Matura LEKTURY


Anonim - Bogurodzica

Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławiena Maryja!

Twego syna, Gospodzina, matko zwolena Maryja,

Zyszczy nam, spuści nam.

Kiryjelejzon.

Twego dziela krzciciela, Bożyce,

Usłysz głosy, napełń myśli człowiecze.

Słysz modlitwę, jąż nosimy,

A dać raczy, jegoż prosimy,

A na świecie zbożny pobyt,

Po żywocie rajski przebyt.

Kiryjelejzon.

Nas dla wstał z martwych Syn Boży,

Wierzyż w to człowiecze zbożny,

Iż przez trud Bog swoj lud odjął diablej strożej.

Przydał nam zdrowia wiecznego,

Starostę skował pkielnego,

Śmierć podjął, wspominął człowieka pirwego.

Jenże trudy cirzpiał zawierne,

Jeszcze był nie prześpiał zaśmierne,

Aliż sam Bog z martwych wstał.

Adamie, ty Boży kmieciu,

Ty siedzisz u Boga w wiecu,

Domieściż twe dzieci, gdzie krolują anjeli.

Tegoż nas domieściż, Jezu Chryste miły,

Bychom z Tobą byli,

Gdzież się nam radują szwe niebieskie siły.

Była radość, była miłość, było widzienie

Tworca anjelskie bez końca,

Tuć się nam zwidziało diable potępienie.

Ni śrzebrzem, ni złotem

Nas diabłu otkupił,

Swą mocą zastąpił.

Ciebie dla, człowiecze, dał Bog przekłoć sobie

Ręce, nodze obie.

Kry święta szła z boka na zbawienie tobie.

Wierzyż w to, człowiecze, iż Jezu Kryst prawy,

Cirzpiał za nas rany,

Swą świętą krew przelał za nas, krześcijany.

O duszy o grzeszne sam Bog pieczą ima,

Diabłu ją otyma,

Gdzie to sam kroluje, k sob[ie] ją przy[i]ma.

Maryja dziewice, prośmy synka twego

Króla niebieskiego,

Aza nas uchowa ote wszego złego.

50

Amen...

... tako Bog Daj,

Bychom szli szwyćcy w raj.

"Bogurodzica" jest polską pieśnią narodowo-religijną, pierwszą tego rodzaju w języku polskim. Jest utworem anonimowym. Przez długi czas miała charakter hymnu narodowego i takiż zachowała aż do XVI wieku. Nieznany autor wykazał się swoją umiejętnością poetycką w najstarszej części utworu, tzn. w pierwszych 2 zwrotkach, która uznawana jest za arcydzieło średniowiecznej poezji polskiej.

Legenda literacka głosi, że jej autorem był św. Wojciech, zamordowany w czasie chrystianizacji Prus. Był on jednak biskupem przybyłym z Czech i prawdopodobnie nie znał dobrze języka polskiego. Autor pieśni jest nieznany, mógł nim być wykształcony mnich średniowieczny. Na ogół jednak językoznawcy na podstawie analizy tekstu ustalają czas powstania na pierwszą połowę XIII wieku.

"Bogurodzica” jest wzorowana na uroczystych tekstach łacińskich. Nie jest to jednak przekład, ale utwór oryginalny.
Najstarszy zachowany odpis "Bogurodzicy" tzw. Krakowski pierwszy pochodzi z roku 1407. Obejmuje on dwie zwrotki. Pierwsza skierowana jest do Matki Bożej, druga do Jezusa za pośrednictwem Jana Chrzciciela. Z 1408 roku pochodzi odpis krakowski drugi. Liczy on już 14 zwrotek. Do dwóch pierwszych dołączono pieśni pasyjne (wielkanocne) i pieśni litanijne skierowane do różnych świętych.
O ogólnonarodowym znaczeniu "Bogurodzicy" świadczy umieszczenie jej we wstępie do „Statutu Łaskiego” z 1506 roku - także pierwszy drukowany. „Statut Łaskiego” był zbiorem praw polskich. Z kroniki Jana Długosza dowiadujemy się, że „Bogurodzica” była śpiewana przed bitwami pod Grunwaldem i Warną. Miała wtedy charakter pieśni patriotycznej. Był to hymn koronacyjny pierwszych Jagiellonów. „Bogurodzica” straciła swe znaczenie w drugiej połowie wieku XVI. Z zapomnienia wydobył ją nurt poezji patriotycznej XIX wieku (narodowo-wyzwoleńczej). Świadczy o tym między innymi przedruk Bogurodzicy przez Niemcewicza w "Śpiewach historycznych". Nawiązuje do niej także Juliusz Słowacki w hymnie napisanym na wieść o wybuchu powstania listopadowego pt. "Bogurodzica". Do pieśni tej nawiązuje Sienkiewicz w "Krzyżakach" i "Potopie" oraz młodzi poeci okresu okupacji np. Baczyński - "Modlitwa do Bogurodzicy".

Najstarsza, dwustrofowa część „Bogurodzicy” odznacza się najwyższym kunsztem artystycznym i uznana jest za arcydzieło naszej średniowiecznej poezji. Obie strofy poprzedzają oficjalne liturgiczne wezwanie: „Kyrie eleison”' pełniące tu zarazem funkcje swego rodzaju refrenu.
Treścią pierwszej strofy jest modlitwa do Matki Boskiej o wstawiennictwo do Jej Syna, aby odpuścił ludziom grzechy. W drugiej natomiast strofie podmiot zbiorowy zwraca się do Chrystusa, aby przez wzgląd na Jana Chrzciciela spełnił pragnienie ludzkie, usłyszał modlitwę, którą czynią modlący się i aby dać raczył to, o co go proszą, a mianowicie: zapewnił ludziom pobożne (dostatnie) życie na ziemi i zbawienie wieczne po śmierci:

"A na świecie zbożny pobyt / Po żywocie rajski przebyt".

Pieśń stanowi zbiorową prośbę ludzi skierowaną do Boga, dlatego cechuje ją podniosły, uroczysty nastrój hymnu. Matka Boska, Dziewica, uwielbiana przez Boga, jest pośredniczką między człowiekiem Jezusem. Wraz z nią występują w tekście: Bóg, Chrystus i Jan Chrzciciel, tworząc symboliczną liczbę 4, odnoszącą się do kwadratu cnót: męstwo, sprawiedliwość, umiarkowanie i roztropność.
Należy też wspomnieć o wartościach artystycznych najstarszego polskiego tekstu poetyckiego, napisanego przez poetę znającego tajniki poetyckiej sztuki. Kompozycja pieśni jest wyraźnie przemyślana. Rozpoczyna się od apostrofy do „Bogurodzicy”, a pierwsza strofa kończy się krótkimi zdaniami rozkazującymi, wyraźnie kontrastującymi z początkową apostrofą. Druga strofa rozpoczyna się apostrofą do Jana Chrzciciela, po której to apostrofie następuje wiele zdań rozkazujących.
Anonimowy autor pieśni wyraża myśli i pragnienia typowe dla człowieka średniowiecza, który pragnie żyć bogobojnie i szczęśliwie na ziemi, ale przede wszystkim chce zapewnić sobie zbawienie i życie wieczne po śmierci.
Literatura na temat „Bogurodzicy”, składającej się pierwotnie zaledwie z 2 zwrotek jest ogromna: zamyka się liczbą ponad 160 prac o charakterze historycznoliterackim i językoznawczym. Złożyło się na to wiele przyczyn. „Bogurodzica” jest naszym najstarszym utworem literackim, napisanym w rodzimym języku, tworzy niejako zaczyn polskiej literatury, i to zaczyn świetny, wyznaczający naszej wczesnej twórczości poczesne miejsce w europejskiej kulturze średniowiecznej. Trudno się tedy dziwić, że przyciągała ona jak magnes uwagę wielu wybitnych uczonych. Dodajmy tu, iż utwór ten nie stanowił w średniowieczu dzieła martwego, zagubionego pośród annałów jakiejś biblioteki klasztornej, ale stał się czymś w rodzaju hymnu narodowego, żył życiem pieśni przekazywanej ustnie z pokolenia na pokolenie. Istotną kwestią było samo odczytanie go, a co za tym idzie, dogłębne zrozumienie treści. Zadziwiał on kunsztownością budowy wersyfikacyjnej i kompozycji. Był też zagadką językową, bowiem w jego skład weszły wyrazy i formy nie spotykane w innych, późniejszych zabytkach lub nader rzadkie. Niejasny był też rodowód literacki utworu. Słowem, przedstawiał on dla filologów (a także muzykologów) prawdziwą zagadkę. Prawie każdy uczony wnosił jakąś własną interpretację tekstu i próbował określić bliżej jego genezę.

Walory artystyczne:
Utwór mimo całej prostoty treściowej jest całością złożoną z niezwykle bogatych elementów. Podkreślić tu wpierw trzeba, iż posiada on precyzyjną kompozycję: dwa pierwsze rozbudowane wersy (czyli tzw. linijki wiersza) pierwszej zwrotki mają charakter apostrofy, ale wers trzeci to krótkie zdania rozkazujące, tworzące wyraźnie zamierzony kontrast z tymi rozbudowanymi apostrofami. Tej budowy już w zwrotce drugiej poeta nie powtórzył; tutaj sytuacja jest odwrotna: krótka apostrofa i cały sznur zdań rozkazujących. Utwór składa się głównie z form wołacza i rozkaźników, które nadają mu szczególny patos uczuciowy. Powtórzenia danych słów (np. „usłysz", „słysz") i zgromadzenie wyrazów bliskoznacznych, czyli tzw. synonimów, nadają zawołaniom i prośbom efekt żarliwości i podniosłości. Ważną rolę odgrywają treściowe przeciwstawienia nie tylko między poszczególnymi partiami utworu, ale między sąsiadującymi ze sobą słowami, np.: „bogurodzica" — „dziewica", „"twego syna" — „gospodzina". Zestawienia te tworzą też pary rymów wewnętrznych oraz stanowią realizację charakterystycznych dwuczłonowych związków wyrazowych i zdaniowych, które przewijają się przez cały utwór. Oprócz rymów wewnętrznych są rymy zewnętrzne, przy czym całą pierwszą zwrotkę tworzą rymy na — a. Uderzają też regularności w zakresie brzmienia, budowy fonicznej itp.

Tak więc „Bogurodzicę” napisał poeta dobrze obeznany z tajnikami sztuki poetyckiej, umiejący w „barbarzyńskim" języku żłobić piękno poetyckiego słowa i przystosować ów język do niełatwej funkcji retorycznej, funkcji artystycznego wyrażania myśli i uczuć abstrakcyjnych. Nie był to ani tłumacz obcojęzycznego tekstu, ani niewolniczy naśladowca obcych utworów. Był poetą obdarzonym twórczą inwencją. Oczywista, opierał się on na jakichś wzorach.

"Bogurodzica" zdumiewa kunsztowną budową, wysokim poziomem artystycznym tekstu literackiego i melodii wiersza. W pieśni są stosowane rymy
wewnętrzne i końcowe, które cechuje powtarzalność formy gramatycznej, np. "popyt - przebyt". Zastosowano wiersz średniowieczny, nazywany zdaniowo - rymowy, ponieważ w każdym wersie zamyka się zdanie pojedyncze lub jednorodny człon zdaniowy. Każdy wiersz jest wypowiedziany z intonacją wznoszącą się lub opadającą.

„Bogurodzica" jest zabytkiem języka staropolskiego, językoznawców interesują więc archaiczne formy gramatyczne i leksykalne.
Archaizmy leksykalne
"zbożny" - dostatni lub pobożny,
"przebyt" - bytowanie, przebywanie.
Archaizmy fleksyjne
"Bogurodzica Dziewica Maryja" - forma mianownika l.p. w funkcji wołacza, który współcześnie brzmi: Bogurodzico Dziewico Maryjo! "Bogurodzica" dziś Bogarodzica - w staropolskim języku celownik zamiast dzisiejszego dopełniacza.
Archaizmy fonetyczne
"Krzciciela" - dzisiejsze Chrzciciela, a więc "K" przeszło w "Ch". Ta
oboczność spółgłoskowa zachowała się w gwarze góralskiej do naszych
czasów.
Archaizmy słowotwórcze
W wyrazie "bożycze" wyróżnić można wyraz zasadniczy - podstawowy Bóg i cząstkę słowotwórczą -ycz, -ic, a więc "bożyc" - syn Boga. Cząstkę tę dodawano w języku ruskim do imienia ojca na określenie syna, tzw. otczestwo.
Archaizm składniowy
"Twego dziela" - dla Twego. "Dziela", podobnie jak znany dzisiaj przyimek "dla", w języku staropolskim stało zawsze po wyrazie rządzonym.

Jan Kochanowski

Jan Kochanowski: fraszki, pieśni i treny - omówienie.

Fraszki


We fraszce „Do Mikołaja Firleja” autor odpowiada na postawiony mu zarzut, iż pisze rzeczy których „by się przed panną czytać nie godziło”. Buntuje się on przeciwko obyczajom panującym na dworach i popiera życie, w którym ważne miejsce zajmują przyjemność i radość. Sam poeta powinien zachowywać przyzwoitość, jednakże nie należy tego wymagać również od jego wierszy.

We fraszce „O kapelanie” odnajdujemy satyrę na obyczaje ówczesnego duchowieństwa. Autor wytyka przedstawicielom tego stanu pijaństwo, prowadzenie hulaszczego trybu życia, zaniedbywanie obowiązków liturgicznych oraz grubiaństwo. Utwór ten opowiada o kapelanie, do którego na mszę chciała przyjść królowa, jednakże nie było go, gdyż „pilnował dzbana” czyli zajmował się piciem i ucztowaniem. Duchowny powraca spóźniony w „czerwonym ornacie”, czyli z czerwona od pijaństwa twarzą i na zarzut królowej, że długo sypia odpowiada grubiańsko, że jeszcze się nie kładł.

We fraszce „Na nabożną” autor wyśmiewa się z dewocji oraz obłudy. Zarzuca on „nabożnej”, że zbyt często się spowiada, jak na osobę, która twierdzi, iż jest bez grzechu.

We fraszce „O kaznodziei” autor wytyka duchowieństwu chciwość i obłudę. Wyśmiewa to, iż kapłani namawiają w swoich kazaniach do życia w ubóstwie i cnocie, a sami prowadzą hulaszczy tryb życia i nie żałują sobie np. na kucharkę. Kaznodzieja z fraszki Kochanowskiego na pytanie dlaczego nie żyje zgodnie ze swoimi naukami odpowiada, iż naucza w ten sposób, gdyż otrzymuje za to wynagrodzenie. Zarzeka się jednak, iż nawet gdyby dostał dwa razy tyle za cnotliwe, skromne życie, to odmówiłby.

We fraszce „O żywocie ludzkim” autor wyraża przekonanie, że życie ludzkie jest ulotne i wszystkie sprawy, które człowieka zajmują i które są dla niego ważne, to fraszki czyli rzeczy lekkiej wagi, mające w rzeczywistości niewielkie znaczenie. Nie warto dbać zbytnio o urodę, pieniądze czy sławę, gdyż i tak wszystko przemija „jako polna trawa” i znikniemy z tego świata tak jak znikają w worku kukiełki po skończonym przedstawieniu.

Fraszka „Do gór i lasów” ma charakter osobisty. Zawiera elementy biografii poety. Zaczyna się apostrofą zawierającą bezpośredni zwrot do gór i lasów. Następnie poeta opowiada o podróżach, które odbył: do Francji, Niemiec i Włoch, o życiu studenckim, służbie rycerskiej, okresie życia na dworze oraz o święceniach kapłańskich. Pisze, że niezbadane są koleje losu, który odmienia się nieustannie i że, mimo podeszłego już wieku i siwych włosów na głowie, nie martwi się o przyszłość, a stara się chwytać dzień według zasady epikureizmu „Carpe diem”.

Fraszka „Do fraszek” zawiera ostrzeżenie przed zbyt dosłownym odczytywaniem ich i wyciąganiem z nich błędnych wniosków i treści, ponieważ fraszki są napisane w sposób równie kręty i mylny, co kręte są ścieżki labiryntu na Krecie, w którym przebywał Minotaur. Poeta pisze również, iż we fraszki wkłada wszystkie swoje tajemnice.


Pieśni

Pieśń IX zawiera nawoływanie do zabawy i nie troszczenia się zbytnio o przyszłość, gdyż niezbadane są wyroki losu, a grecka bogini szczęścia - Fortuna obdarza nas bądź łaską bądź niełaską i nie da się przewidzieć jaki los nas czeka, bo to wie tylko Bóg. Pieśń ta zawiera nawiązanie do filozofii Epikura, której hasłem przewodnim było „Carpe diem” czyli „chwytaj dzień”. Nawiązuje również do filozofii stoickiej, gdyż autor nawołuje do spokojnego przyjmowania losu z pokorą i pogodzenia się z nim bez względu na to, jaki jest. Radzi również nie przywiązywać zbytniej wagi do bogactwa, gdyż jest ono ulotne.

W Pieśni XXIV autor pisze o nieśmiertelności poety. Nawiązuje do mitologii - zarzeka się, że nie będzie płynął przez Styks, mityczną rzekę, którą Charon wiózł umarłych do Hadesu. Opisuje swoją pośmiertną przemianę w łabędzia - symbol poezji oraz zapowiada, iż dzięki darowi pisania będzie sławny w wielu krajach - Anglii, Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpani, w Moskwie, na biegunie i w Afryce. Będzie po śmierci latał lepiej niż Ikar, mityczny syn Dedala, który wzbił się zbyt wysoko i spadł. Pieśń zawiera apostrofę - bezpośredni zwrot do Myszkowskiego, biskupa krakowskiego, przyjaciela poety. Kochanowski prosi go o to, by na jego pogrzebie nie było zbędnego płaczu i smutku, gdyż on nie umrze i nie przepłynie rzeką Styks, ale będzie żył dzięki swojej twórczości.

W Pieśni XIX autor pisze o sławie, która jest wartością najważniejszą, taką, za którą warto nawet oddać życie. Według Kochanowskiego ważne jest, by pozostawić po sobie dobre wspomnienia i, aby potomni o nas pamiętali, gdyż ciało obumiera i nic z niego po nas nie zostaje. Bóg wyróżnił nas spośród zwierząt, dał nam rozum i mowę i powinniśmy robić z nich użytek m.in. nawracając pogan oraz walcząc w obronie „praw ojczystych” i „pięknej swobody”. W walce najbardziej liczy się męstwo i odwaga. Są one istotniejsze niż liczba walczących.

W Pieśni VII autor przedstawia miłość jako więzienie, z którego nie da się uciec. Opisuje on tęsknotę za ukochaną bez której nie potrafi on się cieszyć. Chwali on urodę wybranki. Porównuje jej lica do zorzy i pisze, że gwiazdy bledną przy niej. Zazdrości drodze, po której chodzić będzie jego wybranka oraz lasom i skałom, które będą mogły cieszyć się obecnością jego ukochanej wcześniej niż on. Personifikuje on skały i lasy. W ostatniej zwrotce prosi wybrankę, by nie karała go zbyt długą rozłąką.


Treny (gatunek fumeralny)

Tren I pełni funkcję wstępu w cyklu 19 trenów Jana Kochanowskiego. Autor opisuje w nim ból i smutek, które zawitały do jego domu wraz ze śmiercią ukochanej córki dwuipółletniej Urszulki. Utwór zaczyna się apostrofą do smutków, żali, lamentów, łez Heraklitowych (nawiązanie do Heraklita z Efezu, filozofa greckiego przedstawianego jako płaczliwego myśliciela), skarg Symonidowych (nawiązanie do Symonidesa, starożytnego poety będącego autorem wielu utworów żałobnych). Autor prosi je o przybycie do jego domu i pomoc w opłakiwaniu śmierci córki. Przedstawia śmierć jako smoka, który pożera ptaszki. Ptaszki symbolizują Urszulkę. Kochanowski pisze, że błądzeniem jest żywot człowieka i zastanawia się czy należy poddać się naturze człowieka i rozpaczać czy też ukrywać swoją rozpacz.

Tren IX wyraża zwątpienie poety w dotychczas wyznawane wartości. Wątpi on w mądrość, do której zwraca się bezpośrednio w pierwszym wersie utworu. Do tej pory uważał on, iż kto zdobędzie mądrość życiową, ten będzie potrafił przyjmować los ze stoickim spokojem, nie będzie podlegał strachowi i kłopotał się niepotrzebnie, nie będzie się bał śmierci i za bogactwo będzie uważał możliwość zaspokojenia potrzeb oraz będzie biedakowi zazdrościł spokoju. Po śmierci ukochanej córeczki Kochanowski wątpi w sens swojego dążenia do mądrości przez całe życie, gdyż mimo iż poznał zasady filozofii stoickiej, nie potrafił zastosować jej w życiu w obliczu śmierci bliskiej osoby.

Tren XI wyraża zwątpienie poety w dotychczas wyznawane wartości. Rozpoczyna się on słowami podobno wypowiedzianymi przez umierającego Brutusa: „Fraszka cnota!” i wyrażeniem przekonania, że wszystko, co nas otacza, jest mało ważne. Poeta wyraża również przekonanie, że ani pobożność, ani dobroć nie uchronią nas przed złym losem, gdyż los z każdym obchodzi się tak samo i nie oszczędza ludzi tylko dlatego, ze są dobrzy i pobożni. Również mądrość nie daje gwarancji lekkiego życia. Mimo iż wielu ludzi zdobywa mądrość i próbuje poznać tajemnice Boga, los traktuje ich na równi z głupcami. W ostatnim wersie podmiot liryczny formułuje pytanie o to, czy powinien zaprzestać szukania pociechy oraz utracić rozsądek.

Tren X wyraża tęsknotę Kochanowskiego za Urszulką oraz przemyślenia poety na temat życia po śmierci. Podmiot liryczny zastanawia się, gdzie znajduję się jego córka po śmierci. Używając apostrofy „Orszulo moja wdzięczna” zwraca się do niej z pytaniem o to, gdzie się podziała - czy znajduje się nad wszystkimi niebami (odniesienie do filozofii Platona, który wyróżniał siedem sfer niebieskich, czy między aniołkami, w raju, na szczęśliwych wyspach (odniesienie do mitologii - były to mityczne wyspy, na których panował ojciec Zeusa, Kronos, i które były krainą wiecznej szczęśliwości), czy też może jest wieziona przez Styks przez Charona i pojona wodą z rzeki zapomnienia, Lete (odniesienie do mitologii - Styks, to mityczna rzeka, po której Charon woził zmarłych do Hadesu), jest ptaszkiem bądź trafiła do czyśćca lub tam, gdzie była, nim się urodziła. W ostatnich wersach autor zwraca się z prośbą do córeczki, by go pocieszyła i odwiedziła go we śnie bądź też jako zjawa.

Adresatem Trenu XVIII jest Bóg, do którego autor zwraca się za pomocą apostrofy. Podmiot liryczny przyznaje, iż szczęśliwi ludzi rzadko pamiętają o wdzięczności wobec Pana, gdyż zajęci są używaniem rozkoszy. Zapominają o tym, że szczęście trwa krótko i że to dzięki Bogu możemy go doznać. Kochanowski zwraca się do Boga, by pilnował ludzi i jeśli nie pamiętają o nim w radosnych chwilach, odbierał szczęście, by przypomnieli sobie o nim. Prosi jednak Boga, by nie był zbyt surowy, gdyż sama niełaska Boża jest dla ludzi męką . Przyznaje się do swoich win i prosi o wybaczenie. Chwali Boga, że nie wzgardzi pokornym i jest miłosierny.

Tren XIX wyraża ukojenie bólu i pogodzenie się z losem. Kochanowski pisze, iż czasy leczy rany i dawne wydarzenia odchodzą w zapomnienie, a zastępują nie nowe, weselsze bądź nie. Podmiot liryczny twierdzi, iż człowiek rozsądny nie ogląda się za siebie lecz patrzy w przeszłość i wszystko znosi. Utwór zawiera również nawiązanie do głównego hasła humanizmu: jestem człowiekiem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce

Jan Andrzej Morsztyn

Jan Andrzej Morsztyn - Do Trupa, Sonet

Leżysz zabity i jam też zabity,

Ty - strzałą śmierci, ja - strzałą miłości,

Ty krwie. ja w sobie nie mam rumianości.

Ty jawne świece, ja mam płomień skryty.

 

Tyś na twarz suknem żałobnym nakryty,

Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności,

Ty masz związane ręce. ja wolności

Zbywszy mam rozum łańcuchem powity.

 

Ty jednak milczysz, a mój język kwili,

Ty nic nie czujesz, ja cierpię ból srodze,

Tyś jak lód. a jam w piekielnej śreżodze.

 

Ty się rozsypiesz prochem w małej chwili,

Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem

Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem.

Jan Andrzej Morsztyn - Niestatek

Prędzej kto wiatr w wór zamknie, prędzej i promieni

Słonecznych drobne kąski wżenię do kieszeni,

Prędzej morze burzliwe groźbą uspokoi,

Prędzej zamknie w garść świat ten, tak wielki, jak stoi,

Prędzej pięścią bez swojej obrazy ogniowi

Dobije, prędzej w sieci obłoki połowi,

Prędzej płacząc nad Etną łzami ją zaleje,

Prędzej niemy zaśpiewa, i ten, co szaleje,

Co mądrego przemówi: prędzej stała będzie

Fortuna, i śmierć z śmiechem w jednym domu siędzie,

Prędzej prawdę poeta powie i sen płonny,

Prędzej i aniołowi płacz nie będzie płonny,

Prędzej słońce na nocleg skryje się w jaskini,

W więzieniu będzie pokój, ludzie na pustyni,

Prędzej nam zginie rozum i ustaną słowa,

Niźli będzie stateczną która białogłowa.

Jan Andrzej Morsztyn - Cuda Miłości, Sonet

Karmię frasunkiem miłość i myśleniem,

Myśl zaś pamięcią i pożądliwością,

Żądzę nadzieją karmię i gładkością.

Nadzieję bajką i próżnym błądzeniem.

 

Napawam serce pychą z omamieniem.

Pychę zmyślonym weselem z śmiałością.

Śmiałość szaleństwem pasę z wyniosłością.

Szaleństwo gniewem i złym zajątrzeniem.

 

Karmię frasunek płaczem i wzdychaniem,

Wzdychanie ogniem, Rgień wiatrem prawie,

Wiatr zasię cieniem, a cień oszukaniem.

 

Kto kiedy słyszał o takowej sprawie,

Że i z tym o głód cudzy się staraniem

Sam przy tej wszytkiej głód ponoszę strawie.

Jan Andrzej Morsztyn - Bierzmowanie

Pałam, bo jakoż nie pałać, kiedy ty
Wzniecasz w mym sercu coraz ogień skryty:
Każdy postępek, każda gładkość twarzy,
Każde twe słowo miłość moje żarzy.
Ustroisz-li się - żądzy mej przybędzie,
Nie strzymasz widzę, że nic nie ubędzie,
Płaczesz - w ognistej tonie serce wodzie,
Śmiejesz się słońce gorętsze w pogodzie,
Gniewasz się - strach mię wraz z miłością piecze,
Łaskawaś - a któż przed łaską uciecze;
Milczysz - ja tęsknię, zaśpiewasz - ja ginę,
W głosie, w milczeniu mam straty przyczynę;
Tańcujesz - są to czarnoksięskie koła,
W których myśl ginie owa cale zgoła;
Lub siędziesz, staniesz, lubo się położysz,
Cokolwiek poczniesz - moje iskry mnożysz;
Lubo mnie blisko, lubo [się] oddalisz -
Tam jasnym okiem, tu tęsknicą palisz.
Ja-ć się twym czarom nie chcę odejmować,
Ale cię przecie muszę przebierzmować
l widząc częstą ogniów mych ponowę,
Już cię Ogniskiem, nie Jagnieszką zowę.

Jan Andrzej Morsztyn - Nadgrobek Perlisi

Perła tu leży, nie ta, co Szczęśliwe
     Wyspy więc noszą ani brzegi krzywe
Oryjentalskie, ani te skorupy,
     bogate w sobie kryją łupy.
Kosztowniejsza to perła, która siła
     Wraz w sobie skarbów bogatych nosiła:
Nos załamany, sierć bielsza niż wełna,
     Miększa niż tyrski jedwab, niż bawełna,
Oczy wypukłe, ogon zatoczony
     I w kilka kręgów pięknie ucerklony,
Wzrost niezwyczajny, mały i sudanny,
     Jak do rękawka potrzebują panny -
Owa co kiedy nadobnego było
     W malteńskich pieskach, jej samej służyło.
A przy tym dowcip i wdzięczne pieszczoty,
     Wierność i co jest we psiech tylko cnoty,
I ochędóstwo niezwyczajne miała,
     I tym się w łasce swej paniej trzymała.
Pies ją niebieski żywota pozbawił,
     Ale postrzegszy, co niechcący sprawił,
Zawył lamenty trąbą swą do góry
     I za żałobę przywdział czarne chmury.
Płakał jej pokój i łóżka płakały,
     Płakał i ciepły komin owdowiały:
Płacze i łzami kosztownymi ani
     Da się utulić nad nią moja pani.
Sam się śnieg śmieje, bo za tym pogrzebem
     Bielszego nadeń nie masz nic pod niebem.

Jan Andrzej Morsztyn jako polski marinista.

Marinizm - olśniewającą ozdobność formy, przesadną, niekiedy bezduszną, ale i zgrabną i wykwintną, reprezentował przede wszystkim liryk i epik włoski Giambattista ( co oznacza Jan Chrzciciel) Marino. On sam najlepiej określił charakter sztuki barokowej : ma ona "wprawiać w osłupienie":

"Budzić zdumienie - oto cel poety". Jego styl otrzymał w poezji nazwę marinizmu. Uważał, ze poezja powinna być zmysłowa i intelektualna.

Andrzej Morsztyn jest typowym marinistą. Sam był katolikiem, lecz pochodził z rodziny ariańskiej. Tradycje literackie miał obfite: dziadek po matce był poetą i bratem poety. Morsztyn znał Niemcy, Niderlandy, Francję i Włochy. Żył na dworze Władysława IV i Jana Kazimierza, oddany szczerze królowej Marii Ludwice. Jedna z dam dworu, rodem Angielkę poślubił. Wierniejszy okazał się polityce francuskiej. Spiskował przeciwko Sobieskiemu, a oskarżony o zdradę stanu uszedł do Francji, gdzie żył długo jako hrabia francuski.

O tym, że był marinistą możemy dowiedzieć się czytając jego utwory:

Do Trupa:

Jest to sonet, jednak nietypowy. Zbudowany jest w oparciu o zaskakujący koncept1 , poeta porównuje człowieka nieszczęśliwie zakochanego do trupa. Poeta w paradoksalnych2 antytezach3 wyraża przekonanie, ze los trupa jest lepszy od sytuacji nieszczęśliwie zakochanego. Umarły nie doświadcza bólu i cierpienia, które są udziałem zakochanego. Puenta4 zawarta w ostatniej zwrotce jest bardzo zaskakująca. Morsztyn uważa, ze lepiej być trupem niż nieszczęśliwie zakochanym.

Cuda miłości:

Jest to sonet, w którym podmiot liryczny próbuje zanalizować sytuację człowieka zakochanego oraz wpływ miłości na wolę i rozum jednostki. Przez antytezy i paradoksy podmiot liryczny uwypukla skomplikowany charakter swojej sytuacji. Owładnięty sprzecznymi uczuciami chce cierpieć. Puentą jest to , że miłość obezwładnia umysł człowieka, każe mu znosić cierpienia, napawać się swoim bólem. Niezależnie od siły ludzkiej jest niezwyciężoną siłą, jednocześnie źródłem szczęścia i trosk.

Niestatek:

Utwór zbudowany został w oparciu o ciąg wyliczeń ukazujących nieprawdopodobne, niezgodne z naturą świata i człowieka zdarzenia. O wiele bardziej możliwe wydaje się poecie, że kolej rzeczy tego świata zmieni swój bieg, "niźli będzie stateczna białogłowa". Łatwiejsze zdaje się być pochwycenie wiatru i słonecznych promieni, uspokojenie pięścią wzburzonego morza, zamknięcie w dłoni świata, uniknięcie poparzeń w kontakcie z ogniem, śpiew niemego niż znalezienie jednej statecznej kobiety.

Po analizie utworów Morsztyna możemy z całą pewnością stwierdzić, że jest on przedstawicielem marinizmu. Gdyż jego utwory zarówno budzą zdumienie jak i wprawiają w osłupienie, a poezja marinistyczna taka właśnie powinna być.

1. koncept - wypowiedź w której zachodzi zetknięcie się czegoś zgodnego i niezgodnego. Ma na celu zadziwienie, zaskoczenie odbiorcy.

2. paradoks - sformułowanie, zawierające myśl kłócącą się z powszechnie żywionymi przekonaniami, sprzeczną wewnętrznie.

3. antyteza - twierdzenie przeciwstawne w stosunku do innego, zestawienie przeciwnych sobie myśli.

4. puenta - celne i zaskakujące sformułowanie uwydatniające sens wypowiedzi lub utworu literackiego.

Daniel Naborowski

Analiza i interpretacja - Daniel Naborowski "Marność".

Początek baroku przypada na koniec wieku XVI - a więc na czas niepokoju religijnego i filozoficznego, wynikającego z głębokich przemian zachodzących w Kościele katolickim. Reformacja sprzyjała powstawaniu wielu sekt i grup, które prezentowały często całkowicie odmienne stosunki do wiary i różne kanony postępowania. Dotychczas w centrum uwagi stawiano człowieka - wtopionego w naturę i żyjącego w harmonii ze swoim otoczeniem oraz Bogiem. W epoce baroku droga do ładu i zgody nie była już tak oczywista - ludzie sami, z całą odpowiedzialnością, byli zmuszeni do określania się w świecie ogarniętym powszechnym kryzysem wiary i światopoglądu. W obliczu tak wielkiej liczby nie poruszanych do tej pory problemów moralnych, z którymi musiał zmierzyć się przeciętny człowiek, na największe zainteresowanie zaczął zasługiwać przede wszystkim dramat targanej wewnętrznymi rozterkami jednostki, zobowiązanej do dokonywania wyborów, od których niejednokrotnie miała zależeć jej egzystencja w przyszłym, pośmiertnym życiu.

Owa typowa dla baraku sytuacja wiecznej niepewności, obaw i dyskomfortu psychicznego odcisnęła wielkie piętno na całej ówczesnej sztuce i kulturze. Problem mentalności ludzkiej i drogi, jaką człowiek powinien obrać, dążąc ku zbawieniu i wieczności, niejednokrotnie był poruszany w utworach wielu poetów, którzy w swoich przemyśleniach próbowali znaleźć odpowiedź na pytania: „Jak żyć?” i „Czym właściwie jest ziemska egzystencja?”.

Kwestii sprzeczności, na których zbudowany jest świat śmiertelników oraz wpisanej w byt ludzki nietrwałości w swoich utworach częstokrotnie starał się sprostać również jeden z bardziej wykształconych polskich poetów barokowych - żyjący na przełomie szesnastego i siedemnastego wieku kalwin - Daniel Naborowski. Twórca ten był obeznany z problemami polityki dzięki kontaktom z dworem Radziwiłłów, nierzadko pełnił funkcje dyplomatyczne, zasłynął również jako tłumacz (m.in. Petrarki). Mimo iż w swoich wierszach często poruszał sprawy dworskie, polityczne, a w późniejszym etapie życia także ziemiańskie, dziś najczęściej poddawane analizie są te utwory, w których daje Naborowski wyraz swoim zainteresowaniom przemijalnością oraz ulotnością ludzkiego świata. Obok „Krótkości żywota”, do tematyki tej najlepiej odnosi się omawiany przeze mnie utwór „Marność”:

„Świat hołduje marności

I wszystkie ziemskie włości;

To na wieki nie minie,

Że marna marność słynie.

Miłujmy i żartujmy,

Żartujmy i miłujmy,

Lecz pobożnie, uczciwie,

A co czyste, właściwie.

Nad wszystko bać się Boga -

Tak fraszką śmierć i trwoga.”

Wiersz ów wprowadza nas w charakterystyczny dla baroku nurt metafizycznej poezji wanitatywnej - związanej z przemijaniem, zafascynowanej czasem, nicością i śmiercią - bezpośrednio nawiązującej do słynnego zdania z Księgi Koheleta: „Vanitas vanitatum, et omnia vanitas” (Marność nad marnościami i wszystko marność). Pojęcie nietrwałości i zmienności świata było bardzo bliskie mentalności ludzi XVI i XVII w., barokowe wyobrażenia czasu zazwyczaj odnosiły się do tradycji antycznych (z jednej strony widziano w czasie siłę niszczycielską, z drugiej sprawiedliwość i zdolność do wydobywania prawdy). Kontrasty przesycały zresztą całą epokę baroku: ludzie „uwięzieni” byli między śmiertelnością swego ciała i poczuciem nieśmiertelności duszy, powszechne było dążenie do wieczności, z jednoczesną świadomością przemijalności życia, w tle ciągłych zmian i ziemskiego ruchu człowiek próbował odnaleźć swoją świadomość i odpowiedzi na nurtujące go pytania egzystencjalne. W takiej sytuacji niektórzy poeci (np. Sęp Szarzyński) opowiadali się za podejmowaniem niemal heroicznej walki z pokusami całego świata oraz swoim własnym, stworzonym do takowych ciałem. Inni uważali śmierć za początek właściwego bytu lub, wręcz przeciwnie, twierdzili, że człowiek powinien cieszyć się urokami życia, póki tylko jest w stanie.

Poezja Daniela Naborowskiego jest natomiast poszukiwaniem harmonii między tymi skrajnościami. Co prawda duży wpływ ma na nią popularna w baroku antynomia świata i nieba - rozgraniczenie nietrwałości, przemijalności ludzkiego istnienia i świetności Boskiej, jednak wszechobecny upływ czasu zmusza poetę nie tyle do tworzenia wizji pesymistycznych, lecz do próby osiągnięcia równowagi ducha i odnalezienia ładu.

Tytuł wiersza - „Marność” - może w takim wypadku wydawać się więc nieco zwodniczym. Bo mimo iż rodzaj ludzki podlega odwiecznym prawom natury, „To na wieki nie minie” - a więc, poniekąd wpisane jest w całe istnienie i stanowi dzieło Boga. Poeta stoi na stanowisku, że „Marna marność słynie”, ponieważ człowiek został stworzony jako istota śmiertelna i nie jest doskonały. W kwestii „wszystkich ziemskich włości” podmiot liryczny zgadza się ze stwierdzeniem Koheleta: „Kto się kocha w pieniądzach, nie nasyci się pieniędzmi, a kto się lubuje w bogactwie, nie ma z niego korzyści. Także i to jest marnością!” . Dobra doczesne, którymi otacza się człowiek, są bowiem ulotne i nie mogą zapewnić nam godnej egzystencji w przyszłym życiu. (Co nie znaczy oczywiście, że ludzie powinni wstydzić się swojego bogactwa, zamożności lub na wzór średniowiecznych ascetów dążyć do ubóstwa).

„Ja” liryczne w wierszu zaczyna od stwierdzenia, iż „Świat hołduje marności”, ale wkrótce dochodzi do wniosku, iż nie jest to sytuacja godna potępienia, jeżeli tylko potrafimy we wszystkim zachować umiar. „Miłujmy i żartujmy” - radzi, przez powtórzenie zdania w następnym wersie akcentując właściwość takiego postępowania. Zaraz dodaje jednak: „Lecz pobożnie, uczciwie”. Znowu pojawia się więc charakterystyczne w poezji Naborowskiego przekonanie, iż Bóg i osiągnięcie życia wiecznego są nadrzędnymi celami ludzkiego życia, co nie musi jednak pociągać za sobą nieustannego umartwiania się i wyrzekania się ziemskich uciech, radości. Podmiot liryczny na pierwszym planie wśród zalet charakteru ludzkiego stawia cnotę i religijność, szacunek dla niezgłębionej natury boskiej oraz - pośrednio - także stateczność umysłu, rozwagę, które są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania w świecie skrajności.

Ostatni wers „Marności” niesie ze sobą przesłanie, że jeżeli będziemy się starać żyć w zgodzie ze swoim sumieniem i Bogiem, okaże się dla nas „fraszką śmierć i trwoga”. Myśli o końcu życia, które niezależnie od upływu czasu wciąż nawiedzają człowieka, nie będą tak zatrważające, jeżeli tylko nauczymy się pokładać ufność w Stwórcy i we wszystkim zachowywać właściwą miarę. Albowiem człowiek wypełniający rozkazy boskie i umiejący cieszyć się ofiarowanym mu życiem, jest na najlepszej drodze do osiągnięcia upragnionego bytu wiecznego, wolnego od trosk i ziemskich problemów.

Owa optymistyczna pointa jest właściwie najbardziej istotną częścią kompozycyjną całego utworu. Tytuł „Marność” przy ogólnie pozytywnym, nie pesymistycznym wydźwięku wiersza oraz sama proponowana przez Naborowskiego spokojna postawa wobec nietrwałości życia mogą być niejako uważane za typowy dla poezji baroku, oryginalny i zaskakujący czytelnika koncept - chaos przemijania zetknięty zostaje z równowagą duchową świadomego swej śmiertelności i niedoskonałości człowieka.

W omawianym przeze mnie utworze nie zaznacza się jednak wyraźnie umiłowanie twórców barokowych (a zwłaszcza marinistów) do zadziwiających gier słownych, poruszających metafor, anafor lub hiperbolizacji, trudno jest mówić o jakiejś bardzo istotnej roli zastosowanych przez poetę środków stylistycznych. Cały wiersz ma charakterystyczną, sylabiczną i „rytmiczną” budowę, wszystkie dziesięć wersów jest siedmiozgłoskowych, zachowana jest interpunkcja. Powtarzają się rymy parzyste (aa bb), dokładne, żeńskie i gramatyczne (rymują się te same części mowy), np. marności- włości, trwoga- Boga itd. Utwór jest również przykładem liryki pośredniej - podmiot, „ja liryczne” nie występuje w pierwszej osobie, dzięki czemu „Marność” zyskuje charakter nie wyznania, lecz bezosobowej refleksji.

Znajomość teorii poetyckiego konceptu i sztuki budowania niespodzianki poetyckiej przy jednoczesnej często głębokiej tematyce, tworzą obraz Daniela Naborowskiego jako liryka uprawiającego głównie poezję kunsztowną i wyrafinowaną. Choć w wierszach takich, jak „Na oczy królewny angielskiej” Naborowski nawiązał do tej tradycji baroku, według której nie liczy się prawda przeżyć poety albo ścisłe reguły gramatyczne, tylko oryginalny, zaskakujący czytelnika koncept i piękno słownictwa, w jego utworach poruszających zagadnienia wanitatywne nie można mówić o charakterystycznym dla XVII w. „przeroście formy nad treścią”. Wiersze takie jak „Cnota grunt wszystkiemu”, „Krótkość żywota” lub wreszcie „Marność” stanowią przykład głębokiej poezji, traktującej o sensie ludzkiej egzystencji, rzeczach ostatecznych i koniecznemu człowiekowi spokojowi ducha.

Daniel Naborowski - wiersze

Na oczy królewny angielskiej

Twe oczy, skąd Kupido na wsze ziemskie kraje,
córo możnego króla, harde prawa daje,
nie oczy, lecz pochodnie dwie nielitościwe,
które palą na popiół serca nieszczęśliwe.
Nie pochodnie, lecz gwiazdy, których jasne zorze
błagają nagłym wiatrem rozgniewane morze.
Nie gwiazdy, ale słońca, pałające różno,
których blask śmiertelnemu oku pojąć próżno.
Nie słońca ale nieba, bo swój obrót mają
i swoją śliczną barwą niebu wprzód nie dają.
Nie nieba, ale dziwnej mocy są bogowie,
przed którymi padają ziemscy monarchowie.
Nie bogowie też zgoła, bo azaż bogowie
pastwią się tak nad sercy ludzkimi surowie?
Nie nieba: niebo torem jednostajnym chodzi;
nie słońca: słońce jedno wschodzi i zachodzi;
nie gwiazdy, bo te tylko w ciemności panują;
nie pochodnie, bo lada wiatron nie hołdują.
Lecz się wszystko zamyka w jednym oka słowie:
pochodnie, gwiazdy, słońca, nieba i bogowie.

Do Aleksandry

Ma śliczna Aleksandro, gdybym świat miał w mocy,
krwawy uraz na sercu nosząc we dnie, w nocy,
dałbym ci go w zakładzie serce okupując,
lecz, nędznik, rozgniewane niebo na się czując,
i to, co mam, na ołtarz twój niosę z ochotą:
krew swoję, zdrowie, wierność, stateczność i z cnotą.

Do tejże

Tym ma nad Macedona Aleksandra moja:
ów świat jeżdżąc zwojował, a do tej podwoja
Od ziemskich bohatyrów wolny hołd oddany,
ów w ciele, Aleksandra w sercu czyni rany
ów zbrojnymi szeregi, ta przeraża wzrokiem;
ów ogniem płomienistym, ta świat pali
okiem.

Krótkość żywota

Godzina za godziną niepojęcie chodzi
był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi.
Krótka rozprawa: jutro, coś dziś jest, nie będziesz,
a żeś był - nieboszczyka imienia nabędziesz.
Dźwięk, cień, dym, wiatr, błysk, głos, punkt - żywot ludzki słynie,
słońce więcej nie wschodzi to, które raz minie;
kołem niechamowanym lotny czas uchodzi,
z którego spadł niejeden, co na starość godzi.
Wtenczas, kiedy ty myślisz, jużeś był, nieboże;
między śmiercią, rodzeniem byt nasz ledwie może
nazwan być czwartą częścią mgnienia: wielom była
kolebka grobem, wielom matka ich mogiła.

Na toż

Dzień jeden drugi goni i potem zostawa
tam, skąd wiek wszytkokrotny odwrotu nie dawa.
Żaden dzień i godzina bez szkody nie bywa
człowieku, który ze dniem zarówno upływa.
Karmia nasz byt godziny, która leci snadnie:
więcej sie ten wraca, kto z regestru spadnie.
Już w nocy wiekuistej sen przyjdzie spać twardy,
na to masz zawsze pomnieć, o człowiecze hardy!
Dwakroć żyje, kto żyjąc umrzeć się gotuje
umiera dwakroć, kto się ś
miertelnym nie czuje.

Impresa

Świat - morze, człowiek - okręt od burzy niesiony,
przygody - skryte skały, szczęście - wiatr szalony.
Gdzie styr - umysł stateczny, gdzie sam rozum rządzi,
gdzie cnota - Cynozura, takowy nie błądzi,
to na dól, to do góry, to w bok wały porze,
tak pogody zażywa, jako niesie morze.
Nic stałego na świecie, ponieważ i wdzięczna
pochodnia Tytanowa, błędna twarz miesięczna
za niebieskim obrotem zachodzą i wstają -
cóż człowiek, jeśli nieba swą odmianę mają?

Wacław Potocki

Wacław Potocki jako główny przedstawiciel literatury dworskiej.

Wacław Potocki należał do nurtu ziemiańskiego, zwanego sarmackim albo swojskim. Literatura ta opanowała polskie szlacheckie dworki i charakteryzowała się przykładaniem ogromnej wagi do rodzimych tradycji, wręcz tworząc własną szlachecką ideologię. Jednocześnie uznawała ona swój polski rodowód za najważniejszy.

Twórczość Potockiego zyskała miano obywatelskiego sumienia narodu, gdyż twórca realizował tendencje społeczne i moralizatorskie. W swych licznych dziełach, pisanych poprawną i klasyczną polszczyzną, Wacław Potocki zawarł:

Pouczenia w kwestiach społecznych:

- "Nierządem Polska stoi" - realny obraz ówczesnej Polski, prawa państwowe zmieniają się nieustannie, co godzi najbardziej w najbiedniejszą cześć społeczeństwa, która płaci podatki, ubożejąc coraz bardziej, ludzie nie myślą o przyszłości. Wacław Potocki okazuje duża troskę o dobro ojczyzny: Nierządem powiedział ktoś dawno, Polska stoi; Gdyby dziś pojrzał z grobu po ojczyźnie swojej, Zawołałby co gała: Wracam znowu, skądem, Żebym tak srogim z Polską nie ginął nierządem!

- "Natura wszystkim jednaka" - prawa dla każdego człowieka powinny być takie same, powinna panować równość, tak jak wszyscy jesteśmy równi wobec natury. Różnice społeczne wytworzyliśmy sobie sami. Autor ma ciepły stosunek do chłopa, okazuje mu współczucie. Jednocześnie krytykuje szlachtę, która jest grzeszna i ulega pokusom. Odwołuje się do jej religijnego sumienia i w ten sposób pragnie wymusić na nich zmianę postępowania.

- "Wolne kozy od pługu" - współczucie dla chłopa, który pracuje cały dzień, a w niedziele odbywa niezasłużoną karę w pańskich dybach. Szlachta żyje konsumpcyjnie, nie chce zobowiązać się wobec państwa, zbytkuje, a chłopi muszą na nią pracować. Potocki ostrzega szlachtę przed dniem sądu ostatecznego.

- "Czuj! Stary pies szczeka" - topos ojczyzny - dom; Potocki jako podmiot liryczny podszywa się pod psa i próbuje ostrzec gospodarza przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Ten jednak lekceważy ostrzeżenie. Twórca ponownie krytykuje szlachtę, którą uważa za wewnętrznego wroga ojczyzny. Szlachta działa na niekorzyść kraju, kradnie, zbytkuje i hula podczas, gdy chłop umiera z głodu. Za taki stan rzeczy odpowiedzialne jest również duchowieństwo, które także wyzyskuje chłopów i tym samym przyczynia się do upadku kraju. Pesymistyczne zakończenie - ludzi światłych jest za mało i mają oni za małą siłę przebicia.

Postulaty patriotyczne:

- "Nierządem Polska stoi" - bałagan prawny, ucisk biedniejszej szlachty i niesprawiedliwość ... (patrz wyżej)

- "Pospolite ruszenie" - szlachta wobec zagrożenia zachowuje się beztrosko, nie słucha rozkazów, osłabia kondycję balując, rozprawia o dumie i prywacie uważając, że ich sprawy są najważniejsze. Wniosek: pospolite ruszenie złożone z takiej szlachty nie zda egzaminu.

- "Transakcja wojny chocimskiej ..." - pisząc epos rycerski (heroiczny), Potocki powrócił do wydarzeń sprzed 50 lat. Utwór jest napisany jako kronika wojny (na podstawie pamiętników). Autor ubolewa nad szlachtą, która zatraca ducha rycerskiego, a przecież do jej obowiązków należy bronienie płci niewojennej, kierowanie się troską o własną rodzinę. Również wiara chrześcijańska, król oraz ojczyzna, która pokłada w nim duże nadzieje, powinny obligować szlachcica do wywiązywania się ze swojego obywatelskiego obowiązku. Topos ojczyzny - matka.

Wacław Potocki deprecjonuje wroga, który jest dla niego niczym (poganie). Szlachta powinna bronić swoich przywilejów i dorobku wcześniejszych pokoleń, zrehabilitować się za wcześniejsze klęski i jednocześnie wzbogacić wypracowywaną przez wieki tradycję.

Pouczenia o tolerancji wyznaniowej:

Wacław Potocki początkowo wyznawał naukę arian, lecz pod wpływem prześladowań przeszedł na katolicyzm. W swych dziełach potępia nietolerancję i podział na wiarę dobrą i złą, protestując przeciwko szykanom.

Wacław Potocki - Nierządem Polska stoi, KONDYCYJA STANU SZLACHECKIEGO

Nierządem, powiedział ktoś dawno, Polska stoi.

Gdyby dziś pojźrał z grobu po ojczyźnie swojej,

Zawołałby co garła: wracam znowu, skądem,

Żebym tak srogim z Polską nie ginął nierządem.

Co rok to nowe prawa i konstytucyje,

Ale właśnie w tej wadze jako minucyje:

Poty leżą na stole, poty nam się zdadzą,

Póki astrologowie inszych nie wydadzą,

Dalej w kąt albo małym dzieciom dla zabawy;

Założyłby naszymi Sukiennice prawy.

Nikt nie słucha, żaden się nie ogląda na nie,

Szlachta tylko uboga i biedni ziemianie,

Którzy się na dziesiątej opierają części,

I to ledwie, tak inszy stan Polskę zagęści.

Mądry, możny, albo kto dostąpił honoru,

Księstwa, grabstwa, ten wolen; niechajże poboru

Szlachcic który nie odda, zaraz mu po szląsku

Pozwy, egzekucyje ślą na onym kąsku,

Że niejeden, niestetyż, z serdecznym dziś płaczem

Z dziatkami cudze kąty pociera tułaczem.

Wacław Potocki - Pospolite Ruszenie

Dano znać do obozu od placowej straży,
Że nieprzyjaciel nocą na imprezę waży,
Że Kozacy strzelają gęsto z samopałów,
Toż rotmistrz: "Dobosz, obudź Ichmości do wałów!
Niechaj każdy przy swoim zbrojno stawa koszu,
Ni - mijajże żadnego namiotu, doboszu!"
A ten: "Wstawajcie, Waszmość, czym prędzej, dla Boga,
Pan rotmistrz rozkazuje, bo już w polu trwoga."
Aż jaki taki w swoim ozwie się namiecie: [...]
"Kto widział budzić ludzi w pierwospy! Oszalał
Pan rotmistrz, albo sobie gorzałki w czub nalał?
Niechże sam strzeże, jeśli tak dalece tchórzy,
A wolnej, równej szlachty sobie snem nie morzy
. Sprawi się w Proszowicach, za pomocą Bożą,
Że braciej rozkazuje z chłopami na stróżą!"
Widząc dobrze, że go nikt zgoła nie usłucha,
Poszedł i sam spać, nim kto strzepie mu kożucha.
I rotmistrz, towarzystwo kiedy się nie trwoży,
Zdjąwszy zbroję ze grzbietu, znowu się położy.

Wacław Potocki - Zbytki Polskie

O czymże Polska myśli i we dnie, i w nocy?
Żeby sześć zaprzęgano koni do karocy;
Żeby srebrem pachołków od głowy do stopy,
Sługi odziać koralem, burkatelą stropy;
Żeby na paniej perły albo dyjamenty,
A po służbach złociste świeciły się sprzęty;
Żeby pyszne aksamit puszyły sobole;
Żeby im grały trąby, skrzypce i wijole;
Żeby po stołach w cukrze piramidy stały
I winem z suchych groznów wspienione kryształy.
Już ci niewiasty złotem trzewiki, niestety,
Mężowie nim wszeteczne wyszywają boty,
Już perły, już kanaki noszą przy kontuszach;
Poczekawszy, będą je nosili na uszach.
Żeby w drodze karety, w domu drzwi barwiani
Strzegli z zapalonymi lontami dragani -
O tym szlachta, panowie, o tym myślą księża,
Choć się co rok w granicach swych ojczyzna zwęża,
Choć na borg umierają żołnierze niepłatni,
Choć na oczy widzą jej peryjod ostatni,
Że te wszytkie ich pompy, wszytkie ich splendece
Pogasną jako w wodzie utopione świece.
Przynajmniej, kiedy się tak w świeckie rzeczy wdadzą,
Porzuciwszy niebieskie, niechaj o nich radzą,
Żeby dzieciom zostały, żeby w nich spokojnie
Dożyli, niechaj myślą z pogany o wojnie,
Kiedy nie chcą wojować z światem i z zuchwalem,
Choć w Panu oczywisty mają przykład, ciałem.

Ignacy Krasicki

Urodził się on w 1735 roku w rodzinie średnioszlacheckiej, w Dubiecku nad Sanem. Początkowo uczył się w domu, w roku 1750 ukończył lwowskie kolegium jezuickie i wstąpił do warszawskiego seminarium duchownego, gdzie uczył się do roku 1754. Pięć lat później przyjął święcenia kapłańskie. Po roku 1759 studiował w Rzymie, po powrocie związał się z królem Augustem III, a później ze Stanisławem Augustem Poniatowskim. W roku 1766 został biskupem Warmińskim. Gdy po pierwszym rozbiorze Warmia stała się częścią Prus, Krasicki zaczął bywać na dworze Fryderyka II, króla pruskiego. W roku 1795 mianowany został arcybiskupem gnieźnieńskim i przeniósł się do rezydencji w Łowiczu i Skierniewicach.

Współtworzył ukazujące się w Warszawie czasopismo moralne "Monitor", przyczynił się również do powstania Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Jego twórczość obejmuje dzieła takie jak: "Myszeida" (1776), "Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki" (1778), "Monachomachia" (1778), "Satyry" (1779), "Bajki i przypowieści" (1780), "Antymonachomachia" (1780), encyklopedię " Zbiór potrzebniejszych wiadomości" (1781) i "Satyry (II)" (1784).

Krasicki, będąc uważnym obserwatorem dostrzegał wiele przywar i ułomności ludzkich. Zdając sobie sprawę z ich wpływu na życie polityczne w ówczesnej Polsce oraz będąc świadomym faktu, do jakich konfliktów i klęsk mogą one doprowadzić, stał się ich najgłośniejszym przeciwnikiem. Do walki z nimi służyły mu przede wszystkim bajki i satyry.

Satyry, podobnie zresztą jak bajki, ukazują obraz życia w XVIII - wiecznej Rzeczypospolitej. Są doskonałą ilustracją tamtych czasów. Krasicki obnażał i ośmieszał w nich największe wady społeczeństwa polskiego: pijaństwo, zacofanie i ciemnotę szlachty, brak krytycyzmu, skłonność do hazardu. Satyry często mają charakter interwencyjny i doraźny, równie często są jednak uniwersalne i ponadczasowe. Krasicki tak sam pisał o celach satyry: "Występek karać, oszczędzać osoby". Tworząc kolejne utwory starał sie być nie tylko moralizatorem, lecz równocześnie autorem sprawiedliwym i obiektywnym.

Pierwszą księgę satyr otwiera satyra "Do króla". Na pierwszy rzut oka utwór ten jest zaprzeczeniem zasad tego gatunku - adresat jest wymieniony już w tytule, a przecież powinien pozostać nieznany. Podmiot liryczny stawia królowi kilka zarzutów, takich jak niewłaściwe pochodzenie, zbyt młody wiek, zbyt łagodne sprawowanie rządów, zbyt staranne wykształcenie i przesadna dbałość o naukę i kulturę. Zarzuty te pokrywają się z tymi, stawianymi monarsze przez szlachtę. Są jednak na tyle głupie i absurdalne, iż domyśleć się można, że w ten sposób Krasicki ukazuje zalety króla. Tak więc satyra ta w rzeczywistości stanowi pochwałę Stanisława Augusta i wyraz poparcia dla jego polityki wewnętrznej, a jednocześnie jest atakiem na sarmację, na jej wady i złe przyzwyczajenia.

Inna satyra, "Pijaństwo", ukazuje i piętnuje alkoholizm. Jest ona zbudowana na zasadzie dialogu, rozmowy prowadzonej przez dwóch szlachciców. Jeden z nich opowiada o suto zakrapianych biesiadach i o przykrych ich konsekwencjach. Wymowa satyry jest pesymistyczna - wymęczony alkoholem szlachcic odchodzi, by znaleźć ukojenie w... alkoholu. Satyra Krasickiego ukazuje również typowe cechy Polaków, którzy przy alkoholu zawsze są odważni, świetnie znają się na polityce, a przy tym uwielbiają dyskutować i pod lada pretekstem wywoływać awantury.

Z kolei "Świat zepsuty" przynosi porównanie czasów współczesnych autorowi z czasami minionymi. Okazuje się, że w Rzeczypospolitej dzieje się coraz gorzej. Wartości, którymi kierowano się dawniej, uległy już przewartościowaniu. Przestały być aktualne takie przymioty, jak honor, uczciwość, prawdomów- ność, wierność małżeńska, bezinteresowność, religijność. Ich miejsce zajęły kłamstwo, fałsz, podstęp, wiarołomstwo, rozpusta. Taki brak poszanowania tradycji i niszczenie wartości stanowiących o pozycji Rzeczypospolitej powoduje, że państwo stoi na skraju całkowitego upadku i katastrofy.

Popularność satyr Krasickiego związana była z dydaktycznymi powinnościami literatury, mającej służyć walce o zmianę mentalności, nawyków i poglądów społeczeństwa. Satyra realizowała te zadania posługując się często retorycznym monologiem, w którym ocena zjawisk prezentowana była w sposób jednoznaczny i bezpośredni. Jej wypowiedź była z reguły skierowana do fikcyjnego adresata, niejednokrotnie ujęta w cudzysłów, przez co autor chciał podkreślić swój dystans od poglądów bohatera. Odejście od bezpośredniej perswazji widać najwyraźniej w satyrach dialogowych, szczególnie zaś w tych, w których żaden z rozmówców nie może być uznany za reprezentanta poglądów autora. Zmuszało to czytelnika do samodzielnej interpretacji i własnych przemyśleń, a autorowi pozwalało na dyskretne sugerowanie odpowiedniej treści i uniknięcie bezpośredniego i obcesowego pouczania.

Ignacy Krasicki traktował swe bajki podobnie jak Jan Kochanowski swe fraszki - zawierał w nich swe obserwacje otaczającego go świata, krytykował, wyśmiewał, ale także próbował naprawiać rzeczywistość, pouczać. Pisał zarówno krótkie bajki epigramatyczne (naśladujące Ezopa), jak i dłuższe, narracyjne, utrzymane w duchu La Fontaine'a. Bajki przedstawiają wiele aspektów XVIII - wiecznej Polski, przybliżają także współczesnemu czytelnikowi koloryt tamtych czasów. Za życia Krasickiego ukazał się jeden tom bajek, zawierający 107 utworów. Drugi zbiór wyszedł już po jego śmierci i zawierał 72 bajki.

Swoistym komentarzem do całego zbioru jest "Wstęp do bajek", w którym poeta stara się określić istotę bajki jako gatunku, składa także swoistą deklarację ideową i artystyczną. W tym celu wylicza szereg nieprawdopodobnych sytuacji, będących zaprzeczeniem istniejących stereotypów i pojęć ("celnik, który nie kradł; szewc, który nie pijał..."). Dopiero w ostatnich dwóch wersach następuje żartobliwa pointa, w której poeta stwierdza, iż "wszystko bajką być może", sugerując, iż ten gatunek czerpie swe tematy z życia, lecz nie traktuje ich zbyt poważnie. Bajką może więc być wszystko, lecz nie musi być prawdą.

Bajka "Szczur i kot" jest atakiem na jedną z najgorszych wad ludzkich - pychę. Poeta posłużył się tu maską: występujące w wierszu zwierzęta są przyjętymi symbolami cech ludzkich. Chwalący się przed rodzeństwem szczur uosabia zarozumialstwo i pychę. Z kolei kot, wykorzystujący chwilę nieuwagi szczura, utożsamiany jest ze sprytem, drapieżnością i bezwzględnością. Bajka zawiera pouczenie, iż w życiu należy kierować się skromnością i pokorą, ponieważ zawsze trafi się na silniejszego lub sprytniejszego.

Ważnym utworem jest bajka "Ptaszki w klatce". Krasicki poruszył tu problem uniwersalny i ważki dla każdej jednostki: kwestię wolności."Ptaszki w klatce" to rozmowa dwóch uwięzionych w klatce czyżyków. Pierwszy, młodszy, urodził się już w niewoli i nie zna smaku wolności, nie tęskni za nią, nie rozumie jej. Akceptuje swe życie w klatce jako coś normalnego, zwykłego. Z jego postawą nie zgadza się drugi czyżyk, który kiedyś żył na swobodzie, został jednak uwięziony. Nigdy nie przyzwyczai się do niewoli, zawsze będzie tęsknił do wolności. Bajka ta nabiera szczególnej wymowy, gdy uświadomimy sobie, w jakim okresie została napisana. Fakt, iż powstała ona po pierwszym rozbiorze, wskazywać może na jej szerszą wymowę i kontekst narodowo - patriotyczny.

Z kolei w bajce "Malarze" Krasicki przedstawia mocno skontrastowane ze sobą sylwetki dwóch malarzy - portrecistów. Jeden z nich, Piotr, był malarzem dobrym, lecz żył w nędzy, drugi, Jan, malował kiepsko, lecz był bogaty. Tę pozorną niedorzeczność wyjaśnia pointa. Piotr malował ludzi naturalne, takimi, jakimi są, Jan natomiast znacznie upiększał ich portrety. Bajka ta ilustruje ogólną prawdę życiową: najtrudniej i najniebezpieczniej mówić ludziom prawdę, znacznie łatwiej być pochlebcą i lizusem - w ten sposób można o wiele więcej osiągnąć.

Przykładem zastosowania poetyki maski jest bajka "Jagnię i wilcy". Już pierwszy wers zawiera morał wyrażający przekona- nie, iż w świecie dominuje prawo silniejszego, iż racja jest po stronie tego, kto ma siłę. Potwierdzeniem tej smutnej prawdy jest opowiedziana historyjka: słabe, niewinne i naiwne jagnię zostaje napadnięte przez dwa wilki (będące symbolem siły, bezwzględności i okrucieństwa). Gdy pyta, jakim prawem ma być zjedzone, otrzymuje naprędce skleconą odpowiedź: "Smacznyś, słaby i w lesie", a następnie zostaje pożarte.

Bajka "Filozof" ukazuje uczonego człowieka, przekonanego o własnej wiedzy i wartości, który odrzuca nawet Boga i śmieje się ze świętych. Jednak, gdy spada na niego choroba, nawraca się i zaczyna wierzyć. Krasicki zwraca uwagę na to, jak chwiejni i niestali w swych poglądach są ludzie. Mówi także, iż często mądrości wyłącznie teoretyczne nie pomagają w życiu. Natura ludzka sprawia, iż popadamy z jednej skrajności w drugą, że nic nie jest w życiu ostateczne, zamknięte.

W bajce "Dewotka" Krasicki wyśmiewa i piętnuje religijną obłudę i fałsz moralny społeczeństwa. Dewocja tytułowej bohaterki to pobożność na pokaz, na zewnątrz. Tak naprawdę dewotka ma w duszy złość i nienawiść bliźniego, potrafi jednocześnie modlić się i bić służącą. Wniosek Krasickiego jest tym razem wyrażony bezpośrednio: "Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności !".

Bajką narracyjną, udramatyzowaną, jest utwór "Kruk i lis". Rozpoczyna ją morał umieszczony na samym początku "Bywa często zwiedzionym, Kto lubi być chwalonym". W bajce tej w sposób alegoryczny (pod postaciami zwierząt kryją się ludzkie cechy) Krasicki ukazuje konfrontację próżność połączonej z zarozumiałością i brakiem samokrytycyzmu (kruk) oraz przebiegłości i przewrotności (lis). Kruk, trzymający w dziobie wielki kawał sera, nie umie śpiewać, jednak wychwalany i proszony o pieśń przez lisa, otwiera dziób i gubi ser.

Bajka to jeden z najstarszych gatunków literatury dydaktycznej. Jest to krótka powiastka, pisana prozą lub częściej wierszem. Jej bohaterami bywają zwierzęta, rośliny, przedmioty, niekiedy ludzie. W bajkach postacie, wydarzenia i sytuacje są alegorią - a więc poza sensem dosłownym mają znaczenie szersze, uniwersalne. Są one pewnym znakiem typowych zachowań i problemów. Wielowiekowa żywotność tego gatunku sprawiła, iż alegoryczny sens, zwłaszcza bajek zwierzęcych, mocno utrwalił się w świadomości ludzkiej. Dlatego też lis z reguły oznacza przebiegłość, owca - naiwność, a mrówka pracowitość.

Dla Krasickiego bajki stanowiły doskonałą sposobność do wyrażania swojego zdania na temat cech charakteru człowieka. Poprzez nieco ironiczne i sarkastyczne obrazowanie piętnował jego wady, szydził i bezlitośnie kpił z jego słabostek i przywar. Równocześnie jednak starał się wprowadzić wzorce słusznego i sprawiedliwego postępowania - m.in. temu celowi służyły zawarte w bajkach morały.

Wyobrażenia Krasickiego o świecie nie zawsze są optymistyczne, ale nie traci on nadziei na poprawę ludzi. Ośmiesza zło, głupotę, chwali dobro i cnotę. Stoi na gruncie racjonalizmu, głosi pochwałę umiaru i trzeźwości. Nadmierna lekkomyślność, łatwowierność, ambicja, zachłanność, pycha, sarmatyzm, konserwatyzm, brak orientacji politycznej, życie dworskie, ponad stan, stają się przyczyną klęski. Najlepiej trzymać się "złotego środka". Krasicki do perfekcji opanował estetykę żartu, w ten sposób uderzając w największe wady ludzkie i społeczne.

Ignacy Krasicki - Hymn do miłości Ojczyzny

Święta miłości kochanej Ojczyzny,
Czują cię tylko umysły poczciwe!
Dla ciebie zjadłe smakują trucizny,
Dla ciebie więzy, pęta nie zelżywe;
Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny,
Gnieździsz w umyśle rozkoszy prawdziwe.
Byle cie można wspomóc, byle wspierac,
Nie zal żyć w nędzy, nie zal i umierać!

Ogłoszony bezimiennie w 1774 r. w "Zabawach Przyjemnych i Pożytecznych". wiersz "Hymn do miłości ojczyzny" to utwór, który podejmuje temat miłości do Ojczyzny. Temat częsty, zwłaszcza w bogatym dorobku literackim Ignacego Krasickiego. Ten jeden z najsłynniejszych polskich pisarzy epoki oświecenia, w krótkiej formie zawarł niesamowicie pouczającą lekcję patriotyzmu, choć w sposób inny, niż na przykład w innych jego utworach. Na czym polega wyjątkowość tego utworu?
Pierwszym krokiem jest sam tytuł. W nim często znajdujemy klucz do właściwego odczytania lub zrozumienia utworu. Nie inaczej jest tym razem. "Hymn" - słowo użyte w tytule - ukierunkowuje nasze rozważania. Cechą tego gatunku literackiego jest jego podniosły, uroczysty charakter. Hymn to pieśń ku czci jakieś wyższej wartości, jaką może być np. Bóg, bóstwo, wartości (t.j. Prawda, Sprawiedliwość, Wolność) czy Ojczyzna.

Już od rozpoczynającej utwór apostrofy: „Święta miłości kochanej ojczyzny”, którą „Czują (...) tylko umysły poczciwe!” mamy wyraźne określenie, zarówno tematu, nadawcy, jak i odbiorcy (osoby ceniącej honor, dumę, godność, wierność, uczciwość, może to być osoba starsza, zdolna do empatii, wrażliwa, uboga duchem). Podmiot liryczny wiersza zwraca się do czytelnika, wprost, ale nie ujawnia się. Nie ukrywa on swoich emocji. Nie wiemy dokładnie kim jest, ale wiemy jaki ma stosunek do Ojczyzny. Możemy domyślać się, iż za tymi słowami kryje się sam autor.
Częstokroć podkreśla jej wielkość, to jaka jest wspaniała:

"Dla ciebie zjadłe smakują trucizny
Dla ciebie więzy, pęta nie zelżywe".

Jawi mu się ona jako doskonałość, której nasze ziemskie czyny, niejednokrotnie wynikające z niskich pobudek, nie są w stanie zniszczyć, choć potrafią zaszkodzić. Kolejne wersy wydają się to potwierdzać. Słowami:

"Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny
Gnieździsz w umyśle rozkoszy prawdziwe"

Podmiot stara się podnieść rangę Ojczyzny - pokazuje jej wspaniałość. Gniazdo miłości oznacza szczęście, poczucie wspólnoty, braku samotności, bezpieczeństwa. Metafory, jakich używa, nie są proste w zrozumieniu. Dla współczesnego czytelnika trudności dodatkowe sprawiają liczne archaizmy. Dzięki zastosowaniu szeregu oksymoronicznych zestawień, takich jak np.: „zjadłe smakują trucizny”, cierpienie i ofiara dla ojczyzny stają się, według podmiotu lirycznego, przejawem szczęścia tych patriotów, którzy mogą je dla ojczyzny przeżywać. Jest to również swoiste szaleństwo. Autor nakazuje czcić i kochać „ziemię swoich ojców”, powinno się to przejawiać w gotowości do bezgranicznych poświęceń. Każda ofiara złożona ojczyźnie, każda blizna poniesiona dla jej wolności przynosi chlubę, tak więc:

„Byle (ją) można wspomóc, byle wspierać,
Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać”.

Krasicki wiąże uczucia patriotyczne z „pętami”- niewolą, „bliznami” ranami poniesionymi dla ojczyzny, nędzą, śmiercią, a więc z cierpieniem i ofiarą. Ostatnie dwa wersy nie są już kierowane do ojczyzny.
Autor przedstawia patriotyzm radykalny, bezwzględny. Życie jednostki podporządkowuje tylko ojczyźnie, by uzmysłowić jak ważna jest walka o nią. Tekst powstał w konkretnej rzeczywistości historycznej (po I rozbiorze Polski). Wypłynął z umysłu świadomego, że po I rozbiorze nastąpią kolejne. Uświadamiał Polaków, że jeśli nie będą walczyć, utracą swoją jakże kruchą ojczyznę. Uczynił z niej swoistą religię - ojczyznę postawił ponad Boga. W swym utworze Krasicki jest bardzo bliski romantyzmowi Krasickiego nazywa się, zatem prekursorem romantycznego widzenia.
Krasicki zapoczątkował lirykę patriotyczną doby niewoli. Jego wkład w proces kształtowania się heroizmu narodowego, wydaje się być znacznym. Ogromnie popularny "Hymn do miłości ojczyzny" był źródłem licznych nawiązań i aluzji w utworach literackich, stał się pieśnią patriotyczną (m.in. w Szkole Rycerskiej), a nawet hymnem narodowym. Nie utracił znaczenia w XIX w. Do dziś zaskakuje swoją aktualnością treści - można go traktować jako wykładnię tego, co nazywamy patriotyzmem.

Adam Mickiewicz

Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz (streszczenie)

Utwór składa się z dwunastu ksiąg i Epilogu wyjaśniającego genezę dzieła. Tekst liczy 9720 wersów (zaś Epilog - 129). Epopeja została napisana trzynastozgłoskowcem z średniówką po siódmej sylabie.

I. Gospodarstwo. Księgę I rozpoczyna uroczysta, patetyczna apostrofa do Litwy. Poeta wyraża tęsknotę za opuszczoną ojczyzną, cenną jak zdrowie. W inwokacji autor zwraca się do Matki Bożej, wyobrażonej w obrazach jasnogórskim i ostrobramskim, wspomina swoje cudowne uzdrowienie w dzieciństwie i prosi o możliwość powrotu emigrantów do ojczyzny, dzięki ukazanym pejzażom, postaciom i wydarzeniom.
Oczyma wyobraźni poeta-narrator przenosi się w rodzinne strony, ukazane w opisie pól, łąk, Niemna i dobrze zagospodarowanego obejścia dworu. Jest lato, pora żniw, więc domownicy przebywają w polu. Tymczasem przed dwór zajeżdża bryką młodzieniec, który powrócił do domu po okresie 10 lat kształcenia w mieście (Wilnie) na uniwersytecie. Z radością i wzruszeniem ogląda pokoje, obrazy (portret T. Kościuszki, wodzów powstania: Korsaka i Jasińskiego oraz Rejtana). Wydają mu się mniej efektowne od oglądanych w mieście, ale go wzruszają. O patriotycznej postawie domowników świadczy też zegar z kurantem wygrywający melodię Mazurka Dąbrowskiego. W swoim pokoju przybysz zastał rzeczy należące do kobiety. Niedługo później spotkał tajemniczą pannę (Zosię), która zaskoczyła go niekonwencjonalnym zachowaniem - nieoczekiwanie wbiegła do komnaty przez okno, stąpając po desce.

Nadchodzi Wojski, który po serdecznym powitaniu Tadeusza wyjaśnia mu, że do Soplicowa przyjechali goście, by ostatecznie rozstrzygnąć ciągnący się od dawna spór Sędziego (stryja Tadeusza) z Hrabią o ruiny dawnego zamku Horeszków. Przyjechało też wiele panien, które są potencjalnymi kandydatkami na żonę dla Tadeusza. Obaj rozmówcy wychodzą, by powitać wracających z pola. Od razu daje się zauważyć wielki szacunek dla tradycji: idący przestrzegają zasad dobrego wychowania i swojego miejsca wśród innych. Ukrywając wzruszenie, Sędzia przywitał się z Tadeuszem. Tłumacząc się ciasnotą pomieszczeń we dworze, Protazy zarządził przeniesienie stołów do zamku (później wyjaśnia, że chciał w ten sposób zaznaczyć, że to własność Sędziego). Ów obiekt sporu - zamek - należał do stolnika Horeszki, który tragicznie zginął zastrzelony przez Jacka Soplicę (brata Sędziego) z powodu odrzucenia jego starań o rękę Ewy Horeszkówny. Opustoszały i ogołocony przez wierzycieli zamek stał się w końcu malowniczymi ruinami, których nikt nie chciał. Dopiero daleki krewny Horeszków, Hrabia, postanowił przejąć budowlę, twierdził bowiem, że jest ona średniowieczna. Wtedy swoje prawo do zamku starał się udowodnić Sędzia. Trwający od dłuższego czasu spór należało wreszcie zakończyć - stąd też w Soplicowie pojawili się przedstawiciele prawa wraz z Podkomorzym i jego rodziną.

Goście zajęli miejsca przy stole, bacząc na zachowanie hierarchii i dobrych manier. Sędzia zaskoczony postawą młodych mężczyzn, którzy nie usługują damom, wygłasza przemowę o potrzebie grzeczności i zachowania rodzimych tradycji bez naśladowania cudzoziemskiej mody. Przy stole siedzi również Rosjanin, kapitan Ryków, który ujawnia, że jego kraj przygotowuje wojska do wymarszu. Ks. Robak, bernardyn, zachowuje się wobec niego nieufnie -- nie podejmuje politycznych dywagacji na temat pokoju i Napoleona.
Do biesiadujących przyłącza się wytworna dama, Telimena, która zrobiła na Tadeuszu wielkie wrażenie (sądził, że to osoba, którą spotkał po przyjeździe do domu). Tymczasem wybuchł spór pomiędzy Rejentem i Asesorem o skuteczność ich chartów podczas polowania. Sędzia wdał się w rozmowy polityczne z Podkomorzym. Ten ostatni przerywa kichnięciem zażarty spór o psy myśliwskie: Kusego (należącego do Rejenta) i Sokoła (własność Asesora). Wojski zaś wspomina dawne polowania na grubą zwierzynę. Następnie wszyscy udają się na spoczynek. Tadeusz rozmyśla o Telimenie i określeniu ciocia, którym obdarzył ją Asesor. Protazy rozkoszuje się studiowaniem ksiąg sądowych i dawnymi procesami.

Narrator opowiada, że wieści o działaniach Napoleona przynosili na Litwę, przebrani za żebraków i włóczęgów, żołnierze oraz zakonnicy wracający w rodzinne strony. Taką osobą był ks. Robak -- tajemnicza postać o twarzy porytej bliznami, żołnierskiej gestykulacji, spotykający się z jakimiś posłańcami, prowadzący działalność spiskową. Budzi on Sędziego, by przekazać mu pilne wiadomości.

II. Zamek. Zachwycając się urokiem rodzinnych stron, narrator wspomina swoje beztroskie dzieciństwo i wyraża tęsknotę do tych miejsc. We dworze, rankiem, trwają przygotowania do polowania, a następnie pogoń za zającem. Tymczasem Hrabia, człowiek o romantycznym usposobieniu zachwyca się urokiem ruin we mgle. Z zainteresowaniem słucha opowieści Gerwazego Rębajły, posępnego klucznika zamku, z czasów, gdy budowla tętniła życiem. Gerwazy powstrzymuje Hrabiego przed ustąpieniem w sporze o zamek, przypomina jego pokrewieństwo z rodem Horeszków. Klucznik opowiada o swoim panu -- Stolniku -- i okolicznościach jego śmierci. Bogaty, wpływowy szlachcic miał córkę, jedynaczkę. O jej rękę ubiegał się Jacek Soplica, który miał posłuch wśród okolicznej szlachty. Magnat chętnie gościł go u siebie i starał się zjednać sobie jego przychylność w sprawach politycznych. Młodzi zakochali się w sobie, ale Jacka poczęstowano czarną polewką. Był to znak odtrącenia zalotnika i odmówienia ręki panny. Stolnik był zwolennikiem Konstytucji 3 Maja. Pewnego dnia jego zamek otoczyli Moskale. Wśród zamieszania nagle padł śmiertelny strzał. Horeszko wskazał zabójcę, w którym Gerwazy rozpoznał Jacka Soplicę. (Gerwazy wierny sługa Horeszkówm umoczywszy swój miecz - scyzoryk- w krwi Stolnika, przysiągł nad umierajacym zemstę nie tylko na zabójcy, ale na całym rodzie Sopliców). Odtąd pomiędzy obiema rodzinami zagościła nienawiść. Hrabia postanawia zdobyć wyjątkowy zamek.
Podążając w stronę myśliwych Hrabia podziwia piękny sad. Dalej następuje opis warzywnika i pięknej dziewczyny w bieli (Zosi) stojącej wśród ogórków. Towarzystwo powróciło z polowania do dworku w Soplicowie w nieco swobodniejszym porządku (za zgodą Sędziego). Przystąpiono do konsumpcji kawy i sławnych wędlin litewskich oraz zrazów.
Polowanie nie przyniosło efektów, ponieważ zając umknął w chłopski zagon, zaś Sędzia szlachetnie wstrzymał pościg, by nie zniszczyć upraw. Nie udało się rozstrzygnąć, który z chartów jest lepszym psem myśliwskim. Telimena zapewnia Tadeusza, że nie łączy ją z nim bliskie pokrewieństwo i stara się zrobić na nim jak najlepsze wrażenie. Wspomina swój pobyt w Petersburgu. Kiedy na nowo wybucha sprzeczka o charty pomiędzy Asesorem a Rejentem, Telimena proponuje towarzystwu grzybobranie (chce przy tej okazji bliżej poznać Tadeusza).

III. Umizgi. Hrabia obserwuje tajemniczą dziewczynę opiekującą się ptactwem domowym. Teraz wydaje mu się ona nie nimfą, ale prostaczką. Tymczasem goście i mieszkańcy Soplicowa zbierają grzyby w lesie. Telimena postanowiła zdobyć względy Tadeusza, więc zaskoczeniem była dla niej rozmowa z Sędzią. Otóż, dowiedziała się, że ojciec Tadeusza, Jacek Soplica, przekazał mu swoją wolę dotyczącą syna. Pragnie on, by Tadeusz ożenił się z Zosią, dodaje przy tym, że sam chętnie związałby go z Podkomorzanką. Telimena (opiekunka Zosi) stara się za wszelką cenę wpłynąć na ostateczną decyzję. Mówi, że Tadeusz jest zbyt młody, by się żenić - ma ona bowiem swoje plany względem młodzieńca (chce aby pojechał do Petersburga gdzie mogłaby go wprowadzić w wielki świat).
Hrabia w obecności Tadeusza prezentuje Telimenie swój naprędce sporządzony szkic. Ona docenia jego umiejętności i zachęca do dalszych prób, zachwalając przy tym wyjątkowe uroki włoskiego pejzażu. Oboje z Hrabią lekceważąco traktują rodzime widoki. Tadeusz staje więc w obronie urody litewskiego krajobrazu.
Dzwonek wzywający gości na obiad zakończył grzybobranie. Podczas posiłku gajowy przyniósł nowinę, że w puszczy widziano niedźwiedzia. Postanowiono więc szybko znowu wyruszyć na polowanie pod przewodnictwem Wojskiego.

IV. Dyplomatyka i łowy. Księga rozpoczyna się apostrofą do lasów, starych puszczańskich drzew, wśród których polowali mityczni i historyczni władcy Litwy oraz często przebywał poeta. Tadeusz nie wstał na czas i został obudzony przez dziewczynę, w której rozpoznał pannę napotkaną po przyjeździe do dworu. Zdenerwowany, że pomylił ją z Telimeną, szybko wyruszył konno w stronę położonych przy kaplicy karczm prowadzonych przez Żyda Jankiela. W jednej z nich ks. Robak uświadamia politycznie szlachtę, częstując przy tym tabaką (złotą tabakierą z wizerunkiem Napoleona na koniu przywieziono z Częstochowy, gdzie paulini wspierają swoim srebrem armię polską tworzoną u boku wodza francuskiego). Przypomina postać generała Dąbrowskiego, który obiecał zjawić się z wojskiem na Litwie. Po wspólnym odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego ks. Robak opowiadał o militarnych sukcesach Napoleona i o tym, że należy odpowiednio przygotować się na jego przyjście, tzn. dom oczyścić z śmieci - Moskali. Bernardyn dostrzega przez okno pędzącego konno Tadeusza i pospiesza za nim.
Po opisie matecznika - dziewiczych ostępów puszczy - następuje relacja z polowania. Wojski rozstawił myśliwych. Niedźwiedź groźnie atakuje Tadeusza i Hrabiego. Obaj strzelają do niego - niecelnie. Na pomoc przybiegli Gerwazy, ks. Robak, Asesor i Rejent. Padły trzy strzały i niedźwiedź runął na ziemię (Ksiądz Robak widząc niebezpieczeństwo, wyrwał Gerwazemu dubeltówkę z ręki i strzelił celnie do niedźwiedzia). Dalej następuje opis rogu i, obrazującej kolejne etapy polowania, mistrzowskiej gry Wojskiego. Asesor i Rejent przypisują sobie zabicie groźnego zwierzęcia. Po wyjęciu kuli przez Gerwazego okazuje się, że ów strzał padł z broni ks. Robaka, który szybko, dyskretnie, oddala się od towarzystwa. Zgromadzeni przy ognisku myśliwi posilają się bigosem i gdańską wódką. Podczas powrotu do dworku Wojski kończy rozpoczętą wcześniej anegdotę o Domejce i Dowejce (sekundant pociął skórę niedźwiedzia na pasy, więc nie było o co się pojedynkować -- opowieść wywołała powszechny śmiech i zgodę). Kusy i Sokół podejmują pościg za zającem, ten jednak ucieka, więc charty wracają nie rozstrzygnąwszy rywalizacji o pierwszeństwo.

V. Kłótnia. Telimena rozważa swoją przyszłość. Postanawia Hrabiego zainteresować Zosią, zaś jej podoba się Tadeusz. Poucza Zosię, jak należy zachować się w towarzystwie. Po wzajemnej prezentacji Tadeusz, zdenerwowany tym, że wcześniej wziął Telimenę za Zosię, wybiega, by w końcu trafić do zagajnika. Tam, w świątyni dumania, zastaje płaczącą Telimenę. Pomaga jej pozbyć się mrówek (usiadła na mrowisku) i stara się zapomnieć dawne urazy.
Tego dnia wieczerza znowu odbywa się w zamku. Hrabia zabawia Zosię, Tadeusz jest w ponurym nastroju, Podkomorzy dostrzega, że młodzież zaniedbuje przy stole jego córki. Wojski opowiada o polowaniu ironicznie dodając, żeby Tadeusz i hrabia nie strzelali do jednej zwierzyny. Wszystkich bardzo bawią docinki pod ich adresem, ponieważ starają się o względy jednej kobiety. Wojski chciał wspomnieć o kimś, kto strzelał tak celnie, jak ks. Robak, ale Sędzia nie pozwala mu dokończyć. Skórę niedźwiedzia Podkomorzy przyznaje Hrabiemu, ale ten odpowiada, że przyjmie ją razem z zamkiem (Sędzia oświadcza, że mięso z niedźwiedzia ofiarowuje księdzu dla kuchni klasztornej, a skórę Hrabiemu, a ten odpowiada, że przyjmie ją wraz z zamkiem). Wybucha konflikt pomiędzy Gerwazym, który uporczywie nakręcał zegary, a Podkomorzym. W obronie dawnego sługi Horeszków stanął Hrabia, uzurpując sobie prawo do zamku i jego służby. Ostatecznie dochodzi do bójki z wykorzystaniem stołów, butelek, a nawet ołowianych rur z organów. Klucznik zaczął rzucać w gości piszczałkami z organów. Zniszczono wiele sprzętów.
Hrabia i Gerwazy naradzają się, jak zdobyć zamek. Klucznik doradza, by zrobić to siłą, dokonując zajazdu i podejmuje się zgromadzić szlachtę gotową do pomocy.

VI. Zaścianek. W mglisty poranek Sędzia przygotowuje pozew sądowy i posyła Protazego, by go przekazał Hrabiemu. Przychodzi ks. Robak, by podzielić się obawami, że Telimeną kokietuje Tadeusza i należy ją wyprawić z Soplicowa. Ma pretensje o roszczenia Sędziego wobec zamku. Przypomina wolę Jacka, który pragnie związku Tadeusza z Zosią, poza tym chce choć w części naprawić swoją zbrodnię, dlatego łożył na jej wychowanie. Przypomina, że dobra Horeszków odebrała właścicielom i oddała Soplicom Targowica. Stara się wezwać do zgody narodowej, bo niedługo nadejdzie wojsko polskie i trzeba myśleć o udziale w powstaniu, a nie o procesach (Soplicowie - tak mówił ks. Robak - powinni stanąć na czele powstania, którego termin wyznaczy ks. Robak). Wzruszony Sędzia obdarowuje ks. Robaka parą koni i obiecuje klasztorowi 200 owiec, ale o porozumieniu nie chce słyszeć. Ostatecznie Bernardyn pokonuje opór rozmówcy.
Protazy wyśledził, że Hrabia wraz ze sługami udał się do Dobrzyna, by zwerbować tamtejszą szlachtę zaściankową do zajazdu. Następuje opis zaścianka słynącego z walecznej szlachty i przedstawienie osoby Maćka Dobrzyńskiego (72 lata), zwanego Maćkiem nad Maćkami, który przewodził środowisku jako najmądrzejszy i doświadczony w walce. On miał doradzić, jak zachować się w tej sprawie.

VII. Rada. Bartek, zwany Prusakiem, przypomina dawne czasy, kiedy Polacy byli w wielkim poważaniu, następnie przedstawia plan powstania, które miałoby się rozegrać, gdy tylko Napoleon wkroczy na Litwę. Zapalona do walki szlachta nie chce słuchać rad, by dobrze się przygotować, uzbroić, i czekać na właściwy moment. Nastroje te wykorzystuje dla prywatnych celów Gerwazy i kieruje niechęć zebranych przeciwko Sędziemu - przekręca słowa ks. Robaka i mówi, że dom trzeba oczyścić ze śmieci, tj. Sędziego Soplicy. W ogólnej wrzawie jedni - zwłaszcza Bartek i Jankiel - bronią Soplicę (dobry pan, gospodarny, patriota), inni zaś krytykują (nie upija się ze szlachtą, nie chce oddać Zosi Sakowi, synowi Chrzciciela). Zdenerwowany tą sytuacją Jankiel i Maciej Dobrzyński nazywa zebranych głupcami i wyrzuca ich. Tymczasem przybywa Hrabia. Za nim i Gerwazym wyruszają zwolennicy zajazdu z okrzykiem "Hajże na Soplicę!"

VIII. Zajazd. W ponurej, przedburzowej atmosferze daje się wyczuć jakieś napięcie. Goście wraz z Sędzią wychodzą po wieczerzy na powietrze, by się ochłodzić. Poeta przedstawia czytelnikowi naturę Litwy poprzez opis dźwięków wydawanych przez ptaki i owady oraz koncert rechoczących żab w dwu stawach. Dalej następuje opis gwiezdnych konstelacji i komety (zwiastun nieszczęścia - głodu lub wojny) oraz złowieszczych znaków w przyrodzie. Sędzia odchodzi, by się z kimś spotkać.
Tadeusz chce rozmawiać ze stryjem, podgląda przez dziurkę od klucza i widzi wzruszonych mężczyzn: ks. Robaka i Sędziego, nie rozumie jednak, o co chodzi. Wobec niebezpieczeństwa Bernardyn wyjawił bratu swoją tajemnicę - jest Jackiem Soplicą, ojcem Tadeusza. Zamierza wyruszyć do Dobrzyna, by naprawić to, co się tam stało.
Tadeusz oznajmia stryjowi, że chce wyjechać do Księstwa Warszawskiego, by tam pojedynkować się z Hrabią (na Litwie jest to zabronione). Wyjawia, że kocha Zosię, ale wypadki miłosne zaszły tak daleko, że musi opuścić Soplicowo. Sędzia nie chce słyszeć o wyjeździe. Pod drzwiami podsłuchiwała Telimena, która teraz oczekuje zapewnienia o miłości do niej. Tadeusz nie zaprzecza. Wybiega zdenerwowany, z ponurymi samobójczymi myślami - chce się utopić. Hrabia i jego dżokeje mają ułatwione zadanie - chwytają młodzieńca. Napastnicy zajmują dwór. Gerwazy zmusza Protazego, by ogłosił, że zamek i dwór Sopliców należą do Hrabiego, jednak Woźny się wyrywa i ucieka z okrzykiem "Protestuję!" Zdobywcy zabijają zwierzęta domowe na ucztę, raczą się alkoholem i zasypiają.

IX. Bitwa. Nie wiadomo, kto sprowadził wojsko rosyjskie. Sprzyjający Polakom kapitan Ryków podlega jednak majorowi Płutowi, wyjątkowo podłemu Polakowi, który służy w armii rosyjskiej. Rosjanie wiążą śpiącą szlachtę zaściankową i zwracają wolność Soplicom. Żołnierze krępują pijanych uczestników zajazdu. Płut daje Sędziemu do zrozumienia, że samo wstawianie się za pojmanymi nic nie da, należy zapłacić za każdego po tysiąc rubli. Na pomoc Sędziemu przybywa ks. Robak, Maciej i Bartek Prusak z innymi szlachcicami, ale tych odstępuje chęć walki, gdy widzą Polaków pokonanych przez Rosjan. Ks. Robak udając akceptację działań Moskali usypia ich czujność, by udzielić wskazówek bratu. Nakazuje spoić Rosjan alkoholem, jednak plany niweczy Tadeusz, oburzony zaczepianiem przez pijanego Pluta Telimenę (Tadeusz wymierza mu policzek). Wynika z tego groźny konflikt i Tadeusz strzela do majora ze strzelby Robaka , a wezwana szlachta wspólnie z uwolnionymi Dobrzyńskimi stawia czoła Moskalom (następuje szczegółowy opis działań poszczególnych postaci). Po stronie Polaków ciężko ranny został ks. Robak, który zasłonił swoim ciałem Hrabiego. Major wyzywa Tadeusza na pojedynek, ale deleguje doń Rykowa. Wtedy Tadeusza zastępuje Hrabia, który chce przy tym załatwić osobiste porachunki. Kiedy jednak major każe żołnierzowi strzelić do Tadeusza, szlachta rzuca się na Rykowa. Broni go jednak sam Tadeusz, prezentując rycerską postawę. Wojski z pomocnikami zrzuca na Moskali rusztowanie służące do suszenia serów. Polacy z łatwością opanowaliby resztę wojska, więc wezwany do poddania Ryków, oddaje Podkomorzemu szpadę, oświadczając, że on sam nie ma nic przeciwko Polakom, zaś sprawcą bitwy jest Major. Po ogłoszeniu przez Podkomorzego pokoju, Płut przestał udawać zabitego i wypełzł zza pokrzyw. Bitwę zakończył Rynkow i Podkomorzy

X. Emigracja. Jacek. W Soplicowie rozszalała się burza, która pozrywała mosty i zniszczyła drogi. Sędzia wraz z Podkomorzym, Gerwazym i rannym ks. Robakiem próbują przekupić Rykowa, by milczał o tutejszych wypadkach, on jednak czuje się oburzony propozycją i deklaruje swoją bezinteresowną przyjaźń wobec Polaków. Istnieje obawa, że major Płut zechce zgubić powstańców. Milczenie Płuta zamierza zapewnić Klucznik. Choć ks. Robak stara się przywołać go do porządku (nie wolno zabijać jeńca), Płut w niewyjaśnionych okolicznościach znika. Szlachcie szczególnie zaangażowanej w bitwie udzielono rady, by uchodziła przed zemstą Moskali do Księstwa Warszawskiego.
Sędzia informuje ks. Robaka, że można ogłosić zaręczyny Zosi i Tadeusza, jednak młodzieniec chce najpierw zasłużyć na jej rękę walcząc w obronie ojczyzny. Podsłuchawszy te słowa Zosia ofiarowuje ukochanemu na pożegnanie obrazek i relikwie, by o niej pamiętał. Wzruszony tą sceną Hrabia także pragnie poświęcić się dla ojczyzny, zaś Telimena przypina mu swoją kokardę. Ks. Robak również żegna Tadeusza i prosi o przywołanie księdza. Tymczasem pozostaje sam z Gerwazym i wyznaje mu, kim jest naprawdę, a następnie opowiada swoje losy.
Bernardyn rozpoczął relację od przypomnienia swojej zażyłości ze Stolnikiem. Odwzajemniona miłość do Ewy stała się początkiem nieszczęścia. Ojciec pragnął dla niej innego męża, więc odprawił adoratora, częstując go czarną polewką. Pogrążony w rozpaczy Jacek ożenił się z kobietą, której nie kochał - ona urodziła mu syna. Rozpił się i był odrzucany przez ludzi, zaś jego żona umarła. Tymczasem Stolnik unieszczęśliwił Ewę wydając ją za mąż. Wtedy, gdy Moskale próbowali zdobyć zamek, Jacek przypadkiem znalazł się w pobliżu, wyrwał strzelbę żołnierzowi i wypalił do Horeszki. Uznano go niesłusznie za sprzymierzeńca Rosjan. Nie krył się przed strzałem Gerwazego, zrozumiał, co zrobił i chciał śmierci. Gerwazy przypomina, ile nieszczęścia sprawił Jacek w rodzinie Horeszków, ale też uznaje jego zasługi - został śmiertelnie ranny w obronie Hrabiego. Wyjaśnia się, że Jacek nie był zdrajcą narodu, przypadkiem znalazł się po stronie Moskali. Nie przystąpił do Targowicy. Po ucieczce z kraju walczył w Legionach, był ranny pod Jeną (właśnie teraz odnowiła się odniesiona tam rana i rozwija się gangrena), zaś potem został zakonnikiem, kwestarzem o nazwisku Robak (symbolizującym pokorę i chęć uniżenia się). Nie zaprzestaje działalności na rzecz ojczyzny: przenosi tajne informacje, stara się zjednać ludność dla idei napoleońskiej, przygotowuje powstanie. Niestety, Klucznik zmącił jego plany wykorzystując zapał szlachty do prywatnych celów.
Poruszony tym Gerwazy udziela mu przebaczenia i informuje, że Stolnik, zanim skonał, uczynił w stronę zabójcy znak krzyża. Cierpiący, ale szczęśliwy Jacek dowiaduje się w ostatniej chwili życia, że Napoleon ogłosił wojnę, zaś zwołany w Warszawie skonfederowany sejm zadeklarował przyłączenie Litwy do Korony. Z nadzieją na pomyślną przyszłość ojczyzny Jacek przyjął komunię św. i skonał.

XI. Rok 1812. Księgę rozpoczyna apostrofa do tegoż roku, z którym wiązano wielkie nadzieje na odmianę losu narodowego. Napoleon wraz z Polakami podjął wyprawę na Moskwę. Nastąpiło ożywienie natury, jakieś nieokreślone napięcie. W Soplicowie stacjonowało wojsko pod wodzą generałów: Dąbrowskiego, Kniaziewicza, Małachowskiego, Giedrojcia i Grabowskiego. Wojski czuwa nad przygotowaniem uczty.
W dniu Matki Bożej Kwietnej, po mszy, Podkomorzy, jako marszałek konfederacki, ogłasza, że Napoleon przywrócił wolność Koronie i Litwie oraz przypomina zasługi Jacka Soplicy, który z narażeniem życia przenosił tajne wiadomości, był dwukrotnie ranny w bitwie pod Samosierrą w Hiszpanii oraz przygotowywał powstanie na Litwie. Został odznaczony przez Napoleona Krzyżem Legii Honorowej. Na znak rehabilitacji Jacka Podkomorzy udekorował jego grobowiec orderem. Sędzia zaprosił zebranych (gości i lud) na ucztę.
Odwieczni wrogowie, Gerwazy i Protazy, zgodnie popijali miód. Zosia i Tadeusz, w ułańskim mundurze, z ręką na temblaku (ranny), przechadzają się po spisaniu intercyzy (umowy przedślubnej). Protazy opowiada o obserwowanej przed rokiem walce wróbli, nazwanych Horeszką i Soplicą, jako o znaku proroczym. Zosia przerwała ich zaciekłą walkę przykrywając ptaki ręką, więc sądzono, że właśnie ona położy kres sąsiedzkim sporom. Kusy i Sokół dostrzegły zająca i równocześnie go dopadły, więc Wojski uznał ich jednakowe zalety, co zapoczątkowało zgodę pomiędzy Asesorem a Rejentem.
Generał Kniaziewicz postawił Zosię na stole, a jeden z oficerów szkicował jej portret w skromnym litewskim stroju - był to Hrabia, który już tak zasłużył się w walce, że został pułkownikiem i stanął na czele sfinansowanego przez siebie oddziału jazdy. Obok Zosi i Tadeusza na ogłoszenie zaręczyn czeka inna para: córka Wojskiego i Asesor (teraz już w służbie Napoleona). Sędzia zaprasza wszystkich na ucztę zaręczynowa trzech par:
Tadeusza i Zosi, Asesora i Horeczeszanki, Rejenta i Telimeny.

XII. Kochajmy się! Jako marszałek dworu, Wojski wskazuje gościom miejsca przy stole. Tadeusz i Zosia, młodzi gospodarze, częstują włościan. Na stole pojawiła się efektowna zastawa stołowa z widniejącą na niej historią życia polskiej szlachty z czasów świetności i porcelanowe figurki przedstawiające historię szlachty i polskiego sejmu, a cukry i pianki wypełniające serwis przedstawiają cztery pory roku - podziwia je Henryk Dąbrowski. Wojski natomiast komentuje sytuację w kraju - dopóki przestrzegano zasad prawa, była wolność, przyczyną narodowego nieszczęścia jest samowola szlachty. Na stole pojawiają się kolejne potrawy staropolskie, zaś goście popijają węgrzyna. Dąbrowski wita Maćka Dobrzyńskiego jako słynnego żołnierza kościuszkowskiego. Okazuje się, że w Legionach walczy wielu jego krewnych. Gerwazy opowiada swoje dawne waleczne przygody i oddaje swój słynny miecz - scyzoryk - jedynemu, który potrafił się nim posługiwać, generałowi Kniaziewiczowi. Maciek wyraża sceptyczne zdanie na temat możliwości polskich oddziałów u boku Napoleona, który walczy bez Boga, więc pewnie nie odniesie zwycięstwa. Maciek z Dobrzyna wyraża dezaprobatę dla wojska polskiego, zorganizowanego na sposób francuski, stwierdza ,że Polsce potrzeba polskiego dowódcy.
Wchodzi nowa para, Telimena z Rejentem, ubranym zgodnie z jej życzeniem w strój francuski. Maciek oburzony takim widokiem, wstaje od stołu i wychodzi bez pożegnania. zaś Hrabia oburza się na jej niestałość w uczuciach, jednak sam nie jest skłonny do ożenku, więc darzy swoimi względami Podkomorzankę. Tymczasem Tadeusz i Zosia postanawiają uwłaszczyć chłopów. Po ogłoszeniu ich woli, chłopi ze łzami dziękują swoim dobroczyńcom, zaś generał Dąbrowski wznosi toast za zdrowie ludu. Zanim zagrała orkiestra wojskowa, dano możliwość popisu przedstawicielom wsi. Na prośbę Zosi Jankiel odgrywa na cymbałach wyjątkowy koncert - dźwiękami obrazujący historię ojczyzny: uchwalenie Konstytucji 3 Maja, Targowicę, motyw żołnierza tułacza, Mazurek Dąbrowskiego. Zakończywszy grę, Jankiel ucałował dłoń generała Dąbrowskiego - wyzwoliciela Litwy.
Podkomorzy z Zosią prowadzą poloneza. Kolejno zmieniają się partnerzy pierwszej panny, aż - chcąc pozostać z ukochanym - kończy ona taniec. Wśród udanej zabawy i dobrego humoru wielokrotnie wznoszono toasty za narzeczonych, wodzów narodu i pomyślność ojczyzny. Wzorem baśniowych opowieści, księgę kończy stwierdzenie poety-narratora:
"I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem,
A com widział i słyszał, w księgi umieściłem."

Kompozycja i charakterystyka gatunku

Utwór jest dziełem łączącym cechy wielu gatunków literackich:

-gawędy szlacheckiej (narrator przyznaje się do niewiedzy, wprowadza nawiasowe uwagi, w których chwali lub gani bohaterów przyjmując punkt widzenia jednego z nich),

-baśni (przypisywanie przyrodzie cudowności, np. opis matecznika, ogrodu, astronomii Wojskiego),

-powieści psychologicznej (wszechwiedzący narrator ukazuje psychiczne i społeczno-historyczne czynniki wpływające na działania bohaterów),

-poezji lirycznej (narrator zamienia się w podmiot liryczny wyrażający swoje uczucia. Tu: oda),

-parodii romansu (miłosne perypetie Tadeusza i Telimeny),

-powieści historycznej (opisy wydarzeń wojennych),

-poematu heroikomicznego (sceny walki z Moskalami)

Łączy tragizm (spowiedź Jacka Soplicy) z komizmem (rada w zaścianku, zaloty Hrabiego do Zosi), realizm (opis uczty) z liryzmem (opisy przyrody).

Nie można więc nazwać "Pana Tadeusza" epopeją w rozumieniu czysto teoretycznym. Poemat ten stał się nim dzięki temu, że za takową zechciał go uznać naród.

Ukazuje bowiem:

-bohaterskie czyny wybitnych postaci,

-rysuje wielobarwną panoramę życia,

-bohaterem zbiorowym uczyniony w nim został naród polski,

-ukazuje przełomowy moment w życiu owego narodu: zwaśniona społeczność rodowa jednoczy się przeciwko narodowemu wrogowi, przy czym chłopi podniesieni zostają do godności członków narodu,

-znajdujemy w nim spolszczone aluzje do tradycyjnego wzorca eposu - liczne inwokacje, w tym do Ojczyzny i do Matki Boskiej, co odzwierciedla charakterystyczny dla społeczności kult,

Utwór napisany został:

-trzynastozgłoskowcem ze średniówką po siódmej sylabie, o parzystych rymach;

-wierszem stychicznym umożliwiającym epicką rozlewność i potoczystość opowieści;

-językiem plastycznym, eksponującym ruch i barwę; z charakterystyczną dla Mickiewicza hiperbolizacją opisywanych zjawisk;

-dzięki nadaniu przyrodzie cech ludzkich, a ludziom - cech świata zwierząt, roślin i zjawisk natury - obydwie przestrzenie przenikają się nawzajem tworząc duchową jedność (np. bitwa po której następuje burza; opis dwu stawów i spotkanie pokłóconych kochanków)

Bohaterowie

Soplicowie:

Sędzia - dobry Polak, dbający o zachowanie tradycji, mądry rozważny, troszczy się o poddanych i o gospodarstwo,

Jacek Soplica (jego zmarła żona pojawia się tylko w opowiadaniu Jacka (ks. X)); występuje w przebraniu jako Ksiądz Robak - ubogi szlachcic, przystojny, pełen fantazji, odważny, początkowo hulaka, potem ofiarny, bezinteresowny bernardyn, poświęcił życie sprawie narodowej, wyzbył się egoistycznych ambicji,

Tadeusz - syn Jacka, niedoświadczony młodzieniec, patriota, obowiązek wobec ojczyzny przedkłada nad małżeństwo

Wojski Hreczecha - daleki krewny, wspaniały organizator polowań i gawędziarz,

Telimena - zwana przez Tadeusza "ciocią", pokrewieństwo wątpliwe, "dojrzała" kobieta, która udaje młodą, sprzyja cudzoziemszczyźnie, ma "romantyczną duszę",

Woźny Protazy Brzechtalski, - Woźny trybunału, bardzo kocha swoją pracę, z namiętnością przegląda stare księgi sądowe,

Podkomorzy - docenia waleczną postawę młodzieży, ośmiesza cudzoziemszczyznę, świetny dyplomata,

Rejent Bolesta, Asesor - wiecznie gotowi do sporów goście Sopliców

Horeszkowie:

Stolnik (zabity przez Jacka Soplicę) - bogaty magnat, wyrachowany polityk, dla zysków politycznych wykorzystał Jacka i poświęcił Ewę,

Ewa - z woli ojca poślubiona Wojewodzie, zmarła na Syberii,

Zosia - córka Ewy, młoda panienka, prawie dziecko, wzór cnót, skromna, odrzuca obce mody, akceptuje pomysł uwłaszczenia chłopów,

Hrabia - daleki krewny, światowiec, podróżnik, miłośnik malarstwa, wrażliwy, angażuje się w pomoc ojczyźnie,

Gerwazy - klucznik Horeszków, zażarty wróg Sopliców, przebiegły, sprytny, potrafi manipulować szlachtą, ale też wielkoduszny, przebacza swemu wrogowi

Problematyka utworu

W "Panu Tadeuszu" Mickiewicz dokonuje swoistego sądu nad dawną Polską. Oskarża szlachtę o:

-dumę i pychę (Stolnik poświęcił szczęście córki, bywał bezwzględny w kaptowaniu zwolenników i odrzucaniu niepotrzebnych już stronników; ponad wszystko cenił sobie dumę rodową i wpływy. Ginie zamordowany przez Jacka porwanego szalonym gniewem do którego go wcześniej sprowokował),

-warcholstwo (Jacek nie zna granic swojej fantazji kawalerskiej; Gerwazy prowokuje bójkę w zamku),

-anarchię (brak autorytetu władzy, rozpędzanie sejmików - opis serwisu Wojskiego),

-przedkładanie prywaty ponad interes publiczny (Gerwazy niszczy plany Robaka, Jacek zabija Stolnika, gdy ten broni się przed Moskalami, Sędzia przyjmuje majątek Horeszki z rąk zaborcy)

-kłótliwość

Jednocześnie poeta idealizuje obraz przeszłości narodowej:

-ekspiacja Jacka (walką z bronią w ręku, przywdzianiem sukni mnisiej i działalnością emisariusza odkupił dawne grzechy; dwukrotnie własną piersią osłania "ostatniego Horeszkę" i Gerwazego; umiera w wyniku odniesionych ran szczerze wyznawszy swe winy Gerwazemu i bratu; symbol odrodzenia narodu)

-rezygnacja z zemsty i przebaczenie (postawa umierającego stolnika, który wybacza Jackowi, reakcja Gerwazego na spowiedź Jacka),

-umiłowanie kraju ojczystego (Tadeusz wysławiający piękno litewskiej przyrody; udział Horeszki w wojnie o konstytucję maja; reakcja szlachty na wieść o Napoleonie; koncert Jankiela; przywiązanie do tradycji i obyczaju - Soplicowo centrum polszczyzny; gotowość do służby ojczyźnie)

-solidarność wobec zagrożenia bytu narodowego (przekształcenie się zajazdu w bitwę z Moskalami),

-młode pokolenie realizujące idee wolności i równości (uwłaszczenie chłopów przez Tadeusza i Zosię)

W efekcie tych zabiegów "Pan Tadeusz" przedstawia obraz szlacheckiego raju, w którym życie toczy się w harmonii z naturą, a historia nie jest siłą niszczącą. Dominuje mit kraju lat dziecinnych i idealizacja natury. Humor osłabia tragizm i zmienia groźne wady w śmiesznostki. Brak w tekście zapowiedzi klęski wyprawy Napoleona na Moskwę.

Swoiste mitologizowanie Polski szlacheckiej, świadomość odchodzenia w zapomnienie tego wszystkiego, co stanowiło istotę świata szlacheckiego, podkreśla przymiotnik "ostatni" (Woźny, Wojski, Stolnik, Gerwazy, Podkomorzy, Hrabia, reprezentanci szlachty zaściankowej; zajazd, uczta, serwis, polonez itp.)

Soplicowo centrum polszczyzny

Kultywowanie obyczajów szlacheckich jest w poemacie dowodem na przywiązanie do tradycji narodowej, a zatem dowodem najwyższego patriotyzmu:

-głębokie poszanowanie stanowiska, wieku i płci (mowa Wojskiego o grzeczności, sposób siadania i wstawania od stołu, kolejność mówienia),

-kultywowanie "prostych" domowych zachowań,

-tradycyjne podtrzymywanie dawnych rycerskich zajęć (polowanie),

-poszanowanie włościan i Żydów,

-strój (kontusz, żupan).

Temat: "Pan Tadeusz" - jako epopeja narodowa. Dlaczego Pan Tadeusz jest epopeją?

Adam Mickiewicz napisał "Pana Tadeusza” z przyczyn moralnych. Chciał wyrazić swoją tęsknotę za ojczyzną oraz uciec z emigracji do,,kraju lat dziecinnych”. Wieszcz przystępując do pracy nad kolejnym utworem, w którym chciał zawrzeć tęsknotę i ból jaki czuje emigrant, wcale nie zamierzał stworzyć epopei narodowej.,,Pan Tadeusz” miał być oparty na podstawie sielanki Goethego, ale jak powiedział sam Mickiewicz,,Czym innym miał być w trakcie tworzenia, a czym innym stał się w toku tworzenia”. Również przyczyny, dla których powstała późniejsza epopeja zostały wyjaśnione w epilogu i inwokacji. Epopeję cechuje patos, patriotyzm, opisane są dzieje społeczności w danym okresie historycznym, zwykle przełomowym w sposób wszechstronny. Charakterystyczny jest tez realizm, wielowątkowość akcji. Mickiewicz w swoim dziele ujął te najważniejsze i charakterystyczne cechy epopei. W swojej pracy postaram się odpowiedzieć na pytanie zawarte w temacie, posługując się wybranymi cytatami oraz własnymi spostrzeżeniami.
W dużej mierze treść ""Pana Tadeusza” to opisy przyrody, ale nie są to zwykłe opisy. Mickiewicz maluje przed nami obraz ojczyzny, każde drzewo, potok, staw, zwierzę jest obdarzone cechami niczym z baśni. Okazuje się, że nawet przyroda ma cechy istoty żywej:
,,Dwa stawy pochyliły ku sobie oblicza,
Jako para kochanków; prawy staw miał wody,
Gładkie i czyste jako dziewicze jagody;
Lewy, ciemniejszy nieco, jako twarz młodziana
Smagława, i już męskim puchem osypana”
Mickiewicz być może poprzez opisy natury chce wyeksponować ludzkie uczucia, zachowania. Porównanie stawów do pary kochanków jest szalenie głębokie i skłania ku refleksjom. Prawy staw odgrywa rolę kobiety, która jest delikatna, czysta, natomiast drugi staw to mężczyzna.
Poeta bardzo często wyraża słowa zachwytu kierując się opisami, np.: a przecież wokoło lasy! Litewskie! Tak poważne i pełne krasy!" Tu również dostrzec można baśniowe piękno krajobrazu, który przedstawiony jest jako ponury w opisie zamglonego poranka i jak groźnego- puszczy litewskiej. Mickiewicz potrafił zobaczyć coś pięknego, coś, co by przyciągnęło naszą uwagę, nawet w smętnym krajobrazie czy sytuacji. Tak jak w baśni złe wydarzenia zawsze puszcza się w niepamięć, a dobro ponosi swój triumf.
Autor w swoim dziele zawarł wątki dotyczące społeczeństwa. Zachowania, obyczaje, postaci są bardzo realne. Obraz polskiej szlachty, dla której liczyły się własne interesy ukazany został w sposób łagodny. Mickiewicz zdawał sobie sprawę ze wszystkich wad szlachty. Wybaczał je, choć też i okpiwał. Jednak był obiektywny- zauważał zalety, a wady wybaczał. Kochał naród za jego patriotyzm, męstwo i ofiarność. Przykład przemiany Jacka Soplicy, niegdyś ubogiego szlachcica, którego cechowało pieniactwo, warcholstwo, po czym przeszedł niesamowitą metamorfozę. To on jako pokorny ksiądz Robak nawoływał naród do walki. Ostrzegał przed niebezpieczeństwem. Dla niego ważne było dotrzymanie obietnicy dotyczącej swojego syna. Przejawia się to w rozmowie Jacka z Sędzią;
,,(...)Pamiętasz, że Jacek chciał do wojska słać syna,
Potem w Litwie zostawił: cóż w tym za przyczyna?
Oto w domu Ojczyźnie potrzebniejszy będzie.
Słyszałeś pewnie, o czym już gadają wszędzie,
O czym ja wiadomostki przynosiłem nieraz:
Teraz czas już powiedzieć wszystko, czas już teraz!
Ważne rzeczy, mój bracie! Wojna tuż nad nami!
Wojna o Polskę! Bracie! Będziem Polakami!
Myślę, że w tym fragmencie jest wyraźnie zarysowany akcent polityczny, patriotyzm, chęć odzyskania wolności, narodowości. Mickiewicz nie zadowala się samym opisywaniem uczuć. To naród sam je tworzy. Najbardziej optymistyczny i pełen przekonania jest końcowy fragment dzieła :
,, I z trąb znana piosenka ku niebu wionęła,
Marsz triumfalny: <>
<> - I wszyscy krzyknęli,
I wszyscy <> chorem okrzyknęli!” .
Miłość oraz zapał do walki w imieniu Ojczyzny mogą zmienić życie nawet najgorszej szlachty.
Szczególne uznanie należy się mieszkańcom Soplicowa, którzy mimo waśni i sporów zjednoczyli się i wspólnie przystąpili do walki.
Mam nadzieję, że chociaż pokrótce przedstawiłem powody, dzięki, którym,,Pan Tadeusz” uznany został za epopeję narodową.
Reasumując chciałbym jeszcze dodać, iż wiele pokoleń zostało wychowanych w duchu jedności, siły miłości do kraju, począwszy od powstańców, aż do czasów sięgających lat 80-tych i 90-tych. Nawet dziś dla prawdziwego Polaka największą i najwyższą wartością jest Ojczyzna. Dla niej w każdym momencie powinniśmy być gotowi poświecić swoje szczęście prywatne, o jej wolność trzeba walczyć, ją samą należy chronić. Ojczyzna jest jak matka- tylko jedna, i jak bez matki, tak bez ojczyzny człowiek jest sierotą.
,,O Matko Polsko! Ty tak świeżo w grobie
Złożona- nie ma sił mówić o tobie!”

,, Litwo! Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie.
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił.”

,,Dziś dla nas, w świecie nieproszonych gości,
W całej przeszłości i w całej przyszłości
Jedna już tylko jest kraina taka,
W której jest trochę szczęścia dla Polaka:
Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
Święty i czysty jak pierwsze kochanie....”

Powyższe cytaty zaczerpnięte z "Epilogu", "Inwokacji" skłaniają współczesnego człowieka do wielu przemyśleń nad własnym życiem. Nie możemy przestać być Polakami, bo Polska jest naszą matką, to w niej zaczęło się całe nasze życie.
Może dzisiaj, gdy słyszymy bluźnierstwa i obelgi, czytamy, nawet tworzymy literaturę, której język ubogi w jakiekolwiek uczucia, wtedy dobrze jest powrócić do treści,,Pana Tadeusza'', która przemawia do nas swoistością, miłością i otuchą.

"Dziady" cz. III - Adam Mickiewicz.

Na powstanie III części "Dziadów" złożyły się następujące przyczyny:
doświadczenia wileńskie związane z działalnością poety w kołach Filomatów i Filaretów, chęć uogólnienia doświadczeń powstania listopadowego, chęć usprawiedliwienia się przed Polakami, z powodu nie wzięcia udziału w powstaniu.
Trzecia część "Dziadów" odnosi się do rzeczywistości z lat 1820 - 1823, chociaż właściwa akcja dramatu rozgrywa się w roku 1823. Mickiewicz chciał połączyć swoje doświadczenia z tymi, jakie przyniosły wypadki z 1830 r.Budowa:
Dedykacja "świętej pamięci (...) narodowej sprawy męczennikom".
Przedmowa - pisana jest prozą, w której autor uzasadnia dlaczego napisał III część "Dziadów".
Prolog - tu następuje przemiana Gustawa w Konrada (bohater siedzi w więzieniu, jest 1 listopada, o swym przeistoczeniu pisze, że umarł Gustaw, a narodził się Konrad.
Kolejne sceny dramatu

Sc.1 (scena więzienna):

Wieczór wigilijny. Dzięki życzliwości kaprala-Polaka więźniowie (Jakub [Jagiełło] , Adolf [Januszkiewicz], Ks. Lwowicz, Frejend, Tomasz [Zan], Jacek [Onufry Pietraszkieicz], Feliks Kółakowski, Suzin), spotykają się w celi Konrada. Doświadczeńsi opowiadają nowo przybyłym o warunkach panujących w więzieniu. Jan Sobolewski opisuje odjazd kibitek wywożących zakutą w łańcuchy młodzież (również dziesięcioletnie dzieci ) na Syberię (w.188-295). Żegota [Ignacy Domeyko] cytuje bajkę o diable (w.330-349). Więźniowie m.in. śpiewają "pogańską pieść" Konrada z refrenem: "Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga/ Z Bogiem i choćby mimo Boga!". Konrad-poeta pragnie poznać przyszłość narodu, ale jego wysiłki spełzają na niczym (tzw. Mała Improwizacja) (w.485-511). Więźniowie powracają do swoich cel.
Sc.2 Improwizacja (tzw. Wielka).

