TOMASZ DAJCZAK
Świadomość Kryszny a chrześcijaństwo
Swego czasu komuniści próbowali zniszczyć chrześcijaństwo udowadniając, że Jezus Chrystus nie istniał. Ponieważ historyczna autentyczność osoby Pana Jezusa jest niepodważalna, obecnie przeciwnicy chrześcijaństwa, a katolicyzmu w szczególności, zmienili taktykę. Kilka lat temu ksiądz Michał Poradowski opisywał zjawisko judaizacji chrześcijaństwa, czyli zaprzeczania istnieniu Trójcy Świętej. Obecnie jednak nie poprzestaje się na zanegowaniu podstawowych dogmatów wiary. Czynione są próby orientalizacji chrześcijaństwa, czyli "dostosowania" go do wschodnich filozofii religijnych. Celują w tym wyznawcy rozmaitych, nowych w Europie formacji religijnych, również niektórzy członkowie Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Kryszny (zwanego częściej ruchem Hare Kryszna od słów wyśpiewywanej przez nich mantry).
Większość ich poglądów nie jest niczym nowym. Twierdzenia, że jest wiele prawdziwych religii; że wszystko jedno, jakim imieniem nazywamy Boga; że Chrystus był tylko człowiekiem - natchnionym przez Boga mistrzem duchowym; że Jego cuda nie były niczym szczególnym i jogini potrafią robić ciekawsze rzeczy - nihil novi sub sole. Nowością jest udowadnianie, że prawdziwy sens chrześcijaństwa jest zupełnie inny niż nam się wydaje, i że nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy nauką Chrystusa a religiami Wschodu.
Ostatnio wpadła mi w ręce broszurka (a raczek kserokopia maszynopisu) zatytułowana "Czy świadomość Kryszny i chrześcijaństwo są ze sobą sprzeczne?", napisana przez Suhotra Swami. Podobno przeznaczona jest ona do tylko użytku wewnętrznego, jednak powstaje pytanie: po co wyznawcom Kryszny udowadnianie zgodności ich religii z chrześcijaństwem? Chyba, że wykorzystywana jest ona do przekonywania osób, które wiedzą co nieco na temat Chrystusa.
Już na początku należy jednak powiedzieć, że tytuł ten jest bardzo mylący. Gdyby zaczynał się on od słów "Czy świadomość Kryszny i gnoza...", to uznałbym, że rzeczywiście nie ma istotnych różnic. Jednak autor publikacji popełnia nadużycie, nazywając pseudochrześcijańską gnozę słowem "prawdziwe chrześcijaństwo".
Najpierw jednak zdefiniujmy słowo "gnoza". Jest to filozoficzno-religijna wiedza wyższego stopnia, dostępna tylko wybranym, która jest niezbędna do osiągnięcia szczęścia (zbawienia). Tzw. gnostycy chrześcijańscy uważają, że Biblii (a szczególnie Nowego Testamentu) nie należy interpretować dosłownie, gdyż wszystkie opisywanie w niej wydarzenia to tylko symbole, w których ukryte jest głębsze przesłanie. Widać tutaj zasadnicze sprzeczności pomiędzy uniwersalnym charakterem chrześcijaństwa, oraz typowo sekciarskim prądem gnozy. W Biblii nie ma żadnych niezbędnych do zbawienia informacji zaszyfrowanych dla wtajemniczonych. Według nauki chrześcijańskiej zbawienie osiąga się przez wiarę oraz zgodne z nią życie. Wiedza nie wystarcza do zbawienia. Tak więc gnoza i chrześcijaństwo to terminy sprzeczne, wbrew temu, co próbuje udowodnić autor broszurki. Zresztą myli się on nawet co do znaczenia słowa "gnoza". Słowo gnosis oznacza bowiem "poznanie", w broszurce zaś możemy przeczytać: "Gnosis jest słowem greckim i ma podobne etymologiczne odniesienie do sanskryckiego słowa jnana. Oba mają podobne znaczenie, mianowicie 'transcendentalna dusza'".
Już na samym początku autor próbuje dodać hinduizmowi nieco powagi, twierdząc, że pisma wedyjskie spisane zostały w sanskrycie przed pięcioma tysiącami lat. Niestety nie podał on źródeł takiego datowania. W dostępnych mi materiałach znalazłem następujące daty: Rigweda - XV w. p.n.e., Ramajana - IV w. p.n.e. do II w. n.e., Mahabharata (której częścią jest często cytowana przez krysznaitów Bhagavadgita) - IV w. p.n.e. do IV w. n.e. Jest to znacznie później niż pięć tysięcy lat temu. Data datą, ale w ten sposób Suhotra Swami sam obala własny argument, bowiem w dalszej części broszury pisze on, że "trudność w udowodnieniu Biblii polega na tym, że żadne z jej słów nie da się prześledzić aż od Jezusa Chrystusa". Dowcip polega na tym, że słów Bhagavadgity również nie można prześledzić aż od Kryszny. "Dziura" w czasie rozciąga się na około trzy tysiące lat. Tak więc logicznie rozumując można wysnuć wniosek, że święte księgi hinduizmu są o wiele mniej wiarygodne od Biblii.
