ROZDZIAŁ 11
Świętowanie Objawienia (c.d.)
Po posiłku Dawid i Liza posprzątali szybko stół. W międzyczasie Megan, Alan i Laura wymknęli się z pokoju. Dawid zaprosił wszystkich do salonu, z którego zrobiono salę teatralną z dwoma krzesłami z przodu ustawionymi w kierunku publiczności. Dwa punktowe światła oświetlały je z przeciwnych rogów pokoju. Kiedy wszyscy usiedli, Dawid wystąpił do przodu.
- Biblia jest księgą żywą, wprowadzającą nas w bezpośrednią relację z żywym Bogiem - rozpoczął. - To sposób, w jaki Bóg mówi nam nie tylko, jak bardzo nas kocha i chce byśmy Go znali, ale pragnie też, abyśmy stawali się jak On. Zatem Biblia jest jakby listem miłosnym z serca Boga.
- Mając to na uwadze - kończył, cofając się z dużym, zamaszystym gestem w kierunku pustych krzeseł - mam zaszczyt przedstawić „Przypadek nieprzeczytanych listów miłosnych”.
Grupa młodzieżowa i ich rodzice zaczęli bić brawo, kiedy Megan i John szybko zasiedli na oświetlonych krzesłach i spojrzeli na grupę. John wysunął przed siebie ręce tak, jakby prowadził samochód. Megan trzymała tekst roli na swoich kolanach, więc oboje mogli go widzieć. Na znak dany przez Dawida światła w pokoju zostały wygaszone, pozostawiając Megan i Johna doskonale widocznych w świetle reflektorów.
- Cieszę się, że znowu wychodzimy razem, Mary Lou - zaczął John. - Bardzo cię lubię.
- Dziękuję, Bobby Lee - odpowiedziała Megan, powodując chichot wśród publiczności. - Ja też cię lubię.
- Tak, naprawdę lubię z tobą wychodzić - ciągnął John - z powodu tych wspaniałych restauracji, do których chodzimy z kartą kredytową twojego taty. To bardzo miłe z jego strony, że pozwala ci jej używać.
- Tak, wiem, Bobby Lee - odpowiedziała poważnie.
- I podoba mi się ten tłum wokół nas. To znaczy, jesteś taka popularna w szkole, że kiedy jestem z tobą, wszystkie chłopaki mi zazdroszczą.
- Tak, wiem, Bobby Lee - powiedziała Megan płaskim głosem.
- I cudownie - kontynuował niezrażony John - że jesteś taka ładna, bo kto chciałby umawiać się z jakąś idiotycznie wyglądającą dziewczyną? No wiesz, chłopaki naśmiewaliby się ze mnie.
- Tak, wiem, Bobby Lee.
- I fajnie, że… - zaczął John, lecz Megan mu przerwała:
- Tak, wiem, Bobby Lee, że bardzo ci się podoba samochód mojego taty.
- No właśnie, skąd wiedziałaś, że chcę to powiedzieć, Mary Lou?
- Bobby Lee? - zapytała Megan po chwili milczenia.
- Tak, Mary Lou?
- Nie wspomniałeś nic o wszystkich tych listach i notkach, które pisałam do ciebie. Lubisz dostawać ode mnie listy?
- No jasne, że tak, Mary Lou! Tak ładnie pachną!
- No więc - powiedziała Megan, - czy możemy porozmawiać o niektórych z nich? Wiesz, napisałam do ciebie siedemdziesiąt dwa listy. - Kilka osób na sali zaśmiało się, zaś Megan kontynuowała - A ty, Bobby Lee, nigdy nie powiedziałeś ani słowa o żadnym z nich.
- No, chciałbym porozmawiać o nich, Mary Lou, na pewno…, ale… ale… no widzisz, to jest… -plątał się. - Tak naprawdę to jeszcze ich nie przeczytałem.
- Słucham?! - zapytała Megan obracając się na krześle i zwracając się w stronę Johna. - Nie przeczytałeś ich?
