„WESELE” - STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE
Dekoracja
Dramat rozgrywa się podczas nocy listopadowej, w świetlicy. Pomieszczenie jest opisane dokładnie i bardzo obrazowo. Ściany izby są pomalowane na biały kolor, który pod pewnym kątem patrzenia wydaje się przypominać niebieski ze względu na duże zadymienie pomieszczenia. Z sąsiedniej izby dobiegają odgłosy niezwykle hucznego wesela. Słychać tańczących i śmiejących się ludzi oraz instrumenty kapeli weselnej (m.in. skrzypce i klarnet). Gdy w pewnej chwili zaglądamy do izby, naszym oczom ukazują się wirujące kolory, wstążki, pawie pióra, ludzie ubrani na kolorowo, niektórzy mają na sobie tradycyjne stroje krakowskie - kierezje przyozdobione pawimi piórami. Po powrocie do świetlicy na odległej ścianie dostrzegamy drzwi prowadzące do małej izdebki - alkierzyka, która pełni rolę sypialni gospodarzy i ich dzieci. Widzimy dzieci śpiące na łóżku i w kołysce oraz wiszące nad łóżkiem portrety świętych. Nad oknem w świetlicy przypięte są kłosy z dożynek ułożone w wieniec. Za oknem panuje mrok. Można dostrzec sad, w którym krzewy przykryte są słomą, ponieważ zbliża się zima. Pogoda jest typowa dla listopada - pada deszcz. Na środku świetlicy stoi suto zastawiony stół biesiadny, lecz bez biesiadników, którzy bawią się w izbie obok.
Pod ścianą widzimy biurko zasypane papierami. Na ścianie nad biurkiem wiszą fotografie dzieł Jana Matejki - „Wernyhory” i „Bitwy pod Racławicami”. Przy drugiej ścianie stoi sofa, a nad nią wiszą skrzyżowane szable, strzelby, pasy podróżne i skórzana torba. W innym kącie stoi biały piec, obok niego stolik w stylu empire (styl ten nawiązuje do antyku). Na ozdobnym blacie stoi stary, piękny zegar, nad którym wisi portret damy z roku 1840 w typowym dla tego okresu stroju. Obok drzwi do izby weselnej stoi dekorowana ręcznie stara, wytarta, wiejska skrzynia podróżna. Pod oknem widać stary fotel z wysokim oparciem. Nad drzwiami do izby weselnej i alkierza wiszą kolejno obrazy przedstawiające Matkę Boską Ostrobramską i Matkę Boską Częstochowską. Sufit składa się z szeregu drewnianych belek. „Rzecz dzieje się w roku tysiąc dziewięćsetnym”.
AKT 1
Scena 1
Czepiec, Dziennikarz...
Chłop Czepiec rozmawia z Dziennikarzem. Podczas konwersacji pierwszy wykazuje się znajomością bieżącej polityki nie tylko polskiej, ale i światowej (próbuje rozmawiać o tzw. powstaniu bokserów w Chinach). Choć daje liczne przykłady wiedzy o aktualnych problemach, Dziennikarz traktuje go z góry. Przykładem tego może być fakt, iż mężczyźnie nie wydaje się, by chłop wiedział, gdzie Chiny leżą. Gdy Czepiec zapewnia, iż polski chłop czyta gazety i garnie się do świata, Dziennikarz ponownie ironizuje:
„Ja myślę, że na waszej parafii
świat dla was aż dosyć szeroki”
Na wspomnienie chłopa, iż gościł w swej gospodzie żołnierzy walczących nawet w Japonii, Dziennikarz ponawia falę uszczypliwych uwag i wygłasza cyniczną pochwałę polskiej wsi:
„Niech na całym świecie wojna,
byle polska wieś zaciszna,
byle polska wieś spokojna”
W pewnym momencie Czepiec, lekko oburzony, przypomina o waleczności i męstwie polskich chłopów, na co jako dowód przywołuje postać Bartosza Głowackiego - bohatera bitwy pod Racławicami:
„(…)Z takich, jak my, był Głowacki”
Na koniec wymiany poglądów o polskim społeczeństwie, zamożny chłop przeprowadza atak na inteligencję - wytyka jej brak chęci do nawiązania porozumienia z jego warstwą.
Scena 2
Dziennikarz, Zosia
Dziennikarz nawiązuje rozmowę, przypominającą flirt, z Zosią. Dobry kontakt i łatwość wymiany myśli jest konsekwencją faktu, iż oboje pochodzą z miasta.
Scena 3
Radczyni, Haneczka, Zosia
Haneczka i Zosia proszą Radczynię, by ta pozwoliła im tańczyć z młodymi chłopami. Radczyni początkowo próbuje je od tego odwieść, wyrażając o chłopach opinię:
„Oni się tam gniotą, tłoczą
i ni stąd, ni zowąd naraz
trzask, prask, biją się po pysku;
to nie dla was(…)”
Ale dziewczyny, zauroczone młodzianami, dalej proszą i w końcu dopinają swego - mogą tańczyć z tutejszymi przedstawicielami warstwy chłopskiej.
Scena 4
Radczyni, Klimina
Do Radczyni podchodzi Klimina i przedstawia się jako wdowa po wójcie. Zauważa jednocześnie, że syn Radczyni nie ma wielkiego powodzenia w tańcu. Mówi, że panowie z miasta boją się nawet dotknąć wiejskich dziewcząt w obawie przed chorobami. Radczyni wypowiada kwestię, która jest najlepiej ukazuje stosunki, jakie wtedy panowały pomiędzy mieszkańcami miast, a mieszkańcami wsi:
„Wyście sobie, a my sobie.
Każden sobie rzepkę skrobie”.
Scena 5
Zosia, Kasper
Zosia prosi do tańca Kaspra, a gdy ten się zgadza - zaczynają rozmawiać. Kasper wskazuje na stojącą w kącie druhnę Kasię, i zapowiada, że ona będzie jego przyszłą żoną. Młodzian prosi swą partnerkę o pozwolenie złapania jej w pasie. Po otrzymaniu zgody, tańczą dalej.
Scena 6
Haneczka, Jasiek
Haneczka prosi do tańca Jaśka, który nie odmawia i tym sposobem do tańczących par dołącza jeszcze jedna.
Scena 7
Radczyni, Klimina
Radczyni z Kliminą kontynuują swoją rozmowę. Radczyni wykazuje się swoją nieznajomością życia na wsi. Pyta, czy chłopi już zasiali, na co Klimina odpowiada, że to nie ta pora [akcja toczy się w listopadzie]. Drugie pytanie Radczyni jest już bardziej trafne - dotyczy ostatnich żniw. W dalszej rozmowie Radczyni czyni uwagę, że Klimina jest jeszcze młoda i mogłaby ponownie wyjść za mąż, na co tamta reaguje z oburzeniem. Jest to kolejny przykład nieznajomości zwyczajów panujących na wsi, jaką wykazuje się Radczyni.
Scena 8
Ksiądz, Panna Młoda, Pan Młody
Państwo Młodzi rozmawiają z Księdzem, który mówi o swoim pochodzeniu. Wywodzi się z chłopstwa i ma przez to częste problemy w mieście. O swoim korzeniach mówi tak:
”Sami swoi, polska szopa,
i ja z chłopa, i wy z chłopa”.
Pan Młody wróży Księdzu rychły awans w strukturach kościelnych. Twierdzi, że na sługę bożego łaskawym okiem może spojrzeć konsystorz (kancelaria diecezjalna). Usłyszawszy to, Panna Młoda reaguje słowami:
„Choć co dadzą,
ino te ciarachy tworde,
trzeba by stoć i walić w morde”.
Pan Młody tłumaczy żonie, że niezupełnie o to chodziło i wraz z Księdzem wybuchają śmiechem. Ksiądz tak podsumowuje tę rozmowę:
„Naiwne to i niewinne”.
Scena 9
Pan Młody, Panna Młoda
Państwo Młodzi oddają się szczerej i romantycznej rozmowie. Pan Młody zachwyca się cały czas urodą swojej wybranki. Twierdzi, że mógłby całować ją bez końca. Czułe wyznania szybko ustępują miejsca chłopomanii mężczyzny. Wygłasza swój zachwyt nad wiejskim życiem i odnalezionym tutaj szczęściem.
Scena 10
Poeta, Maryna
Rodzi się kolejny flirt, tym razem między Poetą a Maryną. Mężczyzna próbuje oczarować pannę górnolotnymi tekstami, które ona nazywa „galanterią”. Poeta wygłasza hasła charakterystyczna dla Młodej Polski [m. in. sztuka dla sztuki]
Scena 11
Ksiądz, Pan Młody, Panna Młoda
Ksiądz i Panna Młoda rozmawiają o miłości. Kapłan pyta świeżo poślubioną kobietę, czy jest pewna swego uczucia, czy według niej jest na tyle silne, by przetrwać wszelkie zawirowania i zakręty życia, na co Panna Młoda wypowiedziami daje dowody nie tylko na swą ogromną miłość, ale i zazdrość o wybranka. Gdy wyznaje, że swej ewentualnej konkurentce urwie głowę, w Panu Młodym nie wywołuje to obaw, lecz wzbudza radość i zadowolenie z tak zazdrosnej żony.
Scena 12
Pan Młody, Panna Młoda
Małżonkowie ponowne mówią sobie wyznania miłosne. Na kolejne pytanie Pana Młodego o trwałość miłości żony, ta w końcu nie wytrzymuje i pyta go trzeźwo o powód tej ciągłej chęci słyszenia wyznań miłosnych. Pan Młody, nie zwracając uwagi na jej zirytowania, zachwyca się strojem ukochanej. Gdy żona wyznaje, że piją ją buciki, czuły mąż proponuje zdjąć niewygodne obuwie, na co Panna Młoda z oburzeniem i uporem twierdzi, iż na własnym weselu nie może występować bez obuwia. I postanawia cierpieć dalej…
Scena 13
Ksiądz, Pan Młody
Mężczyźni rozmawiają o szczęściu. Mają różne poglądy na kwestię dostępności tego stanu ducha: Pan Młody uważa, że szczęście jest w zasięgu ręki i czeka, aż się po nie sięgnie. Z kolei Ksiądz sprzeciwia się, głosząc, że nie można zawsze dostać tego, czego się pragnie....
Scena 14
Radczyni, Maryna
Maryna cieszy się z szalonego i energicznego tańca z Czepcem, z którego zdaje relację towarzyszce.
Scena 15
Maryna, Poeta
Poeta ponownie flirtuje z Maryną. Używa wielu imion greckich bogów (np. Zeus, Psyche), czym wpisuje się w typowy dla Młodej Polski zakres tematów. W pewnym momencie Maryna informuje go o swych poglądach na ich związek: nie mogłaby się z nim połączyć, ponieważ jest poetą, a poeci mają przyczepioną złą „etykietę” (opinię).
Scena 16
Zosia, Haneczka
Panny rozmawiają na temat potrzeby miłości. Zosia wyznaje, że bardzo pragnie już miłości, kogoś, kto pokocha ją na zawsze i mimo wszystko. Haneczka gasi jej romantyczną wypowiedź prognozą, że aby zaznać miłości, trzeba najpierw cierpieć [motyw nieszczęśliwej miłości], ponieważ tylko po doznanym bólu można w pełni uszanować to uczucie. Zosia mimo wszystko nie daje się porwać pesymistycznym wizjom towarzyszki i pozostaje wierna swoim poglądom. W rozmowie panny przywołują kolejne wątki mitologiczne [bogini Fortuna, złote runo].
