29趘e Wolverton Slub Ksiezniczki Leii


0x01 graphic

0x01 graphic

艢LUB KSI臉呕NICZKI LEII

DAVE WOLVERTON

Przek艂ad

ANDRZEJ SYRZYCKI

0x01 graphic

Tytu艂 orygina艂u
THE COURTSHIP OF PRINCESS LEIA

Ilustracja na ok艂adce
DREW STRUZAN

Redakcja merytoryczna
DOROTA LESZCZY艃SKA

Redakcja techniczna
WIES艁AWA ZIELI艃SKA

Korekta
EL呕BIETA GEPNER

Copyright 漏 1994 by Lucasfilm Ltd

Published originally under the title

The Courtship of Princess Leia by Bantam Books

For the Polish edition Copyright 漏 1995 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 83-7082-956-2

ROZDZIA艁

1

Genera艂 Han Solo sta艂 przy iluminatorze obok konsolety dowodzenia na mostku kalamaria艅skiego kr膮偶ownika gwiezdnego „Mon Remonda". Statek kr膮偶膮cy w pobli偶u stolicy Nowej Republiki na Coruscant przygotowywa艂 si臋 w艂a艣nie do wyj艣cia z nadprzestrzeni; sygna艂y ostrzegawcze rozbrzmia艂y w uszach genera艂a niczym kuranty. Od chwili, kiedy po raz ostatni si臋 widzia艂 z Lei膮, up艂yn臋艂o pi臋膰 miesi臋cy. Pi臋膰 d艂ugich miesi臋cy, w trakcie kt贸rych polowa艂 na „呕elazn膮 Pi臋艣膰", gwiezdny superniszczyciel lorda Zsinja. A przecie偶 Nowa Republika wydawa艂a si臋 taka bezpieczna. Mo偶e teraz, kiedy uda艂o mu si臋 zniszczy膰 „呕elazn膮 Pi臋艣膰", lord Zsinj przestanie ich n臋ka膰 i 偶ycie stanie si臋 prostsze. Han ju偶 od dawna marzy艂 o tym, by opu艣ci膰 zat臋ch艂e i wilgotne wn臋trze kalamaria艅skiego statku. Brakowa艂o -mu poca艂unk贸w Leii, pieszczoty delikatnych d艂oni na czole. Ostatnio widywa艂 zbyt wiele ciemno艣ci i mroku.

Nap臋d nadprzestrzenny statku przesta艂 dzia艂a膰, a widoczne na ekranie 艣wietlne smugi zamieni艂y si臋 zn贸w w pojedyncze gwiazdy. Stoj膮cy obok genera艂a Chewbacca rykn膮艂 ostrzegawczo. Na tle ciemnego b艂臋kitu przestworzy, gdzie b艂yska艂y pojedyncze 艣wiat艂a pogr膮偶onej w mroku Coruscant, pojawi艂y si臋 dziesi膮tki ogromnych, podobnych do spodk贸w statk贸w gwiezdnych. Han natychmiast rozpozna艂 w nich hapa艅skie Bitewne Smoki. Pomi臋dzy nimi kr膮偶y艂o kilkadziesi膮t stalowo-szarych imperialnych gwiezdnych niszczycieli.

- Wynosimy si臋 st膮d! - zawo艂a艂 Han. Tylko raz mia艂 okazj臋 spotka膰 si臋 z hapaskim Bitewnym Smokiem, ale to mu a偶 nadto wystarczy艂o. - Pe艂ne os艂ony! Manewr wymijaj膮cy!

Genera艂 obserwowa艂 trzy najwy偶ej umieszczone dzia艂a jonowe na pok艂adzie najbli偶szego Smoka, oczekuj膮c, 偶e za chwil臋 zamieni膮 jego statek w ognist膮 kul臋. Po chwili zauwa偶y艂, jak wszystkie wie偶yczki blaster贸w na kraw臋dzi spodka kieruj膮 si臋 w jego stron臋.

Nagle „Mon Remonda" gwa艂townie skr臋ci艂 i zanurkowa艂 ku powierzchni planety, w stron臋 widocznych 艣wiate艂 Coruscant. Han poczu艂, jak 偶o艂膮dek podchodzi mu do gard艂a, jego kalamaria艅ski pilot mia艂 jednak du偶e do艣wiadczenie. Wiedzia艂, 偶e nie mog膮 uciec, nie wytyczywszy nast臋pnego kursu, skierowa艂 wi臋c swoj膮 jednostk臋 prosto w g膮szcz statk贸w wojennych Hapan tak, aby Bitewne Smoki nie mog艂y otworzy膰 ognia, nie ryzykuj膮c, i偶 si臋 nawzajem ostrzelaj膮.

Iluminator, przy kt贸rym sta艂 Han, wykonany by艂 prawdziwie po mistrzowsku, podobnie jak wszystkie urz膮dzenia na pok艂adzie kalamaria艅skiego statku. Kiedy przelatywali ko艂o mostka najbli偶szego Bitewnego Smoka, Han dojrza艂 nie tylko zdziwione twarze hapa艅skich oficer贸w, ale nawet srebrne naszywki na ko艂nierzach ich mundur贸w z wyhaftowanymi nazwiskami. Solo nigdy przedtem nie widzia艂 偶adnego obywatela Hapes. Nale偶膮cy do nich sektor galaktyki zalicza艂 si臋 do najbogatszych, a Hapanie zawsze strzegli troskliwie swoich granic. Han wiedzia艂 tylko tyle, 偶e podobnie jak on byli lud藕mi - ludzie przecie偶 rozplenili si臋 po ca艂ej galaktyce jak chwasty - ale zdumia艂 si臋, kiedy stwierdzi艂, 偶e wszyscy trzej oficerowie na mostku to wyj膮tkowo urodziwe kobiety, przypominaj膮ce kruche figurki z porcelany.

- Przerwa膰 manewr wymijaj膮cy! - zawo艂a艂 kapitan Ono-ma, kalamaria艅ski oficer o 艂ososiowej sk贸rze, siedz膮cy przy konsolecie sterowniczej i obserwuj膮cy wskazania czujnik贸w statku.

- Co takiego? - krzykn膮艂 Han, zdumiony, 偶e ni偶szy od niego stopniem Kalamarianin odwa偶y艂 si臋 odwo艂a膰 jego rozkaz.

- Hapanie nie otworzyli ognia, a wr臋cz przeciwnie, nadali komunikat, 偶e przybyli tu jako przyjaciele - odpar艂 Onoma, obracaj膮c na Hana swoje wielkie z艂ote oko.

Kalamaria艅ski kr膮偶ownik wyr贸wna艂 lot, wychodz膮c z szale艅czego nurkowania ku planecie.

- Przyjaciele? - zapyta艂 Han. - To Hapanie! Hapanie nigdy nie byli naszymi przyjaci贸艂mi!

- Niemniej wygl膮da na to, 偶e przybyli w pokojowej misji; mo偶e chc膮 zawrze膰 z w艂adzami Nowej Republiki jaki艣 uk艂ad. Towarzysz膮ce im niszczyciele gwiezdne nale偶膮 te偶 do nich i zosta艂y odebrane si艂om gwiezdnym Imperatora. Jak pan widzi, statkom ochrony planety tak偶e nic si臋 nie sta艂o.

Kapitan Onoma wskaza艂 na jeden z niszczycieli zawieszony w innym kwadrancie przestrzeni, a Han natychmiast rozpozna艂 widoczne na jego burd臋 znaki. By艂 to „Sen Rebeliant贸w", flagowy statek Leii. Kiedy odebrali go Imperatorowi, wydawa艂 si臋 taki pot臋偶ny, taki wielki, a teraz, w por贸wnaniu ze statkami floty Hapan, sprawia艂 wra偶enie ma艂o znacz膮cego patrolowca. Obok „Snu Rebeliant贸w" Solo dostrzeg艂 kilkana艣cie mniejszych republika艅skich pancernik贸w. Na ich kad艂ubach wci膮偶 widnia艂y nie zamalowane barwy Sojuszu Rebeliant贸w.

Han ujrza艂 po raz pierwszy hapa艅skiego Bitewnego Smoka, kiedy przemyca艂 dzia艂a na statku wchodz膮cym w sk艂ad niewielkiego konwoju pod dow贸dztwem kapitana Ruli. Hapanie nie ulegli jeszcze w贸wczas si艂om Imperium. Przemytnicy, wiedz膮c o tym, korzystali z us艂ug jednego z wysuni臋tych port贸w znajduj膮cych si臋 w neutralnej przestrzeni w pobli偶u granicy nale偶膮cej do Hapan gromady gwiazd. Liczyli na to, 偶e w tym miejscu mog膮 nie obawia膰 si臋 floty Imperatora. Pewnego dnia jednak, kiedy konw贸j wy艂oni艂 si臋 z nadprzestrzeni, ujrzeli tu偶 przed sob膮 jeden z hapa艅skich Bitewnych Smok贸w. Mimo i偶 znajdowali si臋 na terytorium neutralnym i nie uczynili 偶adnego wrogiego ruchu, tylko trzem spo艣r贸d dwudziestu statk贸w uda艂o si臋 unikn膮膰 zag艂ady po ataku Hapan.

- Generale Solo, w艂a艣nie odbieramy wiadomo艣膰 od Jej Wysoko艣ci ambasador Alderaanu Leii Organy - powiedzia艂 nagle oficer 艂膮czno艣ciowiec.

- Odbior臋 u siebie - o艣wiadczy艂 Han i pospieszy艂 na g贸r臋, by w艂膮czy膰 komunikator.

Na niewielkim ekranie pojawi艂a si臋 twarz Leii. Ksi臋偶niczka u艣miecha艂a si臋, pe艂na euforii patrzy艂a na Hana ciemnymi rozmarzonymi oczyma.

- Och, Han - odezwa艂a si臋 s艂odko. - Tak si臋 desze, 偶e wr贸ci艂e艣.

Ubrana by艂a w 艣nie偶nobia艂膮 szat臋 alderaa艅skiego ambasadora, a jej pi臋kne, opadaj膮ce na plecy w艂osy wydawa艂y si臋 Hanowi d艂u偶sze, ni偶 kiedykolwiek przedtem. Wpi臋艂a w nie kilka ma艂ych grzebyk贸w, kt贸re jej kiedy艣 podarowa艂. Wykonano je z opali i srebra wydobytego na Alderaanie, jeszcze zanim Wielki Moff Tarkin zamieni艂 t臋 planet臋 w 偶u偶el za pomoc膮 pierwszej Gwiazdy 艢mierci.

- Ja tak偶e t臋skni艂em za tob膮 - odpar艂 Han nieco ochryp艂ym ze wzruszenia g艂osem.

- Czekam na ciebie w Coruscant, w Wielkiej Sali Przyj臋膰 - rzek艂a Leia. - Ambasadorzy z Hapes za chwil臋 tu b臋d膮.

- Czego chc膮?

- Nie chodzi o to, czego chc膮, ale co nam ofiaruj膮 - oznajmi艂a Leia. - Przed trzema miesi膮cami polecia艂am na Hapes i rozmawia艂am z kr贸low膮-matk膮. Prosi艂am j膮 o pomoc w walce z si艂ami lorda Zsinja. Wygl膮da艂a w贸wczas na nieobecn膮 duchem, chyba nie bardzo wiedzia艂a, czy powinna finansowa膰 nasz膮 walk臋, ale przynajmniej obieca艂a, 偶e si臋 zastanowi. Mog臋 si臋 domy艣la膰, 偶e jej wys艂annicy przybywaj膮 tu z o艣wiadczeniem, i偶 pragnie nam pom贸c.

Ostatnio Han coraz cz臋艣ciej my艣la艂 o tym, 偶e wygranie wojny przeciwko resztkom Imperium mo偶e zaj膮膰 im lata, o ile nie dziesi臋ciolecia. Zsinj z pomoc膮 kilku pomniejszych lord贸w umocni艂 swoj膮 w艂adz臋 w ponad jednej trzeciej cz臋艣ci galaktyki, a od kilku miesi臋cy czyni艂 starania, aby zasi臋g tej w艂adzy rozci膮gn膮膰 na inne planety. Pl膮drowa艂 w tym celu ca艂e systemy gwiezdne, coraz bardziej zbli偶aj膮c si臋 do wolnych 艣wiat贸w. Nowa Republika nie by艂a w stanie patrolowa膰 tak ogromnego obszaru i podobnie jak kiedy艣 stare Imperium stara艂o si臋 odeprze膰 si艂y Sojuszu Rebeliant贸w, tak teraz Nowa Republika walczy艂a z si艂ami lord贸w i ich niezliczonymi flotami. Mimo wszystko Han wola艂by, 偶eby Leia nie przywi膮zywa艂a zbyt du偶ej wagi do sojuszu z Hapanami.

- Nie spodziewaj si臋 zbyt wiele po Hapanach - powiedzia艂. - Nie s艂ysza艂em, 偶eby ofiarowali komu艣 cokolwiek poza zmartwieniami.

- Nawet ich nie znasz. Chc臋 tylko, by艣 przyby艂 do Wielkiej Sali Przyj臋膰 - odpar艂a Leia, zwracaj膮c si臋 do niego nagle w spos贸b bardzo oficjalny. - Aha, i witaj w domu.

Odwr贸ci艂a si臋. Transmisja dobieg艂a ko艅ca.

- Ta-a - szepn膮艂 Han. - Ja tak偶e t臋skni艂em za tob膮.

Han i Chewbacca spieszyli ulicami Coruscant w stron臋 Wielkiej Sali Przyj臋膰. Znajdowali si臋 w pradawnej cz臋艣ci stolicy, gdzie miasto nie wyrasta艂o ponad ruinami, tote偶 otaczaj膮ce ich plastalowe gmachy pi臋trzy艂y si臋 po obu stronach niczym zbocza g艂臋bokiego jaru. Cienie rzucane przez te domostwa by艂y tak mroczne, 偶e przelatuj膮ce nad g艂owami przechodni贸w promy mia艂y nawet w ci膮gu dnia zapalone 艣wiat艂a, roz艣wietlaj膮ce okolic臋 migocz膮cym blaskiem. Kiedy Han i Chewie dotarli do Wielkiej Sali, orkiestra powitalna gra艂a dziwny, patetyczny marsz, u偶ywaj膮c zestawu dzwonk贸w i basowo pomrukuj膮cych rog贸w.

Sala Przyj臋膰 by艂a ogromnym gmachem, maj膮cym ponad tysi膮c metr贸w d艂ugo艣ci i wysokim na czterna艣cie pi臋ter, z kt贸rych mo偶na by艂o obserwowa膰, co si臋 dzieje na parterze. Han znalaz艂szy si臋 w 艣rodku stwierdzi艂, 偶e miejsca na wszystkich balkonach s膮 zaj臋te przez t艂ocz膮cych si臋 gapi贸w, kt贸rzy pragn膮 za wszelk膮 cen臋 zobaczy膰 delegacj臋 Hapan. Han przeszed艂 przez pierwszych pi臋cioro drzwi i w贸wczas niespodziewanie ujrza艂 z艂ocistego androida, nerwowo przest臋puj膮cego z nogi na nog臋 i co chwila wspinaj膮cego si臋 na palce, 偶eby spojrze膰 ponad zgromadzonym t艂umem. Wielu ludzi uwa偶a艂o, 偶e wszystkie androidy tego samego typu s膮 podobne do siebie jak krople wody, ale Han natychmiast rozpozna艂 See-Threepia. 呕aden inny, specjalizuj膮cy si臋 w zawi艂o艣ciach dyplomatycznego protoko艂u android, nie m贸g艂 by膰 tak bardzo zdenerwowany i podniecony.

- Threepio, ty stara blaszana puszko! - krzykn膮艂 Han, staraj膮c si臋 przekrzycze膰 panuj膮cy ha艂as. Chewbacca tak偶e rykn膮艂 na widok androida.

- Generale Solo! - odezwa艂 si臋 Threepio z wyra藕n膮 ulg膮. - Ksi臋偶niczka Leia poprosi艂a mnie, bym pana odszuka艂 i zaprowadzi艂 na balkon ambasadora Alderaanu. Obawia艂em si臋, 偶e nie znajd臋 pana w takim t艂umie. Ma pan szcz臋艣cie, 偶e okaza艂em si臋 na tyle przezorny, 偶eby czeka膰 w艂a艣nie w tym miejscu. Prosz臋 za mn膮, t臋dy.

Threepio wyprowadzi艂 ich z budynku, przeszed艂 przez szerok膮 ulic臋 i wskaza艂 drog臋 w g贸r臋 rampy obok kilku stoj膮cych tam stra偶nik贸w. Kiedy wspinali si臋 d艂ugim i kr臋tym korytarzem, mijaj膮c po drodze jedne drzwi po drugich, Chewbacca poci膮gn膮艂 nosem i co艣 warkn膮艂. Po chwili skr臋cili za kolejny r贸g, w贸wczas Threepio zatrzyma艂 si臋 i otworzy艂 drzwi prowadz膮ce na balkon. W 艣rodku znajdowa艂o si臋 tylko kilkoro ludzi. Wszyscy obserwowali przez szyb臋 to, co si臋 dzia艂o w dole. Han stwierdzi艂, 偶e niekt贸rych ju偶 zna. By艂 w艣r贸d nich Carlist Rieekan, alderaa艅ski genera艂 - dow贸dca bazy Hoth, i Threkin Horm, przewodnicz膮cy pot臋偶nej Rady Alderaanu, m臋偶czyzna o niebywa艂ej tuszy, kt贸ry wola艂 spoczywa膰 na unosz膮cym si臋 na repulsorach krze艣le, ni偶 powierza膰 ca艂y ci臋偶ar cia艂a w艂asnym nogom. Rozpozna艂 tak偶e Mon Mothm臋, przyw贸dczyni臋 Nowej Republiki, kt贸ra sta艂a obok brodatego Gotala o szarej sk贸rze. Ten patrzy艂 oboj臋tnie na d贸艂 z pochylon膮 g艂ow膮 i spogl膮da艂 rogatymi czu艂kami w stron臋 Leii.

Dyplomaci rozmawiali przyciszonymi g艂osami, ws艂uchani w komunikatory i wpatrzeni w Lei臋. Ksi臋偶niczka siedzia艂a na ustawionym na podium tronie i spogl膮da艂a z kr贸lewsk膮 godno艣ci膮 na prom z hapa艅skimi dyplomatami, kt贸ry w艂a艣nie osiada艂 na l膮dowisku, znajduj膮cym si臋 po艣rodku wielkiej, pozbawionej dachu przestrzeni. Na parterze zgromadzi艂o si臋 chyba z pi臋膰set tysi臋cy istot, pragn膮cych chocia偶 rzuci膰 okiem na delegacj臋 Hapan. Z艂otego dywanu wiod膮cego od l膮dowiska do podium, na kt贸rym umieszczono tron Leii, pilnowa艂y dziesi膮tki tysi臋cy stra偶nik贸w. Han podni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na pi臋tra. Niemal ka偶dy system gwiezdny starego Imperium mia艂 tutaj w艂asny balkon, oznaczony w艂a艣ciw膮 flag膮. Ponad sze艣膰set tysi臋cy takich flag zwisa艂o z wiekowych marmurowych 艣cian, 艣wiadcz膮c niezbicie o przynale偶no艣ci reprezentowanych przez nie planet do Nowej Republiki. Kiedy hapa艅ski prom wyl膮dowa艂, na parterze zaleg艂a cisza.

Han podszed艂 do Mon Mothmy.

- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂. - Dlaczego nie jest pani na parterze, na podium obok Leii?

- Nie zosta艂am zaproszona na powitanie Hapan - odpar艂a Mon Mothma. - Poprosili jedynie o spotkanie z Lei膮. A poniewa偶 w okresie ostatnich trzech tysi膮cleci nawet Stara Republika utrzymywa艂a z w艂adcami Hapan tylko sporadyczne kontakty, uzna艂am, 偶e lepiej b臋dzie si臋 nie narzuca膰 i czeka膰, a偶 sami mnie zaprosz膮.

- To bardzo rozs膮dne - o艣wiadczy艂 Han - tylko 偶e jest pani wybran膮 przyw贸dczyni膮 Nowej Republiki...

- Ale kr贸lowa-matka Ta'a Chume czuje si臋 zagro偶ona naszymi demokratycznymi zwyczajami - wpad艂a mu w s艂owo Mon Mothma. - Nie, my艣l臋, 偶e znacznie lepiej b臋dzie pozwoli膰 ambasadorom Ta'a Chume zwr贸ci膰 si臋 do nas za po艣rednictwem Leii, je偶eli jej zdaniem b臋d膮 si臋 czuli dzi臋ki temu bardziej pewnie. Czy liczy艂e艣, ile Bitewnych Smok贸w przylecia艂o tu razem z reszt膮 floty Hapan? Dok艂adnie sze艣膰dziesi膮t trzy - po jednym na ka偶d膮 zamieszka艂膮 planet臋 w ca艂ej ich gromadzie gwiezdnej. Nigdy jeszcze si臋 nie zdarzy艂o, by Hapanie nawi膮zywali z kimkolwiek stosunki od razu na tak du偶膮 skal臋. Podejrzewam, 偶e b臋dzie to najwa偶niejszy kontakt, jaki nawi膮za艂y ze sob膮 nasze ludy w ci膮gu ostatnich trzech tysi膮cleci.

Han mia艂 na ten temat co prawda inne zdanie, ale i tak czu艂 lekk膮 uraz臋, 偶e nie siedzi teraz u boku Leii. Sam fakt, 偶e i Mon Mothm臋 potraktowano w ten sam spos贸b, sprawia艂, 偶e uzna艂 to niemal za zniewag臋. Nie mia艂 czasu jednak rozmy艣la膰 o tym d艂u偶ej, bo po chwili Hapanie zacz臋li schodzi膰 po opuszczonej rampie wahad艂owca.

Jako pierwsza ukaza艂a si臋 kobieta o d艂ugich, czarnych w艂osach i oczach onyksowej barwy, kt贸re b艂yszcza艂y w skierowanych na statek Hapan 艣wiat艂ach. Mia艂a na sobie lekk膮 sukni臋 z po艂yskuj膮cego, brzoskwiniowego materia艂u, ods艂aniaj膮c膮 jej d艂ugie nogi. Kiedy pi臋kna kobieta skierowa艂a si臋 w stron臋 podium, dzi臋ki umieszczonym na parterze mikrofonom, przekazuj膮cym d藕wi臋ki na balkony, da艂o si臋 s艂ysze膰 szmer podziwu, kt贸ry przeszed艂 przez zgromadzone t艂umy.

Zbli偶y艂a si臋 do Leii i przykl臋kn臋艂a zgrabnie na kolano, nie przestaj膮c wpatrywa膰 si臋 w jej oczy. G艂o艣no i wyra藕nie odezwa艂a si臋 po hapa艅sku:

- Ellene sellibeth e Ta'a Chume: „Shakal Leia, ereneseth a'apelle seranel Hapes. Rennithelle saroon".

Odwr贸ci艂a si臋 i sze艣膰 razy klasn臋艂a w d艂onie. Na ten sygna艂 z pok艂adu wahad艂owca zacz臋艂y wysypywa膰 si臋 dziesi膮tki kobiet odzianych w z艂ote, tak偶e b艂yszcz膮ce suknie. Bieg艂y w kierunku podium. Niekt贸re gra艂y na srebrnych fletach lub wybija艂y rytm na b臋benkach, inne 艣piewa艂y g艂o艣no bardzo wysokimi g艂osami, powtarzaj膮c w k贸艂ko: Hapes, Hapes, Hapes.

Mon Mothma zacz臋艂a ws艂uchiwa膰 si臋 uwa偶nie w t艂umaczenie s艂贸w Hapan na j臋zyk basie, jakie dobiega艂o z jej komunikatora, ale Han nie us艂ysza艂 z tego t艂umaczenia ani s艂owa.

- Czy rozumiesz ten be艂kot? - zapyta艂 w ko艅cu Threepia.

- Opanowa艂em ponad sze艣膰 milion贸w j臋zyk贸w, generale - odezwa艂 si臋 z ubolewaniem android - ale my艣l臋, 偶e musia艂o mi si臋 co艣 zepsu膰. Hapa艅ska pani ambasador nie mog艂a powiedzie膰 tego, co us艂ysza艂em. - Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w kierunku wyj艣cia. - Niech licho porwie te moje zardzewia艂e obwody logiczne! Prosz臋 mi wybaczy膰, ale musz臋 si臋 teraz oddali膰 w celu dokonania naprawy.

- Zaczekaj! - zawo艂a艂 za nim Han. - Daj spok贸j z naprawami. Chc臋 wiedzie膰, co powiedzia艂a.

- Prosz臋 pana, nadal s膮dz臋, 偶e musia艂em j膮 藕le zrozumie膰 - upiera艂 si臋 Threepio.

- Powiedz mi! - powt贸rzy艂 bardziej stanowczo Han, a Chewbacca popar艂 go ostrzegawczym warkni臋ciem.

- No, je偶eli pan a偶 tak nalega... - odezwa艂 si臋 Threepio tonem, w kt贸rym nawet nie stara艂 si臋 ukry膰 urazy. - O ile moje czujniki dzia艂aj膮 poprawnie, przedstawicielka Hapan przytoczy艂a ksi臋偶niczce Leii s艂owa swojej wielkiej kr贸lowej--matki: „Godna szacunku Leio, ofiarowuj臋 ci podarunki ze wszystkich sze艣膰dziesi臋ciu trzech 艣wiat贸w Hapan. Zechciej przyj膮膰 je i nacieszy膰 nimi swoje oczy".

- Podarunki? - odezwa艂 si臋 Han. - To stwierdzenie wydaje mi si臋 dosy膰 jednoznaczne.

- I takie w istocie rzeczy jest, prosz臋 pana. Hapanie nigdy nie prosz膮 o przys艂ug臋, zanim nie ofiaruj膮 komu艣 daru o takiej samej warto艣ci - odrzek艂 nieco protekcjonalnie Threepio. - Nie, martwi mnie tylko u偶ycie s艂owa shakal, co oznacza „godna szacunku". Kr贸lowa-matka nigdy nie u偶y艂aby tego s艂owa wobec Leii, jako 偶e Hapanie pos艂uguj膮 si臋 nim tylko w贸wczas, kiedy zwracaj膮 si臋 do r贸wnych sobie.

- No c贸偶 - zaryzykowa艂 Han. - Obydwie pochodz膮 przecie偶 z kr贸lewskiego rodu.

- To prawda - przyzna艂 android - ale musi pan wiedzie膰, 偶e Hapanie ub贸stwiaj膮 swoj膮 kr贸low膮-matk臋. Prawd臋 m贸wi膮c, jeden z jej tytu艂贸w brzmi Ereneda, co znaczy: „Ta, kt贸ra nie ma r贸wnej sobie". Widzi wi臋c pan, 偶e to nie by艂oby logiczne, gdyby kr贸lowa-matka Hapan zwraca艂a si臋 do Leii jak do kogo艣 r贸wnego sobie.

Han popatrzy艂 w stron臋 opuszczonej rampy i zadr偶a艂, jak gdyby przeczuwaj膮c, 偶e za chwil臋 mo偶e wydarzy膰 si臋 co艣 z艂ego. Dudnienie b臋benk贸w niepokoj膮co przybra艂o na sile. Zobaczy艂, jak z promu wybieg艂y trzy kobiety odziane w jaskrawe, niemal krzykliwe jedwabne szaty, nios膮c wielki, opalizuj膮cy na per艂owo pojemnik. Threepio wci膮偶 jeszcze powtarza艂, kr臋c膮c g艂ow膮: „Naprawd臋 b臋d臋 musia艂 odda膰 te obwody logiczne do naprawy", kiedy trzy kobiety zbli偶y艂y si臋 do podium i przechyli艂y pojemnik, wysypuj膮c jego zawarto艣膰 na pod艂og臋. Zebranym z wra偶enia zapar艂o dech w piersi.

- T臋czowe klejnoty z Gallinore!

Klejnoty b艂yszcza艂y dziesi膮tkami barw od purpury do p艂on膮cego szmaragdu, jak gdyby 偶y艂y swoim 偶yciem. Prawd臋 m贸wi膮c, te drogocenne cacka nie by艂y wcale kamieniami, a opartymi na krzemie formami 偶ycia emituj膮cymi w艂asne, specyficzne 艣wiat艂o. Stwory te, noszone najcz臋艣ciej jako medaliony, potrzebowa艂y a偶 tysi膮ca lat na to, by dojrze膰. Za jeden taki klejnot mo偶na by艂o kupi膰 kalamaria艅ski kr膮偶ownik, a Hapanie wysypali na pod艂og臋 dos艂ownie setki takich kosztownych b艂yskotek. Leia nie okaza艂a jednak zaskoczenia na ich widok.

Z promu wy艂oni艂a si臋 kolejna tr贸jka kobiet odzianych w sk贸rzane stroje barwy br膮zowej ochry i cynamonu, tym razem o wiele wy偶szych ni偶 poprzednie. Id膮c ta艅czy艂y w takt d藕wi臋k贸w wydobywaj膮cych si臋 z b臋benk贸w i flet贸w, a pomi臋dzy nimi unosi艂a si臋 platforma z widocznym na niej niewielkim, poskr臋canym drzewem, na kt贸rym ros艂y czerwonobrunatne owoce. Nad drzewem zawieszono dwa 藕r贸d艂a 艣wiat艂a, kt贸re rozja艣nia艂y je swoimi nieruchomymi promieniami niczym dwa s艂o艅ca jakiego艣 pustynnego 艣wiata. T艂um cicho zaszemra艂 na ten widok, czekaj膮c, co oznajmi pani ambasador.

- Selabah, terrefel n lasarla. (Drzewo m膮dro艣ci z Selab, rodz膮ce owoce).

T艂umy zacz臋艂y nagle krzycze膰 i wiwatowa膰 w euforii, a Han sta艂 jak pora偶ony gromem. S膮dzi艂 zawsze, 偶e drzewo m膮dro艣ci z Selab jest tylko legend膮. Powiadano, 偶e owoce tego drzewa mog膮 wspom贸c inteligencj臋 os贸b, kt贸re osi膮gn臋艂y wiek dojrza艂y.

Han czu艂 pulsowanie krwi w skroniach, a w g艂owie dziwn膮 lekko艣膰. Zobaczy艂, jak na rampie promu pojawi艂 si臋 jaki艣 m臋偶czyzna, tak偶e ta艅cz膮cy w rytm muzyki. By艂 to cyborg dor贸wnuj膮cy wzrostem Chewbacce, odziany w srebrzystoczarn膮 zbroj臋 hapa艅skiego wojownika. Zbli偶ywszy si臋 do podium, wycign膮艂 ze schowka w r臋ce jaki艣 dziwny przyrz膮d i po艂o偶y艂 go na pod艂odze u st贸p Leii.

- Charubah endara, mella n sesseltar. (Z zaawansowanego technicznie 艣wiata Charubah ofiarujemy ci Karabin Pos艂uchu).

Han si臋 zachwia艂 z wra偶enia i musia艂 oprze膰 si臋 o szyb臋, aby nie upa艣膰. Karabin Pos艂uchu czyni艂 z Hapan w walce na bliskie odleg艂o艣ci niezwyci臋偶onych wojownik贸w. Wytwarza艂 siln膮 fal臋 promieniowania elektromagnetycznego, kt贸ra zak艂贸ca艂a proces my艣lowy przeciwnika. Znajduj膮cy si臋 w zasi臋gu Karabinu Pos艂uchu ludzie byli bezradni jak dzieci, nie艣wiadomi niczego, co ich otacza艂o, i pos艂usznie wykonywali wszelkie polecenia, nie mog膮c odr贸偶ni膰 rozkaz贸w wroga od w艂asnych my艣li. Han poczu艂, 偶e zaczyna si臋 poci膰. Ka偶dy 艣wiat, ka偶da planeta w systemie Hapan ofiaruje to, co ma najcenniejszego - pomy艣la艂. - Co zamierzaj膮 przez to osi膮gn膮膰? Co chcieliby otrzyma膰 w zamian za te skarby?

Patrzy艂 tak jeszcze przez godzin臋. Rytm b臋benk贸w i muzyka flet贸w oraz wysokie, dono艣ne g艂osy kobiet 艣piewaj膮cych bez przerwy: Hapes, Hapes, Hapes t臋tni艂y mu w uszach niczym m艂oty. Ka偶dy z dwunastu ubo偶szych 艣wiat贸w ofiarowa艂 Leii niszczyciele gwiezdne odebrane si艂om Imperatora, a pozosta艂e planety z艂o偶y艂y w darze inne przedmioty, r贸wnie cenne, chocia偶 ich warto艣膰 by艂a mniej wymierna. Pewna stara kobieta z Arabanthy, kt贸ra powiedzia艂a tylko kilka s艂贸w na temat korzystania z 偶ycia i godzenia si臋 z nieuchronno艣ci膮 艣mierci, przynios艂a „my艣low膮 艂amig艂贸wk臋", podobno bardzo cenion膮 przez ludzi z jej planety. Inna, rodem z Ut, od艣piewa艂a pie艣艅 tak rzewn膮 i pi臋kn膮, 偶e Han poczu艂, jak traci kontakt z rzeczywisto艣ci膮 i odlatuje duchem niczym pi贸rko unoszone podmuchami ciep艂ego wiatru.

W pewnej chwili us艂ysza艂, jak Mon Mothma szepn臋艂a:

- Wiem, 偶e Leia prosi艂a o pieni膮dze, by m贸c dalej walczy膰 z lordami, ale nigdy nie s膮dzi艂am...

Nadesz艂a wreszcie chwila, kiedy kobiety przesta艂y 艣piewa膰 i gra膰 na instrumentach, a nieprzebrane skarby, pochodz膮ce z tajemniczych hapa艅skich 艣wiat贸w, pi臋trzy艂y si臋 na pod艂odze w Wielkiej Sali Przyj臋膰 u st贸p Leii. Han stwierdzi艂, 偶e powietrze z jego p艂uc wydobywa si臋 z dziwnym 艣wistem, zapewne dlatego, i偶 za ka偶dym razem, kiedy jego oczom ukazywa艂 si臋 kolejny dar, nie艣wiadomie wstrzymywa艂 oddech.

Cisza, jaka zapad艂a na parterze, wydawa艂a si臋 przyt艂aczaj膮ca, niemal z艂owieszcza. Na z艂ocistym dywanie sta艂o ponad dwie艣cie kobiet z r贸偶nych nale偶cych do Hapan 艣wiat贸w, a Han nie m贸g艂 si臋 nadziwi膰 ich pi臋knu, wdzi臋kowi, sile. Nigdy przedtem nie widzia艂 Hapanki. Teraz wiedzia艂, 偶e tak uroczych istot ju偶 nigdy nie zapomni.

Kiedy Hapanie zamilkli, nikt nie 艣mia艂 si臋 odezwa膰. Han podobnie jak wszyscy czeka艂, ciekaw, czego za偶膮daj膮 w zamian za skarby. Czu艂 pulsowanie krwi; przypuszcza艂, 偶e mog膮 chcie膰 tylko jednego: zawarcia porozumienia z Republik膮. By艂 pewien, 偶e Hapanie poprosz膮 Lei臋 o zgod臋 na udzia艂 Republiki w ostatecznej walce przeciwko po艂膮czonym flotom lord贸w dowodz膮cych niedobitkami si艂 Imperium.

Zobaczy艂, jak Leia wychyla si臋 z tronu i patrzy z aprobat膮 na z艂o偶one skarby.

- Wspomina艂a艣, 偶e chcesz z艂o偶y膰 mi dary z sze艣膰dziesi臋ciu trzech swoich 艣wiat贸w - przem贸wi艂a, zwracaj膮c si臋 do Hapanki. - Widz臋 jednak dary tylko z sze艣膰dziesi臋ciu dw贸ch. Nie dali艣cie mi nic z samej Hapes.

Han prze偶y艂 prawdziwy wstrz膮s. Ol艣niony ofiarowanymi przez Hapan skarbami, ju偶 dawno straci艂 rachub臋 sk艂adanych dar贸w. Uwaga Leii wyda艂a mu si臋 grubia艅stwem, dowodem zach艂anno艣ci. Spodziewa艂 si臋, 偶e Hapanie, zbulwersowani jej fatalnymi manierami, zabior膮 wszystko na sw贸j statek i odlec膮.

Zamiast tego zobaczy艂, jak przedstawicielka Hapan obdarza Lei臋 ciep艂ym u艣miechem, jak gdyby zachwycona uwag膮 ksi臋偶niczki, a p贸藕niej spogl膮da jej w oczy i co艣 m贸wi. Threepio pospiesznie przet艂umaczy艂 s艂owa go艣cia:

- To dlatego, 偶e zachowa艂am nasz najcenniejszy dar na sam koniec.

Uczyni艂a gest w stron臋 promu, a wszystkie stoj膮ce na dywanie kobiety cofn臋艂y si臋, robi膮c przej艣cie. Okaza艂o si臋, 偶e pragn膮 z艂o偶y膰 ostatni dar bez 偶adnych fanfar, bez 艣piew贸w i bez muzyki, w zupe艂nej ciszy.

Z wn臋trza promu wy艂oni艂y si臋 dwie kobiety ubrane bardzo skromnie na czarno. Jedynymi ozdobami, jakie nosi艂y, by艂y srebrne k贸艂eczka wpi臋te w ciemne w艂osy. Midzy Hapankami szed艂 m臋偶czyzna. Na g艂owie mia艂 srebrny diadem, z kt贸rego zwisa艂a czarna, os艂aniaj膮ca twarz woalka. Wystaj膮ce spod niej z艂ociste w艂osy opada艂y m艂odzie艅cowi a偶 na ramiona. Prawie nagi tors os艂ania艂a sk膮pa, jedwabna szata spi臋ta na ramionach srebrnymi spinkami, w muskularnych r臋kach trzyma艂 du偶e, bogato zdobione pude艂ko, wykonane z inkrustowanego srebrem hebanu.

Podszed艂 do tronu Leii i postawi艂 je u jej st贸p na pod艂odze. P贸藕niej kucn膮艂, oparszy lekko r臋ce na kolanach, a kobiety zdj臋艂y mu woalk臋. Oczom Hana ukaza艂a si臋 twarz najprzystojniejszego m臋偶czyzny, jakiego kiedykolwiek widzia艂. Jego g艂臋boko osadzone, b艂臋kitnoszare oczy przywodzi艂y na my艣l kolor wzburzonego morza. Emanowa艂a z nich m膮dro艣膰, ale tak偶e du偶e poczucie humoru. Muskularne ramiona i mocno zarysowana szcz臋ka 艣wiadczy艂y o zdecydowaniu i sile. Han pomy艣la艂, 偶e musi to by膰 jaki艣 wysoki rang膮 dygnitarz z dworu samej kr贸lowej-matki. Po chwili us艂ysza艂 g艂os pani ambasador.

- Hapesah, rurahsen Ta'a Chume, elesa holder Chume'da (Kr贸lowa-matka z planety Hapes ofiarowuje sw贸j najcenniejszy skarb, syna Isoldera, Chume'd臋, kt贸rego 偶ona b臋dzie rz膮dzi艂a jako przysz艂a kr贸lowa).

Chewbacca warkn膮艂, a zgromadzone na dole istoty zacz臋艂y m贸wi膰 wszystkie jednocze艣nie. Harmider by艂 tak wielki, 偶e Han mia艂 wra偶enie, i偶 s艂yszy huk fal morskich rozbijaj膮cych si臋 o brzeg podczas sztormu.

Mon Mothma 艣ci膮gn臋艂a z g艂owy s艂uchawki i popatrzy艂a z namys艂em na Lei臋. Jeden z genera艂贸w cicho zakl膮艂 i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, a Han odsun膮艂 si臋 od okna.

- Co takiego? - zapyta艂. - Co to wszystko ma znaczy膰?

- Ta'a Chume pragnie, by Leia po艣lubi艂a jej syna - odpar艂a 艂agodnie Mon Mothma.

- Ale ona tego nie zrobi, prawda? - zapyta艂 Han, lecz po chwili zrozumia艂, 偶e sam zaczyna w to coraz bardziej w膮tpi膰. Dysponuj膮c sze艣膰dziesi臋cioma trzema najbogatszymi planetami w ca艂ej galaktyce i w艂adaj膮c nimi jako kr贸lowa rz膮dz膮ca miliardami ludzi, a w dodatku maj膮c takiego m臋偶czyzn臋 u boku...

Mon Mothma spojrza艂a Hanowi prosto w oczy, jak gdyby stara艂a si臋 rozszyfrowa膰 jego my艣li.

- Maj膮c ca艂e bogactwo hapa艅skich 艣wiat贸w i mog膮c z 艂atwo艣ci膮 op艂aci膰 koszty wojny, Leia rozgromi resztki Imperium bardzo szybko, oszcz臋dzaj膮c przy okazji miliony istnie艅. Wiem, jak wielkim uczuciem darzy艂 j膮 pan kiedy艣, generale Solo. Mimo to s膮dz臋, 偶e wyra偶臋 my艣li wi臋kszo艣ci obywateli Nowej Republiki, kiedy powiem, i偶 dla dobra nas wszystkich powinna przyj膮膰 t臋 propozycj臋.

ROZDZIA艁

2

Luke wyczuwa艂 istnienie ruin pradawnego domu Mistrza Jedi znacznie wcze艣niej, ni偶 pokaza艂 mu je jego whiphidzki przewodnik. Podobnie jak ca艂a Toola, na kt贸rej spod p艂at贸w pozosta艂ego po zimie lodu zalegaj膮cego na nieurodzajnej r贸wninie wystawa艂y jedynie kr贸tkie purpurowe porosty, ruiny sprawia艂y wra偶enie krzepi膮cych i czystych, ale i opustosza艂ych, jak gdyby nigdy nikt ich nie odwiedza艂. Uczucie dziwnej lekko艣ci upewni艂o Luke'a, 偶e musia艂 tutaj mieszka膰 kiedy艣 jaki艣 dobry Jedi.

Ogromny Whiphid, kt贸rego jasno偶贸艂te futro falowa艂o w podmuchach wiosennego wiatru, przedziera艂 si臋 przez g膮szcz purpurowych mch贸w, nie wypuszczaj膮c z 艂apy wibrosiekiery. W pewnej chwili zatrzyma艂 si臋, wci膮gn膮艂 ze 艣wistem powietrze w nozdrza, kieruj膮c ogromne wystaj膮ce k艂y ku odleg艂emu purpurowemu s艂o艅cu, i wyda艂 z siebie ni to ryk, ni to gwizd, patrz膮c w dal ma艂ymi czarnymi oczkami.

Luke zsun膮艂 na plecy kaptur kombinezonu 艣nie偶nego i spogl膮daj膮c w t臋 sam膮 stron臋, czu艂 nadci膮gaj膮ce niebezpiecze艅stwo. Dostrzeg艂 stado 艣nie偶nych demon贸w, kt贸re opu艣ci艂y dotychczasow膮 kryj贸wk臋 w burzowych chmurach. Opada艂y teraz ku ziemi z 艂opotem w艂ochatych szarych skrzyde艂, po艂yskuj膮cych w promieniach wisz膮cego nisko nad horyzontem s艂o艅ca. Whiphid wyda艂 z siebie bitewny gwizd, obawiaj膮c si臋, 偶e go zaatakuj膮, ale Luke dosi臋gn膮艂 je swoj膮 my艣l膮 i poczu艂 ich g艂贸d. Polowa艂y na stado kud艂atych motmot贸w poruszaj膮cych si臋 na horyzoncie niczym lodowe g贸ry, wypatruj膮c cielaka na tyle ma艂ego, by mog艂y bez k艂opotu rozerwa膰 go na strz臋py.

- Spokojnie - odezwa艂 si臋 Luke, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i dotkn膮艂 ni膮 barku Whiphida. - Prosz臋 ci臋, zaprowad藕 mnie teraz do tych ruin.

Luke stara艂 si臋 u偶y膰 Mocy, 偶eby uspokoi膰 whiphidzkiego wojownika, ale ten tylko zadr偶a艂 i o偶ywiony 偶膮dz膮 walki, mocniej 艣cisn膮艂 r臋koje艣膰 wibrosiekiery.

Po chwili zagwizda艂 przeci膮gle, wskazuj膮c na pomoc, a Luke, korzystaj膮c z Mocy, zrozumia艂 jego intencje.

- Przeszukaj gr贸b Mistrza Jedi, m贸j ma艂y, je艣li musisz, ale ja udaj臋 si臋 na polowanie. Kiedy dostrzeg艂em wroga, honor nakazuje mi walczy膰. M贸j klan b臋dzie dzisiaj ucztowa艂, racz膮c si臋 upolowanymi przeze mnie 艣nie偶nymi demonami.

Jedyne ubranie Whiphida stanowi艂 szeroki pas z prawdziwym arsena艂em broni. Odchodz膮c wyci膮gn膮艂 spomi臋dzy zwisaj膮cych z niego przedziwnych przedmiot贸w poczernia艂y, 偶elazny, wysadzany szpikulcami korbacz. Trzymaj膮c wibrosiekier臋 w jednej, a korbacz w drugiej 艂apie, zacz膮艂 przedziera膰 si臋 przez tundr臋 szybciej, ni偶 Luke m贸g艂 si臋 spodziewa膰.

M艂ody Jedi pokr臋ci艂 g艂ow膮, nie zazdroszcz膮c 艣nie偶nym demonom. Zza plec贸w dobieg艂 go 艣wist Artoo, prosz膮cego, 偶eby cho膰 troch臋 zwolni艂 i da艂 czas ma艂emu robotowi na omini臋cie jakiej艣 szczeg贸lnie zdradzieckiej tafli lodu. Po chwili Luke i Artoo skierowali si臋 na p贸艂noc. Po pewnym czasie dotarli do trzech ogromnych p艂askich blok贸w skalnych, kt贸re stanowi艂y 艣ciany boczne i strop jakiego艣 szybu. Powietrze w szybie by艂o suche. Luke odpi膮艂 od pasa latark臋, zapali艂 j膮 i zacz膮艂 schodzi膰. Nie zd膮偶y艂 jednak doj艣膰 zbyt g艂臋boko, kiedy stwierdzi艂, 偶e szyb zosta艂 zawalony. Dalsz膮 drog臋 blokowa艂 ogromny skalny g艂az. Ciemne 艣lady na jego boku wskazywa艂y miejsce, gdzie kiedy艣, przed wiekami, umieszczono termiczny granat, kt贸rego wybuch oderwa艂 g艂az z poprzedniego miejsca, uniemo偶liwiaj膮c dost臋p do wszystkiego, co kry艂o si臋 za nim.

Luke zamkn膮艂 oczy i stara艂 si臋 wybiec my艣l膮 przed siebie. Poczu艂 w ca艂ym ciele przep艂yw Mocy. Przesun膮艂 g艂az troch臋 na bok, potem uni贸s艂 go i przytrzyma艂 w powietrzu.

- Ruszaj pierwszy, Artoo - szepn膮艂, a robot potoczy艂 si臋 naprz贸d, pogwizduj膮c niespokojnie, kiedy przeje偶d偶a艂 pod unosz膮cym si臋 g艂azem. Kiedy R2 znalaz艂 si臋 po drugiej stronie, Luke przeczo艂ga艂 si臋 za nim i pozwoli艂, by g艂az opad艂 艂agodnie na ziemi臋.

Na klepisku tu偶 poza ska艂膮 Luke spostrzeg艂 艣lady but贸w imperialnych szturmowc贸w, widoczne wyra藕nie mimo up艂ywu tak d艂ugiego czasu. Przyjrza艂 si臋 im uwa偶nie, rozmy艣laj膮c, czy kt贸re艣 z nich nie nale偶a艂y do jego ojca. Darth Vader z pewno艣ci膮 tu dotar艂. Kt贸偶 inny m贸g艂 by膰 sprawc膮 艣mierci mieszkaj膮cego kiedy艣 w tej grocie Mistrza Jedi? 艢lady jednak nie da艂y odpowiedzi.

Korytarz w 艣rodku szybu przez ca艂y czas si臋 obni偶a艂, wij膮c si臋 obok magazyn贸w wykopanych g艂臋boko pod powierzchni膮. W powietrzu czu艂o si臋 zat臋ch艂膮 wo艅 odchod贸w i sier艣ci rozmaitych gryzoni. W jednym z bocznych korytarzy spoczywa艂 nieruchomo niewielki kanciasty android, od dawna pozbawiony 藕rde艂 zasilania. W kolejnej jaskini Luke ujrza艂 zajmuj膮cy ca艂e wn臋trze ogromny ogrzewacz, ale izolacj臋 przewod贸w energetycznych zjad艂y jakie艣 ma艂e zwierzta. Id膮c dalej g艂贸wnym korytarzem szybu, kierowali si臋 w stron臋, z kt贸rej emanowa艂a najsilniej obecno艣膰 dobrego Jedi, i w ko艅cu dotarli do komnaty, gdzie mieszka艂 kiedy艣 zmar艂y Mistrz. Jego da艂o znikn臋艂o, podobnie jak da艂a Yody i Bena, ale Luke wyczuwa艂 wyra藕nie resztk臋 mocy Mistrza. Spostrzeg艂 poci臋ty i osmalony kombinezon 艣nie偶ny oraz le偶膮cy obok niego miecz 艣wietlny. Schyli艂 si臋, podni贸s艂 go i w艂膮czy艂, a gdy miecz obudzi艂 si臋 do 偶yda, z cichym sykiem wystrzeli艂a z niego smuga opalizuj膮cej energii.

Zanim Luke wy艂膮czy艂 bro艅, przez kr贸tk膮 chwil臋 rozmy艣la艂 o cz艂owieku, kt贸ry by艂 kiedy艣 jej w艂a艣cicielem. Nie wiedzia艂 o nim w艂a艣ciwie nic wi臋cej poza tym, 偶e Mistrz Jedi ostatnie chwile 偶yda po艣wi臋ci艂, by s艂u偶y膰 Starej Republice. Luke przez wiele miesi臋cy pod膮偶a艂 jego 艣ladem. Jako kustosz zbior贸w danych o innych Jedi na Coruscant, Mistrz by艂 zapewne tylko niezbyt wa偶nym urz臋dnikiem i naje藕d藕cy Imperium prawdopodobnie nie zawracaliby sobie nim g艂owy, ale mimo to uciek艂 z Coruscant, zabieraj膮c ze sob膮 rejestry tysi臋cy pokole艅 rycerzy Jedi.

Luke mia艂 cich膮 nadziej臋 odnale藕膰 w tych rejestrach co艣 wi臋cej ni偶 tylko katalogi wa偶niejszych czyn贸w Jedi. Liczy艂 na to, 偶e uda mu si臋 odkry膰 w nich tak偶e m膮dro艣膰 staro偶ytnych Mistrz贸w, spisane ich my艣li i cele, do kt贸rych d膮偶yli. Jako m艂ody Jedi, nie znaj膮cy wszystkich sposob贸w w艂adania Moc膮,

Luke spodziewa艂 si臋 dowiedzie膰 czego艣 wi臋cej o tajemnych metodach, z pomoc膮 kt贸rych Mistrzowie szkolili swoich wojownik贸w, uzdrowicieli i jasnowidz贸w.

Rozejrza艂 si臋 po komnacie, usi艂uj膮c w migocz膮cym 艣wietle latarni ujrze膰 co艣, co mog艂oby pos艂u偶y膰 mu za wskaz贸wk臋. Artoo tymczasem skr臋ci艂 do innego korytarza, o艣wietlaj膮c sobie drog臋 ma艂ymi reflektorami. Po chwili Luke us艂ysza艂 偶a艂osne gwizdni臋cie robota i pospieszy艂, by zobaczy膰, co si臋 sta艂o.

Korytarz prowadzi艂 do kilku wykutych w litej skale mniejszych komnat, kt贸rych 艣ciany by艂y osmalone jak po wybuchu. Luke zrozumia艂, 偶e w setkach nisz znajduj膮cych si臋 w tych komnatach przechowywano tysi膮ce, a mo偶e dziesi膮tki tysi臋cy holograficznych wideogram贸w. Teraz jednak, po wybuchach i szalej膮cym tu po偶arze, nagrania zamieni艂y si臋 w popi贸艂. Cylindry z zapisan膮 na nich komputerow膮 informacj膮 le偶a艂y w stosach zw臋glonej szlaki, a ich rdzenie pami臋ciowe zosta艂y bezpowrotnie zniszczone. Zniszcze艅 tych dokonano za pomoc膮 termicznych 艂adunk贸w wybuchowych, ale Luke znalaz艂 w komnatach tak偶e od艂amki elektromagnetycznych granat贸w. Kimkolwiek by艂 ten, kto zniszczy艂 holograficzne wideogramy, zrobi艂 wszystko, by dok艂adnie skasowa膰 zapisan膮 w nich informacj臋.

Luke zacz膮艂 obchodzi膰 komnaty, mijaj膮c kolejne nisze, i zagl膮daj膮c do ka偶dej z nich czu艂, jak serce zamienia mu si臋 powoli w kamie艅. Nie zosta艂o nic. Przepad艂o wszystko, ca艂a zgromadzona tu wiedza o czynach tysi臋cy pokole艅 rycerzy Jedi.

- To na nic, Artoo - powiedzia艂, a jego s艂owa rozp艂yn臋艂y si臋 w mroku i panuj膮cej w opustosza艂ych korytarzach ciszy.

Artoo gwizdn膮艂 co艣 w odpowiedzi bardzo smutnie i potoczy艂 si臋 dalej korytarzem, od czasu do czasu przystaj膮c i unosz膮c si臋 na bocznych k贸艂kach, 偶eby zajrze膰 do 艣rodka kt贸rej艣 z nisz.

Wszystko stracone. Luke po raz kolejny u艣wiadomi艂 sobie t臋 straszn膮 prawd臋. Imperator nie zadowoli艂 si臋 wytropieniem i zabiciem Mistrza Jedi. W swoim d膮偶eniu do przej臋cia absolutnej w艂adzy nad galaktyk膮 uzna艂 za konieczne st艂umi膰 raz na zawsze p艂on膮cy we wszech艣wiecie ogie艅 rycerzy Jedi, zagasi膰 najmniejsze nawet tl膮ce si臋 jego ogniki i zamiera膰 wszystko w popi贸艂 tak, aby w艂adza tajemnych Mistrz贸w nigdy nie mog艂a si臋 odrodzi膰. Po wielu miesi膮cach poszukiwa艅 Luke odnalaz艂 tylko prochy. Usiad艂 bezradnie na ziemi i zas艂oni艂 d艂oni膮 oczy. Rozmy艣la艂, co powinien uczyni膰. Z pewno艣ci膮 musia艂y istnie膰 inne rejestry i inne kopie. Powr贸ci na Coruscant i zacznie wszystko od nowa.

Nagle z ko艅ca korytarza, z ostatniej komnaty, dobieg艂 go podniecony 艣wiergot Artoo.

- Znalaz艂e艣 co艣? - zapyta艂 Luke z nadziej膮.

Wsta艂, strzepn膮艂 popi贸艂 z ubrania i pod膮偶y艂 za Artoo, staraj膮c si臋 zachowa膰 spok贸j.

Okaza艂o si臋, 偶e robot odkry艂 nisz臋 z nie zniszczonymi wideogramami. Na wierzchu wci膮偶 jeszcze le偶a艂 termiczny 艂adunek wybuchowy, kt贸ry z nieznanych przyczyn nie eksplodowa艂. Elektromagnetyczny granat co prawda rozerwa艂 si臋 na kawa艂ki, ale nie by艂o wiadomo, na ile okaza艂 si臋 skuteczny. Luke si臋gn膮艂 po pierwszy, le偶膮cy najbli偶ej cylinder i umie艣ci艂 go w czytniku Artoo. Robot wyda艂 z siebie pojedynczy gwizd i nachyli艂 si臋, przygotowany do wy艣wietlenia holograficznego obrazu, po chwili jednak ze zgrzytliwym piskiem wysun膮艂 cylinder z czytnika.

- Mo偶e inny - szepn膮艂 Luke.

Si臋gn膮艂 po kolejny walec le偶膮cy w g艂臋bi niszy, wyci膮gn膮艂 go i wsun膮艂 do czytnika robota. Po chwili Artoo wy艣wietli艂 hologram m臋偶czyzny odzianego w powiewn膮 zielon膮 szat臋. Wkr贸tce jednak obraz zacz膮艂 migota膰, a kiedy zak艂贸cenia si臋 nasili艂y, hologram znikn膮艂. Artoo wyplu艂 cylinder, a potem zapali艂 reflektor i skierowa艂 jego 艣wiat艂o w g艂膮b niszy, zach臋caj膮c w ten spos贸b Luke'a, by spr贸bowa艂 raz jeszcze.

- No dobrze - westchn膮艂 Luke.

Zacz膮艂 przeszukiwa膰 stos, staraj膮c si臋 znale藕膰 wideogram znajduj膮cy si臋 jak najdalej od miejsca wybuchu granatu. Natrafi艂 w ko艅cu d艂oni膮 na jeden le偶膮cy na pod艂odze w samym k膮cie niszy i ju偶 mia艂 go wyci膮gn膮膰, kiedy poczu艂, jak Moc kieruje jego r臋k臋 w inn膮 stron臋. Wodzi艂 d艂oni膮 tak d艂ugo, a偶 w ko艅cu jego palce dotkn臋艂y w艂a艣ciwego wideogramu. Poczu艂, 偶e ogarnia go jaki艣 dziwny spok贸j. To ten, w艂a艣nie ten - zda艂 si臋 szepta膰 mu do ucha jaki艣 g艂os. - To w艂a艣nie tego szukasz.

Luke uchwyci艂 cylinder, wyci膮gn膮艂 go ze stosu i odszed艂 o krok na bok. By艂 dziwnie pewien, 偶e dalsze przeszukiwanie komnat by艂oby bezcelowe. Czu艂, 偶e je偶eli mia艂 w og贸le znale藕膰 odpowied藕 na dr臋cz膮ce go pytania, trzyma j膮 w d艂oni.

Wsun膮艂 walec do otworu czytnika Artoo, kt贸ry niemal natychmiast uzyska艂 sygna艂. Przed robotem pojawi艂 si臋 艣wietlisty obszar ukazuj膮cy pradawn膮 sal臋 tronow膮, w kt贸rej rycerze Jedi po kolei stawali przed swoimi mistrzami i sk艂adali im sprawozdania z tego, co zrobili. A jednak i ten hologram by艂 uszkodzony, miejscami nawet zatarty tak bardzo, 偶e Luke widzia艂 tylko fragmenty: m臋偶czyzn臋 o b艂臋kitnej sk贸rze, kt贸ry opisywa艂 szczeg贸艂owo wyczerpuj膮c膮 kosmiczn膮 bitw臋, jak膮 stoczy艂 z galaktycznymi korsarzami, 偶贸艂tookiego Twi'leka z ogonami wyrastaj膮cymi z g艂owy, opowiadaj膮cego o wykryciu spisku maj膮cego na celu zabicie jakiego艣 ambasadora. Ka偶dy raport na holograficznym wideogramie poprzedza艂a wy艣wietlana data i godzina nagrania. Zapisu dokonano przed prawie czterystu standardowymi laty.

Nagle na wideogramie pojawi艂 si臋 Yoda spogl膮daj膮cy w stron臋 stoj膮cego w sali tronu. Wygl膮d Mistrza odbiega艂 nieco od tego, jaki Luke zachowa艂 w swojej pami臋ci. Jego sk贸ra mia艂a odcie艅 bardziej szafirowozielony, poza tym przy chodzeniu nie pos艂ugiwa艂 si臋 lask膮. B臋d膮c w 艣rednim wieku, wygl膮da艂 beztrosko i dziarsko. W niczym nie przypomina艂 zgarbionego i wiecznie stroskanego starca, kt贸rego pozna艂 Luke. Wi臋kszo艣膰 艣cie偶ki d藕wi臋kowej zosta艂a zatarta, ale w pewnej chwili przez towarzysz膮cy nagraniu szum przedar艂y si臋 s艂owa Yody:

- Pr贸bowali艣my uwolni膰 Chu'unthora z Dathomiry, ale zostali艣my odparci przez czarownice... potyczka, z mistrzami Gra'aton i Vulatan... zgin臋艂o czternastu akolit贸w... musimy wr贸ci膰 tam, by odzyska膰...

S艂owa zanik艂y, zak艂贸cone przez szum, a wkr贸tce i holograficzny obraz przemieni艂 si臋 w b艂臋kitn膮 po艣wiat臋, w kt贸rej tylko b艂yska艂y od czasu do czasu r贸偶nobarwne iskry.

Inni ludzie tak偶e zdawali sprawozdania, ale nic z tego, co m贸wili, nie brzmia艂o zach臋caj膮co. Luke rozwa偶a艂 w my艣lach s艂owa Yody: „Chu'unthora z Dathomiry". Czy Chu'unthor by艂 kim艣 w rodzaju przyw贸dcy politycznego, czy mo偶e by艂o to okre艣lenie jakiej艣 nieznanej rasy? I gdzie mog艂a znajdowa膰 si臋 Dathomira?

- Artoo - zwr贸ci艂 si臋 Luke do robota - przeszukaj swoje atlasy gwiezdne i powiedz mi, czy jest w nich jaka艣 wzmianka o miejscu zwanym Dathomira?

To mo偶e by膰 system gwiezdny, a mo偶e pojedyncza planeta... A mo偶e nawet osoba - pomy艣la艂 pe艂en obaw. Artoo zabra艂 si臋 do pracy, ale po chwili gwizdn膮艂 przecz膮co.

- Tak my艣la艂em - stwierdzi艂 Luke. - Ja te偶 nigdy o niej nie s艂ysza艂em.

Pami臋ta艂, 偶e podczas wojen klonowych wiele planet zosta艂o zniszczonych, a wiele innych zamieniono w pustynie nie nadaj膮ce si臋 do zamieszkania. Mo偶e wi臋c Dathomira by艂a jednym ze 艣wiat贸w zdewastowanych w takim stopniu, 偶e ca艂kiem o nim zapomniano. A mo偶e nie by艂a nawet 艣wiatem, tylko ksi臋偶ycem jakiej艣 planety znajduj膮cej si臋 na skraju galaktyki, oddalona od cywilizacji tak bardzo, 偶e nawet nie umieszczono jej w atlasach? Kto wie, mo偶e nawet nie by艂a ksi臋偶ycem, a jedynie kontynentem, wysp膮, czy miastem? Czymkolwiek jednak by艂a, Luke czu艂, 偶e kiedy艣 w jaki艣 spos贸b j膮 odnajdzie.

Kiedy wydostali si臋 na powierzchni臋, stwierdzili, 偶e zapad艂a noc. Czekali dosy膰 d艂ugo, zanim z ciemno艣ci wy艂oni艂 si臋 Whiphid, d藕wigaj膮cy szcz膮tki wypatroszonego 艣nie偶nego demona. Bia艂e szpony stwora by艂y teraz skurczone, a po ziemi ci膮gn膮艂 si臋 wystaj膮cy spomi臋dzy pot臋偶nych k艂贸w d艂ugi purpurowy j臋zor. Luke by艂 troch臋 zdziwiony, 偶e Whiphid si臋 nie zm臋czy艂, wlok膮c za sob膮 takiego olbrzyma, ale przewodnik tylko 艣cisn膮艂 mocniej trzymany w 艂apie d艂ugi w艂ochaty ogon stwora i zaci膮gn膮艂 zdobycz do obozowiska.

Luke sp臋dzi艂 reszt臋 nocy w obozie Whiphid贸w, w klatce z 偶eber olbrzymiego motmota wy艣cie艂anej sk贸rami, by ochroni膰 jej mieszka艅c贸w przed przenikliwym wiatrem. Whiphidzi rozpalili pod go艂ym niebem wielkie ognisko i piekli 艣nie偶nego demona, m艂odzie偶 ta艅czy艂a wok贸艂 ogniska, a starsi przygrywali na harfach, szarpi膮c struny pazurami. Luke siedzia艂 w klatce; spogl膮daj膮c na p艂omienie, ws艂uchiwa艂 si臋 w d藕wi臋ki wydawane przez struny harf i rozmy艣la艂. „Ujrzysz przysz艂o艣膰, ale tak偶e przesz艂o艣膰. Zobaczysz starych przyjaci贸艂, o ktrych ju偶 zapomnia艂e艣" - te s艂owa powiedzia艂 mu dawno temu Yoda, kiedy uczy艂 go przenika膰 my艣lami poprzez mg艂臋 zas艂ony czasu.

Luke przygl膮da艂 si臋 przez chwil臋 konstrukcji z 偶eber motmota. Wysoko ponad g艂ow膮 zauwa偶y艂 wyryty na ko艣ciach jaki艣 napis. Litery ci膮gn臋艂y si臋 na przestrzeni dziesi臋ciu czy dwunastu metr贸w i przedstawia艂y rodow贸d przodk贸w klanu Whiphid贸w. Luke wprawdzie nie zna艂 tego pisma, ale czu艂, 偶e litery ta艅cz膮 w migocz膮cym 艣wietle ogniska, jak gdyby by艂y kawa艂kami drewna czy kamieniami spadaj膮cymi ku niemu prosto z nieba. Ko艣ci 偶eber zagina艂y si臋 wysoko nad nim, tworz膮c sklepienie klatki; Luke powi贸d艂 wzrokiem za ich krzywizn膮. Widzia艂, jak lec膮ce w powietrzu kawa艂ki drewna i g艂azy obracaj膮 si臋 w locie. Mia艂 wra偶enie, 偶e zaraz go zmia偶d偶膮. Czu艂, 偶e g艂azy z ka偶d膮 up艂ywaj膮c膮 chwil膮 zbli偶aj膮 si臋 coraz bardziej. Oddycha艂 g艂臋boko i mimo przenikliwego ch艂odu Tooli na czo艂o zacz臋艂y wyst臋powa膰 mu mikroskopijne krople potu. Zrozumia艂, 偶e nawiedza go jaka艣 wizja.

Sta艂 na szczycie skalistej g贸rskiej fortecy i spogl膮da艂 na rozci膮gaj膮c膮 si臋 w dole r贸wnin臋 i widniej膮ce w oddali wzg贸rza

0 zboczach poro艣ni臋tych g臋stymi, mrocznymi lasami. Z tamtej strony nadci膮ga艂a gwa艂towna burza. Silny wiatr gna艂 przed sob膮 zwa艂y ciemnych chmur i py艂u, wyrywa艂 z korzeniami napotkane na drodze drzewa i targa艂 je po r贸wninie. Sk艂臋bione chmury przykry艂y wkr贸tce ca艂e niebo, przecinaj膮c je coraz cz艣ciej jaskrawymi, purpurowymi strza艂ami b艂yskawic. Luke odczuwa艂 bardzo wyra藕nie emanuj膮c膮 z nich wrogo艣膰. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e ca艂a ta nawa艂nica zosta艂a stworzona przy udziale ciemnej strony Mocy.

Ujrza艂 szybuj膮ce w powietrzu niczym zwi臋d艂e li艣cie kamienie

1 wielkie grudy ziemi. Musia艂 trzyma膰 si臋 kamiennej balustrady, aby nie oderwa膰 si臋 od 艣cian fortecy. Wiatr hucza艂 mu w uszach jak rozszala艂e fale wzburzonego oceanu.

Kiedy wzniecona przez ciemn膮 stron臋 Mocy nawa艂nica szala艂a nad okolic膮, a pitrz膮ce si臋 czarne chmury zbli偶a艂y si臋 coraz bardziej, Luke us艂ysza艂 niespodziewanie pe艂en s艂odyczy, beztroski kobiecy 艣miech. Wpatruj膮c si臋 w sk艂臋bione zwa艂y na niebie, ujrza艂 kobiety unosz膮ce si臋 niczym ogromne 膰my po艣r贸d od艂amk贸w ska艂 i g艂az贸w. Jaki艣 g艂os wydawa艂 si臋 szepta膰: „Czarownice z Dathomiry".

ROZDZIA艁

3

Leia wyci膮gn臋艂a z ucha s艂uchawk臋 komunikatora i wstrz膮艣ni臋ta, popatrzy艂a na hapa艅sk膮 oficjaln膮 wys艂anniczk臋. Wiedzia艂a, 偶e nawi膮zanie kontaktu z Hapanami nastrcza艂o zwykle sporo trudno艣ci. Byli ca艂kowicie odmienni kulturowo i sk艂onni do chowania uraz. Ws艂uchuj膮c si臋 w narastaj膮cy wok贸艂 ryk setek tysi臋cy os贸b, spogl膮da艂a na alderaa艅ski balkon, zastanawiaj膮c si臋, co odpowiedzie膰. Zobaczy艂a, 偶e Han odsun膮艂 si臋 od szyby i rozmawia z o偶ywieniem z Mon Mothm膮.

Zaczekawszy, a偶 gwar nieco ucichnie, zwr贸ci艂a si臋 do przedstawicielki Hapes:

- Prosz臋 powiedzie膰 Ta'a Chume, 偶e uwa偶am jej dary za wspania艂e, a jej hojno艣膰 za nie maj膮c膮 granic. Musz臋 mie膰 jednak troch臋 czasu na to, 偶eby szczeg贸艂owo rozwa偶y膰 jej propozycj臋.

Przerwa艂a, bo nie by艂a pewna, o jak d艂ugi czas do namys艂u nale偶y poprosi膰. S艂ysza艂a, 偶e Hapanie maj膮 opini臋 ludzi stanowczych i zdecydowanych. Kiedy艣 nawet powiedziano jej, 偶e Ta'a Chume podejmuje decyzje najwy偶szej wagi po namy艣le trwajcym nie d艂u偶ej ni偶 kilka godzin. Czy zatem wypada jej rozwa偶a膰 propozycj臋 kr贸lowej-matki przez ca艂y dzie艅? Poczu艂a nag艂e oszo艂omienie, przyprawiaj膮ce niemal o zawr贸t g艂owy.

- Przepraszam, czy wolno mi co艣 powiedzie膰? - zapyta艂 ksi膮偶臋 Isolder, m贸wi膮c jzykiem basie, cho膰 z wyra藕nym akcentem.

Leia popatrzy艂a na niego, zdumiona, 偶e potrafi pos艂ugiwa膰 si臋 jej mow膮. Spojrza艂a w szare oczy, przypominaj膮c sobie burzowe chmury, kt贸re widzia艂a nad szczytami g贸r w tropikalnych rejonach planety Hapes.

Isolder u艣miechn膮艂 si臋 przepraszaj膮co. Z jego postawy i rys贸w emanowa艂a dziwna si艂a.

- Wiem, 偶e twoje zwyczaje r贸偶ni膮 si臋 od naszych. Nasi w艂adcy jednak od pradawnych czas贸w w艂a艣nie w taki spos贸b zawieraj膮 zwi膮zki ma艂偶e艅skie. Pragn臋, by艣 podj臋艂a decyzj臋 bez po艣piechu. Prosz臋, zechciej po艣wi臋ci膰 troch臋 czasu na poznanie Hapes, naszych 艣wiat贸w i naszych obyczaj贸w. Chcia艂bym tak偶e, aby艣 mog艂a pozna膰 mnie.

Co艣 w sposobie, w jaki to powiedzia艂, sprawi艂o, 偶e Leia u艣wiadomi艂a sobie, i偶 nie by艂a to zwyczajna propozycja.

- Trzydzie艣ci dni? - zapyta艂a. - Zaj臋艂oby mi to mniej czasu, ale za kilka dni musz臋 polecie膰 w misji dyplomatycznej do 艣wiat贸w systemu Ropes.

Ksi膮偶臋 Isolder spu艣ci艂 ze zrozumieniem oczy, zgadzaj膮c si臋 na ten okres.

- Oczywi艣cie - powiedzia艂. - Kr贸lowa zawsze musi mie膰 czas dla swoich podw艂adnych. - Przerwa艂 na chwil臋, po czym zapyta艂 z nadziej膮: - Czy przed udaniem si臋 w drog臋 nie zechcia艂aby艣 si臋 spotka膰 ze mn膮 w mniej oficjalnych okoliczno艣ciach?

Leia gor膮czkowo rozwa偶a艂a propozycj臋. Przed odlotem musia艂a jeszcze zapozna膰 si臋 z ca艂ym mn贸stwem dokument贸w: traktat贸w i um贸w handlowych, rejestr贸w zg艂oszonych za偶ale艅, rozpraw egzobiologicznych i tak dalej. Z raport贸w, jakie otrzyma艂a, wynika艂o, 偶e Verpinowie, rasa inteligentnych insektoid贸w, nie wywi膮zali si臋 nale偶ycie z um贸w o budow臋 statk贸w wojennych dla mi臋so偶ernych Barabel贸w. Dobrze wiedzieli, 偶e z艂amanie chocia偶 jednej umowy mo偶e mie膰 dla nich bardzo przykre skutki. T艂umaczyli si臋 tym, 偶e wykonane statki zosta艂y porwane przez jedn膮 z matek jakiego艣 szalonego roju, nie czuli si臋 jednak w obowi膮zku zmusi膰 jej, aby zwr贸ci艂a skradzione jednostki. Ca艂膮 spraw臋 komplikowa艂y wygl膮daj膮ce na wiarygodne plotki, jakoby Barabelowie wdawali si臋 w negocjacje z przepadaj膮cymi za owadzim mi臋sem Kubazami, pragn膮c sprzeda膰 szefom kuchni niekt贸re cz臋艣ci cia艂 Verpin贸w. Leia czu艂a, 偶e jej prywatne 偶ycie nie mo偶e kolidowa膰 z obowi膮zkami zawodowymi, przynajmniej nie w tej chwili. Popatrzy艂a w g贸r臋 na balkon Alderaanu. Han z Chewbacc膮 ju偶 wyszli, a przy szybie sta艂a Mon Mothma, trzymaj膮c przy uchu s艂uchawk臋 komunikatora. Kobieta nie uczyni艂a jednak 偶adnego gestu, natomiast siedz膮cy obok niej Threkin Horm - przewodnicz膮cy Rady Alderaanu - kiwn膮艂 g艂ow膮 zach臋caj膮c Lei臋, by przyj臋艂a propozycj臋 m艂odego Hapanina.

- Tak, oczywi艣cie - odezwa艂a si臋 w ko艅cu ksi臋偶niczka. - Je偶eli tylko znajdziesz czas dla mnie, zanim wyrusz臋 w drog臋.

- Moje dni i noce nale偶膮 do ciebie, pani - odrzek艂 ksi膮偶臋, 艂agodnie si臋 u艣miechaj膮c.

- A zatem czy m贸g艂by艣 dzi艣 wieczorem zje艣膰 ze mn膮 kolacj臋 w moich apartamentach na pok艂adzie „Snu Rebeliant贸w"? - zapyta艂a Leia.

Isolder ponownie spu艣ci艂 wzrok, po czym u偶ywaj膮c palc贸w wskazuj膮cych i kciuk贸w, zas艂oni艂 twarz woalk膮. Leia, kt贸ra przez ca艂y czas nie mog艂a nadziwi膰 si臋 jego urodzie, poczu艂a dawny 偶al, 偶e ksi膮偶臋 ukry艂 twarz, a zarazem wyrzuty sumienia na my艣l o tym, 偶e chcia艂aby przygl膮da膰 si臋 jej chocia偶 odrobin臋 d艂u偶ej.

Podnios艂a si臋 z tronu i opu艣ci艂a Wielk膮 Sal臋 Przyj臋膰, a wzrok tysi臋cy istot pod膮偶y艂 za ni膮. Czu艂a narastaj膮cy niepok贸j i nade wszystko chcia艂a zobaczy膰 si臋 z Kanon. Uda艂a si臋 do swoich komnat w ambasadzie, licz膮c na to, 偶e tam go zastanie, ale nie by艂o nikogo. Zak艂opotana, wyci膮gn臋艂a komunikator i u偶ywaj膮c cz臋stotliwo艣ci wojskowej, dowiedzia艂a si臋, 偶e opu艣ci艂 Coruscant i polecia艂 na „Sen Rebeliant贸w". Nie wr贸偶y艂o to niczego dobrego. Na pok艂adzie „Snu Rebeliant贸w" dokowa艂 statek Hana, „Tysi膮cletni Sok贸艂'', czekaj膮c na powr贸t dow贸dcy. Leia wiedzia艂a, 偶e kiedy Han by艂 zmartwiony albo rozdra偶niony, lubi艂 po艣wi臋ca膰 si臋 rozmaitym pracom na swoim statku. Twierdzi艂, 偶e oddawanie si臋 pracy fizycznej, a zw艂aszcza takiej, na kt贸rej si臋 dobrze zna, dzia艂a kojco na jego umys艂. A zatem najprawdopodobniej i teraz uciek艂 na „Soko艂a". Widocznie propozycja Hapan musia艂a go g艂臋boko poruszy膰, zapewne o wiele bardziej, ni偶 by艂by sk艂onny przyzna膰 przed samym sob膮. Leia dobrze wiedzia艂a, dlaczego Han by艂 w fatalnym nastroju, i mimo skrajnego wyczerpania, nie zastanawiaj膮c si臋 d艂u偶ej, wezwa艂a sw贸j prywatny wahad艂owiec.

Znalaz艂a „Soko艂a" we wn臋ce dziewi臋膰dziesi膮tego l膮dowiska. Han i Chewie siedzieli w g艂贸wnej kabinie przed pulpitami kontrolnymi, dyskutuj膮c nad pl膮tanin膮 powyci膮ganych ze 艣rodka kabli 艂膮cz膮cych pulpity z wyrzutniami i generatorami energetycznych p贸l ochronnych. Chewie dostrzeg艂 ksi臋偶niczk臋 i rykn膮艂 na powitanie, ale Han z zapalonym palnikiem plazmowym w d艂oni spogl膮da艂 w inn膮 stron臋. Po chwili zgasi艂 palnik, nie obr贸ci艂 si臋 jednak, nawet na ni膮 nie spojrza艂.

- Cze艣膰 - odezwa艂a si臋 cicho Leia. - Mia艂am nadziej臋, 偶e zastan臋 was w swoich komnatach na Coruscant.

- Ta-a, no c贸偶, mieli艣my tu par臋 spraw, kt贸re trzeba by艂o za艂atwi膰 - odrzek艂 Han.

Leia przez d艂ug膮 chwil臋 milcza艂a. Chewbacca wsta艂, podszed艂 do niej i obj膮艂 j膮 na powitanie, przyciskaj膮c jej twarz do br膮zowego futra, po czym oddali艂 si臋 dyskretnie, zostawiaj膮c ich samych. Dopiero w贸wczas Han odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Leii. Na czo艂o wyst膮pi艂y mu krople potu, co z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie by艂o wynikiem ci臋偶kiej pracy.

- No wi臋c... hmm... jak to si臋 zako艅czy艂o? - zapyta艂. - Co im odpowiedzia艂a艣?

- Poprosi艂am ich, by dali mi kilka dni do namys艂u - odpar艂a Leia.

Nie czu艂a si臋 jeszcze gotowa oznajmi膰 mu, 偶e ten wiecz贸r zamierza sp臋dzi膰 w towarzystwie Isoldera na pok艂adzie „Snu Rebeliant贸w".

- Hm - mrukn膮艂 Han.

Leia uj臋艂a jego zabrudzone smarem d艂onie i powiedzia艂a 艂agodnie:

- Nie mog艂am ich tak po prostu odes艂a膰. To by艂oby niegrzeczne. Nie mog臋 zaprzepa艣ci膰 szansy nawi膮zania z nimi stosunk贸w, nawet je偶eli nie chc臋 po艣lubi膰 ich ksi臋cia. Hapanie s膮 przecie偶 bogaci i bardzo silni. Jedynym powodem, dla kt贸rego polecia艂am na Hapes, by艂o uzyskanie od nich pomocy w naszej walce przeciwko lordom.

- Wiem o tym - westchn膮艂 Han. - Zrobi艂aby艣 niemal wszystko, by wygra膰 t臋 walk臋.

- Zaraz, zaraz, o co ci w艂a艣ciwie chodzi?

- Nienawidzi艂a艣 Imperium, a teraz Zsinj i jego lordowie s膮 wszystkim, co z niego pozosta艂o. Dziesi膮tki razy walczy艂a艣 z nimi i ryzykowa艂a艣 w tej walce 偶ycie. W ka偶dej chwili odda艂aby艣 je za Now膮 Republik臋, prawda? Bez zastanawiania si臋, bez 偶alu?

- Oczywi艣cie - przyzna艂a Leia. - Ale...

- A zatem mam prawo podejrzewa膰, 偶e oddasz to 偶ycie teraz - przerwa艂 jej Han. - I to oddasz je Hapanom. Ale zamiast umrze膰, b臋dziesz dla nich 偶y艂a.

- Ja... ja nie mog艂abym tego zrobi膰 - zapewni艂a go stanowczo Leia.

Han popatrzy艂 na ni膮, oddychaj膮c z wysi艂kiem, a jego g艂os przepe艂niony b贸lem straci艂 nagle ca艂膮 kryj膮c膮 si臋 w nim oskar偶ycielsk膮 si艂臋.

- Oczywi艣cie, 偶e nie - westchn膮艂 i odstawi艂 palnik na metalow膮 pod艂og臋 kabiny. - Sam ju偶 nie wiem, o co mi w艂a艣ciwie chodzi. Chcia艂em tylko...

Leia 艂agodnie przesun臋艂a d艂oni膮 po jego czole. Nie widzia艂a Hana od pi臋ciu miesi臋cy i teraz czu艂a si臋 troch臋 skr臋powana. Przypuszcza艂a, 偶e gdyby nie ta roz艂膮ka, Han potraktowa艂by propozycj臋 Hapan jako dobry dowcip. Teraz jednak zachowywa艂 si臋 inaczej, a wi臋c musia艂o si臋 kry膰 za tym co艣 wi臋cej. Musia艂o by膰 co艣, czym trapi艂 si臋 bardziej ni偶 zwykle.

- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂a. - Zachowujesz si臋, jakby艣 nie by艂 sob膮.

- Nie wiem - szepn膮艂 Han. - To chyba... z powodu tego, co prze偶y艂em podczas tej ostatniej wyprawy. Jeszcze nie zd膮偶y艂em doj艣膰 do siebie po tym wszystkim, co widzia艂em. Jestem taki zm臋czony. Widzia艂a艣, co „呕elazna Pi臋艣膰" zrobi艂a na Sellagis? Zamieni艂a ca艂膮 t臋 koloni臋 w zgliszcza. Pod膮偶a艂em za statkiem Zsinja przez kilka miesi臋cy i wsz臋dzie znajdowa艂em to samo: ca艂e 艣wiaty obr贸cone w perzyn臋, spalone i zniszczone miasta, zrujnowane stocznie. A sprawi艂 to tylko jeden superniszczyciel gwiezdny z szale艅cem i morderc膮 za sterami.

Kiedy zgin膮艂 Imperator, my艣la艂em, 偶e wygrali艣my. Przekona艂em si臋 jednak, 偶e nasz przeciwnik jest znacznie gro藕niejszy ni偶 przypuszcza艂em, monstrualnie wielki. Za ka偶dym razem, kiedy pozwalamy sobie cho膰 na kr贸tk膮 przerw臋, jaki艣 wielki moff og艂asza si臋 kolejnym zbawc膮 艣wiat贸w albo inny genera艂 czy lord knuje r贸wnie zdradliwe plany. Cz臋sto w nocy 艣ni艂em, 偶e walcz臋 w g臋stej mgle z wielog艂ow膮 besti膮, a ona przera藕liwie ryczy i stara si臋 mnie po艂kn膮膰. Nie widz臋 reszty jej cia艂a, a tylko ogniste oczy i 艂eb wy艂aniaj膮cy si臋 z p贸艂mroku. Staram si臋 go odci膮膰 siekier膮 i w ko艅cu mi si臋 to udaje, ale po chwili bestii odrasta nowy 艂eb i zn贸w s艂ysz臋, jak z ciemno艣ci dobiega mnie przera偶aj膮cy ryk. Nie widz臋, sk膮d dochodzi, i nie widz臋 ju偶 cia艂a bestii. Wiem tylko, 偶e gdzie艣 tam czyha, ale jej nie dostrzegam. Przegrali艣my ju偶 tyle razy i nadal przegrywamy.

- Wojn臋? - zapyta艂a Leia. - Tam, w ogniu walki, mo偶e naprawd臋 to tak wygl膮da膰 - doda艂a, chc膮c go uspokoi膰. - Lordowie, podobnie jak Imperium, kt贸remu s艂u偶yli, kieruj膮 si臋 zach艂anno艣ci膮 i nienawi艣ci膮. Ja jednak, b臋d膮c dyplomatk膮, widz臋 niemal same zwyci臋stwa. Ka偶dego dnia jaki艣 艣wiat przy艂膮cza si臋 do Nowej Republiki. Ka偶dego dnia dostrzegam jaki艣 ma艂y post臋p. Mo偶liwe, 偶e przegrywamy bitwy, ale w og贸lnym rozrachunku stanowczo zwyci臋偶amy.

- A co b臋dzie, je偶eli Imperium udoskonali urz膮dzenia maskuj膮ce gwiezdne niszczyciele? - zapyta艂 Han. - Od dawna s艂yszy si臋 plotki na ten temat. Albo je偶eli Zsinj czy jaki艣 inny wielki moff zbuduje nast臋pny superniszczyciel gwiezdny podobny do „呕elaznej Pi臋艣ci", a mo偶e nawet ca艂膮 flot臋 takich statk贸w?

Leia odetchn臋艂a g艂臋boko.

- W贸wczas b臋dziemy walczyli nadal. My艣l臋 jednak, 偶e korzystanie z superniszczycieli tej klasy co „呕elazna Pi臋艣膰" wymaga tak du偶o energii, 偶e Zsinja nie sta膰 na u偶ywanie wi臋cej ni偶 jednej czy dw贸ch takich jednostek naraz. Koszty ich utrzymania s膮 zbyt du偶e i w ko艅cu dojdzie do tego, 偶e nie b臋dzie m贸g艂 sobie na to pozwoli膰.

- Wojna si臋 jeszcze nie sko艅czy艂a - stwierdzi艂 Han. - Mo偶e nawet nie sko艅czy si臋 za naszego 偶ycia.

Leia nigdy przedtem nie widzia艂a go tak bardzo zrezygnowanego, tak przybitego.

- Je偶eli nie b臋dziemy w stanie zapewni膰 pokoju nam, zapewnimy go naszym dzieciom - odpar艂a.

Han wyprostowa艂 si臋 w fotelu i opar艂 g艂ow臋 o pier艣 Leii, a ona wiedzia艂a, co mo偶e zaprz膮ta膰 teraz jego umys艂. Powiedzia艂a: naszym dzieciom, a Han, s艂ysz膮c te s艂owa, z pewno艣ci膮 pomy艣la艂 o Hapanach.

- Musz臋 przyzna膰 - odezwa艂 si臋 w ko艅cu - 偶e Hapanie z艂o偶yli ci dzisiaj bardzo kusz膮c膮 propozycj臋. Od dawna dochodzi艂y nas plotki na temat bogactw ich „ukrytych 艣wiat贸w", a tu pstryk! Czy kiedy przebywa艂a艣 na Hapes, uda艂o ci si臋 zobaczy膰 co艣 ciekawego?- Tak - odpar艂a zdecydowanie Leia. - Powiniene艣 i ty zobaczy膰, co kr贸lowa-matka zrobi艂a z ich planety. Miasta s膮 wspania艂e, spokojne i takie pi臋kne. Nie chodzi mi o domy, fabryki i ulice, ale przede wszystkim o mieszka艅c贸w i o to, w jaki spos贸b my艣l膮. Wyczuwa si臋 u nich... po prostu wielki spok贸j. Han spojrza艂 w jej rozmarzone oczy.

- Zakocha艂a艣 si臋 - stwierdzi艂.

- Wcale nie - zaprzeczy艂a Leia.

Han jednak obr贸ci艂 si臋 w fotelu i chwyci艂 j膮 za ramiona.

- A w艂a艣nie, 偶e tak - powiedzia艂, a p贸藕niej jeszcze raz popatrzy艂 jej w oczy. - Pos艂uchaj, kochanie, mo偶liwe, 偶e nie zakocha艂a艣 si臋 w Isolderze, ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 zakocha艂a艣 si臋 w ich 艣wiecie. Kiedy Imperator zniszczy艂 Alderaan, pozbawi艂 ci臋 tego wszystkiego, co kocha艂a艣, wszystkiego, o co walczy艂a艣. Nie mo偶esz powiedzie膰, 偶e to nieprawda. Od tamtego czasu t臋sknisz za czym艣, co mog艂aby艣 nazwa膰 swoim domem!

Leia wstrzyma艂a na chwil臋 oddech. Zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e powiedzia艂 prawd臋. Nigdy przedtem nie op艂akiwa艂a Alderaanu ani zabitych tam jej bliskich, ale Alderaan i Hapes by艂y do siebie podobne pod wzgl臋dem prostoty i wdzi臋ku architektury. Mieszka艅cy Alderaanu uwielbiali przyrod臋 i 偶ycie tak bardzo, 偶e nie mieli zwyczaju budowania miast na r贸wninach, gdzie ludzie mogliby depta膰 rosn膮c膮 tam bujnie traw臋. Zamiast tego wznosili swoje majestatyczne budowle na wynios艂ych skalistych wy偶ynach, po艣r贸d 艂agodnych pag贸rk贸w albo upychali je w szczeliny pod czapami polarnego lodu czy nawet stawiali na gigantycznych platformach po艣rodku p艂ycizn i mielizn alderaa艅skich ocean贸w.

Leia zakry艂a d艂oni膮 oczy, czuj膮c nap艂ywaj膮ce 艂zy. To by艂y dawne, pi臋kne czasy.

- Spokojnie, spokojnie - szepn膮艂 Han, ujmuj膮c jej d艂o艅 i sk艂adaj膮c na niej poca艂unek. - Nie ma 偶adnych powod贸w, 偶eby p艂aka膰.

- Wszystko jest tak strasznie skomplikowane... - rzek艂a Leia - misja dyplomatyczna na planet臋 Verpin贸w, wojna przeciwko lordom. Pracuj臋 tak ci臋偶ko, 偶e wyruszam w nast臋pn膮 wypraw臋, zanim zd膮偶臋 odpocz膮膰 po poprzedniej. Przez ca艂y czas mam nadziej臋, 偶e w ko艅cu znajd臋 jaki艣 艣wiat, kt贸ry b臋d臋 mog艂a traktowa膰 jak ojczyzn臋, ale nic z tego nie wychodzi.

- A co z Nowym Alderaanem? - zapyta艂 Han. - S艂u偶by Pomocnicze znalaz艂y ci przecie偶 ca艂kiem mi艂e miejsce.

- Ale pi臋膰 miesi臋cy temu odkryli je tak偶e agenci Zsinja. Musieli艣my zarz膮dzi膰 ewakuacj臋, cho膰 mo偶liwe, 偶e jeszcze tam powr贸cimy.

- Jestem pewien, 偶e wkr贸tce uda si臋 nam znale藕膰 co艣 innego - pocieszy艂 j膮 Han.

- Mo偶liwe, ale nawet je偶eli znajdziemy, nie b臋dzie tam tak samo jak w domu - stwierdzi艂a Leia. - Co miesi膮c bior臋 udzia艂 w posiedzeniu Rady Alderaanu. Rozmawiali艣my kiedy艣 na temat przemiany jednego z naszych 艣wiat贸w w taki, kt贸ry przypomina艂by nam tamten bezpowrotnie utracony, dyskutowali艣my o budowie ogromnej stacji orbitalnej, a nawet o kupnie nowego 艣wiata, ale wi臋kszo艣膰 alderaa艅skich uchod藕c贸w, kt贸rych podczas ataku Imperium nie by艂o na planecie, nie zalicza si臋 do zr臋cznych dyplomat贸w czy handlowc贸w. Poza tym nie mamy zbyt wiele pieni臋dzy. Taki wydatek zubo偶y艂by kilka pokole艅 naszych ludzi. I chocia偶 wys艂ani przez nas zwiadowcy przemierzaj膮 najdalsze kra艅ce galaktyki, wci膮偶 poszukuj膮c nie odkrytych jeszcze 艣wiat贸w, nasi handlowcy nie chc膮 nawet s艂ysze膰 o kupnie nowej planety. Nawi膮zali kontakty z wi臋kszo艣ci膮 innych 艣wiat贸w i nie mo偶na wymaga膰, by teraz rezygnowali z czego艣, co stanowi jedyne 藕r贸d艂o ich zarobk贸w. Osi膮gn臋li艣my zatem impas i nie dziwi臋 si臋, 偶e niekt贸rzy cz艂onkowie rady czuj膮 si臋 zniech臋ceni.

- A co z darami, kt贸re dzisiaj wr臋czyli ci Hapanie? Wystarczy艂oby ich na wp艂acenie poka藕nej zaliczki na kupno nowej planety.

- Nie znasz Hapan - odrzek艂a Leia. - Ich zwyczaje s膮 nadzwyczaj surowe. Je艣li zgodz臋 si臋 przyj膮膰 ich dary, musz臋 wyrazi膰 zgod臋 tak偶e na ca艂膮 reszt臋. Musz臋 wzi膮膰 wszystko albo nie bra膰 niczego. Je偶eli nie po艣lubi臋 Isoldera, powinnam wszystko odda膰.

- To oddaj - doradzi艂 Han. - Nie s膮dz臋, 偶eby艣 musia艂a zawraca膰 sobie nimi g艂ow臋. Nie wywarli na mnie najlepszego wra偶enia.

- To dlatego, 偶e ich nie znasz - odpar艂a Leia, zdumiona, 偶e Han mo偶e w taki beztroski spos贸b wyra偶a膰 si臋 o rasie ludzkiej, kt贸ra zamieszkuje dziesi膮tki system贸w gwiezdnych.

- Przypuszczam, 偶e ty znasz ich bardzo dobrze? - odci膮艂 si臋 Han. - Czy tydzie艅 prania m贸zg贸w przez ekspert贸w od propagandy na Hapes sprawi艂, 偶e sta艂a艣 si臋 specjalistk膮 w dziedzinie ich cywilizacji?

- M贸wisz o ca艂ych gromadach gwiezdnych - t艂umaczy艂a cierpliwie Leia. - Zamieszkuj膮 je miliardy ludzi. Nigdy przedtem nie widzia艂e艣 偶adnego Hapanina. Sk膮d mo偶esz mie膰 o nich tak z艂e zdanie?

- Hapanie od ponad trzech tysi膮cleci pilnuj膮 swoich granic jak oczka w g艂owie - stwierdzi艂 Han. - Widzia艂em na w艂asne oczy, co si臋 sta艂o, kiedy za bardzo si臋 do nich zbli偶yli艣my. Wierz mi, oni musz膮 co艣 ukrywa膰.

- Ukrywa膰? Nie s膮dz臋, by mieli co艣 do ukrycia. Chyba 偶e chodzi ci o pokojowy tryb 偶ycia, kt贸ry chc膮 chroni膰 przed zagro偶eniem z zewn膮trz.

- Je偶eli ich kr贸lowa-matka jest takim wzorem cn贸t, jak m贸wisz, dlaczego obawia si臋, 偶e mogliby艣my jej zagrozi膰? - spyta艂 Han. - Nie-e, ksi臋偶niczko, ona musi co艣 ukrywa膰. Czy nie widzisz, 偶e si臋 czego艣 boi?

- Nie wierz臋 w to - o艣wiadczy艂a Leia. - Jak mo偶esz my艣le膰 w ten spos贸b? Gdyby sprawy w gromadzie Hapan wygl膮da艂y naprawd臋 tak 藕le, nie s膮dzisz, 偶e mieliby艣my do czynienia z uchod藕cami czy dezerterami? A tymczasem nikt stamt膮d nie ucieka.

- Zapewne dlatego, 偶e nie mo偶e - obstawa艂 przy swoim Han. - Mo偶e patrole Hapan wy艂apuj膮 wszystkich, kt贸rzy sprawiaj膮 k艂opot w艂adzom.

- To absurd - 偶achn臋艂a si臋 Leia. - Zaczynasz wpada膰 w paranoj臋.

- W paranoj臋, tak? A co z tob膮, ksi臋偶niczko? Czy te kilka 艣wiecide艂ek i b艂yskotek zawr贸ci艂o ci w g艂owie tak bardzo, 偶e nie umiesz odr贸偶ni膰, co jest k艂amstwem, a co prawd膮?

- Och, przesta艅 wreszcie by膰 taki pewny siebie. Czy naprawd臋 poczu艂e艣 si臋 zagro偶ony z powodu Isoldera?

- Zagro偶ony? Przez tego dryblasa bez og艂ady? Ja? - Han pokaza艂 na siebie palcem. - Sk膮d偶e znowu!

Wiedzia艂a, 偶e nie m贸wi prawdy.

- A zatem nie b臋dziesz mia艂 nic przeciwko temu, 偶e dzisiaj wieczorem zaprosz臋 go na kolacj臋?

- Kolacj臋? - powt贸rzy艂 Han. - Dlaczego mia艂bym mie膰 co艣 przeciwko temu, 偶e b臋dzie jad艂 kolacj臋 z kobiet膮, kt贸r膮 kocham, i kt贸ra zapewnia艂a, 偶e mnie te偶 kocha?

- Nie b膮d藕 z艂o艣liwy - odpar艂a sarkastycznie Leia. - Przysz艂am tu, bo ciebie tak偶e chcia艂am zaprosi膰, ale teraz uwa偶am, 偶e mo偶e powinnam pozwoli膰 ci zosta膰 tutaj, 偶eby艣 m贸g艂 dalej wysuwa膰 te swoje niczym nie uzasadnione podejrzenia.

Powiedziawszy to, odwr贸ci艂a si臋 i niemal biegiem opu艣ci艂a pok艂ad statku. Han krzykn膮艂 za ni膮:

- Bardzo dzi臋kuj臋 za zaproszenie! W takim razie do zobaczenia na kolacji! - I uderzy艂 pi臋艣ci膮 w 艣cian臋.

Po wyj艣ciu Leii Han rzuci艂 si臋 ze zdwojon膮 energi膮 w wir pracy na „Sokole". Stara艂 si臋 nie my艣le膰 o czymkolwiek innym. Pracowa艂 tak intensywnie, 偶e na czo艂o wyst膮pi艂y mu wielkie krople potu. Wykorzysta艂 kilka sztuczek, 偶eby zwi臋kszy膰 moc wyj艣ciow膮 i skuteczno艣膰 rufowego generatora pola ochronnego o czterna艣cie procent powy偶ej dotychczas osi膮ganej warto艣ci maksymalnej, potem zszed艂 ze statku i zaj膮艂 si臋 obrotowymi dzia艂kami. Chewbacca pozosta艂 na pok艂adzie, pracuj膮c przy ustawianiu soczewek celownik贸w blaster贸w, umieszczonych pod kad艂ubem. Kiedy min臋艂y dwie godziny wyt臋偶onej pracy, u wej艣cia do doku pojawi艂a si臋 nagle grupa ludzi. Przewodzi艂 jej oty艂y Threkin Horm. Przewodnicz膮cy Rady Alderaanu siedzia艂 jak zwykle na swoim unosz膮cym si臋 na repulsorach krze艣le, a tu偶 za nim kroczy艂 ksi膮偶臋 Isolder w towarzystwie dw贸ch kobiet b臋d膮cych jego osobistymi stra偶niczkami. Nieco z ty艂u pod膮偶a艂o kilkoro ni偶szych rang膮 urz臋dnik贸w, kt贸rzy zatrzymali si臋 w pobli偶u wej艣cia.

- Jak Wasza Wysoko艣膰 sam widzi, znajdujemy si臋 w jednym z naszych dok贸w remontowych - odezwa艂 si臋 nosowym g艂osem Threkin Horm, wsuwaj膮c kciuk lewej r臋ki mi臋dzy trzeci i czwarty podbr贸dek. - A oto nasz s艂awny genera艂 Han Solo, bohater Nowej Republiki, kt贸ry w艂a艣nie zajmuje si臋 remontem swojego... ee... hm... statku... „Tysi膮cletniego Soko艂a".

Ksi膮偶臋 Isolder obejrza艂 uwa偶nie jednostk臋 Hana, zwracaj膮c szczeg贸ln膮 uwag臋 na pordzewia艂y kad艂ub i umieszczon膮 na nim niezwyk艂膮 zbieranin臋 dzia艂ek i blaster贸w. Han po raz pierwszy w 偶yciu poczu艂, 偶e ogarnia go dziwne zak艂opotanie. Prawd臋 mwi膮c, jego „Sok贸艂" przypomina艂 bardziej kup臋 z艂omu ni偶 prawdziwy statek, zw艂aszcza kiedy tak tkwi艂 nieruchomo na l艣ni膮cym, czarnym pok艂adzie gwiezdnego niszczyciela. Han zauwa偶y艂, 偶e Isolder jest od niego nieco wy偶szy, a jego muskularny tors i umi艣nione ramiona wygl膮daj膮 naprawd臋 gro藕nie. Znacznie bardziej jednak onie艣miela艂y go kr贸lewskie maniery ksi臋cia, maluj膮cy si臋 na jego twarzy spok贸j, spojrzenie stalowoniebieskich oczu, prosty nos, a tak偶e opadaj膮ce na ramiona g臋ste z艂ociste w艂osy. M艂ody ksi膮偶臋 ubrany by艂 teraz inaczej ni偶 podczas audiencji. Mia艂 na sobie jedwabn膮, spi臋t膮 na ramionach kr贸tk膮 peleryn臋 narzucon膮 na r贸wnie kr贸tk膮 bia艂膮 tunik臋. Ubi贸r ten nie zakrywa艂 jego mocarnych ramion, umi臋艣nionego torsu ani opalenizny zdobi膮cej ca艂e cia艂o. Han pomy艣la艂, 偶e Isolder wygl膮da jak uciele艣nienie staro偶ytnego poga艅skiego boka.

- Genera艂 Solo jest dobrym znajomym i przyjacielem ksi臋偶niczki Leii Organy - przedstawi艂 go Threkin Horm. - Prawd臋 m贸wi膮c, ocali艂 jej kilka razy 偶ycie, o ile si臋 nie myl臋.

Isolder przeni贸s艂 wzrok na Hana i obdarzy艂 go serdecznym u艣miechem.

- A wi臋c jeste艣 nie tylko przyjacielem Leii, ale i jej wybawc膮? - zapyta艂, a Han, spojrzawszy mu w oczy, ujrza艂 w nich niek艂aman膮 rado艣膰. - Nasi ludzie maj膮 wi臋c wobec ciebie d艂ug wdzi臋czno艣ci.

Isolder odezwa艂 si臋 silnym, g艂臋bokim g艂osem, w kt贸rym brzmia艂 dziwny akcent. Ksi膮偶臋 przeci膮ga艂 samog艂oski, przesadnie je akcentuj膮c, jak gdyby si臋 obawia艂, 偶e mo偶e wym贸wi膰 je zbyt szybko.

- Och, mo偶na powiedzie膰, 偶e jestem dla niej kim艣 wi臋cej ni偶 tylko wybawc膮 - poprawi艂 go Han. - 艢ci艣le rzecz ujmuj膮c, jeste艣my kochankami.

- Generale Solo! - wybuchn膮艂 z oburzeniem Threkin, ale ksi膮偶臋 Isolder przerwa艂 mu, unosz膮c r臋k臋.

- Nic nie szkodzi -powiedzia艂, zwracaj膮c si臋 do Hana. - Ksi臋偶niczka Leia jest kobiet膮 bardzo pi臋kn膮 i rozumiem powody, dla kt贸rych ci臋 poci膮ga. Mam nadziej臋, 偶e moje przybycie nie stanowi dla ciebie powodu do... niepokoju.

- W艂a艣ciwym s艂owem by艂oby: irytacji - odpar艂 Han. - Nie znaczy to, 偶e 偶ycz臋 ci 艣mierci. Wola艂bym, 偶eby艣 znikn膮艂, ale niekoniecznie umar艂.

- Ja... przepraszam ci臋 za jego z艂e maniery, ksi膮偶臋. -Threkin, j膮kaj膮c si臋, pr贸bowa艂 ratowa膰 sytuacj臋, rzuciwszy Hanowi jadowite spojrzenie. - S膮dzi艂em, 偶e genera艂 Nowej Republiki b臋dzie bardziej uprzejmy, a ju偶 z pewno艣ci膮 potrafi by膰 bardziej go艣cinny.

Zmarszczone brwi Threkina 艣wiadczy艂y wymownie, 偶e gdyby mia艂 na to jaki艣 wp艂yw, Han zosta艂by natychmiast zdegradowany do stopnia szeregowca.

- Generale Solo, czy nie zechcia艂by艣 pokaza膰 mi teraz wn臋trza statku? - zapyta艂 uprzejmie ksi膮偶臋.

- Z przyjemno艣ci膮, Wasza Wysoko艣膰 - odpar艂 Han i poprowadzi艂 Isoldera w g贸r臋 opuszczonego trapu.

Threkin Horm mrukn膮艂 co艣 niewyra藕nie i zamierza艂 p贸j艣膰 za nimi, ale stra偶niczki Isoldera zatrzyma艂y si臋 przed nim, blokuj膮c drog臋. Jedna z nich, bardzo pi臋kna, o p艂omiennorudych w艂osach, niby od niechcenia po艂o偶y艂a d艂o艅 na kolbie blastera, a Han, widz膮c ten gest, us艂ysza艂 w g艂owie alarmowy sygna艂. Widywa艂 ju偶 kobiety podobne do niej, pewne siebie i tak dobrze w艂adaj膮ce broni膮, 偶e blastery w ich d艂oniach wydawa艂y si臋 by膰 przed艂u偶eniem r膮k. Poj膮艂, jak niebezpieczna musi by膰 ta kobieta. Threkin Horm musia艂 to tak偶e zrozumie膰, gdy偶 natychmiast zaniecha艂 swoich zamiar贸w.

Wspinaj膮c si臋 po trapie, Han pod艣wiadomie oczekiwa艂, 偶e Isolder spr贸buje go zaatakowa膰. Ksi膮偶臋 jednak spokojnie wszed艂 na pok艂ad i cierpliwie patrzy艂, jak Han pokazuje mu nadprzestrzenny nap臋d, silniki do lot贸w z pr臋dko艣ciami pod艣wietlnymi, a tak偶e elementy uzbrojenia oraz generatory p贸l ochronnych i deflektory, w kt贸re stopniowo wyposa偶a艂 statek, a偶 stopi艂y si臋 z nim w jedn膮 ca艂o艣膰.

Kiedy wyja艣nienia Hana dobieg艂y ko艅ca, Isolder nachyli艂 si臋 nad nim i zapyta艂 zdziwiony:

- Chcesz powiedzie膰, 偶e to naprawd臋 lata?

- O, tak - odpar艂 Han, zastanawiaj膮c si臋, czy ksi膮偶臋 jest tym faktem rzeczywi艣cie zaskoczony, czy tylko kpi sobie z niego w 偶ywe oczy. - Lata i to szybko.

- Sam fakt, 偶e potrafisz utrzyma膰 to wszystko tak, 偶eby si臋 nie rozpad艂o, dobrze 艣wiadczy o twoich umiej臋tno艣ciach - oznajmi艂 Isolder. - To przecie偶 statek przemytniczy, prawda? Bardzo szybki, maj膮cy wiele schowk贸w i niezwyk艂e, ukryte uzbrojenie?

Han wzruszy艂 tylko ramionami.

- Znam si臋 na takich statkach - ci膮gn膮艂 Isolder. - Kiedy by艂em troch臋 m艂odszy, opu艣ci艂em dom i przez kilka sezon贸w sam by艂em przemytnikiem. Czy widzia艂e艣 ju偶 kt贸ry艣 z naszych hapa艅skich lekkich kr膮偶ownik贸w klasy Nova?

- Nie - odrzek艂 Han, spogl膮daj膮c z zaciekawieniem na Isoldera i czuj膮c, 偶e zaczyna darzy膰 go troch臋 wi臋kszym szacunkiem.

Ksi膮偶臋, za艂o偶ywszy r臋ce za plecami, popatrzy艂 na Hana i powiedzia艂 z namys艂em:

- Maj膮 ponad czterysta metr贸w d艂ugo艣ci, mog膮 lata膰 bez tankowania przez ponad rok, s膮 bardzo szybkie i mog膮 zestrzeli膰 z nieba taki statek jak tw贸j, zanim zd膮偶ysz pisn膮膰.

- Czy zamierzasz mnie przestraszy膰? - zapyta艂 go Han.

- Nie - odpar艂 Isoder, a p贸藕niej nachyli艂 si臋 nad Hanem i powiedzia艂 konfidencjonalnym szeptem: - Dam ci taki, je偶eli mi obiecasz, 偶e odlecisz nim jak najdalej st膮d.

Han wspi膮艂 si臋 lekko na palce i odrzek艂 dok艂adnie takim samym tonem:

- Nie ma mowy.

Isolder u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, a w jego oczach mo偶na by艂o wyczyta膰 prawdziwy podziw.

- To dobrze. To znaczy, 偶e nie chcesz z艂ama膰 swoich zasad. Pozw贸l zatem, 偶e zaapeluj臋 do tych zasad. Generale Solo, co w艂a艣ciwie mo偶esz ofiarowa膰 ksi臋偶niczce Leii?

Han przystan膮艂 na chwil臋, zaskoczony. Nie wiedzia艂, co odpowiedzie膰.

- Kocham j膮 i ona mnie kocha - wykrztusi艂 w ko艅cu. - To wystarczy.

- Je偶eli j膮 kochasz, pozostaw j膮 mnie - nalega艂 Isolder. - Ona chce mie膰 poczucie bezpiecze艅stwa, a takie mo偶e zapewni膰 jej ludowi tylko Hapes. Gdyby ci臋 po艣lubi艂a, w pewnym sensie czu艂aby si臋 zawsze ograniczona. Nie m贸g艂by艣 zapewni膰 jej takiego 偶ycia, na jakie zas艂uguje.

Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w stron臋 trapu, ale kiedy przeciska艂 si臋 w w膮skim korytarzu obok Hana, ten schwyci艂 go za rami臋 i odwr贸ci艂 ku sobie.

- Zaczekaj chwil臋 - za偶膮da艂. - O co ci w艂a艣ciwie chodzi? Wy艂贸偶my na st贸艂 wszystkie karty!

- Co to znaczy? - zapyta艂 Isolder.

- To znaczy, 偶e we wszech艣wiecie jest wiele innych ksi臋偶niczek, a ja chcia艂bym zna膰 pow贸d, dla kt贸rego tu przyby艂e艣. Chc臋 wiedzie膰, dlaczego twoja matka wybra艂a w艂a艣nie Lei臋. Nie ma bogactw ani niczego, co mog艂aby ofiarowa膰 Hapes.

Je艣li pragniesz zawrze膰 traktat z Now膮 Republik膮, jest kilka prostszych sposob贸w, by to zrobi膰.

Isolder popatrzy艂 w oczy Hana i lekko si臋 u艣miechn膮艂.

- Dowiedzia艂em si臋, 偶e ksi臋偶niczka Leia zaprosi艂a na dzisiejsz膮 kolacj臋 tak偶e ciebie. My艣l臋 zatem, 偶e oboje powinni艣cie us艂ysze膰, co mam do powiedzenia.

ROZDZIA艁

4

Kiedy Han, ubrany w sw贸j najlepszy granatowy generalski mundur, pojawi艂 si臋 w apartamencie Leii, podawano w艂a艣nie drugie danie. Jedno spojrzenie na twarz Leii wystarczy艂o, aby zrozumia艂, 偶e ksi臋偶niczka by艂a zaskoczona jego przybyciem. Ksi膮偶臋 Isolder odziany w tradycyjny wieczorowy str贸j siedzia艂 po lewej stronie, a o krok za jego plecami sta艂y stra偶niczki-amazonki. Han nie m贸g艂 si臋 oprze膰 pokusie, 偶eby chocia偶 przez chwil臋 nie zatrzyma膰 na nich wzroku. Obie mia艂y na sobie powiewne jaskrawoczerwone suknie z jedwabiu, w kt贸rych wygl膮da艂y niezwykle kusz膮co. Na jednym biodrze l艣ni艂y im blastery o misternie inkrustowanych srebrem r臋koje艣ciach, na drugim wspania艂e wibromiecze. Po prawej stronie Leii na swoim unosz膮cym si臋 krze艣le spoczywa艂 Threkin Horm, pe艂ni膮cy tym razem funkcj臋 przyzwoitki. Kiedy s艂u偶膮cy pospieszyli, by zrobi膰 Hanowi miejsce przy stole, Leia przedstawi艂a go Isolderowi.

Threkin Horm przerwa艂 jej, m贸wi膮c lodowatym tonem:

- Ju偶 si臋 znaj膮.

Leia spojrza艂a pytaj膮co na Threkina, kt贸rego zagniewana twarz zaczyna艂a przybiera膰 coraz czerwie艅sz膮 barw臋, a Han odrzek艂:

- Tak, ksi膮偶臋 Isolder wpad艂 do mnie na pogaw臋dk臋, kiedy pracowa艂em na „Tysi膮cletnim Sokole". Okaza艂o si臋, 偶e... hm... mamy ze sob膮 wiele wsp贸lnego.

Powiedziawszy to, odwr贸ci艂 si臋 szybko w inn膮 stron臋, licz膮c na to, 偶e Leia nie dostrze偶e jego zak艂opotania.

- Naprawd臋? - zapyta艂a jednak ksi臋偶niczka. - Chcia艂abym dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej o tym spotkaniu.

Ton jej g艂osu wskazywa艂, 偶e pragnie odegra膰 si臋 na nim za ostatni膮 sprzeczk臋.

- Tak, generale Solo, dlaczego nie mia艂by pan powiedzie膰 ksi臋偶niczce ca艂ej prawdy? - burkn膮艂 Threkin.

Zapad艂a niezr臋czna cisza, kt贸r膮 przerwa艂 w ko艅cu ksi膮偶臋 Isolder.

- No c贸偶, przede wszystkim by艂em zafascynowany faktem, 偶e zar贸wno genera艂 Solo jak i ja trudnili艣my si臋 kiedy艣 korsarstwem. Jaki ten wszech艣wiat jest ma艂y...

- Korsarstwem? - zapyta艂 podejrzliwie Threkin, a Han pozwoli艂 sobie na pe艂en ulgi oddech.

- Tak - przyzna艂 Isolder. - Kiedy by艂em kilkunastoletnim ch艂opcem, korsarze napadli na kr贸lewski statek flagowy i zamordowali mojego starszego brata. W艂a艣nie z tego powodu jestem teraz Chume'd膮, nast臋pc膮 tronu. By艂em m艂ody, mia艂em g艂ow臋 nabit膮 idealistycznymi pomys艂ami, wi臋c ukradkiem uciek艂em z domu i przybra艂em inne nazwisko. Przez dwa lata przemierza艂em handlowe szlaki jako korsarz, pracuj膮c na coraz to innym statku i poluj膮c na 艂otra, kt贸ry zabi艂 mojego brata.

- Co za intryguj膮ca opowie艣膰 - wtr膮ci艂a si臋 Leia. - Czy uda艂o ci si臋 go w ko艅cu odnale藕膰?

- Tak - odrzek艂 ksi膮偶臋. -Uda艂o. Nazywa艂 si臋 Harravan. Zaaresztowa艂em go i osadzi艂em w jednym z najlepiej strze偶onych wi臋zie艅 na Hapes.

- Praca w艣r贸d pirat贸w musia艂a by膰 bardzo niebezpieczna - stwierdzi艂 Threkin. - Gdyby kiedykolwiek dowiedzieli si臋, kim jeste艣...

- Piraci nie byli tacy gro藕ni, jak mo偶na s膮dzi膰 - odpar艂 Isolder. - Najwi臋kszym zagro偶eniem by艂a dla nas flota gwiezdna mojej matki. A spotykali艣my si臋 z ni膮... dosy膰 cz臋sto.

- Czy to znaczy, 偶e nawet twoja matka nie wiedzia艂a, gdzie jeste艣? - zapyta艂a Leia.

- Nie. 艢rodki masowego przekazu s膮dzi艂y, 偶e ukrywam si臋, zdj臋ty strachem, a poniewa偶 nawet moja matka nie mia艂a poj臋cia, gdzie przebywam, stara艂a si臋 nie przywizywa膰 do tego du偶ej wagi w nadziei, 偶e kiedy艣 si臋 odnajd臋.

- A ten pirat, kt贸rego pochwyci艂e艣, ten Harravan, co si臋 z nim w ko艅cu sta艂o?

- Kiedy czeka艂 w wi臋zieniu na proces, zosta艂 skrytob贸jczo zamordowany - powiedzia艂 ponuro Isolder. - Nie zd膮偶y艂 nawet wyjawi膰 nazwisk wspornik贸w. Ponownie zapad艂a niezr臋czna cisza, a Leia popatrzy艂a na Hana. Z pewno艣ci膮 zauwa偶y艂a, 偶e Isolder zmieni艂 temat rozmowy, chc膮c oszcz臋dzi膰 genera艂owi jej gniewu. Han chrz膮kn膮艂 i zapyta艂:

- Czy w gromadzie gwiazd nale偶膮cych do Hapes mieli艣cie du偶o k艂opot贸w z korsarzami?

- Raczej nie - o艣wiadczy艂 Isolder. - Przestrze艅 w obr臋bie naszych granic jest bezpieczna, ale mamy nieustannie problemy na obrze偶ach bez wzgl臋du na to, jak uwa偶nie je patrolujemy. Kontakty ze statkami korsarzy przebywaj膮cymi w pobli偶u naszych granic s膮 cz臋ste... i na og贸艂 ko艅cz膮 si臋 krwawo.

- Prze偶y艂em jeden taki kontakt, kiedy sam trudni艂em si臋 korsarstwem - przyzna艂 Han. - Po tym, co przeszli艣my, jestem szczerze zdumiony, 偶e piraci nie boj膮 si臋 do was zbli偶a膰.

Han zastanowi艂 si臋 przez chwil臋 nad 偶yciem ksi臋cia Isoldera. Para艂 si臋 kiedy艣 korsarstwem, nara偶aj膮c 偶ycie w potyczkach z flot膮 w艂asnej matki i ryzykuj膮c, 偶e piraci dowiedz膮 si臋, kim jest i sk膮d pochodzi. By艂 bogaty i przystojny, a te cechy ju偶 same w sobie sprawia艂y, 偶e m贸g艂 stanowi膰 dla niego du偶e zagro偶enie. Co wi臋cej, Han zacz膮艂 u艣wiadamia膰 sobie, 偶e ksi膮偶臋 pod zewn臋trzn膮 pow艂ok膮 og艂ady mo偶e ukrywa膰 ca艂kiem spor膮 porcj臋 silnego charakteru. Nie zalicza艂 si臋 do ludzi, kt贸rzy musz膮 si臋 chowa膰 za plecami troszcz膮cych si臋 o niego stra偶niczek-amazonek.

Isolder wzruszy艂 ramionami.

- Gromada gwiezdna Hapes nale偶y do najbogatszych we wszech艣wiecie, a to zawsze przyci膮ga r贸偶nych awanturnik贸w. Jestem pewien, 偶e znacie dobrze nasz膮 histori臋. Cz臋艣膰 naszej m艂odzie偶y w dalszym ci膮gu gloryfikuje stary, dawno miniony tryb 偶ycia.

- Wasz膮 histori臋? - zapyta艂 go Han. Leia si臋 u艣miechn臋艂a.

- Czy w akademii niczego ci臋 nie nauczyli?

- Nauczyli mnie pilotowa膰 my艣liwce i wojenne statki - odpar艂 Han. - Je偶eli chodzi o polityk臋, wol臋 zostawi膰 j膮 dyplomatom.

- Na samym pocz膮tku gromada Hapes by艂a zasiedlona przez pirat贸w, a dok艂adnie przez jedn膮 z ich grup zwan膮 Naje藕d藕cami z Lorell - rzek艂a Leia. - Przez setki lat kr膮偶yli wok贸艂 handlowych szlak贸w Starej Republiki, porywaj膮c statki i rabuj膮c ich 艂adunki. Gdy trafia艂a si臋 im pi臋kna kobieta, uwa偶ali j膮 za wojenny 艂up i zabierali na kt贸ry艣 z ukrytych 艣wiat贸w nale偶膮cych do Hapes. Kr贸tko m贸wi膮c, Han, Naje藕d藕cy byli lud藕mi bardzo podobnymi do ciebie.

Han chcia艂 zaprotestowa膰, ale Leia u艣miechn臋艂a si臋 do niego, daj膮c mu do zrozumienia, 偶e jedynie 偶artowa艂a.

Threkin Horm doko艅czy艂 opowie艣膰 Leii swym piskliwym g艂osem:

- A zatem kobiety z Hapes wychowywa艂y swoje dzieci najlepiej jak umia艂y. Piraci porywali ich syn贸w i przyuczali ich do pirackiego fachu. Przez jaki艣 czas zostawiali ich matki w spokoju, ale p贸藕niej powracali do nich, by wypocz膮膰.

Han uni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na Threkina. Przewodnicz膮cy obserwowa艂 stra偶niczki Isoldera z t膮 sam膮 ciekawo艣ci膮, z jak膮 zwykle przygl膮da艂 si臋 po偶ywieniu, a Han nagle zrozumia艂, dlaczego niemal wszyscy mieszka艅cy Hapes byli tacy pi臋kni. Po prostu ich dawni przodkowie nale偶eli do najurodziwszych ludzi w galaktyce.

- Kiedy rycerze Jedi rozprawili si臋 ostatecznie z Naje藕d藕cami z Lorell, floty pirat贸w ju偶 nigdy nie powr贸ci艂y w rejon Hapes - zako艅czy艂 Isolder. - O naszych 艣wiatach na d艂ugi czas zapomniano, ale hapa艅skie kobiety postanowi艂y, 偶e odt膮d same b臋d膮 decydowa艂y o swym losie. Z艂o偶y艂y przysi臋g臋, 偶e nigdy wi臋cej nie pozwol膮, 偶eby rz膮dzili nimi m臋偶czy藕ni. Kolejne kr贸lowe-matki dotrzymywa艂y tej przysi臋gi przez ca艂e tysi膮clecia.

- I naprawd臋 przys艂u偶y艂y si臋 dobrze swoim 艣wiatom - stwierdzi艂a Leia.

- Przykro mi to powiedzie膰, ale niekt贸rzy nasi m臋偶czy藕ni czuj膮 si臋 z tego powodu niedowarto艣ciowani - rzek艂 Isolder. - T臋skni膮 do dawnego stylu 偶ycia. Wzniecaj膮 bunty i staj膮 si臋 piratami, w zwi膮zku z czym nasze problemy w zasadzie nigdy si臋 nie ko艅cz膮.

Han ugryz艂 kilka k臋s贸w jakiego艣 mi臋siwa, kt贸re w smaku by艂o r贸wnocze艣nie i pikantne, i md艂e, ale w艂a艣ciwie nie mia艂 poj臋cia, co spo偶ywa.

- Zmienili艣my jednak temat rozmowy - odezwa艂 si臋 Threkin Horm. - Ksi臋偶niczka Leia pyta艂a, o czym rozmawiali艣cie dzisiaj podczas spotkania na „Sokole".

Popatrzy艂 na Hana.

- Ach tak - pospieszy艂 z odpowiedzi膮 ksi膮偶臋. - Han poruszy艂 problem, kt贸ry wymaga wyja艣nienia. Dziwi艂 si臋, dlaczego maj膮c tyle innych ksi臋偶niczek w ca艂ej galaktyce, cz臋sto o wiele bogatszych od Leii, moja matka zdecydowa艂a si臋 wybra膰 w艂a艣nie j膮. Prawd臋 m贸wi膮c, to nie kr贸lowa-matka wybra艂a Lei臋. To j a j膮 wybra艂em - doda艂 spokojnie, spogl膮daj膮c na Hana.

Threkin Horm musia艂 si臋 czym艣 zakrztusi膰, gdy偶 zas艂oniwszy usta serwetk膮, zacz膮艂 nagle g艂o艣no kas艂a膰, a Isolder odwr贸ci艂 si臋 do Leii.

- Kiedy wahad艂owiec ksi臋偶niczki wyl膮dowa艂 na Hapes, Leia spotka艂a si臋 z moj膮 matk膮 na przyj臋ciu wydanym na jej cze艣膰 w pa艂acowych ogrodach. Otacza艂o j膮 tak wielu dygnitarzy z r贸偶nych, nale偶膮cych do Hapes 艣wiat贸w, 偶e nie odezwa艂a si臋 do mnie ani s艂owem. Mo偶liwe, 偶e nawet mnie nie widzia艂a. Nie s膮dz臋, by w og贸le wiedzia艂a, 偶e istniej臋. Ja jednak zakocha艂em si臋 w niej od pierwszego wejrzenia. Nigdy przedtem nic takiego mi si臋 nie zdarzy艂o. Nie zaliczam si臋 do ludzi impulsywnych. 呕adna inna kobieta nie by艂a w stanie zaw艂adn膮膰 moim sercem. To nie moja matka wpad艂a na pomys艂, 偶eby z艂膮czy膰 nas ma艂偶e艅skim w臋z艂em. Ona tylko zgodzi艂a si臋 na to, o co j膮 poprosi艂em.

Isolder uj膮艂 d艂o艅 Leii i z艂o偶y艂 na niej lekki poca艂unek. Leia zaczerwieni艂a si臋, spojrza艂a mu w oczy, ale nie mog艂a wym贸wi膰 ani s艂owa.

Han tak偶e popatrzy艂 na Isoldera, na jego stalowoniebieskie oczy, na z艂ote, d艂ugie, opadaj膮ce na ramiona w艂osy, na znamionuj膮c膮 si艂臋 urodziw膮 twarz i pomy艣la艂, 偶e w 偶adnym razie Leia nie b臋dzie mog艂a oprze膰 si臋 urokowi ksi臋cia.

U艣wiadomiwszy to sobie, zapomnia艂 o wszystkim. 艢wiat zacz膮艂 wirowa膰 mu przed oczyma. Ockn膮艂 si臋, kiedy poczu艂, 偶e niezgrabnie wstaje od sto艂u, potykaj膮c si臋 przy tym o odstawione krzes艂o. Oczy zebranych zwr贸ci艂y si臋 na niego, a on zda艂 sobie spraw臋, 偶e zaczyna zachowywa膰 si臋 nieporadnie i g艂upio jak ma艂e dziecko. Poczu艂, 偶e j臋zyk sztywnieje mu niczym ko艂ek; po chwili bez s艂owa przysun膮艂 sobie krzes艂o i ponownie usiad艂. W g艂owie panowa艂 mu taki zam臋t, 偶e siedzia艂 w milczeniu do ko艅ca kolacji, nie s艂ysz膮c niczego, co m贸wiono.

Kiedy w godzin臋 p贸藕niej zaproszeni go艣cie zacz臋li si臋 przygotowywa膰 do wyj艣cia, Han poca艂owa艂 ksi臋偶niczk臋 na dobranoc. Potem przez dobr膮 chwil臋 rozmy艣la艂 nad tym, 偶e Leia przyj臋艂a ten poca艂unek, jak gdyby ca艂owanie by艂o jak膮艣 sportow膮 dyscyplin膮 ocenian膮 przez grono obserwuj膮cych wszystko s臋dzi贸w. Threkin Horm tylko u艣cisn膮艂 d艂o艅 ksi臋偶niczki i wyszed艂 pierwszy, ale Isolder zatrzyma艂 si臋 przy Leii na d艂u偶ej. Rozmawia艂 z ni膮 przez chwil臋 bardzo cicho, zapewne chc膮c podzi臋kowa膰 jej za kolacj臋 i czas, jaki zgodzi艂a si臋 mu po艣wi臋ci膰. Musia艂 powiedzie膰 te偶 jaki艣 偶art, gdy偶 Leia cicho si臋 roze艣mia艂a. W momencie, kiedy Han zaczyna艂 u艣wiadamia膰 sobie, 偶e ksi膮偶臋 oci膮ga si臋 z rozstaniem, Isolder wzi膮艂 Lei臋 w ramiona i poca艂owa艂 na dobranoc. Z pocz膮tku wygl膮da艂o to na oficjalny poca艂unek, jaki cz臋sto wymieniaj膮 ze sob膮 dygnitarze, ale ksi膮偶臋 przeci膮gn膮艂 t臋 czynno艣膰 o sekund臋, a p贸藕niej o nast臋pn膮 i nast臋pn膮. W ko艅cu cofn膮艂 si臋 o krok, a Leia spojrza艂a mu prosto w oczy.

Podzi臋kowa艂 jej raz jeszcze za wspania艂y wiecz贸r, a p贸藕niej przeni贸s艂 spojrzenie na Hana. Po chwili obaj znale藕li si臋 za drzwiami, a za ksi臋ciem pod膮偶y艂y jego stra偶niczki-amazonki.

- Nie zamierzam poddawa膰 si臋 bez walki - o艣wiadczy艂 Han, kiedy wyszli, zwracaj膮c si臋 do plec贸w Isoldera. Wiedzia艂, 偶e nie by艂y to najm膮drzejsze s艂owa, ale w g艂owie czu艂 taki zam臋t, 偶e nie przychodzi艂o mu na my艣l nic innego.

Ksi膮偶臋 zatrzyma艂 si臋, odwr贸ci艂 i spojrza艂 mu prosto w oczy.

- Wiem - powiedzia艂 cicho. - Ale zapewniam ci臋, generale Solo, 偶e i ja nie zamierzam rezygnowa膰. W tej grze stawka jest du偶a, tak du偶a, 偶e nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Leia spoczywa艂a w swoim wielkim 艂o偶u i delektowa艂a si臋 chwil膮 spokoju, d艂ugo po tym, jak kolacja z ksi臋ciem Isolderem dobieg艂a ko艅ca. Omal nie zasn臋艂a, ale rozbudzi艂 j膮 cichy 艣wist testowanych przez technik贸w silnik贸w napdu nadprzestrzennego. Nad kredensem jarzy艂a si臋 t臋czowa po艣wiata, wywo艂ana przez z艂o偶one w nim klejnoty z Gallinore, a z k膮ta, gdzie umieszczono drzewo z Selabu, dolatywa艂a egzotyczna, orzechowa, wype艂niaj膮ca ca艂膮 komnat臋 wo艅. Za namow膮 Threkina wszystkie skarby z艂o偶ono w jej komnacie, ale Leia stara艂a si臋 nie zaprz膮ta膰 sobie tym g艂owy. Zamiast tego rozmy艣la艂a o Isolderze - o tym, jaki by艂 uprzejmy dla Hana podczas kolacji, jaki grzeczny, dowcipny i niezwykle m膮dry. I w ko艅cu o tym, jak wyzna艂 jej, 偶e j膮 kocha. Obudzi艂a si臋 w samym 艣rodku nocy, wsta艂a, i chc膮c przesta膰 my艣le膰 o Isolderze, usiad艂a przy konsoli komputera i zaj臋艂a si臋 studiowaniem obyczaj贸w Verpin贸w. Te ogromne owady posiad艂y umiej臋tno艣膰 latania w przestrzeni kosmicznej dawno temu, jeszcze zanim powsta艂a Stara Republika, i skolonizowa艂y ca艂y pas asteroid Roche'a. Ich spo艂eczno艣膰 zalicza艂a si臋 do najdziwniejszych w galaktyce. Porozumiewa艂y si臋 ze sob膮 za pomoc膮 fal radiowych emitowanych przez osobliwy organ umieszczony w samym 艣rodku tu艂owia. Ka偶dy Verpin m贸g艂 po艂膮czy膰 si臋 ze wszystkimi innymi naraz w ci膮gu dos艂ownie kilku sekund, dzi臋ki czemu wytworzy艂y co艣 w rodzaju zbiorowej 艣wiadomo艣ci. Ka偶dy owad uwa偶a艂 jednak siebie za istot臋 niezale偶n膮, 偶yj膮c膮 poza spo艂eczno艣ci膮 i nie podlegaj膮c膮 rozkazom kr贸lowej 偶adnego roju. Kiedy wi臋c jaki艣 osobnik podj膮艂 decyzj臋 uwa偶an膮 przez reszt臋 zbiorowo艣ci za nagann膮, nigdy nie by艂 ani karany, ani nawet upominany. W tym sensie post臋powanie kr贸lowej „szalonego" roju, kt贸ra sabotowa艂a traktaty zawarte z Barabelami, nie by艂o traktowane jako ci臋偶kie przest臋pstwo, a jedynie jako co艣 w rodzaju godnej ubolewania niezr臋czno艣ci.

Leia przejrza艂a wszystkie dane i stwierdzi艂a, 偶e historia Verpin贸w zawiera wiele opis贸w tego typu przest臋pstw, morderstw i kradzie偶y. Odkry艂a te偶 co艣 bardzo ciekawego. Z danych wynika艂o, 偶e niemal wszyscy pope艂niaj膮cy te czyny Verpinowie mieli uszkodzony zestaw kilku anten. Odkrycie to sprawi艂o, i偶 Leia zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy przypadkiem Verpinowie nie posiedli zbiorowej 艣wiadomo艣ci w wi臋kszym stopniu, ni偶 zdawali sobie z tego spraw臋. Osobnik pozbawiony anten by艂 skazany na wieczn膮 samotno艣膰, na brak kontaktu z innymi Verpinami.

Bez wzgl臋du jednak na pow贸d, dla kt贸rego Verpinowie post臋powali w taki spos贸b, rozw艣cieczeni Barabelowie zamierzali rozprawi膰 si臋 z ca艂膮 ras膮 i por膮ba膰 wszystkie osobniki na kawa艂ki, a nast臋pnie sporz膮dzi膰 z nich wspania艂e hors d'oeuvres. Leia zrozumia艂a, 偶e nie znajdzie 偶adnego rozwi膮zania, dop贸ki nie dotrze do uk艂adu Roche'a i nie spotka si臋 osobi艣cie z Verpinami. Zapewne nie b臋dzie mog艂a zrozumie膰 ca艂ej prawdy nawet w贸wczas, kiedy stanie oko w oko z kr贸low膮 tamtego „szalonego" roju.

Przetar艂a zm臋czone oczy, ale by艂a zbyt podniecona swoim odkryciem, by m贸c zasn膮膰. Postanowi艂a wi臋c uda膰 si臋 drugim korytarzem do pokoju 艂膮czno艣ci wideoholograficznej, gdzie zasta艂a czuwaj膮cego operatora.

- Chcia艂abym si臋 skontaktowa膰 z Luke'em Skywalkerem - powiedzia艂a. - Powinien przebywa膰 teraz w ambasadzie Nowej Republiki na Tooli.

Operator kiwn膮艂 g艂ow膮, po艂膮czy艂 si臋 i przez chwil臋 rozmawia艂 z przedstawicielem tamtej stacji.

- Skywalker wyprawi艂 si臋 do puszczy - o艣wiadczy艂, kiedy sko艅czy艂. - Je偶eli to co艣 pilnego, powinni艣my uzyska膰 jego obraz na ekranie 艂膮czno艣ci wideoholograficznej nie p贸藕niej ni偶 za godzin臋.

- Bardzo dobrze - odrzek艂a Leia. - Zaczekam na po艂膮czenie tutaj. I tak nie potrafi艂abym teraz zasn膮膰 - doda艂a w my艣lach.

Usiad艂a na s膮siednim krze艣le i czeka艂a cierpliwie na po艂膮czenie z bratem. Kiedy w ko艅cu komunikacja zosta艂a nawi膮zana, ujrza艂a go ubranego w ciemny we艂niany p艂aszcz, stoj膮cego przed wysokim domem. Za plecami mia艂 wielkie okno z kryszta艂ow膮 szyb膮, w kt贸rej przegl膮da艂o si臋 blade, czerwonawe s艂o艅ce. Otacza艂o go czerwon膮 po艣wiat膮 niczym ognist膮 aureol膮.

- Co to takiego pilnego? - zapyta艂, nie mog膮c z艂apa膰 tchu jak po d艂ugim biegu.

Leia poczu艂a nag艂e zak艂opotanie, kt贸re sprawi艂o, 偶e straci艂a poprzedni膮 艣mia艂o艣膰. Uda艂o jej si臋 jednak zwalczy膰 to uczucie i opowiedzia艂a bratu o Isolderze, o bogactwach z艂o偶onych w jej komnacie, a w ko艅cu o propozycji Hapan. Luke wys艂ucha艂 jej cierpliwie, studiuj膮c przez moment jej twarz.

- Isolder ci臋 przera偶a? - zapyta艂, kiedy zako艅czy艂a. - Czuj臋 bardzo wyra藕nie emanuj膮ce od ciebie przera偶enie.

- Tak - przyzna艂a Leia.

- Czujesz wzgl臋dem niego czu艂o艣膰, kt贸ra z czasem mo偶e przemieni膰 si臋 w mi艂o艣膰? Nie chcesz jednak skrzywdzi膰 ani Hana, ani ksi臋cia?

- Tak - rzek艂a Leia. - Och, przepraszam, 偶e zwracam si臋 do ciebie z czym艣 tak b艂ahym, ale...

- Nie, to wcale nie jest b艂aha sprawa - przerwa艂 jej Luke i nagle jego jasnoniebieskie oczy spojrza艂y ponad ni膮, skupiaj膮c si臋 na czym艣, co zapewne tylko on sam dostrzega艂 gdzie艣 w oddali. - Czy s艂ysza艂a艣 kiedykolwiek o planecie zwanej Dathomir膮?

- Nie - odpowiedzia艂a Leia. - Dlaczego pytasz?- Nie wiem - przyzna艂 Luke. - Mam tylko pewne przeczucie. Nied艂ugo przylatuj臋 do ciebie. Pilnie ci臋 potrzebuj臋. Powinienem dotrze膰 na Coruscant w ci膮gu czterech dni.

- Za trzy dni odlatuj臋 do uk艂adu Roche'a.

- A zatem tam si臋 z tob膮 spotkam.

- 艢wietnie - odpar艂a Leia. - Bardzo licz臋 na wsparcie z twojej strony.

- P贸ki co, nie spiesz si臋 - doradzi艂 jej Luke. - Postaraj si臋 zorientowa膰, co czujesz. Nie musisz wybiera膰 mi臋dzy Hanem a ksi臋ciem ju偶 w tej chwili. Zapomnij o tym, jak bardzo Isolder jest bogaty. Po艣lubisz przecie偶 jego, a nie nale偶膮ce do niego 艣wiaty. Po prostu zastan贸w si臋 nad nim w taki sam spos贸b, w jaki zastanowi艂aby艣 si臋 nad ka偶dym innym kandydatem, dobrze?

Leia kiwn臋艂a g艂ow膮, u艣wiadamiaj膮c sobie nagle, ile to po艂膮czenie b臋dzie kosztowa艂o.

- Dzi臋kuj臋 ci - powiedzia艂a tylko. - Nied艂ugo si臋 zobaczymy.

- Kocham ci臋 - odpar艂 Luke i przerwa艂 po艂膮czenie. Leia wr贸ci艂a do sypialni, d艂ugo jednak nie mog艂a zasn膮膰. Obudzi艂 j膮 wcze艣nie rano dzwonek do drzwi. Otworzy艂a je i ujrza艂a Hana z kwiatami rozgwiezdnika w r臋ce.

- Przyszed艂em, by przeprosi膰 ci臋 za wczorajszy wiecz贸r - powiedzia艂, wr臋czaj膮c jej ro艣lin臋, kt贸rej jaskrawo偶贸艂te kwiaty na ciemnozielonych 艂odygach otwiera艂y si臋 i zamyka艂y, jakby mrugaj膮c do niej przyja藕nie.

Leia przyj臋艂a ro艣lin臋 i serdecznie si臋 u艣miechn臋艂a, a Han poca艂owa艂 ksi臋偶niczk臋 na powitanie.

- Jak, twoim zdaniem, uda艂a si臋 kolacja? - zapyta艂.

- Wspaniale - odpar艂a Leia. - Isolder okaza艂 si臋 prawdziwym d偶entelmenem.

- Mam nadziej臋, 偶e nie jest bez skazy - rzek艂 Han, ale widz膮c, 偶e ksi臋偶niczka nawet si臋 nie u艣miechn臋艂a, pospiesznie doda艂: - Po sko艅czonej kolacji poszed艂em do siebie i przez d艂u偶szy czas gryz艂em si臋 swoimi niczym nie uzasadnionymi podejrzeniami.

- I jak smakowa艂y? - zapyta艂a Leia.

- Och, sama wiesz. W 艣rodku nocy stwierdzi艂em, 偶e jestem w jednej z okr臋towych sto艂贸wek i rozgl膮dam si臋 za czym艣 smaczniejszym do zjedzenia. - Leia u艣miechn臋艂a si臋, a Han, widz膮c to, pog艂adzi艂 j膮 po policzku. - No, nareszcie si臋 u艣miechn臋艂a艣. Kocham ci臋, wiesz o tym?

- Wiem.

- To dobrze - powiedzia艂 i odetchn膮艂 g艂臋boko. - No wi臋c jak, twoim zdaniem, uda艂a si臋 wczorajsza kolacja?

- Nie zamierzasz si臋 poddawa膰, prawda? - zapyta艂a. Han wzruszy艂 ramionami.

- No c贸偶, wydawa艂 si臋 dosy膰 mi艂y - rzek艂a Leia. - Tak s膮dz臋. Zamierzam zaproponowa膰 mu, 偶eby zosta艂 na statku w tym czasie, kiedy b臋d臋 przebywa艂a w uk艂adzie Roche'a.

- Co takiego?

- Zamierzam go zaprosi膰, by pozosta艂 tu, na tym statku, dop贸ki nie powr贸c臋 - powt贸rzy艂a Leia.

- Dlaczego?

- Poniewa偶 ma zamiar sp臋dzi膰 tu tylko kilka tygodni, a p贸藕niej odleci i mo偶e ju偶 nigdy wi臋cej go nie zobacz臋. W艂a艣nie dlatego.

Han zacz膮艂 z pow膮tpiewaniem kr臋ci膰 g艂ow膮.

- Mam nadziej臋, 偶e nie da艂a艣 si臋 nabra膰 na t臋 histori臋, jak zakocha艂 si臋 w tobie od pierwszego wejrzenia - zauwa偶y艂 troch臋 g艂o艣niej ni偶 zamierza艂. - I jak b艂aga艂 matk臋, 偶eby zezwoli艂a mu na zawarcie zwi膮zku z tob膮.

- I to ci臋 tak niepokoi?

- Jasne, 偶e mnie niepokoi! - niemal wykrzykn膮艂 Han. - Dlaczego nie mia艂oby mnie niepokoi膰? - Jego wzrok zmatowia艂, a d艂onie zacisn臋艂y si臋 w pi臋艣ci. - M贸wi臋 ci, 偶e od pierwszej chwili, w kt贸rej ujrza艂em tego go艣cia, wiedzia艂em, 偶e b臋dzie z nim jaki艣 k艂opot. Wyczuwam w nim co艣 bardzo z艂ego... - Spojrza艂 nagle przytomniej, i jak gdyby przypominaj膮c sobie, 偶e Leia jest w komnacie, doda艂: - Wasza Wysoko艣膰. Ten go艣膰 jest... no, nie wiem... o艣lizg艂y jak ropucha.

- O艣lizg艂y? - wykrzykn臋艂a Leia. - Nazywasz ksi臋cia Hapes o艣lizg艂膮 ropuch膮? Daj spok贸j, Han, jeste艣 najzwyczajniej w 艣wiecie zazdrosny!

- Masz racj臋! Mo偶e jestem po prostu zazdrosny! - przyzna艂 Han. - Ale to nie zmienia w niczym tego, co czuj臋. A czuj臋, 偶e kryje si臋 w nim jakie艣 z艂o. - Ponownie jego wzrok zmatowia艂, jak gdyby Han zagl膮da艂 w tym czasie w g艂膮b w艂asnej duszy. - Uwierz mi, Wasza Wysoko艣膰. Du偶膮 cz臋艣膰 偶ycia sp臋dzi艂em w rynsztoku. Ja te偶 jestem o艣lizg艂y jak ropucha. Wi臋kszo艣膰 moich przyjaci贸艂 jest tak samo o艣lizg艂a. A kiedy przebywa si臋 po艣r贸d ropuch tak d艂ugo, jak ja, wyczuwa si臋 je na odleg艂o艣膰! Leia nie mog艂a poj膮膰, jak Han mo偶e wygadywa膰 takie straszne rzeczy. Najpierw j膮 obrazi艂, uznaj膮c za podejrzany fakt, i偶 jaki艣 inny m臋偶czyzna mo偶e uwa偶a膰 j膮 za poci膮gaj膮c膮, a p贸藕niej nazwa艂 tego m臋偶czyzn臋 o艣lizg艂膮 ropuch膮. Wszystko to pozostawa艂o w jaskrawej sprzeczno艣ci z wpajanymi jej od najm艂odszych lat zasadami, dotycz膮cymi post臋powania.

- Uwa偶am - powiedzia艂a, nie posiadaj膮c si臋 ze z艂o艣ci - 偶e powiniene艣 zabra膰 t臋 idiotyczn膮 ro艣lin臋 i wr臋czy膰 j膮 wraz z przeprosinami ksi臋ciu! Wiesz, sdz臋, 偶e tw贸j oci臋偶a艂y umys艂 i niewyparzony j臋zyk wp臋dz膮 ci臋 kiedy艣 w niez艂e tarapaty!

- A ty za bardzo s艂uchasz tego, co podszeptuje ci Threkin Horm! Jest dla mnie cakiem jasne, 偶e stara si臋 zrobi膰 wszystko, 偶eby艣cie ty i Isolder poznali si臋 jak najlepiej. Czy wiedzia艂a艣, 偶e tw贸j nieskazitelny ksi膮偶臋 zaproponowa艂 mi wczoraj nowiutki lekki kr膮偶ownik w zamian za to, 偶e zostawi臋 mu ciebie i wynios臋 si臋 st膮d jak najdalej? Mwi臋 ci, ten go艣膰 jest o艣lizg艂y jak ropucha!

Leia popatrzy艂a na Hana z furi膮 i wymierzy艂a palec w jego twarz.

- Mo偶liwe... ca艂kiem mo偶liwe, 偶e powiniene艣 skorzysta膰 z jego propozycji, dop贸ki masz czas i okazj臋 na tym zyska膰!

Han cofn膮艂 si臋 o krok i zmarszczy艂 brwi, zdumiony obrotem, jaki zaczyna艂a przybiera膰 ta rozmowa.

- Hej, pos艂uchaj, Leio - powiedzia艂 przepraszaj膮co. - Ja... ja sam nie wiem, co o tym wszystkim my艣le膰. Nie chcia艂bym przysparza膰 ci zmartwie艅. Jestem 艣wiadom, 偶e Isolder sprawia wra偶enie bardzo mi艂ego, ale... zesz艂ej nocy w sto艂贸wce s艂ysza艂em, co m贸wi膮 ludzie. A plotkuj膮 na ten temat niemal wszyscy. Gdyby to oni mieli decydowa膰, byliby艣cie ma艂偶e艅stwem od dawna. Ja tymczasem staram si臋 ciebie powstrzyma膰, ale wydaje mi si臋, 偶e im bardziej si臋 staram, tym szybciej ci臋 trac臋.

Leia rozwa偶a艂a, co ma odpowiedzie膰. Rozumia艂a, 偶e Han stara si臋 j膮 przeprosi膰, ale on zapewne nawet i w tej chwili nie zdawa艂 sobie sprawy, i偶 ona uwa偶a jego postpowanie za obra藕liwe.

- Pos艂uchaj, nie mam poj臋cia, dlaczego ludzie m贸wi膮, 偶e powinnam po艣lubi膰 ksicia Isoldera - odezwa艂a si臋 po chwili. - Nie zrobi艂am ani nie powiedzia艂am niczego, co mog艂oby usprawiedliwi膰 takie opinie. Nie s艂uchaj tego, co m贸wi膮 inni. S艂uchaj mnie. Kocham ci臋 za to, kim jeste艣, pami臋tasz? Rebeliantem, przemytnikiem i samochwa艂膮. To nigdy si臋 nie zmieni, s膮dz臋 jednak, 偶e najbli偶sze kilka dni powinnam mie膰 wy艂膮cznie dla siebie. Dobrze?

W ciszy, jaka zapad艂a po jej s艂owach, rozleg艂 si臋 d藕wi臋czny sygna艂 komunikatora. Leia podesz艂a do ma艂ego holograficznego projektora stoj膮cego w k膮cie i wcisn臋艂a klawisz w艂膮czaj膮cy urz膮dzenie.

- Tak? - zapyta艂a.

Przed ni膮 wy艂oni艂 si臋, pocz膮tkowo niewielki, wizerunek Threkina Horma. Stary ambasador z艂o偶y艂 ca艂y ogromny ci臋偶ar swojego cia艂a na obszernym szezlongu, a zwa艂y t艂uszczu na twarzy niemal zakrywa艂y jego bladoniebieskie oczy.

- Ksi臋偶niczko - odezwa艂 si臋 jowialnym tonem - na jutro zwo艂ujemy nadzwyczajne zebranie Rady Alderaanu. Pozwoli艂em sobie zaprosi膰 wszystkich wa偶niejszych go艣ci.

- Nadzwyczajne zebranie rady? - zapyta艂a zdziwiona Leia. - Ale dlaczego? Czy sta艂o si臋 co艣 z艂ego?

- Nie z艂ego! - odpar艂 Horm. - Wszyscy przecie偶 s艂yszeli dobre wie艣ci o propozycji Hapan, a poniewa偶 ma艂偶e艅stwo ksi臋偶niczki Leii z jednym z najbogatszych ksi膮偶膮t w galaktyce wp艂ynie na los wszystkich uchod藕c贸w, pomy艣la艂em, 偶e zebranie rady b臋dzie najbardziej odpowiednim miejscem na om贸wienie wszystkich szczeg贸艂贸w zwi膮zanych z twoim zam膮偶p贸j艣ciem.

- Dzi臋kuj臋 - odpar艂a wynio艣le Leia. - Z pewno艣ci膮 si臋 pojawi臋.

Nie kryj膮c niesmaku, wcisn臋艂a klawisz, przerywaj膮c po艂膮czenie. Han popatrzy艂 na ni膮 znacz膮co, a potem odwr贸ci艂 si臋 i w po艣piechu opu艣ci艂 jej komnat臋.

Znalaz艂szy si臋 w sterylnie bia艂ym korytarzu „Snu Rebeliant贸w", Han opar艂 si臋 o 艣cian臋 i zacz膮艂 analizowa膰 swoj膮 sytuacj臋. Pr贸ba przeproszenia Leii zako艅czy艂a si臋 kompletnym fiaskiem, a je偶eli chodzi o Isoldera, ksi臋偶niczka mia艂a prawdopodobnie racj臋. Wydawa艂 si臋 ca艂kiem mi艂ym go艣ciem, a wszelkie zastrze偶enia, jakie wysuwa艂 wobec niego Han, podszeptywa艂a zapewne zazdro艣膰.

Kiedy jednak w rozmowie z Lei膮 wspomina艂 o nale偶膮cych do Hapes spokojnych 艣wiatach, wyra藕nie dostrzeg艂 w jej oczach jak膮艣 dziwn膮 t臋sknot臋. Poza tym Isolder mia艂 racj臋, pytaj膮c go, co w艂a艣ciwie Han m贸g艂by da膰 Leii, gdyby uda艂o mu si臋 zdoby膰 jej r臋k臋. Z pewno艣ci膮 nie dysponowa艂 takimi skarbami, jakie ofiarowali jej Hapanie. Gdyby przekona艂 Lei臋, by go po艣lubi艂a, alderaascy uchod藕cy nic by na tym nie zyskali. Threkin Horm nieustannie czuwa艂 u boku ksi臋偶niczki, przypominaj膮c jej o nich przy ka偶dej okazji, a przecie偶 Leia by艂a zawsze bezgranicznie lojalna wobec swego ludu.

Han cicho zachichota艂. „S膮dz臋, 偶e najbli偶sze kilka dni powinnam mie膰 wy艂膮cznie dla siebie" - o艣wiadczy艂a Leia. Han ju偶 kilka razy s艂ysza艂, jak m贸wi艂a co艣 takiego i zawsze w kilka dni p贸藕niej oznajmia艂a: „Baw si臋 dobrze i nie miej do mnie 偶alu".

Mia艂 tylko jeden spos贸b na to, 偶eby sta膰 si臋 tak bogatym jak Isolder. Kiedy jednak o tym pomy艣la艂, poczu艂, 偶e w gardle mu zasycha, a serce zaczyna wali膰 jak m艂otem. Mimo to odpi膮艂 od pasa miniaturowy komunikator i wystuka艂 na nim numer. Po艂膮czy艂 si臋 z dawnym wsp贸lnikiem. Na ekranie pojawi艂a si臋 ogromna, br膮zowa, niczym zrobiona z gumy twarz Hutta spogl膮daj膮cego na Hana ciemnymi oczami. Jego m臋tny wzrok 艣wiadczy艂 o cz臋stym za偶ywaniu narkotyk贸w.

