Od konkretów do abstrakcji
Bez mowy nie ma myślenia - mówią nauczyciele pracujący z głuchymi dziećmi
Zaczęło się w 1994 roku trochę nietypowo i trochę banalnie. Chodziło o chłopca na wózku inwalidzkim, który przez cały dzień w szkole nie dostawał nic do picia. Rodzice nie dawali mu wody celowo, bo bali się, że potem będzie musiał skorzystać ze szkolnej toalety. Wtedy to były zwykłe ubikacje, gdzie nie mieścił się wózek. W tamtym czasie ta historia zrobiła duże wrażenie w Szkole Podstawowej nr 10. Na tyle duże, że dziś funkcjonuje tam jedna z najlepszych placówek integracyjnych w Toruniu której osiągnięcia znane są w kraju, a także poza jego granicami.
W budynku przy ulicy Bażyńskich dziś funkcjonują dwie szkoły połączone w jeden zespół, któremu nie wiadomo dlaczego nadano numer siódmy. Są to SP i Gimnazjum nr 10. W obu placówkach uczą się dzieci zdrowe razem z niepełnosprawnymi, chorymi, na wózkach inwalidzkich i z mniejszymi bądź większymi wadami słuchu. Szkoła stworzyła swoisty ciąg edukacyjny dla dzieci z rożnymi kłopotami. Tuż obok przy ulicy Sucharskiego znajduje się Przedszkole Miejskie nr 16 do którego chodzą maluchy m.in. z wadami słuchu. Nieco dalej jest placówka ponadgimnazjalna - VII LO przy ulicy Batorego, które kształci młodzież, również tę niepełnosprawną.
W społeczeństwie pokutuje fałszywe wyobrażenie na temat ludzi niesłyszących. Wydaje się, że oni tylko nie słyszą, ale przecież widzą i są dzięki temu bardziej samodzielni niż inni niepełnosprawni - mówi Zyta Niedźwiecka, logopeda i nauczyciel w ZS nr 7. - Tymczasem osoby niesłyszące, u których nie rozwija się słuch i nie kształci się mowa, maja poważne kłopoty z rozwojem. Pozostają na etapie myślenia konkretno- obrazowego, tak jak pięciolatki. Bez odpowiedniego wsparcia nigdy nie będą umiały myśleć abstrakcyjnie, nie zrozumieją co to przyjaźń czy miłość.
Tak samo żyć
Lekcje w klasach integracyjnych wyglądają prawie tak samo jak zwykłe zajęcia. Na biologii, historii czy fizyce wiedze uczniom przekazuje nauczyciel tego przedmiotu. Nie jest on jednak jedyną osobą dorosłą w tym gronie. Przy dziecku, które ma wadę słuchu, siedzi inny pedagog - tzn. nauczyciel wspomagający, który doskonale zna język migowy i pomaga zrozumieć skomplikowane fizyczne wzory czy wydarzenia z odległych czasów. Przed każdą taką lekcją nauczyciel wspomagający, który nie jest np. logopedą, musi solidnie przygotować się do niej i dokładnie zapoznać z materiałem omawianym na zajęciach. Musi być przygotowany na ewentualne pytania swojego podopiecznego.
Taki sposób nauczania jest bardzo skuteczny. Nauczyciele z dumą opowiadają o dzieciach, które nie chciały pisać sprawdzianu na koniec podstawówki specjalnie przygotowanego dla dzieci głuchych. Czuły się na tyle mocne, że żądały testu standardowego. W ubiegłym roku jeden z takich uczniów uzyskał 38 punktów na 40 możliwych.
One po prostu nie chcą być niepełnosprawne, nie chcą specjalnego traktowania i specjalnych testów. Chcą żyć tak samo jak zdrowe dzieci - podkreślają nauczyciele z ,,siódemki''.
Zyta Niedźwiecka zaznacza, że w szkole nikt nie podejmuje ostatecznych decyzji w sprawie umieszczenia dziecka w danej klasie. Identycznie jest przy ocenianiu jego możliwości i postępów. Nic nie jest przesądzone raz na zawsze.
Stanowimy inkubator wychowujący przyszłych obywateli tego miasta. Będą to ludzie gotowi do życia we współczesnym społeczeństwie - mówi.
Trudna szkoła
Czy łatwo integrować dzieci? Odpowiedź na to pytanie jest tak trudna jak sama integracja. Przekonują się o tym już rodzice przedszkolaków. Matka jednego z maluchów, który chodził do toruńskiej ,,szesnastki'', wspomina, jak jej dziecko reagowało na niepełnosprawnych kolegów.
Mówiono mi, że dzieci nie dzielą rówieśników na bogatych i biednych, zdrowych i chorych. Uwierzyłam w to dopiero wtedy, kiedy mój syn zaczął uskarżać się na kontakty z jednym z kolegów, skarżył się że chłopiec odbiera mu zabawki. Dopiero potem okazało się, że to dziecko jest niesłyszące. Mój syn w ogóle tego nie zauważył, tamten chłopiec był dla niego po prostu konkurencją do najlepszego samochodziku w przedszkolu - opowiada kobieta.
Nieporozumienia zdarzają się także w szkole. Dzieci, szczególnie te młodsze, mają pretensję do pani, że dała niesłyszącej Kasi szóstkę za recytację wiersza.
Dzieci zastanawiają się, jak ich koleżanka czy kolega mógł zostać tak wysoko oceniony, chociaż nie recytował, tylko dukał. Dopiero potem zaczynają rozumieć, ze to dukanie to wielkie osiągnięcie niesłyszącego dziecka - mówi Barbara Szymkowiak, nauczycielka dzieci niesłyszących w ZS nr 7. - Nie dzieje się to jednak samoistnie . Poświęcamy godziny wychowawcze na to, żeby wyjaśnić dzieciom tę niepełnosprawność. Dodatkowo wszyscy nasi nauczyciele sa przeszkoleni w tej kwestii.
Ostatnio ,,siódemką'' zainteresowali się Holendrzy. Niebawem przyjadą do Torunia, żeby zobaczyć, jak się uczą dzieci niesłyszące w szkole masowej. U nich to dopiero eksperyment. W Toruniu to fakt od 10 lat.
Gazeta ,,Nowości'' z dn. 18.04. 2003 r.