Kirst Hans Hellmut 痚ry genera艂贸w


HANS HELLMUT KIRST



AFERY GENERA艁脫W


Nie ma najmniejszej przesady w twierdzeniu, 偶e zdarzenie natury czysto prywatnej stanowi艂o preludium tragedii.

Sir NeWile Henderson

ostatni ambasador Wielkiej Brytanii

w Berlinie

Je艣li niemiecki feldmarsza艂ek po艣lubi膮 prostytu­tk臋, znaczy to, 偶e na tym 艣wiecie mo偶liwe jest wszystko.

Adolf Hitler, f眉hrer i kanclerz Rzeszy

Nigdy w dziejach swojej dyktatury nie udo­wodni艂 w spos贸b bardziej dramatyczny w艂asnego talentu do genialnego wykorzystania okazji.

historyk ameryka艅ski Harold C. Deutscb

Ta Eva Cruhn ma sw贸j udzia艂 w historii 艣wiata!

genera艂 Jodl

Hitler nie dochowuje wierno艣ci nikomu, zdra­dzi r贸wnie偶 pana, i to za niewiele lat!

genera艂 Ludendorff

do genera艂a von Fritseha

latem 1936 roku


Oto list, ostatni i decyduj膮cy impuls do napisania tej ksi膮偶ki:

„Wielce Szanowny Panie!

Powinienem chyba z ca艂膮 moc膮 ostrzec Pana przede mn膮, autorem tego listu. Je艣li nie uczyni臋 tego ja, z pewno艣ci膮 wnet zrobi膮 to inni. Mog臋 uchodzi膰 za osob臋 kontrowersyjn膮 czy wr臋cz podejrzan膮. By艂em, i jestem nadal, okre艣lany jako Cz艂onek 禄spiskuj膮cej kliki generalskiej芦, ale r贸wnie偶 jako 禄rzekomy cz艂owiek honoru o niezupe艂nie jasnej przesz艂o艣ci芦.

W rzeczywisto艣ci jednak by艂em jedynie 艣wiadkiem tam-" tego czasu - co prawda takiego czasu, kt贸remu nie potrafi艂em przygl膮da膰 si臋 zupe艂nie bezczynnie. A okoliczno艣ci, jakie przy tym wynikn臋艂y, mo偶na okre艣li膰 chyba jako wysoce dla mnie korzystne. Pe艂ni膮c bowiem wtedy, w latach trzydziestych, funkcj臋 koordynuj膮cego radcy rz膮dowego w pruskim Mini­sterstwie Spraw Wewn臋trznych w Berlinie, mia艂em niezr贸w­nan膮 pozycj臋 dla dokonywania obserwacji. Do tego dochodzi­艂o jeszcze par臋 kontakt贸w - dla nas, wsp贸艂czesnych, raczej osobliwych czy wr臋cz ekstremalnych - z lud藕mi o najrozmait­szych przekonaniach. A ponadto nadal trwa艂a moja niezwyk­艂a i obfituj膮ca w nast臋pstwa przyja藕艅 z lat m艂odzie艅czych z jednym z 贸wczesnych gigant贸w.

Wszystko to umo偶liwia艂o mi wgl膮d zw艂aszcza w te wyda­rzenia, dla kt贸rych historycy w ci膮gu minionych lat znale藕li okre艣lenie 禄afery genera艂贸w芦. Chodzi tu o wstr臋tne, nikczem-


ne, brutalnie uknute intrygi, o jednoznacznie kryminalne czyny, kt贸rych ofiarami stali si臋 feldmarsza艂ek von Blomberg i genera艂 von Fritsch. Owa tragedia dw贸ch 禄pierwszych 偶o艂­nierzy Rzeszy芦 niemal zagubi艂a si臋 w zgie艂ku 禄wielkoniemie-ckiej historii芦.

A przecie偶 w obu tych wypadkach chodzi艂o o absolutnie rozstrzygaj膮c膮 walk臋 o w艂adz臋 za kulisami III Rzeszy. Po­s艂uguj膮c si臋 oszustwem, celowym, pom贸wieniem i fa艂szowa-, niem dokument贸w, d膮偶ono do ca艂kowitego, zaw艂adni臋cia Wehrmachtem, definitywnego rozk艂adu niemieckiej armii, a tym samym do utorowania drogi upadkowi.

Moje zapiski, notatki i zebrane wypowiedzi, dotycz膮ce tego niepoj臋cie 艂ajdackiego przedstawienia na kuchennych, schodach pa艅stwa, mog臋 - je艣li Pan zechce - odda膰 Panu do dyspozycji, ledwie dotykaj膮c Ich koniuszkami palc贸w. Pr贸sz臋 zrobi膰 z nimi to co uwa偶a Pan za w艂a艣ciwe.

Serdecznie pozdrawiam

dr Erich Meller"


Wszelako materia艂 ten zamieni艂 si臋, jak mam nadziej臋, w apeluj膮c膮 o ludzkie zrozumienie, i wsp贸艂czucie powie艣膰, opart膮 jednocze艣nie w; bardzo wielu szczeg贸艂ach, co wcale nie stanowi sprzeczno艣ci, na dokumentach i relacjach wsp贸艂czesnych. By艂 to z pewno艣ci膮 zabieg konieczny.

W ci膮gu minionych lat bowiem historycy wszelkich odmian, stron­
nicy i same osoby zainteresowane, pilnie zabrali si臋 do dzie艂a. Celem
ich wszystkich by艂o stworzenie wiernego w szczeg贸艂ach obrazu tak
zwanej III Rzeszy, a wi臋c uprawianie „realnej historiografii". Mie艣­
ci si臋 w tym analiza wszelkich udokumentowanych pr膮d贸w politycz­
nych i ugrupowa艅 w艂adzy, badanie na podstawie dokument贸w stref
wp艂yw贸w, podejmowanych krok贸w, mo偶liwo艣ci, zaniedba艅, fa艂szy­
wych posuni臋膰.

Przy stosowaniu tej metody istnieje jednak niebezpiecze艅stwo, 偶e sam cz艂owiek, to, co ludzkie, zostanie przeoczone, a wr臋cz nawet zagubi sj臋 w艣r贸d tak- skrz臋tnie zbieranych liczb, danych i fakt贸w. Polityczne i militarne bitwy tak w艂a艣nie opisano w ka偶dej z ich faz -nie daj膮c czytelnikowi nawet najmniejszego poj臋cia o losie wy­krwawionych, um臋czonych ofiar. Co najwy偶ej wydaj膮 mu si臋 one koniecznym „nawozem 艣wiatowych dziej贸w".

Twierdzenie powy偶sze nie umniejsza bynajmniej warto艣ci 艣ci艣le
przekazywanych fakt贸w a wi臋c zas艂ug pilnych badaczy. Ca艂kowicie trafnie ustalili oni, co nast臋puje:

1. Wysoki stopniem genera艂, godny szacunku 偶o艂nierz, m贸g艂 - i to za pomoc膮 艣wiadomego k艂amstwa zosta膰 publicznie napi臋tnowany


jako homoseksualista. W tamtych czasach by艂o to oskar偶enie nisz­cz膮ce jednostk臋 nie tylko w oczach spo艂ecze艅stwa. Przy u偶yciu tego rodzaju pom贸wienia da艂o si臋, wedle 偶yczenia, „wykluczy膰" na zawsze ka偶dego.

2. Inny genera艂, i to najwy偶szy stopniem i stanowiskiem w艣r贸d genera艂贸w Wehrmachtu, na podstawie podrabianych i sfa艂szowanych dokument贸w, wed艂ug kt贸rych po艣lubi艂 on „prostytutk臋"; m贸g艂 z 艂at­wo艣ci膮 zosta膰 pozbawiony wszystkich urz臋d贸w.

Cho膰by tylko troch臋 my艣l膮cy obserwator, przyjmuj膮c tego rodzaju fakty do wiadomo艣ci, musi wreszcie zad膮膰 sobie pytanie: cp tak naprawd臋 zdarzy艂o si臋 wtedy? Co naprawd臋 dzia艂o si臋 z tymi lud藕mi, kt贸rzy padli ofiar膮 przest臋pczych machinacji w walce o w艂adz臋? I jak im si臋 to uda艂o, 偶e cho膰 tak g艂臋boko zranieni i znies艂awieni, 藕yH jed­nak dalej?

W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania wydaje si臋 nieodzowne
stwierdzenie: -.

Jeden z owych genera艂贸w odznacza艂 si臋 prostoduszn膮 otwarto艣ci膮 - co mo偶na uzna膰 za godne szacunku, co jednak w kr臋gu w艂adzy sprawowanej przez przest臋pc贸w jest r贸wnoznaczne z totalnym samou­nicestwieniem. Drugi z nich w decyduj膮cych momentach 偶ycia by艂 tylko pe艂nym oddania, kochaj膮cym cz艂owiekiem, po prostu m臋偶膰zyzn膮. A kobieta, kt贸r膮 kocha艂, pad艂a ofiar膮 pospolitego znies艂awienia.

Obie „afery", kt贸re bardzo 艣ci艣le zwi膮zane s膮 ze sob膮 nie tylko pod wzgl臋dem czasu, przerodzi艂y si臋 za spraw膮 wzruszaj膮cych, chwilami Wr臋cz rozczulaj膮cych szczeg贸艂贸w w ludzk膮 tragedi臋.

Pocz膮tek tych dra偶liwych wydarze艅, cz臋sto sprawiaj膮cych wra偶e­nie absurdalnych, da si臋 dok艂adnie okre艣li膰: Berlin, 22 listopada 1933 roku. Wannsee, stacja miejskiej kolejki przy Potsdaffler Platz.


1

Podejrzane pocz膮tki

Wtedy, kiedy to wszystko dopiero si臋 zaczyna艂o, zbli偶a艂 si臋 ku ko艅­cowi ponury, deszczowy dzie艅. Niebo nad Berlinem, stolic膮 istniej膮­cego ju偶 od dziesi臋ciu miesi臋cy nazistowskiego pa艅stwa, jakby zawis­艂o ni偶ej w g艂臋bokim zw膮tpieniu. Wok贸艂 wyczuwa艂o si臋 pe艂ne napi臋­cia zm臋czenie.

W pobli偶u nie da艂o si臋 zauwa偶y膰 ani jednego policjanta. Ulice by艂y
puste. Na stacji kolejki Wannsee pe艂ni膮ca dy偶ur kasjerka ziewa艂a za
szyb膮 okienka. M臋偶czyzny, kt贸ry opar艂 si臋 o jeden ze zwietrza艂ych
filar贸w, nie widzia艂a; prawdopodobnie wcale go jiie chcia艂a dostrzec.
By艂 podobny ,do wyblak艂ego cienia, m贸g艂 by膰 zwyk艂ym szpiclem, ale
r贸wnie偶 agentem. Zauwa偶enie cz艂owieka tego pokroju nie by艂o raczej
wskazane. No bo kto w tych czasach chcia艂by zupe艂nie niepotrzebnie
narobi膰 sobie k艂opot贸w! ,

W m臋skiej toalecie zaszumia艂a sp艂ukiwana woda.- po raz trzeci w ci膮gu ostatniej p贸艂 godziny. Nikt jednak stamt膮d nie wyszed艂. Kobieta za okienkiem r贸wnie偶 tego - zupe艂nie zreszt膮 艣wiadomie - nie zauwa偶a艂a.

Ale m臋偶czyzna przy filarze u艣miechn膮艂 si臋 szyderczo, pokiwa艂 g艂ow膮, jakby wiedzia艂, o co chodzi, i wydawa艂 si臋 lekko ubawiony; Czeka艂 uporczywie. Wiedzia艂 na co.

脫w cz艂owiek nazywa艂 si臋 Otto Schmidt; w jego kr臋gach nazywano ? go Otto-Otto. To, co rozgrywa艂o si臋 tutaj, by艂o dla osoby jego pokroju rzecz膮 powszedni膮 - cz臋sto bardzo op艂acaln膮 rzecz膮 powszedni膮

13


w艣r贸d szumu sp艂ukiwanej wody, post臋kiwania m臋偶czyzn, wydysza-nych wyzna艅.

Dzi艣 mia艂o to dopiero nast膮pi膰, ale ju偶 teraz nieuchronnie si臋 zbli偶a艂o. Bo oto w艂a艣nie zauwa偶y艂 kilku m臋偶czyzn, pi臋ciu albo sze艣­ciu, schodz膮cych w d贸艂 po schodach w wyra藕nie dobrym nastroju, gaw臋dz膮cych, 偶artuj膮cych, jakby zanurzonych w mieni膮cym si臋 gra­nacie nocy.

Otto-Otto zarejestrowa艂 teraz ju偶 bardzo skupiony: oficerowie! A w艣r贸d nich m臋偶czyzna w cywilu, w sile wieku; z wyci膮gni臋t膮 jak kogut szyj膮, o lekko sycz膮cym g艂osie, otulony w niegdy艣 elegancki, czarny p艂aszcz z br膮zowym, futrzanym ko艂nierzem.

I w艂a艣nie on, ko艂ysz膮c si臋, niemal ta艅cz膮c, powiedzia艂: „To by艂, drodzy koledzy, naprawd臋 bardzo udany wiecz贸r!"

Ochoczo przyznano mu s艂uszno艣膰. Oficerowie mieli za sob膮 dzie艅 intensywnego szkolenia, po kt贸rym wybrali si臋 na wy艣mienit膮 kolacj臋. Teraz udawali si臋 do swoich kwater albo jeszcze do nocnego lokalu w centrum miasta - na Friedrichstrasse lub przy Kurf眉rstendamm. Kolega w p艂aszczu z futrzanym ko艂nierzem zaopatrzy艂 ich w odno艣­ne adresy.

Po偶egnali si臋 niemal serdecznie, weso艂o i g艂o艣no, mocno, 艣ciskaj膮c

sobie d艂onie. Potem, energicznie wymachuj膮c r臋kami, wsiedli do

kolejki; poci膮g szybko znika艂 w ciemno艣ciach. M臋偶czyzna w czarnym

p艂aszczu patrzy艂 za nim par臋 sekund. jego twarz sprawia艂a teraz

wra偶enie bardzo bladej. Wydawa艂o si臋, jakby tylko on sam znajdowa艂

si臋 jeszcze w tym wy艂o偶onym kafelkami podziemnym 艣wiecie;

Wida膰 by艂o, 偶e nas艂uchuje w napi臋ciu. I wtedy dos艂ysza艂, niczym

jaki艣 sygna艂, ponowny szum wody w pobliskiej toalecie. Ruszy艂 przed

siebie. Otto-Otto 艣ledzi艂 go z nadziej膮.

脫w Otto Schmidt zna艂 niekt贸re z nocnych odmian tej 偶膮dzy. Z pewno艣ci膮 mo偶na si臋 by艂o na nie natkn膮膰 nie tylko w Berlinie, tutaj jednak by艂y one szczeg贸lnie niepo偶膮dane, w tej stolicy III, Rzeszy, gdzie od niedawna k艂adziono silny nacisk na obyczajno艣膰, moralno艣膰 i czysto艣膰. Niepo偶膮dane elementy nale偶a艂o zwalcza膰, I w tym w艂a艣nie pomaga艂 Otto Schmidt, na sw贸j spos贸b.

Z tego nawet 偶y艂 - czasami ca艂kiem nie藕le. By艂o to mo偶liwe tylko dlatego, 偶e do艣膰 systematycznie dostarcza艂 policji adresy i wskaz贸wki.


呕eby mia艂 mu si臋 uda膰 jedyny w swoim rodzaju strza艂 w dziesi膮tk臋 - tego nie potrafi艂 sobie nawet wyobrazi膰. A gdyby go przeczu艂, prawdopodobnie za wszelk膮 cen臋 pr贸bowa艂by unikn膮膰 takiego „suk­cesu". Ostatecznie nie chcia艂 nic wi臋cej, jak tylko inkasowa膰 swoj膮 nale偶no艣膰, i je艣li to mo偶liwe, w ca艂kowitym spokoju. " Tak czy owak Otto-Otto wiedzia艂 na razie tyle: ta toaleta na stacji Wannsee by艂a czym艣 w rodzaju gabinetu; jeden z jego koleg贸w czeka艂 tam na klient贸w, mi臋dzy pisuarami i muszlami klozetowymi. A poci膮­ganie za sznur przy rezerwuarze by艂o jego wabi膮cym przywo艂aniem.

W艂a艣nie do tego cz艂owieka uda艂 si臋 teraz m臋偶czyzna w p艂aszczu
z br膮zowym, futrzanym ko艂nierzem. Nagle przy艣pieszy艂 kroku, jakby
co艣 go nagli艂o. „Niemal-zmys艂owo"'- zapisano p贸藕niej w protokole
z przes艂uchania.

Z relacji doktora Ericha Mellera:

„Informacje przekazane mi przez funkcjonariusza policji kryminalnej Georga Hubera: 禄 Je艣li idzie o m臋偶czyzn臋 w m臋skiej toalecie, chodzi艂o o niejakiego Josepha Weingartnera. Nazywano go tak偶e, w odno艣nych kr臋gach jego klienteli, Seppem-Bawarczykiem. W艂a艣nie z tego powodu dosy膰 wcze艣nie zwr贸ci艂em na niego uwag臋, bo w prefekturze policji, jak r贸wnie偶 p贸藕niej w gestapo, mnie okre艣lano zazwyczaj- 殴or-偶em-Bawarczykiem..

A wi臋c tak! 脫w Joseph Weingartner by艂 wytresowanym na homo­seksualist贸w jawnogrzesznikiem. W niczym jednak nie przypomina艂 m臋skiej dziwki; robi艂 raczej wra偶enie ju偶 troch臋 zu偶ytego. Ale w艂a艣nie dzi臋ki temu by艂 bardzo ch臋tny; ca艂kowicie pozbawiony wyboru zado­wala艂 si臋 艣rednimi cenami.

Kto p艂aci艂, zostawa艂 obs艂u偶ony - w latach 1933 -1937 Weingartner 艣wiadczy艂 t臋 us艂ug臋 bez w膮tpienia kilkaset razy. Najcz臋艣ciej odbywa艂o si臋 to na terenie dworca, ale nie w toaletach - one s艂u偶y艂y tylko do nawi膮zania kontaktu. W艂a艣ciwa obs艂uga klienta dokonywana by艂a w miejscach bardziej oddalonych, cz臋sto na powietrzu - 偶eby m贸c w por臋 dostrzec zbli偶anie si臋 kogo艣 obcego czy wr臋cz policji.

Cena, jakiej za tego rodzaju us艂ugi 偶膮da艂 podrz臋dny, co najwy偶ej 艣redniej klasy '艣wiadcz膮cy', jakim by艂 Weingartner, waha艂a si臋 w zale偶-

15


no艣ci od zakresu i rodzaju us艂ug od dziesi臋ciu do czterdziestu 贸wczes­nych marek. Wi臋cej ni偶 pi臋膰dziesi膮t marek na pewno nie nale偶a艂o si臋 tym typom.

Wszystko to opowiadam panu, panie radco, nie po to, 偶eby pana zabawi膰 czy panem wstrz膮sn膮膰 - te sprawy raczej si臋 do tego-nie nadaj膮. Chc臋 tylko przy okazji zwr贸ci膰 pana uwag臋 na kilka godnych odnotowania fakt贸w.

Weingartner by艂 pilnie wykorzystywanym obiektem -jednak be偶 jakiegokolwiek 'stopnia' w swojej bran偶y. Mia艂 setki klient贸w kt贸rych imion nie zna艂, o kt贸rych nawet nie wiedzia艂, jak wygl膮daj膮. Tym bardziej 偶e sam preferowa艂 ciemno艣ci - mia艂 ku temu powody; bo przecie偶, jak ju偶 wspomnia艂em, daleko mu by艂o do atrakcyjnego 'syna

Koryntu'.

Z czego, opieraj膮c si臋 na: do艣wiadczeniach naszego zawodu, nale偶y wysnu膰 nast臋puj膮cy wniosek: ten facet nie m贸g艂by chyba by膰 obiek­tem seksualnych pragnie艅 cz艂owieka o pewnej kulturze! A w艂a艣nie dok艂adnie to sugerowano, I niech mi pan tylko nie opowiada, drogi panie radco, 偶e w stosunkach mi臋dzy lud藕mi nic nie jest wykluczone. Og贸lnie mo偶e ma pan racj臋 - ale to nie sprawdza si臋 w sytuacji, w kt贸rej wysokie stanowisko, dobrze p艂atna posada umo偶liwiaj膮 swobodny wyb贸r. Nawet w tej dziedzinie. A wi臋c po prostu nie mog臋 sobie wyobrazi膰 genera艂a, do tego jeszcze o wyj膮tkowej pozycji zadaj膮cego si臋 z tak n臋dzn膮 kreatur膮 jak Weingartner! A pan?芦".

Schmidt, Otto-Otto, nadal pozostawa艂 w cieniu filar贸w stacji Wanhsee. Teraz trzeba by艂o tylko odczeka膰, a cierpliwo艣ci, nieodzownej przy jego profesji, nie brakowa艂o mu.

To, co si臋 tutaj rozgrywa艂o, dla niego, znawcy tych spraw, stanowi­艂o codzienn膮 powszednio艣膰. „Te lubie偶ne 艢winie - zanotowano p贸藕niej w aktach - oddali艂y si臋 w wiadomym celu!" '. - "

M臋偶czyzna w czarnym p艂aszczu pod膮偶a艂 tu偶 za Seppem-Bawar-czykiem; ciemnym, bocznym przej艣ciem, mijaj膮c wiele tor贸w, doszed艂 za nim do zardzewia艂ego, drucianego ogrodzenia, oddzielaj膮cego sta­cj臋 kolejki od s膮siaduj膮cego z ni膮 magazynu.

A tam, w艣r贸d wysoko spi臋trzonych materia艂贸w budowlanych - work贸w z cementem, desek i cegie艂 - odby艂o si臋 to, co zwyk艂o si臋

16


okre艣la膰 jako „zbli偶enie homoseksualne". Czas trwania: od pi臋ciu do o艣miu minut. Kategoria cenowa: prawdopodobnie trzydzie艣ci 贸wczes­nych marek.

Otto-Otto zna艂 to dok艂adnie. Nie musia艂 wi臋c w og贸le rusza膰 si臋 z miejsca i si臋 temu przygl膮da膰. Mimo to w okre艣lonym momencie powie poi przysi臋g膮 wszystko, czego si臋 od niego za偶膮da.

Dalsze fragmenty relacji doktora Ericha Mellera, pe艂ni膮ce­go w贸wczas funkcj臋 radcy rz膮dowego w pruskim Minister­stwie Spraw Wewn臋trznych w Berlinie: „Po prostu 艣mieszne s膮 te ostatnio co rusz podejmowane pr贸by bagatelizowania 贸wczesnych wydarze艅 jako 禄zrozumia艂ych ze. wzgl臋­d贸w pa艅stwowo-politycznych芦. A przecie偶 jasne jest, 偶e chodzi艂o w贸wczas o pospolite, podst臋pne machinacje. Obejmowa艂y one r贸w­nie偶 te dziedziny, kt贸rych dotyczy艂 tak zwany 偶o艂nierski, kodeks honorowy. Nale偶a艂o ugodzi膰 w niego, a je艣li to mo偶liwe - w og贸le go zlikwidowa膰.

Po przegranej wojnie 艣wiatowej resztki wielkiej armii, zw艂aszcza jednoznacznie konserwatywni, 艣wiadomi swojej pozycji klasowej ofice­rowie znale藕li schronienie w instytucji okre艣lanej jako Reichswehra, czyli w tak zwanej Armii Stu Tysi臋cy. Jej czo艂owym przyw贸dc膮 by艂 wielce utalentowany genera艂 von Seeckt. D膮偶y艂 on do neutralno艣ci armii, niezale偶nej 禄od wszelkich partii芦. Ale potem zjawi艂 (si臋 Hitler. I w艂a艣nie jemu bez trudu uda艂o si臋 przechytrzy膰 tak pewnych siebie oficer贸w - jednak nie Seeckta, on umar艂, nim do tego dosz艂o.

Do zaplanowanych ofiar nale偶a艂a jednak偶e s艂ynna 禄podw贸jna gwiazda芦 wojny 艣wiatowej: Hindenburg i Ludendorff.

Drugiego z nich, kt贸rego wcze艣niej okrzykni臋to genialnym szefem sztabu generalnego cesarskiej armii, Hitler za艂atwi艂 na wst臋pie: sam krocz膮c u jego boku w czasie marszu na Feldherrnhalle w Monachium w 1923 roku, Uczyni艂 potem z niego nieudanego zamachowca; gorzko zawiedziony Ludendorff przeobrazi艂 si臋 w nast臋pstwie w germa艅sko-narodowo艣ciowego fantast臋.

Mowa o nieudanym puczu Hitlera wspieranego przez Ludendorffa, maj膮cym na celu obalenie rz膮du w Berlinie. Pucz udaremni艂a Reichswehra i policja, rozp臋dzaj膮c demonstrant贸w przed Feldhermhalle w Monachium (przyp- t艂um.).

17


Feldmarsza艂ek Paul von Hindenburg, posta膰 symbolizuj膮ca 艣wiet­no艣膰 praniemieckiego ducha bojowego, zosta艂 za艂atwiony przez Hit­lera p贸藕niej, kiedy prezydent Rzeszy zamieni艂 si臋 juz w poczciwego, stetrycza艂ego b臋cwa艂a. Nast膮pi艂o to, podobnie jak w wypadku Luden-dorffa, po bezwstydnie s艂u偶alczych pr贸bach przypodobania si臋 im obu i 偶arliwych deklaracjach wierno艣ci: on, Adolf Hitler, 偶o艂nierz wielkiej wojny, odznaczony Krzy偶em 呕elaznym pierwszej klasy, zapewnia艂, 偶e jest got贸w w ka偶dej chwili broni膰 偶o艂nierskiego honoru.

Prawdopodobnie Hitler tak my艣la艂 - ale pojmowa艂 to na sw贸j spos贸b! W ka偶dym razie 偶o艂nierze skwapliwie dawali mu wiar臋: to na pewno jeden z naszych najlepszych! Kto艣 taki jak on b臋dzie umia艂 zorganizowa膰 masy i unieszkodliwi膰 elementy godz膮ce w dobro naro­du - komunist贸w, pacyfist贸w i socjalist贸w. Gwarantuje to jego duch frontowego 偶o艂nierza.

W niezachwianej pewno艣ci - 禄on b臋dzie posluszny芦 - feldmar­sza艂ek i prezydent Rzeszy, czyli Hindenburg, w tak zwany dzie艅 przej臋cia w艂adzy, 30 stycznia 1933 roku, mianowa艂 by艂ego gefr膮jtra, a obecnie przyw贸dc臋 partii, kanclerzem Rzeszy.

Istotnie wydawa艂o si臋, 偶e Hitler zamierza schyli膰 czo艂o przed u艣wi臋con膮 tradycj膮 niemieckiego ducha bojowego - w ka偶dym razie uczyni艂 taki gest. W poczdamskim ko艣ciele garnizonowym, w kt贸rym przyw贸dca NSDAP wyg艂osi艂 mow臋 na temat prawdziwych warto艣ci narodu, s臋dziwy naczelny w贸dz, wzruszony i pe艂en uznania, poda艂 mu swoj膮 prawic臋. Generalicja spodziewa艂a si臋 nadej艣cia dla siebie dob-, rych czas贸w, finansowo stabilnych i obfituj膮cych w ciep艂e posady.

Oddzia艂om szturmowym partii, okre艣lanym kr贸tko jako SA - li­cz膮ca miliony, ambitnie wysuwaj膮ca si臋 na czo艂o formacja bojow膮 - niebawem brutalnie ograniczono po艂臋 dzia艂ania; ich szef sztabu Ernst R枚hm, a wraz z nim wielu czo艂owych przyw贸dc贸w SA zostali zamordowani. Hitler rzuci艂 has艂o: 禄Jedynym obro艅c膮 Niemiec jest Wehrmacht!芦 Ta sentencja by艂a bardzo po my艣li Hindenburga; nape艂­nia艂a generalicj臋 wi臋ksz膮 nadziej膮. Wszyscy oni jednak nie znali swojego 禄f眉hrera芦, nadal trwali w mylnym przekonaniu; dla nich by艂 nikim innym, jak tylko szarym gefrajtrem, karierowiczem, no i w ko艅­cu: iqh podw艂adnym.

Sam Hindenburg, ulegaj膮c post臋puj膮cemu szybko procesowi sta­rzenia si臋, znajdowa艂 dla niego nazbyt wielkie, niemal wznios艂e s艂owa

18


uznania. Pewnego razu po kolacji w pa艂acu prezydenta Rzeszy, na kt贸rej by艂em obecny, Hindenburg dos艂ysza艂 odg艂os przelatuj膮cego samolotu, kt贸remu przys艂uchiwa艂 si臋 prawie z namaszczeniem: 禄To on!芦 Mia艂 na my艣li Hitlera. 禄On bezustannie troszczy si臋 o nasze Niemcy. Ci膮gle na posterunku!芦

W obliczu takiej reakcji, 艣wiadcz膮cej ,o starczym niedo艂臋stwie umys艂owym, wszystko ju偶 wydawa艂o si臋 mo偶liwe. Pierwszego czerwca 1935 roku jednak ten sam prezydent Rzeszy, na propozycj臋 Hitlera, poda艂 do wiadomo艣ci dwie niezwykle wa偶ne nominacje: genera艂 Wer­ner von Blomberg otrzyma艂 stopie艅 feldmarsza艂ka, zosta艂 naczelnym dow贸dc膮 Wehrmachtu i ministrem wojny Rzeszy. Ale jednocze艣nie, jak gdyby w celu st艂umienia daj膮cego si臋 przewidzie膰; gniewu konser- watywnych kr臋g贸w oficerskich, genera艂 Werner baron von Fritsch otrzyma艂 stanowisko g艂贸wnodowodz膮cego si艂 l膮dowych.

W艂a艣nie ta druga nominacja by艂a niezwykle zr臋cznym, szachowani posuni臋ciem: u boku genera艂a, wykazuj膮cego rzekomo sympatie nazistowskie, postawiono oficera ze starej pruskiej szko艂y. Powsta艂 uk艂ad, z kt贸rego z ca艂膮 pewno艣ci膮 musia艂o co艣 wymkn膮膰.

Dzi艣 mo偶na odnie艣膰 "wra偶enie, 偶e Hitler to przewidzia艂. W tym
sznurowatym przedstawieniu, jakie wkr贸tce mia艂o si臋 rozpocz膮膰 na
pa艅stwowej scenie, ja zajmowa艂em miejsce w lo偶y. Zawdzi臋cza艂em to
nie tylko faktowi, 偶e m贸j 禄przyjaciel z m艂odo艣ci to osoba jedyna
w swoim rodzaju." .

Otto-Otto, 贸w kapu艣 偶e stacji Wannsee, by艂 pewny swego widz膮c m臋偶czyzn臋 w czarnym palcie id膮cego znowu w jego kierunku od strony po艂o偶onych z ty艂u urz膮dze艅 nastawniczych. M臋偶czyzna robi艂 wra偶enie bardzo odpr臋偶onego a jednocze艣nie, przybitego. Ogl膮da艂 si臋 na wszystkie strony, jakby si臋 ba艂, 偶e zaraz kto艣 go osaczy jak zwierz臋.

Po chwili jednak uzna艂 chyba, 偶e jest na peronie zupe艂nie sam

odetchn膮艂 wi臋c z ulg膮 i wyra藕nie si臋 uspokoi艂. Z prawej kieszeni

p艂aszcza wyci膮gn膮艂 bia艂膮 "chustk臋 i wytar艂 ni膮 pokryt膮 potem twarz.

Nagle dostrzeg艂 wy艂aniaj膮cego si臋 z p贸艂mroku m臋偶czyzn臋, kt贸ry szed艂

w jego stron臋.

W d艂ugim p艂aszczu od deszczu, w kapeluszu naci膮gni臋tym g艂臋boko na oczy, porusza艂 si臋 niedbale - niemal tanecznym krokiem zbli偶a艂 si臋

19


do m臋偶czyzny w czarnym palcie. Zatrzyma艂 si臋 przed nim - jak gdyby studiowa艂 plakaty na s艂upie og艂oszeniowym.

Potem powiedzia艂 niemal serdecznie: „To, co pan robi艂, obser­wowano i zarejestrowano. W najdrobniejszych szczeg贸艂ach."

M臋偶czyzna w czarnym p艂aszczu cofn膮艂 si臋, o艣lepiaj膮co bia艂y szal jeszcze mocniej zacisn膮艂 wok贸艂 szyi, jak gdyby chcia艂 zas艂oni膰 sobie twarz, kt贸ra sta艂a si臋 blada jak 艣wiat艂o ksi臋偶yca. Nie powiedzia艂 ani s艂owa.

Schmidt, Otto-Otto, zna艂 si臋 na tym. Wiedzia艂, 偶e oszcz臋dno艣膰 w s艂owach zdolna by艂a spot臋gowa膰 sugestywn膮 z艂owrogo艣膰 takich zdarze艅. Sta艂 dalej w tym samym miejscu - u艣miecha艂 si臋, bynaj­mniej nie przyja藕nie: pogardliwie, wyczekuj膮co.

W tym momencie na stacj臋 wjecha艂 poci膮g. M臋偶czyzna w czarnym p艂aszczu w艣lizn膮艂 si臋 do wagonu. Otto Schmidt powoli za nim. Dla niego ca艂a akcja w艂a艣ciwie ju偶 si臋 sko艅czy艂a: do uzgodnienia pozosta艂a tylko cena. Niestety raczej mierna, co najwy偶ej przeci臋tna, wed艂ug wst臋pnego szacunku.

Wy膰wiczony w wyczekuj膮cej cierpliwo艣ci Otto-Otto usiad艂 na­
przeciwko swojej ofiary i zarejestrowa艂: zm臋czona a teraz bardzo
zwiotcza艂a twarz oficera, l艣ni膮ce oczy 偶ebrz膮ce o pob艂a偶liwo艣膰, zrozumienie.

- Kim pan jest? I, przepraszam, czego pan chce ode mnie?
Otto Schmidt zachowa艂 si臋 wspania艂omy艣lnie, jak pe艂na zrozumienia, po ludzku my艣l膮ca istota. Z nim mo偶na si臋 dogada膰.

- Nazywam si臋 Kr枚ger - powiedzia艂. - Jestem komisarzem policji
obyczajowej. Reszty mo偶e si臋 pan domy艣li膰.

M臋偶czyzna w czarnym p艂aszczu wyra藕nie si臋 przerazi艂. Poj膮艂 bo­wiem, 偶e tym razem wcale nie wpad艂 w r臋ce policji obyczajowej, jak kilka razy do tej pory. To nie by艂oby jeszcze takie z艂e, poniewa偶 poli­cja ma obowi膮zek udowodnienia winy i surowego przestrzegania obowi膮zuj膮cych regu艂. Nie ryzykowali niczego, co ewentualnie mog艂o­by zaszkodzi膰 im samym. Teraz jednak trafi艂 na jakiego艣 szanta偶yst臋 - i to chyba nie znaj膮cego pardonu.

Otto-Otto nie robi艂 ju偶 zreszt膮 偶adnych ceregieli, chcia艂 jak naj­szybciej przej艣膰 do sedna sprawy, podczas gdy kolejka ze st艂umionym stukotem toczy艂a si臋 przez Berlin.

- Ostatecznie jestem cz艂owiekiem - zapewni艂. - Nigdy nie by艂em

20


bez serca! Ale my艣l臋, godzi艂oby si臋, 偶e tak powiem, co艣 wy艂o偶y膰. Pan rozumie?

Okaza艂a siej 偶e m臋偶czyzna mieszka艂 na Lichterfelde-Ost - w dziel­nicy o ustalonej renomie, popularnej w艣r贸d co znaczniejszych urz臋d­nik贸w i wy偶szych oficer贸w. Mieszka艂 tam tak偶e genera艂 Beck, szef sztabu generalnego armii.

Dow贸d m臋偶czyzny informowa艂: Ferdinandstrasse 20. Zaw贸d: rot­mistrz w stanie spoczynku, z pochodzenia Austriak. Nazwisko: Frisch. A mo偶e. von Fritsch.

I jeszcze tej samej nocy wyp艂aci艂 szanta偶y艣cie pozosta艂e trzysta marek, zauwa偶aj膮c przy tym, 偶e czyni to z b贸lem serca, bo ostatecznie nie jest 偶adnym zamo偶nym cz艂owiekiem, musi, z niema艂ym trudem, utrzyma膰 si臋 ze swojej skromnej pensji oficera w stanie spoczynku.

Otto-Otto zainkasowa艂 nale偶no艣膰 z niewzruszon膮 twarz膮.


Dalsze zapiski doktora Ericha Mellera: „Stosunki mi臋dzy kanclerzem Rzeszy Hitlerem a jego genera艂ami od samego pocz膮tku pe艂ne by艂y napi臋cia, wr臋cz niech臋ci. Chc膮c okre艣li膰 je kr贸tko, mo偶na by powiedzie膰:

Oni nim pogardzali - on ich nienawidzi艂!

Podczas gdy oni widzieli w Hitlerze tylko zach艂annego gefrajtra-o wynikaj膮cej z ograniczenia potrzebie imponowania, on uwa偶a艂 ich za g艂upich, zadufanych karierowicz贸w i niepoprawnych besserwiser贸w. Ani jedno, ani drugie nie mija艂o si臋 z prawd膮.

禄Oni mnie nie rozumiej膮!芦 - skar偶y艂 si臋 Hitler pewnego wieczoru, siedz膮c w pretensjonalnej pozie w Kancelarii Rzeszy, gdzie w艣r贸d paru os贸b i mnie dane by艂o si臋 znale藕膰. 脫w monolog by艂 na miar臋 wielkiego teatru; nie szcz臋dz膮c szlachetnego patosu, bardziej w stylu Schillera ni偶 Szekspira, f眉hrer uskar偶a艂 si臋: 禄Oni nie s膮 w stanie poj膮膰, do czego ja zmierzam!芦

- Ten pan nas nie rozumie! - stwierdzi艂 dobitnie genera艂 Beck, szef sztabu generalnego armii. Uwaga ta zosta艂a wypowiedziana w kr臋gu os贸b, jak s膮dzi艂 Beck, rozs膮dnych i godnych zaufania, do kt贸rych zalicza艂 r贸wnie偶 mnie. 脫w genera艂, bez w膮tpienia nobliwy i bardzo pow艣ci膮gliwy m臋偶czyzna, nie nale偶a艂 do tych, kt贸rzy nazy­wali Hitlera po prostu gefrajtrem. On m贸wi艂 o nim 禄ten pan芦 albo 禄pan Hitler芦. - 脫w pan Hitler - stwierdzi艂 - najwyra藕niej nie jest w stanie poj膮膰, w jakim kierunku powinni艣my zmierza膰!

Genera艂 rozwin膮艂 t臋 my艣l z bezsprzecznie wyzywaj膮c膮 otwarto艣ci膮: - Nasz Wehrmacht, rozs膮dnie i celowo rozbudowany, mo偶e sta膰 si臋 rozstrzygaj膮cym czynnikiem europejskiego porz膮dku. Zainwestowane w niego miliony mog艂yby, a nawet musia艂yby sta膰 si臋 jedynym w swoim rodzaju elementem stabilizuj膮cym pok贸j!

Adolf Hitler pozwoli艂 pozosta膰 swoim genera艂om w tym przeko naniu. Przynajmniej w pierwszych latach sprawowania funkcji g艂or Wy pa艅stwa przy ka偶dej nadarzaj膮cej si臋 okazji wyra偶a艂 im sw贸j g艂臋boki szacunek i wiar臋 we wsp贸lnot臋 wynikaj膮c膮 z 偶o艂nierskiego braterstwa. - Niemcy to ka偶dy z nas! Nie ma wi臋kszego zobowi膮za­nia ponad to!

Hitler s膮dzi艂, 偶e na wypowiadanie tego rodzaju pi臋knych hase艂 czy wr臋cz pi臋knych sentencji m贸g艂 pozwoli膰 sobie bez najmniejszych obaw. Zw艂aszcza 偶e do jego najbli偶szego otoczenia nale偶a艂 nie tylko

22


dzielny von Fritsch, ale r贸wnie偶 dostojny Werner von Blomberg, a tea potrafi艂, jak si臋 wydawa艂o, poskramia膰 nawet zatwardzia艂e, staroprus-kie rumaki bojowe. Ale 偶e w艂a艣nie sam Blomberg mia艂 wkr贸tce pojawi膰 si臋 na scenie w roli swego rodzaju wentyla bezpiecze艅stwa albo 偶e mia艂o doj艣膰 do tego przy u偶yciu kryminalnych metod, i to z powodu kobiety, tego nikt sobie nie wyobra偶a艂.

Lecz tak w艂a艣nie si臋 sta艂o. Zadba艂 o to ze szczeg贸ln膮 gorliwo艣ci膮 Hermann G枚ring. Ten cz艂owiek potrafi艂 wykorzysta膰 nawet grzeszne 偶膮dze dla akcji pa艅stwowych."

Pierwsza pr贸ba beletryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Przestrogi matki

- Bo偶e drogi,, dziecko kochane, co w ciebie wst膮pi艂o?! - zawo艂a艂a matka Gruhn. - Zachorowa艂a艣 na mani臋 wielko艣ci? Czego ty w艂a艣ciwie chcesz?

- Nic wi臋cej, tylko wreszcie 偶y膰! - zapewni艂a j膮 c贸rka Eva niemal;
wrogim tonem. Chc臋 si臋 wyrwa膰 z tej ciasnoty, z tego brudu, z tego
smrodu! Nie 偶yczysz mi tego?

Znajdowa艂y si臋 w pralni n臋dznej berli艅skiej kamienicy czynszo­
wej; odpadaj膮cy tynk, poplamiona cementowa posadzka, zu偶yte
sprz臋ty, kot艂y, wanny. Unosi艂 si臋 przenikliwy zapach bielizny gotowa­
nej w kiepskim mydle.

- Pr贸buj臋 ci臋 tylko przestrzec, moje dziecko. Jeste艣 bardzo 艂adna, bardzo poci膮gaj膮ca, kochaj膮 si臋 w tobie, ale w艂a艣nie to mo偶e okaza膰 si臋 szalenie niebezpieczne! M臋偶czy藕ni s膮 nieobliczalni.

- W ostateczno艣ci zawsze ko艅czy si臋. na tym jednym jedynym, dla

23


kt贸rego warto by艂o przez wszystko przej艣膰. I kogo艣 takiego chyba wreszcie znalaz艂am.

Matka Gruhn z dezaprobat膮 pokr臋ci艂a lekko posiwia艂膮 g艂ow膮 o lwiej grzywie. Ci膮gle jeszcze mog艂a .uchodzi膰 za kobiet臋 o nieza­przeczalnej urodzie. Lecz ci臋偶kie, mozolne 偶ycie wycisn臋艂o na niej swoje pi臋tno.

C贸rka Eva, maj膮ca wtedy niewiele ponad trzydze艣ci lat, by艂a oso­b膮 wybitnie atrakcyjn膮, bardzo zgrabn膮, stworzeniem do艣膰 zmys­艂owym. ...

Matka Gruhn westchn臋艂a g艂臋boko. - A co z tym lokatorem z trzeciego pi臋tra, tym Vogelsangiem? Podobno i dla niego jeste艣 bardzo mi艂a, tak s艂ysza艂am. A przecie偶 on to ju偶 prawie starzec. Chyba ma pi臋膰dziesi膮tk臋! I komu艣 takiemu nadskakujesz?

- A dlaczego nie mia艂abym by膰 dla niego mila? - spyta艂a Eva
Gruhn. - Zw艂aszcza 偶e jest tak ustosunkowany, ma znajomo艣ci
w samej partii, a nawet w policji! Poza tym jest dosy膰 sympatyczny,

24


kierownik dobrze prosperuj膮cych delikates贸w przy Kurf眉rstendamm. To prawda, nadskakuje mi. Ale to wszystko.

Tego nie da si臋 wymaza膰, mamo! Ale niejedno ch臋tnie bym zapomnia艂a, A ten m臋偶czyzna, kt贸rego teraz pozna艂am, m贸g艂by mi to umo偶liwi膰. To wielki dobry cz艂owiek, prawdziwy d偶entelmen. O takim m臋偶czy藕nie marzy艂am od dziecka.

Matka wydawa艂a si臋 teraz naprawd臋 przera偶ona i zatroskana jak
kwoka. - Co艣 takiego - obwie艣ci艂a ponuro - mo偶e si臋 藕le sko艅czy膰.
Ty z prostego domu, a on, jak s艂ysz臋, wa偶na osoba. To musi si臋 藕le
sko艅czy膰.

Eva roze艣mia艂a si臋 ubawiona.

呕 zapisk贸w by艂ego, radcy rz膮dowego doktora Erich.
Mellera;

„Tak zwany 呕or偶-Bawarczyk - s艂u偶bowa okre艣lenie wewn臋trzne, kt贸re mojemu przyjacielowi Huberowi ze zrozumia艂ych wzgl臋d贸w zupe艂nie si臋 nie podoba艂o, 艂膮czy艂o go bowiem przez swe brzmienie z jedn膮

25


z najn臋dzniejszych figur w jego rewirze, z owym Seppem-Bawar-czykiem - tak wi臋c 贸w funkcjonariusz policji kryminalnej by艂 fachow­cem najwy偶szej klasy.

Georg Huber uchodzi艂 za przenikliwego szpiega, ostro偶nego anio艂a str贸偶a, uznanego mistrza w swoim fachu. Przy czym s艂u偶y艂 jedynie, w co mocno wierzy艂, prawu i sprawiedliwo艣ci. I w艂a艣nie to przeko­nanie mia艂o wkr贸tce doprowadzi膰 go do tej szczeg贸lnej, niezwykle ponurej tragedii. R贸wnie偶 jego zgubi艂o w ostateczno艣ci pragnienie pozostania - mimo wszystko - po prostu prawym cz艂owiekiem. I to w takich czasach!

Ja w tamtym okresie kierowa艂em w pruskim Ministerstwie Spraw Wewn臋trznych w Berlinie wydzia艂em K. Nazwa ta mog艂a oznacza膰, co kto chcia艂: kontakty, koordynacj臋, kanalizacj臋. I w pewnym sensie prawie wszystko by艂o trafne.

Moj膮 plac贸wk臋 uczyniono oficjalnie odpowiedzialn膮 za bezkon­
fliktow膮 wsp贸艂prac臋 wszystkich ambitnie pr膮cych do przodu ugrupo­
wa艅 w艂adzy: partii i pa艅stwa, SA i SS, policji i s艂u偶b tajnych, i cze­
go tam jeszcze! A ja przy tym piek艂em, mo偶na powiedzie膰, swoj膮
w艂asn膮 piecze艅. I to bynajmniej nie pozbawiony ochrony. Czy ina­
czej bym prze偶y艂?

Tego rodzaju sprawami zajmowa艂 si臋 tak偶e Georg Huber, 呕or偶--Bawarczyk. Zjawia艂 si臋 u mnie prawie regularnie i za ka偶dym razem twierdzi艂, 偶e w艂a艣nie szed艂 przypadkowo korytarzem i zauwa偶y艂 na drzwiach moj膮 wizyt贸wk臋. I w tym samym momencie przypomina艂 sobie: radca Meller jest w posiadaniu 艂adnych parudziesi臋ciu pude艂ek wy艣mienitych, hawa艅skich cygar, przechowywanych w kasetkach ze szlachetnego drewna na p贸艂kach szafy. Pragnienie posmakowania kt贸rego艣 z tych wyrob贸w Henry'ego Claya - przedstawiaj膮cych w贸w­czas, gdy Kuba nie zna艂a jeszcze Fidela Castro, absolutnie najwy偶sz膮, jako艣膰 - zaw艂adn臋艂o nim, jak m贸wi艂, przemo偶nie.

Cho膰 udawa艂 niewidzialnego, zawsze by艂 przeze mnie serdecznie witany. Dostawa艂 swoje cygaro, kt贸re wyszukiwa艂 sobie z ceremonial­n膮 staranno艣ci膮 w moich bogatych zasobach. Dotyka艂 wierzchniego li艣cia, w膮cha艂 intensywnie, jak gdyby chodzi艂o o cudownie pachn膮c膮 sk贸r臋 pozornie ch艂odnej, ale bez trudu daj膮cej si臋 przytuli膰 kobiety. Nim jednak zapali艂 cygaro, zawsze k艂ad艂 przede mn膮 kilka przyniesio-

26


nych ze sob膮 dokument贸w; przy czym robi艂 to w taki spos贸b, jak gdyby chcia艂 si臋 od nich zdystansowa膰.

Nigdy nie dawa艂 mi do r臋ki teczek z papierami ani lu藕nych do­kument贸w wewn臋trznego u偶ytku, got贸w jestem na to przysi膮c. Mog­艂em jednak po nie si臋gn膮膰 i zajrze膰 do nich, r贸wnie偶 zada膰 par臋 pyta艅, je艣li uwa偶a艂em to za konieczne. Owa 禄audiencja芦 trwa艂a zawsze tyle czasu, ile Huber potrzebowa艂 na wypalenie cygara, czyli - zale偶nie od jego wielko艣ci - czterdzie艣ci do pi臋膰dziesi臋ciu minut.,

Potem pr贸bowa艂em podsuwa膰 mu coraz d艂u偶sze, z gatunku tych wi臋kszych. Bo to, co przy okazji przynosi艂, by艂a to naprawd臋 ostra bro艅 - niezwykle przydatna i skuteczna w najrozmaitszych dzikich przedsi臋wzi臋ciach owych drapie偶nych zwierz膮t! Na przyk艂ad co艣 takie­go; Notatka urz臋dowa, prefektura policji, Berlin, referat d s obyczajo­wych. Wy艂膮cznie do u偶ytku wewn臋trznego:

禄Dotyczy Evy Gruhn. Szczeg贸艂y: patrz kartoteka wst臋pna. Chodzi o osob臋 okre艣lan膮 jako podejrzana. Wstrzyma膰 si臋 od nadzoru bezpo­艣redniego. Zwracaj膮ce uwag臋 dalsze fakty odnotowa膰 tylko w celach profilaktycznych.芦

- Ta dotyczy艂a matki Gruhn, kt贸ra ju偶 nieraz mia艂a do czynienia z w艂adzami, wywo艂uj膮c przy tym, prawdopodobnie swoj膮 bezczelno艣­ci膮, g艂臋bok膮 niech臋膰 wzburzonych urz臋dnik贸w. Przytoczono ich opinie na jej temat; mi臋dzy innymi grubo podkre艣lone zdania w rodzaju: 禄calkowicie nie do wytrzymania芦 albo 禄bez powodu k艂贸tliwa芦 czy nawet 禄nieopanowana awanturnica芦.

- Zawiedzione dziecko naszego potwornie wykorzystywanego na­
rodu - zasugerowa艂em. - Czyli taki cz艂owiek, kt贸ry z wielkim mo­
zo艂em musi przebija膰 si臋 przez 偶ycie i wtedy wali na o艣lep tak偶e wko-

27


艂o siebie, 偶eby nie da膰 sobie odebra膰 ostatniej kromki chleba. Ta­cy gryz膮 i kopi膮, byle tylko jako艣 prze偶y膰. I staj膮 si臋 postra­chem urz臋dnik贸w, zak艂贸caj膮cym im trawienie, a偶 wreszcie trafiaj膮 do notatek s艂u偶bowych. A ta Eva to pewnie nieodrodna c贸rka swo­jej matki?

- I tak, i nie - Huber dalej delektowa艂 si臋 cygarem. - Zwykli
funkcjonariusze policji, tacy jak j膮 ale tak偶e maj膮cy na celu.szerok膮
koordynacj臋 przedstawiciele rz膮du, tacy jak pan, nigdy nie mog膮 si臋
uwolni膰 od sk艂onno艣ci do upraszczania tych spraw, 偶eby wydawa艂y si臋
bardziej przejrzyste. A w tym wypadku od tego bzdurnego, og艂upiaj膮­
cego ludzi przys艂owia, 偶e jab艂ko pada niedaleko od. jab艂oni. Je艣li na­
wet matka rzeczywi艣cie jest tylko zwyk艂膮, k艂贸tliw膮 praczk膮, to jej
c贸rka mog艂aby przecie偶 mie膰 wr臋cz kr贸lewskie cechy. Albo je w sobie
wykszta艂ci膰.

W tym momencie zrobi艂em si臋 czujny. - Co mi tu pan pr贸buje
wm贸wi膰, drogi panie Huber? .

- Zaraz pan to zrozumie. Niech si臋 pan zajmie notatk膮 numer trzy.

Ta g艂osi艂a:

禄Obserwacja zastrze偶ona do u偶ytku wewn臋trznego. Dotyczy Luise Gruhn. By艂a praczk膮 w Zamku Kr贸lewskim, Berlin-Chariottenburg. Jej m膮偶, Paul Gruhn, pracowa艂 tam jako ogrodnik. Pobrali si臋 w 1903 roku. W tym samym roku urodzi艂o si臋 ich jedyne dziecko, Eva Gruhn. Ojciec dziewczynki, Paul Gruhn, prawdopodobnie 藕 powodu 偶ony, kt贸r膮 on r贸wnie偶 dosy膰 wcze艣nie okre艣li艂 jako nie do wytrzymania, opu艣ci艂 rodzin臋. Przyjmowa艂 r贸偶ne posady, najcz臋艣ciej daleko od Berlina芦.

. Dalej z notatki wynika艂o co nast臋puje: Mimo wszystko ojczyzna zd膮偶y艂a jeszcze Paula Gruhna wezwa膰 do broni. Stawi艂 si臋 na we­zwanie i w roku 1916 poni贸s艂 tak zwan膮 bohatersk膮 艣mier膰. Piechota, Verdun, huraganowy ogie艅 pocisk贸w. Liczne od艂amki granatu roze­rwa艂y mu podbrzusze.

Wdowa po nim, wkr贸tce nazywana ju偶; tylko matk膮 Gruhn, z zaci臋to艣ci膮 drapie偶nego zwierz臋cia stara艂a si臋 przetrwa膰 z c贸rk膮 gor膮czkowe lata powojenne, zniech臋caj膮c膮 inflacj臋, te wszystkie poli­tyczne zakr臋ty i wiry.

28


Matka Evy nie unika艂a najbardziej marnych zaj臋膰: wynajmowa艂a
si臋 na przyk艂ad jako pomoc w szpitalnych pralniach albo kuchniach.
P贸藕niej pr贸bowa艂a :wyspecjalizowa膰 si臋 w masa偶u leczniczym. Jej
klientel臋 stanowili w wi臋kszo艣ci inwalidzi wojenni, kt贸rych sta膰 by艂o
na co艣 takiego.

Oficjalnie - mniej wi臋cej od roku 1923 do 1927 - podawa艂a si臋
za masa偶ystk臋. By艂 to w贸wczas szanowany zaw贸d? Mimo to na
podstawie licznych, ale, jak si臋 okaza艂o, nie uzasadnionych dono­
s贸w zosta艂a poddana kilkakrotnym rewizjom zar贸wno przez policj臋,
jak i przez izb臋 rzemie艣lnicz膮. Nie wynikn臋艂y jednak z tego 偶adne
oskar偶enia.

- Nale偶y zaznaczy膰 - odezwa艂 si臋 Georg Huber, nadal poch艂oni臋­ty bez reszty swoim cygarem, a w艂a艣ciwie ju偶 tylko jego resztk膮 - 偶e
nawet ten rzeczowy i zimny fachman, kt贸remu zawdzi臋czamy to spra­wozdanie, odczuwa najwyra藕niej pewn膮 sympati臋 dla nich obu.

Ze mn膮 jest to samo! Bo w gruncie rzeczy te dwie wielokrotnie do艣wiadczone przez los kobiety to chyba tylko biedne, 偶yj膮ce pod ci膮g艂膮 groz膮 ofiary naszych czas贸w. Przeciwko czemu w zrozumia艂y spos贸b si臋 broni膮. I dlatego mam dla nich szacunek, a tak偶e wsp贸艂­czucie. Mo偶e si臋 myl臋?

- Chyba ma pan racj臋. Ale dok艂adnie nie wiem, jeszcze nie wiem.
Nie pomog艂a mi nawet r贸wnie w膮tpliwie brzmi膮ca notatka numer
cztery, z kt贸r膮- pan te偶 powinien si臋 zapozna膰. Mo偶e oka偶e si臋
kolejnym elementem tej mozaiki.

Maj 1933 roku. Eva Gruh艅 zostaje aresztowana pod zarzutem kradzie偶y. Oskar偶ono j膮 o przyw艂aszczenie sobie pier艣cionka z dia­mentem. Pier艣cionek jednak odnaleziono u okradzionego. Okaza艂o si臋 ponadto, 偶e 贸w diament by艂 jedynie dobrze podrobionym szkie艂kiem, mad臋 in Germany — prawdopodobnie produkcji Idar-Oberstein . Tak wi臋c Eva Gruhn, .po udowodnieniu jej niewinno艣ci, musia艂a zosta膰 zwolniona.

Ta masa pracowicie gromadzonych przez policj臋 bredni wprawi艂a mnie w niepok贸j, a tak偶e oburzy艂a. - M贸j Bo偶e, co to za metody! Zwyk艂e plotki zebrane w aktach przez gorliwych urz臋dnik贸w! Ale je艣li

Idar-Oberstein - miasto w Nadrenii-Palatynacie, znane ze szlifierni diament贸w i wyrobu bi偶uterii, r贸wnie偶 sztucznej (przyp. t艂ufn.)..

29


te biurowe ekskrementy trafi膮 kiedy艣 w niepowo艂ane r臋ce, mo偶e doj艣膰 do potwornych nieporozumie艅! Wed艂ug zasady, 偶e jaki艣 procent prawdy musi w tym by膰.

Huber odpar艂: - To pan tak m贸wi, panie radco, bo pan doskonale zdaje sobie z tego spraw臋. Ale kto to wie, kt贸re r臋ce s膮 powo艂ane, a kt贸re niepowo艂ane? Przecie偶 wiadomo panu, 偶e 偶yjemy w czasach gromadzenia wielkich zbior贸w danych. Ten przypadkowy materia艂 jest przechowywany po to, by zrobi膰 z niego u偶ytek lub przekaza膰 go dalej. W ka偶dym razie, cho膰 jest tak w膮tpliwy, nale偶y si臋 z nim obchodzi膰 jak ze zmagazynowanym materia艂em wybuchowym. Mo偶­na go te偶 wykorzysta膰 do scementowania niekt贸rych przyja藕ni.

Dotyczy艂a ona niejakiego Vogelsanga, Volkera Vogelsanga. W ber­li艅skiej prefekturze policji by艂 on odnotowany, mia艂 tam swoje sta艂e miejsce. Znajdowa艂 si臋 w rubryce 禄wielokrotna recydywa芦, ale tylko z powodu lekkich przest臋pstw - na przyk艂ad fa艂szowania towar贸w, drobnych oszustw czy nieudolnie maskowanych sprzeniewierze艅. We­d艂ug kompetentnej opinii jednego z urz臋dnik贸w policji kryminalnej by艂 zwyk艂ym partaczem. Ale w艂a艣nie dlatego m贸g艂 okaza膰 si臋 bardzo przydatny.

Tak wi臋c 贸w Vogelsang, zgodnie z przyj臋tym zwyczajem, zosta艂, poproszony przez policj臋 o wsp贸艂prac臋; 禄urz臋dow膮芦. Na co oczywi艣­cie przysta艂. Po wykonaniu kilku pomniejszych, ale bynajmniej nie pozbawionych znaczenia zada艅 w roli pomocnika i donosiciela, zareje­strowano go jako agenta numer 134. By艂 jednym z setek podobnych. j Dostarcza艂 to, co m贸g艂 - co podsun膮艂 mu przypadek. I w艂a艣nie w ten spos贸b uda艂o mu si臋, a zupe艂nie nie zdawa艂 sobie z tego sprawy, trafi膰 w dziesi膮tk臋. Dane mu by艂o uczestniczy膰 w tym, co przyj臋艂o si臋

30


nazywa膰 禄histori膮 艣wiatow膮芦. Albowiem r贸wnie偶 przypadkiem, a wi臋c jak zwykle, podsuni臋to mu has艂o, na kt贸re szybko i ochoczo zareago­wa艂: Eva Gruhn!

W jednym z pierwszych odno艣nych sprawozda艅 agenta numer 134 czytamy: 禄Rzeczon膮 osob臋 znam, przypadkiem. Mieszkamy w tym samym domu. Jej matka, najcz臋艣ciej nazywana po prostu matk膮 Gruhn, zajmowa艂a si臋 masa偶em leczniczym. C贸rk臋 Ev臋 zmusi艂a do tego, 偶eby przynajmniej jaki艣 czas pracowa艂a u niej za pe艂nym wyna­grodzeniem jako pomoc.

Chodzi艂o o masa偶 kikut贸w r膮k i n贸g, r贸wnie偶 okolic serca i plec贸w. Przygn臋biaj膮ce zaj臋cie, od kt贸rego Eva, Gruhn, ze zrozumia艂ych powod贸w, pr贸bowa艂a si臋 uwolni膰.

Pomog艂em jej w tym, zupe艂nie bezinteresownie, z czysto ludzkich pobudek. Za艂atwi艂em jej posad臋 ekspedientki w domu towarowym, kt贸r膮 bardzo szybko zmieni艂a na prac臋 w restauracji dosy膰 wysokiej kategorii. Ku zadowoleniu jej w艂a艣ciciela i jego klient贸w. I tam si臋 to zdarzy艂o芦.

- Co si臋 zdarzy艂o?

Huber jednak ju偶 wsta艂 i zatopi艂 reszt臋 cygara w mojej wielkiej jak talerz, kryszta艂owej popielnicy. Zabra艂 swoje dokumenty.

- To, co si臋 tam zacz臋艂o, mo偶e si臋 okaza膰 niewinne, a wiec
bezu偶yteczne. Je艣li nic si臋 nie zmieni.

- Ale co ma si臋 zmieni膰?

~ Ta bajeczka jak z filmu. Wielki cz艂owiek spotyka prost膮, pi臋kn膮 dziewczyn臋. Oboje s膮 szcz臋艣liwi i zadowoleni. I to, jak mo偶na si臋 spodziewa膰, bez marze艅 o happyendzie.

- Ma pan na my艣li t臋 Ev臋 Gruhn? Ale w zwi膮zku z kim?

Huber, ju偶 w pobli偶u drzwi, sprawiaj膮c wra偶enie bardzo zamy艣lonego powiedzia艂:

- Obawiam si臋, panie Meller, 偶e nie b臋dzie si臋 pan z tego 艣mia艂,
cho膰 to wszystko nie jest pozbawione komizmu. Bo osob膮, kt贸ra
trafi艂a na t臋 pani膮, jest jeden ze sta艂ych go艣ci tamtej restauracji. To
feldmarsza艂ek von Blomberg.

-Je艣li to 偶art, to naprawd臋 si臋 u艣miej臋. Ale pan chyba nie 偶artowa艂, prawda? - Czu艂em si臋 lekko oszo艂omiony, r贸wnie偶 zaniepo­kojony. Sprawa zacz臋艂a nabiera膰 drastycznego charakteru.

31


- Kto ma dost臋p do tych akt?

- Co najmniej sze艣ciu urz臋dnik贸w. No i oczywi艣cie ich prze艂o偶eni.
Tak by艂o do tej pory. Teraz jednak widz臋, 偶e b臋d臋 musia艂 ten materia艂
troch臋 odizolowa膰, je艣li nie jest ju偶 za p贸藕no.

'- Czego si臋 pan obawia?

- Naturalnie tego samego co pan. I w艂a艣nie dlatego uwa偶am, 偶e
kto艣 powinien zaj膮膰 si臋 t膮 spraw膮 troch臋 intensywniej, ale nikt
z policji. Nie s膮dzi pan?

Po czym na po偶egnanie wr臋czy艂 mi patetycznym gestem czyst膮 kopert臋. Znajdowa艂o si臋 w niej zdj臋cie i dwa adresy: restauracji i prywatny Evy Gruhn. Ten szczwany lis naprawd臋 usi艂owa艂 pozyska膰 mnie jako si艂臋 pomocnicz膮 dla swojego dra偶liwego przedsi臋wzi臋cia. I robi艂 to w niezachwianym i niestety uzasadnionym przekonaniu, 偶e na tak膮 przyn臋t臋 dam si臋 zwabi膰.

Tymczasem Otto-Otto pilnie stara艂 si臋 zarobi膰 wi臋cej pieni臋dzy. Bo te- n臋dzne pi臋膰set marek, kt贸re wr臋czy艂 mu rotmistrz Frisch, nie-mog艂y go zadowoli膰. On, profesjonalista, chcia艂 wi臋cej. Jak najwi臋cej!

Tak wi臋c ponownie zjawi艂 si臋 u swojej ofiary - zaledwie kilka tygodni po zaj艣ciu na stacji Wannsee. Przecie偶 zna艂 adres. Stosowa艂 zawsze t臋 metod臋: za drugim razem bez najmniejszego skr臋powania podawa艂 si臋 za pracownika policji kryminalnej. Niewa偶ne, czy. mu wierzono. Spos贸b by艂 sprawdzony.

Znalaz艂szy si臋 w mieszkaniu by艂ego rotmistrza Frischa powiedzia艂: . - Ja, szanowny panie, konsekwentnie przestrzegam umowy. Za­p艂aci艂 pan, i tym samym uwa偶am spraw臋 za za艂atwion膮.

- Ostatecznie wszyscy jeste艣my lud藕mi, szanowny panie - zapew­ni艂 Otto-Otto. - Ale funkcjonariusze policji kryminalnej tak偶e musz膮 偶y膰. Z pewno艣ci膮 orientuje si臋 pan, 偶e my艣limy przy tym racjonalnie. Gruntownie zbadali艣my pa艅skie mo偶liwo艣ci i do nich si臋 dostosowuje my. W 偶adnym wypadku nie chcemy pana wykorzystywa膰.

32


- - A co b臋dzie, je艣li ja donios臋 na pana? Z powodu szanta偶u?

- Bo偶e bro艅, szanowny panie! Niech si臋 pan zastanowi! Zale偶y
panu na tym,, 偶ebym 艣wiadczy艂 przeciwko panu? Oficjalnie? Jako
艣wiadek? Funkcjonariusz policji kryminalnej! I nie tylko ja, tak偶e na
sto procent nasz Sepp-Bawarc藕yk, kt贸ry tak uprzejmie pana obs艂u偶y艂.
Chce pan do tego dopu艣ci膰? Na pewno nie! No widzi pan! Nie
pozostaje panu nic innego. Kapujesz, cz艂owieku?

Zrozumia艂em, tak jest!

Z relacji radcy rz膮dowego Mellera:

„W budynku berli艅skiej policji kryminalnej, w referacie do spraw wykrocze艅 obyczajowych ju偶 wiele miesi臋cy przedtem, nim zdarzenia zacz臋艂y szybko nast臋powa膰 po sobie, znalaz艂y si臋. dwie teczki; i to w tym samym pomieszczeniu, ale na oddzielnych rega艂ach. Na pocz膮t­ku nikomu nie przysz艂oby do g艂owy, 偶e dokumenty z obu teczek b臋d膮 mia艂y ze sob膮 tak 艣cis艂y zwi膮zek. Nie wpad艂 r贸wnie偶 na to m贸j przyjaciel 呕or偶-Bawarczyk, specjalista od nieobyczajno艣ci.

Jedna ze wspomnianych teczek w gruncie rzeczy dosy膰 przypad­kowy zbi贸r materia艂贸w.- odnotowa艂a istnienie niejakiej Evy Gruhn. I to w nieco zagadkowy spos贸b. Drugi zbi贸r dokument贸w natomiast, niepor贸wnanie bardziej wiarygodny, dotyczy艂 osoby Otto Schmidta - ch臋tnie wykorzystywanego, ale i skwapliwie oferuj膮cego swoje us­艂ugi obserwatora berli艅skiego 艣wiatka homoseksualist贸w.

Osob膮 dysponuj膮c膮 w贸wczas tymi dokumentami by艂 inspektor kryminalny Singer, cz艂owiek pracowity jak mr贸wka i ambitny. Mia艂 on mecenasa w najwy偶szym stopniu, zas艂uguj膮cego na uwag臋, radc臋 kryminalnego Meisingera; 脫w Meisinger nale偶a艂 do zagorza艂ych zwo-

33


lennik贸w 贸wczesnej w艂adzy; ju偶 wiele wcze艣niej zadeklarowa艂 si臋 jako ochoczy towarzysz wsp贸lnej drogi. Instynktownie wyczu艂 to tak偶e Reinhard Heydrich, szef G艂贸wnego Urz臋du Bezpiecze艅stwa Rzeszy.

Niebawem przewidziano dla Meisingera wysokie stanowisko w ge­stapo, tajnej policji pa艅stwowej. Inspektor przygotowywa艂 si臋 do obj臋cia go ju偶 teraz, a robi艂 to na sw贸j spos贸b: zbiera艂 materia艂, ra­czej przypadkowy i niekompletny, po prostu wszystko, na co trafi艂. Chcia艂, by tak rzec, z pe艂nymi r臋kami zjawi膰 si臋 na swoim nowym posterunku.

Huber powiedzia艂 p贸藕niej:

- Nie mia艂em najmniejszego poj臋cia o tym wszystkim, chocia偶 te dokumenty, akta i kartoteki nale偶a艂y do zakresu moich spraw. Ale wtedy w艂a艣nie tak by艂o: drapie偶ne zwierz臋ta rozp臋tywa艂y w d偶ungli dzikie wojny, a niejedna ma艂a 艣winia pr贸bowa艂a na艣ladowa膰 lwa. W tym wypadku wynik艂o z tego co艣, czego nikt nie m贸g艂 przewidzie膰 - ludzka tragedia. I to niejedna.

Ale r贸wnie偶 to nale偶a艂o do wielkiej, oszuka艅czej gry w pokera, jaka wkr贸tce mia艂a si臋 rozpocz膮膰. Aktywni przyst臋powali do dzia艂a­nia. Proces niepowstrzymanie si臋 rozwija艂.

Przy czym Adolf Hitler, cho膰 z pewno艣ci膮 nie pozbawiony fantazji, bardzo ch臋tnie por贸wnywa艂 innych ze sob膮: wszystkich ludzi, kt贸rzy si臋 z nim zetkn臋li i z nim obcowali, uwa偶a艂 za podobnych do siebie! Wmawia艂 sobie, 偶e musieli r贸wnie偶 tak samo reagowa膰. Tak偶e genera­艂owie. Zgubne przypuszczenie, wcale jednak nie wyssane z palca.

Sobie i innym przypisywa艂 w艂a艣ciwie wszystko: podst臋pn膮 walk臋 o w艂adz臋, zak艂amane intrygi, polityczne kombinacje! Po prostu nie by艂 w stanie poj膮膰, 偶e r贸wnie偶 w艣r贸d genera艂贸w znajdowa艂o si臋 jeszcze wielu zacnych ludzi; przynajmniej chcieli takimi pozosta膰.

Tak wi臋c wobec nich wcale nie musia艂by ucieka膰 si臋 do tych kryminalnych machinacji, jakie nast膮pi艂y p贸藕niej. Albowiem s艂owo f眉hrera, rozkaz kanclerza Rzeszy, g艂owy pa艅stwa, wystarczy艂by prze­cie偶, i obie zamieszane w te zdarzenia osoby, feldmarsza艂ek i genera艂 zareagowaliby z pe艂nym oddania pos艂usze艅stwem. Ostatecznie byli 偶o艂nierzami.

Jak si臋 zdaje jednak, tego Adolf Hitler w og贸le nie bra艂 pod uwag臋. Bo tak naprawd臋 chodzi艂o mu o zainscenizowanie przera偶aj膮cego i tym

34


samym odstraszaj膮cego przedstawienia na skal臋 ca艂ego kraju. W wyra­chowanej wsp贸lnocie z G枚ringiem i Heydrichem - w艂a艣nie Heydrich by艂 moim 禄przyjacielem z m艂odo艣ci芦! Wynikn臋艂y potem z tego nie­uniknione, zuchwale podsycane wojny, zagra偶aj膮ce 偶yciu walki - roz­grywane nier贸wn膮 broni膮. Eleganccy szermierze stawali przed po­zbawionymi jakichkolwiek zahamowa艅 no偶ownikami.

M贸j Bo偶e, c贸偶 to by艂a za rze藕!" ;


2

Dalsze manipulacje

Pu艂kownik Friedrich Hossbach, adiutant f眉hrera i kanclerza Rzeszy, uchodzi艂 za solidnego, szczerego i godnego szacunku m臋偶czyzn臋. Nie bez powodu. By艂 przecie偶 偶o艂nierzem. I pr贸bowa艂 pozosta膰 nim tak偶e w tym otoczeniu.

Od niedawna jednak zaw艂adn臋艂o nim przygn臋biaj膮ce uczucie wy­wo艂ane wra偶eniem, 偶e posadzki Kancelarii Rzeszy zamieni艂y si臋 w g艂ad­k膮 jak lustro i cienk膮 jak papier lodow膮 tafl臋. W艂a艣nie tak si臋 poczu艂, gdy zameldowa艂 Hitlerowi;

-Naczelny w贸dz Luftwaffe pyta, czy przewidziana na dzisiejsze popo艂udnie narada z ministrem wojny Rzeszy i naczelnym dow贸dc膮 si艂 l膮dowych dotyczy wszystkich trzech si艂 Wehrmachtu, czyli tak偶e marynarki i lotnictwa?

Hitler spojrza艂 zaniepokojony, zagniewany, wr臋cz oburzony.

- Co to ma znaczy膰! - rykn膮艂 pot臋偶nym g艂osem. - Od kiedy to G枚ring ma rozeznanie w moich terminach! - Jego ci膮gle czujna podejrzliwo艣膰 objawi艂a si臋 z ca艂膮 si艂膮. - Czy偶by by艂y u nas jakie艣 przecieki, i to mo偶e nawet w pa艅skim biurze, panie pu艂kowniku?

Friedrich Hossbach nie da艂 po sobie pozna膰, jak bardzo rani艂o go to podejrzenie. Powiedzia艂 jedynie wyj膮tkowo uprzejmie:

36


偶e w u艂amku sekundy nastr贸j mu si臋 poprawi艂, stara艂 si臋 nada膰 swojemu chropowatemu g艂osowi weso艂o-mrukliwy ton. Oczywi艣cie nie przeprosi艂 Hossbacha - takich rzeczy nie robi艂 nigdy; ale nikt te偶 tego nie oczekiwa艂. Powiedzia艂 tylko: - Niech G枚ring z 艂aski swojej nie miesza si臋 we wszystko, niech si臋 lepiej zajmie swoj膮 Luftwaffe, i to bardziej intensywnie ni偶 do tej pory; najwy偶szy czas! To, na czym mi przede wszystkim zale偶y, to nasze wojska l膮dowe, s膮 dla mnie zawsze na pierwszym miejscu!

W ten oto spos贸b wyrazi艂 trzy wa偶ne my艣li. By艂y one przeznaczone specjalnie dla uszu pu艂kownika Hossbacha, stanowi膮cego istotne og­niwo mi臋dzy Kancelari膮 Rzeszy a Wehrmachtem. Po pierwsze, Hitler da艂 do zrozumienia, 偶e 贸w G枚ring, co prawda oficjalnie druga osoba w III Rzeszy, robi si臋 w niepo偶膮dany spos贸b natr臋tny - i wcale niema艂o os贸b zareagowa艂o na to wyra藕nym zadowoleniem. Hitler zdawa艂 sobie z tego spraw臋. Po drugie, podawa艂 w w膮tpliwo艣膰 nawet jego umiej臋tno艣ci militarne - r贸wnie偶 to wielu 偶ywi膮cym podobne w膮tpliwo艣ci musia艂o si臋 podoba膰, Na koniec wreszcie Hitler podkre艣li艂 dominuj膮c膮 rol臋 si艂 l膮dowych, co pochlebia艂o ka偶demu, kto do nich nale偶a艂 - a wi臋c i Hossbachowi.

- Czy przygotowa膰 na narad臋 jakie艣 dokumenty? - spyta艂 pu艂kow­nik, cho膰 ju偶 zna艂 odpowied藕, na pewno b臋dzie brzmia艂a „nie". Hitler bowiem mia艂 niezr贸wnan膮 pami臋膰, a poza tym to by艂o w jego stylu: sprytnie unika膰 sytuacji, kt贸re jego rozm贸wcom umo偶liwi艂yby wcze艣niejsze zapoznanie si臋 ze szczeg贸艂ami - on lubi艂 niespodzianki du偶ego formatu. Potrzebny w tym celu materia艂, dostarczany z przer贸偶nych, tylko jemu dost臋pnych 藕r贸de艂,, potrafi艂, umiej臋tnie i efektownie wy­korzysta膰.

, Tym razem jednak kanclerz Rzeszy odpowiedzia艂 jak gdyby ca艂­
kowicie zgodnie z duchem swojej polityki maskowania: - Chodzi mi
jedynie b to, 偶eby, na ile to mo偶liwe, wzmocni膰 si艂臋 naszej armii. Przy
czym dane jest nam to szcz臋艣cie; 偶e w osobie genera艂a von Fritscha,
kt贸rego nadzwyczaj ceni臋, mamy stratega najwy偶szej klasy. Uwa偶am
za wskazane pe艂ne wykorzystanie jego niepowtarzalnych umiej臋tno艣ci,
czyli danie mu w jak najszerszym wymiarze wolnej r臋ki. Zapewne
zgadza si臋 pan ze mn膮?

- Tak jest! - pospiesznie potwierdzi艂 pu艂kownik Hossbach,. Te pi臋kne s艂owa uspokoi艂y go jednak tylko na kr贸tko. Ju偶 od d艂u偶szego


bowiem czasu z coraz wi臋ksz膮 intensywno艣ci膮, coraz bardziej dotkli­wie dr臋czy艂o go pytanie: czy temu- cz艂owiekowi, naszemu przyw贸dcy, mo偶na jeszcze wierzy膰?

脫wczesnemu naczelnikowi policji w Berlinie Wolfowi hrabiemu von Helldorf przydzielono mniej wi臋cej w tym samym czasie nowego zast臋pc臋: by艂 nim r贸wnie偶 hrabia - Fritz-Dietlof von der Schulenburg. Jak si臋 p贸藕niej okaza艂o - cz艂owiek r贸wnie energiczny, co nieprze­nikniony.

Na pocz膮tku obaj hrabiowie nie wiedzieli, co maj膮 o sobie s膮dzi膰; ostro偶nie pr贸bowali wybada膰 jeden drugiego i zg艂臋bi膰 nawzajem swoje ukryte my艣li. W czasie jednej z pierwszych rozm贸w zast臋pca naczel­nika, kt贸ry wkr贸tce ods艂oni艂 si臋 jako cz艂owiek niezwykle ciekawski, odwo艂a艂 si臋 do rozporz膮dzenia pruskiego Ministerstwa Spraw We­wn臋trznych. Nakazywa艂o ono, co nast臋puje:

„Sporz膮dzenie centralnej kartoteki os贸b uznawanych za szkodliwe dla zdrowia moralnego, jak prostytutki, sutenerzy, homoseksuali艣ci i inne odmiany zwyrodnienia. Odno艣ne informacje w formie notatek, przeznaczonych do umieszczenia w kartotece, nale偶y co miesi膮c zg艂a­sza膰 w nowo utworzonej kom贸rce 艣ledczej."


dbanie obowi膮zk贸w, i to przez tak zdeklarowanego narodowego soc­jalist臋 jak pan, je艣li w艂a艣ciwie odczyta艂em pa艅skie akta!

Naczelnik policji Helldorf szybko da艂 si臋 sprowokowa膰 do ca艂­kowicie szczerej reakcji. - Czy偶by ostrzy艂 pan sobie na mnie z臋by? - spyta艂 gniewnie. - 呕eby obj膮膰 moje stanowisko, je艣li nie uda si臋 udowodni膰 mojej stuprocentowej wierno艣ci narodowemu socjalizmo­wi? Bo przecie偶 si臋 nie uda! Przy tym egzaminie ka偶dy przepadnie, je艣li komu艣 b臋dzie na tym zale偶a艂o. A po panu mo偶na si臋 wszystkiego spodziewa膰! Po ka偶dym. Ale bardzo prosz臋, niech pan sobje zajmuje moje miejsce, nie musi pan robi膰 a偶 takich podchod贸w!

Hrabia von der Schulenburg by艂 ubawiony, czego wcale nie tikry- wa艂. - Orientuj臋 si臋, co pan o mnie wie albo rzekomo wie. Przed i po trzydziestym trzecim roku by艂em gauamtslei terem w Kr贸lewcu, akurat podlega艂em gauleiterowi Erichowi Kochowi, co temu kretynowi tylko wysz艂o na dobre, bo m贸g艂 b艂yszcze膰 wykorzystuj膮c moje osi膮gni臋cia. Potem pracowa艂em jako landrat w Prusach Wschodnich, odnosz膮c r贸wnie du偶e sukcesy, wr臋cz spektakularne. P贸藕niej zosta艂em praw膮 r臋k膮 gauleitera okr臋gu 艣l膮skiego, kt贸ry wkr贸tce, cho膰 by艂 zwyk艂ym t臋pakiem, zacz膮艂 uchodzi膰 za najlepszego w swojej bran偶y.

- I te zuchwa艂e praktyki zamierza pan stosowa膰 dalej u nas?

Wilhelm Canaris (1887-1945), szef Abwehry zwi膮zany z opozycj膮, po zamachu na Hitlera w lipcu 1944 roku aresztowany i stracony (przyp. t艂um.). ,

'39


nikiem. Ten op臋tany mani膮 wielko艣ci Hitler ze swoimi drobnomiesz-cza艅skimi faszystami napawa mnie nieopisanym wstr臋tem. Przejrza­艂em dobrze tych rewolucjonist贸w w 艣mierdz膮cych skarpetkach! I kt贸­rego艣 dnia obieca艂em sobie: je艣li nie mog臋 tego brudasa zamordowa膰, to przynajmniej chc臋 sta膰 si臋 dla niego kim艣 w rodzaju Fouche..

Naczelnik policji przybra艂 niemal urz臋dowy ton, jakby tego wszystkiego nie s艂ysza艂, nie chcia艂 s艂ysze膰: - Przejd藕my mo偶e do sprawy.

Ma pan na my艣li ten podst臋pny, maskowany, urz臋dowy nakaz za艂o偶enia oficjalnej kartoteki spro艣no艣ci kt贸ra dostanie si臋 w wiado­me, brudne r臋ce. Spro艣no艣ci, kt贸re bez w膮tpienia mog艂yby, w tak zwanym interesie pa艅stwowym, zosta膰 p贸藕niej wykorzystane! To prawda, w czym艣 takim nie mo偶na macza膰 palc贸w bez skrupu艂贸w, towarzyszu Helldorf! Ale przeci膮ganie sprawy ponad miar臋, tak jak pan o robi, na d艂u偶sz膮 met臋 te偶 nie jest mo偶liwe. - A wi臋c dobrze, towarzyszu Schullenburg. Wobec tego rozwi膮za­nie problemu'jest proste: przekazuj臋 t臋 spraw臋 panu jako mojemu zast臋pcy. Jakie kroki zamierza pa艅 podj膮膰?

- Praktyczne i zgodne z kompetencjami policji, panie naczelni­ku. Odnotowa膰, czyli przekaza膰 wy偶ej, nale偶y wy艂膮cznie wydarzenia o charakterze kryminalnym i powtarzaj膮ce si臋 notorycznie; w 偶ad-

40


nym razie nie mog膮 si臋 znale藕膰 w kartotece przypadkowi i po raz pierwszy zarejestrowani przechodnie.

W tym samym dniu w Kancelarii Rzeszy,, w co do minuty ustalonym czasie zjawili si臋 feldmarsza艂ek Werner von Blomberg i genera艂 baron. von Fritsch. Pu艂kownik Hossbach zaprowadzi艂 ich do f眉hrera, kt贸ry bez zw艂oki wyszed艂 im naprzeciw - z szeroko rozwartymi ramionami. Obraz w prostym kolorze feldgrau i z艂otawo po艂yslcuj膮cym br膮zie. , Hitler najpierw przywita艂 Blojnberga, wznosz膮c wzrok ku g贸rze, poniewa偶 feldmarsza艂ek by艂 od niego wy偶szy o p贸艂 g艂owy. Blomberg jednak pochyli艂 si臋 g艂臋boko. Dzi臋ki temu Hitler spojrza艂 na niego z g贸ry, a potem, obiema r臋kami przyci膮gn膮艂 do siebie.

- Ciesz臋 si臋, 偶e pana widz臋!

Hitler i naczelny w贸dz armii, genera艂 Fritsch, obaj niemal tego samego wzrostu, stan臋li, by tak rzec, naprzeciw siebie oko w oko, tyle 偶e jedno oko genera艂a Fritscha, mianowicie lewe, spogl膮da艂o przez szkie艂ko. Nosi艂 on bowiem monokl, kt贸ry pozornie nadawa艂 mu wyraz wynios艂ej arogancji, a w rzeczywisto艣ci chodzi艂o tylko o korygowanie wywodz膮cej si臋 jeszcze z m艂odo艣ci wady wzroku.

