Majse buch, Dokumenty(1)


Majse - buch מעשה - בוך 

Zdarzyła się historia. Pewnego razu był sobie pobożny człowiek, który posiadał piękne pole, a na tym pięknym polu stało drzewo. A z tego drzewa bałwochwalcy uczynili sobie bożka i ofiarowywali mu dużo pieniędzy. Wszystko, co pobożny człowiek zasiał na polu, bałwochwalcy  niszczyli. Pobożny człowiek powiedział więc do swojej żony: „Jak to się dzieje, ze nasze pole jest tak zniszczone, przecież dobrze je nawozimy?”

Pewnego dnia zdarzyło się, że pobożny człowiek spacerował po swoim polu. Wówczas ujrzał jak bałwochwalcy bawią się i tańczą wokół drzewa. Wtedy pobożny człowiek pomyślał: „Teraz widzę wyraźnie, dlaczego moje pole było tak zniszczone.” Poszedł prosto do domu, wziął siekierę i chciał ściąć drzewo. I powiedział to swojej żonie. Wtedy ona powiedziała: „Mój drogi mężu, skoro to widziałeś, wyrąb je, żebyśmy całkiem nie stracili naszego plonu.”

Wziął więc pobożny siekierę, poszedł do drzewa i chciał je ściąć. Wtedy drzewo przemówiło do niego; był to demon, który powiedział: "Pozwól mi lepiej zostać. Otrzymasz ode mnie każdego ranka trzy guldeny.” Wtedy pobożny człowiek pomyślał sobie. „Będę mieć każdego dnia trzy guldeny - należą mi się. Pozwolę drzewu stać.” Wrócił pełen radości do domu myśląc, niech będzie pochwalony Najwyższy, który tak go obdarował. Wrócił do domu i powiedział swojej żonie, jak mu się dobrze z drzewem powiodło i ze drzewo powiedziało to i to. Żona zaś była prawdziwie zadowolona. Obydwoje bardzo się cieszyli, ze spotkała ich taka korzyść.

Chodził więc pobożny człowiek każdego ranka na swoje pole i znajdował trzy guldeny. Wtedy stwierdził: „Mogą spokojnie niszczyć moje plony.” Jednakże pobożny człowiek nie pomyślał o tym, że bałwochwalcy uczynili sobie z jego drzewa bożka. Tak pobożny człowiek stał się ogromnie bogaty, sprawił sobie wiele parobków, dziewek, obór i stodół.

Niedługo potem zdarzyło się, że pobożnemu zmarły wszystkie dzieci. Bardzo się zmartwił i zaczął się zastanawiać: „Mój drogi Boże, jakiż to grzech uczyniłem Tobie, że umierają moje dzieci?” Sądził bowiem, że jest szczerze pobożny, co było zresztą prawdą, poza tym, że zgrzeszył z drzewem i nic o tym nie wiedział, że było ono bożyszczem.

Pewnego dnia, kiedy pobożny człowiek spacerował po swoim polu, ujrzał, jak goje wrzucają pieniądze do drzewa.  Dopiero wtedy zrozumiał, że drzewo było bożkiem, i że przez to zgrzeszył i umarły mu dzieci. Wtedy powiedział: „Drogi Boże, ciężko pokarałeś mnie moimi dziećmi. Pójdę i wytnę to drzewo, nawet gdyby chciało mi dać każdego dnia tysiąc guldenów.” I z tymi słowami wrócił pobożny człowiek do domu, wziął do ręki siekierę, pobiegł do drzewa i zaczął je rąbać. Wtedy drzewo się oburzyło: „Mój drogi, dlaczego chcesz mnie ściąć, przecież każdego dnia znajdujesz przy mnie tak dużo pieniędzy.” Jednak pobożny rąbał dalej, drzewo zaś powiedziało: „Lepiej pozwól mi stać, a znajdziesz przy mnie każdego dnia dziesięć guldenów.” Na to pobożny człowiek powiedział: „Nie pozwolę ci stać, nawet gdybyś dawał mi tysiąc guldenów każdego dnia.” Gdy tylko demon zobaczył, ze pobożny człowiek już więcej się nie ulituje i nie pozwoli mu zostać, wyleciał z drzewa.

