytyka, a zaczyna si臋 z艂o艣liwo艣膰?

Gdzie ko艅czy si臋 lojalno艣膰, a zaczyna si臋 pochlebstwo?

Gdzie ko艅czy si臋 prostota, a zaczyna si臋 brutalno艣膰?

Gdzie ko艅czy si臋 dobro膰, a zaczyna si臋 s艂abo艣膰?

To jest rozdarcie, kt贸re stanowi tw贸j chleb codzienny.

236


l 呕Y膯 B臉DZIECIE

Jak d艂ugo zale偶y ci na kim艣 albo na czym艣, martwi ci臋, gn臋bi, nie daje spokoju — tak d艂ugo 偶yjesz. Gdy ogarnia ci臋 cisza i nikt ani nic ci臋 nie obchodzi, a zale偶y ci ju偶 tylko na sobie — to znaczy, 偶e obumierasz, 偶e giniesz.

235


ONEJ GODZINY

Nie daj si臋 ponie艣膰 ci艣nieniu chwili. Nie wolno ci dopu艣ci膰, 偶eby艣 to teraz usi艂owa艂 zdoby膰 za wszelk膮 cen臋, jakby po nim mia艂a nast膮pi膰 pr贸偶nia. Po teraz nast臋puje jutro i trzeba b臋dzie spojrze膰 w oczy tym, kt贸rych w艂a艣nie wczoraj chcia艂e艣 ol艣ni膰, zdoby膰, przekona膰, od kt贸rych chcia艂e艣 uzyska膰, a nawet wy艂udzi膰 rzeczy drobne lub rzeczy wielkie. Czas nieub艂aganie ujawni motywy twego dzia艂ania — najmniejszy fa艂sz, oszustwo — i ods艂oni prawd臋.

237


TO CZY艃, A B臉DZIESZ 呕Y艁

Jest tylko jedno Szcz臋艣cie i jedno Dobro, przez kt贸re Szcz臋艣cie mo偶na osi膮gn膮膰. Innymi s艂owy: szcz臋艣cie mo偶esz zdoby膰 tylko przez pe艂nienie dobra; nie tylko szcz臋艣cie po 艣mierci, ale i szcz臋艣cie na ziemi. Podobnie ka偶de pope艂nione z艂o czyni ci臋 nieszcz臋艣liwym, nie tylko po 艣mierci, ale i tu na ziemi; nie zawsze natychmiast, ale na pewno wcze艣niej czy p贸藕niej. To jest bardzo proste stwierdzenie, ale trzeba przej艣膰 kawa艂 偶ycia, 偶eby si臋 o tym przekona膰.

238


B臉DZIESZ MI艁OWA艁 BLI殴NIEGO SWEGO

Je艣li chcesz wszystkim m贸wi膰 po imieniu, to zawsze b臋dziesz samotny. Je偶eli chcesz by膰 przyjacielem ca艂ego 艣wiata, to nie b臋dziesz mia艂 wcale przyjaciela. Je偶eli chcesz by膰 we wszystkich zakochany, to nie potrafisz naprawd臋 kocha膰.

239


A ON ODPOWIEDZIA艁: NIE

Naucz si臋 m贸wi膰 „nie". Naucz si臋 odmawia膰.

Zachowaj kontrol臋 nad czasem, kt贸ry oddajesz innym.

Bo inaczej ludzie wyrw膮 ci 偶ycie z r臋ki, z艂ami膮 tw贸j rytm, oderw膮 od realizacji twoich plan贸w, zaabsorbuj膮 swoimi sprawami, wci膮gn膮 w swoje prace, a jak przestaniesz by膰 u偶yteczny, odrzuc膮. Wtedy mo偶e by膰 za p贸藕no, 偶eby艣 swoje 偶ycie zacz膮艂 skleja膰.

Naucz si臋 odmawia膰. To, wbrew pozorom, trudniej przychodzi ni偶 zgadza膰 si臋. Naucz si臋 m贸wi膰 „nie" — chyba, 偶e si臋 tego nauczy艂e艣 ju偶 zbyt dobrze.

"240


SYNOWIE TEGO 艢WIATA

Gdy si臋 zaczynasz dusi膰; gdy opl膮tuj膮 ci臋 coraz cia艣niej swoimi pro艣bami, naleganiami, 偶膮daniami; gdy zmuszaj膮 ci臋 do wys艂uchiwania bez ko艅ca swoich k艂opot贸w; gdy terroryzuj膮 ci臋 swoimi zmartwieniami i zmuszaj膮 w ten spos贸b do za艂atwiania za nich najprostszych spraw — przy czym okazuje si臋, 偶e twoja pomoc wcale nie by艂a konieczna, 偶e mogliby to przy niewielkim wysi艂ku za艂atwi膰 sami; gdy zabieraj膮 ci niefrasobliwie godziny, podczas gdy ty trz臋siesz si臋 nad ka偶d膮 zmarnowan膮 chwil膮 — a twoj膮 jak膮kolwiek pro艣b臋 przyjmuj膮 ze zdziwieniem i albo o niej zapominaj膮, albo wr臋cz odmawiaj膮 — gdy widzisz, 偶e nie licz膮 si臋 z twoimi obowi膮zkami ani mo偶liwo艣ciami, a szukaj膮 tylko swojej wygody; gdy ju偶 nie masz czasu na 偶adne swoje sprawy osobiste i zaniedbujesz swoje powinno艣ci, i jeste艣 za艂atany od rana do wieczora — to odskocz. Bo ty i oni stracili艣cie proporcje i to, co robisz, nie jest ju偶 mi艂o艣ci膮.

11 - Aby nie usta膰... Q ...


A ON SPA艁

Pan Jezus zacz膮艂 naucza膰 maj膮c lat trzydzie艣ci. Zacz膮艂 czterdziestodniowym postem na pustyni. A potem raz po raz odchodzi艂, z uczniami albo sam, od aposto艂owania, l ograniczy艂 si臋 tylko do Palestyny.

Obok raka i chor贸b serca, choroby psychiczne staj膮 si臋 wielk膮 gro藕b膮 spo艂eczn膮. Jednym z powod贸w tego zagro偶enia jest nieumiej臋tno艣膰 odpoczywania. Wyczerpuje nas jednostajna praca zawodowa, wyczerpuje labirynt miejskiego 偶ycia: sklep贸w, sam贸w, stoisk, sto艂贸wek, przechodni贸w, godzin szczytu, ha艂as ulicy i ha艂as mieszkania.

l dlatego musisz wple艣膰 w rytm swojej pracy — rytm odpoczynk贸w: d艂u偶szych raz w roku i kr贸tszych w ka偶dym tygodniu, w ka偶dym dniu. Nie masz czasu? Trudno. Pomimo to wyjed藕 na wakacje. Pomimo to id藕 na spacer, na koncert, do przyjaci贸艂; sp臋d藕 wiecz贸r nad ksi膮偶k膮 czy czasopismem.

l tak nie dasz rady wszystkiego zrobi膰. Odpocznij. Nie jeste艣 niezast膮piony. Odpocznij.

A je偶eli nie chcesz i jeszcze si臋 upierasz przy swoim, to znaczy, 偶e jest ju偶 z tob膮 藕le.

242


l ODPOCZNIJCIE TROCH臉

Odpocznij w czasie wakacji.

Zobacz, 偶e trawa jest zielona, 偶e niebo jest niebieskie, 偶e po niebie w臋druj膮 bia艂e ob艂oki. Id藕 miedz膮 po艣r贸d zb贸偶, po kt贸rych wiatr chodzi. Po艂贸偶 si臋 nad brzegiem morza i s艂uchaj, jak ono szumi.

Mo偶e zechcesz inaczej sp臋dzi膰 ten czas. Dobrze. By艂e艣 tylko znowu odnalaz艂 siebie, by艂e艣 znowu uchwyci艂 sw贸j rytm, odzyska艂 spokojne spojrzenie na siebie, na ludzi, na sprawy, na 艣wiat — by艂e艣 znowu poczu艂 si臋 wolny.

243


PTAKI NIEBIESKIE l LILIE POLNE

W podr臋czniku na kt贸r膮艣 klas臋 szko艂y podstawowej by艂a czytanka o pracowitej mr贸wce i lekkomy艣lnym motylu. Z czytanki mia艂a p艂yn膮膰 pochwa艂a mr贸wki i pot臋pienie motyla. 呕al mi by艂o mr贸wki.

Na dansingu zauwa偶y艂em m艂odego cz艂owieka, kt贸ry by艂 bardzo modnie ubrany, modnie uczesany, dobrze ta艅czy艂. „Kto to jest?" — spyta艂em.

„Ach, to kawa艂 艂obuza i lenia. Ju偶 si臋 na nim poznali. Szuka艂 szcz臋艣cia na niejednej posadzie. Kompletne zero".

„A ten drugi?"

„To jego kompel, rozrabiaj膮 razem". Znajomy kontynuowa艂: „Ale mamy te偶 i warto艣ciowych ludzi... O, na przyk艂ad ten, co stoi pod 艣cian膮. Pierwszy raz chyba widz臋 go na dansingu. To jest cz艂owiek pracy".

Sta艂 pod 艣cian膮 w staromodnym ubraniu i rozgl膮da艂 si臋 bezradnie.

呕al mi by艂o tego cz艂owieka.

Kiedy si臋 doczekamy ludzi, kt贸rzy b臋d膮 realizowa膰 rozw贸j pe艂ni osobowo艣ci, a nie tylko jej fragmentu?

244


A WY Ml 艢WIADKAMI B臉DZIECIE

B贸g, kt贸ry przez wiar臋 mieszka w tobie, chce przyj艣膰 do s艂owa, chce si臋 przez ciebie objawi膰. Ty masz o Nim 艣wiadczy膰. Ci, kt贸rzy si臋 z tob膮 stykaj膮, musza uwierzy膰, poprzez 艣wiadectwo twego 偶ycia, 偶e On jest mi艂o艣ci膮.

245


POSZLI ZA NIM

Mi艂o艣膰 nie jest postulatem tylko chrze艣cija艅stwa. Mi艂o艣膰 jest postulatem cz艂owiecze艅stwa, l tu nie chodzi o to, 偶eby kto艣 ciebie kocha艂, ale 偶eby艣 ty wyszed艂 z zamkni臋tego kr臋gu w艂asnego ja, gdzie problemy egzystencjalne puchn膮 do karykaturalnych rozmiar贸w, zas艂aniaj膮c ci wszystko, i gdzie 偶ycie przeradza si臋 w czekanie na 艣mier膰.

Na to, 偶eby naprawd臋 偶y膰, trzeba zapomnie膰 o sobie, wyj艣膰 ze siebie, otworzy膰 si臋, zachwyci膰.

l to jest najwi臋kszym darem, jaki cz艂owiek mo偶e otrzyma膰.

246


MI艁O艢膯

Zrodzi艂a si臋 w tobie my艣l, projekt; doszed艂e艣 na drodze nag艂ego ol艣nienia do kapitalnego wniosku, koncepcji. Jeszcze nie bardzo wierzy艂e艣, czy to naprawd臋 jest tak, ale kompetentni orzekli, 偶e si臋 nie mylisz, 偶e to dobra my艣l, 偶e to s艂uszne przedsi臋wzi臋cie. M贸wiono wtedy o tobie, 偶e straci艂e艣 g艂ow臋, 偶e zakocha艂e艣 si臋 w swojej pracy, w studiach, w dziewczynie, l faktycznie tak mo偶na by艂o okre艣li膰 ten stan. Prze偶ywa艂e艣 wiosn臋 swego 偶ycia, 艣wiat wyda艂 ci si臋 inny, tak jakby艣 go zobaczy艂 po raz pierwszy. 呕ycie nabra艂o sensu.

Ale to by艂o bardzo dawno; tak dawno, 偶e wydaje si臋 prawie nieprawda. Teraz patrzysz na ksi膮偶k臋, nad kt贸re ju偶 tak d艂ugo siedzisz, na sutann臋, kt贸r膮 wtedy w艂o偶y艂e艣, na stosy oblicze艅, szkic贸w swego projektu, na 偶on臋, z kt贸r膮 ju偶 偶yjesz dwadzie艣cia, dziesi臋膰 czy pi臋膰 lat; szukasz w niej tamtej dziewczyny i jeste艣 przera偶ony.

„Czy to by艂a pomy艂ka? Czy uleg艂em z艂udzeniu, czy to nie by艂a mi艂o艣膰?"

Nie, nie m贸w tak. To nie tylko by艂a mi艂o艣膰, to jest mi艂o艣膰. Nie myl mi艂o艣ci z uczuciami.

247


Mi艂o艣膰 to nie uczucie, mi艂o艣膰 to postawa wynikaj膮ca z obiektywnego poznania warto艣ci przedmiotu. A wi臋c tkwi w woli. Uczucia jej towarzysz臋: t臋sknota — gdy nieobecny, smutek — gdy nieosi膮galny, nadzieja — gdy mo偶e powr贸ci膰, rozpacz — gdy ulega zag艂adzie, rado艣膰 — gdy obecny. Ale z czasem uczucia trac膮 pierwotn膮 gwa艂towno艣膰 — taka jest ich natura. Przestaj膮 by膰 '„dotykalne", „zmys艂owe", schodz膮 w g艂膮b psychiki, do fundament贸w woli. Kochasz, b膮d藕 spokojny.


JE呕ELI WIERZYSZ

Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo przywarli艣my do 艣wiata, wro艣li w jego biologi臋, zwi膮zali si臋 z jego materi膮; jak bardzo nale偶ymy do spo艂eczno艣ci, w kt贸rej 偶yjemy: jak my艣limy jej kategoriami, ulegamy jej ideologiom, reagujemy jej odruchami, t臋tnimy jej rytmem.

Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo strach przed 艣mierci膮 wyznacza drog臋 naszych czyn贸w; jak bardzo 艣mier膰 jest motorem naszych wykrocze艅: pos艂ugiwania si臋 innymi, 偶eby oszcz臋dzi膰 siebie, niszczenia konkurent贸w, 偶eby zwi臋kszy膰 w艂asne szanse, gromadzenia 艣rodk贸w materialnych wszelkimi sposobami.

l dlatego tak wielkiego formatu nabiera ka偶dy dobry czyn: dlatego tak trudno po艣wi臋ca膰 si臋, przebacza膰, ufa膰, kocha膰, bo to jest zawsze krok w ciemno艣膰 — ryzyko swego umniejszenia, zniszczenia, zbli偶enia ku 艣mierci.

249


KT脫RY WIDZI W CIEMNO艢CI

Miar膮 naszej wiary jest margines czyn贸w, za kt贸re nam nikt nie p艂aci: ani pieni臋dzmi, ani rewan偶em, ani wdzi臋czno艣ci膮. Miar膮 naszej wiary jest margines dobrych czyn贸w, o kt贸rych nikt nie wie. Miar膮 wiary i cz艂owiecze艅stwa.

Bo inaczej jeste艣my jak faryzeusze, kt贸rzy na skrzy偶owaniach ulic rozdawali ja艂mu偶n臋 ubogim.

250


D艁UG MU DAROWA艁

Nie mo偶esz uk艂ada膰 wsp贸艂偶ycia z lud藕mi wy艂膮cznie na zasadzie sprawiedliwo艣ci: ile da艂e艣 i ile ci si臋 od nich nale偶y. Musisz co艣 odlicza膰 na straty, musisz co艣 podarowa膰, chocia偶 nie us艂yszysz za to s艂贸w podzi臋kowania.

Ale nie my艣l, 偶e to tylko ty tak post臋pujesz. Rozejrzyj si臋: inni wobec ciebie czyni膮 podobnie.

251


SPRAWIEDLIWO艢膯 WASZA

艁atwiej wydawa膰 pieni膮dze na prezenty ni偶 p艂aci膰 nale偶no艣ci. 艁atwiej wy艣wiadczy膰 grzeczno艣膰 mi艂ym znajomym ni偶 za艂atwi膰 spraw臋 podw艂adnemu. 艁atwiej pasjonowa膰 si臋 zagadnieniami z rozmaitych atrakcyjnych dziedzin ni偶 studiowa膰 i pog艂臋bia膰 swoje specjalno艣膰. 艁atwiej siedzie膰 bez ko艅ca w towarzystwie dyskutuj膮c nad sposobami poprawy sytuacji gospodarczej kraju ni偶 dotrwa膰 w pracy do wyznaczonej godziny.

Lubimy by膰 wspania艂omy艣lni — o uczciwo艣膰 trzeba si臋 stara膰.

252


A JEZUS POCHYLI艁 SI臉 NAD NIM

Chodzi o uczynek mi艂o艣ci bli藕niego. Ty nie masz by膰 dobroczynnym nababem, kt贸ry z filantropii rzuca ja艂mu偶n臋 dobrego s艂owa, pieni臋dzy czy nawet czasu. To ma by膰 czyn z mi艂o艣ci. Ale na to musisz wyj艣膰 z ciasnego 艣wiatka swoich w艂asnych interes贸w, l pochyli膰 si臋 nad cz艂owiekiem. Zobaczy膰 go. Zobaczy膰 dobro, jakie on stanowi.

253


A GDY B臉DZIECIE M脫WI膯...

Gdy chcesz m贸wi膰 kazanie o mi艂o艣ci, niech ono nie b臋dzie w stylu: „Mi艂o艣膰 przysz艂a na 艣wiat", albo: „Naszym najwi臋kszym i pierwszym obowi膮zkiem jest mi艂o艣膰". To ju偶 dzi艣 niewiele m贸wi.

Gdy chcesz koniecznie m贸wi膰 o mi艂o艣ci, to najpierw wyt艂umacz si臋 przed swoimi wiernymi, dlaczego tyle razy zaniedba艂e艣 obowi膮zki, dlaczego by艂e艣 tyle razy szorstki, nonszalancki, smutny i zgry藕liwy. Przepro艣 wszystkich skrzywdzonych i zgorszonych, o kt贸rych wiesz, i liczniejszych, o kt贸rych nie wiesz. Popro艣, aby ci zawsze w oczy powiedzieli, gdy tylko wykroczysz przeciw uczciwo艣ci czy 偶yczliwo艣ci. To b臋dzie na pewno kazanie o mi艂o艣ci, chocia偶 ani razu nie padnie to s艂owo.

254


SAMARYTANIN

Mi艂o艣膰 chrze艣cija艅ska to nie jest t臋py czyn. Mi艂o艣膰 chrze艣cija艅ska nie mo偶e by膰 czym艣, co ty chcesz narzuci膰 艣wiatu, warto艣ci膮, kt贸r膮 chcesz uszcz臋艣liwi膰 innych.

Mi艂o艣膰 chrze艣cija艅ska to jest prawdziwa mi艂o艣膰, a wi臋c wra偶liwo艣膰 i otwarto艣膰 na to, co si臋 wok贸艂 ciebie dzieje. Dopiero z tej otwarto艣ci wyp艂ywa wt贸rnie — je艣li uznasz, 偶e jest potrzebny — czyn: zapobieganie z艂u, pomoc, opieka. Ale najpierw wra偶liwo艣膰, najpierw otwarto艣膰. Bo w przeciwnym razie tylko skrzywdzisz ludzi czynem, kt贸remu przyczepi艂e艣 etykietk臋 mi艂o艣ci chrze艣cija艅skiej.

255


SYNOWIE TEGO 艢WIATA

Coraz cia艣niej na chodnikach, na szosach, w kamienicach — coraz cia艣niej ludziom przez ciebie, coraz cia艣niej tobie przez ludzi.

Coraz g艂o艣niej w mieszkaniu, za 艣cian膮, za oknem, coraz trudniej ludziom us艂ysze膰 ciebie.

Coraz wi臋cej masz spraw, rozrywek, obowi膮zk贸w, k艂opot贸w — coraz mniej czasu masz dla innych, coraz mniej czasu inni maj膮 dla ciebie.

Coraz bardziej nie rozumiemy, co to jest mi艂o艣膰 bli藕niego.

256


SAMOTNIE

Nie odtr膮caj r臋ki, kt贸ra ci poprawia szalik pod szyj膮, przyg艂adza w艂osy, strzepuje kurz z p艂aszcza; nie denerwuj si臋, gdy ci臋 wypytuj膮 o to, jak si臋 czujesz, czy ci臋 g艂owa nie boli, czy nie jeste艣 zazi臋biony, jak ci si臋 spa艂o, czy masz jakie艣 zmartwienie; nie narzekaj, 偶e si臋 tob膮 interesuj膮, 偶e si臋 wtr膮caj膮 w twoje sprawy; nie narzekaj, 偶e ci臋 upominaj膮, ostrzegaj膮, przekonuj膮. Bo przyjdzie taki czas, bo dojdzie do tego, 偶e nikogo nie b臋dziesz obchodzi艂, 偶e nikt nie b臋dzie ci臋 pyta艂 ani ostrzega艂, ani prosi艂. Stanie si臋 to, czego chcia艂e艣: nikt si臋 nie b臋dzie tob膮 interesowa艂. Zostaniesz sam. A gdy przyjdzie tragedia, wtedy mo偶e zabrakn膮膰 r臋ki, kt贸ra by ci臋 uratowa艂a przed rozpacz膮.

Nie odtr膮caj od siebie mi艂o艣ci, bo nie mo偶na jej znajdowa膰 w niesko艅czono艣膰.

257


KT脫RY ZNALAZ艁 PER艁臉

Powiniene艣 czyni膰 dobrze nie tylko dlatego, 偶e taki jest nakaz Boga. To ma wyp艂ywa膰 od ciebie: od ciebie, kt贸ry przyj膮艂e艣 S艂owo, kt贸ry 偶yjesz w kr臋gu dzia艂ania Ducha — od ciebie, kt贸ry wierzysz, kt贸ry kochasz, kt贸ry masz Boga w swej duszy.

Tw贸j dobry czyn powinien wyp艂ywa膰 z g艂臋bi twojej osobowo艣ci, z twojej ciszy, z tego szcz臋艣cia, jakie ci B贸g daje.

258


DZI臉KUJ膭C MU

Nie zapominaj prosi膰 i dzi臋kowa膰 za us艂ugi, kt贸re ci si臋, 艣ci艣le bior膮c, nie nale偶膮. Bo inaczej ten, kto ci je wy艣wiadcza, odczyta twoje milczenie jako zamach na swoj膮 wolno艣膰, jako uzurpowanie sobie nowych praw wobec jego osoby. A cz艂owiek boi si臋 popadni臋cia w now膮 zale偶no艣膰, buntuje si臋 przeciwko ka偶demu roszczeniu, cho膰by pochodzi艂o nawet od najbli偶szej mu osoby. Dzi臋kuj膮c, prosz膮c, dajesz do zrozumienia, 偶e uznajesz woln膮 wol臋 drugiego cz艂owieka i jeste艣 mu za Ni膮 wdzi臋czny, 偶e jego czyn traktujesz jako jednorazowy, 偶e nie dopatrujesz si臋 w nim jakiegokolwiek precedensu.

Nie zapominaj prosi膰 i dzi臋kowa膰 za us艂ugi, kt贸re si臋 tobie nale偶膮. W ten spos贸b okazujesz temu, kto jest do nich zobowi膮zany, 偶e nie traktujesz go jak swoj膮 w艂asno艣膰, ale zdajesz sobie spraw臋 z przypadkowo艣ci takiego uk艂adu — uznajesz za r贸wnego sobie.

259


ABY艢CIE SI臉 WZAJEMNIE MI艁OWALI

Tylko wtedy cz艂owiek mo偶e w pe艂ni 偶y膰, gdy go kto艣 zauwa偶y: cieszy si臋 jego osi膮gni臋ciami, martwi jego niepowodzeniami, jest przy nim swoj膮 trosk膮, gdy mu jest wdzi臋czny za ka偶de spe艂nione dobro, a boleje nad jego z艂em.

Tylko wtedy cz艂owiek mo偶e w pe艂ni 偶y膰, gdy komu艣 zale偶y na jego 偶yciu.

260


ABY GO PODCHWYCI膯

Jest 艂atwo pracowa膰, jest 艂atwo by膰 dobrym, je偶eli kto艣 to widzi, przyjmuje, cieszy si臋. Je偶eli uzyskujemy akceptacj臋 otoczenia, pochwa艂y, uznanie, szacunek. Je偶eli ta nasza praca jest na 艣wieczniku, przez wszystkich uwa偶ana za osi膮gni臋cie, za sukces.

Nie jest 艂atwo pracowa膰, je偶eli nas nikt nie widzi, nikt nie ocenia naszego trudu, po艣wi臋cenia, wysi艂ku, kt贸ry ci膮gnie si臋 dzie艅 za dniem. Je偶eli 偶yjemy w pustce, w zapomnieniu.

Ale jeszcze ci臋偶ej jest pracowa膰, kiedy mimo i偶 dajemy wszystko, na co nas sta膰, ludzie si臋 odwracaj膮. Je偶eli spotykamy brak zaufania, dezaprobat臋, nagan臋; ju偶 nie oboj臋tno艣膰 — ale wrogo艣膰. Wtedy pracowa膰, wtedy si臋 po艣wi臋ca膰, by膰 dobrym, wtedy wytrwa膰 — to jest dopiero ranga cz艂owiecze艅stwa.

261


NA OBRAZ l PODOBIE艃STWO SWOJE

Pozosta艅 takim, jakiego ci臋 B贸g stworzy艂. W ca艂ej niepowtarzalno艣ci swoich reakcji, odczu膰, my艣lenia. Nie daj si臋 zetrze膰 przez spo艂ecze艅stwo. Nie zuniformizuj si臋 przez nacisk grupy, w kt贸rej 偶yjesz.

To jest mo偶liwe, ale tylko wtedy, je偶eli b臋dziesz wobec siebie bardzo wymagaj膮cy, je偶eli wci膮偶 b臋dziesz szed艂 naprz贸d.

Uszanuj cz艂owieka, kt贸ry 偶yje obok ciebie. Pozw贸l mu rozwija膰 si臋. Nie chciej dopasowywa膰 go do siebie. Nie zazdro艣膰 mu, 偶e zachowa艂 swoj膮 naturalno艣膰.

262


l UWIERZY艁 脫W CZ艁OWIEK

„Przepraszam, ale ja nie pij臋."

„Dlaczego? Co ci si臋 sta艂o? Chory jeste艣?"

Niech kto艣 zacznie cz臋艣ciej chodzi膰 do ko艣cio艂a, niech kto艣 zacznie w ka偶d膮 niedziel臋 przyst臋powa膰 do Komunii 艣wi臋tej, niech kto艣 zmieni do艣膰 wyra藕nie temat rozmowy, gdy zacz臋to „pra膰 brudy" — „Aha! Nasz艂o go. Wpad艂 w histeri臋 religijn膮. Ciekawe, kiedy mu to przejdzie? Trzeba mu to wybi膰 z g艂owy, 偶eby by艂 zn贸w normalnym cz艂owiekiem". Wy艣miej膮 jego „nie偶yciow膮 postaw臋", wywlok膮 wszystkie 艣wi艅stwa tych „porz膮dnych", szanowanych.

„Szkoda ci臋, wracaj, masz talent malarski. Dla kogo si臋 po艣wi臋casz? Dla tej ho艂oty? Dla tych no偶ownik贸w, pijak贸w, pr贸偶niak贸w?" A Adam Chmielowski sta艂 w worku, kt贸ry nazwali habitem i u艣miecha艂 si臋. On wiedzia艂 swoje.

„Ale偶 to nie ma sensu — m贸wili do o. Bey-zyma — twoje miejsce jest mi臋dzy m艂odzie偶膮, a nie mi臋dzy tr臋dowatymi. M艂odzie偶 p贸jdzie w 艣wiat i b臋dzie budowa艂a kr贸lestwo Bo偶e na ziemi. Na co tw贸j wk艂ad pracy w nieuleczalnie chorych?"