- Witaj, Dalia, ty stary 艂otrze - odezwa艂 si臋 Han z udawanym entuzjazmem. - Potrzebna mi jest twoja pomoc. Chcia艂bym, 偶eby艣 udzieli艂 mi po偶yczki pod zastaw „Tysi膮cletniego Soko艂a" i zorganizowa艂 dla mnie dzi艣 w nocy gr臋 w karty. I to gr臋 o najwy偶sze stawki.

Kapitan Astarta, jedna z osobistych stra偶niczek Isoldera, obudzi艂a ksi臋cia, kt贸ry odpoczywa艂 w swojej sypialni. By艂a kobiet膮 niezwyk艂ej urody o d艂ugich ciemnorudych w艂osach i oczach tak granatowych jak niebo nad jej rodzinn膮 planet膮 Terephon.

- Flarett a rellaren? (Czy kolacja by艂a wystarczaj膮co pikantna?) - zapyta艂a niby od niechcenia.

Rozbudzony Isolder patrzy艂, jak omiata spojrzeniem ca艂膮 komnat臋, spogl膮daj膮c po kolei na kredens, na jego 艂o偶e, a w ko艅cu na nocn膮 szafk臋. Porusza艂a si臋 tak p艂ynnie, 偶e jej widok przywodzi艂 na my艣l kota.

- Dzi臋kuj臋, kolacja by艂a wystarczaj膮co pikantna - odrzek艂. - A ksi臋偶niczka okaza艂a si臋 urocz膮, naprawd臋 czaruj膮c膮 gospodyni膮. Czy sta艂o si臋 co艣 z艂ego?

- Przed godzin膮 otrzymali艣my szyfrogram. Przes艂ano go wszystkim statkom naszej floty. Podejrzewam, 偶e jest to rozkaz zamordowania jakie艣 wa偶nej osobisto艣ci.

- Szyfrogram zosta艂 nadany z Hapes?

- Nie. Przes艂ano go naszym statkom st膮d, z Coruscant.

- Kto ma zosta膰 zamordowany?

- W rozkazie nie wymieniono ani osoby, ani miejsca, ani czasu - odrzek艂a kapitan Astarta. - Ca艂a wiadomo艣膰 brzmi: „Kusicielka wydaje si臋 nazbyt w艣cibska. Przedsi臋wzi膮膰 niezb臋dne kroki". Wiem, 偶e to jaki艣 szyfr, ale jego znaczenie, przynajmniej dla mnie, jest jasne.

- Czy powiadomi艂a艣 si艂y bezpiecze艅stwa Nowej Republiki, 偶e Leia mo偶e zosta膰 zamordowana?

Astarta na chwil臋 si臋 zawaha艂a.

- Nie jestem pewna, czy to ona ma by膰 ofiar膮.

Isolder nie odpowiedzia艂. Gdyby zgin膮艂, tron i w艂adza dosta艂yby si臋 w r臋ce c贸rki jego ciotki Secciah. Jedna z jego poprzednich narzeczonych - lady Elliar - zosta艂a tak偶e zamordowana. Znaleziono j膮 utopion膮 w zbiorniku ch艂odziwa promiennika. Isolder nie m贸g艂 wprawdzie niczego udowodni膰, lecz by艂 pewien, 偶e to ciotka Secciah wyda艂a rozkaz, by zabi膰 Elliar. By艂 te偶 pewien, 偶e to ona wynaj臋艂a pirat贸w w celu zg艂adzenia jego starszego brata, kiedy opanowali kr贸lewski flagowy statek. Piraci zdawali sobie spraw臋, ile 偶ycie Chume'dy jest warte dla jego matki, a mimo to zabili ch艂opca, nie 偶膮daj膮c nawet okupu.

- S膮dzisz wi臋c, 偶e to ja mam by膰 ofiar膮? - zapyta艂 w ko艅cu Isolder.

- Tak my艣l臋, m贸j panie - przyzna艂a Astarta. - Lady Secciah b臋dzie p贸藕niej mog艂a obci膮偶y膰 za to win膮 innych... jedn膮 z frakcji politycznych Nowej Republiki lub jednego z lord贸w, kt贸ry m贸g艂by si臋 obawia膰 zawarcia takiego zwi膮zku, a nawet genera艂a Solo. Ma wiele mo偶liwo艣ci.

Isolder usiad艂 w 艂o偶u i zacz膮艂 rozmy艣la膰, zamkn膮wszy oczy. Jego ciotki i matka by艂y do cna zdeprawowane, przebieg艂e i podst臋pne. Mia艂 nadziej臋 na zawarcie ma艂偶e艅stwa z kobiet膮 nie wywodz膮c膮 si臋 z kr贸lewskiej rodziny, z kim艣 takim jak Leia, nie skalanym pi臋tnem sk膮pstwa, jakie cechowa艂o niemal wszystkie damy z kr贸lewskiego rodu. Nie m贸g艂 znie艣膰 my艣li, 偶e jednej z nich uda艂o si臋 przemyci膰 morderc臋 na pok艂adzie kt贸rego艣 ze statk贸w jego floty.- Zawiadomisz o tym si艂y bezpiecze艅stwa Nowej Republiki - rozkaza艂 Astarcie. - Je偶eli mojej ciotce uda艂o si臋 umie艣ci膰 morderc臋 na tym statku, mo偶liwe, 偶e potrafi膮 go odnale藕膰. A p贸藕niej przydzielisz po艂ow臋 mojej stra偶y przybocznej, 偶eby strzeg艂a Leii.

- A kto b臋dzie strzeg艂 ciebie, panie? - zapyta艂a. Isolder spostrzeg艂 w jej oczach trosk臋. Kocha艂a go i nie chcia艂a go zawie艣膰. Wiedzia艂 o tym od bardzo dawna. To mi艂o艣膰 sprawia艂a, 偶e by艂a tak dobra w swojej pracy. Mo偶e nawet po cichu liczy艂a na to, 偶e Leia zginie; wiedzia艂 jednak, 偶e Astarta wykona ka偶dy jego rozkaz. Mimo wszystko by艂a jego najlepszym 偶o艂nierzem.

Wyci膮gn膮艂 spod okrycia d艂o艅 z trzymanym w niej odbezpieczonym blasterem i ujrza艂 zdumienie na jej twarzy, kiedy u艣wiadomi艂a sobie, 偶e nie zauwa偶y艂a wymierzonej przez ca艂y czas w jej serce broni.

- Jak zawsze - odezwa艂 si臋 Isolder - tak i teraz sam b臋d臋 si臋 o siebie troszczy艂.

ROZDZIA艁

5

Tego wieczoru Han znalaz艂 si臋 na samym „dnie" Coruscant - w obskurnym podziemnym kasynie, kt贸re nie widzia艂o s艂onecznego blasku od ponad dziewi臋tnastu tysi膮cleci. W tym czasie wznoszono ponad nim nowe budynki i ulice, ale kasyno zaklinowa艂o si臋 w tym miejscu na dobre, jak jaka艣 skamielina w pradawnej geologicznej warstwie. W otaczaj膮cym je zat臋ch艂ym, wilgotnym powietrzu wyczuwa艂o si臋 wo艅 gnij膮cych szcz膮tk贸w, ale dla wielu istot z ca艂ej galaktyki, zw艂aszcza tych przywyk艂ych do 偶ycia pod ziemi膮, kasyno i jego okolice by艂y miejscem, w kt贸rym mog艂y 偶y膰 i prawid艂owo si臋 rozwija膰. Siedz膮c w 艣rodku, Han widzia艂 w mrocznych k膮tach sali wiele par oczu ukradkiem przygl膮daj膮cych si臋 ka偶demu jego ruchowi.

Sam zleci艂 zorganizowanie dla niego gry w karty o du偶e stawki, ale po wzi臋ciu udzia艂u w trzech innych rozgrywkach, gdzie stawki by艂y o wiele ni偶sze, stwierdzi艂, i偶 nawet w najbardziej koszmarnych snach nie s膮dzi艂, 偶e mo偶e znale藕膰 si臋 w takim towarzystwie. Po jego lewej r臋ce unosi艂 si臋 adwokat z Colurni w swojej antygrawitacyjnej uprz臋偶y. Widoczne na jego ogromnej g艂owie grube, b艂臋kitne i pulsuj膮ce, podobne do d偶d偶ownic 偶y艂y, by艂y o wiele d艂u偶sze ni偶 ko艣ciste, nieprzydatne teraz nogi. Powszechnie znana, doskona艂a pami臋膰 Columianina czyni艂a z niego jednego z najgro藕niejszych rywali w grze w sabaka. Naprzeciwko Hana siedzia艂a istota p艂ci 偶e艅skiej z Omogg - drackmaria艅ska feudalna w艂adczyni, posiadaj膮ca ogromne bogactwa. Jej jasnob艂臋kitne 艂uski by艂y wypolerowane do blasku, a k艂臋bi膮ce si臋 za szyb膮 he艂mu opary zielonkawego metanu skrywa艂y paskudny pysk pe艂en ko艣lawych z臋b贸w. Po lewej siedzia艂 ten sam ambasador z Gotalu, kt贸rego Han widzia艂 przed dwoma dniami. By艂a to brodata istota o szarej sk贸rze, kt贸ra gra艂a w karty z zamkni臋tymi oczami, ufaj膮c, 偶e z pomoc膮 d艂ugich, wyrastaj膮cych z g艂owy rog贸w, b臋dzie mog艂a wyczu膰 emocje graczy i zorientowa膰 si臋, o czym my艣l膮.

Han nigdy jeszcze nie gra艂 w sabaka w tak dziwnym towarzystwie. Prawd臋 m贸wi膮c, nie gra艂 w t臋 gr臋 od wielu lat. Czu艂, 偶e poci si臋 tak obficie, i偶 wilgotne plamy zaczynaj膮 pojawia膰 si臋 na mundurze. Grali w odmian臋 gry, kt贸ra nazywa艂a si臋 sabakiem Mocy i nawi膮zywa艂a do zdarze艅 maj膮cych miejsce przed wieloma tysi膮cleciami. Podczas partii normalnego sabaka, specjalne urz膮dzenie w stole zmienia艂o co pewien czas w spos贸b przypadkowy walory kart, dzi臋ki czemu gra trzyma艂a w napi臋ciu wiele pokole艅 graczy. Zgodnie jednak z regu艂ami sabaka Mocy st贸艂 nie mia艂 takiego urz膮dzenia. Zamiast tego o dokonywanie losowych zmian w czasie gry dbali sami gracze. Ka偶dy po rozdaniu pierwszej karty z talii musia艂 zdecydowa膰, czy chce, by otrzymywane przez niego karty liczy艂y si臋 jako jasne, czy ciemne. Wygrywa艂 ten uczestnik, kt贸rego suma punkt贸w kart liczonych jako jasne lub ciemne by艂a najwi臋ksza, ale tylko w przypadku, kiedy 艂膮czna suma punkt贸w kart wszystkich bior膮cych udzia艂, ktrzy okre艣lili odcie艅 swoich kart w ten sam spos贸b, by艂a wi臋ksza od 艂膮cznej sumy punkt贸w kart graczy, ktrzy obrali inny odcie艅. Ka偶dy z pewno艣ci膮 by poni贸s艂 sromotn膮 kl臋sk臋, gdyby zdecydowa艂 si臋 okre艣li膰 swoje karty jako ciemne, a wszyscy pozostali wybraliby odcie艅 jasny. Han spojrza艂 na swoje karty: dw贸jka szabla, Szatan i Idiota. Licz膮c razem, nie by艂a to silna karta w odcieniu ciemnym, kt贸ry wybra艂, i nie s膮dzi艂, 偶eby mog艂a zapewni膰 mu wygran膮. Han zdoby艂 kilka pul pod rz膮d w poprzednich rozdaniach, ale zawsze okre艣la艂 w nich swoje karty jako jasne. Mo偶e to by艂 tylko przes膮d, ale czu艂, 偶e nie wybra艂 najw艂a艣ciwszej chwili na zmian臋 odcienia na ciemny. Nie m贸g艂 jednak na to nic poradzi膰 i musia艂 si臋 zadowala膰 takimi kartami, jakie dostawa艂.

- Dok艂adam twoj膮 stawk臋 - odezwa艂 si臋 do Hana szeptem Gotal, nie otwieraj膮c otoczonych czerwon膮 obw贸dk膮 oczu. - I podwy偶szam o nast臋pne czterdzie艣ci milion贸w kredyt贸w.

Stoj膮cy za plecami Hana Chewbacca cicho gwizdn膮艂, a Threepio nachyli艂 si臋 nad Hanem i szepn膮艂 mu do ucha:

- Czy pozwoli pan, 偶e przypomn臋, i偶 szans臋 wygrania o艣miu rozda艅 pod rz膮d s膮 jak jeden do sze艣膰dziesi臋ciu pi臋ciu tysi臋cy pi臋ciuset trzydziestu sze艣ciu?

Nie musia艂 m贸wi膰 na g艂os nic wi臋cej, ale Han doko艅czy艂 jego my艣l: a je偶eli ma si臋 tak s艂ab膮 kart臋, jak ja teraz, s膮 o wiele mniejsze.

- Dok艂adam - powiedzia艂, przesuwaj膮c na 艣rodek sto艂u akty w艂asno艣ci kopal艅 minera艂贸w na jakiej艣 planecie kr膮偶膮cej wok贸艂 dawno wygas艂ej gwiazdy, kt贸rej nazw臋 mogli wym贸wi膰 tylko Columianie. - I podwy偶szam o osiemdziesi膮t milion贸w.

Przesun膮艂 nerwowo po stole 偶eton b臋d膮cy 艣wiadectwem wi臋kszo艣ciowego udzia艂u w kopalniach przypraw na Kessel. Zdenerwowanie Hana musia艂o przyt艂oczy膰 Gotala, gdy偶 ambasador nagle uni贸s艂 r臋k臋 i zakry艂 ni膮 oba rogate czu艂ki.

Pozostali gracze z pewno艣ci膮 zauwa偶yli ten gest, gdy偶 ochoczo do艂o偶yli do pi臋trz膮cej si臋 na stole puli.

- Czy kto艣 chce sprawdzi膰? - zapyta艂 Han, maj膮c nadziej臋, 偶e pozostali zaczekaj膮, a偶 ka偶dy z nich dostanie ostatni膮 kart臋.

- Ja sprawdzam - odezwa艂 si臋 Gotal.

Ka偶dy gracz wy艂o偶y艂 karty na st贸艂. Gotal wybra艂 tak偶e ciemny odcie艅, ale na razie suma jego punkt贸w by艂a mniejsza od sumy punkt贸w wszystkich kart Hana. Pozostali dwaj gracze okre艣lili posiadany odcie艅 jako jasny i mieli du偶膮 szans臋 wygra膰 w tym rozdaniu. Czekali jednak na ostatni膮 kart臋, jak膮 wkr贸tce mia艂 przed ka偶dym po艂o偶y膰 rozdaj膮cy android, kt贸ry zwiesza艂 si臋 u sufitu nad sto艂em.

Kiedy rami臋 przedpotopowego automatu przesun臋艂o si臋 nad Columianina, rozleg艂 si臋 nieprzyjemny zgrzyt, a adwokat dotkn膮艂 karty le偶膮cej na stole. Ciep艂o d艂oni wyzwoli艂o umieszczone w niej mikroobwody, ukazuj膮c wszystkim siedz膮cym przy stole jej walor. Mia艂 dow贸dc臋 monet, dow贸dc臋 manierek oraz kr贸low膮 powietrza i ciemno艣ci. Serce Hana na chwil臋 zamar艂o. Wynosz膮ca dwadzie艣cia dwa suma punkt贸w kart Columianina zapewnia艂a mu niemal pewn膮 wygran膮. Han m贸g艂 liczy膰 tylko na to, 偶e 艂膮czna suma punkt贸w kart wszystkich graczy, kt贸rzy wybrali odcie艅 ciemny, oka偶e si臋 wi臋ksza.

Android prowadz膮cy rozdanie po艂o偶y艂 tymczasem na stole ostatni膮 kart臋 dla Drackmarianki. Han zobaczy艂, jak pod dotykiem jej 艂apy rozkwita rycerz Jedi - karta oznaczaj膮ca Umiar, ale le偶膮ca do g贸ry nogami. Fakt, 偶e Umiar po艂o偶ono na stole w pozycji odwr贸conej, oznacza艂, 偶e jej punkty nale偶a艂o odj膮膰 od sumy punkt贸w zdobytych przez Drackmariank臋, kt贸ra okre艣li艂a swoje karty jako jasne, a doda膰 do sumy punkt贸w ciemnego odcienia, wybranego przez Hana i Gotala. Han poczu艂, jak serce zaczyna bi膰 mu troch臋 szybciej. To mog艂a by膰 prze艂omowa chwila, decyduj膮ca o tym, kto wygra w tym rozdaniu. Zgodnie z regu艂ami gry Drackmarianka mog艂a jednak odrzuci膰 jedn膮 kart臋. Odrzuci艂a le偶膮cy do g贸ry nogami Umiar, dzi臋ki czemu suma punkt贸w jej kart okre艣lonych jako jasne wynosi艂a szesna艣cie.

Mechaniczne rami臋 przemie艣ci艂o si臋 nad Gotala, a na stole przed nim pojawi艂a si臋 si贸demka klepka. Liczba punkt贸w tej karty nie by艂a wysoka, ale zwi臋ksza艂a 艂膮czn膮 sum臋 punkt贸w w odcieniu ciemnym. Gotal mia艂 ju偶 przed sob膮 kr贸low膮 powietrza i ciemno艣ci, R贸wnowag臋 i Dzier偶aw臋, czyli 艂膮cznie minus dziewi臋tna艣cie punkt贸w. Zdawszy sobie spraw臋 z tego, 偶e karty o odcieniu ciemnym najprawdopodobniej wygraj膮, Han poczu艂, 偶e ogarnia go euforia. Gotal musia艂 wyczu膰 to uniesienie i doszed艂 do mylnego wniosku, jakoby Han s膮dzi艂, 偶e sam wygra艂. Popatrzy艂 z zazdro艣ci膮 na le偶膮cy na stole obok Hana poka藕ny stos wygranych 偶eton贸w, a p贸藕niej odrzuci艂 si贸demk臋 klepk臋. Poniewa偶 suma punkt贸w jego kart w odcieniu ciemnym by艂a teraz mniejsza od minus dwudziestu trzech, oznacza艂o to kompletn膮 kl臋sk臋, chyba 偶eby Han uzyska艂 dok艂adnie dwadzie艣cia trzy punkty - bez wzgl臋du na to, czy dodatnie, czy ujemne.

Han przyjrza艂 si臋 uwa偶nie le偶膮cym przed nim kartom. Idiota nie by艂 wart ani jednego punktu, dw贸jka szabla liczy艂a si臋 za dwa, a Szatan by艂 wart minus pi臋tna艣cie. Najwi臋ksz膮 szans臋 wygrania mia艂by w贸wczas, gdyby jego karty tworzy艂y tak zwany idiotyczny uk艂ad. W tym celu m贸g艂by zostawi膰 Idiot臋 i dw贸jk臋 szabl臋, a gdyby otrzyma艂 tr贸jk臋 dowolnego koloru, mia艂by dok艂adnie dwadzie艣cia trzy punkty. Pomy艣la艂, 偶e szans臋 dostania tr贸jki by艂y bardzo ma艂e, nie wi臋ksze jak jeden do pi臋tnastu, ale nie widzia艂 innego wyj艣cia.

Mechaniczne rami臋 androida przesun臋艂o si臋 teraz nad Hana, zgrzytaj膮c szczeg贸lnie g艂o艣no. Metalowe palce uj臋艂y le偶膮c膮 na wierzchu talii kart臋 i po艂o偶y艂y j膮 przed nim na stole, a on, wyci膮gn膮wszy niepewnie r臋k臋, po chwili dotkn膮艂 karty. Pod palcami rozkwit艂a mu druga Wytrwa艂o艣膰. Minus osiem punkt贸w. Han spojrza艂 z niedowierzaniem na karty, a p贸藕niej odrzuci艂 dw贸jk臋. Maj膮c dok艂adnie minus dwadzie艣cia trzy punkty, osi膮gn膮艂 naturalnego sabaka.

- Wygra艂 pan! - krzykn膮艂 Threepio, a ambasador z Go-talu wyra藕nie si臋 za艂ama艂 i zacz膮艂 wydawa膰 z siebie d藕wi臋ki podobne do szczekania, kt贸re Han m贸g艂 uzna膰 jedynie za 艂kanie. Columianin ogromnymi czarnymi oczami popatrzy艂 na zwyci臋zc臋.

- Gratuluj臋 panu, generale Solo - powiedzia艂, po艂ykaj膮c ko艅c贸wki wyraz贸w. - 呕a艂uj臋, ale stawki w tej grze sta艂y si臋 na m贸j gust zbyt wysokie.

Silniki jego antygrawitacyjnej uprz臋偶y rozjarzy艂y si臋 po艣wiat膮, a po chwili adwokat unosi艂 si臋 w stron臋 wyj艣cia, manewruj膮c mi臋dzy stolikami i pilnuj膮c, aby jego niezwykle wielki m贸zg nie zderzy艂 si臋 z jakim艣 meblem.

Gotalski ambasador tak偶e odsun膮艂 krzes艂o od sto艂u i wsta艂, a p贸藕niej wtopi艂 si臋 w mrok podziemnego 艣wiata.

- Jjjessste艣艣艣 terrraz barrrdzo bbbogattty, cz艂ooowie-kkku - odezwa艂a si臋 drackmaria艅ska w艂adczyni; brzmienie jej sycz膮cego g艂osu zniekszta艂ca艂y umieszczone w he艂mie g艂o艣niki. Po艂o偶ywszy na stole dwie wielkie przednie 艂apy, zacz臋艂a drapa膰 pazurami czarny metal blatu przedpotopowego mebla. - Zzzbyttt bbbogattty. Mo偶偶偶liwwwe, 偶偶偶e nie wwwyjjjdziesz zzz tttych pppodziemmmi 偶偶偶ywwwy.

- Mimo to zaryzykuj臋 - odpar艂 beztrosko Han.

Uderzywszy otwart膮 d艂oni膮 w kabur臋 blastera umieszczonego na biodrze, spojrza艂 w he艂m Drackmarianki. Za szyb膮 zobaczy艂 jej ciemne oczy, b艂yszcz膮ce niczym dwa wilgotne kamienie w oparach zielonkawego gazu. Nachyliwszy si臋 nad sto艂em, zgarn膮艂 wszystkie 偶etony kredytowe, 艣wiadectwa udzia艂贸w i w艂asno艣ci na jeden wielki stos. Ocenia艂 jego warto艣膰 na ponad osiemset milion贸w kredyt贸w. Wygra艂 wi臋cej, ni偶 mia艂 kiedykolwiek w 偶yciu. Ale wci膮偶 jeszcze za ma艂o.

Drackmarianka wyci膮gn臋艂a nagle 艂ap臋, a jej d艂ugie pazury wpi艂y si臋 w przegub Hana.

- Zzatttrzymmmaj sssi臋 - sykn臋艂a. - Jjjeszszszcze jjjed-ddno rrrozdddanie.

Han zastanowi艂 si臋 nad jej propozycj膮, staraj膮c si臋 nie zdradza膰 podniecenia. Czu艂, jak jego usta zasychaj膮, ale zamiast przesun膮膰 po nich j臋zykiem, poci膮gn膮艂 艂yk mocno przyprawianego korelia艅skiego piwa.

- O wszystko, co dotychczas wygra艂em? - zapyta艂. Drackmarianka kiwn臋艂a 艂bem na znak zgody, a偶 zadr偶a艂y rurki doprowadzaj膮ce metan do jej he艂mu. Han pomy艣la艂, 偶e spo艣r贸d wszystkich rywali, z kt贸rymi dzisiaj gra艂, tylko ona mo偶e mie膰 to, czego pragn膮艂. 艢wiat. Graj膮c o tak du偶膮 stawk臋, jaka le偶a艂a na stole, Omogg nie mog艂a postawi膰 niczego mniejszego od zamieszkanego 艣wiata.

Drackmaria艅ska w艂adczyni szepn臋艂a co艣 do kryj膮cego si臋 w cieniu za ni膮 androida-stra偶nika, a ten, kieruj膮c wyloty luf dzia艂ek na Hana, z cichym trzaskiem otworzy艂 jak膮艣 skrytk臋 w brzuchu. Drackmarianka wyci膮gn臋艂a z niej holograficzny sze艣cian.

- Ttto cccacccko nnnale偶偶偶a艂o dddo nnnaszejjj rrrodzinnny oddd wwwielllu pppokollle艅 - wysycza艂a. - Jjjessst wwwarrrte dddwa kkkoma czczczterrry mmmiliarrrda krrredyttt贸w. Sssprzedddam ccci ttterrraz jjjedddn膮 tttrzeccci膮 udddzia艂艂艂u zzza sze艣艣艣cssset mmmilionnn贸w. Jjje偶偶偶eli wwwygrrrasz nnnast臋p-ppn膮 gggr臋, zzzostttaniesz www艂a艣艣艣cicielllem tttej ppplanettty.

Jjje偶偶偶elli jjja wwwygrrram, jjja bbb臋d臋 www艂a艣艣艣cicielllk膮 ppplanettty i wwwszystttkich kkkredyttt贸w, kkkt贸rrre dddo-tychczasss wwwygrrra艂e艣.

Nacisn臋艂a pazurem jaki艣 guzik na boku sze艣cianu i w powietrzu przed ni膮 pojawi艂 si臋 hologram planety. By艂 to 艣wiat klasy M o atmosferze sk艂adaj膮cej si臋 z tlenu i azotu. Na powierzchni Han ujrza艂 trzy kontynenty i oblewaj膮cy je bezkresny ocean. Po chwili hologram zacz膮艂 si臋 zmienia膰, ukazuj膮c po kolei stado ogromnych dwuno偶nych bestii, pas膮cych si臋 na purpurowej r贸wninie, b艂臋kitne s艂o艅ce zachodz膮ce nad tropikaln膮 d偶ungl膮, klucz dzikich, o艣lepiaj膮co barwnych ptak贸w lec膮cych nad powierzchni膮 oceanu - wygl膮da艂y jak kawa艂ki witra偶u rozpry艣ni臋tego o wyk艂adan膮 b艂臋kitnymi kafelkami pod艂og臋. By艂o to co艣 wspania艂ego.

Han poczu艂, 偶e zn贸w si臋 poci.

- Jak si臋 nazywa ta planeta? - zapyta艂.

- Daaathommmirrrnra - tchn臋艂a Drackmarianka.

- Dathomira? - powt贸rzy艂 Han, jak gdyby zahipnotyzowany.

Stoj膮cy u jego boku Chewbacca ostrzegawczo warkn膮艂, a potem po艂o偶y艂 na ramieniu Hana ci臋偶k膮 艂ap臋, prosz膮c go, by mia艂 si臋 na baczno艣ci.

Threepio przysun膮艂 si臋 z drugiej strony, a jego 艣piewny g艂os przebi艂 si臋 przez wisz膮ce w kasynie chmury tytoniowego dymu:

- Czy pozwoli pan, 偶e przypomn臋, i偶 prawdopodobie艅stwo wygrania dziewi臋ciu rozda艅 pod rz膮d jest jak jeden do stu trzydziestu jeden tysi臋cy siedemdziesi臋ciu dw贸ch?

S艂ysz膮c melodyjny d藕wi臋k dzwonka u drzwi swojego apartamentu w alderaa艅skim konsulacie, Leia otworzy艂a je i ujrza艂a stoj膮cego na progu Hana. W艂osy mia艂 zmierzwione, na twarzy krople potu, a jego mundur dawno ju偶 straci艂 sw膮 艣wie偶o艣膰 i cuchn膮艂 dymem. Han wygl膮da艂 na skrajnie wyczerpanego, ale na widok Leii u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, a w jego nabieg艂ych krwi膮 oczach by艂o wida膰 nie skrywan膮 rado艣膰. Trzyma艂 niewielkie pude艂ko owini臋te w z艂ocist膮 cienk膮 foli臋.

- Pos艂uchaj, Han, je偶eli przyszed艂e艣, 偶eby mnie przeprosi膰, to o艣wiadczam, 偶e si臋 nie gniewam, ale nie mog臋 teraz po艣wi臋ci膰 ci wi臋cej czasu. Za kilka minut mam si臋 spotka膰 z ksi臋ciem Isolderem, a p贸藕niej odby膰 kr贸tk膮 rozmow臋 z jakim艣 barabelskim szpiegiem...

- Otw贸rz je - przerwa艂 jej Han, wciskaj膮c w d艂o艅 pude艂ko. - No, otw贸rz.

- Co to jest? - zapyta艂a Leia.

Zorientowa艂a si臋 nagle, 偶e materia艂, w kt贸ry owini臋to pude艂ko, nie by艂 z艂ocist膮 foli膮. To by艂o szczere z艂oto.

- To dla ciebie - o艣wiadczy艂 Han.

Leia rozwi膮za艂a z艂ot膮 ta艣m臋 i rozwin臋艂a foli臋. Jej oczom ukaza艂 si臋 rejestruj膮cy kryszta艂, jeden ze starszych modeli, zawieraj膮cy w 艣rodku holograficzny sze艣cian. Kiedy wcisn臋艂a guzik umieszczony na boku, ujrza艂a materializuj膮cy si臋 przed ni膮 hologram planety widzianej z lotu ptaka. Zobaczy艂a nieliczne r贸偶owe chmurki w pobli偶u oddzielaj膮cego noc od dnia terminatora i wielkie burzowe chmury k艂臋bi膮ce si臋 nad oceanem. Wok贸艂 planety kr膮偶y艂y cztery ma艂e ksi臋偶yce. Leia przyjrza艂a si臋 zielonym, t臋tni膮cym 偶yciem kontynentom, ich bezkresnym purpurowym sawannom i majestatycznym czapom lodu na biegunach.

- Och, Han - powiedzia艂a, a jej g艂os lekko dr偶a艂 z podniecenia. Ca艂a jej twarz ja艣nia艂a, jak gdyby emanowa艂o z niej jakie艣 dziwne 艣wiat艂o. - Jak si臋 nazywa ta planeta?

- Dathomira.

- Dathomira? - Zmarszczy艂a brwi, staraj膮c si臋 sobie co艣 przypomnie膰. - Ju偶 kiedy艣... s艂ysza艂am ju偶 gdzie艣 t臋 nazw臋. Gdzie si臋 znajduje? - zapyta艂a rzeczowo.

- W systemie Drackmary. Wygra艂em j膮 w karty od w艂adczyni Omogg.

Leia spojrza艂a na hologram, kt贸ry w艂a艣nie przedstawia艂 pierwsze szczeg贸艂y krajobrazu. Wida膰 by艂o na nim stado zielonych, ogromnych bestii, najprawdopodobniej gad贸w, pas膮cych si臋 na purpurowej r贸wninie.

- Nie mo偶e si臋 znajdowa膰 w systemie Drackmary - powiedzia艂a Leia, a w jej g艂osie d藕wi臋cza艂a nieugi臋ta pewno艣膰. - Widz臋 przecie偶 tylko jedno s艂o艅ce!

Podesz艂a do konsolety komputera po艂膮czonego z sieci膮 informatyczn膮 Coruscant i za偶膮da艂a wy艣wietlenia wsp贸艂rz臋dnych Dathomiry. Odszukanie tych informacji w banku danych musia艂o zaj膮膰 pot臋偶nemu komputerowi sporo czasu, gdy偶 czekali ponad minut臋, nim 偶膮dane parametry ukaza艂y si臋 na ekranie. Leia popatrzy艂a na twarz Hana i ujrza艂a, jak maluj膮ca si臋 na niej ob艂臋dna rado艣膰 zaczyna powoli zmienia膰 si臋 w niedowierzanie.

- Ale... to niemo偶liwe - unosz膮c brwi, powiedzia艂 w ko艅cu. - To przecie偶 w sektorze Quelii... w przestrzeni opanowanej przez lorda Zsinja!

Leia u艣miechn臋艂a si臋 wsp贸艂czuj膮co i pog艂aska艂a Hana po g艂owie, jak gdyby by艂 ma艂ym dzieckiem.

- Och, ty s艂odki, naiwny, 艂atwowierny ch艂opcze! Wiedzia艂am, 偶e to zbyt pi臋kne, by mog艂o by膰 prawdziwe. Mimo to jest mi bardzo mi艂o, 偶e chcia艂e艣 mi j膮 podarowa膰. Wiesz, czasem jeste艣 naprawd臋 bardzo hojny.

Musn臋艂a lekko wargami jego policzek. Han cofn膮艂 si臋 o krok, nie mog膮c pozbiera膰 my艣li po prze偶ytym wstrz膮sie.

- W... w sektorze Quelii?

- Id藕 teraz do domu i prze艣pij si臋 troch臋 -poradzi艂a Leia. Sprawia艂a wra偶enie roztargnionej, widocznie my艣la艂a ju偶 o czym艣 innym. - Nie warto si臋 tym d艂u偶ej martwi膰. To powinno ci臋 nauczy膰, 偶eby nigdy nie gra膰 w karty z nikim z Drackmary.

Odprowadzi艂a go do bramy alderaa艅skiego konsulatu. Kiedy odesz艂a, Han zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 i przetar艂 oczy, jak gdyby chcia艂 odp臋dzi膰 z艂y sen, po czym stara艂 si臋 zebra膰 my艣li. Popatrzy艂 na pi臋trz膮ce si臋 przed nim 艣ciany dom贸w oraz na 艣wiec膮ce s艂abo s艂o艅ce. Odnosi艂 wra偶enie, 偶e widzi je jak przez baldachim drzew w podzwrotnikowej d偶ungli.

Wyobra偶a艂 sobie, 偶e Leia b臋dzie zachwycona nowym 艣wiatem i z rado艣ci padnie mu w obj臋cia. Czeka艂 na t臋 chwil臋, chcia艂 poprosi膰 j膮 o r臋k臋. Tymczasem wygra艂 bezwarto艣ciow膮 nieruchomo艣膰, a Leia rozwichrzy艂a mu w艂osy jak m艂odszemu bratu. Musia艂em w jej oczach wyj艣膰 na g艂upca - pomy艣la艂 z gorycz膮. - Na g艂upca i fajt艂ap臋. Zadzwoni艂 resztk膮 kredyt贸w, kt贸re mia艂 w kieszeni, wystarcza艂y akurat na wykupienie zastawionego „Soko艂a". Na szcz臋艣cie Chewbacca okaza艂 si臋 na tyle przytomny, by 艣cign膮膰 z le偶膮cego na stole stosu chocia偶 tak膮 sum臋. Wygra艂 i straci艂 prawie dwa miliony kredyt贸w... Czu艂, 偶e jest za stary na to, by p艂aka膰... no, prawie za stary. Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 przed siebie ponurymi, szarymi ulicami Coruscant w kierunku niewielkiego mieszkania. Mia艂 nadziej臋, 偶e nareszcie b臋dzie m贸g艂 chocia偶 troch臋 si臋 przespa膰.

- Naprawd臋 nie powinna艣 i艣膰 na to spotkanie - odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋 Isolder. - Nie podoba mi si臋 pomys艂, 偶e chcesz sama wybra膰 si臋 do tego podziemnego 艣wiata.

Leia u艣miechn臋艂a si臋 wyrozumiale do ksi臋cia. By艂a mu wdzi臋czna, 偶e pragn膮艂 j膮 ochrania膰, ale po dw贸ch dniach potykania si臋 o przydzielone jej stra偶niczki-amazonki zaczyna艂a si臋 zastanawia膰, czy nie jest zbyt opieku艅czy.

- Nic mi si臋 nie stanie - powiedzia艂a. - Spotyka艂am si臋 z takimi jak on ju偶 nie raz.

- Je偶eli ta wiadomo艣膰 jest tak wa偶na - rzek艂 Isolder - to dlaczego nie przekaza艂 ci jej wcze艣niej? Dlaczego tak nalega na spotkanie?

- Bo jest Barabelem. Wiesz dobrze, jak dziwnie potrafi膮 si臋 zachowywa膰 istoty drapie偶ne, kiedy wiedz膮, 偶e kto艣 jest na ich tropie. A poza tym je偶eli naprawd臋 ma informacje na temat chwili rozpocz臋cia wojny, a tak偶e plany napa艣ci, powinnam je pozna膰, nim wyrusz臋 do uk艂adu Roche'a. Kto艣 musi przecie偶 ostrzec Verpin贸w.

Isolder spogl膮da艂 na ni膮 spokojnym, stanowczym wzrokiem. Mia艂 na sobie 偶贸艂t膮, kr贸tk膮, rozci臋t膮 z przodu peleryn臋, niezwykle szeroki z艂oty pas i szerokie z艂ote bransolety na przegubach, kt贸re podkre艣la艂y miedzian膮 barw臋 jego sk贸ry. Podszed艂 do ksi臋niczki i po艂o偶y艂 delikatnie d艂onie na jej ramionach. Leia poczu艂a, 偶e dr偶y.

- Je偶eli nalegasz na to, by uda膰 si臋 do tych podziemi, id臋 z tob膮 - o艣wiadczy艂, a widz膮c, 偶e Leia chce si臋 sprzeciwi膰, przy艂o偶y艂 palec do ust. - Prosz臋, pozw贸l mi i艣膰 z tob膮. My艣l臋, 偶e masz racj臋 i nic ci si臋 nie stanie, ale na wszelki wypadek wol臋 by膰 przy tobie.

Leia spojrza艂a mu w oczy i pomy艣la艂a, 偶e ju偶 kiedy艣 gro偶ono jej 艣mierci膮. Isolder sugerowa艂, 偶e frakcje polityczne na Hapes sprzeciwiaj膮 si臋 ich zwi膮zkowi. Mia艂a tak偶e informacje od swoich szpieg贸w, 偶e lordowie z odleg艂ych kra艅c贸w galaktyki zrobi膮 wszystko, aby nie dopu艣ci膰 do zawarcia tego ma艂偶estwa. Nie chc膮, aby flota Hapan walczy艂a przeciwko nim u boku statk贸w Nowej Republiki. Leia zaczyna艂a u艣wiadamia膰 sobie, co j膮 czeka, je偶eli zostanie majc膮 nieograniczon膮 w艂adz臋 kr贸low膮-matk膮.

- No dobrze, zgadzam si臋, by艣 mi towarzyszy艂 - powiedzia艂a w ko艅cu.

Podziwia艂a Isoldera za to, 偶e okaza艂 si臋 tak grzeczny i pe艂en kurtuazji. Han z pewno艣ci膮 by nie prosi艂, a 偶膮da艂. By艂a ciekawa, czy dobre maniery ksi臋cia by艂y cech膮 wrodzon膮, czy te偶 zosta艂y mu wpojone dlatego, i偶 wychowywa艂 si臋 w spo艂ecze艅stwie matriarchalnym, gdzie darzono kobiety wielkim powa偶aniem. Nie mia艂o to jednak wi臋kszego znaczenia; najwa偶niejsze, 偶e ksi膮偶臋 by艂 taki czaruj膮cy.

Isolder uj膮艂 ksi臋偶niczk臋 pod r臋k臋 i wyszli z budynku konsulatu na ulic臋. Przeszli przez dziedziniec, przystan臋li przed marmurow膮 bram膮 wjazdow膮 i czekali na osobisty poduszkowiec Leii. Stra偶niczki-amazonki nie opuszcza艂y ich ani na chwil臋. Nagle spostrzegli Threkina Horma zbli偶aj膮cego si臋 w ich stron臋 na swoim unosz膮cym si臋 na repulsorach krze艣le. By艂o jeszcze do艣膰 wcze艣nie i szeroka aleja by艂a prawie pusta, je偶eli nie liczy膰 pary przechodz膮cych w pobli偶u Ishi Tibs贸w oraz starego androida, kt贸ry malowa艂 s艂upy ulicznych latar艅. Threkin pozdrowi艂 ich od niechcenia. Wygl膮da艂o na to, 偶e nie ma zamiaru si臋 nawet zatrzyma膰. Tymczasem nacisn膮艂 guzik unieruchamiaj膮cy krzes艂o i razem z nimi czeka艂 na przylot poduszkowca.

- S艂ysza艂em, 偶e tam, w g贸rze, jest dzi艣 ca艂kiem przyjemnie - powiedzia艂, wskazuj膮c dachy otaczaj膮cych budynk贸w i przelatuj膮ce nad g艂owami promy. Popatrzy艂 z rozmarzeniem na za艂amuj膮ce si臋 promienie s艂o艅ca. - No c贸偶, chcia艂bym si臋 teraz opala膰.

Isolder delikatnie 艣cisn膮艂 r臋k臋 Leii, a ona pomy艣la艂a, 偶e

Threkin m贸g艂by okaza膰 wi臋cej taktu i zostawi膰 ich samych. Spojrza艂a na twarz ksi臋cia, a on u艣miechn膮艂 si臋 do niej, jakby my艣la艂 dok艂adnie o tym samym.

- I oto wasz poduszkowiec - odezwa艂 si臋 w pewnej chwili Threkin.

Z g艂臋bi ulicy wy艂oni艂 si臋 czarny pojazd, wolno kieruj膮cy si臋 w ich stron臋. Nagle przyciemniana boczna szyba kabiny pasa偶er贸w rozprysn臋艂a si臋 z g艂o艣nym hukiem i ukaza艂a si臋 lufa blastera.

- Na ziemi臋! - krzykn臋艂a kt贸ra艣 ze stra偶niczek ksi臋cia, i zas艂oni艂a swoim cia艂em Lei臋, gdy powietrze przeszy艂a pierwsza seria czerwonych b艂yskawic. Jedna z nich trafi艂a kobiet臋 w klatk臋 piersiow膮. Stra偶niczka, ra偶ona si艂膮 uderzenia, pad艂a do ty艂u. W powietrzu zal艣ni艂y krople krwi, a Leia poczu艂a dobrze jej znan膮 wo艅 zw臋glonej tkanki i ozonu.

Threkin Horm krzykn膮艂 g艂o艣no i gwa艂townie wcisn膮艂 guzik uruchamiaj膮cy krzes艂o, po czym najszybciej jak tylko m贸g艂 oddali艂 si臋 na po艂udnie, krzycz膮c wniebog艂osy. Wydawa艂o si臋, 偶e korzysta nie z krzes艂a, a ze 艣migacza.

Isolder ukry艂 Lei臋 za szerokim filarem bramy wjazdowej i p艂ynnym, niemal niedostrzegalnym ruchem odpi膮艂 pas. Jeden jego koniec - niewielk膮 z艂ot膮 klamr臋 - przytrzyma艂 w lewej d艂oni, a praw膮 wyci膮gn膮艂 ma艂y blaster. Leia us艂ysza艂a og艂uszaj膮cy ha艂as i powietrze przeszy艂a druga seria b艂yskawic. Tym razem jednak czerwone ogniste smugi nie wyrz膮dzi艂y im krzywdy.

W chwil臋 p贸藕niej Leia ujrza艂a przed Isolderem p贸艂prze藕roczyst膮, niebiesk膮 mgie艂k臋. Mgie艂ka mia艂a owalny kszta艂t, a jej bia艂e brzegi ja艣nia艂y niczym aureola wok贸艂 ksi偶yca podczas mro藕nej nocy. Osobiste pole si艂owe - pomy艣la艂a. Druga z amazonek znalaz艂a si臋 za jej plecami i korzystaj膮c z os艂ony ksi臋cia, krzycza艂a co艣 do trzymanego w d艂oni komunikatora.

Nagle ko艂o g艂owy Leii przelecia艂a smuga ognia z blastera i trafi艂a w marmur bramy, od艂upuj膮c kaskad臋 od艂amk贸w. Zaskoczona Leia odwr贸ci艂a si臋 i ujrza艂a, jak android, kt贸ry przedtem malowa艂 latarnie, sk艂ada si臋 do strza艂u.

- Astarto! - krzykn膮艂 Isolder. - Celuj w androida!

W przypadku krzy偶owego ognia pole si艂owe ksi臋cia nie mog艂o zapewni膰 im os艂ony, mogli wi臋c liczy膰 jedynie na marmurowe filary. Si臋gn膮wszy po blaster zabitej amazonki, Leia pu艣ci艂a dwie kr贸tkie serie w stron臋 androida; tamten schroni艂 si臋 jednak w por臋 za s艂upem latarni. Dopiero w贸wczas ksi臋偶niczka rozpozna艂a d艂ugi i szczup艂y tu艂贸w, walcowat膮 g艂ow臋 i d艂ugie nogi. By艂 to android-morderca, powszechnie zwany Eliminatorem, model czterysta trzydzie艣ci cztery. Po chwili do Leii przy艂膮czy艂a si臋 Astarta, i teraz obie pr贸bowa艂y ' unieszkodliwi膰 robota.

Poduszkowiec zatrzyma艂 si臋 przy kraw臋偶niku. Dwaj m臋偶czy藕ni, kt贸rzy wyskoczyli ze 艣rodka, natychmiast otworzyli ogie艅. Leia wiedzia艂a, 偶e pole si艂owe ksi臋cia nie wytrzyma d艂u偶ej ni偶 kilka sekund. Tarcze, jakimi dysponowa艂, zapewnia艂y tylko minimaln膮 os艂on臋. 殴r贸d艂o zasilania, kt贸re mia艂 przy sobie, by艂o na tyle s艂abe, 偶e tylko przez kr贸tki czas mog艂o poch艂ania膰 energi臋 z blaster贸w przeciwnika. Samo pole si艂owe stwarza艂o zagro偶enie. Po pewnym czasie os艂ona stawa艂a si臋 tak gor膮ca, 偶e dotykaj膮c jej mo偶na by艂o ulec ci臋偶kiemu poparzeniu. Isolder, trzymaj膮c przed sob膮 tarcz臋, skoczy艂 w stron臋 napastnik贸w.

Ko艂o jego g艂owy przelecia艂y ze 艣wistem kolejne b艂yskawice. Astarta ponownie strzeli艂a, trafiaj膮c tym razem w sam 艣rodek torsu androida. Powietrze przeci臋艂y kawa艂ki metalu, a po chwili rozleg艂 si臋 g艂o艣ny huk. Eksplodowa艂o 藕r贸d艂o zasilania robota.

Ksi膮偶臋 zamachn膮艂 si臋 trzyman膮 tarcz膮 jak mieczem, a jej pole si艂owe odrzuci艂o obu napastnik贸w na kraw臋d藕 jezdni. W momencie gdy tarcza zetkn臋艂a si臋 z ich cia艂ami, w powietrzu rozb艂ys艂y b艂臋kitne iskry, a jeden z morderc贸w wrzasn膮艂 z b贸lu, zas艂aniaj膮c r臋koma poparzon膮 twarz. Isolder uni贸s艂 os艂on臋 nad g艂ow臋, zakr臋ci艂 ni膮 jak lassem i rzuci艂 w drugiego napastnika. Lec膮ca tarcza trafi艂a w pier艣 przeciwnika i przeci臋艂a na p贸艂 jak miecz 艣wietlny, a Isolder wymierzy艂 blaster w pierwszego morderc臋, kt贸ry trzymaj膮c si臋 za twarz, j臋cza艂 w agonii. Leia spojrza艂a na niego i pomy艣la艂a, 偶e kiedy艣 musia艂 by膰 niezwykle przystojny. Zbyt przystojny. By艂 Hapaninem.

- M贸w, kto ci臋 wynaj膮艂 - rozkaza艂 Isolder.

- Llarel! Remarme! - odkrzykn膮艂 w odpowiedzi tamten.

- Teba illarven? - zapyta艂 go po hapa艅sku Isolder.

- At! Remarme! - zacz膮艂 b艂aga膰 go m臋偶czyzna. Isolder nie przestawa艂 mierzy膰 w niego z blastera. Napastnik ponownie krzykn膮艂, a z jego twarzy odpad艂 kawa艂ek niemal zw臋glonego cia艂a. Powoli schyli艂 si臋 i z rynsztoka wyci膮gn膮艂 sw贸j blaster; ksi膮偶臋, widz膮c to, na chwil臋 si臋 zawaha艂. Morderca wymierzy艂 jednak luf臋 broni w skro艅 i nieporadnie nacisn膮艂 spust.

Leia odwr贸ci艂a g艂ow臋. Poczu艂a nagle, 偶e stra偶niczka Isoldera szarpie j膮 za r臋k臋.

- Do 艣rodka! Prosz臋 wej艣膰 do 艣rodka! - krzykn臋艂a. Isolder schwyci艂 ksi臋偶niczk臋 za rami臋 i poci膮gn膮艂 w stron臋 drzwi wej艣ciowych konsulatu. Za drzwiami znajdowa艂a si臋 niewielka wn臋ka, w kt贸rej go艣cie mogli zostawia膰 wierzchnie okrycia. Ksi膮偶臋 wepchn膮艂 w ni膮 Lei臋, a sam stan膮艂 w ten spos贸b, by chroni膰 j膮 w艂asnym cia艂em. Astarta zamkn臋艂a drzwi wej艣ciowe. Jak w wi臋kszo艣ci konsulat贸w, by艂y one wykonane z wiekowej blastali i mog艂y wytrzyma膰 nawet d艂ugotrwa艂e obl臋偶enie. Amazonka ponownie zacz臋艂a krzycze膰 co艣 do komunikatora, a Leia, kt贸ra wprawdzie nie zna艂a mowy Hapan, pomy艣la艂a, 偶e mimo wszystko krzyczy za g艂o艣no.

- Kto ich wynaj膮艂? - zapyta艂a, zwracaj膮c si臋 do ksi臋cia.

- Nie chcia艂 powiedzie膰 - odpar艂 zwi臋藕le Isolder. - B艂aga艂 tylko, bym go zabi艂.

Zza drzwi konsulatu dobieg艂y ich nagle jakie艣 odg艂osy. Si艂y bezpiecze艅stwa Nowej Republiki, kt贸re przyby艂y z pomoc膮, zacz臋艂y otacza膰 kordonem ca艂膮 okolic臋.

Isolder, ws艂uchuj膮c si臋 w s艂owa stra偶niczki i odg艂osy z ulicy, stara艂 si臋 upewni膰, czy niebezpiecze艅stwo min臋艂o. Przez ca艂y czas trzyma艂 Lei臋 za r臋k臋, a ona czu艂a, 偶e serce wali jej jak m艂otem. Staraj膮c si臋 uwolni膰 z jego u艣cisku, powiedzia艂a:

- Dzi臋kuj 偶e uratowa艂e艣 mi 偶ycie.

Ksi膮偶臋 Isolder, zaintrygowany tym, co dzieje si臋 na ulicy, w pierwszej chwili nie zauwa偶y艂, i偶 Leia coraz natarczywiej pr贸buje si臋 uwolni膰. P贸藕niej jednak popatrzy艂 ksi臋偶niczce prosto w oczy. Uni贸s艂szy lekko jej brod臋, poca艂owa艂 w usta zach艂annie, nami臋tnie, przysuwaj膮c si臋 bli偶ej i tul膮c do niej ca艂ym cia艂em.

Leia przesta艂a my艣le膰 o zagro偶eniu, a jej cia艂em wstrz膮sn臋艂y dziwne dreszcze. Poczu艂a, jak jej broda zaczyna dr偶e膰, ale nie przestawa艂a ca艂owa膰 ksi臋cia. Mia艂a wra偶enie, 偶e up艂ywaj膮ce sekundy przeci膮gaj膮 si臋 w niesko艅czono艣膰. My艣la艂a tylko

0 jednym: oszukuj臋 Hana. Nie chc臋, 偶eby cierpia艂 z mojego powodu. W ko艅cu jednak Isolder oderwa艂 wargi od jej ust i szepn膮艂 jej do ucha rozkazuj膮cym tonem:

- Pole膰 ze mn膮 na Hapes! Zobacz 艣wiaty, kt贸rymi b臋dziesz kiedy艣 rz膮dzi膰! Leia zda艂a sobie spraw臋, 偶e p艂acze. Nigdy przedtem nie mog艂a sobie nawet wyobrazi膰, by 艣wiadomie zgodzi艂a si臋 na co艣 takiego. Czu艂a jednak, 偶e ca艂a mi艂o艣膰, jak膮 kiedy艣 darzy艂a Hana, rozwiewa si臋 jak poranna mgie艂ka, jak delikatna para wodna w promieniach pal膮cego s艂o艅ca, kt贸rym by艂 Isolder. Wiedz膮c, 偶e 艂zy nadal sp艂ywaj膮 jej po policzkach, przytuli艂a si臋 do ksi臋cia i obieca艂a:

- Polec臋 z tob膮.

ROZDZIA艁

6

- Sam nie wiem, po co ci臋 tu zabiera艂em - odezwa艂 si臋 Han do Threepia, wykonuj膮c przy tym wymowny gest. Solo by艂 wyra藕nie podenerwowany.

Siedzieli w przytulnej niszy przy stole w barze na Coruscant. W por贸wnaniu z innymi lokalami by艂o to do艣膰 przyzwoite miejsce. Nie brakowa艂o tu 艣wie偶ego powietrza. Ludurianie grali na nosowych fletach, a przytulone pary ta艅czy艂y w rytm powolnej muzyki.

Chewbacca uni贸s艂 znad swojego drinka zm臋czone oczy i co艣 burkn膮艂. Dobrze wiedzia艂, 偶e Han k艂amie. Zna艂 pow贸d, dla kt贸rego Han zdecydowa艂 si臋 zaprosi膰 tu z艂ocistego androida.

Threepio popatrzy艂 na nich, a obwody steruj膮ce jego logik膮 nakaza艂y mu nie przejmowa膰 si臋 uwag膮 genera艂a.

- Czy jest co艣, w czym m贸g艂bym panu pom贸c? - zapyta艂 po kr贸tkiej chwili.

- No c贸偶... w ci膮gu kilku ostatnich dni przebywa艂e艣 w towarzystwie Leii o wiele cz臋艣ciej ode mnie - rzek艂 Han i zgarbiwszy plecy, skuli艂 si臋 w sobie. - Prawd臋 m贸wi膮c, ostatnio nie by艂em dla niej zbyt mi艂y... a ona sp臋dza ka偶d膮 woln膮 chwil臋 z tym ksi臋ciem. A w dodatku po tym wszystkim, co przydarzy艂o si臋 jej dzisiaj rano, otacza j膮 tak wiele stra偶niczek, 偶e nawet nie mog臋 si臋 z ni膮 zobaczy膰. Przys艂a艂a mi hologram z wiadomo艣ci膮, 偶e jednak zamierza wybra膰 si臋 na Hapes.

Threepio zastanawia艂 si臋 nad jego s艂owami przez trzy koma dwana艣cie setnych sekundy, rozpatruj膮c s艂owo po s艂owie pod k膮tem zawartych w nim insynuacji i ukrytych znacze艅.- Rozumiem! - wykrzykn膮艂 w ko艅cu. - Pan i ona macie problemy natury dyplomatycznej!

Chocia偶 Threepio by艂 robotem t艂umacz膮cym wyposa偶onym w jeden z najlepszych program贸w w ca艂ej galaktyce, jego przyjaciele-ludzie rzadko korzystali z jego us艂ug, gdy przychodzi艂o im si臋 boryka膰 z w艂asnymi z艂o偶onymi problemami natury emocjonalnej. Ta chwila by艂a jedn膮 z nielicznych, kiedy android m贸g艂 wykaza膰 si臋 swoim talentem.

- Ma pan szcz臋艣cie, 偶e zwr贸ci艂 si臋 pan do odpowiedniego androida - oznajmi艂 rado艣nie. - Prosz臋 tylko powiedzie膰, w jaki spos贸b mog臋 panu pom贸c?

- Sam nie wiem... - odrzek艂 Han. - Ostatnio widujesz tych dwoje bardzo cz臋sto. Jestem ciekaw, no wiesz, co robi膮 i dok膮d razem chodz膮. I czy prawd膮 jest to, 偶e staj膮 si臋 sobie coraz bli偶si.

Threepio natychmiast odszuka艂 w pami臋ci wszystkie zarejestrowane obrazy, na kt贸rych w ci膮gu ostatnich kilku dni widzia艂 Lei臋 razem z ksi臋ciem Isolderem. A by艂o ich dosy膰 du偶o: trzy kolacje dzie艅 po dniu, zebrania rady, w trakcie kt贸rych oboje omawiali potencjalne trudno艣ci w negocjowaniu warunk贸w porozumienia mi臋dzy Verpinami a Barabelami, zwyk艂e spacery we dwoje czy wreszcie ta艅ce na przyj臋ciach u jakiego艣 ni偶szego rang膮 dygnitarza.

- No c贸偶, generale - powiedzia艂. - W ci膮gu pierwszego dnia, jaki sp臋dzili razem, Isolder trzyma艂 si臋 od ksi臋偶niczki w przeci臋tnej odleg艂o艣ci zero koma pi臋膰set sze艣膰dziesi膮t dwie tysi臋czne decymetra. S膮dz臋 jednak, 偶e ten dystans zaczyna si臋 z ka偶dym dniem coraz bardziej kurczy膰. Powiedzia艂bym, 偶e oboje naprawd臋 staj膮 si臋 sobie coraz bli偶si.

- Na ile bli偶si? - zapyta艂 Han.

- W ci膮gu ostatnich o艣miu standardowych godzin oboje stykaj膮 si臋 ze sob膮 przez prawie osiemdziesi膮t sze艣膰 procent czasu - rzek艂 Threepio, czuj膮c, 偶e jego czujniki podczerwieni rejestruj膮 lekk膮 zmian臋 koloru sk贸ry Hana. Krew z pewno艣ci膮 uderzy艂a do g艂owy genera艂a. Musia艂 by膰 mocno wzburzony. - Bardzo przepraszam, nie chcia艂em sprawi膰 panu przykro艣ci - doda艂 natychmiast.

Han wychyli艂 czark臋 mocnego korelia艅skiego rumu. Poniewa偶 w ci膮gu ostatnich kilku minut by艂a to ju偶 druga, Threepio szybko oceni艂 mas臋 cia艂a Hana oraz procentow膮 zawarto艣膰 czystego alkoholu w rumie i na tej podstawie doszed艂 do wniosku, 偶e Han jest troch臋 bardziej ni偶 艣rednio nietrze藕wy. Mimo to jedynym przejawem zatrucia alkoholem by艂o nieznaczne spowolnienie tempa mowy.

Han tymczasem po艂o偶y艂 d艂o艅 na metalowym ramieniu robota.

- Jeste艣 dobrym androidem, Threepio - powiedzia艂. - Niewiele android贸w lubi臋 tak jak ciebie. Powiedz mi, co by艣 zrobi艂, gdyby jaki艣 androidalny ksi膮偶臋 chcia艂 odebra膰 ci si艂膮 kobiet臋, kt贸r膮 kochasz?

Czujniki Threepia zarejestrowa艂y podejrzanie du偶膮 zawarto艣膰 alkoholu w oddechu Hana i android odchyli艂 si臋 do ty艂u w obawie, by jego mikroprocesory nie uleg艂y zniszczeniu.

- Pierwsz膮 rzecz膮, jak膮 bym zrobi艂 - o艣wiadczy艂 - by艂aby ocena szans przeciwnika. P贸藕niej zastanowi艂bym si臋, czy mog臋 da膰 swojej wybrance co艣, czego nie da jej m贸j rywal. Ka偶dy dobry doradca udzieli艂by panu takiej samej rady.

- Mhm - mrukn膮艂 Han. - Co zatem, twoim zdaniem, mam da膰 Leii takiego, czego me da jej ksi膮偶臋 Isolder?

- No c贸偶... zastan贸wmy si臋 - zamy艣li艂 si臋 Threepio. - Isolder jest niezwykle bogaty, hojny, uprzejmy i grzeczny, a poza tym, przynajmniej wed艂ug standard贸w ludzkich, bardzo przystojny. Tak wi臋c problem sprowadza si臋 do tego, aby znale藕膰 co艣, co przemawia na pana korzy艣膰.

Threepio po艣wi臋ci艂 kilka chwil na przeszukiwanie swoich zbior贸w danych, przegrzewaj膮c przy okazji obwody kontrolne pami臋ci.

- Ojejku! -j臋kn膮艂 w ko艅cu. -Teraz rozumiem, na czym polega pana problem! No c贸偶, s膮dz臋, 偶e w tym wszystkim ogromne znaczenie odgrywa wi臋藕 emocjonalna. Jestem pewien, 偶e Leia nie zapomni o panu tylko dlatego, 偶e w jej 偶ycie wkroczy艂 nagle jaki艣 inny cz艂owiek!

- Kocham j膮! - rzek艂 Han z ca艂膮 stanowczo艣ci膮. - Kocham j膮 bardziej ni偶 w艂asne 偶ycie. Kiedy dotyka mnie, czuj臋... sam nie wiem, jak to wyrazi膰.

- Czy kiedy艣 powiedzia艂 pan jej o tym? - zapyta艂 Threepio.

- Jeszcze nie - westchn膮艂 Han. - Wiesz, nie bardzo wiem, jak jej to powiedzie膰. Pom贸偶 mi; jeste艣 przecie偶 androidem-doradc膮. - Nala艂 sobie jeszcze jedn膮 czark臋 rumu i zacz膮艂 wpatrywa膰 si臋 w ni膮 smutnym wzrokiem. - Czy wiesz, jak mam to powiedzie膰? Znasz mo偶e jakie艣 pie艣ni albo poematy?- W rzeczy samej! Mam w zasobach pami臋ci mn贸stwo arcydzie艂 z ponad pi臋ciu milion贸w 艣wiat贸w. A oto jeden z moich ulubionych. Pochodzi z Tchuukthai:

Shah rupah shantenar
shan erah pathar

thulath entarpa

Uta, emarrah spar tane
arratha urr thur shaparrah
Uta, Uta, sahyarahhhh
harahh sahvarauul e thutha
res tatra hah durrrr...

Han ws艂uchiwa艂 si臋 w 艂agodn膮 melodi臋 s艂贸w, mi臋kko uk艂adaj膮ce si臋 tony...

- To bardzo pi臋kne - stwierdzi艂, kiedy android sko艅czy艂. - Co to znaczy?

See-Threepio przet艂umaczy艂 mu najwierniej jak potrafi艂:

Kiedy b艂yskawica przecina niebo
nad uk艂adaj膮c膮 si臋 do snu r贸wnin膮,
powracam do swej ciemnej nory
trzymaj膮c w szcz臋kach szczura thula.

W贸wczas wyczuwam twoj膮 s艂odk膮 wo艅
dochodz膮c膮 mnie od strony ko艣ci
wrzuconych do jaru przy jaskini.
W贸wczas, w贸wczas zaczynaj膮 mi dr偶e膰
p艂etwy na 艂bie, a m贸j ogon
majestatycznie si臋 ko艂ysze,
gdy m贸j samczy zew zaczyna si臋
rozlega膰 w nocnej ciszy...

Han powstrzyma艂 go, unosz膮c r臋k臋.

- W porz膮dku, to mi wystarczy - powiedzia艂. - Mniej wi臋cej rozumiem, o co chodzi.

- Jest tego o wiele, wiele wi臋cej, prosz臋 pana - zapewni艂 go Threepio. - To naprawd臋 wspania艂y utw贸r, a liczy tylko pi臋膰set tysi臋cy wierszy!

- Ta-a, ta-a, serdeczne dzi臋ki - odezwa艂 si臋 Han, sprawiaj膮c wra偶enie jeszcze bardziej przygn臋bionego ni偶 poprzednio.

Siedz膮c przy stole, przys艂uchiwa艂 si臋 rozmowom czw贸rki os贸b, kt贸re usiad艂y przy s膮siednim stoliku. Threepio zda艂 sobie nagle spraw臋 z tego, 偶e w ci膮gu ostatniej minuty Han skupia艂 uwag臋 wy艂膮cznie na nich. Cofn膮wszy ta艣m臋 z zarejestrowanymi d藕wi臋kami, odtworzy艂 na w艂asny u偶ytek rozmow臋 tej grupki, 偶eby dowiedzie膰 si臋, co tak bardzo zaintrygowa艂o w niej Hana.

PIERWSZA KOBIETA: - Och, popatrz tylko, to przecie偶 genera艂 Solo!

DRUGA KOBIETA: - O rany, wygl膮da naprawd臋 niedobrze! Popatrz tylko, jakie ma podkr膮偶one oczy.

PIERWSZY M臉呕CZYZNA: - Wygl膮da parszywie, je偶eli kto艣 chce zna膰 moje zdanie.

DRUGA KOBIETA: - Nie mam poj臋cia, co te偶 w艂a艣ciwie widzi w nim ksi臋偶niczka Leia, prawda?

PIERWSZA KOBIETA: - Co innego ten ksi膮偶臋 z Hapes! Jest taki przystojny i m臋ski! W podziemiach Coruscant zacz臋li ju偶 sprzedawa膰 plakaty z jego podobizn膮.

DRUGI M臉呕CZYZNA: - No, kupi艂em nawet jeden wczoraj na prezent dla mojej siostry.

PIERWSZY M臉呕CZYZNA: - Je偶eli o mnie chodzi, chcia艂bym mie膰 przy sobie cho膰by przez jeden dzie艅 kt贸r膮艣 z jego stra偶niczek-amazonek.

PIERWSZA KOBIETA: - Ksi膮偶臋 ma tak cudowne cia艂o, 偶e sama mog艂abym zabija膰, byle tylko by膰 jego stra偶niczk膮.

DRUGA KOBIETA: - No c贸偶, je偶eli chcesz, mo偶esz by膰 stra偶niczk膮 jego cia艂a. Co do mnie, wola艂abym raczej by膰 masa偶ystk膮. Czy mo偶esz sobie wyobrazi膰, co to znaczy m贸c przez ca艂y d艂ugi dzie艅 ugniata膰 takie j臋drne cia艂o?

- Pos艂uchaj, Threepio, chc臋 偶eby艣 mia艂 oko na Lei臋 - odezwa艂 si臋 nieco gniewnie Han. - Je偶eli zapyta o mnie, powiedz jej, 偶e za ni膮 t臋skni臋. Dobrze?

Threepio zarejestrowa艂 jego pro艣b臋.

- Jak pan sobie 偶yczy - powiedzia艂 i wsta艂 od stolika, zbieraj膮c si臋 do wyj艣cia.

Chewbacca burkn膮艂 co艣 na po偶egnanie oddalaj膮cego si臋„szpiega". Threepio wyszed艂 na ulic臋 i skierowa艂 si臋 na ni偶szy poziom do pomieszcze艅 jednego z centr贸w komputerowych Coruscant, by pogada膰 z komputerem maj膮cym opini臋 kolekcjonera r贸偶nych plotek. By艂 pewien, 偶e maszyna zdradzi androidowi takie tajemnice, z kt贸rych nigdy nie zwierzy艂aby si臋 偶adnej 偶ywej istocie. Pomy艣le膰 tylko: Han potrzebowa艂 dyplomatycznego doradcy! By艂a to wspania艂a okazja aby udowodni膰, co potrafi See-Threepio! Naprawd臋 wspania艂a okazja!

Threkin Horm wygl膮da艂 okazale, odziany w d艂ug膮 ciemn膮 kamizelk臋 i bia艂e spodnie. Jego rzadkie, starannie ufryzowane w艂osy zakr臋ca艂y si臋 za uszami w loki. Leia zwr贸ci艂a uwag臋, 偶e kiedy sta艂 o w艂asnych si艂ach tak jak teraz na podium, sprawia艂 wra偶enie mniej oty艂ego ni偶 zazwyczaj.

- Dobrze wiecie, 偶e zwo艂a艂em to nadzwyczajne zebranie Rady Alderaanu po to, by艣my mogli wszyscy razem om贸wi膰 szczeg贸艂y przygotowa艅 do 艣lubu ksi臋偶niczki Leii z ksi臋ciem Isolderem, Chume'd膮 Hapes!

Zachwycone t艂umy zacz臋艂y g艂o艣no wiwatowa膰. Sala zebra艅 rady prezentowa艂a si臋 doprawdy wspaniale. Na jej 艣cianach zawieszono aksamitne zas艂ony, a fotele obito pluszem w kolorze 艣liwkowym. Mog艂a pomie艣ci膰 prawie dwa tysi膮ce os贸b, a jednak na to posiedzenie przyby艂o zaledwie stu cz艂onk贸w rady. Pozosta艂e miejsca by艂y zaj臋te przez kupc贸w i innych ciekawskich widz贸w, a na tylnych siedzeniach k艂臋bi艂y si臋 t艂umy po艂yskuj膮cych metalicznie android贸w pe艂ni膮cych obowi膮zki reporter贸w i sprawozdawc贸w. W pierwszym rz臋dzie siedzia艂a Leia, zaledwie o kilka metr贸w od podium, na kt贸rym przebywa艂 teraz przewodnicz膮cy Threkin. W jednym z bardziej odleg艂ych rz臋d贸w usiad艂 Han Solo, ubrany w swoj膮 zwyczajn膮 bia艂膮 koszul臋 i kamizelk臋. Wygl膮da艂 niemal tak samo jak wiele lat wcze艣niej, kiedy spotka艂 si臋 z Lei膮 po raz pierwszy. Obok niego zaj膮艂 miejsce Chewbacca.

Leia chcia艂a podczas zebrania rady om贸wi膰 szczerze swoje plany, nie s膮dzi艂a jednak, 偶e mo偶e to si臋 spotka膰 z tak du偶ym zainteresowaniem 艣rodk贸w masowego przekazu. Stwierdzi艂a, 偶e w ci膮gu kilku ostatnich dni jej osoba znalaz艂a si臋 nagle w centrum publicznej uwagi. Okaza艂o si臋, 偶e nieudany zamach na jej 偶ycie poprzedniego ranka filmowa艂o z ukrycia osiem r贸偶nych stacji, kt贸re p贸藕niej bez ko艅ca pokazywa艂y swoje nagrania 偶膮dnym wra偶e艅 widzom. Funkcjonariusze si艂 bezpiecze艅stwa Nowej Republiki przeszukali pomieszczenia ambasady, 偶eby sprawdzi膰, czy nie umieszczono w nich urz膮dze艅 pods艂uchowych, i wykryli mikrofony przekazuj膮ce informacje do pi臋tnastu kolejnych stacji. Wygl膮da艂o na to, 偶e jedynym wydarzeniem, mog膮cym przyci膮gn膮膰 uwag臋 publiczn膮 bardziej ni偶 艣lub cz艂onka kr贸lewskiej rodziny, by艂a pr贸ba dokonania zamachu na jego 偶ycie. Poluj膮cy na sensacje reporterzy natychmiast wykorzystali okazj臋. Leia pociesza艂a si臋, 偶e w przypadku nast臋pnej takiej pr贸by potencjalnym mordercom czy morderczyniom przyjdzie strzela膰 do niej zza t艂umu rejestruj膮cych wszystko operator贸w kamer. Pomy艣la艂a, 偶e lepiej by艂oby mie膰 to wszystko za sob膮.

- Panie przewodnicz膮cy Horm, szanowni cz艂onkowie rady - wsta艂a i zwr贸ci艂a si臋 do zebranych. - Chcia艂abym podzi臋kowa膰 wam za przybycie, ale czy nie s膮dzicie, 偶e wasza reakcja jest zbyt pochopna? Przyznaj臋, 偶e propozycja Hapan wygl膮da bardzo atrakcyjnie, ale jak dot膮d nie wyrazi艂am zgody na 艣lub z ksi臋ciem Isolderem.

Ponownie usiad艂a.

- Och, Leio - odezwa艂 si臋 z protekcjonalnym u艣mieszkiem Threkin. - Cz臋sto w ci膮gu ostatnich lat mieli艣my okazj臋 podziwia膰 tw贸j bystry umys艂 i rozwag臋, ale w tym przypadku...? -Wzruszy艂 ramionami. - Widzia艂em, jak ty i ksi膮偶臋 na siebie patrzycie, a poza tym zgodzi艂a艣 si臋 przecie偶 polecie膰 z nim na sze艣膰 miesi臋cy na Hapes, by zapozna膰 si臋 z nale偶膮cymi do niego 艣wiatami. Uwa偶am, 偶e to fantastyczny pomys艂! Z pewno艣ci膮 b臋dziesz mia艂a wiele okazji, by pozna膰 ksi臋cia znacznie lepiej, a cz艂onkowie kr贸lewskiego rodu z Hapes zobacz膮, jak pi臋knie wygl膮da ich korona na twojej ma艂ej 艣licznej g艂贸wce! - T艂umy zareagowa艂y na ten 偶art nerwowym chichotem, a Threkin doda艂, machn膮wszy r臋k膮 w stron臋 siedz膮cych uczestnik贸w zebrania: - A zreszt膮, niech wypowiedz膮 si臋 cz艂onkowie rady. Czy偶 nie s膮dzimy wszyscy, 偶e Leia i Isolder stanowi膮 doskona艂膮 par臋?

Wi臋kszo艣膰 zawodowych polityk贸w zachowa艂a powag臋, ale wielu kupc贸w parskn臋艂o na jego s艂owa 艣miechem, a widzowie i reporterzy zacz臋li klaska膰 i podnie艣li wrzaw臋. Przebieg zebrania coraz mniej przypomina艂 Leii normalne obrady, a coraz bardziej zaczyna艂 kojarzy膰 si臋 jej z karnawa艂em.

- Nie mo偶ecie planowa膰 mojego 艣lubu beze mnie! - krzykn臋艂a, podni贸s艂szy si臋 z fotela, zdumiona zuchwalstwem Threkina. - Isolder zapewne tak samo jak wy dobrze rozumie, 偶e jeszcze nie jeste艣my zar臋czeni... czy to formalnie, czy nieformalnie. Zgodzi艂am si臋 polecie膰 z nim na Hapes tylko dlatego... I nagle u艣wiadomi艂a sobie ca艂膮 prawd臋. Isolder zabiera艂 j膮 na Hapes, aby planetarni dygnitarze, kt贸rymi mo偶e ju偶 wkr贸tce przyjdzie jej rz膮dzi膰, przywykli do my艣li, 偶e zostanie ich kr贸low膮. Lecia艂a z nim tak偶e po to, by mie膰 czas pozna膰 go chocia偶 troch臋 lepiej. Threkin mia艂 jednak racj臋. Bez wzgl臋du na to, jak 偶arliwie stara艂aby si臋 zaprzecza膰, wszyscy w ca艂ej galaktyce widzieli, na co si臋 zanosi. Popatrzy艂a na Hana. Wygl膮da艂 na przygn臋bionego. Usiad艂a, staraj膮c si臋 nie rumieni膰, nagle 艣wiadoma faktu, 偶e jej ka偶de s艂owo i gest transmituj膮 na 偶ywo dziesi膮tki sieci. Czu艂a, 偶e powinna wyrazi膰 sprzeciw wobec s艂贸w Horma, chocia偶by tylko dla zachowania twarzy, ale w 偶aden spos贸b nie mog艂a zebra膰 my艣li. Po raz pierwszy w 偶yciu ksi臋偶niczka poczu艂a, 偶e nie wie, co powiedzie膰.

- Masz racj臋, masz racj臋, rzeczywi艣cie nie mo偶emy planowa膰 twojego 艣lubu bez ciebie - zapewni艂 j膮 stoj膮cy wci膮偶 na podium Threkin. - Nawet nie przysz艂oby nam to do g艂owy. Rozwa偶amy tylko okoliczno艣膰, gdyby艣 jednak zgodzi艂a si臋 wyj艣膰 za m膮偶 za Isoldera...

- Panie przewodnicz膮cy Horm? - W sali obrad rozleg艂 si臋 nagle dono艣ny g艂os Threepia. Leia odwr贸ci艂a si臋 w jego stron臋 i ujrza艂a, jak z艂ocisty android stoj膮cy w jednym z dalszych rz臋d贸w wspina si臋 na palce i podnosi niecierpliwie r臋k臋. - Panie przewodnicz膮cy Horm, czy m贸g艂bym zwr贸ci膰 si臋 do cz艂onk贸w rady?

- Co takiego? - zapyta艂 oburzony Horm. - Mam pozwoli膰 androidowi zabra膰 g艂os na zebraniu rady?

Leia u艣miechn臋艂a si臋 ukradkiem. Cz艂onkowie towarzystwa walcz膮cego o r贸wne prawa dla android贸w z pewno艣ci膮 mieliby uciech臋, s艂ysz膮c tak膮 uwag臋, kt贸ra mo偶e by艂aby nawet pierwszym gwo藕dziem do trumny kariery politycznej Horma. Szybko wsta艂a i powiedzia艂a:

- Jest tylko androidem-doradc膮, ale s膮dz臋, 偶e jednak powinni艣my go wys艂ucha膰.

Po sali rozszed艂 si臋 szmer g艂os贸w cz艂onk贸w rady wyra偶aj膮cych zgod臋, a w tylnych rz臋dach g艂o艣na wrzawa wiwatuj膮cych android贸w-reporter贸w.

- Ja... ja... ja... nie widz臋 w tej propozycji nic z艂ego - j膮kaj膮c si臋 wykrztusi艂 Horm. - Prosz臋 tego... tego... tego... androida o zaj臋cie miejsca na podium.

Kiedy Threepio szed艂 艣rodkowym przej艣ciem w stron臋 podium, zwracaj膮c z艂ocist膮 g艂ow臋 to w prawo, to w lewo, androidy z tylnych rz臋d贸w zacz臋艂y krzycze膰 jeszcze g艂o艣niej. Leia nigdy jeszcze nie widzia艂a, 偶eby jaki艣 android okaza艂 tak du偶膮 艣mia艂o艣膰. By艂a bardzo ciekawa, co powie. Tymczasem Threepio wszed艂 na podium i zabra艂 g艂os, zwracaj膮c si臋 do zebranych t艂um贸w:

- No c贸偶 - o艣wiadczy艂 - chcia艂bym tylko zg艂osi膰 propozycj臋, by rada zacz臋艂a planowa膰 艣lub ksi臋偶niczki Leii z... genera艂em Hanem Solo!

- Co takiego? - wykrzykn膮艂 Horm. - Ale偶... ale偶... to jest co艣 niedorzecznego! Genera艂 Solo nawet nie pochodzi z kr贸lewskiego rodu. On jest tylko... jest tylko...

Horm musia艂 sobie u艣wiadomi膰, 偶e b臋dzie lepiej, je偶eli nie powie niczego obraliwego, wi臋c tylko wzruszy艂 pogardliwie ramionami. Po sali przeszed艂 szmer rozczarowania, kt贸ry po chwili zacz膮艂 przeradza膰 si臋 w gniewny pomruk. Leia zastanawia艂a si臋, czy post膮pi艂a s艂usznie, pozwalaj膮c biednemu Threepiowi na zabranie g艂osu.

- Przykro mi, ale mam na ten temat inne zdanie - odrzek艂 Threepio. - Przez ca艂y dzie艅 kontaktowa艂em si臋 z rozmaitymi komputerami ca艂ej sieci informatycznej Coruscant i odkry艂em kilka zdumiewaj膮cych fakt贸w, o kt贸rych szanowni cz艂onkowie rady zapewne nie wiedz膮. Mo偶liwe, 偶e dlatego, i偶 genera艂 Solo zrobi艂 wszystko, by je ukry膰. Chocia偶 przed niemal trzema wiekami Korelianie postanowili przemieni膰 swe imperium w republik臋, Han jest nadal prawowitym kr贸lem Korelii!

W sali obrad rozleg艂 si臋 st艂umiony gwar, a androidy-reporterzy zacz臋li kierowa膰 艣wiat艂a reflektor贸w na genera艂a. Przez gwar rozm贸w przebi艂 si臋 piskliwy g艂os Threkina Horma, powtarzaj膮cego w k贸艂ko:

- Co takiego? Co takiego? Co takiego?

Leia odwr贸ci艂a si臋 i wstrz膮艣ni臋ta spojrza艂a na tylne miejsca. Kolejne rz臋dy foteli ustawione by艂y coraz wy偶ej; mog艂a wi臋c widzie膰 ca艂kiem wyra藕nie, jak Han, zaczerwieniwszy si臋, skurczy艂 si臋 w fotelu. Wyraz jego twarzy 艣wiadczy艂 o tym, 偶e rzeczywi艣cie co艣 ukrywa. Leia wiedzia艂a te偶, 偶e program doradczy Threepia nie pozwala m贸wi膰 nieprawdy. Han tymczasem spu艣ci艂 nisko g艂ow臋, zakrywszy d艂oni膮 oczy. Znamy si臋 tyle lat, dlaczego nigdy mi o tym nie powiedzia艂? - pomy艣la艂a. Luke przebywaj膮cy na pok艂adzie „Thpffftht", statku adwokata Bitha, przygl膮da艂 si臋 wideohologramom z prawdziw膮 uwag膮, zdumiony faktem, 偶e nawet w zacofanym 艣wiecie Tooli poczynania Leii i Isoldera - a teraz i Hana - wzbudza艂y tak wielk膮 ciekawo艣膰. Usprawiedliwia艂y nawet ogromny koszt przesy艂ania wideohologram贸w przez nadprzestrze艅. No c贸偶, kiedy Leia zwr贸ci艂a na siebie uwag臋 niewiarygodnie bogatego i przystojnego ksi臋cia, spe艂ni艂a najskrytsze marzenia niemal wszystkich kobiet. Zainteresowanie jej losem wzros艂o jeszcze po nieudanym zamachu na jej 偶ycie. Luke m贸g艂 teraz ogl膮da膰 siostr臋 na 偶ywo, cho膰 znajdowa艂 si臋 o ponad trzysta lat 艣wietlnych od niej.

Statek Bitha mia艂 wkr贸tce dokona膰 skoku w nadprzestrze艅, Luke ogl膮da艂 wiec z fascynacj膮 przesy艂an膮 na 偶ywo transmisj臋. Kamery wideoholograficzne skierowane by艂y prosto na Hana, kt贸ry siedzia艂 skurczony w fotelu, zakrywszy twarz d艂oni膮. Nawet znajduj膮cy si臋 tu偶 przy nim Chewbacca otworzy艂 ze zdumienia oczy, a spomi臋dzy jego k艂贸w wydosta艂 si臋 gard艂owy pomruk zaskoczenia.

Luke u艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Oczywi艣cie, Han jest kr贸lem. Powinienem by艂 domy艣li膰 si臋 tego znacznie wcze艣niej. Tylko dlaczego stara艂 si臋 ten fakt ukry膰? Mimo u艣miechu, Luke troch臋 si臋 martwi艂. Wyczuwa艂 jak膮艣 dziwn膮 si艂臋, jak gdyby co艣 odleg艂ego i mrocznego dawa艂o zna膰 o sobie. Zbyt wiele istnie艅 w galaktyce by艂o przeciwnych zwi膮zkowi Leii z Isolderem. Luke czu艂 wyra藕nie ich moc i nagle zapragn膮艂, by technicy Bitha uko艅czyli sprawdzanie aparat贸w, konieczne przed dokonaniem skoku w nadprzestrze艅. Wiedzia艂, 偶e i tak dotrze do uk艂adu Roche'a w ostatniej chwili.

- Naprawd臋 - ci膮gn膮艂 tymczasem Threepio. - Han jest potomkiem kr贸l贸w! Wszystkie dane na temat jego kr贸lewskiego rodu dowodz膮, 偶e przodkowie Hana w linii m臋skiej pochodzili z rodu Berethrona e Solo, kt贸ry wprowadzi艂 zasady demokracji do imperium Korelian. Mo偶na bardzo 艂atwo prze艣ledzi膰 dzieje sze艣ciu nast臋pnych pokole艅 linii m臋skich potomk贸w tego rodu a偶 do czas贸w Korala Solo, chocia偶 rejestry z okresu samego Korola uleg艂y zniszczeniu podczas wojen klonowych i dlatego rodow贸d Hana nie jest dobrze znany.

Korol jednak o偶eni艂 si臋 i zamieszka艂 na planecie Duro. Przed prawie sze艣膰dziesicioma laty zosta艂 ojcem pierwszego syna, kt贸ry z powodu wojen i og贸lnego zam臋tu nigdy nie powr贸ci艂 do domu. Jego syn nazywa艂 si臋 Dalia Solo, ale zmieni艂 nazwisko na Dalia Suul, aby w czasie wojen klonowych ukry膰 swoj膮 to偶samo艣膰. Pierwszego syna nazwa艂 Jonash Suul, a pierwszym synem Jonasha Suula by艂 Han Suul, kt贸ry p贸藕niej powr贸ci艂 do nazwiska Han Solo. Jestem pewien, 偶e Han wiedzia艂 o tym, i偶 pochodzi z kr贸lewskiego rodu, ale z powod贸w, kt贸rych zrozumie膰 nie jestem w stanie, podobnie jak jego dziadek dokona艂 zmian w dokumentach na Korelii, tak by ju偶 nigdy nikt nie m贸g艂 wy艣ledzi膰, co 艂膮czy go z przodkami!

Kiedy android sko艅czy艂, przez sal臋 przesz艂o zbiorowe westchnienie, a偶 Threkin musia艂 krzykn膮膰, by przywr贸ci膰 spok贸j. Kiedy gwar rozm贸w zaczyna艂 cichn膮膰, Han powoli podni贸s艂 si臋 z fotela i wyszed艂 z sali. Leia tak偶e podnios艂a si臋 i patrzy艂a, jak Han wychodzi, a t艂umy uspokoi艂y si臋 na tyle, 偶e wszyscy us艂yszeli, i偶 przewodnicz膮cy Horm rzek艂 podniesionym tonem:

- Ale czy Dalia Suul nie by艂 czasem nazywany tak偶e Czarnym Dali膮? Czy ten cz艂owiek nie by艂 os艂awionym morderc膮?

- No c贸偶, przypuszczam, 偶e ma pan racj臋 - przyzna艂 Threepio - chocia偶 w podr臋cznikach historii okre艣la si臋 go raczej mianem porywacza i pirata.

- No i co z tego? - odezwa艂 si臋 Threkin Horm. - Co to za pochodzenie? Dalia Suul by艂 jednym z najbardziej znanych szef贸w mi臋dzygwiezdnej mafii. Nie mo偶na si臋 spodziewa膰, 偶e szanowani obywatele dadz膮 wiar臋, i偶 Han jest w prostej linii potomkiem kr贸la.

- No c贸偶, jestem tylko niedouczonym androidem i przyznaj臋, 偶e mo偶e nie ca艂kiem rozumiem, w jaki spos贸b post臋powanie przodka mo偶e wzmocni膰 lub os艂abi膰 szacunek, jaki nale偶y si臋 jego potomkowi - przeprosi艂 Threkina Horma Threepio. - Musz臋 przyzna膰, 偶e takie rozumowanie wykracza poza mo偶liwo艣ci cyberm贸zgu typu AA-Jeden. Poniewa偶 jednak pana matk膮 by艂a nie艣lubna c贸rka Dalii Suula, spodziewam si臋, 偶e wie pan niesko艅czenie lepiej ode mnie, ile warta jest logika podobnych argument贸w.

Twarz Threkina Horma nagle zblad艂a, a r臋ce zacz臋艂y mu si臋 trz膮艣膰 jak galareta. Przekaz wideoholograficzny znikn膮艂, a android-spiker zacz膮艂 sw贸j komentarz. Luke wy艂膮czy艂 odbiornik i usiad艂 w wygodnym, wy艣cie艂anym fotelu, u艂o偶ywszy r臋ce na kolanach. Pomy艣la艂, 偶e przodkowie Hana w ci膮gu zaledwie kilku pokole艅 stali si臋 z krl贸w przest臋pcami. Nie by艂o wi臋c w tym nic dziwnego, 偶e Han stara艂 si臋 zatrze膰 艣lady po antenatach i odwr贸ci艂 si臋 do Rady Alderaanu plecami, kiedy jego tajemnica mia艂a zosta膰 wyjawiona. Biedny Han.

ROZDZIA艁

7

Tego popo艂udnia Leia i Isolder przechadzali si臋 w ustronnym lesie, stanowi膮cym cz臋艣膰 ogrod贸w botanicznych Coruscant. Rozwija艂y si臋 tam ro艣liny pochodz膮ce z setek tysi臋cy 艣wiat贸w Nowej Republiki. Leia pokazywa艂a ksi臋ciu lasy oro, rosn膮ce kiedy艣 na Alderaanie. Smuk艂e i gibkie drzewa osi膮ga艂y wysoko艣膰 kilkudziesi臋ciu metr贸w, a ich kor臋 porasta艂y kolonie opalizuj膮cych mch贸w iskrz膮cych si臋 niemal wszystkimi barwami t臋czy: cynobrem, fioletem i jaskraw膮 偶贸艂ci膮. Z ga艂臋zi na ga艂膮藕 przelatywa艂y bia艂e ptaki - cairoki, a na polanach pas艂y si臋 male艅kie jaskrawoczerwone sarny o bokach poznaczonych z艂otymi pasami. Lasy oro ros艂y na Alderaanie tylko na kilkunastu ma艂ych wyspach, a Lei臋 zabrano na jedn膮 z nich, kiedy by艂a ma艂ym dzieckiem. Niemniej czu艂a w sercu dziwn膮 lekko艣膰 na widok nawet tak ma艂ej, ale wci膮偶 偶yj膮cej cz膮stki swojego 艣wiata.

Isolder szed艂 u jej boku, trzymaj膮c j膮 za r臋k臋.

- Widzia艂em dzisiaj moj膮 matk臋 na wideohologramie - oznajmi艂. - Jest zachwycona, 偶e zdecydowa艂a艣 si臋 nas odwiedzi膰. Przysy艂a sw贸j specjalny osobisty pojazd, kt贸ry ma zabra膰 ci臋 na Hapes.

- Pojazd? - zapyta艂a Leia, zastanawiaj膮c si臋 nad u偶ytym s艂owem. - Chcia艂e艣 powiedzie膰, 偶e wysy艂a po mnie sw贸j osobisty statek?

- My艣l臋, 偶e w tym przypadku s艂owo „pojazd" jest bardziej odpowiednie - poprawi艂 j膮 Isolder. - Ma ponad tysi膮c lat i zosta艂 zaprojektowany w spos贸b nieco ekscentryczny. My艣l臋 jednak, 偶e ci si臋 spodoba. W lasach panowa艂a cisza. Stra偶niczki ksi臋cia przemyka艂y si臋 w oddali za drzewami, tylko Astarta pod膮偶a艂a nieub艂aganie o kilka krok贸w za nimi.

Leia u艣miechn臋艂a si臋 i przystan臋艂a, by pow膮cha膰 purpurowy kwiatek, przypominaj膮cy kielich. Ro艣lin臋 t臋 o odurzaj膮cej woni spotyka艂o si臋 na r贸wninach jej macierzystego 艣wiata bardzo rzadko.

- To aralluta - powiedzia艂a ksi臋偶niczka. - Pro艣ci ludzie wierzyli, 偶e je偶eli panna m艂oda znajdzie j膮 rosn膮c膮 w ogrodzie, b臋dzie to dla niej znak, i偶 wkr贸tce urodzi dziecko. Rzecz jasna, jej matka i siostry zawsze pilnowa艂y, by po 艣lubie posadzi膰 arallut臋 na trawniku nowo偶e艅c贸w, ale musia艂y to zrobi膰 w nocy. Je艣li kto艣 zobaczy艂by je podczas tej czynno艣ci, te kobiety spotka艂oby nieszcz臋艣cie.

Isolder u艣miechn膮艂 si臋, podszed艂 bli偶ej i musn膮艂 kwiat czubkami palc贸w.

- Kiedy uschnie - ci膮gn臋艂a tymczasem Leia - p艂atki kwiatu zwijaj膮 si臋 i sztywniej膮, a nasiona zostaj膮 uwi臋zione w 艣rodku. Matki mog膮 w贸wczas dawa膰 takie uschni臋te kwiaty do zabawy swoim male艅stwom zamiast grzechotek.

- Jakie to urocze - westchn膮艂 ksi膮偶臋. - To smutne, 偶e Alderaan zosta艂 bezpowrotnie zniszczony i nic nie ocala艂o z tego pi臋kna. Oczywi艣cie, z wyj膮tkiem tego, co jest na Coruscant.

- Kiedy nasi uchod藕cy znajd膮 ju偶 nowy dom - rzek艂a Leia - zabierzemy st膮d kilka ro艣lin i posadzimy je w ogrodach w nowym miejscu.

Rozleg艂 si臋 sygna艂 komunikatora, Leia niech臋tnie si臋gn臋艂a po urz膮dzenie i nacisn艂a w艂膮cznik.

- Leio, tu Threkin Horm. Mam dla ciebie fantastyczn膮 wiadomo艣膰! Nowa Republika odwo艂a艂a twoj膮 wypraw臋 do uk艂adu Roche'a. Co ty na to?

- Co takiego? - zapyta艂a zdumiona Leia. Nigdy jeszcze nie kazano jej rezygnowa膰 z zaplanowanej i przygotowanej wyprawy. - Dlaczego?

- Wygl膮da na to, 偶e stosunki mi臋dzy Verpinami i Barabelami psuj膮 si臋 w szybszym tempie, ni偶 mogli艣my s膮dzi膰 - odpar艂 Threkin. - Mon Mothma zdecydowa艂a si臋 wi臋c si臋gn膮膰 po ostrzejsze 艣rodki w nadziei, 偶e zdo艂a nie dopu艣ci膰 do wybuchu wojny. Genera艂 Han Solo otrzyma艂 rozkaz udania si臋 do uk艂adu Roche'a na czele floty gwiezdnych niszczycieli, aby chroni膰 Verpin贸w do czasu zako艅czenia sporu. W tym czasie z pomoc膮 kilku najbardziej zaufanych doradc贸w Mon Mothma osobi艣cie zajmie si臋 konfliktem.

- Jakim konfliktem?

- Dzisiaj rano agenci urz臋du celnego weszli na pok艂ad statku handlowego Barabel贸w, kt贸ry przebywa艂 na samym skraju uk艂adu Roche'a - odrzek艂 Threkin. - Znale藕li tafii to, czego si臋 obawiali艣my.

Kiedy Leia wyobrazi艂a sobie 艂adownie wype艂nione po brzegi zamro偶onymi w kosmicznej pr贸偶ni cz臋艣ciami cia艂 Verpin贸w, poczu艂a, jak 偶o艂膮dek podchodzi jej do gard艂a. Usilnie stara艂a si臋 przezwyci臋偶y膰 uprzedzenia, ale im cz臋艣ciej przychodzi艂o jej mie膰 do czynienia z przedstawicielami drapie偶nych gad贸w, tym bardziej si臋 spodziewa艂a, 偶e mo偶e natrafi膰 na takie okropno艣ci. Mimo to powiedzia艂a sobie, 偶e nie mo偶e os膮dza膰 ca艂ej rasy, sugeruj膮c si臋 post臋powaniem kilku odszczepie艅c贸w.

- A co z Mon Mothma? - zapyta艂a. - Czy b臋dzie jej potrzebna jaka艣 pomoc z mojej strony?

- Ona i ja uwa偶amy, 偶e istniej膮... lepsze sposoby na to, 偶eby艣 mog艂a s艂u偶y膰 Nowej Republice - odrzek艂 Threkin. - Mon Mothma postanowi艂a na okres najbli偶szych o艣miu standardowych miesi臋cy uwolni膰 ci臋 od wszystkich innych zada艅. Ufam, 偶e zechcesz wykorzysta膰 ten czas jak najlepiej. - Ton jego g艂osu wyra藕nie wskazywa艂, o czym my艣li, a mimo to powiedzia艂 bez ogr贸dek: - Mo偶esz lecie膰 na Hapes, kiedy zechcesz.

Twarz Threkina znikn臋艂a z ekranu komunikatora, a Isolder lekko u艣cisn膮艂 r臋k臋 Leii. Ksi臋偶niczka na chwil臋 si臋 zamy艣li艂a. Zrozumia艂a, 偶e Horm mia艂 racj臋: Verpinowie z pewno艣ci膮 b臋d膮 si臋 czuli bezpieczniej, maj膮c po swojej stronie flot臋 Nowej Republiki, a ona i tak uwa偶a艂a, i偶 powierzone jej zadanie przygniata j膮 swoim ci臋偶arem. By艂a zr臋czn膮 i bieg艂膮 dyplomatk膮, ale kwieciste przem贸wienia i wyszukane argumenty nigdy nie robi艂y du偶ego wra偶enia na Barabelach. Istoty te, b臋d膮ce 偶yj膮cymi w stadach drapie偶nikami zdominowanymi przez jednego przyw贸dc臋 sfory, z pewno艣ci膮 poczuj膮 du偶y respekt dla Mon Mothmy za spos贸b, w jaki postanowi艂a rozwi膮za膰 ca艂y problem. Fakt, 偶e sam „przyw贸dca sfory" Nowej Republiki postanowi艂 przy艂膮czy膰 si臋 do walki, powinien ich zdezorientowa膰, zmusi膰 do przegrupowania si艂 i ponownego zastanowienia si臋 nad sytuacj膮. Teraz, kiedy Leia o tym my艣la艂a, u艣wiadomi艂a sobie nagle, 偶e Mon Mothma wcale jej nie potrzebuje. Ksi臋偶niczka stara艂a si臋 zrozumie膰, dlaczego Verpinowie pozwolili matce jednego ze swoich roj贸w na tak daleko posuni臋t膮 samowol臋. Pr贸bowa艂a rozwi膮za膰 problem, podchodz膮c do niego z niew艂a艣ciwej strony. Od samego pocz膮tku powinna zainteresowa膰 si臋 nie Verpinami, a Barabelami.

Nie podlega艂o natomiast dyskusji, 偶e wysy艂anie do uk艂adu Roche'a jednej z flot Nowej Republiki nie mia艂o wi臋kszego sensu. Verpinowie umieli z pewno艣ci膮 sami zapewni膰 bezpiecze艅stwo swoim rojom. Mog膮c porozumiewa膰 si臋 ze sob膮 za pomoc膮 fal radiowych, za艂o偶yli kolonie na ma艂ych asteroidach, wiedz膮c, 偶e nawigacja miedzy nimi jest bardzo trudna, a dla ludzi wr臋cz niemo偶liwa. Mieli te偶 zwyczaj lata膰 bardzo szybkimi bombowcami klasy B, atakuj膮c wrog贸w ca艂ym rojem, co czyni艂o z nich naprawd臋 gro藕nych przeciwnik贸w.

Isolder podszed艂 do Leii troch臋 bli偶ej.

- Czym si臋 martwisz, male艅ka? - szepn膮艂.

- Nie martwi臋 si臋, po prostu si臋 zastanawiam.

- A jednak si臋 martwisz - stwierdzi艂. - Czy nie s膮dzisz, 偶e Mon Mothma panuje nad sytuacj膮?

- A偶 za bardzo - odrzek艂a i spojrza艂a w niebieskoszare oczy ksi臋cia, przywodz膮ce jej na my艣l wzburzone sztormem morze.

- Nie jeste艣 jeszcze gotowa, by polecie膰 ze mn膮, prawda? - zapyta艂. Leia chcia艂a zaprzeczy膰, ale on powiedzia艂: - Nie, nie, nic nie szkodzi. Musi ci by膰 bardzo ci臋偶ko zostawi膰 to wszystko - doda艂, wskazuj膮c gestem otaczaj膮ce ich lasy oro. - Pewnie czujesz si臋 tak, jakby艣 mia艂a tego ju偶 nigdy nie zobaczy膰... i mo偶liwe, 偶e je艣li tak postanowisz, to tak si臋 stanie. Zostawisz za sob膮 ca艂e swe dotychczasowe 偶ycie, ale b臋dzie to tw贸j wyb贸r.

Uj膮艂 jej d艂onie, a Leia obdarzy艂a go pe艂nym smutku u艣miechem.

- Nie spiesz si臋 - odezwa艂 si臋 ponownie Isolder. - Sp臋d藕 troch臋 czasu z przyjaci贸艂mi. Po偶egnaj si臋 z nimi, je偶eli s膮dzisz, 偶e musisz. Wszystko rozumiem. A je偶eli to ma sprawi膰, 偶e poczujesz si臋 chocia偶 troch臋 lepiej, powt贸rz to, co m贸wi艂a艣 na posiedzeniu Rady Alderaanu: 偶e wybierasz si臋 tylko z formaln膮 wizyt膮 na Hapes, nic wi臋cej. Do niczego si臋 nie zobowi膮zujesz.

Jego s艂owa omy艂y dusz臋 Leii niczym fala ciep艂ej wody, sprawiaj膮c, 偶e poczu艂a si臋 znacznie lepiej.

- Och, Isolderze - szepn臋艂a. - Dzi臋kuj臋, 偶e jeste艣 taki wyrozumia艂y.

Przytuli艂a si臋 do niego, a ksi膮偶臋 obj膮艂 j膮 czule. Przez chwil臋 kusi艂o Lei臋, by powiedzie膰: kocham ci臋, ale wiedzia艂a, 偶e jest jeszcze zbyt wcze艣nie na te s艂owa. Rozumia艂a, 偶e wym贸wienie ich w tej chwili by艂oby zbyt du偶ym zobowi膮zaniem.

Isolder jednak nachyli艂 si臋 nad ni膮 i szepn膮艂 jej do ucha:

- Kocham ci臋.

Han Solo siedzia艂 za konsolet膮 „Tysi膮cletniego Soko艂a" i rozpaczliwie manewrowa艂 statkiem, staraj膮c si臋 unikn膮膰 zderzenia z odpadami i bry艂ami z艂omu za艣miecajcymi przestrze艅 w okolicach najmniejszego ksi臋偶yca Coruscant. Sprawdzenie wszystkich urz膮dze艅 m贸g艂 co prawda powierzy膰 pok艂adowemu komputerowi, ale ju偶 wiele lat wcze艣niej zdecydowa艂, 偶e naprawd臋 niezawodne jest jedynie przeprowadzenie tych test贸w osobi艣cie.

Lot w przestrzeni pe艂nej odpad贸w przypomina艂 mu troch臋 manewry w pasie asteroid czy meteoryt贸w z t膮 r贸偶nic膮, 偶e przestrze艅 wok贸艂 Coruscant zape艂nia艂y bry艂y twardego metalu, a nie mi臋kkie, zawieraj膮ce g艂贸wnie zwi膮zki w臋gla asteroidy. Przedzieranie si臋 przez ten 艣mietnik dzia艂a艂o na Hana w pewien spos贸b koj膮co. Zanurkowa艂 pod wolno wiruj膮cym uszkodzonym skrzyd艂em statecznika jakiego艣 my艣liwca typu TIE*, w chwil臋 p贸藕niej znalaz艂 si臋 przy wypalonym kad艂ubie starego niszczyciela gwiezdnego klasy Victory, dawno temu pozbawionego wszystkich nadaj膮cych si臋 do u偶ytku cz臋艣ci.

To jest to, czego szuka艂em - pomy艣la艂. Na pok艂adzie „Soko艂a" by艂o wiele urz膮dze艅, kt贸rych Han nie m贸g艂 sprawdzi膰, przebywaj膮c w przyjaznej przestrzeni, a tam, dok膮d zamierza艂 si臋 uda膰, spodziewa艂 si臋 spotka膰 samych wrog贸w. Zwolni艂, by lecie膰 z t膮 sam膮 pr臋dko艣ci膮, co gwiezdny niszczyciel. Skierowa艂 dzi贸b statku w stron臋 os艂ony g艂贸wnej dyszy wylotowej, gdzie kiedy艣 musia艂 znajdowa膰 si臋 generator turbo-nap臋du, i ostro偶nie posadzi艂 „Tysi膮cletniego Soko艂a" na l膮dowisku.

Kiedy uko艅czy艂 manewr, w艂膮czy艂 sw贸j zmodyfikowany imperialny transponder identyfikacyjny i nastawi艂 go na opcj臋 czternast膮, a czujniki sygnalizuj膮ce obecno艣膰 innych statk贸w rozdzwoni艂y si臋 sygna艂ami alarmu. Ze wszystkich stron nadlatywa艂y wrogie pasa偶erskie statki klasy Incom Y4. Ich niebieskoszare sylwetki pojawi艂y si臋 na g艂贸wnym, umieszczonym nad g艂ow膮 Hana ekranie holograficznego monitora. Hanowi uda艂o si臋 wykra艣膰 kod identyfikacyjny transpondera z wojskowego transportowca nale偶膮cego do komandos贸w lorda Zsinja. Statek ten przewozi艂 dwunastoosobowy oddzia艂 Zdobywc贸w. Byli to 偶o艂nierze specjalnie przeszkoleni, by pod pozorem inspekcji przenika膰 tajemnice system贸w obronnych planet, a nast臋pnie unieszkodliwia膰 te uk艂ady. Zdobywcy Zsinja jednak coraz cz臋艣ciej cieszyli si臋 z艂膮 s艂aw膮 jako siepacze stanowi膮cy g艂贸wny trzon tajnej policji lorda. Dosz艂o do tego, 偶e to w艂a艣nie oni rz膮dzili wieloma tysi膮cami 艣wiat贸w.

Upewniwszy si臋, 偶e sygna艂 nowego transpondera zidentyfikuje „Soko艂a" jako jeden ze statk贸w Zsinja, Han w艂膮czy艂 urz膮dzenie zak艂贸caj膮ce. Czujniki natychmiast odebra艂y tak du偶o zak艂贸ce艅 radiowych i rzekomo przesy艂anych rozm贸w, 偶e widoczne na g艂贸wnym ekranie widmowe sylwetki pasa偶erskich statk贸w wroga zblad艂y, a po chwili znikn臋艂y ca艂kowicie. Wiedzia艂 wi臋c, 偶e zar贸wno transponder, jak i specjalne, dysponuj膮ce zwi臋kszon膮 moc膮 urz膮dzenie zak艂贸caj膮ce spisuj膮 si臋 znakomicie. Z pewno艣ci膮 mu si臋 przydadz膮, kiedy znajdzie si臋 w przestrzeni opanowanej przez statki Zsinja.

Uko艅czywszy sprawdzanie wszystkich urz膮dze艅, Han w艂膮czy艂 silniki pod艣wietlne i ostro偶nie oderwa艂 „Soko艂a" od rdzewiej膮cego l膮dowiska starego niszczyciela. Kiedy zn贸w znalaz艂 si臋 po艣r贸d odpad贸w i 艣mieci, odebra艂 sygna艂, na kt贸ry tak niecierpliwie czeka艂:

- Generale Solo, s艂ysza艂am, 偶e dzi艣 wieczorem odlatujesz na czele floty do uk艂adu Roche'a - odezwa艂a si臋 ksi臋偶niczka Leia.

- Mnie te偶 to powiedziano - przyzna艂.

- Przykro mi z tego powodu. My艣la艂am, 偶e mogliby艣my si臋 spotka膰 na kilka godzin, zanim wyruszysz w t臋 d艂ug膮 drog臋.

Flota? Powiedzia艂a, 偶e leci na czele floty? - pomy艣la艂. Jeden niszczyciel gwiezdny trudno nazwa膰 flot膮. Han by艂 pewien, 偶e wie, kto wyda艂 taki rozkaz, kto zada艂 mu ten cios no偶em w plecy. Threkin Horm. Han nie docenia艂 t艂u艣ciocha, a teraz on i jemu podobni planowali wys艂a膰 go jak najdalej, tak by Leia na zawsze o nim zapomnia艂a.

- Z przyjemno艣ci膮 - powiedzia艂. - B臋dzie mi bardzo mi艂o. Tylko w tej chwili jestem do艣膰 zaj臋ty. Staram si臋 sprawdzi膰 to i owo, wi臋c nie mog臋 l膮dowa膰 na planecie. Mo偶e spotkaliby艣my si臋, powiedzmy, dok艂adnie o pi臋tnastej? U ciebie, na pok艂adzie „Snu Rebeliant贸w"? Mogliby艣my troch臋 porozmawia膰, p贸j艣膰 gdzie艣 na drinka.

- Bardzo dobrze. A zatem do zobaczenia. Leia przerwa艂a po艂膮czenie.

Han popatrzy艂 na wbudowany w konsolet臋 chronometr. Chewbacca i Threepio mieli spotka膰 si臋 z nim na pok艂adzie „Tysi膮cletniego Soko艂a" o siedemnastej zero, zero. Czasu by艂o wi臋c bardzo ma艂o.

Mimo zm臋czenia na twarzy Hana malowa艂 si臋 u艣miech, kiedy stan膮艂 przed drzwiami apartamentu ksi臋偶niczki Leii. Otworzy艂a drzwi, a on obj膮艂 j膮 i u艣cisn膮艂, po czym przeszed艂 korytarzem do jej komnat, rozgl膮daj膮c si臋 nerwowo na prawo i lewo. Leia cofn臋艂a si臋 i spojrza艂a na przyjaciela. W艂osy mia艂 w nie艂adzie, a oczy podkr膮偶one. Nie wygl膮da! na szcz臋艣liwego.

- Czy mog臋 ci poda膰 co艣 do picia? - zapyta艂a. Han pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Nie, dzi臋kuj臋.

Nie powiedzia艂 nic wi臋cej, tylko sta艂, patrz膮c na 艣ciany i rzucaj膮c ukradkowe spojrzenia w kierunku cz臋艣ci mieszkalnej. W sypialni Leii wida膰 by艂o s艂ab膮, t臋czow膮 po艣wiat臋, emanuj膮c膮 ze z艂o偶onych w kredensie klejnot贸w z Gallinore. S艂o艅ca umieszczone nad drzewem z Selabu zgas艂y, jak gdyby symuluj膮c nastanie nocy.

- Nie cieszysz si臋 z powodu przeniesienia do uk艂adu Roche'a? - zapyta艂a Leia.

- Hm, no c贸偶, prawd臋 m贸wi膮c, nie lec臋 tam -- odrzek艂 Han.

- Nie lecisz?

- Zrezygnowa艂em z tej misji.

- Kiedy?

Han wzruszy艂 ramionami.

- Przed pi臋cioma minutami.

Wszed艂 do jej sypialni i zatrzyma艂 si臋 na progu. Spojrza艂 najpierw na 艂o偶e, a p贸藕niej na klejnoty w kredensie i na stos skarb贸w ofiarowanych jej przez Hapan. Sama Leia by艂a troch臋 zdumiona, 偶e wci膮偶 jeszcze tam le偶膮. Gdyby by艂a troch臋 bardziej rozs膮dna, ju偶 dawno powinna kaza膰 je gdzie艣 ukry膰.

- Dok膮d zatem polecisz? - spyta艂a. - Co b臋dziesz teraz robi艂?

- Polec臋 na Dathomir臋 - odpar艂, a Leia a偶 otworzy艂a usta ze zdziwienia.

- Nie mo偶esz tego zrobi膰 - o艣wiadczy艂a. - To planeta, le偶膮ca w przestrzeni opanowanej przez Zsinja. To zbyt ryzykowne.

- Zanim z艂o偶y艂em rezygnacj臋, rozkaza艂em, by „Nieposkromiony" dokona艂 kilku niespodziewanych, b艂yskawicznych wypad贸w przeciwko najbardziej wysuni臋tym plac贸wkom lorda, znajduj膮cym si臋 w przestrzeni granicz膮cej z Now膮 Republik膮 - o艣wiadczy艂. - Zsinj b臋dzie musia艂 wzmocni膰 te garnizony, os艂abiaj膮c w ten spos贸b obron臋 Dathomiry. Dzi臋ki temu powinienem m贸c 艂atwiej prze艣lizgn膮膰 si臋 przez powsta艂e luki. Nie b臋dzie nawet wiedzia艂, 偶e tam jestem.

- Przekroczy艂e艣 swoje uprawnienia! - wybuchn臋艂a Leia. Han odwr贸ci艂 g艂ow臋, przesta艂 wpatrywa膰 si臋 w klejnoty i spojrza艂 jej prosto w oczy.

- Wiem - przyzna艂, u艣miechn膮wszy si臋 szeroko.

Leia nie powiedzia艂a nic wi臋cej. Kiedy stawa艂 si臋 taki uparty, nikt i nic nie by艂o w stanie go przekona膰. Han ponownie wzruszy艂 ramionami.

- Nikomu nie stanie si臋 nic z艂ego. Rozkaza艂em jedynie, by atakowano te 艣wiaty z du偶ej odleg艂o艣ci. Naszym 偶o艂nierzom nie spadnie nawet w艂os z g艂owy. Wiesz, my艣l臋, 偶e musia艂em wpatrywa膰 si臋 w hologram tej planety zbyt d艂ugo. Ostatniej nocy nawet mi si臋 艣ni艂a: bieg艂em po pla偶y, moj膮 twarz ch艂odzi艂 wiatr, a bryzgi wody ochlapywa艂y nogi. Wszystko wygl膮da艂o tak uroczo. Kiedy przekazano mi dzisiaj ten rozkaz, zdecydowa艂em si臋 w jednej chwili. Polec臋 na Dathomir臋.

- I co b臋dziesz tam robi艂?

- Je偶eli mi si臋 spodoba, zapewne zostan臋. Ju偶 nawet nie pami臋tam, kiedy czu艂em pod stopami prawdziwy piasek. To musia艂o by膰 bardzo dawno.

- Jeste艣 przem臋czony - stwierdzi艂a Leia. - Nie rezygnuj ze s艂u偶by w wojsku. Pomog臋 za艂atwi膰 ci jaki艣 inny przydzia艂. M贸g艂by艣 polecie膰 przedtem na kilkutygodniowy urlop.

Han, kt贸ry przez ca艂y czas wpatrywa艂 si臋 w pod艂og臋, uni贸s艂 g艂ow臋 i ponownie spojrza艂 w oczy ksi臋偶niczki.

- Oboje jeste艣my przem臋czeni - rzek艂. - Obojgu nam nale偶y si臋 wypoczynek. Dlaczego nie mog艂aby艣 polecie膰 tam razem ze mn膮? Dlaczego nie mia艂aby艣 uciec od tego wszystkiego i odpocz膮膰?

- Nie mog臋 - odpar艂a Leia.

- Przecie偶 to w艂a艣nie zamierzasz uczyni膰, tyle tylko, 偶e z Isolderem. Uciec. Dlaczego mnie nie chcesz da膰 takiej samej szansy? Za godzin臋 mam spotka膰 si臋 na pok艂adzie „Soko艂a" z Chewbacc膮 i Threepiem. Mog艂aby艣 polecie膰 razem z nami. Kto wie, mo偶e nawet zakocha艂aby艣 si臋 w Dathomirze? Mo偶e zakocha艂aby艣 si臋 ponownie we mnie?

Wygl膮da艂 tak 偶a艂o艣nie. Leia poczu艂a wyrzuty sumienia z powodu tego, co zdarzy艂o si臋 w ci膮gu ostatnich kilku dni. Zignorowa艂a go i odtr膮ci艂a. Przypomnia艂a sobie, co czu艂a owego dnia, kiedy Vader kaza艂 zamkn膮膰 Hana w grobowcu z bry艂y karbonadu i odes艂a膰 go do Jabby Hutta, a tak偶e jak bardzo cieszyli si臋 wsp贸lnie, kiedy Imperator zosta艂 w ko艅cu zwyci臋偶ony. W贸wczas by艂a w Hanie zakochana. Ale to by艂o tak dawno.

- Pos艂uchaj, Hanie, zawsze bardzo ci臋 lubi艂am - odezwa艂a si臋 czule. - Dobrze wiem, 偶e to wszystko jest dla ciebie bardzo trudne.

- Ale mam si臋 bawi膰 dobrze i nie mie膰 do ciebie 偶alu? - zapyta艂.

Leia poczu艂a, 偶e dr偶y. Han podszed艂 do kredensu, a ona wiedzia艂a, 偶e patrzy na b艂yszcz膮cy, ciemny metal Karabinu Pos艂uchu.

- Czy to dzia艂a? - zapyta艂 nagle.

Wyci膮gn膮艂 r臋k臋, zamierzaj膮c si臋gn膮膰 po bro艅, a Leia, domy艣liwszy si臋, co chce zrobi膰, zawo艂a艂a:

- Nie dotykaj tego!

Han jednak porwa艂 bro艅 i odwr贸ciwszy si臋 w jej stron臋 tak niewiarygodnie szybko, 偶e trudno by艂o w to uwierzy膰, skierowa艂 luf臋 w jej stron臋.

- Le膰 razem ze mn膮 na Dathomir臋!

- Nie mo偶esz tego zrobi膰! - krzykn臋艂a, unosz膮c r臋k臋, jak gdyby chcia艂a zas艂oni膰 si臋 przed ciosem.

- My艣la艂em, 偶e lubisz zawadiak贸w - rzek艂 Han.

Z otworu broni wyskoczy艂 snop b艂臋kitnych iskier, przynosz膮c jej zapomnienie i ciemno艣膰.- Jeste艣 pewien, 偶e genera艂 Solo porwa艂 ksi臋偶niczk臋? - zapyta艂a go kr贸lowa-matka.

Mimo 偶e wizerunek matki by艂 tylko hologramem, ksi膮偶臋 Isolder nie odwa偶y艂 si臋 spojrze膰 jej prosto w oczy.

- Tak, Ta'a Chume - odpar艂. - Jeden z o艣rodk贸w nale偶膮cych do sieci umie艣ci艂 w korytarzu wiod膮cym do komnat Leii lataj膮ce oko, kt贸re sfilmowa艂o ksi臋偶niczk臋 wychodz膮c膮 ze swoich apartament贸w razem z genera艂em. Porusza艂a si臋 jak we 艣nie, a Solo by艂 uzbrojony. Mia艂 przy sobie Karabin Pos艂uchu.

- Jakie kroki podj膮艂e艣, by j膮 odzyska膰? - zapyta艂a. Isolder wyra藕nie czu艂 na sobie pal膮cy wzrok Ta'a Chume.

Zorientowa艂 si臋, 偶e kr贸lowa-matka poddaje go kolejnej pr贸bie. Obdarzone w艂adz膮 kobiety z Hapes bardzo cz臋sto wyra偶a艂y si臋 z dezaprobat膮 o „nieudolno艣ci m臋偶czyzn" i ich rzekomej niezdolno艣ci do robienia czegokolwiek dobrze.

- Nowa Republika wys艂a艂a ju偶 ich 艣ladem tysi膮c najlepszych detektyw贸w z rozkazem odnalezienia Hana Solo. Astarta co godzin臋 przejmuje ich meldunki, a ja rozes艂a艂em wiadomo艣膰 do wszystkich 艂owc贸w nagr贸d.

- Sp贸jrz mi w oczy - odezwa艂a si臋 Ta'a Chume 艂agodnie, w jej tonie czai艂a si臋 jednak ukryta gro藕ba.

Isolder popatrzy艂 na matk臋, staraj膮c si臋 odpr臋偶y膰. Kr贸lowa mia艂a na g艂owie z艂oty diadem, a jej twarz zas艂ania艂a cienka z艂ocista woalka. Padaj膮ce na ni膮 艣wiat艂o odbija艂o si臋 od z艂ota, sprawiaj膮c wra偶enie, 偶e promieniuje z niej jaka艣 dziwna si艂a. Isolder spojrza艂 w widoczne mimo woalki ciemne, wpatruj膮ce si臋 w niego uporczywie oczy.

- Ten genera艂 Solo to cz艂owiek zdecydowany na wszystko - powiedzia艂a. - Dobrze wiem, o czym teraz my艣lisz. Zamierzasz uwolni膰 ksi臋偶niczk臋 z jego r膮k, ale nie chcesz, bym ci pomaga艂a. Musisz jednak pami臋ta膰 o swoich obowi膮zkach wobec ludu Hapes. Jeste艣 Chume'd膮, nast臋pc膮 tronu. Twoja 偶ona i wasze c贸rki musz膮 by膰 kiedy艣 w艂adczyniami. Je偶eli co艣 ci si臋 stanie, zawiedziesz zaufanie i marzenia swojego ludu. Musisz zatem pozwoli膰, aby genera艂em Solo zaj臋li si臋 moi skrytob贸jcy. Obiecaj mi, 偶e si臋 zgodzisz!

Isolder wpatrywa艂 si臋 stanowczo w oczy matki, licz膮c na to, 偶e uda mu si臋 ukry膰 przed ni膮, co czuje. Niestety, na pr贸偶no. Zna艂a go a偶 za dobrze. Wszystkich zna艂a a偶 za dobrze.

- Ja sam wytropi臋 genera艂a Solo - o艣wiadczy艂 w ko艅cu. - I ja sprowadz臋 do domu swoj膮 narzeczon膮.

Isolder spodziewa艂 si臋 wybuchu gniewu matki i czeka艂, kiedy 偶ar jej podniesionego g艂osu ogarnie go niczym p艂on膮ca lawa. Wyczuwa艂 to w ciszy, jaka zapad艂a po jego s艂owach, ale Ta'a Chume nie nale偶a艂a do kobiet ujawniaj膮cych swoje uczucia.

- Okazujesz niepos艂usze艅stwo, odrzucaj膮c moj膮 pomoc - odezwa艂a si臋 spokojnie, niemal pieszczotliwie. - Bez wzgl臋du jednak na to, co my艣lisz, nie uwa偶am twojej bezinteresownej brawury za cnot臋. Wyleczy艂abym ci臋 z tego, gdybym mog艂a. - Na chwil臋 zamilk艂a, a Isolder w napi臋ciu oczekiwa艂 na kar臋, jak膮 zechce mu wymierzy膰. - My艣l臋, 偶e jeste艣 w tym podobny do ojca. Genera艂 Solo zapewne poszuka schronienia u kt贸rego艣 z lord贸w. Mo偶liwe, 偶e uda si臋 do kogo艣, kto jego zdaniem b臋dzie umia艂 przeciwstawi膰 si臋 pot臋dze Nowej Republiki. Ja jednak zwo艂am swoich skrytob贸jc贸w i natychmiast wy艣l臋 flot臋 na Coruscant. Nie musz臋 ci m贸wi膰, 偶e zabij臋 go, je偶eli uda mi si臋 go odnale藕膰 wcze艣niej ni偶 tobie.

Isolder uzna艂 za s艂uszne wbi膰 spojrzenie w pod艂og臋. Mia艂 cich膮 nadziej臋, 偶e teraz, kiedy Han porwa艂 Lei臋, jego matka zaniecha my艣li o podr贸偶y i b臋dzie trzyma膰 si臋 od nich z daleka. Jej decyzja dotycz膮ca Hana nie by艂a jednak pozbawiona sensu, gdy偶 genera艂 porwa艂 kobiet臋, kt贸ra mia艂a zosta膰 jej nast臋pczyni膮. Poczucie honoru wymaga艂o, by ksi臋偶niczk臋 odnale藕膰 i uwolni膰.

- Dobrze wiem, 偶e moje post臋powanie ci臋 nie cieszy - powiedzia艂. - Kiedy by艂em dzieckiem, m贸wi艂a艣 zawsze, 偶e nasz 艣wiat mo偶e by膰 tylko tak silny, jak silni b臋d膮 ludzie, kt贸rzy nim rz膮dz膮. Tak cz臋sto wspomina艂em twoje s艂owa, 偶e zapad艂y mi g艂臋boko w serce.

Isolder przerwa艂 po艂膮czenie, usiad艂 wygodniej i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰. Niemal 偶al mu by艂o Hana. Wiedzia艂, 偶e genera艂 Solo nie m贸g艂 si臋 nawet domy艣la膰, jakiego rodzaju 艣rodki przedsi臋we藕mie kr贸lowa-matka i do czego mo偶e by膰 zdolna, kiedy chce, by spe艂niono jej wol臋.

Kapral Reezen s艂u偶y艂 w wojsku od siedmiu lat, ale zawsze pozostawa艂 w cieniu. Nigdy nie doczeka艂 si臋 awansu ani nawet pochwa艂y, chocia偶 czu艂, 偶e w pe艂ni na nie zas艂u偶y艂. Bardzo cz臋sto tak w艂a艣nie dzia艂o si臋 w jednostkach wywiadu wojska. Cz艂owiek m贸g艂 ca艂ymi latami trudzi膰 si臋 i mozoli膰, spodziewaj膮c si臋, 偶e trafi na co艣 istotnego, 偶e uda mu si臋 zdoby膰 t臋 jedyn膮 informacj臋, kt贸ra mo偶e zawa偶y膰 o jego losie. W艂a艣nie z tego powodu Reezen zamierza艂 przes艂a膰 sw贸j meldunek bezpo艣rednio do lorda Zsinja. Mia艂 zamiar podpisa膰 go w艂asnym nazwiskiem, tak by p贸藕niej ca艂ej zas艂ugi, jak to si臋 cz臋sto zdarza艂o, nie przypisa艂 sobie 偶aden z jego prze艂o偶onych. Uwa偶a艂, 偶e po tylu latach nienagannej s艂u偶by co艣 mu si臋 s艂usznie nale偶y. Kapral Reezen by艂 jedyn膮 osob膮, kt贸ra zwr贸ci艂a uwag臋 na trzy niespodziewane, b艂yskawiczne wypady na plac贸wki Zinsja, kt贸re mia艂y miejsce w ci膮gu zaledwie dziewi臋ciu dni. Bez w膮tpienia manewry te mia艂y na celu odci膮gni臋cie si艂 lorda do innego sektora. By艂o jasne, 偶e Nowa Republika planuje jaki艣 atak i chce niepostrze偶enie wys艂a膰 statki swojej floty przez powsta艂膮 Luke. By艂 pewien, 偶e chodzi co najmniej o flot臋. Nikt przecie偶 nie marnowa艂by tylu si艂 i 艣rodk贸w, gdyby w gr臋 wchodzi艂 zwyczajny szpiegowski patrolowiec.

Reezen czu艂, 偶e zanosi si臋 na co艣 powa偶nego. Obliczy艂 mo偶liwe kierunki i oszacowa艂 spodziewane cele, ograniczy艂 list臋 do sze艣ciu planet, uk艂adaj膮c j膮 wed艂ug malejcych prawdopodobie艅stw. Nie spieszy艂 si臋, gdy偶 musia艂 uwzgl臋dni膰 bardzo du偶y obszar. Jeszcze raz przyjrza艂 si臋 li艣cie z nazwami planet, rozwa偶aj膮c wszelkie mo偶liwo艣ci. Gdzie艣 na samym skraju gwiezdnej mapy ujrza艂 planet臋 Dathomir臋. Zatrzyma艂 na niej wzrok, czuj膮c nieprzyjemne mrowienie w ko艣ciach.

Dathomira by艂a tak dobrze strze偶ona i znajdowa艂a si臋 tak niedaleko centrum obszaru kontrolowanego przez Zsinja, 偶e Nowa Republika w 偶adnym razie nie mog艂a wiedzie膰 o znaczeniu, jakie odgrywa艂 ten 艣wiat w tajnych planach lorda. Stocznie? Czy mo偶liwe, 偶e Nowa Republika chcia艂a dokona膰 ataku na znajduj膮ce si臋 tam stocznie? Nie, musia艂o chodzi膰 o co艣 innego. Dathomira by艂a potrzebna im do czego艣 wi臋cej. Na planecie przebywa艂o wielu wi臋藕ni贸w, kt贸rych uwolnienie mog艂o le偶e膰 w interesie Republiki, ale tylko pod warunkiem, 偶e jej w艂adze wiedzia艂yby o istnieniu tam kolonii karnej. A poza tym przecie偶 nikt, b臋d膮cy przy zdrowych zmys艂ach, nie pr贸bowa艂by w tym miejscu l膮dowa膰! Reezen spotka艂 si臋 ju偶 kiedy艣 z tubylcami i na sam膮 my艣l o l膮dowaniu na Dathomirze poczu艂, jak po plecach przechodz膮 mu ciarki. Mimo to planeta wyra藕nie przyci膮ga艂a jego uwag臋, jak magnes. „Tutaj, tutaj - zdawa艂a si臋 go przyzywa膰. - Przylec膮 w艂a艣nie na mnie".

Kiedy艣, kiedy Reezen by艂 kilkunastoletnim ch艂opcem, razem z ojcem ogl膮da艂 na Coruscant defilad臋 oddzia艂贸w Imperium.

W pewnej chwili Darth Vader, Czarny Lord z Sith, przechodzi艂 majestatycznie w pobli偶u. Zamiast min膮膰 ch艂opca, przystan膮艂, wstrzymuj膮c defilad臋, spojrza艂 na niego i pog艂aska艂 po g艂owie. Reezen dobrze pami臋ta艂 odbicie swojej przera偶onej twarzy w b艂yszcz膮cym metalowym he艂mie Czarnego Lorda i pami臋ta艂 strach, jaki go ogarn膮艂, kiedy silna, opancerzona r臋ka dotkn臋艂a jego g艂owy. Vader jednak tylko odezwa艂 si臋 艂agodnie: „Gdy chcesz s艂u偶y膰 Imperium, ufaj swojej wra偶liwo艣ci", a potem poszed艂 dalej.

Wci膮偶 niepewny, zg艂osi艂 propozycj臋, by obrona Dathomiry zosta艂a wzmocniona, mimo 偶e naprawd臋 nie s膮dzi艂, by zaatakowa艂y j膮 si艂y Nowej Republiki, a p贸藕niej na klawiaturze terminala komputerowego wystuka艂 zakodowan膮 wiadomo艣膰, maj膮c膮 ostrzec Zsinja.

Wiedzia艂, 偶e lord by艂 cz艂owiekiem bardzo sumiennym. Wiedzia艂 te偶, 偶e kiedy si臋 o tym dowie, z pewno艣ci膮 o wszystko si臋 zatroszczy.

ROZDZIA艁

8

Leia obudzi艂a si臋 pogr膮偶ona w zupe艂nym mroku. Przez d艂u偶szy czas le偶a艂a nieruchomo, wpatrzona w ciemno艣膰. Si艂膮 woli zmusza艂a si臋, by le偶e膰 spokojnie, koncentruj膮c si臋 na tym tak bardzo, 偶e bola艂a j膮 g艂owa i dr臋twia艂y mi臋艣nie. Ostatnie s艂owa Hana, jakie zapami臋ta艂a, brzmia艂y: „Le偶 spokojnie i b膮d藕 cicho", wi臋c ze wszystkich si艂 stara艂a si臋 zastosowa膰 do jego pro艣by.

Nagle zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e j膮 oszuka艂. Zawo艂a艂a g艂o艣no jego imi臋 i pr贸bowa艂a usi膮艣膰. Uderzywszy g艂ow膮 o co艣 twardego, musia艂a jednak zrezygnowa膰. Po艂o偶y艂a si臋 ponownie, czuj膮c pod plecami jak膮艣 krat臋. Ca艂ym cia艂em odbiera艂a dobrze jej znane st艂umione dr偶enie silnik贸w nap臋du nadprzestrzennego „Tysi膮cletniego Soko艂a". Up艂yn臋艂o pi臋膰 lat od momentu, kiedy po raz ostatni musia艂a chowa膰 si臋 w tajnej 艂adowni przemytniczego statku Hana, a mimo to czu艂a, 偶e zapach jej wn臋trza ani troch臋 si臋 nie zmieni艂.

Hanie Solo, zabij臋 ci臋 za to - pomy艣la艂a. - Nie, wymy艣l臋 co艣 takiego, 偶e b臋dziesz szcz臋艣liwy, mog膮c umrze膰. Wyci膮gn膮wszy w ciemno艣ciach r臋k臋, stara艂a si臋 odnale藕膰 pokryw臋 luku, a kiedy na ni膮 trafi艂a, spr贸bowa艂a j膮 wypchn膮膰. Kilka pr贸b upewni艂o j膮 jednak, 偶e to niemo偶liwe. Obr贸ciwszy si臋 na bok, wyczu艂a ma艂y, metalowy przedmiot, wi臋c chwyci艂a go, po czym z ca艂ej si艂y uderzy艂a w sufit 艂adowni.

- Hanie Solo, wypu艣膰 mnie st膮d natychmiast! - krzykn臋艂a jak najg艂o艣niej mog艂a.

Po chwili poczu艂a, 偶e metalowy przedmiot, kt贸ry trzyma w d艂oni, lekko dr偶y, a ze 艣rodka dochodzi cichy d藕wi臋k. Przy艂o偶y艂a urz膮dzenie do ucha. Wspaniale! - pomy艣la艂a. - Regenerator powietrza! Przynajmniej nie chcia艂, bym si臋 udusi艂a. Potrz膮sn膮wszy zepsutym urz膮dzeniem, us艂ysza艂a grzechot roztrzaskanych cz臋艣ci.

- No, dosy膰 tego, Solo! - krzykn臋艂a. - Uwolnij mnie st膮d! W ten spos贸b nie traktuje si臋 ksi臋偶niczki!

Uderzy艂a ponownie regeneratorem w sufit, a potem jeszcze kilka razy, ale nie by艂o 偶adnego odzewu.

Poczu艂a, 偶e powietrze w schowku ogrzewa si臋 coraz bardziej, i zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy Han w og贸le j膮 s艂yszy. Czy przypadkiem poziom ha艂asu na statku nie zag艂usza jej wo艂ania? Znajdowa艂a si臋 przecie偶 w najbli偶szym s膮siedztwie rdzenia stosu typu Quadex, g艂贸wnego 藕r贸d艂a energii statku, i s艂ysza艂a, jak co kilkana艣cie sekund przez rurki nad jej g艂ow膮 przep艂ywa z sykiem ch艂odziwo stosu. Wiedzia艂a, 偶e cho膰 schowki na statku nie s膮 du偶e, otaczaj膮 mniej wi臋cej jedn膮 trzeci膮 wn臋trza - pocz膮wszy od wej艣ciowej rampy, przez korytarz wiod膮cy do sterowni i dalej, a偶 do kabiny z kojami dla ewentualnych pasa偶er贸w. Zamkn膮wszy oczy, stara艂a si臋 pomy艣le膰. Han i Chewbacca sp臋dzali zazwyczaj wolny czas, odpoczywaj膮c w kojach umieszczonych w 艣wietlicy w ssiedztwie rozdzielni. Od pomieszcze艅 rozdzielni dzieli艂a j膮 grod藕, ale Han, gdyby tam by艂, powinien us艂ysze膰 jej wo艂anie. Mo偶e wi臋c nadal siedz膮 w sterowni, o dobre siedem czy nawet osiem metr贸w dalej. Je艣li drzwi grodzi s膮 zamkni臋te, w 偶adnym razie ani Han, ani Chewie, nie mog膮 s艂ysze膰 jej g艂osu.

Zaczyna艂o brakowa膰 jej powietrza. Leia si臋gn臋艂a jeszcze raz po regenerator i zacz臋艂a uderza膰 nim z ca艂ej si艂y w sufit. Z obawy, 偶e tlenu ub臋dzie jeszcze szybciej, zmusza艂a si臋, by nie krzycze膰. Ju偶 po kilku minutach poczu艂a, 偶e mi臋艣nie jej r膮k odmawiaj膮 pos艂usze艅stwa, i przesta艂a stuka膰, by cho膰 troch臋 odpocz膮膰. Chcia艂o jej si臋 p艂aka膰. Han wiedzia艂, jak bardzo nie ufa tej wiecznie psuj膮cej si臋 zbieraninie odrzut贸w kupionych okazyjnie u pok膮tnych handlarzy i urz膮dze艅 wygrzebanych w r贸偶nych sk艂adnicach z艂omu. Z takim mozo艂em potrafi艂 z艂o偶y膰 ten ca艂y ba艂agan w jedn膮 ca艂o艣膰. Jasne, jego „Sok贸艂" by艂 dobrze uzbrojony i szybki, ale zawsze mia艂 sk艂onno艣膰 do rozpadania si臋 na cz臋艣ci. Opiek臋 nad wszystkimi tymi napr臋dce skleconymi i przerobionymi urz膮dzeniami Han powierzy艂 m贸zgom a偶 trzech android贸w, ale Leia by艂a przekonana, 偶e problemy techniczne statku nie mog膮 by膰 przypadkowe. Han powiedzia艂 jej kiedy艣, 偶e wszystkie te m贸zgi ci膮gle si臋 k艂贸c膮, ale czu艂a, 偶e chodzi o co艣 wicej. By艂a pewna, 偶e ka偶dy m贸zg musi sabotowa膰 systemy, kt贸rymi opiekuj膮 si臋 pozosta艂e. Obawia艂a si臋, 偶e pewnego dnia ca艂y statek eksploduje. By艂o to tylko kwesti膮 czasu. Ponownie zacz臋艂a wali膰 regeneratorem w sufit.

Pokrywa luku nad jej g艂ow膮 szcz臋kn臋艂a i lekko si臋 uchyli艂a. Leia us艂ysza艂a warkni臋cie Chewbaccy.

- Co chcesz przez to powiedzie膰, 偶e d藕wi臋k nie mo偶e wydobywa膰 si臋 z tego miejsca? - odezwa艂 si臋 Threepio st艂umionym przez pokryw臋 luku g艂osem. - Jestem pewien, 偶e s艂ysza艂em jakie艣 odg艂osy w艂a艣nie tutaj. Nie mog臋 zrozumie膰, dlaczego nie wyrzucisz tej starej beczki z kosmicznymi 艣mieciami!

Pokrywa luku si臋 otworzy艂a, a Chewie i Threepio zajrzeli ciekawie do 艣rodka. Oczy Chewie'ego rozszerzy艂y si臋 ze zdumienia, a Threepio a偶 cofn膮艂 si臋, wystraszony. Chewie zawy艂, a Threepio zapyta艂:

- Ksi臋偶niczko Leio Organa, dlaczego ukrywa si臋 pani w takim miejscu?

- Bo chc臋 zabi膰 Hana Solo - odpar艂a Leia - a to by艂 jedyny spos贸b, by dosta膰 si臋 ukradkiem na pok艂ad jego statku! Jak my艣lisz, ty turbozasilana kuk艂o, co ja tu naprawd臋 robi臋? Han porwa艂 mnie i tu zamkn膮艂!

- Ojejku! - mrukn膮艂 Threepio.

On i Chewie spojrzeli na siebie, po czym pospiesznie pomogli wydosta膰 si臋 ksi臋偶niczce z 艂adowni.

Leia wyprostowa艂a si臋, czuj膮c wci膮偶 jeszcze zawroty g艂owy, a Chewie spojrza艂 w stron臋 sterowni. Jego oczy p艂on臋艂y ogniem, a sier艣膰 na karku zje偶y艂a si臋 ze z艂o艣ci. Warkn膮艂 gro藕nie, a Leia przez chwil臋 my艣la艂a, 偶e b臋dzie chcia艂 oberwa膰 Hanowi obie r臋ce w ten sam spos贸b, w jaki zazwyczaj robili to Wookie. Kiedy zacz膮艂 si臋 skrada膰 w stron臋 tego pomieszczenia, Leia pobieg艂a za nim, wo艂aj膮c:

- Zaczekaj, zaczekaj...

Ujrza艂a Hana siedz膮cego w fotelu kapitana i przebieraj膮cego palcami po klawiszach urz膮dze艅. Gwiazdy w iluminatorach widoczne by艂y w postaci 艣wietlistych smug, co 艣wiadczy艂o o tym, 偶e znajduj膮 si臋 w nadprzestrzeni i lec膮 z pr臋dko艣ci膮 o zero koma sze艣膰 przekraczaj膮c膮 pr臋dko艣膰 艣wiat艂a - najwi臋ksz膮, na jak膮 by艂o sta膰 „Soko艂a". Chewie warkn膮艂, ale Han nawet si臋 nie odwr贸ci艂.

- No i co, dowiedzia艂e艣 si臋, sk膮d dobiega to stukanie? - zapyta艂.

- Mo偶esz by膰 pewien, 偶e tak - odezwa艂a si臋 Leia. Stoj膮cy za jej plecami Threepio zawo艂a艂:

- Sugeruj臋, 偶eby pan natychmiast zawr贸ci艂 i uwolni艂 ksi臋偶niczk臋 Lei臋, zanim wszyscy nie wyl膮dujemy w wi臋zieniu!

Han odwr贸ci艂 si臋 powoli w obrotowym fotelu i za艂o偶y艂 r臋ce za g艂ow臋.

- Obawiam si臋, 偶e na razie nie mo偶emy wr贸ci膰 - o艣wiadczy艂. - Zaprogramowa艂em kurs na Dathomir臋 i stery nie zareaguj膮 na 偶aden inny rozkaz.

Chewbacca rzuci艂 si臋 do fotela drugiego pilota, nacisn膮艂 szereg klawiszy, a p贸藕niej warkn膮艂 i spojrza艂 pytaj膮co na Lei臋.

- Chce wiedzie膰, czy pozwoli mu pani pobi膰 Hana - przet艂umaczy艂 Threepio.

Leia spojrza艂a na Wookie'go, dobrze wiedz膮c, jak wiele musi kosztowa膰 go to pytanie. Chewbacca mia艂 wobec Hana dozgonny d艂ug wdzi臋czno艣ci za to, 偶e Han kiedy艣 uratowa艂 mu 偶ycie, i zgodnie z kodeksem honorowym Wookiech by艂 zobowi膮zany zawsze go chroni膰. Mo偶e jednak w nadzwyczajnych okoliczno艣ciach uwa偶a艂, 偶e zachowanie Hana zas艂uguje na nagan臋.

Han uni贸s艂 ostrzegawczo r臋k臋.

- Mo偶esz mnie pobi膰, je艣li chcesz, Chewie, i w膮tpi臋, bym zdo艂a艂 ci臋 powstrzyma膰. Zanim jednak to zrobisz, chc臋 ci o czym艣 przypomnie膰: dla dokonania manewru wyj艣cia z nadprzestrzeni potrzeba dw贸ch os贸b, a wi臋c nie bdziesz m贸g艂 zrobi膰 tego beze mnie.

Chewie popatrzy艂 na Lei臋 i wzruszy艂 ramionami.

- Wydaje ci si臋, 偶e jeste艣 bardzo sprytny - odezwa艂a si臋 ksi臋偶niczka do Hana. - My艣lisz, 偶e masz na wszystko odpowied藕. Chewie, pilnuj go, by nigdzie si臋 st膮d nie ruszy艂. Han zabra艂 ze sob膮 Karabin Pos艂uchu; u偶yj臋 go teraz przeciwko niemu.

Han wyci膮gn膮艂 bro艅 z olstra, a Leia zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e nie jest to jego zwyczajny blaster. Han trzyma艂 w d艂oni Karabin Pos艂uchu, ale obwody elektroniczne na jego lufie by艂y zniszczone.

- Przykro mi, ksi臋偶niczko, ale obawiam si臋, 偶e nic z tego - powiedzia艂.

Upu艣ci艂 karabin na pod艂og臋.

- No dobrze, czego w takim razie chcesz ode mnie? - zapyta艂a go Leia, czuj膮c si臋 pokonana.

- Siedmiu dni - odrzek艂 Han. - Chc臋, 偶eby艣 sp臋dzi艂a ze mn膮 siedem dni na Dathomirze. Nie prosz臋 o tyle samo czasu, ile chcia艂a艣 sp臋dzi膰 z Isolderem, a tylko o siedem dni. A potem polec臋 z tob膮 prosto na Coruscant.

Leia zaplot艂a r臋ce i zacz臋艂a stuka膰 nerwowo butem w pod艂og臋. Po chwili, nieco ju偶 spokojniejsza, popatrzy艂a na Hana.

- O co ci w艂a艣ciwie chodzi?

- Chodzi mi o to, ksi臋偶niczko, 偶e przed pi臋cioma miesi膮cami o艣wiadczy艂a艣 mi, i偶 mnie kochasz; m贸wi艂a艣 mi to zreszt膮 ju偶 wcze艣niej. Kocha艂a艣 mnie od d艂u偶szego czasu. Wierzy艂a艣 w to i powtarza艂a艣 tak cz臋sto, 偶e i ja uwierzy艂em. My艣la艂em, 偶e nasza mi艂o艣膰 jest czym艣 wyj膮tkowym, za co z rado艣ci膮 odda艂bym 偶ycie, a wi臋c teraz nie zamierzam pozwoli膰, by艣 zniszczy艂a nasz膮 przysz艂o艣膰 tylko dlatego, 偶e w twoim 偶yciu pojawi艂 si臋 jaki艣 inny ksi膮偶臋!

Powiedzia艂: „Inny ksi膮偶臋". Leia zn贸w zacz臋艂a nerwowo stuka膰 butem w pod艂og臋 i musia艂a u偶y膰 ca艂ej si艂y woli, by przesta膰.

- A zatem przyznajesz, 偶e to prawda? - zapyta艂a. - Jeste艣 kr贸lem Korelii?

- Nigdy tego nie powiedzia艂em.

Leia popatrzy艂a na Threepia, a potem zn贸w przenios艂a spojrzenie na Hana.

- A je偶eli ju偶 ci臋 nie kocham? - zapyta艂a. - A je偶eli naprawd臋 zmieni艂am zdanie?

- Wszystkie sieci poda艂y ju偶 wiadomo艣膰 o tym, 偶e ci臋 porwa艂em - odpar艂 Han. - Zacz臋艂y j膮 podawa膰, jeszcze zanim wystartowali艣my. Je偶eli mnie nie kochasz, po siedmiu dniach wr贸c臋 z tob膮 na Coruscant i reszt臋 偶ycia sp臋dz臋 w wi臋zieniu. Ale je艣li mnie kochasz - Han zawiesi艂 g艂os na chwil臋 - chc臋, by艣 rozsta艂a si臋 z Isolderem i wysz艂a za mnie.

Odchyli艂 kciuk i uderzy艂 si臋 nim w 艣rodek piersi. Leia stwierdzi艂a, 偶e z pow膮tpiewaniem kr臋ci g艂ow膮.

- Musz臋 przyzna膰, 偶e masz tupet - powiedzia艂a. Han popatrzy艂 jej w oczy.

- Nie mam nic do stracenia - o艣wiadczy艂.

Stawia艂 wszystko na jedn膮 kart臋, tak jak robi艂 to wiele razy przedtem. Przed kilkoma laty Leia s膮dzi艂a, 偶e jest tylko zuchwa艂y i odwa偶ny, a mo偶e te偶 troch臋 lekkomy艣lny. Teraz jednak, kiedy o tym my艣la艂a, stwierdzi艂a, 偶e jedynie wydawa艂 si臋 lekkomy艣lny, gdy偶 tak cz臋sto nara偶a艂 dla niej 偶ycie. Odda艂by je natychmiast, gdyby tylko chcia艂a. To, co kiedy艣 wydawa艂o si臋 jej niemal nadludzk膮 odwag膮, by艂o tylko dowodem jego bezgranicznego po艣wi臋cenia. Leia stwierdzi艂a, 偶e jej serce bije mocno ze strachu na my艣l o tym, 偶e kto艣 m贸g艂by kocha膰 j膮 tak bardzo.

- No dobrze - odezwa艂a si臋 po chwili. - Zgadzam si臋 zawrze膰 z tob膮 uk艂ad...

- Ksi臋偶niczko Leio! - odezwa艂 si臋 os艂upia艂y Threepio.

- ...ale mam nadziej臋, 偶e lubisz wi臋zienny wikt - doko艅czy艂a.

Kiedy statek Bitha wy艂oni艂 si臋 z nadprzestrzeni w pobli偶u wiru odpadk贸w okr膮偶aj膮cych uk艂ad Roche'a, Luke wiedzia艂, 偶e zanosi si臋 na k艂opoty. Nie m贸g艂 nigdzie w pobli偶u wyczu膰 obecno艣ci Leii. Uda艂 si臋 do kabiny i korzystaj膮c z podprzestrzennej 艂膮czno艣ci radiowej, po艂膮czy艂 si臋 z ambasadorem Nowej Republiki w 艣wiecie Verpin贸w. Okaza艂o si臋, 偶e wyci膮gn膮艂 starszego m臋偶czyzn臋 z 艂贸偶ka.

- O co chodzi? - burkn膮艂 ambasador.

- Co si臋 sta艂o z ksi臋偶niczk膮 Lei膮 Organa? - zapyta艂 go Luke. - Mia艂em si臋 z ni膮 tutaj spotka膰.

Ambasador zmarszczy艂 brwi.

- Przed kilkoma dniami porwa艂 j膮 genera艂 Han Solo. Ogl膮dam wideohologramy, je艣li tylko mam czas, ale jestem na og贸艂 zbyt zaj臋ty, aby zajmowa膰 si臋 takimi g艂upstwami. Je偶eli to dla pana takie wa偶ne, bli偶sze informacje otrzyma pan na Coruscant.

Luke zmarszczy艂 brwi. Status bohatera wojennego nie uprawnia艂 go do 偶膮dania przydzielenia mu kana艂u 艂膮czno艣ci przez nadprzestrze艅, a poza tym nie przybli偶y艂oby go to ani0 w艂os do Leii. Czu艂, 偶e musi polecie膰 na Coruscant i stamt膮d rozpocz膮膰 jej poszukiwania.

- Czy wie pan, gdzie teraz m贸g艂bym znale藕膰 Hana i Lei臋? - zapyta艂 tylko.

Ambasador ziewn膮艂 i podrapa艂 si臋 po 艂ysinie.

- Czy s膮dzi pan, 偶e jestem szefem siatki wywiadowczej? - zapyta艂. - Nikt nie wie, gdzie mog膮 teraz by膰. Naoczni 艣wiadkowie twierdz膮, 偶e widzieli Hana na co najmniej stu r贸偶nych 艣wiatach, ale za ka偶dym razem, kiedy zostaje pochwycony, okazuje si臋, 偶e to pomy艂ka i 偶e to tylko kto艣 podobny do niego. Przykro mi, ch艂opcze, ale nie mog臋 ci pom贸c.

Ambasador przerwa艂 po艂膮czenie, a Luke usiad艂, mocno zaintrygowany. Rzadko kto traktowa艂 go tak nieuprzejmie, a ju偶 nigdy dygnitarz Nowej Republiki. Domy艣li艂 si臋, 偶e operator nie powiedzia艂 ambasadorowi, kto m贸wi.

Zamkn膮wszy oczy, spr贸bowa艂 wybiec zmys艂ami w przestrze艅. Czasami, kiedy spa艂, 艣ni艂a mu si臋 Leia. Na og贸艂, kiedy by艂a w pobli偶u, na przyk艂ad w tym samym systemie gwiezdnym, by艂 艣wiadom, 偶e przebywa gdzie艣 blisko. Teraz jednak, kiedy nie czu艂 jej obecno艣ci, postanowi艂 wydosta膰 my艣liwiec z hangaru i polecie膰 na Coruscant.

Han mozoli艂 si臋 w kuchni na pok艂adzie „Soko艂a", przygotowuj膮c czwart膮 z rz臋du uroczyst膮 kolacj臋. W powietrzu unosi艂 si臋 zapach pieczonego wonnego ozora arica, a Han ko艅czy艂 w艂a艣nie nak艂ada膰 艂y偶k膮 porcje puddingu do muszli c贸ry. Nagle niechc膮cy str膮ci艂 misk臋 z puddingiem na pod艂og臋, rozpryskuj膮c przy okazji jej zawarto艣膰 po 艣cianach

1 nogawce spodni. Stoj膮cy przy iluminatorze Chewbacca odwr贸ci艂 si臋 i wybuchn膮艂 艣miechem.

- No prosz臋 - odezwa艂 si臋 Han. - 艢miej si臋, ty futrzany m贸偶d偶ku. Powiem ci tylko jedno: pod koniec tej podr贸偶y Leia u艣wiadomi sobie, 偶e mnie kocha. Na wypadek, gdyby艣 tego sam nie zauwa偶y艂, przypominam ci, 偶e to dopiero czwarty dzie艅, a ona ju偶 traktuje mnie o wiele cieplej.

Chewbacca burkn膮艂 lekcewa偶膮co.

- Masz racj臋 - powiedzia艂 Han z przygn臋bieniem w g艂osie. - Pr臋dzej Hoth odtaje ni偶 ona. Domy艣lam si臋, 偶e tam, sk膮d pochodzisz, zaloty s膮 o wiele prostsze. Kiedy kochasz jak膮艣 kobiet臋, gryziesz j膮 w kark i zaci膮gasz na swoje drzewo. W moich stronach za艂atwiamy te sprawy w inny spos贸b. Zapraszamy kobiety na uroczyste kolacje, prawimy komplementy i traktujemy jak prawdziwe damy. Chewie szyderczo si臋 roze艣mia艂.

- No dobrze, czasami te偶 strzelamy do nich i porywamy je na statki - przyzna艂 Han. - Masz racj臋, mo偶e nie jestem bardziej cywilizowany od ciebie, ale si臋 staram. Naprawd臋 si臋 staram.

- Han, och, Han! - zawo艂a艂a ze 艣wietlicy Leia. - Czy przypadkiem ta piecze艅 nie jest ju偶 gotowa? Zaczynam by膰 bardzo g艂odna, a sam wiesz, jaka staj臋 si臋 rozdra偶niona, kiedy jestem g艂odna.

- Ju偶 id臋, ksi臋偶niczko! - krzykn膮艂 s艂odko Han, otwieraj膮c piekarnik.

Uj膮wszy gor膮c膮 brytfann臋 przez skraj fartucha, chcia艂 wyci膮gn膮膰 ze 艣rodka piecze艅 ze smakowicie pachn膮cego ozora z aricy, ale sparzy艂 sobie palce. J臋kn膮wszy g艂o艣no, wsadzi艂 je do ust, a p贸藕niej drug膮 r臋k膮 si臋gn膮艂 po 偶aroodporn膮 r臋kawic臋, wyci膮gn膮艂 naczynie i prze艂o偶y艂 oz贸r na talerz. Paruj膮ce mi臋so wyda艂o mu si臋 bardziej b艂臋kitne, ni偶 by膰 powinno, ale nie wiedzia艂, czy piek艂 je mo偶e zbyt d艂ugo, czy te偶 oz贸r by艂 nie艣wie偶y, a mo偶e po prostu dosypa艂 zbyt du偶o przyprawy ju do smaku.