Wtedy poszedł pobożny do Sanhedrynu (najwyższy sąd, kolegium rabinów) zapytać, jak powinien postąpić z pieniędzmi, które otrzymał od obcego bóstwa. Wtedy Sanhedryn odpowiedział, że powinien wziąć wszystkie pieniądze, które otrzymał od drzewa, zwrócić je wszystkie drzewu. Tak tez uczynił pobożny, zwrócił wszystkie pieniądze i zakopał je pod swoim drzewem. Zaorał i obsiał ponownie swoje pole. Wyrosło mu wtedy sto korców żyta w ciągu roku. W ten sposób Ten, którego Imię jest błogosławione, obdarował go tak dużym majątkiem, że stał się bogaty. Jednak zgrzeszył i dlatego zmarły jego dzieci.

Dlatego, wy drodzy ludzie, nie dajcie się zwieść obcym bożkom, nawet gdyby chciały zapełnić wam torbę. One czynią to dlatego, żeby człowiekowi zrujnować życie.

 

 

Zdarzyła się historia. W świętej gminie Wormacji mieszkał raz Żyd zwany reb Bunim, który zajmował się zmarłymi. Pewnego razu zdarzyło się, że zmarł stary człowiek, a reb Bunim towarzyszył mu do grobu tak jak zwykł był czynić.

            Gdy następnego dnia poszedł reb Bunim do synagogi, spotkał w drzwiach kogoś ubranego w całun pogrzebowy i w wieńcu na głowie. Reb Bunim przestraszył się go, gdyż mógł to przecież być zły demon, i chciał uciec. Wtedy zawołał ten w całunie:

- Nie bój się i podejdź tu. Czyżbyś mnie nie znał?

- Czy to nie ciebie odprowadzałem wczoraj do grobu? - spytał reb Bunem.

- Tak, to ja - odpowiedział mu tamten.

- Po co tu przychodzisz i jak radzisz sobie na tamtym świecie? - zapytał reb Bunem.

- Dobrze sobie radzę i jestem w raju bardzo ważną osobą .

- Na tym świecie uważano cię przecież za złego Żyda. Powiedz mi, cóż za dobry uczynek popełniłeś, że tak cię tam poważają?

- Zaraz ci powiem - odparł zmarły - Wstawałem codziennie rano i odmawiałem moją modlitwę z odpowiednią intencją (kawana), błogosławieństwa zaś mówiłem całym sercem. Dlatego też teraz w niebie odmawiam błogosławieństwa i bardzo mnie poważają. A jeżeli nadal mi nie wierzysz, dam ci znak, który cię przekona. Kiedy wczoraj nakładałeś mi całun, rozerwałeś jeden rękaw.

- Co oznacza wieniec na twej głowie? - spytał reb Bunim.

- Odpędza złe duchy tego świata, gdyż są to wonne zioła z ogrodu Eden.

            Wtedy naprawił mu reb Bunim rękaw, gdyż zmarły twierdził, że wstyd mu, gdy inni mają całe ubrania, a on podarte. Potem zmarły zniknął. Dlatego każdy niech odmawia swą modlitwę z odpowiednią intencją, a będzie mu się lepiej wiodło na tamtym świecie. Uważać też należy, aby przy zmarłym nie zapomnieć o żadnej czynności.

 

 

            Zdarzyła się historia. Mimo, że rabi Jehuda Pobożny miał już osiemnaście lat, nie umiał nawet słowa Tory, gdyż był wielkim nieukiem i nicponiem i oprócz strzelania z łuku i kuszy nic innego nie robił.

Pewnego razu jego ojciec, rabi Samuel Pobożny wykładał w domu nauki halachę. Jego młodzi uczniowie bardzo się na niego złościli, mówiąc: "Drogi rebe, wszyscy wasi przodkowie byli wielkimi uczonymi, także wasz ojciec, rabi Kalonymus i wasz dziadek rabi Efraim. A wy pozwalacie, żeby syn wasz strzelał z kuszy jak jakiś zbójca."

Powiedział rabi Samuel: "Macie rację i zobaczycie, że wychowam mojego syna inaczej." Kiedy tylko uczniowie poszli do domu, zawołał swego syna Jehudę i powiedział mu: "Synu mój drogi, czy nie zechciałbyś uczyć się Tory? Inaczej muszę się za ciebie wstydzić."

Powiedział rabi Jehuda: "Ojcze drogi, dlaczego mam nie chcieć? Z chęcią podejmę naukę, jeżeli tylko będziesz chciał mnie uczyć tak jak czynisz to z innymi młodzieńcami."

Wtedy jego ojciec, rabi Samuel zaprowadził swego syna do domu nauki i posadził obok siebie. Po drugiej zaś stronie posadził swego drugiego syna, rabi Abrahama. Potem rabi Samuel wypowiedział Święte Imię, a cały dom nauki wypełnił się światłem tak mocnym, że jego syn, rabi Jehuda nie miał nawet siły, aby w nie spojrzeć. Zakrył swą twarz płaszczem, osunął się na ziemię w kącie pomieszczenia i nie mógł podnieść wzroku.