Scena 17
Żyd, Pan Młody
Po wejściu do weselnej izby Żyda Mośka, rozpoczyna się specyficzna rozmowa. Na zapewnienia Pana Młodego, że jest szczęśliwy z wizyty przyjaciela, Żyd odpowiada:
„No, tylko że my jesteśmy
tacy przyjaciele, co się nie lubią”.
Wytyka Panu Młodemu sztuczną postawę wobec chłopów. Prognozuje, iż ten szybko zrzuci swój ludowy strój. Nowy gość zapowiada rychłe przybycie swej córki, Racheli, której zainteresowania [typowe dla Młodej Polski, czyli poezja, muzyka, książki] oraz poglądy [emancypantka] zachwala, nazywając ją „panną modern”:
„Jakie tylko książki są, to czyta,
a i ciasto gniecie wałkiem,
była w Wiedniu na operze,
w domu sama sobie pierze -
no, zna cały Przybyszewski (…)”.
Żyd żałuje, iż to nie z jego Rachelą ślubował Pan Młody:
„Po co się pan z chłopką żeni?
Są panny inteligentne”.
Scena 18
Pan Młody, Żyd, Rachel
Przybywa Rachela i wita się z weselnikami po francusku: „bon soir”, po czym porównuje gospodę do Arki Noego, definiując ją jako oazę szczęścia w okolicy pełnej błota, brudu i pijanych chłopów. Pan Młody cieszy się z przybycia kobiety.
Scena 19
Pan Młody, Rachel
Rachela jest zachwycona wystrojem i atmosferą gospody, przyrównuje ją do bajkowej. Pan Młody wygłasza pochwałę piękna wsi [chłopomania]. Porównuje swoje dotychczasowe szare życie w mieście z pięknym i kolorowym na wsi. W swym monologu popada miejscami w komizm, opowiadając, że od miesiąca chodzi boso, z gołą głową, bez bielizny - dzięki temu czuje się wspaniale.
Scena 20
Pan Młody, Rachel, Poeta
Poeta przekazuje Panu Młodemu, iż żona chce z nim rozmawiać, po czym artysta zapoznaje się z Rachelą.
Scena 21
Poeta, Rachel
Poeta i Rachela rozpoczynają rozmowę. Dogadują się doskonale, oboje operują licznymi odniesieniami do mitologii. Poeta uznaje oczytaną Żydówkę za swą muzę, porównując ją do Galatei [w mitologii greckiej to nimfa morska, jedna z córek Nerusa, zwanych nereidami, uosabiających urok, harmonię i dobrodziejstwa morza]. Rachela wspomina adoratora, który starając się o jej względy, używał cudzych słów, gdy tymczasem ona wolałaby „miłości z pierwszej ręki”. Kobieta reprezentuje młodopolski sposób patrzenia na świat.
Scena 22
Radczyni, Pan Młody
Radczyni wyznaje Panu Młodemu, iż jest sceptycznie nastawiona do jego ślubu, na co on wygłasza dłuższy monolog, będący wyrazem jego poglądów, czyli chłopomanii. Radczyni kwituje jego wypowiedź słowami:
„Ach pan gada, gada, gada”.
[jest to aluzja Wyspiańskiego do autentycznego gadulstwa Lucjana Rydla].
Scena 23
Pan Młody, Poeta
Tematem rozmowy jest natchnienie poetyckie. Pan Młody podkreśla rolę szczęścia i przyrody przy tworzeniu największych dzieł.
Scena 24
Poeta, Gospodarz
Poeta opowiada Gospodarzowi o dramacie, który chciałby napisać. Dotyczyłby miłosnej historii rycerza. Charakteryzuje go tak: „(…) przy tym historia wesoła,
a ogromnie przez to smutna”.
Następnie Poeta czyni aluzje do dramatu „Zawisza Czarny”. Mówi o swoim ideale rycerza, posiadaczu takich cech, jak: męstwo, odwaga, „pękające serce”. W rozmowie roztrząsany jest motyw rycerza stojącego przy zatrutej studni [nawiązanie do obrazu Jacka Malczewskiego „Rycerz u studni”], będącej symbolem zatrucia życia społeczeństwa polskiego w niewoli:
„A pragnienie zdroju męką,
więc mętów czerpa ze studni;
u źródła, jakby zaklęty:
taki jakiś polski święty”.
Gospodarz, po wysłuchaniu monologu Poety, ironizuje i drwi ze sztucznego patosu młodopolskiej literatury. W dalszej konwersacji Gospodarz nie ukrywa tęsknoty za idealnymi panami czy szlachetnymi przywódcami. Poeta wyznaje, iż chciałby wziąć udział w czymś wielkim:
„(…) tak by gdzieś het gnało, gnało,
tak by się nam serce śmiało
do ogromnych, wielkich rzeczy (…)”
lecz pospólstwo jest tak bardzo przytłaczające, że tłumi jego popędy:
„(…) a tu pospolitość skrzeczy,
a tu pospolitość tłoczy,
włazi w usta, uszy, oczy; (…)”.
Gospodarz diagnozuje, iż tak jest z każdym pokoleniem żyjącym w zniewolonej Polsce. Mówi, iż zawsze znajdzie się postać, chcąca ją wyzwolić, lecz jej zapał gaśnie tek szybko, jak się pojawia. Przekonuje, że zapał pojawia się zrywami, ale nigdy nie trwa długo. Gospodarz charakteryzuję naturą Polaków słowami:
”(…) każden ogień swój zapala,
każden swoją świętość święci…”.
Poeta dodaje do tej diagnozy cechy duszy Polaka, zatracenia w walce:
„My jesteśmy jak przeklęci,
że nas mara, dziwo nęci,
wytwór tęsknej wyobraźni
serce bierze, zmysły draźni; (…)”.
Twierdzi, że doszło już do tego, iż w każdym chłopie Polak widzi Piasta. Teza ta spotyka się z gwałtowną obroną chłopów przez Gospodarza, który po dziesięciu latach mieszkania na wsi uważa chłopów za niezwykłych ludzi:
„(…) bardzo wiele, wiele z Piasta;
chłop potęgą jest i basta”.... Scena 25
Poeta, Gospodarz, Czepiec, Ojciec
Czepiec wraz z Gospodarzem witają się z Ojcem Panny Młodej. Ojciec wyraża swoją opinię o Krakusach, uważa, że przypatrują się oni starym zwyczajom wiejskim jak czarom. Gospodarz tłumaczy, że to dla nich nowe rzeczy. Czepiec pyta Poetę, jak mu się podoba wieś. Nie daje mu zbyt wiele czasu na odpowiedź i sam mówi, że wieś jest dużo ładniejsza od miasta. Wspomina o bohaterstwie chłopów. Uważa, że miastowym brakuje fantazji i nie chcą współpracować z jego warstwą, przez co marnuje się potencjał drzemiący w chłopach. Ojciec na to odpowiada Czepcowi, że jest „mocny pyskiem”, co spotyka się z ripostą, iż pięści też ma mocne (jest on osobą bardzo porywczą i skorą do bijatyk). Dalej opowiada o tym, jak uderzył kiedyś Żyda, aż ten zalał się krwią. Podczas rozmowy Czepiec rzuca do Poety:
„(…) pon jest taki, a ja taki;
jakby przyszło co do czego,
wisz pon, to my tu gotowi,
my som swoi, my som zdrowi”.
Atakuje go i jego poglądy, w obronie mieszczanina staje Gospodarz. Poeta wygłasza ideowy manifest, w którym opisuje swoją duszę podróżnika i dekadenta. Czepiec radzi mu:
„Weź pan sobie żonę z prosta:
duza scęścia, małe kosta”.
W dalszej rozmowie Czepiec mówi o potrzebie narodowej jedności:
„Jo chce, by sie ludzie brali,
zeby sie jako garnęli,
zeby sie tak w kupe wzięli,
toby sie przecie nie dali”.
W obronie Poety staje także Ojciec, który chce, by Czepiec dał młodemu spokój. Ostatni atak Czepca na Poetę to słowa:
„Pon latawiec!”
Scena 26
Ojciec, Dziad
Dziad gratuluje Ojcu wydania córki za mąż. Starszy człowiek zauważa między gośćmi różnicę stanu:
„Piekne pany, szumne pany
i cóż wy na to mówicie,
że to niby różne stany - ?”.
Ojciec odpowiada, że stany nie mają znaczenia i jego córka po prostu spodobała się Panu Młodemu. Stwierdza też ważną rzecz:
„Ot, pany się nudzą sami,
to się pieknie bawiom z nami”.
Dziad na to wspomina rabację galicyjską:
„Bawiom, bawiom, moiściewy,
a toć były dawniej gniewy!
Nawet była krew, rzezańce
i splamiła krew sukmany”.
Dziad przywołuje dalej krwawe zajścia, jakie miały miejsce na Galicji podczas walk, czego Ojciec nie może pamiętać, bo był za młody. Między rozmówcami rodzi się spór. Dziad wyraźnie nie żałuje wydarzeń, w których brał udział. Ojciec przyrównuje go do kruka:
„Ot wy, dziadu, jakby kruk,
włóczycie się przy weselu”.
Scena 27
Dziad, Żyd
Żyd traktuje Dziada jak członka służby weselnej. Zwraca mu uwagę, że podłoga w izbie do tańczenia nie jest odpowiednio zmieciona i robi się błoto pod nogami tańcujących. Dziad odpowiada mu w ten sposób:
„Lepiej się im tańczy w błocie (…)”
Żyd wyjawia, że przybył na wesele w interesach. Dziad tak podsumował „interes” Żyda:
„Ciągnąć do swojego szynkwasu”.
Dziad jest pod wrażeniem ludzi z miasta, o których wypowiada się pochlebnie:
„(…) z chłopami się przywitali
jak się patrzy”.
Z kolei Żyd kąśliwie obnaża charakter spotkania inteligencji z chłopstwem:
„Taka szopka,
bo to nie kosztuje nic
potańcować sobie raz:
jeden Sas, a drugi w las”.
Scena 28
Żyd, Ksiądz
Ksiądz przywołuje do siebie Żyda i przypomina mu o tajemniczym terminie:
„Ano panie arendarzu,
jutro!”.
Panowie mają ze sobą jakieś interesy. Ksiądz sprzedaje coś Żydowi, ponieważ tylko z nim może robić interesy (chłopi są biedni i nie stać ich na handel z kapłanem). Nagle Żyd zauważa coś na sali i krzyczy, że między chłopami przy stołach wybuchła awantura, i że Czepiec urządza sobie bijatykę. Ksiądz wyraża swoje zdanie na temat stosunków panujących na wsi:
„A niech się ta chłopy biją.
To Mosiek w nich wódkę leje,
Żyd, chłop, wódka, stare dzieje”.
Wielebny zarzuca Żydowi, że bogaci się kosztem biednych chłopów. Żyd uważa, że Czepiec jest wściekły, ponieważ nazajutrz ma się stawić u niego i oddać swój dług. Boi się chłopa i woli do niego nie podchodzić, o czym świadczą słowa: Chamy piją.
Kto by zadarł z tą bestyją?”.
Scena 29
Żyd, Ksiądz, Czepiec
Czepiec słyszy kawałek rozmowy Żyda z Księdzem, dlatego do nich podchodzi. Ksiądz zarzuca mu, że ciągle szuka awantur, co chłop tłumaczy swoją zawziętością:
„Zawzięty jestem okrutnie,
po co mi się pies sprzeciwio”.
W końcu Żyd odważnie upomina się o swój dług, na co Czepiec ze wściekłością odpowiada:
„Ty psie ścirwo,
koniec twój? Łżesz! Łżesz nas się żywią,
ssają naszą krew - grosz łudzą,
nasze szyćko świństwem brudzą”.
