Syneczku, Slayers fanfiction, Oneshot


Syneczku?

by Hoshiko

Dla Saluchny ^^ chociaż to może być ciężkostrawne... No ale nie skończyłabym tego, gdyby nie Ty. A raczej gdyby nie świadomość, że chcesz to przeczytać...

* * *

"Wróciłeś... Po latach. Tak długo cię nie było... Wiem, poznawałeś świat... ale... Wróciłeś taki... obcy... Dlaczego? Och, jesteś już kimś zupełnie innym niż cię zapamiętałam... widzę to w twoich oczach. Jesteś już mężczyzną, dorosłym mężczyzną... I nagle taki obcy... Jakbyś nie był już tym, którego huśtałam na kolanach, zasypując drobną twarzyczkę pocałunkami... Patrzysz na mnie w sposób, którego nie rozumiem. Jakbym ja też wydawała ci się obca... a przecież ja się nie zmieniłam. Myślisz, że nie widzę, jak wijesz się w rozmowie, bo nie wiesz, jak miałbyś się do mnie zwracać? Wiem, że nie <mamo>. A mimo to troszkę to boli. Zaraz ci zaproponuję, żebyś mi mówił po imieniu... Może to zmniejszy trochę ten dystans, rezerwę i chłód... Tak czekałam na twój powrót... Syneczku? Mi też to jakoś nie bardzo chce przejść przez gardło... Czy to już zawsze tak będzie? Czy my już nigdy nie zbliżymy się do siebie? Tak czekałam... Tak długo i tak bardzo... Myślałam, co ci powiem, jak wrócisz... a teraz nawet rozmowa się nie klei... Dlaczego?"

* * *

"Ty jesteś moją... mamą? Ty? Przecież wyglądasz, jakbyś była młodsza ode mnie... Czemu mi się tak dziwnie przyglądasz? Czy... coś jest nie tak? Żałujesz, że tu jestem? Tak? Czy to właśnie widzę w twoich oczach? Masz piękne oczy, mamo... nie, nie mamo. Filio. Ale czemu takie smutne? Przeze mnie? Ja... chyba nie powinienem był wracać... Bo my się właściwie nie znamy. Jesteśmy sobie obcy. Ja w zasadzie nie pamiętam prawie nic... oprócz tego, jak się śmiałaś. Ale kiedy teraz patrzę w twoje oczy, to nawet i to zapominam. Bo wyglądasz, jakby ci było bliżej do płaczu, niż do śmiechu."

* * *

-Smakuje ci?

-Tak. Oczywiście.

-Cieszę się... - "Kłamię. Nie cieszę się, bo wiem, że nawet nie czujesz smaku, tak zakłopotany, jak jesteś. No ale ty też kłamiesz..." - Pamiętałam, jak bardzo to lubiłeś...

-Tak, rzeczywiście... - "Naprawdę? Nic nie pamiętam..."

-Wspomnienia wracają, co? - "Och, Val... Nie znosiłeś tego. Nie byłam wstanie cię zmusić, żebyś to zjadł. Kłamiesz, znowu kłamiesz... Ale za to pięknie się uśmiechasz. Przynajmniej to jedno się nie zmieniło - twój uśmiech zawsze sprawiał, że wybaczałam ci wszystko. Wbrew własnej woli."

-Och tak... - "Kłamię... a nie chcę. Czemu?"

-Pewnie jesteś bardzo zmęczony... Pościeliłam ci łóżko na poddaszu. Woda już się zagrzała, możesz wziąć kąpiel, jeśli chcesz.

-Tak, to jedyne o czym marzę... - "Oprócz tego, żeby nie było tej okropnej sztuczności... Bo inaczej nie wytrzymam, ucieknę i sprawię ci ból. Nie chcę tego..."

-Oj, domyślam się - uśmiecha się Filia.

Jej syn odwzajemnia uśmiech. "Już chyba jestem w stanie wyobrazić sobie, jak się śmiejesz... Filio..."

-Filia...

-Tak?