Komentarz genera艂a dotycz膮cy owego monokla powtarzano p贸藕­niej w szerokich kr臋gach: „Nosz臋 go, 偶eby. zachowa膰 nieruchom膮

41


twarz, zw艂aszcza kiedy stoj臋 naprzeciw tego cz艂owieka!" - Mia艂 na my艣li Hitlera.

Genera艂 Werner von Fritsch m贸g艂 uchodzi膰 za idea艂 pruskiego oficera, chocia偶 jego ojciec pochodzi艂 z Saksonii, a matka z Nadrenii. By艂 to wojskowy asceta, 偶o艂nierz o pow艣ci膮gliwo艣ci mnicha. 呕artob­liwe czy dowcipne uwagi nie by艂y w jego stylu.

Feldmarsza艂ek Blomberg natomiast uchodzi艂, jak wszyscy zgod­nie po艣wiadczaj膮, za 艣wiatowca: by艂 szczup艂y i energiczny i mia艂 pogodne usposobienie. Mimo to niekiedy, zw艂aszcza bezpo艣rednio przed tymi wydarzeniami, sprawia艂 wra偶enie „jak gdyby przybitego". Podobno dawa艂y si臋 niekiedy zauwa偶y膰 „sine worki pod jego szkli­stymi oczami".

Hitler z wyszukan膮 uprzejmo艣ci膮 poprosi艂 swoich go艣ci o zaj臋cie miejsca w pobli偶u frontowego okna, tu偶 obok jego biurka. Zach臋caj膮­co u艣miechn膮艂 si臋 do swego ministra wojny, aby jednak za chwil臋 zwr贸ci膰 si臋 ku naczelnemu dow贸dcy si艂 l膮dowych, wyra藕nie go wyr贸偶­niaj膮c. Jak gdyby od niechcenia, pozornie nawet lekko rozbawiony, powiedzia艂 na wst臋pie:

- Panie von Fritsch dostarczono mi raport, z kt贸rego wynika,
偶e niekt贸rzy oficerowie pa艅skiej armii nazywaj膮 mnie podobno malarzem. Czy to prawda?

.. - Prawda - lapidarnie potwierdzi艂 genera艂.

Ten spojrza艂 teraz pytaj膮co na swego feldmarsza艂ka. I Blomberg odezwa艂 si臋 niezw艂ocznie:

Hitler sta艂 si臋 teraz szczeg贸lnie 艂askawy —odpowiada艂o mu to


por贸wnanie jego osoby z wielkim kr贸lem pruskim. Niemal weso艂o przeszed艂 do innego tematu:

- l-ma nim pozosta膰 - zapewni艂 Adolf Hitler niemal uroczy艣cie. Sprawia艂 wra偶enie, jakby ubolewa艂 z powodu tego nieporozumienia, i to bardzo g艂臋boko. Potem znowu spojrza艂 na swojego feldmarsza艂ka. Pe艂en nadziei.

A ten rzek艂 dono艣nie: - W tej kwestii z pewno艣ci膮 powiedziano i uczyniono wszystko, co mo偶liwe, i to w spos贸b przekonuj膮cy! Ko艣ci ju偶 dawno zosta艂y rzucone, najp贸藕niej wtedy, kiedy wykluczono owego pana R枚hma.

By艂a to aluzja do krwawej 艂a藕ni nad Tegernsee pod Monachium, jaka mia艂a miejsce 30 czerwca 1934 roku. Hitler poleci艂 w贸wczas zamordowa膰 szefa sztabu i licznych wysokich funkcjonariuszy SA, poniewa偶 zamierzali oni przy pomocy jednego zmilitaryzowanego oddzia艂u dokona膰 rewolucji. I to nie tylko przeciwko Wehrmachtowi.

- Podstaw臋 naszej wsp贸艂pracy stanowi zaufanie! - potwierdzi艂 genera艂 von Fritsch. I wydawa艂o si臋, 偶e jest o tym przekonany. '.:.- Tak powinno by膰 i tak by膰 musi - przytakn膮艂 spontanicznie f眉hrer. - Tylko to wzajemne zaufanie ma oczywi艣cie by膰 absolutnie i bezgranicznie zobowi膮zuj膮ce. Musimy wi臋c z ca艂膮 stanowczo艣ci膮 wyposa偶y膰 nasz Wehrmacht, a zw艂aszcza nasz膮 armi臋, w niepowtarzal­n膮 wr臋cz si艂臋! W przekonuj膮c膮 si艂臋!

.- Czy to znaczy 偶e jest pan, panie kanclerzu, niezadowolony z moich dokona艅? - Genera艂 Werner baron von "Fritsch postawi艂 to dra偶liwe pytanie z niewzruszon膮 nonszalancj膮. - Je艣li kiedykolwiek mia艂by pan w膮tpi膰 we mnie i w moje umiej臋tno艣ci, panie kanclerzu, prosz臋 mi tylko powiedzie膰. Podam si臋 do dymisji.

- Tylko nie to! - wykrzykn膮艂 Blomberg, minister wojny Rzeszy,

43


wysoce zaniepokojony. - Nikt ni& my艣li o pa艅skiej dymisji, panie von Fritsch. Niemo偶liwe, 偶eby ktokolwiek tego chcia艂.

- o艣wiadczy艂 z moc膮 Fritsch. By艂 on przecie偶 prawdziwym 偶o艂nierzem,
wiernym i pos艂usznym. Pozosta艂by takim w ka偶dej epoce - by艂 nim
r贸wnie偶 wtedy.

- Nie, nie, raczej nie, mein F眉hrer! - zapewni艂 feldmarsza艂ek, po czym jednak, bardzo ostro偶nie, nawi膮za艂 do my艣li genera艂a: —. Ale to prawda, 偶e takie przedsi臋wzi臋cie wymaga czasu. Bo przecie偶 jeszcze nie .w ca艂ych Niemczech zrozumiano, czego 偶膮da od nas nowe pa艅stwo.

- Moi panowie - odezwa艂 si臋 Adolf Hitler, wstaj膮c dosy膰 niespodziewanie z krzes艂a i serdecznie 艣ciskaj膮c r臋ce swoim go艣ciom.

- Dzi臋kuj臋 panom za szczero艣膰. Ta rozmowa by艂a bardzo pouczaj膮ca.

44


O tym, jak niezmiernie pouczaj膮ca by艂a ta rozmowa, f眉hrer i kanclerz Rzeszy jeszcze tego samego wieczora poinformowa艂 G枚ringa. Czyli owego obdarowanego tak wieloma urz臋dami, uprzywilejowanego pa-. ladyna; by艂 on tak偶e mi臋dzy innymi naczelnym dow贸dc膮 Luftwaffe. G枚ring przys艂uchiwa艂 si臋 z pe艂nym rozkoszy i w艣ciek艂o艣ci zachwytem.

Na tego rodzaju bezczelne wypowiedzi w obecno艣ci Adolfa Hitlera G枚ring m贸g艂 sobie bezkarnie pozwala膰 - pod warunkiem, 偶e znaj­dowali si臋 sami albo w kr臋gu 艣ci艣le zaufanych os贸b. Nierzadko f眉hrer upaja艂 sj臋 tymi brudnymi potwarzami. 脫w masywny G枚ring bowiem nie ba艂 si臋 niczego i nikogo a najmniej swoich intryg. Z jedynym niew膮tpliwym wyj膮tkiem - Hitlera! Z nim nie by艂o 偶art贸w - nale偶a艂o ta艅czy膰 tak, jak on zagra艂.

I Hermann G枚ring rozumia艂 to. Jego f眉hrer wiedzia艂 o tym, a G枚ring zdawa艂 sobie z tego spraw臋. Jego taktyka polega艂a na ci膮g艂ym czekaniu, a偶 wreszcie on b臋dzie m贸g艂 rozegra膰 pi艂k臋. Kiedy tylko trafia艂a do niego, chwyta艂 j膮, 偶onglowa艂 ni膮 raz mniej, raz bardziej zgrabnie, zawsze jednak z polotem.

Hitler o偶ywiony, grzmia艂 dalej: - Wtedy z czystej uprzejmo艣ci spr贸bowa艂em u艣wiadomi膰 temu Fritschowi, 偶e powinien przy艣pieszy膰 rozbudow臋 wojska, 偶e musi prowadzi dostosowan膮 do nowych wa­runk贸w polityk臋 personaln膮, czyli k艂a艣膰 szczeg贸lny nacisk na kon­struktywne powi膮zanie z organami pa艅stwa i partii. Ale on nic z tego nie zrozumia艂, nic! Jedyne, co mia艂 do powiedzenia na moje za­strze偶enia to to , 偶e na wszystko potrzeba czasu. .

- To nawet podobne do tego pruskiego konia z wojskowych defilad! - wypali艂 G枚ring ze skrzecz膮c膮 furi膮. - On po prostu nie jest


zdolny zaryzykowa膰 spojrzenia, kt贸re si臋ga艂oby poza mur koszar. Sprawia wra偶enie starca. Poza tym m贸wi si臋, 偶e jest chory: ma k艂o­poty z oddychaniem, nadci艣nienie, nowotw贸r odbytu czy co艣 w tym rodzaju.

- Tak si臋 m贸wi? - Hitler nadstawi艂 uszu. — Czy wiadomo co艣
dok艂adniej? Czy s膮 jakie艣 dokumenty? To bardzo mnie niepokoi,
jestem zatroskany o stan zdrowia mego wodza.

Hermann G枚ring roze艣mia艂 si臋 dono艣nie, bez najmniejszego skr臋­powania, byli przecie偶 sami. - Odpowiednie dokumenty zawsze mog膮 si臋 znale藕膰 - zapewni艂. A za chwil臋 spyta艂: - A mo偶e przyda艂yby si臋 podobne detale na temat Blomberga? My艣l臋, 偶e co艣 takiego da艂oby si臋 zrobi膰.

- Tylko bez niepotrzebnych sensacji! - upomina艂 go Hitler, zara­
zem przeciwny i przychylny propozycji. - To, co mn膮 kieruje, to
troska, obawa. Zw艂aszcza je艣li chodzi o Blomberga, kt贸remu b膮d藕 co
b膮d藕 mamy troch臋 do zawdzi臋czenia. Cho膰 musz臋 przyzna膰, 偶e jego
zachowanie w obecno艣ci von Fritscha nie przypad艂o mi szczeg贸lnie do
gustu. Blomberg nie popar艂 ochoczo mojego stanowiska, kt贸re dosy膰
jasno przedstawi艂em. Najwyra藕niej te偶 nie jest przekonany do naszej
sprawy.

- Wiedzia艂em, 偶e tak b臋dzie! - wykrzykn膮艂 G枚ring niemal z za­chwytem. - Jemu po prostu za dobrze si臋 powodzi! Wiedzie bardzo wystawne 偶ycie; za du偶o je, wlewa w siebie co popadnie i plecie g艂upstwa wko艂o! - W ten spos贸b przypisa艂 ministrowi wojny Rzeszy niemal wszystkie te cechy, kt贸re mia艂 sam. - Poza tym daleko mu do stuprocentowego m臋偶czyzny! Podobno lekcewa偶膮co, i to bardzo, wyra偶a艂 si臋 o polowaniu. - To G枚ring mia艂 mu szczeg贸lnie za z艂e, bo ta wypowied藕 by艂a wyra藕nie wymierzona przeciwko niemu, wielkiemu 艂owczemu Rzeszy!

- Ponadto pija zagraniczne trunki! Ubiera si臋 w Londynie! S艂ysza艂em te偶, 偶e czyta ameryka艅skie powie艣ci w oryginale. Nie jest to
zgodne z niemieckim duchem! ,

Hitler upaja艂 si臋 t膮 rozmow膮 nie okazuj膮c tego nawet w najmniej szym stopniu. Powiedzia艂 jedynie z zadum膮: - B膮d藕 co b膮d藕 m贸wimy o kompetentnych dow贸dcach naszego Wehrmachtu.

- Oni te偶 nie s膮 niezast膮pieni! - zapewni艂 G枚ring. - W ka偶dym
razie nale偶a艂oby powa偶nie zastanowi膰 si臋 nad ich zwolnieniem, je艣li
w艂a艣ciwie oceniam okoliczno艣ci. Ale mo偶e si臋 myl臋, mein F眉hrer?


Hitler sprawia艂 wra偶enie, jakby wpatrzony by艂 w jak najodleglejszy horyzont, nie odezwa艂 si臋. G枚ringowi jednak zdawa艂o si臋, 偶e f眉hrer jak gdyby potakuj膮co skin膮艂 g艂ow膮. W ka偶dym razie r贸wnie偶 w tej chwili uciek艂 si臋 do swojej skutecznej taktyki: je艣li w kr臋gu zaufanych os贸b nie wyra偶a艂 jednoznacznego sprzeciwu, nale偶a艂o rozumie膰 to jako akceptacj臋.

Co komu艣 takiemu jak G枚ring wystarcza艂o. To by艂 my艣liwy
- r贸wnie偶 w polityce. Jego niezawodny 艂owczy instynkt podpowiada艂
mu zawsze, jak wytropi膰 偶yw膮 istot臋;, uznan膮 za dzikie, zwierz臋, i jak
si臋 z ni膮 rozprawi膰. Jednym strza艂em.

Dalszy ci膮g relacji doktora Ericha Mellera: „脫w kocio艂 czarownic, kt贸ry si臋 w贸wczas warzy艂, nie wydaW膮艂si臋 niczym szczeg贸lnym. Przypomina艂 raczej nieodparcie metody stosowa­ne z sukcesem od stuleci przez kryminalnych, zawodowych w艂adc贸w. Je艣li niewygodnych przeciwnik贸w nie mo偶na ugodzi膰 w serce ani. opanowa膰 ich umys艂u, trzeba razi膰 poni偶ej pasa.

Kto natomiast nie przeszkadza艂 ani nie zagra偶a艂 tego rodzaju w艂adcom, od Nerona po Hitlera, dla tego nie by艂o 偶adnych moralnych granic czy obyczajowych tabu. C艂 pozwalali sobie; niemal pod ka偶dym wzgl臋dem, na wszystko, co mo偶na sobie tylko wyobrazi膰. '

I tak na przyk艂ad Ernst R枚hm, szef sztabu S膭, do momentu, gdy nie zacz膮艂 wydawa膰 si臋 gro藕ny swojemu f眉hrerowi,' m贸g艂 swobodnie uprawia膰 homoseksualne praktyki, a wraz z nim czyni艂o to wielu innych, r贸wnie偶 jeden z ministr贸w. Dop贸ki wszyscy oni byli nieza­przeczalnie pos艂uszni Hitlerowi, mieli niemal偶e woln膮 r臋k臋. Je艣li jed­nak powstawa艂o cho膰by najmniejsze podejrzenie, 偶e pr贸buj膮 si臋 sprze­niewierzy膰, wy艂amuj膮 si臋, bezceremonialnie i bez 偶adnych zahamowa艅 stawiano ich pod pr臋gierzem wobec ca艂ego narodu - jako ca艂kowicie wykolejony, brudny, demoralizuj膮cy element芦. Rzucano ich wi臋c-daj膮cym si臋 艂atwo zastraszy膰 masom, a w gruncie rzeczy jedynie chciwym wra偶e艅, na po偶arcie.

W wyj膮tkowo fatalny spos贸b nadawa艂 si臋 do wykorzystania przy­padek Evy Gruhn, kobiety, kt贸ra nie chcia艂a niczego wi臋cej jak tylko kocha膰. Bo wreszcie uwierzy艂a, 偶e jest kochana. Bez zastrze偶e艅. A z tego na pewno da艂o si臋 zrobi膰 u偶ytek."

47


Draga pr贸ba beletryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Fa艂szywy przyjaciel

- Evo, kochana! Dlaczego mnie unikasz? Czy nie widzisz, ile dla mnie znaczysz? Ja ciebie kocham!

Zapewnia艂 j膮 o tym niejaki Vogelsang, agent numer 134. Odwiedzi艂 Ev臋 w jej mieszkaniu. Siedzia艂 na pokrytej kwiecistym obiciem kana­pie. Stara艂 si臋 patrze膰 na Ev臋 z po偶膮daniem, a jednocze艣nie z bez­granicznym oddaniem. Na szklanym stoliku sta艂y przed nimi: pasztet z g臋sich w膮tr贸bek, 偶 samego Strasburga, miseczka z kawiorem, rosyj­skim, a do tego butelka szampana pommery. Wszystko to, przepe艂­niony nadziej膮 i rado艣ci膮, przyni贸s艂 z delikates贸w przy Kurfursten-damm. Dla niej.

- Ale ty mnie nie kochasz!

By艂a to ci臋偶ko wydyszan膮 skarga, a zarazem oskar偶enie. Eva Gruhn spojrza艂a na niego z pob艂a偶liwo艣ci膮. Potem powiedzia艂a irytu­j膮co 艂agodnie:

To niedbale rzucone twierdzenie oburzy艂o go, sprowokowa艂o do niezamierzonego wybuchu: - Ju偶 dawno ci臋 przejrza艂em! Jeste艣 nie­obliczalna, ow艂adni臋ta niepohamowan膮 偶膮dz膮 偶ycia! Chcesz tylko u偶ywa膰 偶ycia, wszystko jedno jak i z. kim! Zgadza si臋?

- Nie! Bo zawsze marzy艂am tylko o tym, 偶eby znale藕膰 cz艂owieka,
kt贸ry b臋dzie mnie podziwia艂 i kt贸rego ja te偶 b臋d臋 mog艂a podziwia膰. .
Ale tego ty na pewno nie jeste艣 w stanie zrozumie膰.

- Co mi tu opowiadasz! - Zabrzmia艂o to bardziej jak pogr贸偶k膮 ni偶

48


drwina. - Czyli kr贸lewicz z bajki! Mam wra偶enie, 偶e pilnie si臋 starasz kogo艣 takiego sobie przygada膰.

Eva Gruhn spojrza艂a na niego zas臋piona.

-Bo偶e drogi! - zdenerwowa艂 si臋 Vogelsang. - Ale ty jeste艣 przebieg艂a! Pr贸bujesz mnie z艂ama膰, tak? Chcesz mnie zmusi膰, 偶ebym si臋 z tob膮 o偶eni艂! Ale ze mn膮 ci si臋 to nie uda.

Oto prawdopodobnie wkr贸tce potem sporz膮dzony raport „m臋偶a zau­fania" Volkera Vogelsanga, numer 134. Dotyczy: Evy Gruhn.

„Wzmiankowana osoba wyznaczona mi do obserwacji zosta艂a
zgodnie z zaleceniem poddana intensywnym obserwacjom. Przy tej
okazji wysz艂y na jaw fakty, kt贸re na pewno doprowadz膮 Ev臋 Gruhn
do konfliktu z w艂adzami. Jej osob臋 mo偶na uzna膰 za w wysokim
stopniu zagro偶on膮! Szczeg贸艂y poni偶aj:

Zajmuje si臋 pozowaniem do zdj臋膰 rzekomo reklamuj膮cych mod臋.
Najcz臋艣ciej chodzi jednak o bielizn臋 i kostiumy k膮pielowe. Otrzymuje
za to pieni膮dze.

Mo偶na domy艣la膰 si臋 tak偶e innych eksces贸w. Adresy w za艂膮czeniu. R贸wnie偶 niejakiego Herberta Heersdorfa. Podaje si臋 za handlowca, sprawia jednak wra偶enie osoby bardzo niepewnej. Nale偶y podda膰 go obserwacji.

Niemal w tym samym czasie pojawi艂a si臋. na scenie wyra藕nie znacz膮ca osobisto艣膰. Na razie nie do ustalenia, o kogo chodzi. Je艣li b臋d膮 mi znane dok艂adne szczeg贸艂y, do艂膮cz臋 kolejny raport. Pozostaj臋 blisko obserwowanego obiektu."


Na pocz膮tku lata 1936 roku - czyli w czwartym roku istnienia III-Rzeszy - Otto Schmidt, nazywany Otto-Otto, dosta艂 si臋 w r臋ce gestapo. Skazano go odrazu na kar臋 siedmiu lat wi臋zienia; nie odby艂 jej jednak.

Otto Schmidt bowiem bardzo szybko dawa艂 si臋 nam贸wi膰 do tego, co w fachowych kr臋gach przyj臋艂o si臋 okre艣la膰 „艣piewaniem". Je艣li tylko popad艂 w tarapaty, kiedy na przyk艂ad mia艂 odsiedzie膰 jak膮艣 ka­r臋, stara艂 si臋 „wy艣piewa膰 sobie" przychylno艣膰 policji. Nie szcz臋dzi艂 wysi艂ku, 偶eby, dostarczy膰 „materia艂u": nazwiska, adresy, wskaz贸wki - nic trudnego dla takiego jak on intymnego znawcy berli艅skiego 艣wiatka homoseksualist贸w.

Od, niedawna przest臋pstwami tego rodzaju na terenie Wielkiego
Berlina nie zajmowa艂 si臋 ju偶, referat do spraw obyczajowych policji,
lecz nowo utworzona kom贸rka - Centrala do Zwalczania Homosek­
sualizmu w Rzeszy, Dzia艂a艂a ona jako wydzia艂 H-II z siedzib膮 w G艂贸wnym Urz臋dzie Bezpiecze艅stwa Rzeszy, czyli znajdowa艂a si臋 w bezpo­艣redniej gestii gestapo.

I w艂a艣nie tam Otto-Otto sypa艂 na trwaj膮cym godzinami, ca艂ymi dniami przes艂uchaniu. M贸wi艂 wszystko, czego od niego 偶膮dano, z naj­wi臋ksz膮 skwapliwo艣ci膮 i w obfito艣ci wr臋cz rozrzutnej. Jego lista obj臋艂a na koniec prawie sto nazwisk; znajdowa艂 si臋 na niej mi臋dzy innymi r贸wnie偶 niejaki „Frisch" - albo nawet „von Frisch". - Wy偶szy oficer, ze starej arystokracji-zapewnia艂 Otto-Otto.

Nie bawi艂 si臋 w szczeg贸艂y. Ch臋tnie upi臋ksza艂 oferowany przez sie­bie towar, 偶eby jego klientom wydawa艂 si臋 jak najbardziej atrakcyjny,

Funkcjonariusz prowadz膮cy przes艂uchanie — nazywa艂 si臋 Herbert
albo Hubert, w ka偶dym razie swoje raporty podpisywa艂 zazwyczaj
liter膮 „H" - sprawia艂 wra偶enie zadowolonego. - Pracowita z ciebie
bestia! Niez艂a robota, ty 偶mijo!

Otto Schmidt przyj膮艂 to za komplement - wcale nie bezpodstawnie. Powiedzia艂 wynio艣le: - Cz艂owiek stara si臋 jak mo偶e! To chyba powinno wystarczy膰, prawda? - Mia艂 na my艣li istotne z艂agodzenie kary, a mo偶e nawet jej uchylenie,, jako rekompensat臋 za te wyborne informacje.

- Zobaczymy, co powie szef - odpar艂 贸w Herbert czy Hubert z niejak膮 nadziej膮 w g艂osie.

Szefem Centrali do Zwalczania Homoseksualizmu w Rzeszy by艂 niejaki Joseph Meisinger, czyli 贸w przeniesiony z komendy policji do gestapo radca kryminalny. Na nowym stanowisku zjawi艂 si臋 z poka藕-

50


nymi, wr臋cz p臋kaj膮cymi od teczek personalnych walizkami. Wiele lat p贸藕niej, jako wy偶szy funkcjonariusz SS, b臋dzie pracowa艂 za granic膮, w niemieckiej ambasadzie w Tokio. Tam w艂a艣nie w ol艣niewaj膮cy -spos贸b mia艂 si臋 z nim rozprawi膰 chyba najbardziej utalentowany szpieg dzia艂aj膮cy przeciwko nazistom, doktor Richard Sorge, co przez wielu zostanie przyj臋te z satysfakcj膮,

Joseph Meisinger z upodobaniem stosowa艂 metody brutalne, prze­st臋pcze. Nale偶a艂o: do, nich tak偶e przyzwyczajanie zawczasu swoich podw艂adnych do strachu przed sob膮. Stara艂 si臋 bowiem robi膰 wszyst­ko; co mo偶liwe, 偶eby tylko ucieszy膰 swoich prze艂o偶onych.

Gdy otrzyma艂 okaza艂膮 list臋 Otto Schmidta, powiedzia艂: - B臋d膮
z tego pi臋kne posi艂ki dla oboz贸w koncentracyjnych! - A nast臋pnie
zleci艂: - Z listy nale偶y wy艂膮czy膰 te osoby, kt贸re mog艂yby w jakikolwiek spos贸b okaza膰 si臋 wp艂ywowe. Na przyk艂ad ludzi, bogatych, ustosunkowanych, no i przede wszystkim cz艂onk贸w partii. Nimi zajmiemy si臋 oddzielnie.

A kiedy 贸w Joseph Meisinger bli偶ej przyjrza艂 si臋 li艣cie sporz膮dzo­nej przez Otto Schmidta, powiedzia艂 w zamy艣leniu: - Co艣 mi si臋 tu nie podoba! - Uwa偶a艂 si臋 za genialnego specjalist臋 w dziedzinie kryminali­styki i zawsze, znajdowa艂 kogo艣, kto mu to potwierdza艂. - Ja mam dobrego nosa! - zwyk艂 m贸wi膰. A teraz rzeczywi艣cie w臋szy艂 jak pies my艣liwski.

W nieca艂e p贸艂 godziny potem spotka艂 si臋 z nim w cztery oczy. Obaj bezceremonialnie zmierzyli si臋 od st贸p do g艂贸w; czekali w napi臋ciu, pe艂ni nadziei. Nie spieszyli, si臋.

- Czy mo偶na na parni polega膰, Schmidt? - spyta艂 wreszcie Meisinger wyra藕nie zach臋caj膮cym tonem. .


- Absolutnie, panie komisarzu! Musz臋 tylko wiedzie膰, na czym
panu zale偶y.

Meisinger przerzuca艂 protok贸艂 z przes艂uchania Otto Schmidta.
Chodzi艂o mu tylko o jedno nazwisko, kt贸re jemu, temu czujne­
mu superznawcy, tytularnemu obro艅cy niemieckiej,moralno艣ci, rzuci艂o si臋 w oczy.

Umiej膮cy szybko my艣le膰 Otto-Otto bezzw艂ocznie zrozumia艂, 偶e oczekuje si臋 od niego czego艣 wyj膮tkowego. Czego艣, co mog艂oby si臋 op艂aci膰.

Otto-Otto poczu艂 wiatr w 偶aglach. Zdaje si臋, 偶e do czego艣 tu si臋
przyda. Mo偶e to go uchroni przed odbyciem kary. Ju偶 widzia艂 siebie
w roli koronnego 艣wiadka.

- Tak, tak, ma pa艅 racj臋, Fritsch! Von Fritsch! Genera艂. Zgadza si臋.

Wtedy Joseph Meisinger, jak zosta艂o stwierdzone, uczyni艂 co艣, co
nawet w kr臋gu tego rodzaju „poszukiwaczy prawdy" okre艣la艂o si臋
jako „co艣 potwornego". Jeszcze wtedy. Podsun膮艂 owemu Otto-Ot-
tonowi Schmidtowi zdj臋cie.

Fotografia ta, zrobiona w czasie jakiej艣 defilady, ukazywa艂a nie­mieckiego genera艂a w pe艂nej gali: w艂osy starannie zaczesane do ty艂u, przedzia艂ek dok艂adnie po艣rodku, wysokie czo艂o dominuj膮ce nad ca艂膮 twarz膮. Oczy o badawczym spojrzeniu, na lewym monokl. Pod bardzo regularnym nosem wyd艂u偶ony tr贸jk膮t w膮s贸w, wygi臋te w 艂uk usta. .Cz艂owiek robi膮cy wra偶enie surowego ojca. Jego mundur zdobi艂 d艂ugi,


zakrywaj膮cy niemal ca艂膮 lew膮 pier艣 rz膮d order贸w. G贸rowa艂 nad nimi 呕elazny Krzy偶 pierwszej klasy.

- Czy to mo偶e by艂 on? - spyta艂 Meisinger zach臋caj膮cym tonem inkwizytora.

Otto Schmidt, zazwyczaj zimny jak g艂az, patrzy艂, ani troch臋 nie przestraszony, na przedstawione mu zdj臋cie. Zaczyna艂 rozumie膰, 偶e , czekaj膮 go tu wydarzenia znacznie donio艣lejsze, ni偶 jego zgni艂a wyobra藕nia by艂a w stanie mu podsun膮膰.

- No jak tam, Schmidt? -spyta艂 wyczekuj膮co najwy偶szy spo艣r贸d wyznaczonych przez Rzesz臋 urz臋dowych przeciwnik贸w homosek­sualizmu-. - Czy ten widok odebra艂 ci mow臋?

- W ka偶dym razie - wydusi艂 z siebie Otto-Otto - na stacji -Wannsee nie by艂o go.

- Tak czy nie? Nie pr贸buj si臋 wymigiwa膰, ty 偶mijo! Nie ze mn膮 takie numery, zrozumiano? Tu chodzi o wysok膮 stawk臋, r贸wnie偶 dla ciebie!.

-. Na koszt pa艅stwa - ochoczo potwierdzi艂 Meisinger. - B臋dziemy wobec ciebie bardzo hojni. Ale pozostaniesz pod nasz膮 opiek膮. Mo­偶esz wybiera膰. Albo b臋dziesz w臋szy艂, niezawodnie, i zostaniesz moim cz艂owiekiem, albo wyl膮dujesz w wi臋zieniu na par臋 lat. Co wybierasz? S艂ucham.

- Jasne, zostan臋 pana cz艂owiekiem! - Otto Schmidt zdecydowany'
by} wybca膰 wolno艣膰, swoj膮 wolno艣膰, czyli to, co on przez to rozumia艂.
I niemal uroczy艣cie o艣wiadczy艂: - Tak jest, to by艂 on!

53


Z relacji Mellera:

„脫w podst臋pny handel kloaczny doprowadzi艂 potem do powstania desy膰 przydatnego dokumentu. A za jego pomoc膮 Meisingerowi uda艂o si臋 w niezwykle przyjemny spos贸b zaskoczy膰 swojego szefa, Heyd-richa, a mojego 禄przyjaciela z m艂odo艣ci芦. Tak wi臋c wed艂ug istniej膮­cych dowod贸w ju偶 w 1936 roku - czyli ponad rok przed szybko zbli偶aj膮c膮 si臋 ko艅cow膮 katastrof膮 - zosta艂o sporz膮dzone w Urz臋dzie Bezpiecze艅stwa Rzeszy tak zwane pierwsze dossier von Fritscha.

By艂o przechowywane tam jako jedna z najlepiej strze偶onych tajem? nic tej fabryki eksterminacji mieszcz膮cej si臋 na Prinz-Albre膰htrStrasse. Nie wiedzia艂a o tym ani Abwehra, ani policj膮, r贸wnie偶 na mojej gie艂dzie informacji tych papier贸w nie licytowano. Prawdopodobjie' nawet Himmler nie zosta艂 o tym poinformowany.

Ale jedn膮 jedyn膮 osob臋 spoza Urz臋du Bezpiecze艅stwa Rzeszy wtajemniczono niezw艂ocznie: Adolfa Hitlera. Gdy Rein}iard Heydrich przed艂o偶y艂 mu owo pierwsze .dossier, dodaj膮c, 偶e jest to wielka tajem- nica pa艅stwowa, Hitler, pozornie znudzony, przerzuci艂 je tylko bez s艂owa. .Na koniec odsun膮艂 je na bok ze stwierdzeniem; To mnie nie -interesuje .

Nie powiedzia艂 wi臋c: To dopiero 艣wi艅stwo! Przy czym m贸g艂by
mie膰 na my艣li von Fritscha, i r贸wnie dobrze gestapo. Nie powiedzia艂
te偶: Wypraszam sobie co艣 takiego, to ma znikn膮膰! Czego skutkiem
by艂pby oczyszczenie, niejako z ramienia pa艅stwa, tego ca艂ego bagna.
Nie, f眉hrer o艣wiadczy艂 jedynie: 禄To mnie nie interesuje!芦 Czyli --nie
teraz. Nie. Jeszcze nie!

Tego rodzaju subtelne r贸偶nice m贸j 禄przyjaciel z m艂odo艣ci芦 Heyd­rich potrafi艂 rozpozna膰 bez trudu. Wniosek, jaki z tego wyci膮gn膮艂, byi-nast臋puj膮cy: Prawdopodobnie von Fritsch na razie m贸g艂 si臋 okaza膰 przydatny, czyli znajdowa艂 si臋, by tak rzec, pod. opiek膮 pa艅stwa. Hit­ler jeszcze nie chcia艂 uzna膰 go za sko艅czonego.

Wobec czego owo dossier znikn臋艂a w jednej" z pancernych szaf: Heydricha. Na, d艂ugie miesi膮ce. Za to potem…"


3

Giganci w dziaaniu

Z relacji by艂ego radcy rz膮dowego w pruskim MInisterstwie

Spraw Wewn臋trznych w Berlinie, doktora Ericha Mellera:

„Mo偶na dok艂adnie okre艣li膰 dzie艅, kt贸ry stanowi艂 pocz膮tek ko艅ca tych strasznych wydarze艅 - tak偶e miejsce i dok艂adn膮 godzin臋: 3 listopada 1937 roku. Kancelaria Rzeszy. Narada na temat aktualnej sytuacji. Pocz膮tek godzina 16.15 - koniec oko艂o godziny 20.30.

Opr贸cz Hitlera obecni byli:

Feldmarsza艂ek Werner von Blomberg, minister wojny Rzeszy i na­
czelny dow贸dca Wehrmachtu. Zajmowa艂 miejsce po prawej r臋ce
f眉hrera.

Po lewej stronie g艂owy pa艅stwa siedzia艂 minister spraw zagranicz­nych Rzeszy, Konstantin baron von Neurath.

Dalej: dow贸dcy trzech formacji si艂 zbrojnych, czyli genera艂 von Fritsch, armia l膮dowa;" genera艂 G枚ring, si艂y powietrzne; admira艂 Raeder, marynarka wojenna..

Ponadto obecny by艂 tak偶e adiutant f眉hrera pu艂kownik Friedrich
Hossbach, zajmuj膮cy miejsce w najodleglejszym ko艅cu ogromnego,
lakierowanego sto艂u.

Na jego obserwacjach i zapiskach opieraj膮 si臋 g艂贸wne fragmenty mojej relacji. Hossbach , coraz bardziej sceptyczny obserwator wielko-niemieckiej sceny, sporz膮dzi艂 szczeg贸艂owe notatki na. temat wydarze艅, w widoczny spos贸b nabieraj膮cych historycznego znaczenia. Udost臋p-

55


ni艂 je p贸藕niej kilku przyjacio艂om uchodz膮cym w jego oczach za za­ufanych, do kt贸rych zaliczy艂 r贸wnie偶 mnie, jak s膮dz臋, nie bez racji."

Adolf Hitler rozpocz膮艂 narad臋 z wyszukan膮 galanteri膮, co potrafi艂 bardzo dobrze, je艣li tylko tego chcia艂. A tym razem tak by艂o. Po­dzi臋kowa艂 swoim go艣ciom za przybycie, zapewni艂, 偶e bardzo jest rad i ma nadziej臋 na dalsz膮 owocn膮 wsp贸艂prac臋, r贸wnie wzorow膮 jak do tej pory.

Wiedzia艂 dok艂adnie, dlaczego jego feldmarsza艂ek poprosi艂 go o t臋 narad臋. Blomberg, prawdopodobnie z inspiracji von Fritscha, chcia艂 poruszy膰 kwesti臋 bardziej wywa偶onego, r贸wnomiernego przydzia艂u surowc贸w dla przemys艂u zbrojeniowego. Pretensja ta dosy膰 jedno­znacznie by艂a skierowana przeciwko G枚ringowi, kt贸ry od roku 1936 by艂 odpowiedzialny za p艂an czteroletni. Jak zak艂adano nie bez pod­staw, G枚ring z zupe艂n膮 beztrosk膮 faworyzowa艂 swoj膮 Luftwaffe. Twierdzi艂 bowiem: „My nie mamy 偶adnych problem贸w finansowych! My mo偶emy pozwoli膰 sobie na wszystko! Hermann - zyli G枚ring - bierze na siebie ca艂kowit膮 odpowiedzialno艣膰!" Hitler nie by艂 bynajmniej sk艂onny wyst臋powa膰 w ro艂i obro艅cy G枚ringa. Wr臋cz przeciwnie, 偶yczy艂 mu nawet troch臋 k艂opot贸w. W 偶ad­nym wypadku jednak nie mog艂o doj艣膰 do konfliktu mi臋dzy trzema dow贸dcami. Dlatego te偶 f眉hrer by艂 zdecydowany skierowa膰 ich uwag臋 na godniejsze cele, mo偶e nawet najwy偶sze z mo偶liwych. I w艂a艣nie z tego powodu zaprosi艂 pa narad臋 r贸wnie偶 swojego ministra spraw zagranicznych.

Hitler rozpocz膮艂 jeden'ze swoich wielkich monolog贸w, kt贸re po­
trafi艂y trwa膰 par臋 godzin. Tym razem jednak, jak wynika z notatek
pu艂kownika Hossbacha, skoncentrowa艂 si臋 na nast臋puj膮cych zagad­
nieniach.

Po pierwsze: Bardzo istotne jest, 偶eby nie tylko i艣膰 z duchem czasu, ale zdecydowanie go wyprzedza膰. Ci, co z trudem i bezradnie dogania­j膮 jedynie sw贸j czas, s膮 w艂a艣ciwie zgubieni. Wyra藕nie rozpoznawalne znaki 贸wczesnego czasu by艂y wed艂ug Hitlera nast臋puj膮ce:

Europa znajduje si臋 w sytuacji prze艂omowej. Mo偶na liczy膰 na poparcie W艂och; duce solidnie si臋 o to stara. Natomiast zepsuta moralnie Francja w艂a艣ciwie jest ju偶 zgubiona. A Anglii potrzebny jest mocny

56


bodziec, 偶eby wreszcie zacz臋艂a my艣le膰 o swoich prawdziwych warto艣­ciach i w艂asnym honorze.

Po drugie: Niewykluczone, 偶e za kilka, i to wcale nie tak wiele
lat Rosja Sowiecka mog艂aby przekszta艂ci膰 si臋 w 艣wiatowe mocarstwo
najwy偶szej rangi. Nie mo偶na jednak czeka膰• tak ,d艂ugo. Ameryka
potrzebuje prawdopodobnie jeszcze du偶o czasu, 偶eby dostosowa膰 si臋
do -臉r jcesu, kt贸remu my musimy przewodzi膰. Ten dotkni臋ty przez
偶ydowsk膮 zaraz臋 nar贸d musi najpierw upora膰 si臋 ze swoimi niewyob­
ra偶alnymi trudno艣ciami finansowymi i gospodarczymi. „My jednak,
nieprawda偶, nie mamy nic do stracenia - natomiast wszystko do
wygrania!"

Wobec tego, po trzecie, nasuwaj膮 si臋 nast臋puj膮ce wnioski: Francj膮 nale偶y si臋 zaj膮膰, Angli臋 trzeba przekona膰, 偶e na. Wschodzie sytuacja musi ulec wyja艣nieniu. I to zar贸wno w Czechos艂owacji, jak i w Polsce; nawet w Rosji. Te zacofane, zagradzaj膮ce drog臋 post臋powi twory zostan膮 podporz膮dkowane zwierzchnictwu Niemiec. Co jednak mo偶e si臋 uda膰 jedynie przy zdecydowanie szybkim dzia艂aniu. I do tego musimy si臋 przygotowa膰.

I prawi艂 dalej, jakby nagle przepe艂niony niepohamowan膮 wiar膮 w swoje pos艂annictwo:

- Mniej wi臋pej do roku 1945, najdalej, mo偶emy mie膰 w Europie prawi臋 woln膮 r臋k臋. Do tego momentu musimy ten nasz kontynent zgermanizowac, czyli spoi膰 go w jedn膮 zwart膮 ca艂o艣膰 pod naszym przyw贸dztwem. Je艣li nie zrobimy tego w tym czasie; ju偶 nigdy natn si臋 lo iie uda ! Potem b臋dziemy wystawieni na nap贸r dw贸ch mocarstw: 偶ydowskich Stan贸w Zjednoczonych i komunistycznego Zwi膮zku Radzieckiego, d膮偶膮cych do naszej zag艂ady. Ale do tego nigdy - nigdy- nie mo偶e doj艣膰!

Obwie艣ciwszy to w sugestywny spos贸b, z ca艂膮 艣wiadomo艣ci膮 w艂as­nego pos艂annictwa, popatrzy艂 wok贸艂 siebie wzrokiem badawcze-pyta-j膮cym. Jego rozm贸wcy sprawiali wra偶enie oniemia艂ych, a wi臋c wizja 艣wiata Hitlera chyba do g艂臋bi ich poruszy艂a. A minister spraw za­granicznych, baron von Neurath, wyra藕nie bardzo podniecony, ci臋偶ko dysza艂 z zamkni臋tymi oczami, przyciskaj膮c obie d艂onie do serca.

Reakcja obecnych bynajmniej nie by艂a dziwna w obliczu doprawdy tak epokowego zagajenia. Nawet G枚ring, g艂臋boko Zadumany, patrzy艂 przed siebie. A Raeder, dow贸dca floty, potrz膮sa艂 nieustannie g艂ow膮,


jakby nagle chwyci艂a go gor膮czka. Jedynie von Blomberg zachowywa艂 si臋 z w艂adcz膮 nonszalancj膮, niczym pozornie nieporuszony. A pu艂kow­nik Hossbach notowa艂, notowa艂, notowa艂.

R贸wnie偶 dow贸dca si艂 l膮dowych, baron von Fritsch, zdawa艂 si臋 nie.
ulega膰 temu porywowi uczu膰. Nieodmiennie rzeczowy, jak zawsze,
pozwoli艂 sobie powiedzie膰:

- Pa艅skie wywody, panie kanclerzu, niew膮tpliwie nal臋偶y okre艣li膰
jako niezwykle dalekowzroczne. Nie o艣mieli艂bym si臋 ani ocenia膰 ich
warto艣ci, ani podawa膰 ich w w膮tpliwo艣膰. Jako 偶o艂nierz jestem zdecy­
dowanie cz艂owiekiem czynu. I widz臋 tylko to, co jest - co teraz jest.
I co dostrzegam? Nasza armia l膮dowa potrzebuje o wiele wi臋kszego
materialnego i finansowego wsparcia, ni偶 otrzymuje da tej pory.
Ponadto trzeba niestety stwierdzi膰: jeste艣my zaniedbywani, by nie
powiedzie膰: dyskryminowani! A ostatnio, mam wra偶enie, prawie, sys­
tematycznie!

Tym samym, po niemal dwugodzinnym monologu Hitlera, narada
zosta艂a sprowadzona do spraw wymiernych. Wypowied藕 Fritscha by艂a
wyra藕nie' skierowana przeciwko pe艂nomocnikowi do spraw planu
czteroletniego. Przeciwko G枚ringowi.

Teraz tak偶e admira艂 Raeder stan膮艂 u boku Fritscha. Zjednoczony­mi si艂ami zaatakowali G枚ringa, krytykowali jego metody, pr贸bowali, zdeprecjonowa膰 jego posuni臋cia, i to bynajmniej nie w pieszczotliwych s艂owach. G枚ring broni艂 si臋 - nie mniej za偶arcie.

Hitler 艣ledzi艂 贸w s艂owny pojedynek w milczeniu, w ka偶dej chwili
got贸w wyst膮pi膰 w roli s臋dziego. Nie zale偶a艂o mu jednak na ingeren­
cji za wszelk膮 cen臋. R贸wnie偶 taki rozw贸j "sytuacji bardzo mu od­
powiada艂. Chodzi艂o tylko o to, jak zawsze w takich wypadkach, 偶e­
by jak najlepiej wykorzysta膰 okazj臋. A pod tym wzgl臋dem f眉hrer
mia艂 niezawodny instynkt. . _.

G枚ring, 藕 kilku stron przyparty do muru, wprost zakwili艂: „Po­
zw贸lcie mi wreszcie powiedzie膰 w艂asne zdanie!" Tak zanotowa艂 pu艂-,
kownik Hossbach. W tym samym czasie wielu spo艣r贸d obecnych
usi艂owa艂o wyprze膰 ze swojej 艣wiadomo艣ci owe wizjonerskie plany
przebudowy 艣wiata, zapomnie膰 o nich. Gdzie drwa r膮bi膮, tam wi贸ry lec膮.

Atakowany przez nich G枚ring wybuchn膮艂 po chwili dosy膰 ner­wowo: - Kiedy s艂ysz臋 to wszystko, zadaj臋 sobie pytanie, czy to nie jest

58


przypadkiem pr贸ba udzielenia mi lekcji! To przecie偶 niemo偶liwe, 偶eby kto艣 si臋 na to powa偶y艂!

- Prosz臋 nas 藕le nie zrozumie膰 - zapewni艂 von Blomberg, wyra藕nie
zatroskany. - Nikomu z nas nie przysz艂oby na my艣l kwiestionow膮nie
pa艅skich umiej臋tno艣ci i dokona艅.

-Nikomu bym tez tego nie radzi艂! - burkn膮艂 g艂贸wnodowodz膮cy
Luftwaffe.

Jeszcze tego samego, wieczora Hitler wezwa艂 G枚ringa do siebie do Kancelarii Rzeszy. Oficjalnie: zaproszenie na kolacj臋. Przy takiej okazji wolno by艂o rozmawia膰 o Bogu i 艣wiecie, ale Nie o polityce.

Bezpo艣rednio po posi艂ku F眉hrer wraz ze swym zast臋pc膮 wycofali si臋 do pomieszczenia po艂膮czonego z tarasem, w kt贸rym Hitler mia艂 zwyczaj studiowa膰 gazety i dokumenty. G枚ring, nie czekaj膮c na jak膮kolwiek zach臋t臋, wybuchn膮艂 grubia艅sko:

59


nie, ale z jak najwi臋ksz膮 ostro偶no艣ci膮! By艂e bez niepotrzebnych m臋czennik贸w!

Na co Hitler u艣miechn膮艂 si臋 do niego, przepe艂niony nadziej膮. Podsun膮艂 mu bowiem fa艂szyw膮 kart臋, a on si臋gn膮艂 po ni膮 ochoczo. Zdawa艂o si臋, 偶e jest bardzo pewny swego.

- Na mnie zawsze mo偶na polega膰! - wykrzykn膮艂.

Co jednak by艂o zgodne z prawd膮 tylko wtedy, gdy chodzi艂o o jego w艂asne interesy, A tutaj, jak s膮dzi艂, m贸g艂 wiele skorzysta膰.

Z relacji Mellera:

„Aby m贸c dzia艂a膰 wed艂ug og贸lnej regu艂y rz膮dz膮cej walk膮 o w艂adz臋 - 禄Kto chce by膰 nast臋pc膮, powinien usun膮膰 z drogi swojego poprze­dnika albo mu w tym pom贸c芦 - G枚ring musia艂 zastanowi膰 si臋 nad sytuacj膮. By艂 on w贸wczas - nie bior膮c pod uwag臋 jego licznych pozosta艂ych funkcji - jednym z trzech r贸wnych stopniem naczelnych dow贸dc贸w si艂 zbrojnych, odpowiedzialnym za Lufttfaffe. Marynarka podlega艂a admira艂owi Raederowi - nadzwyczaj zgodnemu i zawsze sk艂onnemu do kompromis贸w fachowcowi. Armia natomiast znaj­dowa艂a si臋, zdaniem G枚ringa, we w艂adaniu bezdennie g艂upiego m臋dr­ka o wyzywaj膮co pogardliwym spojrzeniu, czyli von Fritscha. Ponad tymi trzema znajdowa艂 si臋 jednak Werner von Blombferg -feldmarsza艂ek, minister wojny Rzeszy, g艂贸wnodowodz膮cy Wehr­machtu. Nie G枚ring! pni Blomberga by艂y ju偶 policzone. Tak samo my艣la艂 teraz tak偶e Hitler. Je艣li jednak uda si臋 sprawi膰, 偶e von Blomberg b臋dzie musia艂 禄pozbiera膰 swoje manatki,, potrzebny b臋dzie jego nast臋pca. A wed艂ug sprawdzonej tradycji, a tak偶e ze wzgl臋du naci膮gle jeszcze nieuniknion膮 konieczno艣膰 liczenia, si臋 z generalicj膮, stanowisko

60


to powinno by艂o przypa艣膰 w udziale g艂贸wnodowodz膮cemu si艂 l膮do­wych - czyli akurat Fritschowi. Tak wi臋c r贸wnie偶 jego, jak logicznie rozumowa艂 G枚ring, nale偶a艂o w odpowiednim czasie usun膮膰.

W ten oto spos贸b droga przed nim sta艂aby wreszcie otworem.

Baron von Neurath, minister spraw zagranicznych w gabinecie Hitlcra, bezpo艣rednio po wspomnianej konferencji w Kancelarii Rze­szy dozna艂 ataku serca. Zaufanym osobom wyzna艂, 偶e nie mo偶e i nie chce popiera膰 polityki u kt贸rej podstaw le偶y tak w膮tpliwy i lekko­my艣lny 艣wiatopogl膮d. Nosi艂 si臋 z zamiarem podania si臋 do dymisji.

Admira艂 Raeder, g艂贸wnodowodz膮cy flot膮, oscylowa艂 na pograni­czu g艂臋bokiej rezygnacji.i z trudem podtrzymywanej nadziei. 禄Naprawd臋 nie wiem, co mam o tym my艣le膰! Czy to mo偶liwe, 偶e to wszystko jest tylko nieporozumieniem? Od tej pory z ogromn膮 samodyscyplin膮 wstrzymywa艂 si臋 od jakichkolwiek negatywnych wy­powiedzi czy spontanicznej krytyki. Ale w艂a艣nie to milczenie od­czytywane by艂o przez wszystkich, kt贸rzy go znali, niezwykle wielo­znacznie.

Werner von Blomberg, feldmarsza艂ek, zachowywa艂 si臋 uderzaj膮co suwerennie. Pozwala艂 sobie, nawet jeszcze teraz, na podtrzymywanie optymizmu. Jego komentarz brzmia艂: 禄Nic nie jest ostateczne; trzeba umie膰 odczeka膰. -I mie膰 dobre nerwy! By膰 na zupe艂nym luzie. Kiedy艣, w jaki艣 spos贸b wszystkom si臋 u艂o偶y芦.

Zachowanie g艂贸wnodowodz膮cego armi膮, nie zdradza艂o najmniej­szego drgnienia duszy. Genera艂 Werner baron vori Fritsch sprawia艂 wra偶enie niewzruszonego. Powiedzia艂 jedynie: 禄Robi臋, co do mnie nale偶y芦. A nast臋pnie r贸wnie ch艂odno: 禄Kanclerz "Rzeszy z pewno艣ci膮 . wie, czego chce. Ale ja te偶 wiem, czego chc臋!芦

Prawdopodobnie jedyn膮 osob膮, kt贸ra, jak gdyby zupe艂nie nie daj膮c si臋 zbi膰 z tropu, zamierza艂a z tych wypadk贸w wyci膮gn膮膰 ostateczne konsekwencje - zar贸wno osobiste; jak i zawodowe, byl pu艂kownik Friedrich Hossbach, adiutant Wehrmachtu. By艂 przeko­nany, 偶e nie pozostaje mu nic innego, jak tylko przeciwstawi膰 si臋-Hitlerowi. Co mog艂o go doprowadzi膰 do bezzw艂ocznej eliminacji.

- Ten G枚ring - wyzna艂 na dodatek Hossbach, jakby mu by艂o ma艂o
- to co艣 potwornie obrzydliwego, sto pi臋膰dziesi膮t kilogram贸w 偶ywej
wagi, wci艣ni臋te w ten przepyszny mundur, i ani grama 偶o艂nierskiego ducha.'


G枚ringiem niew膮tpliwie mo偶na by艂o pogardzac - ale nie wolno
by艂o go nie respektowa膰. Lekkomy艣lny atak na niego oznacza艂 samo-
b贸jstwo. A zw艂aszcza wtedy, kiedy s膮dzi艂, 偶e ma 禄ca艂kowicie woln膮
r臋k臋芦, czyli mo偶e dzia艂a膰 zgodnie z wol膮 swojego f眉hrera. Potrafi艂
w贸wczas niszczy膰 z druzgoc膮cym okrucie艅stwem."

Trzecia pr贸ba beletryzaeji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Grufin Temat: O艣wiadczyny

- Bardzo ci臋 kocham -. wyznawa艂 Werner von Blornberg swojej Evie. Gruhn z ogromn膮, nie ukrywan膮 czu艂o艣ci膮. Uj膮艂 j膮 za r臋k臋. - Jestem szcz臋艣liwy, 偶e ci臋 spotka艂em.

Przytuli艂a si臋 do niego, a on obj膮艂 j膮 z czu艂ym po偶膮daniem.

- Jak d艂ugo zechcesz!

- Na zawsze!

- Jestem twoja. Na zawsze.
Wobec tego daj mi wszystko, moja ukochana! I od tej pory dziel
ze mn膮 偶ycie!

- Chc臋 tego, czego i ty chcesz! Nigdy jednak nie stan臋 si臋 dla


ciebie ci臋偶arem. To te偶 nale偶y do mojej mi艂o艣ci. Nie musisz si臋 ze mn膮 wi膮za膰.

- Ale ja tego chc臋, Evo! - powiedzia艂 zdecydowanie.

Patrzy艂a na niego nie dowierzaj膮c w艂asnym uszom. - Czy to znaczy...

Usiad艂 blisko niej. -. Pomy艣l tylko, czy m臋偶膰zyna mego pokroju, w moim wieku mo偶e.oczekiwa膰 czego艣 wi臋cej ni偶 potwierdzenia swojej warto艣ci w tak cudowny spos贸b? Przez tak wspania艂ego cz艂owieka! Od kt贸rego riie oczekuj臋 niczego ponad to: 呕yj ze mn膮! Wyjd藕 za mnie!

Z relacji Mellera:

„Ta ol艣niewaj膮co bezinteresowna mi艂o艣膰 Wernera von Blomberga do Evy Gruhn rozpocz臋艂a si臋 chyba w po艂owie roku 1936. Po raz pierwszy spotkali si臋 prawdopodobnie w czerwcu. Dost臋pne dowo­dy nie s膮 w pe艂ni zgodne; ale r贸偶ni膮 si臋 zaledwie w niewielkim stop­niu. Je艣li chodzi o szczeg贸艂y, zawsze „trudno jest 5 absolutn膮 jedno­znaczno艣膰.

W g艂贸wnych zarysach sprawa przedstawia si臋. nast臋puj膮co: Starszy m臋偶czyzna, w贸wczas chyba po sze艣膰dziesi膮tce, zwi膮za艂 si臋 z niemal trzydzie艣ci lat m艂odsz膮 od siebie kobiet膮. No c贸偶, zdarzaj膮 si臋 takie rzeczy i z tego powodu nie mo偶na robi膰 nikomu najmniejszych nawet wyrzut贸w. M臋偶czyzna 贸w by艂 jeszcze dosy膰 atrakcyjnym obiektem: wdowiec od wielu lat, zaprzeczenie lekkomy艣lnego kobieciarza, spra­wiaj膮cy wra偶enie dystyngowanego, szarmanckiego, zawsze uprzejmy, a wi臋c bez w膮tpienia wart pokochania.

Ta znacznie m艂odsza od mego kobieta, kt贸r膮 dane mi by艂o p贸藕niej pozna膰 - nie tylko, z powodu nacisk贸w Hubera - wyr贸偶nia艂a sj臋 niezaprzeczaln膮 urod膮, pe艂nymi kszta艂tami i promieniej膮c膮 kobie­co艣ci膮. W 偶adnym razie nie wyda艂a mi si臋 wyfachowana czy wr臋cz.


chciwa, raczej sk艂onny by艂bym powiedzie膰, 偶e ow艂adni臋ta by艂a naiw­n膮, nie daj膮c膮 si臋 poskromi膰 t臋sknot膮 za wielkim szcz臋艣ciem 禄praw-dziwej mi艂o艣ci芦.

Tak wi臋c wszystko sprawia艂o wra偶enie czego艣 zupe艂nie normalnego. Gdyby nie to, 偶e obiektem tej mi艂o艣ci nie by艂 jaki艣 tam m臋偶czyzna

Z licznych raport贸w dotycz膮cych pocz膮tk贸w tej.mi艂o艣ci zachowa艂o
si臋 kilka, wyra藕nie sfa艂szowanych, w aktach berli艅skiej policji krymi­
nalnej. Mi臋dzy innymi r贸wnie偶 wynurzenia Volkera Vogelsanga, agenta numer 134, kt贸ry w艣r贸d pracownik贸w policji uchodzi艂 za 禄wyj膮tkowo elastycznego k艂amc臋芦.

禄Pierwsze spotkanie Evy Gruhn z panem von Blombergiem - czy­tamy w jego relacjach - odby艂o si臋 prawdopodobnie w restauracji Bia艂y Jele艅, w pobli偶u Steinstrasse. W艂a艣nie tam osoba ta by艂a zatrudniona jako obs艂uga, ale pe艂ni艂a wa偶niejsz膮, funkcj臋, jakby star­szej kelnerki. Wywi膮zywa艂a si臋 z tego bardzo dobrze, pracowa艂a z wyczuciem i by艂a uprzejma, co wielokrotnie potwierdzano.

Od razu pierwszego wieczoru wpad艂a w oko panu von Blomber-gowi - mo偶na przypuszcza膰, .偶e osi膮gn臋艂a to za pomoc膮 przebiegle wystudiowanej skromno艣ci. Obs艂ugiwa艂a go z jak najwi臋ksz膮 uwag膮. Napiwek, jaki dosta艂a, by艂 podobno niewyobra偶alnie hojny.

A do tego wszystkiego powiedzia艂 jeszcze do niej: Niech mi wolno b臋dzie pani膮 zapewni膰, 偶e pani mi si臋 podoba, bardzo! Ch臋tnie spotka艂bym pani膮 znowu, je偶eli pani zechce .

I spotkali si臋' p贸藕niej, zaledwie po dw贸ch czy trzech dniach, w herbaciarni hotelu Adlon. Nast臋pnie wybrali si臋 do varietes, gdzie wyst臋powa艂 szwajcarski klown - Grock, kt贸rego w艂a艣ciwe nazwisko brzmia艂o Adrian Wettrach. Po dw贸ch tygodniach dosz艂o do nast臋p­nego spotkania, prawdopodobnie w jej mieszkaniu - 芦zyli w tym domu, w kt贸rym i ja, Volker Vogelsang, przypadkowo mieszkam. On przyni贸s艂 ze sob膮 ciastka, przypuszczalnie z kawiarni Kranzler; tak偶e wino i kwiaty, r贸偶e bia艂e, mniej wi臋cej trzydzie艣ci sztuk芦. .

Tyle je艣li chodzi o relacj臋 owego podejrzanego Volkera Vogelsanga, Ju偶 w贸wczas.budz膮cego w膮tpliwo艣ci - nie tylko Hubera".

64


Dzie艅 dobry, drogi Maier - powiedzia艂 Werner baron von Fritsch.

- Dzie艅 dobry, panie generale - odpowiedzia艂 feldfebel Maier.

By艂y to mniej wi臋cej wszystkie s艂owa, jakie dzie艅 w dzie艅 wymieniali mi臋dzy sob膮. Przy czym g艂os naczelnego wodza armii brzmia艂 zawsze przyja藕nie, nigdy protekcjonalnie czy wynio艣le; czasami zdradza艂 nawet wstrzemi臋藕liw膮 serdeczno艣膰. Jego „podw艂adny" nie sprawia艂 bynajmniej wra偶enia osoby skwapliwie us艂u偶nej ani prze­sadnie poufa艂ej. Atmosfer臋 w kr臋gu Fritscha cechowa艂a rzeczowo艣膰 i poprawno艣膰.

Feldfebel Maier zajmowa艂 si臋 opr贸cz paru innych koni r贸wnie偶
koniem genera艂a. Przyprowadza艂 go dok艂adnie na wyznaczon膮 minu­
t臋. Absolutna punktualno艣膰 szefa armii by艂a przys艂owiowa; R贸wnie偶 pod tym wzgl臋dem Immanuel Kant, filozof z Kr贸lewca, stanowi艂 jego wzorzec.

A poniewa偶 zar贸wno dla zawsze niezawodnego feldfebla Maiera jak i dla pana von Fritscha konie nie by艂y obiektami u偶ytkowymi, lecz towarzyszami podr贸偶y, dzie艅 w dzieri powtarza艂 si臋 ten sam rytua艂: genera艂 nie mia艂 w zwyczaju od razu wsiada膰 na konia, jak gdyby obejmowa艂 go w posiadanie. Najpierw g艂aska艂 go niemal czule, przesu­wa艂 d艂o艅mi po ko艅skim grzbiecie, aby poczu膰 aksamitn膮,, wypiel臋g­nowan膮 sier艣膰. Potem stawa艂 przed nim, by tak rzec, oko w oko, pochyla艂 si臋 ku niemu tak blisko, 偶e ich g艂owy lekko si臋 dotyka艂y.

Nast臋pnie wykonywa艂 zazwyczaj aprobuj膮cy ruch g艂ow膮 w stron臋 feldfebla - pow艣ci膮gliwie i bez s艂owa, co oznacza艂o wysokie uznanie. Teraz, mo偶na by艂o wyruszy膰 na przeja偶d偶k臋 do Tiergartenu.

Tego dnia jednak nast膮pi艂a ma艂a zw艂oka. Fritsch wiedzia艂, 偶e jego feldfeblowi le偶y co艣 na sercu, wyczyta艂 to w jego oczach.

- Masz jak膮艣 pro艣b臋, Maier? No m贸wt

- Nic podobnego, panie generale - zapewni艂 feldfebel. - Taki
drobiazg, ale nie daje mi spokoju. To nie ma zwi膮zku z naszym
koniem.

- Wobec tego co ci臋 tak niepokoi, m贸j drogi? No, powiedz szczerze!-

65


u艣miecha膰 i 偶artowa膰, podejmowa艂 von Fritsch nadzwyczaj rzadko. - No, co ci doskwiera? Wiem, 偶e, mi ufasz, a ja mam zaufanie do ciebie, 藕 pewno艣ci膮 zdajesz sobie z tego spraw臋. No m贸w, m贸j drogi! Feldfebel pospiesznie wyrzuci艂 wreszcie z siebie to, co mia艂 do zameldowania, jakby chcia艂 si臋 tego jak najszybciej pozby膰.

Feldfebel patrzy艂 na konia, nie na genera艂a - wiedzia艂 bowiem, 偶e tego rodzaju wyznanie nie wywo艂a w jego prze艂o偶onym 偶adnej reakcji. A zwierz臋 wyczuje najmniejsze nawet zdenerwowanie cz艂owieka czule g艂adz膮cego jego g艂ow臋. Jednak偶e r贸wnie偶 ko艅 nie zdradza艂 absolutnie niepokoju.

- Czy to co艣 z艂ego? - spyta艂 Maier. - Mam na my艣li pojawienie si臋
tego cz艂owieka?

- M贸j drogi Maier - odezwa艂 si臋 naczelny dow贸dca, a jego g艂os brzmia艂 jak- g艂os dobrego kolegi, kamrata - mo偶e wpl膮ta艂e艣 si臋 w ja­k膮艣 nieprzyjemn膮 histori臋? To przecie偶 mo偶e si臋 zdarzy膰. W takiej sytuacji trzeba tylko odpowiednio wcze艣nie zareagowa膰 i spraw臋 zdecydowanie zako艅czy膰. Czy mog臋 ci w czym艣 pom贸c?

Maier, do g艂臋bi zaskoczony tak膮 reakcj膮 swojego szefa, zacz膮艂 si臋 j膮ka膰 i u偶y艂 nawet oficjalnej i uznanej za przestarza艂膮 formy: - Jego ekscelencja genera艂 by艂by... got贸w... je艣li ja...

- Oczywi艣cie - potwierdzi艂 von Fritsch. Zna艂 swego feldfebla od
lat, by艂 on najlepszym opiekunem zwierz膮t i ludzi, jakiego kiedykol­
wiek uda艂o mu si臋 spotka膰: porz膮dny, uczciwy, niezawodny. - Je艣li
uwik艂ali艣cie si臋, Maier, w jak膮艣 paskudn膮 histori臋, powiedzcie mi
wyra藕nie i wtedy spr贸bujemy wsp贸lnie pozby膰 si臋 tego problemu.

— Dzi臋kuj臋, panie generale. -Feldfebel czu艂 si臋 uszcz臋艣liwiony tym niew膮tpliwym dowodem zaufania, jednocze艣nie jednak zdziwi艂a go

66


szczerze ta wr臋cz niepoj臋ta naiwno艣膰, jego szefa. Czy on go nie
zrozumia艂, czy tylko udawa艂? A je艣li udawa艂, to o co tu chodzi艂o?
Maier u艣miechn膮艂 si臋 zak艂opotany: - Ale czy ja co艣 tu znacz臋?
Zajmuj臋 si臋 ko艅mi, ch臋tnie i chyba nie najgorzej, tak mi si臋 wydaje.
A je艣li chodzi o moje 偶ycie prywatne, te偶 nie ma co w臋szy膰. Nie pal臋,
od 偶asu do czasu napij臋 si臋 piwa, obce kobiety mnie nie interesuj膮,
jak pan wie, panie generale, jestem od dawna 偶onaty. Mam te偶 dw贸jk臋
dzieci, dobrze 偶yj臋 i z 偶on膮; i z ca艂膮 rodzin膮. Wszystko jest na sto
procent w porz膮dku. Do obrzydzenia normalne. Czyli nie o mnie tu
chodzi na pewno nie o mnie,

- Ale tak naprawd臋, m贸j drogi Maier, pomy艣lcie, czy jest w tym co艣 niezwyk艂ego? - Von Fritsch, jak zwykle z powodzeniem, nakaza艂 sobie zachowanie przewagi, jaka przystoi naczelnemu dow贸dcy. Zda­wa艂o si臋, 偶e mocno trzyma si臋 swego konia, kt贸ry spogl膮da艂 na niego jakby pe艂en zrozumienia. - Ostatecznie 偶yjemy w pa艅stwie, w kt贸rym panuje porz膮dek, a do tego potrzebna jest te偶 policja..

- Mo偶liwe. Ale co obchodzi tych ludzi, co pan robi, a czego nie
robi? To jest naprawd臋 obra藕liwe, czego ten cz艂owiek chcia艂 si臋
dowiedzie膰. Kiedy i jak cz臋sto je藕dzi pan konno i dok膮d, kto panu
towarzyszy, z kim si臋 pan spotyka, czy przychodzi pan w stroju do
konnej jazdy, czy dopiero si臋 przebiera, sam czy z czyj膮艣 pomoc膮, czy
ma pan bro艅 albo obstaw臋. Takie bzdury! Czy to nie bezczelno艣膰,
panie generale?.

Werner baron von Fritsch nadal si臋 u艣miecha艂, cho膰 dosy膰 sk膮po. Wydawa艂o si臋, 偶e nawet teraz stara艂 si臋 zrozumie膰 ten nowy, niemiecki 艣wiat. O艣wiadczy艂 wi臋c swojemu feldfeblowi z w艂a艣ciw膮 sobie, z lekka ojcowsk膮 uprzejmo艣ci膮:

- Drogi Maier, musicie wzi膮膰 pod uwag臋 nast臋puj膮c膮 rzecz: dla
naszego pa艅stwa jestem podobno dosy膰, wa偶n膮 osob膮. A b臋d膮c ni膮,
musz臋, chc膮c nie chc膮c, pogodzi膰 si臋 z tym, 偶e jestem intensywnie
pilnowany. To s艂u偶y tylko mojej ochronie, ma mnie ustrzec przed
niebezpiecze艅stwem i r贸偶nymi zagro偶eniami. To wszystko.

67


- Mo偶liwe - odpowiedzia艂 feldfebel Maier przeci膮gle, ale z niejak膮
ulg膮. - Je艣li pan tak to widzi, panie generale, to znaczy, 偶e pewnie si臋
pomyli艂em. Wobec tego nie b臋d臋 ju偶 pana zatrzymywa艂, zw艂aszcza 偶e
nasz, chcia艂em powiedzie膰, pa艅ski ko艅 troch臋 si臋 ju偶 niecierpliwi.
Prosz臋 rusza膰!

Czwarta-pr贸ba beletryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Zastrze偶enia Evy

- Jestem bardzo szcz臋艣liwa. - wyzna艂a Eva Gruhn cichym g艂osem,-przytulaj膮c si臋 do swego Wernera. - Ale jednocze艣nie wydaj臋 si臋 sobie sama bardzo nieszcz臋艣liwa..

- Nie wolno ci tak m贸wi膰, Evo!- wykrzykn膮艂 zaskoczony. - Bardzo ci臋 prosz臋, nie m贸w tak nigdy wi臋cej! Nale偶ysz tylko do mnie!
Powinna艣 wreszcie to zrozumie膰!

- - Zawsze, ale to zawsze marzy艂am o m臋偶czy藕nie, kt贸ry kocha艂by mnie tak膮, jak膮 jestem.

- W艂a艣nie tak膮 ci臋 kocham.

Znowu poczu艂a si臋 szcz臋艣liwa, wzruszy艂a si臋 do 艂ez t膮 wylewn膮 rycersko艣ci膮.

W jej 偶ycie wkroczy艂 w艂a艣nie taki m臋偶czyzna i nawet chcia艂 si臋 z ni膮
o偶eni膰! Ale ten krok, rozumia艂a to doskonale, nie by艂 ca艂kowicie
bezpieczny. Nie dla niego.

W ostatnim czasie ogarnia艂 j膮 cz臋sto d艂awi膮cy l臋k, 偶e straci swoje­go Wernera. Ci膮gle bowiem istnia艂o niebezpiecze艅stwo, 偶e on dowie si臋, us艂yszy o niej 偶 czyich艣 ust jakie艣 k艂amstwa, plotki. I dlatego postanowi艂a nie tai膰 przed nim niczego, co ewentualnie mog艂oby stan膮膰 na przeszkodzie ich zwi膮zkowi.

68


Ostatnio spotykali si臋 niemal regularnie dwa razy w tygodniu, specjalnie si臋 z tym nie kryj膮c. Najch臋tniej widywali si臋 w ma艂ym mieszkanku Evy. On czu艂 si臋 tam niewypowiedzianie dobrze - z ni膮.

Mieszkanie to znajdowa艂o si臋 na Eisenacher Strasse, w dzielnicy Schoneberg. By艂o urz膮dzone w troch臋 przes艂odzony spos贸b. Zab艂膮ka艂o si臋 tam par臋 mebli w stylu p贸藕nej secesji, dominowa艂y barwy czerwonawo-br膮zowe, pali艂o si臋 kilka 艣wieczek, najwi臋cej w bardzo ma艂ej sypialni, przy toaletce, nad kt贸r膮 wisia艂o w膮skie lustro.

Werner von BIomberg, przyzwyczajony raczej do du偶ych, obszer­
nych pomieszcze艅, czu艂 si臋 jednak tutaj wyra藕nie dobrze. Fizyczna
blisko艣膰 Evy, niemal w ka偶dej chwili osi膮galnej, uskrzydla艂a go,
upaja艂a i jednocze艣nie uspokaja艂a. Kocha艂 i by艂 kochany; wi臋kszego
szcz臋艣cia 艂ye mo偶na sobie wymarzy膰.

By艂o to uczucie jakiego nie doznawa艂 ju偶 od parudziesi臋ciu lat. Musia艂by si臋gn膮膰 pami臋ci膮 bardzo, bardzo daleko, a偶 do czasu, kiedy by艂 podporucznikiem; ale nawet wtedy nie prze偶y艂 nic takiego, co da艂oby, si臋 por贸wna膰 z obecnym szcz臋艣ciem. Eva by艂a dla njego wielkim, nieoczekiwanym, wspania艂ym prezentem, a na dodatek otrzy­ma艂 go w momencie, kiedy ju偶 uwierzy艂, 偶e jest starym m臋偶czyzn膮, kt贸ry ma 偶ycie za sob膮. Okaza艂a si臋 jednak, 偶e spe艂nienie prawdziwej nami臋tno艣ci by艂o mu przeznaczone dopiero teraz. To by艂a jedyna i ostatnia nami臋tno艣膰 jego 偶ycia.

- Werner von Blomberg m贸wi艂 o ich wsp贸lnej przysz艂o艣ci. Jak jej oznajmi艂, przesz艂o艣膰 go nie interesuje. Eva jednak nie da艂a si臋 zadowo­li膰 tym wyznaniem;

- Bo偶e drogi - wykrzykn臋艂a niemal zrozpaczona. - Pomy艣l tylko, sk膮d si臋 wywodz臋! Pomy艣l o moim dzieci艅stwie! Nie by艂o ani 艂adne, ani szcz臋艣liwe!

. - Zapomnij o tyrn - za偶膮da艂. - Dla nas znaczenie ma tylko to, co jest teraz i co b臋dzie.

.Jego niezachwiana wspania艂omy艣lno艣膰 doprowadzi艂a j膮 do 艂ez wzruszenia. Poda艂 jej chusteczk臋 i zamkn膮艂 j膮 w swych ramionach;, 艂kaj膮c przytuli艂a si膮 do niego. Wydawa艂o si臋 jej, 偶e jest bohaterk膮 przepi臋knej, rozczulaj膮co prostej powie艣ci.

Na pr贸偶no usi艂owa艂a wydosta膰 si臋 z jego obj臋膰...- Nie chc臋, nie mog臋 obci膮偶a膰 ci臋 moim n臋dznym, w gruncie rzeczy tak ma艂o rados-

69


nym 偶yciem, jakie wiod艂am do tej pory. Bo przecie偶 ci膮gle musz臋 zadawa膰 sobie pytanie: kim jestem ja, a kim jeste艣 ty? Na tak cudownego cz艂owieka jak ty po prostu sobie nie zas艂u偶y艂am.

Z relacji doktora Ericha Mellera:

„W miar臋 dok艂adnego studiowania dalszych dokument贸w aa ten temat, udost臋pnionych mi przez urz臋dnika policji kryminalnej Hube-ra, ogarnia艂 mnie coraz wi臋kszy niepok贸j, jakbym wyczuwa艂 w tym wszystkim gromadzenie ekskrement贸w...

70


w kostiumach k膮pielowych; przy czym, musz臋 przyzna膰, ona wygl膮da wyj膮tkowo pon臋tnie, ale niestety tylko na fotografii.

--W ka偶dym razie niekt贸re ze zdj臋膰 zebranych przez tych samc贸w i puszczonych w obieg maj膮 do艣膰 pornograficzny charakter. Ukazuj膮 wspomnian膮 dsob臋 nawet w akcji z jej partnerem.

- To ju偶 znacznie gorzej!

Niekoniecznie. Mia艂em okazj臋 przyjrze膰 si臋 tym zdj臋ciom troch臋 dok艂adniej. I odkry艂em, 偶e wszystkie s膮 sfa艂szowane! Fotomonta偶! Ostatecznie gestapo ma do dyspozycji ca艂膮 siatk臋 fa艂szerzy.

- I da艂oby si臋 to udowodni膰?

-Tak, z du偶ym marginesem prawdopodobie艅stwa. Przynajmniej wtedy, kiedy te sfa艂szowane zdj臋cia wesz艂yby w obieg oficjalny, na przyk艂ad jako materia艂 dowodowy.

- Niech pan si臋 na to przygotuje.

Huber u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - Drogi panie radco, szanuj臋 pa艅sk膮 trosk臋 o pana von Blomberga i jego dam臋. Nie jest ona z pewno艣ci膮 zupe艂nie bezpodstawna, wydaje si臋 jednak troch臋 przed­wczesna. Nie powinno jednak przy tej okazji uj艣膰 pa艅skiej uwagi co艣 innego, sprawa wcale nie mniej wa偶na: ostatnie zainteresowanie gestapo genera艂em von Fritschem.

. - Ale偶 drogi panie Huber! - zareagowa艂em z ca艂kowit膮 stanow­czo艣ci膮. - Te kreatury mog膮 sobie wygrzebywa膰, wysysa膰 i manipulo­wa膰, czym i kim chc膮. Je艣li jednak w.tych zepsutych czasach istnieje cho膰 jeden nieposzlakowany, nietykalny, nie daj膮cy si臋 niczym za­straszy膰 cz艂owiek, to jest nim w艂a艣nie ten genera艂!

- Wobec tego poprosz臋 pana jeszcze tylko o whisky bez lodu
i nast臋pne cygaro- o艣wiadczy艂 Huber, lekko kr臋c膮c g艂ow膮. - Cygara
potrzebuj臋, 偶eby si臋 uspokoi膰, a whisky wypij臋 za. pa艅skie dobre
samopoczucie. Bo jedno mog臋 panu zdradzi膰, m贸j drogi: je艣li kiedykolwiek b臋dzie im "potrzebny kozio艂 ofiarny- taki. prosto pod n贸偶, to ju偶 go sobie na pewno sfabrykuj膮! Nawet je偶eli mia艂by nim zosta膰 jedyny i ostatni cz艂owiek honoru w.tym kraju. Pa艅skie zdrowie!"

Joseph Meisinger, w贸wczas jeszcze radca kryminalny, zosta艂 wezwany przed oblicze Reinharda Heydricha, szefa Urz臋du Bezpiecze艅stwa Rzeszy. Z powodu „dossier F". Widocznie sprawa znowu dojrza艂a, czyli nale偶a艂o zrobi膰 j膮 na „wysoki po艂ysk' .


Heydrich spojrza艂 nie bez nadziei na swego podw艂adnego, kieruj膮­cego wydzia艂em H-II, „Do walki z homoseksualizmem". I cho膰 w jego oczach cz艂owiek ten by艂 obmierz艂ym padalcem - ni膰 dziwnego, przy takiej profesji - to mimo wszystko uchodzi艂 nie bez racji za skutecz­nego szpicla, zdecydowanego demaskatora, wytrwa艂ego prze艣ladowc臋. Niezachwiany w swych przekonaniach nazistowski Niemiec. "

- Wydaje mi si臋, 偶e pan mnie troch臋 zna, Meisinger - powiedzia艂
Heydrich na wst臋pie, po czym doda艂ostrzegawczo: -1 w艂a艣nie dlatego
zak艂adam, 偶e tym razem nie podsunie mi pan -byle g贸wna, ale wreszcie
co艣 grubszego kalibru?

Ma si臋 rozumie膰 gruppenf眉hrer. Akurat co艣 takiego maml

- No to dalej, naco pan e偶eka?

: Meisinger po艂o偶y艂 przed Heydrichem czerwon膮 teczk臋 , kt贸r膮 nio­s膮c tutaj przyciska艂 do piersi jak ma艂e dziecko. Widnia艂 na niej napis Otto Schmidt. Dotyczy: Homoseksua艂izm - informacje bie偶膮ce. Cho­dzi艂o o znacznie rozszerzone w tym czasie „dossier von Fritscha".

Gruppenf眉hrer przygl膮da艂 si臋 grubej teczce z lekk膮 odraz膮, mniej
wi臋cej tak. samo, mrugaj膮c oczami, popatrzy艂 na Meisingera. ~ Pan
mo偶e przypuszcza, 偶e zamierzam przegl膮da膰 te brudy? Niech mi pan
powie kr贸tko to co .najwa偶niejsze, albo to, co pan uwa偶a za najwa偶niejsze.

Heydrich lubi艂 uczy膰 swoich podw艂adnych respektu dla siebie, dra偶ni膮c ich. W wypadku Meisingera metoda ta przesta艂a ju偶 jed­nak dzia艂a膰, bo byta mu zbyt dobrze znaha. Sam j膮 stosowa艂 z du­偶ym sukcesem wobec swoich podw艂adnych. Poza tym uwa偶a艂 si臋 za nadzwyczaj do艣wiadczonego specjalist臋 od teorii i praktyki prze­st臋pczo艣ci.

Meisinger relacjonowa艂, kr贸tko, lapidarnie, zgodnie z poleceniem koncentruj膮c si臋 na rzeczy najistotniejszej: Otto Schmidt, d艂ugoletni agent, spec od homoseksualist贸w, niedawno dostarczy艂 szczeg贸艂贸w dotycz膮cych ponad stu przypadk贸w i jest got贸w za艣wiadczy膰, 偶e chodzi艂o o von Fritscha. .Tylko on! „Przysi臋gnie, na to, je艣li b臋dzie trzeba, przed ka偶dym s膮dem. Przed ka偶dym!" ..

Odsuwaj膮c na bok nie otworzon膮 teczk臋 Heydrich poruszy艂 jedynie r臋kami; sam trwa艂 wyprostowany. Jego elegancko skrojony mundur, bez najmniejszych zagniece艅, wygl膮da艂 zawsze jak nowy, Heydrich przywi膮zywa艂 do tego wag臋. N臋dzne i raczej sfatygowane ubranie

72


Meisingera nie przeszkadza艂o mu; kontrast ten bowiem bardziej podkre艣la艂 ich relacj臋.

Teraz przysz艂a kolej na rozporz膮dzenia Heydricha. Nie by艂y one pozbawione pogr贸偶ek, a przynajmniej ostrze偶e艅. Mimo to jednak doda艂y Meisingerowi otuchy.

- Po pierwsze: Co si臋 tyczy tego agenta, tego Schmidta! Jego
informacje nale偶y jak najdok艂adniej sprawdzi膰, zw艂aszcza w tym
okre艣lonym wypadku, co do najdrobniejszego szczeg贸艂u. Par臋 razy,
kilkakrotnie! Wszystko musi si臋 zgadza膰 w stu procentach. Albo
trzeba do tego doprowadzi膰.

Po drugie: Von Fritsch. Jeden 艣wiadek to za ma艂o -. jak dla nie­go. Niech pan si臋 dok艂adnie przyjrzy jego 偶yciu prywatnemu! Wywr贸­ci na nice jego przesz艂o艣膰. Prz臋trz膮艣nie ca艂e bli偶sze otoczenie. Niech pjm nie pominie te偶 jego podw艂adnych, nawet by艂ych! Adiutant贸w, ordynans贸w, koniuszych. Niech pan spr贸buje si臋 dowiedzie膰, czy ma wrog贸w - ka偶dy ich ma. A oni w艂a艣nie, jak wynika z do艣wiadczenia, 艣piewaj膮 najskwapliwiej. A kiedy im si臋 umiej臋tnie pomo偶e, wyszepc膮 akurat to, co b臋dziemy chcieli wiedzie膰. Ale komu ja to m贸wi臋?

Po trzecie: S艂uchajcie no, Meisinger. Zawarto艣膰 tej teczki jest zn膮na„w ca艂o艣ci tylko nam obu, nikomu poza tym. Gdyby jednak okaza艂o si臋 konieczne udost臋pnienie jej jeszcze komu艣 innemu, to tylko za.moj膮, bezpo艣rednio wy a偶on膮 zgod膮. Poza tym potrzebni panu ludzie b臋d膮 otrzymywali wy艂膮cznie zadania cz膮stkowe - czyli nie b臋d膮 mieli pe艂nego rozeznania w sprawie. Czy to jasne?

— Zrobi si臋! - obieca艂 Meisinger. Nie m贸g艂 uwolni膰 si臋 od uczucia, 偶e wreszcie nadesz艂a jego wielka godzina. Bo przecie偶 to jedyne w swoim rodzaju zlecenie specjalne, dojrza艂e ju偶 d贸 zako艅czenia, na pewno stanowi pocz膮tek obiecuj膮cej, wymarzonej przez niego kariery, -Wszystko b臋dzie wykonane, jak najlepiej.

Gruppenf眉hrer Heydrich st艂umi艂 jednak bezzw艂ocznie 贸w nieomylnie rozpoznany przez niego entuzjazm swojego zwiadowcy od homo­seksualist贸w. Uczyni艂 to z gro藕n膮 jednoznaczno艣ci膮. Nie ceni艂 autokratyzmu u innych.

- Mam nadziej臋, Meisinger, 偶e orientuje si臋 pan, co to za sprawa.
Je艣li nie b臋dziecie uwa偶a膰, mo偶ecie si臋 nie藕le poparzy膰. Jak nawalicie,
koniec z wami! Ale ju偶 nie b臋d臋 pana d艂u偶ej odrywa膰 od pracy.
Czekam na informacje.


Dalsze fragmenty raportu Mellera:

„Werner von Blomberg, feldmarsza艂ek, minister wojny Rzeszy i nacze­
lny dow贸dca Wehrmachtu, uchodzi艂 za osob臋 wysoce kontrowersyjn膮.
I to nie tylko za 偶ycia. R贸wnie偶 jeszcze d艂ugo po swej po偶a艂owania
godnej, samotnej 艣mierci w brytyjskiej niewoli; czu艂 si臋 zawsze nie
rozumiany - ale bynajmniej nie cierpia艂 z tego powodu.