Wtedy powiedział rabi Samuel do swego syna rabi Abrahama: "Święty, Niech Będzie Błogosławiony sprawił, że nadeszła godzina mojego syna Jehudy. Wiem dobrze, że przez wszystkie swe dni będziesz wielkim uczonym. Jednakże brat twój, Jehuda, nauczy się o wiele więcej, będzie wiedział co dzieje się na górze w niebie tak samo jak wiedzieć będzie, co powinno stać się na ziemi, a żadna rzecz nie będzie przed nim zakryta. Choć nie będzie takim znawcą Tory, jakim będziesz ty przez wszystkie swe dni, będzie czynił rzeczy większe, niż ty uczynisz przez całe swe życie."

I rabi Samuel zaczął go uczyć. Wszystko, czego tylko go nauczał, umiał zaraz na pamięć. A kiedy pewnego dnia przybyli uczniowie i chcieli usłyszeć od rabi Samuela Pobożnego halachę, rabi Samuel wykładał im ją. Jego syn zaś, rabi Jehuda, pytał o więcej problemów niż wszyscy uczniowie. Dziwiło to uczniów bardzo i mówili: "Zobaczcie, ten który nigdy w życiu się nie uczył, stawia więcej pytań, niż my wszyscy."

Kiedy halacha została zakończona powiedział rabi Samuel do swego syna Jehudy: "Idź i przynieś mi łuk i strzały, którymi strzelałeś." Rabi Jehuda natychmiast poszedł i przyniósł je swemu ojcu. Wtedy wziął je rabi Samuel, połamał je na oczach wszystkich i powiedział: "Synu mój, dotąd było to twoje jedyne zajęcie. Od teraz niech będzie nim tylko Tora." Uczył się więc i uczył i stał się wielkim Jehudą Pobożnym, o którym jeszcze prawdziwe cuda usłyszymy.

 

Zdarzyła się historia. W Moguncji mieszkał sobie człowiek wielkiej pobożności, a zwał się podobno reb Amnon. Miał on syna imieniem rabi Eliezer. Gdy ojciec leżał na łożu śmierci, oznajmił synowi swą ostatnią wolę - nie może on przepłynąć wielkiej rzeki zwanej Dunajem. Rabi Eliezer słyszał jednakże w Moguncji wiele o niejakim Rabi Jehudzie Pobożnym; chętnie pojechałby do niego do Regensburga i nauczył się od niego trochę Tory, tym bardziej, że był z nim spokrewniony. I tak pojechał rabi Eliezer do mistrza, przekroczył Dunaj i nie dotrzymał ostatniej woli swego ojca.

Kiedy Pobożny go zobaczył, pozdrowił go, a rabi Eliezer odpowiedział pozdrowieniem. Wtedy powiedział do niego rabi Jehuda: "Raczej nie powinienem cię pozdrawiać, gdyż widzę, że nie dotrzymałeś ostatniej woli swojego ojca, jednakże przez wzgląd na jego cześć pozdrowiłem cię." Rabi Eliezer przestraszył się wielce słów, które usłyszał od rabi Jehudy.

Rabi Eliezer pozostał u rabi Jehudy Pobożnego dość długo, chcąc uczyć się od niego tajemnic i innych wielkich rzeczy. Jednakże rabi Jehuda trzymał go od tych rzeczy z daleka i nie uczył niczego takiego, choć był u niego już dłuższy czas, przebył daleką drogę i już tak długo był poza domem - i mimo to nic się od niego nie nauczył.

Pewnego razu w wieczór pesachowy zdarzyło się, że rabi Eliezer bardzo posmutniał. Przyczyną była myśl, która go naszła: "Powinienem być teraz, aby odprawiać wieczerzę sederową jak przystało na głowę rodziny. A jestem tutaj i siedzę przy obcym stole. Wierzyłem, że na Pesach będę już w domu, a tu minęły już trzy lata jak jestem na obczyźnie, a moja rodzina nie wie, co się ze mną dzieje." Rozmyślał tak i był bardzo smutny - nie dlatego, że już tak długo był poza domem, ale że nic się nie nauczył.

Rabi Jehuda Pobożny widział, że jest bardzo smutny i znał dobrze jego zmartwienie. Wszystko to czynił mu na przekór, tylko dlatego, że tamten nie dotrzymał ostatniej woli swego ojca.

