Erich von Daniken
_____________________________________________________________________________
STRATEGIA BOG脫W
脫smy cud 艣wiata
_____________________________________________________________________________
I. Mityczne czasy
Obawia膰 trzeba si臋 nie tych, co maj膮
inne zdanie, lecz tych, co maj膮 inne
zdanie, lecz s膮 zbyt tch贸rzliwi, by je
wypowiedzie膰.
Napoleon Bonaparte (1769-l821)
Rzeczywisto艣膰 jest bardziej fantastyczna ni偶 naj艣mielsza fantazja.
Nim rusz臋 艣ladem sprzed wielu tysi臋cy lat, musz臋 opowiedzie膰 histori臋
tyle偶 zdumiewaj膮c膮 co kontrowersyjn膮; histori臋, kt贸ra zdarzy艂a si臋
w Ameryce w pierwszym trzydziestoleciu minionego wieku - bo
w艂a艣nie ona naprowadzi nas na ten 艣lad.
W艣r贸d imigrant贸w, kt贸rych wielkie grupy przybywa艂y w贸wczas do
Nowego 艢wiata z Niemiec, Skandynawii, Irlandii i Anglii, znalaz艂a si臋
te偶 rodzina Smith贸w ze Szkocji. Rodzina ta zamieszka艂a wraz z o艣mior-
giem dzieci w ma艂ej miejscowo艣ci Palmyra w stanie Nowy Jork.
Tereny te stanowi艂y granic臋 cywilizacji - codzienny byt wymaga艂 od
mieszka艅c贸w niezwykle ci臋偶kiej pracy. Ameryka艅ska wojna o niepod-
leg艂o艣膰 (1775-1883) sko艅czy艂a si臋 wprawdzie ju偶 przed p贸艂wieczem, lecz
ten ogromny kraj by艂 nadal bardzo s艂abo zaludniony, a osadnicy wci膮偶
musieli walczy膰 z pierwotnymi mieszka艅cami kontynentu, Indianami.
Przybysze z Europy byli pracowici, z dawnej ojczyzny przywie藕li ze
sob膮 nie tylko narz臋dzia i wielki zas贸b dobrej woli, lecz r贸wnie偶
r贸偶norodno艣膰 wyzna艅, kt贸re propagowali z i艣cie misjonarsk膮 偶arliwo艣-
ci膮. Najr贸偶niejsze sekty i wsp贸lnoty religijne pleni艂y si臋 niczym chwasty.
Aposto艂owie zbawienia wszelkiej ma艣ci wyg艂aszali kazania, przelicyto-
wywali przeciwnik贸w w utarczkach s艂ownych naj艣mielszymi obiet-
nicami, zdobywali kolejnych wyznawc贸w wizj膮 najstraszniejszych kar
rodem nie z tego 艣wiata. Kaplice, 艣wi膮tynie i ko艣cio艂y wyrasta艂y jak
grzyby po deszczu -jak gdyby sam diabe艂 przyby艂 tu, aby posia膰 zam臋t
w umys艂ach osadnik贸w.
Pani Smithowa wraz z trojgiem dzieci przy艂膮czy艂a si臋 - podobnie jak
wielu innych imigrant贸w - do prezbiterian贸w. Ale dla jej osiemnasto-
letniego syna Josepha decyzja nie by艂a taka 艂atwa - rozpaczliwie
poszukiwa艂 prawdziwego Boga, poniewa偶 rozumia艂, 偶e ka偶dy z 偶ar-
liwych g艂osicieli s艂owa bo偶ego uznaje tylko w艂asn膮 racj臋 i przekona-
nie, jakoby tylko on jeden ca艂ym swoim jestestwem walczy艂 w imi臋
Chrystusa. Joseph Smith (1805-1844) by艂 nikim - do owej nocy 21
wrze艣nia 1823 roku, kiedy prze偶y艂 szczeg贸ln膮 wizj臋.
Wizja Josepha Smitha
Jak w transie modli艂 si臋 Joseph w swojej sypialni, gdy nagle dziwna
艣wiat艂o艣膰 rozja艣ni艂a pomieszczenie o艣lepiaj膮cym blaskiem. Ze 艣wiat艂a
wyszed艂 bosonogi anio艂 w bia艂ej szacie. Zjawa przedstawi艂a si臋 prze-
straszonemu m艂odzie艅cowi jako boski pos艂aniec Moroni i przekaza艂a
zdumiewaj膮ce informacje:
W kamiennej skrytce, niedaleko domu Smith贸w, spoczywa w ukryciu
ksi臋ga wyryta na z艂otych p艂ytach, b臋d膮ca ca艂o艣ciow膮 relacj膮 o dawnych
mieszka艅cach kontynentu ameryka艅skiego i o ich pochodzeniu. Obok
z艂otych p艂yt le偶y napier艣nik, do kt贸rego przymocowano dwa kamienie,
tak zwane urim i tummim [ Urim i tummim - kamienie wr贸偶ebne
偶ydowskich kap艂an贸w ] - dzi臋ki nim mo偶na przet艂umaczy膰 stare
pismo. Poza tym w kamiennej skrzyni jest r贸wnie偶 "boski kompas".
Pos艂aniec znik艂 po przekazaniu informacji, 偶e to Joseph Smith zosta艂
wybrany do przet艂umaczenia i og艂oszenia fragment贸w zapisk贸w.
Ale tylko na chwil臋.
Za moment bowiem Moroni pojawi艂 si臋 znowu, powt贸rzy艂 jeszcze
raz sensacyjne informacje dodaj膮c do nich przera偶aj膮ce proroctwo,
wedle kt贸rego w przysz艂o艣ci nastan膮 straszliwe spustoszenia oraz kl臋ski
g艂odu.
Nie wiadomo, czy Moroni mia艂 przekazywa膰 wie艣ci partiami, czy by艂
zapominalski. W ka偶dym razie pojawi艂 si臋 tej nocy jeszcze raz, aby do
uprzednich pos艂a艅 dorzuci膰 ostrze偶enie, 偶e Josephowi nie wolno nikomu
pokazywa膰 relikwii znajduj膮cych si臋 na wzg贸rzu Cumorah - zakaz nie
dotyczy艂 wszak偶e paru okre艣lonych os贸b. Je艣li post膮pi wbrew zakazowi,
zginie.
Co Joseph Smith znalaz艂 na obiecanym miejscu
Joseph Smith, niewyspany po niesamowitych nocnych zdarzeniach,
przy skromnym 艣niadaniu opowiedzia艂 oczywi艣cie ojcu o szokuj膮-
cym prze偶yciu. Podobnie jak pozostali mieszka艅cy osady, r贸wnie偶
Smith-senior by艂 cz艂owiekiem o bardzo bigoteryjnych pogl膮dach, nie
mia艂 wi臋c co do tego 偶adnych w膮tpliwo艣ci, 偶e jego syn otrzyma艂 rozkaz
od samego Boga. Nakaza艂 mu wi臋c odszuka膰 miejsce, opisane przez
anio艂a Moroniego.
Oto relacja Josepha Smitha:
"W pobli偶u wioski Manchester w hrabstwie Ontario, w stanie Nowy
Jork, znajduje si臋 spore wzg贸rze, najwy偶sze w okolicy. Na jego
zachodnim zboczu, w pobli偶u wierzcho艂ka, le偶a艂y pod do艣膰 du偶ym
kamieniem p艂yty przechowywane w kamiennej skrzyni. G艂az ten by艂
od g贸ry gruby w 艣rodku i ob艂y, ku brzegom cie艅szy tak, 偶e 艣rodkowa
jego cz臋艣膰 by艂a widoczna spod ziemi, podczas gdy kraw臋dzie przysy-
pane by艂y ziemi膮.
Usun膮艂em ziemi臋, postara艂em si臋 o dr膮偶ek, podsadzi艂em go pod
kraw臋d藕 i z nieznacznym trudem unios艂em kamie艅. Spojrzawszy
w g艂膮b, rzeczywi艣cie ujrza艂em tam p艂yty oraz Urim i Thummim wraz
z napier艣nikiem, jak powiedzia艂 mi to pos艂aniec. Skrzynia, w kt贸rej
spoczywa艂y, utworzona by艂a z kamieni spojonych mas膮 w rodzaju
cementu. Na dnie skrzyni le偶a艂y w poprzek dwa kamienie, a na nich
spoczywa艂y p艂yty oraz pozosta艂e przedmioty".
Gdy pobo偶ny 贸w m艂odzieniec, ciekawy jak ka偶dy poszukiwacz
skarb贸w, si臋gn膮艂 odruchowo po przedmioty, poczu艂 uderzenie. Spr贸bo-
wa艂 powt贸rnie i zn贸w trafi艂 go parali偶uj膮cy cios. Za trzecim razem kar膮
by艂o uderzenie podobne pora偶eniu pr膮dem - Joseph Smith pad艂 bez
czucia na ziemi臋.
W tym momencie pojawi艂 si臋 obok niego zagadkowy nocny pos艂aniec
Moroni i rozkaza艂, aby Joseph przychodzi艂 tu co roku tego dnia, a kiedy
przyjdzie pora, otrzyma 艣wi臋te przedmioty.
Czas nadszed艂 cztery lata p贸藕niej!
22 wrze艣nia 1827 roku Moroni przekaza艂 Josephowi Smithowi z艂ote
p艂yty, napier艣nik oraz l艣ni膮ce "pomoce w t艂umaczeniu" - urim
i tummim. Moroni wbi艂 dwudziestodwulatkowi do g艂owy, 偶e zostanie
poci膮gni臋ty do odpowiedzialno艣ci, je偶eli przez jego niedbalstwo pra-
stare skarby zagin膮.
Nie wiem, jak naprawd臋 wygl膮da艂a ca艂a ta historia.
Mimo wszystko w艂a艣nie tak przekazano j膮 w Ksigdze Mormona, biblii
Ko艣cio艂a Jezusa Chrystusa 艢wi臋tych Dni Ostatnich. Wierzy w ni膮 kilka
milion贸w mormon贸w, pobo偶nych i pracowitych ludzi, maj膮cych sw贸j
o艣rodek w Salt Lake City w stanie Utah.
Nie wiem, czy Joseph Smith by艂 religijnym psychopat膮, czy przebieg-
艂ym demagogiem, kt贸ry wykorzysta艂 panuj膮cy w贸wczas zam臋t religijny
dla zdobycia zwolennik贸w swojej wiary. A mo偶e by艂 po prostu
bezinteresownym, uczciwym i szukaj膮cym prawdy prorokiem.
Nie wiem r贸wnie偶, kto nawiedzi艂 m艂odzie艅ca w ow膮 noc 21 wrze艣nia
1823 roku i kto przekaza艂 mu cztery lata p贸藕niej ukryty skarb. Czy by艂 to
Indianin, wiedz膮cy o istnieniu dziwnych p艂yt? Czy ukry艂 je sam, czy
zrobi艂 to kto艣 z cz艂onk贸w jego plemienia? A mo偶e ten Indianin
nawr贸cony na wiar臋 chrze艣cija艅sk膮 przez jedn膮 z wielu wsp贸lnot
wyznaniowych, zdradzi艂 surowo chronion膮 tajemnic臋? A mo偶e jaki艣
bia艂y poszukiwacz skarb贸w, potrzebuj膮cy wsp贸lnika, wtajemniczy艂
Josepha Smitha w swoje plany? A mo偶e m艂odzieniec sam trafi艂 na skarb
i wymy艣li艂 histori臋 o objawieniu, aby zwr贸ci膰 na siebie uwag臋 otoczenia?
Nie umiem udzieli膰 odpowiedzi na te pytania, jedno tylko wydaje mi
si臋 spraw膮 bezsporn膮:
Joseph Smith mia艂 z艂ote p艂yty z wyrytym tekstem!
Jedenastu naocznych 艣wiadk贸w
Z pomoc膮 "kamieni t艂umaczenia", urim i tummim, Joseph Smith
przet艂umaczy艂 po 21 miesi膮cach pracy fragment tekst贸w z p艂yt, a nast臋p-
nie pokaza艂 go w lipcu 1829 roku - rozumie si臋, 偶e za zgod膮 Moroniego!
- trzem czcigodnym i uczciwym m臋偶om. Oliver Cowdery, David
Whitmer i Martin Harris sporz膮dzili dokument, w kt贸rym przysi臋gli na
pi艣mie, i偶 widzieli p艂yty i to, co na nich wyryto.
艢wiadectwo to ma swoj膮 wag臋, bo nie wypar艂 si臋 go 偶aden z trzech
pan贸w, cho膰 odwr贸cili si臋 od Smitha i za艂o偶onego przeze艅 ko艣cio艂a
"艢wi臋tych Dni Ostatnich", a dwaj z nich stali si臋 nawet jego za偶artymi
przeciwnikami. 呕aden nie odwo艂a艂 przysi臋gi.
Dwa dni po pokazaniu p艂yt trzem m臋偶czyznom Smith przedstawi艂
sw贸j skarb wjasny dzie艅 kolejnym 艣wiadkom, kt贸rzy mogli wzi膮膰 ksi臋g臋
do r臋ki i "przekartkowa膰". R贸wnie偶 oni po艣wiadczyli ten fakt pi臋cz臋ci膮
i podpisem:
"Wszystkim narodom, pokoleniom i r贸偶noj臋zycznym ludom, do
kt贸rych dzie艂o to dotrze, niech b臋dzie wiadomym, 偶e Joseph Smith,
Junior, t艂umacz tego dzie艂a, pokaza艂 nam p艂yty, o kt贸rych mowa,
a kt贸re wygl膮da艂y na zrobione ze z艂ota, tyle za艣 p艂yt, ile wspomniany
Joseph Smith przet艂umaczy艂, dotykali艣my naszymi r臋koma i widzieli-
艣my wyryte na nich znaki. Wszystko to mia艂o wygl膮d staro偶ytny i by艂o
osobliwej roboty. I z ca艂膮 trze藕wo艣ci膮 umys艂u dajemy 艣wiadectwo, 偶e
wspomniany Joseph Smith pokaza艂 nam te p艂yty, bo widzieli艣my je
i trzymali艣my je w naszych r臋kach, i wiemy z ca艂膮 pewno艣ci膮, 偶e
wspomniany Joseph Smith ma p艂yty, o kt贸rych m贸wimy. I sk艂adamy
nasze podpisy, aby da膰 艣wiatu 艣wiadectwo o tym, co widzieli艣my. I nie
plamimy si臋 k艂amstwem, czego B贸g jest 艣wiadkiem.
Christian Whitmer Hiram Page
Jacob Whitmer Joseph Smith, Senior
Peter Whitmer, Junior Hyrum Smith
John Whitmer Samuel H. Smith"
Przysi臋ga z艂o偶ona przez jedenastu w sumie m臋偶czyzn - z kt贸rych
偶aden nie nale偶a艂 do ko艣cio艂a za艂o偶onego przez Josepha Smitha (byli to
raczej walcz膮cy obro艅cy starej wiary, kt贸rzy wezwali na 艣wiadka
swojego Boga) - ma du偶e znaczenie, je偶eli we藕mie si臋 pod uwag臋
偶arliw膮 pobo偶no艣膰 i fanatyczne przywi膮zanie, powodowane strachem
przed kar膮 S膮du Ostatecznego, jakie osadnicy 偶ywili w贸wczas do swoich
wsp贸lnot i sekt.
Ksi臋ga Mormona
O tym, 偶e Smith dysponowa艂 przez pewien czas p艂ytami z tekstem,
mo偶na wnioskowa膰 nie tylko z wyst膮pie艅 przysi臋g艂ych 艣wiadk贸w: m贸wi
o tym r贸wnie偶 sama tre艣膰 t艂umaczenia! Wyklucza ono bowiem fa艂szerst-
wo carkowite - pewne wydaje si臋 natomiast, 偶e mamy do czynienia
z fa艂szerstwem czg艣ciowym.
Smith pisa艂, 偶e z艂ote p艂yty ksi臋gi s膮 cienkie, 偶e s膮 nieco cie艅sze od
zwyk艂ej blachy; "strony" by艂y umocowane jak w segregatorze - za
pomoc膮 trzech kab艂膮k贸w. Sama ksi臋ga mia艂a szeroko艣膰 oko艂o 15 cm,
wysoko艣膰 oko艂o 20 cm i oko艂o 15 cm grubo艣ci. Jedn膮 trzeci膮 metalowych
p艂yt dawa艂o si臋 bez trudu przewraca膰, pozosta艂e dwie trzecie natomiast
by艂y po艂膮czone w blok - "zapiecz臋towane". Smith sporz膮dzi艂 odciski
znak贸w z p艂yt, znaki te zosta艂y zaklasyfikowane p贸藕niej przez nauko-
wc贸w jako "zreformowane egipskie hieroglify".
Dzisiejsza Ksigga Mormona Ko艣cioJa Jezusa Chrystusa 艢wi臋tych Dni
Ostatnich opiera si臋 na t艂umaczeniu zagadkowych p艂yt dokonanym
przez Josepha Smitha - uzupe艂nionym proroctwami dotycz膮cymi
Jezusa (na pewno nie by艂o ich w tek艣cie pierwotnym) i jest jakby
kontynuacj膮 historii biblijnej, dopasowanej do wiary spo艂ecze艅stwa
ameryka艅skiego lat pi臋膰dziesi膮tych minionego stulecia.
Smith wraz ze swoj膮 religi膮 艢wi臋tych Dni Ostatnich sta艂 si臋 wkr贸tce
obiektem drwin, a tak偶e niech臋ca ameryka艅skich fundamentalist贸w,
kt贸rzy trzymali si臋 rygorystycznie "das艂ownego odczytywania" Biblii
i z ca艂膮 偶arliwo艣ci膮 atakowali teolagi臋 krytyczn膮 i nowoczesn膮 biologi臋.
Fundamentali艣ci s膮 w USA nadal.
Dla Smitha ca艂a historia zrobi艂a si臋 niezbyt przyjemna, bo po
zako艅czeniu t艂umaczenia anio艂 Moroni za偶膮da艂 zwrotu p艂yt, kt贸re mia艂y
by膰 ukryte dla przysz艂ych pokole艅. Paza t艂unzaczeniem oraz potwier-
dzonymi przysi臋g膮 o艣wiadczeniami jedenastu m臋偶czyzn biedny Joseph
nie dysponowa艂 wi臋c dowodem na to, 偶e prawie przez dwa lata co dzie艅
mia艂 w r臋ku z艂ote p艂yty.
Ale m艂oda wsp贸lnota mormo艅ska trzyma艂a si臋 dzielnie. Powi臋ksza艂a
si臋 mimo ustawicznych prze艣贸adowa艅 (dzi艣 liczy 5 mln cz艂onk贸w), cho膰
ju偶 wtedy dochodzi艂o w jej 艂onie do konflikt贸w, kt贸re doprowadzi艂y
w ko艅cu do aresztowania Josepha i jego brata Hyruma. 27 czerwca 1844
roku mot艂och wdar艂 si臋 do wi臋zienia w Carthago w stanie Illinois
i zastrzeli艂 obu braci. Pracowici i bogobojni mormoni mieli wi臋c teraz
swoich m臋czennik贸w. Stanowili 艣cis艂膮 wsp贸lnot臋 i w ci膮gu 140 lat
swojego istnienia stworzyli bezprzyk艂adne religijne i 艣wieckie imperium.
W臋dr贸wka z Bliskiego Wschodu
na kontynent ameryka艅ski
Mi臋dzy minionymi tysi膮cleciami a dniem przedwczorajszym minione-
go stulecia trwa nad mglist膮 otch艂ani膮 chybotliwy most, umocowany
s艂abo do brzeg贸w czasu - wiele zbutwia艂ych desek tego mostu zmusza
badaczy, kt贸rzy nie chc膮 uton膮膰 w odm臋tach tera藕niejszo艣ci, do
wykonywania nader ryzykownych ewolucji. Do przerzucenia wzgl臋dnie
solidnego mostu mi臋dzy tysi膮cleciami nadaj膮 si臋 szczeg贸lnie dwa
fragmenty Ksi臋gi Mormona: Ksi臋ga Etera i Nefiego.
Na 24 p艂ytach Ksi臋gi Etera zawarto histori臋 ludu Jereda. W t艂umacze-
niu czytamy, 偶e podobno ju偶 podczas budowy wie偶y Babel, a wi臋c pod
koniec trzeciego tysi膮clecia prz. Chr., Jeredzi b艂agali swojego boga
o wybawienie z wojennej zawieruchy. B贸g wys艂ucha艂 modlitw i po-
prowadzi艂 Jered贸w w spektakularny spos贸b najpierw na pustyni臋,
a potem przeprawi艂 ich przez ocean na kontynent ameryka艅ski. Podr贸偶,
opisana po najdrobniejsze szczeg贸艂y, trwa艂a 344 dni. Na p艂ytach nie
zapisano, w jakim rejonie ameryka艅skiego wybrze偶a zako艅czy艂a si臋
w臋dr贸wka, ale zajrzyjmy do Ksi臋gi Etera:
"I sta艂o si臋, 偶e gdy zeszli do doliny Nimrod [chodzi o Mezopotami臋
- przyp. EvD], Pan zst膮pi艂 i rozmawia艂 z bratem Jereda, a by艂
w ob艂oku, 偶e brat Jereda nie widzia艂 Go. [...] I Pan szed艂 przed nimi
i m贸wi艂 im z ob艂oku, dok膮d maj膮 i艣膰. I gdy wyszli z puszczy,
zbudowali barki, kt贸rymi przeprawili si臋 przez wielkie wody, kiero-
wani bez przerwy r臋k膮 Pana. [...] A by艂y one ma艂e i lekkie, 偶e unosi艂y
si臋 na wodzie niczym ptactwo wodne. I zbudowali je w ten spos贸b, 偶e
by艂y dopasowane i jak naczynia nie przepuszcza艂y wody. Ich dno,
艣ciany boczne i sklepienie by艂y szczelne jak w naczyniu. By艂y one na
d艂ugo艣膰 drzewa z zaostrzon膮 przedni膮 i tyln膮 cz臋艣ci膮 i mia艂y drzwi,
kt贸re zarnkni臋te pasowa艂y dok艂adnie, 偶e barka by艂a szczelna niczym
naczynie". (Et. 2:4 nn.)
Po zbudowaniu wedle wskaza艅 "Pana" o艣miu nie maj膮cych okien,
doskanale szczelnych pojazd贸w, Jeredzi zauwa偶yli przykry b艂膮d kon-
strukcyjny: gdy zamkni臋to drzwi, w 艂odzi robi艂o si臋 ciemno cho膰 oko
wykol. Nie by艂 to oczywi艣cie b艂膮d, bo "Pan" da艂 im zaraz 16 艣wiec膮cych
"kamieni", po dwa na ka偶d膮 艂贸d藕, "kamienie" za艣 przez 344 dni 艣wieci艂y
gasnym 艣wiat艂em. Pierwsza klasa!
艁odzie - za艂adowane nasionami i drobnymi zwierz臋tami wszelkiego
rodzaju - musia艂y by膰 w zdumiewaj膮cy spos贸b sterowne przy ka偶dej
pogodzie. Nawet je艣li t艂umaczenie Ksi臋gi Etera tylko cz臋艣ciowo od-
powiada orygina艂owi, to i tak Jeredami kierowa艂 fenomenalny "Pan".
Cz艂owiek nie mo偶e wyj艣膰 ze zdumienia:
"Wiele razy poch艂ania艂y ich g艂臋biny morza, gdy burze i gwa艂towne
wichry pi臋trzy艂y nad nimi fale. I gdy poch艂ania艂y ich g艂臋biny morza,
woda nie mog艂a wyrz膮dzi膰 im 偶adnej szkody, gdy偶 艂odzie ich by艂y
szczelne jak naczynia i jak arka Noego. I b臋d膮c otoczeni ze wszystkich
stron wod膮 wo艂ali modl膮c si臋 do Pana, i Pan wyprowadza艂 ich na
powierzchni臋 morza". (Et. 6:6, 7)
Co to za B贸g zorganizowa艂 t臋 wypraw臋?
Najpierw B贸g stworzy艂 cz艂owieka, potem unicestwi艂 w potopie
potomstwo jego potomk贸w. Z tymi, kt贸rzy prze偶yli, zawar艂 przymierze
"po wieczne czasy" (I Moj偶. 9,12). Krn膮brni ludzie chcieli by膰 r贸wni
Bogu, zbudlowali wi臋c w Babilonie pot臋偶n膮 wie偶臋. Rozgniewany B贸g
rozproszy艂 ich "po ca艂ej powierzchni ziemi" (I Moj偶. 11,1 nn.). W艣r贸d
wyp臋dzonych byli Jeredzi, kt贸rzy w stateczkach lekkich niczym ptactwo
wodne, do tego zaopatrzonych w dziwne 藕r贸d艂a 艣wiat艂a, zostali
skierawani do Ameryki.
Ale dlaczego B贸g, kt贸ry chcia艂 da膰 jakiej艣 grupie ludzi szans臋
prze偶ycia, m臋czy艂 ich budow膮 o艣miu stateczk贸w? Czy nie m贸g艂 ich
wyekspediowa膰 na odleg艂y kontynent moc膮 swojej cudownej si艂y?
Czy B贸g ten nie potrafi艂 czy nie chcia艂 przewie藕膰 Jered贸w przez ocean
drog膮 powietrzn膮? Bo o tym, 偶e chcia艂 przetransportowa膰 ich przez
Wielk膮 Wod臋, 艣wiadcz膮 fakty. Czy potrafi艂 da膰 tylko techniczne
wskaz贸wki do wybudowania stateczk贸w? Czy zapomnia艂, 偶e w ich
wn臋trzu b臋dzie ciemno jak w nocy, a dopiero potem skorygowa艂 sw贸j
b艂膮d, daj膮c podr贸偶nym 艣wiec膮ce kamienie? Nawet je艣li nie mia艂 ochoty
czyni膰 cudu, nawet je艣li zmusu艂 ludzi do ci臋偶kiej pracy, pozostaje
zagadk膮, dlaczego nie podrzuci艂 Jeredom projektu statku pe艂nomors-
kiego, kt贸rym da艂o by si臋 wygodnie przep艂yn膮膰 Atlantyk. A skoro ju偶
p艂yn臋li w takich skorupkach, to dlaczego pot臋偶ny B贸g, Pan wiatr贸w
i chmur, nie postara艂 si臋 o lepsz膮 pogod臋 dla swoich owieczek?
To irytuj膮ce, 偶e 贸w ponadczasowy i wszechwiedz膮cy B贸g zna艂
przysz艂o艣膰 tak powierzchownie. Czy nie przeczuwa艂, 偶e w tysi膮ce lat po
podr贸偶y przez ocean przekaz da powody do w膮tpienia w jego wszech-
moc? Czy prowokowa艂 pytanie: dlaczego zastosowano 艣rodki technicz-
ne, dlaczego nie sta艂 si臋 cud? Post膮pi艂by znacznie rozs膮dniej stosuj膮c nie
daj膮ce si臋 wyja艣ni膰 cudowne zjawisko. Cuda nie poddaj膮 si臋 kalkula-
cjom krytycznego rozumu.
W ko艅cu Jeredzi dotarli do Ameryki pod pok艂adami rachitycznych
艂贸deczek. Czy jednak kieruj膮cy ca艂膮 operacj膮 "B贸g" nve dysponowa艂
dostatecznymi 艣rodkami technicznymi do przetransportowania swoich
podopiecznych przez Wielk膮 Wod臋 w mniej niebezpieczny spos贸b? Co
to za "B贸g" zajmowa艂 si臋 tymi sprawami przed 5000 lat?
Literatura mrocznej prehistorii jest w istocie mityczna. Nic nie
wiadomo na pewno. Bezgranicznie g艂upiej ludzko艣ci zawsze udawa艂o si臋
zniszczy膰 przekazy z minionych epok. Licz膮c膮 50000 wolumin贸w wielk膮
bibliotek臋 w Pergamonie w Azji Mniejszej obr贸cono w perzyn臋.
Zniszczono wspania艂e biblioteki w starej Jerozolimie i w Aleksandrii,
p艂omienie poch艂on臋艂y przeogromne ksi臋gozbiory Maj贸w i Aztek贸w.
Ludzie zawsze niszczyli zbiory wiedzy przesz艂o艣ci - ale na szcz臋艣cie nie
do艣膰 skrupulatnie. Istniej膮 jeszcze fragmenty tysi膮cletnich przekaz贸w,
z kt贸rych mo偶na z trudem u艂o偶y膰 puzzle, ukazuj膮ce wizerunki dzia艂aj膮-
cych niegdy艣 "bog贸w". Szcz膮tki tekst贸w nie pozwalaj膮 wysnu膰 wniosku
co do wieku przekaz贸w. Kronikarze zapisywali bezkrytycznie wszystko,
co by艂o im dane prze偶y膰 i o czym dowiedzieli si臋 ze s艂yszenia. Bardzo
stare, po prostu stare oraz "nowe" historie splata艂y i臋 w barwne
opowie艣ci. Epoki miesza艂y si臋 jak w mikserze. Lata zatacza艂y kr臋gi,
grupuj膮c si臋 z biegiem stuleci wok贸艂 jednego punktu.
Nie pozostaje nam wi臋c dzi艣 nic innego, jak zerwa膰 kolejne warstwy
z tej "cebuli" - ods艂oni膰 wn臋trze, istot臋 rzeczy. To, na co natrafimy
w "sarnym sednie", nie jest wcale "cudowne", niewyja艣nialne, nie
odwo艂uje si臋 do wiary, lecz jest spraw膮 rozumu - da si臋 wi臋c
zanalizowa膰 i wyja艣ni膰. Id膮c od sedna przekaz贸w - po usuni臋ciu
nalecia艂o艣ci - mo偶na odnale藕膰 艣lady, pozostawione dla ciekawych
艣wiata ludzi dalekiej przysz艂o艣ci. Przysz艂o艣膰 ta w艂a艣nie si臋 zacz臋艂a!
Ksi臋ga na kamieniu szafiru
W Legendach 呕yd贸w zpradawnych czas贸w mo偶na przeczyta膰, 偶e anio艂
Raziel "z rozkazu Najwy偶szego" przyni贸s艂 Adamowi po jego wyp臋dze-
niu z raju ksi臋g臋, kt贸rej tekst wyryto jasno i wyra藕nie "na kamieniu
szafiru". Anio艂 poinformowa艂 Adama, 偶e mo偶e si臋 kszta艂ci膰 z tej ksi臋gi.
Ojciec rodzaju ludzkiego poj膮艂, 偶e ksi膮偶ka jest niezwykle cenna, chowa艂
j膮 zatem po ka偶dej lekturze do jaskini.
Z ksi臋gi Adam dowiedzia艂 si臋...
"[...] wszystkiego o swoich cz艂onkach i 偶y艂ach, i o wszystkim, co dzieje
si臋 w 艣rodku jego cia艂a, o jego celach i przyczynach".
Nauczy艂 si臋 te偶 rozumie膰 bieg planet. Z pomoc膮 ksi臋gi m贸g艂:
"[...] bada膰 orbity Ksi臋偶yca i Aldebarana, Oriona i Syriusza. Potrafi艂
wymieni膰 nazw臋 ka偶dego nieba i wiedzia艂, na czym polegajego istota.
[...] Wiedzia艂 co to huk grzmotu, co to b艂yskawica, umia艂 te偶
powiedzie膰, co zdarzy si臋 od pe艂ni do pe艂ni".
"Ksi臋ga" na szafirze zawieraj膮ca wskaz贸wki z dziedziny anatomii
i astronomii? Prezent Raziela dla Adama by艂 r贸wnie zaskakuj膮cy jak
anio艂a Moroniego dla Josepha Smitha!
Dla kronikarzy z zamierzch艂ej przesz艂o艣ci by艂o to co艣 w rodzaju
"kaczki dziennikarskiej". "Ksi臋ga" na szafirze? Kompletna bzdura!
My, m膮dre dzieci epoki komputer贸w, wiemy, 偶e to, co niegdy艣 by艂o
nie do pomy艣lenia, dzi艣 jest mo偶liwe do zrealizowania z technicznego
punktu widzenia. Ka偶dy wie, 偶e w technice p贸艂przewodnikowej "ryje
si臋" p艂ytki krzemu, aby zmagazynowa膰 na nich miliony informacji.
Patrz膮c z perspektywy dnia dzisiejszego nasuwa si臋 pytaruie: czy zapis
tekstu na szafirze by艂 efektem technologii wyprzedzaj膮cej daleko nasz膮?
Legendy 呕yd贸w z pradawnych czas贸w m贸wi膮, 偶e Adam mia艂 przeka-
za膰 drogocenn膮 ksi臋g臋 synowi Setowi, kt贸ry z kolei pozostawi艂 j膮 swoim
potomkom, od Henocha, Noego, Abrahama, Moj偶esza, Aarona - sa-
me t臋gie g艂owy! - a偶 po Salomona (ok. 965-926 prz. Chr.), kr贸la Judy
i Izraela, kt贸ry zdoby艂 swoj膮 olbrzymi膮 wiedz臋 dzi臋ki szafirowi.
Wedle Legend 呕yd贸w z pradawnych czas贸w apokryficzna Ksi臋ga
Henocha ma by膰 cz臋艣ci膮 "szafirowej ksi臋gi" Adama. Henoch, si贸dmy
z dziesi臋ciu praojc贸w, pozostawa艂 oczywi艣cie w bezpo艣rednim kontak-
cie z Bogiem, rozmawia艂 ze "stra偶nikami nieba" i "upad艂ynii anio艂ami".
Maj膮c 365 lat zosta艂 - wcale nie umar艂 - w spektakularny spos贸b
"usuni臋ty" do nieba. Najstarsze 偶ydowskie legendy podaj膮 dalej, 偶e
Henoch zdoby艂 swoj膮 obszern膮 wiedz臋 za po艣rednictwem "szafrowej
ksi臋gi" Adama i gramadzi艂 wok贸艂 siebie ludzi, by ich naucza膰,
objawiaj膮c m膮dro艣ci z niej pochodz膮ce:
"Gdy zatem ludzie siedzieli wok贸艂 Henocha, a Henoch powiedzia艂 do
nich, wznie艣li oczy i ujrzeli zst臋puj膮cy z nieba kszta艂t rumaka, a rumak
ten burz膮 spada艂 na ziemi臋. Wonczas powiedzieli o tym ludzie
Henochowi, a Henoch odpar艂 im: Dla mnie zst膮pi艂 贸w rumak. Czas
nadszed艂 oraz dzie艅, gdy od was odejd臋 i odt膮d nigdy was ju偶 nie ujrz臋.
A rumak ju偶 by艂 i sta艂 przed Henochem, a wszyscy, co byli
z Henochem, widzieli to wyra藕nie".
Staro偶ydowski przekaz m贸wi dalej, i偶 wierni wcale nie chcieli
opuszcza膰 Henocha w padr贸偶y do nieba, 偶e pod膮偶ali za nim, cho膰 on
prosi艂 ich po siedmiokro膰, aby go zostawili, 偶e napomina艂 ich stanow-
czo, aby zawr贸cili, gdy偶 inaczej umr膮. Podobno po ka偶dym takim
ostrze偶eniu pewna grupa ludzi odchodzi艂a do dom贸w, lecz najwytrwalsi
zostawali przy Henochu. Wierno艣膰, przywi膮zanie, ciekawo艣膰? W ko艅cu
Henoch da艂 za wygran膮, cho膰 by艂 z艂y:
"Poniewa偶 uparli si臋, 偶e z nim p贸jd膮, on przesta艂 do nich m贸wi膰, a oni
poszli za nim i ju偶 nie zawr贸cili. W si贸dmy dzie艅 za艣 zdarzy艂o si臋, 偶e
Henoch w burzy wjecha艂 do nieba na ognistym wozie ci膮gni臋tym
przez ogniste rumaki".
W jak "nieboski" spos贸b odbywa艂 si臋 start Henocha ku niebu, opisuj膮
staro偶ydowskie przekazy. Gdy nasta艂 spok贸j, ludzie, kt贸rzy zawr贸cili,
odnale藕li swoich towarzyszy do ostatniej chwili depcz膮cych Henochowi
po pi臋tach: gorliwcy le偶eli martwi na stanowisku startowym - najmoc-
niej przepraszam! - na miejscu, z kt贸rego wzni贸s艂 si臋 Henoch z pomoc膮
rumak贸w ognistych.
Wielkie czasy bog贸w
Mityczne czasy mi臋dzy pojawieniem si臋 Adama w scenariuszu historii
ludzko艣ci a budow膮 wie偶y Babel by艂y pierwszym okresem dzia艂alno艣ci
bog贸w, lataj膮cych rumak贸w pluj膮cych ogniem, zagadkowych 艣mierci
i zdumiewaj膮cych narodzin.
Historia ta si臋ga bardzo daleko w przesz艂o艣膰, cho膰 poznali艣my j膮
dopiero w 1947 r. Wtedy to bowiem natrafiono w Qumran na sensacyjne
znaleziska: w miejscowych grotach odkryto w glinianych pojemnikach
r臋kopisy z II w. prz. Chr.
Jeden z nich m贸wi o Lameku, praojcu koczownik贸w i muzyk贸w,
a zarazem ojcu Noego.
Lamek jest kontent zapewne jeszcze i dzi艣, 偶e intymne historie
rodzinne nie wysz艂y na jaw za jego 偶ycia - bo s膮 r贸wnie nieprzyjemne,
co zdumiewaj膮ce. Ma艂偶onka Lameka, Bat-Enosz, wyda艂a na 艣wiat
dziecko, mimo 偶e Lamek nie wszed艂 z ni膮 do 艂o偶a. Dopiero p贸藕niej
dowiedzia艂 si臋 od swojego dziadka Henocha, 偶e nasienie w 艂ono jego
ma艂偶onki w艂o偶yli "stra偶nicy nieba". Lamek okaza艂 si臋 wielkoduszny
i uzna艂 dziecko za swoje. Na pro艣b臋 "stra偶nik贸w", sp艂odzone w tak
dziwny spos贸b dziecko nazwano Noe. Noe zdoby艂 艣wiatow膮 s艂aw臋 jako
cz艂owiek, kt贸ry prze偶y艂 potop.
Jakby nie do艣膰 by艂o tych k艂opot贸w, nie uda艂o si臋 te偶 utrzyma膰
w tajemnicy narodzin w 偶adnym razie nie w naturalny spos贸b sp艂odzo-
nego dziecka syna Lameka, Nira. 呕on膮 Nira by艂a Sopranima, osoba
- jak twierdzi rodzina - bezp艂odna. Wielokrotne pr贸by Nira zap艂od-
nienia Sopranimy spe艂z艂y na niczym. Dla kap艂ana Najwy偶szego, jakim
by艂 Nir, podziwianego za m膮dro艣膰 przez prostych ludzi, nies艂ychan膮
ha艅b膮 sta艂a si臋 wiadomo艣膰 o ci膮偶y ma艂偶onki. Wstrz膮艣ni臋ty i roz-
gniewany w najwy偶szym stopniu, Nir zel偶y艂 Sopranim臋 w tak okropny
spos贸b, i偶 pad艂a trupem, z jej 艂ona jednak wyszed艂 ch艂opczyk o wzro艣cie
trzylatka. Nir zawo艂a艂 wtedy swojego brata Noego. Obaj pochowali
Sopranim臋 i dali ch艂opcu imi臋 Melchisedek. Melchisedek sta艂 si臋 znany
jako legendarny kr贸l-kap艂an Salemu, p贸藕niejszego Jeru-Salem.
Nie ma najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e w przypadku Melchisedeka
chodzi艂o o "niebia艅skie narodziny". Zanim Pan otworzy艂 hydranty
zapocz膮tkowuj膮c potop, z nieba zst膮pi艂 archanio艂 Micha艂 i oznajmi艂
przybranemu ojcu Nirowi, i偶 to "Pan" zasadzi艂 Melchisedeka w 艂onie
Sopranimy. Dlatego w艂a艣nie - zrozumia艂e! - "Pan" przysy艂a ar-
chanio艂a Micha艂a z rozkazem zabrania Melchisedeka do raju, aby tam
przetrwa艂 w zdrowiu rych艂y potop:
"I wzi膮艂 Micha艂 ch艂opca w ow膮 noc, w kt贸r膮 i on zst膮pi艂 na ziemi臋,
a wzi膮艂 go na swe skrzyd艂a i umie艣ci艂 w raju Adama".
Melchisedek prze偶y艂! Po potopie pojawi艂 si臋 znowu. Pisze o tym
kronikarz Moj偶esz:
"A gdy wraca艂 po zwyci臋stwie nad Kedorlaomerem i kr贸lami, kt贸rzy
z nim byli, wyszed艂 mu na spotkanie kr贸l Sodomy do doliny Szewe,
doliny kr贸lewskiej, Melchisedek za艣, kr贸l Salemu, wyni贸s艂 chleb
i wino. A by艂 on kap艂anem Boga Najwy偶szego. I b艂ogos艂awi艂 mu,
m贸wi膮c: Niech b臋dzie b艂ogos艂awiony Abram przez Boga Najwy偶-
szego, stworzyciela nieba i ziemi! I niech b臋dzie b艂ogos艂awiony B贸g
Najwy偶szy, kt贸ry wyda艂 nieprzyjaci贸艂 twaich w r臋ce twoje! A Abram
da艂 mu dziesi臋cin臋 ze wszystkiego". (I Moj偶. 14, 17-20)
Setki znawc贸w i egzeget贸w Biblii gor膮czkowa艂o si臋 nad tym fragmen-
tem: "Oczywiste jest, 偶e zdumiewaj膮ca posta膰 kr贸la-kap艂ana Sale-
mu, kt贸ry zjawia si臋 i znika jak deus ex machina, intrygowa艂a potom-
nych".
Zdarzy艂a si臋 tam istotnie rzecz nadzwyczajna. W hierarchii tcadycji
偶ydowskiej na czele sta艂 Abraham, pierwszy z patriarch贸w i za艂o偶ycieli
religii. A tu nagle pojawia si臋 prawie nikomu nie znany Melchisedek
i b艂ogos艂awi Abrahama! Ale to jeszcze nie wszystko: patriarcha sk艂ada
dobrowolnie kr贸lowi Salemu "dziesi臋cin臋 ze wszystkiego"! C贸偶 to by艂 za
kap艂an "Boga Najwy偶szego"? Istnia艂 tylko jeden B贸g, kt贸rego uznawa艂
r贸wnie偶 Abraham. A mo偶e Abraham wiedzia艂 o nadzwyczajnych
"niebia艅skich narodzinach"? Ten Melchisedek pojawia si臋 poza planem
- nie daje si臋 umie艣ci膰 w gotowym schemacie.
Odrzuciwszy naiwn膮 wiar臋 i odwa偶ywszy si臋 na nowoczesne spekula-
cje, mo偶na zagadk臋 Melchisedeka rozwi膮za膰: Grupa istot pozaziems-
kich, sk艂adaj膮ca si臋 z tak zwanych bog贸w, pocz臋艂a Noego i Mel-
chisedeka za pomoc膮 sztucznego zap艂odnienia. Prawni ojcowie, Lamek
i Nir, uznali ich za swoich syn贸w wbrew w艂asnemu przekonaniu, mieli
bowiem jeszcze w pami臋ci zapewnienia swoich ma艂偶onek, Bat-Enosz
i Sopranimy, 偶e synowie zostali zasiani w ich 艂onach przez istoty
"niebia艅skie". S膮 to ci sami niebia艅scy bogowie, kt贸rzy unicestwili
potomno艣膰, poniewa偶 eksperyment genetyczny zacz膮艂 posuwa膰 si臋
w niew艂a艣ciwym kierunku. Przed potopem uchroniono oba "produkty"
manipulacji genetycznych: Noe, kapitan arki, sta艂 si臋 patriarch膮 nowego
rodzaju, kr贸l-kap艂an Melchisedek za艣 jego mistrzem.
Fakt, i偶 Melchisedek 偶y艂 przed i po potopie, nie powinien nam
przeszkadza膰. By艂o to mo偶liwe dzi臋ki zjawisku odkrytemu przez Alberta
Einsteina i udowodnionemu eksperymentalnie: je偶eli Melchisedek wsiad艂
- za spraw膮 archanio艂a Micha艂a - do statku kosmicznego, kt贸ry
z wielk膮 szybko艣ci膮 odlecia艂 a nast臋pnie powr贸ci艂 na Ziemi臋, to po
wzgl臋dnie kr贸tkim czasie lotu na Ziemi mog艂y up艂yn膮膰 wieki lub
tysi膮clecia, a za艂oga statku wcale si臋 przy tym nie postarza艂a. Melchisedek
by艂 nadal m艂ody i gotowy do wype艂niania kalejnych zada艅.
[ O efektach przesuni臋cia w czasie innych postaci biblijnych pisa艂em
w mojej ksi膮偶ce Beweise (Dowody). ]
Nie zale偶y to ani od up艂ywu czasu, ani od imion. "Legendarne"
przekazy nie daj膮 si臋 umie艣ci膰 w czasie. Czy cz艂owiek, kt贸ry prze偶y艂
potop, w istocie nazywa艂 si臋 Noe, jak twierdzi Biblia? A mo偶e nazywa艂
si臋 Utnapisztim, jak chce sumerski epos Gilgamesz, powsta艂y oko艂o
2000 r. prz. Chr.? A mo偶e wcale nie nazywa艂 si臋 Utnapisztim, lecz
Mulkueikai, jak kolumbijscy Indianie Kagaba nazywaj膮 swojego pro-
roka, kt贸ry prze偶y艂 potop w czarodziejskim statku? Imiona - dym to
i mary. Wa偶na jest istota przekazu.
Most mi臋dzy tysi膮cleciami
Czy偶by艣my stracili z oczu Ksig臋g Mormona? Co wsp贸lnego ma anio艂
Raziel z wniebowst膮pieniem Henocha, co wsp贸lnego ma sztuczne
pocz臋cie Noego i Melchisedeka z Ksi臋g膮 Mormona?
W prze艂o偶onej przez Smitha Ksi臋dze Etera czytamy, 偶e Jeredzi
wyruszyli na o艣miu stateczkach na morze w czasach budowy wie偶y
Babel. Jeredzi wywodz膮 si臋 od Jereda, ten za艣 by艂 ojcem Henocha!
"Jered" znaczy tyle co "ten, kt贸ry zst膮pi艂", zrozumia艂e jest wi臋c, 偶e
Jeredzi pochodzili z "boskiej linii" i dlatego bogowie skierowali ich po
potopie do nowej dziedzicznej krainy. Zesp贸艂 kosmonaut贸w troszczy艂
si臋 o potomstwo. Wygl膮da to na nepotyzm.
Przypomnijmy sobie: W Ksi臋dze Etera Jeredzi przybywaj膮 do nowej
ojczyzny na o艣miu pozbawionych okien stateczkach, szczelnych jak
naczynia. Podobn膮 podr贸偶 opisuje babilo艅ski epos Enuma elisz. Jest
tam te偶 mowa o potopie, ale ten, kt贸remu udaje si臋 prze偶y膰, nazywa si臋
Atra-Hasis. W tym zachowanym we fragmentach utworze b贸g Enki
przekazuje wybranemu do prze偶ycia Atra-Hasisowi dok艂adne wskaza-
nia, jak zbudowa膰 statek. Na protest Atra-Hasisa, 偶e nie zna si臋 na
budowie statk贸w, b贸g Enki rysuje na ziemi plan wodnego pojazdu,
opatruj膮c go wyja艣nieniami.
Ameryka艅ski orientalista Zacharia Sitchin, pierwszy naukowiec,
kt贸ry odwa偶y艂 si臋 na wsp贸艂czesn膮 interpretacj臋 tekst贸w sumerskich,
asyryjskich, babilo艅skich i biblijnych, pisze:
"Enki domaga艂 si臋, aby Atra-Hasis zbudowa艂 statek 'przemy艣lany',
zamykany hermetycznie i uszcze艂niony 'lepk膮 mazi膮'. Statek nie m贸g艂
mie膰 pok艂adu ani 偶adnego otworu, przez kt贸ry 'wnika艂oby s艂o艅ce'.
Mia艂 by膰 jak 'statek Apsu', sulili - dok艂adnie to s艂owo (soleleth)
stosuje wsp贸艂czesny j臋zyk hebrajski na okre艣lenie 艂odzi podwodnej.
- Niech to b臋dzie statek MA.GUr.Gur! - powiedzia艂 Enki (statek,
kt贸ry mo偶e si臋 ko艂ysa膰 i wywraca膰)".
Dr臋cz膮ce pytania
W 1827 roku w r臋kach Josepha Smitha znajdowa艂y si臋 niezwyk艂e z艂ote
p艂yty. Biedny imigrant ze Szkocji nie zna艂 ani j臋zyka aramejskiego, ani
starohebrajskiego, nigdy nie widzia艂 sumerskiego pisma klinowego,
ba!, w owych czasach nie by艂o na 艣wiecie naukowca, kt贸ry w og贸le
m贸g艂by przet艂umaczy膰 sumerskie teksty, poniewa偶 odkryto je - podob-
nie jak s艂ynny epos o Gilgameszu - znacznie p贸藕niej: W jaki wi臋c
spos贸b wyja艣ni膰 podobie艅stwa mi臋dzy Ksi臋g膮 Etera a tekstami od-
krytymi p贸藕niej?
Ludzie ka偶dej epoki patrz膮 na histori臋 przez okulary szlifowane przez
naukowc贸w. Okulary z warsztat贸w nauk 艣cis艂ych - matematyki, fizyki,
biologii, chemii - wyostrzaj膮 obraz. Gdy jednak do godno艣ci nauki
wyniesiono teologi臋 i psychologi臋, okulary zasz艂y mg艂膮 - duecik ten
nale偶a艂o pozostawi膰 raczej w sferze ducha. Gdy teolodzy i psycholodzy
wrzuc膮 stare teksty do swoich "naukowych" mikser贸w, to wychodzi
z tego co najwy偶ej m臋tna wiara. Ten produkt ma by膰 efektem
naukowego poznania? Brrr!
W nieco subtelniejszy spos贸b, w elitarnym j臋zyku naukowej nomen-
klatury, wyznaje si臋 pogl膮d, 偶e jednak staro偶ytni kronikarze k艂amali.
Naukowcy zap臋dzeni w kozi r贸g s膮 raczej gotowi zaakceptowa膰 fakt (na
co nie potrafi膮 si臋 zdoby膰 archeolodzy, etnolodzy i prehistorycy), 偶e ju偶
przed tysi膮cleciami ludzie potrafili budowa膰 pe艂nomorskie statki z pra-
wdziwego zdarzenia... ni偶 uzna膰 obecno艣膰 "bog贸w" - nieznanych na-
uczycieli.
Czy kronikarze, autorzy eposu Enuma elisz, k艂ami膮 pisz膮c, 偶e b贸g
Enki uczy艂 Atra-Hasisa budowy statk贸w? Dlaczego dopiero za spraw膮
bog贸w Noe i Untapisztim wpadli na pomys艂 zbudowania statk贸w tak
szczelnych i so艂idnych, 偶e pozwoli艂y im prze偶y膰? W jakim czarodziejskim
warsztacie skonstruowano sztuczne o艣wietlenie dla floty Jered贸w? Je偶eli
nie by艂o uczonych, to jak wyt艂umaczy膰 "cud" sztucznych zap艂odnie艅,
kt贸re doprowadzi艂y do narodzin tak wielkich postaci jak Noe i Mel-
chisedek?
Wiem, 偶e Noe nie by艂 pierwowozorem! Najstarszym sumerskim
Noem nie by艂 nawet Untapisztim, ale znacznie ode艅 starszy Ziusudra.
Przyk艂ad ten dowodnie 艣wiadczy o tym, 偶e r贸偶ni kronikarze: a) czerpali
z dawniejszych 藕r贸de艂 oraz b) bohaterom z minionych czas贸w nadawali
imiona typowe dla swojego ludu. Niezale偶nie jednak od tego, pod jakim
imieniem pogromcy potopu wchodzili do legend, zawsze byli boskiego
pochodzenia.
Poszlaki pozwalaj膮ce sformu艂owa膰 list go艅czy
Kto za艂o偶ywszy czyste, krytyczne okulary przestudiuje zachowane we
fragmentach staro偶ytne teksty, znajdzie w nich elementy pozwalaj膮ce
zidentyfikowa膰 "bog贸w".
W przeciwie艅stwie do Boga panuj膮cego w Universum, boskie po-
stacie z legend i mit贸w wcale nie by艂y wszechmocne. Nie wyst臋powa艂y
w strojach ba艣niowych wr贸偶ek, kt贸re czarodziejsk膮 r贸偶d偶k膮 przenosi艂y
ca艂e grupy ludzi zjednego miejsca w drugie. "Bogowie" latali wprawdzie
nad ziemi膮, w szczeg贸lnych przypadkach brali na pok艂ad lataj膮cych
statk贸w pasa偶er贸w, ale w swoich pojazdach nie przewozili wi臋kszych
grup ludzi. To jasne: "bogowie" nie mieli du偶ych statk贸w kosmicznych,
ich mo偶liwo艣ci techniczne by艂y bardzo ograniczone: Pojazdy te by艂y
prawdopodobnie czym艣 po艣rednim mi臋dzy promem kosmicznym a 艣mi-
g艂owcem. To, 偶e w c偶asach biblijnych taki niewielki l膮downik by艂 realny
z technicznego puntku widzenia, dowi贸d艂 in偶ynier NASA Joseph
Blumrich na podstawie Ksi臋gi Ezechiela.
Z wielkiego macierzystego statku kosmicznego, kr膮偶膮cego po orbicie
wok贸艂ziemskiej - kt贸rego nigdy nie ujrzeli mieszka艅cy B艂臋kitnej
Planety - przybywa艂y na Ziemi臋 mniejsze pojazdy. Tak jak ameryka艅-
ski prom kosmiczny, mie艣ci艂y one tylko kilka os贸b. Przed wej艣ciem
w atmosfer臋 statek hamowa艂 silnikiem strumieniowym. Silnik czerpa艂
energi臋 z reaktora nuklearnego. (Przeciwnicy energii atomowej zaraz
podnios膮 larum. 偶e na pewno napromieniowywa艂o to za艂og臋 statku.
Bzdura. Dlaczego marynarze atomowych 艂odzi podwodnych nie s膮
napromieniowani nawet po d艂u偶szych rejsach?)
Na wysoko艣ci 10 km nad Ziemi膮 pojazd si臋 zatrzymywa艂. Z korpusu
wysuwa艂y si臋 dwa lub cztery wirniki no艣ne. (Wirniki nie mog艂y si臋
wysuwa膰, powiedz膮 sceptycy. Mog艂y, bo - przyk艂adem niech b臋dzie
antena samochodowa! - by艂y sk艂adane. A energia? Dostarcza艂 jej
oczywi艣cie reaktor atomowy.) L膮downik opuszcza艂 si臋 na Ziemi臋,
mog膮c siada膰 zar贸wno na r贸wninach, jak i w terenie g贸rzystym.
(Utopia? Sk膮d istoty pozaziemskie zna艂y g臋sto艣膰 atmosfery ziemskiej?
Jak wygl膮da艂y wirniki no艣ne? Stoj膮c na znacznie wy偶szym poziomie
techniki od mieszka艅c贸w Ziemi, zbada艂y to wszystko kr膮偶膮c na orbicie
wok贸艂ziemskiej. Poza tym: 艣ruba okr臋towa porusza statek w ka偶dym
o艣rodku ciek艂ym - czy b臋dzie to woda s艂odka, czy s艂ona, olej, czy morze
whisky. Konstruktorzy samolot贸w dawno rozwi膮zali problem ustawia-
nia aktywnych element贸w wirnika no艣nego 艣mig艂owca w zale偶no艣ci od
ci艣nienia atmosferycznego.)
L膮dowaniem 艣mig艂owc贸w mo偶na by te偶 wyt艂umaczy膰 ha艂as, grzmoty
i dudnienia s艂yszane podlczas przybywania "bog贸w", a opisywane
z wyra藕nym strachem przez kronikarzy staro偶ytno艣ci.
W niewielkich l膮downikach nie mo偶na by艂o oczywi艣cie przewozi膰
wi臋kszych grup ludzi. Kiedy jaki艣 "b贸g" najwy偶szy, niebia艅ski, chcia艂
przetransportowa膰 przez ocean swoich pupil贸w, uczy艂 ich - co zawarto
w legendach - jak budowa膰 statki.
Je偶eli nie uda si臋 nam ju偶 odnale藕膰 nast臋pnych pradawnych tekst贸w
- kt贸re bez w膮tpienia czekaj膮 gdzie艣 na swojego odkrywc臋 - nie
dowiemy si臋, w jakich legendarnych czasach zdarzy艂o si臋 to wszystko.
Kiedy艣 na Ziemi dzia艂ali "bogowie".
Pokrewie艅stwa
Wi臋kszo艣膰 entograf贸w jest dzi艣 zdania, 偶e mia艂y miejsce kontakty
mi臋dzy Starym a Nowym Swiatem - przez cie艣nin臋 Beringa albo przez
Antlantyk, co udowodni艂 Thar Heyerdahl swoimi wyprawami na
tratwie. Podobie艅stwa mi臋dzy kulturami Ameryki Po艂udniowej
i 艢rodkowej a Bliskiego Wschodu s膮 bezsporne. Swiadcz膮 o tym
nast臋puj膮ce przyk艂ady:
Bliski i 艢rodkowy Wsch贸d Ameryka Po艂udniowa i 艢rodkowa
Dok艂adne obliczenia kalendarzo- R贸wnie dok艂adne kalendarze In-
we Sumer贸w, Babilo艅czyk贸w k贸w i (p贸藕niej) Maj贸w
i Egipcjan
Umiej臋tno艣膰 obr贸bki i transportu Takimi samymi umiej臋tno艣ciami
kamiennych megalitycznych gi- technicznymi dysponowa艂y ple-
gant贸w u Sumer贸w, Babilo艅czy- miona preinkaskie oraz Inkowie.
k贸w, Egipcjan i innych lud贸w Ich 艣wiadectwa mo偶na ogl膮da膰
w Tiahuanaco, Boliwii i Sacsayhu-
aman (Peru)
Dolmeny i menhiry w Galilei, Sa- Takie same znaleziska w Kolum-
marii i Judei oraz w prehis- bii
torycznej Francji i Anglii
Sarkofagi wycinane z jednego olb- To samo
rzymiego kamienia
Mumifikacje To samo
Zorientowane astronomicznie Takie same znaleziska z okresu
prehistoryczne kr臋gi i prostok膮ty prehistorii w Peru i Kolumbii
kamienne
Pot臋偶ne, skierowane ku niebu To samo w Peru (Nazca, Palpa)
oznaczenia na pustyni w dzisiej- i na stromych wybrze偶ach Chile
szej Arabii Saudyjskiej
Ma艂偶e艅stwa braci z siostrami Kazirodztwo by艂o praktykowane
u Babilo艅czyk贸w i faraon贸w egip- r贸wnie偶 u Ink贸w dla zachowania
skich "boskiej krwi" boga S艂o艅ca
Przekazy o potopie zawieraj膮ce te Takie same przekazy u kolumbijs-
same szczeg贸艂y (np. kruk i go艂膮b kich Indian Kagaba oraz potom-
wypuszczany z arki) u Sumer贸w, k贸w meksyka艅skich Aztek贸w.
Babilo艅czyk贸w i 呕yd贸w Aztecki Noe nazywa si臋 Tapi. Az-
tecka relacja o potopie jest iden-
tyczna z biblijn膮
Deformacje czaszek niemowl膮t Takie same deformacje u plemion
u Egipcjan preinkaskich oraz inkaskich
Wizerunki operacji czaszki na 偶y- Takie same trepancje u Ink贸w
wych ludziach u Babilo艅czyk贸w i wszystkich plemion india艅skich
i Egipcjan
Umiej臋tno艣ci in偶ynieryjno-techni- To samo u Ink贸w i Maj贸w. Ostat-
czne pozwalaj膮ce na budow臋 wiel- nio z powietrza i satelit贸w stwier-
kich system贸w irygacyjnych u Ba- dzono istnienie wielkich system贸w
bilo艅czyk贸w irygacyjnych Maj贸w
Ozdoby g艂owy albo korona z pi贸r Takie same zwyczaje u Ink贸w
noszona dla ukazania, 偶e jest si臋 i wszystkich plemion india艅skich
blisko "tego, kt贸ry lata". Wodzo-
wie egipscy i hetyccy
Cze艣膰 oddawana "lataj膮cemu Budowle Ink贸w i Maj贸w roj膮 si臋
w臋偶owi" u Babilo艅czyk贸w, Egipc- od "lataj膮cych w臋偶贸w"
jan, Hetyt贸w i innych lud贸w Me-
zopotamii
Budowa piramid dla oddania czci Strzelaj膮ce w niebo piramidy
bogom i dla zbli偶enia si臋 do nich schodkowe Maj贸w nie wygl膮daj膮
wprawdzie tak samo jak nieco
mniej strome, wyk艂adane p艂ytami
piramidy w okolicach Kairu, lecz
przecie偶 i w Egipcie sta艂y piramidy
schodkowe - np. w Sakkara.
Ogromna piramida w Teotihua-
can w Meksyku jest por贸wnywal-
na z piramidami egipskimi. Mezo-
potamskie zikkuraty s膮 schodko-
wymi pierwowzorami piramid
W I Ksi臋dze Moj偶eszowej napi- W Popol Vuh, legendzie o stworze-
sano: "ca艂a ziemia mia艂a jeden niu Maj贸w-Quiche, w Cz臋艣ci II,
j臋zyk i jednakowe s艂owa" (I Moj偶. Rozdzia艂 III, napisano: "Jeden by艂
11,1) j臋zyk wszystkich. Nie wzywali dre-
wna ani kamienia [...]", a w Cz臋艣ci
III, Rozdzia艂 V: "C贸偶 takiego
uczynili艣my? Jeste艣my zgubieni!
W czym zostali艣my oszukani? Jed-
na by艂a nasza mowa, gdy przybyli-
艣my tam, do Tulan"
W II Ksi臋dze Moj偶eszowej Pan W legendach Cakchiquel贸w,
m贸wi do Moj偶esza: "Ty za艣 pod- szczepie plemienia Maj贸w, czyta-
nie艣 lask臋 swoj膮 i wyci膮gnij r臋k臋 my: "Wetknijmy ostrza naszych
swoj膮 nad morze, i rozdziel je, lasek w piach pod morzem i pr臋d-
a synowie izraelscy przejd膮 艣rod- ko ujarzmimy piachem morze. Po-
kiem morza po suchym gruncie" mog膮 nam nasze czerwone laski,
(II Moj偶. 14, 16) kt贸re otrzymali艣my przed brama-
mi Tuli [...] Gdy dotarli艣my do
kra艅ca morza, Balam-Quitze do-
tkn膮艂 je swoj膮 lask膮, a zaraz ot-
worzy艂a si臋 droga"
Nieco dalej, r贸wnie偶 w II Ksi臋dze W Popol Vuh, Cz臋艣膰 III, Rozdzia艂
Moj偶eszowej, mo偶emy natomiast VII, czytamy: "[...] jakby nie by艂o
przeczyta膰 nast臋puj膮cy fragment: morza, przeszli na t臋 stron臋; po
"A Moj偶esz wyci膮gn膮艂 r臋k臋 nad kamieniach przeszli, po kamie-
morze. Pan za艣 sprowadzi艂 gwa艂- niach okr膮g艂ych, le偶膮cych na pias-
towny wiatr wschodni wiej膮cy ku. Z tej te偶 przyczyny zosta艂y one
przez ca艂膮 noc i cofn膮艂 morze, nazwane Kamieniami w Szeregu,
i zamieni艂 w suchy l膮d. Wody si臋 Wyrwanymi Piaskami, takie imio-
rozst膮pi艂y. A synowie izraelscy szli na im nadali, gdy w臋drowali po-
艣rodkiem morza po suchym grun- 艣r贸d morza, po艣r贸d rozst臋puj膮-
cie, wody za艣 by艂y imjakby murem cych si臋 przed nimi w贸d"
po ich prawej i lewej stronie" (II
Moj偶. 14, 21-22)
W I Ksi臋dze Moj偶eszowej jest taki W Popol Vuh, Cz臋艣膰 IV, Rozdzia艂
fragment: "[...] To b臋dzie znakiem V, napisano: "To b臋dzie pami膮t-
przymierza, kt贸re ja ustanawiam ka, kt贸r膮 wam zostawiam. To b臋-
mi臋dzy mn膮 a mi臋dzy wami i mi臋- dzie wasza pot臋ga. 呕egnam si臋
dzy ka偶d膮 istot膮 偶yj膮c膮, kt贸ra jest pe艂en smutku - doda艂. Wtedy
z wami, po wieczne czasy" zostawi艂 znak swego istnienia [...]"
(I Moj偶. 9, 12)
W ksi臋dze Daniela znalaz艂y si臋 W Popol Vuh, Cz臋艣膰 II, Rozdzia艂
takie s艂owa: "Wtedy zwi膮zano X, czytamy: "Potem wst膮pili
tych m臋偶贸w w ich p艂aszczach, tu- w ogie艅 w Domu Ognia, gdzie by艂
nikach, czapkach i w pozosta艂ych tylko ogie艅, ale nie sp艂on臋li. Pali艂y
ubraniach i wrzucono do wn臋trza si臋 tylko w臋gle i drwa. I tak samo
rozpalonego pieca ognistego [...] gdy nasta艂 艣wit, byli cali. Ale prag-
A on odpowiadaj膮c rzek艂: Oto ja nieniem [Pan贸w Xibalba] by艂o,
widz臋 czterech m臋偶贸w chodz膮cych aby umarli tam, w tym domu, do
wolno w 艣rodku ognia i nie ma na kt贸rego weszli. Jednak偶e nie sta艂o
nich 偶adnego uszkodzenia, a wy- si臋 tak i przerazi艂o to wielce Pan贸w
gl膮d czwartej osoby podobny jest Xibalba"
do anio艂a" (Dan. 3, 21 i 25)
By艂oby niezwykle korzystne a zarazem godne podziwu, gdyby t臋
skromn膮 list臋 zdumiewaj膮cych podobie艅stw staro偶ytnych tekst贸w
Starego i Nowego 艢wiata rozbudowa膰 w jakiej艣 pracy doktorskiej do
rozmiar贸w poka藕nej ksi膮偶ki - je偶eli rzeczywi艣cie mo偶na m贸wi膰
o zainteresowaniu rozwi膮zywaniem zagadek przesz艂o艣ci.
Thor Heyerdahl zwr贸ci艂 uwag臋 艣wiata nauki na inne pokrewie艅stwa
- podobna technika tkania bawe艂ny, rytua艂 obrzezania, takie same
z艂ote wyrobyjubilerskie, podobna technika wojenna itd. . Gerd von
Hassler, dziennikarz i popularyzator nauki, wykaza艂 dziwne podobie艅s-
two imion bog贸w i miast na obu kontynentach.
Ostatnie w膮tpliwo艣ci co do importu kultury z rejonu Mezopotamii do
Ameryki Po艂udniowej i 艢rodkowej rozwiewa Popol Tiuh - w Cz臋艣ci IV,
Rozdzia艂 V i VI czytamy, i偶 praojcowie przybyli ze Wschodu:
"Takie wi臋c by艂o znikni臋cie i koniec Balam-Quitze, Balam-Acaba,
Mahucutaha i Iqui-Balama, pierwszych m臋偶贸w, kt贸rzy przybyli
stamt膮d, zza morza, sk膮d wstaje slorice. Up艂yn臋艂o du偶o czasu, odk膮d
tu przyszli, a偶 do chwili gdy umarli, b臋d膮c ju偶 bardzo starymi,
wodzowie i ofiarnicy, bo tak ich zwano. [...] przyszli, gdy udali si臋 za
morze, aby otrzyma膰 malowid艂a z Tulan, malowid艂a, jak nazywano
to, na czym przedstawili swe dzieje".