263


T艂umaczyli i t艂umacz膮 wszystkim, kt贸rzy zabrali si臋 do jakiego艣 czynu mi艂o艣ci. Wszystkim, z kt贸rych male艅ka grupa jest ludziom znana, a jeszcze mniejsza wyniesiona na o艂tarze.

T艂umaczyli im tak, jak t艂umacz膮 i tobie.

Gdy znajdziesz grosz, nie pozw贸l go sobie odebra膰.


PRZYJACIELE TWOI

Spotykamy si臋 i rozchodzimy.

Drobne grzeczno艣ci, uprzejmo艣ci, wzajemne us艂ugi, serdeczno艣ci, sympatie, sta艂e kontakty, przyja藕nie, po艣wi臋cenia. Po nich nast臋puj膮 przewa偶nie po偶egnania oficjalne albo niezauwa偶one rozstania. Na miejsce dawnych powstaj膮 nowe znajomo艣ci, tworz膮 si臋 nowe zobowi膮zania; dla kogo艣 innego podejmujesz wysi艂ki, dla kogo艣 innego zdobywasz si臋 na akt ofiary.

Nurt mi艂o艣ci. Czasem g艂臋boko ukryty, ledwie dostrzegalny, czasem wyst臋puje na plan pierwszy, stanowi istotn膮 tre艣膰 偶ycia. Ale zawsze musi by膰 obecny. Jego brak oznacza 艣mier膰 duszy. To, co prozaicznie nazywa si臋 egoizmem.

12 - Aby nie usta膰...


S膭 POLICZONE

Pan B贸g stworzy艂 te艣ciow膮 i zi臋cia, wnuki i s膮siadki. A wi臋c s膮 potrzebni. Ka偶dy cz艂owiek ma g艂臋bokie poczucie swej niezb臋dno艣ci. Sprawdzianem jej jest dla ka偶dego wdzi臋czno艣膰 ludzka.

B膮d藕 wdzi臋czny drugim za ka偶dy dobry czyn, za ka偶de dobre s艂owo, za ka偶dy u艣miech.

Tylko wtedy cz艂owiek mo偶e normalnie 偶y膰.

Je偶eliby艣 udowodni艂 drugiemu, 偶e jest na 艣wiecie zbyteczny, postawisz go na granicy rozpaczy, na granicy samob贸jstwa.

266


TAK Cl SI臉 STANIE, JAK CHCESZ

Od ciebie zale偶y, czy b臋dziesz samotny.

Ty sam decydujesz o tym, czy jeste艣 potrzebny innym ludziom. Ty sam wy艂膮czasz si臋 z ich 偶ycia i tylko ty sam mo偶esz do nich wr贸ci膰.

Drugi cz艂owiek jest w stanie ci pom贸c: dobroci膮. Tak samo ty mo偶esz drugiego cz艂owieka wyrwa膰 z kr臋gu jego samotno艣ci — okazuj膮c mu dobro膰.

267


BRAT TW脫J

Nie chcesz pozwoli膰, by traktowano ci臋 jak rzecz, kt贸re si臋 dowolnie ustawia, widza, przed kt贸rym inni si臋 produkuj膮. Chcesz, 偶eby ci臋 dostrzegano, 偶eby liczono si臋 z twoim zdaniem. Chcesz co艣 znaczy膰.

Ale aby艣 w tym dopominaniu si臋 o w艂asne prawa nie przeoczy艂, 偶e obok ciebie 偶yj膮 inni ludzie. Nikt z nich nie chce, aby艣 go traktowa艂 jak szczebel, po kt贸rym m贸g艂by艣 si臋 wspi膮膰 wy偶ej. Ka偶dy chce, aby艣 go powa偶a艂, dostrzega艂 jego starania, uznawa艂 jego wk艂ad.

Je偶eli to wiesz — to ju偶 jest du偶o. Je偶eli si臋 z tym liczysz — to jest sprawiedliwo艣膰. Mi艂o艣膰 jest wtedy, je偶eli uczestniczysz w 偶yciu drugiego cz艂owieka.

268


B艁OGOS艁AWIENI POK脫J CZYNI膭CY

Boisz si臋 prze艂o偶onych, koleg贸w, kole偶anek, ludzi z ulicy — 偶e odkryj膮 twoj膮 niewiedz臋, s艂abo艣膰, nieporadno艣膰, 偶e ci臋 wy艣miej膮, 偶e tob膮 zaw艂adn膮. St膮d ta pozycja obronna: sztywno艣膰, nienaturalno艣膰, usi艂owanie, aby wyda膰 si臋 m膮drzejszym, silniejszym; st膮d atak zapobiegaj膮cy agresji: szorstko艣膰, kpina albo niszczenie przeciwnika poza jego oczami — plotka, obmowa, oszczerstwo.

Ale wiedz: oni r贸wnie偶 boj膮 si臋 ciebie. Aby艣 nie ods艂oni艂 ich brak贸w umys艂owych, fizycznych u艂omno艣ci, 艣miesznostek. St膮d ta sztuczna mina, surowo艣膰, ironia, intrygi.

Po co si臋 m臋czy膰? Spr贸buj ich oswoi膰. Przekonaj, 偶e nie masz zamiaru wyrz膮dza膰 im krzywdy, 偶e jeste艣 do nich usposobiony przyja藕nie. B膮d藕 dla nich dobry.

269


B臉DZIESZ MI艁OWA艁 BLI殴NIEGO

Nie zawsze to jest r贸偶a na klombie, kryszta艂owy wazon, jakie艣 cudo architektoniczne. Cz臋艣ciej t臋 r贸偶臋 zarastaj膮 chwasty, wazon jest nadt艂uczony, nawet zupe艂nie rozbity. Kto艣 rzuci okiem na skorupy, na po艂amane kolumny, strzaskane kapitele, architrawy.

„Co ona widzi w tym pijaku?"

„Tyle jest innych 艂adniejszych dziewcz膮t, a ten nic, tylko ta i ta".

A jeszcze dawniej, z czas贸w szkolnych: dw贸ch siedzia艂o w jednej 艂awce. Chciano ich rozdzieli膰. P艂acz. Sprawa opar艂a si臋 o rodzic贸w. Ostatecznie zostali. Byli zawsze razem. Gdy jeden nie przyszed艂 do szko艂y, dla drugiego dzie艅 by艂 szary. Nie mog艂e艣 tego wszystkiego zrozumie膰 patrz膮c na nich z boku.

To jest w艂a艣nie pokrewie艅stwo duchowe, jaki艣 wsp贸lny koloryt. Ty masz inny. A tu trzeba kocha膰 ka偶dego cz艂owieka, i to mi艂o艣ci膮 autentyczn膮. A przecie偶 kocha si臋 dla czego艣, dla jakiego艣 dobra. Najpierw trzeba je wi臋c zobaczy膰.

Komunia 艣wi臋ta trwa tylko chwil臋, ale ty w oczach poniesiesz w 艣wiat zachwycenie ka偶dym pi臋knem i ka偶dym dobrem, kt贸re spotkasz po drodze u ludzi — jak Jezus.

270


JE艢LIBY艢CIE MI艁OWALI TYCH, KT脫RZY

WAS MI艁UJ膭

Jest tylu smutnych, zahamowanych, odcinaj膮cych si臋 od otoczenia, ustosunkowanych wrogo, wypaczonych, z kompleksami. To ci, kt贸rzy si臋 bali, kt贸rzy si臋 boja, dla kt贸rych ludzie nie byli dobrzy, dla kt贸rych ludzie nie s膮 dobrzy.

Jeste艣 odpowiedzialny za niesympatycznych, brzydkich, ponurych, zamkni臋tych.

271


JAKO l MY ODPUSZCZAMY

M贸wi膮: „Gdy chcesz wej艣膰 do domu, kt贸rego strzeg膮 psy, najpierw rzu膰 mi臋dzy nie ko艣膰."

R贸偶nica mi臋dzy cz艂owiekiem a psem jest ta, 偶e pies mo偶e szarpa膰 ko艣膰, no, powiedzmy, p贸艂 godziny. A cz艂owiek mo偶e przy niej pozosta膰 ca艂e 偶ycie. Czasem chodzi o krytyczn膮 uwag臋, o podniesiony czynsz, o garnki we wsp贸lnej kuchni, o mycie korytarza, o jeden stopie艅 w karierze.

Okr臋t, kt贸ry wyrusza艂 w dalek膮 drog臋, mia艂 zobaczy膰 rozmaite l膮dy, ludzi m贸wi膮cych r贸偶nymi j臋zykami, zachody i wschody, cisze i burze — zaraz na pocz膮tku, tu偶 za portem, osiad艂 na mieli藕nie. l tak zosta艂. Przekrzywiony, nad brudn膮 wod膮 opluwaj膮c膮 jego burty, patrzy na stare domy z dziurawymi dachami, na usychaj膮ce wok贸艂 nich drzewa.

Przebacz. To znaczy: zapomnij.

272


JAM JEST 呕YCIE

Uwa偶aj na cz艂owieka, kt贸ry zaczyna m贸wi膰: „Wszystko mi jest oboj臋tne. Nic mnie nie obchodzi. Na niczym mi nie zale偶y."

Uwa偶aj na siebie, gdy zaczynasz m贸wi膰: „Wszystko mi oboj臋tne. Nic mnie nie obchodzi. Na niczym mi nie zale偶y"; gdy widzisz, 偶e wszystkie miejsca zaj臋te, wszystkie drogi zabarykadowane, 偶e nie ma dla ciebie przysz艂o艣ci.

Wtedy nie zostawaj sam w pokoju. Nie podejmuj 偶adnych decyzji. Id藕 w 艣wiat, mi臋dzy ludzi, albo do ko艣cio艂a — 偶eby szuka膰 呕ycia! kt贸re z ciebie usz艂o.

273


KT脫REMU NIE JESTEM GODZIEN ZAWI膭ZA膯 RZEMYKA

„Niech pan sobie za偶ywa te kropelki przed snem, a te proszki trzy razy dziennie po jedzeniu; ale najwa偶niejsz膮 rzecz膮 dla pana jest spok贸j. By艂oby najlepiej, gdyby pan m贸g艂 gdzie艣 wyjecha膰, oderwa膰 si臋 od dotychczasowego 艣rodowiska i zapomnie膰 o wszystkim..."

„Prosz臋 wzi膮膰 seri臋 tych zastrzyk贸w, a gdy je pani sko艅czy, prosz臋 przyj艣膰 znowu. Ale prosz臋 pami臋ta膰, 偶e one pomog膮, je艣li si臋 pani nie b臋dzie denerwowa艂a. Nie nale偶y si臋 martwi膰, trzeba troch臋 weselej popatrze膰 na 艣wiat..."

Na wielu klepsydrach i nagrobkach zamiast napis贸w: „pozostaj膮 w nieutulonym 偶alu m膮偶, dzieci, wnuki i synowa", zamiast „cze艣膰 jego pami臋ci", zamiast: „najukocha艅szej matce", zamiast: „wierni koledzy" — powinno by膰: „zagryz艂y j膮 dzieci", „wyko艅czy艂 go kierownik", „dobi艂y j膮 plotki".

Nie wiem, czy jest 艣wi臋tym, ale wiem, 偶e umie delikatnie zamyka膰 drzwi.

274


BY艁EM G艁ODNY, A DALI艢CIE Ml JE艢膯

Tu nie wystarczy 艣w. Marcin, kt贸ry rozci膮艂 sw贸j p艂aszcz na dwoje, aby przyodzia膰 biednego. Nie wystarczy ja艂mu偶na. Tu trzeba uprzemys艂owienia i zagospodarowania kraju, szkolenia kadr naukowc贸w o w膮skich specjalizacjach, solidnej pracy na ka偶dym szczeblu gospodarki — od niewykwalifikowanego robotnika, murarza, maszynistki, agronoma, in偶yniera, po eksperta handlu zagranicznego i przewodnicz膮cego miejskiej rady narodowej. Na to, 偶eby nasz nar贸d mia艂 gdzie mieszka膰, mia艂 co je艣膰, mia艂 si臋 w co ubiera膰 — 偶eby m贸g艂 normalnie 偶y膰. l 偶eby sta膰 nas by艂o na pomoc innym krajom, gdzie rokrocznie tysi膮ce ludzi umieraj膮 z g艂odu, a miliony g艂oduj膮.

Religia chrze艣cija艅ska przez prawd臋 o tym, 偶e B贸g jest mi艂o艣ci膮, stoi twardo obiema nogami na ziemi, l dlatego nie mo偶na jej zamkn膮膰 w ko艣ciele, bo i tak wyjdzie razem z lud藕mi na ulic臋.

275


COKOLWIEK UCZYNILI艢CIE JEDNEMU Z BRACI NAJMNIEJSZYCH

Gdyby艣my my, kt贸rzy uwa偶amy, 偶e wierzymy w Boga, gdyby艣my tak naprawd臋 zacz臋li pracowa膰 w swoich zak艂adach: gdyby艣my nie tylko przychodzili punktualnie, ale punktualnie rozpoczynali intensywne prac臋, gdyby艣my zlikwidowali, a przynajmniej ograniczyli do koniecznego minimum, za艂atwianie spraw osobistych podczas godzin s艂u偶bowych, gdyby艣my nie tracili czasu na rzeczy nie maj膮ce nic wsp贸lnego z tym, czym powinni艣my si臋 zajmowa膰 — to w przeci膮gu kr贸tkiego czasu znikn臋-艂aby w 偶yciu narodu wi臋kszo艣膰 trudno艣ci, o kt贸re rozbija si臋 przeci臋tny cz艂owiek.

Gdyby艣my my, kt贸rzy uwa偶amy, 偶e wierzymy... ale to jest niemo偶liwe: my ju偶 z tego powodu nie mamy wyrzut贸w sumienia.