Czasami m贸wi艂 na ten temat. Ale czyni艂 to zawsze z w艂a艣ciw膮 mu pob艂a偶liwo艣ci膮 i pogodn膮 uprzejmo艣ci膮. Na przyk艂ad kiedy艣 podczas rozmowy ze mn膮, w maju 1937 roku, przy kolacji w restauracji 禄Rollenhagen芦:

- Niekt贸rzy uwa偶aj膮 mnie za kogo艣 w rodzaju protektora f眉hrera.
Twierdzi si臋, 偶e pod艂o偶y艂em mu Reicbswehre. Abstrahuj膮c od tego
nieco prostackiego sformu艂owania, przyzna膰 musz臋, 偶e my艣l ta nie jest
ca艂kowicie nietrafna. Ja jednak wyrazi艂bym to nieco inaczej: dopo­
mog艂em, mi臋dzy innymi r贸wnie偶 na 偶膮danie prezydenta Rzeszy Hin-
denburga, uchroni膰 nasz膮 armi臋, naszych 偶o艂nierzy przed zara偶eniem
si臋 jednostronnymi, gro藕nymi dla pa艅stwa pogl膮dami, popieraj膮cymi
przedsi臋wzi臋cia SA i 艢S. .

Mo偶na by艂o odnie艣膰;wm偶enie, 偶e w to wierzy艂. Istotnie, Werner von Blomberg - w przeciwie艅stwie do kilku innych genera艂贸w - wyda­wa艂 si臋 w贸wczas nie tylko mnie na wskro艣 subtelnym cz艂owiekiem; Zawsze pe艂en wyrozumia艂o艣ci, uprzejmy, wspania艂omy艣lny. Ale pu艂­kownik Oster, przytomny w ka偶dej "sytuacji, kt贸ry przeszed艂 wszystkie stopnie wtajemniczenia w tajnej s艂u偶bie (gestapo) t艂umaczy艂 to na­st臋puj膮co: 禄Von Blomberg mo偶e sobie pozwoli膰 na t臋 swoj膮 w艂adcz膮 wspania艂omy艣lno艣膰. Przynajmniej on tak uwa偶a! Ostatecznie" osi膮gn膮艂 ju偶 wszystko, do czego mo偶e doj艣膰 偶o艂nierz w czasie pokoju: najwy偶szy stopie艅, ca艂kowit膮, cho膰 pozorn膮 pe艂ni臋 w艂adzy'. Tylko prawdopodob­nie on sam nie zdaje sobie jeszcze sprawy z t臋go, 偶e jego problem polega na tym, jak to wszystko utrzyma膰 - i na jak d艂ugo?芦

W tym miejscu nale偶a艂oby chyba wyja艣ni膰, dlaczego akurat mnie dany by艂 tak bezpo艣redni kontakt z tymi kr臋gami. Pomijaj膮c ju偶 fakt, 偶e los obdarzy艂 mnifr jedynym w swoim rodzaju 禄przyjacielem z m艂a-do艣ci芦, to r贸wnie偶 wszystko inne nie by艂o moj膮 zas艂ug膮. Po prostu 禄dziedziczy艂em芦. A Zacz臋艂o si臋 to od mojego ojca, Maximiliana Mellera. Urodzi艂em si臋 1 stycznia 1900 roku w Kr贸lewcu jako jego jedyny syn. Ojciec by艂 szanowanym znawc膮 prawa i to nie tylko za

74


cesarza, ale r贸wnie偶 w okresie Republiki Weimarskiej. Ponadto mia艂
dw贸ch wspania艂ych pruskich braci.

Jeden z nich to wuj Adalbert, nazywany te偶 Mellerem-armat膮. Przed Verdun s艂u偶y艂 jako pu艂kownik i dow贸dca pu艂ku. Jego jednostka spowodowa艂a najwi臋ksze straty, jakie w og贸le zadano. By艂 on wi臋c absolutnym bohaterem! Od tamtej pory m贸wiono o nim w odno艣nych kr臋gach z wyra藕n膮 czci膮.

Drugi to wuj Erich, nosz膮cy przezwisko Meller-duszpasterz. I cho膰 z udawan膮 skromno艣ci膮 okre艣la艂 siebie mianem 禄polow臋go kap艂a na芦, to mia艂 przecie偶 tytu艂 ewangelickiego biskupa.: B艂ogos艂awi艂 na polach bitew umieraj膮cych i przez jaki艣 czas odprawia艂 msze w 禄Wiel-kiej Kwaterze G艂贸wnej芦. Wraz z nim modlili si臋 偶arliwie - o zwyci臋­stwo oczywi艣cie - cesarz Wilhelm II oraz genera艂owie Hindenburg i Ludendorff.

Czyli: najlepszy niemiecki surowiec! I to wystarcza艂o! Mnie takie.

Wystarcza艂o zgodnie z wielokrotnie sprawdzaj膮cym si臋 w 偶yciu
przys艂owiem: 禄Niedaleko pada jab艂ko od jab艂oni芦. Tak wi臋c potom­
k贸w ocenia艂o si臋 po ich przodkach. W ten oto spos贸b r贸wnie偶 ja,
zosta艂em przyj臋ty pod te opieku艅cze skrzyd艂a: na przyk艂ad przez
towarzystwo z kasyna, m臋ski klub arystokrat贸w, dyplomacji i wy偶­
szych urz臋dnik贸w, a tak偶e przez nobliwy syndykat genera艂贸w! Pano­
wie genera艂owie zazwyczaj wierzyli, 偶e nigdy nie b臋d膮 musieli 偶a艂owa膰
swoich krok贸w - r贸wnie偶 je艣li chodzi o mnie.

, Przyznaj臋 jednak szczerze, 偶e z kontakt贸w tych korzysta艂em ch臋t­nie.- cho膰 mo偶e nie a偶 tak ch臋tnie, jak wyobra偶ali to sobie moi protektorzy i mecenasi. W ka偶dym razie prawie nigdy nie waha艂em si臋 przed budowaniem razem z nimi owych wspania艂ych zamk贸w z pias­ku. Na sw贸j.spos贸b.

Co si臋 za艣 tyczy Wernera von Blemberga, to bywa艂y chwile, kiedy sprawia艂 wra偶enie nadzwyczaj smutnego. To normalne u m臋偶czyzny, kt贸ry obawia si臋, 偶e 偶ycie ma ju偶 za sob膮. Jego~偶ona, o kt贸rej zawsze wyra偶a艂 si臋 z najwy偶szym szacunkiem, zmar艂a w 1929 roku - wynisz­czona d艂ug膮, przewlek艂膮 chorob膮, przypuszczalnie rakiem. Dzieci z tego ma艂偶e艅stwa ju偶 podorasta艂y i opu艣ci艂y dom rodzinny. I cho膰 ich p贸藕niejsze kontakty z ojcem wydawa艂y si臋 bardzo serdeczne - przy­najmniej do czasu wydarze艅, o kt贸rych tu mowa - to jednak Werner von BJ贸mberg cz臋sto sprawia艂 -wra偶enie osamotnionego, jakby by艂


zupe艂nie opuszczony. R贸wnie偶 przez koleg贸w.- Przy czym godna
szczeg贸lnego odnotowania jest sytuacja, kt贸rej przypadkowo艣膰 mia艂a
wkr贸tce okaza膰 si臋 zaskakuj膮co w膮tpliwa. Najstarsza c贸rka Blomber­
ga wysz艂a za m膮偶 za syna niejakiego Wilhelma Keitla, kt贸ry w tym
czasie zosta艂 mianowany genera艂em - zreszt膮 nie bez poparcia jego
nowego powinowatego, von Blomberga. Keitel by艂 najpierw praw膮
r臋k膮 von Blomberga, wkr贸tce jednak w sprawach dotycz膮cych Wehr­
machtu sta艂 si臋 praw膮 r臋k膮 Hitlera. Oczywi艣cie musia艂 przedtem
pokona膰 wiele przeszk贸d, do kt贸rych zalicza艂, si臋 tak偶e ojciec jego
m艂odej synowej.

Szczeg贸lnie znamienna dla Wernera Blomberga wyda艂a mi si臋 uwaga poczyniona przez niego - przypadkowo w mojej obecno艣ci

- podczas rozmowy z attache wojskowym niemieckiej ambasady'
w Londynie, opowiadaj膮cym o niezwykle delikatnej natury, za偶y艂ej
znajomo艣ci 贸wczesnego kr贸la Wielkiej Brytanii, Edward膮 VIII, z pew­
n膮 ameryka艅sk膮 wdow膮, uwa偶an膮 przez rz膮d i opini臋 publiczn膮 za
osob臋 o dosy膰 w膮tpliwej reputacji - z niejak膮 madame Simpson.

- Ow膮 dam臋 - relacjonowa艂 attache wojskowy szczerze zdziwiony

- obejrza艂em sobie troch臋 dok艂adniej. I przy wszelkiej dla niej 偶ycz­
liwo艣ci nie wiem doprawdy, panie feldmarsza艂ku, co mo偶e by膰 w tej
pani godne uwagi! Same ko艣ci, a do tego jeszcze powleczone warstw膮
kosmetyk贸w.

Werner von Blomberg pokiwa艂 g艂ow膮. U艣miechn膮艂 si臋 - do siebie, jak gdyby zach臋caj膮co. A potem, rozk艂adaj膮c ramiona, powiedzia艂:

- No, widzi pan, to jest mi艂o艣膰.

By艂o to stwierdzenie.kt贸re zaledwie par臋 miesi臋cy p贸藕niej pasowa­艂oby dok艂adnie do sytuacji Wernera von Blomberga. W wypowie­dziach rzekomych 艣wiadk贸w, manipulowanych dochodzeniach i sfa艂­szowanych dokumentach gestapo brzmia艂o to inaczej. Potem wyda­rzy艂o si臋 co艣 - prawdopodobnie w po艂owie wrze艣nia 1937 roku

- bardzo wa偶nego: Eva Gruhn, chc膮c jeszcze bardziej zwi膮za膰 ze sob膮
swojego Wernera, posun臋艂a si臋 chyba o jeden krok za daleko. Je艣li
nawet na pocz膮tku mog艂o wygl膮da膰 na to, 偶e dzi臋ki temu znalaz艂a, si臋
znacznie bli偶ej swego wymarzonego szcz臋艣cia".

76


Pi膮ta pr贸ba fabularyzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Spodziewane dziecko

-Czy b臋dziesz bardzo z艂y - spyta艂a Eva je艣li nie zobaczymy, si臋 pojutrze?

By艂 to powtarzany w wielu wariantach jeden z jej ulubionych argument贸w, podpowiedziany chyba przez matk臋. Cho膰 wydawa艂o- si臋, 偶e wie, jak on na to za ka偶dym, razem zareaguje, mimo to chcia艂a ci膮gle od nowa czu膰 jego oddanie. Tak偶e tym razem oczekiwana przez ni膮 odpowied藕 pad艂a bezzw艂ocznie:

Znowu problemy? - spyta艂. - Moja kochana Evo, nie pr贸buj
wywo艂ywa膰 wci膮偶 tych rzekomych upior贸w w艂asnej przesz艂o艣ci, to nie
s膮 偶adne cienie. Mo偶e ich wcale nie by艂o.. Czy ju偶 raz tego nie
ustalili艣my?

- Tym razem nie o to chodzi. To zupe艂nie co innego. Sta艂oby si臋 to mniej wi臋cej za siedem miesi臋cy, je艣li si臋 nie myl臋. - Ale to ju偶 wy艂膮cznie moja sprawa i nie chc臋, 偶eby艣, z tego powodu mia艂 si臋 martwi膰.

- Nie rozumiem, moja kochana, co chcesz przez to powiedzie膰?

— Tylko-to, 偶e jestem nieopisanie szcz臋艣liwa! - odpar艂a.. - Wydaje mi si臋, 偶e b臋d臋 mia艂a dziecko.

- M贸j Bo偶e, jak pi臋knie! Dziecko! Nasze dziecko. Moje dziecko.
-1 obj膮艂 j膮 niezwykle 偶arliwie.

-Jeste艣 wspania艂y! - wyzna艂a tul膮c si臋 do niego. - Nie chcia艂abym jednak ci臋 tym obci膮偶a膰. Poza tym nie jestem jeszcze pewna.

Ale je艣li to dziecko przyjdzie na 艣wiat, nasze dziecko, b臋d臋 je bardzo

kocha膰, jak ciebie! Ten Fakt jednak do niczego ci臋 nie zobowi膮zuje..

Wola艂abym raczej umrze膰, ni偶 cho膰by w najmniejszym stopniu ci

zaszkodzi膰!

- Przed ca艂ym, 艣wiatem mog臋 potwierdzi膰, 偶e jestem z tob膮

77


zapewni艂. - Z tob膮 i z naszym dzieckiem! - Sprawia艂 wra偶enie pogodnego, jego u艣miech zdradza艂 ju偶 dum臋 przysz艂ego ojca.

Obaj hrabiowie z samego wierzcho艂ka, policji Wielkiego Berlina - czyli Helldorf, jej naczelnik, i Schulenburg, jego zast臋pca - nie ustawali w dalszych, cz臋sto dosy膰 zuchwa艂ych spekulacjaeh my艣lowych, nie zapominaj膮c jednak ani na chwil臋 o zachowaniu wskazanej jeszcze ostro偶no艣ci.

Tym razem Fritz Dietlof hrabia von der Schulenburg wr臋czy艂
swojemu naczelnikowi czterostronicow膮 list臋 obejmuj膮c膮 siedemdziesi膮t trzy nazwiska z raczej niekompletnymi danymi personalnymi.
Prawdziwa d偶ungla.

-- Oto naj艣wie偶szy wymys艂 gestapo! Tym kreaturom nie wystarcza ju偶 to, 偶e 偶膮daj膮 od nas bie偶膮cego uzupe艂nienia ich kartoteki, teraz chc膮 jeszcze wi臋cej: 偶eby艣my prowadzili ca艂kiem normalne dochodze­nie, jakby oni byli jednostk膮 nadrz臋dn膮, a my podrz臋dn膮. Czy zamierza pan sobie na to pozwala膰?

A co, radzi艂by mi pan drze膰 koty akurat z gestapo? - Hrabia Helldorf wykona艂 d艂oni膮 lekcewa偶膮cy gest. - Mo偶e jednak pozos­taniemy przy naszych metodach, kt贸re pan przecie偶, tak pi臋knie obmy艣li艂: niech sobie 偶膮daj膮, czego chc膮, a my, lub pan dostarczymy im tylko tego, z czego nie b臋d膮 mogli zrobi膰 偶adnego 艣wi艅skiego u偶ytku.

- Ale ju偶 sama lista, towarzyszu naczelniku, jest dostatecznym
艣wi艅stwem! - o艣wiadczy艂 von Schulenburg, raczej miernie rozbawiony.
- Pozwoli艂em sobie bowiem da膰 ten rejestr do opracowania, to znaczy
do rozszyfrowania, oko艂o dwunastu naszym urz臋dnikom. Nie m贸wi膮c
im jednak, sk膮d pochodzi ten zbi贸r nazwisk. Wyniki wygl膮daj膮
bardzo interesuj膮co. Chce pan pos艂ucha膰?

-Nie chc臋, do diab艂a! Ale zdaje si臋, 偶e b臋d臋 musia艂 si臋 panu podda膰 i wys艂ucha膰 tego, prawda? Widz臋 po panu, 偶e si臋 pan uwzi膮艂, 偶eby mnie w to wci膮gn膮膰. Np wi臋c s艂ucham.

78


Von der Schulenburg wyci膮gn膮艂 kartk臋 zape艂nion膮 notatkami.
-Siedemdziesi膮t trzy nazwiska, w tym sze艣膰dziesi膮t jeden odnoto­
wanych tak偶e u nas. Dziewi臋tna艣cie spo艣r贸d nich to niecelne strza艂y,
a wi臋c. nic nie znacz膮ce, przypadkowe osoby, lekko podejrzane,
dwadzie艣cia dwa nazwiska to zwyk艂e przypadki rutynowe, a pozosta艂e
dwadzie艣cia to notoryczni kryminali艣ci.

-1 o czym pana zdaniem to 艣wiadczy? -Hrabia Helldorf roze­
艣mia艂 si臋 z ulg膮. - Zdaje siei 偶e ci osobnicy z gestapo chc膮 nas
sprawdzi膰, a w艂a艣ciwie niezawodno艣膰 naszych kartotek, i przy okazji
wywie艣膰 nas w pole! Ale pan, przezornie w tym wytrenowany, prze­
cie偶 si臋 nie da.

Helldorf wydawa艂 si臋 zaniepokojony, pr贸bowa艂 to jednak ukry膰.
- To mo偶e by膰 przypadek. Mam wra偶enie, 偶e gestapo raczej si臋 nie
odwa偶y miesza膰 w interesy Wehrmachtu. Hitler nigdy by do tego nie
dopu艣ci艂.

Schulenburg niewzruszenie obstawa艂 przy swoim. - Mo偶na na to spojrze膰 tak偶e troch臋 inaczej. Na przyk艂ad tak: niekt贸re z tych rumak贸w ju偶 si臋 sp艂oszy艂y i w艂a艣nie te mog艂yby poci膮gn膮膰 za sob膮 ca艂e


stado. Czyli trzeba je wyeliminowa膰 za pomoc膮 przyj臋tych w tych wielkich czasach metod: wykastrowa膰 albo od razu poder偶n膮膰 gard艂o.

Meisinger; radca kryminalny i urz臋dowy prze艣ladowca homoseksualis­t贸w, znowu znalaz艂 si臋 przed obliczem swojego g艂贸wnego szefa Rein-harda Heydricha. Sta艂 lekko pochylony, jakby przygniata艂 go jaki艣 wielki ci臋偶ar. Jego blada twarz b艂aga艂a o pob艂a偶liwo艣膰 i zrozumienie. Heydrich od razu rozpozna艂 偶a艂osny stan swego podw艂adnego. Dlatego te偶 jego g艂os zabrzmia艂 wyj膮tkowo nie艂askawie, wyzywaj膮co i ostro: - Czy偶by艣cie si臋 czego艣 bali, Meisinger?

- Dlaczego od razu mia艂bym si臋 ba膰, panie gruppenf眉hrerze! Ale
nie powiem, 偶ebym czu艂 si臋 specjalnie dobrze w tej sytuacji.

Heydrich trzyma艂 go wci膮偶 przy drzwiach. Meisinger sta艂 tam przez d艂u偶szy czas z bole艣nie uni偶onym wyrazem twarzy.

Nagle dosi臋g艂o go pytanie: - Mo偶e wasz g艂贸wny 艣wiadek pad艂
trupem?

-To nie to, panie gruppenf眉hrerze! Ten Otto Schmidt jest pew­
ny na sto procent, nie do. przekupienia. Tylko po dok艂adnym spraw­
dzeniu paru jego wypowiedzi pojawi艂y si臋 pewne sprzeczno艣ci. To
i owo si臋 nie zgadza, nie do ko艅ca. Na przyk艂ad miejsce przest臋pstwa
albo spos贸b pobrania pieni臋dzy. Albo niekt贸re szczeg贸艂y dostarczone­
go przez niego opisu, zw艂aszcza, w odniesieniu do von Fritscha, nie
wydaj膮 si臋 ca艂kiem przekonuj膮ce.

- Ja si臋 chyba przes艂ysza艂em, Meisinger? - Reinhard Heydrich
odchyli艂 si臋 do ty艂u, zaledwie par臋 centymetr贸w, staraj膮c si臋 nie
pognie艣膰 przy tym swego nienagannego munduru. - Najpierw niby

80


dysponujecie 艣wiadkiem pierwszej klasy, kt贸ry wed艂ug was nie zawie­
dzie. A teraz, Meisinger, pomykacie si臋 o jakie艣 detale? Tak przecie偶 nie
mo偶e by膰! Cz艂owieku, trzeba go po prostu spreparowa膰, uodporni膰 na
wszystko!

Tak jest, panie gruppenf眉hrerze! - odpar艂 radca kryminalny. - Tylko 偶e tego nie da si臋 raczej zrobi膰 tak po prostu, z dnia na dzie艅. Prosz臋 o wyrozumia艂o艣膰. Potrzebuj臋 czasu.

Informacje starszego gefrajtra Schmiedingera, w贸wczas ordynansa genera艂a von Fritscha w Berlinie, obecnie za­rz膮dcy domu w Stuttgarcie:

„Jak mog艂o przyj艣膰 panu do g艂owy co艣 takiego? Twierdzi pan, 偶e ja
zna艂em 贸wczesnego dow贸dc臋 armii, genera艂a von Fritscha? Cz艂owie­
ku, czy w og贸le istnia艂 kto艣 taki, kto go naprawd臋 zna艂? Przecie偶 on
ju偶 za 偶ycia hy艂 jak sw贸j w艂asny pos膮g. Przez dwa czy trzy lata
nale偶a艂em tylko do jego bli偶szego otoczenia - chyba od trzydziestego
pi膮tego do trzydziestego 贸smego. Jako tak zwany ordynans - od­
powiedzialny za jego oficerski mundur i podobne rzeczy.

Ale zbli偶y膰 si臋 do niego po prostu si臋 nie dawa艂o. I chocia偶 nie
mog臋 powiedzie膰; zawsze by艂 uprzejmy, to jednak wi臋cej Ni偶 par臋na艣­
cie zda艅 nie roztrwoni艂 dla mnie w czasie tych trzech lat. 艁贸偶ko s艂a艂
sam, nierzadko te偶 czy艣ci艂 sobie buty, czasami robili艣my to razem Nie
pami臋tam, 偶ebym cho膰 raz widzia艂 go bez munduru, zawsze by艂
ubrany zgodnie z przepisami, co do najmniejszego, drobiazgu. O to
panu chodzi艂o?


Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e mia艂 wbudowany w siebie precy­zyjnie funkcjonuj膮cy mechanizm zegarowy. Jego porz膮dek dnia dzieli艂 si臋 dok艂adnie na minuty i by艂 co do sekundy przestrzegany. Pyta pan o spos贸b m贸wienia. Spokojny, oszcz臋dny, zawsze wyra藕ny, nigdy g艂o艣ny. Wobec mnie zachowywa艂 si臋 jak cierpliwy ojciec, przemawia­j膮cy do swego prawie doros艂ego syna.

Jego gospodyni膮 by艂a chyba jaka艣 baronowa. Ju偶 nie taka m艂oda
kobieta, zawsze sprawiaj膮ca wra偶enie zatroskanej, ale dosy膰 sym­
patyczna. Nieraz powtarza艂a: 禄Trzeba go tolerowa膰 takiego, jakim
jest. To po prostu 偶o艂nierz.芦 Co brzmia艂o okropnie, ale by艂o zgodne
z prawd膮.

Czy dawa艂o si臋 w nim zauwa偶y膰 co艣 szczeg贸lnego? Niech mnie pan nie roz艣miesza! To by艂 cz艂owiek z betonu! Czy co艣, albo kogo艣 wyra藕nie faworyzowa艂? No, mo偶e swojego konia, ale psy i koty te偶 wzbudza艂y jego zainteresowanie. Czasami wygl膮da艂o to tak, jakby pr贸bowa艂 z nimi rozmawia膰 jak z r贸wnymi sobie.

Ale tak zupe艂nie szczerze, to nikogo jeszcze nigdy nie by艂o mi tak 偶al, jak tego cz艂owieka. Chyba nie mia艂 偶adnych przyjaci贸艂; przypusz­czalnie nie wiedzia艂 nawet, co to takiego przyjaciel. Nie pali艂, pi艂 bardzo ma艂o, unika艂 偶ycia towarzyskiego. Prawdopodobnie nie mia艂 nawet przyjaci贸艂ki. Czasami tylko chodzi艂 na wy艣cigi konne. Cz臋sto m贸wiono o nim, 偶e jest wynios艂y, co na pewno nie by艂o zgodne z prawd膮.

Jego gospodyni , ta baronowa, powiedzia艂a mi kiedy艣, chyba w mo­mencie s艂abo艣ci: 禄Tak naprawd臋 to nie jest z nim wcale 艂atwo; Nie wiem, ile on rzeczywi艣cie zarabia, ale ja musz臋 mu prowadzi膰 dom jak najskromniej, przywi膮zuje do tego du偶膮 wag臋芦.

Wspiera艂 swoj膮 star膮 matk臋 z niezwyk艂膮 hojno艣ci膮, ponadto kilku krewnych i by艂ych koleg贸w. Dla siebie samego nigdy nie potrzebowa艂 wi臋cej ni偶 pi臋膰set marek miesi臋cznie. Skromna, raczej 偶a艂osna ej ys-tencja! Kt贸ra jednak, jak si臋 zdaje, ca艂kowicie go zadowala艂a."


Sz贸sta pr贸ba beletryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Chyba jest wyj艣cie...

- Wydaje mi si臋 - powiedzia艂a Eva Gruhn przytulaj膮c si臋 do swojego Wernera po prze偶yciu jednej z jej najszcz臋艣liwszych chwil - 偶e znalaz­艂am rozs膮dne wyj艣cie z mojej, naszej sytuacji Zw艂aszcza je艣li chodzi o nasze ewentualne przysz艂e dziecko. ,

- Kto to jest?
-Kto艣, kto wtedy, kiedy jeszcze ciebie nie zna艂am, usi艂owa艂 mnie

zdoby膰. Niejaki Herbert Heersdorf, handlowiec. I nie chce, zrezyg­nowa膰, ci膮gle mi to powtarza. A ja te偶 mu powtarzam, i to nie raz, 偶e ju偶 nie chc臋 mie膰 z nim nic wsp贸lnego.

Feldmarsza艂ek mia艂 w tym momencie ochot臋 spyta膰, Czy 贸w m臋偶czyzna jest mo偶e znacznie m艂odszy od niego- albo przynajmniej atrakcyjniejszy. Wiedzia艂 jednak, jaka b臋dzie odpowied藕 Evy: ona


.kocha jego, tylko jego, i to w艂a艣nie z tej przyczyny, 偶e jest taki, jaki

jest: uosobienie wszelkich marze艅.

Powiedzia艂 wi臋c tylko: - Prawdopodobnie mniej lub bardziej

nieprzyjemne nagabywanie. Ale to 偶aden problem dla nas. Co to za

cz艂owiek ten Herbert Heersdorf?.

- Jak ju偶 wspomnia艂am, zawsze bardzo o mnie zabiega艂. Ale z ca艂膮

pewno艣ci膮 brak mu twojej bezinteresownej, rycerskiej czu艂o艣ci. Jest

bezceremonialny, bardzo natarczywy, w艂adczy. Ale on te偶 mnie kocha,

na sw贸j spos贸b.

- Czy mo偶e b臋dzie ci trudno z nim si臋 rozsta膰?

- To on nie chce si臋 zgodzi膰 na rozstanie! Chce mnie bezwzgl臋dnie
mie膰. I jest chyba gotowy zgodzi膰 si臋 na wszystko: r贸wnie偶 na moj膮
znajomo艣膰 z tob膮, p贸j艣膰 na ka偶de ust臋pstwo. Zaakceptowa艂by nawet
dziecko innego m臋偶czyzny.

Teraz on przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie. A ona obj臋艂a go jak dziecko, kt贸re szuka oparcia, kt贸re chce czu膰 bezpieczne ciep艂o. Powiedzia艂:

- Wobec tego wszystko jest jasne. W takiej sytuacji postaram si臋 przyspieszy膰 nasz 艣lub.

Powiedzia艂 to tak, jakby w tej chwili wszystko zosta艂o definityw­nie postanowione. I tak rzeczywi艣cie si臋 sta艂o.

W ostatnich dniach listopada 1937 roku dosz艂o do nast臋puj膮cego zdarzenia. Jeden z adiutant贸w .feldmarsza艂ka von Blomberga prze­prowadzi艂 rozmow臋 telefoniczn膮 z jednym z adiutant贸w naczeJnego dow贸dcy Luftwaffe, genera艂a G枚ringa.

Uczestnicz膮cy w rozmowie oficer Luftwaffe pragn膮艂 niezw艂ocznie z艂o偶y膰 sprawozdanie swojemu szefowi wszystkich szef贸w. Nast膮pi艂o to w Karinhall, podczas niezwykle d艂ugo trwaj膮cego 艣niadania. G枚ring otulony by艂 w szlafrok, uszyty z najszlachetniejszej tkaniny przypomi­naj膮cej mi臋kk膮 sier艣膰, zwierz臋c膮..

Owo Karinhall by艂o wiejsk膮 posiad艂o艣ci膮 wybudowan膮 w stylu po艂npenogerma艅艣kim, nazwan膮 tak przez G枚ringa dla uczczenia jego

84


pierwszej, bez w膮tpienia bardzo ukochanej 偶ony, kt贸ra wcze艣nie mu zmar艂a.-Ta przepyszna jaskinia znajdowa艂a si臋 w pobli偶u Berlina, zatopiona w艣r贸d ciemnych las贸w, roz艣wietlana blaskiem granatowego jeziora. W domu dominowa艂y kamie艅, d膮b, sk贸ra, laka, adamaszek, chrom i kryszta艂. .

Adiutant G枚ringa przemierzy艂 puszyste dywany i w stosownej odleg艂o艣ci zatrzyma艂 si臋 wypr臋偶ony przed swoim dow贸dc膮. Czeka艂 na jego znak - nieznaczny, zapraszaj膮cy ruch lewej r臋ki. Pier艣cienie ze szlachetnymi kamieniami zamigota艂y jak s艂o艅ce.

- Z rozkazu pana feldmarsza艂ka dzwoni艂 jego adiutant -rozpocz膮艂
swoje sprawozdanie. Sta艂 wypr臋偶ony, ale lekko pochylony do przodu,
jakby gotowy w ka偶dej chwili pilnie nadstawi膰 ucha.

- Czego on chce, w艂a艣nie on, ode mnie? - G枚ring mia艂 zwyczaj to,
co do niego dociera艂o, przezornie oszacowa膰, poda膰 w w膮tpliwo艣膰,
zakwestionowa膰. Po prostu, wszystko - chyba 偶e chodzi艂o o f眉hrera.
Za pomoc膮 tej metody pr贸bowa艂 swemu otoczeniu da膰 do zrozumie­
nia, 偶e wszystko, oboj臋tne kto i co, w por贸wnaniu z nim mo偶e mie膰
tylko drugorz臋dne znaczenie. - Ostatecznie mam wa偶niejsze rzeczy
do roboty ni偶 rozmawianie z nim przez telefon.

- Pan feldmarsza艂ek - kontynuowa艂 z oddaniem adiutant - prosi艂 o przekazanie panu najserdeczniejszych pozdrowie艅.

Hermann G枚ring u艣miechn膮艂 si臋 sk膮po. Chyba dlatego;, 偶e te wielkie Niemcy mia艂y tylko jednego feldmarsza艂ka i niestety nie by艂 nim on. To wyra藕na skaza tego pa艅stwa. Bowiem tylko jemu nale偶a艂 si臋 ten jedyny w swoim rodzaju stopie艅.

- Pan von Blomoerg - kontynuowa艂 adiutant - prosi o rozmow臋.
O bardzo osobist膮, czyli nie s艂u偶bow膮, je艣li dobrze zrozumia艂em.

Dopiero teraz G枚ring zacz膮艂 uwa偶nie s艂ucha膰. Jego lekka, senna oboj臋tno艣膰 z nag艂a znikn臋艂a. Natychmiast podni贸s艂 si臋; jego szlafrok zaszele艣ci艂; kr贸l s艂o艅ce...

Hm, to brzmi bardzo obiecuj膮co! - skomentowa艂 G枚ring. Adiu­tant mia艂 okazj臋 si臋 przekona膰, nie po raz pierwszy, jak wa偶n膮, znacz膮c膮 osobisto艣ci膮 by艂 jego szef. - Je艣li wi臋c tak bardzo chce ze mn膮 rozmawia膰, to niech przyjdzie. Tutaj. Jeszcze "dzisiaj.


- Przyszed艂 ch艂opak od Hitlera - rze艣ko zameldowa艂 ordynans naczelnego wodza armii, Schmiedinger. - Wymyty, uczesany, paznokcie ma w miar臋 czyste i pewnie pe艂ne spodnie.

Von Fritsch potrz膮sn膮 g艂ow膮, 艣rednio ubawiony. Schmiedinger czasem pozwala艂 sobie przy nim na b艂azenad臋 - ale tylko wtedy, kiedy byli sami. I tej zasady obergefrajter przestrzega艂 bardzo starannie; jednak偶e w rozmowach w cztery oczy ch臋tnie korzysta艂 z tej swobody.

- Bardzo was prosz臋, Schmiedinger - zwr贸ci艂 mu uwag臋 genera艂

- b膮d藕cie uwa偶ni w doborze s艂贸w. To nie jest ch艂opak od Hitlera,
tylko Hitlerjunge. I nie ma pe艂nych spodni, jak raczyli艣cie powiedzie膰,
tylko czuje respekt. Prawdopodobnie przed moim ojcowskim auto­
rytetem.

脫w cz艂onek Hitlerjugend o imieniu Heinz by艂 jednym z trzech ch艂opc贸w, jakimi genera艂 regularnie si臋 opiekowa艂 - z osobistej ini­cjatywy Hitlera, kt贸ry zwr贸ci艂 si臋 do oficer贸w wy偶szych stopniem, a b臋d膮cych kawalerami, aby od czasu do czasu, lecz w miar臋 regular­nie, zaj臋li si臋 nie maj膮cymi ojc贸w wychowankami Hitlerjugend. Cho­dzi艂o o stworzenie im namiastki ojcowskiej opieki. Von Fritsch bez wahania odpowiedzia艂 na wezwanie.

I tak si臋 w艂a艣nie dzia艂o. Heinz m贸g艂 z genera艂em spo偶ywa膰 posi艂ki, czyli bra膰 udzia艂 w stosunkowo skromnym obiedzie. Przy tej okazji nast臋powa艂a nauka niemieckich manier przy stole. Nast臋pnie odv bywa艂y si臋 pogadanki informacyjne na r贸偶ne tematy, jak na przyk艂ad historia Prus, zw艂aszcza historia wojen; genera艂 obja艣nia艂 mu rodzaje broni, uczy艂 czytania map i orientacji w terenie.

W ka偶dym razie kiedy obergefrajter Schmiedinger bra艂 potem
Heinza pod swoj膮 opiek臋 w celu odstawienia go do domu, ch艂opak,
wygl膮da艂 zazwyczaj na nieco wyczerpanego. Von Fritsch .zawsze
wciska艂 swojemu ordynansowi dwie marki: „Dla was piwo - d艂a
ch艂opca dwa ciastka." ;

86


Po drodze do najbli偶szej kawiarni Schmiedinger bez skr臋powania wypytywa艂 swojego podopiecznego: - No, co stary dzi艣 z tob膮 prze­rabia艂?v

G艂贸wny dow贸dca Wehrmachtu i minister wojny Rzeszy feldmarsza艂ek Werner von Blomberg po wst臋pnej telefonicznej rozmowie obi艂 adiu­tant贸w zjawi艂 si臋 jeszcze tego samego dnia w Karinha艂l. W cywilnym stroju. Przyt艂umione, szare barwy, materia艂 francuski, kr贸j angielski.

G枚ring tanecznym krokiem nied藕wiedzia kroczy艂 w jego stron臋
przez przypominaj膮cy hal臋 ogromny salon. Ubrany by艂 w swobodny
str贸j my艣liwski w stylu 艣redniowieczno-艂owieckim: sk贸rzana kamizel­
ka, jedwabna koszula i szarawary. Na szyi mia艂 艂a艅cuch zrobiony
z trofe贸w. Roz艂o偶y艂 ramiona, bardzo szeroko, a potem niedbale poda艂
von Blombergowi r臋k臋.

Bo ostatecznie to von Blomberg by艂 tym, kt贸ry prosi艂 o t臋 rozmow臋, a on, G枚ring, przychyli艂 si臋 do jego pro艣by. W艣r贸d gigan­t贸w zawsze nale偶a艂o zwraca膰,uwag臋 na takie subtelne r贸偶nice. Przy tego rodzaju spotkaniach hierarchi膮 tworzy艂a sj臋 jak gdyby sama.

Gdy usiedli naprzeciw siebie w niezwykle obszernych fotelach,

87


obci膮gni臋tych sk贸r膮 leoparda, badawczy wzrok G枚ringa od razu wychwyci艂 lekkie zak艂opotanie feldmarsza艂ka. Zwi臋kszy艂o to znacznie jego pe艂n膮 oczekiwania ciekawo艣膰.

- Dobrze pan wygl膮da, panie von Blomberg.

- Bo dobrze si臋 czuj臋. Jako cz艂owiek, 偶e tak powiem. Wydaje mi
si臋, 偶e nadszed艂 dla mnie teraz dobry czas, bardzo dobry. I ch臋tnie
bym go przed艂u偶y艂. Przy pa艅skiej pomocy, panie G枚ring, m贸wi膮c
zupe艂nie szczerze. Licz臋 na pana. Bardzo.

- To trafi艂 pan pod w艂a艣ciwy adres. - Zagrzmia艂 genera艂. - Po­
magam wsz臋dzie, gdzie tylko mog臋. Zw艂aszcza swoim kolegom.

Po czym nie spuszczaj膮c Blomberga z oka rozpar艂 si臋 g艂臋boko w fotelu. Jego olbrzymi brzuch, masowany niemal mi艂o艣nie obiema d艂o艅mi, pi臋trzy艂 si臋 przed nim. By艂 to pod ka偶dym wzgl臋dem pot臋偶ny m臋偶czyzna.

I w艂a艣nie czuj膮c si臋 nim w pe艂ni, kontynuowa艂, zerkaj膮c przy tym n膮 swego go艣cia: — Bardzo pana lubi臋 i szanuj臋, panie von Blomberg. Swojego czasu nie tylko cieszy艂em si臋 z pa艅skiej nominacji na feldmar­sza艂ka, ale r贸wnie偶 j膮 popar艂em. Rzecz zupe艂nie naturalna, nie wyma­gaj膮ca jakichkolwiek zobowi膮za艅 z pa艅skiej strony. Ale, m贸wi膮c ca艂kiem otwarcie, spodziewa艂em si臋 po panu pewnego zrozumienia, dla mnie, dla moich wielkich, niezwyk艂ych, szczeg贸lnych problem贸w. Jednak na tej znacz膮cej konferencji, kt贸r膮 F眉hrer zorganizowa艂 trze­ciego listopada, nie stan膮艂 pan, m贸wi膮c 艂agodnie, po mojej stronie.

G枚ring pochyli艂 si臋 do przodu, pog艂aska艂 go艣ci膮 po ramieniu jak swego kompana i koleg臋, A ten nie odsun膮艂 si臋, raczej nawet si臋 postara艂 o wyj膮tkowo szczery u艣miech. Oddycha艂 z lekkim trudem . Jego podejrzanie serdeczny rozm贸wca roztacza艂 wok贸艂 siebie zapach


s艂odkawych perfum. Von Blombergowi skojarzy艂o si臋 to, cho膰 nie bezpo艣rednio, z jego Ev膮 - i nastroi艂o go 艂agodnie.

G枚ring znowu si臋 odezwa艂, szumnie, zach臋caj膮co: - Bardzo ch臋tnie, kochany panie Blomberg, zapomn臋 o tym nieporozumieniu.
— Bardzo mnie to cieszy..

Pan na Karinhall natychmiast przeczul, 偶e chodzi o co艣 dra偶­liwego, czu艂 tak偶e, 偶e Blomberg waha si臋 przed wyjawieniem otwarcie tego, co go dr臋czy艂o. Tote偶 G枚ring uciek艂 si臋 do pe艂nej zrozumienia, zach臋caj膮cej jowialno艣ci.

-Mnie mo偶na powierzy膰 po prostu wszystko! W艣r贸d dobrych koleg贸w zawsze staram si臋 by膰 tym najlepszym. Absolutna dys­krecja jest oczywi艣cie spraw膮 honoru. Wi臋c, w czym mog臋 panu pom贸c? Mo偶e popad艂 pan w finansowe tarapaty? Niezale偶nie od tego, o jak膮 sum臋 chodzi, natychmiast i z przyjemno艣ci膮 dam j膮 panu do dyspozycji!

89


jest pierwsz膮 osob膮, kt贸rej, 偶e tak powiem, oficjalnie powierzam t臋 spraw臋.

G.oring wyw臋szy艂 natychmiast: w tej historii co艣 艣mierdzi! Zdaje si臋, 偶e tu powsta艂a nadzwyczaj delikatna konstelacja, kt贸ra mo偶e do czego艣 si臋 przyda膰. - Czy偶by by艂y jakie艣 komplikacje? - spyta艂 wyczekuj膮co. - Ta dama jest jeszcze zam臋偶na? Je艣li tak, to j膮 uwol­nimy. O to chodzi?

Po czym uda艂o mu si臋 sformu艂owa膰 okre艣lenie, kt贸re b臋dzie pow­raca膰 r贸wnie偶 w p贸藕niejszych relacjach - co prawda w bardzo niefor­tunny spos贸b. Mianowicie powiedzia艂: - A wi臋c, dziecko ludu? '. — W艂a艣nie co艣 w tym rodzaju! - potwierdzi艂 Blomberg. - Zadaj臋 sobie jednak pytanie, jak zareaguje na to F眉hrer?

90


przys艂ug jestem zdolny. Powinni艣my to uczci膰, i to czym艣 najlepszym, co ta z drugiej strony tak podejrzana Francja ma do zaoferowania.

Ju偶 po nast臋pnym kieliszku szlachetnego szampana r- riunart dom, rocznik 1933, w klasycznej, p臋katej butelce - nagle niezwykle o偶ywio­ny gospodarz zacz膮艂 rozwija膰 bardzo praktyczne, si臋gaj膮ce w przy­sz艂o艣膰 my艣li.

Von Blomberg uwa偶a艂 to za co艣' wspania艂ego. Jego wdzi臋czno艣膰 wobec tego pot臋偶nego m臋偶czyzny ros艂a "niepohamowanie. W duchu by艂 sobie wdzi臋czny, 偶e tu przyszed艂.

- Czy ma pan ju偶 co艣 konkretnego na my艣li?

G枚ring dola艂 szampana i z rozkosz膮 go wypi艂, tr膮caj膮c si臋 kielisz­kiem ze swoim go艣ciem. Nast臋pnie przyst膮pi艂 do d艂u偶szej relacji, rozwodzi艂 si臋 na temat swoich urz臋d贸w i mo偶liwo艣ci, i nieograniczo­nej, polegaj膮cej na wzajemno艣ci, kole偶e艅skiej pomocy. Obfito艣膰 jego oferty by艂a osza艂amiaj膮ca.

I tak w gestii G枚ringa by艂o Ministerstwo Si艂 Powietrznych Rzeszy, kancelaria pruskiego premiera, administracja, g艂贸wny zarz膮d zwi膮zku my艣liwskiego i le艣nego Rzeszy, biura planowania i rozwoju, tak zwany urz膮d badawczy, ponadto rozmaite kom贸rki w obr臋bie jego najnow­szej funkcji, czyli pe艂nomocnika do spraw planu czteroletniego, jak na przyk艂ad kom贸rka do spraw koordynacji zasiew贸w, oczyszczania

91


rzek, centrala rozp艂odu byk贸w Rzeszy, centrala do spraw gospodarki mas艂em - jak r贸wnie偶 g艂贸wny urz膮d do spraw produkcji jaj.

. - Prawdopodobnie oceni pan to jako drobiazg. Istnieje bowiem, je偶eli mog臋 m贸wi膰 otwarcie, znacznie m艂odszy, raczej dosy膰 nieprzy­jemny cz艂owiek, kt贸ry pr贸buje wedrze膰 si臋 w moje prywatne 偶ycie.

4

Przypadki i plany

Z relacji Ericha Mellera:

„Zajmuj膮c si臋 tymi wypadkami natrafi艂em na ca艂膮 mas臋 szokuj膮cych

szczeg贸艂贸w.

"Niegodziwe na przyk艂ad by艂o to, 偶e Eva Gruhn od razu zosta艂a
nazwana przez niekt贸rych ludzi kurw膮, i to nie tylko przez Hitlera czy
tych kryminalist贸w z gestapo, ale r贸wnie偶 liczni z 禄koleg贸w芦 Blomber-
ga wnet u偶yli tego odra偶aj膮cego okre艣lenia. 禄Z czym艣 takim nie mo偶na
si臋 przecie偶 wi膮za膰芦 - to by艂 naj艂agodniejszy zwrot. W porz膮dku,
my艣leli pewnie ci panowie, je艣li sam tego chce, niech idzie na dno!
Przynajmniej zrobi miejsce innym.

Nie mniej zuchwa艂e by艂o tak偶e zachowanie sporej cz臋艣ci kliki genera艂贸w wobec w膮tpliwych zarzut贸w, jakie wysuwano przeciwko Fritschowi. No c贸偶, dawa艂o si臋 powiedzie膰 o nim wszystko, tylko ni臋 to, 偶e by艂 typowym nazistowskim genera艂em - by艂 to bowiem raczej cichy, skromny m臋偶czyzna, daleki od jakichkolwiek intryg. Co oczy­wi艣cie prowokowa艂o do komentarzy w rodzaju: 禄贸statecznie on sam musi wiedzie膰, co robi - i czego si臋 z nim nie da zrobi膰!芦

Wr臋cz zdumiewaj膮ce, w jak kr贸tkim czasie rozegra艂a si臋 ta akcja: pozbawieni skrupu艂贸w stratedzy w艂adzy potrzebowali nie wi臋cej ni偶 jedena艣cie dni, by przeprowadzi膰 swoje przest臋pcze manipulacje: od ko艅ca stycznia do pocz膮tku lutego 1938. Niszczyli w艂a艣ciwie wszystko, co sta艂o im na drodze. Radykalnie! A okoliczno艣ci wydawa艂y si臋 po temu niezwykle korzystne.

93


- Nie ma pan innego wyj艣cia, pan musi! - zapewnia艂 lekarz genera艂a
von Fritscha. I to ze stanowczo艣ci膮, na jak膮 mo偶e sobie pozwoli膰 tylko
medyczna s艂awa, - Uwa偶am za absolutnie konieczne, 偶eby niezw艂ocz.
nie wybra艂 si臋 pan na urlop. Co najmniej na dwa miesi膮ce. W przeciw.
nym razie nie bior臋 za nic odpowiedzialno艣ci!

- Ale ja nie chc臋! - protestowa艂 przebadany gruntownie pacjent.

- Ja nie mog臋 tak po prostu wyjecha膰. Jestem tu pilnie potrzebny.
Z ka偶dym dnieni coraz bardziej.

- - Kiedy mog艂oby to ewentualnie nast膮pi膰?

94


ry dla mnie osobi艣cie znaczy bardzo wiele. To wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat.

Prawdopodobnie jeszcze tego samego dnia spotkali si臋 - rzekomo tylko po to, by zje艣膰 wsp贸lnie wy艣mienit膮 kolacj臋 - zast臋pca naczel­nika policji hrabia von der Schulenburg i pu艂kownik Hans Oster, prawa r臋ka szefa Abwehry, admira艂a Canarisa. Miejsce spotkania by­艂o jak najbardziej neutralne: luksusowa restauracja ,Horoljer'' przy Kurf眉rstendamm.

- A kto z nas zap艂aci rachunek? - Hrabia von der Schulenburgj
jak zawsze ciekawy chcia艂 to wiedzie膰 na samym wst臋pie.

.- -- Oczywi艣cie ty! Ostatecznie to ty mnie zaprosi艂e艣.

Propozycja zosta艂a przyj臋ta. Gdy sko艅czyli ju偶 obfity posi艂ek,
hrabia von der Schulenburg pozwoli艂 sobie na wr臋cz szokuj膮co bezpo­
艣rednie pytanie: - Gzy mo偶esz sobie wyobrazi膰, Oster, 偶e genera艂 von
Fritsch ma sk艂onno艣ci homoseksualne?

Pu艂Kownik Oster zad艂awi艂 si臋, i to nie na 偶arty. Spojrza艂 w os艂upie­niu Na Sehulenburga: - Bo偶e drogi, czy艣 ty zwariowa艂? Posuwasz si臋 zdecydowanie za daleko. To niebezpieczne, w dzisiejszych czasach Wypraszam sobie co艣 takiego, Schulenburg.

Ale zast臋pca naczelnika policji wydawa艂 si臋 ca艂kowicie niewzru­szony; nie spodziewa艂 si臋 innej reakcji. Spyta艂 jedynie, troch臋 prze­ci膮gle: - Czy naprawd臋 jeste艣 absolutnie pewny, 偶e tak nie jest? Tylko

95


nie wyje偶d偶aj mi tu z twierdzeniem, 偶e przecie偶 niczego nie mo偶na
wiedzie膰 na pewno! Odnosz臋 wra偶enie, 偶e kategorycznie zaprzeczasz
temu, o co ci臋 spyta艂em. Dlaczego?

Na co pu艂kownik Oster zwr贸ci艂 si臋 do hrabiego von der Scholenburga z kategorycznym 偶膮daniem: - S艂uchaj, Fritz Dietlof, domagaj}! si臋 bezwzgl臋dnie jednoznacznego wyja艣nienia, na jakiej podstawie podejrzewasz o tak niebezpieczn膮 rzecz naszego genera艂a.

Von der Schulenburg zaj膮艂 si臋 najpierw nape艂nianiem kieliszk贸w - rozmowa znacznie wzmog艂a jego pragnienie. - Wskazuj膮 na to wyra藕nie niekt贸re pytania gestapo. Zdaje si臋, 偶e w tamtych kr臋gach istnieje spore zainteresowanie 偶yciem prywatnym tego cz艂owieka. Z wyra藕nym naciskiem na nawyki seksualne.

96


- Mo偶liwe. Cho膰 niekoniecznie. A je艣li tak nie jest, to co wtedy
wy jako Abwehra zamierzacie zrobi膰?

- A wi臋c. 0, to chodzi! - Pu艂kownik by艂 zaskoczony, - Do tego
zmierzasz, ty Fouche! Usi艂ujesz doprowadzi膰 do konfrontacji nas,
czyli Abwehr臋, z gestapo, a wi臋c tak偶e z SS.

-Z ca艂膮 pewno艣ci膮;

- Czyli nie zamierzacie podj膮膰 偶adnych krok贸w?

Spotkania -dow贸dc贸w trzech rodzaj贸w si艂 zbrojnych - a wi臋c armii l膮dowej, lotnictwa i floty - odbywa艂y si臋; by tak rzec, z regularn膮 nieregularno艣ci膮. Poza naradami u f眉hrera trzej genera艂owie utrzymy-

97


wali ze sob膮 tak偶e urz臋dowe kontakty jedno naczelne biuro z drugim - w momentach, jakie uwa偶ali za wskazane.

W tym szczeg贸lnym wypadku Hermann G枚ring - „Akurat t臋dy przechodzi艂em" - odwiedzi艂 genera艂a von Fritscha. Zosta艂 niezw艂ocz­nie przyj臋ty, co prawda nie nazbyt serdecznie, jednak偶e z zachowa­niem uprzejmej 偶yczliwo艣ci, co by艂o wynikiem i dobrego wychowania, i m膮dro艣ci barona. Spotkanie to by艂o r贸wnie kr贸tkie, co gwa艂towne: nie ulegaj膮ca w膮tpliwo艣ci pr贸ba prowokacji.

Naczelny dow贸dca Luftwaffe wszed艂 z wielkim szumem, nagle stan膮艂 jak w ziemi臋 wryty i wykrzykn膮艂: - Pan sprawia nam same k艂opoty, von Fritsch!

- Jakie tym razem, panie G枚ring? Pa艅skim zdaniem?

- Chodzi o ten rozkaz dotycz膮cy religii. Czyli o to rozporz膮dzenie, w kt贸rym sugeruje pan, aby oficerowie uczestniczyli w nabo偶e艅stwach razem z 偶o艂nierzami.

- Uwa偶am to naprawd臋 za wskazane - wyzna艂 von Fritsch z pe艂­
nym godno艣ci opanowaniem. - Wiara chrze艣cija艅ska stanowi dobr膮
baz臋 dla spe艂niania 偶o艂nierskich powinno艣ci. Zawsze tak by艂o.

--Ale oczywi艣cie, dlaczeg贸偶 by nie! - Hermann G枚ring sta艂 si臋 teraz ha艂a艣liwie swobodny. - Ostatecznie znam pana pogl膮dy. Nie mo偶na mie膰 nic przeciwko temu! Mnie jednak zale偶y na jak najbar­dziej jasnej sytuacji.

Von Fritschowi wydawa艂o si臋, 偶e nieomylnie podchwyci艂 aluzj臋
G枚ringa. Chodzi艂o mu pewnie o jego matk臋! Wywodzi艂a si臋 bowiem
z rodu von Bodelschwingh, czyli nale偶a艂a do wielkiej, bardzo rozleg艂ej
protestanckiej rodziny, ci膮gle jeszcze maj膮cej w Niemczech du偶e
znaczenie. Ale co to mog艂o obchodzi膰 tego G枚ringa?

98


G枚ring wpad艂 w niepohamowan膮 z艂o艣膰. - G贸wno zrobi臋, m贸j panie! Nie jestem przecie偶 pa艅skim podw艂adnym! Ani 偶adnym papie­偶em zawodowych chrze艣cijan w mundurach! Pan naprawd臋 jest nie­dzisiejszy, pod tym wzgl臋dem na pewno!

Genera艂 von Fritsch sta艂 jak s臋katy i przedwcze艣nie pozbawiony li艣ci d膮b, twarz mia艂 zdr臋twia艂膮 jak kora. G艂os jednak dalej brzmia艂 rzeczowo, uprzejmie, nawet jeszcze w tej sytuacji.

Von Fritsch patrzy艂 na swego go艣cia zdumiony i dosy膰 bezradny. Poprawi艂 monokl. Bez s艂owa.

- Jest pan rzeczywi艣cie uparty - grzmia艂 dalej G枚ring. —. Ja
wyci膮gam do pana r臋k臋, a pan co robi? Odpycha j膮.

Nie otrzyma艂 na to 偶adnej odpowiedzi, mimo 偶e czeka艂 kilka sekund. Potem odwr贸ci艂 si臋 nagle, jakby sam sobie wyda艂 rozkaz, i wyszed艂 z ha艂asem.

Kiedy bezpo艣rednio potem wszed艂 do pokoju jeden z adiutant贸w
tak przykro do艣wiadczonego w swym domu von Fritscha, dow贸dca
sta艂 przy oknie. By艂o szeroko otwarte.

Von Fritsch, jak cz艂owiek bardzo wyczerpany, opar艂 g艂ow臋 o szy­b臋, oddycha艂 ci臋偶ko z na p贸艂 przymkni臋tymi oczami. By艂 bez monokla. Twarz mia艂 blad膮 jak kreda.

Potem powiedzia艂 w parali偶uj膮cej ciszy, z wielkim trudem:

- To by艂o odra偶aj膮ce! W najwy偶szym stopniu odra偶aj膮ce.


Z relacji Mellera:

„脫w genera艂 von Fritsch wydawa艂 si臋 w tamtych czasach do艣膰 wielu osobom 禄postaci膮 troch臋 niepoj臋t膮芦. Jeszcze dzisiaj, w kilkadziesi膮t lat p贸藕niej, stanowi zagadk臋 r贸wnie偶 dla bardzo dociekliwych history­k贸w. Jeden z nich, zreszt膮 wy艣mienity znawca 偶o艂nierskiego buntu przeciw Hitlerowi, stwierdzi艂: 禄w gruncie rzeczy by艂 on bezradny jak dziecko芦.

On - bezradne dziecko w gruncie rzeczy? Akurat on, ten m臋偶czyz­na, kt贸rego wielu zgodnie uznawa艂o za 禄geniusza militarnego i strate­gicznego najwy偶szego rz臋du芦? Nawet Hitler ceni艂 go wysoko jako wyj膮tkowego eksperta. Ca艂kowicie zasadnie.

Ale o tym, co dla Hitlera stanowi艂o w nim szczeg贸ln膮 warto艣膰, powiedzia艂 mi dopiero pu艂kownik Hossbach, cytuj膮c jedynie wypo-wied藕 f眉hrera: 禄Genera艂 nie jest doprawdy ani wygodnym, ani szcze­g贸lnie przyst臋pnym cz艂owiekiem. Ma jednak moje pe艂ne zaufanie. Bo na nim, ca艂kowicie i zawsze mo偶na polega膰. On jeszcze wie, co zna­czy rozkaz芦.

A wobec mnie genera艂 von Fritsch pozwoli艂 sobie podczas wsp贸l­nej konnej przeja偶d偶ki przez Tiergarten na nast臋puj膮c膮, bardzo pou­czaj膮c膮 uwag臋: 禄Pragn臋 zawsze s艂u偶y膰 bez zastrze偶e艅 - to z pewno艣ci膮 pierwsza, naturalna i najwy偶sza cnota 偶o艂nierza芦. Po czym ledwie dos艂yszalnie doda艂: 禄S艂u偶y膰 - tylko komu?芦.

Doprawdy nie by艂 on wcale 禄bezradnym dzieckiem芦. Ta wielka tragedia, kt贸ra nosi膰 b臋dzie jego imi臋, mia艂a w istocie rzeczy tak偶e inne przyczyny. Po pierwsze czysto ludzkie. Von Fritsch bez w膮tpienia cieszy艂 si臋 du偶ym autorytetem, nierzadko obdarzano go te偶 bezin­teresownym uwielbieniem, ale wydaje si臋, 偶e chyba nikt goi nie lubi艂 - poza jego matk膮, o kt贸r膮 zawsze troszczy艂 si臋 w spos贸b rozczulaj膮-1 co opieku艅czy.

Og贸lnie rzecz bior膮c von Fritsch, m臋偶czyzna o niewzruszonej pew­no艣ci siebie, robi艂 wra偶enie cz艂owieka nieprzyst臋pnego, niemal od­pychaj膮cego, szczelnie zamkni臋tego we w艂asnym pancerzu. 禄Otaczaj膮 go - wyrazi艂 si臋 jeden z adiutant贸w - grube 艣ciany ze szk艂a芦. A jego ordynans, nonszalancko wynios艂y, nie ulegaj膮cy 偶adnym wp艂ywom, wspomina: 禄Nikt nigdy me m贸g艂 go na nic nabra膰, on umia艂 przejrzee, wszystkich! I to tak, 偶e nikt nie by艂 w stanie tego zauwa偶y膰芦.

100


To w艂a艣nie o nim, jak r贸wnie偶 o Wernerze von Blombergu, G枚ring wyrazi艂 si臋 p贸藕niej, podczas procesu norymberskiego, jednym lapidar­nym: zdaniem: 禄Qn sta艂 nam na drodze!芦 Co znaczy艂o tyle co: by艂 nieprzydatny, przeszkadza艂, nusia艂 zosta膰 wyeliminowany!

Mimo to tego rodzaju konsekwencje prowadzonej bez skrjupu艂贸w walki o w艂adz臋 r贸wnie偶 wtedy nie by艂y przyjmowane przez wszystkich bez sprzeciwu. Pu艂kownik Oster, niezmordowany konspirator, pr贸bo­wa艂 zmobilizowa膰 si艂y oporu. W tym r贸wnie偶 mnie, I to stawiaj膮c mi niedwuznaczne zadanie:

- Liczymy teraz, na ciebie, Meller! Spr贸buj 'wreszcie wykorzysta膰
wszystkie swoje stosunki. Przecie偶 z naszym genera艂em jeste艣 za­
przyja藕niony.

- On z nikim si臋 nie przyja藕ni, nawet pozornie - zapewni艂em.
-W porz膮dku, M膮ller. Wobec tego, je艣li nie masz do niego

doj艣cia to mo偶e dotrzesz-do swojego.przyjaciela z m艂odo艣ci, Heyd-richa. Niewykluczone, 偶e od tej strony da艂oby si臋 co艣 zrobi膰.

- W tej sytuacji to jednak konieczne. - Po czym upomnia艂 fnnie jeszcze w zamy艣leniu'. - Tylko b膮d藕 w tym. wszystkim cholernie ostro偶ny! Ale komu ja to m贸wi臋! W przysz艂o艣ci unikaj kontakt贸w rzucaj膮cych si臋 w oczy, na przyk艂ad ze mn膮. Skoro tylko do gry w艂膮czony zostanie Heydrich, na pewno zrobi si臋 niebezpiecznie.


Nawet taki Reinhard Heydrich wierzy艂 w to, i wierzy do dzisiaj, 偶e mia艂 przyjaci贸艂. Ju偶 nie dw贸ch, jak kiedy艣, ale przynajmniej jednego. 贸w elegancki, zdecydowany, dysponuj膮cy pot臋偶n膮 w艂adz膮 szef Urz臋du Bezpiecze艅stwa Rzeszy, ch臋tnie okazuj膮cy zrozumienie tak偶e dla spraw ducha, tkwi艂 w swojej centrali na ulicy Prinza Albrechta jak w obwarowanej grubymi murami twierdzy.

Tam m贸g艂 go odwiedza膰 tylko jeden jedyny spo艣r贸d cywil贸w uwa偶anych zazwyczaj za „niepowa偶nych". I to bez najmniejszych przeszk贸d. Dla doktora Ericha Mellera zawsze by艂o „zielone 艣wiat艂o".

- Nareszcie znowu wpad艂e艣, kochany Erichu! - wykrzykn膮艂 z ra­
do艣ci膮 Heydrich na widok radcy rz膮dowego. - Pozwol臋 sobie stwier­
dzi膰, 偶e w ostatnim czasie sta艂e艣 si臋 rzadkim go艣ciem.

Meller odpowiedzia艂 niemieckim powiedzonkiem: - Nie stawaj przed swego pana obliczem, gdy nie przyzywa ci臋 niczem.

Reinhard Heydrich zareagowa艂 na to wr臋cz serdecznie. Poda艂 swojemu Erichowi prawic臋, po czym po kumplowsku poklepa艂 go po ramieniu. Jeszcze tylko ten jeden przyjaciel wiedzia艂, co to jest szla­chetna pow艣ci膮gliwo艣膰. Nigdy si臋 nie narzuca艂, nigdy, cho膰by w naj-mniejszym stopniu, nie pr贸bowa艂 wykorzysta膰 tej przyja藕ni. Heydrich por贸wna艂 go nawet z ksi臋ciem, co oczywi艣cie by艂o 偶artem, ale zawsze.

- Siadaj, m贸j drogi. Rozgo艣膰 si臋. Za艂atwi臋 jeszcze tylko pari臋
drobiazg贸w i ju偶 b臋d臋 wy艂膮cznie do twojej dyspozycji.

Go艣膰 usiad艂 przy stoliku obok; cierpliwie czekaj膮c, zacz膮艂 niedbale, bez najmniejszego skr臋powania, przerzuca膰 le偶膮ce przed nim akta. Jakby tylko chcia艂 wype艂ni膰 sobie czym艣 te par臋 minut.

Heydrich za艂atwi艂 w tym czasie „kilka drobiazg贸w". Obecno艣膰 Mellera ani troch臋 mu nie przeszkadza艂a. Podpisa艂 list臋 os贸b przewi­dzianych do aresztowania - stosunkowo kr贸tk膮 - sk艂ada艂a si臋 tylko z osiemnastu nazwisk. - Za艂atwi膰 jeszcze dzisiejszej nocy - rozkaza艂 jakby od niechcenia wezwanemu pracownikowi.

Nast臋pnie zadzwoni艂 do niejakiego Meisingera. Powiedzia艂 mu:

ty艂ek, musi zosta膰 przez nas gruntownie rozpracowany. Zrozumiano?

Lekko rozbawiony Heydrich siedzia艂 ze s艂uchawk膮 przy uchu, mrugaj膮c konspiracyjnie do Ericha. A偶 wreszcie, ko艅cz膮c rozmow臋, powiedzia艂 szorstko: - Darujcie sobie wszelkie ozdobniki, Meisinger! Macie tylko dostarczy膰 przydatny materia艂 dowodowy, nic wi臋cej! We藕cie si臋 porz膮dnie do robgty, czasu jest dosy膰; przynajmniej dop贸ki nasz obiekt nie wr贸ci z zagranicy. To potrwa sze艣膰 albo osiem tygodni. Ale potem, Meisinger, 偶adnej fuszerki!

Gdy ju偶 wszystko by艂o za艂atwione, Heydrich m贸g艂 wreszcie spo­kojnie zaj膮膰 si臋 swoim przyjacielem z m艂odo艣ci. Usiad艂 blisko niego i znowu poklepa艂 go po ramieniu. - Jak to dobrze, 偶e mam ciebie. W samym 艣rodku tego 艣wiata, pe艂nego kompletnie zepsutych 艣win­tuch贸w, gdziekolwiek by spojrze膰.

- I przy pomocy czego艣 takiego F眉hrer chce uszcz臋艣liwi膰 艣wiat?.

O tym Heydrich ci膮gle opowiada艂 z rozkosz膮, ale tylko wobec Ericha Mellera. Snuj膮c wspomnienia odpr臋偶a艂 si臋, robi艂 wra偶enie niemal weso艂ego, wr臋cz swobodnego. Wyra藕nie to lubi艂.

Oni obaj bowiem, razem z tym zaginionym trzecim, przez dobrych par臋 lat - jako dzieci z s膮siedztwa - byli nieroz艂膮cznymi przyjaci贸艂mi. By艂a to niepowtarzalna przyja藕艅, robili mn贸stwo beztroskich, wspa-

.103


nia艂ych, g艂upich kawa艂贸w, jak obcinanie dziewczynom warkoczy, straszenie dzieci i kot贸w, tarasowanie jezdni kamieniami z p贸l czy sprzeniewierzanie mszalnego wina, by p贸藕niej potajemnie urz膮dza膰 pija艅stwa. W programie mieli te偶 mieszanie piwa i w贸dki. Na przyk艂ad na imprezach ich hurapatriotycznych ojc贸w, kt贸rzy wymiotowali potem jeden przez drugiego. I tak dalej, i tak dalej...

Szczeg贸lnie podniecaj膮ca wyda艂a im si臋 obecno艣膰 rosyjskich je艅­c贸w wojennych w obozie po艂p偶onym niedaleko ich wsi. Chodzi艂p oczywi艣cie o je艅c贸w wojennych z tej wojny 艣wiatowej, kt贸ra p贸藕niej otrzyma艂a numer jeden. Ofiary tamtego czasu wzbudza艂y ogromne zainteresowanie ich obu. Wkr贸tce zacz臋li si臋 uczy膰 ich j臋zyka i nawet osi膮gn臋li w nim pewn膮 bieg艂o艣膰. Jeszcze dzisiaj potrafili si臋 porozu­mie膰 po rosyjsku.

Feldfebel Maier, stajenny genera艂a, zaprosi艂 obergefrajtra Sehmiediri-
gera, czyli ordy艅ansa. von Fritscha, na spotkanie. „Wybadajmy si臋
wzajemnie, mo偶e przy piwie?" :

Spotkanie to odby艂o si臋 w restauracji „Aschinger” przy dworcu Zoo. By艂o to ulubione miejsce spotka艅 drobnych mieszczan, robot­nik贸w, student贸w, prostytutek i 偶o艂nierzy. Popularne nie bez przy­czyny, z powodu obowi膮zuj膮cych tam cen: gulasz kosztowa艂 tylko trzydzie艣ci fenig贸w; piecze艅 wieprzowa jedn膮 mark臋; za p贸艂 normalnej ceny mo偶na by艂o dosta膰 czubaty talerz g臋stej groch贸wki z kie艂bas膮. Ma艂e, 艣wie偶e bu艂ki le偶a艂y w koszykach - gratis.

Tu w艂a艣nie jedli i pili ci dwaj - bardzo d艂ugo i najpierw w mil-czeniu, lustruj膮c si臋 nawzajem. Zdaje si臋, 偶e dosy膰 szybko przypadli sobie do gustu.

Po drugiej szklance piwa - marki „Schulthei-Patzenhofer" - feld­febel Maier stwierdzi艂 z wyra藕n膮 ulg膮: - Wyobra偶a艂em sobie pana zupe艂nie inaczej, Schmiedinger! Ale robi pan wra偶enie zupe艂nie nor­malnego.

104


- A ja mam na g艂owie r贸偶ne osobiste sprawy: s艂anie 艂贸偶ka, czyszczenie but贸w, porz膮dkowane szafy, - Ale dalej Schmiedinger doda艂, 偶e genera艂 ma zwyczaj, prawdopodobnie ju偶 od czasu pobytu w szkole kadet贸w, sam s艂a膰 sobie 艂贸偶ko. - Skarpetki, chustki i bie­lizn臋 najpierw pierze w艂asnor臋cznie i dopiero potem mog臋 to odda膰 do pralni.

Obergefrajter zareagowa艂 z oburzeniem: - Chce pan wysondowa膰, czy ewentualnie mam pewne sk艂onno艣ci, tak? Pewnie chcia艂by pan wiedzie膰 czy mam tylek, szeroki jak koby艂a! Czy pan mnie mo偶e uwa偶a za...

- Bro艅 Bo偶e, sk膮d! To by艂aby zupe艂na niedorzeczno艣膰!
Milczeli przez chwil臋. Schmiedinger by艂 zirytowany. Po chwili

feldfebel Maier powiedzia艂: - To chyba ju偶 wszystko, co chcia艂em od
pana us艂ysze膰.

- Owszem! Ale po co? Kogo艣, kto rozpowiada takie bzdury, mog臋
tylko wy艣mia膰. G艂o艣no!

105


- A wi臋c tak偶e pa艅, Schmiedinger, uwielbia go - stwierdzi艂 feld­febel. - To tak jak ja. I dlatego obaj powinni艣my zada膰 sobie pytanie; co mo偶emy dla niego zrobi膰?

Radca rz膮dowy doktor Erich Meller zamierza艂 tego dnia wieczorem zje艣膰 kolacj臋 „U Emila" przy Uhlandstrasse. By艂a to typowa berli艅ska restauracja. Mia艂a kilka, w tym wypadku szczeg贸lnie korzystnych w艂a艣ciwo艣ci: by艂a przytulna i wyra藕nie mieszcza艅ska; bez 艣ladu luk­susu. I w艂a艣nie to ustrzeg艂o „Emila" przed niepo偶膮danymi go艣膰mi wy偶szego szczebla z partii, Wehrmachtu i rz膮du.

W艂a艣ciciel restauracji, Emil Labenske przyk艂ada艂 wag臋 do tego, by zna膰 swoich go艣ci mo偶liwie dok艂adnie - dla w艂asnego bezpiecze艅stwa. Kiedy艣 bowiem by艂 czerwony - czyli socjalista; teraz jednak m贸wi艂

o sobie, 偶e jest jak najbardziej „br膮zowy" - a wiec nazista. Ostatnio
mia艂 zwyczaj powtarza膰 to tak cz臋sto, 偶e odnosi艂o si臋 wra偶enie, i偶 sam
w to uwierzy艂. I w艂a艣nie na tym mu zale偶a艂o. Jego przyjaciele wiedzie­li o tym.

Przywita艂 Ericha Mellera poufale i serdecznie - zna艂 go od lat

1 to nie tylko jako gospodarz, ale tak偶e quasi-sanitariusz. Albowiem
w艂a艣nfe Mellerowi mniej wi臋cej siedem iat temu udzieli艂 pierwszej
pomocy jako ci臋偶ko rannemu - po b贸jce mi臋dzy Reichsbanner
Schwarz-Rot-Gold a boj贸wk膮 NSDAP.

- Czym mog臋 s艂u偶y膰 tym razem? - spyta艂 Labenske, pe艂en z艂ych
przeczu膰.

- M贸g艂by艣 po艂膮czy膰 mnie z tym numerem? - Meller wcisn膮艂 mu kartk臋 do r臋ki.

Emil zna艂 ten numer na pami臋膰. - Chcesz nim rozmawia膰?
Koniecznie?

Je艣li to mo偶liwe, natychmiast
Zrobione.

Polityczna organizacja bojowa lewicy za艂o偶ona w 1924 roku, skupiaj膮ca g贸wnie cz艂onk贸w Socjaldemokratycznej Partii Niemiec w 1933 zdelegalizowana (przyp. t艂um.).

106


. Na co Emil Labenske uda艂 si臋 do telefonu, by uzyska膰 wspomniane po艂膮czenie. Bez chwili zw艂oki zg艂osi艂a si臋 prefektura policji. W艂a艣ciciel restauracji spyta艂 wyj膮tkowo grzecznie:

- Czy m贸g艂bym m贸wi膰 z panem wicenaczelnikiem, czyli z hrabi膮
von der Schulenburgiem?

Bezpo艣rednio potem nast膮pi艂a rytualna wymiana zda艅 s艂u偶膮ca bezpiecze艅stwu; po obu stronach. Emil orientowa艂 si臋, 偶e w takiej sytuacji nale偶y przestrzega膰 okre艣lonych przepis贸w s艂u偶bowych. W zwi膮zku z czym urz臋dnik prefektury zgodnie z zaleceniem spyta艂:

Po czym odby艂a si臋 rozmowa, kt贸ra, jak zawsze by艂a pods艂uchiwa­na i prawdopodobnie tak偶e stenografowana. W s艂uchawce rozleg艂 si臋 bardzo rze艣ko brzmi膮cy g艂os:

Ju偶 po p贸艂godzinie zjawi艂 si臋 „U Emi艂a". Powitano go jak naj­serdeczniej i bez chwili zw艂oki zaprowadzono do stolika w najbardziej odleg艂ym k膮cie, sali. Tu w艂a艣nie siedzia艂 ju偶 sprawiaj膮cy wra偶enie zamy艣lonego Erich Meller. Nie podali sobie r膮k, jedynie niezauwa偶al­nie skin臋li g艂owami: dwaj go艣cie, kt贸rych czysty przypadek przywi贸d艂 do jednego stolika. Nic do siebie nie m贸wili, na pocz膮tku.

R贸wnie偶 bez s艂owa Labenske serwowa艂 teraz ow膮 specjalno艣膰
zak艂adu: golonk臋 z kapust膮 i puree z grochu. By艂a to chyba najbar-
dziej imponuj膮ca specjalno艣膰 tego miasta; pi臋trzy艂a si臋 wysoko na
wielkim, p艂askim talerzu, Danie, kt贸re doprowadza 偶o艂膮dki, zdolne
podda膰 si臋 jeszcze takim torturom, do granicy ich wydolno艣ci


Obaj panowie koncentrowali si臋 tylko na jedzeniu, przez p贸艂 godziny nie zamienili z sob膮 ani s艂owa. Jedynie od czasu do czasu zerkali na siebie P贸ki powt贸rnie nie zjawi艂 si臋 Emil i nie o艣wiad­czy艂: - Nie ma 偶adnych przeszk贸d. - Po nadaniu tego sygna艂u wycofa艂 si臋 znowu.

Teraz rozpocz臋艂a si臋 bardzo mozolna rozmowa, przy czym osoby trzecie mog艂y odnie艣膰 wra偶enie, 偶e toczy si臋 tu zwyk艂a pogaw臋dka. Przypuszczalnie o krucho艣ci golonki i cudownym, intensywnym zapa­chu tej masy mi臋sa, kt贸ra co prawda odurz膮 偶o艂膮dek, ale nie jest w stanie u艣pi膰 m贸zgu.

W rzeczywisto艣ci jednak odbywa艂a si臋 przy stole rozmowa infor­macyjna, przy zachowaniu wskazanej lapidarno艣ci i jasno艣ci.

Schulenburg: - Po co to ca艂e przedstawienie, przyjacielu Meller!
Ju偶 nawet my dwaj musimy si臋 do tego ucieka膰? Uwa偶a to pan za
bezwzgl臋dnie konieczne?

Meller: - Odwiedzi艂em znowu, po d艂u偶szej przerwie, mojego przyjaciela z m艂odo艣ci.

Schulenburg: - Wydaje mi si臋, ie rozumiem, co pan chce przez to powiedzie膰. Jako uprzywilejowany go艣膰 Heydricha musi liczy膰 si臋 pan z tym, 偶e jest pan 艣ledzony! Podobnie jak osoby, z kt贸rymi si臋 pan kontaktuje. Ale trzeba si臋 z tym pogodzi膰. To mo偶e si臋 op艂aci膰. Oster te偶 jest tego zdania. Czyli w najbli偶szej przysz艂o艣ci powinien pan cz臋艣ciej odwiedza膰 swojego przyjaciela, Na pewno wyniknie z tego jaka艣 korzy艣膰. Czy jest pan ju偶 w stanie stwierdzi膰, jaka tym razem? Kogo wyobra偶a艂by pan sobie pod postaci膮 supergenera艂a? Ta­kiego, kt贸ry, jak si臋 jeszcze dowiedzia艂em, zamierza wybra膰 si臋 w d艂u偶­sz膮 podr贸偶 za granic臋. Czy domy艣la si臋 pa艅, o kogo tu mo偶e chodzi膰?

Hrabia von Schulenburg u艣miechn膮艂 si臋 z pob艂a偶aniem. - Oczywi艣­cie pan wie doskonale, kto to jest. Przypuszczam tylko, 偶e chce pan w przysz艂o艣ci z czystym sumieniem m贸c twierdzi膰, gdyby kiedy艣 dosz艂o do takiej sytuacji; 偶e nigdy nie wymieni艂 mi pan tego nazwiska.

108


Zabrzmia艂o to r贸wnie jasno co szczerze. Hrabia von der Schu-lenburg wiedzia艂 bowiem dok艂adnie, jakie motywy powodowa艂y Eri­chem, 偶e tak jednoznacznie i bez w膮tpliwo艣ci opowiada艂 si臋 przeciw nazistom. Kto zna艂 te motywy, uwa偶a艂 jego zaanga偶owanie za zupe艂nie oczywiste.

30 stycznia 1933 roku, a wi臋c w dzie艅 przej臋cia w艂adzy przez nazis­
t贸w, do mieszkania rodziny Meller贸w, w贸wczas ju偶 osiad艂ej na sta­
艂e w Berlinie, wtargn臋艂a boj贸wka nazistowska. Niepohamowana
NSDAP-owska horda zabi艂a ojca Ericha Mellera, owdowia艂ego profe­
sora prawa, ponadto 偶on臋 jego syna i ich czteroletni膮 c贸rk臋, miesz­
kaj膮cych w tym samym domu. Prze偶y艂 tylko Erich, bo akurat by艂
w podr贸偶y s艂u偶bowej.

Kiedy wkr贸tce potem Heydrich dowiedzia艂 si臋 o tych wydarz臋-,
niach, by艂 nadzwyczaj oburzony. Wprawdzie nie z powodu samych
zaj艣膰 - w nich bowiem nie by艂o „nic niezwyk艂ego". Mo偶na odnie艣膰
wra偶enie, 偶e cz艂owiekiem tym do g艂臋bi wstrz膮sn膮艂 fakt, 偶e to „przekl臋te
艂ajno", czyli niewolniczo poddane Hitlerowi boj贸wki, nie s膮 zdolne do
naprawd臋 dobrej, a wi臋c „czystej" roboty. Tego rodzaju „b艂臋dy" nje
by艂y niestety rzadko艣ci膮.

- To jest jedyne w swoim rodzaju 艂ajdactwo - powiedzia艂 wtedy
Heydrich. - Ju偶 ja dam im za swoje, tym partaczom.

Do czego jednak nigdy nie dosz艂o. Albowiem owych wojuj膮cych bohater贸w nie da艂o si臋, odszuka膰 - podobno. Wobec czego Heydrich m贸g艂 zamkn膮膰 i ten „przypadek" nast臋puj膮c膮 uwag膮:

- Cholernie mi przykro, Erichu, 偶e akurat ciebie, m贸j przyjacielu,
musia艂o co艣 takiego spotka膰! Ale gdzie drwa r膮bi膮, tam wi贸ry lec膮!
Powiniene艣, dobrze ci radz臋, potraktowa膰 to jako po偶a艂owania godny
wypadek przy. pracy. Za co oczywi艣cie otrzymasz od nas finansowe
odszkodowanie, jak najhojniejsze.

Nic takiego nigdy nie nast膮pi艂o. A Erich Meller r贸wnie偶 nie po­dejmowa艂 偶adnych stara艅, by uzyska膰 t臋 „zap艂at臋" czy wr臋cz j膮 wy­musi膰. Od tej pory nie wspomina艂 ju偶 o tych „zaj艣ciach". Ale zapom­nie膰 o nich nie potrafi艂.


Schulenburg rozumia艂 to. Usi艂owa艂 jednak zachowywa膰 si臋 rzeczowo i nie powodowa膰 sentymentami. - Tak wi臋c niniejszym potwierdzam panu, drogi Meller, z ca艂膮 moc膮, 偶e mi臋dzy nami nie pad艂o w roz­mowie nazwisko genera艂a von Fritscha. Dla bezpiecze艅stwa um贸wmy si臋 mo偶e, 偶e spotkali艣my si臋 tutaj, u Emila Labenske, zupe艂nie przy­padkowo i rozmawiali艣my wy艂膮cznie o najsmaczniejszych potrawach z wieprzowiny, czyli o typowych berli艅skich daniach. I por贸wnywa­li艣my je ze wschodniopruskimi. Czy to pewne?

-Chyba dok艂adnie to, czego si臋 pan spodziewa. A teraz, prosz臋 mi wybaczy膰, musz臋 ju偶 i艣膰.

- Ale偶 oczywi艣cie, hrabio. I prosz臋 mu powiedzie膰 ode mnie, bo
pewnie zamierza go pan odwiedzi膰, 偶e ch臋tnie przekaza艂bym mu t臋
wiadomo艣膰 osobi艣cie! Ale, tak jak sam s艂usznie twierdzi, zbyt cz臋ste
bezpo艣rednie kontakty z nim nie s膮 chyba zbyt bezpieczne.

Jeszcze tej samej nocy Fritz Dietlof hrabia von der Schulenburg, zast臋pca naczelnika policji berli艅skiej, odwiedzi艂 zaprzyja藕nionego z nim pu艂kownika Hansa Ostera w jego prywatnym mieszkaniu. Mocno zapuka艂 do drzwi.

Rozb艂ys艂o 艣wiat艂o, da艂o si臋 s艂ysze膰 cz艂apanie. Za chwil臋 odezwa艂 si臋 wyra藕nie zirytowany, zm臋czony g艂os:

Bez chwili zw艂oki Oster otworzy艂 drzwi. Rozpozna艂 g艂os Sc艂ndett-burga; sta艂 teraz przed nim w pi偶amie w bia艂o-niebieskie paski i m贸­wi艂 zrz臋dliwie: - Naprawd臋, czasem mam do艣膰 tych twoich kawa艂贸w! Ale wejd藕; mimo wszystko! Co chcesz osi膮gn膮膰 tym straszeniem ludzi po nocy? - Pu艂kownik pocz艂apa艂 pierwszy w g艂膮b mieszkania i znowu opad艂 na

(


艂贸偶ko. Chcia艂 da膰 w ten spos贸b do zrozumienia, 偶e musi si臋 wyspa膰 i w 偶adnym wypadku nie zamierza by膰 cierpliwym partnerem roz­mowy ze swoim wsp贸艂spiskowcem. - Czy to naprawd臋 konieczne? W samym 艣rodku nocy?

- Zajm臋 ci tylko kr贸tk膮 chwil臋, ale nie mog臋 zagwarantowa膰, 偶e
po tym, co us艂yszysz, za艣niesz spokojnie. - Schulenburg usiad艂 na
艂贸偶ku obok Ostera.

Pu艂kownik, jak cz艂owiek niezwykle zm臋czony, zamkn膮艂 oczy. Za­chowywa艂 jednak przytomno艣膰 umys艂u. -Jakie艣 nowiny?

To co艣 wi臋cej, Hans, wreszcie niemal pewno艣膰. T臋 spraw臋, kt贸ra na razie wydawa艂a ci si臋 tak bardzo podejrzana, wyja艣niono chyba dosy膰 jednoznacznie. Ich celem jest rzeczywi艣cie genera艂 von Fritsch.

Pu艂kownik Oster wyprostowa艂 si臋. - Heydrich?

- Mie膰 Heydricha i t臋 hord臋 SS za bezpo艣redniego przeciwnika? - Oster zadr偶a艂 na sam膮 my艣l o .tym. - Oczywi艣cie, by艂em na niejedno przygotowany. Ale 偶eby od razu a偶 taki kaliber... Przecie偶 Urz膮d Bezpiecze艅stwa Rzeszy dysponuje si艂ami stokrotnie liczniejszymi ni偶 my, ma te偶 niepor贸wnywalnie wi臋ksze 艣rodki finansowe. A do tego wszystkiego tej hordzie sprzyja niew膮tpliwie F眉hrer! Cz艂owieku, i przeciw takim si艂om wy zamierzacie nas mobilizowa膰?


Hermann G枚ring, piastuj膮cy w tamtym czasie nie tylko liczne urz臋dy pa艅stwowe i honorowe, genera艂 i naczelny dow贸dca Luftwaffe, ale wkr贸tce tak偶e feldmarsza艂ek, do czego niezwykle skutecznie zmierza艂, mia艂 bardzo nietypowe wyobra偶enie o strategii sprawowania w艂adzy. W ka偶dym razie w kr臋gu swego dowodzenia wydawa艂 si臋 sobie oryginalny. I nie bez racji.

-. Niech mi si臋 tu zamelduje - powiedzia艂 do jednego ze swoich adiutant贸w, w Karinhall - niejaki Heersdorf.

By艂 to jeden z typowych, m臋skich 偶art贸w G枚ringa. Jego otoczenie najcz臋艣ciej przyjmowa艂o je z aprobat膮 - z pe艂nymrozbawienia 艣mie­chem; ale nierzadko towarzyszy艂 im tylko u艣miech wymuszony.