W końcu przemówił Jehuda Pobożny do rabi Eliezera: "Widzę, że jesteś bardzo smutny, wiem także, dlaczego jesteś taki smutny. Znam dobrze twoje zmartwienie, że święta spędziłbyś chętnie z żoną i dzieckiem, aby razem z nimi odbyć wieczerzę sederową." Wtedy powiedział rabi Eliezer: "Chciałbym tego bardzo, gdyby tylko Bóg na to pozwolił. Jednakże dzisiaj jest wieczór pesachowy, więc jest już za późno." Wtedy powiedział mu Pobożny: "Co mi podarujesz, jeżeli jeszcze dzisiaj znajdziesz się w domu zanim zacznie się święto?" Wtedy rabi Eliezer posmutniał jeszcze bardziej i powiedział do Pobożnego: "Rabi, a wy jeszcze się ze mnie śmiejecie". Odpowiedział Pobożny: "Nie, mówię całkiem poważnie." Powiedział rabi Eliezer: "Oddam wszystko czego tylko ktoś może sobie zażądać, gdyż nie ma większej radości, niż być przy mojej ukochanej żonie i dziecku." Odpowiedział Pobożny: "Jest już późno, musimy teraz iść i upiec mace. Potem zobaczę, czy możesz wrócić do domu."

Rabi Eliezer bardzo zdziwił się na te słowa. Rabi Jehuda poszedł piec mace, a rabi Eliezer mu w tym pomagał. Kiedy już mace były w piecu, powiedział Pobożny do rabi Eliezera: "Weź sobie jedną macę i włóż ją za koszulę. Powinieneś przynieść ją do domu jeszcze ciepłą." Rabi Eliezer roześmiał się z wielkiej radości i zaraz się przyszykował. Pobożny zaś sam włożył mu macę za koszulę i wyszedł z nim na pole.

Wtedy rabi Eliezer znów posmutniał, gdyż nic nie nauczył się od rabi Jehudy, a tu musi już wracać do domu. Rabi Jehuda wiedział dobrze, dlaczego tamten był taki smutny i powiedział do rabi Eliezera: "Znam twoje zmartwienie, chciałbyś nauczyć się ode mnie tajemnic." Odpowiedział rabi Eliezer: "Tak, właśnie dlatego tu przybyłem, w nadziei, że czegoś się nauczę." Wtedy powiedział Pobożny: "Byłoby to małoduszne, gdybym nie nauczył cię niczego tylko dlatego, że nie dotrzymałeś ostatniej woli swego ojca. Przez wzgląd na niego nauczę cię więc czegoś, gdyż był on moim krewnym, a do tego bardzo pobożnym człowiekiem."

Rabi Jehuda wziął laskę, którą zawsze miał przy sobie, napisał nią na ziemi kilka znaków i powiedział: "Drogi rabi Eliezerze, przeczytaj co tu napisałem." Kiedy zaś to przeczytał, od razu wiedział tyle samo co Pobożny. Potem rabi Jehuda zmazał pismo i przysypał piaskiem. Od razu zapomniał wszystko, co wiedział poprzednio. Rabi Jehuda Pobożny powtórzył to trzy razy - pisał znaki na ziemi i zaraz potem je zmazywał. Bardzo bolało to rabi Eliezera, że zapominał wszystkiego, czego się nauczył. Za czwartym razem Pobożny napisał na piasku kilka słów i kazał Eliezerowi zlizać je językiem. Tak też uczynił rabi Eliezer. Natychmiast gdy tylko połknął słowa wraz z piaskiem, wiedział tak wiele, jak Pobożny i już więcej nie zapomniał.

A kiedy nauczył się już wszystkich mądrości, pożegnał się z Jehudą Pobożnym, a ten go pobłogosławił. Wyruszył z radością i był dobrej myśli, gdyż wierzył słowom Pobożnego, że wróci do domu jeszcze zanim zacznie się święto. Pobożny odmówił nad nim błogosławieństwo kapłańskie i wypowiedział tyle świętych Imion, że rabi Eliezer w mig zobaczył Moguncję i po chwili był już w domu.

A wieczorem, gdy cała gmina udawała się do synagogi, zauważono w niej rabi Eliezera i cała gmina pozdrowiła go. Pytali się go także, gdzie spędził noc, gdyż nie przystoi uczonemu w Piśmie wędrować w przeddzień święta, czy szabatu. Powiedział rabi Eliezer: "Dziś po południu byłem w Regensburgu i pomagałem rabi Jehudzie Pobożnemu piec mace. Na znak, że jest to prawda, mam pod koszulą jeszcze ciepłą macę, którą dał mi Pobożny, abym zaniósł ją mojej żonie." Przekazał też gminie list, który napisał do nich Pobożny. A żona i dzieci radowali się wielce z jego powrotu, gdyż był to wielki cud, że wrócił tak szybko.