-Nic, nic. Chciałem tylko spróbować powiedzieć ci po imieniu.

-Jak na pierwszą próbę wyszło nieźle - znów się uśmiecha.

Obojgu im robi się lepiej od tego, że ta okropna obcość jakby odrobinę ustępuje.

-Dobranoc... Filia.

-Dobranoc. Śpij dobrze.

* * *

"Tak bardzo chciałabym wślizgnąć się znów na paluszkach do twojego pokoju i przykryć cię kołdrą, szepcząc: <znów się rozkopałeś, kociaczku>... Tylko że ty nie jesteś już malutkim, ślicznym chłopczykiem. Wyrosłeś na wspaniałego, przystojnego mężczyznę... Powinnam być z ciebie dumna. Tylko że... kiedy byłeś jeszcze maleńki, kiedy mogłam brać cię na kolana i przytulać, byłam pewna, że to, że cię nie urodziłam, nie ma żadnego znaczenia. Byłeś moim małym, ukochanym synkiem. A teraz...? Nie było cię raptem kilkanaście lat... Co to jest wobec wieczności? Ale od kiedy wróciłeś... ja nie umiem już nazywać cię synem. Jesteś taki mi bliski... i zarazem tak odległy... Ale czuję, że nie jesteś moim <synem>. Tylko kim, w takim razie? <Wychowanek> brzmi zbyt obco... Zwłaszcza, że nie śmiem przypisywać sobie twojego wychowania. Ja tylko wpoiłam ci kilka podstawowych zasad, ale to świat cię ukształtował. Na szczęście, z tego co zauważyłam, niezgorzej... Jesteś dumny i honorowy, to widać na pierwszy rzut oka. I dobrze. Powinieneś taki być. Ale dla mnie najważniejsze jest to, że jesteś dobry. Tak... oczy są zwierciadłem duszy. A nabyta lata temu w Świątyni umiejętność czytania z oczu bardzo się przydaje. Masz śliczne oczy, Val. I na szczęście imię też ładne, więc skoro nie umiem nazywać cię synkiem, to chociaż będę ci mówić po imieniu."

* * *

Woda w balii szybko wystygła, ale młodzieniec zdawał się tego nie zauważać. Zamyślony, nie wychodził z kąpieli. Próbował odnaleźć się w tej nowej sytuacji. Od dawna wiedział, że przyjdzie mu tutaj wrócić... ale spodziewał się zastać zupełnie co innego. Kiedy Filia go stąd odesłała, był dzieckiem jeszcze. Dzięki temu wyjazdowi zyskał co prawda obycie i horyzonty... wiedział, jak wygląda świat i jacy są ludzie... Ale zapłacił za to wysoką cenę. W tym domu czuł się obco. I mimo wszelkich wysiłków nie umiał zmusić się, by traktować tą młodą kobietę jak matkę. Być może winien temu był ów nieszczęsny incydent sprzed paru lat, który bezlitośnie pozbawił go części wspomnień... w tym prawie wszystkich wspomnień o domu i Filii.

Wrócił tu, bo musiał.

Wrócił, bo miał nadzieję.

Ale mimo, iż przyglądał się wszystkiemu uważnie, a bystre spojrzenie złotych oczu wyłapywało każdy, nawet nieistotny szczegół, wspomnienia nie wracały. Widział delikatne, miękkie włosy Filii, które za każdym pochyleniem głowy wysuwały się spod opaski i opadały złotą kaskadą. Wiedział, że jako dziecko pewnie nie raz ją za te złote włosy ciągnął. Ale nie pamiętał tego - nadal i mimo wszystko nie pamiętał. Widział siedzącego na komódce na dole misia, który musiał być jeszcze kilkanaście lat temu jego ukochaną zabawką... i jego też nie był w stanie sobie przypomnieć.