- Musisz zrozumieć, Mary Lou - powiedział drapiąc się po szyi. - Dużo czasu schodzi mi na odrabianie pracy domowej i na treningi, i na gry komputerowe, i na e-maile do przyjaciół, i…
- Ależ, Bobby Lee, ja wylałam swoje serce do ciebie w tych listach. Opowiedziałam ci w nich o różnych osobistych rzeczach, o których chciałam, żebyś wiedział. Naspisałam ci o wszystkich moich ulubionych rzeczach i o tym, czego nie lubię i… i o moich obawach i marzeniach. - Przerwała, a jej głos zamarł. - Więc gdzie są moje listy?
- Och, nie musisz się martwić, Mary Lou - próbował ją uspokoić John. - Zachowałem je wszystkie, naprawdę. Trzymam je w szczególnym miejscu, nie martw się o to.
Nastąpiła długa cisza aż John znowu przemówił:
- Mary Lou… ja i tak naprawdę cię kocham - powiedział delikatnie.
- Ale, Bobby Lee - odpowiedziała, patrząc na niego z goryczą - ty… ty nawet mnie nie znasz. - Odwróciła głowę i spojrzała wprost przed siebie, a po chwili spuściła wzrok.
Wyłączyły się światła punktowe, a pokój pogrążył się w ciemności. Grupa przez chwilę się wahała, ale w końcu zaczęła niepewnie bić brawo, aż w końcu jedno światło zapaliło się, oświetlając tylko Megan, która siedziała sama w strumieniu światła. Spojrzała na tekst w swojej dłoni, podniosła wzrok i spojrzała ponad grupą, która siedziała przed nią.
- Ja jestem Alfa i Omega - zaintonowała - początek i koniec, który jest, który był i który przychodzi, Wszechmogący.
Grupa siedziała w milczeniu, słuchając uważnie. Megan przerwała i spojrzała na tekst.
- Ja jestem Bogiem, który nie zna granic. Moja moc, wiedza i wielkość są dla ciebie nie do pojęcia. Moja miłość, świętość i piękno są tak ogromne, że gdybyś zobaczył Mnie w całej mojej chwale, nie zdołałbyś mnie ogarnąć - bo jako śmiertelnik nie mógłbyś zobaczyć mnie i żyć. A jednak… stworzyłem cię, byś Mnie poznał, bo pragnę bliskości z tobą.
Nastolatka poprawiała się na krześle i przełożyła kartkę z jednej ręki do drugiej. Wzięła głęboki oddech i ciągnęła dalej:
- Jednak więź nie jest pełna, jeśli miłość nie jest odwzajemniona. Chcę żebyś wiedział, że cię kocham i pragnę, żebyś ty kochał Mnie…
- Wiem o tobie wszystko. Znam twój ulubiony kolor, ulubione jedzenie, wiem, jakiej muzyki słuchasz, jakie są twoje marzenia i jakiej przyszłości pragniesz. Znam twoje walki i słabości. Smucę się, kiedy dokonujesz złych wyborów. Znam ciebie lepiej niż ty sam i… kocham cię.
- Chcę ci zadać pytanie, nie jakbym nie znał odpowiedzi, ale ze względu na ciebie - Zatrzymała się. Cisza w pokoju była wręcz namacalna. - Czy kochasz mnie? Tak naprawdę? Nie śpiesz się z odpowiedzią; upewnij się, zanim przemówisz. A zanim to zrobisz, pozwól, że zdradzę ci sekret, co zrobić, by naprawdę mnie kochać - musisz Mnie poznać. Bo kochać Mnie to znać Mnie!
- Poznaj moją litość i wierność, a pokochasz Mnie. Poznaj moje dobro i moją świętość, a pokochasz Mnie. Poznaj moją sprawiedliwość złagodzoną cierpliwością, a pokochasz Mnie. Dowiedz się, co kocham i czego nienawidzę, a pokochasz Mnie. Dowiedz się, co Mnie zasmuca i co raduje, a pokochasz Mnie.
- To jest sposób na życie wieczne: znać Mnie, jedynego, prawdziwego Boga. Im bardziej Mnie poznasz, tym bardziej będziesz się stawał jak Ja. Im bardziej Mnie poznasz, tym bardziej będziesz Mnie chwalił, dziękował Mi i wysławiał Moje imię. Bo im bardziej Mnie znasz, tym bardziej możesz Mnie chwalić… i tym bardziej Ja będę znał twoją miłość.