 

Zdarzyła się historia. Rabi Jehuda Pobożny chciał wydać za mąż swą córkę, gdyż nie mógł już dłużej znieść, że zajmowała się wekslami i zastawami, gdyż mogło to na nią ściągnąć wielkie niebezpieczeństwo.

Powiedział tedy do córki: "Chcę cię wydać za mąż." Odpowiedziała córka: "Ojcze drogi, kto zajmie się wekslami i zastawami?" Odpowiedział jej Pobożny: "Właśnie dlatego chcę dać ci męża, który się tym zajmie." Odpowiedziała córka: "Drogi ojcze, jeżeli chcesz dać mi męża, nie oddawaj mnie nieukowi."

Córka mówiła jeszcze wiele mądrych rzeczy, lecz ojciec nie chciał jej słuchać. Powtarzała je jednak tak długo, że się rozgniewał i przysiągł, że musi poślubić mężczyznę. Potem powiedział: "Moja droga córko, przysięgłem, że musisz wyjść za mąż." Odpowiedziała mu córka: :Ojcze drogi, skoro przysiągłeś, nie chcę złamać twej przysięgi. Jednakże, jeżeli już chcesz dać mi męża, daj mi takiego, który studiuje Talmud."

Odpowiedział ojciec: "Odwiedzę innego pobożnego, który mieszka w okolicy i spytam się go o radę."

Potem rabi Jehuda Pobożny udał się do innego pobożnego i słuchał, jak tam ten wykładał prawo żydowskie. A gdy tylko wykład się skończył, wszyscy młodzieńcy oddalili się do swoich kwater. Wtedy rabi Jehuda powiedział do drugiego pobożnego: "Mój drogi, czy masz może w swojej jesziwie ucznia, który jest szczególnie uzdolniony?" Odpowiedział mu drugi pobożny: "Tak, mam dwóch młodzieńców, oboje uczą się jednakowo dobrze. Jeden nazywa się rabi Jochanan, a drugi rabi Chanina."

Rabi Jehuda powrócił do domu i powiedział swojej córce, że w jesziwie jest dwóch wybitnych młodzieńców, którzy oboje świetnie się uczą. Jeden nazywa się rabi Jochanan, a drugi rabi Chanina. I właśnie on jest godny ciebie, tak, jak żaden inny człowiek nie jest ciebie godzien." Odpowiedziała córka: "Ojcze drogi, czy jest on dobry, czy zły?" Odpowiedział jej ojciec: "Moja droga córko, tego nie wie żaden człowiek przed śmiercią." Wtedy odpowiedziała: "Chcę więc poślubić rabi Chaninę."

Następnego dnia poszedł rabi Jehuda do jesziwy i zaczekał, aż uczniowie rozejdą się do domów, rabi Chaninie zaś polecił zostać, gdyż musi z nim zamienić jeszcze kilka słów. Potem powiedział Pobożny do rabi Chaniny: "Mój drogi, czy chciałbyś pojąć kobietę za żonę?" Odpowiedział rabi Chanina: "Nie, gdyż nie nauczyłem się jeszcze wystarczająco wiele." Wtedy powiedział mu rabi Jehuda: "Musisz poślubić moją córkę." Odpowiedział rabi Chanina: "Nie drogi rabi, nie jestem wart tego, aby poślubić waszą córkę," Wtedy rabi Jehuda przysiągł, że właśnie tak musi być. Wtedy odpowiedział rabi Chanina: "Jeżeli tak ma być, zrobię jej prezent i zaręczę się z nią, nie chcę jednak stanąć z nią pod ślubnym baldachimem, dopóki nie będę wiedział więcej. Potem, jeżeli Bóg zechce że powrócę, ożenię się z nią."

Rabi Jehuda opowiedział to wszystko swojej córce, a ona była bardzo zadowolona. Sporządzono więc umowę przedślubną i odmówiono błogosławieństwo.

Rabi Chanina wyruszył więc na naukę. A Święty, niech będzie błogosławiony, pomagał mu tak, że trafił do rabina, który znał całą Torę. Rabi Chanina był sto mil od Regensburga i nic o nim nie słyszano, tak daleko leżało to miejsce. Jednak rabi Jehuda i drugi pobożny zobaczyli we śnie, że rabi Chanina nie będzie mógł przybyć w oznaczonym czasie, rabi Jehuda płakał więc dniami i nocami. Na koniec opowiedział o tym swojej córce. A gdy usłyszała to od swego ojca, poczęła żałośnie płakać, jeszcze bardziej niż jej ojciec. Z początku wcale nie była zadowolona, że musi wyjść za mąż, teraz jednak czas zaczął się jej biednej bardzo dłużyć. Wtedy powiedział jej ojciec: "Moja droga córko, nie musisz płakać. Jeżeli nie przybędzie w niedzielę przed zaślubinami, w terminie jaki ustalił, od razu dam ci innego."