- Czy masz zamiar zapu艣ci膰 tam korzenie? - zawo艂a艂a ksi臋偶niczka.

- Id臋! - odkrzykn膮艂.

Postawi艂 talerz na hologramowym stole nakrytym wspania艂ym czerwonym obrusem, po艣rodku kt贸rego b艂yszcza艂 艣wiecznik z zapalonymi 艣wiecami. Leia wygl膮da艂a uroczo w ol艣niewaj膮co bia艂ym kostiumie z naszytymi per艂ami, a w jej ciemnych oczach ta艅czy艂y figlarne b艂yski. Han postawi艂 przed ni膮 talerz z pieczenia i oznajmi艂:

- Kolacj臋 podano.

Leia, unosz膮c jedn膮 brew, popatrzy艂a na niego pytaj膮co.

- S艂ucham? - zapyta艂 Han. - Co si臋 sta艂o?

- Czy nie zechcia艂by艣 tego pokroi膰?

Han popatrzy艂 na le偶膮ce na stole wibroostrze, przypominaj膮c sobie, jak kiedy艣 torowa艂a drog臋 przez d偶ungl臋, wyr膮buj膮c przej艣cie t臋p膮 maczet膮. Innym razem by艂 艣wiadkiem, jak przeci臋艂a sznur kr臋puj膮cy jej r臋ce, u偶ywaj膮c do tego celu kawa艂ka szyby. Wdzia艂 nawet, jak dobi艂a rannego bagiennego potwora, pos艂uguj膮c si臋 zaostrzonym kijem, kt贸ry pod wzgl臋dem ostro艣ci nie m贸g艂 si臋 r贸wna膰 z wibroostrzem.

- Oczywi艣cie, zaraz pokroj臋 - powiedzia艂. - I zrobi臋 to z przyjemno艣ci膮.

Uj膮艂 narz臋dzie i zacz膮艂 dzieli膰 oz贸r na mniejsze porcje. Kiedy jednak pokroi艂 po艂ow臋, zatrzyma艂 si臋, pomy艣lawszy, 偶e lepiej b臋dzie upewni膰 si臋, jak mu idzie.

- Czy takie porcje s膮 dla ciebie dobre? - zapyta艂. - Czy nie wola艂aby艣, 偶eby by艂y grubsze lub cie艅sze, a mo偶e pokrojone wzd艂u偶 zamiast w poprzek?

- Porcje s膮 w sam raz - odpar艂a Leia.

Han sko艅czy艂 wi臋c kroi膰 i si臋gn膮wszy po serwetk臋, usiad艂 naprzeciwko niej przy stole. Leia cicho chrz膮kn臋艂a i spojrza艂a na niego.

- Co si臋 sta艂o, moje z艂otko? - zapyta艂 j膮 Han.

- Czy naprawd臋 zamierzasz siedzie膰 przy stole w tym brudnym fartuchu? - zapyta艂a. - Jego widok odbiera mi apetyt.

Han przypomnia艂 sobie chwile, kiedy podczas bitwy na Mindarze dzielili si臋 nie艣wie偶膮 racj膮 polow膮, a dooko艂a nich le偶a艂y poszarpane cia艂a zabitych szturmowc贸w.

- Masz racj臋 - przyzna艂 jednak. - Zaraz go zdejm臋. Wsta艂, zdj膮艂 fartuch i poszed艂 z nim do kuchni, by powiesi膰 na ko艂ku. Kiedy wr贸ci艂 i usiad艂 przy stole, Leia zn贸w chrz膮kn臋艂a.

- O co chodzi? - zapyta艂 Han.

- Zapomnia艂e艣 o winie - powiedzia艂a, spogl膮daj膮c na pusty kieliszek.

Han popatrzy艂 na jej talerz i stwierdzi艂, 偶e nie czekaj膮c na niego, zacz臋艂a je艣膰.

- Czy wola艂aby艣 bia艂e, czerwone, zielone czy purpurowe? - zapyta艂.

- Czerwone - odrzek艂a Leia.

- Wytrawne czy s艂odkie?

- Wytrawne!

- O temperaturze?

- Szesnastu stopni.

- Dzi艣 te偶 nie zamierzasz pozwoli膰, bym zjad艂 kolacj臋 razem z tob膮, prawda?

- Nie - odpar艂a zdecydowanie Leia.

- Nie rozumiem - o艣wiadczy艂 Han. - To ju偶 czwarty dzie艅, a poza wydawaniem mi rozkaz贸w, 偶ebym zrobi艂 to czy owo, nie odzywasz si臋 do mnie ani s艂owem. Wiem, 偶e jeste艣 na mnie w艣ciek艂a. Przyznaj臋, 偶e masz pow贸d. Mo偶liwe, 偶e zmarnowa艂em ci 偶ycie i ju偶 nigdy nie b臋dziesz mog艂a mnie polubi膰. A mo偶e tak bardzo przywyk艂a艣 do s艂u偶cych, 偶e chcesz teraz, bym by艂 jednym z twoich niewolnik贸w? Mia艂em jednak nadziej臋, i偶 nawet gdyby nic wi臋cej z tego nie wysz艂o, b臋dziesz przynajmniej traktowa艂a mnie jak przyjaciela.

- Mo偶e wymagasz ode mnie zbyt wiele - o艣wiadczy艂a Leia.

- Wymagam zbyt wiele? - zdziwi艂 si臋 Han. - To przecie偶 nie kto inny tylko ja gotuj臋 przez ca艂y czas i sprz膮tam, dbam o twoje stroje i 艣ciel臋 ci 艂贸偶ko, a w dodatku pilotuj臋 ten statek. Powiedz mi tylko jedno. Odpowiedz mi, ale szczerze: czy jest co艣, co jeszcze we mnie lubisz? Czy jest chocia偶 jedna taka rzecz? Jakakolwiek?

Leia nie odpowiedzia艂a.

- Mo偶e powinienem zawr贸ci膰 „Soko艂a"? - zasugerowa艂 Han.

- Mo偶e powiniene艣 - zgodzi艂a si臋 Leia.

- Nadal nic nie rozumiem - oznajmi艂 Han. - Zgodzi艂a艣 si臋 na t臋 podr贸偶 - wzruszy艂 ramionami - cho膰 przyznaj臋, 偶e troch臋 pod przymusem. Jeste艣 jednak bardziej w艣ciek艂a ni偶 powinna艣. Je艣li chcesz wy艂adowa膰 z艂o艣膰, to prosz臋 bardzo. Jestem tutaj. Han Solo we w艂asnej osobie. No dalej, uderz mnie. Albo poca艂uj. Albo odezwij si臋 do mnie.

- Masz racj臋 - rzek艂a Leia. - Ty naprawd臋 niczego nie rozumiesz.

- Nie rozumiem? - zapyta艂 Han. - Czego nie rozumiem? Prosz臋, zechciej mnie o艣wieci膰!

- Dobrze! - wybuchn臋艂a Leia. - W takim razie wszystko ci wygarn臋. Tobie, Hanowi Solo, by艂abym sk艂onna wybaczy膰. Kiedy jednak porwa艂e艣 mnie na sw贸j statek, zdradzi艂e艣 tym samym Now膮 Republik臋, kt贸rej s艂u偶ymy oboje. Nie jeste艣 ju偶 tylko Hanem Solo. By艂e艣 Hanem Solo, bohaterem Sojuszu Rebeliant贸w; Hanem Solo, genera艂em Nowej Republiki. I temu Hanowi Solo nie mog臋 wybaczy膰 i nie chc臋 wybaczy膰. Czasem to, co si臋 sob膮 reprezentuje, jest tak wa偶ne, 偶e nie wolno o tym zapomnie膰. Sta艂e艣 si臋 tak powa偶any jak ikona... i to zar贸wno za to, czym by艂e艣, jak i za to, kim by艂e艣.

- To nie moja wina - odpar艂 Han. - Nie zgadzam si臋, by ocenia膰 mnie za to, co my艣l膮 o mnie inni.

- 艢wietnie - odrzek艂a Leia. - Mo偶esz 艂udzi膰 si臋, 偶e wszech艣wiat nie funkcjonuje w taki spos贸b. Mo偶esz s膮dzi膰, 偶e wolno ci rezygnowa膰 ze s艂u偶by po to, 偶eby zn贸w by膰 piratem; 偶eby bawi膰 si臋 jak ma艂e dziecko. Wszech艣wiat funkcjonuje inaczej! Musisz wreszcie dorosn膮膰 i ujrze膰 wszystko we w艂a艣ciwym 艣wietle.

- 艢wietnie - odezwa艂 si臋 Han, rzucaj膮c serwetk臋 na st贸艂. - Zgadzam si臋 ujrze膰 wszystko we w艂a艣ciwym 艣wietle. Ale dopiero po kolacji. Po kolacji powiesz mi, co chcesz, 偶ebym zrobi艂 i jak chcesz, 偶ebym post臋powa艂. Zmieni臋 si臋 i to na zawsze. Przyrzekam. Zgoda?

Leia popatrzy艂a na niego, a rysy jej twarzy troch臋 z艂agodnia艂y.

- Zgoda - o艣wiadczy艂a.

Cztery dni p贸藕niej „Tysi膮cletni Sok贸艂" wy艂oni艂 si臋 z nadprzestrzeni w pobli偶u Dathomiry. Czujniki sygnalizuj膮ce obecno艣膰 innych statk贸w natychmiast uruchomi艂y sygna艂y alarmowe. Leia przybieg艂a, zatrzyma艂a si臋 za obrotowym fotelem Hana i spojrza艂a przez dziobowy iluminator statku. W przestrzeni przed nimi roi艂o si臋 od gwiezdnych niszczycieli. Promy i transportowe barki sun臋艂y majestatycznie nieprzerwanym strumieniem od ma艂ego czerwonego ksi臋偶yca planety ku ogromnej konstrukcji z rur i wspornik贸w. Dziesi臋ciokilometrowej d艂ugo艣ci rusztowanie unosz膮ce si臋 w przestworzach w kwadrancie L5 przypomina艂o gigantycznego owada i by艂o baz膮 cumuj膮cych przy nim tysi臋cy statk贸w: gwiezdnego super-niszczyciela, setek maszyn klasy Victory i fregat eskortowych, a tak偶e tysi臋cy podobnych do wielkich pude艂 barek. Przez chwil臋 Han przygl膮da艂 si臋 im ze z艂o艣ci膮, a p贸藕niej wyrzuci艂 z siebie tylko dwa s艂owa:

- Nieproszeni go艣cie! Leia odetchn臋艂a g艂臋boko.

- No c贸偶, Han, tym razem uda艂o ci si臋 trafi膰 g艂贸wn膮 wygran膮 - powiedzia艂a. - Ta planeta musi mie膰 wi臋cej my艣liwc贸w wroga ni偶 Hutt warstw t艂uszczu.

Han odwr贸ci艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na Chewie'ego. Wookie stara艂 si臋 wyci膮gn膮膰 gwiezdne mapy i wytyczy膰 na nich kurs ku systemowi Ortega. Na ekranie holograficznego monitora umieszczonego nad ich g艂owami ukaza艂y si臋 sylwetki dw贸ch czerwonych my艣liwc贸w, kt贸re chwil臋 wcze艣niej poderwa艂y si臋 do lotu z pok艂adu gwiezdnego niszczyciela.

- Daruj sobie ten sarkazm, ksi臋偶niczko i biegnij do wie偶yczki dzia艂ka - odezwa艂 si臋 Han. - Mamy towarzystwo.

Skin膮艂 g艂ow膮, wskazuj膮c lec膮ce ku nim maszyny. By艂o wida膰, 偶e s膮 to my艣liwce przechwytuj膮ce typu TIE, bardzo szybkie. Leia zna艂a ich zalety zbyt dobrze, by pyta膰 Hana, czy zdo艂a im uciec. Wiedzia艂a, 偶e jest to niemo偶liwe.

- M贸wi臋 ca艂kiem powa偶nie, Leio, lepiej b臋dzie, jak udasz si臋 na g贸r臋 - doda艂. - Kiedy znajd膮 si臋 na tyle blisko, by przekona膰 si臋, 偶e nie jeste艣my Incomem Y4, nie b臋d膮 zwlekali ani chwili z otwarciem ognia.

Leia odwr贸ci艂a si臋 i pobieg艂a korytarzem w stron臋 drabinki wiod膮cej do wie偶yczki dzia艂ka.

W odbiorniku radia co艣 szcz臋kn臋艂o i po chwili odezwa艂 si臋 pytaj膮cy g艂os kontrolera:

- Zdobywco Incom Y4, podaj, kim jeste艣 i dok膮d lecisz. Zdobywco Incom Y4, podaj swoje dane.

- Tu kapitan Brovar - odpowiedzia艂 Han. - Dow贸dca specjalnego oddzia艂u z zadaniem dokonania inspekcji system贸w obronnych planety.

Wierzchem d艂oni otar艂 pot z czo艂a. Czy jego rozm贸wca uwierzy w wymy艣lon膮 przez niego historyjk臋?

Po czterech sekundach czekania Han by艂 pewien, 偶e kontroler 艂膮czy si臋 z prze艂o偶onym. Nie wr贸偶y艂o to niczego dobrego.

- Mmm - odezwa艂 si臋 po up艂ywie kolejnych kilku sekund kontroler. - Ta planeta nie ma 偶adnych system贸w obronnych.

Chewbacca popatrzy艂 na Hana, kt贸ry w艂膮czy艂 ponownie mikrofon i powiedzia艂:

- Wiem o tym. Przybywam, 偶eby dokona膰 inspekcji miejsc, w kt贸rych mo偶na je zainstalowa膰.

Kiedy kontroler przez d艂u偶szy czas si臋 nie odzywa艂, Han doda艂:

- Mamy jeden taki system w rezerwie, a co najmniej kilka jego cz臋艣ci. Chodzi o to, 偶e musicie przecie偶 mie膰 jakie艣 miejsce, w kt贸rym kompletujecie te systemy w jedn膮 ca艂o艣膰, prawda?- Zdobywco Incom Y4 - odezwa艂 si臋 czyj艣 inny chrapliwy g艂os w tym samym kanale 艂膮czno艣ci, co poprzednio. - Czy masz na pok艂adzie jakie艣 nietypowe urz膮dzenia modyfikuj膮ce sygna艂y rozpoznawcze swojego statku?

My艣liwce przechwytuj膮ce mo偶na by艂o ju偶 teraz dojrze膰 go艂ym okiem, a wi臋c Han nie musia艂 d艂u偶ej ukrywa膰 swojej to偶samo艣ci. Si臋gn膮艂 do prze艂膮cznika i uruchomi艂 urz膮dzenie zak艂贸caj膮ce, a Chewie, widz膮c to, skrzywi艂 si臋 z niesmakiem.

- Nic si臋 nie martw - zapewni艂 go Han. - Tym razem nie spal臋 niczego na pok艂adzie. Sprawdzi艂em dzia艂anie wszystkich urz膮dze艅, zanim ruszy艂em w drog臋.

Wcisn膮wszy prze艂膮cznik, zacz膮艂 si臋 w my艣lach modli膰. Kiedy Chewie rykn膮艂, przera偶ony, Han odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 w jego stron臋. Stwierdzi艂, 偶e komputer nawigacyjny statku odm贸wi艂 pos艂usze艅stwa. W sekund臋 p贸藕niej zgas艂y 艣wiat艂a kontrolne nap臋du nadprzestrzennego, a wraz z nimi rufowy komputer umo偶liwiaj膮cy celowanie. Han zda艂 sobie poniewczasie spraw臋 z tego, 偶e nie sprawdzi艂, jak dzia艂aj膮 urz膮dzenia zak艂贸caj膮ce, kiedy komputer nawigacyjny jest w艂膮czony. Teraz m贸g艂 jedynie 偶a艂owa膰, 偶e nie pomy艣la艂 o tym wcze艣niej. Zanosi艂o si臋 na to, 偶e w najbli偶szym czasie nie b臋d膮 mogli dokona膰 skoku w nadprzestrze艅.

Chewie warkn膮艂 g艂o艣niej, naprawd臋 przera偶ony, a Han wykona艂 ostry zakr臋t, kieruj膮c dzi贸b „Soko艂a" ku b艂yszcz膮cemu w oddali dokowi i znajduj膮cej si臋 w nim fregacie eskortowej typu Kuat. Mia艂 nadziej臋, 偶e czujniki goni膮cych go maszyn b臋d膮 mocno zdezorientowane, je偶eli b臋d膮 musia艂y poradzi膰 sobie z tak膮 mas膮 metalu naraz. Poza tym nie w膮tpi艂, 偶e chocia偶 my艣liwce przechwytuj膮ce typu TIE s膮 od niego i szybsze, i zwinniejsze, bez trudu dor贸wna ich 艣wie偶o upieczonym pilotom w sztuce pilota偶u.

O艣lepiaj膮ce b艂yskawice b艂臋kitnego ognia blaster贸w, odbiwszy si臋 od kad艂uba, musn臋艂y dzi贸b statku, a Leia zawo艂a艂a przez pok艂adowy interkom:

- Jeste艣my w zasi臋gu ich ognia!

Threepio, kt贸ry sta艂 za fotelem pilota, przygl膮da艂 si臋 b艂yskawicom i przy ka偶dym strzale kuli艂 si臋, krzycz膮c:

- Och, ach!

Kiedy Leia w ko艅cu otworzy艂a ogie艅, Han powita艂 z rado艣ci膮 znajomy terkot poczw贸rnego dzia艂ka. Jego statek w tym czasie zbli偶a艂 si臋 do rusztowania i widocznej coraz wyra藕niej fregaty. W pewnej chwili mign臋艂y obok nich pot臋偶ne belki z plastali i Han musia艂 kilka razy zmienia膰 kurs, by przelecie膰 „Soko艂em" przez luki w rusztowaniu. P贸藕niej nastawi艂 dziobowy komputer celowniczy na gniazdo g艂贸wnych czujnik贸w fregaty, wiedz膮c, 偶e jej wielki kad艂ub bez w艂膮czonych aktywnych os艂on jest tylko jeszcze jedn膮 za艣miecaj膮c膮 przestrze艅 bry艂膮 metalu. Pierwszy wystrza艂 z blastera otoczy艂 gniazdo b艂臋kitnym ogniem, a Han, widz膮c to, pos艂a艂 tym samym torem kilka protonowych torped. Gdyby nie odwrci艂 g艂owy, wybuchy tworz膮ce jaskrawob艂臋kitne kule mog艂yby go z 艂atwo艣ci膮 o艣lepi膰.

Przelecia艂 tu偶 obok jarz膮cych si臋 ogni艣cie k艂臋b贸w dymu, zmieni艂 kierunek ci膮gu silnik贸w na przeciwny i wystrzeli艂 dwa pociski z zapalnikami uderzeniowymi. Skierowa艂 je w cienk膮 dziobnic臋 fregaty, w samo przej艣cie 艂膮cz膮ce jej monstrualnie du偶膮 cz臋艣膰 silnikow膮 z dziobowym arsena艂em. Kiedy wci膮偶 zwalniaj膮cy „Sok贸艂" lecia艂 ku wyrwie w kad艂ubie fregaty, w dziobow膮 os艂on臋 przeciwudarow膮 statku trafi艂y od艂amki szrapnela.

Chewie rykn膮艂 i odruchowo zas艂oni艂 r臋kami g艂ow臋, a kiedy „Sok贸艂" uderzy艂 w ziej膮cy otw贸r 艂adowni fregaty, rozleg艂o si臋 wycie syren alarmowych. Ochronne pole przeciwudarowe uleg艂o przeci膮偶eniu, a 艣wiate艂ka na pulpitach sterowniczych pociemnia艂y, na moment zn贸w si臋 rozjarzy艂y, by po chwili zupe艂nie zgasn膮膰. Chewie warkn膮艂 偶a艂o艣nie, gdy ujrza艂, 偶e z jego pulpitu wydobywaj膮 si臋 k艂臋by dymu.

- 膯艣艣... - szepn膮艂 Han, k艂ad膮c d艂o艅 na jego ustach.

Obydwa my艣liwce przechwytuj膮ce typu TIE wbi艂y si臋 w pok艂ad fregaty i wybuch艂y. Korytarz, w kt贸rym utkwi艂 dzi贸b „Soko艂a", rozjarzy艂 si臋 艣wiat艂em p艂on膮cych szcz膮tk贸w maszyn.

To prawdziwy problem z tymi transpastalowymi iluminatorami w maszynach typu TIE - pomy艣la艂 Han. - Te nic nie warte szyby ciemniej膮 w czasie silnej eksplozji, a p贸藕niej w ci膮gu nast臋pnych dw贸ch sekund pilot nic nie widzi. Han liczy艂 na to, 偶e i teraz tak si臋 stanie.

Kiedy wy艂膮czywszy urz膮dzenie zak艂贸caj膮ce, zacz膮艂 jedno po drugim unieruchamia膰 urz膮dzenia statku, korytarzem nadbieg艂a rozgniewana Leia.- Co ty, u diab艂a, wyprawiasz? - zawo艂a艂a. - O ma艂y w艂os nas nie zabi艂e艣!

- Pos艂uchaj! - szepn膮艂 Han, nakazuj膮c gestem, by zachowa艂a cisz臋.

Dzi臋ki sile wybuchu torped i rozbiciu si臋 my艣liwc贸w typu TIE, a tak偶e kilku odpowiednio wymierzonym strza艂om z dzia艂a jonowego orbita fregaty uleg艂a niewielkiej zmianie. Statek zaczyna艂 teraz coraz bardziej odsuwa膰 si臋 od doku, przyci膮gany przez si艂臋 grawitacji Dathomiry.

- Wspaniale - odezwa艂a si臋 p贸艂g艂osem Leia. - Mam si臋 cieszy膰, 偶e zamiast zamieni膰 si臋 w przestrzeni w ogniste kule, rozbijemy si臋 o powierzchni臋 planety.

- Nie - odpar艂 Han. - Nasze ochronne pole przeciw-udarowe powinno by艂o uchroni膰 „Soko艂a" przed uszkodzeniem, a przynajmniej cz臋艣ciowo. Teraz, kiedy wy艂膮czy艂em urz膮dzenie zag艂uszaj膮ce, Chewie bez trudu uruchomi nawigacyjny komputer. W tym czasie flota Zsinja b臋dzie s膮dzi艂a, 偶e si臋 rozbili艣my, a kiedy fregata znajdzie si臋 bli偶ej planety, my po cichu odlecimy poza zasi臋g ich my艣liwc贸w chocia偶 na dziesi臋膰 minut po to, by mie膰 czas wytyczy膰 nowy kurs. P贸藕niej spokojnie znikniemy i skierujemy si臋 do domu. Zaufajcie mi, robi艂em to ju偶 nie raz! - Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i w my艣lach si臋 pomodli艂. - No dalej, Chewie, w艂膮cz z powrotem ten komputer. Poka偶 jej, 偶e to nie takie trudne.

Chewie burkn膮艂, pos艂a艂 Hanowi jadowite spojrzenie i nacisn膮艂 w艂膮cznik. Ekran jednak pozosta艂 ciemny. Chewie zacz膮艂 gor膮czkowo sprawdza膰 inne przyciski. Nap臋d nadprzestrzenny by艂 martwy, podobnie jak pole ochronne rufowego deflektora. Threepio, kt贸ry patrzy艂 na to wszystko zza fotela pilota, nerwowo zamacha艂 r臋kami, ale powstrzyma艂 si臋 od uwag. Dopiero kiedy ujrza艂, 偶e nap臋d nadprzestrzenny nie chce si臋 w艂膮czy膰, zawo艂a艂:

- Jeste艣my zgubieni! Han poderwa艂 si臋 z fotela.

- W porz膮dku, w porz膮dku, nie wpadajcie w panik臋. Mamy tu tylko troch臋 spalonej elektroniki. Za chwil臋 to naprawi臋.

Przecisn膮wszy si臋 obok Threepia, pobieg艂 korytarzem do maszynowni i odci膮gn膮艂 p艂yt臋 czo艂ow膮, by si臋 dosta膰 do obwod贸w nap臋du nadprzestrzennego. Wiedzia艂, 偶e bez komputera nawigacyjnego jako艣 sobie poradzi - przez dziesi臋膰 minut. Nie musi go mie膰, by wykona膰 kr贸tki skok i znale藕膰 si臋 z daleka od systemu gwiezdnego, a p贸藕niej po艣wi臋ci kilka dni na niespieszn膮, b臋d膮c膮 niemal przyjemno艣ci膮 napraw臋 wszystkiego, co uleg艂o zniszczeniu. Ale nap臋d nadprzestrzenny by艂 mu potrzebny ju偶 teraz.

艢ci膮gn膮wszy kamizelk臋, owin膮艂 ni膮 d艂o艅 i szarpn膮艂 z ca艂ej si艂y czo艂ow膮 p艂yt臋 urz膮dzenia. Ze zw臋glonych na 偶u偶el obwod贸w buchn膮艂 p艂omie艅, a Leia, kt贸ra przybieg艂a tu w chwil臋 po nim, schwyci艂a ga艣nic臋. Skierowa艂a strumie艅 piany do 艣rodka, a Han cofn膮艂 si臋 o krok, widz膮c, 偶e nie ma tu nic do roboty.

- W porz膮dku, w porz膮dku - mrukn膮艂 i biegiem powr贸ci艂 do sterowni. Nakaza艂 komputerowi diagnostycznemu wy艣wietlenie informacji o stanie obwod贸w statku. Okaza艂o si臋, 偶e gniazdo czujnik贸w dziobowych zosta艂o podczas zderzenia tak偶e zniszczone. - W porz膮dku - j臋kn膮艂, kiedy to zobaczy艂. - Nie musz臋 mie膰 tych czujnik贸w, dop贸ki mog臋 widzie膰, dok膮d lec臋.

Ochronne pole przedwudarowe nie dzia艂a艂o. G贸rne anteny paraboliczne radia zosta艂y 艣ci臋te. Wi臋kszo艣膰 jednak pozosta艂ych urz膮dze艅 znajdowa艂a si臋 w niez艂ym stanie. Je偶eli diagnozy komputera by艂y trafne, mogli w ka偶dej chwili odlecie膰 - o ile uda si臋 im oderwa膰 od wraku, nikt nie b臋dzie ich 艣ciga艂 ani do nich strzela艂, a tak偶e nie b臋d膮 prbowali oddali膰 si臋 od planety.

Han poczu艂, 偶e w g艂owie zaczyna mu si臋 kr臋ci膰, i zda艂 sobie spraw臋 z tego, i偶 fregata, opadaj膮c ku powierzchni Dathomiry, musia艂a zacz膮膰 si臋 obraca膰.

- Trzymajcie si臋, ludzie, podr贸偶 na d贸艂 nie b臋dzie przyjemno艣ci膮 - mrukn膮艂.

Popatrzy艂 na Lei臋 i zobaczy艂, 偶e wcale nie jest na niego w艣ciek艂a, nawet nie zamierza mu wymy艣la膰. Na jej twarzy malowa艂a si臋 trwoga, jej oczy wyda艂y si臋 Hanowi dwukrotnie wi臋ksze ni偶 zazwyczaj, a w艂osy by艂y w dziwnym nie艂adzie, jakby je偶y艂y si臋 ze strachu. Ksi臋偶niczka chyba jeszcze nigdy nie ba艂a si臋 tak bardzo.

- Co? Co? - zapyta艂 Han, spogl膮daj膮c rozpaczliwie na ekran komputera diagnostycznego.

- Czuj臋 co艣 tam w dole - odezwa艂a si臋 Leia. - Na powierzchni planety. Czuj臋 co艣...

- Co czujesz? - zapyta艂 j膮 Han. Leia zamkn臋艂a oczy. Nie osi膮gn臋艂a jeszcze takiej wra偶liwo艣ci jak Luke, ale Han dobrze wiedzia艂, 偶e by艂a na najlepszej drodze.

- Widz臋... krople krwi na bia艂ym obrusie. Nie... to wygl膮da jak plamy na s艂o艅cu; czarne na tle o艣lepiaj膮cej bieli. Tylko 偶e te plamy s膮 o wiele ciemniejsze od s艂onecznych. Obrzydliwe...

Zmarszczy艂a brwi, staraj膮c si臋 skupi膰, ale po chwili zacz臋艂a g艂臋boko oddycha膰, a jej dolna warga lekko zadr偶a艂a. Kiedy w ko艅cu otworzy艂a oczy, jej twarz, blada jak p艂贸tno, zesztywnia艂a w panicznym strachu.

- Och, Han - powiedzia艂a w ko艅cu. - Nie mo偶emy tam wyl膮dowa膰.

ROZDZIA艁

9

Ogl膮daj膮c mieszkanie Hana na Coruscant, Luke uwa偶nie dotyka艂 d艂oni膮 po kolei ka偶dej 艣ciany. Mieszkanie wyda艂o mu si臋 bardzo dziwne. Nie by艂o w nim 偶adnych dekoracji. Ca艂kowicie pozbawione ciep艂a, nie mog艂o sta膰 si臋 prawdziwym domem. By艂o oczywiste, 偶e pomieszczenia zajmowane przez Hana dok艂adnie przeszukano. Po艣r贸d rozprutych materacy i rozdartych poduszek wala艂y si臋 po pod艂odze wojskowe mundury genera艂a. Wsz臋dzie panowa艂 nieopisany ba艂agan. Mieszkanie musia艂o zosta膰 przeczesane przez dziesi膮tki ludzi, ale nie w taki spos贸b, w jaki zamierza艂 przeszuka膰 je Luke.

Dotkn膮wszy poduszki, zamkn膮艂 oczy. Czu艂 wyra藕nie emanuj膮c膮 z niej stanowczo艣膰, niemal desperacj臋 Hana, a pr贸cz tego co艣 starszego i dziwnego: 艣lad ob艂臋dnej rado艣ci po艂膮czonej z nadziej膮.

Luke wsta艂. Tak gwa艂towne emocje niemal zawsze pozostawia艂y po sobie trudno uchwytny, ale bardzo specyficzny zapach. Wyszed艂 z domu i pu艣ci艂 si臋 d艂ugimi ulicami Coruscant, dotykaj膮c mur贸w mijanych dom贸w i staraj膮c si臋 uchwyci膰 t臋 wo艅. Czasem gubi艂 j膮 na jakim艣 skrzy偶owaniu, ale w贸wczas zatrzymywa艂 si臋 i skupia艂, by po chwili odnale藕膰 j膮 w innym miejscu.

Kieruj膮c si臋 艣ladami zapachu ob艂臋dnej rado艣ci i nadziei Hana, szed艂 tak przez wiele godzin, a偶 w ko艅cu dotar艂 do g贸rnych warstw podziemnego 艣wiata, do prastarego kasyna. Zatrzyma艂 si臋 przy wej艣ciu i spojrza艂 na stolik do gry w sabaka. Siedzia艂y tam trzy wygl膮daj膮ce na gryzonie istoty, a mechaniczne rami臋 androida k艂ad艂o przed nimi kolejne karty. Luke skierowa艂 si臋 ku zarz膮dcy kasyna. Podobny do nietoperza Ri'dar wisia艂 zaczepiony palcami st贸p o biegn膮c膮 pod sufitem lin臋 i obserwowa艂 wn臋trze przez na wp贸艂 przymkni臋te oczy. Luke przystan膮艂 przed nim i zapyta艂:

- Czy pa艅skie androidy rozdaj膮ce karty rejestruj膮 przebieg gier, by upewni膰 si臋, 偶e nikt nie oszukuje?

- Dlaczego? - zapyta艂 go Ri'dar. - Prowadz臋 tu uczccciwy lokal. Czy chcccesz mo偶e powiedzie膰膰膰, 偶e moje androidy oszukuj膮?

Luke'a kusi艂o, by spojrze膰 w oczy Ri'dara, wiedzia艂 jednak, 偶e paranoja jest powszechnie znan膮 cech膮 ca艂ej ich rasy i stw贸r mo偶e przysporzy膰 mu wielu zmartwie艅, je偶eli go szybko nie uspokoi.

- Oczywi艣cie, 偶e nie - odpar艂. - Co艣 takiego w og贸le nie przysz艂o mi do g艂owy. Mam powody jednak, by s膮dzi膰, 偶e niedawno by艂 tu m贸j przyjaciel i gra艂 w karty przy tamtym stoliku w k膮cie sali. Je偶eli dokonujecie nagra艅, bardzo ch臋tnie obejrza艂bym te wideogramy. Zap艂ac臋.

Ciemne oczy Ri'dara zab艂ys艂y. Popatrzy艂 podejrzliwie w prawo i w lewo, a p贸藕niej uczepi艂 si臋 uskrzydlon膮 r臋k膮 liny i opad艂 na pod艂og臋.

- T臋dy - rzek艂, wskazuj膮c drog臋.

Luke uda艂 si臋 za nim do pokoju na zapleczu, a Ri'dar spojrza艂 na niego podejrzliwie.

- Najpierw forsssa - sykn膮艂.

Luke wr臋czy艂 mu 偶eton warto艣ci stu kredyt贸w. Ri'dar schwyci艂 go i natychmiast schowa艂 w jednej z wielu tajemnych kieszeni kamizelki, a potem pokaza艂 Luke'owi, jak przegl膮da膰 nagrania na ekranie staro艣wieckiego czytnika wideogram贸w, kt贸ry musia艂 by膰 zrobiony co najmniej przed stu laty. Zdobi艂y go 艣lady rdzy i gruba warstwa kurzu, ale przewijanie nagra艅 okaza艂o si臋 zdumiewaj膮co szybkie. Luke odnalaz艂 szukany fragment niemal natychmiast, zatrzyma艂 urz膮dzenie, a potem spokojnie obejrza艂, w jaki spos贸b Han wygra艂 swoj膮 planet臋. Wideogram nie zawiera艂 nagranych d藕wi臋k贸w, Luke m贸g艂 wi臋c tylko podziwia膰 iskrz膮cy si臋 hologram planety na stole. To dlatego Han odczuwa艂 tak wielk膮 rado艣膰.

- Kim jest ta Drackmarianka? - zapyta艂.

Ri'dar spojrza艂 na Drackmariank臋, przeni贸s艂 chytre spojrzenie na Luke'a, a p贸藕niej popatrzy艂 ponownie na ekran urz膮dzenia.

- Trudno powiedzie膰膰膰 - wysycza艂. - Je偶eli o mnie chodzi, wszyssstkie wygl膮daj膮 tak sssamo.

Luke wyci膮gn膮艂 nast臋pny 偶eton.

- Tak, terazzz sssobie przypominam - rzek艂 Ri'dar. - To jessst w艂adczyni Omogg.

Luke s艂ysza艂 ju偶 to nazwisko.

- Oczywi艣cie - stwierdzi艂. - Tylko ona mog艂a przegra膰 planet臋 w karty. Gdzie m贸g艂bym j膮 teraz znale藕膰?

- Przy jakim艣艣艣 ssstole - odpar艂 Ri'dar. - Je偶eli nie ma jej tutaj, gra gdzie艣艣艣 indziej. Draccckmarianie przecie偶偶偶 nigdy nie 艣艣艣pi膮.

Luke zapisa艂 nazwy lokali, w kt贸rych mia艂a zwyczaj przebywa膰 Omogg, a p贸藕niej zamkn膮艂 oczy i pozwoli艂 przesuwa膰 si臋 palcowi z g贸ry na d贸艂 sporz膮dzonej listy. Jego palec zatrzyma艂 si臋 na trzeciej od g贸ry nazwie pobliskiego lokalu znajduj膮cego si臋 o cztery poziomy poni偶ej kasyna zarz膮dzanego przez Ri'dara.

Owin膮wszy si臋 szczelniej p艂aszczem, poczu艂 nagle wisz膮cy u pasa 艣wietlny miecz. Co艣 w powietrzu ostrzeg艂o go, 偶eby lepiej trzyma艂 bro艅 pod r臋k膮: odpi膮艂 wi臋c miecz i prze艂o偶y艂 go do kieszeni.

Wyprawa do podziemi zaj臋艂a mu tylko kilka minut, ale mia艂 takie wra偶enie, jakby znalaz艂 si臋 w innym 艣wiecie. Powietrze w g艂臋binach cuchn臋艂o jeszcze bardziej, a 艣wiat艂a dociera艂o tu mniej ni偶 do wy偶szych poziom贸w. W podziemnym labiryncie o setki pi臋ter pod nim by艂y miejsca, do kt贸rych nie zapuszcza艂 si臋 偶aden, najodwa偶niejszy nawet cz艂owiek. Zamieszkiwa艂y je istoty obce, ktrych Luke nigdy nie widzia艂. W pewnej chwili min臋艂o go ogromne, turkusowe, wydzielaj膮ce w艂asn膮 po艣wiat臋 ziemnowodne stworzenie, g艂o艣no klapi膮c p艂etwiastymi stopami i 偶uj膮c w szerokich ustach jakie艣 grzyby. Po omsza艂ych, wiecznie wilgotnych kamieniach ze艣lizgn臋艂o si臋 co艣 wielkiego, maj膮cego pot臋偶ne macki. Luke nie wiedzia艂, czy mia艂o zdolno艣膰 my艣lenia, czy by艂o tylko paso偶ytem. W ko艅cu dotar艂 do miejsca, kt贸rego szuka艂, i ujrza艂 zatart膮, s艂abo o艣wietlon膮 tablic臋 z napisem: „Pasa偶er na gap臋".

Wszed艂 do 艣rodka i wyt臋偶y艂 wzrok, aby co艣 widzie膰. Jedyne 艣wiat艂o w mrocznym pomieszczeniu pochodzi艂o od ma艂ego reflektora znajduj膮cego si臋 na g艂owie sprz膮taj膮cego sal臋 androida i trioluminescencyjnych ziemnowodnych stwor贸w podobnych do tego, kt贸rego spotka艂 chwil臋 wcze艣niej. Luke wiedzia艂, 偶e tak g艂臋boko pod ziemi膮 stworzenia nauczy艂y si臋 偶y膰 bez sztucznego 艣wiat艂a.

Od strony najg艂臋bszego mroku dobieg艂y go odg艂osy krztuszenia si臋 i 艂kania. Luke zrozumia艂, 偶e nie mog艂y by膰 niczym innym jak tylko d藕wi臋kami wydawanymi przez kogo艣 偶egnaj膮cego si臋 z 偶ydem.

Wyci膮gn膮艂 z kieszeni miecz 艣wietlny i w艂膮czy艂 go. 艢wiec膮ce b艂臋kitn膮 po艣wiat膮 ostrze rozja艣ni艂o mroki panuj膮ce w sali. Dziesi膮tki r贸偶nych istot j臋kn臋艂y z b贸lu i zakry艂y r臋kami oczy. Wiele innych krzykn臋艂o z przera偶enia i rzuci艂o si臋 do drzwi. Kilkunastu podobnych do szczur贸w ludzi zaszy艂o si臋 g艂臋biej w ciemno艣ciach. Ich b艂yszcz膮ce oczy patrzy艂y ciekawie, co b臋dzie dalej.

W odleg艂ym k膮cie mrocznej sali gier, przy stoliku, istoty ludzkie pochyla艂y si臋 nad le偶膮c膮 Drackmariank膮. Dwie przygniata艂y' j膮 do sto艂u, a trzecia rozpaczliwie stara艂a si臋 艣ci膮gn膮膰 jej he艂m po to, by zatru艂a si臋 obecnym w atmosferze tlenem. Drackmariank膮 szarpa艂a si臋 i wyrywa艂a, rozszarpuj膮c pazurami 艂ap ich r臋ce, kopi膮c na o艣lep i staraj膮c si臋 dosi臋gn膮膰 ich ogonem. Obezw艂adnieni w ten spos贸b dwaj inni ludzie le偶eli na pod艂odze, ale obca istota by艂a u kresu si艂 i wszystko wskazywa艂o na to, 偶e przegra w nier贸wnej walce. Trzymaj膮cy j膮 m臋偶czy藕ni wzmocnili u艣cisk. Wszyscy trzej mieli na oczach noktowizorowe gogle, co 艣wiadczy艂o o tym, 偶e nie przywykli do 偶yda w ciemno艣ciach podziemnego 艣wiata.

- Pu艣膰cie j膮 - rozkaza艂 im Luke.

- Nie wtr膮caj si臋 - odrzek艂 jeden z nich w j臋zyku basie, chocia偶 z wyra藕nym obcym akcentem, kt贸rego Luke nigdy przedtem nie s艂ysza艂. - Chcemy tylko wyci膮gn膮膰 z niej pewn膮 informacj臋.

Luke ruszy艂 w ich stron臋, a oprawca, kt贸ry stara艂 si臋 zerwa膰 Drackmariance he艂m, wyj膮艂 blaster i strzeli艂. B艂臋kitne iskry otoczy艂y po艣wiat膮 da艂o Luke'a. Przez u艂amek sekundy nie m贸g艂 zebra膰 my艣li. Czu艂 si臋 bardzo dziwnie, jak gdyby kto艣 zanurzy艂 jego g艂ow臋 w lodowatej wodzie. Zmru偶y艂 oczy i pozwoli艂, by Moc przep艂yn臋艂a przez jego da艂o. Trzej m臋偶czy藕ni w tym czasie zaj臋li si臋 zn贸w swoj膮 ofiar膮, zapewne zadowoleni, 偶e konfrontacja z przybyszem skoczy艂a si臋 tak jak chcieli.

- Pu艣膰cie j膮! - powt贸rzy艂 Luke nieco g艂o艣niej.

Oprawca odwr贸ci艂 si臋, spojrza艂 na Luke'a zdumiony i ponownie si臋gn膮艂 po blaster. Luke tylko machn膮艂 r臋k膮 i pos艂uguj膮c si臋 Moc膮, wyrwa艂 mu bro艅.

- Wyno艣cie si臋 st膮d, wszyscy trzej - ostrzeg艂. M臋偶czy藕ni zamarli bez ruchu, uwalniaj膮c Drackmariank臋.

Ona jednak le偶a艂a wci膮偶 na stole, krztusz膮c si臋 i staraj膮c pozby膰 resztek powietrza, kt贸re musia艂o podczas walki przedosta膰 si臋 przez uszczelk臋 he艂mu. Jeden z m臋偶czyzn powiedzia艂:

- Ten stw贸r ma informacj臋, kt贸ra mo偶e doprowadzi膰 nas do miejsca pobytu porwanej kobiety. Wydob臋dziemy z niej t臋 wiadomo艣膰.

- Ta kobieta jest obywatelk膮 Nowej Republiki - poprawi艂 go Luke - i je偶eli nie zostawicie jej w spokoju, poodcinam wam r臋ce.

Machn膮艂 ostrzegawczo mieczem 艣wietlnym.

M臋偶czy藕ni niepewnie spojrzeli po sobie i cofn臋li si臋 o krok, a jeden z nich wyci膮gn膮艂 komunikator i zacz膮艂 co艣 szybko m贸wi膰 w obcym j臋zyku. By艂o jasne, 偶e wzywa艂 posi艂ki. Siedz膮cy dotychczas w k膮cie ludzie-szczury rozpierzchli si臋 na wszystkie strony, nie chc膮c by膰 nawet 艣wiadkami walki. W mrocznej sali zapad艂a cisza zak艂贸cana jedynie cichym buczeniem przetwornika odpad贸w 偶ywno艣ci na zapleczu.

Po dziesi臋ciu sekundach Luke us艂ysza艂 za plecami kobiecy g艂os:

- Co si臋 tutaj dzieje?

Wszyscy trzej m臋偶czy藕ni z艂o偶yli d艂onie i pochylili nisko g艂owy.

- O, wielka kr贸lowo-matko, odnale藕li艣my w艂adczyni臋 Omogg, jak kaza艂a艣, ale ona nie chcia艂a z nami rozmawia膰. Nie mogli艣my wydoby膰 z niej tej informacji.

Luke odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na przyw贸dczyni臋. By艂a wysoka, we w艂osach nosi艂a z艂oty diadem, a twarz mia艂a os艂oni臋t膮 z艂ocist膮 woalk膮. Ka偶dy centymetr jej da艂a 艣wiadczy艂 o tym, 偶e wywodzi艂a si臋 z kr贸lewskiego, niew膮tpliwie bogatego rodu. Mia艂a na sobie lu藕n膮 szat臋, kt贸ra jednak nie skrywa艂a jej pon臋tnych kszta艂t贸w. Za jej plecami sta艂o kilkana艣cie innych kobiet z blasterami gotowymi do strza艂u.

- Odwa偶yli艣cie si臋 torturowa膰 zagraniczn膮 dyplomatk臋? -zapyta艂a kr贸lowa-matka, a zza woalki b艂ysn臋艂y bia艂ka jej rozgniewanych oczu.

Luke czu艂, 偶e jest rozgniewana, ale nie by艂 pewien, czy z powodu nieodpowiedniego zachowania jej podw艂adnych, czy mo偶e dlatego, 偶e si臋 im nie uda艂o.

- Tak - wymamrota艂 jeden z m臋偶czyzn. - Uznali艣my, 偶e tak b臋dzie najlepiej.

Kr贸lowa-matka mrukn臋艂a co艣, co mog艂o oznacza膰 oburzenie.

- Wyno艣cie si臋 st膮d, wszyscy trzej - rozkaza艂a. - I uwa偶ajcie si臋 za aresztowanych.

Przez chwil臋 Luke rozwa偶a艂, czy nie zachowuje si臋 tak tylko na pokaz, i pos艂u偶y艂 si臋 Moc膮, by to sprawdzi膰. Nie zdziwi艂 si臋 wcale, kiedy si臋 okaza艂o, 偶e post臋powanie tych ludzi ani nie zdumia艂o, ani nie przerazi艂o kr贸lowej-matki. W艂adcy cz臋sto bywaj膮 nieczuli na krzywd臋 wyrz膮dzan膮 innym.

- Mam wobec ciebie d艂ug wdzi臋czno艣ci za to, 偶e im przeszkodzi艂e艣 - odezwa艂a si臋 do Luke'a.

Uczyni艂a gest i natychmiast dwie stra偶niczki podbieg艂y do le偶膮cej Drackmarianki, by upewni膰 si臋, czy jej he艂m jest szczelny, a wylot dyszy maski gazowej znajduje si臋 przy pysku. Omogg wci膮偶 jeszcze si臋 krztusi艂a, ale zaczyna艂a powoli dochodzi膰 do siebie. Poruszy艂a r臋kami, a jej ogon lekko zadr偶a艂. Stra偶niczki podnios艂y j膮 i posadzi艂y, nast臋pnie wyregulowa艂y zawory na plecaku, zwi臋kszaj膮c dop艂yw metanu, kt贸rym oddycha艂a. Drackmarianka zaci膮gn臋艂a si臋 nim g艂臋boko.

- Niewymownie mi przykro - odezwa艂a si臋 do Omogg kr贸lowa-matka. - Jestem Ta'a Chume i pochodz臋 z Hapes. Poprosi艂am moich ludzi, aby ci臋 odnale藕li, ale nie kaza艂am im wypytywa膰 ci臋 w taki spos贸b. Zostali ju偶 aresztowani. Wymie艅 kar臋, jak膮 uznasz za sprawiedliw膮.

- Kkka偶 immm odddycha膰 mmmmetannnem - wysycza艂a Omogg.

Kr贸lowa-matka kiwn臋艂a lekko g艂ow膮 na znak zgody.

- Twojej woli stanie si臋 zado艣膰. - Przerwa艂a na chwil臋. - Powiedzia艂am ci, kim jestem i sk膮d przybywam. Musz臋 wiedzie膰, gdzie znajduje si臋 w tej chwili Han Solo. M贸wi si臋, 偶e organizujesz w艂asn膮 wypraw臋, by go znale藕膰. Zap艂ac臋 ci, ile chcesz, rzecz jasna, w granicach rozs膮dku. Czy wiesz, gdzie przebywa?

Omogg przyjrza艂a si臋 przez chwil臋 Ta'a Chume. Drackmarianie s艂yn臋li ze szczodro艣ci, ale byli istotami dumnymi, nie daj膮cymi si臋 zastraszy膰. Walczyli kiedy艣 przeciwko Imperium, a teraz mo偶na by艂o ich uwa偶a膰 tylko za lu藕no zwi膮zanych z Now膮 Republik膮. Wybraliby raczej 艣mier膰 ni偶 przymus. Omogg popatrzy艂a na Luke'a.

- Czy ttty ttte偶 chcccesz tttego sssamego? - zapyta艂a.

- Tak - odpar艂 Luke.

Drackmarianka przygl膮da艂a mu si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋.

- Occcali艂e艣 mmmi 偶偶偶ycie, Jedi. Pppoprzedza ccci臋 tttwoja sss艂awa. Pppowiedz, jjjakiej sssi臋 dddomagasz nnnagrody...

Drackmarianka urwa艂a, a Luke natychmiast zrozumia艂, dlaczego. Zamierza艂a mu powiedzie膰, gdzie przebywa w tej chwili Han, ale nie chcia艂a robi膰 tego w obecno艣ci Ta'a Chume. Luke czu艂 jednak co艣 emanuj膮cego od kr贸lowej--matki. Zaufanie? Je偶eli Omogg naprawd臋 chcia艂a wys艂a膰 w 艣lad za Hanem swoich ludzi - Nowa Republika wyznaczy艂a przecie偶 za ich odnalezienie bardzo wysok膮 nagrod臋 - w贸wczas Ta'a Chume nie musi robi膰 niczego wi臋cej. Wiedzia艂a, kt贸rym statkiem odleci Omogg i zapewne rozmawia艂a ju偶 z kt贸rym艣 z cz艂onk贸w jego za艂ogi, a mo偶e nawet umie艣ci艂a na pok艂adzie nadajnik, by m贸c 艣ledzi膰 ka偶dy ruch Drackmarianki.

- W nagrod臋 prosz臋, 偶eby艣 pozostawi艂a zadanie odnalezienia genera艂a Solo mnie i 偶eby艣 nikomu nie wyjawi艂a nazwy planety, na kt贸r膮 polecia艂, a tylko popatrzy艂a mi w oczy i wymieni艂a j膮 w my艣li.

Omogg spojrza艂a na niego, a spoza k艂臋bi膮cych si臋 za szyb膮 he艂mu zielonkawych opar贸w metanu b艂ysn臋艂y jej ciemne, wypuk艂e oczy. Luke pozwoli艂, by umys艂 jego i Drackmarianki z艂膮czy艂a Moc, i us艂ysza艂 wyra藕nie w my艣lach wym贸wion膮 nazw臋 planety: „Dathomira".

Prze偶y艂 wstrz膮s i przez kilka sekund przypomina艂 sobie wideohologram, przedstawiaj膮cy Yod臋 o szafirowo-zielonej sk贸rze, kt贸ry m贸wi艂: „Musieli艣my uwolni膰 Chu'unthora z Dathomiry...".

- Co wiadomo ci na temat tej planety? - zapyta艂 Drackmariank臋 Luke.

- Nnnie mmma wwwarto艣ci dddla nnnikogo odddychaj膮-cego mmmetannnem...

- Dzi臋kuj臋 ci, Omogg - przerwa艂 jej Luke. - Hojno艣膰 Drackmarian jest naprawd臋 bezgraniczna. Czy potrzebny d lekarz? Albo cokolwiek innego?

Omogg machn臋艂a r臋k膮 na znak, 偶e nie, i zacz臋艂a ponownie kas艂a膰.

Ta'a Chume w tym czasie przygl膮da艂a si臋 Luke'owi w taki spos贸b, jak gdyby by艂 niewolnikiem wystawionym na sprzeda偶 na targowisku. Luke w ko艅cu poczu艂 jej zdenerwowanie i zrozumia艂, 偶e czego艣 od niego oczekuje.

- Jeszcze raz d dzi臋kuj臋, 偶e zjawi艂e艣 si臋 w sam膮 por臋 - powiedzia艂a. - Domy艣lam si臋, 偶e jeste艣 艂owc膮 nagr贸d, zwabionym tu przez wysok膮 nagrod臋?

- Nie - odrzek艂 艂agodnie Luke. - Mo偶na rzec, 偶e jestem przyjacielem Leii... i Hana.

Kr贸lowa-matka kiwn臋艂a g艂ow膮, ale nie zamierza艂a opu艣ci膰 Luke'a.

- Nasza flota odlatuje jutro rano - o艣wiadczy艂a, rozgl膮daj膮c si臋 po sali, w kt贸rej opr贸cz niej, jej stra偶niczek, Luke'a i Omogg nie by艂o nikogo wi臋cej. - Na Dathomir臋.

Musia艂a dostrzec w oczach Luke'a zdumienie, kiedy wym贸wi艂a t臋 nazw臋, gdy偶 w jej s艂owach zabrzmia艂a nutka zaufania, kiedy wyja艣ni艂a:

- Omogg pope艂ni艂a b艂膮d, kiedy kaza艂a komputerowi nawigacyjnemu swojego statku wytyczy膰 kurs na Dathomir臋. Kiedy mi oznajmiono, 偶e planuje odnale藕膰 Lei臋 i Hana, bez trudu domy艣li艂am si臋, gdzie si臋 znajduj膮. Nie rozumiem tylko powod贸w, dla kt贸rych Han mia艂by polecie膰 na to odludzie.

- Mo偶liwe, 偶e Dathomira ma dla niego du偶膮 warto艣膰... pod wzgl臋dem emocjonalnym - zasugerowa艂 Luke.

- To mo偶liwe - zgodzi艂a si臋 z nim Ta'a Chume. - Wymarzone miejsce dla szalonego kochanka, kt贸ry w艂a艣nie porwa艂 swoj膮 ukochan膮. Zgadzasz si臋 wi臋c, 偶e warto to sprawdzi膰?

- Nie jestem pewien - rzek艂 Luke.

- No c贸偶, ja to sprawdz臋 - odezwa艂a si臋 z namys艂em Ta'a Chume. - Czy wiesz, 偶e nie widzia艂am rycerza Jedi od czas贸w, kiedy by艂am dzieckiem? A ten, kt贸rego pozna艂am, by艂 doros艂ym, 艂ysiej膮cym ju偶 m臋偶czyzn膮, niepodobnym do d臋bie, ale r贸wnie fascynuj膮cym. Chcia艂abym zaprosi膰 ci臋 na godzin臋 czy dwie na pok艂ad mojego statku. Na kolacj臋. Przyjd藕 do mnie jeszcze dzisiaj.

Ton jej g艂osu nie zach臋ca艂 do sprzeciwu, ale Luke wyczu艂,

偶e odm贸wienie tej pro艣bie by艂o dopuszczalne. Uderzy艂o go jednak co艣 innego: beztroska, z jak膮 ta kobieta decyduje o 偶yciu albo 艣mierci, oraz 艂atwo艣膰, z jak膮 si臋 pogodzi艂a z wyrokiem wydanym na jej ludzi. Uzmys艂owi艂 sobie, 偶e musia艂a by膰 niebezpieczna, ale nie chcia艂 straci膰 okazji poznania jej umys艂u chocia偶 troch臋 lepiej.

- B臋d臋... bardzo zaszczycony, mog膮c d towarzyszy膰 - odpar艂 tylko.

ROZDZIA艁

10

Kiedy „Tysi膮cletni Sok贸艂" opada艂 ku powierzchni Dathomiry, Chewbacca g艂o艣no rykn膮艂 z trwogi i uchwyci艂 si臋 oparcia fotela. Wirowanie statku przyprawia艂o Lei臋 o md艂o艣ci, ale Wookie, wychowywany na ga艂臋ziach ogromnych drzew, bardziej martwi艂 si臋 coraz szybszym opadaniem.

- Zaczyna si臋 robi膰 ciep艂o - o艣wiadczy艂a Leia, wypowiadaj膮c to, co czuli wszyscy. Znale藕li si臋 w g贸rnych warstwach atmosfery i pozbawiony atmosferycznych os艂on wrak fregaty zaczyna艂 si臋 rozgrzewa膰 pod wp艂ywem tarcia. - Han, sama nie wiem, jak mog艂am ci pozwoli膰, by艣 nam贸wi艂 mnie na to wszystko. Nie obchodzi mnie, czy ci臋 zamkn膮 w wi臋zieniu, czy nie, tylko wracaj do domu i to zaraz!

- Przykro mi, ksi臋偶niczko, ale wygl膮da na to, 偶e twoim nowym domem b臋dzie Dathomira... przynajmniej dop贸ki nie uda mi si臋 naprawi膰 statku.

Nacisn膮wszy jaki艣 guzik, uruchomi艂 kompensator przyspieszenia „Soko艂a" i uczucie swobodnego opadania nagle znikn臋艂o. Potem zacz膮艂 naciska膰 inne guziki i ci膮gn膮膰 za rozmaite d藕wignie. Silniki statku rykn臋艂y, obudziwszy si臋 do 偶ycia. Han, s艂ysz膮c to, powiedzia艂:

- Wynosimy si臋 z tego miejsca.

Kiedy statek drgn膮艂 i zacz膮艂 odrywa膰 si臋 od wraku, rozleg艂 si臋 g艂o艣ny metaliczny zgrzyt, a kad艂ub „Soko艂a" otar艂 si臋 niebezpiecznie o pancerz fregaty. Us艂yszeli znacznie wi臋cej podobnych odg艂os贸w, kiedy Han manewrowa艂, by oddali膰 si臋 od uszkodzonego statku.

- Nie ma si臋 czym przejmowa膰, to tylko posz艂a jedna z anten - powiedzia艂, a p贸niej mrukn膮艂 jak gdyby do siebie: - Trzeba oddala膰 si臋 powoli i przez ca艂y czas lecie膰 tak blisko wraku, by nikt nie wykry艂 pozostawianego przez silniki strumienia zjonizowanych cz膮stek. My艣l臋, 偶e kiedy fregata rozbije si臋 o powierzchni臋, 偶ar eksplozji pozwoli na jaki艣 czas zatrze膰 nasze 艣lady. Mimo to b臋dziemy musieli l膮dowa膰 gdzie艣 w pobli偶u.

„Sok贸艂" od艂膮czy艂 si臋 wreszcie od wraku, a Leia wyjrza艂a przez iluminator i stwierdzi艂a, 偶e do powierzchni planety zosta艂o im jeszcze kilka tysi臋cy kilometr贸w. Statek podczas lotu ca艂y czas si臋 obraca艂 i po chwili w iluminatorze ukaza艂y si臋 gwiazdy i ksi臋偶yce. Teraz, kiedy planeta by艂a ju偶 tak blisko, wydawa艂y si臋 bardzo odleg艂e.

Opadali na jej pogr膮偶on膮 w mroku stron臋. Dobrze chocia偶, 偶e trafimy w powierzchni臋 l膮du, a nie wody - pomy艣la艂a Leia. Znajdowali si臋 nad stref膮 klimatu umiarkowanego, nad ogromnym obszarem pe艂nym niewielkich pag贸rk贸w, ograniczonym z jednej strony przez wysokie g贸ry, za kt贸rymi ci膮gn臋艂o si臋 morze piaszczystych wydm. Zbocza g贸r porasta艂 ciemny las. Nie wygl膮da艂o to obiecuj膮co, ale stwarza艂o im szans臋 prze偶ycia. Leia przelatywa艂a nad setkami planet i zawsze na widok podobnych do tej dostawa艂a g臋siej sk贸rki. Pogr膮偶ona w ciemno艣ciach cz臋艣膰, pozbawiona radosnych 艣wiate艂 miast, wygl膮da艂a tak smutno, tak ponuro.

Przeszed艂 j膮 dreszcz, kiedy u艣wiadomi艂a sobie, jak odludna musi by膰 Dathomira.

- Han, zlikwiduj ruch wirowy, zanim opadniemy - poleci艂a. - I powiedz, co wskazuj膮 czujniki. Szukaj przede wszystkim 艣lad贸w 偶ycia.

Han nacisn膮艂 ponownie kilka guzik贸w.

- Nie mamy czujnik贸w - oznajmi艂 spokojnie.

- Musimy mie膰 czujniki! - wybuchn臋艂a Leia. - Gdzie chcesz znale藕膰 cz臋艣ci potrzebne do naprawy statku?

- Tam! - odezwa艂 si臋 nagle Threepio. - Widz臋 艣wiat艂a jakiego艣 miasta!

- Gdzie? - zapyta艂a podekscytowana Leia, spojrzawszy w kierunku, kt贸ry android wskazywa艂 wyci膮gni臋t膮 r臋k膮.

Rzeczywi艣cie, w oddali nad horyzontem by艂o wida膰 jak膮艣 po艣wiat臋, odleg艂膮 o mniej wi臋cej sto pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w od nich.

- Skieruj nas w tamt膮 stron臋! - krzykn臋艂a Leia.- Nie mo偶emy tam lecie膰! - sprzeciwi艂 si臋 Han. - Musimy l膮dowa膰 nie dalej ni偶 o p贸艂 kilometra od fregaty, gdy偶 inaczej wykryj膮 nas na skanerach podczerwieni, kt贸re maj膮 na swoich gwiezdnych niszczycielach.

- Wi臋c przynajmniej zmie艅 kurs w taki spos贸b, by l膮dowa膰 o te p贸艂 kilometra bli偶ej miasta! - rozkaza艂a Leia.

Han burkn膮艂 co艣 niezrozumiale na temat narzucaj膮cych swoj膮 wol臋 ksi臋偶niczek, a tymczasem powierzchnia planety zbli偶a艂a si臋 coraz bardziej. Lecieli teraz mi臋dzy szczytami niewiarygodnie wysokich g贸r. Na ciemnym niebie nad ich g艂owami nie by艂o wida膰 ani jednej chmurki, a w do艣膰 jasnym 艣wietle ksi偶yc贸w Leia mog艂a dostrzec lasy, w kt贸rych ros艂y ogromne poskr臋cane drzewa.

Han wyprowadzi艂 sw贸j statek z lotu nurkowego dopiero nad sam膮 powierzchni膮 Dathomiry. Kiedy wrak fregaty eksplodowa艂, ca艂e niebo rozjarzy艂o si臋 o艣lepiaj膮co bia艂ym 艣wiat艂em, a „Sok贸艂" w u艂amku sekundy prze艣lizgn膮艂 si臋 nad koronami drzew, przelecia艂 nad tafl膮 g贸rskiego jeziora i zanurkowa艂 w le艣ne zaro艣la. Z g艂o艣nym trzaskiem przedarli si臋 przez g臋ste poszycie, a potem ze zgrzytem i wstrz膮sem wyl膮dowali. Na niebie za nimi wyrasta艂a ognista kula, 艣ciel膮c na tafli jeziora smugi 艣wiat艂a.

- No to jeste艣my na miejscu - o艣wiadczy艂 Han i zacz膮艂 wy艂膮cza膰 aparatur臋 „Soko艂a".

- Och, Han - odezwa艂a si臋 Leia. - Nawet gdyby uda艂o nam si臋 zdoby膰 to wszystko, co jest konieczne do naprawy statku, to w jaki spos贸b przetransportujemy cokolwiek w to miejsce?

- Od tego przecie偶 s膮 androidy i Wookie - powiedzia艂. Chewbacca co艣 burkn膮艂 i spojrza艂 z ukosa na Hana.

- W zupe艂no艣ci masz racj臋 - odezwa艂 si臋 do Chewbaccy Threepio. - Nikt nie b臋dzie wini艂 Wookie'ego tylko za to, 偶e po偶ar艂 leniwego pilota.

- Czy s膮dzisz, 偶e si臋 nam uda艂o? - zapyta艂a Leia. - Czy jeste艣 pewien, 偶e nie wykryto nas na skanerach?

- Niczego nie jestem pewien - odrzek艂 Han. - Je艣li jednak ludzie Zsinja post臋puj膮 zgodnie z t膮 sam膮 procedur膮, co 偶o艂nierze Imperium, wyl膮duj膮 tu, kiedy tylko b臋d膮 mogli, by obejrze膰 t臋 kup臋 偶u偶lu, w jak膮 zmieni艂a si臋 ich fregata. Musimy wi臋c wynosi膰 si臋 st膮d i zatrze膰 w lesie wszelkie 艣lady, jakie m贸g艂 zostawi膰 lot 艣lizgowy. I, rzecz jasna, zamaskowa膰 „Soko艂a".

- Przepraszam najmocniej - wtr膮ci艂 si臋 Threepio. - Czy wolno mi powiedzie膰, 偶e ludzie Zsinja nie s膮 imperialnymi 偶o艂nierzami, a przynajmniej od momentu, kiedy Imperium przesta艂o istnie膰?

- Ta-a - przyzna艂 Han, lekko si臋 krzywi膮c, gdy偶 nie chcia艂 przypomina膰 oczywistego faktu, 偶e i tak wi臋kszo艣膰 ludzi Zsinja odby艂a przeszkolenie w czasach imperialnych. - Sp贸jrz na to z innej strony: jaki kosmiczny 艂ajdak przepu艣ci szans臋 l膮dowania, by rzuci膰 okiem na naprawd臋 gustowne szcz膮tki? Wierz mi, ju偶 wkr贸tce b臋dziemy mieli towarzystwo, wi臋c lepiej bierzmy si臋 do pracy, je偶eli nie zamierzamy wydawa膰 na ich cze艣膰 przyj臋cia.

Ca艂膮 czw贸rk膮 udali si臋 do 艂adowni i wydostali z niej maskuj膮ce siatki. Zapewnia艂y one os艂on臋 dwojakiego rodzaju. Pierwsza, rozpraszaj膮ca sie膰 o ma艂ych metalowych oczkach, mia艂a za zadanie ukrycie spoczywaj膮cego pod ni膮 „Soko艂a" przed czujnikami wykrywaj膮cymi obwody elektroniczne i metal. Druga, nak艂adana na ni膮, mia艂a maskowa膰 statek przed wzrokiem niepo偶膮danych go艣ci.

Zeszli po rampie. Powietrze by艂o cieplejsze ni偶 Leia s膮dzi艂a, a gwiazdy nad g艂owami 艣wieci艂y bardzo jasno. Ciemno艣ci wydawa艂y si臋 koj膮ce, jak gdyby potrafi艂y rozplata膰 w臋z艂y, w jakie zawi膮za艂y si臋 mi臋艣nie na jej karku i plecach. W lesie panowa艂a cisza. Od p艂on膮cego po drugiej stronie g贸rskiego grzbietu wraku fregaty dobiega艂 ich trzask ognia, ale opr贸cz tego nie s艂yszeli 偶adnych d藕wik贸w - ani 艣piewu ptak贸w, ani st艂umionych odg艂os贸w zwierz膮t. Czuli tylko siln膮 wo艅 gnij膮cej 艣ci贸艂ki i aromat soku jakich艣 li艣ci. Mimo wszystko Dathomira nie wydawa艂a si臋 najgorszym miejscem.

Spiesz膮c si臋, wszyscy razem narzucili na „Soko艂a" rozpraszaj膮c膮 siatk臋 i wyj臋li ze schowka sie膰 maskuj膮c膮. Tworzy艂 j膮 trzydziestopi臋ciometrowej d艂ugo艣ci p艂at fotoczu艂ego materia艂u z do艂膮czon膮 do niego ta艣m膮 aktywuj膮c膮. Od艂膮czywszy t臋 ta艣m臋, przy艂o偶yli sie膰 fotoczu艂膮 stron膮 na mniej wi臋cej minut臋 do us艂anej li艣膰mi ziemi tak, by mog艂a utrwali膰 na sobie jej barwy. P贸藕niej, odwr贸ciwszy sie膰 aktywn膮 stron膮 do g贸ry, nacign臋li j膮 na „Soko艂a". Wiedzieli, 偶e na og贸艂 upodabnia艂a si臋 do otoczenia tak dobrze, i偶 chroni艂a poszukiwany obiekt przed oczami pilot贸w przelatuj膮cych nawet bardzo blisko. Zdarza艂y si臋 te偶 przypadki, 偶e poszukiwacze, nie zdaj膮c sobie z tego sprawy, chodzili po statku ukrytym pod tak膮 sieci膮 w niewielkim zag艂臋bieniu gruntu. Kiedy sko艅czyli, zgrabili li艣cie na miejsca, w kt贸rych pozosta艂y 艣lady po l膮dowaniu, a potem wyci臋li najbardziej po艂amane krzaki i ukryli je z daleka od statku. O 艣wicie Leia stan臋艂a przy k臋pie drzew na brzegu niewielkiego jeziora i spojrza艂a na bledn膮ce, ale wci膮偶 jasno 艣wiec膮ce gwiazdy. Nad powierzchni膮 wody unosi艂a si臋 mg艂a, a lekki wiatr zdmuchiwa艂 j膮 w stron臋 rosn膮cych na g贸rskich zboczach las贸w, szeleszcz膮c li艣膰mi.

By艂a bardzo zm臋czona. Us艂ysza艂a, jak z ty艂u nadszed艂 Han. Przystan膮艂 obok i zacz膮艂 masowa膰 mi臋艣nie jej karku.

- Jak podoba ci si臋 Dathomira? - zapyta艂.

- My艣l臋... 偶e bardziej od ciebie - odpar艂a 偶artobliwie.

- To znaczy, 偶e musisz j膮 bardzo kocha膰 - szepn膮艂 jej cicho do ucha.

- Nie to mia艂am na my艣li - powiedzia艂a, odsuwaj膮c si臋 od niego. -Jeszcze si臋 nie zdecydowa艂am, czy powinnam by膰 w艣ciek艂a na ciebie za to, 偶e sprowadzi艂e艣 mnie w takie miejsce, czy dzi臋kowa膰 ci, 偶e nie pozabija艂e艣 nas podczas l膮dowania.

- A wi臋c nie potrafisz si臋 zdecydowa膰. Wygl膮da na to, 偶e wiele kobiet reaguje na moje post臋powanie w taki sam spos贸b - odrzek艂 Han.

- Czy naprawd臋 pr贸bowa艂e艣 ju偶 kiedy艣 tej sztuczki z wbijaniem si臋 w jaki艣 wi臋kszy statek i l膮dowaniem razem z wrakiem na planecie obj臋tej blokad膮? - zapyta艂a go Leia.

- No c贸偶 - przyzna艂 Han - tylko w贸wczas nie uda艂o mi si臋 zrobi膰 tego tak dobrze jak teraz.

- Ty to nazywasz dobrze?

- Lepsze to, ni偶 tamto, co czeka艂o nas w g贸rze - odpar艂, kiwn膮wszy g艂ow膮 w stron臋 nieba. - A teraz si臋 ukryjmy. Nadci膮gaj膮.

Leia spojrza艂a w g贸r臋. Nisko nad horyzontem zobaczy艂a opadaj膮ce cztery identyczne gwiazdy. W pewnej chwili skr臋ci艂y, kieruj膮c si臋 w ich stron臋. Rozbitkowie ukryli si臋 we wn臋trzu „Soko艂a" i sp臋dzili tam reszt臋 dnia. Nie wiedzieli, jak liczna by艂a grupa szukaj膮cych ich ludzi i czy w czasie, kiedy posilali si臋 zimnym prowiantem, ich kryj贸wki nie otoczy艂 oddzia艂 szturmowc贸w. Han obni偶y艂 luf臋 automatycznego dzia艂ka blastera i trzyma艂 je na wszelki wypadek w pogotowiu. W godzinach rannych kilkana艣cie razy s艂yszeli przelatuj膮ce nad nimi my艣liwce. By艂y tak nisko, 偶e musia艂y muska膰 wierzcho艂ki drzew. Wczesnym popo艂udniem przez godzin臋

艂omota艂 nieprzerwany huk wystrza艂贸w, kiedy sterowane pociski roznosi艂y wrak fregaty na strz臋py. „Sok贸艂" dr偶a艂 od wybuch贸w, a wszyscy czworo siedzieli nieruchomo, zdumieni, 偶e ludzie Zsinja zadaj膮 sobie tyle trudu, by zniszczy膰 szcz膮tki, i zastanawiali si臋, czy pociski nie spadn膮 im na g艂owy.

Kiedy kanonada usta艂a, zrobi艂o si臋 bardzo cicho. Po trzydziestu minutach us艂yszeli jednak nad g艂owami kolejne my艣liwce.

- Szukaj膮 nas - powiedzia艂 domy艣lnie Threepio.

Han usiad艂 i wbiwszy spojrzenie w sufit, przys艂uchiwa艂 si臋 odg艂osom silnik贸w obcych maszyn. Wiedzia艂, 偶e niekt贸re mia艂y na pok艂adach czujniki mogce zarejestrowa膰 cichy szept z odleg艂o艣ci wi臋kszej ni偶 trzysta metr贸w. Leia zamkn臋艂a oczy i stara艂a si臋 wyt臋偶y膰 wszystkie zmys艂y, nie wyczu艂a jednak obecno艣ci mrocznych istot, kt贸re odkry艂a wcze艣niej. Prawd臋 m贸wi膮c, nie czu艂a niczego, i by艂a ciekawa, czy tamto poprzednie uczucie nie by艂o jedynie halucynacj膮.

Wczesnym popo艂udniem piloci my艣liwc贸w musieli otrzyma膰 rozkaz odwrotu, gdy偶 odlecieli; Leia by艂a tym zdziwiona. Je偶eli ludzie Zsinja s膮dzili, 偶e „Soko艂owi" uda艂o si臋 wyl膮dowa膰, z pewno艣ci膮 nie powinni poddawa膰 si臋 tak szybko. Na pewno nie rezygnowaliby wiedz膮c, 偶e na pok艂adzie 艣ciganego statku przebywaj膮 genera艂 i kobieta, pe艂ni膮ca funkcj臋 ambasadora Nowej Republiki. Widocznie wi臋c nie mieli poj臋cia, 偶e „Sok贸艂" wyl膮dowa艂 szcz臋艣liwie, tak jak nie wiedzieli, kim s膮 jego pasa偶erowie. P贸藕niej jednak przysz艂o jej na my艣l co艣 innego, co sprawi艂o, 偶e poczu艂a si臋 o wiele mniej pewnie. Mo偶liwe, 偶e ludzie Zsinja przestali ich szuka膰, poniewa偶 byli pewni, 偶e i tak nie uda im si臋 prze偶y膰. Musia艂 przecie偶 istnie膰 jaki艣 pow贸d, dla kt贸rego na planecie tak 艂askawej 偶y艂o tylko niewielu osadnik贸w.

Kiedy s艂o艅ce zacz臋艂o si臋 obni偶a膰, Han wsta艂 i przeci膮gn膮艂 si臋. Potem za艂o偶y艂 he艂m i kuloodporn膮 kamizelk臋, a nast臋pnie si臋gn膮艂 po blaster.

- Wyjd臋 teraz na zewn膮trz i troch臋 si臋 rozejrz臋. Chc臋 by膰 pewny, 偶e ludzie Zsinja si臋 wynie艣li.

Leia, Threepio i Chewbacca zostali na pok艂adzie. Po up艂ywie p贸艂 godziny Chewbacca, kt贸ry zacz膮艂 si臋 niepokoi膰, p艂aczliwie zaskowycza艂.

- Chewbacca proponuje, by艣my wszyscy ruszyli na poszukiwanie Hana - odezwa艂 si臋 Threepio.

- Chwileczk臋 - odrzek艂a Leia. - Wielki Wookie i z艂ocisty android za bardzo b臋d膮 rzuca膰 si臋 w oczy. Sama p贸jd臋 go poszuka膰.

Na艂o偶y艂a kombinezon maskuj膮cy, narzuci艂a na niego kamizelk臋 kuloodporn膮, a na g艂ow臋 he艂m, i zesz艂a ze statku z blasterem nastawionym na najwi臋ksz膮 si艂臋 ra偶enia. Wsk膮 艣cie偶k膮 uda艂a si臋 na brzeg jeziora, rozgl膮daj膮c si臋 bacznie, czy nie ujrzy gdzie艣 oddzia艂u szturmowc贸w. Obawia艂a si臋, 偶e mo偶e napotka膰 patrol na powietrznych skuterach. Odnalaz艂a jednak Hana stoj膮cego sto metr贸w od statku na b艂otnistym brzegu jeziora i patrz膮cego na zach贸d s艂o艅ca prze艣wituj膮cego przez jaskrawoczerwone, 偶贸艂te i jasnopurpurowe chmury.

Ujrzawszy j膮, schyli艂 si臋, podni贸s艂 kamie艅 i pu艣ci艂 go po spokojnej tafli tak, 偶e odbi艂 si臋 od niej pi臋膰 razy. Z oddali dobieg艂 ich odg艂os jakiego艣 zwierz臋cia: ni to chichot, ni to wycie. Poza tym by艂o bardzo cicho.

- Dlaczego si臋 nie ukry艂e艣? - zapyta艂a, rozz艂oszczona jego beztrosk膮.

- Och, wyszed艂em tylko na ma艂y rekonesans. Popatrzy艂 pod nogi na du偶e zag艂臋bienie wype艂nione b艂otem, a potem kopn膮艂 jeszcze jeden p艂aski kamie艅.

- Wracaj tam, gdzie ci臋 nikt nie zobaczy!

Han jednak w艂o偶y艂 r臋ce do kieszeni i nadal wpatrywa艂 si臋 w zachodz膮ce s艂o艅ce.

- No c贸偶, my艣l臋, 偶e to koniec naszego pierwszego dnia na Dathomirze - powiedzia艂. - W艂a艣ciwie nie wydarzy艂o si臋 nic wa偶nego. Czy ju偶 mnie pokocha艂a艣? Zgodzisz si臋 teraz wyj艣膰 za mnie?

- Och, prosz臋 ci臋, Han, daj spok贸j! I wracaj tu do mnie pod drzewa!

- Nie martw si臋 - odrzek艂 Han. - Mam wszelkie podstawy, by s膮dzi膰, 偶e ludzie Zsinja si臋 wynie艣li.

- Sk膮d przyszed艂 ci do g艂owy taki pomys艂?

Han wskaza艂 czubkiem buta b艂otnisty brzeg jeziora.

- Nie kr臋ciliby si臋 po okolicy tak p贸藕no, widz膮c tutaj co艣 takiego.

Leia st艂umi艂a mimowolny okrzyk. To, co wzi臋艂a za wype艂nion膮 b艂otem ka艂u偶臋, by艂o w rzeczywisto艣ci prawie metrowej d艂ugo艣ci 艣ladem pozostawionym przez jak膮艣 wielk膮, maj膮c膮 pi臋膰 palc贸w bos膮 stop臋.

Isolder z pos臋pn膮 min膮 siedzia艂 razem z matk膮 i Luke'em Skywalkerem przy suto zastawionym stole. Z ka偶d膮 chwil膮 czu艂 coraz wi臋ksze przygn臋bienie. Nie min臋艂a doba od chwili, kiedy jego matka przylecia艂a tu na pok艂adzie „Gwiezdnego Domu", a w cigu zaledwie kilku godzin uda艂o si臋 jej osi膮gn膮膰 co艣, czego Isolder nie by艂 w stanie zrobi膰 od tygodnia: dowiedzie膰 si臋, dok膮d Han Solo uprowadzi艂 Lei臋. Mia艂a racj臋, kiedy dosz艂a do wniosku, 偶e wszystkie nagrody za wskazanie miejsca pobytu Hana - i te wyznaczone przez Now膮 Republik臋, kt贸ra pragn臋艂a mie膰 go 偶ywego, i te, kt贸re chcieli zap艂aci膰 r贸偶ni lordowie za wiadomo艣膰 o jego 艣mierci - sprawi膮, 偶e przyn臋ta b臋dzie zbyt kusz膮ca. Domy艣li艂a si臋, i偶 zamiast zadowoli膰 si臋 cz臋艣ci膮 nagrody za udzielenie informacji, gdzie przebywa, ka偶dy, komu tylko si臋 wyda, 偶e wie, gdzie jest Solo, bdzie chcia艂 sam go odnale藕膰. Wystarczy艂o wi臋c, by jej szpiedzy skupili si臋 na obserwowaniu przygotowuj膮cych si臋 do odlotu statk贸w ze zwr贸ceniem szczeg贸lnej uwagi na te, ktrych piloci nie cieszyli si臋 najlepsz膮 reputacj膮. Omogg nie艣wiadomie bardzo jej pomog艂a, sprowadzaj膮c na sw贸j osobisty jacht nowiutkie, ci臋偶kie uzbrojenie, potrzebne jedynie podczas naprawd臋 niebezpiecznej misji.

Isolder czeka艂 tylko, kiedy matka zacznie upaja膰 si臋 swoim zwyci臋stwem, robi膮c przy tej okazji kilka na poz贸r przypadkowych, ale bardzo k膮艣liwych uwag na temat wy偶szo艣ci umys艂u kobiecego nad m臋skim. Kobiety z Hapes zna艂y bardzo dobrze stare powiedzenie: „Nigdy nie pozw贸l m臋偶czy藕nie si臋 艂udzi膰, 偶e pod wzgl臋dem umys艂owym ma prawo r贸wna膰 si臋 z kobiet膮. To mog艂oby sprowadzi膰 go na z艂膮 drog臋".

A Ta'a Chume nie zrobi艂aby nigdy niczego, co sprowadzi艂oby na z艂膮 drog臋 jej syna. Mimo to w trakcie trwania kolacji stara艂a si臋 tego nie okazywa膰. Rozmawiaj膮c z Luke'em Skywalkerem, 艣mia艂a si臋 rozbrajaj膮co szczerze w odpowiednich chwilach. Mimo opuszczonej woalki wyra藕nie go kokietowa艂a. Isolder by艂 ciekaw, czy m艂ody Jedi zostanie u mej na noc. By艂o jasne, i偶 jego matka chcia艂a go uwie艣膰, tym bardziej, 偶e jak wszystkie inne kr贸lowe-matki przed ni膮, na swoje lata wygl膮da艂a m艂odo. Wci膮偶 by艂a bardzo pi臋kna.

Wydawa艂o mu si臋 jednak, 偶e Skywalker nie zwraca uwagi ani na jej urod臋, ani na subtelne pr贸by podbicia jego serca. Zamiast tego ciekawie wodzi艂 bladoniebieskimi oczami po ca艂ym statku, jak gdyby chcia艂 pozna膰 jego dane techniczne. Pierwsza krlowa-matka zacz臋艂a budow臋 „Gwiezdnego Domu" niemal przed czterema tysi膮cleciami, pragn膮c mie膰 statek podobny do zamku w swojej posiad艂o艣ci. Plastalowe wewn臋trzne 艣ciany statku kaza艂a wy艂o偶y膰 czarnymi kamieniami, a minarety i zako艅czone blankami wie偶e zwie艅czy膰 kryszta艂owymi kopu艂ami. Zamek na pok艂adzie „Gwiezdnego Domu" spoczywa艂 na gigantycznej bryle rze藕bionego przez wichry bazaltu, kt贸r膮 staro偶ytni budowniczowie wydr膮偶yli, by ukry膰 w niej dziesi膮tki olbrzymich silnik贸w i arsena艂 zawieraj膮cy setki najrozmaitszych broni.

I chocia偶 „Gwiezdny Dom" nie m贸g艂 si臋 r贸wna膰 z 偶adnym nowoczesnym imperialnym gwiezdnym niszczycielem, by艂 jednostk膮 jedyn膮 w swoim rodzaju, pi臋kn膮 i szokuj膮c膮 swoim wygl膮dem. Ci, kt贸rzy widzieli go po raz pierwszy, wpadali w zachwyt, zw艂aszcza kiedy jedli spokojnie na jego pok艂adzie wspania艂膮 kolacj臋, a jaskrawe 艣wiat艂o wiruj膮cych wko艂o gwiazd odbija艂o si臋 tysi膮cznymi b艂yskami od powierzchni prastarych kryszta艂owych kopu艂.

- To musi by膰 fascynuj膮ce, m贸c robi膰 to, co robisz - odezwa艂a si臋 Ta'a Chume do Luke'a, kiedy sko艅czyli je艣膰 ostatnie danie. - By艂am zawsze tak膮 prowincjuszk膮, prawie nigdy nie rusza艂am si臋 z domu, a ty, poszukuj膮c informacji o rycerzach Jedi, przemierzy艂e艣 ca艂膮 galaktyk臋.

- Prawd臋 m贸wi膮c, robi臋 to od niedawna - zastrzeg艂 si臋 Luke. - Najwy偶ej przez ostatnie cztery miesi膮ce. I obawiam si臋, 偶e nie znalaz艂em niczego, co mia艂oby jak膮kolwiek warto艣膰. Zaczynam podejrzewa膰, 偶e nigdy nie znajd臋.

- Och, jestem przekonana, 偶e na wielu dziesi膮tkach 艣wiat贸w zachowa艂y si臋 jakie艣 dane. Sama dobrze pami臋tam, 偶e kiedy by艂am m艂odsza, moja matka udzieli艂a schronienia licz膮cej mniej wi臋cej pi臋膰dziesi膮t os贸b grupie rycerzy Jedi. Ukrywali si臋 w prastarych ruinach na jednym z naszych 艣wiat贸w przez rok. Urz膮dzili tam nawet ma艂膮 akademi臋. - Nagle jej g艂os sta艂 si臋 chropawy. - A p贸藕niej w gromadzie gwiezdnej Hapes pojawi艂 si臋 lord Vader ze swoimi Ciemnymi Rycerzami i zacz膮艂 polowa膰 na ukrywajcych si臋 Jedi. Zabi艂 wszystkich, a potem wysadzi艂 ruiny w powietrze, grzebi膮c cia艂a pod gruzami na Reboam. Tak przynajmniej mi m贸wiono. Nie wiem tego na pewno, ale uwa偶am za mo偶liwe, 偶e zachowa艂y si臋 jakie艣 dane na temat tego, co robili i czego uczyli tam rycerze Jedi.

- Na Reboam? - zapyta艂 Luke, okazuj膮c nag艂e zainteresowanie. - Gdzie to jest?

- To niewielki 艣wiat o surowym klimacie, prawie wcale nie zamieszkany. Zupe艂nie niepodobny do twojej Tatooine.

Isolder dostrzeg艂 w oczach Luke'a jak膮艣 dziwn膮, tajemn膮 t臋sknot臋. Ta'a Chume musia艂a to tak偶e zauwa偶y膰, gdy偶 doda艂a:

- Przyle膰 do nas na Hapes, kiedy to wszystko si臋 sko艅czy i odzyskasz Lei臋. Moja najstarsza doradczyni mog艂aby pokaza膰 ci te ruiny. Pozwol臋 ci zatrzyma膰 wszystko, co tam znajdziesz.

- Dzi臋kuj臋 ci, Ta'a Chume - rzek艂 Luke i wsta艂 z krzes艂a, zbyt podniecony, by dalej siedzie膰 przy stole. - My艣l臋, 偶e czas ju偶 na mnie. Zanim jednak odejd臋, czy mog臋 ci臋 prosi膰 o jedn膮 drobn膮 艂ask臋?

Kr贸lowa-matka kiwn臋艂a g艂ow膮 na znak, 偶e spe艂ni jego pro艣b臋.

- Czy m贸g艂bym zobaczy膰 twoj膮 twarz?

- Pochlebiasz mi - powiedzia艂a Ta'a Chume i cicho si臋 roze艣mia艂a.

Skrywa艂a swoje pi臋kne oblicze za woalk膮, wiedz膮c, 偶e na ca艂ym Hapes nie znalaz艂by si臋 ani jeden m臋偶czyzna do艣膰 odwa偶ny, by poprosi膰 j膮 o co艣 takiego. Luke by艂 jednak barbarzy艅c膮, kt贸ry nawet nie wiedzia艂, 偶e prosi o co艣, co jest zabronione. Ku wielkiemu zdumieniu Isoldera unios艂a woalk臋.

Przez chwil臋, kt贸ra wyda艂a mu si臋 wieczno艣ci膮, Jedi z zapartym tchem wpatrywa艂 si臋 w jej zdumiewaj膮ce zielone oczy i pukle d艂ugich, czerwonorudych w艂os贸w. Na Hapes mieszka艂o niewiele kobiet, kt贸re mog艂yby rywalizowa膰 z ni膮 pod wzgl臋dem urody. Isolder by艂 ciekaw, czy Skywalker zorientowa艂 si臋, i偶 matka chce go uwie艣膰. Po chwili Ta'a Chume opu艣ci艂a woalk臋.

Luke zgi膮艂 si臋 w g艂臋bokim uk艂onie i w tej samej chwili jego twarz skamienia艂a, jak gdyby zajrza艂 w g艂膮b duszy kr贸lowej--matki i przerazi艂 si臋 tym, co ujrza艂.

- Teraz wiem, dlaczego twoi ludzie okazuj膮 ci tak wielk膮 cze艣膰 - o艣wiadczy艂 niedbale i pospiesznie opu艣ci艂 komnat臋.

Isolder poczu艂, jak po plecach przeszed艂 mu dreszcz. U艣wiadomi艂 sobie, 偶e przed chwil膮 musia艂o wydarzy膰 si臋 co艣, czego nie by艂 w stanie zrozumie膰. Kiedy stwierdzi艂, 偶e Luke oddali艂 si臋 na bezpieczn膮 odleg艂o艣膰, zapyta艂:

- Dlaczego powiedzia艂a艣 mu o tej akademii? Dlaczego k艂ama艂a艣? Twoja matka nienawidzi艂a rycerzy Jedi co najmniej tak samo jak Imperator i pozabija艂aby ich z przyjemno艣ci膮, gdyby tylko mia艂a po temu okazj臋.

- Broni膮 rycerza Jedi jest jego umys艂 - ostrzeg艂a syna Ta'a Chume. - Je偶eli chcesz go pokona膰, musisz odwr贸ci膰 jego uwag臋, ka偶膮c mu my艣le膰 o czym艣 innym.

- A wi臋c zamierzasz go zabi膰?

Ta'a Chume z艂o偶y艂a splecione d艂onie na blacie sto艂u.

- Jest zapewne ostatnim 偶yj膮cym Jedi. Sam s艂ysza艂e艣, jak bardzo zale偶y mu na odnalezieniu tych cennych dokument贸w. Nie chcemy, by ich w艂adza si臋 odrodzi艂a, prawda? Nie zale偶y nam, by powstali ze swoich grob贸w. Mieli艣my do艣膰 k艂opot贸w z pierwszym pokoleniem. Nie chc臋, by nasi potomkowie musieli si臋 nisko k艂ania膰 jego synom. Nie chc臋, by rz膮dzi艂a nimi oligarchia czarownik贸w i wr贸偶bit贸w. Je偶eli chodzi o Skywalkera, nie mam nic przeciwko niemu. Musimy by膰 jednak pewni, 偶e b臋d膮 rz膮dzili nami ci, kt贸rzy zostali w tym celu najlepiej wyszkoleni.

Popatrzy艂a badawczo na Isoldera, ciekawa, czy o艣mieli si臋 sprzeciwi膰 jej rozumowaniu. Isolder kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Dzi臋kuj臋 ci, matko - powiedzia艂. - My艣l臋, 偶e powinienem teraz przygotowa膰 si臋 do podr贸偶y.

Wsta艂 z krzes艂a i podszed艂 do kr贸lowej, u艣cisn膮艂 j膮 i poca艂owa艂 przez woalk臋.

Wiedzia艂, 偶e powinien natychmiast opu艣ci膰 pok艂ad „Gwiezdnego Domu" i uda膰 si臋 na sw贸j statek, ale zamiast tego skierowa艂 si臋 do l膮dowiska dla go艣ci. Odszuka艂 tam Skywalkera stoj膮cego przy swoim czterosilnikowym my艣liwcu typu X, kt贸ry przygotowywa艂 si臋 do startu.

- Isolderze - odezwa艂 si臋 na jego widok Luke. - Zbieram si臋 do odlotu, ale nigdzie nie widz臋 swojego robota astronawigacyjnego. Czy przypadkiem go gdzie艣 nie widzia艂e艣?

- Nie - odpowiedzia艂 Isolder.

Nerwowo popatrzy艂 w prawo i w lewo, po chwili ujrza艂 wychodz膮cego z bocznego korytarza technika, za kt贸rym sun膮艂 robot.

- Twoja maszyna zacz臋艂a troch臋 iskrzy膰 - wyja艣ni艂 technik. - Usun臋li艣my w niej drobne zwarcie w jednym z obwod贸w motywatora.

- Czy wszystko w porz膮dku, Artoo? - zapyta艂 robota Luke.

Artoo gwizdn膮艂 twierdz膮co.

- Panie Skywalker - odezwa艂 si臋 Isolder. -Ja... chcia艂em pana o co艣 zapyta膰. Dathomira znajduje si臋 o jaki艣 sze艣膰dziesi膮t, siedemdziesi膮t parsek贸w od nas, prawda?

- Dok艂adnie o sze艣膰dziesi膮t cztery - odpar艂 Luke.

- Je偶eli Han Solo chcia艂 wykona膰 skok takiej d艂ugo艣ci, jego „Tysi膮cletni Sok贸艂" nie m贸g艂 lecie膰 przez nadprzestrze艅 po linii prostej - ci膮gn膮艂 ksi膮偶臋. - Musia艂 porusza膰 si臋 zygzakami. Jakim w艂a艣ciwie cz艂owiekiem jest Han Solo? Czy m贸g艂 podj膮膰 ryzyko i lecie膰 kr贸tsz膮 tras膮?

Obliczenie wsp贸艂rz臋dnych skoku przez nadprzestrze艅 by艂o zwykle bardzo pracoch艂onne i komputery astronawigacyjne prawie zawsze wybiera艂y „pewniejsze" szlaki, na kt贸rych na gwiezdnych mapach oznaczono wszystkie czarne dziury, pasy asteroid i systemy gwiezdne. Takie szlaki by艂y jednak d艂ugie i czsto nieprawdopodobnie kr臋te. Mimo to d艂u偶szy, wij膮cy si臋 szlak uchodzi艂 za lepszy od kr贸tkiego i niebezpiecznego, wiod膮cego przez mog膮c膮 kry膰 r贸偶ne niespodzianki przestrze艅.

- Gdyby lecia艂 sam - przyzna艂 Luke - tak, my艣l臋, 偶e m贸g艂by obra膰 kr贸tsz膮 tras臋. Mia艂 jednak na pok艂adzie Lei臋 i z pewno艣ci膮 nie narazi艂by jej na niebezpiecze艅stwa, a przynajmniej nie wtedy, gdyby by艂 tego 艣wiadom.

G艂os Luke'a brzmia艂 bardzo dziwnie, jak gdyby m艂ody Jedi nie chcia艂 powiedzie膰 Isolderowi ca艂ej prawdy.

- Czy s膮dzisz, 偶e 偶ycie Leii mo偶e by膰 zagro偶one? - nalega艂 mimo to ksi膮偶臋.

- Tak - przyzna艂 ochryple Luke.

- Kiedy by艂em dzieckiem, opowiadano mi o rycerzach Jedi - rzek艂 Isolder. - S艂ysza艂em, 偶e s膮 obdarzeni tajemn膮 moc膮. Powiedziano mi, 偶e mog膮 nawet pilotowa膰 statki przez nadprzestrze艅 bez pomocy nawigacyjnych komputer贸w i w ten spos贸b lecie膰 najkr贸tsz膮 tras膮. Nigdy jednak nie wierzy艂em w 偶adne cuda.

- W tym, co robi臋, nie ma 偶adnych cud贸w - odpar艂 Luke. - Moj膮 si艂臋 czerpi臋 z otaczaj膮cej nas Mocy 偶ycia. Nawet lec膮c przez nadprzestrze艅, czuj臋 jej nieustann膮 obecno艣膰 w s艂o艅cach, planetach i ksi臋偶ycach.

- Czy wiesz, 偶e 偶ycie Leii znalaz艂o si臋 w niebezpiecze艅stwie? - zapyta艂 go Isolder.

- Wiem. Czuj臋, 偶e mnie wzywa, 偶e ka偶e mi si臋 spieszy膰. W艂a艣nie dlatego przylecia艂em. Isolder zdecydowa艂 si臋 zaryzykowa膰.

- My艣l臋, 偶e jeste艣 cz艂owiekiem prawym. Czy zabra艂by艣 mnie ze sob膮 do Leii? Mo偶liwe, 偶e lec膮c na skr贸ty, zdo艂amy zaoszcz臋dzi膰 kilka parsek贸w. Mo偶e uda si臋 nam dotrze膰 na Dathomir臋 przed nimi.

Luke popatrzy艂 z pow膮tpiewaniem na ksi臋cia, a potem pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- No, nie wiem - powiedzia艂 w ko艅cu. - Wyruszyli dosy膰 dawno.

- Mimo to gdyby艣my mogli odnale藕膰 Hana Solo wcze艣niej...

- Wcze艣niej?

Isolder wzruszy艂 ramionami, wskazuj膮c mu flot臋 gwiezdnych niszczycieli i Bitewnych Smok贸w cumuj膮cych tu偶 poza granic膮 pola si艂owego.

- Je偶eli moja matka odnajdzie Solo wcze艣niej od nas, ka偶e go zabi膰.

- Wydaje mi si臋, 偶e masz racj臋. Czuj臋, 偶e mnie tak偶e nie 偶yczy najlepiej, chocia偶 wygl膮da tak przyja藕nie - odezwa艂 si臋 Luke.

Isolder by艂 zaskoczony. A wi臋c jednak m艂ody Jedi zdo艂a艂 przejrze膰 prawdziwe intencje jego matki.

- B膮d藕 ostro偶ny, rycerzu Jedi, i spotkaj si臋 ze mn膮 na moim statku - szepn膮艂, wiedz膮c dobrze, 偶e najprawdopodobniej nie p贸藕niej ni偶 za godzin臋 jego matka i tak dowie si臋 o tej zdradzie.

- B臋d臋 ostro偶ny - obieca艂 mu Luke i poklepa艂 przyja藕nie korpus Artoo, spogl膮daj膮c na niego tak, jak gdyby chcia艂 przenikn膮膰 wzrokiem jego metalowe wn臋trze.

ROZDZIA艁

11

Wzburzona Leia wpad艂a jak bomba na pok艂ad „Tysi膮cletniego Soko艂a" i rzuci艂a he艂m na pod艂og臋. Odbi艂 si臋 i potoczy艂 do k膮ta. Han wszed艂 za ni膮 po rampie, po czym rozejrza艂 si臋 po 艣wietlicy. Chewbacca i Threepio grali na holograficznej szachownicy.

- Wspaniale, Solo, po prostu wspaniale! - krzykn臋艂a Leia. - W jakie bagno nas wci膮gn膮艂e艣? Powiem ci, dlaczego ludzie Zsinja nas nie szukaj膮! Bo wiedz膮, 偶e i tak tutaj zginiemy, wi臋c po co maj膮 zawraca膰 sobie nami g艂ow臋!

- Pos艂uchaj, to nie moja wina! - zawo艂a艂 do niej Han. - Przebywaj膮 na mojej planecie nielegalnie! Nie powinno ich tu by膰! Kiedy uda si臋 nam st膮d wydosta膰, wymy艣l臋 jaki艣 spos贸b, by wyrzuci膰 ich do wszystkich diab艂贸w.

Chewbacca warkn膮艂 pytaj膮co.

- Ach, nic takiego - odrzek艂 Han.

- Nic takiego? - krzykn臋艂a Leia. - Tam, na zewn膮trz, chodz膮 potwory! O ile mi wiadomo, ca艂a powierzchnia tej planety a偶 si臋 od nich roi!

- Potwory? - j臋kn膮艂 Threepio, wstaj膮c od szachownicy i usi艂uj膮c uspokoi膰 trz臋s膮ce si臋 r臋ce. - Ojej, nie s膮dzicie chyba, 偶e 偶ywi膮 si臋 metalem, prawda?

- Nie s膮dz臋 - odpar艂 sarkastycznie Han. - Je偶eli nie liczy膰 kosmicznych mi臋czak贸w, nie s艂ysza艂em nigdy, 偶eby tak wielkie stworzenia 偶ywi艂y si臋 metalem.

Chewbacca co艣 burkn膮艂, a Threepio zapyta艂:

- Czy s膮 naprawd臋 du偶e?

- Pozw贸l, 偶e ci odpowiem - odezwa艂a si臋 Leia. - Jeszcze ich nie widzieli艣my, ale s膮dz膮c po 艣ladach, jeden m贸g艂by zapewne zje艣膰 nas troje na 艣niadanie, a p贸藕niej twoj膮 oderwan膮 nog膮 wyd艂uba膰 sobie resztki jedzenia z z臋b贸w.

- Ojej! - krzykn膮艂 przera偶ony Threepio.

- Och, przesta艅cie wreszcie! - rzek艂 Han. - Nie straszcie biednego androida. Wszystko wskazuje na to, 偶e s膮 nieszkodliwymi ro艣lino偶ercami.

Han stara艂 si臋 obj膮膰 Lei臋 ramieniem, by j膮 uspokoi膰, ale ona wymkn臋艂a si臋 z jego obj臋膰, a p贸藕niej wymierzy艂a palec w jego twarz.

- Mam nadziej臋, 偶e si臋 mylisz - o艣wiadczy艂a - bo je偶eli te 艣lady zostawi艂o zwierz臋 ro艣lino偶erne, to id臋 o zak艂ad, 偶e gdzie艣 w g膮szczu kryje si臋 jeszcze wi臋kszy drapie偶nik, kt贸ry na nie poluje. - Odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na iluminator. - Sama nie wiem, jak mog艂am si臋 na co艣 takiego zgodzi膰. Powinnam by艂a ci kaza膰 zawr贸ci膰. Lordowie, potwory i kto wie, co jeszcze? Czeg贸偶 mo偶na oczekiwa膰 po planecie, kt贸r膮 si臋 wygra艂o w karty?

- Pos艂uchaj, Leio - rzek艂 Han, dotykaj膮c ponownie jej ramienia - Wiesz przecie偶, 偶e robi臋 wszystko, co mog臋.

Leia odwr贸ci艂a si臋 i stan臋艂a tu偶 przed nim.

- Nie! - zawo艂a艂a. - Nie pozwol臋, by艣 mnie zagadywa艂. To nie s膮 偶arty. To nie jest wycieczka czy spacerek. Tu chodzi o nasze 偶ycie. W tej chwili pytanie, czy mnie kochasz i chcesz, bym ci臋 po艣lubi艂a, czy te偶 ja kocham Isoldera i chc臋 wyj艣膰 za niego, nie jest wa偶ne. Musimy si臋 st膮d wynosi膰. I to natychmiast!

Han przypomina艂 sobie, 偶e Leia zachowywa艂a si臋 tak jak teraz tylko w贸wczas, kiedy zagra偶a艂a jej 艣mier膰. Cz臋sto my艣la艂, 偶e on sam, traktuj膮c 偶ycie mniej powa偶nie, potrafi艂 si臋 nim cieszy膰 bardziej ni偶 ona. Teraz jednak u艣wiadomi艂 sobie, 偶e to nieprawda; ksi臋偶niczka kocha艂a 偶ycie r贸wnie mocno jak on, a mo偶e nawet jeszcze mocniej. Mo偶liwe, 偶e dawa艂o tu zna膰 o sobie jej alderaa艅skie pochodzenie i niemal legendarny szacunek jej ludu do wszystkiego, co 偶ywe. Leia musia艂a g艂臋boko skrywa膰 t臋 cech臋 swego charakteru, kiedy walczy艂a przeciwko Imperium. Wcze艣niej czy p贸藕niej jednak jej prawdziwe uczucia musia艂y si臋 ujawni膰. Taka w艂a艣nie by艂a Leia. Nikt nie m贸g艂 zorientowa膰 si臋, co naprawd臋 czuje, nawet ona sama nie zdawa艂a sobie do ko艅ca z tego sprawy.

- No dobrze. - Han otrz膮sn膮艂 si臋 ze swoich my艣li. - Zabior臋 nas st膮d. Obiecuj臋. Chewie, b臋dzie nam potrzebna bro艅. Wyci膮gnij ci臋偶kie blastery i zestawy ratunkowe. Miasto, kt贸re widzieli艣my za g贸rami, nie mo偶e znajdowa膰 si臋 dalej ni偶 o kilka dni drogi st膮d, a gdzie jest miasto, musz膮 by膰 艣rodki transportu. Dotrzemy tam, ukradniemy najszybszy stoj膮cy statek i wystrzelimy st膮d jak z procy.

Chewbacca przeci膮g艂ym skowytem wyrazi艂 niepok贸j z powodu porzucenia „Soko艂a".

- Masz racj臋 - zgodzi艂 si臋 Han. - Zabezpieczymy go najlepiej, jak potrafimy. Mo偶e kiedy艣 uda nam si臋 tu wr贸ci膰 i go odzyska膰.

Prze艂kn膮艂 z wysi艂kiem 艣lin臋, nie mog膮c m贸wi膰 dalej. Wiedzia艂, 偶e po sp臋dzeniu dw贸ch lub trzech lat w takim miejscu, po艣r贸d g贸r, na deszczu i 艣niegu, „Sok贸艂" zamieni si臋 w kup臋 z艂omu. Szans臋 na to, 偶e w ci膮gu najbli偶szych dziesi臋ciu lat Nowa Republika zdo艂a przenikn膮膰 tak daleko w g艂膮b obszar贸w zajtych przez Zsinja, by艂y znikome.

Leia patrzy艂a na Hana, jak gdyby nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym uszom.

- M贸wi艂a艣 zawsze, 偶e „Sok贸艂" jest moj膮 ulubion膮 zabawk膮 - zwr贸ci艂 si臋 do niej. - Mo偶e czas, bym z niej wreszcie zrezygnowa艂.

Poszed艂 do magazynu i ze stoj膮cej tam szafki wyj膮艂 dodatkowy he艂m i zapinany na zatrzaski kombinezon maskuj膮cy, by za艂o偶y膰 go na z艂ocisty korpus Threepia. P贸藕niej uda艂 si臋 na poszukiwanie androida i znalaz艂 go stoj膮cego u st贸p opuszczonej rampy i wpatruj膮cego si臋 z艂otymi oczami w o艣wietlone promieniami zachodz膮cego s艂o艅ca drzewa. Leia i Chewbacca zaj臋li si臋 zamykaniem pomieszcze艅 statku.

- Przynios艂em co艣 dla ciebie - odezwa艂 si臋 do Threepia Han, pokazuj膮c mu ochronny kombinezon. - Mam nadziej臋, 偶e nie ograniczy to wra偶liwo艣ci twoich czujnik贸w i nie b臋dzie ci kr臋powa膰 ruch贸w.

- Ubranie? - zapyta艂 zdziwiony android. - Trudno mi powiedzie膰. Jeszcze nigdy nie nosi艂em 偶adnych ubra艅, prosz臋 pana.

- No c贸偶, kiedy艣 wszystko robi si臋 po raz pierwszy - odrzek艂 Han.

Podszed艂 do Threepia i narzuci艂 mu na ramiona kombinezon; poczu艂 si臋 przy tym nieco dziwnie. Androidy s艂u偶膮ce w domach bogatych ludzi czasami ubiera艂y swoich pan贸w, ale Han nigdy nie s艂ysza艂, 偶eby by艂o odwrotnie.- My艣l臋, 偶e najlepiej, jak pan mnie tutaj zostawi - zaproponowa艂 Threepio. - Moja metalowa pow艂oka b臋dzie wabi膰 drapie偶niki.

- Och, o to mo偶esz si臋 nie martwi膰 - uspokoi艂 go Han. - Mamy przecie偶 blastery. Z pewno艣ci膮 nie spotkamy si臋 z niczym takim, z czym nie umieliby艣my sobie poradzi膰.

- Obawiam si臋, prosz臋 pana, 偶e nie zaprojektowano mnie z my艣l膮 o chodzeniu po takim gruncie - upiera艂 si臋 android. - Pod艂o偶e jest tu bardzo wilgotne i nier贸wne. Nim up艂ynie dziesi臋膰 dni, moje stawy odm贸wi膮 pos艂usze艅stwa, a co najmniej b臋d膮 piszcza艂y i skrzypia艂y jak runaty.

- We藕miemy oliw臋.

- Je偶eli ludzie Zsinja b臋d膮 nas szukali - nie dawa艂 za wygran膮 Threepio - bardzo 艂atwo wykryj膮 moje obwody i czujniki. Nie wyposa偶ono mnie w 偶adne urz膮dzenia elektroniczne, kt贸re mog艂yby je maskowa膰 i ukry膰 przed ich skanerami.

Han przygryz艂 warg臋. Threepio mia艂 racj臋. Jego obecno艣膰 mog艂a by膰 przyczyn膮 艣mierci wszystkich pozosta艂ych, ale nie by艂o sposobu, by temu zaradzi膰.

- Pos艂uchaj - odezwa艂 si臋 w ko艅cu Solo. - Ty i ja sp臋dzili艣my razem mn贸stwo czasu, a ja nigdy nie odwracam si臋 plecami do przyjaci贸艂.

- Przyjaci贸艂, prosz臋 pana? - zapyta艂 Threepio.

Han rozwa偶a艂 sytuacj臋. Istnia艂y du偶e szans臋, 偶e wyprawa zako艅czy si臋 艣mierci膮 androida, ale cho膰 nigdy nie byli prawdziwymi przyjaci贸艂mi, nie m贸g艂 powiedzie膰, 偶e go nie lubi. Gdzie艣 w oddali, w mrokach nadchodz膮cej nocy, us艂yszeli kolejny ni to chichot, ni to 艣piew jakiego艣 zwierza. By艂 to d藕wi臋k 艂agodny, nie wr贸偶膮cy nic z艂ego, ale Han nie zna艂 miejscowej fauny na tyle dobrze, by stwierdzi膰, czy nie wyda艂 go jaki艣 gigantyczny drapie偶nik oznajmiajcy swoim bliskim: „Czuj臋 kolacj臋".

- O nic si臋 nie martw - powiedzia艂, kiedy sko艅czy艂 ubiera膰 androida, na艂o偶y艂 mu te偶 na g艂ow臋 he艂m. Threepio odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 przyjaciela. W zbyt du偶ym, wisz膮cym na nim stroju, wygl膮da艂 偶a艂o艣nie nieporadnie. Han musia艂 znale藕膰 jaki艣 spos贸b na to, by android przesta艂 si臋 w ko艅cu martwi膰. - Jeste艣 androidem protokolarnym, prawda? Je偶eli chcesz mi pom贸c, wymy艣l co艣, by ksi臋偶niczka mnie pokocha艂a.

- Och - odezwa艂 si臋 Threepio, wyra藕nie podniecony t膮 propozycj膮. - Mo偶e pan przesta膰 si臋 o to martwi膰. Jestem pewien, 偶e co艣 wymy艣l臋, generale.

- 艢wietnie, 艣wietnie - rzuci艂 Han i uda艂 si臋 w g贸r臋 rampy, mijaj膮c po drodze Lei臋 d藕wigaj膮c膮 ci臋偶ki blaster i pakunek.

Kiedy skr臋ci艂 za r贸g, us艂ysza艂, jak Threepio odezwa艂 si臋 do niej:

- Ojej, czy zauwa偶y艂a pani, jak ol艣niewaj膮co wygl膮da dzisiaj nasz kr贸l Solo? Nie wydaje si臋 pani wyj膮tkowo pi臋kny?

- Och, zamknij si臋 - burkn臋艂a Leia.

Han zachichota艂 i zabra艂 si臋 za kompletowanie ekwipunku. Wzi膮艂 plecak, ci臋偶ki karabin blasterowy, nadmuchiwany namiot i noktowizorowe gogle, a tak偶e kilkana艣cie granat贸w. S膮dzi艂, 偶e mo偶e nadarzy膰 si臋 okazja, by wrzuci膰 je w gardziel jakiego艣 gigantycznego drapie偶nika. Kiedy by艂 got贸w, zszed艂 po rampie, podni贸s艂 j膮, uszczelni艂 statek i skierowa艂 si臋 do lasu. Blask ksi臋偶yca srebrzy艂 bia艂膮 kor臋 drzew. Ich ga艂臋zie rzuca艂y na traw臋 i poszycie dziwny wz贸r, jak gdyby potajemnie bawi艂y si臋 w berka z miejscami, na kt贸re pada艂o 艣wiat艂o.

Powietrze w lesie by艂o bardzo czyste; jak wczesnym latem, kiedy soki kr膮偶膮ce w drzewach s膮 艣wie偶e, li艣cie m艂ode, a panuj膮cy w ci膮gu dnia upa艂 zabija wo艅 wysuszonych, le偶膮cych na ziemi zesz艂orocznych li艣ci. A jednak, mimo uczucia, 偶e otaczaj膮cy go u艣piony las jest mu dobrze znany, Han by艂 艣wiadomy, i偶 przebywa w obcym 艣wiecie. Przyci膮ganie, kt贸re by艂o tutaj troch臋 mniejsze, przydawa艂o spr臋偶ysto艣ci jego krokom i obdarza艂o go poczuciem wielkiej, nadprzyrodzonej niemal si艂y. Pomy艣la艂, 偶e istnienie ogromnych stworze艅 planeta zawdzi臋cza w艂a艣nie s艂abszemu przyci膮ganiu. Na 艣wiatach takich jak ten, system kr膮偶enia wielkich zwierz膮t nie pracowa艂 w warunkach tak trudnych jak gdzie indziej, a ich ko艣ci nie 艂ama艂y si臋 pod ci臋偶arem olbrzymiego cia艂a. Han wyczuwa艂 obco艣膰 tak偶e w drzewach - zbyt wysokie, mia艂y cienkie jak wierzby pnie i mierzy艂y cz臋sto osiemdziesi膮t metr贸w. Ko艂ysa艂y si臋 teraz spokojnie w podmuchach lekkiego wiatru.

Po drodze nie napotkali 偶adnych zwierz膮t, je偶eli nie liczy膰 kilku podobnych do prosi膮t gryzoni, kt贸re umkn臋艂y w zaro艣la, kiedy si臋 zbli偶ali. Przedzieraj膮c si臋 przez g膮szcze, ucieka艂y przed nimi tak szybko, 偶e Han nawet za偶artowa艂, i偶 musz膮 mie膰 wszczepione w zady ma艂e silniki do lot贸w w nadprzestrzeni. Przez trzy godziny szli przez rozja艣nione ksi臋偶ycowym blaskiem lasy, a kiedy dotarli do skalistej, pozbawionej drzew g贸rskiej prze艂臋czy, na kt贸rej spod sk膮pego dywanu traw wystawa艂y ostre ska艂y, zatrzymali si臋 na odpoczynek. Ciemne chmury przecinane od czasu do czasu b艂臋kitnymi i purpurowymi b艂yskawicami przes艂ania艂y widoczn膮 w oddali 艂un臋 艣wiate艂 miasta. Czasem spoza g贸rskich szczyt贸w dobiega艂 ich odg艂os gromu brzmi膮cy w tej ciszy niczym huk pradawnych armat.

- Wygl膮da na to, 偶e nadci膮ga burza - odezwa艂a si臋 ksi臋偶niczka Leia. - Lepiej b臋dzie, je艣li szybko zejdziemy z grani i zbudujemy sza艂as.

Han przygl膮da艂 si臋 chmurom jeszcze przez chwil臋, a偶 zobaczy艂, jak przecina je kolejny ciemnob艂臋kitny zygzak podobny do b艂ysku lasera.

- To nie jest zwyczajna burza z piorunami - o艣wiadczy艂. - Przypomina bardziej piaskow膮.

Rzeczywi艣cie wygl膮da艂o to bardzo dziwnie. Nawa艂nica ogranicza艂a si臋 do jednego miejsca; gigantyczne tornado nadci膮gn臋艂o znad pustyni, wlok膮c za sob膮 g贸ry piachu, a teraz opr贸偶nia艂o u podn贸偶a g贸r ca艂y zapas porwanego py艂u.

- Dobrze, dobrze, niewa偶ne, co to jest, ale nie chc臋, 偶eby nas z艂apa艂o - o艣wiadczy艂a Leia, kiedy schodzili po zboczu, spiesz膮c si臋 tak bardzo, 偶e kawa艂ki zwietrza艂ych ska艂 osuwa艂y si臋 spod ich st贸p.

Gdy znale藕li si臋 zn贸w pod os艂on膮 drzew, Han tak偶e poczu艂 si臋 bezpieczniej. Na miejsce obozowiska wybrali znajduj膮c膮 si臋 ko艂o pnia powalonego drzewa niewielk膮 polank臋, otoczon膮 niezliczonymi g艂azami o kszta艂tach zaokr膮glonych przez g贸rski strumie艅. Rozmiary g艂az贸w, z kt贸rych wiele przewy偶sza艂o cz艂owieka, by艂y niemym 艣wiadectwem szybko艣ci i si艂y, z jak膮 p臋dzi艂y wzburzone wody podczas pory deszczowej czy topnienia 艣nieg贸w. Miejsce to nie by艂o mo偶e ca艂kiem bezpieczne, zwa偶ywszy na nadci膮gaj膮c膮 burz臋, ale Han postanowi艂 zaryzykowa膰. Otaczaj膮ce go ogromne kawa艂y ska艂 sprawia艂y, 偶e czu艂 si臋 znacznie pewniej. Mo偶na si臋 tu by艂o 艂atwo ukry膰 na wypadek, gdyby kto艣 chcia艂 ich zaatakowa膰.

Rozstawili namioty, przyrz膮dzili lekk膮 kolacj臋 z tego, co zabrali ze statku, i wypili po kilka 艂yk贸w wysterylizowanej wody.

- Ty i Chewie stoicie pierwsi na warcie - o艣wiadczy艂 Han, rzucaj膮c Threepiowi karabin blasterowy.

Android przez chwil臋 niezdarnie gmera艂 przy zamku broni.

- Ale偶, prosz臋 pana, m贸j program nie pozwala mi krzywdzi膰 偶yj膮cych istot - odezwa艂 si臋 w ko艅cu.

- Je偶eli jak膮艣 zobaczysz, strzel pod nogi i nar贸b du偶o zamieszania - doradzi艂 mu Han.

Powiedziawszy to, wszed艂 do namiotu. Mia艂 zamiar pole偶e膰 na nadmuchiwanym materacu i chocia偶 przez moment pomy艣le膰, ale by艂 tak zm臋czony, 偶e natychmiast zasn膮艂.

Wydawa艂o mu si臋, 偶e min臋艂a zaledwie chwila, kiedy zbudzi艂 go huk strza艂u z blastera, grzechot rozpryskuj膮cych si臋 od艂amk贸w ska艂 i podniecony g艂os Threepia:

- Juhu, generale Solo! Na pomoc! Niech pan si臋 obuuudziii! Na pomoc, generale Solo!

Han zerwa艂 si臋, chwyci艂 blaster i wyskoczy艂 z namiotu w tej samej chwili, w kt贸rej Leia wygramoli艂a si臋 ze swojego. Us艂ysza艂 w pobli偶u metaliczny d藕wi臋k. Odwr贸ci艂 si臋 i o kilkana艣cie metr贸w od siebie zobaczy艂 lekkiego imperialnego robota krocz膮cego typu zwiadowczego z dwuosobow膮 za艂og膮 w 艣rodku. Robot przycupn膮艂 na skalnym wyst臋pie niczym jaki艣 d艂ugonogi stalowy ptak, kieruj膮c lufy dw贸ch sprz臋偶onych dzia艂ek blasterowych na Hana i ksi臋偶niczk臋. Jak, u licha, m贸g艂 si臋 znale藕膰 w tym miejscu nie zauwa偶ony przez androida?

Zza os艂ony z transpastalowej szyby przygl膮dali si臋 im pilot i artylerzysta. Ich twarze o艣wietla艂a zielonkawa po艣wiata emanuj膮ca z pulpit贸w sterowniczych. Pilot uni贸s艂 mikrofon do ust i krzykn膮艂 ochryple:

- Wy dwoje, rzuci膰 bro艅 i za艂o偶y膰 r臋ce na g艂owy!

Han prze艂kn膮艂 z wysi艂kiem 艣lin臋 i rozejrza艂 si臋 po okolicy. Nie dostrzeg艂 nigdzie Chewbaccy ze swoim nieod艂膮cznym miotaczem laserowym.

- Hmm... czy robimy co艣 z艂ego? - zapyta艂. - Przyjechali艣my tutaj, by 艂owi膰 ryby. Mog臋 okaza膰 zezwolenie.

Pilot i artylerzysta spojrzeli na siebie. Ten u艂amek sekundy wystarczy艂. Han z艂apa艂 Lei臋 za rami臋 i poci膮gn膮艂 za sob膮, kryj膮c si臋 razem z ni膮 za najbli偶szym g艂azem. Zanim jednak to zrobi艂, zd膮偶y艂 wystrzeli膰 z blastera, mierz膮c w transpastalowe okno. Liczy艂, 偶e si艂a strza艂u przebije szyb臋, trafi pilota albo chocia偶 na sekund臋 o艣lepi artylerzyst臋. Jego lekki r臋czny blaster nie dysponowa艂 jednak wystarczaj膮c膮 moc膮, a wszystkie zabrane z „Soko艂a" granaty zosta艂y w namiocie. On i Leia skulili si臋 wi臋c za g艂azem, staraj膮c si臋 jak najlepiej ukry膰.- Wy dwoje, wychodzi膰 stamt膮d, bo inaczej zniszczymy waszego androida!

- Uciekajcie! - wrzasn膮艂 Threepio. - Ratujcie si臋, je艣li mo偶ecie!

Artylerzysta przerwa艂 mu, puszczaj膮c seri臋 z blasterowych dzia艂ek. Wok贸艂 g艂owy Hana zacz臋艂y fruwa膰 kawa艂ki ska艂. Powietrze wype艂ni艂o si臋 woni膮 ozonu i dymem. Jeden z od艂amk贸w, odbiwszy si臋 od g艂azu, kt贸ry mieli za plecami, trafi艂 Hana w d艂o艅. Leia wyskoczy艂a z drugiej strony, strzeli艂a ze swojego karabinu blasterowego i ponownie ukry艂a si臋 za g艂azem.

Solo rozejrza艂 si臋 gor膮czkowo, szukaj膮c Chewbaccy. Nagle zobaczy艂 cie艅 poruszaj膮cy si臋 w艣r贸d ni偶szych ga艂臋zi srebrzystego drzewa i ukradkiem wspinaj膮cy si臋 coraz wy偶ej. Tak, to by艂 Chewie, trzyma艂 w 艂apie miotacz. W pewnej chwili znieruchomia艂, wymierzy艂 z broni i wystrzeli艂. Pocisk trafi艂 imperialnego robota w kad艂ub, rozpryskuj膮c zielone iskry. Han us艂ysza艂, jak metal a偶 j臋kn膮艂 na znak protestu.

Pilot stara艂 si臋 obr贸ci膰 kabin臋, 偶eby spojrze膰 w stron臋, z kt贸rej pad艂 strza艂, ale Leia wyskoczy艂a zza g艂azu i strzeli艂a trzykrotnie raz po raz, mierz膮c we wra偶liwy hydrauliczny mechanizm dolnego przegubu 艂apy robota. W powietrzu za艣wiszcza艂y kawa艂ki metalu, a robot przechyli艂 si臋, a potem wywr贸ci艂 na bok. Jego gigantyczne metalowe 艂apy drga艂y jeszcze przez chwil臋.

Han podbieg艂 do Threepia, zabra艂 mu ci臋偶ki blaster i podbieg艂 z nim do okna robota. Znajdowa艂 si臋 teraz poza zasi臋giem dzia艂ek.

- Wy dwaj, wychodzi膰 powoli ze 艣rodka - rozkaza艂. - To pud艂o ju偶 wam nic nie pomo偶e, chyba 偶e zamierzacie w nim zgin膮膰.

Pilot zmarszczy艂 brwi i uni贸s艂 r臋ce nad g艂ow臋. Artylerzysta otworzy艂 znajduj膮c膮 si臋 nad nimi klap臋 i obaj wype艂zli niezgrabnie ze 艣rodka. Han szturchn膮艂 ich blasterem, 偶eby stan臋li obok siebie, a p贸藕niej podsun膮艂 wylot lufy pod nos pilota.

- Ta planeta zosta艂a ob艂o偶ona kl膮tw膮! - krzykn膮艂 do niego artylerzysta. - Lepiej b臋dzie, jak si臋 st膮d wyniesiecie!

- Kl膮tw膮? - odezwa艂a si臋 Leia. - Dlaczego?

- Tubylcy odnosz膮 si臋 wrogo do obcych - odrzek艂 pilot. Leia i Han spojrzeli po sobie, a zdumiony pilot zapyta艂: - Czy to znaczy, 偶e nie wiedzieli艣cie o tym?

- Postanowili艣my zaryzykowa膰 - mrukn膮艂 Han.

- Czy przypadkiem ci tubylcy nie maj膮 pi臋ciopalczastych st贸p metrowej d艂ugo艣ci? - zapyta艂a Leia. W oczach pilota pojawi艂o si臋 przera偶enie.

- Prosz臋 pani, to s膮 tylko ich domowi ulubie艅cy! - powiedzia艂.

Z kabiny przewr贸conego robota dobieg艂 ich jaki艣 g艂os, m贸wi膮cy przez radio:

- Patrol si贸dmy, melduj o swojej sytuacji. Prosimy o potwierdzenie. Czy uda艂o si臋 wam uj膮膰 genera艂a Hana Solo?

Chewbacca, kt贸ry w tym czasie zszed艂 z drzewa, podkrad艂 si臋 od ty艂u i wystrzeli艂 z miotacza, mierz膮c w odbiornik radiowy robota, a potem schwyci艂 g艂owy obu wi臋藕ni贸w i uderzy艂 ich he艂mami o siebie tak mocno, 偶e po ca艂ej okolicy rozni贸s艂 si臋 trzask. Warkn膮艂 i spojrza艂 w g贸r臋 zbocza, przynaglaj膮c ich do po艣piechu.

Leia jednak ju偶 zacz臋艂a zwija膰 namioty.

ROZDZIA艁

12

Kiedy Smok Bitewny Isoldera, „Pie艣艅 Wojny", przygotowywa艂 si臋 do wyj艣cia z nadprzestrzeni, ksi膮偶臋 by艂 pe艂en dobrych my艣li. Luke doprowadzi艂 jego statek w pobli偶e Dathomiry w ci膮gu zaledwie siedmiu dni, oszcz臋dzaj膮c w ten spos贸b dziesi臋膰 w por贸wnaniu z najkr贸tsz膮 tras膮, jak膮 potrafi艂y obra膰 hapa艅skie astronawigacyjne komputery! Isolder mia艂 nadziej臋, 偶e uda艂o si臋 im dotrze膰 do Dathomiry wcze艣niej od Hana.

Kiedy jednak wy艂onili si臋 z nadprzestrzeni, poczu艂, jak serce zamiera mu z przera偶enia. Ca艂e dziesi臋膰 kilometr贸w l膮dowisk stoczni by艂o strze偶one przez dwa imperialne gwiezdne niszczyciele i dziesi膮tki innych spoczywaj膮cych na nich statk贸w.

Rozd藕wi臋cza艂y si臋 automatyczne sygna艂y alarmowe i na wszystkich pok艂adach Bitewnego Smoka pojawili si臋 ludzie spiesz膮cy, by zaj膮膰 stanowiska.

Luke Skywalker sta艂 na mostku i wpatrywa艂 si臋 w iluminator. Gestem pokaza艂 Isolderowi fregat臋, kt贸ra oderwa艂a si臋 od l膮dowiska i teraz zag艂臋bia艂a si臋 w g贸rne warstwy atmosfery Dathomiry. Z jej wie偶yczek, na kt贸rych umieszczone by艂y gniazda czujnik贸w, strzela艂y p艂omienie.

- Tam! - krzykn膮艂. - Leia znajduje si臋 na pok艂adzie tamtego p艂on膮cego statku!

Isolder spojrza艂 szybko na ekran monitora.

- Jest na tamtym statku? - zapyta艂, nie kryj膮c przera偶enia. Ca艂y ten po艣piech tylko po to - pomy艣la艂 - 偶eby patrze膰 bezradnie, jak jej zw艂oki roztrzaskuj膮 si臋 o powierzchni臋 Dathomiry.

- 呕yje! - zapewni艂 go stanowczo Luke. - Jest tylko przera偶ona, ale nie straci艂a nadziei. Czuj臋 to. Zamierzaj膮 wyl膮dowa膰. Musz臋 im jako艣 pom贸c.

Wypad艂 z mostka i pobieg艂 w stron臋 hangaru, w kt贸rym znajdowa艂 si臋 jego my艣liwiec. Isolder tymczasem obserwowa艂 dziesi膮tki starych imperialnych maszyn typu TIE startuj膮cych z pok艂ad贸w niszczycieli gwiezdnych Zsinja. By艂o wida膰 wyra藕nie ig艂y 艣wiat艂a strzelaj膮ce z dysz wylotowych ich silnik贸w.

- Wszystkie my艣liwce do akcji! - rozkaza艂 Isolder. - Zadanie: zniszczy膰 nieruchomy gwiezdny superniszczyciel, znajduj膮cy si臋 na terenie stoczni, a wraz z nim wszystko, co mo偶liwe. Chc臋, by艣cie narobili jak najwi臋cej zamieszania!

Po chwili odezwa艂y si臋 dzia艂a jonowe „Pie艣ni Wojny", a z wyrzutni z gwizdem wyskoczy艂y torpedy. Mimo 偶e gwiezdne niszczyciele by艂y trzy razy wi臋ksze i silniej uzbrojone ni偶 hapa艅skie Bitewne Smoki, wszystkie dzia艂a na pok艂adach jednostek imperialnych zosta艂y ustawione w staromodny, stacjonarny spos贸b. Po oddaniu strza艂u z dzia艂a jonowego czy blasterowego nale偶a艂o odczeka膰 kilkadziesi膮t milisekund na ponowne na艂adowanie si臋 gigantycznego kondensatora, przez co dzia艂o przez ponad osiemdziesi膮t procent czasu by艂o nieczynne.

Ten sam problem rozwi膮zano na hapa艅skich Bitewnych Smokach w odmienny spos贸b. Smoki mia艂y kszta艂t ogromnych spodk贸w, a znajduj膮ce si臋 na ich obwodach dzia艂a mog艂y si臋 szybko obraca膰 po obwodach tych talerzy. Dzi臋ki temu na miejsce dzia艂, kt贸re po strzale musia艂y odczeka膰 pewien czas na prze艂adowanie kondensatora, nasuwa艂y si臋 automatycznie wci膮偶 nowe, gotowe do oddania strza艂u.

Oba gwiezdne niszczyciele w wyniku tak zmasowanego ognia natychmiast si臋 wycofa艂y. Isolder popatrzy艂 w 艣lad za oddalaj膮cym si臋 z mostka Luke'em. Wiedzia艂, 偶e chocia偶 hapa艅ski Bitewny Smok by艂 gro藕nym przeciwnikiem podczas walki, nie m贸g艂 si臋 r贸wna膰 z gwiezdnym niszczycielem w贸wczas, kiedy z pok艂ad贸w lotniczych obcej jednostki wystartuj膮 my艣liwce. Szybkie i bardziej zwrotne maszyny b臋d膮 mog艂y przenikn膮膰 przez os艂ony hapa艅skiego Smoka i zniszczy膰 albo uszkodzi膰 te dzia艂a, kt贸re obr贸ci艂y si臋 po oddaniu strza艂u. Co prawda na jaki艣 czas powstrzymaj膮 je my艣liwce Hapan, ale Isolder nie s膮dzi艂, by mog艂y dostatecznie d艂ugo przeciwstawia膰 si臋 o wiele od nich liczniejszym maszynom Zsinja.

- Kapitanie Astarto - odezwa艂 si臋, spogl膮daj膮c na osobist膮 stra偶niczk臋. - Prosz臋 przej膮膰 dow贸dztwo. Ja zamierzam polecie膰 na planet臋.

- M贸j panie - sprzeciwi艂a si臋 Astarta. - Moje zadanie polega na tym, by ci臋 chroni膰.

- A zatem wykonuj je jak najlepiej - rozkaza艂 Isolder. - M贸j odlot w tym rozgardiaszu nie powinien zosta膰 zauwa偶ony. Flota matki nie pojawi si臋 tu przed up艂ywem dziesi臋ciu dni. Prosz臋, ostrze偶 j膮 o tym, co j膮 tutaj czeka, a kiedy przyb臋dzie, do艂膮cz do niej i walcz u jej boku. Ja w tym czasie postaram si臋 艣ledzi膰 wasze poczynania z powierzchni planety. Je偶eli b臋d臋 m贸g艂, przylec臋 do was na znak, 偶e rozpocz臋li艣cie udany atak.

- Ale je艣li nie wystartujesz w ci膮gu pi臋ciu minut - powiedzia艂a zd艂awionym g艂osem Astarta - zabij臋 wszystkich ludzi Zsinja, kt贸rzy znajduj膮 si臋 w tym systemie gwiezdnym, a potem przeszukam planet臋 tak dok艂adnie, a偶 ci臋 znajd臋!

Isolder u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i musn膮艂 r臋k膮 jej rami臋. Wybieg艂 z mostku i pospieszy艂 korytarzami „Pie艣ni Wojny" do hangar贸w. Prowadzenie ostrza艂u poch艂ania艂o tak wiele energii statku, 偶e 艣wiat艂o w korytarzach by艂o przy膰mione i Isolder musia艂 biec ku pok艂adom lotniczym, kieruj膮c si臋 ognikami awaryjnych boi. Po drodze nie spotka艂 prawie nikogo, jako 偶e za艂ogi wszystkich maszyn zd膮偶y艂y ju偶 wystartowa膰.

Skywalker uruchamia艂 w艂a艣nie my艣liwiec typu X, ale Isolder zobaczy艂, 偶e nie jest to maszyna Luke'a. Krz膮ta艂o si臋 wok贸艂 niej kilkunastu technik贸w, sprawdzaj膮c dzia艂a i umieszczaj膮c robota astronawigacyjnego na swoim miejscu.

- Masz problemy ze swoim my艣liwcem? - krzykn膮艂 do niego Isolder przez ca艂膮 szeroko艣膰 hali.

Luke kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Nie sprawdzono uzbrojenia. Czy mog臋 po偶yczy膰 jeden z twoich?

- Nie ma sprawy! - odkrzykn膮艂 Isolder.

Schwyci艂 z wieszaka kamizelk臋 kuloodporn膮 i he艂m, a potem przypasa艂 osobisty blaster. Technicy, kt贸rzy go zobaczyli, zacz臋li przygotowywa膰 do lotu jego my艣liwiec, „Burz臋". Kiedy spojrza艂 na maszyn臋, ogarn臋艂o go przelotne uczucie dumy. Zaprojektowa艂 j膮 i zbudowa艂 osobi艣cie.

Nagle zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e jest podobny do Hana Solo, kto wie, czy nie a偶 za bardzo. Solo mia艂 swojego „Soko艂a". On mia艂 „Burz臋". Obaj byli kiedy艣 piratami, a teraz obaj kochali si臋 w tej samej kobiecie. Przez ca艂y czas trwania lotu na Dathomir臋 Isolder rozmy艣la艂, dlaczego polecia艂. Jego matka wiedzia艂a, dok膮d si臋 uda艂 Han, tak wi臋c Lei臋 mog艂a uwolni膰 bez trudu flota Hapan. On sam nie musia艂 ryzykowa膰 偶ycia w wyprawie, kt贸ra nie mia艂a przecie偶 偶adnego sensu.

Kiedy jednak rozmy艣la艂 nad tym d艂u偶ej, zda艂 sobie spraw臋, 偶e musi zmierzy膰 si臋 z Hanem w bezpo艣redniej walce. Solo, porwawszy Lei臋, rzuci艂 mu wyzwanie, kt贸rego on nie m贸g艂 odrzuci膰. Tu, na pok艂adzie lotniczym swojego statku, u艣wiadomi艂 sobie nagle, 偶e musi wykra艣膰 Hanowi Solo Lei臋 nawet w贸wczas, gdyby trzeba by艂o w tym celu u偶y膰 broni.

Luke w tym czasie zaj膮艂 miejsce w kabinie po偶yczonego my艣liwca. Widz膮c to, Isolder krzykn膮艂:

- Skywalker! Lec臋 z tob膮! B臋d臋 ci臋 os艂ania艂 od ogona!

Luke odwr贸ci艂 si臋 w jego stron臋 i nie zdejmuj膮c he艂mu z g艂owy, uni贸s艂 r臋ce z wyci膮gni臋tymi do g贸ry kciukami.

Czuj膮c nag艂y przyp艂yw adrenaliny, Isolder pobieg艂 przez pok艂ad lotniczy, wskoczy艂 do kabiny „Burzy" i w艂膮czy艂 pulpity steruj膮ce. Kiedy uruchamia艂 turbogeneratory i uzbraja艂 wyrzutnie pocisk贸w i blastery, pracuj膮cy nad jego g艂ow膮 technicy uszczelniali transpastalow膮 ba艅k臋 kabiny. Nie spieszyli si臋, pragn膮c sprawdzi膰 wszystko po kilka razy, ale Isolder zwi臋kszy艂 obroty generatora, jakby zamierza艂 wystartowa膰. Technicy, s艂ysz膮c to, rozbiegli si臋 na wszystkie strony i „Burza" wystrzeli艂a w g贸r臋.

Isolder w艂膮czy艂 kod transpondera identyfikuj膮cy jego my艣liwiec jako hapa艅ski i wzni贸s艂 si臋 ponad kraw臋d藕 g贸rnej czaszy „Pie艣ni Wojny".

Znalaz艂szy si臋 w przestrzeni, m贸g艂 znacznie lepiej oceni膰 przebieg walki. Gwiezdne niszczyciele wycofa艂y si臋 i rozdzieli艂y, a wi臋c Astarta by艂a zmuszona wybra膰 jeden z nich jako cel g艂贸wny. Zamiast tego skierowa艂a Bitewnego Smoka ku stoczni i zacz臋艂a ostrzeliwa膰 gwiezdny superniszczyciel czekaj膮cy tam na remont. Wyrz膮dza艂a w ten spos贸b jego cennym urz膮dzeniom wi臋cej szk贸d, ni偶 mog艂aby zada膰 podczas otwartej, decyduj膮cej walki.

呕aden z broni膮cych stoczni gwiezdnych niszczycieli nie spieszy艂 si臋, by jej w tym przeszkodzi膰.

Dwa spoczywaj膮ce na l膮dowiskach niszczyciele klasy Victory musia艂y by膰 przynajmniej cz臋艣ciowo sprawne, gdy偶 z pok艂ad贸w tych statk贸w podrywa艂y si臋 do lotu my艣liwce typu TIE i jeszcze starsze maszyny klasy Z-95 zwane 艁owcami G艂贸w. Ca艂e niebo roi艂o si臋 od my艣liwc贸w, kawa艂k贸w porozrywanego metalu i szcz膮tk贸w zniszczonych statk贸w.

Isolder w艂膮czy艂 radio i poleci艂 odnalezienie pasma cz臋stotliwo艣ci imperialnych, chc膮c us艂ysze膰 rozmowy pilot贸w wrogich maszyn. Luke Skywalker tymczasem zd膮偶y艂 wznie艣膰 si臋 ponad kraw臋d藕 hapa艅skiego Bitewnego Smoka i ksi膮偶臋 musia艂 przyspieszy膰, by zaj膮膰 pozycj臋 za ogonem m艂odego Jedi.

- Czerwona Jedynka do Czerwonej Dw贸jki - zawo艂a艂 go Luke przez radio. - Uwa偶aj, mn贸stwo 艣mieci odrywa si臋 od rusztowania stoczni. - Zaledwie zd膮偶y艂 to powiedzie膰, kiedy w艂a艣nie trafiony kilometrowej d艂ugo艣ci segment od艂ama艂 si臋 od reszty rusztowania. Odrywaj膮c po drodze kolejne cz臋艣ci, zacz膮艂 majestatycznie opada膰 ku powierzchni planety, nabieraj膮c pr臋dko艣ci dzi臋ki sile grawitacji. - Zamierzam wy艂膮czy膰 silniki i przez chwil臋 towarzyszy膰 tym opadaj膮cym szcz膮tkom - doda艂 Luke. - Przedtem jednak musz臋 zniszczy膰 chocia偶 kilka nieprzyjacielskich maszyn.

Isolder zastanowi艂 si臋 przez chwil臋. Ani on, ani Luke nie mogli wyl膮dowa膰 tak, 偶eby nikt tego faktu nie spostrzeg艂. B臋dzie si臋 musia艂 katapultowa膰 i pozwoli膰, by maszyna rozbi艂a si臋 o powierzchni臋.

- Robi臋 to, co i ty, Czerwona Jedynko - odpowiedzia艂. Luke przyspieszy艂, by osign膮膰 pr臋dko艣膰 bojow膮, i skierowa艂 maszyn臋 ku nadlatuj膮cej ku nim falandze dwudziestu 艁owc贸w G艂贸w jarz膮cych si臋 czerwono na jego ekranach niczym p艂on膮ce klejnoty. Isolder lecia艂 za nim, zaj膮wszy pozycj臋 na prawym skrzydle. Nastawi艂 czo艂owe pola ochronne na podw贸jn膮 si艂臋 i przys艂uchiwa艂 si臋 rozmowom pilot贸w 艁owc贸w G艂贸w przekazuj膮cych sobie strategiczne dane w pa艣mie cz臋stotliwo艣ci u偶ywanym przez si艂y imperialne. Kiedy jednak w艂膮czy艂 swoje urz膮dzenia zag艂uszaj膮ce, rozmowy umilk艂y. W pewnej chwili, rzuciwszy okiem na umieszczony tu偶 nad g艂ow膮 g艂贸wny ekran, zauwa偶y艂 na nim co艣 niezwyk艂ego i zawo艂a艂:

- Luke, masz wy艂膮czone ochronne pola deflektora! Urz膮dzenia zak艂贸caj膮ce 艁owc贸w G艂贸w natychmiast plun臋艂y w jego stron臋 jazgotem, ale Isolder mimo to powt贸rzy艂:

- Luke, w艂膮cz pola deflektora!

Przez szum i ha艂as zak艂贸ce艅 us艂ysza艂, jak Luke odkrzykn膮艂:

- S膮 w艂膮czone!

- Nie! - zawo艂a艂 Isolder. - S膮 wy艂膮czone!

Luke jednak uni贸s艂 d艂o艅 z kciukiem do g贸ry, na znak, 偶e Isolder mo偶e si臋 nie martwi膰, a p贸藕niej obaj znale藕li si臋 po艣r贸d 艁owc贸w G艂贸w i ciemne niebo zacz臋艂y przeszywa膰 b艂yski strza艂贸w z blaster贸w. Isolder wybra艂 cel, wystrzeli艂 r贸wnocze艣nie 艂adunek jonowy i konwencjonalny pocisk samonaprowadzaj膮cy, a potem gwa艂townie szarpn膮艂 dr膮偶ek w prawo. K膮tem oka dostrzeg艂, jak my艣liwiec Skywalkera zostaje trafiony w prawe g贸rne skrzyd艂o i zaczyna wirowa膰, a po chwili otrzymuje nast臋pne trafienie w dziobowe gniazdo z czujnikami. Zobaczy艂, 偶e maszyna Luke'a opada, obracaj膮c si臋 wok贸艂 w艂asnej osi coraz szybciej i po chwili rozlatuje si臋 na kawa艂ki, wyrzucaj膮c astronawigacyjnego robota w przestworza. Lec膮cy przed nim 艁owca G艂贸w eksplodowa艂, lecz niemal w tej samej chwili cztery czy pi臋膰 strza艂贸w z blastera trafi艂o w anteny dziobowych deflektor贸w „Burzy". Zrozumia艂, 偶e jego my艣liwiec nie jest zdolny do dalszej walki.

W tej samej chwili dostrzeg艂, jak w oddali Luke obija si臋 o transpastalow膮 ba艅k臋 swojej maszyny niczym bezw艂adna kuk艂a. Pomodliwszy si臋 w my艣li, skierowa艂 na niego czujnik wykrywaj膮cy obecno艣膰 istot 偶ywych. Daremnie. Skywalker nie 偶y艂.

Isolder cicho zakl膮艂, rozumiej膮c, 偶e nie mo偶e zrobi膰 nic wi臋cej poza upozorowaniem w艂asnej 艣mierci. Z rufy swojego my艣liwca wystrzeli艂 termiczny detonator i odczeka艂 sekund臋. Kiedy niebo za ruf膮 maszyny rozb艂ysn臋艂o od wybuchu, wy艂膮czy艂 transponder i inne urz膮dzenia i pozwoli艂 „Burzy" bezw艂adnie opada膰 obok szcz膮tk贸w my艣liwca Luke'a. Pomy艣la艂, 偶e eksplozja powinna wywie艣膰 w pole czujniki maszyn wroga, a w膮tpi艂, by w ogniu tocz膮cej si臋 wci膮偶 walki ludzie Zsinja mieli czas na dok艂adne sprawdzanie rzekomego wraku.

Pod konsolet膮 ze wska藕nikami maszyny ksi臋cia znajdowa艂 si臋 niewielki schowek. Isolder wyci膮gn膮艂 z niego izoluj膮cy termiczny koc, rozwin膮艂 go i zarzuci艂 na siebie odbijaj膮c膮 stron膮 na zewn膮trz. Czujniki my艣liwc贸w mog膮cych przelatywa膰 w pobli偶u powinny wykaza膰 obni偶aj膮c膮 si臋 temperatur臋 jego cia艂a, co by艂o jednoznaczne z tym, 偶e jest martwy. Przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋, jak trup Luke'a obija si臋 o ba艅k臋 kabiny, i poczu艂, jak m贸zg przeszywaj膮 mu paroksyzmy b贸lu. Po tym wszystkim, co zrobi艂 dla ksi臋cia, m艂ody rycerz Jedi straci艂 偶ycie.

Isolder ostrzega艂 go, 偶e nie w艂膮czy艂 p贸l ochronnych, ale Luke mu nie uwierzy艂. Nie mog艂o to by膰 wynikiem jedynie k艂opot贸w natury technicznej. My艣liwiec typu X, kt贸rym lecia艂, musia艂 zosta膰 celowo uszkodzony. To musia艂 by膰 sabota偶. Isolder nie w膮tpi艂, 偶e m艂odego Jedi zamordowa艂a w ten podst臋pny spos贸b Ta'a Chume.

Zgrzytn膮wszy z臋bami, naci膮gn膮艂 koc na g艂ow臋 jak ca艂un i postanowi艂 zaczeka膰, kiedy znajdzie si臋 blisko powierzchni Dathomiry.

Leia przecisn臋艂a si臋 pod os艂on膮 ciemno艣ci przez pl膮tanin臋 pn膮czy i spojrza艂a w g贸r臋 zbocza ku wierzcho艂kowi p艂askowy偶u. W blasku rzucanym przez dwa ksi臋偶yce Dathomiry zobaczy艂a kilka prostopad艂o艣ciennych blok贸w z czarnego kamienia. Mniej wi臋cej po艣rodku ka偶dego wydr膮偶ono otw贸r maj膮cy kszta艂t oczodo艂u, a w ka偶dym takim otworze umieszczono wielki kulisty kamie艅 pe艂ni膮cy funkcj臋 ga艂ki ocznej. Prostopad艂o艣cienne bloki u艂o偶ono w r贸偶nych miejscach w ten spos贸b, 偶e ich oczy by艂y zwr贸cone w r贸偶ne strony.

Leia przystan臋艂a i zaciekawiona przygl膮da艂a si臋 im przez d艂u偶sz膮 chwil臋. Gdzie艣 na szczycie p艂askowy偶u, ale poza zasi臋giem jej wzroku, co艣 rykn臋艂o przera藕liwie, przebieg艂o po kamieniach z g艂o艣nym tupotem bosych st贸p i wyl膮dowa艂o w g臋stych krzakach, a p贸藕niej z 艂oskotem i trzaskiem zacz臋艂o si臋 przedziera膰 przez g臋stwin臋. Leia znieruchomia艂a, czuj膮c, jak g艂o艣no bije jej serce.

- Co to by艂o? - zapyta艂 Han, r贸wnie przera偶ony. Chewie i Threepio zatrzymali si臋 tu偶 za Lei膮.

- Co艣 偶ywego, powiedzia艂bym, 偶e rozmiar贸w „Tysi膮cletniego Soko艂a" - westchn臋艂a Leia, wdzi臋czna, 偶e cokolwiek to by艂o, uciek艂o. - Mog艂abym si臋 za艂o偶y膰, 偶e mia艂o pi臋ciopalczaste stopy.

- Dobrze chocia偶, 偶e nie by艂o uzbrojone w blaster - rzek艂 Han, machn膮wszy swoj膮 broni膮 w stron臋 umieszczonych na wzniesieniu kamiennych blok贸w. - Jak my艣lisz, co mog膮 oznacza膰 te oczy? Dlaczego s膮 zwr贸cone w r贸偶ne strony?

- Nie wiem - przyzna艂a Leia. Spojrza艂a w d贸艂 na stoj膮cych nieco ni偶ej na zboczu Chewie'ego i Threepia. - A wy wiecie? - zapyta艂a.

Chewie tylko zaskomli艂, ale Threepio przyjrza艂 si臋 uwa偶niej kamiennym konstrukcjom.

- Je偶eli wolno mi powiedzie膰 - zacz膮艂 - s膮dz臋, 偶e to co艣 w rodzaju pisma maj膮cego pouczy膰 istoty obdarzone ograniczon膮 inteligencj膮.

- Dlaczego tak uwa偶asz? - zapyta艂a go Leia.

- Moje bazy danych zawieraj膮 informacje o podobnych strukturach spotykanych na dw贸ch innych 艣wiatach. Obserwator siedzi w 艣ci艣le okre艣lonym miejscu i spogl膮da w kierunkach wskazywanych przez r贸偶ne oczy. W naszym przypadku te oczy s膮 zwrcone w stron臋 wielu g贸rskich prze艂臋czy i dolin. Za pomoc膮 tej metody istoty bardziej rozumne mog膮 zatrudnia膰 jako obserwator贸w stworzenia obdarzone ograniczon膮 inteligencj膮.

- Wspaniale - odezwa艂 si臋 Han.- A zatem cokolwiek tam siedzia艂o, pobieg艂o do swojego mocodawcy powiedzie膰 mu, 偶e nadchodzimy.

- Tak mi si臋 wydaje, prosz臋 pana - stwierdzi艂 Threepio. Han prze艂kn膮艂 艣lin臋 i obejrza艂 si臋 za siebie na dolin臋, kt贸r膮 tu przyszli. Rosn膮cy w niej las by艂 wyj膮tkowo g臋sty, a oni w艂a艣nie sko艅czyli przedziera膰 si臋 przez zaro艣la o d艂ugich, grubych 艂odygach i ogromnych owalnych li艣ciach.

- Wspaniale - powt贸rzy艂 Han. - No c贸偶, przynajmniej nie s艂ysza艂em 偶adnego imperialnego robota krocz膮cego od czasu, kiedy zag艂臋bili艣my si臋 w t臋 d偶ungl臋. Dobrze chocia偶, 偶e ten g膮szcz spowolni po艣cig.

- Uciekamy ju偶 od wielu godzin - poskar偶y艂a si臋 Leia. - Musimy si臋 gdzie艣 zatrzyma膰 i odpocz膮膰. I to szybko.

Otar艂a z czo艂a krople potu. Chewie warkn膮艂 pytaj膮co.

- Chce wiedzie膰, dlaczego nie spotkali艣my dot膮d 偶adnych 艣migaczy - przet艂umaczy艂 Threepio.

Han kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Tak, i ja tego nie rozumiem. Je偶eli ludziom Zsinja tak bardzo na nas zale偶y, mogliby znale藕膰 nas w tych lasach znacznie szybciej, gdyby pos艂ugiwali si臋 艣migaczami. Na razie spotkali艣my tylko jednego robota krocz膮cego. Przyznaj臋, 偶e nie widz臋 w tym wi臋kszego sensu. Dlaczego wysy艂aj膮 za nami tylko takie roboty?

- Mo偶liwe, 偶e boj膮 si臋 tutaj rusza膰 bez maszyn wyposa偶onych w pancerze - odezwa艂a si臋 Leia. - Albo bez dzia艂ek blasterowych.

- A mo偶e bez obu tych rzeczy naraz - zgodzi艂 si臋 z ni膮 Han. Wskazuj膮c na pradawne kamienne oczy, kt贸re spogl膮da艂y jakby ze smutkiem ze wzg贸rza, o艣wiadczy艂: - Wchodz臋 tam na g贸r臋.

Zacz膮艂 si臋 wspina膰 po stromym stoku, chwytaj膮c si臋 korzeni i pni mniejszych drzew, by zachowa膰 r贸wnowag臋.

- Han, zaczekaj! - krzykn臋艂a Leia.

Za p贸藕no. Han w tym czasie znalaz艂 si臋 mniej wi臋cej w jednej trzeciej wysoko艣ci stoku. Leia zacz臋艂a biec za nim, staraj膮c si臋 omija膰 grube p臋dy krzew贸w dzikiej r贸偶y, kt贸rych kolce rozszarpa艂yby jej d艂onie na strz臋py, gdyby w por臋 nie dostrzeg艂a przeszkody.

