plotkard.net'
tematy Ąwstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwiska oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, lud
zie!
Czerwiec tuż-tuż i Nowy Jork płonie jak świeca Diptyque - jest gorący i aromatyczny, piękny i jasny. Ściemnia się teraz tak późno, ze nie potrafimy odróżnić dnia od nocy. Nie, żeby nas to obchodziło. O tej porze roku nasz wybieg - zwany też Upper East Side - jest praktycznie wolny od rodziców. Są za bardzo zajęci meczami polo i garden party, meczami tenisa i partiami golfa w naszych wiejskich rezydencjach w Ridgefield w Connecticut, w Bridgehampton na Long Isiand, w Newport na Rho-de Isiand albo w Mount Desert Isiand w Maine. A nas zostawiają, żebyśmy rządzili w mieście. Tak jakbyśmy choćby na chwilę przestaii w nim rządzić. Nasze nazwiska otwierają listę gości w każdej ekskluzywnej restauracji, klubie i hotelu na Manhattanie od dnia naszych narodzin. Chadzamy paczkami i brylujemy na salonach, w centrum i na przedmieściach, na wschodzie i na zachodzie. Cała wyspa jest i zawsze była nasza. Jednak w czerwcu, dla nas, uczniów ostatnich klas, nadejdzie koniec szkoły i czas, by powiedzieć sobie „Do widzenia". Ale na bok smętne miny. Teraz jest czas, by naprawdę dać się zapamiętać. Jeśli na zakończenie szkoły dostaniemy to, czego chcemy, już niedługo wszyscy będziemy mieli
* plotkara.net jest tłumac/.enictn na* wy autemyc/nej strony internetowej: www.gossipgirl.net (pr/yp. tłum.).
7
samochody. Nasza kolej, żeby być tak głośnymi, nieznośnymi i pięknymi, jak nigdy dotąd - pip, piiip! A skoro nie ma nikogo, kto by chciał nas usadzić (jakbyśmy się tym przejmowali), czas, żeby porządnie poszaleć.
Pięć powodów, żeby balować ostrzej niż kiedykolwiek w życiu:
Nauka da końcowych egzaminów jest śmiertelnie nudna.
Już prawie lato!
Zasłużyliśmy na to!!
Klimatyzacja tak mocno chłodzi, że musimy znaleźć jakiś sposób na rozgrzewkę - wiecie, co mam na myśli.
To nasza ostatnia szansa. Większość z nas wyjeżdża na wakacje, a potem wyrusza do college'u. Teraz albo nigdy.
Zanim całkiem ci odbije i zrobisz coś, czego będziesz później żałowała, powinnaś zastanowić się, czy ty i twój chtopak jesteście sobie dość oddani, by utrzymać związek na odległość przez całe lato oraz pobyt w college'u. Wyobraź sobie siebie otoczoną opalonymi przystojniakami w szortach Billabong, bosych, ze stopami w piasku, proponujących ci przejażdżkę stylowym kabrioletem. Wyobraź sobie seksownych, świeżo upieczonych studentów prosto z prywatnych szkół, w samych milusich bladozielonych bokserkach w białe groszki, jak idą pod prysznic wtwoim koedukacyjnym akademiku. Naprawdę zdołasz się oprzeć? Czemu nie oszczędzić sobie tortur rozstania przez telefon, zrywając już teraz? Zafunduj sobie nic nie-znaczący flirt z tym nieśmiałym, milutkim kujonem, z którym w piątej klasie chodziłaś na lekcje tańca i który nie jest już takim kujonem. Nie masz absolutnie nic do stracenia. A skoro już przy tym jesteśmy - może chociaż poudawaj, że lubisz tę dziowczynę z tłustymi włosami i wystającymi zębami, której zapomniałaś zaprosić na urodziny w siódmej klasie i każdego fi
następnego roku. Dzięki temu będzie mogła wskazać twoje zdjęcie w szkolnym roczniku i pochwalić się przed nowymi koleżankami w Mount Hollyhock albo innym beznadziejnym college'u, do którego trali: „Widzicie tę laskę? Była jedną z moich najlepszych przyjaciółek!" Ale dość już o odgrzewaniu starych znajomości i podtrzymywaniu nieistniejących przyjaźni.
Nie wiem, jak wy, ale ja przeżywam właśnie poważny duchowy kryzys. Większość prywatnych szkół dla dziewcząt traktuje uroczystość rozdania dyplomów niezwykle poważnie. Dziewczęta muszą mieć na sobie długie białe suknie, białe rękawiczki i białe buty. Jak na ślubie, tyte że my będziemy wyfruwać a nie na odwrót - hurrra! Mimo to, pozostaje pytanie: Oscar czy nie Oscar? Oczywiście Oscar de la Renta. Jeśli wybierzesz Oscara, skończysz pewnie w takiej samej sukience jak sześć innych dziewczyn z twojej klasy - chociaż i tak wiesz, że będziesz wyglądać o niebo lepiej niż one. A kupowanie bieli ma tę zaletę, że zawsze możesz później ufarbować sukienkę i włożyć ją jeszcze raz. Aha, akurat - jakbyś miała ochotę jeszcze kiedykolwiek ją wkładać!
A skoro mam już waszą niepodzielną uwagę, sprawdźmy, co słychać u naszych ulubieńców.,.
DZIWNA PARA
Pojawiły się spekulacje, że związek między dwoma skrajnymi przeciwieństwami mieszkającymi razem w Williamsburgu to nie jest tylko zwykłe, wygodne, wspólne wynajmowanie mieszkania, ale coś bardziej - jakby to ująć - romantycznego. B ostatnio bardzo często ubiera się na czarno i zakłada cięższe buty. A co z tą srebrną spinką od Tiffany'ego, którą miała
9
pi »i lwi loraj w superkrótkich włosach V? Wyobrażacie sobie |t r*Jtm, tulflce się do siebie na sofie, czeszące sobie włosy, wyinii.itlnjuce sie szpilkami od ManoJo i martensami? Komu połf/itbni ■,,[ i hłopcy?
A SKORO MOWA O CHŁOPCACH
B itio/ii i odpuściła sobie facetów - kto by tak nie zrobił po ■ iM.ilnmi wyskoku N? - ale V najwyraźniej sprawia przyjemność towarzystwo płci przeciwnej, i to coraz bardziej. Ona i ten wygolony weganin, A, przyrodni brat B dokazywali bez skrępowania w częściowym negliżu w kawiarenkach i na parkowych ławkach w całym Williamsburgu. Nic tak nie rozpala V |nk odrobina ekshibicjonizmu!
Co do N, to pewnie myślicie, że nie posiadał się ze szczęścia po tym, jak zaliczył najbardziej pożądaną blond bombę w mieście - i to na oczach B, w domku kąpielowym, w wannie, na Imprezie dziewczyn z ostatniej klasy z okazji dnia wagarowicza, w Southampton, No więc nie. Widzieliście go ostatnio? Zaczerwienione oczy, brudne chusteczki zwisające z kieszeni, osowiałe usposobienie. Nasz zfoty chłopiec jest najwyraźniej w straszliwym dotku. A może złapał przenoszoną drogą ptcio-wii chorobę od jednej z tych francuskich zdzir, z którymi, jak głosi plotka, wiecznie kręcił. Widzicie? Nie warto być zachłannym. Nie żeby nas to kiedykolwiek powstrzymało.
W«k e-maile
fjj Droga P!
W przyszłym roku idę do Vassar. Kochałam się w takim jodnym chłopaku od trzeciego roku życia i właśnie się dowiedziałam, że on też idzie do Vassar! Jestem taka poriiikscytowana, ale martwię się, że stracę tyle czasu
na skłonienie go, żeby ze mną zagadał, że nawet nie zauważę, że jestem w college'u, rozumiesz? zakochana
RJ| Droga zakochana!
Wybacz brutalną szczerość, ale mam wrażenie, że już spędziłaś mnóstwo czasu, próbując skłonić tego faceta, żeby z tobą zagadał. Poczekaj, aż zajedziesz do Vas-sar - spotkasz tam całe mnóstwo cud chłopaków, których nigdy w życiu nie widziałaś. Niektórzy mogą być nawet warci miłości. A ponieważ w dzisiejszych czasach większość akademików jest koedukacyjna, nie uda ci się z nimi nie rozmawiać! R
Na celowniku
B i V kupują na targu w Williamsburgu bazylię w doniczkach. Może jednak plotki o ich lesbijskich skłonnościach są prawdziwe?! C wchodzi do fryzjera w Greenwich Village, żeby ogolić sobie głowę i wychodzi z wtosami dłuższymi niż wcześniej oraz platynowymi pasemkami. Nie ma sity, żeby przetrwał choćby miesiąc w akademii wojskowej. N stoi na dachu Me-tropolitan Museum of Art i z posępną miną patrzy na Central Park. Wygląda na to, że nasz utubiony, wiecznie najarany chłopiec cierpi na wyjątkowo przykry przypadek melancholii. Dogląda buicki po wypadkach na jakimś zapadłym parkingu z używanymi wozami w Harlemie. Żeby chociaż umiał zmieniać biegi. W sobotę J samotnie zdaje egzamin do szkoły z internatem w biurze dyrektorki Constance Billarri. Ona koniecznie chce się przenieść, a szkota jeszcze bardziej chce się jej pozbyć!
1.1
MUSICIE TYLKO ZDAĆ
Moja rada: nie przegapcie wyprzedaży wzorów u Zaca Posena i połttZU Stelli McCartney, siedząc na jednym z tych durnych kursów przygotowawczych, do których zachęcają nas nauczyciele, gil/łu przerabiają wszystko, czego kiedykolwiek się uczyliśmy. Nalejcie sobie kieliszek dobrze schłodzonego pinot grigio i po prostu przejrzyjcie notatki. Musicie tylko zdać, a uwierzcie mi, losteście znacznie mądrzejsi, niż myślicie. Powodzenia, kochani. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczymy się na rozdaniu świadectw!
Wiecie, że mnie kochacie. plotkara
dokąd chodzą wszystkie dziewczyny
•
- Będziesz to przymierzać? - zapytała nieśmiało Blair
Waldorf Alison Baker. dziwnie infantylna dziewczyna z ostat
niej klasy.
Blair pchnęła srebrny wieszak po szynie w stronę Alison. Biała, sztywna jak tektura tunika z lnu jakiegoś przypadkowego skandynawskiego projektanta? Nie, dzięki.
- Bierz - odparła wspaniałomyślnie.
Alison miała cienkie, długie do pasa, brązowe włosy, przerwę między jedynkami i była potwornie chuda. Codziennie zakładała białą koszulę i granatowe sznurowane buty, których szkoia Constance Billard wymagała od przedszkolaków, ale których w pierwszej klasie nikt już nie założyłby do mundurka. Kiedyś, w czwartej klasie. Alison zsikała się w majtki w bibliotece, bo nie chciała pójść do łazienki, nim nic skończy czytać Ani z. Zielonego Wzgórza. Przez resztę dnia musiaia chodzić w za małych wełnianych rajstopach w musztardowym kolorze z kosza na rzeczy znalezione. Bez bielizny.
Musiało drapać.
W szóstej klasie Alison dwa weekendy z rzędu bezskutecznie zapraszała Blair do wiejskiej posiadłości w Osterville na Cape Cod, aż w końcu sobie odpuściła. Potem rozpuściła
13
paskudną plotkę, że ojciec Blair nie puszcza córki na weekendy, ponieważ łączy ich kazirodczy związek, a tylko wtedy mogą spędzać czas razem.
Ojciec Blair, stuprocentowy gej? Z byka spadla?
- Będzie ci w niej fantastycznie. Ja mam do niej za wąskie
ramiona-skłamała Blair.
Alison włożyła tunikę na koszulę i pozwoliła, żeby spódniczka od mundurka opadła na podłogę. Sukienka zwisała z jej kościstej figury jak mokry worek na kartofle. Z mysimi, wiotkimi włosami do pasa wyglądała jak dziewczyna, którą opętał demon w tym obrzydliwym horrorze Egzorcysta.
-Myślisz, że jest /a duża? - zapytała.
Nawet Blair nie miała serca udawać, że Alison wygląda dobrze.
- Może - odparła, zbył zajęta stosem jaskrawo koloro
wych, jedwabnych, obcisłych sukienek na ramiączkach od
Dianę von Furstenberg, żeby czymkolwiek się przejmować.
-Ej, ja to chciałam przymierzyć! -Isabel Coates wyrwała zwiewną, białą sukienkę Stelli McCartney z rąk Rain Hoffstet-ter i przycisnęła do swojej patykowatej pozbawionej talii Tigu-ry. Zapuszczała grzywkę i lśniące ciemne włosy nosiła podpięte wsuwkami nad czołem w zamierzonym nieładzie, przez co wyglądała odjazdowo i kretyńsko zarazem.
-Żartujesz? To jest trzydzieści sześć. W życiu się w nią nie wciśniesz - zaoponowała Rain, łapiąc za brzeg sukienki, jakby chciała wyrwać ją z rąk Isabel. - Jestem niższa od ciebie - opierała się, chociaż tak samo jak Isabel, była bliższa czterdziestki niż trzydziestu sześciu.
- Nie wiem. dlaczego tak się pieklicie o głupią kieckę. -
Blair ziewnęła, podchodząc do wieszaka z wyszywanymi pa
ciorkami bawełnianymi sweterkami w kolorze lilaróż od Ni-
cole Farhi. - Po pierwsze, jest kremowa i patrzcie... - Wskazała pomalowanym na perłowo paznokciem na biały, satynowy wieszak, na którym wisiała sukienka. - Ma różowy pasek. A nasze sukienki na komec szkoły mają być nieskazitelnie białe.
Chociaż sukienka była o dwa rozmiary za mała, Isabel nadal przyciskała ją do siebie, jakby od tego zależało jej życie.
- Może wcale nie chcę jej na zakończenie szkoły. Może
wybieram się na imprezę albo coś takiego.
Jasne. Została zaproszona na sekretną imprezę, o której Blair nie wiedziała.
Dzisiaj był pierwszy dzień pokazu i wyprzedaży Browns of London w głównej sali balowej hotelu St. Clair i dziewczyny z ostatniej klasy Constance Billard urwały się z godziny wychowawczej, żeby się tam zjawić. Czy był lepszy sposób. by upolować sukienkę, która pojawiła się już w Anglii, ale nigdy nie była sprzedawana w Nowym Jorku? Żeby znaleźć idealną, pożądaną, jedyną w swoim rodzaju suknię na zakończenie szkoły? Jedyny sęk w tym, że ich sukienki na rozdanie świadectw musiały być całe białe, a większość projektantów wystrzegała się bieli, by uniknąć mato seksownych skojarzeń z chrzcinami i wiejskimi pastuszkami.
O sukniach ślubnych nie wspominając.
Szkoda, że ta ma tren... - zadumała się na głos Kati Far-kas, unosząc do góry śnieżnobiałą, satynową sukienkę z bufiastymi rękawami od Alexandra MeQueena. Wyglądała jak coś, co Śpiąca Królewna chętnie by włożyła na stuletni sen.
Fuj. - Isabel zmarszczyła nos. - tren to zdecydowanie nie jej jedyna wada.
Pokaz składał się z pięćdziesięciu ośmiu wieszaków ubrań -sukni balowych, sukienek koktajlowych, sukni ślubnych i dla
■ t
15
druhen, spódnic, bluzek, swetrów, rybaczek, dwóch wieszaków kapeluszy, a nawet wieszaka pełnego tiar, welonów i chustek. Ubrania były cudowne i przepięknie wykonane, ale dziewczyny nic obchodziły się z nimi delikatnie. Rzeczy walały się po całym dywanie, a zwykle dostojna, pełna złoceń sala balowa wyglądała teraz jak garderoba jakiejś' zwariowanej modnisi z Uppcr Kasi Side, która w alkoholowym upojeniu szykowała się na imprezę dobroczynną.
Tłum dziewcząi polujących na wymarzoną sukienkę na zakończenie szkoły, umilkł na chwilę, gdy wysoka blondynka o ogromnych ciemnoniebieskich oczach weszła do sali i podała ochroniarzowi biało-zielony skórzany plecak Louisa Vuit-tona. Za nią stal opalony chłopak o falujących złotobrązowych włosach i błyszczących zielonych oczach.
-Założę się, że się spóźnili, bo najpierw musieli skoczyć na górę - zachichotała Kain. szturchając Nicki Button w żebra. Rain i Nicki wybrały się w weekend na japoński zabieg prostowania włosów i teraz ich ciemne czupryny były nienaturalnie wygładzone i lśniące, jakby dokleił je specjalista z londyńskiego muzeum figur woskowych Madame Tussaud.
- Patrz. Blair udaje, że ich nie zauważyła. O Boże, Serena
idzie prosto do niej - zapiszczała Laura Sal mon.
Dziewczyny stały z ramionami pełnymi sukienek, nie spuszczając oczu z Sercny van der Woodsen, klóra popłynęła do wieszaka z eleganckimi, ale mimo to niemodnymi, słomkowymi kapełuszami od słońca, raptem dwa kroki od Blair, i zaczęła je przymierzać.
- Ładny - siwierdz.il Nate Archibald bez entuzjazmu, gar
biąc się pod ścianą.
Wyglądał na bardziej pochmurnego i zamyślonego niż zwykle. To była jedna z tych imprez, gdzie większość dziewczyn. zamiast czekać wieczność w kolejce do przymierzałaL
rozbierała się po prostu przy wieszakach. Nate był jednak najbardziej pożądanym chłopakiem na Upper East Side. Dziewczyny rozbierały się do naga, gdy tylko pstryknął palcami, ale nawet wtedy to on, nie one, przyciągał pożądliwe spojrzenia. Nie dziwnego, że nie byl pod wrażeniem. To, jak wbijał wzrok w swoje tenisówki z limitowanej serii Staną Smitha, wyraźnie mówiło, że robi, co może, aby udawać, że nie zauważył Blair - dziewczyny, z którą miał spędzić resztę życia. Jednak raptem w zeszłym tygodniu spieprzył sprawę, zabawiając się w czasie dnia wagarowicza ostatnich klas z Serena, Teraz Blair stała z pięć metrów od niego, posyłając mu lodowate spojrzenie.
Po tym, jak nakryła Nate'a z Sereną, Blair przysięgła sobie, że jeśli znowu natknie się na nich razem, nie wpadnie w szał, nie złapie pierwszego lepszego ostrego lub ciężkiego przedmiotu i nie ciśnie w ich głowy, wrzeszcząc: „Zdradliwe, napalone świnie!" Nie mogła jednak nic poradzić, że czuła się bardziej niż wkurzona tym, jak dobrze razem się prezentowali. Naturalne jasne pasemka we włosach Nate'a miały dokładnie ten sam bładozłoty odcień, co włosy Sereny. Oboje mieli ten sam zdrowy słoneczny rumieniec, jakby spędzali całe dnie na kocu na Owczej Łące, całując się i opalając. Serena miała na sobie jedną z granatowych znoszonych koszulek polo Nate'a, z wyblakłym kołnierzykiem i strzępiącym się brzegiem. A policzki Nate'a lśniły odrobinę w jasnych światłach sali balowej, zupełnie tak samo jak bladoróżowy blyszczyk Vinccnta Lon-go, który miała na ustach Serena.
W innych okolicznościach byłoby to nawet słodkie, ale teraz zdecydowanie nie było.
2 Niezatr/ymaszmnie... I .fi £J 1 1/
A jednak coś było nie tak. Nate schudł i wyglądał na przygnębionego, a Serena sprawiała wrażenie bardziej rozkojarzonej niż zwykle. Blair z przyjemnośefeBahwą^Sła, że zdecydowanie nie
są szczęśliwi. Pewnie Nate chodził ciągłe zbyt ujarany, by poświęcać Serenie tyle uwagi, ile się domagała. A Serena pewnie nieustannie zapominała zatelefonować do Nate'a. On udawał, że nie lubi ciągłego dzwonienia, ale w głębi duszy potrzebował tego, tak jak dzieci potrzebują, żeby im zawsze przypominać, że są pępkiem świata. Z chytrym uśmieszkiem Blair wróciła do wieszaka z sukienkami Ghost, które przeglądała bez przekonania, próbując znaleźć coś oryginalnego, w czym nie będzie się jej można oprzeć na uroczystości rozdania dyplomów w Constance Btllard Uroczystości, która miała się odbyć już za dwa tygodnie.
No właśnie. Po co marnować energię na nienawidzenie ich, kiedy są ważniejsze sprawy do załatwienia? Na przykład, kupienie sukienki.
Serena zdjęła kapelusz, który przymierzała i założyła czarny toczek z jedwabiu, z ponaszywanymi sztucznymi perełkami i króciutkim, ledwo przysłaniającym oczy woalem. Zacisnęła błyszczące usta i patrząc w lustro, doszła do wniosku, że wygląda jak Madonna w FMcu- albo jakaś młodziutka żona mafioza. To była jedna z tych rzeczy, które tak uwielbiała w graniu. Mogła zatrzepotać długimi rzęsami, zerkać zza wo-alki ciemnoniebieskimi oczami na publiczność i nagle stawała się tragiczną postacią, która rozpaczliwie potrzebowała odrobiny czułości, albo przynajmniej mocnego drinka.
Kapelusz prezentował się bardzo dramatycznie, a tak właśnie ostatnio się czuła. Nie była tyle dramatycznie przygnębiona czy dramatyczne szczęśliwa, co dramatycznie czuta, że nie jest sobą. Spojrzała ukradkiem na Biair. która zawzięcie przeglądała sukienki na wieszaku, nawet nie racząc zauważyć przyjaciółki, Serena zamieniła czarny kapelusz na wstrętną, grubą opaskę z fioletowego aksamitu z naszytymi sztucznymi liśćmi i owocami. Gdyby tylko Blair spojrzała na nią. Serena wie-Mt
działa, że posikałaby się ze śmiechu. Ale Blair nadal staia odwrócona do niej plecami. Serena westchnęła. Jeszcze tydzień temu były najlepszymi przyjaciółkami. A teraz to. Ona i Nate byli razem, a Blair nie odzywała się do nich.
To był totalny wypadek, że rzucili się na siebie na imprezie łsabel i gdyby Blair ich nie przyłapała, prawdopodobnie na tym by się skończyło. Ale byłoby zwyczajnym okrucieństwem baraszkować na oczach Blair, a potem nawet nie spróbować udawać, że to miało jakieś znaczenie. Chociaż ona i Nate nigdy właściwie o tym nie rozmawiali, obojgu zbyt zależało na Blair, żeby nie zostać razem i pokazać, że nie były to tyiko przypadkowe igraszki dwojga pięknych, napalonych, egocentrycznych ludzi, którzy nie potrafią nad sobą zapanować.
A właśnie tacy byli.
Poza tym bycie parą nie wydawało się takie trudne. Oboje byli śliczni, uwielbiali swoje towarzystwo - zawsze tak było -a apartament Sereny przy Piątej Alei znajdował się raptem cztery przecznice od domu Nate'a między Park a Lexington. No i tak naprawdę, tylko się wygłupiali, bo po pierwsze, znali się od małego i niczym nie mogli siebie zaskoczyć, i po drugie, nawet jeśli Serena z przyjemnością poszłaby na całość, to Nate miał ostatnio pewien problem...
Och? A cóż to może być za problem?
- Cześć, Serena! - zawołała Isabel znad wieszaka z ubra
niami Stelli McCartney. - Słyszałam, że pan Beckham zgłosił
cię na mówczynię ostatnich klas.
Serena odwiesiła fioletową opaskę na miejsce.
- Serio? - odparła szczerze zdumiona.
Pan Beckham był nauczycielem filmu w Constance Bil-lard. Przestała chodzić na te zajęcia w dziewiątej klasie, a przez następne dwa lata w ogóle nie uczyła się w Constance. Była
w IliimwL-r Academy w New Hampshire, dopóki nie opuściła kilku pierwszych tygodni w ostatniej klasie i dyrekcja nie dniała jej jus. z powrotem przyjąć. Dlaczego ze wszystkich ludzi akurat pan Beckham zgłosił jej kandydaturę? Dobre pytanie.
- No więc, masz zamiar przemawiać? - dopytywała się
tsabel.
Serena próbowała wyobrazić sobie siebie stojącą na po-duini w Brick Church przy Park Avenue, jak zwraca się do swojej klasy, ubrana w nieskazitelnie białą sukienkę i białe rękawiczki. „Och, miejsca, do których się udacie1*. Przyszłość jest tak jasna, że będziemy musiały nosić okulary przeciwsłoneczne" itd. Może i lubita aktorstwo oraz pracę modelki, ale inspirujące przemowy raczej nie były w jej stylu. Na pewno jest w klasie ktoś. kio lepiej się do tego nadaje.
- Może - odparła wymijająco.
Ty zdziro, pomyślała Blair. Uszy bolały ją od podsłuchiwania. Od czasu niechlubnego incydentu w wannie na imprezie u Isabel. Blair postanowiła, że wszystkich zaskoczy i pokaże im, że jest ponad głupim i raniącym postępkiem Sereny i Nate'a. Zdecydowała się zachowywać tak, jakby miała to gdzieś i skończyć szkolę jako dziewczyna, którą wszyscy podziwiają.
Nie żeby już nie była powszechnie podziwiana. Zawsze miała najlepsze ciuchy, najlepsze torebki, najlepsze paznokcie, najładniejsze fryzury i, zdecydowanie, najfajniejsze buty.
* Nawiązanie do tytułu popularnej wierszowanej książeczki pL Ok Iht Placet Youli Co (1<JW} autorstwa Theodora Seussa Geiscla, lepiej MianegojakoBr. Seuss. mówiącej o znaczeniu wiary w siebie i zachęcającej do śmiałego podejmowania życiowych wyzwań. Popularne źródło Inspiracji i cytatów podczas ceremonii przypieezetowującyeh zakończenie wtdnego etapu w życiu.
0
Ale tym razem chciała być podziwiania za odwagę, niezależność i inteligencję. A bycie mówczynią na rozdaniu dyplomów stanowiło istotną część tego planu. W tej właśnie chwili Va-nessa Abrams, nieoczekiwana współlokatorka Blair, zgolona na pałkę, i zawsze ubrana na czarno, siedziała w szkole i zgłaszała kandydaturę Blair. Ale jak zwykle, ta wścibska zdzira, Serena. musiała ją naśladować.
Dowcip polegał na tym, że z reguły nikt nie musiał zabiegać o bycie mówczynią. Zwykle nie było żadnego głosowania, ponieważ zgłaszano tyiko jedną kandydaturę. Bycie mówczynią to jedna z tych rzeczy, które się po prostu przydarzały -kolejna tajemnicza tradycja Constance Billard, której nikt tak naprawdę nie rozumiał. Sprawy przybiorą teraz ciekawszy obrót, skoro będą kandydować dwie dziewczyny.
Zwłaszcza te dwie.
Serena natychmiast zrozumiała, że Blair pomyśli, że ona naprawdę chce przemawiać, co absolutnie nie było prawdą. Ałe jak miała się bronić, skoro była przyjaciółka nie chciała na nią nawet spojrzeć? Nie mogąc się oprzeć, wskazała na gotycką, ale białą sukienkę Morgan Le Fay, którą trzymała Blair.
- O Boże, wyglądałaby fantastycznie na Vanessie. To dla
niej, prawda? - zapytała z promiennym uśmiechem.
Och, więc myślisz, że możesz tak po prostu ze mną rozmawiać? - pomyślała Blair. Błąd. Nie potrafiła wymyślić ciętej odpowiedzi, wzruszyła więc ramionami i zaniosła sukienkę do zaimprowizowanej kasy rozstawionej na stole bankietowym przy drzwiach. Zapłaciła jedną z trzech platynowych kart, których spłacaniem zajmował się księgowy matki, Ralph.
Nie będzie łatwo, pomyślała Serena z teatralnym westchnieniem.
- Nie mam nastroju na zakupy - dodała na głos i zerknęła
w stronę Nate'a.
91
Sprzeczki z Blair były zawsze takie wyczerpujące. Zwłaszcza jeśli wiązało się to z byciem szaleńczo zakochaną w Nacie Archibaldzie.
Albo przynajmniej udawaniem, że się jest.
Szanuj Książki
rozbabrany
*
Nate stał obok ochroniarza przed hotelem, w którym zorganizowano pokaz i palił ręcznie zwinięty papieros z tytoniem i trawką. Słońce lało się na Piątą Aleję i Sześćdziesiątą Trzecią. Tłumy europejskich turystów i chmury autobusowych spalin sprawiały, że miało się wrażenie, iż jest raczej późny sierpień niż ostatni tydzień maja.
- Piękny dzień - zauważył ochroniarz, który na złotym
plastikowym identyfikatorze miał napisane Darwin.
Był wielki, łysy i pewnie dorabiał sobie nocami jako bramkarz w klubie. Zacisnął oczy, żeby ochronić je przed jasnym porannym słońcem.
- Lato tuż-tuż.
Nate przycisnął kłykcie do zaciśniętych powiek, żeby łzy nie
pociekły mu po policzkach. Mógłby zwalić to na słońce, albo fakt, że dziewczyna zaciągnęła go na pokaz, ale prawda była taka, że ostatnio dużo płakał. Zbliżał się koniec ostatniego roku w szkole i chodził z Sereną, dziewczyną, którą kochał od zawsze. W pewnym sensie. Zupełnie jakby wreszcie jadł ciastko, na które przez te wszystkie lata tylko patrzył przez szybę. Chciał je powoli smakować, ale wszyscy inni jedli tak szybko, że nie było na to czasu. W dodatku dręczyło go uczucie, że zamówił nie to, które chciał.
23
Chwileczkę, czyżby chodziło o inną dziewczynę? Powinienem się martwić, że któraś z twoich przyjaciółek coś /winie? - zapytał Darwin.
Wyją) z kieszeni spodni siebrzystoniebieską komórkę, przejrzał wiadomości i schował ja z powrotem. Nie wyglądał na zaniepokojonego. Z drugiej strony dlaczego ktoś z tak wielkimi bicepsami miałby się denerwować z powodu kilku niesfornych nastolatek?
Wiadomo było, że Blair zdarzały się drobne kradzieże sklepowe, ale nigdy w obecności przyjaciół. Nate nigdy nie słyszał, żeby Serena coś zwędziła, ale ona lubiła rozrabiać. Zrobiłaby to z czystych nudów. Wzruszył ramionami.
- Być może.
Wtedy właśnie portier otworzył drzwi hotelu i po wyłożonych czerwonym dywanem schodach zbiegła Blair. Minęła Nate'a z uniesioną głową i z białą torbą na zakupy, z której wystawał papier pakowy. Reklamówka kołysała się jej w dłoni.
Niezła sztuka - gwizdnął Darwin.
Aha - odchrząknął Nate. jakby widział Blair po raz pierwszy w życiu.
Jej ciemne jedwabiste włosy odrosły w krótkiego i seksownego boba, który idealnie pasował do jej drobnych rysów i drobnego, zmysłowego ciała. Była z niej naprawdę niezła sztuka.
1 już nie należała do niego,
- Mam ją zatrzymać? Sprawdzić jej torby? - zapropono
wał Darwin,
Nate zaciągnął się papierosem, rozważając, jak zareagowałaby Blair, gdyby Darwin ją przywołał. Na tę myśl uśmiechną) się tęsknie. Popatrzył, jak Blair znika na zatłoczonej ulicy i świeże łzy zaczęły mu płynąć po policzkach. Jędzowata
i uparta, egocentryczna i neurotyczna, Blair stanowiła modelowy przykład trudnego charakteru, ale niezależnie od tego, ile razy spieprzył sprawę, zawsze przyjmowała go z powrotem. Zwykle zaczynało się od ukradkowych spojrzeń albo wzburzonego telefonu, a potem on zjawiał się pod jej drzwiami, całowali się i godzili. Ale teraz Blair nie wysyłała mu żadnych sygnałów typu: Jeśli będziesz naprawdę mity, to się zastanowię". Wygląda na to, że spieprzył sprawę po raz ostatni. Poza tym teraz był z Serena - dziewczyną, o której marzyli wszyscy. A on?
Portier znowu otworzył drzwi i na zewnątrz pojawiła się Serena w miętowozielonym lnianym daszku do tenisa od Lesa Besta. Miała bladozlote włosy, opadające kaskadą spod daszka oraz długie, opalone i wysportowane nogi, chociaż w ogóle nie ćwiczyła poza lekcjami gimnastyki w szkole. Gdy tak stała z promiennym uśmiechem na ustach, wyglądała jak reklama markowych strojów do tenisa, które były zbyt wytworne, żeby się w nich pocić.
- Taksówka do szkoły? - zapytała Nate'a, mrugając szel
mowsko.
Mogła być zbyt zmęczona, żeby iść, ale nie, żeby poba-raszkować na tylnym siedzeniu taksówki.
Czy w ogóle można być zmęczonym na coś takiego? Po chwili zauważyła jego łzy.
- Biedne maleństwo - zagruchała i otarła kciukiem jego
policzki.
Płacz zaczął się parę dni temu i początkowo było to raczej niepokojące. Dlaczego taki przystojny, lubiący się zabawić chłopak jak Nate miałby płakać? Ale potem doszła do wniosku, że lo seksowne i niesamowicie wzruszające. Kto by pomyślał, że Nate jest takim słodkim mazgajem?
g:5
Darwin podszedł do nich. Nie zamierzał pozwolić temu blond kociakowi uciec tak szybko jak tamtej ślicznej brunetce.
- Ma pani na to rachunek?
Serena dotknęła lnianego daszka. Zupełnie zapomniała, że ma go na sobie. Zagryzła swe pełne, pachnące wiśniowym balsamem usta.
- Ups.
Jej ciemnoniebieskie oczy zabłysły, wyzywając Darwina, by ją aresztował.
- Jestem przyjaciółką projektanta - oznajmiła.
Darwin uśmiechnął się szeroko. Kolejny facet był pod jej urokiem.
- W porządku - odparł nieśmiało. - Chciałem tylko mieć
pretekst, żeby panią zagadnąć.
Nate nagle zdał sobie sprawę, że powinien być zazdrosny. Wziął suchą, ciepłą dłoń Sereny w swoją - spoconą i wilgotną od łez.
Chodź - ponaglił dziewczynę, starając się zabrzmieć męsko i pewnie, mimo że głos mu drżał.
Boże, uwielbiam, kiedy o mnie walczysz - mruknęła Serena.
Oparła głowę na jego ramieniu i pocałowała go w prawe ucho. Objął ją w talii, zachęcony krągłością biodra. Chwiejnie zeszli schodami, ż trudem powstrzymując gwałtowne pragnienie, żeby zerwać z siebie ubrania na oczach setek turystów, oblegających flagowy sklep Brooks Brothers po drugiej stronie ulicy. Może i spiknęli się przez przypadek, ale nadal byli dwojgiem pięknych ludzi, którym nie można było się oprzeć. Czemu więc nie mieli korzystać z każdej okazji, żeby się zabawić?
No wiaśnie.
- Szczęściarz - mruknął Darwin.
Wszedł z powrotem do hotelu, żeby dorwać Rain. Kati. albo inną ślicznotkę z Constance, która będzie miała najbardziej wypchaną torbę.
Nate zwalczył kolejny przypływ łez. Dostał się do Yale. Najpiękniejsza dziewczyna świata, którą znal od zawsze, praktycznie błagała go, żeby zrobili to w taksówce po drodze do szkoły. Miał niewiarygodne szczęście.
W takim razie dlaczego nie potrafił powstrzymać łez?
*
pierwszy list miłosny dla Ytego dnia
DO: vabrams@constancebillard.edu OD: aaron.rose@bronxdale.edu
TEMAT: pomysł dnia
Dobra, wiem, że raptem godzinę temu pocałowałem cię na pożegnanie, ale wpadłem na genialny pomysł po drodze do szkoły - w końcu to kawał drogi metrem! Co ty na to, żebyśmy odwalili egzaminy końcowe i po prostu odpuścili sobie zakończenie roku bo: a) będzie nudno, b) naszym rodzicom to wisi, c) powiedziałaś, że nie jesteś dziewczyną, która ubiera się na biało. Moglibyśmy wskoczyć do saaba, pojechać do Wielkiego Kanionu, obejrzeć zachód słońca, zjeść parę stuprocentowo organicznych grzybów, zatańczyć nago z kojotami pod gwiazdami. Chcę spędzić lato, jeżdżąc po kraju i tuląc cię przy blasku księżyca. Cholera, dzwonek. W każdym razie zastanów się. Jesteś moją dziewczynką. Kocham, A.
■,:
D to król popularności
*
-Wygląda na to, że decyzja jest jednogłośna. Danielu Humphrey, zostałeś wybrany mówcą na zakończenie szkoły -ogłosił pan Cohen, szef wydziału historii i wychowawca ostatniej klasy w szkole średniej RWerside, który upiera! się, by chłopcy mówili do niego Larry.
- Co? - Dan podniósł wzrok znad wiersza, który gryzmo-lil w nieodhicznym czarnym notatniku ze skóry. Wiersz nosil tytuł Moja autostrada i opowiadał o niewiarygodnej podróży. w którą miał zamiar wyruszyć. Ponieważ nic nie trzymało go w mieście, postanowił wyjechać wcześniej do Evergreen College, gdzie miał od jesieni studiować. Już szukał tam pracy na lato, korzystając ze strony internetowej studenckiego pośred-niaka. Zaraz po rozdaniu dyplomów zamierzał jechać prosto do Ołympii w stanie Waszyngton. Gdyby tylko miał samochód, nlbo chociaż prawo jazdy. Ups.
Dan postanowił wzorować się na Jacku Kerouacu, kiedy ten pisał IV drodze. W czasie podróży na zachód będzie podrywał najpiękniejsze dziewczyny w każdym miasteczku, próbował egzotycznego jedzenia i napojów - na przykład peyote i dwu-Stuprocentowej tequili - oraz podziwiał miejscowe osobliwości,
99
takie jak jaskinie z trzydziestometrowymi stalaktytami, z krwawiącymi skałami albo krową z pięcioraczkami. Co prawda, opublikował już wiersz w „New Yorker". w imponującym wieku siedemnastu lat i przez krótką chwilę robił za wokalistę w popularnym zespole rockowym Ravcs. Ale dopiero kiedy przejedzie wszerz cały kraj, będzie mógł powiedzieć, że ma prawdziwy dyplom ze szkoły życia.
Wierzgające dziewczyny i walenie gruszek megafony na rodeo, bydło i cyklony w Kansas dziewczyna z Nebraski zostawia w biegu całusa soli moją wołowinę, miesza mój rosół, wypluwa moją pestkę. Ups. Wygląda na to, że ktoś był gwiazdą rocka o jeden dzień za długo.
- Klasa glosowała na ciebie i tylko na ciebie - wyjas'nil
Larry. - Powinieneś' czuć się zaszczycony.
Dan był raczej zaskoczony. Odsuną! się na krześle, skrzyżował nogi, na których miał brudne niebieskie Pumy i wsunął ręce do kieszeni znoszonych sztruksów khaki,
- Aleja nawet nie zgłosiłem swojej kandydatury - wypalił.
Czy można dobitniej pokazać, że nie ma się przyjaciół.
W sali rozległy się chichoty.
- Jesteś w końcu stawną osobistością. Chcemy, żebyś nas
reprezentował - wyjaśni! drwiąco Chuck Bass.
Małpka Chucka, Cukiereczek, zwinęła się w puszysty ktę-buszek i spala u swojego pana na kolanach. Miała na sobie obcisłą koszulkę w kolorze melona z jasnoróżowym C na grzbiecie. Wszysey, nawet nauczyciele, lak przyzwyczaili się do małpy, że nikt nie zwracał na nią uwagi, ale Dana nadal przechodziły na jej widok ciarki.
- Doszliśmy do wniosku, że dla ciebie to łatwizna, skoro
i tak cafy czas coś piszesz - ciągną! Chuck sarkastycznym to
nem
Znowu rozległy się śmiechy.
Dan przechylił się na krześle do tylu.
- Chwila. Chcesz powiedzieć, że to ty zgłosiłeś moją kan
dydaturę?
Chuck podniósł kołnierzyk jasnofioletowej koszulki La-coste z krótkim rękawem.
- Jak powiedział Larry, decyzja była jednogłośna.
Danowi zaczęły pocić się dłonie. Bycie mówcą to zaszczyt,
ale czuł, że przypadi mu on z urzędu. Z pewnością nie by! klasowym ulubieńcem. Cały ostatni rok spędzi!, zabiegając o rozgłos albo spotykając się ze swoją byłą najlepszą przyjaciółką i dziewczyną, Vanessą w Williamsburgu, na Brooklynie. Domyślał się, że wszyscy pozostali faceci z klasy będą zbyt zajęci imprezowaniem albo zakuwaniem do końcowych egzaminów, żeby zawracać sobie głowę pisaniem przemówienia na koniec szkoły.
Niech to będzie coś lekkiego. I pamiętaj, każdy chce tylko odebrać dyplom, więc masz się streszczać - poradzi! mu Urry, głaszcząc swoją nędzną kozią bródkę niczym zahukany nastolatek, którym zdecydowanie nie byl.
Dobra - odparł niepewnie Dan.
Najwyraźniej nie miat w tej kwestii żadnego wyboru.
Chuck poklepał go w ramię.
-Wiesz co? Słyszałem, że ta twoja lesbijska dziewczyna /.nowu będzie sama. Jej lepsza połówka na bank się wyprowadza.
Miał namyśli Blair, czy Aarona? Dan nie był pewien, z kim teraz Vanessa mieszka. Wiedział tylko, że nie z nim. Mokre od potu dłonie zaczęły mu się trząs'ć ze szczęścia i niepokoju. Może Vanessa zerwała z Aaronem. Ale przecież byli tacy zakochani. Nawet zafundowali sobie takie same fryzury. Dan
10
3)
zaczął bazgrać ptaszki na górze strony, na której pisał wiersz. Vanessa zerwała z Aaronem?!
- Więc rozumiem, że przyjmujesz nominację - dopytywał się Larry, postukując irytująco ołówkiem w drewniane nauczycielskie biurko. - Wszyscy za, niech zawołają; „Tak!"
-Gościu! - odparli chórem chłopcy, zgodnie z mało zabawną tradycją, którą przyj ci i na początku ostatniego roku szkoły. Dan pobladł, gdy zaczęli wiwatować i krzyczeć" z niepotrzebnie udawanym entuzjazmem.
-Dawaj, Dan!
Gdy tylko rozległ się dzwonek, Dan zadzwonił do Vanes-sy. żeby jej powiedzieć, jak mu przykro.
Aha, jasne.
-To się nazywa plotka! - pomstowała Vanessa, - Skąd ludzie biorą takie brednie? A tak w ogóle, to co u ciebie? -zapytała, jakby cieszyła się, że się odezwał.
Wybrali mnie mówcą na koniec roku - przyznał się Dan, jakgdyby od tygodni zabiegał tylko o to. W głębi duszy cierpiał katusze, bo Vanessa i Aaron nadal byli razem, ale nie zamierzał tego okazywać.
Mówcą? O cholera! - zawołała Vanessa. - To chyba dobrze?
Chyba.
Słuchaj, mam teraz zajęcia z fotografii, ale może chcesz wpaść jakoś" później, czy coś?
Dan przyciskał komórkę do ucha tak mocno, że zaczynało go już trochę boleć. Grupa chłopaków z młodszej klasy prawie zepchnęła go ze schodów, gdy pędzili na lunch. Nagle zdał sobie sprawę, jaki czuł się samotny. Czy to naprawdę możliwe, żeby znowu byli z Vanessą przyjaciółmi, tak po prostu, po jednym telefonie?
A jeśli mogli znowu być przyjaciółmi, to zawsze istniała szansa na coś więcej.
Aaron będzie? - zapytał ostrożnie, gdy szedł wzdłuż korytarza na trzecim piętrze na zajęcia z angielskiego. Miał w kieszeni przypadkowo zabłąkaną gumkę. Zebrał zmierzwione, jasnobrązowe włosy w krótki kucyk, ale po chwili rozpuścił je z powrotem, rzucając gumkę na podłogę. To jego ojciec, Rufus, był dziwakiem z kucykiem, nie on.
Aaron ma próbę zespołu - odparła jakby nigdy nic Va-nessa. - Ale możesz wpadać też wtedy, kiedy jest.
Mały trójkącik-?
Dan miał wrażenie, jakby gdzieś otworzyło się okno i chłodna bryza omiotła mu twarz.
- Miałem iść na głupią powtórkę z historii, ale chyba mogę
sobie odpuścić.
Małpka Chucka Bassa przebiegła obok Dana korytarzem i. do połowy zjedzoną torebką chrupek w zębach. Chuck nawet nie zauważył - był zbyt zajęty nakładaniem pomady Ave-da na swoje nowe pasemka przed wielkim lustrem, które zamontował sobie wewnątrz drzwi szafki.
- Dobra, jestem teraz w laboratorium fotograficznym. Jak
zwykle wszystkie dziewczyny, oprócz mnie, się urwały. Pew
nie są na jakiejś idiotycznej wyprzedaży wzorów albo czymś'
lakim. Kupują sobie te kretyńskie suknie ślubne, to znaczy su
kienki na zakończenie roku. Nieważne. Jasna cholera! - wy
krzyknęła Vanessa, jakby o coś się potknęła. - Ale tu ciemno.
Ucho Dana solidnie się już pociło.
- Szkoda, że mnie tam nie ma - wypalił, nim zdążył ugryźć
Nię w język.
- Ja też żałuję - odparła z zapałem Vanessa. - Serio.
Czyżby z nim flirtowała?
■
\ Nic zatrzymasz mnie...
- Może wpadnę później - zaryzykował Dan. - Tata i Jen
ny i tak wyjechali, więc nie muszę wracać do domu na kon
kretną godzinę.
No proszę.
- Super. - Vanessa wydawała się teraz rozkojarzona. - Słu
chaj, jeśli się nie rozłączę, zaraz zrobię cos' głupiego, napiję się
utrwalacza zamiast herbaty, albo coś takiego. Do zobaczenia
później, okay?
Dan nie mógł się doczekać.
- Okay.
Rozłączył się. Cukiereczek siusiał właśnie na marmurową posadzkę przed drzwiami do biur wydziału historii. Dan wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Zuch chłopak.
przez S imprezowa szkolą zeszła na psy
- Po prostu napijesz się kawy i poczytasz sobie poezję, dobrze, tato? - poprosiła Jenny Humphrey swojego mrukliwego ojca, gdy stanęli przed elegancką bramą z kutego żelaza prowadzącą do Hanover Academy, tuż na obrzeżach uroczego miasteczka Hanover w New Hampshire.
Po tym, jak jej roznegliżowane zdjęcia pojawiły się w Internecie i na stronach kilku czasopism o modzie oraz kiedy wydały się jej harce ze sporo starszymi gwiazdorami rocka, w ich apartamencie w hotelu Plaża, pani McLean, dyrektorka Constance Billard, postawiła Jenny ultimatum. Albo przestanie trafiać na nagłówki gazet i grzecznie skończy rok szkolny, jak przystało na skromną uczennicę, albo od jesieni będzie sobie musiała poszukać nowej szkoły. Jenny potraktowała to jako wyzwanie i spędziła cały weekend z Raves, w domu gitarzysty na Bedford Street. Nawet nagrała z nimi piosenkę! W poniedziałek pani McLean i reszta miasta mogli o wszystkim przeczytać w kronice towarzyskiej.
Do widzenia Constance Billard i witaj... szkoło z internatem!
W następny poniedziałek Jenny zwolniła się z lekcji, żeby Odwiedzić Hanover, niesławną, szaloną szkołę z internatem ze
35
swoich marzeń. To tu przez dwa lata uczyła się wzorowa im-prezowiczka, jedyna i niepowtarzalna, Serena van der Wood-sen dopóki jej nie wywalili zeszłej jesieni. Jenny podejrzewała, że dotąd nikt nie zastąpił Sereny. Cóż, teraz ona ją zastąpi. Zamierzała wynieść Hanover na nowe szczyty niesławy. A jeśli z jakiegoś powodu - co trudno jej było sobie wyobrazić -Hanovcr jej się nie spodoba, albo gorzej, nie zechce jej przyjąć, zamierzała też odwiedzić Croton Schooł. Croton znajdowało się raptem półtorej godziny jazdy od Nowego Jorku, w Croton Falls, i według wszystkich przewodników po szkołach średnich, które czytała Jenny, było równie dzikie jak Hanover.
- Może się też ostrzygę - odparł już pogodniej Rufus.
Szorstkie szpakowate włosy miał związane w zmierzwiony kucyk. Użył do tego kawałka kolorowego plastiku, po torbie z bajglami z Whole Foods, sklepu niedaleko ich mieszkania przy Uppcr West Side. Do tej szykownej fryzury włożył zapinaną na zatrzaski koszulę z krótkim rękawem w czerwono-białą kratę, ciężkie płócienne szorty Carhartt, zdarte beżowe chodaki Birkenstock i czarne wełniane skarpetki.
Nie ma to jak wypad za miasto, żeby błysnąć wyczuciem stylu.
-Och. Dobrze.
Jenny starała się zbytnio nie ekscytować. Ostatnim razem, gdy Rufus poszedł obciąć włosy - miała wtedy chyba ze trzynaście lal - wybrał się na Lower East Side do ulubionego salonu drag queens i zafundował sobie grzywkę z fioletowymi pasemkami.
- Ja pójdę obejrzeć szkołę, a potem spotkamy się w mie
ście - dodała, mając na myśłi kafejkę przy księgarni, którą
mijali Jadąc przez Hanover. Do kampusu szło się z miasta dwa
kilometry ładną, zacienioną drzewami dróżką, Jenny była uspo
kojona faktem, że taki właśnie dystans będzie ją dzielił od
Rufusa, na wypadek, gdyby postanowił założyć jakąś organizację polityczną lub wpadł na równie chory pomysł w ataku paniki wywołanym wyjazdem z miasta.
-Załatwione!
Rufus cmoknął ją w policzek, drapiąc siwawym zarostem, | potem z przesadnym wigorem ruszył w drogę.
- Nic zrób niczego, czego ja bym nie zrobił! - zawołał przez ramię.
Jakby sani nie był zdolny do wszystkiego.
Jenny obciągnęła swoją ładną bladozieloną bluzeczkę z bufiastymi rękawkami, którą kupiła sobie w sobotę w Scoop, w Sofio. Była japońska, z wzorkiem małych ważek. Zapięła się w niej pod samą szyję, ale teraz, kiedy ojciec poszedł do miasta, odpięła dwa pierwsze guziki, odsłaniając swoje zaskakujące atuty - rozmiar trzydzieści cztery, podwójne D.
Nie ma powodu ukrywać przed chłopcami z Hanover, co ich czeka.
