I kiedy Jacąui wydała na świat jasnowłose dziecko, domyślił się
prawdy.
Piękne dziecko — i piękna kobieta.
— Czy twoją miłością była tylko wyspa, Bili?
Uśmiechnął się.
Jacqui i ja... ona jest bardzo silną kobietą. Niezależną. Przez te lata
osiągnęliśmy porozumienie. Prawdziwą przyjaźń. Myślę, że z korzyścią dla
nas obydwojga.
Silna. Przeciwieństwo twojej żony. Czy Barbara miała skłonność do
depresji?
Skinął głową.
— Przez całe lata cierpiała na chroniczną depresję. Wiele razy prze
chodziła kurację wstrząsową. W swoją ostatnią podróż do Honolulu udała się
po to, by odwiedzić nowego psychiatrę. Jednak nie poszła na umówione
spotkanie. Prawdopodobnie spędziła czas, popijając z Hoffmanem. Wyczuł jej
stan, powiedział, co zrobiłem, i następnego ranka weszła do oceanu.
Ramię zaczęło mu doskwierać i nie mógł złapać powietrza. Pomogłem mu ułożyć się wygodniej.
Teraz już wiesz, co na mnie ma. Zachowanie tego w sekrecie przed
Pam. Zabiłem jej matkę, wspólnie z Hoffmanem. Pod tym względem jesteśmy
wspólnikami. Barany sczepione rogami. Piękne porównanie, przyjacielu. Czy
nie gniewasz się, że tak cię nazywani?
Nie, Bili.
Przez wszystkie te lata nie wydałem go. Przekonywałem samego
siebie, że robię to ze względu na bezpieczeństwo dzieci. Dziś w nocy zacząłeś
mi zadawać pytania i zostałem zmuszony stawić czoło rzeczywistości.
Zgodziłem się, bo wiedziałem, że prawda zrujnowałaby życie Pam. Odesłałem
ją z domu, bo przygniatał mnie ciężar winy, a także dlatego, że nie chciałem,
by kiedyś spotkała się z Dennisem... Cóż się jednak stało? Wróciła. I zaczęło
się... — Złapał mnie za rękę i ścisnął. — Co mam począć? Nie ma ucieczki.
Powiedz jej.
Nie mógłbym.
W odpowiednim czasie będziesz do tego zdolny.
Mężczyźni zleją traktują, boją porzuciłem! Znienawidzi mnie!
Miej do niej trochę zaufania, Bili. Ona cię kocha i chce się zbliżyć do
ciebie. Brak bliskości jest dla niej źródłem najdotkliwszego bólu.
Zakrył twarz dłońmi.
To się nigdy nie skończy, prawda?
Ona cię kocha — powtórzyłem. — Kiedy się dowie o tym, jak wiele
dobrego dokonałeś, kiedy cię naprawdę pozna, będzie gotowa zapłacić tę cenę.
Cenę... — powiedział słabym głosem. — Wszystko ma swoją cenę...
mikroekonomika egzystencji. — Spojrzał na mnie. — Czy chciałbyś wiedzieć
coś jeszcze?
Nie, chyba że ty sam chcesz mi coś jeszcze powiedzieć.
— Co takiego, Bili?
Okropności — wymamrotał. — Czas mami
Skrzywił się. Ująłem jego zimną, bezwładną rękę.
— Okropności — powtórzył I zasnął.
282