W 1519 roku, kiedy hiszpa艅scy zdobywcy roz艂o偶yli si臋 obozem przed
Tenochtitlan, w艂adca Aztek贸w Montezuma (1466-1520) wyg艂osi艂 do
india艅skich kap艂an贸w i najwy偶szych dygnitarzy mow臋, zaczynaj膮c膮
si臋 tak:
"Tako wam, jako i mnie wiadome jest, i偶 przodkowie nasi nie
pochodz膮 z tego kraju, w kt贸rym 偶yjemy, lecz pod dow贸dztwem
wielkiego ksi臋cia przyw臋drowali z bardzo daleka".
Montezuma by艂 wodzem wykszta艂conym, by艂 uczony wedle stanu
wsp贸艂czesnej mu nauki, zna艂 r贸wnie偶 dobrze przekazy przodk贸w.
Wiedzia艂, o czym m贸wi. Przybycie Hiszpan贸w pod przyw贸dztwem
Hernana Cortesa by艂o dla艅 spe艂nieniem wiary w powr贸t boga Quetzal-
coatla, nie stawia艂 wi臋c oporu.
Nieistotne jest wobec tego ju偶 pytanie, czy nast膮pi艂 wp艂yw jednej
kultury na drug膮, nale偶y si臋 raczej odwa偶y膰 na podj臋cie pr贸by
znalezienia odpowiedzi, kiedy to nast膮pi艂o i dlaczego.
Kiedy i dlaczego?
Bezcelowe jest zgadywanie, kiedy to si臋 zdarzy艂o. Mimo daj膮cych si臋
datowa膰 znalezisk archeologicznych, nieznane s膮 nawet terminy cho膰by
bardzo przybli偶one. Aztecy powo艂ywali si臋 na przekazy tak stare, 偶e nie
mieli najmniejszego poj臋cia o ich pocz膮tkach. Talk samo by艂o u Maj贸w
oraz Ink贸w. To, co dopisywa艂 za ka偶dym razem kolejny pisarz, by艂o mu
znane tylko ze s艂yszenia: "To by艂o w zapisach ojc贸w". Nie podawano
藕r贸de艂 - bardzo naganne. Autorzy kronik nie wiedzieli ani kim byli ci
ojcowie, ani kiedy przybyli.
Datowania archeologiczne jednak si臋gaj膮 coraz dalej w przesz艂o艣膰.
W "Scientific American" s艂ynny badacz historii Maj贸w Norman
Hammond opisa艂 pochodz膮ce z 2600 r. prz. Chr. ceramiczne znaleziska
z Jukatanu, p贸艂wyspu oddzielaj膮cego Zatok臋 Meksyka艅sk膮 od Morza
Karaibskiego. Na podstawie motyw贸w artystycznych przedstawionych
na ceramice mo偶na doliczy膰 jeszcze par臋 preklasycznych okres贸w
w historii Maj贸w. Nowe datowanie wprowadza do sprawy okropny
chaos, wedle bowiem dotychczasowej opinii archeolog贸w Stare Im-
perium Maj贸w liczy si臋 od ok. 600 r. prz. Chr., preklasyczny okres
natomiast zacz膮艂 si臋 najwcze艣niej ok. 900 r. prz. Chr. C贸偶 pocz膮膰
z niepotrzebnymi skorupami, za starymi o 1500 lat jak na obowi膮zuj膮cy
schemat? Najch臋tniej zakopano by je z powrotem i zapomniano,
pozostawiaj膮c tym samym twardy orzech do zgryzienia przysz艂ym
pokoleniom. Ka偶de nowe datowanie utrudnia rozwi膮zanie tej 艂amig艂贸-
wki, z nadziej膮 czekamy te偶 na kolejne znaleziska. Ostatnia opinia nauki
brzmi: na temat daty legendarnego przybycia przodk贸w Maj贸w nie
mo偶na powiedzie膰 nic pewnego ani na podstawie 艣wiadectw pisanych,
ani archeologicznych. Daty majacz膮 mgli艣cie w mroku historii.
R贸wnie niejasny jest te偶 spos贸b pokonywania odleg艂o艣ci. Wczesn膮
wiosn膮 i zim膮 mo偶na przej艣膰 przez pokryt膮 lodem Cie艣nin臋 Beringa
- mi臋dzy Przyl膮dkiem Ksi臋cia Walii w Ameryce P贸艂nocnej a Przyl膮d-
kiem Die偶niewa w Azji. Przez ca艂y rok jednak dryfuj膮ce lody i mg艂y
utrudniaj膮 tu zar贸wno 偶eglug臋, jak i przej艣cie such膮 nog膮. W razie
prehistorycznej w臋dr贸wki ta niebezpieczna lodowa droga nie wydaje si臋
najlepszym pomys艂em. Ale je艣li za艂o偶ymy, 偶e do przep艂yni臋cia Atlan-
tyku stosawano tratwy, kanu albo prymitywne 艂odzie 偶aglowe, to
musimy przyj膮膰, 偶e cel podr贸偶y by艂 w臋drowcom znany.
Doceniam oczywi艣cie odwag臋 i umi艂owanie ryzyka naszych przod-
k贸w, kt贸rzy dopiero co opu艣cili epok臋 kamienn膮. Uwa偶am, 偶e znalaz艂-
szy si臋 w trudnej sytuacji, potrafili by膰 odwa偶ni nawet do szale艅stwa, ale
na pewno nie mieli sk艂onno艣ci samob贸jczych. Byli mieszka艅cami l膮du,
obawiali si臋 wi臋c rozszala艂ego morza, kt贸re s艂abiutkie tratwy 艂ama艂o jak
zapa艂ki. Je偶eli mimo to odwa偶yli si臋 na podj臋cie tak niebezpiecznej
wyprawy, cel musia艂 im si臋 po stokro膰 op艂aca膰. Gdy zaakceptujemy t臋
mo偶liwo艣膰, to jasna b臋dzie przynajmniej odpowied藕 na pytanie "dla-
czego?": "bogowie" przyrzekli im ziemi臋 obiecan膮! Konsekwencj膮
obietnicy jednak by艂a konieczno艣膰 nauczenia ludzi budowy statk贸w,
nawigacji etc. Bogowie wskazywali te偶 p艂yn膮cym kruchymi 艂upinkami
niewielkim grupkom ludzi - bo nie by艂a to wcale "w臋dr贸wka lud贸w"
- drog臋 do celu. Tak, jak zapisano to w przekazach.
Nieokie艂znany rozum
Pozostaje jeszcze spekulacja, jakie znaczenie dla przemieszczenia
niewielkiej liczby ludzi w inne rejony Ziemi mia艂a "bosko艣膰". Czy
chodzi艂o o przeniesienie p贸艂-boskich potomk贸w na nowe, bezpieczniej-
sze ziemie dziedziczne? Czy "bogowie" przewidzieli kierunek rozwoju
ludzko艣ci, kierunek wykszta艂cania si臋 ludzkiej inteligencji? A mo偶e
oczekiwali, i偶 w艣r贸d potomk贸w sztucznie sp艂odzonych patriarch贸w
Noego i Melchisedeka b臋d膮 naukowcy, kt贸rzy odnajd膮 i zrozumiej膮
"bosk膮" spu艣cizn臋? Czy byli pewni, 偶e pozostawione 艣lady nigdy nie
ulegn膮 zniszczeniu?
Istoty 偶ywe podlegaj膮 uwarunkowaniom niezale偶nym od ich woli.
Moskity lec膮 noc膮 do 艣wiat艂a 艣wiecy i nie potrafi膮 si臋 od tego po-
wstrzyma膰. Zeby 偶y膰, cz艂owiek musi je艣膰 i pi膰, czy mu si臋 to podoba,
czy nie. S膮 to biologiczne funkcje organizmu.
Istota obdarzona inteligencj膮 zadaje pytania, czy tego chce, czy nie.
Inteligencja chce wiedzie膰: Jak by艂o kiedy艣? W jaki spos贸b stali艣my si臋
tacy, jacy jeste艣my? Od kogo pochodzi my艣lenie odr贸偶niaj膮ce Homo
sapiens od zwierz膮t? Seria takich pyta艅 doprowadzi nas niechybnie do
"bog贸w" - czy chcemy tego, czy nie. Rozum jest nieokie艂znan膮 besti膮.
Wci膮偶 pyta: jak by艂o kiedy艣? I stwierdza w ko艅cu, 偶e historia ludzko艣ci
pozbawiona "bog贸w" prowadzi na manowce.
Mity i legendy s膮 艣wiadectwem wielkiego wra偶enia, jakie na prehis-
torycznych ludziach wywar艂o pojawienie si臋 "bog贸w". Kronikarze
podejmowali w膮tek przekazu i snuli go dalej. "Boskie" czyny znalaz艂y
tam sw贸j wyraz: od pe艂nego efekt贸w przypaminaj膮cych burz臋 pojawienia
si臋 przybysz贸w, po wielakrotne instrukcje udzielane Ziemianom. Dys-
ponuj膮c "boskimi" mo偶liwo艣ciami, nasi przadkowie "przek艂adali" na
arcydzie艂a architektury to, czega si臋 nauczyli, pos艂ugiwali si臋 "ponad-
czasow膮" technik膮, tworzyli zdumiewaj膮ce dzie艂a sztuki. Cywilizacja tak
rozwini臋ta jak nasza powinna si臋 nad tym zastanowi膰. Tak si臋 s膮dzi.
Ksi臋ga Nefiego
O tym, jak rozmy艣lnie porozmieszczano 艣lady, przekonuje ksi臋ga
Popol Vuh, nale偶膮ca do wielkich 艣wiadectw jutrzenki ludzko艣ci. Napisa-
no tam, 偶e boscy s艂udzy przenie艣li przez morze "malowid艂a z Tulan,
malowid艂a, jak nazywano to, na czym przedstawili swe dzieje". Tak wi臋c
stary przekaz Maj贸w-Quiche powo艂uje si臋 na pisma jeszcze starsze,
a cz臋艣膰 Ksiggi Mormona stanowi膮 w艂a艣nie takie pisma. Z 24 p艂yt Ksi臋gi
Mormona - a stanowi膮 one tylko niewielk膮 cz臋艣膰 ca艂o艣ci - Joseph
Smith przet艂umaczy艂 opis przep艂yni臋cia Atlantyku przez Jered贸w.
Zasadnicz膮 cz臋艣膰 ksi臋gi przet艂umaczy艂 Joseph Smith z P艂yt Nefiego.
Kim by艂 Nefi? By艂 synem 偶ydowskiej rodziny, kt贸ra ok. 600 r. prz. Chr.
- a wi臋c tysi膮ce lat po wyczynie Jered贸w - mieszka艂a w Jerozolimie.
Ojcem Nefiego by艂 Lehi, matk膮 - Saria.
W Ksi臋dze Mormona Nefi opowiada:
[...] na pocz膮tku pierwszego roku panowania Sedecjasza, kr贸la Judy,
pojawi艂o si臋 tam wielu prorok贸w g艂osz膮cych ludziom, 偶e je艣li si臋 nie
nawr贸c膮, wielkie miasto Jerozolima ulegnie zag艂adzie". (I Ne. 1:4)
Zgadza si臋. Jeruzalem obr贸cono w perzyn臋 w 586 r. prz. Chr. Z tej
legendarnej epoki znani s膮 Jeremiasz i Ezechiel. Musia艂y to by膰 czasy
szczeg贸lne, obaj prorocy bowiem - Jeremiasz i Ezechiel - nieustannie
rozmawiali ze swoim "bagiem", kt贸ry zst臋powa艂 na ziemi臋 w poje藕dzie
wydzielaj膮cym okropny ha艂as i ogie艅.
To samo, co spotka艂o obu prorok贸w, przydarzy艂o si臋 ojcu Nefiego,
Lehiemu:
"I gdy modli艂 si臋 do Pana, ukaza艂 si臋 s艂up ognia i zatrzyma艂 na skale
przed nim [...] I sta艂o si臋, 偶e zobaczy艂 Jednego zst臋puj膮cego z nieba,
i Jego blask za膰miewa艂 blask s艂o艅ca w po艂udnie". (1 Ne. 1:6, 1:9)
Istota z kolumny ognistej rozkaza艂a Lehiemu zawo艂a膰 Sari臋, syn贸w
i c贸rki - a wi臋c i Nefiego - oraz przyjaci贸艂 rodziny. Grupk臋 t臋
wybrano do dalekiej podr贸偶y. Pokonawszy par臋 bardziej i mniej
istotnych problem贸w, wybra艅cy pod przyw贸dztwem tajemniczego
"Pana" zbudowali statek:
"I Pan przem贸wi艂 do mnie: Zbudujesz statek, jak ci to poka偶臋, abym
m贸g艂 przeprawi膰 twoich przez te wody". (I Ne. 17:9)
Ale to jeszcze nie wszystko, bo tajemnicza istota podarowa艂a
budowniczym statku "po偶ywienie dla kosmonaut贸w", kt贸rego nie
trzeba by艂o przyrz膮dza膰 ani gotowa膰. Wiedzia艂a nie tylko, 偶e jedzenie
potrzebne jest cia艂u i duszy, lecz r贸wnie偶 to, 偶e podr贸偶nym niezb臋dny
jest jeszcze jeden przyrz膮d - kompas!
"I rano, gdy m贸j ojciec wsta艂 i podszed艂 do wej艣cia namiotu, ku
swemu ogromnemu zdziwieniu ujrza艂 na ziemi kul臋 misternej roboty
z wy艣mienitego mosi膮dzu. I w kuli tej umieszczone by艂y dwie strza艂ki
i jedna z nich wskazywa艂a kierunek, w kt贸rym mieli艣my pod膮偶a膰 na
pustyni. [...] I pod膮偶ali艣my wed艂ug wskaza艅 kuli, kt贸ra prowadzi艂a
nas przez 偶yzne obszary pustyni." (1 Ne. 16:10, 16:16)
Podczas podr贸偶y Lehi umar艂. Po nim dow贸dztwo przej膮艂 Nefi.
Z powodu specjalnych wzgl臋d贸w, jakimi "Pan" darzy艂 Nefiego, zazdro-
艣ni bracia pojmali go i zawi膮zali. Z niemi艂ej sytuacji wybawi艂 Nefiego
kompas:
"I sta艂o si臋, 偶e gdy zwi膮zali mnie tak mocno, 偶e nie mog艂em si臋
poruszy膰, busola, kt贸r膮 nam Pan da艂, przesta艂a dzia艂a膰": (1 Ne.
18:12)
Bunt wygas艂, ekspedycja dotar艂a do kontynentu ameryka艅skiego
razem z metalowymi p艂ytami i kompasem:
"I ja, Nefi, zabra艂em tak偶e ze sob膮 wyryte na mosi臋偶nych p艂ytach
kroniki i kul臋, czyli busol臋, kt贸r膮, jak ju偶 pisa艂em, Pan przygotowa艂
dla mojego ojca". (2 Ne. 5:12)
Na podstawie opis贸w Nefiego mormo艅scy badacze s膮dz膮, 偶e grupa
pow臋drowa艂a z wybrze偶y Morza Czerwonego przez P贸艂wysep Arabski a偶
na wybrze偶a Oceanu Indyjskiego - w okolice Zatoki Ade艅skiej - gdzie
zbudowa艂a sw贸j statek, aby przez po艂udniowe rejony Oceanu Spokojnego
dotrze膰 do Ameryki Po艂udniowej. J. E. Talmage stwierdzi艂, 偶e by艂o to
oko艂o 590 r. prz. Chr. - zapami臋tajmy sobie dobrze t臋 dat臋.
Istnieje zadziwiaj膮cy dublet: opowie艣膰, kt贸r膮 Joseph Smith prze艂o偶y艂
w 1827 roku z metalowych p艂yt, mo偶emy znale藕膰 w Popol Vuh. Smith
jednak nie m贸g艂 zna膰 tre艣ci biblii Maj贸w-Quiche, Wolfagang Cerdan
przet艂umaczy艂 j膮 bowiem dopiero w latach pi臋膰dziesi膮tych naszego
stulecia!
[ Polski przek艂ad Popol Vuh, Ksi臋gi rady narodu Quichce ukaza艂 si臋
w 1980 r., jego autorami s膮 Halina Czarnocka i Carlos Marrodan Casas
(przyp. t艂um.). ]
Bezprzyk艂adna budowa
Na kontynent ameryka艅ski dotar艂y niezale偶nie od siebie dwie grupy
przybysz贸w:
- Jeredzi w hermetycznie zamkni臋tych stateczkach, w czasie pierw-
szej "boskiej fali". By艂y to mityczne czasy, w kt贸rych kronikarze
dok艂adnie pomieszali "szafirow膮" ksi臋g臋 Adama, wniebowst膮pie-
nie Henocha, dzieci z pr贸b贸wki, czyli Noego i Melchisedeka, oraz
"pan贸w" stworzenia, znanych jako Utnapisztim, Ziusudra i wielu,
wielu innych;
- Nefici, kt贸rzy przybywaj膮c ze wschodu dotarli do Ameryki Po艂u-
dniowej tysi膮ce lat p贸藕niej, oko艂o 590 r. prz. Chr.
Wkr贸tce po wyl膮dowaniu Nefi kaza艂 wznie艣膰 艣wi膮tyni臋:
"I ja, Nefi, zbudowa艂em 艣wi膮tyni臋 na wz贸r 艣wi膮tyni Salomona, ale
bez tak wielu drogocennych rzeczy, gdy偶 nie znale藕li艣my ich na tej
ziemi. Dlatego ta 艣wi膮tynia nie mog艂a by膰 jak 艣wi膮tynia Salomona,
lecz spos贸b budowy by艂 na wz贸r 艣wi膮tyni Salomona i jej wykonanie
by艂o misterne". (2 Ne. 5:16)
Nie chodzi mi wcale o udowodnienie, kt贸re fragmenty Ksi臋gi
Mormona s膮 prawdziwe. Wiernych Ko艣cio艂a Jezusa Chrystusa 艢wi臋tych
Dni Ostatnich ucieszy jednak zapewne fakt, 偶e produktem ubocznym
moich bada艅 jest nast臋puj膮cy dow贸d:
Nefi zbudowa艂 艣wi膮tyni臋 "na wz贸r 艣wi膮tyni Salomona". Je艣li to
prawda, to gdzie艣 w Ameryce Po艂udniowej musi sta膰 pomniejszona
replika 艣wi膮tyni, kt贸r膮 Salomon rozkaza艂 wznie艣膰 w Jerozolimie
- struktura architektoniczna z dziedzi艅cami wewn臋trznymi i zewn臋trz-
nymi, z miejscem 艣wi臋tym i czterema bramami na cztery strony 艣wiata.
艢wi膮tynia ta powsta艂aby mi臋dzy VI a V w. prz. Chr.
Poza tym: 艣wi膮tyni臋 Nefiego zbudowano by bez wzor贸w i zapo偶ycze艅
typowych dla architektury Ameryki Po艂udniowej. Poszukiwana 艣wi膮ty-
nia by艂aby "budowl膮 znik膮d" - nie obei膮偶on膮 miejscow膮 tradycj膮.
Trafi艂em nie tylko na 艣lad 艣wi膮tyni, do kt贸rej pasuj膮 te za艂o偶enia, lecz
r贸wnie偶 na 艣lad "Pana", kt贸ry przyprowadzi艂 Nefit贸w do Ameryki
Po艂udniowej. Czy po przybyeiu "b贸g" ten istnia艂 nadal, czy rozp艂yn膮艂
si臋 niczym duch? Poza tym: gdzie Nefi zwerbowa艂 robotnik贸w? Do
Ameryki Po艂udniowej przyby艂 przecie偶 z niewielk膮 grupk膮 ludzi.
Zaraz po przybyciu Nefici zacz臋li "uprawia膰 ziemi臋 i sia膰 nasiona.
I zasiali艣my wszystkie nasiona, kt贸re zabrali艣my z Jerozolimy [...]"
(1 Ne. 18:24).
Nast臋pnie zacz臋li p艂odzi膰 potomstwo - wyznawali wielo偶e艅stwo
(zabronione im przez pa艅stwo w 1890 r.). Zak艂adaj膮c, 偶e grupa
imigrant贸w sk艂ada艂a si臋 ze 100 kobiet i 100 m臋偶czyzn, a ka偶da kobieta
rodzi艂a jedno dziecko rocznie, to spo艂ecze艅stwo Nefit贸w mia艂oby po 15
latach 1500 nowych cz艂onk贸w. Pierworodni, maj膮cy po 15 lat, a wi臋c
dojrzali p艂ciowo, od razu poszli za przyk艂adem doros艂ych i walnie
przyczynili si臋 do powi臋kszenia grupy. Po 30 latach przynajmniej 5000
Nefit贸w mog艂o ju偶 chwali膰 "Pana". By艂o zatem do艣膰 ludzi, aby
rozpocz膮膰 budow臋 艣wi膮tyni, szczeg贸lnie gdyby do pracy zgodzili si臋
do艂膮czy膰 pierwotni mieszka艅cy kontynentu. Do艣膰 by艂o si艂y roboczej.
"Pan" by艂 obecny! Zaraz po przybyciu da艂 Nefiemu zadanie:
"I sta艂o si臋, 偶e z nakazu Pana sporz膮dzi艂em p艂yty z metalu, abym m贸g艂
na nich zapisa膰 dzieje mojego ludu". (1 Ne. 19:1)
Min臋艂o 30 lat. "Pan" przywi膮zywa艂 wag臋 do konsekwentnie prowa-
dzonego "dziennika pok艂adowego". Zn贸w nakaza艂 Nefiemu:
"I up艂yn臋艂o trzydzie艣ci lat od czasu, gdy opu艣cili艣my Jerozolim臋. [...]
I sta艂o si臋, 偶e Pan B贸g powiedzia艂 mi: Przygotuj inne p艂yty i dla
po偶ytku twojego ludu zapisz na nich wiele z tego, co jest dobre
w Moich oczach". (2 Ne. 5 : 28, 5 : 30)
Czy "Pan" by艂 zarozumia艂y? Dlaczego chcia艂, aby zapisywano rzeczy,
kt贸re by艂y "dobre w Jego oczach"? Bezustannie 偶膮da, aby jego z艂ote
s艂owa ryto na metalowych p艂ytach, uwa偶a, 偶e s膮 niezwykle wa偶ne dla
przysz艂o艣ci - inaczej pozwoli艂by zapisywa膰 je na materia艂ach palnych,
jak papirus, sk贸ra czy drewno. Sprytny "Pan" troszczy艂 si臋 o trwa艂o艣膰
swoich przekaz贸w - adresowanych do inteligentnych istot przysz艂o艣ci.
Trudne pytania: Czy w Ameryce Po艂udniowej znajduje si臋 艣wi膮tynia
zbudowana na wz贸r 艣wi膮tyni Salomona? Czy mo偶na tam znale藕膰
dowody na dzia艂alno艣膰 bog贸w?
Zapraszam do jej zwiedzenia.
II. Na pocz膮tku wszystko by艂o inne
Zwr贸ci膰 na co艣 uwag臋 wi臋kszo艣ci
znaczy: pom贸c zdrowemu rozs膮dkowi
wpa艣膰 na w艂a艣ciwy 艣lad.
Gotthold Ephraim Lessing (1729-1781)
La艂o jak z cebra w 贸w dzie艅 kwietniowy 1980 roku, gdy przed naszymi
drzwiami stan臋艂o dw贸ch przemok艂ych do suchej nitki mormo艅skich
misjonarzy. Starszy, maj膮cy oko艂o 30 lat, by艂 Amerykaninem i nazywa艂
si臋 Charly; m艂odszy, Paul, mieszka艂 w Bernie. Pos艂a艅cy Ko艣cio艂a Jezusa
Chrystusa 艢wi臋tych Dni Ostatnich podarowali mi niemiecki przek艂ad
Ksiggi Mormona, siedem innych wersji j臋zykowych sta艂o ju偶 w mojej
bibliotece. Zaprosi艂em misjonarzy do domu, aby rozgrzali si臋 przy
fili偶ance kawy.
Paul zapyta艂, co s膮dz臋 o Ksi臋dze Mormona. Powiedzia艂em, 偶e - moim
zdaniem - tre艣膰 P艂yt Etera i Nefiego jest bardzo interesuj膮ca i zawiera
wiele informacji. Stwierdzi艂em te偶, 偶e w 偶adnym razie nie uwa偶am ich za
fa艂szerstwo, cho膰 przyznaj臋 z ubolewaniem, i偶 do tekstu oryginalnego
dodano p贸藕niej r贸偶ne do艣膰 prostackie proroctwa dotycz膮ce Jezusa
Chrystusa.
M艂odzi nosiciele wiary nie chcieli si臋 z tym zgodzi膰, bo albo ca艂a
Ksi臋ga Mormona powsta艂a z inspiracji Ducha 艢wi臋tego, ergo jest
prawdziwa, albo ca艂o艣膰 jest do niczego. Obeznany nieco z tematem,
da艂em im do zrozumienia, i偶 czuj臋 zdecydowan膮 niech臋膰 do takiej
dyskusji, co berne艅czyk zrozumia艂 w lot -jakby wbrew powszechnemu
przekonaniu, 偶e mieszka艅cy tego miasta nie s膮 zbyt lotni - i powiedzia艂:
- Bez watpienia zna pan wiele zrujnowanych budowli w Ameryce
Po艂udniowej. Nie widzia艂 pan ruin przypominaj膮cych jerozolimsk膮
艣wi膮tyni臋 Salomona?
Zgodnie z prawd膮 powiedzia艂em, 偶e nic takiego nie przychodzi mi do
g艂owy. Misjonarze po偶egnali si臋, nie podejmuj膮e dalszych, beznadziej-
nych pr贸b nawr贸cenia mnie. Ten kwietniowy dzie艅 by艂 tak okropny, 偶e
na pewno znale藕li kolejn膮 ofiar臋 swojej 偶arliwo艣ci, je偶eli tylko chcieli
zas艂u偶y膰 si臋 b艂臋kitnemu niebu.
Paul zabi艂 mi 膰wieka, kt贸ry co chwila dawa艂 zna膰 o sobie.
Pytanie, czy w Ameryce Po艂udniowej jest 艣wi膮tynia wymieniona
w Ksi臋dze Nefiego, nie by艂o dla mnie mniej wa偶ne ni偶 pytanie, czy
istnia艂a 艣wi膮tynia, kt贸r膮 tak wyczerpuj膮co opisa艂 w Starym Testamencie
prorok Ezechiel - 艣wi膮tynia w dalekim kraju, na wysokiej g贸rze,
zbudowana jak 艣wi膮tynia Salomona. By艂oby nadzwyczaj interesuj膮ce,
gdyby w Ameryce Po艂udniowej istnia艂a 艣wi膮tynia odpowiadaj膮ca
opisom Ezechiela.
Co wsp贸lnego ma Nefi z Ksi臋gi Mormona z biblijnym Ezechielem?
Obaj 偶yli w tych samych czasach, w tym samym rejonie geograficznym.
Mo偶e nawet si臋 znali. Obaj opisywali lataj膮cego boga, kt贸ry zst臋powa艂
na ziemi臋 i udziela艂 ludziom r贸偶nych rad. W艂a艣nie na rozkaz tego boga
Nefi poleci艂 wznie艣膰 w Ameryce Po艂udniowej 艣wi膮tyni臋, z tym samym
bogiem polecia艂 Ezechiel do dalekiego kraju, gdzie pokazano mu
kompleks 艣wi膮tynny na wysokiej g贸rze, zbudowany jak 艣wi膮tynia
Salomona. Udowodniono, 偶e Ezechiel mieszka艂 w Jerozolimie i w Babi-
lonu. Je艣li kto艣 pokaza艂 mu 艣wi膮tyni臋 w Ameryce Po艂udniowej - a pro-
rok opisa艂j膮 z niewiarygodn膮 dok艂adno艣ci膮 - to ten kto艣 musia艂 go tam
zawie藕膰 drog膮 powietrzn膮. Nie ma innej mo偶liwo艣ci.
Moje poszukiwania 艣wi膮tyni Salomona w Ameryce Po艂udniowej
by艂y zainspirowane nie tylko lektur膮 Ksi臋gi Mormona, poszukiwa艂em
bowiem tak偶e 艣wi膮tyni opisywanej przez Ezechiela oraz 艣lad贸w
"lataj膮cego boga", kt贸ry w macza艂 w tym palce. Dopiero p贸藕niej
pomy艣la艂em sobie, jakie by to by艂o fasycynuj膮ce, gdyby zetkn臋艂y si臋
oba 艣lady.
Andyjska Jerozolima nazywa si臋
Chavin de Huantar
W oczach migota艂y mi fotografie 艣wi膮ty艅, zamieszczone w pracach
archeologicznych. Znalezienie 艣wi膮tyni w艂a艣ciwej sta艂o si臋 dla mnie
wa偶niejsze ni偶 dla zapalonego flatelisty zdabycie "b艂臋kitnego Mauritiu-
sa". Za ka偶dym razem, kiedy zaczyna艂em dostrzega膰 podobie艅stwa,
plan jerozolimskiej 艣wi膮tyni Salomona m贸wi艂, 偶e mojemu "znalezisku"
czego艣 brakuje, 偶e jest za m艂ode lub za stare, 偶e nie powsta艂o za czas贸w
Ezechiela i Nefiego. Zgromadzi艂em 39 bogato ilustrowanych dzie艂.
W ka偶dym omawiano Chavin de Huantar. Postanowi艂em odwiedzi膰 to
miejsce, zmierzy膰 je dok艂adnie, pozna膰 okolic臋.
Rok 1981. S艂otna i zimna wiosna w Europie. Gdy w stolicy Peru Limie
wynajmowa艂em radziecki 艂azik, 艂ad臋-niw臋, panowa艂a tam jesie艅.
Wczesnym rankiem, d艂ugo przed 艣witem, ruszy艂em asfaltow膮 szos膮
- Panamericana del Norte - jedn膮 z najwspanialszych tras widoko-
wych 艣wiata, przez piaszczyste pustynie wzd艂u偶 wybrze偶y w kierunku
Trujillo, czwartego co do wielko艣ci miasta Peru. W pobli偶u miasteczka
Pativilca zjecha艂em z Panamericany. Droga bieg艂a teraz mi臋dzy planta-
cjami trzciny cukrowej.
Kiedy w male艅kiej plac贸wce celnej ui艣ci艂em 250 soles, od strony 艂ady
dolecia艂 mnie zapach benzyny. Okaza艂o si臋, 偶e samoch贸d nie ma korka
paliwa. Owin膮艂em kamie艅 plastykow膮 torb膮 i zatka艂em dziur臋.
Mniej wi臋cej po 30 km jazdy kamienn膮 pustyni膮 obok gro藕nych
urwisk, droga zacz臋艂a si臋 艂agodnie wznosi膰. Po odga艂臋zieniu do Pativilca
- w dali wida膰 ruiny india艅skiej twierdzy z epoki Chimu - na
wysoko艣ci 780 m dotar艂em do Chasquitambo, wiochy zabitej dechami.
W dawnych czasach by艂 to punkt kontrolny inkaskich pos艂a艅-
c贸w-biegaczy. Dzi艣 to miejsce te偶 nadaje si臋 tylko do tego, aby je
omin膮膰.
Ciasnymi serpentynami rozpocz膮艂 si臋 podjazd nad rdzawobr膮zow膮
przepa艣ci膮. Po chwili ci臋偶kie chmury deszczowe znalaz艂y si臋 pod nami,
znikn臋艂y te偶 艣ciany mg艂y, pozwalaj膮c ujrze膰 dalekie szczyty - jasno-
br膮zowe b膮d藕 l艣ni膮ce czerni膮.
Z ka偶dym zakr臋tem wznosili艣my si臋 coraz wy偶ej, a moja rozklekotana
i kaszl膮ca 艂ada-niwa mia艂a coraz mniejsz膮 ochot臋 na kontynuowanie
podr贸偶y. Wspania艂y produkt komunizmu nie dawa艂 sobie rady nawet na
drugim biegu. Ko艂o Cajacay, na wysoko艣ci 2600 m, staruszka wyzion臋艂a
ducha. Astma. Silnikowi zabrak艂o tlenu. Zdj膮艂em pokryw臋 filtru powiet-
rza. Wymienny wk艂ad, kt贸ry zazwyczaj bez trudu przepuszcza powietrze,
wygl膮da艂 jak gipsowy opatrunek. Wyrzuci艂em wszystko, zamkn膮艂em
pokryw臋, przekr臋ci艂em kluczyk i... krn膮brny wehiku艂 skoczy艂 do przodu
jak rasowy ko艅. Zrozumia艂, 偶e musz臋 dosta膰 si臋 na szczyty.
Towarzysze podr贸偶y
Pokonuj膮c kolejne zakr臋ty mia艂em wra偶enie, 偶e za nast臋pnym ujrz臋
prze艂臋cz. Z艂udna to by艂a nadzieja, bo przede mn膮 wci膮偶 otwiera艂y si臋
nowe doliny. Lepianki na skraju drogi pojawia艂y si臋 coraz rzadziej.
Indianie w kolorowych ponczach, z ci臋偶kimi tobo艂ami na plecach,
stawiali powoli krok za krokiem - w niezmiennym, wypr贸bowanym
rytmie. Cz艂owiek dziwi si臋, w jaki spos贸b pracowici autochtoni potrafi膮
prze偶y膰 na tej nieurodzajnej, skalistej ziemi. Jedna trzecia licz膮cego 14,6
miliona mieszka艅c贸w Peru mieszka w wysoko po艂o偶onych cz臋艣ciach
kraju.
Po dotarciu na wysoko艣膰 4100 m znalaz艂em si臋 wreszcie na zimnej,
spowitej chmurami prze艂臋czy. W europejskich szeroko艣ciach geograficz-
nych by艂aby to strefa wiecznych 艣nieg贸w, ale Peru le偶y bli偶ej r贸wnika.
Tu ros艂a nawet sk膮pa trawa i suche krzaki.
M艂oda Indianka o ciemnobr膮zowej cerze - z niemowl臋ciem w chu艣-
cie na piersi i ci臋偶kim workiem kartotli na plecach - spojrza艂a na mnie
nieufnie wielkimi, ciemnymi oczami, gdy zapyta艂em, czy mog臋 j膮
podwie藕膰: tak uprzejmi nieznajomi rzadko pojawiaj膮 si臋 pewnie w tej
okolicy. Zdj膮艂em jej worek i po艂o偶y艂em za siedzenia. Wsiad艂a i u艣miech-
n臋艂a si臋 z za偶enowaniem, gdy uda艂o si臋 jej wreszcie ogarn膮膰 sze艣膰
sp贸dnic, jakie nosz膮 Indianki. Min臋li艣my zamarzni臋t膮 lagun臋 Conoco-
cha, maj膮c przed sob膮 j臋zory lodowca wznosz膮cego si臋 na 6600 m
szczytu Cordillera de Huayhuash.
Z milkliwej Indianki wyci膮gn膮艂em informacj臋 o celu jej podr贸偶y
- by艂o nim Catac le偶膮ce na wysoko艣ci 3540 m, w dolinie Rio Santa.
Wstrz膮sn臋艂a mn膮 my艣l, 偶e kobieta z dzieckiem i takim ci臋偶arem
musia艂aby i艣膰 40 km, co zaj臋艂obyjej dwa dni - samochodem dotarli艣my
tam w ci膮gu p贸艂 godziny. W Catac jest rozga艂臋zienie drogi prowadz膮ce
do Chavin de Hauntar.
Na jedynej tu stacji benzynowej "wzi膮艂em na pok艂ad" m艂od膮 dam臋
oraz dw贸ch m臋偶czyzn - ona nazywa艂a si臋 Ruth, czarnobrody m臋偶czyz-
na - Uri, rudobrody - Isaak. Byli to Izraelczycy, kt贸rzy postanowili
przez rok w臋drowa膰 po 艣wiecie gdzie oczy ponios膮 - nie mogli si臋
jednak oderwa膰 od takich obiekt贸w jak Chavin de Huantar. Zapytali,
co mnie tu sprowadza. Na pocz膮tek poprzesta艂em na m臋tnych aluzjach
do 艣wi膮tyni Salomona i proroka Ezechiela. Nie wiedzia艂em, czy nie s膮 to
przypadkiem ortodoksyjni 偶ydzi, kt贸rych zaszokuje prawdziwy cel
mojej ekspedycji.
- Jest pan Szwajcarem? - zapyta艂 Uri. - To zna pan na pewno
ksi膮偶ki Ericha von Danikena. Go艣膰 g艂osi idee, co do kt贸rych nie jestem
pewien, czy s膮 szalone, czy mo偶e maj膮 r臋ce i nogi...
Zagryz艂em wargi.
W Catac sko艅czy艂 si臋 asfalt, dalej gruntowa droga prowadzi艂a
zakolami do malowniczego lodowego g贸rskiego jeziora Quericocha
(3980 m n.p.m.). Wzrok przykuwa艂y pokryte 艣niegiem szczyty Yanama-
rey (5260 m n.p.m.).
Potem by艂 tunel przy prze艂臋czy Kahuish (4510 m n.p.m.). S艂owo
"tunel" mo偶e wywo艂a膰 u mieszka艅c贸w kraj贸w uprzemys艂owionych
niew艂a艣ciwe skojarzenia, nale偶y wi臋c zwr贸ci膰 uwag臋, 偶e tutejszy by艂
w istocie tylko po艣piesznie wykutym w skale "korytarzem", przez kt贸ry
prowadzi艂a droga z dziurami po kolana. Ze stropu i 艣cian kapa艂a woda
z lodowca. 艢wiate艂 i znak贸w reguluj膮cych ruch nie ma oczywi艣cie na tej
jednokierunkowej drodze z koszmarnego snu. Je偶eli z przeciwnej strony
wida膰 zbli偶aj膮ce si臋 w fontannach wody 艣wiat艂a jakiego艣 pojazdu, to
kierowca b臋d膮cy bli偶ej wyj艣cia musi wycofa膰 sw贸j samoch贸d. Oczywi艣-
cie ka偶dy wje偶d偶a do "tunelu" z nadziej膮, 偶e nie natknie si臋 na nikogo
jad膮cego z przeciwka. Ta droga nie zas艂uguje nawet na jedn膮 gwiazdk臋
w przewodniku.
O ile wjazd na prze艂臋cz by艂 m臋cz膮cy, o tyle stromy zjazd w dolin臋
Mosny m贸g艂 przyprawi膰 o dr偶enie kolan i zawr贸t g艂owy nawet tak
wytrawnego kierowc臋jakja. Dr贸偶ka, przyklejona do 艣ciany przepa艣ci,
wi艂a si臋 ciasnymi zakr臋tami niczym w膮偶 bez ko艅ca. Marzy艂em, 偶eby
nie mie膰 prawego oka, bo w艂a艣nie po tej stronie rozci膮ga艂a si臋 z艂o-
wroga przepa艣膰. W okolicach wioski Machac (3180 m n.p.m.) wjecha-
li艣my w dolin臋. Niezmierzone ruiny Chavin de Huantar s膮 tu偶 przy
drodze.
Hotel "Turistas" by艂 wype艂niony do ostatniego 艂贸偶ka - nie przez
turyst贸w, lecz archeolog贸w. Zebra艂a si臋 tu 艣mietanka przedstawicieli
tego zawodu z Niemiec i Peru. Spo艣r贸d dostojnej grupy profesorowie
Udo Oberem i Hennig Bischof pozdrowili mnie uprzejmie, ich
peruwia艅scy koledzy natomiast uprzejmie i 偶yczliwie. Dla Niemc贸w
jestem wci膮偶 nieobliczalnym laikiem, kt贸ry nie wiadomo, z czym
wyskoczy. Peruwia艅czycy traktuj膮 mnie inaczej. Kiedy przed kilku
laty by艂em uroczy艣cie przyjmowany przez cz艂onk贸w rady gminy
miasta Nazca, burmistrz powiedzia艂 w laudatio, 偶e istnieje wiele teorii
na temat zagadkowych linii na p艂askowy偶u Nazca. Trudno dzi艣
rozstrzygn膮膰, czy by艂y to kalendarze, czy te偶 miejsca startu balon贸w na
gor膮ce powietrze, pozosta艂o艣ci inkaskich dr贸g czy rysunki kultowe,
place gry albo oznaczenia terenowe dla istot pozaziemskich. "Nas,
kt贸rzy tu 偶yjemy i pracujemy - powiedzia艂 burmistrz Nazca - wcale
nie interesuje, kt贸ry specjalista ma racj臋. Pewne jest tylko to, 偶e pan
Erich von Daniken przysporzy艂 naszemu regionowi najwi臋kszej liczby
turyst贸w!" I o to chodzi.
Przy kolacji Izraelczycy zapytali, czy mog膮 mi jako艣 pom贸c - w ko艅-
cu dowiedzieli si臋, kto ich podwi贸z艂. Z wdzi臋czno艣ci膮 przyj膮艂em
propozycj臋, bo przy pomiarach przyda艂aby mi si臋 scriptgirl.
W zamku, kt贸ry nigdy nie by艂 zamkiem
Izraelczycy oczekiwali mnie w dobrym nastroju na os艂onecznionym
wzg贸rzu przed ruinami. Jakby to by艂o oczywiste, wzi臋li aparaty
fotograficzne i przyrz膮dy pomiarowe. Przez wielk膮 drewnian膮 bram臋
weszli艣my w ruiny Chavin de Huantar.
Zachowana cz臋艣膰 kornpleksu nazywa si臋 EI Castillo, zamek - cho膰
nigdy nie by艂a zamkiem. Jest to prostok膮tny budynek dlugo艣ci 72,9 m
i szeroko艣ci 70 m. Elewacj臋 tworz膮 wielkie bloki granitu, dopasowane
co do milimetra. Ciosy dolne, najstarsze i najbli偶sze gruntu, zachowa-
艂y si臋 najlepiej. Im wy偶ej pochylanego ku 艣rodkowi budynku, tym
wyra藕niejsze s膮 艣lady erozji - podobnie jak w 艣wi膮tyni Salomona
w Jerozolimie, nad kt贸r膮 przesz艂o 36 wojen, niszcz膮c j膮 17 razy.
I w Chavin, i w Jerozolimie najni偶sze ciosy by艂y jakby podstaw膮, na
kt贸rej wznoszono coraz to nowe mury.
G艂贸wny portal Castilla jest skierowany na wsch贸d - tam, sk膮d
wstaje s艂o艅ce - w kierunku Jerozolimy. Dwie kolumny, na kt贸rych
spoczywa monolit d艂ugo艣ci 9 m - s膮 ob艂o偶one kwadratowymi i prosto-
k膮tnymi p艂ytami granitu. Masywne kolumny - podobnie jak monolit
zamykaj膮cy i p艂yty os艂ony - s膮 w ca艂o艣ci pokryte reliefami nie-
zrozumia艂ej tre艣ci. Przez wieki wiatry i deszcze zatar艂y ryty, r贸wnie偶
ludzie poobijali niestety delikatne cyzelacje. W czasach swojej 艣wietno-
艣ci ta pot臋偶na budowla, widziana z bliska, musia艂a sprawia膰 wra偶enie
prawie jednolitego bloku kamienia. El Castillo by艂 zako艅czeniem,
zwie艅czeniem kompleksu 艣wi膮tynnego, by艂 miejiscem naj艣wi臋tszym,
gdzie wst臋p mieli tylko najwy偶si kap艂ani.
Dzi艣 za monumentalnym portalem g艂贸wnym le偶y kupa gruzu, po-
ro艣ni臋ta k臋pami trawy. Kalka stopni ni偶ej znajduje si臋 plac, zajmuj膮cy
ca艂膮 szeroko艣膰 Castillo - dziedziniec przed miejscem 艣wi臋tym. Scho-
dy, oddalone od Castillo o 36 m, biegn膮 na drugi wielki dziedziniec
o wymiarach 70 x 42 m, z kt贸rego kolejne schody prowadz膮 na
kwadratowe, tak zwane "zag艂臋bione miejsce" (d艂ugo艣膰 boku 49,7 m).
Na p贸艂noc i na po艂udnie od "zag艂臋bionego miejsca" wznosz膮 si臋
platformy, kt贸rych jeszcze nie odkopano, na paru monolitach wy-
staj膮cych z ziemi wida膰 jednak r臋k臋 ludzk膮. Ca艂e to miejsce zajmuje
powierzchni臋 oko艂o 13 ha, do dzi艣 jednak ods艂oni臋to tylko kompleks
艣wi膮tynny. Wiadomo, 偶e ca艂a ta struktura architektoniczna sta艂a na
sztucznie wzniesionych, kamiennych platformach.
Z "zag艂臋bionego miejsca" cztery ci膮gi schod贸w biegn膮 na cztery
strony 艣wiata, co potwierdza kompas. Plateou d艂ugo艣ci 80 m opada ku
Mo艣nie, p艂yn膮cej na po艂udniowy wsch贸d ad kompleksu 艣wi膮tynnego.
Od zachodniego muru Castillo do rogu po艂udniowo-wschodniego
budowla ma 228 m. Cz臋艣膰, na kt贸rej rozpocz臋to prace wykopaliskowe,
ma szeroko艣膰 175 m. W wymiarach tych nie mie艣ci si臋 mur, otaczaj膮cy
niegdy艣 ten obszar. Jego imponuj膮ce resztki wida膰 jeszcze po stronie
zachodniej.
W ka偶dym razie wznosi艂a si臋 tu kiedy艣 pot臋偶na, prostok膮tna budowla
o dziedzi艅cach wewn臋trznych i zewn臋trznych oraz wznosz膮cym si臋
- jeszcze dzi艣 - na wysoko艣膰 10 m sanktuarium z dziedzi艅cami we-
wn臋trznymi, przeznaczonymi dla kap艂an贸w, i zewn臋trznymi dla ludu.
Ci膮gi schod贸w i bramy orientuj膮 prostok膮tny budynek zgodnie ze
stronami 艣wiata, a portal g艂贸wnyjest skierowany na wsch贸d - tak samo
jak w jerozolimskiej 艣wi膮tyni Salomana.
Jerozolimska 艣wi膮tynia Salomona nie jest ju偶 prostok膮tna jak kiedy艣,
jej rzut przypomina obecnie trapez nier贸wnoboczny o d艂ugo艣ci 315 m
na p贸艂nocy, 280 m na po艂udniu, 485 m na zachodzie i 470 m na
wschodzie.
Pierwotnie 艣wi膮tynia sta艂a jednak na rzucie prostok膮ta. Za deforma-
cje odpowiedzialny jest kr贸l Herod I Wielki, kt贸ry kaza艂 podwoi膰 jej
obszar, a poniewa偶 brakowa艂o miejsca, zbudowano mury oporowe, na
kt贸rych - w贸wczas - rozmieszczano kolejne platformy. Ruth, Uri
oraz Isaak zdejmowali wymiary z dziedzi艅c贸w 艣wi膮tynnych, mur贸w
i monolit贸w. Ja fotografowa艂em wszystko pod wszelkimi mo偶liwymi
k膮tami. Zatka艂o mnie, kiedy w przerwie na papierosa Ruth odda艂a mi
m贸j blok zaci艣ni臋ty w klipsie na plastykowym blaciku: profesjonalizm
jej pracy rzuca艂 si臋 w oczy! Precyzyjne linie tworzy艂y doskona艂y plan
sytuacyjny. Szkic budowli obejmowa艂 r贸wnie偶 mury, monolity, stopnie,
ci膮gi schod贸w i zag艂臋bione miejsca. Na ko艅cach linu niewielkie strza艂ki
wskazywa艂y d艂ugo艣膰 danego odcinka.
Usiedli艣my na ska艂ach, kt贸rych tu nie brakowa艂o. Zapyta艂em nowych
przyjaci贸艂, kim s膮 z zawodu. Ruth stwierdzi艂a sucho:
- Jestem geodetk膮, praktycznie na codzie艅 zajmuj臋 si臋 pomiarami
grunt贸w i dr贸g.
To st膮d ta perfekcja! Uri by艂 nauczycielem, Isaak - pilotem. Bogowie
podsun臋li mi w艂a艣ciwych ludzi! We czw贸rk臋 odwalili艣my robot臋, na
kt贸r膮 sam strawi艂bym wedle prostego rachunku cztery razy wi臋cej czasu.
Potem zabrali艣my si臋 do badania korytarzy i sztolni, rozci膮gaj膮cych
si臋 niczym sie膰 pod Chavin de Huantar. Przej艣cie po wschodniej stronie
wielkiego placu mia艂o tylko 1,1 m wysoko艣ci i 67 cm szeroko艣ci, nie
mo偶na si臋 wi臋c w nim by艂o nawet wyprostowa膰. Kiedy艣 korytarz by艂
wy偶szy, ale 17 stycznia 1945 r. Chavin de Huantar nawiedzi艂a wielka
pow贸d藕. Po wschodniej stronie kompleksu p艂ynie rzeczka Mosna, po
stronie p贸艂nocno-zachodniej - mi臋dzy ruinami a india艅sk膮 wiosk膮
Chavin - spada w d贸艂 potok Huacheqsa, bior膮cy pocz膮tek w le偶膮cym
wysoko w g贸rachjeziorze, przyjmuj膮cym wod臋 z topniej膮cego lodowca.
W grudniu 1944 i w styczniu 艂945 roku do jeziora sp艂yn臋艂y znaczne
ilo艣ci wody, skalne brzegi zbiornika wodnego p臋k艂y niczym mury
zapory. Potok zamieni艂 si臋 w rozszala艂膮 rzek臋 i zala艂 ni偶ej po艂o偶one
cz臋艣ci Chavin de Huantar, pokrywaj膮c je warstw膮 czarnobrunatnego
szlamu, kt贸ry dosta艂 si臋 r贸wnie偶 do podziemnych przej艣膰. Woda
sp艂yn臋艂a - 偶wir, piach i szlam zosta艂y.
Przej艣cie, przez kt贸re przedziera艂em si臋 przy 艣wietle latarki, by艂o wi臋c
niegdy艣 wy偶sze albo g艂臋bsze - jak kto woli. Tam, gdzie uda艂o mi si臋
doj艣膰 korytarzem pod ruinami, ujrza艂em pi臋膰 sztolni rozga艂臋ziaj膮cych si臋
na boki - maj膮cych po 60 cm wysoko艣ci i po 48 cm szeroko艣ci. Mog艂y
to by膰 elementy systemu wodoci膮gowego, zw艂aszcza 偶e przej艣cie g艂贸wne
bieg艂o w kierunku Mosny.
Po stronie zachodniej jednak korytarz wysoko艣ci 1,72 m bieg艂 na
po艂udnie, nie w kierunku strumienia, a wi臋c w przypadku podziemnej
infrastruktury nie mo偶e w 偶adnym razie chodzi膰 o sztolnie, kt贸rymi
p艂yn臋艂a woda.
Chavin de Huantar by艂o zalewane ju偶 w dawnych czasach. W 1919 r.
peruwia艅ski archeolog Julio C. Tello prowadzi艂 tu wraz z grup膮 Indian
szeroko zakrojone prace wykopaliskowe. Gdy przyby艂 tam po raz wt贸ry
w I934 roku, okaza艂o si臋, 偶e wody potoku "zniszczy艂y cz臋艣膰 g艂贸wnego
skrzyd艂a". Tello pisze, i偶 jedna trzecia kompleksu, kt贸r膮 widzia艂
nietkni臋t膮, by艂a zniszczona, wiele podziemnych przej艣膰 i kana艂贸w
zosta艂o zamulonych. W odleg艂o艣ci paru kilometr贸w od 艣wi膮tyni Tello
odkry艂 resztki ceramiki, przedmioty metalowe i kamienne osadzone na
rzecznej p艂yci藕nie. Pochodzi艂y one z ruin 艣wi膮tyni.
Kiedy 艣wi膮tynia sta艂ajeszcze nie naruszona w ca艂ej swej wspania艂o艣ci,
g贸rskie potoki nie mog艂y jej nic uczyni膰. Spojenia megalitycznych
mur贸w by艂y szczelne, abok i pod Chavin de Huantar funkcjonowa艂
system kana艂贸w, potoki by艂y uregulowane. Dopiero kiedy zwalone
drzewa i monolity zacz臋艂y blokowa膰 koryto, dopiero kiedy z艂odzieje
grob贸w powybijali dziury w murach Castillo, woda mog艂a zacz膮膰
wypr贸bowywa膰 swoj膮 niszczycielsk膮 si艂臋 na budowlach.
Nazajutrz moi Izraelczycy wsiedli do autobusu dla Indian, gdzie
ludzie jechali st艂oczeni jak 艣ledzie w beczce. Przyrzek艂em, 偶e ka偶demu
z nich wy艣l臋 po jednej z moich ksi膮偶ek w hebrajskim przek艂adzie
z dedykacj膮. Znali艣my si臋 tylko dwa dni, ale jad膮c 艂ad膮-niw膮 do ruin,
aby dok艂adniej zbada膰 przej艣cia w krecim pag贸rku, dotkliwie od-
czuwa艂em brak Ruth i obu brodaczy.
W 艣wiecie podziemi - blisko bog贸w
Po p贸艂nocnej stronie Castillo s膮 dwie sztolnie zamkni臋te 偶elaznymi
kratami, 偶eby tury艣ci nie wchodzili na w艂asn膮 r臋k臋 do ciemnego
labiryntu. Sam stwierdzi艂em, 偶e to labirynt.
Zaraz za wej艣ciem pierwsza ze sztolni prowadzi do szczeg贸lnego
miejsca, El Lanzon - s艂owo to oznacza dzid臋 albo oszczep. E1 Lanzon
jest umiejscowiony na prostok膮tnym skrzy偶owaniu dw贸ch korytarzy,
maj膮cych wprawdzie ponad 3 m wysoko艣ci, ale tylko 50 cm szeroko艣ci.
Monolityczne p艂yty granitu tworz膮 sufit - tak masywny, jakby mia艂
przetrwa膰 wieczno艣膰.
Przej艣cie to nie by艂oby warte wspominania, nawet mimo dziwnych
proporcji, gdyby nie niepoj臋ta zagadka: El Lanzon jest olbrzymi膮 stel膮
o wysoko艣ci ponad 4 m, kamienne przej艣cia jednak maj膮 co najwy偶ej
3 m wysoko艣ci! Jak zatem wniesiono tu stel臋? Nie zrobiono jej z gumy,
kt贸r膮 mo偶na wygina膰. Nie, nie, to nie b艂膮d! Tego przedmiotu nie da si臋
tu dotransportowa膰 tak偶e w pozycji horyzontalnej, ze wzgl臋du na
zakr臋ty korytarza maj膮cego tylko 50 cm szeroko艣ci. Jest tylko jedna
mo偶liwo艣膰: tajemniczy projektanci Chavin de Huantar jeszcze przed
rozpocz臋ciem budowy zaplanowali otw贸r w suficie, przez kt贸ry mo偶na
by艂o opu艣ci膰 stel臋 na skrzy偶owanie obu przej艣膰, zanim wyros艂a nad nimi
艣wi膮tynia.
Nikt nie wie, co przedstawia El Lanzon. Czeski archeolog i etnograf
Miloslav Stingl uzna艂 stel臋 za:
"[...] nadzwyczaj dziwn膮 istot臋. Nad doln膮 warg膮 wyst臋puj膮 pot臋偶ne
z臋by jaguara. Oczy kieruj膮 si臋 nieruchomo w g贸r臋, jak gdyby patrzy艂y
w niebo. Nawet pas, obejmuj膮cy cia艂o boga, jest zdobiony g艂owami
jaguara. Z pasa zwisaj膮 dwie w臋偶owe g艂owy. Jedn膮 r臋k臋 - praw膮
- b贸g trzyma wzniesion膮, drug膮 wzi膮艂 si臋 pod bok".
Jest to opis, nie interpretacja, ale mnie trudno zrozumie膰 nawet to, bo
nie udaje mi si臋 rozpozna膰 w steli 偶adnej opisanej "istoty". Tak, mo偶na
tu zobaczy膰 wielki pysk, z kt贸rego szcz臋k wyrastaj膮 z臋by jaguara, nie s膮
to jednak 艣mierciono艣ne k艂y, jakie maj膮 zazwyczaj jaguary. Tak, tam
gdzie Miloslav Stingl widzi z臋by jaguara, ja widz臋 - dysponuj膮c nie
mniejsz膮 fantazj膮 - zawiasy, zreszt膮 ca艂a stela sprawia moim zdaniem
wra偶enie raczej jakiego艣 urz膮dzenia ni偶 wizerunku zwierz臋cia.
Poza przej艣ciem, kt贸rym szed艂em a kt贸re wychodzi
na El Lanzon, wszystkie korytarze biegn膮ce ze skrzy-
偶owania ko艅cz膮 si臋 艣lepo. Po kilku krokach zatrzymy-
wa艂em si臋 zawsze przed murem. Wydawa艂o mi si臋
to nader dziwne. Jaki to mia艂o sens, 偶e projektanci
Chavin de Huantar wybudowali tylko przej艣cie do El
Lanzon, inne sztolnie za艣 zako艅czyli dla 偶artu 艣lepymi
murami? Tyle zachodu dla jednego g艂upiego architek-
tonicznego dowcipu? Podejrzewam, 偶e w 艣lepych kory-
tarzach s膮 sekretne drzwi. W艂a艣nie tak.
Poniewa偶 nie mog艂em przej艣膰, musia艂em zawr贸ci膰.
Na dworze o艣lepi艂o mnie s艂o艅ce, bardzo jasne na wy-
soko艣ci 3000 m. Zamruga艂em oczyma i wszed艂em do
drugiej sztolni, obiegaj膮cej El Castillo w kierunku na
po艂udnie. S艂abe 偶ar贸wki na 艣cianach wysiad艂y. Po
omacku wydosta艂em si臋 na zewn膮trz. Mi艂y stra偶nik
po偶yczy艂 mi - jako fant zostawi艂em mu swoj膮 zapal-
niczk臋, kt贸rej b臋dzie mi wkr贸tce brakowa膰 - przed-
potopow膮 karbid贸wk臋. Jej zapach przypomnia艂 mi
lamp臋 mojego pierwszego roweru.
Jaskrawozielone 艣wiat艂o pada艂o na wykuty kory-
tarz, zn贸w 3 m wysoko艣ci, i na monolityczne stropy.
Wkr贸tce od sztolni odesz艂y dwa przej艣cia, biegn膮ce
pod k膮tem prostym - wybra艂em lewe.
Omal si臋 nie potkn膮艂em o dziwny kamienny przed-
miot, kt贸ry po po艣piesznych ogl臋dzinach okaza艂 si臋
podobn膮 do ludzkiej g艂ow膮 w he艂mie. Dawniej 艣ciany
by艂y ozdobione reliefami, przedstawiaj膮cymi wznosz膮-
ce si臋 postacie ze sztywnymi skrzyd艂ami - do dzi艣
zachowa艂y si臋jedynie fragmenty, 艣wiadcz膮ce o ca艂o艣ci.
Reliefy s膮 tak precyzyjne, tak p艂ytko cyzelowane, jak
gdyby 膰wiczy艂 tu swoje hobby wsp贸艂czesny nam den-
tysta dysponuj膮cy maszyn膮 do borowania z臋b贸w
- denty艣ci jednak nie miewaj膮 czasu na takie pod-
ziemne zaj臋cia, inwestuj膮 raczej w budownictwo nazie-
mne, do tego owocuj膮ce czynszami. Tak偶e i tu stan臋艂a
mi zaraz na drodze pot臋偶na 艣ciana.
Z gorliwo艣ci膮 i cierpliwo艣ci膮 harcerza zawr贸ci艂em do wej艣cia, po-
szuka艂em kolejnej dziury i wdrapawszy si臋 po siedmiu stromych
schodkach dotar艂em do nast臋pnego korytarza, maj膮cego 1,3 m szero-
ko艣ci i 1,83 m wysoko艣ci. Dw贸ch nieproszonych go艣ci mog艂oby tu
i艣膰 spokojnie obok siebie. W poprzek ko艅ca schod贸w biegnie w膮skie
przej艣cie, z kt贸rego trzy dalsze prowadz膮 do trzech pomieszcze艅
o d艂ugo艣ci 5,7 m, szeroko艣ci 1,94 m i wysoko艣ci 2,25 m. Karbid贸wka
wyczarowywa艂a zielonkawym 艣wiat艂em groteskowy nastr贸j: dziwne
kamienne g艂owy rzuca艂y ku mnie dumne, nieco szydercze spojrzenia,
wskazywa艂y na swoje he艂my. Pyta艂y podst臋pnie: co o nas s膮dzisz?
Czasem cz艂owiek chce przej艣膰 przez 艣cian臋, ale ani rusz mu to nie
wychodzi. Pocz艂apa艂em z powrotem do g艂贸wnego korytarza, dwa razy
obr贸ci艂em si臋 o 90艡 wok贸艂 w艂asnej osi, zapami臋ta艂em to sobie i wkroczy-
艂em do kolejnego pomieszczenia. Tam kamienne g艂owy sta艂y na grubej
desce w porz膮dnym szeregu, naprzeciw relief贸w pe艂nych legendarnych
wizerunk贸w. Ile podobnych przej艣膰 i pomieszcze艅 czeka jeszcze na
odkrycie? Mo偶e na swego odkrywc臋 czeka gdzie艣 pod ruinami tajemnica
"bog贸w", mo偶e gdzie艣 pod ziemi膮 budowniczowie pozostawili klucz do
niezrozumianej kultury Chavin de Huantar.
Gdy centymetr po centymetrze przeszukiwa艂em wzrokiem 艣cian臋
zamykaj膮c膮 przej艣cie, maj膮c nadziej臋, 偶e znajd臋 wskaz贸wk臋, gdzie jest
dalsza droga, karbid贸wka wyda艂a z sykiem ostatnie tchnienie. Znalaz-
艂em si臋 w zupe艂nej ciemno艣ci. By艂o cicho jak w grobie. Dopiero teraz
poczu艂em delikatny pr膮d powietrza biegn膮cy przez pomieszczenie.
Gdzie艣 dzia艂a艂a wentylacja. Pozbawiony zmys艂u wzroku poszed艂em za
ci膮giem powietrza, natkn膮艂em si臋 nakamienne g艂owy, wpad艂em na
monolity. Par臋 razy b艂ysn膮艂em fleszem - mia艂em do艣膰 baterii. Pr膮d
powietrza p艂yn膮艂 spod pod艂ogi przy tylnej 艣cianie. Czy jest tam przej艣cie
prowadz膮ce pod ziemi臋? Obmaca艂em kamie艅, nacisn膮艂em na wypuk艂o-
艣ci ciosu - nic si臋 nie sta艂o.
Ostro偶nie posuwa艂em si臋 noga za nog膮, b艂yska艂em fleszem - brako-
wa艂o mi zapalniczki, kt贸ra wygrzewa艂a si臋 w kieszeni stra偶nika.
Wszystkie 艣ciany by艂y do siebie podobne, na 偶adnej nie by艂o najmniej-
szej wskaz贸wki, w kt贸r膮 stron臋 si臋 zwr贸ci膰. Musia艂em znale藕膰 schody
o siedmiu stopniach, kt贸rymi m贸g艂bym zej艣膰. Ale schody, kt贸re w艂a艣nie
wymaca艂em, prowadzi艂y w g贸r臋. Pr膮d powietrza by艂 silniejszy w pobli偶u
艣cian. Na czworakach pope艂z艂em do g贸ry, pokona艂em siedem stopni,
potem nieco nad sob膮 ujrza艂em 艣wiat艂o. Sztolnia prowadzi艂a pod
偶elazn膮 krat臋, kt贸r膮 bez wi臋kszego trudu uda艂o mi si臋 podnie艣膰.
Wyszed艂em z podziemi na 艣wie偶e powietrze i pr贸bowa艂em si臋 zorien-
towa膰, gdzie jestem.
Ta cholerna si贸demka
Z labiryntu wydosta艂em si臋 mniej wi臋cej w centrum Castillo, wysoko
nad g艂贸wnym wej艣ciem skierowanym na wsch贸d. Pode mn膮 rozci膮ga艂 si臋
wielki prostok膮t kompleksu 艣wi膮tynnego. Po pokonaniu paru stopni
zrobi艂em sobie odpoczynek pod bram膮 g艂贸wn膮, spojrza艂em w g贸r臋, 偶eby
stwierdzi膰, z kt贸rej dziury wylaz艂em... i tu偶 nad sob膮, na dolnej stronie
monolitu spoczywaj膮cego na kolumnach wej艣cia, ujrza艂em charakterys-
tyczne wizerunki lataj膮cych istot.
By艂o to 14 cherubin贸w,jak Biblia okre艣la "stra偶nik贸w nieba": siedem
postaci, podobnych do ptak贸w drapie偶nych a zarazem sprawiaj膮cych
wra偶enie jakiego艣 urz膮dzenia, patrzy艂o na p贸艂noc, siedem - na
po艂udnie. Przysz艂o mi do g艂owy, 偶e wszystkie schody, po kt贸rych tu
wchodzi艂em albo schodzii艂em, mia艂y siedem stopni. Czy "艣wi臋ta liczba"
siedem by艂a kluczow膮 liczb膮 tak偶e dla Chavin de Huantar?
Si贸demka ma tradycj臋, nie tylko jako cholerny si贸dmy rok ma艂偶e艅st-
wa. Jej magii szuka si臋 w okresue siedmiu dni, podczas kt贸rego ksi臋偶yc
"odbywa" jedn膮 ze swoich czterech kwadr. Oko艂o 1600 r. prz. Chr.
Babilo艅czycy porzucili stosowany dot膮d tydzie艅 pi臋ciodniowy - uraz
wszystkich zwi膮zk贸w zawodowych - i wprowadzili siedmiodniowy.
W siedmiu cia艂ach niebieskich - S艂o艅cu, Ksi臋偶ycu, Merkurym, Wenus,
Marsie, Jowiszu i Saturnie - uznali og贸lny porz膮dek Kosmosu. D艂a
呕yd贸w znaczenie 艣wi臋tej "si贸demki" opiera si臋 na siedmiu dniach
stworzenia i siedmioramiennym 艣wieczniku w Namiocie Zgromadzenia.
W Objawieniu 艣w. Jana mamy "ksi臋g臋 [...] zapiecz臋towan膮 siedmioma
piecz臋ciami" (Obj. 5,1). "Si贸demka" ma tak偶e znaczenie w buddyzmie
i w malajskim kr臋gu kulturowym. W staro偶ytnej Grecji obowi膮zywa艂y
terminy siedmiodniowe. Teby rnia艂y siedem bram, by艂o siedmiu m臋dr-
c贸w... i jest r贸wnie偶 siedem cud贸w 艣wiata. Czy liczb臋 siedem czczono
te偶 w Chavin de Huantar?
Wobec pracownik贸w s艂u偶b tajnych wywiad贸w naszych czas贸w 偶aden
szyfr nie jest pewny. Czy nie mo偶na z艂ama膰 szyfr贸w, kt贸re na naszych
oczach czekaj膮 na rozszyfrowanie?
Tam na dole, na "zag艂臋bionym miejscu", jeden z pracownik贸w Julia
C. Tella odkry艂 obelisk, stoj膮cy dzi艣 w Muzeum Archeologicznym
w Limie. Obelisk ten, nazwany "obeliskiem Tella", nadal czeka, a偶 kto艣
odczyta jego hieroglifczny j臋zyk. Sp臋dzi艂em przed nim wiele godzin,
fotografowa艂em go, szkicowa艂em ryty. Peruwia艅skich archeolog贸w
zapyta艂em o prawdopodobn膮 interpretacj臋 hieroglif贸w. Zauwa偶y艂em od
razu, 偶e nikt nic nie wie na pewno, gdy tylko zaintonowano archeo-
logiczn膮 ari臋 o kultach: o kulcie jaguara, o kulcie ptak贸w drapie偶nych
itd. M贸g艂bym tu zanuci膰 jeszcze piosnk臋 o piramidach - na obelisku
Tella wida膰 niewielkie piramidy.