Większość argumentów autora broszury opartych jest na apokryfach, czyli tekstach, które z powodu bardzo wątpliwego pochodzenia oraz zawartych w nich bajek i herezji nie weszły do kanonu Pisma Świętego. Jednym z nich jest "Nowy Testament Leuciusa Charinusa", rzekomego towarzysza św. Jana - pismo, które przez Kościół nigdy nie było uznawane. Na jego podstawie Suhotra Swami dowodzi, iż "Chrystus jest osobą duchową. Zawsze transcendentalną do materii, chociaż pozornie przybrał postać materialną, aby móc nauczać". Nic innego, jak zaprzeczenie dogmatowi wcielenia Słowa Bożego. Dalej jednak można znaleźć ciekawszy fragment: "Wg Leuciusa, Jezus Chrystus ukazał się w swojej duchowej formie przed Janem, na Górze Oliwnej, kiedy ten płacząc schował się w jamie kiedy zobaczył Chrystusa przybitego do krzyża na górze Kalwarii. Chrystus objawił Janowi, że jego ukrzyżowanie na drewnianym krzyżu jest tylko iluzją, objawioną po to, aby zmylić tych, którzy myśleli, że jest on zwykłą istotą: 'Nie jestem tym, który znajduje się na krzyżu', i że on w rzeczywistości nie cierpi śmiertelnych mąk". Widać tutaj od razu, ile wspólnego z prawdą ma opis Charinusa - święty Jan w swej Ewangelii nie wspomina ani razu o swym widzeniu na Górze Oliwnej. Ponieważ Chrystus rzekomo poruszał tam istotne kwestie teologiczne, zbyt ważne, aby ich nie opisać, można wysnuć wniosek, że św. Jan nie wspomniał o nich, ponieważ opisywane zdarzenie nie miało miejsca. Co więcej, jest ono sprzeczne Ewangelią św. Jana, który pisze wyraźnie o wcieleniu Słowa Bożego, oraz o tajemnicy odkupienia. W 1 Liście św. Jana można również przeczytać, że "Jezus Chrystus przyszedł w ciele", i że wszystkie inne poglądy pochodzą od Antychrysta.
To jednak nie koniec. Autor cytuje również apokryficzne "Dzieje Apostolskie św. Jana", które zawierają dalszy ciąg "objawienia" na Górze Oliwnej. Według tego tekstu, pojawienie się Chrystusa na ziemi było tylko rozrywką (sic!), a św. Jan po usłyszeniu przesłania udał się na Kalwarię, gdzie wyśmiał wszystkich, którzy tam widzieli umierającego Jezusa. Nigdzie jednak nie ma wyjaśnienia, dlaczego o tak dziwnym zdarzeniu nie wspomina żadna z czterech Ewangelii.
W dalszej części publikacji Suhotra Swami kompromituje się nieznajomością podstaw chrześcijańskiej teologii. Twierdzi on, że chrześcijanie wierzą, że Jezus Chrystus cierpiał fizycznie za nasze grzechy, abyśmy w Jego imieniu mogli grzeszyć nadal. Wiara zaś w zmartwychwstanie ma, według niego, źródło w pragnieniu, aby żyć wiecznie w swym materialnym ciele i zaspokajać fizyczne zmysły w niebie. Powstaje pytanie, jakim cudem osoba, która nie ma bladego pojęcia o chrześcijaństwie, zajmuje się odkrywaniem jego "prawdziwej wersji"?
Autor publikacji nie zna również filozofii chrześcijańskiej dotyczącej ontologii człowieka. Twierdzi bowiem, że "chrześcijanie zrównują życie z egzystencją gruboskórnego materialnego ciała, ponieważ brakuje im jakiejś wiedzy duchowej, tzn. wiedzy o wiecznej duszy". W dalszej części publikacji pisze zaś, że "chrześcijanie nie są właściwie nawet pewni, czy życie duszy jest niezależne od ciała, lub czy życie całkowicie zależy od wzajemnego oddziaływania materialnych elementów wewnątrz ciała". Nic bardziej mylącego. Przypominam, że chrześcijanie wierzą w nieśmiertelność duszy. Człowiek jednak to nie tylko dusza (jak twierdzą wyznawcy religii Wschodu), ale również i ciało. Osobą jest człowiek w swej całości. Chociaż dusza może istnieć samodzielnie (i jest nieśmiertelna), to nie jest ona człowiekiem, lecz jego częścią.
