Bajka o wężu Dionizym
Gdzieś w samym sercu dzikiej puszczy mieszkał wąż Dionizy. Był to bardzo spokojny i stateczny zaskroniec. Można by nawet rzec - miał duszę romantyka. Zachwycały go ptasie trele, wprawiały w zachwyt promienie wschodzącego słońca, upajały wonie leśnych kwiatów. Ale tak naprawdę Dionizy był niesamowicie nieszczęśliwy. Bardzo przeżywał brak przyjaciela i bezgraniczną samotność. Nie miał z kim dzielić swych wielkich radości i małych smuteczków. I cóż z tego, że miał wiele zalet i mógłby swym wielkim sercem ogarnąć pół świata? Już samo słowo „wąż” , czy widok pełzającego gada działał jak wyrocznia - wszyscy w popłochu rzucali się do ucieczki. Nawet te zwierzęta leśne, które znały go od lat i wiedziały, że Dionizy nie skrzywdziłby i muszki, wolały trzymać się od niego z daleka.
Tymczasem nasz biedny, samotny zaskroniec wciąż marzył o tym, że pewnego dnia spotka wreszcie kogoś, kto nie będzie miał nic przeciwko temu, że jest wężem.
Mógłby do mnie mówić: Dyziu...- myślał, uśmiechając się przy tym sam do siebie - Na pewno mielibyśmy sobie tyle do powiedzenia....
Ale znów mijał kolejny dzień, i następny, a ten wymarzony przyjaciel jakoś się nie zjawiał. Dionizy wciąż w samotności pełzał po lesie, zachwycając się jego pięknem.
Pewnego dnia do norki pod starą sosną sprowadziła się mysia rodzina. Kukułka, która wciąż gdzieś lata i przynosi nowe wiadomości, stwierdziła, że nowi mieszkańcy przenieśli się tu z leśniczówki, w której właśnie trwa generalny remont.
Ponoć te biedne myszki omal nie zginęły, kiedy ten okrutny człowiek z długimi wąsiskami odkrył ich mieszkanko pod schodami - powtarzała kukułka, siadając na gałęziach kolejnych drzew.
Zwierzęta leśne specjalnie nie zainteresowały się losami nowych lokatorów, więc obrażona kukułka poleciała dalej, w poszukiwaniu nowych, sensacyjnych wiadomości.
Dionizy lubił obserwować, ukryty w gęstwinie liści, jak pani mysz sprząta swoją nową posiadłość, a pan mysz stara się nagromadzić jak najwięcej zapasów w spiżarni. Ale najbardziej interesowała go mała myszka, która codziennie bawiła się koło drzwi norki. Widocznie rodzice nie pozwoli jej oddalać się od domu.
- Niczego bardziej bym nie pragnął, gdyby tylko to maleństwo mogło zostać moim przyjacielem - westchnął zaskroniec, wpatrując się w małą jak w obrazek. Wiedział jednak, że gdyby spróbował się do niej zbliżyć, mógłby ją śmiertelnie wystraszyć. Trzymał się więc w bezpiecznej odległości od mysiej nory.
Kiedy myszki urządziły już jako tako swój nowy domek postanowiły wybrać się na wycieczkę po lesie. Chciały obejrzeć okolicę, w której przyszło im zamieszkać, rozejrzeć się trochę, może nawet porozmawiać z nowymi sąsiadami. Chyba najbardziej ucieszyła się z tego spaceru mała myszka. Biegała radośnie pomiędzy krzaczkami jagód, zaglądała pod każdy listek, trącała pyszczkiem każdą szyszkę i znowu z radosnym piskiem biegła w kierunku swoich rodziców. Dionizy ruszył śladem mysiej rodziny, a że był wężem i poruszał się prawie bezszelestnie myszki zupełnie nie miały pojęcia, że ktoś je śledzi.
Mała myszka oddaliła się nieco od rodziców i zaczęła bliżej przyglądać się krzaczkom, na których wisiały dorodne, soczyste owoce. Stanęła na dwóch łapkach i zaczęła obwąchiwać czerwone, smakowicie wyglądające jagódki.
Dionizy wytężył wzrok i zamarł z przerażenia. Przecież owoce tego krzaku są śmiertelnie trujące, a mała myszka już otwiera pyszczek, żeby schrupać jedną z jagódek.
Co robić?! Co robić?! - myślał gorączkowo zaskroniec - Muszę natychmiast coś zrobić!
Czerwona jagódka niemal znalazła się już w pyszczku myszki, kiedy Dionizy niczym strzała przemknął między gałązkami i wyskoczył wprost na zaskoczoną myszkę, głośno przy tym sycząc i robiąc tak groźną minę, jakiej jeszcze nigdy dotąd nikt nie widział.
Przerażone zwierzątko odskoczyło jak oparzone od krzaczka, wrzasnęło nie swoim głosem i ile sił w łapkach rzuciło się w stronę swoich mysich rodziców.
Dionizy odetchnął z ulgą.
Przestraszyła się mnie... - pomyślał - Oczywiście dlatego, że jestem wężem. Ale przecież najważniejsze jest to, że uratowałem jej życie.
Owinął się wokół trującego krzaczka i postanowił, że od tej pory będzie czuwał nad tym, by nikt nie zerwał i nie zjadł trujących jagód. Bo jeśli nawet nigdy nie będzie miał prawdziwego przyjaciela, to może przynajmniej uda mu się, tak jak przed chwilą ocalić komuś życie.
Elżbieta Janikowska