Wyjęła laminowaną mapę kampusu z imitacji plecaka Louisa Vuittona kupionego od ulicznego handlarza przed Bloo-niingdale7s, który wyglądał identycznie jak plecak Sereny. 1'okryte bluszczem budynki ze starej cegły były jakby żywcem wyjęte z katalogu Abercrombie & Fitch, ale Jenny rozczarowała się, nie widząc w pobliżu żadnych boskich, półnagich ihłopców grających we frisbee na osłonecznionych trawnikach. Riley, akademik dla dziewcząt, gdzie miała spotkać się fu swoją przewodniczką, znajdował się po drugiej stronie parkingu, na szczycie trawiastego pagórka. Był piękny, letni dzień i powietrze pachniało świeżo skoszoną trawą.
- Już kocham to miejsce - szepnęła Jenny.
Skóra mrowiła ją z podniecenia. Całe jej życie miało się /mienić. Koniec z mundurkami. Koniec z klikami jędzowatych dziewczyn, które godzinami potrafiły dyskutować o wyższości
16
37
liliowego błyszczyka do ust nad różowym. Koniec z byciem .sławną tylko z powodu kaligrafii, rozdmuchanego skandalu internetowego, czyjej rzekomo pornograficznych zdjęć. Żadnych więcej plotek, żadnych skandali.
Z tym to może lekka przesada. Mały skandal to jeszcze nic złego. Przynajmniej w takiej szkole jak Hanover poprzeczka dla skandali będzie znacznie wyżej ustawiona,
Przewodniczka Jenny, Fiona Castagnoli, czekała na nią przed drzwiami Riley. Fiona wyglądała jak czterdziestopięcioletnia gospodyni domowa: niska i pulchna, w koszuli J. Crew w biało--koralowe pasy wpuszczonej do bermudów. Miała białe skarpedd zwinięte starannie nad kostką i nowiutkie, białe trampki Reeboka.
-Jennifer? - zapytała z entuzjazmem. Mocno kręcone kasztanowe włosy miała związane w kucyk, który podskakiwał jej między łopatkami. - Musimy się spieszyć. Zabieram cię do czytelni, a mamy już pięć minut opóźnienia.
Fiona taszczyła ze sobą limonkowy plecak Land's End, w którym miała chyba wszystkie książki, jakie posiadała. Jenny zamrugała oczami. Kiedy myślała o zwiedzaniu Hanover, wyobrażała sobie, że posiedzi w akademiku z jakimiś wyfuzo-wanymi, chudymi blondynkami, popijając drinki i flirtując z chłopakami, którzy będą popalać fajki i którym szkolne krawaty będą się zwieszać na opalone, nagie torsy.
Jeśli masz dużo do roboty, to mogę pokręcić się w pobliżu i poczekać na ciebie - zaproponowała.
Och, mogłabyś? - wykrzyknęła Fiona. Najwyraźniej ogromnie jej ulżyło. - Widzisz, w przyszłym tygodniu mamy końcowe egzaminy, ajamuszę zakuć czterdzieści siedem czasowników nieregularnych z hiszpańskiego i trzynaście dowodów geometrycznych.
Jenny zerknęła ku otwartym drzwiom. Kilka dziewczyn rozłożyło się w skórzanych fotelach w oświetlonej kryształowym
IB
żyrandolem świetlicy, czytając czasopisma i słuchając iPo-dów. Jenny rozpoznała na jednej z nich czerwono-biały top w różyczki od Marca Jacobsa. Inna miała złote pantofle na płaskim obcasie od Sigcrsona Morrisona, które Jenny miała na oku całą wiosnę, ale na które nie udało jej się dość zaoszczędzić. Dziewczyny wyglądały na dokładnie takie, z jakimi chciałaby się zaprzyjaźnić. Brakowało tylko chłopców z fajkami i wódki.
Zostanę tutaj - powiedziała z przekonaniem do Fiony.
Okay. - Fiona przerzuciła swój brzydki, zielony plecak przez ramię. - Przyjdę po ciebie, powiedzmy, za godzinę. Zjemy bajgle w kafejce i pokażę ci mój pokój.
Super, zapowiada się ubaw po pachy.
Jenny była całkiem pewna, że już nigdy więcej nie zobaczy Fiony, którą tak pochłoną nieregularne czasowniki, czy co tani miała zakuwać, że zupełnie zapomni, że zostawiła Jenny / najfajniejszymi, najbardziej zepsutymi dziewczynami w Ha-nover. Wyjęła z torby tubkę błyszczyka Chanel i nałożyła trochę na usta. A potem weszła do świetlicy.
- Czes'ć - powiedziała nieśmiało. - Jestem Jennifer. Przy
jechałam obejrzeć szkołę. Chodzę do Constance Billard. No
wiecie, tam gdzie chodziła Serena van der Woodsen.
Wiedziała, że to kiepski chwyt od razu wspominać o Sere-im\ ale chciała, żeby dziewczyny od razu wiedziały, że jest I i u ii, że jest jedną z nich.
Jedna z dziewczyn, o krótkich czarnych włosach, z pięknie pomalowanymi paznokciami u nóg, zerknęła w jej stronę, ii Ic s/.ybko odwróciła wzrok. Poza tym jakby nikt nie usłyszał Iniity. Od drewnianej boazerii bił bursztynowy poblask, u Orientalny dywan byt w idealnym stanie. Miała wrażenie, że |CM w salonie jakiejś starej posiadłos'ci, a nie w szkole.
39
- Słyszałam, że wykręcacie tu w szkole niezłe numery,
Przynajmniej tak mówiła Serena - kontynuowała Jenny, nadal
stojąc w progu jak idiotka.
Chciała, żeby było jasne, że nie tylko zna Serenę, ale jest jej kumpelką.
- Cisi - szepnęła piękna blondynka z nogami tak długimi
i opalonymi, że wyglądały jak sztuczne. - Narobisz nam kło
potów.
Co proszę? Od kiedy to dziewczyny z Hanover przejmowały się kłopotami?
- Przepraszam - mruknęła potulnie Jenny.
Usiadła w woinym fotelu, krzywiąc się na odgłos, jaki wydały jej nagie uda w zetknięciu ze skórzanym obiciem -zupełnie jak pierdnięcie. Położyła podróbkę Louisa Vuittona sztywno na kolanach, żałując, że nie pomyślała, aby zabrać książkę. Kątem oka zauważyła, że krótko obcięta brunetka znowu na nią zerka. Jenny wyciągnęła z bocznej kieszeni plecaka stary rachunek z drogerii i wyszperała ogryzek ołówka Hello Kitty, który miała od piątej klasy.
Co jest grane? Szkota w Hanower miaia być totalnie zakręcona, nabazgrała na odwrocie kwitka. Potem złożyła karteczkę i odważnie rzuciła ją na kolana krótko obciętej dziewczyny. W niecałą minutę później rachunek wrócił zapisany niebieskim długopisem.
Cóż, po tym jak zaszalała tu twoja przyjaciółka Serena (która -jak już się tu pojawiała - była moją sąsiadką w Ri-ley) wszystko wzięto w łeb. Kiedy już się jej pozbyli, wprowadzili kodeks dyscyplinarny który sprowadza się do tego, że jeśli donosisz na przyjaciół, zyskujesz przywileje. Ludzie mają tyle korzyści z donoszenia, że nikt już praktycznie nie robi nic, o czym warto by mówić. To miejsce jest absolutnie
•10
trzeźwe, ciche i nudne!!! Ale ja jestem w ostatniej klasie, więc niedługo stąd spadam - super!
Jenny podniosła wzrok znad kwitka i przyjrzała się uważnie pozostałym dziewczynom w sali. Jedna ze słuchających iPoda mruczała do siebie. Po chwili Jenny zdała sobie sprawę, Ż.e zamiast nucić w takt najnowszych przebojów, zakuwa na pamięć hiszpańskie koniugacje. Drobna Azjatka z grubymi warkoczami, która - jak wydawało się Jenny - czytała magazyn mody, była w rzeczywistości całkowicie pochłonięta lekturą „Science Digesf.
O rety.
Pewnie i tak by mnie nie przyjęli, odpisała Jenny. Rzuciła rtwistek do dziewczyny i wstała. Zgłoszenia do szkół z interna-lem były przyjmowane jesienią, więc na którą z nich by się nie /decydowała, i tak była spóźniona. Musiały jednak istnieć jeszcze inne szkoły, mniej rygorystyczne niż obecnie Hanover.
Wyszła z budynku i mszyła z powrotem do bramy szkolnej, /iiiując, że tak pospiesznie odesłała ojca. Kiedy szła dróżką w stronę miasteczka, natknęła się na blondyna w czerwonej bejs-hiilówce Ralpha Laurena, białym T-shircie z wycięciem w se-li»k i wjasnoniebieskich lnianych spodniach J.Crew. Palił marl-Im KTO i szedł powoli w stronę kampusu. Był absolutnie słodki.
Ody się mijati, Jenny uśmiechnęła się do niego nieśmiało. /Inerała się na odwagę, żeby zapytać go. czy szkolą w Hano-ver naprawdę jest tak straszna, jak to opisała dziewczyna z Ri-
- Chyba na mnie nie doniesiesz? - zapytał ostro chłopak, Kucając jej oskarżycielskie spojrzenie. Nnnie - wyjąkała Jenny. Czy wszyscy w Hanover mieli paranoję? Jasne - rzucił szyderczo i nadal patrząc na nią spode łba, Min/yl dalej.
41
Kiedy pojawiła się w kafejce, jej ojciec stal za ladą i ubijał sojowe chai iatte, chociaż niedawno razem z Danem przez godzinę tłumaczyli Jenny, że chai to chrzaniony wymysł Star-bucks i że jedyny gorący napój, jaki da się pić na tej planecie to kawa rozpuszczalna Folgers.
Powietrze jest tu tak wspaniałe, że pomyślałem, czyby się tu nie przeprowadzić. Nawet zaproponowali mi pracę w tej kafejce - zagruchał rozpromieniony. - Dan i tak jesienią wyjeżdża do Evergreen. Moglibyśmy wynająć nasze mieszkanie i zarobić fortunę!
Przykro mi tato, ale raczej nie. - Jenny westchnęła. -Chyba nie chcę tu się uczyć,
Rufus wyszedł zza lady, niosąc w papierowym kubku gorący napój z pianką i podał go Jenny.
- To znaczy, że chcesz zostać ze mną w domu? - zapyta!.
unosząc z nadzieją krzaczaste, szpakowate brwi.
Jenny powąchała miksturę, wykrzywiła się i oddalają ojcu -Nie, Po prostu muszę się dalej rozglądać. Croton i tak jest po drodze.
Rufus puścii oko do kobiety o szerokich biodrach i kręconych włosach, która miała na sobie sukienkę z konopi i właśnie wyszła z kuchni z tacą słodkich babeczek gryczanych.
- Na pewno? - Westchnął.
Z tego, co zapamiętała Jenny, przewodnik po szkołach -który przeczytała od deski do deski w kącie na piętrze Barnes & Noble na Broadwayu - wymieniał Croton Academy jako numer dwa na liście najbardziej imprezowych szkół średnich. zaraz po Hanoverze. W Croton pełno było dzieciaków wyrzuconych z prywatnych nowojorskich szkół za zle zachowania Najwyraźniej przewodnik nie byl ostatnio aktualizowany, skoro Hanover znajdował się na czele listy, ale może wysokie miej sce Croton było nadal uzasadnione.
- Chodź, jedziemy, - Jenny pociągnęła ojca za kieszeń szortów, podekscytowana perspektywą odwiedzenia Croton.
Tamtejsza szkolą zapowiadała się o niebo lepiej od Hano-veru. Pozostawało mieć nadzieję, że nie mieli tam kodeksu dyscyplinarnego.
-i-
i
Profesor Pierre Papadametriou
Wydział literatury angielskiej, Evergreen State College
2700 Evergreen Parkway, NW
Olympia, WA 98505
Danie! Humphrey
815 West EndAvenue, m. 8D
Nowy Jork, NY 10024
Drogi Panie Humphrey
Zobaczyłem pańskie ogłoszenie dotyczące płatnego stażu, w dziale SZUKAM PRACY na strome studenckiego biura zatrudnienia. Jestem profesorem poezji i biologii. Szukam stażysty na lato. Mieszka pan w moim domu. Mam dwa psy i syna. Moja żona wyjechała do Grecji. Syn jest rybakiem. Psy mieszkają na dworze. Pracujemy razem nad moją bardzo interesującą książką. Je pan pyszne greckie jedzenie! Proszę powiedzieć, kiedy pan przyjeżdża, rozwieszę hamak na strychu. Muszę iść nakarmić psy. Uwielbiają moją musakę!
Proszę o szybką odpowiedź.
Pierre
D i V przezywają deja vo... raz jeszcze
-Super. To mieszkanie jest naprawdę... Lawendowe - zauważył Dan, gdy Vanessa wpuściła go do domu.
Kiedy tam mieszkał, s'ciany małego, nijakiego mieszkania hyły zwyczajne, białe i obłaziły z farby. W oknach zamiast /uslon wisiały czarne hailoweenowe prześcieradła. Teraz ściany były pomalowane na delikatny odcień lawendy z seledynowym pasem przy suficie, a w oknach, z prawdziwych karni-»/ow, zwieszały się czarno-białe perkalowe zasłony. W salonie ąliiły ładne, nowoczesne meble - drewniany duński stół i krze-i.i oraz kapitalna szara sofa. Mieszkanie wyglądało, jakby nt/)|dził je prawdziwy dekorator wnętrz.
Vaiiessa zarumieniła się, co jak na nią było dość dziwne. i id kiedy ona się czerwieni?
- Blair trochę je podszykowała. Podoba ci się?
I )an był cały spocony po przejażdżce metrem i dlatego, że litry. I całą drogę od przystanku kolejki L, trzynaście przecznic, h/c jechał klejącym się palcem po świeżo pomalowanej ścia-
Serce biło mu szybko.
- Jest inaczej - odparł nerwowo.
Vanessa przyglądała mu się w ten jej bezpośredni, niespc-wnriy sposób, przez co Dan jeszcze bardziej się pocił.
45
Kiedy Vanessa wróciła ze szkoły, na blacie kuchennym czekało na nią małe białe pudełeczko. Otworzyła je i znalazła srebrny pierścionek w kształcie dwóch rąk trzymających dwa zespawane ze sobą serca. Wewnątrz pierścionka wygrawerowano Zawsze i na wieki. Kocftam, A. Z wyjątkiem krótkiego epizodu z kolczykiem w wardze. Vanessa rzadko nosiła biżuterie, a pomysł z pierścionkiem wydał jej się tak ckliwy, że zaczęła się śmiać. Na pewno nie zamierzała go nosić, nieważne, kto by jej go dał. Wrzuciła pierścionek z powrotem do pudełka i schowała je do szuflady ze sztućcami. Niewykluczone, że Aaron dał jej ten pierścionek jako żart, ale w takim razie po co zawracał by sobie głowę dedykacją? Dan nigdy by nie wyskoczył z tak sentymentalnym prezentem, nawet kiedy jeszcze byli razem. Kiedy się nad tym zastanowić, to nigdy też nie proponował jej biwaku pod gwiazdami. Vanessa była jedną z tych dziewczyn, które lubią mieć bieżącą wodę i spłuczkę w toalecie. Nie cierpiała słońca, a sama myśl o obcowaniu z naturą, z tymi jej pająkami, mrówkami, pszczołami i komarami, przyprawiała ją o gęsią skórkę, Oczywis'cie, Aaron chciał dobrze. Liczyły się intencje i w ogóle. Ale będzie musiała z nim porozmawiać — nie robili tego prawie wcale, odkąd zaczęli się spotykać. Chociaż Aaron pisał jej miłosne liściki, dawał prezenty i regularnie u niej nocował, do tej pory ich związek byt czysto fizyczny.
Nie żeby miała coś przeciw temu. Stres związany z końcowymi egzaminami, rozdaniem dyplomów i rozpoczęciem nowego etapu w życiu dawał się jej nieźle we znaki. Po prosm nie była sobą. A może to mieszkanie wśród lawendowych ścian, z dziewczyną, która miała sto siedemnaście par butów, w tym trzydzieści cztery od Manolo Blahnika, sprawiało, że zmieniła się w kogoś innego. Dawniej samotnica, teraz nit-mogła znies'ć samotności i odkryła, że najlepszy sposób, by
nie myśleć o przyszłości, to trochę się napić wódki, a potem zabawić.
Dopiero teraz to odkryła?
- Wyglądasz blado - powiedziała do Dana.
Podeszła do niego, objęła za szyję i pocałowała w oba policzki. Zacisnęła mocno powieki i zaciągnęła się przyjemnym, piżmowym zapachem Dana.
- Blado, ale naprawdę dobrze.
Vanessa miała na sobie czarny prążkowany top, bez stanika. Miała świeżo ogoloną głowę, ale pozwoliła, żeby włosy przy twarzy odrosły na jakiś centymetr, zmiękczając w ten spo-Kob zarys szerokiego, jasnego czoła i wielkich brązowych oczu, Darowała sobie kolczyk w ustach.
I bardzo dobrze.
Miała też na sobie czarną minispódniczkę z zakładkami, mi którą przed wprowadzeniem się Biair Waidorf nawet by nie Kpojrzała, Ale do spódnicy założyła biało-czarne podkolanów-ki w romby i nieśmiertelne martensy, dając w ten sposób jasno do zrozumienia, że mimo wpływu współlokatorki, nie zamierza w najbliższej przyszłości kupować szpilek Manolo z wężowej skórki - nawet jeśli robiliby je czarne.
Gładkość jej bladych ramion, drwiący łuk czerwonych ust I prowokujący blask brązowych oczu sprawiały, że Dan zaczął nic zastanawiać, jak w ogóle potrafił żyć bez niej. Oparł się pokusie, by natychmiast wyciągnąć swój czarny notatnik i napisać wiersz. Zamiast tego wyjął cameła i wsunął go sobie do uM, nawet nie zapalając.
- Może chcesz się przejść? Napić się kawy, czy coś? - za-
ty/ykował, starając się wypaść w miarę naturalnie.
Vanessa wzruszyła ramionami, nie odsuwając się,
- Mam wrażenie deja vu - przyznała mu się ze zdezorien-
lowanym uśmiechem.
46 47
Czy nie tak właśnie zeszli się ostatnim razem? Wpadł do niej i praktycznie zerwali z siebie ciuchy?
Ja też - przyznał, w głębi ducha mając nadzieję, że historia się powtórny.
Blair i ja dopiero co odkryłyśmy drzwi na dach budynku. Przez cały czas myślałam, że są zamknięte na kłódkę, ale zamek zupełnie się rozpadł. Tam jest naprawdę fajnie, chcesz zobaczyć?
Więc teraz Vanessa lubiła się też opalać?
- Jasne - odparł Dan.
Ku jego zaskoczeniu, wyjęła z lodówki ćwiartkę absolutu i butelkę toniku, i schowała do papierowej torby razem z dwoma plastikowymi szklankami ze Scooby-Doo, które przedtem napełniła lodem.
- Polubiłam to ostatnio - przyznała z szelmowskim uśmie
chem.
Dan patrzył ze zdumieniem, cały rozdygotany w oczekiwaniu tego co miało nadejść. Vanessa nigdy nie miała mocnej głowy. On też nie.
Wyszli z mieszkania i ruszyli brudnym betonowym korytarzem, a potem w górę czarnymi, śmierdzącymi schodami. Dwa piętra wyżej Vanessa pchnęła czarne, metalowe drzwi z napisem: Nie wchodzić i wyszła na zalany gorącym słońcem dach. Wokói nich wyrosło miasto, a most Williamsburg wydawał się na wyciągniecie ręki. Na prawo lśniła East River Jakiś jacht przepływał nieopodal barki ciągnącej ładunek przenośnych kibli, a jego białe żagłe łopotały w gęstym popołudniowym powietrzu. Po lewej znajdowała się cukrownia, a z jej wielkich kominów unosiły się kłęby dymu, by po chwili zmienić się w miejski smog. Po drugiej stronie mostu rozciągał siv Manhattan, ogromny i pełen obietnic. Zawsze kiedy Dan, rodowity manhattańczyk, był na Brooklynie, miał wrażenie, h
-i.-.
po drugiej stronie rzeki dzieje się coś ekscytującego, co właśnie go omija.
- Tutaj! - zawołała Vanessa, przekrzykując ruch uliczny.
Zanurkowała pod metalową podporę podtrzymującą gigan
tyczną, drewnianą wieżę ciśnień, górującą nad dachem.
- Tutaj jesteśmy całkiem osłonięci przed słońcem i desz
czem. A dzięki wieży jest tu nawet całkiem chłodno.
Dan podszedł i zanurkował pod wieżę ciśnień. Na ziemi łcżał czarny materac, a na nim cała kolekcja czarnych poduszek ze sztucznego futra. Vanessa uwiła sobie gniazdko miło-l(ci na świeżym powietrzu.
- Pewnie ty i Aaron spędzacie tu mnóstwo czasu - stwier-
il/i! niezręcznie.
Usiadła na materacu i zaczęła nalewać wódkę do plastikowych szklanek ze Scooby-Doo.
- Właściwie to obiecałam Blair, że nie zagarnę tego miej
sca tylko dla siebie. Odkryłyśmy je dopiero w sobotę, a wczo-
i .11 padało, więc Aaron jeszcze tu nie był.
To znaczy, że ona i Aaron jeszcze tu tego nie robili. Ta ilwiadomos'ć sprawiła, że Dan poczuł się swobodniej, siedząc M materacu. Vanessa podała mu wódkę z tonikiem.
-Przepraszam, nie mam limonek.
Usiadł i zapalił papierosa. Nieopodal przeleciał helikopter, potwornie przy tym hałasując. Dan musiał przyznać, że to "i prawdę fajne miejsce.
- Więc będziesz mówcą? Zastanawiałam się, czy nie urwać
"ic / mojego rozdania dyplomów. - Stuknęła się szklanką z Da-
iinn i wzięła duży łyk. - Za nas.
Dan przechylił szklaneczkę, zerkając na Vanessę. Trzymał ii w lej samej dłoni co papieros, wystawiając bładą twarz do Iłortca. Vanessa wydawała mu się jakaś' inna, Gnuśna, niebez-|iii't/na i bardzo seksowna.
4 Nls-fHlr/ymaszmnie... 49
Kobra zwinięta na gorącym betonie - zaczął zapisywać gorączkowo w myślach. Nie mógł się powstrzymać.
Vanessa uśmiechnęła się szeroko, odpowiadając na jego uważne spojrzenie zakłopotanym śmiechem.
- Nie wiem, czemu to robię, ale... - zaczęła.
Potem odstawiła szklankę, nachyliła się powoli do niego i wsunęła mu język prawie do gardła.
Wow!
Rozmarzone brązowe oczy Dana rozszerzyły się ze zdumienia. Zastanawiał się, czy Vanessa nie piła przypadkiem przez cały dzieli i jakiś' cudem nie pomyliła go z Aaronem. A może on i Aaron wpadli w jakąś' pętlę czasoprzestrzeni. Za-mieniii się ciałami i umysłami, jak w kiepskich komiksach, które Dan czytywał jako dziewiętnastolatek, i teraz naprawdę był Aaronem. Nieważne. Móc znowu całować Vanessę było czystą rozkoszą, a sama mys'1, że mieliby przerwać, czystą agonią. Ale po paru minutach zmusił się, żeby przestać.
- Hm, mogę cię o coś zapytać? Co my właściwie robimy?
Vanessa złapała za brzeg wyblakłego, czerwonego T-shir-
ta Stussy Dana, podciągnęła go do góry i zerknęła na jego jasny, plaski brzuch.
- Nie zastanawiasz się czasem, o co tyle krzyku? - zapyta
ła, jakby to wystarczało za odpowiedź.
Dan nie odpowiedział. Vanessa najwyraźniej przechodziła fazę eksperymentów i nie zamierzał jej w tym przeszkadzać. Zwłaszcza, jeśli miała ochotą zdjąć z niego koszulkę. I spodnie. Najwyraźniej również skarpetki stały na drodze jej potrzebie autoekspresji. Zęby nie czuła się osamotniona, on też pomógł jej wyskoczyć z ciuchów. Wkrótce oboje klęczeli pod wieżą ciśnień całkiem nadzy.
Mowa o deja vu!
możesz wyrwać dziewczynę z manhattanu, a/e nie wyrwiesz manhattanu z dziewczyny
- Macie coś, co nie jest... takie błyszczące? - zapytała
Itlair Waldorf, przeglądając sukienki na obrotowym stojaku na
tylach Isn't She Lovel, małego butiku z sukniami ślubnymi
i wizytowymi, raptem przecznicę od mieszkania, które dzieli
li! z Vanessą.
Mijała ten butik codziennie, gdy szła do kafejki, skąd -jjdy kupiła już duże latte z dodatkiem espresso - opłacone anto / szoferem zabierało ją do szkoły. Dzisiaj zajrzała do środka, bo pomyślała, że byłoby czadowo, gdyby udało jej się kupić sukienkę na zakoficzenie szkoły w zupełnie nieznanym sklepie, tak że żadna inna dziewczyna z ostatniego roku nie miałaby takiej samej. Sęk w tym, że bez metek projektantów nie |inirafiła zdecydować, czy sukienki są brzydkie w wyszukany sposób, czy po prostu brzydkie.
- Ta jest bardzo popularna na bierzmowaniach - powie
działa przesadnie wyperfumowana sprzedawczyni, z mocnym
obcym akcentem.
Wyjęła olśniewająco białą, wyszywaną kryształkami sukienkę bez pleców z poliestrowym gorsetem i plisowanym
&1
dołem tak sztywnym i błyszczącym, że wyglądał jak laminowany.
Blair zerknęła w jedno z rozstawionych po sklepie luster i dostrzegła gapiącą się na nią wyniosłą brunetkę w biało-błękitnej spódniczce z krepy od mundurka Constancc Billard i schludnej, różowej koszulce polo z białym kołnierzykiem. Była na siebie wściekła. Kogo próbowała oszukać, udając, że nie potrzebuje szytej na zamówienie sukienki Oscara de la Renty albo Chanel? Poprawiła na ramieniu bladoróżową torebkę Fendi i zsunęła na nos okulary w szylkretowej oprawce. Kusiło ją, żeby kupić tę ohydną sukienkę, którą pokazała sprzedawczyni. zanieść do domu i dla s'miechu udać przed Vanessą, że naprawdę zamierza włożyć ją na rozdanie dyplomów. Ale myśl, że miałaby wydać pieniądze na coś tak okropnego, nawet w żartach, jeszcze bardziej ją rozłościła. Kiedy jej życie stało się takie podłe?
Może w dniu, kiedy postanowiła porzucić Manhattan i zostać buntowniczką z Brooklynu.
Zwykle Blair nie potrafiła wyjść ze sklepu, nie kupując przynajmniej jednej rzeczy, ale zazwyczaj odwiedzała miejsca pełne ciuchów, którym nie można się było oprzeć. Jeśli chodziło o nią, butik Isn;t She Lovel powinien nazywać się Isn't She Ugly.
Na upstrzonym śmieciami chodniku naprzeciwko zaniedbanej, czteropiętrowej kamienicy, w której mieszkała yanessą, zebrała się grupka gapiów.
Hm, ciekawe czemu?
Obojętna i kompletnie niezainteresowana tym, co wzbudziło ciekawość miejscowych. Blair przeszła szybko przez ulicę, wspięła się na rozsypujący betonowy stopień i pchnęła wymazane graffiti drzwi do budynku. Wstrzymała oddech. wspinając się po schodach na pierwsze piętro do Vanessy. Dom
znajdował się tak blisko cukrowni, że powietrze wokół było słodkie i ciężkie jak przesączony syropem francuski tost. Do Lego dochodził odór moczu bezpańskich kotów, Miodzio.
- Ohyda - mruknęła Blair, nadal wstrzymując oddech.
Jakże tęskniła za nieskazitelnym holem z bladoróżowego
marmuru i nienagannie ubraną obsługą w luksusowym aparta-mentoweu przy Siedemdziesiątej Drugiej, gdzie do tej pory mieszkała. Och, jak brakowało jej szelestu oliwkowozielonej wełnianej peleryny portiera, gdy otwierał jej drzwi do taksówki i pomagał nieść torby, osłaniając przed deszczem gigantyczną c/.arną parasolką. Jak tęskniła za cichym szumem wyściełanej bordowym aksamitem windy, gdy ta zawoziła ją do penthouse'u. Pomalowane na czarno drzwi do mieszkania były otwarte. Kawałki złuszczonej starej farby obsypywały się na zakurzoną, betonową posadzkę korytarza.
Kochanie, wróciłam! - zawołała Blair niepewnie, wchodząc do mieszkania, które kilka tygodni temu z przyjemnością urządziła od nowa w odcieniach lawendy, gołębiej szarości i seledynu. Małe, niskie mieszkanko zjedna sypialnią wyglądało ■ wiele ładniej, niż kiedy się wprowadzała, zwłaszcza bez tych nbr/ydliwych czarnych prześcieradeł w oknach. Ona i Vanes-mi nawet się do siebie przywiązały, naprawdę. Poza tym, zabawnie było mieszkać w innym miejscu niż to, w którym dora-Nlnła. Serio. Mimo to trochę tęskniła za domem. W końcu Isn't Nhf Lovely trudno było uznać za godne zastępstwo dla Bar-ucys.
O tak! Tak! Tak! - chrapliwy od rozkoszy chłopięcy głos )nihil się echem po klatce schodowej i wpadł do mieszkania.
Fuj.
Blair skrzywiła się. Vanessa i Aaron znowu to robią, na diulm. Jakby nie spędzili całej ostatniej nocy, jęcząc i wyjąc
53
jak dzikie psy. Blair przewróciło się w żołądku. Nalała sobie szklankę wody z dzbanka z filtrem, który kupiła, bo nie ufała tutejszej wodzie. Odkąd zerwała z Nate^m, ani razu nie zmusiła się do wymiotów - to byłaby oznaka słabości, a ona nie była już słaba. Jednak obraz Vanessy i Aarona, z przyciśniętymi do siebie ogolonymi głowami i bladymi ciałami rzucającymi się w biały dzień po dachu, za bardzo przypominał widok Sereny i Nate:a wierzgających w wannie w domku kąpielowym Isa-bel Coates. To wystarczyło, żeby nagle zachciało jej się zwymiotować koktajl z mango, który wypiła trzy godziny temu.
PoPVJaJ4C wodę, złapała się popękanego, białego blatu kuchennego, żeby się trochę uspokoić. Na starej elektrycznej kuchence stał garnek z zatęchłą wodą i dwoma zimnymi, szaroróżowymi kiełbaskami tofu - resztkami obrzydliwego s'niadania, lunchu albo kolacji jej przyrodniego brata, Aarona, Najpierw okropne sukienki w sklepie po drugiej stronie ulicy, ohydnie śmierdząca klatka schodowa i jękliwy seks na dachu. który miai być zarezerwowany na babskie wieczory z wódk;| z tonikiem, kiedy miały obmyślać z Vanessą, jak sabotować kandydaturę Sereny na mówczynię, a teraz to. Blair miała dość, Sięgnęła do torebki, wyjęła komórkę i nerwowo wybrała numer.
-Blair, kochanie? Czemu zawdzięczam tę przyjemność, skarbie? - zapytał Chuck Bass. Mówił głośno i brzmiał jeszcze bardziej gejowsko niż zwykle. - Tylko mi nie mów, że potajemnie podkochiwałas' się we mnie przez te wszystkie lam i teraz, gdy mamy skończyć szkołę, zebrałaś' się w końcu na I odwagę, by rni to wyznać.
Niezupełnie - warknęła Blair. - Ze znanych mi osób tylko ty masz samochód.
Perłowoszary jaguar kabriolet to nie jest po prostu samochód, to jaskinia rozkoszy na kółkach. - Chuck zatrąbił
klaksonem. - Właśnie siedzę w tym, jak go nazywasz, samochodzie.
Nieważne. - Blair otworzyła obluzowane sklejkowe drzwi do zagraconej, śmierdzącej kuikami na mole szafy w salonie i wyciągnęła dwie torby podróżne od kompletu Louisa Vuillona, z brązowej skóry ze złotymi tłoczeniami. Nadal były Częściowo nierozpakowane, bo Vanessa nie miała dość miej-ica w szafach, żeby pomieścić olbrzymią garderobę Blair. Teraz wystarczyło tylko poskładać sukienki wiszące w szafie i zapchać reklamówkę, albo cztery, albo pięć, trzydziestoma sześcioma parami butów, które miała ze sobą i będzie gotowa do przeprowadzki.
Możesz po mnie przyjechać?
Oczywiście, cukiereczku - głos Chucka przybrał fałszywie ojcowski ton. - Nie wpakowałaś się chyba w żadne kłopo-ty?
Blair skrzywiła się na widok karalucha przyczajonego w głębi szafy oraz drugiego, półżywego i ledwo przebierają-i ego odnóżami na progu.
Jestem w Williamsburgu - jęknęła, niczym przetrzymywana w piwnicy zakładniczka.
A Manhattan cię potrzebuje - zanucił Chuck. - My wszy-tcy cię potrzebujemy!
Blair zachichotała. Dobrze było przestać udawać, że zamierza stać się jedną z tych zbuntowanych dziewczyn, które nosiły prążkowane podkolanówki, kilty z second-handu i od-|i i hane okulary, jadły przez cały czas humus i chodziły po .kole do galerii sztuki zamiast do Barneys. Zdjęła czarną dżinsową spódniczkę Habitual i nudny, ciemnoszary T-shirt C&C l nlifnrnia, i sięgnęła na wieszak po ulubioną, biało-czerwona JUkienkę w grochy od Dianę von Furstenberg. Manhattan jej potrzebował. No pewnie, że tak.
•,/
55
-Będę za pięć minut, kochanie. Włas'nie przejeżdżam przez most - zapewnił ją Chuck, a w de słychać było silnik jaguara. - Właściwie to dokąd mam cię zabrać? Wracasz do domu?
Blair nie pomyślała o tym. A właściwie pomyślała, ale nie o domu. Od czasu ślubu z Cyrusem Ro.se zeszłej jesieni i narodzin córeczki wiosną, matka zachowywała się jak szurnięta. Cyrus był głośny, wiecznie spocony i odpychający. Poza lym lubił łazić po domu w samym tylko luźno związanym, zielonym, jedwabnym szlafroku, bez niczego pod spodem. Mała Yale przez większość czasu była kochana, ale przejęła pokój starszej siostry, przez co Blair musiała przenieść się do starego pokoju Aarona, gdzie jej kotka, Kitty Minky odreagowywała zapach boksera Aarona, Mookiego, .sikając po kątach. A skoro o nim mowa - gdzie jest Mookie? Zwykle przychodził ze swoim panem, gdy Aaron zostawał na noc u Vanessy, zamiast spać w pokoju brata Blair, Tylera, albo tracić przytomność na skórzanej sofie w bibliotece po jednym organicznym piwie za dużo.
Właśnie, właśnie.
- Może teraz, kiedy przyjęli mnie do Yale, wytrzymam w do... - Blair urwała, doznawszy nagłego olśnienia. Przyszedł jej do głowy nowy, cudowny pomysł.
Po tym jak jej ojciec wyprowadził się z domu i zanim wyjechał do Francji, aby zamieszkać ze swoim francuskim kochankiem - Jacquesem, Jean-Claudem, czy jak, do cholery, mu było - przez kilka miesięcy pomieszkiwał w Yale Club, który znajdował się dokładnie naprzeciwko Grand Central Station. W przeciwieństwie do starego dworca, Yale Club nigdy nie poddano renowacji. Mimo to zachował resztki świetności i staromiejskiego uroku. To miejsce na pewno spodobałoby się jej byłej najlepszej przyjaciółce, Serenie. chociaż sama Blair normalnie wolałaby bardziej okazały apartament w Carlyle albo
■■■•■
innym słynnym hotelu. Ale kiedy mieszkała w hotelu Plaża traktowano ją jak jeszcze jednego dobrze sytuowanego gościa. W Yale Club będzie „córką Harolda Waldorfa", a to prawie to Namo, co być członkiem rodziny królewskiej,
Prawie.
-Właściwe to przenoszę się do Yale Club, przynajmniej dopóki nie wymyślę, co będę robić tego lata - ogłosiła, uśmiechając się do swoich idealnie pomalowanych koralowych paznokci, zupełnie jakby zaplanowała wszystko już dawno temu.
-Czyżby?
Blair podniosła wzrok znad wypchanych butami czarnych reklamówek Barneys. Vanessa stała w drzwiach do mieszkania z rękami na bladych, krągłych biodrach ubrana tylko w czarny podkoszulek i czarne figi Hanes. Chudy chłopak, którego-jak sądziła Blair- Vanessa rzuciła na dobre, stał za nią w szarych bokserkach. Resztę swoich poszarzałych od zno-kenia ubrań trzymał zwiniętą pod pachą. Miał wielkiego, fioletowego siniaka na gardle, tuż pod jabłkiem Adama.
Fuj, malinka!
- To jeden z tych domów z graffiti na drzwiach. Będę na dole łM pięć minut - poinstruowała Chucka i się rozłączyła.
Oparła ręce na biodrach, usiłując wymyślić, jak grzecznie powiedzieć Vanessie, że się stąd wynosi. Zabawnie było przy-|ii/nić się z tą dziewczyną o ogolonej głowie, którą wszystkie koleżanki w klasie uważały za totalnego świra. Blair naprawdę polubiła Vancssę za jej bezpretensjonalność i bezpośredniość oraz. czarny, sarkastyczny humor. Jednak w miarę zbliżania się końca szkoły, Vanessa zaczęła zachowywać się coraz Nird/iej dziwnie. Prawie co wieczór prosiła Blair, żeby poma-Itiwufa jej paznokcie u nóg i nawet namówiła ją. żeby wypróbowały ten jej idiotyczny domowy zestaw do robienia pasemek. PQgu dzięki, nie trwało to długo. Vanessa była najwidoczniej
57
spragniona towarzystwa, więc jeśli zdradzanie przyrodniego brata Blair, z tym chudym Danem sprawiało jej przyjemność, to Blair nie miała nic przeciwko temu. Ona osobiście skończyła z facetami. Za kilka minut Vanessa znowu będzie miała całe mieszkanie dla siebie - może iść na całość i zafundować sobie prawdziwą orgię, jeśli tylko zechce.
- Ktoś po mnie przyjedzie - stwierdziła zamiast cokolwiek
wyjaśniać.
Vanessa właśnie zostaia przyłapana na zdradzaniu brata Blair z Danem, który ponoć był już historią. Większość ludzi na jej miejscu byłaby przynajmniej trochę zakłopotana, ale nie Vanessa. Zamrugała tylko, patrząc oskarżycielsko na Blair swoimi wielkimi brązowymi oczami.
- Wyprowadzasz się? Dlaczego? Wściekłaś się na mnie? -
Przekrzywiła ogoloną głowę i uściśliła. - To znaczy, bardziej
niż zwykle?
Nazwać Blair i Vanessę dziwną parą byłoby niedomówieniem. Blair zostaia wychowana przez armię maniek. Chodziła do przedszkola przy kościele prezbiteriańskim na Park Ave-nue, tak jak pozostałe dzieci z najlepszych rodzin na Upper East Side. Vanessę wychowali rodzice - hipisowscy artyści z Vermont. Do dziesiątego roku życia uczyła się w domu. Kiedy miała piętnaście lat, przeniosła się do Williamsburga, żeby zamieszkać ze starszą siostrą, Ruby. Przez pierwsze dwa lata wakacje spędzała, pracując na dwie zmiany w punkcie ksero Kinko, żeby zarobić na pierwszą kamerę cyfrową. Blair spędzała każde lato, grając w tenisa w posiadłości ojca w Newport na Rhode Island, albo pomagając Serenie podwędzać butelki stolicznej z barku w wiejskiej posiadłości van der Woodsenów w Ridgefield, w Connecticut. Blair lubiła naśladować Audrey Hepburn, a jej ulubionym kolorem był jaskra-woróżowy. Yanessa nikogo nie naśladowała, może z wyjątkiem
<i*wedzkiego awangardowego twórcy filmowego, Ingmara llergmana, i nosiła wyłącznie czarne rzeczy. Nie mogły się hardziej różnić.
- Nie. - Blair wzruszyła ramionami. Na jej lisiej twarzycz
ce igrał uśmieszek. - Dlaczego miałabym się wściec?
Vanessa weszła na palcach do kuchni i wyjęła jeden z morzących się w wodzie kawałków tofu, które Aaron zostawił w garnku na kuchence. Zjadła połowę jednym kęsem. Odkąd spotykała się z Aaronem polubiła takie jedzenie.
-Chcecie trochę? - zaproponowała Blair i Danowi, wymachując na nich tofu niczym nadgryzionym palcem.
Rety, dzięki,
- Nie, dziękuję - wymamrota! Dan, grzebiąc przy wymię-
iuszonych spodniach.
Blair machnęła ze wstrętem na widok tofu, a także półnagiego Dana i jego ohydnej malinki, oraz mieszkania, którego nic była w stanie uratować nawet warstwa świeżej farby, i całego Williamsburga.
- To po prostu nie w moim stylu - spróbowała wyjaśnić.
Vanessa pokiwała powoli głową. Odkąd Blair nakryła Se-
n-nę i Nate'a baraszkujących w wannie w domku kąpielowym hubę! Coates w Hamptons, zachowywała się trochę dziwnie,
- Jesteś pewna, że przyjmą cię w Yale Club? W końcu nie
jesteś jeszcze absolwentką?
Blair wcisnęła naręcze dresów Juicy Couture do już wypchanego worka. Kiedyś była przewrażliwiona na punkcie Yule, ale to było zanim się tam dostała,
- Mój ojciec jest członkiem. Przyjmą mnie albo skopie im
lylki.
Vanessa nadał się jej przyglądała. Blair słyszała tykanie elektrycznego zegara na starej kuchence.
- Och. Prawie bym zapomniała.
58
39
Podniosła torbę z Browns of London, która, taszczyła cala, drogę ze szkoły.
Oczywiście nie na piechotę.
- Kupiłam ci sukienkę na rozdanie dyplomów. Była po
prosru idealna i pomyślałam, że pewnie nie wiedziałabyś', gdzie
kupić cos', co nie jest czarne. Mam nawet do niej super buty,
które możesz pożyczyć.
Vanessa wyciągnęła z reklamówki zawinięta w białą bibułę paczkę i wydobyła z niej sukienkę. Chociaż była biała, wyglądała niesamowicie. Coś jak skrzyżowanie sukni Morticii Adams i narzeczonej Frankensteina. Oczy wis'cie nie miała serca powiedzieć Blair o propozycji Aarona i wyjeździe z miasta przed rozdaniem dyplomów.
A myśmy myśleli, że już całkiem o tym zapomniała.
Vanessa stanęła na jednej nodze i podrapała się w tyl łydki drugą stopą z pomalowanymi na czarno paznokciami, cały czas trzymając sukienkę. Już i tak wariowała z powodu rozdania dyplomów i tego, co będzie potem, a teraz jeszcze to,
- Cholera. To smutne. - Objęła Blair. - Będzie mi ciebie
brakować,
Blair odwzajemniła uścisk.
- Wiesz, jesteśmy praktycznie tego samego wzrostu -
mruknęła miękko, tułąc czule pulchne półnagie ciało Vanessy.
- Będziemy tuż obok siebie w kolejce po dyplom.
Vanessa uśmiechnęła się i otarła zabłąkaną łzę. Wskazała na jedną z tysięcy par szpilek od Manoło porzuconą na zakurzonej, drewnianej podłodze.
Nie, jeśli założysz coś takiego.
Zawsze mogę ci jakieś pożyczyć - zaproponowała czułe Biair.
Dziewczyny się roześmiały i natychmiast wszystko sobie wybaczyły. Nawet głośny seks z Aaronem ostatniej nocy i przy-
padkowy seks na dachu z Danem, w gniazdku, które miało być ich specjalnym miejscem. Jeśli tego potrzebowała Vanessa, żeby poradzić sobie ze stresem końca szkoły, to niech jej będzie.
- Wezmę prysznic - stwierdził Dan, chociaż żadna z dziew
czyn nie zwracała na niego uwagi.
Vanessa podniosła czarną dżinsową spódniczkę, którą Blair rzuciła na podłogę i wciągnęła ją sobie na tyłek, nawet nie próbując się zapinać. Potem zarzuciła na ramię jedną z toreb Louisa Vuittona i dwie pełne butów torby z Barneys.
- Chodź. Pomogę ci to znieść na dól.
Chuck czekał na rogu za kółkiem srebrnego jaguara -wczesnego prezentu z okazji ukończenia szkoły. Auto wyglądało zupełnie nie na miejscu w ekscentrycznej i zapuszczonej dzielnicy. Chuck otworzył bagażnik i dziewczyny wrzuciły torby.
- Zostawiłam ci w szafie jeszcze parę rzeczy. - Blair uścis
nęła krótko Vanessę. - Do zobaczenia jutro na angielskim.
Vanessa odwzajemniła uścisk.
- Do zobaczenia jutro, zdziro - odparła czule,
Blair patrzyła, jak pobazgrane graffiti drzwi zatrzasnęły Hię za Vanessą. Potem otworzyła drzwi do jaguara.
- Słyszałem, że w latach czterdziestych wszyscy absolwen
ci Yale trzymali w klubie prostytutki - oznajmi! Chuck, gdy
lilair zapinała pasy. - A nie mieli nawet damskiej toalety. -
Odbił od krawężnika i przesunął dłonią po odkrytym kolanie
Blair. Wiedziałem, że to nie potrwa długo. Ty lubisz chłopców,
nie dziewczyny.
Blair odepchnęła jego rękę i przewróciła z irytacją błę-kilnymi oczami. Chuck zawsze byt i będzie wstrętnym typem, którego toleruje się tylko dlatego, że tak samo jak Blair i reszta ich rodzaju urodził się w szpitalu Lenox Hill na rogu
60
6'
Siedemdziesiątej Drugiej i Park Avenue, a potem chodzili razem do żłobka. Później chodzili wspólnie na lekcje tańca i spędzali wakacje z rodzinami na St. Barts. Ich rodzice zasiadali w radach Metropolitan Museum i Metropolitan Opera i mówili tym samym sekretnym językiem. Aie w przeciwieństwie do reszty paczki z Upper East Side Chuckowi nie udało się dostać do żadnego z prywatnych college'ów, do których złoży 1 podanie. Rodzice wysyłali go więc do przypadkowej akademii wojskowej w północnym New Jersey. Łatwo więc było zrozumieć, dlaczego tak się czepiał Yale Club - był odrobinkę zazdrosny.
Nieee?!
W odtwarzaczu samochodowym Blaupunkta leciała nowa płyta Justina Timberlake'a. Blair podkręciła muzykę na maksa. Gdy podjeżdżali do mostu Williamsburg Chuck znowu położył rękę na jej kolanie. Chwyciła go za dłoń i przeniosła ją na dźwignię zmiany biegów. Chyba pomylił ją z tą zdzirą Se-reną. która nie miała żadnych zasad i zabawiała się z chłopakiem tylko dlatego, że był przystojny, a ona napalona.
~ Jedź - poleciła. - Po prostu jedź.
Złożyła ręce sztywno na kolanach. Ona taka nie była.
Czyżby?
plotkara.net
tematy 4 wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Ws/ystkie nazwy miejsc:, imiona i nazwiska oraz wydarzenia zasiały zmienione lub skrócone, po to hy n\s ucierpieli niewinni. Czyli [a.
hej, ludzie!
NIE ZNAM SIĘ WŁAŚCIWIE NA NICZYM POZA SEKSEM
Końcowe egzaminy już w przyszłym tygodniu, ale nikt się chyba specjalnie nie przejmuje. Zamiast siedzieć w domu i zakuwać daty z historii Ameryki czy czasowniki nieregularne na francuski wszyscy siedzą w domu, zamawiają chińszczyznę I idą do łóżka... z przyjacielem. Jesteśmy taką przewidywalną bandą. Ale czy jest lepszy sposób na pozbycie się przedegzaminacyjnego i przeddyplomowego stresu?
CZY KTOŚ MÓWIŁ COŚ O PREZENTACH?
Rozdanie dyplomów- mam na myśli samą uroczystość-jest tak naprawdę dfa rodziców. Jednak prezenty, jakie dostajemy przy okazji sprawiają, że absolutnie warto ją wysiedzieć. Spróbujmy zgadnąć, o co poproszą mamę i tatę niektórzy z naszych ulubieńców...
B: twierdzi, że ma dość facetów, ale tak naprawdę chciałaby mieć nowego, wystrzałowego chłopaka. Takiego, który nie będzie jej zdradzał w wannie, na imprezie z najlepszą przyjaciółką.
V: terminarz do notowania randek z różnymi chłopakami, żeby się w tym wszystkim nie pogubić.
63
N: dożywotni zapas chusteczek w tadnym pudełeczku w niebieską kratkę od Ralpha Laurena.
D: używanego hyundaia, prawo jazdy i... no tak, jakieś życie.
S: inne hobby niż podkradanie chłopaka najlepszej przyjaciółce. Co właściwie stało się z jej karierą modelki/aktorki?
J: czekajcie, ona jeszcze nie odbiera dyplomu. Mimo to też czegoś potrzebuje - szkoły, do której mogłaby chodzić od nowego roku.
Poza tym wszyscy marzymy o jednym: gigantycznej, obłędnej imprezie, na którą każdy mógłby wpaść. Żadnego snucia się po lokalach, gdzie nie można spokojnie dopić drinka. Znajdźmy odjazdowe miejsce, zaprośmy wszystkich, wybawmy się za wszystkie czasy i nigdy stamtąd nie wychodźmy.
Wasze e-maiie
droga P!
mój młodszy brat chodzi do dziewiątej klasy do świętego judy i słyszał, że N chodzi do psychiatry. Podobno musiał cofnąć się do wczesnego dzieciństwa, żeby psychiatra mógł stwierdzić, dlaczego jest ciągle taki naja-rany. To dlatego przez cały czas płacze. zorientowany
Drogi zorientowany!
Wybacz, że pytam, ale czy taka terapia nie sprawi, że N
będzie moczył się w spodnie? Fuj. Biedaczek!
P.
64
Na celowniku
N skromnie całuje S w policzek przed jej apartamentowcem na rogu Osiemdziesiątej Drugiej i Piątej Alei. Czy to dlatego, że jej rodzice patrzyli, czy też może to jedyny facet we wszechświecie, który potrafi jej się oprzeć, mimo że jest podobno jego dziewczyną? Może miał przemoczone spodnie i spieszył się do domu, aby się przebrać? B i C w samochodzie na moście Williamsburg - muzyka na fuli. On ją obejmuje, a ona głaszcze jego małpkę. No, to przynajmniej jest związek z przyszłością. V spryskuje swoje gniazdko miłości na dachu odświeża-czem powietrza i poprawia na nowo futrzane poduszki. Skoro tylu facetów się za nią ugania, pewnie musi jej być trudno utrzymać porządek i zadbać o czystość. A czy to, co zrzuciła /dachu na ulicę, to nie były przypadkiem białe slipki?! J w sklepie z narzędziami w New Hampshire próbuje namówić ojca, żeby zamiast samochodu kupił D taczkę jako żartobliwy prezent na zakończenie szkoły. Nie sądzę, żeby brat docenił dowcip. K i I przymierzają po kolei wszystkie pary białych pan-Infli od Ferragamo. Czy ktoś może im powiedzieć, że noszenie tdkich samych butów jest tandetne? Hej, właśnie sama to zro-hltam!