Pod placem, gdzie znaleziono obelisk, sta艂 "o艂tarz siedmiu k贸z"
(znany r贸wnie偶 jako "o艂tarz gwiazdozbioru Oriona"). Nie starczy艂o
mi wprawdzie zoologicznej fantazji do razpoznania na nim siedmiu
k贸z, lecz uk艂ad siedmiu otwor贸w w o艂tarzu odpowiada mniej wi臋cej
rozmieszczeniu gwvazd w Orionie. A wszgdzie pojawia si臋 cholerna
si贸demka. Literatura fachowa potwaerdza, 偶e r贸wnie偶 w Chavin de
Huantar by艂a co najmniej liczb膮 艣wi臋t膮. Gdzie nasz bohater 007?
A mo偶e archeolodzy powinni sprawadzi膰 deszyfranta? 艢piewka o "kul-
cie" jest nieco oklepana.
Naukawe znaki zapytania
Ka偶dy zwiedzaj膮cy Museo Antropol贸gico y Arqueol贸gico na Plaza
Bolivar w Limie przechodzi obok "steli Raimondiego". Stela ta
pochodzi z Chavin de Huantar. W 1873 roku Antonio Raimondi
przetransportowa艂 do stoflicy wykonan膮 z diorytu stel臋, maj膮c膮 1,75
metra wysoko艣ci, 73 cm szeroko艣ci i 17 cm grubo艣ci.
Co s膮dz膮 naukowcy o reliefach zdobi膮cych to dzie艂o sztuki? Niech
wyrecytuj膮 swoje przypowiastki:
Miloslav Stingl:
"Stela Raimondiego [...] przedstawia cz艂owieka-jaguara. Z jego
boskiej g艂owy wyrastaj膮 jednak kolejne, w coraz bardziej wyrafino-
wany spos贸b stylizowane g艂awy takich ludzi jaguar贸w, z kt贸rych
pysk贸w zn贸w wyrastaj膮 pot臋偶ne k艂y".
Profesor H. D. Disselhaff:
"Na czworok膮tneji p艂ycie znajduje si臋 wyprostowany cz艂owiek jaguar,
kt贸ry w obu r臋kaeh trzyma wielocz臋艣ciowe ber艂o, bogato zdobione
liniami krzywymi, dolna cz臋艣膰 ber艂a przechodzi w stylizowane g艂owy
drapie偶nik贸w, na g贸rze w symbol ro艣linny. Wysoka ozdoba g艂owy
sk艂ada si臋 z pysk贸w drapie偶nak贸w i g艂贸w w臋偶y, cia艂a w臋偶贸w maj膮
realistycznie narysowane g艂owy [...] G艂贸wnymi motywami, jakie tu
przedstawiono, s膮: hybrydy ludzko-zwierz臋ce, drapie偶ne koty, w臋偶e
i ptaki drapie偶ne".
Rudolf Portner i Nigel Davis:
"[...] przedstawia widzian膮 z przodu posta膰 z g艂ow膮 drapie偶nika.
W zgi臋tych r臋kach trzyma zdobn膮 laskg, kt贸ra wystaje wysoko nad
g艂ow臋 postaci. G贸rne dwie trzecie kamienia s膮 wype艂nione pe艂nym
fantazji nakryciem g艂owy, sk艂adaj膮cym si臋 z ponak艂adanych jeden na
drugi symboli ust z wywieszonymi j臋zykami, z kt贸rych wychodz膮
uko艣nie w lewo v w prawa do g贸ry r贸wnoleg艂e g艂owy w臋偶贸w".
Profesor Hermann Trimborn:
"Ju偶 w 1873 roku znalaz艂a si臋 tu kamienna p艂yta, tak zwana stela
Raimondiego, kt贸rej relief wyabra偶a kotowatego potwora z ber艂ami
w szponach; wie艅czy go struktura z艂o偶ona z otwartych pysk贸w
drapie偶nik贸w, z kt贸rych wychodz膮 w臋偶e".
Profesor Horst Nachtigall:
"Stela tajestjedn膮 z najbardziej interesuj膮cych rze藕b ameryka艅skich
kultur megalitycznych. Przedstawia ana stoj膮c膮 ludzko-zwierz臋c膮
posta膰 o g艂owie zwierz臋cia i ozdobie g艂owy z艂o偶onej z g艂贸w potwor贸w,
otoczonej aureol膮. R臋ce i nogi maj膮 zwierz臋ce pazury; cia艂o otacza
pas z w臋偶y".
Dr Siegfried Huber:
"Detale relief贸w s膮 jak szyfr: k艂y, g艂owy w臋偶贸w, zagadkowe sploty,
oczy - symboliczne same z siebie - surrealistyczne, je偶eli w og贸le
mo偶na na to znale藕膰 jakie艣 okre艣lenie. Skamienia艂y, gro偶膮cy gest
przera偶onego jestestwa".
Dr Friedrich Katz:
"[...] Tak偶e tu mo偶na znale藕膰 w艂osy u艂o偶one w kszta艂t w臋偶a i rysy
twarzy nosz膮ce silne cechy pyska jaguara. Kamie艅 Raimondiego
sk艂ada si臋 z warstw wielu cia艂 i twarzy w niemal monstrualnej for-
mie".
Dr H. G. Franz:
"Stoj膮ca posta膰 wyobra偶a religijnego przyw贸dc臋, kap艂ana, szamana
- oboj臋tne, jak go nazwiemy - w masce, kt贸ra jawi si臋 jako maska
na sam膮 twarz albo narzucana na g艂ow臋, z fantastycznie ufor-
mowanym futrem zwierz臋cym. Maska-he艂m przeobra偶a si臋 w mas-
k臋-wie偶臋 [...] Nogi ko艅cz膮 si臋 pazurami jaguara lub szponami or艂a.
Konstrukcja maski wznosi si臋 wysako nad niewielk膮, jakby przy-
gniecion膮, stoj膮c膮 postaci膮 [...] To, co znajduje si臋 jeszcze wy偶ej, jest
na pewno cz臋艣ci膮 struktury maski, sk艂adaj膮cej si臋 z wielu pous-
tawianych na sobie pysk贸w zwierz臋cych w kszta艂cie szeroko poot-
wieranych jakby smoczych g贸rnych szcz臋k, kt贸re s膮 uniesione do
g贸ry".
Dr Inge von Wedemeyer:
"[...] sko艅czony obraz najwy偶szego wcielenia boga, boga stworzenia
Wirakoczy".
A teraz niech 艂askawy Czytelnik obr贸ci, prosz臋, fotografi臋 steli
Raimondiego o 180艡, czyli niech j膮 postawi na g艂owie - w贸wczas oka偶e
si臋, 偶e owa tak wieloznaczna i wiele razy interpretowana posta膰 po
prostu leci z g贸ry! Oczywi艣cie pazury, orle szpony, nogi cz艂owie-
ka-jaguara - cokolwiek by to by艂o - znalaz艂y si臋 po prostu na
niew艂a艣ciwym miejscu, lecz do rozpoznania zjawiska lotu patrzeba
naprawd臋 znacznie mniej fantazji ni偶 do odkrycia tych wszystkich
g艂upich tajemnic zoologicznych, kt贸re koniec ko艅c贸w nie maj膮 i tak
najmniejszego sensu.
Je艣li przedstawia si臋 tak sprzeczne interpretacje szyfr贸w reliefowych
- jedyne s艂owo, kt贸re pasuje mi w tym ca艂ym zam臋cie interpretacyjnym
- to powinno si臋 te偶 znale藕膰 miejsce na moje spekulatywne pytania:
Czy z艂owr贸偶bne ber艂a nie sprawiaj膮 wra偶enia przedmiot贸w czysto tech-
nicznych? Czy przypadkiem mamy tu do czynienia nie z jaguarem
czy skar艂owacia艂ym cz艂owiekiem-jaguarem z "w wyrafinowany spos贸b
stylizowanymi g艂owami" czy maskami-wie偶ami, lecz ze schematycznym
rysunkiem silnika z dyszami wtryskowymi i przewodami? Czy chodzi
o 艂amig艂贸wk臋 technologii przysz艂o艣ci, kt贸r膮 zrozumiemy dopiero w贸w-
czas, kiedy sami znajdziemy si臋 na do艣膰 wysokim poziomie techniki?
Nie wiem, jakie informacje zawiera stela, jasne jest dla mnie tylko
jedno: 偶e to archeologiczne dreptanie w miejscu nigdy nie doprowadzi
nas do celu. Brakuje tu odwagi nieortodoksyjnego my艣lenia. "Ig-
norowa膰 wywodzi si臋 od ignorancji", mawia艂 Artur Schopenhauer
(1788-1860). Nic doda膰, nic uj膮膰.
"Niewyja艣niony wp艂yw z zewn膮trz..."
Chavin de Huantar p艂ata fachowcom figla samym swoim istnieniem:
zesp贸艂 艣wi膮tynny jest pierwowzorem, nie mo偶na go umie艣ci膰 na 偶adnym
etapie kulturowego rozwoju tego regionu. Chavin de Huantar pojawia
si臋 nagle - bez zapowiedzi - i wkracza w uporz膮dkowan膮 izdebk臋
archeolog贸w m贸wi膮c: oto jestem, kultura Chavin de Huantar! Ta
nag艂o艣膰 powoduje, 偶e czo艂o pokrywa si臋 z rozpaczy potem, i wzburza
udr臋czone szare kom贸rki.
To zdziwienie s艂ycha膰 w s艂owach trzech s艂ynnych naukowc贸w.
Profesor Walter Krickeberg:
"Podkre艣lano ju偶, 偶e rozw贸j wysokiej kultury w dawnej Ameryce nie
dokonywa艂 si臋 ewolucyjnie, nieprzerwanie, lecz 偶e przebiega艂 skoko-
wo, chcia艂oby si臋 nawet powiedzie膰 w spos贸b wybuchowy [...]
z pozoru pozbawione korzeni, bez etap贸w wst臋pnych, pojawi艂y si臋 od
razu na scenie najstarsze ameryka艅skie wysokie kultury: w Mezo-
ameryce olmecka, w rejonie And贸w kultura Chavin. By膰 mo偶e to
zadziwiaj膮ce zjawisko da si臋 wyt艂umaczy膰 w spos贸b zadowalaj膮cy
tylko wtedy, gdy przyjmie si臋 istnienie jednego lub kilku impuls贸w,
kt贸re na dawn膮 Ameryk臋 oddzia艂ywa艂y z zewn膮trz".
Miloslav Stingl:
"Pojawienie si臋 kultury Chavin by艂o niczym wybuch, nieoczekiwane
wy艂adowanie elektryczne, kt贸rego oddzia艂ywania i skutki obj臋艂y
w istocie ca艂e Peru".
Profesor H. D. Disselhoff:
"W moim przekananiu powstanie kultury Chavin spowodowa艂 jaki艣
nie wyja艣niony jeszcze wp艂yw z zewn膮trz".
Zdumienie ogarnia wszystkich, kt贸rzy widzieli Chavin de Huantar.
Wyr贸wnano tam i splantowano teren o powierzchni prawie 50 tys.
metr贸w kwadratowych. Ju偶 podczas sporz膮dzania wst臋pnego projektu
budowli naziemnyclh przewidziano istnienie g艂臋bokiego systemu kanali-
zacyjnego, w ska艂ach wykuta (wysadzono?) korytarze mog膮ce s艂u偶y膰
te偶 ewentualnej ucieczce, ca艂y za艣 uk艂ad Castillo wraz z budowlami
s膮siednimi i placami pasowa艂 dok艂adnie do podziemnej infrastruktury.
Dzia艂alno艣膰 geniusza, osi膮gni牛cie jedyne w swoim rodzaju na 艣wiecie,
je偶eli nie ma wzoru. Pod jerozolimsk膮 艣wi膮tyni膮 Salomona tak偶e
znajdowa艂y si臋 podziemne korytarze. Intensywniejsze ostatnio prace
wykopaliskowe w Jerozolimie doprowadzi艂y niedawno do odkrycia
nieznanych przej艣膰, a jest jeszcze do odkrycia wiele podobie艅stw mi臋-
dzy zespo艂em 艣wi膮tynnym w Jerozolimue a Chavin de Huantar. Prace
archeologiczne trwaj膮.
Nie, bez odpowiednuego technicznego know-how zbudowanie Chavin
de Huantar by艂o niemo偶liwe. A poniewa偶 takie knoiv-how zdaniem
fachowc贸w na kontynencie ameryka艅skim nie istnia艂o, to musia艂o by膰
ono zatem towarem importowanym. Pracowali tam pierwszorz臋dni
kamieniarze, nie za艣 Indianie po艣piesznie przyuczeni do pracy. Istnia艂y
narz臋dzia, udoskonalane z biegiem lat przez pokolenia rzemie艣lnik贸w.
Ca艂o艣膰 zaprojektowa艂 zesp贸艂 do艣wiadczonych architekt贸w budownict-
wa l膮dowego, wyspecjalvzawanych w budownictwie naziemnym i pod-
ziemnym. Kiedy budowle by艂y gotowe w stanie surowym, do pracy
stawili si臋 arty艣ci dysponuj膮cy wspania艂ymi umiej臋tno艣ciami i zacz臋li
zdobi膰 setki kamiennych p艂yt. Czy stworzyli w贸wczas styl Chavin de
Huantar?
Zdaniem fachowc贸w r贸wnie偶 ten styl nie ma pierwowzoru. Czy
pojawi艂 si臋 po prostu wraz z ca艂膮 swoj膮 perfekcyjno艣ci膮? Nie zrozumiane
do dzi艣 rysunki p艂askich relief贸w niepokoj膮 zagadkami. Ryty na stelach,
na obeliskach i kamaennych wyk艂adzinach 艣cian przedstawiaj膮 unisono
istoty ludzko-zwierz臋ce i roboty. Na steli El Lanzon, na steli Raimon-
diego, na obelisku Tella i na monolitycznvch p艂ytach na艣ciennych
- wsz臋dzie ten sam styl z tymi samymi szyframi. Nikt nie zaprzeczy, 偶e
pracowa艂o tu mn贸stwo rze藕biarzy, a wszyscy wywodzili si臋 z tej samej
szko艂y. Dzie艂a Chavin de Huantar s膮 niezwyk艂e same w sobie, "we
w艂asnym sosie". Czy o to chodzi艂o?
W rejonie Mezopotamii "uskrzydlone b贸stwa" s膮 r贸wnie liczne jak
gwiazdy na niebie. Ich wizerunki lewituj膮 nad portalami pa艂ac贸w,
zdobi膮 sale tronowe i grobowce. Znajduj膮 si臋 na sumerskich, babilo艅s-
kich, asyryjskich i hetyckich walcach piecz臋tnych, kt贸rymi w owych
czasach opatrywano dokumenty urz臋dowe i prywatne. "Uskrzydlone
b贸stwa" fruwaj膮 i unosz膮 si臋 r贸wnie偶 w Chavin de Huantar w abstrak-
cjach artystycznej doskona艂o艣ci.
Indianin z wy偶yn, Julio C. Tello, nadal najwybitniejszy archeolog
Chavin de Huantar, okre艣li艂 te dzie艂a sztuki jako wytwory "nadzwyczaj-
nej rasy". Wizerunki wyrze藕bione na p艂ytach uzna艂 za skrzy偶owania
ryby i smoka. Z ruin wyni贸s艂 fragmenty wyobra偶aj膮ce elementy smoka,
kondora i cz艂owieka - monstra, kt贸re z dzisiejszego punktu widzenia
przypominaj膮 z grubsza jakie艣 maszyny. Nad tym wszystkim unosz膮 si臋
z rozpostartymi skrzyd艂ami stylizowane kondory - nie maj膮 one
jednak dziob贸w, oczu i g艂贸w ptasich. S膮 to zdumiewaj膮ce hybrydy
ptaka, zwierz臋cia, cz艂owieka i potwora - surrealistyczne dzie艂a wspa-
nia艂ej sztuki z zupe艂nie innego 艣wiata, autorstwa nadzwyczajnej rasy,
sprawiaj膮ce wra偶enie jakby d艂uta rze藕biarzy by艂y prowadzone przez
istoty spoza Ziemi.
Sztuka w roli ambasadora
Na temat Chavin de Huantar napisano ca艂e biblioteki. Po przeczyta-
niu wi臋kszej cz臋艣ci tytu艂贸w pozwol臋 sobie przedstawi膰 w tym miejscu
kilka cytat贸w:
"Rado艣膰 przedstawiania krzywizn jest charakterystyczna dla Chavin
de Huantar. Tak wyraziste krzywizny nie wyst臋puj膮 w 偶adnym innym
stylu wielkiego Peru".
"W swoich nadzwyczaj skomplikowanych wizerunkach zwierz膮t
Chavin de Huantar osi膮ga stopie艅 doskona艂o艣ci i wyrafinowania,
nieznany ludzkim przestawieniom. Reliefy 艣wiadcz膮 o mistrzostwie
granicz膮cym z wirtuozeri膮: wielkie, twarde kamienie s膮 pokryte
labiryntem eleganckich elastycznych linii, sprawiaj膮cych wra偶enie,
jakby wykre艣lono je pi贸rkiem."
"Zawi艂o艣膰 i subtelno艣膰 [...] surowo艣膰 i jako艣膰 krzywizn, kr贸tko - ca-
艂a koncepcja sugeruje, 偶e jeste艣my bardzo dalecy od pocz膮tk贸w tej
sztuki, kt贸ra bez najmniejszych w膮tpliwo艣ci rozwija艂a si臋 niegdy艣
stosuj膮c jakie艣 inne medium, nie wielkie rze藕by z kamienia."
"Dlaczego tak wielkie religijne style artystyczne powsta艂y w Mezo-
ameryce i w Peru (Chavin), gdzie indziej za艣 nie? Co by艂o impulsem
wyzwalaj膮cym ten geniusz? Nie wiem."
Z "rysunkami piarkiem" p艂askorze藕b koresponduj膮 wspania艂e kolu-
mny i rze藕bione g艂owy. Ameryka艅ski archeolog Wendell C. Bennett
znalaz艂 dwa tuziny takich g艂贸w - po cz臋艣ci ludzkich, po cz臋艣ci
zwierz臋cych. Wszystkie by艂y opatrzone rytami typowymi dla Chavin.
Pierwotnie g艂owy te znajdowa艂y si臋 na gzymsach i 艣cianach 艣wi膮ty艅. Do
dzi艣 tylko dwie pozosta艂y na swoim miejscu.
S膮 to g艂owy bardzo r贸偶norodne - raz maj膮 szerokie nosy i wydatne
usta, raz pod nosern otwiera si臋 prostok膮tny pysk zwierz臋cy o z臋bach
Drakuli, jeszcze innym razem g艂owy nie maj膮 w og贸le twarzy. Niekt贸re
zosta艂y wyposa偶one w takie teehniczne akcesoria jak he艂my, ochrania-
cze na uszy, maski na usta i okularopodobne os艂ony na oczy. Wsp贸lny
dla wszystkich twarzy jest nieprzyjernny wyraz obco艣ci, dystansu
i ch艂odu.
Bennett wykopa艂 r贸wnie偶 megalityczne p艂yty z ornamentyk膮 b臋d膮c膮
bez w膮tpienia r贸wnie偶 jakim艣 komunikatem - nie zawieraj膮ce ani
postaci ludzkich, ani zwierz臋cych: linie krzywe powtarzaj膮 si臋 tam obok
rysunk贸w abstrakcyjno-figuratywnych. Tajemnicy tego j臋zyka symboli
nie uda艂o nam si臋 zg艂臋bi膰 po dzi艣 dzie艅 - mimo naszych umiej臋tno艣ci.
Przemawia to przeciw nani, nie przeciw dawnym artystom, kt贸rzy za
pomoc膮 takich 艣rodk贸w powierzyli kamieniom swoje pos艂ania.
Nie warto by艂oby wyolbrzymia膰 wizerunk贸w hybryd ludzko-zwierz臋-
cych - ukazywa艂y 偶e wszystkie stare kultury - gdyby w Chavin de
Huantar nie przetrwa艂 subtelny styl ornamentyki, kt贸ry razem z po-
tworami ma wi臋cej do przekazania, ni偶 nam si臋 zdaje. Obserwatorowi
nasuwa si臋 przypuszczenie, 偶e arty艣ci, kt贸rzy w perfekcyjny spos贸b
opanowali form臋, nie wiedzieli w istocie, co uwieczniaj膮. Czy "dyk-
towano" im, co maj膮 wyrze藕bi膰? Czy przedstawiali obrazy zaczerpni臋-
te z wyobra藕ni, kiedy z grubsza, za pomoc膮 aluzyjnych wizerunk贸w
jaguar贸w i kondor贸w utrwalali nieznane co艣, co spada艂o z nieba? Czy
wizerunki na kamiennych portalach by艂y inspirowane pami臋ci膮 o bo-
gach w he艂mach, o bogach z gniewem na obliczu w艂adczo wydaj膮cych
rozkazy?
Kiedy Henoch i Eliasz wst臋powali w niebo, przekazano, 偶e w zdarze-
niu tym bra艂y udzia艂y rumaki pluj膮ce ogniem. Nasi przodkowie, kt贸rym
te czworonogi by艂y znacznie bli偶sze ni偶 nam, doskonale wiedzieli, 偶e
konie nie pluj膮 ogniem i nie lataj膮. Najprawdopodobniej zilustrowano
albo opisano co艣 niezrozumia艂ego, podk艂adaj膮c si艂臋 konia pod symbol
pot臋偶nej si艂y jakiego艣 nieznanego tworu. A propos: KM, czyli ko艅
mechaniczny, jest dla nas techniczn膮 jednostk膮 mocy. Uskrzydlonym,
pluj膮cym ogniem koniem rejonu Mezopotamii by艂 dla mieszka艅c贸w
Chavin de Huantar uskrzydlony jaguar albo kondor. A poniewa偶 te
zwierz臋ta wozi艂y w przestworzach istoty podobne do ludzi, powsta艂y
zagmatwane wizerunki, kt贸re wcale nie by艂y "surrealistyczne" we
w艂a艣ciwym znaczeniu tego s艂owa, lecz po prostu stanowi艂y pr贸b臋
oddania realnych prze偶y膰.
W Ksi臋dze Joba ze Starego Testamentu galopuje paradnie "hipo-
potam", kt贸ry nie jest i nie mo偶e by膰 hipopotamem, poniewa偶:
"Jego ko艣ci niby rury miedziane, jego cz艂onki jak dr膮gi 偶elazne. [...]
Jego parskanie rzuca b艂yski, a jego oczy s膮 jak powieki zorzy: Z je-
go paszczy wychodz膮 p艂on膮ce pochodnie, pryskaj膮 iskry ogniste.
Z jego nozdrzy bucha dym jakby z kot艂a rozpalonego i kipi膮cego.
Jego dech rozpala w臋gle, a z jego paszczy bije p艂omie艅 [...] Gdy si臋
podnosi, dr偶膮 nawet najsilniejsi, a fale morskie cofaj膮 si臋. Gdy si臋 go
uderzy, ani miecz si臋 nie ostoi, ani dzida, ani w艂贸cznia, ani strza艂a.
呕elazo ma za s艂om臋, a mied藕 za drzewo zbutwia艂e. [...] G艂臋bin臋
wprawia we wrzenie jak kocio艂, morze wzburza jak wrz膮c膮 ma艣膰. Za
sob膮 pozostawia 艣wietlist膮 smug臋, tak 偶e to艅 wygl膮da jak pokryta
siwizn膮. Na ziemi nie ma mu r贸wnego; jest to stworzenie nieust-
raszone". [Job 40,18; 41,10-13,17-19, 23-25]
Mocne s艂owa, ta pochwa艂a utechnicznionego "hipopotama"! Spec-
jali艣ci od Starego Testamentu uwa偶aj膮, 偶e "mowy Joba i odpowied藕
Boga", b臋d膮ce pochodzenia egipskiego i babilo艅skiego, opiewaj膮
nieznane istoty. Uwiecznieniu prze偶y膰 s艂u偶y艂y te偶 reliefy Chavin
de Huantar.
Sprawia to wra偶enie, jakby andyjscy arty艣ci byli dopiero co po
lekturze sumerskiego eposu o Gilgameszu, w kt贸rym mo偶na znale藕膰
literackie opisy hybryd, uwiecznionych przez nich w kamieniu:
"呕mudnie truduj膮 si臋 dalej [Gilgamesz i Enkidu], a偶 do wierzcho艂ka
turnicy, gdzie przewspania艂a bujno艣膰 cedr贸w wie艅czy siedzib臋 bo偶y-
szczy. W ol艣niewaj膮cej bieli promienieje 艣wi臋ty sto艂b bogini Irnini. [...]
Naraz przera藕ny rozlegnie si臋 parsk - zaszumi膮 drzewa. Dojrzeli:
- Oto Chumbaba sam si臋 przybli偶a. 艁apy mia艂 jako lew, cia艂o 艂usk膮
miedzian膮 pancerne, u n贸g szponiaste pazury s臋pa, na 艂bie mia艂 rogi
bawo艂u, a chwost i cz艂on mu si臋 ko艅cz膮 w mordzie w臋偶owej! [...]
Strza艂ami miotn臋li w potwora, rzucili oszczepem. W ty艂 odskoczy艂y
pociski: on sta艂 nietkni臋ty".
Czym by艂o Chavin de Huantar?
Fachowcy s膮 zdania, 偶e Chavin de Huantar by艂o miejscem pielg-
rzymek, o艣rodkiem religijnym zagadkowego ludu, kt贸ry pojawi艂 si臋
niespodzianie w wysokog贸rskiej dolinie Mosny i kt贸rego kultura przez
kilka stuleci wyciska艂a pi臋tno na ca艂ym regionie - pogl膮d ten tak
przedstawia amerykanista Friedrich Katz:
"Wi臋kszo艣膰 badaczy wierzy w spraw膰ze si艂y kultu, powstawanie
nowej religii, kt贸ra rozprzestrzeni艂a si臋 na wi臋kszych cz臋艣ciach
terytori贸w andyjskich. Uwa偶a sig niejednokrotnie, 偶e Chavin, a by膰
mo偶e r贸wnie偶 inne o艣rodki tej kultury, by艂y wielkimi miejscami kultu
i sta艂y si臋 nast臋pnie celem pielgrzymek. Pielgrzymi roznie艣li wie艣膰
o nowej religii po najodleglejszych wsiach. Jest w tym prawid艂owo艣膰,
jeszcze dzi艣 bowiem widzi si臋 o艣rodki wiary i pielgrzym贸w, kt贸rzy
przemierzaj膮 setki, a nawet tysi膮ce ki艂ometr贸w, 偶eby dotrze膰 do
艣wi臋tego miejsca".
W swoich studiach nad Chavin Gordon R. Willey dochodzi do tego
samego wniosku: "Chavin jest bez w膮tpienia wielkim o艣rodkiem
obrz臋dowym". Pogl膮d ten pod偶iela te偶 Julio C. Tello.
Ka偶da religia ma swojego sprawc臋, za艂o偶yciela. Izraelici Starego
Testarnentu sk艂adali ho艂dy Bogu, Panu, kt贸ry stworzy艂 Adama i Ew臋,
ostrzeg艂 Noego przed potopem oraz rozmawia艂 z Abrahamem i Moj-
偶eszem. W Nowym Testamencie zgrupowano przypowie艣ci i wskazania
wi膮偶膮ce si臋 z osob膮 Jezusa. Za艂o偶ycielami religu s膮 te偶 Budda i Maho-
met, prorocy istniej膮cy kiedy艣 naprawd臋. Gdziekolwiek na 艣wiecie
powstawa艂y religie, zawsze by艂y przyparz膮dkowane postaciom ludz-
ko-boskim. W 偶adnym przypadku religie nie wywodzi艂y si臋 - 偶e tak
powiem - z masowego o艣wiecenia, jakie sp艂ywa艂o na ludzi. Zawsze
istnia艂y istoty, osobowo艣ci, kt贸re 偶y艂y po艣r贸d ludzi - albo postacie,
kt贸re prze偶y艂y w przesz艂o艣ci to, co g艂osi艂y.
W przypadku religijnego kultu Chavin nie ma za艂o偶yciela religii.
Blu藕nierstwem by艂oby wymienianie jaguar贸w, kondor贸w czy w臋偶贸w
tylko dlatego, 偶e nie ma 偶adnej osoby nawiedzonej!
Istniej膮 badacze, kt贸rzy kult ludzko-zwierz臋cy 艂膮cz膮 z szamanizmem.
Szamani byli czarownikami, wysy艂aj膮cymi swoje dusze do 艣wiata
duch贸w albo zapewniaj膮cymi im wst臋p we w艂asne eia艂a. Nigel Davis,
mieszkaj膮cy od 20 lat w Meksyku, jest zdania, 偶e:
"Kto potrafi w d偶ungli uj艣膰 ca艂o i zdrowo jaguarowi, jest uwa偶any
przez Mojos贸w [wschodnia Boliwia - przyp. EvD] za wyr贸偶nionego
przez boga i zostaje w艂膮czony do bractwa szaman贸w. Mojosowie s膮
nadal wyznawcami jednego kultu po艣wi臋conego temu b贸stwu".
Bez w膮tpienia szamanizm by艂 powszechny w艣r贸d lud贸w pierwotnych,
mo偶na r贸wnie偶 odczu膰, 偶e proste dzieci natury chcia艂yby dysponowa膰
cechami zwierz膮t - szybko艣ci膮 jaguara, przebieg艂o艣ci膮 w臋偶a, umiej臋t-
no艣ciami ptaka (jest to marzenie wsp贸lne wszystkim ludom). Truizmem
jest twierdzenie, 偶e ofiary zwierz膮t sk艂adano, aby te zwierz臋ta prze-
b艂aga膰. Nigdy w 偶yciu arty艣ci wywodz膮cy si臋 z lud贸w pierwotnych nie
"przypisywali" dzikim zwierz臋tom w艂a艣ciwo艣ci, kt贸rych sami nie zaob-
serwowali: w臋偶e wi艂y si臋 po ziemi - ale nie lata艂y, jaguary biega艂y
i skaka艂y - ale nie lata艂y, kondory za艣 nie mia艂y 艂ap jaguara. To prze-
cie偶 proste.
Religie i kulty zawiera艂y w sobie prawa i nauki moralne. Czy pows-
ta艂y one za przyczyn膮 jaguara, pozostaj膮cego w zwi膮zku ma艂偶e艅skim
z szamanem? Czy kondory wyartyku艂owa艂y pobo偶ne nauki? I - to ju偶
szczyt bezsensu! - czy w艣r贸d zwierz膮t byli architekci, kt贸rzy wznie艣li
Chavin de Huantar, aby stworzy膰 sobie o艣rodek religijny?
Je偶eli zaakceptujemy na pr贸b臋 twierdzenie, 偶e religia Chavin by艂a
istotnie religi膮 kondora i jaguara, to czy ci wspaniali arty艣ci nie zadaliby
sobie w takim razie szczeg贸lnego trudu, aby jak najdok艂adniej przed-
stawi膰 swoje uwielbiane zwierz臋ta, do kt贸rych si臋 modlili i kt贸rych
si臋 obawiali? Czy w贸wczas nie podziwialiby艣my po艣r贸d kamiennych
monument贸w Chavin de Huantar doskona艂ych wizerunk贸w tych
zwierz膮t, tak wspania艂ych, jak to potrafili robi膰 staro偶ytni Egipcjanie
i Babilo艅czycy w przypadku byka Apisa i lwa? Czy偶 nie nale偶a艂oby
oczekiwa膰, 偶e w Chavin de Huantar odkryto by co najmniej jednego
zmumifikowanego jaguara albo kondora, tak jak Egipcjanie zmumifi-
kowali miliony 艣wi臋tych soko艂贸w boga s艂o艅ca Ra? W Chavin de
Huantar nie znaleziono ani jednej mumii 艣wi臋tego zwierz臋cia.
Jakiemu bogu po艣wi臋cono zesp贸艂 艣wi膮tynny? B贸g ten potrafi艂 lata膰
jak kondor a przypomina艂 te偶jaguara. Potrafi艂 u艣mierca膰 jak w膮偶 i mia艂
ludzkie rysy. Dysponowa艂 inteligencj膮 m膮drego w艂adcy. C贸偶 za b贸g
zjednoczy艂 w sobie te wszystkie cechy!
Pr贸ba datowania Chavin de Huantar
Wcze艣niejsze badania sytuowa艂y 艣wi膮tyni臋 w okresie 1000 - 700 r.
prz. Chr. Teolog i historyk Siegfried Huber, kt贸ry przez d艂u偶szy czas
mieszka艂 w krajach andyjskich, pisze:
"Gdyby ustali膰 pocz膮tki na rok 850 prz. Chr., to Chavin oka偶e si臋
stylem artystycznym najstarszym i najdojrzalszym w formie i w tech-
nice [...] Potem oko艂o 850 roku prz. Chr. w kraju pojawili si臋 obcy
przybysze i spowodowali, 偶e ludzie miejscowi zacz臋li przyjmowa膰 ich
warto艣ci my艣lowe".
Ostatnio budowy 艣wi膮tyni nie odsuwa si臋 ju偶 tak daleko w przesz艂o艣膰.
Archeolodzy peruwia艅scy przyjmuj膮, 偶e Chavin de Huantar powsta艂o
mi臋dzy 800 a 500 r. prz. Chr. Nic dok艂adnie jszego nie wiadomo,
poniewa偶 tolerancja wszystkich stosowanych obecnie metod datowania
wynosi +- 200 lat. Fizyka daje nam wprawdzie do dyspozycji nowoczes-
ne instrumentarium do okre艣lania wieku relikt贸w przesz艂o艣ci, uzyskane
daty jednak s膮 nadal niepewne.
Poniewa偶 zajmowanie si臋 archeologi膮 jest modne, interesuj膮ce b臋dzie
dowiedzie膰 si臋 czego艣 bli偶szego o technice metod datowania.
Daty oblicza si臋 wykorzystuj膮c zjawisko okresu po艂owicznego roz-
padu izotop贸w radioaktywnych. Okres po艂owicznego rozpadu jest
wycinkiem czasu, w jakim ulega rozpadowi po艂owa dowolnej ilo艣ci
pocz膮tkowej jakiego艣 izotopu. Za punkt wyj艣cia nale偶y wi臋c przyj膮膰
pewn膮 wielko艣膰. W przypadku metody C-14 zak艂ada si臋, 偶e sta艂膮 jest
atmosfera ziemska z niezmienn膮 ilo艣ci膮 radioaktywnego izotopu w臋gla.
Jak bardzo niepewny jest to punkt wyj艣cia, stwierdza nawet literatura
fachowa: w histarii Ziemi ilo艣膰 izotopu w臋gla, uznawana za sta艂膮,
ulega艂a wahaniom. Dlaczego tak si臋 dzia艂o, nie wiadomo - nie
podkre艣la si臋 jednak faktu, 偶e datowania dokonywane t膮 metod膮 s膮
problematyczne.
Poza tym datowanie zale偶y te偶 od samych obiekt贸w. Z rejonu danej
艣wi膮tyni mo偶na bowiem datowa膰 zar贸wno strz臋p tkaniny, jak i resztki
w臋gla drzewnego. Tylko co b臋dzie, je艣li strz臋py tkaniny stanowi艂y
niegdy艣 wzgl臋dnie now膮 sukni臋 tancerki 艣wi膮tynnej, kt贸ra uprawia艂a
sw贸j kunszt w prastarej ju偶 艣wi膮tyni? Nic o wieku budowli nie powiedz膮
nam te偶 resztki w臋gla drzewnego, bo ogie艅 m贸g艂 przecie偶 p艂on膮膰 ju偶 na
jej ruinach.
Wsp贸艂czesna fizyka daje nam do dyspozycji jedena艣cie metod dato-
wania. Mo偶liwo艣ci uzyskania jednoznacznych wynik贸w s膮jednak nadal
bardzo ograniczone. Ka偶da metoda ma swoje wady i 藕r贸d艂a b艂臋d贸w.
Analizy daj膮 si臋 zastosowa膰 za ka偶dym razem tylko do okre艣lonych
substancji i w zale偶no艣ci od danego miejsca wymagaj膮 przyj臋cia
lokalnych za艂o偶e艅; kt贸re cz臋sto bywaj膮 nieznane.
Tak na przyk艂ad mikroanaliza wymaga wiedzy o tym, jak du偶e by艂o
niegdy艣 w miejscu bada艅 st臋偶enie azotu, fluoru i uranu. Kto b臋dzie zna艂
dok艂adne dane? W przypadku metody potasowo-argonowej warto艣膰
pomiaru jest zwi膮zana z danymi dotycz膮cymi ilo艣ci argonu, jaka
wnikn臋艂a w ska艂y z biegiem tysi膮cleci. Analiza aminokwas贸w ma t臋
niedogodno艣膰, 偶e mo偶na j膮 stosowa膰 tylko do przedmiot贸w, kt贸re
znajdowa艂y si臋 w umiarkowanych temperaturach, bo w temperaturze
wy偶szej reakcje chemiczne ulegaj膮 zmianie. Nikt nie mo偶e mie膰 pew-
no艣ci, czy badany przedmiot nie by艂 wystawiony na dzia艂anie wy偶szej
temperatury. Swi膮tynie p艂on臋艂y, a potem wznoszono je na nowo na
starych fundamentach. Ka偶da z metod ma swoje wady.
Profesor Richard Burleigh, specjalista w dziedzinie datowania, snuje
takie prognozy na przysz艂o艣膰:
"Kolejnego wielkiego post臋pu w datowaniu metod膮 radioaktywnego
w臋gla nale偶y zapewne oczekiwa膰 po metodzie akceleracji cz膮steczek.
Metoda ta b臋dzie wymaga膰 dysponowania tylko kilkoma mili-
gramami badanej substancji i da szybsze efekty ni偶 metody obecne,
przy czym najdalsza granica datowania wyniesie najprawdopodob-
niej oko艂o 100 tys. lat. Ze wzgl臋du na wysokie koszty tylko niewiele
uprzywilejowanych instytucji b臋dzie mog艂o pos艂ugiwa膰 si臋 t膮 meto-
d膮".
Metoda ta ma wi臋c ju偶 dzi艣 wielk膮 wad臋: aparatura jest droga. Przy
urz臋dowym niejako braku zainteresowaniu rz膮d贸w najdawniejsz膮 his-
tori膮 ludzko艣ci, w okrojonych bud偶etach nie b臋dzie funduszy na zakup
takich urz膮dze艅. A mo偶e najwybitniejsi technicy powinni wynale藕膰
maszyn臋 czasu, kt贸ra pozwala艂aby podr贸偶owa膰 w przesz艂o艣膰? Oczy
wysz艂yby nam na wierzch ze zdumienia!
Datowanie Chavin de Huantar mo偶e by膰 ewentualnie prawid艂owe dla
okresu 1000-500 r. prz. Chr.
Amerykani艣ci zajmuj膮cy si臋 archeologi膮 zwracaj膮 uwag臋 na fakt,
偶e mniej wi臋cej w tym samym czasie powsta艂a w Meksyku r贸wnie
zagadkowa kultura Olmek贸w. Olmekowie, pierwotni mieszka艅cy wy-
brze偶y Zatoki Meksyka艅skiej, istotnie stworzyli dzie艂a sztuki, maj膮ce
cz臋sto wiele wsp贸lnego ze stylem Chavin. Tak膮 ceramik臋 znaleziono na
przyk艂ad na Monte Alban, w religijnym o艣rodku Zapotek贸w, oraz
w Veracruz i w Tlatilco na obrze偶ach miasta Meksyk. G艂owy potwor贸w,
wyrze藕bione w kamieniu przez Olmek贸w, wykazuj膮 podobie艅stwa
z nieznanymi bra膰mi z Chavin, tyle 偶e ich koledzy, stoj膮cy dzi艣
w parku-muzeum La Venta ko艂o Villahermosy, s膮 niepor贸wnanie
wi臋ksi. W Museo Nacional de Antropologia w mie艣cie Meksyk s膮
kamienne olmeckie g艂owy w臋偶贸w opatrzone atrybutami technicznymi
o takim wygl膮dzie, jakby pochodzi艂y z Chavin de Huantar. Czy wi臋c
kultura Chavin ma sw贸j odpowiednik?
Nie chc臋 si臋 miesza膰 w spory naukowc贸w, kt贸ra kultura wywiera艂a
wp艂yw na kt贸r膮, pragn臋 tylko skonstatowa膰, 偶e Chavin de
Huantar znajduje si臋 w Andach po艂udniowoameryka艅skich, nie za艣
w 艣rodkowoameryka艅skim Meksyku. Przy dwustuletniej tolerancji dla
dat pocz膮tkowych nie mo偶na wykluczy膰, 偶e grupy ludzi z Chavin
pow臋drowa艂y na p贸艂noc b膮d藕 pop艂yn臋艂y tam morzem i "zainfekowa-
艂y" Olmek贸w. Mi臋dzy Peru a Meksykiem nie ma przeszk贸d nie do
pokonania, istnieje natomiast do艣膰 powod贸w do podj臋cia takiej wy-
prawy - na przyk艂ad, aby krzewi膰 doskona艂膮 i skuteczn膮 religi臋.
Zarliwo艣膰 religijna by艂a zawsze dobr膮 inspiracj膮 awanturniczych wy-
praw. Przez 200 brakuj膮cych lat wszystko mog艂o si臋 zdarzy膰!
Literatura fachowa reprezentuje zwykle pogl膮d, 偶e Ameryka by艂a
zasiedlana od p贸艂nocy, od obszaru dzisiejszej Kanady, na po艂udnie.
Tego, 偶e jest to nie zawsze s艂uszne, dowi贸d艂 za pomoc膮 fakt贸w i dat
Joseph Blumrich w ksi膮偶ce Kasskara i siedem 艣wiat贸w. Jest wiele
datowa艅 dotycz膮cych teren贸w Ameryki Po艂udniowej i 艢rodkowej,
starszych od datowa艅 dotycz膮cych obszaru Ameryki P贸艂nocnej i vice
versa - na p贸艂nocy archeolodzy wydobyli na 艣wiat艂o dzienne wyroby
artystyczne starsze od artefakt贸w z po艂udnia.
Po c贸偶 wi臋c spory o rzecz tak niejasn膮? Przesiedlano si臋 zar贸wno
z p贸艂nocy na po艂udnie, jak i z po艂udnia na p贸艂noc, Do migracji we-
wn臋trznych dochodzi艂y fale imigrant贸w, kt贸rzy przeprawiali si臋 przez
ocean wraz ze swoimi wysokimi kulturami pozbawionymi pocz膮tk贸w.
Podsumowanie
W Ksi臋dze Mormona Nefi opowiada, 偶e przywi贸z艂 zza morza relacje
o przesz艂o艣ci swojego ludu. Po przybyciu kaza艂 wznie艣膰 艣wi膮tyni臋 "na
wz贸r 艣wi膮tyni Salomona". Czy nie chodzi o Chavin de Huantar?
Nefi tak uzasadnia pow贸d, dla kt贸rego nie zbudowa艂 jej w pobli偶u
wybrze偶a, tylko w wysokich Andach:
"Mimo to ich gniew przybiera艂 na sile, 偶e nawet chcieli odebra膰 mi
偶ycie. I szemrali przeciwko mnie m贸wi膮c: Nasz m艂odszy brat umy艣li艂
sobie panowa膰 nad nami. Do艣wiadczyli艣my ju偶 wiele z jego powodu,
zabijmy go wi臋c, aby nam nie dokucza艂 wi臋cej swoimi napomnienia-
mi. Nie pozwolimy, aby by艂 naszym panuj膮cym, gdy偶 panowanie nad
tym ludem nale偶y do nas, starszych braci". (2 Ne. 5:2 nn.)
Konflikt by艂 zaprogramowany. "B贸g" rozkaza艂 Nefiemu od艂膮czy膰 si臋
wraz z grup膮 jego zwolennik贸w. Nefi pos艂ucha艂:
"I zabrali艣my nasze namioty oraz wszystko, co mogli艣my wzi膮膰 ze
sob膮, i w臋drowali艣my w puszczy przez wiele dni. I po wielu dniach
w臋dr贸wki rozbili艣my nasze namioty". (2 Ne. 5 : 7)
Gdziekolwiek docierali przybysze, zawsze znajdowali si臋 na pog贸rzu
andyjskim, a by艂a to - wyj膮wszy niewiele skrawk贸w 偶yznej ziemi
w dolinach rzek - prawdziwa pustynia. "Uj艣膰 w puszcz臋" mog艂oby
wi臋c znaczy膰, 偶e Nefici szli w kierunku g贸r, bo nigdzie indziej, jak okiem
si臋gn膮膰, nie by艂o 偶adnego pustkowia. Poza tym gdzie偶 mo偶na znale藕膰
lepsze miejsce schronienia ni偶 w g贸rskich dolinach?
W obcym kraju nowicjusze trzymali si臋 ciek贸w wodnych, kt贸re tak
czy siak prowadzi艂y do 藕r贸de艂. A B贸g zawsze by艂 przy w臋drowcach. Nefi
pisa艂 o tym. Pisa艂 r贸wnie偶 o tym, 偶e 贸w B贸g potrafi艂 lata膰. Rozkaza艂
wybra艅cowi Nefiemu: "Przygotuj inne p艂yty i dla po偶ytku twojego ludu
zapisz na nich wiele z tego, co jest dobre w Moich oczach.
Nie kwestionowany jest zwi膮zek budowniczych Chavin de Huantar
z morzem: w g贸rach znaleziono muszle i wyroby z macicy per艂owej.
Nefi mia艂 dotrze膰 do Ameryki Poudniowej oko艂o 590 r. prz. Chr.
Trzydzie艣ci lat p贸藕niej kaza艂 wznie艣膰 艣wi膮tyni臋. Kompleks Chavin de
Huantar datuje si臋 mi臋dzy 800 a 500 r. prz. Chr., najp贸藕niej za艣 mi臋dzy
1000 a 600 r. prz. Chr.
Nefi widzia艂 艣wi膮tyni臋 Salomona na w艂asne oczy; w艣r贸d jego ludzi
znajdowa艂y si臋 r贸wnie偶 bardzo wykszta艂cone rodziny - m贸wi o tym
przecie偶 w 1 Ksi臋dze - mo偶e w艣r贸d nich byli te偶 architekci znaj膮cy
plany 艣wi膮tani.
Kiedy Nefi opuszcza艂 Jerozolim臋, miasto by艂o prawdopodobnie
okupowane przez Babilo艅czyk贸w. W 586 r. prz. Chr. 艣wi膮tynia Sa-
lomona zosta艂a ca艂kowicie zniszczona przez 偶o艂nierzy Nabuchodonozo-
ra. Spekulacj膮, ale prawdopodobn膮, b臋dzie twierdzenie, 偶e plany 艣wi臋tej
budowli przeszmuglowano za granic臋, aby wznie艣膰 j膮 znowu w innym
miejscu, lecz w dawnej pi臋kno艣ci - jako pami膮tk臋 starego kraju
i symbol starej wiary.
Zesp贸艂 艣wi膮tynny Chavin de Huantar wydaje si臋 by膰 dok艂adnym
odbiciem 艣wi膮tyni Salomona:
- Chavin de Huantar mia艂o dziedzi艅ce zewn臋trzne i wewn臋trzne,
miejsca po艣wi臋cone, sanktuarium (El Castillo), wydzielone pomie-
szczenia dla pielgrzym贸w, kap艂an贸w i arcykap艂an贸w, mury 艣wi膮ty-
ni mia艂y cz臋艣ci zewn臋trzne dla "nieczystych" a nawet wspominany
przez Bibli臋 strumyczek... wszystko jak w 艣wi膮tyni Salomona;
- Chavin de Huantar by艂o zorientowane na cztery strony 艣wiata...
jak 艣wi膮tynia Salomona;
- dla Chavin de Huantar si贸demka by艂a liczb膮 艣wi臋t膮... jak dla
艣wi膮tyni Salomona;
- Chavin de Huantar by艂o miejscem 艣wi臋tym, o艣rodkiem religijnym
i miejscem pielgrzymek... jak 艣wi膮tynia Salomona;
- Chavin de Huantar wznosi si臋 nad podziemnymi sztolniami
i kana艂ami... jak 艣wi膮tynia Salomona;
- Chavin de Huantar mia艂o w pozbawionej okien 艣wi膮tyni (El
Castillo) system wentylacyjny, pomieszczenia mia艂y sztuczne
o艣wietlenie... jak w naj艣wi臋tszym miejscu 艣wi膮tyni Salomona;
- budowniczy Chavin czcili lataj膮cego boga... jak Izraelici.
Ostatnie stwierdzenie napotka na sprzeciw: Izraelici czcili tylko
jednego, "niewypowiadalnego" Boga. By艂 to B贸g izraelski, kt贸ry
zst臋powa艂 na ziemi臋 w ogniu, ha艂asie, dr偶eniu ziemi i dymie, jak to
obrazowo przedstawia Stary Testament. By艂 to B贸g, kt贸ry poleci艂
Moj偶eszowi zakre艣li膰 granic臋 wok贸艂 艣wi臋tej g贸ry, 偶eby lud ochroni膰
przed unicestwieniem, kiedy si臋 zbli偶y:
"A g贸ra Synaj ca艂a dymi艂a, gdy偶 Pan zst膮pi艂 na ni膮 w ogniu. Jej
dym unosi艂 si臋 jak dym z pieca, a ca艂a g贸ra trz臋s艂a si臋 bardzo".
(I Moj偶. 19,18)
Zgodnie z zakazem, w 艣wi膮tyni Salomona nie by艂o wizerunk贸w Boga.
Czy nie przeciwstawiono si臋 temu zakazowi, a tylko go omini臋to
tworz膮c abstrakcyjne boskie wizerunki - jak w Chavin de Huantar?
Fakt, 偶e Salomon s艂u偶y艂 nie tylko swemu Bogu, lecz tolerowa艂 r贸wnie偶
innych bog贸w, potwierdza nawet Stary Testament:
"Kr贸l Salomon pokocha艂 wiele kobiet cudzoziemskich [...] Z naro-
d贸w, co do kt贸rych Pan nakaza艂 Izrealitom: Nie 艂膮czcie si臋 z nimi [...]
nak艂oni膮 bowiem na pewno wasze serca do swoich bog贸w. Ot贸偶 do
tych zapa艂a艂 Salomon mi艂o艣ci膮. Mia艂 on siedemset 偶on prawowitych
i trzysta na艂o偶nic, a te jego kobiety omami艂y jego serce. Gdy si臋 za艣
Salomon zestarza艂, jego 偶ony odwr贸ci艂y jego serce do innych bog贸w,
tak 偶e jego serce nie by艂o szczere wobec Pana, Boga jego, jak serce
Dawida, jego ojca". (I Kr贸l. 11, 1 nn.)
Nigdy ju偶 nie b臋dzie mo偶na ustali膰, czy jego 艣wi膮tynia nie zosta艂a
w贸wczas przyozdobiona abstrakcyjnymi wizerunkami obcych bog贸w,
bo w 586 r. prz. Chr. Babilo艅czycy obr贸cili j膮 w perzyn臋. Odbudowa-
n膮 kaza艂 spali膰 w 70 r. po Chr. cesarz rzymski Tytus Flawiusz. Czy
zniszczone reliefy i kamienne rze藕by zawiera艂y wizerunki bog贸w? Za
tym faktem przemawia艂oby istnienie wyobra偶e艅 bog贸w o ludzko-
-zwierz臋cej postaci w najbli偶szym regionie geograficznym: Babilo艅czycy
sporz膮dzali ich doskona艂e wizerunki. Jak w Chavin de Huantar.
W przypadku 艣wi膮tyni Nefiego jest w Chavin de Huantar wi臋cej
podobie艅stw do jerozolimskiej 艣wi膮tyni Salomona, ni偶 mo偶e przetrawi膰
przypadkowy 偶o艂膮dek. Znalaz艂em je w trakcie mojej wyprawy, kt贸ra
mia艂a podj膮膰 艣lad prowadz膮cy do 艣wi膮tyni Ezechiela.
Akta "Ezechiel" s膮 aktami szczeg贸lnymi, spraw膮 kryminaln膮. Spra-
w膮 dla Heinricha Schliemanna.
Otw贸rzmy je!
III. Sprawa dla Heinricha Schliemanna
呕e co艣 si臋 dzieje, to nic.
Wszystkim jest o tym wiedzie膰.
Egon Friedell (1878-1938)
Dla Heinricha Schliemanna gwiazdy okaza艂y si臋 艂askawe w pewien
letni wiecz贸r 1837 roku, kiedy to jaki艣 pijany m臋偶czyzna wszed艂 do
sklepiku jego ojca w Neubukow i zacz膮艂 z emfaz膮 recytowa膰 po grecku
Homera. Pijak by艂 kiedy艣 uczniem gimnazjum, o czym przypomnia艂
sobie w zamroczeniu alkoholowym. Pi臋tnastoletni Heinrich Schliemann
nie zrozumia艂 wprawdzie ani s艂owa, zauroczy艂a go jednak "muzyka" tej
mowy. Postanowi艂 nauczy膰 si臋 greckiego.
Bogowie jednak skomplikowali mu losy. Gdyby m艂ody cz艂owiek nie
uleg艂 wypadkowi podczas transportowania ci臋偶ar贸w i nie okaza艂 si臋
nieprzydatny do zawodu, by艂by zapewne skazany na nudn膮 egzystencj臋
w meklemburskim miasteczku. Heinrich zaci膮gn膮艂 si臋 wi臋c na statek
handlowy p艂yn膮cy do Ameryki Po艂udniowej jako ch艂opiec okr臋towy, co
by艂o w贸wczas marzeniem ka偶dego m艂okosa. Statek rozbi艂 si臋 u wy-
brze偶y Holandii, m艂ody matros uratowa艂 si臋 jednak i wyl膮dowa艂
w Amsterdamie bez grosza przy duszy. Wakowa艂a akurat posada
w jakim艣 domu handlowym. I Heinrich zrobi艂 karier臋. W ka偶dej wolnej
chwili wkuwa艂 j臋zyki. Holenderski, francuski, angielski, w艂oski i hisz-
pa艅ski opanowa艂 r贸wnie doskonale jak rosyjski. Dzi臋ki tym umiej臋tno艣-
ciom powierzano mu zawsze wa偶ne zadania, szczeg贸lnie w interesach
z Rosj膮.
W czasie wojny krymskiej, prowadzonej przez Francj臋, Angli臋
i Turcj臋 przeciw Rosji w latach 1853-1856, Schliemann najpierw by艂
w Petersburgu przedstawicielem amsterdamskiego domu handlowego.
Ale wkr贸tce za艂o偶y艂 w艂asn膮 firm臋 handlow膮 i zdoby艂 znaczny maj膮tek.
Podr贸偶owa艂 po Europie i po Wschodzie, a jego godzina wybi艂a w 1868
roku: zamieszka艂 w Atenach i rozpocz膮艂 nauk臋 starogreckiego. Po pi臋ciu
miesi膮cach czyta艂 Homera w oryginale, po dw贸ch latach zna艂 na pami臋膰
dzie艂a tw贸rcy Iliady i Odysei.
Z g艂ow膮 pe艂n膮 Homera i poka藕n膮 sumk膮 w banku Schliemann uzna艂
legendy si臋gaj膮ce w przesz艂o艣膰 do drugiego tysi膮clecia prz. Chr. wcale
nie za wytwory poetyckiej fantazji, lecz za prawd臋. Kiedy opublikowa艂
swoje pogl膮dy w 1869 r., 艣wiat archeologiczny zastrz膮s艂 si臋 ze 艣miechu.
Wkr贸tce przejdzie im jednak ochota do 偶art贸w z dyletanta, kt贸ry - jak
uwa偶ali - lepiej by zrobi艂 stoj膮c dalej spokojnie przy kupieckim
kantorze, zamiast bez akademicko-archeologicznego b艂ogos艂awie艅stwa
og艂asza膰 publiczno艣ci wytwory swojego chorego umys艂u.
W latach 1870-1872 Schliemann prowadzi艂 prace wykopaliskowe
w Hisarlik w Azji Mniejszej, kt贸re uwa偶a艂 za opisywan膮 przez Homera
Troj臋. Wspania艂ymi znaleziskami udowodni艂 archeologom, 偶e przekazy
warto bra膰 dos艂ownie: odkry艂 dziewi臋膰 nawarstwionych z biegiem czasu
poziom贸w osadniczych - star膮 homeryck膮 Troj臋, kt贸rej budowle pad艂y
ofiar膮 po偶aru w roku 2200 prz. Chr. Znaleziono z艂ote i srebrne skarby.
Gliniane naczynia dowiod艂y, 偶e znano wtedy ko艂o garncarskie. W sz贸s-
tej warstwie trafiono na znaleziska ze 艣redniej epoki br膮zu (ok.1800 prz.
Chr.): na powierzchni o 艣rednicy 200 m sta艂y kamienne mury i wie偶e,
pomieszczenia wewn臋trzne by艂y wzniesione na kolistych tarasach.
Myke艅ska ceramika okaza艂a si臋 importem - dok艂adnie tak jak opisa艂
to Homer.
W drugiej warstwie odkopano ruiny wspania艂ego zamku Priama
i Hektora, zniszczonego przez Agamemnona - znowu zgodnie z opi-
sem Homera.
Amator Schliemann da艂 sygna艂 do nowego spojrzenia na badania
staro偶ytno艣ci: z przekonaniem, 偶e dzie艂a Homera w najdrobniejszych
szczeg贸艂ach s膮 to偶same ze 藕r贸d艂ami historycznymi, odkry艂 przed-
homerycki 艣wiat drugiego tysi膮clecia prz. Chr. Schliemannowi nale偶y
zawdzi臋cza膰, 偶e rozpocz臋to badania prehistorii w rejonie 艣r贸dziem-
nomorskim. Z艂ote skarby Troi i groby kr贸lewskie w Mykenach oraz
licz膮cy ponad 4000 lat z艂oty skarb kr贸la Priama Schliemann podarowa艂
berli艅skiemu Museum fur Vor- und Fruhgeschichte.
Uczeni okopali si臋 natychmiast za chytrym okre艣leniem "nauka
艂opaty", twierdz膮c najbezczelniej, 偶e Schliemann mia艂 po prostu szcz臋艣-
cie. Szcz臋艣cie? Facet bierze dos艂ownie stare przekazy i zostaje najwi臋k-
szym odkrywc膮 wszechczas贸w.
Heinricha Schliemanna, uhonorowanego tymczasem najwy偶szymi
akademickimi godno艣ciami, pochowano 4 stycznia 1891 r. w Atenach.
Gdyby Schliemann 偶y艂 dzisiaj, da艂bym mu pewn膮 wskaz贸wk臋.
W stresie
Przed ka偶d膮 ksi膮偶k膮 ten sam problem wyzwala we mnie stres. Kiedy
u艣wiadomi艂em sobie swoje po艂o偶enie - pisz膮c te s艂owa - zacz膮艂em si臋
zastanawia膰, czym naprawd臋 jest nasz stres powszedni?
Z biblioteki wyci膮gn膮艂em ksi膮偶k臋 Hansa Selyego 'Stres 偶ycia' i za-
cz膮艂em czyta膰 o cz艂owieku, kt贸ry odkry艂 to zjawisko epoki i zawyroko-
wa艂, 偶e nie jest ono w istocie chorob膮, lecz mechanizmem dopasowania
si臋 organizmu do warunk贸w, w jakich si臋 znale藕li艣my. Stres wcale nie
musi by膰 zawsze szkodliwy - jest zarazem sol膮 偶ycia, poniewa偶 ka偶da
emocja i ka偶da czynno艣膰 powoduje stres. Ten sam stres, kt贸ry kogo艣
wp臋dza w chorob臋, mo偶e by膰 dla innego o偶ywcz膮 inspiracj膮! Nale偶臋
wi臋c niew膮tpliwe do tych "innych".
Hans Selye, "ojciec stresu", o艣wiadczy艂, 偶e napisa艂 swoj膮 ksi膮偶k臋 dla
lekarzy i dla laik贸w, by艂 wi臋c zmuszony umie艣ci膰 w niej fragmenty
niezrozumia艂e dla laika oraz wyja艣nienia b臋d膮ce truizmem dla medy-
k贸w. Wykr臋ci艂 si臋 wi臋c sianem umieszczaj膮c przed ka偶dym rozdzia艂em
kr贸tkie streszczenie, nieistotne dla fachowca, lecz sprawiaj膮ce, 偶e dla
laika ca艂a rozprawa staje si臋 zrozumia艂a.
Problemem Hansa Selyego - urodzonego w 1907 r. w Wiedniu, od
1934 r. profesora endokrynologii w Montrealu w Kanadzie - by艂o
napisanie ksi膮偶ki zrozumia艂ej dla lekarzy i laik贸w. Moim natomiast
problemem jest pisanie ksi膮偶ek, w kt贸rych unika艂bym powt贸rze艅,
nu偶膮cych dla moich sta艂ych czytelnik贸w - ksi膮偶ek, kt贸re by艂yby jednak
zrozumia艂e dla czytelnik贸w nowych. Dzisiejsze dwudziestolatki mia艂y
pi臋膰 lat, kiedy wysz艂a moja pierwsza ksi膮偶ka. O艣mielony przez Selyego,
oznaczam niekt贸re strony lini膮 na marginesie. Moi starzy czytelnicy
mog膮 je przeskoczy膰, znaj膮 bowiem fragmenty o proroku Ezechielu
z ksi膮偶ek Wspomnienia z przysz艂o艣ci (1968) oraz Oto m贸j 艣wiat (1973).
Ci, kt贸rzy nie czytali tamtych pozycji, nie zrozumiej膮 bez tych
cytat贸w, jaka bomba zegarowa tyka w nowych ustaleniach 艣ledztwa
prowadzonego w sprawie Ezechiela.