Spraw膮 mi艂o艣ci s膮 dziury w nawierzchni, zab艂ocone chodniki, obdrapane tynki, brudne szyby, niekompletne neony, oberwane klamki, niedomykaj膮ce si臋 bramy, za艣miecone klatki schodowe, zaplute korytarze, rozpaczliwe toalety.

Spraw膮 mi艂o艣ci jest nieuprzejmo艣膰 wobec petenta, klienta, strony — cz艂owieka, kt贸ry

276


przyszed艂 do ciebie co艣 urz臋dowo za艂atwi膰; odsy艂anie pod byle jakim pretekstem, ordynarne powiedzenia, wulgarno艣膰, chamstwo. Spraw膮 mi艂o艣ci jest brak punktualno艣ci, bez ko艅ca trwaj膮ce picie herbaty czy kawy, godzinami przeci膮gaj膮ce si臋 rozmowy na „tematy zasadnicze", brak organizacji pracy, brak d膮偶enia do eliminowania czynno艣ci zb臋dnych, do usprawnienia metod — brak zaanga偶owania si臋.


CZYNI膭C DOBRZE

l nie pomo偶e t艂umaczenie — 偶e „za te dwa tysi膮ce", czy te偶 偶e nie podoba ci si臋 kierownik, dyrektor — bo to jest po prostu z艂o, oddzielaj膮ce ci臋 od Boga, kt贸ry jest mi艂o艣ci膮.

278


l TY CZY艃 PODOBNIE

Dzisiaj w oknie nowego bloku ujrza艂em kwiaty. Ten blok budowali od ubieg艂ej wiosny. Codziennie w drodze do pracy obserwowa艂em powolne d膮偶enie do tej chwili. Od wykop贸w, a nawet wcze艣niej, od za偶artych dyskusji nad jego potrzeb膮, planami i lokalizacj膮.

A teraz ludzie zaczynaj膮 si臋 sprowadza膰. Po po艂udniu by艂em u nich. Niech Pan B贸g zap艂aci tym, kt贸rzy podejmuj膮 trud budowy nowych dom贸w.

To te偶 jest dobry uczynek. Widzia艂em jak ci ludzie dawniej mieszkali. Ci, kt贸rzy teraz maj膮 swoje wej艣cie, sw贸j przedpok贸j, swoj膮 kuchni臋, sw贸j pok贸j, sw贸j ust臋p i swoj膮 艂azienk臋. Ciesz膮 si臋 jak dzieci.

Je偶eli ci臋 sta膰 na to, je偶eli masz na tyle zdolno艣ci i czasu — to odmiataj 艣cie偶ki ludziom, chocia偶 sam po nich chodzi膰 nie b臋dziesz. Walcz o to, a偶eby ludzie mieszkali po ludzku, aby mieli si臋 gdzie bawi膰, aby ros艂y drzewa. Cho膰 tablicy pami膮tkowej nikt nie wmuruje.

Niebezpiecze艅stwo, jakie grozi nam, katoli-

279


kom, p艂ynie nie z zapoznania nadprzyrodzonego charakteru naszej religii. Z tego do艣膰 dobrze zdajemy sobie spraw臋. Czy jecjnak umiemy dostrzega膰 warto艣ci nadprzyrodzone w codziennym nurcie 偶ycia?


LATORO艢LE

R贸wno po艂o偶y膰 ceg艂y, ugotowa膰 smaczniejszy obiad, prawid艂owo wzi膮膰 zakr臋t, zaprojektowa膰 najpraktyczniejsze mieszkanie, znale藕膰 najlepsze podej艣cie do dziecka, postawi膰 najtrafniejsz膮 diagnoz臋, spe艂ni膰 wszystkie zabiegi ko艂o chorego, wykorzysta膰 czas do nocy, da膰 ze siebie wszystko — to jest odnajdywanie Boga. Bo ka偶dy dobry pomys艂, ka偶da ch臋膰 pe艂nienia dobra, ka偶dy wyrzut sumienia — jest 艁ask膮. A inkarnacj膮 Boga w nas nast臋puje wtedy, gdy podejmujemy to, co On w nas zacz膮艂.

Nie jeste艣my w tym samotni. To samo dzieje si臋 w braciach naszych, l w ten spos贸b jeste艣my w Nim z艂膮czeni.

281


JE艢LI CHCESZ

Przysz艂a do Karmelu, aby odda膰 si臋 Bogu bez reszty. Mia艂a lat szesna艣cie. Wierzy艂a, 偶e starsi jej pomog膮, poprowadz膮 do 艣wi臋to艣ci. Nie wiedzia艂a, 偶e w klasztorze w Lisieux by艂o 藕le. Stanowisko prze艂o偶onej zajmowa艂a osoba nie stoj膮ca na wysoko艣ci zadania.

Z艂y przyk艂ad id膮cy z g贸ry demoralizowa艂 siostry.

Spotka艂a si臋 z zimnym przyj臋ciem, z brakiem zrozumienia. Jej dziecinny zachwyt, bezgraniczna ufno艣膰 zosta艂y zmro偶one. Tego si臋 nie spodziewa艂a.

Samotna, krzywdzona w rozmaity spos贸b, rozgoryczona mog艂a wyst膮pi膰 z klasztoru i nawet napisa膰 ksi膮偶k臋 przeciwko zakonnicom i ksi臋偶om. Zebra艂a dostateczn膮 ilo艣膰 materia艂u. Ksi膮偶ka z pewno艣ci膮 rozesz艂aby si臋 w du偶ych nak艂adach. Talent pisarski mia艂a.

Mog艂a p贸j艣膰 z pr膮dem, czyli post臋powa膰 zgodnie z przyk艂adem, jaki szed艂 z g贸ry.

Albo i艣膰 na w艂asn膮 r臋k臋. l tak zrobi艂a. Zacz臋艂a od dok艂adnego wype艂niania regu艂y zakonnej, a sko艅czy艂a na s艂ynnej „ma艂ej drodze do 艣wi臋to艣ci".

Przed ka偶dym cz艂owiekiem, kt贸ry zaczyna traktowa膰 powa偶nie religi臋, zawsze stoj膮 otworem takie mo偶liwo艣ci.

282


A KTO BY RZEK艁 BRATU SWEMU: G艁UPCZE, B臉DZIE WINIEN OGNIA

PIEKIELNEGO

Walcz z drugim cz艂owiekiem, gdy trzeba, ale go nie zabijaj. Naucz si臋 dyskutowa膰, sprzecza膰, ale nie gard藕 nikim, nie udowadniaj nikomu, 偶e niepotrzebnie zabiera g艂os, bo si臋 na niczym nie zna, i na pewno nie ma nic wa偶nego ani ciekawego do powiedzenia, czyli: 偶e nic nie wie, jest niczym. To po pierwsze nie jest prawd臋, a po drugie, gdyby艣 mu to potrafi艂 wm贸wi膰, wepchniesz go w rozpacz.

Strze偶 si臋, aby艣 nie uwierzy艂, 偶e wszystko, co m膮dre, wa偶ne i ciekawe, powiedzieli m膮drzejsi od ciebie, a tobie pozostaje jedynie przekalkowywanie z艂otych my艣li i odkrytych prawd. To zabi艂oby w tobie tw贸rczo艣膰. Zagrozi艂oby twemu cz艂owiecze艅stwu.

283


NIECH SI臉 NIE ODWRACA

Nie dopominaj si臋 wci膮偶 o swoje prawa. Bo si臋 tylko uwik艂asz, wplaczesz w beznadziejn膮 bijatyk臋.

Nie szukaj zemsty — nie tylko ze wzgl臋du na mi艂o艣膰 bli藕niego, ale najpierw ze wzgl臋du na samego siebie. Szkoda ci臋. Twojej energii, twojego czasu. Zostaw. R贸b swoje.

284


PANIE, GDYBY艢 TU BY艁, NIE UMAR艁BY BRAT M脫J

A偶 stanie si臋. l wtedy wybuchnie jazgot zgorszonych, zacznie si臋 kiwanie g艂owami, zachty-stywanie ka偶dym szczeg贸艂em sprawy, l oka偶e si臋, 偶e to by艂 d艂ugi proces, kt贸ry coraz bardziej nabrzmiewa艂. Od dawna szeptano przy czarnej kawie, urywa艂y si臋 telefony, podawano sobie kolejne fragmenty narastaj膮cego zagro偶enia.

Ale nie by艂o takiego, kt贸ry by pom贸g艂.

„By艂em g艂odny, a nie dali艣cie mi je艣膰.

By艂em spragniony, a nie napoili艣cie mnie."

285


NIE ZABIJAJ

Jest nienawi艣膰 i ch臋膰 zabijania. Nie, nie z pistoletu. S艂owami. Albo wytoczy膰 atak frontalny z ci臋偶k膮 artyleria i wszystkimi rodzajami broni: z niedyskrecj臋, kpin臋, oszczerstwem, z wywlekaniem najbardziej intymnych spraw, z przytaczaniem nieistniej臋cych dowod贸w — 偶eby na przedpolu nie zosta艂o nic, 偶eby zr贸wna膰 z ziemi臋, zniszczy膰, zlikwidowa膰. Albo wepchn臋膰 jak sztylet uwag臋, z艂o艣liwo艣膰, tak mimochodem, na marginesie, ale w momencie wyczekanym, kiedy jest pewno艣膰, 偶e chwyci, 偶e zapadnie w g艂臋b duszy.

A potem cieszy膰 si臋 owocem swojej akcji, gdy od tych ofiar ludzie odwracaj臋 si臋 jak od trup贸w.

286


l RZEK艁A MATKA JEZUSA DO NIEGO

Powiedz sobie wreszcie, 偶e nie chcesz wygrywa膰 pojedynk贸w s艂ownych. Nie usi艂uj zakle-pywa膰 swojej racji b艂yskotliwym powiedzeniem. Zaufaj cz艂owiecze艅stwu swojego rozm贸wcy, uwierz, 偶e s艂owa trwaj膮 d艂u偶ej ni偶 ich wypowiedzenie, 偶e on nieraz jeszcze do nich powr贸ci, 偶e jeszcze nieraz wypr贸buje twoje i swoje argumenty.

A gdy m贸wisz o Bogu, m贸w tylko to, w co g艂臋boko wierzysz; nie pokrywaj wewn臋trznej pustki wielo艣ci膮 s艂贸w — jej nie da si臋 niczym zas艂oni膰. S艂owo Bo偶e mo偶e by膰 skuteczne tylko wtedy, gdy p艂ynie z wiary.

A gdy m贸wisz o Bogu, nie uprawiaj propagandy, nie nadu偶ywaj S艂owa. Nie usi艂uj nawr贸ci膰 wszystkich za wszelk膮 cen臋. Ty nie masz w艂adzy nad S艂owem. Nawr贸cenie nie jest twoim dzie艂em.

287


JEDEN Z BRACI NAJMNIEJSZYCH

Zwr贸膰 uwag臋 na cz艂owieka, kt贸ry jako nowy wchodzi do twego 艣rodowiska. Niech ci臋 nie zra偶a jego sztywno艣膰, osch艂o艣膰, nieufno艣膰. Wyrwano go ze spo艂eczno艣ci, gdzie si臋 liczy艂, gdzie mia艂 ustalon膮 funkcj臋 i pozycj臋. Ten tw贸j 艣wiat, w kt贸ry wszed艂, przera偶a go swoj膮 inno艣ci膮, jest dla niego obcy i niezrozumia艂y. Czuje si臋 w nim zagubiony i nikomu niepotrzebny. Pom贸偶 mu si臋 otworzy膰. Oka偶, 偶e go spostrzegasz, rozumiesz. Zaopiekuj si臋 nim, obja艣nij, pokieruj w drobiazgach, o kt贸re na pewno bole艣nie si臋 obija.

Zwr贸膰 uwag臋 na cz艂owieka, kt贸ry odchodzi z twego 艣rodowiska. Niech ci臋 nie zra偶a jego zaniedbywanie si臋 w kontaktach z tob膮 i w korespondencji. Traci 艣wiat, do kt贸rego przynale偶a艂, a nie wr贸s艂 i niepr臋dko wro艣nie w nowy. Trudno pisa膰 i rozmawia膰, gdy si臋 zawis艂o w pr贸偶ni. Podtrzymaj z nim kontakt. Niech dzi臋ki tobie wierzy, 偶e jest kim艣, 偶e przedslawia warto艣膰, niech uwierzy, 偶e kto艣 go widzi i uznaje jego prac臋.

288


Cl, KT脫RZY PRZYSZLI

B膮d藕 ostro偶ny z krytykowaniem 艣rodowiska, w kt贸re wchodzisz. Nie spiesz si臋 z wyg艂aszaniem autorytatywnych s膮d贸w. Nie podawaj za szybko recept, kt贸re, twoim zdaniem, mog艂yby uleczy膰 wszystkie jego bol膮czki. Po prostu nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo ta nowa rzeczywisto艣膰 jest inna. Chcesz uj膮膰 nowy 艣wiat kategoriami swego dawnego 艣wiata, a to zako艅czy膰 si臋 mo偶e tylko fiaskiem.

B膮d藕 艣wiadomy, 偶e napotykasz tutaj nowe problemy, 偶e warto艣ci dobrze ci znane maj膮 tutaj inn膮 form臋 i innych sposob贸w trzeba dla ich urzeczywistnienia. Ludzie, w艣r贸d kt贸rych si臋 znalaz艂e艣, trudz膮 si臋 nad tym od dawna. Musisz uszanowa膰 ich prac臋, a je偶eli chcesz mi臋dzy nimi zosta膰, musisz si臋 w ni膮 w艂膮czy膰, nie rezygnuj膮c zreszt膮 z w艂asnych koncepcji.

13 - Aby me usta膰...