Ksiądz staje w tym sporze po stronie Żyda, broniąc jego interesów. Proponuje mu pozwanie Czepca do sądu w przypadku, jeśli ten nie odda długu. Chłop zarzuca wierzycielowi wygórowane ceny w karczmie, którą ten prowadzi. Żyd broni się, że ceny podyktowane są wysokim czynszem, jaki musi płacić na ręce Księdza. Żyd Mosiek postanawia zastosować szantaż wobec kapłana: jeśli Ksiądz nie nakłoni Czepca do spłacenia długu, to między panami nie dojdzie do tajemniczego interesu, o którym rozmawiali wcześniej. Ksiądz reaguje od razu, krzycząc na Czepca:
„Płaćcie dług!!”.
Czepiec na to z oburzeniem:
„To któż moich groszy złodzij,
czy Żyd jucha, cy dobrodzij!?”.
Ksiądz twierdzi, że największym złodziejem pieniędzy Czepca jest wódka. Skruszony chłop prosi kapłana o przebaczenie.
Scena 30
Pan Młody, Gospodarz
Bijatyka chłopów trwa na dobre. Pan Młody wyraźnie jest tym faktem zmartwiony i zaniepokojony. Za to Gospodarz zachwyca się ich zapałem i temperamentem. Wspomina o rabacji - wtedy też bardzo łatwo było wzniecić w chłopach zapał do walki:
„(…) tylko im zabłysnąć nożem,
a zapomną o imieniu Bożem -
taki rok czterdziesty szósty -
przecież to chłop polski także”.
Pan Młody mówi, ze słyszał opowiadania o rabacji, ale nie chce o niej myśleć, psuć sobie idealnego obrazu polskiej wsi. Gospodarz przestrzega go jednak:
„To, co było, może przyjś -”.
Pan Młody zapewnia, że inteligencja już zapomniała o tamtych strasznych wydarzeniach i wybaczyła wszystko chłopom. Ale to nieprawda, nie zapomnieli:
„Myśmy wszystko zapomnieli;
mego dziadka piłą rżnęli…
Myśmy wszystko zapomnieli”.
Gospodarz mu wtóruje i dodaje do tego:
„Mego ojca gdzieś zadźgali,
gdzieś zatłukli, spopychali;
kijakami, motykami
krwawiącego przez lud gnali…
Myśmy wszystko zapomnieli”.
Pan Młody mówi też o zawiłości losów ludzkich i nieprzewidywalnej kolei wydarzeń:
„(…) myśmy wszystko zapomnieli:
o tych mękach, nędzach, brudzie;
stroimy się w pawie pióra”.
Gospodarz mówi Panu Młodemu o swojej wierze w lud i drzemiący w nim potencjał, o jego gotowości do walki o niepodległość. Opowiada, że czeka tylko na odpowiedni moment...
Scena 31
Gospodarz, Ksiądz
Ksiądz wypija „strzemiennego” z Gospodarzem, ponieważ ma zamiar opuścić wesele. Właściciel chaty proponuje wspólne odśpiewanie kurdeszu, czyli staropolskiej piosenki biesiadnej:
„Kurdesz nad kurdeszami”.
Scena 32
Haneczka, Jasiek
Młodzi robią sobie przerwę w tańcu, ponieważ Haneczka nie ma już sił i musi odpocząć. Jasiek pyta, czy panna będzie chciała z nim jeszcze później hulać, na co Haneczka odpowiada:
„Jeszcze będę tańczyć z Jaśkiem”.
Scena 33
Kasper, Jasiek
Kasper bierze Jaśka na stronę i dzieli się z przyjacielem swoimi spostrzeżeniami o pannach z miasta. Uważa, że panienki się w nich podkochują. Z kolei niedowierzający i sceptyczny Jasiek uważa, że po prostu robią sobie z nich żarty. Obaj w końcu uznają, że skoro u druhen cieszą się nie lada powodzeniem - skupią się na nich.
Scena 34
Jasiek
Jasiek śpiewa piosenkę o pragnieniu posiadania majątku.
Scena 35
Pan Młody, Radczyni
Pan Młody próbuje przekonać swoją ciotkę - Radczynię, do autentyczności swojej miłości do wsi. Argumentuje wybór obecnego życia zakłamaniem i szarym życiem w mieście. Radczyni pozostaje niewzruszona i sceptyczna:
„Mego zdania to nie zmienia”.
Scena 36
Poeta, Rachel
Poeta wypytuje Rachelę, czy zdarzyło się jej kiedyś zakochać w chłopie. Dziewczyna mówi, że czuje duży pociąg do chłopów, ale dodaje też:
„(…) lecz być musi ładny chłopiec.
Powrót, powrót do natury”.
W dalszej rozmowie Rachela podkreśla różnice między nią a jej ojcem:
„Interesujące, co?
Wyzysk, handel, ja i on - ?”.
Poeta zauważa miłość Żydówki do poezji i pyta, czy sama kiedyś tworzyła. Dowiaduje się po chwili, że woli nie pisać wcale, niż pisać słabo. Rachel widzi wszędzie zaklętą poezję:
„(…) kędy spojrzę, to widzę
poezję żywą, zaklętą
tę świętą”.
Jest to kolejna z młodopolskich cech dziewczyny, dostrzegającej poezję w najprostszej czynności i rzeczy. Dziewczyna zapowiada rychłe opuszczenie wesela. Mówi Poecie, że będzie szła przez sad, gdzie krzewy róż owinięte są w chochoły. Pojawia się motyw chochoła jako symbol odrodzenia:
„Jeśli kto ma zapach róż;
owiną go w słomę zbóż,
a na wiosnę go odwiążą
i sam odkwitnie”.
Rachela zapowiada, że pochyli się nad chochołem i tak mu się zwierzy:
„(…) wyznam, jakich się herezji
nasłuchałam; jak się jęto kąsać, gryźć
mnie, com przyszła zakochana! -
Zmówię chochoł, każe przyść
do izb na wesela, tu -
może uwierzycie mu
że prawda, co mówi Rachela”.
Mówi, więc Poecie, że zaprosi chochoła na przyjęcie. Jej rozmówca dopiero wówczas poznaje imię dziewczyny i natychmiast się nim zachwyca:
„(…) imię pani tak liryczne…”.
Rachela staje się inicjatorką wydarzeń fantastycznych, mówiąc:
„(…) zaproście tu na Wesele
wszystkie dziwy, kwiaty, krzewy,
pioruny, brzęczenia, śpiewy…”,
na co Poeta krzyczy:
„(…)chochoła !”.
Żydówka zawija na szyi szal i wychodzi.
Scena 37
Poeta, Panna Młoda
Poeta twierdzi, że dziś może spełnić się każde życzenie szczęśliwej Panny Młodej i proponuje jej: „(…) panno młoda - zaproś gości
tych, którym złe wciórności
dopiekają - którym źle -
których bieda, Piekło dręczy,
których duch się strachem męczy,
a do wyzwolenia się rwie”.
Panna Młoda nie wie, po co miałaby to robić.
Scena 38
Poeta, Panna Młoda, Pan Młody
Pan Młody, który także jest poetą, mówi:
„Ja szczęśliwy, do gospody
sprosiłbym tu cały świat:
takim rad, takim rad”.
Poeta proponuje więc, by zaprosił chochoła skrytego za oknem w sadzie, na co mężczyzna wybucha śmiechem:
„Cha, cha, cha - cha, cha, cha,
przyjdź chochole,
na Wesele,
zapraszam cię ja, pan młody,
wraz na gody
do gospody!”.
Cała trójka zaczyna się śmiać i wykrzykiwać raz za razem zaproszenia dla chochoła. Pan Młody proponuje także:
„Sprowadź jeszcze, kogo chcesz”.
AKT 2
(świeczniki pogaszone; na stole mała lampka kuchenna)
Scena 1
Gospodyni, Isia
Gospodyni, jako że zbliża się północ, chce położyć dzieci spać, lecz jej córeczka nie zamierza jeszcze opuszczać towarzystwa i prosi matkę o odrobinę czasu na zabawę, ponieważ chce zobaczyć oczepiny:
„Nie, nie póde, matusiu,
zaroz bedom cepiny,
muse widziec cepiny,
matusieńku, matusiu,
ino dziś, ino dziś”.
Mimo tak gorących próśb matka kładzie ją jednak spać. Potem woła do pokoju Kliminę i prosi o przyniesienie lamp łojowych.
Scena 2
Gospodyni, Isia, Klimina
Klimina zapowiada oczepiny:
„Juz cepiny, juz cepiny,
podciez tam, podciez juz,
na męzatki szyćkie mus”.
Gospodyni z Kliminą wychodzą z izdebki, pozostawiając Isie samą, bawiącą się lampą.
Scena 3
Isia, Chochoł
Isi ukazuje się Chochoł, który pyta dziewczynkę:
„Kto mnie wołał
czego chciał - ”
i zapowiada przybycie zaproszonych przez siebie innych zjaw i upiorów:
„(…) przyjedzie tu
gości wiele”.
Isia jest przerażona widokiem niezwykłego gościa. Chochoł prosi, by powiedziała swojemu ojcu o przybyciu nowych biesiadników. Isia wcale go nie słucha i krzyczy:
„A ty mi się przepadaj,
śmieciu jakiś, chochole,
huś ha, na pole!”.
Chochoł spokojnie dalej prosi dziewczynkę o powiadomienie rodziców o swoim przybyciu, ale ona ciągle krzyczy i próbuje go przegonić. Chochoł odpowiada małej:
„Ubrałem się, w com ta miał,
sam twój tatuś na mnie wdział,
bo się bał, bo się bał,
jak jesienny wicher dął,
zaś bym zwiądł, róży krzak,
a tak, tak, a tak, tak,
skądże bym ja sam to wziął…”
Dziewczynka, wciąż nie zwraca uwagi na słowa chochoła i próbuje go wygonić. Chochoł pyta po raz ostatni:
„Kto mnie wołał
czego chciał”.... Scena 4
Marysia, Wojtek
Wojtek jest już wyraźnie zmęczony tańcem i huczną muzyką, mówi żonie:
„(…) i tak mi się uwidniło,
że lazom koło nos cienie…”.
Marysia prowadzi go do alkierza, by tam mógł się przespać.
Scena 5
Marysia, Widmo
Widmo (dawny kochanek Marysi, przybywający z zaświatów po swoją kochankę - motyw romantyczny) ukazuje się Marysi. Dawna para wspomina, jak bardzo kiedyś się kochali i jak mieli się pobrać. Marysia zauważa:
„Mróz jakisi od wos wionie,
zimnem ubiór dmie”.
Choć Widmo wyznaje, że ciągle żywi do Marysi wielką miłość, ta zarzuca mu:
„(…) czekałam cie długo, długo
i nie doczekałam sie”.
Dziewczyna chce poznać wszystkie szczegóły obecnego bytowania zjawy:
„Kaś ty jest, kajś ty jest,
gdzie ty mieszkasz, gdzie?”.
Postać wyjawia, że już nie żyje:
”(…) ażem gdzieś w ziemię wpad,
gdzie mnie toczy gad”.
Marysia jest tym zaszokowana. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej dawny ukochany już opuścił ziemski świat:
„O mój Boze Boze mój,
to juz ciebie tocy gad”.
Widmo utrzymuje jednak, że nadal tli się w nim życie:
„(…) żywie Duch, żywie Duch”.
Wyjawia też, że przybył na wesele, ponieważ został na nie zaproszony.Marysia pyta o miejsce jego pochówku, po czym zasłania ręką twarz w rozpaczy. Widmo ujmuje jej rękę i odsłania oblicze kobiety. Zjawa wspomina przeszłe czasy:
”(…) czy pamiętasz jeszcze dzień,
jak nas gruszy cienił cień,
tu w tym sadzie, na zieleni,
śród południa, śród promieni,
przy mnie stałaś: w dłoni dłoń (…)”.