Prorok Ezechiel opisuje statek kosmiczny 艧
艧
Ezechiel by艂 prorokiem Starego Testamentu. Poni偶szy opis 艧
odnosi si臋 do zdarzenia, jakie mia艂o miejsce ok. 592 r. prz. Chr.: 艧
"W trzydziestym roku, w czwartym miesi膮cu, pi膮tego dnia tego 艧
miesi膮ca, gdy by艂em w艣r贸d wygna艅c贸w nad rzek膮 Kebar, ot- 艧
worzy艂y si臋 niebiosa [...] I spojrza艂em, a oto gwa艂towny wiatr 艧
powia艂 z p贸艂nocy i pojawi艂 si臋 wielki ob艂ok, p艂omienny ogie艅 艧
i blask doko艂a niego, a zjego 艣rodka spo艣r贸d ognia l艣ni艂o co艣jakby 艧
b艂ysk polerowanego kruszcu. A po艣r贸d niego by艂o co艣 w kszta艂cie 艧
czterech 偶ywych istot. A z wygl膮du by艂y podobne do cz艂owieka. 艧
Lecz ka偶da z nicla mia艂a cztery twarze i ka偶da cztery skrzyd艂a. Ich 艧
nogi by艂y proste, a stopa ich n贸g by艂a jak kopyto ciel臋cia i l艣ni艂y jak 艧
polerowany br膮z. [...] A po艣rodku mi臋dzy 偶ywymi istotami by艂o 艧
co艣 jakby w臋gle roz偶arzone w ogniu, z wygl膮du jakby pochodnie; 艧
porusza艂o si臋 to pomi臋dzy 偶ywymi istotami. Ogie艅 wydawa艂 blask, 艧
a z ognia strzela艂y b艂yskawice. [...] 艧
A gdy spojrza艂em na 偶ywe istoty, oto na ziemi obok ka偶dej ze 艧
wszystkich czterech 偶ywych istot by艂o ko艂o. A wygl膮d k贸艂 i ich 艧
wykonanie by艂y jak chryzolit i wszystkie cztery mia艂y jednakowy 艧
kszta艂t; tak wygl膮da艂y i tak by艂y wykonane, jakby jedno ko艂o by艂o 艧
w drugim. Gdy jecha艂y, posuwa艂y si臋 w czterech kierunkach, 艧
a jad膮c nie obraca艂y si臋. 艧
I widzia艂em, 偶e wszystkie cztery mia艂y obr臋cze, wysokie i stra- 艧
szliwe, i Iby艂y doko艂a pe艂ne oczu. A gdy 偶ywe istoty posuwa艂y si臋 艧
naprz贸d, wtedy i ko艂a posuwa艂y si臋 obok nich, a gdy 偶ywe istoty 艧
wznosi艂y si臋 ponad ziemi臋, wznosi艂y si臋 i ko艂a. [...] A gdy posuwa艂y 艧
si臋, s艂ysza艂em szum ich skrzyde艂 jak szum wielkich w贸d, jak g艂os 艧
Wszechmocnego, jak ha艂as t艂umu, jak wrzawa wojska; a gdy 艧
stan臋艂y, opu艣ci艂y swoje skrzyd艂a. [...] A nad sklepieniem, nad ich 艧
g艂owami, by艂o co艣 z wygl膮du jakby kamie艅 szafirowy w kszta艂cie 艧
tronu; a nad tym, ca wygl膮da艂o na tron, u g贸ry nad nim by艂o co艣 艧
z wygl膮du podobnego do cz艂owieka. (Ez. 1, 1 nn.) 艧
Potem duch podni贸s艂 mnie; i s艂ysza艂em za sob膮 pot臋偶ny 艂oskot, 艧
gdy chwa艂a Pana podnios艂a si臋 ze swojego miejsca. A by艂 to szum 艧
skrzyde艂 偶ywych istot, gdy si臋 nawzajem dotyka艂y, oraz turkot k贸艂 艧
tu偶 przy nich, pot臋偶ny 艂oskot. (Ez. 3, 12 n.) 艧
I spojrza艂em, a oto obok cherub贸w by艂y cztery ko艂a, po jednym 艧
kole obok ka偶dego cheruba; a ko艂a wygl膮da艂yjak blask chryzolitu. 艧
A z wygl膮du wszystkie cztery mia艂y jednakowy kszta艂t, tak jak 艧
gdyby jedno ko艂o by艂o wewn膮trz drugiego. Gdy si臋 posuwa艂y, to 艧
posuwa艂y si臋 na wszystkie cztery strony, nie obracaj膮c si臋. W tym 艧
kierunku, w kt贸rym zwr贸cone by艂y przednie, posuwa艂y si臋 za nim, 艧
nie obracaj膮c si臋, gdy si臋 posuwa艂y. A ca艂e ich cia艂o, wi臋c ich 艧
grzbiet, ich r臋ce i skrzyd艂a oraz ko艂a by艂y u wszystkich czterech 艧
zewsz膮d pe艂ne oczu [...] A gdy cheruby si臋 posuwa艂y, posuwa艂y si臋 艧
ko艂a obok nich, a gdy cheruby podnosi艂y skrzyd艂a, aby si臋 wzbi膰 艧
od ziemi, wtedy ko艂a nie odsuwa艂y si臋 od ich boku. Gdy tamte 艧
stan臋艂y, stan臋艂y i te; a gdy tamte si臋 podnosi艂y, podnosi艂y si臋 z nimi 艧
i te [...]" 艧
Zacytowa艂em ten tekst adaperturam libri po pewnym wyk艂adzie, 艧
w trakcie nadzwyczaj gwa艂townej dyskusji, po czym doda艂em, 偶e 艧
pochodzi z Biblii. Jeden z moich wzburzonych adwersarzy zawo- 艧
艂a艂: "To bezczelno艣膰 twierdzi膰 takie rzeczy!" Wyj膮艂em wi臋c z teczki 艧
Die Heilige Schrft des Alten und des Neuen Testaments, wydane 艧
w Stuttgarcie w 1972 r., i poda艂em oburzonemu uczestnikowi 艧
dyskusji, kt贸ry zaniem贸wi艂. 艧
Kiedy po raz pierwszy natkn膮艂em si臋 na powy偶sze fragmenty, 艧
by艂em r贸wnie zdumiony. Pomy艣la艂em sobie jednak zaraz, 偶e 艧
brzmi膮 zbyt technicznie, aby mo偶na je by艂o poddawa膰 wy艂膮cznie 艧
teologicznej interpretacji. 艧
Twierdzi艂em bezczelnie, 偶e Ezechiel - b膮d藕 ten, kto sformu艂owa艂 艧
pierwsz膮, najstarsz膮 wersj臋 - widzia艂 i opisa艂 jaki艣 tw贸r techniczny, 艧
kt贸ry nagle sp艂yn膮艂 z chmur i wprawi艂 go ze zrozumia艂ych wzgl臋d贸w 艧
w ogromne zdumienie. Mocarz s艂owa zacz膮艂 si臋 j膮ka膰. Jeszcze nigdy 艧
nie widzia艂 takiej maszyny, nie potrafi艂 wi臋c zrozumie膰 funkcji k贸艂 艧
i skrzyde艂: by艂y to dla艅 cz艂onki "istoty 偶ywej" - poniewa偶 si臋 艧
porusza艂y. Oczywi艣cie "cztery skrzyd艂a" - 艂opaty wirnika - opu艣- 艧
ci艂y si臋, gdy 艣mig艂owiec wyl膮dowa艂, co warunkuj膮 prawa fizyki. 艧
Naoczny 艣wiadek podziwia艂 ko艂a i obr臋cze, dziwi膮c si臋, 偶e wznosi艂y 艧
si臋 one nad ziemi臋 razem z "偶yw膮 istot膮". Cech膮 艣mig艂owc贸w jest to 艧
偶e nie chowaj膮 podwozia po starcie. 艧
Reporter Ezechiel us艂ysza艂 nieznany huk. 呕eby przedstawi膰 ten 艧
niesamowity ha艂as, przysz艂o mu do g艂owy jedynie u偶ycie na- 艧
st臋puj膮cych okre艣le艅: "jak wrzawa wojska", "jak szum wielkich 艧
w贸d". W ten spos贸b ludzie mog膮 wyobrazi膰 sobie ten ha艂as. 艧
Przygl膮da艂 si臋 uwa偶nie, widzia艂 nawet pilota siedz膮cego na czym艣 艧
"w kszta艂cie tronu". 艧
No tak, nowoczesnej interpretacji tekstu nie brakuje mocnych 艧
por贸wna艅. By艂o dla mnie jasne, 偶e Ezechiel nie mia艂 wizji, ale 偶e 艧
raczej opisywa艂 rzeczywisto艣膰 techniczn膮. Za odwag臋 dosta艂em 艧
straszne ci臋gi, bo oczywi艣cie nie potrafi艂em sam udowodni膰 moich 艧
twierdze艅 a "krytycy s膮 lud藕mi 偶膮dnymi krwi, kt贸rzy nie dotarli 艧
do kata" (Bernard Shaw). Dowie艣膰 tego jest w stanie supertechnik 艧
kt贸ry by potrafi艂 zdemaskowa膰 moje przypuszczenia jako czyst膮 艧
bzdur臋. 艧
艧
艧
In偶ynier w roli egzegety biblijnego 艧
艧
Zupe艂nym novum w licz膮cej wiele tysi臋cy lat historii egzegezy 艧
biblijnej by艂o, 偶e in偶ynier w spos贸b krytyczny potraktowa艂 teksty 艧
Pisma 艢wi臋tego. In偶ynier 贸w nazywa si臋 Joseph F. Blumrich. 艧
Kiedy艣 by艂 kierownikiem zespo艂u bada艅 konstrukcyjnych w NA- 艧
SA w Huntsville. Jest autorem licznych patent贸w w dziedzinie 艧
budowy wielkich rakiet, laureatem medalu NASA Exceptional 艧
Service. W swojej ksi膮偶ce 'Otworzy艂y si臋 niebiosa' przedstawia 艧
techniczny dow贸d, 偶e statek kosmiczny opisany przez proroka 艧
Ezechiela istnia艂 naprawd臋. We wst臋pie Blumrich pisze, 偶e w艂a艣- 艧
ciwie mia艂 zamiar dowie艣膰 "niemo偶liwo艣ci" moich twierdze艅: 艧
"Rzadko kiedy ca艂kowita przegrana tak bardzo si臋 op艂aca i jest 艧
tak fascynuj膮ca i radosna". Oto rezultaty studi贸w Blumricha: 艧
"Og贸lny wygl膮d statku kosmicznego opisanego przez Ezechiela 艧
mo偶na odtworzy膰 z relacji tego proroka. In偶ynier mo偶e nast臋pnie, 艧
niezale偶nie od relacji, obliczy膰 za艂o偶enia i zrekonstruowa膰 aparat 艧
lataj膮cy tega typu. Je偶eli si臋 uzna, 偶e efekt nie tylko jest mo偶liwy 艧
z technicznego punktu widzenia, lecz r贸wnie偶 pod ka偶dym 艧
wzgl臋dem niezwykle sensowny i przemy艣lany, je艣li si臋 nast臋pnie 艧
znajdzie w opowie艣ci Ezechiela opisy szczeg贸艂贸w i proces贸w, 艧
pokrywaj膮ce si臋 bezsprzecznie z efektami tech艅icznymi, wtedy nie 艧
b臋dzie mo偶na ju偶 m贸wi膰 wy艂膮cznie o poszlakach. Uzna艂em, 偶e 艧
statek kosmiczny Ezechiela mia艂 bardzo wiarygodne parametry: 艧
艧
Impuls w艂a艣ciwy 2080 sek 艧
Ci臋偶ar 63300 kg 艧
Paliwo na drog臋 powrotn膮 37600 kg 艧
艢rednica wirnika g艂贸wnego 18 m 艧
Moc silnika wirnika g艂贸wnego 70000 KM 艧
艢rednica korpusu g艂贸wnego 18 m 艧
艧
Uzyskane wyniki daj膮 nam wyobra偶enie o poje藕dzie kosmicz- 艧
nym, kt贸ry nie tylko jest mo偶liwy z technicznego punktu widzenia, 艧
lecz r贸wnie偶 kt贸rego funkcje s膮 przystosowane do misji. Z za- 艧
skoczeniem przyjmujemy da wiadomo艣ci stan techniki, w 偶adnym 艧
razie nie fantastyczny - raczej w najbardziej kra艅cowym przypa- 艧
dku bliski dzisiejszych mo偶liwo艣ci technicznych, a zatem tylko 艧
troch臋 wybiegaj膮cy w przysz艂o艣膰. Poza tym wyniki daj膮 wyob- 艧
ra偶enie o statku kosmicznym, stosowanym razem ze statkiem 艧
macierzystym, kr膮偶膮cym po orbicie wok贸艂ziemskiej. Fantastyczne 艧
jest tylko to; 偶e statek taki przed ponad 2500 laty by艂 dotykaln膮 艧
rzeczywisto艣ci膮". 艧
Wspania艂ym produktem ubocznym bada艅 Blumricha by艂o 艧
skonstruowane wed艂ug opisu Ezechiela ko艂o, mog膮ce si臋 porusza膰 艧
we wszystkich kierunkach - za projekt ten in偶ynier otrzyma艂 艧
5 lutego 1974 roku patent USA nr 3789947 - sp贸藕nione uznanie 艧
dla pracy reportera Ezechiela. 艧
Moje 艣mia艂e interpretacje techniczne nie by艂y wi臋c tak szalone, 艧
jak 偶yczyliby sobie tego krytycy. 艧
Ezechiel wiecznie 偶ywy!
M贸j pierwszy kontakt z tekstami Ezechiela mia艂 miejsce przed ponad
15 laty. Staruszek wci膮偶 nie dawa艂 mi spokoju. W ko艅cu jego ksi臋ga
sk艂ada si臋 nie tylko z tych czterech rozdzia艂贸w, kt贸re zainspirowa艂y mnie
do spekulacji na temat statku kosmicznego, lecz obejmuje 48 rozdzia艂贸w
- pe艂nych przypowie艣ci, gr贸藕b, modlitw, proroctw i dok艂adnych relacji.
A ile偶 tam osobliwo艣ci!
Z biegiem stuleci Ksi臋ga Ezechiela musia艂a wytrzyma膰 nap贸r licznych
interpretacji. W wydanej w 1981 r. pracy zacytowano, om贸wiono
i umieszczono w bibliografii 270 rozpraw o tym proroku. A wi臋c 272
t臋gie g艂owy naukowc贸w po艣wi臋ci艂y lata 偶ycia starym tekstom. Z kr臋tac-
kich egzegez nie wynika wprawdzie prawie nic nowego - ich autorzy
maj膮 teologiczne klapki na oczach - s膮 one jednak dowodem na
istniej膮ce zainteresowanie Ezechielem. Nic dziwnego, bo te teksty to
bomba z op贸藕nionym zap艂onem, kt贸ra doprowadzi nas do 艣lad贸w
pozostawionych z rozmys艂em przez "Pana". Tajemnice maj膮 w sobie
nies艂ychany magnetyzm.
Jak spod ig艂y s膮 moje najnowsze badania dotycz膮ce budowli, kt贸re
dzisiejszemu Heinrichowi Schliemannowi mog艂yby pos艂u偶y膰 za wska-
z贸wki do prowadzenia prac wykopaliskowych - r贸wnie dok艂adne
jak poematy Homera, b臋d膮ce niegdy艣 drogowskazem do Troi.
Synu cz艂owieczy, patrz twoimi oczami
i s艂uchaj twoimi uszami!
Niewyczerpane 藕r贸d艂o wiadomo艣ci rozpoczyna si臋 w 40. rozdziale
Ksi臋gi Ezechiela, a ko艅czy w 47. Pozwol臋 sobie zacytowa膰 wy艂膮cznie
fragmenty najistotniejsze i wyr贸偶ni膰 ich cz臋艣膰 kursyw膮. Nie jest to wcale
nieuczciwe - ka偶dy mo偶e wzi膮膰 Bibli臋 do r臋ki i przeczyta膰 tekst bez
skr贸t贸w i podkre艣le艅. Znam prace naukowe, wykorzystuj膮ce cytaty,
kt贸rych 藕r贸d艂a s膮 niedost臋pne dla czytelnik贸w.
"W dwudziestym pi膮tym raku naszego wygnania, w pierwszym
miesi膮cu, dziesi膮tego dnia tego miesi膮ca, w czternastym roku po
zdobyciu miasta, w tym w艂a艣nie dniu spocz臋艂a na mnie r臋ka Pana
i przeni贸s艂 mnie tam. W widzeniach bo偶ych przeni贸s艂 mnie do ziemi
izraelskiej i postawi艂 mnie na 'bardzo wysokiej g贸rze'; a na niej
naprzeciwko mnie by艂o co艣, 'jakby zbudowane miasto'.
Przeni贸s艂 mnie tam, a oto by艂 tam 'm膮偶, kt贸ry wygl膮da艂 tak, jakby by艂
ze spi偶u'; mia艂 on w r臋ku lniany sznur i pr臋t mierniczy, a sta艂 w bramie.
M膮偶 ten przem贸wi艂 do mnie: Synu cz艂owieczy, patrz twoimi oczami
i s艂uchaj twoimi uszami! Zwr贸膰 uwag臋 na wszystko, co ci poka偶臋; 'gdy偶
sprowadzono ci臋 tutaj, aby ci to pokaza膰' (...).
I oto mur otacza艂 od zewn膮trz 艣wi膮tyni臋 dooko艂a. A m膮偶 ten mia艂
w r臋ku pr臋t mierniezy na sze艣膰 艂okci, liczonych po 艂okciu i d艂oni;
mierzy艂 on nim szeroko艣膰 艣ciany budynku, kt贸ra wynosi艂a jeden pr臋t,
a wysoko艣膰 tak偶e jeden pr臋t.
Potem wszed艂 do bramy, kt贸ra by艂a zwr贸cona ku wschodowi,
i wyszed艂szy po jej 'siedmiu stopniach' [...] Potem zmierzy艂 odleg艂o艣膰 od
wewn臋trznej strony bramy dolnej do zewn臋trznej strony bramy
wewn臋trznej: wynosi艂a ona sto 艂okci. Potem zaprowadzi艂 mnie na
'p贸艂noc'. A oto by艂a tam brarna zwr贸cona 'ku p贸艂nocy' [...] Potem
zaprowadzi艂 mnie na po艂udnie, a oto by艂a tam brama 'po艂udniowa' [...]
Potem zaprowadzi艂 mnie na dziedziniec wewn臋trzny w kierunku
'wschodnim' i zmierzy艂 bram臋; mia艂a takie same wymiary jak inne [...].
I zmierzy艂 dziedziniec: By艂 to czworok膮t sto 艂okci d艂ugi i sto 艂okci
szeroki [...] Potem zmierzy艂 艣cian臋 艣wi膮tyni; mia艂a ona sze艣膰 艂okci
grubo艣ci, a szeroko艣膰 przybud贸wki doko艂a 艣wi膮tyni mia艂a cztery
艂okcie. Bocznych kom贸r, jedna obok drugiej, na trzech pi臋trach by艂o
po trzydzie艣ci. [...]
Widzia艂em tak偶e, 偶e doko艂a 艣wi膮tyni by艂 grunt podwy偶szony [...].
Potem zmierzy艂 d艂ugo艣膰 budowli przed odgrodzon膮 przestrzeni膮,
kt贸ra by艂a z ty艂u, i jej mury [...]; mia艂y one sto 艂okci. [...] 'Drewniane
p艂yty pokrywa艂y doko艂a 艣ciany wewn臋trzne' od pod艂ogi a偶 do okien,
okna za艣 by艂y zakratowane. Nad wej艣ciem, a偶 do nawy wewn臋trznej
i na zewn膮trz, 'na wszystkich 艣cianach doko艂a, wewn膮trz i zewn膮trz,
by艂y wyrze藕bione cheruby i palmy', po jednej palmie mi臋dzy dwoma
cherubami. Ka偶dy cherub mia艂 dwie twarze [...].
A gdy doko艅czy艂 pomiar贸w wewn臋trznej cz臋艣ci 艣wi膮tyni, wy-
prowadzi艂 mnie da bramy le偶膮cej w kierunku wschodnim, i zrobi艂
pomiary doko艂a. Pr臋tem mierniczym zmierzy艂 stron臋 wschodni膮:
pi臋膰set 艂okci pr臋tem mierniczym. Potem zwr贸ci艂 si臋 i mierzy艂 stron臋
p贸艂nocn膮: pi臋膰set 艂okci pr臋tem mierniczym. [...] Doko艂a by艂 mur
pi臋膰set 艂okci d艂ugi i pi臋膰set 艂okci szeroki; mia艂 od oddziela膰 艣wi膮tyni臋
od tego, co pospolite.
Potem zaprowadzi艂 mnie do bramy, kt贸ra jest zwr贸cona ku
wschodowi. A oto chwa艂a Boga izraelskiego zjawi艂a si臋 od wschodu.
Szum jego przyj艣cia by艂 podobny do szumu wielu w贸d, a ziemia
'ja艣nia艂a' od jego chwa艂y. A widzenie, kt贸re mia艂em, by艂o podobne do
owego widzenia, kt贸re mia艂em w贸wczas, gdy przyby艂, aby zniszczy膰
miasto, i podobne do owego widzenia, kt贸re mia艂em nad rzek膮
Kebar. [...]
Potem zaprowadzi艂 mnie z powrotem do bramy przybytku; a oto
spod progu przybytku wyp艂ywa艂a woda 'w kierunku wschodnim, gdy偶
przybytek by艂 zwr贸cony ku wschodowi', a woda sp艂ywa艂a ku do艂owi
spod bocznej prawej 艣ciany 艣wi膮tyni, 'na po艂udnie' od o艂tarza. [...]
I rzek艂 do mnie: Te wody p艂yn膮 w kierunku okr臋gu wschodniego
i sp艂ywaj膮 w d贸艂 na step i wpadaj膮 do Morza, do wody zgni艂ej, kt贸ra
wtedy staje si臋 zdrowa. I gdzie tylko potok pop艂ynie, ka偶da istota
偶ywa i wszystko, od czego si臋 tam roi, b臋dzie 偶y艂o; i b臋dzie tam du偶o
ryb [...].
Na obu brzegach potoku b臋d膮 ros艂y r贸偶ne drzewa owocowe; li艣膰 ich
nie wi臋dnie i owoc si臋 nie wyczerpie; co miesi膮c b臋d膮 rodzi膰 艣wie偶e
owoce, gdy偶 woda dla nich p艂ynie ze 艣wi膮tyni."
Czego nie zauwa偶yli specjali艣ci
Pierwsz膮 cz臋艣膰 Ksi臋gi Ezechiela okre艣la si臋 zwykle jako "boskie
objawienie". Wizje o zdumiewaj膮cych pojazdach, kt贸re l艣ni膮c i sypi膮c
iskrami zlatuj膮 na ziemi臋, odgrywa艂y pewn膮 rol臋 w mitologicznej
literaturze staro偶ytnego Izraela. Nawet Ewa, 偶ona Adama, widzia艂a
podobno w贸z niebieski:
"W贸wczas Ewa spojrza艂a ku niebu i ujrza艂a, 偶e zbli偶a si臋 艣wietlisty
w贸z, ci膮gni臋ty przez cztery l艣ni膮ce or艂y, kt贸rych wspania艂o艣ci nie
zdo艂a opisa膰 nikt zrodzony z 艂ona matki [...] anio艂y za艣 [...] sz艂y
wprz贸dy".
Pojazd贸w niebieskich pojawiaj膮cych si臋 w przekazach nijak nie da si臋
wt艂oczy膰 do 偶adnego hangaru! Prorok Henoch opisuje "wozy ogniste",
Eliasz wst臋puje do nieba w艂a艣nie w poje藕dzie tego typu - ci膮gni臋tym
przez "rumaki ogniste". Poniewa偶 interpretatorzy Starego Testamentu
utkwili spojrzenie w przekazach 偶ydowskich, nie zauwa偶yli, 偶e wozy
niebieskie kr膮偶膮 r贸wnie偶 po mitologii buddyjskiej: "wielki nauczyciel"
Padmasambhava je藕dzi艂 takim pojazdem. R贸wnie偶 Ard偶una, boha-
ter indyjskiego eposu Mahabharata, porusza艂 si臋 dziarsko po Wszech-
艣wiecie pojazdem niebieskim. Na bog贸w wszystkich mit贸w, religii
i sekt! Dlaczego nie mo偶e by膰 takich "niebia艅skich woz贸w"?! Dlacze-
go nikt nie chce wyja艣ni膰 tego fenomenu w zrozumia艂y spos贸b?
Oto trzy najwa偶niejsze interpretacje fachowe, reprezentuj膮ce trzy
r贸偶ne punkty widzenia: teolog - profesor J. Lindblom t艂umaczy te
zdarzenia jako "prze偶ycia halucynacyjne", jego szwajcarski kolega
Othmar Keel jako "objawienia", profesor W. Beyerlin za艣 pragnieje
zrozumie膰 jako rytualne elementy 偶ydowskiego kultu. Tylko teolog
Fritz Dummermuth przyznaje, 偶e "[...] problematyczne relacje po
dok艂adniejszej analizie niezbyt przystaj膮 do zjawisk naturalnych, takich
jak meteorologiczne czy wulkaniczne". Dummermuth zaznacza
nawet w innej rozprawie: "Ju偶 czas po temu, aby podej艣膰 do rzeczy
z nowego punktu widzenia, co posunie naprz贸d badania biblijne".
Brawo! Zrobiono by wreszcie krok we w艂a艣ciwym kierunku, gdyby
dosz艂o do mi臋dzynarodowego por贸wnania modeli niebia艅skich karet,
gdyby znawcy Starego Testamentu usiedli przy okr膮g艂ym stole z uczo-
nymi specjalizuj膮cymi si臋 w mitologu indyjskiej i roz艂o偶yli na nim swoje
dokumenty.
Bezsensem jest redukowanie globalnego pojawiania si臋 "woz贸w
niebieskich" do specyficznie lokalnego zdarzenia w rejonie izraelskim.
Bo to nieprawda!
Problem praw autorskich
W ci膮gu minionych tysi膮cleci posta膰 Ezechiela poddawano najdziw-
niejszym transformacjom: z proroka, kt贸rego s艂owo by艂o nietykalne,
powsta艂 "wizjoner", nast臋pnie "marzyciel" i wreszcie "fantasta", kt贸ry
przeobrazi艂 si臋 nast臋pnie w "kataleptyka", czyli schizofrenika cier-
pi膮cego na wzmo偶one napi臋cie mi臋艣ni.
Na jakie偶 pomys艂y wpadaj膮 ludzie, jakie偶 stosuj膮 fortele, byle tylko
uciec od nie daj膮cych si臋 wyja艣ni膰 problem贸w.
Przeprowadzono dok艂adn膮 analiz臋 Ksi臋gi Ezechiela. Semantycy
stwierdzili, 偶e styl i dob贸r s艂贸w pozwalaj膮 wnioskowa膰 istnienie wi臋cej
ni偶 jednego autora. Nie zastanawiaj膮c si臋 uznano proroka za "pseu-
do-Ezechiela", jego ksi臋g臋 za艣 za kompilacj臋 r贸偶nych tekst贸w, powsta艂膮
dopiero ok. 200 r. prz. Chr. . Przed 100 laty teolog Rudolf Smend
(1851-1913), znakomity znawca Ezechiela, napisa艂:
"Przekaz opiera si臋 niew膮tpliwie na prze偶yciu wizualnym i w 偶ad-
nym razie nie jest opisem opartym wy艂膮cznie na wyobra藕ni literac-
kiej".
Na razie wi臋kszo艣膰 teolog贸w jest zdania, 偶e autorem Ksi臋gi Ezechiela
nie jest sam prorok, lecz 偶e na dzie艂o to z艂o偶y艂a si臋 praca wielu
redaktor贸w, kt贸rzy pomieszali teksty starsze - by膰 mo偶e i teksty
proroka - z dalszymi, aktualnymi uzupe艂nieniami.
R贸wnie偶 ja sk艂aniam si臋 do tego pogl膮du: Ksi臋ga Ezechiela nie jest ju偶
orygina艂em. Praktyczne pytania sprawiaj膮, 偶e problem autorstwa staje
si臋 nieistotny - oboj臋tne, czy wizje Ezechiela zdarzy艂y si臋 naprawd臋, czy
te偶 ksi臋ga nazwana imieniem proroka powsta艂a z przekaz贸w starszych
oraz dodanych w czasach p贸藕niejszych. Moje pytania trafiaj膮 w czu艂y
punkt relacji:
- Je偶eli Ezechiel mia艂 wizj臋, to co chcia艂 osi膮gn膮膰 w ten spos贸b jego
B贸g?
- Je偶eli wizji nie by艂o, kt贸re fragmenty tekstu nale偶y uzna膰 za opis
zdarze艅 rzeczywistych, kt贸re za艣 za wytwory fantazji?
- Je偶eli opisy oka偶膮 si臋 fantasmagoriami, to czy mo偶emy je za-
klasyfikowa膰 jako science fiction?
- Je偶eli jednak reporta偶e Ezechiela oka偶膮 si臋 relacjami ze zdarze艅
realnych, to gdzie jest 艣wi膮tynia, opisana z takimi szczeg贸艂ami?
- Odpowiedzi wymaga pytanie, w jaki spos贸b Ezechiel - albo pan
X - dotar艂 do tej 艣wi膮tyni i jak wr贸ci艂 potem do Jerozolimy?
Sprawozdawca z Ksi臋gi Ezechiela pisze w pierwszej osobie: "uj-
rza艂em... prze偶y艂em... us艂ysza艂em... przeni贸s艂 mnie..." Forma pierwszo-
osobowa by艂a stosowana zawsze przez naocznych 艣wiadk贸w albo
艣wiadczy艂a o odwadze przyznania si臋 do czego艣. Czy autor kryj膮cy si臋 za
owym ja - kimkolwiek by艂 - k艂ama艂? Blagowa艂, byle tylko zwr贸ci膰
na siebie uwag臋?
Fakty 艣wiadcz膮 o tym, 偶e relacje Ezechiela nale偶y datowa膰 do VI w.
prz. Chr., niezale偶nie czy przypisze si臋je prorokowi (kt贸ry 偶y艂 w tamtym
okresie), czy jego uczniom. By艂y to czasy wiary surowej i ortodoksyjnej.
呕aden pisarz nie powa偶y艂 si臋 powo艂a膰 na koronnego 艣wiadka wielkiego
Boga, 偶aden nie zaryzykowa艂 w艂o偶enia w usta wielkiego Boga s艂贸w,
kt贸re by艂yby nieprawd膮:
"Nie nadu偶ywaj imienia Pana, Boga twojego, gdy偶 Pan nie zostawi
bez kary tego, kt贸ry nadu偶ywa imienia jego". (I Moj偶. 20, 7)
Je艣li jednak w imieniu Ezechiela opowiedziano nam stek k艂amstw, to
dlaczego nadal figuruje on jako prorok w Ksi臋dze ksi膮g? A nawet je偶eli
Ezechiel nie by艂 (jedynym) autorem, to relacja oryginalna by艂a i tak
spisana w formie pierwszoosobowej!
Co dzia艂o sig w g艂owie proroka?
Zgodnie z zasad膮: "W przypadkach w膮tpliwych nale偶y wyda膰 wyrok
na korzy艣膰 oskar偶onego", uwa偶am Ezechiela za osob臋, kt贸ra opisa艂a
rzeczy realne.
Ezechiel m贸wi w tek艣cie, 偶e r臋ka Pana opu艣ci艂a go na bardzo wysok膮
g贸r臋. W Izraelu nie ma bardzo wysokiej g贸ry.
Interpretacje twierdz膮ce, 偶e Ezechiel opisa艂 艣wi膮tyni臋 Salomona
w Jerozolimie, s膮 bezpodstawne, poniewa偶 艣wi膮tynia ta nie sta艂a na
bardzo wysokiej g贸rze. Tak偶e w okolicach Jerozolimy nie ma wzniesie艅,
mog膮cych pretendowa膰 do miana bardzo wysokiej g贸ry, jest tylko kilka
wzg贸rz. Poza tym Ezechiel wychowywa艂 si臋 w Jerozolimie, zna艂 nazw臋
ka偶dego wzg贸rza. Gdyby Pan przeni贸s艂 go na kt贸re艣 z nich, to Ezechiel
na pewno poda艂by, jak wzg贸rze to si臋 nazywa艂o.
Z bardzo wysokiej g贸ry Ezechiel zauwa偶y艂: naprzeciwko mnie by艂o co艣
jakby zbudowane miasto.
Nie ma najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e nie by艂a to Jerozolima i 艣wi膮ty-
nia Salomona.
"[...] a oto by艂 tam m膮偶, kt贸ry wygl膮da艂 tak, jakby by艂 ze spi偶u [...]."
Na fakt, 偶e Ezechiel od razu zidentyfikowa艂 nieznan膮 posta膰 jako m臋偶a
- nie ma tu mowy o cechach p艂ciowych - wp艂yn膮艂 pewnie wyraz
twarzy istoty lub okoliczno艣ci, 偶e nie wyemancypowane jeszcze w贸w-
czas kobiety nie mia艂y zwyczaju wydawania rozkaz贸w.
M膮偶 ten jakby by艂 ze spi偶u. Wybaczcie, szanowni egzegeci, ale
dlaczego nikt nie pomy艣li, 偶e m膮偶 贸w mia艂 na sobie skafander
kosmiczny, kt贸ry obserwatorowi wyda艂 si臋 l艣ni膮c膮 zbroj膮?
Obcy zwr贸ci艂 si臋 do proroka per synu cz艂owieczy. Jest to o tyle
interesuj膮ce, 偶e ten spos贸b zwracania si臋 pozwala wysnu膰 wniosek, 偶e
m膮偶 jakby ze spi偶u sam nie by艂 cz艂owiekiem, nie by艂o mu te偶 znane imi臋
proroka. Synu cz艂owieczy by艂o typowym zwracaniem si臋 do ludzi. Kiedy
wyl膮duj臋 na Marsie w艣r贸d ma艂ych zielonych ludzik贸w, a jeden z nich
padnie przede mn膮 plackiem, nie powiem przecie偶: "Karolu, wsta艅!".
Zawo艂am raczej do zielonego ludzika: "Marsja艅ska istoto, wsta艅!"
Bezosobowe wezwanie synu cz艂owieczy 艣wiadczy moim zdaniem o tym,
偶e nieznany osobnik nie by艂 w 偶adnym razie ponadczasowym, wszech-
mocnym Panem Bogiem: On bowiem zna艂by Ezechiela z imienia.
Sceptycy zadadz膮 pytanie, w jaki spos贸b istoty pazaziemskie - jak
zak艂adam - opanowa艂y mow臋 Ezechiela. Tak jak cz艂owiek w ka偶dej
epoce bardzo szybko m贸g艂 si臋 nauczy膰 j臋zyk贸w nowo odkrytych lud贸w,
tak samo istoty pozaziemskie obserwowa艂y przez pewien czas grupy
ludzi, do kt贸rych zamierza艂y si臋 uda膰, i opanowywa艂y ich j臋zyk.
Sedno sprawy
Teraz si臋 zacznie!
M膮偶 jakby ze spi偶u wezwa艂 proroka Ezechiela, aby obserwowa艂
dok艂adnie wszystko to, co ujrzy, gdy偶 sprowadzono ci臋 tutaj, aby ci to
pokaza膰.
W tym niepozornym zdaniu kryje si臋 klucz do tej ze wszech miar
sensacyjnej historii.
Je偶eli zapomnimy o dzia艂alno艣ci istot pozaziemskich, to oka偶e si臋, 偶e
wielki, wszechmocny B贸g kaza艂 przenie艣膰 naszego Ezechiela na wysok膮
g贸r臋, m臋偶owijakby ze spi偶u poleci艂 za艣 mierzy膰 na oczach tego偶 Ezechiela
艣wi膮tyni臋 pr臋tem mierniczym, aby Ezechiel m贸g艂 wbi膰 sobie do g艂owy
wszystkie jej wymiary. Dok艂adne dane 艣wiadcz膮 o tym, 偶e prorok wzi膮艂
sobie zadanie do serca. Jaki by艂 cel tej nauki?
Teolodzy s膮 zdania, 偶e B贸g przekaza艂 Ezechielowi wizj臋 艣wi膮tyni,
kt贸r膮 ten m贸g艂by p贸藕niej zbudowa膰. Ale nigdy nie zbudowano 艣wi膮tyni
Ezechiela. B贸g omami艂 wybra艅ca fantomem, ale nie zna艂 przysz艂o艣ci
- ergo, nie by艂 wszechwiedz膮cy.
W艂a艣nie w tym tkwi problem: w pierwotnej wersji tekstu Ezechiela nie
ma gramatycznej formy czasu przysz艂ego! Pisany hebrajski by艂 j臋zykiem
czysto sp贸艂g艂oskowym - nie stosowa艂 samog艂osek. Dla u艂atwienia
lektury samog艂oski by艂y markowane niewielkimi kropkami mi臋dzy
sp贸艂g艂oskami. W tek艣cie pierwotnym istnia艂 czas przesz艂y niedokonany
albo czas przesz艂y dokonany - nie by艂o natomiast czasu przysz艂ego.
W zale偶no艣ci od kontekstu interpretacje wymuszane gramatycznym
gorsetem pozwala艂y studentom teologii w odpowiedni spos贸b in-
tonowa膰 pie艣ni 偶a艂obne tak, 偶e forma przesz艂a w nast臋pstwie czas贸w
przeobra偶a艂a si臋 w razie potrzeby w czas przysz艂y. 艢ci艣le bior膮c,
pierwotny tekst Ezechiela mo偶na t艂umaczy膰 stosuj膮c w interpretacji
translatorskiej czas przesz艂y, tera藕niejszy lub przysz艂y - wedle uznania:
艣wi膮tynia by艂a - 艣wi膮tynia jest - 艣wi膮tynia b臋dzie.
Poniewa偶 uczeni uczepili si臋 wersji wizji, a wi臋c 艣wi膮tynia oraz jej
dok艂adne wymiary s膮 oczywi艣cie rzutowane w przysz艂o艣膰. A umo偶liwa
to gramatyka.
Je偶eli wyjdziemy z za艂o偶enia, 偶e Ezechiel (albo pan X) zosta艂
przeniesiony do 艣wi膮tyni, kt贸r膮 zmierzono na jego oczach, w贸wczas
nasuwa si臋 od razu pytanie: jaki sens mia艂y tak precyzyjne pomiary?
Odpowied藕 na to pytanie jest zawarta w samym tek艣cie: prorok ma
zwr贸ci膰 uwag臋 na wszystko, bo po to go tu sprowadzono.
W Biblii, kt贸r膮 tak cz臋sto cytuj臋, mo偶emy dok艂adnie przeczyta膰:
"[...] gdy偶 sprowadzono ci臋 tu, aby ci to pokaza膰".
W innym przek艂adzie Pisma 艢wi臋tego mo偶emy natomiast prze-
czyta膰:
"Przyby艂em, aby ci to pokaza膰".
Jaka偶 przepa艣膰 dzieli oba przek艂ady!
Sprowadzono ci臋 tu, aby ci to pokaza膰 znaczy, 偶e po podr贸偶y Ezechiel
dotar艂 na miejsce. Przyby艂em, aby ci to pokaza膰 艣wiadczy natomiast
o tym, 偶e m膮偶 jakby ze spi偶u odszuka艂 proroka. Przek艂ad ten uskrzydli艂o
zapewne teologicznie pragnienie uwypuklenia wizji. W kontek艣cie
jednak traci on sw贸j cel: Ezechiela przeniesiono na wysok膮 g贸r臋, gdzie
odkry艂 on co艣, jakby zbudowane miasto - zostaje wi臋c postawiony
w zupe艂nie nowej sytuacji. Otrzymuje polecenie jak najdok艂adniejszego
zapami臋tania wszystkich pomiar贸w, kt贸re m膮偶 jakby ze spi偶u zdej-
mowa艂 z pomieszcze艅 i ze 艣cian.
呕ywa uwaga, z jak膮 Ezechiel rejestruje wszystkie dane, pozwala
domniemywa膰, i偶 zosta艂y one zapisane. Tym samym rgka Pana za
po艣rednictwem pos艂a艅ca, m臋偶a jakby ze spi偶u, osi膮ga sw贸j cel: niezna-
na dot膮d 艣wi膮tynia wchodzi do anna艂贸w przekazu! Wymiary realnej
budowli - nie za艣 wizyjnego fantomu! - b臋d膮 zajmowa膰 umys艂y przez
p贸藕niejsze tysi膮clecia.
Istoty obce, pozaziemskie - wyci膮gnijmy w ko艅cu wreszcie tego kota
z worka - przeczuwa艂y, 偶e 艣wi臋te przekazy nie zgin膮 z biegiem czasu, 偶e
- przepisywane, powielane czy drukowane - przetrwaj膮 wojny i kl臋ski
偶ywio艂owe. Istoty te wiedzia艂y, 偶e na zagadkowym zdarzeniu do艂膮czo-
nym do starych tekst贸w po艂ami膮 sobie z臋by kap艂ani i interpretatorzy.
Wiedzia艂y, 偶e kiedy艣, w przysz艂o艣ci, ogniste wozy wznosz膮ce si臋 w niebo
stan膮 si臋 zrozumia艂e bez przywo艂ywania na pomoc wiary i cud贸w.
Przekonany, 偶e w Ksi臋dze Ezechiela opisano - niewa偶ne, czy zrobi艂
to prorok, czy kto艣 inny - rzeczywiste wymiary realnej 艣wi膮tyni,
musia艂em znale藕膰 dzi艣 ow膮 budowl臋, trudn膮 do przeoczenia cho膰by ze
wzgl臋du na jej wielko艣膰, lub co najmniej ruiny.
A wi臋c do dzie艂a!
Po艂o偶enie i plan
Fasada 艣wi膮tyni, opisanej w Ksi臋dzie Ezechiela, by艂a zwr贸cona ku
wschodowi. M膮偶 jakby ze spi偶u zmierzy艂 najpierw szeroko艣膰 艣ciany
budynku, inne przek艂ady m贸wi膮 o "budynku" czy "budowli".
M膮偶jakby ze spi偶u ma dziwny pr臋t mierniczy, na sze艣膰 艂okci, liczonych
po lokciu i dloni. Zabawne. W wizyjnym objawieniu - je偶eli tak by艂o
- przekazano nam miar臋 handlow膮: 艂okie膰. Nie, 艂okcia do tych
pomiar贸w nie stosowano - by艂a to specjalna jednostka miary. I w ten
spos贸b fachowcy uporali si臋 z tymi nader niemi艂ymi nielogiczno艣ciami:
"Dla 'budowli boskiej' niewielkie znaczenie ma, czy chodzi艂o o 'zwyk-
艂y' 艂okie膰 babilo艅ski (458 mm), czy o cz臋艣ciej stosowany przez 呕yd贸w
'kr贸lewski' 艂okie膰 egipski (525 mm) [...] Opis ma nam tylko u艣wiado-
mi膰, 偶e 艣wi臋te miejsce r贸偶ni si臋 od wszystkich innych".
S艂usznie. Je偶eli ju偶 wizja, to i tak wszystko jedno, jak膮 jednostk臋
miary stosowano. Ale to nie by艂a wizja.
W tek艣cie jest mowa o czworok膮tnej budowli, zorientowanej wed艂ug
stron 艣wiata. M膮偶 jakby ze spi偶u mierzy czworok膮tny dziedziniec, kt贸ry
jest sto 艂okci d艂ugi i sto 艂okci szeroki. O wej艣ciu Ezechiel pisze, 偶e na
wszystkich 艣cianach doko艂a, wewn膮trz i zewn膮trz, by艂y wyrze藕bione che-
ruby i palmy, po jednej palmie migdzy dwoma cherubami. Ka偶dy cherub
mia艂 dwie twarze. Jeden cherub zosta艂 zdefiniowany jako podobna bogu
hybryda p贸艂-ludzka i p贸艂-zwierz臋ca. Czy istoty o dw贸ch twarzach
wyobra偶aj膮 lataj膮cych boskich pos艂a艅c贸w? Lataj膮ce istoty jak owe or艂y,
kt贸re widzia艂a Ewa, ci膮gn膮ce w贸z niebieski? A mo偶e chodzi艂o o lataj膮ce
jaguary, o twory mechaniczne? Pytania pozostaj膮. Bezsprzeczne jest
tylko to, 偶e cheruby zawsze maj膮 co艣 wsp贸lnego z lataniem.
Je艣li chodzi o ca艂膮 budowl臋, w tek艣cie mamy wa偶n膮 wskaz贸wk臋: spod
bocznej prawej 艣ciany 艣wi膮tyni, na po艂udnie od o艂tarza sp艂ywa艂a woda
w kierunku wschodnim i wp艂ywa艂a do Morza.
Jak na wizj臋 s膮 to dane zadziwiaj膮co konkretne!
R贸wnie precyzyjne dane przekazano na temat struktury budowli:
"Naprzeciw dwudziestu 艂okci nale偶膮cych do dziedzi艅ca wewn臋trzne-
go i naprzeciw kamiennej posadzki na dziedzi艅cu zewn臋trznym by艂a
galeria obok galerii w trzech poziomach. A przed halami by艂 ganek
wewn臋trzny, dziesi臋膰 艂okci szeroki i sto 艂okci d艂ugi; a ich drzwi by艂y od
p贸艂nocy. Lecz g贸rne hale budynku by艂y wy偶sze ni偶 dolne i 艣rodkowe,
poniewa偶 galerie zabiera艂y im nieco miejsca". (Ez. 42, 3 nn.)
Inny przek艂ad natomiast m贸wi, 偶e wyst臋py ska艂 wchodzi艂y w pi臋tra, 偶e
pi臋tra wznosi艂y si臋 w trzech poziomach i dlatego w por贸wnaniu do
dolnych i 艣rednich byly kr贸tsze. Dlatego stworzono tarasy w ni偶szych
i 艣rednich od ziemi, i poprzecznie do posadzki, b臋d膮cej na dziedzi艅cu
zewngtrznym, skarpa za艣 opada艂a w trzech poziomach.
Do tego mamy lakoniczny komentarz:
"Wyobra偶enie wydaje si臋 m贸wi膰, 偶e ca艂y budynek z uwzgl臋dnieniem
nier贸wnego terenu dzieli艂 si臋 na trzy cz臋艣ci, z kt贸rych ka偶da wznosi艂a
si臋 nieco w stosunku do poprzedniej".
Najbardziej wierz膮cemu ze wszystkich wierz膮cych teolog贸w musz膮
jednak nasun膮膰 si臋 w膮tpliwo艣ci, czy mo偶na si臋 upiera膰 przy wizji. Czy
wszechmocny B贸g nie przedstawi艂 przy pomocy cudownie l艣ni膮cego
obrazu wy艂膮cznie idea艂u 艣wi膮tyni, kt贸ra mia艂a by膰 zbudowana p贸藕niej
w Izraelu? Czy do艂膮czy艂 do wizji idealnej budowli r贸wnie偶 dok艂adne
dane co do jej zorientowania wed艂ug stron 艣wiata? Czy w trakcie
objawienia przekazywano by tak 艣wieckie informacje jak wymiary
pomieszcze艅 i korytarzy, po艂o偶enie budowli na skarpie oraz czy
m贸wiono by o potoku, p艂yn膮cym na wsch贸d do morza? Sami teolodzy
nie zgadzaj膮 si臋 z insynuacj膮, jakoby Ezechiel opisywa艂 艣wi膮tyni臋
jerozolimsk膮:
"Z Pisma nie wiemy nic o 艣wi膮tynnym 藕r贸dle. Bo trudno by艂o z nim
uto偶samia膰 mi臋kk膮 wod臋 z Syloe (Iz. 8, 6), p艂yn臋艂a ona zreszt膮
w zupe艂nie innym kierunku".
Spraw臋 potoku jednak wzi膮艂 sobie Ezechiel do serca:
"I gdzie tylko potok pop艂ynie, ka偶da istota 偶ywa i wszystko, od czego
si臋 tam roi, b臋dzie 偶y艂o; i b臋dzie tam du偶o ryb [...]
Na obu brzegach potoku b臋d膮 ros艂y r贸偶ne drzewa owocowe; li艣膰 ich
nie wi臋dnie i owoc si臋 nie wyczerpie; co miesi膮c b臋d膮 rodzi膰 艣wie偶e
owoce, gdy偶 woda dla nich p艂ynie ze 艣wi膮tyni". (Ez. 47, 9 nn.)
Z Jerozolimy nie wyp艂ywa ani potok, ani rzeka, nad kt贸rej brzegami
wszystko, od czego sig tam roi, bgdzie 偶ylo. Zdumiewaj膮ce, co w 偶arliwej
wierze mog膮 zrobi膰 z rzeki teologiczne interpretacje. A poniewa偶
w Morzu Martwym nie ma 偶ycia i mimo najszczerszych ch臋ci nie mo偶e
by膰 tam wi臋c du偶ej ilo艣ci ryb, to rzeka opisana przez Ezechiela zosta艂a
uznana za wizj臋 przysz艂o艣ci.
Banalne sztuczki
呕eby tchn膮膰 w rzek臋 - kt贸rej nie by艂o w Jerozolimie - cho膰by 偶ycie
wizyjne, t艂umacze i egzegeci pos艂uguj膮 si臋 dwiema sztuczkami: w tek艣cie
Ezechiela nie ma ani s艂贸wka o "Morzu Martwym" -wt艂oczono je wi臋c
do przek艂adu na si艂臋:
"Poza tym 'Morze' nale偶y w przek艂adzie rozumie膰 oczywi艣cie jako
'Martwe', poniewa偶 okre艣lenie to, zrozumia艂e wprawdzie dla czytel-
nika 偶ydowskiego, niejasne jest dla niemieckiego; nie ma za艣 przecie偶
wielkiej warto艣ci przek艂ad, kt贸rego sens trzeba dopowiada膰 w przypi-
sach".
Oto sztuczka druga!
Kiedy "Morze" otrzyma艂o nazw臋 na skutek arbitralnego dookre艣-
lenia tekstu, sta艂o si臋 ono razem z rzek膮 za spraw膮 cudu ekologicznym
zdarzeniem z przysz艂o艣ci:
Komentarz pierwszy:
"I teraz Ezechiel widzi drugi cud: W pustym dot膮d otoczeniu p艂yn膮cej
wody staj膮 niezliczone drzewa przeobra偶aj膮c nieurodzajny pustynny
krajobraz w l艣ni膮ce prze艣liczn膮 zieleni膮 urodzajne niwy. [...] a偶 do
kotliny Jordanu woda p艂ynie z tak膮 sam膮 si艂膮, aby wpa艣膰 do s艂one-
go Morza Martwego. [...] Te cudowne oddzia艂ywania wody p艂yn膮cej
od 艣wi膮tyni na otoczenie pozwalaj膮 pozby膰 si臋 jakichkolwiek w膮tp-
liwo艣ci, z jakiego rodzaju opowie艣ci nasz rozdzia艂 czerpie obrazy
i barwy; to po prostu rajska rzeka, kt贸rej wody nawadnia艂y rajski
ogr贸d".
Komentarz drugi:
"Ju偶 na samym pocz膮tku by艂oby b艂臋dem trwonienie si艂 naukowej
krytyki nad fantazjami tego rodzaju. Nale偶y si臋 trzyma膰 idei przeo-
bra偶enia natury [...]".
Komentarz trzeci:
"Zgodnie z tym zrozumia艂e jest oczekiwanie Ezechiela, 偶e w przysz艂o-
艣ci 藕r贸d艂o 艣wi膮tynne przeobrazi si臋 w strumie艅 pe艂en wody, kt贸ry
nawodni pustynne wschodnie regiony Judy i uzdrowi nawet Morze
Martwe. Je偶eli kiedy艣 w 艣wi膮tyni b臋dzie mia艂a miejsce prawdziwa
s艂u偶ba Bogu, wtedy pustynne otoczenie 艣wi膮tyni przeobrazi si臋
w urodzajny ogr贸d".
Komentarz czwarty:
"[...] opisuje strumie艅 偶ywej wody, kt贸ra wyp艂ywaj膮c ze 艣wi膮tyni
sprawia, i偶 okolica staje si臋 urodzajna, Morze Martwe za艣 zdro-
we".
Komentarz pi膮ty:
"Po co w og贸le w przypadku takich wizji szuka膰 zwi膮zk贸w natural-
nych o tak w膮tpliwej warto艣ci? W ka偶dym razie dla nas, chrze艣cijan,
kt贸rzy jeste艣my nie tylko zimnymi krytykami biblijnego tekstu, 贸w
艣wi臋ty potok oznacza przepowiedni臋 dan膮 od Boga [...] widzimy
w nim i wynikaj膮cych z tego faktu zmianach cudowny symbol
b艂ogos艂awie艅stw Ducha 艢wi臋tego".
Wizja. Przepowiednia. O艣wiecenie. Wed艂ug powy偶szych komentarzy
Ezechiel przyrzek艂 pojawienie si臋 urodzajnego ogrodu, kt贸ry nawodni
Jude臋 i uzdrowi Morze Martwe. Nic takiego si臋 nie zdarzy艂o. Izrael
nadal czeka na rajsk膮 rzek臋 i cudowne b艂ogos艂awie艅stwa Ducha
艢wi臋tego.
Nie nale偶y r贸wnie偶 trwoni膰 si艂 naukowej krytyki, skoro wszystko
mo偶na uzna膰 za przeobra偶enie natury.
Gdyby Schliemann tak potraktowa艂 Homera, to najprawdopodob-
niej do dzi艣 nie znaliby艣my ruin Troi.
Rekonstrukcja "wizji"
Razem ze swoim wsp贸艂pracownikiem Charlesem Chipiezem archeo-
log Georges Perrot (1832-1914) przedstawi艂 w 1889 roku rysunkow膮
rekonstrukcj臋 艣wi膮tyni, sporz膮dzon膮 na podstawie tekstu Ezechiela;
dodatkowe opisy naukowcy zaczerpn臋li z Ksi臋gi Kr贸lewskiej.
Dok艂adna rekonstrukcja nastr臋czy艂a wiele problem贸w zwi膮zanych
z jednostkami miary. Jaki 艂okie膰 stosowa艂 m膮偶jakby ze spi偶u? 艁okie膰
babilo艅ski maj膮cy 45,8 cm czy egipski o d艂ugo艣ci 52,5 cm? A mo偶e 艂okie膰
贸w by艂 cechowany wed艂ug jeszcze innej miary? Prawd臋 m贸wi膮c jest to
nieistotne, bo w ka偶dyrm przypadku by艂a to budowla ogromna.
Perrot potkn膮艂 si臋 natomiast na rzeczy, kt贸ra przy g艂臋bszym za-
stanowieniu nie powinna mu by艂a sprawi膰 niespodzianki:
"Je偶eli przestudiowa膰 tekst Ezechiela dok艂adniej, stwierdzi si臋, 偶e
sama 艣wi膮tynia jest opisana mniej wyczerpuj膮co ni偶 poszczeg贸lne
dziedzi艅ce wewn臋trzne i zewn臋trzne, kt贸re j膮 otaczaj膮. Te strefy
zewn臋trzne nie powinny by膰 w艂a艣ciwie dla proroka tak wa偶ne jak
sama 艣wi膮tynia. Na pierwszy rzut oka owa dysproporcja zaskakuje,
ale zarazem ma swoje powody".
Autorzy ulegli logice paradaksu: przypuszczalnie, m贸wili, Ezechiel
nie wdawa艂 si臋 w szczeg贸艂y dotycz膮ce samej 艣wi膮tyni, poniewa偶 by艂a
ona tak czy siak znana Izraelitom. Tymczasem nale偶y odwr贸ci膰 kota
ogonem: wi臋kszo艣膰 Izraelit贸w nie wychodzi艂a poza dziedzi艅ce wewn臋t-
rzne i zewn臋trzne, znali je wi臋c lepiej od samej 艣wi膮tyni, do kt贸rej nie
ka偶dy mia艂 prawo wst臋pu. Dlaczego wi臋c Ezechiel opisa艂 strefy zewn臋t-
rzne tak dok艂adnie?
R贸wnie偶 teolog Rudolf Smend odwa偶y艂 si臋 w minionym stuleciu
sporz膮dzi膰 rysunek rekonstrukcji 艣wi膮tyni i dziwi艂 si臋, 偶e podczas jej
mierzenia "poza dwoma wyj膮tkami, kt贸re w istocie wyj膮tkami nie s膮
(Ez. 40, 5 i 41, 8), uwzgl臋dniano tylko d艂ugo艣ci i szeroko艣ci".
Wcale mnie nie dziwi to przeoczenie. M膮偶 jakby ze spi偶u u艣wiadamia艂
sobie, 偶e po tysi膮cleciach niewiele relikt贸w b臋dzie 艣wiadczy艂o o wysoko-
艣ci. Wa偶ne by艂y tylko wymiary mur贸w g艂贸wnych, tkwi膮cych w ziemi.
Fakt, 偶e Ezechiel nie zapisa艂 danycll dotycz膮cych wysoko艣ci, obala
marzenie teolog贸w, jakoby prorok opisa艂 halucynacyjny obraz budowli,
kt贸ra mia艂a by膰 zbudowana w przysz艂o艣ci: dla przysz艂ej budowli
bowiem takie dane by艂yby niezb臋dne. Gdyby interpretatorzy tego tekstu
wyszli wreszcie z cienia i zaakceptowali fakt, 偶e Ezechiel opisa艂 budowl臋
rzeczywist膮 wraz z jej wymiarami, zagadka zosta艂aby rozwi膮zana.
Pr贸by rekonstrukcji pl膮cz膮 si臋 zawsze w sie膰 przypuszcze艅 opartych
na wierze, a m贸wi膮cych o tym, 偶e 艣wi膮tynia Salomona w Jerozolimie
by艂a jedynym wzorem. Z tego b艂臋du naros艂y sprzeczno艣ci, o kt贸rych
Rudolf Smend pisze otwarcie:
"Pozosta艂e wersety brzmi膮 niemo偶liwie: 'w filarach bram', a zreszt膮
by艂by to nonsens z rzeczowego punktu widzenia [...] R贸wnie偶 w tym
przypadku takie stwierdzenie by艂oby absurdalne, bo drzwi i przysio-
nek stapia艂yby si臋 oczywi艣cie w jedno [...] od samego pocz膮tku wydaje
si臋 niemo偶liwe, 偶eby na wszystkich bramach by艂 taki przysionek, bo
sto艂y [zarzynano na nich zwierz臋ta ofiarne - przyp. EvD), od kt贸rych
nie mog艂y by膰 oddzielone, sta艂y tylko w jednej bramie, we wschodniej
[...] gdyby natomiast sk艂adano ofiary ca艂opalne, zagrzeszne i ofiary
za przewinienia po p贸艂nocnej stronie o艂tarza, to nasze miejsce stoi
w艂a艣nie z tym w sprzeczno艣ci".
Przy b艂臋dnym punkcie wyj艣cia trzeba si臋 mocno napracowa膰 przy
"Ezechielu", nim uda si臋 go wpasowa膰 w schemat 艣wi膮tyni Salomona.
Podobnie jak Smend, tak偶e teolog i filozof Otto Thenius zdumia艂 si臋
przy pr贸bie rekonstrukcji 艣wi膮tyni brakiem danych co do wysoko艣ci,
podziwia艂 jednak zarazem trze藕wy i dok艂adny opis:
"Cz艂owiek zwraca uwag臋 na ca艂kowicie trze藕wy opis, odrzucaj膮cy
wszelkie ozdobniki, a koncentruj膮cy si臋 na poszczeg贸lnych wymia-
rach a偶 po szeroko艣膰 bram, i uwzgl臋dnia fakt, 偶e wed艂ug tego opisu
mo偶na narysowa膰 budz膮cy zaufanie szkic, ale tylko szkic. Je艣li chodzi
o pytanie, dlaczego Ezechiel nie poda艂 偶adnej miary wysoko艣ci
艣wi膮tyni, to przyjmuj膮c, 偶e jest to wytw贸r fantazji, nie mo偶na znale藕膰
na nie 偶adnej odpowiedzi [...]".
W艂a艣nie dlatego, 偶e nie by艂 to wytw贸r fantazji!
Tak偶e teolog Eduard Reuss (1804-1891), czo艂owy przedstawiciel
teologii historyczno-krytycznej, mia艂 trudno艣ci z rekonstrukcj膮:
"[...] Trudno艣ci nie do przezwyci臋偶enia istniej膮 tak偶e w przypadku
innych element贸w [...] sze艣膰dziesi臋cio艂okciowe s艂upy s膮 dla nas
zagadkowe [...] aby znale藕膰 25 艂okci szeroko艣ci ca艂kowitej, nale偶y
zapewne do wymiar贸w przej艣cia i warowni doliczy膰 r贸wnie偶 grubo艣膰
tylnej 艣ciany, kt贸ra nie jest tu wymieniona [...] co to znaczy: drzwi
naprzeciw drzwi albo: od jednych drzwi do innych? Czy nale偶y
rozumie膰, 偶e drzwi w tylnej 艣cianie warowni a prowadz膮ce na
dziedziniec by艂y zamkni臋te?"
Thenius trafi艂 dwa razy w dziesi膮tk臋: na podstawie tekstu Ezechiela
mo偶na narysowa膰 plan budowli oraz: przy za艂o偶eniu, 偶e by艂a to
halucynacja, nie da si臋 znale藕膰 odpowiedzi na pytanie dotycz膮ce braku
wymiar贸w wysoko艣ci.
Wszystkie jednak pr贸by rekonstrukcji budowli stoj膮 na chwiejnych
podstawach. Wymiary i za艂o偶enia - na przyk艂ad, przy kt贸rych 艣cianach
sta艂y o艂tarze i misy do obmywania - zosta艂y dopasowane do 艣wi膮tyni
Salomona z innych 藕r贸de艂 biblijnych.
Mimo paru sprzeczno艣ci Ksi臋ga Ezechiela dostarcza naprawd臋
u偶ytecznych danych, daj膮cych wyobra偶enie o tym, co pokazano mu
na bardzo wysok偶ej g贸rze.
Moje hipotezy
I. 艢wi膮tynia opisana przez Ezechiela istnia艂a.
Opisy Ezechiela - i/albo jego wsp贸艂autor贸w - nie by艂y wynikiem
wizji. Nie by艂 to r贸wnie偶 ukazany w formie objawienia projekt ar-
chitektoniczny 艣wi膮tyni, kt贸ra mia艂a by膰 wzniesiona w przysz艂o艣ci.
W przypadku wizji rzeczywiste dane dotycz膮ce terenu, na kt贸rym
mia艂a stan膮膰 艣wi膮tynia, by艂yby bez sensu, tektoniczne wskaz贸wki co do
"skarp" czy "ska艂", kt贸re mia艂y wnika膰 w futurystyczn膮 艣wi膮tyni臋
- absurdalne. Niedorzeczna by艂aby tak偶e dok艂adna lokalizacja poto-
ku "spod bocznej prawej 艣ciany 艣wi膮tyni". Na grotesk臋 zakrawa mi
wizjonerstwo ryzykuj膮ce twierdzenie o nader p艂odnych drzewach ob-
wieszonych owocami rosn膮cych nad potokiem czy rzek膮, o drzewach,
kt贸rych li艣cie nie wi臋dn膮. A wszystko to w rejonie Jerozolimy! Poza tym
nieprawd膮 jest, 偶e prorok sam wszystko zapisa艂 - wiedzia艂 o tym m膮偶
jakby ze spi偶u. Sk膮d?
To, 偶e w biblijnym tek艣cie zastosowano czas przysz艂y, wynika wy-
艂膮cznie z gramatycznego wyczucia t艂umacza:
"Na obu brzegach potoku b臋d膮 ros艂y r贸偶ne drzewa owocowe; li艣膰 ich
nie wi臋dnie i owoc si臋 nie wyczerpie; [...] b臋d膮 rodzi膰 艣wie偶e owo-
ce [...]".
Przeciw przyj臋ciu wizji 艣wiadczy r贸wnie偶 specjalny 艂okie膰, stosowany
przez m臋偶a jakby ze spi偶u. Ezechiel by艂 kaznodziej膮 i prorokiem, nie za艣
architektem. Nie m贸g艂 "zaczerpn膮膰" precyzyjnych pomiar贸w z w艂asnej
艣wiadomo艣ci czy pod艣wiadomo艣ci, obca by艂a mu nawet technika
miernicza. Bez m臋偶a jakby ze spi偶u nie by艂oby pomiar贸w 艣wi膮tyni.
Pierwszoosobowa forma relacji Ezechiela 艣wiadczy, 偶e jest to relacja
naocznego 艣wiadka. Kto swojej wypowiedzi odmawia reaino艣ci, uznaje
tym samym swoj膮 ksi膮偶k臋 za k艂amstwo pe艂ne fantazji.
Jak gorliwi egzegeci wype艂ni膮 t臋 pr贸偶ni臋?
W Ksi臋dze Ezechiela ani w trakcie og贸lnego opisu 艣wi膮tyni, ani
miejsca 艣wi臋tego nie wymienia si臋 Arki Przymierza. Gdyby przed-
miotem opisu by艂a 艣wi膮tynia Salomona w Jerozolimie, nie zapomniano
by o tej najwa偶niejszej ze wszystkich 艣wi臋to艣ci.
II. Ezechiel opisa艂 zesp贸艂 艣wi膮tynny w Chavin de Huantar w Andach
peruwia艅skich.
Znacznie skromniej ni偶 ludzie, kt贸rzy udaj膮, 偶e wszystko wiedz膮 le-
piej - jakby w 573 prz. Chr. byli przy proroku w chwili, gdy mia艂
"wizj臋" - zbior臋 ponad tuzin "przypadk贸w", pozostawiaj膮c krytycz-
nym czytelnikom wyci膮gni臋cie wniosku.
Przypadek 1.: Ezechiela przeniesiono w "niebieskim wozie" na nie-
znan膮 mu "wysok膮 g贸r臋". Chavin de Huantar znajduje
si臋 w艂a艣nie na g贸rze, kt贸ra by艂a nieznana Ezechielowi
a偶 do chwili jego tam przybycia.
Przypadek 2.: Ezechiel ujrza艂, 偶e wznosi艂o si臋 tam "co艣, jakby zbudo-
wane miasto". Prace wykopaliskowe dowiod艂y, 偶e ko艂o
Chavin de Huantar istnia艂a niegdy艣 du偶a osada miejs-
ka.
Przypadek 3.: Ezechiel opisa艂 艣wi膮tyni臋, kt贸rej fasada g艂贸wna oraz
brama g艂贸wna by艂y skierowane na wsch贸d. Tak jest
w Chavin de Huantar.
Przypadek 4.: Kompleks opisany przez Ezechiela wznosi艂 si臋 na trzech
tarasach - tak jak w Chavin de Huantar.
Przypadek 5.: Wed艂ug relacji Ezechiela na dziedziniec zewn臋trzny
mo偶na si臋 by艂o dosta膰 przez trzy bramy - skierowane
na p贸艂noc i na po艂udnie.
Przypadek 6.: "Dziedziniec wewn臋trzny", zmierzony przez m臋偶a jak-
by ze spi偶u, by艂 kwadratem o d艂ugo艣ci bok贸w oko艂o 50
m. Kiedy wraz z moimi przyjaci贸艂mi z Izraela przep-
rowadzi艂em w Chavin de Huantar pomiary, otrzyma-
艂em wynik 49,7 m.
Przypadek 7.: Z "dziedzi艅ca wewn臋trznego" prowadzi艂y wed艂ug rela-
cji Ezechiela cztery ci膮gi schod贸w na cztery strony
艣wiata. Dok艂adnie tak jak w Chavin de Huantar.
Przypadek 8.: M膮偶 jakby ze spi偶u zmierzy艂 filary mi臋dzy niszami bram
- pi臋膰 艂okci. Wed艂ug 艂okcia babilo艅skiego b臋dzie to
2,29 m, egipskiego za艣 - 2,62 m. W trakcie pomiar贸w
ta艣ma miernicza wykaza艂a 2,3 m.
Przypadek 9.: Ezechiel ujrza艂 wok贸艂 na 艣cianach wewn臋trznych i ze-
wn臋trznych rze藕by, przedstawiaj膮ce zw艂aszcza cherubi-
ny. Tak jak w Chavin de Huantar.
Przypadek 10.: Wed艂ug Ezechiela 藕r贸d艂o wyp艂ywa艂o przy po艂udniowej
艣cianie 艣wi膮tyni. Dzi艣 w Chavin de Huantar strumyczek
p艂ynie od po艂udnia, zbli偶aj膮c si臋 do kompleksu budowli
przy po艂udniowo-wschodnim rogu.
Przypadek 11.: "Woda" z relacji Ezechiela zamieni艂a si臋 w rzek臋, kt贸ra
pop艂yn臋艂a do wschodnich rejon贸w kraju. Rzeczywi艣cie,
w Chavin de Huantar Mosna p艂ynie najpierw na
wsch贸d a偶 do miejscowo艣ci Huycaybamba, gdzie wpa-
da do Rio Mara艅on. Rio Mara艅on p艂ynie pocz膮tkowo
na p贸艂noc, kieruj膮c sig jednak po kilku tysi膮cach kilo-
metr贸w dokladnie na wsch贸d do zlewiska Amazonki,
kt贸ra uchodzi do Atlantyku, czyli do "Morza".
Przypadek 12.: M膮偶 jakby ze spi偶u powiedzia艂 prorokowi, 偶e rejon,
gdzie dop艂ywa rzeka, t臋tni 偶yciem i jest tam du偶o ryb.
Opis ten pasuje w zdumiewaj膮cy spos贸b do dorzeczy
Rio Mara艅on i Amazonki, najwi臋kszego zlewiska
艣wiata.
Przypadek 13.: M膮偶 jakby ze spi偶u wychwala艂 przed Ezechielem nad-
zwyczaj urodzajne rejony kraju, gdzie ros艂y zawsze
zielone drzewa, wydaj膮ce wci膮偶 owoce. Nie mo偶na
lepiej opisa膰 bogactwa przyrody na brzegach Rio
Mara艅on i Amazonki.
Przypadek 14.: W Chavin de Huantar 艣wi臋ta liczba 7 odgrywa艂a r贸wnie
wielk膮 rol臋 jak u Izraelit贸w.
Przypadek 15.: Ezechiel spisywa艂 swoje prze偶ycia w latach 592-570 prz.
Chr. Chavin de Huantar natomiast zbudowano mi臋dzy
800 a 500 r. prz. Chr.! Je偶eli za艂o偶ymy wzmiankowane
ju偶 odchylenia w datowaniach archeolog贸w, to dwu-
stuletnia tolerancja nadal dopuszcza zgodno艣膰 czasow膮
- nawet je艣li tekst oryginalny by艂by starszy o 200 lat,
ni偶 si臋 przyjmuje.
Przypadek 16.: M膮偶 jakby ze spi偶u powiedzia艂 Ezechielowi, 偶e jego lud
zbudowa艂 mu tu now膮 艣wi膮tyni臋. Chavin de Huantar
powsta艂o od razu. Bez wzor贸w.
Znacznie mniej "przypadk贸w" sk艂oni艂o Heinricha Schliemanna do
rozpocz臋cia prac wykopaliskowych na wzg贸rzu Hisarlik.
Czego nie ma W Chavin de Huantar
Dla porz膮dku wymieni臋 r贸wnie偶 te dane z Ksi臋gi Ezechiela, kt贸re
nie pokrywaj膮 si臋 ze stanem Chavin de Huantar. Tak na przyk艂ad
u Ezechiela zesp贸艂 艣wi膮tynny stoi na planie kwadratu. By膰 mo偶e Chavin
de Huantar mia艂o niegdy艣 r贸wnie偶 form臋 kwadratu, trzeba by si臋 tylko
dowiedzie膰, gdzie znajdowa艂a si臋 wschodnia granica kompleksu, dzi艣
nierozpoznawalna. 艢wi膮tynia opisana przez Ezechiela by艂a kwadratem
o boku d艂ugo艣ci 50 m. Wymiary te nie zgadzaj膮 si臋 z wymiarami Cas-
tillo, kt贸rego wymiary wynosz膮 70 x 72,9 m - stanowi膮 wi臋c tylko
prawie kwadrat. S臋k w tym, 偶e nie wiadomo, czy p贸藕niejsi redaktorzy
korygowali wymiary podane w relacji Ezechiela... aby dopasowa膰
艣wi膮tyni臋 Salomona do "wizji". Na tak膮 mo偶liwo艣膰 zwraca r贸wnie偶
uwag臋 profesor Walther Eichrodt: "O tym, 偶e jednak i tu [chodzi
oczywi艣cie o pomiary - przyp. EvD] nie obesz艂o si臋 bez zmian
dokonanych obc膮 d艂oni膮, mog膮 艣wiadczy膰 niekt贸re cechy stylistycz-
ne [...]."
Oczywi艣cie opisanych przez Ezechiela drewnianych p艂yt nie ma
w Chavin de Huantar. Po co najmniej 2500 latach - nawet gdyby nie
by艂o po偶aru - z drewna nic nie pozostaje. Nie uda艂o mi si臋 r贸wnie偶
odkry膰 ani 艣ladu palm i rze藕b, chyba 偶e par臋 stylizacji uzna si臋 za obrazy
ro艣lin tropikalnych. Moim zdaniem w tek艣cie oryginalnym mog艂y by膰
wymienione - poza cherubami - r贸wnie偶 wizerunki istot ludz-
ko-zwierz臋cych, jakie s膮 w Chavin de Huantar. Pad艂y one potem ofiar膮
autor贸w przer贸bek i cenzor贸w, poniewa偶 takie obrazy wydawa艂y si臋 nie
na czasie. Pomini臋to to, co niezrozumia艂e. Nic dziwnego, 偶e Ksi臋ga
Ezechiela ko艅czy si臋 tak nagle.