W końcu nadszedł czas, jednakże narzeczony nie zjawił się na zaślubinach. Wtedy zawarto umowę przedślubną z innym. Jednak on nie był godzien, aby stanąć z nią pod ślubnym baldachimem. Dlatego płakała dniami i nocami i prosiła bardzo Boga, aby zwrócił jej narzeczonego, rabi Chaninę.

Rabi Chanina zaś był już dziesięć lat u rabina i umiał tyle, co on sam. Jednego razu spierali się o pewne słowo i wtedy zobaczył rabi Chanina, że napisał je rabi Jehuda Pobożny. Przypomniał sobie, że ma przecież poślubić jego córkę i zaraz sprawdził datę. Okazało się, że w przyszłą niedzielę czas mija. Policzył więc odległość i wyszło mu, że do Regensburga jest więcej niż sto mili.

Poszedł tedy rabi Chanina do swojego mistrza, który miał dar prorokowania i poskarżył się mu. Rabin odpowiedział zaś: "Jeżeli nie zjawisz się na czas pod ślubnym baldachimem, twoja narzeczona stanie pod nim z kimś innym. Wtedy dzieci ich będą bękartami, Boże uchowaj. Wszystko zależy od ciebie."

Rabi Chanina rozpłakał się bardzo i powiedział: "Rabi drogi, poradź mi, co mam czynić." Wtedy odpowiedział mu rabin: "Powiem ci co masz czynić. Dam ci najlepszych uczniów jakich mam. Wyrusz z nimi jutro z samego rana, gdy tylko słońce wzejdzie. Być może Święty, niech będzie błogosławiony pomoże ci wrócić do domu na czas."

Wziął więc pięćdziesięciu najlepszych uczniów, rabin pobłogosławił go, pożegnali się i wyruszyli z uczniami w drogę; a był to piątek z samego rana. Szli tak, aż dotarli do wielkiej góry, gdzie trochę odpoczęli. Położyli się i zapadli w głęboki sen. Potem jeden z nich zbudził się, obudził resztę i zaczęli wołać rabi Chaninę, gdyż nie wiedzieli, dokąd się udał. Wtedy powiedział jeden z nich do pozostałych: "Ruszajmy w drogę, być może Święty, niech będzie błogosławiony pomoże nam dotrzeć do Regensburga o czasie. Wtedy zatrzymamy ceremonię."

I tak wyruszyli i byli już w drodze od dobrej godziny. Wtedy ocknął się rabi Chanina, wszedł na górę i zaczął wołać swych towarzyszy, lecz ich nie było. Usiadł wię rabi Chanina, gorzko zapłakał i zaczął prosić Świętego, niech będzie błogosławiony. Potem wyruszył dalej, myśląc "Być może Najwyższy wysłucha mnie i dotrę na czas do Regensburga." Pomyślał także: "Lepiej poszukam jakiejś gospody, zanim, uchowaj Boże, złamię przepisy szabatowe." Gdy tak szedł, ujrzał wielki las, pomyślał więc sobie: "Na pewno jest tam dużo zbójców. Jednak lepiej żebym zginął, niż mam złamać przepisy szabatowe." I tak szedł, aż wyszedł z lasu na krótko przed szabatem. Pomyślał sobie: "Zaraz szabat. Położę się pod drzewem i tam go spędzę."

Z daleka ujrzał piękny dom i pomyślał sobie: "Na pewno tam są zbóje i mnie zabiją. Jednak lepiej żebym zginął, niż mam, uchowaj Boże, złamać przepisy szabatowe." Postanowił więc spędzić szabat w tym domu. Poszedł tam i otworzył drzwi. Ujrzał cztery komnaty, po jednej z każdej strony. Wszedł do jednej z nich i widzi, że pozostałe trzy są tak samo piękne, jak tamta. Wszedł do innej i zobaczył łóżka, których poręcze były z czystego złota. Poduszki zaś z czystego srebra. W ostatniej komnacie siedział na wielkim krześle stary człowiek, a przed nim otwarta księga Tory. Naprzeciwko stało jeszcze jedno krzesło. Usiadł na nim rabi Chanina i pomyślał: "Lepiej zostanę tutaj i posłucham nauk, niż mam, uchowaj Boże, złamać przepisy szabatowe." Stary człowiek zaś miał długą brodę, aż do samej ziemi.