Samotny Konrad, jako największy twórca na ziemi, prosi Boga o "rząd dusz". Uważa bowiem, że jest w stanie poprowadzić naród ku wolności i szczęściu. Stwórca jednak milczy. Rozgoryczony bohater, "duszą w ojczyznę wcielony" i "za milijony kochający i cierpiący katusze", zarzuca Panu, że jest jedynie zimnym rozumem, i wyzywa Go na pojedynek "na serca". Wątpi w dobroć i sprawiedliwość Opatrzności. Jego prometejski bunt ma jednak charakter szatański (pycha) - opętał go diabeł, który kończąc bluźniercze słowa Konrada nazywa Boga carem świata.
Sc.3

Kapral sprowadza bernardyna, księdza Piotra, który odprawia egzorcyzmy (Ponieważ bunt Konrada zrodził się z miłości do umęczonego narodu i współczucia dla jego cierpień, bohater ma szanse na ocalenie duszy. Pełen chrześcijańskiej pokory i głębokiej wiary ksiądz Piotr wypędza diabła i ocala Rollisona (więzionego w klasztorze dominikańskim, doprowadzonego do rozpaczy okrutnym cierpieniem) przed wiecznym potępieniem.
Sc.4

(Dom wiejski pode Lwowem). Panienka Ewa usypia, modląc się za niewinnie prześladowanych wileńskich uczniów, których car-Herod, chce zgładzić. Pojawiają się anioły, które splatają nad dzieckiem symboliczny kwietny wieniec niewinności. Ewa przezywa mistyczne widzenie, w trakcie którego jednoczy się z Bogiem. Dziewczynka symbolizuje anielska stronę polskiej duszy.
Sc.5 (tzw. Widzenie Księdza Piotra).

Bernardynowi modlącemu się w swojej celi, Stwórca przedstawia mistyczną wizję dziejów cierpień narodowych i objawia ich sens. Dzieje Polski są powtórzeniem losów Chrystusa. Naród musi zatem umrzeć na "krzyżu" zaborców, a by zmartwychwstać, zbawić narody od tyranii i obdarzyć je wolnością. Ksiądz Piotr widzi wywożona na Syberię młodzież, a wśród niej "dziecię", które "uszło - rośnie - to obrońca!" Przyszły zbawiciel, Mesjasz, "namiestnik wolności na ziemi widomy" nosi tajemnicze imię "Czterdzieści i cztery".
Sc.6 (Widzenie Senatora).

Diabły dręczą pijanego Nowosilcowa koszmarami. Śni o wielkich bogactwach i zaszczytach (100 tyś. rubli, order, książęcy tytuł), upaja się uniżonością dworaków zazdroszczących mu carskiej życzliwości. Niespodziewanie pojawia się car i okazuje mu swą nieprzychylność. Dworacy nie kryją już swej nienawiści, odwracają się odeń. Senator nie potrafi znieść utraty pańskiej łaski.
Sc.7 (Salon warszawski).

Dwie grupy osób. U drzwi kilku młodych ludzi (Zenon Niemojewski, Adolf i dwu starych Polaków) rozmawiają o prześladowaniach. Przy stoliku siedzą urzędnicy, literaci, damy i oficerowie. Żałują, że Nowosilcow wyjechał z Warszawy, ponieważ nikt tak jak on nie potrafi urządzać bali. Młoda dama z towarzystwa u drzwi prosi, by wysłuchano wstrząsającej historii Adolfa o Cichowskim (poddany długotrwałemu śledztwu, niczego nie powiedział, lecz wrócił z więzienia przerażająco zmieniony). Literaci - klasycy, uważają ją za zbyt aktualną i mało sentymentalną, by stała się tematem ich utworów. Młodzi opuszczają salon. Wysocki w odpowiedzi na pogardliwe komentarze kolegów wygłasza sławny czterowiersz: "... Nasz naród jak lawa, / Z wierchu zimna i twarda, sucha i plugawa, / Lecz wewnątrz ognia sto lat nie wyziębi; / Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi."
Sc.8 (Pan Senator).

Nowosilcow i Doktor (pierwowzorem postaci był ojczym Słowackiego) rozmawiają o odkrytym spisku wśród młodzieży uniwersytetu wileńskiego. Na wiadomość, że kupiec Kanissyn dopomina się o dług, Senator nakazuje aresztować jego syna. Pelikan (prof. uniwersytecki, donosiciel i szpieg) przypomina o sprawie Rollisona, który zachorował po ciężkim pobiciu w czasie przesłuchań (Senator jest zaskoczony, że przeżył karę 300 kijów), na to lokaj oznajmia przybycie matki chłopca z listem polecającym od księżnej. Niewidoma staruszka na kolanach błaga o widzenie z dzieckiem, w tej samej chwili wbiega z sali balowej panna zapraszając Senatora na "sercowy" koncert (gra słów: grać mają koncert niemieckiego kompozytora Henryka Hertza, którego nazwisko znaczy "serce", podobnie rzeczownik "chór" wymawiany z francuska), Senator jest zaskoczony, że młodzieniec już rok spędził w więzieniu, cieszy to opiekunkę staruszki, p. Kmitową, która chce widzieć w dostojniku "stworzenie boże" otoczone łotrami, Po odejściu kobiet Senator karze ukarać lokaja i przesłuchuje księdza Piotra, próbując oskarżyć go o udział w spisku. Doktor sugeruje, że pieczę nad spiskiem sprawuje książę Czartoryski. Ksiądz prorokuje obecnym rychłą śmierć.
Sc. śpiewana (Bal).

Obecni na balu przymilają się Senatorowi, flirtują, matki gotowe są dla kariery poświęcić dobre imię córek ("Lewa strona"- urzędnicy: Regestrator, Sowietnik, Pułkownik, Dama, Matka, Sowietnikowa). Starosta z trudem tłumaczy nieobecność żony i córki, pozostali ("Prawa strona") wyrażają opinie na temat służalców ("Te szelmy z rana piją krew, / A po obiedzie rom".) Tu: Justyn Pol rwie się do zabicia Senatora, uspakaja go i wreszcie wyprowadza Bestużew, Zabawę przerywa pojawienie się p. Rollison i Ks. Piotra. Kobieta dowiedziała się o realizacji podstępu Doktora i Pelikana (upozorowano samobójstwo i wyrzucono więźnia z okna), Uderzenie pioruna zabija Doktora liczącego srebrne dukaty, Goście w popłochu opuszczają bal, a Pelikanowi i Senatorowi Ks. Piotr przytacza ku przestrodze przypowieści biblijne, Prowadzony na przesłuchanie Konrad spotyka Ks. Piotra, który prorokuje: "Ty pojedziesz w daleką, nieznana drogę; / Będziesz w wielkich, bogatych i rozumnych tłumie,"
Sc. 9 ("Noc Dziadów")

Guślarz i Kobieta w żałobie (postacie z II cz. "Dziadów") idą do kaplicy. Kobieta wspomina ducha z raną w piersi (cios "zadany w duszę"), który pojawił się na jej weselu. Pozostają na cmentarzu. Ukazują się Widma: -"Trup świeży" Doktora (cierpi niewysłowione męki, "goreje", skarży się "kruszec przelewać ja muszę"), - "obrzydłe trupisko" Bajkowa kuszonego przez dziewicę-czarta i rozrywanego przez potworne psy. Guślarz próbuje sprowadzić ducha dawnego kochanka, wreszcie ukazuje się jeździec (Kordian): "Pierś ma zbroczona posoką". To "Narodu nieprzyjaciele" "wrazili" weń miecze "aż w duszę" z tych ran uleczy go śmierć. Z rany na czole, którą sam sobie zadał (scena Wielkiej Improwizacji) uleczyć może go tylko Bóg.
Ustęp (poemat podróżniczy - wspomnienia poety z pobytu w Rosji):

Droga do Rosji. Opis "Krainy pustej, białej i otwartej" - Kaukazu; drogą spieszą kibitki wiozące polskich zesłańców i Konrada (" ...więzień, chociaż w słomie siedzi, / Jak dziko patrzy! jaki to wzrok dumy").

Przedmieścia stolicy. Opis przepychu letniej rezydencji cara w Carskim Siole pod Petersburgiem ("Ileż wymyślić trzeba było spisków; / Ilu niewinnych wygnać albo zabić, / Ile ziem naszych okraść i zagrabić, / Póki krwią Litwy, łzami Ukrainy / I złotem Polski hojnie zakupiono / Wszystko, co mają Paryże, Londyny,").

Petersburg. Dzieje budowy stolicy ("W głąb ciekłych piasków i błotnych zatopów / Rozkazał wpędzić sto tysięcy palów / I wdeptać ciała stu tysięcy chłopów..."; " ...kto widział Petersburg, ten powie: / Że budowały go chyba Szatany." - ukazanie potęgi caratu w wymiarze nieomal demonicznym), swoistej wieży Babel po której spacerują dworzanie ("Wszak Cesarz tędy zwykł chodzić piechoto,"). Pośród ciżby spacerują młodzi ludzie - zesłańcy. "Pielgrzym sam jeden" (Konrad - Mickiewicz) z nienawiścią obserwował dwór rosyjski. "drugi człowiek" (Józef Oleszkiewicz, Żmudzin) rozdawszy jałmużnę, próbował pocieszyć osamotnionego Pielgrzyma.

Pomnik Piotra Wielkiego. "Dwaj młodzieńce" Pielgrzym i "wieszcz rosyjski" (Aleksander Puszkin lub Konrad Rylejew) przypatrują się pomnikowi - symbolowi despotyzmu i tyranii.

Przegląd wojsk. Opis parady wojskowej i służalczego, pstrego tłumu dworzan. Pogardliwy komentarz na temat "ucywilizowania Rosji". Wstrząsający obraz pustego placu na którym spoczywają ofiary parady. "Biorą ich z ziemi policyjne sługi / I niosą chować; martwych, rannych społem" (tu tragiczny los rekruta Litwina oraz wiernego sługi, którego beztroski oficer pozostawił na mrozie). Całość kończy apostrofa: "Ach, żal mi ciebie, biedny Słowianinie!".

"Do przyjaciół Moskali" - hołd pamięci dekabrystów m. in. Konrada Rylejewa, Aleksandra Bestużewa. Autor jasno przedstawia swoją postawę polityczną. Mickiewicz ukazuje tu ogromne zróżnicowanie między narodem rosyjskim, a despotycznym systemem w jakim tkwiła Rosja. W odpowiedzi na zarzuty, jakoby jego twórczość była antyrosyjska, przesyła braterskie pozdrowienie tym spośród Rosjan, którzy dążą do oswobodzenia swej ojczyzny z jarzma carskiej tyranii.

Synkretyzm gatunkowy w dramacie:

zerwanie z trzema jednościami,

luźna kompozycja, fragmentaryczność, epizodyczność prowadzenia akcji,

patos scen realistycznych i mistycznych,

elementy groteskowe i komediowe w dramacie,

sugestywność obrazów, zmienność tonacji i nastrojów oraz zróżnicowanie napięć dramatycznych.

"Dziady część III" prezentują dramat romantyczny i cechują go:

brak jedności czasu (trwa ponad rok, między poszczególnymi scenami są różne, nieraz kilkumiesięczne luki czasowe), - miejsca (Wilno: cela Konrada, cela księdza Piotra, apartamenty Nowosilcowa, cmentarz pod Wilnem; dworek pod Lwowem; Warszawa; Petersburg), - akcji (każda scena ma odrębną tematykę i własną dramaturgię);

wieloprzestrzenność realistyczna (wiele autentycznych szczegółów, np. w opisie celi Konrada) obok symbolicznej (cmentarz jako magiczna przestrzeń obrzędu, cela Konrada jako grób-kolebka). Zbliża to tekst do
średniowiecznego misterium: - pozioma organizacja: strona lewa to Zło, strona prawa to Dobro, - pionowa organizacja: Niebo, Ziemia i Piekło;

wieloczasowość: - czas historyczny(konkretne daty:, np. 1 listopada 1823 r. i autentyczne wydarzenia w których uczestniczą postacie historyczne obok z czasem - mitu religijnego (cykliczny, mierzony świętami: cykl od Dziadów do Dziadów; Wielkanoc - Widzenie Księdza Piotra; Boże Narodzenie - Wielka Improwizacja, powtórzenie losów Chrystusa) i - mitu agrarnego( cykl wegetacji roślinnej - bajka Żegoty; zima, obumieranie - niewola; wiosna, zapowiedź wolności - zmartwychwstanie; ziarno - młodzież; utajone życie posianego ziarna przygotowującego się do kiełkowania - więzienie),

bogata galeria postaci: - historycznych zarówno występujących pod własnymi imionami i nazwiskami (Jan Sobolewski, Wysocki, Bajkow, Pelikan) jak i wskazanych innym mianem (Generał - Wincenty Krasiński; Doktor - August Bécu), - fikcyjnych, kreowanych zgodnie z konwencją realistyczną (prawdopodobieństwo psychologiczne) satyry (Literaci w "Salonie warszawskim") i karykatury (Senator), ale również nacechowanych
symbolicznie, uwznioślonych (ksiądz Piotr, Ewa); - fantastycznych, tworzonych w konwencji średniowiecznej alegorii (dobre i złe duchy, widma zmarłych).

nawiązania do Biblii w myśli moralno-religijnej i filozoficznej, wzorach osobowych, wątkach i motywach fabularnych, symbolice, stylu: - symbol krzyża (Wasilewski), - zestawienie Podniesienia w czasie mszy z wyjazdem więźniów na zesłanie (tożsamość znaczeń), - dzieje Polski jako powtórzenie biografii Chrystusa, - studenci jako niewiniątka, - car jako Herod, - Konrad jako Samson, - Petersburg jako wieża Babel i Babilon, - zapowiedź powodzi ("Oleszkiewicz"), - naśladowanie stylu Ewangelii i Apokalipsy św. Jana w Widzeniu księdza Piotra

Kompozycja:

otwarta, luźna, zacierająca związki przyczynowo-skutkowe pomiędzyposzczególnymi częściami, w której poszczególne sceny ukazują jakiś nowy aspekt świata;

połączenie elementów cechujących różne rodzaje literackie: dramatu ("Pan Senator"), epicki ("Ustęp") i liryki ("Wielka Improwizacja");

operowość (partie śpiewane);

stylistyka misterium (usytuowanie człowieka pomiędzy dobrem a złem,alegoryczność);

różnorodność konwencji i kategorii estetycznych: - fantastyki z realizmem, -języka potocznego (sc. I, VII i VIII) z symbolicznym językiem mistyki (sc. IV i V), - tragizmu z komizmem (wisielczy humor więźniów), - patosu (Wielka
Improwizacja) z groteską (sceny z diabłami) i satyrą (sc. VII);

Prawa rządzące światem:

Ścisły związek świata widzialnego i nadprzyrodzonego, podwójna, realistyczna i metafizyczna motywacja wydarzeń: - Wielka Improwizacja jako efekt "wielkiej choroby"(epilepsji) i opętania przez diabła, - piorun zabijający Doktora jako zjawisko fizyczne i kara boża.
W efekcie dramat kreśli wizję świata pełnego wielorakich znaczeń, spośródktórych wymienić należy:

wątek patriotyczny - martyrologia młodzieży polskiej;

romantyczny bunt Konrada przeciw Bogu - "Wielka Improwizacja";

mesjanizm narodowy - realizacja hasła "Polska Chrystusem narodów",

"Widzenie" księdza Piotra;

ocena społeczeństwa polskiego - "Salon warszawski";

ocena wrogów - sceny" "Sen Senatora", "Pan Senator", "Ustęp".


III cz. "Dziadów" jest próbą odnalezienia optymistycznego sensu cierpień i klęsk Polaków. Uniwersalność sensów i szerokość uogólnień zawartych w dramacie stwarzają możliwość uaktualnienia utworu w świadomości kolejnych pokoleń.

Kordian jako najbardziej wyrazista postać w epoce romantyzmu.

Kordian tragicznym buntownikiem.

W dramacie Juliusza Słowackiego pt. "Kordian" poeta opisuje pokolenie podejmujące walkę o wolność. Uosobieniem tych młodych ludzi, biorących udział w powstaniu listopadowym, jest główny bohater o imieniu Kordian. Przedstawiony jest on jako tragiczny buntownik, który próbuje wyzwolić naród.
Tragizm patrioty-spiskowca polega na ciągłym dokonywaniu wyborów. Jest stawiany naprzeciw różnych racji i musi wśród nich odnaleźć tą właściwą. Sam tragizm przejawia się w tym, że każde posunięcie bohatera, niezależnie od pobudek nim kierujących, okazuje się być błędne. Nie ważne co wybierze, to i tak będzie to tragiczne w skutkach.
Tytułowego bohatera poznajemy jako piętnastoletniego chłopca, który przepełniony jest marzeniami, pragnieniem dokonania czegoś wielkiego, wspaniałego, znaczącego. Przedwcześnie dojrzały rozumie i obejmuje myślą więcej, niż by tego sam chciał. Jest on słaby psychicznie, już jako młody człowiek nie widzi sensu własnego życia, przeżywa rozterki duchowe: "otom ja sam jak drzewo zwarzone od kiści / Sto we mnie żądz, sto uczuć, sto uwiędłych liści".

Nieszczęśliwa miłość do dużo starszej kobiety powoduje wreszcie myśli o samobójstwie, ale jednocześnie chce dokonać jakiegoś bohaterskiego czynu. Uważa, że skoro nie stać go na czyny na miarę swoich ambicji, skoro jego miłość jest nieodwzajemniona - nie ma po co żyć. Znajdujemy tu pierwszą oznakę nieudolności Kordiana, jego słabości, niezdecydowania i tragizmu.
Wrażliwy idealista, jakim jest Kordian odrzuca, jako nieistotną, barierę wiekową i wierzy, że nie ma przeszkód na drodze do szczęśliwej miłości. Doznając jednak licznych zawodów postanawia targnąć się na własne życie. Podjęcie tej decyzji dobitnie świadczy o kruchej, nadwrażliwej psychice młodego chłopca.

Niedoszły samobójca decyduje się potem odbyć podróż po Europie. W jej trakcie odwiedzając siedliska obłudy i spotykając niejednokrotnie ludzi pełnych fałszu i nieuczciwości, Kordian traci dużą część swojego młodzieńczego idealizmu, otwiera oczy na realizm dnia codziennego. W każdym miejscu, gdzie się pojawił nie mógł jednak zaznać szczęścia. Przekonuje się, że nie wzniosłe ideały rządzą światem, lecz pieniądze. W Londynie z rozmowy z dozorcą wywnioskował, że prawo można oszukać, a wszystkie urzędy, stanowiska i zaszczyty można kupić. Poznaje również miłość, która istnieje tylko wówczas, gdy są pieniądze. Przestaje powoli wierzyć w romantyczną, cudowną i wyidealizowaną przez siebie miłość, gdyż stwierdza, że można ją kupić i jest tylko złudzeniem. Nie wierzy już w takie uczucia, uważa, że są fałszywe, a jedyne co istnieje to chciwość, zepsucie i żądza pieniądza. Odwiedzając następnie Watykan, jego zdaniem ostoję moralności, dowiaduje się, że papieskie decyzje podporządkowane są polityce możnowładców europejskich.

W wyniku tych podróży Kordian stwierdza, że na tym świecie nigdzie nie może znaleźć sobie miejsca, wszędzie jest mu źle. Poznał świat takim, jakim naprawdę jest i czuje się w nim, jako nadwrażliwy, szlachetny młodzieniec, bardzo nieswojo. Odarty ze złudzeń Kordian dociera wreszcie na szczyt góry Mount Blanc. Po tych przykrych doznaniach, jakie zebrał podróżując po Europie Kordian zauważa, że realny świat bardzo różni się od tego, jaki sobie wymarzył, wyidealizował. Rodzi się w nim bunt, który powoduje myśli o walce o wolność. Wypowiedź papieża: "Na pobitych Polaków pierwszy rzucę klątwę" zmusza go do zmiany duchowej i psychicznej.
Ma on poczucie własnej wyjątkowości, uważa się za przeznaczonego do wspaniałych czynów, ale dręczy go - jak sam to określa - "jaskółczy niepokój", brak celu i sensu życia, który tak bardzo chciałby odnaleźć: "Boże zdejm z mego serca jaskółcy niepokój / Daj życiu duszę i cel duszy wyprawduj." Na górze Mount Blanc odnajduje więc swoją ideę - pragnie prowadzić naród przeciwko wrogowi "Jam jest posąg człowieka na posągu świata". Następuje w nim przemiana duchowa, polegająca na tym, że jak kiedyś nie potrafił działać, gdyż odczuwał egzystencjalną pustkę, tak teraz pali się do czynu. Kordian czuje przypływ sił, pragnie to wykorzystać do walki w obronie ojczyzny. Uważa, że Polska jest Winkelriedem narodów europejskich będących pod panowaniem bezwzględnych tyranów. Myśli, że Polska jest narodem wybranym, który wyzwoli inne, a on sam poprowadzi je w walce. Celem jego życia staje się od tej pory zabicie cara, który jego zdaniem jest odpowiedzialny za cierpienie ukochanego narodu, wierzy, że ten czyn będzie zbawieniem dla ojczyzny. Wie jednak, że jeśli zabije cara popełni śmiertelny grzech królobójstwa, a taki czyn nie mieści się w kodeksie rycerskim. Znów ukazuje się tutaj niezdecydowanie i zmienność poglądów Kordiana.
Kordian dąży do tego, aby spiskowcy w których szeregach sam się znajduje, dokonali zamachu na cara. Kiedy oni rezygnują z zamiaru, obawiając się moralnych konsekwencji zbrodni, oskarża ich o tchórzostwo.

"Dzięki ci, Boże, tylko pięć głosów za zbrodnią.
Młodzieńcze, pięć kul tylko padło...
Stu pięćdziesięciu przeciw zbrodni głosowało..."

Sam jest gotów do czynu, jest gotowy poświęcić się dla sprawy. W tym momencie dochodzi jednak do tragicznej sytuacji.
Tragizm Kordiana to jego wewnętrzne rozdarcie, które uwidacznia się w momencie kiedy bohater idzie zabić znienawidzonego ciemiężcę. Jego rozdarcie to wytwory psychiki, które znajdują uosobienie w postaci Strachu i Imaginacji w obrazach, jakie stawia mu przed oczyma wrażliwa natura. Kordian bowiem zobowiązał się, że zabije cara, a by zbawić ojczyznę. Z jednej strony powinien dotrzymać danego słowa - inaczej straci honor. Lecz doskonale wie, że jeśli dokona zbrodni, popełni śmiertelny grzech zabójstwa, a taki czyn nie jest zgodny z etyką. Poza tym jest to grzech, który zaprzepaszcza zbawienie człowieka, nie mówiąc już o karze ziemskiej. Nie zapominajmy również o tym, że zabicie cara przyniosłoby tylko korzyść księciu Konstantemu, natomiast nie rozwiązałoby problemu niepodległości Polski.
Walka Strachu i Imaginacji, czyli pomiędzy obowiązkiem moralnym a własną wrażliwą naturą, która nakazuje mu odstąpienie od powziętego zamiaru, zupełnie go wykańcza. Próba zabójstwa zostaje udaremniona przez jego własną psychikę. Kordian pada zemdlony przez drzwiami do komnaty cara. Pokonały go jedynie własna słabość i niezdecydowanie. Tak przedstawia się tragizm Kordiana - presja, której jego psychika nie wytrzymała i dlatego zemdlał tuż przed momentem dokonania wielkiego czynu "Zdławiłem cara i byłbym go dobił, Lecz tak we śnie do ojca mego podobny."

Cały tragizm Kordiana uwidacznia się w rozdarciu pomiędzy ogromnym pragnieniem dopełnienia swego planu a niemożnością jego realizacji. Jego wrażliwość powodująca wewnętrzne rozterki jest główną przeszkodą w realizacji wytyczonego sobie celu. W tym właśnie mieści się tragizm Kordiana - w nim samym.

Poraz kolejny Kordian poniósł klęskę, jego nadwrażliwość, wybujała wyobraźnia i idealizm znów zwyciężyły nad chęcią dokonania bohaterskiego czynu. Cara nie zabił, znalazł się natomiast w szpitalu psychiatrycznym i został skazany na rozstrzelanie. Trudno tutaj mówić, że dokonał wyboru - jego wrażliwa dusza zdecydowała za niego. Okazało się, że Kordian nie jest zdolny do wielkich czynów, do podejmowania jakichkolwiek decyzji.
Obserwując drogę Kordiana można zauważyć, że wiele dzieje się w jego duszy. Poznaje on swój cel w życiu i dąży do niego, co jest bardzo ważną rzeczą w życiu każdego człowieka. W ostatecznym sprawdzianie, którym jest zabicie cara, nie sprawdza się jednak, ponosi klęskę. Kordian jest tragicznym buntownikiem, gdyż w całym życiu targały nim emocje, a jako człowiek kierujący się uczuciami, nie był zdolny do podejmowania racjonalnych decyzji. Buntował się przeciw otaczającemu go światu, który tak bardzo różnił się od jego wyidealizowanego życia. Natomiast gdy wreszcie znalazł swój cel w życiu - walkę o wolność ojczyzny i morderstwo cara, jego psychika nie pozwoliła na takie czyny. Wiedział, że każda podjęta decyzja nie przyniesie mu szczęścia. Fizyczne i moralne poświęcenie za cały naród okazało się zbyt wielkie. Przeżywał on ból istnienia, czuł się samotny, bezsilny i nie mogący sobie poradzić w życiu. Sprawy codzienne go przerażały, gdyż był zbyt wrażliwy i czuły na ludzkie cierpienie. Pragnął śmierci, lecz pod wpływem wyniesionych z podróży doświadczeń zmienił się, chciał działać, lecz mimo to poniósł klęskę.

Kordian miał przedstawiać los pokolenia, które podjęło i przegrało walkę o niepodległość - w tym sensie był to zatem głos poety w dyskusji, jaka przetoczyła się falą przez całą Wielką Emigrację po klęsce powstania listopadowego. W równym stopniu jednak był to też utwór, w którym poeta rozliczał się sam przed sobą z dokonań swojego życia. Łatwe do wskazania motywy autobiograficzne - a więc nieszczęśliwa miłość przeżyta we wczesnej młodości, poczucie osamotnienia, sieroctwo, tułacze życie, rozbudzone ambicje literackie. Kordian - to zarazem autoportret i autokreacja, wspomnień i doświadczeń przeżytych na jawie z rojonymi w snach marzeniami i ambicjami poety. Wszak zgodnie z romantycznym kanonem poetyckim czyn i słowo - to jedno... Słowacki pragnął zatem, poprzez stworzonego przez siebie bohatera, wpisać się swoją osobą w typową biografię romantyczną. Z całą ostrością widzenia obdarzył Kordiana własną, neurotyczną, chorobliwą osobowością "młodzieńca-dziecka", którego nadmierna wyobraźnia zarazem popycha do działania i paraliżuje. Owo hamletyczne rozdarcie nadaje bohaterowi niesłychaną moc wewnętrzną, a jednocześnie stanowi skazę uniemożliwiającą mu jakikolwiek sukces. Nie znaczy to jednak, że Kordian to jedynie marzyciel i nieudacznik. Pomimo towarzyszącego bohaterowi pasma niepowodzeń Słowacki dość wyraźnie opowiada się po jego stronie; świadczy o tym nawet drobiazgowość i wnikliwość opisu stanów psychicznych. Pozwala to domniemywać, iż poeta miał może zamiar przerwać ciąg tragicznych wydarzeń i pozwolić swojemu bohaterowi spełnić ambicje. Należy przecież pamiętać, że dzieło, które dzisiaj czytamy jako samoistną całość, jest zaledwie pierwszą częścią zamierzonej trylogii. W osobie Kordiana - w jego działaniu - Słowacki próbował być może przezwyciężyć ów kompleks, który łączył wszystkich poetów Wielkiej Emigracji i rzucał cień wątpliwości na ich działalność - kompleks braku potwierdzenia czynem głoszonych idei, nieuczestnictwa w powstaniu. Poeta przezwyciężył go zresztą i to nie tylko na kartach swego dramatu, gdy niedługo przed śmiercią, w 1848 r., pojechał do Poznania, by wziąć udział w walce z zaborcą. Był to jednak już zupełnie nowy, diametralnie różny od poprzedniego, etap w życiu artysty (por. okres genezyjski), kiedy to następuje kompletne przewartościowanie poglądów na dzieje Polski i świata. Kto wie, gdyby Słowacki wtedy właśnie powtórzył próbę dokończenia dramatu, jego bohater miałby szansę...

Poeta skonstruował biografię Kordiana według wzorca ukształtowanego przez wielkich twórców romantycznych: Byrona, Goethe"go, Mickiewicza. Kordian - zupełnie jak jego "starsi bracia" przeżywa u progu dojrzałości nieszczęśliwą miłość (u Byrona było to nawet uczucie kazirodcze), podejmuje - za przykładem nie określonego bliżej przyjaciela lub jedynie w zgodzie z obowiązującą powszechnie "modą" - nieudaną próbę samobójczą, cierpi w poczuciu osamotnienia i niezrozumienia, a do wyobcowania psychicznego wkrótce dołącza się dosłowne - gdyż wyrusza na tułaczkę po świecie, nigdzie nie znajdując dla siebie życzliwego miejsca ani środowiska. Wprawdzie później wraca do kraju, ale tak żyje - znowu zgodnie z kanonem wytyczonym przez literaturę - życiem "podziemnym", niczym Konrad Wallenrod lub ,,żywy upiór" Gustaw-Konrad, zmuszony łączyć oficjalną egzystencję z tajną działalnością spiskową. Jest wreszcie Kordian - od zarania swego życia - naznaczony piętnem tragicznej tajemnicy i śmierci, które czynią zeń rodzaj wampira czy "zombie" - przyczyny tego piętna prostoduszny Grzegorz upatruje w lekkomyślnym przekroczeniu praw boskich próbie samobójczej), ale czytelnik świetnie wyczuwa, że leży ona gdzieś głębiej, poza samym bohaterem, gdzieś w wyrokach nie z tego świata... Tworząc postać bohatera dramatu Słowacki miał jednak ambicje, by uczynić coś więcej, niż tylko w zgrabnym splocie konstrukcyjnym połączyć gotowe motywy i wzorce. Oprócz typowych, wyposażył Kordiana również w takie cechy indywidualne, które nadają mu pozycję wyjątkową na tle innych romantycznych biografii literackich. Pamiętajmy, że dramat powstał jako reakcja poety na "Dziady" i w zamyśle autora miał stanowić odpowiedź nie tylko na wyzwanie artystyczne rzucone przez Mickiewicza, ale także - alternatywną propozycję ideologiczną. Kordian był więc postacią stworzoną jako rozwinięcie, a zarazem polemika z postawą reprezentowaną przez Gustawa-Konrada.
Tendencję tę dostrzec można już w samym sposobie prezentacji bohatera, opisywania jego konstrukcji psychicznej. Mickiewicz w II części Dziadów przedstawia Konrada jedynie w momentach przełomów wewnętrznych, podczas gdy Słowacki dokładniej analizuje i bada motywy swojej postaci i rejestruje krok za krokiem kolejne stadia jego "przepoczwarzania się" i dojrzewania. Już od pierwszej, otwierającej dramat sceny, kiedy to Kordian dostrzega rozbieżność między tragedią samobójcy a jednoznacznym potępieniem jego czynu przez otoczenie w młodym, bohaterze budzi się odruch buntu wobec tej niesprawiedliwości oraz rodzą się refleksje nad sensem życia i śmierci. Wynik tych przemyśleń, a także kolejno zdobywanych przez "wędrowca" bolesnych doświadczeń, jest u Słowackiego jednoznacznie pesymistyczny. Monolog wewnętrzny na szczycie Mont Blanc, będący analogią sceny Wielkiej Improwizacji, tylko pozornie prowadzi bohatera do tożsamych wniosków. Kordian jako spiskowiec jawi się nam jako osobowość znacznie bardziej skomplikowana wewnętrznie niż Konrad, marzący o "rządzie dusz" i "uszczęśliwieniu całego świata". Ambicje bohatera Słowackiego są wprawdzie w wymiarze psychologicznym równie maksymalistyczne, lecz realnie sprowadzają się do czynów zupełnie konkretnych, a przez to znacznie skromniejszych: zamach na Cara jest przecież równocześnie oczywistym wyrokiem śmierci na zamachowca. Kordian ma tego pełną świadomość już w chwili podejmowania decyzji o powrocie do kraju. Głęboko przeżywszy tragedię i śmierć bliskich ludzi oraz niewolę ojczyzny, jest Kordian nieuleczalnie chorym pesymistą, "dzieckiem-starcem" przedwcześnie dojrzałym - pod wpływem zewnętrznych bodźców i przeżyć, i niejako "na własne życzenie", wskutek podjętej decyzji.

Dojrzałość decyzji Kordiana polega na tym, iż motywem czynów bohatera nie jest właściwie żadna przejęta z zewnątrz idea. Takich wątpliwości nie ma; to choroba duszy bohatera skazuje go na klęskę osobistą, a nie odwrotnie. Zdaje się, że już od pierwszego momentu Kordian nosił w swoim umyśle "Winkelrieda", a kolejne doświadczenia utwierdzały go tylko w przeświadczeniu, iż nonsensem jest próba szukania sensu życia w oparciu o wartości pozorne, jak miłość, wiara, sztuka, autorytety. Świadomość względności wszelkich ideologii i idei, programowy sceptycyzm, nadrzędna potrzeba prowokowania i konfrontowania haseł z rzeczywistością oraz wysoki stopień samoświadomości sytuują Kordiana w plejadzie literackich postaci okresu romantyzmu na pozycji zupełnie wyjątkowej. Jedynym źródłem prezentowanej postawy, jedynym motywem działania i siłą sprawczą jest dla Kordiana jego własne doświadczenie, jego własna psychika, wewnętrzne przekonanie o sile własnej indywidualności, o wolności swojego wyboru. "Głosowanie" w podziemiach katedry Świętego Jana jest dla niego tylko okazją do konfrontacji własnych poglądów z sądami otoczenia, ale w żaden sposób nie wpływa na zmianę jego postanowień.

Romantyczny rewolucjonista Kordian nie czerpie swojej siły ani z tradycji, ani z wiary ludu, ani z pragnienia zwycięstwa. Skąd zatem? Z siebie samego, a raczej sił wyższego rzędu, pozaziemskich duchów, których czuł się pośrednikiem. Odpowiedź taka byłaby zgodna z istotą romantycznej myśli mesjanistycznej, nie zadowalała jednak Słowackiego. Wynikiem takiego rozumowania jest bowiem podstawowa sprzeczność: jeżeli Bóg i siły Dobra angażują się po stronie Kordiana (Polski) - dlaczego jego działania spotykają się z powszechnym oporem ludzi i sił pozaziemskich (Widmo i Duchy w scenie 5.). A jeżeli Dobro jest po stronie przeciwników - dlaczego w momencie załamania i uległości wobec Widm bohater przegrywa?

Ukazując tę sprzeczność, chciał Słowacki zmusić czytelnika do zweryfikowania przyjętych przez ideologów romantycznych i ugruntowanych w zbiorowej świadomości poglądów na najnowszą historię Polski. Ogólnoeuropejski wymiar sprawy polskiej uprawniał Słowackiego - pretendującego do roli ideowego przywódcy narodu - do postawienia zasadniczego pytania dotyczącego istnienia Polski. Było to pytanie o rolę moralności w historii. Po to, aby sformułować je w ramach światopoglądu romantycznego, trzeba było jednocześnie pytać o problem Boga i Szatana w historii.

Mieczysław Inglot, w swoim eseju poświęconym Kordianowi, formułuje ten problem następująco: Jak pogodzić współistnienie wszechmocnego i sprawiedliwego stwórcy i wrogiej człowiekowi historii? Ten dylemat, postawiony m.in. w "Dziadach części III", zostanie przez Słowackiego podjęty i oświetlony w skrajnie odmienny sposób. W miejsce Mickiewiczowskiej harmonii człowieka, Boga i świata autor "Kordiana" przedstawi wizje totalnej dysharmonii między boskim planem świata a jego realizacją.
W scenie spiskowej Kordian nie podejmuje polemiki ze swoimi adwersarzami, ponieważ jego świadomość sięga innego wymiaru. On jeden wie, że merytoryczna dyskusja nie ma sensu - należy jedynie dokonać dzieła. Albowiem koło historii obracane jest przez Szatana, a poleganie na uznawanych, uświęconych tradycją i wiarą zasadach reprezentowanych przez Prezesa może jedynie zniweczyć ostatnie szanse ratunku.
Pomimo przegranej - dla swego pokolenia i dla potomnych Kordian pozostał symbolem walki, aktywności, czynu. Każdy może usprawiedliwić rozdarcie bohatera, jego hamletyzowanie, wreszcie - jego słabość w momencie próby. Bohater bowiem nie jest winien swoich błędów, można jedynie podziwiać go lub mu współczuć. Właściwie los jego przesądzony zostaje już w Przygotowaniu i Prologu, kiedy to apokaliptyczna wizja świata jako diabelskiego tygla określa los wszystkich osób dramatu. Słowacki łączy tu wiedzę historyczną o wydarzeniach z przełomu lat dwudziestych i trzydziestych (klęska przygotowywanego przez grupę podchorążych zamachu na Cara wskutek destrukcyjnych działań ugodowo nastawionych dojrzałych działaczy politycznych, klęska powstania spowodowana nieudolnością i niezdecydowaniem dowódców) ze swoją koncepcją filozoficzną, budowaną w opozycji do Mickiewicza.

Romantyzm pojmował historię, tradycję, przeszłość, starość, cały bagaż zbiorowej świadomości narodu z jego wierzeniami, legendami, przyzwyczajeniami i ideałami jako podstawę odrębności Polaków, a zarazem determinantę ich przyszłych losów. W mesjanistycznej wizji Polski jako Chrystusa narodów, Słowacki, i twierdził, że to nie Bóg, lecz Szatan jest według niego organizatorem nadrzędnego porządku świata. Słowacki widział apokalipsę i zapowiedź ostatecznego zwycięstwa Zła (siedem krów tłustych pożerało siedem krów chudych). Nie znajdował szansy na pośmiertny triumf ojczyzny i odrodzenie świata

W kluczowej dla całości dramatu scenie szóstej III aktu, Diabeł ujawnia Kordianowi całą przewrotność swojego planu, w którym los bohatera jest fragmentem losu Polski, a dzieje Polski są podporządkowane odgórnym planom pogrążenia świata w chaosie i destrukcji. Etapy tego planu odsłaniane były stopniowo już wcześniej - chociażby w scenach wstępnych.
Szacunek dla przeszłości i tradycyjne poszanowanie "starości" to paradoksalnie - pierwsza przyczyna osłabienia mocy duchowej bohatera i jego załamania w chwili próby, a następnie zasadniczy powód klęski narodu stojącego przed swoją szansą. Idźcie za srebrną głową w noc niewoli czarną - to słowa tragicznego przekleństwa dotyczącego w równej mierze Kordiana, co i jego młodych towarzyszy, którzy rok później mieli złożyć losy swoje i powstania w ręce nieudolnych dowódców. Tradycyjne wartości, w tym i chrześcijańskie, w których dotąd romantycy upatrywali źródło odrodzenia narodu, w interpretacji Słowackiego stają się swoim własnym zaprzeczeniem. Nośnikiem ironii jest tu przedstawiona przez Szatana gra obrazów - kształt sarmackiej broni (zagięta szabla) skojarzony zostaje z satanistycznym znakiem księżyca w nowiu i z diabelskimi rogami.

Następnym paradoksem zrodzonym przez Szatana jest sprzeczność tkwiąca w psychice bohatera, o której była już mowa wcześniej. Rozdwojenie pomiędzy siłą i słabością, entuzjazmem i zniechęceniem, żądzą walki i pesymizmem czyni z Kordiana marionetkę, zabawkę ukrytych przed nim sił i wrogich żywiołów. Efektem diabelskiej zabawy jest żywy trup, na przemian to trawiony gorączką, to pogrążony w apatii strzęp człowieka, zamknięty w domu obłąkanych i z wdzięcznością przyjmujący wyrok śmierci.

Kolejny paradoks zostaje ujawniony Kordianowi dopiero w domu obłąkanych. Jest to obraz sił nadprzyrodzonych rządzących światem. Duchy Dobra i Zła toczą walkę, w której Polska jest tylko jedną z kart. Przy tym ocena walki Polaków - a w szerszym wymiarze również wszelkich "ludów podziemnych" wcale nie jest jednoznaczna i oczywista. Siły Dobra powiązane są bowiem z wartościami takimi, jak chrześcijańska pokora, szlachetność, uczciwość, wybaczenie, odrzucenie zemsty. Bunt, zajadłość walki, anarchia są zatem aprobowane przez moce ciemności. Obydwa wyjścia stojące przed zniewolonymi są złe: mogą bowiem tylko walczyć, posługując się w dodatku niemoralnymi, "podziemnymi" metodami lub zgodzić się na niewolę, przystać wewnętrznie na rozpacz, klęskę, upaść duchowo. Walce Polaków o wolność ojczyzny patronuje modlitwa szatańska: Jak księżyc dwurożny jednym rogiem zabija wroga drugim siebie.
Tragizm sytuacji pogłębia fakt, że właściwie wybór (będący w istocie wyborem między złem a złem) jest tylko pozorny- los narodów podbitych jest przecież z góry przesądzony, finał wiadomy na starcie, czego dowodem Prolog całego dramatu nie dostrzega szansy odrodzenia świata po upadku. Diabeł mówi Kordianowi o bliskim końcu świata, o zatrzymaniu machiny Historii. Poświęcenie Winkelrieda ocala jedynie jego godność, ale nie odwraca biegu dziejów.

Gdzie więc sens tej zabawy? - spytamy z trwogą. Diabelski Doktor odpowie ironicznie, iż ta zabawa nie ma sensu. Upieranie się przy złudzeniach może jedynie doprowadzić do pomieszania zmysłów, czego dowodem są współtowarzysze niedoli Kordiana przebywający w domu obłąkanych.

A jednak Słowacki nie do końca neguje w ten sposób sens uświęconego dotąd przez romantyzm "czynu"; zaprzecza tylko łatwemu optymizmowi. Tragizm Polski i tragizm świata stworzonego przez Boga, ale porzuconego przez Boga nie pozostawia nadziei, ale jednocześnie nakłada obowiązek ratowania jedynej rzeczy, której ratowanie jest możliwe - własnej indywidualności. W świecie pozbawionym idei i zmierzającym do tragicznego kresu postawa Winkelrieda jest jedyną postawą dającą szansę przynajmniej jednostce. Kordian wychodzi na śmierć, ratując duszę przed destrukcyjnymi podszeptami Szatana.
Słowacki, dzięki swojemu zawzięciu, chciał za wszelka cenę, udowodnić, iż może mierzyć się z twórczością Mickiewicza. Stworzył więc bohatera, tak bardzo różniącego się od Konrada-Gustawa, a zarazem tak podobnego, że bez wahania możemy stwierdzić, iż Kordian, jest najbardziej wyraźną sylwetką epoki romantyzmu, który - tak jak bohater Dziadów - także przeżywa rozterki moralne, ale są one najbardziej wyraźne i stawiające jego osobę jako przykład…

Koncepcja filozoficzna Słowackiego nie została jeszcze w Kordianie w pełni ukształtowana, musimy zresztą pamiętać, iż dzieło nie zostało ukończone. Znajdziemy zatem w tekście wiele wątków i obrazów wymykających się jednoznacznej interpretacji. Przedstawione propozycje mogą być jedynie wskazówkami dla czytelnika do dalszych, indywidualnych poszukiwań.

Kordian - charakterystyka

MAŁY, WIELKI KORDIAN

„Mały jest Kordian jako wódz narodu. Wielki jest tylko,
naprawdę wielki jako kreacja psychologiczna”
Juliusz Kleiner

W pełni zgadzam się z opinią pana Juliusza Kleinera. Dokonania Kordiana są tak znikome, że właściwie można by się zastanawiać, czy zasługuje on na miano chociaż „małego wodza narodu”. Jednocześnie widoczna jest w tej postaci wielka siła, wynikająca prawdopodobnie z charakteru, która w większej ilości mogłaby stanowić poważne zagrożenie dla wrogów Polski...

Na początek postaram się odpowiedzieć na pierwsze pytanie, czyli: Dlaczego Kordian jest mały jako wódz narodu polskiego?

Po pierwsze bohater jest nieco nazbyt wrażliwy. Nieodwzajemniona miłość do Laury dość silnie się na nim odbija. Doprowadza go to do podjęcia próby samobójstwa. Skoro jednak po paru latach bohater znajduje się cały i zdrowy w Jamespark w Londynie, świadczy to o niepowodzeniu. Strzał oddany przez Kordiana do samego siebie nie trafia w cel. I tutaj pojawia się pytanie: Jak może być dobrym wodzem ten, kto nie potrafi zabić samego siebie? Ewentualna wojna wymagałaby od niego strzelania do dziesiątek wrogów. W takich sytuacjach nie ma czasu na jakiekolwiek wahanie czy mogące się pojawić wyrzuty sumienia.

Również związana z wrażliwością walka wewnętrzna, uniemożliwia Kordianowi dokonanie precyzyjnie zaplanowanego morderstwa cara. Kiedy kroczy on przez kolejne komnaty Zamku Królewskiego, zaczyna go dręczyć strach. Okazuje się, że przecenił swoje możliwości i nie będzie w stanie popełnić zbrodni. Wydawałoby się, iż koncepcja bycia Winkelriedem, który poświęci się za Polskę jest w Kordianie zakorzeniona bardzo mocno od czasu pobytu na Mont Blanc. Jednak wewnętrzne opory, których uosobienie stanowią Strach i Imaginacja, wygrywają walkę z bohaterem, uniemożliwiając mu działanie według obranego planu. „Wielki wódz” powinien zawsze działać racjonalnie oraz w pewnych sytuacjach umieć pozbyć się skrupułów. Kordian tak nie potrafił, toteż upadł przed drzwiami sypialni, a car pozostał żywy. Spiskowiec był tak blisko, a jednocześnie tak daleko od celu.

Fakt, że Kordian był właściwie samotny zarówno w swoich zamiarach jak i działaniach, także przyczyniał się do jego słabości. Nie było przy nim kobiety, która mogłaby go wspierać. Laura odrzuciła jego miłość. Jeszcze gorzej został potraktowany, przez Wiolettę, której uczucie do niego prysnęło, gdy tylko dowiedziała się, że stracił cały majątek. Z pewnością brakowało mu również wsparcia ze strony spiskowców obradujących w podziemiach Kościoła św. Jana. Odwaga, która pozwoliła Kordianowi zadeklarować, że zamorduje Cara nie znalazła uznania większości, a zwłaszcza Prezesa:

„Dzięki ci, Boże, tylko pięć głosów za zbrodnią.
Młodzieńcze, pięć kul tylko padło...
Stu pięćdziesięciu przeciw zbrodni głosowało...”

Ciężko byłoby Kordianowi przyciągnąć do siebie większą grupę ludzi w Polsce, uważanej przez obywateli za ostoję chrześcijaństwa. Dzieje się tak, ponieważ ów buntownik nie miał poparcia Papieża. W Rzymie usłyszał bardzo wyraźnie: „Niech się Polacy modlą, czczą Cara i wierzą.” To, że sam się na taką bierność nie zgadzał, mogło znaleźć uznanie wśród nielicznych przedstawicieli społeczeństwa. Przykłady takiego myślenia stanowią Żołnierz i Szewc - przedstawiciel patriotycznego mieszczaństwa. Zdecydowana większość zgromadzonych na Placu Zamkowym jest zafascynowana ceremonią koronacji Cara na króla Polski.

Druga nurtująca kwestia zawarta w wybranym przeze mnie temacie to: Dlaczego Kordian jest wielki jako kreacja psychologiczna? Jakie cechy nadał tej postaci Słowacki, żeby po wykreowaniu mogła być uznana za wielką?

Na pierwszym miejscu postawiłbym fakt, że Kordian sam umie znaleźć sobie życiowy cel. Nie pomagają mu w tym w żaden sposób, mające właśnie takie zadanie, opowiadania starego Grzegorza. Dopiero nieudana próba samobójstwa i wędrówka po Europie pozwalają bohaterowi dojść do tego, czego prawdopodobnie szukał. Dopiero na szczycie Mont Blanc postanawia, niczym Wienkelried, poświęcić się za swój ojczysty kraj. Doświadcza ogromnego przypływu wewnętrznej siły - „Mogę - więc pójdę! ludy zwołam! obudzę!” Jest gotów do natychmiastowego działania, co podkreśla Chmura przenosząca go do Ojczyzny - „Oto Polska - działaj teraz!...”

Bardzo pozytywną cechą Kordiana jest chęć do stawiania oporu, mimo w zasadzie niewielkich możliwości dokonania czegokolwiek. Jak już wspominałem bohater jest zupełnie sam. Wszelkie kroki, jakie podejmie, będą skazane na klęskę. Nawet, jeśli zamorduje cara, to pozostaje jeszcze Wielki Książe Konstanty, który mógłby przejąć władzę. Mało prawdopodobne, żeby Polakom żyło się lżej pod jego rządami.

Kordian jest dobrze zorganizowany. Sporo czasu poświęca na wyszukanie dobrej okazji do popełnienia zaplanowanego morderstwa. W tym celu dostaje się do gwardii zajmującej się osobistą ochroną Imperatora. Przez cały czas nie daje się ponieść emocjom, bardzo cierpliwie czeka na tę jedną noc, kiedy to jemu właśnie przypadnie w udziale wachta pod drzwiami carskiej sypialni.

Męstwo tytułowego bohatera przejawia się nie tylko w podjęciu próby zabicia Cara. Prawdziwa odwaga wychodzi tak naprawdę na jaw w podziemiach Katedry św. Jana. To tam Kordian ośmiela się mieć inne zdanie niż starszyzna. Kłóci się z Prezesem. Głosowanie w sprawie ewentualnej zbrodni pokazuje, iż przy pięciu głosach poparcia, czyn ten spotyka się ze stu pięćdziesięcioma głosami sprzeciwu. Wtedy to Kordian zdziera z twarzy maskę i otwarcie mówi o tym, że nie zawaha się zamordować rosyjskiego władcę.

Nie boi się również przeciwstawić się papieżowi, który bardzo wyraźnie zakazał podnoszenia ręki na Cara. Podejmuje się dokonania przestępstwa wbrew głowie kościoła katolickiego mając świadomość, że sama wiara nie uratuje Rzeczypospolitej. Polacy zbyt długo już czekali na jakieś cudowne, boskie ocalenie, nadszedł czas aby zacząć działać.

Podwójnie niesamowitym nazwałbym dokonanie Kordiana na Placu Saskim w Warszawie. Już sam fakt przeskoczenia konno nad sterczącymi bagnetami czyni jeźdźca kimś naprawdę wielkim. Jednak nie to jest w scenie VII trzeciego aktu najbardziej zaskakujące. Warto przyjrzeć się bliżej zachowaniu Wielkiego Księcia. Konstanty - namiestnik Cara w Polsce - pragnie pochwalić się bratu sprawnością podległego mu wojska. Sam wymyśla ów skok, jaki będzie musiał wykonać skazaniec. Gdy ten rozpędza konia, Konstanty woła do Kuruty:

„O, gdyby on przeskoczył!... (...)
Niechaj przeskoczy! Słuchaj! ja chcę, niech przeskoczy!
Car ujrzy, jak mój żołnierz nad Moskale lotny...”

Udanym popisem bohater zdobywa sympatię namiestnika. Książę koniecznie chce by darowano skazańcowi życie. Wybucha o to kłótnia między braci. Kordianowi należy się uznanie, gdyż w taki sposób doprowadza swoją osobą do rozdźwięków w szeregach wroga. Liczy się również umiejętność zjednania sobie poparcia przeciwnika. Nie wiemy, czy Adiutant dociera na czas, by ocalić życie Kordiana stojącego przed plutonem egzekucyjnym. Zakładając, że tak, wolny bohater znów może walczyć. Ma drugą okazję by zrealizować podjęte wcześniej zamiary... Może także cierpliwie zaczekać, usypiając czujność wroga.

Wydaje mi się, że w pełni ukazałem powody, które skłaniają mnie do przyznawania racji panu Juliuszowi Kleinerowi. Moc niewątpliwie tkwi w Kordianie, tyle, że on sam nie potrafi jeszcze w pełni nad nią panować. W przeciwnym razie skierowałby na pewno tę siłę przeciw Strachowi i Imaginacji, z którymi przyszło mu walczyć w Zamku Królewskim. Wydawał się przecież bardzo zdeterminowany...

Według mnie zasadnicza przyczyna niepowodzenia Kordiana tkwi w jego samotności. Bohater wykreowany przez Słowackiego mógłby działać bardzo skutecznie w grupie podobnych do siebie ludzi. Nie brakowało mu wszak zdecydowania i woli poderwania narodu do walki: „Ożywię ogień, jeśli jest w iskierce”. Gdyby Kordian widział ludzi działających podobnie jak on, łatwo rozprawiłby się ze swoim najważniejszym przeciwnikiem, czyli wewnętrznymi oporami i wyrzutami sumienia. Tymczasem miał za sobą tylko jednego Starca.

Jednym słowem, niepowodzenie małego wodza, ale wielkiej kreacji psychologicznej, wynika ze zbyt małej ilości jemu podobnych. Jakość jest jak najbardziej odpowiednia i nie wymaga już zmian.

Adam Mickiewicz - Oda do Młodości

Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy;

Młodości! dodaj mi skrzydła!

Niech nad martwym wzlecę światem

W rajską dziedzinę ułudy:

Kędy zapał tworzy cudy,

Nowości potrząsa kwiatem

I obleka w nadziei złote malowidła.

Niechaj, kogo wiek zamroczy,

Chyląc ku ziemi poradlone czoło,

Takie widzi świata koło,

Jakie tępymi zakreśla oczy.

Młodości! ty nad poziomy

Wylatuj, a okiem słońca

Ludzkości całe ogromy

Przeniknij z końca do końca.

Patrz na dół - kędy wieczna mgła zaciemia

Obszar gnuśności zalany odmętem;

To ziemia!

Patrz. jak nad jej wody trupie

Wzbił się jakiś płaz w skorupie.

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem;

Goniąc za żywiołkami drobniejszego płazu,

To się wzbija, to w głąb wali;

Nie lgnie do niego fala, ani on do fali;

A wtem jak bańka prysnął o szmat głazu.

Nikt nie znał jego życia, nie zna jego zguby:

To samoluby!

Młodości! tobie nektar żywota

Natenczas słodki, gdy z innymi dzielę:

Serca niebieskie poi wesele,

Kiedy je razem nić powiąże złota.

Razem, młodzi przyjaciele!...

W szczęściu wszystkiego są wszystkich cele;

Jednością silni, rozumni szałem,

Razem, młodzi przyjaciele!...

I ten szczęśliwy, kto padł wśród zawodu,

Jeżeli poległym ciałem

Dał innym szczebel do sławy grodu.

Razem, młodzi przyjaciele!...

Choć droga stroma i śliska,

Gwałt i słabość bronią wchodu:

Gwałt niech się gwałtem odciska,

A ze słabością łamać uczmy się za młodu!

Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze,

Ten młody zdusi Centaury,

Piekłu ofiarę wydrze,

Do nieba pójdzie po laury.

Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga;

Łam, czego rozum nie złamie:

Młodości! orla twych lotów potęga,

Jako piorun twoje ramię.

Hej! ramię do ramienia! spólnymi łańcuchy

Opaszmy ziemskie kolisko!

Zestrzelmy myśli w jedno ognisko

I w jedno ognisko duchy!...

Dalej, bryło, z posad świata!

Nowymi cię pchniemy tory,

Aż opleśniałej zbywszy się kory,

Zielone przypomnisz lata.

A jako w krajach zamętu i nocy,

Skłóconych żywiołów waśnią,

Jednym "stań się" z bożej mocy

Świat rzeczy stanął na zrębie;

Szumią wichry, cieką głębie,

A gwiazdy błękit rozjaśnią -

W krajach ludzkości jeszcze noc głucha:

Żywioły chęci jeszcze są w wojnie;

Oto miłość ogniem zionie,

Wyjdzie z zamętu świat ducha:

Młodość go pocznie na swoim łonie,

A przyjaźń w wieczne skojarzy spojnie.

Pryskają nieczułe lody

I przesądy światło ćmiące;

Witaj, jutrzenko swobody,

Zbawienia za tobą słońce!

W utworze są zarysowane zasadnicze obrazy:

-motyw lotu

-świat stary

-swat młody, wyłaniający się z zamętu

-świat walki

„Oda do młodości” posiada cechy klasycystyczne i jednocześnie romantyczne.

Cechy klasycystyczne:

-wybór ody jako gatunku literackiego

-wyszukane określenia typu: „obszar gnuśności zalany odmętem”, „nowości kwiat”, „nektar żywota”

-wiara w potęgę wychowania („a ze słabością łamać uczmy się za młodu”)

-rozumienie szczęścia ogółu jako szczęścia jednostek („w szczęściu wszystkiego są wszystkich cele”)

-dążenie do wielkich celów bez względy, czy się je osiągnie, czy nie (nawiązanie do Kanta i Lessing'a)

-heroizm walki wyrażony w słowach „I ten szczęśliwy, kto padł wśród zawodu”

-wpływ poezji wolnomularskiej (traktowanie Boga jako budowniczego, potępianie samolubstwa, przeciwstawianie mu miłości, wielbienie jej potęgi)

-nawiązanie do postaci starożytnych

Cechy romantyczne:

-młodzieńczy entuzjazm

-walka z racjonalizmem („Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga. Łam, czego rozum nie złamie”)

-uznawanie nauki jedynie jako elementu wspomagającego łamanie się ze słabością

-pochwała przyjaźni w duchu schillerowskim („Razem młodzi przyjaciele”

-walka o prawa dla uczuć i fantazji („Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy”

-idee równości i braterstwa

-pogarda dla świata współczesnego: zmaterializowanego i egoistycznego oraz pragnienie jego zmian

-hasła wolnościowe („Witaj jutrzenko swobody”

Oda jako gatunek

-pierwowzór stworzył starogrecki poeta Pindar

-uroczystym utwór, pisany najczęściej na cześć zwycięzcy

-ton patetyczny, opiewający wzniosłą ideę, wielki czyn

-występowanie licznych apostrof

-podmiot liryczny bezpośrednio przedstawia swój świat wewnętrzny; monolog mający charakter wyznania (zaimki: ja, mój, czasowniki w pierwszej osobie liczby pojedynczej)

-postać nowożytną oda uzyskała w XVIII wieku we Francji

Adam Mickiewicz - Pielgrzym

U stóp moich kraina dostatków i krasy,

Nad głową niebo jasne, obok piękne lice;

Dlaczegoż stąd ucieka serce w okolice

Dalekie, i - niestety! jeszcze dalsze czasy?

Litwo! piały mi wdzięczniej twe szumiące lasy

Niż słowiki Bajdaru, Salhiry dziewice,

I weselszy deptałem twoje trzęsawice

Niż rubinowe morwy, złote ananasy.

Tak daleki! tak różna wabi mię ponęta;

Dlaczegoż roztargniony wzdycham bez ustanku

Do tej, którą kochałem w dni moich poranku?

Ona w lubej dziedzinie, która mi odjęta,

Gdzie jej wszystko o wiernym powiada kochanku,

Depcąc świeże me ślady czyż o mnie pamięta?

Utwór „Pielgrzym gatunkowo należy do sonetów. Jego pierwsze dwie czterowersowe zwrotki mają charakter opisowy, a kolejne dwie trzywersowe są refleksją, wyrazem uczuć. Utwór ten należy do zbioru sonetów krymskich napisanych przez Adama Mickiewicza w czasie jego pobytu na półwyspie krymskim. Jest to już trzeci rok jego emigracji, więc utwór jest przesycony przemyśleniami nad życiem tułacza.
Wiersz „Pielgrzym” jest zwrotem podmiotu lirycznego do Litwy - ojczyzny. Podmiot wypowiada się w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Liryczne „ja” jest pielgrzymem w obcym kraju, wędrowcem i emigrantem. Staje się wręcz tułaczem poszukującym swego miejsca na świecie. Wypowiedzi podmiotu wskazują na jego umiejętność posługiwania się słowem, więc jest on prawdopodobnie pisarzem, poetom. Utożsamia się on z samym autorem - Adamem Mickiewiczem. Dzięki epitetom liryczne „ja” opisuje zalety i piękno krain, w których się znalazł: „niebo jasne”, „piękne lica”, „rubinowe morwy”, „złote ananasy”. Lecz podmiot nie potrafi się cieszyć z tych wszystkich wspaniałości, jego myśli i serce wciąż targają w stronę Litwy. Jest nawet niepocieszony tym, że nie potrafi się pogodzić z zesłaniem. W słowach „okolice dalekie; i - niestety! Jeszcze dalsze czasy?” bardzo żałuje, że od domu dzieli go nie tylko daleka droga, ale i długi czas do powrotu, który nie wiadomo czy i kiedy nadejdzie. Podmiot liryczny przekłada nad piękno obcych krain znane i kochane przez niego „trzęsawice” i „szumiące lasy”, bliskie mu i dające mu szczęście: „Litwo! piały mi wdzięczniej twe szumiące lasy”, „trzęsawice weselszy deptałem twoje trzęsawice”.
Podmiot jest strapiony, zagubiony i targa nim ogromna tęsknota za ojczyzną, przyrównuje ją wręcz do ukochanej kobiety. W słowach „wzdycham bez ustanku do tej, którą kochałem w dni moich poranku” wyznaje, ze czasy gdy mieszkał na Litwie były najwspanialsze, a świadczy o tym porównanie ich do poranku. Tworzy on skojarzenia z światłem, ze wschodzącym słońcem, z narodzinami nowego życia, z młodością, z pierwszymi ciepłymi promieniami, z ich rozgrzewaniem ziemi, z tym wszystkim co kojarzy się z dzieciństwem, z dorastaniem i dojrzewaniem, z najmłodszymi i najpiękniejszymi latami życia. Liryczne „ja” nie potrafi zrozumieć swojej tęsknoty, „dlaczego roztargniony wzdycham bez ustanku?”, Tego, że cały czas myśli o powrocie do ojczyzny, bo przecież tak wiele poznaje cudownych miejsc „tak różna wabi mię ponęta!”, a kraj ojczysty przecież tak daleki, tak nierealny wręcz. Cierpi bardzo z powodu tego, że odebrano mu jego szczęście, jego ojczyznę, że nie pozwolono mu zostać tam gdzie się wychował. Ponad to mówi o sobie, jako o wiernym kochanku swej ojczyzny, wytrwałym i wiecznym oblubieńcem, wręcz zespolonym ze swoim krajem, wręcz on sam staje się tym krajem „Gdzie jej [Litwie] wszystko o wiernym powiada kochanku”. Najbardziej nurtuje podmiot liryczny pytanie czy Litwa o nim pamięta?. Zastanawia się czy czas, który nieustannie i nieubłaganie płynie, zostawi po nim jakiś ślad: „Depcząc świeże me ślady czyż o mnie pamięta?”.
Wiersz „Pielgrzym” jest przede wszystkim wyrazem nieograniczonej tęsknoty, jest to modlitwa o pamięć ukochanej Litwy, do której podmiot liryczny pragnie z całego serca wrócić. Jest to obraz dramatu jaki przeżywa pielgrzym - emigrant nie mogący się zespolić z krajem, z którego wyrósł i który jest dla niego niczym innym jak miłością.

Adam Mickiewicz - Romantyczność

Methinks, I see... Where?

- In my mind's eyes.

Shakespeare

Zdaje mi się, że widzę.. gdzie?

Przed oczyma duszy mojej.

Słuchaj, dzieweczko!

- Ona nie słucha -

To dzień biały! to miasteczko!

Przy tobie nie ma żywego ducha.

Co tam wkoło siebie chwytasz?

Kogo wołasz, z kim się witasz?

- Ona nie słucha. -

To jak martwa opoka

Nie zwróci w stronę oka,

To strzela wkoło oczyma,

To się łzami zaleje;

Coś niby chwyta, coś niby trzyma;

Rozpłacze się i zaśmieje.

"Tyżeś to w nocy? to ty, Jasieńku!

Ach! i po śmierci kocha!

Tutaj, tutaj, pomaleńku,

Czasem usłyszy macocha!

Niech sobie słyszy, już nie ma ciebie!

Już po twoim pogrzebie!

Ty już umarłeś? Ach! ja się boję!

Czego się boję mego Jasieńka?

Ach, to on! lica twoje, oczki twoje!

Twoja biała sukienka!

I sam ty biały jak chusta,

Zimny, jakie zimne dłonie!

Tutaj połóż, tu na łonie,

Przyciśnij mnie, do ust usta!

Ach, jak tam zimno musi być w grobie!

Umarłeś! tak, dwa lata!

Weź mię, ja umrę przy tobie,

Nie lubię świata.

Źle mnie w złych ludzi tłumie,

Płaczę, a oni szydzą;

Mówię, nikt nie rozumie;

Widzę, oni nie widzą!

Śród dnia przyjdź kiedy... To może we śnie?

Nie, nie... trzymam ciebie w ręku.

Gdzie znikasz, gdzie, mój Jasieńku!

Jeszcze wcześnie, jeszcze wcześnie!

Mój Boże! kur się odzywa,

Zorza błyska w okienku.

Gdzie znikłeś? ach! stój, Jasieńku!

Ja nieszczęśliwa".

Tak się dziewczyna z kochankiem pieści,

Bieży za nim, krzyczy, pada;

Na ten upadek, na głos boleści

Skupia się ludzi gromada.

"Mówcie pacierze! - krzyczy prostota -

Tu jego dusza być musi.

Jasio być musi przy swej Karusi,

On ją kochał za żywota!"

I ja to słyszę, i ja tak wierzę,

Płaczę i mówię pacierze.

"Słuchaj, dzieweczko!" - krzyknie śród zgiełku

Starzec, i na lud zawoła:

"Ufajcie memu oku i szkiełku,

Nic tu nie widzę dokoła.

Duchy karczemnej tworem gawiedzi,

W głupstwa wywarzone kuźni.

Dziewczyna duby smalone bredzi,

A gmin rozumowi bluźni".

"Dziewczyna czuje, - odpowiadam skromnie -

A gawiedź wierzy głęboko;

Czucie i wiara silniej mówi do mnie

Niż mędrca szkiełko i oko.

Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,

Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce.

Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!

Miej serce i patrzaj w serce!"

Ballada "Romantyczność" jest programowym utworem młodego romantyka, jakim był Mickiewicz. Treść jej stanowią przeżycia młodej dziewczyny z ludu, Karusi, która odczuwa obecność zmarłego kochanka ? Jasieńka. W młodości przeżyła gorącą miłość i nawet śmierć nie jest w stanie rozdzielić dwojga kochających się ludzi. Wszystko to dzieje się w nocy i równocześnie, gdy kur się odzywa, Jasieniek znika. Dziewczyna biegnie za nim, krzyczy, ale on nie słyszy. Zebrani na miejscu ludzie zaczynają odmawiać pacierze w intencji zmarłego. Ideą utworu jest solidarność poety z poglądami ludu na świat i życie.

Opowiadając się po stronie romantyków dał wyraz przekonaniu, że do prawdy można nieraz zbliżyć się bardziej uczuciem i intuicją, niż bezdusznym rozumem. W polemice ze starcem (matematyk Jan Śniadecki) Mickiewicz mówi, że nie wolno wszystkiego mierzyć miarą nauk doświadczalnych, że istnieją jeszcze inne prawdy do zdobycia. Klasycy bowiem nie widzieli piękna poezji romantycznej, potępiali związki twórczości z twórczością ludową i wierzeniami, nie wierzyli w świat fantastyczny. W romantyzmie ludzie uznawali w obłąkaniu drugiego człowieka (np. Karusia), coś romantycznego i widzieli w ich przeżyciach i uczuciach wykraczających poza granice rozumu i normalności nie chorobę psychiczną, ale przejaw bogatego życia duchowego. Zasadą poznawania dla romantyków stały się wiara i uczucia. Świat realny występował obok świata duchowego (fantastycznego, niewidzialnego), ale ingerującego w życie ludzi, dający o sobie znać w wielu momentach.

Na spór klasyków z romantykami przyzwyczailiśmy się patrzeć z perspektywy zwycięstwa romantyzmu i jego miejsca w kulturze polskiej. Uporczywie broniący się klasycy wydają się z tego punktu widzenia ograniczonymi zwolennikami przestarzałych reguł i ciasnego pojmowania literatury. Tymczasem temperatura sporu wynikała ze złożonego układu racji, które doskonale ilustruje analiza ballady A. Mickiewicza "Romantyczność". Utwór ten, napisany w styczniu 1821 roku, otwierający cykl "Ballad i romansów" w pierwszym tomie "Poezji" (1822) Mickiewicza, wpisuje się bowiem dokładnie w literacką polemikę, parafrazując nawet w wypowiedzi "starca" poglądy J. Śniadeckiego. Programowy charakter i popularność końcowych sformułowań powoduje, że w kontekście "Romantyczności" oczywista wydaje się wyższość "czucia i wiary" nad "szkiełkiem i okiem", a postulat "Miej serce i patrzaj w serce!" urasta do metaforycznego wyrazu górowania emocji nad kalkulacją. Tymczasem wszystko zdaje się wskazywać na to, że w utworze tym bynajmniej nie mamy do czynienia z metaforyzacją, a wówczas jego tezy również dla nas stają się zaskakujące. Ballada zarysowuje przecież sytuację z przeraźliwą wręcz jasnością. Oto bowiem w biały dzień na rynku miasteczka pojawia się dziewczyna, której wydaje się, że jest noc, bo choć na początku utworu stwierdza się: "To dzień biały", ona do swego rozmówcy mówi:

"Śród dnia przyjdź kiedy..." czy "Zorza błyska w okienku". Dziewczyna ta rozmawia z kimś, kogo nie ma, a o kim ona sama wie, że nie żyje. Zachowuje się więc niezupełnie normalnie. Poza tym w świecie przedstawionym ballady nie dzieje się nic niezwykłego. Tylko Karusia widzi swego Jasieńka, pozostali zaś ludzie mają do czynienia z nieszczęśliwą, obłąkaną dziewczyną. Sytuacja ta staje się jednak przedmiotem polemiki światopoglądowej. Zachowanie Karusi rodzi bowiem w prostych wieśniakach przekonanie o obecności duszy zmarłego ("Tu jego dusza być musi"). Przekonanie to oburza "starca"-racjonalistę, przekonanego, że:

"Duchy karczemnej tworem gawiedzi
W głupstwa wywarzone kuźni.
Dziewczyna duby smalone bredzi
A gmin rozumowi bluźni."

Gdyby w tym miejscu zakończyć balladę, mogłaby być argumentem racjonalisty w starciu z romantykami. W wizji chorej dziewczyny nieoświecony lud dopatruje się znamion nadprzyrodzonego zjawiska, ale pojawia się mędrzec, który wyjaśnia pomyłkę, tłumacząc, że świat duchów jest irracjonalnym przesądem. Ballada jednak w tym miejscu się nie kończy. Strofy zamykające utwór wyraźnie polemizują ze stanowiskiem starca, i to bynajmniej nie w kwestiach literackich.
Wobec przedstawionej sytuacji zarzut i dyrektywa:

"Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce,
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!"

nabierają mocy teoriopoznawczej, przemieniając się w orzekanie o rzeczywistości. Przyznając rację temu stwierdzeniu zapominamy, że gdyby dzisiaj pojawiła się na jakiejkolwiek ulicy dziewczyna, zachowująca się jak Karusia, niewątpliwie przyjęlibyśmy postawę mędrca (i pewnie wezwali pogotowie psychiatryczne). Akceptacja romantycznych przekonań dokonuje się dziś bowiem na gruncie przesunięcia ich w krąg metafory. Tymczasem nie były one metaforyczne. Stanowiły prostą konsekwencję filozofii subiektywnej, która zakładała, że skoro na przykład umysł osoby chorej psychicznie zdolny jest wytworzyć wizję, którą osoba ta odbiera jako rzeczywistą, to jaką można mieć gwarancję, że umysły osób zdrowych nie tworzą wizji świata (tym bardziej, że potrafią to we śnie) wspólnej dla wszystkich ludzi, bo wszystkie zdrowe umysły pracują tak samo. Gdyby tak było, empiryczne panowanie nie miałoby sensu. Skoro świat pochodziłby z mózgu człowieka, w nim trzeba by było szukać wiedzy. Stąd teoretyk romantyzmu Maurycy Mochnacki (1803-1834) w dziele "O literaturze polskiej w wieku XIX" (1830) stwierdzał: "Naukę trzeba mieć w sobie i z nas samych, z naszego jestestwa wszelką ciągnąć umiejętność", zaś Mickiewicz formułował w "Romantyczności" dyrektywę "Miej serce i patrzaj w serce!". W takim wymiarze dyrektywa ta jest równie trudna do zaakceptowania dzisiaj, jak była dla klasyków. Trzeba przy tym pamiętać, że w tamtych czasach tekst poetycki nie był, jak współcześnie, zwolniony z przedstawiania prawdy. Nierzadko teoretyczne traktaty czy podręczniki pisywano wówczas wierszem. Jeżeli zatem poeta nie stwierdzał wprost, że fantazjuje, był zobowiązany do rzetelności informacji. Sądy Mickiewicza były w przedstawionym wymiarze tym niebezpieczniejsze, że pokrywały się z przeświadczeniami gminnymi, które racjonaliści w dziele oświecenia ludu usiłowali zmienić. Pamiętajmy bowiem, że działania pokolenia klasyków kończyły się w przeważającej większości niepowodzeniem. Konstytucja 3 maja przyszła za późno, rozbiorom nie udało się zapobiec, a niepodległości nie zdołał przywrócić Kościuszko ani Napoleon. Niewątpliwym osiągnięciem klasyków była jednak Komisja Edukacji Narodowej i batalia przeciw ciemnocie i zacofaniu. Tymczasem pierwsze pokolenie wychowane w zreformowanych szkołach i uniwersytetach, wyposażone w nowoczesne racjonalne wykształcenie, preferując subiektywizm, podważało zasady racjonalnego poznania i co gorsza, zdawało się wierzyć w duchy i przyznawać wartość poznawczą ludowym zabobonom. Nie negując wartości emocjonalnej poezji romantycznej, trudno się więc dziwić polemicznej zajadłości klasyków. Jednocześnie "Romantyczność" zwraca uwagę na problem odejścia we współczesnej interpretacji tekstów od podstaw romantycznego myślenia, a więc na ciągle istotny problem głębokiej odmienności romantyzmu zarówno od nurtów, które go poprzedzały, jak i od tych, które przyszły po nim.

Juliusz Słowacki

Juliusz Słowacki - Grób Agamemnona

Niech fantastycznie lutnia nastrojona

Wtóruje myśli posępnéj i ciemnéj;

Bom oto wstąpił w grób Agamemnona,

I siedzę cichy w kopule podziemnéj,

Co krwią Atrydów zwalana okrutną.

Serce zasnęło, lecz śni. - Jak mi smutno!

O! jak daleko brzmi ta harfa złota,

Któréj mi tylko echo wieczne słychać!

Druidyczna to z głazów wielkich grota,

Gdzie wiatr przychodzi po szczelinach wzdychać

I ma Elektry głos - ta bieli płótno

I odzywa się z laurów: Jak mi smutno!

Tu po kamieniach, z pracowną Arachną

Kłóci ,się wietrzyk i rwie jéj przędziwo;

Tu cząbry smutne gór spalonych pachną;

Tu wiatr obiegłszy górę ruin siwą,

Napędza nasion kwiatów - a te puchy

Chodzą i w grobie latają jak duchy.

Tu świerszcze polne, pomiędzy kamienie

Przed nadgrobowém pochowane słońcem,

Jakby mi chciały nakazać milczenie,

Sykają. - Strasznym jest Rapsodu końcem

Owe sykanie, co się w grobach słyszy -

Jest objawieniem, hymnem, pieśnią ciszy.

O! cichy jestem jak wy, o! Atrydzi.

Których popioły śpią pod świerszczów strażą.

Ani mię teraz moja małość wstydzi,

Ani się myśli tak jak orły ważą.

Głęboko jestem pokorny i cichy

Tu, w tym grobowcu, sławy, zbrodni, pychy.

Nad drzwiami grobu, na granitu zrębie

Wyrasta dąbek w trójkącie z kamieni,

Posadziły go wróble lub gołębie,

I listkami się czarnemi zieleni,

I słońca w ciemny grobowiec nie puszcza;

Zerwałem jeden liść z czarnego kuszcza;

Nie bronił mi go żaden duch ni mara,

Ani w gałązkach jęknęło widziadło;

Tylko się słońcu stała większa szpara,

I wbiegło złote, i do nóg mi padło.

Zrazu myślałem, że ten co się wdziera

Blask, była struna to z harfy Homera;

I wyciągnąłem rękę na ciemności,

By ją ułowić i napiąć i drżącą

Przymusić do łez i śpiewu i złości

Nad wielkiem niczém grobów i milczącą

Garstką popiołów: - ale w mojém ręku

Ta struna drgnęła i pękła bez jęku.

Tak więc - to los mój na grobowcach siadać

I szukać smutków błahych, wiotkich, kruchych.

To los mój senne królestwa posiadać,

Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych

Albo umarłych - i tak pełny wstrętu........

Na koń! chcę słońca, wichru, i tententu!

Na koń! - Tu łożem suchego potoku,

Gdzie zamiast wody, płynie laur różowy;

Ze łzą i z wielką błyskawicą w oku,

Jakby mię wicher gnał błyskawicowy,

Lecę, a koń się na powietrzu kładnie -

Jeśli napotka grób rycerzy - padnie.

Na Termopilach? - Nie, na Cheronei

Trzeba się memu załamać koniowi,

Bo jestem z kraju, gdzie widmo nadziei

Dla małowiernych serc podobne snowi

Więc jeśli koń mój w biegu się przestraszy,

To téj mogiły - co równa jest - naszéj.

Mnie od mogiły termopilskiéj gotów

Odgonić legion umarłych Spartanów;

Bo jestem z krają smutnego Ilotów,

Z kraju - gdzie rozpacz nie sypie kurhanów,

Z kraju - gdzie zawsze po dniach nieszczęśliwych

Zostaje smutne pół - rycerzy - żywych.

Na Termopilach ja się nie odważę

Osadzić konia w wąwozowym szlaku.

Bo tam być muszą tak patrzące twarze,

Że serce skruszy wstyd - w każdym Polaku.

Ja tam nie będę stał przed Grecyj duchem -

Nie - pierwéj skonam: niż tam iść - z łańcuchem.

Na Termopilach - jaką bym zdał sprawę?

Gdyby stanęli męże nad mogiłą?

I pokazawszy mi swe piersi krwawe

Potem spytali wręcz: - Wiele was było? -

Zapomnij, że jest długi wieków przedział. -

Gdyby spytali tak, - cóż bym powiedział?!

Na Termopilach, bez złotego pasa,

Bez czerwonego leży trup kontusza:

Ale jest nagi trup Leonidasa,

Jest w marmurowych kształtach piękna dusza:

I długo płakał lud takiéj ofiary,

Ognia wonnego, i rozbitéj czary.

O! Polsko! póki ty duszę anielską

Będziesz więziła w czerepie rubasznym,

Poty kat będzie rąbał twoje cielsko,

Poty nie będzie twój miecz zemsty strasznym,

Poty mieć będziesz hyjenę na sobie,

I grób - i oczy otworzone w grobie.

Zrzuć do ostatka te płachty ohydne,

Tę - Dejaniry palącą koszulę:

A wstań jak wielkie posągi bezwstydne,

Naga - w styksowym wykąpana mule,

Nowa - nagością żelazną bezczelna -

Nie zawstydzona niczém - nieśmiertelna.

Niech ku północy z cichéj się mogiły

Podniesie naród i ludy przelęknie,

Że taki wielki posąg - z jednéj bryły,

A tak hartowny, że w gromach nie pęknie,

Ale z piorunów ma ręce i wieniec;

Gardzący śmiercią wzrok - życia rumieniec.

Polsko! lecz ciebie błyskotkami łudzą;

Pawiem narodów byłaś i papugą;

A teraz jesteś służebnicą cudzą. -

Choć wiem, ze słowa te nie zadrżą długo

W sercu - gdzie nie trwa myśl nawet godziny:

Mówię - bom smutny - i sam pełen winy.

Przeklnij - lecz ciebie przepędzi ma dusza,

Jak Eumenida przez wężowe rózgi.

Boś ty, jedyny syn Prometeusza -

Sęp ci wyjada nie serce - lecz mózgi.

Choć Muzę moją w twojéj krwi zaszargam,

Sięgnę do wnętrza twych trzew - i zatargam.

Szczeknij z boleści i przeklinaj syna,

Lecz wiedz - że ręka przekleństw wyciągnięta

Nade mną - zwinie się w łęk jak gadzina,

I z ramion ci się odkruszy zeschnięta,

I w proch ją czarne szatany rozchwycą;

Bo nie masz władzy przekląć - Niewolnico!

Interpretacja i analiza

"Grób Agamemnona" jest wierszem wynikającym z przemyśleń autora podczas pobytu w Grecji. Zwiedził wtedy tą budowlę, która uchodziła wówczas za grobowiec króla Agamemnona, a która w wyniku późniejszych badań okazała się tak zwanym skarbcem Atreusza.
Utwór Słowackiego ma charakter dwoisty, ale tylko w pierwszej z nich występuje temat tytułowy. Po pierwsze, tytułowy grób, to wspaniały zabytek mykeńskiej sztuki z XIV wieku przed naszą erą. Budowla na kształt kopuły, zbudowana ze starannie przyciętych i ułożonych kamieni. Miejsce więc idealne do przemyśleń na temat swojej twórczości i życia. Ciche, piękne pod względem architektury. Autor "siedzi cichy w kopule podziemnej" i rozważa na temat siebie oraz na tematy związane z jego życiem i z egzystencją człowieka. Miejsce to nasuwa poecie skojarzenia z "Iliadą" Homera - utworem o wielkich czynach i ludziach. Słowacki od dzieciństwa znał "Iliadę" i był rozmiłowany w kulturze i literaturze antycznego świata. Bliska była mu również Grecja. Toteż w czasie podróży po niej obudziło się w nim mnóstwo wspomnień i skojarzeń, przeżyć i myśli o sobie samym, swojej poezji. Przeżycia i wrażenia w czasie zwiedzania tego rzekomego grobu Agamemnona i Grecji dostarczyły poecie treści do napisania tego utworu zaraz po powrocie z podróży. Kontynuując motyw związany z Iliadą Słowacki podkreśla wielkość Homera i zaczyna odczuwać niedoskonałość swojej poezji. Przyznaje się, że "Nie umie wydobyć czarownych dźwięków ze strun homerowej harfy." Prowadzi to do podporządkowania się poety przed historią:

"Głęboko jestem pokorny i cichy
Tu, w tym grobowcu sławy, zbrodni, pychy"

Słowacki snuje refleksje na temat historii, to znaczy stara się przeciwstawić dawną wielkość obecnej małości. Poeta skarży się na niezrozumienie przez odbiorców jego poezji:

"To los mój senne królestwa posiadać
Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych"

Dobrze widoczna refleksja, to również ta o przemijalności i znikomości rzeczy ludzkich. Rzeczy, po których zostają wspomnienia, oraz ślady w poezji. Po wszystkich, nawet tych największych namiętnościach, pozostają tylko głazy grobowe, wśród których wzdycha wiatr i cykają czasem świerszcze. Poecie z tego powodu jest smutno i dlatego czyni Elektrę uosobieniem naturalnej prostoty i tragizmu życia:

"O! Jak daleko brzmi ta harfa złota,
Której mi tylko ech wieczne słychać!
Druidyczna to z głazów wielkich grota,
Gdzie wiatr przychodzi po szczelinach wzdychać
I ma Elektry głos - ta bieli płótno
I odzywa się z laurów "Jak mi smutno."

W drugiej części utworu poeta wyraża swe refleksje nad sytuacją polityczną Polski. Jest to ostry sąd o starej i nowej Polsce szlacheckiej oraz stosunek poety do narodu. Słowacki nawiązuje do tradycji bohaterskich Greków, zestawia klęskę powstania listopadowego z Cheroneą, miejscem klęski Greków w 338 roku przed naszą erą, pokonanych przez Macedończyków. Zestawienie tych dwóch wydarzeń umożliwia poecie snucie refleksji nad sytuacją polityczną Polski. W kolejnym zestawieniu autor przeciwstawia współczesnemu pokoleniu Polaków bohaterskich obrońców wąwozu Termopile. Jest to symbol męstwa i poświęcenia się ojczyźnie garstki bohaterskich Spartan walczących pod wodzą Leonidasa z Persami:

"Na Termopilach? - Nie, na Cheronei
Trzeba się memu załamać koniowi."

Polacy nie potrafią wykazać takim męstwem, bohaterstwem i oddaniem w powstaniu listopadowym jak Grecy pod Termopilami, których było znacznie mniej niż Polaków w powstaniu:

"Potem spytali wręcz "W i e l e w a s b y ł o?"

Poeta, przedstawiciel kraju niewolników nie może zatrzymać się na Termopilach, żaden Polak nie ma prawa tam się zatrzymać, bo nie jest tego godny i byłoby to zbezczeszczenie świątyni męstwa i oddania:

"Na Termopilach ja się nie odważę
Osadzić konia w wąwozowym szlaku
Bo tam być muszą tak patrzące twarze
Że serce skruszy wstyd - w każdym Polaku
Ja tam nie będę stał przed Grecji duchem -
Nie - pierwej skonam, niż tam iść - z łańcuchem."

Słowacki uzależnia wyzwolenie narodowe polski od wyzwolenia społecznego chłopów: "dusza anielska", którą trzeba oswobodzić, to lud pańszczyźniany i dopóki chłop będzie gnębiony przez szlachtę, czyli "czerep rubaszny, i będzie trzymany z daleka od spraw narodowych, dopóty Polska nie odzyska wolności. Poeta rzuca również wyzwanie Polsce szlacheckiej, by pozbyła się wad i nałogów, którymi doprowadziła kraj do upadku. To bowiem szlachta jest odpowiedzialna za słabość narodu, małość i tchórzostwo oraz klęskę powstania listopadowego, za brak w nim prawdziwego bohaterstwa. Oddziaływanie szlachty na naród polski poeta porównuje do zabójczego działania koszuli Dejaniry, która według mitologii spowodowała śmierć Heraklesa w straszliwych męczarniach. Odzyskanie niepodległości szlachty uzależnione jest więc od wyzbycia się wad szlachty. Lepiej "leżeć martwym, nagim bez czerwonego kontusza", ale z "piękną duszą", duszą bohatera, niż w pięknej, ale "palącej koszuli." W kolejnych fragmentach poeta kontynuuje ostrą krytykę szlachty, jej lekkomyślność, bezmyślność, ciemnotę, ślepe naśladowanie innych narodów i godzenie się z niewolą:

"Polsko! Lecz ciebie błyskotkami łudzą;
Pawiem narodów i byłaś i papugą
A teraz Jesteś służebnicą cudzą."

Porównuje również Polskę do syna Prometeusza, któremu sęp "wyjada nie serce lecz mózgi". Daje wizję nowej Polski, której symbolem jest "posąg - z jednej bryły", jako państwa bez podziału społecznego, jednolitego, oczyszczonego wad i nałogów, oswobodzonego z więzów szlachetczyzny oraz silnego, które zadziwi inne narody, takiego jakie chciałby poeta je widzieć. Wyraża więc nadzieje, że polska otrzęsie się z niemocy i odzyska niepodległość:

"Niech ku północy z cichej się mogiły
Podniesie naród i ludy przelęknie,
Że taki wielki posąg - z jednej bryły,
A tak hartowany, że w gromach nie pęknie."

Poeta także czyni rachunek sumienia. Nie oszczędza również siebie, czując się winnym i dobrze, bo przecież nie wziął udziału w powstaniu listopadowym:

"Mówię - bom smutny - i sam pełen winy."

Wzywa Polaków do walki o wolność, krytykując szlachtę, uświadamia jej sytuację narodu, skłania do refleksji nad przyszłością i wyciągnięciem wniosków poniesionych klęsk, pobudza jej ambicje i nakłania do walki o niepodległość. Również wypowiada się na temat własnego programu poetyckiego. Będzie sięgać swoja poezją do wnętrz, targać, gniewać, pobudzać do czynu:

"Choć muzę moją w twojej krwi zaszargam
Sięgnę do wnętrza trzew - i zatargam."

Może to pomoże zniewolonej Polsce.

"Grób Agamemnona" jako najsurowszy osąd społeczeństwa polskiego.

„Grób Agamemnona” jest fragmentem pieśni VIII „Podróży do Ziemi Świętej z Neapolu” stworzonej przez Juliusza Słowackiego w 1839 roku. W utworze tym zauważamy wyraźny podział na dwie części: pierwszą, mówiącą o wewnętrznych przeżyciach autora zwiedzającego grób Agamemnona i o jego pojmowaniu poezji, drugą, będącą rozrachunkiem z własnym narodem i z samym sobą,
w kontekście klęski powstania listopadowego, jak i związanej z nią utratą niepodległości przez Polskę. W związku z tematem pracy zajmę się teraz rozpatrzeniem sensu drugiej części utworu.

Osąd społeczeństwa polskiego w tym dziele zaczyna się od poetyckiej wizji Słowackiego, w trakcie której poeta widzi siebie pędzącego na rumaku przez grecką ziemię. Słowacki ukazuje tu swój strach przed zatrzymaniem się pod Termopilami, bo, jak pisze: „(...)Tam być muszą tak patrzące twarze, że serce skruszy wstyd - w każdym Polaku”. I dalej: „Ja tam nie będę stał przed Grecji duchem - nie - pierwej skonam, niż tam iść - z łańcuchem". W tych strofach wstydzi się za Polaków. Nie jest w stanie nawet porównać ich z walecznymi Grekami, którzy w obliczu zagłady ze strony Perskiej nie uciekli, nie oddali się do niewoli, lecz zginęli wszyscy pod Termopilami, stając się symbolem patriotyzmu i poświęcenia dla Ojczyzny. Polakom zaś zabrakło odwagi do walki z zaborcą rosyjskim o własną niepodległość. Przyszłość ich narodu przestała wielu z nich w ogóle obchodzić, czego następstwem stała się wielka klęska powstania listopadowego. Polska - spętana łańcuchem niewoli i strachu - nie może stanąć godnie nad grobem walecznego Leonidasa i jedyne miejsce, które jej przysługuje, to pola Cheronei, skąd Grecy uciekli podczas decydującej bitwy z Macedończykami i gdzie ostatecznie utracili niepodległość.

Wspominając bitwę pod Cheroneą, Słowacki stawia nam przed oczami obraz oddziału Piotra Wysockiego biegnącego opustoszałymi ulicami Warszawy i wzywającego do walki o wolność. Niestety ich głosy odbijały się wtedy głuchym echem o szczelnie pozamykane okiennice budynków i nie pozostawiały żadnych śladów w sercach Polaków bojących się ponieść śmierci w obronie swojej Ojczyzny. Przerażająca jest perspektywa wołania garstki greckich wojowników, którzy - ponosząc śmierć pod Termopilami, a teraz powstając - mogliby zawołać: „Wielu was było?” Wielu nas było, wielu schowanych w swoich domach i obojętnych na los swojej Ojczyzny.

Słowacki również stara się odnaleźć przyczyny utraty niepodległości przez jego Naród. W mocnych słowach formułuje swoją opinię na ten temat:

"Polsko! lecz ciebie błyskotkami łudzą;
Pawiem narodów byłaś i papugą,
A teraz jesteś służebnicą cudzą”.

W tej strofie poeta kładzie nacisk na niecne postępowanie szlachty polskiej, która zaprzedała swoje człowieczeństwo i stała się - marnym niekiedy - naśladowcą obcych kultur, zapominając o pięknie swojej własnej. Wysuwa tu także porównanie szlachty polskiej do słynnej mitologicznej koszuli ofiarowanej przez Dejanirę jej mężowi, Heraklesowi. Koszula ta, przesiąknięta krwią zabitego przez Heraklesa centaura Nessosa, mająca wrócić jej miłość męża, doprowadziła przez zazdrość do jego śmierci w straszliwych męczarniach.

Słowacki mówi tu także o sobie, motywując cel stworzenia tego utworu: „(...)Choć wiem, że słowa te nie zadrżą długo w sercu - gdzie nie trwa myśl nawet godziny: mówię - bom smutny - i sam pełen winy”. Mówiąc prawdę o narodzie, wytykając ludziom ich błędy, poeta chce naprawić swój błąd, którym było brak jego udziału w powstaniu. Upokarza sam siebie, a tym samym następnym pokoleniom wskazuje drogę ku wolności. Nie boi się tego wszystkiego mówić, nie boi się przekleństwa, gdyż wie, że: „(...) Nie masz władzy przekląć - Niewolnico!” Myślę, że są to najmocniejsze i najbardziej trafne słowa tego utworu. Polska - zniewolona. Polska - Niewolnica.

Mimo bólu i rozgoryczenia przelanego na papier w tym wierszu, dla Polski jest jeszcze nadzieja. Poeta w swojej następnej poetyckiej wizji mówi o jej powstaniu, o powstaniu nagiej, nowej, niezawstydzonej niczym, a więc nieśmiertelnej Polski. Będzie ona taka potężna, iż „ludy przelęknie.” Jednak aby to nastąpiło, Polak ponownie musi stać się patriotą.

Juliusz Słowacki "Hymn" - "Smutno mi Boże"

Smutno mi, Boże! - Dla mnie na zachodzie

Rozlałeś tęczę blasków promienistą;

Przede mną gasisz w lazurowéj wodzie

Gwiazdę ognistą...

Choć mi tak niebo ty złocisz i morze,

Smutno mi, Boże!

Jak puste kłosy, z podniesioną głową

Stoję rozkoszy próżen i dosytu...

Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,

Ciszę błękitu.

Ale przed tobą głąb serca otworzę,

Smutno mi, Boże!

Jako na matki odejście się żali

Mała dziecina, tak ja płaczu bliski,

Patrząc na słońce, co mi rzuca z fali

Ostatnie błyski...

Choć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze,

Smutno mi, Boże!

Dzisiaj, na wielkim morzu obłąkany,

Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem,

Widziałem lotne w powietrzu bociany

Długim szeregiem.

Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,

Smutno mi, Boże!

Żem często dumał nad mogiłą ludzi,

Żem prawie nie znał rodzinnego domu,

Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi

Przy blaskach gromu,

Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę,

Smutno mi, Boże!

Ty będziesz widział moje białe kości

W straż nie oddane kolumnowym czołom;

Alem jest jako człowiek, co zazdrości

Mogił popiołom...

Więc że mieć będę niespokojne łoże,

Smutno mi, Boże!

Kazano w kraju niewinnéj dziecinie

Modlić się za mnie co dzień... a ja przecie

Wiem, że mój okręt nie do kraju płynie,

Płynąc po świecie...

Więc, że modlitwa dziecka nic nie może,

Smutno mi, Boże!

Na tęczę blasków, którą tak ogromnie

Anieli twoi w siebie rozpostarli,

Nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie

Patrzący - marli.

Nim się przed moją nicością ukorzę,

Smutno mi, Boże!

Wiersz rozpoczyna się wyznaniem "Smutno mi Boże" jest to apostrofa skierowana do Boga. Autor stwierdza, że wszystko co się dzieje do okoła jest dziełem Boga. Daje on wyraz swojej dumy i pychy. Słowa "Smutno mi Boże" określają wizerunek człowieka pogrążonego w smutku i melancholii. Następne wersy to próba określenia swojego moejsca w przestrzeni. Poeta oddalony od rodzinnych strn staje się dla obcych ludzi anonimowym podróżnikiem. Nie wzbudza zainteresowania, ale też sam nie otwiera swojej duszy, zachowuje kamienny wyraz twarzy. Jedyny godnym słuchaczem staje się Bóg i tylko wobec niego podmiot liryczny zdobywa się na ludzki akt żalu i rozpaczy. Swoje miejsce poeta sytuuje na samym środku morza - "sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem" Nadaje wędrówce wymiar nieskończącej się, bezcelowej podrózy. Przyszłość jawi się jako wielka niewiadoma. Podmiot liryczny świadomy jest własnej przemijalności i kruchości. Podmiot wpisany jest w różne perspektywy czasowe, przestrzenne, nie jest jednak w stanie osiągnąć wszystkich jednocześnie. Przedstawia się jako postać zagubiona i przytłowona.


Komentarz odautorski zamieszczony pod tekstem wyjaśnia okoliczności powstania wiersza. Napisał go Słowacki podczas swej podróży z Grecji do Egiptu. Płynął wówczas statkiem w kierunku Aleksandrii. O zmierzchu wychodził na pokład, by obserwować zachód słońca. W trakcie jednego z tak osobliwych wieczorów zobaczył na horyzoncie lecące bociany. One przypomniały mu Polskę i pogłębiły poczucie pustki i samotności. Smutny, wieczorny pejzaż wzmocnił nastrój melancholii wieczornego tułacza i emigranta, stworzył klimat do rozmowy z Bogiem o kształcie świata. W efekcie powstał test niezwykle subtelny z zarazem dramatyczny, który w systematyce literackiej otrzymał nazwę Hymnu o zachodzie słońca w odróżnieniu od drugiego wiersza Słowackiego o takim samym tytule.
Kompozycja wiersza - regularna budowa, składa się z 8 sześciowersowych strof o układzie rymów ababcc. Jest to jedenastozgłoskowiec w pierwszym, drugim, trzecim i piątym wersie oraz pięciozgłoskowiec w czwartym i szóstym. Ponadto trzeci z kolei wers w każdej zwrotce oznacza się tokiem przerzutniowym. Wreszcie każda zwrotka kończy się paralelizmem - systematyczne powtarzanie określonej struktury. Wiersz ma kompozycje klamrową, zaczyna się i kończy tym samym motywem pejzażowym. Wiersz Słowackiego zdaje się naruszać reguły poetyki hymnu. Chociaż przybiera formę monologu skierowanego do Stwórcy, to jednak nie jest to wypowiedz podmiotu zbiorowego lecz jednostki. W efekcie hymn przybiera bardzo osobisty, prywatny charakter. Bóg jest jedynie słuchaczem.
STROFA I - rozpoczyna się wyznaniem, „Smutno mi, Boże!”, które jest apostrofą skierowaną do Boga. W monolog zostały wpisane elementy liryki sytuacyjnej - opis wieczornego pejzażu morskiego, lazurowa woda, niebo rozświetlone tęczą blasków, zachodzące słońce - obrazy te wypełniają przestrzeń. Dominujące barwy zielone i złote nadają opisywanemu pejzażowy niezwykle malarski, efektowny wyraz. Dzięki wprowadzeniu czasowników ruchu - „rozlałeś”, „gasisz”, „złocisz” - obraz staje się ruchomy, dynamiczny. Motyw pejzażowy nie jest jedynie elementem dekoracyjnym. Określa relację między podmiotem lirycznym a Bogiem. To bowiem Bóg jest kreatorem tak przepysznego widoku. Osobowość przemawiająca w tekście staje przed Stwórcą obdarzona przekonaniem, że wszystko co się dzieje dookoła za sprawą boskich poczynań, dzieje się tylko i wyłącznie ze względu na nią samą,. Daje zatem wyraz swojej dumy i pychy. Obok perspektywy przestrzennej pojawia się druga perspektywa odsłaniająca pejzaż wewnętrzny - obraz duszy podmiotu lirycznego przywołany poprzez bezpośrednie wyznanie „Smutno mi, Boże”. kreśli on wizerunek człowieka pogrążonego w smutku i melancholii, cichego i zgaszonego. A zatem emanująca przyroda uwydatnia smutek duszy. Mroczny koloryt wnętrza bohatera zharmonizowany jest z porą dnia. Wieczór to przecież pora wyciszenia , czas refleksji u czas wyznania. W takiej też tonacji przemawia podmiot liryczny.
STROFA II - rozpoczyna ją dość rozbudowane poetyckie porównanie: „jak puste kłosy z podniesioną głową/stoję rozkoszny próżen i dosytu…”. Porównanie to pogłębia charakterystykę osoby mówiącej. Metafora „pustego kłosu” ale z „podniesioną głową” oznacza postawę pełną godności mimo niezbyt szczodrych darów fortuny. Następne wersy to próba określenia swojego miejsca w przestrzeni i wynikająca z tego umiejscowienia relacja wobec innych ludzi - „dla obcych ludzi mam twarz jednakową” - poeta oddalony od rodzinnych stron staje się dla obcych ludzi anonimowym podróżnikiem. Nie wzbudza zainteresowania, ale też sam nie ujawnia swoich rozterek, nie otwiera swojej duszy, zachowuje kamienny wyraz twarzy. Jedynym godnym słuchaczem staje się Bóg i tylko wobec niego podmiot liryczny zdobywa się na ludzki akt żalu i rozpaczy.
STROFA III - to obraz smutku poety porównany z płaczem dziecka za odchodzącą matką. Wiara w odwieczny, niezachwiany porządek rzeczy, w nieprzemijalność świata nie przynosi pocieszenia, a pogłębia jeszcze bardzie uczucie smutku i przygnębienia.
STROFA IV - przybiera kształt lirycznego opowiadania - ogrom przestrzeni przytłacza podmiot liryczny, powoduje zamęt w głowie - „…na wielkim morzu obłąkany…” - rodzi jednocześnie poczucie zagubienia i absurdu. Swoje miejsce sytuuje poeta na samym środku morza - „sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem” - ma to wymiar symboliczny. Nadaje wędrówce wymiar niekończącej się, bezcelowej podróży, a pielgrzymującego poetę naznacza piętnem tragizmu. Obraz utraconej ojczyzny otrzymuje bliski sercu wyraz „polski ugór”.
STROFA V - stanowi kontynuację refleksji zawartych w poprzednich zwrotkach zaznaczoną poprzez użycie w kolejnych wersach konstrukcji składniowych -„żem dumał”, „żem prawie nie znał”, „żem był jak pielgrzym…”. Formy czasy przeszłego sytuują wyznanie podmiotu lirycznego w planie retrospektywnym, wspomnienie rodzinnego domu, mogił obcych ludzi rodzi w efekcie gorzką refleksję o własnej samotności. Przyszłość jawi się jako wielka niewiadoma, w której człowiek nie potrafi znaleźć swojego miejsca, niczego ustalić do końca, nawet miejsca ostatniego spoczynku.
STROFA IV - zaczyna się apostrofą skierowaną do Boga. Podmiot liryczny świadom jest własnej przemijalności i kruchości. Białe kości złożone w mogile symbolizują one tragizm losu poety - wygnańca skazanego na tułaczkę i „niespokojne łoże” po śmierci. Rysuje się tutaj trzecia perspektywa - egzystencjalna, zawierająca prawdę o nietrwałości i przemienności ludzkiego losu, prawdę o nicości, ku której zmierza każdy człowiek.
STROFA VII - zbudowana została na kontraście pomiędzy pragnieniem powrotu do kraju rodzinnego, a faktyczną rzeczywistością. W planie wspomnieniowym pojawia się motyw dziecka gorliwie się modlącego o powrót poety do ojczyzny. Modlitwa dziecka ma jeszcze bardzie uwydatnić milczenie Boga, jego obojętność na ludzki los.
STROFA VIII - zawiera znany z pierwszej zwrotki motyw pejzażowy. Podmiot liryczny obserwuje wspaniałe, nieprzemijające dzieło Boga, który kreuje piękno dla człowieka. Jednocześnie w ten sposób objawia swoją wielkość, wieczność i trwałość i zmusza tym samym człowieka do uznania boskiej wielkości i uświadomienia sobie swojej kruchości i małości. Obserwacja zachodu słońca wywołuje zatem refleksje o przemijaniu - „nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie…” - połączoną niezgodą na nie - „nim się przed moją nicością ukorzę…”. Jednak zanim człowiek uzna swoją nicość, poprzedzą ją prawdziwe, czysto ludzkie uczucia: żal, smutek, gorycz, tęsknota. Stąd też wyciszona, spokojna tonacja wiersza. Podmiot liryczny mówi w sposób wyważony, narzucając emocją wyraźny rygor. Dyscyplinę uczuciową wzmacnia ponadto regularna budowa wiersza: rygorystyczne przestrzeganie liczby zgłosek w poszczególnych wersach, układ rymów ababcc , powtarzający się refren.
Podmiot liryczny, osoba mówiąca w wierszu wpisana jest w przeróżne perspektywy - czasowe, przestrzenne, egzystencjalne - i nie jest w stanie ogarnąć ich wszystkich jednocześnie. Jawi się więc jako postać zagubiona , przytłoczona poczuciem ich nieskończoności i bezwzględności.

Zygmunt Krasiński

Zygmunt Krasiński - Nie-Boska komedia

Znaczenie tytułu "Nie-Boska komedia": analogiczny jak w "Boskiej komedii" jest u Krasińskiego motyw potajemnej wędrówki hrabiego Henryka, oprowadzanego przez Przechrztę po obozie rewolucyjnym, gdzie widzi również piekło, ale jest to już piekło rewolucyjne, ziemskie, ludzkie; sceny te nie mają nic wspólnego z Bogiem - są dziełem ludzkim za namową szatana, co sugeruje też zawarte w tytule przeczenie "nie"; słowo "komedia" brzmi tu ironicznie.

Przebieg wydarzeń w utworze:

- Ślub Męża - hrabiego Henryka z Marią. Poczucie omyłki życiowej Męża.

- Fantastyczny lot Męża za Dziewicą, chrzest Orcia. Wizyta Henryka w szpitalu i śmierć Marii.

- Modlitwa Henryka z synem przy grobie Marii w dziesięć lat po jej śmierci.

- Spotkanie Henryka z Orłem. Postępująca choroba Orcia.

- Wędrówka Hrabiego po obozie rewolucjonistów, jego obserwacje.

- Spotkanie dwóch wodzów - Henryka i Pankracego, ich polemika - pojedynek ideowy.

- Przysięga hrabiego Henryka i arystokratów w katedrze zamku Św. Trójcy.

- Scena w lochach, sąd duchów nad Henrykiem. . Walka, starcie się dwóch obozów - arystokratycznego i rewolucyjnego, zdobycie zamku Św. Trójcy.

- Smierć Orcia i samobójstwo Henryka. Wizja Chrystusa - śmierć Pankracego.

Dramat rodzinny, problem romantycznego poety i poezji:

- w dniu ślubu Henryk jako Pan Młody widzi w ukochanej wcielenie piękna i poezji, chce, by była jego muzą i natchnieniem; oboje pobierają się z miłości, przeżywają szczęśliwe wydarzenie,

- Henryk na tle spraw rodzinnych jako mąż i ojciec; po ślubie rozpoczyna się tragedia, Henryk czuje się poetą, jest człowiekiem wrażliwym, nie interesuje się zwykłym, codziennym życiem ani sprawami rodziny, jest niezdolny do normalnego życia, czuje wokół siebie pustkę, nie odpowiada mu i nie daje mu szczęścia uporządkowane i zorganizowane życie rodzinne, nie dostrzega jego wartości, chce się z jego kręgu wyrwać i uciec przed rzeczywistością oraz codziennymi obowiązkami,

- jego poczucie omyłki życiowej przy boku kochającej go żony, która miała być dla niego muzą i natchnieniem, a okazała się zwykłą, ziemską kobietą, związaną z prozą codziennego życia, nie poetką; nie potrafi ona czuć i odbierać poezji, jest zbyt prosta i realistyczna, dlatego tak bardzo pragnie talentu poetyckiego dla swego syna (aby ojciec go kochał), żądając, aby stał się poetą; błogosławi go na poetę i przeklina, jeśli poetą nie będzie (bardzo dziwny chrzest!); później sama, już w czasie choroby psychicznej, mówi o sobie jako o poetce, chcąc tym odzyskać miłość swojego męża.

Portret Henrykajako romantycznego poety, tragizmjego oderwania się od rzeczywistości:

- Henrykjako człowiek i twórca: indywidualista, egoista, egocentryk, oderwany od realnego życia, wyobcowany, bezkrytycznie uwielbiający poezję, żyje tylko własnymi fikcjami poetyckimi i marzeniami o miłości i sławie; ten świat własnych marzeń i wyobraźni traktuje jako realny, idealny i ważniejszy od świata rzeczywistego,

- kochając i ceniąc tylko własne fikcje poetyckie ciągle przetwarza rzeczywistość w poezję i poddaje się jej urokowi,

- dostrzega on dramatyczną sprzeczność między swoim życiem, a uprawianą przez siebie poezją romantyczną; rozdźwięk między osobowością poety a pięknem jego słów został trafnie oddany w słowach, pisząc utwory na cześć miłości, nie dostrzega oddania i duchowych cierpień żony,

- daje się unieść własnej wyobraźni i mimo że zostaje (trzykrotnie) ostrzeżony przez Anioła Stróża, ulega trzykrotnie pokusom poetyckim, takim jak: Dziewica (symbol poezji), Orzeł (sława), Eden (natura),

- są to pokusy szatańskie, mamiące bohatera (ideał romantycznej poezji został ukazany w I cz. dramatu, marzenia o sławie, duma rodowa, poczucie własnej wyższości w pozostałych częściach, a obraz Edenu nie został rozwinięty w utworze, jest niejasny),

- poezja, sława i natura - trzy romantyczne ideały - są celem marzeń i dążeń Henryka; składają się na jego boski ideał poezji, ale wszystkie trzy stają się nieosiągalne, gdyż są jedynie złudzeniem romantycznej wyobraźni,

- dla marzeń poetyckich poświęca szczęście żony, życie syna i własny spokój; dopiero po powrocie do domu z wędrówki za złudą poezji zdaje sobie sprawę z pomyłki, która doprowadziła jego i rodzinę do tragedii,

- po śmierci Marii zrozumiał, że to ona była jego prawdziwą miłością, straconą, nieszczęśliwą, tragiczną, więc romantyczną, · po śmierci żony docenia dopiero, co znaczy być normalnym

człowiekiem, a nie poetą, lecz jestjuż za późno na odwrócenie sytuacji, przegrywa sam ze sobą; za późno przekonuje się, że idąc za marą piękna staje się igrzyskiem szatana,

- walczą o niego dobre i złe duchy, ale decyzja wyboru należy do niego i on ponosi za siebie ostateczną odpowiedzialność; w IV części w scenie w lochach zamku odbywa się nad nim sąd:

- w chwili samobójczej śmierci Henryk wypowiada słowa: "Poezjo, bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki!" - przeklina poezję, dostrzegając w niej przyczynę własnej

klęski, zarówno w życiu rodzinnym, jak i publicznym oraz źródło nieszczęść swoich najbliższych,

- w osobie hrabiego Henryka potępił Krasiński tych poetów romantycznych, którzy uciekali od ówczesnej rzeczywistości i zamykali się w kręgu własnych marzeń i fantazji, - pokazał fałszywego poetę, przez którego płynie strumień piękności, ale który sam nie jest pięknością,

- zrobił z niego człowieka potępionego na wieki za to, że niczego nie kochał, niczego nie czcił prócz siebie i swoich myśli.

Rewizja romantycznego mitu o poecie i poezji:

- Krasiński ukazuje typ poety "nieszczęśliwego" i typ poety błogosławionego":

- Henryk to poeta "nieszczęśliwy", przeklęty; podążył za szatańskim wcieleniem poezji, które nie pozwoliło mu żyć w codziennej rzeczywistości; "nieszczęśliwym" poetą czyni go również poczucie niemożności dokonania wiernego przekazu poetyckiego tego, czego pragnie,

- Orcio zbliża się do ideału poety "błogosławionego"; widzi oczyma duszy, ma wielki talent poetycki, zna tajemnice niedostępne dla innych; poezjajest dla niego treścią życia, oddzielnym światem, w którym żyje, ale płaci za wszystko zdrowiem (słaby, chory, traci wzrok),

. Krasiński dokonuje próby stopienia życia z poezją (co jego bohaterowi się nie udaje) i ostroje rozgranicza, przeciwstawiając romantycznej poezji ideał życia rodzinnego, a sławie - miłość bliźniego i filantropię,

· stwierdza, że poezja może być dwuznaczna:

- ideałem piękna, natchnieniem, świętością, czyli darem Boga (jak uważali romantycy),

- fałszem, źródłem nieszczęść, rozpaczą, przekleństwem, gdy przyczynia się do powstawania zła, a więc darem szatana, jak w przypadku hrabiego Henryka;

uprawianie poezji przez Męża, Orcia i Marię prowadziło w każdym z tych trzech przypadków do tragicznych następstw.

Rewolucja społeczna jako czynnik niszczący:

- Nie-Boska komedia" - dramat o powszechnej rewolucji społecznej, który nie mówi konkretnie o powstaniu listopadowym, ale nawiązuje do niego przez podkreślenie, że celem rewolucji jest zniszczenie arystokracji (zgodnie z opinią ojca poety o powstaniu listopadowym); w krajach zachodnich rewolucje były już kierowane przeciwko burżuazji,

- Krasiński, arystokrata, wróg rewolucji, jest przekonany, że: - Europa znajduje się w przededniu powszechnej rewolucji ludowej,

- rewolucja jest historyczną koniecznością, - jest ona nieuchronna i nieunikniona,

- niewłaściwe stosunki społeczne muszą do niej doprowadzić, - przyczyną jej jest nędza, krzywda i cierpienie mas ludowych oraz egoizm, pasożytnictwo i zachłanność klas posiadających,

- jest ona katastrofą przynoszącą zagładę dotychczasowego dorobku ludzkiego,

- wynikiem jej musi być zniszczenie starego, feudalnego porządku społecznego,

- jest ona czynnikiem wyłącznie niszczącym; może doprowadzić do zniszczenia starego świata, ale nie będzie zdolna do zbudowania nowego, piękniejszego świata (ojakim marzy wódz rewolucjonistów - Pankracy), bo nie można niczego zbudować, kierując się nienawiścią i zemstą; ludziom powinna przyświecać idea miłości Chrystusa i bliźniego; czynnikiem twórczym w życiu społeczeństw jest tylko miłość Chrystusowa, która jest zdolna odrodzić świat, ale takiej miłości nie ma ani wśród rewolucjonistów, ani wśród arystokracji,

- Nie-Boska komedia" jest ostrzeżeniem przed rewolucją; wjej obrazie, jaki poeta daje w utworze, góruje idea nienawiści do panów, żądza odwetu i chęć materialnego użycia; rewolucjajawi sięjako piekło na ziemi,jako przerażająca, krwawa, szatańska potęga niszczenia.

Obóz arystokratyczny:

- bóz arystokratyczny to szlachta, hrabiowie, baronowie , książęta, burżuazja i bankierzy - warstwy najbogatsze, najbardziej wpływowe w hierarchii społecznej i broniące ustalonego porządku społecznego; przedstawicielem ich i wodzem jest hrabia Henryk,

- Krasiński patrzy obiektywnie na arystokrację, czyli swoją klasę społeczną: daje trafny, głęboki i właściwy jej obraz, bezlitośnie, nawet z pogardą obnaża wszystkie wady i zbrodnie arystokratów i szlachty, a częściowo również bankierów i fabrykantów; potępia ich i skazuje na zagładę,

- zarzuca arystokracji wszystkie cechy typowe dla klas zdegenerowanych i zamierających oraz mocno podkreśla zbrodnie, które w ciągu wieków składały się na wybuch gniewu mas ludowych,

- w czasie wędrówki hrabiego Henryka po obozie rewolucjonistów pod adresem arystokracji padają ostre słowa krytyki ze strony lokai pragnących zemsty za lata ciężkiej pracy i pogardy; padają słowa przekleństwa dla kupców i dyrektorów fabryk od rzemieślników skarżących się na swój los, za ślęczenie" w ciasnej komorze nad warsztatem jedwabiu;

słychać też okrzyki nienawiści chłopów pańszczyźnianych do panów i żądanie ich śmierci za dni pańszczyzny i wszystkie krzywdy,

- w czasie spotkania Pankracego z Henrykiem wódz rewolucjonistów bardzo ostro krytykuje arystokratów, zarzucając im: zdegenerowanie, małość, tchórzostwo, słabość, wyzysk, rozpustę, podłość, fałszerstwo, przekupstwo, nicość moralną, zbrodnie, egoizm stanowy, nazywając ich ludźmi zgrzybiałymi i robaczywymi,

- Krasiński, krytykując arystokrację, podkreśla równocześnie jej zasługi, stając w obronie wartości przez nią tworzonych; hrabia Henryk w czasie rozmowy z Pankracym przypomina, że arystokracja od wieków broniła granic państwa, wiary

chrześcijańskiej, tradycji, dbała o kulturę i rozwój duchowy społeczeństwa oraz opiekowała się ludem wiejskim,

- w obliczu klęski arystokraci załamują się szybko, nie chcą się bić dalej, żądają od hrabiego Henryka układów, wypowiadają mu posłuszeństwo, są podli, pozbawieni godności osobistej, myślą tylko o ratowaniu własnego życia, nawet za cenę honoru, rozpaczliwie szukają dla siebie ratunku choćby w hańbie i upodleniu,

w scenie pertraktacji Ojca Chrzestnego z Henrykiem, ten nie chcąc słyszeć o układach, sam krytykuje ostro arystokratów, zadając im pytania-oskarżenia, na które nie oczekuje odpowiedzi:

- walkę dwóch obozów - arystokracji i rewolucjonistów umieścił Krasiński w Okopach Św. Trójcy na Podolu, upamiętnionym przez konfederację barską, w której chlubnie zapisali się przodkowie jego rodu.

Mąż - hrabia Henryk:

- romantyczny poeta i dumny arystokrata, po swej metamorfozie nie poświęca się za ojczyznę i nie walczy ojej wolność, jak inni bohaterowie romantyczni, lecz o interesy swojej klasy społecznej,

- człowiek próżny, pragnie sławy, której mitem mamił go Szatan - Orzeł; żądny władzy, chce odegrać rolę przywódcy, wyróżnia się w obozie arystokratów jako szlachetny, dumny i odważny ich obrońca,

- jest osamotniony, pogardza zarówno tymi, z którymi walczy jak i tymi, którymi kieruje,

- za swój egoizm zostaje należycie oceniony w scenie w lochach zamku, gdzie słyszy gorzkie słowa potępienia,

- onjeden spośród arystokratów walczy do końca, zachowuje swoją godność nawet w obliczu klęski, a w końcu popełnia samobójstwo, by nie dostać się w ręce wrogów, złorzecząc poezji, która go pchnęła do walki,

- klęska,jaką Henryk ponosi, wg Krasińskiego,jest konsekwencją jego życia i charakteru; klęska ta jest jednocześnie klęską całej klasy społecznej, którą on reprezentuje.

Obóz rewołucjonistów:

- obóz rewolucji to robotnicy, rzemieślnicy, chłopi, lokaje i przechrzty (Żydzi, którzy przyjęli chrześcijaństwo)

- głodni, wynędznieni, spracowani; ubrani w łachmany nędzarze, którzy nie mogą już dłużej znosić wyzysku, są doprowadzeni do ostateczności, gotowi do walki,

- do walki gna ich głód, nędza, rozpacz, cierpienie, poniżenie, hańba, chęć wywalczenia lepszych warunków życia,

- cechuje ich nienawiść do arystokratów, żądza zemsty, rozlewu krwi i odwetu za doznane krzywdy, poniżenia oraz chęć użycia,

· opinia o rewolucjonistach:

- wypowiedzi przedstawicieli robotników, lokai, rzemieślników i chłopów w czasie wędrówki Henryka po obozie rewolucyjnym w towarzystwie Przechrzty,

- wypowiedzi Henryka w czasiejego rozmowy z Pankracym, kiedy mówi, że patrząc w nocy na pląsy motłochu, widział stare zbrodnie świata odziane w nowe szaty,

- Krasiński ukazał rewolucjonistów mniej obiektywnie niż arystokratów, w negatywnym świetle, stronniczo, krzywdząco; rewolucjoniści w jego oczach to bezideowy, rozwydrzony motłoch, którego celem jest "rozpusta, złoto i krew" oraz zniszczenie starego świata feudalnego; brak w nich idei tworzenia nowej rzeczywistości; żaden z rewolucjonistów nie widzi prawdziwego celu rewolucji - budowy nowego świata na gruzach starego,

- jedynie Pankracemu przypisuje zrozumienie celów i zadań rewolucji, o czym świadczy wypowiedź Pankracego o "połowie pracy" wykonanej oraz jego marzeniach na przyszłość

- żądzę zemsty ukazuje Krasiński jako dążenie rewolucjonistów do osiągnięcia celów osobistych,

- sądzi, że na gruzach starego świata powstanie nowa uprzywilejowana klasa (np. Blanchetti myśli o własnej karierze, przechrzty myślą jedynie o zwycięstwie Izraela, ludem pogardzają),

- Krasiński ukazuje, że Okopy Św. Trójcy zostają zdobyte przez rewolucjonistów, ale żadna ze stron nie osiągnęła ostatecznego zwycięstwa, bo jedni zostaną wytępieni, a drudzy skażą się na zagładę przez swoje zbrodnie i rozpustę, a wtedy przyjdzie Chrystus i dokona ostatecznego sądu,

- Pankracy, wg Krasińskiego, odnosi tylko chwilowe zwycięstwo, pada martwy przed wizją Chrystusa z okrzykiem "Galilejczyku, zwyciężyłeś"; jego śmierć jest wynikiem ingerencji Boga w historię; o ostatecznym wyniku walki decyduje interwencja Boża, interwencja Opatrzności czuwającej nad biegiem dziejów historii; zagadnienie historii i Boga; prowidencjalizm - teoria uwzględniająca dwa czynniki zmian: ludzki i Boży, wedhzg niej historiajest wynikiem planów i wyroków Boga; taką logikę zastosował Krasiński w swoim utworze.