Wok贸艂 Ezechiela nadal pe艂no zdumiewaj膮cych niejasno艣ci. Przed
kilku laty na moje biurko trafi艂a notatka prasowa: W grotach Qumran
nad Morzem Martwym odkryto uzupe艂nienia do tekstu Ezechiela. Pod
wszelkie mo偶liwe adresy wys艂a艂em pro艣b臋 o mo偶liwo艣膰 dotarcia do
znalezisk. Bez efektu. Nawet osoba o najlepszych zamiarach musia艂a
pomy艣le膰 sobie, 偶e nowoodkryte teksty mog膮 zawiera膰 informacje,
kt贸rych nie nale偶y zawierza膰 opinii publicznej. Kilka s艂ynnych zwoj贸w
znad Morza Martwego przechowuje si臋 w specjalnej hali muzeum
w Jerozolimie. Nie wiem tylko, dlaczego architekt zaprojektowa艂 ow膮
艢wi膮tyni臋 Ksi臋gi w formie UFO. Mo偶e my艣la艂 o tym samym co ja
- o wspomnieniach z przysz艂o艣ci.
Ze Wschodu do Ameryki Po艂udniowej
Wiem, 偶e mimo groteskowego nagromadzenia "przypadk贸w" nie
przytoczy艂em jeszcze 偶adnego dowodu na prawdziwo艣膰 moich hipotez.
Gdzie艣 na Ziemi istnieje by膰 mo偶e inna 艣wi膮tynia, pasuj膮ca znacznie
lepiej do opisu Ezechiela ni偶 budowle Chavin de Huantar. Mam
przynajmniej nadziej臋, 偶e spowoduj臋, i偶 wizje woz贸w i 艣wi膮ty艅 zacznie
si臋 analizowa膰 w bardziej realistyczny spos贸b ni偶 dot膮d.
M膮偶 jakby ze spi偶u mia艂 wa偶ne powody, aby przenie艣膰 Ezechiela
drog膮 powietrzn膮 do Ameryki Po艂udniowej.
Gdzie艣 mi臋dzy rokiem 1000 a 500 prz. Chr. istoty pozaziemskie
pojawi艂y si臋 znowu. Zwabi艂y do Ameryki Po艂udniowej grup臋 Izraelit贸w
- byli to Nefici z Ksiggi Mormona. Poinstruowali imigrant贸w, dali im
kompas, chr贸nili w trakcie podr贸偶y.
Grupa ta zosta艂a sk艂oniona, aby w Ameryce Po艂udniowej zbudowa膰
艣wi膮tyni臋 podobn膮 do 艣wi膮tyni Salomona. Pod "boskim" kierunkiem
Nefici wraz z pomocnikami zabrali si臋 do dzie艂a. Po zako艅czeniu
budowy jeden z "bog贸w", m膮偶 jakby ze spi偶u, polecia艂 l膮downikiem do
Babilonii, wyl膮dowa艂 nad rzek膮 Chebar, gdzie Ezechiel 偶y艂 wraz
z innymi Izraelitami w niewoli. Widz膮c zdumiewaj膮cy lataj膮cy pojazd
wszyscy uciekli, z wyj膮tkiem proroka. M膮偶 jakby ze spi偶u pozna艂 po
zachowaniu Ezechiela, 偶e jest to duchowy przyw贸dca grupy. Wzi膮艂 go
do Chavin de Huantar, gdzie pokaza艂 mu 艣wi膮tyni臋 uko艅czon膮 w艂a艣nie
przez Nefit贸w.
Ale po co to wszystko?
Aby przetrze膰 drog臋 do przysz艂o艣ci! Adresatami jeste艣my w艂a艣nie my.
Istoty pozaziemskie wiedzia艂y, 偶e potomkowie Ezechiela - kiedy艣,
w dalekiej przysz艂o艣ci - odkryj膮 i poznaj膮 te wszystkie zadziwiaj膮ce
zwi膮zki. W zarnierzch艂ej przesz艂o艣ci pozostawili bomb臋 zegarow膮
przeznaczon膮 dla nas.
Ju偶 s艂ysz臋 narzekania, 偶e je艣li istoty pozaziemskie przebywa艂y na
Ziemi w czasach babilo艅skich, to przecie偶 w literaturze i sztuce tego
rejonu musia艂y pozosta膰 jakie艣 艣lady m贸wi膮ce o ich obecno艣ci. Ale偶
pozosta艂y! Pope艂niamy wielki b艂膮d, nie bior膮c tych wszystkich przeka-
z贸w dos艂ownie, nie interpretuj膮c tych abraz贸w z punktu widzenia
nowoczesnej techniki.
Nigdy nie zapomn臋 d艂ugiej nocy, kt贸r膮 zaprzyja藕nieni archeolodzy
sp臋dzili u mnie w domu.
Poniewa偶 cz臋sto nie czuj臋 si臋 najlepiej na polu archeologii, zadawa艂em
heretyckie pytania. Co robi si臋 na przyk艂ad ze znaleziskiem archeo-
logicznym nie pasuj膮cym w 偶aden spos贸b do schematu, na przyk艂ad
z pozosta艂o艣ciami techniki, kt贸re wywr贸ci艂yby do g贸ry nogami wszyst-
kie dotychczasowe ustalenia archeologii? Znaleziska techniczne z prehi-
storii? Wzi臋to byje za g艂upi kawa艂 kolegi-archeologa. I co dalej? Gdyby
znalezisko okaza艂o si臋 "pozaziemskiego pochodzenia" albo nie pasowa-
艂oby do ustalonych ju偶 w danym regionie kultur, zosta艂oby przemil-
czane. 艢miano si臋 z point, ale mnie zacz臋艂o 艣wita膰, jak bardzo
nieodpowiedzialne jest, nawet w 偶artach, nastawienie, 偶e nietykalnej
doktryny nie wolno obala膰.
Przeczuwa艂 to ju偶 m膮偶 jakby ze spi偶u, m贸wi膮c do Ezechiela:
"Synu cz艂owieczy! Mieszkasz po艣r贸d domu przekory, kt贸ry ma oczy,
aby widzie膰, a jednak nie widzi, ma uszy, aby s艂ysze膰, a jednak nie
s艂yszy, gdy偶 to dom przekory". (Ez. 12, 2)
PS Na pocz膮tku tego rozdzia艂u Hans Seyle uwolni艂 mnie od ataku
stresu. Na koniec chcia艂bym wi臋c jeszcze raz przytoczy膰 s艂owa m膮drego
profesora:
"Tak wi臋c teorie s膮 potrzebne. Pobudzaj膮 one krytyk臋, ale wychodzi
to tylko na dobre, poniewa偶 ta, wydobywaj膮c na 艣wiat艂o dzienne s艂abe
punkty, wskazuje, w jakim kierunku nale偶y prowadzi膰 dalsze bada-
nia. Warto艣ciowa jest nawet ta teoria, kt贸ra nie ze wszystkimi
znanymi faktami pozostaje w zgodzie, je艣li tylko pokrywa si臋 ona
z faktami lepiej ni偶 jakakolwiek inna".
IV. Patrz膮c z Kolumbii: strategia bog贸w
B贸g stworzy艂 cz艂owieka, poniewa偶
rozczarowa艂 si臋 ma艂p膮. Z dalszych
eksperyment贸w zrezygnowa艂.
Mark Twain (1835 -1910)
PROSZE PRZYJECHAC NADAL SLUZE POMOCA STOP
DALSZA KORESPONDENCJA BEZ SENSU POZDROWIENIA
DR MIGUEL FORERO
Ten telegram zamkn膮艂 d艂ug膮 seri臋 list贸w, jakie wysy艂a艂em przez kilka
ostatnich miesi臋cy do stolicy Kolurnbii, Bogoty.
Powodem korespondencji by艂a notatka prasowa, kt贸r膮 przeczyta艂em
1 lutego 1981 roku: "Kultura Indian w d偶ungli". Napisano w niej, 偶e
w kolumbijskiej d偶ungli odkryto ostatnio tajemnicze miasta, kt贸rych
budowniczowie wiedzieli wi臋cej o zwi膮zkach Ziemi z Kosmosem ni偶 my
dzisiaj. Co wa偶niejsze, nie twierdzi艂 tak dziennikarz, lecz kierownik prac
wykopaliskowych, profesor Soto Holguin. Archeolodzy s膮 pow艣ci膮g-
liwi w wydawaniu wyrok贸w i niezbyt ch臋tnie staj膮 na 艣wieczniku.
W艂a艣nie dlatego zaintrygowa艂o mnie pytanie: czy nosiciele wymar艂ej
kultury india艅skiej mogli wiedzie膰 wi臋cej o zwi膮zkach Ziemi z Kosmo-
sem ni偶 my, jak偶e rozgarni臋te dzieci chyl膮cego si臋 ku ko艅cowi drugiego
tysi膮clecia nowej ery? Mo偶e w Kolumbu znajd臋 kolejny kamyk do mojej
teorii.
Co to za miasta w d偶ungli i jak stare india艅skie plemiona je wznio-
s艂y? Przeczyta艂em, 偶e obszar wykopalisk jest podobno zamkni臋ty przez
wojsko. Czy mo偶na si臋 tarn w og贸le dosta膰? Pytania te stawia艂em
w korespondencji wysy艂anej z niezwyk艂膮 wytrwa艂o艣ci膮 do nieznanego mi
profesora Soto Holguina z Universidad de los Andos. Wszystkie listy
by艂y identycznej tre艣ci i wszystkie pozosta艂y bez odpowiedzi. Mo偶e
profesor ma co艣 przeciwko mnie. W ko艅cu zwr贸ci艂em si臋 do adwokata,
dr. Miguela Forero, z kt贸rym prowadz臋 korespondencj臋 od lat.
Wkr贸tce przyszed艂 telegram. Je偶eli Forero telegrafowa艂, 偶e warto
przyjecha膰 do Kolumbii, to na pewno co艣 w tym jest. Prawnicy wiedz膮
zwykle, co m贸wi膮. W nied艂ugim czasie Bogota znalaz艂a si臋 w rozk艂adzie
moich po艂udniowoameryka艅skich woja偶y. Ustali艂em, 偶e w podr贸偶y
powrotnej z Peru zatrzymam si臋 w stolicy Kolumbii.
Forero czeka艂 na mnie na lotnisku razem ze swoim niezwykle
inteligentnym sze艣cioletnim synem Juanem Carlosem. Podczas p贸艂-
godzinnej jazdy taks贸wk膮 do "Hiltona" przeszed艂em do sprawy:
- Czy istniej膮 miasta w d偶ungli?
- To, czego pan szuka, nazywa si臋 Ciudad Perdida, Zaginione
Miasto. Znajduje si臋 w dziewiczej puszczy Sierra Nevada, sze艣膰 dni
drogi od Santa Marta.
- Dlaczego nic wi臋cej na ten temat nie wiadomo?
- Obszar wykopalisk jest odci臋ty przez wojsko od reszty 艣wiata,
archeolodzy chc膮 mie膰 spok贸j.
- Czy ma pan jaki艣 kontakt z profesorem Soto?
- Jeszcze nie, ale pewnie nied艂ugo b臋d臋 mia艂.
- Jak szybko?
Trzeba jeszcze poczeka膰 cierpliwie cztery albo pi臋膰 dni, stwierdzi艂 dr
Forero. Poza profesorem Soto musi jeszcze nawi膮za膰 kontakty z wojs-
kiem, bo bez zezwolenia ze sztabu nie b臋d臋 m贸g艂 pojecha膰 do Ciudad
Perdida.
Cztery albo pi臋膰 dni? By艂o mi to zupe艂nie nie na r臋k臋. Czas to jedyna
rzecz, kt贸rej nie mo偶na ani zatrzyma膰, ani pomno偶y膰. Na mojej twarzy
musia艂 si臋 odmalowa膰 z艂y humor, bo Forero od razu zacz膮艂 si臋
zastanawia膰, co ze mn膮 pocz膮膰.
- San Agustin! Czy by艂 pan ju偶 w San Agustin?
By艂em. Korci艂o mnie, 偶eby powiedzie膰: "Oczywi艣cie!", bo Ameryka
Po艂udniowa sta艂a si臋 ju偶 dla mnie quasi-ojczyzn膮 bog贸w. Ale w San
Agustin by艂em ledwie jeden dzie艅, a to zdecydowanie za kr贸tko, jak
na miejscowo艣膰 pe艂n膮 nie rozwi膮zanych zagadek przesz艂o艣ci. Przyj膮艂em
propozycj臋 i tego samego wieczora zarezerwowa艂em bilet na lot do
Pitalito, miasteczka oddalonego o 500 km od Bogoty.
San Agustin - nie tylko strata czasu
Nazajutrz o drugiej po po艂udniu trzysilnikowy odrzutowiec towarzy-
stwa lotniczego Aeropesca wyl膮dowa艂 na po艂o偶onym 1730 m n.p.m.
nowiute艅kim lotnisku. Gdyby zapytano mnie o pierwsze wra偶enia,
a przede wszystkim o cechy szczeg贸lne taks贸wkarzy z Pitalito, nie
musia艂ym zastanawia膰 si臋 ani chwili: wszyscy mieli sumiaste w膮sy!
Nie da艂em si臋 zaskoczy膰 s艂owotokiem w膮saczy, lecz obejrza艂em sobie
uwa偶nie ich pojazdy. Moim kierowc膮 zosta艂 Hernandez - ze wzgl臋du
na sw贸j landrover budz膮cy szacunek.
Do San Agustin z lotniska jest godzina jazdy wspania艂膮 drog膮
biegn膮c膮 przez pe艂ne zieleni i b艂臋kitu g贸rskie krajobrazy. Wie艣 le偶y tylko
o kilka kilometr贸w od Magdaleny, najwi臋kszej rzeki Kolumbii, licz膮cej
1550 km d艂ugo艣ci. W czasie jazdy wida膰 j膮 z prawej, jak l艣ni w s艂o艅cu
w przera偶aj膮cej otch艂ani.
N臋dzna wioszczyna pozosta艂aby zupe艂nie nieznana, gdyby przy
pomocy jej nazwy nie ukuto terminu dla s艂ynnych megalit贸w - "kul-
tura San Agustin".
Hernandez by艂 rozczarowany, kiedy po偶egna艂em si臋 z nim przed
oddalonym nieco od wsi hotelem "Yalconia", bo przecie偶 niezwykle
intensywnie zachwala艂 si臋 w trakcie jazdy jako najlepszy z przewod-
nik贸w. Tury艣ci maj膮 zwyczaj wynajmowa膰 przewodnik贸w. Hernandez
zupe艂nie nie potrafi艂 zrozumie膰, 偶e chc臋 by膰 sam.
Who was who?
Hiszpa艅ski mnich Juan de Santa napisa艂 w 1758 roku ksi臋g臋
Maravillus de le Naturuleza (Cudu natury). Informowa艂 w niej obrazowo
o tajemniczych kamiennych pos膮gach, czczonych przez Indian w dolinie
San Agustin.
99 lat p贸藕niej w艂oski genera艂 Codazzi, 贸wczesny szef Komisji
Geograficznej Kolumbii, podr贸偶owa艂 w rejonie San Agustin. Codazzi
by艂 niez艂ym rysownikiem, naszkicowa艂 wi臋c trzydzie艣ci cztery po-
s膮gi i cztery o艂tarze. Jako wojskowy z wykszta艂cenia zrobi艂 to do-
k艂adnie jak kartograf: narysawa艂 plan terenu i zaznaczy艂 po艂o偶enie
pos膮g贸w.
W 1857 roku Codazzi sta艂 tu gdzie ja i tak samo jak ja 艂ama艂 sobie
g艂ow臋 nad tym, co widzia艂. Najpierw s膮dzi艂, 偶e pos膮gi s膮 wizerunkami
reprezentant贸w "transcendentnego 艣wiata", potem spr贸bowa艂 przypo-
rz膮dkowa膰 kamienne twarze wsp贸艂rz臋dnym systemu religijnego, ostate-
cznie jednak nie zdo艂a艂 wyja艣ni膰 ani sensu, ani celu kompleksu. To 偶aden
wstyd, bo nie uda艂o si臋 to dot膮d nikomu.
Jest rok 1892. S艂ynny niemiecki archeolog, geolog i podr贸偶nik-badacz
Alphons Stubel (1835-1904) uwieczni艂 na rysunkach kolejne pos膮gi.
Rysunki opublikowa艂 w swojej ksi膮偶ce Vulkanberge von Kolumbien
(Wulkaniczne g贸ry Kolumbii). W ten sp贸s贸b zwr贸ci艂 na San Agustin
uwag臋 niemieckiego 艣wiata nauki.
W 1911 r. przyjecha艂 tu profesor Karl Theodor Stopel z Heidelbergu
i jako pierwszy poleci艂 sporz膮dzi膰 gipsowe odlewy pos膮g贸w. Stopel
ustali艂, 偶e wi臋kszo艣膰 rze藕b wykonano w piaskowcu, granicie lub ska艂ach
wulkanicznych. Z niemieck膮 dok艂adno艣ci膮 odkry艂 - r贸wnie偶 jako
pierwszy - podziemne korytarze w San Agustin. Napisa艂 o nich:
"Ta sama 艣wi膮tynia jest wy艂o偶ona po obu stronach pot臋偶nymi
kamiennymi p艂ytami i tak samo, jak poprzednia, nakryta ogromn膮
p艂yt膮 z kamienia. Uda艂o mi si臋 przepe艂zn膮膰 mi臋dzy korzeniami
i dotrze膰 do 艣rodka. By艂em zaskoczony widokiem korytarza prowa-
dz膮cego na po艂udniowy zach贸d, prawdopodobnie do innych 艣wi膮-
ty艅, kt贸rych po艂o偶enie jest nieznane po dzi艣 dzie艅. Chcia艂em zbada膰
przej艣cie dok艂adnie, ale zabrak艂o mi czasu. Dotar艂em na oko艂o 30 m,
ale nie uda艂o mi si臋 sk艂oni膰 moich towarzyszy, aby szli dalej.
Mo偶na jednak przypuszcza膰 na podstawie zag艂臋bie艅 w ziemi,
maj膮cych nierzadko wiele metr贸w g艂臋boko艣ci a znajduj膮cych si臋
ju偶 w nieprzebytym lesie, 偶e 艣wi膮tynie te mia艂y podziemne po艂膮cze-
nia".
Dziwne. Dzi艣, ponad 80 lat p贸藕niej, nikt nie interesuje si臋 podziem-
nymi przej艣ciami, 艂膮cz膮cymi 艣wi膮tynie i pos膮gi. Czy偶by uleg艂y zapom-
nieniu? Czy kry艂y tajemnice, kt贸rych nie mo偶na by艂o przekaza膰 opinii
publicznej? Czy przej艣cia nie dawa艂y si臋 dopasowa膰 do schematu, kt贸ry
sklecono w manufakturach archeologii dla wyja艣nienia cudu San
Agustin? W ka偶dym razie renomowana badaczka historii Indian,
Felicitas Barreto, kt贸ra sp臋dzi艂a pewien czas w San Agustin, powie-
dzia艂a mi, 偶e istniej膮 tam sztucznie stworzone podziemne przej艣cia
wielokilometrowej d艂ugo艣ci.
Dopiero w 1912 roku etnolog Konrad Theodor Preuss (1869-1938),
w贸wczas dyrektor Museum fur Volkerkunde w Berlinie, sporz膮dzi艂
pierwsz膮 naukow膮 inwentaryzacj臋 San Agustin. Pomierzy艂 wszystko,
co wpad艂o mu w oczy, otworzy艂 kilka grob贸w, przeszuka艂 ogromne
kamienne sarkofagi... i zdumia艂 si臋, bo by艂y puste:
"Strony 艣wiata, na kt贸re wskazywa艂y sanktuaria otwart膮 stron膮, s膮
zbyt r贸偶ne, 偶eby wyci膮ga膰 st膮d jakiekolwiek wnioski co do znaczenia
postaci; r贸wnie偶 groby nie maj膮 jednolitego ukierunkowania, nie
mo偶na te偶 ustali膰 po艂o偶enia g艂owy zmar艂ego, gdy偶 po szkieletach nie
pozosta艂o ani 艣ladu... Trzeba przyj膮膰, 偶e nieliczne groby kamienne,
a mianowicie zawieraj膮ce kamienne trumny, by艂y przeznaczone tyl-
ko dla znacznych osobisto艣ci. Nale偶y s膮dzi膰, 偶e zw艂oki rozpad艂y
si臋 w proch, bo nie znalaz艂em w nich najmniejszego ich 艣ladu".
To te偶 jest bardzo dziwne! Zn贸w mamy dwie mo偶liwo艣ci: albo rabusie
grob贸w pracowali tak doskonale, 藕e nie pozostawili 偶adnych 艣lad贸w
albo do sarkofag贸w nigdy nie z艂o偶ono zmar艂ych.
Puste groby z San Agustin przywiod艂y mi na pami臋膰 s艂ynne dolmeny
z francuskiej Bretanii. Dolmeny s膮 to sztuczne wzg贸rza, oznaczone
pot臋偶nymi kamiennymi p艂ytami bocznymi i jedn膮 (albo wi臋cej) kamien-
n膮 pokryw膮. Cz臋sto dolmeny obsypywano ziemi膮 tak, 偶e wygl膮da艂y jak
lekkie wzniesienia. Specjali艣ci w dziedzinie prehistorii s膮 zdania, 偶e
w przypadku dolmen贸w chodzi o groby. Jest tylko jeden problem: nie
znaleziono w nich szkielet贸w.
Czy znale藕li艣my si臋 w 艣lepym zau艂ku? Czy to, co wygl膮da na groby,
nigdy nimi nie by艂o - ani w Bretanii, ani w San Agustin? A mo偶e
sarkofagi kry艂y co艣, co wsp贸艂czesnym zdawa艂o si臋 niebezpieczne, zos-
ta艂o wi臋c zakopane? A mo偶e chodzi艂o o prezenty dane od "bog贸w",
o pozosta艂o艣ci nieznanej techniki? A mo偶e p贸藕niejsze pokolenia oceni艂y
inaczej niebezpiecze艅stwo przedmiot贸w i wyci膮gn臋艂y je z ukrycia?
A mo偶e rabusie grob贸w dowiedzieli si臋 o ich wielkiej warto艣ci i ukradli
co by艂o do ukradzenia
Profesor Preuss mianowa艂 pos膮gi z San Agustin "kr贸low膮 Ksi臋偶y-
ca i "bogiem S艂o艅ca". By艂 przekonany, 偶e w wielu postaciach
kamieniarze chcieli zawrze膰 jakie艣 "drugie ja". My艣l ta jest nader
zwodnicza, bo niekt贸re pos膮gi s膮 dwupi臋trowe: posta膰 zasadnicza
ma drug膮 posta膰 na plecach. Czy偶by jedno ja w drugim ja? Nie bar-
dzo wiem, o co chodzi.
Czy woda jest kluczem do tajemnicy?
Kamienne osobliwo艣ci San Agustin podzielono na cztery rejony:
- park archeologiczny z "lasem pos膮g贸w";
- "藕r贸d艂o obmycia n贸g" oraz "wzg贸rze obmycia n贸g";
- "wzg贸rze boskich wizerunk贸w", sztuczny taras w kszta艂cie pod-
kowy.
El Tablon i La Chaquira to dwa punkty wznosz膮ce si臋 nad
Magdalen膮, gdzie znajduj膮 si臋 pos膮gi i obrazy wykute w skale.
Wieczorem, w hotelu, przysz艂a mi do g艂owy dziwna my艣l, kt贸r膮 od
razu sprawdzi艂em wyci膮gn膮wszy map臋. Potwierdzi艂o si臋, co my艣la艂em:
W ca艂ej Ameryce Po艂udniowej San Agustin jest jedynym miejscem,
z kt贸rego wody p艂yn膮 w trzech kierunkach: do Morza Karaibskiego, do
Pacyfiku i do Amazonki.
Magdalena, maj膮ca swoje 藕r贸d艂a nad San Agustin, uch贸dzi do Morza
Karaibskiego. Kilka kilometr贸w dalej - z le偶膮cego na wysoko艣ci 4000
m n.p.m. Purace - wyp艂ywaj膮 strumienie uchodz膮ce do Rio Patia,
kt贸ra z kolei ma uj艣cie w Oceanie Spokojnym, w Zatoce Tumaco. Poza
tym s膮 tu jeszcze dwie rzeczki - Rio Orteguaza i Caqueta, maj膮ce
藕r贸d艂a w okolicach San Agustin - rzeczki te wpadaj膮 do Rio Yaro; na
terenie Brazylii rzeka ta nazywa si臋 ju偶 Rio Japura i uchodzi do
Amazonki. Sie膰 tych rzek to doprawdy zadziwiaj膮ca hydrografia! Czy
to nie po艂o偶enie geograficzne uczyni艂o z San Agustin miejsce pielg-
rzymek?
Wystarczy sobie tylko wyobrazi膰, 偶e Indianie z najr贸偶niejszych
region贸w szli ku 藕r贸d艂om rzek, aby ujrze膰, sk膮d p艂ynie woda - daw-
czyni 偶ycia. Indianie z rejonu Pacyfiku, znad Amazonki i z kolumbijs-
kiego obszaru przedandyjskiego spotkali si臋 oczywi艣cie w San Agustin!
Czy to "spotkanie narod贸w" wyja艣nia r贸偶norodno艣膰 postaci w "lesie
pos膮g贸w" w San Agustin? Czy ka偶da india艅ska spo艂eczno艣膰 w dorzeczu
swojej rzeki na sw贸j spos贸b sk艂ada艂a kiedy艣 ofiary swoim bogom, aby
zawrze膰 z nimi przymierze zapewniaj膮ce sta艂y dop艂yw wody? A mo偶e
Indianie znad Amazonki z艂o偶yli do jakiego艣 sarkofagu kosztowny
prezent, kt贸ry nast臋pnie ich koledzy znad Pacyfiku ukradli, zakopali
w innymi miejscu albo zniszczyli?
By艂 to taki spontaniczny pomys艂 przy wieczornej whisky. Kolejne dni
jednak wykaza艂y, 偶e nie by艂 wcale g艂upi.
Las pe艂en znak贸w zapytania!
Szed艂em sobie przez "las pos膮g贸w". Jaka偶 r贸偶norodno艣膰 postaci!
Mniej wi臋cej 200 robotopodobnych, patrz膮cych t臋po przed siebie rze藕b
z Wyspy Wielkanocnej na Oceanie Spokojnym jest nudnym panop-
tikum w por贸wnaniu z bogactwem pomys艂贸w San Agustin. Do dzi艣
odkryto tu 328 monument贸w.
Mijam osob臋, kt贸ra - maj膮c tylko 1,15 m wzrostu - siedzi przed
pniem drzewa. Posta膰 ta ma szeroki, prawie zupe艂nie rozp艂aszczony nos,
usta przera偶aj膮ce jak Drakula, r臋ce wzniesione jak w b艂ogos艂awie艅stwie
nad reliefem jakby piramidy schodkowej.
Na poros艂ym mchem, u艂o偶onym z kamieni wzg贸rzu kr贸luje - czy to
reszta korpusu? - monolit o ksi臋偶ycowej twarzy z ogromnymi brwiami
i paszcz膮, z kt贸rej zn贸w wystaj膮 z臋by jak u Drakuli - dzie艂o ca艂kiem
wsp贸艂czesne, pasowa艂oby nawet do ogrodu przed Urz臋dem Kanclers-
kim w Bonn.
Posta膰 o migda艂owych oczach wk艂ada do ust co艣 przypominaj膮cego
embrion. Wydaje si臋, 偶e szerokie nosy i usta jak u wampira s膮
na艣ladownictwem charakterystycznego pierwowzoru. Pierwowzoru,
kt贸ry by艂 tu bardzo rozpowszechniony.
W parnej d偶ungli pod daszkiem z falistej blachy przysadzista posta膰
li偶e lody, przepraszam!, mi臋dzy przera偶aj膮ce k艂y wsuwa sobie przysmak
- a pada na ni膮 podejrzliwy wzrok innej, w艣ciek艂ej twarzy.
Parada demonicznych bo偶k贸w!
Kolejny kamienny wizerunek zmusza mnie jednak do wycofania si臋
z g艂upiej uwagi o paradzie bo偶k贸w, poniewa偶 na t臋 posta膰 jest oficjalne
okre艣lenie: "Biskup". Pos膮g ma ponad cztery metry wysoko艣ci, ludzka
twarz o smutnych, wielkich oczach wzbudza wprawdzie respekt, lecz po
d艂u偶szym zastanowieniujest dla mnie niezrozumia艂e, c贸偶 biskupiego jest
w tej kamiennej postaci. Tak偶e biskup dusi w r臋kach male艅kie dziec-
ko ze zwisaj膮c膮 g艂ow膮 i r膮czkami. Ta zdumiewaj膮ca istota sprawia
wra偶enie, 偶e czerpie rado艣膰 z bliskiej rozkoszy rozgniatania male艅stwa
w z臋bach. To biskupowi nie przystoi.
Dziesi臋膰 metr贸w za tym "dostojnikiem ko艣cielnym" wygl膮da z trawy
tr贸jk膮tna czaszka. Ogromne oczy, ogromny nos, ogromna paszcza
i ogromne k艂y s膮 dowodem, 偶e nale偶y do obcej rasy. R贸wnie偶 ta g艂owa
ma swojego stra偶nika - ptaka wygl膮daj膮cego jak orze艂. Dumny
drapie偶nik 偶re w臋偶a, wij膮cego si臋 na pe艂nym brzucha ptaka... Symbol,
偶e lataj膮ce istoty dawa艂y sobie rad臋 nawet z wij膮cym si臋 po ziemi,
najjadowitszym ze wszystkich stworze艅?
A mo偶e wraz z w臋偶em orze艂 przekaza艂 najserdeczniejsze 偶yczenia
z Meksyku? Wedle informacji uzyskanych przez niemieckiego etnologa
Horsta Nachtigalla odkryto tam podobny wizerunek:
"Orze艂 z w臋偶em w dziobie z San Agustin ma zadziwiaj膮cy odpowied-
nik w meksyka艅skiej rze藕bie kamiennej. Dupaix [badacz z zesz艂ego
stulecia - przyp. EvD] w trakcie swojej drugiej wyprawy do
Meksyku odkry艂 w ermita偶u w La Soledad w dolinie Oaxaca kamie艅
o powierzchni mniej wi臋cej jednego metra kwadratowego, na kt贸rym
wyobra偶ono tak膮 sam膮 scen臋 z or艂em, trzymaj膮cym w szponach
i dziobie w臋偶a [...] Tak膮 sam膮 scen臋 przedstawia dzi艣 god艂o Mek-
syku".
Po艂膮czenia bezpo艣rednie
To wspania艂e i nader interesuj膮ce - lecz mi臋dzy Oaxaca w Meksyku,
gdzie stoi kamienny orze艂 z w臋偶em w dziobie, a San Agusxin jest przecie偶
oko艂o 3000 km w linii prostej! Mo偶liwe, 偶e jedna kultura wywiera艂a
wp艂yw na inn膮, 偶e Indianie w臋drowali st膮d tam, stamt膮d tu, ale mo偶liwe
jest r贸wnie偶 to, 偶e powsta艂y pewnego rodzaju pendants, odpowiedniki,
poniewa偶 ten sam wizerunek - or艂a zabijaj膮cego w臋偶a - widziano
kiedy艣 i w Meksyku, i tu, w Kolumbii.
W pobli偶u pos膮gu or艂a okaza艂e wzg贸rze grobowe jest otoczone ponad
trzydziestoma monolitami. Dolmen stoj膮cy w ich 艣rodku jest dok艂adnie
taki sam, jak we Francji: dwie postacie i dwa menhiry d藕wigaj膮 kamienn膮
p艂yt臋 dachu. Obie istoty strzeg膮ce grobu trzymaj膮 w r臋kach maczugi
- a mo偶e topory? - s膮 w he艂m.ach, a nad ich g艂owami unosz膮 si臋 twarze
sprawiaj膮ce wra偶enie, jakby p艂yt臋 kryj膮c膮 dolmen trzyma艂y w locie.
Mi臋dzy stra偶nikarni a ustawionymi za nirni menhirami stoi niezgrabna
posta膰 trzymaj膮ca w r臋kach naszyjnik, z kt贸rego zwisa czaszka.
W San Agustin jest wiele takich masywnych dolmen贸w, pot臋偶nych,
monolitycznych, granitowych dzie艂. Na przyk艂ad kamienna p艂yta
o d艂ugo艣ci 4,38 m, szeroko艣ci 3,6 m i grubo艣ci 30 cm spoczywa, jakby
by艂a niewa偶ka, na dw贸ch menhirach wznosz膮cych si臋 na 2,5 m. Takich
ci臋偶ar贸w nie podnosi si臋 bez d藕wigu, bez rusztowa艅. A mo偶e tw贸rcami
"lasu pos膮g贸w" byli Indianie, ale nie tak prymitywni, za jakich ich
uwa偶amy. Zabrali si臋 do dzie艂a dysponuj膮c - tak jak budowniczowie
angielskiego Stonehenge czy francuskiego Carnac - doskona艂膮 tech-
nik膮, bo inaczej nie da艂oby si臋 poruszy膰 tak wielkich mas kamienia
w g贸rzystym terenie. Aha, jeszcze pointa na marginesie: w okolicach
San Agustin prawie nie ma granitu! Czy wi臋c rze藕by zrobiono z ma-
teria艂u importowanego? Jak?
Cz臋sto pod dolmenem znajduj膮 si臋 sarkofagi wykute z jednego bloku
granitu a przypominaj膮ce wielkie wanny. W jednej z takich wanien
spoczywa jeszcze kamienna posta膰. Pytania: Czy sarkofagi by艂y pier-
wotnie pojemnikami na boskie postacie, nie za艣 na cia艂a zmar艂ych
w艂adc贸w? Czy ludzie zamykali w sarkofagach kamienne reprodukcje
z nadziej膮 na pozyskanie 艂aski bog贸w? Czy tak bardzo obawiano si臋
ich gniewu, 偶e wizerunki te ukrywano pod ziemi膮?
Kult z kultu
Tak偶e kelnerzy z San Agustin wspaniale reklamuj膮 miejscowe
osobliwo艣ci.
Jednego popo艂udnia z ci臋偶kich chmur lun膮艂 tropikalny deszcz; nie
by艂y to krople - la艂o jak z cebra. Woda pluska艂a o dachy dolmen贸w,
wytryskuj膮c w g贸r臋 fontannami. Jak od tysi膮cleci my艂a pos膮gi i bi艂a
w sk贸ropodobne li艣cie drzew tropikalnych. Ziemia parowa艂a.
Rozmi臋k艂ymi 偶wirowymi 艣cie偶kami dotar艂em do hotelu przemok艂y do
suchej nitki i usiad艂em przy kominku - trzaskaj膮cy ogie艅 suszy艂 mnie
od zewn膮trz, whisky rozgrzewa艂a od 艣rodka.
W notesie mia艂em to zaznaczone ju偶 dawno, ale teraz kelner zach臋ci艂
mnie jeszcze gwa艂townymi gestami opisuj膮cymi wielko艣膰 tego miejsca,
do tego m贸wi艂 z ogromn膮 swad膮, 偶e w 偶adnym razie nie powinienem
rezygnowa膰 ze zwiedzenia "藕r贸d艂a obmycia n贸g", 偶e jest to cud sam
w sobie, labirynt kana艂贸w i zbiornik贸w na wod臋, zdobiony reliefami
przedstawiaj膮cymi zwierz臋ta i ludzkie twarze, 偶e jest to prawdziwa
zagadka, on za艣 jest bardzo ciekaw, co ja na to wszystko powiem.
Z pocz膮tku nie powiedzia艂em nic - zaniem贸wi艂em, skierowawszy
zdumione oczy z pomostu sk艂adaj膮cego si臋 desek i schodk贸w na
rozci膮gaj膮cy si臋 w dole kamienny cud.
Mniej wi臋cej na powierzchni 300 m2 w sp艂aszczonej, br膮zowawej skale
wykuto r臋cznie skomplikowan膮 sie膰 kana艂贸w r贸偶nej szeroko艣ci, w膮s-
kich rynien, zag艂臋bie艅, wij膮cych si臋 w kamieniu jak w臋偶e, i regularny
uk艂ad mniejszych i wi臋kszych zbiornik贸w, prostok膮tnych i okr膮g艂ych.
Na skale i na brzegach zbiornik贸w wij膮 si臋 reliefy przedstawiaj膮ce
jaszczurki, salamandry i ma艂popodobne zwierz臋ta.
Ogarn膮艂em wzrokiem trzy prostok膮tne zbiorniki g艂贸wne oraz ponad
30 zupe艂nie niepodobnych do siebie niezale偶nych p艂askorze藕b. Przypo-
minaj膮ce labirynt kana艂y na wod臋 s膮 niezliczone, ale jej przep艂yw mo偶na
zaobserwowa膰: p艂ynie ona spadaj膮c z jednego kana艂u do drugiego,
kontynuuj膮c sw贸j bieg, gdy tylko osi膮gnie pewien poziom. Najwi臋kszy
zbiornik ma 3,2 m d艂ugo艣ci,1,4 m szeroko艣ci i 81 cm g艂臋boko艣ci.
W przewodniku, wydanym przez Narodowy Instytut Antropologicz-
ny Kolumbii, napisano:
"Wszystko wskazuje na to, 偶e chodzi o miejsce u艣wi臋cone i prze-
znaczone prawdopodobnie do obrz臋d贸w religijnych i k膮pieli rytual-
nych. Wida膰 trzy zbiorniki na wod臋 na r贸偶nych poziomach i r贸偶nie
wykonane, odpowiednio do hierarchii spo艂ecznej: zbiornik ozdobio-
ny najwspanialej by艂 zapewne przeznaczony dla wodz贸w i kap艂an贸w,
drugi, skromniej zdobiony, dla pozosta艂ych osobisto艣ci, trzeci, naj-
prostszy, dla ludu".
Niemiecki archeolog H. D. Disselhof stwierdza do艣膰 odwa偶nie:
"Nie trzeba mie膰 zbyt wiele fantazji, aby przypuszcza膰, 偶e chodzi艂o tu
o kult wody i p艂odno艣ci".
Ostro偶niej klasyfikuje labirynt jego kolega, Horst Nachtigall:
"Perez de Barradas [kalumbijski archeolog- przyp. EvD] my艣li
o kulcie wody i p艂odno艣ci s膮dz膮c, 偶e zbiorniki i rynienki musia艂y
s艂u偶y膰 do zbierania krwi ofiar z ludzi - ale tego nie mo偶na ani
dowie艣膰, ani odrzuci膰. Istota tego kompleksu pozostaje wi臋c nadal
nieznana".
S艂owo prawdy! Jak szybko archeolodzy za艂atwiaj膮 dany problem
pierwszym lepszym kultem, kiedy nic razs膮dnego nie mo偶na wymy艣li膰.
Jak szybko prowadzi na manowce ukute stantepede poj臋cie katalogowe
-jak na przyk艂ad "藕r贸d艂o obmycia n贸g"!
Kombinat metalurgiczny w d偶ungli
W tym konkretnym przypadku konieczna jest wsp贸艂praca interdys-
cyplinarna. By膰 mo偶e metalurg dawno ju偶 by si臋 zorientowa艂, 偶e uk艂ad
kana艂贸w, rynienek i zbiornik贸w wybornie nadawa艂 si臋 do oddzielania od
siebie i oczyszczania p艂ynnych metali r贸偶nego rodzaju. Je偶eli uda si臋 to
ustali膰 - a czemu nie? - w贸wczas oka偶e si臋, 偶e w San Agustin nie
chodzi艂o wcale o "obmywanie n贸g", lecz o metalurgi臋 stosowan膮:
p艂ynny metal sp艂ywa艂 ze zbiornika do zbiornika, cz臋艣膰 ci臋偶sza opada艂a
na dno, l偶ejsza przemieszcza艂a si臋 dalej, zanieczyszczenia i szlaka
zatrzymywa艂y si臋 w "filtrach" okr膮g艂ych zbiornik贸w i w臋偶ykowatych
rynienek - jednym s艂owem by艂a to rafineria wykuta w skale.
"殴r贸d艂o obmycia n贸g" nie jest unikatem, czym艣 jednostkowym.
Widzia艂em ju偶 co艣 podobnego - 2800 km w linii prostej st膮d, w Boliwii
na El Fuerte.
Go艂y szczyt El Fuerte znajduje si臋 oko艂o Samaipata, niewielkiej
india艅skiej wioski w boliwijskiej d偶ungli, pi臋膰 godzin jazdy samo-
chodem od Santa Cruz.
Szczyt wygl膮da jak piramida wzniesiona ludzk膮 r臋k膮. Z do艂u do g贸ry
biegn膮 dwie r贸wnoleg艂e linie. Je偶eli pu艣cimy wodze fantazji, to mo偶na
b臋dzie sobie wyobrazi膰, 偶e s膮 to wyrzutnie startowe skierowane w niebo.
Na g贸rnym ko艅cu "rampy", na szczycie, El Fuerte si臋 wyp艂aszcza:
w艂a艣nie tu znajduje si臋 dublet "藕r贸d艂a obmycia n贸g" - labirynt
zbiornik贸w, rynienek, kana艂贸w, wij膮cych si臋 w臋偶贸w i postaci w nieco
wi臋kszej skali ni偶 w San Agustin.
Najistotniejsza r贸偶nica polega na tym, 偶e na El Fuerte, w najwy偶-
szym miejscu wzniesienia, nie by艂o 藕r贸d艂a a wi臋c i wodotrysk贸w - tym-
czasem w San Agustin kwit艂 kult wody i p艂odno艣ci.
Dlaczego Indianie stworzyli tak wielkim nak艂adem pracy to dzie艂o na
szczycie?
Na pomys艂, pozwalaj膮cy rozwik艂a膰 ten problem, nie wpad艂em ja, lecz
in偶ynier Joseph Blumrich, kt贸ry przez wiele lat kierowa艂 wydzia艂em
konstrukcyjno-projektowym NASA w Huntsville. Razem z nim od-
wiedzi艂em przed paru laty El Fuerte. Stoj膮c przed kamvennym labiryn-
tem Blumrich wysun膮艂 przypuszczenie, i偶 s艂u偶y艂 on by膰 mo偶e do
przetapiania metalu.
Zdj臋cia z San Agustin i z El Fuerte m贸wi膮 same za siebie. Nie jest ju偶
istotne, czy archeolodzy zaakceptuj膮 hipotez臋 "metalurgiczn膮", czy
nadal kurczowo b臋d膮 si臋 trzyma膰 jakiego艣 w膮tpliwego kultu. Rzecz
w tym, 偶e fotografie dowodz膮, i偶 kultury El Fuerte i San Agustin maj膮
wiele wsp贸lnego - mimo odleg艂o艣ci, braku dr贸g, mimo dziel膮cych je
g贸r i tropikalnych las贸w. I jeszcze co艣: mo偶liwe by艂o po艂膮czenie San
Agustin i El Fuerte drog膮 wodn膮. Indianie z El Fuerte mogli p艂yn膮膰
z pr膮dem Rio Mamore, wpadaj膮cej do Rio Madeira, kt贸rej uj艣cie do
Amazonki znajduje si臋 poni偶ej portowego miasta Manaus. P艂yn膮c tym
szlakiem zwinne 艂odzie mog艂yby dop艂yn膮膰 na wios艂ach a偶 do Rio
Japura, kt贸rej 藕r贸d艂a znajduj膮 si臋 w rejonie San Agustin.
Mimo teoretycznie mo偶liwego po艂膮czenia drog膮 wodn膮, nie starcza
mi fantazji, aby wyobrazi膰 sobie, 偶e wykorzystywano je w praktyce.
Amazonka bowiem ma tyle odn贸g, 偶e mo偶na si臋 w nich doszcz臋tnie
zagubi膰. 呕eby dotrze膰 do celu, india艅scy wio艣larze musieliby mie膰 ze
sob膮 niezwykle dok艂adne mapy. A kto zajmowa艂 si臋 w贸wczas karto-
grafi膮? Dopiero dzi艣 zdj臋cia satelitarne z wysoko艣ci 300 km pozwoli艂y
na stworzenie dok艂adnej mapy dorzecza Amazonki.
Przed sob膮 mamy jeszcze interesuj膮ce i wa偶ne zadanie: zbada膰, jak
dosz艂o do powstania dublet贸w w San Agustin i na El Fuerte.
Drugie ja
Wiele godzin sp臋dzi艂em przed i nad "藕r贸d艂em obmycia n贸g",
obserwuj膮c turyst贸w, dziwi膮cych si臋 kamiennym labiryntom i od-
chodz膮cych z przekonaniem, 偶e widzieli miejsce, gdzie Indianie myli
nogi. Potok Quebrada de Lavapatas jak przed wiekami b臋dzie po
wieczne czasy chichota膰 i szumie膰, przep艂ywaj膮c obok tego zadziwiaj膮-
cego dzie艂a.
Po nie ko艅cz膮cych si臋 niemal schodach wspinam si臋 na "wzg贸rze
obmycia n贸g". Tu, na sztucznym plateau archeologia odkry艂a najstarsze
艣lady, si臋gaj膮ce 650 r. prz. Chr. Datowanie to uzyskano dzi臋ki metodzie
C - 14 przeprowadzonej na ko艣ciach i reliktach drewnianych, znalezio-
nych w pobli偶u poprzewracanych pos膮g贸w. Za pomoc膮 tej metody,
pozwalaj膮cej datowa膰jedynie znaleziska organiczne, nie mo偶na niestety
ustali膰, czy kamienne rze藕by pochodz膮 z tego samego okresu, czy s膮
mo偶e starsze.
Na g贸rze, na sztucznie sp艂aszczonym wierzcho艂ku, stoi "Drugie
ja", "El doble yo", przedstawione w ludzkiej postaci z szerokimi,
prostok膮tnymi ramionami i r臋koma skrzy偶owanymi na piersi. Z okru-
tnej twarzy szczerz膮 si臋 pod szerokim nosem cztery z艂e k艂y, z g艂臋bokich
oczodo艂贸w surowe spojrzenie leci gdzie艣 w dolin臋. G艂ow臋 obejmuje
ciasny he艂m.
Jakby za przyk艂adem torbaczy, tak licznych na Ziemi w okresie kredy,
kamienna posta膰 ma na plecach zwierz臋 - "drugie ja". Archeolodzy
m贸wi膮, 偶e jest to jaguar, aleja niestety - podobniejak inni, kt贸rych o to
pyta艂em - nie potrafi臋 w tej postaci rozpozna膰 jaguara: prostok膮tn膮
czaszk臋 uciska niezgrabny grzebie艅, prawie tak du偶y jak g艂owa. Czy
tak, cho膰by z daleka, wygl膮dajaguar? Nawet w stylizacjach staro偶ytni
rze藕biarze byli bli偶si orygina艂u. S艂ysza艂em, jak jeden z turyst贸w pozwoli艂
sobie na niesmaczny 偶art: "Ojciec Otto ze swoim dzieckiem".
Tu偶 obok stoi kolejny "Otto", jeszcze bardziej niesamowity i zagad-
kowy od prominentnego s膮siada: twarz jest abstrakcyjna, sko艣ne oczy
nad szerokimi ustami, z kt贸rych wystaj膮 obowi膮zkowe z臋by jak
u wampira. Nawet dysponuj膮c najbujniejsz膮 fantazj膮 nie mo偶na
wyja艣ni膰, co za przedmiot trzyma 贸w "Otto" w lewej r臋ce. Nad t膮
okrutn膮 twarz膮 znajduje si臋 druga "czaszka", kszta艂t ten jednak mo偶e
przedstawia膰 r贸wnie偶 co艣 zupe艂nie innego.
Fascynuj膮ce jest to, co znajduje si臋 mi臋dzy obiema postaciami. Jest to
monstrum wykute zjednego bloku kamienia, okre艣lane przez stosown膮
literatur臋 mianem "krokodyla". Pierwszy raz widz臋 rozdeptanego
krokodyla ze skrzyd艂ami.
Nawet je艣li jest to stylizacja - znamy przecie偶 subtelne stylizacje
stosowane przez staro偶ytnych rze藕biarzy - to krokodyl mia艂by paszcz臋
wyd艂u偶on膮, nie za艣 pysk na ca艂膮 szeroko艣膰 cia艂a. Co okaza艂oby si臋
jednak, gdyby艣my zechcieli na pr贸b臋 zinterpretowa膰 to co艣 z punktu
widzenia naszej wsp贸艂czesnej wiedzy technicznej? W贸wczas rozpoz-
naliby艣my op艂ywowe urz膮dzenie do zasysania powietrza (nos), dwa
otwory obserwacyjne dla pilot贸w, a z lewej i z prawej pozosta艂o艣ci po
skrzyd艂ach. Bezczelno艣膰? Je偶eli "bogowie" zainspirowali Indian swoim
szybkim jak strza艂a l膮downikiem, m贸g艂bym zrozumie膰 zastraszonych
rze藕biarzy, kt贸rzy przedstawili 贸w niebia艅ski wehiku艂 jako zdeformo-
wanego krokodyla. Papuasi z Nowej Gwinei jeszcze dzi艣 uwiecznialiby
samolot Concorde jako "istot臋" z zakrzywionym dziobem i roz-
kraczonymi nogami, spadaj膮c膮 lotem nurkowym na swoj膮 ofiar臋.
Jaki to ma zwi膮zek z "drugim ja"? Bez teoru Freuda i jego epigon贸w
nie wolno bada膰 psychologicznych g艂臋bi i mami膰 schizofreni膮. Dawni
arty艣ci stworzyli stylizowane wizerunki tego, co widzieli i prze偶yli.
Znak szczeg贸lny: z臋by jak u Drakuli
Po drugiej stronie Alto de Lavapatas zachodz膮ce s艂o艅ce prze艣wieca艂o
przez bia艂oszare chmury, z艂oc膮c swoim blaskiem trawy i drzewa. Na
horyzoncie g贸ry l艣ni艂y nierzeczywistym b艂臋kitem nadchodz膮cej nocy.
Jak gdyby chc膮c zwr贸ci膰 uwag臋 na czas pracy ustalony przez zwi膮zki
zawodowe, na drodze stan膮艂 mi znienacka kolega-literat - oczywi艣cie
wykuty w kamieniu. Inspiracj膮 by艂a dla艅 muzyka stereo p艂yn膮ca ze
s艂uchawek, kt贸re mia艂 na g艂owie. Czy jego niegdysiejszy model istotnie
otrzymywa艂 impulsy do pisania od tajemniczego Wielkiego Brata?
Bajeczne. M贸j samotny kolega trzyma w lewym r臋ku g臋sie pi贸ro. Albo
n贸偶, skierowany ostrzem do g贸ry. Bo co to mo偶e by膰? Skalpel? Flet?
Dmuchawka? A w drugiej r臋ce? Gumk臋 do wycierania. Z racji wy-
konywanego zawodu uzna艂bym to za s艂uszne. Czy s艂uszne jednak jest
moje przypuszczenie, drogi panie, 偶e odbiera pan wskaz贸wki od istot
niebia艅skich? Model tej figury musia艂 sp臋dza膰 wi臋kszo艣膰 czasu w po-
zycji siedz膮cej: jego kr贸tkie nogi wydaj膮 si臋 krzywe.
I znowu gro藕ne k艂y szczerz膮 si臋 z obrzydliwych ust. Te k艂y, prawie
typowe tu dla jakiej艣 dziwnej rasy, 艣wiadcz膮 o istnieniu wzor贸w nie
z tego 艣wiata - bo o ile znam ewolucj臋 rodzaju ludzkiego, to nasi
przodkowie nie mieli takich z膮bk贸w, jakie przynosz膮 honor lwim
pyskom. Na oczach, 艣wiadcz膮cych o chorobie Basedowa, m贸j nieznany
kolega ma okulary. Razem ze s艂uchawkami i kapelusikiem na wielkiej
g艂owie wygl膮da jak jaki艣 osobliwy karze艂.
Arty艣ci, kt贸rzy tworzyli tu swoje dzie艂a, znali si臋 na sztuce przed-
stawiaj膮cej - rzemios艂o opanowali do perfekcji. Jest to widoczne
wsz臋dzie w San Agustin. Zaznaczali subtelne r贸偶nice mi臋dzy lud藕mi
a ludzkopodobnymi istotami, kt贸re w wi臋kszo艣ci maj膮 z臋by jak
u wampira. Ludzie zapewne si臋 ich bali, istoty te bowiem pozostawi艂y
po sobie niezatarte wspomnienia, dlatego wi臋c stale tu wracaj膮. Nie-
w膮tpliwie m贸j niewysoki kolega z wielkimi k艂ami r贸wnie偶 pochodzi艂
nie z tej ziemi. S艂uchawki i przybory pi艣mienne s膮 dziwnymi atrybu-
tami tego liliputa, literaci jednak s膮 zawsze skromni, nawet je偶eli
twierdz膮, 偶e informacje otrzymuj膮 "z g贸ry".
Cowieczorny deszcz przerwa艂 moj膮 wymian臋 my艣li z koleg膮 po pi贸rze.
Zbieg艂em po niesko艅czonych, a do tego 艣liskich schodach, wpad艂em do
bambusowego lasku, min膮艂em pos膮gi bog贸w i bo偶k贸w, patrz膮cych na
mnie zazdro艣nie wilgotnyrni oczami - oni zostan膮 w ulewie, ja si膮d臋
sobie zaraz przed kominkiem w "Yalconii". Zostali na dworze - grupa
niezrozumianych 艣wiadk贸w mrocznej przesz艂o艣ci.
Idol - fantom - bo偶ek
Pedro, miejscowy przewodnik, przekona艂 mnie, 偶ebym tygodniowy
pobyt w San Agustin zako艅czy艂 zwiedzeniem Altos de los Idolos, czyli
Wzg贸rz Bo偶k贸w. W艂a艣ciwie chcia艂em ju偶 wraca膰, ale entuzjazm Pedra
mnie skusi艂.
Wczesnym rankiem Pedro zawi贸z艂 mnie landroverem do Magdaleny,
a st膮d w g贸r臋 na Wzg贸rza Bo偶k贸w. Wchodzi si臋 tam na stworzone
ludzkimi r臋kami p艂askowzg贸rze w kszta艂cie podkowy; pozosta艂o艣ci po
dawnym szczycie le偶膮 na zboczu.
Najprawdopodobniej by艂o to miejsce poch贸wku: 艣wiadcz膮 o tym tak
poziome groby skrzynkowe; wy艂o偶one masywnymi p艂ytami, jak piono-
we, cylindryczne groby szybowe i pot臋偶ne granitowe dolmeny. Pedro
nie przesadza艂: to trzeba by艂o zobaczy膰.
Nie wiem, czy mam nadzwyczaj wyczulone zmys艂y, w ka偶dym razie
podniecaj膮 mnie takie zagadki, wype艂niaj膮 mnie nabo偶nym zdumie-
niem, od razu czuj臋, 偶e musz臋 dorzuci膰 swoje trzy grosze do rozwi膮zania.
Widz膮c na tym p艂askowzg贸rzu dolmeny i menhiry, widz臋 od razu
dolmeny i menhiry we francuskiej Bretanii.
Czy to nie denerwuj膮ce, 偶e nadal nie wiemy, dlaczego i po co
wznoszono w zamierzch艂ej przesz艂o艣ci tak monstrualne budowle?
Wszyscy, kt贸rzy zajmuj膮 si臋 badaniami, uwa偶aj膮 - chyba nies艂usznie
- 偶e dopiero cz艂owiek wsp贸艂czesny dysponuje wysokimi mo偶liwo艣-
ciami techniki. Z tego punktu widzenia kamienne dzie艂a naszych
przodk贸w s膮 uwa偶ane za prymitywne formy wyrazu. Kto wie, co nasi
potomkowie b臋d膮 my艣le膰 a rze藕bach Henry'ego Moore'a? By膰 mo偶e
stwierdz膮, 偶e s膮 one wyrazem prymitywizmu dzisiejszej sztuki, kt贸ra
kiedy艣 odejdzie w mroki przesz艂o艣ci.
Dla ochrony 偶ycia ludzkiego buduje si臋 z funduszy pa艅stwowych
i prywatnych podziemne schrony przeciwatpmowe - po pierwsze
z troski o prze偶ycie, po drugie z nadziej膮, 偶e 艣wiadectwa naszych cza-
s贸w dostarcz膮 p贸藕niejszym pokoleniom informacji o naszym 偶yciu.
Czy plemiona india艅skie z San Agustin r贸wnie偶 obawia艂y si臋 uni-
cestwienia? Czy strach doda艂 im si艂 do wykucia pot臋偶nyeh bunkr贸w,
pokrycia ich warstw膮 ziemi, 偶eby by艂y niewidoczne "z g贸ry"? Czy chcieli
ratowa膰 tylko siebie, czy tak偶e wizerunki bog贸w oraz ich wiedz臋? Nie
jestem na tyle bezczelny, 偶eby wszystko wiedzie膰. Kiedy nie mog臋
wytrzyma膰 zaduchu naukowych tabu, zadaj臋 pytania. Na nieba, chyba
wolno zadawa膰 takie pytania: Dlaczego w Europie i Ameryce Po艂u-
dniowej s膮 identyczne budowle? Co sk艂oni艂o naszych przodk贸w do
dzia艂ania? Z elitarn膮 arogancj膮 - 偶e nasza niejednokrotnie zblak艂a
nowoczesna sztuka jest jakoby wyrazem czas贸w - zakre艣la si臋 granice
poznania przed maj膮cymi wysok膮 warto艣膰 artystyczn膮 pracami prehis-
torycznych rze藕biarzy. Mimo to jednak: Nie jeste艣my najwi臋ksi, na
pewno nie jeste艣my r贸wnie偶 koron膮 wspania艂ej ewolucji ducha ludz-
kiego. Trzymam stron臋 chi艅skiego m臋drca Lao-ce, 偶yj膮cego ok. 300 r.
prz. Chr.: "艢wiadomo艣膰 w艂asnej niewiedzy jest najwa偶niejszym sk艂ad-
nikiem wiedzy". Jest to zarazem sta艂a inspiracja do d膮偶enia do wiedzy.
Kilka kilometr贸w od Wzg贸rza Bo偶k贸w - za wiosk膮 Isnos - od-
krywam na Wzg贸rzach Kamieni (Altos de las Piedras) kolejn膮 wersj臋
"drugiego ja". Interpretacj臋 rze藕by podda艂 pod dyskusj臋 w 1913 r. prof.
Preuss. Zosta艂a ona przyj臋ta przez jego koleg贸w za fakt, cho膰 sam
Preuss sformu艂owa艂 swoje stwierdzenia nader ostro偶nie:
"W meksyka艅skim kr臋gu kulturowym znamy wiele g艂贸w bo偶kaw
wystaj膮cych ze zwierz臋cych pysk贸w - na przyk艂ad azteckiego boga
Uitzilopochtilisa wygl膮daj膮cego z dzioba kolibra. Zwierz臋 to okre艣-
lono p贸藕niej jako okrycie boga, a rozumie si臋 przez to szczeg贸ln膮
posta膰, w jakiej mo偶e si臋 pojawia膰. Uwa偶a si臋 go poza tym za
to偶samego z nim samym albo za jego drug膮 natur臋. Bez w膮tpienia
nale偶y uzna膰 tak偶e w naszym przypadku [chodzi o San Agustin
- przyp. EvD] drugie g艂owy nad korpusem, niewa偶ne czy s膮 to g艂owy
ludzkie, czy zwierz臋ce, za istotne uzupe艂nienie g艂贸wnego wizerunku,
za jego drugie ja. Mo偶na zarazem m贸wi膰 o niebia艅skiej naturze
boga, poniewa偶 ta Druga Twarz jest w g贸rze".
Stroje rytualne?
Wiadomo, 偶e ludzie pierwotni ubierali si臋 do ta艅c贸w rytualnych
w sk贸ry zwierz膮t, kt贸rych si艂臋 i cechy chcieli posi膮艣膰. Czy dotyczy to
r贸wnie偶 postaci z San Agustin?
Nie widzia艂em bo偶k贸w - ani w oryginale, ani ich wizerunk贸w
- owini臋tych w sk贸ry zwierz膮t, nie maj膮 one r贸wnie偶 zwierz臋cych
masek, lecz co najwy偶ej he艂my. Zagmatwana ornamentyka "drugiego
ja" - w konkretnym przypadku figury ze Wzg贸rz Kamieni - przed-
stawia, je偶eli si臋 jej dok艂adnie przyjrze膰, co najmniej trzy twarze: trzecia
znajduje si臋 pod "plecakiem" z drug膮 twarz膮, a wszystkie trzy stanowi膮
jedno艣膰. Czy wolno ju偶 - kiedy odrzuci si臋 ba艂amutn膮 interpretacj臋
psychologiczn膮 - przesta膰 zadawa膰 pytania, czy hipoteza profesora
Preussa musi nadal pozostawa膰 bez kontrargument贸w? Pozwol臋 sobie
przytoczy膰 par臋 my艣li, kt贸re jako program przeciwstawny mog艂yby
stanowi膰 tylko alternatyw臋 dla obowi膮zuj膮cego pogl膮du:
- Posta膰 zasadnicza wyobra偶a kap艂ana. Nad nim i za nim siedzi
boska istota, kt贸ra go opanowa艂a i nie odst臋puje ani na krok.
- Posta膰 ludzka z homunkulusem symbolizuje fakt, 偶e cz艂owiek stale
musi nie艣膰 na swoich barkach ci臋偶ar innych.
- Dopiero z jedno艣ci dw贸ch postaci powstaje trzecia.
- Przestroga: Cz艂owieku, b膮d藕 czujny! Uwa偶aj r贸wnie偶 na to, co
dzieje si臋 za twoimi plecami.
- Wyobra偶enie przekazanych mit贸w, kt贸re opisywa艂y bog贸w jako
istoty w he艂mach, wyst臋puj膮ce zawsze w towarzystwie drugiego
boga. W mitach zawarto informacj臋, 偶e bogowie mog膮 patrze膰 na
wszystkie strony jednocze艣nie.
W lesie bog贸w w San Agustin mo偶na doszukiwa膰 si臋 dalszych sens贸w
lub bezsens贸w - byle tylko nie przesta膰 my艣le膰 nad nie rozwi膮zan膮
zagadk膮. Prawdopodobie艅stwo, 偶e przedstawiono tu co艣 boskiego, jest
bardzo du偶e. Postacie w he艂mach, z ogromnymi z臋bami, nie przed-
stawiaj膮 na pewno ludzi - w bardzo wielu wypadkach postacie te
trzymaj膮 w r臋kach ludzika bez wampirzych z臋b贸w. S膮dz臋, 偶e w ten
spos贸b zamanifestowano istnienie przedstawicieli dw贸ch 艣wiat贸w.
Pedro um贸wi艂 przyjaciela z dwoma ko艅mi. Na nich wspi臋li艣my si臋
strom膮 艣cie偶k膮 dla zwierz膮t na La Chaquira, punkt wznosz膮cy si臋 nad
Magdalen膮. Wykuta w rdzawobr膮zowej skale ludzka posta膰 wydaje si臋
udziela膰 wzniesionymi ramionami b艂ogos艂awie艅stwa p艂yn膮cej do艂em
rzece. Z wielkich ust o grubych wargach nie wystaj膮 straszne z臋by.
Elegancka linia brwi, podobnie jak oczy, pasuje do kszta艂tu twarzy.
Usuni臋to ostatni膮 w膮tpliwo艣膰: arty艣ci z San Agustin umieli odr贸偶ni膰
twarze ludzkie od demonicznych pysk贸w bog贸w i bo偶k贸w.
Kalejdoskop mo偶liwo艣ci
Do Bogoty wr贸ci艂em odrzutowcem towarzystwa lotniczego Aeropes-
ca - nadszed艂 czas wszystko przemy艣le膰.
Od ponad 15 lat jestem dla pan贸w naukowc贸w ch艂opcem do bicia,
lecz mimo to nadal mam si臋 dobrze. C贸偶 takiego robi臋, poza ot-
wieraniem granic fantazji? Fantazji, kt贸r膮 w naszym czasach zamyka si臋
najcz臋艣ciej w ciemnym lochu. L臋kliwe umys艂y boj膮 si臋 wyrazi膰, o czym
potajemnie 艣ni膮.
呕yjemy w ponurych czasach, kt贸re wrzucaj膮 wszystkich do jednego
worka. Rajskie ptaki przerabia si臋 na szare wr贸b艂e, bo te s膮 w wi臋kszo-
艣ci. To, co obowi膮zuje na Dworze kr贸la Nobla, co obowi膮zuje na
uniwersytetach, sta艂o si臋 ujednolicon膮 walut膮 ducha, stosowan膮 na
ca艂ym 艣wiecie. D艂awi si臋 wszelkie pr贸by spekulacji na temat tego, co
prawdopodobne i mo偶liwe. 艢wiatli Panowie Zarozumialcy post臋puj膮
tak, jakby byli obecni przy wszystkich zdarzeniach w owych zamierzch-
艂ych czasach - tak powa偶nie brzmi膮 ich interpretacje, cho膰 nie s膮 one
ani o grosz wi臋cej warte od wypowiedzi subiektywnych. Na tym ugorze
brakuje mi interdyscyplinarnej wsp贸艂pracy archeolog贸w, entograf贸w
i specjalist贸w w najr贸偶niejszych dziedzinach techniki. Mi臋dzy dok艂adnie
odgraniczonymi ga艂臋ziami nauki poruszam si臋 niczym traper z po-
granicza, wk艂adam palce mi臋dzy drzwi, otwieram okna, 偶eby wpu艣ci膰
nieco 艣wie偶ego powietrza. Wiem, 偶e jestem go艣ciem niepo偶膮danym, ale
moi krytycy powinni mi by膰 wdzi臋czni za to, 偶e swoje elaboraty mog膮
por贸wna膰 z efektami mojej pracy.
Bezustannie trzeba przypomina膰 o tym, 偶e nowatorskie odkrycia.
zmieniaj膮ce obraz cywilizacji, by艂y dokonywane przez znaj膮cych si臋 na
rzeczy laik贸w. Nieokie艂znany rozum wymy艣la co艣 niemo偶liwego... co
jednak fachowiec jest potem w stanie zrealizowa膰. Kogo nie sta膰 na
fantazj臋, jest skazany wy艂膮cznie na posuwanie si臋 przez ca艂e 偶ycie szar膮,
monotonn膮 drog膮.
Moja fantazja porusza si臋 w ramach jeszcze wyobra偶alnych, zawsze
jestem otwarty na wszelkie nowo艣ci, ciesz膮 mnie o偶ywcze kombinacje
my艣lowe - poza tym jestem wdzi臋czny za korekty moich b艂臋d贸w.
Jestem te偶 przeciwny wszelkiemu zacieraniu r贸偶nic, szczeg贸lnie w my艣-
leniu. Za przejaw dyktatury uwa偶am, gdy jaka艣 telewizyjna eminencja
doprowadza do tego, 偶e twarze, niepo偶膮dane z jej punktu widzenia,
znikaj膮 z ekranu. Do naszych zagwarantowanych wolno艣ci powinna
nale偶e膰 r贸wnie偶 wolno艣膰 puszczania wodzy fantazji.
Poza naukami 艣cis艂ymi nie istniej膮 偶adne - dos艂ownie 偶adne
- pog艂膮dy naukowe, kt贸re nale偶a艂oby uznawa膰 za fakty. Z mojego
baga偶u wybieram ciesz膮c膮 si臋 miedzynarodowym uznaniem prac臋
Martina Knappa W mrokach XX wieku i czytam:
"Z ca艂膮 pewno艣ci膮 mo偶na przyj膮膰 rzecz nast臋puj膮c膮: Wiele z niemal
bezspornych "prawd" dzisiejszej nauki oka偶e si臋 pr臋dzej czy p贸藕niej
pustymi twierdzeniami, p贸艂prawdziwymi teoriami, partackimi opi-
niami albo ograniczonymi dogmatami. Nie do poj臋cia jest, dlaczego
w艂a艣nie dzi艣 po raz pierwszy wsp贸艂czesna 'nauka' mia艂aby by膰
doskona艂a czy nawet doskonalsza ni偶 kiedy艣. Jak zawsze ludzie sta-
raj膮 si臋, aby zar贸wno ich samych, jak i ich osi膮gni臋cia uwa偶ano za
wa偶ne i s艂uszne. A przy tym ka藕de nowe pokolenie dostrzega wi臋cej
b艂臋d贸w przesz艂o艣ci ni偶 pokolenie minione. Pokolenie ostatnie powin-
no tym samym du偶o 艂atwiej wyci膮gn膮膰 wniosek, 偶e tera藕niejszo艣膰
mo偶e kry膰 wiele b艂臋d贸w.