- Poznać Mnie możesz przez spisane objawienie Mnie samego - Słowo Boże, zbiór Moich listów miłosnych do ciebie. Przeczytaj Moje słowa, zachowaj je w sercu i poznaj Mnie takiego, jakim jestem: jedynego, prawdziwego Boga, twojego Zbawiciela i przyjaciela.
Megan przerwała. Wszyscy - nie wyłączając Megan - byli świadomi, że coś ważnego właśnie się wydarzyło. Opuściła wzrok i ściszyła głos.
- Och, Boże - powiedziała spontanicznie - jesteś wspaniały, ale tak mało wiem o twojej wielkości. Wiem, że jesteś litościwy i wierny, święty i sprawiedliwy, ale tak naprawdę mało Cię znam.
Podniosła głowę i spojrzała w sufit; a ci, którzy siedzieli najbliżej, widzieli, że jej oczy napełniły się łzami.
- Chcę Ci podziękować - mówiła dalej, a obecni w pokoju zdawali sobie sprawę, że już nie recytuje swojej roli - za twoje święte Słowo i za to, że właśnie w tej chwili dajesz mi pragnienie, by Cię znać i głód, by czytać Twoje listy miłosne do mnie.
Przerwała, jakby chciała pozwolić słowom dotrzeć do świadomości.
- Pomóż mi. Pomóż mi widzieć Ciebie i poznawać na każdej stronie…, bym była taka jak Ty. O, Boże, pozwól mi wielbić cię moim życiem, proszę. Proszę - powtórzyła głosem pełnym głębokiego pragnienia. - Boże, wyczuwam, że uśmiechasz się teraz do mnie. Dziękuję. Dziękuję za to, że mnie kochasz. Ja też cię kocham. Amen.
Zupełna cisza panowała w pokoju. Wszyscy byli świadomi Bożej obecności. Przez kilka chwil nikt się nie poruszał. Jedyny dźwięk słyszalny w pokoju, to cichy płacz matki Alana. Liza podeszła do Megan i objęła ją. Cicho ze sobą rozmawiały.
Płacz pani Frankiln stał się głośniejszy. Zakryła usta, próbując powstrzymać emocje. Próbowała się uspokoić.
- Przepraszam - wykrztusiła w końcu. Wahała się przez chwilę, potem pośpiesznie wstała i wyszła z pokoju. Jej mąż, Tad, wstał, by pójść za nią, ale przedtem zwrócił się do grupy:
- Przepraszam - powiedział. - To… to było trudne dla Allison. Ona… ona łatwo podchwytuje emocje innych... - Przerwał. - A jeszcze do tego dzisiejsza wiadomość… no cóż… - Zamiast skończyć zdanie, odwrócił się i wyszedł z pokoju za swoją żoną.
Grupa ucichła. Alan opadł w swoim krześle, zażenowany całą sytuacją. Zrobił się czerwony, kiedy uświadomił sobie, że wszyscy skierowali wzrok na niego.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłam niczego złego - powiedziała niepewnie Megan. - Było w tym za dużo uczuć, czy jak?
Dawid wstał, by ją uspokoić, ale Alan go wyręczył.
- Nie, to nie twoja wina, Megan - powiedział. - Tylko mieliśmy ostatnio trudny okres, szczególnie moja mama. Nawet zrezygnowaliśmy z przyjścia tu dzisiaj. Ale mój tata myślał, że może powinniśmy czymś się zająć, więc w końcu przyszliśmy…
Przerwał, a wszyscy czekali. Wydawało się, że powietrze zostało wyssane z pokoju przez reakcję Alana i jego rodziców na wieczorny spektakl. W końcu Liza powiedziała:
- Co się dzieje, Alan?
- Miałem wam to powiedzieć później, wspominałem Dawidowi - westchnął głęboko.
Dawid skinął głową i wszyscy skupili uwagę na Alanie.
- No cóż, w sumie chyba mogę powiedzieć to teraz. Wiecie wszyscy, że Angie zmarła na… na anemię Fanconiego. No, a dziś przyszły wyniki moich badań, jakieś tam szczegółowe testy krwi. I… i ja mam to samo… i to jest nieuleczalne.