Poza tym w tym wypadku „paladyn f眉hrera" stosowa艂 po prostu swoj膮 specjaln膮, sprawdzon膮 metod臋, kt贸r膮 wolno mu by艂o uwa偶a膰 za r贸wnie odpowiedni膮, co skuteczn膮. Delikwent贸w nale偶y pozostawi膰 samym sobie, 偶eby si臋 dusili we w艂asnym sosie, oboj臋tne, czy chodzi o ministr贸w, genera艂贸w albo gauleiter贸w - czy te偶 o niejakiego Herberta Heersdorfja.

By艂 to ponad trzydziestoletni m臋偶czyzna, sprawiaj膮cy wra偶enie wysportowanego, wygl膮daj膮cy podejrzanie dobrze, dosy膰 poka藕nego wzrostu. Jeden z tych, kt贸ry nie mi膮艂by najmniejszych trudno艣ci z dostaniem si臋 do SS. M贸g艂by te偶 by膰 instruktorem narciarskim al-

112


bo gwiazdorem filmowym; porusza艂 si臋 tak, jakby ca艂y czas sta艂 przed kamer膮.

W owym czasie Herbert Heersdorf mia艂 niezaprzeczalne powody, aby uwa偶a膰 si臋 za dobrego handlowca; niemiecko-w艂oski handel cytrynami, kt贸rym w艂a艣nie si臋 zaj膮艂, rozkwita艂. Ponadto utrzymywa艂, 偶e jest oficjalnym narzeczonym ostatnio bardzo adorowanej damy, niejakiej Evy Gruhn. Zdawa艂o si臋, 偶e r贸wnie偶 ta inwestycja zapowiada si臋 wielce obiecuj膮co, bo przecie偶 ty ko z tego powodu, jak s膮dzi艂, zosta艂 wezwany do G枚ringa.

Trzy godziny czekania w Karinhall zni贸s艂 dosy膰 pogodnie. „To, co
dobre, nie przychodzi tak 艂atwo!" - powiedzia艂 sobie na pocieszenie.
Ale to, co dane mu by艂o prze偶y膰 za chwil臋, mog艂o wyprowadzi膰
z r贸wnowagi nawet jego cz艂owieka interesu, kt贸ry ju偶 z niejednego
pieca chleb jad艂.

- Jeste艣, ty n臋dzny szubrawcze! - wykrzykn膮艂 gospodarz w stron臋
Heersdorfa, nim ten zd膮偶y艂 wej艣膰 do jego gabinetu, do jego sali audien-
cyjnej. - Zosta艅 艂askawie tam, przy drzwiach, ty 艣winio! I nie wa偶 si臋
nawet oddycha膰 w-moj膮 stron臋. Bo ka偶臋 zrobi膰 z tob膮 porz膮dek, raz
na zawsze!

Herbert Heersdorf mia艂 przykre uczucie, jakby zupe艂nie niespo­dziewanie uderzono nim o pot臋偶n膮, grub膮, gumow膮 艣cian臋. Sta艂 jak og艂uszony, z wielkim wysi艂kiem zdo艂a艂 jeszcze si臋 odezwa膰: - Napraw­d臋 nie wiem, dlaczego...

- Nie pr贸buj mi tu 艂ga膰, ty n臋dzny 艣mierdzielu! - wrzasn膮艂 G枚ring.
- Ze mn膮 nikomu si臋 to nie uda, a je艣li nawet, to tylko raz! Cz艂owieku,
co ty si臋 tak uwzi膮艂e艣? T臋sknisz za prawdziwym przes艂uchaniem na
gestapo. Za zabaw膮 w kotka i myszk臋 przy u偶yciu fizycznej przemo
cy? Za wyl膮dowaniem w obozie? Mog臋 ci to wszystko zapewni膰. Je艣li
tak bardzo tego pragniesz. Chcesz?

Herbert Heersdorf zorientowa艂 si臋: szybko, 偶e nie ma innego wyboru, jak tylko sprawia膰 wra偶enie g艂臋boko .wstrz膮艣ni臋tego. Jedno­cze艣nie jego intuicja do艣wiadczonego handlarza cytryn podpowiada艂a mu, 偶e po tym gro藕nym gard艂owaniu mo偶e pa艣膰 jaka艣 propozycj膮. Ale jaka? Jakakolwiek by by艂a - b臋dzie j膮 chyba musia艂 przyj膮膰. Je艣li tego nie zrobi, G枚ring prawdopodobnie ani chwili si臋 nie zawaha, by go za艂atwi膰, usun膮膰, zapakowa膰 do trumny.

- Panie generale - odezwa艂 si臋, usi艂uj膮c wytrwale jak najszybciej


znale藕膰 si臋 na pewnym gruncie - nie jestem 艣wiadom pope艂nienia jakiegokolwiek przest臋pstwa, naprawd臋! Je艣li jednak pan uwa偶a... to prosz臋 mi tylko powiedzie膰, czego pan ode mnie oczekuje. Od razu to zrobi臋.

- Dok艂adnie o to! - G枚ring potwierdzi艂 to oboj臋tnie, ale z zachowaniem czujno艣ci. Zdawa艂 sobie bowiem spraw臋, 偶e dotar艂 do jakiego艣 wa偶nego punktu, i tymczasem da艂 spok贸j. - W ka偶dym razie stoisz temu zwi膮zkowi na przeszkodzie!

- — Wydaje mi si臋, 偶e rozumiem panie generale, czego si臋 ode mnie oczekuje. Mam si臋 wycofa膰?

~ I to tak dalece, jak to tylko mo偶liwe! Got贸w jestem wys-
艂a膰 ci drog臋 r贸偶ami, z czystej przyja藕ni dla pana von Blomberga,
oczywi艣cie. Pomy艣la艂em sobie o Argentynie, Tam te偶 mam doskona艂e
stosunki dzi臋ki podlegaj膮cym mi s艂u偶bom. Musia艂by艣 tylko prze­
kwalifikowa膰 si臋 z handlu owocami hal handel mi臋sem. No, Heersdorf?

114


ze wspomnian膮 dam膮! 呕adnych amor贸w na po偶egnanie, 偶adnego
trzymania za r膮czk臋 na do widzenia. Poniechasz te偶 tej sentymentalnej
paplaniny w rodzaju: Nigdy ci臋 nie zapomn臋, b臋d臋 pisa艂, zawsze b臋d臋
o tobie my艣la艂. Darujesz sobie 艂askawie te bzdury! Czyli po prostu
koniec, min臋艂o, adieu! Jasne?

_- Je艣li o mnie chodzi, absolutnie finito! - Herbert Heersdorf u偶y艂 z rozradowaniem swoich kilku importowanych, w艂oskich s艂贸w. - Totalissimo!

G枚ring zareagowa艂 na to pe艂ne zrozumienie z instynktown膮 po­dejrzliwo艣ci膮. - Pa艅ska gotowo艣膰 wykre艣lenia tej damy z serca wyda­je ni si臋 troch臋 podejrzana. - Zachowywa艂 si臋: teraz jak wielki 艂owczy Rzeszy na ambonie, przekonany, 偶e ma na muszce wspania艂ego jelenia. - Co ci臋 sk艂ania do tak szybkiego, odwrotu?

- Oczywi艣cie pa艅ska wspania艂omy艣lna propozycja, panie generale.

- Nie pr贸buj tylko, Heersdorf, tak bezczelnie mydli膰 mi oczu!
Przy tym wszystkim chodzi nie o to, ile ty ewentualnie jeste艣 wart, ale
ile jest warta ta dama. Rozumiesz?

-Tak jest!

G枚ring odetchn膮艂. Ostatecznie sam von Blomberg powiedzia艂 mu co艣 podobnego, a on dobrze to zapami臋ta艂. Teraz, stosuj膮c zmasowan膮 prowokacj臋, chcia艂 dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej.

- Co ty opowiadasz, podejrzana przesz艂o艣膰! Ka偶dy z nas ma
podejrzan膮 przesz艂o艣膰, w mniejszym lub wi臋kszym stopniu. A wi臋c
tak偶e ta dama, zw艂aszcza 偶e trafi艂a na takiego typa jak ty. A mo偶e i na
jeszcze gorszych, jakie to ma znaczenie? Ale to mo偶e nie wszystko?

115


Nie gap si臋 na mnie tak durnowato, nic w ten spos贸b ze mn膮.nie wsk贸rasz, wypluj wreszcie, co wiesz, albo wydaje ci si臋, 偶e wiesz! S艂ucham!

. - Nie. Mo偶na powiedzie膰, 偶e ju偶 jestem w drodze. Heil Hitler, panie generale!

9 listopada 1937 roku genera艂 Werner baron von Fritsch naczelny w贸dz si艂 l膮dowych, znalaz艂 si臋 w Kancelarii Rzeszy. By艂 w pe艂nym umundurowaniu, ze wszystkimi orderami i odznaczeniami, czapka wcisn膮艂 pod lewe rami臋. Troch臋 sztywno, jak na paradzie, kroczy艂 F眉hrerowi naprzeciw; audiencja po偶egnalna z powodu zaleconej mu przez lekarza dwumiesi臋cznej kuracji na po艂udniu.

Adolf Hitler przyj膮艂 go z wszelkimi honorami. Przy samym wej艣ciu sta艂 pu艂kownik Hossbach, adiutant Wehrmachtu. Obie warty gwardii honorowej SS prezentowa艂y bro艅 - pod ka偶dym wzgl臋dem nienagan­nie. S艂u偶膮cy otwierali zapraszaj膮co wszystkie kolejne drzwi.

F眉hrer w swoim niemal jak boisko wielkim gabinecie sta艂 przez moment za biurkiem. Nie pozosta艂 tam jednak. Ruszy艂 w kierunku genera艂a, aby, b臋d膮c jeszcze kilka metr贸w przed nim, wyci膮gn膮膰 do niego r臋k臋. Fritsch uj膮艂 j膮 mocno.

116


Adolfa Hitlera otacza艂o na l艣ni膮cym jak szk艂o parkiecie kilku
adiutant贸w; minister wojny Rzeszy von Blomberg znajdowa艂 si臋 tu偶
przy nim. I f眉hrer, zimno kalkuluj膮c, przyst膮pi艂 do manifestowania
swoich sympatii. - A wi臋c, szanowny panie von Fritsch, chce nas pan
opu艣ci膰 niemal na dwa miesi膮ce.

Bezzw艂ocznie potwierdzi艂 to tak偶e feldmarsza艂ek von Blomberg po kr贸tkim,- zach臋caj膮cym spojrzeniu, rzuconym w jego stron臋 przez Hitlera: - Pa艅ski szef sztabu generalnego, pan Beck, kt贸rego darzy pan z pewno艣ci膮 absolutnym zaufaniem zast膮pi pana. Ale tak偶e ja sam intensywnie zajm臋 si臋 nasz膮 armi膮, oczywi艣cie ca艂kowicie po pa艅skiej my艣li. My艣l臋, 偶e zapewni to panu spok贸j, prawda?

- B臋d臋 zobowi膮zany — odpowiedzia艂 von Fritsch dosy膰 mruk­
liwie. - Wystarczy chyba jednak, je艣li moj膮 prac臋 podejmie genera艂
Beck, kt贸ry b臋dzie ze mn膮 w sta艂ym kontakcie. Gdyby dosz艂o do
jakichkolwiek komplikacji, oczywiste jest, 偶e bezzw艂ocznie przerw臋 urlop

117


. - Bardzo! - potwierdzi艂 prostolinijny, 艂atwowierny von Fritock Us艂ysza艂 dok艂adnie to, co spodziewa艂 si臋 us艂ysze膰. Przepe艂ni艂o go to ufno艣ci膮, a nawet wdzi臋czno艣ci膮. - Mog臋 spokojnie wyjecha膰.

Adolf Hitler znowu poda艂 mu r臋k臋. I po艂膮czeni u艣ciskiem d艂oni stali naprzeciw siebie i patrzyli sobie w oczy. Hitler zapewni艂: - W g艂臋bi duszy ka偶dy z nas jest po prostu 偶o艂nierzem; pan do艣wiadczonym dow贸dc膮 frontowym, ja sprawdzonym frontowym 偶o艂nierzem A to m贸wi za wszystko.

Do owych dni ostatecznej i ca艂kowitej kompromitacji, czyli do 27 i 29 stycznia 1938 roku, zosta艂y tylko dwa miesi膮ce. Heydrich powiedzia艂 p贸藕niej: „Potrzebowali艣my jeszcze troch臋 czasu - ale min膮艂 on jak b艂yskawica. I wykorzystali艣my go - a potem polecia艂y wi贸ry!'

Erich Meller:

„Jedyn膮 osob膮, kt贸ra czu艂a si臋 藕le obserwuj膮c te zdarzenia, by艂, ku
mojemu zaskoczeniu, Huber, urz臋dnik do spraw kryminalnych; Bez
w膮tpienia by艂 on cz艂owiekiem, kt贸ry wierzy艂, 偶e zna si臋 na wszystkich
ciemnych zakamarkach duszy ludzkiej: got贸w by艂 zdecydowanie sta­
wi膰 czo艂o najkrwawszym gwa艂tom, najstraszniejszym okrucie艅stwoi艅i
aby uj膮膰 ich sprawc贸w i ich unieszkodliwi膰 - uwa偶a艂 to za sens
swojego 偶ycia.

Teraz jednak przysz艂o mu si臋 przekona膰, 偶e trafi艂 na czas komplet­nego, szale艅stwa: to pa艅stwo przypomina艂o klub bokserski, nar贸d niemiecki by艂 stadem baran贸w, a tak zwana ojczyzna - po prostu obiektem wyzysku s艂u偶膮cym kryminalistom! Ostoj膮 prawa, kt贸rego

118


odnow臋 uwa偶a艂 za swoje zadanie 偶yciowe by艂 burdel! Sprawiedliwo艣膰, do kt贸rej zawsze d膮偶y艂, zamieni艂a si臋 w jatki.

- Do czego to dosz艂o? - spyta艂 mnie w jednym ze swoich raczej nielicznych moment贸w s艂abo艣ci.

5

Wesoo艣膰 i naiwno艣膰

Ostatni miesi膮c roku 1937 by艂 w Berlinie zimny, ale pogodny. Temperatura; oko艂o zera. 艢niegu prawie w og贸le, od czasu do czasu deszcz, w porannych godzinach lekko oblodzone ulice. I jak niemal o ka偶dej porze roku w Berlinie z r贸wnin brandenburskich a偶 tutaj nap艂ywa艂o 艣wie偶e, orze藕wiaj膮ce powietrze jakby delikatnie sk膮pane, w wodzie licznych jezior tamtej okolicy. Tu, m贸wiono, mo偶na jeszcze swobodnie oddycha膰 je艣li by艂o si臋 sk艂onnym przyj膮膰 wszelkie skutki procesu wietrzenia jako podstaw臋 bytu.

Berlin by艂 ruchliw膮 stolic膮 Wielkich Niemiec - podkolorowany, wizerunek dobrze zorganizowanej doskona艂o艣ci: robotnicy pracowali wydajnie, rzemie艣lnicy wytwarzali pilnie, handel i przemys艂 kwit艂y. „Czysto艣膰", gdziekolwiek spojrze膰 - ani jednego 偶ebraka na ulicy, prawie 偶adnych prostytutek, coraz mniej 呕yd贸w...

Promienny obraz: Wehrmacht - pot臋偶ne wojsko, szybka Luftwaffe, solidna flota. Wspaniali 偶o艂nierze, dumni i pewni siebie, 艣wietnie w艂adaj膮cy broni膮 - gotowi do obrony w艂asnego i innych kraj贸w. Wielkie zjawiska zawsze otacza cie艅. Tu jednak coraz bardziej stawa艂o si臋 widoczne, 偶e ten 艣mierciono艣ny blask mia艂 straszn膮 cen臋 - przy­puszczalnie ju偶 wtedy kilkadziesi膮t miliard贸w marek. Imponuj膮cy obraz pod ka偶dym wzgl臋dem.

W owym czasie zdarzy艂o si臋 r贸wnie偶 to:

W Rosji Sowieckiej stracono marsza艂ka Tuchaczewskiego, a wraz

120


z nim innych wy偶szych oficer贸w. W Ameryce John Steinbeck opub­likowa艂 swoj膮 pierwsz膮 powie艣膰 „Myszy i ludzie"; tam te偶 powsta艂 film „Dobra ziemia", z niemieck膮 niegdy艣 aktork膮, Luise Reiner, 呕yd贸wk膮. Joe Luis zosta艂 mistrzem gwiata w boksie wagi ci臋偶kiej; „zwierz臋cy Murzyn", m贸wiono w rasowo czystej Europie 艢rodkowej. W Niemczech Grondgens zosta艂 mianowany, za 艂askawym przy Zwoleniem, naczelnym dyrektorem Pruskiego Teatru Pa艅stwowego w Berlinie. W Lakehurst stadek powietrzny L呕-129 strawi艂 ogie艅. Hitler jak gdyby przesta艂 si臋 zajmowa膰 polityk膮 w艂adzy; teraz poz­wala艂 si臋 czci膰 jako wielki architekt, m臋penas sztuki i wychowawca

(m艂odzie偶y

Jednak偶e jego zwolennicy, a zw艂aszcza ci ze stolicy - Rzeszy, raz jwprawi臋ni w stan natodowego uniesienia, nie dawali si臋 ju偶 po-| wstrzyma膰 w swej nieustaj膮cej dzia艂alno艣ci. Wiadomi towarzysze czy­hali na rogu niemal ka偶dej ulicy, w bramach dom贸w, na podw贸rkach, stacjach metra: ochoczy naganiacze w艂adzy, gorliwi pomocnicy partii i policji, r贸wnie偶 tajnej policji pa艅stwowej. Nie byli to bynajmniej tylko liczni dozorcy dom贸w i blok贸w, kt贸rzy, wspierani przez ambit­nych towarzyszy partyjnych, chcieli si臋 sprawdzi膰. Tak偶e niejeden dzielny, pozbawiony jakiejkolwiek partyjnej funkcji drobny czy 艣redni mieszczanin, teraz nazywany Volksgenosse , nie chcia艂 „pr贸偶nowa膰".

Nasta艂 czas szpicli, uwa偶aj膮cych si臋 za godnych najwy偶szego szacunku, oddanych pa艅stwu konfident贸w, gotowych do spe艂nienia ka偶dego zadania kapusi贸w- nie myli膰 z „de艅uncjatorami", bro艅 Bo偶e! Wszyscy oni wykonywali tylko sw贸j obowi膮zek! Przy pomocy tak samo urobipnych ludzi prasy i radia „wyostrzano" im z臋by. Byli przekonani, 偶e dzia艂aj膮 z przekonania.

Tak wi臋c wszyscy oni pilnie i skutecznie dbali o to, 偶eby aparat chroni膮cy pa艅stwo pracowa艂 pe艂n膮 par膮. Zw艂aszcza szczeg贸lnie wydaj­nie dzia艂aj膮ca centrala zag艂ady - pa艂ac przy Prinz-Albrecht-Strasse, kwatera g艂贸wna Urz臋du Bezpiecze艅stwa Rzeszy"- pracowa艂a dwa­dzie艣cia cztery godziny na dob臋. I zawsze by艂a przepe艂niona.

- No tcrdalej do-roboty! - zagrzmia艂 r贸wnie zapraszaj膮co, co stanow­czo radca kryminalny Meisinger, specjalista od homoseksualist贸w

ludowy lowatzysz

12


w G艂贸wnym Urz臋dzie Bezpiecze艅stwa Rzeszy. - Spr贸bujmy jeszcze bardziej ujarzmi膰 naszego konika. Jak najskuteczniej! Czyli zaczyna j膮c nie od g艂owy, aie od ogona. Jeste艣 gotowy?

Schmidtowi schlebia艂o to. - Jasne, jestem do pana us艂ug.

- Przede wszystkim, ty kapu艣ciana g艂owo, zapami臋taj sobie: jeste艣
ekspertem! Zrozumia艂e艣? Skoro ja podaj臋 ci臋 za takiego, to nim jeste艣!

Otto-Otto zdziwi艂 si臋 teraz naprawd臋, ale tylko na chwil臋; goto wo艣膰 kooperacji z jego strony wydawa艂a si臋 nie mie膰 granic.

- Najpierw trzeba ci臋 spreparowa膰. Dostarcz臋 ci stos materia艂贸w, kt贸rych nauczysz si臋 na pami臋膰. Jak to zrobisz, b臋dziesz fachowcem. Meisinger, siedz膮c z szeroko rozstawionymi nogami, szczyci艂 si臋 swoj膮 popisow膮 rol膮 genialnego tropiciela i prze艣ladowcy. - Wed艂ug wszelkich regu艂 sztuki zdemaskujemy dzia艂o wielkiego kalibru i na艂a­dujemy je tak, 偶eby bez najmniejszych zastrze偶e艅 da艂o si臋 u偶y膰 jako 艣rodek prawny. Przez ciebie, eksperta maj膮cego uprawnienia zawodo­we, nieustannie b臋d膮cego na s艂u偶bie sprawiedliwo艣ci. Rozumiesz?

- Zaczynam rozumie膰 coraz wi臋cej.

No, nareszcie! — wykrzykn膮艂 Meisinger z zapa艂em. - No to zaczniemy od najwa偶niejszych lekcji!

Funkcjonariusz gestapo wzi膮艂 do r臋ki 偶e swobod膮 wytrawnego, iluzjonisty plik przygotowanych wcze艣niej zdj臋膰. Roz艂o偶y艂 je jak wach­larz i podsun膮艂 Schmidtowi pod nos. Wszystkie przedstawia艂y genera艂a von Fritscha - siedz膮cego za biurkiem, dokonuj膮cego przegl膮du broni, odbieraj膮cego defilad臋; niemal na ka偶dym z nich by艂 sztywny jak kuk艂a, ale nie pozbawiony godno艣ci.

122


- zach臋ca艂 go Meisinger. - Je艣li postawi膮 ci臋 przed nim oko w oko, musisz bez chwili wahania, bez najmniejszych w膮tpliwo艣ci podej艣膰 do niego i wskaza膰 go palcem. Czy mog臋 na ciebie liczy膰, czy te偶 znowu zaczniesz trz膮艣膰 portkami?

W nast臋pnych dniach dosz艂o do takich oto wydarze艅: Heydrich za­telefonowa艂 do G枚ringa. Zachowywa艂 si臋 uprzedzaj膮co grzecznie, g艂osowi stara艂 si臋 nada膰 jak najbardziej poufa艂y ton - ostatecznie obaj zdawali sobie spraw臋 ze swoich wyj膮tkowych pozycji w tej kon­stelacji w艂adzy. Wskazana wi臋c by艂a obustronna ostro偶no艣膰, a艂e i pewna doza wzajemnej 偶yczliwo艣ci.

- Niewykluczone - powiedzia艂 Heydrich - 偶e natkn膮艂em si臋 na cos, co by膰 mo偶e pana zainteresuje.

- To prosz臋 mnie odwiedzi膰, m贸j drogi, jak'najszybciej.
Spotkanie odby艂o si臋 ju偶 nast臋pnego dnia przed po艂udniem w Ka-

rinhall. Przywitali si臋 ze sob膮 uderzaj膮co serdecznie, aby bezpo艣red­nio potem rozpocz膮膰 rozmow臋 w cztery oczy. Najpierw nie oby艂o si臋 bez „ceregieli", czyli pr贸bnego wysondowania si臋 nawzajem, zapew­nienia sobie bezpiecze艅stwa, a jednocze艣nie wyci膮gni臋cia jalc najwi臋k­szych korzy艣ci.

W poj臋ciu Hermanna G枚ringa, jak ju偶 wielokrotnie si臋 o tym przekona艂, najlepsz膮 obron臋 stanowi艂 bezpo艣redni atak. R贸wnie偶 wobec Heydricha.

123


panie generale. D膮偶臋 jedynie do koncentracji wszystkich si艂 - w s艂u偶bie F眉hrerowi.

- Dok艂adnie o to samo chodzi tak偶e mnie, Heydrich!

脫w „urz膮d badawczy", mimo wszelkich podejmowanych wysi艂k贸w nadal nie znany w 艣wiecie, by艂 pomys艂em G枚ringa. By艂a to niezwykle hojnie finansowana instytucja, zajmuj膮ca si臋 zbieraniem danych, jedy­na w swoim rodzaju centrala informacji zdobywanych dzi臋ki pod­s艂uchowi czy inn膮 drog膮. Pracowa艂o tam oko艂o tysi膮ca specjalist贸w od r贸偶nych j臋zyk贸w. I w艂a艣nie ten „urz膮d" Heydrich usi艂owa艂, jak nale偶a­艂o przypuszcza膰, nasyci膰 swoimi lud藕mi, aby dotrze膰 do zebranych tam, wr臋cz spi臋trzonych w stosach inforr膮acji.

Heydrich by艂 got贸w uczyni膰 to bez chwili zw艂oki. - Co by pan na
to powiedzia艂, gdyby uda艂o si臋 wyeliminowa膰, szybko i skutecznie,
naczelnego dow贸dc臋 armii?

Zast臋pca F眉hrera parskn膮艂 艣miechem. Jednak偶e to, co powiedzia艂, nie zabrzmia艂o weso艂o:

Heydrich zrozumia艂 od razu, co G贸riiig mia艂 na my艣li.

- Wobec tego ka偶臋 wszystko przygotowa膰, a pan okre艣li w艂a艣ciwy
moment. Zgoda?

124


G枚ring opar艂 si臋 wygodnie i przygl膮da艂 niemal z mi艂o艣ci膮 swoim splecionym na brzuchu d艂onio;n.

Reinhard Heydrich, zawsze zimna, i przytomna bestia, udawa艂 zaskoczonego. Co w gruncie rzeczy by艂o zupe艂nie zrozumia艂e z punktu widzenia strategii w艂adzy. Trudno jednak przyj膮膰, 偶e ten gigant, G枚ring, dopu艣ci艂by do pope艂nienia tak lekkomy艣lnego b艂臋du.

Ostatecznie cz艂owiek ten jako pruski premier by艂 r贸wnie偶 szefem policji berli艅skiej. A poniewa偶 ewentualne akta dotycz膮ce owej Evy Gruhn stanowi艂y materia艂 urz臋dowy tamtejszej obyczaj贸wki, by艂oby dla niego rzecz膮 艂atw膮 sprowadzenie ich bezpo艣rednio stamt膮d. Czyli prawdopodobnie niczego tam nie mieli. Dlatego musia艂o w艂膮czy膰 si臋 w to gestapo, a wi臋c G艂贸wny Urz膮d Bezpiecze艅stwa Rzeszy, tym samym i SS, kt贸re G枚ring chcia艂 -jak wnioskowa艂 Heydrich - zaprz膮c do swojego wozu. Zamierza艂 brudn膮 robot臋 zostawi膰 innym, aby p贸藕 niej, by tak rzec, mie膰 czyste r臋ce.

125


Oczywi艣cie, tak czy owak p艂yn臋li t膮 sam膮 艂odzi膮 - tyle 偶e wios艂a odda艂 G枚ring w r臋ce SS. Ale przecie偶 wcale nie musia艂o pozosta膰 tak na stale. Heydrich zareagowa艂 偶yczliwie:

- Zrobi si臋, panie generale! Jak tylko b臋dzie gotowy pierwszy u偶yteczny materia艂, zamelduj臋 si臋 znowu!

Si贸dma pr贸ba be艂etryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Niebezpieczna gra

Odsun臋艂a si臋 od niego. - Volker - powiedzia艂a niemal b艂agalnie

- by艂e艣 moim, przynajmniej wierzy艂am w to do tej pory dobrym
przyjacielem...

- Nadal nim jestem! - zapewni艂 ochryple. - A teraz to ju偶
naprawd臋, kiedy znikn膮艂 ten Herbert Heersdorf. Ty mnie potrzebujesz!

Znowu go odsun臋艂a. Spojrza艂a na niego wzrokiem b艂agaj膮cym
o zrozumienie. - Pami臋tasz ehyba jeszcze, co ostatnio ustalili艣my! 呕e
nasza znajomo艣膰 musi si臋 sko艅czy膰. Bo ja chc臋 zacz膮膰 nowe 偶ycie.
Wychodz臋 za m膮偶.

- Za tego cz艂owieka? I uwa偶asz, 偶e to naprawd臋 jest mo偶liwe? Ty
i on! On, wp艂ywowa pot臋ga, a ty, w艂a艣ciwie nic! - Agent Vogelsang
za艣mia艂 si臋 zak艂opotany. - Czy nie za wiele sobie obiecujesz? Przemy艣la艂am wszystko dok艂adnie. Ci膮g艂e zwraca艂am mu uwag臋 na moje pochodzenie. Ale on wykazuje naprawd臋 niepoj臋t膮 wspania­艂omy艣lno艣膰. Ja chc臋 z nim 偶y膰!

- Za p贸藕no - powiedzia艂a zdecydowanie. - Nigdy tak naprawd臋
mnte nie rozumia艂e艣 i jego te偶 nigdy nie zrozumiesz. On nale偶y do
zupe艂nie innego 艣wiata.

- Do kt贸rego ty na pewno nie nat臋偶ysz! A poza tym nie doceniasz

126


mnie. Od niedawna mam stosunki nawet w gestapo. A tam zaczynaj膮 si臋 tob膮 interesowa膰. Zdajesz sobie spraw臋, co to mo偶e znaczy膰? - Jest mi wszystko jedno. Zdecydowa艂am si臋! A m贸j Werner powiedzia艂 mi: niezale偶nie od tego, co si臋 wydarzy, mi臋dzy nami nic si臋 ju偶 nie zmieni. 1 ja w to wierz臋.

Owej pr贸bie niesienia pomocy przez niego szybko po艂o偶ono kres. Jeszcze usi艂owa艂 rzuci膰 si臋 na Ev臋 Gruhn, kt贸ra mu jednak uciek艂a. Zataczaj膮c si臋 chcia艂 j膮 z艂apa膰, krzycza艂, przewr贸ci艂 lamp臋 stoj膮c膮, rozbi艂 szyb臋 w oknie, wrzeszcza艂. S艂ycha膰 go by艂o w ca艂ej okolicy.

Przera偶eni mieszka艅cy domu zawiadomili policj臋, kt贸ra natych­miast si臋 zjawi艂a. Funkcjonariusze wtargn臋li do mieszkania Evy Gruhn i wyci膮gn臋li stamt膮d Volkera Vogelsanga. P贸藕niej powsta艂a rutynowa notatka. Wywo艂anie publicznego skandalu.

Opis tego zaj艣cia w艂膮czono bezzw艂ocznie do kartoteki. Rutynowo -pod nazwiskiem Evy Gruhn.

Doszed艂 jeszcze jeden punkt zaczepienia.

Volker Vogelsang, agent nr 134, 24 grudnia, czyli w Wigili臋 1937 ro­ku, zosta艂 aresztowany i odtransportowany do obozu koncentracyj­nego - nie wiadomo na czyje polecenie. Od tego czasu zagin膮艂 po nim wszelki 艣lad. Nie m贸g艂 wi臋c powiedzie膰, jak niewinny by艂 ten „skandal"


W tym samym czasie w g艂贸wnej kwaterze gestapo - pa艂ac przy Printz-Albrecht-Strasse Meisinger, naganiacz homoseksualist贸w, dalej wytrwale preparowa艂 swojego Schmidta. Heydrich znowu mu surowo nakaza艂: „Ten cz艂owiek musi by膰 absolutnie pos艂uszny!"

Oczy Meisingera zw臋zi艂y si臋, jego blad膮 jak papier twarz zala艂a purpurowa czerwie艅. Szczekn膮艂 jak ma艂y kundel: - J膮k ty si臋 za­chowujesz, ty n臋dzny p臋taku! Mo偶e chcesz mi stawia膰 warunki.

-A dlaczego by nie, szefie - odpar艂 Otto zuchwale - okazja nie jest z艂a. Ostatecznie ka偶da robota ma swoj膮 cen臋! A dlaczego ja, niezawodny ekspert, mia艂bym si臋 nie ceni膰?

- Zaraz ci szybko wy艂o偶臋 - odpowiedzia艂 Meisinger -A kim ty
naprawd臋 jeste艣, ty szczurze. Zdajecie, 偶e bardzo tego potrzebujesz!

Po czym Meisinger nacisn膮艂 jeden z zainstalowanych na jego biurku guzik贸w, czerwonego koloru. Po niespe艂na dziesi臋ciu sekun­dach pojawili si臋 dwaj funkcjonariusze w mundurach SS. 艢redniego wzrostu, kr臋pi, sympatycznie wygl膮daj膮cy m臋偶czy藕ni o twarzach wy­ra偶aj膮cych dzieci臋ce zaciekawienie.

Meisinger z udawan膮 oboj臋tno艣ci膮 wskaza艂 kciukiem prawej r臋ki na Otto Schmidta. Kr贸tka lekcja. Na 艣rednich obrotach. Kwadrans powinien wystarczy膰.

- To nieporozumienie, panie radco! - zaskamla艂 Otto-Otto w pa­
nicznym strachu. Szybko si臋 zorientowa艂, co go czeka. - Jestem
gotowy na wszystko, wszystkiego, po prostu wszystkiego mo偶e pan
ode mnie 偶膮da膰.

- Lepiej b臋dzie, jak umocnimy twoj膮 gotowo艣膰 s艂u偶enia nam za pomoc膮 naszej sprawdzonej metody.

Po czym Otto-Otto zosta艂 wywleczony z pokoju mimo b艂agalnych spojrze艅 rzucanych w stron臋 Meisingera. Ten u艣miecha艂 si臋 z pogar­d膮. I zacz膮艂 czy艣ci膰 sobie paznokcie no偶yczkami do papieru. Nie spieszy艂 si臋.

W dwadzie艣cia minut p贸藕niej Otto Schmidta wci膮gni臋to do gabine-

128


tu i rzucono na krzes艂o. Wisia艂 na nim zupe艂nie bez si艂, d艂onie mu dr偶a艂y, a twarz mia艂 pokryt膮 potem. Na skinienie r臋ki Meisingera tragarze oddalili si臋, zerkaj膮c na Schmidta dobrodusznie. Meisinger przygl膮da艂 si臋 mu z wyra藕nym zadowoleniem i nadziej膮..

- Oto w ten spos贸b wyja艣nili艣my bardzo wa偶n膮 rzecz, ty n臋dzna
wszo! To nie my jeste艣my dla ciebie, ale ty dla nas! Wreszcie dotar艂o?

- Ca艂kowicie panie radco! - zapewni艂 Schmidt z l臋kiem. Znowu
by艂 bez reszty oddany, nie stawia艂 .偶adnych 偶膮da艅. Prze偶y艂, i to
nape艂ni艂o go wr臋cz wdzi臋czno艣ci膮.

Erich Meller, „przyjaciel" Heydricha, by艂 nie tylko coraz bardziej niespokojnym w臋drowcem, kr膮偶膮cym po wi臋cej ni偶 dw贸ch 艣wiatach, by艂 tak偶e fatalnym, przypadkowym 艣wiadkiem tamtego czasu. Tym razem, znowu w du偶ej mierze nie艣wiadomie, wpl膮ta艂 si臋 w dalsze katastrofalne intrygi.

Nale偶a艂o do nich tak偶e pewne spotkanie, na pocz膮tku wygl膮daj膮ce zupe艂nie niewinnie. Doktor Meller odwiedzi艂 kobiet臋, kt贸ra opiekowa­艂a si臋 jego mieszkaniem. Wst膮pi艂 do niej, aby om贸wi膰 z ni膮 konieczne zakupy i sprawunki.

Ponadto przez chwil臋 gaw臋dzi艂 z ni膮 jeszcze sympatycznie i uprzej-

129


mie o sprawach natury og贸lnej - o nowym niemieckim duchu czy te偶 o odczuwalnym niedostatku 偶ywno艣ci, o rozrzutnie bogatym wach­larzu imprez artystycznych, o teatrze, muzyce i filmie. Spyta艂 j膮 r贸wnie偶, w odruchu przyjaznego zainteresowania, czy dobrze si臋 jej mieszka w tym domu.

Radca rz膮dowy Meller najpierw nic nie odpowiedzia艂. Wiedzia艂
bowiem, 偶e w tym czasie by艂 w Niemczech tylko jeden feldmarsza艂ek;
by艂 wdowcem i kocha艂 pewn膮 kobiet臋. A wi臋c to wszystko rozgrywa艂o
si臋 tutaj, w tej czynszowej kamienicy? Hm, dlaczego nie!

Powiedzia艂 wi臋c oboj臋tnym tonem: Serce nie s艂ug膮...

Ale taki stary m臋偶czyzna i taka m艂oda kobieta?

- R贸偶nie si臋 zdarza. Ale kogo to mo偶e obchodzi膰? Mnie na
przyk艂ad najbardziej interesuje w tym momencie to, kiedy zrobi pani
u mnie gruntowne porz膮dki?

W dwa dni p贸藕niej radca rz膮dowy Erich Meller ponownie odwie­dzi艂 swojego przyjaciela z m艂odo艣ci, Reinharda Heydricha, kt贸ry przywita艂 go serdecznie i natychmiast kaza艂 poda膰 szampana, po-rnmery. A potem powiedzia艂; - Gdyby艣 sam nie przyszed艂, j膮 popro­si艂bym ci臋 do siebie,

Heydrich po艂o偶y艂 je przed swoim przyjacielem. Przedstawia艂o ono

130


Mellera opuszczaj膮cego pewn膮 kamienic臋, a mianowicie dom, w.kt贸­rym mieszka艂a kobieta zajmuj膮ca si臋 jego mieszkaniem.

131


Genera艂 Werner baron von Fritsch, g艂贸wnodowodz膮cy si艂 l膮dowych, upaja艂 si臋 niebywale swoim pobytem w Kairze. Kilka razy kaza艂 si臋 zawie藕膰 z hotelu „Semiramis", w kt贸rym mieszka艂, pod piramidy

- sfinks, tkwi膮cy przed nimi jak na warcie, cieszy艂 si臋 jego szczeg贸艂"
nym zainteresowaniem. By艂 co prawda mocno uszkodzony, bez nosa,
wystawiony na ci膮g艂y proces wietrzenia - mimo to sprawia艂 wra偶enie
suwerennego i niezniszczalnego przez ca艂e tysi膮clecia. Baron ch臋tnie
siadywa艂 u jego st贸p.

Ponadto von Fritsch ceni艂 sobie wieczorne spacery brzegiem Nilu, zawsze ubrany w ciemny, przyzwoity, cywilny garnitur. Podczas jednego z takich spacer贸w wynurzy艂 si臋 nagle przed nim, w pobli偶u brytyjskiej ambasady, m艂ody Arab - w jasnym, europejskim ubraniu, o spr臋偶ystych ruchach, 艂agodnych oczach i twarzy jak ze wschodnich bajek. Nadzwyczaj grzecznie spyta艂 po. niemiecku:

Ale nim m艂ody Arab zdo艂a艂 odpowiedzie膰 na to pytanie, nadbieg艂 ju偶, jak na alarm, adiutant genera艂a. Podczas spacer贸w nigdy nie tkwi艂 u boku swego szefa, poniewa偶 genera艂 wola艂 przebywa膰 sam ze sob膮 i ze swoimi my艣lami. Adiutant jednak za ka偶dym razem mu towarzy­szy艂; oboj臋tne, gdziekolwiek by si臋 baron wybiera艂, zawsze by艂 w za­si臋gu jego g艂osu i gotowy s艂u偶y膰 mu pomoc膮.

Tym razem dzia艂a艂 nieust臋pliwie. Stan膮艂 mi臋dzy swoim szefem i tym tak podejrzanie mi艂o u艣miechaj膮cym si臋 m艂odym Arabem. - Kim pan jest? Czego pan chce? Z czyjego polecenia pan przybywa?

Na czym naprawd臋 ono polega艂o, adiutant nie powiedzia艂: chodzi­艂o o os艂anianie dow贸dcy przed podejrzanymi, by膰 mo偶e w okre艣lonym Celu podsuni臋tymi von Fritschbwi osobnikami. A ten pi臋kny jak z bajki, dyskretnie us艂u偶ny m艂ody Arab m贸g艂 by膰 w艂a艣nie kim艣 takim

- podstawiony licho wie przez kogo! Mo偶e to nie przypadek, 偶e
zdarzy艂o si臋 to w pobli偶u ambasady brytyjskiej.

W ka偶dym razie m艂ody m臋偶czyzna o艣wiadczy艂, patrz膮c tymi swymi pi臋knymi, br膮zowymi oczami tylko na genera艂a: - Nie ma najmniej-

132


szego znaczenia, kim jestem. Chc臋 prosi膰 pana von Fritscha tylko o jedno; aby poszed艂 ze mn膮 do po艂o偶onego niedaleko st膮d szpitala. Spe艂niam 偶yczenie znajduj膮cego si臋 tam pacjenta, pana Standera..

- Je艣li pan Stander chce koniecznie ze mn膮 m贸wi膰 - zdecydowa艂 genera艂 - to powinienem mu to umo偶liwi膰. Chod藕my do niego!

Gdy zjawili si臋 w centralnym szpitalu kairskim, 贸w m艂ody Arab, niemal bez 偶adnego wysi艂ku, jakby wszystko by艂o ju偶 przygotowane, pokona艂 kilka trudno艣ci. Wystarczy艂o par臋 s艂贸w. i osobi艣cie pojawi艂 si臋 sam ordynator. Wkr贸tce znale藕li si臋 w sali 202.

Owini臋ty w grube banda偶e le偶a艂 tam rzeczywi艣cie mocno potur­
bowany m臋偶czyzna. Mimo to, z pewnym trudem, mo偶na go by艂o
rozpozna膰. Istotnie by艂 to mister czy monsieur Stander, kierownik
recepcji hotelu „Semiramis";

Von Fritsch przygl膮da艂 mu si臋 ze wsp贸艂czuciem. Przypomnia艂 sobie w艂asne liczne pobyty w lazaretach jako dow贸dca frontowy.

- Pan chcia艂 偶e rrin膮 m贸wi膰, panie Stander? Jestem. Co chcia艂by
pan mi powiedzie膰?

- Par臋 rzeczy - wydysza艂 pacjent. - Ale tylko panu, w cztery oczy.
Von Fritsch skin膮艂 g艂ow膮, co znaczy艂o, 偶e ordynator,.dwie siostry,

adiutant i m艂ody Arab mieli si臋. oddali膰. Pozostali tylko oni dwaj.

- No wi臋c s艂ucham? - powiedzia艂 von Fritsch. niezwykle uprzejmie
Po czym, nie okazuj膮c najmniejszego zaskoczenia, wys艂ucha艂 na­
st臋puj膮cej opowie艣ci: - Nazywam si臋 Stander, na imi臋niam Jerome
Wilhelm. M贸j ojciec by艂 w艂a艣cicielem hotelu w Alzacji, a matka
urodzi艂a si臋 w Brandenburgu. Dzi臋ki ca艂emu 艂a艅cuchowi przypadk贸w
mam pewne co prawda lu藕ne powi膮zania z niemieck膮 Abwehr膮,

133


zw艂aszcza z pu艂kownikiem Osterem. W艂a艣nie on prosi艂 mniev偶eby si臋
panem opiekowa膰, czyli w razie potrzeby os艂ania膰.

- Ale pilnuj膮 te偶 pana agenci gestapo, panie von Fritsch! G艂贸wnodowodz膮cy armii m贸g艂 w tym miejscu tylko z lekka si臋 u艣miechn膮膰. - Cz艂owiek na moim stanowisku musi godzi膰, si臋 z wielo­ma rzeczami. R贸wnie偶 z tego rodzaju 艣rodkami ochrony.

- Ale偶, m贸j drogi, bardzo pana prosz臋! Wiem ostatecznie, kim jestem, co nie znaczy, 偶e tak wysoko si臋 ceni臋. I nie mam nic dos艂ownie nic do ukrycia.

Ci臋偶ko poturbowany m臋偶czyzna opad艂 wyczerpany na poduszk臋. Teraz r贸wnie偶 i on zrozumia艂: baron by艂 naprawd臋 godnym najwy偶­szego szacunku cz艂owiekiem - o wr臋cz nieprawdopodobnej naiwno艣ci. I to w tych roj膮cych si臋 od hien czasach. By艂 ju偶 zgubiony!

S艂o艅ce Kairu mog艂o ju偶 jako ostatnie rzuca膰 na niego blask.

134


W Berlinie; niemal w tym samym czasie, feldmarsza艂ek von Blomberg zwr贸ci艂 si臋 do genera艂a G枚ringa z pro艣b膮 o rozmow臋. Jego pro艣b臋 niezw艂ocznie spe艂niono.

Rozmowa odby艂a si臋 w „Domu Lotnik贸w", przy wsp贸lnym obie­dzie. Prostym, ale mocno przyprawionym. Podano go w najbardziej odleg艂ej salce tego ekskluzywnego klubu, b臋d膮cej zawsze do dys­pozycji wodza Luftwaffe. Tam w艂a艣nie spo偶ywali posi艂ek, niemal w milczeniu, G枚ring z wyra藕n膮 rozkosz膮.

Kiedy podano kaw臋, na spos贸b w艂oski mocno pra偶on膮, Blomberg wr臋cz natarczywie zapyta艂: - Czy mia艂 pan ju偶 okazj臋 rozmawia膰 z F眉hrerem, drogi przyjacielu? Na temat mojej nieco dra偶liwej sytuacji osobistej?

G枚ring u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, z lekk膮 pob艂a偶liwo艣ci膮. - Ostatecz­nie to on jest F眉hrerem! I je艣li nawet jest sk艂onny post膮pi膰 w my艣l mojej sugestii, to jednak k艂adzie nacisk na to, by" zwr贸cono si臋 do niego bezpo艣rednio, czyli pan osobi艣cie powinien to zrobi膰.

- Ciesz臋 si臋, bardzo si臋 ciesz臋. Zawsze mo偶e by膰 pan pewny mojej

135


kole偶e艅skiej przyja藕ni. Wszystko przebiega jak najlepiej: Po pa艅skiej, po naszej my艣li.

W berli艅skiej prefekturze policji przy Alexanderplalz wicenaczelnik, hrabia von der Schulenburg, odwiedzi艂 swojego szefa, hrabiego Hell-dorfa, kt贸ry na widok zast臋pcy uni贸s艂 obie r臋ce jakby w ge艣cie pod­dania. To by艂a ich ulubiona gra.

Helldorf: - Nie chc臋 s艂ysze膰 o niczym! Ustalili艣my, 偶e ka偶dy z nas idzie w艂asn膮 drog膮. Im mniej b臋dziemy wiedzie膰 o. swoich krokach, tym wi臋ksze b臋dziemy mieli pole dzia艂ania.

Schulenburg: - Tym razem jednak ta regu艂a bezpiecze艅stwa prze­staje obowi膮zywa膰, szanowny hrabio. Bo zdaje si臋, 偶e zabiera si臋 do nas gestapo, i to nie na 偶arty.

- A偶 do tego si臋 posuwaj膮? - zapyta艂 przera偶ony hrabia Helldorf.
. Przy czym prawdopodobnie pomy艣la艂 r贸wnie偶 o sobie - ,o swbim

stosunku z pewn膮 aktork膮 filmow膮, istot膮 raczej .dosy膰 niegro藕n膮. W tym wypadku bowiem.chodzi艂o tylko;o zwyk艂膮 przyjemno艣膰, a nie dalekowzroczne zobowi膮zania. Ostatecznie Helldorf to nie Goebbels, kt贸ry myli艂 obsad臋 w teatrze z list膮 swoich kochanek.

- Ale dlaczego gestapo tak bardzo interesuje si臋 t膮 Ev膮 Gruhn?

- Bo ta pani zamierza wyj艣膰 za m膮偶 - o艣wiadczy艂 oboj臋tnie hrabia von der Schulenburg.

- No prosz臋, jak uroczo! A kto jest tym szcz臋艣liwcem?
Na co wicenaczelnik, raczej miernie ubawiony, oznajmi艂:

- Tym tak zwanym szcz臋艣liwcem jest feldmarsza艂ek Werner vor
Blomberg.

Naczelnik policji berli艅skiej nagle si臋 rozpromieni艂. - Czy nie uwa偶a pan, przyjacielu, 偶e to rynsztokowe przedstawienie jest ju偶

136


wystarczaj膮co komiczne? O kogo tu teraz chodzi? Kto ma by膰 za­艂atwiony? Jaka艣 biedna dziewczyna, feldmarsza艂ek czy gestapo?

- A co by panu najbardziej odpowiada艂o'? .

- Ach, wszystko jedno! Byle ci ludzie w艂adzy nie upiekli nas w tym samym ogniu!

- Akta mog膮 znikn膮膰, bez 艣ladu.

- I my tak偶e, jak przypuszczam! Czy pan te偶 jest got贸w, je艣li zrobi
si臋 gor膮co - a zrobi si臋, kiedy gestapo zdecydowanie w艂膮czy si臋 do
sprawy - z powodu mi艂o艣ci podstarza艂ego feldmarsza艂ka gry藕膰 ziemi臋?
Razem ze mn膮?

- Najwa偶niejsze w ca艂ej sprawie jest to, 偶e ona kocha jego, a on kocha j膮! Co艣 takiego trzeba chyba szanowa膰, prawda?

Hrabia Helldorf sprawia艂 teraz wra偶enie bardzo. zamy艣lonego, jakby usi艂owa艂 niezwyk艂e rozwa偶nie wszystko zaplanowa膰. - A wi臋c gestapo chce bezwzgl臋dnie dosta膰 akta tej Gruhn! Powinni艣my si臋 zabezpieczy膰, tak gruntownie, jak to tylko mo偶liwe!

-Ale jak?

137


I tak oto jeszcze jednego wilka wpuszczono do owczarni. By艂 to
tym razem wyj膮tkowo okaza艂y wilk. Tote偶 da艂 po sobie zna膰 w przekonuj膮cy spos贸b.

脫sma pr贸ba be艂etryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Ostatnie ograniczenie

Ich mi艂o艣膰 wydawa艂a si臋 im cudowna, zdolna przezwyci臋偶y膰 wszelkie trudno艣ci. Bywa艂y godziny, w kt贸rych tylko patrzyli na siebie, roili sobie, 偶e poza nimi nie ma nikogo na 艣wiecie.

Istnia艂y znaki, s艂owa, has艂a, stanowi膮ce ich naj偶arliwsz膮 tajemnic臋, kt贸r膮 wy艂膮cznie oni potrafili zrozumie膰, I-tak na przyk艂ad wszystko, co dane im by艂o prze偶y膰 ze sob膮 i co odczuwali jako wyzwolenie, 艂膮czyli z jedn膮 jedyn膮 dat膮. Pi膮tkiem,-trzynastego.

Albowiem takiego dnia wszystko si臋 zacz臋艂o. Od tej pory pi膮tek i trzynasty sta艂y si臋 dla nich ustalonym sygna艂em t臋sknoty. Bywa艂o, 偶e cz臋sto zwraca艂a si臋 do niego, u偶ywaj膮c tego has艂a r贸wnie偶 publicznie, gdzie nikt nie mia艂 poj臋cia, c贸 by ono mia艂o znaczy膰:

138


-Dzi臋kuj臋 ci! -odpowiedzia艂a si臋gaj膮c po jego d艂o艅. - Ale czy nie powinni艣my zostawi膰 wszystkiego tak jak jest? Kochamy si臋; kiedy tylko zechcesz, mog臋 by膰 z tob膮. A poniewa偶 co do dziecka pomyli艂am si臋, odpada tak偶e i ten pow贸d ma艂偶e艅stwa.

Uspokoi艂 j膮: - Wszystko przebiegnie zgodnie z planem. Dwudzies­tego drugiego grudnia odb臋dzie si臋 w Monachium nabo偶e艅stwo 偶a艂ob­ne za genera艂a Ludendorffa. Mam na nim wyg艂osi膰 mo 臋. Obecny b臋dzie F眉hrer. Po uroczysto艣ci jest got贸w porozmawia膰 ze mn膮 o nas.

- I co potem?

- Potem, wreszcie si臋 pobierzemy! My艣l臋, 偶e na pocz膮tku stycznia
trzydziestego 贸smego roku. Cieszmy si臋 z tego ju偶 teraz!

Z relacji doktora Ericha Mellera. Na temat jego stosunku
do Heydricha.

„Nigdy nie wypiera艂em si臋 g艂o艣no tej tak zwanej przyja藕ni z lat m艂odzie艅czych - po co "mia艂bym to robi膰? Wiadomo艣膰 o mej szybko roznios艂a si臋 w najbli偶szych kr臋gach i ju偶 wkr贸tce zacz臋艂y kr膮偶y膰 na m贸j temat najprzer贸偶niejsze opinie. Niekt贸rzy uwa偶ali mnie - w艂a艣nie

139


dlatego - za osob臋 niebezpieczn膮, inni za niezwykle przydatn膮; dla jeszcze innych by艂em czym艣 w rodzaju miniatury konia troja艅skiego.

- Tak czy owak - powiedzia艂em do pu艂kownika Hansa Ostera,
prawej r臋ki szefa Abwehry Canarisa - byli艣my wtedy, w latach
naszego dzieci艅stwa, jak gdyby bra膰mi krwi.

Machn膮艂 oboj臋tnie d艂oni膮. - Poniewa偶 akurat m贸wimy o braciach,
rodzonych czy przyrodnich, czy "s艂ysza艂e艣 co艣 o bracie F眉hrera?
Podobno jest w艂a艣cicielem jakiej艣 knajpy tu, w Berlinie. Nie daj B贸g
wspomnie膰 przy nim o jego Adolfie, od razu robi si臋 czerwony! Tak
samo 偶ona G枚ringa, Emmy, nie jest przecie偶 odpowiedzialna za to
wszystko, co robi jej Herniann, a jego c贸rki Eddy te偶 nie mo偶na
obci膮偶a膰 tym, 偶e akurat on j膮 sp艂odzi艂, ponadto G贸nng wcale nie jest
najgorszym m臋偶em i ojcem. Chc臋 przez to powiedzie膰, 偶e niekt贸re
wi臋zi i powi膮zania w 偶adnym wypadku nie oznaczaj膮 艣wi臋tych w臋z艂贸w
losu, na zawsze. Dlaczeg贸偶 by na przyk艂ad taka przyja藕艅 z lat
m艂odo艣ci jak twoja mia艂a si臋 bezwzgl臋dnie przerodzi膰 w symbioz臋?
Zw艂aszcza w tych czasach?

Al臋 tak wyra藕nie zamanifestowana wspania艂omy艣lno艣膰 nie by艂膮 chyba, jak przypuszcza艂em, wolna od wyrachowania. W tamtym okresie zawsze musia艂em bra膰 pod uwag臋, w jakich czasach 偶yj臋. Dlatego w艂a艣nie nie zawaha艂em si臋 przed podj臋ciem pr贸by sprowoko­wania pu艂kownika Ostera.

-- Heydrich kilkakrotnie mi proponowa艂 przej艣cie do jego kom贸r­ki, m贸g艂bym tam pe艂ni膰, jak mi obieca艂, kierownicz膮 funkcj臋.
- Ale, jak widz臋, odm贸wi艂e艣?

I to by艂o wszystko, co 贸w zawsze czujny specjalista s艂u偶by,tajnej, prawdziwy mistrz konspiracji, mia艂 na ten temat do powiedzenia. Ale nie oznacza艂o to bynajmniej, 偶e w ten spos贸b wyrazi艂 swoje pe艂ne do mnie zaufanie. W tym fachu bowiem, a zw艂aszcza w tym czasie, nieufno艣膰 r贸wna艂a si臋 instynktowi samozachowawczemu.

140


Nie odnosi艂o si臋 to jednak do mnie, przynajmniej je艣li chodzi o m贸j stosunek do Heydricha. Chocia偶 kiedy艣, bardzo lapidarnie, o艣wiadczy艂 mi: 禄Od ciebie, m贸j drogi, nie oczekuj臋 i nie 偶膮dam niczego. Jedno jest wa偶ne: ty jeste艣 moim przyjacielem, a ja jestem twoim. To chyba m贸wi samo za siebie!芦"

脫wczesny naczelnik policji wielkiego Berlina, Wolf hrabia vori Hell-dorf, poprosi艂 G枚ringa o bardzo poufn膮 rozmow臋. G枚ring niezw艂ocz­nie go przyj膮艂. Spotkanie odby艂o si臋 w Karinhall.

- W co te偶 dzisiaj zamierza mnie pan wpl膮ta膰, m贸j drogi? - spyta艂
gospodarz z zaciekawieniem. - Tylko prosz臋 bez fa艂szywego wstydu!
Mnie mo偶na powierzy膰 po prostu wszystko. Jeszcze nie wynaleziono
rzeczy, kt贸rej zdo艂a艂bym si臋 przerazi膰. A wi臋c, niech pan ju偶 pu艣ci
farb臋, hrabio!

Helldorf by艂 zupe艂nie nie艣wiadom tego, w co si臋 wda艂 podejmuj膮c si臋 tej misji. Tote偶 o艣wiadczy艂 uprzejmie bez d艂u偶szych wst臋p贸w:

- Gestapo za偶膮da艂o bezpo艣rednio od nas pewnych akt, niejakiej
Evy Gruhn.

G枚ring zamkn膮艂 powieki, a dzi臋ki doskona艂emu aktorskiemu wy­
konaniu odnosi艂o si臋 wra偶enie, jakby by艂 niesko艅czenie znudzony; nie
chcia艂, by go艣膰 widzia艂 jego oczy, ich koci, po偶膮dliwy b艂ysk. Za chwil臋
raczy艂 powiedzie膰:

141


pan pozwoli, 偶e mu je przed艂o偶臋. Najwa偶niejsze fragmenty zaznaczy­艂em czerwonym o艂贸wkiem.

G枚ring zachowywa艂 si臋 tak, jakby z wielk膮 niech臋ci膮 spe艂nia艂
偶yczenie He艂ldorfa. Po chwili jednak zabra艂 si臋 za lektur臋 podsuni臋­
tych mu dokument贸w z wyra藕nie rosn膮cym przera偶eniem. Jego g膮bczasta twarz zamar艂a w zlodowacia艂ym os艂upieniu. Oburzony, jak, gdyby do g艂臋bi przepe艂niony wstr臋tem, rzuci艂 teczk臋 na st贸艂 i przycis­n膮艂 j膮 d艂oni膮.

- To przecie偶 nie mo偶e by膰 prawd膮! - wrzasn膮艂.- Nie wierz臋, nie
mog臋 uwierzy膰! Czy pan wie, czego pan ode mnie 偶膮da, drogi panie?

Zareagowa艂 - na poz贸r z ogromnym oburzeniem. Po chwili znowu si臋gn膮艂 po teczk臋, przysun膮艂 j膮 do siebie i powiedzia艂 ponu­rym g艂osem:

— Przede wszystkim zak艂adam, 偶e mamy tu do czynienia z przy­krymi nieporozumieniami, z ca艂膮 seri膮 pomy艂ek. W czym nie zamie­rzam bra膰 udzia艂o! .- Po czym niemal podnio艣le o艣wiadczy艂, jakby z my艣l膮 o potomno艣ci: - Albowiem pan von Blomberg to m贸j kolega i przyjaciel, prosz臋 to sobie zapami臋ta膰!

Helld贸rf od razu zrozumia艂, co to znaczy艂o: G枚ring dystansowa艂 si臋 od tej akcji, by tak rzec, oficjalnie, w obecno艣ci 艣wiadka. A jednocze艣nie nie uda艂o mu si臋 ukry膰 wielkiego zainteresowania spraw膮.

- Czyli, jak si臋 domy艣lam, zabierze pan te akta do siebie, panie
premierze?

-Dostan膮 si臋, 偶e tak powiem, w pewne r臋ce! - zapewni艂 G枚ring r niemal weso艂o. - Wr臋cz trudno sobie wyobrazi膰, co by si臋 mog艂o sta膰, m贸j drogi, gdyby tego rodzaju dokumenty znalaz艂y si臋 w r臋kach niepowo艂anych.

- Hermann G枚ring robi艂 teraz wra偶enie cz艂owieka bardzo czym艣
zaaferowanego. - Zale偶y mi na odparciu zarzut贸w... - urwa艂 -- albo
na ich potwierdzeniu, na ewentualnych dalszych dowodach, dodatkowych dokumentach, wszystko jedno, pozytywnych czy negatyw­nych. Najwa偶niejsze, 偶eby by艂y niepodwa偶alne, nie ma po艣piechu.

- Tak jest - obieca艂 hrabia Helld贸rf, got贸w ju偶 si臋 oddali膰.

142


A G枚ring na zako艅czenie o艣wiadczy艂 jakby w natchnieniu: -W ka偶dym razie dzi臋kuj臋 panu, drogi hrabio, za pe艂n膮 zaufania wsp贸艂prac臋. Ca艂a ta sprawa pozostanie mi臋dzy nami. Spr贸bujemy zrobi膰, co si臋 tylko d膮, bior膮c pod uwag臋 fakt, 偶e chodzi tu o maj膮­cego wielkie zas艂ugi przyjaciela i koleg臋. Nie zapominaj膮c jednak o sprawiedliwo艣ci.

Naczelnik policji po偶egna艂 si臋 z ulg膮, a nawet z nadziej膮. By艂 bowiem przekonany, 偶e trafi艂 pod dobry adres. Co by艂o zgodne z prawd膮..

Albowiem bezpo艣rednio po tej rozmowie Hermann G枚ring we zwa艂 swego adiutanta. - Prosz臋 skontaktowa膰 si臋 z Heydrichem. Niech si臋 tu zaraz stawi. My艣l臋, 偶e mo偶e mu pan da膰 do zrozumienia, i偶 mam co艣 dla niego.

,1

-Pa艅skie przem贸wienie, panie feldmarsza艂ku, by艂o imponuj膮ce. -Takie s艂owa uznania wyrazi艂 F眉hrer i kanclerz Rzeszy swojemu Wernerowi von Blombergowi. - Pa艅skie my艣li zawiera艂y tw贸rcz膮 si艂臋. Znowu, po raz kolejny, zas艂u偶y艂 si臋 pan dla 偶o艂nierskiego ducha.

W rzeczywisto艣ci feldmarsza艂ek Hitlera za pomoc膮 u偶ytych w przem贸wieniu sformu艂owa艅 udowodni艂 ponownie, 偶e nie tylko ma za sob膮 dobr膮, prusk膮 szko艂臋, ale jest wykszta艂cony tak偶e literacko. Genera艂 Ludendorff, legendarny ju偶 strateg z pierwszej wojny 艣wia­towej, pozosta艂 zawsze wierny swojemu feldmarsza艂kowi Hindenbur-gowi, a p贸藕niej tak偶e Hitlerowi. W nim bowiem, jak g艂osi艂a oficjalnie rozpowszechniona wersja, upatrywa艂 prawdziwego zbawc臋 i wyt臋sk-nionego ojca ojczyzny. Wersja ta nawet w najmniejszym stopniu nie odpowiada艂a prawdzie, by艂a jednak niezwykle wygodna.

Owego 22 grudnia 1937 roku w Monachium odby艂a si臋 ceremonia zwi膮zana z tak zwanym aktem wagi pa艅stwowej: pi臋trowe wie艅ce, p艂on膮ce pylony, licznie zebrani najwy偶si przedstawiciele Wehrmach­tu, partii, w艂adz i pa艅stwa. I du偶o ludzi. Jako go艣膰 honorowy Mathilde, wdowa po Ludendorffie, w welonie, wyprostowana jak 艣wieca po prawicy Hitlera. Tu偶 obok G枚ring, w l艣ni膮cym mundurze, demonstruj膮cy bij膮c膮 w oczy 偶a艂ob臋. Wszystko niezwykle podnios艂e! Wr臋cz wagnerowskie!

Bezpo艣rednio po tym spektaklu Hitler poprosi艂 swoich „najbli偶-

143


szych wsp贸艂pracownik贸w", wszystkich mu „najbardziej drogich" -jak ich zapewnia艂 - do swojej monachijskiej g艂贸wnej kwatery, czyli do centrali partii przy K贸nigsplatz. Tych „najdro偶szych" by艂o dw贸ch. Siedzieli teraz naprzeciwko niego w ci臋偶kich, pluszowych fotelach, odchyleni do ty艂u, w pe艂nym napi臋cia oczekiwaniu, demonstruj膮c swoje nacechowane przyja藕ni膮 oddanie: feldmarsza艂ek von Blomberg i genera艂 G枚ring.

Hitler z niezwyk艂膮 偶yczliwo艣ci膮 pochyli艂 si臋 w stron臋 feldmarsza艂­ka. - Prosi艂 mnie pan, m贸j drogi, o rozmow臋, poufn膮, jak uprzedzi艂 mnie nasz przyjaciel G枚ring. A wi臋c, szanowny panie von Blomberg, s艂ucham.

Hitler przyj膮艂 poz臋 rozwa偶nego m臋偶a stanu, a jednocze艣nie 偶ycz- liwego kolegi. U艣miechn膮艂 si臋 promiennie. Aby jednak za chwil臋, zgodnie z w艂a艣ciwym mu spojrzeniem na 艣wiat, wyg艂osi膰, co nast臋puje:

- Po pierwsze! Musimy postawi膰 pytanie, jak na tego rodzaju
zamiary matrymonialne zareagowa艂by korpus oficerski. Bo je艣li idzie

o tych ludzi to mamy do czynienia, z ca艂膮 pewno艣ci膮 w przewa偶aj膮cej mierze, z niezwykle konserwatywnymi i przywi膮zanymi do tradycji 偶o艂nierzami. Zreszt膮 bardzo to sobie ceni臋. Niewykluczone jednak, 偶e wcale niema艂a ich cz臋艣膰 tkwi w ciasnych przes膮dach kastowych.

W tym wypadku mog艂oby to doprowadzi膰 do dosy膰 dra偶liwych reakcji.

Hermann G枚ring odezwa艂 si臋 z patosem: - Ale偶 mein F眉hrer! Przecie偶 to s膮 ostatecznie 偶o艂nierze! B臋d膮 musieli by膰 pos艂uszni! No bo c贸偶 to znowu takiego, 偶e wreszcie jaki艣 genera艂 偶eni si臋 nie z c贸r­k膮 genera艂a ani ze zubo偶a艂膮 artystokratk膮 czy te偶 jedn膮 z jej gorli­wych pod ka偶dym wzgl臋dem dam dworu! Zacznijmy my艣le膰 demo­kratycznie!

144


Na co feldmarsza艂ek von Blomberg zapewni艂 ufnie:
- Je艣li o to chodzi, pozwoli艂em sobie zrobi膰 ma艂e rozeznanie.
Mi臋dzy innymi zwr贸ci艂em si臋 do na pewno niezbyt wygodnego genera­
艂a Becka. Ale w艂a艣nie on o艣wiadczy艂 mi: „Ale偶 drogi panie, to jest
wy艂膮cznie pa艅ska sprawa! Je艣li rzeczywi艣cie tak si臋 stanie, wy艣l臋 panu
i wybranej przez pana damie kwiaty i telegram z serdecznymi 偶ycze­
niami szcz臋艣cia.

Adolf Hitler, stanowczy m膮偶 stanu, zreasumowa艂:

- R贸wnie偶 o tym - odpar艂 ufnie feldmarsza艂ek - ju偶 pomy艣la艂em! Poprosi艂em naczelnych dow贸dc贸w armii | marynarki wojennej; obaj wyrazili zgod臋.

-No, wspaniale! - wykrzykn膮艂 G枚ring z entuzjazmem. - To 艣wietny pomys艂, na pewno b臋dzie to bardzo korzystne.

Zamilk艂. Poczu艂 bowiem, 偶e spojrzenie f眉hrera, bynajmniej nie 艂askawe, skierowane by艂o na niego. Zawsze robi艂o to na nim wra偶enie. Adolf Hitler us艂ysza艂by nawet, je艣liby chcia艂, jak ro艣nie trawa.

Tyni razem f眉hrer chcia艂 si臋 objawi膰 jako 偶yczliwy ojciec swego kraju, zwyk艂y kolega, dalekowzroczny obro艅ca Rzeszy. O艣wiadczy艂: - Tak Wi臋c niech mi wolno b臋dzie oznajmi膰 panu, panie feldmafsza艂-

145


ku, 偶e ma pan moj膮 ca艂kowit膮 zgod臋 na ten zwi膮zek. Ze tak powiem, moje b艂ogos艂awie艅stwo.

- Gratuluj臋, gratuluj臋! - wykrzykn膮艂 G枚ring po kumplowsKtt.
Po艂o偶y艂 na ramieniu von Blomberga swoj膮 pot臋偶n膮, grub膮 r臋k臋
i przyci膮gn膮艂 go do siebie.

F眉hrer przerwa艂 t臋 idyll臋. - Niech si臋 pan postara, drogi panie von Blomberg, wyci膮gn膮膰 jak najwi臋cej korzy艣ci ze swojej sytuacji.

- Niew膮tpliwie to uczyni! - zagrzmia艂 G枚ring. - Jestem pewny.


atwowierni idealici

Z relacji doktora Ericha Mellera

„To, co dzia艂o si臋 w贸wczas, w tamtych tygodniach, mo偶na okre艣li膰 tylko jako zgni艂膮, rynsztokow膮 intryg臋, wok贸艂 kt贸rej ju偶 nied艂ugo zacz膮艂 si臋 unosi膰 niebywa艂y smr贸d. Wyra藕nie rozpoznawalnym celem ataku by艂 Wehrmacht. A dok艂adniej: jego przyw贸dca.

Przy kieliszku szampana pozwoli艂em sobie,kiedy艣 wobec mojego
禄przyjadela芦 na nast臋puj膮c膮 uwag臋: - Hm, a jak te偶 zareagtg na
to nasz Adolf Hitler, kiedy si臋 dowie o tym, co tu naprawd臋 si臋
odbywa? :

Heydrich roze艣mia艂 si臋 gromko. Przy czym by膰 mo偶e interesuj膮ca b臋dzie wzmianka, 偶e jego 艣miech brzmia艂 zupe艂nie sympatycznie, niemal weso艂o, w 偶adnym wypadku podst臋pnie czy szyderczo, jak mo偶na by艂oby przypuszcza膰. Reinhard Heydrich byl w贸wczas m臋偶 czyzn膮 w swych najlepszych latach; jego praca - jakakolwiek by艂a - dostarcza艂a mu wy艂膮cznie przyjemno艣ci. W tych dniach wszystko mu si臋 jakby udawa艂o. Tak wi臋c czu艂 si臋 silniejszy od innych.

Jego komentarz brzmia艂: - Tego G枚ringa znam; dosy膰 dok艂adnie; cho膰 niewiele o nim s艂ysza艂em. Nigdy si臋 nic odwa偶y podej艣膰 Hitlera od ty艂u, bo zdaje sobie spraw臋, jak jest niebezpieczny. W sytuacjach takich jak ta zawsze nale偶y zak艂ada膰, 偶e wszystko odbywa si臋 na polecenie F眉hrera, cho膰by nawet tylko po艣rednio.

- Czyli F眉hrer pozostaje w cieniu - powiedzia艂em. - Oficjalnie nic nie chce -wiedzie膰 o tym, co si臋 dzieje, przynajmniej jeszcze nie

147


teraz. Podczas gdy jego G枚ring, razem z tob膮, wykonuje niezb臋dn膮 czarn膮 robot臋.

- Ostatecznie po to jeste艣my - stwierdzi艂 Heydrich kr贸tko. - Ju偶
w niemieckim 艣redniowieczu m贸wi艂o si臋 przecie偶, 偶e r贸wnie偶 kat
nale偶y do kr贸lewskiego orszaku.

Wyra藕nie nie chcia艂 wi臋cej m贸wi膰 na ten temat, a ja nie okaza艂em dodatkowego zainteresowania, co mu si臋 spodoba艂o. W pozosta艂ych godzinach pr贸bowali艣my, odwracaj膮c uwag臋 wzajemnie od siebie, przypomnie膰 sobie j臋zyk rosyjski. Przy tej okazji Heydrich niemal z zachwytem wyrazi艂 si臋 o Stalinie:

- Odnosz臋 wra偶enie, 偶e Stalin odznacza si臋, podobnie jak nasz
F眉hrer zupe艂nie wyj膮tkowymi w艂a艣ciwo艣ciami. Na przyk艂ad je艣li
chodzi o w艂adz臋, obaj s膮 w r贸wnej mierze bezwzgl臋dni. Wydaje mi si臋,
偶e b臋dziemy jeszcze 艣wiadkami ciekawych historycznych wydarze艅.

. W tych dniach poprosi艂em feldmarsza艂ka von Blomberga o pry­watn膮 rozmow臋. U偶y艂em pretekstu, 偶e mam do przekazania po艣wi臋­con膮 jego osobie ksi膮偶k臋 od mojego wuja, „Mellera-armaty". Nosi­艂a ona pompatyczny tytu艂 禄Prawda or臋偶a芦. Feldmarsza艂ek przyj膮艂 mnie niezwykle serdecznie, zaprosi艂 na kolacj臋 u Kempi艅skiego, w kt贸rej uczestniczy艂a tak偶e jego przysz艂a 偶ona Eva Gruhn.

Mia艂em okazj臋 dok艂adnie im si臋 przyjrze膰. Po tych niemal trzech godzinach stwierdzi艂em, 偶e jest to niezwykle osobliwa, a precyzyjnie m贸wi膮c: wysoce godna uwagi para. Oboje, ca艂y czas poch艂oni臋ci sob膮, spogl膮dali na siebie z oddaniem: on nad wyraz czule, ona raczej z wdzi臋czno艣ci膮, i wida膰 by艂o, 偶e jest szcz臋艣liwa. M贸j Bo偶e, ale偶 oni si臋 kochali!

Przyznaj臋, 偶e zrobi艂o to na mnie dosy膰 silne wra偶enie. I zro­zumia艂em, 偶e po prostu nie zdo艂am mu tego powiedzie膰. Wed艂ug mojego odczucia nie mia艂em do tego moralnego prawa. Dosy膰 rzadkie w moim przypadku zachowanie - kt贸rego ju偶 nied艂ugo mia艂em bardzo 偶a艂owa膰. Ostatecznie mieli艣my do czynienia nie z kim innym, tylko z Hitlerem,

148


Dziewi膮ta pr贸ba beletryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Zdecydowanie Wernera

- Wszystko - powiedzia艂 Werner von Blomberg do swojej Evy - po­winno odby膰 si臋 jak najskromniej, ale i jak najgodniej. - Mia艂 na my艣­li uroczysto艣膰 艣lubn膮, - Jestem to winien swojemu stanowisku.

A ona nawet jeszcze teraz jak gdyby opiera艂a si臋 przed tym
ostatecznym krokiem. Ale to czyni艂o j膮 w oczach Wernera tylko
bardziej godn膮 mi艂o艣ci, co wcale nie by艂o 艣wiadomie przez ni膮 za­
planowane. Powt贸rnie zaklina艂a go:

Nie musisz wi膮za膰 si臋 ze mn膮; nie oficjalnie. Tak czy owak zawsze b臋d臋 twoja, tak d艂ugo, jak zechcesz. Prosz臋 ci臋, nie zapominaj

o tym sk膮d si臋 wywodz臋.

- Wie o tym do艣膰 dok艂adnie - odpar艂 Werner yon Blomberg -
dzi臋ki swojemu urz臋dowi i powi膮zaniom, 贸w radca rz膮dowy Meller,
z kt贸rym niedawno jedli艣my kolacj臋. Nie bez powodu go zaprosi艂em.

1 w艂a艣nie on, ku mojej szczerej rado艣ci, by艂 wyra藕nie pod twoim
urokiem, podoba艂a艣 mu si臋 ty, podobali艣my si臋 my oboje i nasz
zwi膮zek.

- Chwilami jednak mia艂am wra偶enie, 偶e patrzy艂 na nas z lekkim
wsp贸艂czuciem.

- Z widoczn膮 przychylno艣ci膮, cho膰 nie pozbawion膮 melancho­lii. Musisz bowiem wiedzie膰, 偶e tak si臋 nieszcz臋艣liwie z艂o偶y艂o, i偶 doktorowi Mellerowi zamordowano 偶on臋 i dziecko. 呕yje samot­nie. Od lat.

Siedzieli u niej w pokoju i pili herbat臋 von Blomberg przyni贸s艂 oryginalne angielskie ciasto z owocami. Eva uj臋艂a jego d艂onie. - Je艣li tak bezwzgl臋dnie upierasz si臋 przy tym ma艂偶e艅stwie, to ja jestem gotowa. Tylko prosz臋 bardzo, bez szumu.

- Ja te偶 tak uwa偶am, moja pi臋kna. Ale ca艂kowicie nie da si臋 tego


unikn膮膰, niestety, nie przy mojej pozycji. My艣l臋 jednak, 偶e zgodnie i z twoim, i z moim 偶yczeniem wszystko odb臋dzie si臋 w miar臋 dyskretnie. Czyli w jak najw臋偶szym gronie. Opr贸cz urz臋dnika stanu cywilnego tylko dw贸ch 艣wiadk贸w i jeden przyjaciel. Nikogo z mojej rodziny. S膮dz臋 jednak, 偶e twoja matka powinna by膰 przy tym.

Eva zareagowa艂a niemal gwa艂townie: - Prosz臋 ci臋, Wernerze, nie nalegaj na to! Oczywi艣cie, 偶e kocham moj膮 matk臋, ale ona jest pros­t膮 kobiet膮; nie chcia艂abym obci膮偶a膰 ci臋 jeszcze i ni膮. Do tego wszy­stkiego!

Ale偶 moja droga, matka jest matk膮! I naprawd臋 zosta艂oby to dobrze odebrane, gdyby by艂a obecna na naszym 艣lubie.

- Co te偶 opowiadasz! Twoja dobra, troskliwa matka b臋dzie z cie­bie nieopisanie dumna, jestem tego pewien. Ostatecznie jej c贸rka wychodzi za m膮偶 za feldmarsza艂ka, jedynego w Niemczech. Czy ten fakt mo偶e jej by膰 oboj臋tny?

- Na pewno nie! Ale to ona ci膮gle mnie ostrzega艂a, wr臋cz za­
klina艂a, 偶eby nie wdawa膰 si臋 w t臋 ryzykown膮 przygod臋, jak ona to
nazywa. Twoje zdecydowanie, Werner, nadzwyczaj jej zaimponowa艂o.
Mimo to jednak moja matka...

Von Blomberg si臋gn膮艂 teraz do zdroju wyczytanych m膮dro艣ci: -Kiedy genera艂 kawalerii Ziethen wygra艂 jedn膮 z wa偶niejszych bitew, jego kr贸l, czyli Fryderyk Wielki, wyda艂 na jego cze艣膰 wyborn膮 wiecze­rz臋. Ziethen zaprosi艂 na ni膮 swoj膮 matk臋, zwyk艂膮 ch艂opk臋! Co za chwyci艂o monarch臋 i sk艂oni艂o do takiej wypowiedzi: „Pa艅ska g艂臋boka synowska mi艂o艣膰, generale, przynosi panu zaszczyt!"

150


Zw艂aszcza 偶e my w Trzeciej Rzeszy znowu odwo艂ujemy si臋 do tych etycznych warto艣ci. Na przyk艂ad do germa艅skiego czy pruskiego ducha, do wierno艣ci, rodziny i ma艂偶e艅stwa. Do wsp贸lnoty narodo­wej... Wszystkie te zasady odgrywaj膮 ju偶 w naszym nowym pa艅stwie nale偶n膮 im rol臋.

Szef G艂贸wnego Urz臋du Bezpiecze艅stwa Rzeszy by艂 wnikliwym obser­watorem. I w艂a艣nie dzi臋ki temu zorientowa艂 si臋 szybko, 偶e zapowie­dziana przez niego wizyta w luksusowej twierdzy G枚ringa, w Karin-hall, zosta艂a sklasyfikowana jako „wizyta pa艅stwowa", tyle 偶e o we­wn臋trznym charakterze. Przy wej艣ciu czeka艂 ju偶 na niego adiutant, a s艂u偶膮cy otworzy艂 oba skrzyd艂a drzwi na o艣cie偶.

G枚ring szed艂 w stron臋 swojego go艣cia krokiem s艂onia. Niemal obejmuj膮c Heydricha zaprowadzi艂 go do swojego gabinetu.

..— Nie ma mnie! - wykrzykn膮艂 do adiutanta. - Oczywi艣cie z jednym
wyj膮tkiem, gdyby chcia艂 ze mn膮 rozmawia膰 F眉hrer! - Ale nie nale偶a艂o
si臋 tego obawia膰.

Po uprzejmym rozeznaniu, czy drogi, wielce szanowny go艣膰 nie ma jakich艣 偶ycze艅 ~ nie mia艂 ~ G枚ring bezzw艂ocznie przeszed艂 do rzeczy;

- No, m贸j drogi, o co chodzi z t膮 Ev膮 Gruhn? Czy da si臋 co艣 z tym
zrobi膰?!

- Niewykluczone, panie generale! Zgodnie z pa艅sk膮 sugesti膮 kaza­艂em zebra膰 troch臋 materia艂u, co by艂o dosy膰 trudne. Istniej膮 dokumenty 'w prefekturze, na kt贸rych, jak mi si臋 zdaje, kto艣 chyba po艂o偶y艂 r臋k臋. Ale ktokolwiek by to by艂, musimy posun膮膰 si臋 do przodu.

- Pod jakim wzgl臋dem, gruppenf眉hrerze?

Heydrich otworzy艂 swoj膮 teczk臋. U艣miechn膮艂 si臋 wieloznacznie. - W gruncie rzeczy nic nie ma. Ale wszystko da si臋 zrobi膰. W wypadku tej Evy Gruhn chodzi, jak wida膰, o osob臋 podpadaj膮c膮 pod tak zwany OPS. - Co w 偶argonie policyjnym, kt贸rego niuanse nie by艂y G枚ringowi obce, znaczy艂o: og贸lnodost臋pne pogotowie seksualne.

- Czy istniej膮 na to dowody? - spyta艂 G枚ring z pe艂nym niepokoju
westchnieniem. Uda艂o mu si臋 zademonstrowa膰 wr臋cz dziecinne zdzi­
wienie. - Ciarki przechodz膮 cz艂owiekowi po plecach na sam膮 ray艣l, 偶e
to mo偶e by膰 prawda.

.151


- Nie docenia pan, panie generale, umiej臋tno艣ci naszych specjalis­
t贸w. Na nich naprawd臋 mo偶na polega膰. Czy te偶 nie przywi膮zuje pan
wagi do tej sprawy?

- Wie pan dok艂adnie, co mam na my艣li - powiedzia艂 G枚ring, z trudem si臋 pohamowuj膮c. - Bo prosz臋 sobie wyobrazi膰, 偶e m贸g艂bym znale藕膰 si臋 w przymusowej sytuacji i zjawi膰 si臋 z przes艂anym przez gestapo dokumentem przed F眉hrerem! Doprawdy, nie przysz艂oby mi to 艂atwo. Ale wtedy wszystko musia艂oby by膰 zrobione perfekt. I w艂a艣­nie dlatego, m贸j drogi, nie mo偶emy niczego przegapi膰. Spraw臋 nale偶y przygotowa膰 z jak najwi臋ksz膮 rzetelno艣ci膮, stuprocentow膮 perfekcj膮, bez u艂amka ryzyka; przy u偶yciu druzgoc膮cych dokument贸w. Czy pan rozumie?

- Oznacza to z pewno艣ci膮 - odezwa艂 si臋 Heydrich powodowany
niezawodn膮 intuicj膮 - 偶e najpierw Blomberg ma si臋 spokojnie o偶eni膰.
Dopiero potem, prawdopodobnie bezpo艣rednio potem, zamierza pan
p贸j艣膰 na ca艂ego: wykorzysta膰 dostarczone przez nas dokumenty.

G枚ring u艣miechn膮艂 si臋 mrugaj膮c oczami. - Czy pan ma jakie艣 zastrze偶enia, m贸j drogi?

152


wentnego cz艂owieka honoru pe艂nej krwi jak von Fritsch? Aby osi膮g­n膮膰 co艣 takiego, musieliby艣cie mie膰 dowody wi臋kszego kalibru. Macie?

- Panie generale, je艣li ktokolwiek m贸g艂by w sugestywny spos贸b
przedstawi膰 ten nadzwyczaj dra偶liwy uk艂ad F眉hrerowi, to tylko pan,
wy艂膮cznie. Bo on pana s艂ucha!

- Zrobi臋 to tylko wtedy, je艣li to b臋dzie niezb臋dnie konieczne, i to te偶 z niech臋ci膮. Nie zamierzam jednak uchyla膰 si臋 od swoich zobowi膮­za艅. Na mnie zawsze mo偶na polega膰. Pod warunkiem, 偶e mam ma­teria艂 najwy偶szej jako艣ci.

General Werner baron von Fritsch w tym czasie nadal przebywa艂 w Kairze, dla podratowania zdrowia. Zajmowa艂 w hotelu „Semiramis" obszerny pok贸j na pi膮tym pi臋trze, urz膮dzony bardzo solidnie, wed艂ug szwajcarskiego gustu. Z balkonu mia艂 widok na leniwie p艂yn膮cy Nil, a dalej, za Ogrodem Zoologicznym - na piramidy..

Jego adiutant otrzyma艂 pok贸j, na drugim pi臋trze. Mia艂 on za zadanie os艂on臋 swego genera艂a, kt贸ry wyst臋powa艂 tutaj w roli turys­ty. Towarzyszy艂 mu wi臋c na spacerach, zajmowa艂 si臋 poczt膮 i utrzy­mywa艂 kontakt telefoniczny z Berlinem. Ponadto mia艂 te偶 dotrzymy­wa膰 towarzystwa swemu szefowi przy dw贸ch posi艂kach, w czasie obiadu i kolacji.