Proponuje Marysi ostatni taniec:
„Potańcujmy raz dokoła,
potem zaś znów mus mnie iść”,
Kobieta zgadza się. Widmo prosi, by przytuliła go do swej piersi, ale wzbudza to w niej obrzydzenie i lęk:
„Nie chytaj sie moich wstąg,
taki wieje trupi ciąg”.
Gdy postać zaczyna znikać, rozdarta wewnętrznie Marysia woła rozpaczliwie:
„Stój, ach, stój!”.
Scena 6
Marysia, Wojtek
Wojtek, usłyszawszy krzyk żony, podbiega do wystraszonej. Gdy zauważa, że jest bardzo blada i roztrzęsiona, ta wyjaśnia swój stan chłodem panującym w izbie. Gdy z kolei pyta o rumieńce na jej policzkach, ta odpowiada:
„Z twojego patrzenia;
przytul mnie, Wojtecku, do siebie,
wole ciebie, wole ciebie”.
Wojtek przytula ją mocno i nuci jej do ucha przyśpiewkę
Scena 7
Stańczyk, Dziennikarz
Dialog, jaki zrodził się między Dziennikarzem a kolejną zjawą - Stańczykiem, można śmiało nazwać konfrontacją ucznia ze swoim mistrzem (bowiem Stańczyk uchodził w ówczesnych czasach za symbol politycznej mądrości, a także był utożsamiany z poglądami konserwatywnymi). Stańczyk uosabia mit, a Dziennikarz jest reprezentantem rzeczywistości. Dziennikarz uznaje błazna za wielkiego męża, nazywa go nawet „Ojcem”. Stańczyk zaczyna rozmowę od ataku na obecną inteligencję:
”(…) błaznów coraz więcej macie,
nieomal błazeńskie wiece”.
Dziennikarz żali się, że w społeczeństwie polskim z każdym dniem gaśnie wola działania w narodowej sprawie, że brakuje pomysłów na odzyskanie niepodległości:
„Trzeba by do służby narodu
błaznów całego zastępu;
palą się hajduki w męce, z własnego bolu się śmieją;
gasną świece narodowe,
okropne rzeczy się dzieją,
śmiechem i szyderstwem biegu
obudzić, ośmielić zdolne
serce spodlone, niewolne,
które naszą krew zaprawia”.
Stańczyk natychmiastowo ripostuje, zarzucając dziennikarzowi:
„A wolicie spać”.
Na co ten przyznaje rację i opowiada o swej działalności, czyli pisaniu artykułów „usypiających” naród:
„Usypiam duszę mą biedną
i usypiam brata mego;
wszystko jedno, wszystko jedno,
tyle złego, co dobrego,
okropne rzeczy się dzieją”.
W dalszej konwersacji Stańczyk karci Dziennikarza, że zamiast działać, ciągle narzeka i rozpamiętuje błędy i grzechy przodków. Mężczyzna usprawiedliwia się:
„Wina ojca idzie w syna;
niegodnych synowie niegodni (…)”
W tym momencie pojawia się motyw narodowej odpowiedzialności za winy przodków. Dalej Dziennikarz żali się błaznowi, mówiąc o swojej słabości:
„Rozbrat wieczny
duszy z ciałem, ciała z duszą;
w nim się słabi kruszą -
miecz do walki obosieczny -
myśmy słabi. - Wielkość gniecie (…)”
Stańczyk po raz kolejny ironizuje i demaskuje słabość Dziennikarza, błazen zarzuca, że ten za dużo rozprawia o zmarłych:
„Tyle żalów o nieswoje!?
A cóż tobie niepokoje
tych, co w grobach leżą?”
Po czym oskarża go o przyczynienie się do pogrążenia narodu polskiego w żałobie i marazmie, zamiast uświadamiać mu siły.
Za symbol narodowej potęgi Polaków Stańczyk uznaje Dzwon Zygmunta:
”Dzwon królewski: -
Siedziałem u królewskich stóp,
królewski za mną dwór
(…)
Patrzali wszyscy w górę,
a dzwon wschodził -
zawisnął u szczytów
i z wyżyn się rozdzwonił:
głos leciał, polatał,
kołysał się górnie,
wysoko, podchmurnie -
a tłum się wielki pokłonił.
Pojrzałem na króla,
a król się zapłonił...
Dzwon dzwonił”.
(Opis ten jest inspirowany obrazem Jana Matejki „Zygmunt Stary słuchający dzwonu”)
Stańczyk wspomina o wstydzie za obecnie rządzących Polską:
”(…) sromota, sromota, wstyd
palący wstyd”.
Między rozmówcami dochodzi do kłótni. Stańczyk nazywa Dziennikarza „Puszczykiem”, nie pozwala mu szargać świętości (Dziennikarz wcześniej nazwał obraz Matki Boskiej Częstochowskiej „malowanką Częstochowską w koronie”:
„(…) ale Świętości nie szargać,
bo trza, żeby święte były,
ale Świętości nie szargać:
to boli”.
co jest to bardzo typowym zachowaniem konserwatystów). Dziennikarz nazywa siebie „Tragediante” (aktorem dramatycznym, tragicznym), na co Stańczyk określa go mianem „Commediante” (komediantem). Błazen wręcza swojemu rozmówcy kaduceusz:
”Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć”
(Kaduceusz to laska, stanowiąca atrybut Hermesa, którą uśmierzał spory i godził wrogów). Dziennikarz zdaje sobie sprawę, że nie pasuje do konserwatystów i zaczyna rozumieć, dlaczego nazywają go samego błaznem w towarzystwie krakowskim:
„Tu moje rozstajne drogi;
ty mój Duch-zły - demon, Szatan;
błazeństwem ja z tobą zbratan,
byłem ci duszą poswatan,
nim dusza stała się trup; -
a teraz mi pachnie grób,
czuję trąd”,
Żałuje, że jego działalność nie podrywa narodu do walki, lecz usypia go w bezczynności.
Ma za złe sobie i Stańczykowi, że związali się ze środowiskiem konserwatystów:
”Serce miałem kiedyś młode,
porwałeś mi serce młode,
wlałeś jad goryczny w krew.
Nie widzę, nie widzę dróg,
zaćmił mi się Bóg...”.
Stańczyk żegna go słowami:
„Kłam sercu, nikt nie zrozumie,
hasaj w tłumie!
Masz tu kaduceus, chwyć!
Rządź!
Mąć nim wodę, mąć!”.
Mącenie wody rozumiane jest w tym kontekście jako dalsze dezorientowanie narodu i skłócanie społeczeństwa....
Scena 8
Dziennikarz, Poeta
Poeta podchodzi do Dziennikarza i pyta, czy coś się wydarzyło. Dziennikarz opowiada o swoim spotkaniu ze Stańczykiem oraz zwierza się Poecie, że ma już dość takiego życia, że czuje się spętany:
”(…) więżą mnie konwenansowe szpangi”.
Dalej zastanawia się głośno:
”Czy my mamy prawo do czego?!!
Czy my mamy jakie prawo żyć…”.
Nazywa Polaków motylami w niewoli, uważa też, że kraj gnije w obecnym położeniu. Gdy Poeta próbuje go uspokoić, słyszy zarzuty pod swoim adresem i rodzaju sztuki, którą uprawia:
„Poezjo! - tyś to jest spokojną sjestą;
chcesz mnie uśpić, znieczulić, zniewolić,
byle słówka nie wyrzec goręcej.
(…)
A! ta muzyka tak brzęczy,
jak z ula dzwonienie pszczół -
a my jak szerszenie:
to mi się rzuca do garła
ta duża wesołość narodowa,
to mi się rozszerza głowa
szumem, gwarnością, zawrotem
i nawet mi jest wstrętny ból”.
Dziennikarz nie wytrzymuje i wychodzi na dwór, gdzie może ochłonąć.
Scena 9
Poeta, Rycerz
Kolejna zaproszona zjawa - Rycerz - chwyta wyciągniętą w kierunku Dziennikarza dłoń Poety. Przerażony artysta próbuje się wyrwać i krzyczy, ale w końcu ulega gościowi. Rycerz wzywa Poetę:
„Na koń, zbudź się, ty żak,
ty lecieć masz jak ptak!
Bioręć w pętle!”.
Po tych słowach związuje mu ręce i przedstawia się, grzmiąc:
„Ja Moc(…)”
Poeta, krzycząc w niebogłosy, próbuje w ten sposób uwolnić się od Rycerza, który zachowanie to kwituje słowami:
„Ty mój !”.
Artysta zdaje sobie w końcu sprawę, że Rycerz to produkt jego wyobraźni:
„Głos jak marzeń moich piastun;
Rycerz, Widmo, urojenie
Przyoblekło szatę żywą”.
Rycerz oznajmia mu, że przybywa z zaświatów niosąc Polakom oręż do walki. Przypomina dawną świetność kraju i nawołuje do ponownego wskrzeszenia jego potęgi.
Oto, jak Rycerz wspomina czasy, w których żył - czasy Jagiellonów:
„Na głos mój ty będziesz drżał:
Grunwald, miecze, król Jagiełło!
Hajno się po zbrojach cięło,
a wichr wył i dął, i wiał;
stosy trupów, stosy ciał,
a krew rzeką płynie, rzeką!”.
Waleczna zjawa wyraża swą gotowość do rzucenia się w wir walki i poprowadzenia w niej Polaków:
„Z pobojowiska
zbroica się w skibach przebłyska,
żelezce, połamane groty,
drzewce powbijane do ciał,
z trupów zapora, z trupów wał,
rycerski zgotowiony stos:
Ofiarnica -
tam leć - tam chodź, tam leć!!!”.
Poeta słysząc te słowa, zaczyna płakać. Zdaje sobie sprawę, że nie ma dla niego miejsca w walce, na polu bitwy. Rycerz próbuje wymusić na nim przysięgę, że ten odda mu swą duszę, lecz Poeta nie ugina się pod naporem nacisków i zjawa znika.
Scena 10
Poeta, Pan Młody
Pan Młody jest świadkiem „przemiany” Poety, wypowiadającego o swojej dotychczasowej twórczości takie słowa:
„(…) Niedołęga
byłem - a dzieła to mitręga
próżna - mgła nic nie warta”.
Metamorfoza polega na tym, że Poeta, zrozumiawszy słowa Rycerza, odnajduje miejsce dla siebie na „polu boju”:
„Teraz naraz się koło mnie zapaliło
i gorę - i piersi się palą (…)”
Pan Młody nie do końca rozumie słowa Poety i pyta, czy naszło go natchnienie na napisanie sonetu, na co ten odpowiada:
„Nie - przewiduję inszą zabawę;
poczułem na szyi arkan -
Polska to jest wielka rzecz:
podłość odrzucić precz,
wypisać świętą sprawę
na tarczy, jako ideę, godło
i orle skrzydła przyprawić,
husarskie skrzydlate szelki
założyć,
a już wstanie któryś wielki,
już wstanie jakiś polski święty”.
Poeta chce za pomocą swojej twórczości pobudzić naród do walki (ma tylko nadzieję, że z przybyciem poranka nie straci zapału do tego zadania).
Scena 11
Pan Młody, Hetman, Chór
Chór wita kolejną zjawę - znanego z konfederacji targowickiej hetmana Braneckiego i prosi go jednocześnie o datek. Hetman nie szczędzi swojego złota, na co Chór reaguje:
„Pali pieniążek moskieski?”.
Jest to aluzja do zdrady, jakiej dopuścił się na w stosunku do Polski Hetman, który współpracował z Carem. Branecki odpowiada, że za swoje grzechy smaży się teraz w piekle, które opisuje tak:
„(…) diabły moją piją krew;
szarpają mi pierś, plecyska
psy zjawiska, łby ogniska;
szarpają, sięgają trzew!”.