Kiedy w ko艅cu dotar艂a do osrebrzonego ksi臋偶ycowym blaskiem p艂askowy偶u, zobaczy艂a Hana stoj膮cego dok艂adnie w miejscu, kt贸re by艂o punktem obserwacyjnym. Znajdowali si臋 na zboczu g贸ry, u st贸p kt贸rej zbiega艂y si臋 wyloty trzech dolin, a niewielki wierzcho艂ek by艂o tylko pojedyncz膮, wymiecion膮 do czysta przez wichry p艂ask膮 ska艂膮. Wyryta na niej gwiazda wskazywa艂a dok艂adne miejsce, w kt贸rym powinien przebywa膰 obserwator. Zgodnie z tym, co powiedzia艂 Threepio, gdyby Leia stan臋艂a w tym miejscu i spojrza艂a przed siebie, wierzcho艂ek ka偶dego kamiennego oka pokaza艂by jej dolin臋 albo prze艂臋cz, kt贸r膮 trzeba by艂o obserwowa膰. By艂a to instrukcja naprawd臋 prosta - z wyj膮tkiem jednego szczeg贸艂u. Dzi臋ki znajomo艣ci triangulacji Leia oceni艂a, 偶e stojcy w tym miejscu obserwator musia艂 mie膰 od dwunastu do pi臋tnastu metr贸w wzrostu. Wy偶艂obione w jednym z kamieni zag艂臋bienie by艂o wype艂nione wod膮. Leia zanurzy艂a w niej d艂o艅 i si臋 napi艂a.

Han obszed艂 niewielki p艂askowy偶, trzymaj膮c wyci膮gni臋ty blaster i patrz膮c w d贸艂 stoku przez noktowizorowe gogle.

- Cokolwiek tutaj by艂o, ju偶 uciek艂o - stwierdzi艂. - Mimo wszystko z tego miejsca niewiele mo偶na dojrze膰. Przez niekt贸re z tych las贸w mog艂aby przej艣膰 ca艂a armia i nikt by jej nie zauwa偶y艂.

- Mo偶e wcale nie zale偶y im na obserwowaniu wszystkich przej艣膰 - zasugerowa艂a Leia. - Mo偶e ze strategicznego punktu widzenia wa偶na jest tylko ta dolina. Prawdopodobnie chodzi w艂a艣nie o to miejsce.

Z daleka, zza g贸r, lekki wiatr przyni贸s艂 ponownie przeci膮g艂y ryk. Leia poczu艂a, 偶e dr偶y.

- Wraca - o艣wiadczy艂 Han, jakby by艂 tego pewien. - Powiedzia艂bym, 偶e jest od nas o jakie艣 dwa, mo偶e trzy kilometry.

Leia zbieg艂a ze stoku w kilkunastu susach i wkr贸tce znalaz艂a si臋 u st贸p g贸ry. Chewie i Threepio tak偶e zacz臋li schodzi膰. Hanowi nie pozosta艂o wi臋c nic innego.

- Przesta艅cie, dajcie spok贸j - poprosi艂. - Nasza ucieczka powinna by膰 w jaki艣 spos贸b zorganizowana.

- 艢wietnie - ucieszy艂 si臋 Threepio. - Pan b臋dzie organizowa艂, a ja b臋d臋 ucieka艂.

Powiedziawszy to, android pu艣ci艂 si臋 przez g臋ste zaro艣la tak szybko, jak pozwala艂y mu na to jego metalowe nogi. Chewie tylko raz spojrza艂 na Hana i Lei臋, a potem uda艂 si臋 w 艣lady Threepia.

Han tymczasem wyprzedzi艂 ksi臋偶niczk臋, a ona, widz膮c to, szepn臋艂a za nim:

- Ale z ciebie bohater!

Han jednak, dogoniwszy Chewie'ego i Threepia, stara艂 si臋 ich powstrzyma膰, ale oni byli tak przera偶eni, 偶e biegli, jak tylko mogli najszybciej. Leia tak偶e przyspieszy艂a, nie chc膮c pozosta膰 w tyle, ale kilka razy obejrza艂a si臋 za siebie. Znalaz艂szy si臋 w ten spos贸b u podn贸偶a g贸ry, skr臋cili w dolin臋 i zacz臋li przedziera膰 si臋 przez g臋sty las, biegn膮c brzegiem niewielkiego strumienia. W pewnej chwili Leii wyda艂o si臋, 偶e zza plec贸w dobieg艂 j膮 cichy pomruk, ale pod drzewami panowa艂y takie ciemno艣ci, 偶e obejrzawszy si臋 raz jeszcze, pomy艣la艂a, 偶e zapewne musia艂o si臋 jej wydawa膰.

Ile czasu mo偶e trwa膰 tutaj noc? - zastanowi艂a si臋, u艣wiadomiwszy sobie, 偶e nic nie wie na temat szybko艣ci obracania si臋 planety wok贸艂 s艂o艅ca, nachylenia jej osi, ani pory roku. Przypuszcza艂a, 偶e do 艣witu pozosta艂o niewiele czasu.

Biegli teraz pod g贸r臋, w stron臋 dw贸ch ostrych g艂az贸w stercz膮cych z wierzcho艂ka niczym poszarpane k艂y. Chewbacca, kt贸ry bieg艂 pierwszy, w pewnej chwili przystan膮艂 tak gwa艂townie, 偶e si臋 a偶 zachwia艂. W ci膮gu ostatnich kilku minut biegli wszyscy razem, tak przera偶eni, 偶e 偶adne nie odwa偶y艂o si臋 od艂膮czy膰 od pozosta艂ych. To w艂a艣nie sta艂o si臋 przyczyn膮 ich zguby.

Za wystaj膮cymi g艂azami sta艂y ukryte cztery imperialne roboty krocz膮ce.

Blask ich reflektor贸w o艣lepi艂 uciekinier贸w, unieruchamiaj膮c niczym 偶ywe pos膮gi.

- Sta膰! - zabrzmia艂 w g艂o艣niku w艂adczy g艂os poparty pociskiem z blasterowego dzia艂ka, kt贸ry wybuchn膮艂 tu偶 przed stopami Wookie'ego. - Rzuci膰 bro艅 i r臋ce na g艂owy! Leia wypu艣ci艂a z r膮k blaster, niemal z ulg膮 witaj膮c pojawienie si臋 imperialnych maszyn. Chewie i Han zrobili to samo, widocznie uznawszy, 偶e lepsze ju偶 wi臋zienie od spotkania z tym, co mog艂o 偶y膰 w tych g贸rach.

Dwa roboty krocz膮ce wy艂oni艂y si臋 zza g艂az贸w i ruszy艂y w ich stron臋. 艢wiat艂a ich reflektor贸w przez jaki艣 czas b艂膮dzi艂y po drzewach i ska艂ach, zanim skierowa艂y si臋 ponownie na Lei臋 i jej towarzyszy.

- Ty, androidzie, pozbieraj ich bro艅 z ziemi. Przenie艣 j膮 na drug膮 stron臋 艣cie偶ki i wyrzu膰 w krzaki.

Threepio schyli艂 si臋 i podni贸s艂 blastery Hana, Chewie'ego i Leii.

- Strasznie mi przykro z tego powodu - powiedzia艂, si臋gaj膮c po ostatni blaster.

Zani贸s艂 je na drug膮 stron臋 艣cie偶ki i rzuci艂 daleko w krzaki.

Oczy Hana p艂on臋艂y, kiedy przygl膮da艂 si臋 maszynom. Wszystkie cztery by艂y dwuosobowymi robotami krocz膮cymi typu zwiadowczego. Zapewne tylko takie by艂y na tyle ma艂e, aby m贸c manewrowa膰 w tym g贸rskim terenie.

- Odwr贸ci膰 si臋 i i艣膰 przed siebie t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 tutaj przyszli艣cie! - krzykn膮艂 przez mikrofon jeden z pilot贸w. - I艣膰 spokojnie i powoli! Nie radz臋 pr贸bowa膰 偶adnych sztuczek! Je偶eli kt贸re艣 spr贸buje ucieka膰, rozstrzelamy wszystkich pozosta艂ych!

- Dok膮d nas zabieracie? - zawo艂a艂 oburzony Han. - Jakim prawem? To moja planeta! Mam do niej tytu艂 w艂asno艣ci!

- Przebywasz teraz na terytorium nale偶膮cym do lorda Zsinja, generale Solo! - powiedzia艂 przez mikrofon ten sam pilot. - Ka偶da planeta w tym sektorze nale偶y do lorda Zsinja. Je偶eli nie odpowiada ci taki uk艂ad, Zsinj z przyjemno艣ci膮 przedyskutuje to z tob膮, nim wykona na tobie wyrok 艣mierci.

- Generale Solo? - zapyta艂 Han. - My艣lisz, 偶e j a jestem genera艂em Solo? Pos艂uchaj, co m贸g艂bym tutaj robi膰, gdybym by艂 genera艂em Nowej Republiki?

- Z rado艣ci膮 wyci膮gniemy z ciebie odpowied藕 i na to pytanie... razem z paznokciami, kiedy b臋dziemy ci臋 przes艂uchiwali - rzek艂 pilot. - A teraz w ty艂 zwrot i naprz贸d marsz!

Kiedy ruszyli w d贸艂 wzg贸rza w膮sk膮 艣cie偶k膮 wiod膮c膮 przez g臋sty las pe艂en smuk艂ych, wysokich drzew o pniach srebrz膮cych si臋 w ksi臋偶ycowym blasku, Leia poczu艂a, jak po plecach przesz艂y jej ciarki. Ostre 艣wiat艂o reflektor贸w robot贸w ta艅cz膮ce po koronach drzew sprawia艂o wra偶enie, 偶e wszystko to jest ca艂kowicie nierealne. Szcz膮tki opad艂ych, rozsypuj膮cych si臋 li艣ci wydawa艂y si臋 wi膰 i ta艅czy膰 pod ich stopami.

Dopiero po chwili Leia u艣wiadomi艂a sobie, 偶e ludzie Zsinja po艣wi臋caj膮 im tylko cz臋艣膰 uwagi. Wprawdzie a偶 dwa roboty mierzy艂y do nich przez ca艂y czas ze swoich blasterowych dzia艂ek, ale dwa pozosta艂e kierowa艂y 艣wiat艂o reflektor贸w do przodu i na boki. W s艂abej po艣wiacie s膮cz膮cej si臋 z ich pulpit贸w Leia mog艂a dostrzec, 偶e piloci i artylerzy艣ci s膮 najzwyczajniej w 艣wiecie wystraszeni. Ich oczy jak oczy przera偶onych ma艂ych dzieci zwraca艂y si臋 to w t臋, to w tamt膮 stron臋, a na czo艂ach perli艂y im si臋 krople potu.

- Ci go艣cie boj膮 si臋 nie gorzej od nas - szepn膮艂 w ucho Leii Han, kiedy znalaz艂 si臋 przy niej.

- Mo偶e wiedz膮 o czym艣, o czym ty nie wiesz - odci臋艂a si臋 Leia.

Kiedy up艂yn臋艂y dwie godziny marszu, Leia zacz臋艂a si臋 naprawd臋 martwi膰, kiedy zacznie 艣wita膰. Nocne powietrze ch艂odzi艂o jej kark, a oczy piek艂y, jakby pod powiekami mia艂a ziarnka piasku. Pnie drzew otacza艂y ich ze wszystkich stron niczym niemi wartownicy.

Nagle zostali napadni臋ci. Us艂yszeli za sob膮 przera偶aj膮cy odg艂os krok贸w i dwa siedmiometrowej wysoko艣ci roboty id膮ce po bokach zosta艂y pochwycone przez stworzenia o wiele od nich wy偶sze. Jeden z robot贸w, krocz膮cy nieco z ty艂u, obr贸ci艂 dzia艂ka blasterowe i ciemno艣ci rozja艣ni艂y si臋 b艂yskawicami strza艂贸w.

W ich 艣wietle Leia zobaczy艂a atakuj膮ce bestie. Z olbrzymich paszczy wystawa艂y d艂ugie, przypominaj膮ce szable zakrzywione k艂y.

Potw贸r stoj膮cy za plecami Leii roztrzaska艂 jednego z imperialnych robot贸w wielk膮 pa艂k膮, a po chwili schwyci艂 nast臋pnego. Mimo i偶 metalowa konstrukcja wa偶y艂a trzy tony, uni贸s艂 j膮 w powietrze jak pi贸rko i rzuci艂 o ska艂臋, zamieniaj膮c w stos pogi臋tego 偶elastwa. Poniewa偶 artylerzysta nie przestawa艂 strzela膰, bestia zamachn臋艂a si臋 ponownie s臋kat膮 pa艂k膮 i opu艣ci艂a j膮 z rozmachem na szcz膮tki, a potem jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze. W niesamowitych b艂yskach b艂臋kitnego 艣wiat艂a Leia ujrza艂a zwierz臋 wyra藕niej i serce zamar艂o jej ze zgrozy. Potw贸r musia艂 mierzy膰 co najmniej dziesi臋膰 metr贸w wysoko艣ci i mia艂 na sobie splecion膮 ze sznur贸w siatk臋 z przywi膮zanymi do niej cz臋艣ciami zbroi 艣ci膮gni臋tej najpewniej z jakiego艣 imperialnego szturmowca. Mimo tego dziwacznego stroju nie spos贸b by艂o nie rozpozna膰 wygi臋tych groteskowo r膮k, ogromnych zakrzywionych k艂贸w, przygarbionej postawy, usianej brodawkami sk贸ry czy 艂ba pokrytego ko艣cianymi p艂ytkami. Leia ju偶 kiedy艣 widzia艂a podobne zwierz臋. By艂o mniejsze od tych, kt贸re pojawi艂y si臋 teraz, zapewne m艂odsze, ale i wtedy, w jaskini pod pa艂acem Jabby Hutta, wydawa艂o jej si臋 ogromne. To by艂 rankor.

Han wrzasn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋. Pr贸bowa艂 ucieka膰, ale potkn膮艂 si臋 i upad艂. Chewbacca pu艣ci艂 si臋 wielkimi susami przez las, lecz jeden z rankor贸w pobieg艂 za nim i zarzuci艂 na niego obci膮偶on膮 siatk臋. Jeden z ci臋偶ark贸w trafi艂 Wookie'ego w plecy i powali艂 go na ziemi臋. Chewbacca rykn膮艂 z b贸lu. Le偶a艂, nie mog膮c si臋 podnie艣膰 i pociera艂 st艂uczone 偶ebra.

Leia sta艂a z bij膮cym sercem, skamienia艂a ze zgrozy. A jednak to nie widok potwornych bestii, wy艂adowuj膮cych sw贸j gniew, przera偶a艂 j膮 najbardziej.

Nie zd膮偶y艂o up艂yn膮膰 dziesi臋膰 sekund, a blastery imperialnych robot贸w krocz膮cych zamilk艂y i p艂on膮ce szcz膮tki maszyn leg艂y u st贸p swoich pogromc贸w. Leia popatrzy艂a na trzy gigantyczne rankory, z kt贸rych ka偶dy mia艂 ponad dziesi臋膰 metr贸w wzrostu, i ujrza艂a, 偶e na grzbietach bestii siedz膮 kobiety.

Kiedy jedna z nich si臋 pochyli艂a, w 艣wietle rzucanym przez ogie艅 b艂ysn臋艂y jej ciemne w艂osy. Mia艂a na sobie wykonan膮 z b艂yszcz膮cych czerwonych 艂usek tunik臋 z wysokim ko艂nierzem i zarzucon膮 na ni膮 mi臋kk膮 szat臋 ze sk贸ry czy grubego materia艂u. Jej g艂ow臋 chroni艂 he艂m z dwoma podobnymi do wachlarzy skrzyd艂ami. Ozdabiaj膮ce je wisiorki porusza艂y si臋 przy ka偶dym ruchu g艂owy. Kobieta trzyma艂a w r臋ce starodawn膮 dzid臋 Mocy, kt贸rej 藕le zamocowany wibrogrot grzechota艂. Rze藕bione drzewce w艂贸czni ozdobione by艂o bia艂ymi kamieniami.

Widok kobiety podzia艂a艂 na Lei臋 jak strza艂 z blastera. Z jej sylwetki promieniowa艂a dziwna si艂a, jak gdyby jej cia艂o by艂o tylko skorup膮 kryj膮c膮 jak膮艣 niewiarygodn膮 艣wiat艂o艣膰. Ksi臋偶niczka zrozumia艂a, 偶e oto znalaz艂a si臋 oko w oko z kim艣 umiej膮cym w艂ada膰 Moc膮. Kobieta tymczasem wyci膮gn臋艂a r臋k臋 z w艂贸czni膮 nad g艂ow臋, nakazuj膮c w ten spos贸b Leii i jej towarzyszom, by si臋 nie ruszali, a potem krzykn臋艂a co艣 w nieznanej mowie.

- Kim jeste艣? - zapyta艂a j膮 Leia.

Kobieta schyli艂a si臋 jeszcze raz i za艣piewa艂a co艣 艂agodnie w swojej mowie, ale p贸藕niej odezwa艂a si臋 ostro偶nie, jakby pragn臋艂a ws艂ucha膰 si臋 w swoje s艂owa, by lepiej zrozumie膰 ich sens:

- Czy to w艂a艣nie w ten spos贸b formu艂ujesz swoje my艣li, kobieto z innego 艣wiata?

Leia kiwn臋艂a g艂ow膮 i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e obca kobieta, by si臋 z ni膮 porozumie膰, wykorzysta艂a w jaki艣 dziwny spos贸b Moc.

Nieznajoma wyda艂a dwa kr贸tkie rozkazy swoim towarzyszkom. Jedna z nich zsun臋艂a si臋 z grzbietu rankora i zacz臋艂a zbiera膰 bro艅 le偶膮c膮 obok trup贸w ludzi Zsinja, a druga skierowa艂a swojego wierzchowca ku Chewie'emu. Zwierz臋 wypl膮ta艂o Wookie'ego z sieci i unios艂o go w 艂apie. Chewie zawy艂 i pr贸bowa艂 je ugry藕膰, ale Han zawo艂a艂:

- W porz膮dku, Chewie! Mam nadziej臋, 偶e zostan膮 naszymi przyjaci贸艂mi!

Kobieta z w艂贸czni膮 Mocy nachyli艂a si臋 nad Lei膮, wskazuj膮c na Hana i Threepia.

- Kobieto z innego 艣wiata, ka偶 swoim niewolnikom, by ruszali - powiedzia艂a. - Zaprowadzimy was teraz do si贸str i os膮dzimy.

ROZDZIA艁

13

Kiedy „Burza" opada艂a na planet臋, Isolder zacisn膮艂 z臋by i patrzy艂, jak pustynia przybli偶a si臋 z ka偶d膮 chwil膮 coraz bardziej. Nie m贸g艂 jednak zrobi膰 niczego, by ocali膰 sw贸j statek. Uruchomienie silnik贸w sprawi艂oby, 偶e zauwa偶yliby go ludzie Zsinja. Mia艂 nadziej臋, 偶e uda mu si臋 wyskoczy膰 w ostatniej chwili, otworzy膰 spadochron nad planet膮 i opa艣膰 na tyle 艂agodnie, 偶eby nie po艂ama膰 ko艣ci.

W odleg艂o艣ci osiemdziesi臋ciu kilometr贸w na zach贸d zobaczy艂 艣wiat艂a ma艂ego miasta. Opr贸cz nich nie dostrzeg艂 innych 艣wiate艂, nawet rzucanych przez reflektory powietrznych 艣migaczy, kt贸re potwierdzi艂yby, 偶e planeta jest zamieszkana.

Isolder si臋gn膮艂 do schowka pod pulpitem sterowniczym swojego my艣liwca i wyci膮gn膮艂 stamt膮d zestaw ratunkowy. Przez iluminator zobaczy艂, jak uszkodzona maszyna typu X z Luke'em w 艣rodku kozio艂kuje w g贸rnych warstwach atmosfery. W pewnej chwili obok my艣liwca pojawi艂 si臋 spadochron, kt贸ry z szarpni臋ciem wyci膮gn膮艂 Artoo. Isolder uchyli艂 transpastalow膮 ba艅k臋 i pozwoli艂, by p臋d powietrza szeroko j膮 otworzy艂. Odpi膮wszy klamry pas贸w bezpiecze艅stwa, sprawdzi艂, czy zatrzaski mocuj膮ce spadochron trzymaj膮 mocno. Przypasa艂 blaster i wyskoczy艂 z kabiny, opadaj膮c ku planecie jak kamie艅.

Us艂ysza艂 艣wist powietrza w fa艂dach maski tlenowej i spogl膮da艂, jak powierzchnia planety spieszy na jego powitanie. W blasku dw贸ch ma艂ych ksi臋偶yc贸w widzia艂 wyranie ka偶d膮 ska艂臋, ka偶de poskr臋cane przez wichry drzewo, w膮w贸z czy wij膮c膮 si臋 jak w膮偶 g贸rsk膮 艣cie偶k臋. Czeka艂 d艂ugo i dos艂ownie w ostatniej chwili w艂膮czy艂 zap艂on maj膮cy odpali膰 艂adunki wybuchowe otwieraj膮ce spadochron.

艁adunki jednak nie wybuchn臋艂y. Szarpn膮wszy awaryjn膮 link臋, Isolder zacz膮艂 kozio艂kowa膰. Krzykn膮艂 i wyci膮gn膮艂 na boki r臋ce. Nagle niemal cudem powstrzyma艂o go pole si艂owe, zmniejszaj膮c pr臋dko艣膰 opadania tak bardzo, 偶e wyl膮dowa艂 na ziemi lekko niby pi贸rko. Przez moment s膮dzi艂, 偶e to zas艂uga gwatownego wymachiwania r臋kami, nie zaprzestawa艂 wi臋c wykonywania rozpaczliwych ruch贸w, dop贸ki nie dotar艂 do pod艂o偶a. Kad艂ub my艣liwca, kt贸ry pilotowa艂 Luke, roztrzaska艂 si臋 o kilkaset metr贸w dalej, zamieniaj膮c si臋 w ogromn膮 ognist膮 kul臋.

Kiedy Isolder stan膮艂 na skale, serce wali艂o mu jak m艂otem, a kolana dr偶a艂y tak bardzo, 偶e zachwia艂 si臋 i omal nie upad艂. Zerwawszy he艂m, zach艂ysn膮艂 si臋 nocnym powietrzem. Spogl膮da艂 na pobliskie ska艂y i rzadko rosn膮ce na tym pustkowiu drzewa, staraj膮c si臋 uspokoi膰.

Zobaczy艂, jak jego „Burza" 艂agodnie osiada na gruncie, nigdzie jednak nie dostrzeg艂 ani generator贸w, ani parabolicznych anten wytwarzaj膮cych antygrawitacyjne pole, kt贸re ocali艂o i jego, i jego statek. Rozejrzawszy si臋 raz jeszcze, dostrzeg艂 jaki艣 kszta艂t w g贸rze. Luke Skywalker siedzia艂 w powietrzu ze skrzy偶owanymi nogami, za艂o偶onymi na piersiach r臋kami i zamkni臋tymi oczami. Sprawia艂 wra偶enie 艣pi膮cego albo pogr膮偶onego w transie. Skywalker... Ten, Kt贸ry Chodzi Po Niebie - pomy艣la艂 Isolder. - Zapewne w taki spos贸b jego przodkowie otrzymali to nazwisko.

Kiedy m艂ody Jedi znalaz艂 si臋 kilkana艣cie centymetr贸w nad ska艂膮, otworzy艂 oczy i zeskoczy艂 jak z niewidzialnej skalnej p贸艂ki.

- Jak... jak uda艂o ci si臋 to zrobi膰? - zapyta艂 go zdumiony Isolder.

Jego cia艂em wstrz膮sn臋艂y dreszcze. Nigdy przedtem nie odczuwa艂 tak silnej potrzeby oddania niemal boskiej czci komukolwiek czy czemukolwiek.

- Powiedzia艂em ci - odrzek艂 Luke. - Moc jest moim sprzymierze艅cem.

- Ale przecie偶 by艂e艣 martwy! - wykrzykn膮艂 Isolder. - Potwierdzi艂y to moje czujniki! Przesta艂e艣 oddycha膰, a twoja sk贸ra zrobi艂a si臋 ca艂kiem zimna!

- Trans Jedi - odpar艂 Luke. - Ka偶dy Mistrz Jedi si臋 uczy, jak zatrzyma膰 prac臋 serca i obni偶y膰 temperatur臋 cia艂a. Musia艂em wyprowadzi膰 w pole 偶o艂nierzy Zsinja.

Luke rozejrza艂 si臋 po pustyni, jakby teraz dopiero doszed艂 do siebie, potem uni贸s艂 g艂ow臋 i wpatrzy艂 si臋 w ciemny niebosk艂on. Isolder poszed艂 w jego 艣lady. Wysoko nad g艂ow膮 mogli odr贸偶ni膰 walcz膮ce jednostki, cienkie nitki blasterowych strza艂贸w i trafione statki rozb艂yskuj膮ce ogniem niczym gwiazdy.

- Kiedy by艂em ma艂ym ch艂opcem i mieszka艂em na Tatooine - odezwa艂 si臋 Luke - uwielbia艂em nocami sta膰 i patrze膰 przez lornetk臋 na sklepienie niebieskie, na ogromne frachtowce kieruj膮ce si臋 do portu. Po raz pierwszy widzia艂em kosmiczn膮 walk臋, kiedy by艂em na farmie u wuja Owena. Wiedzia艂em, 偶e tam, w g贸rze, ludzie walcz膮 o 偶ycie, lecz nie mia艂em poj臋cia, 偶e jeden z tych statk贸w nale偶y do Leii i 偶e p贸藕niej ja tak偶e wezm臋 udzia艂 w tej walce. Pami臋tam jednak dobrze, jaki by艂em przej臋ty i jak bardzo pragn膮艂em by膰 w ogniu walki.

Isolder ponownie spojrza艂 w niebo, czuj膮c, 偶e i jego ogarnia podniecenie. Chcia艂 wiedzie膰, jak radzi sobie Astarta i jej podw艂adni. 呕a艂owa艂, i偶 nie mo偶e siedzie膰 teraz za sterami my艣liwca i broni膰 „Pie艣ni Wojny". W pewnej chwili zobaczy艂, 偶e ogromny czerwony spodek hapa艅skiego Bitewnego Smoka nagle przyspiesza, zaczyna migota膰 i znika po dokonaniu skoku w nadprzestrze艅.

- Ty tak偶e czujesz zew krwi i 偶膮dz臋 walki - stwierdzi艂 Luke, obserwuj膮c Isoldera.

W艂a艣nie 艣ci膮ga艂 lotniczy kombinezon. Mia艂 pod nim lu藕ny str贸j czerwonej barwy, przypominaj膮cy kolorem pustynne piaskowce.

- To szepcze do ciebie i wzywa ci臋 ciemna strona Mocy - doda艂.

Isolder cofn膮艂 si臋 o krok, przera偶ony, 偶e Skywalker potrafi czyta膰 w my艣lach.

- Powiedz mi, kogo 艣cigasz? - zapyta艂 Luke.

- Hana Solo - odpowiedzia艂 ze z艂o艣ci膮 Isolder.

- Jeste艣 pewien? - zapyta艂 go Luke. - 艢ciga艂e艣 ju偶 przedtem innych ludzi. Czuj臋 to. Jak nazywa艂 si臋 tamten cz艂owiek?

Isolder przez chwil臋 nic nie m贸wi艂, a Luke obszed艂 go dooko艂a, obserwuj膮c uwanie, jakby chc膮c przenikn膮膰 spojrzeniem na wylot.

- Harravan - odpar艂 Isolder. - Kapitan Harravan.

- Czego ci臋 pozbawi艂?

- Brata. Zabi艂 mojego starszego brata.

Isolder czu艂 dziwny m臋tlik w g艂owie spowodowany faktem, i偶 udziela艂 odpowiedzi na pytania kogo艣, kogo zaledwie kilka minut wcze艣niej uwa偶a艂 za martwego.

- Tak, Harravan - stwierdzi艂 Luke. - Musia艂e艣 bardzo kocha膰 swojego brata. S艂ysz臋 was, kiedy byli艣cie dzie膰mi, jak m贸wicie do siebie w ogromnym pokoju przed udaniem si臋 na nocny spoczynek. Tw贸j brat 艣piewa艂 ci przed snem piosenki, by ci臋 ukoi膰, kiedy by艂e艣 przera偶ony.

Isolder poczu艂, 偶e ogarnia go zak艂opotanie, a do oczu nap艂ywaj膮 k艂uj膮ce 艂zy.

- Powiedz mi, jak zgin膮艂 tw贸j brat - poprosi艂 go Luke.

- Zosta艂 zastrzelony - odpar艂 ksi膮偶臋. - Harravan strzeli艂 mu z blastera w g艂ow臋.

- Rozumiem - zamy艣li艂 si臋 Jedi. - Musisz jednak mu wybaczy膰. Wyczuwam w tobie jaki艣 gniew, kt贸ry k艂adzie si臋 ciemn膮 plam膮 na twoim sercu. Musisz wi臋c wybaczy膰 i s艂u偶y膰 jasnej stronie Mocy.

- Harravan nie 偶yje - powiedzia艂 Isolder. - Jaki sens mo偶e mie膰 wybaczanie komu艣, kto nie 偶yje?

- Poniewa偶 historia si臋 powtarza - o艣wiadczy艂 Luke. - Po raz drugi kto艣 zabra艂 ci osob臋, kt贸r膮 kochasz. Wtedy Harravan, teraz Solo. Przedtem brata, teraz Lei臋. W艣ciek艂o艣膰 i b贸l wywo艂ane jednym z艂ym czynem sprzed wielu lat okre艣laj膮 dzisiaj twoje uczucia. Je偶eli mu nie wybaczysz, twoj膮 przysz艂o艣膰 okre艣li na zawsze ciemna strona Mocy.

- Jakie to ma znaczenie? - zapyta艂 ksi膮偶臋. - Nie jestem podobny do ciebie. Nie mam w sobie 偶adnej mocy. Nigdy w 偶yciu nie b臋d臋 potrafi艂 unosi膰 si臋 w powietrzu ani powstawa膰 z martwych.

- Masz w sobie Moc - o艣wiadczy艂 Luke. - Musisz tylko nauczy膰 si臋, jak by膰 s艂ug膮 jej jasnej strony. I to bez wzgl臋du na to, jak w tej chwili wydaje ci si臋 nieuchwytna.

- Obserwowa艂em ci臋 na statku - rzek艂 Isolder, wr贸ciwszy pami臋ci膮 do zachowania Luke'a podczas ich wsp贸lnego lotu na Dathomir臋. M艂ody Jedi wydawa艂 si臋 zaciekawiony, ale nie przynagli艂 ksi臋cia ani jednym s艂owem. - Nie m贸wisz w ten spos贸b do ka偶dego.

Luke popatrzy艂 na niego w ksi臋偶ycowym blasku i podw贸jne cienie przesun臋艂y si臋 po jego twarzy. Isolder by艂 ciekaw, czy Jedi usi艂uje go nawr贸ci膰 tylko dlatego, 偶e ksi膮偶臋 jest Chume'd膮, przysz艂ym m臋偶em kobiety, kt贸ra zostanie krlow膮.

- M贸wi臋 w ten spos贸b do ciebie, poniewa偶 nasze losy po艂膮czy艂a Moc, a ty starasz si臋 by膰 s艂ug膮 jej jasnej strony - odezwa艂 si臋 Luke. - Czy偶 jest jaki艣 inny pow贸d, dla ktrego ryzykowa艂e艣 偶ycie, przylatuj膮c na Dathomir臋, opr贸cz tego, 偶e pragniesz ocali膰 Lei臋? Zemsta? Nie s膮dz臋.

- A wi臋c mylisz si臋, Jedi. Nie przylecia艂em z tob膮, by ocali膰 Lei臋, ale po to, by wykra艣膰 j膮 z r膮k Solo.

Luke cicho si臋 za艣mia艂, jakby ksi膮偶臋 by艂 uczniakiem, kt贸ry nie zna dobrze samego siebie. By艂 to 艣miech osobliwie niepokoj膮cy.

- A zatem niech ci b臋dzie - powiedzia艂. - Ale udasz si臋 ze mn膮, by j膮 ocali膰, prawda?

Isolder, bezradnie machn膮wszy r臋k膮, wskaza艂 na pustyni臋.

- Ale gdzie jej szuka膰? - zapyta艂. - Mo偶e by膰 wsz臋dzie, tysi膮ce kilometr贸w st膮d.

Luke skin膮艂 g艂ow膮 w stron臋 g贸r.

- Jest tam, mniej wi臋cej o sto dwadzie艣cia kilometr贸w od nas. - U艣miechn膮艂 si臋 tajemniczo. - Ostrzegam ci臋, ksi膮偶臋, to nie b臋dzie 艂atwe. Kiedy zdecydujesz si臋 s艂u偶y膰 jasnej stronie, twoja droga zaprowadzi ci臋 do miejsc, do kt贸rych nie chcesz i艣膰. Ju偶 w tej chwili wyczuwam, jak si艂y ciemno艣ci 艂膮cz膮 si臋 do walki z nami.

Isolder przyjrza艂 si臋 twarzy Luke'a, czuj膮c g艂o艣ne bicie serca. Nie nawyk艂 do patrzenia na 艣wiat w kategoriach si艂 jasnej i ciemnej strony Mocy. Nie by艂 nawet pewien, czy wierzy, 偶e istniej膮 takie si艂y. Obok niego sta艂 jednak Jedi licz膮cy nie wi臋cej lat od niego, Jedi, kt贸ry sp艂yn膮艂 z nieba na ziemi臋 lekko jak pi贸rko, umia艂 czyta膰 w jego my艣lach i uwa偶a艂, 偶e zna ksi臋cia lepiej od niego samego.

Luke popatrzy艂 na niebo ponad horyzontem. O kilka kilometr贸w od nich opada艂 na spadochronie jego astronawigacyjny robot.

- Idziesz ze mn膮? - zapyta艂 Isoldera.

Ksi膮偶臋, kt贸ry dotychczas robi艂 niemal wszystko machinalnie, poczu艂, 偶e ogarnia go przera偶enie. Kolana dr偶a艂y mu tak bardzo, 偶e nie m贸g艂 postawi膰 kroku, a na policzkach pojawi艂 si臋 rumieniec wstydu. Niepok贸j narasta艂, a on sam zdawa艂 sobie spraw臋, jaki by艂 tego pow贸d. Zrozumia艂, 偶e Luke nie pyta go tylko o to, czy chce uda膰 si臋 razem z nim, by szuka膰

Leii. M艂ody Jedi chcia艂, by ksi膮偶臋 zosta艂 jego uczniem i stara艂 si臋 bra膰 przyk艂ad z tego, jak 偶yje i co robi. Obiecywa艂 przy tym, 偶e je偶eli si臋 zgodzi, napotka na swojej drodze przeciwnik贸w i wrog贸w tak samo jak wszyscy inni rycerze Jedi. Rozmy艣la艂 jednak o tym wszystkim tylko przez chwil臋.

- Pozw贸l, 偶e zabior臋 kilka rzeczy ze statku - powiedzia艂. - P贸jd臋 z tob膮.

Wr贸ciwszy na pok艂ad „Burzy", zabra艂 zapasowy blaster i poczu艂 si臋 troch臋 spokojniejszy. Pomy艣la艂, 偶e wszystko, co Luke m贸wi艂 o stronach Mocy, nie mo偶e mie膰 wi臋kszego sensu. By艂o nawet mo偶liwe, 偶e w nocnym mroku nie czaj膮 si臋 偶adne si艂y s艂u偶膮ce ciemnej stronie. A zatem udanie si臋 teraz z Luke'em w g贸ry naprawd臋 nie oznacza艂o niczego szczeg贸lnego. Nie b臋dzie si臋 musia艂 uczy膰, jak zosta膰 s艂ug膮 jasnej strony Mocy. Luke najprawdopodobniej oszukiwa艂 samego siebie, by艂 po prostu nieszkodliwym dziwakiem. Ale przecie偶 opad艂 z nieba lekko jak pi贸rko...

- Id臋 z tob膮 - powt贸rzy艂.

Kraina, kt贸ra otacza艂a ich na pocz膮tku marszu, by艂a dzika i nieprzyjemna. Pe艂no tam by艂o w膮woz贸w o skalistych dnach, poprzecinanych licznymi rozpadlinami. Le偶a艂y w nich szkielety ogromnych ro艣lino偶ernych zwierz膮t o d艂ugich tylnych 艂apach, grubych ogonach, p艂askich tr贸jk膮tnych 艂bach i kr贸tkich ko艅czynach przednich. S膮dz膮c po rozmiarach szkielet贸w, stworzenia musia艂y mierzy膰 od 艂ba do czubka ogona blisko cztery metry. Cz臋sto obok ko艣ci le偶a艂y wyschni臋te, szare 艂uski. Wygl膮d szcz膮tk贸w ko艣ci wskazywa艂 na to, 偶e ich w艂a艣ciciele wymarli stosunkowo niedawno, zapewne w ci膮gu ostatnich stu lat. Wdrowcy nie dostrzegli jednak 偶adnych 偶ywych stworze艅.

Na tej przekl臋tej ziemi ro艣linno艣膰 by艂a sk膮pa, tylko od czasu do czasu napotykali niskie drzewa o poskr臋canych pniach i obszary poro艣ni臋te cienkimi jak w艂osy 藕d藕b艂ami purpurowej trawy.

Luke nie zdradza艂 najmniejszych nawet oznak zm臋czenia tym uci膮偶liwym marszem. Do rozpadlin, do kt贸rych Isolder musia艂 ostro偶nie i powoli schodzi膰, Luke wskakiwa艂, nierzadko z wysoko艣ci dziesi臋ciu metr贸w. Po kr贸tkim czasie ksi膮偶臋 stwierdzi艂, 偶e ocieka potem, ale Luke ani si臋 nie spoci艂, ani nawet nie oddycha艂 z wi臋kszym trudem; jakby nie by艂 zwyczajnym cz艂owiekiem. Na jego twarzy malowa艂o si臋 skupienie i zamy艣lenie. Maszerowali w ten spos贸b przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 nocy, a偶 dotarli do miejsca, w kt贸rym wyl膮dowa艂 Artoo. Luke nie chcia艂 i艣膰 dalej bez niego, wykazuj膮c niezwyk艂e przywi膮zanie do czego艣, co by艂o jedynie zbieranin膮 obwod贸w elektronicznych, czujnik贸w i manipulator贸w.

Tak wi臋c w dalsz膮 w臋dr贸wk臋 ku g贸rom pu艣cili si臋 kr臋t膮 i monotonn膮 tras膮, kt贸r膮 m贸g艂 toczy膰 si臋 ma艂y robot. Po pewnym czasie dotarli do obszaru pokrytego ska艂ami osadowymi, kt贸ry ci膮gn膮艂 si臋 a偶 po widoczne w oddali pasmo 艂agodnych wzg贸rz.

Nie znale藕li nigdzie wody, za to zza horyzontu wysz艂o s艂o艅ce, zalewaj膮c pustyni臋 nieziemskim, b艂臋kitnym 艣wiat艂em.

- Lepiej poszukajmy jakiej艣 kryj贸wki, w kt贸rej mogliby艣my sp臋dzi膰 dzie艅 - odezwa艂 si臋 Luke. - O, tam, na przyk艂ad.

Wskaza艂 na jedn膮 z rozpadlin, uda艂 si臋 tam i opu艣ci艂 Artoo, a potem sam zeskoczy艂.

Isolder zsun膮艂 si臋 tak偶e, przykucn膮艂 na piaszczystym dnie i wypi艂 po艂ow臋 swojego zapasu wody. Luke r贸wnie偶 wypi艂 ma艂y 艂yk, a p贸藕niej usiad艂 i zamkn膮艂 oczy.

- Lepiej b臋dzie, jak teraz si臋 prze艣pisz - zwr贸ci艂 si臋 do Isoldera. - Dzie艅 b臋dzie gor膮cy, a w nocy czeka nas d艂uga droga.

Powiedziawszy to, sam natychmiast zasn膮艂 i zacz膮艂 g艂臋boko i miarowo oddycha膰.

Isolder rzuci艂 mu nieprzyjazne spojrzenie. Ksi膮偶臋 obudzi艂 si臋 wczesnym rankiem, przerywaj膮c normalny cykl wypoczynku, i wydawa艂o mu si臋, 偶e jest 艣rodek dnia. Zawsze mia艂 du偶y k艂opot z przystosowaniem si臋 do innego cyklu. Usiad艂, skrzy偶owa艂 na piersiach r臋ce i zamkn膮艂 oczy, udaj膮c, 偶e 艣pi dalej. Chcia艂 pokaza膰, 偶e jak przysta艂o na ucznia Jedi, panuje nad w艂asnym cia艂em.

Oko艂o p贸艂 godziny p贸藕niej, kiedy s艂o艅ce wznios艂o si臋 wysoko nad pustyni臋, us艂ysza艂 odg艂os trz臋sienia ziemi. Z pocz膮tku by艂 to dobiegaj膮cy z oddali, od strony g贸r, st艂umiony grzmot, kt贸ry z ka偶d膮 chwil膮 stawa艂 si臋 coraz g艂o艣niejszy. P贸藕niej poczu艂, jak zatrz臋s艂o si臋 pod艂o偶e, i zobaczy艂 osypuj膮ce si臋 ze zboczy rozpadliny bry艂y skalne. Artoo gwizdn膮艂 i zacz膮艂 pika膰 ostrzegawczo, a Luke zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi.

- O co chodzi, Artoo? - zapyta艂, a Isolder krzykn膮艂:

- Trz臋sienie ziemi!

Luke przez chwil臋 ws艂uchiwa艂 si臋 w d藕wi臋ki, a potem zawo艂a艂 w odpowiedzi:

- Nie, to nie jest trz臋sienie ziemi!

Nagle nad ich g艂owami przemkn膮艂 jaki艣 cie艅, a po chwili nast臋pny i nast臋pny. Z ka偶d膮 chwil膮 rozpadlin臋 przeskakiwa艂o coraz wi臋cej ogromnych gad贸w o cia艂ach pokrytych blado-niebieskimi 艂uskami. Jeden potkn膮艂 si臋 i omal ich nie zmia偶d偶y艂, ale pomagaj膮c sobie kr贸tkimi przednimi 艂apami wydosta艂 si臋 na g贸r臋 i pobieg艂 dalej.

- Kto艣 sp艂oszy艂 ogromne stado! - krzykn膮艂 Isolder, os艂aniaj膮c r臋kami g艂ow臋.

Artoo w poszukiwaniu schronienia zacz膮艂 si臋 kr臋ci膰 w k贸艂ko, 艣wiergocz膮c nerwowo. Nad ich g艂owami przeskakiwa艂y dos艂ownie setki gad贸w.

Po kilku minutach, kiedy dudnienie stada zacz臋艂o cichn膮膰, jeden z gad贸w wskoczy艂 do rozpadliny nie dalej ni偶 o kilka metr贸w od nich. Ujrzawszy ich znieruchomia艂, oddychaj膮c szybko, a lu藕ne fa艂dy sk贸ry na jasnoniebieskiej szyi lekko dr偶a艂y. Zwierz臋 waha艂o si臋, co ma robi膰. Ostatni jego towarzysze oddalali si臋 od szczeliny.

Gad mia艂 czerwone, nabieg艂e krwi膮 oczy i drugie, czarne, podobne do 艂opat z臋by. 艁uski na czubku 艂ba lekko opalizowa艂y, mieni膮c si臋 r贸偶nymi odcieniami b艂臋kitu. Patrzy艂 na nich z zaciekawieniem, jego oddech zalatywa艂 woni膮 pi偶ma i gnij膮cych ro艣lin.

- Nie b贸j si臋, nie zrobimy ci 偶adnej krzywdy - odezwa艂 si臋 Luke, wpatruj膮c si臋 艂agodnie w zwierz臋. Potw贸r poruszy艂 si臋, podszed艂 bli偶ej, przysun膮艂 nos do wyci膮gni臋tej d艂oni Luke'a i obw膮cha艂 j膮. - No widzisz, panienko, jeste艣my twoimi przyjaci贸艂mi.

Luke nala艂 w d艂o艅 troch臋 wody z manierki i pozwoli艂, by zwierz臋 wych艂epta艂o j膮 swoim d艂ugim, czarnym j臋zykiem. Podczas picia wydawa艂o urywane, radosne d藕wi臋ki.

- Co ty robisz? - zapyta艂 go Isolder. - To stworzenie wypije nam ca艂y zapas wody.

- Oddziela nas od g贸r osiemdziesi膮t kilometr贸w pustyni - powiedzia艂 Luke. - Jest to trudny marsz nawet dla rycerza Jedi, gdy偶 na ca艂ym tym odcinku nie ma wody... jedynie piasek. Ale ka偶dego wieczoru te stworzenia przebiegaj膮 drog臋 do samych g贸r, 偶eby si臋 po偶ywi膰, a ka偶dego poranka powracaj膮, by si臋 schroni膰 w rozpadlinach przed drapie偶nikami i 偶arem s艂o艅ca. W艂a艣nie z tego powodu widzieli艣my tak du偶o ko艣ci... to by艂y szkielety ich przodk贸w. Nazywaj膮 siebie B艂臋kitnymi Lud藕mi Pustyni. Dzi艣 wieczorem ponios膮 nas na swoich grzbietach ku g贸rom. Nie b臋dziemy potrzebowali wody.

- Czy to znaczy, 偶e s膮 inteligentne? - zapyta艂 z pow膮tpiewaniem Isolder.

- Nie bardziej ni偶 wi臋kszo艣膰 zwierz膮t - odpar艂 Luke, spogl膮daj膮c na ksi臋cia. - S膮 jednak dosy膰 sprytne. Potrafi膮 tak偶e troszczy膰 si臋 o siebie i maj膮 co艣 w rodzaju w艂asnej m膮dro艣ci.

- A ty umiesz z nimi rozmawia膰?

Luke kiwn膮艂 g艂ow膮, nie przestaj膮c g艂adzi膰 zwierz臋cia po nosie.

- Moc jest przecie偶 w nas wszystkich: w tobie, we mnie, w tym zwierz臋ciu. Oddzia艂uje na nas, dzi臋ki niej mog臋 odczyta膰 jego zamiary i powiadomi膰 je o swoich.

Isolder spogl膮da艂 na nich przez chwil臋, a potem usiad艂, strapiony. Sam nie potrafi艂 wyrazi膰, a nawet poj膮膰, co go tak poruszy艂o. Sp臋dzi艂 cz臋艣膰 dnia pogr膮偶ony w g艂臋bokim 艣nie, a kiedy si臋 obudzi艂, po偶ywi艂 si臋 zapasami zabranymi z „Burzy" i wypi艂 kilka 艂yk贸w wody. Zwierz臋 spa艂o przez ca艂y dzie艅 obok nich, po艂o偶ywszy 艂eb na ziemi w takim miejscu, by mog艂o obw膮chiwa膰 stopy Luke'a.

Wieczorem, zanim zasz艂o s艂o艅ce, unios艂o 艂eb i rykn臋艂o. Z oddali tak偶e dobiega艂y ryki, inne stworzenia pospieszy艂y na wezwanie.

- Czas rusza膰 w dalsz膮 drog臋 - o艣wiadczy艂 Luke. Isolder wspi膮艂 si臋 na kraw臋d藕 rozpadliny, a Skywalker, zamkn膮wszy oczy, skorzysta艂 z Mocy, by unie艣膰 Artoo, po czym sam wyszed艂.

B艂臋kitni Ludzie Pustyni byli wsz臋dzie, wy艂aniaj膮c si臋 z rozpadlin i szczelin, g艂o艣no parskali i spogl膮dali na zachodz膮ce s艂o艅ce. Wygl膮da艂o na to, 偶e nie chc膮, a mo偶e wskutek jakiej艣 zapisanej w genach informacji nie mog膮 wyruszy膰 w drog臋, zanim s艂o艅ce nie skryje si臋 za odleg艂e g贸ry.

Id膮c za wskaz贸wkami Luke'a, Isolder wspi膮艂 si臋 na grzbiet du偶ego samca i usiad艂 poni偶ej jego przednich 艂ap. Kiedy wielki gad stan膮艂 na nogi, ksi膮偶臋 poczu艂 si臋 niepewnie, ale Luke uni贸s艂 Artoo i posadzi艂 go dok艂adnie w tym samym miejscu na grzbiecie jeszcze wi臋kszego samca, b臋d膮c widocznie pewnym, 偶e robot nie spadnie.

Kiedy skraj s艂onecznej tarczy dotkn膮艂 g贸rskich szczyt贸w, B艂臋kitni Ludzie Pustyni rykn臋li, opu艣cili 艂by, unie艣li ogony do poziomu, aby podczas biegu m贸c zachowa膰 r贸wnowag臋, i na tylnych, mocarnych 艂apach pu艣cili si臋 p臋dem w stron臋 odleg艂ych szczyt贸w.

Kiedy jego zwierz臋 opu艣ci艂o 艂eb, Isolder stwierdzi艂, 偶e na grzbiecie gada czuje si臋 ca艂kiem bezpiecznie, a nawet jest mu wygodnie; Artoo jednak na pocz膮tku niespokojnie gwizda艂 i piszcza艂. Parskaj膮c i pomrukuj膮c, B艂臋kitni Ludzie Pustyni przebiegli osiemdziesi膮t kilometr贸w dolin i g贸r piasku, a ich czerwone oczy b艂yszcza艂y w ciemno艣ciach. Isolder przys艂uchiwa艂 si臋 wydawanym przez stwory d藕wi臋kom i stwierdzi艂, 偶e parskni臋cia i pomruki wydobywaj膮 si臋 z gardzieli zwierz膮t biegn膮cych po obu skrajach stada i 偶e musz膮 by膰 swoistymi sygna艂ami. Je偶eli gady p臋dz膮ce z jednego boku parskn臋艂y dwa albo trzy razy, ca艂e stado skr臋ca艂o. Je艣li jednak zwierz臋ta wydawa艂y tylko pe艂ne zadowolenia pomruki, stado bieg艂o w tym samym co poprzednio kierunku.

R贸wno z zapadni臋ciem nocy dotarli do szerokiej bagnistej i p艂ytkiej rzeki, kt贸rej brzegi i mielizny by艂y poro艣ni臋te wysok膮 traw膮 i trzcinami. Nad powierzchni膮 wody lata艂y ptaki

0 d艂ugich szyjach i skrzyd艂ach pokrytych nag膮, pozbawion膮 pi贸r sk贸r膮. Siada艂y na o艣wietlonej ksi臋偶ycowym blaskiem wodzie, aby si臋 napi膰. B艂臋kitni Ludzie Pustyni przystan臋li.

- Tu ko艅czy si臋 nasza podr贸偶 - oznajmi艂 Luke. Kiedy zsiedli, Luke pog艂adzi艂 po nosie ka偶de zwierz臋 i powiedzia艂 co艣 艂agodnym g艂osem. Chcia艂 w ten spos贸b podzikowa膰 im za pomoc.

- Czy nie mo偶esz im nakaza膰, 偶eby zabra艂y nas troch臋 dalej? - zapyta艂 Isolder. - Wiesz przecie偶, 偶e czeka nas jeszcze spory kawa艂 drogi.

Luke spojrza艂 na niego z nie ukrywanym zdziwieniem.

- Ja nie ka偶臋 nikomu nic robi膰 - odpar艂. - Nie ka偶臋, by Artoo szed艂 za mn膮, tak jak nie ka偶臋 tobie, by艣 mi towarzyszy艂. B艂臋kitni Ludzie Pustyni zgodzili si臋 zabra膰 nas w to miejsce, a teraz, kiedy mamy wod臋 na ca艂膮 reszt臋 drogi, mo偶emy i艣膰 na w艂asnych nogach.

Isolder nagle zrozumia艂, dlaczego tak bardzo dziwi艂o go post臋powanie Luke'a wobec B艂臋kitnych Ludzi Pustyni. Przypomnia艂 sobie, 偶e cz艂onkowie kr贸lewskiej rodziny na Hapes znacznie gorzej traktowali swoich poddanych. Kobiety otaczano wi臋ksz膮 czci膮 ni偶 m臋偶czyzn, przedsi臋biorc贸w ceniono bardziej ni偶 rolnik贸w, a najbardziej ze wszystkich szanowano monarchinie. Luke jednak traktowa艂 swojego robota i te bezmy艣lne stwory w ten sam spos贸b co Isoldera, jakby wszyscy byli jego bra膰mi. To w艂a艣nie niepokoi艂o ksi臋cia... my艣l, 偶e rycerz Jedi nie uwa偶a艂 go za wa偶niejszego od robota czy zwyk艂ego gada. Okazywa艂 B艂臋kitnym Ludziom Pustyni tak膮 czu艂o艣膰, 偶e Isolder czu艂 si臋 o nich zazdrosny.

- Moim zdaniem nie powiniene艣 post臋powa膰 w ten spos贸b - us艂ysza艂 sw贸j g艂os. - Wszech艣wiat jest urz膮dzony inaczej.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? - zapyta艂 Luke.

- Ty... traktujesz te stworzenia jak kogo艣 r贸wnego sobie. Okaza艂e艣 mojej matce, Ta'a Chume, w艂adczyni Hapes, tyle samo wzgl臋d贸w co swojemu automatowi!

- Ten robot, te gady... wszystkie one maj膮 w sobie podobn膮 ilo艣膰 Mocy - powiedzia艂 Luke. - Wiesz przecie偶, 偶e jestem s艂ug膮 Mocy. Jak m贸g艂bym okaza膰 im szacunek w inny spos贸b ni偶 ten, w jaki okaza艂em go Ta'a Chume?

Isolder pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Teraz wiem, dlaczego moja matka chcia艂a ci臋 zabi膰, Jedi -powiedzia艂. -Twoja g艂owa jest pe艂na niebezpiecznych my艣li.

- Mo偶liwe, 偶e s膮 niebezpieczne, ale dla despot贸w - odrzek艂 u艣miechaj膮c si臋 Luke. - Powiedz mi, czy ty s艂u偶ysz swojej matce i jej imperium bardziej ni偶 komukolwiek innemu?

- Oczywi艣cie - rzek艂 ksi膮偶臋.

- Gdyby艣 jej naprawd臋 s艂u偶y艂, nie by艂oby ci臋 teraz tutaj - sprzeciwi艂 si臋 Luke. - Twoje serce jest rozdarte. Wmawiasz sobie, 偶e przyby艂e艣 tu, by ratowa膰 Lei臋, ale s膮dz臋, 偶e naprawd臋 przylecia艂e艣 na Dathomir臋 po to, by nauczy膰 si臋 sposob贸w korzystania z Mocy.

Isolder prze偶y艂 wstrz膮s, kiedy u艣wiadomi艂 sobie, 偶e to mo偶e by膰 prawda, cho膰 sam pomys艂 wydawa艂 mu si臋 niedorzeczny. Luke o艣wiadczy艂 mu, 偶e ka偶dy najmniejszy nawet odruch, ka偶da najbardziej szalona my艣l mog艂y dowodzi膰, 偶e ksi膮偶臋 jest jego uczniem i s艂ug膮 jakiej艣 wszechogarniaj膮cej wszystko Mocy, o kt贸rej istnieniu nie by艂 nawet przekonany.

ROZDZIA艁

14

O 艣wicie nast臋pnego dnia wiatr przywia艂 znad bagnistej rzeki g臋st膮 mg艂臋, kt贸ra sprawi艂a, 偶e Luke nie widzia艂 przed sob膮 niczego na odleg艂o艣膰 wi臋ksz膮 ni偶 kilka metr贸w. Brzegi rzeki przemieni艂y si臋 w grz臋zawiska, po kt贸rych Artoo ledwie m贸g艂 si臋 porusza膰. Rosn膮ce na obu brzegach drzewa przegni艂y albo usch艂y, tak 偶e ich ga艂臋zie i pnie wystawa艂y ponad warstw臋 mg艂y niczym upiorne powykr臋cane palce i mia艂y barw臋 hebanu zmieszanego z lodem. Na konarach przycupn臋艂y du偶e c臋tkowane jaszczurki, czasem po kilkana艣cie na jednej ga艂臋zi. Spogl膮da艂y na spowite we mgle trzciny i szuka艂y w nich 艂upu, a mo偶e tylko wypatrywa艂y drapie偶nik贸w.

Id膮cy za Luke'em Isolder milcza艂. Kilka razy m艂ody Jedi odwraca艂 si臋 i spogl膮da艂 na ksi臋cia, kt贸ry szed艂, zmarszczywszy brwi, pogr膮偶ony w zadumie. Luke wiedzia艂 a偶 za dobrze, o czym teraz rozmy艣la. Zaledwie przed kilkoma laty sam pod膮偶y艂 za Obi-Wanem Kenobim w podobnej szale艅czej w臋dr贸wce, by odszuka膰 skradzion膮 z Alderaanu dokumentacj臋 techniczn膮 Gwiazdy 艢mierci.

W ci膮gu ostatnich miesi臋cy tak bardzo pragn膮艂em zdoby膰 dokumenty z informacjami na temat staro偶ytnych rycerzy Jedi, a p贸藕niej odnale藕膰 uzdolnionych uczni贸w i nauczy膰 ich pos艂ugiwania si臋 Moc膮 - pomy艣la艂. Wiedzia艂 jednak, 偶e prawda wygl膮da艂a inaczej, 偶e to ksi膮偶臋 odnalaz艂 jego. Uczyni艂 to, chocia偶 wcale nie sprawia艂 wra偶enia, 偶e jest w tym kierunku uzdolniony.

Mia艂 wi臋c szans臋, by sprawdzi膰, co potrafi. Mia艂 okazj臋 nauczy膰 kogo艣 pod膮偶ania za jasn膮 stron膮 Mocy. Nie musia艂 si臋 przy tym martwi膰, by jego ucze艅 nie przemieni艂 si臋 w nast臋pnego Vadera.

Wyszukiwa艂 drog臋 przez mokrad艂a, staraj膮c si臋 nie ugrz臋zn膮膰 w ruchomych piaskach, i my艣la艂, czy przypadkiem nie to samo przydarzy艂o si臋 Obi-Wanowi Kenobiemu. Luke zawsze wyobra偶a艂 sobie, 偶e starzec czeka艂, a偶 Luke doro艣nie, podobnie jak dobry rolnik czeka, a偶 dojrzeje zbo偶e. Teraz jednak zastanawia艂 si臋, czy jego nag艂e wtargnicie w 偶ycie Obi-Wana nie by艂o r贸wnie zdumiewaj膮ce, jak pojawienie si臋 Isoldera.

Nie w膮tpi艂, 偶e Isolder dzia艂a艂 pod wp艂ywem Mocy. Luke potrafi艂 to dostrzec, ale nie czu艂 jej w samym ksi臋ciu. Mo偶liwe, 偶e by艂a zbyt m艂oda i zbyt w膮t艂a, tak 偶e nie m贸g艂 jej wyczuwa膰 nawet sam Isolder.

Id膮cy przodem Luke dotar艂 do rozwidlenia szlak贸w. Jeden wi贸d艂 g贸r膮 i wygl膮da艂 na bezpieczniejszy, ale drugi, prowadz膮cy przez mokrad艂a, poci膮ga艂 go o wiele bardziej. Postanowi艂 zawierzy膰 instynktowi i skr臋ci艂, decyduj膮c si臋 na szlak bardziej grzski.

Pomy艣la艂, 偶e zapewne akademia kszta艂c膮ca rycerzy Jedi, o kt贸rej m贸wi艂a Ta'a Chume, w og贸le nie istnia艂a. Kr贸lowa k艂ama艂a. Ju偶 wtedy to przeczuwa艂.

Prawdopodobnie Moc kierowa艂a akolit贸w do Mistrz贸w w贸wczas, kiedy byli potrzebni. Prawdopodobnie jedynym prawdziwym, maj膮cym jak膮艣 warto艣膰 szkoleniem, jakie m贸g艂 odby膰 Jedi, by艂o to, kt贸re przechodzi艂, walcz膮c przeciwko si艂om ciemno艣ci.

Gdyby mia艂o to by膰 w艂a艣nie tak, Dathomira okaza艂aby si臋 wr臋cz wymarzonym miejscem na zorganizowanie akademii. Luke wyra藕nie czu艂 pot臋偶ne zak艂贸cenia i zawirowania Mocy, a zw艂aszcza ziej膮ce bezdenne czelu艣cie jej ciemnej strony. Nigdy w 偶yciu nie spotka艂 si臋 z tak膮 si艂膮. W jaskini Jody te偶 wyczuwa艂 podobn膮 ciemno艣膰, ale tu odbiera艂 j膮 dos艂ownie wsz臋dzie.

Przed nimi g艂o艣no skrzekn膮艂 i poderwa艂 si臋 do lotu podobny do gada ptak o b艂yszcz膮cych, pokrytych nag膮 sk贸r膮 skrzyd艂ach. Luke przystan膮艂, u艣wiadomiwszy sobie, 偶e dotarli do kra艅ca niewielkiego p贸艂wyspu, otoczonego przez m臋tne wody. Nie mogli i艣膰 dalej, tym bardziej, 偶e z dna rzeki wydobywa艂y si臋 na powierzchni臋 b膮ble gazu. Do艂y ze smo艂膮? Luke rozejrza艂 si臋, chc膮c si臋 upewni膰, czy stoj膮 w bezpiecznym miejscu.

- Co to jest? - odezwa艂 si臋 nagle Isolder.

Luke spojrza艂 przed siebie. Ponad warstw膮 mg艂y nad powierzchni膮 rzeki zobaczy艂 ogromn膮 metalow膮 platform臋 nachylon膮 pod bardzo dziwnym k膮tem. Wok贸艂 niej kr偶y艂y nerwowo stada zaniepokojonych ptak贸w. Wschodz膮ce s艂o艅ce o艣wietla艂o z艂ocistymi promieniami zardzewia艂y metal, podkre艣laj膮c jego br膮zow膮 barw臋. Za platform膮 znajdowa艂a si臋 gigantyczna os艂ona dyszy wylotowej, przerdzewia艂a na wskro艣 tak bardzo, 偶e Luke m贸g艂 dostrzec znajduj膮ce si臋 wci膮偶 na swoich miejscach fragmenty ci臋kich turbogenerator贸w.

- Wygl膮da na to, 偶e rozbi艂 si臋 tu jaki艣 statek - powiedzia艂. W tej samej niemal chwili zda艂 sobie spraw臋, 偶e wrak by艂 o wiele wi臋kszy nawet od starych ogromnych gwiezdnych niszczycieli klasy Victory. Musia艂 spoczywa膰 w tej wodzie od dobrych kilku wiek贸w.

Nad powierzchni膮 rzeki powia艂 lekki wiatr, rozwiewaj膮c mg艂臋, i Luke poza os艂on膮 dyszy dostrzeg艂 ogromn膮 transpastalow膮 kopu艂臋, kt贸ra wygl膮da艂a na nienaruszon膮.

Ju偶 mia艂 odwr贸ci膰 si臋 i odej艣膰, kiedy jego wzrok spocz膮艂 na os艂onie dyszy wylotowej. Widnia艂a tam zatarta przez czas nazwa statku: „Chu'unthor".

Poczu艂, 偶e kr臋ci mu si臋 w g艂owie. To nie osob臋, ale kosmiczny statek stara艂 si臋 setki lat wcze艣niej uwolni膰 Yoda. I przez tyle lat nikomu nie uda艂o si臋 tego dokona膰.

- Musimy si臋 tam dosta膰 - odezwa艂 si臋, a g艂os mia艂 ochryp艂y z podniecenia.

- Po co? - zapyta艂 Isolder. - To przecie偶 tylko zardzewia艂e szcz膮tki.

Luke stara艂 si臋 przenikn膮膰 spojrzeniem mg艂臋, wypatruj膮c drogi do wraku. Wycofawszy si臋 z p贸艂wyspu, przeszli po bagnach prawie kilometr, zanim natkn臋li si臋 na dwie stare drewniane tratwy wykonane z pni drzew, powi膮zanych przegni艂ymi teraz paskami sk贸ry. Wygl膮da艂y jakby zosta艂y wykonane dla zabawy przez dzieci. W miejscu jednak, w kt贸rym przywi膮zano je do stercz膮cych na brzegu pni drzew, widnia艂y 艣wie偶e 艣lady.

- Kto艣 tu niedawno by艂 - stwierdzi艂 Isolder, pokazuj膮c je Luke'owi.

- Ta-a - przyzna艂 Skywalker. - Kt贸偶 m贸g艂by przepu艣ci膰 tak膮 okazj臋 popatrzenia sobie na naprawd臋 gustowne szcz膮tki?- Ja m贸g艂bym - odrzek艂 ksi膮偶臋. - Nie musimy przecie偶 tam i艣膰, prawda? Musimy szuka膰 Leii.

Artoo zagwizda艂 na znak, 偶e przyznaje mu racj臋, a potem wyda艂 z siebie seri臋 pisk贸w i 艣wist贸w, by przypomnie膰 m艂odemu Jedi, 偶e za ka偶dym razem, kiedy robot znajdzie si臋 w pobli偶u wody, czyha na niego potw贸r.

Isolder popatrzy艂 w stron臋 g贸r, a Luke wyra藕nie zda艂 sobie spraw臋, 偶e ksi膮偶臋 naprawd臋 nie chce, by cokolwiek op贸藕ni艂o poszukiwania ksi臋偶niczki. Czu艂 te偶 jednak, 偶e pozwoli艂, by do tego miejsca doprowadzi艂 go zew Mocy, tak jak zawsze pozwala艂, 偶eby Moc wiod艂a go podczas walki.

Wiedzia艂 a偶 za dobrze, 偶e musi zaufa膰 swoim przeczuciom. Teraz za艣 przeczucie m贸wi艂o mu, 偶e powinien dosta膰 si臋 na pok艂ad wraku.

- To zajmie nam tylko kilka minut - powiedzia艂, wskakuj膮c na tratw臋. - Kto idzie ze mn膮?

- Ja zaczekam na brzegu - o艣wiadczy艂 Isolder.

Artoo obr贸ci艂 oko i popatrzy艂 na ksi臋cia. Ma艂y robot trz膮s艂 si臋 ze strachu, ale tylko zgrzytn膮艂, komentuj膮c odpowied藕 Isoldera, i wtoczy艂 si臋 na tratw臋.

Odpychaj膮c si臋 od dna dr膮giem, Luke skierowa艂 tratw臋 ku wrakowi. W nieruchomej wodzie wygrzewa艂y si臋 tu偶 pod powierzchni膮 ogromne br膮zowe ryby. Pod wp艂ywem promieni s艂onecznych mg艂a zacz臋艂a rzedn膮膰 i kiedy znale藕li si臋 bli偶ej wraku, Luke m贸g艂 dostrzec wi臋kszo艣膰 pomieszcze艅 statku, a zw艂aszcza kolonie kopu艂 mieszkalnych i fragmenty maszynowni. Cz臋艣膰 kad艂uba otaczaj膮ca silniki do lot贸w w nadprzestrzeni przerdzewia艂a na wylot. Ca艂y o艣miopoziomowy kad艂ub statku mierzy艂 blisko dwa kilometry d艂ugo艣ci i prawie kilometr szeroko艣ci. Przestrzenie pomi臋dzy iluminatora-mi w cz臋艣ci mieszkalnej 艣wiadczy艂y o tym, 偶e na pok艂adach „Chu'unthora" musia艂o przebywa膰 wielu ludzi. Z wygl膮du statek przypomina艂 luksusowy liniowiec albo nawet latajce miasto. Zaprojektowano go w taki spos贸b, by m贸g艂 pomie艣ci膰 wiele os贸b. Przechy艂 kad艂uba wskazywa艂, 偶e wi臋kszo艣膰 pomieszcze艅 musi znajdowa膰 si臋 teraz w do艂ach ze smo艂膮. Wida膰 by艂o tylko g贸rne pok艂ady, ale i te niemal cakiem ju偶 przerdzewia艂y.

A jednak nie by艂y to zwyczajne szcz膮tki. Na kad艂ubie wraku Luke nie dostrzeg艂 艣lad贸w po 艂adunkach z blaster贸w ani ziej膮cych wyrw 艣wiadcz膮cych o wybuchach pocisk贸w z ci臋偶szej broni. Ani kad艂ub, ani pok艂ady nie by艂y zmia偶d偶one w spos贸b, kt贸ry wskazywa艂by na rozbicie si臋 statku podczas l膮dowania. Prawdopodobnie statek musia艂 l膮dowa膰 z powodu k艂opot贸w natury technicznej. Zdo艂a艂 dolecie膰 do planety, a p贸藕niej pr贸bowa艂 ldowa膰 w do艂ach ze smo艂膮.

Kiedy Luke zbli偶y艂 si臋 jeszcze bardziej, zauwa偶y艂, 偶e ca艂y statek zosta艂 kiedy艣 starannie opiecz臋towany. Wszystkie rampy i schodnie nie by艂y zwyczajnie zamkni臋te... klapy w艂az贸w dok艂adnie zaspawano. Na wielu transpastalowych kopu艂ach widnia艂y g艂臋bokie rysy, jakby kto艣 pr贸bowa艂 dosta膰 si臋 do wn臋trza widocznego przez zmatowia艂膮, ale nadal przezroczyst膮 ba艅k臋.

Wrak statku spoczywa艂 uko艣nie w mule. Luke dopchn膮艂 tratw臋 w pobli偶e dziobu, kt贸ry zag艂臋bi艂 si臋 w grz膮skie dno rzeki troch臋 g艂臋biej ni偶 pozosta艂a cz臋艣膰 statku, i wspi膮艂 si臋 na pok艂ad. Dostrzeg艂 porzucone prymitywne stalowe 艂omy, za pomoc膮 ktrych kto艣 usi艂owa艂 otworzy膰 zaspawane w艂azy. Obok 艂om贸w le偶a艂y tak偶e resztki ogromnych drewnianych maczug i roz艂upane na kawa艂ki wielkie kamienie. Tu i 贸wdzie na kad艂ubie widnia艂y napisy namalowane w nieznanym j臋zyku, a obok nich znaki i strza艂ki wskazuj膮ce s艂abiej przyspawane miejsca. Wida膰 by艂o, 偶e wielokrotnie pr贸bowano w艂ama膰 si臋 do 艣rodka, pracuj膮c cierpliwie i metodycznie, ale bez u偶ycia w艂a艣ciwych narz臋dzi.

Dzieci? - pomy艣la艂 Luke, ale przecie偶 偶adne dziecko nie mog艂oby unie艣膰 tak gigantycznej maczugi.

Obok niekt贸rych kopu艂 znajdowa艂y si臋 gniazda dost臋pu; gdyby Artoo uda艂o si臋 do nich pod艂膮czy膰, mogliby otworzy膰 kopu艂y i dosta膰 si臋 do wn臋trza, ale gniazda by艂y za bardzo przerdzewia艂e. Ca艂y statek sprawia艂 takie wra偶enie, jakby w 艣rodku by艂 r贸wnie zniszczony jak na zewn膮trz. Powierzchnie transpastalowych baniek usiane by艂y plamkami w miejscach, gdzie od lat uderza艂y w nie niesione z wiatrem ziarenka piasku. Przezroczyste os艂ony sta艂y si臋 niemal mlecznobia艂e. Niekt贸re kopu艂y chroni艂y si艂ownie sportowe i sale 膰wicze艅. Na pod艂ogach le偶a艂y wielkie pi艂ki, jakby pasa偶erowie „Chu'unthora" grali nimi tu偶 przed l膮dowaniem. Inne os艂ania艂y restauracje czy nocne lokale. Na pordzewia艂ych sto艂ach le偶a艂y puste szklanki i talerze. Wszystko pokryte by艂o grub膮 warstw膮 py艂u i kurzu. Artoo, kt贸ry toczy艂 si臋 tu偶 za Luke'em, usi艂uj膮c nie zsun膮膰 si臋 z pochy艂o艣ci, po艣wistywa艂 cicho i zafrasowany przygl膮da艂 si臋 zniszczeniom.- Wygl膮da na to, 偶e ktokolwiek przebywa艂 na tym statku w chwili katastrofy, opu艣ci艂 go wkr贸tce po l膮dowaniu i ju偶 nigdy tu nie powr贸ci艂 - odezwa艂 si臋 Luke.

Artoo wyda艂 w odpowiedzi kilka pisk贸w oraz 艣wiergot贸w, chc膮c przypomnie膰 Luke'owi s艂owa Yody: „Zostali艣my odparci przez czarownice". Luke wyczuwa艂 zawirowania Mocy, kt贸re jak mroczne cyklony wydawa艂y si臋 wciga膰 w siebie ca艂膮 jasno艣膰.

- Ta-a - powiedzia艂 po chwili. - Z czymkolwiek na tej planecie zetkn膮艂 si臋 Yoda, to wci膮偶 istnieje.

Artoo j臋kn膮艂.

Luke zatrzyma艂 si臋 i spojrza艂 do 艣rodka kolejnej ba艅ki. Os艂ania艂a du偶膮 sal臋, po艣rodku kt贸rej sta艂y robocze sto艂y. Na blatach le偶a艂y rdzewiej膮ce szcz膮tki rozmaitych urz膮dze艅 i mechanizm贸w: skorodowane baterie, skupiaj膮ce 艣wiat艂o kryszta艂y, r臋koje艣ci 艣wietlnych mieczy. By艂y to elementy broni, kt贸r膮 mogli pos艂ugiwa膰 si臋 tylko rycerze Jedi.

Luke poczu艂, 偶e jego serce zaczyna wali膰 jak m艂otem. Akademia kszta艂c膮ca rycerzy Jedi - pomy艣la艂, stwierdziwszy, 偶e wszystkie kawa艂ki 艂amig艂贸wki u艂o偶y艂y si臋 nagle w logiczn膮 ca艂o艣膰. - Przeszuka艂em czterdzie艣ci 艣wiat贸w i na 偶adnym nie trafi艂em nawet na 艣lad akademii, gdy偶 uczelnia kszta艂c膮ca przysz艂ych Jedi znajdowa艂a si臋 na gwiezdnym statku. Oczywi艣cie; nie mog艂o by膰 inaczej. W galaktyce 偶y艂o niewielu ludzi, potrafi膮cych po mistrzowsku w艂ada膰 Moc膮. Staro偶ytni Mistrzowie Jedi musieli wi臋c przemierza膰 najodleglejsze 艣wiaty w poszukiwaniu swoich nast臋pc贸w. Mo偶liwe, 偶e w kadej gromadzie gwiezdnej trafiali tylko na jednego lub dw贸ch kadet贸w, kt贸rzy ich zdaniem byli odpowiedni.

Luke wyci膮gn膮艂 miecz 艣wietlny, zapali艂 go i z desperacj膮 zacz膮艂 ci膮膰 transpastalow膮 ba艅k臋. Ten wrak, tak bardzo przerdzewia艂y i zniszczony, nie m贸g艂 kry膰 w swoim wn臋trzu niczego naprawd臋 warto艣ciowego, ale Skywalker musia艂 si臋 upewni膰. Kiedy niebieskie krople stopionej transpastali zastyg艂y w ka艂u偶ach na pok艂adzie „Chu'unthora", Artoo odtoczy艂 si臋 o kilka krok贸w do ty艂u.

Luke by艂 tak zaj臋ty forsowaniem kopu艂y, 偶e niemal nie wyczu艂 jej nadej艣cia. Przez moment zdawa艂o mu si臋, 偶e za jego plecami pojawi艂a si臋 nagle jaka艣 wielka si艂a, kt贸ra rzuca si臋 w jego stron臋. Odwr贸ci艂 si臋 w sam膮 por臋 i zobaczy艂 m艂od膮 kobiet臋 o d艂ugich, b艂yszcz膮cych, rudobr膮zowych w艂osach, odzian膮 w brunatny str贸j ze sk贸ry jakiego艣 nie znanego zwierza, na tyle kr贸tki, 偶e nie skrywa艂 jej nagich, silnie umi臋艣nionych n贸g. Kobieta wyskoczy艂a w g贸r臋 i stara艂a si臋 kopn膮膰 go odzian膮 w sk贸rzany but stop膮, ale Luke, kt贸ry si艂膮 Mocy odgad艂 jej zamiary, w ostatniej chwili uchyli艂 si臋 przed ciosem i machn膮艂 ostrzegawczo mieczem.

Uczu艂 dr偶enie Mocy, zwiastuj膮ce kolejny atak, ale zanim mia艂 czas zareagowa膰, dziewczyna zamachn臋艂a si臋 maczug膮, trafiaj膮c w sztuczn膮 r臋k臋 Luke'a tak mocno, 偶e znajduj膮ce si臋 w niej obwody zwar艂y si臋 i miecz 艣wietlny wypad艂 mu z bezw艂adnych palc贸w. Dziewczyna odchyli艂a nog臋, chc膮c kopn膮膰 go w brzuch, ale Skywalker upad艂 na pok艂ad statku i przetoczy艂 si臋, a potem u偶y艂 Mocy, by przywo艂a膰 miecz 艣wietlny do lewej d艂oni.

Kiedy dziewczyna spostrzeg艂a, co zrobi艂, zamar艂a bez ruchu i otworzy艂a usta ze zdumienia. Luke wyczuwa艂 wyra藕nie jej Moc: siln膮 i dzik膮, niepodobn膮 do 偶adnej, kt贸r膮 spotyka艂 u innych kobiet. Kiedy przykucn臋艂a na pok艂adzie „Chu'unthora" o kilka krok贸w od niego, ci臋偶ko dysz膮c i my艣l膮c zapewne, co robi膰, Skywalker zobaczy艂 w jej br膮zowych oczach pomara艅czowe plamki.

- Nie zamierzam ci wyrz膮dzi膰 krzywdy - odezwa艂 si臋 do dziewczyny.

Us艂yszawszy to, zmru偶y艂a oczy i szepn臋艂a kilka s艂贸w, pos艂uguj膮c si臋 nie znan膮 mu mow膮, a Luke poczu艂, jak dotyka go przenikaj膮cy niemal na wylot palec Mocy.

- W jaki spos贸b potrafisz czyni膰 cuda, skoro jeste艣 tylko m臋偶czyzn膮? - zapyta艂a.

- Moc przebywa w nas wszystkich - odrzek艂 Luke - a Mistrzami staj膮 si臋 ci, kt贸rzy zostali przeszkoleni.

- Twierdzisz, 偶e jeste艣 mistrzem magii?

- Tak - odpar艂 Luke.

- A zatem jeste艣 m臋sk膮 czarownic膮, D偶aiem, kt贸ry przylecia艂 tu z odleg艂ych gwiazd?

Luke kiwn膮艂 g艂ow膮.

- S艂ysza艂am o D偶aiach - powiedzia艂a dziewczyna. - Babka Rell m贸wi, 偶e s膮 niezwyci臋偶onymi wojownikami, gdy偶 musz膮 nieustannie stawia膰 czo艂o 艣mierci. A poniewa偶 walcz膮 o 偶ycie, natura mi艂uje ich tak bardzo, 偶e nie mog膮 umrze膰. Czy jeste艣 jednym z takich niezwyci臋偶onych wojownik贸w? Moc zafalowa艂a r贸wnie silnie jak w贸wczas, kiedy dziewczyna go zaatakowa艂a, ale Luke wyczu艂 r贸偶nic臋. Tym razem falowanie otoczy艂o go jak ca艂unem, kr臋puj膮c i dusz膮c, a kiedy Luke stara艂 si臋 zorientowa膰, co to oznacza, oczami umys艂u ujrza艂 dziwn膮 scen臋.

Zobaczy艂 dziewczyn臋, kt贸ra poluje na pustyni, staraj膮c si臋 rozpaczliwie zdoby膰 co艣, czego inni zazdro艣nie strzegli i chronili. Ujrza艂 sza艂as z ga艂臋zi ustawiony pod chroni膮cym go wyst臋pem skalnym, obok niego p艂on膮ce ognisko, kt贸rego p艂omienie ta艅czy艂y i chwia艂y si臋 w podmuchach wiatru, a przy ognisku bawi膮ce si臋 p贸艂nagie dziecko. Dziewczyna skrada艂a si臋 teraz ku chacie, chc膮c zabra膰 to, co widocznie znajdowa艂o si臋 w 艣rodku.

U艣miechn臋艂a si臋 do Luke'a i zacz臋艂a monotonnie 艣piewa膰. M艂ody Jedi popatrzy艂 na ni膮, ale widok jej oczu go przerazi艂. Dostrzeg艂 w nich niepohamowan膮 偶膮dz臋, jakiej nigdy przedtem nie widzia艂.

- Waytha ara 膮uetha way. Waytha ara 膮uetha way... - nuci艂a dziewczyna.

- Chwileczk臋! - zawo艂a艂 Luke. - Nie my艣lisz chyba, 偶e... Po pok艂adzie „Chu'unthora" zacz臋艂y si臋 toczy膰 pop臋kane g艂azy i szcz膮tki maczug, grzechocz膮c niby grzmoty nadci膮gaj膮cej burzy. Opadajce nad rzek膮 za plecami dziewczyny mg艂y zacz臋艂y wirowa膰 w upiornym ta艅cu. „Zostali艣my odparci przez czarownice" - przypomnia艂 sobie Luke.

- Waytha ara 膮uetha way. Waytha ara 膮uetha way! Nagle niebo przeci臋艂a b艂yskawica i rozleg艂 si臋 grzmot.

Kilkana艣cie mniejszych g艂az贸w unios艂o si臋 w powietrze i zacz臋艂o lecie膰 wprost na Luke'a. Vader tak偶e pr贸bowa艂 takich sztuczek, ale Jedi z niejakim smutkiem stwierdzi艂, 偶e Lord nawet w po艂owie nie by艂 tak dobry. Skywalker machn膮艂 艣wietlnym mieczem na o艣lep, przecinaj膮c kilka wi臋kszych g艂az贸w. Jeden z nich trafi艂 go w pier艣, odrzucaj膮c do ty艂u. „Zostali艣my odparci przez czarownice".

- Zaczekaj! - krzykn膮艂 do dziewczyny. - Nie mo偶esz traktowa膰 m臋偶czyzn jak niewolnik贸w i obcowa膰 z nimi, kiedy masz ochot臋!

Po pok艂adzie statku, w stron臋 Luke'a, toczy艂y si臋 teraz wi臋ksze g艂azy. Ich 艂oskot przypomina艂 t臋tent sp艂oszonego stada. Nagle m艂ody Jedi u艣wiadomi艂 sobie, 偶e ta kobieta mo偶e zrobi膰 wszystko, co zechce. Uni贸s艂szy r臋k臋 w rozpaczliwym ge艣cie, Luke stara艂 si臋 pos艂u偶y膰 Moc膮, by zmieni膰 kierunek ruchu g艂az贸w, ale czu艂 w g艂owie taki m臋tlik, 偶e nie m贸g艂 skupi膰 my艣li na tym, co chce zrobi膰. „Odparci przez czarownice".

Zobaczy艂, jak w powietrzu leci w jego stron臋 jaki艣 dr膮g. Uda艂o mu si臋 zrobi膰 unik, ale tysi膮ce kamieni 艣miga艂o nieustannie ko艂o jego g艂owy. Nagle dziewczyna skoczy艂a ku niemu, wymachuj膮c wyci膮gni臋t膮 nad g艂ow膮 maczug膮. Nie wyczu艂, co zamierza zrobi膰, ale kiedy znalaz艂a si臋 przed nim, opu艣ci艂a uniesion膮 maczug臋 na jego g艂ow臋. Zobaczy艂 o艣lepiaj膮cy b艂ysk i run膮艂 na pok艂ad.

Oszo艂omiony, us艂ysza艂, jak dziewczyna co艣 krzykn臋艂a, a p贸藕niej usiad艂a mu na piersi i silnymi nogami przycisn臋艂a jego r臋ce do pok艂adu. Nie mia艂 si艂y si臋 opiera膰, kiedy uchwyci艂a go za szcz臋k臋 i triumfuj膮co krzykn臋艂a:

- Jestem Teneniel Djo, c贸rka Allyi, a ty jeste艣 teraz moim niewolnikiem!

Wczesnym rankiem Han wspina艂 si臋 z mozo艂em po zdradliwych, wykutych w litej skale stopniach. Jak w przypadku wi臋kszo艣ci planet o niewielkiej sile przyci膮gania, wulkaniczne g贸ry by艂y wysokie i bardzo strome. Zbocze, kt贸re pokonywali, wznosi艂o si臋 na dwie艣cie metr贸w ponad poziom czarnego skalistego p艂askowy偶u w dole. Schody by艂y wystarczaj膮co szerokie nawet dla rankor贸w, ale tysi膮ce w臋druj膮cych po nich st贸p wyg艂adzi艂o powierzchni臋 stopni, a sp艂ywaj膮ca ze szczytu woda zamarz艂a w nocy, pokrywaj膮c je cienk膮 warstw膮 lodu, dzi臋ki czemu 艂atwo by艂o po艣lizgn膮膰 si臋 i run膮膰 w przepa艣膰.

St膮paj膮ce tu偶 za Hanem rankory parska艂y i wspina艂y si臋 bardzo wolno, chwytaj膮c si臋 skalnych wyst臋p贸w. Przera偶one, 偶e mog艂yby spa艣膰, wspina艂y si臋 jednak, przynaglane bezlito艣nie przez dosiadaj膮ce je kobiety. Siedz膮cy na grzbiecie jednego z rankor贸w Chewbacca nie wygl膮da艂 dobrze. Przez ca艂膮 drog臋 trzyma艂 si臋 za st艂uczone 偶ebra i czasami cicho poj臋kiwa艂.

W 艣wietle dnia Han m贸g艂 lepiej przyjrze膰 si臋 kobietom. Pod wierzchnimi ciep艂ymi okryciami nosi艂y tuniki zrobione z barwnych sk贸r jakich艣 gad贸w. Tuniki mieni艂y si臋 na zielono, jasnoniebiesko i 偶贸艂to. Na艂o偶one na nie grube okrycia utkane by艂y z w艂贸kien i kunsztownie wyko艅czone 偶贸艂tymi 艂odygami ro艣lin i du偶ymi ciemnymi paciorkami zrobionymi z suszonych nasion i str膮czk贸w. Najwi臋cej ozd贸b jednak znajdowa艂o si臋 na kobiecych g艂owach. To, co w ciemno艣ciach w pierwszej chwili wygl膮da艂o na ozdobione skrzyd艂ami he艂my, okaza艂o si臋 wykonanymi z ciemnego metalu wymy艣lnymi nakryciami g艂owy o brzegach zaginaj膮cych si臋 do g贸ry niczym skrzyd艂a dziwnego owada. W ka偶dym z „kapeluszy" wywiercono wiele otwor贸w i szczelin, w kt贸rych umieszczono poruszaj膮ce si臋 przy ka偶dym kroku rankora ozdoby. By艂y po艣r贸d nich kawa艂ki agat贸w i szlifowanych b艂臋kitnych azuryt贸w, malowane czaszki ma艂ych drapie偶nych gad贸w, niewielkie suszone 艂apki jakich艣 stworze艅, strz臋pki kolorowych tkanin, szklane paciorki, kawa艂ki kutego srebra, a nawet bladoniebieskie kulki, kt贸re mog艂y by膰 wysuszonymi ga艂kami ocznymi. Poszczeg贸lne nakrycia g艂owy r贸偶ni艂y si臋 mi臋dzy sob膮, a Han wiedzia艂 dostatecznie du偶o na temat r贸nych kultur, by mie膰 si臋 na baczno艣ci. W ka偶dej spo艂eczno艣ci istoty obdarzone w艂adz膮 ubiera艂y si臋 w spos贸b jak najbardziej wyszukany.

Solo trzyma艂 Lei臋 i Threepia za r臋ce, obawiaj膮c si臋, 偶e gdyby kt贸re艣 z nich run臋艂o w przepa艣膰, mog艂oby poci膮gn膮膰 za sob膮 pozosta艂ych. Oddycha艂 z wielkim trudem, a przy ka偶dym oddechu wydobywa艂y mu si臋 z ust ob艂oczki pary. W pewnej chwili pokonali ostatni zdradliwy zakr臋t i znale藕li si臋 na szczycie, sk膮d rozci膮ga艂 si臋 widok na owaln膮 dolin臋 otoczon膮 ze wszystkich stron g贸rami. Sta艂y tam wzniesione z ga艂臋zi i gliny chaty o dachach pokrytych s艂om膮, a widniej膮ce obok nich prostok膮ty zieleni i br膮zu stanowi艂y obszary upraw. Na polach krz膮ta艂y si臋 kobiety, m臋偶czy藕ni i dzieci, inni mieszka艅cy wioski pracowali przy domach, zaj臋ci karmieniem trzymanych w zagrodach ogromnych czworono偶nych gad贸w. 艢rodkiem doliny p艂yn膮艂 du偶y strumie艅. Wpada艂 do jeziora po przeciwnej stronie, a jego wody przelewa艂y si臋 przez ska艂y i nikn臋艂y, tworz膮c niew膮tpliwie wodospad rozpryskuj膮cy si臋 na p艂askowy偶u.

Kiedy schodzili po stopniach w dolin臋, min臋艂a ich grupa dziesi臋ciu kobiet jadcych tak偶e na rankorach. Wszystkie by艂y ubrane w podobny spos贸b: w tuniki z barwnych, niewyprawionych sk贸r jaszczurek, grube okrycia bardzo potrzebne w wysokich g贸rach i rogate he艂my pe艂ne takich samych ozd贸b. Kilka z nich by艂o uzbrojonych w blasterowe karabiny, ale inne mia艂y jedynie w艂贸cznie lub zatkni臋te za pasy siekierki, kt贸rymi mog艂y rzuca膰. 呕adna z kobiet nie mog艂a liczy膰 mniej ni偶 dwadzie艣cia pi臋膰 lat, a widok ich zm臋czonych i brudnych twarzy zmrozi艂 Hana bardziej ni偶 ch艂odne g贸rskie powietrze. Kobiety nie u艣miecha艂y si臋, ale te偶 nie smuci艂y. Na ich twarzach malowa艂a si臋 zimna, niemal brutalna oboj臋tno艣膰, jak膮 cz臋sto mo偶na zobaczy膰 na obliczach wojownik贸w nawyk艂ych do okrucie艅stwa.

Ponad w膮sk膮 dolin膮 widnia艂y wykute w bazaltowej skale umocnienia: wie偶yczki, 艂膮cz膮ce je parapety i strzelnice. W r贸偶nych miejscach na ska艂ach umieszczono kawa艂ki plastalowych p艂yt, kt贸re by艂y cz臋艣ciami kad艂ub贸w rozbitych kosmicznych statk贸w, tworz膮c z nich swoist膮 mozaik臋. Z tej kryj膮cej si臋 w g贸rach fortecy wystawa艂y lufy dziwacznych blasterowych dzia艂, wymierzonych w r贸偶ne strony. Ciemne 艣lady po wybuchach i wyrwy w ska艂ach dowodzi艂y, 偶e spo艂eczno艣膰 zamieszkuj膮ca dolin臋 toczy艂a wojn臋. Tylko przeciwko komu?

Grupa w臋druj膮cych dotar艂a w ko艅cu do kamiennej platformy, a rankor, kt贸ry ni贸s艂 Chewbacc臋, na rozkaz jednej z kobiet zaprowadzi艂 Lei臋 pod g贸r臋 ku umocnieniom. Pozosta艂e zwierz臋ta skierowa艂y tymczasem Hana i Threepia b艂otnist膮 艣cie偶k膮 wij膮c膮 si臋 obok zagr贸d. Min臋li stado ogromnych brudnych gad贸w, kt贸re siedzia艂y, nie wydaj膮c 偶adnych d藕wi臋k贸w, 偶u艂y pasz臋 i patrzy艂y pos臋pnie na przyby艂ych.

Dotarli do kr臋gu chat wzniesionych z ga艂臋zi przetykanych kawa艂kami gliny. Przed wej艣ciem do ka偶dej chaty znajdowa艂a si臋 kamienna urna z wod膮. Przez otwarte drzwi by艂o wida膰 wisz膮ce na 艣cianach jaskrawoczerwone koce, ustawione na niskich stolikach koszyki z orzechami i drewniane grabie.

Stra偶niczki zaprowadzi艂y wi臋藕ni贸w na ty艂 jednej z chat, za kt贸r膮 ujrzeli dziesi膮tki m臋偶czyzn, m艂odych kobiet i dzieci. Na piaszczystym, poro艣ni臋tym chwastami kawa艂ku ziemi mieszka艅cy wioski wykopali do艂ki i nape艂nili je wod膮 ze stoj膮cych obok wiader, tworz膮c w ten spos贸b niezliczon膮 liczb臋 ma艂ych ka艂u偶. Obok ka偶dej takiej ka艂u偶y, wpatruj膮c si臋 w ni膮 z napi臋ciem, siedzia艂 doros艂y, otoczony gromadk膮 dzieci. Sta艂y w milczeniu i tak偶e wpatrywa艂y si臋 w ka艂u偶臋.

Rankor zatrzyma艂 si臋, a dosiadaj膮ca go wojowniczka nachyli艂a si臋 i lekko uderzy艂a Hana w艂贸czni膮 w rami臋.

- Whuffa, whuffa - powiedzia艂a, pokazuj膮c mu, 偶e powinien tak偶e wpatrywa膰 si臋 w jedn膮 z ka艂u偶.- Masz pojecie, o co jej mo偶e chodzi膰? - zwr贸ci艂 si臋 Han do Threepia.

- Obawiam si臋, 偶e nie, prosz臋 pana - odpar艂 android. - W moich zasobach danych nie umieszczono ani jednego s艂owa z j臋zyka, kt贸rym si臋 pos艂uguje. Niekt贸re wyra偶enia mog膮 pochodzi膰 z mowy staro偶ytnych Paecian, ale nigdy nie spotka艂em si臋 z terminem „whuffa".

Paecian - zastanowi艂 si臋 Han. Imperium Paecian leg艂o w gruzach przed prawie trzema tysi膮cleciami. Han podszed艂 do m臋偶czyzny z siw膮 brod膮 i popatrzy艂 na jego wype艂nion膮 b艂otem ka艂u偶臋. Nie by艂a du偶a, jej obw贸d nie przekracza艂 p贸艂 metra, a g艂臋boko艣膰 kilku centymetr贸w.

M臋偶czyzna wyszczerzy艂 z臋by na Hana i warkn膮艂:

- Whuffa!

Wr臋czywszy Hanowi miedziane ostrze, gestami nakaza艂 mu wykopa膰 podobny do艂ek, przyni贸s艂 wiadro z wod膮 i pokaza艂 wolne miejsce z daleka od pozosta艂ych ludzi.

- Whuffa, bardzo dobrze. Wszystko jasne - odrzek艂 Han i zabrawszy wr臋czone mu przedmioty, uda艂 si臋 we wskazanym kierunku. Wykopa艂 niewielki do艂ek, a potem wyla艂 do niego wszystk膮 wod臋. Cuchn臋艂a okropnie i Han u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie by艂a to wcale woda, ale jaki艣 nie przefermentowany do koca nap贸j. Wspaniale - pomy艣la艂. - Pochwyci艂y mnie czarownice, kt贸re chc膮, bym wpatrywa艂 si臋 w ka艂u偶臋 tak d艂ugo, dop贸ki nie nawiedz膮 mnie wizje.

Przez chwil臋 patrzy艂 na swoje odbicie, a ujrzawszy, 偶e ma w艂osy w nie艂adzie, przeczesa艂 je wyprostowanymi palcami. Wojowniczki nie wiedzia艂y, co zrobi膰 z Threepiem, i w ko艅cu zostawi艂y go w otoczeniu gromadki dzieci, kt贸re gapi艂y si臋 na niego ciekawie, ale bez z艂ych zamiar贸w. Leia znikn臋艂a w mroku szeroko otwartej bramy na szczycie fortecy. Z daleka dobieg艂 Hana odg艂os silnik贸w pikuj膮cego w atmosferze my艣liwca typu TIE. Siedz膮ce na rankorach kobiety unios艂y g艂owy i os艂oniwszy d艂o艅mi oczy, zacz臋艂y gor膮czkowo przeszukiwa膰 niebo.

Wygl膮da艂o to na dobry znak. Je偶eli te kobiety tak偶e obawia艂y si臋 wojsk Zsinja, Han przynajmniej znalaz艂 si臋 w艣r贸d swoich. Spojrzawszy jednak na wykonane prowizorycznie fortyfikacje, pomy艣la艂, 偶e mo偶e cieszy si臋 zbyt wcze艣nie. Tak czy inaczej, nie podoba艂o mu si臋 brzmienie s艂owa „os膮dzi膰". Je偶eli te kobiety cierpia艂y na ksenofobi臋, mog艂y zabija膰 lub wi臋zi膰 istoty z innych 艣wiat贸w po prostu ze strachu. Je艣li my艣la艂y, 偶e Han i Leia s膮 szpiegami, mog艂y przysporzy膰 swym wi臋藕niom jeszcze wi臋cej zmartwie艅. Nie m贸g艂 tak偶e pozostawa膰 oboj臋tny na fakt, i偶 niemal automatycznie uzna艂y jego, Hana Solo, za niewolnika Leii. Popatrzy艂 na stra偶niczki nadal siedz膮ce na rankorach. Wpatrywa艂y si臋 w niego z ch艂odn膮 oboj臋tno艣ci膮. Postanowi艂 udawa膰, 偶e jest poch艂oni臋ty now膮 prac膮.

Siedzia艂 wpatrzony w ka艂u偶臋 pe艂n膮 sfermentowanego p艂ynu przez godzin臋, czuj膮c, jak z ka偶d膮 minut膮 s艂o艅ce pali go w kark coraz bardziej, a偶 w ko艅cu poczu艂 takie pragnienie, 偶e zacz膮艂 rozmy艣la膰, czy nie napi膰 si臋 troch臋 tej cieczy. Lepiej nie - zdecydowa艂 jednak po chwili. - Niewolnikom zapewne nie wolno tego robi膰.

Leia wci膮偶 jeszcze nie zesz艂a na d贸艂. Han spostrzeg艂 kobiet臋, kt贸ra ukaza艂a si臋 w oknie jednego z korytarzy wykutych w skale o prawie sto metr贸w ponad dnem doliny. By艂a stara, na g艂owie mia艂a sk贸rzan膮 czapk臋, a w r臋kach trzyma艂a wiadro. Przez chwil臋 sta艂a nieruchomo, wpatruj膮c si臋 w dno doliny, a potem machn臋艂a r臋k膮 w powietrzu i co艣 powiedzia艂a. Znajdowa艂a si臋 jednak zbyt daleko i Han nie m贸g艂 us艂ysze膰 jej s艂贸w. Ujrza艂 tylko, jak po chwili z dna doliny unosi si臋 kryszta艂owa kula i w locie kieruje si臋 w stron臋 okna. Kobieta wychyli艂a si臋 poza parapet i podstawi艂a wiadro, a kula wpad艂a do 艣rodka naczynia, rozpryskuj膮c bryzgi wody. Stara kobieta wr贸ci艂a z nape艂nionym w ten spos贸b wiadrem do fortecy, a Han siedzia艂 w os艂upieniu, nie mog膮c uwierzy膰 w艂asnym oczom. To, co p艂yn臋艂o w powietrzu ku kobiecie, nie by艂o kryszta艂ow膮 kul膮, jak s膮dzi艂, ale wod膮. A jednak to nie mog艂o by膰 zjawisko naturalne. Kula z wody p艂yn臋艂a ku kobiecie bardzo wolno.

Us艂yszawszy g艂o艣ne cmokni臋cie, Han popatrzy艂 na swoj膮 ka艂u偶臋 i ujrza艂, 偶e z otworu znajduj膮cego si臋 tu偶 przy niej wysun膮艂 si臋 jaki艣 du偶y robak, kt贸ry teraz wsysa艂 nap贸j. Siedz膮cy nieopodal stary m臋偶czyzna cicho szepn膮艂:

- Whuffa!

Han spojrza艂 na bezz臋bnego starca. Zobaczy艂, jak d艂o艅mi wykonuje jakie艣 ruchy, jakby z艂apa艂 co艣 i ci膮gn膮艂, i zrozumia艂, 偶e w ten spos贸b starzec pokazuje mu na migi, by schwyci艂 stwora.

Han przeni贸s艂 spojrzenie na robaka. Na razie dostrzega艂 tylko ciemnobr膮zow膮 skr臋 i otw贸r, przez kt贸ry tamten wsysa艂 ciecz. Dopiero po jakim艣 czasie, kiedy robak wypi艂 troch臋 wi臋cej p艂ynu, ukaza艂 si臋 艂eb wielko艣ci mniej wi臋cej dziecinnej pi臋艣ci. Han zobaczy艂, 偶e obserwuj膮 go teraz wszyscy: dzieci, doro艣li, a nawet stra偶niczki na rankorach. Wszyscy zachowywali absolutn膮 cisz臋, oczekiwali w napi臋ciu, wstrzymuj膮c oddech. Bez wzgl臋du na to, kim lub czym by艂 dla nich whuffa, by艂o jasne, 偶e bardzo zale偶y im, by go z艂apa膰. Zapewne zwizana jest z tym jaka艣 nagroda - pomy艣la艂 Han.

Po chwili, w kt贸rej si臋 nic nie dzia艂o, robak wysun膮艂 si臋 z dziury troch臋 bardziej i zacz膮艂 pe艂zn膮膰 przez b艂otniste miejsce, staraj膮c si臋 wyw臋szy膰, gdzie jest nap贸j. Wyglda艂 na do艣膰 grubego, ale Han nadal nie wiedzia艂 jak go schwyci膰, tak by mu si臋 nie wymkn膮艂. Odczeka艂 wi臋c trzy minuty, a偶 robak nabierze tyle odwagi, by wysun膮膰 si臋 z dziury jeszcze bardziej, i skieruje do stoj膮cego troch臋 dalej wiadra z resztk膮 cieczy. Pomy艣la艂, 偶e nie zaszkodzi, jak robak si臋 upije. Pozwoli艂 wi臋c, by stworzenie wsadzi艂o otw贸r g臋bowy do wiadra i zacz臋艂o osusza膰 jego dno przy akompaniamencie g艂o艣nych siorbni臋膰. Zobaczy艂 na sk贸rze robaka wyra藕ne pier艣cienie, ale nie dostrzeg艂 oczu. Przekonawszy si臋 o tym, schyli艂 si臋 i schwyci艂 go z ca艂ej si艂y, obawiaj膮c si臋 troch臋, czy go nie zmia偶d偶y.

Robak szarpn膮艂 si臋 tak szybko i z tak膮 si艂膮, 偶e Han upad艂 na ziemi臋, ale go nie pu艣ci艂.

- Mam ci臋! - krzykn膮艂.

W tej samej chwili bez ma艂a wszyscy mieszka艅cy wioski rzucili si臋, by mu pom贸c. Roze艣miane dzieci skaka艂y w g贸r臋 i krzycza艂y rado艣nie:

- Whuffa, whuffa!

Robak skr臋ca艂 si臋 w d艂oniach Hana. W pewnej chwili skierowa艂 na niego otw贸r g臋bowy i plun膮艂 mu w twarz porcj膮 wessanej cieczy, a potem zacz膮艂 charcze膰 i sycze膰.

Han jednak trzyma艂 go z ca艂ej si艂y. Czu艂, jak stworzenie si臋 napr臋偶a, staraj膮c si臋 wykorzysta膰 si艂臋 tarcia o ziemi臋, by umkn膮膰 do jamy. Dopiero po kilku minutach, kiedy si臋 zm臋czy艂o, Han zacz膮艂 powoli wyci膮ga膰 je z otworu. Po pewnym czasie ukaza艂 si臋 kolejny metr zwierz臋cia. W ziemi kry艂a si臋 jednak o wiele wi臋ksza jego cz臋艣膰, Han przesun膮艂 wi臋c r臋ce troch臋 dalej i zn贸w poci膮gn膮艂. Twarz ocieka艂a mu potem. D艂onie mia艂 tak偶e wilgotne, co sprawia艂o, 偶e uchwyt by艂 ma艂o pewny, ale po nast臋pnych trzech minutach uda艂o mu si臋 wyci膮gn膮膰 kolejny metr whuffy. Stoj膮cy za nim inni m臋偶czy藕ni schwycili i trzymali wij膮cy si臋 艂eb stworzenia.

Han pracowa艂 w ten spos贸b przez p贸艂 godziny, ale doszed艂 do wniosku, 偶e to mo偶e potrwa膰 znacznie d艂u偶ej. Wyci膮gn膮艂 z otworu prawie dwadzie艣cia metr贸w whuffy, a grubo艣膰 cia艂a robaka by艂a wci膮偶 taka sama. Z ka偶d膮 chwil膮 jednak radzi艂 sobie coraz lepiej. Wypracowa艂 nawet pewien system: kiedy robak si臋 zm臋czy艂, wyci膮ga艂 od razu dwa albo trzy metry, a kiedy whuffa odzyskiwa艂 si艂y i zaczyna艂 stawia膰 op贸r, Han robi艂 przerw臋 i tylko trzyma艂 mocno. Godzin臋 p贸藕niej, kiedy s艂aniaj膮c si臋 ze zm臋czenia, wyci膮gn膮艂 kolejny kawa艂ek whuffy, z niejakim zdziwieniem spostrzeg艂, 偶e dotar艂 do koca. Si艂a tego poci膮gni臋cia przewr贸ci艂a go na ziemi臋. Kiedy wsta艂, zobaczy艂, 偶e kady mieszkaniec wioski trzyma cz臋艣膰 stworzenia, kt贸rego 艂eb ju偶 prawie si臋 nie porusza艂. Oceni艂, 偶e robak musia艂 mie膰 dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t metr贸w d艂ugo艣ci. Okazuj膮c wyra藕n膮 rado艣膰, mieszka艅cy wioski przenie艣li schwytanego whuff臋 do sadu. Starcy u艣miechali si臋 do Hana i klepali go po plecach, szepcz膮c s艂owa podzi臋kowania. Han Solo pod膮偶y艂 za nimi.

Mieszka艅cy zacz臋li rozwiesza膰 whuff臋 na ga艂臋ziach jednego z uschni臋tych drzew, a Han ujrza艂 wi臋cej takich stworze艅 wisz膮cych i susz膮cych si臋 w s艂o艅cu. Podszed艂 do martwego whuffy i dotkn膮艂 go. Pod palcami poczu艂 ci膮gn膮c膮 si臋 jak guma sk贸r臋, mi臋kk膮, elastyczn膮 i nawet ca艂kiem 艂adn膮. Podoba艂a mu si臋 tak偶e jej czekoladowa barwa. Dla zabawy spr贸bowa艂 j膮 rozci膮gn膮膰, by zobaczy膰, czy nie p臋knie, ale sk贸ra nie pu艣ci艂a, a nawet nie wyci膮gn臋艂a si臋 tak bardzo, jak przypuszcza艂. Popatrzy艂 na kobiety dosiadaj膮ce rankor贸w i ujrza艂, 偶e siod艂a na grzbietach zwierz膮t by艂y tak偶e przywi膮zane za pomoc膮 sk贸ry whuffy.

Wspaniale - pomy艣la艂. - Uda艂o mi si臋 z艂apa膰 kawa艂 sznura. Mieszka艅cy wioski uwa偶ali jednak, 偶e dokona艂 czego艣 niezwyk艂ego. Popadli w ekstaz臋. Kto wie, jak膮 dadz膮 mu nagrod臋? Je偶eli mieli zwyczaj skazywa膰 przybysz贸w z innych planet na kar臋 艣mierci, to kto wie, czy on, Han Solo, bohaterski Pogromca Whuffy, nie ocali艂 sobie w ten spos贸b 偶ycia? A nawet gdyby by艂 to jedynie sznur, Han musia艂 przyzna膰, 偶e cholernie dobry. Mo偶liwe, 偶e da艂oby si臋 go sprzeda膰 dyktatorom mody z innych planet? Mo偶e to nie by艂 zwyczajny sznur? Mo偶e mia艂 jakie艣 w艂asno艣ci lecznicze? Ci ludzie prowadzili przecie偶 wojn臋. Mo偶e wi臋c przyk艂adali kawa艂ki whuffy do ran w charakterze antybiotyk贸w? Mo偶e gotowali z niej wywar, kt贸ry zapewnia艂 im d艂ugowieczno艣膰? Je艣li zastanowi膰 si臋 nad tym troch臋 d艂u偶ej, to kto wie, do czego jeszcze da艂oby si臋 wykorzysta膰 whuff臋?

- Han? - us艂ysza艂 nagle kobiecy g艂os.

Odwr贸ci艂 si臋. Na skraju sadu zobaczy艂 ciemnow艂os膮 kobiet臋 dosiadaj膮c膮 rankora.

- Nazywam si臋 Damaya - odezwa艂a si臋 nieznajoma. - Chod藕 ze mn膮.

Tr膮ciwszy pi臋t膮 buta nos bestii, zawr贸ci艂a. Han poczu艂, jak zasycha mu w ustach.

- Dlaczego? Dok膮d mnie zabierasz?

- W ci膮gu ostatnich dw贸ch godzin twoja przyjaci贸艂ka Leia opowiada艂a o tobie klanowi kobiet ze 艢piewaj膮cej G贸ry. Wyprosi艂a dla ciebie wolno艣膰, ale teraz musimy zdecydowa膰, jaka ma by膰 twoja przysz艂o艣膰.

- Moja przysz艂o艣膰?

- My, cz艂onkinie klanu kobiet ze 艢piewaj膮cej G贸ry, postanowi艂y艣my nie by膰 twoimi wrogami, ale to jeszcze nie oznacza, 偶e zostaniemy twoimi sojuszniczkami. Dowiedzia艂y艣my si臋, 偶e masz gwiezdny statek, kt贸ry mo偶e uda艂oby si臋 naprawi膰. Je偶eli to prawda, b臋d膮 chcia艂y go mie膰 Siostry Nocy i ich imperiami niewolnicy. A poniewa偶 na swoim 艣wiecie jeste艣 kim艣 obdarzonym du偶膮 w艂adz膮, mog膮 chcie膰 r贸wnie偶 i ciebie. Klan musi wiedzie膰, czy b臋dzie ci potrzebna nasza ochrona, a je偶eli tak, jak膮 jeste艣 got贸w zap艂aci膰 za ni膮 cen臋.

Han uda艂 si臋 za Damay膮. Oddycha艂 ci臋偶ko i czu艂, jak po twarzy i plecach sp艂ywaj膮 mu krople potu. Nie spa艂 od dawna, sw臋dzia艂y go oczy, a w zatokach pali艂o, jakby by艂 uczulony na co艣, co znajdowa艂o si臋 na planecie. Wys艂anniczka poprowadzi艂a go pod g贸r臋 ku fortecy. Kiedy dochodzili do platformy, przy kt贸rej kamienne schody rozdziela艂y si臋 na trzy 艣cie偶ki, zobaczy艂, jak tym samym co oni wcze艣niej szlakiem wspina si臋 grupa dziwnych istot. By艂o ich dziewi臋膰, przypomina艂y wygl膮dem inne kobiety z wioski, ale na ich purpurowej sk贸rze widnia艂y pryszcze. Na g艂owach nie mia艂y egzotycznych he艂m贸w jak wojowniczki z g贸rskiej doliny. Nosi艂y w艂ochate, ciemne szaty z kapturem, utkane z w艂贸kien ro艣linnych i pokryte teraz grub膮 warstw膮 kurzu. Han pomy艣la艂 niespokojnie, czy przypadkiem nie wezwano tych kobiet po to, by go os膮dzi艂y.

Rzut oka na stra偶niczki pilnuj膮ce szlaku upewni艂 go jednak, 偶e te obce zakapturzone kobiety by艂y wrogami. Rankory parska艂y i szarpa艂y si臋 nerwowo, drapi膮c pazurami ogromnych 艂ap kamienne schody. Wojowniczki trzyma艂y blastery gotowe do strza艂u, mimo i偶 przyw贸dczyni tej dziewi膮tki mia艂a w d艂oni z艂aman膮 na p贸艂 w艂贸czni臋, zapewne na znak, 偶e przybywa z pokojow膮 misj膮.

Damaya zsun臋艂a si臋 z rankora i poprowadzi艂a Hana schodami wiod膮cymi ku fortecy.

Obok kamiennej platformy nowo przyby艂e zatrzyma艂y si臋, niepewne, co robi膰 dalej, i badawczo przygl膮da艂y si臋 Hanowi. Ich przyw贸dczyni膮 by艂a starsza kobieta o w艂osach siwiej膮cych w okolicach skroni i b艂yszcz膮cych zielonych oczach. Do艂ki w jej zapadni臋tych policzkach mia艂y niezdrow膮 zielono偶贸艂t膮 barw臋. U艣miechn臋艂a si臋, ale Han na widok tego u艣miechu poczu艂, jak po plecach przechodz膮 mu ciarki.

- Powiedz mi, cz艂owieku z innego 艣wiata, gdzie znajduje si臋 tw贸j statek - odezwa艂a si臋 zza jego plec贸w.

Han poczu艂, 偶e serce zaczyna mu wali膰 jak m艂otem.

- Jest... hmm... tam, za... - zacz膮艂 m贸wi膰, ale prowadz膮ca go Damaya odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie w jego stron臋.

- Nie m贸w jej! - rozkaza艂a, a jej s艂owa, ostre jak n贸偶, przeci臋艂y jak膮艣 niewidzialn膮 ni膰 kr臋puj膮c膮 mu gard艂o. Han zda艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e starsza kobieta pos艂u偶y艂a si臋 sztuczk膮 rycerzy Jedi, kt贸r膮 stosowa艂 Luke, kiedy chcia艂 nakaza膰 co艣 cz艂owiekowi s艂abszego charakteru.

Musia艂 si臋 zarumieni膰, gdy偶 Damaya powiedzia艂a:

- Nie masz si臋 czym przejmowa膰. Baritha ma silny dar zniewalania my艣li.

Stara kobieta u艣miechn臋艂a si臋 do Hana, a on odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂, z艂y i na ni膮, i na siebie. Baritha post膮pi艂a dwa kroki za nim, a p贸藕niej, wyci膮gn膮wszy r臋koje艣膰 w艂贸czni, dotkn臋艂a ni膮 na pr贸b臋 jego krocza.

Han odwr贸ci艂 si臋, zaciskaj膮c pi臋艣ci, a stara kobieta szepn臋艂a co艣 tak cicho, 偶e jej nie us艂ysza艂, a potem zacz臋艂a monotonnie 艣piewa膰, wyci膮gaj膮c przed siebie d艂o艅 w takim ge艣cie, jakby j膮 na czym艣 zaciska艂a. Han poczu艂, jak przeguby jego zaci艣ni臋tych d艂oni 艣ciska niewidzialne imad艂o i us艂ysza艂, 偶e pod wp艂ywem tego u艣cisku zaczynaj膮 trzeszcze膰 stawy.- Nie b膮d藕 taki skory do gniewu, ty wymoczku - zarechota艂a Baritha. - Szanuj silniejszych od siebie, bo nast臋pnym razem zmia偶d偶臋 ci oko albo co艣 innego, co przedstawia dla ciebie jeszcze wi臋ksz膮 warto艣膰.

- Zabieraj ode mnie swoje brudne 艂apy - warkn膮艂 Han.

Jego przewodniczka, Damaya, niedba艂ym ruchem wyci膮gn臋艂a blaster, wymierzy艂a w gard艂o Barithy i powiedzia艂a co艣 w swojej mowie.

Stara kobieta uwolni艂a przeguby Hana.

- Ja tylko podziwia艂am twojego wi臋藕nia - o艣wiadczy艂a. - Z ty艂u wygl膮da naprawd臋... apetycznie. Kt贸偶 m贸g艂by si臋 powstrzyma膰?

- My, klan kobiet ze 艢piewaj膮cej G贸ry, znosimy wasz膮 obecno艣膰 - odezwa艂a si臋 Damaya. - Nasza go艣cinno艣膰 ma jednak granice.

- Wy, kobiety ze 艢piewaj膮cej G贸ry, jeste艣cie s艂abe i g艂upie - zakraka艂a stara kobieta, wysuwaj膮c do przodu g艂ow臋 i unosz膮c brwi, przez co zmarszczki na jej twarzy troch臋 si臋 wyg艂adzi艂y. - Mog艂yby艣my was st膮d wyrzuci膰, gdyby艣my chcia艂y, a wi臋c bdziecie znosi艂y nasz膮 obecno艣膰 i spe艂nicie wszystkie nasze 偶膮dania. Gardz臋 wasz膮 udawan膮 uprzejmo艣ci膮! Pluj臋 na wasz膮 go艣cinno艣膰!

- Mog艂abym strzeli膰 ci prosto w gard艂o - odezwa艂a si臋 z nadziej膮 przewodniczka Hana.

- No to do dzie艂a, Damayo - odpar艂a Baritha, rozchylaj膮c po艂y swojej szaty i ukazuj膮c wysuszone, pomarszczone piersi. - Zastrzel swoj膮 ukochan膮 ciotk臋! Od czasu, kiedy wyrzuci艂a艣 mnie z klanu, 偶ycie straci艂o dla mnie wszelk膮 warto艣膰. Zastrzel mnie. Wiesz dobrze, jak bardzo tego pragn臋!

- Nie uda ci si臋 nam贸wi膰 mnie do tego - rzek艂a Damaya. Baritha zarechota艂a g艂o艣no, a p贸藕niej powt贸rzy艂a szyderczym tonem.

- Nie uda ci si臋 nam贸wi膰 mnie do tego!

Wszystkie stoj膮ce za ni膮 kobiety tak偶e si臋 roze艣mia艂y. Han poczu艂, jak bez wyranego powodu opanowuje go w艣ciek艂o艣膰. Bardzo chcia艂, by Damaya unios艂a blaster i trafi艂a chocia偶 kilka tych z艂ych kobiet. Jego opiekunka jednak schowa艂a bro艅 i klepn臋艂a go po ramieniu, daj膮c znak, by szed艂 przed ni膮, a ona b臋dzie oddziela艂a go od dziewiciu zakapturzonych dziwnych istot.

Forteca okaza艂a si臋 bardziej zniszczona ni偶 s膮dzi艂. Ska艂y wok贸艂 p艂at贸w ochraniajcej je plastali by艂y osmalone i pop臋kane. Szczeliny pokryto ciemnozielon膮, podobn膮 do gumy substancj膮, tak 偶e miejscami bazalt upodobni艂 si臋 do marmuru. Han zobaczy艂 le偶膮ce w przej艣ciach kawa艂ki czerwonego piaskowca i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, sk膮d si臋 tu wzi臋艂y, jako 偶e otaczaj膮ce ich g贸ry by艂y najprawdopodobniej pochodzenia wulkanicznego. Kto艣 musia艂 przyd藕wiga膰 te kamienie z odleg艂o艣ci co najmniej kilku kilometr贸w.

Dwie stra偶niczki stoj膮ce przy wej艣ciu do fortecy ruszy艂y w ich stron臋, 偶eby wskaza膰 drog臋. Han obejrza艂 si臋 i zobaczy艂, 偶e kilkana艣cie wojowniczek z klanu kobiet ze 艢piewaj膮cej G贸ry eskortowa艂o pieszo grup臋 odzianych w czarne szaty kobiet, kt贸re wspina艂y si臋 za Damaya. Kiedy znalaz艂 si臋 w mrocznych komnatach fortecy, stwierdzi艂, 偶e klatki schodowe, sale i korytarze po艂膮czone s膮 ze sob膮 niczym kom贸rki w plastrze miodu. 艢ciany by艂y obite grubymi tkaninami i o艣wietlone blaskiem 艣wiec p艂on膮cych w ozdobnych 艣wiecznikach. Wkr贸tce dotarli do sali znajduj膮cej si臋 w rogu fortecy. Wykute w litej skale okna wychodzi艂y na dwie strony.

Ogromny pok贸j mia艂 kszta艂t tr贸jk膮ta, a sze艣膰 otwor贸w ukazywa艂o panoram臋 p艂askowy偶u i ci膮gn膮cej si臋 za nim r贸wniny. Obok okien ustawiono karabiny blasterowe, a przy nich, na pod艂odze, u艂o偶ono stosy kuloodpornych kamizelek. W kierunku widocznych na wschodzie g贸r zwr贸cone by艂o samotne blasterowe dzia艂o. Ogromna wyrwa wskazywa艂a miejsce, gdzie pocisk trafi艂 w obudow臋, a wyciekaj膮ce z niej ch艂odziwo zastyg艂o na pod艂odze, tworz膮c zielon膮 ka艂u偶臋. Dzia艂o by艂o wi臋c bezu偶yteczne. W 艣rodku sali znajdowa艂o si臋 palenisko, na kt贸rym 偶arzy艂y si臋 jasno w臋gle. Na umieszczonym nad nimi ro偶nie piek艂o si臋 teraz jakie艣 zwierz臋, a obracaj膮cy ro偶en m臋偶czy藕ni polewali je roztopionym, pikantnie pachn膮cym t艂uszczem.

W pomieszczeniu przebywa艂o kilkana艣cie kobiet ubranych w b艂yszcz膮ce stroje ze sk贸r gad贸w. Wszystkie mia艂y na g艂owach he艂my. W jednej, stoj膮cej najdalej od wej艣cia, ale ubranej tak samo jak pozosta艂e, Han rozpozna艂 ksi臋偶niczk臋 Lei臋.

Na widok odzianych na czarno wied藕m jedna z kobiet wysz艂a przed ca艂膮 grup臋.

- Witaj, Baritho - odezwa艂a si臋 do staruchy, ca艂kowicie ignoruj膮c obecno艣膰 Hana. - W imieniu moich si贸str, ja, matka Augwynne, witam ci臋 w komnacie rady wojowniczek ze 艢piewaj膮cej G贸ry.

Augwynne post膮pi艂a jeszcze kilka krok贸w, ale mimo jej pe艂nych uprzejmo艣ci s艂贸w wida膰 by艂o, 偶e ma si臋 na baczno艣ci. Mia艂a na sobie tunik臋 z b艂yszczcych 偶贸艂tych 艂usek i sk贸rzan膮 wierzchni膮 szat臋 z naszytymi wzd艂u偶 jej skraju czarnymi jaszczurkami. Jej g艂ow臋 os艂ania艂 he艂m wykonany z g艂adkiego, z艂ocistego drewna, zdobionego kaboszonami z b艂yszcz膮cych tygrysich ga艂ek ocznych.

- Nie zawracaj sobie g艂owy uprzejmo艣ciami - odezwa艂a si臋 Baritha, rzucaj膮c prze艂aman膮 w艂贸czni臋 na pod艂og臋. Purpurowe 偶y艂y na jej g艂owie zacz臋艂y nerwowo pulsowa膰. - Siostry Nocy domagaj膮 si臋 wydania genera艂a Solo i pozosta艂ych przybysz贸w z innego 艣wiata. To my ich pochwyci艂y艣my i zgodnie z prawem nale偶膮 teraz do nas!

- Nie widzia艂y艣my przy nich Si贸str Nocy - odezwa艂a si臋 Augwynne - a tylko imperialnych szturmowc贸w, kt贸rzy przebywali bezprawnie na naszej ziemi. Zabi艂y艣my ich i pozwoli艂y艣my, by ich ofiary przebywa艂y po艣r贸d nas jako wolni ludzie. Obawiam si臋, 偶e nie mog臋 spe艂ni膰 twojej pro艣by.

- Ci szturmowcy byli naszymi niewolnikami. Wiesz dobrze, 偶e wype艂niali nasze rozkazy - odpar艂a Baritha. - Prowadzili obcych do wi臋zienia w celu poddania ich przes艂uchaniu.

- Je艣li chodzi jedynie o przes艂uchanie genera艂a Solo, mo偶liwe, 偶e b臋d臋 mog艂a ci pom贸c. Generale Solo, w jakim celu przyby艂e艣 na Dathomir臋?

Oczy Augwynne b艂ysn臋艂y. Spojrza艂a na ma艂膮 torb臋 wisz膮c膮 u jego pasa. Han zrozumia艂, o co chodzi.

- Jestem w艂a艣cicielem tej planety i wszystkiego, co si臋 na niej znajduje - o艣wiadczy艂. - Przyby艂em tu, by zapozna膰 si臋 ze swoj膮 posiad艂o艣ci膮.

Wszystkie Siostry Nocy naraz zacz臋艂y sycze膰, potrz膮saj膮c g艂owami, a Baritha splun臋艂a i powiedzia艂a:

- Jaki艣 m臋偶czyzna 艣mie twierdzi膰, 偶e jest w艂a艣cicielem Dathomiry?

Han otworzy艂 torb臋, wyci膮gn膮艂 z niej sze艣cian i nacisn膮艂 guzik. W powietrzu nad jego d艂oni膮 ukaza艂 si臋 holograficzny obraz Dathomiry z wyra藕nie widocznym na nim jego nazwiskiem, stwierdzaj膮cym fakt, 偶e jest w艂a艣cicielem.

- Nieprawda! - krzykn臋艂a Baritha i machn臋艂a r臋k膮. Sze艣cian wypad艂 z r膮k Hana i potoczy艂 si臋 po pod艂odze.

- W艂a艣nie, 偶e tak! - odpar艂 Han. - Jestem w艂a艣cicielem tego 艣wiata i 偶膮dam, 偶eby艣 ty i twoje Siostry Nocy wynosi艂y si臋 z mojej planety!

Baritha popatrzy艂a na niego pe艂nym nienawi艣ci wzrokiem.

- Z przyjemno艣ci膮 - odrzek艂a. - Daj nam statek, to odlecimy.

Han poczu艂, jak jaka艣 obca moc zaczyna ogarnia膰 ponownie jego umys艂 i musia艂 wyt臋偶y膰 ca艂膮 si艂臋 woli, by nie zdradzi膰 kryj贸wki, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 „Sok贸艂".

- Do艣膰 tego! - uci臋艂a Augwynne. - Dowiedzia艂a艣 si臋, czego chcia艂a艣, Baritho. Powiedz Gethzerion, 偶e genera艂 Solo zostanie w klanie kobiet ze 艢piewajcej G贸ry jako wolny cz艂owiek.

- Nie mo偶ecie obdarzy膰 go wolno艣ci膮! - warkn臋艂a z gro藕b膮 w g艂osie Baritha. - My, cz艂onkinie klanu Si贸str Nocy, twierdzimy, 偶e jest naszym niewolnikiem!

- Obdarzy艂y艣my go wolno艣ci膮 za to, 偶e ocali艂 偶ycie jednej z si贸str naszego klanu - odpar艂a spokojnie Augwynne. - Nie mo偶ecie uwa偶a膰 go za swojego niewolnika.

- K艂amiesz! - krzykn臋艂a Baritha. - Kt贸rej z was ocali艂 偶ycie?

- Uratowa艂 od 艣mierci siostr臋 Tandeer i dzi臋ki temu zas艂u偶y艂 na to, by by膰 wolnym.

- Nigdy nie s艂ysza艂am o siostrze o tym imieniu - upiera艂a si臋 Baritha. - Chcia艂abym j膮 zobaczy膰.

Zwarta grupa kobiet z klanu ze 艢piewaj膮cej G贸ry rozst膮pi艂a si臋, ukazuj膮c stoj膮c膮 za ich plecami Lei臋. Ksi臋偶niczka by艂a teraz ubrana w tunik臋 z b艂yszcz膮cych czerwonych 艂usek i he艂m z czarnego metalu ozdobiony czaszkami ma艂ych zwierz膮t. Stara wied藕ma przyjrza艂a si臋 z niedowierzaniem jej twarzy.

- Czy kiedy艣 j膮 ju偶 widzia艂am? - zapyta艂a podejrzliwie.

- Przebywa po艣r贸d nas od niedawna i jest czarodziejk膮 z rejonu Pomocnych Jezior, adoptowan膮 siostr膮 naszego klanu - rzek艂a Augwynne. - Wym贸w zakl臋cie rozpoznania, a przekonasz si臋, 偶e m贸wi臋 prawd臋.

Baritha popatrzy艂a na kobiety przebywaj膮ce w komnacie.

- Nie potrzebuj臋 zakl臋cia rozpoznania, by wiedzie膰, co jest prawd膮 - burkn臋艂a. - Ro艣cisz sobie prawo do genera艂a Solo, pos艂uguj膮c si臋 argumentami natury technicznej!

- Uzasadniam swoje roszczenia prawem, kt贸rego ty i twoje siostry nigdy nie przestrzega艂y艣cie - odparowa艂a Augwynne.- Siostry Nocy nie uznaj膮 twojego prawa do decydowania

0 losie tych niewolnik贸w - rzek艂a Baritha. - Oddaj ich nam, gdy偶 inaczej b臋dziemy musia艂y odebra膰 ci ich si艂膮!

- Czy grozisz mi przelewem krwi? - zapyta艂a spokojnie Augwynne.

Nagle ca艂膮 komnat臋 wype艂ni艂 dziwny d藕wi臋k, dziesi膮tki kobiet stoj膮cych wok贸艂 Hana zacz臋艂y zawodzi膰, przymkn膮wszy oczy. Gdy Siostry Nocy to us艂ysza艂y, zbi艂y si臋 w gromad臋, niemal stykaj膮c si臋 plecami, a potem uj臋艂y si臋 za r臋ce i tak偶e zacz臋艂y co艣 nuci膰 z zamkni臋tymi oczami i g艂owami na wp贸艂 ukrytymi w cieniu kaptur贸w.

- Gethzerion, znalaz艂y艣my tego za艣wiatowca! - krzykn臋艂a niespodziewanie Baritha. - Ma gwiezdny statek, ale siostry klanu nie chc膮 go nam odda膰!

Han, s艂ysz膮c buczenie, kt贸re wype艂nia艂o komnat臋, czu艂 si臋 tak, jakby w 艣rodku czaszki brz臋cza艂a mu jaka艣 wielka mucha. W艂osy zje偶y艂y mu si臋 na karku, kiedy u艣wiadomi艂 sobie z absolutn膮 pewno艣ci膮, 偶e bez wzgl臋du na to, jak daleko przebywa Gethzerion, us艂ysza艂a wo艂anie Barithy i teraz wydaje swoim wied藕mom polecenia.

Powoli zacz膮艂 si臋 odsuwa膰 od Si贸str Nocy, rozgl膮daj膮c si臋 za bezpiecznym miejscem, ale nagle Baritha wyrwa艂a si臋 z kr臋gu swoich si贸str i z艂apa艂a go za rami臋, wbijaj膮c mu w cia艂o ostre, podobne do szpon贸w purpurowe palce. Han uskoczy艂, staraj膮c si臋 uwolni膰, a jedna z wojowniczek klanu kobiet ze 艢piewaj膮cej G贸ry unios艂a blaster i strzeli艂a, mierz膮c w twarz Barithy. Ta jednak, pu艣ciwszy Hana, wymamrota艂a jakie艣 s艂owo i wyci膮gn膮wszy przed siebie otwart膮 d艂o艅, odbi艂a ni膮 pocisk, kieruj膮c go ku sufitowi.

W nast臋pnej sekundzie wszystkie Siostry Nocy jak na rozkaz odwr贸ci艂y si臋 i z 艂opotem czarnych szat wyskoczy艂y przez otwarte okna. Serce Hana na chwil臋 przesta艂o bi膰, kiedy wyobrazi艂 sobie widok ich zmasakrowanych cia艂, le偶cych u podn贸偶a g贸r, dwie艣cie metr贸w ni偶ej. Nagle ujrza艂 Barith臋, kt贸ra zawis艂a w powietrzu, odwr贸ci艂a si臋 do nich i wyszczerzy艂a z臋by.

- Wasza krew i tak si臋 poleje! - rykn臋艂a, a gro藕ba ta zosta艂a wypowiedziana z tak膮 si艂膮, 偶e wydawa艂o si臋, i偶 komnata dr偶y w posadach. Wied藕ma zacz臋艂a opada膰 ku podn贸偶u ska艂y.

Han podbieg艂 do okna i wyjrza艂. Wszystkie Siostry Nocy wyl膮dowa艂y bezpiecznie na ziemi i rozpierzch艂y si臋 na r贸偶ne strony jak robaki, pragn膮c ukry膰 si臋 po艣r贸d rosncych w dole zaro艣li.

Kilka si贸str klanu wyci膮gn臋艂o blastery, ale Augwynne rzek艂a cicho:

- Niech sobie uciekaj膮.

Odwr贸ciwszy si臋 od okna, podesz艂a do Hana i dotkn臋艂a lekko jego r臋ki, spogl膮daj膮c na krople krwi p艂yn膮ce z ran na jego ramieniu.

- No c贸偶, generale Solo - powiedzia艂a. - Powiniene艣 uwa偶a膰 si臋 za szcz臋艣ciarza, 偶e Gethzerion pragnie ci臋 mie膰 偶ywego. Witaj na Dathomirze.

ROZDZIA艁

15

Teneniel Djo patrzy艂a, jak jej za艣wiatowiec-czarownik szarpie wi臋zy, staraj膮c si臋 uwolni膰. Unieruchomi艂a jego d艂onie w drewnianej k艂odzie, a potem obwi膮za艂a je sk贸r膮 whuffy. Obaj m臋偶czy藕ni zreszt膮, kiedy wydawa艂o si臋 im, 偶e na nich nie patrzy, szamotali si臋, pr贸buj膮c odzyska膰 wolno艣膰. Bardzo j膮 to cieszy艂o. Jeden z nich by艂 niezwykle przystojny, ale nie potrafi艂 czarowa膰, i Teneniel uwa偶a艂a go za zwyk艂ego prostaka. Za to drugi -m臋ska czarownica, by艂 naprawd臋 drogocennym 艂upem.

Dziewczyna prowadzi艂a ich w stron臋 g贸r, nie przejmuj膮c si臋 zbytnio tym, 偶e mog膮 uciec. Ich robota nie zwi膮za艂a wcale. O tak, wiedzia艂a, co to jest android, chocia偶 nigdy jeszcze 偶adnego nie widzia艂a z bliska. Martwi艂a si臋 o niego jeszcze mniej ni偶 o pozosta艂ych wi臋藕ni贸w.

Zamiast tego zwraca艂a baczn膮 uwag臋 na krzaki porastaj膮ce wzg贸rza po lewej i prawej stronie. Zatrzymywa艂a si臋 cz臋sto wyt臋偶aj膮c s艂uch, jakby chcia艂a si臋 upewni膰, 偶e nikt ich nie goni. Silny niepok贸j, jaki odczuwa艂a, wywo艂ywa艂 uczucie mrowienia na jej karku i sprawia艂, 偶e ch艂贸d przenika艂 j膮 a偶 do g艂臋bi. Wyszepta艂a zakl臋cie rozpoznania i natychmiast zrozumia艂a, 偶e w otaczaj膮cej j膮 g艂uszy porusza si臋 co艣 mrocznego. Od czterech lat przemierza艂a te niedost臋pne pustkowia, dobrze wiedz膮c, i偶 podchodzi zbyt blisko do imperialnego wi臋zienia, a jednak nigdy przedtem nie czu艂a w pobli偶u obecno艣ci tak wielu Si贸str Nocy naraz. Skoncentrowa艂a si臋 na najbli偶szej z nich. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e musi po艣wi臋ci膰 ca艂膮 energi臋 na to, by nie da膰 si臋 z艂apa膰.

Skierowa艂a wi臋藕ni贸w w g膮szcz niewysokich drzew, a sama zaj臋艂a si臋 badaniem dalszej cz臋艣ci szlaku. Wspi臋艂a si臋 na poblisk膮 ska艂臋. Wiedzia艂a, 偶e g贸ry s膮 bardzo trudne do przej艣cia i nie chcia艂a ryzykowa膰. Robot w 偶adnym razie nie m贸g艂by tamt臋dy przej艣膰, a m臋偶czy藕ni musieliby mie膰 wolne r臋ce, aby pokona膰 t臋 tras臋. Teneniel zanuci艂a raz jeszcze zakl臋cie rozpoznania. Wyczuwa艂a obecno艣膰 Si贸str Nocy z trzech stron: pierwsza znajdowa艂a si臋 o dwa kilometry na po艂udnie, druga o trzy kilometry na zach贸d, a ostatnia

0 kilometr przed ni膮. Widoczne na p贸艂nocy g贸ry by艂y niedost臋pne, chyba 偶e zna艂o si臋 zakl臋cie umo偶liwiaj膮ce lewitowanie. Teneniel je zna艂a, lecz w膮tpi艂a, by mog艂a nam贸wi膰 swoich wi臋藕ni贸w na to, 偶eby pozwolili jej u偶y膰 go w stosunku do siebie. Cicho zakwili艂a.

- Poluj膮 na nas, prawda? - szepn臋艂a m臋ska czarownica. Teneniel kiwn臋艂a g艂ow膮, penetruj膮c okolic臋. Otar艂a krople potu, kt贸re pojawi艂y si臋 na jej czole.

- Uwolnij mnie! - odezwa艂a si臋 nagl膮co m臋ska czarownica. - Cokolwiek tam jest, potrafi臋 ci pom贸c.

Spojrza艂a podejrzliwie. Jeszcze nigdy nie spotka艂a za-艣wiatowca, kt贸remu mog艂aby zaufa膰. Je艣li nawet nie wiedzia艂, co ich 艣ciga, mo偶e r贸wnie偶 nie mia艂 poj臋cia o istnieniu Si贸str Nocy ani o ich s艂ugusach w imperialnym wi臋zieniu. A mo偶e by艂 z nimi w zmowie i tylko udawa艂 przed ni膮, 偶e o niczym nie wie?

- Czy obiecasz mi, 偶e nie uciekniesz, je偶eli uwolni臋 ci r臋ce? - zapyta艂a.

Siedz膮cy nie opodal przystojny niewolnik obr贸ci艂 g艂ow臋 i ws艂uchiwa艂 si臋 w jej s艂owa.

- Je偶eli z tob膮 zostan臋, co ze mn膮 zrobisz? - zapyta艂a m臋ska czarownica.

- Zabior臋 ci臋 do kobiet z mojego klanu - odpar艂a szczerze Teneniel - a tam wszystkie siostry za艣wiadcz膮, 偶e pochwyci艂am ci臋 w uczciwy spos贸b. A kiedy zarejestruj膮 ci臋 jako moj膮 w艂asno艣膰, b臋dziesz 偶y艂 w mojej chacie i zostaniesz ojcem moich c贸rek. Co ty na to?

Wstrzyma艂a na chwil臋 oddech, czekaj膮c, co odpowie. Proponowa艂a mu przecie偶 korzystny uk艂ad.

- Nie mog臋 si臋 na to zgodzi膰 - odpar艂a m臋ska czarownica. - Przecie偶 nawet ci臋 nie znam.

- Co takiego? - zapyta艂a oburzona Teneniel. - Czy jestem taka szpetna, 偶e wolisz, by pochwyci艂y ci臋 Siostry Nocy? Czy wolisz powierzy膰 swoje nasienie jednej z nich, a potem przygl膮da膰 si臋, jak twoje c贸rki wprawiaj膮 si臋 w rzucaniu urok贸w?

- Ja... ja nie wiem, kim s膮 Siostry Nocy - odezwa艂a si臋 zd艂awionym g艂osem m臋ska czarownica, a b艂臋kitne oczy rozszerzy艂y si臋 z przera偶enia.

- Ale wyczuwasz ich obecno艣膰 w pobli偶u, prawda? - zapyta艂a go Teneniel. - Czy to cd nie wystarcza? B臋dziesz bardzo cenionym rozp艂odnikiem. Kto s艂ysza艂 o m臋偶czynie, kt贸ry potrafi艂by rzuca膰 czary? Nie pozwol臋, 偶eby艣 ty czy ktokolwiek inny z naszej grupy wpad艂 w ich 艂apy. Ju偶 raczej wszystkich nas pozabijam.

Wyci膮gn臋艂a jeden ze swoich blaster贸w.

Ma艂a mechaniczna istota zapiszcza艂a, a jej metalowa pow艂oka zatrz臋s艂a si臋 ze strachu. Pojedyncze b艂臋kitne oko, kt贸re dot膮d patrzy艂o na Teneniel, obr贸ci艂o si臋, by spojrze膰 na m臋sk膮 czarownic臋.

- Nie! To nie ich szukaj膮 Siostry Nocy, prawda? - odezwa艂a si臋 m臋ska czarownica, kiwni臋ciem g艂owy wskazuj膮c Artoo i Isoldera. - Szukaj膮 mnie i ciebie. Tylko ja i ty przedstawiamy dla nich jak膮艣 warto艣膰. Uwolnij wi臋c moich towarzyszy. Siostry Nocy nie zrobi膮 im nic z艂ego, a my b臋dziemy mogli uciec!

- A zostaniesz moim samcem? - zapyta艂a go z nadziej膮 w g艂osie.

M臋ska czarownica przesun臋艂a j臋zykiem po wargach i spojrza艂a na ni膮... nie tylko na jej twarz, ale na ca艂e cia艂o. Teneniel z pewnym zdumieniem stwierdzi艂a, i偶 uwa偶a j膮 za atrakcyjn膮. Us艂ysza艂a nad g艂ow膮 cichy szum. Zerwa艂 si臋 lekki wiatr, kt贸ry zacz膮艂 porusza膰 li艣膰mi rosn膮cych wok贸艂 drzew.

- Mo偶liwe - odezwa艂a si臋 m臋ska czarownica. - Ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie dokonam tego wyboru pod przymusem. Nie przyby艂em na t臋 planet臋 po to, by szuka膰 偶ony. Nie jestem twoj膮 w艂asno艣ci膮 i nie pozwol臋 ci zabi膰 nikogo z nas, w艂膮czaj膮c w to tak偶e ciebie.

Teneniel poczu艂a, jak zatkni臋ty za jej pas 艣wietlny miecz m臋skiej czarownicy wysun膮艂 si臋 ze swojego miejsca, sam si臋 w艂膮czy艂 i poszybowa艂 w powietrzu, by przeci膮膰 kr臋puj膮ce m臋偶czyzn臋 wi臋zy, a potem znale藕膰 si臋 w jego d艂oni.

- Musia艂am przynajmniej zapyta膰 - mrukn臋艂a Teneniel, spuszczaj膮c wzrok. Przez ca艂y dzie艅 rozmy艣la艂a, czy traktowanie m臋skiej czarownicy jako niewolnika jest w ogle mo偶liwe. 艁atwo艣膰, z jak膮 si臋 uwolni艂, stanowi艂a odpowied藕 na to pytanie, ale fakt, 偶e uczyni艂 to, nie wypowiadaj膮c ani s艂owa, sprawi艂, 偶e poczu艂a si臋 nieswojo. Niekt贸re siostry umia艂y to robi膰, je偶eli chodzi艂o o proste czary, ale on potrafi艂 dokona膰 tego w przypadku, kiedy chodzi艂o o czar znacznie trudniejszy. - Powiedz mi, cz艂owieku z innego 艣wiata, czy m臋偶czy藕ni na waszej planecie maj膮 nazwiska?

- Nazywam si臋 Luke Skywalker i jestem rycerzem Jedi. To s膮 moi przyjaciele: Isolder i Artoo.

Teneniel si臋 roze艣mia艂a.

- Ty jeste艣 rycerzem? Luke Skywalker... Nie wygl膮dasz na wojownika.

Patrzy艂a, jak pos艂u偶y艂 si臋 艣wietlnym mieczem, 偶eby przeci膮膰 wi臋zy kr臋puj膮ce d艂onie przystojnego wi臋藕nia.

- Luke Skywalker i ja spr贸bujemy odci膮gn膮膰 od was Siostry Nocy - odezwa艂a si臋 do Isoldera i Artoo. - Wasz przyjaciel ma racj臋, m贸wi膮c, 偶e mo偶e nie stanowicie dla nich 偶adnej warto艣ci. Je偶eli chcecie si臋 ukry膰, musicie i艣膰 do tamtej g贸ry... tej, kt贸ra sterczy w niebo jak 艣ciana. Tam znajduje si臋 siedziba si贸str mojego klanu.

Pokaza艂a im g贸r臋 odleg艂膮 o czterdzie艣ci kilometr贸w. Nie powiedzia艂a jednak, 偶e je偶eli uda si臋 im tam dotrze膰, ponownie zrobi z nich swoich niewolnik贸w. Nie interesowa艂 jej Isolder jako samiec, a przynajmniej nie wtedy, kiedy mog艂a mie膰 Luke'a, ale by艂a pewna, 偶e dostanie za niego maj膮tek, gdy go sprzeda.

Rzuci艂a Isolderowi sw贸j blaster, licz膮c na to, 偶e wystarczy mu, by prze偶y膰 w drodze. Za艂o偶y艂 ju偶 plecak z zapasami 偶ywno艣ci i namiotem i by艂 got贸w do drogi.

- Luke'u Skywalkerze, chod藕 teraz ze mn膮-powiedzia艂a.

- Mo偶esz m贸wi膰 do mnie po prostu Luke.

Kiwn臋艂a g艂ow膮 i pu艣ci艂a si臋 biegiem przez las, kieruj膮c si臋 na wsch贸d sk膮pan膮 w s艂o艅cu przecink膮 poro艣ni臋t膮 grubymi zielonymi rosop艂atkami. Jej zakl臋cie rozpoznawcze wci膮偶 dzia艂a艂o, wyczuwa艂a obecno艣膰 Siostry Nocy przed sob膮, nie dalej ni偶 o p贸艂 kilometra. Pr贸bowa艂a wymy艣li膰 plan walki i przypomnie膰 sobie bitewne czary, ale wysi艂ek umys艂owy po艂膮czony z fizycznym najwyraniej przekracza艂 jej mo偶liwo艣ci. Czu艂a, 偶e ogarnia j膮 niepok贸j. Nie by艂a nawet pewna, czy biegnie w dobr膮 stron臋, i pomy艣la艂a, 偶e mo偶e sama znajduje si臋 pod wp艂ywem czaru... ale my艣l ta opu艣ci艂a j膮 r贸wnie szybko, jak przysz艂a. Dar Teneniel polega艂 na tym, 偶e umia艂a wywo艂ywa膰 burz臋 Mocy. Dziewczyna s膮dzi艂a, 偶e taka burza pozwoli im 艂atwiej si臋 ukry膰 po艣r贸d drzew. Liczy艂a na to, 偶e nawet je艣li natknie si臋 na Siostr臋 Nocy, to w zamieszaniu wywo艂anym burz膮 Mocy uda si臋 im przemkn膮膰 obok wied藕my i bezpiecznie odby膰 dalsz膮 drog臋. Teneniel s膮dzi艂a, 偶e plan ten jest bardzo 艣mia艂y, wr臋cz genialny. Zdecydowawszy si臋 na niego, poczu艂a ulg臋 i uspokoi艂a si臋 nieco. By艂a pewna, 偶e podj臋艂a w艂a艣ciw膮 decyzj臋.

Luke tymczasem bieg艂 bez najmniejszego wysi艂ku. Z pocz膮tku my艣la艂a, 偶e jest taki wytrzyma艂y, ale po kilku minutach stwierdzi艂a, 偶e nie poci si臋 jak normalny cz艂owiek. Musia艂 zatem rzuci膰 jakie艣 zakl臋cie... jaki艣 czar, o kt贸rym nawet nie s艂ysza艂a. Z niepokojem u艣wiadomi艂a sobie, 偶e by膰 mo偶e obdarzony jest wi臋ksz膮 moc膮, ni偶 przypuszcza艂a. Schwyta艂a go bardzo 艂atwo, a p贸藕niej wl贸k艂 si臋 przez ca艂y dzie艅, usi艂uj膮c przekona膰 j膮, 偶e nie potrafi si臋 uwolni膰, chocia偶 m贸g艂 to zrobi膰 w ka偶dej chwili. Teneniel wyranie czu艂a, 偶e Luke si臋 jej nie boi. I zna takie tajemne czary, o kt贸rych nie s艂ysza艂a nawet 偶adna siostra z jej klanu.

- Czy zawsze u偶ywacie s艂贸w, kiedy rzucacie czary? - zapyta艂 prawie od niechcenia, nie ustaj膮c w biegu.

- S艂贸w albo gest贸w - odpar艂a zdyszana, z trudem 艂api膮c oddech. - Tylko niekt贸re z nas potrafi膮 robi膰 to tak jak ty, w milczeniu.

Luke spojrza艂 na ni膮, kiedy spocona, z wysi艂kiem wbiega艂a na kolejne wzg贸rze. Teneniel zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e nie wygl膮da najkorzystniej. Pomy艣la艂a, 偶e kiedy znajdzie si臋 po艣r贸d si贸str swojego klanu, przebierze si臋 w czyste szaty.

Siostra Nocy musia艂a by膰 bardzo blisko, gdy偶 kiedy stan臋li na ma艂ym, poro艣nitym drzewami wzg贸rzu, Teneniel, przymkn膮wszy oczy, zacz臋艂a nuci膰 jak膮艣 melodi臋. Po chwili powietrze nad dziewczyn膮 zadr偶a艂o, czuj膮c si艂臋 jej Mocy. Spojrza艂a przed siebie na niewielk膮 dolin臋 poro艣ni臋t膮 m艂odymi drzewami o 艣nie偶nobia艂ej korze. Poprzez g臋ste zaro艣la zobaczy艂a odzian膮 w purpurowe szaty Siostr臋 Nocy, a obok niej kroczy艂o dwudziestu 偶o艂nierzy Zsinja odzianych w pomalowane w ochronne barwy zbroje imperialnych szturmowc贸w.

- Tam! - krzykn膮艂 nagle jeden z nich, unosz膮c blaster.

Teneniel zogniskowa艂a sw贸j czar. W tej samej chwili zerwa艂 si臋 magiczny wiatr, kt贸ry zacz膮艂 wia膰 przez dolin臋 z tak膮 si艂膮, 偶e uni贸s艂szy z ziemi suche li艣cie i ga艂膮zki drzew w potwornym wirze, o艣lepi艂 wrog贸w. Drzewa chwia艂y si臋 i trzeszcza艂y, przygniatane do ziemi si艂膮 wiatru.

Luke sta艂 bez ruchu i patrzy艂, lecz Teneniel schwyci艂a go za r臋k臋, po czym pocign臋艂a w dolin臋, w kt贸rej szala艂a burza. Natychmiast otoczy艂a ich chmura unosz膮cych si臋 w powietrzu li艣ci, wskutek czego nie by艂o nic wida膰 dalej ni偶 na wyci膮gni臋cie r臋ki. Po chwili jednak si艂a wiatru zacz臋艂a s艂abn膮膰 i Teneniel musia艂a skupi膰 ca艂膮 wol臋, czerpi膮c moc z ziemi, by nawa艂nica rozszala艂a si臋 ponownie. Kiedy w g贸r臋 zacz臋艂y szybowa膰 grudy ziemi, ciemno艣ci sta艂y si臋 tak g臋ste, 偶e niemal namacalne. Ze wszystkich rosn膮cych w pobli偶u 艣nie偶nobia艂ych drzew sfrun臋艂y li艣cie.

Kiedy unoszone przez wicher kawa艂ki poszycia przys艂oni艂y s艂o艅ce, Teneniel zacz臋艂a kluczy膰 i przemyka膰 si臋 mi臋dzy drzewami, staraj膮c si臋 wymin膮膰 Siostr臋 Nocy. Wyczuwa艂a, 偶e wied藕ma znajduje si臋 o dwadzie艣cia metr贸w po jej prawej stronie, ale kiedy by艂a niemal pewna, 偶e uda艂o si臋 im j膮 min膮膰, mrok przeszy艂a niebieska b艂yskawica. Trafi艂a Teneniel w pier艣, ra偶膮c jej umys艂 i unosz膮c j膮 w powietrze.

Przed nimi sta艂a Siostra Nocy, a z czubk贸w jej wyci膮gni臋tych palc贸w strzela艂y nitki b艂臋kitnego 艣wiat艂a. Teneniel rozpozna艂a j膮 bez trudu. By艂a to Ocheron, jedna z wied藕m obdarzonych w swoim klanie najwi臋ksz膮 moc膮. Jej szczeg贸ln膮 umiej臋tno艣ci膮 by艂o wprowadzanie w b艂膮d i oszukiwanie. Teneniel u艣wiadomi艂a sobie, 偶e da艂a si臋 z艂apa膰 w zastawione przez wied藕m臋 sid艂a.

Tymczasem Ocheron si臋 roze艣mia艂a, a z jej palc贸w strzeli艂a kolejna b艂yskawica, uniemo偶liwiaj膮c Teneniel oddychanie. Dziewczyna zaskrzecza艂a, pragn膮c wezwa膰 pomoc, ale p艂omienie wpi艂y si臋 w ni膮 jak ogniste szpony. 艢wiat zawirowa艂 jej przed oczami, kiedy b艂臋kitna po艣wiata zacz臋艂a ogarnia膰 ca艂e jej cia艂o. Dotar艂a do piersi i w tej samej sekundzie Teneniel poczu艂a tam taki ch艂贸d, jak gdyby j膮 odci臋to. J臋zyki b艂臋kitnego 艣wiat艂a pobieg艂y w g贸r臋 do lewej r臋ki i dziewczyna natychmiast uczu艂a, jak jej r臋ka dr臋twieje i usycha jak zesz艂oroczny p臋d winoro艣li ola. Jedna ze strza艂 b艂yskawicy zatrzeszcza艂a w jej uchu, sprawiaj膮c, 偶e przesta艂a s艂ysze膰. Inny promie艅 dotar艂 do oka i nagle po艂owa 艣wiata zmieni艂a si臋 w nieprzeniknion膮 ciemno艣膰.