Zarezerwowany na sta艂e dla pana von Fritscha z Niemiec stolik znajdowa艂 si臋 z ty艂u, w tej cz臋艣ci wielkiej sali, do kt贸rej mo偶na by艂o. wej艣膰 bocznymi drzwiami. Genera艂, zawsze w zdecydowanie skrom­nym, ciemnym garniturze, zabroni艂 zwracania si臋 do siebie przy u偶yciu stopnia s艂u偶bowego czy szlacheckiego, tytu艂u. Nie wolno te偶 by艂o rozmawia膰..o sprawach zawodowych. Je艣li rozmowa by艂a konieczna, m贸wi艂 najcz臋艣ciej o literaturze.

R贸wnie偶 tego wieczoru - tu偶 przed Bo偶ym Narodzeniem 1937 roku - pojawi艂 si臋 w restauracji hotelowej z ksi膮偶k膮 w r臋ce. Wtedy

139


zajmowa艂 si臋 akurat tekstem oper wagnerowskich, bo bardzo chcia艂 je zrozumie膰. Ponadto czyta艂 poezje Holderiina, kt贸re odbiera艂 jako niepokoj膮co zuchwa艂e. Szczeg贸lnie ceni艂 sobie kr贸lewskie dramaty Szekspira.

Siadaj膮c do sto艂u, nie zapomniawszy o umiarkowanie serdecznym skinieniu g艂ow膮 w kierunku swego sta艂ego towarzysza, zauwa偶y艂, 偶e dodano jeszcze trzecie nakrycie. Pytaj膮cym wzrokiem spojrza艂 na adiutanta, kt贸ry - ubrany tak偶e w ciemny, ale troch臋 elegantszy garnitur - natychmiast przyst膮pi艂 do wyja艣nienia:

- Chcia艂em pana prosi膰 o wybaczenie, panie generale. Chodzi o go艣cia, kt贸rego zapowiedzia艂 pu艂kownik Oster z Abwehry. To kuzyn tutejszego ambasadora Niemiec. Przyby艂 dzi艣 po po艂udniu do Kairu, jutro rano jedzie dalej, do Aten, Otrzyma艂 polecenie z艂o偶enia panu raportu. Na temat pewnych zaj艣膰 w Berlinie.

Von Fritsch skin膮艂 g艂ow膮, wyra藕nie niezbyt ucieszony z tego zak艂贸cenia normalnego porz膮dku. Nie mia艂 wysokiego mniemania o tych tak zwanych wewn臋trznych raportach na temat pewnych zaj艣膰. Cz臋sto bowiem przeradza艂y si臋 one w zwyk艂膮 paplanin臋, podczas gdy on, zgodnie.ze swoim charakterem, k艂ad艂 nacisk na zwi臋z艂e sfor­mu艂owania, jasne fakty, najdok艂adniejsze dane liczbowe.

Dlatego te偶 powita艂 m艂odego dyplomat臋 z najwy偶sz膮 pow艣ci膮g­liwo艣ci膮. 脫w m艂ody cz艂owiek, maj膮cy za sob膮 wuja ambasadora, Okaza艂 si臋 osobnikiem do艣膰 pewnym siebie; nie mo偶n膮 mu te偶 by艂o odm贸wi膰 elokwencji. Wkr贸tce rozpocz膮艂, bez skr臋powania i z wyra藕n膮 rozkosz膮, najbardziej niedorzeczn膮, towarzysk膮 gadanin臋, nie daj膮c si臋 zbi膰 z tropu z powodu coraz bardziej t臋偶ej膮cej twarzy genera艂a;

Rozprawia艂 wi臋c, upajaj膮c si臋 swoj膮 orientacj膮 w intymnych"p贸-
wi膮zaniach znanych os贸b: ten „Jupp", czyli doktor Goebbels, minis­
ter propagandy Rzeszy, ma znowu now膮 kochank臋, oczywi艣cie te偶 ze
艣wiatka filmowego. Tym razem trafi艂 na wyj膮tkowo uwodzicielsk膮.
Czeszk臋, co narobi艂o troch臋 wrzawy. Ale jednocze艣nie „Juppowa
Magda" - 偶ona doktora Goebbelsa - zacz臋艂a z sekretarzem swojego m臋偶a.

Poza tym r贸wnie偶 nasz „weso艂y hrabia" - Helldorf, naczelnik berli艅skiej policji - m膮 teraz jak膮艣 dam臋 z filmu, korpulentn膮 blon­dynk臋, os贸bk臋 niezwyk艂e energiczn膮. Pr贸buje ca艂kowicie nim zaw艂ad-n膮贸, a on wyra藕nie jest jej pos艂uszny!


Co wi臋cej, tak偶e „drugi Werner", czyli feldmarsza艂ek von B艂om-berg, my艣li o o偶enku! Jego wybrank膮 jest podobno tak zwane dziecko ludu - ale przypuszczalnie z okre艣lon膮 przesz艂o艣ci膮.

Nie mo偶na si臋 by艂o zorientowa膰, czy von Fritsch przys艂uchiwa艂 si臋 tym towarzyskim plotkom cho膰by z jak膮 tak膮 uwag膮. Sprawia艂 wra偶enie, jakby ca艂kiem zaniem贸wi艂 i chcia艂 si臋 zaj膮膰 wy艂膮cznie swoj膮 kaw膮 po turecku przedniego gatunku. Adiutant usi艂owa艂 ukry膰 coraz silniej opanowuj膮cy go niepok贸j. Ale go艣膰 m贸wi艂, m贸wi艂, m贸wi艂.

Przy ko艅cz膮cym obiad koniaku chcia艂, zdaje si臋, przyst膮pi膰 do
istoty rzeczy. Sala by艂a teraz niemal ca艂kowicie pusta kelnerzy z pe艂­
nym respektem wycofali si臋. Dyplomata przeszed艂 wreszcie do swej
w艂a艣ciwej misji:

- W Berlinie - relacjonowa艂 dalej tym samym swobodnym, plot­
karskim tonem - zanosi si臋 na kilka nieweso艂ych wydarze艅. 1 to
w艂a艣nie mam panu przekaza膰 na polecenie pu艂kownika Ostera i admira艂a Canarisa. Albowiem coraz intensywniejsza dzia艂alno艣膰 SS jest zwr贸cona wyra藕nie przeciw armii, a tym samym przeciwko pa艅skiej osobie. Moim zadaniem jest uzmys艂owienie to panu w jednoznacz­ny spos贸b.

- Przecie偶 -odezwa艂 si臋 adiutant, poniewa偶 jego szef dalej milcza艂, cho膰 ju偶 nie bez 艣ladu zainteresowania - nie jest to nic nowego. Wiadomo, 偶e SS zamierza stworzy膰 w艂asne formacje zbrojne. Armia, a wi臋c pan genera艂, wypowiada si臋 przeciwko temu z ca艂膮 stanowczo艣­ci膮! Wed艂ug uroczystej obietnicy Hitlera wy艂膮cznie Wehrmacht je膮t powo艂any do obrony narodu!

- Co te偶 pan opowiada, szanowny panie - sprzeciwi艂 si臋 dyp­
lokata. - Chyba nie wierzy pan w te wszystkie has艂a Hitlera? A my艣li
pan, 偶e po SS mo偶na si臋 spodziewa膰 lojalno艣ci? Oni ca艂y czas ostrz膮
sobie z臋by na to, 偶eby swoich przeciwnik贸w, a wi臋c i pana, wymanew­
rowa膰 z gry. A Hitler zalegalizuje po fakcie wszystkie te ich posuni臋­
cia, poniewa偶 armia, w jego przekonaniu, jest niewygodnie samow艂ad-
cza, a za ma艂o rewolucyjna w duchu narodowego socjalizmu. W ka偶-
dym razie daleka od pos艂usze艅stwa F眉hrerowi!

Pozwoli pan - odpar艂 genera艂 von Fritsch nadal pe艂en opanowania i godno艣ci - 偶臋 zwr贸c臋 mu uwag臋 na rzecz nast臋puj膮c膮. M贸wi si臋 o mnie, 偶e jestem jednym z pierwszych 偶o艂nierzy tego pa艅stwa, cho膰 nie stara艂em si臋 o t臋 pozycj臋. Ale w艂a艣nie uchodz膮c za takiego, czuj臋 si臋

155


zobowi膮zany do absolutnej wierno艣ci i pos艂usze艅stwa wobec g艂owy pa艅stwa, i jest rzecz膮 zupe艂nie oboj臋tn膮, czy chodzi o Paula von Hindenburga czy Adolfa Hitlera!

- Czy jest pan tego absolutnie pewny? - spyta艂 m艂ody cz艂owiek wcale nie zbity z tropu. - Czy nie chce pan wreszcie zrozumie膰, 偶e r贸wnie偶 pan ulega z艂udzeniu!

Na co adiutant, sztywny i wynios艂y, jakby na艣ladowa艂 swego prze艂o偶onego, oznajmi艂: - My艣l臋, 偶e powiedzia艂 pan ju偶 chyba wszyst­ko, co mia艂 pan do powiedzenia. Bardzo dzi臋kuj臋 i dobranoc panu.

Naczelny dow贸dca jak gdyby ca艂kowicie oniemia艂. Zdawa艂 si臋 dotkni臋ty. Jego adiutant pospieszy艂 wraz z go艣ciem do drzwi. Gdy wr贸ci艂, von Fritsch dalej patrzy艂 nieruchomo przed siebie.

Na co von Fritsch w niezmiennie oszcz臋dny i rzeczowy spos贸b wyda艂 nast臋puj膮ce polecenie: - Nasz pobyt w Kairze dobieg艂 ko艅ca. Jutro wyje偶d偶amy. Najpierw do W艂och, gdzie zatrzymamy si臋 przez kilka dni. Dok艂adnie w Rzymie. Najp贸藕niej drugiego stycznia przyb臋­dziemy do Berlina, gdzie bezzw艂ocznie podejm臋 swoje obowi膮zki s艂u偶bowe.

156


W pierwszych dniach 1938 roku doktor Erich Meller ponownie od­wiedzi艂 swojego „przyjaciela z m艂odo艣ci" na Prinz-Albrecht-Strasse. Reinhard Heydrich zaprosi艂 go do siebie. Przyj膮艂 go z pe艂n膮 o偶ywienia serdeczno艣ci膮.

-No, wreszcie jeste艣! W艣r贸d tych wszystkich kapu艣cianych g艂贸w, pochlebc贸w i naganiaczy w ko艅cu prawdziwy cz艂owiek! Napijmy si臋 najpierw, a potem zapraszam ci臋 na doskona艂e; wielkie 偶arcie!

- A co tym razem zamierzasz uczci膰? - Meller dostrzeg艂 na twarzy
Heydricha wielce obiecuj膮cy, u艣mieszek. - Zawsze jeste艣 pe艂en niespodzianek. No wi臋c o co chodzi dzisiaj?

- Od niedawna na Friedrichstrasse-znajduje si臋 rosyjska restaura­cj膮 „Trojka", Przekomiczna nazwa p贸藕niej ci powiem, sk膮d si臋 wzi臋艂a. Ale najpierw napijmy si臋 po 艂yku szampana!

- Jeste艣 w doskona艂ym humorze, Reinhard.

-. Rzeczywi艣cie. Bo wszystko przebiega po mojej my艣li, - Heydrich
promienia艂. - Jeszcze par臋 dni i wsadzimy ich do wora. Ca艂膮 t臋
rzekom膮 elit臋, zarozumia艂e, na wskro艣 konserwatywne generalskie
ogiery!

Heydrich tryska艂 tego wieczoru skrz膮c膮 si臋 elokwencj膮, ci膮gle przeskakuj膮c z tematu na temat. Tak wi臋c rozprawia艂 na przyk艂ad o zmiennym szcz臋艣ciu na wojnie, o rado艣ci polowania, a nawet o pi臋knie niekt贸rych koncert贸w skrzypcowych. Ostatecznie by艂 on, co prawda przeci臋tnym, ale nami臋tnym skrzypkiem-amatorem,

Erich Meller wydoskonali艂 si臋 w uwa偶nym, cierpliwym s艂uchaniu. Nikt nie zna艂 Heydricha tak dobrze jak on. Dlatego te偶 wiedzia艂, 偶e w tych rzadkich momentach doskona艂ego humoru trzeba mu pozwoli膰 m贸wi膰 bez przerwy. Je艣li bowiem s艂uchacz odwa偶y艂by si臋 mu zada膰 jedno jedyne przedwczesne, niezr臋czne pytanie, to nale偶a艂oby liczy膰 si臋 z tym, 偶e ten niejako z urz臋du nieufny cz艂owiek natychmiast za­mieni si臋 znowu w wietrz膮cego wsz臋dzie niebezpiecze艅stwo, chytrego lisa. Tym razem nie dosz艂o jednak do tego.

Trzymaj膮c si臋 pod r臋k臋 znale藕li si臋 w „Trojce". Zaj臋li miejsce we wn臋ce naprzeciwko wej艣cia. Spo偶ywali kawior w du偶ych ilo艣ciach

157


i pili w贸dk臋 szklankami. Heydrich w kt贸rym艣 momencie przypomnia艂 sobie kawa艂 - jeden z jego ulubionych temat贸w - jaki zrobili kiedy艣 w m艂odo艣ci. Brali udzia艂 w jakim艣 wiejskim weselu na wsi, na kt贸rym nie藕le narozrabiali. - Pami臋tasz?

A jak偶e, Meller pami臋ta艂! Pami臋ta艂, jak zabrali pastorowi kartki z kazaniem i u偶yli ich jako papieru toaletowego, i biedny klecha j膮ka艂 si臋 potem i pl膮ta艂 w niesk艂adnej paplaninie. Albo jak ukradli sztu膰ce, w wyniku czego wyg艂odniali weselni go艣cie zasiedli do pi臋trz膮cych si臋 p贸艂misk贸w bez 艂y偶ek, wide艂o贸w i no偶y; i zacz臋li po prostu je艣膰 r臋kami. Czy te偶 jak wy艂膮czyli 艣wiat艂o i upili muzykant贸w mieszank膮 piwa ze spirytusem...

gwarantowa艂 mu, 偶e nisza, w kt贸rej siedzieli, nie by艂a obiektem pods艂uchu.

Heydrich uni贸s艂 szklank臋 w贸dki w. stron臋 przyjaciela. U艣miechn臋li si臋 do siebie i wypili. Potem rzek艂: - Pami臋tasz, powiedzia艂em ci, 偶e nazwa tej restauracji wydaje mi si臋 przekomiczna? Chcesz wiedzie膰 dlaczego?

Meller milcza艂, czekaj膮c, nas艂uchuj膮c. Uda艂o mu si臋 nawet spra­wia膰 wra偶enie nieco zm臋czonego, wr臋cz znudzonego. Ale jednocze艣nie patrzy艂 zach臋caj膮cym wzrokiem na Heydricha.

Gruppenf眉hrer mia艂 teraz ochot臋 na krymskiego szampana. Butel­ka sta艂a ju偶 przygotowana, natychmiast j膮 odkorkowano i szybko nape艂niono kieliszki. Heydrich spr贸bowa艂. - .Przejmuj膮co s艂odki? - stwierdzi艂, mimo to szampan chyba mu smakowa艂. Pochyli艂 si臋 W stron臋 „przyjaciela".

- Wr臋cz trudno sobie czasami wyobrazi膰, 偶e ludzie potrafi膮 by膰
tak g艂upi! Bo 艣wiadkami zgodzili si臋 by膰 g艂贸wnodowodz膮cy si艂 l膮do­
wych i g艂贸wnodowodz膮cy floty.

Erich Meller stara艂 si臋 nie da膰 po sobie pozna膰 zaskoczenia i szoku.-W zamy艣leniu wypi艂 trunek do ko艅ca. -Fritsch i Raeder? Jeste艣 pewien, 偶e si臋 nie mylisz?

- Sk艂ad tej tr贸jki widzia艂em ju偶 na pi艣mie, oczywi艣cie m贸wi臋
o kopii. W ka偶dym razie ca艂y ten zaprz臋g rusza za trzy dni, wreszcie
b臋dziemy mieli w gar艣ci ca艂y ten klub supergenera艂贸w. I w艂a艣nie za to
wypijmy sobie teraz!


Dalsze zaj艣cia Pierwsza faza:

Erich Meller stara艂 si臋 niezw艂ocznie nawi膮za膰 kontakt z genera艂em von Fritschem. Przy czym na pocz膮tku nie uda艂o mu si臋 dotrze膰 dalej ni偶 do jego przedpokoju. Tam bowiem znajdowa艂 si臋 贸w adiutant, kt贸ry towarzyszy艂 swojemu prze艂o偶onemu do Kairu. Cerber ten po­wiedzia艂 z 偶alem:

- Panie doktorze Meller, wiem oczywi艣cie, 偶e pan genera艂 zna
pana osobi艣cie i szanuje. Niestety jednak musz臋 prosi膰 pana o wyrozu­
mia艂o艣膰, poniewa偶 pan von Fritsch nie mo偶e by膰 obecnie niepokojony. -
Od kilku dni pracuje bardzo intensywnie ze swoim szefem sztaba
i kilkoma innymi wsp贸艂pracownikami nad nowymi, niezwykle wa偶­
nymi koncepcjami strategicznymi.

Meller; - Mimo wszystko nalegam na t臋 rozmow臋! Jest niezb臋dnie
Konieczna. R贸wnie偶 pu艂kownik Oster z Abwehry jest tego zdania.
Prosz臋 go o to spyta膰.

Nie by艂o to ju偶 potrzebne. Albowiem po niespe艂na kwadransie pojawi艂 si臋 sam naczelny w贸dz armii, jak zwykle pow艣ci膮gliwie uprzej­my- Zgodzi艂 si臋 na rozmow臋 w cztery oczy, ale jednocze艣nie zaakcep­towa艂 uwag臋 adiutanta: -Doktorze Meller, prosz臋 w 偶adnym wypad­ku nie przed艂u偶a膰 rozmowy.

- Panie generale, zgodnie z 偶yczeniem przedstawi臋 kr贸tko, o c禄
chodzi: zosta艂 p膮n poproszony o wyst膮pienie w roli 艣wiadka na 艣lubie
pana von Blomberga. Z. ca艂膮 moc膮 chcia艂bym to panu odradzi膰. Nie
wszystko jest jeszcze dla mnie jasne, ale zdaje si臋, 偶e gestapo za艂o偶y艂o
jakie艣 akta w celu udowodnienia, 偶e przysz艂a 偶ona von Blomberga ma
podejrzan膮 przesz艂o艣膰. Pan przecie偶 si臋 orientuje, do czego oni s膮
zdolni W takiej sytuacji. Zdaje si臋, 偶e po 艣lubie rozpocznie si臋 akcja
znies艂awiania.

Genera艂 nie sprawia艂 wra偶enia osoby wyj膮tkowo zaskoczonej, raczej nieprzyjemnie dotkni臋tej. - Ju偶 wcze艣niej s艂ysza艂em podobne plotki, uwa偶am je jednak za z艂o艣liw膮 gadanin臋. Dlaczego przychodzi pan z tym do mnie?. Dlaczego nie zawiadomi pan feldmarsza艂ka osobi艣cie?

Doktor Meller: - Podj臋to takie pr贸by, niestety ria pr贸偶no. Zareagowa艂 odmiennie, ni偶 si臋 spodziewano. Odm贸wi艂 z ca艂膮 stanowczo艣ci膮

160


rozmowy z osob膮 trzeci膮 na temat przesz艂o艣ci jego przysz艂ej 偶ony. O艣wiadczy艂, 偶e jest czysta.

- No widzi pan! Przecie偶 Blomberg chyba wie.

- Ale prosz臋 pomy艣le膰 o konsekwencjach, jakie z tych akt gestapo wynikaj膮 dla pana. Dla ca艂ego korpusu oficerskiego. Nie uwa偶a pan, 偶e niekt贸rzy oficerowie, je艣li si臋 ich ode艣le do tych dokument贸w uwierz膮 w te oszczerstwa? Tu przecie偶 chodzi 贸 honor oficerski.

- Do honoru oficerskiego, drogi panie Meller, nale偶y, tak偶e do­
trzymywanie raz danego s艂owa. Feldmarsza艂ek poprosi艂 mnie o wy­
st膮pienie w roli 艣wiadka, na co ja przysta艂em.

-To przynajmniej, prosz臋 o wybaczenie, 偶臋 pozwalam sobie na t臋 rad臋, panie generale, niec艂i si臋 pan skontaktuje z drugim 艣wiadkiem, czyli admira艂em Raederem. I to jak najszybciej!

Druga faz膮:

g艂贸wnodowodz膮cy si艂 l膮dowych poprosi艂 - rzeczywi艣cie jak naj­szybciej - naczelnego szefa floty o rozmow臋.

Raeder przywita艂 go poufnie wyszeptan膮 uwag膮: - Gdyby pan mnie nie odwiedzi艂, ja wybra艂bym si臋 do pana. Niestety przypuszczal­nie z tych samych powod贸w. Chodzi 贸 艣lub pana von Blomberga, nieprawda偶?

Admira艂 Raeder: - Pan w to wierzy?

Genera艂 von Fritsch: - Nie, nie wierz臋. Uwa偶am, to za pod艂e machinacje gestapo, SS albo jeszcze kogo艣 innego. Tyle tylko, 偶e to nie

161


zmienia istoty rzeczy. Niech pan si臋 zastanowi, je艣li naprawd臋 istniej膮 te fa艂szywe dokumenty... Pan dobrze wie, 偶e oni s膮 w tej dziedzinie niezawodni. Udowodnienie, 偶e s膮 sfa艂szowane, mo偶e trwa膰 bardzo d艂ugo! A w tym czasie...

Admira艂 Raeder: - ... a w tym czasie nar贸d, Wehrmacht, korpus oficerski b臋d膮 uwa偶ali, 偶e minister wojny Rzeszy wzi膮艂 za 偶on臋 zarejestrowan膮 prostytutk臋...

Genera艂 von Fritsch: - A my, reprezentanci tych tak bogatych w tradycje si艂 zbrojnych, wyst膮pili艣my na 艣lubie jako 艣wiadkowie...

Admira艂 Raeder: - Zaczynam rozumie膰, w jakim kierunku zmierza ca艂a ta akcja. Musimy nad tym zapanowa膰.

- Ka偶dy z nas zadzwoni do pana von Blomberga. Jeszcze raz

podzi臋kujemy za niew膮tpliwe zaszczytn膮 dla nas pro艣b臋, aby艣my byli

jego 艣wiadkami. Niestety, powiemy dalej, po dok艂adnym przemy艣leniu

musimy, z 偶alem odm贸wi膰. Albowiem, niestety, nie jeste艣my godni

takiego wyj膮tkowego zaszczytu! Niestety nie! Do tej roli nadaj膮 si臋 bardziej protektorzy tego ma艂偶e艅stwa: Adolf Hitler i Hermann G枚ring. Powinni艣my da膰 mu wyra藕nie do zrozumienia, 偶e tych dw贸ch os贸b nie wolno mu pomin膮膰. W ka偶dym razie my z ca艂ym respektem dajemy im pierwsze艅stwo. I w ten spos贸b wyjdziemy z tego z twarz膮!

Trzecia faza:

Minister wojny Rzeszy i g艂贸wnodowodz膮cy Wehrmachtu feldmar­sza艂ek von Blomberg ponownie odwiedzi艂 Hermanna G枚ringa, kt贸ry przyj膮艂 go uderzaj膮co serdecznie.


_ - Co takiego, co takiego, czy偶by zmienili zdanie?

- Raczej nie o to chodzi. Zapewniali, co zreszt膮 brzmia艂o przeko­
nuj膮co, 偶e nie zas艂uguj膮 na taki zaszczyt. Jedynymi 艣wiadkami tego
zwi膮zku, twierdzili, mo偶e by膰 F眉hrer i pan, panie G枚ring. Jest to
niejako narzucona mi koncepcja, na kt贸r膮 oczywi艣cie jedynie z du偶ym
wahaniem bym si臋 zgodzi艂. W ka偶dym razie pa艅ska opinia jest dla
mnie wa偶na, wr臋cz miarodajna.

. Hermann G枚ring sapa艂 ci臋偶ko, chcia艂 zyska膰 na czasie. Musia艂
bowiem dok艂adnie si臋 zastanowi膰. Po chwili jednak roze艣mia艂 si臋,
wr臋cz kocio przyjemnie, i stwierdzi艂: - To si臋 chyba da zrobi膰,
m贸j drogi!

Czwarta faza:

Hermann G枚ring zjawi艂 si臋 u Adolfa Hitlera w jego gabinecie w Kancelarii Rzeszy, aby przeprowadzi膰 z nim rozmow臋 w cztery oczy. Ha艂a艣liwie i zuchwale g艂贸wnodowodz膮cy Luftwaffe wypali艂 na samym pocz膮tku:

- Te konserwatywne rumaki bojowe ci膮g艂e jeszcze nie mog膮 przeskoczy膰 w艂asnego cienia!

Hitler, powodowany przeczuciem zapyta艂 - Czy偶by by艂y jakie艣

trudno艣ci ze 艣lubem naszego Blomberga? Z powodu genera艂贸w?

- Te beznadziejnie zwapnia艂e typy - piorunowa艂 G枚ring - ci膮gle
jeszcze nie s膮 w stanie poj膮膰, co to jest rewolucyjny rozmach i wsp贸l­
nota narodowa! Oni dalej uprawiaj膮 anemiczn膮 hodowl臋 jednorodn膮,
nie 偶eni膮 si臋 z kobietami bez arystokratycznego tytu艂u, wol膮 t艂uste,
pokraczne i zasuszone, o spojrzeniu koby艂y i ty艂ku szkapy! Ci starzy
kretyni nie maj膮 poj臋cia, co to znaczy dziecko ludu!

— Niech pan wreszcie m贸wi konkretnie, G枚ring! Co si臋 sta艂o? Fritsch i Raeder nie chc膮 wyst膮pi膰 w roli 艣wiadk贸w!

Ach tak! Z jakiego powodu! - Hitler nie okazywa艂 zbytniej ciekawo艣ci. - Pewnie u偶yli jakich艣 w膮tpliwych wym贸wek?

- Tego raczej si臋 wystrzegaj膮! Pr贸buj膮 tylko wykr臋ci膰 si臋 od tego przedstawienia, kt贸re nagle za bardzo zacz臋艂o im zalatywa膰 plebejsko艣ci膮. Odstawiaj膮 feudalne ceregiele, twierdz膮, 偶e nie s膮 tego godni!

MSI


Wprawdzie 偶ycz膮 swojemu szanownemu ministrowi wojny szcz臋艣cia i wszelkiej pomy艣lno艣ci, ale zaszczytu 艣wiadkowania mu nie s膮 godni.

- To kto jest godny? Mo偶e my, G枚ring? My dwaj?... Czy tak? - Adolf Hitler patrzy艂 na swojego paladyna pob艂a偶liwie, w, zadumie, jak zwykle, kiedy niemal bez trudu udawa艂o mu si臋 przejrze膰 jego lepkie zas艂ony dymne. A kiedy G枚ring dostrzeg艂, 偶e jego f眉hrer si臋 u艣miecha, szybko skin膮艂 g艂ow膮.

Hitler powiedzia艂: - Wobec Jego b臋dziemy musieli pom贸c naszemu feldmarsza艂kowi, co? Po kole偶e艅sku, jak trzeba. 呕ywi膮c oczywi艣cie nadziej臋, 偶e nie nadu偶yje si臋 naszego zaufania. Ale zdaje si臋, 偶e w ca艂ej tej sprawie jest zasadniczy punkt, czy tak?

Pi膮ta faza:

艢lub feldmarsza艂ka Wernera von Blomberga z pann膮 Ev膮 Gruhn, urz臋dniczk膮 Rzeszy, odby艂 si臋 12 stycznia 1938 roku. W skromnej, ale godnej oprawie,

Miejsce: Ministerstwo Wojny. Zaplanowano wy艂膮cznie 艣lub cy­wilny; 偶adnej uroczysto艣ci ko艣cielnej. I wszystko w jak najw臋偶­szym gronie.

Nie by艂 obecny ani jeden cz艂onek rodziny von Blomberga, r贸wnie偶 偶adne z jego doros艂ych dzieci. Nie zjawi艂 si臋 tak偶e ojciec jego zi臋cia, genera艂 Keitel, kt贸remu Blomberg pom贸g艂 w zrobieniu wspania艂ej kariery. Decyzja jego najbli偶szych krewnych, czyli rodziny, brzmia艂a: Nie 偶yczymy sobie przyjmowa膰 tego wydarzenia do wiadomo艣ci. . Przyby艂 jednak偶e, nie 偶ywi膮c najmniejszych skrupu艂贸w, w pe艂nym umundurowaniu, ze wszystkimi orderami, jeden z nielicznych osobis­tych przyjaci贸艂 Wernera von Blomberga, jego by艂y adiutant z mary­narki wojennej, kapitan 偶eglugi von Friedenburg; I w艂a艣nie on, chyba jako jedyny, okaza艂 godne wzruszenie. Spojrza艂 tylko na przyjaciela i dostrzeg艂, jak bardzo by艂 szcz臋艣liwy, cho膰 tak偶e, co zrozumia艂e, lekko zdenerwowany, mo偶e nawet troch臋 przygn臋biony. 呕yczenia z艂o偶one przez Friedenburga by艂y skromne, ale wyr贸偶nia艂y si臋 niezaprzeczaln膮 serdeczno艣ci膮.

Urz臋dnik stanu cywilnego sta艂, pe艂en uni偶enia, w k膮cie przy ostatnim oknie i przygl膮da艂 si臋 temu chyba najbardziej niezwyk艂emu przedstawieniu, jakie widzia艂 w swoim 偶yciu: feldmarsza艂ek przy­t艂umionym g艂osem rozmawia艂 ze swoim przyjacielem, okaza艂ym ofice-

164


rem marynarki. Troch臋 z boku narzeczona, w pe艂ni zas艂uguj膮ca na okre艣lenie „atrakcyjna", wyra藕nie nieco wyczerpana. Obok niej jej matka; u艣miecha艂a si臋 do c贸rki, poprawia艂a jej ciemnobr膮zowy kos­tium, wyg艂adza艂a fa艂dki, zdj臋艂a w艂os z wywatowanego ramienia. W po­bli偶u drzwi tkwi艂 jeden z adiutant贸w Blomberga, czekaj膮c w napi臋ciu i gotowo艣ci na pierwsz膮 ods艂on臋 tej sztuki.

Nast膮pi艂a ona co do minuty zgodnie z zapowiedzi膮 o dwunastej w po艂udnie. Wkroczy艂 F眉hrer, troch臋 sztywnym krokiem, spojrze­nie mia艂 powa偶ne, jak gdyby dokonywa艂 przegl膮du gwardii honoro­wej. Tu偶 za nim paradowa艂 promienny G枚ring. Jako jedyny spo艣r贸d wszystkich przyby艂ych ju偶 go艣ci tryska艂 pogodn膮 weso艂o艣ci膮. Tak samo brzmia艂 jego g艂os, wiwatuj膮co dono艣ny w tej przyt艂umionej, podnios艂ej atmosferze.

P贸藕niej urz臋dnik stanu, ci膮gle jeszcze pozostaj膮cy pod wra偶eniem tej ceremonii, stwierdzi艂: „Chwilami mia艂em uczucie, 偶e to odbywa si臋 艣lub G枚ringa! Przynajmniej takie sprawia艂 wra偶enie, jakby chodzi艂o o radosn膮, jego samego dotycz膮c膮 chwil臋".

Blomberg pospieszy艂 w kierunku Hitlera, przywita艂 go, podzi臋ko­
wa艂 mu uni偶enie za przybycie, nie kryj膮c swego szcz臋艣cia, po czym
zapewni艂, 偶e jego obecno艣膰, poczytuje sobie za wielki zaszczyt. Hitler
ze swej strony o艣wiadczy艂, 偶e uczyni艂 to bardzo ch臋tnie i on te偶
zaszczycony jest faktem, 偶e w tej uroczystej chwili stanie u boku swe­
go feldmarsza艂ka. Nast臋pnie zostali przedstawieni f眉hrerowi nie zna­
ni mu dot膮d uczestnicy ceremonii.

Zwracaj膮c si臋 do Evy Gruhn F眉hrer wypowiedzia艂 s艂owa, wyra藕nie ju偶 przedtem przygotowane: - Bardzo si臋 ciesz臋,, 偶e mog臋 pani膮 pozna膰. Ten, kto nale偶y do ludzi, kt贸rzy nale偶膮 do mnie, jest zawsze mile widziany. - Potem rzek艂 do matki narzeczonej: - Pani c贸rka, wkr贸tce pani von Blomberg, b臋dzie musia艂a u boku najwy偶szego reprezentanta naszego pa艅stwa prowadzi膰 偶ycie, kt贸re stawia przed ni膮 doprawdy szczeg贸lne zadania. Mam nadziej臋, 偶e b臋dzie pani s艂u­偶y膰 c贸rce wsparciem. - Na koniec rozkazuj膮cym tonem m臋偶a stanu zwr贸ci艂 si臋 do urz臋dnika: - Czy艅cie sw膮 powinno艣膰!

Ceremonia trwa艂a zaledwie par臋 minut. Urz臋dnik przeczyta艂 stan­dardowy tekst. Werner powiedzia艂: „tak". Eva powiedzia艂a: „tak". Nast臋pnie oboje podpisali dokument, po nich tak偶e 艣wiadkowie: Hitler Adolf, G枚ring Hermann. Wszystko to odby艂o si臋 jakby w nie-

165


zb臋dnym po艣piechu. Widocznie w pomieszczeniu tym nie by艂o ani jednej osoby, kt贸ra nie chcia艂aby mie膰 tej uroczysto艣ci ju偶 za sob膮.

Bezpo艣rednio potem podano szampana. Uczyni艂 to ordynans, kt贸ry w tym kr臋gu sprawia艂 wra偶enie postaci pozbawionej imienia, 贸w cz艂owiek by艂 po prostu przypadkowo obecnym, us艂u偶nym duchem. Jednak偶e r贸wnie偶 on mia艂 imi臋. Nazywa艂 si臋 Ewald Liedtke.

Informacje podane przez Ewalda Liedtkego w kilkadzie­si膮t lat p贸藕niej:

„Akurat wtedy musia艂em ods艂u偶y膰 swoje dwa lata w wojsku. Po ostrej szkole rekrut贸w i r贸偶nych chybionych s艂u偶bach trafi艂em wreszcie

- jako wykwalifikowany gastronom - do kantyny. Ale nie do jakiej艣
przypadkowej, ale do tej mieszcz膮cej si臋 w Ministerstwie Wojny
Rzeszy. I stamt膮d by艂em, 偶e tak powiem, wypo偶yczany; dzi臋ki temu
mog艂em us艂ugiwa膰 przy 艣lubie naszego najwy偶szego szefa. Podawa艂em
szampana - dziewi臋膰 kieliszk贸w; osiem dla go艣ci, jeden dla umie.

M贸j Bo偶e, to偶 to by艂a prawdziwa stypa! Jak na pogrzebie. Ci臋偶ka atmosfera. Nie pad艂o 偶adne, g艂o艣niej wypowiedziane s艂owo - wyj膮t­kiem by艂 G枚ring, kt贸ry chwilami porykiwa艂 jak jele艅. Pozostali jed: nak tkwili jak oniemiali i skamieniali. Prawdopodobnie- z powoda Hitlera, kt贸ry zachowywa艂 si臋 niczym stoj膮cy na wzniesieniu g艂贸w­nodowodz膮cy bitw膮, jak Otto Gebuhr w jednym z tych swoich fil­m贸w o Fryderyku. Ca艂y czas patrzy艂 w dal, przed siebie, pe艂en nie­dost臋pnej godno艣ci.

Feldmarsza艂ek rycerskim gestem otoczy艂 ramieniem swoj膮 ma艂偶on­k臋. Ona, jakby troch臋 dr偶膮c, przylgn臋艂a do niego niczym bluszcz. A jej matka, zdumiona, przygl膮da艂a si臋 tej idylli, nie mog膮c uwierzy膰 w艂asnym oczom.

G枚ring zwr贸ci艂 si臋 do niej, k艂ad膮c nacisk na 禄艂askawa pani芦.

- Pani c贸rka to kobieta godna najwi臋kszej uwagi. Ale nic dziwnego,
maj膮c tak膮 matk臋! Mam nadziej臋, 偶e wkr贸tce znajdziemy troch臋

166


czasu, aby porozmawia膰. Tak po prostu, jak cz艂owiek z cz艂owiekiem. Bardzo by mi na tym zale偶a艂o.

Nim jednak matka Gruhn, prawdopodobnie niezwykle tym po­艂echtana, zd膮偶y艂a wyrazi膰 zgod臋, f眉hrer do艣膰 szorstkim g艂osem o艣­wiadczy艂, 偶e chce si臋 ju偶 po偶egna膰. Odstawi艂 niemal nie tkni臋ty kieliszek z szampanem, poda艂 sw膮 bezw艂adn膮 d艂o艅 wszystkim wko­艂o i mechanicznie skin膮艂 g艂ow膮 w r贸偶nych kierunkach. Spyta艂 feld­marsza艂ka:

- Co pan zamierza dalej, m贸j drogi?

— Zrozumia艂e samo przez si臋, 偶e zostaniemy w naszych Niemczech, mein F眉hrer. Zamierzam pojecha膰 z ukochan膮 ma艂偶onk膮 w moje ojczyste strony, czyli do Saksonii, a zw艂aszcza do Lipska. Oczywi艣cie ca艂y czas b臋d臋 w kontakcie z urz臋dem.

- A wi臋c, udanej podr贸偶y! -powiedzia艂 Hitler, po czym szybko si臋 oddali艂. G枚ring pospieszy艂 za nim. Szli rami臋 w rami臋.

Zar贸wno jeden jak i drugi s膮dzi艂, 偶e rozegra艂 wielk膮 bitw臋. Dla jednego z nich mia艂o si臋 to jednak okaza膰 straszn膮 pomy艂k膮. Lecz nie dla Hitlera.

Nast臋pnego dnia pojawi艂a si臋 oficjalna notatka w prasie, czyli w czo艂owej gazecie 贸wczesnych Niemiec 禄V枚lkischer Beobachter芦. Na pierwszej stronie, w miejscu niezbyt rzucaj膮cym si臋 w oczy, znaj­dowa艂a si臋 taka oto informacja:

Berlin, 12 stycznia.

Minister wojny Rzeszy, feldmarsza艂ek von Blomberg po艣lubi艂
pann臋 Ev臋 Gruhn. 艢wiadkami by艂 F眉hrer i kanclerz Rzeszy oraz
genera艂 G枚ring.

Feldmarsza艂ek von Blomberg mo偶e by膰 przekonany, 偶e ca艂y nie­miecki nar贸d 偶yczy Jemu i Jego ma艂偶once szcz臋艣cia!

I tyle. Ale to w zupe艂no艣ci wystarczy艂o. Ca艂kowicie! Albowiem ju偶 wkr贸tce mia艂o si臋 rozp臋ta膰 piek艂o. I mia艂 powsta膰 przejmuj膮cy smr贸d;

艂67


W owych dniach w centrali SS, czyli G艂贸wnym Urz臋dzie Bezpiecze艅-stwa Rzeszy, panowa艂o „ci臋偶kie powietrze". Najwy偶szy szef, gruppen-f眉hrer Reinhard Heydrich, wychodzi艂 wprost z siebie. Bo nic, po prostu nic nie funkcjonowa艂o, jak nale偶y.

Wobec czego Heydrich postanowi艂 zmy膰 kolejno g艂ow臋 swoim kierownikom dzia艂贸w. - Co si臋 z wami dzieje? Ca艂y czas 艣picie czy co? Zdaje si臋, 偶e jest wam za dobize! A mo偶e bohaterowie s膮 zm臋czeni 偶yciem? Ju偶 mia艂em ca艂膮 tr贸jk臋 razem, w kupie, no i co si臋 sta艂o? Te generalskie szkapy pogalopowa艂y dalej! W ostatnim momencie!

Bezpo艣rednio po tej reprymendzie, powszechnie nazywanej kon- frontacj膮, Heydrich kaza艂 sprowadzi膰 swojego 艂owc臋 homoseksuali­st贸w, Meisingera. Potraktowa艂 go jak ostatni膮 szmat臋.

- Co wy w艂a艣ciwie sobie my艣licie? Jak 艣miecie podsuwa膰 mi tak膮
partack膮 robot臋! To przecie偶 ostatni idiotyzm, co wy艣cie zrobili:
dopuszcza膰 do tych akt cz艂owieka, kt贸ry teraz robi z wami, co chce!

Meisinger, blady, niemal dr偶膮cy, pr贸bowa艂 wyja艣ni膰: Zrobi艂em to tylko po to, 偶eby nas ca艂kowicie zabezpieczy膰, 偶eby m贸c i艣膰 na pewniaka...

- Widz臋, 偶e jeste艣cie, Meisinger, jeszcze g艂upsi, ni偶 to sobie wyob­ra偶a艂em! - sykn膮艂 Heydrich. Stukn膮艂 palcem w le偶膮cy przed nim raport.- Jak wy to nazywacie? Zabezpieczy膰? Takie zabezpieczenie to ja mam gdzie艣! Mnie interesuj膮 jedynie w pe艂ni przydatne rezultaty! — Przepraszam - usi艂owa艂 si臋 usprawiedliwi膰 Meisinger. - Ale staraj膮c si臋 niczego nie pomin膮膰, niczego nie pozostawi膰 przypadkowi, my艣la艂em, 偶e intensywne, wewn臋trzne badanie...

- 膯o wy mi tu opowiadacie po prostu pozwolili艣cie sobie na

168


zwyk艂膮 fuszerk臋! I sko艅czy艂o si臋 tym, 偶e jedna z tych generalskich grubych ryb uciek艂a nam g艂adko spod 艂opaty, przez wasz膮 t臋pot臋! Czy wy nie potraficie czyta膰?

To, co le偶a艂o przed Heydrichem, to by艂 rodzaj raportu pokontrol­nego. Sporz膮dzi艂 go funkcjonariusz berli艅skiej policji kryminalnej, a teraz, zgodnie z wewn臋trznym zarz膮dzeniem, raport ten wyl膮dowa艂 w G艂贸wnym Urz臋dzie Bezpiecze艅stwa Rzeszy. Nazwisko tego funkcjo­nariusza: Huber.

- Kto nam pod艂o偶y艂 tak膮 艣wini臋? - spyta艂 z westchnieniem
Heydrich.

Z relacji Ericha Mellera:

„Kiedy te dra偶liwe sprawy wesz艂y w stadium ostatecznego niebez­
piecze艅stwa, czu艂em si臋 zmuszony poprosi膰 do siebie Hubera - rzuca­
j膮c mu na wp贸艂 z 偶alem, na wp贸艂 z wyzwaniem:
-Sprawy zasz艂y ju偶 do艣膰 daleko, m贸j drogi!

No, powiedzmy, jako wspania艂ego specjalist臋 od spraw krymi­nalnych, kt贸rym przecie偶 pan jest.

- I zamierzam nim pozosta膰, panie Meller!

-Niech pan pr贸buje. W ka偶dym razie wyl膮duje pan teraz u Heyd-richa, a tam zostanie pan przydzielony Meisingerowi.

- Akurat tej 艣wini! - powiedzia艂 Huber z za偶art膮 otwarto艣ci膮.
- Naprawd臋 nalega pan na to? Uwa偶a pan to za niezb臋dne? No
dobrze, je艣li musi tak by膰, podporz膮dkuj臋 si臋 jeszcze i temu. Ale ten
Meisinger porz膮dnie si臋 zdziwi.

I rzeczywi艣cie t膮k si臋 sta艂o. Meisinger bowiem pozwoli艂 sobie na pomys艂, aby owego Hubera, jako znanego w bran偶y eksperta obycza jowego, napu艣ci膰 na Otto Schmidta w celu ponownego sprawdzenia go - a tak偶e, by w ten spos贸b zabezpieczy膰 si臋 ze wszystkich stron. Rezultaty by艂y alarmuj膮ce. Albowiem w ci膮gu kilku dni uda艂o si臋 mojemu Huberowi wm贸wi膰 tym partaczom, 偶e podejrzenia dotycz膮ce


genera艂a von Fritscha wygl膮daj膮 w pewnych detalach na ma艂o uzasad­nione. I tak na przyk艂ad niekt贸re szczeg贸艂y, uwa偶ane za istotne, nie zgadza艂y si臋 we wszystkich wypowiedziach.

- gdyby odnale藕li si臋 jeszcze inni 艣wiadkowie? Czy wr臋cz pojawi艂y si臋
dokumenty, dzi臋ki kt贸rym da艂oby si臋 udowodni膰, 偶e Schmidt z艂o偶y艂
fa艂szywe czy te偶 sfa艂szowane zeznanie?

I ta oto notatka zosta艂a przed艂o偶ona Heydrichowi.

- Meisinger, cz艂owieku, co maj膮 znaczy膰 te bzdury! Czy wy macie
wod臋 zamiast m贸zgu? - Gruppenf眉hrer powiedzia艂 to jednak niemal
serdecznie, mi艂o. - Wyobra偶acie sobie, co by to mog艂o znaczy膰?

To potrafi艂 sobie wyobrazi膰 nawet Meisinger. Nie trzeba by艂o do tego wiele fantazji. Patrzy艂 teraz b艂agalnie, prosi艂 uni偶enie o dalsze wskaz贸wki, obiecywa艂, 偶e b臋dzie ich pilnie przestrzega艂. - Ca艂y czas staram si臋 zas艂u偶y膰 na pa艅skie zaufanie.

170


specjalista. Zosta艂 zatrudniony przez szefa kadr naszego urz臋du na polecenie radcy Mellera.

Heydrich przygl膮da艂 si臋 swemu 艂owcy homoseksuali贸w z pob艂a偶­liwo艣ci膮 i nadziej膮. - Jeste艣cie odpowiedzialni za wszystko, Meisinger! Niech pan rozegra t臋 spraw臋 w spos贸b zadowalaj膮cy, czyli tak, 偶eby powszechnie w to uwierzono, a wtedy mo偶ecie liczy膰 na moj膮 wspania­艂omy艣lno艣膰. Ale tylko wtedy!

Dziesi膮ta pr贸ba beletryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Pr贸ba miodowego miesi膮ca

- Werner, czy jeste艣 szcz臋艣liwy - pyta艂a Eva, obecnie 偶ona von Blom-
berga, mocno si臋 do niego przytulaj膮c.

- Tak, bardzo, kochanie! - zapewni艂 pieszczotliwym tonem.

- wydajesz mi si臋 m艂odym, bardzo m艂odym m臋偶czyzn膮!

Przebywali teraz w Lipsku. Od ich 艣lubu min臋艂o zaledwie par臋 dni. Wybrali si臋 do ZOO. Pada艂 drobny eszcz. Pani von Blomberg

171


roz艂o偶y艂a ogromny, czarny parasol, kt贸ry trzyma艂a nad Wernerem i nad sob膮. Na g艂owie mia艂a ciemnobr膮zowy kapelusz i musia艂a unosi膰 g艂ow臋, poniewa偶 by艂a ni偶sza od swego m臋偶a.

Kiedy zatrzymali si臋 przed wybiegiem dla ma艂p, zrobiono im zdj臋cie - cho膰 tego nie zauwa偶yli. Fotografia zosta艂a p贸藕niej opub­likowana w „Berliner Mustrierte". Przy czym nigdy nie uda艂o si臋 wyja艣ni膰, czy uczyniono to za wiedz膮 lub wr臋cz na zalecenie Minister­stwa Propagandy Rzeszy. I w艂a艣nie to sympatyczne i pozornie niewin-ne zdj臋cie wywo艂a艂o ogromn膮 sensacj臋.

Von Blomberg nie m贸g艂 tego przewidzie膰. Ale wnet da艂y si臋 s艂ysze膰 odpowiednie komentarze, bole艣nie poufa艂e. I tak na przyk艂ad ojciec jego zi臋cia, genera艂 Keitel, powiedzia艂: „Czy jeszcze i to by艂o naprawd臋 potrzebne?"

R贸wnie偶 pu艂kownik Hessbach, adiutant F眉hrera, poskar偶y艂 si臋: „Zdaje si臋, 偶e feldmarsza艂ek nie zamierza nam niczego oszcz臋dzi膰. Ale i z tym musimy si臋 pogodzi膰."

A jeden z genera艂贸w pozwoli艂 sobie na pogardliwy komentarz . „Burdel na wycieczce!"

Nale偶y jeszcze do艂膮czy膰 uwag臋 Hitlera, prawdopodobnie poczynio­n膮 poufale, ale w obecno艣ci G枚ringa, co by艂o r贸wnoznaczne z poinfor­mowaniem opinii publicznej: „Kiedy na 艣lubie zobaczy艂em matk臋 narzeczonej, wiedzia艂em od razu, co to za jedna! Przesz艂o艣膰 mia艂a wyra藕nie wypisan膮 na twarzy."

Martwi mnie to, 偶e jeste艣 taki zamy艣lony - powiedzia艂a Eva, kiedy po spacerze wr贸cili do hotelu. •- Mog臋 mie膰 tylko nadziej臋, 偶e nie ja jestem temu winna.

172


W owych dniach, czyli na pocz膮tku 1939 roku, nast膮pi艂y tak偶e te zdarzenia:

Nansenowski Komitet Pomocy otrzyma艂 pokojow膮 Nagrod臋 Nob-bla. Nagroda w dziedzinie literatury zosta艂a przyznana pisarce Pearl Buck z USA. Murzy艅ska 艣piewaczka Marian Anderson, urodzona w 1902 roku, otrzyma艂a doktorat honoris causa Uniwersytetu Har-vardzkiego.

We W艂oszech zmar艂 Gabriele d'Anmmzio - narodowy poeta, osobisty przyjaciel duce, jego g艂o艣ny wielbiciel. Do ofiar tych dni nale偶a艂 tak偶e Ernst Bariach, najbardziej 偶arliwy, a jednocze艣nie jeden z najwcze艣niejszych ekspresjonist贸w. Pochowano go dyskretnie i po cichu; ani jedna gazeta w Niemczech nie napisa艂a o nim ani s艂owa.

W tym samym czasie ukaza艂a si臋 ksi膮偶ka Georges'a Barnanosa, chyba najbardziej bojowego spo艣r贸d katolickich pisarzy Francji: „Wielkie cmentarze pod ksi臋偶ycem". Oskar Kokoschka usi艂owa艂 zdo­by膰 brytyjskie obywatelstwo. Ernst Ludwig Kirchner, niemiecki eks­presjonista, tw贸rca abstrakcji, wybra艂 samob贸jcz膮 艣mier膰,

Bartok skomponowa艂 nast臋pny koncert fortepianowy; wraz z nim walczy艂 o prze偶ycie w Szwajcarii malarz i rze藕biarz Hans Arp. Obu si臋 uda艂o. Albowiem obywatele Bazylei, na kt贸rych czele sta艂 profesor doktor M眉ller i jego 偶ona, postarali si臋 o zapewnienie im, a tak偶e innym, finansowej niezale偶no艣ci.

Jednocze艣nie w Pary偶u Joseph Roth, niepowtarzalny powie艣ciopi-sarz, usi艂owa艂 zag艂uszy膰 alkoholem swoj膮 emigracyjn膮 niedol臋 i zmar艂. Bracia Mann, Heinrich i Thomas, stracili, jak si臋 zdaje, wszelk膮

173


nadziej臋 na uratowanie swoich Niemiec. Zamienili wkr贸tce smutn膮 skarg臋 w zdecydowane oskar偶enie.

Tymczasem Hitler odby艂 kr贸tk膮 wizyt臋 w Rzymie. W Anglii doszli do g艂osu politycy, kt贸rzy twierdzili, 偶e na wszystko to, co dzieje si臋 w owej III Rzeszy trzeba patrze膰 jak najbardziej realistycznie, a wi臋c bez emocjonalnych uprzedze艅. W Pary偶u przygotowywano nast臋pn膮 wystaw臋 艣wiatow膮 - z niezwyk艂e reprezentacyjnym w zamierzeniu, kolosalnym i nieforemnym niemieckim pawilonem, zaprojektowanym przez Speera, us艂u偶nego architekta fuhr臋ra.

Obergefrajter Schmiedinger, osobisty ordynans genera艂a von Fri-tscha, by艂 cz艂owiekiem pogodnym i beztroskim - czasami tak偶e wo­bec swojego dow贸dcy, kt贸rego cz臋sto takie zachowanie wyra藕nie szokowa艂o, nie wyra偶a艂 jednak sprzeciwu. 脫w wielki 偶o艂nierz uwa偶a艂, 偶e trzeba nie 艂ada umiej臋tno艣ci, 偶eby wobec takiego cz艂owieka jak on zachowywa膰 si臋 z tak skrajn膮 otwarto艣ci膮.

W艂a艣nie teraz znowu si臋 to przejawi艂o. Gdy Schmiedinger wyczy艣­ci艂 jego oficerki i buty do po艂ysku i zaprezentowa艂 wszystkie codzien­ne uniformy, nienagannie wyprasowane i wyczyszczone, spyta艂: - Czy mog臋 pozwoli膰 sobie na bardzo osobist膮 uwag臋, panie generale?

- Zb臋dne pytanie, Schmiedinger! - Von Fritsch u艣miechn膮艂 si臋 wstrzemi臋藕liwie. - Nigdy nikogo nie zapominam, kto kiedykolwiek podlega艂 mojej kompetencji.

脫w obergefrajter Frieberg by艂 poprzednikiem jego obecnego or-dynansa - niezwykle delikatny, dyskretny m臋偶czyzna. Obecnie praco­wa艂 w jakim艣 kasynie, pe艂ni艂 funkcj臋 bynajmniej nie po艣ledni膮. Bo pracowity by艂 tak偶e.

- To, jak to si臋 m贸wi, z gruntu porz膮dny cz艂owiek - powiedzia艂
Schmiedinger. - Czyli kto艣, na kim mo偶na polega膰, prawda?

- Jak najbardziej - potwierdzi艂 genera艂 ochoczo. - Czy te偶 jeste艣­cie innego zdania?

- Od czasu do czasu spotykamy si臋 z nim, w celu, powiedzmy,

174


wymiany do艣wiadcze艅. Nie tak dawno, wczoraj, gaw臋dzili艣my sobie przy niejednej w贸dce i niejednym piwie. Ale tym razem nie spodoba艂 mi si臋! Czy 偶yczy pan sobie us艂ysze膰, dlaczego?

Von Fritsch opar艂 si臋 w fotelu i powoli pokr臋ci艂 g艂ow膮.

-Niemo偶liwe!

Na co Schmiedinger, ju偶 bez opor贸w, powiedzia艂:

- Te wyuzdane 艣winie z gestapo pr贸bowali, i to przy u偶yciu si艂y wydoby膰 z naszego Frieberga, czy kiedy艣 w kontaktach z panem by艂 nara偶ony na pr贸by nieobyczajnego zbli偶enia. A je艣li tak, to jak to przebiega艂o. Mam nadziej臋, 偶e pan rozumie, co oni mieli na my艣li.

Genera艂 von Fritsch podni贸s艂 si臋, sta艂 sztywno wyprostowany, stanowczy, odpychaj膮cy. - To po prostu wzbudza obrzydzenie! Znacie mnie przecie偶 i nie powinni艣cie 偶膮da膰 ode mnie, bym wys艂uchiwa艂 takich rzeczy!

- Ale偶 panie generale, daleki jestem od tego, 偶eby 偶膮da膰 czego艣
takiego od pana, a ju偶 w 偶adnym razie nie m贸g艂bym przypisywa膰 panu
takich 艣wi艅stw! - Obergefrajter spojrza艂 zatroskany na swojego szefa. - Ale gestapo usi艂uje w艂a艣nie to zrobi膰. Rozumie pan?

Co to nas obchodzi, Schmiedinger! Ci ludzie mog膮 robi膰, co im si臋 tylko podoba, ja jednak nie zamierzam zni偶a膰 si臋 do ich poziomu.

- G贸wno ich to wzrusza! Oni robi膮 swoje i jest im wszystko jedno,
kto p贸藕niej pije to piwo, kt贸rego oni nawarz膮.

- Wszystko si臋 we mnie burzy, cho膰by przeciwko przyjmowaniu tego do wiadomo艣ci.

- Rozumiem - zapewni艂 obergefrajter Schmiedinger pod wra偶e­niem tak niez艂omnej postawy, nie daj膮c si臋 jednak specjalnie zbi膰 z tropu. Mia艂 swoje zdanie na ten temat. Zorientowa艂 si臋 bowiem i rzeczywi艣cie by艂o to zgodne z prawda - 偶e jego genera艂 po pros­tu nie pojmowa艂, co dzia艂o si臋 wok贸艂 jego osoby. I chocia偶 贸w von Fritsch uzna艂 za mo偶liwe, 偶e gestapo by艂oby w stanie zniszczy膰

175


von Blomberga w pod艂y, podst臋pny spos贸b, za pomoc膮 sfa艂szowanych dokument贸w - to jednak teraz, kiedy dotyczy艂o to jego osoby, okaza艂 si臋, przejawiaj膮c wr臋cz up贸r samob贸jcy, ca艂kowicie naiwny. Niewy­kluczone, 偶e przynosi艂o mu to chwa艂臋. Ale w艂a艣nie owa naiwno艣膰 sprawia艂a, 偶e nap艂ywaj膮ca na艅 fala brudu stawa艂a si臋 coraz bardziej niebezpieczna.

Schmiedinger wyczuwa艂, 偶e godziny tego cz艂owieka s膮 policzone. Pr贸bowa艂 przezwyci臋偶y膰 przygn臋bienie, wyrzucaj膮c z siebie po ci­chu okropne przekle艅stwa. Na pr贸偶no. B臋dzie musia艂 chyba rozej­rze膰 si臋 za inn膮 prac膮, 偶eby z tych 艣miertelnie niebezpiecznych opa­艂贸w wyj艣膰 ca艂o.

Jedenasta pr贸ba beletryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: 艢mier膰 pewnej matki

- S艂o艅ce wschodzi - zawo艂a艂 Werner do swojej Evy. Niechc膮cy u偶y艂
tytu艂u popularnego szlagieru z tamtych lat. Ci膮gle stara艂 si臋 okazywa膰,
jak bardzo jest szcz臋艣liwy, 偶e j膮 widzi. - Kiedy zbli偶asz si臋 do mnie,
zawsze ogarnia mnie cudowne uczucie, 偶e 艣wi膮t jest pi臋kny.

Eva pospiesznie zamkn臋艂a drzwi ich wsp贸lnego pokoju w lipskim hotelu. Opar艂a si臋 o nie, jakby zupe艂nie pozbawiona si艂, i powiedzia艂a:

- Mam dla ciebie bardzo smutn膮 wiadomo艣膰.

176


Von Blomberg, ci臋偶ko westchn膮wszy, wyprostowa艂 si臋, staj膮c przy drzwiach niemal si臋 zatoczy艂.

Odwr贸ci艂 si臋, aby ukry膰 g艂臋bokie wzruszenie i niepowstrzymanie p艂yn膮ce 艂zy. Mo偶na by by艂o pomy艣le膰, 偶e nawet w takiej chwili rozkazywa艂 sobie: niemiecki feldmarsza艂ek nie p艂acze - nigdy! Wy­szed艂 do 艂azienki.

Gdy w wiele minut p贸藕niej wr贸ci艂 do pokoju, by艂 pe艂en 偶o艂nier­
skiego opanowania i godno艣ci. Skin膮艂 g艂ow膮 w stron臋 swojej Evy
i oznajmi艂 jej: - Nic w tym 偶yciu nie jest tak nieuniknione jak 艣mier膰.
Nieraz m贸wi艂a mi to, z w艂a艣ciw膮 jej pogod膮 ducha. Moja droga,
szacowna matka. Wiele jeszcze mam ci o niej do opowiedzenia. Ju偶
dawno powinienem by艂 to zrobi膰. Nie wolno mi te偶 by艂o zwleka膰
z przedstawieniem jej ciebie. Ona na pewno by dostrzeg艂a, 偶e dzi臋ki
tobie sta艂em si臋 naprawd臋 szcz臋艣liwy. A to umocni艂oby tylko nasze
szcz臋艣cie i wiele by u艂atwi艂o, A teraz pozostaje, nam jedynie wznie艣膰
toast na jej cze艣膰.

Matka, opowiada艂 przytulaj膮c si臋 do Evy, w ostatnich latach szczeg贸lnie lubi艂a wyborne, czerwone, francuskie wino - chateau rot艣child. Jeszcze na ostatnie urodziny podarowa艂 jej skrzynk臋 rocz­nika 1933, wyj膮tkowo wy艣mienitego.

Zadzwoni艂 do recepcji hotelu. Po kilku minutach otrzyma艂 stamt膮d informacj臋: tak jest, chateau rot艣child rocznik 1933 znajduje si臋 w piwnicy hotelu - dysponuj膮 jednak tylko dwiema butelkami. Po­prosi艂 o nie.

Nape艂ni艂 kieliszek Evy, potem sw贸j. Uni贸s艂 purpurowe wino pod
艣wiat艂o elektrycznej lampy - iskrzy艂o si臋 jak p艂omie艅. Siedzieli obok
siebie na swoim podw贸jnym 艂贸偶ku, pili. Eva przygl膮da艂a mu si臋
z hamowan膮 uwag膮, podczas gdy on uroczystym gestem opr贸偶ni艂 dwa,
trzy kieliszki:

Potem zacz膮艂 m贸wi膰, medytowa膰 - w g艂臋bokim zamy艣leniu., Cho­cia偶 przytula艂 si臋 do Evy, wygl膮da艂o, to tak, jakby m贸wi艂 sam do siebie,

- Mie膰 tak膮 matk臋! Przy niej zawsze czu艂em si臋 bezpieczny! Bo ona po prostu potrafi艂a zrozumie膰, co si臋 we mnie dzia艂o. Nie by艂o sprawy, kt贸rej nie m贸g艂bym jej powierzy膰. Od wczesnego dzieci艅stwa. Kiedy jeszcze jako ch艂opiec mia艂em jakie艣 straszne zmartwienie, ona bra艂a mnie w ramiona i wszystko by艂o w porz膮dku. P贸藕niej, kiedy

177


zosta艂em 偶o艂nierzem, oficerem, je艣li wyczu艂a, 偶e jestem przygn臋biony, czy nie czuj臋 si臋 bezpieczny, podawa艂a mi tylko r臋k臋. Wiedzia艂em, 偶e mnie rozumie. Wystarczy艂o, 偶e na mnie spojrza艂a, i ju偶 istnia艂o miedzy nami porozumienie.

Nie zapomn臋 nigdy, jak odwiedzi艂em j膮 tu偶 po mianowaniu mnie feldmarsza艂kiem, bezpo艣rednio po audiencji u F眉hrera. Zjawi艂em si臋 wtedy u niej w galowym mundurze, ze wszystkimi orderami i odzttaczefliami, i wyci膮gn膮艂em ku niej praw膮 r臋k臋 z marsza艂kowsk膮 bu艂aw膮. I 膰q ona zrobi艂a?

Moja matka u艣miechn臋艂a si臋 tylko do mnie —z czu艂o艣ci膮, na jak膮 tylko j膮 by艂o sta膰, ciebie wtedy jeszcze nie zna艂em, moja droga. I co powiedzia艂a? „Werner, m贸j chi艂opcze, masz za ciasny mundur! A艂e teraz osi膮gn膮艂e艣 pozycj臋, przy kt贸rej nie musisz si臋 przejmowa膰 偶ad­nymi b艂ahostkami. Teraz mo偶esz by膰 wreszcie taki, jaki jeste艣. Jakim chcesz by膰. Taka by艂a.

Kiedy widzia艂em j膮 po raz ostatni, le偶a艂a w 艂贸偶ku. Mija艂a gryp臋, dysza艂a ci臋偶ko - ale mimo to u艣miechn臋艂a si臋, z twarz膮 zlan膮 potem u艣miechn臋艂a si臋 do mnie. Powiedzia艂em wtedy: „Tw贸j stan zdrowia nie podoba mi si臋, mamo. Zostan臋 przy tobie, je艣li chcesz - mimo ie jestem wezwany do F眉hrera."

Co mia艂o znaczy膰, i co ona doskonale rozumia艂a, 偶e ona, matka, by艂a dla mnie o wiele wa偶niejsza! Odpar艂a jednak: „M贸j ch艂opcze - ci膮gle jeszcze, cho膰 mia艂em ju偶 prawie sze艣膰dziesi膮t lat, m贸wi艂a do mnie 禄m贸j ch艂opcze芦 - nie chc臋, 偶eby艣 dostosowywa艂 si臋 do mnie! Wystarczy, 偶e ty jeste艣 zadowolony, a ja ju偶 b臋d臋 szcz臋艣liwa.

Tej nocy Eva i Werner siedzieli par臋 godzin, obok siebie niemal 偶e z nabo偶e艅stwem, opr贸偶nili obie butelki. Ona milcza艂a, nie by艂a w stanie powiedzie膰 nawet tego: „Je艣li twoja matka by艂a tak nad­zwyczajnie cudowna, to mo偶e zaakceptowa艂aby tak偶e i mnie. Ale na to by艂o ju偶 za p贸藕no.

- Oczywi艣cie, b臋d臋 na pogrzebie swojej matki - o艣wiadczy艂 Wer-.
ner - razem z tob膮. Albowiem musisz wiedzie膰, 偶e teraz, kiedy jej
zabrak艂o, mam ju偶 tylko ciebie.

Genera艂, kt贸ry kaza艂 zameldowa膰 o swoim przybyciu naczelnemu dow贸dcy von Fritschowi, by艂 komendantem dywizji z garnizonu

178


w Kr贸lewcu. Cz艂owiek 偶o艂nierskiego ducha4 o du偶ej pewno艣ci sie­bie. A tym samym stanowczy, niez艂omny obro艅ca pruskich tradycji oficerskich.

Von Fritsch przyj膮艂 go z wyj膮tkow膮 rezerw膮. Sk艂oni艂a go cho膰by do tego zuchwa艂a i wyzywaj膮ca bezpo艣rednio艣膰 go艣cia. Nie poprosi艂 go nawet, aby zaj膮艂 miejsce. Stoj膮c wyprostowany podobnie jak on, spyta艂 stanowczo: - Co pana do mnie sprowadza?

Genera艂 odpar艂.bez wahania, z wojskow膮 .lapidarno艣ci膮: - Chodzi o to w najwy偶szym stopniu podejrzane ma艂偶e艅stwo, jakiego dopu艣ci艂 si臋 feldmarsza艂ek.

- A co pana zdaniem - spyta艂 von Fritsch jeszcze w miar臋 uprzejmie - mo偶e nas obchodzi膰 偶ycie prywatne naszych bli藕nich?

pusu oficerskiego i generalicji, w kt贸rej imieniu tu wyst臋puj臋, w rachu­
b臋 wchodzi tylko jedna osoba: pan!

- Nie przyjmuj臋 tego do wiadomo艣ci - powiedzia艂 von Fritsch skromnie. - A tym bardziej zabraniam tego rodzaju spekulacji w kor- pusie oficerskim. Kategoryczniej Jestem nikim wi臋cej jak tylko 偶o艂­nierzem - i to wystarczy!

Pogrzeb matki Wernera von Blpmberga odby艂 si臋 w styczniu 1938 roku w Berlinie. By艂a to niezwykle skromna, ale pe艂na godno艣ci ceremonia. R贸wnie偶 pastor otrzyma艂 polecenie, aby ograniczy膰 si臋 wy艂膮czanie do.tego, co. niezb臋dne. A wi臋c ewangeliczna skromno艣膰, jak przysta艂o na wielce szacown膮 matk臋 feldmarsza艂ka.

Pogoda by艂a odpowiednia do pory roku: temperatura nieco.powy­偶ej zera. Zachmurzone niebo, ani 艣niegu czy deszczu. A ziemia, kt贸ra mia艂a przykry膰 skromn膮 d臋bow膮 trumn臋, by艂a br膮zowa i ci臋偶ka.

Poza pastorem i s艂u偶b膮 cmentarn膮 obecni byli niemal wszyscy cz艂onkowie rodziny von Blomberg: synowie i ich 偶ony, c贸rki ze swoimi m臋偶ami. W艣r贸d nich tak偶e genera艂 Keitel, kt贸ry wielce 偶a艂obnie patrzy艂 w ziemi臋. Ale chyba tylko dlatego, aby nie spojrze膰 w oczy swojemu te艣ciowi, gdyby ten rzeczywi艣cie si臋 pojawi艂. Bo cho膰 by艂 on jego mecenasem, prze艂o偶onym i krewnym, Keitel wstydzi艂 si臋 za niego.

Drgn膮艂 lekko, gdy dostrzeg艂 wchodz膮cego na cmentarz von Blom-berga. Przyby艂 on w ostatnim momencie i na szcz臋艣cie nie pr贸bowa艂 przecisn膮膰 si臋 do przodu. Towarzyszy艂a mu szczelnie zas艂oni臋ta woal-k膮 kobieta, z pewno艣ci膮 jego 偶ona.

Oboje przez nikogo nie witani, z nikim si臋 nie przywitawszy - stali obok grobu bez ruchu, bez s艂owa, z zastyg艂ymi twarzami. Nie ruszyli si臋 z miejsca nawet wtedy, gdy trumn臋 ze zw艂okami ukochanej matki opuszczono do do艂u i zacz臋艂a j膮 pokrywa膰 rzucana gar艣ciami ziemia. „Niech proch w proch si臋 obr贸ci!"

Po czym jako pierwsi opu艣cili cmentarz - dostrze偶eni przez uwa偶­nych obserwator贸w. Trzymaj膮c si臋 pod r臋k臋 odchodzili stamt膮d po艣piesznie. Sprawia艂o to wra偶enie ucieczki.

W bramie cmentarnej wpad艂 na nich jeden z adiutant贸w Hitlera, kt贸ry zasalutowa艂 przepisowo i oznajmi艂: - Otrzyma艂em zaszczytne, polecenie, panie feldmarsza艂ku, przekazania panu od naszego F眉hrera

180


wyraz贸w najg艂臋bszego wsp贸艂czucia z powodu z pewno艣ci膮 bardzo bolesnej dla pana straty.

Podni贸s艂 praw膮 r臋k臋, jakby chcia艂 dotkn膮膰 daszk膮 czapki, Ale by艂 przecie偶 w cywilnym ubraniu. Wobec tego po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu 偶ony, jak gdyby chcia艂 j膮 os艂oni膰. Eva dr偶a艂a.


7

Wielka akcja pastwowa

Z relacji doktora Ericha Mellera:

„le艣li. idzie o wydarzenia, kt贸re si臋 wtedy rozegra艂y, nie chodzi艂o o 偶adne znane z historii metody polityk贸w. By艂a to po prostu kiepska gra zwyk艂ych aferzyst贸w.

Udowodnione jest, 偶e Hitler ju偶 od kilku miesi臋cy zna艂 to fatalne dossier Fritscha. Mo偶na r贸wnie偶 za艂o偶y膰, 偶e by艂 艣wiadom istnienia teczki Gruhn. Mimo wszystko wyst膮pi艂 wsp贸lnie z G枚ringiem w roli 艣wiadka na 艣lubie von Blomberga, poniewa偶 prawdopodobnie uwa偶a艂 to za genialne posuni臋cie szachowe. Umia艂 kierowa膰 przypadkami. Dlatego te偶 mog艂o doj艣膰 do tego ha艂a艣liwego spektaklu, przedstawiaj膮­cego zmierzch bog贸w-genera艂贸w w stylu wagnerowskim. Nadludzie przeciwko kar艂om!

F眉hrer i kanclerz Rzeszy trzy dni przed ow膮 dat膮, uznan膮 p贸藕niej
za historyczn膮 - a wi臋c przed 26 stycznia 1938 roku - kaza艂 zmieni膰
sw贸j zwyk艂y porz膮dek dnia. Tym razem da艂 pierwsze艅stwo G枚ringowi,
kt贸rego wyra藕nie, to zachwyci艂o, cho膰 stara艂 si臋 r贸wnie偶 w贸wczas
przybra膰 wygl膮d cz艂owieka niezwykle przygn臋bionego! Jakby zmuszo­
no go do wzi臋cia udzia艂u w g艂臋boko go zasmucaj膮cym pa藕stwowyia
pogrzebie.

By艂 to widok, kt贸remu Hitler przygl膮da艂 si臋 z widoczn膮 rozkosz膮, nie zapominaj膮c jednak pd czasu do czasu zerkn膮膰 na swojego

182


adiutanta, pu艂kownika Hossbacha. Albowiem r贸wnie偶 jego poprosi艂 na t臋 rozmow臋 - „nadzwyczaj poufn膮". Jak si臋 zdaje, chcia艂 uczyni膰 z niego swojego 艣wiadka. Gdy偶 Hossbach podczas tego przedstawie­nia, kt贸re mia艂o si臋 za chwil臋 zacz膮膰, mia艂 zarejestrowa膰 to, co w mniemaniu Hitlera by艂o najwa偶niejsze: kto by艂 pos艂a艅cem, a kto odbiorc膮 tej wiadomo艣ci! Ponadto niezwykle interesuj膮ca by艂a tak偶e reakcja samego Hossbacha.

Paladyn G枚ring zapewni艂 na wst臋pie, 偶e bardzo 偶a艂uje, i偶 musi przekaza膰 te nadzwyczaj ponure wie艣ci. Ale niestety, niestety, chodzi o niewzruszone fakty. Przedstawienie ich nie przychodzi mu 艂atwo, lecz ostatecznie on zawsze odznacza艂 si臋 praw膮 otwarto艣ci膮.

- Wystarczy, m贸j drogi G枚ring! - zawo艂a艂 w jego stron臋 Hit­
ler, kt贸ry wr臋cz nie potrafi艂 ukry膰 rado艣ci. Spojrza艂 na pu艂kownika
Hassbacha i dostrzeg艂, jak jego niepok贸j wyra藕nie ro艣nie, w zwi膮zku
z czym bez chwili wahania przybra艂 rzeczowy ton: - Mo偶e pan sobie
i nam, czyli pu艂kownikowi Hossbachowi i mnie, zaoszcz臋dzi膰 wszel­
kich opis贸w, co czyni pan z pewno艣ci膮 w dobrej wierze. Nas nie jest
艂atwo wyprowadzi膰 z r贸wnowagi. A wi臋c, niech pan pozwoli przem贸­
wi膰 faktom!

I tak si臋 sta艂o. Genera艂 wyj膮艂 z teczki niezbyt du偶y plik akt, kt贸re po艂o偶y艂 przed Hitlerem. F眉hrer jednak nie si臋gn膮艂 po nie. Jak wida膰 oczekiwa艂, tak偶e ze wzgl臋du na swojego adiutanta, kr贸tkiego wyja艣­nienia ze strony G枚ringa - czyli informacji, jakie ten mia艂 do przeka-zania. I za chwil臋 rzeczywi艣cie je us艂ysza艂.

- Teczka numer jeden. Zawiera r贸偶ne szczeg贸艂y dotycz膮ce wysoce
podgrzanego ma艂偶e艅stwa pana von Blomberga z osob膮, kt贸ra wesz艂a
w konflikt z prawem obyczajowym, i to kilkakrotnie. Nast臋pnie tecz­
ka numer dwa. Zawiera ona detale dotycz膮ce seksualnych dewiacji;
mianowicie homoseksualizmu. Osoba podejrzana: nikt inny i nikt
pomniejszy, ale sam genera艂 von Fritsch!

Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e Adolf Hitler wstrzyma艂 oddech. Wydawa艂 si臋 g艂臋boko wstrz膮艣ni臋ty. Potrafi艂 wytrwa膰 w takim stanie przez d艂u偶szy czas. Zupe艂nie jak gdyby nawet jemu, najbardziej z艂otoustemu komentatorowi i interpretatorowi swojej epoki, zabrak艂o odpowiednich s艂贸w. Niemal z pro艣b膮 o pomoc spojrza艂 na swojego adiutanta, kt贸ry wygl膮da艂 tak偶e na bardzo zmieszanego i dosy膰 bezradnego - ca艂kowicie zgodnie z oczekiwaniami.

183


- Na co艣 takiego - wyrzuci艂 wreszcie z siebie Hitler - nie mo偶na,
nie wolno nas nara偶a膰! To potworne. Po prostu nie mog臋 w to uwie­
rzy膰. - Pu艂kownik Hossbach pochyli艂 g艂ow臋, co Hitler odczyta艂 jako
przepe艂nion膮 wzruszeniem aprobat臋 jego s艂贸w. - Jak wida膰, nic nie
zostaje mi zaoszcz臋dzone, ale to zupe艂nie nic!

Adolf Hitler by艂 aktorem pierwszej wielko艣ci; opanowa艂 znaczn膮 liczb臋 teatralnych efekt贸w i wykorzystywa艂 je ch臋tnie, a czyni艂 to na og贸艂 przekonuj膮co. Nawet reichsleiter Alfred Rosenberg, szczeg贸lnie oddany kulturze zausznik Hitlera, w momencie, swojej wielkiej b艂ys­kotliwo艣ci stwierdzi艂: „On jest sam w sobie Szekspirem!"

A teraz do艂膮czy艂 si臋 do niego,, g艂o艣no grzmi膮c i kipi膮c energi膮, aktor pa艅stwowy numer dwa - G枚ring. Oni dwaj podsuwali sobie nawzajem wr臋cz z profesjonaln膮 wpraw膮 has艂a do tego zakrojonego na niema艂膮 skal臋 spektaklu. Za publiczno艣膰 i 艣wiadka mieli pu艂kow­nika Hossbacha.

- Wszystko, po prostu wszystko si臋 we mnie burzy przeciwko
temu, 偶eby uzpa膰 t贸 za rzecz w og贸le mo偶liw膮! Ale chyba nie ma
wyj艣cia. Zak艂adam bowiem, G枚ring, 偶e te przedstawione przez pana
akta s膮 w stu procentach oparte na prawdzie.

Genera艂 wyra藕nie podoba艂 sie sobie samemu w roli radosnego pos艂a艅ca nieszcz臋艣cia; a jednocze艣nie stara艂 si臋 wyst膮pi膰 jako pe艂en oddania giermek f眉hrera. - Tak po prostu jest, i musimy to prze偶y膰.

Co, jak si臋 zdaje, f眉hrer got贸w by艂 uczyni膰, nie omieszkuj膮c jednak zauwa偶y膰: - Z najwi臋kszym 偶alem, z krwawi膮cym sercem. - Zdanie to by艂o przeznaczone przede wszystkim dla uszu jego adiutanta. Hitler zwr贸ci艂 si臋 do niego teraz bezpo艣rednio, przy czym mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e pilnie potrzebuje jego rady: - Co pan na to powie, pu艂kowniku Hossbach?

- Zatka艂o pana, co? - za偶artowa艂 po m臋sku G枚ring, troch臋 w stylu
偶o艂nierza frontowego.

Pu艂kownik Hossbach, zawsze usi艂uj膮cy wypowiada膰 si臋. szczerze, teraz jakby zamar艂; by艂 r贸wnie przygn臋biony, co zak艂opotany.

- No c贸偶, musz臋 przyzna膰, 偶e ja tak偶e nie uwa偶a艂em tego ma艂偶e艅­
stwa pana feldmarsza艂ka za szczeg贸lnie szcz臋艣liwy pomys艂. Mimo to
przy pewnej 偶yczliwo艣ci mo偶na przyj膮膰 je z臋 zdarzenie czysto prywat­
nej natury. I w艂a艣nie dlatego radzi艂bym przej艣膰 nad tym faktem do
porz膮dku, pomijaj膮c go milczeniem.

t84


G枚ring, jak zaalarmowany, hukn膮艂: - Co to ma znaczy膰, panie pu艂kowniku? Czy偶by mia艂 pan zamiar ostrzec von Fritscha? 呕eby m贸g艂 si臋 zabezpieczy膰? 呕eby zyska艂 czas na obron臋? I 偶eby m贸g艂 zmobilizowa膰 rozmaite si艂y do pomocy? Zrodzi艂oby to same k艂opoty! Budz膮ce najwi臋ksze obawy, zagra偶aj膮ce pa艅stwu! Czy chce pan tego?

F眉hrer milcza艂 jak gdyby zamy艣lony. Potem spojrza艂 wyzywaj膮co na swojego G枚ringa.

A ten wybuch艂: - Jak wida膰, jest pan kompletnie naiwny! Czy pan nie wie, 偶e homoseksuali艣ci ,to urodzeni k艂amcy, notoryczni demorali­zatorzy, potencjalni przest臋pcy? Czy偶by si臋 pan spodziewa艂, 偶e cz艂o-


wiek takiego pokroju otwarcie przyzna si臋 do swoich obrzydliwych
zdro偶no艣ci? -

- Zak艂adam, panie generale - powiedzia艂 na to Hossbach, staraj膮c
艣i臋 nie ulega膰 emocjom - 偶e pa艅skie uwagi by艂y natury zupe艂nie
og贸lnej. I nie odnosi艂y si臋 do okre艣lonej osoby?

- Oczywi艣cie, 偶e nie! - Tym razem Hitler pospieszy艂 z odpowiedzi膮. Wiedzia艂 bowiem, 偶e 贸w adiutant Wehrmachtu nie by艂 ani troch臋 typem gnu艣nego, s艂u偶alczego lokaja, kt贸rego by艂oby sta膰 na zabawy rodem z koszarowego dziedzi艅ca. - Ale musi pan tak偶e zrozumie膰 uzasadnione obawy genera艂a G枚ringa.

On jednak pozostawa艂 niewzruszony. - Te przedwczesne, w膮tpliwe, i nie udowodnione pom贸wienia wymagaj膮 pilnego wyja艣nienia. Jestem gotowy podj膮膰 si臋 tego zadania, prosz臋 mi na to pozwoli膰!

Gdy pu艂kownik Hossbach si臋 oddali艂, f眉hrer i jego paladyn pozos­tali sami. Pogr膮偶eni w wielkiej zadumie. Przez chwil臋 milczeli. . P贸藕niej g艂贸wny dow贸dca Luftwaffe powiedzia艂 pe艂en w膮tpliwo艣ci:

186


- Gdyby ten Fritsch dowiedzia艂 si臋 tym za wcze艣nie, m贸g艂by si臋
wykr臋ci膰!

- Nie zna ich pan, w ka偶dym razie nie najlepiej. - HitJer pozos­tawa艂 niewzruszony. Pozwoli艂 sobie nawet na 偶art, z kt贸rego sam si臋 roze艣mia艂: - Ostatecznie ja te偶 si臋 znam na psach! I w艂a艣nie dlatego wiem, 偶e te, co najg艂o艣niej szczekaj膮, nie gryz膮.

Teraz i G枚ring roze艣mia艂 si臋 jak kumpel; za芦moment przyj膮艂 jednak kojow膮 postaw臋 jak zwykle w dra偶liwych, niebezpiecznych sytua- cjach, - A wi臋c jeszcze da si臋 wszystko wyprostowa膰, tak?

- Musi si臋 da膰 —potwierdzi艂 Hitler z przekonaniem. - Reakcja Hossbacha by艂a jednoznaczna. Ale mo偶na uzna膰, 偶e ten poci膮g ju偶 odjecha艂 i musi dotrze膰 do wyznaczonego przez nas celu. Jak najszyb­ciej. I to mi臋dzy innymi dlatego, 偶e mog臋 polega膰 na panu, to znae偶y na pa艅skich dokumentach, prawda?

- Ca艂kowicie! - zapewni艂 G枚ring. - Zgodnie z zasad膮: kto nie jest
z nami, jest przeciwko nam! Niezale偶nie od tego, do jakiej instytucji
ten adiutant nale偶y, musi zosta膰 zwolniony! Na jego miejsce i nie
tylko na jego - czeka wielu. Stoj膮 w kolejce!

Bezpo艣rednio po opuszczeniu Kancelarii Rzeszy pu艂kownik Hossbach, nie zwlekaj膮c ani chwili, kaza艂 si臋 zawie藕膰 na Tirpitzufer. Znajdowa艂a si臋 tam siedziba dow贸dcy si艂 l膮dowych. Sp艂owia艂a, czerwona ceg艂a, wyblak艂y, szary cement, zniszczone korytarze.

I w艂a艣nie w tym budynku, za b艂yszcz膮cym biurkiem, zawsze sprawiaj膮cym wra偶enie starannie uprz膮tni臋tego, siedzia艂 genera艂 von Fritsch, niewzruszenie pewny siebie, jakby ca艂kowicie nieprzyst臋pny. Jednak偶e jego spojrzenie, zwr贸cone na wchodz膮cego go艣cia, by艂o po ojcowsku dobroduszne. Ten go艣膰 bowiem wywodzi艂 si臋 z jego szk芦艂y, nale偶a艂 do jego 艣wiata, zawsze byl mile widziany.

- Co pana do mnie sprowadza,, drogi Hossbach?
Sprawa niezwykle delikatna

10


Ale偶 m贸j kochany, chyba nie ma rzeczy, kt贸ra w tych czasach laog艂aby mnie jeszcze zaskoczy膰!