W tym momencie zjawę rozpoznaje Pan Młody....
Scena 12
Pan Młody, Hetman
Branecki opowiada o mękach, które przechodzi od stu lat: Diabły co noc pakują mu niecki złotem i krzyczą:
„(…) panie Branecki
nie żałuj”.
Pan Młody twierdzi, że choć Hetman był łotrem za życia, a teraz jest w piekle, to i tak ma więcej szczęścia, ponieważ mógł żyć w wolnej Polsce. Nie widzi żadnego ratunku dla ojczyzny. Hetman nie słucha tych uwag. Nie podoba mu się fakt ożenku Pana Młodego, bądź co bądź, szlachcica, z chłopką:
„Czepiłeś się chamskiej dziewki?!”.
Branecki jest też oburzony zamartwianiem się wrażliwego mężczyzny losami kraju. Komentuje to w ten sposób:
„Asan mi tu Polski nie żałuj,
jesteś szlachcic, to się z nami pocałuj,
jesteś wolny!”.
Pan Młody odpowiada Hetmanowi:
„Bierz cię diabli”.
Scena 13
Pan Młody, Hetman, Chór
Kolejna wymiana zdań między Hetmanem a Chórem, której świadkiem jest Pan Młody. Chór domaga się jak najgorszych kar dla Braneckiego, a ten przekornie wykrzykuje co jakiś czas:
„(…) sursum corda*, wiwat Car!”
* - w górę serca!
Scena 14
Pan Młody, Dziad
Pan Młody opowiada Dziadowi o wydarzeniach, których właśnie był świadkiem:
„(…) ty Diabły, ze samego Piekła,
włóczyły przede mną człowieka,
ach, powietrza, tchu…”,
Powiedziawszy to, wychodzi na świeże powietrze, pozostawiając Dziada samego.
Scena 15
Dziad, Upiór
Dziadowi ukazuje się Upiór i który wita go słowami:
„Przyjacielu, przyjacielu…”
Dziad jest przerażony, próbuje przegonić zjawę. Upiór nie zwraca na to uwagi i prosi o wodę do obmycia. Zalękniony starzec zauważa krew na jego ubraniu i włosach. Upiór nuci sobie pod nosem piosenkę ludową pt. „A stało się to w Zapusty”, która opowiada o wydarzeniach rabacji galicyjskiej. Dziad ponownie próbuje przegonić zjawę, która w pewnym momencie przedstawia się:
„(…) ja Szela!!
Przyszedłem tu do Wesela,
bo byłem ich ojcom kat,
a dzisiaj ja jestem swat!!”.
Upiór nazywa Dziada „bratem” i ponownie prosi o kubeł wody (krew z niego ścieka na podłogę), lecz ten nie ma zamiaru mu usługiwać i po raz kolejny przegania nieproszonego gościa. Niezrażający się nieprzyjemnym powitaniem Upiór zapowiada, że ma zamiar pozostać na weselu:
„(…) na Wesele, na Wesele,
podź tańcować, bośmy brać”.
Scena 16
Kasper, Kasia, Jasiek
Choć Kasper z Kasią, między którymi rodzi się uczucie, próbują zostać sami - przeszkadza im w tym Jasiek. Para najpierw próbuje wysłać go do stodoły, lecz bezskutecznie. Dopiero zachęcenie, by poszedł po wódkę, dało pożądane rezultaty. Kasia i Kasper zostają sami.
Scena 17
Kasper, Kasia
Kasper nalega, by Kasia zechciała z nim jak najszybciej opuścić gospodę i udać się gdzieś, gdzie nikt im nie będzie przeszkadzał. Kasia kokietuje go, mówiąc, że zgubiła gdzieś wstążkę do wiązania spódnicy. Kasper jeszcze bardziej nalega na opuszczenie przyjęcia. Nuci jej pioseneczkę:
„Ino mi się nie broń dziś,
jutro mozes sobie iść”.
Scena 18
Kasper, Kasia, Nos
Para natyka się na Nosa, który proponuje Kasprowi zamianę: da mu butelkę wódki i kieliszek w zamian za możliwość pocałowania Kasi. Ponieważ młodzian przystaje na taką zamianę, Kasia nie jest zadowolona. Odpędza od siebie Nosa, który grzecznie ją przeprasza i odchodzi. Kasper zauważa, że butelka, którą dał mu Nos, jest pusta. Mówi:
„Cało flaszke bestia schloł”.
Scena 19
Panna Młoda, Pan Młody
Panna Młoda nie ma już sił tańczyć, ale nie może sobie pozwolić na odpoczynek, bo w przyszłości może żałować, że nie tańczyła przez całe wesele. Mówi, że: „(…) mi nie trza doktora,
ino tańca”.
Pan Młody uspokaja ją, że jeszcze zdążą się wytańczyć, bo wesele potrwa nie tylko do rana, ale i cały kolejny dzień. Żona stwierdza, że przyjęcie powinno trwać tak długo, jak długo starczy jedzenia. Pan Młody prosi ją o pocałunek na szczęście. Obiecuje, że szczęście ich nie ominie w życiu, roztacza przed nią wizję własnego dworku, pod którego oknami zasadzi brzózki, na co ukochana daje po raz kolejny przykład rozsądku, mówiąc:
„Brzoza straśnie sybko pusco,
het ściany we trzy roki ocieni”.
Mężczyzna dalej fantazjuje, oczami wyobraźni już widzi, jak:
„Będziemy se siedzieć w zieleni,
będziemy se siedzieć w maju,
w kwitnącym sadzie”.
Kobiecie podoba się taka wizja przyszłości.
Scena 20
Dziennikarz, Zosia
Para ponownie się spotyka. Dziennikarz widząc, że Zosia jest zmęczona ciągłym tańcem z chłopami, pyta:
„I cóż? chłopy pani nie brzydną?”,
Dziewczyna odpowiada bez przekonania, że nie. Zauważa, że bratanie się inteligencji miejskiej z chłopstwem nie wychodzi najlepiej, ponieważ ciągle czuć niechęć i brak zaufania jednych do drugich. Podsumowuje swój wywód:
„(…) muru głową nie przewiercę (…)”.
Potem oznajmia, że czuje ból, gdy widzi jak traktowani są chłopi przez miastowych na weselu (porównuje tą sytuację do sytuacji w całym kraju). Dziennikarz uważa, że dziewczyna z każdym tańcem coraz bardziej przechodzi na stronę mieszkańców wsi, ale ona zaprzecza, zapewniając, że nie nadaje się na żonę dla chłopa, ale jednocześnie dostrzegając sens swojej postawy na weselu:
„(…) myślę, panie redaktorze,
że tam, w tej wiejskiej komorze,
w półblasku kuchennej lampy,
że tam mój taniec coś znaczy”.
Dziennikarz jednak pozostaje bardzo sceptyczny w tej kwestii:
„Ja się patrzę, lubię i nie wierzę (…)”.
Za to podoba mu się Zosia.
Scena 21
Poeta, Rachel
Niespodziewanie do gospody powraca Rachela. Mówi Poecie o przeczuwanych dziwnych rzeczach. Wyznaje, że wróciła, ponieważ przez drogę przeszła jej jakaś dziwna osoba… Zauważa też, że zerwał się straszny wicher. Poeta dzieli się swoim spostrzeżeniem:
„Ktoś wyrwał krzew różany (…)
No ten chochoł”.
Artysta przyznaje, że to ich wina, bo to oni w poetyckim uniesieniu zapraszali chochoła i innych jego przyjaciół na wesele. Rachel zauważa pewną zmianę w weselnej gospodzie:
„W powietrzu atmosferyczna zmiana:
chata stała się rozkochana
w polskości - właściwa skala:
żar, co się duchem udziela,
co się na powietrzu spala
jak garść lnu”.
W tym miejscu chata bronowicka jest symbolem całej Polski. Poeta z Rachel zachwycają się prastarymi siłami, które owładnęły gospodą. Kobieta przewiduje, że tej niezwykłej nocy ich oczy zobaczą niezwykłe rzeczy, na co Poeta krzyczy:
„Chodźmy patrzeć!”...
Scena 22
Gospodarz, Kuba
Kuba przybiega do Gospodarza i ogłasza, że na podwórze wjechał na wielkim koniu jakiś pan. Gospodarza nakazuje, by pracownik odprowadził zwierzę tajemniczego przybysza do stajni i je nakarmił. Kuba tak opisuje przybysza:
„ (…) ubiory na nim czerwone,
siwa broda a lira u siodła (…)”.
Jest zachwycony wyglądem nowego gościa, mówi, ze nigdy takiego Polaka nie widział.
Wraz z Gospodarzem wychodzą z lampą na dwór na powitanie.
Scena 23
Gospodarz, Gospodyni, Kuba
Gospodarz idzie do alkierza, gdzie jego żona już zasypia, i oznajmia jej, że przybył:
„ (…) jakiś jakby wielki gość…”.
Gospodyni ma już dość tańców i hałasu i nakazuje mężowi, by zamknął drzwi do izdebki i przyjmował gościa sam. Mąż pokornie zamyka drzwi, nie mogąc doczekać się spotkania.
Scena 24
Gospodarz, Wernyhora
Przybysz wita Gospodarza po imieniu:
„Sława, panie Włodzimierzu,
zjechałem tu gość”.
Gospodarz tłumaczy, że jego żona się jeszcze stroi, ponieważ kładła dzieci spać. Mężczyzna wielokrotnie powtarza, że Gospodyni jest w alkierzu, co świadczy o karności i uległości wobec małżonki. Gość prosi, by dał już spokój i usiadł z nim do rozmowy:
„Pomówmy o Przymierzu”.
Przymierze, o którym mówi jeździec, jest nawiązaniem do tematyki powstańczej. Tajemnicza zjawa zdradza, że przybywa z dalekich kresów i podaje przyczyny swego przyjazdu na bronowickie wesele:
„Z daleka, a miałem blisko
i wybrałem Weselisko,
boście som tu jakoś wraz,
i wybrałem Ichmość Mości
dom, gdzie ludzie sercem prości”.
Opowiada, że pytał o drogę do domu Włodzimierza, na co Gospodarz przypomina sobie, że dobiegały go głosy od okolicznych mieszkańców, że ktoś go szuka. Podaje przekazany mu opis osoby pytającej o drogę:
„(…) że pan stary, że Dziad stary,
że Dziad z lirą, brodą siwą…
Ot, dziadzisko z siwą brodą”.
Gospodarz proponuje, że pójdzie po żonę i naleje przybyszowi piwa, ale ten nie zgadza się i nalega, by Włodzimierz (nazywa go po raz kolejny po imieniu) porozmawiał z nim na osobności. Mężczyzna zgadza się i, zapytawszy starego jeźdźca o nazwisko, powoli domyśla się, że nie jest to zwykły gość:
„Ktoś mi znany,
ktoś serdeczny, ktoś kochany,
ktoś, co groźny - dawny, stary,
jak wiek cały…”.