Autor jednego podr臋cznika z ca艂ym przekonaniem odpisuje od
drugiego; eksperci cytuj膮 si臋 nawzajern, opieraj膮c swoje odkrycia na
cudzych b艂臋dach; nie zawsze sprawdzaj膮 wyniki swoich bada艅
najnowszymi metodarni albo nie widz膮 sprzeczno艣ci z osi膮gni臋ciami
innych dziedzin nauki. Co gorsza, studenci przejmuj膮 z egzaminacyj-
nego oportunizmu tezy swoich nauczycieli - cz臋sto na ca艂e 偶ycie.
Przesada, z jak膮 wi臋kszo艣膰 badaczy, technik贸w i naukowc贸w przed-
stawia i rozpowszechnia tezy i twierdzenia jako prawdy ostateczne,
zakrawa na 艣mieszno艣膰 i nieostro偶no艣膰 zarazem".
Ma艅ana
W porcie lotniczym dr Forero czeka艂 na mnie z tak bezradnym wy-
razem twarzy, i偶 mog艂o to oznacza膰 tylko z艂e wiadomo艣ci. Przygotowa-
艂em si臋 na najgorsze.
Forero powiedzia艂, 偶e wieczorem przyjedzie do "Hiltona" z pu艂kow-
nikiem kolumbijskiego lotnictwa, kt贸ry zna moje ksi膮偶ki i chcia艂by ze
mn膮 porozmawia膰.
- To konieczne? - spyta艂em.
- Chce pan zobaczy膰 Ciudad Perdida, prawda? Zamierza pan
trz膮艣膰 si臋 przez pi臋膰 dni na o艣lim grzbiecie i szuka膰 przewodnik贸w
po nie znanym terenie? Lotnictwo za艂atwi to pro艣ciej, da helikopter.
Cel wabi艂, zgodzi艂em si臋 wi臋c na rozmow臋. Dr Forero mia艂 racj臋
telegrafuj膮c, 偶e moja obecno艣膰 jest konieczna. Listownie nie mo偶na by
nawi膮za膰 takich kontakt贸w.
- A co z profesorem Soto?
- Nie uda艂o si臋 do niego dotrze膰 - powiedzia艂 Forero - bo jest
w艂a艣nie tam, gdzie pan chcia艂by si臋 znale藕膰. W jego uniwersyteckim
biurze nie wiedz膮, kiedy b臋dzie w Bogocie.
Wieczorem spotka艂em si臋 z pu艂kownikiem Baer-Ruizem. Pu艂kownik
by艂 cz艂owiekiem o ujmuj膮cym sposobie bycia. Jego przodkowie po-
chodzili z Niemiec. Przy whisky rozmawiali艣my par臋 godzin o moich
teoriach, a przede wszystkim o moim pragnieniu dotarcia do "zaginio-
nego miasta" w d偶ungli. Przyzna艂em nawet, 偶e mam nadziej臋 na pomoc
ze strony lotnictwa wojskowego. Ostro偶nie rzuci艂em s艂owo "helikop-
ter". Pu艂kownik s艂ysza艂 o odkryciu, ale nie wiedzia艂, gdzie prowadzi si臋
prace wykopaliskowe. Poprosi艂 o kilka dni cierpliwo艣ci - potem si臋
odezwie.
Kilka dni cierpliwo艣ci! W Ameryce Po艂udniowej wszystko robi si臋
znacznie wolniej ni偶 u nas. Tutejsze has艂o to: Mariana - jutro!
Pozostawa艂o mi czeka膰, czeka膰 na wiadomo艣膰 od pu艂kownika Baer-
-Ruiza i na znak 偶ycia od profesora Soto.
Dzie艅 chyli艂 si臋 ku ko艅cowi. Wieczorem zgodzi艂em si臋 na zaproszenie
miejscowych rotarian na kolacj臋. Szcz臋艣liwym trafem pozna艂eni Lam dr.
Jairo Gallego, specjalist臋 w dziedzinie rolnictwa. Dr Gallego by艂
niewysoki, 偶ywy i ruchliwy jak ja. Nie podejrzewa艂em nawet, na jakie
nowe tropy skieruje mnie ta znajomo艣膰. Gdy opowiedzia艂em mu o moim
czekaniu, zapyta艂:
- Czy zna pan Piedras de Leyva?
Ani o nich nie s艂ysza艂em, ani nie czyta艂em, ale opis prehistorycznych
budowli i fakt, 偶e archeologia nie wie, co z tym fantem pocz膮膰, obudzi艂y
we mnie 偶ywe zainteresowanie, zw艂aszcza 偶e nie wiedzia艂em, co robi膰
przez nast臋pne dni. Lepiej przecie偶 poznawa膰 艣wiat i jego zagadki.
Goethe pisa艂 przecie偶:
"[...] Jak to czyni艂o zawsze wielu
I przez rozdro偶a ba艂amutnie
Do obranego d膮偶y膰 celu".
Wyjazd do Villa de Leyva
Mo偶na si臋 k艂贸ci膰, czy godzina pi膮ta to jeszcze p贸藕na noc, czy ju偶
wczesny ranek - na pewno jest to godzina niepoczciwa. Jak zawsze,
kiedy wyjazdy zmuszaj膮 mnie do wstania z 艂贸偶ka o takiej porze,
dziwi艂em si臋 te偶 i owego 19 maja 1981 roku, widz膮c w trzymilionowej
Bogocie tak wielu zap贸藕nionych przechodni贸w i rannych ptaszk贸w,
艣piesz膮cych do domu albo do pracy. Wstrz膮sn膮艂 mn膮 dreszcz, gdy nios膮c
metalowe walizki wypchane sprz臋tem fotograficznym i ta艣mami mier-
niczymi wypad艂em przez wahad艂owe drzwi z hotelowego foyer na 艣wie-
偶e powietrze. Stolica Kolumbii le偶y 2645 m n.p.m., dlatego noce s膮
tu ch艂odne o ka偶dej porze roku.
Ko艂o ma艂ego, czarnego fiata sta艂o czterech m臋偶czyzn: dr Forero, jego
syn Carlos, dr Gallego i student archeologii Carlos Esqualanta.
T艂ok, jakiego obawia艂em si臋 w naszym poje藕dzie, mia艂 swoje zalety
- rozgrza艂em si臋, o偶ywi艂em i zapyta艂em, jak d艂ugo b臋dziemy jecha膰
do Villa de Leyva.
Dr Gallego, siedz膮cy za kierownic膮 swojego samochodu, zawo艂a艂 do
mnie weso艂o przez rami臋:
- Z siedem godzin!
Ciasnota okaza艂a si臋 nagle dokuczliwa, od razu poczu艂em, 偶e za dwie
godziny zdr臋twiej膮 mi nogi, potem rozboli mnie kr臋gos艂up. Dr Gallego
musia艂 dostrzec w lusterku przera偶enie maluj膮ce si臋 na mojej twarzy,
bo wy艂owi艂 z torby dwie pomara艅cze i powiedzia艂:
- Najpierw prosz臋 zje艣膰 艣niadanie! Jazda minie panu jak z bicza
trzas艂, cz臋sto t臋dy je偶d偶臋 s艂u偶bowo.
Fiat ruszy艂 z ha艂asem, z radia pop艂yn臋艂y melancholijne melodie
- ch贸r, gitara, tr膮bka i zawodz膮cy saksofon tenorowy - zapewne
wszystkim tu znane, bo do obu akademik贸w, kt贸rzy zacz臋li nuci膰 do
wt贸ru, do艂膮czyli po chwili obaj m艂odzie艅cy. Ch贸ralne 艣piewy roz-
brzmiewa艂y przez ca艂膮 podr贸偶. Kiedy zacz膮艂 si臋 komentarz polityczny,
dr Gallego wy艂膮czy艂 odbiornik.
Wytar艂em fragment zaparowanego okna. Na skraju drogi stali
ch艂opcy i dziewcz臋ta w jaskrawokolorowych swetrach, oferuj膮c miejs-
cow膮 ceramik臋, malowan膮, wypalan膮 - kubki, puchary, miseczki.
Na widok kamiennych kopczyk贸w wysoko艣ci mniej wi臋cej p贸艂 metra,
zapyta艂em, czy s膮 to prymitywne znaki drogowe.
Dr Gallego wyja艣ni艂, 偶e w domach oznaczonych takimi kopczykami
sprzedaje si臋 chich臋. Chicha to musuj膮cy nap贸j zbli偶ony do piwa,
por贸wnywalny z bardzo m艂odym winem, p臋dzony przez Indian po艂u-
dniowoameryka艅skich pod r贸偶nymi nazwami i z r贸偶nych surowc贸w.
Indianie andyjscy p臋dz膮 go z trzciny cukrowej albo z kukurydzy,
Indianie mieszkaj膮cy w d偶ungli - z zawieraj膮cego bia艂ko manioku,
rosn膮cego w lasach tropikalnych a nale偶膮cego do rodziny wilczo-
mleczowatych. Swoj膮 chich臋 nazywaj膮 oni kashiri.
Cha艂upnicza produkcja tego napoju jest bardzo prosta: 艂odygi trzci-
ny cukrowej rozgniata si臋 kamiennymi albo drewnianymi walcami,
miazg臋 umieszcza si臋 w dzbanach i podgrzewa na otwartym ogniu
lub roz偶arzonych kamieniach, potem wlewa si臋 j膮 do kadzi, w kt贸rej
znajduj膮 si臋 resztki chichy z poprzedniego procesu produkcyjnego.
Resztki te zapocz膮tkowuj膮 szybk膮 fermentacj臋. Indianki mieszaj膮 ma-
s臋, dodaj膮 niewielk膮 ilo艣膰 wody i nakrywaj膮 kad藕 li艣膰mi bananowymi.
Po 24 godzinach chichu nadaje si臋 do picia - zamiana cukru w al-
kohol dokonuje si臋 tak szybko, 偶e zacier ju偶 po dw贸ch dniach mo偶na
podda膰 destylacji i uzyska膰 ze艅 w贸dk臋. Tak, z chich膮 jest tak samo jak
z m艂odym winem: trzeba j膮 pi膰, gdy tylko nap贸j "dojrzeje". Dzie艅 za
p贸藕no - i zemsta Montezumy, czyli biegunka, pewna jak amen
w pacierzu!
Od stolicy prowincji, Tunji, 2820 m n.p.m., droga bieg艂a po艣r贸d
g贸r, w pierwotnym krajobrazie pe艂nym czerwonobr膮zowych i czerwo-
nych szczyt贸w, za kt贸rymi mo偶na by艂o przeczu膰 prze艣wituj膮ce przez
mgie艂k臋 b艂臋kitem i foletem dalsze wzniesienia And贸w. Widoki przy-
wiod艂y mi na my艣l dolin臋 Kaszmiru.
W dolinach rozci膮ga艂y si臋 ciemnozielone plantacje kartofli. Dr
Gallego powiedzia艂 mi, 偶e w La Paz w Boliwii, najwy偶ej po艂o偶onej
stolicy 艣wiata (4000 m n.p.m.), kobiety plemienia Aymara oferuj膮 na
targu dwie艣cie odmian kartofli uprawianych w Andach. Archeologia
udowodni艂a, 偶e ju偶 w czasach przedchrze艣cija艅skich, w tzw. epoce
Nazca ok. 200 r. prz. Chr., Indianie uprawiali - to udowodnio-
ne! - 625 odmian kartofli. Pizarro, hiszpa艅ski konkwistador,
oko艂o 1550 r. sprowadzi艂 kartofle do Europy. Pomy艣la艂em, 偶e bez
india艅skich osi膮gni臋膰 w dziedzinie rolnictwa dawno zgin臋liby艣my
z g艂odu.
S艂o艅ce o艣lepia艂o, stoj膮c prawie w zenicie.
Na jednym z zakr臋t贸w wyprzedzi艂 nas o centymetry w贸z wy艣cigowy,
za kt贸rym z wyciem silnika p臋dzi艂o o艣miu dalszych zawodnik贸w tego
najwidoczniej spontanicznie zorganizowanego prywatnego rajdu. Gal-
lego zareagowa艂 tak, jak i ja bym to zrobi艂: stan膮艂 i zaczeka艂, a偶
"wspaniali m臋偶czy藕ni" wyszalej膮 si臋 w i艣cie po艂udniowoameryka艅skim
przyp艂ywie temperamentu - od razu przypomnia艂y mi si臋 sceny
ryzykownych po艣cig贸w ze wspania艂ego filmu z Yvesem Montandem
i Catherine Deneuve.
Nikt nie powiedzia艂 ani s艂owa. Dr Gallego wrzuci艂 pierwszy bieg
i zaproponowa艂 zjedzenie obiadu w Hospederia Duruelo. Na pierwszym
pi臋trze wielkiej, 艣nie偶nobia艂ej klasztornej budowli z kolumnowymi
galeriami siostry karmelitanki urz膮dzi艂y w refektarzu restauracj臋 dla
podr贸偶nych. Jest to nobliwe pomieszczenie z obitymi sk贸r膮 krzes艂ami
z hebanu przy sto艂ach nakrytych o艣lepiaj膮c膮 biel膮, na kt贸rych orchidee
ja艣nia艂y w wazonach wszystkimi kolorami t臋czy. Orchidee nie s膮 tu
niczym egzotycznym ani bardzo drogim, s膮 r贸wnie popularne jak u nas
stokrotki.
Po kr贸tkiej modlitwie siostry - w czarnych habitach i bia艂ych
czepeczkach - poda艂y nam bezszelestnie kolumbijsk膮 potraw臋 narodo-
w膮 ajiaco. Bezszelestnie, bo w aksamitnych pantoflach - mi艂osierne
anio艂y po偶ywienia. Ajiaro to zag臋szczona zupa jarzynowa, w kt贸rej
p艂ywaj膮 kartofle w kostk臋, groszek, kukurydza, owoce awokado, ry偶
i posiekany kurczak. Jako napoje pobo偶ne anio艂y zaoferowa艂y nam
mleko i sok z guajawy. Guajawa to jasnobr膮zowy owoc wielko艣ci
mandarynki, bagaty w witaminy. Kolumbijczycy twierdz膮, 偶e szklanka
cierpkos艂odkiego soku z guajawy r贸wna si臋 warto艣ci膮 od偶ywcz膮 dziesi臋-
ciu bananom. Po obiedzie podano kaw臋 o czerni bezksi臋偶ycowej nocy.
Kawa jest tutaj wsz臋dzie. Kulumbijczycy maj膮 chyba serca jak konie.
Kawa smakuje im nie tylko o ka偶dej porze dnia i przy ka偶dej okazji -
s膮 z niej r贸wnie偶 dumni, bo jest to podobno jedyna kawa na 艣wiecie
produkowana i eksportowana bez jakichkolwiek sztucznych dodatk贸w.
Piedras de Leyva
- Jak daleko jeszcze do tej waszej kupy gruzu? - zapyta艂 Juan
Carlos, kiedy zn贸w wcisn臋li艣my si臋 do fiata.
- Par臋 kilometr贸w - pocieszy艂 go Forero-ojciec.
I rzeczywi艣cie, wyboista gruntowa droga doprowadzi艂a nas wkr贸tce
do ruin. Ich fragmenty le偶膮 b膮d藕 stoj膮 w prostok膮tnym wykopie.
Nie ma ani cegie艂, ani resztek mur贸w mog膮cych 艣wiadczy膰 o tym, 偶e
kiedy艣 by艂 to budynek, chocia偶 liczba i wyrniary kamiennych kloc贸w
艣wiadcz膮 o tym, 偶e mog艂yby to by膰 resztki jakiej艣 gigantycznej
budowli. Zmierzy艂em prostok膮t, przed kt贸rym stali艣my - mia艂
34,4 x 11,6 m.
Przy wschodnim, d艂u偶szym boku przetrwa艂y 24 kolumny, z kt贸rych
najwi臋ksza wznosi si臋 na 3,4 m. Odst臋py mi臋dzy zachowanymi kolum-
nami pozwalaj膮 przypuszcza膰, 偶e kiedy艣 po d艂u偶szej stronie by艂o ich 42.
W centrum uk艂adu "butwieje" kilka okr膮g艂ych, cz臋艣ciowo po艂amanych
s艂up贸w, kt贸re przy wysoko艣ci 6,8 m i obwodzie 2,75 m by艂y zapewne
niegdy艣 znacznie wi臋ksze od pozosta艂ych.
- Co to by艂o? - zapyta艂 Juan Carlos, d藕wigaj膮cy za mn膮 torb臋 ze
sprz臋tem fotograficznym.
- Daj mi, prosz臋, kompas! - Moje szare kom贸rki zrozumia艂y nagle
wyrazisty obraz, kt贸ry ujrza艂em.
Ig艂a kompasu potwierdzi艂a moje przeczucia. Prostok膮t by艂 zorien-
towany wed艂ug stron 艣wiata: d艂u偶sza o艣 przebiega艂a w kierunku
wsch贸d-zach贸d, kr贸tsza - p贸艂noc-po艂udnie.
My艣lami do Francji...
Menhiry, nieociosane kamienie kromlechu z Crucuno we francuskiej
Bretanii, s膮 dla archeologu sensacj膮, cudem, zagadk膮... bo rozmiesz-
czono je na planie prostok膮ta. A偶 do chwili tego odkrycia uwa偶ano, 偶e
megalityczne uk艂ady kamienne powinny by膰 okr膮g艂e, jak w Stonehenge,
Avebury czy Rollright na Wyspach Brytyjskich. Okr膮g艂e mo偶na by艂o
艂atwiej zinterpretowa膰 jako kalendarze. Potem dosz艂o do irytuj膮cego
odkrycia kromlechu Crucuno, kt贸ry od niepami臋tnych czas贸w nazywa
si臋 tak samo, jak pobliska wioska na P贸艂wyspie Breto艅skim. Dawniejsze
interpretacje zacz臋艂y si臋 chwia膰 w posadach.
Nie da da si臋 jednak ukry膰, 偶e na d艂ugo艣ci 34,2 m i szeroko艣ci 25,7
m w Crucuno wznosz膮 si臋 22 menhiry. Inne, przewr贸cone i uszkodzone,
le偶膮 na ziemi, kilka by膰 mo偶e zabrano. Fernand Niel wykaza艂 niezbicie,
偶e tak偶e prostok膮t z Crucuno jest kalendarzem: dzi臋ki przek膮tnym
mo偶na ustali膰 dzie艅 przesilenia letniego i zimowego, dzi臋ki osi d艂u偶szej
- zr贸wania dnia z noc膮.
Kromlech z Leyva jest w臋偶szy od kromlechu Crucuno, inne wi臋c s膮
przek膮tne i tworzone przez nie k膮ty, ale wydaje si臋, 偶e w Kolumbii licz-
ba kolumn-menhir贸w by艂a wi臋ksza ni偶 w Bretanii.
W Leyva na d艂u偶szym boku prostok膮ta sta艂y 24 menhiry. W Bretanii
jest ich 22, dobrze zachowanych. Tu, w tym miejscu opuszczonym od
Boga, musia艂o wi臋c kiedy艣 sta膰 wzd艂u偶 wszystkich czterech bok贸w
76 menhir贸w - po 24 wzd艂u偶 bok贸w d艂u偶szych i po 14 wzd艂u偶
kr贸tszych. Nie mo偶na sobie nawet wyobrazi膰, ile kolumn oznacza艂o
艣rodek uk艂adu.
M贸j spekulatywny umys艂 zacz膮艂 dzia艂a膰.
Im wi臋cej menhir贸w "zasadzono", tym wi臋cej by艂o mo偶liwych obli-
cze艅 k膮towych i tym bardziej skomplikowany by艂 uk艂ad s艂u偶膮cy do
rozwi膮zywania zada艅 matematycznych. Obfito艣膰 menhir贸w pozwala艂a
na przyj臋cie wi臋kszej liczby linii namiarowych i ich kombinacji - mo偶-
na by艂o uwzgl臋dnia膰 wi臋cej kamieni. Mo偶na przypuszcza膰, 偶e uk艂ad
kamieni z Leyva - podobnie jak w Crucuno - wi膮za艂 si臋 z obserwa-
cjami astronomicznymi. Bo z jakiego innego powodu cztery rz臋dy
kamieni zorientowano wed艂ug stron 艣wiata?
Nie mam za z艂e Kolumbijczykom, 偶e nie pr贸bowali rozwi膮za膰
zagadki kamieni z Leyva - nie wiedz膮 nic o breto艅skim pendant.
Informacje obiegaj膮 ca艂膮 kul臋 ziemsk膮, dla bada艅 archeologicznych
jednak odleg艂o艣膰 10 tys. km jest nadal nie do pokonania. A w艂a艣ciwie to
archeolodzy powinni mi by膰 wdzi臋czni, powinni do艂o偶y膰 si臋 do wcale
niema艂ych koszt贸w moich podr贸偶y - bo jak dot膮d zwracam ich uwag臋
na takie powi膮zania gratisowo. Nie s膮 jednak ani wdzi臋czni, ani ja nie
s艂ysz臋 o dotacjach. No dobrze. Mo偶e moje wnuki dowiedz膮 si臋, 偶e ich
dziadzio anno kt贸rego艣 tam dawa艂 naukowcom bardzo m膮dre rady.
- Erich, co to by艂o naprawd臋? - zapyta艂 m贸j m艂ody przyjaciel Juan
Carlos, a Forero-ojciec oraz dr Gallego spojrzeli na mnie, jakbym by艂
jasnowidzem, kt贸ry z miejsca udzieli im cho膰by og贸lnego wyja艣nienia.
Odpar艂em, 偶e widz臋 tu niejakie podobie艅stwo do pewnego s艂ynnego
kromlechu we Francji, i zaproponowa艂em, 偶eby zbada膰 kr膮g dok艂ad-
niej - mo偶e znajd膮 si臋 jeszcze jakie艣 informacje na kamieniach.
Ledwie kilometr dalej na ziemi le偶a艂 penis w erekcji. Mia艂 d艂ugo艣膰
5,8 m, a ros艂o na nim drzewo. Obok spoczywa艂 kolejny "rozkosznia-
czek" d艂ugo艣ci 8,12 m.
Cz艂owiek nie pozbawiony humoru a do tego nieco bezczelny mo偶e
twierdzi膰, 偶e wyemancypowane kobiety wyj臋艂y kiedy艣 rze藕biarzom z r臋ki
narz臋dzia, 偶eby atrybut p艂cv m臋skiej, otaczany czci膮 od czas贸w Adamo-
wych a nobilitowany przez Freuda i pani膮 Shere Hite do rangi symbolu
sn贸w, uwieczni膰 w jego najbardziej imponuj膮cej postaci jako ostrze偶enie.
Symbole rozkoszy nie wyja艣niaj膮 w ka偶dyrn razie prostok膮t贸w.
Czy s膮 przypomnieniem kultu p艂odno艣ci? Penisy tego formatu poz-
wala艂yby na wyci膮gni臋cie takich wniosk贸w. Czy - w bezpo艣redniej
bliko艣ci kalendarza - mo偶na by艂o ustala膰 dni p艂odne i bezp艂odne? Czy
prekursorzy metody Ogino-Knausa przybywali tu, aby potem og艂osi膰
radosn膮 nowin臋 o ograniczonej czasowo p艂odno艣ci kobiety? A mo偶e
przechadza艂y si臋 tu olbrzymy, kt贸re pos艂ugiwa艂y si臋 i bawi艂y tymi
zadziwiaj膮cymi przedmiotami. Wszystko mo偶liwe.
Nie mia艂em nawet najmniejszego prawdopodobnego wyja艣nienia,
mog艂em co najwy偶ej zwr贸ci膰 uwag臋 na fakt, 偶e w wielu krajach penis jest
ulubionym motywem rze藕biarskim. Mo藕e ludzie epoki kamiennej
upodobali sobie tylko jeden rodzaj sp臋dzania wolnego czasu, a mo偶e
wsz臋dzie ci sami psycholodzy - nawet bez kozetki! - inspirowali ich do
tworzenia takich samych wizerunk贸w. Je艣li archeolodzy odwr贸c膮
niewinne ocz臋ta od takich znalezisk, to mo偶e zajm膮 si臋 nimi sek-
suolodzy. Kto艣 powinien napisa膰 bestseller "呕ycie seksualne ludzi epo-
ki kamiennej". Pani Shere Hite, do dzie艂a! B臋dzie pani zachwycona.
Oba zorientowane wed艂ug stron 艣wiata kromlechy s膮 przyk艂adem
wielu podobnych struktur na wszystkich kontynentach. Ich interpreta-
cja jako kalendarzy jest prawdopodobna, ale niezadowalaj膮ca. Istnia艂y
prostsze metody okre艣lania pocz膮tku wiosny i przepowiadania jesieni.
Wszystkim nam co艣 umkn臋艂o. Czy przeoczyli艣my co艣, co pozwoli艂oby
nam przejrze膰 knowania ludzi epoki kamiennej? Zapowiedzi nadej艣cia
p贸r roku nigdy nie by艂y potrzebne rolnictwu, bo - pomijaj膮c niewielkie
zmiany - pory roku pojawiaj膮 si臋 cyklicznie. Precyzyjny kalendarz
by艂by u偶yteczny przy tworzeniu horoskop贸w opartych na gwiazdach.
Ale m贸wmy powa偶nie: Czy daty odczytywane z kromlech贸w deter-
minowa艂y 艣wi臋cenia kap艂a艅skie, 艣wi臋ta rytualne, kulty gwiazd? Czy
takie dni by艂y okre艣lane przez procesy zachodz膮ce na niebie? Czy by艂y to
pomniki istot, przybywaj膮cych z Kosmosu a nast臋pnie tam znikaj膮cych?
Czy phallus by艂 symbolem 偶ycia, kt贸re przyby艂o z Kosmosu? Interpreta-
cj臋 "kalendarzow膮" mo偶na zaliczy膰 do arsena艂u rozwi膮za艅 kamiennej
zagadki, ale nie b臋dzie to moim zdaniem szczyt logicznego my艣lenia.
"Wizyty robocze"
Wizyty robocze. G艂upie okre艣lenie, u偶ywane od pewnego czasu przez
polityk贸w. Je偶eli ci panowie spo偶ywaj膮 posi艂ek, to jest to oczywi艣cie
"posi艂ek roboczy". Je偶eli zabieraj膮 si臋 do pracy z samego rana, to gada-
j膮 bez ko艅ca przy "roboczym 艣niadaniu". Ostatnio jeden z radiowych
komentator贸w politycznych powiedzia艂 nawet, 偶e spotkano si臋 na
"drinku roboczym". Je偶eli tak si臋 to nazywa, to ja w trakcie moich
podr贸偶y stale bior臋 udzia艂 w 艣niadaniach roboczych, posi艂kach robo-
czych i roboczych drinkach.
Wieczorem, po powrocie z wycieczki, by艂em um贸wiony ze Szwaj-
carami mieszkaj膮cymi w Bogocie na "spotkanie robocze". W jego
trakcie pozna艂em mojego rodaka, pochodz膮cego ze Szwajcarii roma艅s-
kiej Raphy'ego Lattiona. Lattion jest profesorem muzyki w Kolegium
Szwajcarskim w stolicy Kolumbii. Zna moje ksi膮偶ki, dlatego te偶 zaraz
po przedstawieniu si臋 zada艂 mi pytanie, czy widzia艂em "p艂ytk臋 genetycz-
n膮". Gdy us艂ysza艂em s艂owo "genetyczna", pomy艣la艂em od razu o phal-
lusach w Leyva.
- Nie, a co to jest? - zacz膮艂em si臋 dopytywa膰.
Profesor Lattion wyja艣ni艂, 偶e chodzi tu o znalezisko pokryte po obu
stronach zdumiewaj膮cymi reliefami: jest to cykl obraz贸w przedstawiaj膮-
cy powstawanie 偶ycia od plemnika do p艂odu, druga strona wyobr牛偶a
zap艂odnienie kom贸rki i jej rozw贸j do 偶aby.
- Jaki jest wiek p艂ytki?
Profesor Lottion odetchn膮艂 i odpar艂 po d艂u偶szym namy艣le:
- Pewnie par臋 tysi臋cy lat...
W moich oczach zab艂ys艂y chyba w膮tpliwo艣ci, bo przecie偶 prehistory-
czni mieszka艅cy dzisiejszej Kolumbii - nie dysponuj膮cy mikroskopami
- nie mogli wiedzie膰 o istnieniu plemnik贸w. M贸j siwy rodak dorzuci艂
wi臋c pr臋dko:
- Mo偶e pan j膮 przecie偶 zobaczy膰! Jest w posiadaniu ojca jednego
z moich by艂ych uczni贸w. To profesor Jaime Gutierrez. Chce go pan
pozna膰?
- Prosz臋 mnie z nim um贸wi膰.
P艂ytka genetyczna
Sam punktualny co do minuty, ucieszy艂em si臋, 偶e profesor Gutierrez
czeka na mnie przed swoim bungalowem przy Carrera 9B nr 126.
Bardziej ni偶 lu藕ne sportowe ubranie rzuca艂y sig w 牛czy jego silne,
nerwowe, spracowane r臋ce. Powiedzia艂em mu o tym. W ciemnych
oczach tego wysokiego, szczup艂ego cz艂owieka o twarzy okolonej brod膮
pojawi艂 si臋 dobroduszny u艣miech. Tak, powiedzia艂, du偶o rysuje, jest
projektantem form przemys艂owych, ten przedmiot wyk艂ada r贸wnie偶 na
trzech uniwersytetach w Bogocie.
Techniczno-artystyczn膮 dzia艂alno艣ci膮 jest treszt膮 zara偶ona ca艂a rodzi-
na! W wielkim pokoju "r臋kodzielnictwem" by艂a zaj臋tajego 偶ona, czterej
synowie, c贸rka oraz ich przyjaciele i przyjaci贸艂ki - wszyscy mieli ju偶
uko艅czone 18 lat. Synowie wygl膮dali jak sobowt贸ry Che Guevary:
zaro艣ni臋ci jak ten lekarz i przyw贸dca guerilli, na g艂owach czapki bez
daszka. Byli oni jednak zwolennikami wy艂膮cznie zewn臋trznych atry-
but贸w tego rewolucjonisty.
Wszyscy - ch艂opcy i dziewczyny - a cz臋艣ciowo r贸wnie偶 matka,
uprawiali swoje hobby. Formowali co艣 lub malowali, tworzyli delikatne
mobile, najstarszy robi艂 w ciemni powi臋kszenia swoich zdj臋膰. Pani
Gutierrez malowa艂a delikatnym p臋dzelkiem szklane p艂ytki w stylu
starego malarstwa na szkle. Po艂udniowoameryka艅skie 偶ycie rodzinne,
o jakim nawet nie my艣leli艣my, s艂ysz膮c codzienne komunikaty o niepo-
kojach w tej cz臋艣ci Nowego 艢wiata. Media prawie nic nie m贸wi膮
o tej milcz膮cej wi臋kszo艣ci.
Takie by艂o moje pierwsze wra偶enie po wej艣ciu do tego domu. P贸藕niej
ujrza艂em rega艂y stoj膮ce wzd艂u偶 wszystkich 艣cian, ob艂adowane znalezis-
kami archeologicznymi - zar贸wno w pierwszym pomieszczeniu, jak
i w pozosta艂ych. Gutierrez wy艂uska艂 mnie i profesora Lattiona z rodzin-
nego grona i zaprowadzi艂 do swojego sparta艅sko wyposa偶onego
gabinetu, w kt贸rym znajdowa艂o si臋 biurko, krzes艂o, deska kre艣larska
i rega艂y pe艂ne ceramiki i dziwnych kamieni. Si臋gn膮艂 po rzecz pierwsz膮
z brzegu - rodzaj amuletu wielko艣ci d艂oni. Przedmiot by艂 pokryty
wygrawerowanymi znakami pisma.
Nagle mi za艣wita艂o: Glozel!
Afery w Glozel
Mi臋dzy Lyonem a s艂ynnym k膮pieliskiem Vichy we Francji, w depar-
tamencie Allier, jest ma艂a miejscowo艣膰 Glozel - wioska jak wiele
innych. Glozel jednak sta艂o si臋 s艂awne - dzi臋ki znaleziskom, kt贸re
ujrza艂y tu 艣wiat艂o dzienne, i dzi臋ki intrygom, jakie one wywo艂a艂y. Zro-
bi艂 si臋 z tego prawie krymina艂.
1 marca 1924 roku m艂ody wie艣niak Emile Fradin ora艂 swoje pole.
Irytowa艂y go kamienie wybijaj膮ce szczerby w lemieszu. Zacz膮艂 je zbiera膰
i sk艂ada膰 na miedzy. W trakcie tej pracy poczu艂, 偶e jeden jest l偶ejszy
od innych. R臋k膮 star艂 ziemi臋 i zobaczy艂 znaki pisma uk艂adaj膮ce si臋
w niezrozumia艂e s艂owo T-H-O-U-X. Fradin wsun膮艂 znalezisko do
kieszeni kurtki i po powrocie do domu umy艂. W贸wczas okaza艂o si臋, 偶e
tak naprawd臋 "kamie艅" jest glinian膮 skorup膮. Wie艣niak nie potrafi艂
wprawdzie odczyta膰 ryt贸w, za to zacz膮艂 oddziela膰 skorupy od kamieni,
bo uzna艂, 偶e znalezisko mo偶e stanowi膰 zabytek. Taki m膮dry by艂 ten
prosty francuski ch艂op. Trud si臋 op艂aci艂: Fradin odkry艂 tysi膮ce tabli-
czek i kamieni pokrytych rytami.
Wie艣膰 o znaleziskach z Glozel dotar艂a wkr贸tce do Vichy. Tam us艂ysza艂
j膮 uzdrowiskowy lekarz, dr Antonio Morlet. Razem z Fradinem znalaz艂
dalsze kamienie i tabliczki pokryte niezwyk艂ymi rytarni; kilka z nich
wys艂a艂 do paryskiego Musee des Beaux-Arts, Muzeum Sztuk Pi臋knych.
Tam nikomu si臋 nie 艣pieszy艂o. Dopiero po paru latach dyrektor
muzeum, dr Capitan, zdecydowa艂 si臋 na wizyt臋 w Glozel, gdzie
- przepojony do szpiku ko艣ci akademickim majestatem - obszed艂
dostojnie amatorskie stanowiska archeologiczne. Dumny, 偶e jako
pierwszy mo偶e poda膰 informacj臋 o kamieniach i tabliczkach z dziwnymi
napisami, stworzy艂 relacj臋, kt贸rej nigdy nie opublikowano. A posz艂o
oczywi艣cie o b艂ahostk臋.
Bo tymczasem dr med. Morlet napisa艂 rozpraw臋. Przecie偶 to oburza-
j膮ce, 偶e kto艣, kto sko艅czy艂 ledwie medycyn臋, mo偶e pcha膰 si臋 z brudnymi
butami w archeologi臋! A do tego partycypowa膰 w odkryciu - szala艂
dyrektor muzeum, pr贸buj膮c wsk贸ra膰 co艣 u autora. Dr Morlet wymieni艂
w swojej pracy nazwisko Emila Fradina - do tego odrzuci艂 偶膮danie
paryskiego naukowca, aby nazwisko wie艣niaka przeprawi膰 na nazwisko
u艣wi臋cone akademizmem - dr Capitan.
Pewne jest, i trzeba o tym napisa膰, 偶e 贸w dr Capitan od samego
pocz膮tku robi艂 wszystko, byle tylko zdyskredytowa膰 odkrycia z Glozel.
Gdy za艣 Emile Fradin zrobi艂 si臋 na tyle bezczelny, 偶e skarby wyrwane
swojej ziemi wystawi艂 w stodole zagrody rodzic贸w i pokazywa艂 za
niewielk膮 op艂at膮, wtedy dobrani paryscy archeolodzy, mianowani
z urz臋du, w zwyczajowo zgodny i nieprzyjemny spos贸b zwymy艣lali
dzielnego wie艣niaka od fa艂szerzy.
Ale dowodom nie da艂o si臋 zaprzeczy膰.
W 1928 roku komisja z艂o偶ona ze szwedzkich i francuskich krymino-
log贸w przetrz膮sn臋艂a dziewicz膮 ziemi臋 w Glozel, ziemi臋, kt贸rej Emile
Fradin ju偶 nie uprawia艂. Komisja znalaz艂a resztki ko艣ci, kt贸re datowano
p贸藕niej na 12000 r. prz. Chr. Kolekcja z Glozel powi臋kszy艂a si臋 o wiele
tysi臋cy interesuj膮cych kamieni, kilka glinianych tabliczek oraz o naczy-
nia podobne do urn.
Mo偶na by s膮dzi膰, 偶e teraz archeolodzy zaakceptuj膮 znalezisko,
o kt贸rego prawdziwo艣ci za艣wiadczono, przywracaj膮c cze艣膰 Emilowi
Fradin. Paryska kamaryla jednak trzyma艂a si臋 mocno: dr Capitan
zdyskwalifikowa艂 przecie偶 kamienie z Glozel jako falsyfikaty. Jego
pogl膮d sta艂 si臋 ksi膮偶kowym dogmatem obowi膮zuj膮cym akademickie
katedry. Jak w tym powiedzonku: "sto trzydzie艣ci profesory i ju偶 ca艂y
kraj jest chory". Niestety tak jest.
Ale prawda zawsze wyjdzie na jaw. Ostatnio pewien Szwajcar, dr
Hans-Rudolf Hitz, podj膮艂 pr贸b臋 odczytania znak贸w pisma z Glozel.
Rezultat okaza艂 si臋 r贸wnie zdumiewaj膮cy co zach臋caj膮cy: znaki daj膮
si臋 odczyta膰 nie tylko jako symbole pisma, lecz r贸wnie偶 jako matematy-
czne szeregi liczb.
Zapyta艂em profesora Gutierreza, czy s艂ysza艂 o Glozel. Oczywi艣cie, 偶e
nie s艂ysza艂. Powiedzia艂em mu wi臋c, co przysz艂o mi w艂a艣nie do g艂owy
i zada艂em pytanie, sk膮d pochodz膮 kamienie znajduj膮ce si臋 w jego
kolekcji.
Kamienie z Sutatausa
By艂o to dobre siedemna艣cie lat temu, opowiada艂 profesor Gutierrez,
kiedy rozmawia艂 z Bernardo Rinconem, kowalem z zawodu, kt贸ry
posiada艂 gospodarstwo ko艂o Sutatausa, czterdzie艣ci mil na p贸艂nocny
zach贸d od Bogoty. Jego znajomek pokaza艂 mu w贸wczas kilka kamieni
z wyrytymi postaciami i znakami pisma i zapyta艂 o ich wiek. Gutierrez,
kt贸ry nie potrafi艂 tego oceni膰, poprosi艂 zaprzyja藕nionego geologa
o szacunkow膮 ocen臋 znalezisk, a przynajmniej o stwierdzenie, czy s膮
to rzeczy wsp贸艂czesne, czy zabytkowe. Geolog zapewni艂, 偶e kamienie
- oraz znajduj膮ce si臋 na nich ryty - licz膮 sobie kilka tysi臋cy lat, bo pod
mikroskopem stwierdzi艂 wyra藕ne 艣lady erozji wodnej. Gdybym mia艂
na to czas i ochot臋 - zach臋ca艂 mnie Gutierrez - m贸g艂bym sam na
tamtejszych polach znale藕膰 takie kamienie.
Glozel i Kolumbia! Czy mamy uwierzy膰, 偶e na ca艂ym 艣wiecie dzia艂a艂a
mafia fa艂szerzy, kt贸ra przy pomocy lawiny kamieni zamierza艂a wodzi膰
za nos archeolog贸w?
A mo偶e - zamiast zachowywa膰 si臋 tak prostacko - nale偶a艂oby
najpierw sprawdzi膰, czy kiedy艣 nie by艂o mistrza, kt贸ry nauczy艂 rze藕-
biarzy jednego schematu? Nale偶a艂oby te偶 zapyta膰, czy wizerunki nie
pochodz膮 przypadkiem z tego samego podr臋cznika znak贸w graficznych
i znak贸w pisma? Nikt nie mo偶e by膰 przecie偶 na tyle g艂upi, 偶eby przy-
puszcza膰, i偶 kiedy艣 - mo偶e i nie tak dawno - w臋drowali po naszej
planecie wariaci, kt贸rzy najpierw z wielkim trudem zbierali kamienie
r贸偶nej wielko艣ci i o rozmaitym stopniu twardo艣ci, aby je p贸藕niej wycy-
zelowa膰 rylcami i d艂utami i powsadza膰 g艂臋boko w ziemi臋? Kto艣, kto ma
ochot臋 p艂ata膰 figle, robi to znacznie pro艣ciej. Czy archeolodzy nie
przeceniaj膮 swojej wa偶no艣ci, kiedy insynuuj膮, 偶e ca艂y ten trud mia艂 na
celu jedynie fa艂szerstwo, maj膮ce wprowadzi膰 ich w b艂膮d?
Je艣li kto艣 nie chce by膰 uznany za fa艂szerza fakt贸w, staje przed bardzo
skomplikowanymi pytaniami: Czy istnia艂o centrum, z kt贸rego kie-
rowano pracami w kamieniu? Czy wielk膮 liczb臋 kamieni "nakazano"
naszpikowa膰 pos艂aniami i informacjami, aby zwi臋kszy膰 prawdopodo-
bie艅stwo, 偶e znajdzie si臋 je po tysi膮cleciach?
Kamienie z Glozel datowano na 12000 r. prz. Chr. Ruiny 偶adnej
艣wi膮tyni - ani z czas贸w Maj贸w, ani Ink贸w, ani staro偶ytnego Egiptu czy
Babilonu - nie pochodz膮 z tak wczesnej epoki. Kamienie obrobiono
w zagadkowych czasach, znacznie wcze艣niejszych od czas贸w b臋d膮cych
polem dzia艂ania archeologii. A mo偶e archeologia boi si臋 bada膰 bia艂e
plamy w historii ludzko艣ci?
Dotychczasowe znaleziska to bogate zbiory kamieni w okre艣lonych
punktach Ziemi. Fenomenem tym nie zaj臋to si臋jeszcze w systematyczny
spos贸b, przypadkowe odkrycia nale偶y wi臋c potraktowa膰 co najwy偶ej
jako pocz膮tek bada艅, nie za艣 jako ich koniec. Dopiero po zbadaniu
wszystkich odkry膰 tego rodzaju dowiemy si臋, czy miejsca kamiennych
znalezisk nie by艂y miejscami 艣wi臋tymi, w kt贸rych wierni sk艂adali
kosztowne kamienie, podobnie jak dzi艣 sk艂ada si臋 wota w miejscach
pielgrzymek. By膰 mo偶e kamienie - w zale偶no艣ci od bogactwa i zawar-
to艣ci ryt贸w - przedstawiaj膮 sob膮 okre艣lon膮 warto艣膰 handlow膮 i wy-
mienn膮. Czy kupcy mieli je w swoim baga偶u, aby uwiarygodnia膰 nimi
zlecenia dla dostawc贸w? Czy by艂y to amulety, pisemne informacje
przeznaczone dla cz艂onk贸w rodu? Prawdopodobna b臋dzie ka偶da inter-
pretacja - z wyj膮tkiem m贸wi膮cej, 偶e jest to fa艂szerstwo. Przyznajmy
wi臋c, 偶e jeszcze nigdy nie wiedzieli艣my tak ma艂o o tak wielu przed-
miotach jak dzi艣.
P艂ytka genetyczna jeszcze raz
Profesor Gutierrez wr臋czy艂 mi czarn膮 jak w臋giel p艂ytk臋, kt贸ra wa偶y艂a
oko艂o dw贸ch kilo, mia艂a 艣rednicg 22 cm a w 艣rodku otw贸r jak p艂yta
gramofonowa.
- Sk膮d pan j膮 ma?
- Szcz臋艣liwy traf. Wszyscy wiedz膮, 偶e zbieram zabytkowe znalezis-
ka. Par臋 lat temu pojawi艂 si臋 u mnie guaguero, poszukiwacz skarb贸w.
- Gutierrez u艣miechn膮艂 si臋. - Gdzie indziej uznano by go za rabusia
grob贸w. Zaoferowa艂 mi p艂ytk臋 za niewielk膮 sum臋.
- Wie pan, gdzie j膮 znalaz艂?
- Guaqueros maj膮 swoje sekrety. Ten przysi膮g艂, 偶e nie wykrad艂 jej
z grobu. Powiedzia艂, 偶e znalaz艂 j膮 w ziemi podczas zak艂adania wodo-
ci膮gu. Ten cz艂owiek maeszka na przedmie艣ciach Bogoty.
- I jest to rzecz zabytkowa i prawdziwa?
Gutierrez wypu艣ci艂 nosem wonny dym czarnego cygara i rzek艂:
- 艢lepy to czuje, widz膮cy widzi, a geolodzy zapewniaj膮, 偶e ten
przedmiot, pokryty precyzyjnymi rytarni, ma tysi膮ce lat! Prosz臋 spoj-
rze膰! P艂ytka jest 艣ci艣ni臋ta, zosta艂a z biegiem czasu sprasowana ci臋偶arem
ziemi, postacie s膮 nieca zdeformowane, na brzegach wygi臋te, odkszta艂-
ci艂a si臋 symetria wizerunku w臋偶a. W paru miejscach reliefy odpad艂y,
zniszczy艂a je erozja wywo艂ana p艂yn膮c膮 wod膮. Dwaj zaprzyja藕nieni
geolodzy z Uniwersytetu Technicznego potwierdzili to, co podejrzewa-
艂em, o czym instynktownie wiedzia艂em. P艂ytka ma tysi膮ce lat, a ile jest
tych tysi臋cy, nie wiem. W ka偶dym razie gratulowano mi wspania艂ego
eksponatu.
Na awersie, na zewn臋trznym kr臋gu znajduje si臋 dwana艣cie ornamen-
t贸w, rozgraniczonych promienistymi liniami. Od 艣rodka p艂ytki roz-
chodzi si臋 sze艣膰 sektor贸w rozdzielonych strza艂k膮 na dwie cz臋艣ci.
Bezpo艣rednio po,d strza艂k膮 przedstawiono p艂贸d araz dwie postacie,
m臋偶czyzn臋 i kobiet臋 - wyra藕nie wida膰 vaging oraz penis.
- A pa艅ska unterpretacja, panie profesorze?
- Na pocz膮tku my艣la艂em, 偶e to kalendarz. Ze wzgl臋du na dwana艣cie
sektor贸w, kt贸re - jak si臋 zdawa艂o - zawieraj膮 wyobra偶enia znak贸w
zodiaku. Tylko co wsp贸lnego mia艂yby z tym obie postacie z tak
charakterystycznie przedstawionymi cechami p艂ciawymi? O ile co do
reszty mo偶na mie膰 w膮tpliwo艣ci, to vagina i penis s膮 oczywiste. Roz-
mawia艂em z biologami z uniwersytetu...
- I co powiedzieli?
- To oni okre艣lili p艂ytk臋 mianem "genetycznej". Zawarte na niej
wizerunki zinterpretowali z w艂asnego punktu widzenia. Prosz臋 spojrze膰:
Biolodzy powiedzieli, 偶e bezpo艣rednio pod strza艂k膮 siedz膮 dwie 偶aby.
Na prawo od samczyka zaczyna si臋 linia, kt贸ra obiega otw贸r w p艂ytce
i ko艅czy si臋 strza艂k膮. Linia ze strza艂k膮 mo偶e wskazywa膰 na znaczenie
wizerunk贸w z obrze偶a p艂ytki. Stanowi ona r贸wnie偶 po艂膮czenie penisa
z vagin膮, czyli akt zap艂odnienia. A teraz niech pan po kolei popatrzy na
sze艣膰 sektor贸w na lewo od strza艂ki: Pole 1.: plemnik; pole 2.: m臋ska
i 偶e艅ska kom贸rka rozrodcza; pole 3.: zap艂odniona kom贸rka jajowa;
pole 4.: embrion; pole 5.: rozwijaj膮cy si臋 embrion; pole 6.: p艂贸d.
Sektor贸w na prawo od strza艂ki nie rozumiem jednoznacznie. Bio-
lodzy s膮dz膮, 偶e mo偶e oznaczaj膮 one rozw贸j ewolucyjny, na przyk艂ad
taki: Pole 1.: podzia艂 kom贸rki; pole 2.: istota wodna; pole 3.: p艂az, gad,
salamandra; pole 4.: mo偶e ptak; pole 5.: faza przej艣ciowa rozwoju
cz艂owieka; pole 6.: raczej jednoznacznie: cz艂owiek. Tak, a te sze艣膰
sektor贸w dachadz膮cych do 艣rodka p艂yAtki? Biolodzy stwierdzili, 偶e trzy
po lewej stronie strza艂ki mog膮 przedstawia膰 rozmna偶anie si臋 kom贸rek,
z prawej za艣 samca i samic臋, vagina i penis zn贸w s膮 widoczne. A obok
ci臋偶arna kobieta - wyra藕nie wida膰 piersi.
G艂o艣ne my艣lenie
- Straszne - powiedzia艂em, patrz膮c na twarze obserwuj膮cych mnie
Gutierreza i Lattiana.
- Wszyscy tak m贸wi膮 po obejrzeniu p艂ytki - potwierdzi艂 Gutier-
rez, a Lattion zapyta艂:
- Co pan o tym s膮dzi?
Ogl臋dziny dokanane przez lup臋 potwierdzi艂y to, co m贸wili geolodzy.
Pomy艣la艂em g艂o艣no:
- O wyja艣nieniu najgorszym, czyli 偶e jest to fa艂szerstwo, mo偶emy
spokojnie zapomnie膰. Przyznaj臋, 偶e zirytowa艂o mnie graficzne, quasi-
-nowoczesne przedstawienie strza艂ki, strza艂ki jednak nale偶膮 przecie偶 do
sta艂ego repertuaru sztuki naskalnej. Widzia艂em je w Sete Cidades
w Brazylii, w dolinach na terenach Indian Hopi w USA, w grocie La
Pileta w Hiszpanii i w Val Camonica we W艂oszech. Trudno zaprzeczy膰,
偶e strza艂ki s膮 stylizacj膮 oszczep贸w, znanych od niepami臋tnych czas贸w.
Co oznaczaj膮 reliefy? Obrazy s膮 zbyt niezwyk艂e, aby umiejscowi膰 je
w dost臋pnej nam epoce. Absolutnie nowoczesna zdolno艣膰 pojmowania
pozwala na wysuni臋cie przypuszczenia, 偶e p艂ytka pochodzi od cywi-
lizacji, kt贸ra w 贸wczesnej epoce dysponowa艂a obecnym stanem naszej
wiedzy.
Autorzy tych wizerunk贸w mieli informacje, wykraczaj膮ce o tysi膮c-
lecia w przysz艂o艣膰 paza ich epok臋, dysponowali know-how, o jakim nie
艣ni艂o si臋 prehistorycznym ludom, kt贸re ani nie dysponowa艂y mikro-
skopami, dzi臋ki kt贸rym mo偶na zobaczy膰 plemniki czy zaobserwowa膰
podzia艂 kom贸rki; ani nie mia艂y zielanego poj臋cia o przedstawionej tu
ewolucji. Czy byli wi臋c nauczyciele, kt贸rzy przekazali im t臋 wiedz臋? Co
pan o tym s膮dzi?
Gutierrez skuba艂 brod臋 w zamy艣leniu.
- Mog臋 sobie wyobrazi膰, 偶e p艂ytka by艂a czym艣 w rodzaju pomocy
naukowej. Bard偶a praktyczny jest nawet otw贸r w 艣rodku, bo wedle
potrzeby mo偶na p艂ytk臋 obraca膰 i przedstawia膰 kolejne wizerunki...
- Tylko awers jest na tyle zrozumia艂y, aby mo偶na by艂o uzna膰 go za
pomoc naukow膮, rewers jest raczej niejasny - przerwa艂em.
Profesor Gutierrez, kt贸ry zajmuje si臋 p艂ytk膮 od lat, stwierdzi艂, 偶e
i z rewersu mo偶na co艣 odczyta膰, je偶eli tylko b臋dzie si臋 p艂ytk臋 obraca膰
niezgodnie z ruchem wskaz贸wek zegara:
Wskaz贸wka znajduje si臋 na godzinie 贸smej: para z symbolem
pochwy, znajduj膮cym si臋 na lewo od g艂owy samca. Godzina si贸dma:
plemniki wnikaj膮 do pochwy. Godzina sz贸sta: kl臋cz膮ca kobieta z nie
zap艂odnion膮 kom贸rk膮 jajow膮 przed 艂onem, nad ni膮 plemnik. Godzina
pi膮ta: plemniki (chromosomy z kropkami?) d膮偶膮ce do dw贸ch kom贸rek
jajowych, z kt贸rych jedna jest pusta, nie zap艂odniona, druga natomiast
zap艂odniona. Godzina czwarta: niezrozumia艂e znaki, ale pozycja wska-
z贸wki jest jasna: bli藕ni臋ta w 艂onie matki.
- Docenci te偶 musz膮 mie膰 co艣 do roboty, musz膮 sobie czasem co艣
pointerpretowa膰! - za艣mia艂 si臋 profesor Lattion.
Wszechobecna paplalogia
"Przedmiot tego rodzaju powinien si臋 w艂a艣ciwie znajdowa膰 w mu-
zealnej gablocie" - pomy艣la艂em, na g艂os za艣 zapyta艂em:
- Co o tym m贸wi膮 archeolodzy?
W sprawie "ukochanego dziecka" profesor Gutierrez zasi臋ga艂 rady
u wielu fachowc贸w, nawet u czo艂owego archeologa Kolumbu, Soto
Holguina. Ten d艂ugo ogl膮da艂 p艂ytk臋, w ko艅cu jednak przyzna艂, 偶e nie
wie, co z tym fantem pacz膮膰.
- Widzi pan - Gutierrez okaza艂 zrozumienie - to nie pasuje do
偶adnego schematu, do 偶adnej z poznanych dot膮d kultur. Gdzie po艂o-
偶y膰 tak膮 p艂ytk臋 w muzeum? Jak膮 tabliczk膮 opatrzy膰? Wiek i znaki
wymagaj膮 nowego spojrzenia na prehistori臋 ludzko艣ci. Po zaakcepto-
waniu znalezisk tego rodlzaju nie mo偶na ju偶 uwa偶a膰 naszych najdaw-
niejszych przodk贸w za prymitywnych dzikus贸w! Trzeba czasu, a偶 ta
idea dotrze do istniej膮cej budowli my艣lowej. Trzeba nam wiele cierp-
liwo艣ci!
Pewnie tak b臋dzie. Kiedy to pisz臋, przychodz膮 mi do g艂owy s艂owa
prof. Hermanna Obertha, niekwestvonowanego "ojca podr贸偶y kosmi-
cznych": "S膮 naukowcy, zachowuj膮cy si臋 jak g艂upie g臋si. Odrzucaj膮
nowe idee i my艣li, uznaj膮c je za bezsens". Tak, to te偶 prawda.
Tak czy siak, stwierdzenie profesora Hermanna Obertha nale偶a艂o tu
zacytowa膰. Potrz膮sanie zastanymi dagmatami nauki nie jest lubiane.
Kiedy艣 uwa偶ano ko艣cio艂y za dogmatyczne, a nauk臋 za dynamiczn膮.
Tymczasem bieguny m膮dro艣ci zamiena艂y si臋 miejscami. Dzi艣 Ko艣ci贸艂
m贸wi, 偶e 偶ycie pozaziemskie, a nawet pozaziemsko-ludzkie, jest mo偶-
liwe... i nie szokuje to wiernych. Ko艣ci贸艂 ju偶 dawno sta艂 si臋 dynami-
czny - nie jest dogmatyczny. Nauka natomiast sta艂a si臋 dogmatyczna
i nietolerancyjna, nie znosi pogl膮d贸w odbiegaj膮cych od obowi膮zuj膮-
cego schematu - dopuszcza je w ostatecznej potrzebie. Pogl膮dy os贸b
stoj膮cych z boku mo偶na omawia膰 wy艂膮cznie poza Dworem kr贸la Nobla.
A przy tym jak grzyby po deszczu mno偶膮 si臋 najr贸偶niejsze instytuty
i katedry wszelkich mo偶liwych -logii. Mieszkaj膮cy w Bazylei profesor
chemii, Max Thurkauf, drwi sobie ca艂kiem s艂usznie z wszechobecnej
paplalogii.
Odwa偶ny Fred Hoyle
Ciesz膮 mnie ludzie odwa偶ni.
Profesor Fred Hoyle, kt贸remu za osi膮gni臋cia naukowe kr贸lowa
nada艂a tytu艂 Sir, uwa偶any jest za czo艂owego astrofizyka Wielkiej
Brytanii. W Manchesterze ma profesur臋 a go艣cinnie wyk艂ada na
Uniwersytecie Technicznym Caltech w Kalifornii. Pracuje poza tym
w obserwatoriach Mount Palomar i Mount Wilson. Dzi臋ki metodzie
modyflkacji r贸wna艅 og贸lnej teorii wzgl臋dno艣ci Fred Hoyle rozwin膮艂
teori臋 homogenicznego, izotropicznego modelu Wszech艣wiata z ci膮-
g艂o艣ci膮 powstawania materii.
Tyle o kwalifikacjach naukowych Sir Freda.
Od dawna Hoyle reprezentuje pogl膮d, i偶 偶ycie przyby艂o na Ziemi臋
z Kosmosu w materii pochodz膮cej z komet. W styczniu 1982 roku Fred
Hoyle zobi艂 kolejny, decyduj膮cy krok: zakwestionowa艂 darwinowsk膮
teori臋 ewolucji i teori臋, 偶e 偶ycie powsta艂o za spraw膮 przypadku.
A ja si臋 tylko u艣miecham i rozpiera mnie rado艣膰.
Kiedy w 1977 roku w ksi膮偶ce Dowody (Beweise) trafi艂em dok艂adnie
w t臋 pi臋t臋 achillesow膮 obowi膮zuj膮cej doktryny, musia艂em sta膰 sam
"na deszczu". W艂a艣nie dlatego musz臋 tu zacytowa膰 i "zaanektowa膰"
za informacj膮 agencji DDP z 12.I.1982 r. my艣li Sir Freda, wypowie-
dziane na jego londy艅skim wyk艂adzie.
Cz艂owiek, powiedzia艂 profesor Hoyle, jest "ponownym pojawieniem
si臋" dawniejszej inteligencji, kt贸ra stan臋艂a w obliczu zagro偶enia kata-
strof膮 艣rodowiska, katastrof膮 o kosmicznych wymiarach. "Inteligen-
cja" ta "roz艂o偶y艂a si臋" na jakby "klocki", kt贸rych egzystencjalne
"sk艂adniki" rozproszy艂y si臋 po Wszech艣wiecie. W "klockach" tych
zawarto, jak twierdzi Hoyle, wszystkie sk艂adniki biologiczne, z kt贸-
rych powstaje 偶ycie - jakie znamy. Kiedy "klocki" dotar艂y do Ziemi臋,
gdzie trafi艂y na odpowiednie 艣rodowisko, zacz臋艂y si臋 rozwija膰, stymu-
lowane takim samym materia艂em genetycznym, jaki wci膮偶 mo偶na
spotka膰 w Kosmosie.
Hipoteza ta, powiada Hoyle, pozwoli omin膮膰 problemy darwinows-
kiej teorii ewolucji. Wyja艣nia ona r贸wnie偶, dlaczego za strukturami
偶ycia musia艂 sta膰 inteligentny plan. Struktury te s膮 mianowicie na tyle
skomplikowane, 偶e nie mog艂y - cho膰 ortodoksyjni naukowcy twier-
dz膮, 偶e by艂o inaczej - powsta膰 za spraw膮 przypadku.
Tym odwa偶nym stwierdzeniem Sir Fred Hoyle odrzuca te偶 teori臋,
wedle kt贸rej 偶ycie powsta艂o z prabulionu, w kt贸rym na skutek
przypadkowych proces贸w stworzy艂y si臋 dok艂adnie uszeregowane 艂a艅-
cuchy aminokwas贸w. Hoyle odrzuca r贸wnie偶 darwinowsk膮 teori臋
o doborze naturalnym, opieraj膮c膮 si臋 na zjawisku przypadkowych
mutacji genowych a b臋d膮c膮 podstaw膮 dla powstania wy偶ej rozwini臋-
tych ro艣lin i zwierz膮t. Hoyle reprezentuje pogl膮d, 偶e mutacje niepo偶膮da-
ne s膮 znacznie cz臋stsze ni偶 po偶膮dane i 偶e - o ile Darwin mia艂 racj臋
- ca艂y ten proces musia艂by przebiega膰 wstecz.
Hoyle wyja艣nia, 偶e mikroorganizmy wyst臋puj膮 w ca艂ym Kosmosie
- w gazach mi臋dzygwiezdnych - sk膮d mog膮 dotrze膰 na Ziemi臋
w zamro偶onej materii od艂amk贸w komet. Zdaniem Hoyle'a uk艂ad
substancji biologicznych powsta艂 nie za spraw膮 przypadku, lecz na
skutek rozumnego planu.
Dzi臋ki wysoko rozwi艅i臋tej technologii inteligencja ta potrafi艂a zna-
le藕膰 now膮 stuktur臋 materialn膮, kt贸rej mo偶na by艂o powierzy膰 ten
ogromny zas贸b informacji - inteligencj臋.
Tyle streszczenie tak wa偶nego wyk艂adu profesora Hoyle'a. Ja po-
zwol臋 sobie jeszcze na par臋 uwag z mojego punktu widzenia.
Moi krytycy tr膮bi膮, 偶e istoty pozaziemskie nigdy nie by艂y podobne
do ludzi, 偶e na odleg艂ych planetach cz膮steczki by艂y uszeregowane w zu-
pe艂nie inny spos贸b ni偶 na Ziemi, ich ostateczne rezultaty musia艂y by膰
wi臋c zupe艂nie inne.
To nie musi by膰 prawda. Gdzie艣 we Wszech艣wiecie stworzy艂a si臋
pierwsza inteligentna forma 偶ycia. Nie wiemy i nieistotne jest, gdzie
i kiedy to si臋 sta艂o. Owa inteligentna forma 偶ycia wysy艂a艂a zarodki 偶ycia,
艂a艅cuchy cz膮steczek albo biologiczny materia艂 podstawowy we wszyst-
kich kierunkach swojej galaktyki - poj臋cie bomb 偶ycia ("klock贸w")
sformu艂owa艂em ju偶 w Podr贸偶y do Kiribati (Reise nach Kiribati). Kilka
takich przesy艂ek przemierza艂o Kosmos: nie dotar艂szy do w艂a艣ciwego
celu, spad艂y na nieznane s艂o艅ca - inne dosta艂y si臋 w obszar grawitacji
dziewiczej planety.
Co dalej? Je艣li warunki na powierzchni planety b臋d膮 niesprzyjaj膮ce
dla podstawowego materia艂u genetycznego, to 偶ycie obumrze, nie
"rozkwitnie" - je艣li jednak b臋d膮 korzystne, to zasiew wzejdzie wed艂ug
zakodowanego programu. To troch臋 tak, jakby nasiona drzewa europe-
jskiego zasia膰 w Australii: je偶eli ziemia nie b臋dzie odpowiednia, nasiono
nie wzejdzie, je偶eli b臋dzie - wyro艣nie drzewo takie, jak jego europejscy
przodkowie, a wynika to z informacji genetycznej zawartej w kom贸r-
kach. Podobnie rzecz si臋 ma z klockami Hoyle'a. W ten spos贸b mo偶emy
odfajkowa膰 problem identyczno艣ci, podobie艅stwa. Tam, gdzie wzejdzie
kosmiczne nasienie, b臋dzie si臋 rozwija膰 tak samo, a co najmniej bardzo
podobnie jak w miejscu, sk膮d pochodzi.
Ten punkt widzenia nie wyklucza mo偶liwo艣ci, 偶e we Wszech艣wiecie
istnieje 偶ycie, kt贸rego formy i wygl膮du nie mo偶emy sobie wyobrazi膰
nawet w naj艣mielszej fantazji. Ale 偶adna z takich form 偶ycia nie uda艂a-
by si臋 na naszej planecie! Krytycy, kt贸rzy okazuj膮 si臋 by膰 gotowi do
rozwa偶enia tej teorii, zaznaczaj膮 zarazem, 偶e absurdem by艂oby twier-
dzenie, i偶 ludzkopodobne istoty we Wszech艣wiecie my艣la艂yby i po-
st臋powa艂y tak samo jak my.
Poniewa偶 niezwykle aktualne jest to, co powtarzam od ponad 15 lat,
przypomn臋 w wielkim skr贸cie: nieznane, inteligentne formy 偶ycia przy-
by艂y przed tysi膮cami lat na nasz膮 planet臋. Od 偶yj膮cych tu hominid贸w
pobra艂y jedn膮 kom贸rk臋 i przeobrazi艂y j膮 przy pomocy manipulacji
genetycznej - metoda ta jest dzi艣 stosowana: "Technicy genetyczni
potrafi膮 celowo zmieni膰 zesp贸艂 dziedziczenia" ("Geo", luty 1982). Przed
dwoma laty twierdzono jeszcze, 偶e celowe manipulacje genetyczne b臋d膮
mo偶liwe - je艣li w og贸le - dopiero za 100 lat.
Istoty pozaziemskie umie艣ci艂y przeobra偶on膮 genetycznie kom贸rk臋 na
po偶ywce, gdzie kom贸rka ta rozwin臋艂a si臋 w jajo. Jajo to wszczepiono
nast臋pnie samicy tego samego gatunku. (Metoda sztucznego zap艂od-
nienia jest powszechnie stosowana tak u ludzi, jak u zwierz膮t.) Dziecko,
kt贸re przysz艂o na 艣wiat, mia艂o wszystkie cechy rodzic贸w, lecz dzi臋ki
zmianom materia艂u genetycznego dysponowa艂o w艂a艣ciwo艣ciami i mo偶-
liwo艣ciami nieznanymi rodzicom - na przyk艂ad umiej臋tno艣ci膮 przecho-
wywania w pami臋ci i przywo艂ywania w ka偶dej chwili tego, co prze偶y艂o.
Powiedzia艂em, 偶e temat jest nader aktualny. Dlatego:
S膮d Najwy偶szy USA rozstrzygn膮艂 w艂a艣nie kilka proces贸w, w kt贸rych
stronami byli ewolucjoni艣ci i fundamentali艣ci. Ewolucjoni艣ci (przewa偶-
nie naukowcy) chcieli uznania faktu, 偶e 偶ycie na Ziemi powsta艂o za
spraw膮 przypadku i rozwija艂o si臋 p贸藕niej zgodnie z zasadami ewolucji
(Darwin). Fundamentali艣ci (przewa偶nie ortodoksyjni wierni) chcieli
uznania biblijnego aktu stworzenia: B贸g stworzy艂 cz艂owieka "na obraz
i podobie艅stwo swoje".
Pomijaj膮c fakt, 偶e wyja艣nienie procesowe tego problemu przerasta
mo偶liwo艣ci s膮downictwa, trzeba powiedzie膰, 偶e obie strony reprezen-
towa艂y wy艂膮cznie po艂ow臋 prawdy. Gdyby uznano pozaziemski aspekt
sprawy, to sp贸r by艂by zako艅czony albo by si臋 w og贸le nie zacz膮艂.
