A ty? — Moreland zwrócił się do Spike'a.
Zaraz zobaczysz — powiedziałem. Idąc do drzwi zawołałem:
Chodź, Spike! — Pies natychmiast podbiegł do Robin i rozpłaszczy
się u jej stóp.
Ma doskonały gust — roześmiał się Moreland. A kiedy wyszliś^
z pawilonu, stwierdził: — Jakaż to mila dziewczyna. Szczęściarz z ciebie. tv
dobrze, że po tylu latach ktoś znowu korzysta z pracowni Barbary.
Ile to już lat?
Tej wiosny minęło trzydzieści. — Po chwili dodał: — Utonęła. Nit
tutaj. Na Hawajach. Pojechała tam na wakacje. Ja musiałem zostać z pacjea.
tami. Wczesnym rankiem poszła się wykąpać na Waikiki Beach. Doskonale
pływała, ale wciągnęły ją wzburzone fale.
Zatrzymał się, pogrzebał w kieszeni i wyciągnął fotografie z wypchanego portfela ze skóry węgorza.
Czarnowłosa kobieta z portretu nad kominkiem, stojąca samotnie na plaży w czarnym kostiumie jednoczęściowym. Włosy krótsze niż na obrazie, surowo ściągnięte do tyłu. Wyglądała najwyżej na trzydzieści lat. Moreland miał wtedy ze czterdzieści.
Odbitka była wyblakła: szary piasek, seledynowe niebo, białe ciało kobiety. Ocean, który ją zagarnął, widoczny jedynie jako cienka wstążka piany.
Była pięknie zbudowana i ładnie się uśmiechała, ale jej poza — zsunięte nogi, opuszczone wzdłuż ciała ręce — świadczyła o zmęczeniu lub raczej rezygnacji.
Moreland zamrugał powiekami.
Zwróciłem mu odbitkę.
— Może zaczniemy od góry — powiedział, biorąc pierwsze pudło
z jednej z kolumn. Zaniósł je do biura i ustawił na podłodze pomiędzy kanap!
a fotelem.
Pudło było zalepione taśmą. Rozciął ją nożem wojskowym i wyjął kito niebieskich teczek. Włożył okulary i odczytał napis na jednej z nich.
— Ta nie jest z Aruk, ale dotyczy przypadku, który miałam.
Wewnątrz były sztywne, pożółkłe papiery, zapisane atramentem kolof
indygo eleganckim pismem, takim samym, jak pozostawiona na moim łoił* kartka. Dane sprzed czterdziestu lat, dotyczące mężczyzny określonego j*01 „Samuel H".
Nie posługujesz się pełnymi nazwiskami? — spytałem.
Zazwyczaj tak, ale to było coś... innego.
Zaczęłam czytać. Samuel H. uskarżał się na kłopoty z trawieni^ i tarczycą, które Moreland przez jedenaście miesięcy leczył hormon^ syntetycznymi. Następnie pojawiło się kilka małych guzów i Morela"0 rozważał możliwość podróży na Guam w celu postawienia diagnozy i zop* rowania. Samuel H. nie był pewien, jak postąpić, ale zanim się zdecydo**1
68
nje podupadł na zdrowiu: zmęczenie, podskórne wylewy, wypadanie V,w krwawienie z ust i dziąseł. Testy krwi wykazały przyśpieszony
.k czerwonych krwinek przy raptownym .wzroście białych. Leukemia. ent wyzionął ducha siedem miesięcy później, Moreland podpisał świadec-
zeonu i skierował zwłoki do kostnicy w miejscowości Rongelap.
Stałem, gdzie to.
__ Na Wyspach Marshalla.
_ Czy to nie po drugiej stronie Pacyfiku?
„_ Stacjonowałem tam po wojnie koreańskiej. Marynarka kierowała
„mię to tu, to tam.
Zamknąłem kartę.
__ Masz jakiś pomysł? — spytał.
__ Te wszystkie objawy mogą być rezultatem skażenia promieniotwórczego. Czy Rongelap znajduje się w pobliżu atolu Bikini?
A więc słyszałeś o Bikini?
Z grubsza rzecz biorąc — odparłem. — Rząd prowadził tam próby
nuklearne po drugiej wojnie światowej, wiatr zmienił kierunek i skażonych
zostało kilka sąsiednich wysp.
Dwadzieścia trzy wybuchy — powiedział. — Między czterdziestym
szóstym, a pięćdziesiątym ósmym rokiem. Próby te kosztowały sto miliardów
dolarów. Najpierw były bomby typu A, zrzucone na okręty zabrane Japoń
czykom. Potem zaczęły się wybuchy podwodne. Jeden z większych to było
Bravo w pięćdziesiątym czwartym roku. Pierwsza na świecie bomba wodoro
wa, ale przeciętny Amerykanin nigdy o niej nie słyszał. Czy to nie
zadziwiające?
Skinąłem głową, bynajmniej nie zadziwiony.
- Wybuchła, synu, o świcie, tworząc grzyb wysoki na dwadzieścia pięć
tysięcy metrów. Pył opadł na kilka pobliskich atoli -- Kongerik, Utirik
i Rongelap. Tamtejsze dzieciaki myślały, że to coś w rodzaju deszczu. Bawiły
się tym pyłem, próbowały, jak smakuje.
Wstał, podszedł do okna i oparł się o parapet.
- Zmienne wiatry — powtórzył. — Ja także w to wierzyłem — byłem
tfnym oficerem. Dopiero po latach prawda wyszła na jaw. Wiatry nie
wały kierunku przez wiele dni. Wiały ze wschodu. Stale i niezmiennie, było żadnej niespodzianki. Siły powietrzne zawiadomiły swój własny *1, żeby się ewakuował, ale mieszkańców wysp potraktowano jako dczalne świnki morskie. — Załamał ręce. — Wkrótce zaczęły się e*ny. Leukemia, nowotwory gruczołów łimfatycznych, zaburzenia pracy ycy. brak odporności. I, oczywiście, choroby wrodzone: zapomnienie '°ju, bezmózgowie, noworodki pozbawione kończyn — nazywaliśmy °dś k j!0231™"- — Usiadł i roześmiał się gorzko. — Płaciliśmy biedakom Rwania. Dwadzieścia pięć tysięcy dolarów na głowę. Oto jak rząd r 'udzkie życie. Sto czterdzieści osiem czeków na łączną kwotę dwustu trzydziestu siedmiu tysięcy dolarów. Jedna stutysięczna
69