Pamiętajcie, rozdanie dyplomów jest tak naprawdę dla rodzi-i ów. Dlaczego więc nie założyć tej fal baniastej sukienki Laury Ashley z ogromną kokardą na tyłku, którą mama trzymała dla ciebie odkąd skończyłaś dziesięć lat, a potem odciąć kupony? Umiecie przeliterować BMW?
Wybaczcie moją zachłanność.
Wiem, że mnie kochacie. plotera
I N il /ntirymasz mnie... 65
S pokazuje jak być niegrzeczną i miłą
-Panie Beckham? - zawołała Serena, odsuwając pierwsze z czterech, ciężkich zasłon, które prowadziły do ciemni w Constance Billard. - Panie Beckham, czy mogę wejść i chwilę z panem porozmawiać?
Serena usłyszała skrzypienie taboretu,
- Jasne, wchodź - odparł jedyny nauczyciel filmu w szkole. - Uważaj na zasłony.
Zajęcia już się skończyły i w szkole panowała cisza, przerywana tylko śmiechem ociągających się z wyjściem uczennic albo stukaniem obcasów nauczycielki. Serena została dłużej, żeby sprawdzić, czy nie da się jakoś odkręcić tej sprawy z nominacją na mówczynię. Nie miała jeszcze wygranej w kieszeni, ale czuła, że dość już zabraia Blair. Rola mówczyni byłaby kolejną rzeczą, którą zdobyła, nawet specjalnie się nie starają.
Tak jak pewnego zielonookiego chłopca?
Wsunęła się do ciemni, upewniając się, że dobrze zaciągnęła wszystkie zasłony i do pomieszczenia nie wpadnie ani odrobina dziennego światła. W górze świeciła specjalna czerwona lampka, ale nadal niewiele było widać. Serena dostała gęsiej skórki. W ciemni zawsze przechodziły ją dreszcze.
Pan Beckham był jedynym tajnym, młodym nauczycielem w Constance. Tyle tylko że uważał się za fajniejszego, młodszego i przystojniejszego niż był w rzeczywistości. Pozował na artystę - nosił prostokątne okulary w ciężkich, czarnych oprawkach i czarne obcisłe koszulki z długim rękawem Club Monaco, dla podkreślenia muskulatury. Swoje blond włosy utroszył żelem i wtrącał francuskie słówka, kiedy tylko mógł.
- Ach, Serena! - wykrzyknął, odkładając bajgla z makiem
I serkiem śmietankowym, który właśnie zajadał. Rozłożył sze
roko ramiona. - Quelle przyjemność!
Serena bawiła się guzikiem przy błękitno-białej spódniczce z krepy, która stanowiła część wiosennego mundurka i prze-Mępowała z nogi na nogę. Dlaczego rozmowa z nauczycielem poza klasą zawsze byta trochę krępująca?
Zwłaszcza, gdy podejrzewałaś, że nauczyciel odrobinkę mię w tobie durzy.
- Hm, chciałam podziękować za zgłoszenie mojej kandy
datury na mówczynię - powiedziała Serena. Włożyła kciuk do
ust i zaczęła skubać obgryziony, perłoworóżowy paznokieć.
Uwaga dla wszystkich: tylko nieziemsko piękni ludzie mogę sobie pozwolić na takie zachowanie bez przyprawiania wszystkich wokół o mdłości.
- W każdym razie, chciałam, żeby pan wiedział - ciągnęła
- że wykreśliłam się z listy kandydatek. - Zabrała się teraz do
Nerdecznego palca, którego nie obgryzała od śniadania. - Ni
gdy nie byłam dobra w wygłaszaniu przemów.
A czy już wspominałam, że Blair jest jedyną kontrkandy-iłnlką i naprawdę chce być mówczynią, a ja się boję, że jeśli innie wybiorą, ona zamorduje mnie we śnie.
Pan Beckham zdjął okulary i zaczął je czyścić brzegiem czarnej koszulki, odsłaniając kawałek nagiego, zaskakująco opalonego brzucha. Serena starała się nie gapić i przez chwilę
67
zastanawiała się, czy nauczyciel nie jest przypadkiem gejem. Widok jego nagiej skóry wydawał się zupełnie nieprzyzwoity. jakby celowo się przed nią obnażał, czy coś takiego,
- Wiesz, czemu zgłosiłem twoją kandydaturę, n'est-cepasł
- zapytał, nadal czyszcząc okulary i przyglądając się jej ba
dawczo w karmazynowym półmroku.
Mais oui. Ponieważ napalił się i stracił głowę pour elki
- Cóż... - zaczęła Serena, szukając pretekstu, żeby odwró
cić się na pięcie i zwiać.
Nagle dotarło do niej, że to wstrętne i niehigieniczne, jeść bajgla i wywoływać filmy. Zastanawiała się, czy pan Beckham nie jest uzależniony od jakiś' chemikaliów.
Nauczyciel odłożył okulary i opadł na metalowy taboret.
- Serena, obserwowałem cię odkąd tu przyszedłem. Byłaś
wtedy w siódmej klasie. Wiem, że to brzmi sentymentalnie.
ale naprawdę rozs'wietlilaś tę ciemnię. -Urwał, żeby odchrząk
nąć, najwyraźniej zbyt zdenerwowany, żeby wtrącić jakieś
francuskie stówko. - Gdybym nie był twoim nauczycielem...
To... oblałby ją utrwalaczem i zlizał go z niej? Dam ci radę dziewczyno: uciekaj, uciekaj!!!
Serena była pewna, że nic chce słuchać dalej.
- Hm, panie Beckham? Przepraszam, ale naprawdę muszę
iść. Chciałam tylko podziękować za wsparcie. - Podniosła rękę
i machnęła mu sztywno, chociaż siedział tuż przed nią. — Do
zobaczenia na rozdaniu dyplomów - dodała z udawanym en
tuzjazmem.
Odwróciła się i zaczęła przepychać przez ciężkie zasłony.
-Zaczekaj.
Serce podeszło jej do gardła, aż cala zadrżała w swojej cienkiej, białej bluzeczce. Z korytarza dobiegały głosy. Gdyby krzyknęła dość głos'no, ktoś' na pewno by ją usłyszał. Odwróciła się.
- Naprawdę muszę już iść.
Pan Beckham wstał z krzesła i podszedł do niej,
-Czy mogę... -Przełknął ślinę. Jabłko Adam podskoczyło mu nerwowo. -Czy miałabyś coś przeciwko temu, żebym,.. pocałował cię unpeul - zapytał cicho, zbliżając do siebie kciuk i palec wskazujący, żeby pokazać, jak malutki to będzie pocałunek.
Serena się zawahała. Nie zamierzała robić z tego wielkiego skandalu, ale za wszelką cenę chciała uwolnić się od pana Iłeckhama. Mogła po prostu powiedzieć „nie" i wyjść. Albo polecieć z krzykiem do gabinetu pani M i donieść na niego. Mogła mu też pozwolić na jeden maleńki całus, żeby miał co wspominać, a potem samej puścić wszystko w niepamięć.
Wzruszyła chudymi ramionami i nadstawiła gładki, lekko piegowaty policzek, całkiem jasno dając do zrozumienia, że usia-usta nie wchodziło w grę.
Pan Beckham zrobił krok w przód i ostrożnie pocałował ją w sam środek policzka, zupełnie jakby stawiał na nim pieczątkę.
- Tant pis - westchnął tęsknie, a potem rozsunął zasłony,
żeby wiedziała, że nie zamierza jej dłużej molestować.
Nie martwił się widać za bardzo o swoje klisze.
- Adieu. Sereno.
Na korytarzu tuż obok ciemni, ubrana w ulubiony czerwono-biało-niebieski płócienny żakiet Talbots, stała pani M razem / panią D'Agostmo, myszowatą nauczycielką hiszpańskiego młodszych klas, która trzymała złotą puszkę pełną czekoladowych trufli.
- Och, ty mała diablico! - zagruchała pani M, wkładając
ezekoladkę do ust.
W tej samej chwili zauważyła Serenę, a jej brązowe oczy rozszerzyły się jak u dziecka przyłapanego z ręką w słoiku / riastkami.
56
69
Serena stłumiła chichot. Nagle poczuła się jak balon, w którym jest za dużo powietrza. Jakie dziwne jest życie. Uśmiechnęła się szeroko do pani M, porwała truflę z puszki i pobiegła do wyjścia.
Och, rzeczy, które uchodzą płazem uczennicom ostatniego roku. A teraz biegnij, mała, biegnij!
nowy dopalacz N
Ostatnia impreza drużyny lacrosse'a odbywała się w sali gimnastycznej Szkoły Świętego Judy, co było kiepskim pomysłem, zwłaszcza że temperatura na zewnątrz dochodziła do trzydziestu stopni i zabawa w parku byłaby o wiele fajniejsza. Ale chłopcy byli niepełnoletni, więc kilka sześciopaków z piwem i parę pizz w sali to jedyne, na co trener Michaels chciał »lc zgodzić. Poza tym chłopcy ujarali się już wcześniej w domu J*remy'ego Scotta Tompkinsona, a potem zamierzali pójść Ubawić się gdzie indziej, więc nie miało to dla nich większego znaczenia.
Nate skubnął kawałek swojej pizzy i zacisnął powieki. Omamia impreza z drużyną w tym roku. Ostatnia impreza 1 drużyną w życiu. Cholera. Znowu zaczęły mu płynąć łzy,
48
Sala gimnastyczna znajdowała się na dachu pięciopiętrowego budynku szkolnego z czerwonej cegły na East End Avenue. Hinla ogromne okna wychodzące na lśniącą East River i Queens. piwnego popołudnia pod koniec dziesiątej klasy Nate, Jeremy, Ambony Avuldsen i Charlie Dem zgłosili się na ochotnika do iiliHi/sienia sprzętu po treningu. Zostali jeszcze chwilę na sali, | potem schowali się przed woźnym Rickiem za wielkim metalowym stojakiem na piłki. Kiedy Rick sobie poszedł i pogasły
71
światła, położyli się przy oknach, w tym samym miejscu, w którym teraz stał Nate, i patrzyli na zachód słońca, palili trawkę i jedli cukierki Straburst do dziewiątej. Gdy w końcu wyszli z budynku. włączył się alarm, ale udało im się uciec parę przecznic dalej, do parku Carl Schurz, i nigdy nie zostali złapani. To były dobre czasy. Teraz się skończą. Być może już się skończyły.
Nate patrzy) na horyzont ze srebrzystą wodą i Z niskimi. przemysłowymi budynkami. Gdzieś tam, na południowy zachód od Queens znajdował się Wilłiamsburg, gdzie mieszkała Blair. Zastanawiał się, co teraz robi. Może stoi na dachu, pali merita ultra light i wbija szpilki we własnoręcznie wykonane laleczki voodoo, przestawiające jego i Serenę.
Nie pochlebiaj sobie, skarbie.
Otarł kciukiem łzy ze s'licznych zielonych oczu i wyrzuci! ledwo tkniętą pizzę pepperoni do kosza. Po chwili podszedł do niego Anthony, objął umięśnionym ramieniem i z udawana czułością cmoknął w policzek.
Co się dzieje, kochanie?
Odchrzań się - odparł Nate, strzelając Anthony'ego poiJ żebra.
Kumpel nie dal się tak łatwo spławić.
- Może wreszcie napijesz się z nami piwa i przestaniesz
smęcić? - Pasmo przydługich włosów, tak jasnych, że prawii'
białych, opadło Anthony'emu na piegowatą twarz. Chłopak
odgarnął je. - Człowieku, bawimy się!
Nate roześmiał się i dał zaprowadzić do reszty chłopa ków, którzy popijali piwo i przysłuchiwali się trenerowi. Je-remy podciągnął za duże levisy i rzucił Nate'owi butelkę Heinekena.
- Hej. słyszałeś? Co środę po zajęciach trener łyka viagi\
i spotyka się ze swoją żoną w hotelu Pierre. - Otworzył sobk'
butelkę i wziął duży łyk. - Kto by pomyślał.
Trener Michaels wsadził ręce do kieszeni nieśmiertelnej czerwonej wiatrówki Land's End. Wyglądał na zadowolonego t. siebie.
- A kto mówi, że my też nie mamy prawa się zabawić?
Nate z aprobatą uniósł butelkę w milczącej odpowiedzi i od razu wyżlopal połowę zawartości. Trener Michaels miał szorstkie, ojcowskie usposobienie, dokładnie takie, jakiego oczekiwało się po trenerze, ale Nate nigdy specjalnie za nim nie przepadał. Co prawda trener wybrał go na kapitana drużyny w połowie sezonu, ale tylko dlatego, że tepek, który miał nim /ostać, w tajemniczych okolicznościach przestał pojawiać się w szkole. Poza tym trener nawet nie pogratulował Nate'owi przyjęcia do Yale, Brown i samego Harvardu. Nate nic byl zamoczony, że trener potrzebował viagry. Była z niego taka zim-Itu ryba.
Ale nie Nate'owi go osądzać. Tamtego ranka po wyprzedamy w hotelu St. Clair, Serena była strasznie napalona, a on, zamiast wycisnąć z niej ostatnie poty w taksówce na Park Avenue, spoglądał tylko na trawnik między jezdniami i szlochał, bo pod wpływem upału czerwone i żółte tulipany opadły i więdły.
Chyba nie tylko tulipany.
Trener Michaels zaczął dowodzić, że minivany są najbardziej seksownymi autami na drodze, bo mają dwa rzędy tylnych siedzeń. Nate sączył piwo i powoli zmieniał o nim zdanie Nawet w tej idiotycznej czerwonej wiatrówce wyglądał na liliowego i pełnego wigoru. Nikt nigdy nie przyłapał go na boczeniu z byle powodu. Może tym, czego potrzebował Nate. Była właśnie odrobina viagry,
Ups.
Nate dopił piwo i odstawił butelkę na długi biały siół, który obsługa kuchni ustawiła na imprezę. Polem odwrócił się i ru-Wył w stronę gabinetu nauczycielskiego na drugim końcu sałi
/r
73
gimnastycznej, tuż obok szatni dla chłopców. Wszyscy pomyślą, że idzie się wysikać.
Podczas gdy w rzeczywistości...
Na biurku trenera stało zdjęcie jego żony, Patricii, w formacie dwadzieścia na dwadzieścia pięć. Wyglądała trochę jak Jennirer Aniston, tyle że ze zmarszczkami i ufarbowanym na kasztan bobem. Drobna i wysuszona miała na sobie damska. wersję wiatrówki trenera, w odcieniu ostrego różu. Jej brązowe oczy błyszczały, a różowe nieumalowane usta były otwarte w szerokim uśmiechu. Zęby miała tak białe, że musiały być sztuczne. Nate zastanawiał się. czy wyjmowała je w czasie ich viagrowych eskapad w hotelu Pierre.
Gabinet śmierdział stęchłymi chipsami ziemniaczanymi i przepoconymi skarpetami, a na podłodze piętrzy! się ogromny stos starych czasopism. Na samym wierzchu leżał numer z kostiumami kąpielowymi, ze zdjęciem jakiejś niewiarygodnie seksownej Brazylijki ubranej tylko w coś w rodzaju strirt-gów z metalowej siateczki. Piegowatymi ramionami zasłania ła nagie piersi i śmiała się do aparatu, jakby mówiła: „Daj mi choć jeden powód, żebym opuściła ręce!"
Nate'a kusiło, żeby przejrzeć pisemko, ale się powstrz) mai. Zamiast tego otworzył szeroką szufladę w zielonym, me talowym biurku trenera. Panował tam niezły bałagan. Wszo dzie walały się foliowe torebki z orzeszkami w miodzie, jakii' zwykle rozdają w samolotach, butelki z korektorem, spinac/i1 do papieru, środki przeciwbólowe, zimne opatrunki i mnóstwo fiolek z lekami na receptę. Nate grzebał dopóki dopóty nie zna lazł tej, której szukał. Wepchnął ją, jak gdyby nigdy nic, da kieszeni spodni khaki od Brooks Brothers i wymknął się z gabinetu.
Pozostali chłopcy nadal słuchali trenera, który przechw;i lał się, ile razy jego żona była w ciąży.
W waszym wieku byłem już żonaty - mówił trener.
Wow - wymamrotali z przerażeniem koledzy Nate'a. W jego głowie zaświtała absurdalna my.śl - może gdyby
by! mężem Blair nie wydarzyłoby się to wszystko. Jasne. Jakby małżeństwo uodporniało na zdradę.
- Hej, skarbie! - zawołał do Nate'a Jeremy. Podciągnął
dżinsy i wyciągnął z chłodziarki następnego heinekena. - Cho
wasz w łazience dziewczynę, czy co?
Reszta chłopców spojrzała wyczekująco. Chociaż, podobnie jak reszta, Nate był średnio rozgarniętym przystojniakiem, /.awsze sprawiał największe niespodzianki. Sam fakt, że zdobi zaliczyć Blair Waldorf i Serenę van der Woodsen, podnosił Jego status do niemal boskiego.
Nate uśmiechnął się słabo, machając do Jeremy'ego, żeby I7.ueil mu następne piwo. Gdyby zobaczyli, co ma w kieszeni, dopiero mieliby niespodziankę.
TA
zabawna rzecz wydarzyła się w yale cluh
- Jak dobrze panią widzieć, panno Waldorf - powitał ja
sztywny recepcjonista Yale Club. - Proszę za mną. Dominick
zajmie się bagażem.
— Dziękuję - odparła uprzejmie Blair, zadowolona, że ka
zała Chuckowi zadzwonić i udając jej ojca, zarezerwować dki
siebie apartament raptem kilka minut przed ich przyjazdem.
Mogłaby oczywiście poprosić o to samego ojca, ale byt właśnie w Niemczech, gdzie kupował samolot czy samochód - nie była pewna - dla swojego nowego francuskiego chłopa ka, Giles'a. Nie chciała mu zawracać głowy.
Hol Yale Club był surowy i bez zbędnych ozdób, z podłog-i z biało-czarnego marmuru, białymi ścianami i kilkoma wysoki mi granatowymi fotelami w odcieniu Yaie. Blair trzymała fason, podczas gdy obsługa ganiała z jej bagażami i kluczami. Wy obrażała sobie, że jest Elizabeth Taylor, gdy była jeszcze pięk na, szczupła i olśniewająca i że właśnie przybyła do niewyszu kanego pensjonatu w małym miasteczku w Szkocji, gdzie kręciki nowy fdm. Mogła znieść staroświeckie, wysłużone wnętrza pod warunkiem, że większość czasu będzie spędzać w barze.
Ruszyła za ubranym w czarną kamizelkę i czarną muszka recepcjonistą do jednej z wykładanych boazerią wind i stuki
76
w milczeniu, czekając na zamknięcie drzwi, Modłiła się, żeby w jej apartamencie były wielkie szafy i przyzwoita pościel. To był właśnie jeden z tych niezręcznych, prozaicznych momentów, które sprawiały, że życie wydawało się jednym wielkim oczekiwaniem, aż wydarzy się coś wyjątkowego. No i właśnie wtedy, coś się wydarzyło.
- Chwileczkę! - zawołał wysoki barczysty chłopak, bieg
nie do windy.
Miał krótkie, jasnobrązowe i lekko pofalowane włosy, I skórę opaloną na złoty brąz. Długie złociste rzęsy okalały jego błyszczące zielone oczy, a dziewczęce, różowe usta ładnie kon-Kłislowały z mocną męską szczęką.
- Dzięki - rzucił do recepcjonisty z brytyjskim akcentem.
Polem odwrócił się i stanął przodem do Błair, bezczelnie mie-
J»ąc ją wzrokiem przy dźwięku zamykających się drzwi win-
tty
Wygląda na to, że Elizabeth znalazła swojego Richarda Hurlona.
Blair zachwiała się lekko w złotych sandałkach od Mano-■, udy winda ruszyła w górę. Ależ czarujący brytyjski akcent. Juka piękna, wykrochmalona biała koszula i idealnie wyprasowane dżinsy Helmuta Langa. Jakie śliczne półbuty z beżowej *korki. Jakie zlocistobrązowe włosy, jakie zielone oczy, co za W*rost! Był wyższą, przystojniejszą wersją Nate'a, a dzięki iWismu cudnemu akcentowi, jeszcze lepszą!
Czy nie mówiła, że ma dość facetów? Ale super, brytyjska Wersja Nate'a? Kto by się oparł?
Winda zatrzymała się na czwartym piętrze. Chłopak odsu-■■ )l się na bok, żeby przepuścić recepcjonistę.
Proszę za mną, panienko - powiedział, gestykulując na ptnlr, by szła za nim.
Blair zawahała się. Jak zostawić tak smakowity kąsek?
n
Panienka przodem - mruknął chłopak, przyciskając gu zik blokady drzwi, żeby nie przycięły Blair.
Tędy proszę. - Recepcjonista ruszy! korytarzem. któr\ wyłożono dywanem w granatowym odcieniu Yale.
Blair wyszła z windy i ruszyła za recepcjonistą, starająt się iść tak wolno, jak to tylko było możliwe. Nagle chłopak znalazł się tuż obok niej. Pięknie pachniał i wyglądał na zadu wolonego z własnej atrakcyjności.
Ich przewodnik zatrzymał się na końcu korytarza,
-To apartament panienki. Zaraz obok apartamentu jegu lordowskiej mości.
Lordowskiej mości?!
Anglik uśmiechnął się do Blair, wyjmując klucze.
-Lord Marcus Beaton-Rhodes -przedstawił się, wycia gając rękę. Blair od razu zauważyła, że nosi sygnet Yale. - Tu trochę krępujące, ale przyjaciele w Yale mówili mi Lord.
Lord. Poznajcie mojego chłopaka, Lorda. To mój mą/. Lord. Poznaliśmy się w Yale. Lord i jego śliczna żona bętl;| wypoczywali na jachcie na południu Francji ze swoją idealn.| rodziną, a potem zatrzymają się w letnim zamku w Kornwn lii...
-A ty?
Blair zatrzepotała gęstymi wytuszowanymi rzęsami, wy budzając się z rozkosznego snu na jawie.
- Blair Cornelia Waldorf - zaświergotała, dokładnie luk,
jak Audrey Hepburn w Śniadaniu u Tiffany'ego, kiedy pierw
szy raz przedstawiała się nowemu sąsiadowi, Paulowi Vai ja
kowi. -Na jesieni zaczynam studia w Yale.
- Aja właśnie skończyłem! - Lord Marcus wrzucił jcluca
do pokoju i zrzucił w progu buty.-A niech to, jestem spóźnia
ny nasquasha. ale... - Uśmiechnął się nieśmiało.- Może unio
wilibyśmy się na drinka dziś wieczorem?
Blair przytaknęła głową. Ledwo mogła uwierzyć we własno szczęście.
- A więc do zobaczenia na dole o siódmej.
Lord zamknął drzwi, a recepcjonista włożył w dłori Blair klucze do sąsiedniego apartamentu.
- Bagaże panienki zostaną za chwilę wniesione. Czy wszyst
ko w porządku, panno Waldorf?
-A niech to diabli! - Usłyszała, jak lord wykrzykuje ze »woim uroczym, brytyjskim akcentem, rozbijając się po pokoju.
Blair wyobraziła go sobie, jak rozrzuca po całym apartamencie piękne, szyte na miarę, angielskie ubrania, szukając ttegoś, co mógłby włożyć na squasha. Gdyby była jego dziew-■ lyną, ułożyłaby mu koszule według kolorów, a buty alfabetycznie według projektantów, żeby nie musiał wszystkiego roz-Kucać, szukając jednej rzeczy.
No pewnie, żeby to zrobiła.
Weszła do swojego pokoju, padła na ogromne łóżko i na-»liichiwała. Rozejrzała się po pokoju, ogarniając szczegóły. Był flUly i szykowny, choć trochę zaniedbany, z naciskiem na zaniedbany. Złote akcenty na zasłonach i kapie, oraz wzór na tapecie w odcieniu królewskiego granatu, stanowiły nie do knrica udaną próbę nadania mu świetności. Nie była to Plaża, nic lulaj po sąsiedzku mieszka! angielski lord.
Tak, tak - wszystko wyglądało lepiej niż dobrze.
n
co robią dzieciaki, kiedy się nudzą w internacie
Była już piąta po południu, kiedy Jenny i jej ojciec dotarli do Croton School w Croton Faiis, w stanic Nowy Jork. Cotygodniowy wieczorek Rufusa, przy winie i poezji bitnikowskiej. który spędzał w towarzystwie swoich dziwacznych kumpli--poetów, zaczynał się za godzinę w Greenwich Viliage, wiec ojciec trochę się już denerwował. Jenny i tak chciała się go pozbyć, a ponieważ Croton znajdowało się raptem półtorej go dżiny jazdy pociągiem od Nowego Jorku, zaproponowała, żi' sama wróci do domu.
- Nie wysiadaj na Sto Dwudziestej Piątej - doradził ja Rufus, chociaż ten przystanek znajdował się najbliżej ich domu. Podał córce trzy dwudziestodolarówki. - Jedź na Grand Central, a potem złap taksówkę. I zadzwoń, jak będziesz wy jeżdżąc, lo powiem twojemu bratu, kiedy ma się ciebie spo dziewać.
Jak gdyby Dana w ogóle obchodziło, czy siostra wróci dn domu. Ostatnio byt tak zajęty, że ledwo pamiętał, że kiedy; byli przyjaciółmi.
ao
Jenny cmoknęła ojca w policzek. To słodkie, że tak się
0 nią troszczył, chociaż miała prawie piętnas'cie lat i sama mo
gła o siebie zadbać.
- Miłego wieczoru, tato - powiedziała czule.
Pomachała mu na pożegnanie, kiedy odjeżdżał poobijanym, granatowym volvo combi. Znowu odpicia trochę bluzkę, po czym weszła do uroczego domku wykończonego czerwoną deską ze złotą tabliczką na ciemnozielonych drzwiach, na której napisano Rekrutacja. Nie mogła się doczekać, żeby poznać swojego przewodnika.
-Ty?! - zawołał z entuzjazmem męski gfos, gdy tylko otworzyła drzwi. - To ty!
Jenny rozdziawiła z niedowierzaniem swoje tadne czerwone usta. Z drugiego końca staroświecko urządzonej recepcji gapił się na nią pożądliwie, bardziej męski i mniej ekstrawagancko ubrany, klon Chucka Bassa. Miał tę samą twarz, rodem z rekiamówki europejskiej wody po goleniu, te same Ulizane do tylu ciemne włosy, ten sam zarozumiały uśmiech i Len sam perwersyjny błysk w oku. Podszedł do niej i wyciągnął dłoń. Na małym patcu prawej dtoni błysnął złoty sygnet
1 monogramem.
- Będę twoim przewodnikiem. Nazywam się Harold Bass.
Mów mi Harry. Pewnie znasz mojego kuzyna, Charlesa Bassa,
mówią na niego Chuck. Wszystko mi o tobie opowiedział.
( oczywiście, widziałem twoje zdjęcia w sieci.
O Boże.
Jenny zmusiła się do uśmiechu. Zeszłej jesieni Chuck Bass prawie pozbawił ją dziewictwa w damskiej toalecie w dawnym budynku Barneys, w czasie jej pierwszego balu charytatywnego i Jenny nadal trochę się go bała. Ale Bassowie byli wpływową rodziną z Upper East Side, słynącą z filantropii, dekadencji i nietuzinkowego rozrywkowego trybu życia swoich
ft Nie ?arrzyma.s?.mnie... g ]
pochrzanionych latorośli. Jeśli kuzynowi Chucka podobało się w Croton, to prawdopodobnie była to szkoła, jakiej Jenny szukała.
- Nie zniechęcaj się. że wszystko wygląda tu lak sztywno.
Jenniter- doradził jej Harry, błyskając białymi zębami. Wsu
nął ręce do kieszeni ładnych, jasnoniebieskich płóciennych
spodni od Zegnii, do których nosił słomkowe klapki, bard/n
w stylu kogoś", kto właśnie wybiera się na plażę. - W zasadzie
imprezujemy osiemdziesiąt procent czasu, śpimy piętnaście,
jemy pięć procent, a uczymy się w wolnej chwili, czyli właści
wie nigdy.
Jenny uśmiechnęła się szeroko. To brzmiało nieźle. Całkiem nieźle.
Harry Bass zacisnął usta i przechylił głowę.
- Chodź. Chciałbym, żebyś poznała parę osób.
Serce jej waliło, tak się nie mogła doczekać. Ruszyła za Harrym. Wyszli z domku i zeszli długą, wysypaną kamykami dróżką, która skręcała za rzędem ładnych ceglanych budynków z czarnymi drewnianymi okiennicami. Dróżka przeszhi w wąską, bitą ścieżkę, która biegła brzegiem urokliwego sta wu z kaczkami ku lasowi.
- Jeszcze kawałek - wyjaśnił Harry.
Klapki uderzały w jego nagie pięty.
Jenny się zawahała. Zastanawiała się, co u licha mogli ro bić w środku lasu ludzie, których miała poznać. Czy miału wziąć udział w jednej z tych dziwnych ceremonii szkół z inter natem, o których tyle czytała, czymś w rodzaju wspólnejio ogniska i pływania nago o północy? Pośrodku stawu dzik;i kaczka krzyżówka głośno kwakała na zwykłą brązową kac/ kę, próbując zwrócić na siebie uwagę. Jenny zdumiewało, jak dziwnie było spędzać dzień na wsi, po tylu lalach przeżytych prawie wyłącznie w mieście.
- Dokąd idziemy?! - zawołała do Harry'ego, usiłując do
trzymać mu kroku.
Nim zdążył jej odpowiedzieć, kilkanaście metrów przed nimi na ścieżkę wyszła dziewczyna w jaskrawoczerwonym bikini.
- Hej, Bass! - zawołała tak głośno, że liście niemal zatrzęs
ły się na drzewach. - Ty i twoja dziewczyna lepiej zbierzcie
tyiki w troki i chodźcie tu, nim skończymy, wiesz co!
-Idziemy! - odkrzyknął Harry. Zaśmiał się do Jenny. -Chodź. Wiesz, że chcesz.
Nawet mówił jak jego kuzyn.
Teraz, kiedy Jenny wiedziała, że nie będą z Harrym sami w lesie, odzyskała pewność siebie. W cieniu drzew zrobiło się chłodniej i pachniało wilgotnym mchem. Po chwili natrafili na (trupę pięciu chłopaków i czterech dziewczyn, siedzących w krę-liii. w samych kostiumach kąpielowych, albo w szortach i T-shir-Inch. Reszta ich ubrań leżała porozrzucana wokół pobliskiego drzewa. Niektórzy pili piwo z puszek, inni palili papierosy. Wszyscy wyglądali na mocno zadowolonych. Dziewczyna W czerwonym bikini - chuda i blada, z długimi lśniącymi, ja-mobrązowymi włosami i pięknymi piwnymi oczami - wyciągnęła do nich rękę.
- Jeszcze minutka i wiesz, kto się po nie zjawi - powie
działa z radosnym uśmiechem.
Jenny spojrzała na dłoń dziewczyny, na której leżały małe biiilc pigułki.
-Rządzisz April. - Harry zgarnął tabletkę ecstasy z ręki tl/lewczyny i włożył do ust. - Dalej, Jennifer- ponaglił Jenny, wskazując na wyciągniętą rękę April, - Im szybciej łykniesz jfcjną. tym szybciej zakochasz się we mnie. - Uśmiechnął się UHiuńsko. - To znaczy, w szkole.
Czyżby?
49
83
Jenny już wcześniej proponowano narkotyki. Raz nawci trochę się ujarała, z Nate'em Arehibaldctm, tego dnia, kiedy się poznali na Owczej Łące w Central Parku. Zakochała się w nim wtedy i kochała go, dopóki w sylwestra nie złamał jej serca. Pewnie gdyby nic paliła z nim trawki, rozumiałaby, że dopiero się poznali i że powinna go lepiej poznać, nim go pocałuje.
Wzięła tabletkę ecstasy z ręki April, nie mając najmniejszego zamiaru jej łykać. Pigułka była tak malutka, że nikt nic zauważy.
- Pychota - zagruchała z udawanym zachwytem. Przycis
nęła dłoń do ust i pozwoliła tabletce spaść prosto do przepast
nego rowka między piersiami, miseczka podwójne D.
Zawsze wiedzieliśmy, że kiedyś ten biust się przyda.
- Wlas'nie zamierzaliśmy zagrać w Chodzi lisek koło drogi
- oznajmił poważnie jeden z pijących piwo chłopaków, zupeł
nie jakby organizował przyjacielski mecz futbolu. Miał na so
bie tylko zaróżowiastoniebieskie kolarki. Ze swoimi guzowa
tymi mięśniami, ogoloną głową i intensywnym spojrzeniem
błękitnych oczu wyglądał jak uczestnik Tour de France. - Za
gracie?
Jasne! - odparł z entuzjazmem Harry Bass. Objął Jenny w talii i pocałował w czubek głowy.
Mój ogóreczek - mruknął czule,
Jenny miała przeczucie, że to nie była pierwsza pigu)k;i ecstasy, którą Harry łyknął tego popołudnia. Już miała go ode pchnąć, gdy zdała sobie sprawę, że powinna chociaż udawać, że wzięła tabletkę. Inaczej wszyscy się zorientują. Kłopoi w tym, że nie wiedziała, jak szybko działał proszek.
- Super! - pisnęła. - Gramy!
Usiadła w kręgu, między pulchnym Japończykiem w kra ciastych bermudach z fajną długą fryzurą, a muskularnym chło pakiem w kolarkach. Wszyscy szczerzyli zęby, jakby ich bolały
Ja pierwsza - zaoferowała się April. - Ale myślę, że najpierw przyda nam się trochę tego. - Rozdała parę paczek cynamonowej gumy do żucia.
Jesteś boska - docenił jej pomysł chłopak w kolarkach. Włożył do ust trzy iistki naraz i zaczął gwałtownie przeżuwać.
April zrobiła mały, różowy balon z gumy, a potem klasnęła w dłonie.
-Okay, ludzie, zaczynamy!
Zaczęła obchodzić krąg od zewnątrz zgodnie z ruchem wskazówek.
- „Chodzi lisek koło drogi, cichuteńko stawia nogi. Nic
nikomu nie powiada, do kurnika się zakrada...!"-krzyknęła,
klepiąc Japończyka z fajną fryzurą i rzucając się do ucieczki.
Chłopak skoczył na równe nogi, dogonił ją, złapał i powalił na
ziemię. Leżeli tak chwilę, dysząc i trochę się obmacując.
Jenny zauważyła, że nikt z pozostałych nie zwraca na nich uwagi. Ryli zbyt zajęci żuciem gumy, albo chichotaniem i wzajemnym masowaniem po plecach. Po chwili Jenny również poczuła czyjąś' dłoń na plecach. Pod bluzką.
Zdejmijmy koszulki - zasugerował z zapałem Harry.
Okay - odparła Jenny, nie chcąc wyjść na świętoszkę.
I tak miała do rozpięcia jeszcze tylko trzy guziki. W przewodniku napisali prawdę - to była naprawdę zakręcona szkolił. I może gdy już się do niej przyzwyczai, okaże dokładnie lym, czego Jenny potrzebowała.
-Cudo - mruknął Harry, gdy Jenny złożyła równiutko bluzkę i położyła obok siebie na trawie.
Wyraz jego twarzy stanowił doskonałą ilustrację powiedzenia „gapić się jak sroka w gnat".
- Teraz ty - zarządziła Jenny.
Czuła się pewniej, bo wiedziała, że jest jedyną trzeźwą Dsobą w lesie. Cóż, prawie jedyną,
81
6b
- Co wy tu do cholery robicie?! - zadudni! niski głos.
Wysportowany mężczyzna o ciemnych kędzierzawych włosach i ciemnym wąsiku szedł boso ścieżką, w wypłowiałych Levi-sach i przetartej jasnoniebieskiej koszuli rozpiętej do połowy piersi.
April usiadła prosto i wytarła usta. Jej brązowe oczy lśniły.
- Hej, panie Tortia.
Pan Tortia nie wyglądał na tak wściekłego, jak sugerowałby jego ton. Właściwie to sprawiał wrażenie, jakby chciał się do nich przyłączyć.
- Coś przegapiłem? - zapytał z zapałem. Po chwili zauwa
żył Jenny. - A ty to kto, jeśli można wiedzieć?
Harry pogłaskał Jenny między łopatkami.
- Potencjalna uczennica. Chyba wzięła pana działkę.
Jenny skrzyżowała ręce na piersiach. Tak naprawdę jego
działka tkwiła gdzieś w cielistym, superwzmacnianym staniku z fiszbinami i nieocierającymi superszerokimi ramiączkami, ale Jenny nie zamierzała chwalić się tą informacją.
Pan Tortia wyjął coś spomiędzy poplamionych tytoniem zębów i ze złością pstryknął w trawę. Wyglądał na nieźle wkurzonego.
- To szkoła, nie klub ze striptizem. Ubieraj się - warkną!
na Jenny.
Z przyjemnością.
Jenny złapała swoją śliczną, japońską bluzeczkę, wstała. wsunęła ręce w rękawy i zapięła się pod samą szyję. Kim dn cholery jest ten facet, zastanawiała się z cichym oburzeniem.
- Nie myślisz chyba poważnie o wstąpieniu do tej szkoły
- stwierdził pan Tortia, Wąsy miał pozlepiane od potu i śliny.
Croton szczyci się dyskrecją, a nasi uczniowie to śmietanka
towarzyska kraju.
86
Jenny spojrzała na siedzących wokół uczniów Croton, ich nagie pępki i sterczące sutki, na ich żujące gumę usta, rozanie-lone od ecstasy twarze i wyczerpane chwilą zabawy ciała. Dyskrecja? Śmietanka towarzyska? Raczej śmietanka popa-prańców. Jakim prawem ten gość z wąsem mówił jej, czy może tu chodzić, czy nic?
- Jest pan tu nauczycielem czy,..? - zapytała uprzejmie.
Pan Tortia przykucnął i wyciągnął dłoń do April, która
podała mu listek gumy. Znowu wstał.
- Tak się składa, że jestem dyrektorem tej szkoły - odparł
beznamiętnie. Skubnął się za wąsy i po raz pierwszy uśmiech
nął do Jenny. - Pierwsza lekcja dyskrecji: nie wspominamy
nikomu o tym małym incydencie. Zrozumiano?
Jenny kiwnęła głową bez słowa.
Pan Tortia uniósł ręce i pomachał odwróconymi wierzchem dłońmi, niczym angielska królowa.
- Arrivederci, dziewczynko - zanucił, odprawiając ją.
Harry wyciągnął rękę i poklepał Jenny w pupę.
- Jedź ostrożnie - powiedział czule, chociaż była ewident
nie za młoda na prawo jazdy.
Arrivederci, popaprartcy!
Trzęsąc się ze złości, ruszyła ścieżką przez las, Z całego serca żałowała, że przy stawie z kaczkami nie ma przystanku metra. Mogłaby machnąć kartą miejski}, złapać kolejkę numer trzy i wysiąść na rogu Dziewięćdziesiątej Szóstej i Broadwayu i zdążyć do domu na Idola. Kaczka z krzyżówką zakwakała do niej drwiąco, gdy Jenny pospiesznie mijała staw. Zupełnie jakby mówiła „Śmietanka towarzyska! Śmietanka towarzyska! śmietanka towarzyska!"
Jenny wyciągnęła komórkę i wybrała numer do informa-Cji.
- Taksówki. Croton Falls, Nowy Jork - powiedziała.
87
Nie mamy danych o taksówkach - odparta sucho operatorka. - Sprawdzę limuzyny.
Świetnie.
Jenny zapisała w komórce numer do jedynego serwisu z limuzynami w Croton. Mając pieniądze ojca i trochę własnych, może namówi kierowcę, żeby zawiózł ją do domu.
Kto powiedział, że ona nie należy do śmietanki towarzyskiej?
V eksperymentuje z podwójną dawką szczęścia
Kiedy Aaron wrócił z próby zespołu, Vanessa stała przy umywalce w łazience i przyglądała się swoim włosom - tudzież ich brakowi - w okrągłym, nakrapianym pastą do zębów lustrze. Była jeszcze mokra po prysznicu. Zmyła z siebie stę-chły zapach Dana i z przerażeniem stwierdziła, że sprawia jej przyjemność fakt, iż Aaron o niczym nie wie.
Jeśti być już złą dziewczynką, to naprawdę złą.
- Ładny ręcznik - zauważył Aaron, całując ją w kark.
-Dzięki. - Vanessa zatrzepotała rzęsami i położyła ręce
na biodrach, niczym modelka zachwalająca lawendowo-czar-ny ręcznik w kwiaty, jeden z wielu, które Blair kupiła do ich mieszkania w czasie swojego krótkiego, ale miłego pobytu.
t
Aaron objął ją w talii. - Znalazłaś' prezent ode mnie?
Wyglądał słodko w pomarańczowym T-shircte i luźnych, zielonych, wojskowych spodenkach. Pachniał sianem przez ziołowe papierosy, które ciągle palii.
- Biair wyprowadziła się - oznajmiła mu spokojnie, igno
rując pytanie o tandetny pierścionek, który zostawił rano na
89
blacie kuchennym. - Nie mogła dłużej wytrzymać" tak daleko od Barneys, w dodatku w domu bez widny i z graffiti na drzwiach.
- Cóż, trudną ja winić. - Aaron uśmiechnął się do ich od
bicia w lustrze. Dwie ciemne ogolone głowy, dwie pary brązo
wych oczu, dwoje wąskich czerwonych usi. - Dostałaś moje
go e-maila?
Moglibyśmy być bliźniakami, pomyślała Vanessa i nagle zrobiło jej się nieswojo. Przypomniała sobie tą dziwaczną książkę V.C. Andrews, którą czytała, mając dwanaście lat -historie o bracie i siostrze, których zamknięto razem na strychu, aż w końcu urodziły się im bliźniaki.
- Blair chce być naszą mówczynią. Jeśli nie zjawię się na
rozdaniu dyplomów, zabije mnie.
Aaron przewrócił oczami, opuścił popękaną, białą pokrywę muszli klozetowej, usiadł i westchnął.
Nic wiem, jak ona to robi.
Co masz na myśli? - Vanessa nie mogła nie zauważyć, że ta krótka pogawędka w łazience była najdłuższą, jaką do tej pory odbyli. Zwykle natychmiast zapominali, o czym mówili i zrywali z siebie ubrania.
Jesteś najbardziej niezłomną osobą, jaką znam, ale i tak udało się jej cię przekabacić - wyjaśnił Aaron, pocierając kark w miejscu, gdzie wyrastały mu króciutkie włosy.
-To nie tak. Jesteśmy przyjaciółkami. Poza tym - Va-nessa szybko zmieniła temat - myślę, że jeżdżenie po kraju, mieszkanie w namiocie i takie tam brzmi... super. - Schowała ręce, mając nadzieję, że Aaron zapomni o pierścionku. -To znaczy, dopóki jest łazienka i prysznic, z których możemy skorzystać.
Wygląda na to, że nie do końca rozumie znaczenie słow;i ,, biwakować".
90
Serio? - Aaron wsiał i uśmiechnął się szeroko, odwracając ją do siebie. - Więc... nie masz nic pod tym ręcznikiem? -zapytał, całując ją w szyję i ramiona.
Vanessa wiedziała, że powinien ją przytłaczać ciężar odrażającej zdrady. Dan wyszedł raptem godzinę temu, A teraz była z Aaronem, swoim prawdziwym chłopakiem i udawała, że prysznic po południu to normalna rzecz, chociaż zwykle brała go tylko rano. Może traciła głowę, a może bycie jednocześnie z Aaronem i z Danem było bardziej podniecające.
Aaron odkręcił prysznic i ściągnął koszulkę.
- Myślę, że oboje musimy porządnie się wyszorować. -Pociągnął za ręcznik Vanessy. - Chodź, umyję ci włosy.
Ręcznik upadł na podłogę, a Vanessa roześmiała się głośno, zadziwiona tym, jak mało czuła się winna. Prawda była tuka, że w nieodległej przyszłości miała rzadko widywać obu chłopców, czemu więc nie nacieszyć się nimi teraz, kiedy byli na wyciągniecie ręki, najczęściej nadzy?
Po gorącym prysznicu Aaron zajął się gotowaniem krokietów z pszenicy o smaku kurczaka, frytek ze słodkich ziemniaków, a Vanessa wzięła się do montażu swojego ostatniego projektu filmowego: serii wywiadów z uczniami ostatnich klas jConstance i innych prywatnych szkół, które nagrywała przez kilka miesięcy.
Niektóre z rozmów były zabawne i inteligentne, ale niektóre można było źle zinterpretować, jeśli nie znało się danej ■Oby. Postanowiła zacząć od rozmowy z Blair. Waldorf wysiadała po prostu niesamowicie, gdy tak siedziała przed fon-lunną Bethesda w Central Parku, w czarnej koszulce polo I w długich kolczykach z jadeitów i kryształów Swarovskie-flo. Gdzieś w tle grupka chłopców z odsłoniętymi torsami grała we frisbee, a wyciągnięte u ich stóp leżały dziewczyny w bi-kini.
91
- Dla mnie tu nie chodzi tylko o seks, ale o całą moją przy
szłość. Yale i Nate to dwie rzeczy, których zawsze pragnęłam...
- oznajmiła Blair. Zabrzmiało to naprawdę dziwacznie. - Jeśli
się nie dostanę... Ktoś mi za to zapłaci, do cholery. To właści
wie moja jedyna Szansa na szczęście. Chyba na nią zasłuży
łam, nie?
Zbliżenie na stukniętą kreiynke.
Vanessa się skrzywiła. Oczywiście, film był niezły, ale biorąc pod uwagę, jak ułożyły się sprawy z Nate'em. zraniłaby uczucia Blair, gdyby go wykorzystała.
Aaron wyszedł z kuchni z kawałkiem marchewki w ustach i zajrzał Vanessie przez ramię na ekranik kamery.
- Kiedy kawałek ze mną?
Vanessa przewinęła do wywiadu z Aaronem, który zrobiła pewnej nocy w swojej sypialni - to tłumaczyło, dlaczego miał na sobie tylko prześcieradło w lawendowe i seledynowe pasy. Wywiad zrobili, zanim ściął włosy, więc jego krótkie dredy sterczały na wszystkie strony.
-Czuje się naprawdę zadowolony z siebie, odkąd dostałem wiadomość z Harvardu - mówił do kamery roznegliżowany Aaron. - Kiedyś byłem chudym dzieciakiem z klamrami na zębach i rozczochranymi włosami, a teraz czuję się jak król. To prawdziwy czad!
Gratulujemy, facet. Szczerze gratulujemy.
Zadzwonił minutnik przy piekarniku.
- Wyszedłem jak ostami dupek - spokojnie stwierdził
Aaron i wrócił do kuchni. - Ale możesz to wykorzystać. Ńie
mam nic przeciwko.
Vanessa wróciła do kawałka z Blair, przeglądając go ra/ za razem. Próbowała tak zmontować materiał, żeby przyjaciółka nie wyszła na skończoną jędzę. Może i nie była już z Nate'em, ale w końcu dostała się do Yale. Kiedy Vanessa przewi-
9'i
jala film, słuchając wypowiedzi koleżanek z klasy i pozostałych rówieśników, ich prześmiesznic egocentrycznych wywodów i smutnych prawd, miała coraz większą ochotę iść na rozdanie dyplomów. Nie żeby specjalnie przepadała za grupowym obściskiwanicm się i białymi sukienkami, ale wydawało jej się, że byłoby nic fair odpuścić sobie dzień, na który czekała od kiedy pojawiła się w Constance Billard.
A zabawianie się z dwoma chłopakami jest fair?
Profesor Pierre Papadametriou
Wydział literatury angielskiej, Evergreen State College
2700 E\/ergreen Parkway, NW
Olympia, WA 98505
Daniel Humphrey
815 West EndAvenue, m. 8D
Nowy Jork, NY 10024
Drogi Danielu
Tak bardzo zależało mi na zatrudnieniu Pana jako mojego asystenta na lato, że zapomniałem Panu wspomnieć, na jaki temat piszę książkę. Chodzi o erotyki. A ściślej mó wiąc. o rozwój poezji, o uprawianiu seksu na przestrzeni wieków. Interesuje mnie to, ponieważ wykładam poezję i biologię, no i jestem Grekiem! Książka nie ma jeszcze tytułu, ale może pomoże mi Pan wymyślić coś ciekawego! Nie wyjaśniłem też, że będzie Pan mieszkał w małym domu z dwoma psami - Platonem i Platonem juniorem - ora/ moim synem, Mickiem, jako że studenci nie mogą wprowadzać się do akademików do końca sierpnia, kiedy zacznij się spotkania orientacyjne dla pierwszego roku. Hamak wisi już na strychu, więc proszę przyjeżdżać! Będziemy się do brze bawić przy domowej roboty ouzo mojego syna!
Pozdrawiam,
Pierre
D wybiera prawdziwy seks zamiast wierszy o seksie
Dan siedział na końcu sali na zajęciach z angielskiego dla zaawansowanych. Trzęsły mu się ręce, gdy po raz kolejny czytał list. Profesor Papadametriou sprawiał wrażenie miłego człowieka i pewnie byłby dobrym opiekunem naukowym. Dan bez Irudu potrafił sobie wyobrazić, jak popija wino z profesorem, podczas gdy ten opowiada o upadku Troi, a jego syn faszeruje liście winogron, czy coś w tym stylu. Sęk w tym, że Dan nie chciał już wyjeżdżać do Evergreen. W ogóle.
-Dan, czy mógłbyś nas os'wiecić i powiedzieć, kim jest narrator w tym wierszu? - zapytała pani Soiomon.
Miała na sobie obcisłą koronkową sukienkę mini bez rękawów. Jej niemal przezroczyste, pałąkowate ręce i wystające Npod sukienki kośdiste nogi sprawiały, że wyglądała jak wiedźma z kreskówki na Halloween. Nawinęła pasmo mysich blond włosów na palec w geście, któremu -jak pewnie sobie wyobrażała - Dan nie polrafii się oprzeć. Pani Solomon poważnie kię w nim podkochiwała i za każdym razem, gdy podejrzewali), że Dan nie uważa, tupała jak nadąsane dziecko i zadawała mu pytania, domagając się uwagi.
93
\
Dan nie orientował się nawet, o jakim utworze mowa, ale wiedział, że chodzi o Roberta Frosta, którego większość wierszy znał na pamięć.
Albo facet, albo koń - odparł mechanicznie, nie podnosząc wzroku.
Dziękujemy panu, panie Błyskotliwy - skomentowała sarkastycznie pani Solomon.
-Nawet ja odpowiedziałbym lepiej - zakpił Chucie Bass z przodu klasy, gdzie postanowił siedzieć każdego dnia aż do końcowych egzaminów, w ostatnim, desperackim wysiłku zdobycia z angielskiego czegoś więcej niż mierny.