A kiedy nastał szabat, do komnaty wszedł posługacz i spytał starca, czy już czas, aby zwoływać na nabożeństwo i zapalić światła. Starzec odpowiedział "Tak". Po chwili posługacz wrócił niosąc wodę do mycia i obmył starca i rabi Chaninę na cześć szabatu. Rabi Chanina pomyślał zaś, że to wspaniała kąpiel i pachnie wonnymi ziołami. Po kąpieli posługacz oddalił się. Po chwili wrócił i zaczął zwoływać ludzi na nabożeństwo. Do komnaty weszło jeszcze siedmiu mężczyzn, posługacz był dziewiąty, a starzec i rabi Chanina czynili razem liczbę dziesięciu.

Wtedy starzec wstał i zaczął się modlić. A kiedy tamci weszli, rozszedł się piękny zapach, posługacz zaś wziął rabi Chaninę i posadził go naprzeciwko starca. Rabi Chanina usłyszał piękny głos, jakiego nie słyszał jeszcze w swoim życiu - tak pięknie śpiewał ów starzec, piękniej od fletni i organów. Wydawało się, jakby w synagodze było jeszcze wiele innych śpiewaków, rabi CHanina nie mógł jednak zobaczyć żadnego - śpiewał tylko kantor, a reszta milczała.

Wtedy usłyszał rabi Chanina głos, który wołał: "Boże mój, dobrze wiesz, że chętnie wypełniałbym twoją wolę, jednak złe skłonności przeszkadzają mi w tym już od dawna. Boże mój, niech Twoja wola rozpali się nade mną tak, bym mógł się ciebie obawiać.

Potem rabi Chanina znów usłyszał głos, mówiący: "Wiedz, że nie powinieneś się obawiać, gdyż w niedzielę dotrzesz o czasie do Regensburga i będziesz mógł wielce się radować."

Kiedy odmówiono już modlitwy, starzec usiadł na swoim krześle. Posługacz zaczął nakrywać do stołu. Postawił na nim piękne naczynia ze złota i srebra, przyniósł także najlepszego wina, pachnącego wonnymi ziołami z ogrodu Eden. Gdy stół był już nakryty, posługacz powiedział: "Obmyjcie dłonie i zasiadajcie za stołem." Potem zaczął podawać do stołu wspaniałe potrawy, których oko ludzkie jeszcze nie widziało.

Wtem przypomniał sobie rabi Chanina o swej narzeczonej, przez wdzięczność za wszystko, co dla niego zrobiono nie powiedział jednak ani słowa. Siedzieli tak i ucztowali, a za każdym razem posługacz przynosił jeszcze lepsze wino. Kiedy już zjedli i wypili, poprowadził go posługacz do rubinowej komnaty, która świeciła przez całą noc jak za dnia. Rabi Chanina położył się na łóżku stojącym na czterech złotych kołach. Poduszki były wyszywane perłami, a kołdra z najpiękniejszego jedwabiu.

Kiedy nastał dzień, wstał rabi Chanina i zaczął uczyć się ze starcem. Potem przyszedł posługacz i zawołał ich do synagogi. Gdy kantor stanął do modlitwy, pojawiło się więcej osób, które mu pomagały. Razem było ich dwadzieścia dwa głosy, które sięgały aż do nieba. Potem wyjęto rodały i zaczęto odczytywać część przeznaczoną na ten tydzień. Wywołano do czytania kapłana Arona. Potem lewitę, Mojżesza. Potem wszystkich innych, wśród nich także rabi Chaninę. Po odmówieniu modlitwy Aron i starzec poczęli dyskutować o Torze. Rabi Chanina milczał.

Po pewnym czasie posługacz zawołał na posiłek i jedzono same smakołyki. Gdy skończono jeść, wszyscy poszli do synagogi na modlitwę popołudniową. Po modlitwie wszyscy zasiedli to trzeciego posiłku i dyskutowali o Torze do czasu modlitwy wieczornej. Po modlitwie starzec pozdrowił rabi Chaninę, a ten odpowiedział pozdrowieniem. Potem odprawiono hawdalę i wszyscy zniknęli.