Gość próbuje naprowadzić Gospodarza pytaniami odkrycie tożsamości swego rozmówcy: pyta, czy nie kojarzy mu się z krwawą rzezią, piorunami i dźwiękiem dzwonu, na co mieszkaniec chaty stwierdza, że słyszał jakieś opowieści, „bajki” o takich zajściach. W końcu przybysz przyznaje, że uczestniczył w tych krwawych wydarzeniach, widział to wszystko na własne oczy i ciągle słyszy dźwięk dzwonów (Gospodarz stwierdza, że nie może pamiętać tak odległych czasów, ale słyszał o tych zdarzeniach w bajkach i opowiadaniach weselnych). Przybysz w końcu się przedstawia jako Wernyhora, wywołując tym zachwyt rozmówcy - wykrzykuje, że śnił o tym spotkaniu, że się go spodziewał. Wernyhora mówi, że przybywa z rozkazem składającym się z trzech części. Pierwsza dotyczy rozesłania wici (za ich pomocą przekazywano dawniej zarządzenie o pospolitym ruszeniu na wojnę) przed świtem. Gospodarz jest bardzo szczęśliwy, mówi, że ziściły się jego sny. Wernyhora nakazuje rozesłanie wici w cztery strony. Zachwycony rozmówca przytakuje i mówi, że tak zrobi, ale najpierw poradzi się żony. Wernyhora przerywa i przedstawia drugą część rozkazu - właściciel chaty po rozesłaniu wici ma zgromadzić zdrowych mężczyzn przed kościołem, nakazać im wszystkim klęknąć w kompletnej ciszy i nasłuchiwać odgłosu kopyt:
„(…) od Krakowskiego gościńca”.
Tętent kopyt ma być sygnałem do rozpoczęcia powstania, wtedy też przybędzie sam Wernyhora w towarzystwie Archanioła. Gospodarz jest bardzo podekscytowany i przysięga Wernyhorze, że wypełni rozkazy najlepiej jak potrafi. Zjawa przedstawia mu swoją armię:
„(…) tysiąc koni grudy bije
ze złotymi podkowami!”.
A potem daje mężczyźnie złoty róg, który ma niezwykłą moc:
„Na jego rycerzy głos
potężni się Duch,
podejmie Los”.
Tego podarunku dotyczy trzecia część rozkazu. Gość powtarza jeszcze raz dwa pierwsze elementy przykazania: rozesłanie wici, zgromadzenie ludu pod kościołem i nasłuchiwanie sygnału. Gospodarz obiecuje, że wypełni rozkaz.
Scena 25
Gospodarz, Gospodyni
Pełen zapału Gospodarz wpada do izby, do żony. Pragnie podzielić się z małżonką nowinami, które przyniósł mu tajemniczy gość. Kobieta pyta, czy ma dobre, czy złe wiadomości. Gospodarz odpowiada, że ma tyle nowin, od których huczy mu w głowie. Mężczyzna jest mocno pobudzony, z zapałem chce ściągać szable i flinty ze ścian. Żona uważa, że jej mąż jest chory, i gdy nie pozwala mu biegać po nocy z bronią, ten twierdzi, że musi jak najszybciej wsiąść na koń i wyjechać. Troskliwa kobieta oponuje:
„Jeszcze spadniesz ka do rowu…”.
Gospodarz w końcu wyznaje jej prawdę: że właśnie przybył do nich Wernyhora i powierzył mu świętą misję, a on przysiągł jej wypełnienie. Gospodyni reaguje na te wieści bardzo gwałtownie:
„Widmo z Piekła!
Gwałtu, rety, jesteś chory,
Cosi, gdziesi, kasji, ktosi --
piłeś duza.
Scena 26
Gospodarz, Jasiek
Gospodarz rozkazuje Jaśkowi, swojemu szwagrowi, by ten siodłał konia i wyruszał zwoływać chłopów. Jasiek nie chce teraz nigdzie jechać, boi się zabłądzenie w ciemnej nocy. Gospodarz przywołuje go do porządku i nakazuje:
Przeleć, przeleć w cztery strony;
pukaj w okna, zakrzycz »musi«;
niech tu staną przed świtem,
niech tu staną przed kaplicą
chłopy z ostrzem rozmaitem”.
W końcu udaje mu się zarazić zapałem Jaśka, który ma nie ulegać żadnym pokusom po drodze, tylko skupić się na zadaniu, bo od niego teraz wszystko zależy. Młody chłop otrzymuje także złoty róg, podarunek od Wernyhory. Ma go dobrze przywiązać sznurem i mocno trzymać. Do tego Gospodarz instruuje Jaśka, by wrócił zanim wstanie świt, zadął w róg, a wtedy:
„(…) to się taki wzmoże Duch,
jaki nie był od lat stu”.
Jeszcze raz przestrzega szwagra, by nie zgubił drogocennego przedmiotu:
„Ino nie zgub, bo róg złoty
Bo go zseła Jasny Bóg”.
Gospodarz mówi, że bez dźwięku złotego rogu cały trud pójdzie na marne. Jasiek obiecuje, że go nie zgubi i wybiega, ale po chwili wraca by schylić się po swoją czapkę z pawim piórem, która spadła mu na podłogę. W końcu opuszcza izbę.
Scena 27
Gospodarz, Staszek...
Do Gospodarza zagaduje parobek Staszek, mówiąc, że odkąd odjechał stary, tajemniczy gość, zaczął wiać straszny wicher. Podczas rozmowy okazuje się, że spotkał wcześniej Wernyhorę (wskazał mu drogę do domu Gospodarza). Opowiada też, jak wraz z Kubą próbowali nakarmić konia przybysza oraz o tym, że gdy na konia wsiadł właściciel i odjeżdżał to miała miejsce niewiarygodna rzecz - nagle jeździec wraz z koniem przebili się przez płot i zniknęli, a towarzyszył temu błysk, ogień i łoskot. Staszek wręcza Gospodarzowi złotą podkowę, którą znalazł w miejscu, gdzie Wernyhora zniknął mu z oczu. Właściciel chaty uznał podkowę za wymowny znak:
„Wymowniejsze niźli słowa:
znak widoczny, oczywisty,
że zawitał gość ognisty
na stepowym siwym koniu,
z lirą dzwoniącą u siodła:
orły, kosy, szable, godła!”.
Scena 28
Gospodarz, Gospodyni, Staszek
Gospodarz pokazuje małżonce złotą podkowę, która także uznaje ją za symbol szczęścia, a jednocześnie za piękną rzecz, którą należy jak najszybciej schować. Gospodarz jednak nie słucha się małżonki, uznając, że musi ją pokazać wszystkim zgromadzonym na weselu.
Scena 29
Gospodarz, Gospodyni
Gospodyni uważa, że zgodnie ze zwyczajem, znalezione szczęście należy ukryć, nie można go nikomu pokazywać. Kto tak nie postąpi, ściągnie na siebie nieszczęście zamiast szczęścia. Zirytowany Gospodarz nakazuje jej w końcu wrzucenie podkowy do skrzyni. Jego zdaniem szczęście będzie im potrzebne, ponieważ nadszedł czas, by:
„(…) skończyć nędzę - zacząć dzieła”.
Żona nie rozumie jego słów. Mąż mówi jej, że:
„(…) wszystko było maska podła:
chłopy, pany, pany, chłopy,
szable, godła, herby, kosy,
wszystko było podła maska
farbiona - jak do obrazka:
cały świat zaczarowany”.
Gospodyni uznaje, że jej mąż jest albo chory albo pijany. Gospodarz ponownie poddaje się uniesieniu patriotycznemu i oznajmia, że musi jechać i że zaprzysiągł swą duszę sprawie ojczyzny. Gospodyni wykrzykuje:
„Gwałtu, rety!!!”.
Scena 30
Gospodarz, Gospodyni, Goście z miasta
Goście, zaniepokojeni zachowaniem Gospodarza, pytają jego żony o powód tak nagłego pobudzenia, na co słyszą:
„Ot, szaleje!”.
Mężczyzna wygłasza przemówienie do zebranych gości z miasta, zarzucając im, że przyjeżdżają na wieś tylko po to, by się pobawić, że robią to z nudów. Przypomina, jak było kiedyś, gdy nie istniał fałsz między szlachtą a wsią, a między stanami panowała zgoda. Wtedy stanowili oni siłę, która potrafiła się przeciwstawić wszelkim zagrożeniom Polski, a obecnie strony są zwaśnione. Gospodarz na zakończenie płomiennego przemówienia spluwa na krakusów.
AKT III
Scena 1
Gospodarz
Widzimy Gospodarza, nerwowo chodzącego po gospodzie i niemogącego się uspokoić. Wreszcie kładzie się na zestawionych krzesłach i zaczyna drzemać. W pokoju panuje półmrok.
Scena 2
Gospodarz, Poeta, Pan Młody, Gospodyni, Panna Młoda
Poeta stwierdza półgłosem, że Gospodarz po prostu się upił, na co ten (jeszcze nie usnął) odpowiada, że nie ma najmocniejszej głowy do picia. Upojony mężczyzna nie daje się położyć do łóżka. Nos jest także bardzo pijany, wygłasza swoje dekadenckie mowy, w których kreuje się na znudzonego życiem indywidualistę na kształt Przybyszewskiego. Ponadto twierdzi, że pije, bo musi, wtedy czuje, że ma serce. Do tego stwierdza, że:
Chopin gdyby jeszcze żył,
toby pił”.
Nos układa się do snu na kanapie. Gospodarz majaczy jeszcze o wielkim panie, który ma do nich przybyć. Jego żona tymczasem go bezskutecznie prosi o położenie się do łóżka (musi czekać na Wernyhorę). Mężczyzna życzy Nosowi dobrej nocy i nazywa go swoim przyjacielem. Ten, układając się na sofie, opowiada Panu Młodemu jak się upił i, że przez to stracił szansę na względy Morawianki, z którą tańczył. Gospodyni i Panna Młoda proszą Poetę i Pana Młodego, by ci pozwolili spać Gospodarzowi i Nosowi. Młodsi panowie ciągle rozważają o mocy i tajemnicy snów, aż w końcu zostają wygonieni przez chcących już spać Gospodarza i Nosa. Ci dwaj ostatni zostają sami w izbie i zasypiają.
Scena 3
Czepiec, Muzykant
Czepiec jest wściekły na Muzykanta, że ten ucina sobie drzemkę zamiast grać. Zarzuca mu, że zapłacił za to, by ten grał oraz grozi, że pobije wszystkich śpiących muzyków.
Muzykant odpowiada:
„Szóstke-ście dali,
juześmy wom przegrali (…)”.
Zamożny chłop nie myśli ustępować i ciągle ma pretensje.
Scena 4
Czepiec, Czepcowa
Czepcowa próbuje uspokoić męża. Uważa, że jest na tyle pijany, że powinien już iść do domu się przespać. Mąż odpowiada żonie:
„Caf się, babo - jo pijany?
Szuruj do domu!”.
Pijany ponownie zaczyna grozić pobiciem skrzypków, jeżeli ci nie zaczną grać.
Scena 5
Czepcowa, Gospodyni
Czepcowa i Gospodyni podsumowują dobiegające końca wesele. Uznają je za udane i pochlebnie wyrażają się o gościach z miasta, którzy doskonale się bawili.
Scena 6
Rachel, Poeta
Rachela wraca z sadu, gdzie zachwycała się poetyckością natury. Kobieta żali się Poecie, że będzie jej smutno samej, na co ten proponuje, żeby zaglądała częściej do miasta, a smutek topiła w literaturze.
Scena 7
Haneczka, Pan Młody
Haneczka dziękuje bratu za mile spędzony czas na weselu. Opowiada o przetańczonych wielu godzinach. Oburzenie Pana Młodego wzbudza wyznanie, ze Haneczka zauroczyła się drużbą. Tłumaczy, że on, jako poeta, ma prawo zakochać się w wieśniaczce, ale jego młodszej siostrze nie przystoi całować się z chłopami. ...