Chuck miał na sobie bermudy w pomarańczowo-białą kratę, białą koszulkę polo, buty z białej, lakierowanej skóry i taki sam pasek. Był to strój, w jaki ubrałaby swojego trzyletniego synka matka z Park Avenue, wyruszając do kościoła, tyle że Chuck sam go sobie wybrał. Cukiereczek siedział u niego na kolanach w maleńkiej tiarze z górskich kryształków.
Dan wzruszył ramionami. Był ponad wredne docinki Chueka i nachalne zadurzenie pani Solomon. W rzeczywistości, był tak pochłonięty miłością do Vanessy, że nie za bardzo wiedział, co ze sobą zrobić.
Ups.
W metrze zaczął pisać mowę na rozdanie dyplomów, wzorując się chyba na wszystkich głupich przemowach, jakie kiedy koiwiek słyszał w filmach. Jesteśmy przyszłością. Przepust ką do udanego życia jest dobre wykształcenie. Świat czeka na nas ze wszystkim, czego może nas nauczyć. Ale to było zanim kochali się z Vanessą na dachu. Teraz był całkiem pewny, że zmieni temat. Bo jak mógłby nie napisać o miłości?
Podwójne ups.
Zerknął znowu na łist, wziął poobgryzany długopis i zna iazł czystą kartkę w skoroszycie.
Drogi Profesorze Papadametńou!
Dziękuję za propozycję pracy z Panem tego lata. Niestety moje sprawy tak się ułożyły, że nie będę mógł jej przyjąć, Bardzo chciałbym poznać kiedyś Pana. Pańskie psy i syna. Do tego czasu życzę wszystkiego najlepszego i powodzenia w pracy nad książką.
Pozdrawiam,
Danie! Humphrey
PS Dołączam wiersz, który może Pan wykorzystać w swojej książce.
Znalazi kolejną czystą stronę. Widok z dachu
Stąd jest lepszy widok. Na jej fabryki, jej rzeki. Gdyby jej pagórki nie zasłaniały, Zajrzałbym w okna domu po drugiej stronie ułicv. Zobaczyłbym kobietę nalewającą mleko, kiedy nakrywa do stołu.
O tak. Stół. Tam. Widzę stąd wszystko. Tam. Tak. Właśnie tanu
Dan nie był pewny, czy ma dość odwagi, by wysłać tak ewidentnie erotyczny wiersz człowiekowi, którego nigdy nawet nie spotkał, ale byłoby fajnie, gdyby profesor Papadame-iriou wykorzystał ten kawałek w swojej książce.
Pani Solomon usiadła przy biurku i oparła spiczastą, brzydką brodę na dłoniach, kompletnie załamana, bo założyła dla Dana swoją najseksowniejszą sukienkę, a on przez ostatnie czterdzieści minut ledwo na nią spojrzał.
96
7 Nie zatrzymasz mnie... 9/
-Otwórzcie zeszyty. Macie dziesięć minut, żeby napisać coś na dowolny temat - powiedziała z nietypową dla siebie wspaniałomyślnością.
Zwykle brzęczała na temat Wordswortha albo innego martwego poety jeszcze przynajmniej pięć minut po dzwonku, czym doprowadzała chłopców do białej gorączki. Dan wykorzystał tę okazję i zaczął pisać nową mowę na rozdanie dyplomów.
Panie i panowie, zebraliśmy się tu dziś, aby świętować zakończenie pierwszego rozdziału w naszym życiu i rozpoczęcie drugiego. Już wiemy, co nas czeka. Cztery lata col-lege'u, a potem kolejne rozdanie dyplomów. Ale, nip nip hura! W międzyczasie będzie czas, by się zakochać...
Hip hip hura? Potrójne, gigantyczne ups.
kim jest ten chłopak?
a
Godzina wychowawcza była ostatnią wtorkową lekcją najstarszej klasy Constance Billard i odbywała się w ich świetlicy nad biblioteką. Był to pokój bez okien, który pełnił kiedyś funkcję magazynu, dopóki nie oddano go najstarszym dziewczętom, żeby miały gdzie odpocząć i uciec od młodszych koleżanek. Nie było z nimi żadnego nauczyciela, więc nikt nie słuchał Mimi Halperin, dziarskiej, ale beznadziejnej, przewodniczącej ostatniej klasy, która informowała dziewczyny o ich przywilejach w czasie sesji egzaminacyjnej.
- Przez cały tydzień żadnych mundurków, dziewczyny. A do szkoły musimy przychodzić tylko na egzaminy. Super, co? - Mimi klasnęła w pulchne dłonte i odgarnęła grube czarne włosy za swoje dziwnie matę uszy.
Dziewczyny ziewnęły i spojrzały na zegarki. Chciały już wyjść, by kontynuować poszukiwania idealnej sukienki na rozdanie dyplomów albo popracować nad opalenizną. Jeszcze w trzeciej klasie Mimi była klasową maskotką i kumplo-wala się ze wszystkimi, ale teraz, kiedy dziewczyny dorosły, żadna nie uważała jej za zabawną. Mimo to, glosowały na nią jako przewodniczącą, bo tylko ona miała ochotę sprawować tę funkcję. Ponieważ liczyło się to w papierach do college'u,
rola przewodniczącej klasy była bardzo prestiżowa, ale nie w ostatniej klasie. Przewodnicząca musiała zjawiać się na naradach samorządu raz w tygodniu, o wpół do ósmej rano, oraz. pomagać w organizowaniu wszystkich szkolnych imprez, takich jak kiermasz książek czy zbiórka na fundusz stypendialny. Było z tym mnóstwo pracy i teraz, pod koniec ostatniej klasy, kiedy dziewczyny podostawały się już do college'ów, miały to w nosie.
- Co więcej, 2 przyjemnością ogłaszam, orkiestra tusz!, że
naszą mówczynią zostaje... Blair Wałdorf! Hurra, Blair! -
Mimi podskoczyła na krótkich, grubych nóżkach i zaklaskała
w powietrzu, jakby stała się najlepsza rzecz na świecie.
A masz, ty głupia zdziro, promieniała w duchu Blair, patrząc na tył głowy Sereny, Dobrze ci tak, ty wstrętna sabotaży stk o.
W świetlicy huczało od plotek, gdy dziewczyny omawiały wyniki glosowania. Żadna tak naprawdę nie chciała, by to Blair była mówczynią, bo cała mowa będzie o niej samej, ale wątpiły, czy Serena zdołałaby złożyć dwa zdania do kupy.
Jest tak ogłupiała od tych wszystkich prochów, które brała w internacie, że pewnie i tak musiałaby zapłacić Blair, żeby cos'jej napisała - szepnęła do Rain Hoffstetter Laura Salmon.
Słyszałam, że Serena sama zrezygnowała - odpowiedziała szeptem Rain. - Nate sprzedał jej jakąś france i nie będziu Jej na rozdaniu dyplomów, bo musi jechać do kliniki w Belgii na leczenie.
Czy to prawda? - zapytała głośno Blair.
Nie chodziło jej o chorobę weneryczną, ale o to, czy Se rena rzeczywiście odpadła z wyścigu. Blair nie chciała przed łużać zajęć, bo miała tylko pięć minut, żeby się przebrać, przypudrować, uszminkować i wyperfumować na spotkanie z niezwykle przystojnym angielskim lordem, który obiecał, że
'00
pójdzie z nią szukać sukienki. Poprzedniego wieczoru przy maitini lord Marcus wyznał, że zupełnie położył mecz squa-sha, bo przez cały czas myślał tylko o niej. Ona z kolei przyznała. że gdy tylko wypakowała laptopa, wyszukała informacje nii jego temat w Google'u. Jego rodzina, Beaton-Rhodeso-wie. byli właścicielami największej fabryki tekstyliów w Anglii i mieszkali w wielkiej, zabytkowej posiadłości pod Londynem. Mieli też willę pod Mediolanem i dom przy płazy na Harbadosie. Rodzice Marcusa byli bliskimi przyjaciółmi rodziny królewskiej, a sam Marcus uczestniczył w pogrzebie księżnej Diany. Magazyn „HelJo!" umieścił go na liście najbardziej pożądanych młodych kawalerów w Anglii, więc była zdecydowana go zdobyć, nim dorwie go któraś z tych chciwych angielskich zdzir. Ałe najpierw musiała się dowiedzieć, By została mówczynią, bo pokonała Serenę, czy po prostu była Myną kandydatką. Wbiła wzrok w byłą przyjaciółkę i powtórzyła:
- Czy to prawda?
Serena poprawiła się na krześle, obciągając spódniczkę mundurka na gołe kolana i podciągając na siłę krótkie blado-ż.óite skarpetki, przez co wyglądały zupełnie dziwacznie. Chciała, by jej akt męczeństwa przeszedł niezauważony. Teraz wiedziała o tym cala klasa.
Jakiś' problem? - odparła ostrzej, niż zamierzała.
Ale Blair, przecież chciałaś być mówczynią, nie? - zauważyła siedząca obok Vanessa.
Miała na sobie czarny top bez stanika i powinna była zo-Mać odesłana do domu za niewłaściwy strój i brak mundurka. Zazwyczaj takie spotkania doprowadzały ją do szału, ałc ostatnio nachodziła ją taka nostalgia w związku z zakończeniem ■koty, że nawet ją to bawiło.
- Tak - przyznała Blair. - Chciałam.
101
Vanessa przewróciła oczami i lekko szturchnęła przyjaciółkę łokciem.
To co się przejmujesz? Blair wzruszyła ramionami.
Możemy już iść? - spytała przewodniczącą.
Nie mogła się już doczekać, żeby wyskoczyć" z mundurka i włożyć obcisłe, białe rybaczki Juicy Couiure oraz zielony top bez pleców Marni, które kupiła z myślą o zakupach z lordem Marcusem.
Serena rzuciła Vanessie pełne wdzięczności spojrzenie. Naprawdę nie chciała robić zamieszania. Może, kiedy Blair zastanowi się nad tym później - lata później, kiedy obie będą już siwymi staruszkami i na stare lata przeniosą się na Mus tique albo w inne słoneczne miejsce - będzie ją trochę mniej nienawidziła,
Po godzinie wychowawczej dziewczyny zebrały się przed wielkimi, niebieskimi drzwiami Constance Billard. Nadal ploi kowały o wyborze mówczyni. Nie mogły przy tym nie zauwa żyć ślicznego, wysokiego, złotowłosego chłopaka, który stal na chodniku raptem parę kroków od nich, w idealnie wypraso wanych dżinsach i słodkiej koszuli w łososiowo-białą kratę od Thomasa Pinka. Blair przemknęła obok koleżanek, ubrana zu pełnie inaczej niż w szkole, zbiegła po schodach i ku komplei nemu zaskoczeniu zgromadzonych pocałowała chłopaka w policzek.
- Milo cię widzieć - zaśmiał się lord Marcus, chwytajai
ją za ramiona i z uznaniem omiatając wzrokiem od stóp do
głów,
Blair zaczerwieniła się aż po same czubki jasnozielonych pantofli Kale Spade. Boże, on był jak marzenie - był nawe) lepszy od chłopaka, który grał w wyimaginowanym filmie, rozgrywającym się w jej głowie. Istniał naprawdę, był ary
102
stokratą i był bardziej doskonały, niż Nate kiedykolwiek mógłby być.
Poprzedniego wieczoru w Yale Club, kiedy zaczęła już niewyraźnie mówić od nadmiaru drinków, poprowadził ją za rękę uż do ich apartamentów i, nim powiedział dobranoc, pocałował delikatnie w dłort. Blair tak zakręciło się w głowie, że pu-ftciła pawia. Jak coś tak nieprzytomnie seksownego mogło przychodzić mu /. taką łatwością? Z trudem powstrzymała się przed rozwaleniem oddzielającej ich ściany wielką fryzjerską miszarką Vidai Sassoon i skoczeniem prosto na niego.
Grupka uczennic ostatniej klasy stłoczyła się razem w identycznych jasnoniebieskich mundurkach z krepy. Wyglądały trochę jak gołębie siedzące w rządku na okapie szkolnego dachu, Itdy tak z niedowierzaniem przyglądały się Blair i jej przystojnemu, brytyjskiemu lordowi.
- Czy ona zmajstrowała go sobie w laboratorium, czy co?
dopytywała się Laura Salmon z mieszaniną zazdrości i po-
tl/iwu. Obciągnęła na piersiach ażurową, białą bluzeczkę W nieudolnej próbie zwrócenia uwagi swoją nową, czerwoną burdotkę DKNY
- Jest po prostu idealny - sapnęła Isabel Coates, wyciąga
ne wsuwki, które przytrzymywały jej odrastającą grzywkę. -
/.ułożę się, że zmywa naczynia w Yale Clubie albo coś takiego.
Ja myślę, że to jej kuzyn. Przecież wiecie, że ma ciotkę W Szkocji - improwizowała Rain. - Tylko udaje, że ten przy-■Ojniak to jej nowy chłopak, żeby Nate był zazdrosny,
Ale tu nie ma Nate'a. - Kati wydęła dolną wargę w taki Iposób, że wyglądała na jeszcze głupszą niż była.
- Nie, ale jest Serena - słusznie zauważyła Isabel.
Dziewczyny odwróciły się, żeby spojrzeć na Serenę. która
wliisnie wychodziła ze szkoły. Poprawiła słuchawki małego
103
różowego iPoda i zamrugała wielkimi niebieskimi oczami. Jej diugie jasne włosy lśniły w gorącym słońcu. Pomachała do dziewczyn i zaczęła ostrożnie schodzić po schodach, aż zobaczyła Blair, tulącą się do swojego brytyjskiego przystojniaka. Lord Marcus miał już zatrzymać dla nich taksówkę do butiku Oscara de la Renty na rogu Madison i Sześćdziesiątej Szó-stej, gdzie obiecał pomóc Biair w wyborze sukienki, gdy Blair złapała go nagle za koszulę, prawie ją z niego zrywając.
- Pocałuj mnie. Teraz - zażądała. Oczywiście, było to tro
chę niespodziewane, w końcu dopiero wczoraj się poznali, ak
czy przez to nie bardziej romantyczne?
Albo bardzo, bardzo dziwne.
Dlatego, że ktoś patrzy, czy dlatego, że chcesz? - odparł lord Marcus z rozbawionym uśmiechem, który mówił, że w rzeczywistości było mu to najzupełniej obojętne.
Jedno i drugie.
Blair zamknęła oczy, oczekując pocałunku. Oczywiście nu-była jeszcze zakochana. Kochała tylko wyobrażenie lorda Marcusa. Ale ich pierwszy pocałunek trwał dłużej niż te ni ekranie, smakował lepiej niż stek z frytkami i okazał się o wir' le przyjemniejszy od marzeń na jawie. O wiele, wiele przy jemniejszy. Z pewnością niedużo brakowało, żeby naprawdę się w nim zakochała. Była już niemal zadurzona.
Obok nich do krawężnika podjechała taksówka. Marcu* nada) całował Blair, gdy machnął, żeby ją zatrzymać. Była ju/ jednak zajęta. Siedział w niej mocno podenerwowany Hm Archibald. Otworzył drzwi, a lord Marcus i Blair odsunęli sifl żeby przepuścić Serenę, która przemknęła obok nich i wska czyla na tylne siedzenie. Zamknęła drzwi, cały czas nie spus/ czając swoich wielkich niebieskich oczu z Blair i jej towarze sza. Blair odwzajemniła spojrzenie, nadal wtulona w lordl Marcusa. Gdy taksówka ruszyła w kierunku Piątej Alei. Sero<
104
na podniosła rękę, żeby im pomachać, a jej idealne usta rozchyliły się w uśmiechu.
I chociaż Serena już odjechała, Blair odpowiedziała uśmiechem. Bo po raz pierwszy w życiu miała naprawdę gdzieś, dokąd tamci pojechali.
zgadnijcie, kto się bzyka u bergdorfa?
Znajdujący się na rogu Piątej Alei i Pięćdziesiątej Ósmn Bergdorf Goodman był jednym z najstarszych i najpiękniej szych ekskluzywnych domów towarowych na Manhattanie. Tfl pierwszy skiep, do którego matka Sereny zabrała ją na zakupy, i chociaż był bardziej staroświecki niż Barneys albo Bendd wydawał się stosownym miejscem na zakup galowej sukienki Serena poprosiła Nate'a, żeby wybrał się z nią, bo potrzebo wała czyjejś opinii - chociaż sądząc po jego znoszonych ko szulkach polo, białych koszulach i spodniach khaki, Nate nu1 był zbyt zorientowany w sprawach mody.
- Ciekawe, gdzie Blair go poznała. - Zastanawiała się mi głos Serena, gdy jechali na trzecie piętro elegancką windą z| ścianami w kolorze kości słoniowej.
Nate nie odpowiedział. Gapił się na piersi Sereny. Wyglą dały na twarde, jak drobne jabłka, które rosły w jego rodzinnej posiadłości na Mount Deseń Island w Maine. Jadąc po Serena wziął kilka tabletek viagry, którą podkradł trenerowi i był pcw ny, że zaczyna już odczuwać jej efekty. Czuł na dole solidni' parcie, jakby tnasturbował się bez użycia ręki. Jeśli zaraz cxe goś z tym nic zrobi, będzie nicfajnie.
Znaczy się teraz, już?
Drzwi windy otworzyły się i Serena podeszła prosto do wieszaka ze wspaniale uszytymi kostiumami Oscara de la Renty - szykownymi, plisowanymi spódnicami do kolan i dopasowanymi marynarkami z białymi skórzanymi paskami ozdobionymi s'liczną kokardką.
-Właściwie nie wiem, co mnie to obchodzi - ciągnęła, przeglądając ubrania. Nawet nie zauważyła, że Nate gapi się na nią, jakby była kawałkiem gorącej pizzy z dodatkowym serem, prosto z pieca Ray's Original Pizza. - Blair pewnie nigdy więcej się do mnie nie odezwie.
- Mogę w czymś pomóc? - zaoferowała się krępa sprze
dawczyni w średnim wieku ze złotą plakietką Bergdorfa, na
której napisano Joan.
Joan miała na sobie fioletowy kostium od Chanel, który ftie schlebiał ani jej grubym biodrom, ani krótkim pulchnym nugom.
- Chciałabym przymierzyć rozmiar trzydzieści osiem
l tych rzeczy. - Serena wskazała na trzy kostiumy de la Renty.
Dn tej pory nie myślała o tym, żeby zamiast sukienki włożyć
kostium, ale doszła do wniosku, że to ma sens. I tak nigdy nie
przepadała za białymi falbaniastymi sukieneczkami, a w ko-
Miumie było coś energicznego i zdecydowanego, co sprawia
ło, że idealnie pasował na rozdanie dyplomów.
Nate byt bliski eksplodowania, kiedy ruszył za Serena i Jo-ftn do damskiej przymierzalni. Stał na zewnątrz, kiedy Joan odwiesiła kostiumy, zaciągnęła ciężkie szare zasłony z aksamitu i pospieszyła gdzieś poszukać jeszcze czegoś, co mogłoby się spodobać Serenie. Dostał swoją szansę.
Szarpnął zasłony. Serena rozpięła właśnie mundurek. Bia-i.| koszulkę polo miała gdzieś przy szyi, a zamiast stanika nosi-ln pod spodem delikatną, białą halkę.
106
'■07
- Hej - powitała go z nieśmiałym uśmiechem. - Możesz
wejść.
Jedną ręką zaciągnął za sobą zasłonę, a drugą rozpiął pasek u spodni. Dalej, dalej, dalej!
Serena zaczęła zdejmować z wieszaka jeden z kostiumów. Wtedy zauważyła, że Natc patrzy na nią ze spodniami przy kostkach.
Że co proszę?
-Nate, co ty wyprawiasz?
Jego piękne zielone oczy błyszczały, a wąskie wargi róz chyliły się wygłodniałe, jakby nie zjadł lunchu, czy coś takie go. Zachichotała i skrzyżowała ramiona na piersiach.
- Nie mają tu kamer, prawda?
A kogo to obchodzi?
Złapał za halkę i zerwał ją z Sereny, przy okazji całkiem ją drąc. Serena upuściła kostium na podłogę i złapała Naie";i Chociaż raz nie beczał i nie smarkał w garść przemoczonych chusteczek. Nie zamierzała przepuścić takiej okazji.
Nate był bezgranicznie wdzięczny, że Serena była Seren.], a nie Blair. Blair chciałaby przeanalizować jego zachowanie Narobiłaby zamieszania albo nawet wywołała kłótnię, a Sens na po prostu zrzuciła strzępy halki i pomogła mu ściągnąć ku szułę.
- Nie powiedziałeś mi, że jesteś taki napalony.
Tylko odrobinę.
Nate zrzucił z wieszaka drugi nieskazitelnie biały, satyna wy kostium Oscara i rzucił im pod nogi.
- Pamiętasz, jak byliśmy w wannie u mnie w domu, latei
przed dziesiątą klasą? - zapytał pospiesznie, przyciskając mmi
do jej szyi.
Serena znowu się zaczerwieniła. Jak mogłaby zapomnui To był ich trzeci raz. Kiedy jeszcze oboje Liczyli.
108
- Zróbmy znowu to samo! - prawie krzyczał Nate. - Uda-
I
wajmy, że te białe kiecki to bąbelki! No. no! I kto powiedział, że facetom brakuje wyobraźni? -Tak! -O, tak! -Znalazłaś' coś. co ci się podoba, kochanie? - Joan, zawsze pomocna, szacowna sprzedawczyni u Bergdorfa, wsunęła siwą głowę przez aksamitne zasłony. Spojrzała na opalone, wijące się kończyny i stertę białej satyny na podłodze, a potem szybko się wycofała. Łyknęła kilka pigułek na nadciśnienie i poszła zająć się nową dostawą sweterków Missoni. Takie wulgarne zachowanie zupełnie nie pasowało do dam, wobec czego absolutnie nie pasowało do Bergdorfa, ale niewiele mogła poradzić. Serena van der Woodsen otworzyła rachunek u Bergdorfa w wieku siedmiu lat i była lojalną klientki). Poza tym miło było wiedzieć, że czuje się w sklepie jak u siebie w domu.
Nate zaczął płakać, gdy tylko skończyli. Viagra ewidentnie przestała działać.
- Nie mogę uwierzyć, że zamierzasz coś takiego włożyć" -
mruknął, wyciągając spod nagiego tyłka jedną ze spódnic od
kostiumu.
-Nawet niczego nie przymierzyłam, - Odchyliła głowę ta tyłu i zamknęła oczy, gdy Nate przycisnął mokry policzek Ido jej włosów. To było słodkie i trochę kobiece, że płakał po lym, jak to zrobili. Nagle zdała sobie sprawę, że w tym związku lo ona jest silniejszą, bardziej „męską", stroną. Ale przynajmniej wreszcie to zrobili. Teraz byli prawdziwą parą.
Niezła para.
-1 tak mam już żółtą sukienkę Tocca, która naprawdę mi lic podoba. Może ją wybielę albo coś takiego - ciągnęła nieskładnie.
109
Umysł Nate'a też zaczął błądzić. Pomyślał o pracy zaliczeniowej z historii.
Cóż za podzielność uwagi!
Pisał o początkach lacrosse'a. Jednak czy jego nauczyciel od historii, pan Knoeder - zwany też panem Brakmijaj - nie uzna, że to niepoprawne politycznie pisać o starym indiańskim sporcie bez wdawania się w kwestie polityki wobec Indian w czasach kolonialnych i takie tam? W końcu Nate zamierza! w przyszłym roku grać w 1acrosse'a, a nie zajmować się jego historią.
Bez wątpienia.
Podniósł się na łokciu i wyjął chusteczkę z kieszeni granatowej, płóciennej torby na książki Jacka Spade'a. Przywykł do noszenia chusteczek.
- Może powinniśmy pójść poszukać sukienek w Bender s - zastanawiała się Serena, bawiąc się guzikiem jednego z kostiumów.
E tam, u Bendela mają mniejsze przymierzalnie.
I Szanuj Książki
B umarła i poszła do nieba
Blair nie mogła pojąć dlaczego nigdy wcześniej nie była w butiku Oscara de la Renty przy Madison Avenue. Wnętrze wzorowano na domu projektanta na Dominikanie. Ściany zrobiono z importowanego stamtąd wapienia, ustawiono gipsowe palmy, a ekspozycję butów zaaranżowano jak wybieg dla modelek. Stroje wieczorowe wisiały w specjalnej sali umeblowanej dwuosobowymi kanapami z kolekcji mebli de la Renta. Szkoda, że Blair nie szukała czarnej, tiulowej sukni balowej, bo inaczej od razu zaciągnęłaby Marcusa na jedną z tych kanap, żeby mu podziękować za przyprowadzenie jej tutaj.
- Cześć, Martbe - powitał Marcus niewiarygodnie piękną
Uttynoskę, która wyglądała jak Amazonka. Miała na sobie zło
tą rozkloszowaną spódniczkę i obcisły, jaskraworóżowy swe
terek z krótkim rękawem, który wyglądał ultranowocześni^
| jednocześnie retro, jak z lat pięćdziesiątych.
Blair nastroszyła się i już zaczęła odsłaniać kły, kiedy zdali sobie sprawę, że bycie zazdrosnym o kogoś tak niemożliwie Wysokiego, kształtnego i ślicznego to zwykła strata czasu.
- Panna Waldorf szuka białej sukni - wyjaśnił Marcus,
Obejmując Blair i tym samym natychmiast rozwiewając jej
Wszelkie obawy.
111
Wow, jest w tym naprawdę dobry.
Marthe z powagą skinęła głową i poprowadziła ich do wie szaka z boskimi białymi sukniami, w których sama wyglądałaby oszałamiająco. Jednak Blair od razu wiedziała, że ona prezentowałaby się w nich jak gruby krasnal bez biustu. Już miała zaprotestować, gdy Marcus - Bogu niech będą dzięki - sam się zorientował.
A co powiesz na jeden z tych kostiumów? - zapytał, podchodząc do olśniewającej, białej, plisowanej spódnicy z satyny. Przy spódnicy wisiał dopasowany biały żakiet z idealnym skórzanym paskiem, zapinanym na zmyślną kokardkę.
Ma pani idealną figurę do tych kostiumów - stwierdził;: Marthe z cudownym, soczystym akcentem. Podeszła do wieszaka i wybraia dla Blair trzy kostiumy do przymierzenia. Jestem pewna, że nosi pani trzydzieści osiem.
Może nawet trzydzieści sześć - zadudnił za nimi donu śny, męski głos.
Blair obróciła się z łopoczącym radośnie sercem, gd\v omyłkowo przypisano jej o rozmiar mniej. Gdy zobaczyła, kin mówił, o mało nie zakrztusiia się śliną. Raptem parę kroków od niej stał sam Oscar de la Renta. Miał na sobie idealnie skm jony szary garnitur, wykrochmaloną, białą koszulę i różowy krawat. Jego przystojna, łysa głowa lśniła jak namaszczona oliwą, a szpakowate brwi wręcz się żarzyły, Blair widziała go setki razy na stronach magazynów mody i w kolumnach towu rzyskich, ale nigdy nie spotkała go osobiście. Jak na starszego faceta byt niesamowicie seksowny.
- Ach, pan de te Renta. - Marthe powitała szefa ciepłym
uśmiechem. - Pannie Waldorf wspaniale będzie w pański*. I<
kostiumach.
Pan de la Renta zmierzy! Blair wzrokiem i posłał jej pełni uznania uśmiech.
Wspaniale - zgodził się. Odwrócił się do Marcusa - Brakowało mi twojej matki w Mediolanie.
Witaj, wujku Oscarze. - Marcus uśmiechnął się szeroko, podszedł i objął projektanta z czułością. Blair prawie zwymiotowała na piękną podłogę.
Wujku Oscarze?!
Marcus zaśmiał się i dotknął jej ramienia.
- Nie jest moim prawdziwym wujkiem, ale równie dobrze
mógłby nim być. Moja matka nie włoży niczego prócz tego, co
dla niej uszyje.
A dziwisz się?
Blair odebrało mowę. Czuła się jak Dorotka w Czarnoksiężniku z krainy Oz, która obudziła się po przejściu trąby powietrznej, odkryła, że jest w krainie Manczkinów i spotkała (Slindę, Dobrą Wróżkę z Północy. Tyle że Blair nie była nawet w połowie tak gruba, jak Judy Garland. W końcu nosiła trzydzieści sześć!
Proszę tędy, panno Waldorf - powiedziała Marthe, prowadząc ją do wielkiej przymierzalni z zasłonami w kolorze nefrytowej zieleni. W środku powiesiła cztery kostiumy, dwa w rozmiarze trzydzieści osiem i dwa w rozmiarze trzydzieści iześć.
Nie martw się, dopasuję to dła niej, Marthe! - zawołał za nimi pan de ła Renta. - Tylko znajdę mój metr krawiecki.
Blair była przekonana, że śni, więc cokolwiek powiedział pun de la Renta, było dla niej okay. Marthe pomogła jej wskoczyć w spódnicę rozmiar trzydzieści sześć, która pasowała jak Ulał, ale kiedy Blair wsunęła ręce w rękawy żakietu w tym lumym rozmiarze, stało się jasne, że będzie za ciasny w ramionach. Marthe podała jej więc trzydzieści osiem i poprawiła Iprzączkę wąskiego skórzanego paska, a potem rozsunęła za-uloriy.
■■M
% Nic!?jłtrzymaszmmc... "113
Ta daam!
Blair oparła ręce na biodrach i z szerokim uśmiechem n;i twarzy wyszła z przymierzalni, niczym modelka na wybieg, szeleszcząc plisowaną spódnicą. Dlaczego nigdy wcześnin nie pomyślała o włożeniu kostiumu? Nie żeby było wiele takich kostiumów. Ten był elegancki i t'ry wolny zarazem - absolutnie rewelacyjny - a co najważniejsze, jedyny w swoim rodzaju.
- A niech to - sapnął Marcus. - Wyglądasz oszałamiająco.
Ty też! - prawie wypaliła Blair. Nie dość, że lord Marcu1*
byl tak przystojny, że dech zapierało i byt arystokratą, to jesz cze okazał się serdecznym przyjacielem najbardziej niesamo witego projektanta na świecie.
Pan de la Renta zmarszczył brwi i wyciągnął metr.
-Talia jest zupełnie nie tak - zmartwił się, poprawiają; żakiet. - A stan podchodzi za wysoko.
Rozpiął pasek i guziki żakietu, s'ciągając go pospiesznie z Blair.
- Zatrzymaj spódnicę, kochanie, ale proszę, mogę najpierw
dopasować górę?
Czy może?
Blair żałowała, że Serena albo któraś z innych koleżanek z klasy nie widzi jej teraz, jak stoi pośrodku butiku Oscara di' la Renty tylko w różowym staniku La Perlą i jednej z ols'nii/ wających plisowanych spódniczek „wujka Oscara", a miai'v na strój na zakończenie szkoły zdejmuje jej osobiście Oscar dg la Renta. Zerknęła na Marcusa, który odpowiedział jej szero kim uśmiechem, a potem bez słowa położył prawą rękę na ser cu. Jego zielone oczy błyszczały z zachwytu.
Wow.
Blair musiała uważać, żeby nie zsikać się z radości w maji ki. Byta taka szczęśliwa, że nie wiedziała, czy to przeżyje.
Nie ruszaj się - pouczył pan de la Renta, gdy podniósł jej ręce i opasał metrem jej biust trzydzieści cztery B. Może to dlatego, że otaczali ją piękni mężczyźni i piękne ubrania, ale Hlair poczuła nagle niepohamowaną chęć, by polizać jego seksowną, lśniącą łysinę. Zachichotała i zachwiała się na bosych stopach, gdy projektant opus'cił metr na jej biodra. - Nie ruszaj się!
Zacisnęła powieki i robiła, co mogła, żeby się nie poruszyć. Szczerze wierzyła, że gdy je ponownie otworzy, okaże się, że umarła i poszła do nieba.
'M
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwiska oraz wydarzenia zostały zmienione
lub skrócone, po to by nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
OTWARTE PRZESŁUCHANIA
Na wypadek, gdybyście nie słyszeli: ten stuknięty reżyser kina niezależnego, Ken Mogul, zro2umiat, że nie zwróci niczyjei uwagi, dopóki nie nakręci przeboju kasowego - postanowi) więc to zrobić. Szuka też nowej mtodej i seksownej gwiazdy, którą mógłby odkryć, ogłosił więc otwarte przesłuchania do swojego nowego filmu, Śniadanie u Freda, w restauracji o tej samej nazwie, w Barneys, w sobotę. Mato być remakeŚniadania u T/ffany'ego, tyle że z nastoletnią obsadą. Zgadnijcie, kto będzie pierwszy w kolejce? A teraz zgadnijcie, kto absolutnie nie potrafi grać?
Ale zgadnijcie, kto potrafi?
Hm... ciekawe czy wybiorą dziewczynę, która na pewno wie, jak trzeba wyglądać do tej roli, ale nie ma talentu, czy dziewczy nę z talentem, która w ogóle nie przypomina Audrey Hepburn? To brzmi jak jeden z tych bezmyślnych frazesów zAmerica's Nexl Top Model*, mojego najukochańszego znienawidzonego progm mu telewizyjnego.
* Program nadawany w telewi/ji amerykańskiej, oparty na jasadad) neolity show, którego celem jesi wyłonienie zwyciężczyni spośród kandv
datek na modelki fprzyp. red.j.
! ió
PRESTIŻOWA SZKOŁA Z INTERNATEM ROZSZERZA PROGRAM PLASTYCZNY
Mam dla was fuli najświeższych plotek. Na wypadek, gdyby ktoś byt zainteresowany, Waverly Prep- prestiżowa szkoła z internatem w Hudson Valley, szuka nowych Picassów i Mone-tów.
Spodziewają się zalewu podań od młodych artystów tej jesieni, ale my znamy pewną dziewczynę bez szkoły, już prawie dzie-sięcioklasistkę, która nie może czekać tak długo. (Przecież nie pójdziesz do publicznej szkoły, co, J?)
SOBOWTÓRY SŁAW
Britney ma swojego. Leonardo też. Nawet kilkoro szerzej nieznanych członków nowojorskiej society ich ma. Najwyraźniej, projektant mody, Oscar de la Renta jest tak rozchwytywany po świecie, że posyła swoje klony na przyjęcia, w których nie ma ochoty uczestniczyć oraz do swojego butiku przy Madison Ave-nue, żeby dopilnować personelu. Jego sobowtóry to krewni z Dominikany. Niektórzy nawet się tak samo nazywają, więc nie muszą się specjalnie wysilać, by móc podawać się za słynnego kuzyna. Ach, gdybym tylko mogła załatwić sobie sobowtóra, który poszedłby za mnie na końcowe egzaminy- wtedy mogłabym skupić się na odpoczynku przed imprezami po rozdaniu dyplomów!
■ Trener drużyny lacrosse'a ze Świętego Judy prowadzi dochodzenie w sprawie kradzieży viagry To ostrzeżenie przyszło e-mailem i całkiem mnie zaskoczyło:
Droga Plotkaro,
Uświadom, proszę, swoim czytelnikom, że kradzież to poważ-
na sprawa. Ktokolwiek wziął moją vi%r^- a jestem całkiem
117
pewny, że to ktoś z ostatniej k!asy, z drużyny lacrosse'a - na
pewno nie dostanie dyplomu!
Dziękuję za pomoc.
michaels
Jakieś sugestie jak powinnam odpowiedzieć?
Na celowniku
S i B obie, z wiefkimi torbami na zakupy, wychodzą odpowied nio od Bergdoffa Goodmana i z butiku Oscara de la Renty Chyba się im poszczęściło i znalazły wymarzone sukienki na rozdanie dyplomów! D nieogolony i wyglądający na bardziej znerwicowanego niż zwykle kupuje zbiór wierszy miłosnych Pabla Nerudy w Barnes&Noble. Czy tym razem wpadł po uszy? Czekajcie, co ja mówię - on jak w coś wpada to zawsze po uszy. V w drogerii CVS w centrum Williamsburga kupuje zapasy antybakteryjnego żelu pod prysznic Jergents. Tc wszystkie prysznice przed i po - trzeba się przygotować J z bratem w księgarni, czyta Najlepsze szkoły publiczne w A/o wym Jorku. Czyżby darowała sobie szkołę z internatem? Hej, J, czytaj wyżej. Zdziwiłabyś się, ile może się wydarzyć w ostat nich tygodniach szkoły. Dzieciaki szaleją, wylatują ze szkół na prawo i lewo. Nie trać wiary Jak w tej piosence z West Side Story: „Istnieje gdzieś miejsce dla nas!..."
A teraz przestaję śpiewać i idę udawać, że wkuwam do egz.i minów.
Do zobaczenia na przesłuchaniach w Bameys w sobotę rano kogo tam nie będzie!
Wiem, że mnie kochacie. plotkara
1 18
obiekty odbite w lustrze są bliżej, niż się wydaje
- Za brązowy? - spytała swoją czasem-najbliższą przyja
ciółkę, Elise Wells, Jenny Humphrey. Przejechała kilka razy
maleńkim pędzlem do makijażu z Sephory po grzbiecie swoje
go ślicznego małego noska. - Próbuję zmniejszyć optycznie
nos.
Jakby pewna inna cześć jej ciała nie wymagała pomniejszenia o wiele bardziej.
- Jaki nos? - dopytywała się Elise. - Ty praktycznie nie
masz nosa.
Elise też miała mały, ale za to bardzo zadarty nos, co było chyba gorsze, niż gdyby nosiła wielką trąbę, bo była wysoka i zawsze martwiła się, że ludzie patrząc na nią, widzą tylko wioski w nosie i gile.
Włoski w nosie i gile? Dobry Boże!
To była ostatnia godzina zajęć, przeznaczona na naukę samodzielną i odrabianie prac domowych. Tymczasem Jenny przejęła łazienkę przedszkolaków, która o tej porze była już pusta, bo dzieciaki kończyły zajęcia o drugiej. Kabiny były węższe od tych w pozostałych łazienkach, a toalety znajdowały
119
i
się niecałe pół metra nad ziemią i miały jasnoróżowe klapy Hello Kitty. Nawet umywalki były niższe, z różowymi tabore-cikami Hełlo Kitty i różowymi dozownikami mydła, również Hello Kitty. Wszystkie dodatki Hełlo Kitty zostały podarowane przez rodzica z Tokio, który -jak się okazało - był właścicielem marki Hello Kitty.
- Słyszałaś kiedykolwiek o Waverly? - zapytała Jenny,
akcentując usta różem w kolorze wina, a potem smarując je
wazeliną, kolejny sekret makijażu, który podpatrzyła w tele
wizji u jakiejś' modelki-aktorki, Lauren Hutton, która, będąc
rówieśnicą jej ojca, nadal była dość ładna, aby pracować jako
modelka dla .1. Crew.
Elise pokręciła głową.
- To kolejna szkoła z internatem?
Nigdy nie powiedziała tego na głos, ale nie podobał jej si<; pomysł, że Jenny wyjedzie do szkoły z internatem i zostawi yą samą bez przyjaciółki, w dziesiątej klasie w Constance. Ktn inny zamówi z nią sajgonki, które przywiozą im prosto pod niebieskie drzwi szkoły? Kto inny powie jej - delikatnie - że koszula lepiej będzie wyglądać wypuszczona?
- Słyszałam tylko, że mają nowy, rewelacyjny pogram pla
styczny. Mają prawdziwą galerię, otwartą dla publiczności,
a uczniowie sami urządzają wystawy i w ogóle. Brzmi napraw
dę super. Oczywiście podania należało składać do grudnia, ale
pomyślałam, że gdybym wysłała kilka swoich prac... - Jenny
zapięła kosmetyczkę LeSponsac w żółto-różowe paski i przyj
rzała się sobie w maleńkim, kwadratowym lustrze nad umywal
ką. Lauren Hutton miała rację. Jej nos wyglądał na mniejszy.
Gdyby jeszcze tylko jej ciemne włosy nie były tak piekielnk-
kręcone i niesforne. - To moja ostatnia szansa. Jeśli się tam nie
dostanę, będę musiała pójść do szkoły publicznej.
Niech Bóg broni!
'20
-Szkoda, że spaliłam te wszystkie portrety... - dodała I z żalem i po raz ostatni mlasnęła wargami.
Kiedy jeszcze była zakochana w Nacie, Jenny namalowała kilka jego portretów, każdy w stylu jednego z jej ulubionych malarzy: Matisse'a. Picassa, Chagalla, Moneta, Warhola i Pol-locka. Obrazy były żywe i pełne uczucia, jakby chciała wydobyć na płótnie esencję miłości. Ale kiedy Nate złamał jej serce, podpaliła je w metalowym kontenerze na śmieci przed domem i spaliła wszystkie, co do jednego.
Elise odsłoniła zęby przed lustrem i wyszczerbionym, nie-pomalowanym paznokciem próbowała wygrzebać resztki pomarańczy, którą jadła na lunch.
- Naprawdę chciałabyś wysłać do szkoły cykl portretów
jakiegoś chłopaka, z którym już nawet nie rozmawiasz? - za
pytała rozsądnie.
Przynajmniej wiedzieliby, że potrafię sobie znaleźć chłopaka, odgryzła się w myślach Jenny. Nagle zaczęła ją drażnić porządnickość jasnoróżowej bluzki z kołnierzykiem Elise i to, jak jej oddech zawsze zalatywał wczorajszymi sajgonkami.
Poza tym Waverly wyglądała na szkołę, która wciąż się ■ rozwija. Nie tyle imprezowa, co taka, gdzie nie boją się spróbować czegoś" nowego i zaryzykować" z nowymi uczniami.
Na przykład, z kim.ś takim jak ona?
Elise przestała grzebać w zębach i sięgnęła po kosmetyczkę Jenny. Otworzyła ją bez pytania i odkręciła tubkę z liliowym błyszczykiem Stila. Wydęła szerokie usta i zaczęła hoj-' nie nakładać warstwy kosmetyku.
Jeśli się nad tym dobrze zastanowić, Jenny zaryzykowała z Elise. Najpierw nie miała nikogo, a teraz miała przyjaciółkę, [ czy tego chciała, czy nie.
- Masz rację - mruknęła, zabierając kosmetyczkę i wysy-
. pując jej zawartość do małej umywalki. - Powinnam wysłać
1&1
,
li I i
do Waverly coś nowego. Coś, czego jeszcze nic próbowałam. - Zaczęła grzebać ws'ród sterty kredek do oczu, eyelinerów i szminek, szukając swoich ulubionych cieni - palety szarości Ciinique w miętowozielonym pudełeczku. - Miałabyś coś przeciwko, gdybym sportretowała cię tym? - zapytała przyjaciółkę. unosząc do góry puzderko.
Poczuła nagły przypływ natchnienia. Namaluje Elise cieniami do powiek, ojca czerwonym winem, a Dana... kawą rozpuszczalną. To dopiero będzie nowatorskie i głębokie, o wiele lepsze niż wysłanie zdjęć ze swoim debiutem w roli modelki, gdy pozowała w staniku do joggingu, albo pierwszej wzmianki o sobie, jaka ukazała się w kronice towarzyskiej.
Co prawda, Jenny nie była już imprezowa dziewczyną szukającą imprezowej szkoły, ale Serena van der Woodsen dała jej jedną ważną lekcję: imprezowe dziewczyny często są o wiele głębsze i mądrzejsze, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.
nie drzyj niewierne serce
-»
Vanessa siedziała na podłodze salonu w czarnym T-shircie 7. napisem SugarDadcfy wziął Węgry, który przysłała jej z Budapesztu siostra, z krótkiego postoju w trasie koncertowej, oraz w czyichś —trudno już było nadążyć czyich — bokserkach w paski. Próbowała jakoś sensownie zmontować przerażający i s'mieszny wywiad z Chuckiem Bassem, który wystąpił z małpką, oraz rozmowę z Kati i Isabel, które opowiadały, jak to postanowiły jechać razem do Rollins College na Florydzie, chociaż Isabel dostała się do Princeton. Chuck miał na sobie obcisłą, białą koszulkę na ramiączkach i wcierał olejek brązujący Bain de Soleil w mięsiste, nienaturalnie opalone ramiona. Wyjaśniał, jak udaje mu się utrzymać opaleniznę cały rok, Małpka leżała zwinięta na jego kolanach i mrugała tępo w kamerę swoimi niesamowitymi jasnoniebieskimi ślepiami.
- Zwykle chodzę do solarium raz, może dwa razy w tygodniu i używam tego niesamowitego brązującego cuda Estec Lauder, żeby opalenizna była ładna i równa przez cały rok. Tok się zastanawiam, nie znasz może jakiegoś' dobrego solarium w pobliżu Fort Lee?
Isabei i Kati leżały na plecach, stykając się głowami - gładka i ciemna głowa Isabel oraz jasnomda kręcona szopa Kati.
1E-3
Uśmiechały się do kamery niczym siostry, z tym że zupełnie do siebie niepodobne.
- No bo jak mam się skupie na wstępie do prawa w Prince
ton, kiedy moja najleps/a przyjaciółka na s'wiecie będzie cał
kiem sama na Florydzie? - pytała radośnie Isabel.
Miała na ustach taką ilość błyszczyku, że praktycznie z nich kapało.
- Poza tym obie zamierzamy zrzucić pięć kilo tego lata na
diecie South Beach. Chcemy bosko wyglądać w naszych czar
no-czerwony eh bikini w prążki, które będziemy nosiły każ
dziutkiego dnia! - krzyknęła podekscytowana Kati, wymachu
jąc bosymi nogami tak mocno, że jej jasnoniebieski mundurek
z krepy podfrunął i odsłonił praktyczne bawełniane figi Gap.
Najdziwniejsze było to, że im więcej razy Vanessa ogląda ła te wywiady, tym bardziej czuła, że będzie tęsknić za ich bo haterami, chociaż były z nich takie niemożliwe dziwadła. Za stanawiała się, czy dla ich własnego dobra, nic da się tak zmontować materiału, żeby wyglądali na trochę bardziej inte ligentnych i mniej stukniętych.
Pewnie nie. Zresztą, wtedy nie byłoby to już tak zabawne.
Pracowała, ale nie mogła się skupić, wiedząc, że po dra giej stronie mostu Williamsburg, reżyser kina niezależnego, Ken Mogul prowadzi! casting do swojego pierwszego wyso kobudżetowego filmu Śniadania u Freda, który miał być kręcony w restauracji U Freda w Barncys, na rogu Sześćdziesiąłei i Madison. Kilka miesięcy temu Ken Mogul zobaczy! kawałek filmu Vanessy, który przypadkiem przeciekł do Internetu i pró bo wat ją u siebie zatrudnić. Chciał, żeby rzuciła szkołę i od! o żyła pójście do college'u. Oczywiście odmówiła. Ale Ken Mogul był teraz w Nowym Jorku i kręcił film tuż pod jej no sem. Co prawda, miata tego lata jeździć po kraju z Aaronem ale...
Kusząca sprawa, co?
Ktoś zapukał do frontowych drzwi.
- Tak?! - krzyknęła Vanessa, nim wstała, żeby zobaczyć,
kto to.
I
Aaron miał wrócić po próbie zespołu i obiecał przynieść na kolację tajskie żarcie, a potem pomóc jej uczyć się do egza-■ minu z matmy. Powinien zjawić się lada chwila, ale przecież miał klucz. Wstała i zerknęła przez wizjer. Nikogo nie było.
Słysząc odgłos kroków na schodach, zmrużyła oko i zerknęła pod kątem. Zdążyła tylko dojrzeć chudy tyłek Dana odziany w granatowe,spodenki, który właśnie znikał na ciemnych, hrudnych schodach prowadzących na dach. Zapomniała, że on I też ma klucz.
Vanessa poczuła przypływ adrenaliny, jak za ostatnim ra-1 zem, gdy zjawił się Dan. Czy to bycie z nim sprawiało, że się luk czuła, czy może świadomość, że Aaron może w każdej chwili wejść i ich przyłapać? Czy to ważne?
Pewnie, że nie, do cholery.
Nabazgrała szybko Poszłam po pranie - chociaż odebrała je już rano, przed szkołą, a potem otworzyła gwałtownie drzwi i popędziła na górę,
Dan leżał na plecach na materacu pod wieżą ciśnień, ubrany tylko w czarne, bawełniane bokserki, i kartkował oprawiony na różowo tomik wierszy miłosnych Pabla Nerudy. Obok niego, na tacce z folii aluminiowej leżały ostrygi, otwarta bu-Iclka czerwonego merlota i dwa styropianowe kubki. Kiedy tobaczył Vanessę, natychmiast usiadł i zaczął czytać na głos.
Nie odchodź daleko, nawet na jeden dzień, bo...
Bo... nie wiem, jak ro ująć: dzień jesr długi.
- A może byś tak najpierw zadzwonił? - zapytała ostro
Vtmcssa, udając wkurzoną, bo wiedziała, że Dan nakręca się,
jtdy widzi ją wściekłą. - Aaron może wrócić w każdej chwili.
125
- To z wiersza pod tytułem Łaknę twoich ust, twego głosu,
twych włosów - wyjaśnił Dan. patrząc na nią słodko. Nabl
trochę wina do kubka i podał jej. - Napijesz się'.'
Vanessa przewróciła oczami i podeszła do materaca.
-Chyba wiem, czego łakniesz. - Usiadła i zdjęła koszul kę, czując jeszcze większy przypływ adrenaliny. - Pospiesz się - zarządziła. - Aaron zaraz przyniesie mi obiad, a potem muszę się pouczyć.
Sąsiedzi z okolicznych domów regulowali teleskopy. Przeprowadzili się tutaj, bo wynajem był tani. Kto wiedział, że zapewniają tu też rozrywkę na żywo?!
Im bardziej Vanessa rządziła się i wściekała, tym bardziej Dan był podniecony i tym mocniej ją kochał. Ręce mu się trzęs ły, a pot występował nad świeżo ogoloną wargą. Był całkowi cie zdany na jej łaskę.
Na dole, na Broadwayu, Aaron zignorował grupkę gapiów z naprzeciwka, obserwujących dach budynku Vanessy. Pod pachą niósł w papierowej torbie dwa zestawy gorącego i pikantnego jedzenia tajskiego. Strasznie chciało mu się lać. a w metrze panował nieprzytomny tłok i spocił się jak mysz. Chciał tylko wejść do domu i wziąć miły chłodny prysznic Najchętniej z Vanessą.
Znałazł jej liścik i nabazgral na nim Jestem w wannie. Zostawi! frontowe drzwi otwarte, żeby łatwiej jej było wnicsi kosz z czystym praniem i włączył stereo, z którego huknął ku wałek, który Dan Humphrey nagrał z Raves - jedyny, który do czegoś się nadawał.
- Strzaskaj mnie jak jajko! - śpiewał Aaron pod pryszni
cem.
Trzy piętra wyżej Dan wciągał skarpetki. Muzykę było słabo słychać, ale nie sposób było jej pomylić z niczym innym.
