Rozdzial VI
Spacer
Rano nie obudziłam się w swoim pokoju, w naszym kamiennym domku, tylko w dawnym pokoju mojego taty w domu u jego rodziców. Chwile potem przyszedł Jacob z kubkiem świeżej zwierzęcej krwi.
-O już się obudziłaś.-powiedział uśmiechając się.-Przyniosłem ci śniadanie-powiedział podchodząc do mnie i podając mi kubek. Wypiłam krew i ponownie się położyłam.
-Co chcesz dzisiaj robić Ness?- spytał mnie Jacob.
-Nie wiem może pójdziemy na spacer?- powiedziałam mało entuzjastycznym tonem. - A tak w ogóle co ja tutaj robie?- spytałam troszkę zła.
-Spacer to dobry pomysł. A w domu twoich dziadków jesteś dlatego że jesteśmy bardzo zapobiegliwi i chcemy byś miała dobrą ochronę.-odpowiedział mi na oba pytania. Popatrzyłam na niego.
-Ness, wiesz przecież że nie pozwolę by ktoś cię skrzywdził.-powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Wiem że nie pozwolisz, ale ty i moja rodzina jesteście bardzo porywczy i nie chce by to doprowadziło do tragedi.- odpowiedziałam ze łzami w oczach.
-Przecież ci obiecałem że nie będzie żadnej wojny-powiedział
-Wiem że mi obiecałeś, ale mimo wszystko boję się o ciebie, o sforę i o moją rodzinę.-powiedziałam rozpłakując się. Byłam na skraju załamania nerwowego.
-Może już lepiej chodźmy na ten spacer..idź się przebierz. Czekam na dole-powiedział i odszedł. Poszłam do garderoby bo wiedziałam że na pewno Alice przeniosła kilka moich ubrań. Gdy weszłam do garderoby szczęka mi opadła, myślałam że ciocia przeniesie trochę ubrań, a nie całą garderobę. Wzięłam jeansy i pomarańczową bluzkę. Zeszłam na dół. Na dole był sam Jacob.
-Gdzie jest reszta rodziny?- spytałam
-Pojechali na polowanie. A ja mam się tobą zajmować przez cały dzień.-uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam jego uśmiech. Wyszliśmy z domu. Szliśmy przez las. Zastanawiałam Się czy moja rodzina rzeczywiście pojechała na polowanie czy tropią te wampiry, które chcą mnie na wyłączność. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Jacoba.
-Może odwiedzimy Billy'ego i sforę?-spytał
-Z wielką chęcią-odpowiedziałam.
-Nessie, nie przejmuj się tymi wampirami. Dobrze wiesz że nawet ich nie zobaczysz.-powiedział
-Jak się mam nie martwić, jak one przyszły po mnie. Skąd mam mieć pewność że wam nic nie zrobią? Jake to nie jest takie proste.-powiedziałam lekko unosząc głos.
Nic mi nie odpowiedział. Szliśmy przez las, nagle zadzwoniła moja komórka. Wyciągnęłam ją z kieszeni i spojrzałam na numer. To dzwonił dziadek Charlie. Odebrałam.
-Witaj dziadku-powiedziałam radosnym głosem
-Witaj Renesmee. Co tam u ciebie słychać? Tak dawno u mnie nie byłaś stęskniłem się za tobą. Może byś tak do mnie dziś w padła z rodzicami?
-A u mnie nic ciekawego. Wpadnę dziś z Jacobem, bo rodzice pojechali z resztą rodziny do Seattle.-musiałam skłamać że pojechali do Seattle bo Charlie nie wiedział że jesteśmy wampirami.
-Acha, a czemu z nimi nie pojechałaś? Mam dla ciebie mały prezent-powiedział.
-Tato chce kupić nowy samochód dla mamy jako prezent, a ja Ne miałam ochoty jechać. Naprawdę masz dla mnie prezent?
-Acha. Tak. Czekam na was. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia. -powiedziałam i wyłączyłam telefon.-Odwiedzimy jeszcze dziś Charliego-powiedziałam Jacobowi.
-To może tak pobiegniemy? Bo jak będziemy tak szli to złapie nas tu noc-powiedział i uśmiechnął się do mnie.-To najpierw do kogo idziemy?- spytał
-Może najpierw odwiedzimy sforę potem Billy'ego, a na końcu Charliego. Może już w tedy rodzice przyjadą z polowania to przyjadą po nas.-powiedziałam
-Tym nowym samochodem?- zażartował
-Tak.-zaśmiałam się. Pobiegliśmy do sfory. Wszyscy siedzieli u Sama i Emily.
-Witam wszystkich-przywitałam się
-O kogo tu mamy. Panna Black-zażartował Seath
-Seath przestań, jeszcze nie jestem żoną Jacoba.
-No ale myślę że za niedługo będziemy bawić się na waszym weselu co?- powiedział Seath śmiejąc się.
-Seath przestać się nabijać-powiedział Sam
-No dobrze już dobrze.-powiedział smutno.