Ewolucjoni艣ci maj膮 o tyle racj臋, o ile twierdz膮, 偶e istnieje ewolucja,
mutacja i dob贸r naturalny, nie wyja艣nia to jednak najwa偶niejszych
problem贸w: Jak powsta艂o 偶ycie? Jak dosz艂o do powstania inteligencji?
Fundamentali艣ci maj膮 racj臋 o tyle, o ile twierdz膮, 偶e 偶ycie przyby艂o na
Ziemi臋 "z zewn膮trz" i 偶e "B贸g" albo "bogowie" ukszta艂towali homi-
nidy "na obraz i podobie艅stwo swoje" i obdarzyli je inteligencj膮: Je艣li
antropolodzy wezm膮 pod uwag臋 istoty pozaziemskie, nie b臋d膮 musieli
dalej szuka膰 brakuj膮cego ogniwa (missing link): by艂a to po prostu
sztuczna mutacja dokonana przez istoty spoza Ziemi.
Mo偶e le偶膮ca przede mn膮 p艂ytka genetyczna zawiera informacje,
kt贸rych szukamy. W ka偶dym razie 偶ycz臋 archeologii na nast臋pne
dziesi臋膰 Bo偶ych Narodze艅 cho膰 jednego Freda Hoyle'a!
Z Juanem Carlosem do Tunji
Gutierrez roz艂o偶y艂 na biurku jakie艣 rysunki.
- Co to jest, pa艅skim zdaniem?
- Strony z podr臋cznika chemii pa艅skiego syna...
- To rysunki naskalne z Tunji, Piedras de Tunja.
- Gdzie to jest?
- Czterdzie艣ci kilometr贸w na p贸艂nocny zach贸d od Bogoty!
- Tak blisko? - O Tunji my艣la艂em ju偶 jako o celu podr贸偶y,
a przecie偶 musia艂em jako艣 wype艂ni膰 jeszcze kilka dni bezczynno艣ci.
Kiedy studiowa艂em wzory chemiczne, cz膮steczki - takie wra偶enie ro-
bi艂y rysunki - Gutierrez podsun膮艂 mi ksi膮偶k臋:
- Prosz臋 spojrze膰! Tu je wydrukowano. Archeolog Miguel Priana
pisa艂 o tym ju偶 w 1926 roku. Wysun膮艂 przypuszczenie, 偶e chodzi
o rysunki Indian Czibcza, aleja w to nie wierz臋. Znam wiele przyk艂ad贸w
sztuki Czibcz贸w, to nie ich styl. Przypuszczam, 偶e rysunki pochodz膮
z czas贸w jakiej艣 wysokiej kultury, le偶膮cej w odleglejszej przesz艂o艣ci.
By膰 mo偶e to my jeste艣my adresatami tajemniczych pos艂a艅 - o ile zdo-
艂amy je odczyta膰.
Dr Forero nadal nie m贸g艂 dotrze膰 do profesora Soto, nie odezwa艂 si臋
r贸wnie偶 pu艂kownik Baer-Ruiz. M贸j przyjaciel szuka艂 wi臋c innych
mo偶liwo艣ci dotarcia do celu. Trzeba mie膰 cierpliwo艣膰, powiedzia艂
wczoraj profesor Gutierrez.
Postanowi艂em pojecha膰 do Tunji.
Forero przys艂a艂 Juana Carlosa, kt贸ry mia艂 mnie pilotowa膰 przez
intens n ruch uliczn, a otem towarzyszy膰 a偶 do Tunji.
Dzi臋ki przejrzystemu planowi ulic sporz膮dzonemu przez ojca-
wszystkie miejsca skr臋tu by艂y zaznaczone na czerwono - wynaj臋tym
chevroletem wyrwali艣my si臋 z miasta i pojechali艣my bardzo dobr膮 drog膮
na p贸艂nocny zach贸d. Mijali艣my domy o intensywnych kolorach i wiel-
kich metalowych pi艂kach futbolowych na dachach. Kibice pi艂ki no偶nej
objawiali w ten spos贸b swoj膮 rado艣膰 z powodu mistrzostw 艣wiata, kt贸re
mia艂y si臋 odby膰 w Kolumbii w 1986 roku.
Jechali艣my przez okolice, przywodz膮ce mi na my艣l kanton Appenzell
- czysty i l艣ni膮cy krajobraz rejon贸w przedalpejskich. Wsz臋dzie ludzie
przy pracy: grodz膮cy pastwiska, uprawiaj膮cy pola, sprzedaj膮cy owoce
i ceramik臋 - ani 艣ladu bezczynno艣ci, z jak膮 cz臋sto styka艂em si臋 na
Wy偶ynie Meksyka艅skiej i w Boliwii.
W Facatativa, osadzie sk艂adaj膮cej si臋 z kilku jednopi臋trowych do-
m贸w, Juan Carlos zacz膮艂 si臋 dopytywa膰 o Piedras de Tunja. Skiero-
wano nas na skraj miejscowo艣ci. Kiedy zaparkowa艂em obok szko艂y
wojskowej, licznik wskazywa艂, 偶e przejechali艣my 40,5 km. Gutierez
niezwykle dok艂adnie wyliczy艂 d艂ugo艣膰 trasy.
O tym, 偶e Piedras de Tunja znajduj膮 si臋 na terenie chronionym przez
pa艅stwo, informuje niemo偶liwa do przeoczenia ogromna tablica: Par-
que Arqueol贸gico de Facatativa. Na tablicy napisano tak偶e, czego nie
wolno tu robi膰: pali膰 ognia, je藕dzi膰 pojazdami, pisa膰 (okropny zwyczaj
turyst贸w) na drzewach i kamieniach. B艂ogos艂awiony niech b臋dzie rz膮d
w Bogocie!
Dziwny kompleks. Wypiel臋gnowanymi, bezludnymi dr贸偶kami cz艂o-
wiek - na kt贸rego ze zdumieniem patrz膮 tylko czarno-bia艂e krowy
- przechodzi obok kolos贸w, czworok膮tnych i prostok膮tnych blok贸w
skalnych: trudno sobie wyobrazi膰, 偶e w tak ekscentryczny spos贸b igra艂a
tu sama natura. Przy ca艂ym bogactwie pomys艂贸w przyroda nie ma
jednak w zwyczaju pozostawiania po sobie zupe艂nie prostych linii wok贸艂
ca艂ych blok贸w skalnych. Widok ten sk艂ania raczej ku twierdzeniu, 偶e jest
to fryz 艣wi膮tynny, "sufit", kt贸ry, nim run膮艂, opiera艂 si臋 w zamierzch艂ej
przesz艂o艣ci na mocnych kolumnach.
Czy s膮 to relikty legendarnej kultury Masma, owej hipotetycznej
kultury, istniej膮eej jakoby przed tysi膮cami lat, kt贸rej 艣lady przeczuwa
si臋 na wszystkich kontynentach?
Zagadka naszego 艣wiata: kultura Masma
Poj臋cie kultury Masma wprowadzi艂 do literatury peruwia艅ski geolog
Daniel Ruzo. Stworzy艂 je na okre艣lenie domniemanej, legendarnej
kultury, kt贸ra pozostawi艂a po sobie 艣lady nie daj膮ce si臋 wyja艣ni膰 po dzi艣
dzie艅. Widzia艂em je w Andach peruwia艅skich na wysoko艣膰i 3800 m,
nieca艂e 50 km od Limy. Znajduj膮 si臋 na maj膮cym zaledwie 3 km2 plateau
Marcahuasi.
W艂a艣nie tam Daniel Ruzo sfotografowa艂 zniszczone przez erozj臋
pos膮gi zwierz膮t z mezozoiku - na przyk艂ad stegozaura, nale偶膮cego do
grupy dinozaur贸w a wyst臋puj膮cego od okresu dolnej jury do dolnej
kredy. W trakcie swoich wypraw Ruzo natrafi艂 te偶 na reliefy przed-
stawiaj膮ce lwy i wielb艂膮dy, kt贸rych jakoby nie by艂o w Ameryce
Po艂udniowej. O r贸偶nych porach dnia i roku geolog kierowa艂 obiektyw
aparatu fotograficznego na zdumiewaj膮ce formacje skalne Marcahuasi,
a偶 doszed艂 do zaskakuj膮cego odkrycia: utrwali艂 masyw skalny o za-
rysach g艂owy starca, kt贸ry jednak po wywo艂aniu zdj臋cia okaza艂 si臋
wizerunkiem twarzy m艂odzie艅ca.
Zafascynowany fenomenem Marcahuasi Ruzo objecha艂 ca艂y 艣wiat
zbieraj膮c fotograficzne dowody zjawiska, kt贸re z braku innych okre艣le艅
nazwa艂 kultur膮 Masma. Jego pasjonuj膮ca ksi膮偶ka by艂a i jest igno-
rowana, ale ukaza艂a si臋 przecie偶 dopiero w 1974 roku.
Zdj臋cia Ruza przypomnia艂y mi si臋 w trakcie w臋dr贸wki przez Park
Archeologiczny, nasun臋艂a mi si臋 r贸wnie偶 my艣l, kt贸ra zawsze mnie
irytuje: w艂a艣ciwie dlaczego tak zawzi臋cie wzbraniamy si臋 przed uzna-
niem w rzadkich i nie daj膮cych si臋 wyja艣ni膰 formacjach skalnych po-
zosta艂o艣ci prastarych kultur? Poniewa偶 uparcie trzymamy si臋 jednej
b艂臋dnej my艣li, 偶e ludzie 偶adnej epoki nie przeistaczali masyw贸w
skalnych w dzie艂a sztuki?
Monumentalne kamienne rze藕by z Mount Rushmore znane s膮 nawet
ludziom, kt贸rzy nigdy tam nie byli - z fotografii. W stanie Dakota, na
po艂udniowy zach贸d od Rapid City, z nagich ska艂 patrz膮 na nas pe艂ne
nale偶nej im godno艣ci ogromne twarze prezydent贸w: Jerzego Waszyng-
tona, Tomasza Jeffersona, Teodora Roosevelta i Abrahama Lincolna.
W艂a艣nie teraz, tu偶 obok, powstaje dzie艂o ekscentrycznego artysty
- przy pomocy m艂ot贸w pneumatycznych i ton dynamitu przeobra偶a on
masyw g贸ry w gigantyczny pos膮gjad膮cego konno wodza Indian Sitting
Bulla.
G艂owy prezydent贸w s膮 pod sta艂膮 "opiek膮", bo inaczej poros艂yby
mchami, zwietrza艂y i skrusza艂y, wystawione na dzia艂anie deszczu
i wiatru. C贸偶 ujrz膮 za tysi膮ce lat m膮drzy ludzie -je艣li ustan膮 konieczne
race renowacyjne - w zniszczonych erozj膮 kamiennych rze藕bach? Czy
cztery g艂owy i pos膮g je藕d藕ca b臋d膮 interpretowane jako "geologiczny
wybryk" natury? Prawdopodobnie. Bo przecie偶 偶aden rozs膮dny cz艂o-
wiek nie przerabia艂by g贸r na pomniki.
Nasze czasy nie zadaj膮 sobie nawet tyle trudu, aby spr贸bowa膰
wyja艣ni膰 pochodzenie i powstanie monolit贸w, kt贸re wygl膮daj膮, jakby
po kamiennym parku Facatativa porozrzuca艂aje r臋ka olbrzyma. To, co
zagadkowe, to, co wskazuje na odleg艂膮 przesz艂o艣膰, to, co w szaroczer-
wonych wzorach jakby plastra miodu le偶y pod moimi nogami, da艂oby
si臋 wyja艣ni膰 dzi臋ki archeologii por贸wnawczej:
Po takich samych wzorach, wygl膮daj膮cych jak schemat plastra
miodu, kroczy艂em ju偶 w Brazylu w Sete Cidades, Siedmiu Miastach
mi臋dzy miasteczkiem Piripiri a Rio Longe. Zar贸wno tam, jak i tu ska艂a
musia艂a znajdowa膰 si臋 w stanie p艂ynnym - jak lawa przy wybuchu
wulkanu. Zar贸wno tam, jak i tu nic si臋 nie poruszy艂o. 呕ar musia艂 nadej艣膰
z pr臋dko艣ci膮 eksplozji, a potem temperatura natychmiast opad艂a tak, 偶e
w trakcie szybkiego stygni臋cia od razu powsta艂y wzory przypominaj膮ce
plaster miodu. 呕elazo roztopi艂o si臋, utleni艂o i pozostawi艂o czerwonawe
zabarwienie we wzorze.
Facatativa i Sete Cidades sta艂y si臋 dla Indian 艣wi臋tymi miejscami,
w obu wyst臋puj膮 nie daj膮ce si臋 wyja艣ni膰 ryty i malowid艂a naskalne.
Oba wizerunki przedstawiaj膮 obraz wyniszczaj膮cego kataklizmu, wy-
zwalaj膮cego strumienie ognia, w kt贸rych ogromne ska艂y wylatuj膮
w powietrze.
Przestrogi
W od艂amach kamieni le偶膮cych pod wisz膮cymi u g贸ry ska艂ami India-
nie ryli i wykuwali owe rysunki, kt贸re pokaza艂 mi profesor Gutierrez.
W Parku Archealogicznym szczeg贸lne miejsce zajmuj膮 Piedras de
Tunja.
O czym m贸wi膮, o czym informuj膮 te ryty, wygl膮daj膮ce jak wzory
chemiczne? Czy s膮 Lo znaki ostrzegawcze? Czy opowiadaj膮 o kata-
strofie, kt贸ra tu kiedy艣 nast膮pi艂a? Czy s膮 to znaki okre艣laj膮ce granic臋
strefy, dok膮d wchodzenie mo偶e by膰 niebezpieczne? 呕eby odpowiedzie膰
na te pytania, trzeba przywo艂a膰 na pomoc wyniki najnowszych bada艅.
Ameryka艅ska Agencja Energii Atomowej zleci艂a grupie badawczej
zaprojektowanie ostrze偶enia, kt贸re tysi膮ce lat po naszej erze b臋dzie
ostrzega膰 przysz艂e poko艂enia, 偶e wchodzenie w rejony sk艂adowania
odpad贸w promieniotw贸rczych jest niebezpieczne.
Thomas Sebeok, szef zespo艂u, poleci艂 oznaczy膰 te miejsca wielkimi
tablicami ostrzegawczymi, na kt贸rych wyryje si臋 - ludzie przysz艂ych
tysi膮cleci nie b臋d膮 znali naszego j臋zyka - informacj臋 sk艂adaj膮c膮 si臋
z symboli, obraz贸w i s艂贸w. Opr贸cz tego eksperci zaproponowali
uwzgl臋dnienie ludzkiej sk艂onno艣ci do przes膮d贸w: na tablicach nale偶y
wyry膰 w formie rysunk贸w zakodowane gro藕by, aby przyszli ludzie
uwa偶ali; 偶e wchodzenie w dany rejon "b臋dzie karane nadnaturaln膮
zemst膮". W zwi膮zku z tym "Der Spiegel" napisa艂: "Poniewa偶 wiemy
z do艣wiadczenia, 偶e ostrze偶enia tego rodzaju s膮 dla os贸b ciekawych
raczej intryguj膮ce ni偶 odstraszaj膮ce, Sebeok zaleca dodatkowe 'za-
czadzenie' takich cmentarzysk nieprzyjemn膮 woni膮 'bomb zapacho-
wych' o d艂ugotrwa艂ym dzia艂aniu".
Nie wiem, czy mo偶liwe jest wyprodukowanie bomb, kt贸re w tak
odleg艂ej przysz艂o艣ci b臋d膮 katowa艂y ludzkie nosy swoj膮 zawarto艣ci膮
- w ka偶dym razie plan z tablicami ostrzegawczymi wydaje mi si臋
problematyczny. Z czego nale偶a艂oby je zrobi膰, 偶eby przetrwa艂y tysi膮c-
lecia? Je偶eli u偶yje si臋 do tego z艂ota albo platyny, to na pewno znajd膮 si臋
zaraz amatorzy tych metali. A mo偶e si臋 za艂o偶ymy, 偶e takie tablice
nied艂ugo b臋d膮 sta艂y na swoim miejscu?
Czy w Facatativie roztrz膮sano w zamierzch艂ej przesz艂o艣ci problem
powierzenia ska艂om takiej przestrogi? A zrobiono by to najpraw-
dopodobniej na masywach skalnych, podobnie jak Indianie przekazy-
wali swoje informacje? Wydawa艂o mi si臋, 偶e to najlepsza ze wszystkich
mo偶liwo艣ci. Dowiod艂a tego historia.
Pod gro藕b膮 globalnego unicestwienia wiele pieni臋dzy trwoni si臋 na
propagowanie pokoju i na tworzenie z艂udnych modeli ratowania
ludzko艣ci. Na badania prehistorii przeznacza si臋 mniej wi臋cej tyle samo
pa艅stwowych pieni臋dzy. Nie uwzgl臋dnia si臋, 偶e niebezpieczne sytuacje,
jakie najprawdopodobniej nas czekaj膮, by膰 mo偶e uda艂o si臋 ju偶 raz,
a mo偶e wiele razy, przetrwa膰 i prze偶y膰? Obawiam si臋, 偶e nadal aktualne
jest stwierdzenie Monteskiusza (1689-1755): "Cz艂owiek prawie nigdy
nie dochodzi do rozumu przez rozum".
艢ladami bog贸w
Kiedy hiszpa艅scy konkwistadorzy w kwietniu 1538 roku opanowali
wy偶yn臋 rozci膮gaj膮c膮 si臋 wok贸艂 dzisiejszej Bogoty, Piedras de Tunja by艂y
ju偶 czczone jako 艣wi臋to艣膰. Hiszpanie trafili do india艅skich plemian,
zwanych z powodu wsp贸lnoty j臋zykowej Czibczami. Plemiona te mia艂y
swoje siedliska mi臋dzy dzisiejsz膮 Nikaragu膮 a Ekwadorem. Do grupy
Czibcz贸w nale偶eli te偶 Indianie Muiska. Nie wznosili oni wprawdzie
monumentalnych budowli, opanowali jednak umiej臋tno艣膰 wytwarzania
ceramiki wysokiej jako艣ci oraz sztuk臋 obr贸bki z艂ota; potrafili r贸wnie偶
tka膰 wyszukane materie.
Dlaczego ju偶 wtedy Piedras de Tunja by艂y czczone jako 艣wi臋to艣膰? Tu
gdzie spacerowa艂em, Indianie Muiska fetowali swoje 艣wi臋ta ku czca
bog贸w, tu dla przeb艂agania boskiego gniewu sk艂adali ofiary z ch艂op-
c贸w. Dlaczego w艂a艣nie tu, czy nie by艂o to takie samo miejsce jak inne?
Z przekaz贸w Indian Muiska mo偶na wysnu膰 wniosek, 偶e Piedras de
Tunja by艂y od bardzo, bardzo dawna uwa偶ane za 艣wi臋te.
Z mrok贸w mitologii wy艂ania si臋 b贸g S艂o艅ca Chiminigagua - gagua
znaczy s艂o艅ce. Hiszpa艅ski kronikarz Simon Pedro tak przedstawi艂
wed艂ug opowie艣ci Indian przybycie tego boga:
"By艂a noc. Jeszcze nie by艂o ani kawa艂ka 艣wiata. 艢wiat艂o by艂o za-
mkni臋te w wielkim 'niby-domu' i wysz艂o z niego. Ten 'niby-dom' jest
'Chiminigagua' i on kry艂 w sobie 艣wiat艂o, aby mog艂o wyj艣膰. W blasku
艣wiat艂a rzeczy zacz臋艂y si臋 stawa膰 [...]"
Chiminigagua, b贸g s艂o艅ca albo 艣wiat艂a, by艂 dla Indian Muiska
wszechmocnym w艂adc膮 Universum, by艂 przez nich uwa偶any za boga
dobrego, ale nie zbudowali 艣wi膮tyni, w kt贸rej b贸g ten mia艂by mieszka膰.
On przecie偶 prowadzi艂 sw贸j "niby-dom" ze sob膮. Mi臋dzy bogiem
Chiminigagua a Indianami Muiska kursowali "pos艂a艅cy", kt贸rzy
przekazywali Indianom korzystne umiej臋tno艣ci, uczyli ich moaalno艣ci
i religii - w ko艅cu znikn臋li, nie zapowiedziawszy jednak, 偶e wr贸c膮.
W micie Indian Karibi przekaz ten ma sw贸j odpowiednik. Plemi臋 to
zamieszkiwa艂o tereny niziny kalumbijskiej przy p贸艂nocnych kra艅-
cach And贸w. Jego mity opowiadaji膮 o tym, 偶e ludzko艣膰 pochodzi od
niejakiego Louquo, kt贸ry - podobnie jak jego kolega u Indian Muiska
- zst膮pi艂 z nieba. Najpierw stworzy艂 inteligentnych ludzi, nast臋pnie
nauczy艂 ich po艂owu ryb, budowy dom贸w i uprawy manioku... a偶
- wyniesiony do godno艣ci boskiej - powr贸ci艂 do nieba.
Chiminigagua i Louquo, b贸g Ink贸w Wirakocza i b贸g Maj贸w
Kukulcan znajduj膮 si臋 w centrum przekaz贸w, kt贸re m贸wi膮 to samo:
"bogowie" zst膮pili z nieba, stworzyli ludzi, byli ich nauczycielami
i w ko艅cu gdzie艣 znikn臋li. Pozosta艂y istoty ludzkie, kt贸re nie potrafi艂y
poj膮膰 cudu, jaki prze偶y艂y.
Dopiero po wniebowst膮pieniach te zadziwiaj膮ce postacie uczyniono
gwiazdami, a gwiazdy sta艂y si臋 symbolami "bog贸w", kt贸rzy znikn臋li.
Poniewa偶 uchwytne objawienia uciek艂y z Ziemi bez 艣ladu, to musz膮
mieszka膰 "tam w g贸rze", sk膮d przyby艂y. Jasne, 偶e miejsca, w kt贸rych
istoty te przebywa艂y w postaci widzialnej i 偶ywej, awansowa艂y na miejsca
艣wi臋te... jak Piedras de Tunja w Parku Archeologicznym Facatativa.
El Dorado - Z艂ota Kraina
Podczas podr贸偶y powrotnej Juan Carlos zapyta艂:
- Zna pan histori臋 El Dorado?
- Niezbyt dobrze. Wiem, 偶e El Dorado znaczy "poz艂acany cz艂o-
wiek", wiem, 偶e poj臋cie to oznacza legendarny z艂oty kraj...
- Nie zna pan mitu Indian Muiska?
- A ty znasz?
- Si, si, se艅or. Uczymy si臋 tego w szkole, w ko艅cu zdarzy艂o si臋 to
w naszej ojczy藕nie.
- Opowiedz mi o tym, prosz臋...
Juan Carlos usadowi艂 si臋 wygodniej na siedzeniu obok.
Swoj膮 偶yw膮 relacj臋 podkre艣la艂 obrazowymi gestami, jakie s膮 w stanie
opanowa膰 tylko Latynosi.
- By艂o tak: W szesnastym wieku Hiszpanie przybyli na wy偶yn臋
i pokazali Indianom z艂oto i kamienie szlachetne. Pojmanych tor-
turowali, 偶eby si臋 dawiedzie膰, gdzie mo偶na znale藕膰 taki metal i takie
kamienie. W strachu o w艂asne 偶ycie Indianie, kt贸rzy nic nie wiedzieli
o miejscu przechowywania skarbu, opowiedzieli zdobywcom legend臋
przekazywan膮 z pokolenia na pokolenie. I, mi臋dzy nami m贸wi膮c,
narobili w ten spos贸b wiele niedobrego.
Oto historia, jak膮 Indianie opowiedzieli Hiszpanom:
Nim kolejny w艂adca Indian Muiska zasiad艂 na tronie, musia艂 sp臋dzi膰
pewien czas samotnie w jaskini. W dzie艅 wiosennego przesilenia dnia
z noc膮 udawa艂 si臋 potem nad jezioro Guatavita, znajduj膮ce si臋 w g贸rach,
na wysoko艣ci 2600 m. Tam oczekiwali go wszyscy cz艂onkowie plemie-
nia. Na brzegu budowali tratw臋 z trzciny i drewna, zdobi膮c j膮
girlandami kwiat贸w. W ciemno艣ciach nocy stawiali na tratwie cztery
miski roz偶arzonego w臋gla drzewnego z wielk膮 ilo艣ci膮 moque (kadzid艂a).
Dzie艅 ten by艂 艣wi臋tem, m臋偶czy藕ni zatem stroili si臋 w pi贸ra, kobiety mia艂y
na sobie najpi臋kniejsze ozdoby ze z艂ota, koralu i kamieni szlachetnych.
W mrokach nocy przysz艂ego w艂adc臋 rozbierano do naga, naciera-
no 偶ywiczn膮 ziemi膮 i posypywano warstw膮 z艂otego proszku. Z艂otem
pokrywano ca艂e cia艂o w艂adcy, nawet w艂osy.
Po tym zabiegu wybra艅ca wprowadzano na 艣rodek tratwy, gdzie mia艂
sta膰 bez ruchu. Na rogach tratwy stawali wodzowie. Nie wiem, czy by艂 to
obraz r贸wnie wspania艂y jak w podr臋cznikach, musia艂 by膰 jednak pi臋kny!
Wystarczy sobie tylko wyobrazi膰: mroki nocy, tratwa, na niej czterech
wodz贸w przyozdobionych z艂otymi 艂a艅cuchami i kolczykami, u ich
st贸p g贸ry, prawdziwe g贸ry z艂ota i kamieni szlachetnych.
A potem, kiedy s艂o艅ce wznios艂o si臋 nad grzbiety g贸r, kiedy jego
pierwsze promienie dosi臋g艂y tratwy, brzegi jeziora o偶ywa艂y! Pot臋偶ne
d藕wi臋ki flet贸w, b臋bn贸w, 艣piew rozbrzmiewa艂y w dolinie.
Poruszana wios艂ami tratwa z pi臋cioma m臋偶czyznami wysuwa艂a si臋
powoli na 艣rodek jeziora.
Pokryty z艂otem m艂ody w艂adca sk艂ada艂 ofar臋 bogu S艂o艅ca. Wrzu-
ca艂 wszystkie skarby do jeziora, za jego przyk艂adem za艣 szli pozostali
czterej wodzowie.
Nast臋pnie tratwa zbli偶a艂a si臋 z powrotem do brzegu, poz艂ocony
m臋偶czyzna wchodzi艂 do jeziora i przy akompaniamencie rytualnych
艣piew贸w nast臋powa艂o obmycie pomaza艅ca. By艂 teraz nowym w艂adc膮
Indian Muiska.
- Pi臋kna legenda... - Zna艂em j膮, nie chcia艂em jednak psu膰 ch艂opcu
przyjemno艣ci opowiedzenia jej do ko艅ca.
- To wcale nie legenda, se艅or! Tak by艂o! Przy osuszaniu jeziora
Guatavita znaleziono bardzo wiele z艂ota. S艂owo honoru!
Prawd膮 by艂o to, o czym tak 偶arliwie zapewnia艂 mnie Juan Carlos.
Ju偶 w 1545 roku Hernan Perez de Quesada pr贸bowa艂 obni偶y膰 poziom
w贸d. Tysi膮ce Indian tykwami i drewnianymi czerpakami wybiera艂o
wod臋 z jeziora. Poniewa偶 panowa艂a pora sucha, a poziom wody by艂
ni偶szy ni偶 zazwyczaj, de Quesada zdo艂a艂 - jak powiadaj膮 - obni偶y膰
lustro wody o 3 m - do艣膰, aby wydoby膰 4000 z艂otych pesos.
W 1580 roku podj臋to kolejn膮 pr贸b臋. Bogaty kupiec Antonio de
Sepulveda zwerbowa艂 8000 Indaan, kt贸rych szale艅cza praca przeo-
brazi艂a okolic臋 - jest to widoczne po dzi艣 dzie艅 jako symbol jeziora
Guatavita: od strany doliny Sep艅lveda kaza艂 wykopa膰 kana艂 o prze-
kroju litery V, przez kt贸ry woda wyp艂ywa艂a powoli z jeziora. Nim
sztuczny odp艂yw si臋 zapad艂, poziom wody obni偶y艂 si臋 o 20 m. Swojemu
chrze艣cija艅skiemu kr贸lowi, Filipowi II, Sepulveda wys艂a艂 do Madrytu
z艂ote napier艣niki, w臋偶e, or艂y, sztabkv oraz szmaragd wielko艣ci kurzego
jaja. Sobie zostawil 12000 z艂otych pesas, ale mimo to zmar艂 w n臋dzy.
Sep艅lveda, kt贸rego z艂oto urzek艂o i doprowadzi艂o do rozpaczy, ma gr贸b
w ko艣ciele w Guatavita, niedaleko jeziora.
Z艂oto Indian Muiska n臋ci艂o ludzi przez tysi膮clecia. Awanturnicy
pr贸bowali opr贸偶ni膰 jeziaro z wody i zagarn膮膰 skarb. Tworzono sp贸艂ki
akcyjne, kt贸re zleca艂y kapanie podziemnych kana艂贸w. Wci膮偶 wydoby-
wano z艂ote przedmioty, le膰z ich lwia cz臋艣膰 nadal spoczywa w toni
jeziora. Raz, jak si臋 zdawa艂o, dotarto do dna - stanowi艂o ono jednak
mulist膮 pulp臋 g艂臋boko艣膰i 20 m, w kt贸rej uton臋li najodwa偶niejsi nur-
kowie. Pornpy z Bogoty sprowadzono za p贸藕no. W s艂onecznym 偶arze
powierzchnia mu艂u zamienia艂a si臋 w skorup臋 tak tward膮, 偶e mo偶na by艂o
po niej chodzi膰. Ale pora sucha szybko dobieg艂a ko艅ca. Masy wody na
powr贸t poch艂on臋艂y skarb Muisk贸w. Znawcy oceniali jego warto艣膰 na
100 mln dalar贸w,
Mit, kt贸rego 艣lady mo偶na uchwyci膰.
Kto kaza艂 Muiskom przekazywa膰 kosztowno艣ci w ofierze bogu
S艂o艅ca? Kto sk艂oni艂 ich da odprawiania zagadkowego rytua艂u po-
z艂acania przyw贸dcy plemienia - cz艂owieka w ich przekonaniu najbli偶-
szego bogom? Czy ich odlegli przodkowie ujrzeli jak膮艣 posta膰, kt贸ra
wygl膮da艂a, jakby by艂a poz艂acana? Czy istoty pozaziemskie nosi艂y
skafandry ochronne l艣ni膮ce niczym z艂oto? Czy prostoduszni Indianie
wierzyli, 偶e tajemnaczy bogowie, kt贸rzy przybyli tu ze S艂o艅ca, 偶膮dali
ofiar ze z艂ota i kamieni szlachentnych?
- Zna pan Museo del Ora? - zapyta艂 Juan Carlos, 偶egnaj膮c si臋 ze
mn膮 przed "Hiltonem" po przedarciu si臋 przez 贸w kocio艂 czarownicy,
jakim jest trzymilionowa Bogota. Tak, przed dziesi臋ciu laty by艂em
w Muzeum Z艂ota. Najeden razjest ono w stanie eksponowa膰 tylko cz臋艣膰
z 28000 znalezisk archeologicznych. Kolejna wizyta mo偶e si臋 wi臋c
op艂aci膰. Um贸wili艣my si臋 na nast臋pny dzie艅, kolejny dzie艅 oczekiwania,
o ile jakie艣 nowe wie艣ci nie zawiod膮 mnie w d偶ungl臋.
Skarby Indian
Przera藕liwy dzwonek telefonu wyrwa艂 mnie ze snu o nieprzyzwoicie
wczesnej porze. Dzwoni艂 dr Forero, od razu wi臋c si臋 obudzi艂em.
- Z艂apa艂 pan profesora Soto?
- Nie, to nie uda si臋 nam tak szybko. Czy zechcia艂by pan jednak
przedstawi膰 swoj膮 teori臋 paru oficerom lotnictwa wojskowego?
- Jasne, zrobi臋 wszystko, 偶eby tylko dotrze膰 do Ciudad Perdida!
Wyk艂ad mo偶e mi pos艂u偶y膰, je艣li tylko kt贸ry艣 z tych pan贸w b臋dzie mia艂
pod r臋k膮 jaki艣 helikopter!
- Co pan dzi艣 robi?
- Um贸wi艂em si臋 z Juanem Carlosem w Muzeum Z艂ota.
Muzeum Z艂ota, przechowuj膮ce najbardziej zdumiewaj膮ce znaleziska
archeologiczne Kolumbii, zosta艂o za艂o偶one w 1939 roku przez Banco de
la Republica. Urz膮dzono je na drugim pi臋trze budynku banku przy
Szesnastej Ulicy - pomieszczenia muzeum s膮 chronione pot臋藕nymi
stalowymi drzwiami i strze偶one przez uzbrojonych stra偶nik贸w.
Z ulg膮 stwierdzi艂em, 偶e dzi艣 nadal - podobnie jak przed dziesi臋ciu
laty - wolno tu fotografowa膰. W wi臋kszo艣ci muze贸w Europy, ale nie
tylko tam, stra偶nicy muzealni dostaj膮 histerii na widok aparatu foto-
graficznego, kt贸ry trzeba natychmiast odda膰 do depozytu. Twierdzi si臋,
偶e eksponaty niszcz膮 si臋 od fotografowania. To prawda, gdy chodzi
o stare dokumenty, wystawione na dzia艂anie lamp b艂yskowych, ale
przecie偶 od dawna stosuje si臋 wysokoczu艂e filmy do 1600 ASA,
umo偶liwiaj膮ce fotografowanie nawet w p贸艂mroku.
Twierdz臋, 偶e archeolodzy - bo to w ich muzeach znajduj膮 si臋
najbardziej istotne eksponaty - zabraniaj膮 fotografowania z dw贸ch
powod贸w. Po pierwsze, 偶eby sprzeda膰 w艂asne albumy z fotografiami
kolekcji. Jako autor znaj膮cy si臋 na prawach rynku uwa偶am takie
post臋powanie za skandaliczne. Sk膮d archeolodzy bior膮 pieni膮dze na
swoje badania, sk膮d muzea otrzymuj膮 subwencje? Z kieszeni podatni-
ka. Dlatego za szalbierstwo uwa偶am traktowanie zabytkowych przed-
miot贸w jak w艂asno艣膰 prywatn膮. Po drugie, zawodowcy chc膮 zapewne
unikn膮膰 tego, aby archeolodzy-hobby艣ci - opieraj膮c si臋 na foto-
grafiach! - interpretowali znaleziska w spos贸b nie pasuj膮cy do
bezb艂臋dnych interpretacji naukowych. Wszystkie interpretacje s膮 subie-
ktywne. Kiedy nieakredytowanych go艣ci z zewn膮trz trzyma si臋 na
dystans od Dworu kr贸la Nobla outsiderowi naprawd臋 trudno przeciw-
stawi膰 w艂asne, nowe punkty widzenia zastanym zapatrywaniom, uwa偶a-
nym za nietykalny dogmat. Louis Pauwels i Jacques Bergier napisali
w ksi膮偶ce Wymarsz w trzecie tysi膮clecie:
"Dodatkowo do owych wolno艣ci, jakie gwarantuje nam konstytucja,
trzeba za偶膮da膰 jeszcze jednej: wolno艣ci w膮tpienia w nauk臋".
W przyciemnionych pomieszczeniach Museo del Oro panuje cisza.
Grube wyk艂adziny dywanowe t艂umi膮 ka偶dy krok, rozmowy prowadzi
si臋 szeptem, widok obcej twarzy odbijaj膮cej si臋 w szkle gabloty przera偶a.
Cz艂owiek staje z szacunkiem przed g贸rami prehistorycznych skarb贸w,
spi臋trzonych, powi膮zanych w girlandy.
Wartownicy prowadz膮 nas do zupe艂nie ciemnego pomieszczenia
- z niewidocznych g艂o艣nik贸w p艂ynie cicha muzyka. Za nami zamykaj膮
si臋 automatycznie przeciww艂amaniowe stalowe drzwi. Pr贸bujemy si臋
zorientowa膰, gdzie jeste艣my, ale zaraz zapala si臋 jaskrawe 艣wiat艂o.
Pora偶eni wspania艂o艣ci膮 widoku odnajdujemy si臋 w skarbcu. Za pancer-
nym szk艂em wznosz膮 si臋 wzd艂u偶 艣cian - tylko r臋k膮 si臋gn膮膰 - dzie艂a
sztuki Indian Kolumbii. Z sufitu zwisaj膮 kosztowno艣ci poz艂acane,
posrebrzane i uszlachetniane platyn膮.
M贸j wzrok, sfrustrowany bogactwem oferty, kierowa艂 si臋 na po-
szczeg贸lne przedmioty, kt贸rych sens jest nader zagadkowy. Wtedy
- tak jak i dzi艣 - do wyrobu przedmiot贸w codziennego u偶ytku nie
stosowano metali szlachetnych. Gdy arty艣ci wykuwali niegdy艣 z drogo-
cennego metalu postaci, twarze i he艂my, to chodzi艂o - nie ulega to
w膮tpliwo艣ci - o przedmioty kultowe, o stylizowane wyobra偶enia
wa偶nych b贸stw.
Prawdziwe osobliwo艣ci znaleziono na terytorium Indian Kwimbaya.
W muzealnym przewodniku czytamy: "Stylizacja antropomorficzna",
ludzkie rysy twarzy u nieludzkiej istoty. Dziecku naszych czas贸w
m贸g艂bym wyt艂umaczy膰, 偶e chodzi tu o robota: rozkraczone "nogi", co艣
jakby g艂owa, a nad ni膮 dwie skorupy niczym obudowy budzik贸w. Te
"stylizacje antropomorficzne" istniej膮 w wielu wersjach - raz s膮
ozdobione skrzyd艂ami, innyrn razem pr臋tami, ale zawsze wida膰 cz臋艣ci
budzika, kt贸re przydaj膮 im atmosfery techniczno艣ci.
Sztuka Indian Kalima jest reprezentowana przez wizerunki pot臋偶-
nych g艂贸w o nosach szerokich i ko艣cistych - kszta艂t g艂贸w jest ca艂kowicie
obcy temu plemieniu. W uszach kolczyki, prawie wielko艣ci g艂owy,
z nos贸w natomiast "skapuj膮" szerokie, z艂ote maski twarzowe, tak, a do
tego g艂owy te s膮 w he艂mach zako艅czonych skrzyd艂ami, kt贸re z kolei s膮
udekorowane kulami, p艂ytkami, kropkami i pr臋tami - zawsze wida膰
tam r贸wnie偶 "budziki". Nale偶y si臋 zastanowi膰, kto albo co jest
symbolizowane w ten spos贸b. Przewodnik po muzeum nie patyczkuje
si臋, uznaj膮c prace Kalim贸w za "diademy". W sprawie diadem贸w kom-
petentna jest Liz Taylor. Mo偶e j膮 nale偶a艂oby zapyta膰, czy mia艂aby
ochot臋 stroi膰 si臋 w stylu tych kwadratowych g艂贸w?
Jest tu te偶 elegancki okr膮g艂y amulet z postaci膮, o kt贸rej nie mo偶na
powiedzie膰, czy to m臋偶czyzna, czy kobieta - po dok艂adniejszym
przyjrzeniu si臋 typuj臋 raczej osobnika mojej p艂ci. Artysta przedstawi艂
przypuszczalnie symbol tragarza: na tr贸jk膮tnej g艂owie, na ramionach
i na nogach spoczywaj膮 ci臋偶ary - pnie drzew albo kamienne kolumny.
Wspomnienia praprzodk贸w, kt贸rzy w Facatativa j臋czeli pod kamien-
nym brzemieniem?
Interesuj膮cy wyda艂 mi si臋 r贸wnie偶 amulet z wizerunkiem postaci,
z kt贸rej czaszki wystrzelaj膮 promienie. Powy偶ej szerokiego pasa wisi na
jej piersi tarcza. Ba艣niowa istota siedzi w kucki w lektyce, przypominaj膮-
cej tron a niesionej przez dwa embrionalne monstra (zwierz臋ta?). Je艣li
tylko artysta mia艂 do艣膰 miejsca, od razu pojawia艂y si臋 te偶 wyobra偶enia
kul. Wydaje si臋, 偶e w 艣wiecie dawnej sztuki kule odgrywa艂y nader istotn膮
rol臋.
Inna wyobra偶ona na napier艣niku w艂adcza istota pozwala si臋 nie艣膰
w lektyce podobnej do tronu - tragarzami s膮 tu oryginalnie stylizowa-
ne ludziki. W r臋kach istota trzyma dwa przedmioty, z kt贸rych jeden
(lewy) mo偶e by膰 uznany za puchar, drugi natomiast wygl膮da na jakie艣
urz膮dzenie techniczne. I ta posta膰jest otoczona kulami (albo tarczami).
Ulubiona staroindia艅ska gra w kule nie pozwala艂a nawet stosowa膰
innych dodatkowych element贸w graficznych poza kulami - r贸偶na
mog艂a by膰 tylko ich wielko艣膰.
Podobno kule czy tarcze by艂y po prostu symbolami S艂o艅ca i Ksi臋偶yca.
Nie mog臋 w to uwierzy膰: nawet prekolumbijscy Indianie wiedzieli,
偶e na niebie jest tylko jedno S艂o艅ce i jeden Ksi臋偶yc! Dlaczego zatem
takie elementy wyst臋puj膮 wci膮偶 w liczbie mnogiej? Wydaj膮 si臋 zbyt
wyraziste jak na czyst膮 ornamentyk臋, zajmuj膮 te偶 za wiele miejsca.
Czy nale偶y je uzna膰 za wyobra偶enie Indian o 艣wiecie maj膮cym kszta艂t
kuli? Czy kule (albo tarcze) by艂y uwa偶ane przez nich za symbol
wieczno艣ci?
O czym my艣la艂 india艅ski artysta wycinaj膮cy na amulecie ludzk膮 istot臋
z ogromnymi 偶abimi oczami, z rozkraczonymi cienkimi nogami i wyci膮-
gni臋tymi cienkimi r臋koma? Dwa ptaki po bokach istoty s膮 nadnatural-
nej wielko艣ci w stosunku do postaci. Tr贸jca stoi na gzymsie pod-
pieranym przez skrzy偶owane, d艂ugie nogi. Jedena艣cie kul stylizowanych
na b艂awatki otacza pod fryzem dwie belki. Na ni偶szym poziomie tej
czteropi臋trowej kompozycji umieszczono skrzyneczk臋, na kt贸rej wieku
zn贸w le偶膮 dwie kule. Ten amulet jest podobno kolczykiem do nosa, bo
cz臋艣膰 okr膮g艂膮 mo偶na w jej g贸rnej cz臋艣ci otwiera膰 - pozwalaj膮c zacze-
pi膰 przedmiot u nosa. Mo偶e to i prawda, lecz w贸wczas wyobra偶enia
znajdowa艂yby si臋 po bokach.
W Muzeum Z艂ota jest te偶 kilka modeli samolot贸w - przepraszam!
- wizerunk贸w owad贸w. Wszystkie modele to dolnop艂aty, skrzyd艂a
znajduj膮 si臋 pod kad艂ubern. Wszystkie te偶 maj膮 zarys pionowej p艂etwy
ogonowej. Z archeologicznego punktu widzenia te z艂ote klejnoty zosta艂y
skatalogowane czy "zaszufladkowane", jak to si臋 obrazowo m贸wi, jako
"ozdoby religijne", atrybuty kultu ryb albo owad贸w. Cudownie! Tyle 偶e
u Indian kolumbijskich nie znaleziono ani 艣ladu kultu ryb czy owad贸w.
Modele samolot贸w nie maj膮 poza tym ani g艂贸w rybich, ani owadzich.
Muzeum Z艂ota by艂o warte powt贸rnej wizyty. Tysi膮ce wystawionych
tu eksponat贸w o偶ywia fantazj臋 i budzi podziw dla pradawnych in-
dia艅skich artyst贸w, prowadz膮c zarazem w 艣wiat zagadek i tajemnic,
w 贸w 艣wiat, kt贸ry zosta艂 zlukwidowany w tak bezwzgl臋dny spos贸b przez
hiszpa艅skich zdobywc贸w.
Adieu, Bogoto!
Wieczorem wyczerpa艂a si臋 moja cierpliwo艣膰. Dr Forero to cz艂owiek
mi艂y, us艂u偶ny i godny zaufania i ani przez chwil臋 nie w膮tpi艂em w jego
pr贸by za艂atwienia rnojego problemu. Przy kolacji o艣wiadczy艂jednak, 偶e
wielu spo艣r贸d oficer贸w lotnictwa wojskowego, kt贸rych chcia艂 zaprosi膰
pu艂kownik Baer-Ruiz, by艂o akurat zaj臋tych - bra艂o udzia艂 w kursach
i dowodzi艂o, pu艂kownik nie m贸g艂 wi臋c ode mnie 偶膮da膰, abym m贸wi艂 dla
pozosta艂ej garstki Qudzi. Zawis艂 nad nami upi贸r ma艅any.
Dr Forero zaproponowa艂 ca艂kiem serio, abym zosta艂 w Boliwii jesz-
cze trzy miesi膮ce. W sierpniu odb臋dzie si臋 w Bogocie wielki kongres
ufologiczny, a organizatorzy zamierzaj膮 mi zaproponowa膰, abym
w jego trakcie wyg艂osi艂 wyk艂ad. Wtedy uda艂oby si臋 te偶 spe艂ni膰 moje
pragnienie dotarcia do Zaginionego Miasta w d偶ungli. Ma艅ana.
Przeznaczy艂em na ten wyjazd tydzie艅, p贸藕niej mia艂em w programie
wyznaczone umowami wyk艂ady w Niemczech, Austrii i Szwajcarii.
- Polec臋 do Santa Marta i spr贸buj臋 dotrze膰 do d偶ungli na w艂asn膮
odpowiedzialno艣膰! - zreasumowa艂em szybko moje mo偶liwo艣ci. Dr
Forero ostrzega艂: kiedy wojsko zamyka obszar wykopalisk, nie dotrze
tam nawet Kolumbijczyk, nie m贸wi膮c ju偶 o obcokrajowcu.
Podzi臋kowa艂em mu serdecznie za pomoc i zaproponowa艂em przej-
艣cie na ty:
- Wiem, 偶e jeszcze si臋 zobaczymy.
Nast臋pnego dnia odlecia艂ern z powrotem do Szwajcarii.
V. 脫smy cud 艣wiata
Problemem jest dzi艣, jak przekona膰
ludzko艣膰, aby zechcia艂a prze偶y膰.
Bertrand Russel (1872-1970)
Przed odjazdem zam贸wi艂em w "Hiltonie" pok贸j na 14 sierpnia. Pod
koniec lipca potwierdzi艂em listownie dr. Forero, 偶e b臋d臋 na kongresie,
ale 偶e przyje偶d偶am przede wszystkim po to, aby spotka膰 si臋 wreszcie
z profesorem Soto i zobaczy膰 Zaginione Miasto.
Samolot Lufthansy wyl膮dowa艂 punktualnie o 21:40 na mokrym od
deszczu pasie startowym w Bogocie. Czy偶bym 艣ni艂? Czy to prawie trzy
miesi膮ce temu odlatywa艂em st膮d z艂y? Pewno艣膰, 偶e teraz ujrz臋 Zaginio-
ne Miasto, nape艂nia艂a mnie nieopisan膮 rado艣ci膮.
W "Hiltonie" potwierdzono wprawdzie moje zam贸wienie, ale wol-
nego pokoju nie by艂o, o czym powiedzia艂 mi m艂ody kierownik recepcji.
Jako 偶e nasta艂aju偶 noc, aja by艂em zm臋czony i nie mia艂em jakiejkolwiek
nadziei na znalezienie innego schronienia, spr贸bowa艂em starego 偶artu:
- Czy znalaz艂by pan - zapyta艂em z najpowa偶niejsz膮 min膮, na jak膮
by艂o mnie sta膰 - pok贸j dla kr贸lowej El偶biety, gdyby nieoczekiwanie
przyby艂a do pa艅skiego hotelu?
Pod czaszk膮 m艂odzie艅ca rozszala艂y si臋 my艣li.
- Tak - odpar艂 z udr臋k膮. - Wtedy pewnie zrobiliby艣my wyj膮tek.
- To niech mi pan da ten pok贸j! Przyrzekam panu, 偶e kr贸lowa nie
przyjedzie dzisiejszej nocy.
Pana w czarnym ubraniu opu艣ci艂y resztki humoru, nie wykorzysta艂
te偶 swojej ostatniej szansy, aby skorzysta膰 z 偶elaznej rezerwy, jak膮 ma
ka偶dy hotel tej kategorii. Po ostatnim pytaniu: - A wi臋c nie ma pan dla
mnie wolnego pokoju? - zacz膮艂em otwiera膰 walizk臋, aby umo艣ci膰 si臋
na kanapce w hoteIowym hallu. Dlaczego mam cierpie膰 za b艂臋dy per-
sonelu? By艂em 艣miertelnie zm臋czony - lotem i zmian膮 czasu - marzy-
艂em o 艂贸偶ku. Zrozpaczony moim desperackim striptizem m艂odzieniec
zawo艂a艂 dyrektora - ten oczywi艣cie znalaz艂 dla mnie wolny pok贸j.
Czemu nie zrobiono tego od razu?
O dziewi膮tej rano telefon obudzi艂 mnie z d艂ugiego i zdrowego snu.
Dzwoni艂 dr Forero.
- Jeste艣 jednak! Nie do wiary!
- Umawiali艣my si臋 przecie偶 na dzi艣!
Jak si臋 okaza艂o, przyby艂em wcze艣niej ni偶 m贸j list, wys艂any z ko艅cem
lipca. Spotkali艣my si臋 godzin臋 p贸藕niej. Poza trzema wyk艂adami w Teat-
ro Libertador mia艂em przemawia膰 w dwa wieczory do cz艂onk贸w Klubu
Rotary oraz wyg艂osi膰 wyk艂ad dla oficer贸w, zaplanowany przez pu艂kow-
nika Baer-Ruiza jeszcze podczas mojego poprzedniego pobytu.
- A co z profesorem Soto?
Forero by艂 przygotowany na moje pytanie - wyci膮gn膮艂 z akt贸wki
prac臋 Buritaca 200 - Ciudad Perdida. Autor: Profesor Soto Holguin.
Zacz膮艂em kartkowa膰. Schody w艣r贸d lian, mury poro艣ni臋te mchami,
tarasy w samym 艣rodku bujnej tropikalnej d偶ungli.
- Fantastyczne! - zdumia艂em si臋. - A co z profesorem?
- Mo偶esz si臋 z nim spotka膰 jutro o jedenastej na uniwersytecie!
Rozmowa z szefem wykopalisk
w Zaginionym Mie艣cie
W tej metropolii 艂atwo si臋 po艂apa膰 - Bogota ma uk艂ad ulic prze-
cinaj膮cych si臋 pod k膮tem prostym. Biegn膮ce z p贸艂nocy na po艂udnie
nazywaj膮 si臋 carreras, a czasem - nieco na wyrost - avenidas. Ulice
poprzeczne, przecinaj膮ce carreras pod k膮tem prostym, nazywaj膮 si臋
calles, a te s膮 opatrzone numerami zwi臋kszaj膮cymi si臋 na po艂udnie.
Bez trudu trafi艂em do instytutu profesora Soto przy Carrera 1.
Wysoki, szczup艂y archeolog wyszed艂 mi naprzeciw z u艣miechem:
- A wi臋c to pan pisze te ksi膮偶ki!
- Ma pan co艣 przeciwko temu? - skontrowa艂em.
- Nie, w艂a艣ciwie to nie, nauka jest otwarta na wszelkie opinie.
Do艣膰 m艂ody, bo dopiero trzydziestoo艣mioletni profesor uznaje wi臋c
tak偶e punkty widzenia niezgodne z obowi膮zuj膮c膮 teori膮. Zacz膮艂em go
podziwia膰 - to naprawd臋 rzadki okaz w tym zawodzie.
Zaj臋li艣my w audytorium miejsca w fotelach, kt贸re przy prawym
pod艂okietniku mia艂y o wiele za ma艂y pulpit. Profesor usiad艂 swobodnie
na por臋czy i z wyra藕nym zadowoleniem zaci膮ga艂 si臋 papierosem.
Zapyta艂em:
- Nazywa pan zaginione miasto Buritaca 200. Co to znaczy?
- Sierra Nevada de Santa Marta rozci膮ga si臋 mi臋dzy d艂ugo艣ci膮
geograficzn膮 72艡50' a 74艡15' na zach贸d od Greenwich. Je艣li wzi膮膰 pod
uwag臋 szeroko艣膰 geograficzn膮, to obszar ten zawiera si臋 na p贸艂noc od
r贸wnika mi臋dzy 10艡5' a 11艡20'. Na tym terenie s膮 藕r贸d艂a wielu rzeczu-
艂ek, z kt贸rych kilka p艂ynie na p贸艂nocny zach贸d, uchodz膮c do Morza
Karaibskiego. Jedn膮 z nich jest Rio Buritaca, nad kt贸rej brzegami le偶y
Zaginione Miasto. Dlatego Buritaca 200!
- A co oznacza liczba 200?
- Dwusetne siedlisko. 呕e tak powiem, dwusetne miasto, kt贸re zlo-
kalizowali艣my.
- Strasznie tego s艂ucha膰. Czy to znaczy, 偶e w d偶ungli by艂o niegdy艣
pe艂no ludzkich siedlisk i kultur miejskich?
- Tak, to ogromny obszar. Wyobrazi pan to sobie z grubsza, je艣li
powiem, 偶e dot膮d odkryli艣my ponad 2000 km dr贸g i ulic wy艂o偶onych
kamieniami. Prace wykopaliskowe prowadzimy od 1976 roku, a ko艅ca
nie wida膰. Buritaca 200 jest dziesi臋ciokrotnie wi臋ksze od znanej twier-
dzy Ink贸w Machu Picchu w Peru.
Jaka艣 studentka poda艂a nam kaw臋. Kolumbijska kawa na ca艂ym
艣wiecie smakuje wspaniale, lecz nigdzie nie parzy si臋 jej tak mocnej jak
w kraju, w kt贸rym si臋 j膮 uprawia. Interesuj膮ce by艂oby si臋 dowiedzie膰,
czy wszyscy Kolumbijczycy s膮 chorzy na serce, czy z powodu kawy
w og贸le nie wiedz膮, gdzie jest serce. Zapyta艂em:
- Kto i kiedy wzni贸s艂 to miasto?
- Na podstawie dotychczasowych datowa艅 przy pomocy radioak-
tywnego izotopu w臋gla C-14 s膮dzimy, 偶e Buritaca 200 zosta艂o zbudowa-
ne oko艂o 800 r. po Chr. Budowniczymi byli Indianie Taironowie z grupy
Czibcz贸w. Istnieje r贸wnie偶 poj臋cie kultura Tairon贸w, ale w istociejest to
okre艣lenie groteskowe, bo Taironowie wcale siebie tak nie nazywaj膮. To
Hiszpanie nadali to imi臋 Indianom 偶yj膮cym w Sierra Nevada. Nazwa
nie mo偶e dziwi膰, bo wiadomo, 偶e s艂owo tairo znaczy tyle co "odlewa膰
metal", a 偶膮dni z艂ota Hiszpanie poszukiwali w艂a艣nie tego szlachetnego
metalu - z艂ota.
- Znalaz艂 pan ceramik臋 albo groby i mumie?
- Znale藕li艣my ceramik臋, a nawet kilka przedmiot贸w z metalu,
odkryli艣my par臋 ska艂, na kt贸rych by艂y ryty, a w ko艅cu i groby, ale bez
mumii. W d偶ungli jest zbyt wilgotno, aby mumifikowa膰 zw艂oki.
- To prawda, 偶e obszar wykopalisk jest zamkni臋ty przez wojsko?
- Zamkni臋ty? Niew艂a艣ciwe s艂owo. Na g贸rze jest paru 偶o艂nierzy,
kt贸rzy maj膮 chroni膰 naszych ludzi i odstrasza膰 rabusi贸w grob贸w,
mog膮cych wyrz膮dzi膰 znaczne szkody.
- Nie ma pan wi臋c nic do ukrycia? A poza tym: czy jest mo偶liwe,
偶eby - teoretycznie - kompleks ten zwiedza艂y zorganizowane grupy
turyst贸w?
- Nie mamy nic do ukrycia, mimo wszystko jednak na miejscu
wykopalisk nie chcieliby艣my mie膰 turyst贸w. Ch臋tnie dopuszczamy fa-
chowc贸w, kt贸rzy mog膮 si臋 tam wiele nauczy膰. Socjalny i ekologiczny
system tego kompleksu jest wspania艂y. Mimo 偶e india艅scy budow-
niczowie uprawiali rol臋, prowadzili handel z miastami portowymi
i budowali miasta w d偶ungli, nie zniszczyli 艣rodowiska.
- Mia艂by pan co艣 przeciwko temu, 偶ebym tam pojecha艂?
- Nic.
- Jak tam dotrze膰?
- 艢mig艂owcem. Lot z Bogoty i z powrotem kosztuje oko艂o 8000
dolar贸w. Je偶eli jednak zechce pan poczeka膰 dwa miesi膮ce, bo teraz
mam cykl wyk艂ad贸w, mo偶e pan polecie膰 ze mn膮!
Historia Zaginionego Miasta
Mi艂a propozycja, tylko co zrobi膰 z dwoma miesi膮cami czekania-
to jedna sz贸sta roku?! Tylko nie rezygnowa膰, powiedzia艂em sobie.
Pierwsza rozmowa z Soto Holguinem by艂a kr贸tka, lecz potem
spotkali艣my si臋 jeszcze dwa razy w jego mieszkaniu w wie偶owcu przy
Calle 7. na d艂u偶sze rozmowy. Obraz Zaginionego Miasta dope艂nia艂 si臋
powoli, niczym puzzle. Oto jego historia:
Kiedy Hiszpanie Rodrigo de Bastidas i Juan de la Cosa badali w 1501
roku wybrze偶a dzisiejszej Wenezueli, wyruszali r贸wnie偶 w kierunku
dzisiejszej Panamy. Prowadzili handel z Indianami z wybrze偶a, gdzie
zreszt膮 zostawili cz艂onka ekspedycji Juana de Bonawentur臋, aby nau-
czy艂 si臋 j臋zyka: kupcy musz膮 opanowa膰 j臋zyk partner贸w w interesach,
偶eby m贸c ich potem oszukiwa膰.
Zdobywcy byli wyczuleni na z艂oto, zrozumieli wi臋c, 偶e Indianie
oferuj膮 im na handel wymienny r贸wnie偶 przedmioty z tego metalu.
Najwybitniejszy dzi艣 znawca kultury Tairon贸w, profesor Henning
Bischof, pisze o g臋stym osadnictwie w rejonie dzisiejszego miasta
portowego Santa Marta:
"W wieku XVI i w pocz膮tkach XVII Sierra Nevada przedstawia艂a
zupe艂nie inny obraz [...] Ten sam wniosek dopuszczaj膮 relacje
z ekspedycji i walk, z kt贸rych wynika, i偶 Hiszpanie dysponowali
lepszymi mo偶liwo艣ciami obserwacyjnymi, ni偶 gdyby znajdowali si臋
w zalesionym rejonie g贸rzystym. Za podstaw臋 dowodu, 偶e obraz tych
okolic musia艂 si臋 znacznie zmieni膰, mog膮 ju偶 s艂u偶y膰 dane dotycz膮ce
g臋sto艣ci zamieszkania tych region贸w przez ludno艣膰 india艅sk膮".
Rodrigo de Bastidas osiad艂 w Santo Domingo - dzi艣 stolicy Re-
publiki Dominika艅skiej na wybrze偶ach Haiti. W 1524 zosta艂 przez
kr贸la hiszpa艅skiego Karola I wyniesiony do godno艣ci gubernatora
nowej prowincji Santa Marta. Z oddzia艂em dwustu-trzystu ludzi
gubernator dotar艂 w czerwcu 1526 r. do Santa Marta, zapad艂ej dziury
na wybrze偶u.
W trakcie kolejnych dziesi臋cioleci Hiszpanie prawie bez przerwy
walczyli z Taironami, kt贸rzy rozpaczliwie bronili si臋 przed paleniem
i pl膮drowaniem ich wsi przez bia艂ych oraz wi臋zieniem i mordowaniem
m臋偶czyzn. Konkwistadorzy, zdobywcy, byli pewni, 偶e ich barbarzy艅s-
kie metody s膮 uprawnione przez koron臋 w Madrycie, kt贸ra dekretem
uczyni艂a Indian niewolnikami i wyj臋艂a spod prawa - mo偶na ich by艂o
zabija膰 albo zmusza膰 do najni偶szych pos艂ug.
Przeciw "nowoczesnej" broni Hiszpan贸w Indianie mieli kamienie
drewniane pa艂ki, dzidy oraz 艂uki i strza艂y. Strza艂y by艂y zatrute. Trucizn臋
uzyskiwano z naturalnych 藕r贸de艂 - z soku drzewa manzanilla, ro艣li-
ny niezwykle truj膮cej, podobnej do gruszy, a pochodz膮cej z rodziny
wilczomleczowatych, rodz膮cej owoce podobne do jab艂ek, kt贸re do-
starcza艂y truj膮cego soku. Strza艂y by艂y w nim moczone, suszone na
powietrzu, a nast臋pnie zawijane w li艣cie palmowe, 偶eby sami strzelcy si臋
nimi przypadkiem nie zadrasn臋li. Z kory lian kulczyby pozyskiwali
trucizn臋 znan膮 medycynie pod nazw膮 kurara. Kurara powoduje pora偶e-
nie zako艅cze艅 nerw贸w ruchowych, prowadz膮ce do pora偶enia mi臋艣ni
ko艅czyn, potem tu艂owia, a w ko艅cu mi臋艣ni oddechowych. Trucizna ta
by艂a ch臋tnie stosowana przez Indian do polowania, bo pora偶ona ni膮
zwierzyna by艂a jadalna, je偶eli tylko wyci臋to mi臋so wok贸艂 rany.
Podczas oko艂o stuletniej wojny z Taironami tysi膮ce Hiszpan贸w
zgin臋艂o w m臋czarniach spowodowanych zatrutymi strza艂ami, ale da-
nina krwi india艅skiej by艂a wielokrotnie wi臋ksza, zgin臋艂y ich dziesi膮tki
tysi臋cy.
Pe艂en obrzydzenia wobec brutalno艣ci, mimo 偶e przyzwyczajony do
okrucie艅stw, naoczny 艣wiadek Juan de Castellanos napisa艂, 偶e kapi-
tan Miguel Pi艅ol wyda艂 rozkaz, aby "odci膮膰 nosy, uszy i wargi"
schwytanym Indianom. Wyr偶ni臋to w pie艅 ponad 70 india艅skich wo-
dz贸w, zabijano kobiety i dzieci, 艣ci臋to r贸wnie偶 ci臋偶ko rannego syna
wodza, nie zapomniawszy jednak o jego uprzednim ochrzczeniu.
W ko艅cu Hiszpanie zdobyli kilkaset tysi臋cy z艂otych pesos, poza tym
kamienie szlachetne i per艂y. Zniszczono india艅skie osady w Sierra
Nevada, nieliczni Taironowie kt贸rzy prze偶yli, ukryli si臋 w niedost臋p-
nych zatokach na wybrze偶u Morza Karaibskiego.
Kultura Tairon贸w upad艂a, zosta艂a zapomniana. Min臋艂y stulecia.
D偶ungla poch艂on臋艂a 偶yzne niegdy艣 pola oraz kwitn膮ce osady i miasta.
Tylko z plotek mo偶na si臋 by艂o dowiedzie膰, 偶e w okolicach Santa Marta,
w d偶ungli, gdzie艣 w g贸rach, 偶y艂 lud india艅ski, kt贸ry uratowa艂 przed
Hiszpanami z艂oto, wiele z艂ota.
Imperium Tairon贸w, kt贸rym zaw艂adn臋艂a teraz wilgotna tropikalna
ro艣linno艣膰, sta艂o si臋 siedliskiem jaguar贸w, wyjc贸w, or艂贸w, s臋p贸w i ja-
dowitych w臋偶y. Z艂oto jest jednak nieodpart膮 fascynacj膮, ludzie op臋tani
gor膮czk膮 z艂ota nie boj膮 si臋 偶adnych niebezpiecze艅stw.
Skok do wsp贸艂czesno艣ci
Jesieni膮 1940 roku poszukiwacz skarb贸w i archeolog-hobbysta
Florentino Sepulveda traf艂 w cichej zatoce Morza Karaibskiego, tylko
o 20 km od Santa Marta, na starca z plemienia Kogi. W rozmowie
starzec 贸w, 偶yj膮cy pod urokiem legend swoich przodk贸w, zwierzy艂 mu
si臋, 偶e w bezpo艣rednim s膮siedztwie s膮 wielkie miasta i nie ko艅cz膮ce si臋
drogi, zbudowane niegdy艣 przez Tairon贸w.
Sze艣膰dziesi臋cioletni Sep艅lveda nie wzi膮艂 baja艅 wiekowego Indianina
za dobr膮 monet臋, ale uzna艂 je za na tyle interesuj膮ce, aby opowiedzie膰
o nich swojemu dziewi臋tnastoletniemu synowi Julio Cesarowi.
Ale Julio Cesar, kt贸ry o hiszpa艅skich zdobywcach wiedzia艂, 偶e byli
napaleni na z艂oto, potraktowa艂 histori臋 powa偶nie. By艂 przekonany
o istnieniu El Dorado i czu艂 w tym wielk膮 szans臋: mia艂 nadziej臋 na
sz贸stk臋 w totolotku poszukiwaczy z艂ota!
Od wybrze偶y Julio Cesar szed艂 wzd艂u偶 rzeczki Buritaca. Wiosn膮 1975
roku dos艂ownie potkn膮艂 si臋 o taras Zaginionego Miasta. Przekonany, 偶e
znalaz艂, czego szuka艂, zrobi艂 艂opat膮 otw贸r w murze, przed kt贸rym sta艂.
Po mozolnej, wielogodzinnej har贸wce stwierdzi艂 jednak, 偶e mur jest
cz臋艣ci膮 wielkich schod贸w. Otrze藕wi艂o to rozgor膮czkowanego poszuki-
wacza z艂ota, kt贸ry wsiad艂 na konia i po mozolnej siedmiodniowej je藕dzie
powr贸ci艂 do Santa Marta.
W jednym z hotelowych bar贸w Julio Cesar zrobi艂 to, czego nie
powinien robi膰 nigdy rabu艣 grob贸w - zacz膮艂 m贸wi膰. Chciwy wielkiego
z艂otego skarbu, nie b臋d膮c jednak w stanie zrealizowa膰 samemu tego
pomys艂u, zdradzi艂 swoim kompanom paraj膮cycm si臋 tym samym
ciemnym procederem miejsce, kt贸re odkry艂 w d偶ungli. Czy sprawi艂a to
zazdro艣膰 czy gor膮czka z艂ota - w ka偶dym razie Julio Cesar zosta艂
zastrzelony p贸藕niej w Zaginionym Mie艣cie. Koledzy wykopali mu gr贸b
w pobli偶u schod贸w, na kt贸re kiedy艣 natrafi艂.
Teraz wielkie szale艅stwo ogarn臋艂o rabusi贸w grob贸w - guagueros.
Wdzierali si臋 w kamienne ruiny. Wkr贸tce na czarnym rynku antyk贸w
coraz cz臋艣ciej zacz臋艂y pojawia膰 si臋 kultowe przedmioty Tairon贸w.
Kolumbijski Instytut Antropologu i Archeologii zwietrzy艂 trop. Gdy
jeden z rabusi贸w wygada艂, gdzie jest miejsce wydobywania skarb贸w,
do Zaginionego Miasta skierowano wojsko.
Archeolodzy prowadz膮 wykopaliska w d偶ungli Sierra Nevada od
1976 roku a ko艅ca prac nie wida膰, jak powiedzia艂 mi profesor Soto.