:2Ó
- Myślisz, że nas widział? - Na samą myśl Vanessie prze-
iegł po plecach dreszczyk. Boże, ależ była zepsuta!
Dan pospiesznie łyknął ostatnią ostrygę.
- Co mam robić... ? - zapytał, równie podekscytowany jak
ona.
Widzisz, jak idealnie do siebie pasujemy? - pomyślał.
boje strasznie podniecało, że Aaron o niczym nie wie. Zdrada to oczywiście zła i okropna rzecz, ale też niesamowita frajda, zwłaszcza gdy jesteś szaleńczo i po uszy zakochany w oso-
ie, z którą to robisz!
- Zejdę na dół i odciągnę jego uwagę - szepnęła Vanessa,
boeiaż huk na moście byt taki, że nikt nie mógł jej usłyszeć. -
A ty przez ten czas wyjdziesz.
Dan zakorkował do połowy opróżnionego merlota i próbował ustawić go pionowo w swojej czarnej torbie na ramię.
- Chcesz, żebym sobie poszedł? - odparł zdumiony.
Wyobraził sobie siebie wspinającego się po ścianie budynku niczym Spiderman z Vanessą uczepioną jego szyi jak Kir-iten Ditnst.
Nie ma szans, panie, ręce jak patyczki.
- Możesz to tutaj zostawić. - Vanessa wskazała na wino. -
Wypijemy później.
Miała na myśli siebie i Dana, czy siebie i Aarona?
/ci
- Dobra - odparł Dan. Dotarło do niego, że Vanessa zaraz
;ejdzie na dół i będzie udawała, że go tu w ogóle nie było.
Hoże, ależ ona była sprytna. A jaka twarda i opanowana w kry
zysowej sytuacji. - Powodzenia w nauce w ten weekend.
Vanessa dała mu klapsa w tyłek.
- Zadzwonię — obiecała i zbiegła na dół.
Drzwi do mieszkania były otwarte, a Aaron brał prysznic. Vanessa rozebrała się po raz drugi w ciągu kwadransa.
- Cześć — przywitała Aarona, odciągając zasłonę prysznica.
1S7
-Hej. —Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął namydloną dłoń, żeby pomóc jej wejść.
Dan zszedł na palcach po schodach, czytając sobie na głos wiersze Nerudy. Ręce mu się pociły, gdy próbował zrozumieć. czy to, co właśnie mu się przytrafiło, było nieprzytomnie podniecające, czy nieprzytomnie uwłaczające.
...w tym momencie opowieści jestem tym, który umiera,..
Problem z poetami jest taki, że mają skłonność do pesymistycznego widzenia świata,
zgadnij, kto przyjdzie na śniadanie u freda?
W sobotę rano kolejka ślicznych dziewczyn ciągnęła się od drzwi frontowych Barneys wzdłuż Madison do Sześćdziesiątej Pierwszej ulicy, gdzie skręcała w stronę Piątej Alei. Większość z nich miała na sobie czarne koktajlowe sukienki bez rękawów, szpiczaste czarne pantofle i wielkie okulary przeciwsłoneczne w stylu Jackie Onassis. Serena miała na sobie ulubione nowe dżinsy True Religiom
Typowe.
Jakimś'cudem udało się jej zająć jedno z pierwszych miejsc w kolejce. Może to dlatego, że ona i Nate prawie nie spali ostatniej nocy — dzięki pigułkom, które cały czas lykai - i o piątej nad ranem była na nogach. Zamówiła tylko podwójne latte na wynos i wyruszyła, taszcząc ze sobą podręcznik do francu-hkiego, jakby naprawdę liczyła, że uda się jej pouczyć.
Z kolei Blair była w kolejce pierwsza. I, co za niespodzianka, naprawdę była Audrey Hepburn. Ta sama stylowa sukienka Givenchy, ten sam naszyjnik z pereł, taki sam francuski kok - dzięki niewielkiej pomocy treski - te same za duże okulary Chanel i czarne rękawiczki do łokci. Lord Marcus, ten czarujący przystojniak, pomógłjejsięubraći sam wpadł na pomysł, żeby spędzić noc w wynajętej limuzynie zaparkowanej przed
♦ Nie zatrzymasz mnie... 129
Barneys, dzięki czemu znalazła się pierwsza w kolejce do przesłuchań. Oczywiście, nie mogli za bardzo poszaleć, bo bali sie popsuć jej kostium, ale i tak przyjemnie było trzymać się za ręce na tylnym siedzeniu i rozmawiać o najbliższej przyszłości, kiedy to Biair zostanie gwiazdą Hollywood.
- Będę twoim biednym chłopakiem - zaproponował iord
Marcus ze swoim uroczym, angielskim akcentem. - Będę cię
wachlował wielkimi palmowymi lis'ćmi i mieszał ci koktajle.
Oczywiście, nie miał nic przeciwko porzuceniu miejsc;i na studiach podyplomowych w London School ofEconomics. które zaczynał na jesieni. Dla Blair zrobiłby wszystko Wszystko!
- W każdym mieście na świecie będą dla mnie szyli naj
lepsi projektanci - marzyła Blair, podczas gdy w brzuchu ner
wowo jej burczało. Chciała dostać te rolę tak bardzo, że nie
jadła przez cały dzień, aie dochodziła już północ i umierała
z głodu. - Ałbo może poproszę twojego wujka Oscara, żeby
szył moje ubrania.
Sprzedawca hot dogów zbierał się na noc na rogu Sześćdziesiątej Pierwszej i Madison. Czy lord Marcus byłby znie-smaczony, gdyby zjadła jednego, stojąc na krawężniku przed Barneys?
Nie byłaby gorsza od Audrey Hepburn zajadającej ciastku z papierowej torebki przed Tiffanym.
- Patrz, kochanie, kolacja! - zawołał lord Marcus, zauwa
żając sprzedawcę i dosłownie czytając w myślach Blair. - Ty
siedź spokojnie, a ja skoczę po coś do zjedzenia,
Kochanie. Mówił od niej kochanie i skakał dla niej po cos do zjedzenia!
Zjedli więc hot dogi z musztardą i dodatkami, popili piwem korzennym, a potem drzemali, trzymając się za ręce, aż Blair otworzyła oczy i zobaczyła Serenę wyłaniającą się z po-
rannej mgły w spranych dżinsach i bez makijażu. Wyskoczyła /. samochodu i wsunęła na nos okulary Chanel. Niedoczeka-nie, żeby ta zdzira odebrała jej rolę.
Nie wspominając już o setkach pozostałych aspirujących aktorek, które zaczęły schodzić się na przesłuchanie.
Dochodziła już prawie ósma i przesłuchanie miało się lada chwila zacząć. Był niezwykle gorący i parny majowy poranek. Dwie dziewczyny na przedzie kolejki wachlowały się kartkami z kwestiami, które rozdawali asystenci Kena Mogula. Już dawno wykuły tekst na pamięć.
W końcu jSerena nie wytrzymała.
- Boże, ale gorąco.
Blair nie zareagowała, więc Serena wyciągnęła rękę i dotknęła odkrytego ramienia przyjaciółki.
-Ten chłopak, z którym się spotykasz... wygląda na całkiem miłego — zaryzykowała niezręcznie.
Blair żałowała, żenięJest wyższa, bo wtedy mogłaby spojrzeć na Serenę z góry niczym jastrząb, tak że tamta już nigdy w życiu nie śmiałaby się do niej odezwać. Niestety, była prawie piętnas"cie centymetrów niższa od byłej przyjaciółki, zwłaszcza teraz, gdy miała na sobie płaskie pantofle w stylu Holly Golightly.
Miała już na końcu języka krótką i wyjątkowo ciętą odpowiedź, gdy zdała sobie sprawę z czegoś', co wprawiło ją w osłupienie. Nie miała już nic przeciw temu, że Serena zabrała jej Nute'a. Ona sama miała przystojniejszą, wyższą, bardziej wyrafinowaną i lepiej urodzoną, brytyjską wersję Nate'a, i była llbsolutnie szczęśliwa, piękne dzięki. Na dowód tego, jak dobrze czuła się w tym nowym układzie, była gotowa, żeby znowu zostali przyjaciółmi - całą czwórką.
Przesunęła wielkie okulary Chanel na głowę i uśmiechnęła się promiennie do byłej przyjaciółki.
130
13 1
A może pójdziemy potem we czwórkę napić się czegoś w Yale Cłub? Maja tam świetne miejsce. Trochę jak bar hotelowy ze starego filmu. Spodoba ci się.
Serio? - Serenę zatkało.
Zastanawiała się, czy nie śni. Czy Blair właśnie zaprosiła ją i Natc7a na drinka razem z nią i jej nowym chłopakiem.
- Przepraszam, że panie czekały. No dobrze, Blair Wal
dorf, proszę wejść - ogłosił krótko obcięty chudy chłopak oko
ło dwudziestki. Na karku miał pozostawione długie pasma wio
sów i nosił wyblakłe dżinsy Diesel, podwinięte do kolan.
Blair znów spuściła okulary na nos.
- Powodzenia - życzyła jej słabym głosem Serena, nadal
nie do korka pewna, czy rozmawiają ze sobą, czy nie.
Chłopak poprowadził Blair przez dział z kosmetykami dc wind. Bogu dzięki za klimatyzację! W soboty Barneys otwierano dopiero o dziesiątej, więc w sklepie panowała dziwna ci sza. Blair spędzała tu tyle czasu, że trafiłaby do Freda z zawią zanymi oczami, ale to nic wystaczyło, żeby dostać rolę.
U Freda, słynna restauracja w Barneys, znajdowała się na dziewiątym piętrze. Długa i wąska, z oknami wychodzącymi z jed nej strony na Madison Avenue i małym, nowoczesnym barem należała do tych knajpek, które wyglądają zaskakująco niecieka wie, zważywszy na to, jaką cieszą się popularnością. Ciekawa czyniła ją jej klientela - współczesne Holiy Golightly i ich mieś/ kające przy Park Avenue matki, oraz dziennikarze. Wszyscy ubni ni u Chanel i Prądy, sączyli wino z wodą i sałatki, zamartwiając się przy tym, że ktoś' ich wyprzedzi po ostatnią parę kozaczków na szpilkach Costume National, które wypatrzyli po drodze.
Teraz jednak restauracja była pusta, nie licząc Kena Mn gula i jego ekipy. Reżyser stał przy barze i dawał wskazówki odnośnie os'wietienia stadku blondynek o skandynawskiej ur<> dzie, a jego wyłupiaste niebieskie oczy były czerwone ze zmę
czenia. Nosi! krótką rudawą brodę bez wąsów - to nigdy nie wygląda za dobrze - i kręcone rude włosy opadające do ramion. Jego skórzana kurtka w stylu łat osiemdziesiątych miała wielkie, zaokrąglone ramiona, a levisy były zdecydowanie za obcisłe, co też nie wyglądało za specjalnie. Blair nigdy wcześniej go nie widziała i myślała, że może być to ktoś z ekipy, dopóki się do niej nie odezwał.
-Cóż, z pewnością odpowiednio wyglądasz. - Wskazał jej barowy stołek z chromu i czarnej skóry. - Ale to nie jest po prostu remake, rozumiesz. Mam pewną swobodę. Na przykład, Holly może n;e mieć ciemnych włosów. I może być wyższa.
To się nazywa dowartościować niewysoką brunetkę!
Wyszykowanie się zajęło jej trzy godziny, postanowiła I Więc zignorować tę obraźliwą uwagę. Złożyła kartkę, z której miała czytać i wsadziła ją do torebki, po części po to, by zaimponować Mogulowi znajomością tekstu, a po części po to, aby pokazać, że nie było łatwo jej zniechęcić. Usiadła na stołku i z wdziękiem baletnicy skrzyżowała nogi zupełnie jak Audrey Hepburn.
- Nie będę ci dawał żadnych wskazówek - stwierdził reżyser. - Po prostu rób swoje, okay? Więc... akcja!
Blair znalazła na Google'u tonę artykułów na temat Kena Mogula -jak to nazywał siebie ,,nie-reży serem" i jak aktorzy nie cierpieli z nim pracować, bo tylko gapił się na ich, nie dając żadnych wskazówek. Pewnie myślał, że był szalenie awangardowy, czy coś takiego. Cóż, dla Biair nie miało to większego znaczenia. Nie potrzebowała żadnych wskazówek - ona była Audrey Hepburn i grała Holły Golightly dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Z wąskiej, czarnej, satynowej torebki Chanel wyciągnęła papierosa i długą cygarniczkę z hebanu i masy perłowej, którą znalazła w sklepie z antykami na Rhode Island dwa łata temu.
13S
I 33
- Jak się masz? - zamruczała uroczo, perfekcyjnie naśla
dując Audrey. Zapaliła papierosa i wydmuchała delikatny ob
łok dymu nad głową reżysera. Potem na jej twarz wpłynął ten
rozmarzony, nieobecny uśmiech, znak firmowy Audrey. - Czy
to miejsce nie jest boskie? Czy to nie cudowne, obudzić się
i wiedzieć, że to miejsce tu jest, codziennie? To mój raj.
Blair czekała na reakcję Kena Mogula. Tylko tyle dano jej do powiedzenia i zrobiła to perfekcyjnie, nawet jeśli była to wyłącznie jej opinia.
Ken Mogul zasłonił wyłupiaste niebieskie oczy ręką, a potem odsłonił je gwałtownie, jakby miał zaraz krzyknąć „a kuku!" Patrzył przez dłuższą chwilę na Blair, a potem wrzasnął:
- Następna!
Blair zsunęła się ze stołka i z wdziękiem wyszła z restauracji, gdzie przy windzie czekał już na nią lord Marcus. Objął ją silnymi, bezpiecznymi, arystokratycznymi ramionami.
- Byłaś olśniewająca - zapewnił ją. - Patrzyłem stąd.
Błair oparła policzek na jego piersi, nadal nie wychodząc
z roli.
-Naprawdę uwielbiam to miejsce - powiedziała rozma rzonym głosem.
Drzwi windy otworzyły się i wyszli z niej Serena z Na-te'em.
-Powodzenia! - zawołała Blair wspaniałomyślnie.
Zaciągnęła się jeszcze raz papierosem i rzuciła Nate'owi pogodny uśmiech. Odpowiedział jej słabym grymasem. Oczy miał lekko zaczerwienione, jakby płakał, albo - co bardzie prawdopodobne - najarał się jak rzadko. Ale Blair stała przy tulona do swojego przystojnego brytyjskiego lorda i wcale jej to nie obchodziło.
Potem lord Marcus pocałował Blair w tyl głowy, sprawiając, że dreszcz przebiegł jej po plecach. Tuż obok nich znajdo
Wały się drzwi do damskiej toalety. Wzięła go za rękę i pociągnęła za sobą.
Nie ma nic lepszego niż odrobina dobrej zabawy przed śniadaniem.
134
—
i
S może powtórzyć swoją kwestię dwa razy
Serena martwiła się, że powinna była przebrać się jak pn zostałc dziewczyny. Czy reżyser nie uzna, że nie dość się st;i ra, bo nie włożyła czarnej koktajlowej sukienki i pereł? Po/ii tym była wysoką, grubokościslą blondynką i w niczym n\: przypominała Audrey Hepburn. Właściwie, jak się nad tym teraz zastanawiała, w ogóle nie powinna byta startować do tej roli.
Za późno.
-Och, Bogu dzięki! - wykrzyknął Ken Mogul na jej wi dok. -Lecimy. Akcja!
Serena nie zawracała sobie głowy sprawdzaniem Ken.i Mogula w Internecie i nic wiedziała nic na temat jego stylu pracy. Ale wiedziała, co znaczy słowo „akcja", więc kiedy j| usłyszała, zrozumiała, że czas zacząć robić swoje.
- Jak się masz? - zaćwierkata pogodnie, wyciągając rękj do wyimaginowanego barmana. Usiadła i zakręciła się na ba rowym stołku, chichocząc i kokieteryjnie wymachując noga« mi, - Czy to miejsce nie jest boskie? Czy to nie cudowne, ohn dzić się i wiedzieć, że to miejsce tu jest, codziennie? To mdj raj!
13ó
Ken Mogul znowu odstawił swoją dziwną zabawę z rękami. Zerknął na jedną z blond iasek z ekipy, zerwał z jej głowy parę lustrzanych okularów i rzucił je Serenie.
- Zrób to jeszcze raz, w okularach - polecił.
Serena zrobiła, jak kazał, zastanawiając się, czy to dobrze,
Czy źle, że Ken Mogul zamknął oczy, kiedy zaczęła mówić. -Następna! - wrzasnął, odsyłając ją. Nate stał przy windach z mokrą chusteczką w pięści.
Mama przyprowadziła mnie tu, żeby mi kupić pierwszy prawdziwy garnitur - powiedział. Zadrżała mu dolna warga. -Potem poszlis'my na lody i zabrała mnie do zoo w parku. Wszędzie pachniało orzeszkami ziemnymi.
Och. - Serena objęła go i pocałowała w ucho. - Słuchaj, wiem chyba, jak cię rozweselić.
Po incydencie z viagrą we wtorek u Bergdorla. Serena myślała, że Nate będzie chętny zawsze i wszędzie. Skinęła głową w stronę damskiej toalety.
Nate zawahał się. Wypalił tylko maleńkiego skręta po przebudzeniu, a viagrę zostawił w domu. Poza tym całe to płakanie naprawdę go wyczerpało. Nie miał nastroju.
Drzwi do toalety otworzyły się z rozmachem i wyszli stamtąd, trzymając się za ręce, Blair i jej jasnowłosy przystojniak.
Jak się masz? - Blair machnęła przesadnie cygarniczką, powtarzając scenkę, którą przed chwilą odegrały obie dziewczyny. Zachichotała. - Napijecie się czegoś?
Zdecydowanie - przytaknęła ochoczo Serena.
Co prawda, dochodziła dopiero dziesiąta trzydzieści rano W sobotę, ale przyszłe Audrey tego s!wiata dobrze wiedziały, nnk się bawić.
Lord Marcus przycisnął guzik windy i drzwi się otworzyły.
137
- Zaczekaj! - zawołała ubrana w czarną tunikę blondynka
t ekipy Kena Mogula.
Serce Blair zabiło mocniej. Na pewno chcą jej zapropono wać rolę i odesłać całą resztę do domu. Ale dziewczyna wpatrywała się w Serenę.
- Ups! - Serena zaczerwieniła się, zdejmując z głowy oku lary i zwracając właścicielce. - Ale ze mnie kleptomanka!
Dziewczyna wzięła okulary, a potem wspięła się na palce i zaczęła szeptać Serenie do ucha. Blair patrzyła jak zaczaro wana. Serena kiwała tylko głową, słuchając w milczeniu. Po tern dziewczyna odeszła, by dać okulary następnej Holly.
Blair przygryzła wargę prawie do krwi. Zżerała ją ciek;i wość, ale powstrzymała się od pytań, a Serena najwyraźniej postanowiła nic nie mówić. Myśl, że znowu rozmawiają n-sobą, była tak świeża, że żadna z nich nie chciała tego popsuć
Poza tym, do tej pory lord Marcus widział Blair wyłącznie w jej najlepszym wydaniu. Nie mogła teraz odegrać sceny z Egzorcysty i wściec się na jego oczach, bo spakowałby się i wrócił do Wielkiej Brytanii szybciej, niż zdążyłaby powie dzieć: „A niech to diabli".
Serena sięgnęła po dłoń Nate*a i ścisnęła ją podekscyin wana. Z trudem udało jej się zachować sekret dla siebie.
Chodźmy się powygłupiać.
Otóż to! - zgodził się lord Marcus.
Blair nawet nie drgnęła, widząc jak Serena i Nate trzym;iji| się za ręce. Zawsze chciała, żeby tworzyli czwórkę. Wtedy myślała, że to będzie ona z Nate^m i Serena z kimś jeszcze Spojrzała w śliczne, soczyście zielone oczy lorda Marcusa, a im pochylił się i pocałował ją czule w czubek nosa.
Nate nigdy nie lubił publicznie okazywać uczuć. Własci wie co ona w nim kiedyś widziała?
chłopcy zawsze pozostaną chłopcami, a dziewczyny dziewczynami
- Słyszałem o tobie. Jesteś tym dzieciakiem, który zajmie
moje miejsce w drużynie lacrosse'a w Yale. Wybaczcie, dro
gie panie. - Lord Marcus sięgnął nad Blair i Serena, żeby uścis
nąć Nate7owi dłoń na dość zatłoczonym tylnym siedzeniu tak
sówki, którą pędzili po Park Avenue. - Trenerka mówiła, że
Jesteś prawdziwym szatanem.
Można to i tak ująć.
Nate miał nadzieję, że lord Marcus nie domyśli się, że płakał. Teraz byłby dobry moment, żeby wziąć następną viagrę. choćby po to, żeby podnieść sobie morale i powstrzymać łzy. llilyby nie te denerwujące efekty uboczne, brałby viagrę codziennie.
Co, że niby nie mieści mu się w spodniach? Przecież to nie Cieki uboczny, o to właśnie chodzi!
- Więc Yale to rzeczywiście taka trudna szkoła? - zapytał
Nule. bo tylko to potrafił wymyślić.
Blair siedziała z głową na ramieniu lorda Marcusa i było |ej /. tym tak wygodnie, że patrzenie na to wydawało się zara-htm niepokojące i przyjemne. Jej ciemne włosy już trochę
139
odrosty i były miękkie i lśniące. Nate prawie czul ich dotyk w dłoniach.
Błagam, tylko się nie rozpłacz.
- Nie tak trudna jak trenerka Heffner - zażartował Lord
Marcus. - Opowiadała nam, jak dźgnęła cię widelcem, bo pró
bowałeś się do niej dostawiać.
Nate, który właściwie wyparł już ten drobny incydent z pa mięci, wzdrygnął się na samo wspomnienie.
- Po prostu nie spodziewałem się takiej laski w roli trener;i
- przyznał.
-Wierz mi, nikt z nas się nie spodziewał - odparł lonl Marcus ze znaczącym uśmiechem.
Zapalił marlboro red, ale kiedy drobny, wysuszony kie rowca machnął ze złością ręką, lord wyrzucił papierosa za okno.
- Zapalmy wszyscy i zobaczmy, co zrobi - szepnęła Seiv
na, nadał czując lekki zawrót głowy,
Rozdała wszystkim merity ultra light z czarnej, zamszo wej torby z frędzlami od Balenciagi, a lord Marcus podał ogiert ze srebrnej zapalniczki od Tiffany^ego.
Kierowca zahamował z piskiem opon, kiedy tylko żauwa żył dym.
- Wysiadać z mojej taksówki! - wrzasnął, wznosząc gniew
nie małą, drżącą pięść.
Jak zawsze uprzejmy, lord Marcus zaczął przepraszać, uda jąc, że nie wiedział, iż palenie w amerykańskich taksówkach jest zabronione. Ale ponieważ zdążyli już dojechać do regli Park Avenue i Czterdziestej Siódmej, a Yale Club znajdowało się tuż za rogiem, i tak wysiedli.
Cóż to był za widok: śliczna brunetka ubrana dokładni! jak Audrey Hepburn w Śniadaniu u Tiffany'ego, dwóch przy stojnych, zielonookich, grających w łacrosse'a i porządnie
140
ubranych chłopców oraz olśniewająca blondynka w dżinsach. Regulamin Yale Club zabraniał noszenia spranych dżinsów, ule Serena wyglądała tak ślicznie, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Gdy tylko weszli do oszczędnie umeblowanego, neo-klasycystycznego holu, postarzali absolwenci w garniturach J. Press przerwali rozmowy o interesach i odłożyli komórki. Ach, mieć znowu siedemnaście Jat i być bosko pięknym!
Tak jakby którykolwiek z nich był kiedyś bosko piękny.
Lord Marcus zabrał Nate'a do swojego apartamentu, żeby pokazać mu trofea zdobyte w lacrosie, które tylko Nate potrafi! docenić, podczas gdy Blair i Serena usadowiły się w eleganckim barze ze złotym sufitem, wypolerowaną drewnianą podłogą i ciemną boazerią. Były przyzwyczajone do takich miejsc, a jednak czuły się bardzo dorosło, siedząc w prywatnym barze w sobotni ranek, zwłaszcza, gdy powinny siedzieć /. nosami w książkach i zakuwać do końcowych egzaminów, które zaczynały się w poniedziałek,
-O czym zamierzasz mówić na rozdaniu dyplomów? -napytała Serena. - Będziesz cytować tę książkę, z której wszy-fccy korzystają?
Blair przewróciła oczami. Zdecydowanie nie będzie cytować niczego z tej książki. Och, miejsca, do których się udacie!
Barman w muszce najpierw przyniósł drinka Blair - mar-tini z oliwką. Wzięła łyk, a potem wsunęła papierosa do cygarniczki, Miała z niej taką frajdę, że postanowiła jej używać aż do premiery Śniadania u Freda, kiedy to wszystkie dziewczyny zaczną ją naśladować.
Oto różnica między byciem trendy, a wyznaczaniem trendów.
- Właściwie to zamierzam napisać o tym. że należy dążyć do lego, czego się pragnie i zdobywać to - oznajmiła, wydmuchując dym nad blond czupryną Sereny, - Nigdy nic myślałam.
:41
że zdobędę wszystko, czego zapragnę. Ale i tak próbowałam. i teraz mam wszystko. Wszyściuteńko.
Serena pokiwała głową.
-Wiem, co masz na myśli. - Barman przyniósł jej drinku z dżinem. Wzięła kitka ostrożnych łyków. Zastanawiała się. czy powinna od razu powiedzieć Blair, że kiedy asystentka Kena Mogula szeptała jej do ucha, prosiła, żeby Serena zjawiła się na drugim przesłuchaniu. Ale na razie sprawy z Blair układa ły się lak dobrze, że nie chciała tego psuć. Poza tym, nawet jeśli zaproponują jej rolę, nie była pewna, czy się zgodzi. Próbowai;i wymyślić coś innego do powiedzenia, coś na temat zdobywa nia tego, czego się pragnie. Choć Serena nigdy niczego tak naprawdę nie pragnęła, wszystko spadało jej z nieba.
- Jestem taka zakochana w Nacie - wypaliła. Chciała po
wiedzieć to z taką samą pogodą, z jaką wcześniej mówiła o ich
nowych relacjach przyjaciółka.
Blair zapaliła papierosa. Jak łatwo byłoby niechcący pod palić długie ciemne rzęsy Sereny. Rozejrzała się po sali, zasta nawiając się, czy warto dać się ponieść emocjom.
No, no, zastanawiała się? Czy to nie punkt zwrotny?
Blair uwielbiała salon w Yale Club. Złota farba i orientu! ne dywany sprawiały, że wydawał się wspaniały i ekskluzyw ny, a jednocześnie przytulniejszy i nie tak nadęty jak pozostali-sale w klubie. Było to idealne miejsce na upalny dzień. I paso wało jej do sukienki.
- Niedługo będziemy w Yale - pomyślała na głos.
Dziewczyny spojrzały po sobie, próbując zdecydować, czj
to dobrze, czy źle.
Serena zachichotała.
- Będziemy mogły wskoczyć w pociąg, zatrzymać się IU
taj, a nasi rodzice nie będą nawet wiedzieli, że jesteśmy w urn-
ście!
To brzmiało całkiem zabawnie.
- To byłoby rewelacyjne miejsce na imprezę - zauważyła
Blair. Postanowiła być miła.
W tym samym momencie zamrugała, zastanawiając się, dlaczego wcześniej na to nie wpadła. Oczywiście, to by oznaczało, że pojawi się dużo przypadkowych gości - absolwentów z innych głupich szkół, o których istnieniu nawet nie wiedziała i przypadkowych dzieciaków, które myślały, że są w porządku, bo w przyszłym roku będą w ostatniej kiasie. Ale przecież była mówczynią w Constance Biłtard. Było właściwie naturalne, że to ona powinna urządzić imprezę na zakończenie szkoły. Imprezę, jakiej jeszcze nie było.
Uścisnęła Serenę trochę sztywno, odsuwając cygarniczkę ledwie na tyle, by nie podpalić jej włosów.
- Zawsze mamy najlepsze pomysły - mruknęła, trochę do
(siebie, trochę do starej przyjaciółki.
Serena uśmiechnęła się ochoczo, chociaż nie miała pojęcia, o czym Blair mówi.
- A nie? - zgodziła się.
Nate wziął ze sobą trochę zwiniętych wcześniej skrętów. Rozłożyli się wygodnie z Marcusem w jego apartamencie ze /.loto-białą tapetą - odkręcili klimatyzację na fuli i położyli się fin plecach na wielkim łóżku przykrytym morelową narzutą. 1'opalali i dzielili się sekretami na temat Blair.
Chłopcy są gorsi od dziewczyn.
-Cała się naburmuszą, gdy człowiek się do niej przystawia, a potem marudzi, jeśli się tego nie robi - narzekał Nate, kręcąc głową. - Nigdy tego nie rozumiałem.
- Ale jeśli dać jej do zrozumienia, że nie można się jej
Oprzeć, nie będzie robić problemów - zauważył lord Marcus.
- To kluczowe.
i'42
143
Nate spojrzał na starszego chłopaka przez mgiełkę J™ , traw i 'Zn I Blair praktycznie od urodzenia. Czy .o mozb w Ty™ohiopak,którydeptero co jt, poznał, juz*rozgry Hży to możliwe. że on, Nate, i Blair zupelme do stebte m, „sowa\i7 Może nie było im pisane być razem. P Nat me potra.il dłużej o tym myśleć bez rozrzewn,a„„ sie Z i,gn,Uie wiec raz jeszcze i pozwoli! sobte odplyn,t "' za ana»iam s,e, czy nie poprostć Blair, zęby przy,, cta,a do mnie, do Anglii, tego lab, - rozmywał na glos In M os - Op wtedzialem o mej tnojej rodztnie i bardzo *, -poznać. Najwyraźniej mdj ojciec zna jej ojea, a om «"* iuż nas widzi na ślubnym kobiercu. 1 Z znowu sif z»ei,gn,l. Nie ma powodu s,e oenerw „ad Jego umysł byl jak satynowe powłoezk. poduszek na 16.
kUl;tdr:-^rw-,as,e6oopodeSz..
- Klepnął Natęża w ramie. - Idziemy1?
i/i
Nate wsparł się na lokcacb, potrz,sm, ***>??+
wą niczym pies. Zabłąkana Iz. wypłynęła mu z kąctk lew ,
wą,niczymF. -* Gościa ale wtedy kole
oka i spłynęła po policzku. Starł ją ze ziosuą.
)M;rrrokS ram,ouam,, a jego dolna warga zadrżała Lord Marcus usiadł obok i objął go. _ Już dobrze - mruknął. - Nic złego się me stało. To me była udawana gejowska afektacja która Nate kumole lubili doprowadzać się nawzajem do szału. To ^ U iakby go przytulał starszy brat. Nate „tfy <
miał starszego brata, w ogóle nie miał rodzeństwa, a takiego uścisku właśnie potrzebował.
Mon pere habite en France dans ie Loire. ii aime des autres hommes. II est mfagł - pisnęła Blair i obie z Sereną zachichotały.
Qu'esr-ce que vous faites, mes cheries?! - zawołał lord Marcus. gdy zbliżali się z Nate'em.
- Ćwiczymy francuski. Do ustnego dla zaawansowanych.
Mamy przez dziesięć minut opowiadać o rodzinie - wyjaśniła
Blair. - Używając wszystkich czasów.
Sereną przewróciła oczami.
- Tyle właśnie masz z chodzenia na zajęcia dla zaawanso
wanych. - Zmrużyła oczy, przyglądając się chłopcom badaw
czo. - Paliliście?
Nate uśmiechnął się nieśmiało.
- Odrobinę.
- Ty kretynie. - Sereną złapała go i pocałowała w usta.
Tryskała energią, bo znowu odzywały się do siebie z Blair.
Blair zupełnie nie przeszkadzało, że Sereną i Nate całują lic- przy niej - nawet nie drgnęła. Po chwili lord Marcus stal Już za nią i obejmował zmysłowo w talii - takim mężowskim gestem dumnego posiadacza, o jakim Blair zawsze marzyła. Mrugnął do Sereny.
- Czy wiesz, że Sereną znaczy po włosku „syrena"? -Jasne. - Sereną zachichotała i rzuciła Blair spojrzenie, Ijltńre mówiło: „Skąd tyś go wytrzasnęła?"
Blair odpowiedziała chytrym uśmieszkiem, który mówił | kolei: „A nie mówiłam, że mam wszystko" oraz: „Trzymaj lipy z daleka, ty zdziro".
Nate zlizał z ust Sereny waniliowy błyszczyk, a potem .lu|iil resztkę jej drinka, ani na chwilę nie spuszczając z oczu
145 |ll Nit /-atrzymasz mmc...
•U
I
idealnej, lekko opalonej stopy Blair. W jej lśniących, czarnych pantoflach było coś, co podniecało go jak diabli. Dobrze, że zostawił vtagre w domu.
I
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nozwiska oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie ucierpieli niewinni. Czyli jo.
hej, ludzie!
NIE CAŁKIEM PRYWATNE PRZYJĘCIE W YALE CLUB
Jeśli nie byliście zaproszeni na sobotnie bachanalia w Yale Club, gdzie personel miat petne ręce roboty, biegając na Grand Central po dodatkowe butelki Prosecco z Campbell Apartment | sernik z Junior's - spieszę donieść, że w następny poniedziałek pewna przyszła studentka Yale wydaje w klubie imprezę ia z okazji zakończenia szkoły. Do Yale Club mają wstęp łącznie członkowie, ale nie ma strachu. Tatuś gospodyni słono zapłacił klubowi, żeby drzwi pozostały otwarte przez całą noc dla wszystkich dobrze ubranych imprezowiczów, którzy Chcą się porządnie zabawić. W ten sposób chce jej wynagrodzić swoją nieobecność na rozdaniu dyplomów. Och, czyż to nlesłodkie.
Miejmy nadzieję, że nie zapomni też, że córeczka potrzebuje |akiegoś środka transportu, czegoś, żeby móc poruszać się W przyszłym roku po New Haven. Brum, brum.
DEPRESJA POŚNIADANIOWA
Ken Mogul jest albo strasznie wybredny, albo strasznie złośli-Hry Albo jedno i drugie. Plotka głosi, że wezwał tylko cztery dziewczyny na drugie przesłuchanie do głównej roli w swoim nowym filmieŚn/ae/an/e u Freda. Inna plotka mówi, że obsadził
J
1.47
w roli Hoily Golightly młodszą siostrę i że przesłuchanie w sobotę było tylko dla statystów. Co za marnotrawienie talentów.
ZAARANŻOWANE MAŁŻEŃSTWO
Wszyscy słyszeliśmy, że brytyjscy arystokraci mają słabość do aranżowanych małżeństw. Oszczędza to mnóstwa kłopotów i wstydu, kiedy nie trzeba się ukrywać lub martwić, jak przed stawić nieokrzesaną, żłe ubraną dziewczynę mamie, która -tak się składa-jest królową. Cóż, wedle moich źródeł, w Wiel kiej Brytanii, pewien błękitnej krwi przystojniak, który niedawno ukończył Yale, a obecnie mieszka w Yale Club w No wym Jorku, gdzie załatwia pewne sprawy, czytaj: imprezuje, został przyrzeczony pewnej równie szlachetnie urodzonej Au gielce, kiedy miał raptem dwa lata. Nie widziałam jej zdjęcia ale sądząc po tym, z jakim zapałem rzucił się na naszą B, po dejrzewam, że nie jest zbyt ładna i chłopak nie pali się do że niaczki.
ZŁODZIEJ CENNEJ FIOLKI ZIDENTYFIKOWANY
Nie żebym chciała przynosić same złe nowiny, ale zaprzyja? niony trener e-mailował do mnie ostatnio regularnie-hej, ktn mu dał ten link?! - i okazuje się, że złodziej vtagry został ziden tyfikowany i zostanie odpowiednio ukarany. Czy to znaczy, Ż8 on/ona nie dostanie dyplomu??
Wasze e-maile
WJi Droga P!
^^ Wiem, że nie powinienem byt, ale tak jakby wsypałem
mojego kumpla i teraz martwię się, że przeze mnie nie
skończy szkoły. Ale myślałem, że tępiej on niż ja, rozu
miesz?
żenada
•JJ Drogi żenado
Taaak, to rzeczywiście niezła żenada. Ale przecież już to
wiesz.
R
Droga Plotkaro!
Chciałbym cię osobiście zaprosić na przesłuchanie do mojego nowego filmu. Masz nastawienie, jakiego szukam. Mam nadzieję, że prezencję również. Kiedy masz czas? mogs
Drogi mogs; Niezła ścierna. R
Na celowniku
B, S, N i lord M w niedzielę Cipriani Dolci naprzeciwko Yale Club piją krwawą mary na śniadanie. Ci to wiedzą, jak przygotować się do końcowych egzaminów! V z A w jego czerwonym •aabie, udają, że nie zauważyli, iż prawie rozjechali D przechodzącego przez ulicę, kiedy jechali na fiim do kina Angelika. D wracał właśnie od chińskich zielarzy przy Canal z woreczkiem czegoś, co reklamowali jako „Eliksir miłosny xxx". Och, jak perfidną intrygę snujemy. J w Gristedes przy Dziewięćdziesiątej Szóstej Zachodniej, kupuje samotnie litrową butelkę czerwonego wina z zakrętką i ogromną puszkę kawy rozpuszczalnej Folgers. Ubranie i ręce ma wymazane szarym cieniem do powiek, kawą i winem. Najwyraźniej bije od niej laka aura twórcza, że nie śmieli jej nawet wylegitymować.
148
149
JESZCZE JEDEN TYDZIEŃ
To już ostatnia prosta, moi kochani. Poza egzaminami, które tak naprawdę są tylko nieprzyjemnym epizodem, szkota właściwie już się skończyła. Powtarzajcie za mną: już tylko tydzień do rozdania dyplomów. Już tylko tydzień do rozdania dyplo mów. Już tylko tydzień do rozdania dyplomów.
Powodzenia!!!!
Wiem, że mnie kochacie. plotkara
D pisze kolejną odę
Dan skończył egzamin z angielskiego dla zaawansowanych dwadzieścia minut przed czasem i zabrał się do pisania mowy na zakończenie szkoły na ostatniej stronie zeszytu egzaminacyjnego. Tym razem postanowił zacytować fragment wiersza Roberta Frosta Droga niewybrana:
Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano Dwie drogi; pojechałem tą mniej uczęszczaną -Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem*. Słowa brzmiały jednak jakoś' jałowo i wydawały mu się nadużywane, zwłaszcza w kontekście zakończenia szkoły. Poza tym ani on, ani żaden z jego kolegów nie wybierał mniej uczęszczanej drogi. Skończą szkole i pójdą prosto do college^. Potworny banał. Danowi nigdy, tak naprawdę, nie przyszło do głowy, że mogłoby być inaczej. Aż do teraz,
Od kilku dni walczył ze świadomością, że gdy nadejdzie jesień, Vanessa będzie w Nowym Jorku, a on wOlympii, w stanie Waszyngton - na drugim końcu kraju. Ta myśl była dla niego nie do zniesienia, mimo że nadal nie był pewien prawdziwych uczuć Yanessy. Zwłaszcza po tym, jak szorstko odprawiła
* tłum. S. Barańczak.
t-FI
go tamtego wieczoru, gdy tylko zjawił się Aaron, a potem nie odzywała się przez cały weekend.
Ale może to on nie postawił sprawy jasno. Zawiadomił już tego stukniętego profesora, że nie spędzi lata w Olympii. Dlaczego nie pójść krok dalej i nie oświadczyć wszystkim w czasie rozdania dyplomów, że nie idzie do college'u, koniec kropka. To pokazałoby Vanessie i światu, jak daleko gotów był się posunąć w imię miłos'ci. Wybierze mniej uczęszczaną drogę.
Odwrócił kartkę i nabazgrał: Oda cło miłości, wzorując się na jednym ze swoich ulubionych poetów, Johnie Keatsic. Keats ciągle pisał ody: Odo do Psyche. Oda do urny greckiej, Oda do słownika, Oda na melancholię, ale nigdy nie napisu! Ody do miłości. Dlaczego właśnie Dan nie miałby tego zro
bić?
- Siedemnaście minut do końca - ogłosiła pani Soiomon.
Dan zerknął na napięte plecy kolegów pochylonych nad ławkami. Wściekle wymachiwali długopisami, podczas gdy czarny zegar ścienny miarowo odmierzał czas. Dan wrócił do swojego zeszytu. Oda do miłości. Oczywiście jego miłość do Vanessy była doprawiona sporą dawką niegasnącego pożąda nia. Ale jak to przekazać, nie popadając w pornografię? W końcu ten wiersz miał być częścią mowy na zakończenie szkoły.
Mieczne, białe kule
Poduszki twego brzucha
Uda jak brzozy.
Fuuj, stop!
Przekreślił wszystko. Poduszki mego brzucha? Ohyda.
No właśnie.
A potem przypomniał kilka wersetów z Ody do urny greckiej:
Najszczęśliwsza miłości, błoga, o, (yś błoga!
Wiecznie młoda i piękna, wyciągasz ramiona
Zdyszana, nieznająca znużenia i skargi, Nad namiętnością ludzką wysoka twa droga, Nad nią, która wygasa, smutkiem przygnieciona, Gdy nam spaliła, bólem i gorączką, wargi*. Czy można było powiedzieć to lepiej? Pewnie nie.
Dan zaczai szkicować rysunek przedstawiający wieżę ciśnień na dachu domu Vanessy, ale żaden był z niego artysta i wieża bardziej przypominała gigantyczny żoiądź. Gdyby tylko mógł skorzystać z telefonu w trakcie egzaminu. Zadzwoniłby do biura rekrutacji w Evergreen i dał im znać, że się nie zjawi.
Zamiast tego postanowił poprawić początek mowy na ostatnich kilku stronicach zeszytu egzaminacyjnego.
Panie i panowie, dziękuję, za przybycie na uroczystość rozdania dyplomów w szkole średniej dla chłopców River-side. Musicie być bardzo dumni ze swoich synów. Tak dumni. że daliście im z okazji zakończenia nauki dokładnie to, czego chcieli. (Pauza na wybuchy śmiechu.)
Mam zaszczyt być w tym roku mówcą. Pozwolę wiec zacząć od odczytania fragmentu wiersza Roberta Prosta. Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano Dwie drogi; pojechałem tą mniej uczęszczaną -Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem. Często cytuje się ten fragment w mowach na zakończenie szkoły Wiem, bo sprawdzałem w Google'u. (Pauza na wybuchy śmiechu.) Cóz za ironia, po ilu z nas rzeczywiście wybiera mniej uczęszczaną drogę? (Pauza na niezręczną
* tłum. Z. Kubiak.
153
ciszę). Cóż, ja wybiorę. A oto, jak zamierzam tego dokonać - pójdę za głosem serca...
Mały kuchenny minutnik w kształcie jajka, który przyniosła pani Solomon, zadzwonił na jej biurku.
- Proszę odłożyć ołówki - powiedziała.
Dan podniósł zamglony wzrok. Jak zwykle go poniosło.
- Nie skończyłeś, co? - zadrwił siedzący z lewej Chuck
Bass.
W czasie egzaminów końcowych uczniowie ostatnich klas nie musieli przestrzegać regulaminu odnośnie stroju, więc Chuck postanowił włożyć jasnożóltą pociętą koszulkę bez rękawów Dolce & Gabbana, która jakimś cudem odsłaniała więcej, niż gdyby niczego nie włożył.
Dan spiorunował go wzrokiem. Czy można zginąć w czasie służby, będąc dopiero w szkole wojskowej? Dan miał nadzieję, że tak.
Pani Solomon podeszła, żeby zabrać ich zeszyty egzaminacyjne.
- Jakiś problem, panie Humphrey? - zapytała ostro, wypi
nając na niego kościstą pierś w brzydkiej sukience bez pleców
w czarno-pomarańczowe pasy.
Dan zmarszczył czoło.
- Czy mogę wyrwać kilka ostatnich kartek z zeszytu? -
zapytał bez większej nadziei.
Nauczycielka wzruszyła niestosownie odsłoniętymi ramionami.
- Proszę bardzo.
Dan wyrwał strony, zanim zdążyła zmienić zdanie, zaskoczony, że nie zachowała się jędzowato, jak zwykle. Może pani Solomon w końcu znalazła sobie chłopaka i była zbyt zajęta marzeniem o czekającym ją upalnym i zmysłowym lecie
1 bA
pełnym późnych poranków i gorącego seksu, żeby zawracać sobie głowę uprzykrzaniem Danowi życia.
Och, jakże sam marzył o długich porankach i gorącym sek-i sie? A jest ktoś, kto nie marzy?!
L
kto się oprze artystce z kroniki towarzyskiej?
Biologia była ostatnim egzaminem Jenny. Nie spała cak| noc, zakuwając. Jądro komórkowe, pierwotniaki, osmoza znała wszystko. Odpowiadała na pytania automatycznie, wypełniając luki bez zastanowienia i sprawiając, że pozostali koleżanki były zielone z zazdrości. Osmoza to proces, w któ rym pewne cechy przenikały do innych organizmów przez, sam Takt bliskości. Cóż. skoro to działa na małe organizmy, to czi' mu i nie w ich przypadku? Trzymały się blisko Jenny przez cały rok, a jednak nie zrobiły się ani trochę mądrzejsze.
Ani ich piersi większe.
Podoba mi się twoja fryzura, nabazgrała na szarym bki cie ławki Jessiki Soames Kim Swanson. Możesz zobaczyr odpowiedź Jenny na pyt. 21?
Kim Swanson była najbardziej zadbaną dziewczyn;] w dziewiątej klasie. Od dziewiątego roku życia nosiła blond pasemka w naturalnie jasnobrązowych włosach i zawsze mia ła idealnie wyprasowaną białą koszulę Agnes B., którą nosiła do szarej, plisowanej spódniczki od mundurka. Dziewczytn plotkowały, że nawet bieliznę ma wyprasowaną. Nigdy nie wy chodziła z domu bez pełnego makijażu, srebrno-zło tej bransc letki w formie łańcuszka od Cartiera i raczej sporych wkrętek
ih6
7. brylantami. Tyle czasu poświęcała na pielęgnację, że letlwo miała czas na naukę.
Poczekaj, odpisała Jessica.
Jessiea była klasową zdzirą. począwszy od czwartej klasy, kiedy dostała miesiączki. Szczyty osiągnęła w szóstej, gdy straciła dziewictwo. Miała też największe piersi - dopóki Jenny nie rozkwitła w siódmej klasie, przeskakując ją o całe trzy miseczki, Jessica rzuciła dyskretne spojrzenie na ławkę na prawo od niej, próbując odczytać odpowiedź w arkuszu Jenny. Tamta skończyła już jednak pisać i teraz zabijała czas, kaligrafując na pustej stronie.
Frajerka, wypisała eleganckimi zakrętasami. Jessica starała się nie brać tego osobiście.
Prawda była taka, że Jenny pisała o sobie. Z samego rana w poniedziałek wysiała kurierem do Waverly trzy doskonałe portrety, wszystkie zagruntowane i oprawione. Teraz był czwartek i nadal nie było żadnych wieści z biura rekrutacji. Zaczął się pierwszy tydzień czerwca. Wrzesień był za trzy miesiące, a ona nie znalazła jeszcze szkoły. Powoli ogarniała ją desperacja.
Nim przystąpiły do egzaminu. Elise przypomniała Jenny, Że w Waverly też pewnie kończą rok szkolny i nie zajrzą do jej paczki, dopóki nie wypuszczą z dyplomami najstarszej klasy. Ale Jenny nie chciała o tym słyszeć. Najwyraźniej straciła szansę na szkołę z internatem. Pozostały jej tylko dwa wyjścia. Mogła pójść do szkoły publicznej albo zdać celująco egzaminy, a potem błagać panią M. żeby pozwoliła jej zostać w Con-stance. Mogłaby powtórzyć dziewiątą klasę, zapracować na reputację absolutnego kujona, nosić grube szkła w szylkreto-wej oprawce i spódnice do kostek. Żadnych więcej wzmianek w rubryce z ploteczkami, ryzykownych rozkładówek, randek z gwiazdami rocka, roznegliżowanych fotek w Internecie.
Och. Ale przecież to właśnie czyniło Jenny wyjątkową.
Poza tym, już teraz była piątkową uczennicą. Jak mogła to przebić?
Jenny doszła do wniosku, że być może oceny i jej nowe obrazy nie wystarczyły. Może powinna wysłać do Waverly numer MW*\ w którym wystąpiła jako modelka razem z Serem] van der Woodsen, i zdjęcie z kroniki towarzyskiej, na którym całuje gitarzystę Raves przed hotetem Płaza?
A może przy okazji wysłać im też pukiel włosów? Albo jeden z jej ogromnych wzmacnianych staników Bali?
Kim Swanson zachichotała dyskretnie, pisząc cos' na ławce Jessiki Soames. Jenny odłożyła ołówek i oparła czoło na przedramieniu, a jej ciemne włosy rozsypały się kaskadą loc/ ków na ławce. Gdyby wysiała do Waverly „W" i wycinek ze zdjęciem, stałaby się głównym tematem rozmów, zanim jes/ cze pojawiłaby się w szkole. Był to na pewno jakiś" sposóh. żeby zwrócić na siebie uwagę, ale wtedy wszyscy mieliby o niej z góry wyrobione zdanie i może Jenny nigdy nie udało by się go zmienić. Lepiej samej zapracować na reputacji,' i zwrócić na siebie uwagę, gdy już się tam pojawi,
Tymczasem czekało ją dziwaczne Lato w Pradze w towarzystwie matki. Miała uczęszczać na słynne czeskie warsztaty artystyczne, na co zgodziła się w trakcie Paschy po jednym kieliszku wina za dużo. Tata przypomniał jej o tym w zeszłym tygodniu. Wtedy miała jeszcze przed sobą perspektywę pój ścia na jesieni do szkoły z internatem, ale teraz nie była już tego taka pewna.
- Raz, dwa, trzy, słuchajcie matoły, już za cztery dni ko nieć szkoły! - wrzasnęła wesoło grupka dziewczyn z ostatnimi klasy na korytarzu przed pracownią biologiczną. Kiedy /a brzmiał dzwonek, koleżanki Jenny wyrzuciły ołówki w po w ii1 trze, zaczęły się obejmować i podpisywać księgi pamiątkowe
Elise podeszła nawet do Kim Swanson z prostą o podpis, chociaż pogardzała nią od czasu, kiedy Kim rozpuściła obrzydliwą plotkę, że Elise urodziła się zdeformowana i w wieku dwóch lata miała usuwany garb z pleców.
- Summerńme - zaczęła nucić wytrenowanym w klubach falsetem Roni Chang - and the tiving is easy!
Jenny żałowała, że nie podziela ich radości. W końcu był to jej ostatni egzamin. Skończyła rok! A teraz czekały ją trzy długie, letnie miesiące w Europie i możliwościom nie było końca. Jednak z jakiegoś powodu nie miała ochoty na wznoszenie okrzyków i podpisywanie roczników pamiątkowych, chociaż kaligrafowała piękniej od pozostałych.