Pankracy: człowiek o wielkim rozumie i żelaznej woli, pogardza rewolucjonistami, odczuwa swą wyższość nad masami, którymi kieruje, umie ocenić pozytywne rysy charakteru Henryka ("onjeden spośród was dotrzymał słowa"), prowadzi rewolucjonistów do walki i zwycięża; zdobywa ostatnią w Europie ostoję arystokratów - Okopy Św. Trójcy, a resztki jej obrońców każe stracić, odnosi zwycięstwo, ale spocząć nie umie, jego plany zbudowania nowego społeczeństwa wolnego, bogatego i szczęśliwego, marzenia, aby ziemia stała sięjednym kwitnącym miastem, nie spełniają się, gdyż pada martwy, rażony wizją Chrystusa, jego śmierć, w intencji Krasińskiego, miała wyrażać klęskę obozu rewolucyjnego; lecz on ginie, a rewolucjoniści pozostają przy życiu.

Cyprian Kamil Norwid

Cyprian Kamil Norwid urodził się pod Warszawą w 1821 roku. Był więc poetą ukształtowanym przez inne niż najwięksi polscy poeci romantyczni wydarzenia artystyczne i społeczno - polityczne. Zdecydowaną większość swego życia spędził poza granicami kraju. Najpierw przebywał w Paryżu, potem wyjechał w poszukiwaniu sukcesu do Ameryki, stamtąd do Londynu i wreszcie z powrotem pojawił się w Paryżu. Niestety, jego twórczość nie odnosi żadnego sukcesu, ciągłe rozczarowania i okresy dotkliwej nędzy sprawiają, że poeta ostatnie lata swego życia spędza, zapomniany i niezrozumiany przez współczesnych, w przytułku św. Kazimierza pod Paryżem, gdzie tworzy do końca życia.

Norwid był twórcą posiadającym bardzo szerokie i wszechstronne zainteresowania artystyczne. Zajmował się poezją, dramatopisarstwem, prozą, sporo też rzeźbił i rysował.

C. K. Norwid prócz wielu rysów indywidualnych tym jeszcze różnił się od innych romantyków, że podejmował tematy ponadczasowe, uniwersalne, a nawet historię Polski i problem walki o niepodległość ujmował w kategoriach ogólnoludzkich. W poezji Norwida bardzo ważne są następujące motywy:
- kult ludzi wielkich, wybitnych jednostek i ich miejsca w społeczeństwie;
- rozważania o człowieku, jego sytuacji w świecie, zależności od historii, cywilizacji i natury, konflikcie jednostka - świat;
- historia - czym są dzieje ludzkości i jak je rozumieć ?
- sztuka i rola artysty - specyficzna, Norwidowska koncepcja artysty, sztuki i poezji;
- miłość jako uczucie ponadczasowe;
- antyk - jego bogaty dorobek kulturowy a świat współczesny

Cyprian Kamil Norwid - Bema Pamięci Żałobny Rapsod

...Iusiurandum patri datum
usque ad hanc-diem i
ta servavi...
Annib
al

I
Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,
Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? -
Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan;
Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.
- Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,
Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.
Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą i znaki
Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami
Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki...
Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami...
 
II
Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona
Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa,
Drugie, w konchy zbierając łzę, co się z twarzy odrywa,
Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona...
Inne, tłukąc o ziemię wielkie gliniane naczynia,
Czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia.
 
III
Chłopcy biją w topory pobłękitniałe od nieba,
W tarcze rude od świateł biją pachołki służebne;
Przeogromna chorągiew, co się wśród dymów koleba,
Włóczni ostrzem o łuki, rzekłbyś, oparta pod-niebne...
 
IV
Wchodzą w wąwóz i toną... wychodzą w światło księżyca
I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,
I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, przeświéca,
Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął...
 
V
Dalej - dalej - aż kiedyś stoczyć się przyjdzie do grobu
I czeluście zobaczym czarne, co czyha za drogą,
Które aby przesadzić, Ludzkość nie znajdzie sposobu,
Włócznią twego rumaka zeprzem jak starą ostrogą...
 
VI
I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody,
W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów,
Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody,
Serca zmdlałe ocucą - pleśń z oczu zgarną narody...

Gen. Józef Bem był w XIXw. znany i popularny. Uczestniczył w powstaniu listopadowych, powstaniu na Węgrzech, Wiośnie Ludów, wojnie z Turcją. Dla Norwida jest on symbolem narodowej wolności.

Treścią utworu jest głównie pogrzeb. Jest on stylizowany na dawny pogrzeb wodzów średniowiecznych (użyte są rekwizyty: topory, łuki, tarcze, towarzyszyły panny żałobne).

W okresie średniowiecza Polska była potęgą. Norwid stylizując pogrzeb na wielkiego wodza, nawiązuje do tej świetności. Określa tu rangę wodza - Bema, nadaje mu wszystkie przywileje doskonałego władcy. W pogrzebie bierze udział wojsko, cały naród, a także cała ludzkość i natura.

Część V - mowa o śmierci, której ludzkość nie jest w stanie się oprzeć. Człowiek jest śmiertelny, nie może się obronić. Rumak jest symbolem wartości, które są nieśmiertelne, które będą angażować wiele osób. Człowiek nie może oprzeć się śmierci w przeciwieństwie do niektórych wartości. Rumak jest własnością Bema, a więc symbol wolności jest jedną z tych wartości.

Korowód zmierza do działania, ma do niego wszystkich obudzić, poruszyć, zaangażować ich do wyrażenia swojej niezgody na niewolę. Są to ludzie ujęci snem, bezwolni. Idea pragnienia wolności jest wstanie ich obudzić. Ludzie, którzy przekroczyli czeluść, to ci, którzy uwierzyli w tę ideę, to nowe pokolenie. Śmierć Bema nie kończy jego misji. Jego myśl będzie kontynuowana w przyszłych pokoleniach. Słuszna idea jest nieśmiertelna. Będzie rozwijana przez potomków.

Podczas całego wiersz panuje monotonny, powolny ruch. Dopiero pod koniec staje się bardziej dynamiczny. Nadaje to nastrój grozy, patetyczności, żałoby. Oddziaływanie na zmysły czytelnika wyobraźnią, tak jakby uczestniczył on sam w pogrzebie. Wykorzystanie syntezy sztuk aby wywołać nastrój uwiarygodnić go.

Charakterystyczne cechy jego twórczości:

-tworzenie neologizmów

-lapidarność, oszczędność słowa, dążenie do maksymalnego skrótu

-nadawanie wyrazom nowych znaczeń

-przemilczenie, niedopowiedzenie do końca pewnej myśli

-stosowanie wielokropka jako graficznego znaku niedopowiedzenie; wiersze nie kończą się z reguły puentą ale zachętą do intelektualnej pracy

-posługiwanie się elipsą (pominięcie pewnego elementu zdania będącego jego częścią składową)

-posługiwanie się aluzją, symbolem

-synteza środków wyrazu, synteza sztuki, stworzenie w utworze pewnego nastroju poprzez zaatakowanie różnych zmysłów czytelnika

Bolesław Prus

Bolesław Prus „Lalka”

Aleksander Głowacki, herbu Prus I, później używający pseudonimu Bolesław Prus urodził się 20 VIII 1847 r. w Hrubieszowie nieopodal Lublina, zmarł zaś w 19 V 1912 r. w Warszawie którą uczynił bohaterem swoich licznych opowiadań, nowel, powieści, felietonów i artykułów.

„Lalka” jest jedną z trzech, obok „Faraona” i „Emancypantek”, jego najważniejszych powieści. W nich najpełniej wyraził swoje pozytywistyczne poglądy, które sprowadzają się do stwierdzenia, iż pisarz poprzez dzieło powinien prezentować postawę obywatelską, a tym samym kreować bohaterów reprezentujących ludzi czynu i pożytecznej, przede wszystkim w kategoriach społecznych, pracy. Ukazywać człowieka sukcesu, bogacącego się, dostarczającego dóbr materialnych społeczeństwu i narodowi, dbającego o innych, przede wszystkim o tych, którzy są od nich zależni.

Prus będąc zwolennikiem prozy realistycznej, stronił od literatury tendencyjnej, a wyrazem tego jest „Lalka”.

Kompozycja powieści

Osią kompozycyjna jest miłość Wokulskiego do Izabelli. Wokół wątku miłosnego autor koncentrycznie rozbudował akcję utworu, konsekwentnie stosując „technikę nawarstwaiania motywów”. Taka budowa fabuły dała Prusowi możność ukazania różnorodnych środowisk, konfliktów, sytuacji i związanych z nimi osób.

Obok narracji odautorskiej, bezpośredniej, mamy do czynienia z narracją bezpośrednią (pamiętnik Rzeckiego).

„Lalka” to powieść dwutomowa składająca się z 37 tytułowanych rozdziałów, z których każdy stanowi zamknięta całość fabularną. Wśród nich 9 rozdziałów to „Pamiętnik starego subiekta” (t.I: rozdz.3, 10, 20, 21; t.II: rozdz.7, 8, 9, 14, 16)

Akcję powieści, czasowo i problemowo, otwiera rok 1878 a kończy 1879. Pamiętnik Rzeckiego opowiada przede wszystkim o przeszłości i sięga do lat trzydziestych (dzieciństwo subiekta), a poprzez wspomnienia ojca do okresu jeszcze wcześniejszego - „czasów napoleońskich”.

Ignacy Rzecki - ostatni przedstawiciel postawy romantycznej

Ignacy Rzecki, człowiek sumienny i wymagający od innych systematycznej pracy, mieszka samotnie w skromnym pokoiku za sklepem. Jest to reprezentant poprzedniego romantycznego pokolenia, wierzy w gwiazdę Bonapartych, a swoje przemyślenia, wspomnienia oraz relacje z bieżących wydarzeń zapisuje w pamiętniku. Dzięki tym notatkom poznajemy dzieje autora pamiętnika.

Pochodzi z ubogiej rodziny, wychowywał go ojciec, woźny w Komisji Spraw Wewnętrznych i ciotka. To ojciec wpoił mu kult Napoleona I - cesarza rozdającego chłopom ziemię, obalającego trony i przynoszącego ludziom wolność. Od najmłodszych lat pracował w sklepie Jana Mincla, Niemca z pochodzenia, który prowadził swój interes na sposób patriarchalny. Wraz z przyjacielem, Augustem Katzem, próbował w czyn wprowadzić romantyczne hasła wolności, równości i braterstwa i walczył w 1848 r. na Węgrzech. Po samobójczej śmierci Katza (patrioty, który nie mógł znieść myśli o klęsce powstania styczniowego) przez 2 lata tułał się po Europie, wreszcie schwytany podczas próby przekroczenia granicy Królestwa rok spędził w więzieniu. Dzięki pomocy syna Mincla powrócił do Warszawy i sklepu. Do końca życia pozostał wierny swoim ideałom, naiwnie oczekując nowej koniunktury politycznej, w której raz jeszcze będzie można podjąć walkę o wolność. Idealistyczny, nierealny stosunek do życia przenosi również na sprawy prywatne. Uwielbiana przez starego subiekta pani Stawska wychodzi za mąż nie za Stacha, a za „lekkoducha” Mraczewskiego. Podziwiany Wokulski, który mógłby być, w zamyśle Rzeckiego, przywódcą w wielkiej narodowej sprawie, ginie z miłości do niegodnej go kobiety. Sklep, któremu oddał swe siły przeszedł w ręce Henryka Szlangbauma (Żyd, któ®ego ojciec lichwiarz z powodu odejścia syna od religii przodków wydziedziczył). Cały świat, wyhodowany w wyobraźni starego subiekta, runął. Umiera w przekonaniu, iż „non omnis moriar” (nie wszystek umrę).

Stanisław Wokulski - bohater łączący w sobie cechy romantyka i pozytywisty.

Główny bohater „Lalki” reprezentuje idealistów epoki pośredniej, z pogranicza romantyzmu i pozytywizmu. Od wczesnej młodości życie nie szczędziło mu cierpień, krzywd i poniżenia. Wybitnie zdolny został przez własnego ojca (szlachcica) zmuszony do upodlającej pracy w jadłodajni Hopfera. Tu jednak zetknął się ze studentami akademii medycznej, którzy zaszczepili mu romantyczny rewolucjonizm. To z kolei pchnęło go do powstania styczniowego. Otrzeźwiał na Syberii, zrozumiał, że idee romantyzmu przebrzmiały. Na wygnaniu zetknął się z wybitnymi uczonymi (Czerski, Czekanowski, Dybowski) i dzięki nauce poczuł się wreszcie człowiekiem wolnym. Szanowano go i podziwiano, a jego wynalazki znalazły uznanie w petersburskich towarzystwach naukowych. Pełen nowych sił i optymizmu powrócił do kraju, by mu służyć swą wiedzą. Tu jednak spotkało go rozczarowanie, nie zapomniano, że był subiektem. Z głodu i nędzy postanowił ożenić się z bogatą kupcową i u boku zazdrosnej i ograniczonej żony spędził 4 lata. Czterdziestopięcioletniego kupca z apatii wyrwała miłość, którą pojmował na sposób romantyczny. Obiektem uczuć była panna Izabella. Mając świadomość dzielącej go od ideału różnicy społecznej, całą energię wykorzystywał, by zbliżyć się do ukochanej. Postanowił wzbogacić się (narażał życie, by zarobić 300 tysięcy rubli), przyjął sposób życia sfer arystokratycznych (kupno klaczy wyścigowej, pojedynek z Krzeszowskim, udział w rautach, konieczność eksponowania blichtru zamożności, nauka j. angielskiego). Jednak zaślepienie miłosne nie zabiło w nim człowieka myślącego, dlatego też miłości towarzyszy rozdarcie wewnętrzne. Bezustannie walczy w nim pozytywista z romantykiem, społecznik ze skrajnym indywidualistą, idealista z racjonalista. Potrafił krytycznie ocenić wartość klasy do której popychało go uczucie. Jednak miłość spowodowała katastrofę. Kiedy zrezygnował z walki o uczucie panny Izabelli, zrezygnował też z egzystencji w społeczeństwie, które go nie rozumiało i odepchnęło. Stwarzając pozory samobójstwa (wysadzenie kamienia w ruinach zasławskiego zamku), testamentem pożegnał się z przyjaciółmi. Z wielu niedomówień można wnioskować, że wybrał pracownię Geista (uczonego dziwaka, który w Paryżu pracował nad wynalezieniem metalu lżejszego od powietrza) jako już jedyny życiowy cel.

Julian Ochocki - najmłodszy idalista

Tak jak dla Rzeckiego i Wokulskiego nie było miejsca w ówczesnym społeczeństwie, tak i nie znalazło się ono dla najmłodszego reprezentanta niepoprawnych marzycieli, Juliana Ochockiego. Urodził się w rodzinie spkrewnionej z arystokratycznymi rodami, wprawdie zbiedniałej, ale utrzymujące przyzwoity poziom życia. W porę dostrzeżono jego zdolności i umożliwiono zdobycie dyplomu dwu wyższych uczelni (wydziału przyrodniczego na uniwersytecie i mechanicznego na politechnice). Wychowany w pozytywistyvznym kulcie nauki, Ochocki wierzy w nieograniczone możliwości ludzkiego rozumu. Wrażliwy, zdolny i wykształcony marzy o zbuodwaniu latającej machiny. Marzenie to nie było fantastyczną mżonką, ale niedorzecznością była wiara wynalazcy o nadzwyczajnych możliwościach techniki w sferze pzrekształceń ustrojowych - młody człowiek wierzy, że cudowne odkrycie uszczęśliwi ludzkość.

Obraz społeczeństwa polskiego

Na kartach powieści ukazani sa reprezentanci różnych grup społecznych, środowisk i zawodów Warszawy lat siedemdziesiatych XIX w.

1.Mieszczaństwo:

•stare pokolenie: Jan Mincel, spolszczony Niemiec, kupiec, który własną praca dorobił się sklepu w centrum Warszawy. Uczciwy i pracowity wzbogacił się, wychowując pokolenie równie jak on oszczędnych i zpobiegliwych handlowców (syn Jan, Rzecki);

•średnie pokolenie: Ignacy Rzecki, August Katz. Pracują, ale i walczą „za wolność naszą i waszą” realizując swój romantyczny światopogląd;

•nowe pokolenie: Stanisław Wokulski. Przedsiębiorczy i energiczny, robi błyskawiczna karierę, dziesięciokrotnie powiększając pozostawiony przez żonę majątek. Dorabia się na handlu, na dostawach międzynarodowych dzięki sytuacji jaka wytworzyła się na ziemiach polskich po powstaniu styczniowym.

Grupę te cechuje brak energii, bezruch, rezygnacja ze zdobywania majątku i pozycji społecznej. Każdy objaw większej przedsiębiorczości uważany jest w tym środowisku z czyn niepoczytalny. Nic więc dziwnego, że pozycję pierwszoplanową w życiu ekonomicznym kraju zdobywają Żydzi posiadający energię, pracowitość i cierpliwość w zdobywaniu zamierzonych celów i poczucie solidarności w grupie.

2.Arystokracja: pani Wąsowska(piękna i nieco cyniczna wdowa) baronowstwo Krzeszowscy (skłócone małżeństwo, w którym baron roztrwonił majątek grając na wyścigach, a baronowa, po stracie jedynej córczki, popadła w histerię) prezesowa Zasławska (mądra staruszka, którą ze stryjem Wokulskiego łączyło wielkie uczucie. Jej wzorowo prowadzony majątek, z ochronkami dla chłopskich dzieci, dbałością o służbę i fornali to wyjątkowa szczęśliwa wysepka wśród ogólnego niedbalstwa), Tomasz Łęcki (bankrut, przekonany o swej wybitnej wartości i energii w rzeczywistości reprezentuje poziom umysłowy graniczący z tępotą. Zajmuje go jedynie salonowa etykieta) i jego córka Izbella (jej osobowość to klasyczny produkt salonów. Rozpieszczona egoistka nie potrafi z niczego sobie odmówić ani z niczego zrezygnować), Ochocki, Kazimierz Starski (amoralny i cyniczny), baron Dalski narzeczony wnuczki prezesowej, zaślepiony miłością, zdziecinniały i naiwny), książę (najbardziej wartościowa postać, popiera projekt założenia Spółki do handlu ze Wschodem, pragnie coś zrobić dla „nieszczęsnego kraju”, ale brak mu energii i zdolności umysłowych)

Tę grupę społeczną oskarża pisarz o doprowadzenie kraju do upadku, o zanidbanie interesów narodowych. Cechuje ją: — pasożytnictwo, — próżniactwo, — zbytkowy tryb zycia, gonitwa za rozrywkami, — brak patriotyzmu, — nieuzasadniona pycha z powodu swego arystokratycznego pochodzenia, pogarda dla ludzi pracy, — brak godności własnej (gonitwa za posagiem).

3.Lud: Wysoccy, Węgiełek (kamieniarz, Magdalenka (młoda dzieczyna, prostytutka, którą zajał się Wokulski wpierw posyłając do zakonnic na naukę szycia, a następnie umieścił pod opieką rodziny furmana Wysockiego) - ukazany jest wyłącznie marginesowo. W czasie spaceru Wokulskiego po Powiślu.

Ukazany jest jako warstwa ustawicznie krzywdzona, bez możliwości rozwojowych.

4.Przedstawiciele innych środowisk: Żydzi (Henryk Szlangbaum, doktor Szuman, który na skutek młodzieńczej miłości zrezygnował z praktyki i zjął się badaniem ludzkich włosów), studenci (Patkiewicz i Maleski), subiekci (Mraczewski, Lisiecki, Zięba), socjaliści (mizerny Klejn) oraz nieliczni reprezentanci inteligencji miejskiej (sprytny adwokat prowadzący sprawy Wokulskiego, pani Misiewiczowa - matka Heleny Stawskiej zarabiającej na życie lekcjami muzyki, żyjąca z pośrednictwa eks-nauczycielka p. Meliton)

"Lalka" (streszczenie)

„Lalka”
Rozdział pierwszy

Jest rok 1878. W jednej z warszawskich jadłodajni toczy się rozmowa pomiędzy trzema mężczyznami: panem Deklewskim, radcą Węgrowiczem i Szprotem. Z rozmowy tej poznajemy dzieje Wokulskiego.

Mając ponad dwadzieścia kilka lat był subiektem w lokalu Hopfera. W tym czasie poszedł do Szkoły Przygotowawczej, a później wstąpił do Szkoły Głównej - wyższej uczelni. Stanisław w dzień pracował, nocami zaś się uczył. Był bardzo drażliwy i wybuchowy. Nie znosił zaczepek ze strony gości. Po niecałym roku porzucił studia i wziął udział w powstaniu styczniowym. Został z tego powodu zesłany na Syberię, w okolice Irkucka. W 1870 r. wrócił do Warszawy, gdzie bezskutecznie poszukiwał pracy. Dzięki pomocy Rzeckiego został w końcu przyjęty do sklepu wdowy Minclowej. Po roku ożenił się z nią. W 1875 r. Minclowa zmarła, zostawiając Wokulskiemu sklep i 30 000 rubli gotówką. Pan Stanisław natomiast pozostawił sklep w rękach Rzeckiego, a sam wyjechał do Turcji, aby zarabiać na dostawach dla wojska w czasie trwającej podówczas wojny rosyjsko-tureckiej.

Rozdział drugi
Rządy starego subiekta

Ignacy Rzecki prowadzi pod nieobecność Wokulskiego sklep, który zyskuje sobie wśród warszawskich klientów coraz większą renomę. Pracownikami magazynu są: Klejn, Lisiecki i Mraczewski. Ten ostatni cieszy się dużym powodzeniem wśród klientów, a zwłaszcza wśród pań. Rzecki natomiast rzetelnie przykłada się do swoich obowiązków, ale marzy nieraz o dalekiej podróży.

Rozdział trzeci
Pamiętnik starego subiekta

Za młodu Rzecki mieszkał ze swą ciotką na Starym Mieście. Jego ojciec był żołnierzem, "a na starość (został) woźnym w Komisji Spraw Wewnętrznych" (był to organ administracji działający w Królestwie Kongresowym). Ciotka Ignacego była praczką. Była osobą bardzo religijną. Ojciec natomiast był wielbicielem Napoleona. Z tego powodu syna swego chciał wychować w duchu wierności cesarzowi. Głównym elementem edukacji małego Ignacego była musztra. W 1840 r. umarł ojciec Ignacego. Ciotka - za radą przyjaciół starego Rzeckiego (Raczka i Domańskiego) zdecydowała się oddać osieroconego chłopca na praktykę do kolonialna-galanteryjno-mydlarskiego sklepu będącego własnością starego Jana Mincla. Sklepikarz ten zatrudniał czterech pracowników: małego Ignacego, Augusta Katza oraz dwóch swych synowców - Franca i Jana. W niedziele Mincel uczył Ignacego "towaroznawstwa" i sztuki handlu. Po kilku latach pracodawca zżył się bardzo ze swym młodym pomocnikiem. W 1846 r., po śmierci starego Mincla, sklep otrzymali w spadku Franc i Jan. Franc pozostał na miejscu i prowadził nadal sklep z towarami kolonialnymi, Jan zaś - z częścią galanteryjna-mydlarską - przeniósł się na Krakowskie Przedmieście i ożenił się z Małgorzatą Pfeifer. Po śmierci Jana Małgorzata wyszła za Wokulskiego.

Rozdział czwarty
Powrót

Wokulski powraca z Turcji. Opowiada Rzeckiemu o podróży i swych przeżyciach. Przywiózł ze sobą 300 000 rubli. Pan Ignacy jest wzruszony i zarazem uradowany powrotem przyjaciela.

Rozdział piąty
Demokratyzacja pana i marzenia panny z towarzystwa

Łęcki - wraz ze swą córką Izabelą - w miarę pogłębiania się ich problemów finansowych zrywali stopniowo znajomości, aż wreszcie przestali utrzymywać stosunki z większością krewnych i znajomych. Izabela odrzuciła w tym czasie zaloty licznych konkurentów, czego zresztą po pewnym czasie żałowała ponieważ wraz ze zmniejszaniem się kapitału ojca coraz mniej było kandydatów do jej ręki.

Rozdział szósty
W jaki sposób nowi ludzie ukazują się nad starymi horyzontami

Izabela postanawia sprzedać swoją srebrną zastawę. Po niedługim czasie dowiaduje się, że zastawę wykupił Wokulski. Panna domyśla się, że ten sam człowiek wykupił swego czasu od wierzycieli wszystkie weksle jej ojca, jednak nie potrafi sobie wytłumaczyć postępowania pana Stanisława, który jest dla niej całkiem obcy. Okazuje się, że Wokulski wkradł się w łaski jej ojca i ciotki. Łęcki ma zamiar wejść z Wokulskim w spółkę handlową. Wreszcie Izabela przypomina sobie, że spotkała już niegdyś pana Stanisława i przeczuwa, że ten pragnie ją zdobyć.

Rozdział siódmy
Gołąb wychodzi na spotkanie węża

Izabela jedzie do sklepu Wokulskiego, aby dokonać drobnych zakupów, ale głównym jej celem jest stanąć twarzą w twarz z panem Stanisławem. Wokulski po rozmowie z panną rozmyśla nad swoim stosunkiem do niej i dochodzi do wniosku, że jej nie kochał i nie kocha: było to tylko chwilowe - w jego mniemaniu - zamroczenie umysłu. Stanisław wypowiada się przy tej okazji na temat niektórych zwyczajów obwiązujących w wyższych sferach:

"Paradne są te wielkie damy: próżniak, szuler, nawet złodziej, byle miał nazwisko, stanowi dla nich dobre towarzystwo, choćby fizjognomią zamiast ojca przypominał lokaja swej matki. Ale kupiec jest pariasem...".

Rozdział ósmy
Medytacje

W Wielką Środę Wokulski spaceruje po ulicach, przy których zamieszkuje biedota. Rozmyśla nad niedolą tych ludzi i nad swoim losem. Wspomina czas sprzed swego wyjazdu na wojnę rosyjsko-turecką. W pewnym momencie spotyka Wysockiego. Dowiaduje się o jego problemach i wspomaga go. Następnie powraca do sklepu. Tutaj dochodzi do przypadkowego spotkania baronowej Krzeszowskiej z hrabią Krzeszowskim. Choć są oni małżeństwem, nie znoszą się wzajemnie i pragną się rozwieść. Po ich odejściu Wokulski zwalnia z pracy Mraczewskiego. Następnego dnia przyjmuje na jego miejsce nowego subiekta - Ziębę (człowiek ów szybko zdobywa sympatię pozostałych współpracowników).

Rozdział dziewiąty
Kładki, na których spotykają się ludzie z różnych światów

W Wielką Sobotę Wokulski udaje się do kościoła św. Józefa na Krakowskim Przedmieściu, gdzie spodziewa się spotkać i faktycznie spotyka pannę Izabelę, która pomaga zbierać datki na ubogich. Pan Stanisław rzuca na tacę ponad 200 rubli w złocie i nawiązuje z Izabelą oraz hrabiną krótką rozmowę. Później oddala się i - ukryty w konfesjonale - nadal obserwuje pannę Łęcką. Rozmyśla też nad sposobem swego dalszego postępowania, które mogłoby go zbliżyć do Izabeli. W kościele spotyka młodą dziewczynę, prostytutkę i ofiaruje jej pomoc w wyrwaniu się ze złego środowiska. Dziewczyna jest mu za to wdzięczna i zgadza się zerwać ze swym dotychczasowym życiem.

W Niedzielę Wielkanocną Wokulski udaje się na przyjęcie do hrabiny. Spotyka tu Łęckiego oraz wiele innych znanych mu wysoko postawionych osobistości. Osoba pana Stanisława jest tematem rozmów niektórych gości. Dziwią się oni między innymi, że w czasie wojny Wokulski prowadził swe interesy rzetelnie i bez żadnych nadużyć i oszustw, co przyniosło mu zresztą duże zyski. Pan Stanisław spotyka się z Izabelą. Rozmawia też z prezesową Zasławską. Starsza dama wspomina swą młodość i uczucie, które łączyło ją niegdyś ze stryjem Stanisława. Po pewnym czasie Wokulski wychodzi, gdyż męczy go atmosfera salonów, choć czuje on też, że jest obiektem zainteresowania wielu wybitnych osobistości, co może mu dopomóc w spełnieniu marzeń i planów.

Rozdział dziesiąty
Pamiętnik starego subiekta

W 1849 r. Ignacy opuścił sklep i wraz z Augustem Katzem udał się na Węgry, aby walczyć tam w powstaniu przeciwko Austrii. Obaj młodzieńcy brali udział w wielu bitwach i potyczkach. Ignacy dosłużył się w wojskach powstańczych stopnia oficerskiego. Jednak powstańcy zostali po pewnym czasie rozgromieni i musieli ratować się ucieczką. Podczas tułaczki Katz popełnił samobójstwo. Ignacy zaś powrócił w końcu do Warszawy.

Wokulski zakłada nowy sklep i wraz z Ignacym oraz całym personelem przenosi się do niego. Jednak pan Stanisław mało zajmuje się interesami i prawie wszystkie jego dotychczasowe obowiązki spadają na Rzeckiego. Wśród nowo przyjętych subiektów znajduje się młody Szlangbaum, który pomimo swego niskiego wzrostu i wątpliwej urody, świetnie daje sobie radę z obsługą klientów. Jest on też jednym z przyjaciół Stanisława z czasów jego pobytu na Syberii. Wokulski urządza uroczyste "poświęcenie sklepu" połączone z wystawnym przyjęciem.

Rozdział jedenasty
Stare marzenia i nowe znajomości

Książę zaprasza Wokulskiego na spotkanie grupy magnatów, szlachty i bogatych kupców. Stanisław ma tu przedstawić swój projekt handlu tkaninami. Na spotkaniu poznaje Juliana Ochockiego. Następnie udaje się do swej znajomej, pani Melitom która pomaga mu spotykać się z Izabelą oraz na bieżąco informuje go o sprawach rodziny Łęckich.

Rozdział dwunasty
Wędrówki za cudzymi interesami

Wokulski otrzymuje od pani Meliton list informujący go o sprzedaży kamienicy Lęckich. Stanisław zleca swemu adwokatowi kupno kamienicy i odwiedza starego Szlangbauma. Prosi go o udział w licytacji i o to, aby Żyd - posługując się swymi wypróbowanymi sztuczkami - wywindował cenę z 60 000 do 90 000 rubli. Następnie za pośrednictwem Maruszewicza kupuje od baronowej Krzeszowskiej klacz wyścigową, która uprzednio należała do barona Krzeszowskiego.

Rozdział trzynasty
Wielkopańskie zabawy

Wokulski wystawia zakupioną klacz na wyścigach i wygrywa nagrodę. Następnie sprzedaje konia, zaś pieniądze zyskane z nagrody i sprzedaży oddaje Izabeli i hrabinie na cele dobroczynne. Później dochodzi do pojedynku pomiędzy Stanisławem a hrabią Krzeszowskim (kula Wokulskiego trafia w zamek pistoletu, który z kolei zostaje wybity i rani hrabiego w twarz). Stanisław - nie chcąc okazać się w towarzystwie nieokrzesanym prostakiem - uczy się języka angielskiego. Pewnego dnia otrzymuje od Łęckich zaproszenie na obiad.

Rozdział czternasty
Dziewicze marzenia

Izabela staje się coraz bardziej samotna i opuszczona a równocześnie postać Wokulskiego staje się w jej oczach coraz szlachetniejsza i bardziej niezwykła. Jednak postępowanie panny wciąż jest powodowane rodową dumą. Dochodzi do pojednania pomiędzy Izabelą a jej kuzynem, hrabią Krzeszowskim. Wszystkie te okoliczności powodują, że Łęccy decydują się zaprosić Wokulskiego na obiad.


Tom II

Rozdział pierwszy
W jaki sposób duszą ludzką szarpie namiętność, a w jaki rozsądek

Wokulski przygotowuje się do złożenia Łęckim wizyty. Podczas spaceru wiele rozmyśla. Dochodzi do wniosku, że jest w nim dwóch ludzi: "jeden zupełnie rozsądny, drugi wariat". Pisze później list do Szlangbauma prosząc, aby wystąpił on na licytacji w imieniu pana Stanisława.

Rozdział drugi
"Ona" - "on" - i ci inni

Izabela oczekuje wizyty sławnego aktora włoskiego - Rossiego, w którym się niegdyś kochała. Ten jednak nie przychodzi. Panna dokonuje natomiast porównania pomiędzy nim a Wokulskim. Dochodzi do wniosku, że pan Stanisław - z racji, że jest kupcem - wygląda dość "mizernie" przy sławnym aktorze. Pan Tomasz snuje plany na przyszłość. Pojawia się Wokulski i wszyscy zasiadają do obiadu. Rozmawiają o interesach. Stanisław popełnia celowo kilka gaf (między innymi spożywa rybę za pomocą widelca i noża). Wywiązuje się dyskusja na temat obyczajów, zaś Wokulski przez cały czas obserwuje swych współbiesiadników i dostrzega, że jego osoba posiada w tym domu - szczególnie dla Łęckiego - duże znaczenie. Po obiedzie pozostaje sam na sam z Izabelą, która w duchu przyznaje mu awans na jej powiernika. Po pewnym czasie do rozmowy dołącza się pan Tomasz. Oboje zachęcają pana Stanisława do składania im częstszych wizyt i proponują mu wspólny wyjazd do Paryża.

Rozdział trzeci
Kiełkowanie rozmaitych zasiewów i złudzeń

Pod wpływem rozmowy z Izabelą Wokulski pragnie okazać pomoc i miłosierdzie, przynajmniej niektórym ludziom, gdyż zdaje sobie sprawę, że nie potrafi pomóc wszystkim potrzebującym. W sklepie okazuje się, że stary inkasent Oberman zgubił 400 rubli. Stanisław każe mu je zwrócić, ale na osobności oświadcza winowajcy, że suma ta zostanie mu później oddana z osobistego konta Wokulskiego. Następnie pomaga znaleźć pracę i zapewnia mieszkanie pannie Marii, którą był wyciągnął niegdyś ze złego środowiska. Zamierza też pomóc baronowi Krzeszowskiemu, lecz ten nie wpuszcza pana Stanisława do swego mieszkania (powodem tego jest wcześniejsze oszustwo Maruszewicza, który pośrednicząc w transakcji pomiędzy baronem a Wokulskim zszargał opinię tego ostatniego w oczach Krzeszowskiego i hrabiego Licińskiego). W jakiś czas później Stanisław spotyka się z Izabelą w Łazienkach.

Rozdział czwarty
Zdumienia, przywidzenia i obserwacje starego subiekta

Wokulski uczęszcza do teatru, opłaca klakierów i przesyła Rossiemu przez różnych ludzi prezenty i bukiety kwiatów. Do teatru wysyła nawet Rzeckiego. Ignacy początkowo się wzbrania, ale później ustępuje. Obserwuje tam zachowanie Stacha wpatrzonego w lożę, w której siedzi Izabela i samą pannę Łęcką wpatrzoną w Rossiego, a następnie wyciąga z tego wnioski. Po spektaklu udaje się do restauracji i zjada tam kolację. Przebiera jednak miarę w piciu piwa i niepewnym krokiem wraca do domu nad ranem. Następnego dnia spóźnia się do pracy. Wokulski odmawia Suzinowi towarzyszenia mu w podróży do Francji, wymawiając się interesami. Na licytacji Szlangbaum kupuje kamienicę Łęckich za 90 000 rubli. Krzeszowska, która również brała udział w licytacji, jest zrozpaczona. Pan Łęcki natomiast jest zawiedziony, gdyż - wbrew opiniom rzeczoznawców - liczył na 120 000.

Rozdział piąty
Pierwsze ostrzeżenie

Rzecki rozmawia z Wokulskim i dowiaduje się, że wszystko, co Stanisław robi, ma na celu zadowolenie Izabeli. Ignacy ostrzega przyjaciela przed ujemnymi skutkami takiego postępowania, ale Wokulski nie zwraca na to uwagi. Przybywa Łęcki, który o mało nie dostał apopleksji z powodu swej wyimaginowanej straty (wraca prosto z licytacji). Pan Tomasz oddaje Stanisławowi w depozyt 30 000 rubli, a Wokulski oferuje mu wyjątkowo korzystny procent, czym wprawia Łęckiego w zachwyt. W międzyczasie do sklepu wchodzi Henryk Szlangbaum i dość grzecznie odpowiada na obelgi, jakie pan Tomasz miota - nieświadomy tego, z kim ma do czynienia - na głowę starego Szlangbauma. Po tym Łęcki powraca do domu i rozmawia z Izabelą. Panna natomiast snuje plany na przyszłość, gdyż okazuje się, że procent ofiarowany przez Wokulskiego pozwoli im na prowadzenie dość wygodnego życia. W pewnym momencie przybywa Dawid Szpigelman oraz inni dłużnicy Łęckich. Od Szpigelmana dowiaduje się - ku swemu przerażeniu - o wielkości długów pana Tomasza. Ojciec potwierdza owe informacje oświadczając jednocześnie, że na wypadek jego śmierci Izabela znalazłaby w Wokulskim oparcie, gdyż jest on jedynym człowiekiem, który nie opuścił ich w potrzebie. Przybywa ciotka hrabiego, Joanna, która przynosi wieść o powrocie Starskiego zza granicy. Starsza dama planuje, aby Izabela w czasie wakacji na nowo zbliżyła się do Kazimierza. Ciotka Joanna pragnie też, aby Izabela poślubiła Starskiego. Następnego dnia ponownie przybywają dłużnicy. Łęccy wzywają Wokulskiego i proszą go o uregulowanie rachunków z Żydami, co też pan Stanisław czyni. Łęccy otrzymują w międzyczasie list od Krzeszowskiej, z którego dowiadują się o wywindowaniu ceny ponad rzeczywistą wartość kamienicy oraz tego, że to Wokulski - przez podstawionego człowieka - zakupił dom. Izabela przyjmuje pana Stanisława chłodno i z wielką dumą. Ich rozmowę przerywa przybycie Starskiego. Łęcka sądząc, że Wokulski nie zna angielskiego, rozmawia z Kazimierzem o przeszłości i planach na wakacje, posługując się właśnie tym językiem. Pan Stanisław, który czeka na uboczu, z ulgą - gdyż każde padające tu słowo rani go głęboko przyjmuje wezwanie od pana Tomasza i udaje się do niego. Tutaj - ku zdziwieniu Łęckiego - zachowuje się już ozięble i powściągliwie, nie okazując też poprzedniej serdeczności. Obaj panowie rozmawiają jeszcze przez chwilę o interesach, a następnie Stanisław pożegnawszy się z Izabelą, wychodzi.

Rozdział szósty
Pamiętnik starego subiekta

Jeszcze tej nocy Wokulski wyjeżdża do Paryża. Przed wyjazdem zostawia Rzeckiemu rozporządzenia dotyczące zakupionej kamienicy. Ignacy i Szuman odprowadiają Stanisława na dworzec. W drodze powrotnej Szuman upewnia Rzeckiego, że Wokulski jest zakochany, a jego zachowanie nie ma nic wspólnego z polityką (o co Ignacy posądzał Stanisława). Szuman przedstawia swe poglądy na temat miłości, kobiet i wychowania dzieci.

Po rozstaniu z doktorem Rzecki przypomina sobie zdarzenia sprzed kilkunastu lat, kiedy to poznał Wokulskiego w lokalu Hopfera. Stanisław wówczas ciągle się uczył i kupował coraz to nowe książki, natomiast jego ojciec procesował się o spadek i ciągle krytykował syna za to, że trwoni swe pieniądze na podręczniki. Według starego Wokulskiego nie wiedza, ale majątek pozwoli młodzieńcowi osiągnąć pozycję i znaczenie w świecie. W Stanisławie kochała się w tym czasie Kasia, córka gospodarza, jednak młodzieniec ani na nią nie spojrzał. W 1861 r. Stanistaw zrezygnował z pracy i przeniósł się do Rzeckiego. Zaczął uczęszczać na wykłady akademickie, a w wolnych chwilach zajmował się pracą nad wynalazkami. Kasia odwiedzała sklep wciąż dopytując się o Stanisława. Wreszcie Małgorzata Minclowa zdecydowała się, aby młodzieńca wyswatać. Próbowała swój cel osiągnąć różnymi sposobami, jednak Wokulski pozostał zimny i obojętny. Po pewnym czasie zmienił tryb życia i zaczął się spotykać z różnymi podejrzanymi osobami, aż w końcu zniknął bez śladu. Po dwóch latach napisał z Irkucka prosząc o przysłanie mu książek. W czasie zesłania zajmował się nauką. Po powrocie znalazł sobie mieszkanie i żył ze zgromadzonych funduszy. Pół roku później zaczął poszukiwać pracy, jednak nikt nie chciał go zatrudnić. Zainteresowała się nim wówczas wdowa po Janie Minclu, a wkrótce potem wyszła za niego za mąż. Stanisław zmienił styl życia i coraz mniej zajmował się nauką, a coraz więcej interesami i sklepem. Pięć lat po ślubie Małgorzata zmarła, zaś Wokulski zerwał wszelkie związki ze znajomymi i światem i wrócił do książek. Pół roku po śmierci żony poszedł przypadkiem do teatru i wrócił stamtąd całkiem odmieniony. Później wyjechał do Bułgarii i powrócił stamtąd z majątkiem.

Rozdział siódmy
Pamiętnik starego subiekta

Rzecki udaje się do kamienicy Wokulskiego, aby poznać lokatorów i uregulować z nimi rachunki. Najpierw spotyka się z rządcą kamienicy, Wirskim. Obaj panowie szybko znajdują wspólny język, gdyż zarówno Wirski, jak i pan Ignacy walczyli przed trzydziestu laty za granicą. W pierwszym z mieszkań spotykają jednego z trzech lokatorów - studentów. Następnie panowie odwiedzają baronową Krzeszowską, u której przebywa właśnie Maruszewicz. Po jego wyjściu nawiązują rozmowę. Baronowa żali się na lokatorów (studenci zachowują się niemoralnie, nie wiadomo z czego się utrzymuje Stawska, itp.). Wirski z Rzeckim udają się następnie do pani Stawskiej i jej matki, pani Misiewiczowej. Pani Stawska ciężko pracuje, aby utrzymać siebie, swą córeczkę i matkę. Rzecki powodowany współczuciem i zachwycony urodą lokatorki, obniża paniom czynsz. Później pan Ignacy rozstaje się z Wirskim i powraca do siebie.

Rozdział ósmy
Szare dnie i krwawe godziny

Wokulski przybywa do Paryża. Tu oczekuje go już Suzin, ponieważ Stanisław ma być jego pomocnikiem i tłumaczem. W wolnych chwilach Wokulski zwiedza miasto. Coraz lepiej zdaje sobie sprawę z tego, że Izabela nie jest osobą wartą jego miłości i zabiegów oraz, że to nie on jest potrzebny ludziom należącym do jej klasy, ale jego pieniądze. Dochodząc do tych wniosków stwierdza, że marnował swe siły i życie. To stwierdzenie wywołuje w nim gorycz, dlatego zaczyna oddawać się uciechom, topiąc w nich jednocześnie wspomnienia.

Rozdział dziewiąty
Widziadło

Wokulskiego odwiedza profesor Geist - chemik, który dokonał kilku zadziwiających wynalazków (otrzymał on między innymi metal lżejszy od wody i szkło posiadające własności metalu). Profesor jest jednak uważany przez wszystkich za wariata lub oszusta. Proponuje Wokulskiemu współpracę. Propozycja ta przypada Stanisławowi do gustu i zastanawia się czy nie pozostać w Paryżu i nie oddać się całkowicie pracy naukowej, jednak pod wpływem listu od prezesowej, zawierającego wzmiankę o Izabeli, postanawia natychmiast wrócić do Warszawy.

Rozdział dziesiąty
Człowiek szczęśliwy w miłości

Wokulski przybywa do Warszawy. Tutaj otrzymuje od prezesowej zaproszenie i niezwłocznie wyjeżdża do jej posiadłości. W pociągu spotyka się z baronem Dalskim, który jest członkiem spółki do handlu ze Wschodem. Okazuje się, że niemłody już baron zakochał się i oświadczył pannie Ewelinie Janockiej, wnuczce pani prezesowej, a jego oświadczyny zostały przyjęte.

Rozdział jedenasty
Wiejskie rozrywki

Wokulski przybywa do dworu prezesowej. Tutaj oddaje się wraz z innymi gośćmi licznym rozrywkom. Swymi względami obdarzają go panna Felicja Janowska oraz trziestoletnia wdowa Wąsowska, jednak Stanisław pozostaje na te zabiegi obojętny. Oprócz zgromadzonych pań znajdują się tam także: baron Dalski, Ochocki, Starski i panna Emilia. We dworze widać dbałość prezesowej o inwentarz oraz niespotykaną troskę o los chłopów.

Rozdział dwunasty
Pod jednym dachem

Do dworu przybywa panna Izabela. Towarzystwo nadal wesoło spędza czas. Wokulski wciąż się waha pomiędzy gniewem i traktowaniem kobiet (a szczególnie Izabeli) z oziębłością i rezerwą, a miłością i szacunkiem dla swej wybranki. Twierdzi, że arystokracja to zbiorowisko próżniaków, natomiast kulturę, sztukę i całe państwa budują ludzie, którzy ciężko pracują i raczej gromadzą dobra, niż je marnotrawią na zbytek i wygodnictwo. Coraz pełniej objawia się charakter Starskiego (traktującego kobiety jak rzeczy, przedmioty), dla którego pieniądze służą przede wszystkim dla zapewnienia sobie uciech.

Rozdział trzynasty
Lasy, ruiny i czary

Towarzystwo wybiera się parami do lasu na grzyby. Dochodzi tu do kolejnej rozmowy Wokulskiego z Izabelą, po której odzyskuje on nadzieję na zdobycie jej serca. Przez kilka następnych dni są wręcz skazani na przebywanie razem. Później goście wyjeżdżają na wspólny piknik, który odbywa się w ruinach zamku zasławskiego. Potem Izabela wyjeżdża. Wąsowska przestrzega Stanisława przed panną Łęcką, ale on nie zwraca uwagi na tę przestrogę i powraca do Warszawy.


Tom III

Rozdział pierwszy
Pamiętnik starego subiekta

Jest rok 1879. Krzeszowska zamierza kupić od Wokulskiego kamienicę, zaś ten zgadza się i ustala cenę - 100 000 rubli. Baronowa nie przestaje przed ludźmi oczerniać pani Stawskiej. Rozpuszcza też plotki o rzekomym romansie ze Stawską panów Wokulskiego, Rzeckiego i Wirskiego. Wśród kupców zaś krążą o Stanisławie coraz bardziej niepochlebne opinie.

Rozdział drugi
Pamiętnik starego subiekta

Baronowa Krzeszowska używa wszelkich swych wpływów i rozmaitych sposobów, aby odkupić od Wokulskiego kamienicę za cenę niższą od wyznaczonej. On jednak nie ustępuje. Pani Stawska kocha się w Stanisławie. Baronowa kupuje w końcu dom za pełną cenę i zaczyna tam wprowadzać nowe porządki, które godzą w interesy i spokój lokatorów. Wytacza też Stawskiej proces o rzekomą kradzież lalki swej zmarłej córki. Baronowa wytacza również proces studentom, których chce usunąć z kamienicy. Pani Stawska wychodzi z sali sądowej oczyszczona ze wszelkich podejrzeń.

Rozdział trzeci
Pamiętnik starego subiekta

Rzecki pragnie ożenić Wokulskiego ze Stawską. Studenci urządzają podczas swej przeprowadzki "przedstawienie". Krzeszowska godzi się ze Stawską i jej matką, panią Misiewiczową.

Rozdział czwarty
Damy i kobiety

Izabela za namową swego ojca, ciotki i księcia oraz pod wpływem własnej kalkulacji (finansowej) zalicza wreszcie Wokulskiego w poczet kandydatów mogących ubiegać się o jej rękę, a nawet daje mu pierwszeństwo. Łęckim znów dobrze się powodzi, a wokół Izabeli gromadzą się ponownie wielbiciele.

Rozdział piąty
W jaki sposób zaczynają się otwierać oczy

Wokulski - momentami widząc próżność i obłudę Izabeli - traci spokój i opanowanie, jednak Łęcka za każdym razem obłaskawia go umiejętną grą i kokieterią. Za sprawą Stanisława w Algierze zostaje odnaleziony mąż pani Stawskiej.

Rozdział szósty
Pogodzeni małżonkowie

Krzeszowscy godzą się. Baron powraca do żony. Zostają ujawnione szachrajstwa Maruszewicza, jednak Wokulski niszczy dowody jego winy, uwalniając go tym samym od grożącej kary.

Rozdział siódmy
Tempus fugit, aeternitas manet (Czas ucieka, wieczność trwa)

Wokulski jedzie wraz z Łęckimi i Starskim do Krakowa. W pociągu Starski umizguje się do Izabeli. Zachowują się dość śmiało, a swe rozmowy prowadzą w języku angielskim, wciąż nie zdając sobie sprawy, że pan Stanisław rozumie każde ich słowo. On zaś - nie mogąc już dłużej tego znieść - pod pozorem otrzymania ważnego telegramu wysiada w Skierniewicach, a później usiłuje popełnić samobójstwo, kładąc się na torach, jednak w ostatniej chwili kolejarz Wysocki ratuje mu życie.

Rozdział ósmy
Pamiętnik starego subiekta

Henryk Szlangbaum coraz śmielej poczyna sobie w sklepie Wokulskiego, gdyż sklep ten ma zostać jego (Szlangbauma) własnością. Do kamienicy Krzeszowskiej podstępnie i potajemnie wprowadzają się na powrót usunięci stąd uprzednio studenci. Rzecki pragnie zrealizować planowany od dawna wyjazd na Węgry, ale przywiązanie do warszawskich zaułków oraz umiłowanie ciszy i spokoju biorą w nim górę: dochodzi do wniosku, że ani chwili nie potrafiłby żyć bez sklepu i Warszawy. Tuż przed odjazdem pociągu wyskakuje na peron i powraca do swego mieszkania.

Rozdział dziewiąty
Dusza w letargu

Po powrocie do Warszawy Wokulski popada w apatię. Następnie zagłębia się w lekturze. Otrzymuje z Paryża korespondencję z dowodami śmierci Ludwika Stawskiego. Szuman i Rzecki usiłują wyrwać przyjaciela z odrętwienia. Ignacy proponuje małżeństwo ze Stawską, jednak Stanisław odmawia. Wycofuje się też ze spółki, której był współzałożycielem. Podczas rozmowy z księciem mówi mu prosto w oczy całą prawdę dotyczącą magnaterii i jej stosunku do Wokulskiego i jemu podobnych. Książę również opuszcza spółkę. Do Stanisława przybywa Ochocki i opowiada o zamieszaniu, które miało miejsce w Zasławku (Starski planował obalenie testamentu, pojedynkował się z Dalskim, ten zaś oddalił swą młodą żonę). Wokulski zajmuje się powrót chemią. Pewnego razu odwiedza Wąsowską. Rozmawiają o kobietach i ich postępowaniu. Wokulski wypowiada swe sądy na ten temat przesycone równocześnie goryczą i rozsądkiem. Twierdzi, że kobieta, która udaje przed narzeczonym lub mężem niewinność, a za jego plecami zabawia się z innymi mężczyznami, nie różni się niczym od zwyczajnej kokoty. Wąsowska zaprasza Stanisława do Zasławka. Czuje się on już wyleczony ze swej szaleńczej miłości do Izabeli. Wąsowska podejmuje się pełnić między nimi rolę mediatora, jednak Wokulski odrzuca wszelkie próby powrotu do Izabeli i wyjeżdża do Moskwy.

Rozdział dziesiąty
Pamiętnik starego subiekta

Rzecki staje się coraz słabszy i narzeka coraz częściej na swoje zdrowie. Stanisław otrzymuje od Suzina pół miliona rubli. Mraczewski żeni się ze Stawską. Wśród społeczeństwa polskiego narasta niechęć do Żydów.

Rozdział jedenasty

Dochodzą wieści, że Stanisław ma zamiar przez Odessę, Indie i Chiny dostać się do Ameryki. Rzecki dowiaduje się od Ochockiego o śmierci Łęckiego. Pan Tomasz dostał ataku apopleksji w momencie, gdy marszałek - już prawie zaręczony z Izabelą - zniecierpliwiony jej ciągłymi igraszkami i lekceważeniem jego uczuć, wyjechał z Zasławka. Okazało się, że panna Łęcka w czasie, gdy marszałek pozostawał we dworze, jeździła do ruin zamku z pewnym młodym inżynierem, a na uwagi dotyczące niewłaściwości tego postępowania odpowiadała:

"Marszałek powinien być kontent, jeżeli wyjdę za niego, a wyjdę nie po to, aby wyrzekać się moich przyjemności".

Dochodzą też nowe wieści dotyczące Wokulskiego: podobno zaopatrzył się on u górników w dynamit, a później widziano go w lesie zasławskim. Pierwszego października zostaje ujawniony testament Wokulskiego, w którym Stanisław prosi, aby obdarowani przyjęli od niego pieniądze jak od zmarłego. Z Zasławia przychodzi list z wiadomością, że Wokulski wysadził ruiny zamku. Wszyscy są przekonani, że Stanisław wysadził się razem z zamkiem. Rzecki umiera. Izabela wyjeżdża za granicę z zamiarem wstąpienia do klasztoru.

Eliza Orzeszkowa

Eliza Orzeszkowa - Nad Niemnem (streszczenie)

TOM I
W letni dzień, polną drogą powraca z kościoła Marta - bliska krewna Benedykta Korczyńskiego i jego daleka krewna Justyna. Między kobietami toczy się rozmowa o codziennym życiu Korczyna. Nagle kobiety mija powóz z Różycem i Kirłą, udającymi się do dworku, a następnie wóz, na którym siedzą roześmiane dziewczęta, prowadzony przez pięknego młodzieńca - Janka Bohatyrowicza. Janek kłania się kobietom, a Justyna rzuca na wóz wiązkę kwiatów. W korczyńskiej jadalni przebywają właśnie mieszkańcy i goście: pani domu: Emilia Korczyńska, jej dama do towarzystwa - Teresa Plińska, Bolesław Kirło i Teofil Różyc. Kirło opowiada o spotkanych po drodze Marcie i Justynie - na której wspomnienie ożywia się Różyc. Zebrane towarzystwo oczekuje przyjazdu dzieci Korczyńskich - Witolda i Leoni. Wchodzi Benedykt Korczyński i rozpoczyna się rozmowa o sytuacji ekonomicznej regionu. Różyc wykazuje absolutną nieświadomość życia na wsi. Kirło szydzi z ojca Justyny - zdziecinniałego dziwaka, którego z opałów ratuje Justyna wielce niezadowolona z zachowania gościa. W końcu nadjeżdżają dzieci. Z dnia na dzień pogarsza się sytuacja między Benedyktem a Emilią, która całymi dniami czyta francuskie romanse i nie rozumie przywiązania męża do ziemi. Benedykt otrzymuje list od swego brata Dominika, który proponuje bratu, aby sprzedał Korczyn i przyjechał do niego, do Rosji. Benedykt nie przystaje na to ze względu na syna Witolda, który jest bardzo przywiązany do Korczyna. 30 czerwca w Korczynie odbywają się urodziny Emilii. Zjeżdża się wielu gości, a wśród nich jest pani Andrzejowa z synem Zygmuntem i synową Klotyldą, siostra Benedykta - Jadwiga Darzecka - z mężem i córkami oraz Teofil Różyc. Pani Emilia jest bardzo ożywiona, Witold prowadzi rozmowę z Różycem na temat nowoczesnych idei ekonomicznych i z aroganckim Zygmuntem, który pogardliwie odnosi się do wszelkich pozytywistycznych poglądów. Benedykt mówi o czekającym go procesie z Bohatyrowiczami. Justyna irytuje się czując na sobie spojrzenia Różyca i Zygmunta. W pewnym momencie przyjeżdża Kirłowa - która w przeciwieństwie do małżonka starannie zajmuje się domem i dziećmi. Witold jest żywo zainteresowany jedną z córek Kirłów - Marynią. Pod koniec obiadu Justyna wspólną grą z ojcem zabawia gości. Zauroczony Justyną Różyc prosi swą kuzynkę - panią Kirłową, która dobrze zna Orzelską, aby zechciała ich kiedyś u siebie umówić. Do panny Orzelskiej podchodzi Zygmunt i rozmarzony wspomina czasy ich romansu. Justyna odrzuca natrętne zaloty Zygmunta, wymyka się z przyjęcia i spacerując po polach spotyka pracującego Janka Bohatyrowicza. Mężczyzna po krótkiej rozmowie zaprasza Justynę do domu, gdzie mieszka wspólnie ze stryjem Anzelmem i przyrodnią siostrą Antolką. W drodze mija ich Jadwiga Domuntówna - zakochana w Janku, najbogatsza panna we wsi. Anzelm serdecznie wita Justynę i zaprasza ją do Izby. Panna Orzelska podziwia skromna zagrodę i obfity sad. Miłe spotkanie zakłóca Fabian Bohatyrowicz, który przychodzi ze skargą na Benedykta grożącego procesem za to, że konie Bohatyrowiczów weszły na jego łąkę. Anzelm napomina, że czas udać się na grób Jana i Cecylii. Otrzymali oni to nazwisko od samego króla Zygmunta Augusta, który w ten sposób wyraził swoje wielkie uznanie dla ludzi, którzy własnymi rękoma wykarczowali puszczę i zamienili ją w osadę.
TOM II

Maria Kirło - właścicielka Olszynki zajmuje się codziennymi pracami w domu, kiedy spokój zakłóca jej przybycie Różyca. Różyc zwierza się kuzynce, że szuka w Justynie jedynie osoby kochanki gdyż jest ona zbyt mało wykształcona, aby mógł ją poślubić. Kirłowa stanowczo odmawia pośrednictwa w romansie, który skrzywdziłby Justynę. Różyc proponuje mężowi Kirłowej posadę zarządcy jego posiadłości, na co Kirłowa stanowczo odmawia, tłumacząc, że jej mąż nie jest przyzwyczajony do pracy. Teofil zobowiązuje się finansować naukę dwóch synów swej kuzynki i odjeżdża. Witold i Leonia nalegają aby Marta poszła do lekarza, gdyż męczy ją straszliwy kaszel. Marta chowa się jednak przed lekarzem w spiżarni. Justyna wraca do domu z bukietem kwiatów, który dostała od Janka. Około południa przyjeżdża Darzecki z córkami i upomina się o wypłatę reszty posagu swej żony u Benedykta, gdyż potrzebuje pieniędzy dla córki, która właśnie wychodzi za mąż. Benedykt jest poważnie zmartwiony, gdyż obecnie może dać Darzeckiemu jedynie połowę kwoty. Szwagier czyni Benedyktowi wymówki, a po jego odjeździe Witold ma żal do ojca, że nadskakiwał gościowi. Benedykta bardzo bolą słowa syna, a Witold wybiega nad Niemen. Do Korczyna przyjeżdża Kirło z informacją o małżeńskich zamiarach Różyca względem Justyny, jednak ta nie okazuje żadnych uczuć. W Bohatyrowiczach trwa pora żniw. Justyna ciekawie przypatruje się pracy na polu, matka Janka - Starzyńska, uczy ją, jak powinno się żąć zboże. Na polu dochodzi do bójki między Fabianem a biednym Ładysiem o zagon żyta, Jacek interweniuje. Wieczorem Witold odwiedza Anzelma i rozmawiają o metodach gospodarowania. Justyna rozmawia z Jankiem na temat jego przybranej siostry Antolki i jej adoratora. W izbie Anzelm pokazuje Witoldowi pokaźny zbiór książek pochodzący z czasów powstania styczniowego i z czasów przyjaźni między Korczyńskimi a Bohatyrowiczami. Jan i Justyna wyprawiają się Niemnem do mogiły powstańców, gdzie spoczywa Andrzej Korczyński i ojciec Janka - Jerzy Bohatyrowicz. Kiedy wracają, nadciąga burza, więc udają się do chaty Anzelma, gdzie Elżunia Fabianówna zaprasza Justynę na swoje wesele. Podczas wieczerzy Anzelm zwierza się Orzelskiej ze swej dawnej miłości do Marty Korczyńskiej. Rozmowę zakłóca przybycie Domuntówny i jej dziadka Jakuba, który opowiada historię swego brata z czasów napoleońskich. Jadwiga zazdrosna o Justynę opuszcza chatę, a Janek wraz z Anzelmem odprowadza Justynę do domu. Justyna prowadzi do późnej nocy rozmowy z Martą dotyczące Anzelma.
TOM III

Pani Andrzejowa przez okno swego pokoju w domu w Osowcach widzi swego syna rozmawiającego z żoną. Zygmunt bardzo rani Klotyldę, która jest zazdrosna o Orzelską. Mało dba on o swoją żonę. Kiedy dowiaduje się od niej o rzekomym ślubie Justyny z Różycem natychmiast udaje się do Korczyna. Klotylda po raz pierwszy skarży się teściowej, która obiecuje porozmawiać z synem. W ostatnich dniach lipca Justyna i Witold idą na przechadzkę. Orzelska zwierza się, że zaszły zmiany odkąd poznała Bohatyrowiczów. Pogawędkę przerywa głos Benedykta krzyczącego na parobka, który zepsuł żniwiarkę. Witold chcąc złagodzić konflikt obiecuje pomóc w naprawie, absolutnie nie zgadza się z twierdzeniem ojca, że chłopów należy karać, gdyż są leniwi. Między synem a ojcem znów dochodzi do kłótni. W dworku wychwala zalety Różyca k zadowoleniu pani Emilii. Jedyną osobą podważającą autorytet Teofila jest Benedykt. Witold jest zachwycony postawą ojca. Wieczorem przychodzi Elżunia Fabianówna z ojcowskim zaproszeniem do ich domu. Justyna zgadza się i idą do Fabiana, który w rozmowie uskarża się na biedę. Witold prosi matkę, aby pozwoliła pójść Leoni wraz z nim na wesele. Emilia stanowczo odmawia. Przyjeżdża Zygmunt z listem od prawnika, z wieścią o wygraniu sprawy sądowej z Bohatyrowiczami. Odwiedza Justynę i prosi ją aby go nie odrzucała. Orzelska oświadcza kuzynowi, że jej myśli zajmuje inny mężczyzna. Zygmunt odjeżdża obrażony. W domu rozmawia z matką o sprzedaniu Osowiec i wyjeździe za granicę. Pani Andrzejowa kategorycznie odmawia, przerażona brakiem przywiązania syna do ziemi jego ojca. Na wesele Elżuni i Franka od samego rana zjeżdżają goście. Przybywa także Marta z Marynią Kirlanką. Rozpoczyna się uczta. Justyna rozmawia z Jankiem na uboczu, kiedy zjawia się wystrojona Domuntówna. Witold wyznaje swe uczucia Maryni. Nagle zazdrosna Jadwiga rzuca kamieniem w stronę Justyny i Janka, co oburza zebranych. Tyko Janek broni jej, a Domuntówna odchodzi. Kiedy goście udają się nad Niemen, Anzelm i Marta wspominają dawne czasy przy chacie. W domu Fabiana chłopi proszą Witolda aby wstawił się za nich u ojca. Pragną służyć mu pomocą w gospodarskich sprawach. Jeśli bowiem będą musieli zapłacić mu wygrane pieniądze, wielu z nich nie będzie miało z czego żyć. Benedykt po raz kolejny czyta list od Dominika. Wraca Witold i prosi ojca aby pogodził się z Bohatyrowiczami. Benedykt uważnie słucha syna i postanawia cofnąć karę, a potem udaje się z nim na mogiłę swego brata. Witold informuje Fabiana o pozytywnym wyniku jego rozmowy z ojcem. Do Janka przychodzi Domuntówna z przeprosinami i oboje rozstają się w zgodzie. Janek nad brzegiem Niemna wyznaje ukochanej Justynie miłość. Do Korczyna przybywa Kirłowa z oficjalną prośbą Różyca o rękę Justyny. Ku powszechnemu niezadowoleniu Justyna odrzuca oświadczyny mówiąc, że jest zaręczona z Janem Bohatyrowiczem. Kirłowa przyznaje, że dokonała ona właściwego wyboru. Marta prosi Benedykta, aby pozwolił jej zamieszkać z Justyną w jej przyszłym domu. Benedykt informuje ją, że jest mu bardzo potrzebna przy wychowaniu dzieci i prowadzeniu gospodarstwa. Wzruszona Marta postanawia zostać i się leczyć, skoro jest jeszcze komuś potrzebna. Również Orzelski pozostaje w Korczynie. Korczyński z Justyną udają się do zagrody Anzelma, gdzie dokonuje snę pojednanie między Bohatyrowiczami a Korczyńskimi.

Charakterystyka bohaterów - Nad Niemnem

Bohaterowie powieści Orzeszkowej należą do dwóch środowisk:

ziemiaństwa i szlachty zaściankowej.

Pierwsze z wymienionych środowisk związane jest z Korczynem. W tej grupie postaci panuje wewnętrzne zróżnicowanie. Wśród bohate-

rów związanych z Korczynem wyróżnić można:

• arystokrację - Teofil Różyc, Darzeccy,

• bogate ziemiaństwo - Andrzejowa Korczyńska,

• średniozamożne ziemiaństwo - Benedykt Korczyński,

• ubogie ziemiaństwo - Kirłowie.

Inną grupą związaną z Korczynem są rezydenci, do których należą:

Justyna Orzelska wraz z ojcem, Marta Korczyńska, panna Teresa Plińska.

Teofil Różyc

• Jest człowiekiem młodym (31 lat), ale pozbawionym energii, chęci do życia, określonego celu, biernym.

• Odczuwa nieustające niemal znudzenie życiem, ludźmi, pogrążony jest w apatii.

• Roztrwonił znaczną część swego majątku (głównie na podróże i kobiety), nie stara się dbać o to, co pozostało. Obowiązki związane z gospodarowaniem i troską o ziemię nużą go i zniechęcają.

• Nie czuje żadnej więzi z ziemią ojczystą.

• Ucieczki i zapomnienia szuka w morfinie.

• Nie zna prawdziwej miłości. Justyna budzi jego chwilowe zainteresowanie, a decyzja o małżeństwie wynika raczej z fascynacji oraz przypuszczenia, że ten związek pomoże mu pokonać apatię. Taka kreacja stanowi zapowiedź postawy dekadenckiej popularnej w następnym okresie.

Darzeccy

• Uważają się za ludzi wartościowych.

• Przekonani są o swojej wyższości.

• Darzecki jest osobą dość przedsiębiorczą, energiczną, ale bezwzględną, pozbawioną szacunku dla przeszłości, zimną i wyrachowaną.

• Darzecka to przykład żony modnej.

• Prowadzą wystawne i dostatnie życie (rozbudowa domu, zmiana jego wystroju, wyjazd całej rodziny za granicę).

• Niezwykle istotne w ich życiu są kwestie natury materialnej, co Darzeccki tłumaczy oddziaływaniem cywilizacji stwarzającej potrzeby, przyzwyczajenia, dążenia.

• Ich córki cechuje próżność, poczucie dumy, brak delikatności w formułowaniu sądów o innych, bezmyślne hołdowanie modzie.

Andrzejowa Korczyńska

• Jest od wielu lat wdową, po śmierci męża mieszka w rodzinnym majątku Osowce, nad którym opiekę pomaga sprawować Benedykt.

• Jest osobą religijną, poważną, zamkniętą w sobie, powściągliwą.

• Przyzwyczajona do wzniosłości nie potrafiła nigdy zbliżyć się do ludu, choć nie pozostaje wobec niego obojętna (uczy dzieci wiejskie, szyje dla nich odzież).

• Żyje skromnie.

• Jest przywiązana do rodzinnej ziemi.

• Pielęgnuje pamięć o zmarłym mężu.

• Jej jedyną miłością jest syn, na którego wychowaniu i wykształceniu skupiła całą niemal uwagę.

• Sposób, w jaki ukształtowała dziecko, przekonania, które wpoiła synowi, stały się źródłem osobistej klęski bohaterki, co zrozumiała dopiero po latach.

Zygmunt Korczyński

• Wychowany w przekonaniu o swojej wyższości wobec pospolitego tłumu i przeznaczonej mu roli wybrańca. Od dzieciństwa otaczany był najlepszymi nauczycielami, zbytkiem. Oderwany od rzeczywistości i codzienności miał być kimś wyjątkowym „z duszą tak wybredną, aby wszelki cień brzydoty i pospolitości wstrętem ją napełniał".

• Wyrósł na człowieka stawiającego liczne wymagania.

• Nauczyciele wróżyli mu karierę artysty, w czym utwierdził bohatera fakt, iż jeden z namalowanych obrazków zwrócił uwagę znawców. Podobny sukces nie powtórzył się jednak.

• Bohater to egoista, który „Był środkowym punktem świata dla wszystkich, których widywał, i dla samego siebie ".

• Pogardza ludźmi, nie szanuje nikogo.

• Nikogo nie kocha, choć mówi o miłości do Justyny.

• Nie ma szacunku dla zmarłego ojca, rodzinnej ziemi, mogiły.

• Twierdzi, że miejsce, w którym przebywa, hamuje jego zdolność tworzenia, przytłacza go.

• Życie uważa za pasmo przyjemności, które płyną m.in. z uznania, podziwu, wrażeń.

• Od świata oczekuje wszystkiego i na ten świat przenosi winy za swe niepowodzenia.

• Gotów jest sprzedać majątek rodzinny i opuścić kraj.

• Jest człowiekiem próżnym, przekonanym o własnym uroku.

• Nie czuje się odpowiedzialny za swoje nieudane małżeństwo.

Emilia Korczyńska

• Jest egoistką skoncentrowaną na swoich potrzebach, chorobach (które są w gruncie rzeczy atakami histerii) i tęsknotach.

• Ma stale pretensje do otoczenia.

• Odcina się od świata.

• Czuje się głęboko nieszczęśliwa.

• Żyje oderwana od rzeczywistości, w świecie wykreowanym przez wyobraźnię i sentymentalne lektury.

• Przekonana o słabym zdrowiu obawia się najmniejszego wysiłku.

• Nigdy nie musiała pracować ani troszczyć się o cokolwiek.

• Czuje się nieszczęśliwa w małżeństwie, trwa w przeświadczeniu, że mąż nie rozumie jej potrzeb i wyrzeczeń.

Witold Korczyński

• Jest synem Benedykta.

• To człowiek wykształcony.

• Przywiązanym do ziemi, z którą wiąże wiele nadziei.

• Reprezentuje ideały pozytywistyczne, które chce wcielać w życie (nawiązuje kontakty z ludem, widzi potrzebę oświecania go, staje w jego obronie, jest zwolennikiem reform społecznych).

• To optymista.

• Pracuje dla przyszłości.

• Jest pełen entuzjazmu.

• Pod wieloma względami jest kontynuatorem młodzieńczych ideałów swego ojca.

• Jest wrażliwy (boleśnie przeżywa konflikt z ojcem).

Benedykt Korczyński

• Jest człowiekiem wykształconym.

• To osobą pracowita, szlachetna, rozsądna.

• Reprezentuje część ziemiaństwa, które nie cierpiąc biedy stale boryka się z wieloma problemami i tylko dzięki wytężonej uwadze oraz ciężkiej pracy zdołało uniknąć ruiny.

• Będąc uczestnikiem i świadkiem wydarzeń przeszłości, po powstaniu postanawia za wszelką cenę ocalić rodzinny majątek. Taką decyzję podejmuje z uwagi na byt rodziny, ale i patriotyzm.

• Próbuje przystosować się do nowej, pouwłaszczeniowej rzeczywistości (zapewnić byt rodzinie, ale i spłacić nałożone przez zaborcę podatki oraz kontrybucje).

• Usiłuje przełożyć formułę patriotyzmu, jaka funkcjonowała w roku 1863, na język pracy organicznej i pracy u podstaw.

• W swoich dążeniach przez długi czas jest samotny (znajduje sojusznika w Witoldzie, ale dopiero po rozwiązaniu zaistniałego konfliktu).

• Jest zmuszony odejść od dawnych, młodzieńczych ideałów, stać się nieugiętym wobec sąsiadów (konflikt z Bohatyrowiczami). To, co niegdyś miało być środkiem (odejście od ideałów młodości) wiodącym do celu, potem stało się jedynym jego celem: „ ale w jeden punkt zapatrzony, inne z oczu tracił, jak wół ze schyloną pod jarzmem głową jedną bruzdę depcąc inne dostrzegać przestawał; w jednym namiętnym miłowaniu skupił wszystkie siły i na nic innego już mu nie stało ".

• Nie znajduje porozumienia z żoną.

• Przeżywa momenty zwątpienia w sens swoich działań, wówczas rozważa propozycję brata, który zachęca Benedykta do sprzedaży majątku i przeniesienia się do Rosji.

• Jest uważany za najtragiczniejszą postać w utworze.

Marta Korczyńska

• Jest bliską krewną Benedykta, od wielu lat mieszkającą w jego domu.

• Zajmuje się domem, gospodarstwem, czuwa nad wszystkim, wyręczając panią Emilię; jako jedyna wspiera Benedykta w jego codziennych zmaganiach.

• Jest energiczna, pracowita, zapobiegliwa i zaradna.

• Związana emocjonalnie z dziećmi zyskała ich miłość i przywiązanie.

• W młodości zakochana ze wzajemnością w Anzelmie Bohatyrowiczu odrzuciła jego miłość, obawiając się opinii ogółu oraz ciężkiej pracy.

• Ta nieszczęśliwa miłość jest prawdopodobnie przyczyną postawy nacechowanej zgorzknieniem, surowością a nawet złośliwością. Wydaje się, że odrzuciwszy w młodości szczęście, potem już nigdy go nie zaznała.

Ignacy Orzelski

• To człowiek żyjący we własnym świecie, niezupełnie zrównoważony, którego pasją jest muzyka i jedzenie.

• Znajduje się pod opieką córki.

• W przeszłości porzucił rodzinę i zostawiwszy żonie długi do spłacenia, zniknął, wdając się w romans z nauczycielką córki. Powrócił do domu na krótko przed śmiercią żony.

• Jest obiektem niewybrednych żartów Kirły, przed którym broni go Justyna.

• Niekiedy grywa dla domowników i gości.

Justyna Orzelska

• Daleka krewna Benedykta (córka ciotecznej siostry Korczyńskiego), który zajął się nią po śmierci matki dziewczyny

• Osoba uboga, mająca u opiekuna niewielką sumę pieniędzy.

• Jej pozycja w towarzystwie, w jakim żyje i bywa nie jest do końca jasno określona („urodzona i nie urodzona, wychowana i nie wychowana, biedna i nie biedna... słowem, nie wiedzieć kto... ").

• Jest osobą powściągliwą, poważną.

• Przez Martę nazywana melancholiczką, przez Emilię - oryginalną.

• Skromna, co widoczne jest zarówno w sposobie bycia, jak i stroju.

• Przed kilku laty przeżyła nieszczęśliwą miłość do Zygmunta Korczynskiego, która była dla bohaterki lekcją życia (oprócz rozczarowania i zawodu, jakie ją spotkały, poznała również pogardę swych dalekich krewnych i sądy niektórych o sobie).

• Dumna (nigdy nie chciała pozwolić, by Emilia ofiarowywała jej stroje, nie pozwala także na żartowanie i kpiny z ojca).

• Nie akceptuje stylu życia, jaki prowadzi, żyjąc w Korczynie.

• Odważna, nie lęka się opinii środowiska, w jakim dorastała i w jakim żyje.

• Sama stara się kształtować swój los.

• Kieruje się głosem serca.

• Nie boi się ciężkiej pracy.

Teresa Plińska

• Dawniej była guwernantką córki Korczyńskich Leonii, potem stała się towarzyszką Emilii.

• Stara się naśladować sposób zachowania swej pani (zachwyca się tą samą literaturą, choruje).

• Jest intelektualnie ograniczona i bardzo naiwna (wierzy, że Różyc jest nią zainteresowany).

• Jedynym jej zajęciem jest dotrzymywanie towarzystwa pani Emilii.

• Stanowi obiekt kpin i żartów.

Kirłowie

• Są małżeństwem od szesnastu lat.

• Reprezentują różny stosunek do życia, pracy.

Bolesław Kirło

• „ Pracować nie lubi, bez towarzystwa i rozrywek żyć nie może ".

• Uważa się za człowieka dowcipnego.

• Rzadko bywa w domu.

• Nie interesuje się ani gospodarstwem, ani problemami rodziny.

• Żona postawę męża tłumaczy otrzymanym wychowaniem.

• Nazwany przez Witolda próżniakiem i pasożytem, rzeczywiście nim jest.

• Słabo wykształcony (ukończył trzy klasy).

Maria Kirłowa

• Jest pracowita i zaradna, od kilkunastu lat sama prowadzi gospodarstwo i zajmuje się pięciorgiem dzieci.

• To osoba nieśmiała i skromna.

• Jest wyrozumiała dla męża, którego sposób życia akceptuje.

• Życzliwa ludziom.

Ukazując to środowisko autorka powieści przedstawiła:

• wewnętrzne jego zróżnicowanie,

• dezintegrację,

• na ogół konsumpcyjną postawę wobec życia,

• uznawany przez nich system wartości,

• zmiany, jakie zaszły po powstaniu styczniowym i ich wpływ na postawę polskiej szlachty.

Bohatyrowicze

• Są szlachtą zaściankową.

• Mimo że prowadzony tryb życia nie różni ich od chłopów, cenią oraz podkreślają swoje szlacheckie pochodzenie (kultywują pamięć protoplastów rodu).

• Cechuje ich poczucie dumy, godności, niezależności.

• Są pracowici, a cechę tę wykształciła w nich przeszłość, w której szczególne miejsce miała legenda o Janie i Cecylii.

• Przestrzegaj ą kodeksu moralnego praojców.

• Cenią naukę (w domu Anzelma znajdują się książki).

• Ich problemem jest ziemia, której mają za mało, by wyżywić rodziny. Na tym tle rodzą się konflikty między nimi (Ładyś - Fabian) oraz między zaściankiem a Korczynem.

• Szanują przeszłość.

• Ukazani są w różnych sytuacjach życiowych.

Spośród mieszkańców zaścianka wyróżniają się:

Anzelm Bohatyrowicz

• Stryj Janka, uczestnik powstania styczniowego,

• Człowiek szlachetny, przywiązany do tradycji i przeszłości.

• Nieszczęśliwy na skutek klęski powstania i miłosnego zawodu podupadł na zdrowiu, popadł w apatię, której ataki powracają.

• Dobry, zaradny gospodarz.

Janek Bohatyrowicz

• Syn Jerzego, powstańca, który pochowany został w zbiorowej mogile.

• Wychowany przez Anzelma.

• Człowiek pracowity, zaradny.

• Przywiązany do tradycji.

• Szlachetny, kierujący się głosem serca, wrażliwy, opiekuńczy.

Fabian Bohatyrowicz

• Cechuje go żądza posiadania ziemi.

• Jest porywczy, wybuchowy, zawzięty, a przy tym dumny.

• Nie potrafi panować nad emocjami.

• Posiada liczną rodzinę, która musi wyżywić się z niewielkiego kawałka ziemi.

Ukazując to środowisko autorka powieści przedstawiła:

• warunki egzystencji jego przedstawicieli,

• wzajemne relacje,

• postawę wobec życia,

• uznawany przez nich system wartości,

• zmiany, jakie zaszły po powstaniu styczniowym i ich wpływ na postawę tej części społeczeństwa.

Utwór Orzeszkowej jest powieścią społeczną przedstawiającą rozległy obraz społeczeństwa. Prezentuje nie tylko dzieje postaci, ale również ich pracę i sposób życia. W kręgu spraw społecznych centralne miejsce zajmuje niewątpliwie ziemia jako synonim ojczyzny i jako podstawa egzystencji bohaterów.

Eliza Orzeszkowa - Gloria Victis (opracowanie)

Gloria victis to nowela Elizy Orzeszkowej napisana w 1907 roku, a wydana w 1910 roku w zbiorze nowel pod tym samym tytułem. Utwór relacjonuje przebieg jednego z epizodów powstania styczniowego. Autorka składa hołd poległym i wyraża przekonanie, że poniesione ofiary nie były daremne, a przyszłość doceni ich wielkość.

W noweli tej, o losie grupy powstańców z Polesia, opowiadają leśne drzewa, świadkowie walk, cierpień i nadziei ludzkich. Opowiadają o nich wiatrowi, który odwiedził bezimienną leśną mogiłę. Oddziałem leżącym w mogile dowodził Romuald Traugutt, który "wziąwszy na ramiona krzyż narodu swego, poszedł za idącym ziemią tą słupem ognistym i w nim zgorzał". Przy jego boku najczęściej i najbardziej walecznie bił się młody Tarłowski, chociaż "w geniuszu natury i górnych myślach ludzkich rozkochany, do bojów tych stworzony nie był". Tarłowski mieszkał wraz z siostrą niedaleko miejsca walk, w miejscu otoczonym zielenią drzew, które ukochał wraz z całą przyrodą i której tajniki pragnął dokładnie poznać. Nie mógł zrozumieć, dlaczego w ludziach jest tyle nienawiści, dlaczego nie potrafią żyć w zgodzie i harmonii, których przykłady niesie przyroda. Przeciwny wszelkim gwałtom ruszył do walki, aby zabijać, gdyż "dopóki gwałt, dopóty święty przeciwko gwałtowi gniew! Dopóki krzywda, dopóty walka! Przez krew i śmierć, przez ruiny i mogiły, z nadzieją czy przeciw nadziei walka z piekłem ziemi w imię nieba, które na ziemię zstąpi...." Nadszedł dzień ciężkiej bitwy, w której wielu zginęło i wielu było ciężko rannych. Zwycięski oddział wrogów nie oszczędził nawet tych, których złożono w szałasie, by leczyć ich rany, lub by mogli umrzeć spokojnie. Po kilkunastu minutach "Nie było już w namiocie rannych ani lekarzy. Były tylko trupy w krwi broczące i jeszcze otrzymujące nowe rany, umilkłe albo w strasznym konaniu charczące". Wśród mordowanych był Tarłowski. Mijały lata, a nad bezimienną leśną mogiłą niestrudzony czas wciąż szeptał: vae victis! (biada zwyciężonym). Lecz pewnego dnia na miejsce bitwy przyszła Aniela. Twarz miała bladą, pełną bólu. Zostawiła na mogile mały krzyżyk. Ale wiatr, który wysłuchał opowieści, który wie wszystko, zerwał się gwałtownie z mogiły "świętym szałem zdjęty" i przelatując nad światem głosił wszystkim i wszystkiemu nową prawdę - gloria victis! (chwała zwyciężonym!) Wiedział, bowiem że nadejdą kiedyś czasy, w których dzięki nim "miecze mają być przekute na pługi, a jagnięta sen spokojny znajdować u boku lwów...".

Eliza Orzeszkowa chętnie sięgała po krótkie formy narracyjne, osiągając w tym zakresie wybitne rezultaty ideowe i artystyczne. Szczególny rozkwit jej twórczości nowelistycznej przypadł na lata 80-te i był zapowiedzią wielkich powieści realistycznych. W utworach tych autorka podjęła aktualne dla jej czasów problemy: emancypację kobiet, zacofanie i ubóstwo wsi, sytuację dzieci, warunki życia proletariatu miejskiego i zubożałej inteligencji. W utworze „Gloria victis” Eliza Orzeszkowa porusza żywotną w tamtych czasach problematykę narodowowyzwoleńczą.

Nowela „Gloria victis” pełna jest treści symbolicznych i metaforycznych. Autorka odwróciła w nim uwagę czytelnika od codzienności w stronę idei, w sposób jawny oddała hołd męczeńskiej śmierci powstańców. Nowela pisana jest prozą poetycką z partiami realistycznymi. Narratorem pisarka uczyniła las, który pełen podziwu dla bohaterskich powstańców i współczucia dla ich tragicznego losu, opowiada historię oglądane i zasłyszane wiatrowi, który z dala przyleciał na Polesie litewskie. Narracja utrzymana jest w konwencji baśni, którą opowiadają i komentują drzewa.
Ważny jest motyw wierności przyrody człowiekowi. Las ochrania pamiątki walk, skrywa tajemnice ludzi, rozgłasza czyny uczestników walk. Eliza Orzeszkowa pokazała, że zabijanie jest przeciwne ludzkiej naturze, ale gdy zaistniała nadzieja wolności, walka była jedynym sposobem na przywrócenie niepodległości ojczyźnie.

Maria Konopnicka

Maria Konopnicka - Mendel Gdański

„Mendel Gdański” został napisany przez M Konopnicka w 1889 roku. Porusza jedna z glow-nych kwestii poruszanych w dobie pozytywizmu... mianowicie kwestie zydowska Nowela ta powstala jako odzew Konopnickiej przeciw ówczesnej fali antysemityzmu w polsce. Konopnicka ,jak i również inni pozytywisci, starala się wplynac na mentalnosc polskiego spoleczenstwa widzacego w zydach zagrozenie. Niechec do zydow wynikala z braku znajomosci kultury i historii zydowskiej. W efekcie dochodzilo do tworzenia zupełnie absurdalnych, rodzących strach przekonań o obyczajowości Żydów. Wrogosc ta miala ujscie w tzw. Pogromach. Ludnosc niesemicka siala wtedy spustoszenia w gettach zydowskich napadajac na ich mieszkancow a niekiedy nawet mordujac ich. Konopnicka dostrzegala cale barbarzynstwo tego postepowania - wiedziala bowiem ze antysemityzm wypływa z zabobonu i ciasnoty umysłowej ludności dopuszczającej się pogromów i starala się ukazac w swoich utworach zyda jako zwyczajnego czlowieka, który niczym specjalnym nie rozni się od innych. Na takiego wla-snie czlowieka zostal wykreowany bohater noweli pt „Mendel Gdanski” A jest nim stary, bo 67-letni i ubogi zyd. Przed 27 laty przybyl do warszawy gdzie mieszka do dzis. Przez ten szmat czasu zdarzyl się zaznajomic z tym miastem. Zyje w dobrych stoosunkach z sasiadami. Ma duzo kontaktow z ludzmi gdzyz jest introligatorem. Mimo braku wyksztalcenia cechuje się wyjatkowa madrascia i wrazliwo-scia... Jest czlowiekiem mocno doswiadczonym przez zycie. Z calej rodziny pozostal mu tylko jeden wnuk - syn jego zmarlej przedwczesnie corki. Starzec wychowuje Jakuba (bo tak ma na imie chlo-piec) w poczuciu wlasnej wartosci i godnosci bez kompleksu nizszosci. Pragnie by chlopiec zdobyl wyksztalcenie i mogl swoja wiedze wykorzystac dla dobra ludzi. Zyd zyje w poczuciu bezpieczenstwa za którego podstawe uwaza wlasna prace. Mendel uznaje się za pelnoprawnego obywatela warszawy. Jest zwiazany z nia i z ludzmi którzy tu zyja... (mendel wie to mendel wie tamto) Fakt bycia zydem traktuje jak rzecz oczywista, nie stawiajaca go nizej od innych mieszkancow miasta. Przyjmuje inne kryterium oceniania ludzi. Dzieli ludzi ze względu na ich postepowanie a nie pochodzenie czy religie jaka wyznaja. Pewnego dnia dochodza go niepokojace wiesci... Najpierw wnuk przychodzi ze szkoly z zalem ze koledzy wypominaja mu to ze jest zydem. Pozniej natomiast zegarmistrz majacy sklep na-przeciwko zakladu mendla mowi mu ze maja bic zydow. Poczatkowo starzec nie reaguje... Gotow jest walczyc przeciwko tym którzy sa zli... tym co kradna i morduja... nawet jeśli sa zydami. Gdy zegar-mistrz odpowiada ze maja bic wszystkich zydow starzec Nie może zrozumiec tego... Nie może zrozu-miec tego... dlaczego niby mieszkancy miasta w którym on sam spedzil pol zycia, których zna, którym nie uczynil nic zlego mieliby skrzywdzic jego... bogu ducha winnego starca tylko i wylacznie dlatego ze jest zydem. (zyd jest zawsze zydem) W rozmowie zyda z zegarmistrzem zderzaja się ze soba dwa odmienne sposoby ocenienia ludzi: ze względu na ich postepowanie i ze względu na ich pochodzenie. Wychodzi na jaw stereotyp o zydach panujacy w polsce. W koncu dochodzi do owych rozruchow. W obliczu zagrozenia Mendel odrzuca pomoc sasiadow. Nie ma zamiaru wstydzic się swojego pocho-dzenia a wolnosc wyznania uznaje za swoje nienaruszalne prawo. wierzy, że może wpłynąć na posta-wę uczestników pogromu, wierzy, że zwycięży rozsądek i tolerancja. Spotyka go jednak ogromny zawod. Swiadectwo swojej wiary przeplaca zdrowiem wnuka a także utrata zaufania do ludzkiej ma-drosci i sprawiedliwosci. Mendel dotychczas dumny ze swojego miasta, kochal je, czul się z nim zro-śnięty i jest dla niego bolesnym odkrycie, że są ludzie, którzy uważają go tu za obcego. Mendel zro-zumiał, że od nastawionego antysemicko tłumu nigdy nie doczeka się szacunku należnego mu z racji bycia człowiekiem użytecznym i uczciwym. Stracil serce do warszawy, ktora tak kochal...

Autorka zwraca uwagę na ogólnoludzkie wartości, które powinny być jedynym kryterium oce-ny człowieka. staje po stronie krzywdzonych mniejszości narodowych i religijnych, dła których do-maga się szacunku i równości wobec prawa. Walczy ze stereotypem ze Żydzi bogacą się kosztem Polaków, są obcy w polskim społeczeństwie... ze zyd jest zawsze zydem... Utwor ma charakter ostrzegajacy przed: po pierwsze antysemityzmem, który może się obrocic przeciwko polakom.... a po drugie przed pochopnym ocenianiem ludzi... przed niewlasciwym ocenianiem...

Bolesław Prus

Bolesław Prus - Kamizelka

„Kamizelka” B. Prusa opowiada o skromnym życiu rodziny mieszczańskiej mieszkającej w kamienicy czynszowej w Warszawie. Mimo wyczerpującej pracy żyli ubogo i skromnie. Czynnikiem, który pozwalał im przetrwać najtrudniejsze chwile była serdeczna, tkliwa i opiekuńcza atmosfera domowa. Kompozycja noweli oparta jest na wspomnieniowej relacji narratora, obserwatora, który przygląda się życiu tej rodziny ze swojego okna znajdującego się naprzeciw mieszkania bohaterów.

Niektórzy ludzie posiadają najróżniejsze zbiory, np. zasuszone kwiaty, ale narrator posiada starą, poplamioną kamizelkę. Ściągacze, które są jeden skrócony, a drugi przyszyty. Można się domyślić, że właściciel chorował i chudnął. Teraz narrator nie chce, aby w jego zbiorach była kamizelka, którą kiedyś kupił za pół rubla.

Odzienie należało do sąsiada, który mieszkał z żoną i służącą; pracującą za wyżywienie. W lipcu zostali sami, ponieważ służąca przeprowadziła się do państwa, którzy płacili jej jeszcze trzy ruble na rok. W październiku została tylko pani, która po kolei sprzedała dobytek i w końcu odeszła. Wtedy narrator kupił kamizelkę od handlarza, położył ją na stole i zaczął opisywać małżeństwo, które mieszkało naprzeciwko. Kiedyś byli bardzo szczęśliwą parą. Wstawali rano, pili herbatę i razem wychodzili. Ona pracowała w szkole, on w biurze, gdzie spędzał nawet cały dzień. Pracując po nocach upominali się nawzajem, aby iść spać. Pani była szczupła, a pan tęgi. W lipcu pan zachorował i dostał krwotoku. Żona pobiegła po lekarza, aby zbadał jej męża. Teraz musiał odpoczywać, lecz choroba się przeciągała. On nie chodził do pracy, a ona postarała się o mniej lekcji w tygodniu. Pewnego dnia pani spotkała doktora i poprosiła go, by przychodził częściej. Wróciła do domu, a mąż chwycił ją za rękę i spytał czy nie wie, że on i tak w końcu umrze. Ona wtedy uśmiechnęła się i oznajmiła, że to nic takiego. Mężczyzna zaczął czuć się na siłach i sam się ubierał, lecz zrozumiał, że chudnie, gdyż kamizelka stawała się coraz luźniejsza. Kobieta tłumaczyła mu, że po chorobie to naturalne. Jednak z czasem ubieranie stawało się coraz cięższe i pan coraz większą uwagę poświęcał ubraniu.

Pewnego dnia przyznał się, że codziennie ściągał pasek przy kamizelce, ale teraz musiał poluźnić, bo była ciasna. Niestety on nie wiedział, że także jego żona pracowała przy kamizelce, skracając jej pasek. O tej tajemnicy nigdy się nie dowiedział, gdyż „odszedł z tego świata”.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Nie wierzę w nic…

Nie wierzę w nic, nie pragnę niczego na świecie,
Wstręt mam do wszystkich czynów, drwię z wszelkich zapałów:
Posągi moich marzeń strącam z piedestałów
I zdruzgotane rzucam w niepamięci śmiecie...

A wprzód je depcę z żalu tak dzikim szaleństwem,
Jak rzeźbiarz, co chciał zakląć w marmur Afrodytę,
Widząc trud swój daremnym, marmury rozbite
Depce, plącząc krzyk bólu z śmiechem i przekleństwem.

I jedna mi już tylko wiara pozostała:
Że konieczność jest wszystkim, wola ludzka niczym -
I jedno mi już tylko zostało pragnienie

Nirwany, w której istność pogrąża się cała
W bezwładności, w omdleniu sennym, tajemniczym
I nie czując przechodzi z wolna w nieistnienie.



W wierszu tym dominują uczucia negatywne, w których wyraża się niewiara i niechęć we wszystko co istnieje na świecie. Zostały zniszczone wszelkie ideały, marzenia i programy, poeta mówi: „nie wierzę w nic, nie pragnę niczego na świecie, wstręt mam do wszystkich czynów, drwię z wszelkich zapałów”. Okazuję się jednak, że istnieje jedno pragnienie, „pragnienie Nirwany”, czyli stanu całkowitego wyrzeczenia się woli życia, czyli siły pchającej człowieka nieustannie ku cierpieniu. Dzięki takiemu stanowi następuje osłabienie poczucia rzeczywistości i zmniejszenia odczucia cierpienia.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer - EVVIVA L'ARTE!

Eviva l'arte! Człowiek zginąć musi -
cóż, kto pieniędzy nie ma, jest pariasem,
nędza porywa za gardło i dusi -
zginąć, to zginąć jak pies, a tymczasem,
choć życie nasze splunięcia niewarte:
eviva l'arte!
Evviva l'arte! Niechaj pasie brzuchy
nędzny filistrów naród! My, artyści,
my, którym często na chleb braknie suchy,
my, do jesiennych tak podobni liści,
i tak wykrzykniem; gdy wszystko nic warte,
evviva l'arte!
Evviva l'arte! Duma naszym bogiem,
sława nam słońcem, nam, królom bez ziemi,
możemy z głodu skonać gdzieś pod progiem,
ale jak orły z skrzydły złamanemi -
więc naprzód! Cóż jest prócz sławy co warte?
evviva l'arte!
Evviva l'arte! W piersiach naszych płoną
ognie przez Boga samego włożone:
więc patrzym na tłum z głową podniesioną,
laurów za złotą nie damy koronę,
i chociaż życie nasze nic niewarte:
evviva l'arte!



Tytuł wiersza Kazimierza Przerwy-Tetmajera - Evviva l'arte - oznacza neoromantyczne hasło „Niech żyje sztuka!”. W przeciwieństwie do pozostałych utworów modernizmu, wiersz ten skierowany jest do artystów i stanowi swoiste podsumowanie głównych założeń epoki. Autor głosi romantyczny kult artysty i jego dzieła, wywyższa twórcę: ...patrzym na tłum z głową podniesioną, stawia go na piedestale i pogardza resztą świata: niechaj pasie brzuchy nędzny filistrów naród! Widzimy tu jednak ważną zmianę: podmiot liryczny nie usiłuje wysunąć się z szeregu artystów, ale solidaryzuje się z innymi twórcami. Wyraźnie można zauważyć w sformułowaniach, jakich używa: My, artyści, ...nam, królom bez ziemi. Diametralnej przemianie ulega tu również stosunek do Boga. Artysta nie podejmuje już nawet najmniejszej próby postawienia się na równi ze Stwórcą. W porównaniu do romantyków jest pełen pokory, ma świadomość, że talent to dar, który otrzymał od Boga: W piersiach naszych płoną ognie przez Boga samego włożone.

Najważniejszym elementem wiersza jest postawa artysty wobec życia. Podmiot liryczny podkreśla swoją pogardę, którą czuje w stosunku do doczesności - życie nasze splunięcia niewarte - jednocze-śnie wynosząc na piedestał sztukę: ...i chociaż życie nasze nic niewarte, evviva l'arte!. Kazimierz Przerwa-Tetmajer bardzo obrazowo porównuje artystę do orła ze złamanymi skrzydłami do zwiędłego liścia. Symbolizuje to charakterystyczną bezradność wobec fin de siécle.

Kolejnym zwrotem zasługującym na uwagę jest określenie artysty, jako króla bez ziemi. Prawdopo-dobnie autor chciał w ten sposób podkreślić nowe założenie epoki, jakim jest tworzenie dla samej sztuki (sztuka dla sztuki), tj. uzewnętrznienie duszy na papierze dla siebie, nie dla odbiorcy. Potwierdzeniem tej tezy zdaje się być pełna dumy trzecia strofa wiersza. Artysta przestrzega młodych twórców przed pisaniem „pod publiczkę”, gdyż taki utwór i tak nie znajdzie uznania. Podkreśla również znaczenie dumy zawodowej, która jest naszym bogiem. Tylko tworzeniem dla sztuki można coś uzyskać. Pisanie dla odbiorcy wyniszcza młodego artystę, w wierszu symbolizowanego przez orła ze złamanymi skrzydłami.

Innym dwuznacznym symbolem jest jesienny liść. Autor pragnie odwieść początkujących twórców od korzystania z utartych, klasycznych zasad pisania. Za bezwładnym opadaniem liścia na wietrze może kryć się tworzenie w stanie nirwany, zapisywanie pozornie bezsensownych wrażeń, które w gruncie rzeczy stanowią dokładne odtworzenie duszy i wnętrza artysty.

Jan Kasprowicz

Jan Kasprowicz - Biografia i twórczość

Jan Kasprowicz urodził się 12 grudnia 1960 r. we wsi Szymborze pod Inowrocławiem na Kujawach, w ubogiej rodzinie chłopskiej. Jego ojciec Piotr był analfabetą, dlatego pierwszą edukację odebrał od matki - Józefy z Kloftów, potem uczęszczał do jednoklasowej szkoły elementarnej w Szymborze, gdzie wyróżniał się zdolnościami rysunkowymi. W roku 1870za poparciem możnego ziemianina - Józefa Kościelskiego - umieszczono go w gimnazjum w Inowrocławiu. Z powodu trudności materialnych i kłopotów z zaaklimatyzowaniem się nauka nie szła mu najlepiej - powtarzał dwie klasy.

Ważną rolę w rozwoju ideowym Kasprowicza odegrała działalność w tajnym kółku młodzieżowym, które za patrona miało głośnego w owym czasie poetę romantycznego Wincentego Pola. W 1878 roku ukazał się pierwszy drukowany wiersz Kasprowicza w poznańskim tygodniku „Lech”. W 1880 roku po gwałtownym zajściu z jednym z profesorów wystąpił ze szkoły i wkrótce opuścił rodzinne strony. Tułał się po zaborze pruskim. W celu uzyskania matury uczył się kolejno w Poznaniu i Opolu, nieco dłużej w Raciborzu. Wszędzie jednak usuwano go za manifestowanie polskości i działalność w organizacjach młodzieżowych. W 1882 za wstawiennictwem Józefa Ignacego Kraszewskiego opublikował garść utworów w warszawskim tygodniku „Kłosy”. Upragnione świadectwo dojrzałości otrzymał w Poznaniu w 1884 roku.

W tym samym roku rozpoczął studia filozoficzne i historyczne na uniwersytecie w Lipsku. Pod wpływem Ludwika Krzywickiego przejął się myślą socjalistyczną i brał udział w korektach pierwszego polskiego wydania „Kapitału” Marksa. Po czterech miesiącach z braku pieniędzy opuścił Lipsk i przeniósł się do Wrocławia, gdzie pod koniec 1884 roku rozpoczął studia historyczne.

Od 1885 roku zaczął regularnie drukować swoje wiersze i patriotyczne artykuły w czołowych polskich czasopismach, przede wszystkim w warszawskich („Przegląd tygodniowy”, „Głos”, „Ateneum”, „Życie”), w petersburskim „Kraju”, lwowskim „Przeglądzie społecznym”, paryskim „Wolnym polskim słowie”. Pracował w nielegalnym związku utopijnych socjalistów niemieckich pod nazwą Pacific, za co w 1887 został aresztowany i skazany po głośnym procesie na sześć miesięcy pozbawienia wolności. W tym okresie odszedł od socjalizmu a zbliżył się do Narodowej Demokracji i do końca życia pozostał jej sympatykiem.

W 1886 Kasprowicz ożenił się z Teodozją Szymańską. Małżeństwo okazało się jednak pomyłką: z powodu zupełnego braku porozumienia po kilku miesiącach Kasprowicz uzyskał rozwód i opuścił żonę, a Teodozja popełniła samobójstwo. Zrodziło to w umyśle poety poczucie winy widoczne w późniejszej twórczości.

Skreślony z listy studentów z powodu nie zaliczenia wykładów w 1888 roku udał się do Lwowa. Był tu nie mile widziany przez władze austrowęgier, wręczono mu nawet nakaz opuszczenia cesarstwa. Obszedł jednak te trudności i na stałe związał się ze Lwowem, wszedł nawet w skład redakcji „Kuriera lwowskiego”, gdzie ogłaszał rozprawy literackie, recenzje teatralne i wiersze. W grudniu 1888 roku ukazał się debiut książkowy - Poezje - grupujący dorobek poetycki lat studenckich, poprzedzony życzliwą przedmową powieściopisarza i założyciela Ligi Polskiej - Teodora Tomasza Jeża.

W 1892 roku zakochał się w Jadwidze Gąsowskiej, kobiecie młodej, wykształconej i oczytanej. W styczniu 1893 ożenił się z nią, mięli dwie córki: Janinę (1893) i Annę (1895). W 1899 Jadwiga nawiązała romans z Przybyszewskim a dwa lata później uciekła z nim. By powrócić do równowagi dużo podróżował, m.in. Alpy, Włochy oraz Paryż i Londyn czego owocem była książka „O bohaterskim koniu i walącym się domu”. Często odwiedzał Tatry. W 1903 odkrył Poronin i odtąd często tam przebywał. Porzucił dziennikarstwo i w 1904 doktoryzował się na podstawie pracy o poezji Teofila Lenartowicza. Na Uniwersytecie Lwowskim utworzono dla niego katedrę literatury porównawczej i mianowano go profesorem nadzwyczajnym. Od 1909 roku pracował tam przez kilkanaście lat jako profesor nadzwyczajny, potem zaś zwyczajny.

W 1911 ożenił się z Marią Bunin poznaną cztery lata wcześniej w Serrento we Włoszech. Małżeństwo to było udane i napełniło twórczość Kasprowicza optymizmem i pogodą. Maria Kasprowiczowa opisała dzieje tego niezwykłego związku w swoim Dzienniku.

W czasie I Wojny Światowej początkowo przebywał w Poroninie, działając ze Stefanem Żeromskim w tajnej organizacji niepodległościowej, następnie przeniósł się do Lwowa i zajmował się pracą naukową. Po odzyskaniu niepodległości pozostał we Lwowie, gdzie w latach 1921-22 piastował godność rektora uniwersytetu im. Jana Kazimierza. W odrodzonej Polsce pełnił wiele funkcji społecznych, zajmował się działalnością polityczną, w 1920 roku brał udział wraz z Żeromskim w akcji plebiscytowej na Warmii i Mazurach. Pod koniec życia cieszył się opinią największego poety od czasów Mickiewicza i Słowackiego. Zbierał wyrazy uznania i hołdy (m.in. doktorat honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego).

Ostatnie lata życia spędził w Poroninie (od 1923), gdzie kupił dom na przysiółku Herenda (obecnie muzeum). Rok później zachorował na serce i cukrzycę - zmarł 1 sierpnia 1926. Został pochowany w todze rektorskiej (zgodnie z jego wolą) na cmentarzu zasłużonych w Zakopanem. Po 7 latach prochy Kasprowicza zostały przeniesione na Herendę do specjalnego grobowca, gdzie pochowano także jego trzecią żonę Marię, zmarłą w 1963 roku.

Dorobek literacki
Twórczość Kasprowicza można podzielić na trzy okresy:
I - tendencyjny (od debiutu do 1893 roku) - Kasprowicz jawi się jako rzecznik skrzywdzonych i poniżonych; solidaryzuje się z prostym ludem; dominują tematy społeczne: bieda, nędza i poniżenie chłopa; związane jest to z chłopskim pochodzeniem poety; z okresu tego pochodzi cykl sonetów „Z chałupy” a w nim wiersz pt. „W chałupie” - w którym w sposób prawdziwy, naturalistyczny ukazał nędzę ludu.
II - modernistyczny (1893-1908) zwany buntowniczym; cechuje go odejście od tematyki społecznej, pogardliwa postawa wobec tłumu; symbolizm, ekspresjonizm i impresjonizm; bunt wobec Boga; w twórczości Kasprowicz opiewa urodę tatrzańskiego krajobrazu, porusza motywy życia i śmierci, trwania i przemijania; oraz katastroficzne: sądu ostatecznego, końca świata. Utwory: cykl sonetów „Krzak dzikiej róży”; hymny m.in. „Dies irae”, „Święty Boże”, „O bohaterskim koniu i walącym się domu”.
III - franciszkański (1908-1926) z buntownika przeciw Bogu Kasprowicz zmienia się w wyznawcę filozofii św. Franciszka. Ten etap przyniósł: *akceptację świata i zgodę na wszystko co przyniesie los, *uwielbienie i poszukiwanie piękna oraz harmonii w przyrodzie, *kult prostego człowieka oraz jego mądrości, *postawę franciszkańską nakazującą pokorę wobec losu, cierpliwość, miłość bliźniego oraz radość z każdego dnia, pogodzeni się z Bogiem. Utwory: Hymn św. Franciszka z Asyżu, Bajki, klechdy baśnie, Księga ubogich (1916), Kój świat (1926).
Poznane utwory:

„W chałupie” - cechuje go realizm, zawiera niezwykle szczegółowy opis izby chłopskiej: okno zapchane szmatami, nędzny stół, blaszana łyżka, zgnieciony kartofel - wszystko to podkreśla brzydotę otoczenia i nędzę jego mieszkańców. Kontrast stanowi opis postaci kobiecych, matka ma ciemne włosy i niebieskie oczy, a zaróżowione policzki i czerwone usta to obraz córki. Starsza kobieta drzemie przy piecu, młoda snuje marzenia o paniczu. Ubóstwo i nędza oraz nierealność marzeń przytłacza i wzbudza współczucie w czytelniku.

Cykl sonetów „Z chałupy” (1888) opisuje bogaty obraz wsi żyjącej w biedzie, wyzyskiwanej i oszukiwanej, wstrząsanej wewnętrznymi konfliktami

Poznane sonety to:
XV - obraz niedoli wiejskiej kobiety, która zamarzła tułając się w żebraczym życiu po świecie, bo mąż jej zmarł, ziemię sprzedano na opłaty, córki posłano do pracy na dwór, ona najmuje się do roboty.
XIX - przedstawia tragedię chłopa, kiedyś najpotężniejszego we wsi. Gdy był zdrowy nie bał się żadnej pracy, jednak wraz z chorobą przyszła nędza. Gdy nie pomaga domowe leczenie rodzina wzywa księdza. Ten dziwi się dlaczego jeszcze nie wezwano doktora, nie rozumie że na doktora stać bogaczy a nie biednego chłopa.

XXXIX - przebrzmiewają tu echa idei pracy u podstaw, krzewienia oświaty wśród ludu. Sonet opowiada o losie chłopskiego syna. Warunki w jakich żyje chłopiec są bardzo trudne: do szkoły daleko w domu zimno i nie ma co jeść. Dziecko nie zważa jednak na te niedogodności i garnie się do nauki zimą i latem. nie przejmuje się drwinami ludzi którzy śmieją się z pastuszka siedzącego na łące z książką w ręku. Gdy chłopiec dorósł wyjechał do stolicy uczyć się dalej. Niestety z braku pieniędzy umiera na suchoty.
„Szły zbierać kłosy” (1898) -ukazuje nędzę polskiej wsi, wegetację prostych ludzi - ich walkę o przetrwanie, oraz stosunek właściciela ziemskiego do kobiet które zbierały kłosy zboża, jego bezwzględność obrazuje to jak potraktował kobiety - gorzej od zwierząt. Jedna z chłopek zna swoją wartość i nie boi się mu tego wyrzucić.

„Świat się kończy!” (1891) - pierwszy dramat bliski gawędom i sonetom chłopskim, napisany gwarą i posiadający walory artystyczne. Dziś jest ceny ze względu na odzwierciedlone procesy społeczne wśród klasy chłopskiej.
„Krzak dzikiej róży w Ciemnych Smreczynach” - na tle szarych skał wśród gór kwitnie krzak dzikiej róży, obok umiera stara limba, róża symbolizuje tu młodość, pełnię sił, życie. Limba przemijanie, starość, schyłek istnienia, śmierć. Krzak róży drży o swe życie, boi się najlżejszego podmuchu wiatru, stara limba dowodzi jak szybko mija czas, jak szybko piękno i miłość może się zmienić w chorobę, brzydotę i powolne umieranie.

Hymny „Dies Irae” dzień gniewu, tytuł pochodzi od hymnu mszalnego z 13 wieku Tomasza z Celano odmawianego podczas mszy w dzień zaduszny. Tematem jest koniec świata i sąd ostateczny, czyli pańskiego gniewu dzień. Utwór przesycony jest tematyką biblijno - apokaliptyczną . Utwór zwiastuje nadchodzącą katastrofę - koniec ludzkości. Podmiot liryczny w imieniu całej ludzkości usiłuje dociec, czy człowiek może odpowiadać za zło które zostało stworzone przez Boga. To On jest odpowiedzialny za całą nędzę i marność świata. Pojawia się pytanie o winę człowieka, o odpowiedzialność za grzech - nieodłączny element ludzkiej egzystencji. Został tu przedstawiony katastroficzny obraz świata.
„Hymn św. Franciszka z Asyżu” - to hymn pochwalny miłości, który opiera się na całkowitym i bezinteresownym poświęceniu się bliźnim. Autor wyraża tutaj przez św. Franciszka wiarę w to że Bóg dzięki tej miłości odwlecze dzień sądu. Poeta szuka ukojenia w prawdach św. Franciszka, według których współistnienie cierpienia i radości jest niezbędne dla zachowania porządku na Ziemi. Świat jest pełen kontrastów, wzajemne uzupełnianie się dobra i zła daje pełnię życia. Śmierć należy traktować jako niezbędny etap ludzkiej egzystencji.
Związek Kasprowicza z filozofią św. Franciszka dowodzi też księga ubogich - kult naturalności, codzienności prostego człowieka. Pochwała spokoju i umiaru oraz rosnąca radość życia w kontakcie z przyrodą.

Leopold Staff

Leopold Staff jako poeta trzech pokoleń.

Leopold Staff (1878-1957), genialny poeta trzech epok, debiutował w Młodej Polsce wierszami dekadenckimi, w dwudziestoleciu międzywojennym wyrażał postawę afirmacji życia i świata. Po II wojnie światowej też potrafił sprostać wymaganiom epoki. Poeta szedł z duchem czasu nie tracąc przy tym swojej indywidualności, tożsamości artystycznej. Jego wiersze, będąc zarazem wierszami swoistymi, odpowiadały prądom każdej epoki, w jakiej tworzył.

Początkowo zafascynowany był filozofią Fryderyka Nietschego, pisał wiersze o dążeniu do potęgi duchowej, siły. Z biegiem czasu jego poezja zmienia się, ewoluuje. Czynnie brał udział w środowisku literacko-artystycznym. Był wyczulony na klimat kolejnych epok i nurtów artystycznych, łączył je w swej twórczości z klasycznym poczuciem harmonii, wiarę w trwałość kultury i sztuki. Początkowo był związany z nurtem impresjonizmu i symbolizmu. Głównymi wątkami jego twórczości mimo wciąż zmieniających się wzorców poezji były: manifestacja młodzieńczej witalności problemy życia społecznego, humanitaryzm, ukazywanie bohatera rozkochanego w życiu, szczęścia na ziemi, rola marzeń i wolności, odwoływanie się do filozofii, do świadomości i kultury.

Niewątpliwie tego poetę trzech epok, niezwykle płodnego, umiejącego pozostać wiernym sobie samemu przy jednoczesnej zdolności dotrzymania kroku przemianom stylu epoki, można nazwać Feniksem poezji polskiej. Przez niemal sześćdziesiąt lat pisał wiersze oryginalne i pełne uroku. Jego poezja zachwycała przedstawicieli znacznie młodszych pokoleń. Tuwim i Wierzyński widzieli w nim swego mistrza, Różewicz oddawał mu hołdy. I dziś zadziwia młodzieńcza Świeżość jego wierszy, nawet tych pisanych pod koniec jego życia.

Wiersz „Kowal” zrywa z młodopolskim dekadentyzmem ówcześnie panującym, poeta stara się przekonać, że jedyną drogą życiową jest walka i praca nad sobą, a słabość i uległość może doprowadzić do niemocy działania. W każdym człowieku znajduje się drogocenny kruszec, symbolizujący dobre cechy, które mogą być odkryte i uformowane. Staff przeciwstawia się pesymizmowi i słabości dekadentów, poszukując oparcia w filozofii Fryderyka Nietzschego, głoszącego afirmację życia, pochwałę człowieka mocnego, aktywnego, kształtującego swą siłę duchową i otaczający go świat. I to właśnie wiersz „Kowal” jest typowym czerpaniem z nietzscheanizmu. Wiersz ten miał być symbolem walki z typowymi dla dekadentyzmu przejawami zniechęcenia, pesymizmu, z poczuciem bezradności. Podmiot liryczny jawi się jako cyklop, ogromnej siły gigant, nadczłowiek. Poeta wskazuje na nowe źródło siły i aktywności życiowej, na prace nad własnym wnętrzem, charakterem i osobowością. Celem dążeń człowieka powinny być siła i wielkość, dające poczucie wewnętrznego spokoju, harmonii. We współczesnym świecie tylko jednostka silna ma szansę przetrwania, każdy przejaw słabości powinien więc być odrzucony. Staff oczyszcza przy tym filozofie Nietzschego ze wszystkiego, co niezgodne z etyka chrześcijańską (względność dobra i zła, pogarda dla litości i altruizmu, uznanie pokory i miłości za przejawy słabości). W tym kontekście sonet „Kowal” należy odczytywać jako wezwanie do kształtowania własnej siły, przede wszystkim duchowej, nie fizycznej.

Leopold Staff w swoich utworach często poruszał problematykę zwykłej wiejskiej egzystencji i pisał o sprawach codziennych, o prostych ludziach. Takim wierszem jest choćby sonet „Kartoflisko”. Poeta w pierwszej, opisowej części ukazuje jesienny wiejski pejzaż, deszczowe niebo i krążące wrony. Potem opisuje ciężką i monotonną pracę robotnic przy wykopkach, co daje mu pretekst do uwznioślającego spuentowania utworu: robotnice, wybijając ziemniakami na dnach wiader rytm ogłaszający zmianę pór roku kojarzą się z doboszami. Warto zwrócić w tym miejscu uwagę na połączenie zwykłej, codziennej problematyki z kunsztowną formą sonetu, gatunku wymagającego wszelkich umiejętności artystycznych.
W innym utworze tego okresu „Wół”, również porusza Staff motyw pracy, tym razem wykonywanej przez zwierzę służące człowiekowi. Wół został tu podniesiony do rangi symbolu pracy, nazwany „najwznioślejszym mozołu pomnikiem”.

Motyw jedności człowieka z przyrodą, przynosi wiersz „Wysokie drzewa”, otwierający tomik poezji pod tym samym tytułem. Początek i koniec wiersza stanowi pytanie w formie wykrzyknika: „O, cóż jest piękniejsze niż wysokie drzewa”. Jest to pytanie retoryczne, w utworze nie znajdziemy na nie bezpośredniej odpowiedzi. Poeta opisuje krajobraz w sposób niezwykle plastyczny, korzystając z całej gamy środków artystycznych, takich jak metafora, synestezja czy onomatopeje. Nastrój spokoju, ciszy, odprężania dominuje w wierszu i udziela się czytelnikowi. Wysokie drzewa są dla autora symbolem całej przyrody, źródłem poetyckiej inspiracji. Piękno i dostojność drzew skłania poetę do snucia licznych refleksji, dostrzeżenia przebogatej kolorystyki świata przyrody i jej możliwości oddziaływania na człowieka. Artysta podkreśla związek człowieka z natura, daje wyraz przekonania o życiodajnym wpływie, jaki przyroda ma na ludzi. Wiersz budzi skojarzenia z filozofia franciszkańską.

Wierszami mogącymi uchodzić za programowe, określające światopogląd poetycki Staffa, są „Poeta” i „Ars poetica”.
Pierwszy z nich, „Poeta” przynosi wizerunek poety będącego jakby dopełnieniem świata. Gdy ludzie są smutni, on jest ich radością, gdy ludzie wpadają w euforie, poeta wzywa do opamiętania się. Świadczy o tym najlepiej następujący fragment: „Ma dola jest nieszczęsna, ma dola jest nieszczęśliwa! Muszę mieć zawsze w duszy to, na czym innym zbywa”. Wiersz ten jest próbą samookreślenia się podmiotu lirycznego - artysty słowa, poety. Poezja staje się w nim specyficznym dopełnieniem, a raczej uzupełnieniem rzeczywistości. Poeta to ktoś, kto czuwa nad równowagą i harmonią w świecie. Jego twórczość staje się przeciwwagą dla tego, co dzieje się wokół.

Wiersz „Ars poetica”, czyli (z łac.) „sztuka poetycka” (wiersz ten jest niemal dopełnieniem „Poety”) określa rolę i zadania poezji, która powinna być prosta i zrozumiała dla odbiorcy. Poezja powinna wypływać, niczym nieuchwytne echo, z samego serca, a zadaniem poety jest uchwycenie ulotnej nici poetyckiego natchnienia (ulotność poezji), schwytanie jej, jak motyla i stworzenie dzieła sztuki. Wiersz powinien być na tyle piękny, by odbiorca mógł rozpoznać bogactwo wnętrza artysty, ale powinien być również komunikatywny, by nie było kłopotów z jego zrozumieniem. Zadaniem poety jest porozumienie się z czytelnikiem, przekazanie mu własnych odczuć i doznań. Wiersz ma być więc „Tak jasny, jak spojrzenie w oczy i prosty jak podanie ręki”.

Twórczość z okresu XX - lecia międzywojennego L. Staffa w pewnym sensie stanowi przedłużenie nurtów młodopolskich. Poeta próbuje przekonać nas do piękna ukrytego w codzienności i monotonii życia. Chce nam uzmysłowić, że wszystko ma swoją wartość (szczególnie rzeczy zwykłe i proste) a dostrzeżenie tej wartości traktuje w kategorii oceny naszej wrażliwości. Szczególnie przywiązany jest poeta do wsi, której urodę i wielkość stara się sławić (dużo ciepłych słów kieruje pod adresem ludu wiejskiego - ciężko pracującego, często wykorzystywanego i poniżanego). Staff przekonuje nas również, że nasze życie winniśmy postrzegać jako ciągłą naukę i drogę stawanie się dobrym człowiekiem.
Poezja L. Staffa często odwołuje się do człowieka jako bohatera pozytywnego - wiecznego poszukiwacza, który dąży do perfekcji. Dla Staffa piękno ukryte jest w codzienności, drobiazgach, rzeczach zupełnie banalnych. Staff chwali czyn, a marzenie jest dla niego istotniejsze niż spełnienie (wtedy bowiem człowiek najlepiej poszukuje). Wiersze są przejrzyste, komunikatywne, pisane według reguł klasycznych, środki stylistyczne proste ale bardzo wymowne, rzeczy brzydkie często podlegają uwzniośleniu. Ze względu na typ humoru, odwoływanie się do anegdot czy poszukiwanie odbiorcy w zwykłym szarym człowieku. Staff łączy się ze Skamandrem.
„Pierwsza przechadzka” (wojna)
Wiersz zadedykowany żonie. Został napisany 16 września 1939 roku. Wiersz podejmuje tematykę wojenną choć możemy określić go mianem optymistycznego. Autor mówi, iż w czasie wojny dom nie był azylem, nie było miejsc gdzie można było czuć się bezpiecznie. Dom dla poety to nie tylko budynek, ale także ojczyzna - Polska. Pomimo trudności i olbrzymiego smutku, pozostaje w nim wciąż nadzieja na normalność: bańki z mlekiem, pieczywo. Podmiot liryczny zwraca dużą uwagę na gruzy jaki widzi wokół siebie. Jest świadomy stopnia dewastacji świata i jego zrujnowania. Wojna zniszczyła człowieka, okaleczyła go. Jednak pozostaje w nim nadzieja, że kiedyś znów będą mieszkać w tym samym miejscu. Wersy te są pociechą dla czytelnika, ale także dla samego autora. Wiersz ma podkreślić, że jeszcze nie wszystko stracone, ma za zadanie podbudować na duchu. Pokazuje, że kiedyś przyjdzie wolność, choć cena za nią będzie bardzo wysoka. Autor żyje, każdego dnia wykonuje określone czynności - to one właśnie świadczą o niezniszczalności życia - jutra. Z to poeta czerpie wiarę na to leprze jutro które... przyjdzie

Poezja czasów wojny i okupacji realizowana była przez twórców o różnych orientacjach ideowych, politycznych i artystycznych - najczęściej tworzyli oni ugrupowania, które skupiały się wokół konkretnych czasopism i na ich łamach prezentowali swoje utwory.
Wydawać by się mogło, że Staff w pełni zrealizował zadania (patrz pyt. 1, wojna i okupacja) także jako liryk okresu wojny i okupacji.