Pu艂kownik Hossbach podj膮艂 t臋 pr贸b臋, uczyni艂 to jednak z wiel­kim wysi艂kiem. Staraj膮c si臋 przedstawi膰 spraw臋 jak naj艂agodniej, powiedzia艂: - Zdaje si臋, 偶e usi艂uje si臋 zarzuci膰 panu, panie generale, szczeg贸lny rodzaj przest臋pstwa. Rzekomo istniej膮 odno艣ne wypowie­dzi 艣wiadk贸w, kryminalne docnodzenie, sporz膮dzone w Urz臋dzie Bezpiecze艅stwa akta.

- Nie, m贸j drogi - o艣wiadczy艂 von Fritsch z godno艣ci膮. -Ponie­wa偶 tego rodzaju podejrzenia nie licuj膮 po prostu z moim 艣wiatem, z moim 偶yciem. Nie 偶ycz臋 te偶 sobie, 偶eby pana wci膮gano w te sprawy. Nie powinny one pana obchodzi膰.

Pu艂kownik zareagowa艂 niemal zaskoczony: - Przepraszam, ale jak mam to rozumie膰? -Czy pan mi nie ufa? Czy nie uwa偶a mnie pan za godnego zaufania?

188


okropne pom贸wienia dotycz膮 teraz pana bezpo艣rednio. I w艂a艣nie przeciw nim musi si臋 pan broni膰, p贸ki nie b臋dzie za p贸藕no!

- Je艣li kiedykolwiek sprawy zasz艂yby tak daleko - oznajmi艂 gene­
ra艂 nieco podnios艂ym tonem - to wystarczy tylko jedno. Moje s艂owo
honoru! Kt贸re dam F眉hrerowi i w ten spos贸b wszystko b臋dzie
za艂atwione.

- I pan naprawd臋 w to wierzy? - Pu艂kownik Hossbach by艂 do g艂臋bi wstrz膮艣ni臋ty. - Ci膮gle jeszcze nie przejrza艂 pan tego Hitlera? Je艣li trzeba, to on p贸jdzie po trupach! R贸wnie偶 po pa艅skim!

Z relacji Ericha Mellera:

„Nast臋pna z ostatnich ju偶 faz strategii zniszczenia zacz臋艂a si臋 25 stycz­nia 1938 roku - dok艂adnie o godzinie 10 przed, po艂udniem. Owe imprezy z fajerwerkami mia艂y trwa膰 przez kilka dni niemal bez


przerwy i doprowadzi膰 do wielu punkt贸w kulminacyjnych, kt贸rych podst臋pno艣膰 nawet w III Rzeszy nie mia艂a sobie r贸wnej.

Nale偶a艂a do nich r贸wnie偶 tak zwana narada s艂u偶bowa w rozsze­rzonym gronie Czyli: 偶aden szczeg贸艂owo rozpatrywany wewn臋trzny temat, ale raczej og贸lna interpretacja sytuacji, bez wcze艣niejszego ustalenia porz膮dku obrad, kt贸ry tak czy owak by艂 najcz臋艣ciej samo­wolnie okre艣lany przez Hitlera lub przez niego zmieniany. Tym ra­zem wszystko wydawa艂o si臋 o wiele bardziej niejasne, a tak偶e baiv dziej wieloznaczne ni偶 zwykle.

Ju偶 sama lista obecnych stanowi艂a zagadk臋 i sta艂a si臋 藕r贸d艂em pe艂n臋膮o wyczekiwania niepokoju: przyby膰 mieli nie tylko osobi艣ci doradcy Hitlera. lecz tak偶e liczni sekretarze, a nawet minister spra­wiedliwo艣ci Rzeszy. Ponadto pojawili si臋 r贸wnie偶, i to jednocze艣nie, G枚ring i Heydrich, obaj o twarzach nieprzeniknionych i tajemniczych. Tym samym trybuna艂 sta艂 si臋 kompletny, 艂膮cznie ze statystami.

Jako ostatni wszed艂 na sal臋 Hitler. Sprawia艂 wra偶enie przygn臋bio­nego, lekko pochylony kroczy艂 w stron臋 swojego miejsca; wykona艂 ruch r臋k膮, jakby chcia艂 ich wszystkich pob艂ogos艂awi膰; to by艂 jego spos贸b przekazywania 禄niemieckiego pozdrowieni膮芦.

N膮 ten temat w par臋 godzin p贸藕niej Heydrich powiedzia艂 do Mellera z pejn膮 ufno艣ci膮, przyjacielsk膮 otwarto艣ci膮: 禄Niejeden robi艂 w portki. Nastr贸j F眉hrera zapowiada艂 ogromn膮 burz臋. To by艂o dobrze zrobione! Niewiele brakowa艂o, a zala艂by si臋 艂zami!芦

Hitler poinformowa艂 zebranych o swoim 禄g艂臋bokim poruszeniu芦,

swojej 禄wielkiej, nieustaj膮cej trosce . Albowiem dosz艂o do wydarze艅

o kt贸rych chyba ju偶 si臋 g艂o艣no m贸wi. - Ca艂y czas zadaj臋 sobie pytanie,

nieustannie, jakt im zaradzi膰. Ale tak, aby nie narazi膰 na szwank

znaczenia Rzeszy czy naszego Wehrmachtu.

Tak wi臋c nie oskar偶a艂; skar偶y艂 si臋 i ubolewa艂, i udawa艂 szczerze zatroskanego. Zaplanowan膮 brutaln膮 akcj臋 pozostawi艂 bez obaw god­nemu zaufania G枚ringowi. A ten bez ogr贸dek m贸wi艂 o 禄艣wi艅stwie芦, o 禄zdradzie lojalno艣ci wobec F眉hrera芦, a aa koniec wspomnia艂 nawet e 禄stajni, kt贸r膮 wreszcie trzeba oczy艣ci膰芦.

By艂a to uwaga, kt贸rej jednak Hitler nie pochwala艂, pozostaj膮c w ca艂kowitej zgodzie ze swoj膮 rol膮. - W ramach w艂adzy, jak膮 dys­ponuj臋, musz臋 uczyni膰 wszystko i uczyai臋, aby uchroni膰 m贸j nar贸d


przed z艂em. Mog臋 by膰 chyba pewny waszej pe艂nej zrozumienia aproba­ty, moi wsp贸艂pracownicy i towarzysze wsp贸lnej drogi.

Podsumowanie, kt贸re Heydrich tak oto p贸藕niej mi skomentowa艂: ten spos贸b mia艂 ich wszystkich w r臋ku! Bo oczywi艣cie 偶aden si臋 nie ruszy艂, nikt nie odwa偶y艂 si臋 zg艂osi膰 jakiego艣 zastrze偶enia, a ju偶 w 偶adnym wypadku cho膰by lekko zaprotestowa膰.

Ju偶 w godzinach popo艂udniowych 25 stycznia 1938,roku energicznie zmierzaj膮cy do celu G枚ring poprosi艂 feldmarsza艂ka von Blomberga o „kr贸tk膮, lecz wysoce poufn膮, ponadto bardzo osobist膮 rozmow臋". Werner von Blomberg bez wahania si臋 zgodzi艂.

G枚ring dzi臋kowa艂 niezwykle o偶ywiony: - A wi臋c mog臋 pana prosi膰 o przyj艣cie do mnie, panie feldmarsza艂ku? Pozwalam sobie na t臋 propozycj臋 z powodu pewnych akt, kt贸re raczej powinny zosta膰 panu udost臋pnione i nie mog膮.znale藕膰 si臋 na 偶adnym innym biurku.

Feldmarsza艂ek stawi艂 si臋 natychmiast, w cywilnym ubraniu, w Mi­nisterstwie Lotnictwa Rzeszy. By艂a to klocowata twierdza z betonu i szk艂a. G枚ring przyj膮艂 go w swoim gabinecie przypominaj膮cym hal臋, nie r贸偶ni膮cym si臋 bardzo od tego, w kt贸rym rezydowa艂 f眉hrer.

G枚ring bowiem, spogl膮daj膮c na艅 ze smutkiem i nadaj膮c 偶a艂obny ton t艂usto brzmi膮cenu g艂osowi, powiedzia艂: - Panie von Blomberg - a wi臋c nie zwraca艂 si臋 do niego tak jak zawsze, per „feldmarsza艂ku"

191


- prosz臋 pozwoli膰 mi na wst臋pie na nast臋puj膮ce stwierdzenie: mnie,
a tak偶e w dodatku samego F眉hrera sk艂oni艂 pan do wyst膮pienia na
pa艅skim 艣lubie w roli 艣wiadk贸w.

'

- Nie sk艂oni艂em, panie G枚ring, nie o艣mieli艂em si臋 nawet o to.
prosi膰. Jednak偶e pa艅sk膮 gotowo艣膰 i gotowo艣膰 F眉hrera, by wy艣wiad­
czy膰 mi t臋 艂ask臋, odczu艂em jako najwy偶szy zaszczyt. Zawsze b臋d臋 za to
wdzi臋czny.

- Tote偶 my uczynili艣my to bardzo ch臋tnie, panie von Blomberg, pe艂ni dobrej wiary, 偶e tak powiem, z naturalnego poczucia kole偶e艅­skiej wi臋zi. Niestety, okazuje si臋 jednak i przykro mi, 偶e musz臋 o tym m贸wi膰 - 偶e dosz艂o w tym wypadku do godnego ubolewania oprowa­dzenia w b艂膮d albo wr臋cz do zwodniczego nadu偶ycia. Dotyczy to zw艂aszcza F眉hrera siebie ju偶 pomijam. F眉hrera jednak nie powinien by艂 pan, panie von Blomberg, nara偶a膰 na co艣 takiego!

- Nie rozumiem, o czym pan m贸wi! - zapewni艂 feldmarsza艂ek
zdenerwowany, wyra藕nie staraj膮c si臋 zachowa膰 spok贸j.

. - O pa艅skim zwi膮zku z t膮 osob膮.

- Na tak zwan膮 przesz艂o艣膰 mojej 偶ony, jej pochodzenie z proste­go 艣rodowiska, przezornie zwraca艂em uwag臋 wcze艣niej, panie G枚ring, mianowicie wtedy, kiedy prosi艂em pana o wstawienie, si臋 za mn膮, za nami, u F眉hrera. Co, pan rzeczywiscie uczyni艂 i za co jestem panu wdzi臋czny. Szczerze przyzna艂em, 偶e wed艂ug tradycyjnych poj臋膰 ho­norowego kodeksu oficerskiego ma艂偶e艅stwo to z pewno艣ci膮 nie mo偶e by膰 uwa偶ane za „stosowne do mojego stanu". Jednak偶e obaj, panie G枚ring, byli艣my zdania, 偶e obecnie nadesz艂y czasy, w kt贸rych mo偶na wreszcie my艣le膰 prawdziwie demokratycznie.

- Jak najbardziej, panie von Blomberg, jak najbardziej! Ale nawet w takiej sytuacji trzeba dostrzega膰 pewne granice i zachowa膰 umiar.

192


nawet istniej膮 odno艣ne notatki, to opieraj膮 si臋 z pewno艣ci膮 na fa艂­szywych informacjach! Niewykluczone, 偶e zosta艂y celowo sfa艂szowane.

- Ja mu ufam!. Ca艂kowicie i bez zastrze偶e艅! A on ufa mnie!
G枚ring skin膮艂 pob艂a偶liwie g艂ow膮. Zrozumia艂e, 偶e Blomberg jest

niepoprawnie naiwny. Wyda艂 mu si臋 zmia偶d偶onym kar艂em - mimo jego wielkiego wzrostu. Mo偶na uzna膰, 偶e by艂 ju偶 sko艅czony. Hitler bez trudu go dobije.

Genera艂a barona von Fritscha nierzadko uwa偶ano za -nadzwyczaj
skomplikowanego, wysoce samowolnego cz艂owieka, czasami jednak
m贸wiono o nim jako o osobie wr臋cz dziecinnie naiwnej. Kiedy w je­
go 偶yciu nast膮pi艂 najwi臋kszy kryzys - szuka艂 ucieczki w pracy. Na­
st臋pstwem tego by艂o to, 偶e. w owych dniach w najbli偶szym otoczeniu
naczelnego dow贸dcy si艂 l膮dowych panowa艂a przygniataj膮ca, napi臋ta
atmosfera.

Jego codzienne pensum wynosi艂o oko艂o dwunastu godzin. „Robi艂 wra偶enie - opowiada jeden z jego adiutant贸w - jakby si臋 uwzi膮艂, 偶eby doprowadzi膰 do ko艅ca swoje wielkie plany organizacyjne. Inny z adiutant贸w zauwa偶y艂, 偶e jego ma艂om贸wno艣膰 nie dawa艂a si臋 ju偶 niczym prze艂ama膰! „Nie spos贸b by艂o nawi膮za膰 z nim rozmowy!" Jednak偶e genera艂 Beck, szef sztabu generalnego armii, stwierdzi艂 lapidarnie: „By艂 taki jak zawsze".

Gospodyni Wernera von Fritscha, baronowa, oficjalnie nazywana „dam膮 dworu", opowiada艂a: „Nie wiedzia艂am ju偶 po prostu, co mam robi膰! 艢niadania tak czy owak jada艂 zawsze bardzo skromne, ale od pewnego czasu nie chodzi艂 na obiady nawet do kasyna. Dowiadywa­艂am si臋. A wieczorem mog艂am postawi膰 na stole nie wiem co, on i tak niczego nie tkn膮艂. Nawet ulubionych potraw swojej matki, na kt贸re mia艂am przepisy.".

Prawdopodobnie jedyn膮 osob膮, kt贸ra w pewnym, sensie potrafi艂a dotrze膰 do genera艂a, a tak偶e stara艂a si臋 o to, by艂 Schmiedinger,


opiekuj膮cy si臋 nim obergefrajter. Zaniepokoi艂 si臋 zw艂aszcza po alarmuj膮cej wiadomo艣ci od feldfebla Maiera, 偶e von Fritsch w og贸le nie je藕dzi ju偶 konno. A wi臋c zaniedba艂 te偶 swojego konia! By艂a to nie­podwa偶alna oznaka niezwyk艂ego za艂amania.

W par臋 lat p贸藕niej Schmiedinger powiedzia艂 na ten temat: „Kim ja wtedy by艂em? Jeszcze jednym g艂upcem w tym cyrku w艂adzy. P贸ki skuba艂em sobie traw臋 na wyznaczonej mi, 艂膮czce, nie musia艂em si臋 tak bardzo ba膰, 偶e p贸jd臋 na rze藕. By艂em j膮k durny byk! Tak siebie widzia艂em. Ale wie pan, genera艂 wydawa艂 mi si臋 wtedy swoim w艂asnym pos膮giem, wykutym w grobowo ciemnym marmurze.

Hitler przyj膮艂 von Blomberga z nie ukrywan膮 uprzejmo艣ci膮, ale tak偶e z wyra藕nie demonstrowanym zatroskaniem. G枚ring trzyma艂 si臋 z ty艂u, na razie. U艣miecha艂 si臋 偶yczliwie.

Adolf Hitler poprosi艂 Blomberga, aby zaj膮艂 miejsce tu偶 pizy nim. W ci膮gu tych paru sekund wszystko sprawia艂o wra偶enie pe艂nej har­monii i ca艂kowitego zaufania. - W艣r贸d wszystkich ludzi, jakich kie­dykolwiek spotka艂em, kt贸rzy nale偶膮 do mojego 艣wiata, kt贸rym wiele zawdzi臋czam , z kt贸rymi czuj臋 si臋 zwi膮zany, pan, panie von Blomberg, zajmuje jedno z pierwszych miejsc!

- Dzi臋kuj臋 - odpar艂 feldmarsza艂ek uszcz臋艣liwiony i pe艂en oddania. - 1 o samo odnosi si臋 tak偶e do pana.

艃a co odezwa艂 si臋 G枚ring, na kt贸rego Hitler rzuci艂 tylko kr贸tkie spojrzenie: - Jednak偶e to, co obecnie, 偶e tak powiem, na p艂aszczy藕nie s艂u偶bowej wysz艂o na jaw, nale偶y okre艣li膰 jako niezwyk艂e obci膮偶aj膮ce, niestety, niestety?

- Mo偶e tu chodzi o zwyk艂e nieporozumienie, o b艂臋dne informacje. Hitler popatrzy艂 na swojego feldmarsza艂ka w zamy艣leniu, aby za chwil臋, jakby wychodz膮c mu naprzeciw, przej艣膰 do dygresji politycz­nej: - Mo偶e nale偶a艂oby spojrze膰 na to inaczej: Ot贸偶 pewna bardzo m艂oda, niezwykle atrakcyjna, spragniona 偶ycia istota mieszka艂a, wy­chowywa艂a si臋 w tym bagnie Republiki Weimarskiej, w tym wtedy jeszcze brudnym mie艣cie, jakim by艂 Berlin! I po prostu sta艂a si臋 przypadkow膮 ofiar膮 zdzicza艂ej obyczajowo艣ci, nie znaj膮cej 偶adnych hamulc贸w, propagowanej przez 呕yd贸w wolno艣ci seksualnej.

194


- Dzi臋kuj臋, mein F眉hrer - powiedzia艂 von Blomberg pochylaj膮c
nisko g艂ow臋. Wydawa艂o mu si臋, 偶e Hitler za pomoc膮 tych wywod贸w
zamierza pomniejszy膰 znaczenie istniej膮cego materia艂u dowodowego.

Przykro mi - sprzeciwi艂 si臋 G枚ring, kt贸ry zgodnie ze swoj膮 rol膮
przywdzia艂 mask臋 wybornie udawanego 偶alu - ale tak niestety nie
by艂o. - Po czym szybko przeszed艂 do oskar偶enia: -W aktach s膮-
dowody, 偶e wspomniana dama rzeczywi艣cie pobiera艂a pewne op艂aty za
okazywane 艂aski. Istniej膮 r贸wnie偶 dosy膰 delikatnej natury zdj臋cia,
w艣r贸d nich nawet kilka pornograficznych. Z okropnymi, ordynarnymi
detalami.

- To jest - wykrzykn膮艂 feldmarsza艂ek szczerze wzburzony -
ca艂kowicie niewyobra偶a艂ae! -Niemal b艂agalnym wzrokiem spojrza艂 na
swojego f眉hrera. .

Pan si臋 chyba myli! - wykrzykn膮艂 Hitler bez wahania. - Czy偶by?

- Nie myl臋 si臋 - odpowiedzia艂 G枚ring stanowczo. - Istniej膮cy
materia艂 ma niepodwa偶aln膮 warto艣膰, jest ca艂kowicie przekonuj膮cy.
Czy mam przedstawi膰 szczeg贸艂y?

F眉hrer wsta艂, szorstko odmawiaj膮c, jakby sp艂oszony. Zacz膮艂 cho­dzi膰 w t臋 i z powrotem w pobli偶u swojego biurka, jakby nurtowa艂y g'o g艂臋boko niepokoj膮ce my艣li. Feldmarsza艂ek, blady, wpatrywa艂 si臋 w niego - wci膮偶 jeszcze mia艂 nadziej臋. G枚ring wola艂 udawa膰 艣wie偶o zastyg艂y pos膮g.

- Po prostu wszystko si臋 we mnie burzy przed uznaniem czego艣
takiego za mo偶liwe! - o艣wiadczy艂 Hitler dr偶膮cym g艂osem. Po czym
przerwa艂 w臋dr贸wk臋, stan膮艂 jak w ziemi臋 wryty i spojrza艂 sugestywnie
na swojego feldmarsza艂ka. - Bo na tak膮 rzecz, m贸j drogi panie von
Blomberg, z ca艂膮 pewno艣ci膮 pan sobie nie zas艂u偶y艂! Ani pan, ani tak偶e
ja! W ka偶dym razie pan jest i pozostanie nadal w moich oczach
cz艂owiekiem honoru! Je艣li jednak wstr臋tne, ale jednak przecie偶 urz臋do­
we rozpoznania mia艂yby si臋 okaza膰 prawdziwe, to musz臋 zada膰
pytanie: W jaki spos贸b mogliby艣my, ja m贸g艂bym ustczec naszego
feldmarsza艂ka przed takimi podejrzeniami?

Podczas gdy von Blomberg milcza艂 chwil臋 oniemia艂y, G枚ring tym bardziej aktywnie gra艂 dalej swoj膮 rol臋: - Niewykluczone, 偶e mog艂o­by jeszcze pom贸c szybkie rozwi膮zanie tego ma艂偶e艅stwa. Na przyk艂ad uzyskanie urz臋dowego uniewa偶nienia zwi膮zku wobec ordynarnego

195


oszustwa, za jakie mo偶na uzna膰 艣wiadome i pe艂ne wyrachowania
przemilczenie wa偶nych szczeg贸艂贸w z przesz艂o艣ci. Co艣 w rodzaju uroczystego wyrzeczenia si臋...

- To niemo偶liwe - odpar艂 Blomberg przyjmuj膮c ponownie stanowcz膮 postaw臋. Natychmiast bowiem zorientowa艂 si臋, do czego G枚ring zmierza: chcia艂, aby przylgn臋艂o do niego pi臋tno cz艂owieka pozbawionego honoru i nie przestrzegaj膮cego 偶adnych zobowi膮za艅. Sprzeciwi艂 si臋 temu. - Ona jest moj膮 偶on膮. I ni膮 pozostanie.

- No c贸偶 - powiedzia艂 G枚ring - co prawda ta dama nawet po
rozwodzie mog艂aby dalej wykorzystywa膰 nazwisko feldmarsza艂ka.
Przez reszt臋 偶ycia. I jak by艣my wygl膮dali?

Feldmarsza艂ek wyra藕nie widzia艂, jak bardzo F眉hrer by艂 zatroskany o niego. Niebywale go to wzruszy艂o. Wobec tego cz艂owieka odczuwa艂 bezgraniczny podziw i wdzi臋czno艣膰. On jeszcze wiedzia艂, co znaczy prawdziwe kole偶e艅stwo. A teraz na dodatek oznajmi艂:

- G枚ring. mo偶e pan odej艣膰! Albowiem to, do czego nieuchronnie
zmierzam, musz臋 om贸wi膰 z moim feldmarsza艂kiem w cztery oczy.

Tego dnia wieczorem przepisow膮 szklank臋 mleka, pomagaj膮c膮 w za­艣ni臋ciu, przyni贸s艂 genera艂owi von Fritschowi nie jak zwykle Schmie-dinger, obergefrajter i opiekun genera艂a, lecz jego gospodyni, „dama dworu". Po raz pierwszy od wielu lat pozwoli艂a sobie wej艣膰 do jegosypialni wtedy, kiedy on si臋 w niej znajdowa艂.

Werner von Fritsch spojrza艂 na ni膮 z os艂upieniem.

- Czy mog臋 pani膮 prosi膰, 艂askawa pani, o przestrzeganie zwyczaj贸w tego domu w ka偶dych okoliczno艣ciach! M贸wi臋 to tylko ze
wzgl臋du na pani膮.

. - Co jednak nie znaczy, panie generale, 偶e od czasu do czasu nie mog膮 si臋 zdarzy膰 wyj膮tki.

Owa baronowa, kt贸ra opiekowa艂a si臋 genera艂em, nie by艂a bynaj­mniej jak cz臋sto uwa偶ano, niewiast膮 w biblijnym wieku, lecz wcze艣nie

196


owdowia艂膮 c贸rk膮 poleg艂ego w wojnie 艣wiatowej kolegi von Fritscha z pu艂ku; zosta艂a, by tak rzec, zawierzona genera艂owi. Maj膮c troch臋 ponad czterdzie艣ci lat, ci膮gle jeszcze mog艂a uchodzi膰 za osob臋 atrak­cyjn膮. Mo偶na by艂o nawet okre艣li膰, 偶e jest kwitn膮c膮 pi臋kno艣ci膮 o lekka s艂owia艅skich rysach. Mia艂a w膮skie, wygl膮daj膮ce jednak na pe艂ne usta, z niewielkim garbkiem nos, kt贸rego nozdrza cz臋sto nieco dr偶a艂y. Kobieta ta dla wielu m臋偶czyzn by艂aby uosobieniem leniwie t艂umionej zmys艂owo艣ci - jednak偶e nie dla genera艂a.

Do niego w艂a艣nie zwr贸ci艂a si臋 teraz禄 bynajmniej nie uni偶enie, ale
raczej zuchwa艂e: - W jaki艣 spos贸b jestem przecie偶 cz膮stk膮 pana 偶ycia.
Odczuwam w stosunku do pana nie tylko wdzi臋czno艣膰 lecz tak偶e
sympati臋, uwielbienie! Mo偶e powinien pan to wykorzysta膰, gdyby na
przyk艂ad zasz艂a taka potrzeba. A wydaje mi si臋, 偶e w艂a艣nie teraz jest
taki moment:

, - Moja droga, szanowna pani! - wykrzykn膮艂 z przera偶eniem von Fritsch prostuj膮c si臋 w swoim 艂贸偶ku i uwa偶aj膮c przy tym, aby me ods艂oni膰 cho膰by skrawka swego cia艂a, co wcale nie by艂o trudne, poniewa偶 nosi艂 zawsze bardzo d艂ugie, si臋gaj膮ce do kostek nocne koszule. Wy艂膮cznie bia艂e. Z w艂a艣ciw膮 sobie ojcowsk膮 pob艂a偶liwo艣ci膮, r贸wnie偶 wobec niej, o艣wiadczy艂 teraz: - Musi pani wiedzie膰, 艂askawa pani baronowo, 偶e zawsze ch臋tnie pani膮 widz臋, ale nie tutaj, nie w mojej sypialni. Jako cz艂owiek znaczy pani dla mnie bardzo wiele. Mog臋 by膰 chyba uwa偶any za m臋偶czyzn臋 w pewnym stopniu zr贸w­nowa偶onego albo po prostu m膮drego. Si艂y, jakimi jeszcze dysponu­j臋, po艣wi臋cam wy艂膮cznie pracy i tylko dla niej mi ich starcza.

Wyja艣ni艂a mu: - Mojej przyjaci贸艂ce z Monachium i kilku innym damom uda艂o si臋 w spos贸b do艣膰 niekonwencjonalny uratowa膰 znaj­duj膮cych si臋 w niebezpiecze艅stwie, zagro偶onych przez okre艣lone prze­pisy przyjaci贸艂. Systematycznie produkowa艂y materia艂 oczyszczaj膮cy ich z zarzut贸w, w formie list贸w mi艂osnych, W kt贸rych mo偶na by艂o

197


przeczyta膰, 偶e panie te odczuwaj膮 pe艂n膮 oddania sympati臋, z wdzi臋cz no艣ci膮 wspominaj膮 wsp贸lnie sp臋dzone, upojne godziny i maj膮 nadziej臋 na ponowne spe艂nienie ich marze艅. I tak dalej. W ten spos贸b powsta艂 materia艂 dowodowy, kt贸rego nie mog艂o pomin膮膰 nawet gestapo. Dzi臋ki temu niejednemu z tych ludzi uda艂o si臋 pom贸c.

Gdy f眉hrer, sprawiaj膮cy wra偶enie g艂臋boko zatroskanego, wyprosi艂 Hermanna G枚ringa, zosta艂 sam na sam w swoim gabinecie z Wer­nerem von Blombergiem. Patrzyli na siebie przez chwil臋.. Obaj wyda­wali si臋 by膰 raczej dobrej my艣li.

Wreszcie, po pewnym wahaniu, feldmarsza艂ek wyzna艂: - Pozwoli
pan, mein F眉hrer na pewn膮 uwag臋, w ca艂kowitym zaufaniu. Nie
pojmuj臋 reakcji pana G枚ringa w stosunku do mojej osoby. Zawsze
bowiem uwa偶a艂em go za swojego przyjaciela, a w ka偶dym razie za
koleg臋, na kt贸rym mo偶na polega膰.

By艂o to przypuszczenie, kt贸remu Hitler wspania艂ym gestem za-

198


przeczy艂. - Jego pan przeceniana mnie nie docenia! Dlaczego mia艂bym pozwoli膰 na powierzenie mu najwa偶niejszego instrumentu w艂adzy naszego pa艅stwa, Wehrmachtu? G枚ring ma za ma艂o cierpliwo艣ci i nie jest wystarczaj膮co pilny ani wytrwa艂y, ani te偶 dalekowzroczny. Mo偶na si臋 nim pos艂u偶y膰, czasami nawet z dobrym skutkiem, w charakterze bufora, niekiedy wielce przydatnego walca. Ale do niczego wi臋cej si臋 nie nadaje!

By艂y to wywody, kt贸rych von Blomberg s艂ucha艂 raczej ch臋tnie, czu艂
si臋 bowiem oszukany przez G枚ringa, a te s艂owa nape艂nia艂y go na­
dziej膮. Mimo to zaznaczy艂: - Jednak偶e mianowa艂 go pan swoim
oficjalnym zast臋pc膮. .

Feldmarsza艂ek von Blomberg potrzebowa艂 kilku d艂u偶szych sekund, by u艣wiadomi膰 sobie, 偶e oto w艂a艣nie zapad艂 na niego wyrok. Praw­dopodobnie bra艂 i tak膮 ewentualno艣膰 pod uwag臋, nie s膮dzi艂 jednak, i偶 tak szybko to nast膮pi. No c贸偶, musia艂 to po prostu przyj膮膰 z 偶o艂nier­sk膮 pokor膮

199


czuciem. - Na okres przej艣ciowy zwolni pan sw贸j urz膮d, czyli odda go
pan znowu w moje r臋ce. Na co ja udziel臋 panu urlopu. Dzi臋ki lemu
zyska pan mo偶liwo艣膰 odbycia wsp贸lnie z pa艅sk膮 drog膮 ma艂偶onk膮
d艂u偶szej podr贸偶y zagranicznej, kt贸r膮 ja osobi艣cie, prosz臋 mi na to
pozwoli膰, sfinansuj臋. Poza tym pozostanie pan oczywi艣cie nadal na­
szym feldmarsza艂kiem, otrzymuj膮cym pe艂n膮 ga偶臋 i wszelkie specjalne
dodatki. Wa偶ne jest tylko jedno: musi pan jak najszybciej znikn膮膰
偶 pola ostrza艂u tej zgrai pysznych, zatwardzia艂ych, konserwatywnych
prze艣ladowc贸w z pana kr臋gu, Wszystkim innym, jak powiedzia艂em,
zajm臋 si臋 ja.

- Dzi臋kuj臋 panu, mein F眉hrer, za pa艅sk膮 wielkoduszno艣ci pe艂n膮
zrozumienia 偶yczliwo艣膰.

Nie m膮 o czym m贸wi膰, panie von Blomberg! Pr偶cie偶 nie mog臋 sobie pozwoli膰 na stracenie cz艂owieka takiego formatu jak pan. Jest mi pan potrzebny jako doradca: Jako feldmarsza艂ek. Jako zaprzyja藕­niony ze mn膮 kolega. A zw艂aszcza gdy dojdzie, co chyba jest nieunik­nione, do wojny.

- Mam wielk膮 nadziej臋, ze zostanie mi powierzone dow贸dztwo na
froncie.

- Naturalnie! Poprosz臋 pana wtedy o w艂膮czenie si臋 do dzia艂ania.
Powierzony panu odcinek b臋dzie mia艂 bez w膮tpienia decyduj膮ce znaczenie strategiczne.

Von Blomberg spojrza艂 z ulg膮 i wdzi臋czno艣ci膮 na swojego F眉hrera.
M贸j Bo偶e, to jest dopiero godny zaufania cz艂owiek! Jest sk艂onny
uczyni膰 wszystko: uratowa膰 jego reputacj臋, ochroni膰 jego honor, nie
naruszy膰 jego ma艂偶e艅stwa. - Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 skromnie, ale
偶arliwie.

- Wobec tego prosz臋 mi pom贸c dalej. - Hitler szybko si臋 zorien­
towa艂, 偶e ta skomplikowana i doprawdy nie pozbawiona ryzyka cz臋艣膰
planu powiod艂a si臋. W zwi膮zku z czym nie omieszka艂 wykorzysta膰
swego sukcesu z w艂a艣ciwym mu zmys艂em praktycznym dla osi膮gni臋cia
czego艣 wi臋cej: - Teraz musimy si臋 zastanowi膰 nad nast臋puj膮c膮 spra­
w膮: na wszystkie zajmowane przez pana urz臋dy musi zosta膰 powo艂any,
pe艂nomocny zast臋pca - mianowany przeze mnie. Zgodnie jednak
z pa艅sk膮 sugesti膮. A wi臋c?

Von Blomberg natychmiast skoncentrowa艂 si臋 na tej my艣li f眉hrera.

200


A wi臋c F眉hrer go oceni艂, potrzebowa艂! Przywi膮zywa艂 wag臋 do jego rad.

- Jako m贸j zast臋pca, do czasu definitywnego wyja艣nienia sprawy,
wchodzi w rachub臋 w艂a艣ciwie tylko jeden cz艂owiek r贸wny mi stop­
niem: dow贸dca si艂 l膮dowych, czyli genera艂 von Fritsch.

- Ja te偶 ceni臋 go niebywale! - zapewni艂 bez wahania Hitler.

- Z ca艂膮 pewno艣ci膮 jest on po panu najlepszym z moich genera艂贸w.
Natychmiast przysta艂bym na pa艅sk膮 propozycj臋, gdybym m贸g艂 wzi膮膰
za ni膮 odpowiedzialno艣膰.

-My艣l臋 dok艂adnie tak samo! Wszystko gruntownie sprawdzimy;
obawiam si臋 jednak, 偶e nale偶y, si臋 spodziewa膰 najgorszego. Co nie
zwalnia nas z obowi膮zku zatroszczenia si臋 o godnego pana zast臋pc臋.
-Nie powiedzia艂 „nast臋pc臋". - G枚ring nie mo偶e nim by膰. Von Fritsch
na razie te偶 nie wchodzi w rachub臋. A wi臋c kto?

Na co 贸w poddawany wielokrotnym pr贸bom genera艂, otoczony spragnionymi 艂upu hienami, wpad艂 na pomys艂, kt贸ry mia艂 si臋 okaza膰 niepowtarzalnym strza艂em w dziesi膮tk臋. - Dlaczego pan, mein F眉hrer, sam nie przejmie tego urz臋du? Pan osobi艣cie. Powsta艂aby w ten spos贸b silna unia personalna: f眉hrer-kanclerz Rzeszy - g艂贸wnodowodz膮cy Wehrmachtem. Wszystko zjednoczone, wszystko w jednej r臋ce!

- Niezwykle przyt艂aczaj膮ca wizja - stwierdzi艂 Adolf Hitler. Pozor­
nie do g艂臋bi zaniepokojony podni贸s艂 si臋 i odwr贸ci艂 ty艂em do go艣cia; nie
chcia艂, 偶eby widziano jego oczy, mog艂y bowiem zdradzi膰 b艂ysk trium­
fu. Blomberg ustawi艂 zwrotnic臋 dok艂adnie tak, jak Hitler si臋 spodzie­
wa艂. Przerwa艂 sw贸j kr贸tki spacer, stan膮艂 przed feldmarsza艂kiem i za­
pewni艂: - Wszystko si臋 we mnie burzy przed braniem na siebie jesz­
cze tej odpowiedzialno艣ci. Je艣li jednak pan podsuwa roi tak膮 rad臋 to
musz臋 si臋 nad tym zastanowi膰. Zw艂aszcza 偶e dzi臋ki temu powsta艂aby

201


mo偶liwo艣膰 niejako zneutralizowania tego urz臋du, p贸ki znowu nie wr贸ci pan na swoje miejsce. Gdy obci膮偶aj膮ca pana i pa艅sk膮 ma艂偶onk臋 afera umrze 艣mierci膮 naturaln膮. Nad czym b臋d臋 czuwa艂.

- By艂oby to z pewno艣ci膮 najlepsze rozwi膮zanie, mein F眉hrer
- potwierdzi艂 feldmarsza艂ek nadal niczego nie przeczuwaj膮c.

P贸藕nym popo艂udniem 26 stycznia 1938 roku w Kancelarii Rzeszy na polecenie Hitlera mia艂o zebra膰 si臋 kilka os贸b.

W艣r贸d nich by艂 tak偶e dow贸dca si艂 l膮dowych, genera艂 von Fritsch. Zosta艂 powiadomiony o spotkaniu przez pu艂kownika-Hossbacha, kt贸ry tak偶e go powita艂 przy g艂贸wnym wej艣ciu. Z respektem i w najwy偶szym zatroskaniu pu艂kownik zdo艂a艂 mu szepn膮膰: „Uwaga, ostro偶nie!"

Jednocze艣nie zjawi艂 si臋 wprowadzony bocznym wej艣ciem przez dw贸ch funkcjonariuszy, gestapo o oboj臋tnych twarzach niejaki Schmidt, czyli Otto-Otto, wyst臋puj膮cy w charakterze starannie wy-trenowanego, g艂贸wnego 艣wiadka oskar偶enia. Poniewa偶 naczelny szef od homoseksualist贸w wyjecha艂, wszystkim trzem przewodzi艂; spec od spraw kryminalnych nazwiskiem Huber - by艂 on niezwykle ciekawy tego, co mia艂o si臋 tu wydarzy膰.

Hitler wraz z G枚ringiem przyj膮艂 genera艂a w pokoju bibliotecznym Kancelarii Rzeszy.. Przywita艂 go pow艣ci膮gliwym uk艂onem. Fritsch zasalutowa艂 przepisowo.

G枚ring zbli偶y艂 si臋 do.niego z kumplowskim gestem d艂oni. - Obrzy­dliwe to wszystko, prawda-

- Rzeczywi艣cie - potwierdzi艂 sztywno von Fritsch.

Hitler, cho膰 stara艂 si臋 wygl膮da膰 na nieopisanie przygn臋bionego, zwr贸ci艂 si臋 do von Fritscha tonem, w kt贸rym da艂o si臋 wyczu膰 nut臋 gro藕by.

202


W co oczywi艣cie wierz臋, bez najmniejszych zatrze偶e艅, panie von Fritsch - o艣wiadczy艂 pospiesznie Hitler. - Ale tym razem nie chodzi tu tylko o mnie. W tym wypadku trzeba rozprawi膰 si臋, 偶e,tak powiem, z urz臋dowymi aktami znajduj膮cymi si臋 w obiegu s艂u偶bowym.

Po czym zdarzy艂o si臋, co nast臋puje: G枚ring gorliwie pospieszy艂 ku drzwiom prowadz膮cym na klatk臋 schodow膮. Otworzy艂 je szeroko zapraszaj膮cym gestem. Hitler poprosi艂 uprzejmie von Fritscha, aby szed艂 przed nim.

Klatka schodowa by艂a jaskrawo o艣wietlona, widoczny by艂 ka偶dy detale l艣ni膮cy marmur, krwistoczerwone chodniki, girlandy 偶yrandoli ze z艂ota i kryszta艂u. Na najni偶szym pode艣cie stali czterej m臋偶czy藕ni; Huber, spec od spraw kryminalnych, dwaj funkcjonariusze gestapo i mi臋dzy nimi - Otto Schmidt.

Wszyscy czterej wyci膮gn臋li r臋ce w niemieckim pozdrowieniu - i to
dwukrotnie: najpierw, gdy dostrzegli G枚ringa, i po chwili, kiedy
pojawi艂 si臋 f眉hrer. Pe艂ni oddania patrzyli przed siebie. Otto-Otto by艂
przej臋ty. Zawsze spodziewa艂 si臋, 偶e jego wielka godzin膮 nadejdziecie
nie wyobra偶a艂 sobie, 偶e b臋dzie a偶 tak wspania艂a. Opanowa艂o go
gor膮czkowe podniecenie.

A przecie偶 wszystko by艂o zupe艂nie proste, wmawia艂 sobie przez ca艂y czas. Ma tylko zachowywa膰 si臋 tak, jak tuzin razy prze膰wiczy艂 to z Meisingerem, pos艂uguj膮c si臋 licznymi zdj臋ciami. Poza tym w minio­nym czasie ju偶 dwukrotnie widzia艂 obiekt, o kt贸ry chodzi艂o „in natura". Co prawda z pewnej odleg艂o艣ci, ale wyra藕nie rozpoznawalny. By艂o to w Tiergarten. Dwaj funkcjonariusze gestapo pokazali mu genera艂a, gdy odbywa艂 konn膮 przeja偶d偶k臋.

Pytanie, jedyne, o kt贸re tutaj chodzi艂o, postawi艂 f眉hrer Huberowi:

-- Prosz臋 spyta膰 przyprowadzonego przez pana m臋偶czyzn臋, czy zna osobi艣cie kt贸r膮艣 z obecnych tu os贸b, je艣li tak, to kt贸r膮 i sk膮d? .

Huber powiedzia艂 tylko: - No, Schmidt?

- Tak, tak, jednego z tych pan贸w znam! - wykrzykn膮艂 Otto-Otto
piskliwym g艂osem. - Poznaj臋 go, to by艂 on! - Zrobi艂 jeden krok do

203


przodu, wyci膮gn膮艂 praw膮 r臋k臋 i bez wahania wskaza艂 na genera艂a.

- To on, na pewno! Wtedy na stacji Wannsee...

F眉hrer bardzo rzeczowo, z niezachwian膮 w艂adczo艣ci膮 powt贸rnie zwr贸ci艂 si臋 do Hubera - Niech pan spyta sprowadzonego przez pana m臋偶czyzn臋, czy jest zupe艂nie pewny, 偶e si臋 nie myli.

G枚ring ci臋偶ko oddychaj膮c, opar艂 si臋 o 艣cian臋. Hitler patrzy艂 jak os艂upia艂y. A von Fritsch wzruszy艂 tylko z pogard膮 ramionami, jakby automatycznie, aby po chwili ledwo s艂yszalnie powiedzie膰: - Po pros­tu absurd!

- Poznaj臋 go nawet po tym wzruszeniu ramionami, to typowe dla
niego! - zawo艂a艂 Otto Schmidt. Obaj funkcjonariusze gestapo spojrzeli
na niego z uznaniem, podczas gdy Huber patrzy艂 w ziemi臋. - To m贸g艂
by膰 tylko on! Jestem ca艂kiem pewny! - powt贸rzy艂 Otto-Otto.

G枚ring nie by艂 ju偶 w stanie d艂u偶ej hamowa膰 emocji. - To chyba wystarczy! - wykrzykn膮艂 z wszelkimi oznakami oburzenia.

-I rzeczywi艣cie wystarczy艂o.

Z relacji doktora Ericha Mellera.

„Owa konfrontacja uwa偶ana by艂a przez wielu za niezwykle odwa偶n膮. W gruncie rzeczy jednak opiera艂a si臋 po prostu na starannej analizie sposobu zachowania genera艂a, gruntownie przestudiowanego ju偶 wcze艣­niej. Albowiem reakcje tego druzgoc膮co naiwnego von .Fritscha by艂y do przewidzenia,, zw艂aszcza przez cz艂owieka o tak niezawodnym in­stynkcie, je艣li chodzi o znajomo艣膰 ludzi, jakim by艂 Hitler.

艁atwo sobie wyobrazi膰, 偶e kto艣 inny w takiej strasznej sytuacji

- kt贸ra bynajmniej nie by艂a czym艣 wyj膮tkowym - wrzasn膮艂by w od­
ruchu 艣wi臋tego oburzenia. Je艣li ju偶 nie wprost na fiihfer膮, to na pewno
na G枚ringa. W ka偶dym razie nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e inny zawadia­cki genera艂 usi艂owa艂by w sprawdzonym, koszarowym stylu zrobi膰
z tego podejrzanego 艣wiadka miazg臋.

Mo偶na te偶 sobie wyobrazi膰 reakcj臋 pewnego siebie genera艂a w ro­dzaju szefa sztabu Becka Ten prawdopodobnie uciek艂by si臋 do

204


ekstremalnej negacji, oddali艂by si臋 bez s艂owa, z pogard膮 odwr贸ciwszy si臋 ty艂em do swojego f眉hrera i tego G枚ringa. Ale nic z tych rzeczy w wypadku Fritscha.

O tym, jaki widok przedstawia艂 genera艂, opowiedzia艂 mi Huber:
- Najpierw sta艂 jak os艂upia艂y, zupe艂nie jak pos膮g. Nie pr贸bowa艂 si臋
przeciwstawi膰, podda艂 si臋! Ale komu2 No c贸偶, chyba swojemu losowi,
mo偶na by powiedzie膰; a mo偶e te偶, by艂a to niewzruszona 偶o艂nierska
postawa. Przy czym nawet on nie zdo艂a艂 si臋 jeszcze zorientowa膰, 偶e sta艂
si臋 ofiar膮 kryminalnego -spisku.

Georg Huber, dobry, wyszkolony, nadzwyczaj rzeczowy obser­wator, wyl膮dowa艂, jak by艂o wida膰, na w艂a艣ciwym miejscu.

Obieca艂em spr贸bowa膰 - nie pozbawiony realnych nadziei. Bo je艣­li to rynsztokowe przedstawienie rzeczywi艣cie opiera艂o si臋 na tak po­dejrzanych podstawach, to na d艂u偶sz膮 met臋 nie mog艂o by膰 chyba kontynuowane. Nie spos贸b by艂o tego robi膰 nawet z von Fritschem! Cz艂owiek tak dobrze kalkuluj膮cy jak Heydrich prawdopodobnie zda­wa艂 sobie z tego spraw臋.

Mo偶liwe by to by艂o w贸wczas, gdyby ca艂膮 ta historia znalaz艂a si臋 na tak zwanej wokandzie s膮dowej i tani by艂a dalej rozpatrywana. Wtedy bowiem przydzielono by genera艂owi obro艅c臋 z urz臋du; mo偶e spo艣r贸d naszych ludzi. W贸wczas on m贸wi艂by za genera艂a, w jego zast臋pstwie przedstawi艂by wszystko to, czego Fritsch nie chcia艂 powiedzie膰,,a mo偶e maj膮c tak膮. natur臋 powiedzie膰 wr臋cz nie-potrafi艂.

Na razie jednak G枚ring, kt贸ry, przeczuwa艂, 偶e zbli偶a si臋 jego wiel­ka godzina, pozwoli艂 sobie na wzbudzaj膮c膮 dr偶enie, gro藕n膮 scen臋 teatraln膮.

2 05


Bezpo艣rednio po tym, jak Otto Schmidt na klatce schodowej
wykrzykn膮艂 „To on!", a G枚ring zawo艂a艂 „To chyba wystarczy!''
Zast臋pca Hitlera niczym s艂o艅 wpad艂 do biblioteki. Aby tam bez tchu
i ociekaj膮c potem, oznajmi膰 ka偶demu, kto chcia艂 czy nie chcia艂
-adiutantom, personelowi, urz臋dnikom i pu艂kownikowi Hossba-
phowi:

- To by艂 on! To by艂 on!

Potem Hermann G枚ring rzuci艂.si臋 na najbli偶sz膮 sof臋, kt贸ra o dziwo ;nie za艂ama艂a si臋 pod jego ci臋偶arem. I wed艂ug zgodnych wypowiedzi 艣wiadk贸w „kwili艂" z cicha, jak „w najwy偶szej m臋ce duszy". Przycisn膮艂 d艂onie do twarzy, by po raz trzeci, niemal 艂kaj膮c, wykrzykn膮膰: — To by艂 on!

脫w po aktorsku wykonany~solowy popis ogl膮dano z niek艂amanym podziwem, A mo偶e nawet ze wsp贸艂czuciem. Ci oddani f眉hrerowi ludzie z Kancelarii Rzeszy robili wra偶enie wr臋cz wzruszonych. Jednak偶e r贸wnie偶 i tym razem pu艂kownik Hossbach nieprzyjemnie si臋 wyr贸偶ni艂. Pozwoli艂 sobie bowiem na niemal wyzywaj膮c膮 uwag臋:

-Zadaj臋 sobie pytanie, komu nale偶y bardziej wierzy膰: oszustowi czy genera艂owi?

G枚ring, jakby gwa艂townie wyrwany ze snu, wyprostowa艂 si臋. Opu艣ci艂 r臋ce, nadal wygl膮da艂 na cierpi膮cego; ale jego gro藕na stanow­czo艣膰 przejawia艂a si臋 teraz wyra藕nie: - Prosz臋 nie zapomina膰: F眉hrer szanuje genera艂a niebywale. I ja tak偶e, panie pu艂kowniku!

- Nie zapominam, panie generale. Ale jak ten szacunek wyra偶a si臋
w praktyce?

G枚ring d藕wign膮艂 w g贸r臋 kolosaln膮 mas臋 swego cielska. W贸wczas
wa偶y艂 ju偶 ponad sto kilogram贸w. W tych „kryzysowych czasach" jad艂
niewyobra偶alnie du偶o. Nawet w nocy nie uchowa艂a si臋 przed nim
偶adna spi偶arnia w Karinhall.

- Nie ma po prostu takiej rzeczy - wysapa艂, chc膮c jakby uprosi膰
pu艂kownika o zrozumienie - kt贸rej nie by艂bym got贸w uczyni膰 dla
F眉hrera, Rzeszy, Wehrmachtu, a wi臋c tak偶e dla pa艅skiego, naszego
genera艂a von Fritscha. Spr贸buj臋 wyci膮gn膮膰 go z tego, u偶yj臋 wszelkich
sposob贸w. Niech pan trzyma za mnie kciuki!

Tymczasem Adolf Hitler wycofa艂 si臋 z g艂贸wnodowodz膮cym si艂 l膮dowych do swojego gabinetu. Znalaz艂szy si臋 w nim, opad艂 jakby pozbawiony si艂 na jeden ze sk贸rzanych foteli w pobli偶u okna.

206


Os艂ab艂ym ruchem r臋ki poprosi艂 von Fritscha, aby zaj膮艂 miejsce
blisko niego.

, - Nadzwyczaj paskudna sytuacja! - Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e Hitler wpatruje si臋 w najg艂臋bszy ob艂ok mg艂y. - Ca艂y czas zadaj臋 sobie pytanie, jak mamy z tego wybrn膮膰.

- W tym wypadku, panie kanclerzu, chodzi nie tylko o jedyn膮 w swoim rodzaju imputacj臋, ale by膰 mo偶e tak偶e o niezwykle podst臋p­n膮 intryg臋 skierowan膮 przeciw armii, a skupion膮 na mojej osobie. Nie艂atwo mi pogodzi膰 si膮 z tak膮 tez膮.

- Wolno panu.

Na to Hitler-m贸g艂 zezwoli膰 bez wahania: Ale nawet tak twarda ska艂a jak ten Fritsch kiedy艣 zaczyna si臋 kruszy膰, rozpada si臋 i zamienia w py艂. Tego rodzaju proces da si臋, jak m贸wi do艣wiadczenie, przy­spieszy膰 - za pomoc膮 odpowiednich 艣rodk贸w.

Dosy膰 szybko znalaz艂o to potwierdzenie, gdy wszed艂 Hermann G枚ring - pe艂en w艂a艣ciwego mu zaaferowania. Obwie艣ci艂 g艂osem g艂臋bo­kich tr膮b: - Powszechne przera偶enie! G艂臋bokie zatroskanie! Oczywi艣­cie stara艂em' si臋 uspokoi膰 tych przedwcze艣nie wystraszonych ludzi. Daj膮c im do zrozumienia, 偶e F眉hrer sobie z tym poradzi! Mam racj臋?

Adolf Hitler powiedzia艂 bez wahania; - Niewykluczone. Propono­wa艂bym jednak rzecz nast臋puj膮c膮: oficjalnie og艂osimy tylko skierowa-

.207


nie pana von Fritscha na urlop, na czas nieokre艣lony. Na przyk艂ad z przyczyn zdrowotnych. Bo przecie偶 wszyscy wiedz膮, 偶e mo偶na pana uzna膰 za bardzo chorego. A tego rodzaju o艣wiadczenie niezwykle by spraw臋 u艂atwi艂o. Tylko bez paniki! Na to nie mo偶e sobie teraz pozwoli膰 偶aden z nas!

G枚ring, 艣wiadom celu, brn膮艂 dalej: - Ca艂kiem s艂usznie. Niech to umrze 艣mierci膮 naturaln膮, i dopiero wtedy zobaczymy. Najwa偶niejsze dla pana, panie von Fritsch, jest jednak to, 偶e F眉hrer przywi膮zuje ogromn膮 wag臋 do tego, aby pana nie straci膰. - Tak jest! - potwierdzi艂 Hitler niezw艂ocznie, nie bez emfazy. - Przy czym bior臋 pod uwag臋 nast臋puj膮ce mo偶liwo艣ci: po pierwsze: je艣li si臋 n膮m uda, w co wierz臋, dokona膰 szybkiego i gruntownego oczyszczenia tej sprawy, b臋dzie pan m贸g艂 ponownie obj膮膰 sw贸j urz膮d. Po drugie: wtedy poprosz臋 pana o zaj臋cie miejsca pana von Blomberga.

. - Szanowny panie von Fritsch, prosz臋 zapami臋ta膰: je艣li po wyja艣­nieniu tej sprawy b臋dzie pan chcia艂 nadal by膰 dow贸dc膮 si艂 l膮dowych, bardzo prosz臋! Je艣li jednak by艂by pan got贸w, tak jak bym sobie tego 偶yczy艂, przej膮膰 dow贸dztwo Wehrmachtu, niezmiernie by mnie to ucieszy艂o! Ale mo偶liwe jest jeszcze tak偶e trzecie rozwi膮zanie.

- Jakie?

Hitler u艣miechn膮艂 si臋 do niego, po kole偶e艅sku, jednak z wy偶szo艣ci膮 g艂owy pa艅stwa. - Prosi艂bym pana o przyj臋cie stanowiska ambasadora w Moskwie. Zdaje pan sobie spraw臋, 偶e jest to jedyny w swoim rodzaju dow贸d zaufania. Tych Sowiet贸w trzeba bowiem uwa偶a膰 za zes艂ane przez los zagro偶enie naszego narodu, ca艂ego 艣wiata zachod­niego. Tote偶 potrzebuj臋 tam cz艂owieka godnego najwy偶szego zaufania, umiej膮cego my艣le膰 kategoriami wojskowymi. Kogo艣 pa艅skiego for­matu!

- Gratuluj臋! - zawo艂a艂 G枚ring! - F眉hrer 艣ciele panu drog臋 r贸偶ami.
Czego mo偶na chcie膰 wi臋cej?

208


- Chc臋 tylko jednego - oznajmi艂 genera艂 z wielk膮 skromno艣ci膮.

- Ca艂kowitego odbudowania mojego splamionego honoru!

Z jego punktu widzenia nie mia艂 nic wi臋cej do powiedzenia na ten temat. Sta艂 wyprostowany, jego monokl po艂yskiwa艂 jak ostrzegawcze 艣wiate艂ko. Potem po偶egna艂 si臋 po wojskowemu i oddali艂, lekko po­w艂贸cz膮c nogami.

Kiedy opu艣ci艂 Kancelari臋 Rzeszy, odprowadzany w milczeniu przez pu艂kownika Hossbacha, zaskoczy艂a go mro藕na i jasna noc. Zdj膮艂 czapk臋 i oddycha艂 g艂臋boko. Potem nawet jakby si臋 nieznacznie u艣miech­n膮艂 - nie wiadomo dlaczego. Mo偶e 艣mia艂 si臋 z siebie. W ka偶dym razie u艣miechn膮艂 si臋.

Fragment relacji Mellera:

„W ten oto spos贸b ustawiono ostatnie zwrotnice. Jak bez trudu zgadli

wszyscy wtajemniczeni, von Fritsch odm贸wi艂 wst膮pienia na kt贸r膮艣

z owych us艂anych r贸偶ami dr贸g. On nie nadawa艂 si膮 do handlu 偶ywym

towarem.

Wkr贸tce po tych zaj艣ciach w rozmowie z pu艂kownikiem Osterem i ze mn膮 opowiedzia艂 o odniesionych wtedy wra偶eniach: Przez ca艂y czas s艂ysza艂 sformu艂owanie typu: 禄je艣li - kiedy - o ile - w贸wczas

- do艂o偶y膰 stara艅 - usi艂owa膰...芦 - To s艂owa, kt贸re z powodu ich
og贸lnikowo艣ci nie s膮 przeze mnie u偶ywane. Brakowa艂o im prostolinijno艣ci, jednoznaczno艣ci, bezpo艣rednio艣ci.

- Bardzo s艂uszne spostrze偶enie! - zgodzi艂 si臋 z nim pu艂kownik
Oster. - Ci ludzie - mia艂 na my艣li Hitlera i G枚ringa - s膮 do g艂臋bi
zepsuci, podst臋pni i nieszczerzy! I z tego powinien pan wreszcie, pa­
nie generale, wyci膮gn膮膰 w艂a艣ciwe wnioski. Niech pan sobie na to

209


wszystko nie pozwala, niech pan zaprotestuje, a wielu stanie po pa艅skiej stronie!

Co ja bez wahania tak偶e potwierdzi艂em. Nawet z niejak膮 偶arliwo艣­ci膮. Bo i mnie zdarza艂y si臋 lekkomy艣lne poci膮gni臋cia.

Von Fritsch spojrza艂 jednak na nas niezwykle surowo. - Ja jestem 偶o艂nierzem, moi panowie, a nie spiskowcem! Jedyn膮 konsekwencj臋, jaka tu wchodzi w rachub臋, ju偶 wyci膮gn膮艂em, 偶膮daj膮c odbudowania mojej czci, kt贸ra wed艂ug mnie jest r贸wnoznaczna z honorem armii."


8

Kapitulacja genera艂贸w

Ju偶 26 stycznia 1938 roku - oko艂o godziny szesnastej --stawi艂 si臋 na rozkaz w Kancelari Rzeszy, po raz pierwszy u Hitlera, cz艂owiek, kt贸ry wkr贸tce mia艂 si臋 okaza膰 jednym z jego najbardziej niezawodnych poplecznik贸w. Pozosta艂 nim do samego gorzkiego ko艅ca. By艂 to genera艂 Keitel.

Wilhelm Keitel by艂 szefem Wehrmachtsamtu. Jako bliski wsp贸艂pracownik feldmarsza艂ka von Blomberga pracowa艂 tam od 1935 roku. Zawdzi臋cza艂 to niew膮tpliwie faktowi, 偶e w tym czasie zosta艂 tak偶e powinowatym swojego szefa. Albowiem kr贸tko przed t膮 afer膮; Karl-Heinz, syn Keitla, po艣lubi艂 c贸rk臋 feldmarsza艂ka, Dorothe臋.

Oczywi艣cie Hitler doskonale si臋 we wszystkim orientowa艂. Przej­
rza艂 odno艣ne dokumenty i z w艂a艣ciwym mu talentem do syntezy
szybko wy艂owi艂 to, co najistotniejsze: 贸w Keitel, postawny m臋偶czyzna -
by艂 bez w膮tpienia tego rodzaju postaci膮, jak膮 zwyk艂o si臋 okre艣la膰
mianem „wygodny poddany"; w kr臋gach generalskich uchodzi艂 za
„przyjemnego wsp贸艂pracownika". Dlatego te偶 F眉hrer przyj膮艂 go z pe艂n膮 oczekiwania uprzejmo艣ci膮.

- Te potworne wydarzenia, m贸j drogi panie Keitel - powiedzia艂 Hitler, dokonuj膮c z wyczuciem rozpoznania sytuacji - nie daj膮 mi spokoju. 呕e te偶 akurat m贸j uwielbiany, wysoko ceniony feldmarsza艂ek znalaz艂 si臋 w takich tarapatach! Bardzo mnie to boli, z pewno艣ci膮 podobnie jak pana, jest pan przecie偶 jego przyjacielem i towarzyszem z frontu. W czasie wojny s艂u偶yli艣cie w tym samym pu艂ku, prawda?

211


212


Przez kilka kolejnych nocy Wernera von Fritscha, g艂贸wnodowodz膮ce-. go si艂 l膮dowych, m臋czy艂a d艂awi膮ca bezsenno艣膰. Cho膰 przed p贸j艣ciem do 艂贸偶ka wypija艂 szklank臋 mleka z koniakiem albo nawet butelk臋 wina, by u艣pi膰 trapi膮ce go my艣li, i tak przez par臋 godzin nie m贸g艂. zasn膮膰, dr臋czony przez ciemne, zmieniaj膮ce si臋 jak meduza monstra. Le偶膮c wyprostowany na wznak z r臋kami mocno przyci艣ni臋tymi do tu艂owia, wpatrywa艂 si臋 w sufit swojej sypialni. Cz臋sto, gdy dawno min臋艂a ju偶 p贸艂noc, a on dalej nie spa艂, przyt艂oczony ch艂odn膮, mro偶膮c膮 ciemno艣ci膮, przed jego oczami zaczyna艂y si臋 jak gdyby przesuwa膰

', . . 213


w p艂owym blasku, po艂yskuj膮c jak na filmowym ekranie, kolejne obrazy z jego 偶ycia:

On jako dziecko, ju偶 wtedy nad wiek rozwini臋ty. Obok niego matka o dobrodusznym spojrzeniu, ale i ona si臋 nie u艣miecha艂a. Nie mia艂 odwagi przytuli膰 si臋 do jej ciep艂ego cia艂a.

Potem on jako 偶o艂nierz na wojnie. Jeszcze prawie ch艂opak, a ju偶 oficer i jak gdyby ojciec dla swoich ch艂opc贸w, od kt贸rych nie 偶膮da艂 nigdy niczego ponad to, czego 偶膮da艂 od siebie. Nie znosi艂 偶adnych przywilej贸w dla swojej osoby; jedzenie dzieli艂 z 偶o艂nierzami, spa艂 z nimi w tym samym schronie, szed艂 przed nimi do ataku.

1 wreszcie jako genera艂. Niezmordowanie czynny, ca艂ymi dniami i nocami pracowa艂 dla odbudowy swojej ojczyzny, tak s膮dzi艂. O ni­czym innym nie my艣la艂, tylko o odbudowaniu godno艣ci niemieckie­go 偶o艂nierza, o odnowieniu narodu. „On i Prusy to jedno!", m贸wio­no o nim.

To, co zazwyczaj, oczywi艣cie r贸wnie偶 w艣r贸d 偶o艂nierzy, nazywa si臋 偶yciem prywatnym, w jego wypadku nie istnia艂o: ani ha艂a艣liwe im­prezy w kasynie, ani luksusowe uciechy czy pogodne pogaw臋dki w kr臋gu przyjaci贸艂. R贸wnie偶 偶adnych kobiet. By艂 cz艂owiekiem, kt贸ry „zmieni艂 siebie w obowi膮zek". Jego has艂o 偶yciowe brzmia艂o: s艂u偶y膰! I wy艂膮cznie ono okre艣la艂o t臋 jego coraz bardziej skromn膮 egzystencj臋.

To, co go najbardziej bola艂o, czego po prostu nie m贸g艂 poj膮膰, o czym w bezsenne noce godzinami rozmy艣la艂 - to zachowanie kanclerza Rzeszy. Wobec niego. Znajduj膮c si臋 w tym stadium godnego szacunku rozdarcia wewn臋trznego, rozwa偶a艂 mo偶liwo艣膰 napisania listu do Adolfa Hitlera.

Tak te偶 uczyni艂. Dzi臋kowa艂 w nim, wyra藕nie wzruszony, za okaza­ne mu do tej pory zaufanie - „z wyj膮tkiem tego przypadku". Mimo to, pe艂en ufno艣ci, nie traci艂 nadziei na okazanie mu zrozumienia przez g艂ow臋 pa艅stwa. Ci膮gle jeszcze nie pojmowa艂 roli Hitlera w tej grze przeciw niemu - a nawet roli Hermanna G枚ringa czy te偶 kilku innych genera艂贸w.

- M贸j Bo偶e - powiedzia艂 obergefrajter Schmiedinger - on jest sko艅czony! Jest jak z艂apane w sid艂a zwierz臋! Jak mo偶na by艂o akurat Jemu, temu delikatnemu m臋偶czy藕nie, zrobi膰 co艣 takiego?

Zaprzyja藕niony z genera艂em lekarz, profesor doktor Karl Nissen,

214


stwierdzi艂 w tych dniach ch艂odno, 偶e pan von Fritsch jest bliski zapa艣­ci - nale偶a艂o przypuszcza膰, 偶e z powodu silnego wyczerpania psy­chicznego, g艂臋bokiej depresji. „Nie wykluczam u niego my艣li samob贸j­czych".

Osoby z najbli偶szego otoczenia genera艂a, zw艂aszcza jego adiutanci, okazywali mu wiele wsp贸艂czucia - byli jednak dosy膰 bezradni. Al­bowiem ich dow贸dca - ten nadzwyczaj subtelny, wra偶liwy, zamkni臋ty w sobie cz艂owiek, kt贸rego niedawno niekt贸rzy okre艣lili jako niezupe艂­nie bezpiecznego introwertyka - wykaza艂 wr臋cz chorobliw膮 uleg艂o艣膰. I to akurat wobec takiej osoby jak Hitler, kt贸rego najwidoczniej traktowa艂 jako swoje „przeznaczenie".

Wydaje si臋, 偶e ow艂adni臋ty by艂 tym uczuciem nawet jeszcze wtedy, gdy odwiedzi艂 go w biurze jego poprzednik, genera艂 von Hammerslein, cz艂owiek o niezmiennych pogl膮dach, zdecydowany na wszystko. Dla niego Hitler by艂 „艣rodkiem na wymioty", co ochoczo oznajmia艂 ka偶demu, kto ewentualnie chcia艂 go s艂ucha膰. Stan膮艂 przed von Frits-chem i spyta艂 go t pe艂nym napi臋cia niepokojem: - Cz艂owieku, kolego! Chyba nie da si臋 pan tym ludziom tak po prostu wykiwa膰?

Tego rodzaju sformu艂owania nie sprawia艂y przyjemno艣ci dystyn­gowanemu Wernerowi von Fritschowi. Co prawda wiedzia艂, 偶e genera艂 von Hammerstein nale偶a艂 do „艣mia艂k贸w" i ca艂y czas za wszelk膮 cen臋 stara艂 si臋 prowadzi膰 swoj膮 w艂asn膮, patriotyczn膮 polityk臋. Wielokrotnie g艂oszona przez niego lekcewa偶膮ca opinia o tym rzekomym „szar­latanie" Hitlerze grozi艂a niemal skandalem. Jednak偶e tak zdecydowa­ny cz艂owiek obowi膮zku, jakim by艂 Werner von Fritsch, nale偶a艂 do zupe艂nie innego 艣wiata, zdominowanego wy艂膮cznie przez 偶o艂nierskie pos艂usze艅stwo.

I w艂a艣nie dlatego zareagowa艂 na te s艂owa ze zmieszaniem, nie­ch臋ci膮, oburzeniem. Ale dopiero wtedy, kiedy von Hammerstein


posun膮艂 si臋 jeszcze dalej! - Panie generale, jest pan naczelnym dow贸d­c膮 armii. Wystarczy, 偶e wyda pan rozkaz! I to taki, kt贸ry w tej sytuacji jest raczej nieodzowny. Czekamy na to!

Von Fritsch odrzuci艂 to 偶膮danie z zaniepokojeniem: - Panie von Hammerstein, o艣wiadczam, 偶e nie mam zamiaru rozumie膰, o czym pan m贸wi.

Na co genera艂 wyrazi艂 si臋 zupe艂nie jasno: - Panie generale, jestem tutaj, aby w imieniu niekt贸rych koleg贸w poinformowa膰 pana, 偶e nasze oddzia艂y stoj膮, by tak rzec, z broni膮 u nogi. Wystarczy jeden pana rozkaz - i ruszymy! Na kogo i dok膮d pan zechce!

- Uznajmy obaj, 偶e nie s艂ysza艂em tego - o艣wiadczy艂 von Fritsch szorstko.

- Ale niech pan si臋 nad tym zastanowi - zaleci艂 uparty go艣膰. - Nie
ma zbyt wiele czasu. Ju偶 pora.

Niemal bezpo艣rednio po tej oczywistej konfrontacji pojawi艂 si臋 u swego dow贸dcy szef sztabu generalnego armii Ludwig Beck. Ten by艂 zupe艂nie innego pokroju ni偶 偶elazny r臋baj艂o. Becka zgodnie okre艣lano jako subtelnego my艣liciela; cz艂owiek honoru i arystokrata, cho膰 bez tytu艂u szlacheckiego. Jak gdyby by艂 predestynowany do tego, by kiedy艣 znale藕膰 si臋 w ksi膮偶ce „Wielcy Niemcy" jako jedna z czo艂owych postaci. Co zreszt膮 rzeczywi艣cie nast膮pi艂o.

脫w Ludwig Beck wkr贸tce po tych wydarzeniach mia艂 si臋 jedno­znacznie przeciwstawi膰 coraz wyra藕niej widocznym planom wojen­nym Hitlera; w zwi膮zku z czym poszed艂 na zielon膮 trawk臋, czyli zos­ta艂 zwolniony. Co prawda z pe艂nym uposa偶eniem, a wi臋c niejako z honorem. Hitler uwa偶a艂 takie post臋powanie za korzystne. Po 20 lipca 1944 roku, czyli po zamachu na Hitlera, r贸wnie偶 ten genera艂 zosta艂 „dok艂adnie za艂atwiony".

Wtedy jednak tak偶e jemu, podobnie jak jego przyjacielowi i kole­dze von Fritschowi, wydarzenia te wydawa艂y si臋 nie do poj臋cia. - Po prostu nie mog臋 uwierzy膰 - wyzna艂 dosy膰 bezradnie, ale nie bez godno艣ci - 偶e ma tu obowi膮zywa膰 tak bezprzyk艂adny brak skrupu艂贸w. Nie spodziewa艂bym si臋 tego nawet po tym Hitlerze.

- Ja te偶 nie - potwierdzi艂 z przekonaniem von Fritsch. - Ale ju偶
wkr贸tce wszystko si臋 wyja艣ni. Zw艂aszcza 偶e kanclerz powiadomi艂
mnie, 偶e by艂aby wskazana oczyszczaj膮ca rozmowa z kom贸rk膮, kt贸ra
dysponuje tymi w膮tpliwymi aktami.

216


Szef sztabu generalnego by艂 zaniepokojony. - Pozwoli pan, panie generale, zwr贸ci膰 sobie uwag臋 na nast臋puj膮cy stan rzeczy: przy na­szym zakresie dzia艂ania, a wi臋c dotycz膮cym si艂 l膮dowych i ca艂ego Wehrmachtu, obowi膮zuje nas tylko w艂asna jurysdykcja. A wi臋c 偶aden organ prawny, a ju偶 tym bardziej specjalne jednostki SS nie s膮 upowa偶nione do ingerencji w nasze sprawy. Jest to zasada, o kt贸r膮 pan walczy艂 i kt贸r膮 wprowadzi艂 pan w 偶ycie.

I co wtedy?

- Moje sumienie jest ca艂kowicie czyste o艣wiadczy! von Eritsch '
z niezm膮con膮 nadziej膮.

27 stycznia 1938 roku, nazajutrz po pierwszym spotkaniu z Hitlerem, genera艂 Wilhelm Keitel mia艂 dogodn膮 okazj臋, by ucieszy膰 swego F眉hrera. Spotkanie rozpocz臋艂o si臋 oko艂o trzynastej. Trwa艂o niemal trzy godziny i wygl膮da艂o na to, 偶e przebieg艂o w niezwyk艂ej harmonii. '

Hitler, znowu bardzo serdeczny, oznajmi艂: Pa艅ski kolega i towa­rzysz broni, pan von Blomberg, jest i pozostanie pierwszym feldmar­sza艂kiem naszej Rzeszy. Najpierw jednak otrzyma zgod臋 na d艂u偶szy urlop. Od zaraz. Mniej wi臋cej na rok, najlepiej poza Niemcami.

Genera艂 Keitel zorientowa艂 si臋 natychmiast, 偶e Hitler czeka na co艣 w rodzaju aprobaty. - Jest to, mein F眉hrer, niezwykle trafna i abso-j lutnie s艂uszna decyzja - powiedzia艂.

- Osobi艣cie, czyli z mojej prywatnej kasy, dam mu do dyspozycji
co najmniej pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy marek. Wydam Bankowi Rzeszy po

217-


lecenie, aby wyp艂aci艂 t臋 sum臋 w ka偶dej zagranicznej walucie, jaka b臋dzie potrzebna, po najkorzystniejszym kursie. Czy uwa偶a pan to za stosowne, panie Keitel?

. - Powiedzia艂bym wi臋cej, mein F眉hrer, to jest trudna do wyob­ra偶enia wspania艂omy艣lno艣膰!

W ten oto spos贸b zosta艂 zawarty si臋gaj膮cy daleko w przysz艂o艣膰 pakt. Nareszcie bowiem f眉hrer znalaz艂 takiego genera艂a, kt贸ry mia艂 si臋 okaza膰 wyj膮tkowo pos艂usznym wykonawc膮 jego rozkaz贸w. Gdy Hit­ler to sobie u艣wiadomi艂, bez wahania zacz膮艂 m贸wi膰 otwarcie:

Keitel by艂 uwa偶nym s艂uchaczem. Jego talent do wyczuwania inten­cji innych ludzi, a zw艂aszcza tego cz艂owieka, okaza艂 si臋 zupe艂nie wyj膮tkowy i mia艂 go nie zawie艣膰 w ci膮gu siedmiu najbli偶szych lat. A czy nie mo偶na by - zaproponowa艂 ostro偶nie - zaaran偶owa膰 z Fritschem czego艣 podobnego jak z Blombergiem? - W艂a艣nie dok艂adnie to samo, m贸j drogi, pr贸bowa艂em przeprowa­dzi膰, kilkakrotnie. Jak pan pewnie wie, jego zdrowie jest powa偶nie

218,


zagro偶one. Zaproponowa艂em mu wi臋c d艂u偶szy urlop, zapewniaj膮c wszelkie mo偶liwe ulgi, okazuj膮c naprawd臋 wiele 偶yczliwo艣ci! Ale on nie chce! Nalega, z niebezpiecznym uporem, na ca艂kowite wyja艣nienie podnoszonych przeciw niemu zarzut贸w.

- Czy on naprawd臋 偶膮da czego艣 w rodzaju post臋powania s膮dowe­
go, mein. F眉hrer? - Keitel potrafi艂 ju偶 艣ledzi膰 tok my艣li Hitlera. Jego
talent, by sprawy F眉hrera czyni膰 skwapliwie swoimi, zaczyna艂 艣wi臋ci膰
triumfy.- To przecie偶 mo偶e by膰 dla niego gro藕ne?

Adolf Hitler skin膮艂 g艂ow膮 potwierdzaj膮c to przypuszczenie. Na­st臋pnie przekaza艂 swojemu nowemu wasalowi dokument, co艣 w rodza­ju opinii, kt贸r膮 wyda艂 贸wczesny minister sprawiedliwo艣ci Gurtner. "Wi pi艣mie tym jako wniosek dotycz膮cy „sprawy Frilscha" znajdowa艂o si臋 nast臋puj膮ce zdanie:

„Dokumenty w poznanej przeze mnie postaci mog膮 stanowi膰 podstaw臋 dla prokuratora do wniesienia oskar偶enia".

Tak wi臋c najwy偶szy urz臋dnik prawa tego pa艅stwa okre艣li艂 jedno­znacznie post臋powanie s膮dowe przeciwko Fritschowi jako s艂uszne. Tym samym obaj, szybko ze sob膮 zaprzyja藕nieni m臋偶czy藕ni uznali spraw臋 za na razie za艂atwion膮. Hitler bez chwili zw艂oki przeszed艂 do nast臋pnego punktu:

- A co pan s膮dzi, drogi Keitel, o pu艂kowniku Hossbachu?
Genera艂 natychmiast si臋 zorientowa艂, 偶e by艂o to pytanie, na kt贸re

oczekiwano bardzo konkretnej odpowiedzi. Nie wahaj膮c si臋 odpar艂:

- Pu艂kownik Hossbach jest z pewno艣ci膮 godnym szacunku cz艂owie­
kiem. Mimo to jednak nie mo偶na go nazwa膰 oficerem b臋d膮cym
wcieleniem prawdziwie nacjonalistycznego ducha. Co艣 sobie przypo-

minam, 偶e Blomberg, w ca艂kowitym zaufaniu, okre艣li艂 go kiedy艣 jako cz艂owieka niezwykle trudnego nadzwyczaj niewygodnego.

- To si臋 dok艂adnie zgadza z moj膮 opini膮! Zw艂aszcza 偶e Hossbach
nierozwa偶nie, przedwcze艣nie poinformowa艂 von Fritscha o oskar偶e­
niu, jakie zamierzam przeciwko niemu wnie艣膰. A na dodatek, w co
pewnie pan nie wierzy, wbrew mojemu wyra藕nemu poleceniu, aby tego
nie robi艂. Co pan na to?

- Jest to oburzaj膮cej lekkomy艣lne zachowanie, absolutnie niegod­
ne niemieckiego oficera. - Keitel podzieli艂 ochoczo oburzenie F眉hrera.

- Wr臋cz strach, pomy艣le膰, co mog艂oby; si臋 sta膰, gdyby na miejscu

zm


zr贸wnowa偶onego, opanowanego von Fritscha znajdowa艂 si臋 jaki艣 zawadiaka i raptus! Wydaje mi si臋, 偶e Hossbacha nie nale偶y ju偶! uwa偶a膰 za w艂a艣ciwego wsp贸艂pracownika.

Dobrze, Keitel, bardzo dobrze! Niech pan opracuje kilka pro­pozycji. R贸wnie偶 te, kt贸re dotycz膮 nast臋pcy naczelnego dow贸dcy si艂 l膮dowych. Chcia艂bym, 偶eby by艂 to cz艂owiek stuprocentowo pewny. Czy zajmie si臋 pan tym?

- Tak jest, mein F眉hrer!

Obaj czuli si臋 tak, jakby szukali si臋 d艂ugo i wreszcie si臋 odnale藕li. Rzeczywi艣cie, ci dwaj torowali potem drog臋 decyzjom maj膮cym wp艂yw na losy 艣wiata. Wskutek kt贸rych mia艂o rozpa艣膰 si臋 jedno pa艅stwo, mia艂 zgin膮膰 jeden nar贸d - i sto milion贸w ludzi w Europie.

- A wi臋c postanowione, moj drogi generale! - oznajmi艂 Hitler.
- Wobec tego nie b臋d臋 ju偶 d艂u偶ej zwleka艂 z obj臋ciem dow贸dztwa
Wehrmachtu. Na razie nieoficjalnie, bez podawania tego faktu do
publicznej wiadomo艣ci, ale wkr贸tce i to nast膮pi. Zosta艂 pan jednym
z moich wa偶niejszych doradc贸w i powiernik贸w. Od dzi艣 mo偶e pan do
mnie przychodzi膰 o ka偶dej porze, bez uprzedniego meldowania si臋,
niezale偶nie od tego, gdzie si臋 znajduj臋. Niniejszym mianuj臋 pana
szefem Naczelnego Dow贸dztwa Wehrmachtu.

Keitel, g艂臋boko poruszony, zda艂 sobie spraw臋, 偶e sta艂 si臋 teraz w艂a艣ciwie nieodzowny, co rzeczywi艣cie odpowiada艂o prawdzie. Z艂o偶y艂 wi臋c obietnic臋, kt贸rej w nast臋pnych i jednocze艣nie ostatnich siedmiu latach swojego 偶ycia dotrzyma艂: - Do艂o偶臋 wszelkich stara艅, aby nje zawie艣膰 pok艂adanego we mnie zaufania.

Z2G


R贸wnie偶 27 stycznia - i to ju偶 w godzinach porannych - na Prinz-Albrecht-Strasse, czyli w G艂贸wnym Urz臋dzie Bezpiecze艅stwa Rzeszy, panowa艂o napi臋cie.

Gruppenf眉hrer Heydrich chodzi艂 po pokojach swojego urz臋du jak pies my艣liwski. Posykiwania, jakie przy tym wydawa艂, zdradza艂y hamowane zdenerwowanie. Ta kamienna skrzynia, ci膮gle jeszcze nazy­wana pa艂acem, sprawia艂a wra偶enie - wyj膮tek stanowi艂 pok贸j Heyd-richa - opustosza艂ej i bardzo zaniedbanej budowli. Powodowa艂a to nie ustaj膮ca w dzie艅 i w nocy pracowito艣膰 i pilno艣膰; piwniczne katownie niemal przez ca艂y czas by艂y pe艂ne.

Ale r贸wnie偶 w tym budynku znajdowa艂o si臋 jedno pomieszczenie, kt贸re wygl膮da艂o na stosunkowo zadbane, cho膰 jego agresywny wystr贸j sprawia艂 nieprzyjemne wra偶enie. Pok贸j ten nazywano, najcz臋艣ciej z lekkim, szyderczym u艣mieszkiem, salonem albo pokojem przyj臋膰. Chodzi艂o o „pok贸j przes艂ucha艅 nr 1", kt贸ry by艂 zarezerwowany dla „specjalnych klient贸w". A w艂a艣nie takiego teraz oczekiwano.

W tej wystawnej jamie, wy艂o偶onej pluszem i d臋bowym drewnem, siedzieli w milczeniu, jak kwoki, dwaj m臋偶czy藕ni: niejaki doktor Werner Best, kt贸ry nawet jeszcze dzisiaj m贸g艂by uchodzi膰 za sto­sunkowo kompetentnego prawnika; obok niego funkcjonariusz poli­cji kryminalnej nazwiskiem Huber, kt贸ry wyl膮dowa艂 w tej stajni z rekomendacji doktora Mellera. Przed obydwoma le偶a艂a gruba, czerwona teczka.

Pojawi艂 si臋 Heydrich. Zmierzy艂 obu rybiozimnymi oczami; nazy­wano to jego urz臋dowym spojrzeniem. - S膮dzicie, 偶e przyjdzie?- Mia艂 na my艣li genera艂a von Fritscha.

Heydrich pokiwa艂 g艂ow膮, nie bez uznania dla tego funkcjonariusza

'221


policji kryminalnej. Podoba艂 mu si臋 ten cz艂owiek! Nie by艂 to skwap­liwy potakiwacz, on mia艂 swoje zdanie i g艂o艣no je wypowiada艂. A wi臋c przyjaciel Meller przys艂a艂 mu ca艂kowite przeciwie艅stwo mi臋kkiego przeci臋tniaka. By艂 to raczej czujny pies my艣liwski. Nale偶a艂o to wyko­rzysta膰. Kto艣 taki m贸g艂 si臋 mu przyda膰, ostatecznie jako szef urz臋du by艂 niezale偶ny.

Teraz Heydrich spojrza艂 pytaj膮cym wzrokiem na doktora Wernera Besta, godnego zaufania eksperta prawnego gestapo. Best czu艂 si臋 niejako zmuszony potwierdzi膰 na pocz膮tku pogl膮dy funkcjonariusza Hubera, aby jednak po chwili uzupe艂ni膰 je zgodnie z w艂asnym tokiem my艣lenia. Powiedzia艂:

- No c贸偶, z pewno艣ci膮. Zmusi膰 go nie mo偶na! Mimo wszystko jednak von Fritsch, jak si臋 zorientowa艂em, jest cz艂owiekiem o silnym poczuciu obowi膮zku. Mo偶na wi臋c za艂o偶y膰, 偶e dotrzyma raz danego s艂owa. - Spojrza艂 na sw贸j zegarek, doskona艂y, precyzyjny, szwajcarski wyr贸b. - Mamy jeszcze trzy minuty. Licz臋 na punktualno艣膰 genera艂a. R贸wnie偶 w tej dziedzinie uchodzi za niezawodnego.

Mia艂 racj臋. Werner baron von Fritsch zjawi艂 si臋 w g艂贸wnej kwate­rze gestapo w co do minuty ustalonym czasie: o godzinie 10掳掳. Mia艂 na sobie ciemnoszary garnitur, przyszed艂 wi臋c jako osoba cywilna. , Zgodnie z wydanymi poleceniami przy wej艣ciu do g艂贸wnej kwatery gestapo czeka艂 na niego m艂odszy oficer SS, kt贸ry pr臋偶nie zasalutowa艂 i z respektem poprowadzi艂 go dalej: najpierw przez obszerny, zanie­dbany hall. Tu znajdowa艂o si臋 oko艂o dwudziestu, a mo偶e wi臋cej os贸b p艂ci m臋skiej, kt贸re na ich widok ostro偶nie si臋 usuwa艂y, jakby przy­kleja艂y do 艣cian, nie spuszczaj膮c z przechodz膮cych oczu. By艂y to typy najrozmaitszego autoramentu: niekt贸rzy sprawiali bardzo n臋dzne wra偶enie; zaniedbani, o zniszczonych twarzach i wyblak艂ych oczach. Ale byli te偶 inni, wr臋cz kobiecej urody, napuszeni jak pawie. Obrazu dope艂niali „wspaniali m臋偶czy藕ni", „m臋skie okazy", wi膮zki mi臋艣ni, j臋drne cia艂a. Wszyscy oni wyr贸偶niali si臋 szklanooboj臋tnym, taksuj膮­cym spojrzeniem: czyli homoseksuali艣ci pomieszani z bykami z ges­tapo - zebrani tutaj w celu obserwacji pana von Fritscha.

W tym wypadku chodzi艂o o rodzaj „odwrotnej parady". Tak nazywa艂o si臋 w policyjnym 偶argonie zgromadzenie wszelkich mo偶­liwych „艣wiadk贸w", wyznaczonych dla jednego „podejrzanego". Wi臋kszo艣膰 z nich to zawodowi szpicle najrozmaitszych odmian. Wszy-

222


stkim im obiecano w razie „pozytywnego rozpoznania" „premi臋 za wydajno艣膰" i w przysz艂o艣ci dalsze „ulgi".