NIE S膭D殴CIE

Po prostu nie wiesz, dlaczego on tak post膮pi艂. Mo偶e mu co艣 dolega艂o, a mo偶e mia艂 jakie艣 zmartwienie? Ale nawet gdyby by艂 w normalnej formie, to ty i tak nie znasz motyw贸w, jakimi si臋 powodowa艂. Przypisujesz mu jeden z tych, kt贸re, wed艂ug twojej logiki, powinny nim kierowa膰, l dlatego tw贸j os膮d ma minimalne widoki na to, 偶eby m贸g艂 by膰 prawdziwy.

290


ABY艢CIE BYLI SYNAMI OJCA WASZEGO

Nie tylko to jest wa偶ne, jaka jest obiektywna prawda, nie tylko to jest wa偶ne, kto ma racj臋, ale jest r贸wnie偶 wa偶ne, 偶e drugi cz艂owiek co艣 uwa偶a za prawd臋, 偶e ma o czym艣 najg艂臋bsze przekonanie i chce zgodnie z nim 偶y膰. Do tego ka偶dy ma zwyczajne ludzkie prawo, a ty masz obowi膮zek'to prawo szanowa膰.

Taka jest podstawa tego rodzaju sprawiedliwo艣ci, kt贸ry nazywa si臋 tolerancja.

291


PRAWDA WAS WYSWOBODZI

Traktuj drugiego cz艂owieka powa偶nie. Strze偶 si臋 zar贸wno czu艂ostkowo艣ci, jak lekcewa偶enia; zachwyt贸w, jak i ironii; 艂atwego usprawiedliwienia, jak i surowej krytyki; pob艂a偶liwo艣ci, jak i oburzenia. Traktuj drugiego cz艂owieka powa偶nie nawet wtedy, gdy on zdaje si臋 prowokowa膰 do czego艣 zupe艂nie przeciwnego.

Tylko w ten spos贸b mo偶esz mu pom贸c, aby ujrza艂 si臋 w prawdzie.

292


ABY艢CIE BYLI SYNAMI OJCA WASZEGO

Nie tylko to jest wa偶ne, jaka jest obiektywna prawda, nie tylko to jest wa偶ne, kto ma racj臋, ale jest r贸wnie偶 wa偶ne, 偶e drugi cz艂owiek co艣 uwa偶a za prawd臋, 偶e ma o czym艣 najg艂臋bsze przekonanie i chce zgodnie z nim 偶y膰. Do tego ka偶dy ma zwyczajne ludzkie prawo, a ty masz obowi膮zek'to prawo szanowa膰.

Taka jest podstawa tego rodzaju sprawiedliwo艣ci, kt贸ry nazywa si臋 tolerancj膮.

291


PRAWDA WAS WYSWOBODZI

Traktuj drugiego cz艂owieka powa偶nie. Strze偶 si臋 zar贸wno czu艂ostkowo艣ci, jak lekcewa偶enia; zachwyt贸w, jak i ironii; 艂atwego usprawiedliwienia, jak i surowej krytyki; pob艂a偶liwo艣ci, jak i oburzenia. Traktuj drugiego cz艂owieka powa偶nie nawet wtedy, gdy on zdaje si臋 prowokowa膰 do czego艣 zupe艂nie przeciwnego.

Tylko w ten spos贸b mo偶esz mu pom贸c, aby ujrza艂 si臋 w prawdzie.

292


NACHYLI艁 SI臉 NAD NIM

Strze偶 si臋, 偶eby艣 drugiemu nie da艂 do zrozumienia, 偶e przestajesz go uwa偶a膰 za tego, kim on ca艂ym wysi艂kiem swojej dobrej woli stara si臋 by膰. Bo mo偶esz spowodowa膰, 偶e przestanie widzie膰 sens swoich wysi艂k贸w — zrezygnuje.

Strze偶 si臋, 偶eby艣 nie da艂 drugiemu do zrozumienia, 偶e go uwa偶asz za z艂oczy艅c臋. Nawet gdy on twoj膮 opini臋 uzna za krzywdz膮ca, i tak mo偶e to go zdemobilizowa膰, a wi臋c — mo偶e otworzy膰 bariery, jakimi ubezpieczy艂 si臋 przed z艂em.

293


MOWA TWOJA

Odezwij si臋 do cz艂owieka, kt贸ry jest obok ciebie. Milczenie bardzo kr贸tko bywa oboj臋tne. Szybko przeradza si臋 w obco艣膰, wrogo艣膰 — do nienawi艣ci w艂膮cznie. Tylko milczeniu wobec przyjaciela nie grozi 偶adne niebezpiecze艅stwo.

294


DAWAJCIE, A B臉DZIE WAM DANE

Wtedy otrzymujesz, gdy dajesz. Sk膮pstwo, chciwo艣膰, zazdro艣膰 zamykaj膮 ci臋 w sobie. Gdy chcesz wszystko zachowa膰, gdy nie chcesz si臋 udziela膰, aby inni nie nauczyli si臋 czego艣 od ciebie, aby nie stali si臋 tobie r贸wni — wtedy nie tylko zamykasz siebie dla nich, ale i ich zamykasz dla siebie.

Gdy dajesz, otwierasz si臋 dla innych, l tylko wtedy otrzymujesz.

295


DAROWA艁 MU

Dlaczego kto艣 tam procesuje si臋 przez dwadzie艣cia lat o kawa艂ek pola? 脫 jak膮艣 tam polne drog臋? Za pieni膮dze, kt贸re da艂 adwokatom, m贸g艂by dziesi臋膰 takich kawa艂k贸w kupi膰. Ale nie zrobi tego. Bo „ja ci poka偶臋".

Wsp贸lna kuchnia. Jedna z lokatorek zainstalowa艂a kontakt, ale drugiej nie da z niego korzysta膰. Czy my艣lisz, 偶e z obawy, aby tamta go nie zniszczy艂a? Nie — bo „ja ci poka偶臋".

Sprawa na podw贸rku o kur臋, o dzieci. Czy naprawd臋 o kur臋, czy naprawd臋 o dzieci? Nie, „ja ci poka偶臋".

Niezale偶nie od tego, ile masz lat, mam dla ciebie najg艂臋bszy szacunek, gdy potrafi艂e艣 powiedzie膰 „przepraszam", „wybacz mi", „zapomnia艂em", „nie wiem".

296


l B臉D膭 NIEPRZYJACI脫艁MI CZ艁OWIEKA

DOMOWNICY JEGO

Znasz ju偶 dobrze jej suknie, sp贸dnice i bluzki. Znasz miny, jakie robi przed lustrem podczas rannego czesania i gdy podmalowuje si臋 wychodz膮c do miasta. Znasz jej powiedzonka i wiesz, co my艣li o swoich s膮siadkach; i to wszystko zreszt膮 coraz bardziej ci臋 denerwuje. A偶 naraz dowiesz si臋, 偶e kto艣 si臋 ni膮 zainteresowa艂 albo nawet zakocha艂 si臋 w niej. Wprawia ci臋 to w bezmierne zdumienie. Zakocha艂? W czym? W jej rozdeptanych pantoflach, w wyra藕nie brzydkich uszach, w naderwanym ra-mi膮czku? Przecie偶 znasz j膮 najlepiej.

Nie, nie znasz jej. Na pewno by艂e艣 bli偶szy prawdy wtedy, gdy j膮 zauwa偶y艂e艣 po raz pierwszy.

297


ZDAJ SPRAW臉

Dlaczego tak 艂atwo odr贸偶ni膰 par臋 ma艂偶e艅sk膮 od niema艂偶e艅skiej — na ulicy, w poci膮gu, w kinie?

Dlaczego dopiero wtedy dbasz o sw贸j wygl膮d, gdy wychodzisz z domu? Dlaczego dopiero wtedy jeste艣 u艣miechni臋ta i tak czaruj膮co potrafisz rozmawia膰, gdy przychodz膮 z wizyt膮 mili znajomi?

Na stra偶y mi艂o艣ci ma艂偶e艅skiej nie mo偶na sta膰 w brudnym szlafroku, z rozczochranymi w艂osami. Mi艂o艣ci ma艂偶e艅skiej nie mo偶na broni膰 szczecin膮 nieogolonej brody, scenami zazdro艣ci i awanturami.

Je偶eli ka偶da mi艂o艣膰 jest kwiatem, to ma艂偶e艅ska r贸wnie偶, ale zwyczajnym, nie nie艣miertelnikiem.

Je偶eli mi艂o艣膰 jest motylem, to prawdziwym, nie przyszpilonym do korka.

Trzeba strzec, 偶eby nie odlecia艂.

298


B臉DZIESZ MI艁OWA艁 PANA BOGA TWEGO

To nie ma艂偶e艅stwo prze偶ywa kryzys, to jest kryzys naszej wiary w Boga i kryzys mi艂o艣ci ku Niemu. Je偶eli nie do艣膰 wierzysz, je偶eli Go nie do艣膰 kochasz, to chocia偶by艣 sto lat szuka艂 swego idea艂u, chocia偶by艣 znalaz艂 swoj膮 dziewczyn臋, chocia偶by艣 znalaz艂a swego ch艂opca, chocia偶by艣cie prze偶ywali swoj膮 szalon膮 mi艂o艣膰, to i tak ona si臋 sko艅czy. Bo cz艂owiek jest istot膮 sko艅czon膮. Sko艅czy si臋 dla ciebie jego m膮dro艣膰, prawo艣膰; sko艅czy si臋 jej dobro膰, kobieco艣膰, urok. Bo ka偶dy cz艂owiek t臋skni za pe艂ni膮 pi臋kna, za pe艂ni膮 prawdy, l dlatego jest tyle smutnych mi艂o艣ci — bo cz艂owiek od cz艂owieka 偶膮da tego, czego ten da膰 mu nie mo偶e.

299


ALBOWIEM ONI BOGA OGL膭DA膯 B臉D膭

Zburzyli艣my tabu seksu. Powiedzieli艣my wszystko, pokazali艣my wszystko, co dotyczy tak fizjologii, jak i psychiki cz艂owieka. Obalili艣my mit ma艂偶e艅stwa. Wydrwili艣my dziewictwo, celibat, wierno艣膰 ma艂偶e艅sk膮. Nie ma tematu w tej dziedzinie 偶ycia, kt贸ry nie by艂by wy艣miany.

Ale dr臋czy nas niepok贸j, 偶e co艣 najwa偶niejszego wymkn臋艂o nam si臋 z r膮k. Co艣 najistotniejszego dla naszego cz艂owiecze艅stwa: coraz mniej wiemy, co to jest mi艂o艣膰.

300


OWCE l WILKI

Tylko w jase艂kach jest z艂y Herod i dobrzy pastuszkowie.

Pos艂uchaj rozchodz膮cych si臋 ma艂偶onk贸w. Pos艂uchaj, co m贸wi o tym samym fakcie te艣ciowa i synowa. Pos艂uchaj, jak oceniaj膮 uczniowie profesor贸w, a jak profesorowie uczni贸w. Pos艂uchaj, jakie maj膮 zdanie dzieci o swoich rodzicach, a jakie rodzice o dzieciach.

Gdy m贸wi艂a jedna strona, sprawa nie budzi艂a 偶adnej w膮tpliwo艣ci, wszystko by艂o dla ciebie jasne — wina drugiej strony by艂a zupe艂nie oczywista. Gdy wys艂ucha艂e艣 drugiej strony, nie wiedzia艂e艣 nic.

Gdyby艣 zacz膮艂 odwrotnie, od sprawozdania z ust drugiej strony, wszystko by艂oby identycznie.

W nieporozumieniach z lud藕mi nie stawiaj siebie w rz臋dzie dobrych pastuszk贸w, a przeciwnika nie uwa偶aj za z艂ego Heroda albo nawet za diab艂a.

301


W艁A艢CICIEL

Strze偶 si臋, aby艣 nie zmarnowa艂 mi艂o艣ci.

Czy to: ch艂opiec — dziewczyna, m膮偶 — 偶ona, rodzice — dziecko. Grozi ci, 偶e z ukochanej osoby zrobi膰 zechcesz swoj膮 w艂asno艣膰; wiedzie膰 o ka偶dym kroku, pozna膰 wszystkich przyjaci贸艂, kontrolowa膰 czas pracy i czas rozrywki, by膰 wci膮偶 razem, nie spuszcza膰 z oka, wypytywa膰, 艣ledzi膰; a potem zaabsorbowa膰 swoimi zainteresowaniami, sprawami, wype艂ni膰 sob膮, a偶eby nie zostawi膰 czasu na samodzielne my艣lenie, na w艂asn膮 inicjatyw臋, na osobiste 偶ycie, nie dopu艣ci膰 do 偶adnego samodzielnego przedsi臋wzi臋cia; zwi膮za膰 ze sob膮 pro艣b膮, b艂aganiem, ostrze偶eniem; uzale偶ni膰 od swojej decyzji, podporz膮dkowa膰 swojemu 偶yciu, narzuci膰 sw贸j schemat, swoje pogl膮dy na sprawy wielkie i ma艂e, ukszta艂towa膰 na swoje podobie艅stwo, wydr膮偶y膰 si艂膮 albo sprytem 艣cie偶ki my艣lenia, tory reakcji na sw贸j wz贸r —

a偶 wreszcie' zna膰 b臋dziesz ka偶de pytanie i ka偶d膮 odpowied藕, ka偶d膮 reakcj臋 i ka偶d膮 my艣l. l to jest koniec. Nie mi艂o艣ci, bo

302


jej ju偶 dawno nie by艂o. To jest po prostu nuda. l odejdziesz. Chyba, 偶e cz艂owiek, kt贸ry kocha艂 ci臋 dawno temu, zd膮偶y艂 ju偶 wcze艣niej uciec, ratuj膮c swoj膮 wolno艣膰, swoj膮 osob臋.


PRZYSZED艁EM OGIE艃 RZUCI膯 NA ZIEMI臉

Wstaje wcze艣nie rano. Sprz膮ta, robi 艣niadanie. Potem wychodzi na zakupy i 偶eby zobaczy膰, co nowego w sklepach. Przychodzi ko艂o dwunastej. Robi sobie obiad, myje naczynie i ucina drzemk臋 — bo wtedy dobrze si臋 trawi. Z kolei czyta ca艂膮 gazet臋 i przerabia sobie sweter. Idzie spa膰 do艣膰 wcze艣nie, bo lubi wstawa膰 „do dnia".