B艂yskawica wysysa艂a 偶ycie ze wszystkiego, czego dotkn臋艂a, odcinaj膮c niczym gigantyczne ostrze jedn膮 po drugiej cz臋艣ci jej cia艂a. Teneniel nie umia艂a ani walczy膰 z Ocheron, ani przed ni膮 uciec. Czu艂a si臋 taka bezradna, 偶e nawet nie j臋kn臋艂a, kiedy upad艂a na ziemi臋.

Czas zacz膮艂 p艂yn膮膰 bardzo wolno. Py艂 i li艣cie z drzew wci膮偶 jeszcze wirowa艂y w powietrzu jak ciemna chmura, lecz na ziemi臋 jak grad zacz臋艂y si臋 sypa膰 kawa艂ki ska艂 i kamienie.

Nagle zobaczy艂a, jak ca艂膮 okolic臋 przeszy艂 jaskrawy, b艂臋kitny b艂ysk, a w powietrzu da艂o si臋 wyczu膰 wo艅 ozonu. To Luke wyci膮gn膮艂 sw贸j 艣wietlny miecz, w艂膮czy艂 go i rzuci艂 si臋 ku wied藕mie. Spostrzeg艂szy jego atak, zdumiona Ocheron rozwar艂a szeroko oczy i stara艂a si臋 skupi膰 uwag臋 na nowym celu, ale by艂o za p贸藕no. Miecz 艣wietlny odci膮艂 jej g艂ow臋, a z karku wied藕my strzeli艂y w g贸r臋 purpurowe ognie, opadaj膮c na ziemi臋 ognistymi bryzgami. Luke zas艂oni艂 twarz, chc膮c uchroni膰 si臋 przed zetkni臋ciem z ciemn膮 moc膮, kt贸r膮 wyzwoli艂.

Przez rzedn膮ce ciemno艣ci ruszy艂o ku niemu czterech szturmowc贸w, strzelaj膮c z blaster贸w. Luke odbi艂 pociski swoim 艣wietlnym mieczem i szar偶uj膮c na napastnik贸w, pozbawi艂 ich 偶ycia.

Teneniel, kt贸rej wr贸ci艂a zdolno艣膰 mowy, spr贸bowa艂a zn贸w zanuci膰. Luke pochwyci艂 j膮 za r臋k臋 i podni贸s艂, a wiatr wiej膮cy za ich plecami zacz膮艂 si臋 ponownie wzmaga膰. Rozpaczliwie szepcz膮c s艂owa zakl臋cia, dziewczyna potyka艂a si臋, biegn膮c u boku Luke'a. W ko艅cu dotarli do wierzcho艂ka nast臋pnego wzgrza i znale藕li si臋 poza zasi臋giem szalej膮cej burzy.

Teneniel umilk艂a, a Luke pomaga艂 jej i艣膰. Od czasu do czasu musia艂 bra膰 dziewczyn臋 na r臋ce, gdy偶 by艂a zbyt zm臋czona, aby w臋drowa膰 o w艂asnych si艂ach. Skryli si臋 w g臋stym lesie rosn膮cym u st贸p przeciwleg艂ego wzg贸rza. Dziewczyna wiedzia艂a o znajduj膮cej si臋 tam jaskini; pokaza艂a mu kierunek i wkr贸tce oboje znale藕li si臋 w 艣rodku.

Ci臋偶ko dysz膮c, po艂o偶y艂a si臋 na dnie jaskini, a Luke zacz膮艂 ogl膮da膰 jej rany. W miejscach, w kt贸rych trafi艂a j膮 b艂yskawica, cia艂o by艂o poparzone. Z ust dziewczyny wyp艂yn臋艂o kilka kropel krwi na skutek postrza艂u, kt贸ry trafi艂 j膮 w p艂uca. Teneniel zacz臋艂a p艂aka膰, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e wkr贸tce umrze.

Luke odci膮gn膮艂 na boki spalon膮 sk贸r臋 jej tuniki, a potem zacz膮艂 wodzi膰 palcami wok贸艂 zw臋glonej rany na piersi. Jego d艂onie by艂y bardzo ch艂odne i koi艂y sk贸r臋 jak balsam. Po chwili dziewczyna zapad艂a w g艂臋boki, niespokojny sen.

艢ni艂o si臋 jej, 偶e jest ma艂膮 dziewczynk膮. Jej matka w艂a艣nie umar艂a. Siostry ze 艢piewaj膮cej G贸ry po艂o偶y艂y zw艂oki na kamiennym stole i zgromadzi艂y si臋, by j膮 ubra膰 i pomalowa膰 jej twarz. Teneniel wiedzia艂a jednak, 偶e matka zmar艂a, i nie mog艂a znie艣膰 widoku si贸str staraj膮cych si臋 za pomoc膮 farb sprawi膰, by wygl膮da艂a jak 偶ywa. Dziewczynka pobieg艂a schodami w g贸r臋 i znalaz艂a si臋 przed wisz膮c膮 zas艂on膮, na kt贸rej widnia艂 wizerunek siostry klanu ubranej w 偶贸艂to-bia艂膮 szat臋 i trzymaj膮cej wojenn膮 w艂贸czni臋. Wiedzia艂a, 偶e za zas艂on膮 znajduje si臋 komnata wojowniczek, ale jeszcze nigdy tam nie zajrza艂a. By艂o to pomieszczenie, do kt贸rego nie pozwalano wchodzi膰 osobom nie umiej膮cym rzuca膰 czar贸w ani nawet uczennicom takim jak Teneniel i to bez wzgl臋du na to, co umia艂y i jak dzielnymi przyw贸dczyniami czy wojowniczkami by艂y ich matki.

Teneniel unios艂a zas艂on臋 i znalaz艂a si臋 w komnacie. Zatrzyma艂a si臋, spogl膮daj膮c z przera偶eniem na jej ogrom. Sufit znajdowa艂 si臋 niemal tak wysoko jak niebo, a przeciwleg艂a 艣ciana by艂a prawie niewidoczna w panuj膮cym p贸mroku. Komnat臋 wojowniczek wykonano w ten spos贸b, 偶e zajmowa艂a wi臋ksz膮 cz臋艣膰 olbrzymiej g贸ry. Teneniel s艂ysza艂a echo swojego chrapliwego oddechu, z艂agodzone i st艂umione, jakby gin膮ce w oddali. W 艣cianie po lewej stronie wykuto okno tak ogromne, 偶e mog艂o w nim stan膮膰 rami臋 w rami臋 co najmniej dwadzie艣cia kobiet. Mia艂o owalny kszta艂t i przypomina艂o ogromn膮 paszcz臋. Wra偶enie pot臋gowa艂 rz膮d opartych o dolny parapet w艂贸czni wygl膮daj膮cych jak nier贸wne, wyszczerbiony z臋by rankora. ^

Przez d艂ug膮 chwil臋 sta艂a nieruchomo, czuj膮c ziej膮c膮 pustk臋 komnaty. Podobn膮 pustk臋 wyczuwa艂a w sobie. Po艂kni臋ta - pomy艣la艂a. - Zosta艂am po艂kni臋ta. Zamkn膮wszy oczy, stara艂a si臋 zapomnie膰 o sztywnym, purpurowym ciele matki i jej d艂oniach o zdr臋twia艂ych, zagi臋tych niczym szpony palcach. Nadal pami臋ta艂a uczucie trwogi, jakie ogarn臋艂o j膮 na ten widok. Gdzie艣 z oddali dobiega艂 g艂os ma艂ej dziewczynki krzycz膮cej co艣 przera藕liwie. Pobieg艂a, a wsz臋dzie, dok膮d dociera艂a, odsuwa艂a wisz膮ce zas艂ony, ods艂aniaj膮c kolejne komnaty. W komnatach posila艂y si臋 spoczywaj膮ce na sk贸rzanych poduszkach czarodziejki. Rozmawia艂y ze sob膮, u偶ywaj膮c wykwintnego j臋zyka, 艣mia艂y si臋 i rzuca艂y czary. Przez ca艂y ten czas Teneniel s艂ysza艂a p艂acz ma艂ej dziewczynki, na kt贸r膮 nikt nie zwraca艂 uwagi.

Min臋艂o wiele godzin, nim si臋 obudzi艂a. Na dworze panowa艂a ciemno艣膰, ale w jaskini 艣wieci艂o stoj膮ce na skale obok niej mechaniczne 艣wiat艂o. Widocznie ustawi艂 je tam Luke. Nie mia艂a na sobie tuniki, a Jedi okry艂 j膮 swoim kocem, kt贸ry wyj膮艂 z plecaka. Nie odczuwa艂a 偶adnego b贸lu, wr臋cz przeciwnie - ogarn膮艂 j膮 wielki spok贸j niepodobny do niczego, co kiedykolwiek czu艂a.

Dotkn臋艂a najpierw piersi, a potem twarzy. Zranione miejsca wci膮偶 piek艂y, ale mog艂a i s艂ysze膰, i widzie膰. Rozejrza艂a si臋 po jaskini. Zobaczy艂a namalowane na 艣cianach postacie kobiet w r贸偶nych pozach. Niekt贸re k艂ad艂y d艂onie na g艂owy innych, jedna unosi艂a si臋 nad zebranym t艂umem, a inna chodzi艂a po p艂omieniach. Jaskinia nie mog艂a mie膰 wi臋cej ni偶 dwadzie艣cia metr贸w d艂ugo艣ci. Pod najdalsz膮 艣cian膮 pi臋trzy艂 si臋 wysoki stos usypany z ludzkich ko艣ci. Na wierzchu le偶a艂 jaki艣 szkielet... znacznie wi臋kszy od pozosta艂ych, z przera偶aj膮cym k艂ami w rozwartej szcz臋ce i d艂u偶sz膮 od ludzkiej ko艣ci膮 barkow膮. By艂 to szkielet rankora.

Rycerz Jedi wyszed艂, zostawi艂 jednak sw贸j plecak. Teneniel wsta艂a i napi艂a si臋 troch臋 wody ze swojego buk艂aka. By艂o jej zimno w stopy, wsun臋艂a wi臋c do but贸w troch臋 s艂omy, a potem po艂o偶y艂a si臋 ponownie, by wypocz膮膰. Czu艂a, 偶e nadal jest bardzo s艂aba. W g艂owie jej wirowa艂o i to nie tylko ze zm臋czenia. M艂ody Jedi sprawi艂, 偶e jej rany si臋 zagoi艂y. Uczyni艂 to, chocia偶 nie wym贸wi艂 偶adnego zakl臋cia, nie rzuci艂 czaru. Nie potrafi艂a tego 偶adna z si贸str, kt贸re umia艂y leczy膰 rany. Zakl臋cia goj膮ce rany nale偶a艂y do najtrudniejszych i zawsze 艣piewano je w tak afektowany spos贸b, i偶 Teneniel cz臋sto my艣la艂a, 偶e siostry czyni膮 to bardziej na pokaz, ni偶 jest to naprawd臋 konieczne. Niemniej wszystkie zgadza艂y si臋 co do tego, 偶e takie formu艂y musia艂y by膰 艣piewane. Teneniel nie w膮tpi艂a, 偶e skoro m艂ody

Jedi potrafi rzuca膰 takie czary nie wypowiedziawszy nawet jednego s艂owa, musi by膰 naprawd臋 pot臋偶nym czarownikiem.

Bardzo cz臋sto, sp臋dzaj膮c noc pod rozgwie偶d偶onym niebem, dziewczyna zastanawia艂a si臋, jak to jest na innych 艣wiatach. S艂ysza艂a od swoich si贸str, 偶e w wi臋zieniu przebywaj膮 za艣wiatowi szturmowcy, kt贸rzy czuj膮 si臋 bardzo pewnie ze swoj膮 broni膮 i w zbrojach. Teneniel uwa偶a艂a ich za s艂abeuszy, gdy偶 nie umieli rzuca膰 czar贸w i p艂aszczyli si臋 przed zdradliwymi Siostrami Nocy. A jednak cz臋sto marzy艂a, 偶e gdzie艣 w grze, na jednym z tych innych 艣wiat贸w, 偶yj膮 m臋偶czy藕ni podobni do Skywalkera.

Si臋gn膮wszy pod koc, jeszcze raz dotkn臋艂a miejsca na piersi, na kt贸rym spocz臋艂a d艂o艅 m艂odego Jedi. Mo偶e kiedy艣 -pomy艣la艂a. - Mo偶e kiedy艣 kto艣 wype艂ni t臋 pustk臋, ktr膮 czuj臋 w 艣rodku.

Od strony wej艣cia do jaskini dobieg艂y j膮 odg艂osy czyich艣 krok贸w. Po chwili do 艣rodka wszed艂 Luke, a tu偶 za nim Isolder i Artoo. Luke usiad艂 na ziemi obok niej i pog艂adzi艂 d艂oni膮 jej policzek.

- Czy czujesz si臋 ju偶 troch臋 lepiej? - zapyta艂. Teneniel schwyci艂a jego d艂o艅 i kiwn臋艂a g艂ow膮, nie wiedz膮c, co odpowiedzie膰. Spojrza艂a w blade oczy. Wiedzia艂a, 偶e go straci艂a. Uratowa艂 jej 偶ycie, wi臋c d艂u偶ej nie mog艂a uwa偶a膰 go za niewolnika.

- Siostry Nocy dotar艂y do miejsca, w kt贸rym walczyli艣my, ale p贸藕niej zawr贸ci艂y - rzek艂 Luke. - Nie wiem tylko, czy po to, by wezwa膰 posi艂ki, czy te偶 z innego powodu.

- Wiedz膮, 偶e liczymy si臋 tylko my dwoje, a ty zabi艂e艣 Ocheron, jedn膮 z ich najsilniejszych wojowniczek - odezwa艂a si臋 Teneniel. - Mog膮 si臋 obawia膰, 偶e je pokonasz.

- A co ze szturmowcami? - zapyta艂 Isolder. - Musia艂a ich tam by膰 co najmniej setka.

By艂 zwyczajnym cz艂owiekiem i niczego nie rozumia艂.

- Oni si臋 nie licz膮 - stwierdzi艂a dziewczyna, ale po chwili zacz臋艂a si臋 zastanawia膰. Mo偶e za艣wiatowcy nie rozumieli, co dzia艂o si臋 na Dathomirze, wi臋c doda艂a: - Szturmowc贸w mo偶na bardzo 艂atwo zabi膰.

- Nie podoba mi si臋 to - stwierdzi艂 Isolder. - Nie podoba mi si臋, 偶e jeste艣my uwizieni w tej jaskini.

- Siostry Nocy nie b臋d膮 tu z nami walczy膰 - zapewni艂a go Teneniel. - Ta jaskinia jest miejscem u艣wi臋conym krwi膮 naszych przodk贸w. Siadaj膮c kiwn臋艂a g艂ow膮 w stron臋 ludzkich czaszek le偶膮cych na ziemi pod szkieletem rankora.

- Naprawd臋 uwa偶asz, 偶e b臋d膮 si臋 trzyma艂y od tego miejsca z daleka? - zapyta艂 Isolder.

- Nawet umarli maj膮 w sobie moc - rzek艂a, jeszcze raz wskazuj膮c szcz膮tki. - Siostry Nocy nie odwa偶y艂yby si臋 igra膰 z ich gniewem.

Luke kiwn膮艂 g艂ow膮, a Teneniel, ujrzawszy to, pomy艣la艂a, 偶e przynajmniej Jedi j膮 zrozumia艂.

- Co robili tutaj twoi przodkowie? - zapyta艂. - W jaki spos贸b znale藕li si臋 na Dathomirze?

Teneniel obj臋艂a r臋kami kolana i spojrza艂a mu w oczy.

- Przylecieli tu z odleg艂ych gwiazd dawno temu - powiedzia艂a. - Byli panami maszyn i wojownikami, budowali zakazan膮 bro艅... mechanicznych wojownik贸w wygl膮daj膮cych jak prawdziwi ludzie. Sprzedawali ich p贸藕niej, bardzo tanio. Za przest臋pstwa, kt贸re pope艂nili, twoi ludzie zrzucali ich na Dathomir臋. Wojownikom nie pozostawiono 偶adnej broni... 偶adnych metalowych narz臋dzi ani blaster贸w, wskutek czego 艂atwo padali 艂upem rankor贸w.

Teneniel przymkn臋艂a oczy. S艂ysza艂a t臋 histori臋 wiele razy, teraz oczami wyobra藕ni ujrza艂a te zamierzch艂e czasy i skaza艅c贸w zes艂anych na Dathomir臋. Byli awanturnikami, kt贸rzy pope艂nili przeciwko cywilizacji ci臋偶kie zbrodnie i dlatego zas艂u偶yli na to, co ich spotka艂o: dalsze 偶ycie z dala od swojego 艣wiata. Wielu skaza艅c贸w uwa偶a艂o, 偶e nie dotycz膮 ich 偶adne prawa i traktowa艂o swoj膮 bro艅 jak zabawk臋. Staro偶ytni s臋dziowie uznali wi臋c za s艂uszne zes艂a膰 ich na planet臋, na kt贸rej nie wiedziano nawet, co to jest technika.

- Przez wiele pokole艅 偶yli na Dathomirze jak zwierz臋ta i wygin臋liby doszcz臋tnie, ale twoi ludzie zes艂ali tu Allyi臋 - powiedzia艂a.

Luke spojrza艂 na ni膮 nieprzytomnym wzrokiem, w taki sam spos贸b, w jaki patrzy艂a stara Rell, kiedy mia艂a jedno ze swoich widze艅.

- Allyia by艂a zdeprawowan膮 Jedi - pochylaj膮c si臋 ku niej, powiedzia艂 z przekonaniem w g艂osie. - Stara Republika nie chcia艂a skazywa膰 jej na 艣mier膰, wi臋c inni Jedi zes艂ali j膮 na Dathomir臋, licz膮c na to, 偶e z up艂ywem czasu przestanie s艂u偶y膰 ciemnej stronie.

- U偶y艂a czar贸w, by oswoi膰 rankory i nauczy膰 je, jak zdobywa膰 po偶ywienie - ci膮gn臋艂a Teneniel. - Przekaza艂a swoim c贸rkom ca艂膮 swoj膮 wiedz臋. Nauczy艂a je, jak polowa膰 na samc贸w. To jest zreszt膮 ten sam spos贸b, w jaki ja polowa艂am na ciebie. Podczas gdy pos艂uszne jej woli rankory zagryza艂y si臋 nawzajem, c贸rki Allyi stawa艂y si臋 coraz silniejsze, przekazuj膮c swoim c贸rkom umiej臋tno艣膰 pos艂ugiwania si臋 czarami. P贸藕niej podzieli艂y艣my si臋 na klany i przez d艂ugi czas zdobywa艂y艣my m臋偶czyzn na drodze... przyjacielskiej rywalizacji. Polega艂a ona na tym, 偶e krad艂y艣my samc贸w z innych klan贸w. Rz膮dzi艂y艣my si臋 w艂asnymi prawami i zgodnie z nimi kara艂y艣my ka偶d膮 kobiet臋, z艂apan膮 na pos艂ugiwaniu si臋 ciemn膮 magi膮. W czasach mojej babki uda艂o si臋 nam przep臋dzi膰 z tych g贸r wszystkie dzikie rankory. Pokolenie mojej babki polowa艂o na ostatnie takie nie ujarzmione bestie. Mieli艣my nadziej臋, 偶e w ko艅cu zapanuje u nas pok贸j.

A jednak w czasach, kiedy 偶y艂a moja matka, wykl臋te Siostry Nocy po艂膮czy艂y si臋 w jeden klan. Z pocz膮tku nie by艂o ich bardzo wiele, ale p贸藕niej...

- Niekt贸re z was pr贸bowa艂y je pokona膰, stosuj膮c ich metody walki - przerwa艂 jej Luke. - A te, kt贸re to zrobi艂y, same sta艂y si臋 Siostrami Nocy.

- A wi臋c takie rzeczy dziej膮 si臋 i na innych 艣wiatach? - zapyta艂a. - Kilka naszych si贸str s膮dzi, 偶e to tylko choroba... jaki艣 wirus, kt贸rym mo偶na si臋 zarazi膰, a kt贸ry przemienia nas w Siostry Nocy. Inne twierdz膮, 偶e to jaki艣 uboczny skutek rzucania zakl臋膰, ale ja nie wiem, o jakie zakl臋cia tu chodzi. Nasze czary s膮 przecie偶 wypr贸bowane od pokole艅.

- To 偶adne z waszych czar贸w i zarazem wszystkie wasze czary - o艣wiadczy艂 Luke. - Powiedz mi, ile lat mia艂y c贸rki Allyi, kiedy umar艂a?

- Najstarsza mia艂a szesna艣cie wiosen - odpar艂a dziewczyna.

Luke pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Jeszcze dziecko... by艂a zbyt m艂oda, 偶eby m贸c nauczy膰 si臋 pos艂ugiwa膰 Moc膮. Pos艂uchaj, Teneniel, to nie same czary s膮 tym, co daje ci t臋 si艂臋. Czerpiesz j膮, pos艂uguj膮c si臋 Moc膮, energi膮, stworzon膮 przez wszystko, co 偶yje. Poniewa偶 c贸rki Allyi nauczy艂y si臋 pos艂ugiwa膰 Moc膮, w pewnym sensie j膮 opanowa艂y. A jednak to nie s艂owa zakl臋膰 daj膮 ci t臋 si艂臋, tak samo jak nie same zaklcia sprawiaj膮, 偶e schodzi si臋 na z艂膮 drog臋. Najwa偶niejsze s膮 intencje, jakimi si臋 kierujesz, rzucaj膮c czary. Liczy si臋 sama istota tego, co pragniesz w ten spos贸b osi膮gn膮膰. Je偶eli twoje serce jest z艂e, takie same b臋d膮 twoje czyny. Zrozumiesz to, kiedy ws艂uchasz si臋 w swoje serce. Teneniel poruszy艂a si臋 niespokojnie.

- My艣l臋, 偶e ty ju偶 to wiesz - ci膮gn膮艂 tymczasem Luke. - Przed kilkoma godzinami mog艂a艣 zabi膰 Siostr臋 Nocy i jej wszystkich szturmowc贸w podczas walki. Zamiast tego stara艂a艣 si臋 tylko os艂oni膰 nasz膮 ucieczk臋; przemkn膮膰 si臋 obok nich w taki spos贸b, by nas nie dostrzegli. Musz臋 przyzna膰, 偶e twoja... wspania艂omy艣lno艣膰 mnie zdumia艂a.

- Oczywi艣cie. Gdybym zabi艂a t臋 Siostr臋 Nocy, sta艂abym si臋 taka sama z艂a jak one wszystkie - przyzna艂a lekcewa偶膮co Teneniel, staraj膮c si臋 nie okazywa膰 trwogi na my艣l o tym, 偶e mog艂aby si臋 przemieni膰 w jedn膮 z nich.

- Ws艂uchiwa艂a艣 si臋 w Moc i pozwoli艂a艣, 偶eby by艂a twoj膮 przewodniczk膮 - wyja艣ni艂 Luke. - W innych sprawach post臋powa艂a艣 jednak do艣膰 okrutnie. Stara艂a艣 si臋 porwa膰 mnie i Isoldera. Czy naprawd臋 uwa偶asz, 偶e mog艂aby艣 zrobi膰 z m臋偶czyzny swojego niewolnika? Czy s膮dzisz, 偶e mog艂aby艣 ukamienowa膰 mnie i ci膮gle mie膰 nadziej臋, 偶e pozostaniesz niewinna?

- Nie chcia艂am ciebie zabi膰, kiedy ci臋 uderzy艂am - oburzy艂a si臋 dziewczyna. - Zamierza艂am ci臋 tylko pochwyci膰. Nie zrobi艂am ci przecie偶 krzywdy!

- Ale wiesz, 偶e chwytanie i niewolenie innych ludzi jest naganne? - zapyta艂 j膮 Luke.

Spojrza艂a na niego i niespokojnie si臋 poruszy艂a.

- Ja... mia艂am nadziej臋, 偶e ci臋 pokocham. A gdybym nawet nie pokocha艂a, mog艂abym sprzeda膰 ci臋 jakiej艣 innej, kt贸ra pragn臋艂aby ci臋 bardziej ni偶 ja. To nie jest tak, 偶e chcia艂am zada膰 ci b贸l czy zrobi膰 co艣 z艂ego. C贸rki Allyi przecie偶 zawsze zdobywa艂y w ten spos贸b swoich samc贸w.

Luke westchn膮艂, jak gdyby dawa艂 za wygran膮.

- Czy wszystkie c贸rki Allyi tak post臋puj膮, czy tylko niekt贸re? - zapyta艂.

- Je偶eli jaka艣 kobieta jest bogata, mo偶e sobie kupi膰 m臋偶czyzn臋, kt贸rego pragnie - odpar艂a. - Ja nie jestem bogata.

Isolder pochyli艂 si臋 ku niej.

- A Siostry Nocy? - zapyta艂. - Do czego s膮 im potrzebni szturmowcy?

- Przed o艣mioma wiosnami przyw贸dca z gwiazd przys艂a艂 tutaj szturmowc贸w, 偶eby zbudowali mu nowe wi臋zienie - odrzek艂a Teneniel. - Jedna z kobiet wyp臋dzonych z naszego klanu, Siostra Nocy o nazwisku Gethzerion, zosta艂a zatrudniona przez nich, by pom贸c w chwytaniu zbieg艂ych wi臋藕ni贸w. Z pocz膮tku Imperialni j膮 lubili. Przyrzekli zrobi膰 z niej wojowniczk臋. Obiecali, 偶e stanie si臋 bardzo s艂awna. Kiedy jednak zdali sobie spraw臋 z mocy, jak膮 posiada, zacz臋li si臋 jej obawia膰 i postanowili nie pozwoli膰 jej na opuszczenie Dathomiry. Wysadzili w powietrze wszystkie gwiezdne statki, jakie sta艂y na terenie wi臋zienia, uniemo偶liwiaj膮c w ten spos贸b odlot w艂asnym wojskom. Gethzerion zabi艂a wszystkich, kt贸rzy sprawowali w wi臋zieniu w艂adz臋, a szturmowc贸w na ten widok ogarn臋艂o takie przera偶enie, 偶e spe艂niaj膮 teraz ka偶dy kaprys tej kobiety. Obieca艂a im wolno艣膰 w zamian za to, 偶e pomog膮 jej odlecie膰 z Dathomiry. Kiedy przekona艂a si臋, jak s膮 s艂abi i jak bardzo si臋 jej boj膮, pomy艣la艂a, 偶e pewnego dnia b臋dzie rz膮dzi艂a wieloma 艣wiatami bez ko艅ca. Na razie zadowala si臋 toczeniem wojny z naszymi klanami, zabijaj膮c niekt贸re siostry, a z innych robi膮c niewolnice. Wiele si贸str z naszych klan贸w przy艂膮czy艂o si臋 do niej z w艂asnej woli.

- A co robi z tymi nieszcz臋艣nikami, kt贸rych przetrzymuje w wi臋zieniu? - zapyta艂 Luke.

- Traktuje ich jak niewolnik贸w, licz膮c na to, 偶e pewnego dnia b臋dzie mog艂a ich sprzeda膰 lub wymieni膰 na co艣 innego - rzek艂a Teneniel.

Luke przymkn膮艂 oczy.

- Gethzerion dobrze wie, co robi - o艣wiadczy艂 po d艂u偶szej chwili. - Ma nadziej臋, 偶e uda si臋 jej przeci膮gn膮膰 wszystkie siostry na swoj膮 stron臋. Maj膮c za sob膮 poparcie ca艂ej armii Si贸str Nocy, naprawd臋 b臋dzie mog艂a zosta膰 licz膮c膮 si臋 si艂膮 w galaktyce. - Popatrzy艂 na Teneniel. - Ile kobiet jest Siostrami Nocy?

- Nie wi臋cej ni偶 sto - odpar艂a dziewczyna.

Przez kilka chwil odwa偶y艂a si臋 偶ywi膰 nadziej臋, 偶e Luke zna spos贸b, jak si臋 ich pozby膰, ale ujrza艂a jak zblad艂, us艂yszawszy jej odpowied藕.- A ile si贸str potrafi膮cych rzuca膰 czary przebywa teraz w twoim klanie? - zapyta艂 tylko.

Teneniel rzadko odwiedza艂a sw贸j klan. Min臋艂y trzy miesi膮ce od chwili, kiedy by艂a w nim po raz ostatni. Wiedzia艂a jednak, 偶e w ci膮gu tego czasu wiele si贸str zgin臋艂o, a wiele innych zosta艂o porwanych przez Gethzerion. Obawia艂a si臋 odpowiedzie膰 szczerze, ale pomy艣la艂a, 偶e mo偶e m艂ody Jedi uzna t臋 liczb臋 za wystarczaj膮c膮.

- Dwadzie艣cia pi臋膰, najwy偶ej trzydzie艣ci - powiedzia艂a.

ROZDZIA艁

16

By艂 wiecz贸r. P艂omienie w palenisku ta艅czy艂y, a 偶arz膮ce si臋 jaskrawo w臋gle skwiercza艂y za ka偶dym razem, kiedy 艣cieka艂y na nie krople t艂uszczu z opiekanego na ro偶nie mi臋sa. M臋偶czy藕ni dzielili je i nak艂adali odkrojone porcje na gliniane talerze, na kt贸rych le偶a艂y ju偶 bulwiaste korzenie, orzechy i surowe p臋dy rozmaitych ro艣lin. Han siedzia艂 obok Chewbaccy, Leii i Threepia na sk贸rzanej poduszce, u艂o偶onej na pod艂odze, w fortecy nale偶膮cej do klanu si贸str ze 艢piewaj膮cej G贸ry. Na skutek zm臋czenia, uczucia syto艣ci i zapadaj膮cego mroku jego oczy same si臋 zamyka艂y. Marzy艂 tylko o tym, by m贸c po艂o偶y膰 si臋 i odpocz膮膰. Siedz膮cy przy nim Chewbacca jad艂 艂apczywie, zapominaj膮c o kr臋puj膮cym mu 偶ebra banda偶u. Granicz膮ca z cudem zdolno艣膰 Wookie'ego do regeneracji organizmu sprawia艂a, 偶e rany goi艂y si臋 nieprawdopodobnie szybko.

Przez okno Han obserwowa艂 gromadz膮ce si臋 w oddali gro藕ne, ciemne, burzowe chmury, przecinane od czasu do czasu jaskrawymi b艂yskawicami. Nieco bli偶ej, nad r贸wnin膮 i g贸rami o stokach poro艣ni臋tych lasem, widnia艂o czyste, usiane jasnymi gwiazdami niebo.

Siedz膮ce w ciemnych k膮tach sali czarodziejki beztrosko si臋 艣mia艂y, ucz膮c swoje c贸rki rzucania czar贸w. Ma艂e dziewczynki mia艂y na sobie zwyczajne sk贸rzane sp贸dnice i spodnie, a nie bogato zdobione stroje, w jakie by艂y odziane do艣wiadczone mistrzynie czarodziejskiego fachu. Mimo to doros艂e kobiety zachowywa艂y si臋 w obecno艣ci swoich dzieci bardziej swobodnie i naturalnie. Zdj臋艂y nakrycia g艂贸w i rozpu艣ci艂y w艂osy. Pozbywszy si臋 swojej broni, nie wygl膮da艂y ju偶 tak gro藕nie i przypomina艂y teraz Hanowi normalne, troch臋 nieokrzesane ch艂opki.

Ich m臋偶owie poruszali si臋 bezszelestnie jak duchy, ubrani w tuniki utkane z w艂kien egzotycznych ro艣lin. Bez s艂owa podawali swoim 偶onom talerze z jedzeniem, a Han odnosi艂 wra偶enie, i偶 porozumiewaj膮 si臋 z nimi za pomoc膮 telepatii.

Obok usiad艂a Augwynne, tak blisko, by m贸c przyciszonym g艂osem rozmawia膰 z Hanem i Lei膮. Zwr贸ci艂a uwag臋, 偶e Han cz臋sto spogl膮da na zbieraj膮ce si臋 na niebie burzowe chmury.

- Nie martw si臋 - powiedzia艂a. - To Gethzerion pieni si臋 z bezsilnej w艣ciek艂o艣ci. Jest jednak zbyt daleko. Dzi艣 wieczorem nie b臋dzie u nas burzy Mocy.

- Czy to Gethzerion sprawia, 偶e si臋 tak b艂yska? - zapyta艂 Threepio, zwr贸ciwszy na starsz膮 kobiet臋 z艂ote oczy. - Ale偶 ona musi mie膰 moc wyj艣ciow膮!

Augwynne popatrzy艂a beztrosko na widoczne w oddali ciemne chmury, kt贸re w tej samej chwili przeszy艂a rozga艂臋ziona, ognista b艂yskawica, wywo艂ana jak gdyby specjalnie z my艣l膮 o niej.

- Och, jest pot臋偶na, a w tej chwili w艣cieka si臋 nie na 偶arty. Dzi艣 w nocy jednak tu nie przyjdzie. Jest zaj臋ta zbieraniem si贸str swojego klanu i nie wyruszy do walki przeciwko nam, dop贸ki nie skupi ich wszystkich bezpiecznie w jednym miejscu. A je偶eli chodzi o tw贸j tytu艂 w艂asno艣ci Dathomiry - zmieniwszy temat rozmowy, zwr贸ci艂a si臋 do Hana. - Czy s膮dzisz, 偶e ma jak膮kolwiek warto艣膰?

- B臋dzie mia艂, kiedy Nowej Republice uda si臋 odzyska膰 w艂adz臋 w tym sektorze galaktyki - uprzedzi艂a go Leia.

- A kiedy to si臋 stanie? - zapyta艂a Augwynne.

- Trudno powiedzie膰 - odpar艂 Han, spogl膮daj膮c niespokojnie na niebo. - Mo偶e za trzy miesi膮ce, a mo偶e za trzy dziesi臋ciolecia. Jestem jednak pewien, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej to nast膮pi. Zsinj jest dzielnym wojownikiem, ale kiepski z niego administrator. Im wi臋cej zniszczymy statk贸w nale偶膮cych do jego floty, tym szybciej 艣wiaty, kt贸rymi w艂ada, zaczn膮 wymyka膰 mu si臋 spod kontroli. A jego dow贸dcy skocz膮 mu do gard艂a, kiedy tylko si臋 zorientuj膮, 偶e przegrywa.

Chewbacca rykn膮艂 na znak, 偶e jest o tym absolutnie przekonany.

- Chewie s膮dzi, 偶e Zsinj podda si臋 przed up艂ywem roku - o艣wiadczy艂 Threepio. - Moje programy wskazuj膮 jednak, 偶e przy obecnym tempie wydarze艅 mo偶e trzyma膰 si臋 u steru w艂adzy o wiele d艂u偶ej. Oceniam, 偶e jego upadek nast膮pi nie wcze艣niej ni偶 za czterna艣cie koma trzy dziesi膮te roku.

- Uwa偶am, 偶e Chewie jest bli偶szy prawdy - rzek艂 Han. - S膮dz臋 tak偶e, i偶 przez jaki艣 czas po tym fakcie mo偶e tu by膰 do艣膰 gor膮co.

- Powiedz mi - odezwa艂a si臋 Augwynne, a jej g艂os dr偶a艂 z podniecenia. - W jaki spos贸b mog艂abym odkupi膰 od ciebie t臋 planet臋? Co cenisz sobie bardziej: z艂oto czy klejnoty? W naszych g贸rach nie brakuje ani jednego, ani drugiego.

W komnacie zaleg艂a nagle g艂ucha cisza. Wszystkie czarodziejki umilk艂y, z zapartym tchem czekaj膮c na odpowied藕 Hana.

Leia spojrza艂a z ukosa, jakby wiedzia艂a, co odpowie. Czeka艂a tylko, by wymieni艂 swoj膮 cen臋.

- No c贸偶 - zawaha艂 si臋 Han. - Poniewa偶 jestem w艂a艣cicielem wszystkiego na tej planecie, a wi臋c z艂oto i drogie kamienie s膮 i tak moje. Planet臋 wyceniono na trzy miliardy kredyt贸w. Rzecz jasna, dotyczy to jedynie gruntu. W cenie tej nie zosta艂a uwzgl臋dniona warto艣膰 budynk贸w i umocnie艅...

Augwynne przygl膮da艂a si臋 przez chwil臋 jego twarzy, a potem kiwn臋艂a g艂ow膮, nie zdaj膮c sobie widocznie sprawy z tego, 偶e 偶artowa艂. Popatrzy艂a na twarze innych si贸str.

- Klan kobiet ze 艢piewaj膮cej G贸ry nie ma pieni臋dzy - o艣wiadczy艂a. - Zamiast nich ofiarujemy ci swoje us艂ugi. Wymie艅 trzy 偶yczenia, a my postaramy si臋 je spe艂ni膰, o ile b臋dzie to le偶a艂o w naszej mocy.

- Dobrze - odezwa艂 si臋 Han, spogl膮daj膮c po twarzach wpatrzonych w niego czarodziejek.

Pami臋ta艂 dobrze, co powiedzia艂a mu wcze艣niej Damaya. Mimo 偶e czarodziejki nie by艂y jego wrogami, nie oznacza艂o wcale, 偶e s膮 jego sojuszniczkami. Mog艂y nimi zosta膰 za pewn膮 cen臋, a teraz w艂a艣nie wymieni艂y monet臋. On jednak nie traktowa艂 tego, co powiedzia艂y, zbyt powa偶nie.

- Pierwsza rzecz, jakiej pragn臋, to odlecie膰 z tej planety. - Uni贸s艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 w kamienny, sklepiony w g贸rze sufit. - Opr贸cz tego chcia艂bym mie膰 troch臋 tego z艂ota i klejnot贸w, o kt贸rych m贸wi艂a艣... powiedzmy tyle, ile b臋dzie m贸g艂 unie艣膰 na grzbiecie doros艂y rankor. A co do ostatniego 偶yczenia... je偶eli uda si臋 wam j膮 przekona膰, 偶yczy艂bym sobie, by Leia zgodzi艂a si臋 zosta膰 moj膮 偶on膮.

Augwynne popatrzy艂a na Hana i Lei臋, po czym z namys艂em kiwn臋艂a g艂ow膮.

- Leia uprzedzi艂a nas o tym, 偶e wymienisz dok艂adnie te trzy rzeczy - oznajmi艂a. - Klan kobiet ze 艢piewaj膮cej G贸ry zrobi wszystko, co w jego mocy, by zap艂aci膰 wymienion膮 przez ciebie cen臋, ale nie mo偶e uwzgl臋dni膰 twojej pro艣by dotycz膮cej Leii. Nie mo偶emy jej zmusi膰, 偶eby odda艂a ci swoj膮 r臋k臋. O 艣wicie b臋dziesz mia艂 swoje z艂oto i klejnoty. Ju偶 w tej chwili trzy nasze siostry s膮 w drodze, by sprowadzi膰 tutaj tw贸j statek, tak by艣cie ty i tw贸j w艂ochaty Wookie mogli go jak najszybciej naprawi膰.

- Chwileczk臋! - zawo艂a艂 Han, u艣wiadomiwszy sobie poniewczasie, 偶e wymieniaj膮c cen臋, nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, i偶 czarodziejki mog膮 potraktowa膰 jego s艂owa powa偶nie.

- Za p贸藕no! - ucieszy艂a si臋 zachwycona Leia. - W ten spos贸b pozby艂e艣 si臋 planety!

Han zacz膮艂 protestowa膰, a Chewie warkn膮艂 gro藕nie, ale Augwynne unios艂a r臋k臋.

- Nie zmieniaj wymienionej ceny, Hanie Solo - powiedzia艂a. - Klan si贸str ze 艢piewaj膮cej G贸ry z przyjemno艣ci膮 j膮 zap艂aci, chocia偶 b臋dzie to kosztowa艂o 偶ycie wielu naszych kobiet. Gethzerion b臋dzie walczy膰 z nami w nadziei, 偶e pochwyci ciebie i tw贸j statek. W艂a艣nie z tego powodu rozp臋ta艂a na pustyni burz臋 Mocy. My jednak zastanowi艂y艣my si臋 nad twoimi warunkami i wyrazi艂y艣my zgod臋 na ich spe艂nienie.

Zastanowi艂y si臋 nad moimi warunkami - pomy艣la艂 Han. To dlatego Leia sp臋dzi艂a z nimi tyle czasu, kiedy by艂 zaj臋ty prac膮 w polu. Czarodziejki wyci膮gn臋艂y z niej informacj臋, 偶e jest w艂a艣cicielem planety, i zacz臋艂y obmy艣la膰 spos贸b, w jaki mog艂yby go jej pozbawi膰. To prawda, zgodzi艂y si臋 walczy膰 wraz z nim przeciwko Siostrom Nocy. Moliwe, ze zgra艂y wszystko w czasie po to, by sprowadzi膰 i Hana, i wied藕my do fortecy w tej samej chwili, i 偶eby Han m贸g艂 si臋 na w艂asne oczy przekona膰, do czego s膮 zdolne. Kr贸tko m贸wi膮c, manipulowa艂y nim od samego pocz膮tku. Zw艂aszcza Augwynne wyglda艂a na szczeg贸lnie sprytn膮.

- Co zrobi艂yby艣cie, gdyby nawet uda艂o si臋 wam zosta膰 w艂a艣cicielkami Dathomiry? - zapyta艂.

- Sprzeda艂yby艣my ziemi臋 osadnikom - odezwa艂a si臋

Augwynne - a p贸藕niej wynaj臋艂yby艣my nauczycieli, by przybyli do nas z odleg艂ych 艣wiat贸w. Przy艂膮czy艂yby艣my si臋 do Nowej Republiki i nauczy艂yby艣my si臋 waszych obyczaj贸w, aby nasze dzieci nie musia艂y 偶y膰 jak wygna艅cy w tych dzikich, niedost臋pnych g贸rach.

Przemy艣la艂a to wszystko bardzo dobrze. Prawd臋 m贸wi膮c, przez moment poczu艂 si臋 tak, jakby s艂ucha艂 Leii. Musia艂a powiedzie膰 Augwynne, co ma m贸wi膰, kiedy on harowa艂 na polach.

- Przepraszam, czy wolno mi zapyta膰, w jaki spos贸b zamierzacie sprowadzi膰 tu nasz statek? - odezwa艂 si臋 niespodziewanie Threepio.

- Siostry uda艂y si臋 tam na trzech rankorach - odpowiedzia艂a Augwynne. - Kiedy dotr膮 na miejsce, zetn膮 kilkana艣cie drzew i zrobi膮 p艂ozy, na kt贸rych rankory przyci膮gn膮 statek. Potem wym贸wimy zakl臋cie, uniesiemy go na szczyt gry i zamaskujemy do czasu, kiedy go naprawicie. Czy ten spos贸b uwa偶acie za w艂a艣ciwy?

- Przypuszczam, 偶e tak - odpar艂 zaskoczony Han. Nie by艂 zachwycony faktem pozbycia si臋 planety, ale teraz, kiedy zastanowi艂 si臋 nad tym troch臋 d艂u偶ej i u艣wiadomi艂 sobie, jakie czary potrafi膮 rzuca膰 Siostry Nocy, doszed艂 do wniosku, 偶e mo偶e otrzyma艂 za ni膮 najlepsz膮 cen臋, jak膮 w tej sytuacji m贸g艂 uzyska膰. - Je偶eli wasze rankory s膮 tak wielkie jak te, kt贸re widzia艂em przedtem, to trzy lub cztery wystarcz膮, aby poci膮gn膮膰 m贸j statek. Nie chcia艂bym tylko, 偶eby w drodze poobija艂y go jeszcze bardziej.

Augwynne zacisn臋艂a usta i z namys艂em wpatrywa艂a si臋 w Hana przez d艂u偶sz膮 chwil臋.

- Nasze siostry powinny wr贸ci膰 przed 艣witem - rzek艂a w ko艅cu. - Musz臋 ci臋 jednak ostrzec, 偶e grozi d wielkie niebezpiecze艅stwo. Kiedy Gethzerion dowie si臋, 偶e masz statek, zrobi wszystko, co b臋dzie w jej mocy, 偶eby go odebra膰. Wy艣le do walki swoje Siostry Nocy.

- Je偶eli wied藕my zaplanuj膮 atak - odezwa艂a si臋 milcz膮ca dot膮d Leia - ile czasu zajmie im dotarcie do nas?

- Siostry Nocy s膮 niezwykle ostro偶ne - odpar艂a Augwynne. - S膮dz臋, 偶e przyst膮pi膮 do ataku dopiero w贸wczas, kiedy b臋d膮 pewne, 偶e nas pokonaj膮. Rzuci艂y艣my czar, by dowiedzie膰 si臋, jakie maj膮 plany. W tej chwili niekt贸re wied藕my przebywaj膮 z daleka od innych i dopiero wracaj膮 do miasta na wezwanie swojej przyw贸dczyni. Domy艣lam si臋, 偶e rusz膮, gdy tylko zdo艂aj膮 po艂膮czy膰 swoje si艂y. Uwa偶am, 偶e stanie si臋 to nie p贸niej ni偶 za trzy dni. B臋dziesz musia艂 naprawi膰 sw贸j statek i odlecie膰 przed up艂ywem tego czasu.

- Gdy偶 inaczej...? - zapyta艂 Han.

- Gdy偶 inaczej wszyscy stracimy 偶ycie - odpar艂a bardzo powa偶nie Augwynne. -Je偶eli zaatakuj膮 nas wszystkie Siostry Nocy naraz, nie s膮dz臋, by m贸j klan m贸g艂 si臋 im przeciwstawi膰. W tych g贸rach mieszkaj膮 kobiety z co najmniej kilkunastu innych klan贸w, ale najbli偶szy jest oddalony o cztery dni drogi. Wys艂a艂am ju偶 szybkobiegaczki do tych znad Szalonej Rzeki i z Czerwonych Wzg贸rz, prosz膮c o wsparcie, ale nie b臋d膮 w stanie dotrze膰 tu na tyle szybko, by nam pom贸c. Musisz wi臋c odlecie膰, zanim Siostry Nocy nas zaatakuj膮!

Han popatrzy艂 na Chewbacc臋, Lei臋 i Threepia. Tym razem wpl膮ta艂 ich w nielich膮 awantur臋. Najlepsz膮 rzecz膮, jak膮 m贸g艂 zrobi膰 dla ocalenia klanu, by艂oby wysadzenie statku, a wtedy Gethzerion i jej Siostry Nocy nie mia艂yby powodu, by ich 艣ciga膰. Gdyby to jednak zrobi艂, mo偶e ju偶 nigdy nie odlecieliby z tej planety. On sam da艂by sobie rad臋, b臋d膮c skazanym na sp臋dzenie na Dathomirze reszty 偶ycia, ale co z Chewbacc膮? By艂 Wookie'em i mia艂 rodzin臋. Zosta艂by tu, gdyby mu kazano, ale Han nie m贸g艂by za偶膮da膰 od swojego w艂ochatego przyjaciela takiej ofiary. A Threepio? Pozbawiony swoich k膮pieli olejowych, zapasowych cz臋艣ci i smar贸w, rozsypa艂by si臋 w ci膮gu roku. No i, rzecz jasna, by艂a jeszcze Leia. Zabra艂 j膮 w t臋 podr贸偶 wbrew jej woli, tote偶 czu艂 teraz, 偶e musi uczyni膰 wszystko, by mog艂a powr贸ci膰. Wiedzia艂 jednak, 偶e nie ceni swojej wolno艣ci tak wysoko, by po艣wi臋ci膰 dla niej 偶ycie innych istot.

Skrzy偶owawszy nogi, opar艂 艂okcie na kolanach i zacz膮艂 pociera膰 kostkami palc贸w zm臋czone oczy. Zatuszowa艂em swoje 艣lady najlepiej jak umia艂em - pomy艣la艂. - Jednak wcze艣niej czy p贸藕niej kto艣 i tak mnie odnajdzie. Przede wszystkim Omogg mog艂a zorientowa膰 si臋, dok膮d polecia艂. Drackmarianka by艂a bardzo sprytna i mog艂a nawet sprzeda膰 t臋 informacj臋 zawodowym 艂owcom nagr贸d. Han by艂 pewien, 偶e Nowa Republika wyznaczy艂a nagrod臋 za jego g艂ow臋. A zatem wcze艣niej czy p贸藕niej kto艣 si臋 tu pojawi, by go szuka膰. Mo偶e wi臋c nie powinien traci膰 nadziei na to, 偶e jako艣 uda mu si臋 uciec z Dathomiry.

- Co najmniej tak jak ty nie chc臋, by Gethzerion odlecia艂a st膮d moim statkiem - odezwa艂 si臋 do Augwynne. - Mo偶e jednak powinni艣my po prostu go jej odda膰? Chewie zarycza艂, a Augwynne powiedzia艂a:

- Nie mo偶emy odda膰 Gethzerion statku. Jest zbyt silna. Nie wolno dopu艣ci膰, 偶eby odlecia艂a z Dathomiry.

- Pos艂uchaj, Han - odezwa艂a si臋 Leia. - Augwynne wyja艣ni艂a mi kilka spraw, o ktrych nie wiedzia艂am. My艣l臋, 偶e sam Imperator obawia艂 si臋 Si贸str Nocy i dlatego ob艂o偶y艂 planet臋 kl膮tw膮. Za艂o偶y艂 tu przed wieloma laty ma艂膮 koloni臋 karn膮, nie wiedz膮c nic o ich istnieniu. Kiedy w ko艅cu pozna艂 prawd臋, wysadzi艂 w powietrze orbitalne l膮dowisko, uniemo偶liwiaj膮c w ten spos贸b odlot i wi臋藕niom, i setkom swoich ludzi. Wola艂 to od ryzyka, 偶e Gethzerion opu艣ci Dathomir臋. Tak bardzo si臋 jej obawia艂.

Te statki, kt贸re s膮 nad nami, maj膮 nie tylko przeszkodzi膰 wi臋藕niom w ucieczce. S膮 tam po to, by nikt do nich nie przylecia艂. Nawet Zsinj, kt贸ry w艂ada teraz tym sektorem, si臋 boi. Strzeg膮cy wi臋zienia szturmowcy mogliby w ka偶dej chwili skleci膰 jaki艣 statek i odlecie膰 z Dathomiry, ale lord pilnuje, by tego nie zrobili.

Han westchn膮艂.

- Mo偶e zatem powinni艣my wysadzi膰 „Soko艂a" w powietrze? - zapyta艂. - Gethzerion nie mia艂aby w贸wczas 偶adnego powodu, by mnie 艣ciga膰.

- Nigdy nie ust臋puj przed z艂em bez walki - powiedzia艂a Augwynne. - To nasze najstarsze i naj艣wi臋tsze prawo. Kiedy si臋 ust臋puje przed z艂em, nawet o krok, wspomaga si臋 je i sprawia, 偶e ro艣nie w si艂臋. Gethzerion uros艂a w si艂臋, gdy偶 kobiety z naszych klan贸w ust臋puj膮 jej od dawna. Kiedy spostrzeg艂y艣my, kim si臋 staje, powinny艣my wypowiedzie膰 jej natychmiast walk臋, ale zawsze mia艂y艣my nadziej臋, 偶e wyrzeknie si臋 s艂u偶enia ciemnej strome. Je艣li teraz b臋dzie trzeba si臋 jej przeciwstawi膰, to zrobimy to, gdy偶 wiemy, 偶e jest to naszym obowi膮zkiem. Ty za艣 musisz naprawi膰 sw贸j statek i odlecie膰. To jest co艣, co t y powiniene艣 zrobi膰. Je艣li o mnie chodzi, zrobi臋 wszystko, co w mej mocy, by ci臋 chroni膰.

Han pogrzeba艂 w kieszeni, wyci膮gn膮艂 z niej tytu艂 w艂asno艣ci Dathomiry i wyci膮gn膮艂 r臋k臋, podaj膮c go Augwynne.

- Prosz臋 - powiedzia艂. - We藕 to.

Wym贸wiwszy te s艂owa, zastanowi艂 si臋, jak m贸g艂 kiedykolwiek si臋 艂udzi膰, 偶e Leia zgodzi si臋 zosta膰 jego 偶on膮, kieruj膮c si臋 materialnymi dobrami, jakie jej m贸g艂 ofiarowa膰.- Nie mog臋 - odpar艂a Augwynne, odsuwaj膮c jego r臋k臋 na bok. - Jeszcze na niego nie zapracowa艂y艣my.

- W takim razie we藕 go na przechowanie - o艣wiadczy艂 Han. - Do czasu, kiedy bdziesz s膮dzi艂a, 偶e si臋 wam nale偶y.

Augwynne przyj臋艂a sze艣cian i przez chwil臋 trzyma艂a go w d艂oni, spogl膮daj膮c na niego ze wzruszeniem wyra藕nie widocznym na jej twarzy.

- Kiedy艣... - wyszepta艂a.

Han westchn膮艂. Przypomnia艂 sobie zaciek艂o艣膰, z jak膮 orbituj膮ce statki niszczy艂y wrak fregaty na brzegu tamtego jeziora, jakby chcia艂y, by wszelki 艣lad po nim zagin膮艂. O cz臋艣ci zapasowe b臋dzie wi臋c bardzo trudno. Gdyby mia艂 je wszystkie: przewody, ch艂odziwo i astronawigacyjnego robota, mo偶e on i Chewie mogliby naprawi膰 „Soko艂a" w ci膮gu kilku godzin. Teraz jednak wydawa艂o si臋 to niemo偶liwe. Przewody m贸g艂by znale藕膰 gdziekolwiek... wystarczy艂oby w tym celu zniszczy膰 chocia偶by kilka imperialnych robot贸w krocz膮cych. Przez chwil臋 si臋 zastanawia艂, czy nie m贸g艂by spu艣ci膰 ch艂odziwa z ich obwod贸w hydraulicznych, ale doszed艂 do wniosku, 偶e by艂oby to zbyt ryzykowne. Mieszanka, jakiej tam u偶ywano, mog艂a nie odpowiada膰 wymaganiom stawianym cieczom, ch艂odz膮cym generatory nap臋du nad-przestrzennego na du偶ych gwiezdnych statkach. Mo偶e zatem w wi臋zieniu? Z pewno艣ci膮, je艣li by艂a tam cho膰by ma艂a stocznia, mo偶na by znale藕膰 w niej kilka bary艂ek odpowiedniego ch艂odziwa, rezerwowy astronawigacyjny m贸zg czy nawet kompletnego robota typu R2.

- Rano zaczn臋 sprawdza膰 sw贸j statek, by si臋 przekona膰, jak bardzo jest uszkodzony - powiedzia艂. -- Na razie wiem tylko, 偶e musz臋 mie膰 kilka zapasowych cz臋艣ci. Obawiam si臋, 偶e b臋dzie trzeba wyprawi膰 si臋 po nie jutro do wi臋zienia. Augwynne, czy mog艂aby艣 wys艂a膰 z nami w drog臋 kogo艣, kto s艂u偶y艂by za przewodnika?

Augwynne przygl膮da艂a mu si臋 przez chwil臋, a w jej ciemnych oczach i siwiejcych w艂osach odbija艂y si臋 p艂omienie ta艅cz膮ce w palenisku.

- My艣l臋, 偶e powiniene艣 teraz odpocz膮膰 - powiedzia艂a. - Jutro rano b臋dziesz m贸g艂 obejrze膰 sw贸j statek i przekona膰 si臋, co trzeba w nim naprawi膰.

Han przeci膮gn膮艂 si臋 i ziewn膮艂. Zobaczy艂, 偶e Leia wpatruje si臋 w kamienn膮 pod艂og臋 ko艂o paleniska. W pierwszej chwili wyda艂o mu si臋, 偶e rozmy艣la, ale po chwili zorientowa艂 si臋, 偶e jest taka zm臋czona, i偶 prawie 艣pi, pozwalaj膮c b艂膮dzi膰 swoim my艣lom.

Wsta艂 i zdj膮艂 z jej g艂owy he艂m. Zdumia艂 si臋, kiedy stwierdzi艂, 偶e jest bardzo lekki.

- Chod藕 - odezwa艂 si臋 do niej. - Pora i艣膰 do 艂贸偶ka. Popatrzy艂a na niego, jakby nie wiedz膮c, o czym m贸wi, ale po chwili w jej oczach zapali艂y si臋 iskry zak艂opotania, a mo偶e gniewu.

- Nie zamierzam i艣膰 z tob膮 do 艂贸偶ka! - o艣wiadczy艂a.

- Chodzi艂o mi tylko o to... my艣la艂em, 偶e mo偶e chcesz, bym przygotowa艂 ci jakie艣 miejsce do spania -- odrzek艂.

Leia, wci膮偶 zagniewana, odwr贸ci艂a g艂ow臋 i zapatrzona gdzie艣 w dal mrukn臋艂a:

- Aha.

- Wszyscy wygl膮dacie na zm臋czonych - odezwa艂a si臋 Augwynne. - Zaprowadz臋 was do sypialni.

Zapali艂a 艣wiec臋 od p艂omieni w palenisku i wyprowadzi艂a Hana, Lei臋, Chewbacc臋 i Threepia z sali biesiadnej. Powiod艂a ich po stopniach wykutych w skale na wy偶sze pitro do du偶ej komnaty sypialnej. Z komnaty mo偶na by艂o wyj艣膰 na otoczony nisk膮 balustrad膮 kamienny taras, z kt贸rego rozci膮ga艂 si臋 widok na ca艂y p艂askowy偶. Na pod艂odze u艂o偶ono kilkana艣cie s艂omianych legowisk okrytych grubymi i ci臋偶kimi pledami. S艂u偶cy Augwynne rozpali艂 ogie艅 na niewielkim palenisku, a starsza kobieta wysz艂a na taras, by przyjrze膰 si臋 b艂yskawicom i odleg艂ej burzy. Po chwili zacz臋艂a cicho nuci膰, a kiedy wr贸ci艂a, o艣wiadczy艂a:

- Gethzerion si臋 niecierpliwi. Wys艂a艂a w drog臋 swoje Siostry Nocy i kaza艂a im zaj膮膰 stanowiska u st贸p fortecy. Musz臋 podwoi膰 stra偶e. 艢pijcie dobrze.

- Dzi臋kujemy - odezwa艂 si臋 Threepio i klepn膮艂 j膮 po plecach. - No c贸偶, wydaje si臋 bardzo go艣cinna. Ciekaw jestem, jakie mog膮 tu mie膰 oleje i smary - doda艂, kiedy zostali sami.

Zacz膮艂 przemierza膰 komnat臋, rozgl膮daj膮c si臋 po k膮tach.

Leia zdj臋艂a okrywaj膮c膮 j膮 szat臋, wyj臋艂a z olstra blaster i ukry艂a go pod pledem, a potem wyci膮gn臋艂a si臋 na swoim legowisku. Chewbacca uda艂 si臋 w k膮t pomieszczenia i usiad艂 tam, zamykaj膮c oczy i zwieszaj膮c g艂ow臋, ale nie wypuszczaj膮c laserowego miotacza z 艂apy. Han rozejrza艂 si臋 po komnacie i zaj膮艂 legowisko znajduj膮ce si臋 najbli偶ej okna, gdzie dociera艂o du偶o 艣wie偶ego g贸rskiego powietrza. Czu艂, 偶e stan jego zatok zdecydowanie si臋 pogorszy艂. Wspaniale - pomy艣la艂. - Wygrywam planet臋 w karty, a kiedy przybywam, 偶eby rzuci膰 na ni膮 okiem, okazuje si臋, 偶e jestem na ni膮 uczulony. Z oddali dobiega艂 go huk grzmot贸w, natomiast z komnat na ni偶szym pi臋trze dochodzi艂 艣piew czarodziejek. S艂ysza艂 tak偶e szmer kropli wody 艣ciekaj膮cych na taras za oknem komnaty.

By艂o cicho, ale Han nie m贸g艂 spa膰. W pewnej chwili us艂ysza艂, jak kr膮偶膮cy nerwowo po komnacie Threepio przystan膮艂 i zapyta艂:

- Ksi臋偶niczko Leio, czy nie chcesz pos艂ucha膰 jakiej艣 koj膮cej muzyki, kt贸ra pozwoli艂aby ci szybciej zasn膮膰?

Z艂ocisty android sta艂 na 艣rodku wykutej w skale komnaty. Jego oczy rzuca艂y b艂yski, a g艂owa by艂a nieco przechylona na jedn膮 stron臋.

- Muzyki? - zapyta艂a Leia.

- Tak. W艂a艣nie skomponowa艂em piosenk臋 -- o艣wiadczy艂 Threepio. - My艣la艂em, 偶e mo偶e chcia艂aby艣, bym ci j膮 za艣piewa艂.

Ton jego g艂osu wskazywa艂, 偶e czu艂by si臋 ura偶ony, gdyby Leia nie zgodzi艂a si臋 go wys艂ucha膰.

Ksi臋偶niczka zmarszczy艂a brwi, a Han poczu艂, 偶e robi mu si臋 jej 偶al. Wprawdzie nigdy nie s艂ysza艂, jak Threepio 艣piewa piosenki, ale nie wyobra偶a艂 sobie, by mog艂o to by膰 co艣 艂adnego.

- Jasne - odrzek艂a z wahaniem w g艂osie Leia. - Ale mo偶e tylko jedn膮 zwrotk臋.

- Och, bardzo dzi臋kuj臋! - ucieszy艂 si臋 android. - Zatytu艂owa艂em swoj膮 piosenk臋: „Zalety Kr贸la Hana Solo".

Po chwili rozleg艂a si臋 przygrywka pe艂na pohukiwania rog贸w i brz臋czenia instrument贸w strunowych, a Han stwierdzi艂, 偶e ogarnia go zdumienie. Wiedzia艂 wprawdzie, 偶e Threepio potrafi na艣ladowa膰 g艂osy, i pami臋ta艂, jak android wydawa艂 z siebie r贸偶ne d藕wi臋ki, kiedy opowiada艂 Ewokom historyjki, ale nigdy jeszcze nie s艂ysza艂 wydobywaj膮cej si臋 z niego prawdziwej muzyki. Tymczasem g艂osy, jakie rozbrzmia艂y w komnacie, sprawia艂y wra偶enie prawdziwej orkiestry symfonicznej.

Po chwili Threepio zacz膮艂 kr臋ci膰 si臋 niczym w ta艅cu, zgrzytaj膮c i piszcz膮c metalowymi stopami o kamienn膮 pod艂og臋.

W ko艅cu za艣piewa艂 niskim, g艂臋bokim g艂osem przypominaj膮cym do z艂udzenia 艣piew Jukasa Akima, jednego z najbardziej popularnych piosenkarzy galaktyki:

Jest w艂a艣cicielem planety

Ca艂ej, cho膰 troch臋 dzikiej.

Kochaj膮 go kobiety,

Kochaj膮 tak偶e Wookie.

Cho膰 jest nie艣mia艂y i smutny,

Ma takie pi臋kne usta.

Jest bardziej wra偶liwy, ni偶 si臋 s膮dzi.

Refren 艣piewany przy akompaniamencie trzech kobiet, kt贸rych g艂osy brzmi膮 jak g艂os Leii:

Han Solo,

Co za m臋偶czyzna! Solo.

Marzenie ka偶dej ksi臋偶niczki!

Threepio zako艅czy艂 fanfar膮 gran膮 na rogach i b臋bnach wybijaj膮cych rytm, po czym zwr贸ci艂 si臋 w stron臋 Leii i z艂o偶y艂 jej g艂臋boki uk艂on. Ksi臋偶niczka wpatrywa艂a si臋 w niego w milczeniu, a widoczne w jej oczach niedowierzanie stopniowo zmienia艂o si臋 w przera偶enie.

- Hej, to by艂o ca艂kiem niez艂e! - odezwa艂 si臋 Han. - Ile zwrotek u艂o偶y艂e艣?

- Na razie pi臋tna艣cie - odpar艂 Threepio. - Ale nie w膮tpi臋, 偶e bez trudu m贸g艂bym u艂o偶y膰 ich znacznie wi臋cej.

- Nawet o tym nie my艣l! -rzek艂a Leia, a Chewie zarycza艂, przyznaj膮c, 偶e jest tego samego zdania.

- Dobrze, dobrze - obruszy艂 si臋 Threepio i ograniczy艂 moc wyj艣ciow膮, przygotowuj膮c si臋 do sp臋dzenia nocy.

Han po艂o偶y艂 si臋 i mimo woli u艣miechn膮艂 do swoich my艣li. Refren: Han Solo, Co za m臋偶czyzna! Solo... rozbrzmiewa艂 mu w g艂owie, przywodz膮c na my艣l g艂upie, natr臋tne melodyjki. Threepio sprawi艂 mu du偶膮 przyjemno艣膰. Han wiedzia艂, 偶e android zada艂 sobie niema艂o trudu.

W komnacie rozleg艂o si臋 sapanie Chewbaccy, 艣wiadcz膮ce o tym, 偶e Wookie w ko艅cu zapad艂 w sen. Han jednak d艂ugo nie m贸g艂 zasn膮膰.

- Han? - szepn臋艂a nagle Leia.- Tak?

- To by艂o bardzo mi艂e z twojej strony. Wiesz, kiedy ofiarowa艂e艣 jej t臋 planet臋.

- Och - odpar艂 zduszonym g艂osem. - To nie by艂o nic wielkiego.

- Wiesz, czasem jeste艣 ca艂kiem sympatycznym go艣ciem. Han uni贸s艂 brwi i popatrzy艂 w przeciwleg艂y k膮t komnaty, w kt贸rym le偶a艂a na swoim legowisku Leia, przykryta kocem po sam膮 szyj臋.

- No wi臋c, hmm, czy to znaczy, 偶e mnie kochasz? - zapyta艂.

- Nie - odpar艂a beztrosko. - To znaczy, 偶e czasem my艣l臋, i偶 jeste艣 naprawd臋 sympatycznym go艣ciem.

Han ponownie si臋 po艂o偶y艂 i u艣miechn膮艂 si臋 do siebie, wdychaj膮c aromatyczne nocne powietrze.

Kiedy Augwynne wr贸ci艂a do sali obrad, siostry z jej klanu siedzia艂y blisko siebie, tworz膮c kr膮g. Opr贸cz nich w komnacie by艂o wielu m臋偶czyzn i sporo dzieci.

- No c贸偶 - odezwa艂a si臋 do si贸str, troch臋 zdenerwowana obecno艣ci膮 pozosta艂ych os贸b. Pami臋ta艂a, 偶e kiedy艣 przysi臋g艂a je chroni膰. - Wszystkie s艂ysza艂y艣cie, co zaproponowali nam za艣wiatowcy. Musimy teraz postanowi膰, jaki spos贸b pozwoli nam najlepiej wywi膮za膰 si臋 z umowy.

- Przed kilkoma godzinami zacytowa艂a艣 werset z „Ksi臋gi Prawa", m贸wi膮cy, 偶e nie powinny艣my ust臋powa膰 przed z艂em - odpar艂a stara Tannath. - Powiedz mi jednak, czy my, kobiety klanu ze 艢piewaj膮cej G贸ry, kiedykolwiek nie ust臋powa艂y艣my przed z艂em? Gethzerion sta艂a si臋 taka silna, gdy偶 zawsze by艂y艣my jej pos艂uszne. Kiedy zacz臋艂a s艂u偶y膰 ciemnej stronie, mog艂y艣my 艂atwo po艂o偶y膰 temu kres!

- Sza! - rozkaza艂a jej Augwynne. - To przecie偶 bardzo dawne dzieje, a teraz nie mo偶emy ju偶 naprawi膰 tamtego b艂臋du. Poza tym ufa艂y艣my, 偶e kiedy艣 uda si臋 Gethzerion zawr贸ci膰 ze z艂ej drogi.

- Pogwa艂ci艂a wszystkie nasze prawa - sprzeciwi艂a si臋 stara Tannath. - A zgodnie z prawem te siostry, kt贸re pope艂ni膮 z艂o, powinny uda膰 si臋 na pustkowie, by szuka膰 tam oczyszczenia. Celem 偶ycia Gethzerion sta艂o si臋 jednak zjednoczenie wygnanych kobiet i stworzenie z nich klanu Si贸str Nocy. Mog艂y艣my je 艂atwo zabi膰, kiedy by艂o ich mniej ni偶 tuzin. A kiedy zacz臋艂y pracowa膰 dla ludzi Imperatora, mo偶na by艂o przynajmniej ich ostrzec. My jednak nigdy nie wypowiedzia艂y艣my tej walki. Przyznaj, Augwynne, 偶e za bardzo j膮 kocha艂a艣, a my za bardzo si臋 jej ba艂y艣my. Powinno si臋 j膮 zabi膰 przed wieloma laty.

- Tannath, nie kwestionuj w obecno艣ci m臋偶czyzn i dzieci decyzji, kt贸re podj臋to dawno temu - rzek艂a Augwynne, nie kryj膮c rozdra偶nienia. - Nie mo偶emy ich denerwowa膰.

- A dlaczego nie? Czy s膮dzisz, 偶e moje s艂owa zdenerwuj膮 ich bardziej ni偶 ataki Gethzerion? - zapyta艂a Tannath. - „Nigdy nie ust臋puj przed z艂em". Domagam si臋, 偶eby rada szanowa艂a w艂asne prawo.

- Przecie偶 rada wyrazi艂a zgod臋, dzisiaj po po艂udniu - przypomnia艂a jej Augwynne. - Wszystkie zgodzi艂y艣my si臋 pom贸c Leii i jej za艣wiatowcom.

- Postanowi艂y艣my im pom贸c, ale czy s膮dzisz, 偶e mamy zap艂aci膰 im pe艂n膮 cen臋? Nawet je艣li pomo偶emy im naprawi膰 statek i odlecie膰, czy uwa偶asz, 偶e Gethzerion pozwoli nam d艂ugo cieszy膰 si臋 tym skromnym zwyci臋stwem? Nie, b臋dzie chcia艂a si臋 na nas zem艣ci膰.

W pomieszczeniu zapad艂a g艂ucha cisza. Cz艂onkinie klanu rozwa偶a艂y s艂owa Tannath i Augwynne. Je偶eli siostra z innego klanu ukrad艂a kt贸rej艣 m臋偶czyzn臋-niewolnika i wzi臋艂a go za m臋偶a, odebranie go si艂膮 przez poprzedni膮 w艂a艣cicielk臋 uwa偶ane by艂o za co艣 niestosownego. Trzeba by艂o pogodzi膰 si臋 ze strat膮. Augwynne zrozumia艂a, 偶e stara kobieta zna Siostry Nocy a偶 za dobrze. Czarownice nie pogodzi艂yby si臋 z faktem, 偶e klan si贸str ze 艢piewaj膮cej G贸ry m贸g艂by odnie艣膰 w walce z nimi cho膰by najskromniejsze zwyci臋stwo.

Siostra Shen, kt贸ra siedzia艂a i karmi艂a piersi膮 dziecko, unios艂a nagle g艂ow臋 i spojrza艂a przera偶ona po twarzach innych kobiet.

- Musimy przygotowa膰 si臋 do ucieczki - powiedzia艂a. - Ju偶 teraz mo偶emy ewakuowa膰 dzieci i starc贸w, i wyprawi膰 ich w drog臋 do kobiet z klanu znad Szalonej Rzeki. Poza tym powinny艣my by膰 gotowe do odwrotu, kiedy Gethzerion zdecyduje si臋 rozpocz膮膰 atak.

- I zostawi膰 statek w r臋kach Si贸str Nocy? - zapyta艂a j膮 Tannath.

- Tak - odezwa艂a si臋 inna siostra. - Je偶eli Gethzerion odleci, pozb臋dziemy si臋 jej na dobre.- Na jak d艂ugo? - zapyta艂a siostra Azbeth. - Gethzerion marzy o pot臋dze i s艂awie. Wie, 偶e jeste艣my jej wrogami i b臋dzie 艣ciga艂a nas tak d艂ugo, dop贸ki nie pozabija. Umo偶liwiaj膮c jej ucieczk臋, niczego nie zyskamy. Musimy z ni膮 walczy膰.

- Ale gdyby艣my st膮d uciek艂y... - odezwa艂a si臋 kolejna kobieta.

- W贸wczas Siostry Nocy by nas 艣ciga艂y i zmusi艂y do walki na otwartej przestrzeni, gdzie nie mog艂yby艣my si臋 nawet broni膰 - doko艅czy艂a Tannath. - Nie, musimy walczy膰 tutaj, w sercu 艢piewaj膮cej G贸ry, gdzie uzbrojenie i forteca b臋d膮 nam chocia偶 troch臋 pomocne.

- Siostry, dlaczego przez ca艂y czas m贸wicie o walce? - odezwa艂a si臋 czarodziejka siedz膮ca w ostatnim rz臋dzie.

- A czy mamy jakie艣 inne wyj艣cie? - spyta艂a Tannath.

- Obawiam si臋, 偶e b臋dzie to walka, kt贸rej nie uda si臋 nam wygra膰 - stwierdzi艂a Augwynne.

- Je偶eli zdecydujemy si臋 na odwr贸t, b臋dzie to oznacza艂o, 偶e godzimy si臋 z przegran膮 bez walki - o艣wiadczy艂a stara kobieta. - Je偶eli chodzi o mnie, wybieram walk臋. Kt贸ra z was jest po mojej stronie?

Stara czarodziejka spojrza艂a po twarzach innych, a w komnacie zapad艂a g艂ucha cisza. Siedz膮ce kr臋giem kobiety wstrzyma艂y oddech. Augwynne popatrzy艂a na stanowczo艣膰 maluj膮c膮 si臋 na ich twarzach i zdecydowanie widoczne w ich oczach. Zrozumia艂a, 偶e decyzja, kt贸r膮 powinny by艂y podj膮膰 dawno temu, przychodzi im z wielkim trudem.

Siostra Shen przystawi艂a dziecko do drugiej piersi.

- Jestem z tob膮, Tannath - powiedzia艂a.

Po chwili dwie inne kobiety odezwa艂y si臋 niemal r贸wnocze艣nie:

- I ja tak偶e.

Ich nie艣mia艂e g艂osy zabrzmia艂y jak szmer pierwszych kamieni zwiastuj膮cych ruszenie wielkiej lawiny.

Dobiegaj膮cy z oddali huk grzmot贸w obudzi艂 Hana w par臋 godzin p贸藕niej. Poczu艂 s艂odki zapach perfum. Ogie艅 w palenisku przygas艂 i w pomieszczeniu panowa艂 mrok. Ujrza艂 Lei臋, stoj膮c膮 na tarasie, zwr贸con膮 twarz膮 w jego stron臋, przygl膮daj膮c膮 mu si臋 z uwag膮. Skraj jej d艂ugiej szaty 艣cieli艂 si臋 po kamieniach, a rozproszony blask ksi臋偶yca otacza艂 aureol膮 g艂ow臋.

- Han, chod藕 do mnie - powiedzia艂a.

W ciszy u艣pionego pokoju jej g艂os zabrzmia艂 nienaturalnie g艂o艣no, ale przyjemnie.

Han powoli podni贸s艂 si臋 ze swojego s艂omianego legowiska, chrz膮kn膮艂 cicho i zapyta艂:

- Co si臋 sta艂o? Co robisz na tarasie?

Leia jednak tylko przy艂o偶y艂a palec do ust i spojrza艂a w d贸艂, poza nisk膮 balustrad臋.

- Chod藕! - szepn臋艂a.

Han, czuj膮c lekkie zdenerwowanie, pospieszy艂 ku niej. Leia wydawa艂a mu si臋 taka... spokojna, taka odpr臋偶ona. Taka niepodobna do siebie. Jej oczy by艂y du偶e i b艂yszcz膮ce. Zastanawia艂 si臋, czy to ciemno艣ci tak bardzo rozszerzy艂y jej 藕renice. Kiedy znalaz艂 si臋 przy niej, uj臋艂a go za r臋k臋. Palce jej ma艂ej d艂oni by艂y zimne i o wiele bardziej ko艣ciste. Pozwoli艂, by poprowadzi艂a go do kraw臋dzi balustrady.

- Chod藕 ze mn膮 - odezwa艂a si臋 do niego nieco g艂o艣niej. - Nie pozwol臋, 偶eby艣 upad艂.

Zacz臋艂a cicho 艣piewa膰 i ko艂ysa膰 si臋 lekko niczym w ta艅cu, a Han poczu艂 si臋 tak, jakby jego umys艂 spowija艂 ciep艂y we艂niany koc, nie pozwalaj膮c trze藕wo my艣le膰. Leia tymczasem zrobi艂a krok do przodu i zawis艂a przed nim w powietrzu. Han pomy艣la艂 przez moment, 偶e powinien by膰 zdumiony, ale w pewien spos贸b wyda艂o mu si臋 oczywiste, 偶e Leia unosi si臋, nie dotykaj膮c stopami pod艂o偶a. Chcia艂 uczyni膰 to samo, ale nagle poczu艂 ucisk w gardle, twarz zacz臋艂a go pali膰 i nie m贸g艂 opanowa膰 dr偶enia kolan.

- Nie b贸j si臋 - szepn臋艂a Leia. - To wcale nie tak wysoko jak s膮dzisz, a ja nie pozwol臋, by sta艂a ci si臋 krzywda.

Han poczu艂, 偶e jego kolana przesta艂y dr偶e膰, a wra偶enie pieczenia na twarzy i za uszami ust膮pi艂o. Stan膮艂 na skraju balustrady.

Nagle od strony znajduj膮cego si臋 za jego plecami wej艣cia na taras skoczy艂a ku niemu ciemna, odziana w sk贸ry posta膰. Stalowe wibroostrze, kt贸re trzyma艂a w d艂oni, wyda艂o basowy pomruk i przeci臋艂o z g贸ry na d贸艂 twarz Leii. Kobieta wrzasn臋艂a i opad艂a, chwytaj膮c Hana za przegub i staraj膮c si臋 go 艣ci膮gn膮膰 z balustrady w przepa艣膰.

Han zrozumia艂, co mu grozi. Odruchowo szarpn膮艂 si臋 do ty艂u, uwalniaj膮c r臋k臋, a Leia, nie przestaj膮c krzycze膰, opad艂a na ska艂y dwie艣cie metr贸w ni偶ej.

Odziana w sk贸rzany str贸j zjawa popchn臋艂a Hana, prze-wracaj膮c go na taras, wyci膮gn臋艂a blaster i zacz臋艂a strzela膰 w stron臋 stromego, skalnego stoku g贸ry, po kt贸rym wspina艂y si臋 kobiety. Trzymaj膮c si臋 艣ciany w nienaturalny spos贸b przypomina艂y paj膮ki. Wszystkie wygl膮da艂y jak Leia. Han gwa艂townie nabra艂 powietrza w p艂uca i patrzy艂, jak jedna po drugiej odpadaj膮 od 艣ciany i szybuj膮 w przepa艣膰, by bezpiecznie wyl膮dowa膰 u st贸p g贸ry. Po chwili na tarasie znalaz艂y si臋 inne stra偶niczki i tak偶e otworzy艂y ogie艅 z blaster贸w. Po up艂ywie kilku sekund Siostry Nocy znikn臋艂y.

Kobieta, kt贸ra ocali艂a mu 偶ycie, 艣ci膮gn臋艂a kaptur z g艂owy i zdyszana sta艂a w chmurach jasnob艂臋kitnego dymu, pozosta艂ego po strza艂ach z blaster贸w. By艂a to Leia.

- Wiedzia艂am, 偶e po ciebie przyjd膮 - powiedzia艂a, spogl膮daj膮c z ukosa na Hana, a on, widz膮c gro藕ne b艂yski w jej oczach i zdecydowanie, z jakim trzyma blaster, by艂 pewien, 偶e tym razem patrzy na prawdziw膮 ksi臋偶niczk臋. - Jeszcze wr贸c膮.

ROZDZIA艁

17

By艂 ranek. Isolder siedzia艂 w jaskini przy ognisku i sma偶y艂 jajecznic臋 z kilkunastu jaszczurczych jaj. Od czasu do czasu spogl膮da艂 na 艣ciany, podziwiaj膮c namalowane na ich chropowatej powierzchni sylwetki ta艅cz膮cych kobiet. Pod sufitem gromadzi艂 si臋 z艂owieszczy siwy dym z ogniska. Na dworze w艂a艣nie wzesz艂o s艂o艅ce i przez g臋stwin臋 spl膮tanych ga艂臋zi drzew prze艣wieca艂y pierwsze ogniki 艣wiat艂a. Siedz膮ca na jednym z pobliskich drzew jaszczurka zacz臋艂a wydyma膰 skrzela i skrzecze膰.

Teneniel le偶膮ca w przeciwleg艂ym k膮cie jaskini poruszy艂a si臋, otworzy艂a oczy i wspieraj膮c si臋 na 艂okciu, zmieni艂a po艂o偶enie cia艂a.

- Dzi臋kuj臋, 偶e mnie nie opu艣ci艂e艣 - odezwa艂a si臋 do Isoldera, mrugaj膮c, 偶eby pozby膰 si臋 resztek snu.

- To nic szczeg贸lnego - odpar艂.

- Mog艂e艣 przecie偶 uciec - sprzeciwi艂a si臋 艂agodnie dziewczyna.

Isolder kiwn膮艂 g艂ow膮 i spojrza艂 w inn膮 stron臋, nie chc膮c patrze膰 w jej oczy, w kt贸rych malowa艂a si臋 nie skrywana wdzi臋czno艣膰. Teneniel si臋 zamy艣li艂a. Stoj膮cy w k膮cie Artoo rozb艂ysn膮艂 艣wiate艂kami i zwi臋kszy艂 dop艂yw mocy, przygotowuj膮c si臋 na spotkanie dnia. Ma艂y robot rozejrza艂 si臋 po jaskini, a potem wyda艂 z siebie cichy 艣wiergot.

Po chwili Teneniel powiedzia艂a:

- Tw贸j elektroniczny przyjaciel zapyta艂, czy wiesz, dok膮d poszed艂 Luke.

Isolder poczu艂, jak po plecach przechodz膮 mu zimne dreszcze. Za ka偶dym razem, kiedy si臋 tego nie spodziewa艂, Luke albo Teneniel robili co艣, co wykracza艂o poza umiej臋tno艣ci zwyk艂ych ludzi. Najpierw Teneniel podesz艂a do niego, kiedy czeka艂 na Luke'a na brzegu rzeki. Obesz艂a go kilka razy, ta艅cz膮c i 艣piewaj膮c boja藕liwie, a p贸藕niej wycign臋艂a do niego r臋k臋 ze sznurem. Pomy艣la艂 na pocz膮tku, 偶e mo偶e to jaki艣 miejscowy zwyczaj. Si臋gn膮艂 po sznur, by go uchwyci膰, ale ten wyskoczy艂 w powietrze i owin膮艂 si臋 wok贸艂 jego cia艂a tak szybko i mocno, 偶e przez chwil臋 mia艂 wra偶enie, i偶 dziewczyna rzuci艂a w niego w臋偶em. Zanim mia艂 czas krzykn膮膰, wepchn臋艂a mu do ust knebel. P贸niej mia艂 okazj臋 ogl膮da膰 dolin臋, w kt贸rej Teneniel wyda艂a walk臋 ludziom Zsinja. Patrzy艂 na ziemi臋, nad kt贸r膮 przesz艂a burza, widzia艂 odarte z kory, pozbawione li艣ci drzewa. Teraz za艣 by艂 艣wiadkiem, jak zrozumia艂a s艂owa obcej, cybernetycznej mowy. Czu艂 si臋 bardzo niepewnie w obecno艣ci istot obdarzonych tak niezwyk艂膮, nadprzyrodzon膮 niemal si艂膮.

- Luke wyszed艂, by nape艂ni膰 manierki. Za chwil臋 powinien wr贸ci膰. Ile czasu musimy jeszcze i艣膰, 偶eby dotrze膰 do twojego klanu? - doda艂, zwracaj膮c si臋 do dziewczyny.

Odwr贸ci艂 sma偶one na patelni jajka na drug膮 stron臋, przys艂uchuj膮c si臋, jak skwiercz膮 i strzelaj膮.

Teneniel wsta艂a, owin臋艂a szat膮 swoje nagie cia艂o i podesz艂a do ogniska. Isolder spodziewa艂 si臋, 偶e usi膮dzie obok niego, by si臋 ogrza膰, ale ona nachyli艂a si臋 nad nim, uj臋艂a w d艂onie jego twarz i poca艂owa艂a go nami臋tnie w usta. Na ca艂ej Hapes nie by艂o kobiety, kt贸ra potraktowa艂aby go w taki spos贸b, poca艂owa艂a z tak膮 zach艂anno艣ci膮. Kiedy sko艅czy艂a, cofn臋艂a si臋 o krok i przesun臋艂a j臋zykiem po wargach, jakby chc膮c zapami臋ta膰, jak smakuje. Kobiety, kt贸re dotychczas zna艂, odnosi艂y si臋 do niego z szacunkiem, ale i z rezerw膮.

- Jeste艣 bardzo przystojny - powiedzia艂a. - Chcia艂abym, 偶eby艣 by艂 Luke'em, a nie jakim艣 zwyk艂ym prostakiem.

Isolder przez chwil臋 musia艂 si臋 zastanowi膰. By艂 ksi臋ciem ukrytych 艣wiat贸w i nie pami臋ta艂, by kto艣 nazwa艂 go kiedy艣 prostakiem. Kiedy jednak zobaczy艂 emanuj膮c膮 z niej si艂臋, zrozumia艂, 偶e mia艂a prawo my艣le膰 o nim w taki spos贸b.

- Luke jest... dobrym cz艂owiekiem, wielkim cz艂owiekiem - przyzna艂 jej racj臋. - My艣l臋, 偶e wiem, dlaczego go lubisz.

- 艢ni艂am o nim przez ca艂膮 noc - rzek艂a Teneniel. - Ty nigdy nie m贸g艂by艣 zaj膮膰 jego miejsca w moim sercu.

Isolder pomy艣la艂, 偶e te s艂owa zabrzmia艂y w jego uszach dziwnie obco, i nagle zda艂 sobie spraw臋 z tego, i偶 dzia艂o si臋 tu znacznie wi臋cej, ni偶 by艂 w stanie poj膮膰. W tej samej chwili do jaskini wszed艂 Luke.

- Nape艂ni艂em wod膮 manierki, a szlak przed nami wygl膮da na bezpieczny - o艣wiadczy艂. - Mo偶emy rusza膰 w dalsz膮 drog臋.

Isolder zdrapa艂 z patelni jajecznic臋 o konsystencji gumy i na艂o偶y艂 na talerze Teneniel i Luke'a. Dziewczyna z niesmakiem skrzywi艂a nos, ale Luke powiedzia艂:

- Niez艂a. Powinna艣 chocia偶 spr贸bowa膰.

- Nie wiem, co jadacie na swoich 艣wiatach, ale jestem pewna, 偶e nie znacie si臋 na przyrz膮dzaniu potraw - odpar艂a.

Nie tkn臋艂a swojej jajecznicy.

Po zwini臋ciu obozu przeszli kilometr lasem i trafili na szerok膮, pokryt膮 drobnym 偶wirem 艣cie偶k臋 wiod膮c膮 z p贸艂nocy na po艂udnie. Teneniel wybra艂a kierunek po艂udniowy i poprowadzi艂a ich 艣cie偶k膮 cztery kilometry, a potem skr臋ci艂a na szersz膮 drog臋 wiod膮c膮 na wsch贸d wzd艂u偶 koryta rzeki. Wczesnym przedpo艂udniem dotarli do podmok艂ej doliny. Unosz膮ce si臋 wsz臋dzie tumany mg艂y przys艂ania艂y stoki ogranicz膮cych j膮 stromych g贸r. Teneniel poprowadzi艂a ich pod g贸r臋, 艣cie偶k膮 wij膮c膮 si臋 po kamiennych stopniach, wci膮偶 jeszcze wilgotnych i 艣liskich po nocnym deszczu. Uj臋艂a Isoldera za przegub i trzyma艂a go przez ca艂膮 drog臋, jak gdyby by艂 uczniakiem, kt贸ry mo偶e po艣lizgn膮膰 si臋 i spa艣膰 ze stoku. Gdy znale藕li si臋 na szczycie, ksi膮偶臋 pomy艣la艂, 偶e spogl膮da na dolin臋 pe艂n膮 dziwacznych g艂az贸w; kiedy jednak ruszy艂 za dziewczyn膮 przez mg艂臋, ujrza艂 dziwnie odziane kobiety siedz膮ce na nieruchomych jak pos膮gi koszmarnych potworach.

Zatrzyma艂 si臋, by spojrze膰 na kobiety, na ich he艂my, kunsztownie zdobione wierzchnie szaty i b艂yszcz膮ce tuniki z pokrytego 艂uskami materia艂u. Us艂ysza艂, jak robot Luke'a dr偶y w obudowie i trwo偶liwie piszczy. Teneniel 艣cisn臋艂a mocniej przegub Isoldera i poci膮gn臋艂a za sob膮. Luke pod膮偶y艂 za nimi.

Kiedy przechodzili obok nieruchomych, ledwo widocznych we mgle bestii, patrz膮ce na Isoldera kobiety zacz臋艂y wydawa膰 g艂o艣ne zawodz膮ce okrzyki, u艣miechaj膮c si臋 znacz膮co do Teneniel. Ksi膮偶臋 nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, co mia艂y oznacza膰 te wo艂ania. Kobiety podziwia艂y go, widz膮c w nim przede wszystkim samca.

Teneniel poprowadzi艂a ich w d贸艂 do kamiennej platformy, a p贸藕niej zn贸w pod gr臋 po stopniach wykutych w litej skale do fortecy o 艣cianach nosz膮cych 艣lady walki. Obecno艣膰 przybysz贸w musia艂a wzbudzi膰 sensacj臋, gdy偶 zacz臋艂y pod膮偶a膰 za nimi t艂umy.

Kiedy znale藕li si臋 przed wej艣ciem do fortecy, na ich powitanie wysz艂a stara kobieta w he艂mie ze z艂ocistego drewna ozdobionym ogromnym bia艂ym klejnotem.

- Witaj, Teneniel, c贸rko mojej c贸rki - powiedzia艂a. - Min臋艂o wiele miesi臋cy od czasu, kiedy widzia艂y艣my ci臋 po raz ostatni. Czy znalaz艂a艣 to, czego szuka艂a艣?

- Tak, babciu - odrzek艂a dziewczyna i nie wypuszczaj膮c z d艂oni przegubu ksi臋cia, przykl臋kn臋艂a na kolano. - Polowa艂am w okolicach wraku starego statku niemal na granicy pustyni. Przez ca艂y czas prowadzi艂a mnie wizja, a偶 zacz臋艂am si臋 ba膰, 偶e ogarnie mnie rozpacz. Uda艂o mi si臋 jednak pochwyci膰 tego m臋偶czyzn臋, kt贸ry przyby艂 tu z odleg艂ych gwiazd, i o艣wiadczam, 偶e bior臋 go za m臋偶a.

Unios艂a wysoko w powietrze r臋k臋 ksi臋cia.

- Nazywa si臋 Isolder z planety Hapes!

Isolder os艂upia艂. Wyszarpn膮艂 r臋k臋, a potem cofn膮艂 si臋 o krok, ale stoj膮ce za nim kobiety przysun臋艂y si臋 bli偶ej, zawodz膮c i mrucz膮c z zachwytu.

- Siostry, widzicie tego m臋偶czyzn臋 - odezwa艂a si臋 stara kobieta. - Czy kt贸ra艣 poddaje w w膮tpliwo艣膰 fakt, 偶e nale偶y do Teneniel?

Napi臋cie widoczne w postawie dziewczyny u艣wiadomi艂o ksi臋ciu, 偶e by艂a to niebezpieczna chwila. Staruszka spojrza艂a po twarzach t艂umu, a Isolder popatrzy艂 na wojowniczki. Twarze niekt贸rych si臋 zachmurzy艂y, zdradzaj膮c zazdro艣膰, a w oczach innych widzia艂 rozbawienie zmieszane z po偶膮daniem.

- Ja! - powiedzia艂, kiedy sta艂o si臋 jasne, 偶e 偶adna z kobiet nie zabierze g艂osu.

Staruszka z wra偶enia cofn臋艂a si臋 o krok.

- Przyszed艂 ze mn膮 z w艂asnej woli! - o艣wiadczy艂a Teneniel. - Mia艂 okazj臋 uciec, ale zdecydowa艂 si臋 zosta膰 ze mn膮.

W jej g艂osie zabrzmia艂 taki b贸l i taki zaw贸d, 偶e Isolder nie wiedzia艂, co powiedzie膰.

- Ja... ja tylko chcia艂em jej pom贸c - oznajmi艂, spogl膮daj膮c na star膮 kobiet臋, jak gdyby szuka艂 u niej zrozumienia. - By艂a ranna. Chcia艂em tylko pom贸c jej tutaj dotrze膰.

Nagle z jednej z nisz wykutych w sklepionym przej艣ciu wy艂oni艂a si臋 Leia. Mia艂a na sobie sukni臋 z b艂yszcz膮cych czerwonych 艂usek.

- Isolder? Luke? - zawo艂a艂a, a ksi膮偶臋 poczu艂, jak serce ro艣nie mu z rado艣ci.

Z trudem powstrzymywa艂 艂zy, kiedy Leia podbieg艂a ku jego wyci膮gni臋tym r臋kom i znalaz艂a si臋 w jego obj臋ciach.

- Czy nic ci si臋 nie sta艂o? - zapyta艂.

- Nic a nic - odpar艂a. - Nie do wiary, 偶e przeby艂e艣 taki szmat przestrzeni, by mnie znale藕膰. Luke! - zawo艂a艂a niespodziewanie do brata.

Uwolniwszy si臋 z obj臋膰 ksi臋cia, podbieg艂a i u艣ciska艂a m艂odego Jedi. Isolder, widz膮c to, zamar艂 bez ruchu z otwartymi ustami. Nie przypuszcza艂, 偶e ksi臋偶niczka i Luke mog膮 by膰 sobie tak bliscy.

- Czy znasz tego m臋偶czyzn臋? - zwr贸ci艂a si臋 stara kobieta do Leii. - Czy jest twoim niewolnikiem?

- Nie, Augwynne - odpar艂a Leia, odsuwaj膮c si臋 o krok od Isoldera i Luke'a. -Tam, sk膮d pochodz臋, nie ma niewolnik贸w.

Augwynne przez chwil臋 si臋 zastanawia艂a.

- A wi臋c Teneniel zdoby艂a go w uczciwy spos贸b - o艣wiadczy艂a. - Nale偶y do niej.

- Isolder kiedy艣 ocali艂 mi... - zacz臋艂a niepewnie Leia, ale urwa艂a, kiedy stara kobieta spojrza艂a na ni膮 piorunuj膮cym wzrokiem.

- Co takiego? - zapyta艂a. - Prosisz mnie, 偶ebym darowa艂a mu wolno艣膰, u偶ywaj膮c tych samych argument贸w, kt贸rymi wcze艣niej si臋 pos艂u偶y艂a艣, b艂agaj膮c o wolno艣膰 dla Hana Solo?

- Zostali艣my napadni臋ci - rzek艂a Leia. - Isolder walczy艂 i ocali艂 mi 偶ycie.

Augwynne spojrza艂a jej prosto w oczy.

- Nie jeste艣 tego pewna - oznajmi艂a sceptycznie. - Dlaczego? Jak wygl膮da prawda?

- To by艂o bardzo kr贸tkie starcie - odezwa艂a si臋 ksi臋偶niczka pe艂nym 偶alu g艂osem. - N^e jestem pewna, do kogo strzelali nasi napastnicy: do mnie czy do Isoldera.

- Dzi臋kuj臋, 偶e odpowiedzia艂a艣 szczerze - rzek艂a Augwynne i poklepa艂a d艂o艅 ksicia.

P贸藕niej przenios艂a spojrzenie na Luke'a.

- A co z tym? - zapyta艂a, zwracaj膮c si臋 do Teneniel. - Te偶 nie wygl膮da najgorzej. Czy jego tak偶e uznajesz za swojego niewolnika? Teneniel i ksi臋偶niczka krzykn臋艂y niemal jednocze艣nie:

- Ocali艂 mi 偶ycie!

- Jest m臋sk膮 czarodziejk膮 - doda艂a Teneniel. - Jest obdarzonym wielk膮 moc膮 rycerzem Jedi. To on zabi艂 Siostr臋 Nocy Ocheron.

Us艂yszawszy te s艂owa, wiele czarodziejek cofn臋艂o si臋 i zacz臋艂o sycze膰, rzucaj膮c sceptyczne spojrzenia na Luke'a. Niekt贸re zacz臋艂y co艣 szepta膰 w swojej mowie. Widz膮c ich zatrwo偶one spojrzenia i zmarszczone brwi, s艂ysz膮c ich tajemnicze szepty, Isolder domy艣li艂 si臋, 偶e dzieje si臋 co艣 wa偶nego, co艣 czego nie jest w stanie zrozumie膰. Zdawa艂o mu si臋, 偶e siostry uzna艂y pojawienie si臋 m艂odego Jedi za... z艂膮 wr贸偶b臋.

Augwynne spojrza艂a uwa偶nie na Luke'a, a p贸藕niej popatrzy艂a z politowaniem na kobiety. Pokr臋ci艂a g艂ow膮 i za艣mia艂a si臋, udaj膮c przera偶enie.

- Pni! Trzech obcych m臋偶czyzn w naszym klanie i tylko jeden nadaje si臋 na m臋偶a... a i to niezupe艂nie. Wygl膮da na to, 偶e ka偶dy z nich chocia偶 raz ocali艂 偶ycie Leii. Zawsze marzy艂am o tym, by odlecie膰 st膮d i zobaczy膰, jak wygl膮da inny 艣wiat, ale teraz... zastanawiam si臋, czy da艂abym sobie rad臋. Siostro Leio, czy zawsze kto艣 czyha na twoje 偶ycie?

W g艂osie Augwynne wyra藕nie wyczuwa艂o si臋 zniecierpliwienie. Niemal b艂aga艂a Lei臋, by ksi臋偶niczka zmieni艂a temat rozmowy.

- No c贸偶, to prawda, kilka ostatnich lat nie nale偶a艂o do 艂atwych - przyzna艂a Leia.

- Dobrze b臋dzie, je偶eli kt贸rego艣 wieczoru zechcesz usi膮艣膰 przy ognisku i opowiedzie膰 nam swoje dzieje - rzek艂a Augwynne. - Teraz jednak musz臋 podj膮膰 decyzj臋. Przekazuj臋 tego oto m臋偶czyzn臋, Isoldera, pod opiek臋 Teneniel Djo, 偶eby kiedy艣 uczyni艂a z niego swojego m臋偶a.

- Co takiego? - zapyta艂a Leia tak g艂o艣no, 偶e Isolder a偶 podskoczy艂.

Augwynne pochyli艂a si臋 w jej stron臋.

- Nale偶y do Teneniel - szepn臋艂a jej do ucha, jakby chcia艂a j膮 uspokoi膰. - Polowa艂a na niego, pochwyci艂a go, a poza tym jest bardzo samotna.

- Nie mo偶ecie zrobi膰 z niego niewolnika! - zaprotestowa艂a Leia.

Augwynne wzruszy艂a ramionami i machn臋艂a r臋k膮 w stron臋 stoj膮cych przed ni膮 kobiet, jakby domaga艂a si臋 od nich potwierdzenia.

- Oczywi艣cie, 偶e mo偶emy. Ka偶da kobieta z mojej rady ma na w艂asno艣膰 przynajmniej jednego m臋偶czyzn臋.

- Nie obawiaj si臋 - odezwa艂a si臋 Teneniel, tak偶e pragn膮c j膮 uspokoi膰. - B臋d臋 go traktowa膰 nale偶ycie.

- Luke! - odezwa艂a si臋 nagl膮co Leia. - Musisz je powstrzyma膰! Nie mo偶esz pozwoli膰 im tego zrobi膰!

Luke przez chwil臋 si臋 zastanawia艂, ale potem tak偶e wzruszy艂 ramionami.

- To ty jeste艣 wys艂anniczk膮 Nowej Republiki - powiedzia艂. - Znasz prawo galaktyczne lepiej ni偶 ja. Uwa偶am, 偶e powinna艣 zaj膮膰 si臋 tym sama.

Leia, kt贸rej na chwil臋 odebra艂o mow臋, spojrza艂a na Hana i Isoldera. Ksi膮偶臋 b艂yskawicznie analizowa艂 sytuacj臋. Prawo Nowej Republiki stanowi艂o, 偶e sprawami zwizanymi z zarz膮dzaniem dowoln膮 planet膮 powinien zajmowa膰 si臋 jej gubernator, kimkolwiek by by艂, albo przedstawiciel miejscowej w艂adzy, gdyby gubernatora nie by艂o. W przypadku Dathomiry przedstawicielk膮 miejscowej w艂adzy by艂a Augwynne i Nowa Republika mog艂a jedynie z艂o偶y膰 na jej r臋ce formalny protest.

- Protestuj臋! - o艣wiadczy艂a Leia. - Sk艂adam jak najostrzejszy protest!

- Co to znaczy? - zapyta艂a j膮 Augwynne. - Czy zamierzasz walczy膰 z Teneniel Djo o prawo posiadania tego m臋偶czyzny na w艂asno艣膰?

Isolder pokr臋ci艂 g艂ow膮, daj膮c jej znak, by tego nie robi艂a, a Leia popatrzy艂a przez chwil臋 na jego twarz.

- Jaka to ma by膰 walka? - zapyta艂a. - Czy mamy zagada膰 si臋 nawzajem na 艣mier膰, czy co艣 w tym rodzaju?

- Mo偶liwe - odpar艂a Augwynne, kr臋c膮c g艂ow膮. - A mo偶e rozs膮dniej by艂oby z艂o偶y膰 Teneniel propozycj臋 kupna...

Luke tak偶e pokr臋ci艂 g艂ow膮 i popatrzy艂 na Lei臋.

- Nie martw si臋 - powiedzia艂 beztrosko. - Jestem pewien, 偶e wszystko si臋 dobrze sko艅czy.

Leia zastanawia艂a si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋, a potem zwr贸ci艂a si臋 do dziewczyny.

- Teneniel Djo - o艣wiadczy艂a. - Chc臋 kupi膰 od ciebie tego s艂ug臋. Co chcesz, bym ci za niego da艂a?

Teneniel spojrza艂a na twarze innych kobiet, a Isolder nagle u艣wiadomi艂 sobie, 偶e wi臋cej os贸b mo偶e chcie膰 wzi膮膰 udzia艂 w licytacji.

- Nie jest na sprzeda偶... na razie-postanowi艂a dziewczyna. Leia spojrza艂a na Isoldera.

- Przykro mi - powiedzia艂a.

Teneniel uj臋艂a d艂o艅 ksi臋cia i spojrza艂a mu w oczy. Jej 藕renice mia艂y barw臋 czystej miedzi, niespotykan膮 w oczach 偶adnej kobiety z Hapes. Nie stara艂 si臋 uwolni膰 r臋ki. Prawd臋 m贸wi膮c, nawet nie czu艂 si臋 zak艂opotany. Ju偶 sam ten fakt wyda艂 mu si臋 dziwny. Jego rozum i do艣wiadczenie 偶yciowe podpowiada艂y mu, 偶e powinien walczy膰 z tymi barbarzy艅skimi obyczajami, ale w g艂臋bi duszy czu艂, 偶e nie tylko nie boi si臋 Teneniel, ale nawet darzy j膮 bezgranicznym zaufaniem.

Luke obj膮艂 Lei臋, pragn膮c j膮 pocieszy膰, a Artoo przysun膮艂 si臋 do niej tak blisko, 偶e mog艂a pog艂adzi膰 d艂oni膮 jego kopu艂k臋 z czujnikami.

- A gdzie Han i Chewie? - zapyta艂 Luke. - My艣la艂em, 偶e b臋d膮 z tob膮.

- Wkr贸tce powinni tu by膰 - oznajmi艂a Leia. - Wczesnym rankiem siostry sprowadzi艂y tu „Soko艂a". Han zaj臋ty jest sprawdzaniem urz膮dze艅, kt贸re uleg艂y uszkodzeniu. L膮dowanie na Dathomirze nie wysz艂o statkowi na dobre, ale „Sok贸艂" jest nasz膮 jedyn膮 nadziej膮 na oderwanie si臋 od tej ska艂y. A co sta艂o si臋 z twoim statkiem?

Luke wyczu艂 ostrze偶enie w jej g艂osie, kiedy pyta艂a o statek.

- To, co z niego zosta艂o, zapewne mo偶na by艂oby sprzeda膰 w sk艂adnicy z艂omu - powiedzia艂.

Isolder zwr贸ci艂 uwag臋 na fakt, 偶e m艂ody Jedi nie wspomnia艂 ani s艂owem o tym, i偶 my艣liwiec ksi臋cia jest sprawny. Potraktowa艂 to jako przestrog臋. Mg艂a, kt贸ra w czasie, kiedy rozmawiali, unios艂a si臋 ponad g贸ry, wisia艂a teraz tu偶 nad ich g艂owami niczym niebia艅ski sufit.

Isolder poczu艂 nagle, 偶e kto艣 dotkn膮艂 jego po艣ladka. Odwr贸ci艂 si臋. T艂um t艂ocz膮cych si臋 za nim czarodziejek napiera艂 na niego tak mocno, 偶e najbli偶sze kobiety ociera艂y si臋 o jego plecy. Pomy艣la艂, 偶e mo偶e chc膮 tylko dok艂adniej przyjrze膰 si臋 Leii, ale nagle u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie chodzi im ani o Lei臋, ani o Augwynne. T艂oczy艂y si臋, bo chcia艂y zobaczy膰 go z bliska. M艂oda czarodziejka poklepa艂a go po udzie i szepn臋艂a mu do ucha, nie kryj膮c po偶膮dania:

- Nazywam si臋 Ooya. Chod藕 ze mn膮, to poka偶臋 ci, gdzie sp臋dzam noce.

- Lepiej wejd藕my do 艣rodka, 偶eby porozmawia膰 - odezwa艂a si臋 Leia do Teneniel, chwytaj膮c r臋k臋 czarodziejki.

Schwyci艂a tak偶e w艂adczym gestem r臋k臋 Isoldera i poci膮gn臋艂a go za sob膮. - Chod藕, poszukamy teraz Hana - powiedzia艂a, spogl膮daj膮c przez rami臋 na t艂ocz膮ce si臋 kobiety.

Isolder pomy艣la艂, 偶e to dziwne, jak bardzo u艣cisk d艂oni Leii jest podobny do tego, jakim trzyma艂a jego przegub Teneniel. Nie zd膮偶y艂a sp臋dzi膰 na planecie dw贸ch dni, a ju偶 nauczy艂a si臋 na艣ladowa膰 j臋zyk gest贸w i ruch贸w cia艂a czarodziejek. Tak samo jak one chodzi艂a z uniesion膮 g艂ow膮 i st膮pa艂a dumnie jak kr贸lowa. Pomy艣la艂, 偶e po up艂ywie tygodnia na艣ladowa艂aby siostry klanu tak dobrze, jakby si臋 po艣r贸d nich urodzi艂a. Umiej臋tno艣膰 ta by艂a jedn膮 z tych subtelnych rzeczy, kt贸rej mog艂y si臋 nauczy膰 tylko wytrawne, zr臋czne dyplomatki.

Udali si臋 do fortecy, a czarodziejki zosta艂y przed bram膮. Niekt贸re zacz臋艂y wznosi膰 okrzyki albo wydawa膰 po偶膮dliwe, zawodz膮ce j臋ki. Isolder poczu艂, 偶e na jego twarzy pojawiaj膮 si臋 rumie艅ce.

Kiedy przeszli przez wrota, Augwynne dotkn臋艂a ramienia ksi臋cia, zatrzymuj膮c i jego, i Luke'a.

- Id藕 teraz do swoich przyjaci贸艂 - zwr贸ci艂a si臋 do m艂odego Jedi - ale wr贸膰 do mnie jak najszybciej. Twoje przybycie tutaj nie jest przypadkowe.

Leia poprowadzi艂a ich przez labirynt korytarzy i schod贸w najpierw sze艣膰 pi臋ter pod g贸r臋, a p贸藕niej korytarzem wiod膮cym w d贸艂 do wielkiej, podobnej do jaskini komnaty. Niemal ca艂膮 jej woln膮 przestrze艅 zajmowa艂 „Sok贸艂". Isolder nie ujrza艂 jednak 偶adnego otworu, przez kt贸ry mo偶na by wprowadzi膰 statek.

Przez chwil臋 uwa偶nie przygl膮da艂 si臋 kamiennym 艣cianom i po kilku sekundach zobaczy艂 p臋kni臋cia, widoczne w odleg艂ym k膮cie na wielkich g艂azach. Oznacza艂o to, 偶e czarodziejki musia艂y rozkruszy膰 skaln膮 艣cian臋, unie艣膰 „Soko艂a" o dwie艣cie metr贸w w g贸r臋 i ponownie zasklepi膰 powsta艂y otw贸r, kiedy statek pod os艂on膮 mg艂y znalaz艂 si臋 w 艣rodku. Z pewno艣ci膮 natrudzi艂y si臋 przy tym co niemiara. Nie mog艂y dokona膰 takich rzeczy, dysponuj膮c jedynie technik膮 z epoki 偶elaza. Isolder czu艂 gdzie艣 w g艂臋bi duszy, 偶e nawet nie chcia艂by wiedzie膰, w jaki spos贸b uda艂o si臋 im tego dokona膰.

„Sok贸艂" o艣wietla艂 ca艂膮 komnat臋 jednym z reflektor贸w, mia艂 w艂膮czone tak偶e 艣wiat艂a pozycyjne. Kiedy statek znajdowa艂 si臋 poza fortec膮, Han nie m贸g艂 uruchomi膰 wszystkich jego system贸w, gdy偶 w贸wczas musia艂by si臋 liczy膰 z mo偶liwo艣ci膮 dostrze偶enia go z orbity; tu jednak gruba warstwa ska艂y uniemo偶liwia艂a wykrycie jego funkcjonuj膮cych urz膮dze艅 elektronicznych.

Weszli do wn臋trza statku po opuszczonej rampie i zastali Hana i Chewie'ego w sterowni, zaj臋tych przeprowadzaniem diagnostycznych test贸w. Protokolarny android usuwa艂 fragmenty zw臋glonego na 偶u偶el okablowania w s膮siedztwie g艂贸wnych generator贸w statku.

- Witaj, Han! - zawo艂a艂 Luke, kiedy w ko艅cu znale藕li si臋 w tym w艂a艣nie pomieszczeniu.

Han jednak nie odpowiedzia艂 na jego entuzjastyczny okrzyk. Zamiast tego wbi艂 spojrzenie w ekran komputera. Isolder u艣wiadomi艂 sobie, 偶e Hana dr臋cz膮 tak wielkie wyrzuty sumienia, i偶 nie ma odwagi spojrze膰 Luke'owi w oczy.

- A wi臋c jednak znalaz艂e艣 nas tutaj, ma艂y? - odezwa艂 si臋 w ko艅cu. - No c贸偶, domy艣la艂em si臋, 偶e to tylko kwestia czasu. Musz臋 przyzna膰, 偶e to wszystko nie wygl膮da dobrze. Nie zabra艂e艣 przypadkiem ze sob膮 zapasowych cz臋艣ci?

- O co ci chodzi, Han? - zapyta艂 go Luke. Wookie poklepa艂 m艂odego Jedi po ramieniu i warkn膮艂 co艣 tkliwie na powitanie. - Porwa艂e艣 Lei臋 i ci膮gn膮艂e艣 j膮 ze sob膮 przez p贸艂 galaktyki, nara偶aj膮c na tyle niebezpiecze艅stw, a teraz m贸wisz mi „cze艣膰", tak jakby si臋 nic nie sta艂o.

Han obr贸ci艂 si臋 na swoim kapita艅skim fotelu i u艣miechn膮艂 z przymusem. Mia艂 ochot臋 krzycze膰.

- Widzisz, to by艂o tak - powiedzia艂. - Wygra艂em t臋 planet臋 w karty i nie mog艂em si臋 doczeka膰, kiedy j膮 zobacz臋. Tymczasem kobieta, kt贸r膮 kocham, zamierza艂a uciec z innym, wi臋c nam贸wi艂em j膮, 偶eby wyprawi艂a si臋 ze mn膮 w kr贸tk膮 podr贸偶. A kiedy tu przybyli艣my, okaza艂o si臋, 偶e niebo roi si臋 od wojennych statk贸w. Nikt jako艣 nie zatroszczy艂 si臋 o to, by powiedzie膰 mi, 偶e planeta jest ob艂o偶ona kl膮tw膮. Zestrzelono m贸j statek, a kiedy si臋 rozbili艣my, banda czarownic postanowi艂a rozp臋ta膰 wojn臋 o to, kto posi膮dzie jego szcz膮tki. M贸wi臋 ci, Luke, to by艂 naprawd臋 paskudny tydzie艅. Jak s膮dz臋, zechcesz prawi膰 mi kazania, aresztowa膰 mnie albo najzwyczajniej pobi膰. Powiedz lepiej, jak ty sp臋dzi艂e艣 tydzie艅?

- Mniej wi臋cej tak samo - odpowiedzia艂 Luke. Przez chwil臋 si臋 nie odzywa艂, patrz膮c tylko na wyci膮gni臋ty panel z urz膮dzeniami kontrolnymi. - Co w艂a艣ciwie sta艂o si臋 z twoim statkiem?

- No c贸偶 - odpar艂 Han. - Zniszczeniu uleg艂y generatory ochronnych p贸l przeciwudarowych i gniazdo dziobowych czujnik贸w, a m贸zg komputera astronawigacyjnego si臋 przepali艂. Poza tym wyciek艂o oko艂o dwa tysi膮ce litr贸w ch艂odziwa z g艂贸wnego reaktora statku.

- Mam ze sob膮 Artoo - zaproponowa艂 niepewnie Luke. - Mo偶e si臋 zaj膮膰 nawigacj膮.

Luke popatrzy艂 na Isoldera, oczekuj膮c, 偶e co艣 powie. Ksi膮偶臋 zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, i偶 nie by艂a to w艂a艣ciwa chwila na wym贸wki czy r臋koczyny. Przede wszystkim musieli zabra膰 si臋 do wsp贸lnej pracy. Niemniej z najwy偶szym trudem powstrzymywa艂 si臋, by nie skoczy膰 na Hana Solo z pi臋艣ciami.

- Mam tutaj sw贸j my艣liwiec - odezwa艂 si臋 w ko艅cu, a Teneniel uj臋艂a go za r臋k臋.

Isolder powiedzia艂 to bardzo cicho, ale i tak dla pewno艣ci obejrza艂 si臋 przez rami臋. Na szcz臋艣cie 偶adna inna czarodziejka nie posz艂a za nimi do statku Hana.

- Masz na Dathomirze zdolny do lotu statek? - zapyta艂 Han. - Ile os贸b mo偶e nim lecie膰?

Isolder przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, co powiedzie膰. Czy gdyby o艣wiadczy艂, 偶e dwie, Han zechcia艂by mu go odebra膰 i odlecie膰 z Lei膮?

- Dwie.

Luke popatrzy艂 dziwnie na ksi臋cia, a Han g艂臋boko odetchn膮艂, nie kryj膮c ulgi.

- Chcia艂bym, 偶eby艣 zabra艂 Lei臋 i odlecia艂 z ni膮 st膮d jak najszybciej - powiedzia艂. - Jest tutaj zgraja kobiet, kt贸re gotowe s膮 zabija膰, 偶eby zabra膰 ci ten statek. Nie s膮dz臋, by艣 mia艂 ochot臋 si臋 z nimi spotka膰.

- Chcia艂 ci臋 tylko wypr贸bowa膰 - odezwa艂 si臋 niedbale Luke. - W kabinie jego my艣liwca jest miejsce tylko dla jednej osoby, a poza tym spotkali艣my si臋 ju偶 z Siostrami Nocy.

Twarz Hana nachmurzy艂a si臋 z gniewu, ale w jego oczach malowa艂o si臋 przygnbienie.

- Zda艂e艣 egzamin, generale Solo - powiedzia艂 Isolder.

- Nasza sytuacja jest bardzo trudna - ostrzeg艂 go Han. - Nie igraj ze mn膮 w tak brutalny spos贸b.

Ksi臋ciu nie spodoba艂 si臋 ton jego g艂osu.

- Masz szcz臋艣cie, 偶e nie igram brutalniej - o艣wiadczy艂. - Za to, co zrobi艂e艣, z przyjemno艣ci膮 st艂uk艂bym ci臋 na kwa艣ne jab艂ko. Kto wie, czy jeszcze tego nie zrobi臋. Luke rzuci艂 Isolderowi taksuj膮ce spojrzenie.

- Prosz臋 bardzo - odpar艂 Han. - Mo偶esz w ka偶dej chwili spr贸bowa膰, je偶eli wydaje ci si臋, 偶e dasz rad臋.

Ksi膮偶臋 popatrzy艂 uwa偶nie na Chewbacc臋. Wookie specjalizowali si臋 w swoistej formie walki wr臋cz. Kiedy kt贸ry艣 z nich chcia艂 obezw艂adni膰 przeciwnika, po prostu wyrywa艂 mu r臋ce, a je偶eli to nie wystarcza艂o i przeciwnik nadal zdradza艂 ch臋膰 do walki, Wookie bez zastanowienia wyrywa艂 mu tak偶e nogi. Isolder wola艂 si臋 upewni膰, 偶e Wookie nie we藕mie udzia艂u w walce. Chewbacca wzruszy艂 ramionami i w odpowiedzi na to nieme pytanie zawy艂 co艣 w swojej mowie.

- Chwileczk臋 - odezwa艂a si臋 nagle Leia. - Przesta艅cie! Mamy wystarczaj膮co du偶o k艂opot贸w. Nie pora na wewn臋trzne niesnaski. Isolderze, przylecia艂am tutaj z Hanem z w艂asnej woli... no, prawie. Prosi艂 mnie, bym towarzyszy艂a mu w tej wyprawie, a ja wyrazi艂am zgod臋.

Isolder popatrzy艂 z niedowierzaniem na ksi臋偶niczk臋, nie rozumiej膮c, o co chodzi. Widzia艂 przecie偶 nagrany wideohologram z rzekomym porwaniem, a nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e Leia go ok艂amuje.

- Uhm - odezwa艂 si臋, najwyra藕niej zak艂opotany. - Generale Solo, domy艣lam si臋, 偶e jestem ci winien przeprosiny.

- Wspaniale - powiedzia艂 Han. - Mo偶emy zatem zabiera膰 si臋 do pracy. Dlaczego nie mieliby艣my zacz膮膰 od tego, w jaki spos贸b si臋 st膮d wyrwa膰?

- W drodze jest ju偶 flota mojej matki - o艣wiadczy艂 ksi膮偶臋. - Powinna dotrze膰 tutaj za siedem lub osiem dni, licz膮c od dzisiaj.

- Kiedy m贸wisz o flocie, to ile statk贸w masz na my艣li? - zapyta艂 go Han.

- Oko艂o osiemdziesi臋ciu niszczycieli - odrzek艂 Isolder. Szcz臋ka Hana opad艂a, ale Leia powiedzia艂a:

- Siedem dni to za p贸藕no. Je偶eli Augwynne si臋 nie myli, Siostry Nocy zaatakuj膮 za trzy dni.

Isolder obj膮艂 ramieniem Lei臋.

- M贸j robot astronawigacyjny poradzi sobie ze skokiem w nadprzestrze艅 - powiedzia艂. - Mogliby艣my odes艂a膰 ksi臋偶niczk臋 do domu.

- Nie s膮dz臋 - odpar艂a Leia. - Nigdzie bez was nie polec臋. Han, ile czasu zaj臋艂aby ci naprawa statku, gdyby艣 mia艂 wszystkie potrzebne cz臋艣ci?

Han zaj膮艂 si臋 obliczeniami. Usuni臋cie p臋kni臋cia, przez kt贸re wyciek艂o ch艂odziwo, zaj臋艂oby mu tylko kilka minut. Nowe b臋dzie mo偶na wla膰 ju偶 wtedy, kiedy znajd膮 si臋 w powietrzu. Jednostk臋 R2 da艂oby si臋 naprawi膰 w mgnieniu oka tak, by mog艂a zaj膮膰 si臋 nawigacj膮. Zainstalowanie nowych generator贸w ochronnych p贸l przeciwudarowych mo偶e poch艂on膮膰 a偶 dwie godziny. Naj艂atwiejsz膮 rzecz膮 b臋dzie wymiana gniazda z uszkodzonymi czujnikami. A zatem dwie godziny, je偶eli wszyscy pomog膮 i b臋d膮 si臋 starali pracowa膰 jak najszybciej.

- Dwie godziny - powiedzia艂.

- Wszystkie potrzebne cz臋艣ci mo偶emy zdemontowa膰 ze statku Isoldera - zaproponowa艂a Leia. - Naprawimy „Soko艂a" i wyniesiemy si臋 z Dathomiry.

Ksi膮偶臋 popatrzy艂 sceptycznie na statek Hana. By艂 du偶y, znacznie wi臋kszy od jego my艣liwca... co najmniej czterokrotnie d艂u偶szy, a je偶eli wzi膮膰 pod uwag臋 luki towarowe i dodatkow膮 aparatur臋 zapewniaj膮c膮 ochronne pola, musia艂 mie膰 blisko czterdziestokrotnie wi臋ksz膮 mas臋.

- Jakiego typu generator贸w ochronnych p贸l przeciwudarowych u偶ywasz? - zwr贸ci艂 si臋 do Hana.

- Mam zainstalowane cztery rz臋dy nordoxicon贸w trzydziestek 贸semek - odpar艂 tamten. - Posz艂y wszystkie. A jakie ty masz u siebie?

- Trzy rz臋dy taibolt贸w dwunastek. Chewbacca co艣 rykn膮艂.

- Tak, to na nic - zgodzi艂 si臋 z nim Han. - A co z dziobowym gniazdem z czujnikami?

- Ma szeroko艣膰 zero koma sze艣膰 metra - rzek艂 ksi膮偶臋.

- To dla mnie troch臋 za ma艂o - skrzywi艂 si臋 Han - ale mo偶na by spr贸bowa膰 je przyspawa膰. By艂oby w臋偶sze i przez to mo偶liwo艣ci czujnik贸w troch臋 by si臋 zmniejszy艂y.

- Tak, to mog艂oby rozwi膮za膰 problem - zgodzi艂 si臋 z nim Isolder. - Tylko gdzie zdoby膰 dostatecznie du偶y generator pola ochronnego?

- Czy nie mogliby艣my poradzi膰 sobie bez niego, prosz臋 pana? - wtr膮ci艂 si臋 Threepio.

- To zbyt ryzykowne - odrzek艂 Han. - I nie chodzi tu o pociski. Trzeba odchyli膰 tory lotu mikrometeoryt贸w. Gdyby chocia偶 jeden przedosta艂 si臋 do gniazda z czujnikami, m贸g艂by zniszczy膰 ca艂膮 aparatur臋.

- A mo偶e jakie艣 generatory p贸l znajduj膮 si臋 w pobli偶u wi臋zienia? - odezwa艂 si臋 Han, unosz膮c bezradnie r臋ce. - Opancerzone stanowiska dzia艂 albo rozbity statek. My艣l臋, 偶e b臋d臋 musia艂 tam p贸j艣膰 i sprawdzi膰.

- Je偶eli znajdziemy cokolwiek, co mo偶e si臋 nam przyda膰, to b臋dzie potrzeba si艂y przynajmniej czterech m臋偶czyzn, aby to ruszy膰 - rzek艂 Isolder. - Kto艣 pi膮ty b臋dzie nas musia艂 asekurowa膰. Do tego dochodzi problem przetransportowania wszystkiego do fortecy. M贸wimy przecie偶 o prawie dw贸ch tonach sprz臋tu.

- Przeniesieniem generator贸w b臋dziemy si臋 martwili, kiedy je zdob臋dziemy - o艣wiadczy艂 Han. - Jestem pewien, 偶e w wi臋zieniu musz膮 by膰 antygrawitacyjne sanie.

- Mo偶ecie na mnie liczy膰 - odezwa艂 si臋 Luke.

- Na mnie te偶 - doda艂a Leia.

Isolder w milczeniu rozwa偶a艂 sytuacj臋. Nie b臋d膮 mogli zabra膰 Chewbaccy. Najprawdopodobniej nikt z mieszka艅c贸w planety, opr贸cz 偶o艂nierzy, nigdy nie widzia艂 Wookie'ego. To samo dotyczy Threepia. By艂o wi臋c ich za ma艂o i chocia偶 nie chcia艂 nara偶a膰 niepotrzebnie Leii, nie by艂o innego wyj艣cia. Popatrzy艂 b艂agalnie w oczy Teneniel i zobaczy艂, 偶e czarodziejka jest przera偶ona, ale zdecydowana.

- Zaprowadz臋 was do wi臋zienia - o艣wiadczy艂a. - Nigdy jednak nie by艂am w 艣rodku. Nie wiem, czego szukacie, i nie potrafi臋 powiedzie膰, gdzie to znale藕膰.

- Czy kt贸ra艣 z si贸str twojego klanu by艂a tam kiedykolwiek? - zapyta艂a Leia.

Teneniel wzruszy艂a ramionami.

- Augwynne b臋dzie to wiedzia艂a lepiej ode mnie. Zaraz j膮 zawo艂am - powiedzia艂a.

Wysz艂a i po kilku minutach wr贸ci艂a ze star膮 kobiet膮.

- 呕adna z si贸str naszego klanu nie by艂a nigdy w 艣rodku, je偶eli nie liczy膰 tych, ktre sta艂y si臋 Siostrami Nocy - rzek艂a Augwynne.

Zamilk艂a na chwil臋, jakby zastanawiaj膮c si臋 nad czym艣.

- A siostra Barukka? - zapyta艂a z wahaniem w g艂osie Teneniel. - S艂ysza艂am, 偶e je opu艣ci艂a?

Augwynne waha艂a si臋 przez d艂u偶szy czas, a potem spojrza艂a Leii w oczy.

- Jest kobiet膮 z naszego klanu. Przysta艂a do Si贸str Nocy. P贸藕niej zap艂aci艂a straszn膮 cen臋, 偶eby m贸c si臋 od nich od艂膮czy膰. Mieszka teraz samotnie na wygnaniu, ale niedawno zwr贸ci艂a si臋 do nas z pro艣b膮, aby艣my j膮 ponownie przyj臋艂y do naszego grona. Moliwe, 偶e mog艂aby zaprowadzi膰 was do wi臋zienia i powiedzie膰, gdzie macie szuka膰 tego, co jest wam potrzebne.

- Wydawa艂o si臋, 偶e mia艂a艣 du偶e opory, aby nam j膮 poleci膰 - powiedzia艂a Leia. - Dlaczego?

- Walczy teraz o to, 偶eby si臋 oczy艣ci膰 - odpar艂a 艂agodnie Augwynne. - Pope艂ni艂a niewypowiedziane okrucie艅stwa, kt贸re pozostawi艂y na jej psychice g艂臋bokie pi臋tno. 呕yje na wygnaniu. Takie jak ona s膮... niepewne, niegodne zaufania.

- Ale by艂a w wi臋zieniu? - zapyta艂 Han.

- Tak - przyzna艂a Augwynne.

- Gdzie jest teraz?

- Barukka mieszka w jaskini zwanej Kamiennymi Rzekami. Mog臋 kaza膰 kt贸rej艣 z wojowniczek, 偶eby was tam zaprowadzi艂a.

- Ja ich tam zaprowadz臋, babciu - zaproponowa艂a Teneniel, k艂ad膮c d艂o艅 na ramieniu Augwynne. - Zabierz ich teraz do sali narad i daj im co艣 do zjedzenia. Mo偶esz te偶 pokaza膰 map臋, 偶eby wybrali tras臋 marszu. Ja w tym czasie ka偶臋 dzieciom, by przygotowa艂y dla nas wierzchowce. - Uj臋艂a Isoldera za r臋k臋. - Prosz臋, chod藕 ze mn膮. Chcia艂abym z tob膮 porozmawia膰 - powiedzia艂a, poci膮gaj膮c go za sob膮, jakby pewna, 偶e p贸jdzie za ni膮 bez wahania.

Powiod艂a go na d贸艂 schodami. W臋drowali labiryntem korytarzy, przystaj膮c po drodze tylko raz, 偶eby zabra膰 dzban z wod膮. Potem zaprowadzi艂a go do ma艂ej komnaty, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 pojedynczy materac i kufer. Na jednej 艣cianie wisia艂o oprawione w srebrne ramy du偶e lustro, a pod nim zlew.

- To by艂 kiedy艣 m贸j pok贸j. Mieszka艂am tu, kiedy przebywa艂am jeszcze po艣r贸d si贸str klanu - powiedzia艂a. Otworzy艂a kufer i wyj臋艂a z niego dwie mi臋kkie tuniki z b艂yszcz膮cej jaszczurczej sk贸ry: czerwon膮 i zielon膮. Wyci膮gn臋艂a je w stron臋 ksi臋cia. - Jak my艣lisz, w kt贸rej b臋d臋 si臋 bardziej podoba艂a Luke'owi? - zapyta艂a.

Isolder nie odwa偶y艂 si臋 powiedzie膰, i偶 uwa偶a pomys艂 ubierania si臋 w jaszczurcze sk贸ry za cokolwiek barbarzy艅ski.

- Zielony pasuje bardziej do twoich oczu - odpar艂. Teneniel kiwn臋艂a g艂ow膮 i niedba艂ym ruchem zdj臋艂a podart膮 i zabrudzon膮 tunik臋, 艣ci膮gn臋艂a buty i stan臋艂a przed lustrem. Potem si臋gn臋艂a po kawa艂ek tkaniny, zanurzy艂a w dzbanku z wod膮 i zacz臋艂a przeciera膰 nim ca艂e cia艂o. Isolder z trudem prze艂kn膮艂 艣lin臋. Wiedzia艂, 偶e ludzie 偶yj膮cy na niekt贸rych planetach maj膮 szczeg贸lne wyobra偶enie o skromno艣ci, ale rzeczowy spos贸b, w jaki Teneniel si臋 my艂a, u艣wiadomi艂 mu, 偶e wcale nie usi艂uje go uwie艣膰.

- Wiesz, nie rozumiem twoich obyczaj贸w - odezwa艂a si臋 po chwili. - Wczoraj rano, kiedy ci臋 pochwyci艂am, my艣la艂am, 偶e mnie pragniesz. Musz臋 przyzna膰, 偶e to mi pochlebi艂o. Da艂am ci wszelkie szans臋, by艣 m贸g艂 uciec. Pozwoli艂am nawet, 偶eby艣 sam trzyma艂 w d艂oni koniec kr臋puj膮cego ci臋 sznura. Wiedzia艂am, 偶e przyby艂e艣 tu, by znale藕膰 sobie kobiet臋. Wyczuwa艂am to do艣膰 wyra藕nie. - Zmarszczy艂a brwi i odwr贸ci艂a g艂ow臋, by popatrzy膰 na ksi臋cia. - Teraz jednak przekona艂am si臋, 偶e nie pragniesz po prostu kobiety, pragniesz tylko tej jednej o imieniu Leia.

- Tak - przyzna艂 Isolder, patrz膮c na mi臋艣nie jej karku i plec贸w.

Gdyby mia艂 oceni膰 jej urod臋 zgodnie z wzorcami Hapan, Teneniel nie by艂a pi臋kna. Ale ksi膮偶臋 zauwa偶y艂, 偶e jest imponuj膮co umi臋艣niona. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 mia艂a atletyczn膮 budow臋. Isolder zna艂 na Hapes tylko kilka podobnie wspania艂ych pod tym wzgl臋dem kobiet. Mi臋艣nie Teneniel nie rysowa艂y si臋 tak wyra藕nie pod sk贸r膮 jak u kulturystki ani nie by艂y w膮skie i d艂ugie jak u biegaczki czy p艂ywaczki. Mo偶na rzec, 偶e by艂y czym艣 po艣rednim.

- Czy lubisz g贸rskie wspinaczki? - zapyta艂. Odwr贸ci艂a g艂ow臋 i przes艂a艂a mu przelotny u艣miech.

- Tak - odrzek艂a. - A ty?

- Nigdy nie pr贸bowa艂em.

Dziewczyna wytar艂a cia艂o r臋cznikiem, w艂o偶y艂a tunik臋 przez g艂ow臋, wyci膮gn臋艂a na wierzch d艂ugie w艂osy i zacz臋艂a czesa膰 poskr臋cane pukle.

- Bardzo lubi臋 wspina膰 si臋 po g贸rach, tak d艂ugo, a偶 ca艂a spoc臋 si臋 z wysi艂ku - powiedzia艂a. - Kiedy w ko艅cu dotr臋 na szczyt, mog臋 zdj膮膰 ubranie i wyk膮pa膰 si臋 w 艣niegu, je偶eli pogoda jest odpowiednia.

Chocia偶 nie m贸g艂by powiedzie膰, 偶e jej wdzi臋ki go poci膮gaj膮, musia艂by by膰 naprawd臋 bardzo zm臋czony, aby nie marzy膰

0 niej w nocy.

- Tak, s膮dz臋, 偶e mog艂aby艣 to zrobi膰 - odpar艂.

Kiedy sko艅czy艂a czesa膰 w艂osy, na艂o偶y艂a na nie opask臋 z l艣ni膮cego bia艂ego p艂贸tna, a potem odwr贸ci艂a si臋 do niego

1 u艣miechn臋艂a.

- Isolderze, zwr贸ci艂abym ci wolno艣膰 ju偶 teraz, ale gdybym to uczyni艂a, pochwyci艂yby ci臋 natychmiast inne siostry klanu - oznajmi艂a. - My艣l臋 wi臋c, 偶e dop贸ki tu jeste艣, b臋dzie dla ciebie lepiej, je偶eli oficjalnie nadal pozostaniesz moim niewolnikiem, mo偶esz czu膰 si臋 jednak jak wolny cz艂owiek.

Ksi膮偶臋 zrozumia艂, 偶e stara si臋 by膰 dla niego mi艂a.

- Jeste艣 bardzo hojna - powiedzia艂.

Teneniel z艂o偶y艂a przyjacielski poca艂unek na jego czole, a potem uj臋艂a go ponownie za r臋k臋 i poprowadzi艂a na d贸艂 do sali obrad.

Zastali tam Lei臋 i innych. Wszyscy gromadzili si臋 wok贸艂 le偶膮cej na pod艂odze wielkiej, wykonanej z pomalowanego gipsu mapy. Jedna z si贸str klanu wytycza艂a na niej tras臋 marszu, kt贸ra powiod艂aby ich z dala od znanych szlak贸w ucz臋szczanych przez szpieg贸w Gethzerion. T膮 pe艂n膮 niebezpiecze艅stw, licz膮c膮 ponad sto czterdzie艣ci kilometr贸w g贸rzystych pustkowi tras膮, mieli doj艣膰 do pustyni, na skraju kt贸rej znajdowa艂o si臋 wi臋zienie. Tras臋 t臋 mog艂y przej艣膰 w obie strony w ci膮gu trzech dni tylko najsilniejsze rankory.

Isolder popatrzy艂 na Lei臋. Zastanawia艂 si臋, czy naprawd臋 nic si臋 jej nie sta艂o, i czy Han porwa艂 j膮, czy te偶 polecia艂a z nim z w艂asnej woli. Nie sprawia艂a wra偶enia ani przera偶onej, ani zagniewanej, ale ksi膮偶臋 nie m贸g艂 pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e chcia艂a od niego uciec, i to decyduj膮c si臋 na ten krok w jednej chwili. Przysi膮g艂 sobie, 偶e je偶eli wybierze Hana, b臋dzie walczy艂 o jej wzgl臋dy. Niepostrze偶enie podszed艂 do niej i uj膮艂 j膮 za r臋k臋. Leia u艣miechn臋艂a si臋, spojrzawszy na niego czule, a on sta艂 tak obok niej przez dobre dziesi臋膰 minut, kiedy czarodziejka wytycza艂a drog臋, i my艣la艂 tylko o cudownym profilu jej twarzy, kolorze oczu i odurzaj膮cym zapachu d艂ugich w艂os贸w.

Kiedy zjedli posi艂ek, Augwynne powiod艂a Luke'a i ksi臋cia do bocznej komnaty, w kt贸rej siedzia艂a, g艂o艣no chrapi膮c, okryta pledem bezz臋bna starowina z kosmykami siwych w艂os贸w na niemal 艂ysej g艂owie. Spoczywa艂a na kamiennej 艂awie, na kt贸rej po艂o偶ono poduszk臋, a us艂ugiwa艂y jej dwie stare, chocia偶 znacznie od niej m艂odsze kobiety.

- Matko Rell - szepn臋艂a do staruszki Augwynne, lekko potrz膮saj膮c j膮 za rami臋. - S膮 tutaj dwaj m臋偶czy藕ni, kt贸rzy chcieli si臋 z tob膮 widzie膰.

Rell g艂臋boko westchn臋艂a, otworzy艂a oczy i zmru偶y艂a je, spogl膮daj膮c na Luke'a. Pomarszczon膮 sk贸r臋 jej twarzy szpeci艂y purpurowe, starcze plamy, ale jej oczy b艂yszcza艂y niczym dwa br膮zowe ognie. Czule uj臋艂a r臋k臋 Luke'a.

- Ale偶 to jest Luke Skywalker - odezwa艂a si臋, jakby go poznaj膮c. - Ten sam, kt贸ry przed wieloma laty za艂o偶y艂 akademi臋 Jedi.

Luke drgn膮艂, zdumiony. Wiedzia艂, 偶e staruszki nie uprzedzono o tym, kto przyjdzie.

- Jak miewa si臋 twoja 偶ona i dzieci? - zapyta艂a tymczasem Rell. - Czy ciesz膮 si臋 dobrym zdrowiem?

- Dzi臋...dzi臋kuj臋, maj膮 si臋 ca艂kiem dobrze - zaj膮kn膮艂 si臋 Luke.

Isolder poczu艂, jak na karku je偶膮 mu si臋 wszystkie w艂osy. Mia艂 wra偶enie, 偶e patrzy w o艣lepiaj膮ce 艣wiat艂o.

Starowina u艣miechn臋艂a si臋, jak gdyby o tym wiedzia艂a.

- To dobrze, to bardzo dobrze - rzek艂a. - Je偶eli zdrowie dopisuje, to ju偶 du偶o. Czy widzia艂e艣 si臋 ostatnio z Mistrzem Yod膮? Jak si臋 miewa ten stary filut?

- Nie widzia艂em go od dawna - odpar艂 Luke.

Rell pu艣ci艂a jego r臋k臋, a jej oczy zmatowia艂y. Wygl膮da艂o, 偶e po chwili nie pamita艂a ju偶 nawet tego, 偶e Luke nadal przed ni膮 stoi.

Augwynne zwr贸ci艂a jej uwag臋 na ksi臋cia.

- Matko Rell, Luke przyszed艂 tu z przyjacielem, kt贸ry tak偶e pragn膮艂 si臋 z tob膮 widzie膰 - powiedzia艂a i w艂o偶y艂a przegub Isoldera w podobne do szpon贸w palce staruszki.

- Och, przecie偶 to ksi膮偶臋 Isolder - powiedzia艂a stara kobieta, wyci膮gaj膮c g艂ow臋, by na niego spojrze膰. - Ale... s膮dzi艂am, 偶e Gethzerion ci臋 u艣mierci艂a. Je偶eli 偶yjesz, to...

Patrzy艂a na niego przez chwil臋, ale potem, kiedy dotar艂o do niej znaczenie tego, co powiedzia艂a, jej twarz si臋 nachmurzy艂a.

- Zn贸w musia艂am 艣ni膰 na jawie, prawda? - zapyta艂a. - Kt贸ry wiek mamy teraz?

- Tak, matko, znowu 艣ni艂a艣 na jawie - rzek艂a koj膮co Augwynne, g艂adz膮c r臋k臋 starowiny. Rell jednak nie pu艣ci艂a przegubu Isoldera, cho膰 jej oczy ponownie zmatowia艂y.

- Matka Rell ma ponad trzysta lat - wyja艣ni艂a Augwynne - ale jej duch jest tak silny, 偶e nie pozwala jej cia艂u umrze膰. Kiedy by艂am dzieckiem, cz臋sto powtarza艂a, 偶e kiedy艣 pojawi si臋 u nas Mistrz Jedi ze swoim uczniem, a kiedy to si臋 stanie, mam przyprowadzi膰 ich prosto do niej. Powiedzia艂a, 偶e ma dla ciebie wa偶n膮 wiadomo艣膰, ale w tej chwili jej umys艂 nie pracuje jasno. Przykro mi.

Augwynne wygl膮da艂a na zdenerwowan膮. Stara艂a si臋 uwolni膰 d艂o艅 Isoldera z zaci艣ni臋tych palc贸w Rell. Staruszka u艣miechn臋艂a si臋, a jej 艂ysiej膮ca g艂owa podskakiwa艂a przy ka偶dym ruchu jak korek na powierzchni wody.

- To mi艂o, 偶e zechcia艂e艣 mnie odwiedzi膰 - zwr贸ci艂a si臋 do ksi臋cia. - Wpadnij do mnie nast臋pnym razem. Jeste艣 tak膮 mi艂膮 m艂od膮 dziewczyn膮, a mo偶e m艂odym ch艂opcem czy kimkolwiek jeste艣...

Augwynne uwolni艂a r臋k臋 Isoldera z uchwytu d艂oni starowiny, a potem szybko wyprowadzi艂a obu m臋偶czyzn z komnaty.

- Ma dar widzenia przysz艂o艣ci, prawda? - zapyta艂 j膮 cicho Luke.

Augwynne machinalnie kiwn臋艂a g艂ow膮, a ksi膮偶臋 poczu艂, 偶e ogarnia go przera偶enie. Je艣li stara kobieta mia艂a racj臋, w ci膮gu najbli偶szych kilku dni Gethzerion go zabije.

- Czasem jednak b艂膮dzi po niej tak samo, jak zdarza si臋 jej nie pami臋ta膰 przesz艂o艣ci - uspokoi艂a go Augwynne.

- Co jeszcze m贸wi艂a ci na m贸j temat? - zwr贸ci艂 si臋 do niej Luke.

- M贸wi艂a, 偶e po tym, jak przyjdziesz, pozwoli swojemu cia艂u umrze膰 - odrzek艂a 艂agodnie kobieta. - Powiedzia艂a te偶, 偶e twoje przyj艣cie b臋dzie oznacza艂o koniec naszego 艣wiata.

- Jak my艣lisz, o co mog艂o jej chodzi膰? - zapyta艂 j膮 m艂ody Jedi.

Augwynne tylko pokr臋ci艂a g艂ow膮 i skierowa艂a si臋 w stron臋 paleniska, a s艂u偶膮cy nala艂 chochl膮 zup臋 do jej miski. Luke musia艂 zauwa偶y膰, 偶e Isolder jest przera偶ony, gdy偶 po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu ksi臋cia.

- Nie martw si臋 - powiedzia艂. - To, co widzia艂a Rell, jest tylko jedn膮 z wielu moliwych wersji przysz艂o艣ci. Nic nie jest przes膮dzone. Absolutnie nie jest.

ROZDZIA艁

18

Po obiedzie Teneniel zaprowadzi艂a wszystkich do miejsca, w kt贸rym mia艂y czeka膰 wierzchowce. Chocia偶 popo艂udniowe s艂o艅ce nie przygrzewa艂o zbyt mocno, bestie pluska艂y si臋 w stawach u podn贸偶a fortecy. Zanurza艂y si臋 w wodzie tak g艂臋boko, 偶e wida膰 by艂o tylko ich nozdrza.

Kilku ch艂opc贸w z wioski zacz臋艂o g艂o艣no krzycze膰, wydaj膮c im rozkazy, i po chwili cztery rankory wynurzy艂y si臋 z wody. Ch艂opcy na艂o偶yli na nie napier艣niki wykonane z kawa艂k贸w pancerzy i p艂askich ko艣ci powi膮zanych w jedn膮 ca艂o艣膰 za pomoc膮 sk贸r whuffy. Kiedy sko艅czyli je mocowa膰, wspi臋li si臋 na grzbiety zwierz膮t i umie艣cili na nich siod艂a. Unieruchomili je rzemieniami przywi膮zanymi do k艂贸w i poprowadzonymi miedzy nozdrzami do ostro zako艅czonych ko艣ci stercz膮cych z napier艣nik贸w. Na grzbiecie ka偶dego zwierz臋cia znalaz艂y si臋 dwa siod艂a.

Leia wybra艂a star膮 samic臋, przyw贸dczyni臋 stada, wabi膮c膮 si臋 Tash. Jej usian膮 brodawkami br膮zow膮 sk贸r臋 pokrywa艂y mchy i bladozielone porosty. Han podsadzi艂 ksi臋niczk臋 na tak膮 wysoko艣膰, 偶eby mog艂a si臋 wspi膮膰 po ko艣cistych bokach na p艂ytki pancerza napier艣nika, a z nich przeskoczy膰 na siod艂o. P贸藕niej pom贸g艂 ksi臋ciu i Luke'owi umie艣ci膰 Artoo i Threepia na grzbiecie innego rankora i przywi膮za膰 rzemieniami, by nie spad艂y. Zabranie ich stanowi艂o pewien problem, ale wiedzieli, 偶e b臋d膮 potrzebowali czujnik贸w Artoo.

Kiedy si臋 z tym uporali, Teneniel wspi臋艂a si臋 na grzbiet trzeciego rankora, a Chewbacca na grzbiet czwartego. Han podszed艂 do wierzchowca Leii i zacz膮艂 szuka膰 na jego boku miejsca, w kt贸rym m贸g艂by umie艣ci膰 stop臋, ale Luke znalaz艂 si臋 bardzo szybko przy nim.

- Horn, pos艂uchaj, Han - odezwa艂 si臋 艂agodnie. - Prawd臋 m贸wi膮c, mia艂em nadziej臋, 偶e b臋d臋 m贸g艂 podr贸偶owa膰 razem z Lei膮. Nie widzieli艣my si臋 tyle czasu i nie ukrywam, 偶e mamy sobie wiele do powiedzenia.

Leia wyczu艂a jakie艣 niezwyk艂e napi臋cie w jego g艂osie.

- Nic z tego, ch艂opie - odpar艂 jednak Han. - Leia nale偶y teraz do mnie. Dlaczego nie mia艂by艣 pojecha膰 na tamtym ranlgprze? - Kiwn膮艂 g艂ow膮 w stron臋 zwierz臋cia, na kt贸rym siedzia艂a czarodziejka. - Teneniel jest dziewczyn膮 w sam raz dla ciebie.

- Ona? - zapyta艂 Luke. - Nic nie wiem na ten temat. M艂ody Jedi zarumieni艂 si臋, a Leia nagle zrozumia艂a, dlaczego jej brat czu艂 si臋 po prostu onie艣mielony. Targa艂y nim sprzeczne uczucia. Dziewczyna mu si臋 podoba艂a, ale ba艂 si臋, by sprawy nie zasz艂y zbyt daleko.

- Nie m贸w mi, 偶e jej nie zauwa偶y艂e艣 - ci膮gn膮艂 Han. - M贸wi臋 ci, ta kobieta ma wszystko na swoim miejscu.

- Tak, to zauwa偶y艂em - u艣miechn膮艂 si臋 niepewnie Luke.

- No, i? Chcesz powiedzie膰, 偶e ci si臋 nie podoba? - zapyta艂 z niedowierzaniem Han.

- 呕yjemy przecie偶 na dw贸ch ca艂kiem odmiennych planetach - stwierdzi艂 Luke.

- Ale macie wiele wsp贸lnego. I ty, i ona pochodzicie z ma艂ych zacofanych 艣wiat贸w. Obydwoje dysponujecie niezwyk艂ymi mocami. Ty jeste艣 m臋偶czyzn膮, a ona kobiet膮. Czeg贸偶 wi臋cej potrzeba? Wierz mi, ch艂opie, gdybym ja by艂 na twoim miejscu, podszed艂bym do niej i zapyta艂, czy zgodzi si臋 jecha膰 razem ze mn膮.

- No, nie wiem - zawaha艂 si臋 Luke.

Siedz膮ca nad nimi Leia poczu艂a, 偶e napi臋cie znika z g艂osu brata. Zrozumia艂a, 偶e Hanowi uda艂o si臋 go przekona膰.

- No dobrze, je偶eli ty nie chcesz poprosi膰, by pojecha艂a z tob膮, mo偶e ja powinienem to zrobi膰 - odezwa艂 si臋 Han, spogl膮daj膮c w g贸r臋 na Lei臋.

- Och, ale偶 z ciebie du偶y dzieciak - odci臋艂a si臋 ksi臋偶niczka. - Czy s膮dzisz, 偶e b臋d臋 zazdrosna? Na pewno nie.

- Hej - odrzek艂 zdumiony Han. - Przecie偶 to ja jestem tym porzuconym zalotnikiem. Je偶eli wolisz jecha膰 z Jego Wysoko艣ci膮 Isolderem, to twoja sprawa. - Machn膮艂 r臋k膮 w stron臋 ksi臋cia, kt贸ry sta艂 teraz obok rankora Teneniel. - Ale nie dziw si臋, je艣li zaczn臋 szuka膰 innej m艂odej i pi臋knej damy, kt贸ra pocieszy艂aby mnie w rozpaczy.

- Nie b臋d臋 si臋 dziwi膰... a przynajmniej nie za bardzo - odpar艂a Leia. - Prawd臋 m贸wi膮c, b臋d臋 si臋 martwi艂a, ale nie o ciebie. Nie pozwol臋, by艣 wykorzystywa艂 inn膮 kobiet臋 w taki spos贸b.

- Kto, ja? - zapyta艂 Han, wzruszaj膮c ramionami i unosz膮c r臋ce w ge艣cie maj膮cym oznacza膰 niedowierzanie.

Odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na Teneniel, ale Luke ju偶 wspina艂 si臋 na grzbiet jej rankora i sadowi艂 si臋 w siodle za plecami dziewczyny. Isolder, kt贸ry w tym czasie podkrad艂 si臋 do wierzchowca ksi臋偶niczki, wykorzysta艂 chwil臋 jego nieuwagi

1 wskoczy艂 na siod艂o za Lei膮.

- Wielka szkoda, generale Solo - powiedzia艂, klepi膮c j膮 po kolanie. -Wygl膮da na to, 偶e b臋dziesz musia艂 jecha膰 razem ze swoim w艂ochatym przyjacielem, Wookie'em. Wiem jednak, 偶e jeste艣cie sobie tak bliscy, i偶 b臋dzie to dla ciebie prawdziw膮 przyjemno艣ci膮.

Han popatrzy艂 na ksi臋cia, a Leii zdecydowanie nie spodoba艂 si臋 wyraz jego oczu. Pomy艣la艂a, 偶e dalsza cz臋艣膰 dnia nie zapowiada si臋 dobrze.

Wyruszyli w drog臋, kieruj膮c si臋 ma艂o ucz臋szczanym szlakiem zaczynaj膮cym si臋 po przeciwnej stronie 艢piewaj膮cej G贸ry. Rankory musia艂y schodzi膰 ze stromego, prawie stumetrowego stoku. Podczas tej w臋dr贸wki udowodni艂y, 偶e s膮 naprawd臋 wspania艂ymi wierzchowcami. Kiedy rankor spogl膮da艂 w prawo, w lewo czy w g贸r臋, porusza艂 ca艂ym 艂bem, dzi臋ki czemu umieszczone na skraju napier艣nika siod艂a przemieszcza艂y si臋 w rytm ruch贸w jego cia艂a. Kiedy kroczy艂 na tylnych 艂apach z wyci膮gni臋t膮 szyj膮, jego dziwaczny ch贸d i nieskoordynowane ruchy n贸g sprawia艂y, 偶e nieuwa偶ny jedziec m贸g艂 bardzo 艂atwo spa艣膰 na ziemi臋. Gdy za艣 opada艂 na cztery nogi i przedziera艂 si臋 przez gste zaro艣la, nie lada sukcesem by艂o samo utrzymanie si臋 w siodle. Kr贸tko m贸wi膮c, jazda na grzbiecie rankora by艂a czynno艣ci膮 bardzo m臋cz膮c膮 i wymagaj膮c膮 wielkiej uwagi. Ksi臋偶niczka chyba nigdy w 偶yciu nie by艂a zmuszona do tak du偶ego wysi艂ku fizycznego. Jednak zanim zapad艂a noc, dosz艂a do wniosku, 偶e przemierzenie tych g贸r bez rankora by艂oby niemo偶liwe.

Dwukrotnie musieli pokonywa膰 w膮wozy o 艣cianach tak stromych, 偶e baliby si臋 chodzi膰 po nich do艣wiadczeni wspinacze, ale rankory chwyta艂y ogromnymi pazurami wykute w skale wyst臋py i bez trudu schodzi艂y na d贸艂, aby wspi膮膰 si臋 po chwili na przeciwleg艂e zbocze. Podczas jednej z takich wspinaczek rankor Hana potr膮ci艂 nog膮 wielki g艂az, kt贸ry spadaj膮c, omal nie zmia偶d偶y艂 ksi臋cia. Oburzony Isolder popatrzy艂 gro藕nie w g贸r臋 na Hana, ale ten tylko si臋 u艣miechn膮艂.