Bardzo żałował tego, że nie mógł pamiętać... Przez to stracił bowiem coś najważniejszego. Coś, czego już nigdy nie zdoła odzyskać: matkę. Wspomnienia, jak ona się uśmiechała... jaka była... że można było do niej przybiec ze stłuczonym kolanem... Wspomnienia zapachu drożdżowego ciasta... domu. I misia, który wpatrywał się w niego z wyrzutem w guzikowych oczkach.

Miś mógł budzić rozczulenie sam w sobie. Drożdżowym ciastem, które Filia upiekła po południu jakby przeczuwając jego przybycie, pachniało w całym domu. Ale matka... była nie do odzyskania. Mimo najszczerszych chęci Val nie mógł zmusić się, by o tej młodej, pięknej kobiecie myśleć jako o swojej matce. Po prostu nie mógł. Była dlań obca... choć w niezrozumiały sposób nie do końca. Rozmawiając z nią, patrząc na nią, miał poczucie istnienia między nimi więzi... nici zrozumienia. Nie była obca. Czuł coś do niej. Ale nie była "matką".

Więc kim była?

* * *

Nie zdołała się oprzeć pragnieniu powrotu we wspomnienia tamtych dni, kiedy w nocy cicho zaglądała do dziecięcego pokoju. W białej koszulce nocnej, bosa, Filia przemknęła się przez korytarz i cichuteńko uchyliła drzwi.

Spał. Opuszczone powieki, ocienione długimi ciemnymi rzęsami, leciutko drgały w srebrnym świetle księżyca, sączącym się między niedomkniętymi okiennicami. Jego skóra nabierała w tym świetle niesamowitego odcienia, nadającego śpiącemu bardzo delikatny wygląd. Szczupły tors i ramiona były jednak umięśnione, a i rysy twarzy znamionowały pewną hardość...

Kiedyś... lata temu... rzeczywiście był delikatny i kruchutki... tak bardzo inny niż teraz.

Filia długo stała i wpatrywała się w śpiącą postać. Był piękny, kiedy spał... Jednak w momencie, gdy brwi młodzieńca ściągnęły się i poruszył się niespokojnie, jakby miał zaraz się obudzić, Filia uciekła. Nie chciała dać mu się przyłapać.

Choć przecież to, że każda matka uważa swojego syna za najpiękniejszego i może przyglądać mu się bez przerwy, jest najzupełniej normalne. Najzupełniej.

Tak przynajmniej powtarzała sobie smoczyca przez długą, bezsenną noc.

* * *

Jaka ona jest, ta jego... mama? Widać, że jest dobra, łagodna... tak miło się uśmiecha, jakby słońce przeświecało przez chmury... Jest taka cicha i delikatna... dzięki niej ten domek jest niesamowicie przytulny. Ona uczyniła go miejscem, do którego każdy pragnie wracać... gdzie można odzyskać spokój...

A raczej odzyskać spokój mógłby każdy oprócz niego. Ponieważ on zamiast spokoju znalazł niepokój.

Filia... Mama-niemama.

Śpi teraz? Jej pewnie ten niepokój nie dotyczy... Za czysta jest na niego. Pewnie śpi.

* * *

Instynktownie jakby trafił do jej sypialni. Tak jakby jednak coś pamiętał... albo zdążył przebyć tę drogę w myślach już po wielekroć. Otwierane drzwi skrzypnęły leciutko...

Leżała w rozburzonej pościeli, a jej oddech był przyspieszony i nieregularny. Złote włosy były rozsypane po poduszce, jakby leżąca na niej głowa długo nie mogła znaleźć sobie miejsca. Ciekawe, o czym takim śni, pomyslał, opierając się o framugę.

O niczym. Po prostu o niczym. Bo nie spała... a spoglądała

na niego spod opuszczonych powiek. Och, był idealnie proporcjonalny... Od lekko przechylonej głowy, poprzez pięknie rzeźbiony tors i mięśnie brzucha, po palce stóp. Jak posąg dłuta genialnego rzeźbiarza... albo...

Całe szczęście, że w pokoju było ciemno, bo na twarz udającej sen Filii wpłynął karmazynowy rumieniec. "O Cephiedzie... o czym ja myślę... Bogowie... Nie... Och, Val, odejdź... błagam, odejdź teraz..."