Teraz rozumiała, jak musiały się czuć uczennice ostatnich klas zimą, gdy czekały na wieści z college'ów. Zrobiła wszystko, co w jej mocy. Teraz jej los leżał w rękach innych.
1 56
ściąganie przez wzgląd na dawne czasy
Blair i Serena siedziały obok siebie przy długim, czarnym stole w pracowni chemicznej na swoim ostatnim egzaminie. Uczennice z zajęć z chemii dla zaawansowanych siedziały między koleżankami ze zwykłych zajęć i pisały inny egzamin. więc fakt, że dziewczyny prawie trącały się łokciami nie powi nien mieć żadnego znaczenia. W Constance BilJard lubiano myśleć, że ich uczennice są ponad ściąganie, ale prawda byki taka, że zrzynały gdzie się tylko dało. Blair i Serena nie stanowiły wyjątku.
Jakie będzie stężenie molowe roztworu, jeśli rozpu ścimy 5,827 NaCI w objętości 100 ml? Serena nabazgrahi pytanie na wewnętrznej stronie przedramienia. Ziewnęła i przeciągnęła się, pozwalając, aby ręka opadła na zeszyt et' zaminacyjny Blair.
n = 5,827 g / 58,4425
n = 0,09970 moli NaCI
M = 0,09970 moli/OJ 1
M = 0,9970
Blair na bazgrała odpowiedź na wewnętrznej stronie okład ki zeszytu. Co wkładasz w poniedziałek?, dopisała obok.
lóC
Czemu w poniedziałek?, odpisała Serena, nim przepisała odpowiedź do zadania. Czyżby Blair dowiedziała się, że Sere-t nę wezwano na drugie przesłuchanie?
Koniec roku, zapomniałaś?! - odpisała pospiesznie Blair.
Serena zagapiła się na odpowiedź Blair. To takie typowe dla niej - nie zorientować się we własnej pomyłce. Drugie przesłuchanie odbywało się w poniedziałek, tak samo jak rozdanie dyplomów. Mieli się zjawić jej rodzice. Erik, jej brat, przełożył wyjazd na narty do Nowej Zelandii ze swoją obecną dziewczyną, Liesl, by móc być na uroczystości. No i Blair miała wygłosić mowę.
Ups.
Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz, napisała Blair, nim przeleciała przez dwie następne strony egzaminu.
Serena patrzyła na przyjaciółkę z podziwem. Blair absolutnie zasługiwała na studia w Yale. Jeśli chodzi o testy była geniuszem. Słońce wpadało przez okna pracowni chemicznej a jakiś ptak ćwierkał wesoło. Serena westchnęła i zaczęła bazgrać swoje imię w rogu trzeciej strony dziewięciostronicowe-po zeszytu egzaminacyjnego.
Serena van der Woodsen. Śniadanie u Freda, w roli głównej Serena van der Woodsen.
Zwykle nie marzyła o takich rzeczach, ale to była jej pierwsza szansa, żeby zagrać w prawdziwym filmie. Trudno nie pragnąć czegoś takiego, chociaż troszkę.
Blair pochyliła się nad ostatnią stroną egzaminu, pospiesznie wypisując odpowiedzi, a potem zaczęła sprawdzać całos'ć. Kiedy już z zadowoleniem stwierdziła, że wszystko jest w porządku, zerknęła na pilnującą ich nauczycielkę. Pani Crandall puszysta kobieta z czerwoną twarzą - zajęta była piłowaniem paznokci, pomalowanych na straszliwy ciemny beż. Jej palce wyglądały jak świńskie racice zanurzone w formaldehydzie, na
II Niezatrzymaszmnie... 161
których dziewczęta musiały zrobić sekcję w dziewiątej klasie na zajęciach z biologii. Blair odsunęła swój zeszyt i sięgnęła po książeczkę Sereny.
Hej... - zaczęła protestować Serena.
Ćśśś - szepnęła Blair i zaczęła odpowiadać na pytania.
Serena narysowała uśmiechniętą buźkę na stronie, nad którą Blair pracowała. Zupełnie jak za dawnych dobrych czasów. Z tym wyjątkiem, że teraz to ona była z Nate'em, a Blair spotykała się z nowym, angielskim przystojniakiem. Zmarszczyła brwi. A teraz zamierzała opuścić rozdanie dyplomów, przez co Blair znowu ją znienawidzi.
No cóż.
za cfuio chhpców, za dużo wyborów, za mato czasu
Vanessa nie wyjmowała z szafy sukienki Morgane Le Fay. którą kupiła jej Blair, aż do niedzieli wieczór poprzedzającej zakończenie szkoły. W mieszkaniu było ciemno i była całkiem sama. Rozebrała się do bielizny w czarno-białe prążki i wsunęła sukienkę przez ogoloną głowę. Potem podeszła do dużego lustra na drzwiach sypialni, żeby się przejrzeć.
Sukienka była piękniejsza niż jakakolwiek rzecz w garderobie Vancssy, Miała satynowy gorset z głębokim dekoltem W szpic, asymetryczne wykończenie dołu i obniżoną talię, W stylu lat dwudziestych, która wyglądała lepiej, niż Vanessa lic spodziewała. Wróciła do szafy i wyjęła buty. Miały taki nam rozmiar stopy, więc Blair zostawiła jej białe sandały na koturnie Michaela Korsa, które idealnie pasowały do sukienki. Znalazła też dla Vanessy parę świetnych, siateezkowych rękawiczek w jakimś komisie na Upper East Side, bo należało do tradycji Constance Billard, by dziewczęta w czasie uroczysto-Aui nosiły białe rękawiczki.
Sęk w tym, że Vanessa nie zamierzała się pojawić na ceremonii. Aaron miał przyjechać po nią o dziesiątej rano swoim
163
stylowym, czerwonym saabem 900S, wyładowanym ziołowy mi papierosami, chrupkami sojowymi, suszonymi strączkami soi i brzoskwiniową icc-tca, i zabrać na seksapadę po kraju. Jej rodzice byli w Santa Fe, w Nowym Meksyku i brali udział w jakiś hipisowskim happeningu. Z kolei jej starsza siostra Ruby, była nadal w trasie i siedziała gdzieś' w Finlandii, Pol sce albo Laponii, zdobywając nowych fanów dla swojej ka peli SugarDaddy. Nikogo z jej rodziny nie będzie obchodziło jeśli Vanessa nie pojawi się na zakończeniu szkoły. Dyplom przyślą jej pocztą, a sukienkę będzie można zwrócić. Nic wic! kiego.
Jasne. To dlaczego ci nie wierzymy.
Przy drzwiach wejściowych rozległo się jakieś drapaniL'. Vanessa wyszła ze swojego pokoju. Gdy zapalała światło w sa łonie, ktoś wsunął pod drzwiami kartkę. Rozpoznała bazgroly Dana, zanim jeszcze przyklękła, by podnieść liścik.
Me dam rady jutro na rozdaniu dyplomów, jeśli c/ę/es/ cze raz nie zobaczę. Jestem na górze.
D.
Nie, znowu!
Nie zdejmując sukienki ani butów, Vanessa poczłapała na górę. Dochodziła dziewiąta w łagodny, czerwcowy wieczór, ale byto jeszcze całkiem widno. Samochody kursowały po moście w tę i z powrotem, a na Broadwayu rozdźwięczał się chór alarmów przeciwpożarowych. Lampa oliwna kołysała się na stalowej ramie podtrzymującej wieżę ciśnień, pod któni w pozycji lotosu, siedział nagi Dan z grubą książką otwartą na kolanach.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała ostro Vanessa.
Dan spojrzał na nią. Jego rozkochaną twarz oświetlał blask lampy. Cały jaśniał od światła i absolutnego uwielbienia dla Vanessy.
164
- Wow - mruknął cicho. - Ślicznie wyglądasz. Prawie
tak... - Urwał z zakłopotaniem.
-Jak? - Vanessa skrzyżowała ręce aa piersi. Gdyby nie byli z Danem starymi przyjaciółmi, pewnie bardziej by się wkurzyła jego dziwacznym zakradaniem się i nagością. Ale Dan to Dan - potrafiła zdobyć się tylko na lekką irytację.
- Wyglądasz tak, jak wyobrażałem sobie ciebie na naszym
Ślubie - wypalił niepewnie.
Ze co proszę?
Vanessa doszła do wniosku, że najlepiej będzie kompletnie zignorować to, co przed chwilą usłyszała.
To ma coś wspólnego z jutrzejszą mową? - Wskazała na książkę.
Co? - Dan spojrzał w dół, jakby zapomniał, że ma coś na kolanach. - Tak. W pewnym sensie. Właściwie, to nie bardzo. I Zaniknął książkę i podniósł do góry, odsłaniając swoją męskość w całej okazałości. - Nazywa się Seksualna sztuka rozkoszy. Znalazłem ją w księgarni.
Vanessa skinęła bezwiednie głową, jakby właśnie jej powiedział, że będzie później padać.
-Jest tu fragment o wspólnej medytacji. Robi się to do momentu aż obie strony są, no, gotowe. Sting może to robić praktycznie godzinami, chociaż jest przecież starszym go-Sciem. I właśnie tak to robi.
Jakbyśmy naprawdę chcieli wiedzieć.
Vanessa studiowała go. Na ten swój dziwaczny, wychudzony sposób Dan byt uroczy. Miała jednak nadzieję, że nie zobaczy go już przed wyjazdem, bo chciała uniknąć tłumaczeń. Jak lo kocha jego, ale że obiecała Aaronowi. Że spotykanie się l. dwoma facetami jednocześnie było strasznie ekscytujące, ale musiało się kiedyś skończyć. Tak naprawdę, nie była nawet pewna swoich uczuć, tak długo starała się o tym nie myśleć.
I €3
Dan odłożył książkę i wyciągnął dłoń.
- Moglibyśmy też po prostu się pocałować - zasugerował
z czułością, która sprawiła, że Vanessa ucieszyła się, że jest
już nagi.
Podeszła i przyklękła przed nim, ostrożnie unosząc sukienkę, żeby nie dotykała ziemi,
- Tylko uważaj na sukienkę - ostrzegła.
To mogła być jedyna okazja, żeby ją ponosić, ale nie zamierzała mu o tym mówić.
plotkdra.net
tematy M wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwiska oraz wydarzenia zostały zmienione 1 lub skfócone, po (o by nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
zie
Kej, lud
WIDZICIE, JAKIE TO PROSTE?
Udało nam się! Gdybyśmy teraz potrafiły tylko zdecydować, którą z siedmiu sukienek kupić na zakończenie roku u Berg-dorfa, albo Bendela w Barneys. Nie będzie łatwo, bo: a) po tym jak w czasie sesji egzaminacyjnej opijałyśmy się hektoli-Hrami kawy i opychałyśmy się do późna pizzą, nie wiemy, czy przytyłyśmy czy może schudłyśmy; b) nie cierpimy podejmować decyzji; c) biel to nowy róż. A przynajmniej lepiej, żeby tak byto.
OSTATNIEJ NOCY WYŁADOWANO CAŁY STATEK IUROPEJSKICH SAMOCHODÓW
Mogłabym pisać dla „Wall Street Journal", co nie? Gdybyście Ostatniej nocy znaleźli siew pobliżu Park Avenue, tak jak ja, zobaczylibyście kolumnę eleganckich czarnych wozów wjeżdża-|<|cych do pewnego garażu na Upper East Side. Wygląda na to, 1© kilkoro z nas dostanie to, o co prosiło, tyle że... Tatusiu, miał być różowy!
WIEDZA, ŻE ŚCIĄGAŁAŚ
Do tej, która ściągała na końcowych egzaminach - wiemy, o kim mowa i twoi nauczyciele też wiedzą. Widzieliśmy, że Ikończyłaś wcześniej i resztę czasu spędziłaś na robieniu
^_
i 67
notatek i gwiazdorskich min-SM Przymknęli oko tylko diate go, że chcą się ciebie pozbyć. Zupełnie mnie przerasta, dla czego w ogóle zawracają sobie głowy tymi egzaminami.
Lekarstwo na nerwy przed rozdaniem dyplomów
Po pierwsze, nie ma się czym denerwować. Musimy tylko olśniewająco wyglądać i odebrać dyplomy. Ale i tak się stresu jemy. Może dlatego, że będą na nas patrzyli rodzice. A może dlatego, że nie mamy pojęcia, co będzie potem. Pamiętacie jak szkolna pielęgniarka zawsze zalecała to samo, niezależnie od tego, co wam dolegało? Łyknij krople żołądkowe. Przepłua gardło słoną wodą. No więc ja też mam pewien patent. Szam pan i chłopak. Zażyj raz, a potem powtarzaj co piętnaście minut aż do ustąpienia objawów.
Szczęśliwego zakończenia szkoły! Do zobaczenia na imprezie po!
Wiem, że mnie kochacio plotkdfj
po dyplomy marsz!
Przed kościołem na rogu Park Avenue i Dziewięćdziesiątej , Drugiej z czarnych limuzyn wysypywały się kobiety w toaletach ;' od Chanel i mężczyźni oraz chłopcy ubrani przez Ralpha Laure-I nu. Wszyscy oni wchodzili do Brick Church, by być świadkami l Wręczenia dyplomów w Constance Biilard ich córkom i siostrom. Był przyjemny czerwcowy poranek i delikatna bryza szeleściła |w dzikich jabłonkach, rosnących po obu stronach chodnika, któ-Cl* rozrzucały po aJei płatki i śliczne zielone liście. Urokliwy ko-Iciót z czerwonej cegły z masywnymi białymi kolumnami i po-łfnstającym go ładnie przyciętym bluszczem, wyglądał jak fobrazka. Właściwie to całe Upper East Side wyglądało dzisiaj .Wyjątkowo malowniczo, przesiąknięte słońcem i zapachem kwitnących jabłoni. Ale dzisiaj przecież był koniec szkoły. Hurrra!
Matka Isabel, Titi Coates, z takim zapałem wyciągała chi-
■Wrgicznie poprawioną szyję, żeby przyjrzeć się elegancko
Ubranej publiczności, że jeszcze chwila, a poodpadałyby jej
Kii/.iki w jaskraworóżowej sukience ze złotymi detalami od
Vcrsace.
- Słyszałam, że Harold Waldorf przyleci z Paryża ze swoim smakowitym, francuskim chłopakiem, żeby zobaczyć Blair
"69
przy wręczeniu dyplomów - szepnęła do Lillian van der Wood sen, klóra siedziała obok niej w ławce. - Kazał też sprowadzić w częściach czerwony kabriolet Peugeot razem z francuskim mechanikiem, który go dla niej poskłada.
Pani van der Woodsen pokręciła głowa. Lubiła plotki, ale tylko te nieszkodliwe - na temat psów należących do różnych osób albo wyników znajomych w golfie.
Nieszkodliwe plotki? A jaki to by miało sens? - Harold Waldorf jest w Bordeaux, na aukcji win - poprą wiła tandetnie ubraną sąsiadkę uprzejmym szeptem, wygładza jąc liliową, jedwabną spódnicę do połowy łydki, prostego ale prześlicznego kostiumu Yves Saint Laurenta. - Wiem to ni pewno, ponieważ mój drogi przyjaciel licytuje tam dla nas kil ka butelek burgunda. Nic mi jednak nie wiadomo na temat s;i
mochodu.
Nieopodal w zakrystii, dziewczyny ustawiły się wedlu*
wzrostu i z niepokojem oczekiwały pierwszych akordów mai-
szu Pomp atu! Circumstance. Kali Farkas i Isabel Coates były
najniższe. Miały na sobie takie same białe pantofle na płaskim
obcasie od Ferragamo i sukienki z koronkowymi kokardami
z tyłu i małymi pomponami zwisającymi wzdłuż rękawów,
w których wyglądały jak druhny. Tak bardzo chciały stać obok
siebie w szeregu, że przeprowadziły ankietę wśród dziewczyn
w klasie, pytając je o wysokość obcasów, jakie zamierzały rnied
na uroczystości. Nawet wiecznie nosząca martensy Vanev.,i
powiedziała, ze będzie miała koturny, zdecydowały więc, k
najlepszym rozwiązaniem będą pantofle na płaskim obcasie
A teraz nie dość, że stały obok siebie i miały takie same strojl
to jeszcze były pierwsze!
Hurrra!
Na swoich sześciocentymetrowych szpilkach od Manoll z białej koziej skórki. Blair wylądowała gdzieś pośrodku. Ir
17.9
kostium z białej satyny od Oscara de la Renty był nienagannie skrojony. Żakiet wcinał się wokół jej drobniutkiej talii i perfekcyjnie podkreślał wspaniale ramiona. Żadna z dziewczyn nie była na tyle pomysłowa ani nie miała takiego wyczucia stylu, żeby chociaż pomyśleć o włożeniu kostiumu, nie wspominając już o dodatkach - połyskliwej koralowej szmince Chanel, którą Blair kupiła specjalnie na tę okazję i prostych perłowych kolczykach. Nauczyła się mowy na pamięć i teraz ciągle powtarzała ją w myślach, kołysząc się na stopach, żeby pobudzić krążenie i zwiększyć przypływ adrenaliny.
Panie i panowie, dziękuję za przybycie. Dziękuję również uczennicom ostatniej klasy za wybranie mnie na mówczynię. Pewnie wiecie, że niektóre z nas są razem od przedszkola. Razem uczyłyśmy się czytać. Razem traciłyśmy mleczaki. Razem kombinowałyśmy jak zdobyć w stołówce najwięcej herbatników. W miarę upływu lat, wspólnie nauczyłyśmy się nie załamywać pod presją. Teraz czeka nas college, a my nadal się przyjaźnimy. Jak mogłoby być inaczej?
Jest coś jeszcze, czego nauczyłam się w Constance, i czym chciałabym się dziś z wami podzielić. Wiedzą, jak zdobywać to, czego się pragnie...
Czy ktoś widział Serenę? - zapytała głośno Nicki But-ton, przyglądając się w lusterku swoim brązowym oczom i obciągając fajniutką sukienkę z obniżoną talią. - Uwierzycie, że kupiłam to w butiku z dziecięcą odzieżą? - zapytała po raz dziesiąty, na wypadek gdyby ktoś jeszcze nie zauważył, jaka jest drobna i chuda.
A co z Vanessą? - dodała Laura Sal mon, biorąc wdech I próbując zasznurować nie do końca stosowny gorset sukienki od Alexandra McQueena.
- Można by się spodziewać, że chociaż raz postarają, się nie spóz'nić - wtrąciła Rain Hoffstetler, pomagając Laurze w sznurowaniu i jednocześnie starając się nie wpaść na nikogo w swojej niewyobrażalnie falbaniastej sukience od Christiana Lacroi\.
Blair rozejrzała się wokół. Tak pochłonęło ją powtarzanie mowy. że nawet nie za ii ważyła braku Vanessy i Sereny.
No właśnie.
-Prawie wpół do jedenastej - rzuciła pospiesznie pani McLean, klaszcząc w pulchne, piegowate dłonie, żeby przy wołać dziewczyny do porządku. - Musimy zacząć bez nich.
Blair obracała rubinowy pierścionek na palcu lewej dłoni Serena i Vanessa nie zjawią się na rozdaniu dyplomów? Prze gapią jej mowę! Gdzie one, do cholery, są?!
Pani Weeds, kędzierzawa hipiska i nauczycielka muzyki. zagrała pierwsze akordy na organach. Jej tłuste łopatki zatrzęs ły się w sukience bez ramiączek Laury Ashley.
-Dobrze, dziewczęta, zaczynamy! - zawołała podekscy towana pani McLean. - Wasz ostatni wielki występ w roli uczennic Constance. - Wyrzuciła piegowatą pięść w powie trze, tak że jej czerwono-biało-niebieski żakiet napiął się do granic możliwości. - Więc zróbcie to, jak należy! - dodała, wyglądając jeszcze bardziej homo niż zwykle.
- Och - sapnęła widownia, gdy dziewczęta zaczęły wcho dzić do głównej nawy kościoła przystrojonej liliami.
Wyglądały jak skrzyżowanie modelek i panien młodyeh do wynajęcia.
Eleanor Wałdorf siedziała między Cyrusem Rosę - jej mężem od niespełna roku - i Tyłerem, dwunastoletnim bratem Blair. Eleanor była jedyną kobietą na sali, która miała na sonu-golębioszary kapelusz Phi lipa Treacy'ego z szerokim rondem i prawdziwymi gołębimi piórami.
Co ona sobie właściwie wyobrażała - że jest w Anglii''
172.
Cyrus Rosę miał na sobie wyjątkowo brzydki, dwurzędowy garnitur Hugo Bossa w kolorze awokado i kołysał na kolanach Yale, sześciotygodniową siostrzyczkę Blair. Mała miała na sobie kilt Burberry, który Blair kupiła jeszcze zanim Yale się urodziła, i biały, ażurowy trykocik, który Blair zamówiła dla niej z Oeuf, dziecięcego butiku w Paryżu. Tyler wyglądał na skacowanego. Ale Blair nie widziała go od tak dawna, że może po prostu zapomniała, jak wygląda, chociaż był jej brałem. Aaron w ogóle się nie zjawił.
Ciekawe czemu.
Kiedy Blair doszła do ich ławki, Eleanor skoczyła na równe nogi i posłała jej całusa, strzelając zdjęcia ze swojej różowej nokii. Lzy popłynęły jej po wymalowanych różem policzkach.
- Jesteśmy z ciebie tacy dumni - zachwyciła się odrobinę za głośno.
I
W dalszych ławkach Blair spostrzegła panią van der Wood-icn, która rozpromieniła się na jej widok z dumą, jakby to była Jej własna córka. Blair przepraszająco wzruszyła ramionami, Chociaż była całkiem pewna, że mama Sereny nie zdaje sobie uprawy, że brakuje jej latorośli. Biedni państwo van der Wood-lenowie. Zjawił się nawet Erik, przystojny brat Sereny, student Brown, z którym Blair prawie straciła cnotę w czasie ferii wiosennych,
Biair nigdy nic poznała rodziców Vanessy, ale przyjaciółka całkiem dokładnie ich opisała. Jednak na widowni nie było nikogo siwego ani ubranego w niestosownym, hipisowskim Mylu. Posianowiła patrzeć na kasztanowy kucyk dziewczyny przed nią - była to akurat Rain Hoffstetter, której Blair nie Cierpiała. Teraz musiała tylko wygłosić mowę, którą wykuła mi blachę, tak że mogłaby ją recytować przez sen, a potem Odebrać dyplom. Później urządzi najlepszą imprezę w historii
■ / 3
szkoły, będą się kochać z Marcusem, przejadą się powozem po Central Parku, on poprosi ją o rękę... Rozmarzone oczy Blaii zamgliły się nieco, tak że nadepnęła na falbaniastą sukienki,' Rain. prawie przewracając koleżankę. Skup się, skup się!
Jedna za drugą dziewczęta wypełniły trzy pierwsze rzędy ławek. W sumie trzydzieści cztery, nie licząc dwóch nieobec nyeh. Pani McLean stała przy pulpicie, czekając, aż będzie mogła zwrócić się od odchodzącego rocznika i ich rodzin. Blaii miała wygłosić mowę zaraz, potem, a później kilka słów miał powiedzieć gość specjalny, Ciocia Lynn - starsza pani, któro założyła organizację dla skautek czy coś takiego. Ciocia Lynn czekała już w chodziku w pierwszym rzędzie, ubrana w srać/ kowaty dres i z aparatem słuchowym w każdym uchu. Wyg \q dała na przysypiającą i znudzoną. Po jej przemowie - aibo po tym jak straci przytomność lub umrze, zależy co będzie pierw sze - pani McLean wręczy dyplomy.
Pani Weeds przebrnęła przez ostatnie akordy marszu. - Pomódlmy się - zarządziła poważnie pani McLean i po chyliła głowę.
Dyrektorka stała się głęboko religijna, po tym jak jej mą/. Randall. zginął w wypadku podczas wyprawy na ryby przj archipelagu Florida Keys. Przynajmniej tak mówiły dziewc/v ny. Opowiadały też o dziewczynie pani McLean, Vondzie, km ra mieszkała w domku na wsi w Woodstock i jeździła trakin rem. Pani McLean miała wytatuowane Dosiądź mnie, Vonda im wewnętrznej stronie uda. Krążyły nawet plotki, wedle których Vonda była kiedyś Randallem, ale żadna z dziewczyn nie nim ła pewności.
-Słyszałam, że Serena i Nate uciekli na Mustique. D!l tego jej nie ma - szepnęła Rain do Laury. - Sukienkę na roj danie dyplomów włożyła jako ślubną. Pamiętasz jak wid/u
174
I lyśmy ją przymierzającą welon u Very Wang? - dodała znacząco.
- A ja słyszałam, że Vanessa jest w ciąży - odparła Laura.
I Pewnie jest w Vermont z rodzicami i próbują coś zaradzić.
Ale i tak dostanie dyplom.
Blair bezskutecznie starała się nie słuchać, ale oczywiście umierała z ciekawości, gdzie podziały się Serena i Vanessa. Czy Vanessa wyjechała gdzieś z Aaronem? Albo Danem? Czy Serena i Nate naprawdę uciekli? To był taki zwariowany dzień i czas w ich życiu, że nie bardzo wiedziała, w co wierzyć.
- A teraz mam przyjemność zaprosić Blair Waldorf, naszą
mówczynię - ogłosiła pani McLean. - Skinęła ufarbowaną na
kasztanowo głową i zeszła z podium, robiąc miejsce dla uczen
nicy.
Blair wstała, wygładziła elegancką plisowaną spódniczkę / satyny i z gracją przestąpiła nad wyciągniętymi stopami koleżanek, obutymi w podobne do siebie spiczaste, białe pantofle, coraz bardziej rozzłoszczona dochodzącymi ja pomrukami ^^ poszeptywaniami. - Serena na pewno nie pójdzie w przyszłym roku do Yale. - Vanessa jest w L.A. Nie słyszałaś? Kręci film z Bradem Pittem. Blair wspięła się na podium - była chodzącym ideałem * swoim skrojonym na miarę satynowym kostiumie, z gładkim i lśniącym bobem, błękitnymi oczami, długimi rzęsami, ikrzącymi się koralowymi ustami i w prześlicznych białych i/.pileczkach. Odchrząknęła, próbując oderwać uwagę dziewcząt od wielkich nieobecnych.
- Dziękuję - zaczęła. - Na wstępie chciałabym pogratulować
mojej klasie. Udało nam się! - krzyknęła z przesadną radością.
Ale żadna z jej cholernych koleżanek nawet na nią nie spojrzała.
Kogo to obchodzi? Kogo lo obchodzi? Kogo to obchodzi? Kończyła dziś szkolę, miała niesamowitego chłopaka, który, tak się składa, był angielskim lordem, a na jesieni szła do Yale. Tylko to się liczy, powiedziała sobie, kontynuując mowę. I to, że prezentowała się naprawdę rewelacyjnie w eleganckim ko stiumie Oscara de la Renty, podczas gdy reszta dziewczyn wyglądała jak na chrzcie w swoich białych, falbaniastych sukienkach,
- Teraz czeka nas college, a my nadał się przyjaźnimy -stwierdziła z determinacją Blair.
Aha, akurat.
och, miejsca do których się udacie - lub nie
Tam, da da da, tam, tam...
W szkole Świętego Judy nie zawracali sobie głowy wynaj-\ mowaniem kościoła lub ustawianiem chłopców według wzro-
■ stu. Zorganizowano skromną, poważną uroczystość w sali
gimnastycznej, złożono chłopcom najlepsze życzenia i wysła-
I no w dalszą drogę. Zwykle przestronna sala wyglądała na
!
niniejszą, gdy wypełniły ją składane krzesła, matki w żakietach od Chanel i lnianych spódnicach przed kolano, oraz ojco-
■ wie w letnich garniturach z szarej flanelki od Brooks Brothers.
Nate czekał na ten dzień" od zawsze, więc dla uczczenia I okazji, on i jego koledzy ujarali się wcześniej w domu Charlie-go. Potem włożyli bordowe szkolne krawaty i granatowe wełniane marynarki, z głupimi mosiężnymi guzikami, których już ! nigdy więcej nie będą musieli wkładać i poszli. Nate zerknął przez ramię na rodziców, którzy siedzieli i sztywno w szóstym rzędzie po drugiej stronie przejścia. Kapi-I tan Archibald wyłowił go wzrokiem i ze złością zamachał programem, wskazując palcem na listę uczniów. Szpakowate brwi rnial zmarszczone w gniewie.
Nate podniósł egzemplarz, który upadł mu między jasno-brązowe zamszowe buty - i zaczął przeglądać, żeby zorientować
12 Nie zatjzymaszmnie...
177
się, o co chodzi ojcu. Nazwiska czterdziestu trzech chłopców wydrukowano elegancko granatowym tuszem w dwóch zwie złych kolumnach. Przy pierwszym nazwisku znajdowała się gwiazdka, a na samym dole strony, tuż obok podobnej gwiazd ki znajdowała się adnotacja: „dyplom wstrzymany". Nate zmrużył oczy, myśląc, że może to jego kompletnie ujarany mózg płata mu figle, ale wszystko się zgadzało. Obok jego nazwiska znajdowała się gwiazdka. NATHANIEL FITZWIL LIAM ARCHIBALD*. DYPLOM WSTRZYMANY.
Ok...
Ojciec Mark, niegdyś' pastor, który byl dyrektorem Szkoły Świętego Judy od bez mała sześćdziesięciu lat, zgarbił się nad pulpitem podium, które ustawiono na przedzie sali i z drżący mi rękami zaczął odczytywać nazwiska chłopców. Nate oczy wiście był pierwszy.
-Nathaniel Fitzwilliam Archibałd!
Nate wstał i ruszył w kierunku podium, wbijając wzrok w czarne i niebieskie linie wyznaczające pola gry do kosza i ho keja halowego.
- Gratulacje, stary - szepnęło sarkastycznie paru chłopaków.
Nate poczuł, jak kark pali go ze wstydu. Obok jego nazw i
ska umieszczono gwiazdkę.
Ojciec Mark wręczył mu obwolutę ze sztucznej, granato wej skóry i uścisnął rękę, jakby nigdy nic. Nate obrócił się i ruszył z powrotem na swoje miejsce, prawie wpadając na tunera Michalesa, który stal w przejściu w tej swojej cholernej, czerwonej wiatrówce. Złapał Nate*a za rękaw i nachylił mu się do ucha:
- Wiem, gdzie cię szukać, chłopcze.
Potem poklepał go szorstko po ramieniu i puścił. -Och, czy to nie słodkie - rozczuliła się jedna z matek. biorąc groźbę trenera za gratulacje.
Nate wrócił na miejsce zlany potem. Nic mógł złapać tchu.
- Anthony Arthur Avuldscn! - wychrypiał stary dyrektor,
niecierpliwie wymachując granatową obwolutą z dyplomem
inthony^go. nad łysą głową.
Anthony przełazi nad odzianymi w spodnie khaki kolanami Nate'a, siląc się na skupienie. Był kompletnie ujarany. Nate poklepał przyjaciela po umięśnionych plecach.
- Udało ci się - mruknął słabo, czując znajome dławienie
w gardle i wzbierające łzy.
-Charles Cameron Dern! - wychrypiał ojciec Mark.
-Stary - mruknął Charlie do Natena, gdy przeciska! się I obok - co jest z tą gwiazdką?
Nate był za bardzo zbity z tropu, żeby płakać. Siedział bez czucia, odrętwiały po trawie. Wściekłe spojrzenie ojca wypalało mu dziurę w plecach, a koledzy odbierali dyplomy. Granatowa, skórzana obwoluta leżała zamknięta na jego kolanach. Uchylił ją odrobinę. Tak jak przypuszczał, była pusta.
O kurczę.
Dokładnie za plecami ojca Marka znajdowały się czarne, metalowe drzwi z białym napisem Sekcja Wychowania Fizycz-Nego. Nate gapił się na nie, mrugając w zamyśleniu błyszczącymi zielonymi oczami. Czy ta gwiazdka miała coś wspólnego z viagrą trenera?
W końcu zaczął łapać!
1/8
D przydałoby s/ę trochę wiece/ miłości
- Podsumowując - komu potrzebny jest college? A przy najmniej już teraz? Mam cale życie, żeby zdobyć wykształci; nie. Jak napisał kiedyś' John l^nnon w piosence Beatlesów Love is alł you need. Trzeba ci tylko miłości,
Dan przyjrzał się słuchaczom, gdy skończył przemawiać i stał za drewnianym pulpitem na scenie. Mało oficjalne ro/ danie dyplomów w szkole średniej RWerside odbywało się w szkolnej auli i przypominało trochę kiepskie przedstawić nia, które kółko teatralne wystawiało dwa razy do roku. Żl jego plecami, na składanych krzesełkach siedziało ezterdzie stu jeden kolegów, wszyscy z ustami rozdziawionymi ze zcl/i wienia i szoku. Nawet Larry, ich opiekun, który zawsze stawi się robić za równiachę, chichotał nerwowo, zerkając na ir/.y dzieści rzędów pedagogów, rodziców i krewnych, którzy sie dzieli w szarych kinowych fotelach poniżej i zastanawiając się, jak im wytłumaczyć, że przemowa Dana to jeszcze jeden glu pawy dowcip, jakie często wycinali z chłopcami.
W ostatnim rzędzie, z nisko spuszczoną głową siedzi;il Rufus. Kędzierzawe, szpakowate włosy związał odświętna pomarańczową wstążką zdjętą z butelki szampana Veuve Clii quot. którego kupił, aby mogli go wypić po uroczystości. Jen
180
ny trzymała ojca za rękę. Podniosła smutne brązowe oczy i odszukała spojrzenie Dana ponad rzędami głów. „Ty dupku, jak mogłeś to zrobić naszemu kochanemu, poczciwemu tacie?", wydawało się mówić jej spojrzenie. „Na wypadek, gdybyś zapomniał - wykształcenie jest dla niego wszystkim".
Dan pozostał na scenie, aby odebrać nagrodę imienia E.B. White^a, którą Rivcrside przyznawało za wybitne osiągnięcia literackie.
- Gratulacje, synu. - Doktor Nesbitt, sepleniący młody
dyrektor o wyglądzie rosyjskiego łyżwiarza figurowego, wrę
czył Danowi rulon pergaminu i uścisnął dłoń, podczas gdy fo
tograf robił zdjęcia.
Doktor Nesbitt był ojcem jednego z młodszych uczniów i od półtora roku pełnił funkcję dyrektora szkoły. Objął ją po panu Coobiem, który został usunięty po tym, jak sam uparł się nauczać wychowania seksualnego w piątej klasie, zamiast zatrudnić fachowca.
Kiedy Dan przyjmował nagrodę i wracał na miejsce, to-
; warzyszyły mu wątłe i sporadyczne oklaski. Po takiej mowie
I rudno się było dziwić. Nie słuchać nauczycieli? Pozwolić," aby
nauczycielem byta miłość i iść za głosem serca? Trzeba ci tyl-
' ko miłos'ci?
Że co proszę??!
- A teraz czas na dyplomy - ogłosił doktor Nesbitt i wi-
■ downia z zapałem poruszyła się w fotelach,
Żaden z chłopców nie miał nazwiska zaczynającego się na A, więc pierwszy był Chuck Bass. Cały ubrany był w kremowy len, łącznie z szytymi na miarę butami od Hogana. Nawet podeszwy miał z kremowej gumy. Z przylizanymi ciemnymi włosami i opaloną, przystojną twarzą prezentował się całkiem
■ niezłe -jak hollywoodzki gwiazdor z lat czterdziestych. Chuck
wsunął pod pachę schowany w obwolutę z brązowej skóry
VS<1
dyplom, wyciągną! z kieszeni marynarki kubańskie cygaro i wlożyl je sobie do ust.
Już miał się obrócić i zejść ze sceny, gdy doktor Nesbitt wyrwał mu cygaro, wytarł o spodnie i włożył do ust.
- Muszę mieć co zagry/ać, żeby przebrnąć przez te wszyst
kie nazwiska - zażartował do mikrofonu, a rodzice ryknęli
w odpowiedzi śmiechem.
Doktor Nesbitt stal się tak tubiany, odkąd przyjął rolę dyrektora, że chwilowo musiał zamknąć swoją praktykę psychkt tryczną, ponieważ szkoła nie potrafiła znaleźć następcy, który cieszyłby się podobną sympatią.
- Świetna mowa. palancie - syknął Chuck, potykając się
o stopy Dana, gdy wracał na miejsce. - Idź za głosem serca'
Czy to znaczy, że uciekniemy razem do Vegas zaraz po uro
czystości?
Dan oparł się nagłej pokusie przyłożenia Chuckowi moka synem w podbrzusze. Nie pomyślał wcześniej, jak jego słowa mogą odebrać inni. Wiedział tylko, że pisał je-z głębi serca. z mysią o tylko jednej osobie, Vanessie.
- Dobra robota - zadrwił Zeke Freedman, kiedy przecho
dził obok Dana w drodze na scenę,
Zeke i Dan byli najlepszymi kumplami, dopóki Vaness;i nie została jego dziewczyną i Dan zapomniał o wszystkim i wszystkich poza nią. Zeke był maniakiem komputerowym i niesamowicie cieszył się z faktu, że dostał się do MIT*. Nic trudno więc byio zgadnąć, że przemowa Dana raczej go nic zachwyciła.
Dart zerknął znowu na swoją rodzinę. Jenny obejmowali teraz ojca, którego ramiona drżały od szlochu. Inni rodzkr
myśleli pewnie, że Rufus łka ze wzruszenia, ale Dan wiedział lepiej. Może powinien ostrzec tatę i powiedzieć wcześniej, że nie wybiera się do Hvergreen w przyszłym roku. Może.
-Daniel Jonah Humphrey - zawołał doktor Nesbitt. Dan poruszy! się niespokojnie na krześle. Czy nie dość czasu spędził już na scenie? Po chwili zerwał się z trzeciego miejsca, złapał dyplom z rąk dyrektora i popędził z powrotem, jakby bał się, że koledzy mogą go obrzucić pomidorami. Jenny myślała, że rozdanie dyplomów Dana będzie ; względnie bezbolesne i nudne. Nie miała nawet nic przeciwko, kiedy tata przełożył jej odlot do Pragi z wczoraj na jutro I rano, żeby mogła być na rozdaniu. Dan odebrałby dyplom, podczas gdy ona i Rufus szeptaliby do siebie, przeszkadzając jego nudnym kolegom z klasy. Potem poszliby na chińskie żarcie do ulubionej knajpy Dana na Broadwayu, a później zaciągnęłaby brata na imprezę do Blair Waldorf, która podobno zapraszała wszystkich do Yale Club. Jenny zdecydowanie nie I zamierzała przegapić takiej okazji.
Zamiast lego jej rodzina była w stanie rozkładu, a ona ; okropnie się martwiła.
Przestali być dla siebie mili z Danem po tym. jak Jenny i spędziła noc w apartamencie w hotelu Plaża z członkami Raves, a później - tego samego dnia, kiedy wylali Dana — nagrała z nimi piosenkę. W domu Dan zachowywał się bez zarzutu. Był publikowanym autorem i piątkowym uczniem. Miał | do wyboru kilka eollege^w - Brown, Columbię, NYU* t Ever-green. Ojciec nieustannie chwali! się osiągnięciami syna. Jenny była jeszcze lepszą uczennicą, ale odkąd pani McLean
* Massachusetts lnstitutc ot"Technology -jedna /. najslynnicjszydi i najbardziej prestiżowych uczelni technicznych w USA (prz.yp. tłum. i
182
tłum
* NYU - New York University - Uniwersytet Nowojorski (pr/yp.
163
poprosiła, aby nie wracała do Constance w przyszłym roku, czuła się jak rozwydrzona siostrzyczka Dana. Fakt, że nado-pickuńczy Rufus zgodził się na szkołę z internatem, mówi! wszystko - Dan byt tym dobrym dzieciakiem, a ona tym niegrzecznym.
Ale teraz proszę: trzymała tatę za rękę i udawała, że jest całkiem spokojna i zrównoważona, podczas gdy sama zastanawiała się, co zrobi ze sobą w przyszłym roku. Gdyby tylko mogła pójść do Evergreen zamiast Dana. Podobno to uczelnia dla artystów, pewnie dobrze by sobie tam radziła.
Bardzo szkoda, że nie mają tam dziesiątej klasy.
A czyta w V jak w otwartej księdze
Chociaż bezwstydnie go zdradzała, a pomysł włóczęgi po kraju nie wydawał się jej najlepszym sposobem spędzenia czasu, Vanessa była gotowa, kiedy Aaron podjechał czerwonym saabem. Po prostu nie mogła go zawies'ć. Gdyby to zrobiła, musiałaby opowiedzieć mu o swoim wyjątkowo odrażającym zachowaniu, a nie potrafiłaby, bo naprawdę nie miała pojęcia, dlaczego zachowała się w ten sposób. Może po prostu była...
Szurnięta?
Już schodzę! - zawołała, gdy zadzwonił z dołu.
Nie, wpuść mnie, wchodzę na górę - odparł. Yanessa powinna się była domyślić, że coś się stało, gdy
wszedł i nie pocałował jej na powitanie. Na dole, Mookie, wielki, brązowo-biały bokser Aarona, szczekał z zapałem przez otwarty szyberdach saaba,
Aaron nosił zielone paciorki w krótkich szorstkich włosach. Nagle Vanessa zauważyła, że zdążyły mu już odrosnąć prawie trzycen ty metrowe dredy. Kiedy to się stało?
- Bogu dzięki, że Blair też ma dzisiaj rozdanie dyplomów
- stwierdził. - Mój ojciec nie miał nic przeciwko, żeby iść na
jej zakończenie zamiast na moje. - Poklepał się po kieszeniach
IS.5
krótkich bojówek. - Hm... - zaczął, rozglądając się nerwowo po pokoju. - Hej, tadna sukienka!
Sukienka Morgane Le Fay wisiała na szafie w salonie.
Vanessa wzruszyła ramionami.
-Zwracam ją.
Aaron podszedł do szafy, zdjął wieszak z drążka i zakręci) nim, żeby lepiej przyjrzeć się sukience.
- Włóż ją - zasugerował.
Pokręciła głową.
- Już ją parę razy przymierzałam. Poza rozdaniem dyplo
mów i tak nie będę miała gdzie jej nosić.
Aaron nadal trzymał sukienkę.
- Słuchaj - zaczął - jakoś myślę, że to nic jest najlepszy
pomysł, żebyś ze mnąjechala. Przede wszystkim Mookie zają!
prawie cale wolne miejsce w samochodzie. Poza tym... tak
jakby wiem, że od jakiegoś czasu ty i Dan... spotykacie się
Często.
Tak jakby.
Vanessa skrzyżowała ręce na piersi. Nagle poczuła się tro chę za duża, za głupia, za... sama nie bardzo wiedziała, co. Wiedział'? Ale przecież byli z Danem tacy dyskretni.
Uważasz, że uprawianie seksu na dachu w biały dzień jesl dyskretne?!
- Przepraszam. - Tylko tyle zdołała wydusić.
Nic więcej nie przychodziło jej do głowy.
- W porządku. Ale powinnaś była mi powiedzieć, kiedy
próbowałem ci to dać. - Aaron wyciągnął tandetny srebrny
pierścionek ze złączonymi sercami. - Znalazłem to w szufl;i
dzie z łyżkami.
Nie wyglądał na specjalnie rozgniewanego, przez co Va-nessa poczuła się jeszcze gorzej. Najwyraźniej poświęcali! mu tak mało uwagi, że miał czas wszystko sobie przemyśla
186
i przeboleć. Ale poza tym, że czuła się potwornie, ogromnie jej ulżyło.
Aaron znowu zakręcił sukienką.
- Myślę też. że wcale nie chcesz odpuszczać sobie rozda
nia dyplomów. Uwielbiasz te dziewczyny - dodał delikatnie,
co zabrzmiało tylko trochę gejowsko.
-Taaak - zgodziła się sarkastycznie, ale znowu poczuła ulgę.
Będzie mogła włożyć sukienkę, chociaż niby nie cierpiała bieli. Będzie mogła usiąść obok Blair i nabijać się z pani M i w końcu skończyć szkolę. A potem całą klasą pójdą się upić, chociaż niby wszystkie tak się nienawidzą.
No dobra, może trochę lubiła te dziewczyny.
Aaron zamachał jej sukienką przed nosem.
- Wiesz, że chcesz.
Yanessa parsknęła i wyrwała mu sukienkę, obejmując go przy okazji.
- Nie mys'1 sobie, że uda ci się uciec bez buziaka na poże
gnanie. Nie wiem, kiedy cię znowu zobaczę.
Pocałowała go szybko w usta, a potem przycisnęła czoło do jego ciepłego, znajomego ramienia. Cała była kłębkiem nerwów. Zrywała z chłopakiem, miała odebrać dyplom i iść na szaloną imprezę. A potem jeszcze czekały na nią caie cztery lata na NYU i żadnych więcej głupich mundurków!
Hurra! Aie czy o kimś nie zapomniała?
Vanessa przebrała się przy Aaronie. Skoro zerwali, czuła się prawie tak, jakby byli rodzeństwem. Nadal go kochała i pewnie zawsze tak będzie, ale w miłości piękne jest to, ze się rozwija.
Miejmy nadzieję, że będzie o tym pamiętać.
- I jak? - zapytała, obracając się w sandałach Blair.
". 8 /
1
Aaron wzdrygnął się, jakby samo patrzenie na nią, gdy były tak niesamowicie piękna, bolało. Wyciągnął rękę.
- Chodź, W radiu mówili, że w metrze są straszne tłumy. Odwiozę cię.
Och. Jak to jest, że chłopcy robią się o wiele słodsi, gdy już z nimi zerwiemy?
kim jest ta dziewczyna?
-I dlatego właśnie stoję tu dziś' przed wami w szpilkach z limitowanej kolekcji Manolo Blahnika i szytym na miarę kostiumie Oscara de la Renty - oznajmiła z pobłażliwym uśmiechem Blair na zakończenie mowy. - Nie pozwólcie, aby ktokolwiek wmówił wam, że trzeba być zadowoionym z tego, co się ma. Zawsze jest więcej do zdobycia i nie ma powodu, abyście nie miały tego mieć.
Wszyscy w kościele zachowali uprzejme milczenie, jakby nie byli do końca pewni, czy skończyła już mówić, czy nie.
Nie żeby ktoś specjalnie jej słuchał.
- Czy to naprawdę ona? - szepnęła do Isabel Coates Kati
Farkas.
Wyciągnęły szyje ponad głowami koleżanek, żeby przyjęć się Vanessie, która właśnie pojawiła się w jednym z bocz-ych wejść. Miała zaróżowioną, promienną twarz, a jej suknia yła olśniewająco biała. Miała też wspaniałe sandały na klinie, a jej drobne, siateczkowe rękawiczki były po prostu zachwyca-ace. Tak bardzo różniła się od swojego normalnego, pochmur-go i ciemnego wizerunku, że trudno ja było rozpoznać.
- Taaak, właściwie wygląda całkiem... dobrze - przyzna
ła z niechęcią Isabel. - Oczywiście, to Blair wybrała jej
189
sukienkę. Inaczej pewnie przyszłaby owinięta w białe prześcieradło.
Vanessa rzeczywiście miała taki pomysł, ale w sukience Morgane Le Fay wyglądała o niebo lepiej.
- To wszystko - ogłosiła tymczasem Blair.
Rozejrzała się za panią M i wtedy zauważyła Vanessę,
W pierwszej chwili zmrużyła z wyrzutem oczy, żeby pokazać. jaka była wściekła z powodu jej spóźnienia. Ale zaraz potem uniosła do góry oba kciuki, dając przyjaciółce do zrozumienia, że wygląda niesamowicie. Widownia zdobyła się na słabe oklaski, gdy Blair wracała na miejsce.
- Dziękujemy ci. Blair. - Pani M wróciła na podwyższe
nie. - A teraz chwila, na którą wszyscy czekaliśmy. Mam wiel
ką przyjemność wręczyć wam dyplomy. Vanesso Marigold
Abrams, nie szukaj miejsca. Jesteś pierwsza. - Posłała Vanes
sie jeden ze swoich słynnych, ciepłych uśmiechów, wybacza
jąc swojej najbardziej ekscentrycznej uczennicy, że przegapiki
połowę uroczystości.
Marigold*?! Tak to jest, kiedy twoi rodzice są hipisami i artystami.
Vancssa podeszła dumnym krokiem w swoich rewelacyjnych butach, z uszami płonącymi na dźwięk jej kretyńskiego drugiego imienia, ze łzami w oczach i sercem przepełnionym miłością dla wszystkich, łącznie z panią M. Nie mogła uwić rzyć, że prawie przegapiła tę chwilę. Ściskając bordową, skórzaną okładkę dyplomu, z brązowymi oczami lśniącymi od tej wzruszenia, uściskała dyrektorkę niczym odnalezioną po la tach krewną.
-Mam również wielką przyjemność wręczyć ci, Vanesso Marigold, nagrodę imienia Georgii 0'Keeffe za wybitne osiąg
* marigold (ang.)- nagietek (pr/yp- tłum.).
100
nięcia artystyczne - oznajmiła pani M. Założyła Vanessie na szyję błękitna, satynową wstęgę. Zwisał z niej złoty medal z wytłoczonym na nim makiem Georgii 0'Keeffe, który powszechnie kojarzył się i waginą. - Moje gratulacje.
Vanessa zeskoczyła z podwyższenia i ruszyła główną nawą kościoła do trzeciej ławki, gdzie siedziała Blair.
-Mogę tu usiąść?
Przesuń się - poleciła Rain Blair. Rain miała na sobie białą, tiulową sukienkę, która wyglądała jak przerośnięte tulu z Jeziora łabędziego. - Twoja sukienka nie potrzebuje aż tyle miejsca.
Isaber Siobhan Coates! - zawołała pani M, trzymając dyplom dla Isabel.
Vanessa wcisnęła się obok Blair i zabrała jej z ręki program.
- Cholera. Przykro mi, że przegapiłam twoją mowę.
Wcale nie było jej przykro.
- Nie szkodzi. - Blair poprawiła sukienkę Vanessy. - Po
wiedz, że nie podoba ci się, a normalnie cię zabiję. Powinnaś
ubierać się na biało codziennie.
Vanessa otarła łzy kciukami i otworzyła bordową okładkę dyplomu.
- Tylko popatrz. - Westchnęła.
Dziewczyny przyjrzały się pergaminowi z wydrukowanym imieniem i nazwiskiem Vanessy, datą, nazwą szkoły i całym mnóstwem łaciny. Wyglądał strasznie oficjalnie a jednocześnie zupełnie błaho. To po to byty te wszystkie łata noszenia mundurka i odrabiania zbyt wielu prac domowych?