Genera艂 min膮艂 sztywnym, dumnym krokiem t臋 gromad臋 wszelkich w膮tpliwych 艣wiadk贸w oskar偶enia. Oni dla niego po prostu nie istnieli! Tym bardziej 偶e nawet w najmniejszym stopniu nie by艂 w stanie poj膮膰 ich znaczenia. Kroczy艂 prosto przed siebie, jak zawsze niewzruszony.

Nast臋pnie znalaz艂 si臋 w „salonie", czyli w pokoju przes艂ucha艅 nr 1, uprzejmie wprowadzony tam przez towarzysz膮cego mu oficera SS. Heydrich otrzymawszy telefoniczn膮 informacj臋 - ju偶 jest! - ucieszony opu艣ci艂 „salon", nie omieszkawszy rzuci膰 pe艂nego zach臋ty spojrzenia w stron臋 Hubera i Besta: no, ch艂opcy, poka偶cie, co potraficie!

Doktorowi Bestowi bardzo na tym zale偶a艂o. Pospieszy艂 przywita膰
uprzejmie genera艂a vori Fritscha. - Dzi臋kuj臋, 偶e pan przyszed艂. Na
wst臋pie chcia艂bym pana zapewni膰, 偶e zgodnie z poleceniem, jakie
otrzyma艂em, by tak rzec, z najwy偶szej instancji, uczyni臋 wszystko co
w mojej mocy, aby nie tylko wykaza膰 wobec pana jak najwi臋ksz膮
偶yczliwo艣膰, ale ponadto przyczyni膰 si臋 w miar臋 mo偶liwo艣ci do ca艂-
kowitego oczyszczenia z zarzut贸w pa艅skiej osoby.

- Prosz臋 robi膰 wszystko, co jest uwa偶ane za konieczne, r贸wnie偶
przez kanclerza.

Huber, doskona艂y specjalista odsun膮艂 si臋 z krzes艂em do ty艂u, a偶

223


pod 艣cian臋. Wyra藕na i bezgraniczna pokora genera艂a napawa艂a go, znawc臋 wszelkich taktyk przes艂uchania g艂臋bokim niepokojem.

Wpatrywa艂 si臋 sugestywnie w von Fritscha, usi艂uj膮c skierowa膰 jego spojrzenie na dosy膰 niezgrabnie wmontowane w st贸艂 konferencyjny mikrofony. Ich kable prowadzi艂y do s膮siedniego pomieszczenia, w kt贸rym znajdowa艂 si臋 odbiornik, a tak偶e g艂o艣nik - tkwi艂 przed nim nisko pochylony stenotypista o t艂ustej twarzy bez wyrazu; jego pra­wa d艂o艅 porusza艂a si臋 jak w gor膮czce. Tak wi臋c w tak zwanym salo­nie nie mog艂o pa艣膰 偶adne s艂owo, kt贸re nie zosta艂oby bezzw艂ocznie, i to dwukrotnie, urz臋dowo zarejestrowane. Von Fritsch niczego nie zauwa偶y艂.

- I Otto-Otto zjawi艂 si臋 - jakby na okre艣lone has艂o wepchni臋ty do pokoju. Zatrzyma艂 si臋 w pobli偶u drzwi, sta艂 w rozkroku, pochylony do przodu jak tropiciel, twarz mia艂 g艂adk膮 i niespokojne oczy. Jego chrapliwy g艂os brzmia艂 dono艣nie, k膮艣liwie, jakby nie pozostawa艂o mu nic innego jak wgry藕膰 si臋 we w艂asne argumenty.

- Schmidt - powiedzia艂 doktor Best na wp贸艂 ostrzegawczo, na
wp贸艂 zach臋caj膮co - uwa偶ajcie na ka偶de swoje s艂owo! To, co przytoczy­
cie, musi by膰 ca艂kowicie pewne! Je艣li co艣 si臋 nie b臋dzie zgadza膰, to wy
znajdziecie si臋 na miejscu oskar偶onego. Mianowicie z powodu po-
twarzy, fa艂szywych zezna艅 i jeszcze innych poszlak! - Nast臋pnie
zwr贸ci艂 si臋 do von Fritscha tonem niemal serdecznym: - Prosz臋
wys艂ucha膰 wszystkiego, co ten cz艂owiek zezna. Je艣li nawet wystawi to
na ci臋偶k膮 pr贸b臋 pa艅sk膮 cierpliwo艣膰 i pob艂a偶liwo艣膰. Mimo wszystko
prosz臋 spr贸bowa膰 to znie艣膰 z najwi臋ksz膮 oboj臋tno艣ci膮. Niech pan
przystanie na jego zeznania, radz臋 to panu, aby ten cz艂owiek zyska艂
sposobno艣膰 skorygowania swoich wypowiedzi na pa艅sk膮 korzy艣膰. Czy
jest pan na to got贸w?

Von Fritsch potwierdzi艂. Nie dostrzeg艂 jednak przera偶onego gestu

224


funkcjonariusza policji kryminalnej Hubera, kt贸ry kiwaj膮c si臋 nie­spokojnie na swoim krze艣le, lekko pokr臋ci艂 g艂ow膮.

Przysz艂a wi臋c kolej na Otto Schmidta. O艣wiadczy艂 on, doskonale
przygotowany i niezm膮cenie pewny siebie, 偶e nie ma najmniejszego
powodu zmienia膰 swoich dotychczasowych zezna艅. Ponownie zapew­
ni艂: - To by艂 w艂a艣nie von Fritsch! Mog臋 przysi膮c, 偶e on z Sep-
pem-Bawarczykien na stacji Wannsee... _

Jeste艣cie naprawd臋 tego pewni, Schmidt? - spyta艂 doktor Best,
kt贸ry podobnie jak genera艂 i feldmarsza艂ek mia艂 na imi臋 Werner.
Sprawia艂 wra偶enie, 偶e absolutnie nie mo偶e w to uwierzy膰, wyczuwa艂o
si臋 wr臋cz przera偶enie w jego g艂osie. - Zastan贸wcie si臋! Jeszcze raz!
Dok艂adnie! Wasze zeznanie m膮 niezwyk艂膮 wag臋. Mo偶e zasz艂a tu jaka艣
pomy艂k膮? .

-- Nic z tych,rzeczy. To by艂 on, poznaj臋 go. To ten pan! Nie mam najmniejszej w膮tpliwo艣ci.

Podczas gdy wszyscy wko艂o zamilkli, dotkliwie i nieprzyjemnie
poruszeni, Otto Schmidt s艂u偶y艂 dalszymi szczeg贸艂ami: Bezpo艣rednio
po tym jednoznacznie nieobyczajnym zaj艣ciu zamierza艂-jako spraw­
dzony agent od tych spraw - odda膰 tego pana w r臋ce policji. Na co
zaproponowano mu 艂ap贸wk臋, 偶eby trzyma艂 j臋zyk za z臋bami. Czyli
pr贸ba przekupienia...

- Najpierw chodzi艂o o sum臋 picciuset-marek, a potem zaoferowa­no mi jeszcze dodatkowo dwa tysi膮ce.

2?5


- Wystarczy, Schmidt, w zupe艂no艣ci! - wykrzykn膮艂 ekspert praw
ny gestapo, na poz贸r g艂臋boko zaniepokojony. - Panie generale, czy
mog臋 pana prosi膰 o zaj臋cie stanowiska wobec tych zezna艅?

W tym momencie jednak, ku zdziwieniu wszystkich, po raz pierw­szy zabra艂 g艂os specjalista Huber: - Pan Fritsch nie musi tego robi膰! Ma prawo odm贸wi膰 wszelkich odpowiedzi.

- Wobec tego chcia艂bym jeszcze raz prosi膰 pana o zaj臋cie stanowi­ska. Co pan powie na temat zezna艅 Schmidta?-

Huber g艂o艣no chrz膮kn膮艂 - wyra藕nie z zamiarem ostrze偶enia ge­nera艂a. Von Fritsch nie zwr贸ci艂 jednak uwagi na t臋 przeznaczon膮 -
wy艂膮cznie d艂a niego demonstracj臋. Da艂 si臋 nam贸wi膰 do zni偶enia
si臋 do poziomu tego skonfrontowanego z nim, notorycznego kryminalisty.

Jego kontrargumenty na kt贸rych usi艂owa艂 si臋 teraz skupi膰, w najwa偶niejszych punktach wygl膮da艂y nast臋puj膮co:

Po pierwsze: - To pomy艂ka, panie Schmidt! Musia艂 si臋 pan pomyli膰! Bo ja pana nie znam! Przed konfrontacj膮 w Kancelarii Rzeszy nigdy pana nie spotka艂em. Nie wiem, kto m贸g艂 by膰 na tyni dworcu, ale z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie chodzi艂o o moj膮 osob臋.

Po drugie: - Je偶eli nawet mo偶liwe by艂oby wystaranie si臋 prze­ze mnie, jak pan twierdzi, o sum臋 pi臋ciuset marek w got贸wce, to z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie m贸g艂bym mie膰 takiej kwoty przy sobie, pod r臋k膮. Moja miesi臋czna pensja jest dosy膰 precyzyjnie podzielona od lat mam zwyczaj zapisywa膰 wszystkie wydatki z ca艂膮 dok艂adno艣ci膮. Notatki te s膮 do pa艅skiej dyspozycji, panie Best. W ka偶dym razie

226


niewydanie dw贸ch tysi臋cy marek jest do udowodnienia bez najmniej­szych k艂opot贸w.

Otto Schmidt nie dawa艂 si臋 zbi膰 z tropu: - Ostatecznie m贸g艂 pan po偶yczy膰 te pieni膮dze. Ca艂kiem mo偶liwe, 偶e pom贸g艂 panu jaki艣 kolega.

Na to Best, demonstracyjnie ostro: - Prosz臋 si臋 ograniczy膰 do
odpowiedzi na stawiane wam pytanie,, Schmidt! Wszelkie nasuwaj膮ce
si臋 domniemania mo偶ecie spokojnie pozostawi臋 nam. Prosz臋 dalej,
panie Von Fritsch!

Po trzecie: - Doprawdy nie艂atwo mi o tym n贸wi膰, ale widz臋, 偶e musz臋 nadmieni膰 o tej kwestii: jestem m臋偶czyzn膮 w takim wieku, kt贸­ry wyklucza pewne zdro偶no艣ci, Pod wzgl臋dem fizycznym, cielesnym

- pan rozumie co mam na my艣li, prawd膮?— prowadz臋 tryb 偶ycia
bardzo surowy, wr臋cz sparta艅ski. Prosz臋 spyta膰 ludzi, kt贸rzy kiedykolwiek nale偶eli do mojego najbli偶szego otoczenia. Potwierdz膮 to panu.

Otto-Otto spojrza艂 na genera艂a z pogard膮 i roze艣mia艂 si臋 na ca艂y g艂os. By艂 zadowolony z siebie, poniewa偶 wszystko przebiega艂o zgodnie z zaleceniami- Ten von Fritsch znalaz艂 si臋 w beznadziejnym po艂o偶eniu

- tak jak to zaplanowano.

- Mo偶ecie odej艣膰! - krzykn膮艂 Best w stron臋 Schmidta.
Odszed艂. Przedtem jednak sk艂oni艂 si臋 g艂臋boko przed genera艂em, co

ten skwitowa艂 pe艂nym os艂upienia zdziwieniem.

217


Genera艂 skin膮艂 g艂ow膮 z aprobat膮. Poprawi艂 monokl, aby przyjrze膰.. si臋 troch臋 dok艂adniej temu funkcjonariuszowi policji kryminalnej. Nie bez 偶yczliwo艣ci. Siedzia艂 sztywno wyprostowany, teraz jednak si臋 troch臋 u艣miechn膮艂, jak gdyby na my艣l: r贸wnie偶 tutaj s膮 ludzie, kt贸rzy go rozumiej膮.

Po czym zaproponowa艂 rozmow臋 w cztery oczy, okazuj膮c pozorne zatroskanie o genera艂a.

Dalsze wydarzenia

Pierwsz膮 stacja:

Pok贸j przes艂ucha艅 numer 1 w G艂贸wnym Urz臋dzie Bezpiecze艅stwa Rzeszy. Genera艂 von Fritsch siedzia艂 teraz zupe艂nie sam naprzeciwko eksperta prawnego doktora Wernera Besta. Wsp贸lnie uzgodniono przeprowadzenie „poufnej rozmowy".

Jednak偶e zainstalowane mikrofony nie zosta艂y wy艂膮czone, ste­notypista w s膮siednim pokoju pracowa艂, tak wi臋c ka偶de s艂owo owej -rozmowy w cztery oczy" by艂o zapisywane. Pod艂y, z pewno艣ci膮; odpowiadaj膮cy tamtym czasom oszuka艅czy manewr. Jeden spo艣­r贸d wielu.

Werner Best zapewni艂: .- Teraz mo偶emy rozmawia膰 ca艂kowicie" otwarcie, tak mi臋dzy nami, 偶e tak powiem, absolutnie prywatnie.

Von Fritsch: - My艣l臋, 偶e to wcale nie by艂o konieczne

Werner Best: - Prosz臋 tak nie mowi膰! Bo z pewno艣ci膮 nie jest pan w stanie rozpozna膰 pu艂apek tego prawa, ka偶dego prawa. Prosz臋 wi臋c


mi pozwoli膰 by膰 panu pomocnym. Czyni臋 to z wielk膮 ochot膮; zw艂asz­cza 偶e, jak powiedzia艂 F眉hrer, nie powinienem zaniedba膰 niczego, co mog艂oby oczy艣ci膰 z zarzut贸w jego naczelnego dow贸dc臋 - w ka偶dych okoliczno艣ciach, za pomoc膮 wszelkich dost臋pnych 艣rodk贸w. Z pew­no艣ci膮 domy艣la si臋 pan, co to znaczy?

Von Fritsch: - Nie.

Werner Best: - F眉hrer chce uratowa膰 pana i dla siebie, i dla Wehrmachtu. I w艂a艣nie dlatego, by wreszcie wyj艣膰 z tej katastrofy, nie powinni艣my cofn膮膰 si臋 nawet przed absolutn膮 otwarto艣ci膮. Przy czym ju偶 teraz prosz臋 o wybaczenie, je艣li chwilami b臋d臋 zbyt dos艂owny, jest to nieuniknione.

Von Fritsch: - Nie.

Werner Best: - Prosz臋, 偶eby wzi膮艂 pan nast臋puj膮c膮 rzecz pod uwag臋: tego rodzaju zachowania mog膮 czasami wynikn膮膰 z"nieuchron­nej konieczno艣ci, z przypadku, mog膮 zrodzi膰 si臋 z nieporozumienia, po prostu nieoczekiwanie, nag艂e si臋 sta膰. Co艣 takiego mo偶e zdarzy膰 si臋 ka偶demu, i nie jest wtedy naganne. Ale musimy to wiedzie膰, aby m贸c si臋 zabezpieczy膰 przed okre艣lonymi podejrzeniami.- No?

Von Fritsch: - Nie! Nic podobnego.

Werner Best: - No dobrze, wobec tego spr贸bujemy podej艣膰 do sprawy niejako z innej strony. Na przyk艂ad tak: czy z nieugi臋tym uporem powtarzane twierdzenie, 偶e ma pan sk艂onno艣ci homoseksualne i stosuje pan te praktyki, da si臋 skutecznie obali膰? Za艂贸偶my, 偶e przy u偶yciu dowod贸w na to, i偶 pod wzgl臋dem seksualnym jest pan zupe艂nie normalny?

Von Fritsch: Nie rozumiem, co pan ma na my艣li'

Werner Best: To znaczy, 偶e by艂oby mo偶liwe udowodnienie, ze w pa艅skim, 偶yciu istniej膮 b膮d藕 istnia艂y osoby p艂ci 偶e艅skiej, z kt贸rymi utrzymywa艂 pan wiadomego charakteru kontakty? Czy mo偶na dostar­czy膰 na to przekonuj膮cych dowod贸w?.Bezpo艣rednich! Czy by艂by pan got贸w wymieni膰 odpowiednie adresy?

22$.


Von Fritsch: - Nie! Za kogo mnie pan w艂a艣ciwie uwa偶a?! To by艂aby przecie偶 rani膮ca godno艣膰 niedyskrecja, na kt贸r膮 stanowczo si臋 nie zgadzam!

Druga stacja:

Pok贸j obok sali przes艂ucha艅 numer 1, wyposa偶ony w urz膮dzenia pods艂uchowe odpowiadaj膮ce najnowszyrn wymogom ameryka艅skiej techniki. W nim w艂a艣nie przebywa艂 wygl膮daj膮cy na bardzo znudzone­go szef SS. Pilnie stenografuj膮cy 偶贸艂w pracowa艂 - szary, pomarsz­czony, niemal nieruchomy. Ponadto znajdowali si臋 tu te偶 dwaj inni, podobnie oboj臋tnie reaguj膮cy uczestnicy tej „poufnej rozmowy w cztery oczy". W艣r贸d nich by艂 tak偶e Huber, specjalista od spraw kryminal­nych. W艂a艣nie on, bez najmniejszych zahamowa艅, pozwoli艂 sobie na kilka spostrze偶e艅:

- To jest nie do wytrzymania! Dlaczego ten Fritsch daje si臋
wci膮gn膮膰 w taki okropny cyrk? Czy on jest naiwny, czy g艂upi, czy
mo偶e to po prostu godny szacunku 偶o艂nierz? Naiwno艣膰 tego rodzaju
ludzi jest wr臋cz niebezpieczna dla otoczenia!

Stenograf: - Prosz臋" troch臋 ciszej, panie Huber, bo nie s艂ysz臋.

Huber: - Dlaczego nie powie na przyk艂ad; wypraszam sobie tego rodzaju imputacje? Dlaczego nie ci艣nie, m贸wi膮c symbolicznie, swojej szabli na st贸艂 i nie krzyknie: poca艂ujcie mnie wszyscy w dup臋! Albo co艣 podobnego! Dlaczego nie zmobilizuje swoich ludzi? Ostatecznie jest dow贸dc膮 armii. W ka偶dym razie ja na jego miejscu narobi艂bym szumu, nie pozwoli艂bym na takie przes艂uchania i metody poni偶ej pasa!

Stenograf: - Kolego Huber, bardzo pana prosz臋! Naprawd臋, nie us艂ysza艂em teraz dw贸ch s艂贸w.

Huber: - Cz艂owieku, przecie偶 wszystko jedno, co oni tam paplaj膮! Przecie偶 to zwyk艂e, podst臋pne dra艅stwo!

Na co siedz膮cy 藕 ty艂u dow贸dca SS odezwa艂 si臋 z pob艂a偶liwo艣ci膮: - Dlaczego ty si臋 w艂a艣ciwie tak denerwujesz, Huber?

230


nas nic nowego! - powiedzia艂 oboj臋tnie sturmf眉hrer. - Je艣li nawet nie s膮 tacy z natury, to i tak si臋 w nich zamieni膮! Wcze艣niej czy p贸藕niej zawsze nam si臋 to udaje, zazwyczaj wcze艣niej, ni偶 si臋 spodziewamy.

Trzecia stacja:

Raport sporz膮dzony przez doktora Wernera Besta bezpo艣rednio po „przes艂uchaniu" genera艂a von Fritscha przez gestapo. Przekazany bezzw艂ocznie Heydrichowi, kt贸ry z kolei poinformowa艂 Himmlera, a ten tak偶e G枚ringa. G枚ring tak oto relacjonowa艂 f眉hrerowi:

- Otto Schmidt trwa niewzruszenie przy swoim obci膮偶aj膮cym
zeznaniu. I to nawet po dwukrotnej konfrontacji z obwinionym.
Mo偶na przyj膮膰, 偶e postawa g艂贸wnego 艣wiadka oskar偶enia nie budzi
w膮tpliwo艣ci. Oczywi艣cie, podejrzany w dalszym ci膮gu uparcie za­
przecza, jakoby mia艂 z t膮 spraw膮 co艣 wsp贸lnego. Nie potrafi艂 jednak
przedstawi膰 偶adnych przekonuj膮cych argument贸w. Tym samym nie
mo偶na go uzna膰 za oczyszczonego z zarzut贸w prawnych. Przeciwnie,
jego pasywno艣膰 jest podejrzana. Albowiem nie broni si臋 do艣膰 skutecznie przeciwko tym pom贸wieniom. Z czego nieuchronnie mo偶na wnioskowa膰, 偶e jest winny.

Hitler: - To wszystko jest naprawd臋 obrzydliwe! Niepoj臋te, na co. nara偶a nas ten cz艂owiek! trzeba go wreszcie przywie艣膰 do rozs膮dku. Wszelkimi 艣rodkami.

Czwarta stacja:

Szczeg贸艂y z raportu doktora Mellera;

„Jeszcze tego samego wiaczoru zobaczy艂em si臋 z moim przyjacie­lem Huberem - mniej wi臋cej o tej samej godzinie zjawi艂 si臋 tak偶e, na moj膮 propozycj臋, pu艂kownik Oster. Spotkali艣my si臋 w miejscu uwa偶a-

231


nym za nie wzbudzaj膮ce podejrze艅; w mieszkaniu znajomego, kt贸ry wybra艂 si臋 w podr贸偶. Uhlandstrasse 24. Znajomy ten by艂 nie tylko godnym zaufania stronnikiem, ale mia艂 tak偶e okaza艂y zapas wysokiej jako艣ci trunk贸w. Dysponowa艂em kluczami do mieszkania i barku.

Na t臋 uwag臋, wypowiedzian膮 niemal z wrogo艣ci膮, zareagowa艂em z oburzeniem. „Pu艂kownik Oster jednak z wyczuciem zinterpretowa艂 jego stan ducha: - Wida膰, 偶e jest pan ty z艂ym nastroju, panie Huber. Czy zdarzy艂o si臋 co艣 z艂ego?

- Delikatnie powiedziane! - Huber rzuci艂 sw贸j lekki p艂aszcz i zmi臋­
ty kapelusz na fotel. Potem stan膮艂, szeroko rozstawiwszy nogi, w swoim n臋dznym, zniszczonym garniturze i poprosi艂 o koniak - 禄ale
w szklance芦. Nim jednak otrzyma艂 偶膮dany trunek, wykrzykn膮艂 niebywale oburzony:- Na co, do licha, nara偶ono tego von Fritscha a przy tym tak偶e i mnie?! Przecie偶 nie mo偶na puszcza膰 go na dw贸r bez
parasolki kiedy z nieba leje si臋 g贸wno!

, A wi臋c wszystko by艂o jasne: zdaje si臋, 偶e gestapo mia艂o genera艂a w r臋ku. Samo to jednak nie wyja艣nia艂o w pe艂ni niemal zjadliwej agresji Hubera. Trzyma艂 w d艂oni nape艂nion膮 koniakiem szklank臋, ale nie pi艂. Przeciwnie, patrzy艂 na mnie i na Ostera prawie oskar偶ycielskim wzrokiem.

- Jak panowie mogli do tego dopu艣ci膰?! My艣la艂em, 偶e z was prawdziwi, wypr贸bowani taktycy i organizatorzy! A wy wydali艣cie tego Von Fritscha prosto w r臋ce tych no偶ownik贸w - bez przygotowa­nia go, bez instrukcji! M贸j Bo偶e, on przypomina艂 owieczk臋 ofiarn膮 prowadzon膮 na rze藕.

- Naprawd臋 by艂o a偶 tak 藕le, panie Huber? - spyta艂 pu艂kownik
Oster, teraz wyra藕nie zaniepokojony.

232


Usi艂owa艂em z艂agodzi膰 oburzenie naszego przyjaciela Hubera, przy czym jednak, reaguj膮c zupe艂nie spontanicznie, dopu艣ci艂em si臋 prowokacji: - Ostatecznie, m贸j drogi, wpu艣cili艣my pana mi臋dzy te wilki maj膮c nadziej臋, 偶e wkroczy pan do akcji skutecznie i rozs膮dnie.

- To偶 to czysta bzdura, Meller! - wypali艂 Huber bez za偶enowania.
By ju偶 za chwil臋 udowodni膰, dlaczego to taka 禄bzdura芦, co mu si臋
nawet bez trudu uda艂o, musz臋 przyzna膰. Pu艂kownik Oster, jak si臋
zdaje, te偶 by艂 tego zdania.

Huber: - Zacznijmy od praktyki! Tak wi臋c w moje r臋ce dosta艂y si臋
dosy膰 starannie opracowane dokumenty ko艅cowe. Przede wszystkim
ich musia艂em si臋 trzyma膰. Gdybym tego nie zrobi艂, wtedy gestapo, ale
i na pewno Heydrich, zorientowaliby si臋 bardzo szybko, 偶e ze mn膮 jest
co艣 nie w porz膮dku. Od razu powsta艂oby pytanie: co on tu knuje i kto
nam go podsun膮艂?

- A wtedy dobrahby si臋 tobie do sk贸ry, Meller - powiedzia艂
pu艂kownik Oster. - Logiczne. Sta艂by艣 si臋 dla tych naszych braci osob膮
co najmniej podejrzan膮. A przy tej okazji wszyscy by艣my si臋 potopili.

Aby upora膰 si臋 z tym, co us艂ysza艂em, potrzebowa艂em, m贸wi膮c szczerze, troch臋 czasu. Oster patrzy艂 na mnie z wyczekiwaniem. Ci膮gle jeszcze pr贸buj膮c unikn膮膰 odpowiedzi, musia艂em jednak przyzna膰:

- Rzeczywi艣cie, sytuacja zrobi艂a si臋 cholernie dra偶liwa.

Huber patrzy艂 na,mnie niemal szyderczo, a jednocze艣nie badawczo; r贸wnie偶 Oster mierzy艂 mnie krytycznym wzrokiem. I w tym momenie przysz艂o mi do g艂owy takie rozwi膮zanie:

ostro偶nie, ale. zarazem dosy膰 stanowczo, 偶e ca艂e to forsowanei przez gestapo oskar偶enie von Fritscha jest kolosem na glinianych nogach. S膮 o tym przekonani, powiem mu, Naczelne Dow贸dztwo, Abwehra, liczni genera艂owie i oficerowie, a tak偶e niekt贸rzy fachowcy z policji.

Oster skin膮艂 g艂ow膮 z aprobat膮, nie bez uznania, jak mi si臋 zdawa艂o. - Mo偶e to rzeczywi艣cie nie by艂oby z艂e. Heydrich nie jest p贸艂g艂贸wkiem; nie da si臋 wrobi膰 w lekkomy艣lne imputacje.

233


I w艂a艣nie dlatego spr贸buj臋 mu zasugerowa膰, 偶e by艂oby raczej
wskazane wycofanie si臋 z linii ostrza艂u! Ale 偶eby zabrzmia艂o to
przekonuj膮co, musia艂bym mie膰 pod r臋k膮 jakie艣 prawne szczeg贸艂y,
kt贸re wywar艂yby na nim wra偶enie.

- Domy艣lam si臋, 偶e potrzebna jest moja pomoc? No dobrze,
spr贸buj臋, na pa艅sk膮 odpowiedzialno艣膰. Ale czy pan w og贸le zdaje,
sobie spraw臋., w co si臋 wdaje?

Stwierdzi艂em, 偶e wiem. Z pewno艣ci膮 wtedy nie mo偶na by艂o jeszcze si臋 zorientowa膰, w co wda艂em si臋 tak naprawd臋. Koniec Hubera te偶 by艂 w to wliczony".

Pi膮ta stacja:

Pomieszczenie biurowe w G艂贸wnym Urz臋dzie Bezpiecze艅stwa Rze­
szy - w nocy po opisanym dniu. Zawalone papierami biurko, pe艂ne
p贸艂ki, ale ani jednego urz臋dnika. Albowiem r贸wnie偶 ta g艂贸wna kwate­
ra 艣mierci mia艂a uregulowany czas pracy. Dodatkowe nocne akcje
jednostek specjalnych odbywa艂y si臋 "- najcz臋艣ciej pod hallem, czyli
.w piwnicach. .

Tej nocy Huber pozosta艂 w pomieszczeniach biurowych; w wy­
dziale Meisingera - Zwalczanie homoseksualizmu. W艂膮czy艂 g贸rne
o艣wietlenie, aby skutecznie przeszuka膰 t臋 obor臋. Dok艂adnie wiedzia艂,
czego szuka艂 i gdzie szuka膰.

Huber bowiem by艂 praktykiem - specjalist膮 wysokiej klasy, nie­
omylnie dzia艂aj膮cym, z zimn膮 krwi膮 i z godn膮 uwagi znajomo艣ci膮
rzeczy. Od razu si臋 zorientowa艂: akta stanowi膮ce podstaw臋 prze­
s艂uchania von Fritscha zosta艂y po prostu gorliwie spreparowane.
Prawdopodobnie przygotowane przez specjalnie do tego powo艂a­
nych urz臋dnik贸w pod kierownictwem Meisingera, kt贸ry, nawiasem
m贸wi膮c, przebywa艂 obecnie na Dalekim Wschodzie, czerpi膮c „si艂臋
z rado艣ci".

Ale przecie偶 albo gdzie艣 u niego, albo u kt贸rego艣 z jego' najrji偶-,
szych wsp贸艂pracownik贸w musia艂 le偶e膰 ten materia艂 - czyli w pokoju,
w kt贸rym obecnie znajdowa艂 si臋 Huber. Pracowa艂 bardzo systematyczr
nie. Porusza艂 si臋 jak czyhaj膮cy tygrys na samym skraju nale偶膮cej do
niego cz臋艣ci d偶ungli.

Najpierw, przeszuka艂 dolne szuflady z lewej strony biurek roz maitych ekspert贸w, I tam w艂a艣nie odkry艂 wreszcie teczk臋 dwa razy

234


grubsz膮 od tej, kt贸r膮 oficjalnie nazywano „dossier Fritscha" i kt贸r膮 mu udost臋pniono. Owo znalezisko stanowi艂o rodzaj suplementu do cie艅szej teczki, by艂o zbieranin膮 zgromadzonych, ale nie wykorzys­tanych dokument贸w. Nie wykorzystanych wyra藕nie z tego powodu, 偶e przeszkodzi艂yby w osi膮gni臋ciu wyznaczonego celu.

Te osza艂amiaj膮co przydatne akta Huber przegl膮da艂, wcale si臋 nie spiesz膮c. Robi艂 przy tym liczne, bardzo dok艂adne notatki. Co chwil臋 kr臋ci艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem - tak jak cz臋sto w ostatnich dniach.

- To by chyba wystarczy艂o - powiedzia艂 wreszcie.

Potem od艂o偶y艂 teczk臋 na to samo co do milimetra miejsce, gdzie le偶a艂a poprzednio. Niczego nie da艂o si臋 rozpozna膰, nigdy te偶 nie wzbudzi艂o to potem 偶adnych podejrze艅. Biuro znowu by艂o puste.

Sz贸sta stacja:

Berli艅ska prefektura policji. Gabinet zast臋pcy naczelnika, Fritza-Dietlofa hrabiego .von der Schulenburga.

By艂 to pok贸j, w kt贸rym panowa艂 irytuj膮cy rozgardiasz: gazety i czasopisma le偶a艂y na sto艂ach, krzes艂ach i parapetach; w艣r贸d nich pi臋trzy艂y si臋 ksi膮偶ki, poniewiera艂y si臋 r贸wnie偶 na pod艂odze. I w艂a艣nie tutaj znalaz艂 si臋 Huber niemal godzin臋 po p贸艂nocy.

- Hrabia von Schulenburg zmierzy艂 Hubera uwa偶nym spojrzeniem. - Je艣li pan chce wr贸ci膰 do nas, b臋d臋 si臋 tylko cieszy艂. I zrobi臋 wszystko, 偶eby si臋 tak sta艂o.

235


- Hrabia von der Schulenburg z u艣miechem wskaza艂 na przepe艂nione rega艂y. - Jak pan widzi, robi臋 w艂a艣nie porz膮dki. Jutro rano bowiem wyje偶d偶am z rodzin膮 na urlop w g贸ry: narty, spacery, sanki! No i wreszcie troch臋 pooddycham 艣wie偶ym powietrzem. Chyba nie b臋dzie -mi pan pr贸bowa艂 w tym przeszkodzi膰.

Co艣 w tym rodzaju. Ale to b臋dzie tylko tak wygl膮da艂o. Zale偶y mi zw艂aszcza na dokumentacji referatu obyczajowego. Trzeba j膮 zablokowa膰, czyli uniemo偶liwi膰 bezpo艣rednie si臋gni臋cie po ni膮 przez gestapo W ci膮gu najbli偶szych dw贸ch, trzech tygodni. W tym czasie spr贸buj臋 przejrze膰 ten materia艂 i to, co b臋dzie mi si臋 wydawa艂o wa偶ne, zabezpiecz臋. Czy daje mi pan woln膮 r臋k臋?

- Je艣li jest to bezwzgl臋dnie konieczne - zgodzi艂 si臋 hrabia von der Schulenburg, co prawda z lekk膮 niech臋ci膮. Ale to ju偶 naprawd臋, ostatnia rzecz, jak膮 zrobi臋 tu, w tym ba艂aganie, nim wreszcie p贸jd臋 na urlop. Tak wi臋c schowam te dokumenty tak, aby opr贸cz pana nikt nie mia艂 do nich dost臋pu podczas mojej nieobecno艣ci, kt贸ra potrwa mniej wi臋cej tyle czasu, ile pan potrzebuje na dosy膰 dok艂adne opra-;cbwanie tych materia艂贸w. Nikt, tak偶e gestapo. Tylko pan. Odpowiada to panu?

236


Von der Schulenburg u艣miechn膮艂 si臋 z ulg膮. - Mo偶e przyjedzie pan odwiedzi膰 mnie w g贸rach, ca艂kiem oficjalnie, na przyk艂ad w celu z艂o偶enia raportu czy te偶 s艂u偶bowej relacji, na koszt pa艅stwa. W ka偶­dym razie b臋dzie mi mi艂o pana zobaczy膰, drogi panie Huber.

- Niewykluczone, 偶e r贸wnie偶 ja b臋d臋 musia艂 uda膰 sic wkr贸tce na
d艂ugi, prawdopodobnie nawet bardzo d艂ugi urlop. Chc臋 jednak na
niego zas艂u偶y膰, 偶eby m贸c go w pe艂ni wykorzysta膰. Mam nadziej臋.
Wszystkiego dobrego.

.

Si贸dma stacja:

Nast臋pnego dnia po po艂udniu. G艂贸wny Urz膮d Bezpiecze艅stwa Rzeszy. Biuro gruppenf眉hrera Heydricha. Przed nim stoi funkcjona­riusz policji kryminalnej Huber. Huber nie prosi艂 o t臋 rozmow臋, to Heydrich wezwa艂 go do siebie, staraj膮c si臋 by膰 sympatyczny.

- Ubieg艂ej nocy - powiedzia艂 Heydrich poufnie - przeprowadzi­
艂em dosy膰 interesuj膮c膮 rozmow臋 z moim drogim przyjacielem z lat
m艂odo艣ci, Mellerem. Jego zdamem by艂by pan w stanie wyja艣ni膰, mo偶e
jeszcze nie jest za p贸藕no, t臋 delikatn膮 spraw臋. Prosz臋 bardzo, niech
pan m贸wi, s艂ucham.

Na co Huber bez zb臋dnych ceregieli o艣wiadczy艂: - Mam uzasad­niony pow贸d, by zak艂ada膰, 偶e oskar偶enia wysuwane przeciwko genera­艂owi von Fritschowi s膮 do podwa偶enia.

Heydrich niemal os艂upia艂. - Chyba nie chce pan przez to powie­dzie膰, 偶e istnieje materia艂 przemawiaj膮cy na jego .korzy艣膰?

- O tym jestem nawet przekonany, gruppenf眉hrerze. Zgodnie
z otrzymanym poleceniem wszcz膮艂em 艣ledztwo maj膮ce na celu ochron臋
naszego urz臋du, i w jego wyniku okaza艂o si臋, 偶e to nie genera艂 von
Fritsch, ale zupe艂nie inny m臋偶czyzna o podobnie brzmi膮cym nazwisku
by艂 obserwowany przez Otto Schmidta, a p贸藕niej szanta偶owany.

Heydrich wyra藕nie nie m贸g艂 uwierzy膰. - - Czy jest pan pewny? Ca艂kowicie? Tak? No dobrze, dlaczego mia艂bym panu nie ufa膰? Ostatecznie w swojej dziedzinie jest pan uznanym fachowcem, do tego jeszcze rekomendowanym przez mojego przyjaciela Mellera, co ma dla mnie du偶e znaczenie. Gdzie znajduj膮 si臋 te dokumenty?

- Zdaje si臋, 偶e s膮 dwa egzemplarze. Jeden w formie kopii, i to
niepe艂nej, u nas w urz臋dzie, w wydziale, H-II, a drugi, prawdopodob­
nie orygina艂, w zbiorze akt prefektury policji kryminalnej.

237


Heydrich zareagowa艂 szybko i zdecydowanie, jak zawsze: - Panie Huber - powiedzia艂 rozkazuj膮cym tonem - potrafi臋 doceni膰 pa艅sk膮 prac臋. Ale tym razem nie musz臋 chyba szczeg贸lnie podkre艣la膰, 偶e w tego typu dra偶liwym wypadku licz臋 na pa艅skie zdyscyplinowane milczenie. Dzi臋kuj臋 panu, wkr贸tce znowu si臋 odezw臋.

Gdy tylko Huber si臋 oddali艂, Heydrich podda艂 si臋 rozbudzonemu instynktowi psa my艣liwskiego. Najpierw zadzwoni艂 do genera艂a G贸ringa: - Szykuj膮 si臋 komplikacje w sprawie von Fritscha.

Hermann G枚ring zareagowa艂 jak mo偶na si臋 by艂o spodziewa膰,
wielkim oburzeniem: - To nie wchodzi w gr臋 - parskn膮艂. - I ma pan
nad tym czuwa膰 Zgodnie z ustaleniami. Do tej pory stara艂 si臋 pan,
potrafi臋 to doceni膰, Ten von Fritsch jest ju偶 w pu艂apce! Niech pan pod
偶adnym pozorem nie pozwoli mu si臋 z niej wydosta膰! Musi by膰
poddany takiemu naciskowi, 偶eby wreszcie do wszystkiego si臋 przy­
zna艂. Takie jest pa艅skie zadanie. Czy te偶 koniecznie chce mnie pan
zawie艣膰?

Heydjrieh zrozumia艂 i natychmiast wezwa艂 do siebie swoich dw贸ch najbli偶szych, najbardziej zaufanych wsp贸艂pracownik贸w,, kt贸rzy na ka偶de skiniecie jego r臋ki byli gotowi do us艂ug. Niby posokowce weszli ci臋偶ko do gabinetu.

Heydrich powiedzia艂 im: - Ma si臋 tu natychmiast stawi膰 hrabia Helldorf. Przydzielony nam niedawno funkcjonariusz Huber, wyra藕­nie przeci膮偶ony prac膮, mo偶e i艣膰 na d艂u偶szy urlop. Jednocze艣nie trzeba przygotowa膰 jego przeniesienie, jak najdalej st膮d, bez sensacji. A teraz wezwa膰 Meisingera, dostanie mu si臋 ode mnie!

-Wyjecha艂 na urlop - powiedziano ostro偶nie.

- Mam to w dupie. Natychmiast ma si臋 tu stawi膰! Jak znam
G枚ringa, u偶yje do tego swojej Luftwaffe. Ja w ka偶dym razie chc臋
wreszcie widzie膰 nie daj膮ce si臋 podwa偶y膰 rezultaty, wszystko jedno,
jakim kosztem. 呕adna cena nie jest tu za wysoka!

238


Dwunasta pr贸ba beletryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Podr贸偶 do W艂och

Dni, jakie dane by艂o sp臋dzi膰 Wernerowi von Blombergowi z jego ukochan膮 偶on膮 we W艂oszech, wydawa艂y mu si臋 na pocz膮tku niczym nie zm膮conym pasmem szcz臋艣cia. S艂o艅ce na Capri 艣wieci艂o szklanym, zimnym blaskiem. Zaznacza艂o wyra藕n膮 lini膮 kontury stromych ska艂 nad bia艂膮 pla偶膮, pinii, kt贸re nigdy nie traci艂y li艣ci, jasno po艂yskuj膮cych dom贸w i wielobarwnych, 艂odzi rybackich daleko na morzu.

Tu, na Capri, Blombergowie byli przyjmowani z wyszukan膮 uprzej­mo艣ci膮, przynajmniej przez personel hotelu. Werner prosi艂, aby unika­no m贸wienia do niego per „panie feldmarsza艂ku". - Czy m贸g艂bym prosi膰, aby zwracano si臋 do mnie per „panie Blomberg"? Jestem tutaj z moj膮 偶on膮 na urlopie. I oboje chcieliby艣my korzysta膰 z niego jako osoby najzupe艂niej prywatne.

Mhno to zwracano si臋 do niego per „panie feldmarsza艂ku". Na przyk艂ad wtedy, kiedy dyrektor hotelu, uszcz臋艣liwiony i z pe艂nym uni偶eniem, spieszy艂 do niego, by mu zameldowa膰: - Panie feldmarsza艂­ku, b艂yskawiczna rozmowa z Berlinem, Ministerstwo Wojny.

A wi臋c ci膮gle jeszcze go tam potrzebowano, stwierdzi艂 von Blom­berg. Keitel pod wp艂ywem f眉hrera by艂 uosobieniem uprzejmo艣ci; prosi艂 go 艂askawie o informacje, wskaz贸wki, rady.

- No, m贸j drogi Keitel, co tam s艂ycha膰? Wszystko dobrze? Na­prawd臋? Czyli dok艂adnie tak, jak zaplanowa艂 F眉hrer? W porozumie­niu ze mn膮. Ciesz臋 si臋.

Niekt贸rzy z zaprzyja藕nionych genera艂贸w pisali tak偶e do mego listy, wr臋cz wyj膮tkowo serdeczne, niekt贸re jednak bole艣nie oboj臋tne. Blom­berg wola艂 przypuszcza膰, 偶e to tylko dlatego, by nie dawa膰 powodu bardzo gorliwej niemieckiej cenzurze do zatrzymania korespondencji czy te偶 by nie dopu艣ci膰, aby listy kr膮偶y艂y mi臋dzy gestapo a policj膮. Ale r贸wnie偶 i te listy, ku jego uldze, adresowane by艂y jednoznacznie do pana feldmarsza艂ka Wernera von Blomberga, obecnie Grand Hotel, Capri, Italia.

W hotelowej szafie na ubrania, obok paru starannie uszytych, angielskich cywilnych garnitur贸w, w kolorach od stali do ciemnego granatu, wisia艂 tak偶e jego galowy mundur B艂yszcza艂 n臋c膮co ra偶膮cy


oczy krwist膮 czerwieni膮 ko艂nierzyk z wyhaftowanymi d臋bowymi li艣膰­mi, a poni偶ej imponuj膮co szeroki rz膮d order贸w. Na dole le偶a艂a jego marsza艂kowska bu艂awa w aksamitnym futerale - w ka偶dej chwili mo偶na by艂o po ni膮 si臋gn膮膰. I Blomberg z uszcz臋艣liwieniem stwierdzi艂, 偶e jego ukochana Eva przywi膮zywa艂a du偶膮 wag臋 do tego, aby ten wspania艂y uniform znajdowa艂 si臋 w nienagannym stanie.

- Nie miej 偶adnych czarnych my艣li, moja pi臋kna! Obiecaj mi to!
Obj膮艂 j膮, a ona przytuli艂a si臋 mocno do niego. - Jeste艣 jedynym

cz艂owiekiem, kt贸ry ca艂kowicie odpowiada mojej istocie - wyzna艂a, czuj膮c do niego niesko艅czon膮 wdzi臋czno艣膰. Udowadnia艂a mu to ci膮gle swoj膮 bezmiern膮, pe艂n膮 oddania czu艂o艣ci膮. Przy niej wydawa艂o mu si臋 - i to m臋偶czy藕nie sze艣膰dziesi臋cioletniemu - 偶e jest w kwiecie wieku.

Wsp贸lne dni na Capri sp臋dzali na weso艂ym lenistwie, pogodnie odpr臋偶eni, w b艂ogos艂awionym spokoju. Delektowali si臋 wy艣mienity­mi posi艂kami, pili wyborne bia艂e wino, szczeg贸lnie frascati i orvie-to; wytrawne, nazywane secco, produkty rzymskiej prowincji, kt贸re nale偶a艂o pi膰 ostro偶nie sch艂odzone, a w 偶adnym wypadku lodowato zimne. - Co za przecudny kraj, jaki wspania艂y czas! — powtarza艂a ci膮gle Eva.

- To dopiero pocz膮tek - zapewnia艂 on.

Na przedpo艂udniowych spacerach nie rozmawiali ze sob膮 zbyt du偶o. Trzymaj膮c si臋 za r臋ce, przytuleni, szli jak m艂oda, zakochana para, uliczkami, po ska艂ach, a偶 do piniowych las贸w.

Cudownie b艂yszcz膮cym zachodom s艂o艅ca przygl膮dali si臋 zazwyczaj z balkonu, w milczeniu, szcz臋艣liwi, jak zaczarowani. Ich mi艂o艣膰 osi膮g­n臋艂a to stadium, w kt贸rym milczenie staje si臋 mow膮. Mocno przytuleni do siebie spogl膮dali na jedwabi艣cie niebieskie, 艂agodnie po艂yskuj膮ce morze. Nigdy jeszcze nie czuli si臋 tak sobie bliscy. I nigdy jeszcze do tej

240


pory ich Niemcy nie wydawa艂y im si臋 tak dalekie, tak niesko艅czenie dalekie.

- Mam ochot臋 krzycze膰 ze szcz臋艣cia! - wyzna艂a. - Tak oboje znale藕li艣my szcz臋艣cie -- potwierdzi艂. - Nic poza tym si臋 nie liczy.

Kt贸rego艣 z tych przepojonych mi艂o艣ci膮 dni zjawi艂 si臋 na Capri powa偶ny m臋偶czyzna w ciasnym, ciemnym garniturze. Mia艂 przy so­bie ci臋偶k膮 teczk臋. Ani na chwil臋 nie wypuszcza艂 jej z r膮k, czym prawdopodobnie chcia艂 da膰 do zrozumienia 偶e przyby艂 tu z misj膮 s艂u偶bow膮.

By艂 to pu艂kownik nale偶膮cy do sztabu Wehrmachtu. Swego czasu Blomberg sam go sobie wyszuka艂, pom贸g艂 inu w karierze, obdarzy艂 wa偶nymi zadaniami, wprowadzi艂 nawet w swoje prywatne kr臋gi towa­rzyskie, za co 贸w oficer okazywa艂 mu du偶膮 wdzi臋czno艣膰. Jedn膮 z ostatnich czynno艣ci s艂u偶bowych feldmarsza艂ka by艂o przedstawie­nie kandydatury pu艂kownika do awansu na genera艂a majora.

Gdy 贸w m臋偶czyzna tu, na Capri, stan膮艂 przed Blombergami, wy­gl膮da艂 na wojskowego z prawdziwego zdarzenia. Przesi膮kni臋ty po­prawno艣ci膮 a偶 do szpiku ko艣ci. Pe艂en konwencjonalnego dystansu.

Uk艂oni艂 si臋. Najpierw Blombergowi, z pe艂nym respektem. - Panie feldmarsza艂ku! - Potem wykona艂 uk艂on, ale ledwie zauwa偶alny, w kie­runku ma艂偶onki. - Pani Blomberg - wymamrota艂.

Mimo to feldmarsza艂ek przywita艂 go bardzo serdecznie, mocnym klapni臋ciem w rami臋. - Ogromnie si臋 ciesz臋, 偶e pana widz臋, drogi pu艂kowniku. Co pana do mnie sprowadza?

241


szkadza艂o mi w pracy. A ty w tym czasie, droga Evo, zajmij si臋 naszym mi艂ym go艣ciem.

Pani von Blomberg rzeczywi艣cie stara艂a si臋 uczyni膰 zado艣膰 pro艣bie -m臋偶a, i to w spos贸b wr臋cz wzruszaj膮cy, czego jednak 贸w pu艂kownik jak gdyby nie zauwa偶a艂; prawdopodobnie nie chcia艂 zauwa偶y膰. Kiedy poprosi艂a go, aby spocz膮艂, usiad艂 na krze艣le znajduj膮cym si臋 w pewnej od niej odleg艂o艣ci. I nawet odsun膮艂 go jeszcze kawa艂ek dalej.

Eva von Blomberg spyta艂a uprzejmie, czy mia艂by ochot臋 na kaw臋; odm贸wi艂. Potem zaproponowa艂a mu wino, r贸wnie偶 wod臋 mineraln膮, campari. - Nap贸j godny polecenia, panie pu艂kowniku, w jaki艣 wyj膮t­kowy spos贸b pasuje do tego krajobrazu. A mo偶e woli pan szampana?

- Dzi臋kuj臋 za wszystko! - odm贸wi艂 pu艂kownik. Przy czym zmie­
rzy艂 j膮 wzrokiem bez skr臋powania, jakby mia艂 przed sob膮 jakie艣
zwierz膮tko z bajki. W艣r贸d okre艣lonych „materia艂贸w dowodowych"
na pewno wpad艂y mu w r臋ce rozmaite fotografie tej „pani feldmar-
sza艂kowej".

Mimo to jednak, tak, tak, musia艂 przyzna膰, 偶e ta os贸bka nie by艂a a偶 tak niesympatyczna, jak sobie wyobra偶a艂. Przeciwnie, powiedzia艂by nawet, 偶e jest bardzo kobieca, maj膮ca znaczne walory! Ale o偶eni膰 si臋 z czym艣 takim? Nigdy! Nawet b臋d膮c pu艂kownikiem! A ju偶 na pewno niejako feldmarsza艂ek...

Eva zadawa艂a sobie wiele trudu, by prze艂ama膰 nieprzyjemn膮 po-. w艣ci膮gliwo艣膰 go艣cia. Doprawdy nie przychodzi艂o jej to 艂atwo. Zw艂asz­cza 偶e zauwa偶y艂a, i偶 pu艂kownik nie zwraca si臋 do niej per „艂askawa, pani", lecz m贸wi艂 - je艣li w og贸艂e si臋 odezwa艂 - „pani Blomberg". Zapominaj膮c o przynale偶nym jej nazwisku artystokratycznym „von".

Czu艂a si臋 dotkni臋ta. Niebywale. Stara艂a si臋 jednak nie da膰 tego po sobie pozna膰. Ale im serdeczniej si臋 zachowywa艂a, tym bardziej zdradza艂a swoj膮 niepewno艣膰. Na przyk艂ad wtedy, gdy powiedzia艂a zach臋caj膮co: - Mam nadziej臋, 偶e kiedy wr贸cimy do Berlina, to Znaczy Werner i ja, b臋dziemy mieli przyjemno艣膰 go艣ci膰 pana u nas. Wiem, i偶 m贸j m膮偶 niezwykle pana ceni, panie pu艂kowniku. Mogliby艣my mi艂o sp臋dzi膰 czas.

To niezwykle n臋c膮ce, pani Blomberg - o艣wiadczy艂 pu艂kownik niewzruszenie pow艣ci膮gliwym, lekko skrzypi膮cym g艂osem - bardzo interesuj膮ce!

- No, to za艂atwione - oznajmi艂 feldmarsza艂ek wychodz膮c z s膮sied-

242


niego pokoju. - F眉hrer powinien by膰 zadowolony, nasz Keitel te偶. Czy zje pan z nami kolacj臋?

- To nic. Ostatecznie potrzebujesz czasu, 偶eby przyzwyczai膰 si臋 do mojego 艣wiata, co na pewno nie przyjdzie ci z trudem. Jeste艣 cudownie elastyczna! Musisz oczywi艣cie wiedzie膰, 偶e w tyna naszym 艣wiecie zdarza si臋 walka o w艂adz臋, kt贸ra czasami prowadzi do dosy膰 dziwacznych komplikacji. Trzeba nauczy膰 si臋 odr贸偶nia膰 rozmaite typy. Pu艂kownik z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie jest z艂ym cz艂owiekiem, ale chyba nie wie, kogo ma wybra膰.

Kiedy jednak 贸w pu艂kownik znowu znalaz艂 si臋 w Berlinie, opowia­da艂 wszystkim woko艂o bez skr臋powania: -Ta dama jest niema艂a kokietka"

Jak Hitler wystara艂 si臋 o nowego dow贸dc臋 si艂 l膮dowych

Przygotowanie

- Moi panowie - m贸wi艂 Adolf Hitler - powinni艣my przyj膮膰, 偶e
raczej nie uda nam si臋 unikn膮膰 utraty naszego pana von Fritscha.
A wi臋c, chc膮c nie chc膮c, musimy pomy艣le膰 o jego nast臋pcy.

F眉hrer wezwa艂 do siebie swoich nowych m臋偶贸w zaufania; po pierwsze genera艂a Keitla, kt贸ry wkr贸tce mia艂 zosta膰 oficjalnie miano­wany szefem Wehrmachtu. Nast臋pnie urz臋duj膮cego ju偶 nast臋pc臋 pu艂­kownika Hossbacha, adiutanta Wehrmachtu majora Schmundta, Zdawa艂o si臋, 偶e r贸wnie偶 on by艂 „udan膮 zdobycz膮"; tak偶e odznacza艂 si臋 wprost bajeczn膮 zdolno艣ci膮 czytania w ludzkich my艣lach.

Hitler poprosi艂 o konstruktywne propozycje. Na co bezzw艂ocznie przed艂o偶ono mu list臋, niezbyt d艂ug膮, z nazwiskami os贸b, kt贸re wcho­dzi艂y w rachub臋 jako nast臋pcy von Fritscha. Nowi doradcy Hitlera ze strony Wehrmachtu pozwalali sobie przy tym na kr贸tkie, w ich poj臋ciu konieczne komentarze z kt贸rych wynika艂o, co nast臋puje:

243


Pierwsza mo偶liwo艣膰, z pozoru najprostsza:

Beck, szef sztabu generalnego armii. Zna艂 dok艂adnie najwa偶niejsze plany operacyjne von Fritscha; poza tym by艂 organizatorem i teorety­kiem du偶ej miary. Jednak偶e jego ogromna arbitralno艣膰 pod wzgl臋dem militarno-politycznym mog艂aby okaza膰 si臋 nie do ko艅ca bezpieczna, a co najmniej niewygodna.

Dalej: genera艂 von Rundstedt. Doskona艂y dow贸dca, wspania艂y 偶o艂nierz. Ale chyba o pi臋膰, je艣li nie o dziesi臋膰 lat za stary jak na taki wyczerpuj膮cy nerwowo urz膮d. Potem: genera艂 von Witzleben. Nad­zwyczaj utalentowany strateg, szanowany i przez oficer贸w, i przez 偶o艂nierzy, jednak o niezbyt klarownych pogl膮dach politycznych. To samo mo偶na powiedzie膰 o generale St眉lpnaglu; tego nale偶a艂oby nawet okre艣li膰 jako „nielojalnego" z powodu kilku wysoce w膮tpliwych wypowiedzi,

Balansowanie;

- Reichenau! - Adolf Hitler w tym momencie zacz膮艂 uwa偶nie
nas艂uchiwa膰 i potakuj膮cym ruchem g艂owy przyzna艂 r膮cj臋 swoim doradcom. W艂a艣nie dok艂adnie to nazwisko chcia艂 us艂ysze膰, ale opr贸cz tego jeszcze jedno. - To doskona艂y pomys艂, kt贸ry jednak nale偶y gruntownie przemy艣le膰 wi臋c prosz臋 o argumenty za i przeciw, jak najbardziej szczere.

Genera艂 Walter, von Reichenau by艂 dla jeszcze licznych i nadal dominuj膮cych w Wehrmachcie zdecydowanie konserwatywnych 偶o艂 nierzy starej daty czym艣 w rodzaju „czerwonej p艂achty na byka" - a dok艂adniej m贸wi膮c: brunatnej, ra偶膮cej w oczy! Tego wyspor­towanego, graj膮cego w pi艂k臋 no偶n膮 genera艂a uwa偶ano powszechnie za zdeklarowanego nazist臋 - niekiedy nawet za zdecydowanego faworyta Hitlera. To on w艂a艣nie po 艣mierci Hindenburga wymy艣li艂 t臋 w膮tpliw膮 przysi臋g臋 Wehrmachtu - to nastawione wy艂膮cznie na osob臋 Hitlera 艣lubowanie.

Mimo to wielu osobom - w tym tak偶e Hitlerowi - cz艂owiek ten wydawa艂 si臋 postaci膮 dosy膰 niepewn膮 i zmienn膮. Poniewa偶 on tak偶e, podobnie jak von Blomberg, by艂 typem 艣wiatowca. Kiedy艣 towarzy­szy艂 swojemu ojcu w podr贸偶y do Ameryki Po艂udniowej, gdzie obaj

244


sprzedawali z sukcesem dzia艂a Kruppa oprzyrz膮dowanie i amunicj臋. Zje藕dzili Stany Zjednoczone, Bliski Wsch贸d, ca艂膮 Europ臋 艢rodkow膮. W艂ada艂 kilkoma j臋zykami, jego angielski uchodzi艂 za doskona艂y.

I w艂a艣nie w tym j臋zyku powiedzia艂 kiedy艣 do swojej 偶ony, beztros­ko, w艣r贸d licznego towarzystwa: „I hate these swastikamen!" Niena­widz臋 tych hakenkreuz贸w! O wyznaniu tym szybko doniesiono Hit­lerowi, kt贸ry jednak nazbyt skwapliwie - co wielu wyda艂o si臋 pode-, jrzane - zby艂 je s艂owami 偶e prawdopodobnie uknuto podst臋pne oszczerstwo.

Major Schmundt powiedzia艂: - W tej sytuacji, kt贸ra jest w pew­nej mierze sytuacj膮 przej艣ciow膮, potrzebujemy, mein F眉hrer, kogo艣, kto jest zdolny do kompromis贸w. - I wtedy pad艂o wreszcie to nazwisko, na kt贸re Hitler czeka艂 ca艂y czas, - Pozwalam sobie - po­wiedzia艂 nowy adiutant Wehrmachtu - zg艂osi膰 kandydatur臋 genera艂a von Brauchitscha.

- Propozycja zas艂uguj膮ca na uwag臋! Pan pewnie te偶 jest tego
zdania, Keitel? Tak? Dobrze, wobec tego niech i on te偶 przyjdzie.

Zobaczymy, co z tego wyniknie


Wybory wst臋pne:

Od razu nast臋pnego dnia, w godzinach przedpo艂udniowych, gene­ra艂 Keitel zjawi艂 si臋 ponownie u swojego f眉hrera. Przez ca艂y wie­cz贸r i przez noc zbiera艂 materia艂 - b膮d藕 te偶 wydawa艂 odno艣ne polecenia. Wspania艂y materia艂, uwa偶a艂. I w艂a艣nie teraz zamierza艂 go zaprezentowa膰.

Keitel: - Genera艂owie von Reichenau i von Brauchitsch s膮 ju偶 w drodze do Berlina. Dla jednego zarezerwowa艂em pok贸j w hotelu „Esplanade", dla drugiego w „Continentalu". Obaj tu偶 po przyje藕dzie zamelduj膮 si臋 u mnie.

- Moje uznanie, Keitel, to si臋 nazywa organizacja! - wykrzykn膮艂
z aprobat膮 Hitler. - Ale teraz niech mi pan powie, jak daleko zaszed艂
pan w swoich dociekaniach. Reichenau nie interesuje mnie tak bardzo,
o nim wiem dostatecznie du偶o. Chc臋 wiedzie膰, co z Brauchitschem?

Keitel zacz膮艂 偶arliwie referowa膰: - Walther von Brauchitsch, genera艂 piechoty, ma za sob膮 wzorow膮 偶o艂niersk膮 karier臋. Jako ch艂o­pak nale偶a艂 do poczdamskiego korpusu kadet贸w, potem by艂 paziem u cesarzowej. Augustyny Wiktorii. Bardzo wcze艣nie awansowa艂 na oficera. Nast臋pnie doskonale sprawdzi艂 si臋 na froncie, otrzyma艂 or­dery. Wreszcie zosta艂 oficerem, Reichswehry, bez skazy. Wsz臋dzie okre艣lany jako godny zaufania, niezwykle przydatny, wielostronny - r贸wnie偶 teraz. Ponadto jest to m臋偶czyzna o eleganckiej aparycji, rycerskim sposobie bycia i godnej postawie.

- Nawet nie藕le si臋 tego s艂ucha - stwierdzi艂 Hitler. - Mam jednak wra偶enie, 偶e za tym wszystkim kryje si臋 jaka艣 pu艂apka. "

- Mo偶na by tak s膮dzi膰, mein F眉hrer. Mianowicie na pocz膮tku
trzydziestego pi膮tego roku Brauchitsch poda艂 si臋 do dymisji. Z艂o偶y艂 j膮
ha r臋ce swojego bezpo艣redniego prze艂o偶onego, czyli pana von Frit-
scha. Z bardzo osobistych powod贸w.

, - Niech mi pan to bli偶ej wyja艣ni!

Keitel stara艂 si臋 wygl膮da膰 na zas臋pionego, albowiem ,mia艂 teraz zrelacjonowa膰 rzecz nast臋puj膮c膮: Mniej wi臋cej dwana艣cie lat temu Brauchitsch pozna艂 we Wroc艂awiu niejak膮 Charlotte Riiffer, 偶on臋 kolegi, oficera, z kt贸rym owa dama p贸藕niej si臋 rozwiod艂a. Wkr贸tce jednak wysz艂a ponownie za m膮偶, nie zrywaj膮c zreszt膮 bliskiego sto­sunku z Brauchitschem. Jej drugim m臋偶em by艂 dyrektor banku o na­zwisku Schmidt, kt贸ry utopi艂 si臋 w wannie. Brauchitsch nie waha艂 si臋

246


wkr贸tce po jego 艣mierci zamieszka膰 z ow膮 pani膮 Ruffer-Schmidt. Got贸w by艂 si臋 z ni膮 o偶eni膰, nie mo偶e jednak, poniewa偶 on sam nadal jest 偶onaty.

Gdyby pomys艂 ten zosta艂 zrealizowany, na艂o偶y艂oby to oczywi艣cie na Brauchitscha powa偶ne zobowi膮zania. Keitel otrzyma艂 polecenie zaj臋cia si臋 t膮 spraw膮.

Oczyszczenie:

31 stycznia jeden z syn贸w Brauchitscha, Bernd, p贸藕niejszy pu艂­kownik, uda艂 si臋 do swojej matki mieszkaj膮cej w Lipsku. W艂a艣nie z nim odby艂 zasadnicz膮 rozmow臋 Keitel, sprytny po艣rednik, poprosi艂 go o poufn膮 pomoc, zapewniaj膮c go jednocze艣nie: - Sprawa ta mog艂aby zosta膰 godnie i wspania艂omy艣lnie rozwi膮zana. Takie jest nawet specjalne 偶yczenie F眉hrera.

Po czym pos艂u偶y艂 si臋 nast臋puj膮cymi argumentami: pan i pani
von Brauchitsch niestety rozstali si臋 - tego stanu rzeczy nie da si臋 ju偶
z pewno艣ci膮 zmieni膰. Co prawda mo偶na ca艂kowicie zrozumie膰 pani膮
von Brauchitsch, 偶e nie chce zgodzi膰 si臋 na rozw贸d przy tak niewiel­
kim miesi臋cznym odszkodowaniu wyp艂acanym jej przez m臋偶a, z dru­
giej strony jednak - F眉hrer pilnie potrzebuje genera艂a. Tak wi臋c
od pani von Brauchitsch oczekuje si臋 zrozumienia, zw艂aszcza 偶e jej
si臋 to op艂aci. .

Pani von Brauchitsch zareagowa艂a z du偶ym opanowaniem: Te

247


dwana艣cie ostatnich lat poni偶aj膮cego zwi膮zku przetrwa艂a z godno艣­ci膮; nie zdradza艂a najmniejszych oznak zgorzknienia, nawet wobec, w艂asnego syna Takie rozwi膮zanie mog艂oby j膮 zadowoli膰, gdyby przed­stawiono jej godne warunki. - Jak to ma wygl膮da膰?

- Mamo, odszkodowanie w wysoko艣ci osiemdziesi臋ciu tysi臋cy
marek, wyp艂acane w dowolnej formie. Do tego jeszcze miesi臋czny
wp艂yw w wysoko艣ci tysi膮ca marek, do偶ywotnio, z osobist膮 gwarancj膮
Hitlera.

Propozycja nie zosta艂a odrzucona.

Nabytek:

Genera艂 Walther von Brauchitsch nie musia艂 ju偶 d艂u偶ej czeka膰 w hotelu „Continental" na decyzj臋. F眉hrer i kanclerz kaza艂 przyj艣膰 mu do siebie i przyj膮艂 go z ol艣niewaj膮co dobrze zagran膮 serdeczno艣ci膮 Keitel, stoj膮c tu偶 obok, u艣miecha艂 si臋 z triumfem:

- Pa艅skie obiekcje dobrze o panu 艣wiadcz膮, panie von Brauchitsch. Doceniam pana otwarto艣膰 i szczero艣膰. W tym wypadku jednak nie musimy ju偶 obawia膰 si臋 偶adnych komplikacji, prawda, Keitel?

- Je艣li pan wyrazi zgod臋, w贸wczas pa艅ska ma艂偶onka otrzyma
mo偶liwie najwy偶sze odszkodowanie; jest ju偶 o tym poinformowana
i zg艂osi艂a gotowo艣膰 udzielenia rozwodu. Wreszcie b臋dzie pan m贸g艂
o偶eni膰 si臋 z pani膮 Ruffer-Schmidt. Co pan na to?

Genera艂 von Brauchitsch nie powiedzia艂 najpierw ani s艂owa; zanie­m贸wi艂. Jednak偶e po uczuciu ulgi i uszcz臋艣liwienia ogarn臋艂y go w膮tp­liwo艣ci i niepok贸j. Bo nasuwa艂o si臋 pytanie, jak膮 cen臋 b臋dzie mia艂a ta niepomierna 偶yczliwo艣膰. Mimo wszystko jednak: oto znalaz艂 si臋, zupe艂nie nieoczekiwanie, w punkcie szczytowym swojej kariery. A zda­rzy艂o si臋 to wtedy, kiedy ju偶 my艣la艂, 偶e doszed艂 do kresu.

248


- A jakie warunki, pana zdaniem, mia艂bym spe艂ni膰, mem F眉hrer?
Hitler nie odpowiedzia艂 precyzyjnie na to uzasadnione pytanie.

O艣wiadczy艂 wymijaj膮co, 偶e nie trzeba si臋 spieszy膰, nale偶y to dok艂adnie przemy艣le膰, dopiero wtedy da si臋 wszystko precyzyjnie ustali膰 i sfor­mu艂owa膰 na pi艣mie. - My艣l臋, 偶e za dwa trzy dni powinno nam si臋 to uda膰, prawda, Keitel?

- Dwa dni z pewno艣ci膮 wystarcz膮 - potwierdzi艂 genera艂 skwapliwie

I rzeczywi艣cie wystarczy艂y. Nad Brauchitschem pracowano niemal bezustannie; najintensywniej zajmowa艂 si臋 nim Keitel, ale tak偶e Hitler, kt贸ry wykazywa艂 niezwykle kole偶e艅sk膮 postaw臋. Nawet G枚ring pod wp艂ywem sugestii Hitlera udawa艂 uszcz臋艣liwionego i okaza艂 to von Brauchitschowi. Major Schmundt zaopatrzy艂 przysz艂ego dow贸dc臋 si艂 l膮dowych w grube stosy,akt, nie omieszkuj膮c przy tym doda膰:

- Pan, parne -generale, by艂by dla nas najlepszym cz艂owiekiem!
Obdarzonym powszechnym zaufaniem!

Dopiero p贸藕niej ujawniono najwa偶niejsze 偶yczenia Hitlera, przy
kt贸rych ju偶 wkr贸tce z du偶ym naciskiem obstawa艂: przepojenie armii
duchem narodowosocjalistycznym, ograniczenie dzia艂a艅 konserwa­
tywnego sztabu generalnego, odpowiednie zmiany w urz臋dzie kadr,
popieranie nowej generacji oficer贸w. Nast臋pnie: przy艣pieszone przy­
gotowanie i uzbrojenie armii na wypadek wojny. List臋 偶膮da艅 zamkn膮艂
nast臋puj膮cymi s艂owami: .

- Pozostanie pan w naj艣ci艣lejszej ze mn膮 wsp贸艂pracy .
Walther von Brauchitsch zorientowa艂 si臋 natychmiast, co to mia艂o

oznacza膰 w praktyce:, ca艂kowite podporz膮dkowanie si艂 l膮dowych Adolfowi Hitlerowi. A tym samym uzale偶nienie ca艂ego Wehrmachtu od f眉hrera i kanclerza Rzeszy.

Genera艂 rzeczywi艣cie dosy膰 d艂ugo zwleka艂, nim przysta艂 na wszyst­kie warunki. - Czy mog臋 prosi膰 o czas do namys艂u?.- Pro艣b臋 t臋 jednak bez wahania i bardzo jednoznacznie odrzucono.

Przeciwnie, za偶膮dano od mego, aby zdecydowa艂 si臋 natychmiast: tak czy nie!

Co innymi s艂owy - znaczy艂o: albo zostanie pierwszym 偶o艂nierzem niemieckiej armii, zyskuj膮c najwi臋ksz膮 materialn膮 niezale偶no艣膰, albo

249


po prostu zdymisjonowanym genera艂em na przedwczesnej emeryturze i do tego jeszcze z balastem dw贸ch kobiet.

Odpar艂: - Tak jest, mein F眉hrer!

Tym samym zosta艂 kupiony.

Izolacja feldmarsza艂ka von Blomberga, nieodzownie konieczna ze wzgl臋d贸w strategiczno-politycznych, dokonywa艂a si臋 teraz w tempie osza艂amiaj膮cym. Wszystkie kontakty z nim zosta艂y zerwane. 呕adna osoba urz臋dowa nie pojawia艂a si臋 ju偶 u niego. R贸wnie偶 wizyty prywatne zdarza艂y si臋 bardzo rzadko.

Sta艂o si臋 tak po tym, gdy tajny ok贸lnik, wymy艣lony przez Hitlera, a sformu艂owany i podpisany przez Keitla, przedstawiono do wiado­mo艣ci szefom poszczeg贸lnych sekcji, kierownikom wydzia艂贸w plano­wania i zarz膮dzania Naczelnego Dow贸dztwa Wehrmachtu. Jego tre艣膰 sta艂a si臋 wkr贸tce tematem rozm贸w w kasynach.

Owo szeroko rozpowszechnione „tajne pismo" oznajmia艂o: feld­marsza艂ek von Blomberg nie pe艂ni ju偶 swoich urz臋d贸w. Nie jest wi臋c uprawniony do przyjmowania i 偶膮dania dokument贸w, raport贸w i in­formacji. Od tej pory nie wolno z nim odbywa膰 urz臋dowych narad czy przeprowadza膰 s艂u偶bowych rozm贸w - bez specjalnej zgody F眉hrera, o kt贸r膮 nale偶y si臋-ubiega膰 za po艣rednictwem genera艂a Keitla. Ponadto zalecane jest znaczne ograniczenie prywatnych kontakt贸w z panem von Blombergiem, „feldmarsza艂kiem bez teki"; przynajmniej tak d艂u­go, dop贸ki nie dojdzie do ostatecznego wyja艣nienia wszystkich doty­cz膮cych go okoliczno艣ci.

To dobrze pomy艣lane, podst臋pne rozporz膮dzenie wywo艂a艂o naj­rozmaitsze reakcje. Wi臋kszo艣膰 z nich, co jest godne uwagi, by艂a wyra藕nie nieprzychylna osobie feldmarsza艂ka. Albowiem 贸w von Blom­berg nie cieszy艂 si臋 specjaln膮 sympati膮 w艣r贸d konserwatywnego kor­pusu oficerskiego z powodu rzekomo prowokacyjnie pron膮zistow-skiego nastawienia. Wi臋kszo艣膰 my艣la艂a tak: doczeka艂 si臋. Ma za swoje.

Natomiast inni, cho膰 w niewielkiej liczbie, potrafili przewidzie膰 wszelkie mo偶liwe konsekwencje tej sytuacji: je艣li Hitler potrafi si臋 tak obej艣膰 nawet ze swoim feldmarsza艂kiem - to czego mo偶na si臋 po nim spodziewa膰? I zirytowani zadawali sobie pytanie: „Powinni艣my si臋 przeciwko temu broni膰 - ale jak?"

250


Trzynasta pr贸ba beletryzacji biegu wypadk贸w zwi膮zanych z osob膮 Evy Gruhn Temat: Upadek

Eva Blomberg niczego nie zauwa偶y艂a. Nawet wtedy, kiedy u jej m臋偶a w Rzymie - Blombergowie przenie艣li si臋 tymczasem z Capri do Rzymu - pojawi艂 si臋 oficer marynarki w pe艂nej gali: komandor porucznik.

Jego nazwisko nale偶y raczej przemilcze膰 z powodu bolesnego charakteru wizyty.

Blomberg i jego 偶ona mieszkali przej艣ciowo - nadal na koszt Hitlera - w jednym z wytwornych hoteli tui przy Trinita dei Monti, zwanym „Villa Medici". Rzym le偶a艂 u ich st贸p, Werner von Blomberg nadal czu艂 si臋 u boku swojej Evy nieopisanie szcz臋艣liwy.

Z wielk膮 serdeczno艣ci膮 przyj膮艂 owego komandora; uwa偶a艂 go za bliskiego wsp贸艂pracownika, admira艂a Raedera i s膮dzi艂, 偶e wreszcie znowu potrzebowano jego konsultacji.

Von Blomberg by艂 wyra藕nie zaskoczony tym wr臋cz g艂upawo-zuch-wa艂ym tonem, jaki" przyj膮艂 komandor. Mimo to nie przesta艂 by6 uprzejmy. - Zechce pan wybaczy膰, ale co pan ma na my艣li?

Von Blomberg wci膮偶 si臋 jeszcze u艣miecha艂, wr臋cz z pob艂a偶liwo艣ci膮. Co jednak w tym wypadku by艂o b艂臋dem, i to znacznym. - A co pan przez to rozumie?

Na co komandor ruszy艂 w stron臋 Feldmarsza艂ka i wyci膮gn膮wszy

251


sw贸j s艂u偶bowy pistolet, cisn膮艂 go na 艣rodek sto艂u. Prawdopodobnie by艂 to kaliber 7,65. - W艂a艣nie to! - powiedzia艂 twardo.

Bl贸mberg obdarzy艂 go niemal wsp贸艂czuj膮cym spojrzeniem. - Co. to ma znaczy膰, m贸j drogi? Co pan zamierza z tym zrobi膰? Pan wyra藕nie nie rozr贸偶nia przyczyn od skutk贸w.

Bezpo艣rednio po tym wydarzeniu Werner von Blomberg odszuka艂 swoj膮 偶on臋. Siedzia艂a w „Cafe Goya", znajduj膮cej si臋 pod Hiszpa艅­skimi Schodami. Czeka艂a tam na niego. Kiedy przy niej usiad艂, uj臋艂a jego d艂onie.

— I to prawdopodobnie znowu w zwi膮zku ze mn膮? - wyrazi艂a
przypuszczenie.

- W zwi膮zku z nami, Evo! - odpar艂 u艣miechaj膮c si臋 do niej.
- Albowiem w艂a艣nie teraz sta艂o si臋 dla mnie ca艂kowicie jasne, co w tym
偶yciu naprawd臋 si臋 liczy: przez nic nie zak艂贸cona, niezniszczalna, czyli
nierozdzielna wsp贸lnota dwojga ludzi! Wszystko inne w por贸wnaniu
z tym jest drugorz臋dne, je艣li nie podrz臋dne. I nie ma o czym m贸wi膰.

252


By艂o to do艣wiadczenie, kt贸re mia艂o odt膮d wa偶y膰 na ca艂ym je­go 偶yciu.

Mimo to feldmarsza艂ek mia艂 wystarczaj膮cy pow贸d, by poskar偶y膰
si臋 na ten przykry incydent. Ale jego skarga nie by艂a utrzymana
w tonie szczeg贸lnego oburzenia. Jeden z list贸w dotycz膮cych tej sprawy
dotar艂 tak偶e do Hermanna G枚ringa.

G枚ring czu艂 si臋 ju偶 pierwsz膮 osob膮 w Wehrmachcie, nie przeczuwaj膮c, 偶e Hitler siebie przewidzia艂 n膮 ten urz膮d. W ka偶dym razie G枚ring wkroczy艂 teraz odwa偶nie na scen臋. Zademonstrowa艂 jeden ze swoich wiefldch napad贸w w艣ciek艂o艣ci:

- Co temu przedpotopowemu rumakowi bojowemu przysz艂o do
g艂owy! M贸j Bo偶e martwy feldmarsza艂ek. Tylko tego by nam brakowa艂o w tej cholernie paskudnej sytuacji! Takiego konserwatywnego barana jak ten komandor nale偶a艂oby rozstrzela膰!

Po czym natychmiast zatelefonowa艂 do Hitlera. Ten jakby na chwil臋 oniemia艂. Potem powipdzia艂 tylko: - 艢wi艅stwo jedyne w swoim rodzaju - I to wystarczy艂o. G枚ring bez wahania po艂膮czy艂 si臋 z Heydrichem.

- Nie ma ju偶 czasu do stracenia! Musimy i艣膰 na ca艂ego, je艣li nie
chcemy, 偶eby znowu pojawili si臋 gdzie艣 jacy艣 p贸艂idioci, kt贸rzy popsuj膮
nasz pi臋kny plan. Wreszcie trzeba dobra膰 si臋 wrogowi do sk贸ry.


9

Bezwzgl臋dna nagonka

Z relacji radcy rz膮dowego w pruskim Ministerstwie Spraw Wewn臋trznych, doktora Ericha Mellera: „I sta艂o si臋 tak, jak to okre艣li艂 pu艂kownik Oster usi艂uj膮c ukry膰 swoje oburzenie: - No i mam" 艂adny bigos! Plajta na ca艂ej linii! - Brzmia艂o to jak zarzut, i to wobec mnie.

Zrozumia艂em wreszcie, na co si臋 nara偶ali艣my. By艂 to w naszych szeregach najokropniejszy b艂膮d, jaki ci膮gle pope艂niali艣my: nigdy niko­mu w pe艂ni nie ufa膰. Ci膮g艂e obci膮偶enie, coraz wi臋ksze zagro偶enie naszego 偶ycia le偶a艂y u podstaw takich niebezpiecznych zmian.

R贸wnie偶 pu艂kownik Oster jak gdyby to zrozumia艂. Kr贸tko si臋 roze艣mia艂 i gestem wyrazi艂 ubolewanie. - No c贸偶, chyba pojmujesz, 偶e nie czuj臋 si臋 najlepiej w ca艂ej tej sytuacji! Ty pewnie tak samo. W艂a艣ciwie powinienem si臋 dziwi膰 偶e w og贸le jeszcze istniejesz po tym, jak przepad艂 tw贸j podopieczny Huber, ta wesz na futrze Heydricha.

Je偶eli o to chodzi, mog艂em wyja艣ni膰 mu co nieco i uspokoi膰 go troch臋: Heydrich poprosi艂 mnie do siebie. By艂em przygotowany na

254


najgorsze; tymczasem zasta艂em go jak zwykle w przyjaznym nastroju. Poruszy艂 jedynie swoimi troch臋 za du偶ymi uszami i powiedzia艂:

Po tej relacji pu艂kownik Oster zareagowa艂 ze spontaniczno艣ci膮 prawdziwego kolegi. - Czyli na razie znikn膮艂e艣 z linii ostrza艂u. Dobrze i dla ciebie, i dla nas. Tylko 偶e przepad艂 ten tw贸j Huber.

- Ale偶 nie! W艂a艣nie teraz mo偶e bez przeszk贸d dalej zbiera膰 materia艂, 偶eby oczy艣ci膰 z zarzut贸w genera艂a von Fritscha. I wszystko, co mu si臋 uda znale藕膰, dotrze przeze mnie do ciebie. A tym samym do
osoby, kt贸ra b臋dzie musia艂a broni膰 naszego dow贸dcy w czasie nie­
uchronnego post臋powania s膮dowego.

Oster pokiwa艂 g艂ow膮 w zamy艣leniu. - Prawdopodobnie wiesz
o tym, 偶e gestapo oficjalnie i w wyj膮tkowo uprzejmej formie za偶膮da艂o
od naszego genera艂a wst臋pnej 禄rozmowy芦, to znaczy 禄poprosi艂o芦
o ni膮.

- Ale i wyj膮tkowo g艂upi! Jeste艣my w sytuacji, w kt贸rej musimy liczy膰 si臋 ze wszystkim. A co w tym czasie porabiaj膮 nasi genera艂owie, czy mo偶esz mi to powiedzie膰?

Oster podni贸s艂 w obronnym ge艣cie obie r臋ce. - Czekaj膮! Na to, co z tego wyniknie. Genera艂owie te偶 s膮 ostatecznie tylko lud藕mi - maj膮 swoje 偶ycie prywatne, potrzeb臋 poczucia bezpiecze艅stwa. Zadaj膮 sobie pytanie, dla kogo, dla czego mieliby ryzykowa膰 by膰 mo偶e w艂asn膮 pozycj臋, najbli偶szy awans?

255


znajdzie si臋 jeszcze troch臋 takich kt贸rzy zachowali m艂odzie艅cz膮,, szczer膮 beztrosk臋 Jak si臋 zdaje, s膮 zdecydowani 禄przem贸wi膰芦. Musi­my bra膰 o pod uwag臋 "

Radca kryminalny Meisinger musia艂 przerwa膰 przed zaplanowanym
terminem sw膮 podr贸偶 pod has艂em „si艂a w rado艣ci" Wobec tego sta艂
si臋 ponury ozdra偶niony, got贸w by艂 wr臋cz rzuci膰 si臋 na tych kt贸rzy „zasrali mu urlop”. Nawet na genera艂a.

W dodatku jeszcze Heydrich osobi艣cie zmy艂 mu g艂ow臋 Wymaglowa艂 go kt贸ry艣 raz z kolei na wszelki wypadek - Pos艂uchajcie mnie dobrze cz艂owieku! Mo偶e ostatni raz! Je偶eli znowu nawalicie mo偶ecie uwa偶a膰 si臋 za definitywnie zwolnionego ja sam was za艂atwi臋 jasne.

Tak jest gruppenf眉hrerze potwierdzi艂 radca kryminalny Ale tym razem b臋dzie bez pud艂a.

Musi by膰 Meisinger. Wykluczy膰 absolutnie wszelkie ewentualne zr贸d艂a b艂臋d贸w. 呕eby wycisn膮膰 tego von Fritscha jak cytryn臋 Musi wreszcie sko艅czy膰 z tym robieniem z nas wariat贸w Za艂atwcie go je艣li sami nie chcecie by膰 za艂atwieni!

Zacznie trz膮艣膰 portkami gwarantuj臋 Ju偶 ja go przygotuj臋 na ten proces.

Panie Bo偶e, wy macie nie po kolei w g艂owie! Heydrich spojrza艂 na niego nieprzytomnym wzrokiem Potem potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 Ci膮gle jeszcze nie zrozumieli艣cie, co tu trzeba odegra膰? Czy nie poj臋li艣cie tego nawet teraz, kiedy ma艂o brakowa艂o, a ten Huber popsu艂by ca艂膮 nasz膮 koncepcj臋7 Nie wolno przecie偶 ryzykowa膰 z tym procesem kiedy nie mo偶na wykluczy膰, 偶e zastawiono na nas sid艂a

Rozumiem gruppenf眉hrerze! Meisinger szybko w艂膮czy艂 wsteczny bieg Czyli teraz chodzi o takie rozpracowanie tego Fritscha, 偶eby si臋 wycofa艂, czyli zrezygnowa艂 Czy tak?

No w艂a艣nie. Ale nie tylko to, Meisinger. Na wypadek gdyby jednak dosz艂o do tego spektaklu, musicie wymaca膰 wszystkie s艂abe punkty Fritscha i jednocze艣nie znacznie umocni膰 nasz膮 pozycj臋 Tego od was oczekuj臋 Nie wa偶cie si臋 mnie zawie艣膰!

Rozmowa z gruppenf眉hrerem stanowi艂a dla Meisingera wystar­czaj膮cy bodziec Teraz by艂a o tylko jego sprawa jego wielka sprawa!

256


Jeszcze raz, zgodnie ze wskaz贸wkami, spreparowa艂 swoich obu „艣pie­wak贸w operowych", jak nazywa艂 dw贸ch g艂贸wnych 艣wiadk贸w oskar­偶enia: Schmidta i Weingartnera. Odda艂 ich ponownie do dyspozycji najostrzejszych specjalist贸w od przes艂ucha艅, w kt贸rych te偶 bra艂 intensywny udzia艂. Te „oczyszczaj膮ce" rozmowy trwa艂y par臋 nocy. Jak si臋 spodziewano, Otto Schmidt z brawur膮 przetrwa艂 piekielne m臋ki w „komorze strachu" w ka藕niach gestapo. Ostatecznie dobrze zna艂 metody 贸wczesnej w艂adzy; trwa艂 wi臋c niewzruszenie przy swoich zeznaniach. Meisinger o ma艂o go potem nie u艣ciska艂.