Leopold Staff - Kowal

Całą bezkształtną masę kruszców drogocennych,

Które zaległy piersi mej głąb nieodgadłą,

Jak wulkan z swych otchłani wyrzucam bezdennych

I ciskam ją na twarde, stalowe kowadło.

 

Grzmotem młota w nią walę w radosnej otusze,

Bo wykonać mi trzeba dzieło wielkie, pilne,

Bo z tych kruszców dla siebie serce wykuć muszę,

Serce hartowne, mężne, serce dumne, silne.

 

Lecz gdy ulegniesz, serce, pod młota żelazem,

Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:

W pył cię rozbiją pięści mej gromy potworne!

 

Bo lepiej giń, zmiażdżone cyklopowym razem,

Niżbyś żyć miało własną słabością przeklęte,

Rysą chorej niemocy skażone, pęknięte.

Leopold Staff, poeta „trzech pokoleń”, zadebiutował jako artysta w 1901 roku tomem „Sny o potędze”. Był to okres rozkwitu poezji i poetyki Młodej Polski. Tom ten był mocno osadzony w jej konwencji i zawierał liczne typowe dla niej wiersze. Znajdowały się w nim także utwory stanowiące próbę obalenia panującego w poezji dekadentyzmu. Najlepszym tego przykładem jest sonet „Kowal”.

Tematem dominującym sonetu jest doskonalenie własnych możliwości, a co za tym idzie budowanie własnej osobowości. Na pierwszy plan wysuwa się postać kowala - symbol człowieka zmierzającego konsekwentnie do obranego przez siebie celu, dążącego do doskonałości. Stara się on wykuć własne serce, które ma być silne i wytrzymałe. Bohater jest zniechęcony dekadentyzmem, traktującym o krajobrazie zakażonym rozkładem. Chce przede wszystkim uświadomić sobie własną siłę, która została mu przedstawiona w kategoriach fizycznych („pięści mej gromy potworne”). Zwraca na to uwagę szerokie zastosowanie czasowników o dużym ładunku ekspresji: „wyrzucam”, „wykuwam”, „ciskam”, „rozbijam”. Każdy z nich potwierdza moc i determinację kowala, umiejącego rozpoznać własne możliwości.
Postać „kowala” oraz obraz wulkanu (który „z swych otchłani bezdennych” wyrzuca „kruszce”) kojarzą mi się ze znanym z mitologii greckiej Hefajstosem zwanym również Wulkanem. Był on bogiem kowali oraz kowalem bogów. Zawsze przedstawiano go przy pracy, jego pomocnikami byli natomiast cyklopi. Kojarząc tytułowego bohatera z wulkanem podkreślamy jak niesamowitą wagę ma jego wysiłek nie tylko dla niego samego, lecz również dla reszty ludzi.
Już w pierwszej strofie można zauważyć, iż „kowalowi” chodzi o budowanie własnej osobowości, odpornej na pokusy słabości i lenistwa. Bohater Staffa realizuje wzorzec nietzscheańskiego nadczłowieka, który potrafi i chce być twórcą własnego życia oraz losu. Sam Nietzsche często określał ideał ubermenchen mianem „wojownika”. Trud, jaki podejmuje „kowal” jest właśnie aktem walki z niedoskonałościami.
Praca podmiotu lirycznego rozpoczyna się od wyrzucenia na kowadło „bezkształtnej masy kruszców drogocennych, które zaległy piersi głąb nieodgadłą”. Tymi słowami bohater daje znać, że jest głęboko przekonany o swojej wartości. Czuje się on posiadaczem prawdziwego skarbu. Jednakże, bez wysiłku i motywacji, „kruszce drogocenne” pozostaną w dalszym ciągu niewiele wartą „bezkształtną masą”. Stanowi to argument przeciwko dekadenckiemu pielęgnowaniu wrażliwości i subtelnemu odczuwaniu nastrojów, które stanowią groźbę nierozpoznania swojej duchowej siły.
„Kowal” wierzy w ludzkie możliwości. Ufa temu, iż z serca „słabością przeklętego” można wykonać „serce hartowne, mężne, serce dumne, silne”, jeśli tylko człowiek podejmie się prawdziwego wysiłku. Wysiłkiem tym jest kreowanie, „wykuwanie” siebie samego. Uważa to za „dzieło wielkie, pilne”.
Bohater grozi własnemu sercu:
„Lecz gdy ulegniesz, serce, pod młota żelazem;
Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:
W pył cię rozbiją pięści mej gromy potworne!
Bo lepiej giń, zmiażdżone cyklopowym razem,
Niżbyś żyć miało własną słabością przeklęte,
Rysą chorej niemocy skażone, pęknięte.”
Słowami tymi tłumaczy, że w brutalnym świecie, jaki nas otacza, lepiej jest nie żyć w ogóle, niż dać się pohańbić i wegetować w poczuciu własnej słabości. Takie życie jest bowiem pozbawione sensu, niegodne człowieka. Te dwa wersy niszczą klasyczny model sonetu, który zachowywał podział na dwie podstawowe części i dwie całostki tematyczne. Zgodnie z regułą moglibyśmy odnaleźć w nich ujęcie refleksyjno-filozoficzne. Tymczasem znajduje się w nich dynamiczna esencja całego utworu. To najbardziej ekspresywny fragment tego sonetu, zawarty jest tu cały sens utworu: niechęć, wręcz pogarda, dla słabości i zmarnowania drzemiącego w każdym z nas potencjału.

Wiersz ten utwierdził mnie w wierze w prawdziwą siłę, negując przy tym ostatnimi czasy często propagowaną wizję człowieka pozornie silnego - o wytrzymałej, nic nieznaczącej skorupie i pustym wnętrzu. Najważniejszym jest dla mnie to, że w wierszu można zauważyć brak pewnych, niezgodnych z etyką chrześcijańską, motywów teorii Nietzschego. Są nimi na pewno indywidualna moralność i pogarda dla miłości. Świadczy to o głębokiej interpretacji ów teorii przez Staffa, wypleniającego z niej nieproduktywne oraz niepoprawne zachowania. Zupełnie się z nim zgadzam. Moim zdaniem człowiekiem silnym jest każdy, kto potrafi sprostać wszystkiemu - uczuciom, zasadom, życiu, nie wyrzekając się ich. Tylko poprzez codzienne zmaganie się z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, słowem z „życiem” i wszystkim, co się w nim zawiera, możemy stać się wartościowymi ludźmi, poznając tym samym siebie i własne możliwości.

Leopold Staff - Deszcz Jesienny

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze

Na próżno czekały na słońca oblicze...

W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą,

W dal ciemną, bezkresną, w dal szarą i mglistą...

Odziane w łachmany szat czarnej żałoby

Szukają ustronia na ciche swe groby,

A smutek cień kładzie na licu ich miodem...

Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem

W dal idą na smutek i życie tułacze,

A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...

Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...

Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...

Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...

Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.

Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,

Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...

Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...

Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...

Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie

I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...

Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem

I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,

Trawniki zarzucił bryłami kamienia

I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...

Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu

Położył się na tym kamiennym pustkowiu,

By w piersi łkające przytłumić rozpacze,

I smutków potwornych płomienne łzy płacze...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny

I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną

I światła szarego blask sączy się senny...

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

“Deszcz jesienny”- manifestacja postawy dekadenckiej.
Powtarzający się refren ma pogłębić nastrój smutku i melancholii. W kolejnych trzech strofach pojawiają się obrazy poetyckie, na podstawie których możemy zanalizować stan psychiczny podmiotu lirycznego.
Światło, którego nie ma:
- brak celu życia, bezkres, tułaczka,
- motyw grobu,
- uczucie rozpaczy (personifikacja tego słowa - “rozpacz płacze”)
Samotność, motyw śmierci i ludzkich nieszczęść, postawa dekadencka z wyboru, odseparowanie od społeczeństwa.
Metafora - ogród jako życie człowieka, w którym dominuje zło. Zła na świecie jest tyle, że powoduje przerażenie samego diabła (“płacze szatan”)

Stanisław Wyspiański

Stanisław Wyspiański - Wesele

Urodzony 15 I 1869 r. w Krakowie, zmarły niespełna 37 lat później, wszechstronnie utalentowany dramatopisarz, poeta, malarz, reformator teatru, był w dniu premiery "Wesela" - 16 marca 1901 r. - znanym autorem dzieł plastycznych i literackich. Jednak prawdziwą sławę przyniósł mu dramat, który do dnia dzisiejszego cieszy się największą popularnością, jako trwała pozycja w repertuarze polskiej sceny narodowej.

Geneza

Bezpośrednim impulsem do napisania dramatu było autentyczne wesele poety, Lucjana Rydla, z Jadwigą Mikołajczykówną, młodszą siostrą żony Włodzimierza Tetmajera. Wesele urządzono w domu Tetmajerów 20 listopada 1900 r. Ślub inteligenta z wiejską dziewczyną był jednym z serii związków zawieranych zgodnie z młodopolska "chłopomanią" według której małżeństwo takie traktowano jako szansę odrodzenia społeczeństwa końca XIX w. Szczególne spotkanie pochodzących z różnych środowisk gości weselnych miało miejsce w listopadzie (miesiącu rocznicy powstania), a Kraków (miasto artystów cieszący się swobodą tworzenia) biesiadowało z galicyjską biedotą, w której żyły tradycje chłopskiego udziału w zrywach zbrojnych (powstanie kościuszkowskie).

Kompozycja i przebieg wydarzeń

Nastrojowo-symboliczny, pełen aluzji dramat składa się z trzech aktów podzielonych sceny. Akcja rozgrywa się w Bronowicach, w wiejskiej izbie, w listopadową noc. Autor bardzo dokładnie prezentuje w didaskaliach scenerię zdarzeń.

Akt I można określić jako komedię realistyczną, dwa następne mają charakter symboliczny, wizyjny. Obok 28 postaci autor umieścił 7 "osób dramatu", rozszerzających akcję o plan symboliczny. Są to: Chochoł, Widmo, Stańczyk, Hetman, Rycerz Czarny, Upiór, Wernyhora. Choć postaci literackich nie można całkowicie identyfikować z ich pierwowzorami, należy pamiętać, że Wyspiański świadomie wykorzystał cechy i rysy autentycznych osób przy konstruowaniu bohaterów "Wesela". I tak:
-- Gospodarz to Włodzimierz Tetmajer (malarz i pisarz),
-- Gospodyni, siostra Panny Młodej
- Anna Mikołajczykówna, żona Tetmajera,
-- Poetą jest Kazimierz Przerwa-Tetmajer (jeden z najbardziej popularnych poetów Młodej Polski),
-- Dziennikarz - Rudolf Starzewski (redaktor naczelny "Czasu"),
-- Radczynią - Antonina Domańska (spokrewniona z Rydlami autorka powieści dla młodzieży, m.in. "Paziów króla Zygmunta),
-- Zosia, Maryna i Haneczka to kuzynki Rydla. Podobnie swoje pierwowzory mają przedstawiciele wsi: Klimina, Kasper, Jaśko, Wojtek i Marysia.

Akt I Goście weselni, jakby dla odpoczynku od gwaru weselnego, zatrzymują się i wymieniają uwagi na różne tematy. Wszystkie rozmowy toczą się na tle muzyki, cechuje je sztuczna układność i wyraźnie widoczna różnica zainteresowań. Krótkie spotkania służą konfrontacji postaw, poglądów i charakterów i pozwalają określić występujące osoby.
. Czepiec w rozmowie z Dziennikarzem zdaniem "Cóz tam, panie, w polityce?" przywołuje krąg pierwszoplanowych zagadnień. Dziennikarz nie daje się wciągnąć w dyskusję ("Niech na całym świecie wojna,/ byle polska wieś zaciszna/ byle polska wieś spokojna"), nie uważa chłopa za odpowiedniego partnera do takich rozmów. Czepiec, zorientowawszy się w sytuacji, przypomina o znaczeniu chłopów podczas powstania kościuszkowskiego, a także o tym, że panowie nie umieją wykorzystać patriotycznych tradycji chłopskich.
. Zosia i Haneczka, młodziutkie, pełne radości życia dziewczyny, prezentują młode pokolenie, które garnie się do ludu.
. Jasiek i Kasper to prości i szczerzy parobcy prezentujący dowcip, wigor i zdrowy rozsądek charakterystyczny dla ludu.
. Wyniosła i dumna Radczyni traktuje środowisko wiejskie z pobłażaniem. Jej pytanie skierowane do Kliminy: "Cóż ta, gosposiu, na roli?/ Czyście sobie już posiali?" i krótką odpowiedź chłopki: "Tym ta casem się nie siwo" - przytacza się jako dowód zupełniej nieznajomości realiów życia wiejskiego prezentowanej przez inteligencję.
. W kolejnych scenach poznajemy szczęśliwego, radosnego i rozkochanego w pięknej żonie Pana Młodego oraz hożą, pełną rozsądku oraz naiwnej prostoty Pannę Młodą.
. Młoda i inteligentna Maryna, w odpowiedzi na zaloty pustego, znużonego powodzeniem u kobiet Poety, cynika pełnego niewiary w życie i sztukę, krótko stwierdza: "Przez pół drwiąco, prze pół serio/ bawi się pan galanterią".
. W połowie aktu na wesele przychodzi Żyd. Jego rozmowa z Panem Młodym to pierwsza poważniejsza dysputa, sygnalizująca istotne i bolesne różnice między poszczególnymi grupami społecznymi. Określenie stosunku inteligencji do mniejszości narodowych mianem przyjaciół "co się nie lubią" oraz ocena chłopskiego stroju Pana Młodego - "Pan się narodowo bawi", wnosi do dramatu poważną nutę.
. Zmianę nastroju pogłębi pojawienie się Racheli, rozpoetyzowanej córki Żyda. Jej rozmowa z Panem Młodym, sugestie, że scenerię własnego wesela wykorzysta jako motyw poetycki oraz wyznanie młodzieńca: "od miesiąca chodzę boso,/ od razu się czuję zdrowo,/ chadzam boso, z gołą głową; / pod spód więcej nic nie wdziewam,/ od razu się lepiej miewam - dają obraz rzeczywistego stosunku inteligencji do chłopów. Ich zainteresowanie wsią ma czysto zewnętrzny charakter, pozbawione jest autentycznego zaangażowania.
. Pomimo upływających godzin tempo prowadzonych rozmów nie słabnie, ale stają się coraz poważniejsze. Obecni na weselu artyści rozmawiają o sztuce, o swoich marzeniach twórczych. Poeta zwierza się Gospodarzowi z projektu dramatu "groźnego, szumnego, posuwistego".
. Rozmowę przerywa pojawienie się Czepca i Ojca. Kiedy z kolei w rozmowie z nimi Poeta określa się jako "żurawiec", przelotem tylko bywający w kraju - chłopi współczują mu takiego stosunku do życia, instynktownie wyczuwając, że jest w charakterze Poety jakaś skaza utrudniająca mu osiągnięcie szczęścia. Czepiec radzi z prostotą: "Weź pan sobie żonę z prosta, duza scęścia, mała kosta".
. Niespodziewanie następuje kolejna zmiana nastroju. Wybucha kłótnia o dług, który Czepiec winien zwrócić Żydowi. Przy okazji o swoje upomina się Ksiądz. Gospodarz, świadek sporu, przypomina "rok czterdziesty szósty", krwawą rzeź dokonaną przez chłopów na szlachcie. Słowa Pana Młodego, który zna wydarzenia tamtych czasów, ale nie chce o nich pamiętać, świadczą, że zdaje sobie sprawę z konfliktów istniejących pomiędzy poszczególnymi warstwami społecznymi. "Jak to się zmieniają ludzie" - konkluduje Pan Młody - "jak się wszystko dziwnie plecie;/ myśmy wszystko zapomnieli: o tych mękach, nędzach, brudzie;/ stroimy się w pawie pióra".
. Powagę sytuacji rozładowuje pojawienie się Jaśka i Kaspra, którzy z buta i pewnością siebie komentują swobodne zachowanie miejskich panienek.
. Na zakończenie aktu Poeta, zgodnie z sugestiami Racheli, prosi nowożeńców o zaproszenie na wesele stojącego w sadzie chochoła. Młodzi przystają na sugestię, traktując to jako doskonałą zabawę, a nawet dodają: "Sprowadź jeszcze, kogo chcesz, ciesz się z nami, ciesz godami".
Pojawiające się w II akcie "Osoby Dramatu" mają związek z poruszanymi wcześniej motywami i wątkami. Rozmowy z nimi ukazują w innym świetle bohaterów dramatu, ukazują ich ukryte marzenia, lęki, kompleksy i przypominają bolesne wydarzenia z przeszłości.
. O północy przybycie nowych "gości" oznajmia Chochoł.
. Widmo ukazuje się Marysi. Zazwyczaj odczytywane jest jako zjawa młodo zmarłego malarza Ludwika de Laveaux, z którym zaręczona była trzecia z sióstr Mikołajczykówien, pierwowzór Marysi.
Kolejne zjawy wydobywać będą "co się komu w duszy komu gra, co kto w swoich widzi snach". . Dziennikarzowi - Stańczyk, błazen ostatnich Jagiellonów, uznany za symbol stronnictwa
konserwatywnego skupionego wokół dziennika "Czas", redagowanego przez Starzewskiego. Spotkanie głęboko porusza Dziennikarza, wlewa mu "jad goryczy w krew", przypomina o trwającej niewoli narodowej, o niemocy trawiącej zarówno społeczeństwo jak i jego samego.
. Do Poety, postaci niewątpliwie tragicznej, przychodzi Rycerz, Zawisza Czarny, bohater napisanej przez Kazimierza Przerwę-Tetmajera fantazji dramatycznej; wzór minionej chwały i mocy narodowej.
. Hetman - Branicki, warchoł, symbol zdrady narodowej i szlacheckiej nawiedza Pana Młodego.
. Upiór - Szela, chłopski przywódca krwawych rzezi galicyjskich z 1846 r. pojawia się Dziadowi (przedstawicielowi biedoty wiejskiej).
. Szczególną rolę odgrywa jednak Wernyhora. Ukazuje się nie jednej tylko osobie i wywiera zasadniczy wpływ na dalsze wydarzenia. Wernyhora, na pół legendarny Kozak, wróżbita z XVIII w. przybywa z rozkazem porywającym lud do powstania. Gospodarz otrzymuje odpowiednie polecenie i złoty róg, którego głos ma być znakiem do ataku. Gospodarz powierza go jednak Jaśkowi, który ma również zwołać chłopów . Wymownym, materialnym znakiem bytności Wernyhory jest złota podkowa.

Akt III rozgrywa się przed świtem, zmęczeni goście snują się po izbie. Pośród nich uwagę zwraca odrażająca postać, Nosa, dekadenta, człowieka pełnego niewiary i zniechęcenia, który tłumi swe żale i bóle alkoholem.
. Pośród toczących się leniwie rozmów uwagę zwraca dialog toczący się pomiędzy Panną Młodą a Poetą. Jagusia opowiada sen w którym diabły wiozły ją do Polski. Naiwna dziewczyna dopytuje "a kaz tyz ta Polska, a kaz ta?", na co Poeta wskazuje jej serce i wyjaśnia: "A to Polska właśnie".
. Wśród gości pojawia się Kuba i uświadamia Czepcowi powagę wizyty Wernyhory. Ten na próżno próbuje dobudzić Gospodarza i decyduje sprowadzić uzbrojonych chłopów. Kiedy zaś spotyka się z niedowierzaniem inteligencji grozi: "Panowie, jakeści som,/ jeźli nie pójdziecie z nami,/ to my na was - i z kosami!". Gotowy do czynu Czepiec próbuje zmobilizować Pana Młodego i Poetę. Pana Młodego zachwyca jedynie piękno świtu i nie zważa na powagę sytuacji. Otrzeźwiały Gospodarz przypomina sobie wydarzenia nocy, a nastrój podniecenia udziela się pozostałym gościom bronowieckim. Wszyscy oczekują obiecanego znaku, nadsłuchują tętentu koni i nieruchomieją.
. Niespodziewanie w drzwiach staje Jasiek. Okazuje się, że zgubił złoty róg, kiedy pochylił się po czapkę z pawich piór. Znieruchomieli goście nie dają się rozbudzić, przerażonemu Jaśkowi. Chochoł rozpoczyna śpiew: "Miałeś, chamie, złoty róg,/ miałeś, chamie, czapkę z piór:/ czapki wicher niesie,/ róg huka po lesie,/ ostał ci się ino sznur,/ ostał ci się ino sznur" w takt którego bohaterowie rozpoczynają somnabuliczny, powolny taniec.
Trudno o jednoznaczną interpretację sceny kończącej dramat. Słomiany chochoł raz nazywany jest "głupim śmieciem", kiedy indziej Rachel mówi: "nie przeziębi najgorszy mróz,/ jeźli kto ma zapach róż;/ owiną go w słomę zbóż", co wskazywałoby optymistyczną interpretacje, zgodnie z którą autor wyrażałby nadzieję, że społeczeństwo polskie "ocknie się ze snu spowodowanego wieloletnią niewolę.

Obraz społeczeństwa polskiego w "Weselu"

. Dramat jest utworem opartym na autentycznych wydarzeniach i prezentuje bohaterów nie tylko posiadających swoje pierwowzory w rzeczywistości, ale i osadzonych w konkretnych realiach epoki.
. Wyspiański zaprezentował jednak niepełny obraz społeczeństwa polskiego. Ograniczył się do ukazania chłopów i inteligencji widzianych w kontekście walki narodowowyzwoleńczej oraz modnej w Młodej Polsce ludomanii.
. Inteligenci i artyści przedstawieni zostali jako grupa skłonna do wpadania w usypiające samozadowolenie, bierna, bezradna wobec rzeczywistości i narodowej niewoli, nie umiejąca podjąć wyznaczonego jej przez historię zadania - przewodzenia narodowi (obalenie mitu o przywódczej roli inteligencji).
. Chłopi wykazują patriotyzm i szczery zapał do walki, brak im jednak przywództwa (obalenie mitu racławickiego kosyniera - wybawcy).

"Wesele" jako dramat neoromantyczny

Wyspiański w pełni wykorzystuje nowe tendencje charakterystyczne dla sztuki przełomu wieków: symbolizm i impresjonizm, zarazem jednak w sposób świadomy nawiązuje do romantycznej ideologii i poetyki (tj. charakterystycznego dla tej epoki sposobu konstruowania dzieła literackiego)
. Odwołania do konkretnych dzieł literackich, np. "Dziadów" cz. II i III A. Mickiewicza, "Snu srebrnego Salomei" J. Słowackiego.
. Kontynuacja treści patriotycznych (utwór wzywa do czynu zbrojnego, nowością jest sugestia, że żadna z grup społecznych nie nadaje się do pełnienia roli przywódczych)
. Zasygnalizowanie w dramacie problemu odnalezienia się w rzeczywistości artysty i przyjęcie przez niego odpowiedzialności za duchowe przewodnictwo narodowi.
. Obecność fantastyki, scen wizyjnych; przeplatanie się scen realistycznych z fantastycznymi.
. Zwrot ku ludowości, fantastyka i duchowość ludowa.

Władysław Stanisław Reymont

Władysław Stanisław Reymont - Chłopi

Życie obyczajowe chłopów, wielkie bogactwo szczególów życia wsi:

-> praca; zajęcia w polu: kopanie kartofli, orka i siew jesienny wycinanie kapusty, orka i siew wiosenny, sadzenie, sianokosy,

żniwa; zajęcia domowe

-> Reymont ukazuje trud chłopskiej pracy, jej piękno, dostojność i podkreśla, że: stanowi ona istotny sens chłopskiego życia, jest ściśle związana z egzystencją wsi, ziemią, przyrodą i porami roku, nabiera cech obrzędowych, niemal magicznych,

-> rozrywki wiejskie; wieczornice, zabawy w karczmie z pieśniami, przyśpiewkami i przysłowiami ludowymi,

-> obrzędy religijne i świeckie - wesela, chrzciny, pogrzeby, stypy; obrzędy religijne łączą się z prastarymi gusłami i zabobonami, np. gdy chrzestni wracają z kościoła po chrzcie najmłodszego dziecka Hanki, przed progiem domu Dominikowa zabiera od nich dziecko i przeżegnawszy się, obchodzi z nim dom dookoła, przystając przy węgłach i ostrzegając maleństwo przed złem, czyni tzw. zamawianie,

-> ubiory chłopskie; inne do pracy na roli, a inne na święta, język chłopów, gwara łowicka; innym językiem posługują się w sprawach urzędowych, a innym na co dzień.

Rozwarstwienie społeczne wsi, układy, wzajemny stosunek warstw chłopskich do siebie:

-> podział wsi:

- chłopi bogaci - Boryna, wójt, młynarz, kowal; żyją dostatnio, zajmują pierwsze miejsce w kościele (przy ołtarzu), karczmie, na zebraniach wiejskich; posługują się pracą najemną parobków stałych, a w sezonie - pracą biedoty odrabiającej za otrzymane na przednówku ziemniaki czy zboże lub za zaoranie kawałka ziemi,

- chłopi średniozamożni - Dominikowa, Kłębowie, Balcerkowie, Paczesiowie, Grzelowie, Płoszka; z trudem wiążą koniec z końcem, na przednówku wyprzedają inwentarz,

- ubodzy chłopi - Bylica, Wachnik, Gabas; żyją w nędzy, zatrudniając się sezonowo u bogatych chłopów,

- biedota - służba wiejska, bezrolni i komornicy - Kuba, Witek, Agata, Jagustynka, Kobusowie, Kozłowie; bezrolni są w najgorszej sytuacji materialnej na wsi i pracują również sezonowo na tzw. "odrobku"; w porównaniu z nimi służba wiejska, bytująca na marginesie egzystencji, jest o tyle w lepszym położeniu, że ma zapewniony dach nad głową, względny przyodziewek i posiłki, nie przymiera głodem i nie odczuwa przednówka ani okresów bez pracy; natomiast w hierarchii społeczno-towarzyskiej parobcy stoją najniżej, są całkowicie wyłączeni z bezpośredniegowpływu na życie gromady; bezrolni wolą jednak pracować sezonowo na odrobku czy okazyjnie w lesie lub tartaku niż zdeklasować się do roli służby, bo komornik to jednak człowiek wolny, a nie płatny posługacz gospodarza; nawet żebranie wydaje im się mniej hańbiące niż służba;

-> stosunek gospodarza do służby; Boryna źle traktuje parobków, mało im płaci, sypiają w stajni, Witek jest bity,

-> bogaci gardzą biednymi, uważają ich za coś gorszego od siebie, a biedni kłaniają się nisko bogatym, wiedząc, że od

nich zależą losy najmitów,

-> w kościele bogaci zajmują miejsca przy ołtarzu, mają stałe miejsca siedzące, a biedni stoją w tyle; kiedy Hanka, po

wypędzeniu Antka przez Borynę, spadła do poziomu biedoty wiejskiej, stała w kościele w bocznej nawie, a później,

gdy stała się pierwszą osobą w gospodarstwie Macieja, "jęła się ostro przepychać do przednich ławek",

-> na weselu Boryny było bardzo dużo gości, zjechali nawet z dalszych wiosek, ale tylko bogaci

-> pomoc sąsiedzka, jaka nadchodzi spoza Lipiec, gdy chłopi lipeccy przebywają w więzieniu po bitwie o las, jest przeznaczona tylko dla bogatszych, a nie dla biednych; komornice na próżno czekają, aby ktoś zajął się ich małymi zagonkami,

-> są momenty kiedy, mimo rozwarstwienia, wieś łączy się w jedną zwartą całość, jak np. w czasie wyprawy na las, w walce z kolonistami niemieckimi czy w walce moralnej, wymierzeniu samosądu Jagnie.

Konflikty na wsi, spór o ziemię:

-> głównym powodem konfliktów na wsi jest ziemia, pragnienie jej posiadania; spór o nią staje się przyczyną konfliktów między Antkiem i Boryną, Szymkiem i matką, Bartkiem ijego zięciem,

-> Boryna nie chce zrobić odpisu ziemi swoim dzieciom, chce ziemię trzymać w garści, jak długo się da, dokąd starczy mu sił i na tym tle dochodzi do bójki między nim a Antkiem,

-> Dominikowa, posiadająca piętnastomorgowe gospodarstwo, również nie chce nic z niego odpisać; dlatego nie chce dopuścić do pobrania się Szymka z Nastką (u której "z dziesięć gęb siedzi na trzech morgach"); na tym tle dochodzi do bójki między nią a synem, ale decyduje się wydać Jagnę za starego, lecz bogatego Borynę, wymusiwszy na nim zapis sześciu morgów dla córki; Maciej żeni się z Jagną, ale zamiast zacząć znów wszystko od początku, umiera, zostawiwszy młodą żonę;

-> Bartek "za wodą" na tle sporu o ziemię został tak pobity przez zięcia, że trzeba mu było sprowadzić księdza, "zięciaszek go tak sprał kołkiem, że aż mu wątpia odbił",

-> posiadanie ziemi decyduje:

- o poziomie życia i osobistej pomyślności,

- o samodzielności, materialnej i osobistej niezależności od innych i swobodzie działania, "istnieje się o tyle, o ile się posiada"

- o autorytecie, powadze, poczuciu ważności, znaczeniu i przodownictwie w gromadzie oraz wywieraniu wpływu na życie wewnętrzne wsi,

- o miejscu w hierarchii społecznej wsi, wejściu do kręgu wiejskiej elity towarzyskiej, o miejscu w kościele, w karczmie, na weselu,

- o przyjaźniach i ożenkach,

- o poczuciu wyższości nad biedniejszymi od siebie i władzy nad gorzej sytuowanymi,

- o poczuciu stanowej godności i wyższości nad miejskimi "łachmytkami", np. nad rzemieślnikami czy kupcami ("prefesjantami"), którzy żyją z usługiwania innym, czy "pisarczykami", najbardziej wzgardzonymi prcez lipeckich chłopów

- o wszystkich dążeniach, działaniach, myślach i uczuciach ludzi w Lipcach,

-> nie pieniądz decyduje o ważności lipczaka tylko posiadanie ziemi, np. młynarz, mimo iż bogaty, nie cieszy się autorytetem moralnym,

-> przy posiadaniu ziemi ważna jest jeszcze ilość żywego inwentarza oraz poziom sprawności gospodarczej; Boryna cieszy się uznaniem ze względu na swoje morgi, inwentarz i dlatego, że gospodaruje bardzo dobrze,

-> do porządku określonego stanem posiadania i stanowiskiem w gromadzie stosuje się również lipecki ksiądz; po skandalu, jaki wybucha na wsi po znalezieniu w lesie pijanego do nieprzytomności wójta i Jagny, wypomina w kościele tylko Jagnę, a o wójcie milczy,

-> nawet biedota wiejska uważa, że porządek życia wsi oparty na posiadaniu jest stały, nienaruszalny i zgodny z wolą Boga,

-> sprawie posiadania ziemi podporządkowane są stosunki rodzinne i wszelkie uczucia ludzkie,

-> walka o ziemię prowadzona jest w sposób brutalny, nie tylko przez podniesienie ręki na starszych, ale nawet na rodziców; Antek w lesie celuje w głowę ojca, aby go zabić, ale powstrzymuje się,

-> walka o ziemię to spór pokoleniowy, związany z tradycją rodu, z kwestią dziedziczenia, ze zobowiązaniem wobec gospodarstwa i troską o jego przyszłość - dlatego Borynie Antek wydaje się mało odpowiedni do kierowaniajego gospodarstwem.

Konflikt między dworem a wsią:

-> istnieje konflikt na tle sporu o serwituty; serwituty to prawa chłopów do korzystania z lasów i pastwisk, zagarniętych po uwłaszczeniu przez dwory; właściciele dworów zabiegają o likwidację serwitutów; w 1899 r. w specjalnie opracowanym memoriale skierowanym do władz zaborczych domagają się zniesienia serwitutów na drodze ustawowej; akcja ta uderza najmocniej w uboższych chłopów, bo pozbawia ich przez to prawa do wypasania bydła i korzystania z drzewa na budulec oraz z chrustu na opał,

-> chłopi lipeccy postanawiają przemocą przeciwstawić się wyrębowi przez dwór lasu, na którym zostały zapisane chłopskie serwituty;

-> dochodzi do bójki między chłopami a przedstawicielami dworu; młynarz, kowal i wójt w sporze tym zdradzają wieś, a Boryna, który początkowo zajmował pozycję wyczekującą, przewodzi chłopom w walce,

-> gdy palą się dworskie zabudowania na Podlesiu w odległości kilku kilometrów od Lipiec, żaden z lipeckich chłopów nie rusza na pomoc - to skutek nienawiści do dworu za doznane krzywdy,

-> w związku z walką o serwituty pogłębia się świadomość społeczna chłopów - widzą oni swoją biedę i brak ziemi; chłopi walczą również o polską szkołę; Antek porusza ten problem na zebraniu, nie zdając sobie sprawy z tego, co go za to czeka, gdyż Polska jest pod zaborami; chłopi walczą również z Niemcami, nie chcą, aby mieszkali na Podlesiu; chłopów uświadamia Rocho i uczy bezpłatnie ich dzieci; śledzi go za to i poszukuje żandarmeria, więc ten musi ze wsi uciekać.

Typowe cechy chłopów: przywiązanie do ziemi, przywiązanie do tradycji, religijność, pracowitość, nieufność do dworu, brak solidarności gromady z powodu rozwarstwienia, ciemnota, zacofanie (samosąd nad Jagną), kłótliwość, wybuchowość, przekora, alkoholizm.

Zależność życia wsi od przyrody:

-> życie wsi lipeckiej jest nierozerwalnie związane z przyrodą, z następstwem pór roku; cztery pory roku stanowią koło zębate, po którym obracają się wypadki ludzkiego życia; powieść rozpoczyna się od jesieni, która jest porą umierania, ale jest także porą zasiewów, porą siewu ozimego ziarna, aby mogły nastąpić wiosenne narodziny; natura co roku przypomina człowiekowi o konieczności umierania, a sama umiera tylko na chwilę,

-> obrzędowy rok kościelny tworzy również ramy podporządkowujące chłopską egzystencję i te dwa porządki, świecki i religijny, przenikają się wzajemnie,

-> według Reymonta, zgodnie z naturalizmem, człowiek jest cząstką natury, przyrody i cechuje go walka o byt, którajest głównym motywem jego życia i motorem działań.

Maciej Boryna: najważniejsza osoba we wsi; bez niego wieś o niczym nie decyduje, ambitny, despotyczny, oschły, poważny, stateczny, zacięty, pracowity, gospodarny, odważny, mało sympatyczny, nikomu nie pozwoli się skrzywdzić, twardy i bezwzględny aż do okrucieństwa, nie wzrusza go ludzka niedola, uważa ją za przeznaczenie, -> cechuje go pogarda dla najbiedniejszych, niewłaściwie odnosi się do komornic i źle traktuje służbę, chciwy ziemi; nie chce oddać żadnemu dziecku ani jej skrawka, ani dobytku; wypędza syna z domu, kocha Jagnę do chwili, kiedy przekonuje się o jej zdradzie, nienawidzi syna, kochanka macochy, małżeństwo z Jagną staje się dla niego źródłem wstydu, upokorzeń i przyczyną tragedii rodzinnej, urażony w swej ambicji omal nie został żono- i synobójcą, chcąc ich żywcem spalić i zakłuć widłami w brogu, decydując się na obronę interesów wsi, bez wahania obejmuje stanowisko przywódcy, symbolizuje trwały związek z ziemią i urasta do symbolu chłopa - "Piasta na świętych niwach", gdy w przedśmiertnym zamroczeniu wychodzi w pole, nabiera ziemi w koszulę i sieje, umiera na początku lata, w porze owocowania, a plon zbierają jego dzieci; zmarli robią miejsce żywym.

Antek: ambitny, dumny; ognisty temperament, miłość do Jagny usuwa w cień jego obowiązki wobec rodziny, ma do Jagny żal, że wyszła za ojca, do Hanki ma żal, że mało wniosła ziemi w posagu (nie wiadomo dlaczego Antek ożenił się "z dziadówką"), popada w konflikt z ojcem z powodu ziemi (pracuje u niego jako bezpłatny parobek) oraz z powodu Jagny, pała nienawiścią do ojca, ale miłość synowska budzi się podczas walki w lesie, kiedy to staje w jego obronie, rzuca się wówczas na borowego i zabija go, po powrocie z więzienia zachodzi w nim głęboka przemiana duchowa, decyduje się na zerwanie z przeszłością, zwycięża u niego zdrowy rozsądek i poczucie obowiązku, jest niemym świadkiem zorganizowanego przeciw Jagnie samosądu.

Jagna: urodziwa wiejska dziewczyna, bardzo kochliwa, wychodzi za mąż za starego Borynę, ulegając namowom swej matki, skuszonej jego bogactwem, jest odmienna od swojego środowiska, . narusza normy moralne gromady, pada ofiarą okrutnego samosądu, zorganizowanego przez organiścinę, wściekłą zajej zaloty do Jasia i wójtową, która chce odwrócić uwagę opinii publicznej od poczynań jej męża.

Stefan Żeromski

Stefan Żeromski - Ludzie bezdomni


Paryż, Warszawa, Cisy, Zagłębie, koniec XIX wieku.
Tomasz Judym, syn biednego szewca warszawskiego z ulicy Ciepłej, absolwent warszawskiej medycyny, przebywając od piętnastu miesięcy na praktyce lekarskiej (chirurgicznej) w Paryżu, spaceruje ulicami miasta i następnie zachodzi do galerii sztuki w Luwrze. Tu nawiązuje znajomość z panią Niewadzką, wdową, bogatą ziemianką i jej uroczymi wnuczkami - siedemnastoletnią Natalią Orszeńską i piętnastoletnią Wandą oraz ich piękną opiekunką i guwernantką, dwudziestokilkuletnią Joanną Podborską, którą jest zachwycony.
Następnego dnia odbywa wspólnie z nimi wycieczkę do Wersalu i zwiedza komnaty królewskie oraz salę lustrzaną.
Po upływie roku Judym powraca do Warszawy. Z hotelu przy ul. Widok pierwsze swoje kroki kieruje do rodzinnego domu, chcąc spotkać się z bratem. Przechodzi ul. Krochmalną i Ciepłą i widzi, że wyglądają one bardzo nędznie, jak dawniej. W mieszkaniu brata Judym nie zastaje nikogo. Rozmawia na schodach z dziewczyną pilnującą umysłowo chorej babki i zagląda do wnętrza izby, z której rozchodzi się straszny krzyk osoby przywiązanej do haka wystającego z ziemi. Od ciotki Pelagii, bawiącej na podwórzu dzieci Wiktora (Franka i Karolinę), dowiaduje się, że bratowa pracuje w fabryce cygar, a brat w stalowni.
Następnie Judym udaje się do fabryki cygar, gdzie widzi bardzo ciężkie warunki pracy. Podczas przerwy obiadowej Judym i bratowa przychodzą do mieszkania Wiktora. „Było to niskie poddasze. Sufitu dosięgało się głową".
Judym spogląda na sprzęty i przypomina sobie, że niektóre z nich stały kiedyś w suterenie jego rodziców.
Następnego dnia wczesnym rankiem Judym odwiedza Wiktora i odprowadza go do stalowni. W drodze wspomina swoje ciężkie dzieciństwo u ciotki, która wzięła go na wychowanie. Mówi:„całe moje dzieciństwo, cała pierwsza młodość upłynęły w nieopisanym, wiecznym przestrachu, w głuchej nędzy, którą teraz dopiero pojmuję".
Judymowie dochodzą do huty. Tomasz ma możliwość obejrzenia tego obiektu, szczególnie stalowni i widzi jak ciężko tu ludzie pracują. W kilka miesięcy później Tomasz występuje z odczytem na tradycyjnym spotkaniu towarzyskim warszawskich lekarzy w salonie doktora Czernisza w Warszawie.
Opisuje w nim nędzę biedoty miejskiej i wiejskiej w Polsce oraz życie paryskich bezdomnych (w czasie pobytu w Paryżu odwiedzał jako lekarz przytułki, domy noclegowe i środowiska prostytutek) oraz wysuwa swoje propozycje odnośnie działania lekarzy, stwierdzając, iż obowiązkiem ich jest walczyć z tym stanem rzeczy przez odpowiednio zorganizowane działanie, że lekarz powinien być lekarzem ludzi biednych i zwalczać przyczyny chorób.
Przerywa odczyt, gdyż na wygłoszenie trzeciej części „nie czuł się na siłach, formalnie tchu nie miał". Odczyt spotyka się z ostrą krytyką lekarzy, którzy wyśmiewają się z poglądów Judyma, uważając go za marzyciela i idealistę. Judym, pracując w szpitalu w charakterze asystenta na oddziale chirurgicznym, otwiera również prywatny gabinet lekarski, w którym przebywa codziennie po południu, ale na próżno oczekuje na pacjentów. W okresie pięciu miesięcy nikt się u niego nie pojawia. Uważa, że to z powodu jego pamiętnego odczytu. Zjawia się jedynie kwestarka z prośbą o dar dla pewnego stowarzyszenia.
Doktor Chmielnicki proponuje mu wyjazd do Cis na stanowisko asystenta doktora Węglichowskiego, dyrektora zakładu leczniczego. Następnego dnia odwiedza go doktor Węglichowski i przedstawia warunki pracy, proponując sześćset rubli pensji rocznie, mieszkanie, utrzymanie i korzystanie z gabinetu i narzędzi do praktyki osobistej.
Judym wyraża zgodę i dowiaduje się, że zakład leczniczy leży w majątku p. Niewadzkiej. Wkrótce Tomasz wyjeżdża do Cis. W pociągu do jego przedziału wchodzi matka z synkiem Dyziem, który bardzo dokucza pasażerom. Judym przenosi się do innego przedziału, za nim podąża Dyzio, a kiedy następnie wsiada na stacji do powozu, tu również towarzyszy mu Dyzio. W końcu Judym traci cierpliwość, wysiada z powozu, obsypuje Dyzia klapsami i wyrusza pieszo z ciężką walizką. Następnie podróżuje furmanką, która wywraca się, ulegając zniszczeniu i w końcu znów pieszo dociera wreszcie do celu,
Uzdrowisko w Cisach - to znany powszechnie, uczęszczany, renomowany zakład leczniczy, którego założycielem jest nieżyjący już pan Niewadzki. Jest to instytucja akcyjna, wspomagana przez jednego z jej wspólników, bogatego Leszczykowskiego, zamieszkałego w Konstantynopolu. Funkcję administratora obiektu pełni obecnie Krzywosąd. Judym spotyka w kościele znajome z Paryża. Natalia jest zakochana w Korbowskim, który jest utracjuszem. Joanna pisze pełen liryzmu pamiętnik, z którego poznajemy jej dzieje z okresu poprzedzającego spotkanie z Judymem.
Sześć lat temu Joasia opuściła swoje rodzinne strony. Miała siedemnaście lat, gdy pożegnała zamieszkującą w Kielcach biedną ciotkę, która zastępowała jej matkę w okresie nauki w gimnazjum. Joasia wyjechała do Warszawy, gdzie pracowała jako guwernantka i pomagała finansowo swoim braciom. Spotkała wówczas kilka razy w tramwaju młodzieńca w cylindrze (Judyma), który jej się bardzo podobał. Później na krótko odwiedziła Kielce. Przebywała w Mękarzycach w dworku wujostwa, gdzie raził ją ich stosunek do chłopów, służby i ludzi zatrudnionych na folwarku. Odwiedziła też rodzinny dworek w Głogach i cmentarz w Krawczyskach, gdzie znajdował się grób jej rodziców. w ludym pracuje w zakładzie uzdrowiskowym i organizuje miejscowy szpital stojący wśród budynków folwarcznych, mieszczących się za dużym parkiem zakładowym na podmokłych łąkach
W pośrodku parku cisowskiego są upiększające stawy, a na jego skraju znajduje się kilka wykopanych w torfiastym gruncie sadzawek (urządzonych przez plenipotenta Krzywosąda, hoduje w nich ryby), których woda łączy się podłużnym basenem ze stawami. Nadmiar wód powoduje wilgotność w Cisach. Liście z olbrzymich drzew spadają w stojące wody, gniją i wydzielają nieprzyjemny zapach. Na powierzchni stawów plenią się wodorosty wydzielające cuchnącą woń. Judym odkrywa, że te stojące wody, utrzymywane dla upiększenia krajobrazu, są rozsadnikami wilgoci i zarazków i stanowią stałe ogniska malarii, która panuje w czworakach znajdujących się w pobliżu sadzawek
Szczególnie trudno znoszą ją dzieci, mają „ataki gorączki, ciągłe bóle głowy". Nawet wśród kuracjuszy pojawiają się dwa wypadki malarii. Judym zauważył, że w zakładzie blisko stawów jest powietrze, jeśli nie takie samo, jak obok czworaków, to bardzo „siostrzane". Wystarczyłoby ukazanie się „w prasie jednego artykułu lekarza udowadniającego, że Cisy nie są zdrowe i kuracjusze przestaliby do zakładu przyjeżdżać" Judym proponuje plenipotentowi przenieść czworaki na suche miejsce, ale ten nie chce o tym słyszeć Pani Niewadzka, chcąc zrobić Joasi przyjemność, przeznacza część swojego pałacu na izbę dla chorych na malarię dzieci z czworaków. Judym opracowuje projekt podniesienia zdrowotności Cisów i przedstawia go na radzie komisji rewizyjnej złożonej z trzech udziałowców spółki, ale ci go odrzucają, a zarządcy Cisów pałają odtąd nienawiścią do Tomasza. Szczególnie „uwziął się" na niego dyrektor, który nawet nie uznaje go za równego sobie lekarza. Judym dowiaduje się od Joasi, że Natalia uciekła z domu, wzięła potajemnie w kościele w sąsiedniej wsi ślub z Karbowskim i wyjechała za granicę. Wiktor Judym, brat Tomasza, wyjeżdża za jego pieniądze do Szwajcarii i ściąga żonę z dziećmi do siebie. W podróży pomagają jej napotkani przypadkowo jadący do Włoch Karbowscy, wysyłając ją do miejsca przeznaczenia Wintersturu w Szwajcarii, gdyż Judymowa przespała stację przesiadkową. W Szwajcarii Wiktor nie czuje się dobrze, planuje wyjazd do Ameryki mówiąc:„Gdzie mi lepiej płacą, tam idę."
Wkrótce Tomasz Judym oświadcza się Joasi. „Łzy płynęły z jego oczu, łzy szczęścia bez granic, które zamknięte jest w sobie i którego już się nie doświadcza po wtóre".
Pewnego razu Tomasz zauważył, że grupa robotników z polecenia administratora wybiera szlam ze stawu, dowozi go taczkami do specjalnie ustawionej, pochyłej rynny drewnianej i zrzuca do rzeki, z której piją wodę ludzie i zwierzęta. Między Judymem a Krzywosądem dochodzi do kłótni. Tomasza ogarnia „szewska pasja", chwyta Krzywosąda za bary, potrząsa nim z dziesięć razy i rzuca go do stawu ze szlamem. Tego samego wieczoru zostaje z miejsca zwolniony z pracy. Największy ból sprawia mu konieczność nagłego rozstania się z Joasią. Następnego dnia opuszcza Cisy. W drodze do Warszawy spotyka inżyniera Korzeckiego, z którym kiedyś podróżował po Szwajcarii. Ten proponuje mu wyjazd do Zagłębia Dąbrowskiego i jadą obaj do Sosnowca, gdzie Judym przyjmuje posadę lekarza przy kopalni węgla „Sykstus" i zamieszkuje w jej pobliżu. Korzecki czuje się bardzo samotny, potrzebuje czyjegoś towarzystwa, ma chore nerwy. Judym styka się tu w Zagłębiu z nędzą i brzydotą warunków życia robotników, poznaje ich byt, wydaje mu się, że jest znowu w Paryżu. Zwiedza kopalnię i zapoznaje się z ciężką pracą górników. Wkrótce otrzymuje dziwny list od Korzeckiego. Tknięty złym przeczuciem, jedzie do niego i okazuje się, że ten popełnił już samobójstwo (zastrzelił się).
Minęło lato. W jesieni do Judyma przyjeżdża Joasia na jeden dzień i zwiedzają wspólnie hutę. Judym pokazuje jej wielkie piece, odlewnie, walcownię żelaza i straszną nędzę ludzi. Prowadzi ją do domów i mieszkań robotników. Razem zaglądają do cuchnących nor, gdzie przebywają starzy i dzieci.
Joasia kocha Judyma i marzy o wspólnym z nim domu. Mówi:

„Ułożyłam już wszystko, od a do z, jak to będzie w naszym domu". „Założymy szpital, jak w Cisach". „Będziemy wszystko albo prawie wszystko, co inni obracają na zbytek, oddawali dla dobra tych ludzi. Ty nie wiesz, ile szczęścia... Z tej resztki, którą dasz swej żonie, z tej najostatniejszej, zobaczysz, co ona zrobi".

Judym, patrząc w jej twarz pełną szczęścia, stawia nagle pytanie:

„A cóż się stanie z tymi chałupami, cośmy je widzieli przed chwilą?"

A cóż to ma do nas? - pyta Joasia.

Judym odpowiada:

„Ja muszę rozwalić te śmierdzące nory. Nie będę patrzył, jak żyją i umierają ci od cynku." „Ja jestem z motłochu, z ostatniej hołoty [...] Jesteś z innej kasty... [...] tu ludzie w trzydziestym roku życia umierają, bo już są starcami. Dzieci ich - to idioci. [...] Przecie to ja jestem za to wszystko odpowiedzialny". „Otrzymałem wszystko, co potrzeba. Muszę to oddać, com wziął. Ten dług przeklęty. Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą tym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden, żeby obok mnie nikt nie był, nikt mnie nie trzymał!"

A kiedy Joasia wyszeptała cicho:

„Ja cię nie wstrzymam..."

Judym odrzekł:

„Ty mnie nie wstrzymasz, aleja sam nie będę mógł odejść. Zakiełkuje we mnie przyschłe nasienie dorobkiewicza. Ja siebie znam". „W pewnej chwili Judym usłyszał jej płacz samotny, jedyny, płacz przed obliczem Boga."

Zrozpaczona Joasia odchodzi w stronę dworca kolejowego. Judym zostaje sam ze swoim cierpieniem, idzie brzegiem lasu, gdzieś błądzi, wreszcie rzuca się na wznak na ziemię i widzi, że nad jego głową stoi rozdarta sosna. Patrzy na to rozdarcie i słyszy dokoła siebie „płacz samotny, jedyny, płacz przed obliczem Boga. Nie wiedział tylko kto płacze. Czy Joasia? - Czy grobowe lochy kopalni płaczą? Czy sosna rozdarta?"

Obrazy nędzy warszawskiej i dom lekarza ludzi bogatych

- ulica Krochmalna i Ciepła, "ojczyzna" Judyma, gdzie spędził dzieciństwo, zamieszkiwana głównie przez nędzarzy żydowskich to obraz nędzy, brzydoty, zaniedbania, brudu, zawalających się ruder, braku elementarnych urządzeń higienicznych, zagęszczenia ludności, ulicznych handlarzy i żebraków, ohydnego wyglądu zewnętrznego ludzi i ich otoczenia oraz cierpienia i upodlenia; obraz ten świadczy o beznadziejnym położeniu biedoty warszawskiej

- w fabrykach warszawskich panują koszmarne warunki pracy; w fabryce cygar - ciasnota, brud, zaduch, mordercze tempo pracy, robotnice blade, "zasypane tabaką", wychudłe, nędzne, siwe, potworne, z czerwonymi oczami"

- bardzo ciężko pracują ludzie w hucie żelaza, głównie w stalowni:

- natomiast w salonach lekarzy warszawskich, "lekarzy ludzi bogatych" - przepych, bogactwo, wspaniałe przyjęcia, piękne stroje; w domu doktora Czernina odbywają się przyjęcia w każdą środę - na przemian raz dla lekarzy i raz dla inteligencji różnych zawodów.

Nędza mieszkańców dworsidch czworaków i środowisko ziemiańskie w Cisach:

- nędzne, zaniedbane czworaki w Cisach położone są na podmokłych gruntach z malarycznym klimatem

- pospolitym zjawiskiem na wsi jest: lokowanie dwu rodzin z mnóstwem dzieci w jednej izbie

- życie bogatego ziemiaństwa w Cisach, jego dobrobyt i beztroska; ziemiaństwo reprezentuje pani Niewadzka w wnuczkami oraz goście cisowcy, bogaci i wytworni kuracjusze przyjeżdżający do zakładu leczniczego, by wypocząć lub leczyć rzekome choroby.

Środowisko robotnicze i życie przemysłowców Zagłębia

- ciężki los robotników Zagłębia; nędza, zaniedbanie i bieda

- nory zamiast mieszkań, zadymione powietrze i praca ponad siły to przyczyny gruźlicy i pylicy płuc, na które często umierają robotnicy, a dzieci ich to "przedwcześni starcy z obliczami trupów i wzrokiem, który woła o pomstę do nieba",

- życie przemysłowców - dostatnie, wygodne, wystawne i bogate; gabinet i salony dyrektora Kalinowicza urządzone są z wielkim przepychem,

- na widok nędzy warszawskich dzielnic, paryskich przytułków, chorowitych chłopów z okolic Cis ogarniają go szlachetne porywy; jest inteligentem samotnym i heroicznym.

Pochodzenie społeczne Judyma, historia jego dzieciństwa

- syn warszawskiego szewca - pijaka

- brat kowala, siostrzeniec i wychowanek upadłej kobiety - ciotki, która wzięła go na wychowanie po śmierci jego matki; w pierwszych latach był u niej chłopcem na posyłki, czyścił podłogi i mył naczynia, ale ciotka wynajęła "tanio" pokój studentowi, który miał obowiązek przygotować go do gimnazjum. Tomasz sypiał w przedpokoju na sienniku, który wolno mu było rozłożyć dopiero wówczas, gdy goście opuścili mieszkanie ciotki, a w późniejszych latach (kiedy wynajmowała pokoje), gdy wszyscy lokatorzy powrócilijuż do domu, toteż kładł się spać późno w nocy, a wstawać musiał najwcześniej ze wszystkich; był bity przez ciotkę, służącą, a nawet stróża; musiał znosić humory ciotki, która go nieraz wypędzała ze swego domu, a on na klęczkach błagał ją, aby mu pozwoliła pozostać; w dzieciństwie był skazany na poniewierkę i ciągłą niepewność losu, a w młodości na samotność, ale ukończył szkołę średnią i warszawską medycynę,

- zawód lekarza i kontakt z ludźmi wykształconymi oddzieliły go od środowiska, z którego wyszedł, ale w świadomości jego stale tkwi myśl o robotniczym pochodzeniu, co wywołuje w nim kompleksy, poczucie niepełnej wartości, nieśmiałość i ustępliwość.

Poglądy i plany Judyma wyrażone w odczycie u dr Czernisza w Warszawie:

- ogarnięty od pierwszej chwili pasją pracy społecznej, ma ambicje dokonania jakiegoś czynu; marzenia jego oraz pomysły obracają się wokół poprawy losu biedoty; uważa, że jest to jego obowiązek społeczny; rozpoczyna walkę z nędzą najbiedniejszych od wystąpienia w gronie lekarzy warszawskich z odczytem, w którym ukazuje nędzę biedoty miejskiej i wiejskiej, brud, choroby, krzywdę i niesprawiedliwość społeczną, wykazując wrażliwość i swój uczuciowy związek ze światem ludzi cierpiących,

- sugeruje, że: obowiązkiem lekarzy jest szerzyć higienę tam, gdzie jej nie ma, gdzie panują okropne warunki, lekarz powinien być lekarzem ludzi biednych, a nie tylko bogatych, "ułatwiać życie bogacza, ażeby pospołu z nim dzielić okruchy zbytku; lekarz dzisiejszy - to lekarz ludzi bogatych"; usihzje więc propagować ideę leczenia ludzi bez względu na ich stan majątkowy, lekarz powinien zwalczać przyczyny chorób biednych ludzi, starając się, by po wyleczeniu nie wracali oni do tych samych warunków, lekarze nie leczą, jeśli nie niszczą źródeł śmierci, lekarze powinni się naradzić i podjąć w tym celu odpowiednie działania, Judym proponuje więc utopijny program działania na rzecz poprawienia stanu zdrowotnego bezdomnych, usiłuje buntować się przeciw egoizmowi warstwy, w której się znalazl w ramach "awansu" zawodowo-towarzyskiego.

Oportunizm zebranych na odczycie lekarzy warszawskich, ich stanowisko wobec pracy społecznej:

- opór środowiska lekarskiego; lekarze wyśmiewają się z poglądów Judyma, uważając go za marzyciela i idealistę i zarzucają mu, że: ubolewa nad dolą parobków i Żydów, a to nie są sprawy lekarza, wydaje zły i krzywdzący sąd o lekarzach, iż są lekarzami ludzi bogatych, a przecież oni organizują wystawy higieniczne, towaizystwa przeciwżebracze i przytułki noclegowe, napada wprost na lekarzy , narzucając im obowiązek ulepszenia stosunków społecznych, a oni przecież nie trzymają w ręku władzy, jaką on im przypisuje,

- dyskusja na zebraniu lekarzy ujawnia dwa aspekty ideowo-moralne decydujące o postępowaniu lekarzy, jak:

- zgoda na istniejące warunki społeczne, zwalniająca ich od wszelkiej odpowiedzialności,

- praca społeczna, pojmowanajako zasługa a nie obowiązek, . konflikt między lekarzami a Judymem to konflikt między oportunizmem i zobojętnieniem a bezkompromisową służbą społeczną, pojętąjako bezwzględny nakaz postępowania.

Praktyczna działalność Judyma i jego walka w Cisach:

- pracując jako lekarz w zakładzie uzdrowiskowym, organizuje od podstaw szpitalik dla miejscowej ludności; zakładanie szpitali jest w sumie leczeniem skutku a nie przyczyn chorób,

- podejmuje próbę walki o podniesienie zdrowotności czworaków, proponując plenipotentowi przeniesienie ich na suche miej sce, o czym ten nie chce słyszeć,

- opracowuje projekt podniesienia zdrowotności Cisów, osuszanie ich (skasowanie sadzawek, basenu i stawu, pozostawienie tylko jednego jako zbiornika poruszającego maszyny zakładowe, podniesienie dna rzecznego i osuszenie łąk), ale projektjego zostaje obalony przez udziałowców spółki, a zarządcy Cisów czują odtąd nienawiść do niego; te idee Judyma oparte są na iilantropii ludzi bogatych; próba zwalczania ognisk malarii kończy się awanturą z Krzywosądem i Węglichowskiego oraz opuszczeniem Cisów,

- projekty Judyma budzą sprzeciw u właścicieli i zarządców Cisów dlatego, że:

- przemawia przez nich troska o własny interes związany ściśle z interesem zakładu leczniczego, ich zła wola wiąże się z obawą przed materialną stratą,

- zakłócają ich wygodną obojętność, obojętność ludzi unikających trudności i wysiłku,

- zadraśnięta zostaje ich ambicja i "autorytet", jako że propozycje wysuwa im "młody" lekarz, widzą w nim plebejskiego intruza; konflikt pokoleń,

- za pomysły Krzywosąda dotyczące sadzawek płacą swym zdrowiem robotnicy folwarczni, a nie właściciele czy kuracjusze

- "szewska pasja", jaka ogarnia Judyma i wrzucenie Krzywosąda do szlamu w stawie komplikujejego stosunki z otoczeniem cisowskim i całkowicie uniemożliwia dalsze jego działanie,

. z obawy przed rozstaniem z Joasią rodzi się u Judyma myśl o kapitulacji wobec prLeciwników, by "pogodzić się z Kizywosadem, nrzeprosić dyrektora", ale ta myśl szybko go opuszcza.

Decyzja całkowitego poświęcenia się dla bezdomnych:

- decyzja ta dojrzewa u Judyma w czasie jego pobytu z Zagłębiu, gdy obserwuje nędzę robotników i ich ciężką pracę; .

początkowo na Sląsku jego bunt przygasa, ale wybucha na nowo, z całą siłą, w momencie przyjazdu Joasi,

- Judym uważa, że jest on odpowiedzialny za losy biedoty, ogrom zła i krzywdy

- uważa, że ma dług wobec klasy społecznej, z której wyszedł i czuje na sobie obowiązek spłacenia go mówiąc: "Otrzymałem wszystko, co potrzeba, Muszę to oddać, com wziął. Ten dług przeklęty..." (dziwne, dlaczego "przeklęty"),

- czuje solidarność z biednymi i krzywdzonymi; jako lekarz należy do inteligencji, jako syn szewca czuje się związany z klasą robotniczą,

- traktuje swój zawód lekarza jako posłannictwo, misję społeczną i usiłuje być lekarzem - społecznikiem,

- czuje odpowiedzialność za swoje czyny przed samym sobą

- przeżywa dramat wewnętrzny, konflikt między możliwością szczęścia osobistego a obowiązkiem wobec idei, między pokusą pogodzenia się z istniejącym porządkiem społecznym i wrośnięcia w świat posiadaczy a pełną solidarnością z dolą biedoty, z której wyszedł; wybiera wyrzeczenie się szczęścia osobistego; zastanawiamy się, czy rzeczywiście jego walka z niesprawiedliwością wymaga wyrzeczenia się szczęścia osobistego, a może to protest przeciwko złu przez odmówienie sobie prawa do szczęścia?

- chce być sam, by go nikt nie powstrzymywał w pracy dla idei: "Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mię nie trzymał!"

nie myśli o tym, że może w tej samotnej walce zabraknie mu sił,

Judym jako bohater romantyczny: przypomina nam bohatera romantycznego, ponieważ: - szuka właściwej drogi w życiu (jak Kordian), jest wrażliwy, ma czułe, litujące się nad ludzką niedolą serce (jak Konrad Wallenrod), bierze na siebie odpowiedzialność za losy innych ludzi (jak Konrad z III cz. "Dziadów"), chce walczyć samotnie.

Awans społeczny Judyma: syn szewca, człowiek z nizin społecznych, zostaje lekarzem i odczuwa ścisły związek ze środowiskiem, z którego wyszedł, nie ukrywa swego pochodzenia społecznego ("Jestem cham"), najbliżsi jego uważają, że jest wywyższonym przez los, posiada dar samokrytycyzmu i obserwuje siebie, po Cisach już się nie zawahał, ale bał się, że zakiełkuje w nim przyschnięte nasienie dorobkiewicza.

Jego konflikt z otoczeniem: popada w konflikt z otoczeniem, traci aprobatę środowiska warszawskich lekarzy, żądając od nich, by realizowali misję humanitarną i leczyli biedaków za darmo, naraża się dyrekcji uzdrowiska, występując z propozycją osuszania bagnistych terenów, powodem konfliktu jest: jego szlachetna, pełna pasji, bezkompromisowa postawa wobec życia i stawianie wymagań otoczeniu, aby działało dla dobra ogólnego, jego "szewska pasja", jaka go ogarnia w chwilach buntu przeciwko światu, czyni go z miejsca wrogiem otoczenia.

Bezdomność dosłowna:

- bezdomność głównych postaci utworu, które nie mają swoich domów, mieszkań w sensie realnym i zajmują okresowo mieszkania służbowe, np. Judym - zamieszkuje w pokojach służbowych lub przygodnych czy hotelowych, Joasia - w domach swoich wychowanków, Korzecki - przy kopalni,

- prawie bezdomność, bo straszne mieszkania w norach, budach w takich warunkach, których nie można nażwać mieszkaniami, jak np. mieszkania biedoty warszawskiej, izby w czworakach w Cisach, "budy" robotnicze w Zagłębiu

- zupełny brak mieszkań; nie mają ich żebracy, uliczni nędzarze warszawscy sypiąjący pod gołym niebem i bywalcy paryskich przytułków.

Bezdomność w znaczeniu przenośnym: poczucie samotności, wyobcowania w społeczeństwie, brak stałego miejsca w świecie, tułaczy tryb życia, to właśnie, co charakteryzuje Judyma, o czym zresztą sam decyduje, a więc dramat najszlachetniejszych jednostek, które protestują przeciwko złu, ludzi protestu, buntu, walki, powieść poświęcona jest ludziom bezdomnym, jak sugeruje to tytuł utworu.

Stefan Żeromski

Stefan Żeromski - Przedwiośnie

Pewną nadzieją jest tytuł utworu. Przedwiośnie to okres przejściowy, zapowiedź nadchodzącego rozkwitu. Tytuł ma, więc znaczenie metaforyczne i odnosi się do sytuacji odrodzonej Polski. Sugeruje nadzieje na lepszą przyszłość, ale zwraca też uwagę na wszystkie trudności i niebezpieczeństwa, które zaważyć mogą na nieprawidłowym rozwoju kraju. Przedwiośnie to czas wielkich możliwości, a także trudnych decyzji, ważących na przyszłym kształcie państwa „Dwie są tylko na ziemi sprawy nieśmiertelne i niepodlegające zepsuciu śmierci: wiekuisty powrót kwiatów na wiosnę i odtworzenie ich powrotu na ziemię w wierszach poetów.”

Stosunek do Rewolucji

Seweryn Baryka,

- ojciec Cezarego

- został wychowany w patriotycznej rodzinie.

- Jego dziadek, Kalikst Grzegorz Baryka, dziedzic Sołowoijówki, brał udział w powstaniach samego Józefa Dwernickiego na Beresteczko i Radziłłów. Za udział w powstaniu został pozbawiany środków do życia i „stał się z pana ubogim człowiekiem, trudem rąk na kawałek chleba zarabiającym na obczyźnie”. „Sołowijówka stała się mitem rodzinnym, klechdą, podawaną w coraz to innej postaci, o czymś dalekim, sławnym, dostojnym, przeogromnym”. Dzieje tego bohatera zostały spisane w pamiętniku z wojny 1831 roku przekazywanym z pokolenia na pokolenie, który zajmował w domu Seweryna zawsze godne i należyte miejsce. Niczym klejnot najdroższy tomik ten został oprawiony w skórę złoconą, wyciskaną i pokrytą tytułami.

- nie był wykształcony, jednak powodziło mu się w życiu.

- Jego żona to Jadwiga z domu Dąbrowska, z którą wyjechał i osiadł w Baku.

* Wspaniałe życie i luksusy nie zadowalały żony.

* żyła Polską- tęskniła za domem rodzinnym w Siedlcach.

* chwali ojczystą przyrodę. „Na Sekulu był także bardzo piękny staw, w Rakowcu były nadto łąki - gdzie piękniejsze niż jakiekolwiek na świecie, a kiedy księżyc świecił nad Muchawką i odbijał się w stawie około młyna ...”. Nawet zakurzone łąki pełne wybojów miały w sobie mnóstwo uroku.

* Prawdziwym powodem chęci powrotu w rodzinne strony był Szymon Gajowiec, miłość. „On był jej nauczycielem, przewodnikiem, cichym mistrzem, ach, i wybranym ze wszystkich ludzi na ziemi”. „Kochała znowu Szymona gajowca sekretnie, skrycie, na śmierć- jak wtedy. Była znowu na śmierć kochana przez tego wysmukłego, pięknego młodzieńca- jak wtedy. Przeżywała swój niemy romans. Czekała znowu na jego wyznanie- długo, tęsknię.” To on skradł jej serce. Pamiętała dokładnie każde z nim spotkanie, każde słowo, które jej powiedział. (słał jej listy do Baku)

+ czternastoletni syn, Cezary.

+ Wychowany z dala od Polski w Baku, ale uczony o Polsce (rodzice patrioci). W domu mówiono po polsku, ale on wolał język rosyjski, który stwarzał mu mniej problemów. I nawet obecność polskich służących nie pomagała przemóc jego niechęci.

+ Był zbyt mały i rozpieszczony, żeby zrozumieć, co to znaczy być Polakiem. Jednak szybko musiał dorosnąć, gdy ojca wzięto do wojska, by walczył w I wojnie światowej.

a) Cezary czuje się wolny, nieskrępowany przez obowiązki. Matka nie jest dla niego żadnym autorytetem, nie słucha jej i żyje tak jak mu to odpowiada.

b) włóczy się z kolegami, opuszcza lekcje, co w efekcie powoduje jego wydalenie z gimnazjum. Bezpośrednim powodem był jego spór z dyrektorem uczelni, kiedy to na oczach tłumu Cezary zaatakował wykładowcę.

c) STOSUNEK DO REWOLUCJI: Jest tak zafascynowany wolnością, gdy w Baku wybucha rewolucja komunistyczna przyłącza się do niej. Cezary wierzył jeszcze, że "rewolucja jest to konieczność, wyższa ponad wszystko. Jest to prawo moralne". „Chłonął ten grom burzy [zawartej w rewolucji], jak gąbka wodę oceanu.” Patrząc na świat młodymi oczyma odbiera te wydarzenia z entuzjazmem i ulega fascynacji hasłami rewolucji. Jest uczestnikiem wieców, mityngów ślepo wierząc w słuszność głoszonych idei - "wszystko co wykrzykiwali mówcy wiecowi, trafiało mu do przekonania". Na jednym z zebrań, gdy wieszano kukłę Piłsudskiego, niewiedząc nawet, kto to, klaskał najgłośniej. W tym swoim zrywie wydaje nawet domową skrytkę z oszczędnościami na cele rewolucji. „Cezary Baryka był oczywiście bywalcem, zgromadzeń ludowych. Na jednym z takich zbiegowisk wieszano in effigie burżuazyjnych cesarzów, wielkorządców, prezydentów, generałów, wodzów — między innymi lalkę ubraną za Józefa Piłsudskiego. Tłum klaskał radośnie, a Cezarek najgłośniej, choć nic jeszcze, co prawda, o Józefie Piłsudskim nie wiedział. Wszystko, co wykrzykiwali mówcy wiecowi, trafiało mu do przekonania, było jakby wyjęte z jego wnętrza, wyrwane z jego głowy. To była właśnie esencja rzeczy. Gdy wracał do domu, powtarzał matce wszystko od a do z, wyjaśniał arkana, co zawilsze. Mówił z radością, z furią odkrywcy, który nareszcie trafił na swoją drogę.”

- Dla rewolucji rezygnuje z gimnazjum, straszy i napada wraz z kolegami na dyrektora gimnazjum. „Jakieś tajemnicze siły tłukły co noc szyby w mieszkaniu dyrektora gimnazjum nie pozostawiając ani jednej, mazały dziegciem i innymi źle woniejącymi merkaptanami drzwi, schody i ściany jego willi, wrzucały mu do gabinetu przez dziury w oknach zdechłe szczury, urządzały pode drzwiami kocie muzyki i wszelkie inne żakowskie psikusy. Policja? Policja stała się w tej dobie czynnikiem przedziwnie ospałym. Nie mogła żadną miarą pochwycić i ukarać złoczyńców. Można by powiedzieć, iż sromotnie przed nimi tchórzyła, jak zresztą wszyscy w mieście. Któż mógł wiedzieć, czy to w ten sposób nie objawia swej potęgi rewolucja, tak groźna i wszechwładna na północy państwa? Tej zaś nowej sile naczelnej policja nie chciała się narażać.”

d) wraz ze śmiercią matki i pracy przy grzebaniu trupów. Nadchodzi otrzeźwienie, Cezary przekonuje się, że rewolucja to nie tylko piękne hasła. Przeżywa wstrząs wywołany ogromem cierpień, śmierci, zła i zniszczenia. Staje się przeciwnikiem rewolucji.

+ Po śmierci matki przypadkiem znalazł ojca, który wytrwale walczył za wolność Polski. Ojciec zabrał syna do Polski, by pokazać mu ojczyznę. Chłopak nie był ucieszony z podróży, dlatego ojciec przedstawił mu wspaniałą koncepcję szklanych domów

e) Po rewolucji w Baku nie chce dopuścić do rewolucji - boi się jej, ale rozumie, że konieczne są szybkiej gruntowne zmiany. Wciąż szuka sposobu by poprawić losy kraju.

f) Wkrótce po przyjeździe do Warszawy wybucha wojna polsko-bolszewicka. Na początku był jej przeciwny, lecz w końcu widząc zapał polskich robotników, którzy namawiali do wojny, bierze w niej udział. „Pewnego dnia słyszał na zburzonym moście żelaznym nad Wisłą mowy robotników i przywódców robotniczych wzywające do walki na śmierć i życie, nie z burżuazją - jak to zwykle w mowach robotniczych - lecz z tym najeźdźcą, który kraj, łupi i zamienia w ruinę, niosąc czerwone sztandary. Patrzył, jak chłopcy nie dorośli wylatywali spod ręki matki, i czytał w dziennikach opisy, jak po bohatersku ginęli . chciał zobaczyć własnymi oczyma tę sprawę, za którą szli w pole nadstawiać piersi mężczyźni i wszystka młodzież - szli spokojnie, wesoło, przy huku bębna.”

* Podczas wojny Cezary uratował życie swojemu przyjacielowi Hipolitowi, Wielosławskiemu, który zaprosił go do swojej posiadłości w Nawłoci. "Hipolit był żołnierzem jak się patrzy i co się zowie. Darł buty w pościgu za czerwonymi drapichrustami , żarł razowiec i ciągnął z flachy , spał na ziemi i pocił się w obrotach , jakby wcale nie miał w żyłach nic błękitnego".

3 koncepcje przyszłości Polski:

1) Seweryn Baryka, opowiada synowi o Polsce szklanych domów, tanich, czystych, dostępnych dla każdego, ponieważ podczas podróży do Polski chłopak nie był ucieszony.

Koncepcja szklanych domów: „Szklane domy kosztują niezmiernie tanio, gdyż przecie przy ich budowie nie ma mularzów, cieślów, stolarzy i gonciarzy. Sam materiał jeno, transport na miejsce i dwu, trzech monterów. Sam dom — bez robót ziemnych — buduje się w ciągu trzech, czterech dni. Jest to bowiem tylko składanie części* dopasowanych w fabryce. Materiał, nawet z wynagrodzeniem artystów, nie kosztuje nad morzem drożej niż na miejscu drzewo budulcowe. Nie mówię już o cegle, wapnie i płacy robotnika, strajkującego wciąż z. racji rosnącej drożyzny.” Kuzyn o imieniu Baryka miał rzekomo zbudować hutę szkła niezwykle wytrzymałego, twardego i odpornego na wszelkie zjawiska. Domy z tego szkła miały dać ludziom szczęście, higienę i luksusowe życie.

* W zimie ogrzewać go miałaby spływająca po ścianach gorąca woda, zaś latem schładzać.

* nad morzem na nieurodzajach miała powstać fabryka (wybrzeże to wioska rybacka, którą chcieli przejąc nacjonaliści Niemieccy)

* rozbudowa gospodarki

* Wisła miała nowe zwężone koryto, by szybciej płynęła- była wykorzystywana do poprawy życia

* Baryka był wynalazcą techniki i szklanych domów. Należał do inteligencji technicznej, opierał się na wynalazku. Współpracował z udziałowcami, którzy sprawowali nadzór. Wspólnota miała być poprawą dobrobytu)

* tańsza budowa- utopi nadano cechu realizmu

* wykorzystanie dostępnych środków- piasku i wody - absurd

* nic nie miało gnić i pleśnieć- było praktyczne

* Opowiadanie było racjonalne: forma realna, a koncepcja utopijna

Do takiej ojczyzny warto było jechać. Jednak chłopak wrócił do niej sam, gdyż w czasie drogi Seweryn Baryka zmarł. Kiedy pociąg zatrzymał się na pierwszej polskiej stacji, ludzie wysiedli z wagonów. Płakali, całowali ziemię, modlili się i często konali pozbawieni sił fizycznych i psychicznych. Cezarego ogarnęło wzruszenie na ich widok. Niestety spotkanie marzeń z rzeczywistością okazało się bolesnym rozczarowaniem; "... Gdzie są te twoje szklane domy?” - z pytaniem tym zwraca się w myślach do nieżyjącego ojca, gdy stał na polskiej granicy i widział pełne błota i walących się chałup przygraniczne miasteczko „Mijał ohydne budynki, stawiane, jak to mówią psim rzędem, z najtańszego materiału, kryte papą, którą wiatr poobdzierał, a zimowe pluty podziurawił doszczętnie.” . Zobaczył wychudłe dzieci bawiące się w błocie, rudery sklecone z desek i śmieci, czy wszechobecne zniszczenia wojenne nie mogły napawać Cezarego radością. Oczekiwał, że przekraczając granicę wkroczy do nowego świata, a zobaczył tylko zgliszcza i ruiny podobne do tych, jakie widział w czasie rewolucji w Baku. Nigdzie nie widział szklanych domów. Tam zrozumiał, że nie wszystkim Polakom żyje się dobrze i dostatnio, a odzyskanie niepodległości wcale nie musi oznaczać poprawy losu dla całego społeczeństwa.

Mit szklanych domów jest utopią. Projektowane przez architektów i najwybitniejszych artystów wspaniale komponują się z przyrodą, są dziełami sztuki. Dzięki unowocześnionemu systemowi wodociągów są czyste i zdrowe. Opowieść ta miała otworzyć ludziom oczy, pobudzić ich do myślenia o lepszej przyszłości. Ludzie przyzwyczaili się do biedy, już jej nie zauważają. Wizja dobrobytu ma uświadomić społeczeństwu, że można żyć lepiej, że trzeba do tego dążyć. Każdy pragnie lepszego życia dla siebie i najbliższych. Ta wizja miała nie tylko pobudzić wyobraźnię, ale i wstrząsnąć.

- Żeromski przekreśla wizję szklanych domów podkreślając ich utopijność.

- Szklane domy to symbol marzeń Żeromskiego oraz symbol straconych ideałów społecznych pisarza.

- symbol pokazujący, ze powinniśmy budować państwo polskie w oparciu o technikę i naukę, należy kształcić specjalistów, którzy odbudują Polskę

- Drugie tłumaczenie: materiał budulcowy domów, to szkło- symbol kruchości- świadczy o tym, ze da się odbudować Polskę, jednak nie wiadomo czy długo ona przetrwa, może społeczeństwo nie dorosło do zmian, a wizja nowego państwa będzie tylko w marzeniach?

- Stefan Żeromski prezentuje w utworze dwa sposoby zmian.

* Tak skonstruował swego bohatera, że patrzy on na polską rzeczywistość z dystansu, jest człowiekiem z zewnątrz, a jednocześnie jest bardzo zaangażowany emocjonalnie.

* Baryka jest postacią rozdartą wewnętrznie, poszukującą, choć doświadczoną przez życie.

+ W młodości upoił się zachwytem rewolucji, potem poznał jej zło i okrucieństwo- chciałby Polakom oszczędzić tych przeżyć.

+ Baryka troszczył się o przyszłość ojczyzny, dlatego chciał się udzielić dla dobra Polski. W celu wyboru działań zapoznał się z różnymi programami reform.

1) Program Gajowca+.

Reformy, które by przewyższały bolszewickie i niemieckie, które by ludy ukrainne odwróciły twarzą ku Polsce a nie ku Rosji."

Uważali, że:

- chce stworzyć Polskę z 3 części (z 3 zaborów, w których to Galicja była najbardziej biedna i nędzna, Prusy najbardziej uzależnione od Zaborcy)

- powolne zmiany w Polsce (ewolucja- powolny rozwój kraju)

- obce są im utopie

- chce spokojnego kraju

- państwo miało być wspólnym domem

-siła państwa zależy od dobrych układów dyplomatycznych z innymi państwami.

-, Aby pokazać, że Polska jest potęgą, trzeba stworzyć olbrzymią, dobrze uzbrojoną armię.

- potęga państwa to stabilny pieniądz, dlatego też trzeba dokonać reformy złotówki, mającej niewielką wartość- pieniądz był symbolem państwa- posiadanie własnej waluty było przywilejem.

- reformy oświaty, naukę bezpłatną, dostępną dla wszystkich.

- reformy przemysłu i handlu.

- reforma agrarna nie uwzględniała poprawy warunków materialnych chłopa; nie wzięła pod uwagę spraw społecznych- praktycznie jej nie było.

- Gajowic (pisał książkę, gdzie opisał swoje założenia-) chciał przeprowadzenia reform społecznych, które miałyby poprawić warunki życiowe najbiedniejszych. Pisał o niezależnej Polsce, wolnej, chciał przedstawić realistyczny, zepsuty, brudny, chamski kraj- chce uwolnić ludzi od tego- zamierzenia utopijne.

- Cezary zarzucił Gajowcowi, jako reprezentantowi rządu, posługiwanie się metodami terroru, brak tolerancji i znęcanie się nad biednymi. Nie wystarczały Cezarowi tłumaczenia, że opisywana sytuacja jest tylko przejściowa, a potem będzie lepiej. Baryka: Krzyczy: "... macie wy odwagę Lenina?”

- Baryka zarzuca Gajowcowi małą skuteczność jego reform (brak reformy agrarnej). Proponowane przez rząd reformy nie zmienią, według Baryki, warunków życia najuboższych. Oskarża Gajowca o małość, marazm i tchórzostwo - "Jesteście mali ludzie i tchórze!". Zadaje dużo pytań podpartych zdobytym doświadczeniem - "Czemu nie dajecie ziemi ludziom bez ziemi? Czemu tu tyle nędzy? Czemu każdy załamek muru utkany jest żebrakami? Czemu tu dzieci zmiatają z ulic mokry pył węglowy, żeby się wśród okrutnej zimy troszeczkę ogrzać? Lud zgłodniały po wsiach, lud spracowany po fabrykach, lud bezdomny po przedmieściach, jak zamierzacie ulepszyć życie Żydów stłoczonych w gettach?".

+ Znajomy rodziców Cezarego, który opiekował się młodzieńcem podczas jego pobytu w Polsce zastępując mu ojca, był ważnym urzędnikiem państwowym. Był za reformami, które chcieli przeprowadzić w Polsce ludzie stojący u władzy. Reformy te dotyczyły spraw polityki zewnętrznej państwa, armii, kwestii finansowych.

2) Program komunistów "Wiatr od wschodu"= komunizm, to, co obce.

- program antypaństwowy, antynarodowy, antykomunistyczny

- idea komunistyczna

- Z Antonim Lulkiem „W tym czasie do wspólnego mieszkania Buławnika i Baryki przychodził często kolega Antoni Lulek. Był to student prawa na jednym ze starszych kursów uniwersytetu. Lulek był chorowity, słaby, nikły blondyn. Na wojnie bolszewickiej nie był z powodu złego stanu zdrowia. Lulek był nadzwyczajnie oczytany i świetny dialektyk. Gdyby nie anemia i astma, które mu „głos odbierały", mógłby przegadać dziesięciu najtęższych gadułów. Czasami zresztą „nie gadał", to znaczy, nie odzywał się zupełnie, ani słowem. Z głową, a raczej z brodą podpartą na chudej i suchej pięści, siedział wówczas i przenikliwymi niebieskimi oczami patrzał na przeciwnika — (w studenckich pokojach schodzą się, piją zimną herbatę, palą cudze papierosy i gadają zawsze „przeciwnicy"). Lulek był to już jegomość starszy. Z niejednego pieca chleb jadał. W czasie wojny światowej terał się po różnych kryminałach rosyjskich i niemieckich.” (Lulek- kolega człowiekiem akademika- jest człowiekiem ślepo wierzącym w to, co głoszone jest w Rosji- rozkoszuje się opisami okrucieństw) Cezary poszedł na zebranie komunistów. Słuchał oskarżeń pod adresem państwa polskiego, w którym bije się i torturuje przeciwników politycznych, gnębi się mniejszości narodowe, w którym klasa robotnicza.„przeżarta jest nędzą i chorobami”.

- Lulek był bardzo chory, dlatego pragnął błyskawicznie działać, widzieć natychmiastowe skutki.

Sprawiał wrażenie człowieka wykształconego, lecz jego wiedza była jedynie wiedzą książkową. Nigdy nie był w Rosji, nie widział rozlewu krwi, masowych mordów niewinnych ludzi, skutków rewolucji. „Cierpienia jego wzmagały się, gdy słyszał lub czytał o powolnych, lecz stałych reformach, ulepszeniach, naprawach, o wprowadzeniu w życie małych zmian na lepsze. Poczytywał to za zbrodnie, większe od jawnych skoków ku reakcji. Owych „polepszycieli", oględnych „poprawiaczów", ostrożnych kunktatorów nienawidził z całej duszy. Nazywał to wszystko: „gajowszczyz-na" — a do owej gajowszczyzny zaliczał całe partie czerwone i różowawe. Natomiast pałał uwielbieniem dla poczynań reformatorskich „sąsiedniego mocarstwa". Gdy czytał o srogich karach na kontrrewolucjonistów, o kaźniach setek tysięcy ludzi, o mordowaniu bez sądu i dziesiątkowaniu zakładników, bladł z rozkoszy. Ręce jego drżały wówczas i twarz promieniała jak od głębokiego natchnienia”

- Wytykali wady społeczeństwa- niesprawiedliwe podziały na klasy.

- chcieli:

+ ogólnej rewolucji.

+ poprawy warunków życia,

+ zajęcia się oświatą,

+ pomocy medycznej

+ poprawy warunków pracy dla robotników.

- Cezary nie zgadzał się z komunistami. Nie mógł pojąć, jak niewykształceni i wynędzniali robotnicy mieliby sprawować władzę. Przemówienie Baryki wywołało burzę na zaebraniu.Pełen rozterek poszedł do Gajowca. By rzucić mu w twarz pytania:, •”Czemu tu tyle nędzy? Czemu nie przeprowadza się reformy rolnej i czemu pozwała się na panoszenie magnaterii?”

- Baryka nie chce rewolucji, bo zna prawdziwe jej oblicze, wie, że niesie ona ze sobą morderstwa i grabieże. Zarzuca komunistom odwrócenie się od ojczyzny.

- Gdy dyskutuje z komunistami, przywołuje argumenty Gajowca, a rozmawiając zaś z Gajowcem - przeciwstawia się jego poglądom powtarzając to, co usłyszał na zebraniu komunistów. Miota się między różnymi ideami, nie utożsamiając się z żadną z nich. Chce jednak zmian.

Rewolucja w Baku

Żeromski opisuje rewolucje na podstawie prasy oraz opowiadań ze swoich pamiętników.

- w początkowej fazie rewolucji znikają zapasy ze sklepów, paraliżowane są instytucje społeczne i państwowe.

* Do głosu dochodzi pospólstwo- mieszczanie

* siły rewolucji wykorzystują antagonizmy

* są mityngi- agituje się i indoktrynuje tłumy- zapoznaje się ludzi z programem rewolucji (pranie mózgu)

- ukazanie mordów, rzezi, zbrodni, okrucieństwa, śmierci niewinnych ludzi, kradzieży ( obrabowanie księżnej, którą przygarnęła do domu żona Seweryna)

- rzeź ludności, cierpią cywile

- łamanie wszelkich praw

- miasto zamienia się w ruiny, a mieszkańcy ukrywają się i boją

- spadają pociski armatnie, palą się domy, brak środków do życia

- choroby i śmierć zabierają wszystkich- śmierć stała się ulga i ucieczką od cierpienia- ludzie się jej nie boją.

- złodzieje kradną, co popadnie- Zarekwirowane zostaje mieszkanie Baryków: „Mieszkanie Seweryna Baryki zarekwirowano. Do salonu, gabinetu, sypialni, jadalni wprowadzili się nowi ludzie. Rozsiedli się na meblach i zagarnęli wszystko, co było w mieszkaniu. Cezary z matką mieścił się teraz w najmniejszym pokoiku, a sypiał w niszy, gdzie dawniej było legowisko pokojówki." - Matka Baryki zaopiekowała się księżną Szczerbatow-Mamajew, która swoje kosztowności schowała do piecyka. Jednak, kiedy władza, znajduje je zabierają wszystko. ".Tejże nocy zwaliła się do mieszkania rewizja. Precjoza znaleziono i zabrano"

- egzekucje przeciwników rewolucji

- Seweryn Baryka uważa, że rewolucja nie ma sensu- niszczy społeczeństwo:

„ śmieszny to jest przewrót, który magnatów strąca z pałaców do piwnic, a mieszkańców piwnic wprowadza do pałaców. Jest to robota i dom szalonych.” - Rewolucja nie zmienia układu, ale jedynie warstwy uprzywilejowane- zmieniają się ludzie na tych samych stanowiskach. Gdy zabierają go by walczył w armii bolszewickiej, jedzie, ale gdy tylko ma szanse ucieka do armii polskiej.

- Matka Cezarego także przeciwna jest rewolucji, uważa, że nic dobrego nie można zbudować na cudzej krzywdzie. Matka nie chodziła na mityngi. Patrzyła teraz ponuro w ziemię i nie odzywała się z niczym do nikogo.” „Twierdziła, ze, kto by chciał tworzyć ustrój komunistyczny, to powinien by podzielić na równe działy pusta ziemię, jakiś step, jakieś góry, tam wspólnymi siłami orać, siać, budować- żąć i zbierać, zaczynać wszystko sprawiedliwie z Boga i ze siebie.” „Cóż to za komunizm, gdy się wedrzeć do cudzych domów, pałaców, kościołów, które dla innych celów zostały przeznaczone i po równo podzielić się nie dadzą. — Jest to — mówiła — pospolita grabież. Niewielka to sztuka z pałacu zrobić muzeum. Byłoby sztuką godną nowych ludzi — wytworzyć samym przedmioty muzealne i umieścić je w gmachu zbudowanym komunistycznymi siłami w muzealnym celu. Drażniła tak syna swymi banialukami, argumentami spod ciemnej gwiazdy, a raczej z najobskurniejszej „siedleckiej" ulicy, aż tutaj na światło rewolucji przytaszczonymi, iż świerzbiła go ręka, żeby ją za takie anty r ewolucyjne bzdury po prostu zdzielić potężnie i raz na zawsze oduczyć reakcji.”

- Podczas rewolucji odżywa nienawiść Tatarów do Ormian, co pociąga za sobą kolejne mordy - do głosu dochodzi społeczność o poglądach nacjonalistycznych. Tatarzy i Ormianie nie chcą żyć razem, każdy uważa, że jest lepszy- rewolucja jest pretekstem do walki z narodowościami

- Hasła rewolucyjne są tylko hasłami w praktyce jest inaczej.

- Cezary widzi zło, jakie niesie rewolucja, cierpi, (przypomina sobie o rewolucji, zwłaszcza, gdy patrzy na zwłoki młodej dziewczyny-, która zginęła bez powodu) "Za coście mię zamordowali podli mężczyźni? (.) Nie zapomnij krzywdy mojej, woźnico młody! Przypatrz się dobrze zbrodni ludzkiej! Strzeż się! Pamiętaj!”.)- Jest dowodem na bezsensowność rewolucji i straszne dla społeczeństwa jej skutki.

- dom Cezarego podczas rewolucji został zniszczony „Dom, w którym niegdyś mieszkali rodzice runął właśnie pod pociskami tureckimi.”

-, Dlatego po przyjeździe do Polski Cezary jest przeciwny rewolucji, zdaje sobie sprawę, że niesie ona same szkody, a przede wszystkim ofiary w niewinnych ludziach. „Chamska dzika i śmierdząca, Ale za to tak gorąca"

Dworek w Nawłoci.

- Stary, szlachecki dwór.

- Mieszkały w nim osoby dobrze urodzone i bogate.

- Cezary przygląda się szlachcie, której jedyną rozrywką jest zabawa polegająca na jedzeniu i piciu.

- Długie, obfite posiłki, przejażdżki konno lub powozem, odwiedziny znajomych w okolicznych dworach - oto całe życie rodziny Wielosławskich.

- Wielosławskich określił jako „dostojne miny, doskonałe formy, zadarte głowy i uśmiechy sprzed lat trzydziestu pięciu”,

- Zanika rola kulturalna polskiego dworu, ambicji politycznych i patriotycznych szlachty.

- Świat balów, zabaw i nieróbstwa pociągał Cezarego, ale wiedział on, że całe to bogactwo i przepych były oparte na wyzysku chłopów. „Kiedyż nadejdzie podły dzień, iż tenże Jędrek posiądzie odwagę i zdobędzie się na siłę, żeby jaśnie pana chwycić za gardło i bić w kufę, względnie w mordę? Czy też Maciejunio da radę, czy potrafi wypchnąć jaśnie dziedziczkę za drzwi główne, właśnie w pazury motłochu? Czy potrafi wpuścić biedę okolicznych wsi, ażeby nareszcie zobaczyła, co to tam jest, co się mieści w salonie, w środku tego starego dworu, bardziej niedostępnym i bardziej tajemniczym dla tłumu niż święty kościół w Nawłoci?

- wiele opisów przyrody, opis parku, dworu, folwarku, które są bardzo rzeczywiste. Czytelnik odbiera uczucia bohatera, który po raz pierwszy swojego pobytu w Nawłoci obserwuje np. ogród nocą: „ (...) i skręcili w ogród ciemny, zarośnięty, szumiący w mroku ogromem jesiennych gałęzi. Posuwali się naprzód wąskimi uliczkami, które raz w raz w półokrąg się zataczały. Wkrótce jednak te półkoliste ścieżki zginęły w jednolitej murawie”.

- obrazy życia codziennego. Barykę dziwiły niektóre rzeczy, jak np.:

* organizowany piknik,

* liczne posiłki

* segregowanie jabłek: „Był to zresztą czas, kiedy całe dystyngowane towarzystwo z `pałacu' wraz z pełnymi taktu ciotkami i samą panią Wielosławską wdrapywało się na strych dworu w celu segregowania jabłek. (...) Towarzystwo zbierało się niby do segregowania owocu, umieszczenia co najprzedniejszych okazów we właściwych przegrodach, lecz w gruncie rzeczy towarzystwo zajmowało się zjadaniem co najprzedniejszych okazów w ilości zaprawdę nadmiernej. (...) Nadto, usadowieni na tej górce, tracili niejako swą skorupę, w której uroczyście poruszali się i chodzili w pokoju bawialnym i stołowym. Tam, w górnej strefie - bili się jabłkami, gonili się o dokazywali jak dzieci, a raczej jak stado szczurów na poddaszu”.

- „Panowała wieczna niedziela”.

- Arystokraci, którzy ze względu na zajmowaną w społeczeństwie pozycję powinni interesować się losami państwa i całego społeczeństwa, okazali się grupą niezdolną do wzięcia odpowiedzialności za kraj.

- Jest to powielenie Soplicowa z „Pana Tadeusza” „Cezary Baryka doznał przerwy w swych myślach, niczym Tadeusz Soplica, po przyjeździe na wieś. Trochę się to tylko odbyło inaczej.”

Wieś- Chłodek

- Ojczyźnie nie pomogą też chłopi, których dotknęło ubóstwo sprawiając, że chorych starców wyciąga się na mróz, by szybciej umarli.

- małym folwark, koło Nawłoci, gdzie Baryka Schronił się po skandalu z Laurą (kobieta poznana w Nawłoci, którą Baryka pokochał z wzajemnością, jednak ona wyszła za mąż za Barwickiego, dla jego pieniędzy- sama miała długi).

- obserwował nędzę i zacofanie chłopów.

- Przymierające głodem dzieci

- wyzyskujący wszystkich młynarz „Sylwester, młynarz stary na owym Chłodku, siedział już w tymże młynie kilkadziesiąt lat, bo nastał tu jeszcze przed Gruboszewskim! Był jeszcze za tamtego ekonoma, za Przesławskiego. - Ludzie go tu - powiadał - znają jak kraj szeroki, z tej" i z tamtej strony Jasnej Góry, Płucaż miał, płuca! Wrzeszczał, rzeczywiście, na cały tamtejszy kraj -każde jego słowo przekrzykiwało wszystkie,.korce", tryby, walce, palce i pytle, gadające rzecz swoją. Sylwester, postukując, przypatrywał sie_ spod oka młodemu obieżyświatowi, o którego sekretnej misji szepnął mu już o k u m o n Gruboszewski. Gadał z tym większym wrzaskiem, a podstępnie, obłudnie, chytrze. Chłopów było pełno we miynie. Gospodarzy zasobni ej szych i małorolnych chudziaków, którzy chciwymi oczami wpatrywali się w wymyślne i cudaczne Sylwestra maszyny, czy im aby mąki i otrąb nie podbiorą nad miarę.”

- Cezary próbuje pomóc chłopom jednak wszystko idzie na marne-, ponieważ, są oni nieufni. „Cóż za zwierzęce pędzicie życie, chłopy silne i zdrowe! Jedni mają jadła tyle, że z niego kult uczynili, obrzęd, nałóg, obyczaj i jakąś świętość, a drudzy po to tylko żyją, żeby z nie zdychać z głodu.”

- Wieś jest bierna, chłopi traktują swój los jako coś normalnego. Nie byli otwarci na świat, słuchali tylko tego, co dotyczy ich małego światka. „Dziwiła Cezarego rozmowa z wieśniakami. Słuchali, gdy im 10 i owo opowiadał o wojnie. Synów na tej wojnie mieli, braci, krewniaków. Lecz gdy nawrócił do rzeczy pokoju, przeważnie go nie rozumieli i on ich nie rozumiał. Nawet nie to, żeby go nie rozumieli: nie obchodziło ich, nudziło ich to, co mówił. Lubili gadać i słuchać tylko o tutejszym, o realnym, o widocznym, dotykalnym, o tak dotykalnym i tutejszym, że on znowu tego nie rozumiał. Wszystko musiało być na przykładzie z tej okolicy, wszystko musiało tutaj się przydarzyć i o tutejsze stosunki zaczepiać. Inaczej było obce, dalekie, nicnaskie, zaświatowe, a więc nieinteresujące. Wszystko, cokolwiek mówili i czym się interesowali, zahaczało SIĘ o jadło i napitek, obracało się dokoła opału i odzienia, przeżycia zimy i przednówka, a doczekania drugiego lata. A na drugie lato i drugąjesień będzie znowu to samo: wyrobić, wydębić z okrutnej, twardej ziemi tyle, żeby przejeść całą zirnę bez głodowania, przetrzymać przednówek - i znowu dalej - do „nowego".

- Oskarża ich - "Jedni mają jadła tyle, że z niego urządzili kult, obrzęd, nałóg i jakąś świętość, a drudzy tylko po to żyją, żeby nie zdychać z głodu" i nawołuje do buntu - "Zbuntujcież się, chłopy potężne przeciwko swojemu robaczemu losowi

- oskarża ziemiaństwo: „ Cóż za cierpliwy lód (….) przyjdzie chwila, że rozum w ten lud wejdzie. Rozum się pchać będzie drzwiami i oknami do tych chat i legowisk.” „Dziwiła Cezarego rozmowa z wieśniakami. Słuchali, gdy im to i owo opowiada] o wojnie. Synów na tej wojnie mieli, braci, krewniaków. Lecz gdy nawrócił do rzeczy pokoju, przeważnie go nie rozumieli i on ich nie rozumiał. Nawet nie to, żeby go nie rozumieli: nie obchodziło ich, nudziło ich to, co mówił. Lubili gadać i słuchać tylko o tutejszym, o realnym, o widocznym, dotykalnym, o tak dotykalnym i tutejszym, że on znowu tego nie rozumiał. Wszystko musiało być na przykładzie z tej okolicy, wszystko musiało tutaj się przydarzyć i o tutejsze stosunki zaczepiać. Inaczej było obce dalekie, nienaskie, zaświatowe, a więc nieinteresujące. Wszystko cokolwiek mówili i czym się interesowali, zahaczało o jadło i napitek (….) przeżycia zimy. (….) A na drugie lato i druga jesień znowu to samo: wyrobić, wydębić z okrutnej, twardej ziemi tyle, żeby przejeść całą zimę bez głodowania (….) - i znowu dalej- „do nowego””

- Cezary widział i oceniał wysiłki komornikowi Chłodka. Cały ich wysiłek miał na celu zapewnienie im przeżycia w najprymitywniejszych warunkach. „Badał tu zwłaszcza życie bezrolnych komorników, których było niemało we wsiach sąsiednich, otaczających wieńcem na przygórkach rozrzuconym Chłodek leżąc;, w dolinie.

Komornicy - byli to chłopi i ich rodziny nie posiadający wcale roli, a zamieszkujący „kątem" u gospodarzy przeważnie małorolnych, którzy jednak posiadali własne skrawki roli, własne"chaty, stodoły i obórki. Komornicy chodzili na zarobek do dworów, służyli za fornali i ratajów, a także zarabiali u bogatych chłopów jako najemnicy i parobcy w gospodarstwach włościańskich dostatnich, lepiej prowadzonych i zasobnych w inwentarz. Życie komorników było nędzne nad wyraz. Latem wychodzili na zarobek w bogatsze okolice. żyjąc w swych kątach, na cudzym przyko-ininiu, śpiąc na ławkach i po zapieckach, nie mając własnego domu i nie mając nic zgoła, co by swoim nazwać mogli. By! tego po wsiach, wśród posiadaczów i półposiadaczów, tłum, mnogość, powszechność. Słaniali się po drogach jako dziady, tłukli się po dziedzińcach zabudowań, plącząc się i nie wiedząc, O co ręce zaczepić. Jakże straszną była ich zima! Jakże potworne w śród nich grasowały choroby!.”

-Skrajna nędza i głód sprawiła, ze myśleli tylko o zdobywaniu czegoś do jedzenia.

- Wiecznie okradani przez panów i rządców przyzwyczaili sie do takiej sytuacji nie biorąc pod uwagę sprzeciwu i buntu.

- Wygląd gospodarstwa: „Środek był tuż, jak gdyby na wierzchu. Dzieliły go od świata, deszczu, wiatru i zbyt wielkiego mrozu ściany modrzewiowe, bielone, a powyginane ze starości lak dalece, że każda z tych ścian miała linię nie pionową, lecz falistą. Z małego ganeczku wchodziło sie do sieni wyłożonej płaskimi kamieniami, a z sieni niskie, odwieczne drzwi okute prowadziły do izby szerokiej, o kilku oknach. Podłoga w tej stancji również była jakaś falista, leżąc wprost na zierni. Spomiędzy szpar między starymi balami podłogi wydostawała sią glina czasu jesiennych szarug i zimowych odwilży, a wielkie letnie ulewy przepływały w poprzek tychże batów, gdyż, niestety!, spróchniałe i zbutwiałe przyciesie1 nie mogły ich już po staremu odeprzeć i powstrzymać. W dużym „pokoju" siały dawne meble z mocno obdartym pokryciem. Na ścianach wisiały lanszafty 'tak zakurzone i sczerniałe, że po prawdzie, nie wiadomo było, po co one wiszą już na swych zardzewiałych gwoździach lat tyle, skoro żadnego l a n s z a f t u i nic nikomu nie pokazują. Duży, czarny stół na próchniejących nogach stanowił jak gdyby centralny punkt lego dornu. Stała tair. już kawa w imbryku, śmietanka w dzbanku pobielanym, leżał chleb, symetrycznie otoczony przez maseł niczkę, cukierniczkę. stanowiącą piękny zabytek czasów dawno minionych, przez stare noże, zgładzone od ostrzenia i krajania, oraz przez widelce z p o wyłamywany mi zębami”

-Meble-

Mocno obdarte, zakurzone, sczerniale, duży stół, czarny na spróchniałych nogach stanowił punkt centralny domu.

-Jedzenie- „Tymczasem proszono do śniadania(….), które było takie samo jak w nawłockim dworze i takimi samymi obstawione ceregielami.”"Stała tam kawa w imbryku, śmietanka w dzbanku, chleb otoczony przez maselniczkę, cukierniczkę, stare noże zgładzone od ostrzenia i krajania, widelce z powyłamywanymi zębami. W środku domu dwa pokoje.Nic sie w tym domu nie zmieniło przez te lata. Te same ściany, te same belki, ten sam dach, te same graty. Domisko stare jak świat"

Obraz Chłodka to kolejny argument, ze światek szlachecki chyli sie ku końcowi.

„Dwa tygodnie spędził na Chłodku jako gość państwa Gruboszewskich, stale podejrzewany przez nich o czyhanie na po-_ ekonoma. Jadł, pił, spał i pracował! od świtu do nocy. Jakąś robotę wykonywał forsownie. Wstawał rano, do dnia. znaczy o ciemnej nocy grudniowej, pospołu z jegomościa O-. boszewskim. Szedł spać z kurami, to znaczy około piątej po południu. Co dzień był gdzie indziej: we młynie- na gumnie. Przy młocie cepami, wianiu, mierzeniu i odstawianiu do spichrza gotowego ziarna - w lesie, podczas rąbania sążni drzewa na opał”

- Obserwacje Cezarego oparte na zasadzie kontrastu. Widzi nędzę, ale i przepych, bogactwo. Przyglądając się głębokiej nędzy komorników, zauważa też przepych rodziny Wielosławskich z Nawłoci.

Po długiej wizycie u Hipolita w Nawłoci Cezary wrócił do Warszawy. Codziennie przechodził przez dzielnicę żydowską i tam również zobaczył, w jakiej nędzy, brudzie i brzydocie żyją i pracują ludzie w Polsce:

„Był tam nadmiar nędzarzy - łachmaniarzy, którzy zużywał ruchliwość przyrodzoną rasy żydowskiej na oszukiwanie się wzajemne, na pracowitą kłótnię o ochłapy jadła, o śledzie, o skrawki mięsa, a nic, literalnie nic nie czynił dla zarobku godziwego, stałego i dobrze płatnego w fabrykach i warsztatach. Wielu, oczywiście pracowało w tych ulicach nad siły jako tragarze, woźnice, pomocnicy, subiekci i ci mięli nawet wyraz inny, normalny, ludzki. Przeciętny jednak typ - to była karykatura ludzkiej postaci. Zgarbieni, pokrzywieni, obrośli, brodaci, niechlujni, śmieszni bezgranicznie w swych płytkich czapeczkach i długich, brudnych chałatach do pięt...”

Powieść jest rozczarowaniem pisarza sytuacją w Polsce po odzyskaniu niepodległości, a jednocześnie przestrogą przed rewolucją. Przedwiośnie miało uświadomić Polakom, że jest źle, a odzyskanie niepodległości nie rozwiązuje wszystkich problemów, kraj trzeba reformować, by uniknąć niebezpieczeństwa.

Zakończenie powieści:

- przyłączenie się Cezarego do manifestantów idących na Belweder.

* nie jest to decyzja przemyślana dokładnie

* nie mówi konkretnie o wyborze politycznym

* może być wynikiem zawodu miłosnego- aktem buntu i rozpaczy ( po latach Laura napisała mu list by się spotkali, jednak podczas spotkania zdecydowała o całkowitym rozstaniu). Czym ten można odbierać jako impulsywny czyn skrzywdzonego człowieka- stoi z boku manifestantów- oznacza to, ze odizolował się od biedoty i napotkał na „szary mór żołnierzy”

* jest to ostrzeżenie polski przed rewolucją w Polsce.

Cezary Baryka jako bohater romantyczny- motyw wędrówki bohatera (homowiator), który poszukuje.

* Poznajemy go, gdy miał 14 lat, okres buntu i szaleństw młodego człowieka (Kordian miał 15 lat, gdy się buntował)

* Młodzieńcze ideały i szukanie celu w życiu- zainteresowany i entuzjastycznie nastawiony do rewolucji

* rozczarowanie rewolucją i szkodami, które niesie, hasłami rewolucyjnymi, które były tylko na wypowiadane, by zdobyć tłumy

* rozterka podczas grzebania trupów i znalezienia ciała pięknej Odmianki (zamordowana bez powodu- zginęła niewinna), którą drogę życia wybrać: czy opowiedzieć się za czy jednak przeciw rewolucji, czy pozostawić swoje ideały?

* głębokie rozważania nad wyborem odpowiedniej drogi życia.

* Po śmierci ojca, którego stracił pośrednio poprzez rewolucję- traci do niej przekonanie. Całkowicie staje się jej przeciwny.

* Utwierdzeniem w swoich nowych przekonaniach, jest wiara w MIT o szklanych domach, które znowu są poszukiwaniem prawdy o sobie i dalszych losach, co ze sobą zrobić?

* Zapoznanie się z pozostałymi dwoma koncepcjami naprawy Polski.

a) Program Gajowca- , który choć miał bardziej rozsądne poglądy nie przemawiał do młodego człowieka, chcącego nagłych i spontanicznych, widocznych zmian.

b) Program Lulka- tez nie do końca przemawiał do Cezarego, był mu jednak bliższy (szybszy i bardziej zdecydowany), choć opierał się na rewolucji.

* Cezary nie jest patriotą- ciągle poszukuje wyjścia i odpowiedniej drogi życia, jednak nie może jej znaleźć, nie wie, co wybrać, co jest dla niego bardziej odpowiednie.

* Przyłączenie się do tłumu robotników idących na Belweder, jest reakcja spontaniczna, kolejnym buntem i wyrażeniem złości (przyłączył się po kolejnym odrzuceniu przez kobietę). Stał z boku parady nie był jej przychylny, ludzie szli, bo chcieli coś zrobić dla kraju, a on szedł prawdopodobnie, dlatego, by wyrzucić z siebie agresję, było mu już wszystko jedno.

* Cezary jest bohaterem tragicznym, jednak nie jest tragiczny z punktu Antycznego, bo nie musi wybierać miedzy dwoma różniącymi się płaszczyznami, nie jest również tragiczny w sposób romantyczny, gdyż nie rezygnuje i nie umiera, jego los jest tragiczny, bo on błądzi i szuka, miota się i męczy, nie umie znaleźć swojego miejsca.

"Przedwiośnie" - streszczenie

Część 1 - Szklane domy
Miejsce akcji - Baku (Azerbejdżan). Seweryn Baryka dostaje powołanie do wojska. Jego syn nie przejmuje się tym, bo wie, że wojna niedługo się skończy. Dorastający Cezary wymyka się spod wpływu matki. Kiedy Seweryn sprawował kontrolę nad synem, Cezary był spokojny, ale matka straciła nad nim kontrolę. Baryka przestaje chodzić do szkoły, staje się bywalcem wieców, coraz bardziej zafascynowanym głoszonymi na nich ideami rewolucyjnymi.Powołana zostaje nowa władza, coraz ciężej jest zdobyć żywność. Zostaje on wyrzucony ze szkoły za pobicie dyrektora. Seweryn regularnie wysyła do nich listy. Matka w odpowiedzi na nie chwali Cezarego, aby nie denerwować meża. W końcu mąż po jakimś czasie przestaje wysyłać listy, ślad po nim ginie. Matka specjalnie dla syna pokonuje bardzo duże dystanse, aby zdobyć zboże. W czasie tych wypraw opada z sił. Matka bardzo podupadła na zdrowiu. Gdy zaczyna brakować jedzenia, Cezary poznaje prawdę o rewolucji. Zaczyna rozumieć, jak jego matka ciężko pracuje, aby zdobyć żywność. Zaczyna ją rozumieć i pomaga jej. Razem z nią czekają na powrót ojca. Nowe władze rekwirują mieszkanie, a matka wyprzedaje się, żeby wyżywić rodzinę. Udziela ona pomocy uciekającej z Rosji arystokratce i jej córkom. Zostaje za to aresztowana i skierowana do ciężkich prac publicznych. Niedługo potem umiera od ciężkiej pracy. Cezary szybko zrozumiał swój błąd i obiecał sobie, że to się więcej nie powtórzy. Rok 1918: Rewolucja upada, a Baku wybucha wojna domowa (Walczą Ormianie i Tatarzy). Cezaremu jest bardzo trudno o żywność (nie tylko jemu). Znajduje schronienie w piwnicy swojego dawnego domu, wkrótce zostaje powołany do wojska. Krwawe walki wygrywają Tatarzy, opanowują miasto i przez 3 dni prowadzą rzeź i grabież ludności cywilnej. Władze tureckie zmuszają Barykę do pracy przy grzebaniu zwłok. Pracuje w niezwykle ciężkich warunkach. Czarek w jednym z żebraków rozpoznaje swojego ojca (który walczył w polskich legionach). Zimą Barykowie z fałszywymi paszportami wyruszają do Polski. Najpierw jednak muszą dostać się do Moskwy, gdzie Seweryn zastawił u przyjaciela walizkę. W walizce były lekarstwa, bielizna oraz pamiętnik dziadka Seweryna - pamiątka rodzinna. W czasie podróży, Seweryn opowiada synowi o rodzącej się w wyzwolonej ojczyźnie nowej cywilizacji. Opowiada o kuzynie, który w Polsce zbudował fabrykę szkła, które produkował z piasku na plażach Bałtyku. W fabryce produkował on szklane domy, które miały być nowoczesne i tanie (nawet chłop mógł sobie na nie pozwolić). Barykowie docierają do Moskwy, odbierają walizkę i ruszają dalej - tym razem do Charkowa. Gdy dotarli do celu, zostawili walizkę w dworcowym depozycie. Udali się do polskiego biura, gdzie mieli uzyskać informacje o pocigu do Polski. W biurze dowiedzieli się, że pociąg odjedzie, ale za dopiero kilka tygodni, albo nawet za kilka miesięcy i będzie bardzo przeładowany. Kiedy Seweryn i Cezary poszli odebrać walizkę z depozytu, ta okazało się, że zginęła. Obaj musieli pozostać w Charkowie. Pewnego dnia rozeszła się wieść o pociągu. Był on tak przeładowany, że Barykowie z trudem dostali się do niego. Seweryn umiera w czasie podróży. Pociąg dociera do Polski. Cezary patrząc na nędzę przygranicznej mieściny, pyta: „Gdzież są twoje szklane domy?...”.

Część 2 - Nawłoć
Cezary dociera do Warszawy, gdzie znajduje schronienie u przyjaciela rodziców - Szymona Gajowca. Zaczyna studiować medycynę, dostał nawet pracę w biurze. Wybucha wojna z bolszewikami. Baryka wstępuje do wojska. Zaprzyjaźnia się z Hipolitem Wielosławskim (ratuje mu życie). Wojna kończy się - bolszewicy wycofali się z kraju. Jesienią, po demobilizacji, przyjmuje zaproszenie Hipolita do rodowego majątku, Nawłoci. Pewnego dnia obaj docierają na miejsce. Cezary zostaje bardzo serdecznie przywitany i zaproszony na kolację. Poznaje matkę Hipolita, pannę Karolinę Szarłakowiczównę - kuzynkę Hipolita i księdza Anastazego - jego przyrodniego brata. Następnego dnia, podczas przejażdżki konnej, Baryka poznaje Laurę Kościeniecką - sąsiadkę i jej narzeczonego - Barwickiego. Razem z Hipolitem zostają zaproszeni na śniadanie. Następnego dnia poznaje Wandę Okszyńską (pianistkę, krewną Pana Turzyńskiego, rządcy majątku), która od razu się w nim zakochuje. Tego samego dnia ksiądz Anastazy, Panna Karolina, Hipolit i Baryka udają się na przejażdżkę konną. Baryka bardzo zaprzyjaźnia się wtedy z Karoliną, flirtuje z nią. Pewnego dnia, kiedy wszedł do swojego pokoju, zauważył nowy frak, który wyprasowała i przyniosła Karolina. Cezary chciał jej podziękować, zatrzymał ją obok pokoju i pocałował. Całe zdarzenie obserwowała Wanda, króra była o niego ogromnie zazdrosna. Trwają przygotowania do pikniku w Odolanach, na którym mają być zbierane pieniądze na ofiary wojny, które straciły ręce albo nogi. Barykę prawdziwe uczucie wiąże jednak z Laurą Kościeniecką, którą odwiedza po kryjomu dzień przed piknikiem. Na pikniku, Cezary dowiaduje się, że Laura go kocha, lecz ukrywa swoją miłość gdyż zależy jej na majątku narzeczonego. Wanda i Karolina są bardzo zazdrosne o Barykę, jednak on tego nie zauważa ponieważ zakochał się w Laurze. Wieczorem upija się on razem z Hipolitem. Rano, po przyjęciu wraca wraz z księdzem Anastazym do Nawłoci. Na następny dzień okazuje się, że Karolina została otruta. Zostaje przeprowadzone dochodzenie w tej sprawie, ale nie wiadomo, kto to zrobił (Cezary domyśla się, że to Wanda). Cezary regularnie spotyka się z Laurą. Pewnego dnia podczas wizyty, zostaje zaatakowany przez Barwickiego. Dochodzi do bójki, którą przerywa Laura. Baryka odchodzi i uderza ją w twarz. Spędza noc w polu, a rano idzie na cmętarz, gdzie spotyka księdza. Baryka nie chce dopuścić do siebie myśli, że to pośrednio on spowodował śmierć Karoliny. Kłuci się z księdzem i ukrywając się przed wszystkimi, udaje się do swojego pokoju. Tam Spotyka go Hipolit, który wie o wszystkim i próbuje pomóc Cezaremu, choć ten nie chce pomocy. Chce tylko wyjechać do małego folwarku na Chłodek, gdzie pobyłby sam przez jakiś czas. W Chłodku został niezbyt mile przyjęty przez Gruboszewskich. Tu poznaje beznadziejną egzystencję chłopów, a na wieść o małżeństwie Laury, powraca do Warszawy.

Część 3 - Wiatr od wschodu
Powróciwszy do Warszawy, Baryka zapisał się znowu na studia medyczne. Zamieszkał w pokoju Buławnika. Sprzedał frak. Wkrótce ukał się do Szymona Gajowca z prośbą o płatną posadę. Bardzo duże wrażenie zrobiły na Baryce dzielnice nędzy, w których mieszkali Żydzi. Gajowiec zatrudnia go przy opracowywaniu materiałów do swojej książki analizującej ekonomiczną, społeczną i polityczną sytuację odradzającego się państwa (przyświecają mu idee dziewiętnastowiecznych pozytywistów, społeczników, socjalistów, twórców idei spółdzielczości). Do pokoju Buławnika i Baryki często przychodzi komunizujący student prawa, Antoni Lulek, który dotrzymuje cezaremu towarzystwa. Często rozmawiają o Polsce, o patriotyźmie i o przeszłości. Pewnego dnia, Lulek zabiera Cezarego na „konferencję organizacyjno-informacyjną” członków swojej partii, gdzie bohater poznaje gorzką i wstrząsającą prawdę o sposobach traktowania więźniów politycznych. Wdaje się tam w dyskusję. Uczestnicy spotkania przekonują go, że władzę w Polsce powinna przejąć klasa robotnicza. Baryka wychodzi i udaje się do Gajowca. Będąc pod wrażeniem poznanych faktów polemizuje z nim (jest on zwolennikiem stopniowych reform, w przeciwieństwie do Cezarego). Na początku marca dostaje list od Laury i spotyka się z nią w Ogrodzie Saskim, gdzie następuje ostateczne zerwanie kochanków. pierwszego dnia przedwiośnia wielka manifestacja robotnicza zorganizowana przez komunistów idzie w kierunku Belwederu, kiedy jednak na jej drodze staje oddział piechoty, „Baryka wyszedł z szeregów robotników i parł oddzielnie na ten szary mur żołnierzy” na czele zabiedzonego tłumu.