Vanessa zamknęła okładkę i przycisnęła dyplom do piersi. Nieważne - udało jej się! Cała przyszłość była przed nią. Wybierze wszystkie kursy filmowe, jakie mają na NYU. zostanie słynnym reżyserem kina niezależnego, i to przez duże N - nie
191
jak jej byty mentor, Ken Mogul, który sprzedawał się tym filmem z nastolatkami kręconym w Barneys. To dobrze, że Aaron z nią dzisiaj zerwał, bo teraz była wolna. Mogła spotykać się z różnymi interesującymi ludźmi z całego s'wiata i eksperymentować ze związkami. W końcu po co się idzie do college'u?
Taaak. Ale zapytam raz jeszcze - czy ona przypadkiem o kimś nie zapomniała??
Szanuj Książki
ktoś mógłby powiedzieć, ze jej nazwisko zaczyna się na W
Serena Caroline van der Woodsen! - zawołała pani M.
Cholera - mruknęła pod nosem Blair.
Do cholery, gdzie ona się wlas'ciwie podziewała? Blair zerknęła do tyłu na pozostałych van der Woodsenów. Wyglądali na podekscytowanych i radosnych. Nie do wiary, nadal do nich nie docierało, że Sereny nie ma.
- Serena? Czy jest Serena? - zapytała dyrektorka, rozglą
dając się po kościele mglistym wzrokiem. - Czy ktos; widziai
Screnę?
Śliczna blondynka, która nigdy tak naprawdę nie wykorzystała swojego potencjału, zawsze spóźniała się na poranne apele. Można by się jednak spodziewać, że tym razem zmobilizuje się i zjawi punktualnie.
Dziewczyny zaczęły szeptać między sobą. Nikt nie odpowiedział dyrektorce. Blair znowu zerknęła na rodzinę Sereny. Wyglądali na zakłopotanych, chociaż van der Woodsenowie nigdy nie tracili zimnej krwi. Erik skinął milcząco na Blair, Żeby odebrała dyplom za przyjaciółkę.
- Blair Cornelia Waldorf- ogłosiła surowym tonem pani M.
|3 - Nie zatrzymasz mnie... 9 3
Nigdy jeszcze żadna uczennica Constance nie opuściła rozdania dyplomów. Dyrektorka była zła, naprawdę zki. Pozwoliła Serenie wrócić do szkoły, po tym jak wyrzucono ja ze szkoły z internatem, a ona nie raczyła się nawet zjawić na zakończenie
szkoły?
Bogu dzięki, nazwisko Blair było na W, zaraz po V Scre-ny. Właściwie to ktoś mógłby powiedzieć, że nazwisko Serc ny zaczynało się na W i powinno wypadać po nazwisku Blair Nie żeby miało to jakieś' znaczenie, albo ktoś się tym przejmo wał.
Blair podeszła do podwyższenia i odebrała dyplom.
- Wezmę też Sereny - wyszeptała, mając nadzieję, że mi
krofon nie wychwyci jej słów.
Pani M uśmiechnęła się sucho i machnęła ręką.
- To nie będzie konieczne - odparła, kiwając głową w kie
runku wejścia.
Blair odwróciła się i zobaczyła Serenę biegnącą główna nawą w jej kostiumie - dokładnie takim samym białym, saty nowym kostiumie Oscara de la Renty, jaki miała na sobie Blair Ponieważ Serena była praktycznie od niej prawie o głowę wyższa, a obie ważyły tyle samo, kostium wyglądał na niej lepiej. chociaż biegła boso, była potargana i zapomniała rękawiczek.
- Przepraszam, pani M! - zawołała zdyszana Serena, cz:i
rując dyrektorkę swym słynnym uśmiechem, który podbijał
wszystkich, od awangardowych artystów po pracowników biur
rekrutacji Yale, Brown i Harvardu, i gdzie tam jeszcze złożyła
podanie. - Proszę tylko pomyśleć. To już ostatni raz, kiedy się
spóźniłam!
Blair miała ochotę zdzielić ją za to, że jest taka Słodki w chwili, kiedy powinna palić się ze wstydu. Przecież Seren;i prawdopodobnie oblałaby chemię i w ogóle nie dostała dyplu mu, gdyby nie jej pomoc. Aż skręcało ją na myśl, jak musiały
194
wyglądać, stojąc obok siebie w identycznych kostiumach. Ludzie pomyśle, że kupowały je razem albo coś. Jedno było pewne - Blair zmusi Serenę, żeby przebrała się przed wieczoną imprezą w Yale CLub. Nie ma mowy, żeby pozwoliła Mafduso-wi zobaczyć, o ile lepiej Serena wygląda w tym cholernym kostiumie.
Pani M miała dość. Jeszcze pół godziny ściskania dłoni rodziców i opowiadania durnych anegdotek o ich słodkich, inteligentnych córeczkach, a potem jedzie do Woodstock, żeby przez resztę lata patrzeć jak Vonda pieli grządki z pomidorami w haftowanym topie bez pleców, który pani M kupiła jej na festynie rękodzieła w zeszły weekend.
- Usiądźcie, dziewczęta - poleciła, odsyłając Blair i Serenę.
Podeszły do ławki. Serena nie miała miejsca, więc przy
siadła Vanessie na kolanach.
- Macie moje błogosławieństwo. - Pani M posłała uczen
nicom całusa. - A teraz, ogłaszam koniec zajęć!
Hurrrrraaaa!
jej serce należy już do innego
Po uroczystości Nate pociągnął parę dymków z fajki z trawką razem z innym chłopcami w sali bilardowej u Jere-my'ego, ale sercem był całkiem gdzie indziej. Oni skończyli szkołę s'rednią, a on miał „wstrzymany dyplom". Cokolwiek te do cholery znaczyło,
Zostawił ich, by świętowali bez niego, a sam powlókł sit,1 Osiemdziesiątą Szóstą w stronę domu. Cieszyt się, że rodzice tak się wściekli za tę cholerną gwiazdkę, że pojechali na tydzień prosto na Mount Desert Island i zostawili go w spokoju. Gdy znalazł się z powrotem w swoim pokoju, zaczął grzebać w cedrowej garderobie. Na półce nad drążkiem z wieszakami, obok kretyńskiego hełmu Dartha Vadera, który nosił na Halin ween dwa lata z rzędu, w czwartej i piątej klasie, stała mano niowa szkatułka z mosiężnym zamkiem. Podarował mu ją wuj Gerard, gdy Nate miał osiem lat. Teraz przechowywał w niej stare fotografie. Złapał się drążka jedną ręką i zapierając się, wspiął po ścianie garderoby, próbując ściągnąć to cholerstwo
Szkatułka spadła, a jej zawartość rozsypała się po podło dze. Na jednym ze zdjęć widać było Nate'a jak stoi na kutr/c rybackim w Zatoce Księcia Williama na Alasce, dwa lata temu w sierpniu i obejmuje ojca. Obaj szczerzą zęby jak frajer/y
196
ubrani w brudne, żółte sztormiaki. To były najprzyjemniejsze chwilę, jakie kiedykolwiek razem spędzili. Łowili ryby o jedenastej wieczorem, w otoczeniu majaczących w oddali lodowców, a potem wspólnie popijali szkocką z piersiówki w drodze powrotnej do portu. Nate znalazł też zdjęcia z Blair. On wyglądał na znudzonego, sennego i zakłopotanego z głową opartą na jej różowych poduszkach. Ją rozpierała energia, gdy z policzkiem przyciśniętym do jego ucha, robiła im zdjęcie wyciąg-I niętym na odległość ręki aparatem.
Potem znalazł zdjęcie eleganckiej, opalonej stopy Sereny, na której napisała fioletowym flamastrem Tęsknię, Przesłała mu tę fotkę w zeszłym roku, kiedy była jeszcze w szkole z internatem. Nate zatrzymał ją. Uwielbiał ten seksowny srebrny pier-I ścionek na palcu jej stopy i świadomość, że sama podarowała mu to zdjęcie, chociaż nie dołączyła do niego żadnego listu, adresu zwrotnego, nic. Obracał teraz fotografię w dłoniach, próbując przywołać to mrowiące uczucie podniecenia, które I czuł, gdy dostał zdjęcie pocztą, ale teraz była to tylko stara, głupia fotka i niczego w nim nie przywoływała.
Spojrzał znowu na zdjęcie z Blair. Tęsknił za tym, jak wtó-l czyli się razem, robiąc różne wygłupy. Na przykład, wypijali f za dużo wódki z tonikiem przed pójściem do kina, a potem [ uciekali w trakcie zapowiedzi, bo nie mogli się powstrzymać ud śmiechu. Tęsknił za zapachem jej nowych butów i ogórkowego balsamu do ciała. Za tym. jaka była seksowna, gdy się I wściekała. Chciał, żeby siedziała mu na kolanach, żeby trzy-. mała dłonie w jego kieszeniach. Chciał, żeby dzwoniła do nie-I go o siódmej rano w niedzielę, bo znowu się nakręciła i nie mogła się doczekać, aż on wstanie.
Wrzucił fotografie z powrotem do skrzynki i zamknął wie-I ko. Na wieszaku, w plastikowym pokrowcu wisiał ciemnozie-I lony kaszmirowy sweter, który Blair podarowała mu zeszłej
197
wiosny. Pokojówka wysiała go do pralni chemicznej, żeby Nate mógł go zabrać do Yale. Natc rozerwał torbę i pomacał wnętrze prawego rękawa. Nie, może to był lewy. O, jest. Maleńki, złoty wisiorek w kształcie serduszka, który Blair wszyła do rękawa, żeby Nate miat jej serce zawsze przy sobie. Pewnie myślała, że nie zauważył serduszka, ale nosił ten sweter tak często, że nie mógł się nie zorientować. Uwielbiał ten sweter.
Wygląda na to, że jego uczucie wykraczało poza dzianinę.
Łzy zaczęły mu spływać kącikami zielonych oczu, gdy wymacał złote serduszko palcami, a potem wyrwał je ze swe tra. Telefon zadzwonił, nim zdążył zdecydować, co zrobić da
lej.
Miejmy nadzieję, że nic pochopnego.
Słucham'.'
To był dla ciebie ciężki rok, synu - warknął trener Mi chaels z drugiej strony słuchawki. - Mys'lalem, że masz już za sobą te wygłupy z narkotykami. Ale musiałeś' ukraść mojącho łerną viagrę? Co z tobą, chłopcze?
Przepraszam - wymamrotał Nate, ledwo słyszalnie. Za czął płakać. Nic, co powiedziałby trener, nie mogło sprawić. że poczuje się jeszcze gorzej.
-Po uroczystości odbyłem długą rozmowę z doktorem Nesbittem i twoim ojcem - ciągnął trener, - Masz fart, dzieci;!
ku.
Fart? Nie było to pierwsze słowo, jakie w tej chwili przy
chodziło Nate'owi na myśl.
-Wstrzymanie dyplomu było tytko delikatnym klapsem, żebyś wiedział, że nie ujdzie ci na sucho kradzież, zwłaszc/11 moich leków. Prawdziwa kara czeka cię latem. Mam w Hanij' tons dom, któremu przydałby się remont. Więc jeśli w przy szłym roku chcesz grać w lacrosse'a dla Yale, musisz być moim chłopcem na posyłki tego lata. Będziesz mieszkał nad gara
żem, pracował dla mnie, a w wolnym czasie będziesz chodził do kościoła na spotkania AA.
Nate z wysiłkiem przełknął ślinę. Wyobrażał sobie, że spędzi leniwe wakacje w Maine, opalając się i pomagając ojcu przy łodziach, ale nie miał innego wyjścia. Tego lata musi popracować dla trenera w Hamptons.
-Przepraszam, trenerze. Zachowałem się jak ostatni kretyn - powiedział szczerze. - Obiecuję, że to panu wynagrodzę.
Trener Michaels zaśmiał się.
- Więc przynajmniej będziesz kretynem z dyplomem!
Nate zmusi! się do śmiechu. Wszystko się ułoży, mówił sobie. Pod koniec lata dostanie dyplom.
-Dzięki, trenerze.
Odłożył słuchawkę i otworzył wilgotną dłoń. Spojrzał na zloty wisiorek,
Cóż, pewne rzeczy na pewno się ułożą.
Westchnął roztrzęsiony i wyczerpany długim płaczem. Rzucił serduszko na starannie pościelone łóżko, a potem wrócił do buszowania w szafie. O siódmej miał spotkać się z Sere-ną na imprezie w Yale Ciub. Może ona coś wymyśli, żeby wszystko znowu było dobrze.
Bez żadnej viagry.
198
J zdecyduje się na naukę w domu?
- Chyba nie udało mi się wychować was jak należy. - Rit fus westchnął ciężko, patrząc na kieliszek czerwonego wina. Jego zdaniem, w tym mieście człowiek miał następujący wybór. Mógł zaharować się na śmierć, żeby posłać dzieciaki do prywatnej szkoły, gdzie nauczą się kupować horrendalnie drogie rzeczy i staną się snobami, zadzierającymi nosa przetl ojcem, ale gdzie poznają też łacinę, nauczą się recytować Keatsa i rozwiązywać równania w pamięci. Albo mógł je wy słać do szkoły publicznej, gdzie być może w ogóle nie nauczy łyby się czytać i której mogły w ogóle nie skończyć, pod w;i runkiem, że by ich nie zastrzelili. Myślał, że zrobił, co trzeba A teraz wyglądało na to, że żadne z jego dzieci nie będzie siv w przyszłym roku uczyć.
- Tato, to nie twoja wina - przekonywał Dan, nawijając na widelec makaron z sezamem.
Po uroczystości, Rufus i .lenny poszli z nim do Hunan 93 na rogu Dziewięćdziesiątej Drugiej i Amsterdam, i zaczekali aż kupią sobie coś na wynos. Przez całą noc pracował nail mową, pijąc jedną kawę rozpuszczalną za drugą i paląc eamelu za camelem. Jeśliby czegoś' nie zjadł, nie wytrzymałby do zad nej imprezy. Teraz siedzieli w domu, w jadalni i gapili się na
200
siebie, z zamkniętą butelką szampana na stole. Był poniedziałek i dochodziła dopiero czwarta-dziwna pora, żeby siedzieć razem w domu.
-Przynajmniej dostał się do college'u - wtrąciła ponuro Jenny.
Na rozdanie dyplomów u Dana włożyła nową, obcisłą sukienkę od Pucciego w kolorze lawendy i bladej żółci. Teraz pod każdą kołyszącą się piersią miała wielkie plamy potu. Czulą się paskudnie i miała żal do brata i ojca, że mają równie podły humor co ona i nawet nie próbują jej pocieszyć. Zastanawiała się, czy nie zadzwonić do Elise, aie przyjaciółka wyjechała do domu na Cape Cod i tylko dobiłaby Jenny, smęeąc z. powodu rychłego rozstania. O ile Jenny gdziekolwiek poje-I dzie w przyszłym roku. Na razte zapowiadało się, że być może przyjdzie jej się uczyć w domu.
Zerknęła na tatę. Żeby nie odstawać od innych ojców, wlo-
f
żył dziś garnitur. Szkoda tylko, że z czarnej wełny, zbyt ciepły jak na czerwiec, no i tragicznie gryzącej się z obcisłą, pomarańczową jak dynia koszulą, którą ojciec pożyczył od Dana. I W gniewie zerwał z włosów pomarańczową wstążkę i teraz jego szpakowate włosy zwinięte byiy w nieporządny kok pod-I pięty jaskrawoniebieskim magnesem, którym przypinali do I lodówki ulotki z jedzeniem na wynos. Jakby tego było mało, w brodzie miał pełno różowych nitek z ręcznika. Może nauka w domu to nie taki zły pomysł. -Nie wybieracie się gdzieś przypadkiem? - zapytał Ru-I fus, dopijając resztki wina. Najwyraźniej dopiero się rozkręci.
- Daj spokój, tato - marudził Dan. - To nie znaczy, że nigdy nie pójdę do college'u. Odłożyłem to tylko na rok i tyle.
901
Rufus sięgnął po odkorkowaną butelką sangiovese stojącą pośrodku stołu i nalał sobie jeszcze trochę.
- Wydałem osiemdziesiąt tysięcy dolarów na twoją szkołę średnią, wszystko pożyczone, więc pewnie z odsetkami wyjdzie dwa razy tyle. Wybacz więc, że nie skaczę. - Zmarszczył gniewnie szpakowate brwi. - Czy Vanessa wie o twoim pomyśle? - zapytał podejrzliwie.
Dan rozerwał w zębach plastikową torebkę z żarówiasto-pomaranczowym sosem do kaczki i polał nim sajgonki.
-Niezupełnie.
Jenny i Rufus spojrzeli po sobie zaskoczeni.
Dan podniósł wzrok.
No co?
Idiota - szepnęła nad stołem Jenny.
Pracowała z Vanessą w „Rancor", artystycznym szkolnym pisemku i spędziła z nią dość czasu, żeby wiedzieć, że była to wyjątkowo niezależna osoba i szczeniackie, ckliwe zagrani-Dana zupełnie nie były w jej stylu. Poza tym czy ona nie spotyka się z przyrodnim bratem Blair Waldorf?
- Idiota - powtórzyła.
Rufus nic nie powiedział. Wziął tylko kieliszek, wyszedł z jadalni, poszedł do gabinetu i z hukiem trzasnął drzwiami.
Dan wzruszył ramionami i otworzy! następną jpścziisżkj z sosem.
- Naprawdę nie wiem, o co wam chodzi.
Jenny już zamierzała mu powiedzieć, jaki z niego ograni czony, arogancki dupek, kiedy jej błękitna nokia rozdzwoń ilu się pierwszymi nutami $# lat Ravesów, do których nagrał! chórki. Zagryzła usta, nadal obserwując Dana z wyrzuk-m w wielkich brązowych oczach.
- To twój telefon, więc lepiej odbierz - rzucił jej z pełny
mi ustami.
- Odbieram. - Jenny sięgnęła do swojej podróbki Louis*
Yuittona i odebrała telefon. To pewnie Elise, dzwoni z Cafl
Cod, żeby pomarudzić, jak to ma dość wsuwania homarów z rodzicami.
- Uprzedzam, że jestem w naprawdę kiepskim nastroju -
powiedziała na powitanie Jenny.
Po drugiej stronie słuchawki zapanowało milczenie.
Halo? - zapytała ostro Jenny.
Czy mówię z Jennifer Humphrey? - odezwał się uprzejmy męski głos.
Ups.
Wyprostowała się na krześle.
- Przy telefonie.
Jenny przypominała Danowi kogoś, ale nie bardzo wiedział kogo. Może ich matkę? Tyle że jedyne prawdziwe wspomnienie matki miał z czasów, gdy był pięcioletnim krasnalem, a ona próbowała nauczyć go wiązać krawat. Cały czas się mylił, bo jej perfumy były tak ostre, że kręciło mu się od nich w głowie.
- Mówi Thaddeus Moore, dyrektor biura rekrutacji w szko-
|le średniej Waverly - przedstawił się mężczyzna. - Czy ma
?ani chwilę? Czy ma?!
- Tak - odparła ostrożnie.
Serce biło jej lak mocno, że wydawało się, iż czuje, jak pękają jej żebra. Paczka cameli Dana leżała na stole. Sięgnęła I po nią. przechyliła i popukała o blat. jak stara palaczka. Szkoda, że ojciec nie zostawił wina.
- Bardzo dobrze. Chciałem panią poinformować, że otrzy
maliśmy pani podanie i paczkę. Jesteśmy pod dużym wraże-
)iem, zwłaszcza prac - poinformował ją pan Moore - Osobi-
fcie rozmawiałem zpani dyrektorką, panią McLean. Nie mogła
I się pani nachwalić. Oczywiście termin składania podań minął niż w grudniu, ale nieoczekiwanie zwolniło się jedno miejsce.
209
203
Jeśli więc jest pani zainteresowana nauką w Waverly to zaprą szamy do nas od jesieni.
Jenny rzuciła niezapalonym papierosem w Dana. Odbił się od jego głupiego czoła i upadł na podłogę.
Naprawdę'.'! - prawie krzyknęła. - 0 Boże. Naprawdę?'
Naprawdę - odpowiedział pan Moore, a w jego głosk' pobrzmiewało lekkie rozbawienie. - Wyślemy pani papiery jeszcze dzisiaj, jeśli pani chce.
Och, jaki miły, przemiły człowiek. -Tak, poproszę!
Jenny wstała i znowu usiadła. Była tak podekscytowana, że prawie się posiusiała.
Dziękuję. O mój Boże. Strasznie panu dziękuję!
Proszę bardzo.
Zrozumiała, że powinna się rozłączyć, nim powie coś głu piego i dyrektor zmieni zdanie.
- Lepiej od razu powiem tacie. Cieszę się, że pan zadzwo
nil. Dziękuję.
Jenny rozłączyła się, zatańczyła wokół stołu i objęln
Dana.
- Idę do szkoły z internatem! - krzyknęła radośnie, łapiay
go za ramiona i potrząsając jego chudym, spoconym ciałem.
jakby był szmacianą lalką. - Idę do szkoły z internatem!
- Super - odparł Dan. Ulżyło mu, że coś odciągnęło uwa
gę od jego trudnego położenia. Wyciągnął ciasteczko z wróż
bą z dna papierowej torby, w której przyniósł chińszczyznę.
Gratuluję.
Jenny obróciła się na pięcie i popędziła do gabinetu ojci Zapominając o zasadach, które ustanowił ojciec, kiedy bytu jeszcze mała, bez pukania wleciała do środka.
Rufus spojrzał na nią zaskoczony. W rękach trzymał zapi loną zapałkę i fajkę z przezroczystego, zielonkawego szkłu
Okno było otwarte na oścież, a w ciepłym powietrzu unosił się cierpki zapach trawki.
Ojciec tyiko warknął.
Jenny miała to w nosie. I tak zawsze podejrzewała, że tata popala.
- Tato, idę do Waverly - powiedziała, ledwo łapiąc od
dech, - No wiesz, do tej szkoły z internatem. Czytałam o jej
nowym programie plastycznym. Dostałam się! -- praktycznie
wrzasnęła. - Dostałam się!
Rufus zgasił zapałkę, otworzył szufladę biurka i schował do niej dowody winy. Potem rozłożył ramiona, żeby uściskać córkę.
- Chciałam tego tak bardzo, że po prostu musiało się udać
- sapnęła Jenny, przyciśnięta do ciepłej, pachnącej dymem pier-
' ojca.
Zawsze nam mówiono: „Uważaj, czego sobie życzysz". łe może to Blair miała rację - im więcej chcesz, tym więcej stajesz.
90A
plotkdra.net
tematy < wstecz dalej > wyślij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy mieisc, imiona i naciska ora* wydarzenia zostały zmieniona lub skrócone, po to by nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
NASZA OSTATNIA WSPÓLNA NOC
Oficjalnie ukończyliśmy szkołę średnią!!! Przygotujmy się więc by poszaleć - w Yale Clubl! Nie ma żadnej listy gości ani wy mogów dotyczących stroju, więc do wszystkich nieproszonych gości mówię: nikt wam nie obiecuje pokoju, ale z pewnościn jesteście mile widziani! Definicja nieproszonego gościa: kaz dy, kto nie skończył dziś szkoły średniej i/lub nie zna gospody ni.
ICH OSTATNIA WSPÓLNA NOC
Niestety, cudny angielski lord naszej B leci jutro do domu. C/y zerwie swoje zaręczyny z dziewczyną, której jest ponoć przy rzeczony od maleńkiego? Czy też ożeni się z nią i zostawi B na lodzie?Teraz przynajmniej B będzie mogta odjechać ku zacno dzącemu słońcu w nowym, prześlicznym, beżowym kabriolr cie BMW. Widzieliście go? Stał zaparkowany przed kościołem. Sprowadzony prościutko z Europy. Nikt, dosłownie nikt, nie mi drugiego takiego w tym kraju.
Wasze e-mai!e
Droga P!
Jestem na pierwszym roku studiów przygotowawczy, h
do medycyny w Yale i słyszałem, że ten dzieciak, N, zgło
906
sit się jako szczur laboratoryjny do badań na wydziale psychiatrii. Będą mu dawali te wszystkie, które tam testują, no wiesz, odmienne stany świadomości, które badają i jeszcze będą mu za to płacić. prawi edr
Drogi prawi edr!
Jakby potrzebował pieniędzy?! Ale nie zapominajmy
o najistotniejszym - ten chłopak nie ma jeszcze nawet
dyplomu ukończenia szkoły średniej.
R
Droga Plotkaro!
Mój syn mówi, że jesteś głosem młodego pokolenia, muszę więc zapytać, czy nie znasz pewnego utalentowanego poety, który był na najlepszej drodze do Ever-green, ale potknął się o własne serce. Jak widzisz, sam jestem trochę poetą! Tamten poeta miał mi pomóc przy książce o historii seksu w poezji, afe napisał niedawno, że nie przyjedzie. No i mam zgryz! Potrzebuję utalentowanego pomocnika! Może ty przyjedziesz do Olympii i mi pomożesz? Śpisz w hamaku. A mój syn robi świetne greckie żarcie! profesor-pop
Drogi profesorze-pop!
Rety. to naprawdę kusząca propozycja, ale mam już inne plany na lato. Poza tym nigdy nie przepadałam za hamakami - należę do dziewczyn, które śpią w satynie. Ale pańska książka zapowiada się bardzo interesująco. Powodzenia. R
207
WRESZCIE TO DO NICH DOTARŁO
Prawie wszystkie prywatne szkoły na Manhattanie wreszcie zrozumiały, że uczniowie ostatnich klas nie maja ochoty zdawać końcowych egzaminów ani siedzieć w klasie przez ostatni miesiąc szkoły. Poza tym wcale tego nie potrzebują, skoro jużzostali przy jęci do collegeU Zresztą są tak wyczerpani intelektualnie, że i tak nie są w stanie niczego się nauczyć. Tak wiec od przyszłego raku uczniowie ostatnich klas będę musieli chodzić do szkoły tylko do połowy maja. Rok zakończąnastażuwdowolnie wybranym miej scu w mieście. Brzmi całkiem fajnie, co? Szkoda, że my się na to nie załapaliśmy. Ja mogłabym „odbyć staż", prowadząc stroną z ploteczkami w Internecie i „chodzić do pracy" we własnym łóż ku, w ulubionej haleczce z czarnej bawełny. Ale nie jestem zgorzk niała.W końcu ja już skończyłam szkołę!!!!
Na celowniku
B wypina goły tyłek na Yale Club z wnętrza swojego nowego ku briołetu BMW. Vwypinagoty tytek rm^eaubz nowego kabrtoh-tu BMW B. Dziewczyny zaczęły wcześnie świętować, więc kto wic w jakiej formie dotrwają do wieczoru... Ten zarozumiały reżysn kina niezależnego osobiście odwiedza mieszkanie rodziny S ni Piątej Alei. S wychodzi z domu, wyglądając bosko w żółtej, ażurc wej sukience Tocca. Bogu dzięki, że się przebrała. J w Bed, Bath and Beyond już szuka drobiazgów do swojego pokoju w Waverly D kupuje cały pęk czerwonych róż, zgadnijcie dla kogo? Dobrze, /u V nie wyjechała z miasta, ale szkoda, że całkiem o nim zapomni* ła! Dzisiejszy wieczór będzie tres, tres interessant.
Do zobaczenia!
Wiem, że mnie kochaua
plolUi.i
najlepsze i najgorsze chwile
Blair siedziała na kolanach lorda Marcusa w wysokim fotelu z brązowej skóry w salonie Yale Club, nadal ubrana w idealnie dopasowany, biały, satynowy kostium Oscara de la Renty. Czuła się dziwnie zadowolona, widząc tłum ludzi, którzy zjawili się na jej imprezie z rocznikami pamiądtowymi pod pachą. Ona i lord nie mieli jeszcze okazji uczcie ukończenia przez nią szkoły, ale kiedy tylko impreza się rozkręci, wyślizgną się do jej apartamentu i wreszcie to zrobią. Już wczes'niej ustawiła w pokoju mnóstwo świec zapachowych Diptąue o zapachu drzewa sandałowego oraz bergamotki i limy, a pod kostiumem miała ulubiony komplet bielizny - halkę i stringj z kremowej, wyszywanej bawełny,
Można by powiedzieć, że w salonie unosił się duch starego Nowego Jorku, jeśli pominąć sześć telewizorów Pioneera o płaskich kineskopach, na których leciał w kółko najnowszy film Vanessy. Ponieważ bohaterowie dzieła powoli ściągali na imprezę, miało się wrażenie, że odbywa się tu dziś wieczór premiera nowego, awangardowego filmu dokumentalnego, i wszyscy czuli się sławni.
- Mówiłem, że kamera mnie kocha - zachwycił się Chuck Bass, oglądając się na ekranie.
20.8
\A Nie zalrzymELsir mnie...
509
Pojawił się ze świtą krótko ostrzyżonych chłopców w mundurkach z szarej flaneli, których nikt wcześniej nie widział na oczy. Wszystko dlatego, że Chuck zaczaił się na uczniów młodszej klasy jakiejś katolickiej szkoły w pobliżu swojego apartamentu na Sutton Place i zapłacił chłopcom, żeby przyszli.
- Są całkiem milusi - zauważyła Isabel, mierząc wzrokiem wyjątkowo niewinnie wyglądającego chłopca, który rozglądał się wokół szeroko otwartymi oczami i podpisywał rocznik Chucka żółtym markerem.
Isabel przebrała się w obcięte dżinsy Rogan i pociętą czerwoną koszulkę Juicy Couture, w której wyglądała nieprzyzwoicie zdzirowato.
Chłopak odwzajemnił spojrzenie. Nigdy nie widział tyle odsłoniętej, dobrze opalonej skóry naraz. Może to jego szczęśliwa noc!
- Ale oni mają chyba po trzynaście lat. - Kati się skrzywiła, kartkując swój rocznik i licząc, ile osób się w nim podpisało.
Oszczędzała swoje dziewictwo na college. W pewnym sensie. Z technicznego punktu widzenia straciła je już z Chuckiem Bassem na imprezie w domu Sereny jakieś' dwa lata temu, ale była wtedy tak pijana, że nawet tego nie pamiętała.
Lord Marcus zapiął coś zimnego i cudownego na szyi swo jej dziewczyny. Blair dotknęła obojczyka i zerknęła w dól. To był perłowy naszyjnik - dokładnie taki sam, jaki pożyczyła od matki na przesłuchanie do Śniadania u Freda, tyle że sto razy ładniejszy. Każda perła miała niepowtarzalny kształt, była nic doskonała i doskonała za razem, a złote zapięcie miało ksztall ozdobnej litery B.
- Moje gratulacje, Be - mruknął, całując ją w kark.
Be?
Blair zawsze marzyła o ksywce. Uniosła brodę, żeby rm całować Marcusa w usta. Czuła się pijana ze szczęścia i od
wódki, którą wypiły z Vanessą w ciągu kilku godzin między rozdaniem dyplomów a imprezą. Miała śliczny nowy samochód, szaleńczo przystojnego nowego chłopaka i od jesieni zaczynała studia w Yale. Perły stanowiły jedynie dodatek do jej już i tak idealnego życia.
Ach, czyż nie jestem z siebie zadowolona?
- Chciałbym, żebyś przyjechała tego lata do Anglii - szep
nął lord Marcus, muskając ustami włosy Blair. - Moja rodzina
bardzo chce cię poznać. Mogłabyś zatrzymać się u nas. Mogli
byśmy też polecieć do Paryża, żebyś zobaczyła się z ojcem,
skoro już będziesz w Europie.
Zaparto jej dech. Odwróciła się i zamrugała powiekami niczym księżniczka z bajki, z której właśnie zdjęto zaklęcie złej wiedźmy. Poprosił ją tylko, żeby go odwiedziła, ale zabrzmiało to prawie jak... propozycja małżeństwa. Był jej księciem, jej rycerzem, no dobra, może nie całkiem, ale lord to prawie to samo. Zjawił się na białym rumaku, zwalił ją z nóg, a teraz chciał, żeby poznała jego rodziców, bo wkrótce - może jeszcze tego lata - uklęknie przed nią, podaruje jej pierścionek z niewiarygodnie rzadkim diamentem i poprosi o rękę.
Nie żeby rzeczywiście wspomniał coś o małżeństwie. 1 skąd się właściwie pojawił ten biały rumak?
- Tak - odparła Blair błogo, - O tak!
To była bardziej odpowiedź na wyimaginowane oświadczyny niż prośbę lorda Marcusa, ale w świecie, według Blair, obie sprawy były ściśle ze sobą powiązane. Pojedzie do Anglii i wróci jako jego narzeczona.
Co prawda, miała dopiero siedemnaście lat, a jej matka nawet nie znata Marcusa. Nie żeby Blair w ogóle planowała przedstawić matkę lordowi. Mogą się poznać na ślubie. A może Blair i lord uciekną na odludną wyspę na południowym Pacy-: fi ku i wezmą ślub nocą na plaży, gdzie świadkami będą tylko
210
211
tubylcy. Zjedzą kozę pieczoną na ognisku i będą tańczyć boso na piasku.
Pamiętajcie, że na Wyspie Blair wszystko może się zdarzyć.
Nie zaplanowała wakacji, bo myślała, że zajmie jej co najmniej dwa i pół miesiąca zrobienie zakupów i pakowanie do Yale. Zastanawiała się nawet, czy nie pojechać do Europy odwiedzić ojca, ale przede wszystkim zrobić zakupy, ponieważ sklepy w Nowym Jorku nigdy nie wystawiały nowej kolekcji jesiennej przed wrześniem, a ona pod koniec sierpnia miała być już w New Haven na spotkaniu orientacyjnym. Jak na Boga miała się pojawić w Yale z odpowiednimi kaszmirowymi swe terkami, botkami i dopasowanymi żakietami, jeśli nie kupi ieli u Prądy w Mediolanie albo u Burberry w Londynie?
Teraz plany na lato nabierały konkretnych kształtów. Zrobi trochę zakupów, zaręczy się, a potem znowu trochę pokupujc. - Nie mogę znieść myśli, że to nasz ostatni wieczór razem skarżył się Marcus, całując ją za uchem. - Mojemu sercu dobr/r by zrobiło, gdybym wiedział, że przylecisz za parę tygodni.
Blair miała już zamknąć oczy, pocałować go i wyszeptać. jak to naprawdę, ale to naprawdę musi się położyć, więc żeby zechciał ją odprowadzić do apartamentu, żeby mogia zerwa*. z niego ubranie i by mogli nieco przed czasem skonsumować ich małżeństwo. Ale właśnie wtedy na imprezie zjawili się Serena i Nate. Weszli zaraz za grupą dziewcząt z L'Ecole, które paliły gauloise'y i miały na sobie szydełkowe topy bez ple ców Marni oraz złote sandały Gucciego, tylko dlatego, że Iran cuska modelka Pru miała na sobie identyczny komplet ni okładce czerwcowego francuskiego „Vogue'\ Serena przebia ła się - na szczęście. W przeciwnym wypadku Blair złamałaby jej ten doskonały, szlachetny nos.
-A mówiłaś', że zerwali - powiedziała Tina Ford, która skończyła Seaton Arms, do Isabel Coaies. Wgryzła się w nasączoną cytrynowym absolutem kostkę lodu. - Czy to nie dlatego nie zjawili się na rozdaniu dyplomów?
Słyszałam, że nigdy tak naprawdę nie byli razem - za-świergotała w odpowiedzi Kati Farkas, chociaż Tina nie do niej mówiła. - Nate to gej. W zeszłym tygodniu ujawnił się. Ma teraz straszne kłopoty. Rodzice się go wyrzekli. Nie zamierzają nawet zapłacić za Yale.
Więc dlaczego Serena nadal udaje, że się z nim spotyka? -dopytywała się Isabel, unosząc pocięty czerwony T-shirt i odsłaniając brzuch, żeby zafundować mały dreszczyk emocji temu niewinnie wyglądającemu chłopakowi, którego przyprowadził Chuck.
Pozostałe dziewczyny przewróciły oczami.
- Och, przecież wiesz, jaka ona jest. Dla wszystkich musi
być miła - narzekała Rain. - Ojciec Nate'a pewnie jej zapłacił,
żeby flirtowała z jego synem i wyleczyła go z gejostwa!
Nie byłoby to niepodobne do kapitana Archibalda.
Kiedy wychodziły z kościoła, przez kilka chwil nim dogoniły je rodziny, Serena próbowała wytłumaczyć, dlaczego prawie przegapiła rozdanie dyplomów, ale Blair udawała, że nie słucha. Najwyraźniej drugie przesłuchanie do Śniadania u Freda było ważniejsze od wysłuchania mowy przyjaciółki czy odebrania dyplomu. Blair miała przynajmniej tę satysfakcję, że Serena nigdy nie dostanie roli. Była za wysoka, miała jasne włosy i niebieskie oczy - zupełnie na opak.
-Dostałam rolę! - Serena wrzasnęła na całe gardło, tak podekscytowana, że nie dbała kto ją usłyszy. Złapała Nate;a i wys'ciskała go smukłymi, pięknie wyrzeźbionymi ramionami. - Ken Mogul właśnie dzwonił. Dostałam rolę!
91 £
213
Blair prawie spadła z kolan lorda Marcusa. Już wystarczająco nie cierpiała Sereny za to, że przegapiła jej mowę na zakończenie szkoły, i że włożyła taki sam kostium Oscara de la Renty. Poza tym w głębi duszy nadal nienawidziła jej za to, że była z Nate'em. Nie sądziła, że może jeszcze bardziej jej nie znosić. Aż do tej chwili. Z drugiej strony, nie tak dawno zaczęła z nią znowu rozmawiać. Nawet napisała za nią egzamin z chemii, na litość boską. Miała więc teraz do wyboru: ni stąd, ni zowąd, bez żadnego powodu zachować się jak skończona jędza, i to w obecności Marcusa, albo udawać miłą, żeby aie pomyślał sobie nie wiadomo co i nie zmienił zdania odnośnie małżeństwa.
Jakby nie zdążył zauważyć jej jędzowatej natury. Nate stał obok Sereny jak wynajęty przystojniak do towarzystwa. Potarł oczy i niewyraźnie uśmiechnął się do Blaii i Marcusa. Po raz pierwszy od dłuższego czasu Blair zaczęła się zastanawiać, co właściwie w nim kiedyś widziała. Niezależnie od tego, jak często zrywali, w jej fantazjach pod tytułem / żyli długo i szczęśliwie zawsze występował Nate, ale teraz na scenę wkroczył jej nowy, wspaniały amant. Oparła się o pieni Marcusa, żeby pokazać, jak niezwykle wygodnie jest jej mi kolanach lorda, i że nowina Sereny zupełnie nie zrobiła na niej wrażenia. Jej pięknie skrojony kostium był trochę za ciepły jak na zatłoczony salon klubu, ale wyglądał na niej tak dobrze, że nie miała zamiaru się przejmować.
Nieoczekiwanie kolejna ładna, choć nieco niższa, pani wyłoniła się zza pleców Nate'a i Sereny. Rozejrzeli się z nie pokojem po sali, jakby obawiając się, że może im się zaraj oberwać za wproszenie się na imprezę. Blair wyprostowała się, rozpięła żakiet kostiumu i zrzuciła go z niesmakiem na podło gę. Brzydszą połową pary był jej dwunastoletni brat, Tyler, który pozował na gwiazdę rocka, w smokingu od Armanieim
włożonym na porwaną, czarną koszulkę AC/DC. Jego towarzyszka wyglądała jak dziecko ze swoimi rozkosznymi dołecz-kami w policzkach i miała ten sam cholerny kostium Oscara de la Renty jak Blair. Miała nawet takie same cholerne szpilki Manolo Blahnika. Jej cholerne włosy miały taki sam kolor, co włosy Blair i były tak samo obcięte w boba. Oczy Blair się zwęziły. Nigdy w życiu nie widziała tej cholernej dziewczyny, która, o ile Blair się nie myliła, używała nawet tej samej szminki Chanel, cholernej ulubionej szminki Blair.
Zgroza.
Blair poprawiła ramiączka kremowej, prześwitującej halki Cosabella. Gdyby nie lord Marcus, złapałaby tę dziewczynę za włosy i wyrzuciła na ulicę.
- Hej, siostrzyczko! - powitał ją Tyler, udając wstawione
go. Napinał ramiona, starając się wyglądać na potężniejszego
niż w rzeczywistości. - To Jasmine. Jazz, to moja siostra, Blair.
- Super - odparł jakby nigdy nic rumianolicy klon Blair.
Jakby nie było oczywiste, że spędziła cały dzień, żeby
upodobnić się do Blair.
Blair zmarszczyła malutki, lekko zadarty nosek, -Dostałam rolę! - usłyszała, chyba po raz tysięczny,
okrzyk Sereny na drugim końcu sali.
Wyjęła cygarniczkę i poczekała, aż Marcus poda jej ogień.
- Jak się masz? - rzuciła, naśladując Audrey Hepburn naj
lepiej jak potrafiła. Potem wydmuchała dym ponad głowami
brata i jego głupiej panienki.
Może i Serena dostała rolę Holly, ale Blair była nią na co dzień.
nic nos razem nie zatrzyma
Aż trudno uwierzyć, jak bardzo zakończenie szkoły zmie niało wszystko i wszystkich. Impreza w Yale Club przypominała spotkanie po latach, tyle że wszyscy widzieli się rano na rozdaniu dyplomów. Niektóre z dziewczyn nadal miały na sobie te same sukienki, a do tego gumowe japonki i potargani' włosy, przez co wyglądały jak uciekające panny młode. Chłopcy podwinęli nogawki starannie wyprasowanych spodni khaki, a krawaty zwisały im krzywo na nagich, opalonych torsach Przypominali modeli z reklamy Ralpha Laurena, ubranych jak na koktajl, którzy wolą pomoczyć nogi, napić się piwa na po moście przy jeziorze, niż wracać na sztywne przyjęcie.
Serena uważała się za uczuciową osobę. Projektant mody. Les Best, nazwał nawet swoje perfumy Łzami Sereny, gdy uchwycił ją płaczącą na śniegu w czasie sesji zdjęciowi'i w Central Parku. Zawsze myślała, że całkiem się rozklei na rozdaniu dyplomów. W końcu dorastała z tymi ludźmi, dzieli la z nimi wzloty i upadki, przeżywała z nimi te same rozczam wania i triumfy. A tu proszę - praktycznie nie posiadała się 7. radości. Nawet płaczliwy, nieobecny duchem Nate nie by) w stanie popsuć jej nastroju, bo dostała rolę!
Tak, usłyszeliśmy już za pierwszym razem.
W typowy dla siebie, pretensjonalny i dziwaczny sposób, Ken Mogul nawet nie patrzył na jej drugie przesłuchanie. Cały czas siedział odwrócony piecami, próbując ocenić, czy promieniowała właściwą dla roli energią. Kiedy skończyła swoją kwestię, nie odwrócił się, tylko uniósł rękę i powiedział: „Dziękuję".
Przesłuchanie odbywało się w starym magazynie w Meat-packing District. na drugim końcu Manhattanu od Brick Church. Serena przyszła ubrana jak na rozdanie dyplomów i obiecała dobrze zapłacić taksówkarzowi, jeśli zaczeka na nią na zewnątrz. Już po kilku minutach była z powrotem w taksówce i pędziła Czternastą na wschód, modląc się, aby pani M nie kazała jej powtarzać ostatniej klasy i zbyt późno zauważając, że zapomniała butów.
Po rozdaniu dyplomów, przy lunchu w Tavern przy Green, jej matka oburzała się bardziej z powodu braku białych szpilek Jimmy'ego Choo niż faktu, że Serena prawie przegapiła uroczystość.
- Jaka dziewczyna biega boso? - dopytywała się pani van
der Woodsen.
I wtedy na komórkę Sereny zadzwonił Ken Mogul.
- Nie lubię opalenizny ani piegów, więc proszę, staraj się
unikać słońca. Zaczynamy kręcić U Freda w przyszłym mie
siącu - oznajmił szorstko.
Serena siedziała z telefonem przyciśniętym do ucha i próbowała zrozumieć, o czym mówił. I nagle pojęła. Dostałam rolę. Dostałam rotę!
Słucham? Możemy już zmienić temat?
Jej rodzice uważali, że granie w filmie jest nieco declasse. Jednak dziewięć miesięcy po tym, jak została wyrzucona ze szkoły z internatem, Serenę przyjęto do Yale, Harvardu, Brown i Princeton, a teraz miała zostać gyiwtbrjw remake't.1 Śniadania u Tiffanv'egv. Nie mogli narzekać. 'V\
* _\
Dostałam rolę, dostałam rolę! - krzyczała w duchu Serena. Jej pierwsza rola w prawdziwym fiimie. Po raz pierwszy w życiu zdała sobie sprawę, że stało się coś, czego naprawdę chciała. 1 nie stało się lo tak po prostu. Ona to sprawiła. Dobrze, ze teraz była na imprezie, bo podekscytowana dziewczynka w jej wnętrzu nic, tylko podskakiwała z radości.
Ile można!
Podobno ona i Ken Mogul zaszaleli ostatniej nocy. przy-ćpali, i ona namówiła go, żeby dal jej główną rolę. Zamierzał już wszystko zmienić, wybrać starszą obsadę i zatrudnić Natalie Portman. ale Serena zrobiła mu pranie mózgu - szepnął ktoś.
Próbowała go nawet namówić, żeby obsadził Nate'a, ale on jest zawsze taki u jarany, że zapominał kwestii - dodał szeptem ktoś inny.
A nie słyszeliście? Nate nie dostał dyplomu. Wywalili go za kradzież środków przeciwbólowych z gabinetu pielę gniarki i teraz musi jechać do jakiejś kliniki odwykowej w najgorszej dzielnicy w Hamptons. Na całutkie lato-- poinformowała słuchaczy Rain Hoffstetter.
W zeszły weekend zaszalała z Charliem Dernem, po tym jak ich rodzice zaparkowali obok siebie w kinie samochodu wym na Cape Cod. Od tego czasu co wieczór rozmawiali prze/ telefon, więc Rain znała najświeższe plotki na temat Nate'a.
Nate cieszył się, że robi za milczącego towarzysza Sereny. który ma tylko wyglądać. Czuł się, jakby go zatopiono w bryle plastiku. Glosy wszystkich wydawały się stłumione i odlegle. Nie pomagało mu to. że Blair wyglądała tak promiennie na kolanach lorda Marcusa. ani fakt, że Serena ewidentnie nie potrzebowała teraz chłopaka, ani to, że był ujarany po uszy.
- Blair'?! Słyszałaś? Dostałam rolę! - Serena rzuciła się nu Blair i lorda Marcusa, ciągnąc za sobą Nate'a. Wylewnie wy ściskała przyjaciółkę. - Chyba się nie gniewasz?
Czy się gniewam? - pomyślała Blair z ironią i wymusiła us'miech, chcąc pokazać Marcusowi, jaka jest słodka i wspaniałomyślna.
Ha!
- Jesteś taką świetną aktorką - powiedziała w końcu
uprzejmie do byłej przyjaciółki. - Zasłużyłaś na to.
Promienny uśmiech Sereny nieco przygasł. Zbyt dobrze znała Blair, żeby nie zauważyć, że nie jest specjalnie zadowolona, ale za to zdecydowanie wkurzona. Blair była skomplikowana. Lepiej uciekać, gdy zachowuje się nieprzewidywalnie.
- Jest tu gdzieś Vanessa? Nie mogę się doczekać, kiedy jej
powiem. Zamierzam namówić Kena Mogula, żeby zatrudnił ją
przy filmie!
Z wyrazem absolutnej obojętności na twarzy Blair wskazała na kąt, w którym siedziała Vanessa z prywatną butelką Stolicznej, radośnie podpisując roczniki wszystkim młodszym uczniom, którzy uważali, że jest niemożebnie odlotowa.
- Vanesso Marigold Abrams! - krzyknęła Serena i popę
dziła przez salę, zostawiając swojego niby-chłopaka.
Nate stał przed Blair i lordem Marcusem, wtulonymi w siebie w fotelu. Trzyma! ręce w kieszeniach i czul się jak ostatni palant.
- Jak było? - zapytał lord Marcus, wyciągając dloh, żeby
przywitać się z Nate'em.
Nate nie wiedział, kto wie o wstrzymaniu jego dyplomu i nie bardzo miał ochotę o tym rozmawiać.
- Cieszę się, że mam to za sobą - wymamrotał.
Marcus wyglądał na większego, niż go zapamiętał, i chociaż był to facet, Nate potrafił docenić, że lord byl naprawdę przystojny. Blair miała fart.
- Tak samo i ja się czuję - .stwierdziła Blair z dziarskim
uśmiechem.
215
g19
Wyciągnęła rękę i od niechcenia pogłaskała Marcusa po opalonym, umięśnionym karku, popisując się tym. jak swobodnie rozmawia jej się z Nate'em, podczas gdy siedzi na kolanach lorda.
Nate ożywił się nagle, gdy przypomniał sobie, dlaczego w ogóle zjawił się na imprezie.
-Blair, możemy chwilę porozmawiać'.' - zapytał. Miał wrażenie, jakby wybełkotał „bla bla ble bla?"
To zawsze Blair była tą w potrzebie, jeśli chodziło o ich wieczne rozstania i zejścia. Było więc dla niej całkiem nowym doświadczeniem, zobaczyć, jak Nate krąży wokół niej, zakłopotany i trochę zdesperowany, z jakimś pakunkiem pod pacha. Zastanawiała się, czy chce jej dać prezent. Bóg jeden wie, że dała mu dos'e prezentów w czasie, gdy byli razem, a on rzadko kiedy ofiarował jej coś poza kwiatami, kiedy już na to wpadł.
- Nigdzie nie odchodź, zaraz wracam - mruknęła do Mar
cusa.
Ześlizgnęła się z jego kolan, rzucając mu zmysłowe spój rżenie, które mówiło: „Wytrzymam jeszcze z pół godziny na tej imprezie, a potem zedrę z ciebie ubranie". Ruszyła za Na te'em do względnie spokojnego kąta sali, starając się wygla dać na zniecierpliwioną i obojętną, podczas gdy serce waliło jej jak szalone - nie zdziwiłaby się, gdy było je widać pod jej bardzo przes'witującą kremową halką.
Nate wyciągnął spod pachy pakunek - zwiniętą na pół gra natową, papierową torbę Gap. Biair była zbulwersowana. Ku pił jej prezent w Gap?
- Proszę - mruknął, wyciągając coś z torby i wręczając jej,
Blair natychmiast to rozpoznała - ciemnozielony kaszmi
rowy sweter w serek, który podarowała mu ponad rok temu.
- Ale ty uwielbiasz ten sweler- żachnęła się, macając lewy
rękaw w poszukiwaniu złotego serduszka. Zaszyła je tam, nim
dała mu sweter, żeby zawsze nosił jej serce przy sobie. Nie znalazła go. Pomacała prawy rękaw, chociaż była absolutnie pewna, że zaszyła je w lewym. Nic. Gdzie ono się. do cholery, podziało?
- Po prostu uważam, że nie powinienem go zatrzymywać
- odparł poważnie Nate.
Zamrugał, starając się powstrzymać łzy. Zastanawiał się, czy Blair pamięta o złotym serduszku, które teraz leżało w szklanej turkusowej popielniczce w kształcie żaglówki - przypomnienie o ich skończonym związku.