Scena 8
Poeta, Maryna
Poeta prawi komplementy Marynie, uznając, że wygląda pięknie, gdy jest sama. Zastanawiają się razem nad fenomenem tak udanego wesela. Poeta uznaje, że wszyscy stali się aniołami na tę jedną noc, na co Maryna obawia się, że zaraz będzie trzeba wyjeżdżać i z pierwszym uderzeniem bata zniknie ich anielstwo i wszystko będzie jak dawniej. Dziewczyna mówi, że słyszała rozmowę chłopów o Polsce i przez to uwierzyła w ich szczere intencje i troskę o kraj:
„- wysłuchałam
mówili o Polsce chłopi
i mówili wcale rozsądnie i szczerze:
że tego, tamtego trzeba bić,
że się nie trzeba dać, że trzeba jakoś żyć”
Poeta mówi o niezdrowej rywalizacji między stanami:
„Oni i my - my i oni,
na wyścigi - kto kogo przegoni!”.
Maryna twierdzi, że wyczuwa jakąś przemianę w polskiej naturze, na co mężczyzna wyznaje, że sam czuje się przemieniony, czuje ciężar na duszy, odpowiedzialność. Gdy dziewczyna proponuje, by wyszedł do sadu ochłonąć, Poeta odmawia, odpowiadając, że w sadzie czuje się jeszcze dziwniej.
Scena 9
Czepiec, Kuba
Czepiec kontynuuje swoją kłótnię z muzykami. Tym razem próbuje go uspokoić Kuba. Parobek wyjawia, że Gospodarz ma za zadanie poprowadzenie pospolitego ruszenia. Czepiec nie może uwierzyć, że to właśnie właściciel chaty ma tego dokonać. Parobek wyjawia, że ze śpiącym właśnie Gospodarzem spotkał się znakomity pan i wydał mu właśnie taki rozkaz (mówi, że podsłuchiwał ze Staszkiem całą rozmowę). Opowiada o tajemniczym zniknięciu Wernyhory i jego ostatnich słowach:
„(…) bić Moskali!”.
Czepiec dopytuje się o dziwną postać i dowiaduje się, że pochodzi ona z Ukrainy, jest okropnie bogata. Początkowo nie wierzy rozmówcy. Argumentem, który go przekonuje, jest opowieść o podkowie ukrytej przez Gospodynię w skrzyni. Rozochocony chłop udaje się z Kubą do swojego domu.
Scena 10
Czepiec, Dziad
Czepiec wpada w drzwiach na Dziada, który informuje go o wielkim poruszeniu we wsi wywołanym przez Jaśka.
Scena 11
Czepiec, Gospodyni
Czepiec wypytuję Gospodynię, czy mąż zdradził jej jakieś szczegóły rozmowy z tajemniczym siwobrodym. Ona twierdzi, że niczego nie zrozumiała z tego, co mówił Gospodarz zanim zasnął, ale na pewno nie było to nic mądrego.
Scena 12
Radczyni, Dziennikarz
Radczyni wypowiada się o charakterze pracy dziennikarskiej, uważając to zajęcie za bardzo poważne i wyrażając swe niezadowolenie, gdy dziennikarz tak mówi o swoim przybyciu na wesele:
„Rad jestem
od głupstwa oderwać się chwilę”.
Mężczyzna przekonuje ją, że jego praca nie jest do końca poważna. Mówi, że nie pisze prawdziwych opinii w swej gazecie oraz, że nudzi go życie w mieście i, o dziwo, dobrze czuje się na tym wiejskim weselu.
Scena 13
Radczyni, Panna Młoda
Radczyni bardzo wątpi w szczęśliwą przyszłość państwa młodych, nie wyobraża sobie, o czym będą rozmawiali, gdy uroda Panny Młodej minie. Kobieta odpowiada, że wcale nie muszą ze sobą rozmawiać.
Scena 14
Panna Młoda, Marysia
Marysia wyjawia, że boi się, iż jej siostrze będzie żal jej dawnego życia, że teraz jako pani nie będzie mogła cieszyć się zwykłymi, wiejskimi obowiązkami. Mimo że cieszy się z wyjścia siostry za mąż, boi się, że szkoda jej będzie opuszczać rodzinny dom. Panna Młoda twierdzi, że wcale tak nie jest, że niczego jej nie będzie żal, lecz zatroskana siostra pozostaje przy swoim i twierdzi, że dusza Panny Młodej zawsze będzie na wsi, a nowe życie w mieście przyniesie jej smutek.
Scena 15
Marysia, Ojciec
Marysia dziwi się swojemu ojcu, że ten cieszy się ze ślubu córki. Ojciec odpowiada, że pragnie jej szczęścia i nie ma też zamiaru mieszać się do jej małżeństwa. Dziewczyna pyta, czy Ojciec pomoże jej i Wojtkowi spłacić grunty, na co rodzic odpowiada, że nie jest bogaty.
Córka zastanawia się, czy Ojciec patrzyłby na nią przychylniejszym okiem, gdyby wyszła za mąż za dostojnego pana, który niegdyś starał się o jej rękę. Ojciec przypomina jej, że tamten pan zmarł, a ona wyszła za osobę, która ich swatała - za Wojtka. Marysia wyznaje, że pokochała Wojtka, ale spotkała na tym weselu tamtego mężczyznę (Widmo) i zrobiło się jej bardzo smutno. Ojciec radzi córce, by poszła do swojego śpiącego męża. Marysia stoi zamyślona patrząc na tańczące druhny i do oczu cisną się jej łzy. Na pytanie Ojca, czy płacze, odpowiada: Tak się w oczach mgli,
wszystko widze coraz bladsze”.
Scena 16
Poeta, Panna Młoda
Panna Młoda odpowiada Poecie sen, który miała podczas lekkiej drzemki. Śniło jej się, że jedzie ogromną, złotą karocą i spotyka diabła (to sen o Polsce). Kobieta prosi, by Poeta nie rozpowiedział wszystkim jej wyznania, bo każdemu mogą się przyśnić jakieś głupstwa, po czym opowiada dokładniej, mówi, że widziała siebie siedzącą w złotej karocy, która gnała przez lasy i miasta. Gdy zapytała woźnicy, dokąd jadą, ten odpowiedział, że do Polski. Panna Młoda zadaje Poecie pytanie, czy może on wie, gdzie jest ta Polska:
„A kaz tyz ta Polska, a kaz ta?
Pon wiedzą?”
Poeta odpowiada, że można przejechać cały świat i niegdzie jej nie znaleźć, ale prosi kobietę, by przyłożyła dłoń do piersi. Gdy Panna Młoda wyczuwa bicie swojego serca, Poeta mówi:
„A to Polska właśnie”.
Scena 17
Poeta, Pan Młody
Za oknem zaczyna świtać. Pan Młody zwierza się Poecie, że zapamięta tę noc na bardzo długo, nie tylko ze względu na swoje wesele, ale wskutek przeżyć duchowych, jakich mu dostarczyła. Pan Młody przestraszył się sił, które zawładnęły chatą, natomiast Poeta czuje, że dały mu one wielką moc:
„A mnie to znowu teraz niesie
ten wicher z nocy”.
Pan Młody pragnie spokoju i sielanki, marzy o przesiadywaniu całymi dniami w ogrodzie, sadzie, gaju. Nie chce żadnego gwaru, mówi do Poety:
„A trafiaj ty orły z proc (…)”.
Scena 18
Poprzedni, Czepiec
Czepiec wbiega do chaty odziany w kożuch i trzymając wielką kosę w ręku. Dziwi się, że panowie stoją i tak zwyczajnie i sobie rozmawiają. Pan Młody wpada w zachwyt nad kosą chłopa (zainteresowanie w nim budzi jej pionowe nastawienie). Gdy Czepiec uświadamia im, że szykuje się wielki bój, Poeta pyta, czy ma on może jakąś sprawę do jego brata (jeśli kosa jest potrzebna do namalowania przez Gospodarza obrazu, to można ją postawić w kącie). Chłop odpowiada:
„Aha, bratku, mom cie.
Juz sie obrazy skońcyły;
Panom ino obrazy, płótna”.
Pan Młody z Poetą nie wiedzą, o co chodzi Czepcowi, uznającemu, że ta rozmowa nie ma sensu, ponieważ oni go nigdy nie rozumieli i nie zrozumieją. Poeta puentuje:
„No pewnie, my do Sasa, wy do lasa”.
Jest to podkreślenie różnic między inteligencją a chłopstwem. ...
Scena 19
Poprzedni, Gospodarz
Czepiec budzi Gospodarza i zamyka drzwi do izby, żeby im nikt im nie przeszkadzał (a zwłaszcza Gospodyni). Rozespany mężczyzna dziwi się, po co gościowi kosa. Jego dezorientacja wzrasta na wieści o ruchu we wsi, gdzie, jak się okazało - wszyscy czekali na jego rozkazy. Czepiec próbuje wyciągnąć go z łóżka i mówi, że ze świtem na dziedziniec przybędą miejscowi chłopi z kosami, gotowi, by Gospodarz poprowadził ich do boju. Zdziwiwiony niedoszły dowódca uważa, Czepiec, uważający, iż: „Tam w Krakowie już wszystko gotowe” postradał zdrowy rozsądek i sen pomieszał mu się z jawą (Gospodarz zapomniał o nocnych wydarzeniach). Czepiec nakazuje wszystkim brać do ręki, co kto znajdzie, i czekać na znak do walki. Grozi też, że jeśli tego nie zrobią, to sam poprowadzi chłopów do walki przeciwko nim. Poeta oburza się:
„Wiecież, kto my!?
Co wy o nas wiecie - nic”.
Czepiec odpowiada mu podobnie, że panowie nie wiedzą nic o jego warstwie, po czym krytykuje także pokojowe nastawienie Pana Młodego. Gospodarz jest oburzony zachowaniem Czepca, który przypomina, że spełniają się słowa właściciela chaty o zaklętej w chłopach mocy, która kiedyś wybuchnie. Panu Młodemu nie podoba się, że Czepiec chce wszystko rozwiązywać siłowo, na co chłop odgryza się, że młodzieniec woli się stroić w ludowe stroje, pisać książki, poezję, a jak przychodzi co do czego - boi się. Poeta, Pan Młody i Gospodarz ciągle nie wiedzą, o jaką wielką sprawę chodzi Czepcowi. Za oknem widać wschodzące słońce. Pan Młody wraz z Poetą zachwycają się widokiem natury za oknem, na co Czepiec reaguje ostrymi słowami, zarzucając im, że dostrzegają tylko jakieś błahe rzeczy:
„(…) że zarucko kur zapieje,
że na nas czekają w mieście,
że nas tu jest ze dwiedzieście
z kosom, cepem, żelaziwem
i że to, to nie som sny”.
Po tych słowach zgromadzonym panom wraca pamięć: Poeta jest przekonany, że śnił „o czymś takim”, a Gospodarz przypomina sobie, że z kimś „o tym” rozmawiał. Czepiec przypomina mu, że był u niego dostojnik z Ukrainy i rozkazał rozesłać wici. Mówi też o dźwiękach liry, które słyszeli okoliczni. Poeta z Panem Młodym przyznają, że sami też słyszeli lirę po północy. Gospodarz na próżno próbuje sobie cokolwiek przypomnieć... Na polecenie Czepca Poeta wychodzi na zewnątrz chaty i spogląda na drogę prowadzącą do Karkowa.
Scena 20
Pan Młody, Czepiec, Gospodarz
Pan Młody nie może zrozumieć, dlaczego Czepiec jest tak rozpalony i chętny do walki (uważa, że wójt jest pijany). Gdy podniecony chłop zwraca się do niego z nakazem wytężenia słuchu, bo zbliżają się chłopi i jeźdźcy konni, Pan Młody za wzorem Poety, wybiega z chaty.
Scena 21
Gospodarz, Czepiec
Gospodarz pozostaje sam na sam z Czepcem i uznaje, że obaj są pijani. Gdy dodaje, że chłopu ładnie z kosą, ten nie wytrzymuje i wzywa do izby dwóch parobków (w tym Kaspra) z postawionymi kosami i nakazuje im, by stali na warcie - jeden przy drzwiach w głębi, drugi przy drzwiach weselnych.