Odszedł. Uciekł właściwie. Bo to była jego matka.

Więc nie miał prawa czuć tego, co czuł.

* * *

Dziwne było, że kiedy wzeszło słońce, na podłodze pokoiku na poddaszu nie było jeszcze wydeptanych kolein, ponieważ Val od kilku dobrych godzin przemierzał wciąż tę samą drogę: od drzwi, do okna. I z powrotem.

I jeszcze raz.

Niepokój... to słowo najlepiej określało atmosferę panującą w całym domu. Niepokój drążył Vala, niepokój drążył Filię. Niepokój... i przerażenie.

Kiedy ma się poczucie nieuchronności... tego, że wszystko już dawno wymknęło się spod kontroli i teraz pędzi na łeb na szyję, nie pytając o zdanie... czuje się strach. Co innego wierzyć w nadprzyrodzone siły, kierujące naszym życiem, ale co innego stracić kontrolę nad sobą... nad swoimi uczuciami i myślami...

To bardzo powszechne - takie zadufanie w sobie, poczucie, że jest się panem samego siebie i że można dokonywać wyborw, jakich się chce. A przecież trudno o większą bzdurę... Filia to zrozumiała. I bała się. Może uciec - to nawet łatwe. Ale czy może zapomnieć? Zapomnieć na rozkaz? Przestać czuć to, co czuła? Nie. To też zrozumiała.

Ale w takim razie... czy jej myśli i uczucia są tak naprawdę j e j? Skoro nie może myśleć tak, jak chciałaby... Czuć tak, jak chciałaby...

Czym jest wolność? I czy w ogóle istnieje...?

* * *

"Muszę stąd uciec... odejść, znaczy się. Bo jeśli tego nie zrobię... Może stać się coś strasznego. W ogóle nie trzeba było tu przyjeżdżać! Zanim to się stało... nie wiedziałem, czego chcę, ale myślałem, że mogę mieć wszystko. Teraz zaś doskonale wiem, czego chcę... i nie chcę jednocześnie. Wiem, czego pragnę tak, że... wszysto mógłbym za to oddać... I wiem także, że mogę mieć prawie wszystko. Wszystko oprócz tego. A tak się składa, że nic oprócz tego już nie ma znaczenia.

Odejdę... muszę odejść. Chciałbym stąd uciec... a jednocześnie pragnę być tutaj na zawsze. Ale odejdę. Dla ciebie. Bo gdybym został, prędzej czy później bym cię skrzywdził. A wolałbym umrzeć, niż to zrobić.

Czasami zdaje mi się, że Przeznaczenie jest złośliwe. Tak żałowałem, że nie mogę cię kochać. No to, bloede pest, mam to, czego chciałem.

Tak, jesteśmy związani Przeznaczeniem. Wiem to od dawna... w świątyni mi powiedzieli. I kazali tu wrócić. Ooch, chciałbym widzieć ich miny, kiedy zobaczą, jaki to rodzaj Przeznaczenia...

Odejdę... Już teraz, zaraz. Ale nie mogę się zmusić, żeby to zrobić. Wydawałoby się, że to takie proste... postawić krok, drugi, trzeci. Zejść po schodach. Za godzinę byłbym już daleko... b ę d ę już daleko. Bez pożegnania...?

Filia... Moja... Przepraszam. Ale nie proszę o wybaczenie.

Bo dla tego nie ma wybaczenia."

* * *

"Co on robi...? Odchodzi... tak, wiem. To najlepsze, co... Przecież modliłam się, aby odszedł. Dlatego teraz nie mogę go zatrzymać... I nie wolno mi tego chcieć. A chcę. Cóż, jeśli raz się złamało... drugi jest łatwiejszy... Tylko że to by doprowadziło nas i tak do niczego. Albo do czegoś stukrotnie gorszego...