Gdy także posługacz zabierał się do odejścia, rabi Chanina pobiegł za nim i chwycił go za połę. Powiedział mu: "Drogi przyjacielu, kim byli ludzie, których tu widziałem? I kim ty jesteś?" Odpowiedział mu: "Jestem prorokiem Eliaszem, kantor zaś, który odprawiał modlitwy to nikt inny tylko Mojżesz, inni zaś to byli praojcowie Abraham, Izaak, Jakub i arcykapłan Aron." Rabi Chanina bardzo się wystraszył i puścił posługacza. Wtedy zawołał starzec: "Rabi Chanino, chodź do mnie, będziemy razem uczyć się Tory." Rabi Chanina wrócił więc, a ten nauczył go calusieńkiej Tory, a do tego jeszcze siedemdziesięciu języków. A gdy rabi Chanina nauczył się już tego wszystkiego, starzec powiedział: "Chodź, zjemy razem posiłek."

Gdy tak jedli, rabi Chanina zaczął nagle strasznie krzyczeć i skarżyć się. Potem opowiedział starcowi całą historię, że jeżeli nie dotrze jutro z samego rana do Regensburga, jego narzeczona stanie z innym pod ślubnym baldachimem. Zapytał go o radę. Starzec odpowiedział: "Ależ ja wiem o tym wszystkim doskonale." Dam ci więc radę. Jutro wstaniesz rano i pójdziesz na lewą stronę góry. Wejdziesz do lasu, a tam znajdziesz swoich towarzyszy, którzy cię zgubili. Gdy tylko cię zobaczą, bardzo się ucieszą. Potem przypłynie chmura i ułoży się u twoich stóp. Wraz z twoimi pięćdziesięcioma towarzyszami usiądziesz na niej, a wtedy ona odleci i zaniesie was do Regensburga.:

Gdy tylko nastał świt, wstał rabi Chanina, umył ręce, przyjął od starca błogosławieństwo, pożegnał się i poszedł swoją drogą. Szedł tak, jak polecił mu to starzec. Gdy wszedł do lasu, znalazł tam swoich towarzyszy, którzy ogromnie ucieszyli się na jego widok. Potem z nieba spłynęła chmura i ułożyła się u jego stóp. Usiedli na niej, a ona prędko zaniosła ich do Regensburga.

Rabi Jehuda Pobożny szedł właśnie w ustronne miejsce, aby załatwić swą potrzebę (w tamtych czasach latryny stały daleko na polach). Ujrzał tam chmurę, a na niej wielu ludzi. Posłał zaraz po drugiego pobożnego, aby przyszedł i zobaczył chmurę i ludzi. Gdy przybył, obserwował to z wielkim zdziwieniem, aż chmura opuściła się na wielką górę niedaleko Regensburga. Obaj pobożni pobiegli tam, aby zobaczyć, co to za lud tak podróżuje. Wtedy rabi Chanina zszedł ze swymi towarzyszami z chmury.

Rabi Jehuda Pobożny rozpoznał zięcia i upadł mu do stóp. Potem rzucił mu się na szyję, ucałował go i rozpłakał się. Potem pozdrowił go i spytał, czego się nauczył. Towarzysze powiedzieli, że zna on calusieńką Torę i siedemdziesiąt języków, poza tym jest prorokiem. Rabi Jehuda natychmiast posłał po swoją córkę, żeby przyszła powitać swego narzeczonego, który przybył z wielką świtą. Córka przybiegła zaraz i padła do nóg rabi Chaniny. Potem urządzono wesele i bawiono się i radowano siedem dni i siedem nocy.

Potem do rabi Chaniny zaczęli przybywać ludzie ze wszystkich stron, aby pobierać u niego nauki. Święty, niech będzie błogosławiony, niechaj nam tak pomaga, a ich zasługi rabinów niech nas bronią. Amen. Sela.

 

 



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Buch buch buch, ZHP - przydatne dokumenty, Piosenki dla zuchów
DOKUMENTACJA OBROTU MAGAZYNOWEGO prawidł
Proces pielęgnowania Dokumentacja procesu
dokumentacja 2
Wykład 3 Dokumentacja projektowa i STWiOR
20 Rysunkowa dokumentacja techniczna
dokumentacja medyczna i prawny obowiązek jej prowadzenia
W 5 dokumentacja ZSJ
Dokumentacja pracy na kąpielisku
Dokumenty aplikacyjne CV list
Dokumentacja pracy fizjoterapeuty
Dokumentacja medyczna bloku operacyjnego
W 5 Dokumentacja operacji gospodarczych ZAZ
DOKUMENTOWANIE GEOTECHNICZNE kurs
3)kontrola dokumentˇw
Opracowanie dokumentacji powypadkowej BHP w firmie
dokument ubiegajacy sie o kredyt inwestycyjny w banku
Dokument

więcej podobnych podstron