Suhotra Swami twierdzi, że najważniejszymi nakazami pierwotnego chrześcijaństwa było wstrzymywanie się od jedzenia mięsa oraz picia wina. Według niego, dopiero później Kościół zaczął popierać te praktyki i wtedy został opuszczony przez Ducha Świętego. Te stwierdzenia nie wytrzymują konfrontacji z Biblią.
Wielbiciele Kryszny twierdzą, że przykazanie "Nie zabijaj" odnosi się również do zwierząt, i dlatego chrześcijanie nie powinni jeść mięsa. Jest to nieprawda. Język hebrajski, w którym napisano Biblię posiada różne słowa na określenie zabijania. W Dekalogu użyto w piątym przykazaniu słowa rasah, które oznacza zamordowanie istoty ludzkiej.
Nie ma co prawda (o ile mi wiadomo) opisu jedzenia mięsa przez Chrystusa, jednak kilkukrotne opisuje On w przypowieściach zabijanie i jedzenie zwierząt (np. przypowieść o uczcie królewskiej z Ewangelii św. Mateusza i przypowieść o synu marnotrawnym z Ewangelii św. Łukasza). Gdyby było to moralnie naganne, Pan Jezus z pewnością zwrócił na to uwagę i zalecił wegetarianizm. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a zakazu spożywania mięsa w Biblii nie ma. Można też domniemać, że Chrystus, jak wszyscy Żydzi jadł baranka paschalnego. Faktem zaś niepodważalnym jest to, że Chrystus i Jego uczniowie wielokrotnie jedli ryby, co jest praktyką zakazaną przez ruch Hare Kryszna. Jeśli zaś chodzi o picie wina - nie ulega wątpliwości, że Chrystus je pił podczas Ostatniej Wieczerzy. Chrześcijaństwo nie sprzeciwia się piciu wina, lecz pijaństwu.
Broszurka "Czy świadomość Kryszny i chrześcijaństwo są ze sobą sprzeczne?" nie wytrzymuje krytyki. Po pierwsze, jak już wspomniałem na początku artykułu, tytuł jest mylący. "Chrześcijaństwo" opisywane w publikacji to nowa, synkretyczna, gnostyczna religia, która nie ma nic wspólnego z prawdziwym chrześcijaństwem i nauką Chrystusa. Po drugie, autor jest niekompetentny w sprawach chrześcijańskiej filozofii i teologii, posługuje się spekulacjami, "naciąganiem" faktów oraz mocno "podejrzanymi" źródłami. Podczas lektury można odnieść wrażenie, że ogarnęła go obsesja na punkcie wegetarianizmu. Na zasadzie "spiskowej teorii dziejów" dopatruje się on wszędzie konspiracji mięsożerców, którzy stworzyli Kościół po to, aby jeść mięso oraz oddawać się pijaństwu.
Pozostaje jeszcze odpowiedź na pytanie postawione w tytule publikacji. Otóż sprzeczność jest oczywista i zachodzi nie tylko w sprawach opisywanych w tym artykule. Inna jest osoba Boga, inna doktryna zbawienia, inna opinia na temat pośmiertnych losów człowieka. Są to różnice zasadnicze - warte omówienia przy innej okazji.
Na przykładzie opisanej przeze mnie broszurki można zobaczyć jak w praktyce wygląda zjawisko orientalizacji chrześcijaństwa. Nie ma otwartej negacji religii chrześcijańskiej, sugeruje się jednak, że wszystko wygląda nieco inaczej, niż nam się wydawało do tej pory. Ukradkiem przemyca się do prawdziwej religii elementy wschodnich filozofii (wegetarianizm, reinkarnacja, prawo karmy) i na podstawie wyrwanych z kontekstu cytatów biblijnych oraz podejrzanych apokryfów "udowadnia" się, że tak właśnie wyglądała prawdziwa nauka Jezusa Chrystusa, a wszystko, w co wierzymy obecnie, to wynik mylnej jej interpretacji oraz korektorskich wtrętów do Biblii. Sugeruje się, że Bóg i Kryszna to ta sama osoba. Udowadnia się, że jest wiele prawdziwych religii. Te wszystkie działania mają na celu podkopanie podstaw chrześcijaństwa i stworzenie na jego bazie nowej, fałszywej religii, będącej przybudówką hinduizmu.
Publikacje tego typu, jak wspominana przeze mnie broszurka nie mogą oprzeć się krytyce, zarówno filozoficznej, teologicznej, historycznej, jak i logicznej. Należy jednak pamiętać, że na pierwszy rzut oka wydają się one być wiarygodne i dlatego niejednego człowieka słabej wiary mogły do tej pory sprowadzić na manowce. Z tego powodu należy otwarcie walczyć z orientalizacją chrześcijaństwa i prostować błędy, jakie znaleźć można w podobnych wydawnictwach.
Tomasz Dajczak