Oceniaj膮c miasto wed艂ug wielko艣ci odkrytych dot膮d budowli, musia艂o
w nim kiedy艣 mieszka膰 300 tys. Indian. Tyle mieszka艅c贸w maj膮 Genewa
i Berno razem wzi臋te.
O dzisiejszych Indianach Kogi
i wczorajszych Taironach
Kim byli ci wspaniali Taironowie, kt贸rzy budowali tak gigantyczne
struktury urbanistycznie, ajednak nie potrafili si臋 obroni膰 przed garstk膮
hiszpa艅skich konkwistador贸w?
Soto powiedzia艂 mi, 偶e dzisiejsi Indianie Kogi, mieszkaj膮cy na
wybrze偶ach i w dolinach Sierra Nevada, s膮 najprawdopodobniej
bezpo艣rednimi potomkami Tairon贸w. Jego nauczyciel, profesor Ge-
rardo Reichel-Dolmatoff, po艣wi臋ci艂 ca艂e lata na studiowanie historii
i 偶ycia Indian Kogi - odkry艂 przy tym tak wiele zdumiewaj膮cych
zbie偶no艣ci mi臋dzy nimi a Taironami, i偶 mo偶na przyj膮膰, 偶e Indianie
Kogi pochodz膮 od Tairon贸w.
A zatem grupki Tairon贸w prze偶y艂y chyba masakr臋 dokonan膮 przez
Hiszpan贸w, zachowa艂y stare tradycje i zwyczaje religijne i przekaza艂y je
kolejnym pokoleniom. 呕eby si臋 dowiedzie膰, kim byli Taironowie, musz臋
si臋 zatrzyma膰 przy 偶yj膮cych wsp贸艂cze艣nie Indianach Kogi.
Pierwszym, kt贸ry zajmowa艂 si臋 nimi w spos贸b naukowy i wyczerpuj膮co
ich opisa艂, by艂 profesor Preuss. Po tym jak wydoby艂 na 艣wiat艂o dzienne
relikty w San Agustin, zaj膮艂 si臋 legendami Indian Kagaba, bo tak
nazywali si臋 dawniej Kogi. Preuss odkry艂, 偶e Kagaba-Kogi przypisuj膮
stworzenie 艣wiata pramatce Gaute贸van, kt贸ra ze swojej miesi臋cznej krwi
stworzy艂a s艂o艅ce i wszystko, co istnieje. Od Gaute贸van pochodz膮 r贸wnie偶
czterej arcykap艂ani, praojcowie dzisiejszego rodu kap艂a艅skiego Kogi.
Legenda m贸wi te偶 o tym, 偶e prakap艂ani przekazali Indianom kultur臋,
dali im prawa i kszta艂cili "we wszystkich rzeczach". Prakap艂ani mieli
swoj膮 ojczyzn臋 w Kosmosie. Prawa dotar艂y do Indian Kagaba "z
zewn膮trz". Powiada si臋, 偶e gdy prakap艂ani przybyli, mieli na twarzach
maski a w ko艅cu "zdj臋li swoje twarze". Mo偶na przypuszcza膰, 偶e
wyl膮dowali po locie mi臋dzygwiezdnym, wtedy "twarze" mog艂yby by膰
filtrami tlenowymi.
Synowie kap艂an贸w dziedziczyli urz膮d ojc贸w. Wychowywano ich
w 艣wi膮tyniach w dziewi臋cioletnim nowicjacie, aby wiedza ojc贸w prze-
chodzi艂a "nie splamiona" z jednego pokolenia na nast臋pne. Najwy偶si
kap艂ani Kagaba-Kogi nazywali si臋 mama. Mama by艂 czym艣 wi臋cej
ni偶 kap艂anem. Mama by艂 absolotnym w艂adc膮 plemienia, jego rozkazy
nale偶a艂o 艣lepo wykonywa膰. Bez 偶adnych ogranicze艅 m贸g艂 kara膰 i na-
gradza膰, by艂 bowiem bezpo艣rednim nast臋pc膮 kosmicznego prakap艂ana.
Jeszcze dzi艣 mama jest przekonany, 偶e ma duchowy kontakt i mo偶e si臋
komunikowa膰 z Kosmosem.
Aby osi膮gn膮膰 godno艣膰 najwy偶szego kap艂ana, odbywaj膮cy nowicjat
przez dziewi臋膰 lat musieli przebywa膰 zamkni臋ci w ca艂kowitej ciemno艣ci
pod najsurowsz膮 stra偶膮, aby pod t膮 klauzur膮 osi膮gn膮膰 hiperczu艂膮
duchowo艣膰 pozwalaj膮c膮 na kontakty kosmiczne. Biedni ch艂opcy nie
mogli przez dziewi臋膰 lat dotkn膮膰 kobiety, wykonywa膰 najmniejszej
pracy, u偶ywa膰 soli. Tylko o p贸艂nocy podawano samotnym bia艂膮 fasol臋,
kartofle, 艣limaki - nic, co zawiera艂oby krew.
Nie tylko pramatka Gaute贸van i czterej kap艂ani wy艂onili si臋 z Kosmo-
su. Do takich postaci nale偶a艂 r贸wnie偶 wuj Nivaleue, kt贸ry zst膮pi艂 z nieba
i sta艂 si臋 u偶yteczny dzi臋ki rozpocz臋ciu uprawiania wielkich p贸l. Niebia艅-
sk膮 postaci膮 by艂 te偶 demon Namsaui. Mity twierdz膮, 偶e "zjawia艂 si臋
w podw贸jnej wielko艣ci cz艂owieka i zabija艂 ludzi zimnem, kt贸re ode艅
p艂yn臋艂o, tak 偶e zostawa艂y z nich tylko ko艣ci". O Namsaui m贸wi si臋, 偶e
jego maska by艂a czerwona, ubranie b艂臋kitne, on sam za艣 mia艂 nad bardzo
d艂ugim nosem wy艂upiaste oczy. Namsaui by艂 demonem "b艂yskaj膮cym",
czyni艂 grzmoty i spuszcza艂 艣nieg na ziemi臋.
Bogowie Indian Kagaba zst膮pili z Kosmosu
Przed ponad 50 laty profesor Preuss zapisa艂 mit o stworzeniu, prze-
kazany przez Indian Kagaba. Z trzydziestu stron wybra艂em najwa偶-
niejsze wersy, 艣wiadcz膮ce o tym, 偶e bogowie ci przybyli z Kosmosu
i obdarzyli cz艂owieka inteligencj膮.
Wers 1.: Matka ca艂ego naszego plemienia zrodzi艂a nas na pocz膮tku.
Jest ona matk膮 wszystkich rodzaj贸w ludzi i matk膮 wszyst-
kich plemion [...]
Wers 2.: Ona sama jest matk膮 ognia, matk膮 S艂o艅ca i Drogi Mlecz-
nej [...]
Wers 12.: Tak wi臋c matka pozostawi艂a znaki we wszystkich 艣wi膮ty-
niach. Wesp贸艂 ze swymi synami Sintan膮, Seicakuanem,
Alua艅uiko i Kultsavitabauy膮 pozostawi艂a jako pami膮tk臋
pie艣ni i ta艅ce.
Wers 13.: Tako powiadali o tym kap艂ani, ojcowie i starsi bracia.
Potem jest mowa o walkach, kt贸re czterej prakap艂ani wiedli z demo-
nami i zwierz臋tami. Ciskano "b艂yskawicami", latano "na wszystkie
strony nieba", powierzano ziemi nasiona r贸偶nych ro艣lin. Noszono
boskie maski, jedna z nich zosta艂a ukryta na pewnej g贸rze:
Wers 30.: Dzi艣 zak艂ada si臋 j膮, aby wp艂ywa膰 na choroby i wszelkie z艂o,
偶eby m贸wili z ni膮 odbywaj膮cy nowicjat, kt贸rzy uczyli si臋
w 艣wi膮tyniach. Powiadali o tym ojcowie, kap艂ani oraz starsi
bracia.
Czy dobrze przeczyta艂em? W pradawnych czasach kaptani roz-
mawiali z "maskami", aby za ich po艣rednictwem "wp艂ywa膰 na choro-
by"? Opisy te staj膮 si臋 zrozumia艂e dopiero z obecnego punktu widzenia:
"maska" by艂a he艂mem z zamontowanym w 艣rodku aparatem nadaw-
czo-odbiorczym, przez kt贸ry kap艂ani zasi臋gali rady ekspert贸w.
W jak odleg艂膮 przesz艂o艣膰 si臋gaj膮 mity Indian Kagaba-Kogi, 艣wiadcz膮
informacje o potopie:
Wers 38.: Tak przesz艂y stulecia, gdy ten 艣wiat wyda艂 ludzi o sk艂onno艣-
ciach przeciwnych naturze, takich, 偶e parzyli si臋 oni z wszel-
kimi rodzajami zwierz膮t. Matka po偶膮da艂a syna, ojciec c贸rki,
brat siostry z tej samej krwi.
Wers 39.: Ujrza艂 to w贸dz Zantana i otworzy艂 wrota nieba, aby deszcz
pada艂 przez cztery lata.
Wers 40.: A poniewa偶 kap艂ani ujrzeli, i偶 on to uczyni艂, kap艂an Seizan-
kua zbudowa艂 czarodziejski statek i wsadzi艂 na艅 wszystkie
gatunki zwierz膮t: zwierz臋ta czworono偶ne, ptaki i wszystkie
gatunki ro艣lin. Potem starszy brat Mulkueikai wst膮pi艂 na
statek i zamkn膮艂 drzwi.
Wers 41.: A w贸wczas zacz膮艂 pada膰 deszcz czerwony i niebieski i trwa艂
przez lat cztery, a z deszczem powi臋ksza艂y si臋 morza na ca艂ym
艣wiecie.
Wers 42.: Starszy brat Mulkueikai le偶a艂 w czarodziejskim statku, kt贸ry
opu艣ci艂 si臋 na grzbiet Sierra Negra. Tam brat wyszed艂
w pobli偶e i pozosta艂 na Sierra Negra przez dni dziewi臋膰.
Wers 43.: Po owych dniach dziewi臋ciu przesz艂o dziewi臋膰 stuleci, a偶
wysch艂y wszystkie morza, jak powiadali kap艂ani.
Wers 44.: I tak wszyscy 藕li ludzie zgin臋li, a kaplani, starsi bracia,
wszyscy zst膮pili z nieba, na co Mulkueikai otworzy艂 drzwi
i wysadzi艂 na ziemi臋 wszystkie ptaki i zwierz臋ta czworono偶ne,
wszystkie drzewa i ro艣liny. Uczyni艂y to osoby boskie, zwane
ojciec Kalgusiza.
Wers 46.: A we wszystkich 艣wi膮tyniach pozostawili wspomnienie jako
pomnik.
Przekaz Indian Kagaba opowiada o sodomii, r贸wnie偶 Moj偶esz
w Pierwszej Ksi臋dze m贸wi o zniszczeniu Sodomy i Gomory. Taki sam
opis potopu znajduje si臋 w sumerskim eposie o Gilgameszu.
"Wszyscy zst膮pili z nieba", m贸wi mit Indian Kagaba. Na sumerskiej
li艣cie kr贸l贸w zapisano: "skoro potop odst膮pi艂, kr贸lestwo zn贸w zesz艂o
z nieba"; brzmi tojak w eposie o Gilgameszu, opowiadaj膮cym o tym, jak
po wielkim potopie "bogowie" zst膮pili na ziemi臋.
Jak偶e bliskie s膮 sobie te teksty!
Kt贸偶 jeszcze b臋dzie na tyle g艂upi, 偶eby wobec tak jednoznacznych
zbie偶no艣ci bredzi膰 o przypadku? Jako przyk艂ad podaj臋 tylko dwa mity
identyczne z mitami Indian Kagaba, ale przyk艂ady mo偶na znale藕膰
w ka偶dym zak膮tku 艣wiata. Wsz臋dzie realno艣膰 prze偶yta wchodzi do
legend.
W tej nie ko艅cz膮cej si臋 sztafecie kolejne pokolenia kap艂an贸w prze-
kazywa艂y i chroni艂y dawn膮 wiedz臋 otrzyman膮 od kosmicznych nauczy-
cieli. Profesor Reichel-Dolmatoffudowodni艂, 偶e ka偶da czynno艣膰 Indian
Kogi jest nadal przesi膮kni臋ta kosmicznymi prawami ich przodk贸w
- Indian Kagaba:
"Indianie Kogi s膮 g艂臋boko religijni. Ich pojmowanie wiary jest 艣ci艣le
zwi膮zane z pojmowaniem porz膮dku i proces贸w zachodz膮cych we
Wszech艣wiecie. Wi臋kszo艣膰 wsi ma naczelnika uciele艣niaj膮cego auto-
rytet pa艅stwa, ale prawdziwa w艂adza jest w r臋kach mama, miejs-
cowego kap艂ana. M臋偶czy藕ni ci posiadaj膮 dok艂adn膮 wiedz臋 o plemien-
nych zwyczajach. S膮 nie tylko szamanami czy znachorami, lecz jako
kap艂ani przejmuj膮 r贸wnie偶 zadania, kt贸re wype艂niaj膮 po wieloletniej
nauce w 艣wi膮tecznych rytua艂ach!"
Architektura Indian Kogi a niebo gwia藕dziste
W trakcie wieloletnich studi贸w profesor Reichel-Dolmatoff zorien-
towa艂 si臋, 偶e wszystkie budowle Indian Kogi mo偶na zrozumie膰 wy艂膮cz-
nie w kontek艣cie proces贸w zachodz膮cych w Kosmosie.
Je偶eli wznoszono taras, dom albo 艣wi膮tyni臋, to dzia艂o si臋 to nie tylko
wedle pradawnych za艂o偶e艅: Gdzie jest woda do picia? Gdzie jest 艣wiat艂o?
Gdzie jest cie艅? Nie - w obiekt "wbudowywano" r贸wnie偶 kosmiczne
zwi膮zki Indian Kogi z gwiazdami i kalendarzem.
Dla Indian Kogi Kosmos by艂 przestrzeni膮 o kszta艂cie jaja, okre艣lon膮
przez siedem punkt贸w: p贸艂noe, po艂udnie, zach贸d, wsch贸d, zenit, nadir
(punkt po przeciwnej stronie zenitu na sklepieniu nieba) oraz 艣rodek.
Wewn膮trz tak zdefiniowvanej przestrzeni znajduje si臋 dziewi臋膰 p艂asz-
czyzn, siedem 艣wiat贸w, z kt贸rych p艂aszczyzna 艣rodkowa - pi膮ta
- wyobra偶a nasz 艣wiat. Wed艂ug tego wzoru wszystkie 艣wi膮tynie i domy
obrz臋dowe Indian Kogi s膮 modelami Kosmosu.
W 艣rodku budowli obrz臋dowych znajduj膮 si臋 cztery okr膮g艂e p贸艂ki
- jedna nad drug膮. Na pi膮tej, na Ziemi, 偶yj膮 Indianie Kogi - cztery
pozosta艂e prowadz膮 symbolicznie do Ziemi -jako wizerunek Kosmosu.
S艂u偶膮c jako pomieszczenia do zgromadze艅 religijnych, 艣wi膮tynie
Indian Kogi s膮 te偶 obserwatoriami. S膮 urz膮dzone w ten spos贸b, 偶e
w ka偶dej chwili mo偶liwe jest dok艂adne okre艣lenie daty. Reiehel-Dol-
matoff podaje nast臋puj膮cy przyk艂ad:
M臋偶czy藕ni i kobiety mieszkaj膮 osobno. W ka偶dej wsi tego plemienia
wznosi si臋 wielki, okr膮g艂y dom m臋偶czyzn, z kt贸rego dachu wystrzela ku
niebu niczym drzewce chor膮gwi masywna strza艂a. Naprzeciwko, po
przek膮tnej, stoi - kobiety nie chc膮 by膰 przecie偶 za daleko od p艂ci
brzydszej - r贸wnie偶 okr膮g艂y dom kobiet. Ze szczytu dachu wystaj膮
dwie skrzy偶owane belki. Mi臋dzy belkami a strza艂膮 dochodzi do
symbolicznego aktu!
Dok艂adnie 21 marca, w pierwszy dzie艅 wiosny, strza艂a z domu
m臋偶czyzn rzuca d艂ugi cie艅 na ziemi臋 - cie艅 贸w le偶y precyzyjnie mi臋-
dzy cieniami skrzy偶owanych belek domu kobiet: phallus wchodzi do
vaginy, symbol wiosny, nasiona trzeba odda膰 ziemi.
W 艣rodku 艣wi膮tyni zwisaj膮ca od strza艂y na dachu gruba lina opada
przez cztery p艂aszczyzny docieraj膮c do pi膮tej - powierzchni Ziemi.
Arcykap艂an mamu jest przekonany, 偶e dzi臋ki tej linie ma bezpo艣redni
kontakt z kosmicznymi nauczycielami.
C贸偶 zatem wiemy? Dziewi臋cioletnie trwanie w ciemno艣ciach wyzwala
by膰 mo偶e w cz艂owieku zdolno艣ci telepatyczne, pozwalaj膮ce na nawi膮-
zanie kontakt贸w z istotami spoza Ziemi. Droga radiowa jest, jak
wiadomo, zbyt wolna dla komunikacji mi臋dzygwiezdnej. Najbli偶sza
Ziemi gwiazda sta艂a, Alfa Centauri, jest oddalona od niej o cztery lata
艣wietlne, czyli o 4 x 9,46 x 1012 km. Odpowied藕 na pytanie wys艂ane na
Alfa Centauri otrzymaliby艣my dopiero po o艣miu latach. Telepatia
wszak偶e jest r贸wnie szybka jak my艣l, tej za艣 nie kr臋puj膮 prawa czasu
i przestrzeni. Czy wiedza, jak膮 dysponuj膮 Indianie Kogi, sprawia, 偶e
zrozumia艂e dla nich staje si臋 to, co dla nas jest nie do poj臋cia?
Obiad i szcz臋艣liwy traf
Kiedy zako艅ezy艂em wyk艂ady w Teatro Libertador, wykorzysta艂em
czas na rozmowy z profesorem Soto i na wizyty w bibliotekach,
pomy艣la艂em sobie, 偶e zobacz臋 jednak Zaginione Miasto, o kt贸rego
budowniczych wiedzia艂em ju偶 tak wiele.
Ratunek nadszed艂 ze strony, do kt贸rej przymierzali艣my si臋 od trzech
miesi臋cy... a wszystko sprawi艂 szcz臋艣liwy przypadek.
Zaproszono mnie do Klubu Oficerskiego FAC. W centrum Bogoty
[ Fuerza Aerea Colombiana - kolumbijskie lotnictwo wojskowe. ]
lotnictwo wojskowe ma wspania艂膮 met臋. Jest to wyd艂u藕ony budynek,
stoj膮cy w wypiel臋gnowanym ogrodzie pe艂nym tropikalnych ro艣lin. Jest
tu te偶 basen p艂ywacki. Zaproszenie m贸wi艂o o obiedzie.
Od godziny trzynastej siedzia艂em, z dr. Forero u boku, rozwalony
na sofie obitej granatowym pluszem. Wzrokiem obejmowa艂em szereg
fotografii s艂ynnych boliwijskich lotnik贸w. Lecz ani to, ani wermut
zimny jak l贸d nie potrafi艂y wp艂yn膮膰 na m贸j 偶o艂膮dek, kt贸ry burcza艂
gniewnie, domagaj膮c si臋 po偶ywienia. Ko艂o czternastej pojawi艂 si臋 pu艂-
kownik Baer-Ruiz w jasnoniebieskim, eleganckim mundurze. Pierwsze
delikatne pr贸by dowiedzenia si臋, jak m贸g艂bym si臋 dosta膰 do d偶ungli
w okolicach Santa Marta, uton臋艂y w powitaniach innych lotnik贸w
i emerytowanych wojskowych, kt贸rzy przybywali tu jeden po drugim.
Kiedy ko艂o pi臋tnastej kroczyli艣my ku 艣wi膮tecznie nakrytemu sto艂owi,
m贸j 偶o艂膮dek wtr膮ca艂 si臋 - zachowywa艂 si臋 jak rozgniewany brzucho-
m贸wca - do ka偶dej rozmowy, a gadali艣my o Bogu, 艣wiecie i moich
ksi膮偶kach. "Jeszcze was dopadn臋", przyrzek艂em sobie w duchu i po
kilku kieliszkach wytrawnego chilijskiego bia艂ego wina zapyta艂em
g艂o艣no oniemia艂ych zebranych:
- Panowie, jak m贸g艂bym dotrze膰 do Buritaca 200?
Oficerowie spojrzeli na mnie bezradnie.
- Dok膮d? - zapyta艂 m艂ody kapitan.
Zrozumia艂em bez trudu, 偶e Buritaca 200 jest dla lotnik贸w poj臋ciem
doskonale pustym. S艂yszeli wprawdzie o Zaginionym Mie艣cie, lecz gdzie
ono si臋 znajduje, cho膰by w przybli偶eniu, nie wiedzia艂 literalnie nikt.
Dzi臋ki informacjom od profesora Soto, niedu偶y Szwajcar m贸g艂 wi臋c
teraz poda膰 zdumionym Kolumbijczykom dok艂adne po艂o偶enie geo-
graficzne ich atrakcji narodowej.
Czy jest szansa dostania si臋 tam 艣mig艂owcem, dopytywa艂em si臋
chytrze. Ka偶dy z oficer贸w dorzuci艂 tylko po kilka wyraz贸w do kaskady
hiszpa艅skich s艂贸w, kt贸rej nie by艂em w stanie ogarn膮膰. W ko艅cu
pu艂kownik Baer-Ruiz poinformowa艂 mnie, 偶e moj膮 pro艣b臋 mo偶e
rozpatrzy膰 tylko dow贸dca lotnictwa wojskowego genera艂 Paredes
Diago - kt贸ry niestety dopiero wczoraj wr贸ci艂 z dziesi臋ciodniowej
podr贸偶y do USA i jest tak zawalony terminami, 偶e chyba nie by艂by
w stanie mnie obecnie przyj膮膰. Ma艅ana.
- Szkoda - powiedzia艂em, trac膮c ostatni膮 nadziej臋. Jak dotrze膰
do d偶ungli bez profesora Soto i dw贸ch maesi臋cy oczekiwania?
Przy obowi膮zkowej kawie i brandy moje czujne uszy zarejestrowa艂y
fakt, 偶e genera艂 Paredes Diago interesuje si臋 moimi ksi膮偶kami... i jest
nami臋tnym kolekcjonerem fajek.
Kolekcjonerem fajek! W g艂owie b艂ysn臋艂a mi pewna my艣l.
Od kiedy trafi艂em na patentowy model, kt贸ry nie wymaga uci膮偶-
liwego czyszczenia stale brudnymi palcami, pal臋 przy pracy czy przy
szachach fajk臋 przeznaczon膮 dla leniwych palaczy. Fajka ta nie ma
zagi臋tej ku g贸rze klasycznej g艂贸wki! Tyto艅 mie艣ci si臋 w rozszerzonym
przed艂u偶eniu ustnika, w zamkni臋tym siateczk膮 pojemniku, kt贸ry z 艂at-
wo艣ci膮 opr贸偶nia si臋 do popielniczki po lekkim naci艣ni臋ciu. Z kieszeni
wyj膮艂em fabrycznie nowy egzemplarz.
- Czy genera艂 Paredes Diago zna taki rodzaj fajki?
Pu艂kownik Baer-Ruiz zainteresowa艂 si臋. Roz艂o偶y艂em fajk臋 na cz臋艣ci,
z艂o偶y艂em z powrotem i poprosi艂em, aby zechcia艂 przekaza膰 j膮 panu
genera艂owi z wyrazami szacunku ode mnie i powiedzie膰, 偶e jest jedy-
nym cz艂owiekiem w Kolumbii, kt贸ry mo偶e mi pom贸c w rozwi膮zaniu
drobnego problemu.
Pu艂kownik Baer-Ruiz zadzwoni艂 do mnie nazajutrz z rana: genera艂
Paredes Diago oczekuje mnie o szesnastej w kwaterze g艂贸wnej FAC.
Dr Forero towarzyszy艂 mi tak偶e i w trakcie tej wizyty.
Kwatera g艂贸wna znajduje si臋 na peryferiach Bogoty. Jest to nowo-
czesny budynek ze szk艂a, betonu i stali. Nasze rzeczy zosta艂y prze-
szukane, my sami obmacani. Kiedy oddali艣my dokumenty, kapral
przymocowa艂 nam do piersi tabliczki z numerami -jedyne odznaczenie
wojskowe, jakie kiedykolwiek nosi艂em.
W drodze do biura genera艂a, obok gablot z modelami samolot贸w
wszystkich rocznik贸w, 艣ledzi艂y nas, cywil贸w, taksuj膮ce spojrzenia
oficer贸w czekaj膮cych na wyznaczone spotkanie. Tylko kwadrans
siedzieli艣my w sekretariacie, a potem drzwi do pokoju naj艣wi臋tszego
stan臋艂y przed nami otworem.
Genera艂 Paredes Diago, kt贸ry mia艂 po pi臋膰 z艂otych gwiazdek na
pagonach, wsta艂 zza biurka trzymaj膮c w r臋ku moj膮 fajk臋. Zaprosi艂
nas zaraz do niszy, gdzie ordy`nans poda艂 kaw臋. Moje biedne serce!
Mimochodem da艂em genera艂owi hiszpa艅skie wydanie mojej ksi膮偶ki
Prorok przesz艂o艣ci (Prophet der Vergangenheit), opatrzone dedykacj膮.
Wiedz膮c o braku czasu genera艂a, szybko wy艂uszczy艂em moj膮 pro艣b臋
- chodzi mi o przelot helikopterem do Buritaca 200.
Genera艂 patrzy艂 na mnie przez chwil臋 z namys艂em, potem nacisn膮艂
guzik wzywaj膮c adiutanta.
- Jak膮 jednostk臋 mamy w Santa Marta?
- 5. Batalion Piechoty Cordova, panie generale! - odpowiedzia艂
m艂ody oficer tak szybko, jakby strzela艂 z pistoletu.
- Prosz臋 si臋 natychmiast dowiedzie膰, czy batalion ma helikopter
i czy pojutrze maszyna mog艂aby wykona膰 zadanie specjalne?
Gdzie艣 z sufitu zachrypia艂 g艂o艣nik. Genera艂 odpowiedzia艂 przez mik-
rofon. Nie rozumia艂em ani s艂owa. Genera艂 skin膮艂 mi g艂ow膮 i znikn膮艂. Dr
Forero podni贸s艂 kciuk: wygra艂em!
Po paru minutach genera艂 wr贸ci艂 i wr臋czy艂 mi kopert臋 偶ycz膮c szcz臋-
艣cia i sukces贸w.
W taks贸wce przeczyta艂em tekst podyktowany przez genera艂a:
FUERZA AEREA COLOMBIANA
Se艅or Teniente Coronel Hector Lopez Ramirez
Commandante Batall贸n de Infanteria No 5 Cordova Santa Marta
El se艅or ERICH VON DAENIKEN esta autorizado por este Comando
para efectuar un vuelo en Helic贸tero Hughes que se encuentra en esa
Unidad, de la ciudad de Santa Marta a la ciudad perdida.
Cordial saludo.
General Raul Alberto PAREDES DIAGO
Comandante Fuerza A'erea
Hector Lopez Ramirez
Dow贸dca 5. Batalionu Piechoty Cordova Santa Marta
Pan Erich von Daniken jest upowa偶niony niniejszym rozkazem do
odbycia lotu helikopterem Hughes, b臋d膮cym na wyposa偶eniu waszej
jednostki, z Santa Marta do Zaginionego Miasta.
Prawie u celu: gdzie le偶y Zaginione Miasto?
Po艂udniowym rejsem linii lotniczych Colombiana przylecia艂em na-
zajutrz do Santa Marta i zamieszka艂em tu偶 nad morzem w hotelu
"Irotama", kt贸ry dobre czasy mia艂 ju偶 za sob膮. Pr贸bowa艂em jako艣
rozrusza膰 telefon, ale nie uda艂o mi si臋 dodzwoni膰 pod numer pu艂kow-
nika Ramireza. O pi膮tej po po艂udniu cz艂owiek nie ma czego szuka膰.
Tak jest w wojsku na ca艂y艂m 艣wiecie. Ma艅anu.
W pi膮tek, 21 sierpnia o 5:30 kaza艂em si臋 zawie藕膰 do 5. Batalionu
Piechoty. Zanim wyjawi艂em swoj膮 spraw臋, przy wej艣ciu obszuka艂o mnie
jak trzeba - dw贸ch 偶o艂nierzy z pistoletami maszynowymi. Na
szcz臋艣cie generalski rozkaz, kt贸rym zamacha艂em, podzia艂a艂 jak zakl臋cie
"sezamie otw贸rz si臋", ale do wiadomo艣ci przyj膮艂 go marszcz膮c czo艂o
dopiero jaki艣 cywil w sekretariacie szefa. Niespodzianek nie lubiano tu
tak偶e o poranku. Cywil znikn膮艂 bez s艂owa w biurze obok.
Na skutek du偶ej wilgotno艣ci powietrza ju偶 rano wszystko, co
mia艂em na sobie, by艂o mokre. Usiad艂em na drewnianej 艂awce, zwil-
gotnia艂膮 chustk膮 do nosa otar艂em pot kapi膮cy mi z czo艂a i czeka艂em.
Cywil wr贸ci艂, usiad艂 przy biurku. Milcza艂. Oczekiwanie zdawa艂o si臋 nie
mie膰 ko艅ca. Czy tak blisko celu zdarzy si臋 jeszcze jaka艣 przeszkoda?
B臋d臋 tu siedzia艂 - w milczeniu, ale uparcie. Nie ust膮pi臋, zanim rozkaz
genera艂a nie stanie si臋 rzeczywisto艣ci膮. Basta.
- Basta ! - powiedzia艂 r贸wnie偶 m艂ody cz艂owiek w zielonym mun-
durze, kt贸ry pojawi艂 si臋 nagle i po niezobowi膮zuj膮cym skinieniu g艂ow膮
opar艂 o 艣cian臋 skrzy偶owawszy r臋ce na piersi. Na klapce prawej kieszonki
ujrza艂em wyhaftowany srebrem napis: FUERZA AEREA COLOM-
BIANA. Lotnik w piechocie?
To by艂 na pewno pilot mojego helikoptera! Zagadn膮艂em go.
Nazywa si臋 Hernando, powiedzia艂, i ma polecie膰 helikopterem do
Zaginionego Miasta z niejakim panem Erichem von Danikenem,
tymczasem nie ma zielonego pojgcia, gdzie to w og贸le jest; a na dobitk臋
pogoda jest niezbyt sprzyjaj膮ca dla tak ma艂ej maszyny. Poza tym
艣mig艂owiec zabiera paliwa tylko na dwie i p贸艂 godziny lotu, nie ma
wi臋c czasu na szukanie drogi - trzeba zawraca膰, je艣li po godzinie i kwa-
dransie nie znajdzie si臋 tego cholernego miasta.
Hernando nie grzeszy艂 optymizmem. Rzeczowo opowiedzia艂, jakie
trudno艣ci maj膮 piloci z w艂a艣cicielami okolicznych plantacji marihuany,
kt贸rzy ca艂kiem s艂usznie obawiaj膮c si臋, 偶e lotnicy wojskowi odkryj膮 ich
uprawy, nie wahaj膮 sie strzela膰 do samolot贸w. Nie raz zestrzelono
samolot ogniem z d偶ungli, nigdy nie s艂yszano potem o za艂odze. Santa
Marta jest o艣rodkiem handlu marihuan膮, miastem, w kt贸rym 偶ycie
ludzkie przestawa艂o mie膰 warto艣膰, gdy tylko chodzi艂o o narkotyk.
W niezwykle kr贸tkim czasie ludzie zarabiali tu fortuny, kt贸re nap臋dza艂y
inflacj臋. Moralno艣膰 zesz艂a na psy, strzelaniny by艂y na porz膮dku
dziennym. "Z艂oto z Santa Marta" osi膮ga艂o najwy偶sze ceny na rynkach
mi臋dzynarodowych jako marihuana o najwi臋kszej zawarto艣ci nar-
kotyku.
Poniewa偶 m臋偶czy藕ni przybrali nagle s艂u偶bow膮 postaw臋, zorientowa-
艂em si臋, 偶e oficerem, kt贸ry otworzy艂 drzwi i zajrza艂 do 艣rodka, by艂 pu艂-
kownik Ramirez. Zerwa艂em si臋 jak 艂asica, wymieni艂em swoje nazwisko,
przez chwil膮 znosi艂em badawczy wzrok a w ko艅cu zosta艂em mi艂o
poproszony, abym usiad艂. Podano oczywi艣cie kaw臋. By艂 to jeden z tych
gatunk贸w tego napoju, kt贸ry gdy si臋 go "za偶yje" rano, to cz艂owiek
dochodzi do siebie dopiero wieczorem. Hernando przedstawi艂 swoje
problemy. Ale Ramirez zaraz mu przerwa艂:
- Czy kto艣 w batalionie wie, gdzie dok艂adnie le偶y Zaginione Miasto?
Ramirez wyda艂 przez interkom rozkaz, roz艂o偶y艂 na stole wojskowe
mapy i wskaza艂 na soczy艣cie zielone kwadraty:
- To na pewno gdzie艣 tu!
Na moj膮 uwag臋, 偶e miasto jest nad rzeczk膮 Buritaca, Hernando
chrz膮kn膮艂, 偶e gdybym zna艂 d偶ungl臋, to bym wiedzia艂 偶e nie da si臋 tam
wyl膮dowa膰, mog臋 sobie co najwy偶ej wyskoczy膰 albo spu艣ci膰 si臋 na
linie z helikoptera. Nie mia艂em na to wcale ochoty, stwierdzi艂em wi臋c
ch艂odno i rzeczowo:
- Mo偶e pan l膮dowa膰 w sercu d偶ungli na tarasach, zbudowanych
przed ponad tysi膮cem Lat!
Od profesora Soto wiedzia艂em, 偶e w艂a艣nie t膮 drog膮 dostaje si臋 on na
teren wykopalisk.
- Tak pan s膮dzi? - Pu艂kownik spojrza艂 na mnie sceptycznie.
- Wiem o tym...
Zameldowa艂 si臋 kapral, niew膮tpliwie Indianin z pochodzenia.
- Byli艣cie w Zaginionym Mie艣cie? - zapyta艂 Ramirez.
- Si! Serior Commandante! - rozpromieni艂 si臋 Indianin i uderzy艂
dumnie w pier艣.
- To polecicie!
A偶 do tej chwili nie wiedzia艂em, 偶e czerwonosk贸rzy mog膮 robi膰 si臋
bladzi. Kapral prze偶egna艂 si臋, jego promieniej膮ca przed chwil膮 twarz
zwi臋d艂a nagle i zszarza艂a na popi贸艂.
Lot do d偶ungli
Hernando, kapral-Indianin, in偶ynier pok艂adowy i ja - wszyscy
wsiedli艣my do czteromiejscowego 艣mig艂owca, kt贸ry z og艂uszaj膮cym
ha艂asem przelecia艂 nad Santa Marta i skierowa艂 si臋 wzd艂u偶 zalesio-
nego wybrze偶a do uj艣cia doliny Buritaca.
Miejscowych ludzi nazywa si臋 tu b艂臋dnie Indianami. Pomy艂ka po-
chodzi jeszcze od Kolumba, kt贸remu do ko艅ca 偶ycia wydawa艂o si臋, 偶e
odkry艂 Indie. Siedz膮cy ko艂o mnie Indianin wo艂a艂, rycza艂 co艣 do mnie, ja
nic nie rozumia艂em, kiwn膮艂em mu wi臋c g艂ow膮 - dopiero potem
zobaczy艂em, 偶e Hernando pokazuje co艣 przed nami. Niskie chmury
przywar艂y do koron olbrzyrnich drzew. Gdzie艣 tam jest facet uprawia-
j膮cy marihuan臋, ale gorsza od niebezpiecze艅stwa, 偶e zacznie do nas
strzela膰, by艂a mo偶liwo艣膰 zab艂膮dzenia - nie istnia艂y 偶adne punkty
orientacyjne. Z g贸ry zielone piek艂o wygl膮da艂o jak gigantyczny czar-
no-zielony kalafior. G臋sty. Nie do przebycia.
Helikopter wszed艂 w ostry zakr臋t i wtedy ujrza艂em pierwszy taras,
a potem drugi i trzeci. Dostrzeg艂 je te偶 Hernando i rzuci艂 mi kr贸tkie
spojrzenie pe艂ne uznania. Zr臋cznie posadzi艂 Hughesa na najwy偶szym
tarasie. Nie wy艂膮czy艂 jednak silnika. Wirnik rozp臋ta艂 huragan w stoj膮-
cym powietrzu. Hernando chcia艂 od razu lecie膰 z powrotem - nie
wierzy艂 pogodzie.
- A wi臋c umawiamy si臋 tu za pi臋膰 godzin! - krzykn膮艂em do niego
wzni贸s艂szy r臋k臋 z rozcapierzonymi pi臋cioma palcami.
- Okay! Za pi臋膰 godzin! - odwrzasn膮艂 wskazuj膮c kciukiem na
taras, na kt贸rym stali艣my.
Helikopter wzni贸s艂 si臋 pionowo, ha艂as silnika zdawa艂 si臋 klei膰 do
drzew i lian. Kiedy wszystko umilk艂o, przez kilka sekund nad d偶ungl膮
wisia艂a zupe艂na cisza, dopiero po chwili zwierz臋ta otrz膮sn臋艂y si臋 z szoku
po ha艂a艣liwej wizycie. Ma艂py zacz臋艂y si臋 przekrzykiwa膰, ptaki gaworzy膰
a niewidoczne zwierz臋ta wrzeszcze膰. I ca艂y czas ci膮gn膮艂em za sob膮
brz臋czenie moskit贸w, kt贸re okaza艂y si臋 do mnie bardzo przywi膮zane. Po
saunie d偶ungli biega艂bym najch臋tniej w stroju Adama, tyle 偶e moskity
przypomnia艂y mi w najmniej przyjemny spos贸b o tym, 偶e nie znajduj臋 si臋
w raju. Gdzie艣 przeczyta艂em, 偶e istnieje oko艂o 1,5 miliona gatunk贸w
owad贸w. Wi臋kszo艣膰 przebywa zapewne w Buritaca.
Mi艂a niespodzianka
Zagubiony sta艂em w Zaginionym Mie艣cie, by膰 mo偶e jako pierwszy
Europejczyk - na pewnojednak 偶aden Europejczyk nie robi艂 tu jeszcze
zdj臋膰 i nie opisywa艂 tego miejsca.
Jestem cz艂owiekiem przedsi臋biorczym, ale nie bohaterem. Niech臋tnie
i z odraz膮 pakuj臋 si臋 w niejasne sytuacje. A teraz zadawa艂em sobie
pytania: Co b臋dzie, je偶eli za pi臋膰 godzin pogoda nie pozwoli na l膮do-
wanie helikoptera? Co b臋dzie, je偶eli jedyny helikopter zepsuje si臋 po
drodze? Co b臋dzie, je艣li Hernando otrzyma wa偶ny rozkaz i nie przyleci?
Mo偶liwo艣膰 nocowania tutaj wcale nie stanowi艂a r贸偶owej perspektywy.
Co robi膰? Zarzuci艂em aparaty fotograficzne na rami臋 i zszed艂em o taras
ni偶ej.
Naprzeciw, na stromym zboczu - mi臋dzy g臋stwin膮 d偶ungli, cedrami,
drzewami orzechowymi, eukaliptusami, drzewami awokado, drzewami
kauczukowymi, palmami, paprociami, sta艂 poro艣ni臋ty lianami drew-
niany barak! To na pewno obozowisko archeolog贸w. Ale na moje
wo艂ania nie by艂o odpowiedzi. B贸g jeden wie, gdzie haruj膮 dzi艣 ludzie,
偶eby powstrzyma膰 d偶ungl臋 przed powt贸rnym wtargni臋ciem w ruiny. Na
pewno widzieli i s艂yszeli helikopter.
Jakby spod ziemi wyro艣li przede mn膮 nagle dwaj 偶o艂nierze w zielo-
nych mudurach polowych w czerwonawobr膮zowe plamy, jeden z kara-
binem, drugi z pistoletem.
- Buenos dias, se艅ores! - zawo艂a艂em, ale ich 艣niade twarze nie
wyra偶a艂y nic. W chlebaku mia艂em jeszcze otrzymane w samolocie
Lufthansy dwa cygara w metalowych opakowaniach, da艂em je 偶o艂-
nierzom. Powiedzieli: Gracias! - i poszli dalej. Nie byli rozmowni.
W ka偶dym razie wiedzia艂em, 偶e gdzie艣 w tej zielonej cieplarni s膮 ludzie.
Powoli schodzi艂em szerokimi na dobre p贸艂tora metra schodami,
prowadz膮cymi w niesko艅czono艣膰. Co chwila si臋 odwraca艂em i ze
zdumieniem stwierdza艂em, 偶e wci膮偶 wida膰 elipsoida艂ny tara艣, na kt贸rym
wyl膮dowali艣my. Im znajdowa艂em si臋 ni偶ej, tym wyra藕niejsze by艂o, 偶e
najwy偶sza platforma znajdowa艂a si臋 na ni偶szej, kt贸ra z kolei spoczywa艂a
na trzeciej, ta za艣 na czwartej i tak dalej. Sztuczne kamienne plateau
wznosi艂y si臋 a偶 do szczytu niczym niezwyk艂y tort urodzinowy.
Czy偶bym mia艂 halucynacje? Na poro艣ni臋tej, wy艂o偶onej mchem dro-
dze ujrza艂em dwie urocze dziewczyny. Jedna - w d艂ugich szerokich
spodniach i lu藕nej zielonej bluzie, z kr臋conymi w艂osami w nie艂adzie
- podesz艂a do mnie z u艣miechem i podaj膮c r臋k臋 powiedzia艂a:
- Nazywam si臋 Sylwia. Witam w Buritaca 200!
Druga amazonka - w niebieskich d偶insach, uwydatniaj膮cych jej
apetyczne kszta艂ty, z szerokim paskiem na biodrach i w s艂omianym
kapeluszu z szerokim rondem - wydawa艂a mi si臋 nieco starsza od
pierwszej, ale c贸偶 to znaczy dla tak m艂odych kobiet. Sylwia by艂a
archeologiem, a Margarita, bo tak nazywa艂a si臋 m艂oda dama, archi-
tektem - i ju偶 od p贸艂 roku pracowa艂a w zespole archeolog贸w.
Moje anio艂y d偶ungli bez skr臋powania poprosi艂y o papierosa -jedyn膮
rzecz, jakiej im brakowa艂o do szcz臋艣cia. Zaproponowa艂em wi臋c wszyst-
ko, co mia艂em do palenia. Mnie natomiast do szcz臋艣cia brakowa艂o
w艂a艣nie dw贸ch takich dziewczyn, do tego m贸wi膮cych doskonale po
angielsku. Udzielaj膮c rzeczowych wyja艣nie艅 poprowadzi艂y mnie wy艂o-
偶on膮 kamieniami drog膮 przez najprawdziwsz膮 d偶ungl臋, las tropikalny.
Wilgotno艣膰 powietrza waha si臋 tu mi臋dzy 60 a 95%. Kiedy si臋 pstryknie
palcami, prawie zaczyna pada膰.
Buritaca 200 le偶y po obu brzegach rzeczki, kt贸ra nada艂a miastu
imi臋, przytulone do w膮woz贸w wznosz膮cej si臋 na 3055 m Cerro Corea.
Budowlami s膮 wielopi臋trowe tarasy - wzniesione wzd艂u偶 szerokiej
drogi. G艂贸wne wej艣cie do miasta znajduje si臋 na wysoko艣ci 900 m. Od
ko艅ca jednego z w膮woz贸w strome schody o nachyleniu 50艡 i d艂ugo艣ci
1100 m prowadz膮 w g贸r臋 do wielkich, p艂askich taras贸w. Wydaje si臋,
偶e centrum miasta by艂o na g贸rze: 26 wi臋kszych i mniejszych taras贸w,
zagnie偶d偶aj膮cych si臋 w sobie i wyrastaj膮cych jeden z drugiego a maj膮-
cych powierzchni臋 od 50 do 880 m2, wznosi si臋 na wielk膮 wysoko艣膰.
Ods艂oni臋to je w 1976 roku - kator偶nicza praca.
Czym by艂o naprawd臋 Buritaca 200?
Skomplikowane warunki topograficzne narzuci艂a natura. Dlatego
dawni architekci dla splantowania powierzchni pod wznoszone budow-
le musieli metr po metrze wyr贸wnywa膰 g贸ry. Kasowano urwiska
wype艂niaj膮c je kamieniami, ziemi膮 i podpieraj膮c murami oporowymi.
Mury mia艂y od 60 cm do 10 m wysoko艣ci! Archeolodzy odkryli system
kanalizacyjny, zintegrowany z murami i tarasami, kt贸ry mimo sta艂ej
wilgoci i przypominaj膮cych potop opad贸w deszczu utrzymywa艂 贸w
pot臋偶ny kompleks w stanie wzgl臋dnie suchym.
Margarita o艣wiadczy艂a, 偶e archeolodzy podzielili z grubsza zabyt-
kowy zesp贸艂 na cztery sektory. W sektorze pierwszym znaleziono resztki
takich przedmiot贸w codziennego u偶ytku jak 偶arna do mielenia kukury-
dzy, w drugim ceramik臋 - miski, wazy i naczynia sto艂owe, w trzecim
- przedmioty ceremonialne jak wspania艂e niewielkie fujarki, w czwar-
tym przedmioty kultowe - pier艣cienie kap艂a艅skie, figurki b贸stw
i przedmioty wk艂adane zmar艂ym do grob贸w.
Mimo tych znalezisk archeolodzy, a przede wszystkich ich szef Soto
Holguin, stoj膮 przed zagadk膮. Nikt nie wie, czym by艂o naprawd臋
Buritaca 200. Olbrzymi膮 艣wi膮tyni膮, zorientowan膮 wed艂ug stron nieba,
wed艂ug kalendarza? Miastem kap艂an贸w, w kt贸rym jak w kolosalnym
klasztorze mieszkali tylko wybra艅cy? Miastem-sypialni膮, gdzie no-
cowa艂o 300 tys. Indian, aby dzie艅 w dzie艅 i艣膰 gdzie indziej do pracy?
Czy by艂 to kompleks militarny, twierdza?
Ekologiczny cud
Wszyscy s膮 zgodni tylko co do jednego - 偶e w艣r贸d budowniczych
tych miast byli architekci z szerokimi perspektywami oraz in偶ynierowie
o wielkich umiej臋tno艣ciach. Koncepcja zdradza pot臋g臋 perspektyw,
bo przecie偶 siedliska w Sierra Nevada nie mog艂y by膰 dzie艂em jednej
generacji. Gigantyczne rozmiary pozwalaj膮 na wyci膮gni臋cie wniosku, 偶e
plan ca艂o艣ci istnia艂 zanim ruszono pierwszy kamie艅. W przedsi臋wzi臋ciu
tym brali udzia艂, co najmniej jako doradcy, r贸wnie偶 astronomowie,
wykazano bowiem, 偶e niekt贸re tarasy s膮 zorientowane wed艂ug gwiazd.
Fachow膮 wsp贸艂prac臋 in偶ynier贸w wida膰 po doskona艂ym systemie ekolo-
gicznym: do dyspozycji by艂o wprawdzie niewiele roli, uprawiano jed-
nak kukurydz臋, fasol臋, maniok i kartofle dla 300 tys. Indian - nie
degraduj膮c przy tym 艣rodowiska.
Aby m贸c oceni膰 ca艂e znaczenie tego osi膮gni臋cia, trzeba wiedzie膰, co
dzia艂o si臋 w rejonie Santa Marta do 1975 r., zanim Sierra Nevada
znalaz艂a si臋 pod ochron膮 pa艅stwa. Ludno艣膰 portowego miasta i s艂yn-
nego k膮pieliska Santa Marta ros艂a w przera偶aj膮cym tempie, wylewa艂a
si臋 poza jego granice, docieraj膮c do zboczy Sierra Nevada. Wypalano
d偶ungl臋, na urodzajnej ziemi przez kilka lat uprawiano kartofle
i banany, przy gorszych zbiorach posuwano si臋 dalej w d偶ungl臋,
pozostawiaj膮c po sobie blizny cywilizacji. Tu, na tym terenie, od
kwietnia do listopada prawie ka偶dego dnia pada deszcz, ziemia
pozbawiona ochronnego parasola i korzeni drzew tropikalnych ulega
bardzo szybkiej erozji. Gleba wysycha i w ci膮gu kilku lat staje si臋
nieurodzajna. Jeszcze dzi艣 obszar wok贸艂 Santa Marta stanowi smutne
艣wiadectwo gospodarki rabunkowej, prowadzonej do 1975 roku przez
dzikich osadnik贸w. Ruina.
Zdarzy艂o si臋 to w stosunkowo kr贸tkim czasie. A przecie偶 Taironowie
偶yli w swoich miastach prawie tysi膮c lat i wytwarzali wielkie ilo艣ci
produkt贸w rolnych, nie niszcz膮c przy tym d偶ungli. W jaki spos贸b
rozwi膮zywali problemy ekologiczne i rolnicze? Profesor Soto tak
odpowiedzia艂 mi na to pytanie:
"Aby stworzy膰 to, co stworzono w Buritaca 200, musia艂a istnie膰
organizacja spo艂eczna, r贸偶ni膮ca si臋 od innych. Taironowie musieli
zna膰 i stosowa膰 szczeg贸ln膮 wiedz臋. Ludzie ci byli wszystkim tylko
nie prymitywami, a 艣wiat wsp贸艂czesny m贸g艂by si臋 od nich uczy膰.
Niszczymy lasy tropikalne rabunkow膮 gospodark膮 i wci膮偶 powoduje-
my nowe kryzysy 艣rodowiska. O tym, 偶e mo偶na post臋powa膰 zupe艂nie
inaczej, dowiedli budowniczowie tych siedlisk".
脫smy cud 艣wiata
Z pocz膮tku my艣la艂em, 偶e najwy偶szy taras powsta艂 za spraw膮 przypad-
ku - przez spi臋trzenie kamiennych p艂yt. Powiedzia艂em o tym r贸wnie偶
Sylvii i Margaricie, ale one zwraci艂y mi uwag臋 na fakt, 偶e znajdowa艂em
si臋 przecie偶 w celowo dziwacznie wymodelowanej okolicy - w okolicy
pe艂nej kamiennych kr臋g贸w, 艂ukowatych mur贸w, elips, wie偶yczek,
schod贸w i dr贸g. W nie daj膮cej si臋 opisa膰 gmatwaninie form, jakie nie
przysz艂yby do g艂owy nawet takiemu arty艣cie jak Pablo Picasso w naj-
odwa偶niejszym okresie przetwarzania rzeczywisto艣ci przedmiotowej
w struktury geometryczne.
Sylvia podnios艂a zas艂ony z lian otwieraj膮c widok na dalsze nie-
spodzianki, rozci膮gaji膮ce si臋 w d贸艂 zbocza ku rzeczce Buritaca i po艂o偶one
na stromych zboczach jej drugiego brzegu. Dok膮dkolwiek prowadzi艂a
droga w niezrozumia艂膮 przesz艂o艣膰, wci膮偶 szli艣my po gruncie wyr贸w-
nanym r臋k膮 ludzk膮. "Wisz膮ce ogrody" Semiramidy w Babilonie s膮
uwa偶ane za si贸dmy cud 艣wiata. Apeluj臋, aby Buritaca 200 zosta艂a
uznana za 贸smy.
Dziewcz臋ta widzia艂y, jak z jednego zdumienia przechodz臋 w drugie.
M贸j aparat pstryka艂. Je艣li udowodni臋 fotografami, co widzia艂em,
nikt nie b臋dzie m贸g艂 umniejszy膰 mojego opisu tego widoku, jedynego
w swoim rodzaju. Gdy tylko odsuwa艂em zas艂aniaj膮cy pole widzenia
olbrzymi li艣膰 drzewa kauczukowego, widzia艂em kolejne pot臋偶ne, zbu-
dowane z precyzj膮 mury i drogi. Mi臋dzy pouk艂adanymi kamieniami
przeciska艂y si臋 z niszczycielsk膮 si艂膮 tropikalnej fauny grube drzewa
s艂oni贸wki wielkoowocowej, wawrzynu szlachetnego, cedr贸w i paproci
we wszystkich odcienaach zieleni. By艂a to zupe艂na pl膮tanina: labirynt jak
z encyklopedii - z myl膮cymi dr贸偶kami i nieogarnionymi skrzy偶owania-
mi. Patrzy艂em w g贸r臋, w d贸艂, w prawo, w lewo - a wok贸艂 mnie wci膮偶
pojawia艂y si臋 coraz to nowe platformy. Kiedy wydawa艂o mi si臋, 偶e stoj臋
na ziemi, by艂a to ziemia wyr贸wnana w spos贸b sztuczny.
W my艣lach wyobrazi艂em sobie ow膮 odleg艂膮 przesz艂o艣膰, kiedy to na
najwy偶szym tarasie kap艂ani oddawali cze艣膰 bogom, kiedy tarasy by艂y
otoczone przez tysi膮ce Indian, kiedy ze wszystkich platform wznosi艂y si臋
ku niebu dymy ofiar ca艂opalnych jednocz膮c si臋 z modlitwami, kiedy
mama pozostawali w wewn臋trznym kontakcie z Kosmosem. Je艣li si臋
pu艣ci wodze fantazji, pozwalaj膮c ujrze膰 oczami wyobra藕ni, jak wy-
gl膮da艂o to wszystka niegdy艣, je艣li znikn膮 drzewa rosn膮ce teraz na
zboczach, w贸wczas stanie nam przed oczyma obraz tej okolicy o utopij-
nym wygl膮dzie. Przysz艂y mi do g艂owy s艂owa profesora Soto: "Ca艂o艣膰
mia艂a pewien plan, wielki plan, nie wiemy tylko, czego to by艂 plan!"
G艂az ponad dwumetrowej wysoko艣ci sta艂 owini臋ty w plastyk.
- Co to jest? - spyta艂em.
Sylvia i Margarita odwi膮za艂y sznury i 艣ci膮gn臋艂y ochronne nakrycie
z olbrzyma. Przede mn膮 sta艂 monolit z wieloma wyrytymi liniami,
przecinaj膮cymi si臋 pod k膮tem prostym.
- Co to jest? - powt贸rzy艂em.
Sylvia odpowiedzia艂a:
- Indianie m贸wi膮, 偶e to plan tego kompleksu.
- A wi臋c co艣 jakby plan miasta?
Dziewczyny skin臋艂y g艂owami, zaznaczy艂y jednak od razu, 偶e profesor
Soto 偶ywi co do tego pewne w膮tpliwo艣ci. Kaza艂 owin膮膰 kamie艅, aby
ochroni膰 go przed wietrzeniem - z nadziej膮, 偶e kiedy艣 ods艂oni on swoj膮
tajemnic臋 przed naukowcami.
Wodotryski
Nieopisane odg艂osy d偶ungli zag艂uszy艂 nagle szum wody, kt贸rej jednak
nigdzie nie by艂o wida膰. Sylvi臋 i Margarit臋 rozbawi艂o moje zdumienie,
a potem razem odsun臋艂y 偶aluzj臋 lian: z urwiska spada艂 wodospad, woda
wpada艂a w zgrabnie zbudowan膮 kamienn膮 rynn臋, a nast臋pnie p艂yn臋艂a
porz膮dnym kana艂em obok kolistej platformy.
Kiedy pomy艣le膰, 偶e rejon tak obfituj膮cy w tropikalne deszcze by艂
osuszany, ro艣nie bezgraniczny respekt wobec projektant贸w. Znam
s艂ynne tarasy ry偶owe w g贸rach Filipin, a tak偶e strome tarasy do uprawy
roli w Machu Picchu w Peru. Ani jednego, ani drugiego nie mo偶na
por贸wnywa膰 z Buritaca 200.
Tu nie stosowano - jak w Tiahuanaco i Puma Punku w Boliwii al-
bo w Sacsayhuaman w Peru - monolit贸w o ogromnym obwodzie,
a jednak poruszono miliony metr贸w sze艣ciennych kamieni, bo okaza-
艂o si臋, 偶e wszystkie zbocza s膮 wzmocnione sztucznie. Po pierwszych
znaleziskach rozpocz臋艂o narasta膰 ogromne zdumienie, kt贸re towarzyszy
zawsze pocz膮tkom wielkich odkry膰. Buritaca 200 wci膮偶 b臋dzie nam
dostarcza膰 nowych niespodzianek.
Nagle wyjce i ptaki zamilk艂y. Od zboczy zacz膮艂 odbija膰 si臋 warkot
helikoptera. Min臋艂o pi臋膰 godzin.
Sylvia, Margarita i ja po艣pieszyli艣my w膮sk膮 drog膮, a nast臋pnie
schodami na taras s艂u偶膮cy za l膮dowisko. Bez dziewcz膮t zab艂膮dzi艂bym
jak amen w pacierzu.
Hernando rozmawia艂 z 偶o艂nierzami, kt贸rzy powitali mnie tak in-
tensywnym milczeniem. Wyj膮艂em z toreb wszystko, co nie by艂o mi
koniecznie potr2ebne i odda艂em dziewcz臋tom, kt贸re tak mi pomog艂y
- lekk膮 wiatr贸wk臋 NASA, spray na owady, plaster, dynamolatark臋,
dwa 艣rubokr臋ty i ta艣m臋 miernicz膮. W d偶ungli wszystko mo偶e si臋
przyda膰.
Helikopter wzni贸s艂 si臋, zrobv艂 p臋tl臋 tu偶 nad koronami drzew i pole-
cia艂 w kierunku morza. Nasze l膮dowisko oddala艂o si臋 coraz bardziej,
a w ko艅cu poch艂on臋艂a je d偶ungla.
Starsi i m艂odsi bracia
Profesor Soto powiedzia艂 mi, 偶e Indianie Kogi uwa偶ali si臋 - jak ich
przodkowie, Taironowie - za "starszych braci" na naszej planecie.
Pozostali ludzie s膮 dla nich "m艂odszymi bra膰mi", bo to prakap艂ani
Tairon贸w przynie艣li 偶ycie z Kosmosu do ich kraju.
Taironowie mieli niegdy艣 wielk膮 kultur臋. Dlaczego Indianie Kogi
ubieraj膮 si臋 dzi艣 tak n臋dznie? Dlaczego nie wykonuj膮 ju偶 przedmiot贸w
ze z艂ota, dlaczego nie prz臋d膮 nici i nie tkaj膮 kunsztownych tkanin?
Dlaczego nie maluj膮 ju偶 mitologicznych scen na ceramice?
Mama, ich najwy偶si wszechwiedz膮cy kap艂ani, powiedzieli Indianom
Kogi, 偶e ju偶 nie warto. Bogowie dali "m艂odszym braciom" szans臋
stworzenia tak niebezpiecznych rzeczy jak armaty, helikoptery, samo-
loty, samochody, 艂odzie podwodne i rakiety, ale "m艂odsi bracia" nie
wiedzieli, jak si臋 z nimi obchodzi膰. A wi臋c wkr贸tce te zabawki wzniec膮
po偶og臋 na 艣wiecie, dlatego ju偶 nie warto, chocia偶 mama - a wi臋c
i wszyscy Kogi - s膮 przekonani, 偶e to w艂a艣nie oni zachowaj膮 rodzaj
ludzki po ko艅cu 艣wiata.
Gdy zaburzy si臋 spok贸j 艣wi臋tych g贸r
Jestem przeciwie艅stwem proroka, zwiastuj膮cego koniec 艣wiata. Jes-
tem optymist膮, bo nadal stawiam na inteligencj臋 ludzi, kt贸ra zdo艂a
rozpozna膰 i odsun膮膰 niebezpiecze艅stwo, wjakie si臋 wmanewrowali艣my.
Nie mog臋 jednak nie zauwa藕y膰, 偶e proroctwa Indian Kogi zgadzaj膮 si臋
z przekazami innych plemian india艅skich - od Chile po Kanad臋.
W styczniu 1980 roku odby艂o si臋 w Montrealu spotkanie, na kt贸re
przybyli zewsz膮d india艅scy kap艂ani. Przedstawiciel Indian Yanomano
z Wenezueli powiedzia艂 na kongresie:
"W pobli偶u kraju, w kt贸rym 偶yje m贸j lud, jest kilka g贸r, s膮 to dla nas
g贸ry 艣wi臋te. Jedn膮 nazywamy 'Nied藕wied藕', drug膮 'Ma艂pa', trzeci膮
'Ptak'. Na d艂ugo nim przyszli tu biali, nasi czarownicy w臋drowali
cz臋sto ku tym g贸rom. Nikomu innemu nie by艂o wolno wchodzi膰 w te
okolice. W g贸rach tkwi艂y wielkie moce, starzy za艣 m臋drcy naszego
ludu powiadali o jakim艣 niebezpiecznym materiale, kt贸ry tam le偶y.
Nasza tradycja m贸wi, 偶e gdy zaburzy si臋 spok贸j tych g贸r, zdarzy si臋
okropne nieszcz臋艣cie. Wielki deszcz zaleje wtedy wszystko i zabije
nasz lud".
Tak, a potem Indianin Yanomano wyjawi艂 rzecz najstraszliwsz膮:
przed kilku laty japo艅scy naukowcy prowadzili badania-w tych
g贸rach... i znale藕li tam z艂o偶a uranu!
Jak takie informacje - potwierdzone naukowo dopiero przed dwo-
ma laty - dosta艂y si臋 do prastarych india艅skich legend? Kto przed
tysi膮cem lat i wcze艣niej wiedzia艂, 偶e w g贸rach s膮 niebezpieczne subs-
tancje? Kto m贸g艂 przewidywa膰, 偶e wykorzystywanie z艂贸偶 艣wi臋tych g贸r
wywo艂a straszliwe nieszcz臋艣cie?
Poniewa偶 dawni Indianie na pewno nie byli w stanie skonstruowa膰
instrument贸w pomiarowych, kt贸rymi da艂oby si臋 zlokalizowa膰 uran,
nale偶y zada膰 pytanie: Sk膮d czerpali informacje? Czy ich wra偶liwo艣膰
pozwala艂a umiejscowi膰 niebezpieczne promieniowanie? A mo偶e w po-
bli偶u 艣wi臋tych g贸r widzieli 偶ywe istoty umieraj膮ce w m臋czarniach?
Mo偶liwe jest przecie偶, 偶e przyroda nie zabezpiecza swoich zapas贸w
uranu tak troskliwie jak nowoczesne elektrownie j膮drowe. Przyroda nie
troszczy si臋 o 偶ywych i umar艂ych.
Lecz i w takim przypadku, gdy Indianie przeczuwali - niewa偶ne,
w jaki spos贸b - istnienie niebezpiecznej substancji w g贸rach, nie-
zrozumia艂e jest, sk膮d mogli wiedzie膰 o ukrytym niebezpiecze艅stwie
gro偶膮cym przy eksploatacji z艂贸偶. Jeste艣my dumni z tego, 偶e nasza tak
rozwini臋ta technicznie nauka mo偶e zmierzy膰 to, co niewidzialne. Kto
jednak zdeponowa艂 wiedz臋 prekognitywn膮? Kto uczuli艂 Indian Yano-
mano na niebezpiecze艅stwo ukryte w g贸rach?
Odpowiedzi udzielaj膮 Indianie: byli to ich niebia艅scy nauczyciele!
Oczywi艣cie, 偶e mo藕na p贸j艣膰 na 艂atwizn臋 i uzna膰 "niebia艅skich
nauczycieli" za wytwory fantazji, lecz w贸wczas dostaniemy si臋 w 艣lepy
zau艂ek. Zarzucimy bowiem w ten spos贸b relacjom wszystkich india艅s-
kich plemion - i vice versa r贸wnie偶 naszym biblijnym prorokom - 偶e
na艂gali i nak艂amali we wszystkim, co opowiadali o rozmowach z is-
totami niebia艅skimi.
Taki prorok jak Henoch nie o艣wiadcza艂 przecie偶, 偶e rozmawia艂 ze
艣cianami i widziad艂ami albo 偶e porusza艂 si臋 po krainie fantazji. Henoch
wyja艣nia bez ogr贸dek, 偶e rozmawia艂 z nauczycielami, kt贸rzy zst膮pili
z nieba, i 偶e to w艂a艣nie owe istoty niebia艅skie instruowa艂y go, co ma
robi膰. Czy k艂amie wi臋c Henoch, Moj偶esz, Gilgamesz, czy k艂ami膮
Indianie Yanomano, Hopi, Kogi, czy k艂ami膮 Dogoni z Afryki Zachod-
niej, czy k艂ami膮 staroindyjscy m臋drcy? Czy niamy do czynienia z og贸l-
no艣wiatowym porozumieniem opowiadaczy, kt贸rych roznosi fantazja?
Drugie "rozwi膮zanie" problemu niezrozumia艂ych mitologicznych
pos艂a艅 i kamiennych 艣wiadk贸w prehistorii za pomoc膮 interpretacji
psychologicznej r.ozbija si臋 o niepodwa偶alne fakty, kt贸re nie poddaj膮 si臋
pr贸bom postawienia przed nimi zas艂ony dymnej. Istnieje Buritaca 200.
Kosmologiczny model pachodzi z nie daj膮cej si臋 zweryfikowa膰 zamierz-
ch艂ej przesz艂o艣ci - istnia艂 na d艂ugo przedtem, zanim przed stuleciami
biali zacz臋li okupowa膰 te tereny i "odkryli" Indian. Ci przecie偶
istnieliby, istnieliby nadal, gdyby ich nie wyp艂aszano i nie maltretowano!
Jest to droga zapewne niewygodna i trudna dla naszych naukowc贸w,
lecz inna nie doprowadzi nas do celu: pranauczycielami ludzko艣ci by艂y
istoty spoza Ziemi.
Je偶eli zaakceptujemy ten - dla mnie oczywisty - fakt, w贸wczas ca艂a
historia ludzko艣ci rozja艣ni si臋 jaskrawym 艣wiat艂em. Poka偶my w ko艅cu
besserwisserom, gdzie raki zimuj膮! Trzeba wreszcie przebada膰 to,
o czym m贸wi膮 Indianie Kogi: 偶e ich prakap艂ani pozostawili w 艣wi膮ty-
niach "wspomnienia", kt贸re zrozumie ludzko艣膰 na wy偶szym etapie
rozwoju. By膰 mo偶e kamienne phallusy, strzelaj膮ce w niebo s膮 symbolami
偶ycia, kt贸re przyby艂o "z g贸ry". By膰 mo偶e "p艂ytka genetyczna" jest
zapisem powstania pierwszych form 偶ycia. By膰 mo偶e w艣r贸d ryt贸w na
Piedras de Tunja s膮 wzory zawieraj膮ce informacje o pobycie istot
pozaziemskich na naszej planecie. By膰 mo偶e archeologiczny park w San
Agustin jest gigantycznym pomnikiem, kt贸ry pozostawiono - jako
wspomnienie z przysz艂o艣ci.
Imponuj膮c膮 ilo艣膰 takich pami膮tek oferuje nasza B艂臋kitna Planeta. Co
musi si臋 jeszcze sta膰, aby zosta艂y one przyj臋te do wiadomo艣ci przez
nauk臋? Po globalnej katastrofie b臋dzie za p贸藕no. Nie mo偶emy sobie
ju偶 pozwoli膰 na przeoezenie ostrze偶e艅, na ignorowanie dr贸g wyj艣cia.
"Jeste艣my adpowiedzialni nie tylko za nasze czyny, lecz r贸wnie偶 za
nasze zaniechania!" (Molier 1622-1673).