Scenariusz lekcji
Przedmiot: Lekcja wychowawcza
Prowadzący:
Klasa:
Data:
Czas zajęć: 45 minut.
Temat: „Spieszmy się kochać ludzi...”
Cele poznawcze:
Uczeń:
poznaje jeden z utworów ks. Jana Twardowskiego.
Cele kształcące:
Uczeń:
zapoznaje się z wierszem „Spieszmy się” ks. Jana Twardowskiego,
pojmuje wartość życia zarówno swojego jak i innych,
dostrzega kruchość ludzkiego istnienia,
dostrzega wpływ jaki odejście kogoś bliskiego ma na ludzi.
Cele wychowawcze:
Uczeń rozwija u siebie:
poczucie odpowiedzialności za życie swoje i innych,
poczucie wartości ludzkiego życia,
poczucie ważności posiadania rodziny,
chęć rozwiązania konfliktów z najbliższymi,
uczucie poszanowania uczuć innych osób,
uczucie integracji z zespołem klasowym.
Metody:
pogadanka wprowadzająca,
praca z tekstem,
dyskusja.
Pomoce:
tekst utworu ks. Jana Twardowskiego.
Przebieg lekcji:
Czynności porządkowe:
przywitanie wychowawcy z uczniami,
sprawdzenie obecności,
załatwienie bieżących spraw klasowych,
zapisanie tematu zajęć na tablicy.
Czas realizacji 10 minut.
Wprowadzenie:
nauczyciel rozdaje tekst wiersza „Spieszmy się kochać ludzi...” ks. Jana Twardowskiego i prosi uczniów o przeczytanie,
nauczyciel prosi wychowanków żeby opowiedzieli o swoich przemyśleniach po przeczytaniu utworu.
Nauczyciel nawiązuje do zbliżających się świąt Wszystkich Świętych i Zaduszek kiedy to wszyscy ludzie myślą o bliskich, którzy odeszli.
Nauczyciel rozdaje uczniom teksty z wypowiedziami ludzi po śmierci ich bliskich.
Wychowawca uświadamia uczniom, że nie tylko śmierć jest powodem naszej rozłąki z bliskimi, ale także wyjazdy i nasze zacięcie i rozpamiętywanie krzywd.
Nauczyciel prosi uczniów żeby zastanowili się co ich zdaniem jest najważniejsze w życiu i czy warto zacinać się w sobie i rozpamiętywać urazy, czy może warto wyciągnąć rękę i zapomnieć o konfliktach kiedy jest na to jeszcze czas.
Uczniowie po przeczytaniu proszeni są o swoje refleksje na temat ważności życia.
Pod koniec lekcji uczniowie proszeni są o napisanie listu do kogoś kto odszedł, lub z kim od dawna nie rozmawialiśmy i trudno jest nam się przełamać ponieważ wystąpił między nami konflikt. Nauczyciel zaznacza, że listy nie będą upublicznione.
Podsumowanie:
Uczeń:
dostrzega kruchość i wartość ludzkiego życia,
dostrzega bezsens i małostkowość większości z nieporozumień,
dostrzega wartość rodziny i posiadania bliskich osób,
rozumie ostateczność śmierci.
Czas realizacji: 35 minut.
Spieszmy się
Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to, co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stad odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się nie umierać
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
Tekst nr 1
Nie wiem od czego zacząć zacznę wiec tak dzisiaj dowiedziałam się o śmierci mojego ojca, którego nie widziałam od 12 lat. Mieszkał w innym kraju. Od około 2 tygodni ciągle mówiłam do mojej mamy o wybaczeniu które nas uwalnia, ze chciałabym z nim porozmawiać powiedzieć mu że wszystko mu wybaczam. Oglądałam jego zdjęcia. Myślałam do tej pory że jest mi obojętny, a dzisiaj okazało się jak bardzo go kochałam, jak silna wieź mnie z nim łączyła i czuję jego niesamowitą bliskość której za jego życia na ziemi nie czułam. Jeżeli ktoś kto to czyta nie rozmawia z ojcem, mamą, bratem lub siostrą mam dla was jedno zdanie "Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą"
Tekst nr 2
Ojciec Pio powiedział kiedyś, że telewizor, to diabeł w domu. Obserwując życie rodzinne, swoje i znajomych, mogę stwierdzić, że to prawda. Niektórzy gapią się w szklany ekran z nabożeństwem, jak zahipnotyzowani. Telewidzowie wsłuchują się godzinami w to, co mają do powiedzenie "autorytety", śledzą życie fikcyjnych postaci w serialach, wymyślone przez scenarzystę problemy są ważniejsze niż realne problemy bliskich. W tym samym czasie obok lub niedaleko w sąsiednim pokoju siedzi członek rodziny, który potrzebuje, pragnie rozmowy, uwagi, ale nie potrafi, konkurować z telewizorem. A nawet już nie chce tego robić, bo i tak nie mieliby o czym rozmawiać. Każdego dnia życie toczy się więc tym samym torem - bliscy oglądają telewizję, a ktoś siedzi w pokoju obok. Wczoraj tak było, jutro tak będzie, pojutrze, za tydzień, za miesiąc. Do czasu, aż zjedzą nas robaki. Wtedy nie będzie czasu na rozmowy, nie będzie osoby, z którą można porozmawiać. Spieszmy się...