Ten plan przedstawi艂a mi po to, aby mnie przekona膰, 偶e naprawd臋 nie ma kiedy zaj膮膰 si臋 chor膮 staruszk膮, o co j膮 prosi艂em.

304


A KTO BY ZGORSZY艁 JEDNO Z TYCH

MA艁YCH

Restauracja — jedyna w tej wczasowej dziurze — by艂a wci膮偶 zamkni臋ta. Kucharka poinformowa艂a, 偶e nie przysz艂a sprz膮taj膮ca i nie ma kto pozamiata膰 lokalu po wczorajszym dansingu. Wreszcie otworzono z godzinnym op贸藕nieniem. Zapach starego piwa pomieszany z zapachem dymu papierosowego. Czarna pod艂oga poci膮gni臋ta p艂ynem py艂och艂onnym, plamy z wody po niedawnym zamiataniu. 艢ciany pomalowane „na Picassa" przez domoros艂ego artyst臋.

Po chwili wesz艂a na sal臋 kobieta z dziewczynk膮 mo偶e czteroletni膮. Zam贸wi艂a 艣niadanie. Do jej stolika dosiad艂a si臋 bufetowa.

„To jest to dziecko, z kt贸rym pani by艂a na dansingu?"

„Tak, to moja siostrzenica. Siostra pracuje, prosi艂a mnie, 偶ebym j膮 wzi臋艂a nad morze, bo by艂a blada, nie mia艂a apetytu. Atu, e, poprawi艂a si臋. No, a wczoraj znowu nie da艂a si臋 odprowadzi膰, tylko ze mn膮 by艂a do samego ko艅ca, do dwunastej. W艂a艣ciwie by艂a grzeczna, tylko zacz臋艂a p艂aka膰, gdy dosz艂o do tej bijatyki."

Dziewczynka siedzia艂a na podium dla orkie-

305


stry i bawi艂a si臋 patykiem. Naraz zacz臋艂a 艣piewa膰, troch臋 fa艂szuj膮c: „Gdy mi ciebie zabraknie, gdy zabraknie mi ciebie, gdy zabraknie mi ciebie". Panie u艣miechn臋艂y si臋 porozumiewawczo — jak膮 ma dobr膮 pami臋膰. Dziecko dalej 艣piewa艂o: „Gdy mi ciebie zabraknie, gdy zabraknie mi ciebie"...


呕YCIE TWOJE

Mia艂a ci臋偶kie, inaczej m贸wi膮c bardzo zwyczajne 偶ycie: gotowanie, sprz膮tanie, palenie w piecach, troska o ca艂y dom, pomoc doros艂ym ju偶 dzieciom, comiesi臋czne wi膮zanie ko艅ca z ko艅cem. A偶 zacz臋艂a si臋 藕le czu膰. Na piersi pojawi艂o si臋 jakie艣 ma艂e, okr膮g艂e stwardnienie. Lekarz, dobry znajomy, powiedzia艂, co o tym my艣li: podejrzenie o nowotw贸r. Przed p贸j艣ciem na klinik臋 rozmawia艂a ze mn膮. Zasadniczo by艂a spokojna. Liczy艂a si臋 powa偶nie z mo偶liwo艣ci膮 nowotworu z艂o艣liwego i szybk膮 艣mierci膮.

Na klinice okaza艂o si臋, 偶e to nie rak. Po ma艂ym zabiegu powr贸ci艂a do domu. Przysz艂a przywita膰 si臋. Chyba to jest najtrafniejsze okre艣lenie. Wita艂a si臋 z wszystkimi i wszystkim. M贸wi艂a, 偶e zaczyna 偶y膰 po raz drugi. M贸wi艂a, jak w sali szpitalnej t臋skni艂a za najprostszymi domowymi czynno艣ciami. M贸wi艂a, 偶e odkry艂a rzecz najprostsz膮: jak wielkim darem jest 偶ycie i jak wielkim darem jest m贸c pracowa膰.

307


NIE S膭D殴CIE

Przed po艂udniem opowiadano mi z oburzeniem o wypadku, kt贸ry zdarzy艂 si臋 w centrum miasta o rannej godzinie. Jaki艣 cz艂owiek wysiad艂 z tramwaju kompletnie pijany, z trudem dowl贸k艂 si臋 do 艂awki na skwerze i wymiotowa艂. „Ju偶 tak rano! Taki przystojny! Porz膮dnie ubrany". By艂em r贸wnie偶 oburzony.

Wieczorem dowiedzia艂em si臋, kim by艂 ten cz艂owiek. To by艂 m贸j przyjaciel. Rano oko艂o 贸smej wypi艂 u mnie herbat臋, m贸wi艂, 偶e troch臋 dokucza mu serce. Poradzi艂em mu, 偶eby za偶y艂 lekarstwo. Ale on zrobi艂 to ju偶 wcze艣niej, zaraz po przyje藕dzie, jeszcze na stacji. Odprowadzi艂em go do tramwaju. Dalej by艂o zgodnie z tym, co mi opowiadano.

Dodam zako艅czenie: le偶膮cym zainteresowa艂 si臋 milicjant. Gdy przyjecha艂o pogotowie, jeszcze 偶y艂, ale ju偶 tylko par臋 minut. Lekarz o艣wiadczy艂, 偶e gdyby mu udzielono natychmiastowej pomocy, m贸g艂by 偶y膰.

308


NIE WIECIE

Opar艂 si臋 o 艣cian臋 magazynu. Nogi mia艂 mi臋kkie w kolanach. Po raz tysi臋czny kl膮艂 tego, kto projektowa艂 szoferk臋 w „starze" — „Cz艂owiek musi siedzie膰 prawie w kucki, nie ma mowy o wyprostowaniu n贸g", l ten upa艂, tak od silnika, jak i od nieizolowanej blachy, kt贸r膮 s艂o艅ce rozgrzewa jak szaba艣nik. Placek mokrej koszuli ch艂odzi艂 mu teraz plecy jak ok艂ad z lodu. Zapali艂 papierosa. R臋ce mu dr偶a艂y od kierownicy — „strasznie bije". Patrzy艂 na 艂adowaczy wynosz膮cych towar. „Tym to dobrze — pomy艣la艂 — siedzieli przez trzy godziny, teraz w p贸艂 godziny roz艂aduj膮 w贸z i po robocie. 呕adnej odpowiedzialno艣ci." Stan臋艂a mu przed oczyma przebyta droga pe艂na wsi, miasteczek, wiecznych dziur, o kt贸rych trzeba pami臋ta膰, zakr臋t贸w idiotycznych, dzieci ucz膮cych si臋 je藕dzi膰 na rowerach, dzieci wo偶膮cych niemowl臋ta w w贸zkach, stad g臋si, baran贸w, kr贸w, przelatuj膮cych kur, przypomnia艂 mu si臋 obraz wylatuj膮cej na niego z polnej drogi WFM-ki z siedz膮cym na niej jak na kozie blondynem o bezmy艣lnej twarzy. A偶 ca艂y drgn膮艂 na to

309


wspomnienie. Wtedy uprzytomni艂 sobie, 偶e 艂adowacze co艣 m贸wili na jego temat. Z trudem przywo艂a艂 ich s艂owa: „Takiemu to dobrze. Siedzi w szoferce, a teraz se kurzy papierosa i ani palcem nie pomo偶e".


A ONI NIE ROZUMIELI

Wszed艂 szybkim krokiem na podium. Kurczowo uchwyci艂 blat sto艂u. Wpar艂 oczy w zgromadzonych. Rozmowy ucich艂y. Zacz膮艂: „Nie chc臋 dyskutowa膰..." Teraz ju偶 zapanowa艂a na sali zupe艂na cisza. „Chcia艂em tylko tyle powiedzie膰..." Swoj膮 skupion膮 postaw膮 skoncentrowa艂 uwag臋 wszystkich. M贸wi艂 podniesionym g艂osem. Formu艂owa艂 zdania kr贸tkie, ale jako艣 niejasne. Ci膮gle nie wiadomo by艂o, o co mu chodzi. Napi臋cie sali rozp艂ywa艂o si臋. Po chwili dla wszystkich sta艂o si臋 oczywiste, 偶e si臋 powtarza. „Tylko on o tym nie wie." Kto艣 zarechota艂, podnios艂y si臋 oklaski. Najwidoczniej tego nie zrozumia艂, bo m贸wi艂 dalej. Rozmawiano ju偶 na g艂os. Gdzieniegdzie wybucha艂y 艣miechy. Wreszcie zorientowa艂 si臋. Przerwa艂. Bezradnie rozejrza艂 si臋 po sali szukaj膮c zrozumienia, ale chyba nie znalaz艂, bo zwiesi艂 g艂ow臋 i wr贸ci艂 zgarbiony na miejsce. Kroczy艂 ci臋偶ko przez sal臋 w艣r贸d oklask贸w i 艣miech贸w.

311


S膭 JAKO TE OWCE BEZ PASTERZA

Zauwa偶y艂em je po wej艣ciu do trolejbusu. Sta艂y oparte o tyln膮 艣cian臋 wozu, mia艂y tarcze przyczepione na r臋kawach poni偶ej 艂okcia, jad艂y lody „Bambino", 艣mia艂y si臋 ha艂a艣liwie i bardzo g艂o艣no rozmawia艂y. W贸z by艂 prawie pusty i rozmow臋 mo偶na by艂o s艂ysze膰 doskonale. By艂a jaka艣 wulgarna. Dosz艂o do mnie ostatnie zdanie: „Musisz i艣膰 na "Kobieta diabe艂禄, m贸wi臋 ci, klawy film". Zaraz potem us艂ysza艂em, jak kto艣 podniesionym g艂osem m贸wi艂, prawie krzycza艂: „A ja bym takie dziewczyny wy艂o偶y艂 na kolano i la艂 pasem a偶by trzeszcza艂o! No nie, panie starszy?" By艂 to jaki艣 m臋偶czyzna w 艣rednim wieku, o wygl膮dzie rzemie艣lnika. Z projektem owej terapii zwr贸ci艂 si臋 do drobnego staruszka, przeszed艂 obok mnie w艣ciek艂y i wysiad艂. Wysiad艂em r贸wnie偶 i ja. Czeka艂em a偶 trolejbus odjedzie. Wiedzia艂em, 偶e jeszcze raz zobacz臋 te 'dziewczyny. By艂em przekonany, 偶e ujrz臋 je chichocz膮ce. Ale si臋 pomyli艂em: oparte o 艣cian臋 wozu zastyg艂y w bezbrze偶nym zdziwieniu.

312


KTO JEST M脫J BLI殴NI

Pada艂 drobny deszcz. Kostka l艣ni艂a jak polu-krowana. Przed nimi jecha艂a nowa, czarna skoda. Prowadzi艂a j膮 kobieta. Jecha艂a niepewnie. Zr贸wna艂a si臋 z tramwajem i nie mia艂a zamiaru wyprzedza膰. W dali ukaza艂a si臋 grupa ludzi czekaj膮cych na przystanku tramwajowym.

„Daj sygna艂. Niech pospieszy. Zablokuje nas na przystanku."

„Zostaw, widzisz, 偶e jedzie niepewnie."

„Jak nie umie je藕dzi膰, to niech nie siada za kierownic膮. Daj sygna艂."

Z niech臋ci膮 nacisn膮艂 klakson. Reakcja by艂a natychmiastowa. Skoda zwi臋kszy艂a szybko艣膰, ale ju偶 po kilku metrach wpad艂a w po艣lizg. Kobieta przyhamowa艂a i w贸z na dobre zacz膮艂 ta艅czy膰 po ulicy. Uderzy艂 ty艂em o kraw臋偶nik. Balansowanie zwi臋kszy艂o si臋. Uderzy艂 po raz drugi. Patrzyli z przera偶eniem, co teraz nast膮pi. Przystanek by艂 tu偶. To trzecie uderzenie albo zlikwiduje po艣lizg, albo wywr贸ci w贸z do g贸ry ko艂ami na czekaj膮cych na przystanku. Uderzy艂 po raz trzeci. Posypa艂y si臋 iskry. Polecia艂y jakie艣 blachy, ale skoda z wytracon膮 ju偶 szybko艣ci膮, cho膰 z kiwaj膮cym si臋 tylnym ko艂em, potoczy艂a si臋 naprz贸d.

„Ma baba szcz臋艣cie, co?"

14 - Aby nie usta膰..


POSZLI ZA NIM

Tramwaj z trudem przepycha艂 si臋 przez wilgotn膮 noc miasta. Trz膮s艂, zgrzyta艂 na zakr臋tach, t艂uk艂 pom臋czonymi pasa偶erami. Nagle w biegu wskoczy艂 na stopie艅 on. Nie wszed艂 g艂臋biej. By艂 bez nakrycia g艂owy, ko艂nierz p艂aszcza stercza艂 niedbale podniesiony, pod szyj膮 co艣 w艣ciekle kolorowego, modne spodnie, modne buty. Sta艂 bez oparcia. R臋ce trzyma艂 g艂臋boko w kieszeniach. Najbardziej charakterystyczny by艂 jednak jego u艣miech w k膮ciku ust. 艢ci膮ga艂 uwag臋 jad膮cych. Patrzyli na niego jak na stworzenie z innej planety. Jak na motyla, kt贸ry usiad艂 na szarym murze. Ale on ju偶 kogo艣 spostrzeg艂 w blasku latarni, wychyli艂 si臋, krzykn膮艂. Wiatr zerwa艂 mu s艂owa z ust. Nie wysiad艂 z innymi. Wyskoczy艂 przed przystankiem. Wpad艂 w grup臋 ch艂opc贸w, trzepn膮艂 kogo艣 po plecach, przepchn膮艂 si臋 i znikn膮艂 w mroku przecznicy. Pomy艣la艂em: „Taki przyda艂by si臋 podczas okupacji".