Ale jeśli bogowie rzeczywiście istnieją, to i tak jestem już przeklęta i nie ma dla mnie ratunku - przecież bogowie widzą myśli i pragnienia..."

Dziwna to rzecz - Przeznaczenie.

-Vaaaaal...! Zaczekaj...!

* * *

Czy to był błąd? Czy powinna pozwolić mu odejść? A może można założyć, że nawet jeśli Val by odszedł, to i tak musiałby kiedyś powrócić - za sprawą Przeznaczenia? Być może jesteśmy wolni, być może nie wiedząc o tym jesteśmy jego niewolnikami... Któż to może wiedzieć?

"Lepiej ogień ugasić, niżeli w nim zgorzeć..."

Być może.

Ale skąd wiedzieć, co jest prawdą?

* * *

"Stoisz przede mną, a spojrzenie twoich twoich pięknych oczu działa na mnie jak wzrok węża na małą myszkę - paraliżuje, czarując i hipnotyzując...

Kocham cię.

I wiem, że jestem przeklęta. Ale to już nie ma dla mnie znaczenia. Bo jedynym, co ma jeszcze znaczenie, jesteś ty."

* * *

Nie zdołał odejść - tak widocznie chciało Przeznaczenie. Nie... tak chciała o n a, bo przecież wybiegła za nim...

Szalona nadzieja, szalone pragnienia - kalejdoskop uczuć, który obezwładnia, odurza, dezorientuje... I w końcu pokonuje wolę i rozsądek.

Jej wargi są ciepłe... miękkie... i słone od łez. Ale odwzajemniają pocałunek.

"Val... Ty wiesz, że jesteśmy zgubieni? Przeklęci? Wiesz... Ale...

Ooch, kocham cię. Teraz i tutaj. I tylko to się liczy.

Kocham cię... a teraz niech się świat zawali."

Nie zawalił się.

Ale porządnie nim wstrząsnęło.

A kiedy nareszcie odnaleźli się w sobie, świata równie dobrze mogło już nie być. Oni i tak pewnie by tego nie zauważyli.

* * *

Ludzie mają na to wiele nazw: incest, kazirodztwo... W przypadku Filii i Vala jedyną dobrą na to nazwą było "Przeznaczenie". Ale to nic nie zmienia i ich nie usprawiedliwia.

Bo mimo to byli zgubieni i byli przeklęci.

Czy to jest sprawiedliwe, że ktoś odpowiada za coś, co dzieje się bez udziału jego woli? I dlaczego ma ponosić za to karę, skoro tak naprawdę nie zawinił? Wreszcie... czy jakakolwiek miłość może być zbrodnią? To niesprawiedliwe...

Ale kto powiedział, że życie jest sprawiedliwe?

* * *

[Bardzo proszę wszystkich o krytykę... Bo tym razem wiem, że jest za co. Mój adres to: pandziusia@poczta.onet.pl]

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Domek z kart, Slayers fanfiction, Oneshot
Kiblowe perypetie, Slayers fanfiction, Oneshot
Szkarłat, Slayers fanfiction, Oneshot
Bajka bez tytułu, Slayers fanfiction, Oneshot
Przeznaczenie, Slayers fanfiction, Oneshot
Familiada, Slayers fanfiction, Oneshot
1+1+1=2, Slayers fanfiction, Oneshot
W domu Xella, Slayers fanfiction, Oneshot
Bajarz, Slayers fanfiction, Oneshot
Reakcja, Slayers fanfiction, Oneshot
Droga, Slayers fanfiction, Oneshot
Królowa Gołębi, Slayers fanfiction, Oneshot
Die, Slayers fanfiction, Oneshot
Wielki - Większy Dzień, Slayers fanfiction, Oneshot
Czekolada, Slayers fanfiction, Oneshot
Związki Zawodowe, Slayers fanfiction, Oneshot
Bambo 2, Slayers fanfiction, Oneshot
Doubt, Slayers fanfiction, Oneshot
Już Nigdy, Slayers fanfiction, Oneshot

więcej podobnych podstron