- Przykro mi - powiedzia艂.

- Mo偶liwe, 偶e wcale nie jest ci przykro - odrzek艂 przez zaci艣ni臋te z臋by ksi膮偶臋. -Nie uda艂o ci si臋 jej ukra艣膰, wi臋c teraz b臋dziesz stara艂 si臋 mnie zamordowa膰?

- Han by tego nie zrobi艂. To by艂 tylko wypadek - zapewni艂a go Leia, ale Isolder mimo to patrzy艂 gniewnie na pn膮cego si臋 nad nim rywala.

P贸藕niej przez d艂ugi czas nic nie m贸wi艂, ale kiedy jego rankor wyprzedzi艂 znacznie pozosta艂e, odezwa艂 si臋 do Leii:

- Nadal nie rozumiem, dlaczego zdecydowa艂a艣 si臋 polecie膰 z nim tak nagle.

Nie powiedzia艂 nic wi臋cej, nie za偶膮da艂 odpowiedzi, ale ton jego g艂osu 艣wiadczy艂 o trawi膮cej go frustracji. By艂o jasne, 偶e bardzo pragn膮艂by us艂ysze膰 prawd臋, kt贸rej ona wyjawi膰 mu nie chcia艂a.

- Czy istotnie wydaje ci si臋 takie dziwne, 偶e uda艂am si臋 w podr贸偶 z Hanem, kt贸ry jest moim dobrym przyjacielem? - zapyta艂a, maj膮c nadziej臋, 偶e uda si臋 jej zmieni膰 temat.

- Tak - odpar艂 porywczo ksi膮偶臋.

- Dlaczego?

- Jest taki szorstki w obej艣ciu, taki... - odezwa艂 si臋 z namys艂em, jakby my艣l膮c, co jeszcze powiedzie膰.

- Jaki? - zapyta艂a ksi臋偶niczka.

- G艂upkowaty - doko艅czy艂 Isolder. - Z ca艂膮 pewno艣ci膮 niegodny ciebie.

- Rozumiem - odrzek艂a Leia, staraj膮c si臋 nie pokaza膰 po sobie ogarniaj膮cego j膮 gniewu. - A wi臋c ksi膮偶臋 Hapes uwa偶a kr贸la Korelii za szorstkiego grupka, a kr贸l Korelii s膮dzi, 偶e ksi膮偶臋 Hapes jest o艣lizg艂y jak ropucha. S膮dz膮c po tym, nie nale偶y si臋 spodziewa膰, by艣cie wkr贸tce za艂o偶yli towarzystwo wzajemnej adoracji.

- Nazwa艂 mnie o艣lizg艂膮 ropuch膮? - zapyta艂 Isoldera w jego oczach odbi艂a si臋 groza zmieszana z niedowierzaniem.

W chwil臋 p贸藕niej zwierz臋ta zacz臋艂y przedziera膰 si臋 przez krzaki tak g臋ste, 偶e m臋偶czyzna maj膮cy nawet wibroostrze musia艂by sp臋dzi膰 wiele godzin, wyr膮buj膮c sobie drog臋. Kiedy id膮cy przodem rankor ksi臋cia torowa艂 sobie przej艣cie mi臋dzy drzewami, ksi膮偶臋 przytrzyma艂 ga艂膮藕, 偶eby nie podrapa艂a Leii, ale potem pu艣ci艂 j膮 tak, 偶e smagn臋艂a jad膮cych jego 艣ladami Hana i Chewbacc臋.

- Hej! - zawo艂a艂 Han. - Uwa偶aj troch臋! Isolder obdarzy艂 go przelotnym u艣miechem.

- Mo偶liwe, 偶e sam powiniene艣 uwa偶a膰, generale Solo - powiedzia艂. - Ta planeta a偶 roi si臋 od niebezpiecznych o艣lizg艂ych ropuch.

Twarz Hana spochmurnia艂a.

- Nie martw si臋 o mnie - odpar艂. - Potrafi臋 troszczy膰 si臋 o siebie.

Reszta popo艂udnia min臋艂a bez incydent贸w, zapewne dlatego, 偶e byli zbyt zm臋czeni, by ze sob膮 walczy膰. Leia przys艂uchiwa艂a si臋, jak Luke i Teneniel cicho rozmawiaj膮. M艂ody Jedi udziela艂 jej wskaz贸wek, jak nauczy膰 si臋 w艂ada膰 Moc膮, a dziewczyna opowiada艂a mu o 偶yj膮cej w tych g贸rach rogatej bestii, kt贸r膮 nazywa艂a drebbinem. Z jej s艂贸w wynika艂o, 偶e drebbiny poluj膮 na rankory. Leia nie umia艂a sobie tego nawet wyobrazi膰.

P贸藕nym popo艂udniem ca艂a grupa dotar艂a do rzeki szumi膮cej i pieni膮cej si臋 od w贸d pochodz膮cych z topniej膮cych na g贸rskich szczytach 艣nieg贸w. Rankory wskoczy艂y w jej nurt i zacz臋艂y skokami przedostawa膰 si臋 na drugi brzeg, zanurzaj膮c si臋 miejscami a偶 po nozdrza. Ich ogony pomaga艂y im utrzyma膰 kierunek, unosz膮c si臋 na powierzchni wody. W pewnej chwili Leia zacz臋艂a bezmy艣lnie nuci膰 jak膮艣 melodi臋. Nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e mruczy:

Han Solo,

Co za m臋偶czyzna! Solo...

Urwa艂a, zmieszana i za偶enowana.

Han zr贸wna艂 krok swojego rankora z wierzchowcem Leii i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko do ksi臋偶niczki. Przez jaki艣 czas oba rankory p艂yn臋艂y obok siebie, ale pr膮d zni贸s艂 wierzchowca Hana tak blisko, 偶e zwierz臋 wpad艂o na swego s膮siada. Przez chwil臋 oba rankory p艂yn臋艂y 艂eb w 艂eb, przepychaj膮c si臋 nawzajem. Leia popatrzy艂a po kolei na Hana i ksi臋cia.

- W tej chwili macie obaj przesta膰! - krzykn臋艂a.

- To on zacz膮艂! - odkrzykn膮艂 Han, a Isolder ochlapa艂 go, smagn膮wszy powierzchni臋 wody lejcami.

Jad膮ca za nimi Teneniel zacz臋艂a cicho 艣piewa膰, a na powierzchni rzeki utworzy艂 si臋 wir, kt贸ry uni贸s艂 kaskady spienionej br膮zowej wody na wysoko艣膰 czterdziestu metr贸w, a potem opad艂, mocz膮c do suchej nitki i Hana, i Isoldera. Widz膮c to, Luke i Chewbacca wybuchn臋li 艣miechem. Leia tak偶e u艣miechn臋艂a si臋 do czarodziejki.

- Dzi臋kuj臋-powiedzia艂a. - Mo偶e kt贸rego艣 dnia b臋dziesz mog艂a nauczy膰 i mnie tej sztuczki.

Poczu艂a nagle b艂ogo艣膰 zmieszan膮 z po偶膮daniem i zrozumia艂a, 偶e uda艂o si臋 jej przechwyci膰 cz膮stk臋 emocji Luke'a. Doskonale wiedzia艂a, 偶e jej brat rzadko kiedy odczuwa艂 co艣 takiego wobec innych kobiet. Przes艂a艂a mu porozumiewawcze mrugni臋cie.

- Wkr贸tce b臋dziemy na miejscu i rozbijemy ob贸z - odezwa艂a si臋 Teneniel, kiedy rankory wdrapa艂y si臋 na drugi brzeg rzeki. Artoo zd膮偶y艂 ju偶 wysun膮膰 swoj膮 anten臋 paraboliczn膮. - Jaskinie s膮 ju偶 niedaleko.

- Artoo nie odbiera 偶adnych sygna艂贸w od jednostek imperialnych - powiedzia艂 Threepio, kt贸rego z艂ociste oczy l艣ni艂y nienaturalnym blaskiem na tle ciemnej zieleni lasu. - Odbiera jednak mn贸stwo innych transmisji radiowych docieraj膮cych do nas z g贸ry.

- Co si臋 dzieje? - zapyta艂 robota Luke, a Artoo zacz膮艂 wydawa膰 elektroniczne 艣wiergoty i piski.

- Wydaje si臋, prosz臋 pana - zacz膮艂 Threepio - 偶e nad nami wy艂oni艂o si臋 z nadprzestrzeni kilka imperialnych gwiezdnych niszczycieli. Do tej chwili uda艂o si臋 odebra膰 sygna艂y z czternastu statk贸w.

Leia popatrzy艂a nerwowo na niebo, chocia偶 by艂o wci膮偶 jeszcze zbyt jasno, by zobaczy膰 na nim gwiezdny statek.

- My艣l臋, 偶e nie powinienem by艂 przylatywa膰 tu hapa艅skim Bitewnym Smokiem - stwierdzi艂 Isolder. - Po tym, jak wydali艣my im nasz膮 ma艂膮 bitw臋, mieli tylko dwa wyj艣cia: albo wezwa膰 posi艂ki, albo si臋 wynosi膰. Obawiam si臋, 偶e wybrali to pierwsze rozwi膮zanie. Leia ju偶 mia艂a zapyta膰, jakie s膮 szans臋, 偶e ludzie Zsinja domy艣la si臋, co dzieje si臋 na planecie, ale w ostatniej chwili zmieni艂a zamiar. Nie chcia艂a, by cz艂onkowie grupy, kt贸rzy nie zdawali sobie w pe艂ni sprawy z sytuacji, martwili si臋 niepotrzebnie. Popatrzy艂a na Hana i widz膮c jego zmarszczone brwi, zrozumia艂a, o czym my艣li. Stranicy pilnuj膮cy wi臋zienia wys艂ali z pewno艣ci膮 wiadomo艣膰, 偶e Solo przebywa na Dathomirze. Ludzie Zsinja wiedzieli zatem, i偶 jest ca艂y i zdrowy. I podobnie jak za uj臋cie ka偶dego wybitnego oficera Nowej Republiki, tak i za g艂ow臋 Hana wyznacz膮 wysok膮 nagrod臋. Nasuwa艂o si臋 wi臋c pytanie, czy zale偶y im na nim tak bardzo, 偶e zdecyduj膮 si臋 zlekcewa偶y膰 rzucon膮 kl膮tw臋 i zakaz l膮dowania, i przy艣l膮 statek na Dathomir臋, 偶eby uj膮膰 genera艂a Solo.

Odwr贸ci艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na ksi臋cia.

- Przypuszczam, 偶e masz racj臋 - powiedzia艂a. - Nie podoba mi si臋, 偶e tak du偶o niszczycieli kr膮偶y nad naszymi g艂owami.

Szans臋, 偶e czujniki tych statk贸w wykryj膮 dzia艂anie elektronicznych obwod贸w Artoo, by艂y bardzo ma艂e, ale jednak nie mo偶na by艂o tego ca艂kiem wykluczy膰, wi臋c doda艂a:

- Lepiej poszukajmy tych jaski艅 i schowajmy si臋 na jaki艣 czas.

Teneniel poprowadzi艂a ich przez g臋sty las pod g贸r臋 i zanim up艂yn臋艂o dziesi臋膰 minut, pokaza艂a im ukryty w zboczu otw贸r, na wp贸艂 os艂oni臋ty przez zarastaj膮ce go czerwone p臋dy winoro艣li, na kt贸rych rozkwita艂y ostro pachn膮ce bia艂e kwiaty. Dziewczyna zsun臋艂a si臋 z rankora, podesz艂a do wlotu jaskini i zawo艂a艂a:

- Barukka? Barukka?

Nikt jednak jej nie odpowiedzia艂. Sta艂a przez jaki艣 czas, troch臋 zdenerwowana, a potem przymkn臋艂a oczy i zacz臋艂a cicho nuci膰.

- Nie wyczuwam jej obecno艣ci w pobli偶u - odezwa艂a si臋 po chwili.

- Je偶eli jej nie znajdziemy, to w jaki spos贸b zdob臋dziemy informacje o wi臋zieniu? - zapyta艂 Threepio. - Artoo, przeszukaj okolic臋 i sprawd藕, czy nie stwierdzisz obecno艣ci ludzkiego 偶ycia!

Artoo wyda艂 z siebie pojedynczy gwizd i zacz膮艂 omiata膰 horyzont swoj膮 paraboliczn膮 anten膮.

Teneniel zajrza艂a do jaskini i wesz艂a do 艣rodka. W chwil臋 p贸藕niej ukaza艂a si臋 ponownie.

- W 艣rodku s膮 jakie艣 ubrania i kilka garnk贸w - rzek艂a. - Wygl膮da na to, 偶e mog艂a opu艣ci膰 jaskini臋 przed dwoma lub trzema dniami.

- Wspaniale - odezwa艂 si臋 Han. - Dok膮d mog艂a p贸j艣膰?

- Mo偶e chcia艂a znale藕膰 po偶ywienie? - zasugerowa艂a Teneniel. - A mo偶e przy艂膮czy艂a si臋 znowu do Si贸str Nocy? Dla Barukki to s膮 bardzo niebezpieczne chwile. Jako ta, kt贸ra jest wygnana, powinna sp臋dza膰 czas na tym pustkowiu ca艂kiem sama, by rozwa偶a膰 swoj膮 przesz艂o艣膰 i zastanawia膰 si臋 nad przysz艂o艣ci膮. Czasem jednak samotno艣膰 doskwiera tak bardzo, 偶e nie mo偶na tego wytrzyma膰.

S艂o艅ce chyli艂o si臋 ku zachodowi i cienie zacz臋艂y si臋 wyd艂u偶a膰.

- Rozbijmy ob贸z - zaproponowa艂 Luke. - Mo偶emy zaczeka膰 tu na ni膮.

Wprowadzi艂 swojego rankora do 艣rodka, a Teneniel zacz臋艂a uk艂ada膰 przed wej艣ciem p贸艂okr膮g z kamieni, aby zaznaczy膰, 偶e jaskinie s膮 zamieszkane. Lei nie podoba艂 si臋 pomys艂 zaj臋cia prywatnego terytorium Barukki. Czu艂a, 偶e zak艂贸ca w ten spos贸b spok贸j starej kobiety.

Isolder tak偶e wprowadzi艂 swojego wierzchowca do jaskini. Komnaty by艂y pe艂ne b艂yszcz膮cych, zapieraj膮cych dech w piersiach swoim pi臋knem, inkrustowanych jasno偶贸艂tymi granatami stalaktyt贸w i stalagmit贸w barwy ko艣ci s艂oniowej i zieleni. We wntrzu le偶a艂o mn贸stwo kamieni przywodz膮cych na my艣l tryskaj膮c膮 wod臋. Leia zrozumia艂a, dlaczego czarodziejki nazwa艂y jaskinie Kamiennymi Rzekami. Sklepienie znajdowa艂o si臋 tak wysoko, 偶e mog艂y tu stan膮膰 jeden na drugim dwa rankory. Po艣rodku jaskini p艂yn膮艂 w膮ski strumie艅.

Teneniel przynios艂a kilka kawa艂k贸w drewna na opa艂 ze stosu u艂o偶onego przy wej艣ciu do jaskini, a Han roznieci艂 ognisko, u偶ywaj膮c w tym celu swojego blastera. W czasie jazdy w ci膮gu dnia wszyscy milczeli, rozgl膮daj膮c si臋 bacznie w poszukiwaniu oddzia艂贸w zwiadowczych wys艂anych przez Siostry Nocy. Teraz, kiedy mogli nareszcie rozmawia膰, Leia stwierdzi艂a, 偶e jest zbyt zm臋czona.

Rankory jednak nie sprawia艂y wra偶enia wyczerpanych. Przykucn臋艂y wok贸艂 ogniska w swoich niesamowitych napier艣nikach, zrobionych z p艂askich ko艣ci i pancerzy szturmowc贸w. Grza艂y si臋 przy ogniu i cicho mrucza艂y. Tosh m贸wi艂a co艣 do m艂odych, gestykuluj膮c pazurami, a blask ognia odbija艂 si臋 od jej k艂贸w i stwardnia艂ych naro艣li na karku.

Chewbacca zwin膮艂 si臋 w k艂臋bek na roz艂o偶onej macie i zasn膮艂, a Threepio i Artoo stan臋li u wej艣cia do jaskini, tak by robot m贸g艂 艣ledzi膰 za pomoc膮 swoich czujnik贸w wszystko, co dzia艂o si臋 na dworze. Han, uj膮wszy wielk膮 偶agiew jak pochodni臋, zaj膮艂 si臋 badaniem mrocznych zakamark贸w jaskini. Luke i Teneniel cicho rozmawiali, a dziewczyna wk艂ada艂a do ogniska du偶e zielone orzechy; piek艂a je, nie wyjmuj膮c z 艂upin. Isolder siedzia艂, wspar艂szy plecy o inkrustowan膮 granatami kolumn臋. Przymkn膮艂 oczy i bawi艂 si臋 blasterem.

W pewnej chwili rankory wyda艂y zawodz膮cy j臋k, a Teneniel kiwn臋艂a g艂ow膮 w stron臋 Tosh.

- Opowiada dzieciom, jak jej przodkowie po raz pierwszy zetkn臋li si臋 z czarodziejkami - wyja艣ni艂a. - M贸wi, 偶e jaka艣 chora samica spotka艂a kobiet臋, kt贸ra j膮 wyleczy艂a, a potem, podr贸偶uj膮c na jej grzbiecie, nauczy艂a si臋 pos艂ugiwa膰 jej mow膮.

Czarodziejka, dosiadaj膮c rankora, mog艂a lepiej dostrzega膰 po偶ywienie bystrymi oczami, kt贸rymi widzia艂a nawet w dzie艅, tak 偶e samica nie tylko wyzdrowia艂a, ale sta艂a si臋 wi臋ksza ni偶 wszystkie inne. Troch臋 p贸藕niej zosta艂a matk膮 w艂asnego stada, kt贸re tak偶e si臋 rozrasta艂o, podczas gdy inne marnia艂y. W tamtych czasach rankory nie potrafi艂y wyrabia膰 narz臋dzi czy broni takiej jak sieci do polowania i w艂贸cznie. Nie wiedzia艂y te偶, 偶e mo偶na chroni膰 cia艂o pancerzami czy napier艣nikami. Tosh m贸wi m艂odym, 偶e w zamian za to, i偶 czarodziejki nauczy艂y je tych wszystkich wspania艂ych rzeczy, rankory powinny zawsze s艂u偶y膰 im i kocha膰 je nawet w贸wczas, kiedy kobiety 偶膮daj膮 od nich bezsensownych rzeczy, takich jak przenoszenie przez niedost臋pne pustkowia czy pomoc w walce przeciwko Siostrom Nocy.

Leia przygl膮da艂a si臋 z namys艂em Teneniel, rozumiej膮c, 偶e dziewczyna musia艂a w jaki艣 spos贸b wyczu膰 jej zainteresowanie rankorami.

- My艣l臋, 偶e Tosh musi was bardzo kocha膰 - powiedzia艂a.

- Tak, Tosh jest nam wdzi臋czna za to, 偶e jej stado jest takie silne, ale ani ona, ani 偶aden inny rankor nie jest zachwycony obecno艣ci膮 Si贸str Nocy.

- Powiedzia艂a艣 mi wcze艣niej, 偶e rankory nie b臋d膮 s艂u偶y艂y wied藕mom - odezwa艂 si臋 Luke. - Dlaczego tak postanowi艂y?

- Siostry Nocy traktowa艂y je 藕le, jak najgorszych niewolnik贸w. Rankory uciek艂y wi臋c od nich.

- To ciekawe - wtr膮ci艂 si臋 do rozmowy przys艂uchuj膮cy si臋 jej Isolder. - Traktujecie te istoty jak przyjaci贸艂, ale z m臋偶czyzn robicie niewolnik贸w. Macie bardzo ciekaw膮 struktur臋 spo艂eczn膮, w kt贸rej m臋偶czy藕ni znajduj膮 si臋 na samym dole. Uwa偶am, 偶e to barbarzy艅skie obyczaje.

- Cz臋sto znacznie 艂atwiej dostrzega si臋 barbarzy艅stwo w艣r贸d obcych kultur ni偶 u siebie - stwierdzi艂 Luke. - Czarodziejki zbudowa艂y hierarchiczny system spo艂eczny oparty na w艂adzy, podobnie jak inne spo艂ecze艅stwa.

Isolder kiwn膮艂 g艂ow膮.

- We藕my chocia偶by system rz膮d贸w oparty na pierwor贸dztwie - odezwa艂a si臋 Leia. - Uwa偶am go tak偶e za barbarzy艅ski. Czy nie s膮dzisz, 偶e tak jest, Isolderze?

- To raczej dziwne stwierdzenie, zw艂aszcza 偶e m贸wisz to ty, ksi臋偶niczko - odpar艂 zapytany. - Wywodzisz si臋 z rodu, kt贸rego przedstawicieli od wielu pokole艅 szkolono i wychowywano z my艣l膮 o tym, 偶e b臋d膮 rz膮dzili. Ty tak偶e kiedy艣 obejmiesz w艂adz臋. Wiedz膮 o tym twoi poddani. Nawet teraz, kiedy tw贸j tytu艂 i korona sta艂y si臋 w艂a艣ciwie tylko symbolami, ludzie domagaj膮 si臋 g艂o艣no, aby艣 nadal pe艂ni艂a funkcj臋 ambasadora Alderaanu.

- S膮dzisz wi臋c, 偶e jeste艣my przyw贸dcami nie dlatego, 偶e takie prawo daje nam nasze pochodzenie, lecz dlatego, i偶 odziedziczyli艣my odpowiednie umiej臋tno艣ci? - zapyta艂a go skonsternowana nieco Leia. - Wydaje mi si臋, 偶e to bardzo naci膮gane rozumowanie.

- Nie, wcale nie - sprzeciwi艂 si臋 Isolder. - Hodujemy zwierz臋ta, robi膮c wszystko z my艣l膮 o tym, 偶eby by艂y inteligentne, szybkie czy pi臋kne. Je偶eli chodzi o 偶yj膮ce w gromadach zwierz臋ta mi臋so偶erne, bardzo cz臋sto przyw贸dca takiego stada wybiera za partnera zwierz臋 najsilniejsze i najm膮drzejsze. W rezultacie ich potomstwo „dziedziczy" jego dominuj膮c膮 pozycj臋 w stadzie. Czy tak nie jest?

- Nawet gdybym mia艂a ci przyzna膰 racj臋 - zauwa偶y艂a Leia - to w 偶adnym wypadku nie ma to wp艂ywu na zachowanie si臋 ludzi. Ludzie nie s膮 偶yj膮cymi w stadach mi臋so偶ercami. Isolder popatrzy艂 w mroczny k膮t jaskini.

- Gdyby艣 pozna艂a lepiej moj膮 matk臋, przyzna艂aby艣 mi racj臋 - odpar艂.

Leia zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, co w艂a艣ciwie m贸g艂 mie膰 na my艣li.

- Z pewno艣ci膮 wiele spo艂ecze艅stw ludzkich uwa偶a si臋 za 偶yj膮cych w gromadach mi臋so偶erc贸w - rzek艂 Luke. - Je偶eli wzi膮膰 pod uwag臋 jakiegokolwiek przyw贸dc臋 zaprz臋gu, nie mo偶na w贸wczas nie dostrzec cho膰by cz膮stki tej prawdy. Poza tym s膮 jeszcze lordowie.

- I Siostry Nocy - doda艂a Teneniel.

- Luke, nie wierz臋 w艂asnym uszom, 偶e mo偶esz nie zgadza膰 si臋 ze mn膮 w tej sprawie - o艣wiadczy艂a Leia. - Jeste艣 przecie偶 naj艂agodniejszym ze wszystkich znanych mi ludzi.

- Chc臋 tylko powiedzie膰 - odezwa艂 si臋 cicho Luke - 偶e chocia偶 to brzmi wstr臋tnie, Isolder zapewne ma sporo racji. Inteligencja, zdecydowanie, charyzma... ka偶da z tych zalet mo偶e zale偶e膰 w pewnym stopniu od cech genetycznych. I dop贸ki to b臋dzie prawd膮, s膮dz臋, 偶e wychowywanie wci膮偶 nowych pokole艅 rz膮dz膮cej kasty mo偶e by膰 ca艂kiem nieg艂upi膮 my艣l膮.

- My艣l臋, 偶e to okropny pomys艂 - stwierdzi艂a Leia. - Widzia艂e艣 to przecie偶, Isolderze. Widzia艂e艣 na swoich planetach ludzi, kt贸rzy mogliby by膰 r贸wnie dobrymi przyw贸dcami jak ty.

Isolder zawaha艂 si臋 na chwil臋.

- Przypuszczam, 偶e mogliby by膰 dobrymi przyw贸dcami - przyzna艂. - Z pewno艣ci膮 s膮 przyw贸dcami grupy przedsi臋biorc贸w. Nie jestem jednak pewien, czy powinno si臋 pozwoli膰 im przewodzi膰 rz膮dowi.

- Jak mo偶esz tak my艣le膰? - zapyta艂a ksi臋偶niczka.

- Przyw贸dcy przedsi臋biorstw maj膮 sk艂onno艣膰 do patrzenia na wszystko w kategoriach zysku, wzrostu czy produktu ko艅cowego. Widzia艂em 艣wiaty rz膮dzone przez ludzi interesu, kt贸rzy nie dbali o innych. Na przyk艂ad aktor贸w, kap艂an贸w czy inwalid贸w uwa偶ali za darmozjady, 偶eruj膮ce na ich pracy. Wola艂bym, by tacy przyw贸dcy ograniczyli si臋 do rz膮dzenia swoimi przedsi臋biorstwami.

- Narzekasz, 偶e wielu ludzi interesu jest sk艂onnych troszczy膰 si臋 tylko o w艂asne dobro, a przed chwil膮 nazwa艂e艣 swoj膮 matk臋 drapie偶nikiem - odezwa艂 si臋 Luke. - Jak膮 widzisz r贸偶nic臋 mi臋dzy ni膮 a lud藕mi, kt贸rzy dbaj膮 tylko o swoje przedsi臋biorstwo?

- Moja matka by艂a w swoich czasach dobr膮 przyw贸dczyni膮 - o艣wiadczy艂 ksi膮偶臋. - Kiedy wasza Stara Republika rozpada艂a si臋, potrzebny nam by艂 kto艣 brutalny, kto umia艂by ochroni膰 nas przed si艂ami Imperatora. A kiedy nie m贸g艂by nas d艂u偶ej chroni膰, musieli艣my mie膰 kogo艣 tak silnego, by utrzyma艂 nasze 艣wiaty razem, mimo nacisk贸w wywieranych przez w艂adze imperialne. Teraz za艣 potrzebujemy kr贸lowej-matki na tyle silnej, 偶eby mog艂a przeciwstawi膰 si臋 moim 偶膮dnym krwi ciotkom, i na tyle 艂agodnej, by rz膮dzi艂a naszymi poddanymi dobrotliwie.

Teneniel nie przestawa艂a g艂adzi膰 nogi rankora, a ogromna bestia, zadowolona z tej pieszczoty, przysun臋艂a si臋 do niej troch臋 bli偶ej.

- Wydaje mi si臋, 偶e nie bardzo rozumiem, o czym rozmawiacie - powiedzia艂a dziewczyna. - Uwa偶acie nas za barbarzy艅c贸w tylko dlatego, 偶e rz膮dz膮 nami kobiety, a m臋偶czy藕ni nie maj膮 偶adnej w艂adzy. Je偶eli jednak twoim 艣wiatem w艂ada kr贸lowa-matka, jak mo偶e by膰 mniej barbarzy艅ski od naszego? - zapyta艂a, zwracaj膮c si臋 do Isoldera. - M臋偶czy藕ni nie maj膮 偶adnej w艂adzy ani na moim 艣wiecie, ani na twoim, a wi臋c na czym w艂a艣ciwie polega r贸偶nica?

- W pewnym sensie mam najwy偶sz膮 w艂adz臋 - rzek艂 Isolder - gdy偶 mimo 偶e jestem tylko m臋偶czyzn膮, to ja wybior臋 nast臋pn膮 kr贸low膮-matk臋.

Leia zgrzytn臋艂a z臋bami, s艂ysz膮c ten sam g艂upi argument, do jakiego ucieka艂a si臋 wi臋kszo艣膰 prze艣ladowanych na r贸偶nych 艣wiatach. W mniejszym lub wi臋kszym stopniu wszyscy oni zadowalali si臋 stwierdzeniem, i偶 maj膮 w艂adz臋, ale dobrowolnie wyrzekaj膮 si臋 jej na korzy艣膰 innych os贸b. Zdarza艂o si臋 dosy膰 cz臋sto, 偶e nie mo偶na by艂o dyskutowa膰 ze zdaniem ludzi trzymaj膮cych si臋 kurczowo pogl膮d贸w wpojonych im przez ich cywilizacj臋.

Nagle Leia u艣wiadomi艂a sobie, i偶 rozgniewa艂o j膮 co艣 innego: fakt, 偶e dziwnym trafem spe艂nia艂a wszystkie wymagania, jakie Isolder stawia艂 idealnej krlowej-matce. O艣wiadczy艂 jej, 偶e j膮 kocha, i by艂 jednym z najprzystojniejszych m臋偶czyzn, jakiego spotka艂a w 偶yciu. Mo偶e jednak zalicza艂 si臋 do tych, kt贸rzy pozwalali sobie na mi艂o艣膰 tylko wtedy, kiedy spotykali kobiet臋 spe艂niaj膮c膮 wszystkie ich oczekiwania Gdyby tak mia艂a wygl膮da膰 prawda, Leia nie wiedzia艂aby, co o tym s膮dzi膰.

Mo偶liwe, 偶e pomog艂aby jej w tym Teneniel. Dziewczyna spojrza艂a na ksi臋cia i wybuchn臋艂a 艣miechem.

- „To ja wybior臋 nast臋pn膮 kr贸low膮-matk臋 - zadrwi艂a, na艣laduj膮c dosy膰 dobrze jego akcent. - I to ja mam najwy偶sz膮 w艂adz臋". - Spojrza艂a na niego kpi膮co i nie przestaj膮c g艂adzi膰 nogi rankora, jeszcze raz g艂o艣no si臋 roze艣mia艂a. - Jeste艣 taki niem膮dry!

Penetruj膮cy zakamarki jaskini Han zacz膮艂 nagle co艣 krzycze膰 i strzela膰 z blastera. Luke zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi i w艂膮czy艂 sw贸j miecz 艣wietlny.

- W tamtym stawie kryje si臋 jaki艣 potw贸r! - krzykn膮艂 Han, podbiegaj膮c do ogniska. W r臋ku trzyma艂 dymi膮cy wci膮偶 blaster. - Jest zielony i wielki, i ma ogromne macki! M贸wi臋 wam, chcia艂 mnie po偶re膰!

- Och, tak - odezwa艂a si臋 Teneniel. - Zupe艂nie o nim zapomnia艂am.

- Czy to znaczy, 偶e wiesz o jego obecno艣ci w tym stawie? - zawo艂a艂 Han. - I mi o nim nie powiedzia艂a艣?

- Siostry klanu wpu艣ci艂y go tam przed kilkoma laty - rzek艂a dziewczyna. - My艣la艂y艣my, 偶e kiedy troch臋 podro艣nie, b臋dzie znakomitym po偶ywieniem dla rankor贸w.

Poklepa艂a bok Tosh, a kiedy bestia pochyli艂a 艂eb, szepn臋艂a jej co艣 do ucha. Samica przez chwil臋 patrzy艂a na ni膮 艂agodnie, ale w jej oczach pojawi艂y si臋 dzikie b艂yski. Potem rykn臋艂a, odwr贸ci艂a si臋 i pobieg艂a w stron臋 stawu, a tu偶 za ni膮 pospieszy艂a tr贸jka jej dzieci. Ludzie przysun臋li si臋 bli偶ej ogniska i zacz臋li po偶ywia膰 si臋 pieczonymi orzechami.

Przy ogniu by艂o im ciep艂o i przytulnie. Przez kilka minut rozmawiali ze sob膮, ale kiedy w g贸rach znikn膮艂 ostatni promie艅 s艂o艅ca, jaskinia pociemnia艂a i zacz臋艂a przyt艂acza膰 ich swoim ogromem. Z pocz膮tku Leii to nie przeszkadza艂o, ale nagle jej serce zacz臋艂o bi膰 偶ywiej i poczu艂a, 偶e co艣 parali偶uje j膮 i dusi. Wsta艂a i spojrza艂a w stron臋 wyj艣cia z jaskini. Sta艂a tam odziana na czarno posta膰 wspieraj膮ca si臋 na wielkim kiju.

- Co tutaj robicie? - odezwa艂a si臋 Barukka, zbli偶aj膮c si臋 do ogniska. W pierwszej chwili widok kija w d艂oni czarodziejki sprawi艂, 偶e wyda艂a si臋 Lei stara i niedo艂臋偶na. Kiedy jednak nieznajoma podesz艂a bli偶ej, Leia stwierdzi艂a, 偶e jest m艂od膮, niespe艂na trzydziestoletni膮 kobiet膮. Ksi臋偶niczka wyczuwa艂a emanuj膮c膮 z niej ciemno艣膰, kt贸ra sprawi艂a, 偶e sama poczu艂a si臋 zm臋czona i stara. 艢widruj膮ce niebieskie oczy Barukki patrzy艂y na nich uporczywie. Obserwowa艂a ich, nie 艣ci膮gaj膮c kaptura z g艂owy. - Musz臋 was ostrzec, 偶e zosta艂am wygnana, a miejsce, w kt贸rym si臋 znale藕li艣cie, jest moim domem. Nie mog臋 was ani przywita膰, ani poprosi膰, 偶eby艣cie zostali.

- Mo偶e wi臋c my mo偶emy powita膰 ciebie i zaprosi膰 ci臋, 偶eby艣 zosta艂a z nami i co艣 zjad艂a - odezwa艂 si臋 Luke, wstaj膮c z ziemi.

- Prosimy - doda艂a Teneniel. - Przybyli艣my tu, bo chcemy prosi膰 ci臋 o pomoc.

Barukka zatrzyma艂a si臋 na kraw臋dzi rzucanego przez ogie艅 blasku i patrzy艂a na nich jak dzikie zwierz臋. Na jej twarzy widnia艂y brzydkie szramy.

- Grozi wam wielkie niebezpiecze艅stwo - powiedzia艂a w ko艅cu. - Gethzerion zwo艂uje Siostry Nocy na wojn臋. Czuj臋, jak mnie wzywa, jak ci膮gnie mnie do siebie. A wy zaliczacie si臋 do jej wrog贸w.

- Ale nie zaliczamy si臋 do twoich wrog贸w - odpar艂 Luke.

- Matka Augwynne powiedzia艂a, 偶e zwr贸ci艂a艣 si臋 do niej z pro艣b膮 o ponowne przyj臋cie do si贸str klanu ze 艢piewaj膮cej G贸ry - rzek艂a Teneniel. - Chcieliby艣my powita膰 ci臋 kiedy艣 po艣r贸d nas jako pe艂noprawn膮 siostr臋.

- Tak - odezwa艂a si臋 zamy艣lona Barukka. - Postanowi艂a od艂膮czy膰 si臋 od klanu Si贸str Nocy.

Powiedzia艂a to tak, jakby m贸wi艂a nie o sobie, ale o kim艣, kogo nie by艂o w jaskini. Leia zacz臋艂a si臋 obawia膰, 偶e kobieta postrada艂a zmys艂y.

- To ty postanowi艂a艣 od艂膮czy膰 si臋 od Si贸str Nocy - poprawi艂a j膮 Teneniel.

- Tak - szepn臋艂a Barukka, jak gdyby sobie nagle przypomnia艂a.

- Czy zechcesz nam pom贸c? - zwr贸ci艂a si臋 do niej czarodziejka. - Musimy uda膰 si臋 do wi臋zienia po cz臋艣ci do statku. Czy mog艂aby艣 powiedzie膰 nam, gdzie ich szuka膰?

Barukka sta艂a przez d艂u偶szy czas bez ruchu, marszcz膮c brwi i rozmy艣laj膮c. W pewnej chwili zacz臋艂a dr偶e膰, a potem szepn臋艂a:

- Nie, nie mog臋.- Dlaczego nie mo偶esz? - zapyta艂 Luke. - Gethzerion nie ma ju偶 nad tob膮 偶adnej w艂adzy.

- Ma! - sprzeciwi艂a si臋 stanowczo Barukka. - Czy nie s艂yszysz, jak mnie wzywa? Poluje na mnie! Nawet w tej chwili tu si臋 skrada!

- Czy naprawd臋 ci臋 wzywa? - docieka艂 Luke. - Czy s艂yszysz jej g艂os w swojej g艂owie?

- Tak - odpar艂a kobieta.

- Co ci m贸wi?

- Z艂orzeczy mi, przeklina mnie - odpowiedzia艂a Barukka. - Czasami s艂ysz臋 j膮 w nocy tak wyra藕nie, jakby sta艂a obok mojego legowiska.

- Gethzerion jest jej siostr膮 - wyja艣ni艂a Teneniel.

- Pos艂uchaj, Barukko - odezwa艂 si臋 艂agodnie Luke. - Gethzerion by艂a twoj膮 siostr膮, ale to, co w niej kocha艂a艣, nie istnieje albo jest bardzo g艂臋boko ukryte.

Barukka spu艣ci艂a wzrok, jakby chcia艂a zajrze膰 do 艣rodka ziemi, ale po chwili popatrzy艂a na Luke'a.

- Kim jeste艣? - zapyta艂a. - Jeste艣 kim艣 wi臋cej, ni偶 tym, na kogo wygl膮dasz. Nie tylko ci臋 widz臋, ale czuj臋 twoj膮 obecno艣膰.

- Jest rycerzem Jedi, kt贸ry przyby艂 do nas z odleg艂ych gwiazd... - zacz臋艂a Teneniel.

- ...by po艂o偶y膰 kres naszemu 艣wiatu! - sykn臋艂a dziko Barukka. - Tak! Tak! Wi臋zienie! By艂am kiedy艣 w wi臋zieniu!

Zacz臋艂a ta艅czy膰, wiruj膮c w miejscu i nie przestaj膮c sycze膰 i parska膰. Wbi艂a koniec swojego kija w ziemi臋 i zacz臋艂a nim obraca膰. Serce Leii podskoczy艂o do gard艂a z wielkiej trwogi, kiedy nagle u艣wiadomi艂a sobie, 偶e syki i parskni臋cia s膮 s艂owami niezwyk艂ego uroku. Nagle ziemia u st贸p Barukki poruszy艂a si臋 i po chwili utworzy艂 si臋 z niej miniaturowy 艂a艅cuch g贸rski si臋gaj膮cy jej kolan i ci膮gn膮cy si臋 w poprzek jaskini od jednej skalnej 艣ciany do drugiej. W powietrzu zawirowa艂 kurz, tworz膮c ciemn膮 chmur臋, a z ziemi u st贸p kobiety wy艂oni艂y si臋 tworz膮ce sze艣ciobok budynki z ogromnym dziedzicem w 艣rodku. Po wewn臋trznej stronie ka偶dej 艣ciany znajdowa艂y si臋 pokazane w najdrobniejszych szczeg贸艂ach wi臋zienne cele z malutkimi oknami i drzwiami. W ka偶dym z sze艣ciu rog贸w pojawi艂y si臋 smuk艂e cylindryczne wie偶e stra偶nicze. Idealnie wyrze藕bione ma艂e androidy obraca艂y si臋 na postumentach, pilnuj膮c wi臋zienia i nie wypuszczaj膮c z r膮k mikroskopijnych blaster贸w. W jednym miejscu dziedzi艅ca wyros艂a grupa ma艂ych imperialnych robot贸w krocz膮cych, kt贸re strzeg艂y kompleksu, a tu i 贸wdzie pojawi艂y si臋 utworzone z kurzu postacie chodz膮cych wok贸艂 wi臋zienia ludzi. Obok nich wy艂oni艂y si臋 budynki stoj膮ce na zewn膮trz mur贸w, a w ko艅cu tu偶 obok nich wyros艂a du偶a pojedyncza wie偶a. Do stanowisk stra偶nik贸w na jej szczycie wiod艂o napowietrzne przej艣cie zaczynaj膮ce si臋 na najwy偶szym pi臋trze jednego z budynk贸w wi臋ziennego sze艣cioboku. Po przeciwnej stronie, za wi臋zieniem, kurz zacz膮艂 falowa膰, jakby ukazuj膮c niewielkie jezioro.

Przera偶ony Chewbacca rykn膮艂 i pokaza艂 艂ap膮 na dziedziniec, po kt贸rym porusza艂y si臋 utworzone z ziemi i kurzu postacie ludzi. Niekt贸re by艂y odziane jak szturmowcy, a inne mia艂y na sobie stroje, w jakie zwykle ubiera艂y si臋 Siostry Nocy. Barukka sta艂a nad tym, co stworzy艂a. Ci臋偶ko dysza艂a, a po jej twarzy sp艂ywa艂y krople potu. Wpatrywa艂a si臋 intensywnie w ziemi臋, w jej oczach odbija艂y si臋 p艂omienie ogniska. Leia zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e stworzenie tego wszystkiego z ziemi i kurzu wymaga艂o od niej najwy偶szego wysi艂ku. By艂a to umiej臋tno艣膰 przekraczaj膮ca wszystko, czego m贸g艂 dokona膰 wykorzystuj膮c swoj膮 moc Luke. Poczu艂a, 偶e ogarnia j膮 przera偶enie. Je偶eli Barukka umia艂a robi膰 takie rzeczy, jak wielk膮 moc膮 mog艂y dysponowa膰 Siostry Nocy?

- Tu s膮 wej艣cia do wi臋zienia - rzek艂a Barukka, pokazuj膮c ko艅cem kija wrota w zachodnim i wschodnim murze. - A tutaj znajduj膮 si臋 stra偶nice.

D藕gn臋艂a wie偶e kijem, rozbijaj膮c ustawione obok nich imperialne roboty krocz膮ce, a potem zmia偶d偶y艂a posterunek widoczny na zachodnim skraju pustyni na zewn膮trz mur贸w.

- Gethzerion od dawna my艣li o zbudowaniu lub wyremontowaniu statku, kt贸rym mog艂aby st膮d uciec - powiedzia艂a. - Trzyma cz臋艣ci zapasowe tutaj, w lochach pod wie偶膮.

Wbi艂a kij w miejsce u jej podstawy. Han i Luke zbli偶yli si臋 do 偶ywej mapy i zacz臋li uwa偶nie si臋 jej przygl膮da膰.

- Ta wie偶a jest zbyt silnie strze偶ona, by艣my mogli zaskoczy膰 jej za艂og臋 - odezwa艂 si臋 Han. - Prawd臋 m贸wi膮c, na ca艂ej tej wschodniej r贸wninie b臋dzie wida膰 nas jak na d艂oni. Popatrzyli na znajduj膮ce si臋 na wsch贸d od 艂a艅cucha g贸rskiego jezioro.

- Najlepiej by艂oby przej艣膰 przez g贸ry na p贸艂noc lub po艂udnie od wi臋zienia, a p贸niej zbli偶y膰 si臋 do niego od ty艂u - zgodzi艂 si臋 z nim Luke. - Kiedy znajdziemy si臋 w 艣rodku, b臋dzie mo偶na bez przeszk贸d dosta膰 si臋 do budynk贸w z celami, a potem przej艣膰 napowietrzn膮 k艂adk膮 i dotrze膰 do wie偶y.

- Ta-a - zamy艣li艂 si臋 Han. - Maj膮 obok niej poduszkowiec i kilka powietrznych skuter贸w. Kiedy zdob臋dziemy te cz臋艣ci, b臋dzie mo偶na za艂adowa膰 je na nie i zmyka膰.

Z drzwi na szczycie wie偶y wysz艂a male艅ka figurka; by艂a to jedna z Si贸str Nocy. Przez chwil臋 tkwi艂a nieruchomo, patrz膮c w niebo, a stoj膮cym nad modelem wi臋zienia ludziom wyda艂o si臋, 偶e spogl膮da w ich twarze.

- Gethzerion! - krzykn臋艂a Barukka i zamachn臋艂a si臋, mia偶d偶膮c figurk臋 ko艅cem kija.

呕ywa mapa wi臋zienia rozsypa艂a si臋, a Barukka upad艂a na kolana i zanios艂a si臋 p艂aczem. Luke wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i pom贸g艂 jej wsta膰, a potem j膮 obj膮艂.

- Ju偶 dobrze - powiedzia艂. - Straci艂a nad tob膮 w艂adz臋. Ju偶 wi臋cej nie zrobi ci krzywdy.

Barukka spojrza艂a na niego, a szramy widoczne na jej twarzy przybra艂y ciemniejsz膮 purpurow膮 barw臋.

- A co ze mn膮? - za艂ka艂a. - Kiedy zagoj膮 si臋 zadane przez ni膮 rany?

Luke dotkn膮艂 lekko jej twarzy.

- Ci, kt贸rzy s艂u偶膮 ciemnej stronie Mocy po to, by unieszcz臋艣liwia膰 innych, bardzo cz臋sto krzywdz膮 samych siebie - powiedzia艂 cicho. Przesun膮艂 palcami po szramach i natychmiast obrzmienie si臋 zmniejszy艂o. - Usi膮d藕 teraz ko艂o mnie - poprosi艂. - Razem spr贸bujemy co艣 zrobi膰, 偶eby twoje rany zacz臋艂y si臋 wreszcie goi膰.

Przez dobrych kilka godzin Leia kr臋ci艂a si臋 z boku na bok, nie mog膮c zasn膮膰. Refren: Han Solo, Co za m臋偶czyzna! Solo..., rozbrzmiewa艂 w k贸艂ko w jej g艂owie. Mia艂a ochot臋 poszuka膰 jakiego艣 m艂otka i uda膰 si臋 z nim do Threepia. Czy wiedzia艂, 偶e ta g艂upia piosenka podzia艂a na ni膮 w taki spos贸b? Czy zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e zapadnie w jej umys艂 tak g艂臋boko i b臋dzie si臋 w nim obija艂a tak d艂ugo, 偶e w ko艅cu doprowadzi j膮 niemal do sza艂u?

Pr贸buj膮c odzyska膰 spok贸j, le偶a艂a z otwartymi oczami i s艂ucha艂a, jak Luke naucza Teneniel, Barukk臋 i Isoldera.

- Rycerze Jedi pos艂uguj膮 si臋 Moc膮, by broni膰 si臋 lub zdobywa膰 wiedz臋 - m贸wi艂. - Nigdy nie wykorzystuj膮 jej po to, 偶eby zadawa膰 komu艣 b贸l czy si臋ga膰 po w艂adz臋.

- A jak to si臋 ma do naszych zakl臋膰? - zapyta艂a Teneniel. - S艂owa, kt贸re wymawiamy przy rzucaniu czar贸w, s膮 te same bez wzgl臋du na to, co chcemy osi膮gn膮膰. Sk膮d mamy wiedzie膰, czy pos艂ugujemy si臋 nimi we w艂a艣ciwy spos贸b, czy kieruje nami jasna czy ciemna strona?

- To nie s艂owa, ale wasze my艣li daj膮 wam w艂adz臋 - odpar艂 Luke. - Kiedy jeste艣 spokojna, pogodzona ze sob膮, kiedy okazujesz mi艂o艣膰 tym, kt贸rzy maj膮 si臋 za twoich wrog贸w, w贸wczas mo偶esz by膰 pewna, 偶e korzystasz z Mocy w dobry spos贸b. Je艣li jednak poddasz si臋 nienawi艣ci, chciwo艣ci lub rozpaczy, wtedy ogarnie ci臋 jej ciemna strona, kt贸ra odt膮d b臋dzie panowa艂a nad twoim przeznaczeniem i wszystkim, co b臋dziesz chcia艂a zrobi膰.

- Ja... mam kilka kole偶anek po艣r贸d Si贸str Nocy - powiedzia艂a Teneniel. - B臋d膮c dzieckiem, bawi艂am si臋 z Varr i Grani膮. Nawet teraz uwa偶am je za dobre przyjaci贸艂ki. Tak偶e Gethzerion dawa艂a mi r贸偶ne podarki w czasie festyn贸w zimowych. Wyrzuci艂y艣my j膮 z naszego klanu zaledwie przed siedmioma laty. Nie mog臋 uwa偶a膰 ich wszystkich za stracone.

- Kilka mo偶e uda艂oby si臋 nawr贸ci膰 i spowodowa膰, by kierowa艂a nimi jasna strona Mocy - odezwa艂 si臋 Luke. - Je艣li czujesz, 偶e jest w nich wci膮偶 chocia偶 troch臋 dobra, musisz przekona膰 je o tym, o ile zdo艂asz. Nie wolno ci si臋 jednak 艂udzi膰. Ciemna strona zniewala ludzi. Ci, kt贸rzy odwr贸cili si臋 ca艂kowicie od jasnej strony, szerz膮 z艂o. Je艣li chcesz, mo偶esz pami臋ta膰 to dobro, kt贸re kry艂o si臋 w nich kiedy艣, ale nie pozw贸l im, 偶eby ci臋 wywiedli w pole. Ludzie przesi膮kni臋ci z艂em rzadko ujawniaj膮 dobrowolnie swoj膮 natur臋.

- Powiedzia艂e艣, 偶e tych, kt贸rzy s艂u偶膮 ciemnej stronie, mo偶na czasem przeci膮gn膮膰 na jasn膮 - stwierdzi艂a Barukka. - Ale co z tymi, kt贸rzy zostali ska偶eni wsp贸艂prac膮 z ciemn膮 stron膮? W jaki spos贸b mog膮 si臋 oczy艣ci膰?

- Powinni ca艂ym sercem nawr贸ci膰 si臋 na jasn膮 stron臋 i wyprze膰 wszystkiego, co jest zwi膮zane z ciemn膮. Nie mog膮 unosi膰 si臋 gniewem, nie mog膮 by膰 chciwi, nie wolno im rozpacza膰.

Leia popatrzy艂a na Barukk臋 i ujrza艂a, 偶e jej brwi by艂y zmarszczone, a w k膮ciku oka pojawi艂a si臋 艂za. Chocia偶 nawet nie umia艂a sobie wyobrazi膰, co mo偶e dzia膰 si臋 w g艂owie tej kobiety, by艂a wdzi臋czna losowi za to, 偶e nie musi boryka膰 si臋 z jej problemami.

Luke wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i 艂agodnie dotkn膮艂 podbr贸dka Barukki, unosz膮c jej g艂ow臋.

- A kiedy nadejdzie w艂a艣ciwa chwila, musisz tak偶e uwolni膰 si臋 od poczucia winy - doda艂 mi臋kko.

ROZDZIA艁

19

- Gethzerion z nimi nie ma - powiedzia艂a stanowczo Teneniel, kiedy nast臋pnego wieczoru przygl膮dali si臋 wi臋zieniu z punktu obserwacyjnego na wzg贸rzu.

Kiwn臋艂a g艂ow膮, wskazuj膮c im d艂ug膮 kr臋t膮 lini臋 wychodz膮cych z wi臋zienia szturmowc贸w i imperialnych robot贸w krocz膮cych, kt贸re przemierza艂y spalone na br膮z pustkowie niczym stado niezgrabnych metalowych ptak贸w. W g艂臋bi duszy czu艂a, 偶e by艂oby lepiej, gdyby Gethzerion wyruszy艂a na czele swojej ma艂ej armii. Nie przypad艂a jej do gustu my艣l, i偶 b臋dzie musia艂a przedosta膰 si臋 do wi臋zienia, wiedz膮c, 偶e mo偶e stan膮膰 z ni膮 oko w oko za nast臋pnym rogiem. To, co na mapie Barukki by艂o jeziorem, w lecie zamienia艂o si臋 w podmok艂膮 nieck臋. K臋py wysokich trzcin ros艂y wok贸艂 licznych do艂贸w wype艂nionych teraz b艂otem, w kt贸rym zagrzeba艂y si臋 g艂臋boko magazynuj膮ce wod臋 ryby burra.

- Naliczy艂em oko艂o osiemdziesi臋ciu imperialnych robot贸w krocz膮cych i mniej wi臋cej sze艣ciuset szturmowc贸w - oznajmi艂 Isolder. - Jaka szkoda, 偶e nie mo偶na powiadomi膰 o tej armii si贸str klanu.

- Ja mog臋 je powiadomi膰 - rzek艂a Teneniel. Zamkn臋艂a oczy i na wp贸艂 szepcz膮c, a na wp贸艂 nuc膮c, zacz臋艂a wypowiada膰 s艂owa zakl臋cia, kt贸re umo偶liwia艂o rozmow臋 na du偶e odleg艂o艣ci. - Augwynne - powiedzia艂a - wys艂uchaj moich s艂贸w i sp贸jrz na to, na co spogl膮daj膮 teraz moje oczy. Widz臋 si艂y, kt贸re Siostry Nocy wys艂a艂y przeciwko tobie.

Teneniel bez trudu wyczu艂a, 偶e Augwynne jej s艂ucha i pozwoli艂a starszej kobiecie ogl膮da膰 jej oczami oddzia艂y maszeruj膮cych 偶o艂nierzy.

- Jak my艣lisz, ile czasu up艂ynie, zanim znajd膮 si臋 u st贸p 艢piewaj膮cej G贸ry? - zapyta艂 j膮 Isolder.

Teneniel przerwa艂a po艂膮czenie.

- Dwa dni - o艣wiadczy艂a. - Powinni艣my wr贸ci膰, zanim si臋 tam znajd膮.

Stali na szczycie wzg贸rza, ukryci po艣r贸d g臋stych, dr偶膮cych na wietrze zielonych li艣ci woskownika. 艢wiate艂ka oddalonego o osiem kilometr贸w od nich wi臋zienia mruga艂y w zapadaj膮cych ciemno艣ciach, przywodz膮c im na my艣l gwiazdy. Przed wi臋zieniem wyrasta艂a z ziemi jak wielki cier艅 wysoka wie偶a strzelnicza o 艣cianach tak b艂yszczcych, 偶e sprawia艂y wra偶enie szklanych. Czarny metal mur贸w wi臋zienia kontrastowa艂 z zieleni膮 znajduj膮cych si臋 za nimi niewysokich wzg贸rz. Teneniel wyszepta艂a s艂owa zakl臋cia zapewniaj膮cego jej wi臋ksz膮 ostro艣膰 wzroku

1 spojrza艂a w stron臋 kompleksu budynk贸w. Na szczytach wi臋ziennych wie偶 straniczych, a tak偶e dalej, na skraju jasnej 艂uny oznaczaj膮cej miasto, ujrza艂a strzeg膮ce wszystkiego androidy. Te na wie偶ach siedzia艂y na ruchomych postumentach i nieustannie obraca艂y si臋 to w prawo, to w lewo, nie przestaj膮c mierzy膰 z blaster贸w w stron臋 dziedzi艅ca. Przed kompleksem wi臋ziennych budynk贸w unosi艂a si臋 nad ziemi膮 du偶a lataj膮ca maszyna. Wszystko wygl膮da艂o identycznie, jak przedstawi艂a Barukka.

Z zawieszonej u pasa podr臋cznej torby Luke wyci膮gn膮艂 makrolornetk臋 i skierowa艂 jej obiektywy na wi臋zienie.

- Maj膮 tam tylko jeden powietrzny skuter, a poduszkowiec gdzie艣 znikn膮艂 - powiedzia艂 po chwili. - Na szczytach wie偶 widz臋 czujniki, ale nie wygl膮daj膮 zbyt gro藕nie. Niemniej Artoo i Threepio powinni tutaj zosta膰. Nie mo偶emy ryzykowa膰, 偶e czujniki wykryj膮 dzia艂anie ich obwod贸w elektronicznych. Poza tym musimy si臋 zastanowi膰, co zrobi膰, 偶eby i nas nie zauwa偶yli. To jest przecie偶 wi臋zienie i mo偶na by膰 pewnym, 偶e stra偶nicy dysponuj膮 ca艂膮 gam膮 czujnik贸w biologicznych. Je艣li wi臋c chcemy si臋 zbli偶y膰 tak, by nas nie dostrzegli, b臋dziemy musieli trzyma膰 si臋 poza ich zasi臋giem jak najd艂u偶ej. Najlepiej by艂oby skierowa膰 si臋 na po艂udnie i obej艣膰 tamte wzg贸rza. P贸藕niej powinni艣my skr臋ci膰 i i艣膰 dalej, korzystaj膮c z tego, 偶e zas艂oni膮 nas ska艂y.

Nagle Artoo zagwizda艂 i zatrz膮s艂 si臋 w swojej obudowie.

- Prosz臋 pana, Artoo odbiera sygna艂y przekazywane mi臋dzy gwiezdnymi statkami Zsinja a wi臋zieniem - przet艂umaczy艂 Threepio, zwracaj膮c si臋 do Hana.

- O czym rozmawiaj膮? - zapyta艂 go Han.

- Obawiam si臋, 偶e sygna艂y s膮 kodowane - odpar艂 Threepio. -- Wygl膮da jednak, 偶e jest to odmiana kodu bardzo podobna do tego, kt贸ry Sojusz Rebeliant贸w z艂ama艂 przed kilkoma laty. Je艣li da mi pan kilka godzin, mo偶e b臋d臋 m贸g艂 powiedzie膰 panu, o czym m贸wi膮.

- Przykro mi, Threepio - powiedzia艂 Luke. - Bardzo chcia艂bym wiedzie膰, o czym m贸wi膮, ale nie mamy tyle czasu. Czy mo偶esz si臋 tym zaj膮膰, kiedy odejdziemy?

- Dobrze, prosz臋 pana - odpar艂 Threepio. - Po艣wi臋c臋 temu zadaniu wszystkie obwody.

- To 艣wietnie - pochwali艂 go Luke. - Chewie, zajmij si臋 androidami, dobrze? Powinni艣my nied艂ugo wr贸ci膰.

Chewbacca wyda艂 gard艂owy pomruk i kiedy si臋 偶egnali, klepn膮艂 Hana po plecach. Teneniel wyprz臋g艂a rankory i pozwoli艂a im wyprawi膰 si臋 do lasu na polowanie.

Jak zwykle na Dathomirze, s艂o艅ce skry艂o si臋 za horyzontem bardzo szybko. W purpurowym 艣wietle Han, Leia, Luke, Isolder i Teneniel ruszyli przez pustkowie, kryj膮c si臋 za k臋pami trzcin, tak aby nie dostrze偶ono ich z wi臋ziennych mur贸w. Teneniel wyszepta艂a s艂owa zakl臋cia wspomagaj膮cego zmys艂y wzroku i s艂uchu, ale jedynymi d藕wikami, jakie dotar艂y do jej uszu, by艂o skrzeczenie jaszczurek i plusk b艂ota m膮conego przez kryj膮ce si臋 w nim ryby burra. Dopiero po d艂u偶szej chwili us艂ysza艂a pojedynczy zawodz膮cy j臋k Tosh, kt贸ra w ten spos贸b powiedzia艂a jej: „Do widzenia".

Skr臋cili na po艂udnie w stron臋 pozbawionych wszelkiej ro艣linno艣ci wzg贸rz. Dotarli do nich po prawie dw贸ch godzinach marszu, kiedy na niebie pojawi艂 si臋 pierwszy ma艂y ksi臋偶yc. P贸藕niej skr臋cili na p贸艂nocny zach贸d i zacz臋li biec przez kamieniste koryta wyschni臋tych potok贸w i strumieni. G艂azy i ska艂y srebrzy艂y si臋, odbijaj膮c blask ksi臋偶yca. Wci膮偶 jeszcze promieniowa艂y ciep艂em upalnego dnia, ale w wyschni臋tych trawach szele艣ci艂y ju偶 pierwsze podmuchy ch艂odnego, g贸rskiego wiatru. W pewnej chwili Luke dostrzeg艂 w jednym z wyschni臋tych 艂o偶ysk par臋 dziwnych rogatych stworze艅, kt贸re za wszelk膮 cen臋 stara艂y si臋 wygrzeba膰 z piasku. Pokryte 艂uskami, podobne do du偶ych jaszczurek gady unios艂y na ich widok ogony, ale nie sprawia艂y wra偶enia przera偶onych czy te偶 skorych do walki. Wci膮gn臋艂y 艂by w chroni膮ce ich grzbiety pancerze, strz膮sn臋艂y z siebie resztki piasku i znikn臋艂y za najbli偶szym wzg贸rzem, kieruj膮c si臋 ku k臋pom trawy, zapewne po to, by zaspokoi膰 g艂贸d i pragnienie.

Id膮c dalej natkn臋li si臋 na stra偶nicz膮 wie偶臋, kt贸ra mog艂a mie膰 oko艂o pi臋tnastu metr贸w wysoko艣ci. Jej bia艂e 艣ciany pokryto jakim艣 dziwnym materia艂em. Na platformie umocowanej na szczycie znajdowa艂y si臋 dwa krzes艂a i podstawa, na kt贸rej mo偶na by艂o zamocowa膰 blasterowe dzia艂o. Dzia艂o zosta艂o jednak usuni臋te; nigdzie te偶 nie by艂o wida膰 stra偶nik贸w.

- Jak my艣lisz, co to mo偶e znaczy膰? - zapyta艂a Leia, zwracaj膮c si臋 do Hana. - Co sta艂o si臋 ze stra偶nikami?

- Widzieli艣my, jak wi臋zienie opuszcza艂o wielu szturmowc贸w - zastanowi艂 si臋 Solo. - Mo偶e zostawili w nim tylko szcz膮tkow膮 za艂og臋 i kazali stra偶nikom opu艣ci膰 pozosta艂e posterunki?

- Nie - sprzeciwi艂 si臋 Luke. - Popatrz na to gniazdo z czujnikami na szczycie. Antena paraboliczna zupe艂nie zardzewia艂a. - Powiedziawszy to, zda艂 sobie spraw臋, 偶e nikt poza nim nie m贸g艂 dostrzec w ciemno艣ci takich szczeg贸艂贸w. Musia艂 w tym celu wykorzystywa膰 umiej臋tno艣ci rycerza Jedi. - Przypuszczam, 偶e nie korzystaj膮 z tego posterunku od dawna. Od lat nie pilnuje go 偶aden stra偶nik. Pomy艣lcie tylko: kiedy Imperator ob艂o偶y艂 Dathomir臋 kl膮tw膮, ka偶dy, kto na niej przebywa, jest wi臋藕niem. Nawet gdyby kto艣 chcia艂 uciec, i tak nie mia艂by dok膮d.

- Nie s膮dz臋 jednak, by pozostawiali na wolno艣ci morderc贸w i z艂oczy艅c贸w - odezwa艂a si臋 Leia.

Luke pomy艣la艂, 偶e jej s艂owa brzmi膮 troch臋 fa艂szywie, ale nie mia艂 czasu zastanawia膰 si臋 nad tym d艂u偶ej. Westchn膮艂.

- No c贸偶, nic teraz nie wymy艣limy. Przekonajmy si臋 lepiej, co jest za t膮 wie偶膮.

Min膮艂 budowl臋 i skierowa艂 si臋 w g贸r臋 wyschni臋tego koryta. Po chwili ca艂a grupa znalaz艂a si臋 na brzegu szerokiej, tocz膮cej br膮zowe wody rzeki. Luke spodziewa艂 si臋 zobaczy膰 jezioro. Podczas w臋dr贸wki wij膮cymi si臋 w膮wozami przeszli przecie偶 przez ma艂y 艂a艅cuch g贸rski.

Oko艂o kilometra na p贸艂noc od nich kilkana艣cie ogromnych robot贸w z 艂opatami i przecinakami w licznych chwytakach uk艂ada艂o rury nawadniaj膮ce na kilku dobrze utrzymanych polach. Na mapie nie by艂o takich maszyn; makieta musia艂a wi臋c odbiega膰 nieco od rzeczywisto艣ci. Z miejsca, gdzie si臋 znajdowali, widzieli jedynie wschodni mur wi臋zienia: wysok膮, czarn膮 艣cian臋, po kt贸rej nie m贸g艂by si臋 wspi膮膰 nawet rankor. Na obu kra艅cach muru na wysokich wie偶ach widnia艂y stanowiska ogniowe. Pilnuj膮ce ich, podobne do ludzi androidy trzyma艂y karabiny blasterowe wymierzone w stron臋 wi臋ziennego dziedzi艅ca.

- Nie widz臋 nic szczeg贸lnego - odezwa艂 si臋 Luke, ogl膮daj膮c teren przez makrolornetk臋. - Kilka robot贸w zbieraj膮cych plony i pompowni臋. W murze wida膰 bram臋 wypadow膮, ale trudno powiedzie膰, ilu stra偶nik贸w jej pilnuje.

Odj膮艂 makrolornetk臋 od oczu i chcia艂 j膮 schowa膰, ale pochwyci艂a j膮 Teneniel. Kiedy spojrza艂a przez ni膮, stwierdzi艂a, 偶e widziany w fioletowych barwach 艣wiat wygl膮da lepiej ni偶 ten, kt贸ry ogl膮da za pomoc膮 swoich czar贸w, i jej twarz rozja艣ni艂a si臋 w u艣miechu.

- Spr贸bujmy wej艣膰 przez t臋 bram臋 - zaproponowa艂 Isolder.

- Nie mo偶emy tak po prostu do niej podej艣膰 - sprzeciwi艂 si臋 Han.

- Mo偶emy porwa膰 偶niwnego robota - odpar艂 ksi膮偶臋. - Te maszyny nie s膮 zbyt inteligentne. Je偶eli wskoczymy do zbiornika, pomy艣li, 偶e zebra艂a ca艂y plon, i skieruje si臋 do magazynu czy przetw贸rni, by si臋 go pozby膰.

- Jeste艣 pewien, 偶e dzia艂a w艂a艣nie w taki spos贸b? - zapyta艂 go Han. - A co, je艣li stra偶nicy przy bramie zechc膮 sprawdzi膰 zawarto艣膰 zbiornika? Co b臋dzie, je艣li ci na murach zobacz膮 nas i zaczn膮 strzela膰? Co zrobisz, je艣li te roboty maj膮 wbudowane rozdrabniacze i zechc膮 posieka膰 nas na miazg臋? Istnieje wiele mo偶liwo艣ci. Sprawy niekoniecznie musz膮 potoczy膰 si臋 tak jak chcemy.

- A masz jaki艣 lepszy pomys艂? - odci膮艂 si臋 Isolder. - Po pierwsze, praca stra偶nik贸w polega na pilnowaniu wi臋藕ni贸w, aby nie uciekli. Nie obchodzi ich to, 偶e kto艣 obcy mo偶e przedosta膰 si臋 do 艣rodka. Po drugie, nie musimy si臋 martwi膰, 偶e stra偶nicy znajd膮 nas w zbiorniku, gdy偶 mo偶emy si臋 schowa膰 na dnie, pod zebranym plonem. A po trzecie, wiem, 偶e te maszyny nie maj膮 rozdrabniaczy, gdy偶 s膮 to hapa艅skie roboty typu HD dwa-trzydzie艣ci cztery C!

Han popatrzy艂 na Isoldera, a Luke spojrza艂 na Lei臋, by przekona膰 si臋, jak zareaguje. Zrozumia艂, 偶e obaj m臋偶czy藕ni zmagaj膮 si臋 w walce o jej wzgl臋dy, i 偶e ksi膮偶臋 wygra艂 w艂a艣nie pierwsz膮 rund臋 - o ile jego plan si臋 powiedzie.

- Wspaniale - odezwa艂 si臋 w ko艅cu Han. - Ja prowadz臋. Wyci膮gn膮艂 z kabury blaster i zacz膮艂 schodzi膰 grzbietem wzg贸rza, staraj膮c si臋 ukry膰 przed wzrokiem android贸w siedz膮cych na murze. Pozostali poszli w jego 艣lady. Kiedy znale藕li si臋 na skraju b艂otnistych p贸l, Han pu艣ci艂 si臋 biegiem mi臋dzy rz臋dami wysokich pn膮czy o g臋stych, podobnych do jag贸d owocach. Zrywa艂 ki艣cie dojrza艂ych jag贸d i nie przestaj膮c biec, wpycha艂 je do ust.

Po chwili dotarli do robota. Maszyna mia艂a kilkana艣cie niewielkich chwytak贸w, kt贸rymi zrywa艂a owoce i wrzuca艂a do przypominaj膮cego du偶y lej zbiornika. Mog艂a mie膰 nie wi臋cej ni偶 trzy metry wysoko艣ci i porusza艂a si臋 na kr贸tkich, grubych nogach. Han popatrzy艂 na ni膮, nie wiedz膮c, co robi膰, lecz Isolder wspi膮艂 si臋 po ma艂ej drabince umieszczonej na boku maszyny, a potem wszed艂 do zbiornika i schowa艂 si臋 w nim na pr贸b臋. Robot zachowywa艂 si臋 tak, jakby go nie zauwa偶y艂. Nadal zrywa艂 owoce i umieszcza艂 w zbiorniku, tak 偶e ksi膮偶臋 musia艂 je stamt膮d wyrzuca膰.

- Wchod藕cie - zwr贸ci艂 si臋 do pozosta艂ych. - Ten jest prawie pusty.

Han, Leia i Luke znale藕li si臋 b艂yskawicznie przy nim, ale Teneniel si臋 oci膮ga艂a. Luke czu艂 wyra藕nie, 偶e si臋 boi. Nie przypad艂 jej do gustu pomys艂 z ukryciem si臋 w pojemniku niczym w jakim艣 ciemnym pokoju.

Robot tymczasem odwr贸ci艂 si臋 i skierowa艂 ku bramie w murze, zapewne zadowolony z faktu, 偶e ma pe艂ny zbiornik. Luke wystawi艂 g艂ow臋 nad kraw臋d藕 i szepn膮艂 g艂o艣no:

- Teneniel! Pospiesz si臋!

Dziewczyna podbieg艂a, wspi臋艂a si臋 po drabince i wskoczy艂a do 艣rodka.

Kiedy znale藕li si臋 wszyscy razem, we wn臋trzu robota zrobi艂o si臋 ciasno. Luke stwierdzi艂, 偶e tkwi po kolana w jagodach, wci艣ni臋ty mi臋dzy Teneniel a Isoldera. Wyczuwaj膮c przera偶enie dziewczyny, uj膮艂 j膮 za r臋k臋 i szepn膮艂:

- Nie martw si臋. Nie stanie ci si臋 nic z艂ego.

Kiedy robot zbli偶y艂 si臋 do wi臋ziennych mur贸w, Luke wystawi艂 na chwil臋 g艂ow臋 i spojrza艂 w stron臋 bramy.

- Wygl膮da na to, 偶e wej艣cia pilnuje tylko dw贸ch stra偶nik贸w - powiedzia艂, schowawszy szybko g艂ow臋.

Serce Teneniel bi艂o bardzo mocno. Z wielkim wysi艂kiem stara艂a si臋 uspokoi膰 oddech i jak powiedzia艂 jej Luke, poczu膰 spok贸j wynikaj膮cy z przep艂ywu Mocy. M艂ody Jedi przygl膮da艂 si臋 dziewczynie uwa偶nie i w ko艅cu, kiedy zacz艂a oddycha膰 ciszej, u艣cisn膮艂 jej r臋k臋 i szepn膮艂:

- Bardzo dobrze.

Kiedy znale藕li si臋 przy bramie, ich robot przystan膮艂. Co艣 szcz臋kn臋艂o metalicznie i monotonny g艂os o艣wiadczy艂:

- Mam pe艂en zbiornik jag贸d hwotha i chc臋 zanie艣膰 je do przetw贸rni.

- Tak szybko? - zdziwi艂 si臋 jeden ze stra偶nik贸w. - Te pn膮cza musz膮 si臋 艂ama膰 pod ci臋偶arem jag贸d. Wchod藕 do 艣rodka.

Robot wszed艂 na teren wi臋zienia, a kiedy oddala艂 si臋 od bramy, Luke us艂ysza艂 cichn膮ce g艂osy stra偶nik贸w.

- Czy przy takim urodzaju jag贸d s膮dzisz, 偶e si臋 nam co艣 dostanie? - zapyta艂 pierwszy.

- Nie ma mowy - odpar艂 drugi. - Wszystkie trafi膮 na sto艂y naszych prze艂o偶onych.

Robot tymczasem wszed艂 do budynku i cz艂apa艂 jasno o艣wietlonymi korytarzami, mijaj膮c sycz膮ce i pluj膮ce par膮 maszyny. Po chwili si臋 zatrzyma艂 i otworzy艂 dno zbiornika. Luke stwierdzi艂, 偶e lec膮 w ciemno艣ciach na d贸艂 grub膮 metalow膮 rur膮 o g艂adkich 艣cianach. Teneniel zdusi艂a pe艂en przera偶enia okrzyk, a Luke chwyci艂 j膮 za r臋k臋 i szepn膮艂:

- Nie b贸j si臋. Panuj臋 nad sytuacj膮.

Rura wyplu艂a ich na ta艣m臋 przeno艣nika, ale zanim zd膮偶yli zorientowa膰 si臋 w sytuacji, z umieszczonych w suficie dysz run臋艂y na nich strugi wody. Kiedy ta艣ma opu艣ci艂a myjni臋, owia艂 ich nagle silny strumie艅 lodowato zimnego powietrza.

Potem ujrzeli przed sob膮 szczelin臋, przez kt贸r膮 przes膮cza艂o si臋 艣wiat艂o. Kiedy znale藕li si臋 za ni膮, Luke stoczy艂 si臋 z ta艣moci膮gu na pod艂og臋, poci膮gaj膮c za sob膮 Teneniel. Okaza艂o si臋, 偶e s膮 w sali pe艂nej monotonnie brz臋cz膮cych i szcz臋kaj膮cych maszyn, zapewne przetw贸rczych, kt贸re wspiera艂y si臋 na metalowych, si臋gaj膮cych po艂owy ich wysoko艣ci 艂apach. Powietrze by艂o wilgotne i ciep艂e. By艂o dosy膰 ciemno i Luke nie m贸g艂 dojrze膰 zbyt wielu szczeg贸艂贸w. Zacz膮艂 wi臋c uwa偶nie nas艂uchiwa膰. Z prawej strony dobieg艂y go odg艂osy rozm贸w.

- Gdzie jeste艣my? - zapyta艂a Teneniel.

- Pod kuchniami, w szybie remontowym maszyn przetw贸rczych - wyja艣ni艂 Han. - Teraz tylko trzeba znale藕膰 st膮d jakie艣 wyj艣cie.

- T臋dy - szepn膮艂 Luke, nie przestaj膮c przys艂uchiwa膰 si臋 odg艂osom rozm贸w.

Zacz臋li czo艂ga膰 si臋 mi臋dzy metalowymi 艂apami maszyn w艣r贸d niezliczonej liczby rur po pod艂odze, pokrytej grub膮 warstw膮 kurzu. Po mniej wi臋cej sze艣ciu minutach dotarli do otworu, kt贸ry jednak os艂ania艂a przy艣rubowana do pod艂ogi gruba krata. Za krat膮 zobaczyli ogromn膮 sto艂贸wk臋, a w niej spor膮 grup臋 chodz膮cych lub siedz膮cych wi臋ni贸w. By艂o ich co najmniej kilkuset. Wszyscy mieli na sobie identyczne, jaskrawopomara艅czowe kombinezony, ale nie wszyscy byli lud藕mi. By艂y w艣r贸d nich bezw艂ose gady o ogromnych oczach umieszczonych na czubkach g艂贸w, kt贸re przypomina艂y chochle.

- Ithorianie - mrukn膮艂 na ich widok Han.

- Co tu robi膮 Ithorianie? - zapyta艂a Leia, kt贸ra zatrzyma艂a si臋, by przyjrze膰 si臋 dok艂adniej.

Obok kraty przesz艂a kobieta o zielonej sk贸rze. Na pomo艣cie otaczaj膮cym sto艂贸wk臋 pe艂nili stra偶 imperialni szturmowcy i z blasterami w r臋kach obserwowali posilaj膮cych si臋 wi臋藕ni贸w.

Luke, kt贸ry w tym czasie przeciska艂 si臋 mi臋dzy 艂apami maszyn, szukaj膮c innego wyj艣cia, zobaczy艂 w oddali 艣wiat艂o.

- T臋dy - powiedzia艂, kieruj膮c si臋 w jego stron臋.

Po kilku minutach czo艂gania znale藕li si臋 przed nast臋pn膮 krat膮. Ujrzeli za ni膮 niewielkie pomieszczenie, z kt贸rego dolatywa艂o wilgotne i ciep艂e powietrze o zapachu kojarz膮cym si臋 z pralni膮. Cz艂owiek w 艣rednim wieku nadzorowa艂 androidy wieszaj膮ce na hakach wi臋zienne kombinezony. Ca艂a grupka przybysz贸w st艂oczy艂a si臋 za plecami Luke'a, wpatrzona w krat臋, kt贸ra uniemo偶liwia艂a wyj艣cie.

- I co teraz? - odezwa艂 si臋 Han.

Siwiej膮cy pracownik pralni nakaza艂 androidom, 偶eby wytoczy艂y za drzwi stojaki z kombinezonami. Roboty pos艂usznie wykona艂y polecenie.

Kiedy m臋偶czyzna zosta艂 sam, Luke podczo艂ga艂 si臋 bli偶ej i g艂o艣no, spokojnie rozkaza艂:

- Cz艂owieku! Podejd藕 i otw贸rz t臋 krat臋!

- Och, Luke, daj spok贸j! - szepn臋艂a stoj膮ca za nim Leia. - Nie pr贸buj jeszcze raz tej samej sztuczki. Wiesz dobrze, 偶e nigdy ci si臋 nie udaje!

M臋偶czyzna podszed艂 do kraty i ciekawie popatrzy艂 na tkwi膮cych za ni膮 ludzi.

- Sk膮d si臋 tam wzi臋li艣cie? - zapyta艂.

- Musisz otworzy膰 t臋 krat臋 - powiedzia艂 Luke, staraj膮c si臋, 偶eby emanuj膮ca z niego Moc przep艂yn臋艂a przez cia艂o m臋偶czyzny.

- Nie znam kodu umo偶liwiaj膮cego dost臋p - odezwa艂 si臋 konspiracyjnym szeptem pracownik pralni. - Gdybym go zna艂, z przyjemno艣ci膮 bym wam pom贸g艂. Co robicie za t膮 krat膮? Zab艂膮dzili艣cie, czy co?

Luke zda艂 sobie spraw臋, 偶e w przypadku tego cz艂owieka sztuczki rycerza Jedi nie zdadz膮 si臋 na nic. M臋偶czyzna by艂by naprawd臋 szcz臋艣liwy, gdyby m贸g艂 im pom贸c, ale przekracza艂o to jego mo偶liwo艣ci.

- Zaczekaj chwil臋, Luke - odezwa艂 si臋 nagle Han. - Widz臋 tu jak膮艣 p艂ytk臋 z tablic膮 kodow膮 umo偶liwiaj膮c膮 dost臋p. Postaram si臋 spowodowa膰 w niej zwarcie.

- Nie r贸b tego - ostrzeg艂a go Leia. - Najprawdopodobniej uruchomisz tylko system alarmowy.

Mimo to Han wyci膮gn膮艂 blaster i strzeli艂, zamieniaj膮c p艂ytk臋 w dymi膮ce szcz膮tki. Kilka ognistych bryzg贸w dotar艂o do twarzy Luke'a. Wszyscy wstrzymali oddechy i zacz臋li nas艂uchiwa膰.

- Widzicie? - o艣wiadczy艂 po chwili Han. - 呕adnego alarmu nie by艂o.

- Po prostu mia艂e艣 szcz臋艣cie - szepn臋艂a Leia. - Teraz pewnie b臋dziesz si臋 bawi艂 przez godzin臋 przewodami, a wtedy na pewno odezwie si臋 alarm!

Han si臋gn膮艂 do szcz膮tk贸w p艂ytki.

- Auu! - krzykn膮艂, kiedy dotkn膮艂 gor膮cego metalu. Krata nagle si臋 unios艂a - Widzicie? - szepn膮艂. - To by艂o bardzo 艂atwe.

- Chwalipi臋ta - sykn臋艂a Leia, kiedy wczo艂guj膮c si臋 do pralni, po kolei przeciskali si臋 pod krat膮.

- M贸wisz tak tylko dlatego, bo nie chcesz si臋 przyzna膰, 偶e mnie podziwiasz - odpar艂 Han.

- Dobra robota - pochwali艂 go Luke.

Pracownik pralni nieporadnie nachyli艂 si臋, chc膮c pom贸c mu si臋 podnie艣膰.- Co tutaj robicie? - zapyta艂.

- W艂amujemy si臋 - odrzek艂 kr贸tko Han.

Kiedy w ko艅cu i Teneniel znalaz艂a si臋 w pralni, wi臋zie艅 z uwag膮 im si臋 przyjrza艂.

- Hmm - stwierdzi艂. - Nie mo偶ecie chodzi膰 po wi臋zieniu w ubraniach, kt贸re macie na sobie. Jakie stroje chcecie sobie wybra膰?

- A jakie masz? - zapyta艂 Han.

- Wszystkie, kt贸re przechodz膮 przez moje r臋ce - odpar艂 starszy m臋偶czyzna. - Kombinezony wi臋藕ni贸w, mundury stra偶nik贸w, a nawet szaty, w kt贸re ubieraj膮 si臋 nasze czarownice. Sk膮d si臋 tutaj wzi臋li艣cie?

- Zza mur贸w - o艣wiadczy艂 podejrzliwie Han. - Dlaczego nas tak wypytujesz?

- Daj mu spok贸j - wtr膮ci艂 si臋 Luke. - Jest ca艂kowicie nieszkodliwy.

- Czy jeste艣 tego pewien? - zapyta艂 Han. - Mimo wszystko jest przest臋pc膮.

- Zaczekaj chwil臋, Han - odezwa艂a si臋 nagle Leia. - Ja te偶 to czuj臋. Co zrobi艂e艣, 偶e ci臋 tutaj zamkn臋li? - doda艂a, zwracaj膮c si臋 do wi臋藕nia.

- Sprzeciwi艂em si臋 rozkazom Imperialnych - odpar艂 m臋偶czyzna. - By艂em szefem firmy aeronautycznej na Coruscant. Kiedy przyszli i chcieli ukra艣膰 nasze projekty, spalili艣my budynki firmy wraz ze wszystkim, co w nich by艂o. Obawiam si臋, 偶e je偶eli szukacie naprawd臋 niebezpiecznych wi臋藕ni贸w, znale藕li艣cie si臋 w niew艂a艣ciwym miejscu.

- Trzymaj膮 tu tylko politycznych? - zdziwi艂 si臋 Han.

- I wi臋藕ni贸w sumienia - doda艂a Leia. - Zbyt cennych dla Imperium, by ich straci膰, ale zbyt niebezpiecznych, 偶eby pozostawi膰 ich na wolno艣ci i pozwoli膰, 偶eby przy艂膮czyli si臋 do rebeliant贸w.

- To dlatego Imperium ich tu umie艣ci艂o - rzek艂 Luke. - Na planecie, kt贸rej nazwy nawet nie ma na mapach. Gdyby byli niebezpiecznymi przest臋pcami, wys艂ano by ich do zak艂adu najsurowiej strze偶onego po to, by mie膰 pewno艣膰, 偶e nigdy nie uciekn膮. Je偶eli za艣 chodzi o tych ludzi, Imperium chcia艂o tylko, by znikn臋li.

Leia przyjrza艂a si臋 uwa偶niej twarzy m臋偶czyzny; mi艂a i 艂agodna, z pewno艣ci膮 nie by艂a to twarz przest臋pcy.

- Ilu skaza艅c贸w przebywa w tym wi臋zieniu? - zapyta艂a.

- Trzy tysi膮ce - odrzek艂 pracownik pralni. - Ale prosz臋 was, mo偶emy rozmawia膰, kiedy b臋dziecie si臋 przebierali. Pospieszcie si臋! Co tutaj robicie? Dok膮d zamierzacie si臋 uda膰? Czy chcecie uwolni膰 st膮d wszystkich wi臋藕ni贸w?

- Na razie musimy mie膰 mo偶liwo艣膰 poruszania si臋 bez przeszk贸d - odpar艂 Han.

Starszy m臋偶czyzna zacz膮艂 przerzuca膰 stroje i po kilku sekundach wyci膮gn膮艂 dwie czarne szaty czarownic dla kobiet i mundury stra偶nik贸w dla m臋czyzn. Nagle zamar艂 bez ruchu, kiedy us艂ysza艂 na korytarzu odg艂osy krok贸w zbli偶aj膮cych si臋 os贸b. Po chwili obok otwartych drzwi pralni przesz艂o dw贸ch barczystych szturmowc贸w. W pomieszczeniu panowa艂a zupe艂na cisza, mimo to szturmowcy si臋 zatrzymali i niedba艂ym gestem k艂ad膮c palce na spustach blaster贸w, zajrzeli do pralni.

- Hej, wy dwaj! - krzykn膮艂 Han. - Wchod藕cie do 艣rodka! I to szybko!

- Czy zwracacie si臋 do nas? - zapyta艂 jeden, wskazuj膮c kciukiem na siebie.

- Tak, 偶o艂nierzu - potwierdzi艂 Han. - A teraz wchod藕cie! Szturmowcy spojrzeli po sobie i ostro偶nie przekroczyli pr贸g pralni.

- Jestem sier偶ant Gruun z jednostki kontrwywiadu - przedstawi艂 si臋 Han, podchodz膮c do nich. - Moim ludziom uda艂o si臋 wtargn膮膰 do 艣rodka niemal na waszych oczach! Przez tyle lat s艂u偶by w kontrwywiadzie nigdy jeszcze nie mia艂em do czynienia z tak karygodnym zaniedbaniem! Powiedzcie mi, jak nazywa si臋 wasz dow贸dca?

Szturmowcy spojrzeli jeszcze raz po sobie i jak na komend臋 si臋gn臋li po blastery. Han jednak z艂apa艂 oba karabiny za lufy i skierowa艂 je w g贸r臋, tak 偶e oba strza艂y trafi艂y w sufit. W tej samej chwili Isolder i Luke rzucili si臋 na stra偶nik贸w i po kr贸tkiej walce powalili ich na pod艂og臋. Han wypu艣ci艂 blastery z r膮k i j臋kn膮艂:

- Och, ale gor膮ce!

Podczas walki zbroje szturmowc贸w kr臋powa艂y ruchy. Luke i ksi膮偶臋 艣ci膮gn臋li im z g艂贸w he艂my w ci膮gu zaledwie kilku sekund. Kilka celnych cios贸w sprawi艂o, 偶e 偶o艂dacy stracili przytomno艣膰. Leia zakneblowa艂a ich i zwi膮za艂a, a Han z ksi臋ciem 艣ci膮gn臋li z nich zbroje. Potem wrzucili stra偶nik贸w do pojemnik贸w na ubrania, a starszy m臋偶czyzna przetoczy艂 je na zaplecze pralni. Han i Isolder za艂o偶yli na siebie zdobyczne zbroje. Pracownik pralni patrzy艂 w milczeniu, jak si臋 przebierali. Luke by艂 pewien, 偶e m臋偶czyzna wie dobrze, i偶 czasem lepiej jest nie wiedzie膰 za du偶o. Gdyby by艂 torturowany, nie m贸g艂by zdradzi膰 偶adnej wa偶nej informacji.

- Bardzo dzi臋kuj臋 - odezwa艂 si臋 Han, klepi膮c m臋偶czyzn臋 po ramieniu. - Nigdy d tego nie zapomnimy. Je艣li uda si臋 nam st膮d odlecie膰, wr贸cimy, 偶eby ci臋 uwolni膰.

Luke przygl膮da艂 si臋 staremu wi臋藕niowi, wiedz膮c, 偶e z pewno艣ci膮 b臋dzie cierpia艂 za to, co zrobi艂, o ile Jedi w jaki艣 spos贸b nie zneutralizuje szturmowc贸w.

- Zaczekaj! - powiedzia艂 tylko.

Uda艂 si臋 do nieprzytomnych stra偶nik贸w i k艂ad膮c po kolei d艂o艅 na ich czo艂ach, pozwoli艂, 偶eby przez ich umys艂y przep艂yn臋艂a Moc, zacieraj膮c wszelk膮 pami臋膰 o kr贸tkotrwa艂ej walce. Kiedy sko艅czy艂, stwierdzi艂, 偶e oddycha tak ci臋偶ko, jak po d艂ugim m臋czcym biegu.

- Wrzu膰 ich teraz do tunelu pod krat膮 - odezwa艂 si臋 do m臋偶czyzny. - Kiedy si臋 ockn膮, nie b臋d膮 pami臋tali, 偶e tu by艂e艣. Przynajmniej przez najbli偶szych kilka lat.

Pracownik pralni ze zrozumieniem kiwn膮艂 g艂ow膮 i popatrzy艂 Luke'owi prosto w oczy.

- Wiem, kim jeste艣. Widzia艂em kiedy艣 podobnych do d臋bie ludzi. Pami臋tam, 偶e byli rycerzami Jedi - powiedzia艂, k艂ad膮c mu d艂o艅 na ramieniu. - Dzi臋kuj臋.

- To ja dzi臋kuj臋 - odrzek艂 Luke wstaj膮c.

Zachwia艂 si臋 pod ci臋偶arem zbroi, czuj膮c, 偶e nie odzyska艂 jeszcze pe艂ni si艂. Zmiana stanu pami臋ci innego cz艂owieka by艂a niezwykle trudna i obawia艂 si臋, 偶e tego wieczoru szafowa艂 si艂ami nazbyt hojnie. By艂oby o wiele pro艣ciej zabi膰 stra偶nik贸w, ale jako艣 nie potrafi艂 si臋 przem贸c, by to zrobi膰. Kiedy razem z innymi udawa艂 si臋 w g艂膮b wi臋zienia, mia艂 nadziej臋, 偶e nie b臋dzie musia艂 偶a艂owa膰 tej decyzji.

ROZDZIA艁

20

- Ojej! - powiedzia艂 Threepio po up艂ywie zero koma cztery dziesi膮te sekundy od chwili, w kt贸rej uda艂o mu si臋 z艂ama膰 kod imperialny. Mia艂 nadziej臋 wda膰 si臋 z Chewbacc膮 w d艂u偶sz膮 rozmow臋, by wyja艣ni膰 mu szczeg贸艂owo, w jaki spos贸b odgad艂 zawi艂e niuanse kodu, ale doszed艂 do wniosku, 偶e wszystko to b臋dzie m贸g艂 opowiedzie膰 kiedy indziej. - 艢ledz膮c przesy艂ane sygna艂y radiowe, Zsinj dowiedzia艂 si臋, 偶e genera艂 Solo przebywa na Dathomirze - pospieszy艂 tylko z wyja艣nieniem - a Gethzerion zawar艂a z nim umow臋, dotycz膮c膮 przekazania Hana ludziom lorda. Powiedzia艂a, 偶e znalaz艂a 艣lady p艂贸z sa艅, na kt贸rych siostry klanu ze 艢piewaj膮cej G贸ry przyci膮gn臋艂y „Tysi膮cletniego Soko艂a" do fortecy, i teraz spodziewa si臋, 偶e Han zechce wyprawi膰 si臋 do miasta po brakuj膮ce cz臋艣ci. Zastawi艂a pu艂apk臋 na genera艂a Solo!

Chewbacc膮 warkn膮艂, potrz膮saj膮c uniesion膮 wysoko 艂ap膮 trzymaj膮c膮 miotacz.

- Musimy ich ostrzec! - zawo艂a艂 Threepio, a Artoo wyda艂 z siebie elektroniczny jazgot, piskliwie przyznaj膮c mu racj臋.

W interkomie wi臋zienia rozleg艂 si臋 g艂o艣ny gwizd, a korytarzem o plastalowych 艣cianach potoczy艂 si臋 czarny android stra偶niczy, spogl膮daj膮c sztucznym okiem to w prawo, to w lewo. W jego he艂m wmontowano niewielki r臋czny blaster, kt贸ry m贸g艂 zadawa膰 b贸l, ale nie zabija膰. Tocz膮c si臋 korytarzem, robot krzycza艂:- Wraca膰 do cel! Wraca膰 do cel! Wraca膰 do cel! S艂ysz膮c to, wi臋藕niowie rozbiegli si臋, staraj膮c si臋 uj艣膰 z zasi臋gu strza艂u. Androidowi uda艂o si臋 jednak trafi膰 dw贸ch, kt贸rzy nie wykonali jego polece艅 do艣膰 szybko, i teraz j臋czeli z b贸lu.

Han i Isolder, obaj w pe艂nym rynsztunku szturmowc贸w, szli korytarzem w stron臋 androida. Tu偶 za nimi pod膮偶a艂y Leia i Teneniel przebrane za wied藕my. Na ko艅cu szed艂 Luke, s艂aniaj膮c si臋 ze zm臋czenia. Mimo to wyt臋偶a艂 do granic wszystkie zmys艂y. Ka偶dy krok przybli偶a艂 ich do wie偶y, w kt贸rej przebywa艂y czarownice, a on coraz wyra藕niej czu艂 ich obecno艣膰. Korytarze wi臋zienne bez stra偶nik贸w wydawa艂y si臋 dziwnie ciche i opustosza艂e, a wi臋藕niowie siedzieli w celach zamkni臋tych na czas nocy.

Strzeg膮cy wi臋藕ni贸w android przepu艣ci艂 ich, nie zadaj膮c pyta艅, a kiedy szli pustymi korytarzami, echo ich krok贸w odbija艂o si臋 od plastalowych 艣cian i pod艂ogi. W pewnej chwili, kiedy mijali boczn膮 odnog臋 korytarza wiod膮c膮 mi臋dzy dwoma rz臋dami cel, Leia przystan臋艂a i zajrza艂a do 艣rodka.

- Znam t臋 kobiet臋! - szepn臋艂a. - Pochodzi z Alderaanu! S艂u偶y艂a kiedy艣 u mojego ojca jako starszy doradca i ekspert od spraw technologii uzbrojenia.

- Id藕 dalej - odezwa艂 si臋 艂agodnie Luke. - W tej chwili nie mo偶emy dla niej nic zrobi膰.

- Wszyscy my艣leli, 偶e zgin臋艂a! - ci膮gn臋艂a Leia. - Odnaleziono przecie偶 jej rozbity statek!

- Id藕 dalej - powt贸rzy艂 艂agodnie Luke.

Dotarli do zamkni臋tych drzwi, obok kt贸rych na 艣cianie widnia艂a tabliczka z klawiatur膮 elektronicznego zamka. Przez szyb臋 by艂o wida膰 nast臋pne drzwi. Han popatrzy艂 na klawisze z umieszczonymi na nich cyframi i nie zastanawiaj膮c si臋, nacisn膮艂 cztery na chybi艂 trafi艂. Zapali艂a si臋 umieszczona w g贸rnej cz臋艣ci tabliczki czerwona lampka, co 艣wiadczy艂o

0 tym, 偶e nie odgad艂 w艂a艣ciwej kombinacji.

- Zaczekaj - powstrzyma艂 go Luke, widz膮c, 偶e Han chce spr贸bowa膰 po raz drugi. - Pozw贸l, teraz moja kolej.

Podszed艂 do tabliczki, po艂o偶y艂 otwart膮 d艂o艅 na klawiszach

1 postara艂 si臋 skupi膰. Wiedzia艂 o tym, 偶e co dzie艅 korzysta艂o z klawiatury wielu stra偶nik贸w. M贸g艂 wyczu膰, kt贸re klawisze naciskali, lecz nie wiedzia艂, w jakiej kolejno艣ci. Wci膮偶 wahaj膮c si臋, nacisn膮艂 cztery cyfry w porz膮dku, kt贸ry wyda艂 mu si臋 w艂a艣ciwy. Zapali艂a si臋 zielona lampka i drzwi si臋 otworzy艂y.

Drugie drzwi ust臋powa艂y po naci艣ni臋ciu pojedynczego guzika i by艂y wej艣ciem wiod膮cym do kabiny ma艂ej windy. Weszli do 艣rodka, Teneniel jednak zatrzyma艂a si臋 i zmarszczywszy brwi, spojrza艂a na pozosta艂ych.

- Wejd藕 - zach臋ci艂 j膮 Luke. - To jest winda. Zawiezie nas na najwy偶sze pi臋tro, na kt贸rym znajduje si臋 przej艣cie do wie偶y.

Teneniel zmieszana wesz艂a do windy.

Kiedy kabina dotar艂a na najwy偶sze pi臋tro, jej drzwi automatycznie si臋 otworzy艂y, ukazuj膮c ich oczom co艣 w rodzaju szklanego tunelu rozci膮gni臋tego nad pogr膮偶onym w mroku wi臋zieniem. Jako艣膰 szk艂a by艂a tak dobra, 偶e mogli widzie膰 przez nie usiane gwiazdami niebo. Na dole, poza wie偶膮, w jasnym 艣wietle rzucanym przez silne reflektory by艂o wida膰 niewielkie gospodarcze podw贸rze, kilka barak贸w o metalowych 艣cianach i przechodz膮ce obok nich Siostry Nocy.

Luke stwierdzi艂 nagle, 偶e zaczyna d艂awi膰 go jaka艣 przemo偶na si艂a. Czu艂 obecno艣膰 Si贸str Nocy blisko siebie, przed sob膮, w 艣rodku wie偶y. Isolder i Han wyszli pierwsi i skierowali si臋 ku grobli, ale Teneniel sta艂a, nie mog膮c zrobi膰 kroku, sparali偶owana z wielkiej trwogi.

- Nie b贸j si臋 - szepn膮艂 jej Luke. - Pozw贸l, by ogarn膮艂 ci臋 wewn臋trzny spok贸j. Postaraj si臋 zaczerpn膮膰 wi臋cej energii z Mocy i pozw贸l jej, by owin臋艂a ci臋 jak ca艂un. Je偶eli chcemy si臋 dosta膰 na d贸艂 do ich stoczni, nie mo偶emy ich omin膮膰. Moc ukryje ci臋 przed ich wzrokiem.

Po drugiej stronie tunelu otworzy艂y si臋 nagle drzwi. Wysz艂y z nich cztery odziane w czarne szaty Siostry Nocy i naci膮gn膮wszy kaptury na g艂owy, ruszy艂y ku nim. Ta, ktra niemal na sztywnych nogach sz艂a na czele, zaplot艂a palce d艂oni na brzuchu. Luke g艂臋boko odetchn膮艂, pozwalaj膮c, by Moc przez niego przep艂yn臋艂a.

Inni szli przed nim. Teneniel jednak porusza艂a si臋 bardzo wolno, jej mi臋艣nie parali偶owa艂 strach. Siostry Nocy przesz艂y bardzo blisko, niemal ocieraj膮c si臋 o nich na wskiej grobli, a skraj szaty jednej z nich dotkn膮艂 dziewczyny.

Nagle si臋 zatrzyma艂y, a Luke wyczu艂 emanuj膮c膮 z Teneniel trwog臋. Czu艂 wyranie, 偶e pragnie rzuci膰 si臋 do ucieczki.

- Sta膰! Wy dwaj! - krzykn臋艂a jedna z Si贸str Nocy, a jej skrzekliwy g艂os rozdar艂 cisz臋 niczym trzaski przegni艂ego rzemienia. - Co robicie w wi臋zieniu o tak p贸藕nej porze? Han odwr贸ci艂 si臋 i w艂膮czy艂 mikrofon he艂mu szturmowca.

- By艂a awantura w bloku C - powiedzia艂.

Siostra Nocy kiwn臋艂a z namys艂em g艂ow膮 i ju偶 mia艂a odwr贸ci膰 si臋 i odej艣膰, zatrzyma艂a si臋 jednak, aby spojrze膰 na nich raz jeszcze.

- Jaka awantura? Dlaczego nic mi nie powiedziano?

- Niegro藕na b贸jka mi臋dzy dw贸jk膮 wi臋藕ni贸w - odezwa艂 si臋 Han. - Nie chcieli艣my zak艂贸ca膰 ci spokoju.

Siostra Nocy 艣ci膮gn臋艂a kaptur i w jasnym 艣wietle reflektor贸w ukaza艂a si臋 jej g艂owa. Luke poczu艂, 偶e ogarnia go przera偶enie. W艂osy kobiety by艂y siwe i zmierzwione, a nabieg艂e krwi膮 oczy p艂on臋艂y jaskrawym szkar艂atnym blaskiem. Najbardziej przera偶ajca by艂a jednak jej twarz... podobna do niesamowitej purpurowej maski, pe艂nej pop臋kanych naczy艅 krwiono艣nych i 偶y艂ek, szara i martwa w okolicach ko艣ci policzkowych.

- Wyczuwam tw贸j strach - powiedzia艂a, zwracaj膮c si臋 do Teneniel. - Czego mo偶e ba膰 si臋 Siostra Nocy w tym miejscu. Jeste艣my przecie偶 u siebie?

- Teraz, kiedy opu艣ci艂o nas tylu stra偶nik贸w, rozesz艂y si臋 pog艂oski o zagra偶aj膮cym nam buncie - pospieszy艂 z odpowiedzi膮 Han, staj膮c mi臋dzy dziewczyn膮 a Siostrami Nocy. - Obawiam si臋, 偶e mo偶e by膰 w tym ziarno prawdy.

Siostra Nocy kiwn臋艂a w zamy艣leniu g艂ow膮. Luke wyczuwa艂, 偶e stara si臋 przenikn膮膰 ich my艣li, i omal nie si臋gn膮艂 po blaster. Zamiast tego ukierunkowa艂 Moc, pozwalaj膮c jej przep艂yn膮膰 przez wied藕m臋 po to, by uspokoi膰 jej podejrzenia.

- Z艂o偶臋 zaraz wizyt臋 w bloku C - powiedzia艂a w ko艅cu. - Moja obecno艣膰 powinna zniech臋ci膰 t臋 ha艂astr臋 do buntu. Dzi臋kuj臋, 偶e mnie uprzedzi艂e艣.

Han kiwn膮艂 g艂ow膮, a Siostra Nocy odwr贸ci艂a si臋, naci膮gn臋艂a kaptur i pospieszy艂a do windy.

Han tak偶e odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 ku szklanej wie偶y. Otworzywszy drzwi, powi贸d艂 wszystkich przez pok贸j b臋d膮cy czym艣 w rodzaju 艣wietlicy.

Na mi臋kkich, ustawionych w kr膮g otomanach, spoczywa艂o kilkana艣cie ubranych w czarne szaty Si贸str Nocy. Poch艂oni臋te podziwianiem ta艅cz膮cych widm pi臋knych kobiet i m臋偶czyzn, raczy艂y si臋 wykwintnymi egzotycznymi potrawami i nawet nie zwr贸ci艂y uwagi, kiedy min臋li je i poszli dalej.

Han powi贸d艂 ich do nast臋pnej windy, a kiedy drzwi kabiny zamkn臋艂y si臋 za nimi, Teneniel omal nie zemdla艂a.

- Ta Siostra Nocy, kt贸r膮 min臋li艣my, to Gethzerion - powiedzia艂a. - Jestem pewna, 偶e mnie rozpozna艂a.

G艂臋boko odetchn臋艂a.

Luke sta艂, wpatrzony w drzwi, i nagle poczu艂, 偶e unosi si臋 wysoko w powietrze i z g贸ry spogl膮da na Dathomir臋. By艂a ca艂a czarna. Wszystko by艂o nieruchome, jakby zamarzni臋te. Ka偶dy jej najmniejszy fragment, wszyscy i wszystko by艂o martwe. Zamkn膮艂 oczy i postara艂 si臋 odpr臋偶y膰, my艣l膮c, 偶e mo偶e to tylko zm臋czenie parali偶uj膮ce jego zmys艂 wzroku. Ciemno艣ci jednak nie znikn臋艂y, a co gorsze, przepe艂ni艂a go przemo偶na rozpacz i 艣wiadomo艣膰, 偶e musi si臋 spieszy膰. Wpatrywa艂 si臋 w ciemno艣ci, wiedz膮c, co oznaczaj膮: wizj臋 przysz艂o艣ci.

- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂a Leia, zwr贸ciwszy si臋 w jego stron臋. - O czym my艣lisz?

- Nie mo偶emy odlecie膰 - powiedzia艂, czuj膮c jak s艂owa z trudem przechodz膮 mu przez wyschni臋te gard艂o. - Nie mo偶emy opu艣ci膰 tego 艣wiata... nie w ten spos贸b.

- Co masz na my艣li? - zapyta艂 Isolder.

- Dlaczego nie mo偶emy? - odezwa艂 si臋 niemal w tej samej chwili Han. - Musimy odlecie膰!

- Nie - powt贸rzy艂 Luke i spojrza艂 w inn膮 stron臋. 艢ci膮gn膮艂 he艂m i g艂臋boko odetchn膮艂. - Nie, nie mo偶emy. Wszystko tutaj jest takie z艂e. Wsz臋dzie czai si臋 mrok i ciemno艣膰.

Niemal czu艂, jak otacza go czer艅, zimna czer艅, kt贸ra przenika do ka偶dej kom贸rki jego cia艂a.

- Pos艂uchaj - odezwa艂 si臋 Han. - Zdob臋dziemy te cz臋艣ci do „Soko艂a" i wszyscy wyniesiemy si臋 st膮d tak szybko, 偶e b臋dzie si臋 za nami kurzy艂o. Kiedy znajdziemy si臋 na Coruscant, wy艣lemy stamt膮d ca艂膮 flot臋. B臋dziesz m贸g艂 dysponowa膰 milionem 偶o艂nierzy... wszystkim, czym tylko zechcesz.

- Nie - rzek艂 Luke z absolutn膮 pewno艣ci膮 siebie. - Nie mo偶emy odlecie膰.

By艂 przera偶ony. Nie mia艂 偶adnych plan贸w. Wiedzia艂 tylko, 偶e nie zdo艂a wr贸ci膰 i zaatakowa膰 Si贸str Nocy. W tej chwili nie mogli pozwoli膰 sobie na otwart膮 walk臋.- Zr贸b tak, jak radzi Han - powiedzia艂 Isolder. - Ci ludzie s膮 w tej sytuacji od wielu lat. Nie oczekuj膮, 偶e oddamy 偶ycie, broni膮c ich dzisiejszej nocy. Prze偶yj膮 do czasu, kiedy wrcimy tu, by ich uratowa膰.

W oczach Luke'a pojawi艂 si臋 lekki b艂ysk 艣wiadcz膮cy, 偶e jest pewien tego, co mwi. M艂ody Jedi odwr贸ci艂 si臋 do Isoldera, a potem szybko omi贸t艂 spojrzeniem pozosta艂ych.

- Nie, nie prze偶yj膮 - odpar艂. - Poczekaj, a sam si臋 przekonasz. Wierz mi, si艂y ciemno艣ci zbieraj膮 si臋 do natarcia. Powiedzia艂e艣, 偶e twoja flota przyleci tu za sze艣膰 dni. Je艣li jednak nie podejmiemy walki i odlecimy st膮d, ta planeta zostanie zniszczona!

Han pokr臋ci艂 z pow膮tpiewaniem g艂ow膮.

- Pos艂uchaj, ma艂y - odezwa艂 si臋 do Luke'a. - Nie w艣ciekaj si臋 tak na mnie. Wiem dobrze, 偶e dzia艂asz pod wp艂ywem niesamowitego stresu. Prze偶ywasz chwilowe za艂amanie, a ja naprawd臋 ci wsp贸艂czuj臋, ale je偶eli b臋dziesz nadal straszy艂 innych i odzywa艂 si臋 do mnie w taki spos贸b, to r臋cz臋, 偶e spior臋 ci臋 na kwa艣ne jab艂ko.

Luke wyczuwa艂 zdenerwowanie Hana, kt贸remu zale偶a艂o na tym, by s艂owa m艂odego Jedi nie wywar艂y przygn臋biaj膮cego wp艂ywu na pozosta艂ych. Mo偶liwe, 偶e mia艂 racj臋. Kiedy winda ze zgrzytem zatrzyma艂a si臋 na najni偶szym pi臋trze, nacisn膮艂 jaki艣 guzik. Drzwi kabiny z sykiem si臋 otworzy艂y, ale Luke nie wyszed艂 ani nie usun膮艂 si臋 z przej艣cia.

- Prosz臋 bardzo, Han - powiedzia艂, pokazuj膮c gestem ogromny, znajduj膮cy si臋 za nim magazyn, lecz nie zada艂 sobie nawet trudu, by odwr贸ci膰 si臋 i spojrze膰. - Tu masz wszystko, czego potrzebujesz.

Kiedy w ko艅cu si臋 odwr贸ci艂, ujrza艂 ze czterdzie艣ci uszkodzonych gwiezdnych statk贸w. By艂y po艣r贸d nich trzy doszcz臋tnie rozbite imperialne transportowce o zmiennej geometrii skrzyde艂, kilkana艣cie my艣liwc贸w typu TIE, z kt贸rych wi臋kszo艣膰 by艂a zw臋glona na 偶u偶el, a tak偶e cz臋艣ci zniszczonych poduszkowc贸w. Han, kt贸ry tak偶e lustrowa艂 znajduj膮ce si臋 w hali wraki, w pewnej chwili ze zdumienia a偶 straci艂 oddech. Po艣rodku stoczni, kt贸ra przemieni艂a si臋 teraz w sk艂adnic臋 z艂omu, zobaczy艂 prawie kompletny my艣liwiec typu TIE i szybki lekki frachtowiec, kt贸ry w blasku o艣wietlaj膮cych oba statki reflektor贸w wygl膮da艂 niemal dok艂adnie jak „Tysi膮cletni Sok贸艂". Wi臋kszo艣膰 gniazd z dziobowymi czujnikami by艂a pomalowana na rdzawopomara艅czowo, kad艂ub mia艂 wyblak艂膮 oliwkow膮 barw臋, a b艂臋kit os艂on rufowych generator贸w ci膮gu przywodzi艂 na my艣l jednostki dawnych gwiezdnych pirat贸w. Spawy na kad艂ubie znaczy艂y miejsca, w kt贸rych cz臋艣ci nale偶膮ce kiedy艣 do trzech statk贸w z艂膮czono w jedn膮 ca艂o艣膰.

- Maj膮 niemal gotowy do lotu statek! -wykrzykn膮艂 Han, kiedy 艣ci膮gn膮艂 he艂m, by lepiej si臋 przyjrze膰. - Wygl膮da na to, 偶e brakuje mu tylko kilku ogniw do nap臋du umoliwiaj膮cego loty z pr臋dko艣ciami pod艣wietlnymi.

- Niemo偶liwe, by艣my mieli a偶 takie szcz臋艣cie - odezwa艂a si臋 Leia.

- Hej, przecie偶 te stare lekkie korelia艅skie frachtowce nale偶a艂y kiedy艣 do najpopularniejszych jednostek w ca艂ej galaktyce! - przypomnia艂 jej Han. - A i teraz trudno o bardziej wytrzyma艂y statek.

Isolder tak偶e 艣ci膮gn膮艂 he艂m i g艂臋boko odetchn膮艂 艣wie偶ym, zimnym powietrzem.

- Chcia艂e艣 chyba powiedzie膰, 偶e bardziej nieruchawy i rozklekotany - stwierdzi艂.

- To mniej wi臋cej to samo - zgodzi艂 si臋 z nim Han. Ruszy艂 w膮sk膮 ramp膮 wiod膮c膮 w stron臋 statku, kiedy nagle

Leia zawo艂a艂a:

- Zaczekaj!

Han zatrzyma艂 si臋, a ksi臋偶niczka rozejrza艂a si臋 podejrzliwie po wszystkich k膮tach stoczni.

- Widz臋 tu mn贸stwo cennych rzeczy - powiedzia艂a. - S膮 trzymane w tym magazynie pod ziemi膮, kt贸ry jest w dodatku o艣wietlony. Czy nie wydaje ci si臋 dziwne, 偶e nikt tego nie pilnuje?

- A co tu jest do pilnowania? - zapyta艂 Han. - Ten z艂om przecie偶 nigdzie nie poleci. A poza tym sama widzia艂a艣 wychodz膮cych st膮d szturmowc贸w. Powiedzia艂bym, 偶e dzisiejszej nocy wi臋zienia pilnuje tylko kilku ludzi.

- A co z alarmami? - zapyta艂 Luke. Wyj膮wszy makrolornetk臋, dostroi艂 jej obiektywy i uwa偶nie rozejrza艂 si臋 po hali. - Nie widz臋 promieni laserowych, ale przecie偶 mogli umie艣ci膰 tu co艣 innego... detektory ruchu, czujniki reaguj膮ce na zmiany nat臋偶enia pola magnetycznego, cokolwiek... a maj膮c do dyspozycji tak膮 stert臋 z艂omu, zdo艂aliby ukry膰 je tak, 偶e nawet nie wiedzieliby艣my, gdzie ich szuka膰.

- Co zatem, twoim zdaniem, powinni艣my zrobi膰? - ode-zwa艂 si臋 Han. -- Sta膰 tutaj i czeka膰, a偶 kto艣 nam powie? Musimy przecie偶 przeszuka膰 tamten statek.

- Chod藕my - zgodzi艂a si臋 z nim Leia, dotkn膮wszy ramienia Luke'a. - On ma racj臋.

Han i pozostali ruszyli ostro偶nie naprz贸d, wodz膮c spojrzeniem po pod艂odze i mijanych stertach z艂omu. W艂az 艣luzy korelia艅skie-go frachtowca by艂 zamkni臋ty, a Han zatrzyma艂 si臋 przed nim i przyjrza艂 widocznej obok niego tabliczce z wieloma przyciskami.

- Gdybym chcia艂 strzec tego statku, umie艣ci艂bym alarm w艂a艣nie tutaj - oznajmi艂, pokazuj膮c tabliczk臋. - Je艣li kto艣 wci艣nie niew艂a艣ciw膮 kombinacj臋, bzzt! Alarm si臋 odzywa.

- A jaka jest w艂a艣ciwa kombinacja? - zapyta艂a go milcz膮ca dot膮d Teneniel.

Luke po艂o偶y艂 otwart膮 d艂o艅 na przyciskach, chocia偶 s膮dzi艂, 偶e od dawna nikt ich nie dotyka艂. Okaza艂o si臋, 偶e nie mo偶e odgadn膮膰 kombinacji.

- Nie wiem - odrzek艂 Han. - Kapitan ka偶dego statku ma sw贸j w艂asny kod. Rzecz jasna, w艂adze portu mog膮 go uniewa偶ni膰 lub zmieni膰 zale偶nie od tego, w jakim uk艂adzie gwiezdnym zarejestrowano jednostk臋. Tutaj widzicie tablic臋 rejestracyjn膮 statku.

Pokaza艂 kolumn臋 znak贸w. Niekt贸re, zrobione przez obce istoty, by艂y cienkie i 艂agodnie zaokr膮glone. Inne przypomina艂y z wygl膮du piktogramy, a jeszcze inne, wyryte 艣mia艂ymi poci膮gni臋ciami rylca lub ostrza no偶a, musia艂y zosta膰 wykonane przez przedstawicieli jakiej艣 wojowniczej rasy.

- Ktokolwiek dowodzi艂 tym statkiem, musia艂 sp臋dza膰 wiele czasu w uk艂adach gwiezdnych Chokan, Viridia i Zi'dek - ci膮gn膮艂 Han. -W czasach Starej Republiki zna艂em do艣膰 du偶o kod贸w dost臋pu planet nale偶膮cych do tych uk艂ad贸w, ale p贸藕niej statek zosta艂 przechwycony przez ludzi Imperium, kt贸rzy zmienili wszystkie kody. Do diab艂a, 偶a艂uj臋 teraz, 偶e nie by艂em przemytnikiem troch臋 d艂u偶ej.

Isolder podszed艂 do tablicy i wcisn膮艂 kombinacj臋 liczb: pi臋tna艣cie-zero-trzy-jedena艣cie. W艂az 艣luzy otworzy艂 si臋 z cichym szumem.

- Choka艅ski imperialny kod dost臋pu w艂adz planety - powiedzia艂, lekko si臋 u艣miechaj膮c.

Han popatrzy艂 na niego, nie kryj膮c zdumienia.

- Przebywa艂e艣 w uk艂adzie Chokan? - zapyta艂. - Nawet mimo tej paskudnej epidemii?

- Zna艂em tam pewn膮 dziewczyn臋 - odpar艂 ksi膮偶臋, wzruszaj膮c ramionami.

- Musia艂a by膰 niezwykle pi臋kna - stwierdzi艂a Leia. Han pospieszy艂 do wn臋trza statku.

- Uruchomi臋 procedur臋 diagnostyczn膮, by si臋 upewni膰, 偶e to, co chcemy zabra膰, nadaje si臋 do u偶ytku - powiedzia艂. - Isolderze, ty i Leia postarajcie si臋 znale藕膰 klucze i odkr臋膰cie dziobowe gniazdo z czujnikami, a potem zejd藕cie do 艂adowni i zajmijcie si臋 demonta偶em generator贸w ochronnych p贸l przeciwudarowych z ich stanowisk. Luke, pobiegnij i przytocz kilka beczek, by艣my mogli przepompowa膰 ch艂odziwo.

Kiedy pozostali znikn臋li w 艣rodku, Luke przez chwil臋 zosta艂 z Teneniel. Czuj膮c, jak bardzo jest zdenerwowana, po艂o偶y艂 r臋k臋 na jej ramieniu.

- To wszystko zajmie troch臋 czasu - powiedzia艂. - Miej oczv szeroko otwarte.

Leia i Isolder znale藕li narz臋dzia we wn臋trzu statku i odkr臋cili gniazdo z czujnikami. Luke uda艂 si臋 w przeciwleg艂y k膮t hali, gdzie znajdowa艂y si臋 wielkie metalowe pojemniki i zbiorniki, i przytoczy艂 stamt膮d pust膮 beczk臋. Teneniel wyszepta艂a kilka zakl臋膰 maj膮cych wyostrzy膰 jej zmys艂y, ale stwierdzi艂a, 偶e nie na wiele si臋 to zda艂o. Pomy艣la艂a, 偶e w jaki艣 spos贸b, zapewne nie艣wiadomie, korzysta z energii Mocy. Wspomaganymi w ten spos贸b zmys艂ami mog艂a s艂ysze膰 ka偶dy stukot narz臋dzi wewn膮trz statku i wyczu膰 podniecenie, z jakim siedz膮cy w sterowni Han krzykn膮艂:

- Dzia艂a!

S艂ysza艂a g艂uchy huk, kiedy Luke toczy艂 beczk臋 po pod艂odze hali, a nawet skrzypienie mia偶d偶onych przez ni膮 ziaren piasku i drobin kurzu. Kiedy wtoczy艂 beczk臋 do frachtowca, us艂ysza艂a jak mruczy, staraj膮c si臋 przy pomocy r臋cznej pompy nape艂ni膰 j膮 ch艂odziwem. Leia i Isolder wnie艣li do wn臋trza statku odkr臋cone gniazdo z czujnikami i uruchomili kilka palnik贸w spawalniczych, 偶eby przeci膮膰 zapieczone 艣ruby. Kiedy ci臋li oporny metal, p艂omienie sycza艂y i trzaska艂y.

Teneniel odesz艂a od statku, aby dobiegaj膮ce stamt膮d odg艂osy nie zak艂贸ca艂y innych d藕wi臋k贸w. Bardzo chcia艂aby mie膰 teraz przy sobie blaster, cho膰by po to, by czu膰 si臋 bezpieczniej i pewniej. W wielkiej hali znajdowa艂o si臋 tyle wrak贸w, 偶e czu艂a si臋 po艣r贸d nich jak w pe艂nej wielkich g艂az贸w jaskini. Ze swojego miejsca widzia艂a naprawd臋 niewiele.

Postanowi艂a si臋 wspi膮膰 po burcie stoj膮cego obok transportowca, kt贸ry by艂 tak zw臋glony, 偶e bardziej przypomina艂 stopiony 偶u偶el ni偶 statek. Kiedy podesz艂a troch臋 bli偶ej, poczu艂a ostr膮 wo艅 utlenionego metalu. Ujrzawszy jak膮艣 wypuk艂膮 bry艂臋, uchwyci艂a j膮 i zacz臋艂a si臋 wspina膰; nagle us艂ysza艂a szelest szat i jakie艣 wym贸wione szeptem s艂owo.

Rozejrza艂a si臋 po hali o艣wietlonej tylko reflektorami umieszczonymi pod kad艂ubami obu cz臋艣ciowo naprawionych statk贸w. Znajduj膮cy si臋 wysoko nad jej g艂ow膮 sufit odbija艂 st艂umione odg艂osy 艣wiadcz膮ce o tym, 偶e Han i inni wci膮偶 pracuj膮. Szybko i cicho wspi臋艂a si臋 na wierzcho艂ek wraku, a potem usiad艂a i rozejrza艂a si臋 po sk艂adnicy z艂omu, w jak膮 przemieni艂a si臋 stocznia. Widzia艂a teraz wszystko: ca艂膮 hal臋, drzwi szyb贸w wind i wyj艣cie na klatk臋 schodow膮 w po艂udniowej 艣cianie. Po przeciwnej stronie, w oddalonej od niej p贸艂nocnej cz臋艣ci, ujrza艂a ogromny, prostok膮tny, srebrz膮cy si臋 ksi偶ycowym blaskiem otw贸r, wiod膮cy na zewn膮trz hali. Panuj膮ce ciemno艣ci, st艂umione d藕wi臋ki i wielki otw贸r, przez kt贸ry mo偶na by艂o wyj艣膰 na dziedziniec, wszystko to przyt艂acza艂o j膮, niemal mia偶d偶y艂o. Przypomina艂o komnat臋 wojowniczek, do kt贸rej, b臋d膮c dzieckiem, zakrad艂a si臋 po 艣mierci matki.

Tutaj te偶 czu艂a tak膮 sam膮 duszno艣膰, tak膮 sam膮 ziej膮c膮 pustk臋. Spojrza艂a w stron臋 mrocznych k膮t贸w w oddalonej od niej cz臋艣ci hali. Wyda艂o si臋 jej, 偶e widzi przemykajce si臋 w mroku cienie. Wpatrywa艂a si臋 d艂ugo w tamto miejsce, ale niczego wi臋cej nie dostrzeg艂a.

Kiedy jednak zacz臋艂a cicho nuci膰 zakl臋cie wspomagaj膮ce ostro艣膰 wzroku, ogarn膮艂 j膮 paniczny strach. Czu艂a, 偶e tam s膮... w ciemno艣ciach. Wiedzia艂a, 偶e si臋 zbli偶aj膮, by j膮 zabi膰. Wsta艂a.

Omiot艂a spojrzeniem ca艂膮 hal臋, ale na pr贸偶no. Co艣 z艂ego dzia艂o si臋 z jej wzrokiem. Poczu艂a zimny ucisk na powiekach, a w uszach dzwoni膮c膮 cisz臋. Spr贸bowa艂a przetrze膰 oczy.

Nagle wr贸ci艂a jej ostro艣膰 widzenia. U st贸p sterty z艂omu, na kt贸rej siedzia艂a, zobaczy艂a Barith臋, a obok niej trzy inne Siostry Nocy. Jedna z wied藕m cicho zanuci艂a, a potem, wyci膮gn膮wszy r臋k臋, z艂膮czy艂a palec wskazuj膮cy i kciuk, jakby chcia艂a j膮 uszczypn膮膰.

Niewidzialne palce schwyci艂y dziewczyn臋 za gard艂o i zacz臋艂y dusi膰.

- Witaj, siostro Teneniel - odezwa艂a si臋 Baritha. - Zastawi艂y艣my pu艂apk臋 i popatrz, kogo pochwyci艂y艣my! Powiedz mi, co si臋 sta艂o? Czy w ko艅cu znudzi艂o ci si臋 chowanie przed nami w g贸rach?

Teneniel z trudem z艂apa艂a oddech. W uszach jej dzwoni艂o, a w p艂ucach p艂on膮艂 ogie艅. Spr贸bowa艂a zanuci膰 zakl臋cie obronne, ale nie mog艂a oddycha膰.

- Jaka szkoda, 偶e nie mog臋 pozwoli膰 ci 偶y膰 troch臋 d艂u偶ej - rzek艂a Baritha. - Jestem pewna, 偶e Gethzerion by艂aby rada, gdyby mog艂a ci臋 tak偶e troch臋 podr臋czy膰.

Da艂a znak r臋k膮, a stoj膮ca u jej boku Siostra Nocy zanuci艂a g艂o艣niej. Zwin臋艂a wyci膮gni臋t膮 purpurow膮 d艂o艅 w pi臋艣膰, a Teneniel poczu艂a, jak jej tchawica gwa艂townie si臋 zaciska. Nagle us艂ysza艂a rozbrzmiewaj膮ce w jej g艂owie s艂owa Luke'a: „Pozw贸l Mocy, by przep艂yn臋艂a przez ciebie".

Nie mog艂a za艣piewa膰 偶adnego zakl臋cia, rzuci膰 偶adnego czaru. Nie by艂a w stanie zanuci膰 nawet pogrzebowej pie艣ni. Siostry Nocy s膮dzi艂y, i偶 pozbawi艂y j膮 wszelkiej si艂y. Teneniel stara艂a si臋 uspokoi膰 i pozwoli膰 Mocy, by przep艂yn臋艂a przez jej cia艂o, umo偶liwiaj膮c oddychanie. Sterta z艂omu, na kt贸rej sta艂a, skr臋ca艂a si臋 pod ni膮 i chwia艂a jak strwo偶ony rankor. Dziewczyna musia艂a ukl臋kn膮膰 i podeprze膰 si臋 d艂o艅mi, aby nie upa艣膰. Moc jednak nie nadchodzi艂a, Teneniel nie mog艂a jej nigdzie znale藕膰. Serce zacz臋艂o bi膰 gwa艂townie, a ona ostatkiem si艂 spr贸bowa艂a j臋kn膮膰, by wezwa膰 pomoc, zanim umrze.

A potem, kiedy pogr膮偶a艂a si臋 w mroczn膮 nico艣膰, poczu艂a, 偶e ca艂y 艣wiat zawirowa艂. Czer艅 poch艂on臋艂a j膮 tak samo jak kiedy艣 jej matk臋.

Luke us艂ysza艂 w my艣lach przed艣miertny j臋k dziewczyny. Krzykn膮艂, chc膮c uprzedzi膰 Hana, i zbieg艂 po rampie.

O sto metr贸w od frachtowca zobaczy艂 ubrane w czarne szaty Siostry Nocy, a nad nimi, na szczycie wraku, le偶膮c膮 bez ruchu Teneniel.

- Przesta艅cie! - krzykn膮艂. - Dajcie jej spok贸j! Pozwoli艂, by Moc wyp艂yn臋艂a z niego i rozszerzy艂a tchawic臋 dziewczyny. Teneniel gwa艂townie zach艂ysn臋艂a si臋 powietrzem.

- Co takiego? - odezwa艂a si臋 Baritha. - Jaki艣 s艂aby ma艂y m臋偶czyzna o艣miela si臋 nam rozkazywa膰?

Czarownice odwr贸ci艂y si臋 w jego stron臋.

- Odejd藕cie st膮d! - rzek艂 Luke. - Ostrzegam was: powiedzcie Gethzerion, by zabra艂a st膮d swoje Siostry Nocy i uwolni艂a wszystkich wi臋藕ni贸w!

- Bo w przeciwnym razie c贸偶 si臋 stanie, za艣wiatowcze? - zakpi艂a Baritha. - Zalejesz nas krwi膮, kiedy roz艂upiemy ci czaszk臋? Czy tw贸j pobyt na naszej planecie by艂 tak kr贸tki, 偶e nie wiesz, do kogo m贸wisz?

- Dobrze wiem, kim jeste艣cie - odpar艂 Luke. - Walczy艂em z takimi jak wy na innych 艣wiatach.

Jedna z Si贸str Nocy chwyci艂a Barith臋 za rami臋. Gest ten mia艂 widocznie oznacza膰 ostrze偶enie. Dwie inne, stoj膮ce teraz za star膮 wied藕m膮 Siostry Nocy zacz臋艂y r贸wnocze艣nie nuci膰 cicho te same s艂owa, a ich sylwetki zacz臋艂y bledn膮c. Luke pozwoli艂, by przep艂yn臋艂a przez niego Moc, kiedy zda艂 sobie spraw臋, 偶e pr贸buj膮 w ten spos贸b oszuka膰 jego zmys艂y.

- Nie uda si臋 wam umkn膮膰 przede mn膮 - oznajmi艂. - Bez wzgl臋du na to, gdzie si臋 ukryjecie, odnajd臋 was i pokonam. Daruj臋 wam 偶ycie tylko wtedy, je偶eli odejdziecie, nie uciekaj膮c si臋 do 偶adnych sztuczek.

- K艂amiesz! - krzykn臋艂a Baritha, nag艂ym ruchem g艂owy zrzucaj膮c kaptur. Najg艂o艣niej jak mog艂a, zacz臋艂a zawodzi膰 s艂owa zakl臋cia: - Artha, artha!

Luke wyci膮gn膮艂 blaster i strzeli艂. Baritha, urwawszy w p贸艂 s艂owa, wyci膮gn臋艂a przed siebie r臋k臋 w obronnym ge艣cie i d艂oni膮 odbi艂a strza艂 z blastera.

- Nie umiesz rzuca膰 czar贸w! - krzykn臋艂a, a inna Siostra Nocy skoczy艂a w jego stron臋.

Luke wyci膮gn膮艂 miecz 艣wietlny, zapali艂 go i rzuci艂 w ni膮 w taki spos贸b, 偶e bro艅 lec膮c obraca艂a si臋 w powietrzu. Siostra Nocy chcia艂a chwyci膰 miecz za r臋koje艣膰, ale Luke w ostatniej chwili pos艂u偶y艂 si臋 Moc膮, by zmieni膰 tor jego lotu. Kiedy 艣wietlna smuga przeci臋艂a wied藕m臋 na p贸艂, m艂ody Jedi przywo艂a艂 miecz 艣wietlny z powrotem do swojej d艂oni.

Baritha i pozosta艂e Siostry Nocy cofn臋艂y si臋 o krok, a jedna krzykn臋艂a g艂o艣no:

- Gethzerion, siostry... chod藕cie do nas! Luke zrozumia艂, 偶e wzywa posi艂ki.

Teneniel stan臋艂a niepewnie na swoim wraku, a potem odbi艂a si臋 i poszybowa艂a w stron臋 Luke'a.

- Nie! - krzykn臋艂a Baritha i zacz臋艂a nuci膰 s艂owa kolejnego zakl臋cia.

Od kad艂uba stoj膮cego najbli偶ej wraku my艣liwca typu TIE oderwa艂a si臋 p艂yta pe艂na ogniw baterii s艂onecznych i wiruj膮c w powietrzu, poszybowa艂a ku dziewczynie. Trafi艂a j膮 w plecy i przewr贸ci艂a na pod艂og臋. Teneniel upad艂a u st贸p Luke'a, ale jako艣 uda艂o si臋 jej d藕wign膮膰 na kolana. Starucha zanuci艂a zn贸w s艂owa zakl臋cia i w powietrzu zawirowa艂a nast臋pna p艂yta z ogniwami.

Teneniel, widz膮c to, uchyli艂a si臋, a potem spojrza艂a na staruch臋, jej oczy rzuca艂y gniewne b艂yski.

- Nie pozwol臋 ci stosowa膰 wobec mnie takich pod艂ych sztuczek! - ostrzeg艂a j膮 podniesionym g艂osem.

Nagle za ich plecami rozleg艂 si臋 ryk budz膮cych si臋 do 偶ycia silnik贸w frachtowca. Luke uzna艂by za szale艅ca ka偶dego, kto chcia艂by lata膰 tym niekompletnym, nie majcym po艂owy ogniw nap臋du pod艣wietlnego statkiem, wiedz膮c, 偶e nad g艂ow膮 czaj膮 si臋 gwiezdne niszczyciele, gotowe go natychmiast zestrzeli膰. W tej chwili jednak Jedi daleki by艂 od tego, by si臋 sprzecza膰.

Od my艣liwca typu TIE oderwa艂o si臋 kolejne gniazdo z czujnikami i poszybowa艂o ku Teneniel, wiruj膮c w locie.

- Pospiesz si臋! - zawo艂a艂 Luke.

Dziewczyna ani drgn臋艂a; zacz臋艂a tylko mrucze膰 s艂owa zakl臋cia maj膮cego odeprze膰 podst臋pny atak. Gniazdo z czujnikami zmieni艂o kierunek lotu i nadal wiruj膮c, poszybowa艂o ku Siostrom Nocy. Baritha odskoczy艂a w bok, uchylaj膮c si臋 przed lec膮cym 偶elastwem, ale jedna z czarownic zosta艂a trafiona i bezw艂adnie run臋艂a na pod艂og臋.

- B膮d藕 przekl臋ta, Gethzerion! - zawo艂a艂a Teneniel. - Mam po dziurki w nosie twoich sztuczek! Znudzi艂y mi si臋 wysi艂ki, jakie czyni臋, staraj膮c si臋 nie wchodzi膰 wam w drog臋! Mam do艣膰...

Luke spojrza艂 na twarz dziewczyny i uzmys艂owi艂 sobie, 偶e ogarnia j膮 z艂o艣膰, a nawet trudna do wyobra偶enia w艣ciek艂o艣膰. Czu艂 wyra藕nie si艂臋 tego wielkiego gniewu. Jej twarz sta艂a si臋 czerwona, a z oczu zacz臋艂y p艂yn膮膰 艂zy. Kiedy mrucz膮c co艣, zacz臋艂a wymawia膰 s艂owa innego czaru, w wielkiej hali rozp臋ta艂 si臋 huragan. Jego si艂a unios艂a ca艂y my艣liwiec typu TIE i cisn臋艂a w stron臋 Si贸str Nocy. Skuli艂y si臋 i unios艂y r臋ce; machaj膮c nimi bez艂adnie stara艂y si臋 wspom贸c czar i za偶egna膰 gro偶膮ce im niebezpiecze艅stwo.

- Nie! Nie poddawaj si臋 z艂o艣ci! - krzykn膮艂 Luke, chwyciwszy Teneniel za r臋k臋. - To nie jest Gethzerion! To nie ona!

Dziewczyna odwr贸ci艂a si臋 i oddychaj膮c z trudem, spojrza艂a mu w oczy. Z wielkim wysi艂kiem uzmys艂owi艂a sobie, gdzie przebywa i co robi. Han w tym czasie wystrzeli艂 z dziobowego blastera frachtowca w stert臋 zw臋glonego z艂omu, a ogniste bryzgi w chmurze zjonizowanego gazu i dymu skierowa艂y si臋 jak niesione wichrem w stron臋 Si贸str Nocy.

Luke chwyci艂 Teneniel za rami臋 i nie puszczaj膮c, wbieg艂 po rampie na pok艂ad. Nacisn膮艂 guzik zamka i pospieszy艂 do sterowni. Zasta艂 tam Hana. Nie s艂ysza艂, czy czarownice wci膮偶 艣piewaj膮, ale przez iluminator dojrza艂, jak stoj膮 z uniesionymi r臋kami i d艂o艅mi zaci艣ni臋tymi w pi臋艣ci, jakby co艣 chwyta艂y. Han powoli poci膮gn膮艂 d藕wigni臋 nap臋du, pr贸buj膮c unie艣膰 statek.

- Ch艂opie, ten nap臋d jest w gorszym stanie, ni偶 my艣la艂em - powiedzia艂, a w jego g艂osie da艂o si臋 wyczu膰 zw膮tpienie. - Nie s膮dz臋, by ta balia kiedykolwiek odlecia艂a.

Z drzwi znajduj膮cych si臋 w odleg艂ym k膮cie sali zacz臋艂y si臋 wysypywa膰 figurki odzianych w czarne szaty kobiet.

- Pospiesz si臋! - krzykn膮艂 Luke. - Zabierz nas st膮d i to zaraz!

Han jednak zmaga艂 si臋 wci膮偶 z d藕wigni膮.

- Nie mog臋! Zaci臋艂a si臋! - krzykn膮艂, chwytaj膮c dr膮偶ek przepustnicy d艂o艅mi.

Luke popatrzy艂 na czarownice, wci膮偶 stoj膮ce z zaci艣ni臋tymi d艂o艅mi. Pozwoli艂, by przep艂yn臋艂a przez niego Moc, a potem uchwyci艂 d藕wigni臋 i bez wysi艂ku poci膮gn膮艂. Frachtowiec zatrz膮s艂 si臋 i uni贸s艂, a Han, w艂膮czywszy na pe艂n膮 moc 艣wiat艂a statku, obrci艂 go dziobem w stron臋 widocznego w odleg艂ej 艣cianie prostok膮tnego otworu.

Z rufowych dysz generator贸w ci膮gu b艂ysn臋艂y smugi ognia, a stoj膮ce za ruf膮 wied藕my znalaz艂y si臋 w ich zasi臋gu. Frachtowiec wylecia艂 z hali, ale niemal w tej samej chwili zatrz膮s艂 si臋 od huku blasterowych strza艂贸w.

- Nie martwcie si臋 - uspokoi艂 ich Han. - To tylko posterunki na wi臋ziennych wie偶ach. Nasze os艂ony bez trudu dadz膮 sobie z nimi rad臋.

Uj膮艂 d藕wigni臋 przepustnicy i przyspieszy艂, kieruj膮c statek w stron臋 r贸wnin, ale frachtowiec lecia艂 wolno, przera藕liwie wolno.

- Hej, Wasza Wysoko艣膰, czy sko艅czy艂e艣 odkr臋ca膰 te generatory? - krzykn膮艂 Han w mikrofon interkomu.

- Jeszcze nie - us艂ysza艂 w g艂o艣niku odpowied藕 Isoldera. - Daj mi jeszcze kilka minut, dobrze?

- Czy mog臋 ci przypomnie膰, 偶e znajdujemy si臋 na planecie ob艂o偶onej kl膮tw膮? - zapyta艂 go Han. - Niebo nad nami roi si臋 od imperialnych niszczycieli. Ich za艂ogi w艂a艣nie w tej chwili uzbrajaj膮 torpedy w nadziei, 偶e pierwszym strza艂em zmieni膮 nas w ognist膮 kul臋.

- Pami臋tam o tym - odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋. - Robi臋, co tylko w mojej mocy.

- Nie chc臋, by艣 robi艂, co w twojej mocy - ponagli艂 go Han. - Chc臋, 偶eby艣 zdemontowa艂 generatory... natychmiast!

- P贸jd臋 mu pom贸c - wtr膮ci艂 si臋 Luke i pospieszy艂 korytarzem do 艂adowni.

Obok 艣luzy sta艂a wci膮偶 Teneniel, wpatrzona w zaryglowane drzwi. Jej twarz by艂a bardzo blada. Czuj膮c si臋 winn膮, odwr贸ci艂a g艂ow臋.

- Przepraszam - powiedzia艂a, zwracaj膮c si臋 do Luke'a. - To si臋 ju偶 nigdy nie powt贸rzy.

M艂ody Jedi kiwn膮艂 g艂ow膮 i wcisn膮艂 si臋 do 艂adowni, a potem skierowa艂 si臋 do ciasnego k膮ta, gdzie znajdowa艂o si臋 gniazdo z czujnikami. Isolder upora艂 si臋 ju偶 z demonta偶em dw贸ch generator贸w i ogromnym kluczem bezskutecznie usi艂owa艂 pokona膰 艣rub臋 przytrzymuj膮c膮 trzecie urz膮dzenie. Stoj膮ca przy nim Leia stara艂a si臋 odci膮gn膮膰 na bok odkr臋cone generatory.

- Zabierz je, je偶eli mo偶esz - ponagli艂 Isoldera Luke, zapalaj膮c miecz 艣wietlny. - Leio, a ty id藕 na g贸r臋 i zakr臋膰 beczk臋 z ch艂odziwem.

Odci膮艂 mieczem 艂by pozosta艂ych sze艣ciu 艣rub i silnym kopni臋ciem uwolni艂 dwa ostatnie generatory. Potem razem z Isolderem wyci膮gn臋li wszystkie urz膮dzenia na g艂贸wny pok艂ad. Pracuj膮c jak najszybciej si臋 da艂o, zacz臋li przeci膮ga膰 je w pobli偶e 艣luzy, a kiedy uporali si臋 z ostatnim, Leia sko艅czy艂a zamyka膰 beczk臋 z ch艂odziwem. Nie trac膮c ani chwili, przytoczyli i j膮 do 艣luzy.

- Opu艣ci膰 statek! - odezwa艂 si臋 w interkomie g艂os Hana. Kiedy wyda艂 ten rozkaz, w po艣piechu wybieg艂 ze sterowni i do艂膮czy艂 do pozosta艂ych.

- Za mniej wi臋cej trzydzie艣ci sekund b臋dziemy przelatywali nad jeziorem - oznajmi艂. - Widzia艂em je na ekranach!

Nacisn膮艂 d藕wigni臋, by opu艣ci膰 ramp臋, a kiedy opad艂a, stoczy艂 po niej beczk臋 z ch艂odziwem i zepchn膮艂 generatory. Luke ze zdumieniem stwierdzi艂, 偶e lec膮 zaledwie pi臋膰 metr贸w nad ziemi膮 z pr臋dko艣ci膮 nie wi臋ksz膮 ni偶 sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w na godzin臋.

Nagle wybuch zako艂ysa艂 frachtowcem, a Han odruchowo spojrza艂 w g贸r臋.

- Gwiezdne niszczyciele ju偶 wiedz膮, 偶e tu jeste艣my. Miejmy nadziej臋, 偶e nasze ochronne pola wytrzymaj膮 jeszcze przez trzydzie艣ci sekund.

Gwa艂towny ogie艅 zaporowy zatrz膮s艂 statkiem, a Isolder chwyci艂 gniazdo z czujnikami i zacz膮艂 schodzi膰 po rampie. Po艣lizgn膮艂 si臋 i upad艂, wypuszczaj膮c urz膮dzenie, ale kiedy stara艂 si臋 ponownie wspi膮膰 na pok艂ad, nast臋pna seria wybuch贸w zako艂ysa艂a statkiem, a ksi膮偶臋 ze艣lizgn膮艂 si臋 jeszcze ni偶ej.

Leia krzykn臋艂a i schyli艂a si臋, 偶eby z艂apa膰 go za r臋k臋. W dole pod nimi srebrzy艂a si臋 tafla wody, a Luke, widz膮c j膮, chwyci艂 Teneniel i wyskoczy艂 ze statku. Po chwili inni zrobili to samo.

Luke zanurzy艂 si臋 w wodzie, ale wkr贸tce jego stopy uderzy艂y w grz膮skie dno. Wystawiwszy g艂ow臋 na powierzchni臋, rozejrza艂 si臋 dooko艂a, szukaj膮c pozosta艂ych. Tu偶 przy nim pojawi艂a si臋 Teneniel, a o jakie艣 dwadzie艣cia metr贸w od niej zobaczy艂 Hana i Lei臋. Nieco dalej by艂o wida膰 p艂yn膮cego na plecach w ich stron臋 Isoldera.

Luke popatrzy艂 na statek lec膮cy nisko nad powierzchni膮 wody. Kiedy trafi艂y go nast臋pne pociski, ochronne pola pu艣ci艂y, a frachtowiec zamieni艂 si臋 w zielon膮 ognist膮 kul臋, kt贸ra nie zmieniaj膮c kierunku lotu, roztopi艂a si臋 w mroku nocy.

Luke podp艂yn膮艂 do Isoldera i Leii, stwierdzi艂, 偶e twarz ksi臋cia jest pokryta b艂otem. Musia艂 wpa艣膰 do jeziora w miejscu, gdzie by艂a p艂ycizna, bo teraz kas艂a艂, wypluwaj膮c zmieszan膮 z b艂otem wod臋.

- Mia艂 szcz臋艣cie, 偶e nie skr臋ci艂 karku - skomentowa艂a jego przygod臋 Leia.

Luke dotkn膮艂 go i poczu艂, 偶e nic mu si臋 nie sta艂o.

- Wkr贸tce dojdzie do siebie - powiedzia艂.

Troch臋 p艂yn膮c, a troch臋 brodz膮c w p艂ytkiej wodzie, przebyli sto metr贸w dziel膮ce ich od brzegu, po czym po艂o偶yli si臋 na piaszczystej pla偶y. Nagle Luke wyczu艂 zak艂贸cenie Mocy, kiedy cienki my艣lowy palec bada艂 okolic臋. Jedi zrozumia艂, 偶e to Gethzerion wybiega ku nim my艣l膮, staraj膮c si臋 ich odnale藕膰. Oddalili si臋 o nieca艂e dziesi臋膰 kilometr贸w od miasta i przebywali na ods艂oni臋tym terenie. Siostry Nocy z pewno艣ci膮 widzia艂y katastrof臋 statku, a mimo to Gethzerion, korzystaj膮c z Mocy, pr贸bowa艂a upewni膰 si臋, czy kto艣 prze偶y艂. Luke odpr臋偶y艂 si臋, staraj膮c si臋 nie my艣le膰 o niczym. Pozwoli艂, by palec wied藕my ze艣lizgn膮艂 si臋 po nim i pow臋drowa艂 dalej. Popatrzywszy na Teneniel, upewni艂 si臋, 偶e usi艂uje uczyni膰 to samo. Kiedy badawczy palec przesun膮艂 si臋 po powierzchni jeziora troch臋 dalej, Luke wiedzia艂, 偶e niebezpiecze艅stwo min臋艂o. Przynajmniej na razie.

- No c贸偶 - odezwa艂a si臋, wci膮偶 jeszcze dysz膮c ci臋偶ko, Leia. - To nie by艂o wcale takie trudne.

- Ta-a - zgodzi艂 si臋 z ni膮 Isolder, nadal kaszl膮c. - Mo偶e powinni艣my wr贸ci膰 i jeszcze raz spr贸bowa膰?

- Musimy jak najszybciej st膮d znika膰 - o艣wiadczy艂 Luke. - Gethzerion wy艣le wkr贸tce szturmowc贸w, 偶eby odszukali nas i sprawdzili, co da si臋 uratowa膰 z wraku jej statku. Nie chcia艂bym, by znale藕li tu co艣 wi臋cej opr贸cz naszych 艣lad贸w.

Jego s艂owa u艣wiadomi艂y ca艂ej grupie, 偶e nie powinni czu膰 si臋 zbyt pewnie. Luke stara艂 si臋 uspokoi膰 oddech.

- Luke, po偶ycz mi swoj膮 makrolornetk臋 - odezwa艂 si臋 nagle Han.

Skywalker si臋gn膮艂 do wodoszczelnej torby i wyci膮gn膮艂 urz膮dzenie. Han le偶a艂 na plecach i wpatrywa艂 si臋 w niebo.

- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂 go Isolder. - Co tam jest?

- Jeszcze nie wiem - odrzek艂 Han. - Zobaczy艂em to, kiedy odlatywali艣my. Co艣 dziwnego na ekranach.

- Co takiego? - chcia艂a si臋 dowiedzie膰 Leia.

- Satelity - rzuci艂 Han. - Ludzie Zsinja wypu艣cili tysi膮ce satelit贸w.

- W jakim celu? - odezwa艂 si臋 Isolder. - W charakterze min orbitalnych?

- To mo偶liwe - odpar艂 Han. - Nawet prawdopodobne. Czymkolwiek s膮, jest ich tam bardzo du偶o. Leia spojrza艂a w niebo, staraj膮c si臋 dostrzec satelity miedzy 艣wieccymi jasno gwiazdami.

- Nie wiem - powiedzia艂a. - Mam przeczucie, 偶e nie wr贸偶膮 niczego dobrego.

Luke tak偶e spojrza艂 w g贸r臋. Zobaczy艂 na niebie wiele tysi臋cy s艂abo 艣wiec膮cych gwiazd. Wydawa艂o si臋, 偶e ich liczba podwoi艂a si臋 w ci膮gu ostatnich kilku godzin. Cofn膮艂 si臋 pami臋ci膮 w czasie i doszed艂 do wniosku, 偶e obiekty musiano wypu艣ci膰 mniej wi臋cej w tej samej chwili, w kt贸rej mia艂 widzenie w windzie. Zamkn膮艂 oczy i poczu艂 to jeszcze raz: nieprzeniknion膮 wiekuist膮 ciemno艣膰.

ROZDZIA艁

21

Na bezchmurnym niebie wschodzi艂o blade, r贸偶owe s艂o艅ce, a Luke stara艂 si臋 powstrzyma膰 wyp艂yw ch艂odziwa z p臋kni臋tej beczki, kiedy przez r贸wnin臋 przybieg艂y wielkimi susami rankory z Chewbacc膮, Artoo i Threepiem. Pracowali niespe艂na pi臋tna艣cie minut, a Luke czu艂, 偶e musz膮 si臋 spieszy膰, je偶eli chc膮 st膮d odej艣膰. Za oko艂o p贸艂 godziny mogli pojawi膰 si臋 szturmowcy Gethzerion.

Chewbacc膮 rykn膮艂 na ich powitanie, a Threepio powiedzia艂 weso艂o:

- Och, dzi臋ki opatrzno艣ci, 偶e was znale藕li艣my! Odwr贸ci艂 si臋 do Chewie'ego i Artoo.

- Widzicie, m贸wi艂em wam, 偶e nic im si臋 nie stanie. Jego Wysoko艣膰 kr贸l Han Solo nigdy nie pozwoli艂by, 偶eby kto艣 zrobi艂 mu krzywd臋. Tylko co robicie w tym miejscu? - zapyta艂.

- Musieli艣my wyskoczy膰 ze statku, zanim go zestrzelili - wyja艣ni艂 Luke. - Przy okazji p臋k艂a nam beczka z ch艂odziwem. Przyklei艂em na miejsce p臋kni臋cia stalow膮 obr臋cz, a teraz czekam, a偶 klej dobrze zaschnie. Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e nas znale藕li艣cie.

- To ja pana znalaz艂em - pochwali艂 si臋 Threepio. - Dzi臋ki mojemu nie maj膮cemu r贸wnych cyberm贸zgowi typu AA--Jeden uda艂o mi si臋 z艂ama膰 kod imperialny. - Artoo zapiszcza艂 ironicznie, wi臋c Threepio doda艂: - Oczywi艣cie, Artoo troch臋 mi pom贸g艂. Szli艣my w艂a艣nie do miasta, by was ostrzec!

Han mrukn膮艂 co艣 i usiad艂 na beczce.

- Ostrzec nas przed czym, panie Cyberm贸zgu? - zapyta艂.

- Przed Gethzerion! - odpar艂 Threepio. - Pr贸bowa艂a urz膮dzi膰 na was zasadzk臋!- Ta-a, do艣wiadczyli艣my tego na w艂asnej sk贸rze - odrzek艂 niedbale Han - kiedy wkroczy艂a do akcji.

- Jest jeszcze co艣, o czym pan nie wie - rzek艂 Threepio. - Artoo, poka偶 ostatni膮 informacj臋.

Robot zagwizda艂, pochyli艂 si臋 na grzbiecie rankora i ustawi艂 ostro艣膰 swoich holograficznych obiektyw贸w. Na b艂otnistej r贸wninie ukaza艂y si臋 dwie stoj膮ce obok siebie postacie: Gethzerion i m艂ody oficer ubrany w ciemnoszary mundur identyfikuj膮cy go jako jednego z genera艂贸w Zsinja.

Pierwsza odezwa艂a si臋 starucha.

- Generale Melvar, prosz臋 powiadomi膰 lorda Zsinja, 偶e pochwyci艂y艣my genera艂a Hana Solo i nasza wsp贸lnota czeka na przekazanie jej obiecanego wahad艂owca.

Powiedziawszy to, stara wied藕ma zamilk艂a i sta艂a bez ruchu ze splecionymi na brzuchu d艂o艅mi. Genera艂 Melvar przygl膮da艂 si臋 jej wzrokiem wprawnego, zawodowego zab贸jcy, drapi膮c si臋 po brodzie platynowymi paznokciami zagi臋tymi jak szpony. Takie implantowane pod sk贸r臋 cacka potrafi艂y sprawi膰 ogromny b贸l i by艂y szalenie kosztowne, a ci, kt贸rzy je mieli, cz臋sto sami sobie niechc膮cy zadawali ci臋偶kie rany. Na twarzy genera艂a Melvara widnia艂o wiele cienkich, bia艂ych blizn potwierdzaj膮cych t臋 powszechnie znan膮 prawd臋.

- Lord Zsinj rozwa偶y艂 jeszcze raz propozycj臋, kt贸r膮 wam z艂o偶y艂 - powiedzia艂 genera艂, u艣miechaj膮c si臋 lodowato. - Chcia艂by wyrazi膰 ubolewanie z powodu tego, 偶e musia艂 zestrzeli膰 statek, kt贸ry opu艣ci艂 wasz膮 warowni臋. Teraz, kiedy „Tysi膮cletni Sok贸艂" zosta艂 zniszczony, sprawy przybra艂y ca艂kiem inny obr贸t. Bo przecie偶 zestrzelili艣my statek genera艂a Hana Solo, prawda?

Gethzerion kiwn臋艂a g艂ow膮. Jej oczy by艂y na wp贸艂 przymkni臋te, 偶eby nie zdradzi膰, o czym my艣li.