Hej, a może powinien pogadać z Lesem Bestem na temat męskiej wody kolońskiej -Łzy Nate'a!
To tylko sweter - upierała się Blair, nic z tego nie rozumiejąc. Dlaczego Nate nie mógłby być normalny i z okazji ukończenia szkoły dać jej nudnej bransoletki od Ti (Tany'ego, czy coś takiego? Czy w ten sposób chciał ją przeprosić. Czy może odzyskać? Cóż, trochę na to za późno.
Proszę, zatrzymaj go.
Nie mogę - wydusił Nate.
Żałował, że nie może zwierzyć się Blair, opowiedzieć, jak położył sprawę z dyplomem, jak w ogóle wszystko schrzanil. Ale Nate nigdy wcześniej tak naprawdę nie zwierzał się Blair, i teraz byt raczej kiepski moment, żeby zacząć.
-Jak chcesz.
Złożyła starannie sweter i położyła na granatowym fotelu obok. Oparła ręce na biodrach, zdecydowana nie okazać wahania. Teraz miała nowego chłopaka. O wiele, wiele lepszego.
- To wszystko?
Nate skinął głową. Potem zrobił krok w przód, zamknął szmaragdowe oczy i pocałował Blair ostrożnie w gładki, miękki policzek. Znowu otworzył oczy.
- Moje gratulacje - mruknął i odszedł.
220
n:
Blair stała przez chwilę z ramionami skrzyżowanymi na piersi, ignorując szepty koleżanek z klasy. To tylko sweter -powtarzała sobie w duchu,
Aha. Jasne.
przypomnij mi, jak bardzo cię kocham
■
Dan przyszedł na imprezę do Blair w ciemnozielonym szkolnym krawacie. Chciał wyglądać jak najlepiej, gdy oznajmi Vanessie, że na jakiś czas odłożył pójście do Evergreen i że chce spędzić najbliższy rok, a najlepiej resztę życia, właśnie z nią. Jak tylko zajechali na imprezę, Jenny poszła prosto do baru po kieliszek szampana. Dan natomiast stal jak wryty przy drzwiach z naręczem czerwonych róż, sparaliżowany widokiem Vanessy, która wyglądała olśniewająco w seksownej sukience z głębokim dekoltem i modnych sandatach na koturnie. Miała zaróżowione policzki i iskierki w brązowych oczach, gdy gawędziła z Sereną van der Woodsen. Serena wyglądała jak zwykle ślicznie, z kaskadą jasnych włosów opadających na nagie łopatki i z nieskończenie długimi nogami, ale jej widok nie nakręcał Dana tak bardzo jak widok Vanessy.
- Hej, przystojniaku, przywlecz tu swój tylek! - zawołała do niego Vanessa z drugiego końca sali.
Piła od pierwszej po południu więc widok Dana stojącego z naręczem róż wydawał się jej bardziej wizją niż podniecającą rzeczywistością. Cokolwiek pijacką wizją.
Dziś rano prawie odjechała z niewłaściwym chłopakiem. To Dana kochała. Jak mogła go nie kochać - z tym jego
223
niedbałym wyglądem, mękami twórczymi i niezapowiedzianymi wizytami na dachu, gdzie czekał na nią nago.
Kiedy Dan podszedł, sapnęła, próbując wstać z wysokiego fotela w granatowo-białe pasy, ale poddała się i opadła z powrotem.
- Próbowałam cię objąć - wyjaśniła i roześmiała się z siebie.
Jest pijana, pomyślał.
Serena złapała go i ucałowała w policzek, a potem pchnęła na kolana Vanessy.
- Zawsze jesteś taki słodki - zagruchała, mierzwiąc mu
włosy. Czerwone róże rozsypały się u ich stóp.
Vanessa połaskotała go pod pachami. Wzdrygnął się, uciekając przed jej palcami. Nagle poczuł się bardziej jak milutki, czteroletni brat Vanessy niż jej superseksowny facet.
-No więc, mamy niesamowitą nowinę. Serena zostanie gwiazdą fiimową, a ja pomogę jej zrobić ten tandetny, wyso-kobudżetowy film, bo jeśli już się sprzedawać, to z klasą oznajmiła mu z pijackim entuzjazmem Vanessa.
Dziewczyny przybiły sobie piątkę, jak stare kumpelki z drużyny piłkarskiej. Potem Serena nalała szampana z wielkiej póttoralitrowej butelki, która stała obok fotela Vanessy i podała Danowi wypełniony po brzegi kieliszek.
-Za Hollywood! - krzyknęła radośnie, czekając, aż Dan wypije do dna.
Dan przysiadł na nagim kolanie Vanessy, usiłując nie rozlać szampana. Przygotował wiersz miłosny Pabla Nerudy, ale to nie był najlepszy moment na recytację.
- Myślisz, że powinnam im powiedzieć, żeby podkręcili muzykę? Mogłybyśmy potańczyć. - Serena głośno beknęła.
-Zdecydowanie. - Vanessa podskoczyła na poduszkach fotela, przez co Dan prawie zleciał na podłogę. - Dan, zalań czysz z nami?
Wstał niepewnie, nie mogąc doczekać się, aż Serena zostawi ich samych.
- Jasne.
Serena zakręciła się i odeszła. Wyglądała zjawiskowo w sukience z żółtego jedwabiu i złotych włosach. Sala była pełna ludzi, a powietrze gęstniało od dymu papierosowego i perfum. Wszyscy świętowali od rana, miało się więc wrażenie. że jest czwarta nad ranem, a nie dziesiąta wieczór. Przez wzgląd na dawne czasy, dziewczyny z Seaton Arms i Constan-ce grały w butelkę z grupą chłopców z RWerside.
- Ja piecwszy! - zapiał z zachwytem Chuck Bass, przyklę
kając, żeby solidnie zakręcić butelką po stolicznej.
Typowe.
-Ojciec nieźle się dziś na mnie wkurzył - przyznał się Dan. Przysiadł na podłokietniku. Zdenerwowany, że nie mógł przełknąć szampana. Nie patrzyła na niego, ale miał nadzieję, że go słucha. - Pewnie powinienem był go uprzedzić.
Vanessa patrzyła na Serenę, która flirtowała z Jarvisem Cockerem, zwariowanym brytyjskim didżejem, który siedział w czarnym cylindrze przy swojej konsoli na drugim końcu sali. Była zafascynowana tym, jak bezwstydna jest Serena. Zrobiłaby wszystko, co w miarę legalne i nie za bardzo upokarzające, tylko dlatego, że ją to bawiło. Ale najbardziej Vanessa podziwiała lo, że Serena nie zadzierała nosa, była po prostu sobą. Nikogo nie potrzebowała. Po prostu była Serena.
- Wiesz, zmieniłem zdanie co do Evergreen - ciągnął Dan.
- W każdym razie, nie idę tam od razu.
Yanessa czuła, że Dan gapi się na nią i zdała sobie sprawę, że próbuje jej powiedzieć coś ważnego. Połowy z tego nie dosłyszała.
- Czekaj. Co?
29A
15 -- N\c zatrzymasz mniu...
99i
Dan zsunął się z oparcia, przykląkł na lśniącej odcieniami brązu drewnianej podłodze i ujął jej dłonie.
- Nie kocham cię z innego powodu niż moja miiość - za
recytował.
Vanessa cieszyła się, że wokół panuje taki tłok. W przeciwnym wypadku poczułaby się nieco zakłopotana.
- Nie mogę sobie wyobrazić, żebys'my nie oddychali tym
samym powietrzem i mieszkali tyle kilometrów od siebie -
wyznał szczerze Dan, tym razem własnymi słowami. - Jak
powiedziałem w swojej mowie, do college'u mogę iść zawsze,
a ciebie kocham tu i teraz. Jedyna rzecz, której chcę, moje je
dyne pragnienie, to być z tobą.
Vanessa się zaczerwieniła. Tak, kochała go, ale czy musiał być taki cholernie melodramatyczny?
-Więc ty... - zawiesiła niepewnie głos.
- Zostaję - dokończył, patrząc na nią z zachwytem w brą
zowych oczach. - Z tobą.
Nagle nowa piosenka OutKast, której nikt nie potrafił słuchać, nie zrywając się z miejsca i nie potrząsając tyłkiem, ryknę ła z głos'ników jakieś dziesięć decybeli głośniej niż wcześniejszy wolny kawałek r'n'b. Serena doskoczyła, złapała Vanessę za rękę i wyciągnęła z fotela.
- Chodź, ślicznotko - zaćwierkała. - Pokaż, co potrafisz
Vanessa nie cierpiała tańczyć, przynajmniej publicznie, ale
chciała uciec od Dana i tej jego powagi. Serena zderzyła sic z nią biodrami, więc Vanessa roześmiała się i odpowiedziała tym samym. Czuła, że Dan się jej przygląda, ale się nie odwiń ciła. Muzyka była dobra, a ona czuła, że żyje, piękna w lśnią cej białej sukience Morgane Le Fay. Dan musiał zwariować skoro sądził, że to dobry pomysł nie iść w przyszłym roku tłu college'u. Oczywiście, że pójdzie, ale najpierw spędzą razem
lato i wszystko obgadają. Muzyka robiła się coraz glos'niejsza. Vanessa uniosła nagie ramiona i zaczęła się kołysać. Dan kompletnie oszalał, ale ona też, skoro kiedykolwiek twierdziła, że nie lubi tańczyć.
996
struga tez N
Nate siedział na brzegu jednego z orientalnych dywanów w salonie Yale Club i udawał, że obserwuje zabawę w butelkę. Ta francuska hipiska, Lexie, która lazila za nim przez kilku tygodni, twierdząc, że jest w nim szaleńczo zakochana, ora/ jej koleżanki z L'ficole siedziały w zwartym kręgu kilka kroków dalej, wszystkie w szydełkowych topach bez pleców, z gołymi chudymi brzuchami. Kopciły gauloise'y jak nakręcone. Miał nadzieję, że Lexie go nie zauważy.
Za późno.
- Nate? - Nadal siedząc, Lexie wypięła do przodu chudy. opalony brzuch, w sposób, który musiał jej się wydawać szali' nie pociągający. Pewnie myślała, że nie można jej się wtedy oprzeć. Miała nowy kolczyk w pępku, który był jeszcze zaróżowiony po przekuciu.
Fuj.
Wyciągnęła długie, nagie ramiona nad głową, prezentuje całej sali słońce, księżyc, gwiazdy, które miała wytatuowani-na prawej łopatce.
Ooh ła la
Nate uśmiechnął się, udając, że dopiero ją zauważył.
-Hej, Lexie.
Pomachał jej niemrawo, a potem objął rękami kolana, dając do zrozumienia, że nie zamierza się do niej przyłączyć.
Lexie przewróciła oczami i przerzuciła długi kruczoczarny kucyk przez ramię.
- P.ajdak - odparła z ciężkim, francuskim akcentem i bardzo francuskim grymasem. - Złamałeś' mi serce.
Coś ekscytującego wydarzyło się w grze w butelkę, bo wszyscy skandowali i klaskali. Nate też zaczął klaskać - zrobiłby wszystko, byle uniknąć konfrontacji z Lexie.
Serena i ta dziwaczna dziewczyna z ogoloną głową z Constance^ z którą Blair mieszkała i miała rzekomo poważny, Iesbijski romans, Lańczyly pośrodku sali jak zwariowane królowe disco. Wyglądały na pijane i wniebowzięte - tak jak powinno się wyglądać w dniu ukończenia szkoły średniej.
Oczywiście, pod warunkiem, że dostanie się dyplom, w przeciwieństwie do pewnej znanej osoby.
Nate'a ogarnęło nagle wrażenie deja vu, a może to była tylko chandra. W każdym razie było to coś smutnego i brzmiącego z francuska. Przypomniał sobie, jak na przypadkowej imprezie u Dana Humphreya, przy West Side, gdzieś w dziewiątej albo dziesiątej klasie, pozwolił Blair i Serenie narysować sobie na brzuchu czarnym markerem twarz. Nazwali ją Nagi Buck. Przed upływem wieczoru, każda dziewczyna pocałowała Bucka co najmniej kilka razy, nawet kiedy Nate już całkiem odpłynął.
To były dni.
Nagle Nate się przeraził. A co jeśli ma już za sobą całą zabawę, jaka była mu pisana? Co jeśli znalazł się właśnie na równi pochyłej?
A jeśli z każdym rokiem w Riverside był coraz głupszy i głupszy, zamiast mądrzeć? To całkiem możliwe, jeśli przez całe życie chodzisz upalony trawą.
P98
299
Łzy zaczęły powoli płynąć po jego złotych policzkach. Cała reszta towarzystwa wydawała się taka szczęśliwa i pod^ ekscytowana przyszłością, podczas gdy on nie wiedział, czy w ogóle ma jeszcze na co czekać.
J zastanawia s/ę, czy nie stracić cnoty, zanim pójdzie do szkoły z internatem
Imprezy zawsze onieśmielały Jenny, zwłaszcza takie, na I których inne dziewczyny miały piersi w normalnym rozmiarze oraz były wyższe, ładniejsze i bardziej pewne siebie od niej. Ale teraz, gdy dostała się do szkoły z internatem, Jenny czuła, że otwierają się przed nią zupełnie nowe możliwości. Nie będzie już tylko małą Jenny Humphrey, dziewczyną o ar-I tystycznym zacięciu, kręconych włosach, kościstych kolanach i gigantycznych cyckach. W przyszłym roku w Waverly stanie I się Jennifer Humphrey, nieprzyzwoicie pewnym siebie, ma-I gnesem na chłopców, najfajniejszą dziewczyną w kłasie, a mo-i że nawet w całej szkole. Może.
k
A skoro zamierzała zmienić wizerunek, wydawało się jej wskazane zrobić coś naprawdę dramatycznego, na przykład stracić cnotę. Że co proszę? Od kilku dobrych chwil obserwowała Nate'a. Zmienił się I od czasu, kiedy w sylwestra złamał jej serce. Przede wszystkim ■ -płakał. Siedział zgarbiony, jakby dosta! jakąś złą wiadomość
231
i nie potrafił się z tego otrząsnąć. Nawet jego szmaragdowe oczy były pozbawione blasku. Z trudem potrzymała odruch. żeby go przytulić.
- Cześć, Nate - wykrztusiła, odważnie dotykając jego ra
mienia. - Pamiętasz mnie?
Takie piesi? Nawet najbardziej ujarany chłopak nie mógłby zapomnieć.
Nate potarł rękami zapłakaną twarz i spróbował się uśmiech-
nąć.
- Siemanko, Jennifer - powitał ją z wymuszonym entuzja
zmem kogoś, kto miał ciężki dzień i nie miał ochoty na poga-
duszki.
- Więc masz już z głowy szkołę i w ogóle? - Jenny nie
dawała za wygraną.
W tej samej chwili zdała sobie sprawę, że z miejsca w którym siedział, Nate widział tylko spód jej gigantycznych piersi. upchanych w rozciągliwy top bez pleców z wbudowanym stanikiem. Pewnie nawet nie widział jej twarzy. Przykucnęła obok, chwiejąc się nieco na niskich szpilkach bez pięty.
- Idę w przyszłym roku do szkoły z internatem, do Waver-
ly _ wypaliła, - Nie mogę się już, normalnie, doczekać!
Nate był trochę zaskoczony, że Jenny w ogóle chce z nim rozmawiać, ale cieszył się, bo to oznaczało, że nie musi już unikać rozmowy z Lexie.
To dobra szkoła.
Aha, i nie będę już musiała nosić tych głupich mundui ków z Conslance - dodała podekscytowana Jenny i od ra/n pożałowała swoich słów, bo zabrzmiały dziecinnie i marudnie
Po chwili doszła do wniosku, że być może jest sposób, żeby wypaść bardziej dojrzale. Przysunęła się bliżej do ucha Natc;i Pachniał świeżo upraną koszulą i tą cudowną wodą kolon a. | Hermćs'a. której zawsze używał i od której zapierało jej dech,
- Mam w torebce pigułkę eski. Ktoś dai mi ją w Croton, kiedy zwiedzałam szkołę. Nie wiem nawet, czy damy radę się nią podzielić, ale... - Posłała mu swój najbardziej uwodzicielski uśmiech.
Co za tupet! Niezia flirciara zrobiła się z tej nowej Jenny Huniphrey!
Nate zamrugał oczami. Jennifer nie rozmawiała z nim tak po prostu, ona z nim flirtowała i to ostro. Co, wyobrażała sobie, że Nate po prostu łyknie tabletkę eski i rzuci się na nią pośrodku salonu Yale Ciub w obecności wszystkich znajomych, łącznie z jego byłą dziewczyną Blair i, najprawdopodobniej już wkrótce byłą dziewczyną, Sereną?
Czy coś takiego kiedykolwiek go powstrzymało? Nate brał ecstasy tylko dwa razy, z Charliem, Anthonym i Jeremym, ale za każdym razem czuł się rewelacyjnie. Nie było nic lepszego niż dobre, luźne samopoczucie po esce -przynajmniej dopóki nie przestała działać i człowiek czuł się zmęczony i odwodniony, że miał ochotę dać nura do wiadra wody. Tak się składało, że teraz czuł się gorzej niż kiedykolwiek wcześniej w całym swoim życiu. Może mała esca z małą Jennifer Huniphrey - która wydawała się zyskiwać z wiekiem - była tym, czego mu trzeba.
Jenny zauważyła, że Nate'a kusiło. Zachęcona tym, że potrafiła zaintrygować starszego od siebie, przystojnego chłopaka, westchnęła mu pożądliwie do ucha: - Chodźmy do łazienki i zróbmy to. Co proszę? Czyżby zapomniała, co stało się ostatnim razem, gdy poszła do łazienki z napalonym starszym chłopakiem?
239
czego ucho nie słyszało, tego sercu nie żal
Biair siedziała w kabinie jednej z nieskazitelnych i eleganckich, zdobionych złotymi akcentami, damskich toalet Yale Club. Zastanawiało ją, że od ponad miesiąca nie zmuszała się do wymiotów. 1 wtedy właśnie usłyszała pierwsze niepokojące plotki.
Podobno nie jest nawet prawdziwym lordem. To po prostu jakiś Angol, który udaje wielkiego arystokratę. Założę się. że wcale nie jeździ na polowania na lisa ani nie zakłada cylindra i fraka na przyjęcia, ani nic z tych rzeczy - paplała z sąsiedniej kabiny Laura Salmon.
Myślę, że to naprawdę draństwo z jego strony. To znaczy, jeśli jest zaręczony z jakąś dziewczyną w Anglii, to znaczy, że oszukuje obydwie - odparła nonszalancko Kati Farkus, spryskując włosy lakierem Fredericka Fekkai z butelki-próbki po raz trzeci tej nocy. - Po prostu uwielbiam ten zapach. A to bie podoba się zapach tego lakieru? Ja nawet czasem psikam nim ubranie, chociaż wiem, że to trochę wstrętne. No bo w koń cu to lakier do włosów!
Blair zebrała do góry plisowaną, satynową spódnicę swu jego białego kostiumu od de la Renty, żeby dziewczyny jej nie poznały. Czy one mówiły o lordzie Marcusie?
Myślę, że ktoś powinien jej to powiedzieć - oznajmiła Laura, nim spuściła wodę. Pchnęła drzwi kabiny i zaczęła myć ręce cytrynową pianką do rąk L'Occitane, którą zapewniał Yale Club. -Nie uważasz?
Zdecydowanie - zgodziła się Kati.
Jakby którakolwiek z nich miała dość odwagi.
Blair poczekała, aż sobie pójdą, nim wyszła z kabiny. Wszystko przewracało jej się żołądku od wódki i szampana, które pila od kilku godzin, ale nie zamierzała uciekać się do wymiotów i ryzykować, że pobrudzi sobie spódnicę prześlicznego kostiumu,
Co one mogą wiedzieć na temat Marcusa? - wściekała się. Ich zazdrość była tak oczywista, że już na samą myśl robiło jej się jeszcze bardziej niedobrze. Oczywiście, że był lordem. Nie zauważyły jego cudownych, nienagannie utrzymanych butów Church's? Nieskazitelnego podcięcia włosów? Szytych na miarę koszul Savile Row? Nie słyszały, jak mówi do niej „olśniewająca" i „kochanie". Nie zauważyły, jak całuje jej dłoń, jakby to była naj naturalniej sza rzecz na świecie? Kiedy Blair sprawdzała informacje na jego temat na GoogIe'u, nigdzie nie było słowa o narzeczonej. Nie ma mowy, do cholery, żeby był zaręczony z kimś innym niż ona. Zamknęła oczy z rozmarzeniem. Lady Blair Rhodes - to brzmiało naprawdę nieźle.
Drzwi łazienki otworzyły się i do środka wmaszerowała Isabel Coates. Byta całkiem potargana, bo biała, satynowa zapinka do włosów Diora rozpięła jej się w trakcie tańca. Isabeł zawsze tak wydziwiała z włosami, że Blair zastanawiała się, dlaczego ich po prostu nie zetnie.
- Och. Tu jesteś - zauważyła Isabel i zaraz stało się jasne, że była obecna, gdy Kati i Laura plotkowały na temat lorda Marcusa. - Więc to chyba ja powinnam ci powiedzieć. -
234
935
Zniżyła glos, żeby Blair zrozumiała, że to, co zamierza jej powiedzieć jest niezwykle ważne. - Nim ktoś' cię zrani.
Jakby ją to w ogóle obchodziło!
Blair zmrużyła w lustrze niebieskie oczy i rzuciła odbiciu Isabel lodowate spojrzenie.
-Powiedzieć co?
Isabel odgarnęła za uszy kilka niesfornych odstających włosów, a potem zmarszczyła brwi, zerwała z głowy spinkę i zaczęła upinać fryzurę od nowa. Blair uważała, że w obciętych dżinsach i pociętej czerwonej koszulce Juicy, Isabel wygląda na tanią i zdesperowaną, jak Paris Hilton.
- Ten lord Marcus jest żonaty - stwierdziła rzeczowo Isa
bel, krzywiąc się z wysiłku, gdy próbowała uczesać się w ide
alnie gładkiego kucyka.
Blair po raz siódmy w ciągu pięciu minut nałożyła szminkę Chanel. Była tak wściekła, że zaczęła znowu myśleć o wymiotach.
- Chrzanienie.
Isabel przewróciła oczami o podkręconych rzęsach i wes tchnęła, jakby była już absolutnie znudzona tematem.
- W każdym razie prawie. Jest zaręczony od dziesiątego
roku życia. No wiesz, jak lady Diana i książę Karol?
Blair odwróciła się od lustra. Zaciskała mocno pięści, żeby nie złapać Isabel za tę jej strusią szyję.
A gdzie właściwie o tym słyszałaś'? Isabel wzruszyła irytująco ramionami.
Wszyscy wiedzą. To po prostu fakt, To zależy, jak definiować słowo „fakt''. -To najgłupsza...
Blair już chciała bronić honoru lorda Marcusa, ale się po wstrzymała. Byli młodzi i zakochani - kogo obchodziło, co myślą inni? Nawet jeśli rzeczywiście istniała jakaś nudna Am
gielka, którą lord Marcus miał poślubić, to pewnie wyglądała jak królowa Wiktoria, siedziała na tłustym tyłku w swoim zamku w Anglii, zajadała ciasteczka i zastanawiała się, dlaczego lord Marcus nie dzwoni.
Isabel uśmiechnęła się do własnego odbicia, nareszcie zadowolona.
Po prostu uznałam, że powinnaś wiedzieć. - Wzruszyła ramionami, unosząc za mocno wydepilowane brwi. - Chcesz z nami zapalić? - zaproponowała, jakby nadal miały po trzynaście lat i paliły tylko w grupkach.
Nie.
Blair przeszła obok Isabel i wyszła z łazienki. Zajrzała do niewiarygodnie zatłoczonego salonu, ale fotel, na którym siedziała z lordem Marcusem, był teraz zajęty przez głośnego i upalonego przyjaciela Nate'a, Jeremy'ego i jakąś wulgarną Francuzkę, która uczyła go wydmuchiwać serduszka z dymu. Lorda Marcusa nigdzie nie było widać. Blair dotknęła perłowego naszyjnika na swojej szyi i potykając się, pobiegła do windy.
Cały wieczór marzyła, by znaleźć się z lordem Marcusem, sam na sam, w jego apartamencie. Teraz miała szansę.
236
D postanawia przemyśleć wakacyjne plany
Danowi trzęsła się ręka, w której trzymał papierosa, gdy patrzył jak jego siostra znika w męskiej toalecie z tym aroganckim, wiecznie upalonym księciem z Upper East Side, Nate'em Archibaldem. Podczas gdy Jenny z każdym dniem wydawała się coraz bardziej śmiała i pewna siebie, Dan miał wrażenie, że cofa się w rozwoju do żałosnego frajera bez dziewczyny i przyjaciół, jakim był jeszcze rok temu. Jego siostra załatwiła sobie nawet szkolę z internatem po tym, jak zamknęli rekrutację, pod czas gdy on zawęził swoje możliwości do zera.
Muzyka grała teraz naprawdę głośno, a Vanessa z Seren;| poderwały do tańca połowę sali. Vanessa zrzuciła sandały fu koturnie, odsłaniając pomalowane na czarno paznokcie i mocno wysklepioną stopę. Dan uwielbiał całować jej stopy. Polni fil pisać o nich sonety. Ale to było jeszcze w czasach gdy Va nessa nie piła, nic tańczyła i nie nosiła bieli ani nic innego poza czarnymi dżinsami, podkolanówkami i martensami. Teraz wy dawała się tak inna - gdyby miał napisać o niej wiersz, nie bardzo wiedziałby, od czego zacząć.
Vanessa podeszła do niego tanecznym krokiem i objęła U szyję. Jej blada skóra była śliska od potu, a powieki ciężkie nd wódki, którą wypiła.
-Naprawdę cię kocham, Dan - mruknęła mu gorąco do ucha i znowu odeszła, nie przestając się kołysać.
Całe jej ciało skrzyło się, gdy Dan patrzył za nią. Naprawdę wierzył, że go kocha. Po prostu nie potrzebowała, żeby cały czas był przy niej. Była zbyt zajęta zrzucaniem czarnego kokonu i przemianą w lśniącą, białą ćmę.
Ale on zrezygnował już z Evergreen. Co miał teraz robić?
Zapalając camela, zastanawiał się, czy nie wpakować się do męskiej toalety, żeby przez wzgląd na dawne czasy ratować siostrę. Taki szlachetny gest mógłby sprawić, że poczułby się lepiej. Ale Dan miał już serdecznie dość bycia odpowiedzialnym starszym bratem. Może dla odmiany ktoś uratowałby jego?
Nie ma sprawy,
- Synu? Możemy chwilę porozmawiać?
Dan z zaskoczenia upuścił papierosa na bordowo-zloty orientalny dywan i mało nie wyskoczył z wyblakłych, błękitnych vansów. To był jego ojciec, w swoim ulubionym fioletowym dresie i czarnym T-shircie, z policzkami zaczerwionymi od namiaru wina.
- Chyba tak - odparł powoli Dan,
Muzyka w klubie była absurdalnie głośna. Dan wyprowadził Rufusa na zewnątrz. Na Vanderbilt Avenue powietrze było parne, a chodniki lśniły od wilgoci. Po drugiej stronie ulicy, Grand Central Station wyglądał jak olbrzymi relikt przeszłości' Przed Yale Club stał zaparkowany inny relikt, Buick Skylark z siedemdziesiątego siódmego roku, niebieski metalik, który zupełnie nie pasował do tego miejsca. Dwie chude dziewczyny
Ł'Ecole siedziały na krawężniku i kłóciły się o coś - która st ładniejsza albo która z większym szykiem pali gauloise'y. " nimi leżały porzucone złote sandały Gucciego. Nagle ziewczyny zaczęły się całować.
938
939
Jezu - mruknął Rufus, pociągając się za szpakowatą brodę, która przypominała zużyty, metalowy zmywak.
Co znowu, tato? - jęknął zniecierpliwiony Dan.
To było dość krępujące, wychodzić z imprezy z ojcem. Czuł się, jakby miał jedenaście łat.
Rufus wsadził ręce za rozciągnięty pas fioletowego dresu i Dan aż się wzdrygnął na taki gest.
- Po tym jak wyszedłeś, zadzwonił jakiś stuknięty grecki
profesor z Evergreen. Najpierw plótł, że miałeś spać u niego
na hamaku i jeść z nim liście winogron, a potem zaczął filozo
fować na temat tego, jak to dzieciaki w twoim wieku nie od
różniają seksu od miłości. Najwyraźniej jest w tych sprawach
ekspertem. W każdym razie rozmawiałem z nim chwilę i do
gadaliśmy się, że zatrzyma dla ciebie miejsce na uczelni, bo po
pierwsze, poprosiłem go o to, po drugie, miał być twoim opie
kunem naukowym i chce, żebyś mu pomógł z książką i po trze
cie, obaj cię lubimy, chociaż jesteś kretynem.
' Dan czuł się dotknięty ciepłym i nieco protekcjonalnym
tonem ojca.
- Nie możesz mi mówić, co mam robić - wypalił, krzyżując ręce na piersi i z każdą minutą zachowując się coraz bar dziej dziecinnie. - Nie możesz.
-To prawda - zgodził się Rufus. - Wskazał na starego stylowego buicka zaparkowanego przed Yale Club. - Ale ku piłem ci już samochód. Mógłbyś przynajmniej pozwolić mi nauczyć cię nim jeździć, a potem możesz się stąd zabierać
w cholerę.
Dan czytywał o objawieniach, ale do tej pory nigdy czegod takiego nie przeżył. Dostał się do niemal każdego college'u. do którego złożył podanie. „New Yorker" opublikował jego wiersz Co miał robić w przyszłym roku - pracować w księgarni albo w knajpie, podczas gdy Yanessa będzie na zajęciach?
- Mógłbym poświęcić lalo na przemyślenie wszystkiego -
zgodził się, nie chcąc pokazać ojcu, że łatwo go przekonać.
Będą mogli spędzać czas z Vanessą, kiedy ona nie będzie za bardzo zajęta pracą przy filmie, a on jeżdżeniem tym.,. magnesem na panienki. Kto wie? Może znajdą się inne dziewczyny do kochania poza Vanessą. Musiał tylko zdobyć prawo jazdy i mszyć samochodem na zachód, żeby się przekonać.
Rufus wyciągnął rękę, żeby poklepać Dana po plecach, ale ten wyciągnął ramiona i uściskał ojca.
- Ta impreza jest taka sobie - przyznał się.
Rufus odchrząknął i poprowadził syna do samochodu, który wyglądał niesamowicie w świetle ulicznej latarni.
- To może dam ci pierwszą lekcję jazdy?
Och. Uwielbiam szczęśliwe zakończenia.
.9-10
16-
seks, narkotyki i rock'n'ro//
Jenny zamknęła na zasuwkę drzwi kabiny dla niepełnosprawnych w męskiej loałecie. Nie była pewna co zrobić najpierw - rozebrać się czy wyłowić tabletkę z torebki. Rozszerzone nozdrza Nate'a świadczyły o zniecierpliwieniu, ale nic wiedziała, czy chodzi o seks, czy o narkotyk.
Rozpięła czarną torebkę w białe perskie koty i otworzyła pasującą do niej portmonetkę.
-Mam.
Wyjęła kawał folii z tabletką w środku i ostrożnie zaczęła
odwijać.
Nate zerknął jej przez ramię.
Chcesz ją sama wziąć, czy wolisz, żebym ja to zrobił? Jenny nie miała ochoty, on najwyraźniej tak.
Ty weź.
Wyciągnęła dłoń i Nate wziął pigułkę między palce. Otwo rzył usta, zamknął oczy i wysunął język, po czym wcisnął mi niego tabletkę, znowu otworzył oczy i zamknął usta. Nie wygląda! przy tym szczególnie atrakcyjnie, ale Jenny i tak była zdecydowana pójść z nim na całość. To był jej łabędzi śpiew, ostatnia szansa, by dać się zapamiętać tak, jak ona chciała.
Och, z pewnością da się zapamiętać.
- Czy to ma jakiś smak? - zapytała ze szczerej ciekawości.
-Nie.
Nate się uśmiechnął. Im więcej czasu spędzał sam na sam z Jennifer, tym bardziej czuł, że wraca jego dawne ..ja". Ona chciała się tylko zabawić, bez zobowiązań, bez oczekiwań, z okazji zakończenia roku, nim wyjedzie do szkoły z internatem. czy gdzie, do cholery, wybierała się tego lata - a to była specjalność Natęża. Pochylił się i pocałował ją w usta, na początku z wahaniem, jakby była gorącym przysmakiem, a on bal się. że się oparzy.
-Za to ty smakujesz wspaniale.
Jenny ogromnie podobała się myśl, że wykorzystuje Nate'a, a fakt, że chciał zostać wy korzy stany, tylko dodawał sytuacji pikanterii. Pogłaskał jej brązowe włosy, a ona uniosła podbródek i spojrzała w jego olśniewające zielone oczy.
- Pamiętasz, jaka byłam w tobie zakochana?
Nate uśmiechnął się i pocałował ją znowu. Robił to przez jakiś' czas, uśmiechał się i całował ją, uśmiechał się i całował, jakby zajadał pyszne lody.
- Twoja skóra jest jak... jak.,. płatki kwiatów - zauważył
Nate, gdy eska zaczęła działać. Potarł czubkiem nosa o jej
skroń. - Gett.
Jenny zachichotała. To było absolutnie niesamowite, być tak blisko Nate'a i czuć się przy tym tak swobodnie. Był niemożliwie przystojny i bycie całowaną przez niego okazało się naprawdę, naprawdę, naprawdę przyjemne. Ale Nate zaczynał odpływać, a ona nie chciała tracić cnoty z chłopakiem, który gotów wziąć ją za szczeniaka labradora. O, nie.
No, zachował przynajmniej resztkę godności.
Mimo wszystko, była to jej ostatnia szalona noc przed porannym odlotem do Pragi. Nie była jeszcze gotowa, by ją zakończyć.
249
243
Nate potarł policzkiem ojej starannie wyregulowane ciemne brwi, a ona uniosła podbródek, żeby pochwycić go w kolejny długi, głodny pocałunek. Jej brat zawsze zrzędził, że życie jest beznadziejne. Nie mogła bardziej się z nim nie zgodzić. Nigdy nie wyobrażała sobie, że jej życie będzie aż tak ekscytujące. A było, naprawdę było.
nie ma to jak odrobina tajemniczości
-Marcus, kochanie?! - zawołała niepewnie Blair przez białe rzeźbione drzwi do apartamentu lorda. Nigdy wczes'niej nie mówiła do niego „kochanie", ale to słowo stawało się powoli jej ulubionym pieszczotliwym określeniem. - Jesteś tam?
Zastanawiała się, czy nie rozebrać się do samych pereł już na korytarzu, ale Yale Club był pełen gości. Co, gdyby jakiś profesor z Yale zobaczył ją nago, a potem trafiłaby do niego na wstęp do prawa albo jakieś inne zajęcia dla pierwszego roku?
Taaak, wtedy zajęcia stałyby się nadzwyczaj interesujące.
- Marcus?
Blair przycisnęła ucho do drzwi i nasłuchiwała. Nic. Pociągnęła za klamkę. Drzwi były otwarte. Uchyliła je i zajrzała do środka.
- Marcus?
Dalej nic. Otworzyła drzwi na oścież.
Szuflady staroświeckiej, dębowej szafy były powysuwane, a na łóżku leżał wilgotny ręcznik. Powietrze było ciężkie od pary i zapachu wody koloriskiej Caroliny Herrery. Drzwi garderoby stały otwarte, a cedrowe wieszaki wisiały puste. Marcus zniknął.
Ups.
945
Blair opadła ciężko na łóżko. Czulą się zupełnie jak porzucona, lecz piękna, bohaterka jednego z epickich filmów, które rozgrywały się w jej głowie, a które ostatnio przestała oglądać. Zdążyła już zapomnieć o wielkich okularach przeciwsłonecznych, chustce na włosy Hermesa i trenczu do kostek, bo jako zakochana bohaterka, która miała drugą połowę, nie potrzebowała ich. Teraz chciała je odzyskać.
Jak to się stato? Czy jej jedynym przeznaczeniem było robić za wycieraczkę dla takich chłopaków jak Nate albo lord Marcus, żeby mieli o co wytrzeć podeszwy swoich kłamliwych, zdradliwych butów?
Czując, jak buntuje się jej żołądek, wstała i popędziła do swojego apartamentu. Zamierzała wpaść do łazienki i zmusić się do wymiotów, gdy tylko dopadnie muszli. Na biurku stała oparta o coś, duża, kremowa koperta z napisem Do mojej kochanej B, wypisanym niewyraźnym charakterem pisma Mar-cusa, oraz małe, czarne pudełeczko z aksamitu ze złotym nadrukiem Bvlgah. Blair oparta się pokusie otwarcia pudełka i rozdarta kopertę. W środku znajdował się list od Marcusa napisany na kremowym papierze z granatowym nagłówkiem, LORD MARCUS BEATON-RHODES, oraz bilet British Air-ways.
Nadal stojąc, Blair zaczęła łapczywie czytać list. Starała się ignorować drobne drgania w żołądku, które przypominały pękanie baniek.
Najdroższa, kochana Blair, Be, moja pszczófkoi Jak mogłem przypuszczać, kiedy planowałem krótką wizytę w Nowym Jorku po Yale, ze spotkam dziewczynę i się zakocham? I to nie jakąś tam dziewczynę, tylko Ciebie. Nie potrafię opisać moich uczuć słowami, dlatego popędziłem i dokupiłem te dwa drobiazgi, które będą Ci pasowały do naszyjnika. Obiecaj, że będziesz to wszystko
miała na sobie, gdy znowu cię zobaczę. Mam nadzieję, ze nastąpi to już za dwa tygodnie, jeśłi tylko Wasza Piękność będzie tak miła i przyleci lotem, który w swej śmiałości pozwoliłem sobie dla Niej zarezerwować - oczywiście w pserwszej klasie. Masz zatem dwa tygodnie - dość czasu, zęby sprawić sobie nową garderobę, zafundować serię maseczek albo sesji w solarium, czy cokolwiek jest a potrzebne, by wyglądać olśniewająco, jak zawsze. Wybacz, że tak uciekam, ale to twoje przyjęcie na zakończenie szkoły i nie chciałem go psuć pożegnaniami. A zatem, odlatuję. Proszę, przyjedź do Anglii. Będę tęsknił. Twój na zawsze, Marcus
Blair chwyciła pudełko z biurka i uchyliła wieczko. W środku lśniły dwie doskonałe, ogromne, okrągłe perty, każda na ozdobnej zfotej zawieszce w kształcie litery B - kolczyki w komplecie do naszyjnika. Natychmiast zdjęta swoje nudne pertowe wkrętki i założyła kolczyki Bvlgari. Be. Pszczółka.
Blair wątpiła, by Marcus byl zaręczony z jakąś grubą księżniczką krwi z wielkim nosem, skoro kupił jej bilet do Anglii, aby mogła poznać jego mamę. Sądząc po wytwornej papeterii,' był też autentycznym lordem. A bilet i perły świadczyły o tym^ że naprawdę ją kochat.
Otworzyła górną szufladę biurka i schowała bilet obok ulubionego czarnego stanika La Perlą.
Wbrew obiegowej opinii, nic tak nie rozpala wyobraźni dziewczyny jak tajemnicze zniknięcie.
?46
wiesz, że mnie kochasz
Jasne włosy Sereny zmatowiały od potu, a żółta sukienka kleiła jej się do ciała jak wilgotna bibuła. Tańczyła od godziny i ledwo trzymała się na nogach. Vanessa opierała się o ścianę i żłopała z butelki wodę Perrier. a policzki miała czerwone od wysiłku. Serena dołączyła do niej, wyrwała butelkę z dłoni przyjaciółki i zaczęła pić.
- Nie widziałaś' przypadkiem Dana, co? - wydyszała Va-
nessa.
Teraz, gdy skończyła tańczyć, miło byłoby znaleźć jakiś cichy kącik w kiubie i pofiglować z Danem.
- Nie - odparła Serena.
Szczypiącymi od potu oczami, dziewczyny rozejrzały się po obecnych. Grupa chłopców z dziesiątej klasy jakiejś katolickiej szkoły robiła ludzką piramidę z Chuckiem Bassem na szczycie - chociaż on jeden ważył pewnie tyle, co cała reszta razem wzięta. Jedna z dziewczyn z L'Ecołe zdjęła top i kołysała się samotnie w kącie, paląc skręta i strojąc gitarę. Na łopatce miała wytatuowane słońce, księżyc i gwiazdy.
- Dziwna jakaś' ta impreza - zauważyła Vanessa.
-Widziałaś Nate'a? - zapytała Serena.
Pamiętała mgliście, że z nim przyjechała, ale potem go już nie widziała. Zmrużyła oczy, po części spodziewając się zobaczyć go łkającego przy barze, ale nigdzie go nie było.
Blair odchodziła właśnie od baru ze świeżym kieliszkiem szampana w ręce i nowym papierosem w hebanowej cygarniczce, którą trzymała w lśniących szminką ustach. Wyglądała jak amantka ze starego filmu. Serena odepchnęła się od ściany i podeszła do niej.
- Masz przepiękne perły.
Blair postanowiła nie splunąć Serenie w twarz ani nie wy-drapać jej niebieskich oczu.
- To od Marcusa.
Serena pokiwała głową i zamierzała powiedzieć coś o tym. jakim niezwykłym facetem jest Marcus, ale była za bardzo roz-kojarzona.
- Nie widziałaś gdzieś Nate'a?
Blair pociągnęła długi łyk szampana i wypuściła dym z papierosa. Była zbyt zajęta przyjmowaniem prezentów od swojego tajemniczego, arystokratycznego adoratora. Nie miała cza.su pilnować Nate'a.
-Nie.
Serena rozejrzała się po sali.
-Ostatnio dziwnie się zachowywał - rzuciła, obgryzając paznokieć. - Nie uważasz?
Blair nie miała wieie do powiedzenia na ten temat. Ciemnozielony sweter nadal leżał tam, gdzie go zostawiła, zwinięty w fotelu nieopodal.
- Chyba tak - zgodziła się.
Jenny Humphrey, ta drobna dziewiątoklasistka o wielkich piersiach, wyszła z korytarzyka prowadzącego do męskiej toalety. Kręcone włosy miała w lekkim nieładzie, a usta zaczerwienione i opuchnięte, jakby za długo się całowała. Zatrzymała
918
949
się i wyciągnęła rękę, jakby prowadziła za sobą dziecko. Potem pojawił się Nate. Wyglądał na szczęśliwego i zdezorientowanego. Jenny objęła go w pasie, a on odwrócił się i pocałował ją w usta z takim zapałem, jakby były co najmniej z czekolady.
-Och! -wykrzyknęła Serena, jakby ktoś ją uszczypnął.
Zamrugała oczami, zastanawiając się, czy czuje się naprawdę zraniona, czy tylko niemile zaskoczona. Nigdy nie czuła się w porządku, że byli z Naie'em razem. 1 lepiej będzie zostać singlem tego lata, bo będzie się mogła skupić na filmie. Teraz przynajmniej nie musiała zawracać sobie głowy zrywaniem z nim. Tak naprawdę to chyba nigdy nie byli prawdziwą parą.
Rzeczywiście, niekoniecznie.
- Typowe - syknęła Blair.
Wytrząsnęła z paczki merita ultra light i podała go Sere-nie.
- Nie wściekaj się. To silniejsze od niego.
Serena wzięła papierosa i wsunęła między wargi, czekając, aż Blair poda jej ogień.
- Nie jestem wściekła. - Westchnęła z ulgą.
Chociaż raz ona i Blair zbliżyły się przez Nate'a, zamiasi pokłócić się o niego. Miła odmiana.
- Pożyczysz mi to do filmu? - Wskazała na cygarniczkę
Blair. - Chociaż pewnie podpaliłabym sobie tytek, próbując
jej używać. Jestem taką fajtłapą.
Blair uwielbiała słuchać samokrytyki Sereny. To dawało jej nadzieję.
- Pewnie, że pożyczę.
Dwie dziewczyny odwróciły się instynktownie, gdy ktoś podszedł do nich z drugiego końca sali. Twarz Nate'a była obwisła, jego zielone oczy ogromne, a ciało bardziej bezwład-
ne niż zwykle. Szedł do nich z otwartymi ramionami. Zlapal Serenę i zafundował jej jeszcze bardziej rozmaslony pocałunek niż przed chwilą Jenny. Serena zachichotała i odepchnęła go.
- Nade!
Ale on był niewzruszony. Puścił Serenę i złapał Blair. Przycisnął wilgotne usta do jej warg i zaciągnął się jej oddechem.
-Co do cholery...?! - krzyknęła Blair. Zrobiła krok do tyłu, żeby się wyrwać.
Nate stał między dziewczynami i uśmiechał się jak najszczęśliwszy facet na ziemi.
- Jesteście po prostu zbyt piękne - powiedział, jakby tytu
łem usprawiedliwienia. - Nie mogę przestać was całować.
Blair i Serena spojrzały po sobie. Tak, Nate rzeczywiście dziwnie się zachowywał. Jak mawiają w Anglii, był kompletnie naprany. Było jednak coś zaraźliwego w jego szczeniackim entuzjazmie. W końcu dzisiaj kończyli szkołę. Dlaczego nie mieli zachowywać się dziwnie? Dlaczego nie całować się ze wszystkimi? Niektórych z nich pewnie nigdy więcej nie zobaczą,
A z niektórymi spędzą jeszcze całkiem sporo czasu.
-Chcesz zobaczyć coś naprawdę szałonego? - zapytała Nate'a Blair, unosząc prawą brew w sposób, który godzinami próbowały naśladować młodsze uczennice z Constance.
Zrobiła krok naprzód i położyła ręce na nagich ramionach Sereny. Przyjaciółka natychmiast zrozumiała, co ma zrobić. Uśmiechnęły się do siebie i zbliżyły głowy, bliżej, i jeszcze bliżej, jakby na zwolnionym tempie.
-Wiemy, że nas kochacie - mruknęły zgodnie, nim ich usta zetknęły się w pocałunku.
W sali ucichło, gdy wszyscy przerwali to, co robili i odwrócili się, żeby popatrzeć, ale żadna z dziewczyn nie przerywała
9S0
2S'-
pocałunku. Wszyscy zastanawiali się, czy Lo nie żart, ostatni wybryk absolwentek? Może tak. A może nie.
plotkara.net
tematy <wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwiska oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie ucierpieli niewinni. Czyli jo.
hej, ludzie!
DZIEŃ DOBRY, ABSOLWENCI!
Nie macie wrażenia, że wasze twarze wyglądały dziś rano odrobinę inaczej -a może powinnam raczej napisać po południu, bo rano nikt z nas nie zdążył się jeszcze położyć? Wczorajszy dzień wydaje się trochę nierzeczywisty, ale, wierzcie mi, to wszystko wydarzyło się naprawdę. Udało nam się, mamy to z głowy.
DNI SĄ KRÓTKIE, A NOCE SĄ BARDZO, BARDZO DŁUGIE
Mamy wtorkowe popołudnie - a właściwie prawie wieczór -a ja nadal w łóżku. Co zrobiłam zaraz po przebudzeniu? Wrzuciłam ubranie z rozdania dyplomów na dno szafy, a szkolne mundurki, których już nigdy w życiu nie włożę, wyrzuciłam do śmieci. Potem zaczęłam snuć skomplikowane plany, jak zabrać paczkę przyjaciół na plażę w Sag Harbor moim nowiutkim, importowanym z Europy, samochodem. Ale zmieniłam zdanie. Nie ma pośpiechu. Możemy zrobić to jutro albo pojutrze, albo po pojutrze. Zamówiłam więc śniadanie z E.A.T., wróciłam do łóżka i siedzę tak do tej pory -jest mi jak w siódmym niebie. Zamierzam tu zostać jeszcze co najmniej pół godziny -aż nadejdzie czas szykować się do kolejnego wyjścia. Zapomnijcie o baraszkowaniu w słońcu przez cały dzień - do tego trzeba wcześnie wstawać. A w lecie najpiękniejsze są te długie nocne wyjścia!
9b3
YALE CLUB PRZYJMUJE NOWĄ POLITYKĘ W KWESTII IMPREZ
Dwanaście godzin później, a oni nadal zamiatają ludzi z orientalnych dywanów i pakują ich do taksówek. Po ostatnim wieczorze - z dziewczynami w topless, piramidami z chłopców, dziewczynami dobierającymi się do dziewczyn, chłopcami dobierającymi się do chłopców, zniknięciu flagi Yale, która wisiała nad wejściem, skargach gości na niewiarygodnie głośną muzykę i dym papierosowy - kierownictwo klubu postanowiło działać. Od teraz członkowie Yale Club mogą urządzać imprezy, ale tylko dla innych członków klubu i ich rodzin. Żadnych gości z zewnątrz. Wygląda na to, że lepiej, aby pewna trójka wybierając się do Yale, pozostała w dobrych stosunkach. Inaczej z kim się bawić, jeśli kiedyś przyjdzie im ochota zaszaleć w klubie.
ZAPOWIADA SIĘ NAM LATO MIŁOŚCI
B + S V+ D
D + on sam
V + ona sama
S + ona sama
J + jakiś przypadkowy, ale przystojny czeski artysta, który nie
mówi po angielsku
N + on sam
B -l- lord M... i oczywiście ona sama
POJAWIAJĄ SIĘ JEDNAK NOWE PYTANIA
Czy S i B są teraz przyjaciółkami, czy parą? Czy to znaczy, że stare plotki o wannie to jednak prawda?
Czy N przetrwa lato ciężkiej pracy i pobożności w Hamptons, zwłaszcza bez B i S?
Czy V dostanie pracę przy kręceniu Śniadania u Freda? Jak zniesie wariata w roli reżysera?
Czy V i D rzeczywiście są razem? A jeśli tak, to czy ich związek przetrwa do jesieni, A co potem?
Czy D nauczy się jeździć swoim stary buickiem, czy też może za bardzo będą mu się pocić ręce na kierownicy?
Czy B naprawdę pojedzie do Anglii odwiedzić przystojnego lorda? Czy wróci w koronie? Czy w ogóle wróci?
Czy przy S Audrey Hepburn wyjdzie na amatorkę? A co ważniejsze; kto będzie jej filmowym partnerem?
Czy nadal będziemy mieli wieści o J, nawet gdy wyjedzie do Europy? A co, gdy pójdzie do szkoły z internatem?
Na pewno dowiecie się wszystkiego o wszystkich. Nigdy nie byłam za dobra w zatajaniu informacji!
NIE ZNIKAM
Na wypadek, gdybyście się zastanawiali - może i skończyłam szkołę, i wyjeżdżam na jesieni do college'u, ale na pewno nie zamierzam was zaniedbać ani zniknąć. Za dużo jest do opowiadania. Zawsze będzie...
Wiem, że mnie kochacie.
plotkara
254