Scena 22
Gospodarz, Czepiec, Parobcy
Gospodarz rozkazuje Kasprowi zamknięcie drzwi i pilnowanie, by do izby nie wchodziły kobiety. Czepiec próbuje nakłonić Gospodarza, żeby ten przypomniał sobie, kto u niego był w nocy, ale nic to nie daje. Gospodarzowi coś przemyka przez głowę, ale ciągle nie może sobie niczego przypomnieć.
Scena 23
Poprzedni, Pan Młody
Pan Młody staje w drzwiach do izby i mówi, że wielkie stado białych gołębi lata nad chatą, po czym prosi swoją żonę, by zobaczyła to na własne oczy. Kasper jednak zasłania drzwi do izby weselnej, mówiąc, że nie potrzeba tu żadnych kobiet.
Scena 24
Poprzedni, Panna Młoda
Panna Młoda otwiera z impetem drzwi i przegania Kaspra. Jest oburzona zachowaniem panów i uznaje, że wszyscy potrzebują snu i powinni iść spać.
Scena 25
Poprzedni, Poeta
Do izby wbiega Poeta z zawiadomieniem, że widział huragan czarnych wron nad polem, który go przeraził. Gospodarz nie wierzy swojemu bratu. Pan Młody dostrzega wschód słońca. Poeta zauważa, że na niebie z chmur sformułował się tron, a wokół niego aniołowie.
Scena 26
Poprzedni, Gospodyni
Gospodyni wbiega do izby i krzyczy, że od strony Krakowa stoi całe pole wojska uzbrojonego w kosy. Gospodarz słysząc to, wykrzykuje:
„Ha! - już stoją!”.
Poeta chce ich zobaczyć na własne oczy i ponownie wybiega na zewnątrz pociągając za sobą Gospodynię.
Scena 27
Poprzedni, prócz Gospodyni i Poety
Panna Młoda ciągnie za sobą Pana Młodego i pokazuje mu, że coś się dzieje za oknem. Oboje wybiegają na podwórze.
Scena 28
Poprzedni, prócz Państwa Młodych, Poeta
Poeta wraca szybko do gospody i mówi o kolejnym tajemniczym znaku - usłyszał w powietrzu śpiew i wrzawę, które po chwili ucichły.
Scena 29
Poprzedni, Pan Młody
Do izby wbiega Pan Młody i relacjonuje, że na horyzoncie, nad Krakowem, roztacza się krwawa zorza:
„(…)taki sznur krwi wydłużony
ponad Kraków - krwawy pąs,
jakby wieża Zygmuntowska
miała we dwie strony wąs”
Scena 30
Poprzedni, Panna Młoda
Zaraz za mężem do gospody przybiega Panna Młoda i ta z kolei opowiada, że widziała ogromnego czarnego kruka, który usiadła na ganku. Ptak wzbił się do lotu, po czym wpadł w gałęzie brzóz, czym wywołał deszcz rosy, i odleciał.
Scena 31
Poprzedni, Gospodyni
Do izby wpada Gospodyni. Przerażona krzyczy na Czepca, by nakazał chłopom odłożyć kosy i pójść w końcu spać. Kasper powiadamia, że chłopów zbiera się coraz więcej.
Scena 32
Poprzedni, wielu chłopów z kosami i różną bronią, poubieranych jak do drogi
Gospodyni jest przerażona, nie wie, skąd chłopi wzięli tyle broni. Na rozkaz Czepca, by dała im spokój, ponieważ muszą zaraz wyruszać, Gospodarz zaczyna sobie przypominać wydarzenia z poprzedniej nocy. Poeta wyjawia bratu, że jawił mu się w nocy rycerz w czarnej zbroi. Gospodarz ciągle próbuje sobie przypomnieć, kogo spotkał i o czym z nim rozmawiał.
Scena 33
Poprzedni, Haneczka, Zosia
Haneczka wyjawia swemu bratu, Panu Młodemu, że widziała na niebie jakiś ruch, jakby gonitwę koni, a Zosia twierdzi, że wyczuwa w powietrzu tajemniczą woń. Haneczka dalej mówi, że na niebie widziała rycerzy toczących ze sobą wojnę. Poeta twierdzi, że te wszystkie widziane znaki mogą być oznaką obłędu. Siostra Pana Młodego zachwyca się kosą Czepca i prosi, by dał jej ją potrzymać. Chłop, wiedząc, że dziewczyna nie ma pojęcia, do czego służy postawiona kosa, odmawia. Gospodarz zaczyna sobie przypominać ducha, z którym rozmawiał ostatniej nocy. Opisuje jego wygląd:
„(…) człowiek stary, z brodą siwą,
twarz owita w siwy włos,
w kożuchu ogromnym czerwonym (…)”.
Z pomocą Gospodarzowi przychodzą Staszek z Kubą, którzy przecisnąwszy się przez tłum, opisują wygląd jeźdźca i jego konia. Gospodarz w końcu wykrzykuje:
„Lżej, opadła z piersi zmora. -
Słuchajcie - wytężcie słuch:
był u mnie Duch: Wernyhora!”.
Tłum nie może w to uwierzyć. Właściciel chaty zaczyna relacjonować swoje spotkanie z Wernyhorą. Na słowa, że duch obiecał wrócić tego ranka, wszyscy reagują z niedowierzaniem. Gospodarz mówi, że to on rozesłał wici oraz że Wernyhora kazał na siebie tutaj czekać i nasłuchiwać sygnału z krakowskiego gościńca. Gospodyni nie może uwierzyć, że aż tylu chłopów z okolic zebrało się na ich dziedzińcu. Gdy Gospodarz wyjawia, że sygnałem ma być tętent konia Wernyhory, zgromadzonym zdaje się, że słyszą jakiś tajemniczy szum. Milkną rozmowy, słychać tylko szepty. Gospodyni zauważa, że na podwórku zbiera się coraz więcej chłopów. Haneczka ze łzami w oczach pyta Gospodarza, czy Wernyhora ma przyjechać sam, na co on odpowiada:
„Pokłońcie się o ziem czołem:
ma przyjechać z ARCHANIOŁEM,
do gościńca, od Krakowa…
Na zamku czeka KRÓLOWA
z Częstochowy”.
Panna Młoda i Haneczka twierdzą, że słyszą tętent kopyt. Poeta stojący przy oknie szepce, że, mimo, iż nie ma wiatru, z drzew lecą liście, a ptaki zrywają się do lotu. Powoli wszyscy zgromadzeni w ciszy zaczynają słyszeć pędzącego konia (Czepiec twierdzi nawet, że słyszy sto rumaków).
Gospodarz, zauważając, że już świta, nie może uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Wszyscy są bardzo podekscytowani i nasłuchują przy drzwiach i oknach. Gospodarz przemawia do wszystkich, próbując przygotować ich na doniosłą chwilę, jaką będzie przybycie Wernyhory. Tętent kopyt jest już tak głośny i wyraźny, że nikt już nie ma wątpliwości, co do jego prawdziwości. Odgłosy milkną w jednej chwili i koń zatrzymuje się przed chatą. Wszyscy zebrani, w ogromnym skupieniu i w bezruchu, nasłuchują wydarzeń. Docierają do nich odgłosy, kogoś wchodzącego do gospody, biegnącego przez sień, potem przez drugą izbę. W drzwiach ukazuje się … Jasiek.
Scena 34
Jasiek, trzymając w ręku czapkę z pawim piórem, stoi naprzeciw zgromadzonego w izbie tłumu, nie wiedząc, o co im chodzi. Wszyscy patrzą się na niego z niedowierzaniem, w bezruchu, dlatego też boi się, że coś im się stało, że są zaklęci. Parobek przypomina sobie, że miał zadąć w złoty róg, ale zaskoczony odkrywa:
„kajsim zabył złoty róg,
ostał mi się ino sznur”.
W chwili, gdy Jasiek orientuje się, że zgubił róg, zza jego pleców ukazał się wszystkim kołyszący się słomiany Chochoł.
Scena 35
Chochoł mówi Jaśkowi, że złoty róg wypadł mu, gdy ten schylał się po swoją czapkę z pawim piórem i śpiewa:
„Miałeś, chłopie, złoty róg,
miałeś, chłopie, czapkę z piór:
czapkę ze łba wicher zmiótł.
(…) Ostał ci sie ino sznur”.
Jasiek przypomina sobie, że czapka spadła mu jak przejeżdżał koło figurki a Chochoł dopowiada, że pod figurką ktoś stał. Chłop zastanawia się, czy kur zapiał po raz trzeci, po czym wybiega z izby na zewnątrz, a Chochoł podąża powoli za nim. Na dworze słońce już rzuca światło na pole, sad i tłum stojący przed gospodą. Przerażony Jasiek wraca do izby.
Scena 36
Jasiek jest wystraszony tym, że został sam (pozostali są pogrążeni w przedziwnym śnie). Chłopak boi się, że nie poradzi sobie z domowymi obowiązkami. Porównuje zastygłych w bezruchu ludzi do drzew. Żałuje, że zgubił złoty róg, mając pewność, że jego dźwięk wyrwałby wszystkich z marazmu.
Scena 37
Chochoł wchodzi na malowaną skrzynię w izbie i mówi do Jaśka, że tłum zastygł ze strachu i lęku. Zaniepokojony ich wyglądem (ludzie są mokrzy od potu i bardzo bladzi) drużba pyta Chochoła, jak można ich z tego wyzwolić. Ten nakazuje Jaśkowi rozbroić wszystkich chłopów i podać mu skrzypce oraz odłożyć kosy w kąt. Parobek, spełniając polecenie, rzuca narzędzia za piec, gdzie nikt ich nie odnajdzie. Potem Chochoł każe mu ustawić wszystkich jak do tańca tak, by po dwóch łapali się pod bok (on będzie im grał). Nakazuje także narysowanie koła na podłodze, w obrębie którego będą poruszać się tańczący. Jasiek spełnia te rozkazy, zauważając zmianę w ludziach (już nie są przerażeni). Cieszy się, że czar zniknął, na co Chochoł zdradza:
„To drugi CZAR!”.
i zaczyna grać na skrzypcach bardzo leniwą i nierówną melodię, do której ludzie powoli tańczą. Chocholi taniec jest symbolem marazmu. Niecodzienny skrzypek nakazuje, by Jasiek dołączył do tańczących, ale ten szuka swojej czapki z pawim piórem. Chochoł rozpoczyna swój śpiew:
Miałeś, chamie, złoty róg,
miałeś, chamie, czapkę z piór;
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci sie ino sznur
ostał ci sie ino sznur”.
Rozlega się donośne pianie koguta, przez co Jasiek przytomnieje i krzyczy:
„Jezu! Jezu! zapioł kur! - -
Hej, hej, bracia, chyćcie koni!
chyćcie broni, chyćcie broni!!
Czeka nas WAWELSKI DWÓR!!!!!”
Chochoł, nie zwracając na nic uwagi, dalej śpiewa swoją pieśń.
Jasiek próbuje ponownie wezwać wszystkich do chwycenia za broń, jednak bez żadnego odzewu. Patrzy bezradnie na tańczące powolnie w ścisku pary i zdaje sobie sprawę, że nikt go nie słyszy (wszyscy oddali się bez reszty muzyce Chochoła). Zauważa też, że tańczący zapadli w sen. Słania się zrozpaczony na podłogę. Ponownie słyszy pianie koguta, ale nie może na nie zareagować, ponieważ jest ledwie przytomny. Chochoł kontynuuje swoją pieśń:
„Miałeś, chamie, złoty róg…”.