Tacy dawniej podbijali nowe l膮dy, wykrwawiali si臋 w walkach o wolno艣膰; podobni polec膮

314


zdobywa膰 nowe planety. Im nie wystarcza normalne 偶ycie.

Nasz wiek ma wielu specjalist贸w i teoretyk贸w, kt贸rzy pisz膮 o m艂odzie偶y wsp贸艂czesnej wyczerpuj膮ce, uczone rozprawy. Ale nasz wiek nie ma wychowawcy, kt贸ry m艂odzie偶 wsp贸艂czesn膮 umia艂by oswoi膰.


A Z NIM SZLI UCZNIOWIE JEGO

Zapach struganych o艂贸wk贸w. Przegl膮dane na sto艂ku w k膮cie nowe ksi膮偶ki: chemia, fizyka i ta najukocha艅sza — do polskiego, przegl膮dana prawie z zapartym tchem. Powakacyjne wej艣cie do klasy. Czy sala zmala艂a? Czy raczej koledzy i kole偶anki podro艣li? Tak dobrze znowu razem. Dzwonek. Wchodzi wychowawca.

Nie przypuszcza艂em nigdy, ani na chwil臋, 偶e my, uczniowie, zajmujemy tyle miejsca w twojej duszy.

Nie spodziewa艂em si臋, 偶e ka偶dy z nas by艂 tak bardzo twoim uczniem. 呕e ka偶de nasze odezwanie si臋, postawa, odpowied藕 by艂y dla ciebie takim prze偶yciem. Nie domy艣la艂em si臋, 偶e uczenie tyle kosztuje. Nie przeczuwa艂em, 偶e to jest kawa艂 duszy oddanej ma艂emu cz艂owiekowi. 呕e czujesz si臋 ubo偶szy o to, co艣 da艂. 呕e gdy spotkasz swego dawnego ucznia, to z dr偶eniem wypatrujesz, czy zosta艂o w nim co艣 z ciebie.

Nie wiedzia艂em nic o mi艂o艣ci nauczyciela do uczni贸w.

Teraz ju偶 wiem — sam ucz臋 dzieci.

316


ONEGO CZASU BY艁Y GODY MA艁呕E艃SKIE W KANIE GALILEJSKIEJ

Po g艂贸wnych ulicach Kany, Jerozolimy, Nazaretu czy Cezarei spacerowali m艂odzi, modnie ubrani ludzie. Ch艂opcy nosz膮cy inaczej zawijane turbany, szersze czy w臋偶sze r臋kawy, d艂u偶sze czy kr贸tsze suknie, sanda艂y o d艂ugich albo kr贸tkich nosach, na cienkiej albo grubej podeszwie, wi膮zane jedno- albo r贸偶nokolorowymi rzemieniami. Chodzi艂y kobiety, u偶ywaj膮ce innych kosmetyk贸w ni偶 dotychczas.

Ewangelie 艣wi臋te nie podaj膮, aby Pan Jezus pi臋tnowa艂 贸wczesn膮 mod臋.

Je偶eli ksi膮dz na kazaniu, m贸wi膮c o wychowaniu m艂odzie偶y, wyst膮pi przeciwko kolorowi po艅czoch, przeciwko krojowi p艂aszcza albo but贸w, przeciwko wst膮偶kom czy krawatom, fryzurom czy kapeluszom... l chocia偶by potem m贸wi艂 najprawdziwsze rzeczy o Tr贸jcy Przenaj艣wi臋tszej i Mistycznym Ciele Chrystusa...

Je偶eli rodzice, je偶eli wychowawcy, je偶eli starsze pokolenie...

Na ka偶de zagadnienie trzeba znale藕膰 spojrzenie istotne. Trzeba walczy膰 o istotne warto艣ci u m艂odzie偶y: o pracowito艣膰, o uczciwo艣膰, o punktualno艣膰. A nie czepia膰 si臋 fryzury albo w膮skich czy szerokich spodni.

317


DOPU艢膯CIE DZIECIOM PRZYJ艢膯 DO MNIE

Wychowawc膮 mo偶esz by膰 tylko wtedy, gdy ci臋 sta膰 na to, aby zaufa膰 tym, kt贸rych ci powierzono, gdy potrafisz zdoby膰 si臋 na to, aby wci膮偶 stawia膰 na ich dobr膮 wol臋, na to, co w nich rozumne — na ich cz艂owiecze艅stwo.

Je偶eli ci臋 na to nie sta膰, wycofaj si臋 z kadr wychowawczych, bo wszystko, co zrobisz, b臋dzie ju偶 tylko administracj膮, kt贸ra nie ma nic wsp贸lnego z wychowaniem, cho膰 mo偶e doskonale zachowywa膰 jego pozory. Wszystko, co zrobisz, b臋dzie ju偶 tylko jedn膮 wielk膮 krzywd膮, wyrz膮dzon膮 tym, kt贸rych powiniene艣 uczy膰 stawania si臋 cz艂owiekiem.

318


SOBIE

Dlatego by艂 艣w. Jan Bosco, 偶e byli ulicznicy. Dlatego by艂 艣w. Ignacy Loyola, 偶e by艂a reformacja. Dlatego by艂 艣w. Franciszek z Asy偶u, dlatego by艂 brat Albert...

Na 艣rodku ulicy le偶a艂 papier. Albo go wcale nie zauwa偶y艂e艣, albo go kopn膮艂e艣. Na szosie asfaltowej le偶a艂 kamie艅. Spad艂 chyba przy transporcie. Na chodniku kto艣 przewr贸ci艂 kosz ze 艣mieciami. Klamka coraz bardziej si臋 kiwa. Kolega si臋 nie uczy. „Takie 艣limaki, a pal膮 papierosy. 呕eby ich tylko kto nie zobaczy艂". „A tam na prywatce pili w贸dk臋. No, popatrz, popatrz!"

Tylko na tyle ci臋 sta膰?

„Ja jestem uczciwym cz艂owiekiem, a tamten nie". „Ja mam m臋偶a legalnego, a ona 偶yje na wiar臋". „Ja chodz臋 do ko艣cio艂a, a on sobie idzie na 艣niadanko". „Ja sobie wierz臋, a on sobie nie wierzy". „呕yjemy sobie jak B贸g zdarzy, zrywamy kartki z kalendarzy".

„Bodajby艣 by艂 gor膮cy lub zimny; ale 偶e艣 letni, poczn臋 wyrzuca膰 ci臋 z ust swoich".

319


A POT JEGO BY艁 JAKO KROPLE KRWI

Boj臋 si臋 o 艂adne dzieci, na kt贸re si臋 zwraca uwag臋, o dzieci, kt贸re w szkole podstawowej bez trudu zajmuj膮 pierwsze miejsca; o 艂adnych ch艂opc贸w i 艂adne dziewczyny, kt贸re w szkole 艣redniej z 艂atwo艣ci膮 utrzymuj膮 si臋 w pierwszej dziesi膮tce; o m艂odych ludzi, kt贸rzy nie maj膮 problemu z wyborem uczelni, a na studiach spotykaj膮 si臋 z uznaniem wyk艂adowc贸w. Boj臋 si臋 o ludzi, kt贸rzy nie wiedz膮, jak mo偶na mie膰 k艂opoty z samym sob膮, kt贸rzy s膮 ze siebie zadowoleni; o tych, kt贸rzy umiej臋tnie nawi膮zuj膮 kontakty z osobami wp艂ywowymi — o tych, kt贸rzy sobie daj膮 rad臋 w 偶yciu.

Tylko wtedy cz艂owiek mo偶e tworzy膰 siebie i wok贸艂 siebie, je偶eli 偶膮da si臋 od niego wi臋cej ni偶 potrafi, je偶eli on sam wymaga od siebie wi臋cej, ni偶 to, na co go sta膰, gdy jest zmobilizowany do najwy偶szego wysi艂ku, gdy spotyka si臋 z trudno艣ciami nie do przezwyci臋偶enia, gdy musi podejmowa膰 zasadnicze decyzje, gdy przeprowadza gruntowne rewizje swego post臋powania.

320


FARYZEUSZE

Nie mo偶esz aposto艂owa膰 przy pomocy chwyt贸w. Aposto艂owa膰 mo偶esz tylko sob膮: swoj膮 osobowo艣ci膮 ukszta艂towan膮 przez 艁ask臋 i w艂asn膮 wol臋. W aposto艂owaniu na pewno jedynie wa偶ne jest to, jaki ty sam jeste艣: czy jest w tobie tyle dobrej woli i 艁aski, aby艣 by艂 w stanie przekaza膰 je innym.

321


ID殴CIE l NAUCZAJCIE

Wr贸ci艂e艣 w艂a艣nie z wycieczki. Masz w sobie ca艂膮 wolno艣膰 g贸r, wiatr i g艂臋bi臋 nieba, cienie las贸w i wysoko艣膰 traw. l pytaj膮 ci臋: „Jak tam by艂o?"

Jak by艂o? To takie proste: „Wiesz, gdy s艂o艅ce zachodzi艂o, to niebo by艂o takie, jak... jak..." Chcesz dobra膰 s艂owo, kt贸re by mog艂o odda膰 jak najtrafniej to, co widzia艂e艣 nad ziemi臋, gdy s艂o艅ce zachodzi艂o, ale nie znajdujesz, j膮kasz si臋 i w ko艅cu dajesz za wygran膮; jeste艣 bezradny, jak dziecko stoj膮ce pod drzwiami, gdy klamki dosi臋gn膮膰 nie mo偶e.

Czy偶 jest co艣 dziwnego w tym, 偶e ludzie tak niech臋tnie m贸wi膮 o Bogu?

A uczy膰 o Panu Bogu trzeba. Musz膮 to robi膰 wszyscy: matki, ojcowie, nauczyciele, wychowawcy, siostry i bracia. Trzeba wydoby膰 z g艂臋bi duszy jakie艣 najpi臋kniejsze s艂owa, najczulsze opowiadania o najprostszej tre艣ci. Aby ci, o kt贸rych troska le偶y nam na sercu, potrafili Pana Boga kocha膰 tak, jak tylko cz艂owiek kocha膰 potrafi.

322


JAM JEST PAN B脫G TW脫J

Nawr贸ci膰 cz艂owieka do Boga to najpierw odda膰 go samemu sobie, pom贸c mu znale藕膰 siebie.

Dlatego nie narzucaj nikomu swoich pogl膮d贸w, nie chciej, 偶eby potwierdza艂 twoje odkrycia, my艣la艂 twoim sposobem, przyjmowa艂 twoje formu艂ki i wype艂nia艂 praktyki religijne tak jak ty. Nie spodziewaj si臋 natychmiastowego wyniku swoich zabieg贸w.

Musisz wej艣膰 w rytm jego 偶ycia, w jego spos贸b reagowania, w jego metod臋 rozwi膮zywania trudno艣ci i pom贸c mu doj艣膰 do jego autentycznych prze偶y膰 — odnale藕膰, wraz z nim, jego cz艂owiecze艅stwo.

323


KR脫LESTWO TWOJE

W porz膮dku nadprzyrodzonym jeste艣my r贸wnie偶 uk艂adem zamkni臋tym: kto艣 musi cierpie膰 za szale艅stwa drugiego, kto艣 musi si臋 modli膰, aby nawr贸ci艂 si臋 b艂膮dz膮cy; przez czyje艣 umartwienie przychodzi 艁aska 偶alu na grzesznika. Nasza 艣wi臋to艣膰 ma wp艂yw na 艣wi臋to艣膰 innych, nasza grzeszno艣膰 wp艂ywa na grzeszno艣膰 innych. Dopiero w tym uk艂adzie jest mo偶liwy do zrozumienia sens surowych klasztor贸w, oddanych wy艂膮cznie modlitwie i umartwieniu. Dopiero w贸wczas znajduje prawdziwie spo艂eczny sens ka偶dy dobry czyn, chocia偶by przez nikogo nie zauwa偶ony, ka偶da dobra my艣l, ka偶dy akt mi艂o艣ci Bo偶ej.

324


RAZEM

Na polanie przygasa ognisko. Sko艅czona gaw臋da. Teraz kr膮g. Z艂膮czeni d艂o艅mi, losem, przyja藕ni膮.

„Gdyby ten kr膮g m贸g艂 tak trwa膰."

Ale za chwil臋 r臋ce roz艂膮cz膮 si臋 i trzeba b臋dzie i艣膰 samemu w ciemn膮 noc.

A przecie偶 naprawd臋 zawsze jeste艣 z艂膮czony z lud藕mi: cz艂owiecze艅stwem, losem, mi艂o艣ci膮, 艂ask膮. To niewa偶ne, czy chcesz, czy nie. Tak jest.

325


A FARYZEUSZ STOJ膭C NA 艢RODKU 艢WI膭TYNI

Nie ma sytuacji, kt贸ra by艂aby ko艅cow膮. Nie istnieje punkt doj艣cia, po kt贸rym mia艂aby nast膮pi膰 stabilizacja. Nie ma stanu doskona艂ego. Nie ma formy ostatecznej. Nie ma kszta艂tu idealnego. Wszystko jest etapem, po kt贸rym trzeba i艣膰 natychmiast dalej, bo inaczej ju偶 jeste艣my nieaktualni: znajdujemy si臋 w 艣miesznej sytuacji zadowolonego z siebie faryzeusza.

l to w ka偶dej dziedzinie: tak post臋pu naukowego i technicznego, polityki, kultury, jak rozwoju osobowego.

l dlatego, gdy b臋dziesz umiera艂, nie powiniene艣 偶a艂owa膰, 偶e nie za艂atwi艂e艣 masy spraw ani nie doczeka艂e艣 pe艂ni swoich czas贸w, 偶e nie prze偶y艂e艣 lat spokoju i stabilizacji. Takich tutaj nie ma.