Dawid dał krok w przód w kierunku Alana i zaczął coś mówić. Jednak Alan powstrzymał go gestem.
- To chyba nie jest najlepszy moment, żeby o tym mówić - powiedział, rozglądając się nerwowo po pokoju - Przepraszam, że zakłóciliśmy trochę ten dzisiejszy wieczór. Chyba… nie powinniśmy byli przychodzić.
Ruszył niepewnie w kierunku drzwi, tak jakby każdy krok wymagał ogromnego wysiłku. Przez kilka chwil po wyjściu Alana w pokoju panowała cisza, aż w końcu Dawid zaproponował modlitwę za rodzinę Franklinów, a szczególnie za chłopca.
Po modlitwie Megan podeszła do Dawida. - Ciągle czuję, jakbym zrobiła coś złego - powiedziała czekając na słowo otuchy.
- Nie - Dawid położył dłoń na jej ramieniu. - Nie zrobiłaś nic złego, Megan. Nikt z nas. Im jest po prostu teraz bardzo ciężko.
Później tego wieczoru, kiedy Dawid i Liza wrócili do domu i położyli do łóżka, mężczyzna nagle przechylił się i zapalił nocną lampkę.
- Co się stało? - spytała Liza.
- Nie mogę zasnąć - wyjaśnił. - Myślę cały czas o tym, co się wydarzyło.
- Nie zamartwiaj się tym, proszę - powiedziała. - Nie zrobiłeś nic złego.
- Wiem o tym. Nie martwię się tym, że zrobiliśmy coś źle. Chciałbym tylko jakoś pomóc Alanowi. Chciałbym coś powiedzieć albo coś zrobić, żeby pomóc mu stawić czoło tym trudnym dniom, które go czekają.
* * * * * *
Co można powiedzieć ludziom dotkniętym tragedią? To prawda, że mocne przekonania o Chrystusie i Jego Słowie prowadzą nas do wiary w Niego jako naszego Zbawiciela, Pocieszyciela i źródło mocy. Biblia pomaga nam cieszyć się bliżską relacją z naszym Bogiem Ojcem. Jednak jest coś więcej.
Musimy swoją wiarę mocno oprzeć na fundamencie zmartwychwstania i zrozumieć, co Jego zmartwychwstanie oznacza dla każdego z nas. Bez takiego przekonania bardzo łatwo jest stracić orientację, szczególnie kiedy pojawia się jakaś tragedia i życie wydaje się bezsensowne. Znaczenie zmartwychwstania Jezusa Chrystusa daje nam odpowiedź na trzecie zasadnicze pytanie: „Dokąd zmierzam?”. A to daje naszej tożsamości i życiowemu celowi jasną i właściwą perspektywę.
Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa i znaczenie tej prawdy dla nas uzupełnia obraz rzeczywistości. Pozwala nam widzieć życie z wszelkimi jego trudnościami z perspektywy Boga. Pogłębione przekonanie o zmartwychwstaniu Chrystusa może nas przygotować na wszystko, co przyniesie życie - dobre czy złe - i przyjąć to z wdzięcznością, odwagą i optymizmem. Tego potrzebują Franklinowie. Tego potrzebują nasze dzieci, szczególnie wobec wszystkich wyzwań współczesnego życia. Tego potrzebujemy my wszyscy.
Inne rozdziały:
Kryzys wiary | To, co młodzież uznaje za prawdę | Od wiary deklarowanej do wiary ugruntowanej | Prawda o Prawdzie | Przejście od "co" do "Kto" | Wcielenie a więzi | Bóg kocha cię ofiarnie | Złączyć to, co rozerwane | Podstawa prawdziwej akceptacji | Biblia uczy jak nawiązywać znaczące więzi i jest wiarygodna | Znaczenie Słowa Bożego w naszym życiu | Interpretacja Słowa Bożego | Biblia nie jest do prywatnej interpretacji | Świętowanie Objawienia | On żyje! | Pusty grób | Nasza misja | Ty możesz coś zmienić | Tracimy to, czego nie używamy |