Witold Gombrowicz

Witold Gombrowicz - Ferdydurke

"Ferdydurke" była młodzieńczą powieścią pisarza, która stała się przedmiotem ostrych dyskusji, sporów, rozlicznych nieporozumień krytyki. Wpłynęły na to m.in. tytuł utworu, jego kompozycja i zakończenie. Tytuł zaczerpnął Gombrowicz z powieści pt. "Babbit" popularnego amerykańskiego pisarza, laureata nagrody Nobla S. Lewisa; przejął z niej imię i nazwisko - Freddy Durkee i połączył je, przestawiając jedne i rezygnując z innych głosek, by słowo lepiej brzmiało po polsku. Słowo to oznacza dosłownie "nic" - tytułem tym, który tworzy słowo bez znaczenia, odbiega pisarz od konwenansów przyjętych w literaturze, szczególnie w powieści. Kompozycja składa się z trzech części przedzielonych dwoma nowelkami, które z kolei poprzedzone są przedmowami. Nietypowe jest również zwrócone do czytelnika i niepochlebiające mu zakończenie powieści, kpiący dwuwiersz, co także nie podobało się krytykom, nastawionym na pewne stereotypy. Gombrowicz zademonstrował nowy styl w prozie, oparty przede wszystkim na ironicznym naśladowaniu, karykaturowaniu istniejącej literatury, wyśmiewaniu jej schematów, powielanych rozwiązań, sposobów widzenia człowieka i świata. Pisarz wprowadził własne kategorie postrzegania świata, na podstawie kontrastu par, np. dojrzałość-niedojrzałość, wyższość-niższość, młodość-starość. W ostatniej części utworu odnajdujemy znakomitą scenę opisującą próby bratania się Miętusa (sfera "wysoka") z parobkiem (sfera "niska"), co wcale nie okazało się łatwe i doprowadziło Miętusa do następującego wniosku: "Wtenczas wpadł na szalony pomysł, że jeśli zdoła zmusić parobka do dania w gębę, lody prysną. - Daj mi po mordzie - zabłagał, już nie bacząc na nic - po mordzie daj! - i chyląc się nadstawiał twarz jego rękom. Lokajczyk wszakże wzbraniał się: - Ii - mówił - po co mnie bić jaśnie pana? - Miętus błagał i błagał, aż wreszcie krzyknął: - Daj, psiakrew, kiedy ci każę! Co jest, do cholery ciężkiej! - W tej samej chwili świeczki stanęły mu w oczach i druzgot, taran - to parobek walnął go w gębę! - jeszcze raz - krzyknął - psiakrew! Jeszcze raz! "

KOMPOZYCJA:

- Gombrowicz bawi się kompozycja realistyczna, nabija się z niej.
- Pozornie są zachowane cechy powieści realistycznej:
- są rozdziały (14) z lukami, w których autor wypowiada swoje poglądy.
- brak czasu linearnego, ponieważ Józio ma 30 lat przez cała powieść
- tytuł- nie znaczy nic, co jest sprzeczne z tytułem z powieści realistycznej, ale można uważać,
że on oznacza właśnie „nic”
- są rozdziały, ale w nie są wtrącone inne historie, np. powiastka filozoficzna, w której autor snuje refleksje, co jest sprzeczne z powieścią realistyczną.
- świat kształtuje na miarę snu- sen na jawie
- posługuje się groteską, absurdem, karykaturą
- bohater zwykle przeżywa koleje losów, dąży do celu, przechodzi metamorfozę, a Józio wszystko przezywa, lecz pozornie, bo cały czas jest 30 letnim mężczyzna, jego metamorfoza jest tylko formalna.
- Narrator nie jest 3 osobowy, nie jest obiektywny, bo patrzy oczami Józia, choć jest zdystansowany.
- czas i przestrzeń- jest zabawa czasem, niby realny, ale mieszają się dwa życia naraz 30 letni mężczyzna i chłopak w jednej osobie, przeszłość miesza się z teraźniejszością.
- brak zamknięcia przygód bohatera, choć powieść kończy się i rozpoczyna porwaniem, niby kompozycja klamrowa, lecz nie jest dosłownym zakończeniem.
- Pojawia się epilog, zamykający akcję „Koniec i bomba, kto czytał ten trąba”, który obraża czytelnika i nie niesie żadnych głębszych treści.

- Józio Kowalski - 30 lat. Pisarz, którego debiut literacki został odrzucony i przez to pragnie on powrócić do niedojrzałości. Pimko porywa go do szkoły i upupia. Bohater pozostaje w roli obserwatora. Józio nie potrafi przeciwstawić się silniejszej osobowości Pimki. Także w domu Młodziaków jest upupiony. Staje się staromodnym młodzieńcem zakochanym w nowoczesnej Zucie. Józio postanawia się wyzwolić psując ład i formę w rodzinie. Udaje mu się obnażyć nieautentyczność tej rodziny i zmusza ich do wyjścia z formy. Z kolei w 3 części Staje się upupionym siostrzeńcem. Potem staje się zakochanym porywaczem. Stara się walczyć z formą, gdyż narzucane mu role, nie odpowiadają mu. Przegrywa - nie potrafi uwolnić się z konwencji - pupa ukazująca się na niebie w ostatniej scenie świadczy o zwycięstwie formy. - doprowadza do groteskowej rewolucji społecznej we dworze, nie wyzwala od kultury, bo: "Ze schematu obyczajowo-społecznego, od >gęby< nie można uciec..."
- Pimko jest biegły w upupianiu i zdrabnianiu. Chce utrzymać młodzież w niewinności i niedojrzałości. Jego celem nie jest uczenie i przygotowywanie do życia w dzieciństwie. Dlatego nauka w szkole jest nudna, nie uczy myślenia i sprowadza się do powtarzania wyświechtanych sloganów. Manipuluje młodzieżą, ale sam pada ofiarą intrygi Józia.
- Zuta Młodziakówna. 16. Wysportowana, bezczelna i nowoczesna. Nikt nie zmusza jej do nauki i nie wychowuje. Nie szanuje rodziców, nie ma autorytetów. Miłość jest dla niej sportem. Jest młoda, ale zamknięta w formę.
- Joanna i Witold Młodziakowie. Ulegli modzie „łydki” przedkładając kulturę fizyczną nad duchową. Zachowanie ich jest sztuczne, podporządkowane konwencji. Sprowokowani znalezieniem w sypialni córki dwóch adoratorów zdjęli maski. Wdali się z intruzami w bójkę.
- Hurleccy. Są całkowitą odwrotnością Młodziaków. Pielęgnują tradycję ziemiańską. Wuj, jak i Zygmunt są całkowitymi ziemianinami. Ciocia upupia.
- Zosia apatyczna i chorowita była całkowicie podporządkowana matce. Byli tak samo jak Młodziakowie zamknięci w ramy konwencji i tradycji.
- Miętus. Przeciwstawia się upupianiu. Klnie, pije wódkę, chodzi na kobiety. Szuka autentyczności. Nie nawidzi konwenansów i masek. Wierzy, że po zaakceptowaniu go przez lud i zrównaniu się z nim odnajdzie prawdę. Jednak burzy tym tylko
porządek. W rezultacie chłopi uderzają na dom Hurleckich

* FORMA:
"istota ludzka nie wyraża się w sposób bezpośredni i zgodny ze swoją naturą, ale tylko zawsze w jakiejś określonej formie, i formy owe, ów styl, sposoby bycia nie jest tylko z nas, lecz jest nam narzucony z zewnątrz - i oto dlaczego ten sam człowiek może objawiać się na zewnątrz mądrze albo głupio, nerwowo lub anielsko, dojrzale albo niedojrzale, zależnie od tego, jaki styl mu się napatoczy i jak uzależniony jest od innych ludzi"
- jest sposobem kontaktowania się z innymi ludźmi.
- jest to sposób na wyrażenie swojego „ja”
- Człowiek potrzebuje jej, by zaistnieć i być akceptowanym „człowiek jest najgłębiej uzależniony od swojego odbicia w duszy drugiego człowieka, chociażby ta dusza była kretyniczna”.
- jest czymś sztucznym, nienaturalnym dla człowieka.
- jest nam narzucana z zewnątrz, to: zbiór norm postępowania, stereotypów, zachowań uznanych i przyjętych (walka na miny między Miętusem i Pytonem oraz gwałt przez uszy dokonany na Pytonie jest w powieści wyrazem walki o narzucenie światopoglądu, czyli własnej formy.)
- jest koniecznością, bo każdy człowiek, chcąc nawiązać kontakt z drugim człowiekiem musi przyjąć formę, która byłaby dla tamtego zrozumiała.
- jest sposobem wyrażania własnych poglądów, sposobem przekazywania własnego widzenia świata i innych.
- Gombrowicz łączy z tym pojęciem rozważania nad dojrzałością i niedojrzałością człowieka.
* W dzieciństwie jest się nie uformowanym. Potem w dorosłości przybiera się jakąś formę. Młodość i niedojrzałość to nie to samo. (Zuta jest dojrzała, ale jej formą jest młodość. Józio jest starszy, ale nie jest dojrzały. Dzięki temu może dostrzec zakłamanie i fałsz schematów.)
* Niedojrzałość to uczucie, przeżycie i treść psychiczna, jest subiektywna, człowiek nie znalazł jeszcze dla niej formy.
* dojrzałość to przeniesienie za pomocą formy własnych myśli i przeżyć w kontaktach z innymi ludźmi.
- Ukazywane są sytuacje, w których ktoś wchodzi w pewien stereotyp zachowania, zmuszając drugiego człowieka do udziału w nim.
a) belferskie zachowanie Pimki w mieszkaniu narratora sprawia, że zachowuje się on jak uczeń- siedzi i czyta powieść bohatera jak nauczyciel, bohater siedzi i obawia się jego recenzji jak uczeń.
b) zachowanie Hurbeckich narzuca służbie zachowanie przyjęte dla warstwy niższej.
c) Miłość Zosi wywołana porwaniem, narzuca bohaterowi zachowanie człowieka zakochanego.
- czasem gest czy słowo może narzucać formę, (Józio słowem "mamusia" podważa nowoczesność Młodziaków).
- męka wynika z ograniczenia (Uczniowie duszą się w narzuconej im sztucznie formie. Cierpi z tego powodu także narrator wciśnięty w szkołę. Miętus, uciekający od niewinnych szkolnych chłopców do parobka, rozpaczliwie broni swego prawa do zbratania się z ludem.)
- Człowieka po zachowaniu klasyfikujemy, wkładamy w jakiś schemat. Patrząc poprzez schematy, stwarzamy obraz danego człowieka (Dla ciotki Józio istnieje taki, jakiego ona go sobie stworzyła. Młodziakowa uwierzyła profesorowi Pimce, że Józio jest młodym człowiekiem, udającym dorosłego.)
- Człowiek jest uzależniony od czyjegoś zdania. Dlatego zawsze udaje kogoś innego, nigdy nie jest sobą. Dopiero poznając wnętrze człowieka, możemy o nim coś powiedzieć. Nie liczy się to jak wygląda, lecz to, co ma w sobie.
- „Gęba” oznacza narzucenie formy, swojego zdania, - społeczne maski, konwenanse i zachowania. Gębę przyprawia człowiekowi drugi człowiek lub społeczeństwo. Przed gębą nie ma ucieczki, jest to konieczność, dyktowana przez życie. Bohaterowi powieści ucieczka się nie udaje -jedyna droga wiedzie w inną gębę. "Ze schematu obyczajowo-społecznego, od >gęby< nie można uciec... , jak tylko w inną gębę, a przed człowiekiem można schronić się jedynie w objęcia innego człowieka. Przed pupą zaś w ogóle nie ma ucieczki”
- „pupa” zdziecinnienie, (Pupa nadana uczniom gimnazjum wytworzona zostaje przez obecność matek, czuwających za płotem nad swoimi pociechami.)
- „łydka” nowoczesność, młodość
- „zieloność” jest symbolem niedojrzałości
- parobek - prawdziwy chłopak, wolny od fałszu
- Gombrowicz uważa, że wyrazić siebie jest bardzo trudno, często bywa to niemożliwe, pisarz uznaje to za świadectwo niedojrzałości.
- Należy podejmować formy, które nam odpowiadają, a nie bezkrytycznie podążać za innymi. Nasza forma powinna być odzwierciedleniem wyrażanych przez nas poglądów, sposobem przekazania własnego widzenia świata. - Józio krzyczy w powieści: "Niech kształt mój rodzi się ze mnie, niech nie będzie robiony mi!".

Podróż Józia:
- Podróż Józia jest szukaniem własnej formy, własnego siebie- Józio chce być sobą, nie chce powielać, popadać w schematy: „Niech kształt mój będzie zrodzony ze mnie”
- Nie jest to podróż z jego woli- zostaje porwany, on sam nie jest jej inicjatorem, zostaje do niej zmuszony.
- tak jak u Kordiana dostarcza mu nowych rozczarowań, przekonuje się, że forma zawładnęła wszystkim.
- ośmieszanie tego, co dla człowieka jest najważniejsze, co go wychowuje, co kształtuje.
- Poszukuje celu: bycia sobą, zdobywa doświadczenie i niestety nie tak jak u Kordiana, który znajduje swój cel, podróż Józia to błędne koło, powracania do punktu wyjścia, bo od formy nie można uciec, czyli, że popada w coraz to nowe formy i stereotypy.
- ma 3 etapy:
a) szkoła (etap dzieciństwa)
b) Stancja u Młodziaków (młodość)
c) wieś Bolimowo (starość)

* OBRAZ SZKOŁY U GOMBROWICZA- miejsce pierwszej fazy podróży
- W głowach nauczycieli tej szkoły "nie powstanie nigdy żadna myśl własna" - chwali się dyrektor.
- fantastyczny
- młodzież udaje dorosłych
- uczniowie otoczeni fałszem,
szkoła, uważana przez uczniów za miejsce nudne, do którego są zmuszeni uczęszczać. Młodzież jest zdziecinniała, nie dostrzega się ich dojrzałości, rodzących się nowych zainteresowań, potrzeb, własnych opinii i sądów. Nauczyciele są typowymi belframi- surowi, niedoceniający uczniów, uważający ich za nieuków. Realizują oni nieciekawy i nieprzydatny materiał w sposób schematyczny, nudny. Zmuszają młodzież do bezmyślnego i bezkrytycznego przyjmowania utartych poglądów- uwielbienie dla poezji romantycznej ma wynikać nie z własnych przemyśleń i oceny tej literatury, ale z uznania cudzych, uświęconych sądów. Ukazany jest tu na przykładzie Syfona odwieczny schemat kujona zawsze przygotowanego na każdą lekcję, bedący pupilkiem nauczyciela. Mietus reprezentuje buntownika, używającego wulgarnych słów i niewykazującego zainteresowania nauką. On i jemu podobni zawsze myślą nad tym jak uniknąć pytania i pracy na lekcji, stosują odwieczne wykręty i usprawiedliwienia.
- Józio przyjmuje narzucane formy zachowania, podporządkowuje się schematom szkoły.
- Nauczyciele wyznaczają wzory myślenia, wg, których uczeń ma kierować, z którymi zgadzać i nie sprzeciwiać
- Uczniowie demonstrują swoja niedojrzałość używając wulgaryzmów i sprzeczając się.
- Sytuacja jest spektaklem teatralnym, w którym każdy spełnia zadana mu rolę, i przyjmuje stereotypowe poglądy.
- Szkoła jest instytucją, która ogłupia wszystkich: nauczycieli w swych staroświeckich poglądach i schematyczności (nauczyciel od polskiego- Badaczka) oraz uczniów.
- szkoła zdolna do sprowadzenia do absurdu każdej wartości, obrzydza uczniom wszystko. Belferskie pozy, głupie schematy i puste deklaracje wciąż powtarzają się w wypowiedziach profesora Pimki, natomiast profesor Bladaczka tak przekonywał uczniów o wielkości Słowackiego: "-Hm... Hm... A zatem dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? Dlaczego płaczemy z poetą czytając ten cudny, harfowy poemat "W Szwajcarii"? Dlaczego, gdy słuchamy heroicznych, spiżowych strof "Króla Ducha" wzbiera w nas poryw? I dlaczego nie możemy oderwać się od cudów i czarów "Balladyny"...Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był!"
- Najważniejsze sceny to:
a) lekcja polskiego profesora Badaczki na temat poezji Słowackiego.
* nauczyciel używa wyszukanych wyrazów, podniosłego stylu, uczy schematycznego myślenia
* zabija w uczniach zdolność własnego myślenia, nie pozwala snuć własnych poglądów i opinii.
b) pojedynek „na maski” między Miętusem a Syfonem
* pojedynek między kujonem, a buntownikiem, który nie da się usidlić szkolnym konwenansom
* jest to pojedynek o prawo do buntu przeciw formą nadawanym przez szkołę
* W trakcie pojedynku Miętus dochodzi do wniosku, że jest on niesłuszny, ponieważ sam staje się schematem, gdyż buntują się przeciw schematowi, który sami powielają

* OBRAZ ŚRODOWISKA MIESZCZAŃSKIEGO I ZIEMIAŃSKIEGO: - obraz II i III fazy podróży

- mieszczaństwo ukazane poprzez rodzinę Młodziaków.
- Pani domu jest wielbicielką nowej epoki i jej haseł: aktywności, siły, swobody i równouprawnienia.
- Pani Młodziakowa udziela się społecznie, jest zwolenniczką naturalności w zachowaniu i obalenia wszelkich barier. Opiera się na tymczasowej modzie, a nie prawdziwych przekonaniach. ( chce by jej córka zrobiła sobie nieślubne dziecko z byle kim i byle gdzie)
- zachwyceni nowoczesnością, zachłystują się postępem
- pensjonarka nie ma szacunku do starszych, opryskliwa- ukształtowana według ówczesnej mody wszystko modne, na pokaz
- zdominowanie ojca przez żonę - nie ma wpływu na wychowanie córki
- rodzice prześcigają się, by zaimponować córce, że są nowocześni
- Józio chce sprawdzić czy są tak naprawdę wyzwoleni od formy i szykuje podstęp:
* przy obiedzie sypie sobie do jedzenie śmieci, jednak domownicy ignorują go, wstają od stołu i udają, że nic się nie dzieje. Józio coś podejrzewając obmyśla drugi podstęp:
* Wysyła listy niby, od Zuty do Pimki i Kopyrdy, z informacją, że wpuści ich do swojego pokoju o 12.00 w nocy. Gdy Mężczyźni się schodzą, a Zuta jest zdziwiona, Józio krzyczy, że przyszli Złodzieje, a chłopcy chowają się w szafie. Józio przy rodzicach otwiera szafę i ukazują się ukryci mężczyźni. Obecnośc Kopyrdy, młodego i przystojnego nie dziwi rodziców, cieszą się, natomiast obecność Pimki, starego nauczyciela u swojej uczennicy oburza ich, ojciec policzkuje go i w ten sposób ujawnia ich formę. Ukazuje niecałkowite wyzwolenie Młodziaków od stereotypów rodzinnych. Nowoczesność tez jest gra i pozorem.

(Ośmieszenie prowokującego modelu życia, wyzwolonego i nowoczesnego. Demaskuje tę formę.)
**ŚRODOWISKO WIEJSKIE z tradycyjnym dworkiem szlacheckim
- Józio ucieka wraz ze swoim kolegą Miętusem na wieś, "do parobka" - z nadzieją, że tu znajdzie szczerość i naturalność istnienia, prawdziwego człowieka
- ukazują swoja wyższość nad służba policzkując ich (wspominają swojego wuja, który mocno bil i jest dla nich autorytetem)
- podział na państwo i służbę.
- Życie ziemiaństwa składa się z ceremonialnie odprawianych posiłków, (gdy nikt nie jest głodny, jedzą, bo tak trzeba i nakazuje tradycja), gier dla zabicia czasu, rozmów o chorobach całej rodziny, ale w żaden sposób nie jest związane z rzeczywistością.
- rodziny Młodziaków i Hurbeckich zostały tu przedstawione dla kontarstu.
- W ostatniej części utworu odnajdujemy znakomitą scenę opisującą próby bratania się Miętusa (sfera "wysoka") z parobkiem (sfera "niska"), co wcale nie okazało się łatwe i doprowadziło Miętusa do następującego wniosku: "Wtenczas wpadł na szalony pomysł, że jeśli zdoła zmusić parobka do dania w gębę, lody prysną. - Daj mi po mordzie - zabłagał, już nie bacząc na nic - po mordzie daj! - i chyląc się nadstawiał twarz jego rękom. Lokajczyk wszakże wzbraniał się: - Ii - mówił - po co mnie bić jaśnie pana? - Miętus błagał i błagał, aż wreszcie krzyknął: - Daj, psiakrew, kiedy ci każę! Co jest, do cholery ciężkiej! - W tej samej chwili świeczki stanęły mu w oczach i druzgot, taran - to parobek walnął go w gębę! - jeszcze raz - krzyknął - psiakrew! Jeszcze raz! " Czyn ten obala schemat formy. Runął ich schemat i autorytet.
- Gdy gospodarz się złości wyrzuca z domu Miętusa i Józia- podtrzymują schemat, ucieczką z gospodarstwa, gdyż zwykle wypędza się tych, którzy odstają, są inni,
* schematyczna ucieczka zmusza, (choć on nie chce) Józia do kolejnego kroku w schematyczność, udając romantycznego kochanka porywa Zosię, choć tak naprawdę jej nie kocha, powinien nastąpić szereg wyznań i pocałunek, więc następują; Józio mówi: "a więc przycisnąłem swoją gębę do jej gęby...".

A zatem akcja rozgrywa się niejako w trzech scenach: szkoła, rodzina mieszczańska i wieś.

(Spojrzenie wstecz na tradycje i jej formę nieniosącą wartości, tylko przemoc, brak szacunku, pokaz siły- jest wyśmiany i przedstawiony jako stereotyp)

Człowiek gra jakieś role, przybiera maski, nie może być sobą, bunt jego także jest schematem. Ludzka egzystencja zniewolona jest przez formę. Los człowieka jest dramatyczny, bo człowiek jest zdeterminowany, nigdy nie będzie sobą. Zniewolony formą.

* MIASTO
- wytwórnia, wszystko się powiela wg jakiegoś schematu - sztuczne przedmieście - zaraża się od miasta zniekształceniem, proces kulturowy przebiega w tym kierunku, „uczy się od miasta" Józio - uzależniony od miasta, boi się wyjść, natura dla niego obca istota ludzka porażona przez cywilizację jest na nią skazana środowisko uzależnia człowieka od siebie, - dynamiczne, wciąż ludzie o coś zabiegają, wciąż zajęci jedzą, bo nie mają innych zajęć, element towarzyskiego obyczaju gości się sadza przy stole i stół nie może być pusty
ciotka wszystkich traktowała jak dzieci, zaprowadza spokój, łagodzi spory ubezwłasnowolnia, podporządkowuje.

* POWIEŚĆ GROTESKOWA

- zachowując pewną dozę realizmu,
- zderzają ją z całkowitym bezsensem i nielogicznością, a także pokazywanie i wyolbrzymianie pewnych zdarzeń z użyciem kontrastu: realizm-fantastyka, tragizm-komizm, logika-bezsens
- najczęstszym celem groteski jest skrytykowanie pewnych faktów, zjawisk przez wyolbrzymienie, aż do śmieszności ("Ferdydurke" krytykuje rzeczywistość XX-lecia w Polsce o raz zjawisko narzucania formy - wg teorii samego autora),
- karykaturalne przejaskrawienie jakichś cech,
- wyolbrzymienie zachowań,
- zmieszanie fantastyki z rzeczywistością, (Świat przedstawiony w "Ferdydurke" Gombrowicza to świat nierzeczywisty, z pogranicza jawy i snu. Dlatego jest on tak absurdalny i groteskowy. Służy do demaskowania i ośmieszania mechanizmów rządzących człowiekiem. Kompromituje instytucję szkoły, ośmiesza "wolność i nowoczesność" rodziny Młodziaków)
- przemieszanie stylu podniosłego z przyziemnym. Całkowite pogwałcenie zasady decorum.
- Często pojawiają się w nim elementy karykatury (wyolbrzymienie, wyeksponowaniem, przerysowanie ośmieszenie) i fantasyki.
- sprzeczność
- absurd
- deformacja
- naginanie

Cała powieść jest absurdalna, przeniesienie dorosłego mężczyzny w życie młodzieńca jest absurdalne, gdyż nie jest ani wspomnieniem, ani pamiętnikiem.
• pojedynek na miny
• symbole: łydka, pupa

* STRESZCZENIE
- powieść napisana w pierwszej osobie,
- narrator jest zarazem uczestnikiem akcji. Budzi się któregoś dnia ze snu, lub wydaje mu się, że się obudził, a zdarzenia rozgrywają się we śnie. Narrator - bohater ma świadomość trzydziestoletniego mężczyzny (wspomina o opublikowanym przez siebie utworze pt. "Pamiętnik z okresu dojrzewania", debiucie literackim Gombrowicza). Bohater mówi o sobie, że tylko z pozorów wygląda na człowieka dojrzałego, w istocie cierpi z powodu swej niedojrzałości, czuje się chłopcem. W sennych rojeniach zjawia się u niego Pimko - "doktor i profesor, a właściwie nauczyciel". Dla Pimki bohater jest małym Józiem, którego postanawia zapisać do szóstej klasy. Bohater próbuje się bronić pokazując swoją dorosłość, lecz ten przytłacza go, zmusza, by zachowywał się jak uczeń, ubiera bohatera w uczniowski mundurek. Do szkoły przychodzą podczas przerwy uczniowie, i nie dostrzegają dorosłości bohatera, dla nich jest on - tak, jak i dla profesora - małym Józiem. Sami próbują poprzez przekleństwa i grubiańskie dowcipy zamanifestować swoją dojrzałość, lecz Pimko znowu jest górą i w przemowie udowadnia, że młodzież jest "skromna i niewinna", że daleko jej jeszcze do dorosłości.
- Po odejściu Pimki wśród uczniów wybucha konflikt. Część z nich, zgrupowana wokół Miętusa, manifestuje swój cynizm, zepsucie, przynależność do świata dorosłych. Druga grupa, której przewodzi Syfon, hołduje niewinności, szlachetności i pięknym ideałom. Konflikt zaognia się, Miętus stara się przekleństwami i świntuszeniem zbrukać niewinność, Syfona, który broni się deklamując o dziewczętach i chłopcach, śpiewając podniosłego "Marsza Sokołów".
- Dzwonek na lekcje zmusza walczące strony do udania się do klasy. Rozpoczyna się lekcja języka polskiego o Słowackim, przepełniona ze strony profesora Bladaczki banałami, które próbuje wcisnąć do głów uczniów.
- Podczas jednej z przerw dochodzi do pojedynku "na miny". Grymasy Miętusa są odrażające i plugawe, miny Syfona natomiast są uduchowione i wzniosłe. Pojedynek kończy się ogólną szamotaniną.

POWIASTKA O FILIDORZE I FILBERCIE

- "Przedmowa do Filidora dzieckiem podszytego" jest esejem, w którym autor umieszcza swoje poglądy na temat pisarstwa, sztuki, kultury, formy.

* Tytułowy bohater noweli "Filidor dzieckiem podszyty" to profesor Syntetologii uniwersytetu w Leydzie, którego metoda naukowa to dodawanie i mnożenie plus nieskończoność.
* Jego przeciwnikiem jest profesor Wyższej Analizy, noszący tytuł anty Filidora i działający poprzez "rozkład osoby na części za pomocą rachowania, a w szczególności za pomocą prztyczków".
* profesorowie ścigają się nawzajem po całym świecie, w końcu dochodzi do dramatycznego spotkania. Pojedynek rozpoczyna się od walki na słowa, anty Fidor zaatakował słowem "kluski", na co Fidor dokonał syntezy na "klusek".
* Wściekły Analityk zaatakował żonę Filidora rozczłonkowując jej ciało na części, robiąc nawet analizę moczu. Syntetolog nie zdołał przywrócić żonie wewnętrznej jedności, nieszczęsna odstawiona została do szpitala, gdzie rozkład postępował.
* Filidor w odwecie zaatakował kochankę Analityka.
* dochodzi do pojedynku na pistolety, który jest bezsensowny i trwa w nieskończoność.
* Filidor i Analityk, są niewolnikami zamkniętej Formy, uwalnia ich ucieczka w zabawę, czyli to końcowe "pukanie", w które przemienił się poważny pojedynek.

- W rozdziale szóstym Gombrowicz wraca do przerwanego toku opowieści. Pimko zabiera bohatera do państwa Młodziaków. Rodzina Młodziaków to ojciec - inżynier - konstruktor, typ nowoczesnego technokraty (idea ustroju, w którym władzę sprawowaliby specjaliści techniczni), jego żona - osoba bez przesądów, "hołdująca nowym prądom", córka Zuta - "nowoczesna pensjonarka". W zamyśle Pimki nowoczesna rodzina Młodziaków powinna wyleczyć bohatera ze sztuczności spowodowanej udawaniem dorosłego. Szczególnym lekarstwem ma być Zuta, która nawet nie wie, kim był Norwid. Przedstawiony przez Pimkę jako pozer, bohater nie może uwolnić się od tej "gęby".
- Na stancji u Młodziaków (robili wszystko na pokaz) Józia odwiedza Miętus, przynosi wódkę, jest ordynarny, miny, które robił podczas pojedynku, przywarły mu do twarzy. Napastuje służącą, która jest dla niego reprezentantem plebsu.
- Józio, nudząc się, obmyśla doskonałą zabawę. Podszywając się pod Zutę, wysyła listy z zaproszeniem na tajemną schadzkę u niej w pokoju do Pimki i kolegi z klasy Kopyrdy. Następnie obu kompromituje, poniekąd kompromitując i rodzinę Młodziaków i wszelkie oznaki "pozerskiej nowoczesności". Bohater wraz z Miętusem, który zgwałcił służącą, uciekają na wieś.

- Następuje kolejna nowela - "Filber dzieckiem podszyty", do której to noweli autor dokleja, jak i w poprzednim przypadku, przedmowę.
* Gombrowicz dowodzi, że czytelnik czyta utwór fragmentami, tak, więc nadmierna troska o zawartość budowy jest zbyteczna.
* Kpi z przeżywania dzieł sztuki, Dowodzi, że odbiór, ocena utworów zależy często od przyjętych norm i jest umowna.
* W przedmowie do Filiberta dzieckiem podszytego stwierdza, że poszukuje formy dojrzałej do siebie, poszukuje sposobu na wyrażenie siebie. „Z tumanu, chaosu, z mętnych rozlewisk. Wirów, szumów, nurtów (...) miałem się przenieść pomiędzy formy klarowne, skrystalizowane - przyczesać się, uporządkować” . uniemożliwiają mu to Pimko, Młodziakowie, Hurleccy wtłaczając go w formy dziecięce. Narrator rozumie, że musi znaleźć dla siebie jakąś formę, ale nie chce, by była ona narzucona.
Nowela jest parodią realistycznych konwencji narracyjnych". Przerwany mecz tenisowy dwóch championów przekształca się w osobliwy ciąg zdarzeń. Narracja przedstawia przyczynowo-skutkowy łańcuch zdarzeń, podporządkowana jest pewnej logice, natomiast w "Filbercie..." jest inaczej, akcja toczy się w oparciu o "żelazne prawa symetrii i analogii". Zdarzenia są na Np. żona ugodzonego kulą przemysłowca "strzela w papę" sąsiada, czyli postępuje zgodnie z zasadą analogii, odpowiadając w ten sposób na strzał z pistoletu, który ugodził jej męża. Rzeczą przypadku jest, że sąsiadem okazuje się "utajony epileptyk", który pod wpływem wstrząsu dostaje drgawek i konwulsji. Takim trybem toczy się akcja, której ideą jest śmiech i zabawa.

- powrót do głównego toku narracji - bohater z Miętusem udają się na wieś.
* Miętus chce pobratania się z parobkiem.
* Trafiają do dworku wujostwa Hurleckich, gdzie bohater spędzał dzieciństwo i gdzie jest postrzegany jako mały Józio.
* Hurleccy to typowi ziemianie - prowincjonalni i konserwatywni, podobnie jak ich dzieci - kuzyn Józia Zygmunt i kuzynka Zosia.
* Wujostwo są oburzeni zachowaniem Miętusa, który nie kryje swej sympatii do służby. Jego postępowanie zakłóciło panującą równowagę między światem panów i chamów, gdy każdy znał swoje miejsce, Walek "brał w gębę" od dziedzica i uważał to za rzecz normalną.
* Działanie Miętusa doprowadza do rozzuchwalenia się całej służby, chłopi nie czują już respektu przed państwem.
* Tok zdarzeń doprowadza do ogólnej bijatyki.
* Bohater ucieka porywając Zosi. To porwanie jest kolejną próbą wyzwolenia się z niedojrzałości - Józio jak dorosły uprowadza dziewczynę z dworu rodziców. Niestety Zosia jest infantylna (dziecinna), porwanie traktuje jak przygodę. Powieść kończy się słynnym dwuwierszem: "Koniec i bomba A kto czytał, ten trąba".

Zofia Nałkowska

Zofia Nałkowska - Granica

Zenon Ziembiewicz, syn Waleriana, zubożałego szlachcica, rządcy majątku hrabiów Tczewskich w Boleborzy, uczy się w gimnazjum w pobliskim mieście i kocha się miłością chłopięcą, idealną, ale bez wzajemności, w Elżbiecie Bieckiej, koleżance z klasy, którą wychowuje ciotka Cecylia Kolichowska, z domu Biecka, właścicielka kamienicy przy ul. Staszica, wdowa po dwóch mężach. Ojciec Elżbiety nie żyje, a matka Romana z Giezłowskich Biecka, obecnie żona ministra pani Niewieska, podróżuje po Europie. Elżbieta lekceważy Zenona, gdyż podkochuje się w rotmistrzu Awaczewiczu, który niestety jest żonaty i ma dwójkę dzieci. Zenon wyjeżdża na studia do Paryża, tam przyjaźni się z Karolem Wąbrowskim, synem pani Kolichowskiej z pierwszego małżeństwa i sympatyzuje z chorą na gruźlicę Adelą, która go kocha. Na rok przed ukończeniem studiów, podczas wakacji w Boleborzy, Zenon zapoznaje się i nawiązuje romans z 19-letnią Justyną, córką kucharki Ziembiewiczów, Bogutowej. Justyna zostaje jego kochanką.

Zenon, chcąc zdobyć pieniądze na dokończenie studiów, gdyż rodzice nie mogą go dłużej finansować i matka radzi mu udać się do plenipotenta Tczewskich, Czechlińskiego, wyjeżdża do pobliskiego miasteczka. Tam podejmuje współpracę z bezpartyjnym pismem regionalnym "Niwa", prowadzonym przez Czechlińskiego. Tam też odnawia znajomość z Elżbietą, która zastępuje ciotkę w prowadzeniu spraw kamienicy. Oboje postanawiają się pobrać, a Zenon opowiada Eli o Justynie, mówiąc, że jest to już sprawa zakończona. Zenon wraca po ukończeniu w Paryżu studiów, spotyka załamaną po śmierci matki Justynę i zaprasza ją do hotelu, ich romans odnawia się. Zenon zostaje redaktorem naczelnym "Niwy". Spotyka się z Justyną i z Elżbietą, Justyna zachodzi w ciążę, Elżbieta wspaniałomyślnie wyjeżdża do Warszawy. Zenon zmusza Justynę do aborcji, jedzie do Warszawy, odnajduje Elżbietę, pobierają się i wyjeżdżają w podróż do Francji. Po ich powrocie Elżbieta załatwia Justynie pracę w sklepie tekstylnym u pana Torucińskiego.

Justyna coraz częściej wspomina nienarodzone dziecko, porzuca pracę. Zenon zostaje prezydentem miasta, Elżbieta rodzi mu syna Waleriana. Justyna znów prosi Zenona o załatwienie pracy, dzięki protekcji Elżbiety znajduje ją w cukierni Chązowicza, lecz szybko ją porzuca. Ogólnokrajowy kryzys społeczny dosięga i miasto, huta Hettnera bankrutuje i zostaje zamknięta, są manifestacje i aresztowania wśród robotników. Pewnego razu w stronę manifestantów padają strzały, kilku jest rannych. Po mieście rozchodzi się pogłoska, że to Zenon wydał rozkaz użycia broni, że jest on współodpowiedzialny za tę tragiczną decyzję, choć przyjechał do miasta po jej zapadnięciu. Justyna podejmuje nieudaną próbę samobójstwa. Po niedługim czasie mści się na Zenonie za swe nieurodzone dziecko. Wtargnąwszy do jego gabinetu w urzędzie miasta, zalewa mu twarz żrącym płynem i oślepia go. Wieść rozchodzi się po mieście. W kilka dni później, po powrocie ze szpitala do domu, Zenon popełnia samobójstwo, strzelając sobie w usta z rewolweru. Mały Walerian zostaje oddany pod opiekę babci Ziembiewiczowej, która przenosi się do dawnego mieszkania pani Kolichowskiej, a Elżbieta wyjeżdża za granicę. "Krótka i piękna kariera Zenona Ziembiewicza" kończy się "tak groteskowo i tragicznie".

W utworze zawarte są refleksje nad człowiekiem, jego tożsamością, naturą, egzystencją, losem, trudem istnienia, walką ze złem, chorobami, cierpieniami. Pisarka uważa, że nie da się sformułować jednoznacznej odpowiedzi na pytanie - kim jest człowiek; jest on istotą bardzo złożoną, wielopłaszczyznową, o psychice złożonej z wielu sprzecznych cech. Wg Nałkowskiej osobowość człowieka nie istnieje w ukształtowanej, gotowej formie; człowiek zmienia się w zależności od ludzi, zdarzeń i okoliczności, warunków życiowych, miejsca, w którym jest, sytuacji społecznej, obyczajów. Każdy wybiera jakąś własną wobec tych warunków postawę; Zenon chciał przekształcać rzeczywistość według własnych poglądów, ale stało się odwrotnie - rzeczywistość przekształciła jego. Nałkowska zastanawia się nad kryteriami oceny człowieka, jaką miarą mierzy się jego wartość: czy jego własnym mniemaniem o sobie, czy sądem innych ludzi. Zestawia dwa rodzaje opinii o głównym bohaterze: wewnętrzną ocenę Zenona o sobie i zewnętrzną, jaką tworzy o nim otoczenie na podstawie znajomości jego czynów; Zenon w swoim przekonaniu jest uczciwym w życiu osobistym i publicznym, a w oczach społeczeństwa - uwodzicielem, uosobieniem podwójnej moralności i politycznym karierowiczem; jego romans staje się faktem niesmacznym, zwykłym skandalem, powodem do potępienia go, czymś, co degraduje go w oczach społeczeństwa.

DOKŁADNA ANALIZA „GRANICY”

Powieść psychologiczna:
- jest to utwór przedstawiający życie wewnętrzne bohaterów,
- koncentruje uwagę odbiorcy na ich przeżyciach, wyobrażeniach oraz procesie odczuwania,
- osobowość bohaterów rozpatruje z różnych stron, obserwując ich zachowanie w powiązaniu z sytuacją społeczną i obyczajową.

Autorka poprzez swoistą kompozycję utworu wymusiła na czytelniku, aby skoncentrował się na analizie przeżyć wewnętrznych bohaterów oraz przyczynach ich moralnej i życiowej klęski, nie zaś na poznawaniu ich losów. Stosując inwersję czasową, sprawiła, że czytelnik już na samym początku utworu dowiaduje się o późniejszych losach bohaterów:
„Krótka i piękna kariera Zenona Ziembiewicza, zakończona tak groteskowo i tragicznie”.
- ograniczyła rolę dialogów na rzecz narracji i jego wewnętrznych monologów.

Kompozycja - nowatorstwo.
1. Inwersja czasowa- ujawnienie zakończenia.
2. Sprowokowanie czytelnika do zadania sobie innych pytań niż w powieści tradycyjnej, (co będzie dalej?) Czytający znając zakończenie zadaje sobie pytanie, „dlaczego tak się stało?”
3. Nałkowska nie pokazuje, kto jest dobry, a kto zły. Czytelnik ma sam analizować psychikę bohaterów.
4. Ukazanie różności opinii i punktów widzenia tych samych wydarzeń i problemów przez różnych ludzi.
5. Każdy czytelnik sam może szukać odpowiedzi na zadane przez autorkę pytania i skomentować twierdzenia dotyczące natury człowieka. „Jest się takim jak myślą ludzie, nie takim jak myślimy my.”
6. Nałkowska zestawia różne sądy by zestawiając je osiągnąć obiektywny obraz całości.
7. Akcja jest fragmentaryczna - dopasowana do charakterystyki bohatera, Nałkowska pokazuje akcję by poszerzyć nam wiedzę o bohaterach.
8. Osią kompozycyjną jest kariera Zenona Ziembiewicza - wątek główny, który uzupełniają watki poboczne.
9. Autorka przenosi obserwację wydarzeń na analizę dotyczącą egzystencji człowieka.

Sposób kreowania bohaterów.
1. Zenon jest osobą, która zmienia się pod wpływem sławy.
2. Sam rozważa, zastanawia się nad każdą sytuacją, myśli, pyta sam siebie. Potrafi wytłumaczyć swoje błędy, których jest świadomy.
3. Narrator wygłasza opinie, maksymy,
4. Poprzez różne rozmowy główny bohater jest opisywany z różnych stron widzenia, opisują go także sytuacje, w których się znajduje.
5. Tłumaczy się sam sobie, odnajduje przyczyny swoich niepowodzeń.
6. Charakterystyka bohatera jest wielowątkowa - bohater jawi się w ocenie jako postać niejednoznaczna, jest wiele opinii na jego temat.

Czas.
Czas jest w zasadzie realny, ale podlega manipulowaniu w powieści i w filmie - retrospekcja.

Zenon Ziembiewicz, syn Waleriana, uczy się w gimnazjum w pobliskim mieście i kocha się miłością chłopięcą, idealną, ale bez wzajemności, w Elżbiecie Bieckiej, koleżance z klasy. Zenon wyjeżdża na studia do Paryża, tam przyjaźni się z Karolem Wąbrowskim, synem pani Cecyli Kolichowskiej z pierwszego małżeństwa i sympatyzuje z chorą na gruźlicę, Adelą, która go kocha. Na rok przed ukończeniem studiów, podczas wakacji w Boleborzy, Zenon zapoznaje się i nawiązuje romans z 19-letnią Justyną. Justyna zostaje jego kochanką.
Justyna - córka kucharki Ziembiewiczów, Bogutowej.
Walerian - zubożały szlachcic, rządca majątku hrabiów Tczewskich w Boleborzy,
Elżbieta Biecka - wychowuje ją ciotka Cecylia Kolichowska. Ojciec Elżbiety nie żyje, a matka Romana z Giezłowskich Biecka, obecnie żona ministra pani Niewieska, podróżuje po Europie. Elżbieta lekceważy Zenona, gdyż podkochuje się w rotmistrzu Awaczewiczu, który niestety jest żonaty i ma dwójkę dzieci
Cecylia Kolichowska - z domu Biecka, właścicielka kamienicy przy ul. Staszica, wdowa po dwóch mężach.
Awaczewicz - krewny panny Julii Wagner (nauczycielki Elżbiety).

GRANICA MORALNA.
Została przekroczona wielokrotnie:
Walerian Ziembiewicza - (zdradzał notorycznie żonę).
Zenon - nie zerwał związku z Justyną mimo narzeczeństwa a później i małżeństwa z Elżbietą. Skutki nieodpowiedzialności Zenona ponosi Elżbieta, Justyna i on sam. Krzywdzi obie kobiety, nie traktował poważnie praktycznie żadnego uczucia. Oszukiwał Elżbietę i nie był szczery wobec Justyny.
Awaczewicz - krewny panny Julii Wagner (nauczycielki Elżbiety). Choć posiada żonę i dwoje dzieci, romansuje z Julią, usiłuje też uwieść Elżbietę.

GRANICA ODPORNOŚCI PSYCHICZNEJ.
"Musi coś przecież istnieć, jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą".
Po przekroczeniu granicy odporności psychicznej człowiek przestaje być sobą, postępuje wbrew swym przekonaniom i - w ostateczności - załamuje się psychicznie.
Justyna nie może znieść wyrzutów sumienia spowodowanych usunięciem ciąży. Popada w obłęd i mści się na Zenonie.
Zenon - decydując się na karierę, wyrzekał się powoli swoich przekonań. Nie wytrzymał obciążenia psychicznego i popełnił samobójstwo.

GRANICA FILOZOFICZNA:
"Jakimi ludźmi jesteśmy naprawdę? Czy takimi, jakimi nas widzą inni, czy też takimi, za jakich sami się uważamy?”.
Granica między sądem jednostki a sądem społeczności, nie wiadomo, która ocena jest dobra ocena samego siebie - ocena wewnętrzna czy ocena obiektywna - społeczności, pisarka pyta gdzie powinna się znajdować taka granica, by człowiek mógł być prawidłowo oceniony. Podkreśla także, że jako ludzie często popełniamy błędy oceniając.

GRANICA SPOŁECZNA:
Świat jest skonstruowany na zasadzie podziałów klasowych. Poszczególne warstwy społeczne dzieli wszystko: sytuacja materialna, pozycja towarzyska, konwencje obyczajowe, prawa życiowe, postawy światopoglądowe, etyczne, uczuciowe. Rzeczywistość społeczna jest tu źródłem nieustających krzywd moralnych.

Ziemiaństwo (Ziembiewicza, wieś Boleboża)
* zubożałe, rodzice Ziembiewicza reprezentują tę warstwę ze wszystkimi jej wadami
* powierzchowność wykształcenia przy jednoczesnym dużym mniemaniu o sobie
* podtrzymywali znaczenie klasy do której należą ludzie puści, jałowi, niewykształceni, hołdujący przeszłości, i tradycjom szlacheckim, które mogą potwierdzić ich przynależność do prymitywnej już szlachty
* nie umieją się dostosować do obecnych warunków (dlatego zubożeli)
* nie potrafią gospodarować, zarządzanie majątkiem jest bezwładne
* trwają we własnym świecie nie zauważając co się wokół nich dzieje
* nie mają zbyt dużego wpływu politycznego

Bogacze (państwo Tczewscy).
* dzięki swojemu majątkowi mogą bardziej manipulować losami państwa, wpływać na sytuację polityczną kraju- podporządkowują sobie dziennik „NIWĘ”, Czechlińskiego i Ziembiewicza, wykorzystując ich do swoich celów.
* jako system są groźni, jako ludzie są śmieszni, groteskowi, błazeńscy.
* wpływowi, przyjmowali zawsze Znakomitych ludzi
* poważni i godni
* sfera ludzi mających możliwości finansowe
* chcąc zrobić karierę trzeba było im podlegać
*dyktują prawa społeczne, polityczne i gospodarcze

Mieszczaństwo (Cecylia, Kolichowska, cukiernik Marian Chązowicz, Elżbieta i Zenon Ziembiewiczowie, Toruciński właściciel sklepy Galanteryjnego, lokatorzy kamienicy pani Kolichowskiej-urzędnicy zajmujący mieszkania od frontu, ładne).
* stwarzanie pozorów zamożności - salon Cecylii Kolichowskiej umeblowany tandetnie i bez gustu, prostacko, na pokaz,
* brak świadomości tego, co piękne - pokoje zatłoczone brzydkimi meblami.
* kołtuneria, dulszczyzna
* odnoszą się do ludzi z niższych klas z pogardą
* brak wpływów i perspektyw
* brak prywatności
* użalanie się nad sobą i nie robienie niczego, aby zmienić swoją sytuację
* „Dla pani Cecylii starość była rzeczą najdziwniejszą, jaka może się przydarzyć”- po dwóch nieudanych małżeństwach nie może pogodzić się ze starością, traktuje ją jak chorobę.

Bogaci inteligenci - Zenon Ziembiewicz.

Biedota, proletariat - Joasia Gołąbska (robotnicy- Franek Borbocki, służba, chłopi folwarczni, mieszkańcy suteryny kamienicy pani Kolichowskiej)
* życie w skrajnej nędzy - w suterenach nie było higieny, panował głód i nędza
* godzą się na takie warunki bo na inne ich nie stać
* brak im podstawowych środków do życia
* nie mają żadnych praw, nie mogą się o nie nawet dopominać
* nie posiadają opieki lekarskiej
* W tym środowisku nie tylko starzy ludzie umierali zbyt wcześnie, umierały też dzieci. Mówią o tym fragmenty z życia rodziny Gołąbskich, śmierć małej ociemniałej z powodu niedożywienia i piwnicznych ciemności Jadwisi, w kilka miesięcy potem śmierć umierającej na gruźlicę Joasi Gołąbskiej.
* poniżani, szykanowani, wykorzystywani
* gwałtownie domagają się o prawa - robotnicy
* coraz bardziej świadomi swoich praw - robotnicy
* prowadzą manifestacje, strajki - robotnicy
* żądają lepszych warunków życia - robotnicy - Franek Borbocki, aresztowany za działalność „wywrotową”.

Zenon Ziembiewicz.
* Przedstawiony został jako człowiek, którego psychika ewoluowała pod wpływem otoczenia. Zmiany te sprawiły, że Ziembiewicz coraz bardziej oddalał się od swojego założenia życiowego:
„Zenon pragnął rzeczy bardzo prostej: żyć uczciwie. Jego program był naprawdę minimalny”
* Zenon już jako uczeń kształtuje swą świadomość i opinię na temat własnego domu. Pogardza schematem życia, jaki wytworzył się w Boleborzy. Ojciec zaspokaja swój wybujały erotyzm z wiejskimi dziewczynami, po czym spowiada się z tych zdrad żonie i uzyskuje przebaczenie. Ona toleruje zdrady męża, a nawet im sprzyja, mówiąc o zaletach kochanek. Uważa to za umiejętność postępowania z mężem. Walerian Ziembiewicz zrzuca odpowiedzialność za prowadzenie gospodarstwa i rachunków na barki żony. Sam spędza czas na polowaniu i besztaniu chłopów, którzy - jego zdaniem - wyłącznie kradną i unikają pracy. Zenon cierpi z powodu takiego obrazu domu rodzinnego. Wstydzi się tego i nienawidzi myśli, że jest synem tych ludzi, a szczególnie tego, że zawdzięcza swoje istnienie pogardzanemu erotyzmowi ojca. ,,Na jego [ojca] twarzy, jak na szpitalnej karcie choroby, stały wypisane jego dzieje. Odczytywanie ich było dla Zenona upokorzeniem nie dającym się w żaden sposób oszukać ani ugłaskać. Tkwiła w tym wstydliwa myśl, że to jest jego ,,rodzic“, że mu zawdzięcza istnienie. Myśl groteskowa, że jego życie, jedyne i nieodwracalne, ma swoje źródło w erotyzmie tego człowieka. (...) Rzeczą bolesną było wiedzieć, że ten człowiek jest ojcem i że wszystko, co jest z niego, trzeba w sobie za wszelką cenę wytępić.“ Tymczasem w swoim dojrzałym życiu realizuje dokładnie ten sam schemat. Zdradza Elżbietę z Justyną, po czym opowiada jej o wszystkim, żądając przebaczenia i oczekuje pomocy w rozwiązaniu tej sprawy. Oczekuje od Elżbiety tej samej tolerancji i zgody na swoje grzechy, której nie rozumiał i nienawidził u swej matki.,,Zenon staje się wciąż bardziej podobny do ojca. Polował teraz często, nie-raz dwa razy w tygodniu, nie bronił się także przed piciem. Jego życie obrosło w cały ceremoniał męskich obrzędów. “
* Zenon z czasem przeciwstawił się swojemu programowi, zaczął powielać schematy. Upodobnił się do swojego ojca, którym gardził. Przykładem tego była znajomość z Elżbietą Biecką zakończona małżeństwem. Nie przeszkodził temu wcześniejszy romans z Justyną Bogutówną, nieślubną córką kucharki z Boleborzy.
* Czuł się kimś wyjątkowym, swoje działania usprawiedliwiał wyższymi celami, nie mógł zobaczyć swego wizerunku z perspektywy własnych uczynków. Na każde odstępstwo od założonego programu znajdował jakieś wytłumaczenie:
„Obliczał to sobie na parę miesięcy - czas potrzebny, by strącony z pensji redaktorskiej, dług paryski, zaciągnięty u Czechlińskiego, całkowicie spłacić, urządzić jakieś małe mieszkanie, wziąć do siebie Elżbietę, żyć jak człowiek. Wszystko tymczasem odbywało się na wierzchu i niejako w cudzysłowie.”
* Zenon nie potrafi zmierzyć się z przeciwnościami losu. Wydaje się być osobą, która już dawno stwierdziła, że Bóg już i tak wszystko zaplanował i nie da się tego w żaden sposób zmienić. Po raz pierwszy cechy te ujawniają się w trakcie jego studiów w Paryżu, gdzie poznaje Adelę. Niestety, dziewczyna jest nieuleczalnie chora i pozostało jej już niewiele życia. Zenon nie okłamuje jej - mówi, że jej nie kocha i po prostu wyjeżdża z kraju. Jego rola w tym związku polegała tylko na tym, iż zezwalał na to, by Adela darzyła go uczuciem. Wyjazd tymczasem był zwykłą ucieczką przed cierpieniem, trudnościami losu, kompromisem wobec sytuacji, w jakiej się znalazł.
* Zenon, chcąc zdobyć pieniądze na dokończenie studiów, (gdyż rodzice nie mogą go dłużej finansować i matka radzi mu udać się do Czechlińskiego), wyjeżdża do pobliskiego miasteczka. Tam podejmuje współpracę z bezpartyjnym pismem regionalnym "Niwa", prowadzonym przez Czechlińskiego.
* Pracując w redakcji „Niwy”, pisał nie to, co chciał, lecz to, co mu kazano.
Robiąc karierę rezygnuje stopniowo z tej niezależności i uczciwości. Podporządkowuje się swym przełożonym, których poglądami kiedyś gardził. Przyjmuje od nich kolejne stanowiska, a pełniąc je realizuje życzenia Czechlińskiego i jego przyjaciół. Odstępuje od swych radykalnych przekonań, uważa teraz, że nie należy zajmować się faktami zwykłych, codziennych niesprawiedliwości, niedoli i krzywd, bo i tak nie można im zaradzić. Wreszcie zgadza się na rozpędzenie manifestacji robotników. Z czasem stwierdza: "Jest się takim, jakim jest miejsce, w którym się jest".
* Odnawia znajomość z Elżbietą, która zastępuje ciotkę w prowadzeniu spraw kamienicy. Oboje postanawiają się pobrać, a Zenon opowiada Eli o Justynie, mówiąc, że jest to już sprawa zakończona.
* Zenon wraca po ukończeniu w Paryżu studiów, spotyka załamaną po śmierci matki Justynę i zaprasza ją do hotelu, ich romans odnawia się.
* Zenon zostaje redaktorem naczelnym "Niwy".
* Spotyka się z Justyną i z Elżbietą, Justyna zachodzi w ciążę, Elżbieta wspaniałomyślnie wyjeżdża do Warszawy.
* Zenon dyplomatycznie zmusza Justynę do aborcji, jedzie do Warszawy, odnajduje Elżbietę, pobierają się i wyjeżdżają w podróż do Francji.
* Po ich powrocie Elżbieta załatwia Justynie pracę w sklepie tekstylnym u pana Torucińskiego.
* Justyna coraz częściej wspomina nienarodzone dziecko, porzuca pracę.
* Zenon zostaje prezydentem miasta, Elżbieta rodzi mu syna Waleriana.
* Justyna znów prosi Zenona o załatwienie pracy, dzięki protekcji Elżbiety znajduje ją w cukierni Chązowicza, lecz szybko ją porzuca.
* Ogólnokrajowy kryzys społeczny dosięga i miasto, huta Hettnera bankrutuje i zostaje zamknięta, są manifestacje i aresztowania wśród robotników. Pewnego razu w stronę manifestantów padają strzały, kilku jest rannych. Po mieście rozchodzi się pogłoska, że to Zenon wydał rozkaz użycia broni, że jest on współodpowiedzialny za tę tragiczną decyzję, choć przyjechał do miasta po jej zapadnięciu.
* Justyna podejmuje nieudaną próbę samobójstwa.
* Po niedługim czasie mści się na Zenonie za swe nienarodzone dziecko. Wtargnąwszy do jego gabinetu w urzędzie miasta, zalewa mu twarz żrącym płynem i oślepia go. Wieść rozchodzi się po mieście.
* W kilka dni później, po powrocie ze szpitala do domu, Zenon popełnia samobójstwo, strzelając sobie w usta z rewolweru.
* Mały Walerian zostaje oddany pod opiekę babci Ziembiewiczowej, która przenosi się do dawnego mieszkania pani Kolichowskiej, a Elżbieta wyjeżdża za granicę. "Krótka i piękna kariera Zenona Ziembiewicza" kończy się "tak groteskowo i tragicznie".
* Przekroczył bardzo wiele granic: moralnych, społecznych. Uświadomiła to Ziembiewiczowi jego żona:
„- Zenonie, Zenonie... Ty tego nie widzisz, ty zapomniałeś. Ale wszystko to, czego nie chciałeś, jest teraz po tej samej stronie, co ty.”
* Z czasem Zenon osiągnął swoje cele, stał się cenionym prezydentem, który starał się coś zmienić ,,od początku Zenon wykazywał na swym stanowisku dużą inicjatywę, miasto zmieniało swój wygląd z dnia na dzień? (...) Pisma pełne były o tym czasie szczegółów z podjętej przez Ziembiewicza działalności i pochwał nowego zarządu miasta.” Jednak nie trwało to dość długo. ,,nastrój się zmienił. (...) Sprawa z byłym dzierżawcą (...) Przybrała zły obrót i groziła miastu znacznym obciążeniem przez sumę przyznanego powodowi odszkodowania. A jeszcze (...) Przerwano roboty przy budowie domów robotniczych, gdyż fundusze (...) zostały cofnięte, w związku z ogólną polityką oszczędnościową rządu. (...) Zawiedzeni robotnicy, utraciwszy niespodzianie pracę, domagali się niewypłaconych pieniędzy.“ W mieście wybuchły rozruchy. Padły ofiary, aresztowano mnóstwo osób. Autorytet prezydenta miasta upadł. Chodziły pogłoski, że ,,rozkaz użycia broni wydany został za sprawą Ziembiewicza. (...) Naprawdę jednak sprawa zdecydowała się już przedtem, była gotowa, zanim przyjechał.“ W tej sytuacji Zenon po raz kolejny okazał się podobnym do ojca. Zamiast działać, dowieść prawdy, pozostaje bierny, oczekując przy tym aprobaty a ponadto wybaczenia.
* Jego życie wydaje się być jedną wielką klęską, nie spełniło się żadne z jego marzeń. Życie osobiste nie układało mu się najlepiej - skrzywdził swoją żonę Elżbietę, Justynę, a wcześniej Adelę; starał się być przeciwieństwem swojego ojca a w rzeczywistości stał się jego lustrzanym odbiciem; kariera zawodowa również okazała się katastrofą - zginęli niewinni ludzie. Z czasem poddał się i twierdził, że: "Jest się takim, jak myślą ludzie”.
* Zenon Ziembiewicz wybrał najprostsze z możliwych rozwiązań - popełnił samobójstwo. Uciekł przed odpowiedzialnością i cierpieniem. Najpierw jednak zrozumiał chyba, że człowiek ma ograniczone możliwości poznania świata, często, bowiem rzeczywistość przekracza ludzkie możliwości rozumienia i pokonywania życiowych trudności.

Elżbieta.
* Autorka opisała rozterkę, gniew i zazdrość Elżbiety, której trudno było pogodzić się z zaistniałą sytuacją.
* Elżbieta była gotowa wyjść za Zenona, lecz gdy dowiedziała się o jego romansie i ciąży Justyny, wyjechała do Warszawy. Uważała, że Bogutówna ma większe prawo do Ziembiewicza. Jednakże po zmianie zdania i wyjściu za Zenona tolerowała dwuznaczną sytuację, w której się znalazła i pomagała w sposób pośredni kochance męża.
* Pozorna dobroć i uczynność Elżbiety w wyszukiwaniu Justynie coraz to nowych miejsc pracy była próbą uciszenia własnego sumienia i przykładem solidarności z mężem
* Z czasem jednak ogarnęły ją wątpliwości, czy dobrze zrobiła godząc się na taki związek. Zostały one pogłębione w chwili, kiedy mąż obarczył ją na równi ze sobą winą za chorobę psychiczną Justyny;
„przecież myśmy się niczego nie wyrzekali, myśmy wszystko zachowali. Ale to na jej zniszczeniu wyrosło to, co jest między nami.”

Justyna.
* prosta i naiwna dziewczyna ze wsi, która została uwiedziona przez Zenona.
* Kochając go była gotowa poświęcić mu wszystko „Dla ciebie Zenon ja poszłabym nie wiem, na jakie męki, nic mi nie strach, o nic nie dbam”.
* To, co dla Zenona było wstydliwym epizodem z przeszłości, z którą nie potrafił zerwać, dla Justyny było sensem życia, zwłaszcza po śmierci matki - jedynej istoty, przez którą byłą naprawdę kochana.
* Z miłości do Zenona, żeby nie stać na drodze jego szczęściu, pozwoliła zabić własne dziecko, którego gorąco pragnęła. Doprowadziło to do głębokiej depresji i nieodwracalnych zmian w psychice tej prostej dziewczyny.
* rozpacz i wyrzuty sumienia po stracie dziecka oraz zawiedziona miłość doprowadziły Justynę do obłędu, a w finale do nieudanej próby samobójstwa i zamachu na życie swego ukochanego.
ROZMOWA Z ZENONEM O UTRACIE DZIECKA:
- „Zrobiłaś wtedy, co sama chciałaś. Samaś tak zdecydowała, nie namawiał cię nikt. Przecież mogłaś mieć dziecko i wiedziałaś, że też byłbym cię bez pomocy nie zostawił.

- Jak to: wiedziałam? Tego już nie mów. A te pieniądze, coś mi dał wtedy?(...)

- Dlaczego tak mówisz? Przecież liczyłem się z tym, że chcesz dziecka. Ciągle ci powtarzałem...(...)

- No, właśnie wiedziałeś, że go chciałam, żeby żyło, żeby, aby żyło.(...)

- Aleś mi dał pieniądze na to, żeby się popsuć.

- A co miałem robić, Justyno? Miałem ci nie dać? Co byś wtedy powiedziała, jakbym ci nie dał?(...)

- Naturalnie, żeś mógł nie dać. Toby ono teraz żyło. Sameś wiedział przecie, że już był nie czas.(...)”
Z rozmowy wynika, iż Ziembiewicz doskonale zdawał sobie sprawę, na co te pieniądze zostaną przeznaczone.



TEMAT: Rozważania o naturze ludzkiej, czyli krótka kariera Zenona Ziembiewicza.

Nałkowska od dawna interesowała się analizą psychologiczną człowieka, jego instynktów i popędów. W „Granicy” rozważa nad tym, jacy naprawdę jesteśmy? Czy tacy, jakimi postrzegają nas inni czy tez tacy, jakimi postrzegamy sami siebie? Zastanawia się, który sąd jest najbardziej obiektywny i prawdziwy i czy da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie?
Na te pytania nie otrzymujemy niestety dokładnej odpowiedzi. Nałkowska zauważa, że wielką rolę odgrywa na nas miejsce, w którym żyjemy. Autorka nie staje po niczyjej stronie, żadnej postaci nie obarcza winą czy tez wielką sympatią. Daje czytelnikowi prawo sądzenia postaci i analizowania ich zachowań, co sprawia, ze bohaterzy nie są jednoznaczni.
Główny bohater Zenon Ziembiewicz budzi wiele kontrowersji. Jego życie jest próbą odnalezienia sensu i właściwej drogi życia. Z jednej strony darzy wielką miłością swoją matkę, jest skory do kompromisów, chce poprawić swoje życie, pragnie uwolnić się od poglądów, które propaguje jego ojciec, dąży do tego by zmieniać kraj, poprawiać życie robotników, z drugiej zaś powiela schematy ojca, kochając jedną kobietę i posiadając kochankę z niższej klasy społecznej, strzelając do robotników podczas ich walki o lepszy byt i popełniając samobójstwo, czyli ucieczkę przed problemami, którym niegdyś próbował stawić czoła. Intencje Zenona są bardzo szlachetne, jednak gubią go przeciwności losu, którym nie umie stawić czoła.
Moim zdaniem Zenon nie jest tak bardzo zły, za jakiego uważa go większa grupa ludzi. On się starał. Po raz pierwszy, gdy był w Paryżu i poznał śmiertelnie chorą Adelę, był wobec niej szczery. Od początku wyznał, że jej nie kocha, a potem wyjechał z kraju. W tym związku nie popełnił żadnego zła, nie okłamywał, Adeli, nie był jej nic winien, wyjazd jego można traktować jako ucieczkę od problemów i cierpienia, choć dał Adeli to, czego ona najbardziej potrzebowała, pozwolił jej się kochać i darzyć uczuciem, więc może dał jej, choć trochę szczęścia?
Najprawdopodobniej zmiana w poglądach Zenona i stawanie się takim, jak ojciec nie było do końca jego wyborem. Jako młody chłopak wychował się w domu, gdzie posiadanie kochanki nie było niczym złym - matka jego tolerowała wybryki ojca z pannami z niższych sfer. Można uważać, więc, że jako młody człowiek chciał zmienić swoje życie, co było pewnym buntem, który po napotkaniu tak wielkich przeciwności losu dla, własnej wygody ucichł, uznając postępowanie, na którym się wychował. Chce, by podobnie jak matka przebaczyła ojcu, Elżbieta przebaczyła jemu. Pragnie oczyścić swoje sumienie, informując Elżbietę o romansie z Justyną - nie chce okłamywać ukochanej osoby. Gdy okazuje się, że Justyna spodziewa się dziecka, Zenon daje jej pieniądze i możliwość zadecydowania w sprawie przerwania ciąży. Jednak pieniądze nie odseparowują od niego Justynki, staje się ona jeszcze bardziej mu bliska. Po przerwaniu ciąży Zenon nie zostawia jej, próbuje jej pomóc - stara się załatwić pracę a tym samym załagodzić całą sprawę, by nie odbiła się na jego karierze. Wszystkie te czyny mogą być pokorą za swój czyn oraz obawą szantażu ze strony dziewczyny.
Zbiegi okoliczności i powielanie schematów towarzyszyło jego życiu. Gdy został redaktorem „Niwy”, chciał pisać niezależnie, miał pewne plany, choć w rzeczywistości był marionetką kierowaną przez innych- sam zaczął powielać, to, czemu był przeciwny. Pozwalał na drukowanie wiadomości, z którymi się nie zgadzał, tłumacząc, że to tylko na krótki okres czasu. Prezydentem miasta stał się także dzięki uległości. Będąc na tym stanowisku miał pewne plany: chciał ulepszyć kraj i los robotników, co jednak na dłuższą metę mu nie wyszło, gdyż nie podjął żadnej samodzielnej decyzji, tutaj także manipulowali nim inni. Założone przez niego warsztaty zaczęły podupadać, a ludzie wychodzili na ulicę manifestując. Podczas rozruchów padły strzały, aresztowano mnóstwo osób, a autorytet prezydenta upadł. Krążyły pogłoski, że rozkaz użycia ognia był wydany przez, Ziembiewicza, choć było inaczej. Tu znowu Zenon okazał się być podobny do ojca, zamiast działać i bronić prawdy, nie robił nic oprócz oczekiwania aprobaty, wyjaśnień oraz wybaczenia.
Życie Zenona nie było udane, uległość i brak zaangażowania zgubiły go. Skrzywdził wiele osób, tym swoją żonę Elżbietę, kochankę Justynę oraz siebie samego. Starał się być przeciwieństwem swego ojca, a stał się taki jak on, również jego kariera zawodowa zakończyła się fiaskiem. Niegdyś uważał, że Bóg zaplanował sobie wszystko i nie da się tego w żaden sposób zmienić, jednak w finale tłumaczy się samemu sobie ze swoich błędów i uświadamia przyczynę swojej klęski. Można powiedzieć, że się poddaje - popełnia samobójstwo - choć zrozumiał, że człowiek ma ograniczone możliwości i często rzeczywistość przekracza jego najśmielsze oczekiwania. Dlaczego jednak nie bronił swoich idei skoro pojął, że „istnieje jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą”? Widocznie uznał, że pewnych rzeczy nie da się naprawić, nie widział już przed sobą świetlanej przyszłości tylko pustkę….
Postać Zenona Ziembiewicza nie może być oceniona jednoznacznie, gdyż brak jest
w powieści wyraźnych kryteriów wartościowania człowieka i jego czynów. Ludzie różnie interpretują czyny danej osoby, uzależniając ocenę od osobistych doświadczeń i wyobrażeń o świecie. Dopiero suma tych ocen daje pełen obraz rzeczywistości, obraz człowieka takim, jakim on jest naprawdę.

KONSPEKT Do powyższych wywodów:

• Nałkowska w „Granicy” rozważa nad tym, jacy naprawdę jesteśmy? Czy tacy, jakimi postrzegają nas inni czy tez tacy, jakimi postrzegamy sami siebie? Zastanawia się, który sąd jest najbardziej obiektywny i prawdziwy i czy da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie?

• Na te pytania nie otrzymujemy niestety dokładnej odpowiedzi. Nałkowska zauważa, że wielką rolę odgrywa na nas miejsce, w którym żyjemy. Daje czytelnikowi prawo sądzenia postaci i analizowania zachowań, co sprawia, ze bohaterzy nie są jednoznaczni.

• Zenon Ziembiewicz budzi wiele kontrowersji. Jego życie jest próbą odnalezienia sensu i właściwej drogi życia. Z jednej strony
1. Darzy wielką miłością swoją matkę,
2. Jest skory do kompromisów,
3. Chce poprawić swoje życie,
4. Pragnie uwolnić się od poglądów, które propaguje jego ojciec,
5. Dąży do tego by zmieniać kraj, poprawiać życie robotników,
Z drugiej zaś
1. Powiela schematy ojca, kochając jedną kobietę i posiadając kochankę z niższej klasy społecznej,
2. Strzelając do robotników podczas ich walki o lepszy byt
3. Popełniając samobójstwo, czyli ucieczkę przed problemami, którym niegdyś próbował stawić czoła.

• Intencje Zenona są szlachetne, gubią go przeciwności losu, którym nie umie stawić czoła.

• Zenon nie jest tak bardzo zły, za jakiego uważa go większa grupa ludzi. On się starał.
- Po raz pierwszy, gdy był w Paryżu i poznał śmiertelnie chorą Adelę, był wobec niej szczery. Od początku wyznał, że jej nie kocha, a potem wyjechał z kraju. W tym związku nie popełnił żadnego zła, nie okłamywał, Adeli, nie był jej nic winien, wyjazd jego można traktować jako ucieczkę od problemów i cierpienia, choć dał Adeli to, czego ona najbardziej potrzebowała, pozwolił jej się kochać i darzyć uczuciem, więc może dał jej, choć trochę szczęścia?

• Najprawdopodobniej zmiana w poglądach Zenona i stawanie się takim jak ojciec nie było do końca jego wyborem.
- Jako młody chłopak wychował się w domu, gdzie posiadanie kochanki nie było niczym złym - matka jego tolerowała wybryki ojca z pannami z niższych sfer. Można uważać, więc, że jako młody człowiek chciał zmienić swoje życie, co było pewnym buntem, który po napotkaniu tak wielkich przeciwności losu dla, własnej wygody ucichł, uznając postępowanie, na którym się wychował.
1. Chce, by podobnie jak matka przebaczyła ojcu, Elżbieta przebaczyła jemu. Pragnie oczyścić swoje sumienie, informując Elżbietę o romansie z Justyną - nie chce okłamywać ukochanej osoby.
2. Gdy okazuje się, że Justyna spodziewa się dziecka, Zenon daje jej pieniądze i możliwość zadecydowania w sprawie przerwania ciąży. Jednak pieniądze nie odseparowują od niego Justynki, staje się ona jeszcze bardziej mu bliska.
3. Po przerwaniu ciąży Zenon nie zostawia jej, próbuje jej pomóc - stara się załatwić pracę a tym samym załagodzić całą sprawę, by nie odbiła się na jego karierze.
Wszystkie te czyny mogą być pokorą za swój czyn, oraz obawą szantażu ze strony dziewczyny.

• Zbiegi okoliczności i powielanie schematów towarzyszyło jego życiu.
- Gdy Zenon został redaktorem „Niwy”, chciał pisać niezależnie, miał pewne plany, choć w rzeczywistości był marionetką kierowaną przez innych - sam zaczął powielać, to, czemu był przeciwny. Pozwalał na drukowanie wiadomości, z którymi się nie zgadzał, tłumacząc, ze to tylko na krótki okres czasu, a to zmieni.
- Prezydentem miasta stał się także dzięki uległości. Będąc na tym stanowisku miał pewne plany: chciał ulepszyć kraj i los robotników, co jednak na dłuższą metę mu nie wyszło, gdyż nie podjął żadnej samodzielnej decyzji, tutaj także manipulowali nim inni. Założone przez niego warsztaty zaczęły podupadać, a ludzie wychodzili na ulicę manifestując.
- Podczas rozruchów padły strzały, aresztowano mnóstwo osób, a autorytet prezydenta upadł. Krążyły pogłoski, że rozkaz użycia ognia był wydany przez Ziembiewicza, choć było inaczej. Tu znowu Zenon okazał się być podobny do ojca, zamiast działać i bronić prawdy, nie robił nic oprócz oczekiwania aprobaty, wyjaśnień oraz wybaczenia.

• Życie Zenona nie było udane, uległość i brak zaangażowania zgubiły go.
- Skrzywdził wiele osób, tym swoją żonę Elżbietę, kochankę Justynę oraz siebie samego.
- Starał się być przeciwieństwem swego ojca, a stał się taki jak on,
- kariera zawodowa zakończyła się fiaskiem.

• Niegdyś uważał, że Bóg zaplanował sobie wszystko i nie da się tego w żaden sposób zmienić, jednak w finale tłumaczy się samemu sobie ze swoich błędów i uświadamia przyczynę swojej klęski.

• Można powiedzieć, że się poddaje - popełnia samobójstwo - choć zrozumiał, że człowiek ma ograniczone możliwości i często rzeczywistość przekracza jego najśmielsze oczekiwania.
- Dlaczego jednak nie bronił swoich idei skoro pojął, że „istnieje jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą”? Widocznie uznał, że pewnych rzeczy nie da się naprawić, nie widział już przed sobą świetlanej przyszłości tylko pustkę….

Postać Zenona Ziembiewicza nie może być oceniona jednoznacznie, gdyż brak jest w powieści kryteriów wartościowania człowieka i jego czynów. Ludzie różnie interpretują czyny danej osoby, uzależniając ocenę od osobistych doświadczeń i wyobrażeń o świecie. Dopiero suma tych ocen daje pełen obraz rzeczywistości, obraz człowieka takim, jakim on jest naprawdę.

Tadeusz Borowski

Tadeusz Borowski - Pożegnanie z Marią

"Pożegnanie z Marią"
Jest to tytuł opowiadania, nawiązującego do doświadczeń T. Borowskiego z czasu okupacji, przed uwięzieniem go i wywiezieniem do Oświęcimia. Miejscem akcji jest Warszawa (bardziej szczegółowo: mieszkanie przyjaciół Tadka i Marii, magazyn materiałów budowlanych, gdzie zatrudniono Tadka (bohatera i narratora w jednej osobie) oraz ulica. Ukazano tu również, w pośredniej relacji, getto.

Tadek jest młodym, wrażliwym człowiekiem o ambicjach literackich (pisze wiersze, lubi rozmawiać o poezji, studiuje polonistykę na tajnych kompletach), zakochanym w Marii. Zatrudniony jako magazynier potrafi wykorzystać tę sytuację, by jak najlepiej przetrwać wojnę: kradnie, oszukuje, kłamie. Uważa, że okupacyjna rzeczywistość usprawiedliwia takie działania. Podejmuje zajęcia, które pozwalają zdobyć pieniądze, ale same w sobie są naganne, np. oszukiwanie czy pomoc w pędzeniu bimbru.

Maria, narzeczona Tadka, również studentka, jest młodą zakochaną dziewczyną, która zajmuje się wytwarzaniem, przewożeniem i handlem bimbrem. Chętnie angażuje się w spotkania towarzyskie, lubi czytać poezję, ale wojna zmusza ją do zajęć sprzecznych z jej naturą.

Kierownik (Jan) wykorzystuje swoją funkcję (prowadzi filię przedsiębiorstwa budowlanego) do zdobywania dodatkowych środków do życia. Zajmuje się pędzeniem bimbru, który później sprzedaje Maria. Przed wojną był zatrudniony w firmie Żydówki doktorowej. Potrafi wykorzystać swoje handlowe zdolności w różnych dziedzinach, np. w sprzedaży biżuterii i lokali. Dawne kontakty z Żydami utrzymuje w czasie wojny, bogacąc się na usługach dla mieszkańców getta.

Inżynier - to człowiek żyjący z rozmachem, który dostosował się do nowej sytuacji w ten sposób, że skorzystał z kontaktów z Niemcami, żeby rozbudować i z zyskiem prowadzić swoje przedsiębiorstwo budowlane. Dzięki bocznicy kolejowej, przy której wybudował magazyny, jego dochody znacznie wzrosły. Jest człowiekiem skłonnym do finansowej pomocy innym - np. Tadkowi (studia). Jest to brzuchacz opięty kraciastą kamizelką z brelokiem, patriarchalnie siwy, apoplektycznie nerwowy (37).

Doktorowa jest osobą w starszym wieku, Żydówką. Przed wojną była bogatą właścicielką przedsiębiorstwa budowlanego, teraz chodzi biednie ubrana, głoduje. Rezygnuje z szansy na wolność. Po ucieczce z getta wraca tam z powrotem, by zostać razem z córką i zięciem, którym nie udało się wydostać. Jest wrażliwa, odważna, uczuciowa, spokojna, uparta.

Streszczenie
Opowiadanie rozpoczyna ponury opis wojennej rzeczywistości: spalony dom czernieje po drugiej stronie ulicy - 24; „opuchłe chmury"; „burzliwe niebo"; „bezlistne drzewo"). Studenci polonistyki, Maria i Tadeusz, rozmawiają o poezji. Ona widzi w niej niepojętą siłę, która, jako jedyna, umie wiernie pokazać człowieka (25). On dodaje: miarą poezji, a może i religii, jest miłość człowieka do człowieka (25). W drugim pomieszczeniu odbywa się spotkanie towarzyskie przy dźwiękach patefonu i zapachu alkoholu: ślub zaprzyjaźnionej pary (ponieważ panna młoda wybrała sobie partnera wyznania narodowego, jej rodzice nie wyrazili zgody na ten związek, „wesele" odbywało się więc w pomieszczeniu należącym do składu towarów budowlanych).

Maria postanowiła przygotować "Hamleta" Szekspira na komplety (tajne zajęcia uniwersyteckie). Młoda Żydówka, uciekinierka z getta, rozmawia z nią o tym, że dawno nie znajdowała się w tak przychylnym środowisku. Cieszy się, że opuściła dzielnicę żydowską, ale martwi się losem bliskich, którzy tam zostali. Dawniej była śpiewaczką, osobą opływającą w luksusy, teraz stała się nędzarką, dla której wielkim osiągnięciem jest posiadanie szczoteczki do zębów lub zjedzenie kanapki. Apoloniusz opowiada, jak to św. Augustyn umarł przy korekcie swojej książki, gdy Wandalowie oblegli Kartaginę i stwierdza, że wojna minie, a poezja zostanie (29).

Przed magazyn podjechała furmanka wyładowana meblami i różnymi przedmiotami należącymi do doktorowej, która opuściła getto, korzystając z zezwolenia załatwionego jej przez zięcia. Jej córka wraz z mężem pozostali jeszcze na dzień lub dwa, żeby dopilnować rozpoczętych wcześniej interesów. Stara Żydówka liczy na pomoc w znalezieniu odpowiedniego mieszkania. Pomaga jej kierownik magazynu w dowód wdzięczności za to, że dała mu kiedyś możliwość wzbogacenia się (pracował w przedsiębiorstwie należącym do niej). Nie robi tego jednak bezinteresownie. Kobieta wygląda biednie, ale ma jeszcze kosztowności, złote zęby. Furman opowiada, jak straszne rzeczy widział w getcie.

Tadeusz ustala z woźnicą, że nazajutrz o świcie ma przewieźć wapno do „lewego" klienta, potem odprowadza Marię do furtki. Dziewczyna wraca do domu na noc, by rano wrócić do „pracy" ( rozlewania
i rozworzenia bimbru). Tadek codzienniew sklepiku zaopatruje się w żywność. Sprzedawca stale oszukuje na wadze i przy obliczeniach .Jest to jego sposób na utrzymanie rodziny na lepszym poziomie. Okazuje się, że wszyscy pracownicy bazy materiałów budowlanych kradną lub zwiększają zasoby towarów poprzez dolewanie wody do wapna i dosypywanie piasku do lepiku. Wchodzą także w złodziejskie interesy z dostawcami kolejowymi, którzy odstępują im część towaru, spisując go na straty. Nikogo nie dziwi taki sposób życia. Młoda studentka polonistyki wytwarza i sprzedaje alkohol, jej narzeczony oszukuje jako magazynier-to typowe przykłady postaw ukazanych w opowiadaniu. Przed budynkiem szkoły czuwa żandarm pilnujący ludzi przeznaczonych do wywózki na roboty do Niemiec. On i inni policjanci również parają się zyskownym interesem - „sprzedają" ludzi (za stosowną opłatą pozwalają im uciec).

Tadeusz sprząta pomieszczenie i przystępuje do powielania domowym sposobem tomiku swoich wierszy. Narrator opisuje wygląd zewnętrzny i liczne zajęcia Inżyniera, właściciela przedsiębiorstwa, który dorobił się, skupując ziemię, rozwijając firmę, budując własną bocznicę kolejową i magazyny przeładunkowe (pertraktacje ze Wschodnią Koleją Niemiecką). Środki te - wyjaśnia narrator - przeznacza na utrzymanie żony dewotki i syna erotomana. Dobrze płaci swoim pracownikom (do 100 zł za tydzień), mimo ograniczeń wynikających z okupacyjnego ustawodawstwa (pozwalało na zapłatę do 73 zł). Sfinansował nawet trzy miesiące studiów Tadka, pod warunkiem, że będzie się uczył dla Ojczyzny (38). Zdumiony niskimi zyskami umieścił w magazynie urzędniczkę, żeby dopilnowała pracowników.

Podobnie niejednoznaczną postacią jest kierownik Jan, który wespół z innymi para się „lewymi" interesami. Z jego inicjatywy w magazynie pojawiają się towary nielegalnego pochodzenia oraz produkuje się alkohol. Zajmuje się on również handlem złotem, lokalami i wymianą towarową z gettem. W przeciwieństwie do Inżyniera, który stara się nie narażać Niemcom i handlować przede wszystkim z nimi, kierownik jest przedsiębiorczy i współpracuje z każdym, kto oferuje odpowiednie warunki. Przy całym współczuciu dla Żydów korzysta z oferty zakupu drzewa z pożydowskich domów z getta w Otwocku. Przed wojną dorobił się w firmie doktorowej i nie zerwał z nią kontaktu, kiedy znalazła się w kłopotach. Zwraca się do niej z szacunkiem, jednak pomoc dla jej rodziny również traktuje jako okazję do zarobku. Stara Żydówka (także postać złożona) opowiada o swoim losie i doli innych Żydów, również dzieci. Przede wszystkim jednak martwi się o swoich bliskich.

Woźnica przywozi nowiny z miasta: wszędzie blokady ulic i łapanki. Przewiduje, że gdy Niemcy skończą wywozić Żydów, to samo zrobią z Polakami. W bramach kwitnie handel mięsem i bimbrem. Zza szkoły dobiegają odgłosy wesołej zabawy, kręci się karuzela - oto zwykły warszawski dzień targowy. Kierownik przekazuje wiadomość od Marii, że dotrze ona z Ochoty wieczorem, bo wszędzie łapanki. Jan interesuje się, czy Tadeusz sprzeda z zyskiem swoje wiersze. Poeta czuje się tym urażony. Apoloniusz przygotowuje okładkę do tomiku. Niskiej jakości farba drukarska długo schnie.

Pod nieobecność kierownika doktorowa telefonuje do córki i dowiaduje się, że bliskim nie uda się już opuścić getta. Podejmuje decyzję o powrocie. Woźnica i lasownik (pracownik gaszący wodą palone wapno) układają jej rzeczy na platformie wozu. Kierownik bezskutecznie stara się odwieźć ją od zgubnego zamiaru. Tymczasem przed magazynem hamuje niemiecka ciężarówka z cementem. Przy okazji Tadeusz dodatkowo kupuje po niskiej cenie pięć worków. Kierownik i niemiecki szofer umawiają się na kolejną dostawę towaru. Doktorowa wraz z dobytkiem odjeżdża do getta.

Tadeusz niepokoi się o Marię. Wraz z kierownikiem, sklepikarzem i policjantem przygląda się kolumnie samochodów wiozących ludzi z łapanek. Pojazdy zatrzymują się, ponieważ na zakręcie powstał zator. W jednym z nich Tadeusz dostrzega białą przerażoną twarz Marii, która podniosła dłonie jak w geście pożegnania (56). Później Tadeusz dowiedział się, że jego narzeczoną, jako aryjsko-semickiego mischlinga [mieszańca], wywieziono wraz z transportem żydowskim do osławionego obozu nad morzem, zagazowano w komorze krematoryjnej, a ciało jej zapewne przerobiono na mydło (56). Tym suchym, pozbawionym emocji zdaniem kończy się tekst opowiadania.

Obraz okupowanej Warszawy
Pożegnanie z Marią ukazuje życie warszawiaków pod niemiecką okupacją. Przedstawione tu miasto nie jest mniej groźne niż obóz koncentracyjny. Wojna wymusiła nowe reguły egzystencji, odmieniła postawy ludzkie i oblicze stolicy. Jak przed 1939r., funkcjonują tu przedsiębiorstwa przemysłowe i handlowe, jednak teraz są one podporządkowane prawu i interesom niemieckim. Kierujący nimi Polacy współpracują z okupantem (w przeciwnym razie Inżynier nie wybudowałby bocznicy kolejowej, a kierownik nie rozwijałby handlu cementem). Ponieważ brakuje żywności, trzeba zdobywać ją wszelkimi sposobami. W ulicznych bramach odbywa się sprzedaż przemyconego ze wsi mięsa. Ludzie nauczyli się handlu wymiennego. Korzystną „walutą" jest bimber. Polacy zdobywają pewne środki, prowadząc interesy z bogatymi Żydami z getta. Wszystkie te działania są zakazane i wiążą się z groźbą uwięzienia.
Rozmowy ludzi ujawniają sytuację w mieście. Wiele mówi się o łapankach, wywózkach z getta, prześladowaniu Żydów. Na ulicach pusto, aż strach jechać. Mówią, że jak z Żydami skończą, to nas będą wywozić. I u nas też łapią. Koło cerkwi i przy dworcu aż zielono od żandarmów (43). Ponury obraz miasta dopełniają kolumny samochodów wywożących stłoczonych ludzi. Przerażające wiadomości z dzielnicy żydowskiej wskazują, że machina śmierci stale przyspiesza.

Okna domów są zazwyczaj puste, twarze wywożonych zastygłe, przerażone, przyroda ogołocona z liści, pochmurna pogoda. Nastrój warszawskich ulic przytłacza. Nie można być pewnym jutra. Przy całej tej grozie i ponurości gdzieniegdzie słychać odgłosy zabawy, w szarym pejzażu placu kręci się kolorowa karuzela. Jest to miasto kontrastów: na swój sposób tętni w nim życie i czyha śmierć. Żargon miejski został uzupełniony o nowe słownictwo: wywózka, łapanka, itp. Słyszy się o betach i tłumokach. Rozlegają się pokrzykiwania po niemiecku (aus, aus, aus 42). Ludzie czerpią wiadomości z rozmów i konspiracyjnych gazetek.

Kontrasty wkradają się do rozmów zakochanych w sobie studentów, Marii i Tadeusza. Z jednej strony słownictwo handlowo-zawodowe (bimber, wapno, lepik itp.), z drugiej - dotyczące poezji, sytuacji lirycznych między młodymi. Ludzie kradną i oszukują„ale również się kształcą, pomagają sobie. Nerwowość, strach, pośpiech splatają się z radością, zabawą (koleżeńskie „wesele", karuzela), wyznaniami miłosnymi. Zasady walki o byt ukształtowały nową rzeczywistość, w której na porządku dziennym są interesy z okupantem, oszustwa, handel ludźmi.

Przedstawiając życie w czasie wojny w Warszawie, Borowski chętnie stosuje środki literackie pomocne w obrazowaniu i kształtowaniu nastroju. Gromadzi serie epitetów i porównań, chętnie stosuje ożywienie, np. Spalony dom czernieje po drugiej stronie ulicy, na wprost furtki w ochronnej siatce zakończonej srebrzystym drutem kolczastym, po którym jak dźwięk po strunie ślizga się fioletowy odblask migocącej latami ulicznej. Na tle burzliwego nieba, na prawo od domu, omotane mlecznymi kłębami przelotnego dymu lokomotyw, patetycznie rysuje się bezlistne drzewo, nieruchome w wichrze. Naładowane towarowe wagony mijają je i z łoskotem ciągną na front (24). Nastrój grozy i ponurości przybiera na sile w ostatnim cytowanym zdaniu, następującym po opisie miejsca-oto jest czas okrucieństw, nienormalnego życia, zagrożenia śmiercią. Nieprzychylność pejzażu koresponduje z opisem postaw ludzkich - jeszcze bardziej niepokojących.

Postawy ludzi
W opowiadaniu "Pożegnanie z Marią" pisarz ukazał wielu bohaterów, za każdym razem złożonych, niejednorodnych, nie podlegających łatwej ocenie. Spotykamy tu: Polaków, Żydów i Niemców, reprezentantów wielu zawodów i funkcji (inżynier, kierownik przedsiębiorstwa budowlanego, magazynier, furman, policjant, sklepikarz, pallotyn, poeta, student itd.), zróżnicowanych pod względem wieku i płci. Ich wzajemne relacje pozwalają ocenić postawy ludzi dostosowujących się do okupacyjnych realiów.

Pisarz nie kontrastuje postaci według schematu: Niemcy - wyłącznie źli, Polacy i Żydzi - dobrzy.
Po jednej i drugiej stronie dostrzega przejawy postaw pozytywnych i negatywnych. Inżynier współpracuje z Niemcami, ale interesuje się pracownikami, których rodziny cierpią z powodu uwięzienia, pomaga studentowi w kształceniu - dla Ojczyzny. Jest postacią niejako programowo dwulicową. Przez swoją działalność i ugodowe relacje z Niemcami uzyskuje środki, którymi wspiera Polaków. Kierownik zdobywa towary, korzystając z nieszczęścia Żydów w Otwocku i stosunków z dostawcami niemieckimi, zajmuje się bimbrownictwem, ale przecież nie pozostawia bez pomocy swojej dawnej szefowej. Zarabia na tym, ale wiele ryzykuje, kontaktując się z ludźmi z getta.

Tadeusz jest artystą, stara się zdobyć gruntowne wykształcenie, pięknie mówi o miłości, ale przy tym co dzień oszukuje i kradnie lub pomaga w takim procederze. Maria jest wrażliwą dziewczyną o humanistycznych zainteresowaniach, a przecież zarabia na produkcji i handlu bimbrem. Żandarm pilnuje Polaków przeznaczonych do wywózki na roboty, ale skłonny jest ich uwolnić za odpowiednią kwotę - sam na tym korzysta, jednak stwarza też szansę przeżycia zagrożonym (oczywiście tym, za których zapłacono).

Na uwagę zasługuje stosunek poszczególnych bohaterów do Żydów. Polacy litują się, współczują, ale w ich postawach kryje się pogłos antysemityzmu. Furman z przejęciem opowiada o losie mieszkańców getta i dodaje: Dzieciaki, kobity…. Chociaż i żydowskie, ale wiesz pan... (32). Stara doktorowa została ukazana jako kobieta zdegradowana do roli opiekunki kilku pakunków i mebli, chociaż jeszcze niedawno prowadziła duże przedsiębiorstwo, miała spory majątek. Jej decyzja o powrocie do córki nie dla wszystkich jest zrozumiała. Sklepikarz stara się wyjaśnić jej wybór: Przynajmniej umrze z nią jak człowiek (56). Polacy mają poczucie, że nie znajdują się w lepszym położeniu: po wywiezieniu Żydów przyjdzie pewnie kolej na nich - ten motyw często przewija się w rozmowach.

Codzienna rzeczywistość ludzi została niemal całkowicie zdominowana troską o przetrwanie. Zajmując się nieuczciwym handlem i kradzieżą, współpracując z okupantem, warszawiacy zapewniają sobie kolejny dzień życia. Mimo tych starań i odstępstw od zasad moralnych nie mają pewności, że nie dosięgnie ich śmierć: Niemcy organizują łapanki, wywożą ludzi do pracy i do obozów zagłady. Próba ucieczki od tej rzeczywistości wiedzie poprzez układy, znajomości, ugodową postawę.

Autor z całą bezwzględnością przedstawił zachowania ludzkie w okupowanej Warszawie. Ujawnił, jak dalece wojna odmieniła ludzi, jakimi muszą być, by przetrwać okropny czas terroru. Poza obozem śmierci czy murami getta także nie czują się bezpieczni. Faszyzm doprowadził do odarcia człowieka z godności ludzkiej, z zasad moralnych, ideałów humanistycznych. Takie określenia są już tylko pustymi frazesami. Brutalne realia okupacji sprowadziły ludzi do pozycji istot rządzących się instynktem samozachowawczym, do zezwierzęcenia.

Dotychczasowa tradycja literacka broniła bohaterów szlachetnych, gotowych ginąć za najwyższe ideały. Borowski starał się ukazać jej fałsz. Naraził się tym samym na atak, że zbyt jednostronnie przedstawiał swoich bohaterów, że nie docenił wielkości ludzkiego ducha, wierności zasadom. Przedstawiony w "Pożegnaniu z Marią" obraz człowieka wystawionego na próbę przez wojnę przekształca się w jeszcze wyrazistszą i brutalniejszą wizję w opowiadaniach obozowych.

Gustaw Herling-Grudziński

Gustaw Herling-Grudziński - Inny Świat

Utwór został podzielony na dwie części o podobnych rozmiarach i zamknięty Epilogiem. Pierwsza z nich zawiera osiem rozdziałów, w tym jeden złożony z trzech podrozdziałów (Praca), zaś druga - z sied­miu rozdziałów (dwa z wewnętrznym podziałem). Tytuły wyodrębnionych fragmentów książki zostały w niniejszym streszczeniu podkre­ślone grubszą czcionką.

Część pierwsza

Witebsk - Leningrad - Wołogda.

Pobyt autora w więzieniu w Witebsku został ukazany jako wspólny los wielu osób oczekujących na wyrok. Tekst rozpoczyna się informa­cją, że jest koniec lata, aresztowani wsłuchują się w dochodzące odgło­sy, umieją je rozpoznawać. Ich dni wypełnia oczekiwanie, niepewność jutra, wielka niewiadoma - co się z nimi stanie. Zamknięci ludzie próbują tworzyć grupy (katolicy wokół księdza, Żydzi przy rabinie). Nowy więzień z Grodna - maleńki, czarny „Jewriej” - przyniósł tragiczną wiadomość: „Niemcy wzięli Paryż”. Informacje o życiu w celi przeplatają literackie opisy pogody, pory dnia.

Autor relacjonuje warunki i przebieg przesłuchania przed ogłosze­niem wyroku. Wyrwany ze snu, w ostrym świetle żarówki skierowanym na twarz, musiał odpowiadać na pytania. Zarzucono mu, że jest polskim oficerem pracującym w niemieckim wywiadzie (w wysokich butach z cholewami, podobnych do „oficerek” próbował przekroczyć granicę Związku Sowieckiego i Litwy, skojarzono również podobieństwo brzmieniowe z nazwiskiem marszałka lotnictwa niemieckiego - w języ­ku rosyjskim Herling wymawia się Gerling). Ostatecznie oskarżenie sformułowano tak: „Zamierzał przekroczyć granicę sowiecko-litewską, aby prowadzić walkę ze Związkiem Sowieckim.”. Ogłoszono wy­rok: pięć lat w obozie pracy. W nowej celi (jeszcze ciągle w więzieniu witebskim) narrator spotkał Rosjan i Żydów. Jednego z Żydów, szewca, aresztowano i skazano na pięć lat za to, że sprzeciwił się tandetnemu że­lowaniu nowych butów skrawkami skóry. On jednak uważał, że stało się to na skutek ludzkiej zawiści - wykształcił syna na kapitana lotnictwa. Wierzył, że wstawiennictwo spokrewnionego oficera wyzwoli go z opresji. Niedługo po opowieści Żyda na skutek donosu jednego z „bezprizornych” odebrano mu po rewizji jedyną pamiątkę - fotografię syna.

Dalej następuje szczegółowy opis drogi do miejsca zsyłki: warunki, w jakich transportowano skazanych, pogoda, postoje, zasłyszane infor­macje o liczbie więźniów w ZSRR - W dyskusjach więziennych waha­ła się ona pomiędzy 18 a 25 milionami. Autor stopniowo zapoznaje się z terminologią więzienną. Dowiaduje się o różnicach między przetrzymywanymi. „Urkowie” - to przestępcy kryminalni, recydywi­ści, którzy mają daleko lepszą pozycję niż więźniowie polityczni („biełoruczki”), są niejako na usługach kierujących obozem, wprowa­dzają swoje porządki. Narrator stale obserwuje życie więźniów, nawią­zuje nowe znajomości, dowiaduje się, za co skazano tych ludzi - na­stępuje wymiana informacji. Rozdział kończy się wiadomością, że Herling wraz z innymi dotarł do stacji Jercewo pod Archangielskiem.

Nocne łowy.

Autor wyjaśnia, w jaki sposób organizowano sowieckie obozy pra­cy. Jercewo powstawało od 1937 r., budowane przez skazanych. W ni­skiej temperaturze (-40°C) spali w prowizorycznych szałasach, odży­wiali się trzystugramową porcją czarnego chleba i talerzem gorącej zu­py dziennie. Po wyrębie lasu na polanie wzniesiono baraki i otoczono je drutem kolczastym. W Jercewie rozwinięto przemyśl drzewny. Drewno transportowano stąd koleją.

Od owych pionierskich lat utrzymał się „proizwoł”, tzn. rządy wię­źniów od późnego wieczoru do świtu. Strażnicy nie wtrącali się w we­wnętrzne porachunki, przemoc i krzyki mordowanych „politycznych”. Nocą jeszcze bardziej wzrastała władza „urków”. Autor opisuje swoje pierwsze dni w obozie. Po przybyciu rozchorował się i trafił do szpita­la - lazaretu - położonego w pobliżu baraku dla kobiet. Szpital był je­dynym miejscem, gdzie spało się w pościeli i otrzymywało godziwe pożywienie. Tam poznał mężczyznę chorego na „pyłagrę”. Takich jak on i innych nieuleczalnie chorych umieszczano w, Jcostnicy” („trupiarni”), gdzie w trudnych warunkach czekali na śmierć. W lazarecie nar­rator poznał siostrę Tamarę, od której dostał trzy książki. Dzięki trans­akcji z „urką” (oficerskie buty i 900 gramów chleba) został przydzie­lony jako tragarz do bazy żywnościowej (dzięki temu uniknął pracy w brygadzie „lesorubów” (drwali) lub przewiezienia na inny „łagpunkt”. Była to również ciężka praca (czasem po dwadzieścia godzin na dobę), ale stwarzała okazję do kradzieży jakichś produktów żywnościowych, a więc dawała szansę przetrwania.

Po zmroku w obozie odbywały się „nocne łowy” (por. tytuł rozdziału), tzn. polowanie na kobiety. Oderwani od rodzin ludzie z wielką siłą odczuwali popęd seksualny. „Urkowie”, którzy mieli pewną swobo­dę poruszania się i przewagę nad innymi więźniami, wykorzystywali ją podczas eskapad w okolice kobiecego baraku. Nieostrożne lub no­wo przybyłe skazane były narażone na bolesne doświadczenia. Autor przedstawia okoliczności zbiorowego gwałtu, dokonanego przez ośmiu „urków” na Marusi. Dziewczyna przychodziła potem co noc do Kowala (przywódcy grupy), jednak budziło to między kompanami konflikty, wtedy szef pozwolił im ponownie ją zgwałcić. Potem Marusię przeniesiono do innego obozu. Kowal podeptał jej miłość dla za­chowania zgody między „urkami”.

Praca.

Rozdział ten składa się z trzech części zatytułowanych: Dzień po dniu, Ochłap, Zabójca Stalina. W pierwszej z nich znajdujemy szczegółowy rozkład dnia pracy w obozie, począwszy od pobudki. Po śniadaniu wię­źniowie wędrowali do odległego miejsca, by do wieczora rąbać las, oraz do innych zajęć, w nadziei, że minie czas kary i wrócą do domu. Niejed­nokrotnie okazywało się, że pod byle pretekstem wyrok przedłużano, czasem „biezsroczno”, czyli dożywotnio (np. kolejarzowi Ponomarence z Kijowa, który - gdy stracił nadzieję - zmarł na atak serca).

Przydatność więźniów oceniano ze względu na wydajność w pracy i odpowiednio żywiono. Ustawiano trzy kotły. W pierwszym była naj­rzadsza kasza bez dodatków dla słabych, schorowanych, nie osiągają­cych wymaganych norm, w drugim - gęściejsza dla wyrabiających 100 procent normy, zaś ci, którzy byli tak sprawni, że wypracowali 125 procent normy, otrzymywali łyżkę gęstej kaszy ze śledziem. Podobnie dzielono chleb - po 400, 500 i 700 gramów dziennie. Praca była wyczerpująca, wielogodzinna, w trudnych warunkach klimatycz­nych, dlatego niewielu udawało się uzyskać prawo do trzeciego kotła. Wykonywano różne zadania: Za „lesorubami” ruszały brygady na birżę drzewną, brygady ciesielskie do miasta, brygady ziemne, brygady na bazę żywnościową, brygady zatrudnione przy budowie dróg, na sta­cji pomp i w elektrowni Od wrót obozu rozchodziły się na wszystkie strony czarne korowody więźniów - pochylonych, skurczonych z zimna i wlokących za sobą ciężko nogi [...] . Więźniowie byli głodni, czasem okradali się, wyrywali sobie blaszankę z zupą. Ich zarobki zatrzy­mywano, wyjaśniając, że zaledwie pokrywają utrzymanie w obozie.

Fragment tego rozdziału, zatytułowany Ochłap, opowiada losy Gorcewa, więźnia, który niewiele mówił o sobie, ale dowiedziano się, że był enkawudzistą w Charkowie. W brygadzie „lesorubów” dał się poznać jako fanatyk broniący partii i komunizmu. Kiedyś w przypływie złości powiedział, że zabił wielu ludzi. Gorcew został w pełni zdekonspirowany, gdy w obozie pojawiła się jedna z jego ofiar. Więźniowie na znak Dimki (zamknięcie drzwi na klucz) jednocześnie przystąpili do wymierzenia sprawiedliwości. Bili, kopali, uderzali żelaznym prętem. Przydzielono mu najcięższą pracę bez zmiennika, nie dawano chwili wytchnienia, czerpano przyjemność z torturowania go. Kiedy stracił przytomność przy pracy i przewożono go do obozu, po drodze „zgubił się” i zamarzł.

W części pt. Zabicie Stalina autor opowiada niezwykłą historię ze­słańca chorego na tzw. „kurzą ślepotę” (utrata zdolności widzenia po zmroku na skutek braku tłuszczów w pożywieniu), który starał się ukrywać swoją chorobę. Trafił on do obozu na skutek oskarżenia o próbę zamachu na Stalina - po pijanemu założył się, że strzeli w jego oko na portrecie. Kiedy po siedmiu latach pobytu w łagrze ujawniono jego chorobę, został przeniesiony z brygady tragarzy do „lesorubów” na powolną śmierć. Stracił godność i popadł w obłęd - uwierzył, że istotnie zabił Stalina, chciał zapewne uzasadnić swoje cierpienie przy­znaniem się do zbrodni.

Drei Kameraden.

Rozdział przedstawia trzech niemieckich komunistów, którzy ucie­kli z Niemiec z powodu Hitlera w nadziei, że w Związku Sowieckim znajdą azyl. Tymczasem oskarżono ich o działalność szpiegowską i skazano na pobyt w obozie pracy w Jercewie. Stefan studiował na uni­wersytecie w Hamburgu, a pozostali dwaj - rosły Hans i przysadzisty Otto - pracowali w warsztatach mechanicznych w Düsseldorfie. [...] Wszyscy trzej należeli przed puczem hitlerowskim do niemieckiej par­tii komunistycznej [...]. Po pożarze Reichstagu każdy z nich (nie znali się) powziął myśl o ucieczce do „kraju komunistycznej szczęśli­wości”. Hans i Otto spotkali się przy pracy w charkowskiej fabryce maszyn. Stefan angażował się jako członek komitetu studenckiego w Kijowie (nie studiował, uczył się dopiero języka). Zostali uwięzieni na fali Wielkiej Czystki. Po długotrwałym śledztwie zostali skazani na dziesięcioletnie wyroki. Z Jercewa odesłano ich do Niandomy.

Rozdział zawiera dopisek, w którym Grudziński wspomina, że w 1947 r. w Londynie dowiedział się, iż zimą 1940 r. most na Bugu prze­kroczyła grupa niemieckich komunistów, którzy powracali do swego kraju po doświadczeniach obozowych.

Ręka w ogniu.

Autor opatrzył ten rozdział mottem z Zapisków i martwego domu F. Dostojewskiego: ... że zaś zupełnie bez nadziei żyć nie można, znalazł rozwiązanie w dobrowolnym, prawie sztucznym męczeństwie. Tekst rozpoczyna refleksja o pracy i śledztwie jako narzędziach tortur, dających sadystyczną satysfakcję tym, którzy je zadawali. Należało pozba­wić człowieka jego godności, osobowości, zmusić do przyznania się do najbardziej absurdalnych win i całkowicie podporządkować oprawcom. Wstęp ten prowadzi do ujawnienia losu Michaiła Aleksiejewicza Kostylewa, z którym Gustaw Herling-Grudziński zaprzyjaźnił się w Jercewie.

Kostylew został uformowany na wzorowego komunistę, znał dzieła klasyków marksizmu. Podczas studiów w Akademii Morskiej we Władywostoku korzystał z prywatnej wypożyczalni książek Bergera, dzię­ki której poznał dzieła Balzaca, Stendhala, Flauberta i Musseta. Owe ćwiczenia w języku francuskim doprowadziły do zachwytu nad kultu­rą Zachodu. Odsunął się od partii, ale na razie nie wykorzystano tego przeciw niemu. Gdy uwięziono starego Bergera, wydało się, kto ko­rzystał z wypożyczalni książek i tak - przez przypadek - doszło do uwięzienia Kostylewa. Mimo potwornych tortur nie przyznał się do szpiegostwa, więc zarzucono mu organizację tajnej grupy na uniwer­sytecie, a ostatecznie skazano na dziesięć lat pracy w obozie za próbę obalenia z pomocą obcych mocarstw ustroju Związku Sowieckiego. Zgubiły go marzenia o podróżach po Zachodzie i niefortunnie wypowiedziane zdania: „ Wyzwolić Zachód! Od czego? Od takiego życia, ja­kiego myśmy nigdy nie oglądali na oczy!”.

W obozie starał się pomagać innym, oddawał swoją żywność, wspo­magał chorych, zawyżał więźniom normy (rodzaj oszustwa nazywany „tuftą”), aż jeden z brygadierów go zadenuncjował. Odesłany do brygady leśnej i złamany pracą fizyczną stał się człowiekiem nielitościwym, dążącym do zdobycia większej ilości chleba kosztem innych, za­tracił swoje człowieczeństwo. Odzyskał równowagę psychiczną dzię­ki książkom i wtedy postanowił ocalić swoją godność, skazując się przy tym na potworne cierpienie: żeby nie pracować dla oprawców po­tajemnie opalał w ogniu rękę, tak, żeby rana się nie zabliźniła. Ponie­waż nie można go było wyleczyć, skierowano go na etap na Kołymę, co w praktyce oznaczało śmierć. Nie spotkał się z matką, chociaż przez lata łudzono go taką nadzieją. Nie zezwolono również narratorowi, że­by zastąpił przyjaciela. W desperacji Kostylew oblał się wiadrem wrzątku i umarł w męczarniach, do końca zachowując swoją godność.

Nie zawiadomiono o śmierci Kostylewa jego matki, która przyjecha­ła z daleka po to, by się dowiedzieć o tym na miejscu i zabrać kilka pa­miątek po swoim dziecku.

Dom Swidanij.

Obok wartowni postawiono nowy barak, w którym więźniowie mogli spotkać się z kimś z najbliższej rodziny, jeżeli im na to pozwolono. Sta­rający się o widzenie również musieli wykazać wielki heroizm, by w końcu uzyskać zgodę. Obie strony zobowiązywały się do milczenia na temat warunków życia w obozie. Więźniowie spotykali się z bliskimi ostrzyżeni, umyci, czysto ubrani. Mogli przebywać najwyżej trzy dni w ,,Domu Swidanij”, również odpowiednio przygotowanym: umeblowany pokój z firankami, czysta pościel. Była to również przystali [...] życia uczuciowego, za którym tęskniono, bo przecież obóz to miejsce gwałtów, prostytucji, kpin z ciężarnych dziewcząt. Gdy jeden z wię­źniów dostał list z informacją, że żona po widzeniu oczekuje dziecka, traktowano je niemal jak wspólne. Czasem z „Domu Swidanij” docho­dziły odgłosy płaczu. Niekiedy spotkania były zarazem momentami tra­gicznego rozstania małżonków, którzy już nigdy nie mieli być razem (długoletnia rozłąka bywała przyczyną rozpadu związku). W przeważa­jącej większości były to jednak chwile bardzo oczekiwane, po których trudno było znowu wrócić do przerażającej obozowej rzeczywistości.

Zmartwychwstanie.

Szpital był w obozie jedynym miejscem, gdzie otrzymywało się bar­dziej kaloryczne i uzupełnione witaminami pożywienie, można było tu odpocząć w lepszych warunkach. Więźniowie, którzy byli u kresu wy­trzymałości, dokonywali samookaleczeń, by dostać się chociaż na pa­rę dni do lazaretu (np. Dimka z tego powodu nosił protezę prawej no­gi, co dało mu też szansę na stosunkowo lekką pracę „dniewalnego” w baraku). Narrator opisuje swój pobyt w szpitalu w towarzystwie Niem­ca S. i rosyjskiego aktora filmowego Michaiła Stiepanowicza W.

Wolny lekarz Jegorow zakochał się w pielęgniarce - więźniarce Jewgienii Fiodorownie, która, gdy poznała studenta z Leningradu, właśnie jego obdarzyła uczuciem. Lekarz doprowadził do przeniesie­nia go w inne miejsce, ale siostra poprosiła o to również. Umarła przy porodzie, wydając na świat dziecko ukochanego studenta.

Wychodnoj dień.

Czas wolny od pracy, tzw. „wychodnoj dień”, był przewidziany co dziesięć dni, jednak zarządzano go w obozie średnio co 3-4 tygodnie. Więźniowie wypełniali go rozmowami, śpiewem, pisaniem listów do rodziny. Wtedy przeprowadzano także rewizję - tzn. kontrolowano osobiste rzeczy uwięzionych. Rozdział ten zawiera również historię Kozaka znad Donu, Pamfiłowa, dawnego „kułaka” pozbawionego go­spodarstwa, którego syn, Sasza, młody lejtnant wojsk pancernych w Armii Czerwonej, skąpił ojcu listów, uważając go za słusznie skazane­go. Pamfiłow rzetelnie pracował, licząc na spotkanie z synem. Po dłu­giej przerwie otrzymał list (szedł on prawie rok) z wyraźnym potępie­niem ze strony najbliższego człowieka. Załamany więzień najpierw się rozchorował, ale potem wrócił do pracy, nie starał się już jednak o wielką wydajność - stracił jedyny jej cel. Pewnego dnia Sasza znalazł się w tym samym obozie. Ojciec wybaczył mu wszystko. Nazajutrz młodego Pamfiłowa odstawiono etapem do Niandomy.

Fin Rusto Karinen opowiada o próbie ucieczki z obozu, którą pod­jął zimą 1940 r. Skazano go po zabójstwie Kirowa, posądzając o to, że przywiózł do Rosji instrukcje dla zamachowców. Po siedmiu dni­ach uciążliwej wędrówki w mrozie i o głodzie zasłabł we wsi oddalo­nej od obozu o piętnaście kilometrów. Chłopi odwieźli go z powro­tem, a w Jercewie tak go skatowano, że ledwo uszedł z życiem. Czę­sto odtąd mawiał: „Od obozu nie można uciec [...]”. Jeżeli więźniów nie upilnowali strażnicy, to reszty dokonywał głód i mróz -wracali sami.

Część druga

Głód.

Z powodu doskwierającego głodu fizycznego i seksualnego wię­źniowie zapominali o zasadach moralnych z czasów wolności. W tych skrajnych warunkach kobiety uciekały się do prostytucji, by zapewnić sobie pożywienie lub lżejszą pracę. Autor nie potępia takiej postawy, ponieważ wymusił ją głód. Więźniowie reagowali na brak dostatecz­nego pożywienia bardzo różnie. Wykształcony, kulturalny człowiek z zasadami, profesor N., szybko stał się zaniedbanym ludzkim wrakiem przeżywającym ataki szału głodowego.

W tej części książki znajdujemy słynny fragment: Przekonałem się wielokrotnie, że człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach, i uważam za upiorny nonsens naszych czasów próby sadzenia go według uczyn­ków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich - tak jakby wodę można było mierzyć ogniem, a ziemię piekłem.

Krzyki nocne.

To jeszcze jeden rozdział opatrzony cytatem z Zapisków z martwe­go domu F. Dostojewskiego: My, ludzie bici - mówili - mamy odbite wnętrzności; oto dlaczego krzyczymy po nocach.. Autor konty­nuuje rozważania o głodzie prowadzącym do apatii, opuchlizny głodo­wej i śmierci. Zniszczeni obozem i torturami ludzie bali się jednak umierać (wtedy po człowieku nie pozostawał nawet ślad), jednak byli i tacy, którzy się o to modlili - jak stary czeczeński góral, którego po­zbawiono majątku, zesłano rodzinę (nie wiedział nic o losach bliskich), jego zaś okrutnie katowano, by wyjawił miejsce, gdzie zakopał worek pszenicy (była to jego zemsta, w której wytrwał do końca). On jeden nie krzyczał w nocy. Inni więźniowie bali się anonimowej śmier­ci. Źródłem tego niepokoju było stałe narażanie się na nią i poczucie wspólnego losu - bezsilności, bezbronności więźniów. Zawierano układy, że ten, kto ocaleje, zawiadomi rodzinę o losach kolegów.

Zapiski z martwego domu.

Tytuł tego rozdziału autor zapożyczył od Dostojewskiego, który w swoich wspomnieniach z Sybiru ujawnia prawdę, że Rosja to martwy dom. Grudziński przedstawia tu, w jaki sposób więźniowie zaspokajali swoje potrzeby kulturalne. Zdarzały się pokazy filmowe, a także - oczy­wiście rzetelnie ocenzurowane - więzienne spektakle teatralne. Złodziej Kunin prowadził wypożyczalnię książek z obozowej biblioteki, gdzie znajdowały się przede wszystkim pozycje propagandowe, ale również dzieła klasyków rosyjskich. Natalia Lwowna, pracująca w biurze rach­mistrzów, życzliwa dla innych, skora do wzruszeń, wręczyła autorowi książkę Dostojewskiego, która stała się dlań źródłem informacji o daw­nym życiu obozowym, okazją do porównań i ...zachętą do samobójstwa, traktowanego jako pewna szansa wyzwolenia. Jednak po dwóch miesią­cach książka wróciła do Natalii Fiodorowny, która czerpała z niej inne wartości - przede wszystkim nadzieję. Próbowała ona popełnić samo­bójstwo. Odratowaną przeniesiono do pracy w kuchni, a potem do cero­wania worków (ponieważ wynosiła więźniom ziemniaki).

Autor przedstawia losy artystów przygotowujących kolejny spektakl: tancerkę Tanie, wytatuowanego postaciami cyrkowymi Wsiewołoda i Żyda - skrzypka Zelika Lejmana. Była to składanka różnych elemen­tów, ale łaknący strawy duchowej więźniowie byli nią zachwyceni.

Na tyłach otieczestwiennoj wojny.

Podzielony na dwie części (Partia szachów i Sianokosy) rozdział jest trzecim, który otwiera cytat z wspomnianego już dzieła F. Dostojewskie­go, mówiący o donosicielstwie. Po napaści Niemców na Związek Ra­dziecki w czerwcu 1941 r. więźniowie liczyli na zmianę sytuacji w obo­zie, szybko jednak okazało się, że jest on na tyle odległy od centrum zda­rzeń, że nie mają one nań wielkiego wpływu. W grudniu 1941 r. Stalin obwieścił, że ofensywę niemiecką zatrzymano na przedpolach Moskwy i Leningradu. Była to wiadomość przekreślająca nadzieje więźniów.

Autor opisuje dalej sytuację związaną z denuncjacją. W baraku tech­nicznym zatrudniano osoby z wyższym wykształceniem, między inny­mi Ormianina Machapetiana, z którym narrator grywał w szachy. Po usłyszeniu radiowego komunikatu o strąceniu przez samoloty sowiec­kie 35 maszyn nieprzyjaciela młody pijany technik wyraził ciekawość, ile spadło samolotów rosyjskich. Jeden z obecnych - Zyskind - na­tychmiast pobiegł go zadenuncjować. Machapetiana zmuszono do po­twierdzenia tego faktu, zaś nieostrożnego młokosa zastrzelono. Donosicielstwo było w obozie na porządku dziennym, skłaniano do takiego zachowania, a nawet zmuszano.

W części zatytułowanej Sianokosy jest mowa o zaangażowaniu wię­źniów do pracy przy sianie. Narrator zaprzyjaźnił się tam ze starym bol­szewikiem, Sadowskim, człowiekiem prawym, solidarnym i inteligent­nym. Po sianokosach brygadę skierowano na birżę drzewną, gdzie piło­wała kloce i jodły masztowe. Tu Grudzinski zachorował na cyngę: Wszystkie zęby chwiały mi się w dziąsłach jak w miękkiej plastelinie, na udach i nogach poniżej kolan wystąpiły ropiejące czyraki [...]. Do dolegli­wości dołączyła się kurza ślepota. Mimo amnestii dla Polaków, nie zwal­niano go z obozu. Wielką pomocą służył mu Machapetian. Dopiero sta­ry szewc uświadomił Herlingowi, że właśnie ów „przyjaciel” donosił na niego do Struminy - kobiety, w stopniu starszego lejtnanta NKWD.

Męka za wiarę.

Spośród dwustu Polaków w Jercewie pozostało sześciu. Grudzinski podjął więc desperacką głodówkę protestacyjną wraz z innymi rodaka­mi. Naczelnik obozu, Samsonow, umieścił buntowników w izolato­rach. Niedaleko przebywały trzy Węgierki, siostry zakonne, które odmówiły pracy w obozie, traktując ją jak służbę szatanowi. Po kilku dniach troje więźniów zabrano do szpitala, zaś Grudziński zaobserwo­wał, że zaczyna puchnąć z głodu. Koledzy przekazywali sobie wiado­mości między celami. Ósmego dnia Zyskind wyprowadził z cel narra­tora i więźnia określonego jako T. Podpisali oni depeszę do ambasado­ra Rzeczypospolitej, Kota, w Kujbyszewie i zostali umieszczeni w szpitalu. Stary lekarz Zabielski uratował im życie zastrzykami z mleka (gdyby zjedli zupę, dostaliby skrętu kiszek).

Trupiarnia.

Tu umieszczano ludzi niesprawnych, niezdolnych do pracy. Z cza­sem, gdy ich stan uległ znacznej poprawie, mogli znowu wrócić do dawnego baraku, jednak zazwyczaj przebywali w tym miejscu do śmierci. Ludzie ci nie pracowali, ale byli gorzej odżywiani i dlatego żebrali pod kuchnią o resztki strawy. Autor również tu przebywał. Spo­tkał dawnego druha Dimkę, komunistę Sadowskiego, inżyniera M. Właśnie w „trupiarni” Grudzinski poznał losy Dimki, dawniej popa w Wierchojańsku, potem kancelisty, który dał się przekonać do nowego ustroju i stracił wiarę. Żeby odzyskać własne człowieczeństwo, odrą­bał sobie nogę na „lesopowale”. Jego żonę i dwoje dzieci skazano na zsyłkę do Środkowej Azji - Dimka nie wiedział, co się z nimi stało. Sadowski natomiast trwał do końca w swoich komunistycznych poglą­dach i gardził ludźmi. Schorowany M. nigdy się nie skarżył, choć cier­piał ból i głód. Aresztowano go we wrześniu 1939 r. Jego żonę zesła­no również w głąb Rosji. Modlił się często, jednak nigdy za oprawców, których nie uważał za ludzi. Boże Narodzenie 1941 r. Grudziński spę­dził w „trupiarni”. Wspomina wzruszającą chwilę, kiedy pani Z. ofia­rowała każdemu Polakowi chusteczkę z wyhaftowanym orzełkiem, gałązką jedliny, datą i monogramem.

Wydzieloną częścią tego rozdziału jest Opowiadanie B. - relacja na­uczyciela gimnazjalnego, Polaka, na temat metod prowadzenia śledz­twa, oskarżeń, pobytu w celi śmierci. Po dwu miesiącach, zamiast prze­widywanego wyroku, doczekał informacji, że nie będzie sądzony. Zo­rientował się, że zaszły jakieś polityczne zmiany. Gdy przebywał w grupie 123 więźniów w obozie karnym w Aleksiejewce, odmówił wraz z innymi pracy, domagając się zwolnienia na mocy amnestii. Pod wpły­wem zaskoczenia więźniów odesłano do Kruglicy, a B. jeszcze później do Jercewa. Teraz wraz z innymi czeka na śmierć lub uwolnienie.

Ural 1942.

