Od czasu do czasu na łamy prasy wraca utyskiwanie na współczesną polską młodzież. Nie chce się ona, czytamy w owych narzekaniach, angażować w sprawy publiczne, nie chce się udzielać społecznie, odwraca od wielkich debat i sporów, ani myśli korzystać z możliwości tworzenia społeczeństwa obywatelskiego, które wywalczyli im starsi. Co najgorsze, w ogóle nie interesuje jej budowanie Nowego, Wspaniałego Świata ani nawet niezbędne do tego jako etap przygotowawczy burzenie Starego, Złego Świata. Zamiast tego wszystkiego większość młodych myśli o sobie, swoich karierach, chce się dorabiać, zakładać rodziny, budować sobie domki -niekoniecznie w kraju - i w ogóle.
Śmieszą mnie te pretensje. Znajduję w nich jeszcze jeden pogłos tej fali hipisowskiego skretynienia, która przewaliła się przez świat na przełomie lat 60. i 70. Stworzyła ona swoistą mitologię, w której młodzieży przeznaczono rolę Narodu Wybranego. Młodzi mają wedle tej mitologii lepsze pomysły od starych, mają przed oczami wizję utopijnej, wszechogarniającej szczęśliwości tudzież od metra niewinności, idealizmu i energii, aby w imię wcielenia owej wizji w życie się poświęcać. Bardzo wygodna to ideologia, trzeba powiedzieć. Za młodu pozwalała się dzieciom-kwiatom zwalniać z obowiązku nauki, a w wieku dojrzałym umożliwia zrzucenie z siebie odpowiedzialności za świat - jest młodzież, niech ona się szarpie.
Spieszę więc ogłosić, że młodzi ludzie, którzy odrzucają wezwania do głębszego zaangażowania w życie publiczne, postępują w sposób racjonalny i, w sumie, słuszny. Wizja społeczeństwa, w którym każdy myśli przede wszystkim o innych i kieruje się dobrem wspólnoty, jest jedną ze szkodliwych, socjalistycznych fantasmagorii i winna być wreszcie złożona do grobu razem z całą lewicową ideologią. Człowiek staje się istotą społeczną niejako w drugiej kolejności; w pierwszej jest istotą rodzinną. Najpierw musi zaspokoić potrzeby swoje, potem zapewnić bezpieczeństwo potomstwu. A potem dopiero przychodzi czas na zajmowanie się życiem wspólnoty. Próba postawienia spraw na głowie, postawienia wspólnego ponad własnym, zawsze się kończy fatalnie.
Miałem okazję podziwiać, jak doskonale potrafią się organizować Amerykanie. Miałem zresztą okazję pisać o tym na użytek czytelników ”Gazety Polskiej". Wbrew potocznemu stereotypowi wyssanemu z palca przez zblazowanych intelektualistów z Europy, w społeczeństwie, które tak wysoko ceni sobie indywidualny sukces i tak silny nacisk kładzie na odpowiedzialność, jaką każdy ponosi za los swój i swoich najbliższych, ludzie wcale się do siebie nie odwracają plecami, nie pozostawiają samym sobie ofiar losu. Przeciwnie - potrafią tworzyć najprzeróżniejsze wspólnoty i organizacje, wspomagać się nawzajem, osiągać zamierzone cele wspólnymi sitami, bez oglądania się na pomoc państwowej biurokracji i łaskawość rządu. Jest tak właśnie dlatego, że ludzie ci od małego zmuszeni są dbać o własną rodzinę, zmuszeni są zajmować się zapewniającą tej rodzinie byt własnością - a to uczy odpowiedzialności.
Jeśli dziś przeciętny młody Polak woli zajmować się zarabianiem pieniędzy, zamiast działać społecznie, to nie jest to wcale tak bardzo smutne. Wszystko w swoim czasie - na działalność społeczną przyjdzie czas potem. Jeśli młody Polak stroni od partii politycznych, myśląc o swojej rodzinie, to również nie jest powód, by go potępiać. Na politykę przyjdzie czas, kiedy własna rodzina nauczy go myśleć o sobie jako o, z jednej strony - człowieku, który ponosi odpowiedzialność za swoje dzieci, a z drugiej - jako o podatniku, na którym żerują politycy, związkowcy i urzędnicy.
Oczywiście, jestem w stanie zrozumieć zniecierpliwienie tych, którzy chcieliby wreszcie zobaczyć w polskim życiu publicznym zatroskanych o wspólny los obywateli, a nie tylko cwaniaków, załatwiających, co się da „swoim" i nawiedzonych, których napędza chęć narzucenia całemu światu swych jedynie słusznych pomysłów na ludzkość. Jestem w stanie zrozumieć, ale nic się tu nie da pośpieszyć. „Społeczeństwo obywatelskie " nie pojawi się z dnia na dzień. Zwłaszcza w kraju, który, dla dogodzenia interesom uprzywilejowanej kasty, wyhodowanej przez poprzedni ustrój, zaniechał prawdziwej, powszechnej prywatyzacji i reprywatyzacji.
25 czerwca 2003