- Kto nim lecia艂? - zapyta艂 Melvar, a w jego g艂osie da艂a si臋 s艂ysze膰 nie skrywana gro藕ba.

- Szturmowcy - sk艂ama艂a starucha. - Dowiedzieli si臋, 偶e naprawiamy statek, i prbowali nim odlecie膰, zanim remont dobiegnie ko艅ca. Gdyby pan ich nie zabi艂, ja bym to zrobi艂a.

- Domy艣la艂em si臋 tego. - Melvar u艣miechn膮艂 si臋 triumfuj膮co. - Cho膰, szczerze m贸wi膮c, mia艂em nadziej臋, 偶e to t y b臋dziesz na pok艂adzie. - G艂臋boko odetchn膮艂. - Mwisz wi臋c, 偶e masz genera艂a Solo i upominasz si臋 o wahad艂owiec.

Gethzerion sztywno kiwn臋艂a g艂ow膮, a jej czarny kaptur nie pozwala艂 dojrze膰 wyrazu jej oczu.

- Zdajesz sobie chyba spraw臋, 偶e teraz, kiedy statek genera艂a Solo zosta艂 zniszczony, si艂a twoich argument贸w wyra藕nie os艂ab艂a - powiedzia艂 Melvar. - O艣wiadczam ci, 偶e lord Zsinj pragnie z艂o偶y膰 waszej szczurzej bandzie inn膮 propozycj臋.

- Musz臋 przyzna膰, 偶e si臋 tego spodziewa艂am - odpar艂a Gethzerion, a Melvar, s艂ysz膮c jej s艂owa, odwr贸ci艂 g艂ow臋, by ukry膰 irytacj臋. - Nawet na takim zapad艂ym 艣wiecie jak nasz dobrze wiemy, 偶e lord Zsinj nigdy nie dotrzymuje danego s艂owa, tym bardziej, je偶eli wywi膮zanie si臋 z obietnicy mog艂oby sprawi膰 mu jakikolwiek k艂opot. Mog艂y艣my si臋 spodziewa膰, 偶e z nas zadrwi i nie wyrazi zgody na odlot Si贸str Nocy z Dathomiry. Prosz臋 zatem powiedzie膰, jak膮 艣mieszn膮 drobnostk臋 tym razem nam proponuje?

- Lord Zsinj proponuje przejecie genera艂a Solo z waszych r膮k w ci膮gu trzydziestu sze艣ciu godzin. Przyb臋dzie po niego osobi艣cie. W zamian za to powstrzyma si臋 od zniszczenia waszego 艣wiata.

- Nie proponuje nam niczego wi臋cej? - zapyta艂a stara wied藕ma.

- Darowuje wam przecie偶 偶ycie. - Melvar wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu. - Powinny艣cie by膰 mu za to wdzi臋czne.

- Nie rozumie pan Si贸str Nocy - obruszy艂a si臋 Gethzerion. - Nasze 偶ycie nie ma dla nas du偶ej warto艣ci. Widzi wi臋c pan, 偶e lord Zsinj nie proponuje nam niczego warto艣ciowego.

- Mimo to 偶膮damy, by艣cie niezw艂ocznie wyda艂y nam genera艂a Solo - upiera艂 si臋 Melvar. - Zniszczenie waszej planety b臋dzie nieodwracalne. Macie do namys艂u kilka minut.

- Mo偶e pan odpowiedzie膰 lordowi Zsinjowi, 偶e Siostry Nocy tak偶e maj膮 dla niego now膮 propozycj臋. W zamian za uwolnienie nas z tego 艣wiata, ofiarujemy mu swoje us艂ugi.

Oczy Melvara zaiskrzy艂y si臋 z podniecenia.

- W jaki spos贸b lord Zsinj b臋dzie m贸g艂 by膰 pewien waszej lojalno艣ci? - zapyta艂.

- Przeka偶emy mu nasze c贸rki i wnuczki... wszystkie dziewczynki poni偶ej dziesitego roku 偶ycia. Mo偶e trzyma膰 je jako zak艂adniczki, gdzie zechce. Je偶eli go zawiedziemy, b臋dzie m贸g艂 je zabi膰.

- Przed chwil膮 powiedzia艂a艣, 偶e 偶ycie przedstawia dla was niewielk膮 warto艣膰 - stwierdzi艂 Melvar. - Je偶eli to prawda, czy nie by艂oby rozs膮dniej przyj膮膰, 偶e zechcecie po艣wieci膰 wasze dzieci, by uzyska膰 wolno艣膰?

- 呕adna matka nie jest a偶 tak pod艂a. - G艂os Gethzerion ochryp艂 z oburzenia. - Prosz臋 powiedzie膰 Zsinjowi, by rozwa偶y艂 nasz膮 ofert臋, a my tymczasem zastanowimy si臋 nad jego propozycj膮.

Hologram zamigota艂 i znikn膮艂, a Han wsta艂 i rozejrza艂 si臋 po okolicy.

- A wi臋c co, waszym zdaniem, zamierza zrobi膰 Zsinj? - zapyta艂. - Zbombardowa膰 ca艂膮 planet臋, czy co?

Leia przez chwil臋 nie odpowiada艂a.

- Powiedzia艂, 偶e zniszczy ca艂膮 planet臋, a nie tylko Siostry Nocy czy ich miasto - rzek艂a w ko艅cu, oddychaj膮c g艂臋boko. - Czy mo偶liwe, by pracowa艂 nad czym艣 naprawd臋 gro藕nym?

- Na przyk艂ad nad nast臋pn膮 Gwiazd膮 艢mierci? - zapyta艂 Luke. - Nie, nie s膮dz臋.

- Nie wiem nic na ten temat - o艣wiadczy艂 Han. - Gethzerion ma go za naiwnego... m贸wi mu, 偶e mnie pochwyci艂a i 偶e m贸j statek zosta艂 zniszczony. Jest jasne, 偶e zrobi wszystko, byle mog艂a odlecie膰 z Dathomiry.

- A Zsinj sprawia takie wra偶enie, jakby chcia艂 zrobi膰 wszystko, by ci臋 z艂apa膰 - zauwa偶y艂a Leia.

- Tak - zgodzi艂 si臋 z ni膮 Han. - Najbardziej przera偶a mnie to, 偶e gdyby艣my pozwolili im si臋 spotka膰, mog艂oby si臋 okaza膰, i偶 dzi臋ki wielu wsp贸lnym cechom charakteru on i czarownice doszliby do porozumienia.

Leia zmarszczy艂a brwi i w zamy艣leniu zacz臋艂a wpatrywa膰 si臋 w Hana.

- Czego艣 w tym wszystkim nie rozumiem - powiedzia艂a. - Zsinjowi z pewno艣ci膮 zale偶y, by ci臋 pojma膰. Ale 偶eby mia艂 osobi艣cie przylatywa膰 po ciebie na Dathomir臋? Zada艂by sobie wiele trudu, byle tylko wyrwa膰 ci臋 z r膮k Si贸str Nocy. Co takiego mu zrobi艂e艣?

Han niepewnie podrapa艂 si臋 po brodzie. Siedz膮cy na grzbiecie rankora Chewbacca rykn膮艂 g艂o艣no, zach臋caj膮c Hana do wyjawienia ca艂ej prawdy. Luke przeczuwa艂, 偶e nie b臋dzie wygl膮da艂a dobrze.

- No c贸偶, wiecie chyba, 偶e kiedy zniszczy艂em jego gwiezdny superniszczyciel, troch臋... no wi臋c, po艂膮czy艂em si臋 z nim kana艂em 艂膮czno艣ci wideoholograficznej i, hmm, no wi臋c... troch臋 si臋 che艂pi艂em.

- Che艂pi艂e艣? - zapyta艂a Leia. - Co to ma znaczy膰, 偶e si臋 che艂pi艂e艣?

- Ja... no c贸偶, nie pami臋tam dok艂adnie s艂贸w, jakich w贸wczas u偶y艂em, ale przypisa艂em sobie ca艂膮 zas艂ug臋 za zniszczenie jego statku, a potem powiedzia艂em mu co艣 w rodzaju: „Poca艂uj mojego Wookie'ego".

Chewbacca rykn膮艂 艣miechem i zacz膮艂 energicznie kiwa膰 g艂ow膮.

- Nie wiem, czy ci臋 dobrze zrozumia艂em - odezwa艂 si臋 Isolder. - Powiedzia艂e艣: „Poca艂uj mojego Wookie'ego" najpot臋偶niejszemu lordowi w ca艂ej galaktyce?

- No dobra - mrukn膮艂 Han, siadaj膮c na jednym z generator贸w. - Przepraszam! Nie musisz wierci膰 mi dziury w brzuchu. Przyznaj臋, 偶e troch臋 mnie ponios艂o i przesadzi艂em! Ale... zrobi艂em to pod wp艂ywem emocji po zwyci臋skiej walce.

Isolder klepn膮艂 Hana po plecach.

- Ach, m贸j przyjacielu, jeste艣 jeszcze g艂upszy, ni偶 my艣la艂em! Do licha, mo偶e jeste艣 g艂upszy, ni偶 ktokolwiek my艣la艂! Mimo to bardzo 偶a艂uj臋, 偶e mnie przy tym nie by艂o!

Luke by艂 zdumiony faktem, 偶e ksi膮偶臋 nazwa艂 Hana swoim przyjacielem.

- Tak - stwierdzi艂a Leia. - Ja tak偶e 偶a艂uj臋. Mog艂e艣 pomy艣le膰 o tym wcze艣niej i sprzedawa膰 bilety wszystkim, kt贸rzy chcieliby to zobaczy膰.

Han popatrzy艂 na Isoldera.

- Naprawd臋? - zapyta艂. - Och, jaka szkoda, 偶e nie widzia艂e艣 w贸wczas jego twarzy. Wiesz, jego ma艂e pulchne policzki zrobi艂y si臋 czerwone, z k膮cik贸w ust pociek艂a 艣lina, a w艂oski na nosie zacz臋艂y dr偶e膰 z w艣ciek艂o艣ci. To by艂o co艣 fantastycznego! Czy wiedzia艂e艣, 偶e jest prawdziwym geniuszem? Potrafi przeklina膰 w sze艣膰dziesi臋ciu j臋zykach. W swoim czasie nas艂ucha艂em si臋 r贸偶nych wyzwisk, ale ten cz艂owiek ma do tego szczeg贸lny talent.

- O tak! - u艣miechn膮艂 si臋 Isolder. - Czy wiesz, 偶e b臋dzie chcia艂 widzie膰 twoj膮 g艂ow臋 na tacy? I je偶eli wierzy膰 plotkom, jakie o nim kr膮偶膮, mo偶e j膮 nawet zje艣膰.

- No c贸偶 - odpar艂 filozoficznie Han. - Takie rzeczy sprawiaj膮, 偶e 偶ycie staje si臋 naprawd臋 ciekawe.

- Zsinjem b臋dziemy mogli martwi膰 si臋 troch臋 p贸藕niej - odezwa艂 si臋 Luke. - Teraz jednak powinni艣my zabra膰 cz臋艣ci do „Soko艂a" i zmyka膰 st膮d. Nie mo偶emy da膰 si臋 zaskoczy膰 w miejscu, w kt贸rym wida膰 nas jak na d艂oni. Kiedy Gethzerionsi臋 dowie, 偶e prze偶yli艣my katastrof臋 statku, natychmiast pu艣ci si臋 naszym 艣ladem.

Popatrzy艂 na beczk臋 z ch艂odziwem i poczu艂, 偶e ogarnia go niepok贸j. Zanim zd膮偶y艂 za艂ata膰 dziur臋, wyciek艂a prawie po艂owa zawarto艣ci, a wiedzia艂, 偶e do bezpiecznego skoku w nadprzestrze艅 potrzeba im dos艂ownie ka偶dej kropli.

Leia, pragn膮c go uspokoi膰, poklepa艂a go po plecach.

- Tyle, co jest, b臋dzie musia艂o nam wystarczy膰 - powiedzia艂a.

Kiwn膮艂 g艂ow膮, zgadzaj膮c si臋 z siostr膮 tylko dlatego, 偶e nie mo偶na by艂o zrobi膰 nic innego. W艂o偶yli generatory i beczk臋 z ch艂odziwem do uplecionych ze sk贸r whuffy work贸w i umie艣cili je na grzbietach rankor贸w. Wygl膮da艂o na to, 偶e bestie nawet nie zauwa偶y艂y zwi臋kszonego ci臋偶aru, i po jakich艣 dziesi臋ciu minutach opu艣ci艂y b艂otnist膮 r贸wnin臋, dzi臋ki czemu znalaz艂y si臋 pod os艂on膮 pobliskich wzg贸rz.

Po sp臋dzeniu ca艂ej doby bez snu wszyscy byli zm臋czeni. Rankory nie zdradza艂y jednak oznak wyczerpania; jechali wi臋c a偶 do wieczora, a potem zatrzymali si臋 i rozbili ob贸z. Tylko Luke nie m贸g艂 znale藕膰 sobie miejsca. Poszed艂 do pobliskiego lasu i niespokojnie po nim kr膮偶y艂. Wspi膮wszy si臋 na wierzcho艂ek niewielkiego wzg贸rza, rozejrza艂 si臋 po r贸wninie, ale kiedy zamkn膮艂 oczy i po chwili je otworzy艂, r贸wnina wyda艂a mu si臋 mroczna, zamarzni臋ta, jakby pozbawiona wszelkiego 偶ycia. „Wiekuista ciemno艣膰 - zdawa艂 si臋 szepta膰 jaki艣 g艂os w jego g艂owie. - Nadchodzi wiekuista ciemno艣膰". Nie wiedzia艂, czy nie powinien traktowa膰 swojej wizji jako symbolu, czego艣 w rodzaju zapowiedzi zbli偶aj膮cej si臋 艣mierci.

Wyt臋偶ywszy wszystkie zmys艂y, poczu艂 jak Moc zaczyna wirowa膰. W艂a艣nie w tej chwili armia Si贸str Nocy powinna by膰 mniej wi臋cej w po艂owie drogi do 艢piewaj膮cej G贸ry. Gethzerion mia艂a sw贸j 艣migacz, a wi臋c drog臋, kt贸ra jej armii mia艂a zaj膮膰 trzy dni, ona sama powinna pokona膰 w ci膮gu godziny. B臋dzie zatem mog艂a razem z innymi Siostrami Nocy po艣wi臋ci膰 a偶 trzy dni na uk艂adanie plan贸w walki.

Luke pami臋ta艂, 偶e cz臋sto w przesz艂o艣ci potrafi艂 przewidzie膰 przebieg walki i zastanowi膰 si臋, jak najlepiej j膮 rozegra膰. Gdy rozwa偶a艂 r贸偶ne mo偶liwo艣ci, pozwala艂, 偶eby prowadzi艂a go Moc. Dzi臋ki niej mia艂 wgl膮d w szczeg贸艂y, kt贸rych w inny spos贸b nie m贸g艂by uzyska膰. Tym razem by艂o jednak inaczej. Kr贸tkie starcie w wi臋zieniu powiedzia艂o mu niewiele o umiej臋tno艣ciach Si贸str Nocy. Bardzo chcia艂, 偶eby pojawi艂 si臋 teraz Ben lub Yoda i doradzi艂, co ma robi膰, ale jedynym obrazem, jaki przychodzi艂 mu do g艂owy, by艂 widok hologramu Yody m贸wi膮cego: „Odparci przez czarownice".

Yoda by艂 wi臋kszym Mistrzem Jedi, ni偶 Luke mia艂 nadziej臋 kiedykolwiek zosta膰, a jednak czarownice z Dathomiry stawi艂y op贸r i jemu, i wielu podobnym do niego ludziom. Luke poczu艂, 偶e nie jest pewien swojej si艂y. Moc. Sk膮d w艂a艣ciwie pochodzi艂a? Yoda twierdzi艂, 偶e jest form膮 energii, kt贸ra gromadzi si臋, tworzona przez wszystko, co 偶yje. Ale czy Luke m贸g艂 pos艂ugiwa膰 si臋 ni膮 z czystym sumieniem? Je偶eli czerpa艂 energi臋 od innych 偶ywych istot, wysysaj膮c j膮 do ostatka niczym pijawka krew, jak m贸g艂 usprawiedliwi膰 to, co robi?

By艂 te偶 jeszcze inny problem. Luke czu艂, 偶e w walce przeciwko Darthowi Vaderowi i Imperatorowi nigdy w艂a艣ciwie nie korzysta艂 ze wszystkich si艂, jakie dawa艂a mu Moc. Vader pragn膮艂 tylko nawr贸ci膰 go na ciemn膮 stron臋, a nie zabi膰. Luke nie w膮tpi艂, 偶e Gethzerion i jej Siostry Nocy nie b臋d膮 dla niego tak 艂askawe.

- O co tutaj chodzi, Ben? - szepn膮艂, wpatruj膮c si臋 w zielon膮 g臋stwin臋 lasu. Zachodz膮ce s艂o艅ce rzuca艂o na li艣cie krwawe b艂yski. -- Chcesz podda膰 mnie jakiej艣 pr贸bie? Chcesz przekona膰 si臋, czy jestem ju偶 got贸w, 偶eby mo偶na by艂o pozostawi膰 mnie samemu sobie? S膮dzisz, 偶e nie potrzebuj臋 twojego wsparcia? O co tutaj chodzi?

Ben jednak nie odpowiedzia艂. Li艣cie zacz臋艂y szumie膰 w podmuchach wieczornego wiatru, a ich cienie zata艅czy艂y na ziemi. Luke popatrzy艂 na zachodzce s艂o艅ce i poczu艂, jak ogarnia go zdumienie. Wiatr ni贸s艂 ze sob膮 wo艅 ple艣niej膮cych li艣ci i zapach owoc贸w rosn膮cych na wierzcho艂kach. Wiecz贸r by艂 cichy i ciep艂y, a s艂o艅ce wci膮偶 jeszcze prze艣wieca艂o mi臋dzy drzewami. Jaszczurki skaka艂y po ga艂臋ziach, nie przejmuj膮c si臋 zagro偶eniem ze strony Si贸str Nocy czy lorda Zsinja. Luke poczu艂, 偶e mimo wszystko Dathomira jest naprawd臋 pi臋knym 艣wiatem. Je偶eli mapa w komnacie rady wojennej Augwynne nie k艂ama艂a, ludzie zbadali nie wi臋cej ni偶 jedn膮 setn膮 jej nadaj膮cych si臋 do zamieszkania obszar贸w. Dla wi臋kszo艣ci 偶yj膮cych stworze艅 i na Dathomirze, i milionach innych 艣wiat贸w w ca艂ej galaktyce, knowania Gethzerion oraz jej Si贸str Nocy znaczy艂y mniej ni偶 dodatkowa gar艣膰 piachu na pustyni. Kiedy Luke odszed艂, by pow艂贸czy膰 si臋 po lesie, Isolder usiad艂 i zacz膮艂 przys艂uchiwa膰 si臋 rozmowie, jak膮 toczy艂 Han ze swoim androidem. Zm臋czona Leia bardzo szybko usn臋艂a, ale ksi偶臋, kt贸ry obudzi艂 si臋 troch臋 p贸藕niej, dostrzeg艂 Teneniel siedz膮c膮 przy ognisku na samym skraju rzucanego przez nie blasku i wpatruj膮c膮 si臋 w niebo. Wsta艂, podszed艂 do niej i usiad艂 u jej boku.

- Czasami w nocy, kiedy jestem sama na pustyni - odezwa艂a si臋 cicho dziewczyna - i kiedy nie ma ani chmur, ani drzew, kt贸re zas艂ania艂yby mi widok, le偶臋 w ciemno艣ciach i patrz臋 na gwiazdy. Rozmy艣lam, kto mo偶e na nich 偶y膰 i jacy mog膮 by膰 tamtejsi ludzie.

Isolder tak偶e spojrza艂 w niebo na 艣wiec膮ce nad ich g艂owami gwiazdy. W czasach, kiedy by艂 piratem, bardzo cz臋sto, dzi臋ki talentowi do astronawigacji, odwiedza艂 ten sektor galaktyki. Odnajduj膮c tylko kilka ja艣niejszych gwiazd, potrafi艂 zorientowa膰 si臋, w kt贸rym miejscu przestrzeni si臋 znajduje.

- Cz臋sto robi艂em to samo - wyzna艂. - Po to, by opr贸cz czytania ksi膮偶ek historycznych, nauki dyplomacji i podr贸偶owania, nauczy膰 si臋 czego艣 wi臋cej. Wybierz sobie jak膮艣 gwiazd臋 - doda艂, machn膮wszy w stron臋 nieba. - Opowiem d, co wiem na jej temat.

- Tamta - powiedzia艂a Teneniel, wskazuj膮c najja艣niejsz膮, 艣wiec膮c膮 tu偶 nad horyzontem.

- To nie jest gwiazda - rzek艂 Isolder. - To tylko planeta.

- Wiem - u艣miechn臋艂a si臋 do niego dziewczyna. - Ale musia艂am d臋 podda膰 pr贸bie. No dobrze. Tamte sze艣膰 gwiazd obok siebie, kt贸re tworz膮 ko艂o - powiedzia艂a, wskazuj膮c na niebo tu偶 nad ich g艂owami. - Najja艣niejsza jest ta b艂臋kitna. Opowiedz mi o niej.

Isolder przygl膮da艂 si臋 gwie藕dzie przez chwil臋.

- Nale偶y do uk艂adu Cedre i znajduje si臋 oko艂o trzydziestu lat 艣wietlnych od nas. Nie istnieje na niej 偶ycie, gdy偶 jest jeszcze zbyt m艂oda, zbyt gor膮ca. Wybierz sobie jak膮艣 inn膮... najlepiej 偶贸艂t膮 lub pomara艅czow膮.

- Mo偶e ta s艂abo 艣wiec膮ca na lewo od niej? Powinna by膰 dobra.

Isolder przez chwil臋 si臋 zastanawia艂.

- To w艂a艣ciwie s膮 dwie gwiazdy - powiedzia艂. - Tworz膮 podw贸jny uk艂ad zwany Fer膮 lub Fere膮, kt贸ry znajduje si臋 do艣膰 daleko od nas. Przed dwustu laty tamtejsi ludzie tworzyli jedn膮 z najbardziej rozwini臋tych kultur w tym sektorze galaktyki. Budowali wspania艂e statki... ma艂e luksusowe liniowce, chyba najlepsze w ca艂ej galaktyce. Mam wujka, kt贸ry kolekcjonuje zabytkowe statki. Jednym z cenniejszych eksponat贸w w jego kolekcji jest w艂a艣nie odnowiona fera.

- A teraz ju偶 ich nie buduj膮?

- Nie, w czasach wojen odwiedza艂o ich wielu ludzi szukaj膮cych 艣wiat贸w, na ktrych mogliby si臋 schroni膰. Kto艣 przypadkiem zawl贸k艂 na Fer臋 zaraz臋, kt贸ra zabi艂a wszystkich jej mieszka艅c贸w. Mimo to, gdyby艣 mia艂a dostatecznie silny teleskop, mog艂aby艣 zobaczy膰 ich takimi, jakimi byli kiedy艣. Feranie byli bardzo wysocy, mieli delikatn膮 sk贸r臋 barwy ko艣ci s艂oniowej i po sze艣膰 wiotkich palc贸w u ka偶dej r臋ki.

- Jak mog艂abym ich zobaczy膰, skoro wszyscy zgin臋li? - zapyta艂a z niedowierzaniem w g艂osie Teneniel.

- Je偶eli dysponujesz teleskopem, widzisz przeze艅 艣wiat艂o, kt贸re odbi艂o si臋 od ich 艣wiata przed setkami lat - wyja艣ni艂 ksi膮偶臋. - Poniewa偶 to 艣wiat艂o dodera do naszych oczu dopiero teraz, widzia艂aby艣 mieszka艅c贸w takimi, jakimi byli w tamtych czasach.

- Och - powiedzia艂a dziewczyna. - A czy ty dysponujesz takim teleskopem?

- Nie - roze艣mia艂 si臋 Isolder. - Nie umiemy robi膰 urz膮dze艅 tak du偶ych i tak dobrych.

- A co powiesz o tamtej jeszcze s艂abiej 艣wiec膮cej gwie藕dzie, tu偶 za ni膮? - zapyta艂a.

- To Orelon, znam j膮 bardzo dobrze - stwierdzi艂 Isolder. - Jest wielka i bardzo jasna. Spo艣r贸d tych, kt贸re wida膰 z Dathomiry, jest jedyn膮 gwiazd膮 widoczn膮 z mojej ojczystej gromady, z Hapes. Ta gromada obejmuje sze艣膰dziesi膮t trzy gwiazdy, a moja matka sprawuje w艂adz臋 nad nimi wszystkimi.

Teneniel przez d艂ug膮 chwil臋 si臋 nie odzywa艂a, o czym艣 my艣l膮c.

- Twoja matka rz膮dzi sze艣膰dziesi臋cioma trzema 艣wiatami? - zapyta艂a w ko艅cu, a jej g艂os lekko zadr偶a艂.

- Tak - odpar艂 ksi膮偶臋.

- Czy ma wielu 偶o艂nierzy? Czy ma statki, a na nichwojownik贸w?

- Ma miliardy 偶o艂nierzy i tysi膮ce statk贸w - odrzek艂 Isolder.

Dziewczyna g艂臋boko westchn臋艂a, a Isolder u艣wiadomi艂 sobie, 偶e jego odpowied藕 musia艂a j膮 przerazi膰.- Dlaczego nigdy mi o tym nie m贸wi艂e艣? - zapyta艂a. - Nie wiedzia艂am, 偶e pojma艂am syna kobiety obdarzonej tak wielk膮 w艂adz膮.

- Powiedzia艂em ci, 偶e moja matka jest kr贸low膮. Wiedzia艂a艣, 偶e kiedy wybior臋 sobie 偶on臋, zostanie jej nast臋pczyni膮.

- Ale... my艣la艂am, 偶e jest tylko kr贸low膮 osady waszego klanu - odrzek艂a Teneniel, z trudem 艂api膮c oddech.

Po艂o偶y艂a si臋 na trawie i opar艂a g艂ow臋 na d艂oniach, jak gdyby czu艂a si臋 lekko oszo艂omiona. Isolder nie odzywa艂 si臋, pragn膮c da膰 jej czas, by mog艂a przyzwyczai膰 si臋 do my艣li o 偶yciu na tak wielk膮 skal臋.

- A wi臋c - odezwa艂a si臋 po d艂u偶szej przerwie - kiedy odlecisz z Dathomiry, b臋d臋 mog艂a popatrze膰 na tamt膮 gwiazd臋 i wiedzie膰, gdzie jeste艣?

- Tak - powiedzia艂 Isolder.

- A czy ty, kiedy b臋dziesz na ojczystym 艣wiecie, zechcesz kiedy艣 spojrze膰 noc膮 na gwiazdy, by odnale藕膰 nasze s艂o艅ce i pomy艣le膰 o mnie?

Jej g艂os by艂 zduszony, zatroskany.

- Z Hapes nie m贸g艂bym zobaczy膰 twojego s艂o艅ca - rzek艂 Isolder, zastanawiaj膮c si臋 nad brzmieniem jej g艂osu. - Jest zbyt ciemne. Wok贸艂 Hapes kr膮偶y siedem ksi臋偶yc贸w, kt贸rych blask uniemo偶liwia ogl膮danie gwiazd tej jasno艣ci co twoje s艂o艅ce.

Odwr贸ciwszy si臋 na bok, przyjrza艂 si臋 widocznej w 艣wietle gwiazd twarzy dziewczyny. Jak wi臋kszo艣膰 Hapan, nie widzia艂 dobrze w nocy. Blask siedmiu ksi臋偶yc贸w i jasnego s艂o艅ca sprawia艂, 偶e nie by艂o to konieczne, i na przestrzeni tysi臋cy lat jego lud stopniowo traci艂 zdolno艣膰 widzenia w ciemno艣ci. Mimo to dostrzega艂 sylwetk臋 Teneniel, profil jej zamy艣lonej twarzy i 艂agodn膮 wypuk艂o艣膰 piersi.

- Nie rozumiem ci臋 - stwierdzi艂 w ko艅cu. - Kim w艂a艣ciwie dla ciebie jestem? Powiedzia艂a艣, 偶e jestem twoim niewolnikiem. Twierdzisz, 偶e wasze kobiety porywaj膮 m臋偶czyzn, 偶eby robi膰 z nich swoich m臋偶贸w. Czy sam fakt, i偶 do ciebie nale偶臋, sprawia, 偶e cieszysz si臋 wi臋kszym szacunkiem?

- Nigdy nie zmusi艂abym ci臋, 偶eby艣 zrobi艂 co艣 wbrew swojej woli - rzek艂a Teneniel. - Ja... po prostu bym nie mog艂a. Jak m贸wi艂am, gdyby pochwyci艂a ci臋 inna kobieta, by膰 mo偶e nie mia艂by艣 tyle szcz臋艣cia.

Isolder przypomnia艂 sobie jej zagadkowy u艣miech, kiedy po raz pierwszy go zobaczy艂a. Nie艣mia艂o zatoczy艂a w贸wczas kr膮g wok贸艂 miejsca, gdzie sta艂, cicho nuc膮c, ale nieustannie go obserwowa艂a, nawet nie mru偶膮c swoich miedzianych oczu. Odwzajemni艂 w贸wczas ten u艣miech, gdy偶 nie chcia艂 okaza膰 si臋 nieuprzejmy, a potem, kiedy uj膮艂 sznur, kt贸ry mu rzuci艂a, zwi膮za艂a go jak najszybciej mog艂a. Dopiero teraz j膮 zrozumia艂. Da艂a mu niejedn膮 szans臋, by m贸g艂 uciec, a on nie tylko 偶adnej z nich nie wykorzysta艂, ale pozwoli艂 si臋 zwi膮za膰, jakby sam pragn膮艂 zosta膰 jej niewolnikiem.

Musia艂 przyzna膰, 偶e ze wszystkich znanych mu rytua艂贸w zalot贸w ten nie by艂 szczeg贸lnie zawi艂y, pod warunkiem, 偶e obie strony musz膮 wcze艣niej zna膰 regu艂y gry.

- Rozumiem - westchn膮艂 w ko艅cu. - A co by艂oby, gdyby艣my nie polubili si臋 nawzajem? Gdyby nasze ma艂偶e艅stwo okaza艂o si臋 nieudane? Co wtedy by艣 zrobi艂a?

- W贸wczas mog艂abym ci臋 sprzeda膰. Gdyby艣 wybra艂 inn膮 kobiet臋 z naszego klanu, nasza czcigodna mistrzyni spr贸bowa艂aby sprzeda膰 ci臋 jej, ustalaj膮c cen臋, jaka wyda艂aby si臋 rozs膮dna, zwa偶ywszy na okoliczno艣ci i stan maj膮tkowy nabywczyni. A je偶eli nie by艂oby w naszym klanie 偶adnej, kt贸ra podoba艂aby ci si臋 bardziej ni偶 ja, mog艂abym zaplanowa膰 wszystko w ten spos贸b, 偶eby pochwyci艂a ci臋 kobieta z innego klanu. Gdyby艣 chcia艂 mi u艣wiadomi膰, 偶e nie jeste艣 ze mnie zadowolony, m贸g艂by艣 uciec w g贸ry, a ja, gdybym nadal s膮dzi艂a, 偶e nasz zwi膮zek da si臋 uratowa膰, wyprawi艂abym si臋 tam i zn贸w ci臋 pochwyci艂a. Jak widzisz, jest wiele mo偶liwo艣ci.

Isolder zacz膮艂 rozmy艣la膰. Metody stosowane przez pragn膮ce zdoby膰 m臋偶贸w czarodziejki na pierwszy rzut oka sprawia艂y wra偶enie barbarzy艅skich, ale w rzeczywisto艣ci nie r贸偶ni艂y si臋 wiele od obyczaj贸w stosowanych na innych 艣wiatach. Na Dathomirze, podobnie jak na jego planecie, rz膮dzi艂y kobiety, ale tutaj m臋偶czy藕ni przynajmniej mieli prawo wyboru. Pr贸bowa艂 wyobrazi膰 sobie, jak m贸g艂 wygl膮da膰 ten 艣wiat tysi膮ce lat wcze艣niej, kiedy ma艂e grupki zupe艂nie bezbronnych ludzi musia艂y zmaga膰 si臋 z dzikimi rankorami. Maj膮c do wyboru walk臋 z tymi bestiami lub po艣lubienie czarodziejki, by znale藕膰 si臋 pod jej opiek膮, niejeden m臋偶czyzna wybiera艂 to drugie, cho膰 w贸wczas stawa艂 si臋 niewolnikiem.

A teraz Teneniel zwraca艂a mu wolno艣膰. Pozwala艂a mu uciec i odlecie膰 z Dathomiry; w zamian 偶膮da艂a tylko, by pami臋ta艂 o niej i nie mia艂 do niej 偶alu. Przypomniawszy sobie zach艂anno艣膰 swoich ciotek i sk膮pstwo matki, pomy艣la艂, jak niewiele kobiet z jego 艣wiata okaza艂oby tak膮 wyrozumia艂o艣膰 i wielkoduszno艣膰. Ta dziewczyna by艂a nie tylko pi臋kna; by艂o w niej co艣 niepowtarzalnego, trudnego do okre艣lenia, co艣, co rzadko spotyka si臋 u innych.

Wspar艂szy si臋 na 艂okciu, pochyli艂 si臋 nad ni膮 i lekko musn膮艂 wargami jej policzek, wiedz膮c, 偶e ca艂uje j膮 na po偶egnanie. Jej twarz by艂a mokra. P艂aka艂a.

- Je偶eli uda mi si臋 dotrze膰 na Hapes - powiedzia艂 - b臋d臋 o tobie pami臋ta艂. A kiedy spojrz臋 na niebo w stron臋 Dathomiry, b臋d臋 wiedzia艂, 偶e ty te偶 na mnie patrzysz i my艣lisz o mnie, wpatruj膮c si臋 w gwiazdy.

W godzin臋 p贸藕niej Luke obudzi艂 pozosta艂ych. Po艣piesznie osiod艂ali rankory i udali si臋 w dalsz膮 drog臋. Jechali przez lasy, g贸ry i g艂臋bokie w膮wozy bez przerwy przez kilka godzin. Oko艂o pomocy ponownie przystan臋li w g臋stym lesie, nieca艂e czterna艣cie kilometr贸w od 艢piewaj膮cej G贸ry. Rankory by艂y zbyt zm臋czone, by i艣膰 dalej w tak morderczym tempie. Luke wyczuwa艂, 偶e czas nagli i powinni si臋 spieszy膰, ale wypoczynek by艂 potrzebny i zwierz臋tom, i je藕dcom.

- Zatrzymajmy si臋 tu na chwil臋 - powiedzia艂. Zeskoczyli z grzbiet贸w rankor贸w jak na rozkaz i po艂o偶yli si臋 na roz艂o偶onych na ziemi sk贸rach. Oba androidy ju偶 wcze艣niej ograniczy艂y swoj膮 moc wyj艣ciow膮, przygotowuj膮c si臋 na spoczynek.

Luke zjad艂 w milczeniu resztki zimnego prowiantu, nie chc膮c rozpala膰 ognia, a rankory przystan臋艂y pod drzewami, ci臋偶ko dysz膮c i mru偶膮c zm臋czone oczy. Sprawia艂y wra偶enie wyczerpanych po trudach ci臋偶kiego marszu, wi臋c Teneniel nape艂ni艂a sk贸rzany buk艂ak wod膮 i zacz臋艂a zwil偶a膰 ich pyski kawa艂kiem mokrej tkaniny. Luke zastanawia艂 si臋, dlaczego zwierz臋ta reaguj膮 w taki spos贸b, ale przypomnia艂 sobie, i偶 nie maj膮 gruczo艂贸w potowych, a trudy przedzierania si臋 przez g膮szcze sprawi艂y, 偶e si臋 zgrza艂y. Wsta艂 i podszed艂 do dziewczyny.

- Pos艂uchaj - odezwa艂 si臋 do niej. - U偶yj Mocy, je偶eli chcesz im pom贸c. To powinno och艂odzi膰 ich cia艂a.

Dotkn膮wszy pierwszego rankora, pozwoli艂, by Moc op艂yn臋艂a go z ka偶dej strony. Zwierz臋 westchn臋艂o, zadowolone, i dotkn臋艂o go ogromn膮 zab艂ocon膮 艂ap膮, jakby chcia艂o mu podzi臋kowa膰.

Teneniel pokr臋ci艂a g艂ow膮 z rezygnacj膮.

- Nadal nie wiem, jak to robisz - powiedzia艂a. - Wydaje mi si臋, 偶e znacznie 艂atwiej by艂oby to osi膮gn膮膰, wymawiaj膮c zakl臋cie.

- Je偶eli wypowiedzenie kilku s艂贸w pomo偶e ci si臋 skupi膰, nie s膮dz臋, by mog艂o to zaszkodzi膰 - o艣wiadczy艂 Luke. - Pami臋taj tylko, 偶e Mocy nie da si臋 ograniczy膰 czy zamkn膮膰 w s艂owach.

- Przepraszam... za to, co zrobi艂am wtedy w wi臋zieniu - mrukn臋艂a. -W贸wczas omal ich nie zabi艂am. Ja... nagle, kiedy ogarn臋艂a mnie z艂o艣膰, poczu艂am, 偶e to wszystko, co mi przedtem m贸wi艂e艣, nie ma sensu. Chcia艂am je zabi膰, 偶eby po艂o偶y膰 kres z艂u, ale przeszkodzi艂y mi w tym twoje nauki.

- Siostry Nocy chcia艂y, by艣 je zabi艂a. Chcia艂y, by艣 podda艂a si臋 uczuciu nienawi艣ci.

- Wiem o tym - przyzna艂a dziewczyna - ale w tamtej chwili nie by艂am w stanie dostrzec, 偶e jasna strona Mocy mo偶e by膰 silniejsza od ciemnej.

- Nigdy nie powiedzia艂em, 偶e jest silniejsza - odpowiedzia艂 Luke. - Je偶eli zale偶y ci na w艂adzy, obie strony mog膮 s艂u偶y膰 temu celowi r贸wnie dobrze. Ale sp贸jrz tylko na Siostry Nocy... popatrz na to, co proponuje im ciemna strona: trwog臋 i strach zamiast mi艂o艣ci, agresj臋 zamiast spokoju, panowanie zamiast s艂u偶enia i nienasycon膮 偶膮dz臋 zemsty tam, gdzie powinna by膰 ch臋膰 przebaczenia.

Luke dotkn膮艂 sk贸ry pozosta艂ych zwierz膮t, och艂adzaj膮c ich cia艂a. Teneniel podesz艂a do niego od ty艂u, obj臋艂a go ramionami i dotkn膮wszy policzkiem jego ramienia, przytuli艂a si臋 do jego plec贸w.

- A co, je艣li zale偶y mi na mi艂o艣ci bardziej ni偶 na czymkolwiek innym? - zapyta艂a. - Czy jasna strona pomo偶e mi j膮 zdoby膰?

Trudno by艂o nie zrozumie膰, o co jej chodzi, ale Luke wola艂 uda膰, 偶e tego nie wie. Uwa偶a艂 Teneniel za atrakcyjn膮 dziewczyn臋, ale 偶eby wyznawa膰 jej mi艂o艣膰... to by艂oby ba艂amutne.

- Nie wiem - odpowiedzia艂 szczerze. - Przypuszczam,

偶e mog艂aby.

- Zanim si臋 pojawili艣cie, ujrza艂am ciebie i Isoldera w jednej ze swoich wizji - powiedzia艂a. - By艂am samotna, 偶yj膮c w g艂uszy tak d艂ugo, 偶e chcia艂am tylko znale藕膰 m臋偶a i powr贸ci膰 do si贸str swojego klanu. Przez wiele dni rzuca艂am czary maj膮ce wyostrzy膰 m贸j wzrok, a potem ujrza艂am was we 艣nie. Pomy艣la艂am, 偶e mo偶e jeste艣cie mi przeznaczeni. Luke uj膮艂 jej z艂膮czone d艂onie i przytrzyma艂.

- Nie wierz臋 w przeznaczenie - o艣wiadczy艂. - Uwa偶am, 偶e dzi臋ki wyborom, jakich dokonujemy, ka偶dy z nas przeciera sw贸j w艂asny szlak przez 偶ycie. Pos艂uchaj, jest co艣, co chcia艂em ci powiedzie膰, ale nie zrobi艂em tego w obawie, i偶 m贸g艂bym ci臋 skrzywdzi膰. Wiesz przecie偶, 偶e prawie si臋 nie znamy. My艣l臋, 偶e lepiej b臋dzie, je偶eli troch臋 och艂oniemy.

- Uwa偶asz, 偶e to ja powinnam och艂on膮膰 - szepn臋艂a domy艣lnie dziewczyna. - Kobiety z mojego 艣wiata wybieraj膮 sobie m臋偶贸w bardzo szybko, czasami dos艂ownie w mgnieniu oka. Kiedy tylko ci臋 ujrza艂am wiedzia艂am, 偶e jeste艣 tym, kogo szukam. Nie zmieni艂am zdania. Ty jednak post臋pujesz w taki spos贸b, jakby艣 s膮dzi艂, 偶e mi艂o艣膰 musi najpierw przej艣膰 niejedn膮 pr贸b臋.

- Nie jestem pewien, czy musi przej艣膰 jak膮kolwiek pr贸b臋 - sprzeciwi艂 si臋 Luke. - Czasami bardzo szybko dojrzewa, ale zazwyczaj jeszcze szybciej umiera.

- No to co? - zapyta艂a dziewczyna. - C贸偶 tracimy, je偶eli nasza mi艂o艣膰 umrze?

- Nie mog臋 si臋 z tym zgodzi膰 - odrzek艂 Luke. - Mi艂o艣膰 jest czym艣 wi臋cej ni偶 tylko chwilowym zauroczeniem czy po偶膮daniem. Nie s膮dz臋, by dwoje ludzi pozna艂o, czy jest prawdziwa, dop贸ki nie sp臋dz膮 razem troch臋 czasu i nie zbior膮 baga偶u wsp贸lnych prze偶y膰 i wspomnie艅. Ja za艣 mam do wykonania pewne zadanie. Musz臋 nauczy膰 si臋, jak by膰 rycerzem Jedi, a prawda wygl膮da tak, 偶e kiedy odlec臋, najpewniej ju偶 nigdy si臋 nie zobaczymy. Ty i ja nie b臋dziemy wi臋c mieli wsp贸lnych prze偶y膰 ani wspomnie艅.

Zamierza艂 powiedzie膰 jej co艣 wi臋cej, przyzna膰, 偶e ma nadziej臋, i偶 kiedy艣 mo偶e uda mu si臋 spotka膰 dziewczyn臋 podobn膮 do niej... Nagle w g艂臋bokim cieniu pod drzewami poruszy艂 si臋 艣pi膮cy Han. Uni贸s艂 r臋k臋, jak gdyby chcia艂 co艣 odp臋dzi膰, a potem krzykn膮艂:

- Nie! Nie!

Luke uzna艂 zachowanie przyjaciela za co najmniej dziwne. Nigdy przedtem nie s艂ysza艂, by Han m贸wi艂 przez sen. Po chwili Jedi poczu艂 silne zawirowanie Mocy, jak gdyby co艣 niewidzialnego wy艂oni艂o si臋 spod baldachimu drzew. Czu艂, 偶e czai si臋 w pobli偶u, i zastanawia艂 si臋, czy przypadkiem w ciemno艣ciach nie kryje si臋 jakie艣 gro藕ne zwierz臋. Uni贸s艂 g艂ow臋, 偶eby spojrze膰 w g贸r臋, ale poczu艂 jak przygniata go nagle jaki艣 ci臋偶ar, jakby kto艣 za艂o偶y艂 mu na twarz ciemn膮 mask臋. Jego cia艂em wstrz膮sn臋艂y dreszcze. Walczy艂, 偶eby odzyska膰 spok贸j i by膰 niewidzialnym. U艣wiadomi艂 sobie, 偶e odczuwa dzia艂anie czego艣 w rodzaju my艣lowej sondy.

- Co to jest? Co si臋 dzieje? - zapyta艂a go Teneniel. Luke uciszy艂 j膮 gestem. Przez kilka minut sta艂 nieruchomo, nic nie m贸wi膮c, staraj膮c si臋 odzyska膰 spok贸j i czerpa膰 energi臋 z Mocy. Po chwili przykre uczucie ust膮pi艂o.

Teneniel zach艂ysn臋艂a si臋 powietrzem, jakby kto艣 obla艂 j膮 nagle zimn膮 wod膮. Chcia艂a zakry膰 r臋kami g艂ow臋, ale po chwili unios艂a j膮, spojrza艂a w niebo i g艂o艣no si臋 roze艣mia艂a.

- Gethzerion, ode mnie nie dowiesz si臋 niczego, co mia艂oby dla ciebie jak膮艣 warto艣膰!

W uszach Luke'a rozbrzmia艂 dr偶膮cy, skrzekliwy g艂os staruchy, wype艂niaj膮cy ca艂y las i dobiegaj膮cy r贸wnocze艣nie zewsz膮d i znik膮d.

- Ju偶 si臋 dowiedzia艂am - zarechota艂a. - Wiem, 偶e Han Solo 偶yje i marzy o naprawie swojego statku. Musz臋 przyzna膰, 偶e jestem rada, i偶 uda艂o si臋 ocali膰 z katastrofy te cenne generatory. Wierzcie mi, r贸wnie mocno jak on pragn臋, by uda艂o si臋 sprawi膰, 偶e jego statek zn贸w b臋dzie lata艂.

Luke si臋gn膮艂 Moc膮, staraj膮c si臋 dotkn膮膰 umys艂u Siostry Nocy. Zobaczy艂 przez moment maszeruj膮ce w ciemno艣ciach imperialne roboty krocz膮ce, a potem Gethzerion zamkn臋艂a si臋 w sobie i niczego ju偶 wi臋cej nie m贸g艂 si臋 dowiedzie膰.

- Siod艂aj rankory - poleci艂 dziewczynie, zadowolony, 偶e chocia偶 przez kr贸tk膮 chwil臋 m贸g艂 ul偶y膰 zwierzakom w niedoli. - Musimy si臋 pospieszy膰 i rusza膰 w dalsz膮 drog臋. Gethzerion i jej armia maszeruj膮 noc膮. Zaatakuj膮 tw贸j klan jeszcze przed 艣witem.

ROZDZIA艁

22

Wszyscy zacz臋li w po艣piechu siod艂a膰 rankory i ruszyli, by jak najpr臋dzej pokona膰 ostatni odcinek drogi. Zasz艂a jednak subtelna zmiana. Teneniel jecha艂a teraz z Isolderem, a Han z Lei膮. Luke razem z Artoo dosiadali trzeciego zwierz臋cia. M艂ody Jedi doszed艂 do wniosku, 偶e jego rozmowa z Teneniel pozwoli艂a jej ujrze膰 wszystko w innym 艣wietle. Zrezygnowa艂a ze stara艅 o jego wzgl臋dy, a on w pewnym sensie poczu艂 ulg臋.

Rankory, przedzieraj膮c si臋 przez g膮szcze, p臋dzi艂y z zawrotn膮 szybko艣ci膮 ku fortecy si贸str klanu ze 艢piewaj膮cej G贸ry, a ich makabryczne kolczugi i napier艣niki dzwoni艂y i klekota艂y, m膮c膮c nocn膮 cisz臋. 呕aden inny d藕wi臋k nie przerywa艂 panuj膮cej w d偶ungli ciszy. Nie zaskrzecza艂 ani jeden gad, z ga艂臋zi na ga艂膮藕 nie przeskoczy艂a 偶adna jaszczurka. Nie by艂o te偶 s艂ycha膰 艂opocz膮cych skrzyd艂ami ptak贸w. Wydawa艂o si臋, i偶 nagle wszystkie zwierz臋ta tutaj wygin臋艂y; zamar艂o wszelkie 偶ycie.

P臋dzili tak swoje wierzchowce przez godzin臋, pokonuj膮c 艂a艅cuch wzg贸rz, a偶 w ko艅cu zadyszane rankory zatrzyma艂y si臋, i w odleg艂o艣ci pi臋ciu kilometr贸w ujrzeli podobn膮 do niecki dolin臋, a za ni膮 艢piewaj膮c膮 G贸r臋. Niebo nad ich g艂owami przybra艂o pos臋pn膮 czerwon膮 barw臋. By艂 to efekt odbijania si臋 艂uny szalej膮cego po偶aru od unoszcych si臋 nad nimi chmur dymu. Siostry Nocy podpali艂y lasy porastaj膮ce wzg贸rza s膮siaduj膮ce z fortec膮, tak 偶e 艢piewaj膮ca G贸ra wy艂ania艂a si臋 z k艂臋b贸w dymu niczym samotny palec wystaj膮cy ze stosu 偶arz膮cych si臋 jeszcze w臋gli. Luke bardzo wyra藕nie us艂ysza艂 s艂owa zaniepokojonej Augwynne:

- Luke, Teneniel, chod藕cie tu jak najszybciej!

- Jeste艣my w drodze! - odkrzykn膮艂 w my艣li, ponaglaj膮c rankory do jeszcze szybszego biegu, tak 偶e spod ich n贸g zacz臋艂y szybowa膰 grudy ziemi i k臋py wydzieranej pazurami trawy.

Poczu艂 nagle p臋dz膮c膮 im na spotkanie ciemno艣膰. Z艂o 艣cisn臋艂o mu serce jak niewidzialna obr臋cz. W powietrzu unosi艂 si臋 od贸r spalenizny i wo艅 dymu. Z zabarwionego na purpurowo nieba opada艂y na nich popio艂y i sadze. Luke bola艂 nad tym, 偶e musi poprowadzi膰 ca艂膮 grup臋 ogromnym 艂ukiem, tak by dotrze膰 do st贸p g贸ry od pomocy. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e wybiera d艂u偶sz膮 drog臋. Nie m贸g艂 jednak skierowa膰 si臋 ku stokom po艂udniowym, gdzie armia Si贸str Nocy przygotowywa艂a si臋 do walki.

Kiedy rankory znalaz艂y si臋 w ko艅cu przy p贸艂nocnych stokach, Luke poczu艂 wyra藕nie obecno艣膰 czarownic. Uni贸s艂 r臋k臋, bez s艂owa nakazuj膮c zwierzakom, by si臋 zatrzyma艂y, a sam spojrza艂 na pi臋trz膮c膮 si臋 nad nimi, spowit膮 w k艂臋bach dymu skaln膮 艣cian臋. Od ska艂 odbija艂 si臋 upiorny blask ognia, o艣wietlaj膮c wszystko z wyj膮tkiem najg艂臋bszych szczelin i rozpadlin.

Luke utkwi艂 wzrok w stromej 艣cianie. Nie mogli wspi膮膰 si臋 po niej na szczyt g贸ry tak, aby nikt ich nie zauwa偶y艂. Siostry Nocy z pewno艣ci膮 od razu przyst膮pi艂yby do ataku.

Brunatny dym spowija艂 ca艂膮 okolic臋 jak z艂owieszczy ca艂un, ale wydawa艂 si臋 wisie膰 zupe艂nie nieruchomo. Siostry Nocy musia艂y nim manipulowa膰, pos艂uguj膮c si臋 Moc膮. Stanowi艂 dla nich swoist膮 bro艅. W powietrzu wyczuwa艂o si臋 istnienie statycznych 艂adunk贸w elektrycznych.

- Artoo, uruchom czujniki i powiedz, czy stwierdzasz obecno艣膰 urz膮dze艅 elektronicznych - odezwa艂 si臋 Luke.

Ma艂y robot wysun膮艂 natychmiast paraboliczn膮 anten臋 i pozwoli艂, by obr贸ci艂a si臋 kilka razy.

- Mistrzu Luke - zauwa偶y艂 Threepio. - W powietrzu jest tak wiele 艂adunk贸w, 偶e silne pole elektrostatyczne omal nie obezw艂adnia mych obwod贸w. Bardzo w膮tpi臋, czy Artoo b臋dzie m贸g艂 w tych okoliczno艣ciach cokolwiek stwierdzi膰. To nie s膮 warunki odpowiednie dla androida.

- To nie s膮 warunki odpowiednie dla kogokolwiek - poprawi艂 go Luke, wci膮gn膮wszy nosem powietrze.

Wisz膮ce nad nimi k艂臋by dymu nie mia艂y wygl膮du stalowo-szarych chmur burzowych, nabrzmia艂ych od nadmiaru wody ani te偶 bia艂ych k艂臋biastych ob艂ok贸w zwiastujcych letni kapu艣niaczek. Te, kt贸re teraz widzia艂, by艂y czarnymi ob艂okami ci臋偶kimi od py艂u i sadzy. Kiedy na nie spogl膮da艂, zobaczy艂 nagle, jak zawirowa艂y niczym dym, ktry kto艣 sk艂臋bi艂, machn膮wszy r臋k膮. Z faluj膮cych ob艂ok贸w wy艂oni艂a si臋 ogromna, o艣wietlona czerwonym blaskiem twarz Gethzerion. Stamcha spojrza艂a na nich, mrugaj膮c oczami, i po chwili znikn臋艂a, ale Luke nadal mia艂 wra偶enie, 偶e czai si臋 gdzie艣 w chmurach i ich obserwuje. Rankory parskn臋艂y, po czym wystraszone odskoczy艂y od st贸p gry.

- Nie martwcie si臋 - uspokoi艂a je Teneniel. - Gethzerion pr贸buje was tylko przestraszy膰.

- Tak -przyzna艂 Han. - Musz臋 stwierdzi膰, 偶e z dobrym skutkiem.

Robot, kt贸ry przez ca艂y czas obraca艂 nerwowo kopu艂k膮, zacz膮艂 si臋 nagle trz膮艣膰, kieruj膮c anten臋 na po艂udniowy wsch贸d. Cicho pikn膮艂 i wy艣wietli艂 ma艂y punkcik.

- Artoo wykry艂 kilka imperialnych robot贸w krocz膮cych - odezwa艂 si臋 Threepio.

Luke spojrza艂 w tamt膮 stron臋, a potem ponownie popatrzy艂 na skaln膮 艣cian臋. Niekt贸re szczeliny by艂y tak mroczne, 偶e gdyby rankory wybra艂y drog臋 wiod膮c膮 takimi rozpadlinami, oko ludzkie mog艂oby nie dostrzec wspinaj膮cych si臋 zwierz膮t. Wiedzia艂 jednak, 偶e czujniki robot贸w krocz膮cych reaguj膮ce na obecno艣膰 istot 偶ywych wykry艂yby wierzchowce i ludzi w ci膮gu kilku sekund. Najwa偶niejsz膮 spraw膮 by艂o wi臋c unieszkodliwienie tych maszyn, tak by zwierz臋ta mog艂y bezpiecznie rozpocz膮膰 wspinaczk臋. Czasu by艂o naprawd臋 niewiele.

Wyci膮gn膮wszy r臋k臋, Luke dotkn膮艂 grzbietu rankora. Zwierz臋 znowu by艂o zgrzane. Czu艂, 偶e jest zm臋czone i os艂abione. Pozwoli艂, by przep艂ywaj膮ca przez niego Moc och艂odzi艂a boki wierzchowc贸w i ugasi艂a ich pragnienie.

- Tosh, niech dwoje najzr臋czniejszych spo艣r贸d twoich dzieci zabierze moich przyjaci贸艂 w g贸r臋, do fortecy klanu - odezwa艂 si臋 do samicy. - Ja zostan臋 tu, na dole, z pozosta艂ymi rankorami, by walczy膰, i do艂膮cz臋 do nich tak szybko, jak b臋dzie to mo偶liwe.

Tosh zacz臋艂a cicho mrucze膰, wydaj膮c rozkazy dzieciom, a potem dw贸jka m艂odych samc贸w zdj臋艂a z jej grzbietu worki z generatorami. Tosh i jej c贸rka 艣ci膮gn臋艂y z grzbiet贸w uprz臋偶e i siod艂a, przygotowuj膮c si臋 do walki.

- Han - odezwa艂 si臋 Luke, spogl膮daj膮c na przyjaciela i siostr臋 siedz膮cych na grzbiecie rankora. - Zabierz Lei臋, Artoo i Threepia na g贸r臋, do „Soko艂a", i zajmij si臋 napraw膮 statku. - Chc膮c zaakcentowa膰 swoje s艂owa, zdj膮艂 Artoo z grzbietu Tosh i umie艣ci艂 go na rankorze mi臋dzy Hanem i Lei膮. - Nie ma tu dla was nic do roboty. Teneniel, mo偶e by膰 im potrzebna twoja pomoc.

- Co to ma znaczy膰? - obruszy艂 si臋 Han. - Zostaj臋 z tob膮. Wci膮偶 mam olej w g艂owie i blaster, wi臋c mog臋 ci pom贸c.

- Nie na wiele ci si臋 przyda i jedno, i drugie - stwierdzi艂 Luke.

Han by艂 wyra藕nie rozczarowany.

- Tak, ale...

Ciemne chmury przeszy艂 b艂ysk i rozleg艂 si臋 huk gromu spot臋gowany echem odbijaj膮cym si臋 od skalnej 艣ciany. Purpurowa smuga ognia trafi艂a w ska艂y tu偶 nad ich g艂owami i rozprysn臋艂a si臋, posy艂aj膮c na d贸艂 kaskady p艂on膮cych jak iskry od艂amk贸w skalnych.

- Jeszcze tego nie rozumiesz? - zapyta艂a go Leia. - Siostrom Nocy zale偶y na „Sokole", bo wiedz膮, 偶e jest to jedyny spos贸b, aby mog艂y wydosta膰 si臋 z tej dziury. Najlepsz膮 rzecz膮, jak膮 mo偶esz dla wszystkich zrobi膰, to naprawi膰 ten statek jak najszybciej i odlecie膰, nie pozostawiaj膮c wied藕mom niczego,

0 co mog艂yby walczy膰.

- Wiem o tym - odpar艂 z uraz膮 w g艂osie Han. - Rozumiem to! Ca艂kowicie si臋 z tob膮 zgadzam!

Luke wiedzia艂 jednak, 偶e w g艂臋bi duszy Han nie m贸g艂 znie艣膰 my艣li, i偶 musi opu艣ci膰 przyjaciela w potrzebie.

Chewbacca i Threepio zsun臋li si臋 z grzbietu c贸rki Tosh

1 usiedli nieporadnie za Isolderem i Teneniel. Na grzbiecie ogromnej bestii, za ko艣cian膮 zbroj膮, mog艂y si臋 pomie艣ci膰 bez trudu nawet cztery osoby. Luke nie martwi艂 si臋 o to, czy rankor da sobie rad臋, nios膮c czworo ludzi. Wi臋kszym problemem by艂o wniesienie na g贸r臋 beczki z ch艂odziwem i generator贸w. Jeden z rankor贸w b臋dzie musia艂 wspina膰 si臋, nios膮c na grzbiecie taki ci臋偶ar.

- Dacie sobie rad臋? - zapyta艂 obu samc贸w. Us艂ysza艂 w odpowiedzi twierdz膮ce mrukni臋cie.

Uni贸s艂 g艂ow臋 i ujrza艂 twarz Leii rozja艣nion膮 kolejnym b艂yskiem. Czu艂 wyra藕nie, 偶e jest zaniepokojona.

- Nie martw si臋 - powiedzia艂, by j膮 ukoi膰. - Zajm臋 si臋 robotami krocz膮cymi, by艣cie mogli bezpiecznie dotrze膰 do fortecy.

- Nie o to si臋 martwi臋 - odpar艂a Leia. - Uwa偶aj na siebie. Nie pr贸buj zosta膰 bohaterem. Ci ludzie, z kt贸rymi b臋dziesz walczy艂, s膮 przesi膮kni臋ci z艂em do szpiku ko艣ci. Nawet j a to czuj臋.

Zapad艂a niezr臋czna cisza. Prawd臋 m贸wi膮c, Luke nie bardzo wiedzia艂, co powiedzie膰. Je偶eli kiedykolwiek mia艂 przyj艣膰 dzie艅, w kt贸rym musieli wykaza膰 si臋 wr臋cz heroiczn膮 odwag膮, to by艂o to w艂a艣nie dzisiaj.

- B臋d臋 uwa偶a艂 - obieca艂.

Tr膮ciwszy kolanem Tosh zawr贸ci艂, zostawiaj膮c przyjaci贸艂 w lesie zaj臋tych przygotowaniami do dalszej drogi. Tosh przebieg艂a oko艂o stu metr贸w w g贸r臋 艂agodnego wzniesienia, stan臋艂a na tylnych nogach i wci膮gn臋艂a powietrze w p艂uca. Zaro艣la przed nimi tworzy艂y jednolit膮 czarn膮 艣cian臋. Tosh mrukn臋艂a cicho, a Luke zrozumia艂 jej prob臋. Chcia艂a, by zsun膮艂 si臋 z jej grzbietu, aby umo偶liwi膰 jej zwinne poruszanie si臋 podczas walki. Przywar艂a do ziemi, a Luke zeskoczy艂.

Pr贸bowa艂 wyczu膰, co kryj膮 ciemno艣ci. Nie widzia艂 i nie s艂ysza艂 niczego... nawet w贸wczas, kiedy stara艂 si臋 pos艂u偶y膰 Moc膮, nie czu艂 absolutnie nic. Rankory skierowa艂y si臋 w lewo, by obej艣膰 rosn膮ce przed nimi g臋ste krzaki. Luke pod膮偶y艂 bezszelestnie za nimi, pozwalaj膮c Mocy kierowa膰 jego krokami.

Dotarli do w膮skiej 艣cie偶ki wiod膮cej ku jeszcze g臋stszym krzakom. Na ziemi, o艣wietlonej blaskiem ognia, Luke dostrzeg艂 nagle 艣wie偶e 艣lady. Jedynie zaopatrzone w stalowe szpony 艂apy imperialnych robot贸w krocz膮cych mog艂y pozostawi膰 za sob膮 ziemi臋 tak stratowan膮 i pooran膮. Popatrzy艂 raz jeszcze przez szczelin臋 w krzakach. By艂o tam nieco ja艣niej, jak gdyby g膮szcz li艣ci nad g艂ow膮 nie by艂 taki zbity. Zda艂 sobie spraw臋, 偶e znajduje si臋 na szczycie niewielkiego wzg贸rza.

Nagle us艂ysza艂, jak znajduj膮cy si臋 przed nim szturmowiec krzykn膮艂 do mikrofonu swojego he艂mu:

- Popatrzcie! Tam, na skalnej 艣cianie!

Luke obejrza艂 si臋 przez rami臋. Dw贸jka syn贸w Tosh wspina艂a si臋 w艂a艣nie po niemal pionowym stoku, chwytaj膮c si臋 ogromnymi szponami wy偶艂obionych miejsc. Luke z wielkim trudem dostrzeg艂 na grzbiecie jednego ze zwierz膮t sylwetki Hana, Leii i pozosta艂ych.

Niemal w tej samej chwili tu偶 przed nim rozleg艂 si臋 huk blasterowych dzia艂ek. W blasku o艣lepiaj膮cego 艣wiat艂a Luke zobaczy艂, 偶e to, co w pierwszej chwili wzi臋li za skupisko krzak贸w, by艂o w rzeczywisto艣ci imperialn膮 sieci膮, maskuj膮c膮 stanowisko ogniowe ukrytych blaster贸w. Obok dzia艂ek ujrza艂 kilkunastu szturmowc贸w, cztery imperialne roboty krocz膮ce i jedn膮 skulon膮 w pobli偶u Siostr臋 Nocy. Luke zrozumia艂, 偶e w innych miejscach wok贸艂 fortecy musz膮 by膰 rozmieszczone dziesi膮tki takich posterunk贸w, ale mia艂 nadziej臋, 偶e zniszczenie tego jednego da Leii i pozosta艂ym szans臋 dotarcia na szczyt.

Tymczasem Tosh i jej c贸rka z艂apa艂y halabardy i pobieg艂y przed siebie, licz膮c na to, 偶e huk strzelaj膮cych dzia艂ek zag艂uszy odg艂osy ataku. Luke, kt贸ry obserwowa艂 Lei臋, zobaczy艂 jak oba wspinaj膮ce si臋 rankory raptownie skr臋caj膮, pr贸buj膮c ukry膰 si臋 przed ogniem za wyst臋pem skalnym. Uda艂o im si臋 dokona膰 tej sztuki, gdy偶 chwyci艂y si臋 lin splecionych ze sk贸r whuffy, zwieszaj膮cych si臋 z g贸ry jak pn膮cza.

Luke pospieszy艂 za Tosh i jej c贸rk膮, by pom贸c im w walce. Starsza samica, kt贸ra pierwsza znalaz艂a si臋 przy robotach, rozbi艂a dwa z nich, obalaj膮c je na miejsce, w kt贸rym sta艂o umocowane dzia艂ko. Przera偶eni szturmowcy wystrzelili do niej z karabin贸w blasterowych, a Tosh rykn臋艂a z b贸lu, kiedy b艂yskawice odbi艂y si臋 od jej grubej sk贸ry. Luke wyci膮gn膮艂 r臋czny blaster i trzy razy szybko strzeli艂, eliminuj膮c szturmowc贸w z dalszej walki.

C贸rka Tosh w tym czasie, zamachn膮wszy si臋 halabard膮, przeci臋艂a na p贸艂 trzeciego robota.

Czwarty jednak natychmiast si臋 obr贸ci艂 i jego artylerzysta zacz膮艂 strzela膰 do niej ze swojego dwulufowego dzia艂ka. Uda艂o mu si臋 odstrzeli膰 przedni膮 艂ap臋 rankora tu偶 przy ramieniu. Posoka obryzga艂a jej bok, a w ziej膮cej ciemnoczerwonym mi臋sem ranie ukaza艂y si臋 od艂amki stercz膮cych 偶贸艂tych ko艣ci. C贸rka Tosh spojrza艂a z przera偶eniem na ran臋; drug膮 艂ap膮 zerwa艂a z grzbietu zbrojon膮 kolczug臋 i cisn臋艂a ni膮 w imperialnego robota. Upad艂a na ziemi臋 i po chwili umar艂a. Impet ci臋偶kiej zbroi przewr贸ci艂 maszyn臋, a w贸wczas rozw艣cieczona 艣mierci膮 c贸rki stara samica skoczy艂a i jednym ruchem 艂apy zmia偶d偶y艂a uciekaj膮cych szturmowc贸w, potem rzuci艂a si臋 do przewr贸conego robota i zamachn膮wszy si臋 pi臋艣ci膮, trafi艂a w gniazdo z dzia艂kami.

Z uszkodzonego robota trysn膮艂 snop iskier i b艂ysn膮艂 ogie艅; jego 藕r贸d艂o zasilania zosta艂o zniszczone. Mimo to Tosh nadal zadawa艂a ciosy pi臋艣ci膮, mia偶d偶膮c kad艂ub. 呕aden z cz艂onk贸w za艂ogi nie 偶y艂, a ona, zawodz膮c g艂o艣no, stara艂a si臋 rozerwa膰 kad艂ub, 偶eby m贸c dosta膰 si臋 do trupa artylerzysty.

Luke wystrzeli艂 ponownie, trafiaj膮c jeszcze dw贸ch szturmowc贸w, a potem us艂ysza艂, jak Siostra Nocy zaczyna co艣 nuci膰. Przera偶ona, kuli艂a si臋 przy ziemi, staraj膮c si臋 odpe艂zn膮膰 jak najdalej od sro偶膮cej si臋 Tosh. Luke wyci膮gn膮艂 i zapali艂 miecz 艣wietlny.

- Hej, ty! - zawo艂a艂 do niej.

Odwr贸ci艂a si臋, a z jej g艂owy zsun膮艂 si臋 kaptur. By艂a m艂oda, prawie jeszcze dziecko. Mia艂a najwy偶ej szesna艣cie lat. Luke nie m贸g艂 sobie wyobrazi膰, by mog艂a by膰 naprawd臋 z艂a. Czu艂 wyra藕nie jej strach.

Kiedy jednak zacz臋艂a zn贸w nuci膰, wyci膮gn膮艂 poziomo r臋k臋 i pos艂uguj膮c si臋 Moc膮, zacisn膮艂 jej tchawic臋. Nucenie umilk艂o, a dziewczyna zamar艂a bez ruchu z wyrazem wielkiego przera偶enia w oczach.

- Nie zmuszaj mnie, bym ci臋 zabi艂 - ostrzeg艂 j膮 Luke. - Obiecaj, 偶e opu艣cisz Gethzerion i jej Siostry Nocy, i ju偶 nigdy do nich nie powr贸cisz.

Dziewczyna spojrza艂a na niego, a oczy w jej o艣wietlonej blaskiem ognia twarzy rozszerzy艂y si臋 z trwogi. Nie mog膮c z艂apa膰 tchu, zacz臋艂a si臋 krztusi膰. Kiwn臋艂a tylko g艂ow膮, a Luke wyczu艂 emanuj膮cy z niej zwierz臋cy strach. Uwolni艂 jej tchawic臋.

Upad艂a na ziemi臋, nie przestaj膮c patrze膰 na niego, a w jej wzroku pojawi艂a si臋 nagle w艣ciek艂o艣膰. Luke zrozumia艂, 偶e jest z艂a z powodu w艂asnej bezsilno艣ci. Jednym zamaszystym gestem, wym贸wiwszy zakl臋cie, wytr膮ci艂a miecz 艣wietlny z jego d艂oni.

M艂ody Jedi wyci膮gn膮艂 blaster i strzeli艂. Dziewczyna krzykn臋艂a, rzucaj膮c jak膮艣 kltw臋, i usi艂owa艂a odbi膰 d艂oni膮 b艂yskawic臋 strza艂u, ale by艂a widocznie za m艂oda i za s艂aba. Strza艂 z blastera trafi艂 j膮 w d艂o艅, wypalaj膮c w niej wielki dymi膮cy otw贸r. Czarownica, spojrzawszy z przera偶eniem na zw臋glon膮 d艂o艅, wrzasn臋艂a.

Miecz 艣wietlny Luke'a oderwa艂 si臋 od ziemi i pod膮偶y艂 w kierunku jego g艂owy. M艂ody Jedi, ukierunkowawszy Moc, zmieni艂 tor lotu broni, a potem wy艂膮czy艂 Moc i kiedy miecz szybowa艂 艂ukiem ku niemu, pewnie chwyci艂 go za rkoje艣膰.

- Ostrzegam ci臋! - krzykn膮艂.

Mimo to Siostra Nocy zacz臋艂a 艣piewa膰 kolejne zakl臋cie. Nagle tu偶 przy niej jednym skokiem znalaz艂a si臋 Tosh, kt贸ra zamachn膮wszy si臋 ogromn膮 艂ap膮, wbi艂a m艂od膮 wied藕m臋 w ziemi臋, zamieniaj膮c j膮 w krwaw膮 miazg臋.

Luke wyprostowa艂 si臋, wci膮偶 jeszcze wstrz膮艣ni臋ty samob贸jczym zachowaniem czarownicy. Nie chcia艂 uwierzy膰, 偶eby kto艣 r贸wnie m艂ody m贸g艂 tak bez reszty po艣wici膰 si臋 ciemnej stronie.

Tosh tymczasem, chwyciwszy Luke'a jedn膮 艂ap膮, umie艣ci艂a go na grzbiecie i pogna艂a przez d偶ungl臋 w stron臋 艢piewaj膮cej G贸ry.

Luke widzia艂 na jej ko艣cistym boku ciemne 艣lady w miejscach, gdzie sk贸r臋 zw臋gli艂y strza艂y z blaster贸w. Niekt贸re obra偶enia by艂y g艂臋bokie i bardzo krwawi艂y. Tosh rycza艂a z b贸lu, ale nie z powodu odniesionych ran; widzia艂a przecie偶 艣mier膰 w艂asnej c贸rki. Przedzieraj膮c si臋 mi臋dzy drzewami, stara samica dotar艂a do podn贸偶a niemal pionowej 艣ciany i zacz臋艂a si臋 po niej wspina膰 ku wisz膮cym nad nimi chmurom czerwonego dymu.

Fortec臋 otacza艂 pier艣cie艅 p艂on膮cych las贸w. W pewnej chwili tu偶 obok nich rozleg艂 si臋 huk gromu. Kiedy Tosh dotar艂a na g贸r臋, Luke zobaczy艂 w oddali Lei臋 i pozosta艂ych. Siedzieli na grzbietach rankor贸w zanurzonych po brzuchy w g臋stych trzcinach. Ksi臋niczka popatrzy艂a w jego stron臋, chc膮c sprawdzi膰, czy nic mu si臋 nie sta艂o, a potem 艣ci膮gn臋艂a wodze swojego wierzchowca i przynagli艂a go do dalszej drogi. Oba rankory pobieg艂y przez pola poro艣ni臋te 艂anami zbo偶a, kieruj膮c si臋 na po艂udnie w stron臋 skalnej fortecy. Stara Tosh wyda艂a bitewny ryk, kt贸ry powt贸rzy艂y biegn膮ce przodem zwierz臋ta. Han i Isolder wtrowali im, wydaj膮c g艂o艣ne okrzyki.

Kiedy Luke dotar艂 do po艂udniowego skraju doliny, zobaczy艂 pi臋膰dziesi膮t rankor贸w stoj膮cych nieruchomo jak ciemne pos膮gi wzd艂u偶 skalnego muru, uzbrojonych w olbrzymie dr膮gi i maczugi. Niewielka armia odzianych w proste sk贸rzane fartuchy m臋czyzn i starszych dzieci mozoli艂a si臋, wnosz膮c na g贸r臋 wielkie g艂azy i uk艂adaj膮c je na szczycie muru w pobli偶u czuwaj膮cych bestii.

Kiedy Leia dotar艂a do st贸p fortecy, przynagli艂a rankory, by zanios艂y ich po schodach na g贸r臋. Wielkie zwierz臋ta nie mog艂y jednak przecisn膮膰 si臋 przez w膮skie przej艣cie, wi臋c Han, Leia, Isolder i Teneniel musieli zsi膮艣膰, po czym z pomoc膮 Artoo i Threepia wnie艣膰 na g贸r臋 generatory. Luke, s艂ysz膮c wci膮偶 s艂owa Augwynne nak艂aniaj膮cej ich do po艣piechu, przeskakuj膮c po trzy stopnie naraz, ruszy艂 prosto do fortecy. Po drodze mija艂 wiele komnat, w kt贸rych schroni艂y si臋 strwo偶one dzieci i mieszkaj膮cy w wiosce niedo艂臋偶ni starcy. Po chwili dotar艂 do ogromnej komnaty wojowniczek.

Zasta艂 w niej odziane w swoje zwyk艂e stroje i he艂my czarodziejki. Sta艂y nad wielk膮 rze藕bion膮 map膮 przedstawiaj膮c膮 okolic臋 i zawodzi艂y, powtarzaj膮c wci膮偶 te same s艂owa:

- Ah re, ah re, ah suun core. Ah re, ah re, ah suun core. Augwynne powita艂a go pow艣ci膮gliwie, jej twarz przypomina艂a kamienn膮 mask臋.

- Witaj, Luke'u Skywalkerze - powiedzia艂a, a pozosta艂e siostry nuci艂y dalej swoj膮 pie艣艅. - Liczy艂am na to, 偶e si臋 pospieszycie. 艢piewamy w艂a艣nie zakl臋cie rozpoznania, maj膮ce ujawni膰 nam, gdzie znajduj膮 si臋 Siostry Nocy, by艣my mog艂y si臋 zorientowa膰, co zamierzaj膮.

Ko艅cem rze藕bionej drewnianej laski przysun臋艂a miniaturowy model lataj膮cego 艣migacza Gethzerion bli偶ej fortecy. O ile Augwynne si臋 nie myli艂a, stara wied藕ma znajdowa艂a si臋 o dwa kilometry od nich, kursuj膮c mi臋dzy jednym oddzia艂em wojsk a drugim. Luke domy艣li艂 si臋, i偶 Gethzerion musi u偶ywa膰 艣migacza, 偶eby m贸c osobi艣cie wydawa膰 rozkazy swoim dow贸dcom.

- Czy wyprawa si臋 powiod艂a? - zapyta艂a go Augwynne.

- Na tyle, na ile mo偶na si臋 by艂o spodziewa膰 - odrzek艂 Luke.

- To dobrze - odetchn臋艂a czarodziejka z ulg膮. - Ile czasu mo偶e zaj膮膰 Hanowi naprawa statku?

- Dwie godziny - odpowiedzia艂 Luke. - Jest w tej chwili na g贸rze i stara si臋 zamocowa膰 generatory. Gethzerion ju偶 wie, 偶e wkr贸tce b臋dzie mia艂 zdatny do lotu statek.

- I tak dowiedzia艂aby si臋 tego wcze艣niej czy p贸藕niej - stwierdzi艂a Augwynne. - Postaramy si臋 powstrzyma膰 Siostry Nocy, dop贸ki Han nie sko艅czy.

Jedna z cz艂onki艅 klanu schyli艂a si臋 i umie艣ci艂a na mapie u st贸p zachodnich stok贸w g贸ry siedemna艣cie czarnych kamieni. Luke przyjrza艂 si臋 dok艂adniej makiecie. Strategia, jak膮 obra艂y Siostry Nocy, wyda艂a mu si臋 co najmniej dziwna. Wygl膮da艂o na to, 偶e wied藕my postanowi艂y rozmie艣ci膰 wok贸艂 fortecy dwana艣cie posterunk贸w, z kt贸rych ka偶dy strze偶ony by艂 przez jedn膮 Siostr臋 Nocy. Odleg艂o艣ci pomi臋dzy poszczeg贸lnymi posterunkami by艂y takie same i wynosi艂y trzydzie艣ci stopni. Poniewa偶 przed godzin膮 jeden taki punkt uda艂o mu si臋 zniszczy膰, dobrze wiedzia艂, jak s膮 uzbrojone i strze偶one pozosta艂e. Poza tym Gethzerion rozmie艣ci艂a trzy oddzia艂y szturmowe, tak偶e w r贸wnych odst臋pach, wok贸艂 g贸ry. Pierwszy znajdowa艂 si臋 dok艂adnie naprzeciwko g艂贸wnych schod贸w stanowi膮cych jedyne 艂atwo dost臋pne wej艣cie do fortecy, a dwa inne na obwodzie pod k膮tem sto dwadzie艣cia stopni jeden od drugiego. Pozornie plan Gethzerion nie uwzgl臋dnia艂 takich szczeg贸艂贸w jak rze藕ba terenu, umocnienia czy obronno艣膰 pozycji zaj臋tych przez jej przeciwniczki. Czy偶by wi臋c si臋 spodziewa艂a, 偶e jej wojska, maj膮c liczebn膮 przewag臋, bez trudu przedr膮 si臋 przez ka偶d膮 przeszkod臋? Luke zna艂 jednak pot臋g臋 Mocy i wiedzia艂, 偶e jej plan ma wszelkie szans臋 powodzenia.

- Wielu Si贸str Nocy nie mo偶emy si臋 doliczy膰 - stwierdzi艂a Augwynne, spogl膮daj膮c na map臋. - B臋dziemy musia艂y mie膰 si臋 na baczno艣ci.

Przesun臋艂a figurk臋 przedstawiaj膮c膮 lataj膮cy 艣migacz Gethzerion troch臋 bli偶ej po艂udniowej 艣ciany, po czym uda艂a si臋 na kamienny taras, by zaczeka膰 tam na rozpoczcie ataku.

Luke, nie spiesz膮c si臋, pod膮偶y艂 za ni膮, a czarodziejki uda艂y si臋 w ich 艣lady. Do 艣witu by艂o coraz bli偶ej i chmury nad nimi zacz臋艂y si臋 rozja艣nia膰. W powietrzu by艂o jednak wci膮偶 tak du偶o dymu, 偶e Skywalker w膮tpi艂, czy blask s艂o艅ca b臋dzie m贸g艂 si臋 przez niego przedrze膰. Ostatniej nocy Luke przeby艂 szmat drogi, zatrzymuj膮c si臋 tylko dwa razy na kr贸tki post贸j, i teraz czu艂 si臋 tak, jakby od wielu dni nie spa艂. Na dole, w g臋stych lasach, zobaczy艂 poruszaj膮ce si臋 imperialne roboty i szturmowc贸w, chodz膮cych wok贸艂 nich jak rozgl膮daj膮ce si臋 w poszukiwaniu kryj贸wki bia艂e szczury.

- Czy masz dla nas jakie艣 m膮dre s艂owo, Jedi? - zapyta艂a go Augwynne. - Czy mo偶esz udzieli膰 nam dobrej rady?

- U偶ywajcie swojej mocy tylko w obronie 偶ycia-powiedzia艂 Luke. -Wy艂膮cznie po to, by ochroni膰 siebie i swoich bliskich.

- Czy to znaczy, 偶e nie powinny艣my zabija膰 Si贸str Nocy? - zapyta艂a jedna z kobiet.

Luke popatrzy艂 na map臋 i na zgromadzone u st贸p g贸ry wojska Si贸str Nocy.

- Nie, je偶eli b臋dziecie mog艂y tego unikn膮膰. Z drugiej strony, ostrzeg艂em przecie偶 Gethzerion i jej band臋.

- My tak偶e - rzek艂a Augwynne. - Te, kt贸re stan膮 dzisiaj przeciwko nam do walki, zgin膮, maj膮c r臋ce splamione w艂asn膮 krwi膮. Je偶eli o mnie chodzi, zamierzam by膰 bezlitosna. Wci膮偶 czekali. Teneniel podesz艂a do Luke'a i uj臋艂a go za r臋k臋.

- Twoi przyjaciele naprawiaj膮 statek tak szybko jak tylko mog膮. Czu艂am, 偶e im przeszkadzam. My艣la艂am, 偶e mo偶e tutaj b臋d臋 bardziej pomocna.

Luke spojrza艂 w jej oczy. 艁una bij膮ca od p艂on膮cego lasu przydawa艂a im miedzianego blasku, a czerwone b艂yski ta艅czy艂y na jej w艂osach.

Teneniel g艂臋boko westchn臋艂a. Zerwa艂 si臋 lekki wiatr. Luke pomy艣la艂, 偶e mo偶e Gethzerion zjawi si臋 i wyg艂osi mow臋, by zaanonsowa膰 swoj膮 obecno艣膰, ale us艂ysza艂 jedynie s艂owa Augwynne, kt贸ra powiedzia艂a:

- Nadchodz膮!

Stoj膮ce wok贸艂 Luke'a czarodziejki zacz臋艂y cicho nuci膰, a z do艂u, od strony pogr膮偶onych w ciemno艣ciach g膮szczy, dobieg艂 ich g艂o艣ny 艣piew Si贸str Nocy. Powietrze wok贸艂 tarasu zawirowa艂o i Luke poczu艂 we w艂osach drobiny piasku i kurzu. U艣wiadomiwszy sobie, 偶e lec膮 z g贸ry, uni贸s艂 g艂ow臋 i zobaczy艂, 偶e powietrze jest ciemne od p艂atk贸w sadzy. Si臋gn膮wszy do podr臋cznej torby, wycign膮艂 gogle. W tej samej chwili poczu艂 pot臋偶ny wstrz膮s Mocy.

Zerwa艂 si臋 silny wiatr, a Luke znalaz艂 si臋 w ogromnym leju, utworzonym z piasku i wiruj膮cych drobin sadzy. W艂o偶y艂 gogle, a czarodziejki, przymkn膮wszy oczy, wycofa艂y si臋 z tarasu do wn臋trza fortecy.

- Wyatha ara 膮uetha way. Wyatha ara 膮uetha way... - zacz臋艂a 艣piewa膰 Teneniel Djo.

W miejsce tu偶 poni偶ej tarasu, na kt贸rym sta艂 Luke, trafi艂a b艂yskawica strza艂u z blastera. Po chwili na dole pojawi艂 si臋 samotny imperialny robot krocz膮cy, pluj膮c ogniem z blasterowych dzia艂ek. Siostry Nocy, pos艂uguj膮c si臋 Moc膮, prbowa艂y unie艣膰 go w powietrze.

Teneniel, ogniskuj膮c czar, nag艂ym ruchem wyci膮gn臋艂a przed siebie d艂o艅 z szeroko rozczapierzonymi palcami. Kurz wok贸艂 nich zawirowa艂 jak wyp艂ywaj膮ca przez wielki otw贸r woda. W stron臋 imperialnego robota posypa艂y si臋 kamienie i piasek. Po chwili statyczny 艂adunek elektryczny, jaki wytworzy艂a dziewczyna, przemieni艂 si臋 w b艂yskawic臋, kt贸ra niczym ognisty palec wystrzeli艂a ze skalnej 艣ciany ku automatowi. Imperialny robot stan膮艂 w ogniu, a Siostry Nocy pozwoli艂y mu opa艣膰 na ziemi臋 i z o艣lepiajcym b艂yskiem roztrzaska膰 si臋 o ska艂y.

W jego 艣wietle ukaza艂y si臋 inne roboty i szturmowcy zbli偶aj膮cy si臋 jedyn膮 艣cie偶k膮 wiod膮c膮 do fortecy.

Luke wychyli艂 si臋, by m贸c lepiej widzie膰, i mimo wiruj膮cych k艂臋b贸w dymu ujrza艂, jak czuwaj膮ce na blankach rankory staczaj膮 po stopniach lawin臋 wielkich g艂az贸w. Zobaczy艂, 偶e pierwszy g艂az trafia krocz膮cego na czele robota, odrzucaj膮c go do ty艂u na dwa inne, tak 偶e wszystkie przewr贸ci艂y si臋 na id膮cych ich 艣ladem szturmowc贸w i wraz z nimi stoczy艂y si臋 po schodach w ziej膮c膮 w dole przepa艣膰.

Luke'a zadziwia艂 cynizm, z jakim Gethzerion rzuci艂a do walki wszystkie swoje wojska. Taki atak by艂 ogromnym marnotrawstwem i sprz臋tu, i 偶ycia bior膮cych w nim udzia艂 ludzi. Dwie czarodziejki, spojrzawszy na dymi膮ce szcz膮tki, zacz臋艂y mrucze膰 jakie艣 zakl臋cie. Nagle Luke us艂ysza艂, jak znajduj膮ca si臋 tu偶 za nim Augwynne wydaje rozkazy swoim wojowniczkom.

- Ferra i Kirana Ti, sta艅cie na stra偶y wej艣cia! Siostry Nocy chc膮 zaatakowa膰 z g贸ry!

Luke popatrzy艂 w prawo i w lewo, ale w pobli偶u nie ujrza艂 偶adnej wied藕my. Pos艂uguj膮c si臋 Moc膮, wyczu艂 jej zawirowanie gdzie艣 w g贸rze. Uni贸s艂 g艂ow臋 i zobaczy艂 o trzy metry nad sob膮 trzy Siostry Nocy uczepione ska艂y jak paj膮ki. Po chwili wszystkie r贸wnocze艣nie zeskoczy艂y na taras.

Luke krzykn膮艂, by ostrzec wojowniczki, wyci膮gn膮艂 艣wietlny miecz i odskoczy艂 o krok do ty艂u. Jedna ze stoj膮cych za nim czarodziejek zareagowa艂a jednak troch臋 za p贸藕no. Siostra Nocy, kt贸ra opad艂a na balkon tu偶 przy niej, strzeli艂a w jej twarz z blastera, a p贸藕niej, odbiwszy si臋 od kamiennej p艂yty jak od trampoliny, wykona艂a salto i skoczy艂a na d贸艂.

Luke'owi uda艂o si臋 unikn膮膰 trafienia z blastera drugiej wied藕my, a kiedy chcia艂a wyskoczy膰, przeci膮艂 j膮 na p贸艂 艣wietlnym mieczem. Widz膮c, jak Augwynne zmaga si臋 z trzeci膮 Siostr膮 Nocy, wyci膮gn膮艂 blaster. Augwynne zdo艂a艂a jednak zepchn膮膰 czarownic臋 z balustrady, a Luke w ferworze walki zeskoczy艂 za ni膮.

W powietrzu nadal wirowa艂y drobiny piasku i sadze. Kiedy mija艂 w locie wykute w skale stopnie, ujrza艂 na nich dziesi膮tki imperialnych szturmowc贸w rozrzuconych jak bia艂e konfetti w miejscach, w kt贸rych zostali zabici. Powietrze przeci臋艂a kolejna b艂yskawica. Znajduj膮ce si臋 w dole krocz膮ce roboty otworzy艂y ogie艅, staraj膮c si臋 trafi膰 z blasterowych dzia艂ek rankory, wci膮偶 rzucaj膮ce na d贸艂 wielkie g艂azy. Zobaczy艂, jak ziemia coraz szybciej p臋dzi mu na spotkanie. Ujrzawszy stoj膮ce na ska艂ach dwie Siostry Nocy, opad艂 艂agodnie obok jednej z nich i krzykn膮艂, by j膮 ostrzec. Odwr贸ci艂a si臋 w jego stron臋 i zacz臋艂a mamrota膰 zakl臋cie. Luke strzeli艂. Zamar艂a bez ruchu, jakby rozgniewana, a na jej szacie pojawi艂y si臋 p艂omyki ognia. Luke w mgnieniu oka zrozumia艂, 偶e ma do czynienia z nie byle jak膮 w艂adczyni膮 ciemnej strony. Druga wied藕ma uciek艂a i skry艂a ci臋 w ciemno艣ci.

Samotna Siostra Nocy spojrza艂a gniewnie na Luke'a. By艂a to Gethzerion. 艢ci膮gn艂a kaptur z g艂owy, chc膮c przestraszy膰 go widokiem nabrzmia艂ych, pulsuj膮cych, purpurowych 偶y艂 na twarzy. Kiedy zrozumia艂a, kim jest, jej p艂on膮ce krwist膮 czerwieni膮 oczy rozszerzy艂y si臋 ze zdumienia.

- A wi臋c w ko艅cu si臋 spotkali艣my - odezwa艂a si臋 na tyle g艂o艣no, by ha艂as walki nie zag艂uszy艂 jej s艂贸w. - Ju偶 od dawna jestem 艣wiadoma zak艂贸ce艅, jakie powoduje twoja Moc. Zawsze chcia艂am zobaczy膰 jakiego艣 Jedi, tymczasem kiedy min臋艂am si臋 z jednym z nich na korytarzu w艂asnego wi臋zienia, nawet go nie pozna艂am.

Przez chwil臋 przygl膮da艂a si臋 Luke'owi, jakby chc膮c, by potwierdzi艂, i偶 rzeczywi艣cie jest rycerzem Jedi.

- Ja te偶 widywa艂em takie jak ty - odpar艂 Luke. - Pos艂uchaj, Gethzerion, mojej rady. Przesta艅 s艂u偶y膰 ciemnej stronie i odwr贸膰 si臋 od niej, dop贸ki nie jest za p贸藕no.

Starucha w zadumie kiwn臋艂a g艂ow膮.

- Wybacz mi, m艂ody Jedi, je艣li powiem, 偶e nie robisz na mnie du偶ego wra偶enia. Jaka szkoda, 偶e musisz zgin膮膰, zanim b臋dziesz mia艂 szans臋 ujrze膰, jak ka偶臋 twoim przyjacio艂om wi膰 si臋 z b贸lu.

Wycelowa艂a w niego palec, a Luke, zanim mia艂 czas zorientowa膰 si臋 w jej zamiarach, poczu艂 jak uderza go pot臋偶na fala Mocy. Prawa strona jego twarzy zosta艂a trafiona jak ci臋偶kim m艂otem, a przed oczami eksplodowa艂o mu o艣lepiaj膮ce 艣wiat艂o. Lewa r臋ka i lewa noga za艂ama艂y si臋 pod ogromnym ci臋偶arem i p贸艂przytomny z b贸lu Luke potkn膮艂 si臋, kl臋kaj膮c na kolanie. Wyda艂o mu si臋, 偶e wszelkie odg艂osy walki zamieraj膮, jakby gin膮c w niezmierzonej dali. Gethzerion tymczasem wymierzy艂a w niego ponownie palec, a kiedy go zagi臋艂a, zorientowa艂 si臋, 偶e przesta艂 ostro widzie膰. Poczu艂 nagle drugi cios zadany tym samym m艂otem, tym razem w lew膮 stron臋 g艂owy. Przewr贸ci艂 si臋 na bok, a potem leg艂 na plecach, nie mog膮c z艂apa膰 tchu. Spojrzawszy w niebo, zobaczy艂 lec膮cy w g贸rze strumie艅 wielkich g艂az贸w. Cz臋艣膰 z nich rzuca艂y rankory, a inne szybowa艂y same, niesione si艂膮 Mocy.

Czas zdawa艂 si臋 zwalnia膰 bieg. W g艂owie Luke'a pulsowa艂 b贸l w tym samym powolnym rytmie, w jakim bi艂o serce. Jego twarz zacz臋艂a dr臋twie膰, marzn膮膰. Resztk膮 zamieraj膮cej 艣wiadomo艣ci uzmys艂owi艂 sobie, 偶e zakl臋cie Gethzerion musia艂o rozerwa膰 naczynia krwiono艣ne w jego m贸zgu. Mia艂 wi臋c umrze膰; mia艂 si臋 sta膰 jeszcze jedn膮 z setek bezimiennych ofiar na polu walki.

A wi臋c tak bym si臋 czu艂, gdyby Vader pr贸bowa艂 mnie zabi膰 - pomy艣la艂. Kogo stara艂 si臋 oszuka膰? Teneniel mia艂a racj臋: nie by艂 wojownikiem. Ben, zawiod艂em ci臋 - pomy艣la艂. - Zawiod艂em was wszystkich. Poczu艂 nagle fal臋 przenikliwego b贸lu. Stara艂 si臋 sobie przypomnie膰, z kim rozmawia艂; pr贸bowa艂 przywo艂a膰 na my艣l imi臋 kogo艣, kogo m贸g艂by wezwa膰 na pomoc, ale stwierdzi艂, 偶e nie mo偶e ju偶 my艣le膰 i 偶e jego umys艂 jest martwy i pusty jak nagie, bezkresne r贸wniny Tatooine sk膮pane w promieniach zachodz膮cych s艂o艅c.

ROZDZIA艁

23

Isolder pospieszy艂, by zanie艣膰 gniazdo z czujnikami do .„Soko艂a". Chewbacca ju偶 odkr臋ca艂 nasadowym kluczem stare gniazdo, a Leia i Han mozolili si臋 w ciasnej 艂adowni statku, usi艂uj膮c zamocowa膰 w niej generatory ochronnych p贸l przeciwudarowych. We wn臋trzu statku przebywa艂 tak偶e Artoo, kt贸ry wraz z Threepiem by艂 zaj臋ty przelewaniem ch艂odziwa z beczki do zbiornik贸w generator贸w nadprzestrzennego nap臋du statku. Tymczasem wok贸艂 fortecy toczy艂a si臋 zaciek艂a walka. Kamienne pod艂ogi dudni艂y i dr偶a艂y od strza艂贸w z blasterowych dzia艂ek i ciskanych g艂az贸w. W ukszta艂towanych jak w plastrze miodu korytarzach zawodzi艂 wicher.

Isolder odnosi艂 wra偶enie, i偶 wielka g贸ra mo偶e dos艂ownie w ka偶dej chwili zamieni膰 si臋 w stert臋 piachu. 呕a艂owa艂, 偶e ogromna komnata, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 „Sok贸艂", podobnie jak wiele innych komnat w fortecy, nie mia艂a 偶adnego okna ani tarasu, przez kt贸re m贸g艂by obserwowa膰, co dzieje si臋 na zewn膮trz. Z drugiej strony czu艂 si臋 jednak bezpieczniej ukryty w tym zamkni臋tym w samym sercu budowli pomieszczeniu, w kt贸rym nale偶a艂o piklowa膰 tylko jednego wyj艣cia.

Isolder zani贸s艂 gniazdo do Chewbaccy i przytrzyma艂 przez chwil臋, kiedy Wookie szuka艂 w艂ochat膮 艂ap膮 odpowiedniej 艣ruby, by przykr臋ci膰 je do „Soko艂a" we w艂a艣ciwym miejscu. 艁apa Chewie'ego trz臋s艂a si臋 ze strachu.

Nagle Isolder us艂ysza艂 dobiegaj膮cy zza jego plec贸w kobiecy g艂os, kt贸ry zdawa艂 si臋 dochodzi膰 z du偶ej odleg艂o艣ci, cho膰 kobieta krzykn臋艂a g艂o艣no:

- Gethzerion! Nareszcie ich znalaz艂am!

Ksi膮偶臋 odwr贸ci艂 si臋, pu艣ciwszy gniazdo z czujnikami. W drzwiach komnaty, z trudem 艂api膮c oddech, sta艂a Siostra Nocy. Isolder wyci膮gn膮艂 blaster i strzeli艂, ale starucha machn臋艂a r臋k膮 i odbi艂a b艂yskawic臋.

- No c贸偶 - powiedzia艂a. - To ty jeste艣 ten pi臋kny. My艣l臋, 偶e zachowam ci臋 dla siebie.

Chewbacca rykn膮艂 i skoczy艂 w jej stron臋, a ona, widz膮c to, cofn臋艂a si臋 o krok. Chewie szarpn膮艂 si臋, jakby chcia艂 omin膮膰 j膮 i wybiec z komnaty, a Siostra Nocy odsun臋艂a si臋, robi膮c mu przej艣cie. Wookie jednak urwa艂 jej r臋k臋 tak szybko, 偶e Isolder nawet nie dostrzeg艂, kiedy to zrobi艂.

Wied藕ma popatrzy艂a z niedowierzaniem na krwawi膮cy kikut, a Isolder zn贸w strzeli艂. Siostra Nocy osun臋艂a si臋 na pod艂og臋.

Chewbacca zawy艂 i zacz膮艂 gor膮czkowo szuka膰 czego艣 na pod艂odze. Cho膰 ksi膮偶臋 nie zna艂 mowy Wookie'ech, domy艣li艂 si臋, 偶e Chewie upu艣ci艂 艣ruby.

- Id藕 do 艂adowni po nast臋pne! - zawo艂a艂. - I pospiesz si臋! Nie mamy du偶o czasu!

Chewbacca pobieg艂 w g艂膮b statku, a Isolder, nerwowo przebieraj膮c palcami po rkoje艣ci blastera, odprowadzi艂 go do rampy.

Nagle us艂ysza艂 nad g艂ow膮 huk, jakby kto艣 wali艂 w kamie艅 ogromnym m艂otem. Skalna 艣ciana wybrzuszy艂a si臋 do wewn膮trz jak uderzona gigantyczn膮 pi艣ci膮. Isolder nakry艂 d艂o艅mi g艂ow臋, by os艂oni膰 j膮 przed spadaj膮cymi kamieniami, a do 艣rodka przez wybity otw贸r wdar艂 si臋 podmuch wichru, nios膮c d艂awi膮cy w gardle kurz i k艂臋by dymu.

Mimo szumu i wycia wichru us艂ysza艂 g艂osy 艣piewaj膮cych kobiet. Zmru偶ywszy oczy, uderzy艂 d艂oni膮 w przycisk zamykaj膮cy ramp臋 „Soko艂a" i zawo艂a艂:

- Startujcie! Ratujcie chocia偶 siebie!

By艂 pewien, 偶e za chwil臋 sprawdzi si臋 przepowiednia starej Rell. Je偶eli zostanie w tym miejscu jeszcze przez moment, z pewno艣ci膮 umrze. W czerwonej po艣wiacie odbitej od warstwy chmur zobaczy艂 ciemne sylwetki wspinaj膮cych si臋 po ska艂ach kobiet, wskakuj膮cych przez wyrw臋 w skalnej 艣cianie.

Isolder zanurkowa艂 pod „Soko艂a", a potem pu艣ci艂 si臋 biegiem do drzwi, chc膮c wybiec z komnaty. W drzwiach ukaza艂a si臋 jednak Siostra Nocy, kt贸ra ruszy艂a mu na spotkanie.

Kiedy unios艂a wyci膮gni臋t膮 r臋k臋, poczu艂, jak uderza go jaka艣 niewidzialna si艂a.

Teneniel dostrzeg艂a, jak Luke, 艣cigaj膮c Siostr臋 Nocy, przeskoczy艂 przez balustrad臋, a potem znikn膮艂 po艣r贸d wiruj膮cego kurzu, ale nie odwa偶y艂a si臋 p贸j艣膰 w jego 艣lady. Us艂yszawszy dobiegaj膮ce z g艂臋bi fortecy krzyki i piski przera偶onych dzieci, pobieg艂a schodami na d贸艂, zostawiaj膮c sze艣膰 si贸str klanu walczcych na tarasie.

Drzwi strze偶one by艂y przez trzy stra偶niczki, a Teneniel zbieg艂a kr臋conymi schodami tu偶 za Ferr膮 i Kiran膮 Ti. Ferra, kt贸ra pierwsza skr臋ci艂a za r贸g, krzykn臋艂a nagle z trwogi. Teneniel zobaczy艂a, jak jej g艂owa wykr臋ca si臋 nagle pod dziwnym k膮tem i kobieta pada na pod艂og臋 ze z艂amanym karkiem.

Kiedy Kirana Ti przystan臋艂a i wymierzy艂a z blastera, czekaj膮c, a偶 kto艣 pojawi si臋 na schodach, Teneniel poczu艂a ogarniaj膮c膮 j膮 w艣ciek艂o艣膰. Nie wymawiaj膮c s艂贸w zaklcia sprawi艂a, 偶e po klatce schodowej powia艂 taki huragan, i偶 cia艂o Ferry zacz臋艂o toczy膰 si臋 po schodach. Us艂ysza艂a, jak stoj膮ce pi臋tro ni偶ej Siostry Nocy krzykn臋艂y z przera偶enia, a kiedy pu艣ci艂a si臋 ku nim, ujrza艂a dwie wied藕my kurczowo trzymaj膮ce si臋 porczy, by wiatr nie porwa艂 ich swoj膮 si艂膮.

Jej umys艂 wype艂niony by艂 mrocznym sza艂em. Skierowa艂a ca艂膮 si艂臋 wichury Mocy na wied藕my, a偶 por臋cz, kt贸rej si臋 trzyma艂y, z trzaskiem wyrwa艂a si臋 ze 艣ciany. Obie Siostry Nocy krzykn臋艂y i uczepione por臋czy run臋艂y w ciemn膮 otch艂a艅, obijaj膮c si臋 o kamienne stopnie.

Teneniel pozwoli艂a, by wichura ucich艂a. Zobaczy艂a, 偶e Kirana Ti siedzi skulona na pod艂odze. Przestraszona, patrzy艂a na jej twarz i p艂aka艂a. Teneniel zastanawia艂a si臋, dlaczego nie wstanie i nie przy艂膮czy si臋 do walki.

- Na co si臋 tak gapisz? Ty n臋dzna s艂abeuszko! - zawo艂a艂a do niej gniewnie. Us艂ysza艂a, jak gdzie艣 w g贸rze kt贸ra艣 z si贸str klanu krzykn臋艂a, ale niemal w tej samej chwili jej krzyk ucich艂 jak uci臋ty no偶em. - Wyno艣 si臋 st膮d! Id藕 i walcz! Tam gin膮 przecie偶 twoje siostry!

- Twoja twarz! - szlochaj膮c wyj膮ka艂a Kirana Ti. - P臋k艂a ci jaka艣 偶y艂ka!

Teneniel zamar艂a bez ruchu i dotkn膮wszy policzka, poczu艂a pod okiem krwawi膮c膮 ran臋. Znami臋 Siostry Nocy. Zawirowa艂o jej w g艂owie, kiedy u艣wiadomi艂a sobie, i偶 w napadzie sza艂u zamordowa艂a czarownice. Odwr贸ci艂a si臋 i pobieg艂a na o艣lep schodami w g贸r臋. Min臋艂a komnat臋 wojowniczek, a stukot jej but贸w po kamieniach rozbrzmia艂 g艂o艣nym echem.

Kiedy dotar艂a na najwy偶sze pi臋tro, skr臋ci艂a za r贸g i nagle us艂ysza艂a dobiegaj膮cy j膮 z g贸ry 艣piew rzucaj膮cych zakl臋cie Si贸str Nocy. Rozejrza艂a si臋, zdumiona, 偶e uda艂o im si臋 dosta膰 na szczyt fortecy. Komnaty znajduj膮ce si臋 tak wysoko by艂y pozbawione okien i taras贸w... je偶eli nie liczy膰 kilku zamkni臋tych sypialni i magazyn贸w, do kt贸rych mo偶na by艂o dotrze膰 tylko od wewn膮trz. Je偶eli Siostry Nocy nie wesz艂y po schodach, mog艂y si臋 tutaj znale藕膰, pos艂uguj膮c si臋 Moc膮 i dokonuj膮c wy艂omu w kamiennym murze. A jedynym przedmiotem znajduj膮cym si臋 tak wysoko i maj膮cym dla nich jak膮艣 warto艣膰 by艂 „Tysi膮cletni Sok贸艂".

Teneniel pobieg艂a jeszcze szybciej, staraj膮c si臋 porusza膰 jak najciszej. Min臋艂a o艣wietlony migotliwym blaskiem pochodni korytarz o 艣cianach pokrytych wyp艂owia艂ymi gobelinami tkanymi przed wieloma laty przez siostry klanu. Potem skr臋ci艂a za kolejny r贸g i wpad艂a do komnaty, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 „Sok贸艂".

W miejscu, gdzie kiedy艣 sta艂 statek Hana, kuli艂y si臋 Siostry Nocy... kilkana艣cie zakapturzonych postaci mrucz膮cych zakl臋cia i wyci膮gaj膮cych r臋ce. Za pomoc膮 czar贸w rozbi艂y kamienn膮 艣cian臋, przez kt贸r膮 wpada艂 teraz do 艣rodka szalej膮cy wicher Mocy.

Ujrza艂a, 偶e wied藕my chc膮 porwa膰 statek, unosz膮c go na si艂owym polu Mocy i kieruj膮c ku wyrwie w 艣cianie. Wisz膮cy w powietrzu „Sok贸艂" w po艂owie by艂 ju偶 poza fortec膮 i z ka偶d膮 chwil膮 wysuwa艂 si臋 coraz bardziej. Jego rampa by艂a podniesiona, a 艣luza zamkni臋ta. W przeciwleg艂ym k膮cie ogromnej sali nad le偶膮cym nieruchomo Isolderem pochyla艂a si臋 samotna Siostra Nocy. Kr臋powa艂a mu nadgarstki, jakby nie mog膮c oprze膰 si臋 pokusie przyw艂aszczenia sobie tak urodziwego niewolnika.

Teneniel zatrzyma艂a si臋, opieraj膮c plecami o 艣cian臋, i zacz臋艂a analizowa膰 sytuacj臋. Nie mog艂a walczy膰 samotnie z tyloma przeciwniczkami naraz. Gdyby za艣 chcia艂a powstrzyma膰 je przed porwaniem „Soko艂a", zak艂贸caj膮c ich skupienie i przerywaj膮c oddzia艂ywanie czaru, statek wypad艂by przez wyrw臋 i roztrzaska艂 si臋 u st贸p kamiennej 艣ciany. Nawet obdarzona siln膮 Moc膮, nie mog艂a ocali膰 statku i r贸wnocze艣nie walczy膰 z Siostrami Nocy.

Mog艂a liczy膰 jedynie na to, 偶e zamkni臋ci we wn臋trzu „Soko艂a" Han i Leia wci膮偶 偶yj膮. Wybieg艂a ku nim my艣lami, postara艂a si臋 nawi膮za膰 kontakt z Lei膮.

- Prosz臋 - wyszepta艂a. - Uruchom silniki statku.

Wzi膮wszy g艂臋boki oddech, odwr贸ci艂a si臋 i pobieg艂a przez wielk膮 komnat臋 ku Isolderowi, staraj膮c si臋 pos艂u偶y膰 Moc膮, by unie艣膰 jego nieprzytomne cia艂o. Odtr膮ciwszy jego pogrom-czyni臋 na bok, chwyci艂a go i odskoczy艂a pod kamienn膮 艣cian臋, zas艂aniaj膮c go w艂asnym cia艂em.

Nagle silniki „Soko艂a" zap艂on臋艂y, wype艂niaj膮c ca艂膮 komnat臋 jasnym 艣wiat艂em. Siostry Nocy wrzeszcza艂y, sma偶膮c si臋 w piekielnym ogniu, ale Teneniel ukierunkowa艂a Moc, nakazuj膮c p艂omieniom, by j膮 omin臋艂y. Tymczasem „Sok贸艂" wystrzeli艂 w g贸r臋 i po chwili znikn膮艂 w chmurach brunatnego dymu.

Teneniel osun臋艂a si臋 na pod艂og臋. P艂omienie dosi臋g艂y jej, osmalaj膮c szat臋. Chocia偶 nie wyrz膮dzi艂y jej krzywdy, bola艂o j膮 ca艂e cia艂o.

Ogie艅 zniszczy艂 komnat臋. W k膮cie p艂on臋艂a szafa z pergaminami, a wisz膮ce na 艣cianach gobeliny tli艂y si臋, wype艂niaj膮c pomieszczenie k艂臋bami gryz膮cego dymu. Z kilkunastu Si贸str Nocy ocala艂a tylko jedna. Prze偶y艂a to piek艂o i pe艂z艂a teraz na czworakach, oszo艂omiona, z osmalonymi w艂osami i czerwon膮 od 偶aru twarz膮.

Leia pilotowa艂a „Soko艂a", manewruj膮c nim po艣r贸d p艂atk贸w sadzy, unosz膮cego si臋 w powietrzu kurzu i podrywanych przez burz臋 Mocy 艣mieci. Pozostali gor膮czkowo pracowali, staraj膮c si臋 zamocowa膰 generatory ochronnych p贸l przeciwudarowych, ale nie byli w stanie przykr臋ci膰 cho膰by jednego. 呕wir i kamienie trafiaj膮ce w gniazda z czujnikami „Soko艂a" mog艂y je w ka偶dej chwili uszkodzi膰, ale ksi臋偶niczka nie odwa偶y艂a si臋 unie艣膰 statku wy偶ej. Wiedzia艂a, 偶e nagromadzone w powietrzu 艂adunki elektryczne, a tak偶e chmury sadzy, dymu i unoszonych przez wichur臋 艣mieci stanowi膮 jedyn膮 ochron臋 przed kr膮偶膮cymi nad nimi wojennymi statkami Zsinja.

Okr膮偶y艂a fortec臋 raz, a potem drugi i trzeci. Lec膮c na ma艂ej wysoko艣ci, mog艂a widzie膰 pierwsze promienie s艂o艅ca przedzieraj膮ce si臋 przez ciemne chmury. Zamierza艂a skierowa膰 „Soko艂a" ku dolinie, ale w tej samej chwili us艂ysza艂a, jak Han wybieg艂 z 艂adowni i krzykn膮艂:

- Co ty wyprawiasz z moim statkiem? Nie mo偶esz przez ca艂y czas lata膰 w k贸艂ko w tej burzy!

Usiad艂szy w fotelu drugiego pilota, pom贸g艂 jej utrzyma膰 „Soko艂a" na ma艂ej wysoko艣ci. Artoo zagwizda艂 i pikn膮艂, a po chwili ukaza艂 si臋 Threepio.

- Kr贸lu Solo, Wasza Wysoko艣膰, dobra wiadomo艣膰! - oznajmi艂 podniecony. - Sko艅czyli艣my w艂a艣nie przelewa膰 ch艂odziwo do zbiornik贸w generator贸w nap臋du nadprzestrzennego!

- To wspaniale, Threepio - mrukn膮艂 Han. - Czy m贸g艂by艣 teraz wymy艣li膰 jaki艣 spos贸b na uciszenie burzy?

- B臋d臋 musia艂 si臋 nad tym zastanowi膰 - odrzek艂 android. Leia spojrza艂a w d贸艂, na uprawiane przez siostry klanu pola.

W oddali, niemal poza zasi臋giem wzroku, ujrza艂a kilkana艣cie imperialnych robot贸w krocz膮cych i dwa razy tyle towarzysz膮cych im Si贸str Nocy, pod膮偶aj膮cych ku fortecy wiod膮c膮 przez las drog膮. Han tak偶e to zauwa偶y艂.

- Do licha, jak ja nie lubi臋 niszczy膰 takiej 艂adnej drogi - powiedzia艂, odpalaj膮c torpedy protonowe.

Leia mia艂a nadziej臋, 偶e ochronne pole si艂owe statku wytrzyma, kiedy pociski dotr膮 do celu i wybuchn膮.

Torpedy protonowe rozkwit艂y o艣lepiaj膮cym blaskiem, i ksi臋偶niczka musia艂a odwr贸ci膰 g艂ow臋. Wybuch wstrz膮sn膮艂 statkiem wzmocniony przeci膮g艂ym, odbitym od stok贸w g贸ry echem. Kiedy blask straci艂 nieco na jasno艣ci i Leia zn贸w mog艂a patrze膰, ujrza艂a, 偶e sadze, piasek i 偶wir opadaj膮 z ciemnych chmur niczym b艂yszcz膮ce w promieniach s艂o艅ca strumienie wody. Nagle w zdaj膮cej si臋 trwa膰 ca艂膮 wieczno艣膰 chwili ksi臋niczka u艣wiadomi艂a sobie, i偶 zadali druzgocz膮cy cios. Burza Mocy ucich艂a. Torpedy Hana musia艂y widocznie wyeliminowa膰 z walki obdarzon膮 niezwyk艂ym talentem i si艂膮 Siostr臋 Nocy. Kiedy przebywaj膮ca wci膮偶 w fortecy Teneniel ockn臋艂a si臋 i usiad艂a, poczu艂a, jak ca艂a g贸ra zatrz臋s艂a si臋 od pot臋偶nego wybuchu, a potem us艂ysza艂a dochodz膮cy z tarasu w dole ch贸ralny krzyk zwyci臋stwa. Burza Mocy ucich艂a tak nagle, jak si臋 rozp臋ta艂a. Sadze i 艣mieci opada艂y teraz niczym strugi brudnej wody, a przez chmury przedziera艂y si臋 coraz ja艣niejsze promienie wschodz膮cego s艂o艅ca... z艂ociste strza艂y wysy艂ane z miejsca, w kt贸rym l膮d spotyka艂 si臋 z bezchmurnym niebem.

Teneniel podczo艂ga艂a si臋 do rannej Siostry Nocy kul膮cej si臋 na pod艂odze blisko miejsca, w kt贸rym stacjonowa艂 kiedy艣 „Sok贸艂". Wied藕ma unios艂a g艂ow臋 i dr偶膮cym g艂osem stara艂a si臋 wyszepta膰 zakl臋cie, ale nie mia艂a do艣膰 si艂, by sko艅czy膰. Teneniel posadzi艂a kobiet臋 i spojrza艂a jej w oczy. Ranna wzdrygn臋艂a si臋 przera偶ona. Oddech, kt贸ry wydobywa艂 si臋 ze 艣wistem z jej spalonych p艂uc, z ka偶d膮 chwil膮 zdawa艂 si臋 s艂abn膮膰. Znalaz艂a si臋 w niew艂a艣ciwym miejscu, dok艂adnie na linii ognia wydobywaj膮cego si臋 z dysz odlatuj膮cego statku.

- Nie martw si臋 - odezwa艂a si臋 dziewczyna, g艂adz膮c czarownic臋 po umazanej sadzami twarzy. - Nie zrobi臋 ci krzywdy. Zabi艂am ju偶 dzisiaj zbyt wiele takich jak ty i bez wzgl臋du na to, co zamierzasz, pragn臋, by艣 przyj臋艂a ode mnie dar.

Spojrzawszy na upiorn膮, zniekszta艂con膮 przez z艂o twarz, Teneniel ukierunkowa艂a reszt臋 pozosta艂ej jej Mocy, daj膮c czarownicy tyle si艂, by mog艂a prze偶y膰, maj膮c odpowiedni膮 opiek臋.

Han patrzy艂 na wschodz膮ce s艂o艅ce, a serce przepe艂nia艂a mu bezgraniczna rado艣膰. By艂 pewien, 偶e ju偶 nic nie mo偶e wydrze膰 mu zwyci臋stwa.

Nagle ujrza艂 nadchodz膮c膮 ciemno艣膰. Nad widocznym w oddali horyzontem pojawi艂a si臋 ciemna plama, a obok niej nast臋pna i nast臋pna. Wydawa艂o si臋, 偶e ca艂e niebo usiane jest dziesi膮tkami tysi臋cy jarz膮cych si臋 kul, kt贸re kto艣 nagle zacz膮艂 po kolei wy艂膮cza膰.

Nim zd膮偶y艂o up艂yn膮膰 trzydzie艣ci sekund, „Tysi膮cletni Sok贸艂" lecia艂 pod niebem ca艂kowicie pogr膮偶onym w mroku. Ziemi臋 w dole o艣wietla艂y jedynie ognie p艂on膮cych p贸l uprawnych i las贸w. Zaniepokojony Chewbacca rykn膮艂 i potrz膮sn膮艂 艂bem z rozszerzonymi ze strachu oczami.

- Kr贸lu Solo, na pomoc! - zawo艂a艂 nagl膮co Threepio. -

Moje fotoreceptory rejestruj膮 nieprawdopodobne zjawisko! S艂o艅ce Dathomiry zachowuje si臋 tak, jakby gas艂o!

- Nie zalewaj - warkn膮艂 Han.

- Hej, co si臋 w艂a艣ciwie dzieje? - zapyta艂a Leia pe艂nym zdenerwowania g艂osem.

- Co艣, co przekracza mo偶liwo艣ci nawet Si贸str Nocy - odpar艂 Han z wielk膮 pewno艣ci膮 siebie, spogl膮daj膮c w g贸r臋 na idealnie czarne niebo.

ROZDZIA艁

24

Han posadzi艂 „Soko艂a" na ziemi i wy艂膮czy艂 nap臋d. Wsz臋dzie panowa艂y nieprzeniknione ciemno艣ci. Uni贸s艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 w niebo, maj膮c nadziej臋, 偶e mo偶e zepsu艂 si臋 iluminator. Przez chwil臋 nawet si臋 zastanawia艂, czy nie uderzy膰 we艅 pi臋艣ci膮, by przekona膰 si臋, czy to nie pomo偶e.

Potem spojrza艂 na pulpit z przyrz膮dami rejestruj膮cymi wskazania czujnik贸w statku.

- O rany - westchn膮艂, zwracaj膮c si臋 do Leii. - Za to, co wyprawia艂a艣 w burzy, przyjdzie nam zap艂aci膰 wysok膮 cen臋. Czujniki s膮 zaklejone na amen. Nie da si臋 odczyta膰 偶adnej informacji.

- Wola艂by艣 zgin膮膰? - zapyta艂a go rzeczowo ksi臋偶niczka.

- Nie - przyzna艂 Han. - Gdzie Isolder?

- Nie wiem - odpar艂a Leia. - Wyszed艂 ze statku, by przykr臋ci膰 gniazdo z czujnikami. Przypuszczam, 偶e dosta艂 si臋 w r臋ce Si贸str Nocy.

- Dosta艂 si臋? Co to znaczy: dosta艂 si臋? Zabi艂y go?

- Ja... nie wiem tego. Kiedy odlatywali艣my, le偶a艂 na pod艂odze. Obok niego kl臋cza艂a Teneniel. To ona powiedzia艂a mi, by艣my odlecieli.

Han popatrzy艂 na ni膮 i w 艣wietle lampek statku ujrza艂 przera偶enie maluj膮ce si臋 na jej twarzy. To, na co si臋 zdecydowa艂a, oznacza艂o po艣wi臋cenie 偶ycia ksi臋cia, i ona o tym wiedzia艂a.

- Lepiej we藕my zestaw medyczny i wracajmy - powiedzia艂. - Musimy si臋 upewni膰, 偶e nic mu si臋 nie sta艂o. Jak daleko, twoim zdaniem, odlecieli艣my od fortecy?

- Dosy膰 d艂ugo kr膮偶y艂am - odpar艂a Leia. - My艣l臋, 偶e nie wi臋cej ni偶 p贸艂 kilometra.

Han popatrzy艂 na Chewie'ego.

- Leia i ja wracamy teraz do fortecy - powiedzia艂. - Ty i Threepio w tym czasie umocujcie generatory. Artoo, postaraj si臋 uzyska膰 jakie艣 odczyty z czujnik贸w, 偶eby艣 potem m贸g艂 nam powiedzie膰, o co tu w艂a艣ciwie chodzi. Je艣li si臋 czego艣 dowiesz, przeka偶 mi to jak najszybciej.

Chewie rykn膮艂 na znak potwierdzenia, a Han wyszed艂, by po chwili powr贸ci膰 z zestawem medycznym, he艂mem i ci臋偶kim blasterem. Wr臋czywszy latark臋 Leii, razem z ni膮 zbieg艂 po opuszczonej rampie i pospieszy艂 dolin膮 ku fortecy.

Z czarnego nieba wci膮偶 sypa艂y si臋 na nich p艂atki sadzy, a w dolinie tu i 贸wdzie p艂on膮艂 jeszcze ogie艅. W przeciwleg艂ym ko艅cu dostrzegli zielone 艣wiat艂a pozycyjne czterech wycofuj膮cych si臋 imperialnych krocz膮cych robot贸w, a obok nich podobne do duch贸w sylwetki biegn膮cych ludzi.

Leia nie w艂膮cza艂a latarki. Ona i Han biegli 艣cie偶k膮 rozja艣nian膮 jedynie przez dr偶膮cy blask ognia. Ta sama droga, kt贸ra podczas lotu „Soko艂em" by艂a d艂ug膮 i pe艂n膮 niebezpiecze艅stw udr臋k膮, okaza艂a si臋 kr贸tkim odcinkiem, kt贸ry przebyli w ci膮gu kilku minut. Kiedy dotarli do st贸p g贸ry, stwierdzili, 偶e bitwa dobieg艂a ko艅ca.

Zacz臋li si臋 wspina膰 po wykutych w skale stopniach. Po drodze mijali m臋偶czyzn z pochodniami w d艂oniach, kt贸rzy trz臋艣li si臋 ze strachu i z ponurymi twarzami starali si臋 przenikn膮膰 wzrokiem ciemno艣ci. Na schodach le偶a艂o kilka rycz膮cych w agonii rankor贸w, a Leia, przechodz膮c obok nich, o艣wietla艂a je latark膮. Kilkana艣cie nast臋pnych zbroczonych posok膮 le偶a艂o jak ma艂e nieruchome g贸ry na samym szczycie schod贸w. Obok zw艂ok syna krz膮ta艂a si臋 zawodz膮ca z rozpaczy Tosh, staraj膮c si臋 wyci膮gn膮膰 jego cia艂o spod stosu innych zwierz膮t.

Han i Leia pobiegli do fortecy, nie zwracaj膮c uwagi na le偶膮ce trupy. W komnacie, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 kiedy艣 „Sok贸艂", zastali Teneniel rozci膮gni臋t膮 na ciele jednej z Si贸str Nocy. Leia obr贸ci艂a j膮 na plecy, a dziewczyna zacz臋艂a oddycha膰 troch臋 bardziej regularnie. Han przyjrza艂 si臋 jej uwa偶nie. Opr贸cz dziur wypalonych w szacie nie widzia艂 偶adnych obra偶e艅.

- Gdzie jest Isolder? - zapyta艂a j膮 Leia.

Teneniel nawet si臋 nie poruszy艂a. Leia omiot艂a 艣wiat艂emlatarki wszystkie k膮ty. Bia艂a plama w jednym z nich ujawni艂a jej nieruchome cia艂o ksi臋cia. Leia podbieg艂a do miejsca, w kt贸rym le偶a艂.

Han pospieszy艂 z zestawem medycznym, ale kiedy znalaz艂 si臋 przy Leii, przekona艂 si臋, 偶e Isolder po prostu chrapie. Leia potrz膮sn臋艂a go za rami臋, a ksi膮偶臋 drgn膮艂 i raptownie si臋 przebudzi艂.

- Gdzie jestem? Co si臋 dzieje? - zapyta艂. Rozejrzawszy si臋 po komnacie, dostrzeg艂 cia艂a zabitych Si贸str Nocy. Wygl膮da艂o na to, 偶e zaczyna艂 sobie przypomina膰. P贸藕niej jego spojrzenie spocz臋艂o na twarzy Leii. - Jak cudownie jest ujrze膰 tak pi臋kn膮 twarz tu偶 po przebudzeniu! - zawo艂a艂.

Obj膮wszy ksi臋偶niczk臋 za szyj臋, natychmiast j膮 poca艂owa艂.

- No dobrze - odezwa艂 si臋 Han. - Wystarczy tych czu艂o艣ci. Czeka nas jeszcze mn贸stwo pracy.

Spojrzawszy przez wyrw臋 w 艣cianie zobaczy艂, 偶e w dolinie otaczaj膮cej g贸r臋 p艂on膮 jeszcze ognie. Czu艂 si臋 tak, jakby patrzy艂 na 艣wiat z jakiego艣 prymitywnego obserwatorium.

- Tu jeste艣cie! - us艂yszeli nagle g艂os Augwynne.

Han odwr贸ci艂 si臋 i ujrza艂 przyw贸dczyni臋 klanu z zapalon膮 pochodni膮, a u jej boku kilkoro ma艂ych dzieci. Kobieta porusza艂a si臋 niepewnie, jak gdyby by艂a bardzo zm臋czona. Leia pomog艂a ksi臋ciu wsta膰, a Augwynne zatrzyma艂a si臋, 偶eby sprawdzi膰, czy Teneniel nie jest ranna. Po chwili odezwa艂a si臋 do kt贸rego艣 z dzieci:

- Pobiegnij i przyprowad藕 uzdrowicielk臋.

- Co si臋 w艂a艣ciwie dzieje? - zapyta艂 j膮 Han. Augwynne spojrza艂a przez wyrw臋 na panuj膮ce poza budowl膮 ciemno艣ci i kiwn臋艂a g艂ow膮 w stron臋 rozbitej 艣ciany.

- Liczy艂am na to, 偶e wy mi to powiecie - odrzek艂a. - Gethzerion wycofa艂a si臋 do miasta. Widzia艂am 艣wiat艂a reflektor贸w jej lataj膮cego 艣migacza, oddalaj膮ce si臋 od fortecy. Je偶eli chodzi o nas, kilkana艣cie si贸str klanu zgin臋艂o, a kilku nie mo偶emy nigdzie znale藕膰. Nie wiem te偶, gdzie jest Luke Skywalker.

Leia spojrza艂a na ni膮 z j臋kiem, a potem rozejrza艂a si臋 po komnacie, jak gdyby sdzi艂a, 偶e Luke nagle si臋 pojawi.

- Czy wiesz, co si臋 z nim sta艂o? - zapyta艂 Han, zwracaj膮c si臋 do Augwynne.

- Widzia艂y艣my, jak na samym pocz膮tku walki pu艣ci艂 si臋 w pogo艅 za Siostrami Nocy - odrzek艂a. - Zeskoczy艂 z tarasu na ska艂y.

- Luke z pewno艣ci膮 da sobie rad臋 - odezwa艂 si臋 Han, chc膮c uspokoi膰 Lei臋. - Dajmy mu jeszcze kilka minut. Nie w膮tpi臋, 偶e za chwil臋 si臋 zjawi.

Leia jednak, zmarszczywszy brwi, wpatrywa艂a si臋 w ciemno艣ci przez wybity w 艣cianie otw贸r.

Potykaj膮c si臋 niemal co krok, Augwynne podesz艂a do wyrwy i uni贸s艂szy g艂ow臋, spojrza艂a na czarne niebo.

- Tylko niewielu z naszych ludzi odnios艂o rany - powiedzia艂a. - My艣l臋, 偶e sprawy potoczy艂y si臋 pomy艣lnie. Obawiam si臋 jednak, 偶e tylko ciemno艣ci ocali艂y nas przed dalszymi ofiarami. Sprawi艂y, 偶e atak Si贸str Nocy si臋 za艂ama艂. Id臋 teraz do komnaty wojowniczek. Tam zaczekam, a偶 moje siostry si臋 przegrupuj膮.

Odwr贸ciwszy si臋, z wysi艂kiem zacz臋艂a schodzi膰 po kamiennych schodach.

Han i Leia zostali, czekaj膮c na przyj艣cie uzdrowicielki. W ko艅cu zjawi艂a si臋 stara kobieta, kt贸ra wyci膮gn臋艂a trzy razy d艂onie nad le偶膮c膮 Teneniel, 艣piewaj膮c przy tym cicho, a potem uj臋艂a j膮 za r臋k臋. Dziewczyna zadr偶a艂a i otworzy艂a oczy.

- A teraz odpocznij - odezwa艂a si臋 stara kobieta. - Po艣wi臋ci艂a艣 cz膮stk臋 swojego 偶ycia, by darowa膰 je komu艣 innemu. Kto to by艂?

- Siostra Nocy - odezwa艂a si臋 cicho Teneniel, spogl膮daj膮c przez rami臋 na ciemno艣ci za plecami. - Tamta.

Uzdrowicielka wsta艂a i podesz艂a do le偶膮cej na pod艂odze czarownicy. Schyliwszy si臋, dotkn臋艂a jej karku, pragn膮c wyczu膰 puls, a potem przez d艂u偶sz膮 chwil臋 rozmy艣la艂a. W ko艅cu wyprostowa艂a si臋 i ruszy艂a do drzwi, nawet nie pr贸buj膮c uleczy膰 wied藕my.

- Zamierzasz j膮 tak zostawi膰? - odezwa艂a si臋 g艂o艣no Leia, zwracaj膮c si臋 do wychodz膮cej uzdrowicielki. - Nie obchodzi ci臋, 偶e mo偶e umrze膰?

Uzdrowicielka przystan臋艂a i wyprostowa艂a si臋. Nie odwr贸ci艂a si臋 jednak do Leii.

- Nie mam w sobie tyle mocy, a musz臋 uzdrowi膰 wiele innych si贸str klanu - powiedzia艂a. - Je偶eli Gethzerion pragnie utrzyma膰 przy 偶yciu to stworzenie, mo偶e przys艂a膰 tu swoj膮 cudotw贸rczyni臋. Na twoim miejscu nie liczy艂abym jednak na to. W oczach Leii zapali艂y si臋 iskry gniewu, wi臋c Han po艂o偶y艂 r臋k臋 na jej ramieniu.

- Zamierzam porozmawia膰 o tym z Augwynne - oznajmi艂a ksi臋偶niczka.

Isolder schyli艂 si臋 i podni贸s艂 Teneniel, a Leia kiwn臋艂a g艂ow膮 w stron臋 le偶膮cej czarownicy.

- J膮 te偶 trzeba zabra膰 na d贸艂 - powiedzia艂a, zwracaj膮c si臋 do Hana.

Han podni贸s艂 Siostr臋 Nocy z pod艂ogi i pod膮偶aj膮c za Isolderem, zszed艂 po schodach do komnaty wojowniczek. Szata wied藕my cuchn臋艂a brudem i zje艂cza艂ym t艂uszczem. Han u艂o偶y艂 kobiet臋 na poduszkach przy palenisku, a Leia zacz艂a g艂o艣no sprzecza膰 si臋 z Augwynne. Pozosta艂e czarodziejki skupi艂y si臋 przy ogniu, wszystkie by艂y apatyczne i oszo艂omione. M臋偶czy藕ni,, kt贸rzy przynie艣li do komnaty dala zabitych w trakcie walki, myli je teraz i ubierali w czyste stroje, przygotowuj膮c do spalenia na stosie.

Po d艂ugich namowach Augwynne zgodzi艂a si臋 uzdrowi膰 Siostr臋 Nocy. Po艂o偶y艂a otwart膮 d艂o艅 na jej pomarszczonej i wysuszonej twarzy, a potem 艣piewa艂a cicho jakie艣 zakl臋cia tak d艂ugo, a偶 Siostra Nocy otworzy艂a powieki. Kobieta le偶a艂a na poduszkach i w milczeniu im si臋 przypatrywa艂a, a jej zielone oczy by艂y w膮skie jak szparki. Han nie wiedzia艂, czy jest jeszcze tak s艂aba, czy tylko udaje. Wygl膮da艂a tak nieszkodliwie jak jadowita 偶mija. W pewnej chwili u艣wiadomi艂 sobie, i偶 wola艂by, 偶eby nie 偶y艂a.

- Han - odezwa艂a si臋 zaniepokojona Leia. - Bardzo martwi臋 si臋 o Luke'a. Powinien by艂 ju偶 wr贸ci膰.

- Ta-a - przyzna艂 Han. - Ja tak偶e si臋 martwi臋.

- Najgorsze, 偶e go nie czuj臋 - zd艂awionym g艂osem ci膮gn臋艂a Leia. - Nigdzie nie wyczuwam jego obecno艣ci. Musz臋 i艣膰 i spr贸bowa膰 go odnale藕膰.

- Nie mo偶esz - sprzeciwi艂 si臋 Isolder. - Tam, na zewn膮trz, wci膮偶 jeszcze nie jest bezpiecznie. To, 偶e Gethzerion uciek艂a, nie oznacza, 偶e inne wied藕my posz艂y w jej 艣lady. Siostry Nocy mog膮 by膰 ca艂kiem blisko.

Augwynne spojrza艂a na Lei臋, a po jej na wp贸艂 przymkni臋tych oczach mo偶na by艂o si臋 zorientowa膰, jak bardzo jest zm臋czona.

- Isolder ma racj臋 - powiedzia艂a. - Nie mo偶esz teraz wyj艣膰 z fortecy. Rycerz Jedi zeskoczy艂 z tarasu w pogoni za Siostrami Nocy. Nie s膮dz臋, 偶eby prze偶y艂. Nawet je偶eli jest tylko ranny, nie mo偶esz zrobi膰 nic, by mu pom贸c.

W drzwiach komnaty pojawi艂 si臋 Artoo. Obr贸ciwszy na nich szklane oko, wyda艂 przeci膮g艂y gwizd.

- Artoo, co si臋 sta艂o? - zapyta艂 go Han. - Czy wiesz, sk膮d wzi臋艂y si臋 te ciemno艣ci?

Zacz膮艂 ws艂uchiwa膰 si臋 uwa偶nie w pikania i gwizdy, ale nie by艂 w stanie zrozumie膰 elektronicznej paplaniny automatu. Na szcz臋艣cie Artoo uni贸s艂 si臋 na wyposa偶onych w k贸艂ka wspornikach, pochyli艂 i wy艣wietli艂 dwa s膮siaduj膮ce ze sob膮 hologramowe obrazy.

Na jednym w blasku 艣wiat艂a sta艂a Gethzerion, ci臋偶ko dysz膮c jak po d艂ugim biegu, i patrzy艂a w obiektyw wideohologramowej kamery.

- Zsinj, co to wszystko ma znaczy膰? - zapyta艂a, gestem uniesionej r臋ki pokazuj膮c niebo.

Widoczny na drugim hologramie niski i gruby m臋偶czyzna spoczywa艂 w ogromnym kapita艅skim fotelu, a za jego plecami mruga艂y kolorowymi 艣wiat艂ami liczne monitory. Zaczyna艂 艂ysie膰, a wielkie w膮sy by艂y niemal ca艂kiem siwe. U艣miechn膮wszy si臋, spojrza艂 przenikliwie na wied藕m臋.

- Witaj, Gethzerion - powiedzia艂. - Mi艂o ci臋 znowu widzie膰 po tak wielu latach. Te... ciemno艣ci... to m贸j prezent dla ciebie. Nazywaj膮 je orbitalnym ca艂unem nocy. Sdzi艂em, 偶e taki ca艂un b臋dzie w艂a艣ciwym upominkiem dla Si贸str Nocy. To naprawd臋 co艣 wspania艂ego. Ca艂un sk艂ada si臋 z tysi臋cy satelit贸w po艂czonych w 艂a艅cuchy tworz膮ce wielkie sieci. Ka偶dy z satelit贸w zosta艂 tak zaprojektowany, 偶e zniekszta艂ca tory promieni 艣wiat艂a, zaginaj膮c je w ten spos贸b, 偶eby nie mog艂y przebi膰 si臋 przez sie膰. To zdumiewaj膮co pi臋kne rozwi膮zanie.

Gethzerion spiorunowa艂a go spojrzeniem.

- O艣wiadczy艂a艣 moim ludziom przed prawie trzema dniami, 偶e uda艂o d si臋 pochwyci膰 Hana Solo - ci膮gn膮艂 tymczasem Zsinj. -Przyb臋d臋 dzisiaj, 偶eby艣 mi go wyda艂a. Je偶eli tego nie zrobisz, ca艂un nocy zostanie na swoim miejscu, a powierzchnia Dathomiry zacznie stygn膮膰. Jutro dok艂adnie o tej porze jej doliny pokryj膮 si臋 grub膮 warstw膮 艣niegu. Po trzech dniach wszelkie 偶ycie biologiczne zaniknie, a po dw贸ch tygodniach temperatura spadnie do dwustu stopni poni偶ej zera. Zginiesz ty i wszystko na twoim 艣wiecie.

Gethzerion schyli艂a g艂ow臋, co mia艂o oznacza膰, 偶e przyznaje mu racj臋, a kaptur jej szaty opad艂, zas艂aniaj膮c twarz.- Czy je偶eli wydamy ci genera艂a Solo, usuniesz z naszego 艣wiata ca艂un nocy? - zapyta艂a.

- Daj臋 ci na to s艂owo 偶o艂nierza - odpar艂 Zsinj.

- Twoja prawdom贸wno艣膰 jest... powszechnie znana - odezwa艂a si臋 stara wied藕ma. - Czy rozwa偶y艂e艣 ju偶 nasz膮 ofert臋? Nasz膮 propozycj臋 przej艣cia na twoj膮 s艂u偶b臋?

- Oczywi艣cie, 偶e rozwa偶y艂em - o艣wiadczy艂 Zsinj z o偶ywieniem w g艂osie, pochylaj膮c si臋 nieco w swym fotelu. - Zastanawia艂em si臋, gdzie w swojej organizacji m贸g艂bym znale藕膰 dla was jakie艣 miejsce. Z ubolewaniem musz臋 przyzna膰, 偶e nie mog艂em znale藕膰 dla was nic odpowiedniego.

- A zatem mo偶e zechcesz zastanowi膰 si臋 nad znalezieniem takiego miejsca poza twoj膮 organizacj膮?

- Nie rozumiem.

- Prowadzisz wojn臋 z galaktyczn膮 Now膮 Republik膮. O ile wiem, jest to nieprzyjaciel tak pot臋偶ny i maj膮cy wp艂ywy na tylu 艣wiatach, 偶e nie mo偶esz go pokona膰. Dawno zreszt膮 to przewidzia艂am. A zatem mo偶e zechcia艂by艣 udost臋pni膰 nam statek, by艣my mog艂y dotrze膰 do kt贸rego艣 ze 艣wiat贸w Nowej Republiki. M贸g艂by艣 nawet wymieni膰 nazw臋 gromady gwiezdnej, na kt贸rej ci szczeg贸lnie zale偶y. Siostry Nocy b臋d膮 mog艂y wykroi膰 tam sobie jak膮艣 nisz臋. Mog膮 zada膰 cios w samo serce twojego wroga, a potem ju偶 nigdy nie zawraca膰 ci g艂owy.

Z艂o偶ywszy r臋ce na podo艂ku, Zsinj usiad艂 wygodnie w fotelu i zacz膮艂 rozmy艣la膰. Przez d艂ug膮 chwil臋 nie spuszcza艂 spojrzenia z twarzy czarownicy.

- Musz臋 przyzna膰, 偶e to bardzo dobry pomys艂 - powiedzia艂 w ko艅cu. - Ile twoich si贸str chcia艂oby polecie膰 z tob膮?

- Sze艣膰dziesi膮t cztery - odpar艂a Gethzerion.

- Ile czasu potrzebujecie na przygotowanie si臋 do odlotu?

- Najwy偶ej cztery godziny.

- A zatem dokonamy wymiany w taki spos贸b - rzek艂 Zsinj. - Nim up艂yn膮 cztery godziny, na twoim terenie wyl膮duj膮 dwa gwiezdne transportowce. Pierwszy nie b臋dzie uzbrojony, ale drugi tak, i to po z臋by. Osobi艣cie wprowadzisz Hana Solo na pok艂ad uzbrojonego statku. Transportowiec z genera艂em Solo wystartuje, a w贸wczas ty i twoje siostry b臋dziecie mog艂y wej艣膰 na pok艂ad drugiego statku i odlecie膰 nim w kierunku, kt贸ry wam wybior臋. Czy przystajesz na te warunki?

Stara wied藕ma zastanawia艂a si臋 przez chwil臋, a potem energicznie kiwn臋艂a g艂ow膮.

- Tak, tak. Uwa偶am je za zupe艂nie przyzwoite. Lordzie Zsinj, zechciej przyj膮膰 moje podzi臋kowanie.

Oba hologramy znikn臋艂y, a Han popatrzy艂 na twarze przebywaj膮cych w komnacie si贸str klanu.

- Pni! -parskn臋艂a kt贸ra艣 ze starszych kobiet. - Obydwoje k艂ami膮 jak naj臋ci. Gethzerion nie ma Hana ani nikogo innego, kogo mog艂aby przekaza膰 Zsinjowi, a lord Zsinj nie ma zamiaru ani ocali膰 tej planety, ani pozwoli膰 Gethzerion, 偶eby odlecia艂a.

- Czy przejrza艂a艣 go? - zapyta艂a j膮 Augwynne. - Czy tylko domy艣lasz si臋, 偶e to zrobi?

- Nie, rzecz jasna, nie mog艂am go przejrze膰 - odpar艂a stara czarodziejka. - Zsinj jest jednak tak kiepskim k艂amc膮, 偶e nawet nie musia艂am.

- Jestem pewna, 偶e nie jest i nigdy nie by艂 dyplomat膮 - wtr膮ci艂a si臋 Leia.

Augwynne spojrza艂a na ni膮 z nie ukrywanym zaciekawieniem.

- Co chcesz przez to powiedzie膰? - zapyta艂a.

- Tylko to, 偶e je艣li wierzy膰 kr膮偶膮cym plotkom, Zsinj jest patologicznym 艂garzem - odpar艂a. - Pomimo tylu lat praktyki nietrudno przejrze膰 go na wylot.

- Tak - zgodzi艂a si臋 z ni膮 Augwynne. - Ksi臋偶niczka ma racj臋. Lord knuje intryg臋 za intryg膮. Mo偶liwe jednak, 偶e jest bardziej przebieg艂y ni偶 s膮dzimy.

- A mo偶e tylko blefuje - odezwa艂 si臋 nagle Isolder. - Zbudowa艂 sw贸j orbitalny ca艂un nocy, ale s膮dz臋, 偶e tworz膮ce go satelity nietrudno b臋dzie zniszczy膰.

- Masz racj臋 - zgodzi艂a si臋 z nim Leia. - Co powiedzia艂 Zsinj? Nazwa艂 ca艂un 艂a艅cuchem satelit贸w.

- To znaczy, 偶e mo偶na go przerwa膰 - rzek艂 Han. - Podobnie jak sznur 艣wietlnych pere艂. Mo偶na zniszczy膰 jeden czy dwa satelity, a w贸wczas ca艂y 艂a艅cuch si臋 rozpadnie.

- M贸g艂bym polecie膰 my艣liwcem i spr贸bowa膰 zniszczy膰 kilka z nich - zaproponowa艂 Isolder.

Han zrozumia艂, 偶e ksi膮偶臋 chce podj膮膰 si臋 rzeczy bardzo trudnej. Zsinj z pewno艣ci膮 chroni sw贸j ca艂un si艂ami co najmniej kilkunastu gwiezdnych niszczycieli. Samotny my艣liwiec nie mia艂by w walce z nimi 偶adnej szansy, chyba 偶eby od razu po zniszczeniu satelit贸w dokona艂 skoku w nadprzestrze艅.

- Nie wygl膮da mi to na gro藕n膮 bro艅 - stwierdzi艂a Leia, zastanawiaj膮c si臋 nad planem Zsinja. - Ka偶da planeta, kt贸rej mieszka艅cy lataj膮 do gwiazd albo chocia偶 maj膮 艂膮czno艣膰 radiow膮, by wezwa膰 pomoc...

- ...rozprawi艂aby si臋 z ca艂unem bez trudu - doko艅czy艂a Augwynne. - Taka bro艅 nadaje si臋 do podboju planet takich jak Dathomira; zacofanych pod wzgl臋dem technicznym, prymitywnych. Dlatego w naszej sytuacji stanowi zagro偶enie.

- Za trzy dni - mrukn膮艂 cicho Isolder, wpatruj膮c si臋 w p艂omienie.

- Co stanie si臋 za trzy dni? - zapyta艂a Augwynne.

- Musimy jako艣 przetrwa膰 jeszcze trzy dni - rzek艂 ksi膮偶臋. - Do czasu, a偶 przyleci moja flota. Gdyby艣my cho膰 na jeden dzie艅 przej臋li kontrol臋 nad planet膮, mo偶na by艂oby ewakuowa膰 jej mieszka艅c贸w.

- Nie mamy tyle czasu - sprzeciwi艂 si臋 Han. - Je偶eli orbitalny ca艂un zostanie tam, gdzie jest teraz, za trzy dni planeta zamieni si臋 w bry艂臋 lodu. A poza tym chc臋 wam przypomnie膰, 偶e to wci膮偶 moja planeta. Nie pozwol臋, by sta艂o si臋 jej co艣 z艂ego!

- Ta-a - powiedzia艂 Isolder. -Jestem pewien, 偶e wymy艣lisz co艣, by j膮 ratowa膰. A nawet gdyby艣 nie wymy艣li艂, mo偶emy spr贸bowa膰 ocali膰 jej mieszka艅c贸w.

- Naprawd臋 tak s膮dzisz? - zapyta艂a go z nadziej膮 w g艂osie Augwynne. - Nasi ludzie s膮 bardzo rozproszeni.

- A kiedy temperatura zacznie osi膮ga膰 minus sto stopni - stwierdzi艂a Leia - zaszyj膮 si臋 w jaskiniach i podziemnych norach tak g艂臋boko, jak tylko b臋d膮 mogli.

Han zacz膮艂 rozmy艣la膰. Nie by艂o sposobu na przetrwanie tych trzech dni. B臋dzie musia艂 wystartowa膰 i zniszczy膰 kilka satelit贸w, przerywaj膮c 艂a艅cuch Zsinja, tak by mogli prze偶y膰 do czasu, a偶 lord ponownie go naprawi. Gdybym mia艂 wielkie szcz臋艣cie, m贸g艂bym nawet odlecie膰 razem z Lei膮 - pomy艣la艂. Wyobrazi艂 sobie, jak leci ku satelitom, niszczy kilka, a potem podejmuje pr贸b臋 dokonania skoku w nadprzestrze艅. Wiedzia艂 jednak, 偶e gdyby chcia艂 zestrzeli膰 te obiekty, musia艂by ostro zboczy膰 z kursu i polecie膰 r贸wnolegle do ich orbit; powinien manewrowa膰 przy tym z niewielk膮 pr臋dko艣ci膮, aby je trafi膰.

Je偶eli wzi膮膰 pod uwag臋 si艂臋 ognia, jak膮 dysponowa艂y strzeg膮ce ca艂unu niszczyciele, ka偶dy, kto pr贸bowa艂by to zrobi膰, by艂by samob贸jc膮.

Han i Isolder patrzyli na siebie w pe艂nym napi臋cia oczekiwaniu. Ka偶dy z nich chcia艂, 偶eby zg艂osi艂 si臋 na ochotnika ten drugi.

- Zagramy w or艂a i reszk臋? - zapyta艂 go Han.

- Wygl膮da na to, 偶e nie mamy innego wyj艣cia - stwierdzi艂 Isolder, przygryzaj膮c doln膮 warg臋.

- Zaczekajcie! - odezwa艂a si臋 Leia. - Musi by膰 jakie艣 inne wyj艣cie. Isolderze, powiedz mi co艣 wi臋cej o swej flocie. Wystartowali艣cie przecie偶 w tym samym czasie. Czy nie ma 偶adnej szansy, by znalaz艂a si臋 tu chocia偶 troch臋 wcze艣niej?

Isolder pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Nie, je偶eli b臋d膮 trzymali si臋 dobrze znanych szlak贸w. Te niszczyciele s膮 warte miliardy. Nie lata si臋 tak cennymi statkami w przestrzeni, kt贸rej si臋 dobrze nie zna.

Isolder mia艂 racj臋. Niejeden genera艂 w historii wojen pr贸bowa艂 wys艂a膰 flot臋 kr贸tszym, nieznanym szlakiem, licz膮c na to, 偶e b臋dzie m贸g艂 zaoszcz臋dzi膰 kilka parsek贸w i wygra膰 bitw臋, zaskakuj膮c wroga, ale traci艂 dos艂ownie wszystkie statki, kiedy przychodzi艂o mu przedziera膰 si臋 przez pas asteroid.

Han spojrza艂 w stron臋 wykutych w skale drzwi komnaty i zda艂 sobie spraw臋, 偶e czeka na Luke'a. Pomy艣la艂, i偶 porzucenie ich na pastw臋 losu nie by艂o w stylu rycerza Jedi. To zmartwi艂o go jeszcze bardziej. Zdusi艂 w sobie pragnienie, by wybiec po skalnych schodach z fortecy i zacz膮膰 go szuka膰, wykrzykuj膮c jego imi臋. Siedz膮ca przy ogniu Leia z艂o偶y艂a r臋ce na brzuchu w obronnym ge艣cie.

Han nie wiedzia艂, co ma robi膰. Chcia艂 wyprawi膰 si臋 na poszukiwanie Luke'a, chocia偶by tylko po to, by przekona膰 si臋, 偶e Jedi nie 偶yje. Pragn膮艂 wystartowa膰 „Soko艂em" i zestrzeli膰 z nieba chocia偶 kilka satelit贸w, ale zamiast tego podszed艂 do Leii, obj膮艂 j膮 mocno i przytuli艂 do siebie.

Ksi臋偶niczka zacz臋艂a szlocha膰, wstrz膮sana paroksyzmami p艂aczu.

- Ju偶 go nie ma - rzek艂a zd艂awionym g艂osem. - Nie czuj臋 go. Umar艂.

- Hej - odezwa艂 si臋 Han, chc膮c powiedzie膰 cokolwiek, by j膮 pocieszy膰, chocia偶 wiedzia艂, 偶e nie znajdzie w艂a艣ciwych s艂贸w. Leia potrafi艂a bezb艂臋dnie wyczuwa膰 obecno艣膰 Luke'a i orientowa膰 si臋, co my艣li i co czuje, trudno wi臋c by艂o uwierzy膰, 偶e tym razem si臋 myli. Ksi臋偶niczka zacz臋艂a dr偶e膰, a Han delikatnie poca艂owa艂 j膮 w czo艂o.

- Zobaczysz, 偶e nic mu si臋 nie sta艂o - powiedzia艂. - Ja... ja...Nie widzia艂 偶adnego sposobu, by jej pom贸c; niczego, co m贸g艂by dla niej zrobi膰.

Nagle co艣 zacz臋艂o wdziera膰 si臋 w jego 艣wiadomo艣膰, jakby jaka艣 niewidzialna r臋ka pr贸bowa艂a otworzy膰 jego umys艂. By艂o to niesamowite wra偶enie. Sprawi艂o, 偶e poczu艂 si臋 zamroczony, zniewolony. W jego my艣lach uformowa艂 si臋 bardzo wyra藕ny obraz dziesi膮tk贸w m臋偶czyzn i kobiet w pomara艅czowych kombinezonach stoj膮cych w jasno o艣wietlonej sali. Patrzyli niespokojnie na widoczny nad ich g艂owami pomost, na kt贸rym stali szturmowcy z karabinami blasterowymi gotowymi do strza艂u. Han zrozumia艂, 偶e ogl膮da wi臋zienie.

Generale Solo - wdar艂 si臋 do jego my艣li g艂os Gethzerion. - Mam nadziej臋, 偶e uznasz to za zabawne. Jak sam widzisz, jestem teraz w wi臋zieniu z dziesi膮tkami podobnych do ciebie ludzi. Licz臋 na to, 偶e jeste艣 istot膮 wra偶liw膮 i mi艂osiern膮. Podejrzewam, 偶e jeste艣. Jak wiesz, stosowa艂am r贸偶ne sztuczki, by艣 przyszed艂 do mnie. Mo偶liwe, 偶e w艂a艣nie ta ostatecznie ci臋 przekona.

Przed oczami mign臋艂a mu gin膮ca w fa艂dach czarnej szaty r臋ka i Han poj膮艂, 偶e ogl膮da scen臋 w wi臋zieniu widzian膮 oczami wied藕my. Szturmowcy, kt贸rzy tylko czekali na gest Gethzerion, zacz臋li strzela膰 do zgromadzonego pod nimi t艂umu. M臋偶czy藕ni i kobiety, g艂o艣no krzycz膮c, rozbiegli si臋 we wszystkie strony, ale nie mogli si臋 nigdzie ukry膰, gdy偶 drzwi do ich cel zosta艂y zamkni臋te.