Grudziński został zwolniony z obozu 19 stycznia 1942 r. Odprowadza­ny przez Dimkę i panią Olgę opuścił żonę i dojechał koleją do Wołogdy. Nie wysłał kartki pocztowej od Iganowa do jego rodziny - bał się powro­tu do obozu. Nocował na dworcu a w dzień żebrał o pożywienie w mie­ście. Kolejny etap to stacja Buj, a potem podróż do Swierdłowska. W wagonie przechowały go moskiewskie robotnice jadące na Ural. Autor był im wdzięczny za to, że uszanowały w nim człowieka. W Swierdłowsku odwiedził rodzinę generała Krugłowa, gdzie pozwolono mu się umyć, nakarmiono, ale nie przenocowano z obawy o nowe represje. Na dworcu poznał urodziwą Gruzinkę Fatimę Sobolewą, podróżującą z biletem par­tyjnym, która wracała od rannego męża. Chciała zabrać Herlinga do sie­bie do Magnitogorska. Nie wierzyła w opowieści o życiu w obozie.

Po przedostaniu się do Czelabińska zasięgnął informacji o polskich oddziałach. Następnie, wraz z innymi Polakami, Grudziński odbył podróż przez Orsk, Orenburg, Aktiubińsk, Aralsk, Kyzył Orda, Arys, Czimkent, Dżambuł, Ługowoje. 12 marca wstąpił do dziesiątego puł­ku artylerii lekkiej, dziesiątej dywizji piechoty w Ługowoje. Jego pułk przewieziono pociągiem do Krasnowodzka nad Morzem Kaspij­skim. 2 kwietnia znalazł się w Pahlevi (poza granicami wrogiego mu kraju - Związku Radzieckiego).

Epilog: upadek Paryża.

Ostatni rozdział książki rozpoczyna motto z przywoływanych już Za­pisków Dostojewskiego: Trudno sobie wyobrazić, do jakiego stopnia można skazić naturę ludzką. Autor, który dowiedział się o upad­ku Paryża w czerwcu 1940 r. w Witebsku, przypomina sobie teraz ten czas i dzieje poznanego wtedy Żyda z Grodna. W czerwcu 1945 r. zno­wu spotkał tego człowieka w Rzymie. Dawny współwięzień zwierzył mu się z tego, że będąc w obozie, obciążył fałszywym zeznaniem czte­rech niemieckich komunistów, by ratować siebie. Tamci zostali roz­strzelani. Od kogoś, kto poznał życie w łagrze, oczekiwał zrozumienia. Tymczasem, po trzech latach spędzonych na wolności, Grudziński nie zdobył się na to. Rozmówca Wyszedł z drzwi hotelu, jak ptak z przetrą­conym skrzydłem przefrunął przez jezdnię i nie oglądając się za siebie, zniknął w kotłującym się tłumie. - tymi słowami, uzupełnionymi dopiskiem: Lipiec 1949 - lipiec 1950 kończy się Inny Świat.

Bolesław Leśmian

Bolesław Leśmian, właściwie Lesman (urodzony 22 stycznia 1878 w Warszawie - zmarł 7 listopada 1937 w Warszawie), polski poeta.

Rok urodzenia jest sporny: w odpisie metryki urodzenia widnieje 1877, sam poeta podawał 1878, natomiast na płycie nagrobnej widnieje data 1879.

Pochodził z rodziny spolszczonej inteligencji żydowskiej. Młodość spędził na Ukrainie. W Kijowie ukończył studia prawnicze na wydziale prawa Uniwersytetu Świętego Włodzimierza. Od 1901 roku przebywał w Warszawie. Potem udał się w podróż najpierw do Niemiec, potem do Francji. W Paryżu poznał i poślubił malarkę - Zofię Chylińską. Znalazł się w kręgu modernizmu i poprzez swojego znajomego Zenona Przesmyckiego rozpoczął współpracę z pismem Chimera. Od 1911 współtworzył Teatr Artystyczny w Warszawie. W latach 1912-1914 przebywał we Francji. Po I wojnie światowej przenosi się Hrubieszowa, gdzie pracuje jako rejent, a następnie do Zamościa, gdzie miał notariat. W roku 1933 zostaje członkiem Polskiej Akademii Literatury. W roku 1935 przeniósł się wraz z rodziną do Warszawy.

Twórczość

Choć życie Leśmiana przypada na XX-lecie międzywojenne, jego twórczość ucieka od wpływu historii, realizuje się raczej w wymiarach filozoficzno-metafizycznym i psychologicznym. Czerpał z twórczości baroku, romantyzmu, Młodej Polski. Wpływy romantyczne to przede wszystkim wszystko to, co mistyczne, spirytualne, paranormalne; co głęboko powiązane z Naturą i Bogiem.

Leśmian dużo czerpie z dramatu romantycznego , stosuje ironie, paradoksy , odświeża i unowocześnia balladę.

Leśmian w swej poezji wskrzesił świat fantastyczny, w tej ucieczce od rzeczywistości można doszukać się buntu szczególnie względem nudnego, stereotypowego mieszczaństwa. Jako pasjonat Nietzschego Leśmian czuł niechęć do ludzi biernych, przeciętnych. Ideałem dlań był wolny i niezależny człowiek renesansu.

W jego poezji wyraźne są wpływy symbolizmu. Koncepcja symbolu łączyła się też z celami filozoficznymi, a poezja Leśmiana to niewątpliwie poezja filozoficzna, szczególnie osadzona w filozofii Henriego Bergsona.

Niedoceniony przez epokę, odsunął się od społeczeństwa, a nawet stał się wobec niego agresywny. Jego frustracja odbijała się w niechęci do spraw zwykłych, codziennych, szarych. Uciekał więc w świat poezji i stworzył serię " Oddaleńcy". W wierszach tych występuje podmiot zbiorowy, który staje się jakby głosem wszystkich rozgoryczonych ludzi , którzy przez swoja indywidualność, inność , wrażliwość nie mogą się dostosować do jałowego mieszczańskiego życia.

Leśmian nie poprzestaje jednak na totalnej negacji - pokazuje też pewien ideał człowieka nazywanego człowiekiem pierwotnym. Człowiek prymitywny zaś posiadał - tak pożądane przez Leśmiana - cechy twórcze. Jego przemyślenia i życie determinowane były bezpośrednio przez żywioły i metafizykę. Jako głęboko związany z naturą intuicyjnie wsłuchiwał się w swoje wewnętrzne "ja". W tej koncepcji powracają idee Bergsona, a także Giambattisty Vico.

Sen u Leśmiana jest jednym ze sposobów istnienia świata poetyckiego i sposobem na jego organizację, to forma kontaktu podmiotu lirycznego ze światem.

Problem Boga to dla Leśmiana próba oparcia swej wiary o któryś z wierzchołków trójkąta filozoficznego : Natura - Bóg - Człowiek. Można w twórczości Leśmiana wyróżnić dwie ścieżki : antropologiczną z problemem mitu religijnego i egzystencjalną. Ta pierwsza to szukanie podobieństwa między Bogiem i człowiekiem. Na ścieżce egzystencjalnej rozpatruje Leśmian skrzyżowanie antropologii z teizmem, przeciwstawia życie ziemskie z życiem Tam. Bóg nie jest już przedłużeniem człowieka, ale znajduje się w opozycji do niego, stosunki między nimi są pełne tragizmu i niepewności. Boskimi cechami obdarzył poeta Naturę - wszechpotężna, wszechwładna, wszechwieczna. Ujęcia panteistyczne są obecne w większości utworów traktujących o przyrodzie.

Poezję Leśmiana można śmiało nazwać poezją wezwania do miłości. Poeta spiera się z Bogiem, porusza kwestie egzystencjalne, by w końcu opowiedzieć się po stronie miłości i erotyki. Leśmianowska metafizyka wiązała się z ludowością - i to właśnie w niej realizują się światopoglądowe kwestie powrotu do natury i pierwotności. Stanowi studium archetypu natury ludzkiej. Dla poety stworzenie pierwotnego, ludowego mikrokosmosu stało się próbą przedstawienia rozważań na tematu stosunku natury i człowieka, jednostki i zbiorowości, sztuki i metafizyki.

Jego wiersze były melodyjne, a Leśmian przestrzegał surowych zasad konstrukcji sylabotonika.

Bolesław Leśmian - Urszula Kochanowska

Gdy po śmierci w niebiosów przybyłam pustkowie,

Bóg długo patrzał na mnie i głaskał po głowie.

"Zbliż się do mnie, Urszulo! Poglądasz, jak żywa...

Zrobię dla cię, co zechcesz, byś była szczęśliwa."

"Zrób tak, Boże - szepnęłam - by w nieb Twoich krasie

Wszystko było tak samo, jak tam - w Czarnolasie!" -

I umilkłam zlękniona i oczy unoszę,

By zbadać, czy się gniewa, że Go o to proszę?

Uśmiechnął się i skinął - i wnet z Bożej łaski

Powstał dom kubek w kubek, jak nasz - Czarnolaski.

I sprzęty i donice rozkwitłego ziela

Tak podobne, aż oczom straszno od wesela !

I rzekł: "Oto są - sprzęty, a oto - donice.

Tylko patrzeć, jak przyjdą stęsknieni rodzice!

I ja, gdy gwiazdy do snu poukładam w niebie,

Nieraz do drzwi zapukam, by odwiedzić ciebie!"

I odszedł, a ja zaraz krzątam się, jak mogę -

Więc nakrywam do stołu, omiatam podłogę -

I w suknię najróżowszą ciało przyoblekam

I sen wieczny odpędzam - i czuwam - i czekam...

Już świt pierwszą roznietą złoci się po ścianie,

Gdy właśnie słychać kroki i do drzwi pukanie...

Więc zrywam się i biegnę! Wiatr po niebie dzwoni!

Serce w piersi zamiera... Nie!... To - Bóg, nie oni!...

"Urszula Kochanowska"
Wiersz ten nawiązuje do trenów J. Kochanowskiego a także do jego humanizmu, czyli do przekonania, że człowiek jest centrum świata, jest najwyższą wartością. Podmiotem lirycznym wiersza jest córka Kochanowskiego, która opowiada o swoim przybyciu do Nieba. Bóg stwarza dla niej raj. Jest to dom w Czarnolesie. Bóg odchodząc stwierdza, że jej rodzice niedługo nadejdą. Urszula czeka na rodziców nie na Boga. Stąd jego nadejście wywołuje rozczarowanie i żal. Szczęście dla człowieka jest równoznaczne z miłością i czułością. Bóg mimo swej doskonałości nie może zastąpić jej rodziców. Wiersz ten nawiązuje do trenów J. Kochanowskiego a także do jego humanizmu, czyli do przekonania, że człowiek jest centrum świata, jest najwyższą wartością. Podmiotem lirycznym wiersza jest córka Kochanowskiego, która opowiada o swoim przybyciu do Nieba. Bóg stwarza dla niej raj. Jest to dom w Czarnolesie. Bóg odchodząc stwierdza, że jej rodzice niedługo nadejdą. Urszula czeka na rodziców nie na Boga. Stąd jego nadejście wywołuje rozczarowanie i żal. Szczęście dla człowieka jest równoznaczne z miłością i czułością. Bóg mimo swej doskonałości nie może zastąpić jej rodziców. Obecność narracji świadczy o baśniowym charakterze utworu. Niebiosa przypominają pustkowie - dla Urszulki arkadią jest Czarnolas i jej rodzina. W tym widzi swoje szczęście. Bóg zapowiada przyjście rodziców, ale sobie żartuje - gdy przychodzi On sam, Urszulka jest rozczarowana. Człowiek nie rozumie szczęścia wiecznego, nie pojmuje tego - przekłada je na szczęście ziemskie. człowiek nigdy nie dozna pełni szczęścia - chce coraz więcej.

Bolesław Leśmian - Dziewczyna

Władysławowi Jaroszewiczowi,

Jego entuzjastycznym zapałom

dla dzieł twórczych i szczerym

wyczuciom czarów poetyckich

Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony,

A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony.

I pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o Dziewczynie,

I zgadywali kształty ust po tym, jak śpiew od żalu ginie...

Mówili o niej: "Łka, więc jest!" - I nic innego nie mówili,

I przeżegnali cały świat - i świat zadumał się w tej chwili...

Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem!

I nie wiedziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem?

"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -

Tak, waląc w mur, dwunasty brat do jedenastu innych rzecze.

Ale daremny był ich trud, daremny ramion sprzęg i usił!

Oddali ciała swe na strwon owemu snowi, co ich kusił!

Łamią się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną...

I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną!

Lecz cienie zmarłych - Boże mój! - nie wypuściły młotów z dłoni!

I tylko inny płynie czas - i tylko młot inaczej dzwoni...

I dzwoni w przód! I dzwoni wspak! I wzwyż za każdym grzmi nawrotem!

I nie wiedziała ślepa noc, kto tu jest cieniem, a kto młotem?

"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -

Tak, waląc w mur, dwunasty cień do jedenastu innych rzecze.

Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera!

I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...

I nigdy dość, i nigdy tak, jak pragnie tego ów, co kona!...

I znikła treść - i zginął ślad - i powieść o nich już skończona!

Lecz dzielne młoty - Boże mój - mdłej nie poddały się żałobie!

I same przez się biły w mur, huczały śpiżem same w sobie!

Huczały w mrok, huczały w blask i ociekały ludzkim potem!

I nie wiedziała ślepa noc, czym bywa młot, gdy nie jest młotem?

"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -

Tak, waląc w mur, dwunasty młot do jedenastu innych rzecze.

I runął mur, tysiącem ech wstrząsając wzgórza i doliny!

Lecz poza murem - nic i nic! Ni żywej duszy, ni Dziewczyny!

Niczyich oczu ani ust! I niczyjego w kwiatach losu!

Bo to był głos i tylko - głos, i nic nie było oprócz głosu!

Nic - tylko płacz i żal i mrok i niewiadomość i zatrata!

Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?

Wobec kłamliwych jawnie snów, wobec zmarniałych w nicość cudów,

Potężne młoty legły w rząd, na znak spełnionych godnie trudów.

I była zgroza nagłych cisz. I była próżnia w całym niebie!

A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?

" DZIEWCZYNA " - to ballada ukazująca metaforyczny obraz ludzkiego życia, marzeń, wysiłków i dążeń człowieka do celów, które nie są w stanie zapewnić satysfakcji. W optymistycznej interpretacji utworu na plan pierwszy wysuwa się czyn, działanie, które stanowi zasadniczy sens ludzkiego życia, Dzieje dwunastu braci, którzy usłyszeli głos dziewczyny za murem. Wierząc w jej istnieje, o czym świadczył rozlegający się płacz, pokochali ją i starali się ją uwolnić waląc młotami w mur. Wszyscy zmarli. Po nich pracę przejęły ich cienie a następnie same młoty. Po rozwaleniu muru okazało się, że nikogo tam nie było.

Wiersz ma formę ballady. Nawiązuje do ludowych podań, baśni. Przeznaczeniem człowieka jest śmierć, ponieważ jest on słaby i kruchy.
Opowieść oparta na trójdzielnej kompozycji. Każda z części opisuje wysiłek zburzenia muru - najpierw przez 12 braci, potem przez ich cienie, aż w końcu przez same młoty. Łudzili się oni, ze po zburzeniu muru zobaczą piękną dziewczynę, której śpiew słyszeli. Za murem nie było nic - tylko sam głos. Za murem może być niebo, które chcemy odgadnąć, jednak po przebyciu muru nic nie zastajemy. Tekst dotyka problematyki egzystencjalnej człowieka, który przedziera się przez coś, co można zbadać - chce dotrzeć do metafizyki. Chce poznać najmniejsze tajemnice bytu ziemskiego, ale nigdy nie otrzymuje znaku tych tajemnic.

Bolesław Leśmian - Dusiołek

Szedł po świecie Bajdała,

Co go wiosna zagrzała -

Oprócz siebie - wiódł szkapę, oprócz szkapy - wołu,

Tyleż tędy, co wszędy, szedł z nimi pospołu.

Zachciało się Bajdale,

Przespać upał w upale,

Wypatrzył zezem ściółkę ze mchu popod lasem,

Czy dogodna dla karku - spróbował obcasem.

Poległ cielska tobołem

Między szkapą a wołem,

Skrzywił gębę na bakier i jęzorem mlasnął

I ziewnął wniebogłosy i splunął i zasnął.

Nie wiadomo dziś wcale,

Co się śniło Bajdale?

Lecz wiadomo, że szpecąc przystojność przestworza,

Wylazł z rowu Dusiołek, jak półbabek z łoża.

Pysk miał z żabia ślimaczy -

(Że też taki żyć raczy!) -

A zad tyli, co kwoka, kiedy znosi jajo.

Milcz gębo nieposłuszna, bo dziewki wyłają!

Ogon miał ci z rzemyka,

Podogonie zaś z łyka.

Siadł Bajdale na piersi, jak ten kruk na snopie -

Póty dusił i dusił, aż coś warkło w chłopie!

Warkło, trzasło, spotniało!

Coć się stało, Bajdało?

Dmucha w wąsy ze zgrozy, jękiem złemu przeczy -

Słuchajta, wszystkie wierzby, jak chłop przez sen beczy!

Sterał we śnie Bajdała

Pół duszy i pół ciała,

Lecz po prawdzie niedługo ze zmorą marudził -

Wyparskał ją nozdrzami, zmarszczył się i zbudził.

Rzekł Bajdała do szkapy:

Czemu zwieszasz swe chrapy?

Trzebać było kopytem Dusiołka przetrącić,

Zanim zdążył mój spokój w całym polu zmącić!

Rzekł Bajdała do wołu:

Czemuś skąpił mozołu?

Trzebać było rogami Dusiołka postronić,

Gdy chciał na mnie swej duszy paskudę wyłonić!

Rzekł Bajdała do Boga:

O, rety - olaboga!

Nie dość ci, żeś potworzył mnie, szkapę i wołka,

Jeszcześ musiał takiego zmajstrować Dusiołka?

" DUSIOŁEK " - to stylizowana ballada w duchu romantycznym:
• analogie między utworem Leśmiana, a balladą romantyczną
1. fantastyka oparta na motywach ludowych,
2. gwarowe słownictwo),
• odrębność ballady Leśmiana
1. dystans autora wobec przedstawionych wydarzeń,
2. humorystyczne potraktowanie treści,
3. komizm słowny np.: "zmajstrować Dusiołka"
• filozoficzny sens utworu stanowi myśl, że za zło i brzydotę świata odpowiedzialny jest Bóg,
Wiersz w kompozycji i stylu przypomina balladę. Narrator wykreowany został na ludowego gawędziarza, opowiadającego gromadzie słuchaczy historię Bajdały. Używa języka stylizowanego na gwarę. Tematem wiersza jest pretensja do Boga o to, że na świecie przez niego stworzonym istnieje nie tylko dobro, ale i zło, na które człowiek jest nieustannie narażony i z którym musi samotnie walczyć.

Julian Tuwim

Julian Tuwim urodził się w 1894 roku w Łodzi. Po ukończeniu gimnazjum w rodzinnym mieście studiował prawo i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim, współpracując z czasopismem "Pro arte et studio". Był współtwórcą grupy "Skamander". Lata wojny spędził poza granicami kraju, w Paryżu i Stanach Zjednoczonych. Do kraju powrócił w 1946 roku. Zmarł w 1953 roku w Zakopanem. Pierwszym etapem twórczości Tuwima było młodzieńcze upojenie życiem, powietrzem, przestrzenią, wyraz dynamiki i biologicznego witalizmu. Tuwim realizuje w tym okresie założenia poety francuskiego TANCREDE DE VISAN, który twierdził, że "wiersz jest sam w sobie rytmem życia". Aprobata życia łączyła się z pochwałą współczesności, w której krystalizują się nowe procesy kulturowe, powstają nowe miasta. Pełen radości życia, zachwytu i młodzieńczego entuzjazmu jest wiersz pt. "Do krytyków". Poeta fascynuje się szaleńczą jazdą "na przedniej platformie tramwaju", a najbardziej cieszy go szaleńczy pęd na zakrętach. Radość tę potęguje wiosenna woń kwiatów. Tytuł wiersza jest wręcz prowokujący - niechże krytycy "wielce szanowni panowie" snują filozoficzne rozważania o poezji, lecz po prostu cieszy się życiem. Wyrazem zainteresowania poety tematyką dnia codziennego są takie wiersze, jak "Garbus", "Szczęście", "Staruszkowie". Bohaterami tych wierszy są prości ludzie, czasem pokrzywdzeni przez los, cierpiący bądź też cieszący się codzienną egzystencją. W miarę upływu lat charakter poezji Tuwima ulega pewnym zmianom, coraz wyraźniejsze stają się związki poety z klasycyzmem. Przejawem tych tendencji jest pokrewna Norwidowi troska o to, aby "odpowiednie rzeczy dać słowo". Tuwim uświadamia sobie swoistość języka poetyckiego, kształtowanego na wielowiekowej tradycji. O swych zmaganiach ze słowem pisze w wierszu pod tytułem "Sitowie". Poeta patrzy na otaczający go świat zupełnie innym okiem niż zwykli ludzie. Każdy fragment krajobrazu czy przeżytej rzeczywistości może stać się tematem wiersza, a zdaniem poety jest jak najdoskonalsze przedstawienie własnych przeżyć czy doznań: "Nie wiedziałem, że się będę tak męczył, Słów szukając dla żywego świata, Nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy, To potem trzeba cierpieć długie lata". O świadomym powrocie do najlepszej tradycji świadczy tytuł zbioru wierszy Tuwima "Rzecz czarnoleska". Twórczość Kochanowskiego była dla Tuwima symbolem poezji pełnej ładu, jasnej i klasycznie spokojnej. Za pomocą poezji może zostać rozjaśniony ciemny sens ludzkich spraw, w człowieczym świecie może zapanować harmonijny ład. W tym okresie podejmuje także Tuwim temat sławy poetyckiej i miejsca samego siebie w przyszłej tradycji narodowej. Podobnie jak Horacy, a za nim Kochanowski, Mickiewicz i Puszkin, także i Tuwim w wierszu "Do losu" wyraża nadzieję, że dzięki swej poezji zasłuży sobie na wieczną sławę. Fakt ten jest jednak mało pocieszający dla poety, uświadamiającego sobie nieuchronność własnej śmierci. W obliczu tego faktu śmiesznie dlań brzmią słowa "Non omnis moriar" (nie wszystek umrę). W okresie lat trzydziestych, kiedy zaostrzają się konflikty polityczne, a sanacja zajmuje coraz bardziej prawicowe i antysemickie pozycje, Tuwim przyjmuje postawę negacji wobec rządu. Wyrazem tego stanowiska jest napisany w 1936 roku, a ogłoszony w całości dopiero po wojnie poemat satyryczny pod tytułem "Bal w operze". W poemacie tym wkorzystał autor swe dotychczasowe doświadczenia w zakresie satyry, ironii i groteski. Obraz beztroskiej, wręcz rozpustnej zabawy elity rządzącej w gmachu dokładnie obstawionym oddziałami tajnej policji kontrastuje z obrazem nędzy czy też szarej, codziennej pracy. Z niezwykłą zaciekłością atakuje Tuwim umundurowanych władców, z goryczą mówi o policyjnym terrorze i donosicielstwie w powracającym wciąż refrenie "na tajniaka tajniak mruga". Przeraża też poetę niepojęta wszechwładza pieniądza w państwie kapitalistycznym, a niesamowity bal jest wyrazem zaniku wszelkich wartości moralnych i całkowitego kryzysu. Powszechnie znany jest także wiersz Tuwima noszący tytuł "Do prostego człowieka", w któreych autor odsłania kulisy imperialistycznej wojny. Toczy się ona zawsze w interesie imperialistów, a więc o nowe rynki zbytu czy też roponośne tereny, chociaż propaganda kapitalistyczna szermuje pseudopatriotycznymi hasłami o ojczyźnie, sztandarach i bohaterach. Poeta zwraca się bezpośrednio do prostego człowieka, ostrzegając przed tą propagandą: "Wiedz, że to bujda, granda zwykła (...) że im gdzieś nafta z ziemi sikła i obrodziła dolarami, że coś im w bankach nie sztymuje, że gdzieś zwęszyli kasy pełne lub upatrzyły tłuste szuje cło jakieś grubsze na bawełnę". Jednocześnie staje się poeta nieprzejednanym wrogiem mieszczańskiej kołtunerii, tępoty umysłowej mieszczuchów, ich gnuśnego i bezmyślnego, pozbawionego nie tylko ideałów, ale nawet konkretnych celów życia. Jego pasja demaskatorska, uwidoczniona w wierszu "Mieszkańcy", pozwala porównywać Tuwima z Gabrielą Zapolską, która swój stosunek do drobnomieszczańskiej obłudy wyraziła w znanej "tragifarsie kołtuńskiej" pod tytułem "Moralność pani Dulskiej".

Julian Tuwim - Pogrzeb prezydenta Narutowicza

Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni.
Z Bogiem byli w sojuszu, a z morderca w pakcie,
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,
Chodźcie, głupcy, do okien - i patrzcie! i patrzcie!

Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy,
Alejami, Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem,
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy:
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście.

Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie.
Nie odwracajcie oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!

Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta,
Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica
Twarze wasze, zbrodniarze - i niech was przywita
Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica.

Wiersz ten pochodzi z tomu "Słowa we krwi",wydanego w roku 1926 i będącego świadectwem odejścia Juliana Tuwima od dominującej w czterech poprzednich zbiorach poezji beztroskiej, entuzjastycznej tematyki. "Pogrzeb Prezydenta Narutowicza" nawiązuje do wydarzenia z początku lat dwudziestych: Gabriel Narutowicz,pierwszy polski prezydent, został zamordowany przez przedstawiciela skrajnej prawicy w grudniu 1922 roku w Zachęcie(był prezydentem zaledwie tydzień). Podmiot liryczny zwraca się wprost do zabójców prezydenta, którzy, bezustannie mówiąc o swoim katolicyżmie i o swoich przywiązaniach do Boga, postępowali w sposób całkowicie sprzeczny z Dekalogiem:

"Krzyż mieliście na piersi,a brauning w kieszeni,
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie..."

Utwór jest pisany językiem bardzo emocjonalnym, a przez to bardzo dynamicznym, czego przykładem mogą być liczne zdania rozkazujące i wykrzyknikowe:

"Chodżcie/.../do okien - i patrzcie ! i patrzcie !" (...)
Nie odwracajcie oczu ! Stać i patrzeć (...) !
Tak ! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie ! "

O wielkich emocjach, lecz również o bezsilnym gniewie poety, bezbronnego wobec brutalnej siły, świadczą również częste epitety, zaczerpnięte z języka potocznego ("głupcy","zbiry","zbrodniarze"). Podmiot liryczny oskarża o zbrodnię nie tylko bezpośrednich morderców, ale przede wszystkimtych, którzy skrajnie prawicową ideologią, fałszywą religijnością i faszystowskimi hasłami pchnęli ludzi do zabicia prezydenta Gabriela Narutowicza. Tuwim sprzeciwia się wszelkim gwałtom i morderstwom jako sposobom uprawiania walki politycznej.

Julian Tuwim - Mieszkańcy

Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach
Zgroza zimowa, ciemne konanie.

Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko fantom.

Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,
Krawacik musną, klapy obciągną
I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą.

I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...

Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną.

I znowu mówią, że Ford... że kino...
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną.

Głowę rozdętą i coraz cięższą
Ku wieczorowi ślepo zwieszają.
Pod łóżka włażą, złodzieja węszą,
Łbem o nocniki chłodne trącając.

I znowu sprawdzą kieszonki, kwitki,
Spodnie na tyłkach zacerowane,
Własność wielebną, święte nabytki,
Swoje, wyłączne, zapracowane.

Potem się modlą: "od nagłej śmierci...
...od wojny... głodu... odpoczywanie"
I zasypiają z mordą na piersi
W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie.

Utwór "Mieszkańcy" jest próbą ośmieszenia mieszczucha, filistra, czyli postaci szczególnie ostro i często krytykowanej w epoce Młodej Polski(najlepszym przykładem może tu być "Moralność Pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej). Już pierwsze dwa wersy wiersza są niezwykle wymowne i dobitnie określają stosunek poety do prezentowanej w utworze warstwy społecznej:

"Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
strasznie mieszkają straszni mieszczanie."

Aż czterokrotne powtórzenie w dwóch pierwszych wersach epitetu "straszny" najlepiej charakteryzuje nastawienie Tuwima do opisywanej rzeczywistości. Julian Tuwim ukazuje w wierszu jeden typowy dzień przeciętnego mieszczanina, jego myśli, styl życia i sposób postrzegania świata. Jest to dzień jak każdy inny, jak całe życie mieszczucha: szary, monotonny, nieciekawy :

"Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto,
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo, i wszystko fantom"

Jedynym celem, jaki wytyczył sobie w życiu prosty, prymitywny kołtun, jest bezustanne gromadzenie dóbr doczesnych, zaspokajanie najbardziej przyziemnych potrzeb, ciągła konsumpcja:

"Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Wypchane głowy grubo im puchną "

Dzień mieszczanina kończy wieczorna, pospieszna modlitwa, polegająca głównie na proszeniu Boga o ochronę przed nagłą śmiercią, wojną i głodem. Potem już "straszni mieszczanie" mogą zasnąć "z mordą na piersi".

Julian Tuwim - Do prostego człowieka

Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy "do ludności", "do żołnierzy"
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić "historyczną racją",
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę - bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab - kwiatami
Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -
- O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z pannami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
"Bujać - to my, panowie szlachta!"

Wiersz "Do prostego człowieka" został po raz pierwszy wydrukowany w 1929 roku, w "Robotniku", organie Polskiej Partii Socjalistycznej(PPS). Ukazanie się tego utworu, który wszedł póżniej do zbioru "Biblia cygańska"(1933), wywołało niezwykle gwałtowną polemikę i nagonkę na Tuwima ze strony środowisk prawicowych. Szczególnie mocno atakowali Tuwima polscy faszyści, zarzucający mu, że nawoluje do osłabienia sił obronnych kraju, do osłabienia Polski (najbardziej wściekły atak wywołał wers- hasło"Rżnij karabinem w bruk ulicy"). Tymczasem, jak twierdził sam Julian Tuwim, wiersz ma charakter wybitnie pacyfistyczny, antymilitarny. Dla poety - humanisty każda wojna jest zła, niesie ze sobą śmierć niewinnych ludzi, każde wezwanie do walki w obronie jakichkolwiek ideałów jest zwykłym kłamstwem, oszustwem :

"I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwieży,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić,truć i palić..."

Podmiot liryczny jest pozbawiony wszelkich złudzeń: wojna służy bogatym, możnym. Każda wojna jest wojną o pieniądze, o naftę. Prości ludzie są zmuszani do zabijania w imię zupełnie obcych im interesów. Bóg, honor i ojczyzna to tylko hasła, mające przyciągnąć naiwnych do wojny. Stąd też nawoływanie do zaniechania wszelkiej walki, będącej niczym innym, jak zabijaniem innych ludzi:

"Rżnij karabinem w bruk ulicy !
Twoja jest krew, a ich jest nafta !"

Julian Tuwim - Do krytyków

A w maju
Zwykłem jeździć, szanowni panowie,
Na przedniej platformie tramwaju!
Miasto na wskroś mnie przeszywa!
Co się tam dzieje w mej głowie:
Pędy, zapędy, ognie, ogniwa,
Wesoło w czubie i w piętach,
A najweselej na skrętach!
Na skrętach - koliście
Zagarniam zachwytem ramienia,
A drzewa w porywie natchnienia
Szaleją wiosenną wonią,
Z radości pęka pąkowie,
Ulice na alarm dzwonią,
Maju, maju! - -
Tak to jadę na przedniej platformie tramwaju,
Wielce szanowni panowie!...

Wiersz "DO KRYTYKÓW" pochodzi z pierwszego tomiku poetyckiego Juliana Tuwima, zatytułowanego "Czyhanie na Boga"(1918). Ten tomik, podobnie jak trzy następne - "Sokrates tańczący"(1920), "Siódma jesień"(1921) oraz "Wierszy tom czwarty"(1923) - jest charakterystyczny dla tak zwanego początkowego okresu twórczości poetyckiej Juliana Tuwima. Charakteryzuje się ona przede wszystkim ogromną radością życia, optymizmem, entuzjazmem i witalizmem.

W tym utworze podmiot liryczny zachwyca się tak prozaiczną i najzwyklejszą pod słońcem czynnością, jaką jest przejażdżka tramwajem w maju:

"A w maju
Zwykłem jeżdzić, szanowni panowie,
Na przedniej platformie tramwaju !"

Ten zachwyt podmiotu lirycznego jest wszechogarniający, obejmuje jednocześnie; miasto("Miasto na wskroś mnie przeszywa..."), i miejskie ulice("Ulice na alarm dzwonią,/ Maju, maju !...), przyrodę("A drzewa w porywie natchnienia/ Szaleją wiosenną wonią...").
Radość i uczucie wolności są tak wielkie, że może się zakręcić w głowie, że aż "wesoło w czubie i w piętach". Wiersz ten jest jednocześnie polemiką z "szanownymi panami", czyli z tytułowymi krytykami. Tuwim wyraża tu bowiem swoje przekonanie, że poezja nie powinna zajmować się wyłącznie sprawami ważnymi, jakimiś skomplikowanymi problemami filozoficznymi, ale może służyć również wyrażaniu radości z najbanalniejszych drobiazgów:

"Tak to jadę na przedniej platformie tramwaju,
Wielce szanowni panowie ! ..."

Taka postawa ideowo-artystyczna poety, zachwyt życiem, światem i człowiekiem, wynikały z sytuacji polityczno-społecznej wczesnych lat dwudziestych. Polska od roku 1918 była krajem niepodległym, poeci dawali więc wyraz swojej radości z tego faktu, próbowali również odnależć się w nowej rzeczywistości, dostosować do niej swoje wiersze, wyrażać w poezji, co czuli wszyscy Polacy.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska jako poetka miłości

Nazwała siebie pogodnym więźniem własnego serca i temu wyznaniu pozostała wierna. Była jednak często atakowana. Jej poezję, i po części ją samą, krytykowano za ucieczkę od wielkich spraw tego świata, cukierkowość, infantylność. Ale miała też Pawlikowska swoich obrońców. Dla wielu pozostaje poetką miłości pełnej zaklęć i zauroczeń, magicznej, równocześnie kruchej jak otaczający świat. Miłości otwartej, ciepłej, w której od czasu do czasu znajduje się miejsce na kokieterię czy przekorę. W takim odczytaniu twórczości poetki jest sporo prawdy, bo rzeczywiście - wizerunki jej nie zawsze pogodnej duszy - są imponujące. Kobiecość Pawlikowskiej jest zaskakująco wielokształtna, wciąż przeobrażająca się i w pewnym sensie -co pozostaje to tajemnicą poetki - niezmienna. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska pochodziła z rodziny Kossaków. Urodziła się w Krakowie 24 listopada 1891r. Dom Kossaków był swoistym stopem ziemiańskiego i artystycznego stylu życia, aczkolwiek dzieci Kossaków skłaniały się bardziej ku temu drugiemu, reprezentowanemu przez linię ojca i dziadka. Lilka, tak nazywali ją najbliżsi, posiadała dużą kulturę umysłową, co zawdzięczała starannej edukacji domowej, poszerzanej stale dzięki lekturze licznych dzieł, nie tylko z literatury pięknej, lecz także z dziedziny przyrodoznawstwa i filozofii. Systematycznej nauki szkolnej Pawlikowska właściwie nie pobierała, nie licząc krótkiego okresu, gdy była wolną słuchaczką ASP w Krakowie. Trzykrotnie wychodziła za mąż. Pierwsze małżeństwo z Władysławem Bzowskim nie było związkiem udanym. Po rozstaniu z mężem powraca do Krakowa i stara się o unieważnienie kościelnego małżeństwa, co po wielu trudach i przy wydatnej pomocy rodziny, zostaje osiągnięte. Później wyszła za mąż za Jana Pawlikowskiego. Związek ten choć zawarty z wielkiej miłości, także nie okazał się trwały. Dwa pierwsze tomiki wierszy powstały w czasie miłości Lilki i Jasia, emanuje z nich upojenie życiem, szczególna wrażliwość zmysłowa, stanowią jakby eksplozję radości istnienia. Uczucie do Jana Pawlikowskiego, jego rozkwitanie, pełnia i wygasanie, stało się przeżyciem inspirującym twórczo poetkę

Jeśli chodzi o kontakty artystyczne, to Pawlikowska zbliżyła się najbardziej do grupy Skamander, z której przedstawicielami łączyły ją więzi przyjaźni. Już w latach trzydziestych poetka wyszła za mąż za dużo młodszego od siebie lotnika - Stefana Jerzego Jasnorzewskiego, ten wybór był trafny - małżeństwo okazało się szczęśliwe i trwałe. We wrześniu 1939r. opuściwszy Polskę, znalazła się z mężem w Anglii. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska zmarła 9 sierpnia 1945r. w Manchester. Ostatnie miesiące życia spędziła w szpitalu chora na raka, otoczona troskliwą opieką męża.
Cieszy się ona renomą jednej z najwybitniejszych poetek w dziejach literatury polskiej. Debiutowała zbiorem Niebieskie migdały , następnie opublikowała tomiki: Różowa magia, Pocałunki, Dansing i Wachlarz , Cisza leśna , Paryż , Profil białej damy Surowy jedwab, Śpiąca załoga, Balet powojów, Krystalizacja, Szkicownik poetycki. Podejmowała tematykę związaną z miłością, przemijaniem i śmiercią oraz prawami natury, wypracowując klarowną i wyrazistą formę poezji lirycznej. W ostatnich tomikach, wydanych w Anglii, dominuje postawa katastrofizmu i pesymizmu: Róża i lasy płonące, Gołąb ofiarny
W pierwszym okresie jej twórczości, do ok. 1923 r., przeważała poezja o tonacji jasnej, chwilami radosnej i żartobliwej. Następne lata, począwszy od zbioru Cisza leśna, przyniosły zmianę. Pawlikowską zaczęły coraz silniej fascynować zjawiska przemijania, starzenia się, śmierci. Z poetki miłości przekształciła się w poetkę natury, zbuntowaną przeciw niej, ale i urzeczoną. Wiersze z lat trzydziestych świadczą o - głęboko przemyślanych - lekturach dzieł przyrodoznawczych i filozoficznych), a także - okultystycznych.
Twórczość Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej była pokrewna w wymowie utworom czołowych skamandrytów Tak jak skamandryci wprowadziła do swych wierszy atmosferę i realia współczesnej codzienności. Pawlikowska w swoich precyzyjnie skomponowanych miniaturach opowiedziała się po stronie miłości i kobiecości, przedstawiając kobietę w sposób bezpośredni i naturalny, odsłaniając świat intymnych doznań. Kobieta Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej jest zalotna, kusi, chce się podobać, kokietuje strojami i zachowaniem, ale jednocześnie tęskni za uczuciem, rozpaczliwie potrzebuje bliskości i wszelkie uczuciowe niepowodzenia rozpatruje w kategoriach dramatu., Jej bohaterka nie jest jednak drapieżna, daleko jej do modernistycznej ”femme fatale”
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska wierzyła, że tak naprawdę tylko poezja potrafi zatrzymać miłość. Tomik Erotyki, zawiera wybrane wiersze miłosne poetki, podzielone na dwie części, zatytułowane "razem" i "osobno"; najpierw więc poznajemy radość rodzącego się gorącego uczucia, potem, jak to w życiu, gorycz rozstania, końca miłości...
Miłości, tęsknoty, listy,
krzyk serca w najsłodszym chwycie,
- oto mój sen wiekuisty,
któremu na imię: - życie
Najczęstszym i najdoskonalszym w jej wykonaniu gatunkiem była miniatura zakończona niespodziewaną pointą przykładem takiego utworu jest miniatura zatytułowana „ Miłość”
Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza!
Jest to poetycka miniatura, której puenta jest zaskakująca. Pozornie zwykła historia porzuconej kobiety, która w trzech pierwszych wersach prowadzi monolog skierowany do byłego ukochanego. Jednak w czwartym wersie wychodzi na jaw zaskakująca postawa kobiety. Mówi ona: \"można żyć bez powietrza\"! potwierdzając w ten sposób swą rozpacz i tragizm po stracie ukochanego. Autorka w sposób bezpośredni i szczery ukazuje świat intymnych doznań kobiety, która nie może poradzić sobie z samotnością.
W jej poezji bardzo często występowały motywy starożytności np. w wierszu Nike

Ty jesteś jak paryska Nike z Samotraki
O miłości nieuciszona
Choć zabita, lecz biegniesz z zapałem jednakim
Wyciągając odcięte ramiona"

Wiersz ten znajduje się w tomiku "Pocałunki" z 1926 r., ma typową dla całego tomiku formę czterowiersza. Poetkę zainspirowała nie mityczna Nike, ale okaleczona, ekspresyjna rzeźba. Motyw Nike posłużył poetce do ukazania miłości. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska patrząc z dystansem na sprawy uczuć osiąga nowy efekt porównując miłość do kalekiej rzeźby. Miłość jest jak okaleczona rzeźba. Wiersz ukazuje tragizm zranionej miłości. Motyw Nike staje się pretekstem do refleksyjnego liryku o miłości. Zarazem następuje odwrócenie toposu (wzorzec) - bogini zwycięstwa jest w tym wierszu boginią osobistej klęski, a nie boginią zwycięstwa.
. W jednym ze swych wierszy zatytułowanym „ O Niej „poetka przedstawia miłość jako połączenie sfery sacrum z profanum , twierdzi ona że miłość potrafi wznieść kochanków w niebo ale nie może do końca oderwać się od ziemi ponieważ jest z nią związana i w tym właśnie dostrzega ułomność i kalectwo miłości dlatego też porównuje ją do potwora który miota się pomiędzy niebem a ziemią i nie może się nigdzie zatrzymać . Wierszu tym Pawlikowska szydzi z miłości ukazuje ją jako nieszczęśliwego i pełnego goryczy kalekę

Bosko śmieszna Miłości!
Potworze, kaleko!
Skrzydła rwą cię ku górze!
Piersią dążysz za niemi,
Zapatrzona wysoko, daleko!
Lecz twoje ciężkie biodra
I Twoje stopy kurze
Trzymają cię przy ziemi...
I niebu się nie oddasz,
I ziemia cię nie zmoże,
Smutnooki, słodkousty potworze!

Równocześnie z twórczością liryczną rozwijała się jej twórczość dramaturgiczna, występują w niej podobne motywy, co w poezji - miłość i walka o "równouprawnienie w miłości", wrogość wobec nieubłaganych praw natury, problem starości. Najciekawsze spośród tych sztuk są dramaty KOCHANEK SYBILLI THOMPSON , MRÓWKI , groteskowa BABA-DZIWO stanowiąca ostrą satyrę na totalitaryzm

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska była traktowana jako specyficzny wzorzec „poezji kobiecej” - miłość, jej uniesienia, dramaty rozstań, przemijanie ( także urody, młodości) to główny temat jej liryków - jest też pierwszą kobietą odważnie traktującą erotyzm, zmysłowość ; mało znane, a pełne dramatyzmu są jej wiersze z ostatnich lat, ciężkiej, śmiertelnej choroby - obserwacja cierpiącego i niszczonego przez chorobę ciała ;„Autorka lirycznych miniatur, ulubienica elit
literackich dwudziestolecia i obiekt męskich westchnień, przez całe życie skrywała pod „pancernym” gorsetem garb i skrzywienie kręgosłupa” Maria Pawlikowska-Jasnorzewska uważała, że życie nie ma żadnej wartości gdy nie ma w nim miłości dlatego lepiej zasnąć najpełniej odzwierciedla to wiersz ,który za chwilę powiem i będzie on swoistą pointą mojego wypracowania

Z wielu powodów i dla smutków wielu
Chciałabym mieć poduszkę z chmielu
Zapach tych lekkich siwozłotych szyszek
Przynosi mocny sen - zjednywa ciszę

Gdzieś to słyszałam albo mi się śniło
„Chmiel na bezsenność, a sen na bez miłość „
Poduszkę z chmielu gdy sobie umościsz
Zaśnij bo na cóż życie bez miłości...

Maria Pawlikowska Jasnorzewska - wybór wierszy

Mgły i żurawie

Pilnujcie, pilnujcie ostatnich dni lata,
kiedy jeszcze zielone bije zegar chwile,
w które się już nieżywy karmin gęsto wplata...
Kobieto, włóż maskę i skrzydła motyle
i biegaj, i szukaj trwożliwie, ciekawie w chińskim pawilonie i w szpalerów cieniu
(a mgła się już wznosi... Żurawie!!! Żurawie!!!) -
gdzie oczy wołające ciebie po imieniu? -

Pilnujcie, pilnujcie ostatnich dni lata,
gdy zielone wachlarze drzew migocą złotem. -
O kobieto przecudna, kobieto bogata,
szukaj za jaworami, za różanym płotem -
pytaj się pawiookich wód w okrągłym stawie,
gdy jęk wichru przepływa przez trzcin pióropusze
(a mgła się już wznosi - Żurawie!! Żurwie!!) -
gdzie usta, które miały całować twą duszę??

Sen

Iść przez sen ku tobie,
w twe słodkie ręce obie...
przez pola długie ogromnie,
sadzone w rzędy doniczek...
samych niebieskich konwalii
i szafirowych goryczek...
...przejść przez jezioro nieduże,
zrobione z drewnianej balii...
i trochę nieprzytomnie
iść dalej przez bór ciemny, w którym kwitną róże,
lecz w którym się nie pali ani jedna świeca...
gdzie straszy stary niedźwiedź dziecinny zza pieca,
dziś przerobiony na kota...
I widzieć w oddali już twoją psią budę
z kryształu, blachy i złota...
przedrzeć się z trudem poprzez dziwną grudę...
i jeszcze ten rów przebyć...
- potknąć się - i już nie być.

Zapomniane pocałunki

Kto liczy nasze pocałunki,
kto na nie zważa?
Ludzie mają troski i sprawunki,
Bóg światy stwarza...
Zapomniane przez nas dwoje ich różowe mnóstwo
spada na dno naszych dusz
jak płatki miękkich, najpiękniejszych róż...
Tam leżą i ciasno zduszone na sobie
słodkim olejkiem się pocą,
który rozpachnia się w nas każdą nocą
i każdym ranem
i życia zwykłego jesienne ubóstwo
czyni róż krajem, perskim Gulistanem.
Kto nasze pocałunki liczy?
Kto na nie zważa?
Bóg światy stwarza,
nie zapisuje w księgach słodyczy...

***

Moja miłość przeszła w wichr wiosenny -
w wichr wiosenny - me szaleństwo w burzę -
w burzę - moja rozkosz w dreszcz senny -
w dreszcz senny - maja wiosna w róże. -

Z wichru spłynie moja miłość nowa -
miłość nowa - z burzy szał wystrzeli -
szał wystrzeli - sen rozkosz wychowa,
wiosna wstanie z różanej kąpieli.

Świt

Zazieleniło się stalowe niebo - porosło trawą brzegiem widnokręga.
Zza gór wypełzły smoki granatowe i popłynęły, kędy wzrok nie sięga.
A po nich wielkie szafirowe ptaki swe długie skrzydła rozwiały w przestrzeni.
Zaś naprzeciwko świat był szarociemny i jak sień pusty bez kształtów ni cieni.
Gwiazda świeciła mocna i rzęsista, pacierza czarnej nocy ciche amen.
Spod ziemi barwa żółta wykwitała - w powietrzu pachniał jak gdyby cyklamen.

Sen opaczny

Idzie węglarz zgarbiony, pod koszem sie kłoni,
przez czarny, czarny śnieg -
i znaczy węglem białym jak kwiat jabłoni
biały na śniegu ścieg. -

Na zziębłą szybę w zamróz trzaskający, dziki
wypełzły barwne mchy,
rude, złote, czerwone werweny, gwoździki
i fioletowe bzy. -

Zaś w łagodnej cieplarni wybujał skwapliwie
lodowy koral, chwast,
wzrosły szklane łopuchy na srebrnej pokrzywie
i szczawie pełne gwiazd. -

- Dziś obalone cudem, jako kulą kręgiel,
spoczęło w śnie niepamięci -
a słodkie wielkie Niegdyś od nowa się świeci. -
- W czerń śniegu padł biały węgiel.
-

Magnolia

Na liściu leży kwiat
drzemiący,
żółtawobiały jak słoniowa kość.
Słodki, że aż nudzi.
Przedmiot pachnący -
złośliwie tajemniczy świat -
dziwny gość
wśród nas, ludzi.
-

Barwy

Oto jest fiolet - drzewa cień idący żwirem,
fiolet łączący miłość czerwieni z szafirem. -
Tam brzóz różowa kora i zieleń wesoła,
a w jej ruchliwej sukni nieb błękitne koła.
A we mnie biało, biało, cicho, jednostajnie -
bo noszę w sobie wszystkich barw skupioną tajnię. -
O, jakże się w białości mojej bieli męczę -
chcę barwą być - a któż mnie rozbije na tęczę?

Pyszne lato

Pyszne lato, paw olbrzymi,
stojący za parku kratą,
roztoczywszy wachlarz ogona,
który się czernią i fioletem dymi,
spogląda wkoło oczyma płowymi,
wzruszając złotą i błękitną rzęsą.
I z błyszczącego łona
wydaje krzepkie krzyki,
aż drży łopuchów zieleniste mięso,
trzęsą się wielkie serca rumbarbaru
i jaskry, które wywracają płatki
z miłości skwaru,
i rozśpiewane, więdnące storczyki.
O, siądź na moim oknie, przecudowne lato,
niech wtulę mocno głowę w twoje ciepłe pióra
korzennej woni,
na wietrze drżące --
niech żółte słońce
gorącą ręką oczy mi przesłoni,
niech się z rozkoszy ma dusza wygina
jak poskręcany wąs dzikiego wina.

Czesław Miłosz

Czesław Miłosz - Który skrzywdziłeś

Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,

Choćby przed tobą wszyscy się kłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze dzień jeden przeżyli,

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie byłby świat zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

W wierszu tym Miłosz zwraca się do wszystkich tych, którzy nie dostrzegają wartości każdego pojedynczego człowieka. Utwór ten stanowi jednocześnie studium totalitarnego działania despoty, którego wynikiem jest ludzka krzywda.

Tyran, gnębiciel zawsze jest silniejszy, pewny siebie, zawsze otacza go „gromada błaznów”. Jego destrukcyjna działalność powoduje „pomieszanie dobrego i złego”. Jednak władza ciemiężyciela jest jedynie pozorna, co osiąga poeta używając słowa „choćby”. Ten portret władcy i jego otoczenia zawarty jest w części opisowej wiersza (dwie pierwsze strofy) w formie jednego rozbudowanego zdania wieloczłonowego.

Część druga (trzecia i czwarta strofa) stanowi refleksję: ostrzeżenie i oskarżenie płynące z ust. Poety. Podmiot liryczny przestrzega przed konsekwencjami nieliczenia się z jednostką, poniżania godności prostego człowieka. Dlatego część ta składa się z bardzo krótkich zdań - podkreślenie buntu poety i kategoryczność jego wypowiedzi. Osoba mówiąca w wierszu jest zdania, że skrzywdzenie bezbronnego jest największą zbrodnią. Dla takiego złoczyńcy nie ma przebaczenia:

„Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta”.

Dlatego lepiej byłoby dla despoty samemu się zabić, samemu sobie wymierzyć sprawiedliwość, co mogłoby świadczyć choćby o żalu za popełnione grzechy.

Utwór ten ma charakter apostroficzny: apostrofa do despotyzmu, systemu totalitarnego (którego domyślamy się na podstawie opisowej części wiersza). Ma ona na celu właściwie wyrażenie groźby, ostrzeżenia. Zastosowane są epitety o różnym zabarwieniu, które oddają rzeczywistość oraz spełniają funkcję podobną do apostrofy. Również bardziej wyrazistemu uwypukleniu przestrogi kierowanej pod adresem tyrana służy przerzutnia:

„Który skrzywdziłeś człowieka prostego (...)
Nie bądź bezpieczny”.

W wierszu „Który skrzywdziłeś” porusza Miłosz zagadnienie odpowiedzialności poety za dobro i zło świata. Poeta jest jednocześnie oskarżycielem (mówi przecież do tyrana: „Nie bądź bezpieczny”) i obrońcą wartości moralnych i etycznych. Bez względu na konsekwencje musi bronić słabszych i prześladowanych. Choć zdaje sobie sprawę z tego, jak łatwo można zabić człowieka, wie również, że na miejsce zabitego człowieka - poety przyjdzie nowy i podejmie dzieło budzenia buntu przeciwko tyranii i totalitaryzmowi:

„ (...) Poeta pamięta.
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy”.

Wiersz ten ma charakter lirycznego moralitetu. Zawiera on uniwersalne prawdy. Zło nigdy nie może zostać - i nie zostanie - przebaczone. Żaden tyran ani żaden przestępca nie może zapomnieć, że każdy musi ponosić odpowiedzialność za swoje czyny, w szczególności za zbrodnie.

Czesław Miłosz - MOJA WIERNA MOWO

Moja wierna mowo,
służyłem tobie.
Co noc stawiałem przed tobą miseczki z kolorami,
żebyś miała i brzozę i konika polnego i gila
zachowanych w mojej pamięci.

Trwało to dużo lat.
Byłaś moją ojczyzną bo zabrakło innej.
Myślałem że będziesz także pośredniczką
pomiędzy mną i dobrymi ludźmi,
choćby ich było dwudziestu, dziesięciu,
albo nie urodzili się jeszcze.

Teraz przyznaję się do zwątpienia.
Są chwile kiedy wydaje się, że zmarnowałem życie.
Bo ty jesteś mową upodlonych,
mową nierozumnych i nienawidzących
siebie bardziej może od innych narodów,
mową konfidentów,
mową pomieszanych,
chorych na własną niewinność.

Ale bez ciebie kim jestem.
Tylko szkolarzem gdzieś w odległym kraju,
a
success, bez lęku i poniżeń.
No tak, kim jestem bez ciebie.
Filozofem takim jak każdy.

Rozumiem, to ma być moje wychowanie:
gloria indywidualności odjęta,
Grzesznikowi z moralitetu
czerwony dywan podścieła Wielki Chwał,
a w tym samym czasie latarnia magiczna
rzuca na płótno obrazy ludzkiej i boskiej udręki.

Moja wierna mowo,
może to jednak ja muszę ciebie ratować.
Więc będę dalej stawiać przed tobą miseczki z kolorami
jasnymi i czystymi jeżeli to możliwe,
bo w nieszczęściu potrzebny jakiś ład czy piękno.

Wiersz ten to monolog liryczny, którym poeta posługiwał się w swej poetyckiej twórczości raczej rzadko. Jest to spowiedź emigranta, rozmowa samego z sobą o losie, który wybrał, o mowie polskiej - jedynej prawdziwej ojczyźnie, o Polsce i Polakach, o alergii na polskość.
W roku 1951 Miłosz podjął decyzję o wyjeździe z kraju, by móc pisać swobodnie, gdyż tu:
„Człowiekowi potrafiono dać do zrozumienia,
że jeżeli żyje, to tylko z łaski potężnych”
A jednak jeszcze po trzydziestu latach przyznawał, że:
„Najgłupsze to wybrać emigrację”
Sensem jego życia było zawsze pisanie i dążenie, by dotrzeć nim do „dobrych ludzi”:
„choćby ich było dwudziestu, dziesięciu,
albo nie narodzili się jeszcze”
Skoro jednak stwierdza: „są chwile, kiedy wydaje mi się, że marnowałem życie”, widocznie odczuwa niedosyt spowodowany brakiem kontaktu z czytelnikami. Wierności mowie polskiej towarzyszyła świadomość, że jest ona językiem ludzi, wobec których poeta miał wiele zastrzeżeń, że jest to często wierność wbrew sobie, gdyż, jak stwierdził „na polskość jestem alergiczny”. W wierszu pisze:
„Bo ty jesteś mową upodlonych
mową nierozumnych i nienawidzących
siebie bardziej może niż innych narodów,
mową konfidentów
mową pomieszanych,
chorych na własną nienawiść”
Trudno jest mówić do ludzi, którzy na skutek istniejących w kraju układów politycznych, stalinowskiego terroru, zatracili gdzieś siebie, pogodzili się z upodleniem, znienawidzili wzajemnie, na siebie donosząc i lękając się siebie. Jednocześnie poczucie przynależności do kultury polskiej jest u poety oczywiste:
„Ale bez ciebie kim jestem.
Tylko szkolarzem gdzieś w odległym kraju.
(...) No tak, kim jestem bez ciebie.
Filozofem takim jak każdy”
Przypomina jej swą wierność i znów ją deklaruje, gdyż zna swój obowiązek zachowania jej tradycji i przenoszenia jej w przyszłość, pielęgnowania jej piękna i składania go ludziom, „bo w nieszczęściu potrzebny jest jakiś ład czy piękno”:
„moja wierna mowo,
służyłem tobie,
co noc stawiałem przed tobą miseczki z kolorami,
jasnymi i czystymi jeżeli to możliwe”
W języku polskim odnajduje Miłosz porządek i piękno. Jest on dla poety źródłem etyki, ładu moralnego i estetyki.
Jest to wiersz autotematyczny, monolog liryczny, refleksja nad samym sobą i swą twórczością. Rozpoczyna go apostroficzny (funkcja uwznioślająca) zwrot do języka-ojczyzny. Występuje tu sytuacja wyznania, podmiot liryczny to poeta-emigrant. Postawa podmiotu lirycznego zmienia się-swój los przyjmuje jako konieczność: „rozumiem to ma być moje wychowanie” od poczucia obcości i tragizmu sytuacji poety na emigracji, buntu przeciwko polskości, postawy „grzesznika doświadczonego” do „dumy z mowy ojczystej”.
Utwór składa się z pięciu strof o nieregularnej ilości wersów. Brak w nim rymów (wiersz wolny). Liryka bezpośrednia. Oprócz wspomnianej już apostrofy występują w wierszu epitety („czerwony dywan”. „latarnia magiczna”), powtórzenia („moja wierna mowo”, „miseczki z kolorami”).

Czesław Miłosz - Oeconomia divina

Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili.
Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Bóg Zastępów, kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną,
Im pozostawiając wnioski i nie mówiąc nic.
Było to widowisko niepodobne, zaiste,
Do wiekowego cyklu królewskich tragedii.
Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa,
Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa
Nagle zabrakło zasady i rozpadły się.
Nie we śnie ani na jawie, bo sobie odjęte
Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno.
Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole
Uciekła materialność i widmo ich
Okazywało się pustką, dymem na kliszy.
Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń.
Wszędzie było nigdzie i nigdzie, wszędzie.
Litery ksiąg srebrniały, chwiały się i nikły.
Ręka nie mogła nakreślić znaku palmy, znaku rzeki, ni znaku ibisa.
Wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy.
Zabroniona była skarga, bo skarżyła się samej sobie.
Ludzie, dotknięci niezrozumiałą udręką,
Zrzucali suknie na placach żeby sądu wzywała ich nagość.
Ale na próżno tęsknili do grozy, litości i gniewu.
Za mało uzasadnione
Były praca i odpoczynek
I twarz i włosy i biodra
I jakiekolwiek istnienie.

Tytuł „Oeconomia divina” można tłumaczyć dosłownie „boska ekonomia”, ale o wiele słuszniejsze wydaje się być odwołanie do terminologii teologicznej, w której oznacza on boski plan zbawienia świata. W wierszu tym mamy zatem przedstawioną wizję świata pozostawionego przez Boga samemu sobie
„Bóg (...)
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną...”
Mamy tu do czynienia z Bogiem pełnym potęgi i siły, Bogiem skalnych wyżyn i gromów”, Panem Zastępów. Jakże różni się On od dobrotliwego Stwórcy, dobrodusznego opiekuna, współczującego Ojca wszelkiego stworzenia. Jest Bogiem surowym, niezwykle odległym, milczącym, takim, którego znamy z kart Starego Testamentu.
Wiersz rysuje przerażający obraz krainy upadku świata, który został pozbawiony sacrum, metafizycznego uzasadnienia. Ludzie zbytnio urośli bowiem w dumę. Zapragnęli dorównać Bogu, a może nawet prześcignąć Go. Rozwój cywilizacyjny był więc niezwykle gwałtowny i dynamiczny, budowano „drogi na betonowych słupach”, „miasta ze szkła i żeliwa”, „lotniska rozleglejsze niż plemienne państwa”. Ale w tych wszystkich materialnych wytworach rąk ludzkich nie było Boga, Jego praw i wartości. Taki świat był światem pełnym chaosu moralnego, duchowego i etycznego. W ukazanej katastrofie nie ma nic podobnego do „wiekowego cyklu królewskich tragedii” kiedy to losem królów i dworów kierowali, zajmowali się bogowie. Świat tragedii Szekspira (do którego nawiązuje tu poeta) posiadał ścisłą wewnętrzną motywację, uzasadnienie, pewien punkt odniesienia, według którego określały się zdarzenia, namiętności, postawy. Przeciwnie jest w świecie kreślonym przez Miłosza. Zabrakło zasady, celowości. Dlatego niezrozumiały staje się sens istnienia rzeczy materialnych, ludzkich wytworów: „Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno”.
Rozkład dotyczył nie tylko cywilizacji, ale zanikła gdzieś w ogóle realność świata:
„Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole
Uciekła materialność i widmo ich
Okazało się pustką, dymem na kliszy”.
Bowiem tylko to, co jest ideą może trwać wiecznie, to, co jest materią - przemija.
Bóg dotkliwie ukarze ludzi, którzy stracą, niczym w biblijnej wieży Babel, możliwość porozumiewania się ze sobą („Wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy”). Zagłada obejmuje również dorobek kulturowy ludzkości („Litery ksiąg srebrniały, chwiały się i nikły”).
Świat został więc ogarnięty groźnym kryzysem. Ludzie, utraciwszy wiarę i oparcie w wartościach danych im przez Boga, skazali się na zagładę. Bowiem rzeczywistość znajduje uzasadnienie i motywację w fundamentalnej zasadzie istnienia bytu nadrzędnego. Bóg jest dawcą rzeczywistego istnienia. Końcowe wersy utworu nawiązują do wizji Sądu Ostatecznego, do biblijnej Apokalipsy. Nagi tłum daremnie oczekuje wyroku. Ciało pozbawione duszy nie może zostać zbawione:
„Za mało uzasadnione
Były praca i odpoczynek
I twarz i włosy i biodra
I jakiekolwiek istnienie”.
Podmiot lityczny nie wypowiada bezpośrednio swojego stosunku do przedstawionej wizji. Ogranicza się tylko do początkowego wyznania: „Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili”. Całość przedstawiona jest sucho, za pomocą wiersza zdaniowego. Ta oschłość relacji wzmacnia wartość przestrogi. Miłosz w utworze tym pragnie nas ostrzec przed odrzuceniem zasad etycznych i wartości moralnych, grozi to bowiem katastrofą, chaosem.

Czesław Miłosz - CAMPO DI FIORI

W Rzymie na Campo di Fiori
Kosze oliwek i cytryn,
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów.
Różowe owoce morza
Sypią na stoły przekupnie,
Naręcza ciemnych winogron
Padają na puch brzoskwini.

Tu na tym właśnie placu
Spalono Giordana Bruna,
Kat płomień stosu zażegnął
W kole ciekawej gawiedzi.
A ledwo płomień przygasnął,
Znów pełne były tawerny,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli przekupnie na głowach.

Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.

Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
Śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.

Morał ktoś może wyczyta,
Że lud warszawski czy rzymski
Handluje, bawi się, kocha
Mijając męczeńskie stosy.
Inny ktoś morał wyczyta
O rzeczy ludzkich mijaniu,
O zapomnieniu, co rośnie,
Nim jeszcze płomień przygasnął.

Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
O tym, że kiedy Giordano
Wstępował na rusztowanie,
Nie znalazł w ludzkim języku
Ani jednego wyrazu,
Aby nim ludzkość pożegnać,
Tę ludzkość, która zostaje.

Już biegli wychylać wino,
Sprzedawać białe rozgwiazdy,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli w wesołym gwarze.
I był już od nich odległy,
Jakby minęły wieki,
A oni chwilę czekali
Na jego odlot w pożarze.

I ci ginący, samotni,
Już zapomniani od świata,
Język nasz stał się im obcy
Jak język dawnej planety.
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.

To wiersz napisany w 1943 roku w czasie likwidacji warszawskiego getta. Rozgrywająca się za murami tragedia zmusza do refleksji i porównań. Poeta dostrzega obojętność ludzi wobec bohaterstwa, cudzego nieszczęścia i cierpienia. Campo di Fiori to plac w Rzymie, na którym w 1600 roku spalono włoskiego filozofa Giordano Bruno. Zebrany tłum traktował egzekucję jako widowisko, a życie w mieście toczyło się normalnie. Zanim kat "płomień stosu zażegnał" plac zapełnił się przekupniami, a tawerny wesołymi ludźmi. Tak samo w samotności umierało tysiące mieszkańców warszawskiego getta oddzielonych od reszty świata murem, także murem ludzkiej obojętności. Tuż za murem przy dźwiękach skocznej melodii kręciła się karuzela, chociaż zza muru dobiegały salwy wystrzałów. Tak więc ludzie najchętniej mijają "męczeńskie stosy", a człowiek umiera w samotności. Taka sytuacja jest wielce niemoralna, rodzi więc bunt poety przeciwko obojętności człowieka na cierpienie innych:
"I ci ginący samotni
Już zapomniani dla świata,
Język ich stał się nam obcy
Jak język dawnej planety.
Aż wszystko po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety".
Wiersz ten traktuje o powstaniu w getcie i o obojętności ludzkiej, samotności cierpiącego człowieka. .Świat przedstawiony wiersza obejmuje dwa plany. Jeden dotyczy żydowskiego powstania w 1943 roku, a drugi sięga XV wieku i dotyczy spalenia na stosie Giordana Bruna. Oba te obrazy łączy obojętność świata świadków zbrodni. Obok umierającego włoskiego filozofa zbiera się przelotnie tłumek gapiów, by popatrzeć na widowiskową śmierć nieznanego nikomu człowieka. Za chwilę wrócą do swoich zajęć znów będą handlować owocami i kwiatami, znów będą pić wino i bawić się. Plac Campo di Fiori jest placem targowym. Jest tu gwarno, ludzie śmieją się i targują. Podobnie samotnie umierają obrońcy getta. Strzały za murami, płomienie i krzyki nie zwracają niczyjej uwagi. Warszawiacy miło spędzają pogodną niedzielę. Gra muzyka, kręci się karuzela, spacerują zakochane pary. Widać same roześmiane twarze. Nikogo nie obchodzi rozgrywająca się nieco dalej tragedia. Tam panuje śmierć, tu wre życie. Obojętność świadków obu tych zdarzeń szokuje. Człowiek jest samotny ze swym cierpieniem. Egoistyczny tłum szybko nudzi się cudzą tragedią. Ogarnięta wojną Warszawa, przyzwyczajona do widoków śmierci, pożarów, do huku wystrzałów, nie reaguje już na nie. Litość, współczucie, prawdy dekalogu, zostały zagubione. Ludzi interesuje tylko to, co bezpośrednio ich dotyczy. W świecie wyzutym z wszelkich wartości nie można żyć. Wobec upadku moralności, powszechnej obojętności na ludzkie cierpienie szczególna rola przypada poecie. Musi on przywrócić ład i porządek, przypominać ludziom o świecie wartości. Poezja powinna przeciwstawiać się złu, ukazywać prawdy moralne, tępić obojętność. Ludzie jednak pozostawali na tragedię getta obojętni:
„Przy dźwiękach skocznej muzyki
(...) wzlatywały pary
wysoko w pogodne niebo".
Poeta o likwidacji getta wspomina bardzo dyskretnie:
"czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce".
Spalonymi strzępami papierów, odgłosami strzałów, rzezią dokonywaną na mieszkańcach getta nikt się nie przejmował:
"Śmiały się tłumy wesołe
w czas pięknej warszawskiej niedzieli".

Podmiot liryczny przedstawia w wierszu trzy morały, które wyczytać można z zaobserwowanych faktów: pierwszy wniosek to obojętność każdego ludu-niezależnie od czasu i miejsca, w jakim żyje-wobec tragedii i męczeńskich stanów, drugi wniosek to przemijanie rzeczy ludzkich, nietrwałość, błahość spraw, którymi trudzi się człowiek, wreszcie myśl ostatnia, najistotniejsza dla poety, którą przedstawia jako własne refleksje w chwili obserwacji rozbawionej gawiedzi:
"Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
O tym, że kiedy Giordano
wstępował na rusztowanie,
nie znalazł w ludzkim języku
ani jednego wyrazu,
aby nim ludzkość pożegnać,
tą ludzkość, która zostaje".
Obie sytuacje ukazywały samotność ginących, brak więzi, zrozumienia między jednostką i społeczeństwem. Samotność ta wynika z tego, że ludzie są sobie nawzajem obcy, nie przyjmują cudzych, odmiennych poglądów, nie akceptują odmiennej kultury i religii. Dlatego nie ma możliwości kontaktu, porozumienia, którego symbolem jest język, mowa. Wiersz zawiera nuty katastrofizmu, chociaż mają one inny wyraz niż w przedwojennych tomikach Miłosza. Zagrożeniem jest obojętność, brak solidarności.
W wierszu tym poeta nie wypowiada się wprost, buduje wstrząsające obrazy, które działają kontrastem, stosuje przepiękną rytmikę wiersza przypominającą heksametr. To wrażenie brzmieniowe wywołuje składnia: najczęściej dwa wersy razem tworzą całość gramatyczną i treściową. Trójzestrojowe wersy można odczytać jako przełamany w średniówce heksametr, czyli wiersz sześciomiarowy. Jego cechy to rozmiar sylabiczny (podwójne wersy 8-zgłoskowe lub 7-zgłoskowe tworzą całość 14-16 zgłoskowca). Wiersz ma bardzo wyrazistą rytmikę, bardzo dostojną i wspierającą powagę słów, które wypowiada podmiot liryczny głęboko przejęty tragiczną "samotnością ginących" . Wielkość wiersza wynika także z aluzji do tradycyjnie bohaterskiego rytmu. Odmienność od typowej poezji okresu wojny to brak tyrteizmu, odejście od stereotypu: wojna-walka, bitwa, obrazy martyrologii. Sytuacja liryczna-wyznanie podmiotu lirycznego ujawnionego jako poeta. W kompozycji dominują obrazy poetyckie, tylko kilka wersów jest wypowiedzianych wprost ("ja jednak wtedy myś1ałem"). Jest to przykład liryki opisu i 1iryki wyznania.

Krzysztof Kamil Baczyński

Krzysztof Kamil Baczyński - Deszcze

Deszcz jak siwe łodygi, szary szum,

a u okien smutek i konanie.

Taki deszcz kocham, taki szelest strun,

deszcz - życiu zmiłowanie.

Dalekie pociągi jeszcze jadą dalej

bez ciebie. Cóż? Bez ciebie. Cóż?

w ogrody wód, w jeziora żalu,

w liście, w aleje szklanych róż.

I czekasz jeszcze? Jeszcze czekasz?

Deszcz jest jak litość - wszystko zetrze:

i krew z bojowisk, i człowieka,

i skamieniałe z trwóg powietrze.

A ty u okien jeszcze marzysz,

nagrobku smutny. Czasu napis

spływa po mrocznej, głuchej twarzy,

może to deszczem, może łzami.

I to, że miłość, a nie taka,

i to, że nie dość cios bolesny,

a tylko ciemny jak krzyk ptaka,

i to, że płacz, a tak cielesny.

I to, że winy niepowrotne,

a jedna drugą coraz woła,

i to, jakbyś u wrót kościoła

widzenie miał jak sen samotne.

I stojąc tak w szeleście szklanym,

czuję, jak ląd odpływa w poszum.

Odejdą wszyscy ukochani,

po jednym wszyscy - krzyże niosąc,

a jeszcze innych deszcz oddali,

a jeszcze inni w mroku zginą,

staną za szkłem, co jak ze stali,

i nie doznani miną, miną.

I przejdą deszcze, zetną deszcze,

jak kosy ciche i bolesne,

i cień pokryje, cień omyje.

A tak kochając, walcząc, prosząc

stanę u źródeł - studni ciemnych,

w groźnym milczeniu ręce wznosząc,

jak pies pod pustym biczem głosu.

Nie pokochany, nie zabity,

nie napełniony, niedorzeczny,

poczuję deszcz czy płacz serdeczny,

że wszystko Bogu nadaremno.

Zostanę sam. Ja sam i ciemność.

I tylko krople, deszcze, deszcze

coraz to cichsze, bezbolesne.

Zginął z karabinem w ręku mając 23 lata. Stało się to zaraz na początku Powstania Warszawskiego w sierpniu 1944 roku. Wtedy jeszcze poległym żołnierzom kopano groby, wyprawiano pogrzeby. Później już nie było ku temu sił i czasu, ludzie ginęli setkami i trafiali do zbiorowych mogił. Po wojnie odnaleziono grób poety i pochowano go obok żony Barbary. Aby określić jak wielką stratę poniosła polska literatura, padły słowa „iż do Niemców strzelaliśmy z brylantów”.
Aby lepiej pojąć wiersz „Deszcze” trzeba spojrzec na datę jego powstania. Rok 1943. Straszny rok w okupowanej Warszawie. Setki tysięcy Żydów najpierw zamknieto w getcie, następnie na oczach przerażonej Warszawy wywieziono do komór gazowych. Resztka żywych zaczęla walkę, lecz powstanie w getcie Niemcy zasypali bombami i ostrzelali z artylerii, a następnie palili dom po domu. Wszystko to działo się w śródmieściu milionowego miasta, w połowie XX wieku.

Barbarzyńskie represje okupanta dla stłumienia pragnienia wolności przybierały niesamowite rozmiary i formy. Niemcy dokonywali na polakach publicznych egzekucji na ulicach, zostawiając trupy w kałużach krwi. Masowo wywozili mieszkańców stolicy do Oswięcimia. W siedzibie tajnej policji w Alei Szucha piwnice pełne były Polaków. Katowano ich na przesłuchaniach, zabijano.
Baczynski należał do Armii Krajowej, którą raz po raz dotykały aresztowania, egzekucje. Zginęło w rąk Niemców wielu przyjaciół poety, stąd owe złe przeczucia własnego losu wyrażone w słowach „odejdą wszyscy ukochani krzyże niosąc”, „w mroku zginą”; „zostane sam...”.

Całe pokolenie dwudziestolatków zdawało sobie sprawę, że ich los rozstrzygnie się tragicznie. Potega niemieckiej machiny wojennej była niewspółmierna do tych nielicznych karabinów, którymi dysponowało podziemie.
Wiele metafor i wizji tego wiersza ma szersze znaczenie. Poeta pyta o sens życia, o powody dla których człowiek cierpi.

„A ty u okien jeszcze marzysz,
nagrobku smutny. Czasu napis
spływa po mrocznej, głuchej twarzy...”

Porusza nas ten obraz mroczny, pełen ukrytej grożby. Inna metafora brzmi:

„zetną deszcze jak kosy ciche i bolesne”.

Jest to metaforyka śmierci. Poezja roku 1943

Krzysztof Kamil Baczyński - Romantyczność


Zgliszcza. Takie już prawo wyrastać z popiołów.
Wiatr rozrzuca kwiaty przejrzyste jak szkło.
Podaj ręce, kochana, które ku temu są,
by się zamykać jak koło.

O lasy niewidzialne, knieje, co się chylą,
i oddech ich na ustach, i u powiek szept:
Wiesz, miła - po tych gruzach co przerosły gniew,
będziemy duchów chwilą.

O, bo słychać muzyki i nie takie,
które we fletni grajek przynosi i gra,
to od tarcia skrzydeł, to gdy po rzece kra,
które dopiero kończą się ptakiem.

Nie trzeba śnić, aby ujrzeć płomień w obłoku,
a gdy zobaczysz dłonie bez ramion - też nie sen.
Krążenie jak poczynanie i łuny pęd
i widać tak wyraźnie jak twarz w potoku.

Takie już prawo nam rosnąć czy ginąć,
sok wprowadzać w spalone łodyżki ciał,
gdy przy nas duch. A ja widziałem: stał
nad nie obeschłą kształtu gliną.

Bo w rośnięcie naoczne uwierzyć czym jest,
gdy się tak pręży i zorza wstaje nad nim?
Oto twa głowa na piersi i czuję serca łez,
w każdej z n
ich anioł ukryty - nim spadnie.



Krzysztof Kamil Baczyński zginął w powstaniu warszawskim w wieku 23 lat - wtedy, gdy wielu młodych pisarzy, poetów dopiero rozpoczyna swój dorobek literacki on go zakoń-czył. Wydawało by się, że w jego biografii nie ma zbyt wielu momentów do opisania, ale wbrew pozorom na ten temat pisano i pisze się nadal wiele książek. Dorobek literacki autora jest bardzo bogaty.

Urodził się 22.01.19921 r. Należał do pierwszego pokolenia młodzieży urodzonej i wychowanej całkowicie w ojczyźnie niepodległej.

Pierwsze lata jego dzieciństwa nie były najszczęśliwsze, gdyż matka Stefania wychowa-ła go samodzielnie, żyjąc z pensji nauczycielki, a będąc w separacji z ojcem Krzysztofa Stani-sławem.

Po ukończeniu nauki w szkole podstawowej Krzysztof zdał egzamin do gimnazjum Batorego. W tym czasie pisał swoje pierwsze utwory.

W 1939 r. zdał maturę, a po wakacjach miał rozpocząć studia, jednak były to ostatnie wakacje jego pokolenia. Latem stracił ojca, a później przyszła wojna.

Cały okres wojny Baczyński spędza w Warszawie. Pisze, żyje w konspiracji, zakochuje się w Barbarze. Ciekawym faktem jest to, że K. K. Baczyński pod każdym napisanym utworem umieszcza dokładną datę, tak jakby przeczuwał, że jego dni są policzone.

Jego praca nad własnym tekstem może czasami przypominać J. Słowackiego, ale chyba należy wykluczyć tak dogłębną znajomość tekstów Słowackiego przez Baczyńskiego, gdyż w czasie okupacji nie miał kiedy studiować tekstów od strony filologicznej.

Początek wojny nie pozostawił w jego spuściźnie większych śladów, gdyż poeta, pew-nie tak jak większość jego kolegów, miał nadzieję, że lada dzień wojna się skończy.

Był to okres historycznego wyczekiwania, które w kręgach Baczyńskiego, też miało swój oddźwięk. Jednak z biegiem czasu, z biegiem wydarzeń Baczyński bardzo szybko dojrzał, jego talent wybuchł, pisał bardzo dużo, bardzo szybko, jakby w strachu przed obozem, przed łapanką, przed śmiercią.

W jego twórczości pojawia się katastrofizm, coprawda inny niż u przedwojennych po-etów - katastrofistów. Oznacza on coś zupełnie odmiennego niż jakiś szczególny los, a mia-nowicie to, że losy człowieka w dziejach historii zawsze były i pozostaną takie same.

Jego pokolenie przebija sobie drogę do tradycji romantyzmu według Słowackiego i Norwida. Prawdopodobnie na cześć Norwida Baczyński nosi jego imię - Kamil, a jego matka bardzo ceniła sobie twórczość tego romantyka.

Może właśnie z tego miłowania do epoki romantyzmu wziął się tytuł jego wiersza napi-sanego 24.03.1942 r. „Romantyczność”. Mickiewiczowska „Romantyczność” była przecież programowym wierszem romantyków, polemizowała z poprzedzającym romantyzm oświece-niem i krytykowała je za brak uczucia. Wysuwała na pierwsze miejsce „serce i czucie... niż mędrca szkiełko i oko”.

U Baczyńskiego, tak jak u Mickiewicza, pojawia się motyw dziewczyny, dziewczyny kochanej, która obejmuje ramionami swego chłopca. Poeta mówi o śnie, o różnych widokach, które pojawiają się naprawdę. Podmiot liryczny wypowiada tu podobne słowa, jak podmiot liryczny „Romantyczności” Mickiewicza, mówi: „A ja widziałem...”.

Pojawia się tutaj również motyw ducha, czyli wykorzystuje poeta tak bliski romanty-kom wątek nadprzyrodzony.

Sam tytuł „Romantyczność” jest jakby zaprzeczeniem treści wiersza, gdyż treść jest przerażająca, opowiada o zgliszczach powstałych w czasie wojennej zawieruchy i chyba tylko marzenia podmiotu lirycznego mogą mieć jakiś wątek romantyczny. Wojna i jej obraz może być również nawiązaniem do romantyzmu, gdzie walka narodowa, walka o wolność była jed-nym z głównych haseł.

Odnaleźć tu możemy bliski poezji romantycznej obraz tragicznej miłości, która w ro-mantyzmie zawsze musiała skończyć się rozstaniem, tu również nie ma ona świetlanej przy-szłości.

Dostrzec tu możemy pewną nutę optymizmu, gdy poeta mówi, że prawem jest wyra-stać z popiołów, co oznaczać może nadejście lepszych czasów po wojnie, nowego, normalne-go życia pomimo, iż teraz zostały tylko same zgliszcza, jest nadzieja na powrót do życia.

U Baczyńskiego w wielu wierszach pojawia się motyw koła, kręgu. W wierszu „Z gło-wą na karabinie” krąg kojarzy się z obrotami jakiegoś nieludzkiego mechanizmu, z nadciąga-jącą nieodwołalnie śmiertelną grozą, tutaj mamy zamknięte koło ramion ukochanej dziewczy-ny, które mogą być ostoją spokoju, ucieczką przed przerażającą rzeczywistością.

Są tu kwiaty przejrzyste jak szkło - kontrastowość obrazów tu zgliszcza, tam kwiaty, ale te kwiaty kojarzyć się mogą z rozbitym szkłem okiem, butelek, ulicznych witryn, które wiatr rozrzuca po ulicach, jak płatki kolorowych kwiatów. Występuje wiele środków styli-stycznego obrazowania: personifikacje, porównania, przenośnie.

Często pojawia się w tym wierszu łączenie elementów wojny, grozy, zniszczeń z ele-mentami krajobrazu: kwiaty, lasy, knieje - zgliszcza, gruzy.

Podmiot liryczny słyszy muzykę, ale nie taką zwykłą graną przez grajka, lecz muzyką specyficzną dla czasu wojny, a mianowicie wywołaną od skrzydeł nadlatujących samolotów. Pojawienie się motywu ptaka może sygnalizować tęsknotę za wolnością.

Poeta dalej ukazuje tragiczny obraz wojny, twierdzi, że tu można zobaczyć wszystko na jawie: płomień w obłoku, dłonie bez ramion, wszystko tak wyraźne jak odbicie twarzy w wodach potoku. Znów kontrastowanie obrazów przyrody i wojny.

Piąta strofa wiersza akcentuje z ogromną siłą bieg czasu, jego przemijanie. Poeta mówi tu - „Takie już prawo nam rosnąć czy ginąć...”. Tak jakby to w ogóle nie podlegało dyskusji, albo rośniesz, albo giniesz w wirze wojny. Ten układ czasowy, motyw przemijania, może być obok kontrastowości potraktowany jako zasada kompozycyjna tego utworu.

Styl wiersza jest cały czas bardzo bezpośredni, podmiot liryczny jakby opowiadał o wszystkim swojej ukochanej, do niej się zwraca mówiąc: „Wiesz, miła...”, lub „Podaj ręce, kochana...”.

Ostatnia strofa sygnalizuje nadejście czegoś nowego, na co czeka podmiot liryczny, w co chciałby wierzyć, w jakieś lepsze jutro. Ma przy sobie ukochaną, która może z żalu nad ich losem płacze, a jej łzy są mu tak drogie, jakby w każdej był ukryty anioł. Obrazy tutaj ukazane mogą mieć wymowę przeciwstawienia: tych dwoje - a otaczający ich świat. Z jednej strony romantyczność zakochanych a z drugiej okrucieństwo wojny.

Przez cały wiersz przewija się motyw ukochanej dziewczyny, do której zwraca się podmiot liryczny, dlatego jest to wiersz o miłości , ale też o okrucieństwie wojny, w której ta miłość trwa.

Spójrzmy raz jeszcze na całość utworu. Tak jak wspomniano wcześniej w wierszu „Romantyczność” odnaleźć możemy sygnały atmosfery emocjonalnej grozy, np. „dłonie bez ramion”, „wypalone łodyżki ciał”, „płomień w obłoku”.

Temperatura emocjonalna utworu wyraża się też w nieregularnej wersyfikacji (np. pierwsza strofa - 13, 11, 13, 8, druga - 13, 12, 12, 7), niedokładnych rymach męskich (szept - gniew, sen - pęd), oraz w onomatopei: „wiatr rozrzuca kwiaty przejrzyste jak szkło” (oddanie niesamowitego szumu wiatru na zgliszczach).

Ładunek liryczny wiersza kryje się w słowach skierowanych do adresatki „kochana”, „miła”. Również typowe dla Baczyńskiego konstruowanie urody świata z groźną rzeczywisto-ścią, np. „lasy niewidzialne, knieje” (pierwszy obraz), „dłonie bez ramion” (drugi obraz).

Należałoby zwrócić uwagę że świat poetycki wyłania się poprzez zazębienie się i prze-nikanie obrazów i skojarzeń.

Można wspomnieć również o typowym romantycznym skojarzeniu kobieta - anioł, stąd zapewne też wziął się anioł we łzach Barbary, (bo zapewne ona jest tutaj tą kochaną).

W samym tytule można doszukać się też gorzkiej ironii do epoki romantyzmu, gdyż rozmiar tragizmu wyraźnie przekracza granice tego, co za tragiczne uważali bohaterowie ro-mantyczni i to co mogli w tamtej epoce odczuwać. W „Romantyczności” Mickiewicza było to „miasteczko - biały dzień”, tutaj są zgliszcza wielkiego miasta, zagłada pokolenia.

Wiersz wydaje się być ukazaniem intymnej sytuacji dwojga ludzi pod ponurym i groź-nym niebem historii. Ukazuje tu Baczyński wzajemne powiązania między historią a sytuacją człowieka.

Pokolenie „Kolumbów” nieuchronnie kroczy ku zgubie, a najgorsze dopiero było przed nimi.

Cóż taki był los naszego narodu, że musieliśmy „Strzelać do wroga z brylantów”.

Krzysztof Kamil Baczyński - Pokolenie

Wiatr drzewa spienia. Ziemia dojrzała.

Kłosy brzuch ciężki w gorę unoszą

i tylko chmury - palcom czy włosom

podobne - suną drapieżnie w mrok.

Ziemia owoców pełna po brzegi

kipi sytością jak wielka misa.

Tylko ze świerków na polu zwisa

głowa obcięta strasząc jak krzyk.

Kwiaty to krople miodu - tryskają

ściśnięte ziemią, co tak nabrzmiała,

pod tym jak korzeń skręcone ciała,

żywcem wtłoczone pod ciemny strop.

Ogromne nieba suną z warkotem.

Ludzie w snach ciężkich jak w klatkach krzyczą.

Usta ściśnięte mamy, twarz wilczą,

czuwając w dzień, słuchając w noc.

Pod ziemią drżą strumyki - słychać -

Krew tak nabiera w żyłach milczenia,

ciągną korzenie krew, z liści pada

rosa czerwona. I przestrzeń wzdycha.

Nas nauczono. Nie ma litości.

Po nocach śni się brat, który zginął,

któremu oczy żywcem wykłuto,

Któremu kości kijem złamano,

i drąży ciężko bolesne dłuto,

nadyma oczy jak bąble - krew.

Nas nauczono. Nie ma sumienia.

W jamach żyjemy strachem zaryci,

w grozie drążymy mroczne miłości,

własne posągi - źli troglodyci.

Nas nauczono. Nie ma miłości.

Jakże nam jeszcze uciekać w mrok

przed żaglem nozdrzy węszących nas,

przed siecią wzdętą kijów i rąk,

kiedy nie wrócą matki ni dzieci

w pustego serca rozpruty strąk.

Nas nauczono. Trzeba zapomnieć,

żeby nie umrzeć rojąc to wszystko.

Wstajemy nocą. Ciemno jest, ślisko.

Szukamy serca - bierzemy w rękę,

nasłuchujemy: wygaśnie męka,

ale zostanie kamień - tak - głaz.

I tak staniemy na wozach, czołgach,

na samolotach, na rumowisku,

gdzie po nas wąż się ciszy przeczołga,

gdzie zimny potop omyje nas,

nie wiedząc: stoi czy płynie czas.

Jak obce miasta z głębin kopane,

popielejące ludzkie pokłady

na wznak leżące, stojące wzwyż,

nie wiedząc, czy my karty iliady

rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie,

czy nam postawią, z litości chociaż,

nad grobem krzyż.


Poeta już w tytule wiersza wypowiada się w imieniu pokolenia zmuszonego do walki i zabijania. Wiersz zaczyna się od ukazania okropności wojny. Zostaje ściśle określony czas jej wybuchu: jest to pora jesieni, kędy to ziemia owoców pełna po brzegi. Obraz ten zostaje nagle zakłócony poprzez użycie sugestywnych, oryginalnych metafor, ukazujących okrucieństwa wojny:
ze świerków na polu zwisa
głowa obcięta, strasząc jak krzyk,
jak korzeń skręcone ciała,
żywcem wtłoczone pod ciemny strop
Podmiot liryczny używa liczby mnogiej nas nauczono, w jamach żyjemy, co jeszcze bardziej podkreśla jego wypowiedź w imieniu zarażonego wojną pokolenia.
Część pierwsza wiersza ukazuje świat czasu wojny, świat, który zbliżył się do krawędzi nadmiaru, sytości, rozkwitu:
Ziemia owoców pełna po brzegi // kipi sytością jak wielka misa
Ale nadchodzi katastrofa:
i tylko chmury palcom czy włosom // podobne - suną drapieżnie w mrok
W dalszym ciągu wiersza mamy opis wojny, nalotów, grozy, krwi, zagłady: ogromne nieba suną z warkotem..., z liści pada rosa czerwona.
Część druga wiersza charakteryzuje się powtórzeniem zwrotu nas nauczono. Tak zaczyna się każda strofa:
Nas nauczono, nie ma litości // Po nocach śni się brat, który zginął // któremu żywcem oczy wykłuto (...)
Nas nauczono, nie ma miłości / /I na koniec najważniejsze przesłanie: // Nas nauczono, trzeba zapomnieć
Bo z pamięcią okrucieństwa wojny nie sposób żyć. Czy inni też zapomną o bohaterstwie pokolenia? Wszak oni też pragną spokojnego życia, bez rozpamiętywania straszliwych wydarzeń. Czytelnik wiersza też zadaje sobie pytanie: czy bohaterstwo lat wojny też stanie się dla przyszłych pokoleń odległe jak czyny opisywane przez Homera? Jedyną alternatywę dla młodego pokolenia widzi poeta w zachowaniu patriotycznej postawy, w heroizmie pozwalającym porównać młodych żołnierzy do bohaterów z kart Iliady:
I tak staniemy na wozach, czołgach, // na samolotach, na rumowisku (...) // nie wiedząc, czy my karty iliady
rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie ,// czy nam postawią, z litości chociaż, // nad grobem krzyż
Pełen melancholii, a zarazem i apokaliptyczny to obraz pokolenia, którego psychika została spustoszona i wypaczona przez wojnę, pokolenia, które w wyniku tego spychane jest do poziomu prymitywnych zwierząt dla których liczy się jedynie przetrwanie, pokolenia wreszcie, które nie ma litości, nie ma sumienia, istnieje zaś tylko walka. To wojenna rzeczywistość zabrała im marzenia, miłość, sumienie i pamięć. Pozostały senne koszmary, katastroficzne wizje świata, przyrody ociekającej krwią, pozostało też pytanie, co tak naprawdę pozostanie po ofiarach wojny? Czy ci, co przeżyli będą mogli normalnie żyć w innych warunkach? Są to bowiem ludzie porażeni wojną. Bronili ojczyzny, ale zabijali ludzi.
W zakończeniu wiersza powraca ten sam obsesyjny motyw poezji Baczyńskiego - przeczucie własnej śmierci, dodatkowo udramatyzowane wątpliwościami, czy bohaterstwo młodego pokolenia i ofiara złożona z własnego życia zostaną właściwie ocenione przez przyszłe pokolenia. Stąd właśnie rodzi się dramatyczne pytanie poety o to, czy zasłużył sobie na krzyż na własnym grobie.
Pierwsza część wiersza, złożona z pięciu czterowersowych strof, przynosi ciąg skomplikowanych, metaforycznych obrazów. Uroda dojrzałego lata (kłosy, owoce, kwiaty, chmury, strumienie) w każdej strofie zostaje zdemaskowana przy pomocy kontrastowej pointy - chmury grożą bombami, z drzew zwisają obcięte głowy, spomiędzy korzeni kwitnących roślin wystają ciała umarłych. Przenikliwe spojrzenie poety dostrzega i obnaża prawdziwą zawartość pejzażu, przemieniając barokową martwą naturę w potworną wizję, bliską malarstwu Boscha.
Druga część wiersza, w której podmiot liryczny wygłasza monolog w imieniu swojego pokolenia składa się z pięciu strof o nierównej długości (kolejno 6,4,6,6 i 12 wersów). Chwytem organizującym kompozycyjnie tę część wiersza jest powtórzenie (anafora) nas nauczono. Liczne aluzje literackie (Iliada Homera, Wesele Wyspiańskiego, Apokalipsa, Stepy Akermańskie Mickiewicza) odwołują się do najbardziej podniosłych, a zarazem tragicznych momentów w dziejach ludzkości.
Pozornie zwykły opis krajobrazu, towarzyszący utworowi wywołuje w czytelniku lęk, spotęgowany zastosowaniem przez podmiot liryczny określonego słownictwa: spienia, drapieżne, tryskają, nabrzmiała. Częstym środkiem artystycznym w wierszu jest kontrast: ani w dzień ani w noc, wilcza twarz. Potęguje to nastrój apokalipsy. Z licznych pozostałych środków artystycznych wymienić można: przenośnie (wiatr drzewa spienia, ogromne nieba suną z warkotem), anaforę (nas nauczono), epitety (mroczne miłości, ziemia dojrzała), alegorie (twarz wilcza, bolesne dłuta). Pierwsza część wiersza ma charakter opisowy, druga zaś osobistego wyznania.

Krzysztof Kamil Baczyński - Z głową na karabinie

Nocą słyszę, jak coraz bliżej

drżąc i grając krąg się zaciska.

A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży,

wyhuśtała mnie chmur kołyska.

A mnie przecież wody szerokie

na dźwigarach swych niosły ptaki

bzu dzikiego; bujne obłoki

były dla mnie jak uśmiech matki.

Krąg powolny dzień czy noc krąży,

ostrzem świszcząc tnie już przy ustach,

a mnie przecież tak jak innym

ziemia rosła tęga - nie pusta.

I mnie przecież jak dymu laska

wytryskała gołębia młodość;

teraz na dnie śmierci wyrastam

ja - syn dziki mego narodu.

Krąg jak nożem z wolna rozcina,

przetnie światło, zanim dzień minie,

a ja prześpię czas wielkiej rzeźby

z głową ciężką na karabinie.

Obskoczony przez zdarzeń zamęt,

kręgiem ostrym rozdarty na pół,

głowę rzucę pod wiatr jak granat,

piersi zgniecie czas czarną łapą;

bo to była życia nieśmiałość,

a odwaga - gdy śmiercią niosło.

Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało

wielkie sprawy głupią miłością.


Utwór ten powstał w ostatnim okresie twórczości Baczyńskiego. Poeta ten miał być w czasie kalekim żołnierzem i zarazem subtelnym lirykiem, który w mrocznym czasie wojny nie był kronikarzem bitew ani agitatorem wzywającym do oporu. Jego przemyślenia były niepokojem poety szukającego języka zdolnego do opisania apokalipsy współczesności.
Ma to swoje odzwierciedlenie w wierszu Z głową na karabinie w którym podmiot liryczny to tak zwany żołnierz - poeta. W lirycznej wypowiedzi przedstawia swój dramatyczny spór z losem. Pełen jest bezsilnego żalu o to, w jakich warunkach i w jakiej rzeczywistości przyszło mu żyć. Wspomina wspaniałe, szczęśliwe, harmonijne i spokojne lata przedwojenne, w których dorastał, a które już nie powrócą. Jego beztroska, niewinna, pełna wolności gołębia młodość nie może realizować się w obecnej sytuacji, kiedy krąg się zaciska i ostrzem świszcząc tnie tuż przy ustach. Podmiot liryczny zostaje osaczony przez wojenną rzeczywistość, przestrzeń wokół niego zaciska się, świat się kurczy. Tera wyrasta on na dnie śmierci, jest dziki, czyli wyzbywa się swojej moralnej wrażliwości, człowieczeństwa, musi stać się barbarzyńcą, nieludzko godzącym się na śmierć, zabijanie. Celowe użycie i kilkakrotne powtórzenie w wierszu słowa przecież wzmaga uczucie żali podmiotu lirycznego, którego zdrój rzeźbił chyży, wyhuśtała chmur kołyska i dla którego bujne obłoki były jak śmiech matki, a tak jak innym ziemia rosła tęga, nie pusta. Jak widać utwór ten zbudowany jest na zasadzie kontrastu, przeciwstawienia sobie argumentów. Argumentami ą racje życia, a kontrargumentami - wojna i obraz rzeczywistości wojennej.
Podmiot liryczny odczuwa gorące pragnienie życia, ale wyraża jednocześnie uczucie nieuchronnej śmierci. Jest rozdarty wewnętrznie. Wadzi się z losem po to, by w konsekwencji określić swą postawę wobec rzeczywistości, która w bezwzględny sposób została mu narzucona. Osoba mówiąca wiersza chce przespać czas wielkiej rzeźby z głową ciężką na karabinie. Czas wielkiej rzeźby to czas tworzenia, lecz nie piórem w dłoni, tylko w oddziale żołnierzy, z karabinem zamiast pióra, krwią zamiast atramentu. Bowiem to wojna kształtuje świat. Dlatego podmiot liryczny zmarnuje swój czas, czas tworzenia - będzie walczył.
W ten sposób koniec utworu to koniec zwady podmiotu lirycznego. Mimo wszystko przewyższa bohaterski obowiązek. Osoba mówiąca w wierszu to człowiek wrażliwy na uroki otaczającego go świata. Kocha życie i wolność. Mimo to wybiera wojnę, chociaż wie, że jej konsekwencją jest śmierć (Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało wielkie sprawy głupią miłością). Ostatnia strofa tłumaczy tę decyzję, która wcale nie była łatwa.
Wiersz ten to regularny 9-zgłowskowiec zbudowany z siedmiu strof. Występuje krzyżowy układ rymów, przy czym przeważają rymy niedokładne, żeńskie (np. bliżej - chyży, zaciska - kołyska, laska - wyrastam). Rozbudowana jest instrumentacja głoskowa: skupione głoski szczelinowe, które oddają świst kul (ostrzem świszcząc tnie tuż przy ustach), da się słyszeć półmetaliczne dźwięki. Służy to bardziej wyrazistemu ukazaniu zagrożenia w czasie wojny. Liczne są także epitety (zdrój chyży, wody szerokie, bujne obłoki), służące do opisu szczęścia, spokoju, promienności lat przedwojennych.
Wiersz ten uwidacznia konflikt, jaki dosięga człowieka przeżywającego tragizm rzeczywistości wojennej. Mamy tu do czynienia z liryką bezpośrednią ze względu na osobiste wyznanie podmiotu lirycznego w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Jest to utwór reprezentacyjny, zawierający protest przeciwko wojnie.

Tadeusz Różewicz

Tadeusz Różewicz - Ocalony

Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.

To są nazwy puste i jednoznaczne:
człowiek i zwierzę
miłość i nienawiść
wróg i przyjaciel
ciemność i światło.

Człowieka tak się zabija jak zwierzę
widziałem:
furgony porąbanych ludzi
którzy nie zostaną zbawieni.

Pojęcia są tylko wyrazami:
cnota i występek
prawda i kłamstwo
piękno i brzydota
męstwo i tchórzostwo.

Jednako waży cnota i występek
widziałem:
człowieka który był jeden
występny i cnotliwy.

Szukałem nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło od ciemności.

Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.

Tadeusz Różewicz poświęcił większość swojej twórczości przemyśleniom dotyczącym człowieka. Wgłębiając się w jego stan umysłowy, konfrontując go z otaczającą rzeczywistością, próbując określić rolę, jaką człowiek odgrywa w społeczeństwie, stara się pokazać, że współczesny mu człowiek zaczyna nieświadomie dążyć do uprzedmiotowienia się. Wiersz „Ocalony” jest doskonałym przykładem na twórczość Różewicza. Autor w sposób bardzo syntetyczny stara się przekazać czytelnikowi swoje osobiste przemyślenia - rezygnując z poetyckiego języka, dążąc do jak największej prostoty słownej, starając się utrzymać czystość przekazu. Pisząc w pierwszej osobie nadaje wierszowi bardziej osobisty ton, dzięki czemu czytelnik ma możliwość utożsamienia się z podmiotem lirycznym, postawienia się w jego sytuacji.
Wiersz tworzy pewną pętlę - zaczyna się i kończy tą samą zwrotką. Jej tekst nie zmienia się, zmienia się natomiast jej znaczenie. Strofa ta, podczas czytania wiersza, nabiera zupełnie nowego znaczenia. Za pierwszym razem zdaje się być zwykłą informacją, wywołującą pozytywne uczucie - podmiot liryczny ocalał, czytelnik na samym wstępie otrzymuje dobrą nowinę. Nie wiedząc jeszcze nic o podmiocie lirycznym, poza tym, że ma dwadzieścia cztery lata, nie jesteśmy w stanie odebrać pierwszego zdania w taki sposób, w jaki chciał to przekazać Różewicz. Staje się to dopiero na końcu wiersza. Autor zadziałał tu zaskoczeniem, gdyż powracamy do tych samych słów, a jednak, jak się później okaże, do zupełnie odmiennej myśli.
Na drugą zwrotkę, podobnie jak na czwartą, składają się kontrastujące ze sobą pojęcia. Najważniejsze i odwieczne wartości moralne stają się podobne do tych, które uznajemy za złe, niegodziwe lub odrażające. Współczesny Różewiczowi świat ujednolicił je, przeciwieństwa zanikły. Człowiek staje się zwierzęciem, miłość skrywa nienawiść, przyjaciel może być wrogiem. Różewicz zaprzecza w ten sposób odwiecznemu przekonaniu o wyjątkowości człowieka. Istotne dla nas wartości są tak naprawdę „puste i jednoznaczne”. To są tylko słowa, które nie oddadzą prawdy o otaczającym nas świecie. Fryderyk Nietzsche powiedział kiedyś, że człowiek nie może poruszać się po świecie, nie nazywając go, nie określając. Ubieranie świata w słowa daje człowiekowi poczucie pozornego bezpieczeństwa i świadomości tego, co nas otacza. Nigdy jednak słowa te nie oddadzą prawdy, są w rzeczywistości udawane. Różewicz twierdzi podobnie, jednakże punktem jego rozważań stają się kwestie moralno-etyczne. Nie dość, że te pojęcia są dla niego puste, to także ich pierwotne znaczenie się ujednolica. Nie ma miłości, kiedy jest nienawiść - od jednej skrajności jest niedaleko do drugiej. Świat staje się obłudny, hołduje wartościom, które zdają się nie istnieć - pojęcia są tylko wyrazami. Człowiek, zdegradowany przez Różewicza do poziomu zwierzęcia, traci tym samym swoją tożsamość, staje się przedmiotem:

„Człowieka tak się zabija jak zwierzę
widziałem:
furgony porąbanych ludzi
którzy nie zostaną zbawieni”

W powyższej strofie, ciążący nad Różewiczem ciężar powojennej rzeczywistości, daje swój największy upust. Ludzie sami traktują się jak zwierzęta, zaprzeczają całej idei człowieczeństwa, mordują z taką samą łatwością, z jaką wykonują każdą inną czynność. Mało tego, morderstwa przebiegają hurtowo, za wydaniem czyjegoś rozkazu. Kiedy człowiek staje się zwierzęciem, traci swoje ludzkie prawa. Nie zostanie zbawiony, bowiem Bóg nie zbawia zwierząt.
Morderca okresu wojennego jest skryty, nie jest bezpośrednim sprawcą, dzięki czemu sam ma pozorne przekonanie o swojej niewinności, czuje się bezpiecznie w swoim fotelu, podczas gdy ktoś za niego dokonuje egzekucji. Człowiek jest towarem w fabryce morderstw, jest „prowadzony na rzeź”.
Różewicz pisze: „widziałem”. W tym słowie tkwią silne emocje, jest to akcent, który uświadamia nam, że podmiot liryczny był świadkiem opisanej przez siebie sytuacji. Takie wyobrażenie jeszcze bardziej przemawia do czytelnika, posiada osobistą wymowę, każe nam przypuszczać, że Różewicz mówi prawdę. „Widziałem człowieka który był jeden występny i cnotliwy” - cnota i występek również stają się sobie równe. Każdy z nas, w różny sposób, zakłada maski, stwarzając wizerunek osoby idealnej, nienagannej, podczas gdy pod tą maską skrywają się często ciemne i niekiedy przerażające sekrety. Każdy z nas posiada swoją ciemniejszą stronę, będąc jednocześnie człowiekiem dobrym. Intrygujące jest również to, że człowieka, który posiada takie rozdwojenie osobowości, który mieści w sobie wszystkie skrajności, będąc jednocześnie odważnym i tchórzliwym, czy też prawdomównym i kłamliwym, trudno jest określić. Wydawać by się mogło, że traci się w tym miejscu poczucie bezpieczeństwa - Różewicz ma tego pełną świadomość, stara się przetrzeć czytelnikowi oczy, prowokując go do myślenia.
W całym tym pesymistycznym punkcie widzenia, dostrzegamy iskrę nadziei. „Szukam nauczyciela i mistrza, niech przywróci mi wzrok słuch i mowę” - kim mógłby być dla Różewicza nauczyciel? Czy pod symbolem nauczyciela, kryje się odwołanie do postaci Chrystusa, czy też do nowej idei, która mogłaby przywrócić światu ład? Człowiek współczesny Różewiczowi jest kaleki, jego zmysły są otępiałe, będąc zwierzęciem stracił zdolność „mówienia”. Nowy nauczyciel ma nie tylko uzdrowić zmysły, on ma ponownie nazwać rzeczy i pojęcia, ponownie oddzielić scalone wartości. Mamy tu do czynienia z rzadko występującą u Różewicza metaforą. Oddzielenie światła od ciemności, jest biblijnym rozdzieleniem dobra i zła, ciemność i światło w drugiej zwrotce stały się (tak jak i inne pojęcia) puste i jednoznaczne. Autor pragnie je ponownie rozdzielić, dzięki czemu mógłby scalić ludzką osobowość. Rozbity wewnętrznie człowiek żyje w jednolitej rzeczywistości - kiedy tą rzeczywistość się ponownie rozdzieli i nazwie, człowiek znowu stanie się człowiekiem, zacznie żyć. W ten sposób zostaje zachowana idea równowagi, ładu, staje się możliwe sensowne funkcjonowanie.
Dochodzimy w ten sposób do ostatniej zwrotki, która ewoluowała i całkowicie zmieniła swój charakter. „Ocalenie” ma już inny sens - nie jest pozytywne, niesie za sobą cały szereg cierpień psychicznych. Różewicz musi żyć w świecie, do którego nie pasuje, posiada uczucia, na które nie ma tu miejsca. Straszna wydaje się być świadomość niedopasowania, nowe życie nie wydaje się być lepsze. Cóż dało to ocalenie? Świat jest bezbarwny, człowiek stał się mechaniczny i obłudny. Na tym gruncie wyrasta potrzeba zmiany, całkowitego uporządkowania - gdy to się ziści, dopiero wtedy każdy z nas będzie mógł stanąć ponownie na nogi i poczuć, że żyje, że zasługuje na miano bycia człowiekiem.

Tadeusz Różewicz - Lament


Zwracam się do was kapłani
nauczyciele sędziowie artyści
szewcy lekarze referenci
i do ciebie mój ojcze
Wysłuchajcie mnie.

Nie jestem młody
niech was smukłość mego ciała
nie zawodzi
ani tkliwa biel mojej szyi
ani jasność otwartego czoła
ani puch nad słodką wargą
ni śmiech cherubiński
ni krok elastyczny

nie jestem młody
niech was moja niewinność
nie wzrusza
ani moja czystość
ani moja slabość
kruchość i prostota

mam lat dwadzieścia
jestem mordercą
jestem narzędziem
tak ślepym jak miecz
w dłoni kata
zamordowałem człowieka
i czerwonymi palcami
gładzilem białe piersi kobiet.

Okaleczony nie widziałem
ani nieba ani róży
ptaka gniazda drzewa
świętego Franciszka
Achillesa i Hektora
Przez sześć lat
buchał w nozdrza opar krwi
Nie wierzę w przemianę wody w wino
nie wierzę w grzechów odpuszczenie
nie wierzę w ciała zmartwychwstanie

Tytuł i forma wiersza nawiązuje do popularnego w literaturze staropolskiej gatunku utworów wyrażających skargę, narzekanie, ból, nieszczęście, bezradność wobec śmierci, przeciwieństw losu. Przykładem może być średniowieczny "Lament świętokrzyski", anonimowe tzw. "lamenty chłopskie".
Wiersz Różewicza pochodzi (podobnie jak "Ocalony") z tomu "Niepokój" a napisany został w formie wypowiedzi lamentacyjnej, zwrotu do innych, zbiorowości. Carakterystyczny jest początek, w którym prośba o wysłuchanie skargi ("Wysłuchajcie mnie") skierowana została do różnych zawodów, środowisk, grup społecznych ("kapłani/nauczyciele sędziowie artyści/szewcy lekarze referenci") a w końcu Siły Najwyższej, Boga ("i do ciebie mój ojcze").
Kolejne dwie strofy, rozpoczynające się od deklaracji "Nie jestem młody", przynoszą przekorną autocharakterystykę bohatera lirycznej wypowiedzi reprezentanta generacji wojennej. Bowiem piękno zewnętrzne, uroda ciała ("tkliwa biel szyi", "jasność otwartego czoła", "puch nad słodką wargą", "krok elastyczny") ani typowe atrybuty młodzieńczej psychiki ("niewinność", "czystość", "słabość", "kruchość i prostota"), okazują się pozorne ("niech was(...) nie zwodzi", "niech was(...)nie wzrusza").
Czwarty fragment rozpoczyna, pozostające w logicznej sprzeczności ze zwrotem pierwszych wersów strof II i III, stwierdzenie "mam lat dwadzieścia". Właśnie człowiek młody to ten, który ma dwadzieścia lat. W dalszej jednak części utworu czytamy: "jestem mordercą", "zamordowałem człowieka". Widoczne jest tutaj wyraźne poczucie winy, piętno Kaina, które wyrażają jednoznacznie niepokój sumienia, dramatyczny konflikt, brak wewnętrznego spokoju. Pamięć morderstwa czyni zatem z człowieka młodego - starca. Równocześnie pojawia się perspektywa jakiejś siły nadrzędnej, losu, okrutnej konieczności, której praw wykonawcą, "narzędziem ślepym" był bohater "Lamentu". Możemy się domyślać, że chodzi o wojnę. We fragmencie ostatnim wiersza znajdujemy wyraźną aluzję do sześciu lat koszmaru wojny i okupacji ("Przez sześć lat/ buchał z nozdrza opar krwi"). Charakterystyczne, iż rzeczywistość "czasów pogardy", "spełnionej Apokalipsy" określona jest w liryku Różewicza jako czas mordu, zabijania. Poeta nie znajduje żadnego usprawiedliwienia dla siebie i swojej generacji. Odrzuca ideały patriotycznego obowiązku, szlachetnej walki o wolność narodu. Wojna to zabijanie i nic więcej.
Fragment kończący utwór jest manifestacją poczucia wydziedziczenia, obcości, odrzucenia. Bohater wiersza czuje się "okaleczony" przez los, Historię, w której zmuszony był uczestniczyć i "ślepo" posłuszny jej prawom zabijać. Wojna pozbawiła go możliwości poznawania urody świata, dostępu do piękna, wartości, kultury ("nie widziałem(...) Achillesa i Hektora"). Główną ideą utworu jest bowiem tragiczna refleksja nad konsekwencjami wpływu wojny na psychikę człowieka. Poezję Różewicza cechuje skrajny moralizm, troska o etyczny wymiar ludzkiej egzystencji.
Wersy zamykające wiersz stanowią bluźnierczą parafrazę chrześcijańskiego "credo" - wyznania wiary:
"Nie wierze w przemianę wody w wino
nie wierzę w grzechów odpuszczenie
nie wierzę w ciała zmartwychwstanie"
Trzykrotnie powtarzająca się anafora "nie wierzę" jest świadectwem dramatycznego kryzysu światopoglądowego bohatera wypowiedzi. Warto tu podkreślić symboliczne, w tradycji chrześcijańskiej, znaczenie liczby trzy (Trójca Święta). Utwór odsłania nie tylko tragedię bohatera lirycznej wypowiedzi, jego konflikty sumienia ale też dramat alienacji osobowości tych, którzy doświadczyli okrucieństwa wojny. Sześć lat koszmaru pozbawiło pokolenie Różewicza wiary w wartości najwyższe, w religię, ukazało absurd egzystencji człowieka w ogóle.

Zbigniew Herbert


Zbigniew Herbert - U wrót doliny


Po deszczu gwiazd
na łące popiołów
zebrali się wszyscy pod strażą aniołów

z ocalałego wzgórza
można objąć wzrokiem
całe beczące stado dwunogów

naprawdę jest ich niewielu
doliczając nawet tych którzy przyjdą
z kronik bajek i żywotów świętych

ale dość tych rozważań
przenieśmy się wzrokiem
do gardła doliny
z którego dobywa się krzyk

po świście eksplozji
po świście ciszy
ten głos bije jak źródło żywej wody

jest to jak nam wyjaśniają
krzyk matek od których odłączają dzieci
gdyż jak się okazuje
będziemy zbawieni pojedynczo

aniołowie stróże są bezwzględni
i trzeba przyznać mają ciężką robotę

ona prosi
-schowaj mnie w oku
w dłoni w ramionach
zawsze byliśmy razem
nie możesz mnie teraz opuścić
kiedy umarłam i potrzebuję czułości

starszy anioł
z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie

staruszka niesie
zwłoki kanarka
(wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
był taki miły - mówi z płaczem
wszystko rozumiał
kiedy powiedziałam -
głos jej ginie wśród ogólnego wrzasku

nawet drwal
którego trudno posądzać o takie rzeczy
stare zgarbione chłopisko
przyciska siekierę do piersi
- całe życie była moja
teraz też będzie moja
żywiła mnie tam
wyżywi tu
nikt nie ma prawa
- powiada -
nie oddam

ci którzy jak się zdaje
bez bólu poddali się rozkazom
idą spuściwszy głowy na znak pojednania
ale w zaciśniętych pięściach chowają
strzępy listów wstążki włosy ucięte
i fotografie
które jak sądzą naiwnie
nie zostaną im odebrane

tak to oni wyglądają
na moment
przed ostatecznym podziałem
na zgrzytających zębami
i śpiewających psalmy



„U wrót doliny” - Sąd ostateczny (śpiewający psalmy a zgrzytający zębami). Sprawiedliwość. Przekonanie o szczęściu dla człowieka, ale nie w niebie, lecz na ziemi. Człowiek związany jest z ziemią. Ocena współczesnych ludzi. Odbieranie ludziom resztek łączących ich sił z ziemią. Aniołowie są okrutni, cyniczni, brutalni. Pozbawienie prawa wyboru. Podmiot liryczny wyróżnia się z ludu 192 , przerasta ich wiedzą, zna mechanizmy historii. Jednostka wobec siły zawsze ponosi klęskę. Współczucie, choć i ironia wobec tłumu. Oczekuje działania, sprzeciwienia się.

Zbigniew Herbert - Przesłanie Pana Cogito

Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie
strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych
strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy
czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę
powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku
a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku
idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów
Bądź wierny Idź


„Przesłanie pana Cogito” - dekalog moralny człowieka czasów zagrożenia zawarty w przesłaniu pana Cogito. Człowiek jest najważniejszy, określa go działanie i myślenie. Pan Cogito - nauczycielem, mistrzem, który posiadł tajemnicę życia. Liryka adresata, maski. Pozwala to na pewien dystans, nie jest emocjonalny. Falowanie rytmu powoduje obrazowanie trudów wędrówki „IDŹ”. Przywołanie mitu o Jazonie i agronautach. Ambicje są nieosiągalne, celem jest dążenie do nich, a nie ich osiągnięcie. Nie odbiera nadziei, życie dążeniem w imię zasady, która nas określi. Motyw wędrówki (przez piekło życia). Cogito żąda od adresata kryteriów oceny człowieka. Nie ukrywa, że nie będzie to łatwa. Człowiek ma dbać o swoją godność. Liczy się jedynie odwaga, gdy rozum zawodzi. Intuicja, wiara, nadzieja, miłość, Bóg. Cywilna odwaga, wierność sobie. Ludzka, humanitarna postawa. Gniew może wyzwolić agresję. Gniew wewnętrzny rodzi sprzeciw, a to kształtuje człowieka. Człowiek musi skupić główną uwagę na siebie, a nie na innych. Nie można przerzucać odpowiedzialności na innych. Wszystko w imieniu własnym. Heroizm moralny, należy strzec się pychy. Eklektyzm życiowy - religia, przyroda, własne doświadczenia. Każdy sam musi wiedzieć o nadchodzącym zagrożeniu. Próba dotarcia do metafizyki dobra i zła należy do każdego z nas. Cały czas trzeba myśleć o otaczającym świecie. Postawa ta spotkać się może z niezrozumieniem. Trzeba być niezłomnym, trwać w swych postanowieniach.

Miron Białoszewski


Urodził się w 1922 r. w Warszawie. W czasie okupacji studiował filologię polską na tajnych kompletach Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1946-1951 pracował jako dziennikarz. pierwszy tomik poetycki - "Obroty rzeczy" - wydał w 1956 r. Książka ta wzbudziła ogromne zainteresowanie krytyki i czytelników. Opublikował następnie zbiory wierszy: "Rachunek zachciankowy" (1959), "Mylne wzruszenia" (1961), "Było i było" (1965), "Odczepić się" (1978), oraz wybory, zawierające także teksty wcześniej nie drukowane: "Wiersze" (1976), "Poezje wybrane" (1976) i tomik w serii "Poeci Polscy" (1977). Był współtwórcą, jednym z wykonawców i autorów słynnego Teatru Osobnego, działającego w latach 1955-1963. Zbiór programów tego teatru został wydany w roku 1971 ("Teatr Osobny"). Opublikował też tomy prozy: "Donosy rzeczywistości" (1973), "Szumy, zlepy, ciągi" (1976) i "Zawał" (1977). W "Pamiętniku z powstania warszawskiego" stworzył nowy, odbiegający od dotychczasowych relacji obraz tragicznych wydarzeń powstania. Za tę książkę otrzymał w roku 1971 nagrodę Ministra Kultury i Sztuki II stopnia.

Twórczość
Jego poezja, uważana przez nieprzyzwyczajonych czytelników za dziwactwo, da się wytłumaczyć na tle szeroko podjętych eksperymentów i poszukiwań językowych. Warto jednak pamiętać, że zabawa ze słowem, jaką uprawia Białoszewski, kryje w sobie ciekawe treści światopoglądowe, rejestruje sporo trudnych do nazwania przeżyć psychicznych. Doskonali więc poeata język nie tylko przez wprowadzanie nowych słów, lecz także przez demaskowanie, parafrazowanie, a niekiedy parodiowanie jego ułomności.

Przeżywanie świata przez jednostkę bywa zwykle bogatsze niż możliwości nazwania samych przeżyć. Jakaż jest więc relacja między rzeczami i słowami? Rozwijanie wyobraźni językowej społeczeństwa okazuje się drogą do usprawnienia środków porozumiewania się między ludźmi. poetycka zabawa ze słowem u Białoszewskiego godna jest uwagi nawet wówczas, jeśli nie dla wszystkich pomysłów zyska on naszą aprobatę. Warto również pamiętać, że znaczna część zaskakujących rozwiązań w warstwie językowej jego poezji zmierza do groteski, staje się często dobrym żartem, choć kryć się mogą za nim sprawy całkiem poważne.

Białoszewski, badając język, którym się posługujemy, dostrzega jego ułomności. Stąd też zdania w wierszach bywają niepełne, urwane, eliptyczne. Miejsca te w codziennej rozmowie wypełnia gestykulacja. poeta twierdzi zresztą, że wiersze powinny być do słuchania, nie do czytania, to znaczy powinny być wygłaszane do słuchaczy, wymagają bezpośredniego kontaktu poety z odbiorcą. W istocie więc chodzi tu o stworzenie takiej sytuacji, jak w bezpośredniej rozmowie. Odwoływanie się do jezyka mówionego, a nie pisanego, warunkuje w wierszach Białoszewskiego zarówno rytm wypowiedzi poetyckiej, jak i dobór słownictwa. Parafrazowanie właściwości języka mówionego zapisuje się także w używaniu różnego typu powiedzeń i porzekadeł, podsłuchanych na peryferiach miasta, w kolejkach podmiejskich.Z żargonu i gwary podmiejskiej pochodzi także skłonność do zabawnego przekształcania brzmień i znaczeń. Tak na przykład w wierszu Taniec na błędach ubezdźwięcznionych przez analogię do liczebnika "miliony" tworzy Białoszewski wyraz "małpiliony".