-I jak tam z tymi wampirami-spytał się Sam Jacoba
- Na razie nic nowego nie mamy. Nessie twierdzi że to może być Volturi, ale Edward nie jest pewien tej teori. Alice ma śledzić poczynania tych wampirów i Volturich. Dziś pojechali na polowanie, a ja mam spędzić cały dzień z Nessie- uśmiechnął się przy tym ostatnim zdaniu i pogłaskał moją dłoń.
-Może zjesz coś Nessie, wiem że żywisz się krwią, ale może jednak coś innego zjesz?- spytała Emily.
- Z wielką chęcią.-odpowiedziałam
-To może lody truskawkowe?
-O tak uwielbiam lody-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do Emily. Emily poszła do domu.
-Dziś będziemy pilnować waszego domu, Nessie, znaczy nie waszego tylko twoich dziadków- powiedział Sam.
-Naprawdę nie musicie tego robić…
-Nie musimy ale chcemy. Nessie przecież nic nam się nie stanie.- wtrącił się Seath
-Wiem, ale mimo wszystko boje się o was.-powiedziałam to i zobaczyłam że Emily wychodzi z domu z lodami.
-Proszę Nessie- powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Dziękuję-odpowiedziałam i zabrałam się do jedzenia. Jacob siłował się na rękę z Samem Embrym, Qilem i Seathem. Przegrał tylko z Samem. Zobaczyłam na zegarek na komórce. Była już 15:00 a mieliśmy iść jeszcze do Billy'ego i Charliego.
-Jacob jest już 15:00, a mamy iść jeszcze do Billy'ego i Charliego.
-Dziękuję Emily za lody, były pyszne, dziękuję wam za dobrze spędzony czas. Do zobaczenia-pożegnałam się
-Nie ma za co-odpowiedział Sam
Odwróciliśmy się z Jacobem i poszliśmy do Billy'ego. Zadzwonił mój telefon, spojrzałam na numer. Dzwonił tato.
-Cześć tato-powiedziałam radosnym tonem
-Witaj Nessie, co robisz?
-Jesteśmy z Jacobem na spacerze. Idziemy teraz do Billy'ego , a potem do Charliego. Charlie pytał się czy wpadniecie dziś do niego, musiałam mu powiedzieć że pojechaliście do Seattle po samochód dla mamy.-powiedziałam
-Acha. Dobrze będę wiedzieć. Zadzwoń jak będziecie u Charliego to przyjadę po was-powiedział
-Dobrze. Dziękuję. Do zobaczenia
-Do zobaczenia-odpowiedział tata i się rozłączył. Ja zamknęłam klapkę od telefonu i schowałam go do kieszeni.
-Edward dzwonił? -spytał Jacob.
-Tak….-urwałam
-Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć Ness? -spytał
-Nie nie-odpowiedziałam.
-Na pewno?
-Tak na pewno.
Biegliśmy przez las do domu Billy'ego. Doszliśmy na miejsce, ale ojca Jacoba nie było w domu.
-Pewnie jest u Charliego-powiedział Jake
Nagle zadzwonił telefon Jacoba.
-To Sam muszę odebrać-powiedział
-Jasne-odpowiedziałam
Usiadłam na schodach. Jake rozmawiał z Samem. Skończyli. Jacob podszedł do mnie z minął która nie wyrażała żadnych uczuć. Usiadł Kołomnie.
-Ness…chłopaki znaleźli trop tych wampirów. Muszę iść. Zadzwonie po Edward żeby po ciebie przyjechał….
-Nie ma potrzeby. Ja zadzwonie, a ty już idź. Poczekam tu na tatę.-powiedziałam uśmiechając się z przymusu.
-Jesteś pewna, mogę zaczekać z tobą-odparł
-Nie ja zaczekam sama, a ty już idź-powiedziałam popychając go.
-Dobrze, no to do zobaczenia-powiedział i pocałował mnie w policzek
-Do zobaczenia-odpowiedziałam i wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer.
-Cześć tato, mógłbyś po mnie przyjechać pod dom Blacków? Do Jacoba dzwonił Sam, mają nowy trop tych wampirów, a ja bym chciała jeszcze iść do dziadka Charliego.
-Witaj Nessie, tak już jadę. Czekaj na mnie będę za 15 minut-powiedział i się rozłączył. Ja usiadłam na schodach, i oparłam się o barierkę. Zaczęłam rozmyślać o tym jakie to wampiry chcą mnie, przede wszystkim nadal stawiam na Volturich. Ale co do reszty to nie mam zielonego pojęcia. Tata przyjechał moim samochodem.
-Nessie, jedziemy do dziadka Charliego. A i jeszcze mam ci coś do powiedzenia.
-Co takiego?- zapytałam z przerażeniem w głosie
-Alice miała wizję, Volturi chcą do nas wpaść. Będą za miesiąc.-powiedział tato
-Że co?!-wyksztusiłam- Vol…Vol…Volturi?- wyjąkałam- A co z tymi innymi wampirami?- spytałam
-Z tego co mi powiedziałaś to Jacob już ruszył za ich śladem prawda?
„Tak”- powiedziałam w myślach.