Han zas艂oni艂 d艂o艅mi oczy, by nie patrze膰 na te okrucie艅stwa, ale obraz nie znikn膮艂. Widzia艂 go przez ca艂y czas, gdy偶 wizja istnia艂a w jego m贸zgu. Pr贸bowa艂 zamkn膮膰 oczy, odwr贸ci膰 si臋, ale obraz nadal torturowa艂 jego umys艂. Zobaczy艂, jak jaka艣 krzycz膮ca kobieta wbiega pod pomost, a Gethzerion unosi r臋k臋 z trzymanym w d艂oni blasterem. Wymierzy艂a do kobiety, a Han ujrza艂 sylwetk臋 jej ofiary w laserowym celowniku broni. Kiedy obraz znieruchomia艂, Gethzerion strzeli艂a, trafiaj膮c kobiet臋 w plecy. Pod wp艂ywem impetu kobieta obr贸ci艂a si臋 i upad艂a, a wied藕ma strzeli艂a do niej po raz drugi.

Stoj膮cy przy kobiecie m臋偶czyzna uni贸s艂 r臋ce ze z艂膮czonymi d艂o艅mi, b艂agaj膮c Gethzerion, by go oszcz臋dzi艂a, ale Siostra Nocy, wzi膮wszy go na cel, trafi艂a go wysoko w prawe udo, pozwalaj膮c, by przewr贸ci艂 si臋 na pod艂og臋 i umar艂 w m臋czarniach powoln膮 艣mierci膮 z powodu up艂ywu krwi.

Tych pi臋膰dziesi臋ciu ludzi to ju偶 trupy - us艂ysza艂 Han w g艂owie g艂os wied藕my, ktra nadal zmusza艂a go, by przygl膮da艂 si臋 tej rzezi. - Trac膮 偶ycie z powodu twojego uporu. Kiedy moi szturmowcy z nimi skocz膮, wezm臋 nast臋pnych pi臋ciuset podobnych i przyprowadz臋 tutaj, 偶eby ich tak偶e rozstrzela膰.

Ty jednak, generale Solo, mo偶esz ich ocali膰. Wy艣l臋 sw贸j osobisty 艣migacz i jedn膮 z moich Si贸str Nocy, by czeka艂a na ciebie u st贸p fortecy. Je偶eli minie godzina, a ty nie stawisz si臋 na spotkanie, w贸wczas ca艂a pi臋膰setka umrze i b臋dziesz mia艂 zaszczyt przygl膮da膰 si臋 ich 艣mierci. Je偶eli i to ci臋 nie przekona, by odda膰 si臋 w moje r臋ce, b臋dziesz patrzy艂 na rze藕 kolejnych pi臋ciuset, a po nich nast臋pnych i nast臋pnych. Jak m贸wi艂am, uwa偶am ci臋 za istot臋 mi艂osiern膮.

Kiedy Han cofn膮艂 si臋 i zakry艂 d艂o艅mi oczy, ksi臋偶niczka pomy艣la艂a, 偶e p艂acze. P贸niej jednak zorientowa艂a si臋, 偶e oddycha z wielkim trudem, napinaj膮c wszystkie mi艣nie. Rozejrza艂 si臋 nieprzytomnym wzrokiem po komnacie, a Leia nigdy jeszcze nie widzia艂a w jego oczach wyrazu tak bezmiernej rozpaczy.

Uj臋艂a go za r臋k臋.

- Han? Han? - zapyta艂a. - Co si臋 sta艂o? Nie odpowiedzia艂.

- Ma widzenie - odezwa艂a si臋 Augwynne. - Odbiera wiadomo艣膰 od Gethzerion.

Leia spojrza艂a na czarodziejk臋. Augwynne, kt贸ra zdj膮wszy he艂m, siedzia艂a na stoku obok paleniska, wygl膮da艂a teraz na zwyczajn膮, troch臋 zaniedban膮 starsz膮 kobiet臋.

Nagle Han wzi膮艂 g艂臋boki oddech i oderwa艂 d艂onie od oczu, a potem wyprostowa艂 si臋 i rozejrza艂 po komnacie.

- Musz臋 i艣膰 - o艣wiadczy艂. - Nie wolno mi zosta膰 ani chwili d艂u偶ej.

Odwr贸ciwszy si臋, wybieg艂 z komnaty i zacz膮艂 na o艣lep zbiega膰 po schodach, przeskakuj膮c po kilka stopni.

- Han! Zaczekaj! - krzykn臋艂a za nim Leia.

Pobieg艂a, kieruj膮c si臋 odg艂osem jego krok贸w cichn膮cych w kamiennych korytarzach. Artoo zagwizda艂 na nich, 偶eby zaczekali, ale Leia zignorowa艂a jego pro艣b臋. Han wypad艂 z fortecy, przecisn膮艂 si臋 przez t艂um k艂臋bi膮cy si臋 przy wej艣ciu i pobieg艂 ile si艂 w nogach przed siebie. Ksi臋偶niczka zatrzyma艂a si臋 przy kamiennej platformie i patrzy艂a, jak ginie jej z oczu, roztapiaj膮c si臋 w ciemno艣ciach. Po chwili u jej boku znalaz艂 si臋 Isolder. Zapaliwszy latark臋, skierowa艂 silny promie艅 艣wiat艂a na plecy oddalaj膮cego si臋 Hana.

- Dok膮d pobieg艂? - zapyta艂.

- Na „Soko艂a" - odpar艂a Leia, decyduj膮c si臋 pospieszy膰 za Hanem.

Obydwoje ruszyli za nim w kierunku statku. Kiedy weszli na pok艂ad, Han i Chewie krz膮tali si臋 w 艂adowni, montuj膮c ostatni generator pod prawym przednim wspornikiem gniazda z czujnikami. Ujrzawszy, 偶e razem z Lei膮 zjawi艂 si臋 Isolder, Han przygl膮da艂 mu si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋.

- Chcia艂bym, 偶eby艣 mi troch臋 pom贸g艂 - powiedzia艂, zwracaj膮c si臋 do ksi臋cia. - Musimy przygotowa膰 ten statek do drogi i wynosi膰 si臋 st膮d jak najszybciej. Chcia艂bym, 偶eby艣 wr贸ci艂 do fortecy i przyni贸s艂 gniazdo z czujnikami. - Kiedy ujrza艂, 偶e Isolder stoi, czekaj膮c na dalsze polecenia, krzykn膮艂: - Pospiesz si臋, do wszystkich diab艂贸w!

Isolder chwyci艂 latark臋, zbieg艂 po rampie, i po chwili znikn膮艂 w mroku.

- Co chcesz zrobi膰? - zapyta艂a go Leia. - Co w艂a艣ciwie si臋 sta艂o?

- Tylko tyle, 偶e Gethzerion podnios艂a stawk臋 - odrzek艂 Han. - Morduje wi臋藕ni贸w. - Sko艅czywszy przykr臋ca膰 ostatni膮 艣rub臋, rzuci艂 klucz na pod艂og臋. - Przykro mi, 偶e ci臋 tu sprowadzi艂em! Mia艂a艣 racj臋. Gdybym tu nie przylecia艂, Zsinj nie otuli艂by Dathomiry swoim orbitalnym ca艂unem, a Gethzerion nie wpad艂aby na pomys艂 masakry niewinnych ludzi. Zsinj, Gethzerion... oni nawet mnie nie znaj膮. Wyst臋puj膮 przeciwko Hanowi Solo, genera艂owi Nowej Republiki, chc膮c zniszczy膰 to, czym jest sama Nowa Republika!

- Co zatem zamierzasz zrobi膰? - zapyta艂a go ksi臋偶niczka, kiedy wybieg艂 z 艂adowni. - Chcesz uciec? Czy taka ma by膰 twoja odpowied藕? Poddani Augwynne s膮 przera偶eni. Uwa偶aj膮 ci臋 za kogo艣 w rodzaju geniusza walki. Musisz zosta膰 i walczy膰! Potrzebuj膮 i ciebie, i twojego do艣wiadczenia!

Pospieszy艂a za nim w膮skim korytarzem, ale Han jej nie odpowiedzia艂. Zatrzyma艂 si臋 tylko i zamiast, jak si臋 spodziewa艂a, skr臋ci膰 do magazynu z narz臋dziami, skierowa艂 si臋 ku konsolecie dowodzenia i w艂膮czywszy nadajnik, dostroi艂 go do standardowej czstotliwo艣ci u偶ywanej przez si艂y imperialne.

- Gethzerion? - powiedzia艂 pospiesznie. W g艂o艣niku odezwa艂 si臋 nieznajomy g艂os.

- Tu nadz贸r wi臋zienia. Czy chcesz, by艣my zarejestrowali jak膮艣 wiadomo艣膰 dla niej?

- Tak - odrzek艂 Han. Na twarz wyst膮pi艂y mu krople potu. - Jestem genera艂 Solo. Mam dla niej piln膮 wiadomo艣膰. Przeka偶 jej, 偶e przyjd臋. Poddaj臋 si臋. Czy mnie s艂yszysz? Powiedz jej, 偶eby nie zabija艂a wi臋cej wi臋藕ni贸w. Tak jak kaza艂a, spotkam si臋 z jej wys艂anniczk膮 pod fortec膮.

- Tu oficer nadzoru. Zarejestrowa艂em wiadomo艣膰, generale Solo. Co z twoimi przyjaci贸艂mi? Lord Zsinj chcia艂by wiedzie膰, co sta艂o si臋 z lud藕mi, kt贸rzy przylecieli tu razem z tob膮.

- Nie 偶yj膮 - odrzek艂 Han. - Wszyscy zgin臋li podczas walki. Nie min臋艂a godzina od ich 艣mierci.

Rzuciwszy mikrofon na st贸艂, przecisn膮艂 si臋 obok Leii i pop臋dzi艂 na ni偶szy pok艂ad. Ksi臋偶niczka zosta艂a, spogl膮daj膮c przez chwil臋 na jego plecy, zbyt zdumiona i zaskoczona, by wym贸wi膰 chocia偶 s艂owo.

- Zaczekaj! - krzykn臋艂a w ko艅cu. - Nie mo偶esz tego zrobi膰! Nie mo偶esz poddawa膰 si臋 bez walki. Zsinj nie pragnie ci臋 mie膰 偶ywego. Chce tylko upewni膰 si臋, 偶e nie 偶yjesz!

Han pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Wierz mi, 偶e i ja nie jestem zachwycony, ale wcze艣niej czy p贸藕niej musia艂o tak si臋 sko艅czy膰 - powiedzia艂.

Skr臋ciwszy za r贸g, podszed艂 do swojej pryczy i ze z艂o艣ci膮 艣ci膮gn膮艂 z niej materac, ods艂aniaj膮c wype艂nion膮 broni膮 tajemn膮 skrytk臋, kt贸rej Leia nigdy nie widzia艂a. Znajdowa艂y si臋 w niej r贸偶ne gro藕nie wygl膮daj膮ce karabiny laserowe, blastery i zwyczajne staromodne miotacze, a nawet jedno przeno艣ne laserowe dzia艂ko. Pos艂ugiwanie si臋 t膮 broni膮 by艂o, rzecz jasna, nielegalne, przynajmniej na planetach nale偶膮cych do Nowej Republiki. Si臋gn膮wszy pod jeden z karabin贸w, Han nacisn膮艂 ukryty guzik, a w贸wczas dno si臋 unios艂o, ujawniaj膮c pod spodem drug膮 skrytk臋 wype艂nion膮 po brzegi najprzer贸偶niejszymi granatami, o dziwacznym wygl膮dzie i nieznanym pochodzeniu. Han wyci膮gn膮艂 ze 艣rodka niepozorny, ale 艣mierciono艣ny przedmiot: talezja艅ski termiczny detonator, tak silny, 偶e jego wybuch m贸g艂 zr贸wna膰 z ziemi膮 wielki gmach. Granat nie by艂 du偶y i z 艂atwo艣ci膮 mie艣ci艂 si臋 w d艂oni Hana.

- To powinno wystarczy膰 - powiedzia艂, chowaj膮c detonator pod pasek spodni. Wiedzia艂 dobrze, i偶 podobnymi zabawkami pos艂uguj膮 si臋 terrory艣ci, kt贸rym bardziej zale偶y na zniszczeniu wrog贸w ni偶 na w艂asnym 偶yciu. Han nie m贸g艂by spowodowa膰 wybuchu, nie zabijaj膮c przy tym siebie. Wypu艣ci艂 koszul臋 na spodnie, tak by jej lu藕ne fa艂dy ukry艂y detonator.

- Jak to teraz wygl膮da? - zapyta艂 cicho.

Detonator by艂 tak dobrze ukryty, 偶e Leia nigdy nie domy艣li艂aby si臋, 偶e tam jest, gdyby sama nie widzia艂a, jak Han go chowa. Nie mog艂a jednak zdoby膰 si臋 na odpowied藕. Czu艂a, jak jej serce bije szybkim rytmem, ale nie potrafi艂a wym贸wi膰 ani s艂owa. Spojrza艂a na Hana, a w jej oczach zakr臋ci艂y si臋 艂zy.

- Hej, nie przejmuj si臋 tak bardzo - odezwa艂 si臋 Han. - To ty przecie偶 m贸wi艂a艣 mi, bym dor贸s艂. To ty kaza艂a艣 mi by膰 odpowiedzialnym za to, kim jestem i co robi臋. Genera艂em Hanem Solo, bohaterem Sojuszu Rebeliant贸w. Mam nadziej臋, 偶e je艣li b臋d臋 sprytny, zabior臋 ze sob膮 i Gethzerion, i ca艂膮 jej przekl臋t膮 band臋. Natomiast spraw臋 Zsinja zostawiam Isolderowi. Ju偶 jego flota si臋 nimi zajmie. Jest porz膮dnym go艣ciem. Dokona艂a艣 s艂usznego wyboru. Naprawd臋.

Jego s艂owa dociera艂y do Leii jak z oddali. W pewnej chwili u艣wiadomi艂a sobie, 偶e nie wie, o co mu w艂a艣ciwie chodzi. Przez ostatnie trzy dni nawet przez moment nie my艣la艂a o ma艂偶e艅stwie z Isolderem, jak wi臋c mog艂a dokona膰 wyboru. Nie dokona艂a 偶adnego wyboru. Niczego w tej sprawie jeszcze nie zrobi艂a. Nadal czeka艂a, by upewni膰 si臋, 偶e kocha Hana.

Wiedzia艂a jednak, 偶e to nieprawda. Wybra艂a Isoldera, ale z poczucia obowi膮zku. Dobro jej ludu wymaga艂o, 偶eby po艣lubi艂a Hapanina, nast臋pc臋 tronu wielu 艣wiat贸w, a ona post膮pi艂a tak, jak tego si臋 po niej spodziewano. Tak d艂ugo, jak Imperium stanowi艂o dla nich zagro偶enie, nie mog艂aby post膮pi膰 inaczej.

Rzuciwszy okiem na Hana, postara艂a si臋 odezwa膰 najspokojniej jak umia艂a.

- Tak - powiedzia艂a. - To powinno wystarczy膰. Musz臋 przyzna膰, 偶e z t膮 bomb膮 przyczepion膮 do pasa spodni wygl膮dasz wr臋cz wspaniale.

Han pochyli艂 si臋 nad ni膮 i dziko, zach艂annie poca艂owa艂, a ona poczu艂a, jak krew zaczyna pulsowa膰 w jej skroniach. Nagle uzmys艂owi艂a sobie, jak bardzo jej tego brakowa艂o: 艣wiadomo艣ci, 偶e jest gdzie艣 m臋偶czyzna, kt贸ry j膮 kocha i pragnie tak bardzo, 偶e jest got贸w odda膰 dla niej 偶ycie. Spojrza艂a ponad ramieniem Hana. Chewbacca, kt贸ry odk艂ada艂 narz臋dzia, popatrzy艂 na ni膮 ze smutkiem, a ksi臋偶niczka, zamkn膮wszy oczy, przytuli艂a si臋 do Hana i odwzajemni艂a jego poca艂unek.

Oderwa艂a si臋 od niego po d艂ugiej chwili i odetchn臋艂a g艂臋boko.

- Han... - zacz臋艂a m贸wi膰, ale on tylko uni贸s艂 palec.

- Nic nie m贸w - odrzek艂. - Nie ka偶 mi jeszcze bardziej 偶a艂owa膰 tego, co robi臋.

Podszed艂 do Chewie'ego, przez chwil臋 cicho z nim rozmawia艂, a potem obj膮艂 go i u艣cisn膮艂. Leia usiad艂a na p艂ycie 艂膮czno艣ci holograficznej i zacz臋艂a p艂aka膰, nie mog膮c zapanowa膰 nad targaj膮cymi ni膮 uczuciami. Dobieg艂 j膮 zbyt g艂o艣ny i natr臋tny g艂os Threepia, kt贸ry stara艂 si臋 odwie艣膰 Hana od tego, co zamierza艂 zrobi膰. Po chwili Han wr贸ci艂 do 艣wietlicy i poda艂 jej r臋k臋 na po偶egnanie.

- Czas ju偶 na mnie - powiedzia艂 i zszed艂 po opuszczonej rampie.

Leia przez chwil臋 my艣la艂a, czy nie zosta膰, ale zesz艂a tu偶 za nim na l膮d i zatrzyma艂a si臋, o艣wietlona blaskiem 艣wiate艂 statku. Wi臋kszo艣膰 ognisk ju偶 zgas艂a, a niebo by艂o idealnie czarne; czarniejsze ni偶 mo偶na to sobie by艂o wyobrazi膰. Od g贸r powia艂 zimny wiatr, a Lei臋 przeszed艂 dreszcz, kiedy ujrza艂a zamieniajce si臋 w ob艂oczek pary ciep艂o jej oddechu.

Przygl膮da艂a si臋 sylwetce Hana. Oddala艂 si臋 coraz bardziej, a偶 w ko艅cu roztopi艂 si臋 w mrokach nocy.

- Han! - zawo艂a艂a za nim.

Odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na ni膮. Z tej odleg艂o艣ci z trudem widzia艂a jego twarz, ciemn膮 i pozbawion膮 wyrazu, podobn膮 do twarzy ducha.

- Jest kilka rzeczy, kt贸re w tobie lubi臋 - powiedzia艂a. - Na przyk艂ad to, jak le偶膮 na tobie spodnie.

Han lekko si臋 u艣miechn膮艂.

- Wiem - odpar艂 tylko, a potem odwr贸ci艂 si臋 i zacz膮艂 i艣膰 dalej.

- Han! - zawo艂a艂a zn贸w Leia.

Zamierza艂a doda膰, 偶e go kocha, ale ba艂a si臋, 偶e zrobi mu krzywd臋, je偶eli powie te s艂owa w艂a艣nie w tej chwili. Z drugiej strony nie mog艂aby znie艣膰 my艣li, 偶e pozwoli mu odej艣膰, nie m贸wi膮c o tym.

Han ponownie si臋 odwr贸ci艂 i obdarzy艂 j膮 niewyra藕nym u艣miechem.- Wiem - odkrzykn膮艂 cicho. - Kochasz mnie. Zawsze to wiedzia艂em.

Pomacha艂 jej na po偶egnanie i zacz膮艂 biec. Po chwili znikn膮艂 w mroku.

Przez kilka sekund ws艂uchiwa艂a si臋 w cichn膮ce odg艂osy jego krok贸w. Kiedy umilk艂y, usiad艂a na trawie w miejscu o艣wietlonym blaskiem 艣wiate艂 statku i zacz臋艂a szlocha膰. Chewbacca i Threepio zeszli po rampie. Wookie, widz膮c, 偶e p艂acze, po艂o偶y艂 na jej ramieniu w艂ochat膮 艂ap臋. Leia czeka艂a, a偶 Threepio co艣 powie. Zawsze w tak beznadziejnych chwilach potrafi艂 znale藕膰 jakie艣 pi臋kne k艂amstwo. Android jednak milcza艂.

Och, Luke - pomy艣la艂a Leia. - Nawet nie wiesz, jak ci臋 potrzebuj臋.

ROZDZIA艁

25

Luke le偶a艂 nieruchomo, czuj膮c jak uchodzi z niego resztka 偶ycia. S艂ysza艂 nieustanne ciche brz臋czenie. Jego mi臋艣nie odpr臋偶y艂y si臋 jak nigdy przedtem. Broni膮ce wierzcho艂ka g贸ry rankory wci膮偶 zrzuca艂y na d贸艂 olbrzymie g艂azy. Jeden z nich trafi艂 imperialnego krocz膮cego robota, kt贸ry prze艂ama艂 si臋 na p贸艂 i run膮艂 w przepa艣膰, zamieniaj膮c si臋 w o艣lepiaj膮c膮 kul臋 ognia.

Nagle cz臋艣膰 g贸ry nad jego g艂ow膮 eksplodowa艂a, jakby wypchni臋ta jak膮艣 gigantyczn膮 niewidzialn膮 r臋k膮. Luke zobaczy艂 wspinaj膮ce si臋 po ska艂ach Siostry Nocy. Pos艂uguj膮c si臋 Moc膮, niemal wisia艂y w powietrzu jak wielkie czarne paj膮ki uczepione nitek paj臋czyny.

Poczu艂 w skroniach pulsuj膮cy b贸l i obr贸ci艂 si臋 na bok. Tu偶 przy jego ramieniu wyl膮dowa艂 ogromny g艂az, rozpryskuj膮c si臋 na kawa艂ki. W oddali s艂ycha膰 by艂o krzyki, po艣r贸d nich rozpozna艂 g艂os Teneniel. „D偶ai nigdy nie umiera - m贸wi艂a. - Natura go mi艂uje. Natura".

Tu偶 obok z g艂uchym hukiem uderzy艂o o ziemi臋 martwe cia艂o... siostry klanu. Jej metalowy he艂m potoczy艂 si臋 na bok, a mikroskopijne klejnoty i ozdoby dr偶a艂y na wietrze. Kiedy patrzy艂, jak z ust kobiety cieknie stru偶ka ciemnoczerwonej krwi, zauwa偶y艂, 偶e s艂o艅ce 艣wieci coraz ja艣niej.

Jedi nie mia艂 wcale wra偶enia, 偶e umiera, czu艂 raczej, 偶e si臋 rozprzestrzenia. Ze wszystkich stron dobiega艂y go ciche odg艂osy: salamandry wygrzebuj膮cej co艣 spod kamienia, robak贸w dr膮偶膮cych ziemi臋 w miejscu, gdzie le偶a艂a g艂owa Luke'a, czy wreszcie poruszaj膮cego si臋 na wietrze krzaka, kt贸ry ociera艂 ga艂膮zk膮 o ska艂臋. Wszystkie te d藕wiki zwiastowa艂y 偶ycie. Luke czu艂 je bardzo wyra藕nie; widzia艂 otaczaj膮c膮 go zewsz膮d jasno艣膰 Mocy: w drzewach, w ska艂ach, w wojowniczkach walcz膮cych na szczycie g贸ry.

Salamandra unios艂a nieco 艂ebek, a Luke ujrza艂, 偶e i z niej emanuje 艣wiat艂o艣膰 Mocy. Witaj, ma艂a przyjaci贸艂ko -pomy艣la艂. Salamandra mia艂a zielon膮 skr臋 i dzikie, czarne oczy. Otworzy艂a pyszczek, a bia艂awa mgie艂ka, kt贸ra si臋 z niego wydosta艂a, pieszczotliwie jak palec dotkn臋艂a g艂owy Luke'a. Rycerz Jedi zrozumia艂, 偶e nie tylko czuje Moc, ale j膮 w i d z i. „Dar - szepn臋艂a jaszczurka. - To jest m贸j dar dla ciebie". Omy艂o go delikatne 艣wiat艂o, wzmacniaj膮c nikn膮c膮 energi臋 jego Mocy. Rosn膮cy nie opodal krzak, ktrego ga艂膮藕 ociera艂a si臋 przedtem o ska艂臋, musia艂 si臋 zapewne nachyli膰, gdy偶 promyki emanuj膮cej ze艅 艣wiat艂o艣ci zacz臋艂y ko艂ysa膰 g艂ow臋 Luke'a. „We藕, bardzo prosz臋 - szepta艂 krzak. - To jest 偶ycie". Najbli偶sza ska艂a tak偶e zap艂on臋艂a jasnym blaskiem, a daleko, na pustyni, jeden z B艂臋kitnych Ludzi, kt贸ry po偶ywia艂 si臋 rosn膮cymi nad rzek膮 ro艣linami, uni贸s艂 艂eb i poprzez dziel膮ce ich kilometry spojrza艂 czerwonymi oczami na Luke'a. „Przyjacielu - powiedzia艂 - ofiarowuj臋 ci wsparcie".

Luke'owi wyda艂o si臋, 偶e ponownie s艂yszy g艂os Teneniel. „Natura go mi艂uje". Nie wiedzia艂, czy to jego pod艣wiadomo艣膰 w艂ada Moc膮, czy te偶 mo偶e otaczaj膮ce go 偶ycie ze wszystkich si艂 pragnie, by wyzdrowia艂. Wok贸艂 siebie widzia艂 Moc i potrafi艂 chwyta膰 j膮 艂atwiej ni偶 kiedykolwiek przedtem.

Pos艂ugiwanie si臋 Moc膮, w艂adanie ni膮, nie by艂o czym艣 tak nagannym, jak kiedy艣 s膮dzi艂. Znajdowa艂a si臋 wsz臋dzie, obfitsza ni偶 deszcz czy powietrze, i czeka艂a, by z niej korzysta艂. Mia艂 nadziej臋 zosta膰 kiedy艣 Mistrzem Jedi, ale teraz rozumia艂, 偶e istniej膮 poziomy w艂adania Moc膮, o kt贸rych mu si臋 nawet nie 艣ni艂o, przekraczaj膮ce wszystko, o czym kiedykolwiek marzy艂.

Przenikn臋艂a go s艂odycz tak wielka, 偶e nie wiedzia艂, czy to on rozkazuje Mocy, czy te偶 mo偶e ona jemu. Czu艂 tylko, 偶e jaka艣 si艂a zasklepia rozerwane naczynia krwiono艣ne w jego g艂owie, sprawiaj膮c, 偶e powraca do 偶ycia. Po chwili wizja go opu艣ci艂a.

Przez d艂ugi czas le偶a艂 bez ruchu z zamkni臋tymi oczami, niezdolny do niczego poza oddychaniem, i czeka艂, 偶eby Moc go pokrzepi艂a.

Otworzy艂 nagle oczy i us艂ysza艂 g艂os Leii wymawiaj膮cej jego imi臋. Niebo by艂o tak czarne, jak gdyby zapad艂a najczarniejsza z nocy. Nie s艂ysza艂 odg艂os贸w tocz膮cej si臋 walki. Na szczycie g贸ry widzia艂 艣wiat艂a pochodni niesionych przez mieszka艅c贸w wioski. Kt贸ry艣 z nich schodzi艂 po zbroczonych krwi膮 skalnych stopniach. Luke pomy艣la艂, 偶e Leia musi by膰 na g贸rze.

- Leia? - zawo艂a艂. - Leia?

M臋偶czyzna z pochodni膮 w d艂oni dotar艂 do podn贸偶a g贸ry, zatrzyma艂 si臋 i uni贸s艂szy pochodni臋, popatrzy艂 na pole walki.

- Luke? - By艂 to Han. - Luke, to ty?

- Han! - krzykn膮艂 s艂abo Luke.

Obr贸ciwszy si臋 w ciemno艣ciach na plecy, si臋gn膮艂 po 艣wietlny miecz i zebrawszy wszystkie si艂y, nacisn膮} w艂膮cznik, licz膮c na to, 偶e Han dostrze偶e smug臋 艣wiat艂a.

G艂osy dobiega艂y z oddali, by艂y niewyra藕ne. Poczu艂 jednak, jak kto艣 schwyci艂 go i potrz膮sn膮艂. P贸藕niej o艣lepi艂o go jasne 艣wiat艂o.

- Luke! Luke! - krzykn膮艂 Han. - Ty 偶yjesz! Wytrwaj, ch艂opie! Pomoc jest ju偶 w drodze!

Usiad艂 obok Luke'a i przez chwil臋 trzyma艂 go za r臋k臋. Luke czu艂 jednak wyra藕nie emanuj膮c膮 z niego trwog臋.

- Pos艂uchaj, ch艂opie - powiedzia艂 Han. - Musz臋 teraz i艣膰. Leia czeka na ciebie na szczycie g贸ry. Dbaj o ni膮, kiedy odejd臋. Nie pozw贸l, 偶eby kto艣 j膮 skrzywdzi艂.

- Han? - zapyta艂 go Luke, chwytaj膮c za przegub.

- Przykro mi, przyjacielu - odrzek艂 Han. - Tym razem nie mo偶esz mi pom贸c.

Pu艣ci艂 jego r臋k臋 i odszed艂, a Luke mia艂 wra偶enie, 偶e jego cia艂o zaczyna wirowa膰 w mroku.

Po up艂ywie czasu, kt贸ry wyda艂 mu si臋 wieczno艣ci膮, poczu艂, jak czyje艣 silne r臋ce chwytaj膮 go i unosz膮. Z wysi艂kiem otworzy艂 oczy, ale uda艂o mu si臋 trzyma膰 je otwarte tylko przez chwil臋. Nios艂o go czterech m臋偶czyzn, a kilku innych odzianych w zwyk艂e sk贸rzane tuniki towarzyszy艂o im z pochodniami w r臋kach.

- Zabierzcie go st膮d! - us艂ysza艂 pe艂en niepokoju g艂os Hana. - Zanie艣cie go na pok艂ad „Tysi膮cletniego Soko艂a".

W g艂owie zabrz臋cza艂y mu pytaj膮ce g艂osy.

- Tak, tak, „Soko艂a", mojego statku - powt贸rzy艂 Han. - Zanie艣cie go tam. Ja nie mog臋 i艣膰 z wami.

Wie艣niacy zaopiekowali si臋 Luke'em i ponie艣li tam, gdzie nareszcie b臋dzie m贸g艂 wypocz膮膰.

ROZDZIA艁

26

Isolder odnalaz艂 gniazdo z czujnikami w tym samym miejscu, w kt贸rym je pozostawi艂, w jednej z najwy偶ej po艂o偶onych komnat fortecy. Na pod艂odze le偶a艂y trupy Si贸str Nocy. Widok tych martwych cia艂, a mo偶e nieprzeniknione ciemno艣ci, sprawia艂y, 偶e nerwy ksi臋cia by艂y napi臋te do ostatnich granic.

Kiedy schyla艂 si臋, by podnie艣膰 gniazdo, us艂ysza艂 nagle cichy szmer dochodz膮cy z k膮ta sali i jednym p艂ynnym ruchem wyci膮gn膮艂 blaster. Okaza艂o si臋, 偶e by艂a to Teneniel Djo. Siedzia艂a sama, skulona w mrocznym k膮cie komnaty. Spojrza艂a na ksi臋cia, ale po chwili odwr贸ci艂a g艂ow臋. Jej mokre policzki 艣wiadczy艂y o tym, 偶e p艂aka艂a.

- Nic ci nie jest? - zapyta艂 j膮 Isolder. - To znaczy, czy czujesz si臋 troch臋 lepiej? Czy jest co艣, co m贸g艂bym dla ciebie zrobi膰? Niczego nie potrzebujesz?

- Czuj臋 si臋 doskonale - odpar艂a nieco ochryple dziewczyna. - My艣l臋, 偶e naprawd臋 nic mi nie jest. A ty? Zapewne wkr贸tce nas opu艣cisz?

- Tak - odrzek艂 Isolder.

Skierowa艂 latark臋 w inn膮 stron臋, tak by promie艅 艣wiat艂a nie o艣lepia艂 dziewczyny. Nie by艂 pewien co do plan贸w Hana, ale uwa偶a艂, 偶e w tej sytuacji jedyn膮 rozs膮dn膮 rzecz膮, jak膮 mog膮 zrobi膰, jest wyniesienie si臋 z tego przekl臋tego 艣wiata. Teneniel zdj臋艂a he艂m i egzotyczne szaty. Ubrana by艂a tylko w skromn膮 letni膮 tunik臋 z pomara艅czowej jaszczurczej sk贸ry, podobn膮 do tej, kt贸r膮 mia艂a na sobie, kiedy spotkali si臋 po raz pierwszy. Przez wyrw臋 w 艣cianie wpatrywa艂a si臋 w bezgwiezdne niebo. Ognie po偶ar贸w u st贸p g贸ry zd膮偶y艂y zgasn膮膰, ale okolica by艂a o艣wietlona bladym, dr偶膮cym 艣wiat艂em pochodni, z kt贸rymi mieszka艅cy wioski przeszukiwali pobojowisko.

- Ja te偶 musz臋 ich opu艣ci膰 - odezwa艂a si臋 po d艂u偶szej chwili Teneniel.

- Tak? - zapyta艂 zdziwiony ksi膮偶臋. - Dok膮d p贸jdziesz?

- Z powrotem na pustyni臋 - odrzek艂a. - Mam zamiar oddawa膰 si臋 medytacjom.

- My艣la艂em, 偶e chcia艂a艣 zosta膰 w艣r贸d si贸str klanu. S膮dzi艂em, 偶e czu艂a艣 si臋 samotna.

Teneniel odwr贸ci艂a si臋 ku niemu, a Isolder nawet w tak s艂abym 艣wietle m贸g艂 dostrzec na jej policzku znami臋, wygl膮daj膮ce jak rozleg艂y siniak.

- Wszystkie siostry si臋 zgadzaj膮 - powiedzia艂a - 偶e zabijaj膮c w z艂o艣ci, sprzeniewierzy艂am si臋 艣lubowaniu. Z艂ama艂am dane wcze艣niej s艂owo. Musz臋 podda膰 si臋 oczyszczeniu, gdy偶 inaczej mog艂abym przemieni膰 si臋 w Siostr臋 Nocy. Zosta艂am wygnana. Przyjm膮 mnie do swojego grona po up艂ywie trzech lat, je偶eli nadal b臋d臋 tego chcia艂a.

Obj臋艂a r臋kami kolana. Jej w艂osy, zaczesane do ty艂u, opada艂y na plecy, uk艂adaj膮c si臋 w b艂yszcz膮ce fale. Isolder przez chwil臋 sta艂, nie wiedz膮c, czy si臋 z ni膮 po偶egna膰, czy pr贸bowa膰 j膮 pociesza膰, czy mo偶e po prostu zabra膰 gniazdo i pospieszy膰 z nim na statek Hana.

Usiad艂 przy niej i pog艂adzi艂 j膮 po plecach.

- Pos艂uchaj - powiedzia艂. - Jeste艣 bardzo dzieln膮 kobiet膮. Zobaczysz, wszystko bdzie dobrze.

Czu艂 jednak, 偶e jego s艂owa nic nie znacz膮. Czy istnia艂o co艣 takiego, z czym mog艂aby wi膮za膰 nadziej臋? Za trzy dni pojawi si臋 flota Hapan i rozprawi si臋 z si艂ami Zsinja, tak 偶e nie zostanie po nich 偶aden 艣lad. Ale do tego czasu Dathomira przemieni si臋 w bry艂臋 lodu. A nawet, je艣li uda si臋 tego unikn膮膰, tegoroczne plony b臋d膮 stracone. Co wi臋cej, Isolder s膮dzi艂, 偶e zag艂adzie ulegn膮 ca艂e ekosystemy, wygin膮 ca艂e gatunki ro艣lin i zwierz膮t. Obawia艂 si臋, 偶e nawet je偶eli orbitalny ca艂un zniknie po trzech dniach, planeta mo偶e ju偶 nigdy nie by膰 taka jak przedtem.

I, rzecz jasna, zostawa艂y jeszcze Siostry Nocy. Ich atak prze偶y艂a tylko garstka si贸str klanu, kt贸re w przysz艂o艣ci nie b臋d膮 mog艂y nawet marzy膰 o przeciwstawianiu si臋 podst臋pnym wied藕mom.

Mo偶liwe, 偶e te same my艣li k艂臋bi艂y si臋 w g艂owie Teneniel, gdy偶 oddycha艂a nier贸wno, jakby z wielkim trudem. Stara艂a si臋 powstrzyma膰 od p艂aczu, ale jej dolna warga lekko dr偶a艂a.

- Pos艂uchaj - odezwa艂 si臋 ksi膮偶臋. - Korelia艅ski lekki frachtowiec podobny do tego, jaki ma Han, mo偶e zabra膰 na pok艂ad sze艣膰 os贸b. To znaczy, 偶e jedna koja jest wolna i mo偶esz lecie膰 z nami, je艣li chcesz.

- Dok膮d mia艂abym polecie膰? - zapyta艂a.

- Do wszystkich tych gwiazd w g贸rze - odpar艂 Isolder. - Wybierz sobie jedn膮 z nich i pole膰 tam, gdziekolwiek, byle jak najdalej st膮d.

- Nie wiem, jak tam jest - odrzek艂a dziewczyna. - Nawet nie wiedzia艂abym, dok膮d si臋 uda膰.

- Mog艂aby艣 wr贸ci膰 ze mn膮 na Hapes - powiedzia艂 ksi膮偶臋 i w tej samej chwili, w kt贸rej wym贸wi艂 te s艂owa, zda艂 sobie spraw臋, jak bardzo mu na tym zale偶y.

Popatrzy艂 na jej d艂ugie w艂osy i obna偶one nogi. Zapomnia艂 o szale艅czych zmaganiach na tym 艣wiecie i o 艣mierci zbieraj膮cej obfite 偶niwo. Chocia偶 by艂 niemal zar臋czony z Lei膮, w tej chwili nie pragn膮艂 niczego bardziej, ni偶 m贸c trzyma膰 Teneniel w swych ramionach.

Dziewczyna jednak spojrza艂a na niego z gniewnym b艂yskiem w oczach.

- Je艣li nawet zdecydowa艂abym si臋 polecie膰 z tob膮 na Hapes, jak by艂abym tam traktowana? Jako wzbudzaj膮ca sensacj臋 dzikuska? Dziewczyna z zacofanej Dathomiry?

- Mog艂aby艣 polecie膰 jako moja osobista stra偶niczka - odpar艂 Isolder. - Maj膮c Moc za sojuszniczk臋, mog艂aby艣...

Dziewczyna nachmurzy艂a si臋 na te s艂owa, ale ksi膮偶臋 nie zwr贸ci艂 na to uwagi.

- Mog艂aby艣 te偶 polecie膰 jako moja powierniczka, zaufana doradczyni. - My艣li jak oszala艂e ta艅czy艂y w jego g艂owie. - Ze swoimi zdolno艣ciami by艂aby艣 moj膮 najlepsz膮 obro艅czyni膮. Pos艂uguj膮c si臋 Moc膮, mog艂aby艣 zorientowa膰 si臋 w subtelno艣ciach knowa艅 moich ciotek, pokrzy偶owa膰 ich podst臋pne plany...

Isolder nie zastanawia艂 si臋 nad tym wcze艣niej, ale teraz, kiedy o tym pomy艣la艂, zorientowa艂 si臋, 偶e Teneniel by艂aby naprawd臋 wspania艂膮 obro艅czyni膮 jego ludu. Potrzebowa艂 jej.

- I kim wi臋cej bym by艂a? - zapyta艂a go dziewczyna. - Twoj膮 przyjaci贸艂k膮? Kochank膮?

Isolder z trudem prze艂kn膮艂 艣lin臋, dobrze wiedz膮c, o czym my艣li. Na Hapes traktowano by j膮 jak wyrzutka, kogo艣, kto nie ma maj膮tku ani tytu艂u. Gdyby chcia艂 j膮 po艣lubi膰, narazi艂by si臋 na 艣mieszno艣膰, publiczne upokorzenie. Musia艂by si臋 zrzec tytu艂u nast臋pcy tronu i pozwoli膰 jednej ze swoich ogarni臋tych 偶膮dz膮 krwi kuzynek zaj膮膰 jego miejsce. Od tego, co postanowi, zale偶y dobrobyt i przysz艂o艣膰 jego ludu. Obj膮wszy Teneniel jedn膮 r臋k膮, przytuli艂 j膮 na po偶egnanie.

- By艂a艣 wiern膮 przyjaci贸艂k膮 - powiedzia艂, a potem, przypomniawszy sobie, 偶e formalnie wci膮偶 jeszcze jest jej wi臋藕niem, doda艂: - I 艂askaw膮 w艂adczyni膮. 呕ycz臋 ci szcz艣cia.

Wsta艂 i si臋gn膮艂 po gniazdo z czujnikami, ale jeszcze obejrza艂 si臋 za siebie. Teneniel wci膮偶 siedzia艂a, spogl膮daj膮c na niego w milczeniu. Isolder mia艂 nieprzyjemne wra偶enie, 偶e dziewczyna przenika go na wskro艣, czytaj膮c w jego my艣lach.

- Jak mog臋 by膰 szcz臋艣liwa, je偶eli mnie opuszczasz? - zapyta艂a.

Isolder nie odpowiedzia艂. Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 do wyj艣cia, a Teneniel, widz膮c to, zawo艂a艂a:

- Zawsze by艂e艣 taki odwa偶ny. Co my艣lisz teraz o sobie, je偶eli odwracasz si臋 plecami do kobiety, kt贸r膮 kochasz?

Zatrzyma艂 si臋, nie wiedz膮c, czy naprawd臋 przejrza艂a jego my艣li, czy tylko wycign臋艂a wnioski, widz膮c na jego twarzy gr臋 uczu膰. Czy mnie s艂yszysz? - zapyta艂 j膮 w my艣lach, ale dziewczyna si臋 nie odezwa艂a.

Pomy艣la艂 o jej d艂ugich, obna偶onych nogach, o specyficznej woni sk贸r, kt贸re nosi艂a, i oczach o miedzianej barwie, niepodobnych do oczu 偶adnej ze znanych mu hapaskich kobiet. Pomy艣la艂 te偶 o jej pe艂nych wargach, kt贸re tak bardzo chcia艂by ca艂owa膰.

- Dlaczego tego nie zrobisz? - zapyta艂a go nagle Teneniel.

- Nie mog臋 - odpar艂 Isolder, nie mia艂 jednak odwagi, by spojrze膰 jej w oczy. - Co ty ze mn膮 wyprawiasz? Przesta艅 wdziera膰 si臋 do moich my艣li!

- Niczego takiego nie robi臋 - odpar艂a dziewczyna tonem ura偶onej niewinno艣ci. - Ty sam to robisz. Ty i ja jeste艣my z艂膮czeni. Powinnam by艂a u艣wiadomi膰 to sobie ju偶 dawno, na pustyni, kiedy zobaczy艂am ci臋 po raz pierwszy. Od pierwszej chwili wiedzia艂am, 偶e podobnie jak ja, pojawi艂e艣 si臋 w tamtym miejscu, szukaj膮c kogo艣, kogo m贸gby艣 pokocha膰. P贸藕niej czu艂am, jak 艂膮cz膮ca nas wi臋藕 z ka偶dym dniem staje si臋 coraz silniejsza. Nie mo偶esz si臋 zakocha膰 w czarodziejce z Dathomiry tak, by o tym nie wiedzia艂a... a z pewno艣ci膮 nie wtedy, kiedy i ona d臋bie kocha.

- Niczego nie rozumiesz - rzek艂 Isolder. - Gdybym spr贸bowa艂 ci臋 po艣lubi膰, narazi艂bym si臋 na powszechne pot臋pienie. Konsekwencje by艂yby powa偶ne. Moje kuzynki...

Blaster ksi臋cia zachrz臋艣ci艂 w olstrze, a potem sypn膮艂 snopem iskier. Kiedy Isolder spojrza艂 na niego, zobaczy艂, 偶e przemieni艂 si臋 w niewielk膮 kul臋. Obr贸ciwszy g艂ow臋, popatrzy艂 na Teneniel i ujrza艂 w jej oczach b艂yski z艂o艣ci. W komnacie rozszala艂a si臋 wichura, zerwa艂a gobeliny ze 艣cian i unosi艂a kamienie i od艂amki ska艂 niczym powietrzna tr膮ba. Wiatr poni贸s艂 kamienie i gobeliny przez wyrw臋 w 艣cianie poza skaln膮 fortec臋.

- Nie boj臋 si臋 ani twoich kuzynek, ani powszechnego pot臋pienia! - zawo艂a艂a dziewczyna. - I nie zale偶y mi na twoich planetach. Je偶eli chcesz, mo偶emy 偶y膰 razem na 艣wiecie, kt贸ry uznasz za neutralny.

Wsta艂a z pod艂ogi i nie spiesz膮c si臋, podesz艂a do niego, a potem zatrzyma艂a si臋 i spojrza艂a mu w oczy. Kiedy przytuli艂a si臋 do niego, poczu艂 na szyi ciep艂o jej oddechu. Jej dotyk sprawi艂, 偶e da艂em ksi臋cia wstrz膮sn臋艂y dreszcze, przeszy艂 go pr膮d.

Poczu艂, jak jego serce zaczyna wali膰 coraz mocniej.

- Do diab艂a! - szepn膮艂 zapalczywie. - Czy wiesz, jaki zam臋t wprowadzasz w moje 偶ycie?

Teneniel kiwn臋艂a g艂ow膮. Poca艂owa艂a go mocno, obj膮wszy r臋kami za szyj臋. W tej trwaj膮cej ca艂膮 wieczno艣膰 chwili Isolder przypomnia艂 sobie, jak gdy mia艂 dziewi臋膰 lat sp臋dza艂 czas z ojcem, bawi膮c si臋 na brzegu dziewiczego oceanu na Dreenie, jednym z wielu nie zamieszkanych 艣wiat贸w w gromadzie Hapes. Poca艂unek Teneniel wyda艂 mu si臋 tak samo czysty jak wody tamtego oceanu; zmywa艂 wszelkie obawy i w膮tpliwo艣ci.

Nami臋tnie go odwzajemni艂, ale po chwili odsun膮艂 si臋 o krok od niej.

- Chod藕my! Musimy si臋 pospieszy膰! - powiedzia艂. Teneniel chwyci艂a go za r臋k臋 tak, jakby chcia艂a pom贸c mu nie艣膰 latark臋, a potem oboje zbiegli po kamiennych schodach.

Kiedy mieszka艅cy wioski przynie艣li da艂o Luke'a, ksi臋偶niczka by艂a pewna, 偶e nie 偶yje. Pod oczami mia艂 mn贸stwo si艅c贸w, a na policzku widnia艂a pokryta zakrzep艂膮 krwi膮 rana. Wie艣niacy po艂o偶yli nosze na trawie pod jednym ze 艣wiate艂 pozycyjnych „Soko艂a". Leia uj臋艂a twarz brata w swoje d艂onie. Otworzy艂 oczy i lekko si臋 u艣miechn膮艂.

- Leia? - zapyta艂, nie mog膮c opanowa膰 kaszlu. - S艂ysza艂em, 偶e... mnie wzywa艂a艣?

- Ja... - Nie chcia艂a go w tej chwili martwi膰; pragn臋艂a tylko, by wypocz膮艂. - Nie, nic si臋 nie sta艂o.

- To nieprawda - powiedzia艂 stanowczo Luke. - Dok膮d poszed艂 Han?

- Postanowi艂 odda膰 si臋 w r臋ce Gethzerion - odpar艂a. - Wzi臋艂a zak艂adnik贸w i morduje wi臋藕ni贸w. Nie m贸g艂 nie p贸j艣膰. Zsinj ma za trzy godziny przej膮膰 go od niej.

- Nie! - rzek艂 Luke, staraj膮c si臋 usi膮艣膰. - Musz臋 j膮 powstrzyma膰! Przecie偶 po to tu przylecia艂em!

- Nie mo偶esz! - Leia popchn臋艂a go lekko, zmuszaj膮c jak ma艂e dziecko, by si臋 zn贸w po艂o偶y艂. - Jeste艣 ranny. Odpocznij teraz, przede wszystkim odpocznij! O walce pomy艣limy kiedy indziej!

- Pozw贸l mi wypocz膮膰 przez te trzy godziny - rzek艂 Luke, zamykaj膮c oczy i staraj膮c si臋 oddycha膰 regularnie. - Ale obud藕 mnie, kiedy up艂yn膮. Pami臋taj!

- 艢pij - uspokoi艂a go Leia. - Na pewno ci臋 obudz臋. Luke raptownie uni贸s艂 g艂ow臋 i otworzy艂 oczy. Popatrzy艂 na siostr臋, nie kryj膮c gniewu.

- Nie k艂am! - powiedzia艂. - Nie mia艂a艣 zamiaru mnie obudzi膰!

Z drugiej strony „Soko艂a" wy艂onili si臋 Isolder i Teneniel, zaj臋ci do tej pory usuwaniem warstwy b艂ota i sadzy z pozosta艂ych gniazd z czujnikami. Ksi膮偶臋 przykucn膮艂 obok Luke'a, a dziewczyna stan臋艂a obok.

- Pos艂uchaj, przyjacielu - odezwa艂 si臋 Isolder. - Leia ma racj臋. Jeste艣 jeszcze zbyt s艂aby, by nam pom贸c.

Luke po艂o偶y艂 g艂ow臋 na noszach i zamkn膮艂 oczy, jakby nie m贸g艂 d艂u偶ej walczy膰 z ogarniaj膮c膮 go senno艣ci膮, ale kiedy przem贸wi艂, jego g艂os by艂 stanowczy i silny.

- Dajcie mi tylko troch臋 czasu. Nie znacie jeszcze pot臋gi Mocy.

Isolder po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu Luke'a.

- Widzia艂em j膮 - powiedzia艂. - Wiem, czego mo偶e dokona膰.

- Nie! Niczego nie wiesz! - odezwa艂 si臋 zapalczywie Luke, znalaz艂szy w sobie tyle si艂, by usi膮艣膰. - 呕adne z was tego nie wie! - Po chwili zn贸w opad艂 na nosze. - Obiecajcie mi - szepn膮艂. - Obiecajcie, 偶e mnie obudzicie!

Leia wyczu艂a w jego g艂osie co艣, co by艂o czym艣 wi臋cej ni偶 tylko przekonaniem. Wyczu艂a tu偶 pod jego sk贸r膮 ogie艅, jakby kto艣 wznieci艂 w jego ciele po偶ar. Uczucie to sprawi艂o, 偶e w jej serce na nowo wst膮pi艂a nadzieja.

- Obiecuj臋 ci - powiedzia艂a i cofn臋艂a si臋 o krok, spogl膮daj膮c na jego sponiewierane, poranione da艂o. Pomy艣la艂a, 偶e jednak nie mo偶e si臋 艂udzi膰. Up艂ynie kilka dni lub tydzie艅, zanim Luke b臋dzie m贸g艂 stawi膰 czo艂o wied藕mie.

Isolder okry艂 Luke'a kocem.

- Teneniel i ja mo偶emy zanie艣膰 go do jego koi - zaproponowa艂 Leii.

Ksi臋偶niczka kiwn臋艂a g艂ow膮.

- Czy zamocowali艣cie ju偶 to gniazdo z czujnikami? - zapyta艂a.

- Tak - odpar艂 ksi膮偶臋 - ale wci膮偶 jeszcze mam k艂opoty ze szperaczami dalekosi臋nymi.

Leia zacz臋艂a gor膮czkowo my艣le膰. Ka偶da cz膮stka jej da艂a krzycza艂a, 偶e musi ratowa膰 Hana, lecz wiedzia艂a, 偶e czasu jest zbyt ma艂o. Wyprawa na rankorach zaj臋艂aby im dwa dni. Gdyby za艣 polecieli „Soko艂em", nie zd膮偶yliby pokona膰 po艂owy drogi, a kr膮偶ce nad nimi niszczyciele wytropi艂yby ich i storpedowa艂y, posy艂aj膮c w postaci ognistych kul na ziemi臋. Nagle przyszed艂 jej do g艂owy nowy pomys艂.

- Artoo, Threepio, chod藕cie do mnie! - zawo艂a艂a, zwracaj膮c si臋 ku rampie statku.

Pierwszy ukaza艂 si臋 Threepio.

- S艂ucham, ksi臋偶niczko? - zapyta艂. - W czym m贸g艂bym d pom贸c?

Po chwili wytoczy艂 si臋 Artoo, obracaj膮c swoje elektroniczne oko to w stron臋 prawej, to lewej kraw臋dzi rampy.

- Artoo? - odezwa艂a si臋 Leia. - Czy m贸g艂by艣 okre艣li膰 liczb臋 kr膮偶膮cych nad nami gwiezdnych niszczycieli?

Ma艂y robot przez chwil臋 si臋 waha艂, ale p贸藕niej otworzy艂 skrytk臋 i wysun膮艂 z niej anten臋 paraboliczn膮. Omi贸t艂 ni膮 niebo, a potem zacz膮艂 wydawa膰 serie elektronicznych gwizd贸w i pisk贸w.

- Artoo melduje, 偶e za pomoc膮 偶adnego ze swoich czujnik贸w z wyj膮tkiem detektora fal radiowych nie mo偶e ustali膰 miejsc, w kt贸rych znajduj膮 si臋 pozaorbitalne statki - powiedzia艂 Threepio. - Wygl膮da na to, 偶e orbitalny nocny ca艂un uniemo偶liwia przenikanie 艣wiat艂a nie tylko w pa艣mie widzialnym, ale tak偶e ultrafioletu i podczerwieni. Mimo to wykry艂 istnienie dwudziestu sze艣ciu 藕r贸de艂 fal elektromagnetycznych w pa艣mie radiowym, a z poprzednich pomiar贸w mo偶e wnioskowa膰, 偶e na orbicie nad nami kr膮偶y czterdzie艣ci gwiezdnych niszczycieli. Isolder w zamy艣leniu popatrzy艂 na Lei臋.

- Nic dziwnego, 偶e mia艂em k艂opoty ze szperaczami dalekosi臋偶nymi - powiedzia艂. - Wcale si臋 nie zepsu艂y.

- Masz racj臋 - odrzek艂a Leia.

- To znaczy, 偶e dop贸ki b臋dziemy lecieli pod ca艂unem i zachowywali cisz臋 radiow膮, nie b臋dzie nas mo偶na wykry膰.

- Masz racj臋! - powt贸rzy艂a ksi臋偶niczka.

Isolder kiwn膮艂 g艂ow膮 i spojrza艂 na wyrzutnie konwencjonalnych i protonowych torped „Soko艂a".

- A zatem pospieszmy si臋, 偶eby pos艂a膰 te wied藕my do wszystkich diab艂贸w i zobaczy膰, czy uda si臋 nam ocali膰 Hana.

- Nie - rzek艂a Leia, spojrzawszy na le偶膮cego nieruchomo Luke'a. - On chcia艂, by艣my na niego zaczekali.

Han sta艂 w milczeniu po艣r贸d Si贸str Nocy, kiedy powietrzny 艣migacz Gethzerion przemyka艂 si臋 mi臋dzy pniami gigantycznych drzew w ciemno艣ciach rozja艣nianych tylko przez jego reflektory. Wewn膮trz statku, na niewielkiej przestrzeni, t艂oczy艂o si臋 wok贸艂 Hana a偶 dwadzie艣cia czarownic, odzianych w czarne, 艣mierdz膮ce z brudu szaty.

Zwi膮za艂y mu z przodu r臋ce sznurem uplecionym ze sk贸r whuffy. By艂y tak pewne, 偶e nic im z jego strony nie grozi, i偶 nawet nie zada艂y sobie trudu, by go zrewidowa膰.

Powietrzny 艣migacz raptownie si臋 uni贸s艂, przelatuj膮c nad jakim艣 wzg贸rzem, ale potem zanurkowa艂 z przyprawiaj膮cym o md艂o艣ci t臋pym hukiem. Po chwili Han zorientowa艂 si臋, 偶e opu艣cili zalesiony teren i lec膮 teraz tu偶 nad pustyni膮, kieruj膮c si臋 ku widocznym w oddali 艣wiat艂om miasta.

Zamkn膮艂 oczy i zacz膮艂 zastanawia膰 si臋, co robi膰. Przede wszystkim powinien uzbroi膰 si臋 w cierpliwo艣膰. W ka偶dej chwili m贸g艂 spowodowa膰 wybuch detonatora... ale chcia艂 zabi膰 Gethzerion, musia艂 zabi膰 Gethzerion. Kiedy znale藕li si臋 w mie艣cie, 艣migacz wyl膮dowa艂, a Siostry Nocy wyskoczy艂y ze 艣rodka i pospieszy艂y do swoich wie偶. Z Hanem zosta艂y tylko dwie wied藕my, kt贸re powiod艂y go na opuszczone lotnisko i zaprowadzi艂y do starego kosmicznego hangaru. Jego dach musia艂 zosta膰 zniszczony przez eksplozj臋, tak 偶e otaczaj膮ce Hana 艣ciany wygina艂y si臋 nad jego g艂ow膮 niczym niesamowita palisada.

- Zaczekaj przy tamtej 艣cianie - rozkaza艂a mu jedna z czarownic, wskazuj膮c miejsce.

Stan臋艂y przy wej艣ciu do hangaru i zacz臋艂y cicho rozmawia膰.

Han stwierdzi艂, 偶e serce wali mu jak m艂otem. Uda艂 si臋 do k膮ta, usiad艂 na stercie z艂omu i czeka艂 na pojawienie si臋 Gethzerion. Si臋gn膮wszy pod klamr臋 pasa, dotkn膮艂 termicznego detonatora.

Przyw贸dczyni jednak si臋 nie pojawi艂a. W ci膮gu nast臋pnych kilku godzin powietrze wyra藕nie si臋 och艂odzi艂o, a trawa pokry艂a si臋 warstw膮 szronu. Han spogl膮da艂 bezustannie na zegarek. Cztery godziny, kt贸re wyznaczy艂 wied藕mom Zsinj, dawno min臋艂y, a obiecane transportowce nie przylecia艂y.

Han obawia艂 si臋, 偶e Gethzerion mo偶e gra膰 na zw艂ok臋, pragn膮c wytargowa膰 od lorda korzystniejsze warunki.

Jakby na potwierdzenie jego obaw powietrzny 艣migacz Siostry Nocy dwukrotnie odlatywa艂 i wraca艂, za ka偶dym razem po up艂ywie dw贸ch godzin. Han s膮dzi艂, 偶e w tym czasie sprowadza艂 do miasta Siostry Nocy powracaj膮ce po sko艅czonych walkach u podn贸偶a 艢piewaj膮cej G贸ry.

Kiedy 艣migacz ukaza艂 si臋 po raz trzeci, Han ujrza艂 na czarnym niebie dwa 艣wiateka, kt贸re z ka偶d膮 chwil膮 si臋 powi臋ksza艂y, a偶 w ko艅cu osiad艂y przy wi臋zieniu. Transportowce przy l膮dowaniu wysun臋艂y skrzyd艂a, a potem opu艣ci艂y si臋 艂agodnie na antygrawitorach i znieruchomia艂y w pobli偶u jednej z wie偶. Han widzia艂 przez otw贸r w murze wielkie lotki statecznik贸w obu statk贸w.

- Idziemy, generale Solo. Ju偶 czas - odezwa艂a si臋 do niego jedna z Si贸str Nocy.

Prze艂kn膮wszy 艣lin臋, wsta艂 i podszed艂 do wyj艣cia. Kiedy zatrzyma艂 si臋 w drzwiach, porazi艂 go tak silny blask reflektor贸w, 偶e omal nie o艣lep艂. Potem ruszy艂 powoli w stron臋 艣wiate艂, eskortowany z obu stron przez Siostry Nocy. Z trudem m贸g艂 dojrze膰 zarysy wie偶 wi臋zienia. Ca艂a wolna przestrze艅 by艂a wype艂niona szturmowcami Zsinj a odzianymi w stare imperialne pancerze. Zmru偶ywszy oczy, Han stara艂 si臋 przejrze膰 ciemno艣ci panuj膮ce za statkami. Gdyby spowodowa艂 wybuch detonatora w tej chwili, z pewno艣ci膮 zabi艂by szturmowc贸w i zapewne uszkodzi艂 co najmniej jeden transportowiec... ale nie by艂 pewien, czy w pobli偶u nie zgromadzi艂y si臋 nie艣wiadome niczego Siostry Nocy.

- Wystarczy! - zawo艂a艂 jaki艣 szturmowiec, a czarownice natychmiast z艂apa艂y Hana z obu stron za r臋ce, ka偶膮c mu si臋 zatrzyma膰.

Po rampie jednego ze statk贸w zszed艂 oficer... wysoki m臋偶czyzna o b艂yszcz膮cych platynowych paznokciach. Genera艂 Melvar. Przystan膮艂 o krok przed Hanem i przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 mu uwa偶nie. Potem dotkn膮艂 platynowym paznokciem jego twarzy, jakby chcia艂 wy艂upi膰 mu oko, a nast臋pnie rozora艂 mu policzek, zostawiaj膮c krwawi膮c膮 ran臋.

- Dokona艂em wzrokowej identyfikacji - zameldowa艂, zwracaj膮c twarz w stron臋 umieszczonego na ramieniu mikrofonu. - To genera艂 Solo.

Przez chwil臋 sta艂 nieruchomo, jakby nas艂uchuj膮c, i dopiero w贸wczas Han dostrzeg艂 ukryte za jego uszami s艂uchawki.

- Tak jest, wasza wysoko艣膰 - powiedzia艂 po chwili. - Natychmiast zabieram go na pok艂ad.

Uchwyci艂 brutalnie Hana, wbijaj膮c mu bole艣nie paznokcie w mi臋艣nie ramion.

- Wolnego, ch艂opie - odezwa艂 si臋 do niego Han. - Szanuj troch臋 bardziej zakupiony towar. Mo偶esz tego jeszcze po偶a艂owa膰.

- Och, nie s膮dz臋, bym mia艂 kogokolwiek 偶a艂owa膰 - odrzek艂 Melvar. - Widzisz, zadawanie b贸lu innym ludziom jest dla mnie czym艣 wi臋cej ni偶 rozrywk膮. Podczas mojej pracy dla lorda Zsinja sta艂o si臋 najmilszym obowi膮zkiem.

Wbi艂 g艂臋boko spiczasty pazur w wi膮zk臋 nerw贸w na ramieniu wi臋藕nia, a potem raptownie szarpn膮艂. Han poczu艂, jak ca艂膮 jego r臋k臋 od przegubu a偶 do kr臋gos艂upa ogarnia przenikliwy b贸l, i omal nie krzykn膮艂.

- Hej, hmm, naprawd臋 masz do tego wielki talent - powiedzia艂.

- No c贸偶 - u艣miechn膮艂 si臋 do niego Melvar. - Jestem pewien, 偶e kiedy b臋dziemy mieli troch臋 wi臋cej czasu, uda mi si臋 nam贸wi膰 lorda Zsinja, 偶eby pozwoli艂 mi zademonstrowa膰 moje umiej臋tno艣ci w ca艂ej krasie. Ale spieszmy si臋, nie mo偶emy dopu艣ci膰, by lord czeka艂. Uj膮wszy Hana za r臋k臋, popchn膮艂 go midzy stoj膮cymi po obu stronach szturmowcami w stron臋 rampy statku, a Han zacz膮艂 w膮tpi膰, czy b臋dzie m贸g艂 kiedykolwiek zobaczy膰 Gethzerion.

Uda艂o mu si臋 przej艣膰 p贸艂 d艂ugo艣ci rampy, kiedy wied藕ma zawo艂a艂a:

- Zaczekajcie!

Genera艂 Melvar przystan膮艂 i obejrza艂 si臋 przez rami臋. Gethzerion w otoczeniu kilkunastu swoich Si贸str Nocy sta艂a w p贸艂mroku u st贸p wie偶y, oddalona o sto metr贸w od nich. Otuliwszy si臋 szczelniej czarn膮 szat膮, ruszy艂a w stron臋 transportowca. Han zastanawia艂 si臋 nad sytuacj膮. Gdyby teraz wyzwoli艂 detonator, zniszczy艂by uzbrojony statek i zabi艂by genera艂a Melvara i Gethzerion razem z kilkoma innymi, stoj膮cymi pod murami Siostrami Nocy. Mia艂 co prawda nadziej臋, 偶e uda mu si臋 dokona膰 wi臋kszych zniszcze艅, ale zrozumia艂, 偶e druga taka okazja ju偶 si臋 nie trafi.

Poczu艂 si臋 dziwnie, kiedy zda艂 sobie spraw臋, 偶e za chwil臋 umrze. Spodziewa艂 si臋, 偶e jego gard艂o 艣ci艣nie strach, a w sercu poczuje wielki ci臋偶ar. Zamiast tego czu艂 si臋 odr臋twia艂y, zniech臋cony i zawstydzony. Po prze偶yciu tylu pe艂nych wra偶e艅 lat, jego 艣mier膰 wydawa艂a mu si臋 ca艂kowicie bezbarwna.

Gethzerion zatrzyma艂a si臋 u st贸p rampy niemal o dwa kroki od Hana. Spojrza艂a na niego, uni贸s艂szy g艂ow臋, ale jej pomarszczona twarz by艂a zas艂oni臋ta kapturem. W jej oddechu Han czu艂 wo艅 silnych przypraw i od贸r skwa艣nia艂ego wina.

- No c贸偶, generale Solo - powiedzia艂a. -Zmusi艂e艣 mnie, 偶ebym ci臋 tu 艣ciga艂a. Mam nadziej臋, 偶e podoba艂o ci si臋 偶ycie na Dathomirze.

Han popatrzy艂 na staruch臋.

- Wiedzia艂em, 偶e nie oprzesz si臋 pokusie i zechcesz napawa膰 si臋 swoj膮 wygran膮 - odpar艂 niemal z u艣miechem i wsun膮) kciuki pod pas spodni. - Czy to mi艂e m贸c cieszy膰 si臋 zwyci臋stwem?

Wyci膮gn膮wszy termiczny detonator, nacisn膮艂 guzik na obudowie. Genera艂 Melvar na ten widok rzuci艂 si臋 w bok, podobnie jak jego stra偶nicy. Potkn膮wszy si臋 o stoj膮cego za nim szturmowca, przewr贸ci艂 si臋 i razem z nim stoczy艂 po rampie.

Detonator jednak nie wybuchn膮艂. Han przyjrza艂 si臋 przedmiotowi. Iglica by艂a z艂amana.

- Masz jakie艣 k艂opoty ze swoim wybuchowym cackiem? - Gethzerion otworzy艂a szeroko oczy i rado艣nie wyszczerzy艂a z臋by, udaj膮c zdumienie. - Siostra Shabell odkry艂a ten przedmiot, jeszcze zanim wszed艂e艣 na pok艂ad 艣migacza, i z艂ama艂a iglic臋, wymwiwszy jedno s艂owo. Ty zadufany w sobie, napuszony niezdaro! Nawet przez jedn膮 chwil臋 nie stanowi艂e艣 zagro偶enia ani dla mnie, ani dla moich Si贸str Nocy! Jak 艣mia艂e艣!

Wyci膮gn膮wszy poziomo r臋k臋, zagi臋艂a palce, jakby zamierza艂a co艣 pochwyci膰, a kiedy je rozwar艂a, detonator wyfrun膮艂 z r臋ki Hana i wyl膮dowa艂 w jej d艂oni. Poda艂a go le偶膮cemu na ziemi Melvarowi.

- Prosz臋 si臋 tego pozby膰, generale - powiedzia艂a. - To nadal stanowi zagro偶enie. Uwa偶a艂am, 偶e lepiej b臋dzie powiedzie膰 panu o tym przed odlotem.

Melvar wsta艂 i otrzepa艂 mundur, staraj膮c si臋 odzyska膰 godno艣膰, a potem przyj膮艂 detonator.

- Dzi臋kuj臋 - burkn膮艂.

- Ach, i prosz臋 pozwoli膰 mi wy艣wiadczy膰 jeszcze jedn膮 艂ask臋 - szepn臋艂a Gethzerion, zbli偶aj膮c si臋 o krok do genera艂a. - Prosz臋 przyj膮膰 ode mnie to...

Jej oczy si臋 rozszerzy艂y, a potem strzeli艂y z nich b艂yskawice. Wyci膮gn膮wszy ponownie r臋k臋, zagi臋艂a wskazuj膮cy palec i cofn臋艂a go, jak gdyby nim co艣 drapa艂a. Stoj膮cy obok Hana Melvar zakrztusi艂 si臋, chwyciwszy za skronie, potkn膮艂 si臋 i run膮艂 u st贸p rampy.

- Naturalna 艣mier膰 - zarechota艂a wied藕ma.

W tej samej chwili setka stoj膮cych wok贸艂 statk贸w szturmowc贸w pad艂a na ziemi臋. Niekt贸rzy zatoczyli si臋 o krok lub dwa, inni pr贸bowali strzela膰 na o艣lep z blaster贸w. Han instynktownie si臋 skuli艂. Zanim up艂yn臋艂y trzy sekundy, wszyscy le偶eli nieruchomo jak martwe ptaki. Han popatrzy艂 na wie偶yczk臋 statku, spodziewaj膮c si臋, 偶e pozostali w niej artylerzy艣ci otworz膮 ogie艅 z blasterowych dzia艂ek.

Tak jednak si臋 nie sta艂o. Transportowiec milcza艂 jak gr贸b.

Od strony wie偶 stra偶niczych oderwa艂o si臋 kilka Si贸str Nocy. Prowadzi艂y przed sob膮 dziesi膮tki imperialnych wi臋藕ni贸w wypuszczonych przez nie, by pilotowa膰 transportowiec. Przecisn臋li si臋 obok Hana i znikn臋li w czelu艣ciach statku. Jedna, przechodz膮c obok niego, zepchn臋艂a go z rampy. Po chwili Han us艂ysza艂 dobiegaj膮ce z wn臋trza statku krzyki. Przez moment pomy艣la艂, 偶e za艂oga toczy walk臋 z wied藕mami. Domy艣li艂 si臋 jednak, 偶e musia艂a ponie艣膰 艣mier膰 razem z pozosta艂ymi szturmowcami. Nie by艂 w艂a艣ciwie zdumiony faktem, i偶 Gethzerion pokusi艂a si臋 o zaw艂adni臋cie transportowcem. Z pewno艣ci膮 nie by艂a taka g艂upia, by pr贸bowa膰 odlecie膰 z Dathomiry pozbawionym uzbrojenia i os艂on statkiem... wiedz膮c, 偶e natychmiast dostrzeg膮 j膮 niszczyciele Zsinja.

Han przystan膮艂 obok rampy i zaczeka艂, spogl膮daj膮c na zbli偶aj膮c膮 si臋 czarownic臋. Starucha wycelowa艂a w niego wskazuj膮cy palec i wykrzywi艂a usta w u艣miechu. Han popatrzy艂 na le偶膮cy w zasi臋gu jego r臋ki blaster, ale wiedzia艂, 偶e gdyby po niego si臋gn膮艂, ju偶 by nie 偶y艂.

- No, generale Solo, co mam z tob膮 zrobi膰? - zapyta艂a go wied藕ma.

- Hej - odpar艂 Han, unosz膮c r臋ce. - W艂a艣ciwie nie mam do ciebie 偶alu. Prawd臋 m贸wi膮c, o ile pami臋tasz, ostatnio sp臋dza艂em wi臋kszo艣膰 czasu kombinuj膮c, jak tu zej艣膰 ci z oczu. Dlaczego nie mieliby艣my teraz u艣cisn膮膰 sobie d艂oni i p贸j艣膰 ka偶de w swoj膮 stron臋?

Gethzerion zatrzyma艂a si臋 u st贸p rampy, spojrza艂a mu w oczy i zarechota艂a.

- Co takiego? Czy nie uzna艂by艣 za sprawiedliwe, gdybym potraktowa艂a ci臋 w ten sam spos贸b, w jaki ty chcia艂e艣 si臋 rozprawi膰 ze mn膮?

Kiwn臋艂a wskazuj膮cym palcem, a Han poczu艂, jak jaka艣 przemo偶na si艂a unosi go w powietrze i trzyma zawieszonego

0 p贸艂 metra nad ziemi膮 na linie opasuj膮cej jego szyj臋. Gethzerion, kt贸ra nie przesta艂a go obserwowa膰, zacz臋艂a 艣piewa膰

1 ko艂ysa膰 si臋 z boku na bok. Han stwierdzi艂, 偶e p臋tla na jego szyi si臋 zaciska.

Zakrztusi艂 si臋 i szarpn膮艂, pr贸buj膮c si臋 uwolni膰.

- Jestem ciekawa, co zrobi艂by ze mn膮 tw贸j detonator - zastanowi艂a si臋 na g艂os wied藕ma, nie przestaj膮c si臋 ko艂ysa膰. - Podejrzewam, 偶e rozszarpa艂by moje cia艂o na kawa艂ki, a zarazem po艂ama艂by mi ko艣ci i usma偶y艂. My艣l臋 wi臋c, 偶e powinnam to samo zrobi膰 z tob膮... nie b臋d臋 si臋 jednak spieszy艂a. Nie wszystko od razu. S膮dz臋, 偶e powinnam zacz膮膰 od 艣rodka. Przede wszystkim po艂ami臋 ci wszystkie ko艣ci, jedn膮 po drugiej. Czy wiesz, generale Solo, ile ko艣ci zawiera ludzkie cia艂o? Je艣li wiesz, pomn贸偶 t臋 liczb臋 przez trzy, a zobaczysz, ile ko艣ci b臋dziesz mia艂, kiedy z tob膮 sko艅cz臋.

- Zacznijmy od nogi - doda艂a po chwili. - Przys艂uchuj si臋 uwa偶nie.

Jej wskazuj膮cy palec drgn膮艂, a piszczel w prawej nodze wisz膮cego Hana p臋k艂a z chrupni臋ciem. Impuls przenikliwego b贸lu przeszy艂 go a偶 po biodro.

- Aaa! - krzykn膮艂 zduszonym g艂osem i w tym samym momencie dostrzeg艂 jaki艣 przedmiot nad pustyni膮.

Stwierdzi艂, 偶e s膮 to 艣wiat艂a pozycyjne „Tysi膮cletniego Soko艂a". Oddalony o dwa kilometry, lecia艂 ku niemu na wysoko艣ci paru metr贸w nad ziemi膮.

Tymczasem Gethzerion u艣miechn臋艂a si臋 z prawdziw膮 satysfakcj膮.

- Widzisz, masz teraz trzy ko艣ci w miejscu, w kt贸rym przed chwil膮 mia艂e艣 jedn膮 - powiedzia艂a.

Han pomy艣la艂, 偶e musi j膮 powstrzyma膰, musi powiedzie膰 co艣, co odwr贸ci jej uwag臋.

- Pos艂uchaj - wykrztusi艂 z trudem. - Chyba nie zamierzasz zrobi膰 tego samego... z moimi z臋bami, prawda? - doko艅czy艂. Nic m膮drzejszego nie przychodzi艂o mu do g艂owy. - To znaczy, hmm... wszystko, tylko nie z臋by.

Popatrzy艂 na przestrze艅 przed murami. Z wi臋ziennych wie偶 zacz臋艂y wysypywa膰 si臋 Siostry Nocy.

- O tak, z臋by tak偶e - odrzek艂a Gethzerion i ponownie zagi臋艂a wskazuj膮cy palec.

G贸rny prawy trzonowy z膮b Hana wyskoczy艂 z dzi膮s艂a z g艂o艣nym chrz臋stem. Han poczu艂 w szcz臋ce paroksyzm b贸lu, kt贸ry rozprzestrzeni艂 si臋 na g贸rn膮 cz臋艣膰 jego twarzy i ucho. Po chwili dozna艂 wra偶enia, jakby wied藕ma chwyci艂a jego ga艂k臋 oczn膮 i chcia艂a wepchn膮膰 j膮 do gard艂a. W my艣lach przeklina艂 sam siebie za to, 偶e podsun膮艂 jej ten pomys艂. „Sok贸艂" zbli偶a艂 si臋 przera藕liwie wolno. Solo pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Zaczekaj! - zawo艂a艂. - Spr贸bujmy o tym porozmawia膰!

Wied藕ma jednak ponownie zagi臋艂a wskazuj膮cy palec. Z dzi膮s艂a Hana wyskoczy艂 tym razem g贸rny lewy trzonowy, ale niemal w tej samej chwili rozleg艂 si臋 przera藕liwy huk. „Sok贸艂" odpali艂 rakiety. Trafiona podstawa jednej z wie偶 zakwit艂a ogniem, a si艂a wybuchu rozrzuci艂a na wszystkie strony odziane w czarne szaty cia艂a Si贸str Nocy. Po sekundzie wie偶a przechyli艂a si臋 i run臋艂a na piasek.

Gethzerion si臋 odwr贸ci艂a, a Han, uwolniony spod jej w艂adzy, upad艂 na ziemi臋. Natychmiast poczu艂 w z艂amanej nodze pulsuj膮cy b贸l. Z wie偶yczki znajduj膮cej si臋 na szczycie statku strzeli艂y b艂yskawice blasterowego ognia, kt贸re polecia艂y do celu z niesamowit膮 dok艂adno艣ci膮. Gethzerion schyli艂a si臋, gdy jedna z b艂yskawic przeci臋艂a powietrze w miejscu, w kt贸rym jeszcze przed chwil膮 znajdowa艂a si臋 g艂owa wied藕my, a potem odskoczy艂a od rampy i na chwil臋 zawis艂a w powietrzu, kiedy kolejna rozja艣ni艂a ciemno艣ci tu偶 pod jej stopami.

Han poczu艂 si臋 nieswojo, poniewa偶 zda艂 sobie spraw臋, 偶e nie zna nikogo, kto m贸g艂by prowadzi膰 ogie艅 z blaster贸w pok艂adowych tak celnie. Zanurkowa艂 pod opuszczon膮 ramp臋, chc膮c unikn膮膰 trafienia przez fruwaj膮ce w powietrzu szcz膮tki. Opancerzone androidy na pozosta艂ych wie偶ach stra偶niczych skierowa艂y swoje dzia艂ka na „Soko艂a" i zacz臋艂y zasypywa膰 go ogniem.

Przelatuj膮c nad wiezieniem, „Sok贸艂" zwija艂 si臋 jak w ukropie, wykonuj膮c skomplikowane manewry, ale jakim艣 cudem uda艂o mu si臋 unikn膮膰 trafienia. Han nie widzia艂 w 偶yciu nikogo, kto umia艂by tak prowadzi膰 statek... z pewno艣ci膮 nie umia艂 tak lata膰 ani on, ani Chewie. Ktokolwiek siedzia艂 za sterami, musia艂 by膰 asem pilota偶u najwy偶szej klasy, mo偶liwe, 偶e najlepszym w galaktyce. Domy艣li艂 si臋, 偶e to Isolder. Tymczasem „Sok贸艂" zatoczy艂 niewiarygodnie ma艂y, niespe艂na kilometrowej 艣rednicy kr膮g, i ponownie znalaz艂 si臋 nad wi臋zieniem, lec膮c do g贸ry brzuchem i strzelaj膮c ze wszystkich blaster贸w jednocze艣nie.

Pierwsze strza艂y z poczw贸rnych dzia艂ek rozprawi艂y si臋 z androidami na wie偶ach, zamieniaj膮c je w dymi膮ce szcz膮tki. Nie uzbrojony transportowiec, kt贸ry tak偶e zosta艂 trafiony, prze艂ama艂 si臋 na p贸艂 i stan膮艂 w ogniu. „Sok贸艂" ze 艣wistem przelecia艂 nad nim, wykona艂 ciasny skr臋t i zawr贸ci艂, przygotowuj膮c si臋 do nast臋pnej akcji.

Gethzerion musia艂a doj艣膰 do wniosku, 偶e pozostanie na ziemi i pr贸by podj臋cia walki s膮 z g贸ry skazane na niepowodzenie. Pu艣ci艂a si臋 biegiem w g贸r臋 rampy imperialnego statku szybciej, ni偶 Han s膮dzi艂, 偶e to mo偶liwe. Zanim rampa si臋 unios艂a, turbiny transportowca obudzi艂y si臋 do 偶ycia, a kiedy zacz臋艂y dzia艂a膰 ochronne pola, powietrze otaczaj膮ce statek rozb艂ys艂o b艂臋kitnym 艣wiat艂em. By艂 to wyposa偶ony w najlepsz膮 bro艅 i os艂ony imperialny transportowiec... „Sok贸艂" nie m贸g艂 si臋 z nim r贸wna膰.

Han zosta艂by spalony, gdyby znalaz艂 si臋 pod statkiem w chwili startu. Poza tym, nawet gdyby nie mia艂 z艂amanej nogi, pr贸ba opuszczenia kryj贸wki narazi艂aby go na ogie艅 blasterowych dzia艂ek „Sokola". Zacisn膮wszy z臋by, zacz膮艂 pe艂zn膮膰 przez opustosza艂膮 przestrze艅 w stron臋 mur贸w tak szybko, jak tylko m贸g艂, a potem przetoczy艂 si臋 przez rumowisko, jakie zosta艂o z wi臋ziennej wie偶y, licz膮c na to, 偶e Siostry Nocy nie b臋d膮 do niego strzela膰, zbyt zaj臋te ucieczk膮.

Tymczasem kr膮偶膮cy w g贸rze „Sok贸艂" otworzy艂 ogie艅 z jonowych dzia艂ek. Kad艂ub startuj膮cego transportowca obieg艂y b艂臋kitne b艂yski, ale jego ochronne pola nie pu艣ci艂y. Z grzmotem silnik贸w wystrzeli艂 pionowo w g贸r臋, a z os艂on dysz wylotowych buchn臋艂y strumienie o艣lepiaj膮cego ognia.

Wybiwszy kolejnym strza艂em z blastera wielk膮 dziur臋 w wi臋ziennym murze, „Sok贸艂" wykona艂 jeszcze jeden ostry zakr臋t i osiad艂 na ziemi o pi臋膰 metr贸w od oszo艂omionego Hana. Kiedy rampa opad艂a, ksi臋偶niczka Leia zawo艂a艂a:

- Wchod藕 na pok艂ad! Szybko!

Po rampie zbieg艂a Augwynne w towarzystwie dw贸ch si贸str klanu. Wszystkie trzy mia艂y na sobie bojowe he艂my i szaty wojowniczek. Han spojrza艂 im w oczy i niemal zrobi艂o mu si臋 偶al pozosta艂ych w wi臋zieniu Si贸str Nocy.

Zacz膮艂 pe艂zn膮膰 w g贸r臋 rampy, a w贸wczas ze 艣rodka wybieg艂 Isolder, schwyci艂 go za rami臋 i na wp贸艂 nios膮c, wci膮gn膮艂 na pok艂ad. Han popatrzy艂 na niego zdumiony, niczego nie rozumiej膮c.

- Kto... kto siedzi za sterami? - zapyta艂.

- Luke - odpar艂a Leia.

- Luke? - zdumia艂 si臋 Han. - Luke nie jest taki dobry!

- Nikt nie jest taki dobry, ch艂opie! - roze艣mia艂 si臋 Isolder, klepi膮c Hana po plecach. - Musz臋 to sam zobaczy膰!

Pobieg艂 do sterowni.

Leia spojrza艂a g艂臋boko w oczy Hana, a potem uj臋艂a jego twarz w d艂onie i poca艂owa艂a czule. Miejsca po wyrwanych z臋bach przeszy艂 ostry b贸l i Han omal nie krzykn膮艂. Opanowa艂 si臋 jednak i obj膮wszy Lei臋, zamkn膮艂 oczy, pragn膮c, by ta chwila trwa艂a w niesko艅czono艣膰.

Statek trz膮s艂 si臋 i dr偶a艂, kiedy Luke wykonywa艂 nim gwa艂towne zwroty. Nawet kompensatory przyspieszenia nie mog艂y sobie z nimi poradzi膰, a siedz膮cy w sterowni Chewbacca wydawa艂 z siebie przera偶one warkni臋cia. Han zachwia艂 si臋 i mocniej obj膮艂 Lei臋, pragn膮c, by go podtrzyma艂a. Opad艂 na najbli偶ej stoj膮cy fotel, zapi膮艂 pasy i wycign膮艂 ze skrytki nad g艂ow膮 zapasowy zestaw medyczny. Na z艂amane miejsca na艂o偶y艂 nas膮czony 艣rodkiem znieczulaj膮cym opatrunek. S艂ysz膮c odg艂osy strza艂贸w z poczw贸rnego dzia艂ka, spojrza艂 w g贸r臋, a potem rozejrza艂 si臋 po sterowni. Zobaczy艂, 偶e Chewbacca, Isolder, Teneniel, Artoo i Threepio st艂oczyli si臋 w pomieszczeniu i przygl膮daj膮 si臋 wyczynom Luke'a.

- Kto strzela z blasterowych dzia艂ek? - zapyta艂.

- Luke - odpar艂a Leia.

Han spojrza艂 na plecy przyjaciela i stwierdzi艂, 偶e niczego nie rozumie. Wiedzia艂 wprawdzie, 偶e mo偶na strzela膰 z dzia艂ek, nie ruszaj膮c si臋 ze sterowni, ale celno艣膰 trafie艅 by艂a w贸wczas w znacznej mierze ograniczona. Przypomnia艂 sobie, 偶e kiedy sta艂 o nieca艂y metr od Gethzerion, Luke niemal trafi艂 j膮 w g艂ow臋, lec膮c z najwi臋ksz膮 pr臋dko艣ci膮 bojow膮 czym艣, co by艂o w艂a艣ciwie tylko kup膮 szmelcu. Wszystko to zaczyna艂o wygl膮da膰 na czary.

Na twarzy Luke'a wyst膮pi艂y krople potu, tyle wysi艂ku wk艂ada艂 w pilotowanie statku. D藕wignie i przyciski na pulpicie sterowniczym Chewie'ego zdawa艂y si臋 偶y膰 w艂asnym 偶yciem, kiedy Luke manipulowa艂 nimi, pos艂uguj膮c si臋 Moc膮. M艂ody Jedi wykonywa艂 prac臋 trzech ludzi: pilota, drugiego pilota i artylerzysty. W pewnej chwili wystrzeli艂 kilka rakiet, nie wy艂膮czywszy generator贸w p贸l odchylaj膮cych tory lotu materialnych cz膮stek, a Chewbacca, kt贸ry to zobaczy艂, rykn膮艂 z trwogi i odruchowo zas艂oni艂 kosmatymi 艂apami oczy.

Kiedy jednak rakiety znalaz艂y si臋 w odleg艂o艣ci pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w od statku, Luke wy艂膮czy艂 i natychmiast ponownie w艂膮czy艂 generatory. Zrobi艂 to tak szybko, 偶e pole os艂on zanikn臋艂o dos艂ownie na u艂amek sekundy. Han nigdy jeszcze nie widzia艂 nikogo, kto mia艂by taki refleks.

Chwil臋 p贸藕niej, kiedy czarownicom uda艂o si臋 w ko艅cu wystrzeli膰 seri臋 b艂yskawic z blasterowych dzia艂ek imperialnego transportowca, chroniona przez rufowe pola „Soko艂a" przestrze艅 rozb艂ys艂a o艣lepiaj膮cym blaskiem. Luke zwi臋kszy艂 si艂臋 ci膮gu i „Sok贸艂" wyskoczy艂 w g贸r臋, aby unikn膮膰 trafienia. Wystrzeli艂 torpedy protonowe, kt贸re pomkn艂y w stron臋 statku wied藕m, otoczone bia艂膮 mgie艂k膮.

Siostrom Nocy uda艂o si臋 skierowa膰 na nie ogie艅 swoich blaster贸w i torpedy wybuch艂y, zamieniaj膮c si臋 w k艂臋by siarkowego dymu. Han popatrzy艂 na to, co zrobi艂y wied藕my, nie mog膮c uwierzy膰 w艂asnym oczom. 呕aden artylerzysta nie m贸g艂 by膰 a偶 tak dobry.

- Leio, Isolderze! - krzykn膮艂 Luke. - Id藕cie do poczw贸rnych dzia艂ek i zacznijcie strzela膰. Postarajcie si臋 zasypa膰 Gethzerion lawin膮 ognia.

- Daj spok贸j - odezwa艂 si臋 Han. - Ich ochronne pola s膮 zbyt silne. Je偶eli to zrobisz, nasz statek si臋 rozsypie.

- Mam pozwoli膰 im uciec w nadprzestrze艅? - odkrzykn膮艂 Luke. - Nie ma mowy! Nie zamierzam si臋 podda膰. Leio, id藕 wreszcie do tego dzia艂a!

Wyci膮gn膮wszy r臋k臋, w艂膮czy艂 urz膮dzenia zak艂贸caj膮ce 艂膮czno艣膰 radiow膮, wype艂niaj膮c eter jazgotem tysi臋cy prowadzonych naraz rozm贸w. Han uni贸s艂 brwi, zastanawiaj膮c si臋, co Luke chce przez to osi膮gn膮膰. By艂 pewien, 偶e Siostry Nocy nie zamierzaj膮 艂膮czy膰 si臋 z nikim przez radio, a wi臋c zag艂uszanie nie mog艂o s艂u偶y膰 niczemu... z wyj膮tkiem powiadomienia wszystkich w systemie, 偶e nadlatuje obcy statek.

Leia pobieg艂a do dzia艂a umieszczonego pod brzuchem „Soko艂a" i zacz臋艂a strzela膰. Luke wy艂膮czy艂 na chwil臋 wszystkie generatory, licz膮c na to, 偶e imperialny transportowiec nie odpowie natychmiast ogniem. Isolder zacz膮艂 strzela膰 z broni na g贸rze, ale statek czarownic przyspieszy艂 i po chwili znalaz艂 si臋 poza zasi臋giem strza艂u.

- Przygotowuj膮 si臋 do skoku w nadprzestrze艅! - krzykn膮艂 Han i popatrzy艂 w iluminator na czarn膮, niemal namacaln膮 zas艂on臋, do kt贸rej zbli偶a艂 si臋 transportowiec.

- Nie zrobi膮 tego w polu grawitacyjnym planety! - krzykn膮艂 Luke i przyspieszy艂, by nie zostawa膰 za bardzo w tyle.

Dopiero w贸wczas Han zrozumia艂 plan Luke'a. Skywalker wiedzia艂, 偶e ogie艅 blaster贸w i pociski nie pokonaj膮 ochronnego pola imperialnego transportowca. W艂膮czy艂 urz膮dzenia zak艂贸caj膮ce po to, by zwr贸ci膰 uwag臋 偶o艂nierzy Zsinja. Chcia艂, by za艂ogi jego gwiezdnych niszczycieli wiedzia艂y, 偶e wied藕my uciekaj膮 i staraj膮 si臋 znale藕膰 dostatecznie daleko, by bez przeszk贸d m贸c dokona膰 skoku w nadprzestrze艅.

Lecieli wi臋c coraz szybciej ku nieprzeniknionej czerni ca艂unu nocy, a Han z wra偶enia a偶 wstrzyma艂 oddech. Nagle za iluminatorami „Soko艂a" ujrzeli mglist膮 ciemno艣膰. Luke wy艂膮czy艂 zag艂uszanie, po chwili statek przebi艂 si臋 przez ca艂un i nagle zosta艂 o艣wietlony promieniami s艂o艅ca. Nie przestaj膮c 艣ciga膰 transportowca, wszyscy na pok艂adzie ujrzeli niebo rozja艣nione tysi膮cami gwiazd b艂yszcz膮cych jasno jak klejnoty. Zapanowa艂a niezwyk艂a jasno艣膰.

Han mia艂 wra偶enie, 偶e nagle odetchn膮艂 艣wie偶ym, kryszta艂owo czystym powietrzem.

Czujniki sygnalizuj膮ce obecno艣膰 masy zawy艂y ostrzegawczo. Popatrzy艂 przez iluminator i ujrza艂 ciemnoszare kszta艂ty dw贸ch gwiezdnych niszczycieli klasy V zmieniaj膮cych kurs, by przechwyci膰 艣cigany przez „Soko艂a" statek. Luke wykona艂 ciasny skr臋t na praw膮 burt臋 w tej samej chwili, kiedy ogie艅 zaporowy pocisk贸w z niszczycieli zacz膮艂 szarpa膰 nadw膮tlone pola ochronne transportowca, kt贸rym lecia艂y wied藕my.

Han przygl膮da艂 si臋, jak kolejne pociski rozszarpuj膮 kad艂ub statku Si贸str Nocy. W pewnej chwili trafiona prawa dysza g艂贸wnego ci膮gu rozlecia艂a si臋, posy艂aj膮c na wszystkie strony od艂amki roz偶arzonego do bia艂o艣ci metalu. Na pe艂ne dwie sekundy 艣wiat艂a pozycyjne transportowca przygas艂y, a silniki zap艂on臋艂y niezwykle jasno. Zaraz potem statek wied藕m odpad艂 z kursu i zamieni艂 si臋 w ogromn膮, rozprzestrzeniaj膮c膮 si臋 coraz bardziej kul臋 ognia.

Han wyda艂 dziki okrzyk rado艣ci, a Luke przyspieszy艂, kieruj膮c „Soko艂a" pod bezpieczn膮 os艂on臋 ca艂una nocy z powrotem ku Dathomirze. Po chwili ponownie zapanowa艂a nieprzenikniona ciemno艣膰.

Leia tak偶e krzycza艂a z entuzjazmem w wie偶yczce poczw贸rnego dzia艂ka, ale Luke zawo艂a艂:

- Leio, Isolderze, nie opuszczajcie stanowisk! To jeszcze nie koniec!

Prze艂膮czy艂 jaki艣 klawisz i ca艂y statek wype艂ni艂 si臋 gwarem radiowych rozm贸w. Czujniki wykrywa艂y ich 藕r贸d艂a, umieszczaj膮c je na tr贸jwymiarowym holograficznym ekranie. Han uni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na ten galimatias z wyra藕nym niesmakiem. Ca艂e niebo roi艂o si臋 od statk贸w. Bez wzgl臋du na to, w jakim kierunku chcieliby odlecie膰, by opu艣ci膰 stref臋 przyci膮gania Dathomiry, nie by艂o mo偶liwo艣ci, by ich nie wykryto. Stwierdzili te偶, 偶e orbitalny ca艂un zniekszta艂ca sygna艂y czujnik贸w. Widzieli na ekranie plamki oznaczaj膮ce kr膮偶膮ce nad ich g艂owami statki, ale nie odbierali sygna艂贸w ich transponder贸w, nie mogli wi臋c okre艣li膰, do kogo te jednostki nale偶膮 i jakiej s膮 klasy.

Han z wysi艂kiem prze艂kn膮艂 艣lin臋.

- Jak my艣lisz, ma艂y, co powinni艣my teraz zrobi膰? - zapyta艂, zwracaj膮c si臋 do Luke'a.

Jedi westchn膮艂 ci臋偶ko, przygl膮daj膮c si臋 pier艣cieniowi gwiezdnych niszczycieli na ekranie.

- Musimy zniszczy膰 ca艂un nocy - powiedzia艂. - I to nie tylko dlatego, by ocali膰 mieszkaj膮cych na Dathomirze ludzi... musimy ocali膰 tak偶e drzewa i traw臋, jaszczurki i robaki. Ocali膰 偶ycie! Ca艂膮 t臋tni膮c膮 偶yciem planet臋!

- Co takiego? - zapyta艂 Han. - Chcesz nadstawia膰 g艂ow臋 tylko po to, by ocali膰 kilka jaszczurek i robak贸w? Nie 偶artuj ze mnie, ma艂y. Znajd藕 w tej sieci jak膮艣 dziur臋 i wyno艣my si臋 st膮d, gdzie pieprz ro艣nie.

- Nie - sprzeciwi艂 si臋 Luke, oddychaj膮c z trudem. Chewbacca rykn膮艂 co艣 do niego, ale Luke nie odpowiedzia艂.

Siedzia艂 nieruchomo w fotelu i kurczowo trzyma艂 d藕wigni臋 ster贸w, wpatruj膮c si臋 w ciemno艣ci przed dziobem statku.

Dobrze, dobrze - pomy艣la艂 Han. - Przynajmniej jeste艣my coraz dalej od niszczycieli lorda Zsinja razem z ich my艣liwcami. By艂o mo偶liwe, 偶e ludzie Zsinja wcale nie b臋d膮 na nich polowa膰, ale lepiej by艂o nie ryzykowa膰. Luke tymczasem zamkn膮艂 oczy i przyspieszy艂. U艣miecha艂 si臋 pogodnie jakby ogarni臋ty transem. Han spojrza艂 na jego twarz i chocia偶 rozpaczliwie si臋 ba艂, 偶e m艂ody Jedi ich pozabija, czu艂, i偶 jego obawy w tej chwili i tak nie maj膮 wi臋kszego znaczenia. No dalej, przyspiesz jeszcze bardziej i zabij nas wszystkich - pomy艣la艂. - Przecie偶 i tak tylko tobie zawdzi臋czamy, 偶e jeszcze 偶yjemy.

- Dzi臋kuj臋 - odezwa艂 si臋 Luke, jakby Han wypowiedzia艂 te s艂owa na g艂os.

Wystrzeli艂 z poczw贸rnego blasterowego dzia艂ka, ale Han nie dojrza艂 lec膮cych w niebo b艂yskawic. Ciemno艣ci by艂y tak g臋ste, 偶e nie przepuszcza艂y nawet najcie艅szej nitki 艣wiat艂a. Luke czeka艂 przez chwil臋, a Han ujrza艂 obok jego g艂owy obiektywy celownicze na tle mapy nieba wy艣wietlanej na holograficznym ekranie. Luke zaczeka艂, a偶 komputer celowniczy naprowadzi go na cel, a potem zn贸w wystrzeli艂. Han nie widzia艂 niczego poza ciemno艣ciami i by艂 ciekaw, czy strza艂y Luke'a docieraj膮 do celu.

W ci膮gu nast臋pnych dwudziestu minut Luke powtarza艂 ten manewr wiele razy, ale rezultat贸w jego akcji nie da艂o si臋 dostrzec. W pewnej chwili za Hanem stan膮艂 Threepio.- Przepraszam, Wasza Wysoko艣膰, ale czy pan s膮dzi, 偶e udaje mu si臋 w co艣 trafia膰? - zapyta艂 szeptem. - Mo偶e b臋dzie lepiej, je偶eli to pan zajmie si臋 celowaniem?

- Nie-e, lepiej niech Luke to robi - odrzek艂 Han. Popatrzy艂 na holograficzny ekran i stwierdzi艂, 偶e liczba

藕r贸de艂 sygna艂贸w radiowych z ka偶d膮 up艂ywaj膮c膮 chwil膮 ro艣nie. By艂o jasne, 偶e Zsinj poderwa艂 do lotu kilkaset swoich my艣liwc贸w. Wygl膮da艂o na to, 偶e zastosowana przez Luke'a taktyka nie zdaje egzaminu.

I nagle, po kolejnej salwie Luke'a, przedarli si臋 przez ciemno艣ci i znale藕li na usianym gwiazdami niebie. Zaskoczony Han dostrzeg艂, 偶e orbitalny ca艂un Zsinja zaczyna znika膰 i 偶e w dole pod nimi zn贸w wida膰 Dathomir臋... sk膮pany w promieniach s艂o艅ca 艣wiat pe艂en turkusowych ocean贸w i ciemnobr膮zowych kontynent贸w.

Chewie rykn膮艂, a Luke wystrzeli艂 w g贸r臋, oddalaj膮c si臋 od planety.

Han a偶 wstrzyma艂 oddech, kiedy na holograficznym ekranie, umieszczonym nad ich g艂owami zacz臋艂y si臋 pojawia膰 sygna艂y transponder贸w kr膮偶膮cych nad nimi statk贸w. By艂y ich dos艂ownie setki... nie tylko ciemnoszarych imperialnych gwiezdnych niszczycieli, ale tak偶e rdzawobr膮zowych hapa艅skich Bitewnych Smok贸w. Otacza艂y ich roje my艣liwc贸w typu TIE i czterosilnikowych maszyn o skrzyd艂ach tworz膮cych liter臋 X, uwijaj膮cych si臋 wok贸艂 „Soko艂a" niczym w 艣miertelnym ta艅cu. Han stwierdzi艂, 偶e nie tylko Zsinj poderwa艂 do lotu swoje my艣liwce... z nadprzestrzeni wy艂oni艂a si臋 flota Hapan.

Nagle ujrza艂, jak z jednego z hapa艅skich Bitewnych Smok贸w wystrzeli艂y we wszystkie strony ogromne srebrzyste kule. Z wysi艂kiem prze艂kn膮艂 艣lin臋, kiedy zrozumia艂, 偶e Hapanie minuj膮 dost臋p do nadprzestrzeni za pomoc膮 generator贸w pulsuj膮cej masy. By艂 to bardzo ryzykowny manewr, gdy偶 na czas dziesiciu czy pi臋tnastu minut uniemo偶liwia艂 dokonanie skoku zar贸wno napadni臋tym, jak napastnikom. Han pami臋ta艂, 偶e rebelianci nigdy tej taktyki nie stosowali. Tak czy inaczej, manewr Hapan oznacza艂, 偶e na razie nikt nie wyniesie si臋 z miejsca walki. By艂o jasne, i偶 postanowili zwyci臋偶y膰 albo zgin膮膰.

Luke przyspieszy艂 do pr臋dko艣ci bojowej, a potem, spojrzawszy przez iluminator, nastawi艂 obiektywy celownicze na gwiezdny niszczyciel wroga, kt贸ry walczy艂 z dwoma atakuj膮cymi go Smokami. Przestrze艅 wok贸艂 jednostki imperialnej roi艂a si臋 od setek my艣liwc贸w typu TIE. By艂o ich znacznie wi臋cej, ni偶 mog艂o si臋 znajdowa膰 w hangarach jednego niszczyciela, a Han poczu艂, jak je偶膮 mu si臋 w艂osy na g艂owie, kiedy zrozumia艂, 偶e musia艂y przylecie膰 z odsiecz膮 z innych statk贸w. Jeszcze raz spojrza艂 na holograficzny ekran. Nieco z boku zobaczy艂 dwa inne niszczyciele kieruj膮ce si臋 w stron臋 tego, ktry walczy艂 z Bitewnymi Smokami.

- Kto dowodzi t膮 jednostk膮? - zapyta艂, pokazuj膮c na otoczony niezwykle siln膮 eskort膮 imperialny niszczyciel.

- Zsinj - odpar艂 艂agodnie Luke. - To jego nowa „呕elazna Pi臋艣膰".

- Oddaj mi stery, ma艂y - odpar艂 Han, czuj膮c, 偶e zasycha mu w ustach. - Chc臋 go dosta膰.

Luke spojrza艂 na niego przez rami臋, a Han dopiero teraz dostrzeg艂, 偶e twarz m艂odego Jedi pokrywaj膮 liczne si艅ce i zadrapania. Mimo to w jego oczach p艂on臋艂o dziwne 艣wiat艂o.

- Jeste艣 pewien, 偶e dasz sobie rad臋? - zapyta艂. - To gwiezdny niszczyciel. To nie 偶arty.

Han powa偶nie kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Ta-a - odpar艂. - Musz臋 broni膰 swojej planety przed niepo偶膮danymi go艣膰mi. Musz臋 go dosta膰... ale nie oci膮gaj si臋 z pomoc膮, gdybym znalaz艂 si臋 w opa艂ach.

- Jak sobie 偶yczysz, Wasza Wysoko艣膰 - odpar艂 Luke; ton jego g艂osu dowodzi艂 jednak, 偶e m贸wi powa偶nie.

Wsta艂, zwalniaj膮c fotel pilota.

Han usiad艂, czuj膮c w z艂amanej nodze przenikliwy b贸l, opar艂 g艂ow臋 o zag艂贸wek i nabra艂 g艂臋boko powietrza w p艂uca. Po raz pierwszy od d艂u偶szego czasu poczu艂 si臋 tak, jakby wr贸ci艂 do domu.

- Pos艂uchaj, ma艂y - powiedzia艂, tr膮caj膮c d藕wigni臋. „Sok贸艂" zboczy艂 z kursu wiodcego go ku „呕elaznej Pi臋艣ci" i obra艂 inny, kieruj膮c si臋 na spotkanie z lec膮cym ku niemu my艣liwcem przechwytuj膮cym typu TIE. - Wprawdzie nie znam 偶adnej z twoich sztuczek mistrza Jedi, ale wiem, 偶e najpewniejszym sposobem zbli偶enia si臋 do gwiezdnego niszczyciela jest uciekanie przed nim z jak najwi臋ksz膮 pr臋dko艣ci膮. Nale偶y sprawia膰 wra偶enie, 偶e chce si臋 by膰 gdziekolwiek, byle jak najdalej st膮d.

Popatrzy艂 na ekran komputera, 偶eby sprawdzi膰, jak膮 broni膮 dysponuje. W wyrzutniach mia艂 jeszcze cztery konwencjonalne rakiety typu arakyd z zapalnikami uderzeniowymi, ale z protonowych torped nie zosta艂a mu ani jedna. Uzbroiwszy dwie rakiety, w艂膮czy艂 zdalne sterowanie poczw贸rnych blasterowych dzia艂ek i bior膮c odpowiedni膮 poprawk臋, wystrzeli艂 salw臋 przed dzi贸b zbli偶aj膮cego si臋 my艣liwca. Trafiona ni膮 ma艂a maszyna znikn臋艂a, zamieniaj膮c si臋 w ogniste szcz膮tki. Han skr臋ci艂 ostro, bior膮c kurs na kolejny my艣liwiec typu TIE, kt贸ry lecia艂 na odsiecz „呕elaznej Pi臋艣ci" Zsinja.

Przyspieszy艂, markuj膮c atak, ale trzyma艂 si臋 w odleg艂o艣ci dobrego kilometra z ty艂u, dop贸ki nie poczu艂, jak „Sok贸艂" zaczyna, dr偶e膰 i ta艅czy膰, pochwycony przez promie艅 艣ci膮gaj膮cy niszczyciela.

Chewbacca wyda艂 gard艂owy pomruk.

- Wiem - odpar艂 Han. - Skieruj na dzi贸b ca艂膮 moc z rufowych generator贸w pola ochronnego. Nie pozwolimy, by trzyma艂 nas w niesko艅czono艣膰.

Bardzo 艂agodnie zwi臋kszy艂 szybko艣膰, a偶 zacz膮艂 si臋 zbli偶a膰 do „呕elaznej Pi臋艣ci" z pe艂n膮 pr臋dko艣ci膮 bojow膮. Nieustannie bawi艂 si臋 sterami, tak 偶e chocia偶 promie艅 przyci膮ga艂 ich coraz silniej, „Sok贸艂" stanowi艂 ruchomy cel dla strzelc贸w wroga. W pewnej chwili zanurkowa艂, przelatuj膮c przez gromad臋 my艣liwc贸w typu TIE, a zza plec贸w dobieg艂 Hana zduszony okrzyk Luke'a. „Sok贸艂" zbli偶a艂 si臋 do „呕elaznej Pi臋艣ci" nieprawdopodobnie szybko.

Han popatrzy艂 na rosn膮cy kad艂ub niszczyciela, chc膮c stwierdzi膰, do kt贸rego l膮dowiska przyci膮ga ich promie艅. Po up艂ywie p贸艂 sekundy by艂 pewien, ale zaczeka艂, a偶 „Sok贸艂" minie granic臋 pola si艂owego ochraniaj膮cego statek Zsinja i dopiero wtedy odpali艂 dwie rakiety z zapalnikami uderzeniowymi, kieruj膮c je w l膮dowisko.

Promie艅 przyci膮gaj膮cy przyspieszy艂 jeszcze pr臋dko艣膰 lotu rakiet. Kiedy trafi艂y w „呕elazn膮 Pi臋艣膰", przemieni艂y si臋 w ogniste kule, a Han, przestawiwszy nap臋d „Soko艂a" na ci膮g wsteczny, szarpn膮艂 stery, wchodz膮c w ciasny zakr臋t i pr贸buj膮c nie wypu艣ci膰 d藕wigni z palc贸w.

Wstrzymawszy oddech, nerwowo otar艂 czo艂o. Stara艂 si臋 ukry膰 przed innymi, 偶e jest zlany potem. Przelatywa艂 w艂a艣nie nad wie偶膮 dzia艂a, kt贸re nie zd膮偶y艂o si臋 obr贸ci膰 do艣膰 szybko, 偶eby jego obs艂uga mog艂a strzeli膰.

- Jeste艣 poni偶ej granicy os艂on! - krzykn膮艂 przez interkom Isolder. - Mo偶esz strzela膰, kiedy zechcesz!

- Ta-a - odpar艂 Han. - Wiem o tym.

Ujrzawszy, 偶e w ich stron臋 zaczyna obraca膰 si臋 kolejna wie偶a blasterowego dzia艂a, wykona艂 skr臋t, by unikn膮膰 trafienia, a potem, uzbroiwszy dwie ostatnie arakydy, w艂膮czy艂 radio i dostroi艂 je do standardowej cz臋stotliwo艣ci oddzia艂贸w imperialnych.

- Pilna wiadomo艣膰 do lorda Zsinja na „呕elaznej Pi臋艣ci"! - zawo艂a艂. - Priorytet czerwony. Zg艂osi膰 si臋 natychmiast! Czy mnie s艂yszycie? Priorytet czerwony. Mam bardzo piln膮 wiadomo艣膰 dla lorda Zsinja!

Czeka艂 na odpowied藕 ca艂膮 wieczno艣膰, wykonuj膮c niesko艅czon膮 liczb臋 unik贸w i przemykaj膮c si臋 mi臋dzy wie偶ami dzia艂 niszczyciela. W ko艅cu Zsinj si臋 zg艂osi艂, a jego nabieg艂a krwi膮 twarz ukaza艂a si臋 na holograficznym ekranie.

- Tu Zsinj! - warkn膮艂, a jego oczy p艂on臋艂y gor膮czk膮 walki.

- Tu genera艂 Han Solo. - Han tr膮ci艂 d藕wigni臋, a „Sok贸艂" wzni贸s艂 si臋 i skierowa艂 ku dziobowemu stanowisku dowodzenia na mostku „呕elaznej Pi臋艣ci". - Popatrz w iluminator, ty zbrodniarzu. Poca艂uj mojego Wookie'ego!

Odczeka艂 u艂amek sekundy, a偶 Zsinj spojrzy w iluminator na lec膮cego ku niemu „Soko艂a", a kiedy zobaczy艂, jak twarz lorda zastyga z przera偶enia, odpali艂 ostatnie dwie arakydy.

G贸rna po艂owa dziobowego stanowiska dowodzenia „呕elaznej Pi臋艣ci" znikn臋艂a, zamieniona w fontanny roz偶arzonych szcz膮tk贸w. Pozbawiony ochronnych p贸l niszczyciel sta艂 si臋 艂atwym celem. Pierwszy strza艂 z jonowego dzia艂a jednego z hapa艅skich Smok贸w otoczy艂 statek lorda pulsuj膮cymi b艂臋kitnymi b艂yskawicami, unieruchamiaj膮c ostatnie pracuj膮ce urz膮dzenia. Dzie艂a zniszczenia dokona艂 grad wystrzelonych w nast臋pnej chwili protonowych torped.

Han przyspieszy艂, by oddali膰 si臋 od gin膮cego statku. Chcia艂 na chwil臋 zej艣膰 z orbity i zostawi膰 Hapanom dalsz膮 walk臋. By艂 pewien, 偶e teraz, kiedy Zsinj zgin膮艂, poddanie si臋 reszty jego imperialnej floty by艂o jedynie kwesti膮 czasu.

Nie us艂ysza艂 jednak 偶adnych okrzyk贸w rado艣ci, 偶adnych wiwat贸w. Panowa艂a g艂ucha cisza.

Stwierdzi艂, 偶e r臋ce mu si臋 trz臋s膮, a oczy zachodz膮 dziwn膮 mgie艂k膮.

- Chewie, przejmij na chwil臋 stery - powiedzia艂. P贸藕niej usiad艂 wygodnie i spl贸t艂 r臋ce na piersi. Miesi膮ce zawiedzionych nadziei, miesi膮ce niepewno艣ci, rozczarowa艅 i zmartwie艅. Tyle kosztowa艂a go walka z Zsinjem.

Poczu艂, jak delikatne d艂onie Leii zaczynaj膮 masowa膰 mi臋艣nie jego karku. Oddycha艂 z wielkim trudem. Odchyliwszy si臋 w kapita艅skim fotelu, pozwoli艂, by jej d艂onie usun臋艂y chocia偶 cz臋艣膰 nagromadzonego w nim napi臋cia. Wydawa艂o mu si臋, 偶e w ci膮gu ostatnich pi臋ciu miesi臋cy jego mi臋艣nie sztywnia艂y i twardnia艂y, zamieniaj膮c si臋 w poskr臋cane, pe艂ne w臋z艂贸w, zniekszta艂caj膮ce cia艂o postronki. Teraz za艣 te w臋z艂y zaczyna艂y si臋 prostowa膰, rozpl膮tywa膰. By艂em takim ma艂ostkowym egoist膮 - pomy艣la艂, zastanawiaj膮c si臋, jakim cudem m贸g艂 tego nie dostrzec, nie zrozumie膰 wcze艣niej. Przyrzeka艂 sobie, 偶e ju偶 nigdy nie dopu艣ci, by mia艂o si臋 to powt贸rzy膰.

- Czujesz si臋 troch臋 lepiej? - zapyta艂a Leia. Zastanowi艂 si臋, co ma powiedzie膰. Zabicie Zsinja nie sprawi艂o mu rado艣ci. By艂o czym艣 b艂ahym, ma艂o wa偶nym, epizodem bez znaczenia. Mimo to czu艂 ogromn膮 ulg臋.

- Och! - przyzna艂 niepewnie. - Nie czu艂em si臋 tak dobrze od... ju偶 nie pami臋tam, od kiedy.

- Bestia ma teraz o jedn膮 g艂ow臋 mniej - rzek艂a Leia.

- Tak - zgodzi艂 si臋 Han. - Teraz, kiedy wielki rekin nie 偶yje, wszystkie ma艂e rekiny zaczn膮 po偶era膰 si臋 nawzajem.

- I nied艂ugo zostanie ich bardzo niewiele - stwierdzi艂a ksi臋偶niczka.

- A w tym czasie Nowa Republika b臋dzie mog艂a zaj膮膰 obszary opanowane przez Zsinja i w ten spos贸b pozyska膰 kilkaset nowych gwiezdnych system贸w - doda艂 Han.

Leia obr贸ci艂a fotel, na kt贸rym siedzia艂. Han ujrza艂 Isoldera i Teneniel, a za nimi w g艂臋bi korytarza Artoo i Threepia. Wyda艂o mu si臋 zabawne, i偶 wi臋kszo艣膰 ludzi ma zwyczaj radowa膰 si臋 ze zwyci臋stwa razem z innymi, w du偶ym gronie. On wola艂 zawsze cieszy膰 si臋 w samotno艣ci.

- Wygra艂e艣 - odezwa艂a si臋 Leia, a w jej przepe艂nionych rado艣ci膮 oczach zakr臋ci艂y si臋 艂zy szcz臋艣cia.

- Wojn臋? - zapyta艂, zastanawiaj膮c si臋, czy nie powiedzia艂a tego tylko po to, by go pocieszy膰. - Wcale tak nie s膮dz臋.

- Nie wojn臋 - odrzek艂a. - Nasz zak艂ad. Pami臋tasz? Siedem dni na Dathomirze. Powiedzia艂e艣, 偶e je偶eli w ci膮gu tego czasu zn贸w si臋 w tobie zakocham, musz臋 ci臋 po艣lubi膰. Siedem dni jeszcze nie min臋艂o. Wygra艂e艣.

- Ach, o to ci chodzi - mrukn膮艂 Han. - Pos艂uchaj, to by艂 bardzo g艂upi zak艂ad. Nigdy w 偶yciu bym ci臋 nie zmusi艂, 偶eby艣 to zrobi艂a. Uwalniam ci臋 od niego.

- Tak? - zapyta艂a Leia. - No c贸偶, ale ja ciebie nie uwalniam.

Uj臋艂a jego brod臋 w d艂onie i d艂ugo, nami臋tnie poca艂owa艂a go w usta. Poca艂unek zdawa艂 si臋 przenika膰 ka偶d膮 obola艂膮 cz膮stk臋 jego cia艂a i duszy, leczy膰 wszelkie rany...

Isolder patrzy艂 na Lei臋 i Hana. Pomy艣la艂, 偶e ca艂y ten epizod wywo艂a na Hapes straszne zamieszanie. Z pewno艣ci膮 nie przysporzy mu chwa艂y. Mimo to... cieszy艂 si臋, 偶e s膮 szcz臋艣liwi.

Nagle odezwa艂 si臋 brz臋czyk jego osobistego komunikatora, oznaczaj膮cy po艂膮czenie bezpiecznym kana艂em 艂膮czno艣ci, u偶ywanym tylko przez hapa艅skie tajne s艂u偶by. Wyci膮gn膮wszy urz膮dzenie z kieszeni u pasa, w艂膮czy艂 je i zobaczy艂 na miniaturowym ekranie twarz Astarty. Jego osobista stra偶niczka u艣miechn臋艂a si臋 na powitanie.

- Mi艂o ci臋 zn贸w widzie膰 - rzek艂 Isolder. - Prawd臋 m贸wi膮c, spodziewa艂em si臋 przybycia naszej floty dopiero za trzy dni. To oznacza, 偶e kto艣 wyda艂 rozkaz, by lecia艂a zakazanym szlakiem.

- Kiedy opu艣ci艂am rejon Dathomiry - wyzna艂a Astarta - przekaza艂am astrogatorom naszej floty wsp贸艂rz臋dne szlaku, kt贸rym polecia艂 z tob膮 rycerz Jedi. Pos艂u偶y艂am si臋 w tym celu tajnym kana艂em 艂膮czno艣ci wideoholograficznej. Dzi臋ki temu naszej flocie uda艂o si臋 skr贸ci膰 tras臋 o kilka parsek贸w.

- Hmm - mrukn膮艂 ksi膮偶臋. - Interesuj膮ce posuni臋cie, ale szalenie niebezpieczne.

- Wykonywali艣my tylko rozkazy twojej matki, panie - odpar艂a Astarta. - Przylatuje tu jutro razem z flot膮 z Olanji. Zacz臋li艣my ju偶 przyjmowa膰 pierwszych poddaj膮cych si臋 je艅c贸w z niekt贸rych statk贸w Zsinja. Poniewa偶 chwilowo ty dowodzisz flot膮, jakie s膮 twoje rozkazy?

Isolder mia艂 zam臋t w g艂owie. By艂 zdumiony faktem, 偶e jego matka odwa偶y艂a si臋 przez wzgl膮d na niego tak bardzo ryzykowa膰.

- Przyjmujcie tylko tych, kt贸rzy zgodz膮 si臋 na bezwarunkow膮 kapitulacj臋 - oznajmi艂. - I przygotujcie si臋 do wys艂ania na Hapes wszystkich zdatnych do s艂u偶by gwiezdnych niszczycieli. A je偶eli chodzi o imperialn膮 stoczni臋... rozkazuj臋 j膮 natychmiast zniszczy膰.

- Tak jest, Wasza Mi艂o艣膰 - rzek艂a Astarta. - Ile czasu zajm膮 nam przygotowania do odlotu?

Isolder przez chwil臋 si臋 zastanawia艂. By艂o ca艂kiem mo偶liwe, 偶e Zsinj wezwa艂 posi艂ki, zanim zgin膮艂. A zatem powinni opu艣ci膰 rejon Dathomiry tak szybko, jak tylko mo偶liwe.

- Dwa dni - odrzek艂.

- Dwa dni? - zapyta艂a Astarta, nie potrafi膮c ukry膰 zdziwienia. Uwa偶a艂a ten czas za niezwykle d艂ugi. - W tej sprawie b臋d臋 musia艂a uzyska膰 potwierdzenie z ust twojej matki.

- Na planecie znajduj膮 si臋 wi臋藕niowie polityczni, a pr贸cz nich kilka tysi臋cy rodowitych mieszka艅c贸w, kt贸rzy te偶 mog膮 chcie膰 j膮 opu艣ci膰 - o艣wiadczy艂 stanowczo ksi膮偶臋. - B臋dziemy musieli porozumie膰 si臋 z nimi i je偶eli wyra偶膮 ch臋膰, umo偶liwi膰 odlot z tego 艣wiata.

ROZDZIA艁

27

Nast臋pnego popo艂udnia siostry ze wszystkich dziewi臋ciu klan贸w Dathomiry zebra艂y si臋 na przyj臋ciu urz膮dzanym przez Hana w wielkiej komnacie wojowniczek ze 艢piewaj膮cej G贸ry. Czarodziejki mia艂y na sobie uroczyste szaty i ozdobne he艂my, ale ozdoby wydawa艂y si臋 niczym wobec majestatu kr贸lowej-matki. Ta'a Chume by艂a ubrana w jedwabie lawendowej barwy, a we w艂osy wpi臋艂a t臋czowe klejnoty z Gallinore. Wierc膮c si臋 niespokojnie na sk贸rzanych poduszkach, wydawa艂a si臋 lekko zdziwiona panuj膮cym zamieszaniem. Patrzy艂a na czarodziejki z lekk膮 pogard膮, jakby uwa偶a艂a ich uroczyste stroje za niewiele lepsze od 艂achman贸w. Odp臋dza艂a przelatuj膮ce w pobli偶u jej twarzy owady i nie bacz膮c na nic, wpatrywa艂a si臋 w drzwi, niedwuznacznie daj膮c do zrozumienia, i偶 niczego tak nie pragnie, jak m贸c znale藕膰 si臋 na Hapes i zaj膮膰 swoimi sprawami.

Han obserwowa艂 j膮 ukradkiem od d艂u偶szego czasu, wpatruj膮c si臋 jak urzeczony w jej pi臋kn膮 twarz, cz臋艣ciowo ukryt膮 pod jedwabn膮 woalk膮, ale dziwi膮c si臋 jej z艂ym manierom.

W kulminacyjnej chwili przyj臋cia wr臋czy艂 Augwynne tytu艂 w艂asno艣ci Dathomiry. Stara kobieta rozp艂aka艂a si臋 z rado艣ci, a potem kaza艂a swoim s艂ugom przynie艣膰 kosze pe艂ne klejnot贸w i z艂ota. Po chwili zawarto艣膰 koszy pi臋trzy艂a si臋 na pod艂odze u st贸p Hana.

Szczerze zdumiony sta艂, nie mog膮c wym贸wi膰 ani s艂owa.

- Ja... hmm... ca艂kiem o tym zapomnia艂em - odezwa艂 si臋 do Augwynne po d艂u偶szej chwili. -Pos艂uchaj, prawd臋 m贸wi膮c, nie jest mi to potrzebne. - Popatrzy艂 w oczy stoj膮cej u jego boku Leii. - Mam ju偶 wszystko, czego chcia艂em.- Umowa jest umow膮, generale Solo - upomnia艂a go Augwynne. - Poza tym dosta艂y艣my od ciebie wi臋cej, ni偶 b臋dziemy mog艂y kiedykolwiek zap艂aci膰. Nie tylko uwolni艂e艣 nasz 艣wiat od Zsinja, ale tak偶e pomog艂e艣 nam zwyci臋偶y膰 Siostry Nocy. Na zawsze zostaniemy twoimi d艂u偶niczkami.

- Tak, ale... - usi艂owa艂 sprzeciwi膰 si臋 Han. Leia jednak wymierzy艂a mu kuksa艅ca mi臋dzy 偶ebra.

- Przyjmij - szepn臋艂a mu do ucha. - Przydadz膮 si臋 na pokrycie koszt贸w 艣lubu.

Han popatrzy艂 na le偶膮ce u st贸p klejnoty i zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, jak huczne wesele mo偶e mie膰 na my艣li ksi臋偶niczka.

- Ja tak偶e chc臋 o艣wiadczy膰 co艣, co wp艂ynie na los naszego ludu - odezwa艂 si臋 Isolder z poduszki u boku matki, a potem wsta艂 i wyci膮gn膮wszy r臋k臋, wskaza艂 przeciwleg艂y k膮t wielkiej komnaty. - Teneniel Djo, wnuczka Augwynne Djo, zgodzi艂a si臋 zosta膰 moj膮 偶on膮.

- Nie! - krzykn臋艂a Ta'a Chume i wsta艂a, rzuciwszy na syna spojrzenie pe艂ne z艂o艣ci. - Nie mo偶esz po艣lubi膰 kobiety z tego ma艂ego, zacofanego, pe艂nego b艂ota 艣wiata. Zakazuj臋! Nie pozwol臋, by zosta艂a nast臋pn膮 kr贸low膮-matk膮!

- Jest ksi臋偶niczk膮 i wkr贸tce odziedziczy sw贸j w艂asny 艣wiat -rzek艂 Isolder. -My艣l臋, 偶e to wystarczaj膮ce kwalifikacje. Masz przed sob膮 jeszcze wiele lat rz膮d贸w, a w tym czasie b臋dziesz mog艂a zaj膮膰 si臋 jej edukacj膮.

- Nawet je偶eli jest ksi臋偶niczk膮 - powiedzia艂a kr贸lowa--matka - tytu艂 w艂asno艣ci jej 艣wiata nale偶y do jej rodziny nie d艂u偶ej ni偶 kilka minut. Przypuszczam, 偶e trudno by艂oby ci si臋 z tym nie zgodzi膰. Poza tym w jej 偶y艂ach nie p艂ynie kr贸lewska krew. Nie pochodzi z kr贸lewskiego rodu.

- Ale ja j膮 kocham - o艣wiadczy艂 Isolder. - Iz twoim przyzwoleniem czy nie, zostanie moj膮 偶on膮.

- Ty g艂upcze! - sykn臋艂a Ta'a Chume. - Czy s膮dzisz, 偶e si臋 na to zgodz臋?

- Nie - wtr膮ci艂 si臋 stoj膮cy pod 艣cian膮 Luke. - I jestem pewien, 偶e zrobisz to w ten sam spos贸b, w jaki chcia艂a艣 zapobiec jego ma艂偶e艅stwu z Lei膮. Dlaczego nie zdejmiesz woalki i nie powiesz swojemu synowi, kto wynaj膮艂 morderc贸w, kt贸rzy mieli pozbawi膰 j膮 偶ycia? - G艂os Luke'a brzmia艂 tak stanowczo, tak pewnie, jak w贸wczas, kiedy pos艂ugiwa艂 si臋 Moc膮. Ta'a Chume skurczy艂a si臋 w sobie, jak uk艂uta elektrycznym o艣cieniem, a potem szarpn臋艂a si臋 do ty艂u. - No, dalej - ponagli艂 j膮 Luke. - Zdejmij woalk臋 i powiedz, kto to zrobi艂.

Kr贸lowa-matka trz臋s膮cymi si臋 r臋kami unios艂a jedwab z twarzy. Staraj膮c si臋 oprze膰 woli Luke'a, o艣wiadczy艂a:

- Ja nas艂a艂am tych morderc贸w.

Oczy ksi臋cia rozszerzy艂y si臋 ze zdumienia, ale tak偶e ze smutku.

- Dlaczego? - zapyta艂. - Wyrazi艂a艣 przecie偶 zgod臋. Wys艂a艂a艣 delegacj臋, a wraz z ni膮 hojne dary. Nie uczyni艂em niczego, o czym by艣 nie wiedzia艂a.

- Chcia艂e艣 zawrze膰 polityczny uk艂ad, na kt贸ry nie mog艂am si臋 zgodzi膰 - odpar艂a Ta'a Chume. - Wybra艂e艣 na 偶on臋 pozbawion膮 posagu, ho艂duj膮c膮 ideom demokracji pacyfistk臋. Pos艂uchaj tylko, jak che艂pi si臋 swoj膮 Now膮 Republik膮! Nasza rodzina w艂ada gromad膮 gwiezdn膮 Hapes od czterech tysi膮cleci, a ty chcia艂e艣 powierzy膰 jej w艂adz臋 nad planet膮 tylko po to, 偶eby jej potomkowie przekazali ster rz膮d贸w w r臋ce prostego ludu!

Mimo to nie chcia艂am sprzeciwia膰 ci si臋 jawnie. Nie chcia艂am... nara偶a膰 na szwank... twojego poczucia lojalno艣ci wzgl臋dem matki.

- Wola艂a艣 uciec si臋 do skrytob贸jstwa ni偶 zaryzykowa膰, 偶e przestan臋 ci by膰 pos艂uszny? - zapyta艂 Isolder oszala艂y z gniewu. - Czy liczy艂a艣 mo偶e na to, 偶e post臋puj膮c tak, wykopiesz jeszcze wi臋ksz膮 przepa艣膰 mi臋dzy mn膮 a moimi ciotkami?

Oczy kr贸lowej-matki zamieni艂y si臋 w szparki.

- Och, twoje ciotki pope艂ni艂y w 偶yciu wiele morderstw. S膮 niebezpieczniej sze ni偶 s膮dzisz. Leia jednak jest pacyfistk膮. Nie mog艂am pozwoli膰, by艣 j膮 po艣lubi艂. Jest zbyt s艂aba, 偶eby rz膮dzi膰. Czy tego nie rozumiesz? Gdyby Hapes by艂a wi臋ksz膮 wojskow膮 pot臋g膮 w chwili, kiedy powstawa艂o Imperium - do czego zawsze d膮偶y艂am - nigdy by艣my mu nie ulegli. Gadatliwe pacyfistki i dyplomatki omal nie zrujnowa艂y naszego kr贸lestwa.

- A lady Eliar? - zapyta艂 Isolder g艂osem pe艂nym zdumienia. - Ona tak偶e by艂a pacyfistk膮. Czy zabicie jej to tak偶e twoja sprawka?

Ta'a Chume zas艂oni艂a twarz woalk膮 i odwr贸ci艂a g艂ow臋.

- Nie pozwol臋, by艣 przes艂uchiwa艂 mnie w ten spos贸b - powiedzia艂a wynio艣le. - Odchodz臋.

- A m贸j brat? - W g艂osie ksi臋cia da艂o si臋 s艂ysze膰 przera偶enie. - Czy tak偶e by艂 za s艂aby, 偶eby rz膮dzi膰? Czy tak by艂o? Czy nigdy nie zamierza艂a艣 pozwoli膰, by kto艣 opr贸cz ciebie decydowa艂, kto zostanie nast臋pc膮 tronu? Ta'a Chume gwa艂townie si臋 odwr贸ci艂a.

- Swoje podejrzenia zachowaj dla siebie! - rzek艂a porywczo. - Nie wtr膮caj si臋 do spraw, kt贸rych nie rozumiesz. Mimo wszystko jeste艣 tylko m臋偶czyzn膮.

- Potrafi臋 zrozumie膰, czym jest skrytob贸jstwo! - krzykn膮艂 Isolder, a jego nozdrza rozszerzy艂y si臋 z w艣ciek艂o艣ci. - Rozumiem, co to dzieciob贸jstwo!

Ta'a Chume jednak wsta艂a i przedzieraj膮c si臋 przez t艂umy, ruszy艂a do wyj艣cia. Teneniel uj臋艂a ksi臋cia za r臋k臋 i odezwa艂a si臋 cicho:

- Pozw贸l, 偶e teraz ja co艣 powiem, Ta'a Chume - rzek艂a, a kr贸lowa-matka zatrzyma艂a si臋 w p贸艂 drogi, jakby z艂apana na niewidzialny arkan. - Zostan臋 偶on膮 twojego syna i kt贸rego艣 dnia b臋d臋 rz膮dzi艂a twoimi 艣wiatami zamiast ciebie.

Ta'a Chume odwr贸ci艂a si臋, a jej oczy za woalk膮 lawendowej barwy 艣wieci艂y si臋 jak roz偶arzone w臋gle.

- Przyjmij moje zapewnienie, 偶e j a nie jestem pacyfistk膮 - ci膮gn臋艂a tymczasem dziewczyna. - Tylko w ci膮gu ostatnich dw贸ch dni zabi艂am kilkoro ludzi i o艣wiadczam ci, 偶e je偶eli kiedykolwiek wyrz膮dzisz krzywd臋 mnie albo tym, kt贸rych kocham, zmusz臋 ci臋 do publicznego przyznania si臋 do wszystkich zbrodni, a potem wykonam na tobie wyrok 艣mierci. Zapewniam ci臋, 偶e w moich oczach zas艂ugujesz jedynie na pogard臋!

Cztery osobiste stra偶niczki Ta'a Chume sta艂y pod 艣cian膮 komnaty. Teneniel nie mog艂a tego wiedzie膰, ale zniewa偶anie kr贸lowej-matki i gro偶enie jej by艂o przest臋pstwem karanym natychmiastow膮 艣mierci膮. Stra偶niczki kr贸lowej si臋gn臋艂y po blastery, Teneniel jednak tylko machn臋艂a r臋k膮 i zmia偶d偶ona bro艅 wypad艂a im z r膮k na pod艂og臋. Jedna ze stra偶niczek oderwa艂a si臋 od 艣ciany i ruszy艂a w kierunku dziewczyny, lecz ta zn贸w machn臋艂a r臋k膮 i pomimo dziel膮cej je odleg艂o艣ci wymierzy艂a cios niewidzialn膮 pi臋艣ci膮. Szcz臋ka stra偶niczki z艂ama艂a si臋 z przyprawiaj膮cym o md艂o艣ci g艂uchym trzaskiem, a kobieta szarpn臋艂a si臋 i og艂uszona leg艂a na pod艂odze.

Ta'a Chume przygl膮da艂a si臋 temu kr贸tkiemu starciu k膮tem oka.

- Przemy艣l to jeszcze raz, matko - odezwa艂 si臋 Isolder. - Powiedzia艂a艣 mi kiedy艣, 偶e nie chcia艂a艣 ryzykowa膰, by naszymi przodkami w艂ada艂a oligarchia czarownik贸w i wr贸偶bit贸w. Je偶eli jednak Teneniel zostanie moj膮 偶on膮, jest ca艂kiem mo偶liwe, 偶e twoje wnuczki b臋d膮 w艂a艣nie takimi czarodziejkami czy wr贸偶kami.

Ta'a Chume si臋 zawaha艂a. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 spogl膮da艂a na Teneniel.

- Mo偶liwe, 偶e moja decyzja by艂a zbyt pochopna - oznajmi艂a w ko艅cu z przekonaniem w g艂osie. - Mog臋 s膮dzi膰, 偶e Teneniel Djo, ksi臋偶niczka z Dathomiry, jest odpowiedni膮 kandydatk膮 na przysz艂膮 kr贸low膮-matk臋. Upewnij si臋 tylko, 偶e kiedy przyleci z tob膮 do domu, b臋dzie mia艂a na sobie co艣 odpowiedniego na t臋 okazj臋.

Odwr贸ci艂a si臋, chc膮c wyj艣膰, ale Isolder odezwa艂 si臋 do jej plec贸w:

- Jeszcze jedna sprawa, matko. Mamy zamiar przy艂膮czy膰 si臋 do Nowej Republiki. I to jak najszybciej.

Kr贸lowa-matka zawaha艂a si臋, ale po chwili kiwn臋艂a g艂ow膮, wyra偶aj膮c zgod臋. Potem jak burza wybieg艂a z komnaty.

Nast臋pnego ranka Luke sta艂 na tarasie komnaty wojowniczek i w promieniach wschodz膮cego s艂o艅ca obserwowa艂, jak w oddali podrywaj膮 si臋 do lotu promy unosz膮ce na pok艂adach ostatnich skaza艅c贸w z imperialnego wi臋zienia.

Augwynne podesz艂a do niego i stan臋艂a obok, przygl膮daj膮c si臋 odlotowi flotylli ma艂ych statk贸w.

- Jeste艣 pewna, 偶e nie chcesz lecie膰 razem z nimi? - zapyta艂 j膮 Luke. - Mimo wszystko b臋dzie tu jeszcze przez jaki艣 czas dosy膰 niebezpiecznie.

- Nie - odpar艂a Augwynne. - Moim domem jest Dathomira. A poza tym nie ma tu niczego, co ktokolwiek m贸g艂by chcie膰 nam zabra膰... z wyj膮tkiem ciebie. Mamy co艣, czego pragniesz. Wyra藕nie to czuj臋. Powiedz, co to takiego?

- Tamten wrak na pustkowiu - odrzek艂 Luke. - Kiedy艣 by艂 to du偶y gwiezdny statek. Nazywa艂 si臋 „Chu'unthor" i by艂 akademi膮 kszta艂c膮c膮 rycerzy Jedi. Chcia艂bym m贸c kiedy艣 tu wr贸ci膰 i zbada膰 go... sprawdzi膰, czy mo偶e pozosta艂e na nim dokumenty da si臋 uratowa膰.

- Ach tak - stwierdzi艂a Augwynne. - Nasi przodkowie stoczyli tam kiedy艣 z D偶aiami wielk膮 bitw臋.

- I wygrali - podsun膮艂 jej Luke.- Nie - odpar艂a Augwynne, opieraj膮c si臋 plecami o kamienn膮 艣cian臋. - Nie wygrali. Obie walcz膮ce strony usiad艂y w ko艅cu do rozm贸w i wynegocjowa艂y porozumienie.

- Mia艂y艣cie statek i pozwoli艂y艣cie, by przez ponad trzysta lat le偶a艂 na bagnach i rdzewia艂? - roze艣mia艂 si臋 Luke. - Co przez to osi膮gn臋艂y艣cie?

- Nie wiem - przyzna艂a Augwynne. - Z tych, kt贸re wtedy walczy艂y, 偶yje teraz jedynie matka Rell, a jej umys艂 niemal j膮 opu艣ci艂.

- Matka Rell? - zapyta艂 Luke, czuj膮c, 偶e ogarnia go nagle jaki艣 niezwyk艂y spok贸j.

Augwynne spojrza艂a na niego z niemym pytaniem w oczach, ale m艂ody Jedi odwr贸ci艂 si臋 i pospieszy艂 korytarzem do komnaty wiekowej czarodziejki. Staruszka siedzia艂a jak poprzednio na poduszce u艂o偶onej na kamiennej 艂awie, a pasemka jej siwych w艂os贸w b艂yszcza艂y w blasku 艣wiecy. Na d藕wi臋k krok贸w Luke'a unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na niego nieprzytomnie.

- Matko Rell, to ja, Luke Skywalker - powiedzia艂. Starowina podnios艂a na niego kaprawe oczy.

- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂a. - Czy wszystkie Siostry Nocy nie 偶yj膮? Czy si臋 z nimi rozprawi艂e艣?

- Tak - odrzek艂 Luke.

- A zatem, jak przepowiedzia艂 Yoda, nasz stary 艣wiat si臋 sko艅czy艂, a zacz膮艂 nowy - rzek艂a, a Luke stwierdzi艂, 偶e jego r臋ce trz臋s膮 si臋 z podniecenia. - Domy艣lam si臋, 偶e przyszed艂e艣 po dokumenty?

- Tak - odpowiedzia艂 m艂ody Jedi.

- Wiesz, bardzo nam na nich zale偶a艂o - rzek艂a Rell. - D偶aiowie jednak nie chcieli udost臋pni膰 nam 艣rodk贸w technicznych, by je odczyta膰. O艣wiadczyli, 偶e zapisane tam informacje daj膮 zbyt du偶膮 w艂adz臋 i dop贸ki na naszym 艣wiecie 偶yj膮 Siostry Nocy, nie mo偶emy ich otrzyma膰. Yoda powiedzia艂 jednak, 偶e kt贸rego艣 dnia podzielisz si臋 t膮 wiedz膮 z naszymi dzie膰mi.

Z wielkim trudem wsta艂a i nachyliwszy si臋 nad kamienn膮 艂aw膮, odsun臋艂a poduszk臋, by unie艣膰 kamienne wieko.

- Pom贸偶 mi - poprosi艂a Luke'a.

M艂ody Jedi podszed艂 do niej i otworzy艂 wydr膮偶on膮 w 艂awie skrytk臋. W 艣rodku znajdowa艂a si臋 zamkni臋ta zardzewia艂a skrzynia. Na jej wieku by艂o wida膰 starodawny panel z szyfrem umo偶liwiaj膮cym dost臋p do jej wn臋trza. Zielona lampka kontrolna wci膮偶 jeszcze si臋 艣wieci艂a. Luke przyjrza艂 si臋 panelowi i nacisn膮艂 dwa znaki runiczne oznaczaj膮ce imi臋 Yody. Ze 艣rodka skrzyni wydoby艂 si臋 cichy d藕wi臋k, kiedy wieko odskoczy艂o i do skrytki przedosta艂o si臋 powietrze. Luke, szarpn膮wszy wieko, otworzy艂 skrzyni臋.

W 艣rodku ujrza艂 mn贸stwo magnetycznych dysk贸w z zarejestrowan膮 na nich informacj膮... ca艂e setki. Zawiera艂y wi臋cej tekstu, ni偶 jeden cz艂owiek m贸g艂by przeczyta膰 do ko艅ca 偶ycia.

W samo po艂udnie tego samego dnia wyl膮dowa艂 hapa艅ski prom, 偶eby wzi膮膰 na pok艂ad Teneniel i Isoldera. Luke, Han, Chewie i Leia, a tak偶e Threepio i Artoo wyszli, by pomacha膰 im na po偶egnanie. Isolder stwierdzi艂, 偶e odlatuje z Dathomiry z niejakim 偶alem. Leia u艣cisn臋艂a ich oboje i 偶yczy艂a du偶o szcz臋艣cia, nie staraj膮c si臋 nawet ukry膰 艂ez, kt贸re nap艂yn臋艂y jej do oczu. Przesta艂a p艂aka膰 dopiero w贸wczas, kiedy Teneniel przypomnia艂a jej, 偶e teraz, kiedy Hapes przy艂膮czy艂a si臋 do Nowej Republiki, ich drogi b臋d膮 si臋 czasem krzy偶owa艂y.

Han potrz膮sn膮艂 r臋k膮 czarodziejki, a potem wymierzy艂 Isolderowi przyjacielski cios pi臋艣ci膮 w rami臋 i powiedzia艂:

- Do zobaczenia, O艣lizg艂a Ropucho. Miej si臋 na baczno艣ci przed piratami.

Isolder u艣miechn膮艂 si臋 w odpowiedzi i popatrzy艂 Hanowi w oczy. Czarodziejki zrobi艂y wszystko, co mog艂y, by wyleczy膰 z臋by Hana i z艂aman膮 nog臋, kt贸r膮 wci膮偶 unieruchamia艂y drewniane deszczu艂ki. Wygl膮da艂 jak prawdziwy pirat. Mimo to porusza艂 si臋 jak zawadiaka. Nawet maj膮c usztywnion膮 nog臋, wygl膮da艂 bu艅czucznie.

- Do zobaczenia, Szorstki G艂upku - odpar艂 ksi膮偶臋, ale poczu艂, 偶e te s艂owa nie wystarcz膮 jako po偶egnanie. - Gdzie macie zamiar sp臋dzi膰 miodowy miesi膮c?

Han wzruszy艂 ramionami.

- Mia艂em zamiar sp臋dzi膰 go na Dathomirze, ale w ci膮gu ostatnich dw贸ch dni zrobi艂o si臋 tu tak spokojnie i cicho, 偶e obawiam si臋, i偶 mogliby艣my zanudzi膰 si臋 na amen.

- Mo偶e zatem odbyliby艣cie wycieczk臋 po planetach nale偶膮cych do Hapes? - zapyta艂 ksi膮偶臋. - Jestem pewien, 偶e spotka艂by艣 si臋 z bardziej go艣cinnym przyj臋ciem ni偶 podczas swojej ostatniej wyprawy.- Nie sprawi ci trudu dotrzymanie tej obietnicy - zgodzi艂 si臋 z nim Han - pod warunkiem, 偶e twoi ludzie nie zaczn膮 strzela膰 na m贸j widok.

- Nie zrobi膮 tego - odpar艂 Isolder. - Cho膰 mo偶liwe, 偶e przed odlotem ka偶臋 im przeszuka膰 tw贸j baga偶, by si臋 upewni膰, 偶e niczego nie ukrad艂e艣.

Han roze艣mia艂 si臋 i klepn膮艂 go po plecach. Kiedy ksi膮偶臋 po偶egna艂 si臋 z Threepiem i Chewbacc膮, przysz艂a w ko艅cu kolej na Luke'a. M艂ody Jedi trzyma艂 si臋 dot膮d na uboczu i tylko przygl膮da艂 si臋 uwa偶nie scenie po偶egnania. Nie chcia艂 sprawi膰, by chwila by艂a zbyt tkliwa. Podszed艂 do Teneniel, uj膮艂 jej r臋k臋 i popatrzy艂 g艂臋boko w oczy... nie, w艂a艣ciwie jeszcze g艂臋biej ni偶 w oczy.

- Urodzi ci si臋 艣liczna c贸rka - powiedzia艂. - B臋dzie silna i dzielna jak jej matka. Gdy poczujesz, 偶e przyjdzie odpowiednia chwila, mo偶e wy艣lesz j膮 do mnie, bym j膮 uczy艂.

Teneniel u艣miechn臋艂a si臋 i mocno go u艣cisn臋艂a. Luke uj膮艂 d艂o艅 Isoldera i przez chwil臋 przytrzyma艂 w swojej d艂oni.

- Pami臋taj, by s艂u偶y膰 jasnej stronie Mocy - nakaza艂. - Chocia偶 nigdy nie b臋dziesz w艂ada艂 mieczem 艣wietlnym ani uzdrawia艂 chorych, masz w sobie troch臋 jasnej Mocy. Pozosta艅 jej zawsze wierny.

- Pozostan臋-obieca艂 ksi膮偶臋, rozmy艣laj膮c, jak bardzo w ci膮gu ostatnich kilku dni zmieni艂o si臋 jego 偶ycie. W u艂amku sekundy podj膮艂 decyzj臋 o udaniu si臋 wraz z Luke'em na Dathomir臋, a teraz by艂 pewien, 偶e b臋dzie pod膮偶a艂 jego 艣ladami do ko艅ca 偶ycia. - Pozostan臋 - powt贸rzy艂 i obj膮艂 mocno m艂odego Jedi.

Przez chwil臋 stali w milczeniu, spogl膮daj膮c na siebie, a potem Isolder si臋 odwrci艂. Ostatni raz popatrzy艂 na dolin臋, na wzniesione po艣r贸d p贸l proste chaty, na g贸ruj膮c膮 nad nimi skalist膮 twierdz臋, na rankory pluskaj膮ce si臋 w stawie, na sk膮pane w promieniach s艂o艅ca po艂udniowe r贸wniny i na g贸ry z widoczn膮 w oddali pustyni膮. G艂臋boko odetchn膮艂 艣wie偶ym powietrzem, ch艂on膮c po raz ostatni wonie Dathomiry. Poczu艂 w zatokach lekkie pieczenie i pomy艣la艂, 偶e zapewne jest uczulony na co艣, co znajduje si臋 na tym 艣wiecie.

Uj膮wszy Teneniel za r臋k臋, wszed艂 po rampie na pok艂ad promu z narzeczon膮, kt贸r膮 mia艂 zabra膰 do innego 偶ycia, innego 艣wiata.

Sze艣膰 tygodni p贸藕niej pod lazurowym niebem Coruscant Luke sko艅czy艂 si臋 k膮pa膰 i ubra艂 w od艣wi臋tn膮 jasnoszar膮 szat臋. Jako dru偶ba na 艣lubie Leii, zamierza艂 przyby膰 troch臋 wcze艣niej, ale pilot wahad艂owca zostawi艂 go przez pomy艂k臋 przed konsulatem Aldereenu... budynkiem nale偶膮cym do rasy zupe艂nie mu nie znanych insektoid贸w, oddalonym o prawie dwie艣cie kilometr贸w od konsulatu Alderaanu.

Dotar艂 wi臋c we w艂a艣ciwe miejsce godzin臋 p贸藕niej ni偶 planowa艂, a kiedy znalaz艂 si臋 w 艣rodku, pobieg艂 do Bia艂ej Sali d艂ugim korytarzem o 艣cianach wy艂o偶onych wielkimi l艣ni膮cymi p艂ytami starodawnego drewna uwa. W pewnej chwili skr臋ci艂 za r贸g i zobaczy艂 biegn膮cego tu偶 przed nim See-Threepia.

Dogoniwszy go, zapyta艂:

- Hej, Threepio, co si臋 sta艂o?

- Och, panie Luke - odrzek艂 android. - Tak si臋 ciesz臋, 偶e pana widz臋. Obawiam si臋, 偶e narobi艂em straszliwego zamieszania! To wszystko moja wina! Musimy natychmiast odwo艂a膰 ceremoni臋!

- Co si臋 sta艂o? - powt贸rzy艂 Luke. - O czym ty m贸wisz?

- Przed chwil膮 dowiedzia艂em si臋 o strasznej rzeczy od g艂贸wnego komputera miasta, kt贸ry sprawdzi艂 nieco dok艂adniej swoje 藕r贸d艂a danych i stwierdzi艂, 偶e mimo wszystko Han Solo nie pochodzi z kr贸lewskiego rodu!

- Nie pochodzi? - zapyta艂 zdumiony Luke.

- Nie! Jego dziad, Korol Solo, by艂 tylko pretendentem do tronu i za swoje przest臋pstwa zosta艂 powieszony. Musimy wszystkich ostrzec!

- To dlatego poczu艂 si臋 taki zak艂opotany i opu艣ci艂 sal臋 zebra艅 Rady Alderaanu, kiedy powiedzia艂e艣 wszystkim o jego kr贸lewskim pochodzeniu! - domy艣li艂 si臋 Luke. - Przez ca艂y czas musia艂 wiedzie膰, i偶 jego pradziad by艂 tylko pretendentem!

- Nie inaczej! - zgodzi艂 si臋 z nim Threepio. - Musimy odwo艂a膰 ceremoni臋 za艣lubin!

- W porz膮dku! W porz膮dku! - powiedzia艂 Luke, k艂ad膮c d艂o艅 na z艂ocistym ramieniu androida. - Mo偶esz si臋 przesta膰 tym martwi膰. Zajm臋 si臋 tym natychmiast.

- Och, to bardzo mi艂o z pana strony, panie Lu... - Threepio nie zd膮偶y艂 doko艅czy膰.

M艂ody Jedi wcisn膮艂 klawisz wy艂膮czaj膮cy androida, a p贸藕niej zaci膮gn膮艂 go do najbli偶szego pustego pokoju, zamkn膮艂 drzwi na klucz i przez jedno z niezliczonych wej艣膰 wkroczy艂 do Bia艂ej Sali. Olbrzymie pomieszczenie mia艂o wielki sklepiony sufit, kunsztownie wyrze藕biony z kamiennego monolitu. Od kopu艂y odbija艂 si臋 blask jasnych lamp, o艣wietlaj膮c zebranych 艂agodn膮, niebia艅sk膮 po艣wiat膮. 艢wiadkami ceremonii by艂y tysi膮ce zaproszonych go艣ci z najr贸偶niejszych 艣wiat贸w i kiedy Luke znalaz艂 si臋 w sali, niekt贸rzy odwr贸cili si臋, by na niego spojrze膰. W pierwszym rz臋dzie siedzieli Teneniel Djo i ksi偶臋 Isolder oraz Artoo i Chewbacca, kt贸ry na t臋 okazj臋 zosta艂 wyk膮pany i uczesany. Ksi膮偶臋 trzyma艂 na kolanach purpurowy, przypominaj膮cy kielich kwiat aralluty.

Luke zatrzyma艂 si臋 przy drzwiach i spojrza艂 na marmurowy o艂tarz. Han i Leia klczeli naprzeciwko siebie, trzymaj膮c si臋 za r臋ce. Ubrany w szmaragdow膮 szat臋 celebruj膮cy uroczysto艣膰 kap艂an sta艂 przy Leii, odbieraj膮c od niej przysi臋g臋.

Ksi臋偶niczka odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na brata, a diademy w jej woalce zaiskrzy艂y si臋 tysi膮cami b艂ysk贸w. Luke wyczu艂, 偶e nie tylko nie gniewa si臋 na niego, 偶e si臋 sp贸ni艂, lecz jest wdzi臋czna, 偶e zechcia艂 znale藕膰 czas i przyby膰. W tej chwili wygl膮da艂a tak powabnie i pogodnie, jak jeszcze nigdy w ca艂ym 偶yciu. I mo偶liwe, 偶e przepe艂nia艂a j膮 taka rado艣膰, jak ka偶d膮 kobiet臋 bior膮c膮 艣lub z ukochanym m臋偶czyzn膮.

* TIE (skr贸t od: Twin 艂on Engines) - jednostka wyposa偶ona w bli藕niacze silniki jonowe (przyp. t艂um.)

38

艢lub Ksi臋偶niczki Leii

37

Dave Wolverton



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wolverton Dave Slub Ksiezniczki Leii Gwiezdne wojny(4947)
ABY 0008 艢lub ksi臋偶niczki Leii
Morey Trish 艢lub ksi臋偶niczki
1042 Colter Cara 艢lub ksi臋偶niczki
MA艁A KSI臉呕NICZKA PLAN WYDARZE艃
Ksi臋偶na jednego dnia Waide Peggy
Ksiezniczka i smok
teksty 艣lub, 艢LUBNE
Meg Cabot Pami臋tnik ksi臋偶niczki 08 Ksi臋偶niczka w rozpaczy
Meg Cabot Pami臋tnik ksi臋偶niczki 07 7 Walentynki
piratka i ksi臋偶niczka
Ksi臋偶niczka na ziarnku grochu, SCENARIUSZE PRZEDSZKOLNE, scenariusze, scenariusze

wi臋cej podobnych podstron