Obok załamania frazy jako podstawowej cząstki składniowej ważną rolę odgrywa w tej poezji także rozbicie wyrazu na cząstki morfologiczne. Wyodrębnienie rdzenia, przedrostków i przyrostków, swobodne operowanie nimi, łączenie w nowe całości lub też pozostawianie cząstek niesamodzielnych jako osobnych wyrazów w wierszu - są to stałe praktyki w poezji Białoszewskiego. Wydawać by się mogło, że zburzenie logicznej struktury wypowiedzi językowej doprowadzić musi do zatraty jakiegokolwiek sensu. Tak jednak nie jest. Manipulowanie formami gramatycznymi języka, swoista analiza jego cząstek, jest tylko częścią przedsięwzięć Białoszewskiego. W burzeniu naszych przyzwyczajeń językowych Białoszewski nie zapomina bowiem o tworzeniu nowego porządku. Owo "odejmowanie słów od rzeczy" jest tylko wstępną częścią skomplikowanej operacji. Słowa oddzielone od desygnatów zachowują przecież swoje brzmienie. Mozna więc łączyć je w większe całości na tej właśnie zasadzie. W wierszu Nadwołkowyjskiej nocy liczba pojedyncza na tej zasadzie zestawiane są obok siebie "szło" i "szkło". We wspomnianym już wierszu Taniec na błędach ubezdźwięcznionych podobieństwa brzmieniowe łączą ze sobą takie słowa, jak "humor" i "rumor", "spokój" i "niepokój", "miliony", "małpiliony", "pilonych" itp. Taka zasada brzmieniowo-skojarzeniowego wywoływania słów z pamięci prowadzi do powstawania swoistych napięć znaczeniowych między wyrazami. Nawet bowiem mechaniczne i przypadkowe zestawienie dwóch wyrazów zarysowuje możliwość nowego sensu. Aby to sprawdzić, powróćmy do wcześniejszego przykładu. Teraz jednak przytoczymy cały fragment wiersza w jego autentycznej szacie graficznej:

Uspokój się, Białoszewski
byłeś dziś pierwszy szczęśliwy
(humor jak rumor
spadł! o
spokój
niepokój),
nie jesteś pierwszy nieszczęśliwy(...)

Sprawdźmy najpierw wszystkie zabiegi językowe, istniejące w tym fragmencie. Można więc mówić o instrumentacji brzmieniowej (powtarzanie grup spółgłoskowych "sp" w wersie 1, 4 i 5; sylab lub grup sylabowych w wersie 2, 3, 5, 6, 7), o uporządkowaniu graficznym (w wersie 3 ostatnie słowo "spadło" do następnego, wydając przy tej okazji westchnienie "o". Zapisane to zostało kształtem graficznym wiersza), a wreszcie o uporządkowaniu znaczeniowym. Wiersz bowiem wyraża postawę wobec świata, nazwijmy ją postawą stoicką, choć w wydaniu popularnym, przypominającym znane powiedzenie: "tylko spokój może nas uratować". Szczęścia i nieszczęścia następują szybko po sobie. Stąd też humor, będący zewnętrznym objawem wewnętrznej szczęśliwości, spada jak rumor, to znaczy nagle, głośno, zaskakuje nas, wnet też przemija. porządek słów w tym fragmencie ma więc swe logiczne znaczenie, stara się nazwać pewne przeżycia i stany psychiczne.

Podobnej analizy wymaga wiersz Nadwołkowyjskiej nocy liczba pojedyncza. W obu tytułach podkreślony został "gramatyczny" charakter wierszy. W drugim utworze chodzi oczywiście o gramatykę języków słowiańskich. Wołkowyja (miejscowość w Bieszczadach) etymologicznie pochodzi od dwóch słów: wołk w języku Rusinów Podkarpackich oznacza wilka. W nazwie miejscowości jest także rdzeń słowa "wyć". Zakończenie wiersza wyodrębnia rdzeń pierwszego słowa w formie archaicznej "włk" i stosuje do niego współczesną odmianę polską ("włka"), ale ta forma brzmieniowo kojarzy się ze słowem "łka" (płacze). W ten sposób docieramy do warstwy znaczeniowj utworu: jest to po prostu zapis wrażeń z pobytu w Bieszczadach. Wycie wilków przypomina o grasujących tu po wojnie bandach, wywołuje trwogę, jest także zapisem cierpienia i płaczu. Fakty te nie zostały nazwane bezpośrednio, lecz tylko przypomniane, zasygnalizowane w językowej konstrukcji utworu.

Poetycka zabawa z językiem znana była i wcześniej w naszej poezji. Uprawiali ją (trochę na innych zasadach) futuryści, skamandryci, a także poeci krakowskiej awangardy. Nigdy jednak nie była to dążność tak konsekwentna jak u Białoszewskiego. Wtobraźnia poety buduje świat własny trochę na przekór tradycji literackiej. Bunt przeciwko niej zapisuje się w wyborze poetyckich rekwizytów: świat domowych sprzętów, czynszowych kamienic, starych uliczek, bez kolorów, bez zieleni, wyraża przeżycia człowieka zagubionego w wielkim mieście, uciekającego przed zyciem, który gotów w każdej chwili pisać poetyckie traktaty o urokach i niebezpieczeństwach leniwego leżenia w łóżku (por. wiersz Leżenia).

Białoszewski debiutował najpóźniej z całej grupy swoich rówieśników, stąd też dość często zalicza się go do następnej generacji poetyckiej, która wkroczyła do literatury po 1956 roku. Z Różewiczem łączy go jednak przekorne odrzucenie tradycyjnego typu poetyzowania, niechęć do "pięknych" słów w poezji, z Szymborską - skłonność do budowania wierszy z anegdotą, fabułą. Białoszewski opowiada zawsze swoje dziwne przygody z rzeczami, których często nie umie nazwać. Autor Obrotów rzeczy i Rachunku zachciankowego inspirował wielu młodszych poetów, których krytyka literacka zaliczyła do grupy czy kierunku "słowiarzy". Zwracają oni uwagę na właściwości samego języka, sprawdzają jego możliwości, jego sprawność i przydatność w poznawaniu świata

Miron Białoszewski - "Wywód jestem'u"

jestem sobie

jestem głupi

co mam robić

a co mam robić

jak nie wiedzieć

a co ja wiem

co ja jestem

wiem że jestem

taki jak jestem

może niegłupi

ale to może tylko dlatego że wiem

że każdy dla siebie jest najważniejszy

bo jak się na siebie nie godzi

to i tak taki jest się jaki jest

Każdy człowiek zastanawia się nad tym, kim jest i do jakiego celu dąży. Odpowiedzi na te pytania różnią się w zależności od tego, w którym momencie życia i w jakich okolicznościach są udzielane. Zwykle bywa tak, że gdy udaje się nam zakończyć sukcesem jakieś zadanie, lub jeśli nie trapią nas żadne trudności i zmartwienia, nasze podejście do życia jest bardziej optymistyczne, z nadzieją spoglądamy w przyszłość. Inaczej bywa w chwilach zniechęceń i załamań, gdy wysiłki włożone w osiągnięcie określonego celu nie przynoszą pożądanego efektu. Wówczas zaczynamy wątpić w swoje możliwości, nie dostrzegamy celowości aktywnego działania, popadamy w depresję.
Powyższe skojarzenia nasuwają mi się po przeczytaniu wiersza Mirona Białoszewskiego "Wywód jestem'u". Głębsza refleksja nad treścią utworu pozwala dostrzec w niej trzy aspekty: ontologiczny, psychologiczny i religijny.
Ontologia jest działem filozofii, zajmującym się ogólną teorią bytu, charakteru i strukturą rzeczywistosci. Ten wymiar wiersza sprowadza się do próby odpowiedzi na pytania: Kim jestem? Jakie cechy posiadam? Podmiot liryczny ma określone wątpliwości co do tego, jaki jest naprawdę. Twierdzi o sobie:
"...jestem głupi(...)
może niegłupi..."
Pewny jest natomiast, że jest taki, jaki jest. Słowa te, w moim przekonaniu, są wyrazem niepewności własnej wartości i braku wiary w uzdrowienie niedowartościowanej osobowości. Jeśli niemożliwe staje się dowartościowanie, nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować siebie, zgodzić się na takiego, jakim się jest. Samoakceptacja w przypadku niskiego mniemania o sobie to sprawa niezwykle trudna ze względu na złożoność psychiki ludzkiej. Człowiek dąży do wielkości, to leży w jego naturze. Jeżeli na drodze do rozwoju trafia na bariery, albo zniechęca się i zatrzymuje, albo też pokonuje trudności i idzie naprzód. Podmiot liryczny w wierszu Mirona Białoszewskiego nie podejmuje walki z przeciwnościami. Godzi się na siebie, na swą małość i bezradność. Wie, że jest dla siebie najważniejszy i ta świadomość pozwala mu być i trwać.
Obok wspomnianych elementów ontologicznego i psychologicznego, w analizowanym wierszu można dostrzec również aspekty filozofii starożytnej oraz biblijnej. Stwierdzenia podmiotu lirycznego ściśle nawiązują do myśli Kartezjusza "Myślę, więc jestem", jak i do słynnego zdania wypowiedzianego przez Pascala "Wątpię, więc jestem". Jeśli myślę to poszukuję odpowiedzi na określone wątpliwości. Jedną z nich jest pytanie o sens działania. Poeta wyraża je w formie paralelizmu - równoległego powtórzenia tego samego wątku, z użyciem spójnika "a":
"...co mam robić
a co mam robić..."
Takie ujęcie myśli silniej akcentuje niepokój podmiotu lirycznego o to, co naprawdę powinien czynić. Człowiek myślący usiłuje nieustannie odkrywać nowe prawdy
"...a co ja wiem..."
Z pewnością wiem ciągle za mażo, więc powinienem stale poszerzać swoją wiedzę. Przekonaniu temu towarzyszy refleksja o niemożliwości poznania do końca. Trudność pogodzenia się z tą myślą pojawiła się już w raju. Pierwsi jego mieszkańcy chcieli wiedzieć wszystko to, co wiedział Ten, Który Jest czyli Bóg. Pokusa pełnego poznania doprowadziła ich do grzechu. W poszukiwaniu nieodkrytych prawd człowiek postępuje nieustannie naprzód. Nasza wiedza o świecie poszerza się w coraz szybszym tempie. Ale im więcej tajemnic odkrywamy, tym bardziej złożonym wydaje się być świat i tym większe zadania poznawcze stają przed nami.
Moim zdaniem, wiersz Mirona Białoszewskiego "Wywód jestem'u" stanowi efekt filozoficznej zadumy autora nad własną wartością oraz sensem życia. W krótkim utworze poeta poruszył wiele znaczących kwestii: wolna forma wiersza powoduje, że każdy jego wers może stanowić sam w sobie przedmiot głębokiej refleksji. Znaczenie poszczególnych wersów może być odmienne zarówno dla różnych, jak i dla tego samego czytelnika, w zależności od okoliczności w jakich zabierają się oni do czytania utworu. Lektura wiersza zmusza do myślenia i to stanowi jego dodatkową wartość.

Wisława Szymborska

Wisława Szymborska - Gawęda o miłości ziemi ojczystej

 

Bez tej miłości można żyć,

mieć serce puste jak orzeszek,

malutki los naparstkiem pić

z dala od zgryzot i pocieszeń,

na własną miarę znać nadzieję,

w mroku kryjówkę sobie wić,

o blasku próchna mówić „dnieje”,

o blasku słońca nic nie mówić.

 

Jakiej miłości brakło im,

że są jak okno wypalone,

rozbite szkło, rozwiany dym,

jak drzewo z nagła powalone,

które za płytko wrosło w ziemię,

któremu wyrwał wiatr korzenie

i jeszcze żyje cząstkę czasu,

ale już traci swe zielenie

i już nie szumi w chórze lasu?

 

Ziemio ojczysta, ziemio jasna,

nie będę powalonym drzewem.

Codziennie mocniej w ciebie wrastam

radością, smutkiem, dumą, gniewem.

Nie będę jak zerwana nić.

Odrzucam pustobrzmiące słowa.

Można nie kochać cię - i żyć,

ale nie można owocować.

 

Ta dawność jej w głębokich warstwach...

Czasem pośrodku drogi stanę:

może nieznanych pieśni garstka

w skrzyni żelazem nabijanej,

a może dzban, a może łuk

jeszcze się w łonie ziemi grzeje,

może pradawny domu próg

ten, którym wkroczyliśmy w dzieje?

 

Stąd idę myślą w przyszłe wieki,

wyobrażenia nowe składam.

Kamień leżący na dnie rzeki

oglądam i kształt jego badam.

Z tego kamienia rzeźbiarz przyszły

wyrzeźbi głowę rówieśnika.

Ten kamień leży w nurcie Wisły,

a w nim potomna twarz ukryta.

 

By na tej twarzy spokój był

i dobroć, i rozumny uśmiech,

naród mój nie żałuje sił,

walczy i tworzy, i nie uśnie.

Pierścienie świetlnych lat nad nami,

ziemia ojczysta pod stopami.

Nie będę ptakiem wypłoszonym

ani jak puste gniazdo po nim.

BUDOWA UTWORU:
Poetka rozpoczyna swój wiersz od słów:
"Bez tej miłości można żyć,
mieć serce suche jak orzeszek".

"Ta miłość" to określenie uczuć łączących człowieka z krajem, w którym się urodził, z jego ojczyzną.

Ludzie nie kochający swego kraju są puści, ich zabiegi pozbawione są celu. Piją "malutki los naparstkiem", ich życie jest mało znaczące, niewiele warte. Uciekają od zgryzot, "wiją" sobie w "mroku kryjówkę". Zadowalają się małymi rzeczami, sądzą nie na podstawie rzeczy, ale ich pozorów. Ich egzystencja jest pozbawiona celu i sensu. Autorka używa w wypowiedzi nieosobowej formy czasownika, starając się, aby taka forma nadała jej charakter prawdy ogólnej. Opisywani ludzie "o blasku próchna" mówią "dnieje", nie odzywają się natomiast, kiedy widzą blask słońca. W metaforze kryje się prawda, iż niektórzy nie potrafią dostrzec istotnych cech pewnych wartości - taką wartością może być miłość do ojczystej ziemi, troska o jej dobro.

Człowiek nie mający poczucia tożsamości narodowej, przynależności do danego kraju jest "jak okno wypalone". Wypalone okna to smutny obraz, który kojarzy nam się z pożarem domu, w którym nie zostało już nic prócz "rozbitego szkła", "rozsianego dymu". Taki człowiek jest "jak drzewo z nagła powalone", roślina, która nie ma swoich korzeni i nosi w sobie jedynie pozór życia. Jest jeszcze zielona, ale nie "szumni w chórze lasu". Trzecia zwrotka (nie ostatnia) zawiera puentę wiersza. Podmiot liryczny zwraca się do "ziemi ojczystej" mówiąc, że nie będzie takim właśnie powalonym drzewem, będzie "codziennie mocniej w nią wrastać". Poetka pisze:
"Można nie kochać cię - i żyć,
ale nie można owocować".

Miłość do kraju jest potrzebna każdej wartościowej jednostce, bez niej żaden człowiek nie wie naprawdę, co sobą reprezentuje. Każdy z nas musi mieć poczucie własnych korzeni, świadomość, skąd pochodzi i do jakiego należy narodu. To tradycja kształtuje naszą osobowość, człowiek nie znający historii swych przodków jest istotą bezwartościową jak roślina, która nie potrafi wydać z siebie owocu.

To przeszłość kształtuje teraźniejszość i przyszłość. Jej znamiona dostrzegamy poprzez "garstkę pieśni", "skrzynię żelazem nabijaną", "pradawny domu próg". Te właśnie niepozorne przedmioty sprawiają, że nie zapominamy o tym, co już było, dzięki nim wkraczamy w "dzieje". Ta świadomość własnej przeszłości pozwala naszym pokoleniom włączyć się w nowe życie. Trzeba, jak pisze poetka, wydobyć kamień z Wisły i na nim wyrzeźbić nowy kształt "potomnej twarzy". To, co działo się kiedyś, jest materiałem do budowania nowego oblicza przyszłych pokoleń. Pokoleń ludzi spokojnych, dobrych i rozumnych, którzy mają przed sobą "pierścienie świetlnych lat".

Wisława Szymborska - Rehabilitacja

Korzystam z najstarszego prawa wyobraźni
i po raz pierwszy w życiu przywołuję zmarłych,
wypatruję ich twarzy, nasłuchuję kroków,
chociaż wiem, że kto umarł, ten umarł dokładnie.

Czas własną głowę w ręce brać
mówiąc jej: Biedny Jorik, gdzież twoja niewiedza,
gdzież twoja ślepa ufność, gdzież twoja niewinność,
twoje jakośtobędzie, równowaga ducha
pomiędzy nie sprawdzoną a sprawdzoną prawdą?

Wierzyłam, że zdradzili, że niewarci imion,
skoro chwast się natrząsa z ich nieznanych mogił
i kruki przedrzeźniają, i śnieżyce szydzą
- a to byli, Joriku, fałszywi świadkowie.

Umarłych wieczność dotąd trwa,
dokąd pamięcią się im płaci.
Chwiejna waluta. Nie ma dnia,
by ktoś wieczności swej nie tracił.


Dziś o wieczności więcej wiem:
można ją dawać i odbierać.
Kogo zwano zdrajcą - ten
razem z imieniem ma umierać.

Ta nasz nad zmarłymi moc
wymaga nierozchwianej wagi
i żeby sąd nie sądził w noc,
i żeby sędzia nie był nagi.

Ziemia wre - a to oni, którzy są już ziemią,
wstają grudka po grudce, garstka obok garstki,
wychodzą z przemilczenia, wracają do imion,
do pamięci narodu, do wieńców i barw.

Gdzież moja władza nad słowami?
Słowa opadły na dno łzy,
słowa, słowa niezdatne do wskrzeszania ludzi,
pis martwy jak zdjęcie w blasku magnezji.
Nawet na pół oddechu nie umiem ich zbudzić
ja, Syzyf przypisany do piekła poezji.

Idą do nas. I ostrzy jak diament
- po witrynach wylśnionych od frontu,
po okienkach przytulnych mieszkanek,
po różowych okularach, po szklanych
mózgach, sercach - cichutko tną.

"Rehabilitacja" - Szymborska debiutowała w latach '40-tych, w epoce socrealizmu. Próbuje rozliczyć się z tym etapem życia w powyższym wierszu. Utwór ten wyraźnie odwołuje się do wydarzeń historycznych - "poznański czerwiec", krwawo stłumione powstanie na Węgrzech - i przynosi bolesny rozrachunek z minionym systemem. Wiersz jest refleksją nad nietrwałością dogmatów, dewaluacją prawd, zmiennością tego, co rzekomo pewne. Podmiot liryczny uświadamia sobie, że został oszukany. Uwierzył w winę tych, o których 'historia" mówiła: "Zdrajcy!". Bolesne staje się to, iż nie można cofnąć czasu, aby odkupić winy. Człowiek jest odpowiedzialny za czyny, decyzje, wybory, całe swoje życie. Dodatkowo jeszcze musi być odpowiedzialny za pamięć o umarłych.

Wisława Szymborska - Wieczór Autorski


Muzo, nie byc bokserem to nie być w cale.
Ryczącej publiczności poskąpiłaś nam.
Dwanaście osób jest na sali,
już czas, żebyśmy zaczynali.
Połowa przyszła, bo deszcz pada,
reszta to krewni. Muzo.

Kobiety rade zemdleć w ten jesienny wieczór,
zrobią to, ale tylko na bokserskim meczu.
Dantejskie sceny tylko tam.
I wniebobranie. Muzo.

Nie być bokserem, być poetą,
mieć wyrok skazujący na ciężkie norwidy,
z braku muskulatury demonstrować światu
przyszłą lekturę szkolną - w najszczęśliwszym razie -
o Muzo. O Pegazie,
aniele koński.

W pierwszym rządku staruszek słodko sobie śni,
że mu żona nieboszczka z grobu wstała i
upiecze staruszkowi placek ze śliwkami.
Z ogniem, ale niewielkim, bo placek sie spali,
zaczynamy czytanie. Muzo.


Podmiot liryczny żali się muzie (natchnienie), iż wieczory autorskie są zbiorem przypadkowych ludzi. Na wieczór autorski przychodzi publiczność z przypadku, niewielu jest prawdziwych słuchaczy. Na koniec podmiot liryczny stwierdza, że bycie poetą oznacza osamotnienie. Autorką, poetką i uczestnikiem wieczorku jest poetka. Poezja jest trudną profesją. Jest pewna, że jest nieliczne grono, wśród którego nie ma ludzi trudniących się pisaniem wierszy. Jest tu rodzina ii ludzie, których najmniej to obchodzi. Porównuje to z meczem bokserskim, na którym jest wielu ludzi, a kobiety mdleją. Pokazuje krytyczny stosunek do zaistniałej sytuacji. Ludzie wolą oglądać przemoc niż słuchać poezji.

Jan Twardowski

Jan Twardowski - Oda do rozpaczy

Biedna rozpaczy
uczciwy potworze
strasznie ci tu dokuczają
moraliści podstawiają nogę
asceci kopią
święci uciekają jak od jasnej cholery
lekarze przepisują proszki żebyś sobie poszła
nazywają cię grzechem
a przecież bez ciebie
byłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszcz
wpadałbym w cielęcy zachwyt
nieludzki
okropny jak sztuka bez człowieka
niedorosły przed śmiercią
sam obok siebie

W utworze Jana Twardowskiego "Oda do rozpaczy", rozpacz traktowana jest przez ludzi jak uczucie niepotrzebne i zbędne, a przecież cierpienie i ból są nieodłączną częścią ludzkiego życia. Bez rozpaczy życie byłoby pozbawione emocji, mięlibyśmy mniej doświadczeń. Już sam tytuł "Oda do rozpaczy" jawi się jako paradoks. Oda jest pieśnią pochwalna, uroczysta, która odnosi się do czegoś, co jest dla nas ważne, często opiewa wybitna postać, niezwykły czyn, natomiast w utworze rozpacz nie jest postrzegana przez ludzi jako cos potrzebnego.
Na podstawie wiersza spróbuje wyjaśnić, że rozpacz jest nieodłączną częścią ludzkiego losu.

W utworze autor zwraca się do rozpaczy ze współczuciem "biedna rozpaczy", wie ze postrzegana jest przez ludzi jako zmora, ale zdaje sobie sprawę z tego, że rozpacz towarzyszy człowiekowi przez cale życie i nie jest niczemu winna, dlatego zwraca się do niej "uczciwy potworze". Przedstawia jak jest traktowana przez ludzi "Strasznie ci tu dokuczają, moraliści podstawiają ci nogę, asceci kopia, świeci uciekają jak od jasnej cholery". Ludzie chcą się pozbyć rozpaczy "Lekarze przepisują środki, żebyś sobie poszła" , ale cierpienie i ból są wartościami których nie da się wyeliminować z ludzkiego życia. Człowiek nazywa rozpacz grzechem, jednak autor dostrzega jej pozytywne cechy i wartości. Uważa ze gdyby nie było rozpaczy, na jego ustach ciągle gościłby uśmiech " Byłbym stale uśmiechnięty jak prosie w deszcz". Zastosował tutaj takie porównanie, by pokazać ludziom, że gdyby nie cierpienie, człowiek nie poznałby w życiu prawdziwego sensu szczęścia. Nie zdawałby sobie sprawy, co znaczy rozpacz. Byłby niedoświadczony. Życie byłoby zbyt piękne, gdyby człowieka spotykały jedynie przyjemności. Autor pisze że gdyby nie było rozpaczy "wpadłby w cielęcy zachwyt, nieludzki". Nieludzki ponieważ w życiu nie dotknęły by nas żadne nieprzyjemności bóle i cierpienia. Bylibyśmy wiecznie szczęśliwi nie poznając wartości szczęścia.

Reasumując stwierdzam iż rozpacz jest nieodłączną częścią ludzkiego losu." Oda do rozpaczy" Jana Twardowskiego doskonale przedstawia nam ze rozpacz nie jest jedynie smutkiem przykrością ale jest potrzebna człowiekowi wartością do poznania sensu życia jego wartości. Człowiek staje się bardziej doświadczony, inaczej postrzega świat.

Jan Twadrowski - Aniele Boży

Aniele Boży Stróżu mój
Ty właśnie nie stój przy mnie
jak malowana lala
ale ruszaj w te pędy
niczym zając po zachodzie słońca

skoro wygania nas
dziesięć po dziesiątej
ostatni autobus
jamnik skaczący na smycz
smutek jak akwarium z jedną złotą rybką
hałas
cisza
trumna jak pałacyk

ładne rzeczy gdybyśmy stanęli
jak dwa świstaki
i zapomnieli
że trzeba stąd odejść

Jan Twardowski - twórca poezji religijnej

Poetę zachwyca otaczający świat: jego kolor, dźwięk, zapach, różnorodność przyrody. Patrzy z podziwem na bogactwo i rozmaitość form natury. Przypomina mi w tym św. Franciszka z Asyżu. Myśli swe ujmuje w aforystyczne, zwięzłe formuły, operuje humorem oraz konkretami: szczegółem, barwą, kształtem, ruchem, np. w wierszu Przestroga:

Poziomka punktualna zawsze w połowie czerwca
gawron doświadczony odlatuje na zachód
storczyk obuwik trepek królewny
grzyb zajączek i świniak
dzwoniec z podbrzuszem żółtym latem pięknie zielony
jeszcze czerwone rydze
w październiku brązowe podgrzybki

Nie klnij do ciężkiej cholery
bo świat niebrzydki

Niezwykle piękny jest wiersz zatytułowany Podziękowanie.

Dziękuję Ci że nie jest wszystko tylko białe albo czarne
za to że są krowy łaciate
bladożółta psia trawka
kijanki od spodu oliwkowozielone
dzięcioły pstre z czerwoną plamą pod ogonem
pstrągi szaroniebieskie
brunatnofioletowa wilcza jagoda
złoto co się godzi z każdym kolorem i nie przyjmuje cienia
policzki piegowate
dzioby nie tylko krótkie albo długie
przecież gile mają grube a dudki krzywe
za to
że niestałość spełnia swe zadanie
i ci co tak kochają że bronią błędów
tylko my chcemy być wciąż albo albo
i jesteśmy na złość stale w kratkę

Czyż można piękniej wyrazić zachwyt nad światem, nad dziełem Bożym, które jest doskonałe, do końca przemyślane i tak różnorodne? Jest w nim również miejsce na naszą ludzką niedoskonałość, bo Bóg dał nam wolną wolę, my dokonujemy wyborów, toteż często popełniamy błędy, ale staramy się poprawić, "jesteśmy na złość stale w kratkę". Podejmowane próby zbliżają nas do Boga. Jest to droga trudna, "przez ogień".
Jak przedstawia Twardowski samego Boga, autora tych doskonałości? Spójrzmy na wiersz Surowy.

Surowy i do rany przyłóż
dobry i niemiłosierny
opluty i ze złotą koroną

To co pozornie sprzeczne
wyraża nieskończoność

Bóg jest nieskończenie wielki, wszechmogący, a przecież jednak "nie wszystko może/ skoro cierpliwie sam prosi o miłość", jak pisze poeta w wierszu Wszystko ważne. Nie zmusza człowieka do niczego, cierpliwie czeka, aż ten przyjdzie sam do Niego, by Mu zaufać. Jest dla człowieka partnerem w rozmowie. "Wszędzie jest a nigdzie nie widać (...) wszystko mając nic dla siebie nie ma", to kolejne paradoksy, tym razem pochodzące z tekstu Pokorny. Rzeczywiście, tylko one w pełni potrafią nazwać, wyrazić, oddać istotę Boga.
Jan Twardowski, podobnie jak Janusz Korczak, traktuje dzieci z powagą i szacunkiem. Uczy się od nich wrażliwości, szczerości, prostoty, zaciekawienia i podziwu dla świata. Imponuje mu moc dziecięcej wiary. Wiele wierszy Twardowskiego związanych jest z dziećmi, wynika to z przekonania księdza o tym, że dziecko w sposób naturalny jest poetą, gdyż wierzy w Boga, nie w swoje siły. Autor wierszy zwraca się do człowieka, poszukując w nim dziecka. "Dziecięctwo charakteryzuje wielkich artystów. Prawdziwe dziecko to ktoś, kto niezależnie od wieku jest świeży, nie zmanierowany, nie wykrzywiony przez życie. Zachował świeżość spojrzenia dziecka, które nie nauczyło się kłamać, wciąż wierzy w dobro i miłość".12 Dzieci przedstawia jako niesforne stworzenia, ale Pan Bóg je akceptuje takimi, jakimi są, uśmiecha się do nich, bierze na kolana, traktuje z powagą.
Wiersze Twardowskiego są synonimem humanitarnej postawy życiowej. Czytelnicy, a więc dzieci i dorośli, znajdą tu przekaz o potrzebie dobra i miłości. "Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą" - te słowa na stałe weszły do naszego języka, naszej świadomości. Wiele osób powołuje się na nie, nie kojarząc ich w ogóle z księdzem Twardowskim. Każdy, kto czyta jego wiersze, nie może pozostać na nie obojętny. Pełne prostoty słowa z utworu Żal głęboko zapadają w serca czytelników, zmuszają do refleksji, zatrzymania się na chwilę, by wreszcie dojrzeć prawdy przecież tak oczywiste, które jednak umykają nam w naszej codziennej pogoni za karierą, pieniędzmi:

Żal że się za mało kochało
że się myślało o sobie
że się już nie zdążyło
że było za późno

Zróbmy coś już teraz, by kiedyś te słowa nie były podsumowaniem naszego życia. Wtedy może już być za późno.
"Postaw sobie pytanie: co najbardziej zaprząta twoje myśli, kiedy pracujesz? Jeśli myślisz o podwyżkach, awansach, zazdrości, jeśli myślisz tylko o swoim znaczeniu - nie żyjesz miłością. Jeżeli żyjesz dobrem tych, dla których pracujesz, gdy dostrzegasz ludzi, z którymi pracujesz - przestajesz żyć tylko dla siebie i żyjesz miłością" - dzieli się swoimi przemyśleniami poeta w Elementarzu....
Dziś Jan Twardowski jest człowiekiem w podeszłym wieku, jednak cieszy się ogromną popularnością wśród młodych ludzi, którzy bardzo chętnie spotykają się z nim, sięgają po jego utwory, pod ich wpływem podejmują różne zobowiązania. Jest to niezwykłe zjawisko, jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że ów poeta nigdy nie ulegał żadnym modom, był zawsze wierny sobie i swoim zasadom, miał swój własny styl. Sam o sobie mówi, że niczego w swej poezji nie obala, nie wyszydza, nie buntuje się przeciwko żadnym wartościom. Jego poezja to wielkie zadziwienie nad Bożą tajemnicą, jednak bez zbędnego patosu i idealizowania, "Nie posypujcie cukrem religii" - prosi w wierszu Nie. Nie zgadza się również z tymi, którzy, wykładając prawdy wiary zwykłemu człowiekowi, chcą go zastraszyć, przerazić. W wierszu Do kaznodziei czytamy:

Na rekolekcjach nie strasz śmiercią -
bo po co
Za oknami bór pachnie żywicą
(...)
Nie o śmierci mów z ambony - o życiu -
(...)
Jak najwięcej o dobrych uczynkach,
o gościnnych domach, poświęceniu

Autor w swoich utworach otwarcie dzieli się swoją postawą, nikomu jednak jej nie narzuca, nikogo nie poucza, nie nawraca, a jednak, choć brzmi to paradoksalnie, uczy i nawraca. Jest przewodnikiem dla wielu zagubionych i wątpiących.
Trudno właściwie wyznaczyć granicę między utworami dla dzieci i dla dorosłych. Każdy może je czytać i każdy znajdzie w nich coś dla siebie. Nie sposób analizować każdego tomiku z osobna, gdyż wszystkie utwory Twardowskiego, zarówno poetyckie, jak i pisane prozą, stanowią nierozerwalną całość.
Nie wolno pominąć poezji księdza Twardowskiego w szkole. Wyzwala ona bowiem w człowieku wszystko to, co dobre, szlachetne, uczy żyć. Dostarcza czytelnikowi optymizmu życiowego. Pozwala akceptować samego siebie, owa umiejętność jest niezbędna do zaakceptowania innych. Każe dostrzegać piękno wokół siebie, uczy szacunku dla każdego żywego stworzenia. Nie trzeba być wierzącym, by ją rozumieć.

Sławomir Mrożek

Sławomir Mrożek - Tango

Biografia Sławomira Mrożka
Urodził się w 1930 roku. Dramatopisarz, autor wielu opowiadań, satyryk, felietonista i rysownik. W swych dramatach przedstawia sytuacje najprostsze, pasujące do schematu zachowania międzyludzkie. Obnaża je w ich komizmie i absurdzie. Do najważniejszych dramatów pisarza, które powstały przed jego emigracją (1963) do Francji a później do Meksyku, należą POLICJA, INDYK, KAROL oraz ZABAWA. Jego najsłynniejszy dramat - TANGO, biologiczna i psychologiczna obserwacja powstawania mechanizmów totalitarnych, który przyniósł autorowi międzynarodową sławę, został wystawiony po raz pierwszy w roku 1965.

Już poza Polską powstał drugi z dramatów Mrożka najczęściej goszczący na scenie - studium dwóch odmiennych form wykluczenia, czyli EMIGRANCI, zderzający idealistyczne schematy myślenia emigranta politycznego ze zdrowym rozsądkiem prostego emigranta zarobkowego. W latach osiemdziesiątych w tekstach takich, jak AMBASADOR czy PORTRET Mrożek kontynuował swe laboratoryjne badania na postaciach, coraz to bardziej skupiając się na ich psychologii i przez nie dopiero pokazując mechanizmy dziejowe i polityczne.
Lata dziewięćdziesiąte w twórczości Mrożka to w zasadzie trzy dramaty: MIŁOŚĆ NA KRYMIE, rzecz o upadku imperium radzieckiego, PIĘKNY WIDOK, obraz wojny bałkańskiej z perspektywy pary Europejczyków spędzających beztrosko urlop nad morzem w jednym z krajów dawnej Jugosławii oraz WIELEBNI, dowcipna analiza hipokryzji religijnej. Wszystkie trzy dramaty dają obraz ostatniej dekady ubiegłego stulecia, wojny, rozpadu wartości, systemu opartego na ludobójstwie. Jednak choć są to tematy ważkie, Mrożek nie przedstawia ich wprost, lecz wykrzywia. Wojna okazuje się utrapieniem dla turystów, chaos kresu totalitaryzmu jest nieodparcie śmieszny, WIELEBNI z satyry na hipokryzję religijną stają się sitcomem w wykrzywionym lustrze. Mrożek bowiem dokonuje rozpoznania rzeczywistości współczesnej przez śmiech.

Opracowanie:
"Tango" to dramat Sławomira Mrożka, utrzymany w charakterystycznej dla pisarza konwencji groteskowej, surrealistycznej i realistycznej zarazem, podejmujące problematykę roli i miejsca intelektualisty we współczesnym świecie. Akcja toczy się w rodzinie Stomila, artysty-improduktywa. Bohaterowie żyją na śmietniku historii, nagromadzonym w ich mieszkaniu, w inercji, której nie chcą ani nie umieją przezwyciężyć. Wszystkie stare konwencje i formy zostały już przełamane, nie ma z czym walczyć, bowiem wszystko wolno, wskutek czego nie ma wolności. Próba sztucznego narzucenia rodzinie starych form, zainicjowana przez syna Stomila, Artura, kończy się fiaskiem, forma bowiem powstaje tylko ze skostnienia treści, a żadnej treści ani idei nie ma. Poszukujący wyjścia z tej sytuacji Artur zostaje zabity przez panoszące się w domu indywiduum, Pana Edka, prymitywnego, agresywnego chama, który obejmuje władzę dyktatorską i zmusza całą rodzinę do uległości. W ostatniej scenie na rozkaz Pana Edka stary wuj tańczy z nim tango La Cumparsita, a cała rodzina asystuje temu przedstawieniu. Postaci sztuki i jej problematyka są nawiązaniem do tradycji dramatów S.I. Witkiewicza, zakończenie zaś odwołuje się do "Wesela" Wyspiańskiego, do motywu chocholej muzyki.

W "Tangu" taniec jest zapowiedzią tragedii, jaka może się zdarzyć w dalszym ciągu. Postać Edka sugeruje dyktaturę chama, policyjnego, partyjnego ciemniaka, który musi burzyć to, czego nie potrafi zrozumieć. Natomiast Artur to bohater o romantycznej genealogii, chociaż buntuje się przeciwko konwenansom, jego sprzeciw budzi brak konwenansów. Artur ma określoną ideę, chce budować świat na nowo, musi jednak przegrać w takiej Polsce, jaką ukazuje Mrożek.

"Tango", zdaniem Jarosława Szymkiewicza, jest pamfletem na koszmarny, przerażający i zastygły w głupocie polski komunizm. Człowiek zaś w swym krótkim życiu napotyka na różne presje i nie może sam w pełni się realizować, nie może dowolnie kierować własnym życiem. My zaś musimy uświadomić sobie, że Edzio może mieć różne oblicza w różnych epokach.

Wyjaśnienie tytułu:
Jednym z utworów, w którego tytule pojawia się motyw tańca, jest dramat Sławomira Mrożka, pt. „Tango”.Podczas czytania dramatu czytelnik zastanawia się, dlaczego właśnie taki tytuł nadał autor swojemu dziełu. Ze zniecierpliwieniem przekłada kolejne karty książki i w dalszym ciągu nie zauważa niczego, co choć w niewielkim stopniu byłoby powiązane z muzyką lub tańcem. Po zabójstwie przez Artura,dochodzi do wyjaśnienie tytułu utworu - Edek prosi Eugeniusza do tańca. Oboje tańczą tango „La Cumparsita”. Ten oto taniec przeznaczony jest dla dwojga ludzi, gdzie jedno z nich prowadzi. W tym utworze prowadzącym jest Edek - prostak i „debil”, przedstawiciel klasy robotniczej. Jest to aluzja do polskiej władzy. Sławomir Mrożek chciał ukazać społeczeństwu, że nie rządzą ludzie mądrzy, ale ci, którzy posiadają spryt.

Jeszcze jednym elementem, na który należy zwrócić uwagę, jest fakt, iż tango jest tańcem reprezentującym warstwy niższe i zrodziło się na przedmieściach, w Argentynie. Przystaje ono więc do takiej osobowości jak Edek.„Tango” autorstwa Sławomira Mrożka jest utworem, który ma po części nauczyć czytelnika egzystencji we współczesnym świecie. Każdy z nas powinien umieć dostrzegać pewne nieprawidłowości pojawiające się w życiu codziennym człowieka. Mrożek uświadamia, że warunkiem istnienia na tym świecie jest przestrzeganie powszechnie przyjętych norm i zasad, bo im bardziej ich przestrzegamy, tym bardziej jesteśmy wolni. Tak więc niech każdy z nas żyje tak, by nikt nie mógł później zatańczyć nad jego ciałem tanga.

Stanisław Mrożek prezentuje w swoim dramacie groteskową wizję świata, pełną błazenady, wyolbrzymienia, form karykaturalnych Wydarzenia, które prezentuje utwór, składają się na obraz, dzięki któremu "Tango" możemy uznać za tragikomedię. Była sobie rodzina. Najstarsi: Eugeniusz i Eugenia, rodzice: Stomil i Eleonora, ich syn Artur i jego narzeczona Ala (zresztą kuzynka). Rodzina nieco dziwna: dziadkowie udają nastolatków, rodzice protestują przeciw jakimkolwiek konwencjom: stroju, zachowania, moralności - po prostu zachowują się jak "anty-rodzice". W całym tym bałaganie Artur - pragnie uporządkowania świata. Buntuje się przeciwko nowatorskim pomysłom rodziców, nie może znieść ich "młodzieńczości" i braku zasad. Artur pragnie ładu, odwołuje się do tradycji starych form, chce urządzić sobie mieszczański ślub, nosi elegancki garnitur i przestrzega konwenansów. Mamy więc także typowy konflikt pokoleń: syn przeciw rodzicom, tyle, że zupełnie odwrócony, bo rodzice reprezentują "szaleńcze nowości" a syn tradycję i uporządkowanie. Na scenę wkracza Edek - typ prymitywny, z innej klasy społecznej (ni chłop, ni proletariusz), kochanek matki. Artur ze swoim intelektualnym podejściem do życia nie może nic zdziałać. Po śmierci babci orientuje się, że dokona czegokolwiek tylko za pomocą siły. Chce wykorzystać bezmyślnego Edka, lecz okazuje się, że Ala zdradziła go z Edkiem, a więc bohater pragnie zabić rywala. Niestety - Artur ginie, władza przypada tępemu Edkowi, który nad trupem bohatera odtańcowuje zwycięskie tango z Eugeniuszem. A zatem o czym jest właściwie tragikomiczne "Tango" ze swoją groteskową wizją świata?

O rewolucji. Jeśli konflikt rodzinny starzy - młodzi zastąpimy prawidłowością historyczną a rodzinę uznamy za społeczeństwo, ujrzymy walkę o władzę, porewolucyjny chaos (pewnego zwycięstwa - "rewolucji" dokonali już przecież Stomil i Eleonora). "Tango" jest o rewolucji (protest rodziców przeciw konwencjom dziadków i zwycięstwo). Rewolucja pociąga za sobą kontrrewolucję - pragnienie ładu Artura, próbę zamachu stanu przez wprowadzenie dawnych wartości. Zwycięża zaś siła - totalitarny, bezmyślny, Edek. I jest to świetnym zobrazowaniem rewolucji społeczno-politycznych tego świata.

O rewolucji obyczajowo-artystycznej. Na temat rewolucji społecznej nakłada się wymiar obyczajowo-artystyczny. Tam rodzinę zrównaliśmy ze społeczeństwem, tu nazwijmy sztukę - rewolucją. Formy, konwencje upadają - ich przeciwieństwo staje się znów formą do obalenia. Już samo odwrócenie ról w układzie rodzinnym jest parodią sztuki opartej o schemat rodziny i konfliktu pokoleń, jest też parodią awangardy w sztuce, bo awangardę reprezentują tu rodzice Artura. Zwycięża Edek - i jego tępota, a zatem zwycięży też tania, masowa sztuka (symbolem jej jest tu popularne tango).

O kryzysie i upadku wartości - cały proces przemian: najpierw bunt rodziców, potem kontra Artura przeciw rodzicom a wreszcie zwycięstwo Edka - to obraz rewolucji, która doprowadza do upadku wartości duchowych i do zwycięstwa siły prymitywnej, władzy materialnej. Artur poszukuje wartości - idei, która jeszcze się nie zużyła. Nie znajduje jej. Okazuje się zresztą, że i w jego przypadku idea podporządkowania była dużo mniejszą niż zwykła ludzka zazdrość i miłość, która spowodowała chęć zabicia Edka. Finał dramatu i w tym sensie - rozpatrywania kryzysu wartości - jest pesymistyczny - zwyciężyły bezmyślność i siła, kryzys wartości jeszcze się powiększył.

Hanna Krall

Hanna Krall - Zdążyć Przed Panem Bogiem

Hanna Krall - jest współczesną polską reportażystką. Krytyka ocenia jej twórczość bardzo wysoko jest laureatką wielu nagród zarówno polskich jak i zagranicznych. Jest z pochodzenia Żydówką.

Jej reportaż "Zdążyć.." opisuje wydarzenia rozgrywające się na dwóch płaszczyznach czasowych. Bohaterem utworu jest Marek Edelman uczestnik powstania w getcie a po wojnie wybitny kardiochirurg pracujący w zespole prof. Molla. W reportażu przeplatają się wydarzenia z przeszłości będące opisem przeżyć Edelmana w czasie walk powstańczych w getcie i informacje o dokonaniach polskich kardiochirurgów pracujących w klinice w Łodzi. Technika przekazywania przeżyć bohatera w utworze ma charakter fotograficznych migawek. Wydarzenia nie są usystematyzowane w porządku chronologicznym ani logicznym. Pisarka zastosowała tzw. strumień świadomości Edelman mówi o tym co najbardziej nim wstrząsnęło co najgłębiej zapadło w pamięci. Ta technika zagwarantowała prawdziwy re alizm narracja dzięki niej jest wstrząsająca podkreśla dramat tysięcy Żydów którzy postanowili walczyć o swoją wolność._ H. Krall ukazuje różne aspekty życia w getcie niewolniczą pracę Żydów głód strach przed śmiercią akty bohaterstwa i tchórzostwa ludzk iego. Ciągle przytacza liczby wywożonych do gazu są to liczby zatrważające wśród nich pojawia się jedna 400 tyś zagazowanych mieszkańców getta. Wiele miejsca poświęca Edelman opisowi powstania w getcie. Mówi o bohaterstwie młodych Żydów którzy pragnęli p rzypomnieć światu o istnieniu gett obozów koncentracyjnych którzy organizując powstanie chcieli wstrząsnąć sumieniami Europejczyków. Opisuje śmierć Michała Klepfisza wybitnie uzdolnionego inż. i konstruktora który padając na niemiecki karabin uratował ży cie swoim przyjaciołom. Mówi o postawie Mordechaja Anielewicza przywódcy ŻOB i dowódcy powstania mówi o jego wątpliwościach moralnych o walce wewnętrznej o cierpieniu wreszcie o samobójczej śmierci. Opisuje sceny związane z likwidacją getta. O podpalaniu przez Niemców domów z ludźmi. O wyskakiwaniu przez okna mieszkańców tych domów i o ich okrutnej śmierci.

Dla Edelmana powstanie miało wyjątkowy podtekst. Żydzi nie wierzyli w swoje zwycięstwo nie zorganizowali powstania żeby zniszczyć wroga. Mieli świadomość bliskiej nieuchronnej śmierci. W powstaniu zademonstrowali własną wolność i godność. To oni wybrali spos ób śmierci ich zdaniem znacznie godniejszy bo z karabinem w ręku. Śmierć w walce miała zupełnie inny wymiar niż śmierć w komorze gazowej. Reportaż H. Krall nie jest tylko o umieraniu i bohaterstwie. Jest utworem o życiu i jego sensie. Edelman przeplata s woje wspomnienia opowiadaniami o dokonaniach prof. Molla który pierwszy w świecie przeprowadził operację na otwartym sercu. Edelman nie tylko opisuje rewolucyjne zabiegi chirurgiczne mówi o dyskusjach w zespole kardiochirurgów o ich zmaganiu się z niewie dzą o poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie jak uratować pacjenta gdy serce przestaje bić. Przy opisach prac zespołu również pojawia się owa cyfra 400tyś. zagazowanych. Występuje ona jednak w proporcji do 1 pacjenta. Pisarka pyta się Edelmana czy warto jest ratować jedno życie kiedy w świadomości tkwi śmierć niewinnych zdrowych zamordowanych. _Edelman odpowiada jej że każde ludzkie życie podobne jest do płonącej świeczki. Bóg te świeczkę zapala i gasi. On jako lekarz stara się ubiec Pana Boga i przedłużyć palenie się świeczki. Jego praca jest miła Bogu Bóg nie sprzeciwia tym którzy w imię dobra człowieka nie zgadzają się na jego wyroki. Powstanie w getcie było również próbą zdążenia przed Panem Bogiem. Bóg gasił świeczkę życia tysiąca żydów oni swoim akte m bohaterstwa sprawili by gaśnięcie tej świeczki było po ludzku efektowne. Utwór H.Krall jest głęboką refleksją nad kondycją wpółczesnego człowieka. Nawet koszmarne wydarzenia losowe nie zwalniają człowieka od jego obowiązków moralnych.

Sofokles

Sofokles - Król Edyp

Interesujący nas wątek zaczyna się w momencie, gdy na tronie w Tebach zasiadł król Lajos, mający żonę Jokaste. Bezdzietność bardzo doskwierała Lajosowi. W końcu udała się do wyroczni Delfickiej i tam otrzymał straszna wróżbę: dowiedział się że kiedy na świat przyjdzie jego pierworodny będzie to chłopiec, który gdy dorośnie zabije go a później ożeni się ze swoja matką. Przepowiednia przeraziła Lajosa do tego stopnia, że postanowił nigdy nie mieć potomstwa. Nie przewidział jednak reakcji swojej żony, której nie zdradził strasznego sekretu. A Jokasta cierpliwie czekała. Pewnego wieczoru Lajos wypił zbyt wiele wina, wtedy Jokasta zaciągnęła go do małżeńskiego łoża i stało się to czego Lajos obawiał się najbardziej na świat miał przyjść przyszły zabójca i późniejszy kazirodca.

Przyjście na świat Edypa.
Pewnej nocy Jokasta, która lada moment miała zacząć rodzić, udała się po męża, który zapowiedział jej zdradzenie straszliwej tajemnicy. Przyszli rodzice siedli w komnacie i Lajos odsłonił przed Jokastą straszliwą wróżbę. Kobieta zapłakała, ale zrozumiała ze nie ma wyjścia - muszą pozbyć się dziecka. Niecierpliwie czekali do dnia porodu. Gdy maleństwo przyszło wreszcie na świat, wymknęli się nocą z królewskiego pałacu. Zawiniątko z noworodkiem porzucili w górach, przekłuwając wcześniej dziecku stopy żelaznymi kolcami, aby krew zwabiła dzikie zwierzęta.
Niemowlę jednak nie umarło. Uratował je pasterz przechodzący następnego ranka w miejscu porzucenia chłopca. Usłyszał jakieś dziwne kwilenie, dobiegające z krzaków, zaciekawiony rozchylił je i zamarł z przerażenia. Zobaczył zakrwawione zawiniątko, a w nim płaczące niemowlę. Pasterz był poddanym króla Koryntu- Polybosa. Bez wahania zaniósł je do swego pana. Polybos nie mógł mieć dzieci, cierpiał z ego powodu razem z żoną Meropą. Uznali noworodka za własnego syna, nazwali go Edypem, w języku greckim imię Ojdypus można tłumaczyć jako człowiek o spuchniętych lub zniekształconych stopach.
Dzieciństwo Edypa.
Pierwsze lata na dworze w Koryncie upłynęły jak w bajce. Nigdy nie powiedzieli mu jak trafił na dwór, myślał więc, że wychowują goi jego właśni rodzice. Potem dzieci zaczęły nazywać go podrzutkiem, ale nikt nie chciał mu powiedzieć prawdy. Gdy Edyp skończył 18 lat poszedł do wyroczni w Delfach. Wyrocznia powiedziała mu, że najpierw zabije własnego ojca a potem ożeni się z własną matką. Bał się wracać do Koryntu bo myślał, że Polybos I Meropa są jego prawdziwymi rodzicami.
Śmierć Lajosa.
W końcu postanowił wyjechać do Teb. Pomyślał, ze założy tam swój nowy dom. Piesza podróż do Teb upływała spokojnie, aż do przejścia, przez niezwykle wąski parów w górach otaczających miasto. Z drugiej strony przez wąwóz usiłował przedostać się jakiś wóz, na którym siedział bogato odziany dostojnik. Zawołał on do wędrowca: zejdź z drogi przybłędo! Na te słowa zagniewał się, powiedział do niego aby on się usunął, dworzanie rzucili się na niego z mieczami, zabił wszystkich wraz z dostojnikiem, zabitym w wąwozie dostojnikiem był Lajos, król Teb, ojciec Edypa w ten sposób wypełniła się pierwsza część wróżby.
Kreon obejmuje władzę po raz pierwszy ( Sfinks ).
Po śmierci Lajosa na tronie Tebańskim zasiadł Kreon, brat Jokasty, czyli szwagier zabitego. Już na samym początku sprawowania władzy w mieście pojawił się Sfinks stanowiący mieszankę człowieka i zwierząt: głowa i piersi kobiece, ciało lwa, ogon węża a na grzbiecie miał skrzydła. Porywał ludzi, miał znęcać się nad nimi, dopóki ktoś nie rozwiąże zagadki: Jakie zwierzę, które o świecie chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch, a wieczorem na trzech?\\\". Nagrodą za rozwiązanie miała być korona i Jokastę jako żonę.

Edyp rozwiązuje zagadkę Sfinksa i zostaje władcą Teb.
Edyp zatrzymał się na polanie, aby odpocząć, i we śnie pojawił się Sfinks, gdy się obudził tak naprawdę było. Odpowiedziom był człowiek. Potwór obrócił się i runął w przepaść. Poślubił Jokaste i objął rządy w królestwie.

Rządy Edypa:
Na początku było dobrze ludzie byli mu wdzięczni. Jokasta urodziła mu czworo dzieci: Eteoklesa, Polinejkesa, Antygonę i Ismene. Gdy dorośli bogowie przypomnieli sobie o zbrodniach Edypa ( kazirodztwie i ojcobójstwie ). Teby zaczęły nawiedzac klęski i katastrofy: susza, krowy przestały dawać mleko, cielęta przychodziły na świat zdeformowane i kobiety rodziły martwe dzieci. Edyp nie wiedział czemu podpowiedziano mu aby zasięgnął rady Tyrezjasza.
Tyrezjasz u Edypa.
Był on niewidomym starcem. Podobno podglądał kąpiącą się Atenę a ta spostrzegła go i odebrała mu wzrok. Ulitował się nad nim Zeus i obdarował go umiejętnością przewidywania przyszłości i rozumienia przeszłości, rozumiał też szczebiot ptaków, dzięki temu wiedział o rzeczach, które wydarzyły się daleko. Powiedział królowi, że jest przyczyną nieszczęść- przed laty zabiłeś ojca i żyjesz z własną matką. Zemdlał. Gdy się obudził T już nie było, Jokasta też uciekła, bo słyszała wszystko ukryta za kotarą, poszła do swej komnaty i tam się powiesiła. W rozpaczy wydłubał sobie oczy sztyletem. Przebrał się w łachmany i opuścił miasto. Dotarł do Kolonosa i tam umarł kładąc głowę na kolana.

CZAS I MIEJSCE AKCJI.
Miejsce: przed pałacem królewskim w Tebach, o wydarzeniach, które rozgrywały się gdzie indziej informuje widzów przez posłańców.
Czas: jeden dzień prawdopodobnie od świtu do zmierzchu.


PLAN WYDARZEŃ:

1. Klęska zarazy e Tebach.
2. Powód gniewu bogów- zamordowanie Lajosa.
3. Szukanie zbrodniarza.
4. Klątwa Edypa rzucona na zabójcę.
5. Tyrezjasz w pałacu.
6. Jokasta - poznanie prawdy.
7. Zeznanie sługi z pałacu Edypa.
8. Zeznanie sługi z pałacu Lajosa na temat pochodzenia Edypa.
9. Samobójstwo Jokasty.
10. Edyp - oślepienie, próba o wygnanie

TREŚĆ.
Prologos [Edyp, Kapłan, Kreon]
Edyp widzi mieszkańców Teb, którzy gromadzą się przed ołtarzami. Są znękani zarazami i chorobami, które pustoszą miasto. Zanoszą do bogów modlitwy o litość i zaprzestanie nękania Teb. Król zaczyna rozmowę z kapłanem, który prosi Edypa o pomoc i ratunek (\\\"stanowczo wznieś gród ten ku szczęściu\\\" ). Edyp deklaruje, że nie spocznie aż dotrze do przyczyn klęsk, jakie nawiedzają jego podwładnych. Monarcha nadmienia, że posłał już Kreona do wyroczni delfickiej, by tam dowiedział się o powód gniewu bogów. Na te słowa właśnie wkracza Kreon. Obwieszcza, że przyczyną, dla której bogowie odwrócili się od Tebańczyków jest niespodziewana zbrodnia. Otóż przed laty zabity został Lajos, ówczesny władca Teb. Jego zabójca nadal stąpa bezkarnie po ziemi tebańskiej, więc bogowie sprowadzili na miasto plagi. Zaraza nie ustanie, chyba że zabójca Lajosa zostanie wygnany z kraju, w tej sytuacji Edyp składa przyrzeczenie zabrania i wygnania go z kraju.

Parados I [Chór]
W swej pieśni wejścia chór opisuje katastrofalny stan, w jakim znalazło się dotknięte zarazą miasto, wzywa też bóstwa opiekuńcze czyli Atene i Apolla oraz Artemidę by wspomogły Teby.

Epeisodion I [Edyp, chór Tyrezjasz]
Rozpoczyna się zgromadzenie starszyzny miejskiej. Występuje Edyp, którzy rzuca klątwę na zabójcę Lajosa. Wzywa też wieszcza Tyrezjasza, aby odsłonił przed zgromadzonymi przebieg zbrodni. On ociąga się zx wyjawieniem prawdy. Dochodzi do ostrego starcia między Edypem a wróżbitą, zarzuca mu oszustwo i spiskowanie, ten w odpowiedzi zaczyna grozić monarsze. Rzuca też na niego klątwę, której sens jest dla edypa nie do końca jasny, lecz niepokojący.

Stasimon I [Chór]
Pieśń chóru pełna jest rozdarcia, wahania i niepewności. Nie wiadomo przecież o kim - jako o zabójcy Lajosa - mówiła wyrocznia Delifcka i kogo wskazał Terezjasz. Pieśn kończy się złożeniem hołdu dla króla Edypa oraz zasług jakie monarcha położył na rzecz Teb.

Epeisodion II [Kreon, chór, Edyp, Jokasta]
Dochodzi do starcia między Kreonem a Edypem. Rozdrażniony rozmową z Tyrezjaszem Edyp zarzuca swemu szwagrowi, że spiskuje z wróżbitą, by osłabić jego władzę królewską. Próbują ich powstrzymać chór i królowa Jokasta. Ta przekonana o prawości swego męża, przybliżam mu szczegóły dotyczące śmierci Lajosa. Edy słucha z narastającym, przerażeniem, poznaje bowiem okoliczności zdarzenia (to Edyp zabił Lajosa).

Stasimon II [Chór].
Ta pieśń chóru jest reakcją na bluźniercze słowa Jokasty. Chór broni świętości przepowiedni i opowiada się po stronie praw boskich, stojących nad ziemskimi mrzonkami śmiertelników.

Epeisodion III [Jokasta, Posłaniec z Koryntu, Chór, Edyp]
Do Jokasty powoli zaczyna docierać prawda o straszliwych czynach Edypa. Królowa modli się litość dla Edypa.Wkracza posłaniec z Koryntu z wiadomością o śmierci Polybosa, władcy Koryntu. To dobra wiadomośc dla Edypa który na razie przestaje się obawiać spełnienia wróżby ( ojcobójstwo ), nadal boi się poślubienia własnej matki. Posłaniec opowiada mu historię podrzucenia.

Stasimon III [Chór]
Pieśń chóru przepełniona jest optymizmem, jeśli Edyp nie jest dzieckiem Polybosa i Meropy, to być może pochodzi od bogów?

Epeisodion IV [Edyp, Chór, Posłaniec z Koryntu, sługa].
Sprowadzony przed oblicze króla wyznaje jak przed laty otrzymał niemowlę z rąk Jokasty, które miał zabić. Ulitował się nad nim i oddał posłańcowi z Koryntu. Wszystko staje się oczywiste, zabójcą i kazirodcą jest Edyp.

Stasimon IV [Chór].
Tematem jest marność ludzkiego życia, bezsilność człowieka wobec sił wyższych, przytłaczających śmiertelnym nieszczęściem.

Exodos [Posłaniec domowy, Chór, Edyp, Kreon].
Z wnętrza pałacu wychodzi posłaniec domowy, który ogłasza samobójczą śmierć Jokasty, która powiesiła się na własnej chuście. Pojawia się Edyp oślepiony, który sam wydłubał sobie oczy, prosi Kreona o wygnanie go z miasta, chce aby Kreon zaopiekował się Ismeną, Antygoną.

Horacy

Horacy - Do Deliusza

Opanowany w godzinie klęski
i obcy szałom radości
takim pamiętaj być zawsze
na zgon skazany Deliuszu

Pamiętaj o tym czy smutnie mija
każdy dzień życia czy w święto
leżąc na trawie w ustroniu
pijesz starego falerna

Sosna ogromna i biała topól
na cóż gałęzie splatają
w gościnnym cieniu i na cóż
pędzi wijący się potok ?

Tu wina wonne olejki róże
szybko więdnące każ znosić
dopóki starczy dobytku
i czarnej nici trzech Parek

Ustąpisz z wszystkich gruntów nabytych
i z willi nad płowym Tybrem
ustąpisz i górę złota
zgarnie po tobie kto inny

Czyś potentatem z rodu Inacha
czyś z dołów nędzarz bezdomny
na jedno wyjdzie to w oczach
bezlitosnego Orkusa

Los na każdego z podziemnej urny
wypadnie prędzej czy później
wyrok na wieczne wygnanie
miejsca wyznaczy nam w barce

Utwór ten jest zbiorem zaleceń kierowanych do odbiorcy przez poetę, który pełni funkcję podmiotu lirycznego. Jego napominania i wskazówki mają źródło w antycznej filozofii.

Według stoicyzmu należy zachować u miar we wszystkim, gdyż szczęście jest stanem przemijającym. Stąd rada w pierwszej strofie:
„Opanowany w godzinie klęski i obcy szałom radości”
Poeta zna jednak dobrze naturę ludzką i wie, że człowiekowi najtrudniej zachować spokój wewnętrzny w nieszczęściu. Kolejnym przykładem postawy stoickiej, czyli zachowującą spokoju w każdej sytuacji jest pogarda dla dóbr materialnych i przekonanie, iż nie warto
o nie zabiegać, a świadczą o tym fragmenty:
„Ustąpisz z wszystkich gruntów nabytych
i z willi nad płowym Tybrem”
„na jedno wyjdzie to w oczach
bezlitosnego Orkusa”

Konkretnym adresatem tego utworu jest współczesny Horacemu polityk Deliusz Kwintus. Poeta zwraca mu uwagę, że powinien zawsze pamiętać o śmierci, która go czeka. Myśl o śmierci wyznacza inna perspektywę życia ludzkiego, powściąga jego zbytnią pewność siebie.

Trzecia strofa ukazuje drzewa, które łączy cień oraz umykający prędko strumień. Przez ten obraz Horacy sugeruje, iż powinniśmy żyć w zgodzie z prawami natury, według których śmierć to wpisanie się w cykl życia. Poeta przekazuje tę wskazówkę w formie pytań retorycznych, wyznaczających tym samym wagę zagadnienia.

W pieśni tej, szczególnie w czwartej strofie znajdujemy wpływ epikureizmu, którego Horacy był gorącym zwolennikiem. W poetyckim obrazie naczyń pełnych wina, różanego olejku oraz kwiatów zawarty został postulat korzystania z daru życia. A skoro tak szybko
ono nam „ucieka” to należy z niego umiejętnie czerpać jak najwięcej dopóki Parki przędą nić egzystencji.

W ostatnich trzech strofach poeta wraca do zagadnienia śmierci. W trzech różnych obrazach ukazuje prawdy dotyczące kresu ludzkiego życia. Po pierwsze: nie warto gromadzić bogactwa, gdyż wszystkie dobra będzie trzeba porzucić, a spadkobiercy mogą je roztrwonić. Po drugie: śmierć nie zważa na pochodzenie człowieka, zarówno królowie jak i nędzarze muszą się poddać władzy mitycznego boga podziemi Orkusa. Na koniec Horacy przywołuje metaforyczny obraz zaczerpnięty z antycznych wierzeń - człowieka przepływającego
z pluskiem ciułana”, w kraj wiecznego wygnania”. Tego losu nie da się uniknąć, prędzej
czy później każdego czeka kres.

Adresat pieśni nazywał się Kwintus Delliusz, oportunista, stronnik silniejszego w rozgrywkach politycznych, złośliwie napiętnowany jako "woltyżer wojen domowych", gdyż ze zręcznością skoczka przenosił się z jednego obozu do drugiego. Do tych czy też innych faktów w jego życiu wiersz Horacego nie nawiązuje ani jednym słowem. W znamienny dla koncepcji tego utworu sposób charakteryzuje Delliusza jeden tylko epitet: "przeznaczony na śmierć", lub po prostu "śmiertelny". Delliusz zatem został synonimem człowieka, utraciwszy wszelkie rysy indywidualne. Zachowanie równowagi ducha w trudnym położeniu, a powściąganie euforii w powodzeniu to wskazówki dla Delliusza, którego czeka śmierć.

Horacy - Exegi monumentum

(Carm. III, 30)

Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu

strzelający nad ogrom królewskich piramid

nie naruszą go deszcze gryzące nie zburzy

oszalały Akwilon oszczędzi go nawet

łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków

Nie wszystek umrę wiem że uniknie pogrzebu

cząstka nie byle jaka i rosnący w sławę

potąd będę wciąż młody pokąd na Kapitol

ma wstępować z milczącą westalką pontifeks

I mówią że stamtąd gdzie Aufidus huczy

z tego kraju gdzie gruntom brak wody gdzie Daunus

rządził ludem rubasznym ja z nizin wyrosły

pierwszy doprowadziłem nurt eolskiej pieśni

od Italów przebiwszy najpewniejszą drogę

Bądź dumna z moich zasług i delfickim laurem

Melpomeno łaskawie opleć moje włosy

William Szekspir

William Szekspir - Makbet

Bohaterowie tragedii.

W większości utworów Szekspir przedstawia losy zamożnych warstw społeczeństwa; często nawet królów. Przykładami na to mogą być bohaterowie "Makbeta": - Dunkan - król szkocki, - Malkolm i Donalbein - jego synowie, - Makbet i Banko - wodzowie zwycięskiej armii, - panowie szkoccy: Makduf, Lennox, Rosse, Menteith, Angus, Caithness, - Lady Makbet, - Lady Makduf, - Fleans - syn Banka, - Siward - hrabia Northumberland, dowódca wojsk angielskich, - Młody Siward - jego syn.

Oprócz tego w utworach Szekspira ważną rolę odgrywa element fantastyczny, baśniowy, taki jak Hekate i trzy Czarownice.

Akcja dramatu. 1. Powrót Makbeta i Banka z wojny (spotkanie na wrzosowisku). 2. Makbet tanem Kawdoru. 3. Zapowiedź złożenia wizyty przez króla. 4. Rozważania Lady Makbet. 5. Wizyta Dunkana w zamku Makbeta. 6. Okrutne morderstwo dokonane na Banku i ucieczka jego syna. 7. Wieść o zdradzie Makdufa. 8. Zagłada rodziny uciekiniera. 9. Choroba Lady Makbet. 10. Nadciąganie wojsk angielskich. 11. Śmierć Lady Makbet. 12. Śmierć Makbeta z ręki Makdufa. 13. Malkolm królem Szkocji.

Charakterystyka Makbeta i Lady Makbet.

Makbet.

Makbet jest tytułowym bohaterem dzieła Szekspira, wodzem wojsk, krewnym Dunkana.

Jest on postacią niezwykle dramatyczną. Na początku utworu sprawia wrażenie człowieka prawego. Jako jeden z wodzów walczących z Norwegami wykazuje się wielką walecznością i odwagą. Szanuje króla i służy mu z całym szacunkiem. Makbet pała żądzą władzy, ale nie może jej pogodzić z uczciwością i szlachetnością.

Przede wszystkim miłość do żony i jej namowy popychają go do krwawej zbrodni, po której przez jakiś czas nie może się otrząsnąć. Dręczą go wyrzuty sumienia, ale wkrótce i one ustępują miejsca chęci zdobycia władzy. Nawet chwilowe zjawy w postaci ducha Banka nie mogą go zawrócić ze złej drogi. Początkowo dobrze zapowiadające się rządy zamieniają się w terror. Wszyscy, nawet najważniejsi panowie, czują się zagrożeni u boku obłąkanego tyrana, zdolnego do wydawania na śmierć niewinnych kobiet i dzieci.

Makbet traci powoli wszelkie ludzkie uczucia. Nie odczuwa nawet strachu, o którym dawniej udawało mu się zapomnieć jedynie w wirze walki. Kolejne przepowiednie czarownic jeszcze bardziej utwierdzają go w przekonaniu, że jest nietykalny, lecz wkrótce sam odkrył, jak mylne były jego poglądy. Nie próbuje się nawet bronić przed wymierzeniem sprawiedliwości i śmiercią.

W gruncie rzeczy Makbeta nie można uważać za postać zupełnie negatywną, gdyż jego postępowanie było ściśle uwarunkowane zaistniałą sytuacją, a walka dobra ze złem tocząca się w jego duszy wzbudza tylko litość i współczucie czytelnika.

Lady Makbet.

Jest ona żoną tytułowego bohatera tragedii Szekspira. Bardzo kocha swego męża i pragnie jego szczęścia, a przy okazji kieruje się własnymi zapędami władczymi, co ma później straszne konsekwencje. Dowiedziawszy się o przepowiedni czarownic, jako pierwsza układa plan usunięcia króla Dunkana, nie licząc się ze śmiercią wielu niewinnych ludzi. Po dokonaniu morderstwa, Makbet, wielki wódz zwycięskiej armii, doznaje wstrząsu psychicznego, który uniemożliwia dalsze jego działanie, natomiast Lady Makbet, z pozoru słaba i nieodporna na wstrząsy kobieta, ukazuje swój twardy charakter i z całą stanowczością powraca na miejsce zbrodni w celu zatarcia śladów.

Wielokrotnie, w dalszym toku akcji, Lady Makbet ratuje swego męża przed nieuważnym wyjawieniem zawiązanego spisku. W chwilach słabości podtrzymuje go na duchu, tłumiąc w sobie wszelkie ludzkie uczucia.

W końcu huragan uczuć zatajonych w otchłaniach twardego, bezwzględnego serca przebija niewidzialną, kamienną powłokę i powoduje, że osoba tak nieczuła na krzywdę i pozbawiona zasad moralnych, nagle ujawnia wielkie wyrzuty sumienia. W Lady Makbet zachodzi nieoczekiwanie przemiana duchowa. Nękające początkowo Makbeta zjawy dokuczają również jej. Powodują, że kobieta popada w coraz cięższą chorobę psychiczną, majaczy we śnie, aż w końcu nie mogąc znieść nawałnicy uczuć, targa się na swoje życie.

Żądza władzy - jej wpływ na losy Makbeta i Lady Makbet.

Małżeństwo Makbeta i Lady Makbet stanowi odstępstwo od reguł spotykanych w innych dziełach Szekspira. W przeciwieństwie do innych związków ten jest naprawdę szczęśliwy i przepełniony miłością. Nikt nawet nie przypuszcza, że tak słodkie i radosne życie może przerodzić się w piekło przez straszne zjawisko, jakim jest żądza władzy.

Makbet, tytułowy bohater dramatu, wódz zwycięskich wojsk szkockich i krewny króla Dunkana jest postacią niezwykle dynamiczną. Początkowo sprawia on wrażenie człowieka prawego i szlachetnego. Podczas walk z Norwegami wykazuje się odwagą i poświęceniem. Szanując króla, gotów jest oddać za niego życie. Jednak powracając do domu wraz z najlepszym przyjacielem - Bankiem, spotyka czarownice, które przepowiadają, że zdobędzie on władzę w państwie, ale żaden z jego potomków nie zasiądzie na tronie królewskim.


Początkowo Makbet traktuje przepowiednię jako mrzonki zdziwaczałych kobiet, ale w duchu pragnie posiąść obiecaną władzę. Myśli o tym nie dają mu spokoju i zwierza się z nich żonie. Z kolei w Lady Makbet budzą się od dawna tłumione zapędy władcze. Postanawia ona, kierując się miłością do męża i jednocześnie własnymi ambicjami, przyspieszyć spełnienie przepowiedni. Wkrótce też nadarza się ku temu sposobność, gdyż król zamierza spędzić noc w zamku szlachetnego wojownika. Bezlitosna kobieta, nie licząc się ze śmiercią wielu niewinnych ludzi, układa plan okrutnego morderstwa, którego wykonawcą ma być przez wszystkich podziwiany Makbet.

Tylko namowy ukochanej kobiety wpływają na decyzję tana Kawdoru. Jednak po dokonaniu zbrodni bez przerwy dręczą go wyrzuty sumienia. Wstrząs psychiczny, jakiego doznaje, uniemożliwia chwilowo dalsze jego działanie. I tu powtórnie Lady Makbet ukazuje niezwykły hart ducha. Bez zastanowienia powraca na miejsce zbrodni i z zimną krwią zaciera ślady pozostawione przez męża.

Z czasem Makbet ukazuje swoje prawdziwe oblicze. Bez żadnych skrupułów zleca opryszkom zamordowanie Banka, który może mu stanąć na drodze do władzy. Ale jeszcze wtedy w tytułowym bohaterze tragedii tlą się jakieś ludzkie uczucia. Bywają nawet chwile, w których nie może nad sobą zapanować, gdyż dręczą go rozmaite zjawy. Jednak zawsze u jego boku znajduje się Lady Makbet podtrzymująca go na duchu i pilnująca, aby jakieś nieuważnie wypowiedziane słowo nie rzuciło na nich cienia podejrzeń.

Początkowo dobrze zapowiadające się rządy, zamieniają się we władzę bezwzględnego tyrana, który lękając się o swoją pozycję gotów jest wydawać wyroki śmierci na niewinne dzieci i kobiety. Makbet powoli traci wszelkie ludzkie uczucia, a kolejna przepowiednia czarownic jeszcze bardziej utwierdza go w przekonaniu o ogromie swojej władzy. Władzy, o której zawsze marzył, a której nigdy nie mógł pogodzić z uczciwością i szlachetnością.

W tym jednak czasie niepokojące zmiany zachodzą w psychice Lady Makbet. Dotychczasowe przeżycia i stresy skrzętnie ukrywane przez kobietę, nie mogąc znaleźć ujścia, spowodowały eksplozję wielkich wyrzutów sumienia. Zjawy dokuczające poprzednio Makbetowi nękają również jego żonę. Powodują, że kobieta popada w coraz cięższą chorobę psychiczną, majaczy we śnie, aż w końcu popełnia samobójstwo.

Makbet wstrząśnięty śmiercią żony otrzymuje następny, straszny cios wymierzony przez los. Otóż przepowiednie czarownic, jakkolwiek tajemnicze i nie do końca wyjaśnione, okazują się spełniać w odmienny sposób, niż to sobie wyobrażał. Nawet nie próbuje bronić się przed śmiertelnym ciosem Makdufa, który przybył do Szkocji, aby wraz z wojskami angielskimi wyzwolić kraj spod jarzma tyranii.

Postaci obydwojga małżonków przedstawiają wnętrze każdego człowieka, bowiem nikt nie posiada wyłącznie dobrych lub złych cech charakteru. Zatem Makbeta nie można uważać za postać zupełnie negatywną, gdyż jego postępowanie było ściśle uwarunkowane zaistniałą sytuacją, a walka dobra ze złem tocząca się w jego duszy może wzbudzać jedynie współczucie, a żądza władzy przemawiająca przez niego i jego żonę nie jest niczym nadzwyczajnym, ponieważ chęć zysku i wyniesienia się na szczyty hierarchii państwowej, nierzadko za wszelką cenę, jest sprawą ponadczasową.

Molier

Molier - Świętoszek

W akcie I zirytowana pani Pernelle krytykuje zachowanie domowników. Jedyna osoba godna zachowania to Tartuffe, przyjaciel domu, który jawi się jej jako postać niezwykle pobożna. Pokojówka Doryna opowiada, szawagrowi Kleantowi, jak zmienia się sytuacja odkąd pojawił się Świetoszek. Orgon nazywa go swoim bratem, wprowadza we wszystkie tajemnice i interesy, słucha tylko jego rad. Tartuffe obłudnie wykorzystuje swoja silną pozycję w domu przyjaciela. Kiedy Kleant postanawia poczekać na nieobecnego Orgona, Damis prosi go o wstawienie się za Walerym i Marianną. Młodzi chcieli by wziąść ślub, lecz Tartuffe przeszkadza im w tym. Pan domu wraca ze wsi i pyta szwagra, co się działo w czasie jego nieobecności. Nie ineteresuje go reszta domowników, tylko Świętoszek.

W akcie II Orgon rozmawia z Marianną na temat Tartuffe, a także oświadcza jej, że ma zamiar wydać ją zamąż za niego. Doryna próbuje bronić skrzywdzonej. Kiedy Walery dowiaduje się o zamiarach Orgona następuje sprzeczka miedzy młodymi. Pokojówka godzi narzeczonych i przedstawia im plan: Marianna ma udać chorobe, aby odwlec ślub z Taruffe' em, a Walery w tym czasie ma dopilnować, żeby Orgon dotrzymał obietnicy , że jemu odda rękę córki.

W akcie III opisano pułapkę na Świętoszka. Doryna umawia go z Elmirą - żoną Orgona. Gdy dochodzi do tego spotkania Tartuffe zachowuje się niedwuznacznie. Zaleca się do niej, ta zaś trzyma się na dystans i wypytuje go o zamiary wobec Marianny. W odpowiedzi uzyskuje propozycję zdrady męża. Całą rozmowę podsłuchuje Damis, który groźi, że tę historię opowie Orgonowi i tak też czyni. Jednak ojciec karci go za oszczerstwa i nakazuje mu przeprosić Świętoszka. Gdy syn nie chce spełnić zadania zostaje wyrzucony z domu. Ojciec oznajmia, że wieczorem Marianna poślubi Tartufe'a i również postanawia przepisać mu cały majątek.

W akcie IV Taruffe proponuje Kleantowi, żeby opuścił dom Orgona. Sugeruje, że tak pobożny człowiek powienien pójść za głosem serca i nie pozwolić na to, aby ojciec wygnał syna. Rozpaczona Marianna szuka pomocy. Elmira proponuje jej ją,. Prosi Orgona żeby schował się pod stół. W pewnej chwili do pokoju wchodzi Tartuffe. Zadowolony, że zastał ją samotną próbuje namówić, żeby zdradziła męża. Gdy Świętoszek próbuje objąć Elmire, pan domu wychodzi z pod stołu i wyrzuca go z domu. On zaś przypomina mu o darowiźnie jaką dostał. Dom jest również jego.

W akcie V Orgon jest zrozpaczony, bo oprócz majątku powierzył obłudnikowi pewną sekretną skrzynkę z ważnymi domumentami. Były tam informacje dotyczące przyjaciela uznanego za zdrajcę państwa. Pan domu opowiada wszytsko Kleantowi i mówi, że może mieć kłopoty z prawem. Do domu wraca Damis i pani Pernelle. Dopiero gdy zjawił się komrnik i nakazał eksmisję wszyscy zauważyli nieuczciwość Świętoszka. Doryna wyrzuca go. Przychodzi Walery i oznajmia, że skrzynka dostała się w ręcę władzy. Po chwili zjawia się Tartuffe w towarzystwie Oficera Gwardii, aby go aresztować. Uwięźiony zostaje ostatecznie Świętoszek, ponieważ okazuje się, że jest sławnym oszustem. Ponadto Orgon odzyskuje majątek. Nic już nie stoi na przeszkodzie, by Marianna i Walery pobrali się.

***************************

Biografia Moliera: Molier (właśc. Jean Baptiste Poquelin) to najwybitniejszy komediopisarz francuski, także aktor i dyrektor teatru. W 1643 r. założył w stolicy, wspólnie z M. Bejart, teatr, który wkrótce zbankrutował. Po 12 latach wędrówek po prowincji z trupą objazdową osiadł w 1658 r. na stałe w Paryżu, gdzie zdobył sławę, poparcie króla oraz opinię niebezpiecznego libertyna. Molier wierzył w skuteczność nauczania ze sceny. Komedie jego odznaczają się niezwykłą różnorodnością i najwyższymi walorami artystycznymi. Uprawiał tzw. wielką komedię, widowiska farsowe, komedię heroiczną i komediobalet. Połączył w nich tradycję rodzimej farsy ludowej z elementami włoskiej commedia dell\'arte i klasycznej sztuki komicznej (Arystofanes i Plaut). Prezentując galerię wiecznych typów ludzkich, dawał zarazem satyryczny obraz francuskiej obyczajowości XVII w. - ośmieszał salonową przesadę (\"Pocieszne wykwintnisie\", wyst. 1659), niezrozumienie życia rodzinnego (\"Szkoła mężów\", wyst. 1661, \"Szkoła żon\", wyst. 1662), hipokryzję i zakłamanie dewotów (\"Świętoszek\", wyst. 1664), wielkopańską pozę arystokratów (\"Don Juan\", wyst. 1665), okrutną pogardę światowców wobec uczciwych i prostolinijnych (\"Mizantrop\", wyst. 1666), manię gromadzenia bezużytecznych bogactw (\"Skąpiec\", wyst. 1668). Molier przepoił swą twórczość głębokim humanizmem - mimo goryczy i pesymizmu wierzył w rozum ludzki i zdolność przezwyciężania zła oraz opowiadał się za wolnym i godziwym wyborem własnej drogi.

Opis postaci:
Świętoszek - jest chyba najbardziej znaną postacią wykreowaną przez Moliera. Stanowi uosobienie fałszywego, obłudnego i chciwego intryganta. Nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Stara się zaprezentować jako osoba o wyjątkowych cnotach, pobożna, religijna, pokorna i rozmodlona, a tymczasem wykorzystuje naiwność innych, by zdobyć ich majątek. Jest chyba najbardziej negatywną postacią ze wszystkich, które pojawiły się na kartach komedii Molierowskich.

Orgon - mąż Elmiry, ojciec dwójki dzieci Marianny i Damisa, do chwili pojawienia się Tartuffe'a ( Świętoszka ) jest kochającym mężem i ojcem, mądrym, uczciwym, powszechnie szanowanym człowiekiem. Pod wpływem Świętoszka zmienia się nie do poznania. Nie obchodzi go już nic oprócz jego ukochanego Tartuffe'a , którego traktuje jako wyrocznię i najwyższy autorytet. Nie zdaje sobie sprawy, że jest przez niego oszukiwany i wykorzystywany. Okazuje się człowiekiem zbyt ufnym, naiwnym i łatwowiernym, który potrafi zaryzykować szczęściem własnej rodziny, jeśli się tylko nim umiejętnie pokieruje. Świętoszek ma na niego nieograniczony wpływ. Dochodzi do tego, że jest mu on bliższy niż żona, czy dzieci. Wydaje się, że nie ma własnego światopoglądu i przekonań. Bardzo pragnie, aby ktoś wskazał mu właściwy, doskonały „ program życiowy”, co wykorzystuje Tartuffe.

Marianna - córka Orgona z pierwszego małżeństwa. Jest osóbką bardzo dobrze wychowaną z pokorą i trwogą przyjmującą wolę ojca. bardzo kocha Walerego, swojego narzeczonego, dlatego decyzja ojca o jej związku z Tartuffe'em jest dla niej niezrozumiała i niezwykle bolesna, ale nie potrafi przeciwstawić się woli ojca, uważa że to Walery powinien walczyć o ich miłość, o ich wspólną przyszłość. Córka traci zaufanie i szacunek do ojca. Spostrzega, że nie jest już dla niego ważna, liczy się tylko Świętoszek- jej przyszły mąż. Dlatego z czasem Marianna wyzbywa się wszelkich oporów i zaczyna otwartą walkę z Tartuffe'em, którego nienawidzi.

Doryna - pokojówka Marianny, przywiązana do Elmiry i Orgona, wierna, uczciwa, dbająca o dobro całej rodziny, a za razem pomysłowa, sprytna i mądra. Ona pierwsza przejrzała Tartuffe'a i otwarcie z niego drwiła. Potrafiła zdemaskować jego obłudę i szydzić z jego udawanej pobożności. jej zdanie wyraźnie się liczy w domu Orgona. Ma tupet i nie waha się przed dosadnym wyrażaniem swych myśli. Doryna nie jest już młodą dziewczyną o czym świadczy jej dojrzałość i doświadczenie. Zawsze mówi wprost i ma duża siłę przekonywania.

Kleant - brat Elmiry, szwagier Orgona. Nie poznał jeszcze Świętoszka osobiście, zna go jedynie ze słyszenia. Na podstawie tych informacji, nie wyrabia sobie zbyt pochlebnej opinii o Tartuffe'ie. Utwierdza się w niej jeszcze bardziej podczas rozmowy z Orgonem. Próbuje mu uświadomić, że Tartuffe to obłudnik, udający pobożność i że prawdziwy chrześcijanin nie obnosi się tak ze swoją wiarą , jedynie chowa ją w sercu. A o pobożności nie świadczą słowa, lecz postępowanie. Zaślepiony Orgon jednak mu nie wierzy. Jest rozważny i zdecydowany, raczej spokojny i życzliwy. Potrafi się zawsze znaleźć, gdy jest naprawdę potrzebny.

Jan Wolfgang Goethe

Jan Wolfgang Goethe - Cierpienia młodego Wertera


Powieść składa się z dwóch części oraz dodatku "Wydawca do czytelnika".
Część pierwsza obejmuje okres od 4 maja do 10 września 1771 roku. Druga księga - od 20 października 1771 roku do 6 grudnia 1772. "Wydawca do czytelnika" to podana w narracji trzecioosobowej próba przybliżenia ostatnich chwil życia Wertera wraz z fragmentami jego korespondencji z 12, 14 i 20 grudnia 1772 roku. Ze względu na formę dzieła "Cierpienia młodego Wertera" jest określona jako powieść epistolarna, czyli powieść w formie listów. Narracja w takim przypadku jest pierwszoplanowa, podana w formie korespondencji. W tym przypadku jest to ciąg chronologicznie ułożonych listów Wertera do przyjaciela, Wilhelma. Na listy składa się relacja z wydarzeń, w jakich bohater uczestniczył oraz analiza psychologiczna jego uczuć.

Werter donosi swemu przyjacielowi Wilhelmowi, iż wyjechał do małego miasteczka, ażeby załatwić sprawy majątkowe matki i aby zaspokoić pragnienie samotności. Tam, skąd przybył, została matka (kobieta, o której bohater pisze "biedna Eleonora") oraz przyjaciel imieniem Wilhelm.

Bohater zatrzymuje się w posiadłości, którą niegdyś zaprojektował pewien hrabia. Jest urzeczony pięknem natury, jej bliskość wpływa na niego kojąco. Potęga przyrody powoduje, że Werter zaprzestaje rysowania. Pisze:

"Jestem tak szczęśliwy, o najdroższy, tak zatopiony w poczuciu spokojnego istnienia, że sztuka moja cierpi wskutek tego. Nie mógłbym teraz narysować nic, ani kreski".

Jedyną lekturą, po którą bohater sięga z upodobaniem, jest Homer. Twierdzi:

"potrzeba mi kołysanki, tę w pełni znalazłem w Homerze".

Czyta zatem Homera, wiele spaceruje, przygląda się życiu tutejszych ludzi, nawiązuje znajomości. Zainteresowanie Wertera budzi pewien parobek zakochany w starszej od siebie wdowie, u której pracuje. Poznaje także książęcego komisarza, wdowca mającego dziewięcioro dzieci, który od chwili śmierci żony przeniósł się wraz z potomstwem do leśniczówki, dokąd Werter został zaproszony.

Szczególne wrażenie zrobiła na bohaterze mała miejscowość nieopodal miasteczka o nazwie Wahlheim. Pod wpływem uroku przyrody Werter dochodzi do przekonania, że nieskończone bogactwo natury tworzy artystę.

Tymczasem tutejsza młodzież organizuje bal, w którym ma wziąć udział także Werter. Jedzie on na bal w towarzystwie pań, te zaś uprzedziły bohatera, iż zabiorą po drodze pewną piękną kobietę. Ostrzegły też przed pochopnym ulokowaniem uczuć, bowiem kobieta ta jest już narzeczoną ,,pewnego bardzo dzielnego człowieka".

Niebawem powóz zajeżdża pod leśniczówkę i Werter spostrzega piękną dziewczynę pośród dzieci, którym ona podaje chleb. Wywiera na nim tak silne wrażenie, że ani nie chce tego ukryć.

,,Jakżem się wśród rozmowy upajał czarnymi oczyma! Jak te żywe wargi i świeże, hoże policzki pociągały mą duszę! Jakżem zatopiony we wspaniałą treść jej mowy nie słyszał nawet słów, które wypowiadała!"

Wspólny taniec i rozmowa podczas balu sprawiają, że Werterem zawładnęła silna namiętność. Nie zważając na fakt istnienia Alberta, z którym Lotta jest "prawie zaręczona", Werter staje się częstym gościem w leśniczówce. Zaprzyjaźnia się z młodszym rodzeństwem dziewczyny, czuje się niezwykle szczęśliwy, o czym informuje Wilhelma pisząc:

,,Przeżywam chwile tak szczęśliwe, jakie Bóg chowa dla swych świętych".

Niebawem Werter dochodzi do przekonania, że Lotta go kocha. Tym odkryciem dzieli się z Wilhelmem w jednym z kolejnych listów. Żyje właściwie tylko nadzieją spotkania jej i jak mówi "wszystko, wszystko skupia się w tej nadziei". Pod wpływem takiego stanu ducha znów zaprzestaje rysunku. Niejednokrotnie postanawia nie widywać Lotty, a jednak nie potrafi być konsekwentnym.

Po dłuższej nieobecności powraca Albert. Werter przyznaje, że nie można narzeczonemu Lotty odmówić szacunku. On też traktuje Wertera życzliwie. Niebawem Werter postanawia wyjechać, by zacząć pracę w poselstwie. Przedtem jednak dochodzi do rozmowy z Albertem na temat samobójstwa. Postawy obu mężczyzn zdecydowanie się różnią. Albert akt samobójstwa nazywa głupotą oraz dowodem słabości, gdyż jak mówi "łatwiej umrzeć niż znosić życie pełne udręki". Werter natomiast uważa, że określone są granice ludzkiego cierpienia, toteż jego zdaniem chodzi o to, czy natura ludzka "może przetrwać miarę swego cierpienia moralnego czy fizycznego".

Bohater przekonany jest, że Lotta nie chce, aby wyjechał. W dniu swoich urodzin Werter otrzymuje paczkę od Alberta. Znajdują się tam: różowa kokarda Lotty oraz wydanie Homera.
Coraz mocniej pogrążony w miłości Werter pisze:

"W wyobraźni mej nie zjawia się żadna inna postać prócz niej i wszystkie wkoło widzę w związku z nią.(...) Gdy tak przy niej posiedzę dwie, trzy godziny i upajam się jej postacią, jej obejściem, niebiańskim urokiem jej słów i stopniowo rozpalają się wszystkie me zmysły, w oczach robi mi się ciemno, ledwo co słyszę i coś mnie chwyta za gardło jak skrytobójca (...) Nie widzę cierpieniu temu kresu prócz grobu".

Werter postanawia wyjechać, nie informując Lotty i Alberta. Bohater podejmuje pracę w poselstwie z dala od ukochanej. Początkowo wydaje się, że owa praca pozwala mu zapomnieć, choć na krótko, o silnej namiętności. Jednak, jak pisze do Wilhelma, przyszło mu znosić przykrości ze strony posła, o którym mówi "jest to najbardziej rygorystyczny głupiec, jaki może istnieć". Werter pisuje również listy do Lotty. Jedyną miłą rzeczą, która spotyka go, jest zaufanie hrabiego C. Werter, obserwując otaczających go ludzi, przesyła owe spostrzeżenia przyjacielowi, pisząc w listach do niego między innymi o ludzkim dążeniu do awansów.

Współpraca z posłem nadal układa się źle. To napawa Wertera niechęcią. Miłości do Lotty towarzyszy smutek wynikły z otrzymanej wiadomości, że Albert i Lotta są już małżeństwem. Niebawem spotyka bohatera kolejna przykrość - zostaje on (z uwagi na mieszczańskie pochodzenie) wyproszony z domu hrabiego von C., w którym ma prawo przebywać arystokracja. Ten incydent spowodował, że Werter podaje się do dymisji, a następnie wyjeżdża. Jedzie w rodzinne strony, a potem do myśliwskiego zamku zaprzyjaźnionego księcia. Ponieważ źle się tam czuje, niebawem wyjeżdża.

Uświadamia sobie, że nie przestał kochać Lotty, a fakt, iż nie jest już wolna, budzi w nim żal pomieszany z zazdrością. Pisze:

,,Nie pojmuję czasem, jak ktoś inny może ją kochać, śmie ją kochać, gdy ja kocham ją tak wyłącznie, tak gorąco, tak pełnym uczuciem".

Miłość przywiodła Wertera tam, gdzie poznał Lottę. Ona mieszka jednak już w domu Alberta.
Werter spotyka przypadkiem parobka, którego poznał, będąc w tych stronach po raz pierwszy. Ów parobek opowiada mu o swojej sytuacji. Kochając się w gospodyni bezgranicznie, kierowany namiętnością chciał, jak mówi, ,,wziąć ją siłą". Na to nadszedł jej brat i wyrzucił parobka, nadawszy przy tym całej sprawie rozgłos (brat obawiał się bowiem, że jeśli siostra ponownie wyjdzie za mąż, jego dzieci utracą spodziewany spadek). Wyrzucony młody człowiek postanawia, że umrze, jeśli kochana przez niego kobieta, poślubi innego.

Werter znów często odwiedza Lottę. Jej mąż wyjechał na wieś w interesach. Uczucie wybucha z jeszcze większą siłą. Lekturą, która towarzyszy teraz bohaterowi, są "Pieśni Osjana". Sytuacja, w jakiej się znalazł, staje się źródłem udręki, nasuwa różne myśli, o jednej z nich Werter pisze:

,,kładę się często do łóżka z życzeniem, ba czasem z nadzieją niezbudzenia się więcej".

Jest przekonany, że Lotta wie o jego bólu. Zaistniała sytuacja staje się męcząca dla wszystkich. Niespodziewanie Werter spotyka młodego, obłąkanego człowieka, który w listopadzie szuka kwiatów dla wybranki swego serca. Przyglądając się mu, Werter kieruje swe słowa do Boga:

,,Boże w niebie! Czyś takim uczynił los ludzi, że są szczęśliwi zanim dojdą do rozumu i kiedy go znów stracą?"


Zazdrości obłąkanemu nieświadomości, w jakiej ten żyje. (Nieco później dowiaduje się, że ów obłąkany był niegdyś pisarzem u ojca Lotty, a kiedy wyznał jej uczucie, został wyrzucony ze służby, po tych przeżyciach popadł w chorobę). Wszystko to sprawia, że Werter słowami pełnymi goryczy prosi Boga:

,,Ojcze, któryś dawniej przepełniał całe me serce, a teraz odwróciłeś ode mnie swe oblicze! Wezwij mnie do siebie. Nie milcz dłużej. Milczenie Twe nie powstrzyma tej spragnionej duszy".

O tym, że stan Wertera bliski jest depresji, świadczyć może kolejny fragment listu do Wilhelma.

,,Widzisz, koniec ze mną, nie zniosę tego dłużej! Dziś siedziałem przy niej - siedziałem, ona grała na fortepianie różne melodie (...) Łzy stanęły mi w oczach, schyliłem się i wzrok mój padł na jej obrączkę - łzy moje płynęły".

Z każdym dniem smutek i przygnębienie zapuszczają korzenie w duszy bohatera, który staje się posępny, zamyślony. W takim nastroju dochodzi do leśniczówki ojca ukochanej. Kiedy przekracza próg słyszy wieść o zabiciu chłopa, który był nowym parobkiem u pewnej wdowy. Bez trudu skojarzył ten fakt z historią parobka niegdyś poznanego. Człowiek ten został niebawem złapany. Wertera ogarnia ogromne współczucie dla młodego mężczyzny. Wygłasza nawet przed komisarzem obronną mowę, ale to na nic się nie zdaje. Werter coraz bardziej pogrąża się w złych nastrojach i bezczynności. Rozpamiętuje przykrości, jakie spotkały go w życiu.

,,czuł się odcięty od wszelkich perspektyw, niezdolny znaleźć jakiś sposób ujmowania spraw codziennego życia; i tak oddany zupełnie swym uczuciom, myślom i bezgranicznej namiętności, w wiecznej monotonii swego smutnego obcowania z miłą i ukochaną istotą, której spokój mącił, targając swe siły, niszcząc je bez celu i widoku, zbliżał się coraz bardziej do swego smutnego końca".

O tym, że postanowienie śmierci stało się nieodwołalne, świadczy kolejny list do przyjaciela, w którym Werter dziękuje za przyjaźń i odwleka przyjazd Wilhelma. Prosi też, by przekazał matce słowa podziękowania oraz przeprosiny za wszystkie zmartwienia, jakie jej sprawił. Następnie odwiedza ukochaną, która mówi o niezręczności całej sytuacji i zakłopotaniu, w jakim wszyscy trwają. Radzi także poszukać innej kobiety godnej miłości. Dalszą rozmowę przerywa nadejście Alberta.

Następnego dnia Werter pisze list do Lotty i pozostawia go na swoim biurku. Potem wydaje służącemu polecenia, informując go, że za kilka dni wyjedzie. Jedzie do komisarza, a nie zastawszy go w domu, przez pewien czas chodzi w towarzystwie rodzeństwa Lotty po znajomym mu ogrodzie. Po powrocie każe służącemu spakować swoje rzeczy. Odwiedzając ukochaną, czyta jej swój przekład ,,Pieśni Osjana", po czym bierze ją w ramiona. Ona jednak prosi, aby odszedł. Wychodząc mówi: ,,Żegnaj, Lotto! Żegnaj na wieki!".

Pisze list do Lotty. Służącego wysyła, aby pożyczył od Alberta pistolety. Kiedy dowiaduje się, że podała je Lotta, uznaje, iż ona popiera jego decyzję. Potem niszczy wiele papierów, wychodzi uregulować długi, a następnie długo chodzi po okolicy. Powróciwszy pisze jeszcze. O północy realizuje swój zamiar. Nazajutrz znajduje go służący. Werter leży we krwi, ubrany w niebieski frak, żółtą kamizelkę. Żyje jeszcze, lecz jest to agonia. Umiera o dwunastej w południe. Nocą zostaje pogrzebany w miejscu, które Werter sam wybrał. Pochówkowi nie towarzyszy żaden duchowny, za trumną idzie komisarz z synami. Lotta nie przyszła, bowiem na wieść o śmierci Wertera popadła w chorobę, która wzbudzała obawy o życie bohaterki.


CHARAKTERYSTYKA UTWORU

Szatą zewnętrzną utworu Goethego są listy Wertera, jego autobiografia złożona z urywków własnych listów, pamiętników oraz uwag wydawcy. Forma listów zapewniała możność bezpośredniego oddawania przeżyć bohatera. Autor przedstawia się czytelnikowi tylko jako wydawca pozostałych rękopiśmiennych pamiątek po nieszczęśliwym młodzieńcu.

Usprawiedliwia się w przypisach, że zmienia nazwy miejscowości i osób, opuszcza nazwiska autorów dzieł, rzekomo by nie urazić innych pisarzy. Wszystkie te szczegóły są oczywiście fikcją, celem zaś fikcji jest wzbudzenie w czytelniku przekonania, że autor postępuje z całą dokładnością i pedanterią, wobec czego listy Wertera zyskują na autentyczności.

Budowa "Cierpień młodego Wertera" przeprowadzona jest z wielkim artyzmem.Nie ma ani jednego listu, ani jednego szczegółu, który byłby obojętny - wszystko jest celowe, wszystko ma nas przygotować do ostatecznej katastrofy, do samobójstwa Wertera. Są przecież w utworze epizody, celem ich jest jednak nie tylko ożywić i urozmaicić treść utworu, lecz stoją one w ścisłym związku z całością utworu.

Powieść Goethego opowiada o zaskorupiałym, skostniałym, pełnym klasowych przesądów społeczeństwie, które nie potrafi zrozumieć ambitnego, pełnego zapału młodzieńca i odrzuca go - w mieście, do którego wyjeżdża Werter po rozstaniu z Lotta, jego kariera zawodowa załamuje się, ponosi też dotkliwe klęski towarzyskie i uczuciowe.

Ta zapowiadająca romantyzm powieść Goethego przedstawiała pierwszego jego bohatera, ukazując klęskę wrażliwej jednostki w starciu z nieczułym, skonwencjonalizowanym światem, gdzie talent i inteligencja nic nie znaczą wobec bariery pochodzenia. Werter to młodzieniec inteligentny, wykształcony, wrażliwy, ale niestety mieszczanin - co w feudalnym społeczeństwie stanowym nie było szczególną zaletą. Bawi się na wsi z Lottą, z początku raczej flirtując z nią niż na serio kochając. Z początku to dla niego tylko lekka wakacyjna przygoda, po której wraca do miasta, pełen jak najlepszych chęci, tryskający optymizmem i usiłuje zrobić tam karierę, zawodową i towarzyską, niestety z mizernym skutkiem, bowiem pracodawca lekceważy jego pomysły.

"Wszyscy szczują przeciwko mnie" wyznaje przyjacielowi Wilhelmowi. Opisany w powieści Goethego werteryzm jest jedną z form romantycznego indywidualizmu. Charakterystyczną dla tej postawy jest bunt wobec świata i jego praw, ale mający charakter czysto wewnętrzny, przeżyty w myśli, nie owocujący żadnym czynem czy aktywnym protestem, poza tym skrajnym, czyli samobójstwem. Ludzie otaczający Wertera napawają go wstrętem, widzi ich duchową mizerię i małość:
"Cóż to za ludzie, którzy całą duszę wkładają w ceremoniał, których myśli i dążenia przez lata całe kierują się ku temu, jak posunąć się o krzesło wyżej przy stole".

Postawę werteryczną reprezentują osobnicy o wielkiej wrażliwości i skłonności do marzeń, lubiący uciekać w świat myśli i rozbuchanej wyobraźni, emocjonalnie pobudliwi i pożądający uczuć wzniosłych, wielkich, ostatecznych, które mogłyby zaspokoić ich wiecznie nienasycone serca. Wynikający z tego pobudzenia i niezaspokojenia cierpienie w skrajnych formach przybiera postać weltschmerzu, będący "chorobą wieku" czy też "bólem istnienia". Wybujały indywidualizm uniemożliwia tego typu ludziom nawiązanie kontaktu ze światem, bowiem zbyt wiele od niego wymagają - stąd poczucie odrzucenia, nuda i czczość istnienia. I w tym właśnie tkwi prawdziwa przyczyna samobójstwa Wertera - pogrąża się w beznadziejnej miłości do Lotty, gdyż, odtrącony przez świat, pragnie uciec w uczucie, coraz bardziej dramatyczne.
"Mam tak wiele, a uczucie do niej pochłania wszystko; mam tak wiele, ale bez niej wszystko staje się niczym".
Werter wszystkie swoje nadzieje wiąże z Lottą, czyni z niej rodzaj bóstwa, nieosiągalnego za życia - dlatego, nie mogąc dłużej znieść emocjonalnego napięcia, sięga w końcu po pistolet, w samobójczej śmierci widząc wyzwolenie.

Fiodor Dostojewski

Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i Kara

Spis treści

Życie i twórczość pisarza
Okoliczności powstania powieści
Streszczenie
Czas i miejsce akcji
Konstrukcja przestrzeni i czasu
Struktura i kompozycja powieści
Poetyka dysonansu i dopełniających się przeciwieństw. System sobowtórów
Raskolnikow - ofiara własnej zbrodni
Rodion i Sonia - wątek miłosny
Drugoplanowi bohaterowie Zbrodni i kary
Filozofia, religia, zagadnienia społeczne
Uniwersalna wymowa utworu
Przypisy


ZBRODNIA I KARA

Życie i twórczość pisana

Ten wybitny pisarz i subtelny Znawca duszy ludzkiej dla jednych pozostał „okrutnym talentem”, dla innych apologetą cierpiętnictwa, natchnionym prorokiem animowanym wielką tradycją plastyczną, dla jeszcze innych - fanatykiem wolności, szowinistą, jeśli nie prekursorem faszyzmu.1 Zarówno dzieła Fiodora Dostojewskiego, jak i jego interesująca biografia - człowieka niezwykle wrażliwego, próbującego szukać odpowiedzi na podstawowe pytania filozoficzne, a przy tym targanego wielkimi namiętnościami: miłością do żony Anny i pasją hazardzisty - prowokowały badaczy literatury do poszukiwania informacji o tym nietuzinkowym pisarzu, którego twórczość wywarła wielki wpływ na literaturę współczesnych mu i żyjących później myślicieli oraz ludzi pióra.

Autor Zbrodni i kary urodził się 30 października 1821 roku w Moskwie, w szpitalu dla ubogich, gdzie pracował jego ojciec, lekarz. Według przekazu biografa pisarza, Leonida Grossmana, oraz córki, Lubow, ród Dostojewskich wywodził się ze szlachty litewskiej i wydał wielu ludzi światłych i wybitnych, ale także zabójców i grabieżców. Była to rodzina głęboko religijna, od pokoleń kultywująca tradycje prawosławne. Po śmierci matki pisarza (1837 r.) ojciec nadużywał alkoholu i spotykał się z młodymi córkami poddanych, których towarzystwo wymuszał siłą. Zginął dwa lata później zamordowany przez pracujących na jego polach ludzi. Fiodor zetknął się więc z zabójstwem dosyć wcześnie i dotkliwie je odczuł - został osierocony.2 To obciążenie i chęć wyjaśnienia mechanizmów zbrodni wielokrotnie wróci w jego utworach, w różnych kontekstach i układach sytuacyjnych.

Wraz z bratem, z woli ojca, Fiodor studiował inżynierię wojskową, ale zupełnie nie był zainteresowany taką wiedzą. Chętnie czytywał literaturę, świetnie znał dzieła Aleksandra Puszkina, z pasją oddawał się lekturze utworów M. Gogola, G. Sand, W. Hugo i H. Balzaka. Po ukończeniu studiów w 1843 r. jako podporucznik, inżynier robót polnych, pozostał przy sztabie w Petersburgu, gdzie powierzono mu kreślenie map i planów. Już wtedy często korzystał z lichwiarskich pożyczek lub prosił brata o pomoc. Często przyczyną jego kłopotów była chęć pomocy kolegom potrzebującym gotówki.

Pracę literacką Dostojewski rozpoczął udanym tłumaczeniem Eugenii Grandet Balzaka. Niedługo później powstała jego pierwsza powieść Biedni ludzie. Coraz częściej zaniedbywał swoje obowiązki zawodowe i ostatecznie zrezygnował z posady, gdy otrzymał od samego cesarza przykrą etykietę: „dureń”. W wieku 23 lat Fiodor rozstał się z wojskiem i rozpoczął odtąd aktywne życie literata. Powieść Biedni ludzie zdobyła autorowi uznanie w kręgu redaktorów „Otieczestwiennych zapisków” (Niekrasow, Grigorowicz, Bieliński) i ukazała się na łamach tego pisma w 1845 roku. Uskrzydlony powodzeniem pisarz rozpoczął życie towarzyskie i zakochał się w żonie literata Iwana Panajewa, która po dwudziestu latach stała się prototypem postaci o tym samym imieniu, Awdotii Raskolnikowej, w Zbrodni i karze. Kolejne utwory (Słabe serce, Cudza żona i mąż pod łóżkiem, nowela Gospodyni) nie sięgają kunsztu Biednych ludzi, gdzie poruszono najbardziej palący problem nierówności społecznej.

Dostojewski zdobył sobie sławę i uznanie dziełami odkrywającymi tajniki duszy ludzkiej, zawiłości psychiki. W tym zakresie uprzedził rozważania Freuda o obsesjach i kompleksach ujawniających swoją siłę w podświadomości człowieka. Utwory te jednak spotykały się z krytyką i zarzutami, że młody pisarz nie umie jeszcze opanować żywiołu językowego i odpowiednio komponować swoich tekstów. Tak potraktowano nowelę Sobowtór.

Rewolucyjne wrzenie na zachodzie Europy (1848-1849) pobudzało aktywność opozycji w Rosji. Dostojewski wraz z Bielińskim znalazł się w kręgu buntowników pozostających pod wpływem Michała Pietraszewskiego, wyznających zasadę furieryzmu (Charlesa Fouriera - utopijnego socjalisty) - „reforma społeczna bez rewolucji”. Radykalni spiskowcy chcieli dokonać przewrotu w drodze walki zbrojnej. Dostojewski został aresztowany 23 kwietnia 1849 roku w swoim mieszkaniu, które poddano gruntownej rewizji. Po ośmiomiesięcznym śledztwie stwierdzono, że pisarz rozpowszechniał list Bielińskiego przeciwko religii i rządowi, pozbawiono go rangi porucznika i praw majątkowych oraz skazano na karę śmierci. Mikołaj I chciał buntowników nastraszyć, ale nie pozbawić życia. Tuż przed kulminacyjnym momentem egzekucji (22 grudnia 1849 roku) Dostojewski i jego towarzysze dowiedzieli się o zmianie wyroku na zsyłkę na Sybir. Przeżycia te zaważyły w decydujący sposób na poglądach pisarza dotyczących zadawania śmierci, skazywania człowieka na torturę oczekiwania na wykonanie wyroku. Katorgę syberyjską opisał we Wspomnieniach z domu umarłych - wymowny tytuł można pozostawić bez komentarza.

Po odbyciu kary w styczniu 1854 roku Dostojewski rozpoczął okres żołnierskiej niedoli w Siemipałatyńsku (dzisiejszy Kazachstan), blisko chińskiej granicy. Wtedy poznał trudne warunki życia „kobiet upadłych” (córki gospodyni, u której mieszkał pisarz, były prostytutkami), ukazywanych później w utworach literackich, por. Sonia. Podczas katorgi zaprzyjaźnił się z prawnikiem, baronem Aleksandrem Wranglem, który przywiózł mu listy i paczki od rodziny i niejednokrotnie ułatwiał egzystencję w tych szczególnych warunkach. Tam też pisarz poznał Marię Isajewę, wtedy żonę nauczyciela-pijaka o szlachetnych cechach (później stanie się on prototypem postaci Marmieładowa w Zbrodni i karze, zaś w cechy Marii autor wyposaży Katarzynę Marmieładową). Po śmierci pierwszego męża Maria wyszła za Dostojewskiego, jednak ich wspólne szczęście zakłóciła choroba - lekarz stwierdził u Fiodora padaczkę, zaś jego żona nie potrafiła zaakceptować tego stanu rzeczy i stała się uciążliwą, histeryczną, zgorzkniałą kobietą.

Po dziesięciu latach wygnania, w 1859 roku, Dostojewski wrócił do Petersburga. Borykał się z kłopotami finansowymi i rodzinnymi. Po powrocie z zesłania pisarz zaobserwował duże zmiany: coraz głośniej mówiło się o potrzebie uwłaszczenia, uaktywniło się nowe pokolenie protestujące przeciwko tradycji, obyczajom i powszechnie żoną wypełniało Dostojewskiemu coraz żywsze uczucie do Apoliarii Susłowej, młodej adeptki pióra. Podróżował z nią po Europie przeżywając perypetie miłosne i zdrady z j ej strony oraz oddając się zamiłowaniu do hazardu.

W maju 1863 roku zamknięto założony przez Michała, zaś redagowany przez Fiodora Dostojewskiego, miesięcznik „Wriemia”, pomawiając jego liderów o sympatie dla powstańców w Polsce. Była to wyjątkowa ironia losu - już podczas podróży po Europie pisarz nabrał wielkiej niechęci do Polaków, których powszechnie ceniono i popierano ich starania niepodległościowe. W 1864 roku zmarła Maria osierociwszy syna z poprzedniego małżeństwa. Niedługo potem umarł ukochany brat Fiodora, Michał, pozostawiając spore długi i liczną rodzinę. Pisarz musiał przerwać pracę twórczą (powieść Gracz) i ratować sytuację finansową bliskich.

Przed zsyłką na Sybir Dostojewski miał na swoim koncie kilka utworów, które stanowiły przedsmak jego twórczego geniuszu. Ujawnił się on dopiero po powrocie do Petersburga dziełami Sioło Stiepacznikowo, Martwy dom i Zbrodnia i kara. Tę ostatnią powieść pisarz kończył będąc już na nowym etapie życia osobistego i literackiego (publikacja w 1866 r.). Zwrotnym punktem w życiu Dostojewskiego stało się poznanie inteligentnej i urodziwej stenografistki, Anny Snitkiny, zaangażowanej do pomocy nad powieścią Gracz, później drugiej żony i - jak sugerują biografowie pisarza - największej miłości Fiodora. Poślubienie ukochanej kobiety (15 lutego 1867 r.) okazało się początkiem szczęścia i kłopotów rodzinnych, a przy tym rozpoczęło okres obfitujący w wiele znakomitych dzieł literackich.

Druga żona Dostojewśkiego była jego ostoją w najtrudniejszych chwilach. Potrafiła odpowiednio pokierować jego sprawami, by mógł spokojnie pisać, bez dramatycznych zmagań z wierzycielami, którzy nie dawali mu spokoju od czasu, gdy po śmierci brata opiekował się finansowo jego rodziną a także swoim pasierbem. Pomagała mu zapisywać teksty, a przy tym była pierwszym czytelnikiem i krytykiem. Otaczała go miłością, chętnie z nim i dziećmi podróżowała, cierpliwie znosiła jego padaczkę i skłonność do hipochondrii, tolerowała upodobanie do hazardu.

Już w 1867 r. Dostojewscy wyjechali w długą, czteroletnią podróż po Europie (Szwajcaria, Niemcy, Włochy). Ostatni etap tej wyprawy owocował utworem Idiota (1869) ukazującym starcia namiętności i instynktów zdolnych zdominować życie człowieka. Kolejne literackie osiągnięcia Dostojewskiego - dzieła powstałe już w Rosji - to: Biesy (1872 - autor ukazał tu efekty zaniku norm moralnych), Młodzik (1875 - zależność etyki od stanu posiadania), Bracia Karamazow (1879-80 - tragizm losów postaci uwikłanych w namiętności, zbrodnię, obsesje; tu poprzez postać Zosimy Dostojewski wyraził swoje stanowisko, a zarazem postulat - miłości, przebaczenia, służenia drugiemu człowiekowi). Na łamach „Grażdanina”, w cyklu Dziennik pisarza, opublikował również cykl artykułów na aktualne tematy.

W 1880 r. w Moskwie Dostojewski wygłosił swój słynny testament ideowy sformułowany w mowie napisanej z okazji odsłonięcia pomnika jego ukochanego poety, Aleksandra Puszkina. Potwierdził tam raz jeszcze ideały, które określiły jego życie i sposób myślenia.

Fiodor Dostojewski zmarł 28 stycznia 1881 r. Jego grób znajduje się na cmentarzu w Petersburgu, przy Aleksandro-Newskiej Ławrze. Warto dodać kilka słów o intrygującej Polaków postawie autora Zbrodni i kary wobec naszego narodu. To antypolskie nastawienie, którego Dostojewski wcale nie ukrywał, wiąże się z pojmowaniem roli rosyjskiego ludu - zdrowej moralnie warstwy narodu, zawsze wiernej religii prawosławnej, podstawowej wartości Słowian. Polacy zaś ze swoją skłonnością do jednoczenia się z zachodnią częścią Europy odeszli od prawosławia w stronę katolicyzmu, a więc zdradzili całą słowiańską rodzinę.3

Ranga twórczości Dostojewskiego polega przede wszystkim na stworzeniu w „wielogłosowej” formie nowego obrazu świata - złożonego, pełnego namiętności i sprzeczności, różnych stanowisk i racji, konfliktów prowadzących do tragedii. Pisarz ujął więc w swoich dziełach obraz współczesnego świata w całej jego złożoności i z przejawami rozdarcia: Stąd zapewne wzięła się popularność jego powieści również w końcu XX wieku.



Okoliczności powstania powieści
Informacje dotyczące powstania pomysłu, kolejne etapy tworzenia powieści oraz reakcje odbiorców przedstawia autor biografii i monografii twórczości Fiodora Dostojewskiego, Leonid Grossman.4 Z książki tej można się dowiedzieć, że wiele czasu upłynęło zanim zamiar napisania utworu przybrał kształty realne. Korzenie „Zbrodni i kary” sięgają początku dat pięćdziesiątych. Obraz głównego bohatera dojrzewał w duszy pisarza około piętnastu lat.

Jeszcze 9 października 1859 roku Dostojewski pisał do brata: „W grudniu zacznę powieść... Może pamiętasz, że wspominałem ci o powieści-spowiedzi, którą chciałem napisać jako ostatnią, bo mówiłem, że sam jeszcze muszę pewne rzeczy przeżyć. W tych dniach postanowiłem pisać ją niezwłocznie... Cała moja dusza i cała moja krew wejdzie w tę powieść. Obmyśliłem ją na katordze leżąc na pryczy w ciężkich chwilach smutku i wewnętrznej rozterki... Spowiedź ostatecznie ugruntuje moja sławę”.5

Dostojewski przywiązywał więc do tego utworu szczególne znaczenie. Pobyt na katordze pozwolił mu lepiej poznać psychikę człowieka. Obserwował tam zwłaszcza zachowanie jednego więźnia, Orłowa, odważnego, dumnie znoszącego wszelkie cierpienia, emanującego wielką siłą wewnętrzną, marzącego o władzy i bogactwie, do których najszybciej może doprowadzić zbrodnia. W latach sześćdziesiątych Dostojewski zwrócił uwagę na dzieła Puszkina i jednego z bohaterów, zabójcę o udręczonej duszy - Aleka (Cyganie).6 W fascynacji zbrodnią i samotnością tej postaci badacze dzieła Dostojewskiego upatrują inspirację do podobnego ukształtowania Raskolnikowi. Tak oto w utworze, który miał być literackim studium pijaństwa, postać Marmieładowa stała się ośrodkiem istotnego, ale pobocznego wątku, zaś na plan pierwszy wysunęły się kwestie moralne dotyczące zbrodni, jej uzasadnienia i potrzeby odkupienia zrodzonej w duszy wrażliwego zabójcy.

Powzięty pomysł fascynował Dostojewskiego tak bardzo, że interesował się kronikami kryminalnymi. Wśród nich natrafił na artykuł Proces Lacenaire'a, w którym ukazano sylwetkę zbrodniarza-filozofa, człowieka bardzo bystrego, uzdolnionego poety o szlachetnych rysach twarzy, który najpierw zabił przeciwnika w pojedynku, a po uwolnieniu z więzienia postanowił poświęcić się karierze literackiej wierząc w to, że jest człowiekiem wyjątkowym. Przestępczy świat bardzo go jednak pociągał, aż doszło do zabójstwa na tle rabunkowym. Po osadzeniu w więzieniu wydał tom wierszy i zyskał sobie popularność jako morderca-filozof formułujący swoje spostrzeżenia niezwykle trafnie i oryginalnie, wypowiadający się w kwestiach moralnych, religijnych i politycznych, uważający, że jest ofiarą swojej epoki, zaś do zbrodni popchnęło go ubóstwo. Właśnie cechy Lacenaire' a uzupełniły charakterystykę Raskolnikowa.

Dostojewski ciągle borykał się z kłopotami finansowymi. Przed opublikowaniem Zbrodni i kary miał na utrzymaniu pasierba i wspierał finansowo rodzinę zmarłego brata Michała. Żeby zwrócić długi, zaciągał nowe. Jego życie wypełniało myślenie o wekslach, pożyczkach, sekwestratorach, lichwiarzach i pieniądzach, których nie mógł nastarczyć, by zaspokoić potrzeby własne i bliskich mu osób. Opanowany przez pieniądze Petersburg lat 1864-1865, kiedy to pisarz przeżywał szczególne kłopoty materialne, stał się tłem zdarzeń i ich motorem. Podobne problemy przeżywał Raskolnikow uwikłany w kontakty ze starą lichwiarką Aloną Iwanowną. O pieniądzach, procentach i obligacjach mówią też inni bohaterowie powieści. Kręcąc się w wirze finansowych problemów Dostojewski mógł dobrze poznać różnych ludzi, którzy parali się zdobywaniem majątku drogą lichwy lub pośrednictwa w wekslowych operacjach - niektórych autor umieścił w utworze bez wielkiego retuszu, np. Piotr Łużyn ukształtowany został na wzór Pawła Łużyna (wierzyciela pisarza), jako człowiek pośredniczący w finansowych załatwieniach i sporach.

W 1865 r. Dostojewski przygotowywał się do podjęcia tematu uzależnienia od alkoholu. Jego oferta złożona w redakcji „Otieczestwiennych Zapisków” nie została przyjęta ze względu na brak pieniędzy. Pomysł i zgromadzone informacje zostały jednak wykorzystane przy prezentacji problemów, z jakimi boryka się rodzina Marmieładowów.

Nękany coraz większymi trudnościami autor postanowił wyjechać za granicę. W Wiesbaden jednak problemy urosły do jeszcze większych rozmiarów. Przegrawszy w ruletkę wszystko co miał Dostojewski cierpiał głód, nie miał odpowiednich warunków, by pisać. Właśnie wtedy zamysł Zbrodni i kary przybrał w pełni realne kształty. W listownej propozycji złożonej redaktorowi „Russkiego Wiestnika” pisarz określił powieść jako utwór psychologiczny, wyjawił zarys fabuły oraz problematykę i wyjaśnił decyzję bohatera o przyznaniu się do winy jako triumf natury i formacji religijnej. Przed napisaniem utworu autor zaplanował kolejne etapy akcji, charakterystykę głównego bohatera, doskonale wiedział jak i po co nakreśli tę postać w powieści odwołującej się do realiów lat sześćdziesiątych XIX wieku w Petersburgu. Kryzys ekonomiczny przybrał monstrualne rozmiary, kształtował losy ludzkie oplatając je wokół pieniędzy lub ich dotkliwego braku. Nędza zrodziła prostytucję i pijaństwo a także inne złe zjawiska, napędzała proceder złodziejski, powoływała do życia nihilistów i morderców, zamieniała małżeństwo w kontrakt majątkowy. Zbrodnię i karę odbierano również jako atak na utopijne wizje szczęśliwego społeczeństwa nakreślone przez Czernyszewskiego w powieści Co robić? Postać Raskolnikowa, cierpiącego nihilisty, kojarzono z Bazarowem z dzieła Turgieniewa Ojcowie i dzieci.