Spotkasz je po tamtej stronie.

326


NIE WIEDZ膭

Przed grobami 偶o艂nierzy i przed mauzoleum z prochami pomordowanych w obozach koncentracyjnych stoj膮 w Dzie艅 Zmar艂ych m艂odzi ch艂opcy i m艂ode dziewcz臋ta — warty honorowe.

Czy oni wiedz膮, co to znaczy s艂owo „Ojczyzna"? Stoj膮c na baczno艣膰 czcz膮 tych, co zgin臋li. Czcz膮 ich bohaterstwo. Ale czy oni wiedz膮, 偶e dla tamtych walka nie by艂a celem samym w sobie, 偶e by艂a tylko drog膮 do wolno艣ci? l 偶e w wolno艣ci chcieli budowa膰 Ojczyzn臋?

Na podw贸rkach naszych dom贸w dzieci bawi膮 si臋 w rozstrzeliwanie.

327


DOSY膯 MA DZIE艃 TROSKI SWOJEJ

Patrzysz na starego, zniedo艂臋偶nia艂ego cz艂owieka. Taki sam b臋dziesz i ty. Twoim cz艂owieczym prawem jest walczy膰 ze staro艣ci膮 i chorob膮, ale twoim cz艂owieczym obowi膮zkiem jest przyj膮膰 je, gdy ci臋 zwyci臋偶膮 — przyj膮膰, jako cierpienie wiod膮ce ku odkupieniu.

Ale to przyjdzie kiedy艣. Teraz o tym nie my艣l. Nie martw si臋 niepotrzebnie. Zaufaj Bogu: On da ci si艂臋 do zniesienia cierpie艅 i odwag臋 do przyj臋cia 艣mierci.

328


DOSY膯 MA DZIE艃 TROSKI SWOJEJ

Patrzysz na starego, zniedo艂臋偶nia艂ego cz艂owieka. Taki sam b臋dziesz i ty. Twoim cz艂owieczym prawem jest walczy膰 ze staro艣ci膮 i chorob膮, ale twoim cz艂owieczym obowi膮zkiem jest przyj膮膰 je, gdy ci臋 zwyci臋偶膮 — przyj膮膰, jako cierpienie wiod膮ce ku odkupieniu.

Ale to przyjdzie kiedy艣. Teraz o tym nie my艣l. Nie martw si臋 niepotrzebnie. Zaufaj Bogu: On da ci si艂臋 do zniesienia cierpie艅 i odwag臋 do przyj臋cia 艣mierci.

328


NIE WIEDZ膭

Przed grobami 偶o艂nierzy i przed mauzoleum z prochami pomordowanych w obozach koncentracyjnych stoj膮 w Dzie艅 Zmar艂ych m艂odzi ch艂opcy i m艂ode dziewcz臋ta — warty honorowe.

Czy oni wiedz膮, co to znaczy s艂owo „Ojczyzna"? Stoj膮c na baczno艣膰 czcz膮 tych, co zgin臋li. Czcz膮 ich bohaterstwo. Ale czy oni wiedz膮, 偶e dla tamtych walka nie by艂a celem samym w sobie, 偶e by艂a tylko drog膮 do wolno艣ci? l 偶e w wolno艣ci chcieli budowa膰 Ojczyzn臋?

Na podw贸rkach naszych dom贸w dzieci bawi膮 si臋 w rozstrzeliwanie.

327


NIECH SI臉 NIE TRWO呕Y SERCE WASZE

Krzy偶 troch臋 trzeba poprawi膰, bo si臋 przechyli艂, przystrzyc traw臋, zagrabi膰 ziemi臋. Na przysz艂y rok mo偶e si臋 postawi jaki艣 pomniczek. Ziemia musi osi膮艣膰. A teraz trzeba wkopa膰 ze dwie chryzantemy.

l wtedy r臋ce ci opadaj膮. Co to pomo偶e? Czy to b臋dzie dla niego klamr膮, kt贸ra zamknie kr膮g jego 偶ycia? Zna艂e艣 go. Pami臋tasz jego s艂owa, my艣li, zamiary, plany. 艢mier膰-uderzy艂a niespodziewanie, przerwa艂a wszystko.

Idziesz cmentarzem. Napotykasz od czasu do czasu znane ci nazwiska. Staj膮 przed oczami ludzie, kt贸rzy odeszli. M艂odzi, starzy, r贸偶ni.

Najbardziej prosta jest chyba 艣mier膰 dziecka. Ono jeszcze nic nie wie. Ono jeszcze niczego nie potrafi艂o g艂臋boko ukocha膰. W miar臋 up艂ywu lat, gdy cz艂owiek pozna艂 swoje mo偶liwo艣ci, gdy otworzy艂y si臋 przed nim ca艂e 艣wiaty, gdy zrozumia艂 swoje zadanie — teraz dopiero, gdy przywi膮za艂 si臋 do 偶ycia — trzeba odchodzi膰.

Czy 偶ycie ludzkie mo偶e by膰 dokonane bez 偶ycia wiecznego?

329


ZA BRACI SWOICH

Powiedziano im, 偶e trzeba. W sumieniu swoim rozwa偶yli ten fakt, 偶e nie wolno ogl膮da膰 si臋 na innych, 偶e wezwanie jest zwr贸cone do nich. 艢wiadomi niebezpiecze艅stwa podejmowali walk臋.

Rozmaicie oceniaj膮 politycy i historycy potrzeb臋 powsta艅. Nar贸d sk艂ada si臋 z tych, kt贸rzy wydaj膮 rozkazy, i tych, kt贸rzy s艂uchaj膮. Oni byli tymi, kt贸rzy s艂uchali.

„Nie ma wi臋kszej mi艂o艣ci nad t臋, gdy kto艣 dusz臋 swoj膮 odda za braci swoich".

To jest ocena ich bohaterstwa, l taka musi by膰 nasza ocena.

Oni oddali swoje 偶ycie jednorazowo. B贸g 偶膮da od ka偶dego mi艂o艣ci Ojczyzny. Od nas na co dzie艅. Obydwie s膮 trudne.

330


ZA WAS

Dzie艅 Zmar艂ych.

Przychodzisz przed gr贸b swego ojca, jak 偶o艂nierz do raportu. Podnosisz nie艣mia艂o oczy w niemym pytaniu: „Czy jeste艣 ze mnie zadowolony?" Wiesz dobrze, co mu si臋 w tobie nie podoba. To mo偶e by膰 tak silne, 偶e oderwiesz si臋 od grobu i zmieszasz z t艂umem — uciekniesz.

Dzisiaj stajesz i przed tymi, kt贸rzy zgin臋li za ludzko艣膰, za Polsk臋, za ciebie.

Jaka艣 z艂amana sylwetka z automatem lec膮ca z barykady. Skurczona posta膰 w zbo偶u pod lasem. Wielka g贸ra prochu z cia艂 ludzkich w oswobodzonym obozie. Szereg stoj膮cych pod 艣cian膮 na chwil臋 przed egzekucj膮. Jeden z nich ma otwarte usta, mo偶e krzycza艂 „Niech 偶yje Polska!" Jakby tego krzyku trzeba by艂o do dope艂nienia 偶ycia.

A gdyby teraz temu skatowanemu, z wybitymi z臋bami, pokaza膰 ciebie, mnie: „Za takich jak my zgin膮艂e艣".

331


JAM JEST ZMARTWYCHWSTANIE

W ko艅cu najwa偶niejsza jest dla nas nasza 艣mier膰.

Od chwili gdy ja zobaczysz, ju偶 ci臋 nie opu艣ci; zostanie w pod艣wiadomo艣ci jak drzazga, czasem uro艣nie do apokaliptycznych rozmiar贸w, a zawsze s膮czy smutek.

l dlatego On zosta艂 jako znak nadziei: je偶eli wierzysz w Niego, uwierz w realno艣膰 swego 偶ycia wiecznego.

332


KTO WIERZY WE MNIE, 呕Y膯 B臉DZIE

Przyjdzie chwila, gdy zobaczysz swoja smug臋 cienia. Odt膮d b臋dzie ci ona stale towarzyszy膰: staniesz si臋 tym, kt贸ry wie. l gdy pojawi si臋 jaka艣 choroba, b臋dziesz pyta艂: „Czy to ju偶?" l gdy pojawi si臋 jaka艣 dolegliwo艣膰, b臋dziesz pyta艂: „Czy to to?" Ale nawet wtedy, kiedy sobie odpowiesz: „Jeszcze nie", to w tym u艣miechu nie b臋dzie pe艂nego zwyci臋stwa, bo wiesz, 偶e ulegniesz.

Jeste艣my tymi, kt贸rzy wiedz膮. Coraz bli偶ej nam do tych, kt贸rzy do niedawna byli w艣r贸d nas. Coraz wi臋ksz膮 czujemy z nimi 艂膮czno艣膰, coraz wi臋ksz膮 jedno艣膰.

333


W 脫W CZAS

Zostanie po tobie kilka par rozdeptanych but贸w, troch臋 znoszonej odzie偶y, jakie艣 rachunki, zapiski, kt贸rych nikomu nie b臋dzie si臋 chcia艂o czyta膰. Kto艣 na to wszystko popatrzy i powie: „No, to niewiele tego zosta艂o".

Ale gdy ty tak patrzysz na to „niewiele", kt贸re zosta艂o po bliskim ci cz艂owieku, wiesz, 偶e to nieprawda: 偶e on jest przed Bogiem taki, jakim si臋 stawa艂 z dnia na dzie艅 przez ca艂e swoje 偶ycie.

334


ZBAWIONY B臉DZIE

Tobo艂y z po艣ciel膮, walizy, pakunki owini臋te w koc i papier. Brudni, niewyspani, zdenerwowani, roztrz臋sieni, rozgor膮czkowani. Po d艂ugich tygodniach mord臋gi — powr贸t do domu. A on stoi jak sta艂. Spokojny, czysty, z l艣ni膮cymi z dala szybami, w艣r贸d bz贸w i ja艣min贸w.

Szum maszyn. Brz臋czenie pr臋t贸w na automatach i rewolwer贸wkach. Huk rzucanych p艂yt 偶elaznych. Turkot w贸zk贸w. Przekrzykiwanie robotnik贸w. Przez g贸rne okna — upalne s艂o艅ce czerwcowe. Na sali zaduch od p艂yn贸w ch艂odz膮cych skrawany metal. Gryz膮ce stru偶ki potu, r臋ce uczernione py艂em metalowym. Krzy偶e bol膮 od schylania si臋, nogi dr偶膮. „Jeszcze troch臋, jeszcze troch臋". A偶 wreszcie sygna艂. Wy艂膮czy膰 maszyn臋. Od艂o偶y膰 narz臋dzia. Zdj膮膰 przepocon膮 koszul臋. Ch艂odna 艂azienka, czyste ubranie i przez u艣miechni臋te ulice powr贸t do domu.

Sala pe艂na dymu tytoniowego. Niezno艣ne stukanie maszyn do pisania. Grzechot maszyn do liczenia. Cyfry, cyfry, cyfry. Pochylone g艂owy, nerwowe ruchy r膮k. Czasem kto艣 si臋 oderwie i nieprzytomnymi oczami szuka jakiego艣

335


wyci膮gu czy zestawienia. A偶 wreszcie g艂os g艂贸wnego ksi臋gowego: „Prosz臋 pa艅stwa, bilans si臋 zgadza". Odgi膮膰 grzbiet, oprze膰 si臋 wygodnie, pozwoli膰, aby fala zm臋czenia ogarn臋艂a ca艂e cia艂o, i stwierdzi膰, 偶e cz艂owiek doros艂y potrafi si臋 cieszy膰 jak dziecko.

Dogasaj膮cy rok szkolny w upale dni czerwcowych. Wreszcie ostatni dzwonek. Koniec ostatniej godziny. Wakacje.

Kad艂ub kutra rybackiego z偶ar艂y wod膮 morsk膮. Brudny pok艂ad. Zwoje podartych lin. Zaro艣ni臋te twarze, pochylone postacie wycie艅czone walk膮 z morzem. D艂o艅 przytkni臋ta do czo艂a. A偶 przekrwione z niewyspania oczy ujrz膮 niebiesk膮 smug臋 swojego l膮du.

Gdy b臋dziemy wracali do DOMU.

SPIS TRE艢CI

Adwent ................. 5

Bo偶e Narodzenie ........... 37

Wielki Post .............. 89

Wielkanoc ..'............. 127

Zes艂anie Ducha 艢wi臋tego ...... 167



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Fundusze unijne i europejskie czyli jak nie oszalec w drodze po srodki pomocowe z UE e 016e
Fundusze unijne i europejskie czyli jak nie oszalec w drodze po srodki pomocowe z UE
Mieczys艂aw Mali艅ski Nie b贸j si臋
Henryk Paj膮k Z kanali膮 mi nie po drodze 2
(25) Nie odpowiadaj膮cy za swoje ruchy, w drodze, pos
(25) Nie odpowiadaj膮cy za swoje ruchy, w drodze, pos
(26) Nie odpowiadaj膮cy za swoje ruchy, w drodze,nie pos
konkurs Nie gap sie na drodze, nauczanie zintegrowane, edukacja bezpiecze艅stwo, na drodze
(25) Nie odpowiadaj膮cy za swoje ruchy, w drodze, pos
ks Mali艅ski Mieczys艂aw Bajki nie tylko dla dzieci
Aby nieusta膰 w drodze ks Mieczys艂aw Mali艅ski
Jak znale藕膰 prac臋 i nie zgubi膰 po drodze siebie ebook
Nie martw si臋 Miko艂aj jest ju偶 w drodze
Czego nie mo偶na zaj膮膰 w drodze egzekucji
Mali艅ski Mieczys艂aw Bajki nie tylko dla dzieci
Mali艅ski Mieczys艂aw Bajki nie tylko dla dzieci
ks Mieczys艂aw Mali艅ski Bajki nie tylko dla dzieci

wi臋cej podobnych podstron