Tekst nr 3
Drugi i ostatni dzisiaj wpis chciałabym zadedykować komuś kto na pewno tego nie przeczyta.. chociaż biorąc pod uwagę różne teorie być może stoi teraz obok mnie, patrzy jak to piszę i próbuje pogłaskać mnie po głowie, przytulić... Tak. Tego brakuje bardzo. Ciepła jego ramion. Ojcowskiego ciepła.
Był bez wątpienia najważniejszą osobą w moim życiu. Teraz z perspektywy czasu mogę to stwierdzić. Chciał mnie chronić a ja myślałam, wręcz byłam pewna że będzie zawsze. Cóż.. Bóg chciał inaczej.. I nie mam o to do Niego żalu. Zrozumiałam wiele, ale było już za późno. Jest już za późno. Minęło już sporo czasu. Ale nie było dnia bym o nim zapomniała. Zawsze będę mieć go w sercu.
Gdyby życie potoczyło się inaczej zapewne wczorajszy wieczór spędziłabym na robieniu tortu, a dzisiaj zdmuchnął by 49 świeczek i zapewne życzyłby sobie szczęścia swoich dzieci. Ale wczoraj wieczorem robiłam wiązankę z własnoręcznie zrobionych kwiatków z pięknych jesiennych liści. Włożyłam w to swoje serce i położyłam na pomniku.. A w domu unosi się zapach róż, czerwonych róż... tak bardzo je lubił..
Chciałabym Was prosić... Kochajcie swoich rodziców i mówcie im jak bardzo ich kochacie.
A ja wierzę że jeszcze się z nim zobaczę, że jeszcze powiem mu jak bardzo go kocham..
Tekst nr 4
Minęło już trochę czasu, emocje opadły, każdy powoli zaczyna godzić się z tym wszystkim co się stało, każdy jednak nadal pamięta, nadal wspomina i zadaje pytanie czemu to się stało??
Ja też to pytanie zadaję, często wieczorem gdy nie mogę zasnąć, leże i myślę dlaczego. Przez ostatnie lata tak wiele się wydarzyło. Przyjazd Łukasza, wkręcenie go do naszej paczki, wielka przyjaźń, wspólne wypady wspólne imprezy zabawy, tyle wspomnieć fantastycznych przeżyć. Potem nagła nieoczekiwana zupełnie z księżyca wzięta choroba Herberta. Wszyscy na początku myśleliśmy że wszystko będzie dobrze że jest jeszcze młody więc na pewno go wyleczą i z takim przekonaniem dalej żyliśmy. Z czasem jednak zorientowaliśmy się ze coś jest nie tak. Chemioterapia nie pomogła, kliniki tez nie pomagały, wszyscy specjaliści z Krakowa nic nie mogli zrobić, pomocy szukali nawet u dobrych lekarzy z zagranicy. Wtedy poczułem po raz pierwszy że jest dużo poważniej niż myśleliśmy. Wtedy Łukasz już praktycznie oddalił się od nas od naszej paczki, cały czas był z Herbertem każdą wolną chwilę mu poświęcał, w końcu to dzięki Herbowi Łukasz wkręcił się do nas :) Bo Herbert nigdy nie przebywał z ludźmi w swoim wieku tylko z nami przez to że miał starszego brata. Wtedy wszyscy się zaniepokoiliśmy, zauważyliśmy że wszyscy zaczęli się odwracać od Herberta unikać go nie chcieli mu pomagać, bardzo się wtedy zmienił strasznie schudł, miał blada cerę :(
Łukasz jednak był cały czas przy nim. Łukasz został z nim jako przyjaciel chyba najlepszy na świecie, największy przykład przyjaźni, stał się w pewnym sensie moim autorytetem. Właśnie Łukasz ... Kiedy już wszyscy byli złej myśli pojawiła się iskierka nadziei, nadeszły leki z zagranicy, które ożywiły, podniosły na nogi Herberta, który nagle zaczął znowu chcieć wszystkiego. Wyszedł ze szpitala, wyszedł nawet raz do nas ... to było moje ostatnie spotkanie z nim za życia. Po kilku dniach nagle wystąpiła silna gorączką i ostre bóle zawieziono go do szpitala zbadano krew i mocz i stwierdzono że podane leki bardzo niekorzystnie wpłynęły na chorobę, że pogorszyły jego stan i to znacznie mimo początkowego złudnego polepszenia. Męczył się tak biedak jeszcze 2 dni. Umierał w męczarniach, powoli każdy jego organ przestawał funkcjonować, aż w końcu przestało bić jego serca 3 sierpnia :(. Łukasz był wtedy z nim i trzymał go za rękę. Miedzy nimi była ogromna przyjaźń. Łukasz powiedział mi potem, że poznanie Herberta było najlepszą rzeczą w jego życiu i nie może pogodzić się z jego odejściem gdyż wraz z nim odeszło wszystko ... co miało znaczenie.