Powieść Dostojewskiego powstawała w Petersburgu i w Lublinie pod Moskwą, gdzie autor wynajął wiejską posiadłość. Będąc w cotygodniowym kontakcie z wydawcą utworu pisarz mógł walczyć o zachowanie możliwie niezmienionych rozdziałów. Często jednak musiał ustępować - m.in. uporządkował zagadnienia o podbudowie religijnej (długa wypowiedź Soni po lekturze Ewangelii została skrócona, bo zakwestionowano idealizację postaci prostytutki). Powieść wielokrotnie była poddawana redakcyjnemu retuszowi, przy czym większe zmiany polecano autorowi. Szczególnie wiele uwag dotyczyło Soni. W pewnym stopniu prototypem tej postaci była dwudziestoletnia siostrzenica pisarza. Nie tylko jej imię, ale i szlachetność, ofiarność, pomoc i współczucie w cierpieniu, formacja moralna i jednoznaczne poglądy, a także niezwykła pracowitość to cechy, które odnajdujemy w literackiej kreacji.

Po powrocie z Moskwy w końcu września 1866 r. Dostojewski miał bardzo mało czasu na dokończenie Zbrodni i kary, ciągle borykał się przy tym z kłopotami finansowymi. Związany był również drakońskim kontraktem zobowiązującym do dostarczenia wydawcy Stellowskiemu nowej powieści przed początkiem grudnia (w przeciwnym razie ten miałby prawo publikować wszystkie powieści Dostojewskiego w ciągu dziewięciu lat bez płacenia honorariów).7 Tak rozpoczęła się znajomość ze stenografistką Anną Snitkiną, wielką miłością pisarza. Dzięki jej pomocy pokonał wszystkie przeciwności i ukończył utwór Gracz oraz ostatnią część Zbrodni i kary.8


Streszczenie

Powieść Zbrodnia i kara składa się z sześciu nie zatytułowanych części i Epilogu. Akcja toczy się w Petersburgu lat sześćdziesiątych XIX wieku, a więc w czasie bezpośrednio poprzedzającym napisanie dzieła, zaś zdarzenia Epilogu ukazane zostały w scenerii syberyjskiej.

Rodion Romanowicz Raskolnikow, główny bohater powieści, mieszkający w ubogiej petersburskiej dzielnicy, w małym wynajętym pokoiku, przeżywa poważne kłopoty finansowe. Od dawna zalega z opłatą za mieszkanie, więc postanawia zastawić zegarek u starej lichwiarki, Arony Iwanowny, osoby odrażającej swoim wyglądem i wielką pazernością. Rodion korzystał wcześniej z takiej formy zdobywania pieniędzy, dotąd nie wykupił pierścionka siostry. Uzyskawszy zaledwie rubla i piętnaście kopiejek Raskolnikow wychodzi, ale zapowiada powrót ze srebrną papierośnicą. Rozmyśla o nikczemności staruchy żerującej na ludzkiej nędzy, o tym, że gromadzi pieniądze bez potrzeby, nie wydaje ich. Na te rozmyślania nakładają się refleksje o biedzie, wiecznych problemach finansowych wielu ludzi. Pobyt w mieszkaniu Alony Iwanowny bohater wykorzystuje na rzetelny zwiad - rozgląda się, próbuje zbadać, gdzie lichwiarka przechowuje kosztowności i pieniądze. Jego zachowanie zdradza, że przyszedł nie tylko po to, by zastawić zegarek ojca, ale ma jakiś tajemniczy plan, o wiele ważniejszy cel wizyty.

Po wyjściu na ulicę Rodion wykrzyknął: Boże! Jakie to wszystko obmierzle! I czyż naprawdę, czy naprawdę ja... Nie, to nonsens, to niedorzeczność! - dorzucił stanowczo. - I czy rzeczywiście coś tak okropnego mogło mi przyjść do głowy? Tak czy owak, do jakiej podłości zdolne jest moje serce! Bo to przede wszystkim podłe, paskudne, wstrętne, wstrętne!... A ja, przez cały miesiąc... (11).9 Dalsze jego zachowanie również dowodzi, że jest dręczony jakimiś koszmarnymi myślami. Zataczając się jak w obłędzie dociera do obskurnego szynku. Tam spotyka byłego radcę tytularnego Marmieładowa, człowieka skłonnego do szczerych wynurzeń. Dowiaduje się o jego nałogu, wyjątkowo trudnej sytuacji finansowej rodziny i postawie córki z pierwszego małżeństwa, Soni, która zdecydowała się zostać prostytutką, by utrzymać bliskich. Żona Marmieładowa, Katarzyna, wiecznie zaharowana, chora na suchoty, niedożywione dzieci, wiecznie pijany ojciec ciągle potrzebujący gotówki na alkohol - oto powody, dla których delikatna, subtelna Sonia wbrew własnym zasadom sprzedaje swoje ciało, poniża się i cierpi. Przychodzi do domu wieczorem, żeby jej nie widziano, by pomóc chorej macosze, od której zaznała wiele przykrości.

Marmieładow ma poczucie winy, ale nie umie wyzwolić się z nałogu. Znosi dotkliwe komentarze w szynku. Bardzo kocha Sonię i traktuje jej pracę jako wielką ofiarę na rzecz potrzebujących: pożałuje nas Ten, który ulitował się nad wszystkimi, który wszystkich i wszystko rozumiał, On też jeden jest sędzią. Nastanie dzień i On Zapyta: „A gdzie jest córa owa, która macosze zlej i suchotniczej, która dziatkom obcym i nieletnim złożyła siebie w ofierze? Gdzie córa owa, która pożałowała rodzica swego ziemskiego, pijanicy nieużytecznego, nie brzydząc się jego zezwierzęceniem?” I powie: „Przyjdź! Już ci raz odpuściłem... Przebaczyłem ci raz... A i teraz odpuszczone ci są twoje mnogie grzechy, albowiem wieleś umiłowała...” I przebaczy mojej Soni, już wiem, że przebaczy... (24). Raskolnikow odprowadza pijaka do domu i wzruszony opowieścią. o postawie Soni zostawia na oknie kilka kopiejek.

Kolejnego dnia rano Anastazja, kucharka i służąca, budzi Rodiona i informuje, że gospodyni zamierza go zaskarżyć do policji (29), ponieważ nie płaci komornego. Przynosi mu list od matki, z którego bohater dowiaduje się o przykrym położeniu siostry, Duni, guwernantki zwolnionej z pracy za zalecanie się do pana domu, Swidrygajłowa. W rzeczywistości to pracodawca starał się uwieść młodą, ładną dziewczynę i wyjaśnił to żonie, a wtedy Marfa Pietrowna wobec sąsiadów odwołała wszelkie zarzuty. O rękę Duni stara się bogaty stary kawaler - Łużyn. Matka wiąże z tym związkiem nadzieję na poprawę bytu materialnego rodziny. Z listu jednoznacznie wynika, że Dunia ma ponieść podobną ofiarę na rzecz bliskich jak Sonia. Pulcheria Aleksandrowna przesyła synowi 30 rubli i zapowiada swój przyjazd do Petersburga.

List doprowadza Rodiona do rozpaczy, postanawia on za wszelką cenę zdobyć pieniądze, by uchronić Dunię od małżeństwa z Łużynem. Następnie zamierza udać się do kolegi, studenta Razumichina, ale rezygnuje z tego planu. Po drodze pomaga pijanej dziewczynie, którą zaczepia jakiś mężczyzna (Raskolnikow nazywa go Swidrygajłowem, a więc sytuację kojarzy z losem Duni). Razumichin - chłopiec nadzwyczaj wesoły i wylewny, poczciwy aż do prostoduszności (50), powszechnie lubiany, ubogi, również zmuszony do przerwania studiów - to jedyna „bratnia dusza” Raskolnikowa. Idąc przed siebie Rodion rozmyśla o czymś, co ma zrobić, narrator ani bohater nie ujawniają na razie o co chodzi. Zmęczony zasypia w krzakach na Wyspie Pietrowskiej. Wstaje udręczony koszmarnym snem: przeniesiony w czasy dzieciństwa, obserwuje okropną scenę znęcania się pijanego Mikołki nad koniem aż do zakatowania go na śmierć. Podczas powrotu do domu przez plac Sienny spotyka siostrę lichwiarki, Lizawietę, rozmawiającą z handlarzami. Rodion przypadkowo dowiaduje się, że następnego dnia o godzinie siódmej będzie ona poza domem, a więc Alona Iwanowna będzie sama. Lizawieta, osoba małomówna, cicha i płochliwa (61), na polecenie lichwiarki pośredniczyła w różnych transakcjach.

Adres Alony Raskolnikow otrzymał niegdyś od studenta Pokoriewa. Półtora miesiąca wcześniej zastawił u niej pierścionek Duni. Wtedy, w traktierni, przysłuchiwał się rozmowie studenta z oficerem o bezwzględnym bogaceniu się starej na niedoli biedaków i całkowicie podporządkowanej jej Lizawiecie, o testamencie, w którym cały majątek lichwiarka przeznaczyła na potrzeby klasztoru za spokój jej duszy. Ja bym tę przeklętą starą babę zabił i obrabował, i bądź pewien, że zrobiłbym to bez najmniejszych wyrzutów sumienia (62-63). Dalej student roztaczał wizję wielu uratowanych od nędzy dzięki tej grabieży. Zabij ją i weź jej pieniądze, z tym że następnie z ich pomocą poświęcisz się służbie dla całej ludzkości, dla dobra powszechnego: jak sądzisz, czy tysiące dobrych czynów nie zmażą jednej drobniuteńkiej zbrodni? Za jedno życie... tysiąc żywotów uratowanych od gnicia i rozkładu. Jedna śmierć w zamian za sto żywotów, przecież to prosty rachunek. Zresztą, co waży na ogólnej szali życie tego suchotniczego, głupiego i złego babsztyla? Nie więcej niźli życie wszy, karalucha, a nawet mniej, bo to sekutnica szkodliwa. Zżera cudze życie, to jędza; niedawno ze złości ugryzła Lizawietę w palec, już miano amputować. (63). Akceptacja tego stanowiska wyrażona przez oficera jeszcze bardziej wzmacnia wymowę owego swoistego „rachunku zbrodni”, który wcześniej zrodził się w głowie Rodiona. Bohater traktuje tę rozmowę jak proroczą wskazówkę.

Długi sen sprawia, że Raskolnikow wstaje pełen energii i rozpoczyna przygotowania: ze starej koszuli robi pętlę potrzebną do umocowania pod płaszczem siekiery, starannie zawiązuje opakowaną atrapę papierośnicy. Po siódmej wychodzi z domu zabierając ze stróżówki siekierę. Okazuje się, że plan morderstwa został wcześniej w najdrobniejszych szczegółach przemyślany.

Alom Iwanowna nieufnie odnosi się do Rodiona, on zaś przez moment waha się, ale ostatecznie kilkoma ciosami siekiery zabija lichwiarkę. Niecierpliwymi, nieskoordynowanymi ruchami znajduje sakiewkę i skrzynkę z biżuterią. Zupełnie traci panowanie nad sobą. Tymczasem niespodziewanie do domu wraca Lizawieta i zauważa siostrę w kałuży krwi. Zaskoczony tą sytuacją Raskolnikow zabija również ją. Strach opanowywał go coraz gwałtowniej, szczególnie po tym drugim, zgoła nie przewidzianym morderstwie. Zapragnął co rychlej stąd uciec [...] i to nawet nie ze strachu o własną osobę, lecz z samej zgrozy i obrzydzenia do tego, co uczynił (76). Mimo wielkiego napięcia myje ręce i siekierę, opanowuje go wielkie roztargnienie. Słysząc zbliżające się kroki zamyka się w mieszkaniu. Dwaj mężczyźni, orientują się jednak, że ktoś jest w środku (drzwi zamknięte na skobel odstają) i zaniepokojeni nietypową sytuacją zbiegają na dół, by zawiadomić stróża. Wtedy Rodion wychodzi, ale zbacza w otwarte drzwi jakiegoś odnawianego, chwilowo pustego, mieszkania. Kiedy przybysze ze stróżem docierają na górę, Raskolnikow wymyka się z mieszkania, zbiega na dół i przez nikogo nie zauważony wychodzi z kamienicy. Doszedłszy do domu zostawia w stróżówce „pożyczoną” siekierę.

Bardzo osłabiony przeżyciami Rodion zapada w głęboki sen. Obudziwszy się nas ranem uświadamia sobie swój czyn i reaguje zupełnym roztrzęsieniem, traci spokój. W pierwszej chwili sądził, że zwariuje. Zrobiło mu się okropnie zimno; wprawdzie to zimno pochodziło i od gorączki, która zaczęła go trapić już dawno, we śnie. Teraz zdjęły go nagle takie dreszcze, że mu ząb na ząb nie trafiał i aż podrzucało go całego. Otworzył drzwi i jął nasłuchiwać: w domu jak makiem zasiał. Ze zdumieniem oglądał siebie samego, pokój i nie pojmował, jak mógł wczoraj, wszedłszy, nie zamknąć drzwi na haczyk i rzucić się na kanapę nie tylko w ubraniu, ale i w kapeluszu (83). Raskolnikow ogląda swoje ubranie, sakiewkę a kosztowności ukrywa za odstającą tapetą. Na krótki czas znowu zapada w sen, ale szybko wstaje, by zniszczyć pętlę, w której przenosił siekierę. Znowu zasypia, rozważając co zrobić z zakrwawionymi częściami ubrania, gdy przybywa Anastazja ze stróżem. Doręczone wezwanie na policję zabójca natychmiast kojarzy z wczorajszą zbrodnią.

Rodion decyduje się zaraz wyjaśnić sprawę. Czuł w sobie okropny nieład. Bał się, że nie potrafi nad sobą zapanować (89). Okazało się, że gospodyni domaga się spłaty należności za pokój. Podczas pobytu w cyrkule Raskolnikow przypadkowo przysłuchuje się rozmowie o dwu zatrzymanych i wczorajszym morderstwie, robi mu się słabo i mdleje. Odzyskawszy świadomość wychodzi nękany uporczywymi myślami o możliwej rewizji, o tym, że nierozważnie zostawił za tapetą rzeczy wyniesione od lichwiarki. Postanawia je wrzucić do Kanału Jekateryńskiego, zastanawia się też nad innymi sposobami pozbycia się pieniędzy (zapomina, że ukradł je, by zrobić z nich społeczny użytek), ostatecznie jednak chowa je pod kamieniem na jakimś podwórzu.

Rodion odwiedza Razumichina, który dostrzega jego niezdrowy wygląd i dziwaczne zachowanie. Odmawia współpracy przy tłumaczeniu tekstów z języka niemieckiego i przyjęcia zaliczki, którą oferuje mu przyjaciel - sam nie wie, czego chce. W domu zapada w tajemniczą chorobę, śpi, traci poczucie rzeczywistości. Opiekują się nim Anastazja i Razumichin oraz młody lekarz. Za pieniądze przysłane przez matkę Rodiona kupują mu żywność i ubranie. Koledzy opowiadaj ą sobie w obecności chorego Raskolnikowa nowiny o zbrodni i - nieświadomie - pogłębiają jego stan, narażają na ponowne rozpamiętywanie zdarzeń. Cierpienie chorego wzmaga się tym bardziej, że dowiaduje się o uwięzieniu podejrzanego malarza pokojowego Mikołaja, który próbował sprzedać znalezione na schodach kolczyki. Choć alibi Mikołaja jest mocne, policja nie daje wiary jego wyjaśnieniom.

W trakcie koleżeńskiej rozmowy przybywa Piotr Pietrowicz Łużyn, którego Raskolnikow traktuje nieuprzejmie, bowiem znienawidził go już podczas lektury listu od matki. Był to pan podeszłych już lat, sztywny, postawny, z twarzą o wyrazie powściągliwym i tetrycznym (132). Wraca przerwany wątek rozmowy o morderstwie. Rodion rozdrażniony obecnością wystrojonego jak do ślubu zarozumiałego Łużyna, który nie wyraża się z szacunkiem o jego matce i zamierza poślubić jego siostrę, zmuszoną do małżeństwa wyjątkowo trudną sytuacją finansową rodziny, po szybkiej wymianie przykrych uwag wyrzuca przyszłego szwagra za drzwi. Koledzy dostrzegają napięcie Raskolnikowa. Jego coś nęka. Jakiś ciężar!... Tego bardzo się boję, a tak jest na pewno! (143) - stwierdza Zosimow.

Po wyjściu gości główny bohater opuszcza mieszkanie, by kupić dziennik i przeczytać wiadomości o zabójstwie. Podczas lektury orientuje się, że zauważył go sekretarz cyrkułu, Zamiotow. Niemal przyznaje się do winy, cynicznie zachęcając do złożenia na niego donosu. Zamiotow traktuje go jednak jak psychicznie chorego. Po opuszczeniu restauracji Rodion spotyka Razumichina, od którego otrzymuje zaproszenie na nowosiedliny - spotkanie towarzyskie z okazji wynajęcia nowego pokoju. Uwolniwszy się od przyjaciela Raskolnikow udaje się na miejsce zbrodni, zachowuje się dziwnie, pyta stróża o możliwość wynajęcia mieszkania i o kałużę krwi. Stróż przepędza go rezygnując z odprowadzenia na policję.

Przed domem Raskolnikow dostrzega zbiegowisko. Okazuje się, że pod koła powozu wpadł Marmieładow. Były student wyjaśnia kim jest poszkodowany i gdzie mieszka. Pomaga go przenieść do domu i posyła po lekarza. Żona Marmieładowa, Katarzyna Iwanowna, wyprawia małą Polę po Sonię. Poszkodowany spowiada się, prosi o przebaczenie żonę, a potem Sonię i w objęciu córki kona. Raskolnikow zostawia rodzinie zmarłego pieniądze na pochówek - dwadzieścia rubli. Podaje Polum swoje nazwisko i adres (na prośbę Soni i Katarzyny Iwanowny) i prosi dziewczynkę, by modliła się „za grzesznego Rodiona” (175). Na moście, w miejscu, skąd rzuciła się do wody kobieta (obserwował to zdarzenie wcześniej) postanawia: - Precz z majakami, precz z urojonymi strachami, precz z upiorami!... Życie jest! Czyż ja przed chwili nie żyłem? Życie moje nie umarło razem z tą lichwiarką! Panie, świeć nad jej duszą i... dosyć! Pora ci, moja paniusiu na wieczne odpoczywanie! Teraz nastaje królestwo rozsądku i światła, i... woli, i siły... Jeszcze zobaczymy, kto silniejszy! (175).

W pokoju Rodiona czekają matka i siostra. Razumichin obiecuje im, że zaopiekuje się chorym przyjacielem, więc mogą wrócić do wynajętego mieszkania. Następnego dnia, w rodzinnym gronie, w obecności przyjaciela, Raskolnikow wyjaśnia, że traktuje zamążpójście Duni jako ofiarę dla niego, nigdy na to nie pozwoli i zamierza przepędzić intruza Łużyna. Razumichin zwraca uwagę na wdzięk, urodę i mądrość Duni.

Matka Duni (Awdotii Romanowny) otrzymuje list obrażonego Łużyna, który przesuwa termin spotkania z paniami i domaga się, by odbyło się bez Rodiona. Przy okazji donosi, że zostawił on pieniądze rodzinie pijaka. Dunia jednak Zaprasza na spotkanie brata i jego przyjaciela.

Do Raskolnikowa przychodzi Zofia Siemionowna Marmieładow, żeby w imieniu Katarzyny Iwanowny zawiadomić go o pogrzebie ojca i zaprosić na stypę. Rodion zauważa jej delikatne rysy, chudą sylwetkę, urodę. Dziewczyna robi na nim wielkie wrażenie.

Raskolnikow pragnie odzyskać pozostawione u lichwiarki przedmioty, więc z Razumichinem udaje się do sędziego śledczego, Porfirego Pietrowicza. Chce przy tym wybadać czy zajmujący się sprawą zabójstwa Alony i Lizawiety wie o jego wizycie w ich domu. Sędzia śledczy sprawia wrażenie jakby wiedział, kto jest mordercą. Dopytuje się o artykuł Rodiona O Zbrodni opublikowany w „Słowie Periodycznym”, a zwłaszcza o podział ludzi na „zwykłych” i „niezwykłych”. Autor stara się wyjaśnić, że uznaje prawo jednostek wybitnych do zbrodni w imię szczęścia ludzkości. Porfiry pyta rozmówcę o jego wiarę w Boga i wskrzeszenie Łazarza (otrzymuje odpowiedź twierdzącą) oraz o jego poglądy na temat sumienia, winy i kary, logiki zbrodni, bada również okoliczności jego ostatniej wizyty u lichwiarki. Razumichin przerywa rozmowę sądząc, że Raskolnikow znowu ulega własnym wizjom i zachowuje się jakby był tam tego dnia, gdy popełniono morderstwo.

O Raskolnikowi dopytuje się jakiś tajemniczy jegomość, który zwraca się do niego dobitnym stwierdzeniem: Tyś morderca (250). Stropiony były student zastanawia się nad swoją sytuacją, dostrzega różnicę między sobą samym a Napoleonem: „Napoleon, piramidy, Waterloo... i chuda, plugawa wdowa po regestratorze, babsztyl, lichwiarka z czerwonym kuferkiem pod łóżkiem. Przebóg, jakże taki Porfiry ma to strawić!... To dla niego nie do strawienia! Na przeszkodzie stają względy estetyczne; `czyż Napoleon wlazłby pod łóżko staruchy!' Tfu, do licha!...” (254). Pada znamienne stwierdzenie: nie zabiłem człowieka, zabiłem zasadę! (254). Teraz sam siebie nazywa wszą. Żałuje zwłaszcza tego, że zabił dobrą, niewinną Lizawietę. Pod względem łagodności, ofiarności, uległości kojarzy ją z Sonią.

Raskolnikow znowu zapada w chorobliwy sen, z którego budzi go Arkadiusz Swidrygajłow, dawny uwodziciel Duni. Pragnie przekazać dziewczynie 10 tysięcy rubli, jednak Rodion w imieniu siostry odmawia przyjęcia pieniędzy. Przybyły zna plotki, jakoby on sam zabił żonę i nie dziwi się im, wie, że nie był dobrym mężem. Relacjonuje sen o Marfie widzianej we śnie w jedwabnej nowej sukni (wcześniej opowiadała o niej matka Raskolnikowa - ona też widziała zmarłą we śnie w eleganckiej sukni). Jest to wprowadzenie do rozmowy, podczas której Raskolnikow mówi; Nie wierzę w przyszłe życie (265). Swidrygajłow chce zobaczyć Dunię, by przekazać jej wolę żony, która zapisała dziewczynie 3 tysiące rubli.

Dochodzi do spotkania z Łużynem, które obnaża jego intencje i charakter. Ostatecznie Dunia zrywa zaręczyny. Razumichin Zauroczony piękną, subtelną panną zachęca ją i matkę do pozostania w Petersburgu oraz proponuje wspólny interes - założenie wydawnictwa. Rodion znowu dziwnie się zachowuje: podczas tak ważnych ustaleń chce gdzieś wyjść, prosi o pozostawienie go w spokoju. Pamiętam o was i kocham... Zostawcie mnie! Dajcie mi pobyć samemu! Tak postanowiłem już przedtem... Postanowiłem nieodwołalnie... Cokolwiek się ze mną stanie, czy zginę, czy nie, chcę być sam. Zapomnijcie o mycie zupełnie. [...] Możliwe, że wszystko zmartwychwstanie!... Ale teraz, jeżeli mnie kochacie... zaniechajcie... W przeciwnym razie znienawidzę was, czuję to... żegnajcie! (287).

Rodion odwiedza Sonię, ogląda nędzny pokoik, obserwuje jej wychudzoną postać. Ona z wyrozumiałością opowiada o Katarzynie, nieszczęśliwej, schorowanej macosze, której nie wini za brutalne traktowanie, o dzieciach ubranych w łachmany, o Bogu, któremu tak ufa. Raskolnikow nagle schyla się i całuje ją w nogę - Nie tobie się pokłoniłem, pokłoniłem się całemu cierpieniu ludzkiemu (295). Na słowa o zaszczycie, jakim było posadzenie koło niej siostry, Sonia odpowiada: Siedzieć koło mnie... Zaszczyt! Przecież ja jestem... bez czci, jestem wielka, wielka grzesznica! (295). Jest to dziewczyna bardzo skromna, żyjąca w poczuciu winy, bezgranicznie ufająca Bogu. Na komodzie Rodion dostrzega Nowy Testament, prosi Sonię o przeczytanie fragmentu o wskrzeszeniu Łazarza. Dziewczyna opowiada mu o Lizawiecie, która przyniosła jej tę książkę. Raskolnikow oznajmia, że zerwał stosunki z rodziną i właśnie z nią postanowił iść przez życie - Obojeśmy przeklęci, wspólnie też pójdziemy! (302). Zapowiada, że wyjawi jej kto zabił Lizawietę.

Kolejnego dnia Raskolnikow udaje się do sędziego śledczego Porfirego Pietrowicza, by ostatecznie dowiedzieć się czy jest podejrzany o zabójstwo Alony i Lizawiety. Porfiry unika jednoznacznej odpowiedzi, ale daje przybyłemu do zrozumienia, że wiele wie - o nim, o jego próbach wynajęcia mieszkania obu kobiet, o zachowaniu w rozmowie ze stróżem itp. Rodion orientuje się, że śledczy jest przekonany o jego winie. Zaskoczeniem dla obu jest więc wtargnięcie do gabinetu Mikołaja oczekującego na przesłuchanie. Przyznaje się on do zabójstwa kobiet. Raskolnikow odzyskuje pewność siebie. Po opuszczeniu komisariatu spotyka tajemniczego mężczyznę, który kiedyś na ulicy nazwał go mordercą - to on był świadkiem starań o wynajem mieszkania i doniósł o tym Porfiremu. Teraz przeprasza go za posądzenie o zbrodnię.

Podczas przygotowań do stypy, Łużyn, który teraz jest sąsiadem rodziny Marmieładowów, wzywa do siebie Sonię i wręcza jej dziesięciorublowy banknot, by przekazała go Katarzynie. Po pewnym czasie, kiedy przy stole siedzą już goście, przychodzi wzburzony, by oskarżyć dziewczynę o kradzież stu rubli. Poniżającą dla Soni scenę przerywa jednak wejście Liebieziatnikowa i wyjaśnienie, że widział, jak sam Piotr Pietrowicz wsunął do jej kieszeni banknot, sądził jednak, że mato być dyskretne wsparcie finansowe. Łużyn chciał w ten sposób zrobić na złość Raskolnikowowi i dać do zrozumienia jego matce i Duni, że dziewczyna, którą się interesuje Rodion, to nie tylko prostytutka, ale i złodziejka. Sonia wybiega z mieszkania, tymczasem wpada z furią gospodyni - Niemka Amalia Iwanowna - i każe wdowie wraz z dziećmi wyprowadzić się z mieszkania, rozrzuca rzeczy domowników nie bacząc na chorobę Katarzyny, płacz dzieci i dzień pochówku Marmieładowa - jej bezwzględne zachowanie to efekt poprzednich konfliktów.

Raskolnikow podąża za Sonią, by wyznać jej swoją straszną tajemnicę. Dziewczyna obiecuje mu, że go nie opuści i wskazuje drogę na przyszłość: Przyjąć cierpienie i odkupić się przez nie, oto co trzeba (385). Zachęca go do przyznania się i odbycia kary. Nie potępia go, ale martwi się, jak będzie żył z takim obciążeniem. Jedyne wyjście widzi w oczyszczającej mocy cierpienia. Siedzieli obok siebie smutni i przybici, niby dwoje rozbitków wyrzuconych po burzy na pusty brzeg. Patrzył na Sonię i czuł, ile jej miłości skupiło się na nim - i rzecz dziwna, zrobiło mu się nagle ciężko i boleśnie, że ktoś go tak kocha. Tak, to było dziwne i okropne doznanie! Idąc do Soni czuł, że w niej cała jego nadzieja i cała ucieczka; pragnął zwalić bodaj część swej męczarni - a oto teraz, gdy całe jej serce zwróciło się do niego, uczuł naraz i uświadomił sobie, że jest nieporównanie bardziej nieszczęśliwy niż przedtem (386).

Dziewczyna daje Rodionowi cyprysowy krzyżyk, dla siebie zachowując otrzymany od Lizawiety, miedziany. Weź .. przecie to mój, mój! - błagała go. - Razem mamy cierpieć, razem tery krzyż poniesiemy... (386).

Sonię odwiedza Liebieziatnikow z wiadomością o dziwnym, gwałtownym zachowaniu Katarzyny Iwanowny, która od nawału nieszczęść wpadła w obłęd. Dania odwiedza brata, ale ten żegna się z nią jakby gdzieś na bardzo długo wyjeżdżał. Tymczasem Katarzyna zachowuje się jak oszalała, śpiewa i tańczy z dziwacznie ubranymi dziećmi starając się zwrócić uwagę na ich nędzę, w końcu z wycieńczenia upada i kona. Zjawia się Swidrygajłow, który deklaruje opłacenie pogrzebu i umieszczenie dzieci (Polani, Koli i Lenki) w odpowiednich sierocińcach oraz obiecuje złożyć dla nich w banku po tysiąc pięćset rubli. W ten sposób chce pomóc Soni, doceniając jej poczciwość.

Tymczasem Rodion podejmuje ostateczną decyzję co do swojego losu. Przed oddaniem się w ręce sprawiedliwości powierza Razumichinowi opiekę nad siostrą. Przychodzi do niego Porfiry Pietrowicz i wyjawia, iż ma pewność co do zabójcy - to nie Mikołaj, który nieoczekiwanie się przyznał, ale właśnie Rodion dokonał tego strasznego czynu.

Mając jeszcze trochę czasu na wolności Raskolnikow udaje się do Swidrygajłuwa. Chce się upewnić czy Duni nic już nie grozi ze strony tego lubieżnego bogatego nikczemnika. Po długiej rozmowie o losach Swidrygajłowa i jego planach na przyszłość Rodion orientuje się, że jego rozmówca gdzieś się spieszy i zależy mu na dyskrecji. Okazuje się, że niedługo potem spotyka się z Dunią i opowiada jej co usłyszał przez ścianę dzielącą jego mieszkanie z pokojem Soni w domu Kapernaumowów. Proponuje Duni ocalenie brata-mordercy i wyjazd całej rodziny wraz z nim za granicę, zachęca, by porzuciła Razumichina. Awdotia przewidziała, że spotkanie z dawnym natarczywym zalotnikiem może być dla niej niebezpieczne i wzięła z sobą rewolwer Mady, który kiedyś zabrała z jej domu. Dwukrotna próba strzału nie udaje się, jednak Swidrygajłow, usłyszawszy, że Dania go nie kocha, pozwala jej odejść. Następnie odwiedza Sonię, wręcza jej pokwitowania - umieścił jej przyrodnie rodzeństwo w sierocińcu i wpłacił do banku obiecaną dla dzieci Marmieładowa kwotę - jej zaś ofiarowuje obligacje na trzy tysiące rubli. Jeszcze tej nocy odwiedza swoją narzeczoną, wobec której podjął pewne zobowiązania, i zostawia jej obligacje na piętnaście tysięcy. Interesuje się małą opuszczoną dziewczynką, zabiera ją do siebie i kładzie do łóżka, potem przygląda się jej i przyłapuje się na lubieżnych myślach. Nad ranem wychodzi w kierunku Małej Newy i wypala sobie w skroń z rewolweru pozostawionego przez Dunię.

Raskolnikow odwiedza matkę, zapewnia ją o swojej synowskiej miłości, prosi, by zawsze go kochała i modliła się za niego. Oznajmia, że musi wyjechać. W rozmowie z Dunią hardo stwierdza, że przyzna się, by zmniejszyć karę i dlatego, że był to czyn nijaki, niezgodny z jego ideą. Potem udaje się do Soni po krzyżyk, który chciała mu ofiarować. Dziewczyna długo na niego czekała w obawie, że zamierza popełnić samobójstwo. Potem Rodion odchodzi rozmyślając o przyszłym życiu, pochyla się i całuje ziemię, przecież popełnił wobec niej grzech (interpretacja Soni)). W biurze Procha dowiaduje się o samobójstwie Swidrygajłowa, czuje się słabo, a odzyskawszy siły przyznaje się do zabójstwa starej lichwiarki i jej siostry.

Akcja Epilogu rozgrywa się na Syberii. Rodion jest tu od dziewięciu miesięcy, zaś od zbrodni minęło już półtora roku. Otrzymał łagodny wyrok, osiem lat katorgi, ponieważ uznano jego niepoczytalność w chwili popełnienia morderstwa. Dostrzeżono, że nie próbował się bronić, a nawet nie zrobił żadnego użytku z ukradzionych przedmiotów. Pulcheria Iwanowna, matka Rodiona, poważnie zachorowała, stała się milcząca i posępna. W czasie procesu wyjechała z Petersburga, ale o nic nie pytała. Dunia wyszła za mąż za Razumichina, zaś Sonia podążyła za ukochanym na Syberię, by dzielić jego los.

Po tym retrospektywnym dopowiedzeniu losów Rodiona (od momentu przyznania się do winy) narrator ukazuje etap przemiany bohatera. Raskolnikow ciężko pracuje, ale nie może przestać myśleć o swojej teorii, która doprowadziła do takiego nieszczęścia. Sonia jest pomocą i pociechą wszystkim więźniom - przynosi potrzebne rzeczy, wysyła listy. Pewnego dnia nie przychodzi, wtedy zatroskany o jej zdrowie Rodion uświadamia sobie jak bardzo ją kocha i jak mu jej brakuje. Odtąd nie jest już wobec niej szorstki. Oboje podejmują decyzję, że razem będą czekali na koniec kary i planują nowe wspólne życie. Od tego momentu rozpoczyna się nawa historia, historia stopniowej odnowy człowieka (502).


Czas i miejsce akcji

Akcja powieści (bez Epilogu) rozgrywa się w ciągu dziewięciu i pół doby, w lipcu 1865 roku. Czytelnik obserwuje sceny z życia głównego bohatera, Rodiona Raskolnikowa, ukazane na tle petersburskich zaułków, ulic i traktierni oraz mrocznych ponurych wnętrz zamieszkiwanych przez biedotę. Podobnie jak w powieści H. Balzaka pt. Ojciec Goriot miasto stanowi istotny element w kształtowaniu losów postaci. Jest bohaterem, cięgle wyłania się spoza sylwetek ludzi i swoim charakterem dopowiada, wyjaśnia motywację ich działań. Wyszynki, traktiernie, domy publiczne, spelunki, podrzędne hoteliki, urzędy policyjne, mansarda studencka, mieszkanie lichwiarki, ulice, zaułki, podwórze, plac Sienny i „rynsztok”, wszystko to jakby stwarza przestępczy zamysł Raskolnikowa i wykreśla kolejne etapy skomplikowanej walki wewnętrznej bohatera.10

Obraz Petersburga ukazany poprzez pryzmat warunków życia jego mieszkańców jest przytłaczający. Dzielnice nędzy - to obskurne kamienice, których właściciele wynajmują pojedyncze pokoje i całe skromnie umeblowane mieszkania, odrażające podwórka z umorusanymi dziećmi i nieuprzejmymi stróżami, to także specyficzne zasady moralne, którymi kierują się ludzie zniszczeni przez biedę. w tak przedstawionych miejscach nie zaskakują pijacy, prostytutki i złodzieje. Tu może się zrodzić i urzeczywistnić pomysł zbrodni.

Petersburg lat sześćdziesiątych XIX wieku jest więc miastem odpychającym i prowokującym do przestępstwa. Ukazane tu okolice placu Siennego, dzielnica zamieszkała przez ludzi nisko sytuowanych, pozbawionych pracy (były radca Marmieładow), nie potrafiących udźwignąć kosztów kształcenia (były student Raskolnikow), zmuszonych do zdobywania pieniędzy wszelkimi sposobami (prostytutka Sonia), szukających zapomnienia w alkoholu (Marmieładow), udręczonych chorobami (Katarzyna Marmieładowa). Rozmowy bohaterów często dotyczą kłopotów finansowych, weksli, zastawów, lichwiarskich procentów, małżeństwa dla pieniędzy. Takie problemy obserwował i przeżywał autor Zbrodni i kary właśnie w ukazanym tu czasie i miejscu.

Konstrukcja przestrzeni i czasu

Kolejnym etapem rozważań o powieści Fiodora Dostojewskiego będzie ukazanie charakteru przestrzeni i jej funkcji w prezentacji losów i psychiki bohaterów. Warto zwrócić również uwagę na konstrukcję czasu, jego znaczenie i różne interpretacje na płaszczyźnie utworu.

Autor powieści zadbał o przedstawienie niektórych przestrzeni zamkniętych, zwłaszcza tych, które określają stan majątkowy i charakter bohatera. Były student Raskolnikow zajmuje pomieszczenie o wyjątkowo niskim standardzie, a i tak od dawna zalega z opłatami. Była to maluteńka klitka, jakie sześć kroków długa, żałośnie wyglądająca ze swoją żółtawą, zakurzoną, poodlepianą tapet, a tak niska, że człowiek choć trochę słuszniejszy czul się tu nieswojo, co chwila czekając, że zawadzi głową o sufit. Umeblowanie było odpowiednie: trzy stare, koślawe krzesła, zabejcowany stół, na którym leżało kilka zeszytów i książek - gruba warstwa kurzu świadczyła, że od dawna nie dotykała ich niczyja ręka - wreszcie pokraczna, duża sofa, zajmująca bez mata całą ścianę i połowę szerokości izdebki, niegdyś obita kretonem, teraz obdarta i zastępująca Raskolnikowowi łóżko. [...] Przed sofą stał stoliczek. Trudno było o większe zaniedbanie i niechlujstwo [...] (28). w takiej przestrzeni - wypełnionej tandetnymi meblami - nie można czuć się dobrze i być szczęśliwym. Kształty i jakość wykonania sprzętów nie wymuszają dbałości o pomieszczenie, są to ponure i odpychające prowizoryczne „graty”. Całość sprawia wrażenie ciasnej trumny, niemal wprawia w stan klaustrofobii. Zawsze jest tu duszno i nieprzyjemnie. Za poodklejoną tapetą Raskolnikow ukrywa zrabowane przedmioty - to jeszcze jeden dowód kojarzenia nędzy ze zbrodnią.

W „kalekiej” przestrzeni mieszka i pracuje Sonia, szlachetna prostytutka utrzymująca z haniebnego procederu rodzinę swojego ojca pijaka. Pokój Soni przypominał mansardę, miał kształt bardzo nieprawidłowego czworokąta, co sprawiało jakieś pokraczne wrażenie. Ściana o trzech oknach wychodzących na kanał przecinała pokój jakoś na ukos, skutkiem czego jeden kąt, niesamowicie ostry, umykał gdzieś w głąb, tak że przy lichym oświetleniu trudno go było dobrze widzieć; za to przeciwległy kąt był szkaradnie rozwarty. W całym tym dużym pokoju prawie nie było sprzętów. W kącie na prawo mieściło się łóżko; obok niego, bliżej drzwi krzesło (289) oraz kuchenny stół, dwa plecione fotele i komoda z surowego drzewa. Żółtawe, odrapane i zasmolone tapety poczerniały we wszystkich załomkach; snadź w zimie bywało tu wilgotno i zimno. Bieda biła w oczy (289-290). Los bohaterki wykrzywiony przez nędzę i konieczność zarabiania własnym ciałem znajduje właściwe tło: koślawy, nędzny pokój straszący kształtem i wystrojem, wiele mówiący o warunkach życia tej ubogiej dziewczyny. Liche, cienkie ściany ujawniają przed Swidrygajłowem tajemnicę Rodiona - dlatego wzmaga się jeszcze poczucie grozy i wzrasta obawa Soni o życie i przyszłość ukochanego człowieka.

W podobnym stylu przedstawiono mieszkanie Marmieładowów jest to przestrzeń wypełniona chaosem i bałaganem zwielokrotnionym po wtargnięciu gospodyni, która we wściekłości rozrzuca rzeczy Katarzyny i dzieci domagając się natychmiastowego opuszczenia mieszkania. Właśnie tu Katarzyna krztusi się kaszlem (ostatnie stadium gruźlicy), w wielkim napięciu nerwowym bije dzieci i na koniec wpada w choroby psychiczną. W tym mieszkaniu-norze pogłębia się bieda rodziny, wegetują źle odżywiane dzieci, stąd Marmieładow ucieka do szynku, zaś Sonię konieczność zarabiania wypędza na ulicę.

Równie mocny związek pomiędzy losem bohaterów a przestrzenią, w jakiej zostali ukazani, jawi się w Epilogu. Sonia pisaka [do Duni], że w więzieniu mieszka on wspólnie ze wszystkimi; wnętrza nie widziana, ale wnioskuje, że jest tam ciasno, ohydnie i niezdrowo; Raskolnikowi śpi na pryczy, podściela wojłok, nic innego urządzić sobie nie chce (494). Choroba Rodiona, jego przemyślenia i odrodzenie moralne korespondują z surowością więziennej celi, z atmosferą życia na katordze.

Powieść Fiodora Dostojewskiego charakteryzuje się precyzyjnym powiązaniem różnych elementów formalnych, ich „funkcjonalnością” w zakresie przedstawiania zagadnień, postaci itp. Taką kategorią jest również czas. Akcja toczy się latem, w upalnym lipcowym słońcu Rodion Raskolnikowi planuje jakieś działanie, jeszcze nie ujawnione czytelnikowi, tajemnicze i intrygujące. Atmosfera pierwszego rozdziału zagęszcza się. Tok akcji biegnie spokojnie, bez zaburzeń czasu. Przyspieszenia i spowolnienia następują dopiero, gdy Rodion przystępuje do realizacji planu zbrodni. Duży udział w takiej manipulacji czasem mają wyjątkowo długie okresy chorobliwego snu bohatera. Przykładem pozornego wydłużenia czasu są zdarzenia, kiedy bohater znajduje się w stanie szczególnego napięcia psychicznego - od zabójstwa Alony do powrotu do swojego pokoju lub podczas finezyjnej, pełnej podejrzeń rozmowy z sędzią śledczym. Zapadanie i budzenie się ze snu, ucieczka „w siebie”, jaką stosuje Raskolnikowi nie mogąc unieść ciężaru własnych myśli, również powodują naruszenie płynności czasu. Bohater jakby wycina ze swej świadomości pewne okresy, ale niekiedy wykorzystuje je po to, by znaleźć się w innym czasie - np. powrót we śnie do dzieciństwa i przypomnienie krwawej sceny katowania konia przez Mikołkę będącej jakby ostrzeżeniem, zapowiedzią strasznych zdarzeń.

Sposób kształtowania czasu jest więc uzależniony od potrzeb akcji, od aktualnego stanu głównego bohatera powieści. Warto zwrócić uwagę, że zasadniczo tok akcji rozpięty jest pomiędzy krótkim okresem przygotowań do zbrodni i jej wykonaniem a karą katorgi na Sybirze. Najdłuższą partię utworu stanowi czas wewnętrznych zmagań i dojrzewania Rodiona do przyjęcia odpowiedzialności za morderstwo, wypełniony rozważaniami natury moralnej, filozoficznej i społecznej.

Istotnym fragmentem, jeśli chodzi o czas, jest Epilog, w którym bohater przebywa w więzieniu i zarazem miejscu przymusowej pracy. Ukarany jest tu zaledwie wycinek z okresu kary. Na uwagę zasługuje relacja co moralnej i religijnej odnowie Rodiona, która zachodzi podczas cierpienia fizycznego - choroby, wysokiej temperatury; pobytu w szpitalu. Wtedy, w znamiennym okresie wielkiego postu, a zwłaszcza Wielkiego Tygodnia, Raskolnikowi odnajduje na nowo siebie samego jako człowieka zdolnego do uczuć, religijnych wzruszeń, nadziei. Pokornie schyla się do kolan Soni, sięga po Ewangelię, razem z nią, z nowymi planami i marzeniami postanawia czekać do końca kary - tylko siedem lat! (502). Ów przełom dokonał się właśnie w okresie rozważania zbawczej męki Chrystusa. Dlatego też narzuca się refleksja, że postawy bohaterów uzyskują pełny obraz dopiero w perspektywie wieczności. Nie tyle o konkretny czas tu chodzi, co o zrozumienie jakie ma on znacznie, czym owocuje w dalszym życiu postaci i ich kondycji moralnej.

Jak możemy zauważyć, czas w powieści Fiodora Dostojewskiego ma niebagatelne znaczenie dla budowania nastroju i wzmacniania interpretacji zdarzeń. Również czas historyczny, w którym została osadzona akcja, ma zasadniczy wpływ na losy i postępowanie bohaterów. Są one uzależnione od realiów życia - od biedy, ciągłych kłopotów materialnych, jakie przeżywali mieszkańcy Petersburga lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.



Struktura i kompozycja powieści

Zbrodnia i kara jest powieścią jednotomową podzieloną na sześć części i Epilog. W pierwszej z nich czytelnik zapoznaje się z obrazem Petersburga, dowiaduje się o planach Rodiona z jego monologu wewnętrznego, ma okazję poznać los rodziny Marmieladowów, a zwłaszcza Soni, z relacji pijaka, ojca rodziny. Tu pokazane są motywy zbrodni wypowiedź studenta o lichwiarce, którą pożytecznie byłoby zabić - oraz koszmarny sen głównego bohatera o zakatowaniu konia (wspomnienie z dzieciństwa, zapowiedź przeżyć po dokonaniu zaplanowanego czynu). Kulminacyjny moment tej części stanowi scena podwójnego morderstwa i opuszczenie miejsca zbrodni przez Raskolnikowa.11

Kolejne cztery części (II-V) wypełniają spiętrzenia dramaturgiczne, wśród których na pierwszy plan wysuwają się zdarzenia: wezwanie Raskolnikowa na policję, rozmowa z sędzią śledczym o zbrodni i artykule Rodiona jako psychologiczna próba sił, skojarzenie własnej postawy bohatera z osobą Swidrygajłowa - zabójcy i podrywacza, ujawnienie gry Łużyna przez Liebieziatnikowa (obrona Soni przed oskarżeniem o kradzież), konfrontacja życiowych programów Soni i Rodiona.

W części VI następuje zdemaskowanie zbrodniarza, odrzucony przez Dunię Swidrygajłow zabezpiecza finansowo sieroty po śmierci Katarzyny Marmieładowej, ofiaruje pieniądze Soni i popełnia samobójstwo, Rodion oddaje się w ręce sprawiedliwości.

Epilog stanowi dopowiedzenie losów głównego bohatera - przebieg procesu i pierwszego etapu kary na Syberii. Wyjaśnia się także sytuacja Duni, która zostaje żoną Razumichina oraz stan psychiczny matki Rodiona Przede wszystkim jednak następuje tu rozwikłanie dwu zasadniczych wątków utworu: Raskolnikow przeżywa odrodzenie psychiczne i religijne oraz łączy się z Sonią w oczekiwaniu na przyszłe wspólne szczęście.

Halina Brzoza dostrzega w Zbrodni i karze „widzenie skłócone”.12 Zwraca uwagę na dysonans pomiędzy sposobem myślenia a estetyczną zasadą harmonii. Wskazuje znaczenie polifonii (wielogłosowości), dzięki której ścierają się tu różne punkty widzenia. Jest to raczej propozycja nowej formy, która poprzez sugestię nieforemności, destrukcji wyraża konstrukcję celowo nie ujednoliconą, bo zbudowaną według zasady rozdźwięku, dysharmonii. [...] Wiele jest w utworach Dostojewskiego idei, programów ideologicznych i etyk, ścierających się ze sobą, zwalczających wzajemnie, współistnienie bowiem i oddziaływanie złożonych, do końca nie rozszyfrowanych świadomości ludzkich stanowi tu o charakterze ukazywanej rzeczywistości, która przy podsumowaniu okazuje się wielopostaciową, zjnienną.13 Podobne rozbicie i niejednolitość dotyczy języka ukazującego przeciwstawne stanowiska, różne racje rozważane przez jednego bohatera, ujawniającego jego stan psychiczny i dręczące wątpliwości. Postaci grupowane są na zasadzie podobieństwa lub różnicy charakterów i wzajemnego dopełniania się. Te zagadnienia, szczególnie intrygujące badaczy literatury, bliżej przedstawimy w kolejnym rozdziale opracowania.
Poetyka dysonansu i dopełniających się przeciwieństw. System sobowtórów

Ukazanie losów bohaterów jest w Zbrodni i karze porządkowaniem chaosu, dysonansu, antynomii. Polifoniczność utworu stwarza możliwość konfrontowania z sobą różnych racji, relacji ze zdarzeń, postaw wobec określonej rzeczywistości. Spojrzenie na daną sprawę z różnych punktów widzenia daje obraz jej złożoności, niejednoznaczności, komplikacji. Wrażenie dysonansu wywołuje na przykład zestawienie chrześcijańskiej idei odkupienia z atmosferą grozy i niepokoju, narracja „strumienia świadomości” ujawniającego wewnętrzne przeżycia bohatera zderzona z „wielogłosową” organizacją świata przedstawionego.14 Według takiego klucza organizowane są w całość różne elementy utworu. Ostateczny efekt nie prowadzi jednak do poczucia, ze nastąpiło rozbicie, rozpad formy, wręcz przeciwnie - powieść wydaje się uporządkowana właśnie dzięki konsekwentnemu wykorzystywaniu takiej poetyki do ukazania złożonej psychiki ludzkiej i skomplikowanych relacji pomiędzy postaciami.

Dysonans kojarzy się tu z tzw. poetyką dopełniających się przeciwieństw. Takiej zasadzie formalnej podlegają przeciwstawne stanowiska i programy ujawnione dzięki wielogłosowej formule oraz niektóre postaci, np. Sonia i Rodion, przyciągani do siebie siłą uczucia, choć zupełnie odmiennie pojmujący świat i sens życia.

Zabiegowi rozbicia poddano świadomość bohatera oraz jego osobowość. Rozszczepienie, dezintegracja świadomości człowieka, [...] staje się [...] najwyraźniej unaoczniona dzięki oryginalnemu zabiegowi literackiemu: wprowadzeniu systemu sobowtórów. [...] Tak np. Raskodnikow [...] ogląda siebie w Swidrygajłowie i Łużynie.15

Wszystkie części utworu z wyjątkiem Epilogu oparte są o dysonanse, mają charakter antynomii. W taki sposób zestawiono też parę głównych bohaterów. W zakończeniu ukazano jednak odmianę Raskolnikowa, jego zwrot do wartości, przeciwko którym wystąpił aktem morderstwa. Odtąd wraz z Sonią będzie podążał w jednym kierunku, przyjmie jej sposób widzenia i interpretowania świata. Autor kojarzy z sobą bohaterów również na innej zasadzie - podobieństwa myśli, charakterów, skłonności, zachowań. Tworzy jakby „system sobowtórów” (określenie H. Brzozy) polegający na tworzeniu ciągów postaci pod pewnym względem sobie bliskich. Jes1i chodzi o sposób myślenia pojmowany jako służbę idei Raskolnikowa można porównać z Razumichinem, Porfirym, Liebieziatnikowem, a także Łużynem i Aloną. Z podobną intensywnością i barwą jak Sonia, Lizawieta, matka i Razumichin ostatecznie Rodion ukształtuje swoje życie uczuciowe - w gruncie rzeczy taki był od początku, tylko na jakiś czas uległ złudnej teorii tzw. usprawiedliwionej zbrodni. Jest on również reprezentantem postawy wynikającej z miłości własnej, wysoko rozwiniętej godności. Pod tym względem podobny jest do Duni, Katarzyny, ale i do Łużyna. Każda z wymienionych postaci jest bardzo wyczulona na wszelkie próby naruszania jej godności, chociaż są to osoby o różnych charakterach. Warto jeszcze wspomnieć o podobieństwach na poziomie namiętności - tu narzuca się skojarzenie Raskolnikowa z Marmieładowem i Swidrygajłowem. Ten ostatni odgrywa w powieści szczególną rolę - dzięki zasadzie podobieństwa pozwala odkryć psychikę Rodiona. Ostatecznie jednak losy postaci są różne: ten, który nie umiał ujarzmić swojego egoizmu i namiętności, ponosi klęskę (samobójstwo), zaś ten, któremu udało się poskromić własną pychę wkracza w nowe szczęśliwe życie.16

Wskazane w tej części próby określenia poetyki utworu Dostojewskiego są zarazem propozycją interpretacyjną, którą można pogłębiać i rozszerzać o inne elementy utworu. Są one także dowodem niezwykłej techniki prozatorskiej opartej na komponowaniu, harmonizowaniu dysonansów w celu wzmocnienia ideowej wymowy tekstu.


Raskolnikow - ofiara własnej zbrodni

Głównym bohaterem powieści jest Rodion Romanowicz Raskolnikow, były student prawa. Znajduje się on w wyjątkowo trudnej sytuacji materialnej: nie stać go na kontynuowanie nauki, opłacenie skromnego lichego pokoiku, a nawet na codzienne regularne posiłki. Pomocą finansową służy mu matka, która przeżywa podobne kłopoty. Z tego powodu siostra Dunia zamierza poślubić odpychającego starego kawalera - liczy na to, że pomoże on Rodionowi ukończyć studia.

Raskolnikow obserwuje wokół siebie ludzi wynędzniałych, mieszkających w złych warunkach, borykających się z ciągłym brakiem środków do życia. Dostrzega ich upadek moralny wywołany trudnościami przerastającymi odporność psychiczną tych osób (np. nałóg Marmieładowa) oraz konieczność zarabiania sposobami powszechnie uznawanymi za hańbiące (złodziejstwo, prostytucja Soni). Krótko mówiąc Rodion na każdym kroku zauważa nierówność społeczną i wielkie obszary nędzy. Jak niegdyś bohater romantyczny ma on poczucie odpowiedzialności za ten stan rzeczy, poszukuje sposobów przełamania zła rozplenionego w społeczeństwie, czuje się jednostką powołaną do tego, by zaradzić problemom innych.

Właśnie z obserwacji życia społecznego i poczucia własnej wyższości bierze się zamysł Rodiona. Jako wybitna jednostka czuje się zdolny do zapewnienia innym szczęścia środkami powszechnie uznawanymi za niemoralne. Nie są one także akceptowane przez prawo. Chodzi o zabójstwo człowieka w imię zapewnienia godnego bytu wielu ludziom. Społeczna „wesz”, lichwiarka Alona, pasożytująca na biednych, jest osobą, którą - jak się wydaje - korzystnie będzie „usunąć”. Raskolnikowi nie zamierza zagarnąć dla siebie zgromadzonych u niej kosztowności (byłoby to morderstwo dla rabunku), chce je przeznaczyć dla innych ludzi - wtedy zbrodnia może być usprawiedliwiona (postawa ta przywołuje na myśl znane w literaturze postaci szlachetnych rozbójników jak Robin Hood, Zono, Janosik). Takie poglądy dojrzały w nim pod wpływem wcześniej opracowanej teorii zbrodni ujętej w formę artykułu. Tekst ten wyrósł z buntu przeciwko cierpieniu niewinnych, z troski o ich przyszłość. Tu właśnie powstaje centralny konflikt powieści - zderzenie racji rozumu i wiary, z którą wiąże się imperatyw moralny - nie zabijaj! Teoria Rodiona usprawiedliwia zbrodnię dokonaną przez wybitną jednostkę na rzecz szczęścia ogółu. Autor owego artykułu - były student prawa - matematycznie wylicza opłacalność takiego działania. Warto uśmiercić odrażającą staruchę wykorzystującą trudną sytuację innych ludzi do pomnażania własnego majątku. Jej pieniądze, teraz bezużyteczne, mogą wiele zmienić w życiu tych, na których „pasożytowała”. Główną cechą rozważań Raskolnikowa jest dążenie do rozumowego prawa, pozwalającego oprzeć zasady życia społecznego na rzeczywiście sprawiedliwej i racjonalnej podstawie, która człowiekowi, postawionemu w sytuacji wyboru między mniejszą lub większą zbrodnią, mniejszym lub większym złem, pozwoli podjąć właściwą decyzję. Dążenie do prawa, które stałoby się „nowym sumieniem”. Raskolnikow rozumiał bowiem dobrze, że współczesny świat stawia człowieka wobec „nierozwiązanych zagadnień”,, „przklętych pytań”, na które naturalne prawo boże, teologia moralna chrześcijaństwa daje odpowiedzi stanowczo niewystarczające.

Jeden z głównych argumentów Raskolnikowa wyglądał w sposób następujący: człowiek podejmujący wielkie zadanie historyczne, „człowiek niezwykły”, „ma prawo...”.17

W postawie Rodiona widać związki z filozofią Hegla. Czuje się on nadczłowiekiem rangi wodza-imperatora lub wybitnego wynalazcy. Ujawnioną w rozmowie z Porfirym (dyskusja o artykule) i w rozważaniach bohatera motywację zbrodni dopełnia ujawnienie jej psychologii. Zachowanie bohatera od początku wskazuje na działanie z premedytacją (tylko zabójstwo Lizawiety jest dziełem przypadku): poznaje mieszkanie i zwyczaje Alony, przygotowuje atrapę papierośnicy - pretekst do rozmowy, siekierę - narzędzie zbrodni, przystępuje do realizacji

Joseph Conrad

Joseph Conrad - Jądro Ciemności

Akcja opowiadania rozpoczyna się na żaglowcu „Nellie”, którym piątka przyjaciół wyruszyła w rejs po Tamizie, niedaleko miejscowości Gravesend. Jednym z uczestników wyprawy i jednocześnie głównym bohaterem, pełniącym funkcję narratora w tym utworze, jest Charles Marlow- marynarz. W oczekiwaniu na odpływ opowiada on reszcie załogi jedną ze swych przygód.

Cały utwór jest streszczeniem jego historii dotyczącej spełnienia młodzieńczych marzeń.
Marlow'a w młodości zastanawiały białe plamy na mapie, tzn. miejsca, do których wtedy nikt nie dotarł. Obiecał sobie, że jak dorośnie wybierze się do jednej z największych niewiadomych tejże mapy… Jednak z czasem jego niewiadomą nazwano Afryką.. Mimo to, Charles chciał odbyć tam podróż. Z pomocą ciotki mieszkającej w Europie dostał się do angielskiej firmy, która prowadziła handel z tamtymi rejonami. Szczęśliwy traf sprawił, że akurat potrzebowali marynarza. W ten sposób zaczęły się spełniać marzenia bohatera.

Do Afryki płynął francuskim parowcem. Później musiał przenieść się do następnego. Po przeszło 30 dniach dotarł do osady. To jednak nie było jeszcze jego miejsce pracy. Marlow wszedł do pobliskiego lasku i widok, jaki tam zastał był okropny. Zobaczył tubylców wykorzystywanych do ciężkich robót, wygłodzonych, którym widać było wszystkie żebra. W krzakach dopatrzył się nawet nieżywych ludzi, zmarłych prawdopodobnie w wyniku jakiejś tropikalnej choroby. Wrócił, zatem do osady, gdzie natknął się na księgowego firmy, która go zatrudniła. Na tej stacji spędził 10 dni, po czym wyruszył do swego właściwego miejsca pracy. Po pięciu dniach dotarł na miejsce. Tam poznał dyrektora stacji, który stał się jego zwierzchnikiem. Pierwszym zadaniem bohatera była naprawa parowca, nad którym następnie miał objąć dowodzenie. Już w pierwszych dniach usłyszał o „niezwykłym” człowieku nazwiskiem Kurtz. Wszyscy chwalili go za osiągnięcia związane z wydobyciem kości słoniowej, którą wysyłał z głębi Afryki w ogromnych ilościach. Podziwiano go za zdolności handlowe i wytrwałość.

Z czasem głównym celem Marlow'a stała się chęć poznania tej sławnej osoby, o której tak wiele pozytywnych słów usłyszał.
Kilka miesięcy zajęła Charles'owi naprawa parowca, a gdy już tego dokonał okazało się, że nie ma tak bardzo potrzebnych mu nit, dzięki którym mógłby spuścić statek na wodę. W czasie, gdy oczekiwał na ich dostawę, był świadkiem m.in. wychłostania jednego z tubylców za rzekome podpalenie słomianej chatki, a także spisków dyrektora z jego wujkiem, którzy twierdzą, że „w tym kraju można wszystko zrobić” bez ponoszenia konsekwencji.

W końcu doszło do wyprawy, której celem było odnalezienie Kurtz'a, gdyż podobno był ciężko chory. Podróż do miejsca, gdzie znajdowała się stacja tego zasłużonego człowieka była ciężka i skomplikowana, a parowiec niestety nie był najnowocześniejszym i najsprawniejszym środkiem transportu. Marlow musiał bardzo uważać. W trakcie drogi rozmyślał nad spotkaniem z tym rozsławionym handlowcem. Po drodze zostali jeszcze zaatakowani przez tamtejszych mieszkańców, jednak w końcu dotarli do celu.

Rzeczywiście Kurtz nie był w najlepszym stanie, jednak nie chciał opuszczać tego miejsca, wiązał z nim wiele planów..
Mimo tego dyrektor i Marlow byli nie jako zmuszenia do zabrania go z jego stacji. W drodze powrotnej chory na łożu śmierci powierzył naszemu bohaterowi wszystkie jego raporty i listy, po czym zmarł.

Po powrocie z wyprawy Marlow był często odwiedzany przez ludzi chcący dowiedzieć się czegoś na temat sławnego Kurtz'a. Jednemu z mężczyzn bohater wydał raport, pt. Tępienie dzikich obyczajów, innemu (bratu zmarłego) oddał listy do rodziny.
Zostały tylko te napisane do jego narzeczonej, którą postanowił odwiedzić Charles. Oddał jej korespondencję adresowaną do niej. Wysłuchał zwierzeń. I na tym skończył swe opowiadanie…

Znów akcja powróciła na żaglowiec „Nelly”. Słuchając tej historii towarzysze przegapili odpływ.. Teraz mogli kontynuować już swą podróż..

Albert Camus

Albert Camus - Dżuma

Akcja powieści rozgrywa się w 194 r. Nie jest określony dokładnie rok. Wiemy że w latach czterdziestych w Oranie w Algierii. Doktor Rieux wychodząc z domu zauważył martwego szczura na schodach. Było to 16 kwietnia. Co dzień było jednak coraz gorzej. Setki, tysiące szczurzych trupów wrzucano do kubłów. Pewnego dnia zebrano ich 8000. Wychodziły na ulicę, tak jakby chciały umrzeć w obecności ludzi. Jak nagle się to zaczęło, tak szybko się skończyło. Po kilku dniach od znalezienia przez doktora szczura zachorował dozorca domu Michael. Miał wysoką gorączkę i obrzęki na szyi. Doktor zadzwonił do swego kolegi, aby się z nim skonsultować. Ten jednak również nie wiedział co to mogłaby być za choroba. Musieli czekać na wyniki z laboratorium. Dozorca majaczył w wysokiej gorączce, która była powyżej 40 stopni, miał na ustach grzybowatą narośl. Umarł. Jean Torrou przyjechał do miasta przed wypadkami ze szczurami. On zrobił pierwsze notatki, które zasłyszał w tramwaju. Dwóch konduktorów rozmawiało o śmierci zwrotniczego. Zmarł po tej historii ze szczurami. Miał wysoką gorączkę, obrzęki, wrzody. Tarrou w swych notatkach pisał o dwunastu takich wypadkach. Doktor dzwonił do innych lekarzy z pytaniami o podobne wypadki. Było ich około dwudziestu.

Wygląd doktora.
Wyglądał na 35 lat. Niemal kwadratowa twarz. Wystające szczęki, oczy ciemne i latające. Wargi pełne i zawsze zaciśnięte. Czarne włosy krótko obcięte. Chodził szybko zawsze z gołą głową.
Doktor Rieux radził, aby izolować chorych. Richard, sekretarz syndykatu lekarzy w Oranie, nie mógł na to nic poradzić. Mówił, że prokuratura musiałaby wyrazić zgodę. Pytał Rieuxa skąd wnosi że istnieje możliwość zarazy. Prefektura i prasa nie zajmowały się tymi zgonami. Dopiero gdy zebrano dane od kilku lekarzy, stwierdzono że to epidemia. Starszy kolega doktora również lekarz Castel spotkał się z nim. Mówił, że Rieux wie co to za choroba. Castel spotkał się z nią w Chinach i w Paryżu. Wie że to na pewno dżuma. Rieux przypominał sobie wypadki epidemii. W trzydziestu z nich zginęło 100 mln. Ludzi. W Konstantynopolu w jeden dzień zmarło 10 tys. osób. Doktor łudził się, że te zaistniałe wypadki to może jeszcze nie epidemia. Grand urzędnik merostwa, przyniósł doktorowi dane statystyczne. W 48 godzin jedenaście zgonów.
Grand dawno temu zaczął pracę w merostwie. Powiedziano mu, że z czasem będzie awansował Jednak przez długie lata trwał ten prowizoryczny stan. Mimo małych podwyżek, jego pensja była śmiesznie mała. Dzięki naleganiom Rieuxa, które uznano za niestosowne zwołano u prefekturze komisję sanitarną. Doktor mówił. Że w swych badaniach odkrył wirus podobny do dżumy. Inni lekarze chcieli zapewnień, że jest to naprawdę wirus dżumy. Jednak doktor rzekł , że czy epidemia dżumy, czy febry zabije pół miasta jest mu to obojętne. Postanowiono posłać do Paryża po serum i podjąć niezbędne środki zaradcze. Tymi środkami były afisze ostrzegające i pouczające ludność Oranu, jak postępować. Dbać o czystość, meldować o chorobach. Doktor Rieux uznał że to jest za mało. Odwiedził Granda. Znów było dwanaście zgonów. Grand opowiadał doktorowi o Cottardzie, któremu uratował życie, gdy ten chciał popełnić samobójstwo wieszając się. Cottard był przedstawicielem firmy win i likierów. Jak twierdził Grand Cottard stał się uprzejmy. Jednak gdy mu się ktoś nie spodobał wpadał w szał. Krzyczał, że dana osoba jest złym człowiekiem, a samego siebie, chciał przedstawić w dobrym świetle. Grand uważał że handlowiec ma coś do ukrycia. Liczba chorych wzrastała. Szpital liczył tylko 80 łóżek. Serum z Paryża jeszcze nie przyszło. Doktor odwiedził Cottarda. Ten chciał zapewnienia, że gdy zachoruje aby go wzięto do szpitala. Następnie zadał pytanie dość dziwne. Czy policja aresztuje chorego. Chorych przybywało, więc doktor pomyślał o urządeniu szpitala w szkole. Odwiedził prefekta, i poinformował go o liczbie zgonów. Prefekt obiecał poinformować się o to co ma robić gubernatora. W reszcie przyszło serum z Paryża, jednak bardzo małe ilości. Obiecano przyśpieszyć produkcję. Przyszedł telegram. Ogłosić stan Dżumy. Zamknąć miasto. Dla obywateli Oranu zaczęło się odosobnienie i wygnanie. Część ludzi jeszcze przed epidemią wyjechało, teraz stali przed dylematem, czy wrócić do zamkniętego miasta. Miłość, zrozumienie i inne uczucia kierowały ludźmi. Początkowo strażnicy przemycali listy, ale gdy sobie uświadomili co to może spowodować przestali. Prefekt wydał zgodę na powrót chętnych do miasta, jednak z zastrzeżeniem, że nie będą mogli z niego wyjechać. Odcięto port , więc statki również nie mogły wpływać. Tak przezwyciężając dżumę i strach wróciła do miasta żona doktora Castela. Czas przestał grać jakąkolwiek rolę. Nikt nie wiedział ile czasu będzie trwać epidemia. Ludzie doznawali bólu więźniów i wygnańców. Mężowie odkrywali że są zazdrośni, lekkoduchy w miłości stli się stałymi, synowie nagle martwili się zmarszczkami matek. Wszyscy pozostawali zbici z tropu. Prefekt kazał sobie dostarczać dane zgonów. Trzysta w tygodniu, trzysta czterdzieści. Ludzie 200 tysięcznego miasta nie wiedzieli czy jest to normalna liczba, czy spowodowana jednak epidemią. Grand opowiedział doktorowi Rieux historię swego życia. Ożenił się młodo z Jeni. Żona musiała również podjąć pracę, on zapracowany przestawał kochać. Ona cierpiała aż w końcu odeszła pisząc że dalej go kocha. Doktor wyszedł ze szpitala. Spotkał Ramberta, dziennikarza który kiedyś chciał przeprowadzić z nim wywiad. Prosił doktora o wystawienie zaświadczenia, że jest zdrowy i może wyjechać z miasta. Doktor odpowiedział iż rozumie że czeka na niego kochana kobieta, ale nie może mu wystawić takiego zaświadczenia. Okres epidemii stawał się uciążliwy dla doktora. Odwiedzał chorych, musiał dzwonić aby przyjechał ambulans, a przy tym wszystkim przeżywał okropny wewnętrzny ból. Ból swój i rodzin cierpiących, które go zaklinały, że to nie jest dżuma. Jednak objawy były jednoznaczne. Później chodził z ochotnikiem, aby doktor mógł iść do następnego chorego. Tygodniowa liczba chorych wzrosła do 500 osób. Kościół też postanowił na własny sposób walczyć z epidemią,. Ogłoszono tygodniowe modlitwy, w których brało udział dużo obywateli miasta. Ojciec Paneloux wygłosił kazanie o klęskach jakie spotkały dumnego faraona, wymieniał inne przykłady,. Ludzie z krzeseł poczęli klękać, modlić się i bać wyroku boskiego za nieznane winy i morderstwa. Czas dżumy przedłużał się. Grand zaprosił doktora do mieszkania, gdzie przyznał mu się do pisania książki. Spotkany Rambert opowiadał o korowodach jakie musiał przejść, aby dostać zaświadczenie o możliwości opuszczenia miasta. Jednak jedyne co udało mu się załatwić, to ankieta na wypadek jego śmierci. Ludzie powoli zaczęli się buntować. Chcieli szturmem przerwać posterunki straży, jednak strzały rozproszyły ich. Dżuma zbierała swoje żniwo. Nawet do 140 osób dziennie. Strażnicy strzelali w mieście do psów i kotów, aby te nie przenosiły zarazy. Kawiarnie coraz częściej były pozamykane. Z powodu dżumy. Na innych pisało - nie ma kawy, własny cukier. Nadsyłane serum było niewystarczające, pojawiła się inna odmiana dżumy - płucna. W mieście zanotowano dwa wypadki. Choroba mogła się więc przedostawać powietrzem. Poinformowano o tym prefekta aby zastosował inne środki ostrożności, jaki nie było wiadomo. Do doktora Rieux przyszedł Tarrou na rozmowę. Powiedział ,że należy zwiększyć służbę sanitarną. Polecił siebie, jako realizatora tego przedsięwzięcia. Doktor zgodził się chętnie. Tarrou spytał go czy wierzy w Boga. Doktor odpowiedział, że gdyby wierzył nie zostałby lekarzem. Choroby zostawiłby Bogu. On syn biednego robotnika, musiał się ciężko napracować, aby zostać lekarzem. Wszystkiego co umie, nauczyła go bieda. A na pytanie czy poznał już wszystko w życiu, odpowiedział tak. Powołane służby niosły dużą pomoc. Podniosło to chęć walki z tą straszną epidemią. Rambert postanowił wydostać się z miasta drogą nielegalną. Miał mu w tym pomuc Cottard. Spekulował aktualnie na czarnym rynku. Znał ludzi, którzy mogli dziennikarzowi, za odpowiednią opłatą udzielić tej pomocy. Poznał go więc z odpowiednimi ludźmi. Lecz czas dalej nie był dla niego łaskawy. Spotkania ustalano na dwa trzy dni do przodu. Ten czas strasznie się dłużył dziennikarzowi. Następnie zrywał się kontakt, więc należało zaczynać na nowo. Rambert informował doktora na bieżąco o sytuacji. Ten dalej się z nim zgadzał co chodzi do ucieczki z Oranu. Tarrou namawiał dziennikarza do wstąpienia w szeregi sanitarne. Ten jednak odmawiał . Mówił, że bohaterem jest być łatwo. Walczył w Hiszpanii po stronie przegranej. Widział jak ludzie umierali dla idei. On chciał żyć. Żyć dla kochanej kobiety w Paryżu. Po ponownej nieudanej próbie kontaktu, dziennikarz zadzwonił do doktora, że może brać udział w tych służbach do czasu możliwości wyjazdu z miasta. Cottard spekulował na dżumie. Nielegalnie sprowadzał towar, które potem sprzedawał z zyskiem. Tarrou odkrył, iż Cottard byłby aresztowany gdyby nie epidemia i dlatego chciał się powiesić. Nastał punkt kulminacyjny dżumy. Ludzie umierali masowo. Władze zmieniły postanowienie wobec pochówków. Na początku wszystko odbywało się prawie normalnie. Następnie nie było już mszy, tylko szybki pogrzeb, rodzina i ksiądz nad trumną, Poświęcenie, trumna do grobu, rodzina do domu. Odkażano ambulans. Potem chowano w zbiorowych mogiłach, mając jednak na względzie, aby mężczyzn i kobiety chowano oddzielnie. Cmentarz nie mieścił już mogił. Rozebrano jego mury. Następne pochówki były wspólne jak leci. Wszyscy razem. W końcu zaczęto palić zwłoki w krematorium. Mieszkańcy w obawie przed skażeniem. Wystąpiła groźba podpalenia miasta. Mnożyły się kradzieże. Zastrzelono dwóch złodziei, ale przy tak wielkiej liczbie ofiar dżumy, nie odniosło to żadnego skutku. Były również próby ucieczki. Szturm odbył się na bramy miasta, były strzały, byli zabici. Dżuma na różny sposób zbierała swoje żniwo. Ludzie w czasie tej tragedii zachowywali się dziwnie. Każdy myślał tylko o sobie. Jego ból był największy, jego miłość najbardziej zawiedziona. Z czasem stało się trochę inaczej. Bo wszystkich to dotknęło w jednakowym stopniu. Słychać było tylko dreptanie. Naszych bohaterów opanowało zobojętnienie. Doktor już nie leczył chorych, lecz tylko rozpoznawał chorobę. Do domu chorych przychodził w obecności żołnierza. Pomstowano na niego. Kiedyś gdy podał leki lub zastrzyk dziękowano mu serdecznie, ściskano za ręce. Teraz był zwiastunem śmierci. Doktor spał cztery godziny na dobę. Tylko Tarrou prowadził dalej swój dziennik, życzliwie przyjmował Cottarda, z którym chętnie spędzał wolny od zajęć czas. Częściowo go rozumiał. Cottard nie bał się niczego, bo jak twierdził on to już wszystko zna. Może i odczuwałby strach, gdyby to był tylko jego strachem osobistym. W Oranie strach padł na wszystkich. Cottard mówił Tarrou, że ludzie są nieszczęśliwi, ponieważ nie zgadzają się na swój los. Zobojętnienie doktora osiągnęło to stadium , że czasami zapomniał się zaszczepić przed zarazą idąc do chorego. Dziennikarz też dzielnie zajmował się kwarantanną w hotelu, opuszczając posterunek tylko na czas spotkania z ludźmi, którzy mieli mu pomóc w ucieczce. Doktor w rozmowie z dziennikarzem upomniał go, że sędzia Othon zwrócił mu uwagę, czy zna dziennikarza. Radził doktorowi, aby ten uprzedził dziennikarza by nie przebywał w kołach kontrabandy. Na pytanie co to ma znaczyć, padła odpowiedź, że znaczy to aby się śpieszył. Doktor nie przeszkadzał dziennikarzowi w jego próbach ponieważ go rozumiał. Wiedział że kocha żonę i bardzo za nią tęskni. Doktor prze epidemią wysłał żonę na leczenie. Rambert przeniósł się do ludzi, którzy mieli mu pomóc. W ten dzień, kiedy o północy miał opuścić miasto przyszedł do doktora. Tarrou powiedział mu, że doktor jest zmęczony, a on oszczędza go jak tylko może. Doktor zajmował się chorymi w domu kwarantanny. Tarrou powiedział mu, że ojciec Paneloux zastąpi dziennikarza w zajęciach. Doktor skinął głowa. Castel zakończył przygotowania z nowym serum i proponował zrobić próbę. Doktor był zdziwiony widokiem dziennikarza. Mówił mu, że w tej chwili powinien być gdzie indziej. Raambert powiedział, że chce z nim porozmawiać. Wsiedli do samochodu. Dziennikarz powiedział, że zostaje, wysłał list do Paryża. Już nie czuje się obcy w tym mieście. On jest już stąd. Nie mógłby kochać już tej kobiety, gdyby uciekł z Oranu. Serum Castela wypróbowano w październiku. Była to ostatnia deska ratunku. Gdyby nie poskutkowała miasto zdane byłoby na kaprysy epidemii. Mogłaby trwać jeszcze przez wiele miesięcy. Lub zatrzymać się sama niespodziewanie. Ludzi, którzy byłi w pobliżu chorych poddawano kwarantannie. Z początku była to czysta formalność, tak teraz za sprawą doktora i dziennikarza przestrzegano jej rygorystycznie. Mimo już pewnej obojętności czy zobojętnienia wobec epidemii, choroby dziecka zawsze były wstrząsające. Krzyki grymasy, konwulsje w gorączce, niemoc, błagalny wzrok. Doktor, Castel, Tarroui śledzili przebieg choroby dziewczynki. Czy choroba wzmaga się czy też powoli się zatrzymuje. Przyszedł ojciec Paneloux. Miał bolesny wygląd, a zmęczenie wywarło na nim straszliwe odbicie. Zmarszczki się powiększyły. Wszyscy widzieli umierające dzieci, ale to przebywanie minuta po minucie było dla nich tragedią. Dziecko walczyło o życie, jednak doktor nie widział poprawy, nie wyrokował większych szans na ocalenie. Doktor patrzył na dziecko, we wklęsłej twarzy, zakrzepłej teraz jak z szarej glinki, otworzyły się usta i prawie natychmiast wydobył się z nich jeden przeciągły okrzyk, który wypełnił salę protestem monotonnym. Doktor zamknął oczy. Kiedy otworzył zobaczył że stoi obok Tarrou. Lekarz powiedział że musi wyjść bo nie wytrzyma tego. Ksiądz poprosił doktora aby wyszli. Doktor powiedział gniewnie do niego - Ten przynajmniej był niewinny. Przeprosił księdza za wybuch, ale powiedział, że nie czuje niczego oprócz buntu. Ksiądz stwierdził, że buntujemy się przeciwko temu, czego nie wiemy. Pracują teraz razem, co łączy ich ponad bluźnierstwami i modlitwami. Rozstali się. Odkąd duchowny wstąpił do formacji sanitarnych, nie brakowało mu widoku śmierci. Doktor odwiedzał go w tej pracy. Ojciec Paneloux poprosił go aby ten przyszedł do kościoła, gdyż chce, aby doktor posłuchał jego kazania. W mieście zapanowało zainteresowaniami przepowiedniami o epidemiach. Gazety je licznie drukowały, mając ciągły zbyt. Wydawcy stwierdziwszy wielkie zainteresowanie, drukowały wciąż nowe historie. Wszystkie drukowane proroctwa miały tę samą wspólną cechę, podnosiły na duchu mieszkańców Oranu. Tylko z dżumą było inaczej. Do kościoła przychodziło teraz mniej ludzi niż w czasie pierwszej tygodniowej modlitwy. Słowa kazania duchownego z każdą chwilą stawały się mocniejsze. Tłumaczył, że są rzeczy, które można wyjaśnić wobec Boga. I są rzeczy których wytłumaczyć się nie da. Można we wszystko uwierzyć, albo wszystkiemu zaprzeczyć. Doktor będący na kazaniu myślał, że duchowny jest bliski herezji. "Religia czasu dżumy nie jest religią codzienną i jeśli Bóg mógłby zgodzić się, a nawet pragnąc, by dusza odpoczywała i cieszyła się w czasach szczęścia, chce żeby okazała się ponad swoją miarę, skoro nieszczęście jest brzemienne. Bóg udziela dziś łaski istotom przez siebie stworzonym zsyłając im nieszczęście jakiego trzeba by mogły udźwignąć największą cnotę. Wszystko albo nic". "Trzeba chcieć cierpienia, ponieważ Bóg go chce. Tylko w ten sposób chrześcijanin nie oszczędzi sobie niczego i mając wszystkie wyjścia zamknięte dojdzie do samego sedna wyboru. Wybierze wiarę we wszystko, żeby nie musiał wszystkiemu zaprzeczyć".
Duchowny przywoływał postać biskupa z Marsylii, który podczas dżumy zrobiwszy wszystko co można, kazał się zamurować w domu z zapasami żywności. Mieszkańcy, którzy go uwielbiali otoczyli dom murem trupów. A nawet wrzucali je do domu, by narazić go na pewniejszą śmierć. Kilka dni po kazaniu duchowny przeprowadził się do starej i pobożnej kobiety. Pewnego wieczoru kładł się spać z okropnym bólem głowy. Gospodyni kilka razy pytała czy sprowadzić doktora. Ten nie pozwalał. Wreszcie posłała po doktora. Rieux zobaczył, że ksiądz ma wysoką gorączkę. Stwierdził u niego dżumę płucną. Duchowny zmarł. Był to okres, kiedy liczba zgonów utrzymywała się na stałym poziomie. Wyglądało to tak, jakby dżuma rozsiadła się nad miastem. Dżuma płucna szerzyła się teraz w całym mieście. Chorzy umierali szybciej, wśród krwawych wymiotów. Doktor obawiał się, że zaraźliwość może się zwiększyć. Tarrou i Rambert odwiedzili obóz kwarantanny, który był na stadionie. Ludzie w dzień siedzieli pod krytą trybuną, a na płycie boiska rozstawione były namioty. O porze dnia dawały im znak przejeżdżające tramwaje. Przyszedł z mimo również Gonzales, który zgodził się objąć nadzór stadionu. Dziwne wydawało się to bezczynne siedzenie ludzi na stadionie. To ogromne zgromadzenie ludzi było osobliwie milczące. Ręce zwisały w bezruchu. Przez megafon ogłoszono porę posiłku. Ludzie szli do namiotu i wystawiali miski. Rozdający zatrzymywali się przy każdym namiocie. W mieście było wiele takich obozów. Tarrou i doktor byli ze sobą zaprzyjaźnieni. Rozumieli się prawie bez słów. Tarrou opowiadał doktorowi swe dotychczasowe życie. Nie był biedny tak jak doktor, jego ojciec był zastępcą prokuratora. Ojciec znał cały rozkład pociągów, możliwość połączeń na całym świecie. Z tego był dumny. Gdy miał 17 lat, ojciec zabrał go do sądu. Chyba wszyscy byli dumni z tego jak pogrąża sprawcę. Oprócz jego syna. On ujrzał w oskarżonym ofiarę, którą chcą pozbawić życia. Teraz zrozumiał matkę, która była zawsze małomówna i zatroskana. W wieku 18 lat opuścił dom. Jego walka o obronę życia ludzkiego była wyzyskiwana przez innych. Znów były ofiary, znów przegrywał. Opowiedział doktorowi o egzekucji na Węgrzech. Pluton stoi w małej odległości od skazanego, wszyscy mierzą w serce. W powstałą dziurę można włożyć pięść. Teraz on również odczuwa wstyd. Twierdził, że chociaż działał w dobrej wierze, on również jest mordercą. Stwierdził, ze nawet ci co są lepsi nie mogą przestać zabijać. Tak rozmawiali na tarasie koło domu. Słychać było wystrzały. Znowu jakieś zamieszki. Tarrou mówił doktorowi, że dzisiaj chciałby wiedzieć jak zostać świętym. Tylko to go interesuje. Poszli się wykąpać, co umożliwiły im przepustki, długo sprawdzane przez strażników. Kąpiel odświeżyła ich psychicznie i fizycznie. Zachorował Grand. Wysoka gorączka i inne objawy wskazywały na dżumę. Podano mu zastrzyki z serum. Urzędnik po długiej walce powrócił do zdrowia. Ucieszyło to jego znajomych doktora, Tarrou, dziennikarza. Dostali informacje o kilku wyzdrowieniach. To już był sukces. Pojawiły się ponoiwnie szczury w mieście. Cofanie się epidemii było niespodziewane. Mieszkańcy jednak nie wpadli w euforię zachwytu. Minone miesiące, budziły w nich dalej lęk. Nie liczyli, aby od razu odnaleźli wygody wcześniejszego życia. Dżuma słabła szybciej niż nakazywałby zdrowy rozsądek. Mieszkańcy zmieniali swe stany psychiczne od optymizmu po depresję. Jednak nadzieja w rychłe zakończenie epidemii była ogromna. Coraz mniej wypadków zgonów, coraz więcej wyzdrowień. Stało się jasne, że dżuma już nie zagraża. Postanowiono jednak dać dwutygodniowy okres kwarantanny dla całego miasta. Co słabsi psychicznie chcieli się natychmiast wydostać z miasta. Ponownie musiało interweniować wojsko i strażnicy. Zachorował jednak Tarrou. Doktor Rieux robił co w ludzkiej mocy aby mu pomóc. Po ciężkiej chorobie zmarł. Doktor strasznie bolał nad stratą przyjaciela. Wreszcie otwarto miasto. Przyjechała żona Ramberta, który jak wiele innych osób widzących swoich bliskich, cieszył się niezmiernie. Inni musieli czekać na spotkanie do następnego pociągu, inni nie zobaczą swoich bliski zmarłych w niewoli dżumy. Doktor dostał telegram, że zmarła mu żona. Matka doktora myślała, że ta wiadomość dobije syna. Przechodząc przez miast, doktroa zatrzymała policja. Ktoś strzelał z okna do przechodniów. Ggrand, który również zjawił się w tym miejscu, powiedział doktorowi, że strzały padają z okna Cottarda. Policja sprowadziła pomoc. Pojmali go .Miastem zawładnęły uciechy, zabawy olbrzymia radość. Jedynie doktor wiedział że radość ta jest zagrożona. Wiedział, że bakcyl dżumy nigdy nie umiera.

Dżuma (Albert Camus)
Czas akcji i przebieg wydarzeń:
Akcja powieści A. Camusa, wydanej w 1947 r., toczy się w Oranie w 194... roku. Jest to wymowna data, wskazuje na lata 40., lecz nie ukonkretnia czasu, nadaje powieści wydźwięk uniwersalny.
Na miasto spada zaraza - pierwszym symbolem zagrożenia są wypełzające, chore, zdychające szczury. Choroba rozwija się i pochłania coraz więcej ofiar. Miasto zostaje zamknięte, ludzie nie mogą opuścić ogniska zarazy. Pisarz śledzi postawy i czyny tych, którzy zostali. Jest to skrupulatna analiza, która ma rozwikłać problem człowieka postawionego wobec spraw i wydarzeń ostatecznych, wobec zagrożenia.
Bohaterowie (różne postawy):
Dr Bernard Rieux - jest lekarzem z powołania, niesie pomoc bez względu na wynagrodzenie. Prezentuje aktywną, bohaterską postawę, uosabia szlachetność i uczciwość. Dla Rieux dżumato wróg i trzeba podjąć z nim walkę. Wartości, w które wierzy doktor, to przyjaźń i miłość.
R. Rambert - dziennikarz z Paryża, który przeżył swoistą ewolucję. Dżuma sprawiła, że nauczył się prawdziwych wartości. Rambert miał pecha - przyjechał do Oranu, by przeprowadzić badania nad życiem Arabów, pozostawił w Paryżu żonę. Początkowo pragnął uciec, myślał tylko o sobie. Lecz pozostał i przyjął także aktywną postawę walki z chorobą. Zwalczył zło tkwiące w sobie.
J. Tarrou - człowiek-tułacz, który zaznał w życiu wszystkiego. Dżuma także czyni zeń człowieka aktywnego, organizatora, "żołnierza" niosącego pomoc. Tarrou ginie - lecz życie jego w ostatniej chwili nabiera sensu i wartości.
Cottard - przestępca, który nie widział sensu życia i chciał się zabić. Dżuma przyniosła mu wyzwolenie - uniknął aresztowania. Zajął się przemytem, zarobił na zarazie.
Ojciec Pannelaux - przyjmuje postawę bierną. Głosi swoistą naukę, uważa, że dżuma jest karą, którą Bóg zesłał na ludzi grzesznych, że nie dosięgnie ona niewinnych. Sam umiera i nie przyjmuje pomocy.
Joseph Grand - typowy urzędnik o zmarnowanym życiu, który tworzy sobie ułudę - ideał w formie książki, którą pisze. Emocjonuje go tylko jedno zadanie, nad którym pracuje - jest ucieczką od życia. Jak widać, różne są postawy ludzi wobec zagrożenia. Los każdej postaci to przykład. Przesłanie jest zaś postulatem podjęcia walki ze złem, o poznanie go i niszczenie. Brak działań, bezmyślność, pogodzenie się z losem mogą tylko zło potęgować. Godność i siła człowieka zawieszonego we wszechświecie wobec zarazy, wojny, złych instynktów polega właśnie na podjęciu działań - jest to postawa najbliższa poglądom samego Camusa, tzw. heroizm cywilny.

Powieść-parabola:
"Dżuma" jest powieścią parabolą. Oznacza to, że wydarzenia i świat w niej przedstawione są pretekstem do głębszych przemyśleń, do przekazania uniwersalnych prawd o ludzkiej egzystencji. I rzeczywiście. Losy bohaterów "Dżumy" są przykładami pewnych postaw; przenośne znaczenie tytułu, brak konkretyzacji czasowej sprawia, że powieść nabiera
uniwersalnego wymiaru. Narracja w "Dżumie" jest wymienna - wydarzenia są przedstawione przez kilka głosów. Dzięki temu zabiegowi Camus osiąga pewien obiektywizm, ogląd spraw z różnych punktów widzenia.
Głównym narratorem jest doktor Rieux, lecz prócz niego "mówią" też dialogi, które przytacza, a także "zapiski" Jana Tarrou. Opisując dzieje zarażonego dżumą Oranu, opisał Camus człowieka - kruchość jego egzystencji i drogi ku obronie swojej ludzkiej godności. Camus był egzystencjalistą (patrz hasło: egzystencjalizm),wyraźnie widać to w powieści - dlatego tematem jest człowiek postawiony wobec kosmosu. Nie wobec przyjaznego błękitu, lecz wobec czarnej otchłani kosmicznej.

Znaczenie tytułu:
Dżuma spadła na Oran, odizolowała mieszkańców miasta od innych ludzi i sprawdziła ich człowieczeństwo - była bowiem wielkim eksperymentem. Jak rozumieć tytuł "Dżuma"?
Wyjaśnień jest kilka:
Dżuma jako choroba, która spadła na Oran. Jest to znaczenie realistyczne i organizuje całość wydarzeń w powieści. Lecz jako choroba dżuma oznacza także zarazę, żywioł, który w każdej chwili i nie wiadomo skąd może spaść na społeczność ludzką. To symbol zagrożenia człowieka przez siły, na które nie ma wpływu.
Dżuma jako wojna. Jest to znaczenie przenośne, a i wojna jest żywiołem nieco innym niż choroba - bo jej sprawcami są ludzie. Lecz jest równie groźna - i jest także "godziną próby",
wyzwala w ludziach różne zachowania i postawy, wobec których człowiek musi zająć konkretne stanowisko.
Dżuma jako zło tkwiące w człowieku. Jest to zaraza, negatywny pierwiastek, który tkwi w każdej jednostce ludzkiej i z którym trzeba się zmagać. To zło ujawnia się często w chwilach zagrożenia, takich jak żywioł lub wojna. Poraża, niszczy i rodzi nowe zło - jest zatem tak samo zaraźliwą chorobą jak dżuma. "Każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem, nikt na świecie nie jest od niej wolny."

Parabola to inaczej przypowieść. To historia mająca wszelkie znamiona autentyczności, a przede wszystkim bohaterów reagujących jak normalni ludzie, miejsce akcji znane szerokiemu kręgowi odbiorców czy też wydarzenia mogące zajść w każdym miejscu o niemal każdym czasie.
Pod tymi właśnie zdarzeniami i postaciami kryją się pewne zjawiska, które autor chciał zinterpretować, dotrzeć do ich sedna czy też zbadać powody ich powstawania i wpływ na autentycznych ludzi. Za parabola kryją się głębokie treści moralizatorskie, skryte pod maską ku przestrodze czytelnikowi, który zdać musi sobie sprawę z łatwości napotkania na swej drodze zła.
Pierwszą interpretacją powieści Alberta Camusa jest oczywiście choroba, o której mówi sam tytuł. To siła przyrody, wykorzystująca ludzkie nawyki i cechy takie jak skłonność do życia w społeczności czy liczne kontakty powodowane częstymi zmianami miejsca pobytu.
Przypomina nam naszą podległość prawom matki - natury, od których nie uciekniemy na drodze postępu cywilizacyjnego. Choroba taka atakuje bez względu na pochodzenie czy sytuację społeczno - materialną; każdego zmusza do ograniczenia swoich praw.
Kolejnym zjawiskiem przedstawionym jako dżuma może być wojna. Ludzkość, odizolowana od siebie w zamkniętych wrogich obozach ma za zadanie zniszczyć się nawzajem. Na dodatek, podobnie jak w Oranie, na rogatkach zawsze czekają strażnicy, mogący posądzić o dezercję, karaną śmiercią. Liczba ofiar jest tak duża, że nie przerażają już nikogo ludzie ginący "na ulicy"; powszechność śmierci zmusza do coraz gorszego traktowania tak umarłych (nie ma ich gdzie grzebać), jak i żywych (potencjalnych umarłych). Nadchodzi oto czas wywózek do krematoriów, anonimowej śmierci, na której niektórzy potrafią robić dobre interesy - zawsze znajdą się jednostki nieczułe i samolubne, gotowe zniszczyć ludzi wolnych, którzy się im nie poddają (strzelający do tłumu Cottard).
Wojna rodzi ogromne zło fizyczne, które dosięga pod postacią kalectwa i cierpienia tych bezpośrednio walczących jak i biernych. To także poniżenie godności człowieka zmuszonego do życia w ciągłym strachu, do wyzbycia się prywatności tylko dlatego, że musi przetrwać.
Przestaje obowiązywać kodeks moralny. Rozszerza się zło moralne, którego zalążek dany jest każdemu człowiekowi i czeka tylko na sposobność ujawnienia się. Brak czyjejkolwiek odpowiedzialności za zbiorowe cierpienie rodzi apatię i przejawy agresji wobec anonimowych ludzi.
Jedynym dostrzeganym wyjściem z tej sytuacji jest wspólna służba dobrej sprawie. To jednak wymaga wysiłku fizycznego i psychicznego, dalszych poświęceń, tym razem już godnych ofiary w imię szczęścia i ocalenia pozostałych jeszcze przy życiu.

Juliusz Słowacki

Juliusz Słowacki - Kordian

"Kordian" został napisany w 1833 roku w Szwajcarii, wydany zaś anonimowo w Paryżu w 1834 r. W podtytule autor umieścił informacje: spisek koronacyjny, pierwsza część trylogii. Wypadki będące tłem wydarzeń w "Kordianie" rozegrały się w Warszawie w nocy z 24 na 25 maja 1829 roku, kiedy to do stolicy przybył następca cara Aleksandra, młodszy brat Konstantego Mikołaj, aby koronować się na króla Polski. Spiskowcy działali w porozumieniu z wpływowymi osobistościami ówczesnego życia politycznego, wśród których główną rolę odgrywał Julian Ursyn Niemcewicz. Ludzie ci w ostatniej chwili, obawiając się konsekwencji, odmówili udziału w spisku.

KRYTYKA WODZÓW POWSTANIA LISTOPADOWEGO W "PRZYGOTOWANIU"
Akcja tej sceny, poprzedzająca akcję właściwą, rozgrywa się nocą 31 grudnia 1799 roku w chacie czarnoksiężnika Twardowskiego w Karpatach. W diabelskim kotle ukazują się kolejno przywódcy powstania, są to przeważnie ludzie w podeszłym wieku, toteż cechuje ich ostrożność działania,kunktatorstwo w stosunku do wroga. Żaden z nich nie nadaje się na przywódcę powstania. Generał Józef Chłopicki ma "sprzeczne z naturą nazwisko", a więc nie ma zamiaru szukać pomocy wśród chłopów, jest za stary na przywódcę, nieudolny w działaniu. Z atramentu zaczerpniętego z kałamarza Talleyranda, który niestety blednie, rodzi się książę Adam Czartoryski. Jego dyplomatyczne zabiegi o uzyskanie poparcia dla powstania na zachodzie okazały się bezowocne. Jest to jedyna postać, dla której poeta znalazł słowa uznania "mimo czary wyszedł jakiś człowiek godny". Natomiast Jan Skrzynecki bezmyślnie zlekceważył plany wojenne zdolnego stratega, generała Prądzyńskiego, które mogły przynieść powstańcom zwycięstwo. Skrzynecki unikał też walki z wrogiem. Skrytykowany został również Julian Ursyn Niemcewicz. Poeta zarzuca mu konserwatyzm, który jest tym bardziej zgubny, że autor "Śpiewów historycznych" cieszył się dużym autorytetem w społeczeństwie. Także Joachim Lelewel, przywódca emigracyjnego Komitetu Narodowego Polskiego, nie znalazł uznania w oczach Słowackiego. Lelewel niezaprzeczalnie posiada dużą wiedzę książkową, ale traci czas na rozpamiętywanie "czy lepiej jest, kiedy jest król? czy kiedy go nie ma", podczas gdy Polska jako państwo, niestety, jeszcze nie istnieje. Z zarzutem jawnej zdrady spotkał się dyktator ostatniej fazy powstania generał Jan Krukowiecki. To on właśnie doprowadził do poddania Warszawy Rosjanom. Poeta kieruje doń słowa pełne oskarżycielskiej pasji:

"On z krwi na wierzch wypłynie - to zdrajca!
A gdy zabrzmi nad miastem dział huk,
On rycerzy ginących porzuci
Z arki kraju wyleci jak kruk,
Strząśnie skrzydła, do arki nie wróci...
Kraj przedany on wyda pod miecz".

KRYTYKA IDEI SZLACHECKIEGO REWOLUCJONIZMU W "KORDIANIE"
Głównym bohaterem dramatu jest podchorąży Kordian. Zapowiedź jego późniejszych konfliktów odnajdujemy już w przygotowaniu, kiedy to Szatan każe Mefistofelesowi opętać jakiegoś żołnierza - Polaka. W pierwszym akcie poznajemy Kordiana jako romantycznego piętnastoletniego młodzieńca, który wspomina samobójczą śmierć swojego przyjaciela, a potem mówi o własnych uczuciach, nieokreślonych pragnieniach, niezaspokojonych żądzach. Najbardziej dotkliwie młody Kordian odczuwa brak celu i sensu życia, który tak bardzo chciałby odnaleźć:

"Boże zdejm z mego serca jaskółczy niepokój,
Daj życiu duszę i cel duszy wyprorokój...".

Stary sługa Grzegorz, dawny żołnierz napoleoński, opowiada chłopcu najpierw żartobliwą bajkę o Janku co "psom szył buty", potem o walkach w Egipcie, w których uczestniczył, wreszcie opowiada o swych tragicznych wspomnieniach z Syberii. Te opowieści Grzegorza potęgują u Kordiana marzenia o wielkim czynie, o bohaterstwie, których nie jest w stanie zrealizować. Te odczucia, a także nieszczęśliwa miłość do Laury doprowadza Kordiana do samobójstwa. Reasumując, w akcie pierwszym Kordian przeżywa typowo romantyczne rozterki, wahania i zwątpienia. Jest to oderwanie od rzeczywistości, życie w świecie marzeń, stronienie od ludzi i samobójcze myśli.

W drugim akcie Kordian rozpoczyna wędrówkę po Europie, a efektem tych podróży są kolejne rozczarowania młodzieńca. Pierwszym etapem jego podróży jest Londyn. Anglia była mu dotąd znana jedynie z literatury. Rzeczywistość, którą ma teraz okazję obserwować, jest zupełnie inna. Prawo można oszukać, kryjąc się przed wierzycielami, zaszczyty i uznanie można kupić. Kolejne rozczarowanie przeżywa Kordian we Włoszech. Zachowanie się Wioletty powoduje, że Kordian przestaje wierzyć w romantyczną, wyidealizowaną miłość. Okazuje się bowiem, że uczucie kobiety można także kupić. Najbardziej charakterystyczna dla kształtowania się postawy ideologicznej Kordiana jest scena u papieża. Jak wiadomo, papież Grzegorz XVI potępił w 1832 roku powstanie listopadowe. Słowacki podkreśla całą absurdalność stanowiska chrześcijańskiego papieża, który nakazuje Polakom czcić prawosławnego cara. Akt drugi kończy się fantastyczną sceną na szczycie Mont Blanc. Kordian
wygłasza tu liryczny monolog. Wreszcie doznaje poczucia siły i potęgi, odnajduje cel i sens życia. Ideą jego życia staje się walka o wolność narodu. W tej walce chce udowodnić swe bohaterstwo i poświęcić się za naród, tak jak legendarny Szwajcar Winkelried walczący z Austriakami. Aby wcielić w czyn hasło "Polska Winkelriedem narodów", Kordian przybywa do Polski i postanawia zabić cara. Na placu Zamkowym tłum obserwuje orszak koronacyjny cara, który koronuje się w katedrze. W scenie trzeciej pojawia się Kordianowi Mefistofeles w postaci Nieznajomego, który podsuwa Kordianowi zgubną ideę samotnej walki. Podobnie spiskowcy nie umieli i nie chcieli trafić do ludu, świadomie odsuwali go od działania. Tak więc szansa zaangażowania tłumu do udziału w walce została w dramacie zaprzepaszczona. Kordian i garstka spiskowców zastają sami. Zbierają się oni w podziemiach katedry św. Jana, gdzie ma się odbyć głosowanie na temat zabójstwa cara. Zdecydowanym przeciwnikiem tego jest Prezes, w którego osobie można domyślić się J.U. Niemcewicza. Wysuwa on szereg argumentów przeciwko zabiciu cara. Jeden z nich możemy nazwać moralnym, ponieważ Prezes mówi, że dotąd nigdy tron Polski nie został skalany krwią. Ważny jest także argument polityczny. Prezes zastanawia się, co powie Europa na ten krwawy czyn Polaków. Osamotniony, opuszczony nawet przez spiskowców Kordian postanawia jednak zrealizować swój zamiar. Niestety, okazuje się, że jest zbyt słaby psychicznie, aby dokonać tego czynu. Przed sypialnią cara musi stoczyć przegraną walkę z własnym Strachem i Imaginacją. Kordian, wyczerpany walką ze straszliwymi, krwawymi widziadłami, pada zemdlony przed sypialnią cara. Podejrzany o próbę zamachu, zostaje odesłany do szpitala wariatów.

W szpitalu Kordian znów spotyka Mefistofelesa, który występuje tym razem w postaci Doktora. Zadaniem jego jest uświadomić Kordianowi cały bezsens jego dotychczasowych poczynań. W tym celu Doktor pokazuje Kordianowi dwóch obłąkanych, z których jeden wyobraża sobie, że jest krzyżem, na którym ukrzyżowano Chrystusa, drugi zaś, trzymając ustawicznie w górze rękę twierdzi, że zasłania ludy przed nieba potopem. Dramat kończy się sceną, gdy Kordian stoi przed plutonem egzekucyjnym, a adiutant nadjeżdża z rozkazem odwołującym egzekucję.

Reasumując należy stwierdzić, że Kordian jest postacią syntetyczną, reprezentantem szlacheckich rewolucjonistów z 1830 roku.Najważniejsze błędy tej ideologii to brak konkretnego programupolitycznego, niedostrzeganie potrzeby uczynienia powstania ruchem ogólnonarodowym, naiwność polityczna spiskowców, którzy wierzyli, że samo zabicie cara przyniesie Polsce niepodległość i wreszcie słaba odporność psychiczna, której wyrazem jest zwyciężony przez własny strach Kordian. Spiskowcy zostali więc skrytykowani przez Słowackiego za niedostatki ideologii, a przywódcy powstania za konserwatyzm i ugodową wobec cara politykę.

CECHY ARTYSTYCZNE DRAMATU
Wizja sceniczna utworu wzorowana była na modnych wówczas w Paryżu monumentalnych widowiskach, które charakteryzowały się scenami wymagającymi perspektywicznych panoram i rozbudowanych dekoracji, scenami z użyciem tłumów. Spoiwem łączącym poszczególne sceny był sam bohater. "Kordian" jest jednym z najwybitniejszych dramatów romantycznych. Główny bohater jest bohaterem romantycznym, przeżywającym rozterki i wahania, w końcu ogarniętym ideą walki o wolność ojczyzny. Występują w dramacie elementy fantastyczne - monolog na szczycie Mont Blanc, scena przed sypialnią cara. Poeta nie przestrzega reguły tzw. czystości gatunków i rodzajów - opowiadania Grzegorza mają charakter epicki, monolog Kordiana ma charakter liryczny. W "Kordianie" mamy do czynienia z tzw. kompozycją otwartą, poszczególne sceny są ze sobą tylko luźno powiązane, najczęściej osobą głównego bohatera.

Franz Kafka

Franz Kafka - Proces

Akcja powieści Kafki przypomina senny koszmar. Dzieje się ona w abstrakcyjnym mieście, bez czasowej konkretyzacji. Bohater - Józef K. - budzi się i od dwóch urzędników, którzy weszli do jego mieszkania, dowiaduje się, że został postawiony w stan oskarżenia. Zaczyna się proces, bez przyczyn i bez dowodów, który jest jak zmora - Józef K. nie wie nawet, o co jest oskarżony. Przechodzi fazy buntu i uległości. Wędruje po labiryntach strychów i budynków, w których mieszczą się sale sądowe. Jego życie zmienia się w koszmar - żyje ze świadomością toczącego się przeciwko niemu procesu, temu jest podporządkowane jego życie, praca. Sprawa znajduje też fatalne zakończenie - nieznani kaci wykonują na Józefie K. wyrok, wbijając mu nóż w serce.

Losy Józefa K. można uznać za los człowieka postawionego wobec władzy: urzędów i instytucji, które o nim decydują. Z siatką urzędów nie należy zadzierać, nie można zdradzić swej niewiedzy lub wrogości. Typ urzędnika i typ petenta są świetnie zarysowane, poczucie wyobcowania i zagubienia w realnym świecie miasta także. Człowiek przegrywa w walce z takim molochem.

Powieści można przypisać także sens metafizyczny. Oto człowiek rodzi się, skazany na życie i śmierć bez żadnych wyjaśnień. Podporządkowany jest odgórnie ustalonym prawom. Wyrok - śmierć spada na nas bez zapowiedzi, nie wiadomo kiedy, jak i dlaczego. W takiej inerpretacji Sąd - Władza, której człowiek podlega to Bóg, proces - trud życia, wyrok natomiast - to śmierć. W tym ujęciu losy Józefa K. są parabolą ludzkiego losu, a powieść traktuje o niewiadomej ludzkiego istnienia, o samotności człowieka wobec realnego świata i wobec Boga.

Można też odbierać "Proces" jako zderzenie jednostki z systemem totalitarnym. Ukazując działanie sądu, autor nadał mu właśnie takie cechy, cechy systemu dążącego do całkowitego podporządkowania sobie jednostki. Józef K. zostaje postawiony wobes silnej, rozbudowanej instytucji, która coraz wyraźniej ingeruje w jego życie, stopniowo go zniewala. Doprowadza to do tego, że po pewnym czasie bohater wszystkie swoje myśli poświęca procesowi. Sąd wytwarza swoje własne prawa, które wydają się absurdalne i nielogiczne, ale potwierdzją powagę sądu, nienaruszalność jego władzy. Każda próba wystąpienia przeciwko tej właśnie władzy jest skazana na klęskę. Wobec tych, którzy nie podporządkują się systemowi, sąd stosuje represje: tortury, wyroki śmierci. Celem sądu jest przejęcie całkowitej kontroli nad człowiekiem, pozbawienie go indywidualności i godności, sprowadzenie do roli niewolnika. Cały system zbudowany jest na kłamstwie - nie przezentuje ani nie broni żadnych istotnych wartości, sam siebie czyni władzą najwyższą i dlatego żąda posłuszeństwa, bezkrytycznej wiary w słuszność swych decyzji i hołdu dla swej potęgi. Sąd jest siłą anonimową - nie wiadomo, kto wydaje wyroki, kto decyduje o winie bohatera. Józef K. poznaje tylko niższych urzędników, którzy uniemożliwiają mu dostęp do osób podejmujących decyzje, wpływających na jego los. Ci, z którymi się styka, są tylko wykonawcami poleceń, niczego nie są w stanie wyjaśnić, gdyż albo sami nic nie wiedzą, albo nie są upoważnieni. Sprzeciwiając się absurdalności systemu, bohater zostaje sam. Wie, że próbuje bronić oczywistych wartości: wolności, prawdy, godnośc, ale stopniowo zaczyna też rozumieć, że jest bezsilny wobec zorganizowanego systemu kłamstwa i przemocy. To przekonanie potwierdza zakończenie powieści. Wyrok wydany zaocznie nie jest dla bohatera zaskoczeniem, godzi się z nim jako z koniecznością, która jest nieunikniona i niepodlegająca dyskusji. Być może to pogodzenie się i rezygnacja z buntu jest przyczyną wstydu, który bohater odczuwa umierając, gdyż zgoda na wyrok jakby potwierdzeniem racji systemu, przyznaniem się do nieznanej winy. Zwycięstwo tak przedstawionego systemu nad jednostką jest oczywiste. Można je odczytywać jako ostrzeżenie przed wszystkimi formami zniewolenia, przed rodzącymi się systemami totalitarnymi. Powieść ukazuje też, jak niewielkie są możliwości człowieka, jak bardzo przerastają go anonimowe siły, systemy zbudowane na kłamstwie, zmieniające otaczający świat w koszmar.

"Proces" Kafki to powieść - parabola (przypowieść). Jest to taki typ powieści, w którym wydarzenia i postacie odgrywają rolę drugorzędną, są przykładami uniwersalnych prawideł ludzkiej egzystencji. Aby znaleźć właściwą interpretację, należy przejść od dziejów Józefa K. do sensu jego losów jako reprezentanta ludzkości.

Akcja powieści rozgrywa się w umownej scenerii poza czasem i historią, w uniwersalnej czasoprzestrzeni.

Narracja jest obiektywna, bez komentarzy i wskazówek. Autor wytwarza męczącą atmosferę, nastrój snu i braku logiki, lecz nie wtrąca się w sferę interpretacji.

Bohater to typowy everyman: człowiek - każdy. Można pod tę postać podstawić każdego człowieka każdej epoki. Wystarczy popatrzeć na personalia bohatera: Józef K. - typowe imię i zredukowane nazwisko.

Fabuła ma kształt sennych majaków, nie jest tu najważniejsza, służy jedynie jako pretekst do przedstawienia poważniejszych treści i znaczeń.
------------------------------------------------------------------------

Jak byśmy się zachowali, gdyby pewnego dnia odwiedziło by nas po przebudzeniu dwóch nieznajomych? Jak zareagowalibyśmy na to, że nie będąc winni zostajemy aresztowani? Proces Fraza Kafki odczytywany jest na wiele sposobów. Niektórzy widzą w nim książkę o totalitaryzmie, inni traktat religijny. Nie ulega wątpliwości, że jest to dzieło wyjątkowe zarówno w przestrzeni wiekowej, jak i egzystencjalnej.
Najważniejsza i ponadczasowa wydaje się jednak filozoficzna warstwa dotycząca życia i dążeń każdego człowieka. Zagłębiając się w lekturze przenosimy się do zupełnie innego świata. Świata rzeczywistego, jednak rządzonego niepojętymi prawami, wręcz pozbawionego sensu, gdzie ludzie podobni urzędnikowi bankowemu Józefowi K., zostają bez powodu oskarżeni. Od tego momentu zaczyna się ich proces ślepa walka, której stawką jest życie. Wkraczają w rzeczywistość, która przypomina zły sen, bynajmniej jednak złym snem nie jest.
Autor "Przewodnika po lekturach", Marek Pieczara, za wszelką cenę pragnie się doszukać w "Procesie" absurdu. Owszem można się zgodzić ze stwierdzeniem Alberta Camusa, iż "absurd rodzi się z tej konfrontacji: ludzkie wołanie i bezsensowne milczenie świata." i tego rodzaju absurd na pewno u Kafki odnajdujemy. Kafkowski świat przyrównywany do historycznej zagłady narodu żydowskiego bynajmniej nie jest irracjonalny, tak jak nie był irracjonalny holocaust. Interpretowanie przestrzeni w "Procesie" jako świata totalitarnego i odczytywanie losów Józefa K. jako losów jednostki nad którą przeważa instytucja jest zbyt jednostronne i zawęża uniwersalne przesłanie. Jakkolwiek by na powieść nie patrzeć, dla Józefa K. życie jest metafizyczną udręką. Może właśnie dlatego niektórzy interpretują utwór Kafki pod kątem religijnym, a winę K. traktują jako karę za grzechy wynikającą ze skażenia ludzi złem. W tym miejscu nasuwa się zbieżność z założeniami kalwinizmu. Według Kalwina, rygorystycznie pojmującego przeznaczenie, Bóg już przed wiekami podzielił ludzi na potępionych i wybranych, dlatego ludzie zostają potępieni nie dlatego, że grzeszą, ale grzeszą dlatego, iż Bóg ich potępił. Podobnemu przeznaczeniu, od którego nie sposób się obronić, podlega Józef K..
Procesujemy się całe życie, my ludzie. A właściwie nasze życie jest ciągłym procesem. Czytając pod takim kontem prozę Kafki okazuje się ona niezwykłą parabolą świata naszej codzienności. A moment aresztowania, uświadomieniem sobie praw rządzących powikłanym światem i tego że gdy "człowiek przychodzi do prawa, ono już tam jest". Jest to jednak dopiero początek rozważań filozoficznych o sensie istnienia. Józef K. dąży do celu, którym jest wygranie procesu, choć sam proces nie ma sensu. Zdobywa doświadczenie zmagając się ze swoim losem. Otaczają go kobiety, zawistny wicedyrektor, który wykorzystuje każdą okazję, by zdobyć przewagę nad bankowym współpracownikiem, wreszcie ksiądz, który mimo iż daje oskarżonemu rady. Przez cały czas Józef K. jest sam, dlatego właśnie przyjaciel Kafki, Maks Brod uważał Amerykę, Proces i Zamek za "trylogię samotności", której "zasadniczym tematem jest obcość izolacja pośród ludzi".
Sąd, który oskarżył bohatera procesu to odpowiednik życia ludzkiego. "Sąd niczego od ciebie nie chce. Przyjmuje cię, gdy przychodzisz, wypuszcza, gdy odchodzisz" - przekonuje Józefa K. ksiądz. Proces uczy jednak bohatera jak żyć, pod koniec utworu, skazany na śmierć, godzi się z wyrokiem, zdobywa pewną mądrość życiową, sam o sobie mówi: "zawsze pragnąłem dwudziestoma rękami na raz chwytać świat, i to nawet dla niesłusznego celu. To było mylne (...) Czy mam odejść jak człowiek niepojęty? Czy mam pozwolić, by mówiono o mnie, że na początku procesu chciałem go ukończyć, a teraz, na jego końcu znowu go zacząć?" Jakże te rozterki są podobne człowiekowi w starszym wieku, który, gdy był młody buntował się przeciw życiu, niejednokrotnie myślał o samobójstwie, a pod koniec za wszelką cenę pragnie młodości. Jedno co mu pozostaje, to wierzyć, że zrobił wszystko co mógł, że nie zaprzepaścił żadnej szansy na lepsze życie.
Przypowieść z końca powieści ukazuje tzw. sytuację kafkowską - "zderzenie człowieka z niemożliwością, która jednak okazuje się możliwością nie wykorzystaną w porę". Z jednej strony namawia do buntowania się, do ciągłego próbowania osiągnięcia ideałów. Z drugiej strony historia ukazuje ograniczonego odźwiernego przez którego nie możemy się zrealizować, który stoi nam na drodze, a na dodatek, gdy konamy, mówi nam, że cała maskarada została przygotowana dla nas , tylko my nie potrafiliśmy wybrać odpowiedniego momentu. A może tego momentu nie ma w ogóle. I może stwórca, jeśli w ogóle jakowyś istnieje, nie wysilił się, żeby stworzyć jakiś raj za drzwiami, przed którymi stoi strażnik zagradzający nam drogę? Może nie istnieje szczęście i spełnienie, a nam nieświadomym tego pozostaje marzyć? Po przeczytaniu "Procesu" trudno pozbyć się lęku przed odpowiedzialnością i kruchością wobec nieznanych sił fatum. Sens książki pozbawia człowieka nadziei zwycięstwa w walce z bezdusznym światem, którego nie sposób ogarnąć rozumem. Jakże bardzo ten kafkowski świat przypomina rzeczywistość w której żyjemy..
------------------------------------------------------------------------

Obraz człowieka i jego losu w "Procesie" Franza Kafki.

Akcja powieści Franza Kafki przypomina koszmar senny. Rzecz dzieje się w abstrakcyjnym mieście, i bez konkretyzacji czasowej. Bohater - Józef K. - budzi się i od obcych urzędników, którzy naszli jego mieszkanie, otrzymuje informacje, iż został postawiony w stan oskarżenia. Zaczyna się proces, bez przyczyn i bez dowodów, proces jak fatum - Józef K. nie wie nawet o co jest oskarżony. Przechodzi fazy buntu i uległości. Wędruje po labiryncie strychów i budynków przedmieścia, w których mieszczą się sale sądowe. Jego życie zmienia się w koszmar - Józef K. żyje ze świadomością procesu, procesowi podporządkowane są jego: praca, życie intymne, mieszkanie. Sprawa znajduje tez fatalne zakończenie: nieznani kaci wykonują na Józefie K. wyrok - karę śmierci, wbijając mu nóż w serce. Dzieje się to w najmniej spodziewanym momencie. Fabuła jest zagadką: jak rozumieć anonimowe miasto, bohatera, sąd, proces i wyrok. Dzieje Józefa K. można interpretować na wiele sposobów:

Bohaterem może być każdy z nas - Józef K. postać anonimowa, uwikłana w absurdalną sytuację.

Jego proces może być symbolem biurokracji, która wymaga bezwzględnej akceptacji, nie dopuszcza żadnej interpretacji i sprzeciwu, doprowadza do załamania. Prawo staje się narzędziem przeciwko ludziom, służy tylko systemowi, który niszczy człowieka. Winą Józefa K. było to, że próbował przeciwstawić się systemowi, próbował wyrazić własne zdanie. Jest to przestroga przed zagrożeniem, jakie niesie ze sobą system totalitarny, który powstał dzięki obojętności ludzkiej, egoizmowi tych, którzy do niego przystąpili. Lęk i strach jako pierwotne zostaną wykorzystane - polityka strachu.

Losy Józefa K. możemy uznać za los człowieka postawionego wobec władzy: urzędów i instytucji, które o nim decydują. Z siatką urzędów nie należy zadzierać, nie można zdradzić swojej niewiedzy lub wrogości. Typ urzędnika i typ petenta, poczucie wyobcowania i zagubienie w realnym świecie miasta. Człowiek przegrywa w walce z takim molochem.

Możemy próbować odczytać także sens metafizyczny. Oto rodzimy się skazani na życie i smierć bez żadnych wyjaśnień. Podporządkowani jesteśmy odgórnie ustalonym prawom. Wyrok-smierć spada na nas bez zapowiedzi, nie wiadomo jak, kiedy i dlaczego. W takiej interpretacji Sąd-Władza, której człowiek podlega to Bóg, proces - to trud życia, wyrok to natomiast śmierć człowieka. W tym ujęciu dzieje życia Józefa K. są parabolą ludzkiego życia, a powieść traktuje o niewiadomej ludzkiego istnienia, o samotności człowieka wobec realnego świata i wobec Boga.
Obraz człowieka XX wieku jest pesymistyczny. Nie ma on szans na wyzwolenie się spod presji społeczeństwa i systemu, jest wyalienowany wśród ludzi.

199



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zdążyć przed Panem Bogiem3, Matura!!, Lektury język polski
Zdążyć przed Panem Bogiem.krotko, Matura!!, Lektury język polski
skapiec, Edukacja, Język polski - matura, Lektury
matura lektury
LISTA LEKTUR Z JĘZYKA POLSKIEGO MATURA 13
prezentacja maturalna poszukiwanie sensu życia w wybranych lekturach
Lektury, Edukacja, Język polski - matura, Opracowania
Zdążyć przed Panem Bogiem streszczenie, Lektury matura
Ferdydurke streszczenie, Lektury matura
Inny świat streszczenie, Lektury matura
Matura Polski opracowania lektur 13
Liryka starożytnej Grecji, !!! Materiały edukacyjne, Matura z polskiego - lektury
PODZIAŁ LEKTUR NA EPOKI, Dok maturalne, Dok

więcej podobnych podstron