-No to się nic nie martw znajdziemy tych, którzy chcą cię zabić, a jeśli będzie to konieczne wyjedziemy po prostu z tąd. -powiedział tato
Łzy popłynęły po moich policzkach, „tak bardzo nie chce z tąd wyjeżdżać” -powiedziałam w myślach.
-Nessie, nam też jest trudno.-odpowiedział tato. Wytarłam łzy ” wiem, a czego chcą volturi?”-spytałam
-Nie wiem, ale na pewno to do czego doszłaś wczoraj -powiedział tato ze wstrętem w głosie.
„O nie!”-powiedziałam w myślach.- „Nie dość że jakieś wampiry chcą mnie zabić, to jeszcze Volturi. Niech szlak ich jasny trafi!”-powiedziałam ze wściekłością w myślach. Tato nic nie odpowiedział. Dojechaliśmy pod dom Charliego. Dziadek żegnał się z Billy'm
-Witaj Nessie. Cześć Edward. To to autko kupiliście Belli?- spytał pokazując na MOJE AUTO!
-Nie nie-odpowiedział tato- To auto jest Renesmee, a Belli nie kupiliśmy żadnego.
-Renesmee?!
-Tak dziadku-odpowiedziałam uśmiechając się do Charliego
- To ty masz prawo jazdy? -spytał
-Tak….i nawet dowód osobisty-pochwaliłam się
Dziadek popatrzył się na mnie i powiedział:
-No, ja tobie też bym dał prawo jazdy i dowód osobisty. Wejdźcie do środka.-zaprosił nas. Nagle tacie zadzwonił telefon. Dzwoniła mama
-Przepraszam to Bella, muszę odebrać.-powiedział tato i się oddalił.
-Masz ochotę na lody skarbie?- spytał dziadek
-Tak z wielką chęcią-odparłam chodź dziś to moja druga porcja.
-Mogą być czekoladowe?- spytał
-Jasne-odpowiedziałam uśmiechając się. Charlie poszedł do kuchni, a tato wrócił i usiadł Kołomnie na kanapie.
„Coś nie tak?”-spytałam go w myślach
-Nie wszystko w porządku.- odpowiedział, ale ja wiedziałam że jest coś nie tak.
„Nie kłam tato”- powiedziałam spoglądając mu prosto w oczy. Były miodowe, to znaczy że byli dziś na polowaniu.
- Ten inny wampir to wysłannik Volturi. Śledził cię.-powiedział tato
„Cholera jasna! Czy oni nigdy się od nas nie odczepią?”-spytałam tatę w myślach
-Odczepią się odczepią-powiedział głaskając mnie po ramieniu.- Jacob dziś nie wróci. Musi iść ze sforą na południe. Do innej watahy.-powiedział tato
-Po co?- spytałam już normalnie.
-Nie wiem-odpowiedział. W tym samym Momocie przyszedł dziadek z lodami.
-Smacznego Renesmee -powiedział.
-Dziękuję-odpowiedziałam
-Jedź szybko bo musimy zaraz jechać do domu. Mama się Nie pokoi.-powiedział tato. Charlie na niego popatrzył jak na jakiegoś przestępcę.
-Mam jedyną wnuczkę i ty chcesz mi ją tak szybko zabrać.- powiedział do Edwarda dziadek z wyrzutem.
-Przepraszam Charlie, ale Bella ma jakąś sprawę do Nessie -powiedział tato uśmiechając się do dziadka.
„Sprawę?”-spytałam w myślach i zerknęłam na tatę. Tato uśmiechnął się delikatnie do mnie i pokiwał głową. Nic się już nie odezwałam zjadłam lody i pojechaliśmy do domu. W domu czekali na nas wszyscy. Podeszłam do mamy i zapytałam
-Jaka to sprawa?
-Muszę z tobą porozmawiać, ale to później. Na razie mamy ci coś do powiedzenia. -odparła
-Volturi tu przyjadą za miesiąc-odparł Emmett uśmiechając się do mnie.
-Wiem, tata mi już o tym powiedział.-odpowiedziałam.
-No to jesteś doinformowana- powiedział Emm nadal się uśmiechając.
- A tobie co tak wesoło?- spytał tato
-W końcu coś się będzie działo-odpowiedział
Tato przewrócił oczami. I usiadł na kanapie. Ja koło niego usiadłam. Nagle poczułam się jakoś dziwnie, wszystko dookoła zawirowało mi przed oczami. Oparłam głowę o ramię taty.
-Co ci jest?- spytał przestraszony. Nagle koło mnie znalazła się cała rodzina.
-Nic tylko chyba jestem zmęczona. Pójdę się położyć-odpowiedziałam, ale gdy wstawałam ponownie zakręciło mi się w głowie i potrzebowałam pomocy kogoś. W tym Momęcie chyba odezwały się we mnie ludzkie odruchy. Tato chwycił mnie za rękę.
-Zaprowadzę cię na górę. -powiedział po czym wziął mnie na ręce i natychmiast znalazłam się na łóżku i natychmiast zasnęłam.