Zupe艂nie inaczej jednak zachowa艂 si臋 贸w Weingartner, Sepp-Bawarczyk. Po prostu nie dor贸s艂 do takicch metod. Dosy膰 szybko si臋 za艂ama艂: skamla艂 po cichu, a偶 wreszcie, ci臋偶ko dysz膮c, wyzna艂: - Tak, przyznaj臋 si臋. To nie by艂 genera艂. Jego nie obs艂ugiwa艂em wtedy na stacji Wannsee. Nie jego!

Meisinger sapn膮艂 z pogard膮, po czym kopn膮艂 le偶膮cego przed nim Seppa-Bawarczyka prosta, w ty艂ek. - Jeste艣 wykolejon膮 艣wini膮! Do niczego nie przydatn膮!

W ten spos贸b Weingartner, Sepp-Bawarczyk, zosta艂 wykluczony z kr臋gu owych szacownych 艣wiadk贸w oskar偶enia. Bezpo艣rednio po tym znalaz艂 si臋 w obozie koncentracyjnym. I od tego czasu wszelki s艂uch o nim zagin膮艂.

Nim von Fritsch uda艂 si臋 na kolejn膮, zaaprobowan膮 przez siebie rozmow臋 w gestapo, zjawi艂 si臋 u niego pu艂kownik Oster i o艣wiadczy艂: - Nie musi pan nara偶a膰 si臋 na tego rodzaju przes艂uchania. W ka偶dym razie nie mo偶na pana do tego zmusi膰...

Von Fritsch z najwy偶szym oburzeniem potrz膮sn膮艂 kwadratow膮 g艂ow膮 偶o艂nierza, gubi膮c przy tym monokl. Powiedzia艂: - Moje 偶ycie oparte jest na zaufaniu! Do ludzi z mojego najbli偶szego otoczenia. W nieustaj膮cej nadziei na wzajemno艣膰.

257


- No dobrze, panie generale, zak艂adam, 偶e mnie te偶 pan do nich
zalicza.

Bez wahania zosta艂o to potwierdzone.

Wkr贸tce przeprowadzono kilka rozm贸w telefonicznych. Mianowi­cie mi臋dzy dow贸dztwem si艂 l膮dowych a central膮 gestapo, G艂贸wnym Urz臋dem Bezpiecze艅stwa Rzeszy. Dosz艂o do kompromisu, kt贸ry za­proponowa艂 Heydrich, Oster odrzuci艂, a von Fritsch przyj膮艂: spotkanie w nie zamieszkanej willi nad jeziorem Wannsee.

Pu艂kownik Oster by艂 bardzo zmartwiony. Zna艂 sztuczki gestapo wystarczaj膮co dobrze, tak mu si臋 wydawa艂o. A wyb贸r tego rzekomo neutralnego miejsca, tej po艂o偶onej na uboczu willi, podsuwa艂 wiele mo偶liwo艣ci. Mo偶na by by艂o na przyk艂ad o艣wiadczy膰, 偶e genera艂 zagrozi艂 przes艂uchuj膮cym broni膮 - po czym usprawiedliwi膰 艣mier膰 rzekomego napastnika konieczn膮 obron膮 w艂asn膮. W rachub臋 wchodzi­艂o tak偶e sprytnie zainscenizowane „samob贸jstwo". Uzasadnienie: przes艂uchiwany pod ci臋偶arem przedstawionych mu dowod贸w si臋gn膮艂 po pistolet i skierowa艂 go...

Po czym stara艂 si臋 przedsi臋wzi膮膰 wszelkie mo偶liwe 艣rodki ostro偶­no艣ci dla zapewnienia bezpiecze艅stwa tej „rozmowy na neutralnym gruncie". Kaza艂 dok艂adnie spenetrowa膰 will臋 nad Wannsee, niekt贸rzy z jego specjalnych agent贸w usi艂owali udowodni膰, 偶e niema艂o nauczyli si臋 od Karola Maya.

258


Ich raporty donosi艂y, 偶e willa jest po艂o偶ona na ustroniu. Trudno zajrze膰 do 艣rodka, poniewa偶 otacza j膮 mur, a dodatkowo jest odizolo­wana wysokimi, starymi kasztanami. Sam dom: przypominaj膮ca pa艂ac budowla, dosy膰 zaniedbany, okna niezbyt du偶e, niekt贸re zakratowa­ne. Jednak偶e droga dojazdowa dobrze widoczna: zar贸wno przy bra­mie, jak r贸wnie偶 dalej - do g艂贸wnego wej艣cia.

Zak艂adaj膮c zgod臋 genera艂a, pu艂kownik Oster postara艂 si臋 o s艂u偶­bowego mercedesa Abwehry, kt贸ry by zawi贸z艂 von Fritscha na miejsce i przywi贸z艂 z powrotem. By艂o to czarne jak trumna anto o grubej karoserii i kuloodpornych szybach.

Na kierowc臋 tej monstrualnej, pa艅stwowej karocy wybrano ober-gefrajtra Bennikena. Uchodzi艂 za kierowc臋, kt贸ry potrafi sprosta膰 wszelkim sytuacjom na drodze. Obok niego mial siedzie膰 genera艂 - tym razem w pe艂nym umundurowaniu. Z ty艂u natomiast mieli zaj膮膰 miejsce starannie dobrani oficerowie pe艂ni膮cy funkcj臋 obstawy: wykwalifikowany bojownik oddzia艂贸w szturmowych o nazwisku Kant i funkcjonariusz o kwalifikacjach prawnika Siewert.

- Powinien pan zdecydowanie nalega膰 na to, 偶eby Siewert m贸g艂
wsz臋dzie panu towarzyszy膰. A wi臋c tak偶e przy przes艂uchaniu, czyli tak
zwanej rozmowie. Prosz臋 ca艂y czas k艂a艣膰 nacisk na jego obecno艣膰! On
ma by膰 pa艅skim cieniem! Jest ca艂kowicie godny zaufania. Ponadto
dosta艂 rozkaz niewtr膮cania si臋 do niczego - chyba 偶e pan tego za偶膮da.
Mo偶e pan na nim w pe艂ni polega膰, jest bowiem zaznajomiony z wszelkimi prawnymi i militarnymi ustaleniami.

Von Fritsch zaakceptowa艂 to, co prawda trwaj膮c w ponurym milczeniu, a wi臋c nie bez protestu. Tak czy owak zach臋ci艂o to Oste-ra do zwi臋kszenia podj臋tych ju偶 艣rodk贸w ostro偶no艣ci. Wezwa艂 wi臋c do siebie kierowc臋 Bennikena oraz porucznika oddzia艂贸w szturmo­wych Kanta.

Udzieli艂 im jednoznacznych instrukcji: Ka偶dy z was otrzyma dwa pistolety zero osiem. Do tego dwa dodatkowe, pe艂ne magazynki. Z waszych akt personalnych wynika, 偶e przeszli艣cie gruntowne prze­szkolenie i dobrze znacie t臋 bro艅. Je艣li uwa偶acie za konieczne, mo­偶emy jeszcze przeprowadzi膰 par臋 膰wicze艅 w strzelaniu. Nie trzeba? Tym lepiej.

259


przed wej艣ciem b臋dzie na pewno par臋 os贸b, przypuszczalnie w pe艂nym
umundurowaniu SS. Trzeba na nich dok艂adnie uwa偶a膰. Gdyby dosz艂o
do najgorszego i ci niegodziwcy by wam zagrozili albo nawet zacz臋li
do was strzela膰, to wtedy musicie si臋 postara膰 .wyeliminowa膰 jak
najwi臋cej tych 艂ajdak贸w.

Porucznik Kant tylko skin膮艂 g艂ow膮. Obergefrajter Benniken my艣la艂 natomiast o wiele praktyczniej. - Ale chyba nie musimy da膰 si臋 od razu po艂o偶y膰 trupem? Musia艂bym przedtem spisa膰 testament.

Oster uda艂, 偶e nie s艂yszy. - Najwa偶niejsza jest rzecz nast臋puj膮ca
- kontynuowa艂 - macie przejecha膰 samochodem przez bram臋 i dalej,
a偶 do g艂贸wnego wej艣cia, na to musicie nalega膰. Poza tym to auto mo偶e
wam pos艂u偶y膰 jako kuloodporna os艂ona.

Oster zobowi膮za艂 kapitana Botha, aby w okre艣lonym przez pu艂­kownika czasie znalaz艂 si臋 wraz ze swoj膮 jednostk膮 w pe艂nej gotowo艣ci w pobli偶u willi nad Wannsee. Kapitan ten by艂 niezwyk艂ym patriot膮, by艂 bezpo艣rednim podw艂adnym von Fritseha, uwielbianego przez .niego ponad wszelk膮 miar臋. W Abwehrze uchodzi艂 od dawna za „godnego najwy偶szego zaufania i zawsze gotowego do czynu, Dowodzona przez niego jednostka sk艂ada艂a si臋 z ci臋偶kich czo艂g贸w

- Tak wi臋c, Both - oznajmi艂 pu艂kownik Oster - zorganizujecie co艣
w rodzaju 膰wicze艅 w bezpo艣rednim otoczeniu tej willi nad jeziorem. Ci
moi ludzie, kt贸rzy zbadali ju偶 teren, udziel膮 panu wskaz贸wek i jako
艂膮cznicy b臋d膮 do pa艅skiej dyspozycji. Alarm pierwszego stopnia

- ostra amunicja! Celem pa艅skiej akcji jest odstraszanie.Mo偶e si臋 pan nawet pokaza膰 z pa艅sk膮 jednostk膮 - ale w pewnym oddaleniu. Chodzi o to, 偶eby tym 艂ajdakom nie przysz艂a przypadkiem do g艂owy my艣l, 偶e maj膮 woln膮 drog臋 do dzia艂ania. Na samym wst臋pie pozba­wimy ich tej nadziei!

W ten spos贸b wszystko zosta艂o przygotowane - i to z pewno艣ei膮 przez obie strony. Fina艂 m贸g艂 si臋 ju偶 rozpocz膮膰. I rozpocz膮艂 si臋 w ustalonym

260


czasie z dok艂adno艣ci膮 co do minuty. Von Fritsch k艂ad艂 na to szczeg贸l­ny nacisk, nawet w takiej sytuacji.

Jego. pojazd podjecha艂 zgodnie z planem do szeroko rozwartej bramy, przy kt贸rej stali dwaj esesmani; potem przejecha艂 przez bram臋 i znalaz艂 si臋 tu偶 przed wej艣ciem do willi. Genera艂 wysiad艂 - cho膰 by艂 tylko 艣redniego wzrostu, sprawia艂 imponuj膮ce wra偶enie. Porucznik Kant i obergefrajter Benniken zaj臋li pozycj臋 za samochodem. Siewert, prawnik w mundurze porucznika, ca艂y czas trwa艂 przy boku swego dow贸dcy.

Przy wej艣ciu do domu przywita艂 Fritscha i jego towarzyszy doktor Werner Best, tym razem tak偶e wyj膮tkowo uprzejmie. By艂 tam r贸wnie偶 Meisinger, sta艂 troch臋 z ty艂u; przedstawiono go jako „radc臋 kryminal­nego i rzeczoznawc臋 do spraw specjalnych".

Z trudem ukrywa艂 zdenerwowanie. Wiedzia艂, 偶e oto w艂a艣nie zbli偶a si臋 decyduj膮cy moment w jego karierze. To wielkie zadanie nale偶a艂o wykona膰 po mistrzowsku. Tylko jak?

Wszystko, co si臋 tu rozgrywa艂o, wydawa艂o si臋 mo偶liwe tylko dzi臋ki wspania艂omy艣lnej uprzejmo艣ci obu stron. Nie zg艂oszono sprze­ciwu wobec opieki porucznika Siewerta nad genera艂em, zaakcep­towano r贸wnie偶 funkcj臋 Meisingera. Tak wi臋c wszyscy weszli do opuszczonej willi, Bert po prawej r臋ce von Fritscha, a tu偶 za nimi . Meisinger i Siewert. Najpierw przeszli przez hall, w kt贸rym pr臋偶yli si臋 dwaj esesmani. Nast臋pnie znale藕li si臋 w ma艂ym pokoju, w kt贸rym by艂 tylko ci臋偶ki, solidny st贸艂 d臋bowy, par臋 krzese艂, masywnych i delikatnych zarazem, pruski barok, mo偶na by pomy艣le膰, 偶e za­projektowa艂 je Schluter, ale w okresie, gdy wyj膮tkowo si臋 nudzi艂. Dwa krzes艂a sta艂y po jednej stronie sto艂u, dwa po drugiej. M臋偶czy藕ni usiedli na nich.

- Pozwoli pan, panie generale, na ma艂e wyja艣nienie - odezwa艂 si臋 Werner Best sk艂aniaj膮c g艂臋boko g艂ow臋. - Dzisiaj wyst臋puj臋 tu tylko w roli obserwatora, a wi臋c pe艂ni臋 funkcj臋 zupe艂nie uboczn膮. W艂a艣ciw膮 i mam nadziej臋 wyja艣niaj膮c膮 rozmow臋 przeprowadzi z panem radca kryminalny Meisinger, uznany ekspert. Radzi艂bym panu ca艂kowicie mu zawierzy膰.

Tym samym doktor Werner Best uzna艂, 偶e jest „zwolniony z wszel­kich obowi膮zk贸w", przynajmniej na razie. Wykona艂 swoj膮 powinno艣膰, wyra藕nie si臋 stara艂 i podj膮艂 daleko id膮ce kroki w celu zabezpieczenia.

261


w艂asnej osoby. Pozosta艂膮 brudn膮 robot臋 mia艂 za艂atwi膰 Meisinger, kt贸ry wydawa艂 si臋 wr臋cz idealny do tego celu. Je艣li nie zawiedzie. Nie zawi贸d艂.

Meisinger rozpocz膮艂 przes艂uchanie, nadal maskowane jako „roz­mowa informacyjna", tonem niemal uni偶onym. Widok jednej z naj­bardziej reprezentatywnych osobisto艣ci III Rzeszy - genera艂a i g艂贸w­nodowodz膮cego si艂 l膮dowych w pe艂nym umundurowaniu - wprawi艂 go w lekko parali偶uj膮ce zak艂opotanie. Zadawa艂 sobie pytanie: jak skute­cznie go podej艣膰? Jak najszybciej go za艂atwi膰?

- Czy pana zdaniem nie ponosi pan w tej kwestii 偶adnej winy?
Najmniejszej, panie Meisinger!

Zwraca si臋 do niego nawet per panie Meisinger, stwierdzi艂 z zado­woleniem radca kryminalny. Jak podpowiada艂o mu do艣wiadczenie, mo偶na to by艂o zinterpretowa膰 jako oznak臋 nieczystego-sumienia. Wszystko zapowiada艂o si臋 obiecuj膮co.

Meisinger pr贸bowa艂 kilkakrotnie zirytowa膰 obwinionego; stawia艂 szczeg贸艂owe, a jednocze艣nie dosy膰 rzeczowe i uprzejme pytania; ale "ca艂y czas otrzymywa艂 jedn膮 odpowied藕: „nie". Zorientowa艂 si臋 szybko, 偶e w ten spos贸b niewiele osi膮gnie. Powinien wi臋c by膰 chyba bardziej dos艂owny, grubia艅ski, nawet prowokuj膮cy, 偶eby wyp艂oszy膰 tego von Fritscha z jego kryj贸wki. Zerkn膮艂 na Wernera Besta - ten jak gdyby pokiwa艂 g艂ow膮 u艣miechaj膮c si臋 zach臋caj膮co.

Na co Meisinger przyst膮pi艂 do dzia艂ania. Post臋powa艂 teraz zgodnie ze sprawdzon膮 zasad膮 gestapo: wystarczy podejrzenie - pozew jest r贸wnoznaczny z oskar偶eniem a przes艂uchania maj膮 ko艅czy膰 si臋 wyrokiem! - No, panie von Fritsch, chyba musimy wreszcie zacz膮膰 rozmawia膰 bez os艂onek, u偶ywaj膮c sformu艂owania F眉hrera.

- Prosz臋 bardzo, niezale偶nie od tego, co pan przez to rozumie.
Meisinger zacz膮艂 przerzuca膰 akta, co z ca艂膮 pewno艣ci膮 wcale nie

by艂o konieczne. Potrz膮sn膮艂 przy tym g艂ow膮, posykuj膮c co chwila, c贸 raz wyra偶a艂o ubawienie, raz pogard臋, raz gro藕b臋. Potem szczekn膮艂:

- A wi臋c kwestionuje pan to zaj艣cie na dworcu Wannsee mimo
niepodwa偶alnych zezna艅 艣wiadk贸w; przynajmniej jednego. Co w zu-

262


pe艂no艣ci wystarczy艂oby do oskar偶enia. Ale to przecie偶 jeszcze nie wszystko. To dopiero ma艂a cz膮stka!

Jego towarzysz, porucznik Siewert, pochyli艂 si臋 w kierunku swoje­go dow贸dcy i gapi艂 si臋 na niego z niezrozumieniem. Z twarzy mo偶na by艂o wyra藕nie odczyta膰, co my艣la艂. Dlaczego genera艂 toleruje tak膮 bezczelno艣膰 wobec siebie? Dlaczego, nie podniesie si臋 na znak protestu i nie opu艣ci tego pomieszczenia? Niema艂o wysi艂ku kosztowa艂o Siewerta wykonanie zobowi膮zania, jakiego si臋 podj膮艂 - by w 偶adnych okoliczno艣ciach w nic nie ingerowa膰.

A Meisinger dok艂ada艂 dalej: - Skoro pan, panie von Fritsch, nalega, by zapozna膰 pana z dalszymi dowodami, bardzo prosz臋, ju偶 nimi s艂u偶臋! I to nawet trzema! Po pierwsze, chodzi o tych trzech ch艂opc贸w z Hitlerjugend, kt贸rymi pan tak bezinteresownie si臋 opieku­je. Istnieje zeznanie jednego z nich, Heinza, obci膮偶aj膮ce pana w spo­s贸b niezwykle przykry. Wynika 偶 niego, 偶e usi艂owa艂 pan obmacywa膰 to dziecko - i to znacznie poni偶ej g艂owy i ramion.

- Ale偶 to jest po prostu niegodziwe! - wykrzykn膮艂 Fritsch bole艣nie
dotkni臋ty! Mia艂 przy tym na my艣li t臋 „wypowied藕 艣wiadka", a nie sam
fakt, 偶e pozwalano sobie wobec niego na twierdzenia budz膮ce zgroz臋.

- Ponadto -kontynuowa艂 Meisinger z niezmienn膮 stanowczo艣ci膮 - istnieje jeszcze jedno zeznanie, r贸wnie偶 jednoznacznie pana ob­ci膮偶aj膮ce, mianowicie niejakiego Konstantina Krausego. To jeden z pa艅skich by艂ych stajennych, w czasie kiedy by艂 pan jeszcze dow贸d­c膮 pu艂ku. Jest got贸w zezna膰 pod przysi臋g膮, 偶e robi艂 mu pan niedwu­znaczne, moralnie zdro偶ne propozycje.

263-


z pa艅skich adiutant贸w, kt贸ry jednak musia艂 po偶egna膰 si臋 z wojskiem

- na pa艅skie polecenie. Przeszed艂 do s艂u偶by w partii. Teraz jest
genera艂em brygady SA na Pomorzu. Pami臋ta pan jeszcze, dlaczego
Wtedy zosta艂 wyp臋dzony?

Genera艂 wyci膮gn膮艂 obie r臋ce w obronnym ge艣cie. Jego twarz wyra偶a艂a przera偶aj膮c膮 pustk臋. Nawet doktor Werner Best robi艂 wra偶e­nie wr臋cz zak艂opotanego i przepe艂nionego wsp贸艂czuciem. M臋isinger wierzy艂, 偶e wreszcie osi膮gnie sukces.

Teraz jednak w艂膮czy艂 si臋 porucznik Siewert, nieopanowanie wzburzony, zapomniawszy o swojej roli milcz膮cego obserwatora: - Stanow­czo protestuj臋 przeciwko tego rodzaju metodom! Ka偶dy obwiniony ma prawo mie膰 obro艅c臋! Nie wolno nikogo pozbawia膰 mo偶liwo艣ci weryfikacji oskar偶enia, wszystko jedno jakiego. Nale偶y zapewni膰 ob­winionemu swobodny wgl膮d w protoko艂y z przes艂ucha艅!

- Wystarczy!.- odezwa艂 si臋 doktor Best, tym razem energicznie.

- Pozwol臋 sobie zapropowa膰 rozmow臋 w cztery oczy, mi臋dzy panem
von Fritschem a mn膮. W celu ostatecznych wyja艣nie艅. Czy mog臋
艂askawie o to prosi膰?

Przy tym ponownym spotkaniu w cztery oczy tak偶e obecny by艂

264


艣wiadek: porucznik Siewert. Nalega艂 uparcie, by towarzyszy膰 swemu genera艂owi, co wreszcie zosta艂o zaakceptowane. Ale z jednym za­strze偶eniem - Siewert mia艂 si臋 trzyma膰 jak najbardziej z dala.

- Doprawdy, to wszystko jest straszne, panie generale - wyzna艂
doktor Best, ekspert prawny G艂贸wnego Urz臋du Bezpiecze艅stwa Rze­
szy, z mi艂o brzmi膮c膮 nut膮 偶alu. - Musimy si臋 jednak z tym upora膰,

i to z pozytywnym wynikiem, zgodnie z 偶yczeniem F眉hrera.

Von Fritsch milcza艂 przygn臋biony. Jego twarz o zazwyczaj ojcow­skim wyrazie by艂膮 teraz blada, zia艂a z niej pustka. Potem zwiesi艂 g艂ow臋

- wida膰 by艂o tylko wysokie czo艂o, starannie zaczesane na boki w艂osy
z r贸wnym przedzia艂kiem po艣rodku - wr臋cz trudno by艂o obroni膰 si臋
przed wra偶enem, 偶e ten m臋偶czyzna chyli g艂ow臋 w ge艣cie rezygnacji,
-poddania si臋.

Werner Best uderza艂 dalej: - Przy czym, panie von Fritsch,
w 偶adnym wypadku nie wolno dopu艣ci膰 do procesu publicznego. Nikt
tego nie chce; a ju偶 najmniej F眉hrer.

- Taki proces przed s膮dem m贸g艂by mie膰 najstraszliwsze skutki dla
pana, dla dobrego imienia armii, dla na wszystkich!

.265


- Nie dojdzie do tego, je艣li w tym kraju panuje jeszcze sprawiedliwo艣膰, w co wierz臋. Chc臋 wierzy膰.

Genera艂 zdoby艂 si臋 jednak w tej chwili na skrajn膮 stanowczo艣膰, wr臋cz instynktown膮, ale nie wyra偶aj膮c膮 si臋 bynajmniej w podniesio­nym g艂osie czy w szczeg贸lnej energii. Stwierdzi艂 jedynie:

Z raportu Ericha Mellera:

„Rezygnuj膮c z wszelkich maskuj膮cych 艣rodk贸w, jeszcze tego samego
wieczora spotka艂em si臋 z pu艂kownikiem Osterem. Jedli艣my wsp贸lnie
kolacj臋 u Horchera na Kurf眉rstendamm.

266


- Nie byle co, ale samo zmartwychwstanie owej legendy o ostat­
nim przedstawicielu pruskiej nacji! - Jako aperitifu za偶膮da艂 szampana. - Genera艂 von Fritsch okaza艂 si臋 wreszcie tym, kogo zawsze
chcieli艣my w nim widzie膰: ska艂膮 w morskiej kipieli!

- Czy偶by naprawd臋 chcia艂 si臋 wdawa膰 w proces s膮dowy?
— Bezwzgl臋dnie tak! By艂 wspania艂y, wr臋cz jak zestali!

- A ten materia艂, zebrany przeciwko niemu, nie zrobi艂 na nim
wra偶enia?'

Oster machn膮艂 r臋k膮, wywijaj膮c jad艂ospisem. - Odnosi si臋 wra偶enie, 偶e on nie docenia znaczenia tych materia艂贸w.

W tym momencie nie pozostawa艂o mi nic innego, jak tylko wyrazi膰 zdziwienie w obliczu tego optymizmu Ostera. - I ty wierzysz w to, 偶e to wszystko ci si臋 uda? Mo偶e uwa偶asz, 偶e tego rodzaju kroki nie s膮 znane twojemu szefowi, admira艂owi Canarisowi? Ostatecznie on wci膮偶 jeszcze uchodzi za jednego z najbardziej miarodajnych doradc贸w Hitlera. Podobno w ci膮gu ostatnich dziewi臋ciu miesi臋cy by艂 przez niego osiemna艣cie razy wzywany na d艂ugie rozmowy.

267


p贸藕ny wiecz贸r wybra艂em si臋 na kolacj臋 do Horchera, mia艂em tu偶 przedtem spotkanie z Huberem. Nie uspokoi艂o mnie ono, raczej nape艂ni艂o niema艂膮 obaw膮, poniewa偶 Huber czu艂 si臋 zmuszony o艣wiad­czy膰 mi rzecz nast臋puj膮c膮:

. - Doktorze Me艂ler, powinien pan trzyma膰 si臋 tego, 偶e zna mnie pan tylko przelotnie, ja tak twierdz臋 wobec wszystkich. Tak wi臋c zgodnie z pa艅skim poleceniem na rozkaz berli艅skiej prefektury policji dostarcza艂em do pa艅skiego biura akta urz臋dowe. Spotkali艣my si臋 ze sob膮 tylko par臋 razy. Ja nie orientowa艂em si臋 nazbyt dok艂adnie, kim by艂 pan, pan nie wiedzia艂, kim by艂em ja. A ju偶 na pewno nie potrafi艂 pan przewidzie膰, czego mo偶na si臋 po mnie spodziewa膰.

u pana w domu czy w pa艅skim sekretariacie znajduj膮 si臋 jakie艣 zapi­ski na m贸j temat - pozby膰 si臋 ich! To w pewnym stopniu ochroni pa­na przed pa艅skim przyjacielem z m艂odo艣ci, Heydrichem! Mo偶e, mam nadziej臋, pozwoli panu prze偶y膰.

Czy pan nie przesadza, drogi przyjacielu?

- To nie jest przesada, je艣li zale偶y nam na tym, 偶eby nie dw贸ch
naraz wyci膮gn臋艂o kopyta, ale tylko jeden, skoro ju偶 tak ma by膰.
Musimy osi膮gn膮膰 to za pomoc膮 wszelkich odpowiadaj膮cych tym
czasom 艣rodk贸w. B臋d臋 m贸wi艂, 偶e nigdy panu nie ufa艂em i zawsze
uwa偶a艂em pana za karierowicza i oportunist臋. A pan mo偶e na przy­
k艂ad twierdzi膰, 偶e ju偶 od dawna wydawa艂em si臋 panu zwariowany na
punkcie swojego fachu; ale nie s膮dzi艂 pan, 偶e jestem a偶 tak podst臋pny i z艂y!

Huber, sk艂adaj膮c to niesamowicie brzmi膮ce o艣wiadczenie, sprawia艂 wra偶enie zupe艂nie spokojnego, cho膰 oczywi艣cie troch臋 wyczerpane­go -- chorobliwie blada twarz, oczy na wp贸艂 przymkni臋te. Potem po­wiedzia艂:

- Nie chc臋 ju偶 d艂u偶ej bezmy艣lnie przyk艂ada膰 r臋ki do tego, co si臋 tu
dzieje. Pragn膮艂bym spr贸bowa膰 zrobi膰 jeszcze tylko jedno: temu god­
nemu po偶a艂owania, zacnemu cz艂owiekowi pom贸c w dochodzeniu jego
praw. Je艣li mi si臋 to uda, to wtedy moje 偶ycie, nawet gdybym mia艂
je straci膰, nabierze sensu.

268


W tym momencie dotar艂o do mojej 艣wiadomo艣ci co艣, co mnie przygn臋bi艂o. Je艣li kto艣 utonie w tym bagnie afery Blomberga i Fritscha - to tym kim艣 b臋dzie on! Bezimienny, drobny urz臋dnik, obdarzony jednak doprawdy imponuj膮cym poczuciem odpowiedzialno艣ci.

- Tylko spokojnie! - zaleci艂em mu, oczywi艣cie nadaremnie. - Na­wet teraz wszystko wydaje si臋 jeszcze otwarte. Niech pan nie zapomi­na, 偶e s膮 tak偶e i inne Niemcy. U艣miechn膮艂 si臋 - pob艂a偶liwie.

W tych dniach Adolf Hitler otrzyma艂 szybkie potwierdzenie tego, czego si臋 spodziewa艂 i oczekiwa艂: genera艂owie nie buntuj膮 si臋! A ju偶 w 偶adnym wypadku niemieccy genera艂owie. Troch臋 pyskowali i szem­rali, ale z tym bez w膮tpienia mo偶na by艂o si臋 upora膰.

Chocia偶 chodzi艂o tu o by膰 mo偶e najniebezpieczniejszy od czasu tak zwanego puczu R枚hma w 1934 roku kryzys w strefie w艂adzy Hitlera, to mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e w艂a艣nie teraz mija艂. Co zapowia­da艂o zarazem obiecuj膮ce zmiany. W ka偶dym razie genera艂owie nie stanowili 偶adnego szczeg贸lnego problemu. Dawali si臋 prawie bez wysi艂ku por贸偶ni膰 mi臋dzy sob膮.

Co prawda nowy dow贸dca si艂 l膮dowych Hitlera, genera艂 von Brauchitsch, usi艂owa艂 bezustannie wypertraktowa膰 d艂a siebie taki czy inny- przywilej, ale by艂o to do przewidzenia i da艂o si臋 za艂atwi膰: ust臋pstwo rodzi ust臋pstwo. I tak na przyk艂ad zgodnie z 偶膮daniem Hitlera usuni臋to tego czy innego szefa Wehrkreisu, poniewa偶 jego przekonania nie wydawa艂y si臋 jednoznaczne. Brauchitsch przywi膮zy­wa艂 du偶膮 wag臋 do pozostawienia na stanowisku genera艂a von Rund-Stedta. Zrobiono to dla niego, gdy okaza艂 si臋 sk艂onny zrezygnowa膰 Z genera艂a von Leeba.

脫w handel genera艂ami funkcjonowa艂 jak najbardziej perfekcyjnie. Hitler korzysta艂 z istniej膮cego stanu rzeczy ile si臋 da艂o. Z'coraz mniejszyrn skr臋powaniem stawia艂 nowe 偶膮dania.

- Poniewa偶 akurat jeste艣my w trakcie przeprowadzania wielkich
nieodzownych porz膮dk贸w, nie mo偶emy tak偶e, m贸j drogi Brauchitsch,
zapomnie膰 o naszym G枚ringu. W ca艂ej tej sytuacji okaza艂 si臋 bardzo
energiczny, r贸wnie偶 o pana dzielnie walczy艂. 1 w艂a艣nie za to powinien
by膰 nagrodzony, nie uwa偶a pan? .

269


-.Ale偶 sk膮d, dlaczego, mein F眉hrer! Zw艂aszcza 偶e, je艣li dobrze zrozumia艂em, chodzi w tym wypadku o swego rodzaju uhonorowanie.

Co nale偶a艂o rozumie膰 pod tym okre艣leniem Von Brauchitsch nie mia艂 poj臋cia. Chyba nikt tego nie wiedzia艂. Sama nazwa „Tajna Rada Gabinetowa" mog艂a robi膰 wra偶enie, ale w rzeczywisto艣ci instytucja ta nie mia艂a najmniejszego znaczenia politycznego. Utworzenie jej nie by艂o niczym innym, jak tylko rozpostarciem jeszcze jednej zas艂ony dymnej w tym 艣wiecie obfituj膮cym w ma艂e zmierzchy bog贸w.

Hitler rzeczywi艣cie zamierza艂 wzi膮膰 na siebie ca艂膮 prac臋. Stosowa艂 przy tym wypr贸bowan膮 taktyk臋 nieustannego poddawania swoich pogl膮d贸w akceptacji innych os贸b - czyli czynienia ich wsp贸艂odpowie­dzialnymi I tak na przyk艂ad wraz z odprawieniem ministra spraw

270


zagranicznych postanowi艂 zwolni膰 paru ambasador贸w. Nale偶a艂 do nich tak偶e Ulrich von Hasel urz臋duj膮cy w Rzymie; nietrudno by艂o uzna膰 go za niedostatecznie niezawodnego.

R贸wnie偶 coraz bardziej niewygodny minister finans贸w Hjalmar Schacht wydawa艂 si臋 teraz f眉hrerowi zupe艂nie zb臋dny. Na miejsce tego rzekomego geniusza finansowego planowa艂 obdarzy膰 tym urz臋dem niejakiego Funka. I cho膰 贸w Funk by艂 podobno szeroko znanym w 艣wiecie wielbicielem m臋偶czyzn, jego nominacja nast膮pi艂a niemal dok艂adnie w tym samym czasie, gdy sporz膮dzano akt oskar偶enia przeciwko von Fritschowi.

Czwartego lutego 1938 roku mieli stawi膰 si臋 w Berlinie genera艂owie dow贸dztwa Wehrmachtu z okr臋g贸w 1 do 6, czyli od Prus Wschodnich po Bawari臋. Na spotkanie przyby艂o pos艂usznie ponad trzydziestu. O godzinie czternastej zjawili si臋 w Ministerstwie Wojny Rzeszy.

Atmosfer臋 nale偶a艂oby okre艣li膰 jako dosy膰 przyt艂umion膮, jednak偶e nie beznadziejn膮, a ju偶 w 偶adnym razie wojownicz膮. Kilka zaj臋tych rozmow膮 mniejszych grupek sprawia艂o wra偶enie wr臋cz rozbawionych, nawet i wtedy, gdy na sal臋 wkroczyli dow贸dcy trzech si艂 zbrojnych w tej samej co zawsze kolejno艣ci: najpierw si艂y l膮dowe, a wi臋c v m Brauchitsch, potem si艂y powietrzne - G枚ring, na ko艅cu marynarka -ci膮gle jeszcze Raeder. Ustawili si臋 wypr臋偶eni.

Tu偶 po nich zjawi艂 si臋 f眉hrer i kanclerz Rzeszy. Towarzyszy艂 mu genera艂 Keitel i adiutant Wehrmachtu major Schmundt. Hitler robi艂 wra偶enie przygn臋bionego. G艂ow臋 mia艂 lekko pochylon膮, a twarz wydawa艂a si臋 naznaczona ci臋偶kimi troskami.

Stan膮wszy jednak przed swoimi genera艂ami, wyprostowa艂 si臋. I 贸d razu stara艂 si臋 przyku膰 ich uwag臋: zdecydowanymi 偶膮daniami, nieza­chwian膮 wiar膮 w siebie, niewzruszonym przekonaniem o swojej war­to艣ci. O swojej misji.

Na pocz膮tku wydawa艂o si臋, jakby Adolf Hitler mozolnie, wr臋cz z b贸lem szuka艂 w艂a艣ciwych S艂贸w. Aby ju偶 po chwili, niczym nag艂e w艂膮czony silnik, p臋dzi膰 na pe艂nych obrotach. Wyrzuca艂 z siebie grzmi膮ce, g艂o艣ne tony, kt贸re oznacza艂y jednocze艣nie oskar偶enie i we­zwanie. Potem znowu jego spos贸b m贸wienia zdradza艂 medytacyjne

271


zamy艣lenie, oddalaj膮ce go w dalekie rejony. Po czym wybuchn膮艂 nieoczekiwanie i jego zdania ponownie spada艂y na zas艂uchane audyto­rium jak pociski.

Wszystko, co m贸wi艂, sprawia艂o wra偶enie niezwyk艂ej spontanicz­no艣ci, jakby p艂yn臋艂o prosto z serca. Ludziom, kt贸rzy nie nale偶eli do. jego najbli偶szego otoczenia, co艣 takiego niezwykle imponowa艂o. Jedy­nie nieliczni znali go naprawd臋.

Nie ulega艂o bowiem w膮tpliwo艣ci, 偶e nic tu nie by艂o improwizacj膮
Hitler, jak zawsze w takich wypadkach, gruntownie si臋 przygotowa艂,
najwa偶niejsze fragmenty swego przedstawienia prze膰wiczy艂 chyba na~
wet przed lustrem. By艂 on najznakomitszym aktorem charakterystycz­
nym Niemiec, a kreacja z tego dnia nale偶a艂a do naj艣wietniejszych
w jego karierze. .

Oto co m贸wi艂; wyra偶a艂 ubolewanie, 偶e musia艂 fatygowa膰 tutaj
szanownych, nadzwyczaj cenionych przedstawicieli generahcji. Uczy­
ni艂 to jednak powodowany g艂臋bok膮 trosk膮, Ale i wielkim zaufaniem.
Wie bowiem, 偶e co do jednego i oni, i on s膮 zgodni: honor i cze艣膰
Wehrmachtu oznacza dla nich wszystkich 艣wi臋to艣膰; nale偶y jej strzec
za wszelk膮 cen臋. Maj膮c pewno艣膰, 偶e jeste艣cie ze mn膮, 艣ci艣le skupie­
ni Wok贸艂 mnie, wierz臋, 偶e ka偶da ewentualna przeszkoda jest do po­
konania.

Punkt pierwszy: pozycja pana von Blomberga. On, Adolf Hitler, chcia艂by zawsze ca艂kowicie mu ufa膰! Feldmarsza艂ek jednak偶e, nieste­ty, nie okaza艂 si臋 w oczekiwanym stopniu jednoznacznym doradc膮 i kategorycznym 偶o艂nierzem. I to - rzecz godna ubolewania - spraw­dzi艂o si臋 ju偶 wtedy, gdy sz艂o o remilitaryzacj臋 Nadrenii przez niemie­ckie oddzia艂y. Blomberg, pe艂en obaw, wspomina艂 Hitler z przygn臋bie­niem, odradza艂 mu w贸wczas ten krok. Tak wi臋c przecenia艂 ponad miar臋 Francuz贸w i ich drugorz臋dnych sojusznik贸w.

- Moja decyzja jednak偶e, by powa偶y膰 si臋 na pozorn膮 ostateczno艣膰, okaza艂a si臋 tymczasem absolutnie s艂uszna. Ale c贸偶, dzi艣 to ju偶 histo­ria. Szanowni panowie z pewno艣ci膮 si臋 z tym zgodz膮, nieprawda偶?

Mia艂o to by膰 chyba wezwanie do aplauzu. Ale ani jeden ze zgromadzonych tu dostojnik贸w nie by艂 sk艂onny do okazywania ja­kichkolwiek uczu膰. Ponad trzydziestu genera艂贸w sprawia艂o wra偶enie cierpliwego stadka baran贸w, co prawda szlachetnej rasy.

Hitler kontynuowa艂: - Ale z tym mo偶na by艂o jeszcze si臋 pogodzi膰.

272


No bo ostatecznie Blomberg mia艂 tak偶e bardzo dobre 偶o艂nierskie cechy: wierno艣膰 i pos艂usze艅stwo! Za co nale偶y mu podzi臋kowa膰. Zebrani tu panowie, zapewne pokrewni mu duchem, s膮 z pewno艣ci膮 gotowi potwierdzi膰 ten pogl膮d W tym czasie jednak wydarzy艂o si臋 co艣, co jest godne najwy偶szego ubolewania. Mo偶na to tak偶e okre艣li膰 jako bardzo ludzkie, je艣li wr臋czanie: zbyt ludzkie nieszcz臋艣cie. „Nie­kt贸rzy oficerowie, tak偶e genera艂owie z waszych szereg贸w, przezornie i z po偶膮dan膮 w takim wypadku jednoznaczno艣ci膮 zwracali mi uwag臋 na to, 偶e mo偶e z tego wynikn膮膰 sytuacja gro藕na dla pa艅stwa".

Wi臋kszo艣膰 skupionych wok贸艂 Hitlera genera艂贸w sprawia艂a wra偶e­
nie niepomiernie zdziwionych. Zauwa偶y膰 mo偶na by艂o wprawdzie kilka
odmian, co prawda nieznacznych, tej reakcji: tu .ostro偶ne zdziwienie,
tam niewiarygodny pop艂och. Og贸lnie jednak: obezw艂adniaj膮ce wy­
czekiwanie. F眉hrer m贸g艂 si臋 czu膰 podbudowany.

Po chwiji, jakby w po艣piechu, oznajmi艂:

- Tym samym sta艂o si臋 nieuniknione znalezienie nast臋pcy tego
wykolejonego spo艂ecznie, ku ubolewaniu nas wszystkich, Blomberga.
Nie wchodzi艂by tu w rachub臋 oczywi艣cie nikt pomniejszy ni偶 genera艂
von Fritsch. W tym czasie jednak wysz艂y na jaw pewne fakty,
z pewno艣ci膮 panom znane, kt贸re, cho膰 przysz艂o mi to ci臋偶ko, musia艂em wzi膮膰 pod uwag臋. Co wy, moi panowie, niew膮tpliwie zrozumiecie.

Jeden z pan贸w jednak, stoj膮cy tu偶 obok szefa sztabu generalnego Becka, odwa偶y艂 si臋 ostro偶nie i niezwykle uprzejmie zapyta膰:

- Czy to znaczy, 偶e podj臋to ju偶 jakie艣 kroki s艂u偶bowe, mein
F眉hrer?

Na to Hitler: - Pan von Fritsch poprosi艂 osobi艣cie, po zapoznaniu si臋 z podnoszonymi przeciwko niemu zarzutami, o wyja艣niaj膮cy hono­rowy proces s膮dowy. Bardzo na to nalega艂! Jest to decyzja, kt贸r膮 chyba musimy respektowa膰.

Genera艂owie milczeli. Brak jakiejkolwiek widocznej reakcji F眉hrer zwyk艂 zawsze interpretowa膰 jako wyraz zgody. Daj膮cy si臋 zauwa偶y膰 pewien niepok贸j w艣r贸d zebranych skwapliwie zignorowa艂. Nie liczy­艂o si臋 to.

Genera艂owie starali si臋 ukry膰 niesmak. Wahali si臋 mi臋dzy uzna niem racji stanu, pos艂usze艅stwem wobec w艂adzy a poczuciem honoru. Nie bardzo wiedzieli, jak zareagowa膰.; Ich F眉hrer jednak偶e, jak zawsze z niezawodnym wyczuciem, cisn膮艂 im w twarz informacj臋, kt贸ra

273


sprawi艂a, 偶e doprawdy zaniem贸wili. Pos艂uguj膮c si臋 pozornie zimn膮 liczb膮 pfzedstawi艂 im imponuj膮cy dow贸d ich znaczenia.

Obwie艣ci艂: - Dla pan贸w, czyli dla naszego Wehrmachtu, przed kt贸rym stoj膮 najwy偶sze cele, nic nie mo偶e mie膰 zbyt wysokiej ceny. W zwi膮zku z tym poczyni艂em odpowiednie starania, mimo licznych sprzeciw贸w z r贸偶nych stron. Mianowicie, uda艂o mi si臋- zdoby膰 do dyspozycji naszych si艂 zbrojnych sum臋 tak znaczn膮, 偶e jest ona bez w膮tpienia wyj膮tkiem w historii zbroje艅 wszystkich kraj贸w. Chodzi o sum臋 dziewi臋膰dziesi臋ciu miliard贸w marek!

Istotnie by艂a to wiadomo艣膰 zapieraj膮ca dech. Zebrani wok贸艂 Hit­lera m臋偶czy藕ni, sami fachowcy w tej dziedzinie, doskonale zdawa­li sobie z tego spraw臋: nawet owe zdumiewaj膮ce sumy, jakie kosz­towa艂y niszczycielskie bitwy wojny 艣wiatowej, nie dawa艂y si臋 por贸w­na膰 z t膮 kwot膮.

- Prosz臋 was, moi panowie, o bezgraniczne zaufanie. Nigdy nie cofn臋 si臋 przed wykonaniem swoich obowi膮zk贸w. Prosz臋 was, aby艣cie i wy czynili to samo.

Po czym genera艂owie zostali zwolnieni - i oniemiali ze zdziwienia wychodzili. Hitler patrzy艂 na nich uszcz臋艣liwiony. Teraz Wehrmacht nale偶a艂 do niego!

Proces przeciwko genera艂owi von Fritschowi - z powodu domniema­nych wykrocze艅 przeciwko paragrafowi 175 kodeksu karnego - rzeko­mo post臋powanie czysto'prawne, zacz膮艂 si臋 dziesi膮tego marca 1938 f roku. Odbywa艂 si臋 w tak zwanym Domu Pruskim. By艂 to pa艂ac, ' w kt贸rym kiedy艣 spotykali si臋 reprezentanci pruskich dom贸w pa­nuj膮cych.

Najwy偶szym s臋dzi膮 by艂 Adolf Hitler, nie musia艂 jednak od razu pokazywa膰 si臋 osobi艣cie. Za艂atwia艂 to za niego G枚ring, ju偶 feld­marsza艂ek, ale nadal „tylko" g艂贸wnodowodz膮cy Luftwaffe. Na to przedstawienie zosta艂 wydelegowany jako godny zaufania mim teatru pa艅stwowego.

Wraz z nim w艂膮czeni zostali do akcji tak偶e dwaj pozostali dow贸d­cy: si艂 l膮dowych - obecnie Brauchitsch, i marynarki - ci膮gle jeszcze Raeder. A do nich przy艂膮czyli si臋, na rozkaz, dwaj wy偶si s臋dziowie wojskowi.

274


Pierwszy popis G枚ringa na tej pomy艣lanej bez w膮tpienia jako
proces pokazowy imprezie polega艂 na tym, 偶e on sam, bez najmniejszego skr臋powania, sobie powierzy艂 przewodnictwo obradom. Uczyni艂 to, u偶ywaj膮c absolutnie niepodwa偶alnego argumentu: on jako feld­marsza艂ek jest tu jednoznacznie najwy偶szy stopniem. Doprawdy nie­ch臋tnie obejmuje funkcj臋 przewodnicz膮cego tego s膮du honorowego
czyni to jednak z poczucia obowi膮zku.

Gdy nast臋pnie trybuna艂, sk艂adaj膮cy si臋 z owych pi臋ciu - z G枚ringiem na czele - wkroczy艂 do prowizorycznej, sali s膮dowej, wszyscy obecni, zgodnie ze zwyczajem, podnie艣li si臋. Z jedynym wyj膮tkiem: von Fritsch pozosta艂 w pozycji siedz膮cej.

Jakby chc膮c go os艂oni膰, wysun膮艂 si臋 przed niego jego obro艅ca. By艂 nim Rudiger hrabia von der Goltz. Pierwszy garnitur; przyzna膰 trzeba, 偶e mia艂 wyj膮tkowe kwalifikacje, nie tylko prawnicze, tak偶e 偶o艂nierskie, a nawet osobowo艣ciowe. Ponadto uchodzi艂 za zdeklarowa­nego nazist臋, co w tym wypadku mog艂o si臋 okaza膰 korzystne. W ka偶­dym razie a偶 do tego procesu nikt nie mia艂 mu niczego do zarzucenia. Nawet Heydrich.

Faktu, 偶e w posiadaniu, von der Goltza znalaz艂 si臋 tymczasem wa偶ki materia艂 艣wiadcz膮cy o braku winy, podsuni臋ty mu przez Hube-ra, nikt jeszcze nie m贸g艂 przewidzie膰. Pomijaj膮c Ostera i Mellera.

Na samym pocz膮tku tego spektaklu Hermann G枚ring wyst膮pi艂 oci臋偶ale na scen臋. Jako przewodnicz膮cy s膮du honorowego obwie艣ci艂 wyzywaj膮cym tonem:

- Mamy tu do czynienia z zaj艣ciem, kt贸re nale偶y okre艣li膰 jako tajn膮 spraw臋 Rzeszy. Ten, kto b臋dzie rozpowszechnia szczeg贸艂y na ten temat w艣r贸d opinii publicznej, podlega karze i zostanie poci膮gni臋ty do odpowiedzialno艣ci. Zadbam o to osobi艣cie. - G枚ring nie pozos­tawia艂 najmniejszej w膮tpliwo艣ci, kto tu mia艂 decyduj膮cy g艂os.

Nast臋pnie wkroczyli na sal臋, dowodzeni przez Meisingera, rzekomi 艣wiadkowie -w szyku, w艂a艣ciwie spreparowani, obci膮偶aj膮cy feldmar­sza艂ka w mniejszym lub wi臋kszym stopniu. W mniejszym - na przy­k艂ad by艂y stajenny von Fritscha, ale tak偶e jeden z jego dawnych adiutant贸w Ich wypowiedzi by艂y w najwy偶szej mierze wymijaj膮ce: „Wydawa艂o si臋..." - „Mia艂em wra偶enie..." - „Mo偶na by pomy艣le膰" Z tych n臋dznych kreatur nie da艂o si臋 wiele wyci膮gn膮膰. Nawet kiedy G贸nng g艂o艣no i wyzywaj膮co grzmia艂 na nich, apelowa艂 do ich sumie-

275


nia, nazywa艂 ich wypowiedzi bzdurami. „Kto o艣miela si臋 podsun膮膰 mi co艣 takiego!" - krzycza艂 oburzony, rzucaj膮c ostre, z艂owrogie spoj­rzenia w stron臋 oskar偶ycieli.

Ale potem zjawi艂 si臋 Otto Schmidt, kt贸rym Meisinger przezornie sterowa艂. Teraz wszystko wydawa艂o si臋 jasne jak s艂o艅ce. Otto-Otto, zgodnie z oczekiwaniami, wkroczy艂 na scen臋 ,.z nieporuszon膮 twarz膮", ponownie wypowiadaj膮c niez艂omnie brzmi膮ce: „To on". ". Riidigerowi hrabiemu von der Goltz, obro艅cy, uda艂o si臋 jednak sprytnie zbi膰 z tropu tego 艣wiadka za pomoc膮 pyta艅 krzy偶owych i innych trik贸w. Opar艂 si臋 na dokumentach Hubera. Da艂y mu one mo偶no艣膰 zdyskwalifikowania owego Otto Schmidta jako notorycz­nego kryminalist臋.

Na co ostrzegawczo w艂膮czy艂 si臋 G枚ring: Co prawda potrafi zro­zumie膰, 偶e obro艅ca usi艂uje oczy艣ci膰 swojego klienta. Nie mo偶e si臋 t贸 Jednak odbywa膰 w ten spos贸b, 偶e uczciwego 艣wiadka, zeznaj膮cego z w艂asnej woli, pr贸buje si臋 bezmy艣lnie oczerni膰. ~ To po prostu nieuczciwe A w tym wypadku chodzi o proces w najwy偶szym stopniu uczciwy i czysty, eo chcia艂bym szczeg贸lnie podkre艣li膰.

Brauchitsch i Raeder milczeli. Pozostali dwaj s臋dziowie tak偶e. Z wyczekiwaniem.

Teraz bezzw艂ocznie wkroczy艂 do akcji Meisinger, wezwany przez oskar偶yciela: - Jest pan radc膮 kryminalnym i powierzono panu kierowanie dochodzeniem. Prosz臋 ustosunkowa膰 si臋 do wypowiedzi obro艅cy dotycz膮cej 艣wiadka Otto Schmidta.

Na co 贸w radca kryminalny o艣wiadczy艂, wr臋cz pompatycznym gestem wskazuj膮c na Otto-Otto: - Cz艂owiek ten by膰 mo偶e pope艂ni艂 w m艂odo艣ci r贸偶ne grzechy, kto ich nie pope艂nia! I mo偶e wskutek tego wszed艂 w drobny konflikt z prawem, ale to wszystko dawno ju偶 zosta艂o uniewa偶nione! Od tego czasu zdecydowanie si臋 przeobrazi艂, sta艂 si臋 po偶ytecznym cz艂onkiem niemieckiej wsp贸lnoty, wielokrotnie sprawdzonym pomocnikiem, dbaj膮cym o porz膮dek i prawo. To prze­cie偶 cz艂owiek. Czy kto艣 chce temu zaprzeczy膰?

W tym martwym punkcie, wygl膮daj膮cym nadzwyczaj niebezpiecznie dla oskar偶onego von Fritscha, proces zosta艂 przerwany. Nast膮pi艂o to

276


w drugim dniu obrad, jedenastego marca 1938 roku. G枚ring nie pytaj膮c 艂awnik贸w o akceptacj臋 swojej decyzji, obwie艣ci艂: - Odraczam obrady. Na razie. Na czas nieokre艣lony, ale niezbyt d艂ugi.

Powodem by艂o wkroczenie akurat w tym czasie niemieckiego Wehrmachtu do Austrii. Nazywane tak偶e przywr贸ceniem Rzeszy stron ojczystych Hitlera. F眉hrer triumfowa . Tym samym wszystkie. polityczne problemy wewn臋trzne, a wi臋c tak偶e afery Blomberga i Fri-tscha, skry艂y si臋 jakby w g艂臋bokim cieniu 艣wiatowej historii.

Jednak przerwa, jaka nast膮pi艂a w procesie, zosta艂a intensywnie wykorzystana na rzecz von Fritscha z niema艂ym sukcesem. Postara艂 si臋 o to Huber. Szpera艂 w aktach wykorzystuj膮c przy tym agent贸w Abwehry i pracownik贸w policji kryminalnej, i uda艂o mu si臋 wreszcie wytropi膰 dodatkowy materia艂 dla obrony.

Gdy siedemnastego marca 1938 roku 贸w honorowy proces s膮dowy zosta艂 wznowiony, bardzo szybko doprowadzono go do ko艅ca. Jak gdyby po raz ostatni mia艂a zwyci臋偶y膰 sprawiedliwo艣膰.

Albowiem funkcjonariusz policji kryminalnej Huber - w贸wczas skierowany przez gestapo na „urlop" zdo艂a艂 w tym czasie znale藕膰, by tak rzec, ig艂臋 w stogu siana. W samym 艣rodku stosu akt prefektu­ry berli艅skiej policji odkry艂 pewn膮 notatk臋 s艂u偶bow膮! Z dat膮, dok­艂adnie podan膮 godzin膮 i precyzyjnymi szczeg贸艂ami. Oto jej tre艣膰:

„Stacja Wannsee, listopad 1933. Odnotowano akt homoseksualny. Uczestnicy: Weingartner, nazywany tak偶e Seppem-Bawarczykiem, w roli op艂acanego obiektu; odnotowany w kartotece, karany. Korzys­taj膮cy z us艂ug - niejaki Frisch, emerytowany rotmistrz austriackiego pochodzenia, dotychczas nie notowany, co wskazuje na jednorazowy charakter wykroczenia. Ponadto: Otto Schmidt, nazywany tak偶e Otto-Otto. Szeroko znany (w odno艣nych kr臋gach), pos艂uguj膮cy si臋 szan­ta偶em, notowany wielokrotnie we wzmiankowanej kwestii. Bardzo przydatny, na us艂ugach agenta. W za艂膮czeniu wykaz wymuszonych w tym wypadku sum pieni臋dzy: kwota, forma realizacji, gdzie, jak i komu. Rozpatrzenie sprawy z powodu konieczno艣ci zgromadzenia dalszych materia艂贸w zostaje na razie odroczone."

Najwa偶niejsze w tej s艂u偶bowej notatce by艂y jednak dodatkowe podpisy. Najpierw: „Potwierdzono. Brei" Podpis 贸wczesnego szefa kartoteki Breitnera, inspektora kryminalnego. Dalej: „Sporz膮dzono.

277


Meisinger." Chodzi艂o w艂a艣nie, jak udowodniono bez najmniejszych w膮tpliwo艣ci, w wyniku por贸wnania z licznymi innymi aktami, o by艂e­go radc臋 kryminalnego zatrudnionego w gestapo.

Doktor Meller, kt贸remu Huber jako pierwszemu zaprezentowa艂 ten pyszny dow贸d, o偶ywi艂 si臋 rado艣nie. Zamierza艂 bezzw艂ocznie zmobi­lizowa膰 wszystkie si艂y pomocnicze w obronie Fritscha - przede wszyst­kim adwokata von der Goltza, ale tak偶e Ostera i godnych zaufania oficer贸w z naczelnego dow贸dztwa.

. - Je艣li uda艂oby mi si臋 go wytropi膰, to natychmiast powinien go przej膮膰 von der Goltz albo inne osoby, na przyk艂ad pan albo Oster. Przej膮膰, to znaczy intensywnie cz艂owieka przeszkoli膰! W jednym jedynym celu: sk艂onienia go do bezpo艣redniej wypowiedzi przed tym tak zwanym s膮dem honorowym. Chyba tylko wtedy uda艂oby si臋 nam doprowadzi膰 do zawalenia tego brudnego i lepkiego domku z kart wzniesionego przez oskar偶enie.

I rzeczywi艣cie, Huber zdo艂a艂 odszuka膰 by艂ego rotmistrza Frischa. Odnalaz艂 go le偶膮cego w 艂贸偶ku, naznaczonego ci臋偶k膮 i przewlek艂膮 chorob膮. Wed艂ug opiekuj膮cego si臋 nim lekarza pacjent nie zni贸s艂by transportu, a wi臋c nie mo偶na go by艂o wykorzysta膰 jako 艣wiadka w procesie.

Mimo to uda艂o si臋 von der Goltzowi podczas d艂ugiej, wyczer-

278


puj膮cej rozmowy przekona膰 ci臋偶ko chorego o niezwyk艂ej donios艂o艣ci jego zezna艅. Ale r贸wnie偶 o braku jakiegokolwiek niebezpiecze艅stwa, przeciwnie, o wynikaj膮cych z tego korzy艣ciach dla niego. Wyznanie to bowiem nie tylko oczy艣ci jego sumienie, ale tak偶e uratuje.uczciwego cz艂owieka przed utrat膮 honoru.

Rzeczywi艣cie, w jaki艣 czas potem dosz艂o do tego zeznania. Frisch, emerytowany rotmistrz, zosta艂 przetransportowany pod opiek膮 pie­l臋gniarza do s膮du w Domu Pruskim. Przybywszy tam o艣wiadczy艂, co prawda g艂osem ledwo s艂yszalnym, staraj膮c si臋 jednak zaprezentowa膰 jako m臋偶czyzna prawy i otwarty: . - Tak jest, przyznaj臋 si臋, to by艂em ja! Czyli to on w贸wczas na stacji Wannsee wszed艂 w bli偶szy kontakt z niejakim Weingartrierem. To on by艂 potem szanta偶owany przez Otto Schmidta.

- Jestem got贸w zezna膰 to pod przysi臋g膮.

Po czym tak偶e sprz膮taczka dworcowa - 艣wiadek drugiej wymuszo­nej zap艂aty w wysoko艣ci dw贸ch tysi臋cy marek, i to zmobilizowa­ny przez gestapo przeciwko von Fritschowi - teraz spontanicznie zapewni艂a:

- Jasne, to by艂 on! Na pewno! To ten pan zap艂aci艂! - W tym
momencie wskaza艂a r臋k膮 na by艂ego rotmistrza,- kt贸ry z du偶ym wy­si艂kiem woli stara艂 si臋 siedzie膰 prosto. A potem r贸wnie zamaszys­tym gestem wskaza艂a genera艂a: - W ka偶dym razie to na pewno nie
by艂 ten! Bo jego, teraz jestem ca艂kowicie pewna , nigdy przedtem nie
widzia艂am!

W贸wczas G枚ring, samozwa艅czy przewodnicz膮cy s膮du honorowe­go, wrzasn膮艂 teatralnym tonem. Widzia艂, jak odp艂ywaj膮 wszystkie jego 艂upy, jakby porwane wirem. Za co teraz pr贸bowa艂 znale藕膰 winnych.

- Co to ma znaczy膰! - grzmia艂 na ca艂膮 sal臋, a jeg prawa d艂o艅
b臋bni艂a nerwowo w blat sto艂u. - Kog贸偶 to odwa偶ono si臋 podsun膮膰
nam tutaj jako. 艣wiadk贸w?! Nie mog臋 tego nazwa膰 inaczej jak tylko
bezdennym" 艣wi艅stwem! -Natychmiast wyprowadzi膰 tego n臋dznego
szubrawca Schmidta! Powinno si臋 go rozstrzela膰!

Wyrok, kt贸ry mia艂 zapa艣膰 bezpo艣rednio po tym, by艂 nieunikniony. Musia艂 poda膰 go do wiadomo艣ci feldmarsza艂ek Hermann G枚ring, osobi艣cie. Zjadliwym g艂osem obwie艣ci艂 decyzj臋 s膮du:

- Uniewinnienie z powodu braku dowod贸w winy.

279


Po czym G枚ring, chc膮c che艂pliwie zamanifestowa膰 swoje kole偶e艅­skie uczucia, na zako艅czenie tego nieudanego przedstawienia pozwoli艂 sobie na nast臋puj膮c膮 uwag臋:

- Sztandar armii, a tym samym honor jego dow贸dcy s膮 teraz czyste!

W takim w艂a艣nie duchu utrzymane by艂o r贸wnie偶 pismo f眉hrera i kanclerza Rzeszy skierowane do von Fritscha. W pi艣mie tym, b臋d膮cym okazowym przyk艂adem najwi臋kszego zak艂amania, czytamy:

„Panie Generale!

Znany jest Panu wyrok, kt贸ry potwierdzi艂 Pa艅sk膮 ca艂kowit膮 nie­winno艣膰. Przyj膮艂em go z sercem przepe艂nionym wdzi臋czno艣ci膮. Bo tak jak Panu musia艂 przera偶aj膮co ci膮偶y膰 ten straszny zarzut, tak samo i dla mnie bolesna by艂a nie do zniesienia my艣l o nim"

I w dalszej cz臋艣ci listu:

„Podam dowiadomo艣ci ca艂emu narodowi."

Co jednak nigdy nie nast膮pi艂o i w co nieliczni prawdziwi znawcy tego spektaklu nigdy nie wierzyli. Pewne by艂o natomiast: Hitler osi膮gn膮艂 po raz kt贸ry艣 z rz臋du jeden ze swoich najwi臋kszych cel贸w. Wszelkie dalsze mo偶liwo艣ci nadu偶ywania w艂adzy nasuwa艂y si臋 kusz膮co same. I bez najmniejszych hamulc贸w dalej korzystano z okazji.


Relacja ko艅cowa

Koniec afery genera艂贸w

Otto Schmidt natychmiast po tych zdarzeniach zosta艂 przetranspor­
towany do obozu koncentracyjnego. 呕y艂 tam jeszcze do lipca 1942
roku. W nadziei, 偶e na pewno prze偶yje, poniewa偶 kilkakrotnie obiecy­
wano mu to, po艣wiadczaj膮c s艂owem honoru funkcjonariusza gestapo.
Potem jednak Himmler zwr贸ci艂 si臋 do Hitlera z pro艣b膮 o zgod臋 na
likwidacj臋 rozmaitych, ocenionych na podstawie opinii lekarzy „element贸w schizofrenicznych i aspo艂ecznych".

- Zgody udzielono. Otto Schmidta zlikwidowano.

Ma艂偶e艅stwo bezpo艣redniego nast臋pcy genera艂a von Fritscha, czyli genera艂a von Brauchitscha, po szybkim wyp艂aceniu uzgodnionego wielkodusznie dosy膰 znacznego odszkodowania dla jego 偶ony, zosta艂o rozwi膮zane czwartego sierpnia 1938 roku. „Za pieni膮dze - skomen­towa艂 Meller - mo偶na nawet, jak mawia艂a moja babka, zmusi膰 diab艂a do ta艅ca!"

艢lub genera艂a von Brauchitscha z jego d艂ugoletni膮 towarzyszk膮 偶ycia Charlotte .Schmidt-Ruffer odby艂 si臋 23 wrze艣nia tego偶 roku. Obecni byli Hitler i G枚ring. Ostatecznie mieli ju偶 wpraw臋 w uczest­niczeniu w tego rodzaju ceremoniach. Tak偶e i ta przebiega艂a w duchu r贸wnie podnios艂ym, co nroczystvm. Odpowiednio do pozycji uczest­nicz膮cych w niej os贸b.

Finansow膮 stron膮 tego wydarzenia - wypadek nierzadki - Hitler

281


mia艂 bowiem zwyczaj kupowa膰 sobie nie tylko r贸偶nych genera艂贸w -zajmowa艂 si臋 kompetentny kierownik biura Rzeszy Bouhler, zawsze dyskretnie pozostaj膮cy w tle. Nie istnia艂a sprawa, kt贸rej nie uda艂oby mu si臋 doprowadzi膰 do nale偶ytego porz膮dku. Jego dewiza bowiem brzmia艂a: liczy si臋 tylko ten lub to, co da si臋 kupi膰. I to dotyczy wszystkiego i wszystkich!

Feldmarsza艂ek von Blomberg pozostawa艂 nadal w znacznej izo­
lacji. Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e przedwcze艣nie zmar艂. Nawet
po wybuchu II wojny 艣wiatowej bezwzgl臋dnie wywo艂anej przez Hitlera i zuchwale przez niego zaplanowanej du偶o wcze艣niej, co mu
w艂a艣nie u艂atwi艂y te afery genera艂贸w - nawet wtedy nie brano Blomber-
ga w og贸le pod uwag臋.

Feldmarsza艂ek mia艂 nadziej臋, 偶e w tego rodzaju powa偶nym przy­padku zostanie mu powierzone dow贸dztwo odpowiednio du偶ej jed­nostki. To bowiem Hitler obieca艂 mu wr臋cz uroczy艣cie. Gdy jednak sprawy zasz艂y do艣膰 daleko, f眉hrer stwierdzi艂 jedynie: „Je艣li pozwol臋 na co艣 takiego Blombergowi, wtedy musia艂bym si臋 te偶 zgodzi膰 na von Fritscha. A z jakiej racji? Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e ci dwaj zostali odsuni臋ci, czy艂i tak naprawd臋 przestali si臋 liczy膰.

I tak 贸w pierwszy wielkoniemiecki feldmarsza艂ek przez wiele lat wegetowa艂 w niema艂ym osamotnieniu. Jakby na marginesie wszelkich wydarze艅. Ale razem ze swoj膮 偶on膮 Ev膮. By艂 jej oddany ca艂ym sercem.Albo pos艂uszny jak rozpowszechniano w zainteresowanych kr臋gach. Oszczerstwa pod ich adresem chyba nigdy nie mia艂y si臋 sko艅czy膰.

Kiedy po 1945 roku Werner von Blomberg znalaz艂 si臋 w brytyj­skim obozie jenieckim, przez prawie wszystkich przebywaj膮cych tam koleg贸w by艂 traktowany jak powietrze. Odnosili si臋 do niego ze wstr臋tem. I to wtedy, kiedy le偶a艂 w艣r贸d nich umieraj膮cy.

Kr贸tko przed 艣mierci膮, zamy艣liwszy si臋 nad sob膮, nad 艣wiatem, wyzna艂 z pob艂a偶liwym u艣miechem: „Ale ostatecznie przez siedem lat' by艂em nieopisanie szcz臋艣liwy. Z Ev膮, moj膮 偶on膮 - dzi臋ki niej! Czego mo偶na chcie膰 wi臋cej?"

Werner von Fritsch jeszcze przed wybuchem wojny, kt贸r膮 wkr贸t­ce miano nazwa膰 drug膮 艣wiatow膮, zosta艂 mianowany „honorowym pu艂kownikiem" 12 pu艂ku artylerii. Przej膮艂 go 12 sierpnia 1938 ro-

282


ku. Odby艂o si臋 to podczas uroczystej ceremonii w ramach manewr贸w w p贸艂nocnych Niemczech, w obecno艣ci jego nast臋pcy, genera艂a von Brauchitscha.

Tak偶e tym razem Hitler skierowa艂 do niego w nadzwyczaj serdecznym tonie utrzymane pismo, kt贸rego ukoronowaniem by艂o sformu艂o­wanie: „... w pe艂nym wdzi臋czno艣ci uznaniu pa艅skich zas艂ug dla od­budowy niemieckich si艂 zbrojnych."

Na zorganizowanym z tej okazji bankiecie obecnych by艂o, jak si臋 utrzymuje, oko艂o, pi臋ciuset oficer贸w. Wiadomo tak偶e, 偶e von Fritsch wyg艂osi艂 przem贸wienie do swoich koleg贸w. Nie zawiera艂o ono jednak ani s艂owa skargi, nawet najmniejszego obwinienia znalaz艂o si臋 w nim natomiast, jak nale偶a艂o si臋 spodziewa膰, szczere wyznanie:

„呕o艂nierz powinien pozosta膰 tylko 偶o艂nierzem! Czyli zawsze musi by膰 got贸w s艂u偶y膰! Bez jakichkolwiek zastrze偶e艅, z absolutn膮 bez­wzgl臋dno艣ci膮. Nie zwa偶aj膮c na to, co mo偶e mu si臋 przytrafi膰!"

Werner von Fritsch, z pe艂nym oddaniem, jak potwierdzaj膮 to zgodnie r贸偶ne 藕r贸d艂a, troszczy艂 si臋 odt膮d o sw贸j pu艂k. Nosi艂 jego mundur, czuwa艂 nad wyszkoleniem, przeprowadza艂 膰wiczenia bojowe. Podobno sp臋dzi艂 tam pi臋kne chwile, ostatnie w swoim 偶yciu, w har­monijnej wsp贸艂pracy z kolegami.

Kiedy wybuch艂a wojna, von Fritsch towarzyszy艂 swojemu pu艂kowi w wyprawie na Polsk臋. „Cho膰by jako cel dla wroga!" - powiedzia艂 podobno do jednego ze swoich nielicznych przyjaci贸艂. Zgin膮艂 pod Warszaw膮 22 wrze艣nia 1939 roku. Kula roztrzaska艂a mu czaszk臋.

Cz臋sto powtarzane potem przypuszczenie, 偶e genera艂 z premedyta­cj膮 szuka艂 艣mierci, nie wydaje si臋 uzasadnione; w ka偶dym razie nie w odniesieniu do jego obecno艣ci na pierwszej linii frontu, gdzie trafi­艂a go kula.

Von Fritsch bowiem rozkaza艂 swojemu adiutantowi, aby mu to­warzyszy艂. A jego z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie nara偶a艂by na 艣mier膰. Trudno by艂oby si臋 tego spodziewa膰 po cz艂owieku tak bezinteresownie szlachet­nym, jakim by艂 genera艂.

Tego dnia skrajnie rzeczowy, cz臋sto uwa偶any za osch艂ego genera! Jodl, zdaj膮c codzienny raport w g艂贸wnej kwaterze Hitlera, doda艂: „Dzisiaj poleg艂 jeden z najlepszych 偶o艂nierzy, jakiego kiedykolwiek mia艂y nasze Niemcy!" Powiedzia艂 to nie ulegaj膮cym w膮tpliwo艣ci.

283


oskar偶ycielskim tonem prosto w twarz patrz膮cego na niego ze zdziwie­niem f眉hrera.

Ten bezzw艂ocznie zarz膮dzi艂 pogrzeb na koszt pa艅stwa, najgodniej­szy z godnych! 呕a艂owa艂 g艂臋boko, 偶e nie b臋dzie m贸g艂 uczestniczy膰 w nim osobi艣cie. Czuwanie nad tym aktem wagi pa艅stwowej powierzy艂 swojemu G枚ringowi, kt贸ry sprosta艂 zadaniu, robi膮c przy tym wiele fa艂szywego szumu.

Oto w艂a艣nie nadesz艂y czasy - po raz kolejny w historii 艣wiata - kiedy z bezwstydn膮 oczywisto艣ci膮 kaci odgrywali rol臋 cierpi膮cych, duchownych zamieniono w oszust贸w dusz, 偶o艂nierze zachowywali si臋 jak handlarze, a genera艂owie wygl膮dali jak zapa艣nicy.

Wszystko by艂o „bardzo ludzkie".

Wcale nie tak ma艂o ludzi w tamtych czasach - w艣r贸d nich nawet ci, kt贸rzy mieli pewn膮 orientacj臋 - s膮dzi艂o, 偶e nie pozostaje im nic innego jak tylko pogodzi膰 si臋 z t膮 sytuacj膮 w nadziei na rych艂膮 zmian臋. Inni usi艂owali, niczym 艣cigane zaj膮ce, umiej臋tnie kluczy膰, jeszcze inni Wik艂ali si臋 w podst臋pn膮 konspiracj臋; przygotowani na t臋, 偶e ich 偶ycie zamieni si臋 teraz w nie ko艅cz膮c膮 si臋 seri臋 intryg Prawie wszyscy. Ale jeden nie.

By艂 nim Huber. Jego takie post臋powanie przepe艂nia艂o wstr臋tem Akurat jego, kt贸ry w swoim zawodzie zefisn膮艂 si臋 z wszelkimi mo偶liwymi potworno艣ciami ludzkiej natury, z ca艂ym wachlarzem obycza­jowych i moralnych wynaturze艅.

Ale w艂a艣nie on, jakby na zako艅czenie, powiedzia艂 do swojego przyjaciela Mellera: - Choroby niszcz膮! Chorzy ludzie s膮 jak wynatu­rzone zwierz臋ta. Ale zas艂uguj膮 chyba na nasze wsp贸艂czucie; trzeba ich jednak izolowa膰 i pr贸bowa膰 leczy膰. A co robi膰 wtedy, gdy tego rodzaju zepsute i destrukcyjne elementy sprawuj膮c w艂adz臋 i kieruj膮c polityk膮 otrzymuj膮 mo偶liwo艣膰 dysponowania swoimi bli藕nimi? Czy mo偶na, czy wolno nadal przygl膮da膰 si臋 temu bezczynnie?

Meller usi艂owa艂 uspokoi膰 Hubera, co wcale nie by艂o 艂atwe U偶y艂 argumentu, 偶e na tym 艣wiecie, kt贸ry bezustannie si臋 zmienia, niczego nie mo偶na uwa偶a膰 za wieczne. Tym samym proklamowanie przez Hitlera „Tysi膮cletniej Rzeszy" jest absolutn膮 bzdur膮! Niczym innym, jak tylko dowodem na to, 偶e ten cz艂owiek nie potrafi my艣le膰 historycznie

284


- Ale wam si臋 wydaje, 偶e wy potraficie - stwierdzi艂 Huber. - Po
przej臋ciu w艂adzy przez tego faceta dawali艣cie mu co najwy偶ej rok.
Potem w najlepszym razie trzy. A zrobi艂o si臋 ju偶 z tego sze艣膰. I nie
wida膰 ko艅ca. Dzi艣 jest ju偶 za d艂ugo o ka偶dy dzie艅!

Ten bardzo mu drogi przyjaciel Huber znajdowa艂 si臋 w wielkim niebezpiecze艅stwie, Meller zdawa艂 sobie z tego spraw臋. Huber bowiem nie zamierza艂 - jak to nale偶a艂o czyni膰 z duchem czasu - dzia艂a膰 w ukryciu. Nie chcia艂 by膰 偶adnym bojownikiem podziemia, pragn膮艂 raczej wymusi膰 sprawiedliwo艣膰, na oczach wszystkich.

Meller usi艂owa艂 go uchroni膰 przed tego rodzaju samob贸jczym,
samowolnym dzia艂aniem. W tym celu wezwa艂 do siebie Meisingera,
u偶ywaj膮c kusz膮cych s艂贸w: „To mo偶e si臋 op艂aci膰".

Meisinger zjawi艂 si臋 natychmiast. Wygl膮da艂 na zaci臋tego, jak z艂y pies. Warcz膮c wyrzuci艂 z siebie:

- Pewnie pr贸buje si臋 pan zabezpieczy膰, co? Dosta艂 pan sraczki ze strachu, tak? No bo je艣li to wszystko prawda, Meller, czego si臋 domy艣lam a co w艂a艣ciwie mog臋 udowodni膰, to jest pan u Heydricha, tego niby, przyjaciela z m艂odo艣ci, za艂atwiony. Kompletnie. I pa艅ski specjalny donosiciel tak偶e.

Meisinger, r贸wnie偶 i w tej chwili pragmatyk, szybko zrozumia艂
znaczenie tego dokumnetu. - Nie zamierz pan chyba pokaza膰 tego
Heydrichowi?

- By艂by pan wtedy za艂atwiony, Meisinger, bo do tego nie ma najmniejszej w膮tpliwo艣ci! M贸g艂bym to zrobi膰, oczywi艣cie. Ale nie chc臋, niekoniecznie. Stawiam jeden warunek.

- Ma pan na my艣li tego swojego Hubera? - wyczu艂 Meisinger

285


z intuicj膮 godn膮 uwagi. - No dobrze, zgoda! P贸ki ja b臋d臋 bezpieczny, jemu te偶 nic nie grozi.

Tak oto Huber, znowu w obr臋bie gestapo, m贸g艂 skutecznie pracowa膰 dalej, co prawda od tej pory nieufnie kontrolowany przez radc臋 kryminalnego Meisingera, kt贸ry nie spuszcza艂 Hubera z oka, czyli nie dopuszcza艂 go do 偶adnej grubej ryby.

Jednak偶e bezpo艣rednio po zamachu w Pradze w 1942 roku, kt贸re­go ofiar膮 sta艂 si臋 Heydrich, mianowany wcze艣niej na pot臋偶nego prze艣ladowc臋 w Czechach, Meisinger rozpocz膮艂 karier臋 w wy偶szych kr臋gach SS. W艂膮czono go nawet do korpusu dyplomatycznego . Od­kry艂 tam jako na przyk艂ad attache policji ambasady w Tokio, obiecu­j膮ce pole dzia艂ania.

Dzi臋ki temu dla Hubera, pozbawionego teraz wiernego anio艂a str贸偶a, powsta艂y zupe艂nie nowe mo偶liwo艣ci. Uwolniony od niego zdo艂a艂 zdemaskowa膰 jakiego艣 gauleitera jako notorycznego gwa艂ciciela. Wkr贸tce potem zlikwidowa艂 jakie艣 „towarzystwo wzajemnej ado­racji" z siedzib膮 na Masurenallee w Berlinie, do kt贸rego nale偶eli dyplomaci i wy偶si dostojnicy partyjni. Wreszcie podj膮艂 si臋 wyrwania ze szpon贸w koleg贸w z gestapo wszystkich niepe艂noletnich, kt贸rzy byli zmuszani do seksualnych orgii.

Nast臋pca Heydricha, cz艂owiek o nazwisku Kaltenbrunner, wypo­wiedzia艂 to przez wielu z ut臋sknieniem wyczekiwane s艂owo wiosn膮 1943 roku skierowano Hubera do obozu koncentracyjnego, kt贸ry nazywa艂 si臋 Flossenburg. Prze偶y艂 tam jeszcze kilkana艣cie miesi臋cy.

Par臋 dni przed zako艅czeniem wojny jaki艣 oprawca wywl贸k艂 go nagiego na plac. Obok esesmani popychali przed sob膮 m臋偶czyzn臋, kt贸rego Huber nigdy jeszcze nie widzia艂, kt贸rego jednak nazwisko i funkcje by艂y mu dobrze znane.

Dla niego bowiem, w decyduj膮cych momentach afery Blomberg-Fritsch, pracowa艂 na polecenie Ostera czy Mellera. M臋偶czyz­n膮 tym, kt贸ry teraz sta艂 nago obok tak samo trz臋s膮c si臋 z zimna t臋go ch艂odnego ranka, by艂 niejaki admira艂 Canaris.

Rozstrzelano ich razenu

2S6


Radca rz膮dowy doktor Erich Meller po zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 roku zosta艂 aresztowany przez gestapo, poddany przes艂uchaniom i torturom. Do niczego si臋 nie przyzna艂, nie poda艂 偶adnego nazwiska -opr贸cz jednego: G枚ring. Powiedzia艂 gestapowcom: ;,Spytajcie jego, co on o tym s膮dzi!"

I rzeczywi艣cie to uczynili. Na co 贸wczesny marsza艂ek Rzeszy, oburzony, w obecno艣ci licznych 艣wiadk贸w wrzasn膮艂: - Jak 艣miecie, n臋dznicy, bez pytania mnie o zgod臋 wyci膮ga膰 swoje brudne 艂apy po jednego z moich najlepszych wsp贸艂pracownik贸w! Po przyjaciela Heydrichal Nie pozwalam na to!

Meller: „Ta wypowied藕 G枚ringa uratowa艂a mi 偶ycie. A jednocze艣­nie stanowi艂a dla mnie ogromn膮 satysfakcj臋. Dowodzi艂a bowiem, co napawa艂o mnie dum膮, 偶e na sw贸j spos贸b by艂em mistrzem intrygi. Nawet 贸w marsza艂ek Rzeszy, s艂ynny aktor pa艅stwowy du偶ej klasy, uzna艂 moje wyst臋py za prawdziwe."

Meller nie przewidywa艂 jednak, 偶e przysporzy mu to wiele k艂opo­t贸w w przysz艂o艣ci, w czasach ju偶 powojennych. Gorszyli si臋 nim, w贸wczas jeszcze dzia艂aj膮cy jednomy艣lnie, tropiciele przesz艂o艣ci na­zistowskiej ze Wschodu i Zachodu. Ich komentarze brzmia艂y: Po­dejrzana posta膰 - trudno go przejrze膰 - czyli nie taka ca艂kiem czysta.

Po zapoznaniu si臋 z tymi uwagami Meller o艣wiadczy艂 z du偶膮 swobod膮:

- Powiada si臋, 偶e b艂膮dzi膰 jest rzecz膮 ludzk膮. Nie nale偶y jednak czyni膰 ludzkiego 偶ycia nazbyt ludzkim w tym w艂a艣nie sensie. Zawsze wzbudzaj膮 we mnie niepok贸j usi艂owania tych, kt贸rzy chc膮 istnie膰 na tym 艣wiecie, zmierzaj膮c do upraszczania niemal wszystkiego na u偶ytek codzienno艣ci. Jest tylko: bia艂e albo czarne, dobro albo z艂o, prawo albo lewo. Nic po艣redniego! Czy mamy si臋 z tym pogodzi膰?

Nigdy!

Tu偶 przed 艣mierci膮 Adolf Hitler powiedzia艂 do swego kierowcy, kt贸­ry potem pomaga艂 przy podpaleniu jego zw艂ok benzyn膮: „Na moim nagrobku ma by膰 napis:

Tu spoczywa ofiara w艂asnych genera艂贸w"

287


Pani Eva von Blomberg prze偶y艂a wszystko. W czasie kiedy powstawa­艂a ta ksi膮偶ka, przebywa艂a w Berlinie, 艣wiadomie odizolowana od 艣wiata, ale niezupe艂nie samotna. Przypuszczalnie zauwa偶y艂a ju偶, 偶e jej „zniekszta艂cony obraz w historii" poddawany jest pilnie niezb臋d­nej korekcie.

W tym czasie historycy stwierdzili, 偶e okre艣lenie „kurwa", u偶ywa­ne przez Hitlera, by艂o bezpodstawne. Chodzi艂o bowiem o jeden z najpodlejszych, najbardziej oszczerczych i fa艂szuj膮cych prawd臋 manewr贸w okresu nazistowskiego. A mimo wszystko to, co stanowi艂o produkt tamtych czas贸w, po 1945 roku rozpowszechniano dalej, pos艂uguj膮c si臋 aluzjami, robi膮c perskie oko. Ju偶 najwy偶szy czas po艂o偶y膰 temu kres. Je艣li pani Eva von Blomberg, z domu Gruhn, ponosi艂a jak膮艣 win臋, to tylko t臋, 偶e odczuwa艂a ludzk膮 t臋sknot臋 za szcz臋艣ciem i mi艂o艣ci膮 w czasie, kt贸ry bestialstwo uczyni艂 swym pro­gramem. I kocha艂a normalnego m臋偶czyzn臋, kt贸ry tym bestiom sta艂 na drodze. Aby p贸藕niej zamieni膰 si臋 w ich ofiar臋, wraz ze swoj膮 偶on膮.

Jej, w艂a艣nie jej nale偶y si臋 ta pr贸ba udzielenia niewczesnej rekompensaty za doznane krzywdy. By艂o to najwa偶niejszym zadaniem tej ksi膮zki.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kirst Hans Hellmut Noc genera艂贸w
Kirst Hans Hellmut Awanturnicza rewolta bombardiera Ascha
Kirst Hans Hellmut Bunt 偶o艂nierzy
Kirst Hans Hellmut Wilki
Kirst Hans Hellmut Morderstwo manipulowane
Kirst Hans Hellmut Morderstwo manipulowane
Kirst Hans Hellmut Kamraci
Kirst Hans Hellmut Rok 1945 koniec 01 Chaos upadku
Kirst Hans Hellmut  t 3
Kirst Hans Hellmut ?bryka oficerow(z txt)
Kirst Hans Hellmut Prawo?usta
Kirst Hans Hellmut Kultura 5 i czerwony poranek
Kirst Hans Hellmut Opowie艣膰 o przyjacielu
Kirst Hans Hellmut  t 2
Kirst Hans Hellmut Noc d艂ugich no偶y
Kirst Hans Hellmut Powojenni zwyci臋zcy
Kirst Hans Hellmut Pan B贸g 艣pi na Mazurach
Kirst Hans Hellmunt B艂yskawiczne dziewczyny

wi臋cej podobnych podstron