Nie tak sobie to Ania wyobrażała. Nie tak to miało być! Czekała tyle miesięcy na młodszą siostrzyczkę a doczekała się...brata. Za oknem miało świecić słońce, a tymczasem sypał śnieg. Śnieg w kwietniu! Kto to, widział coś takiego? Miała wychodzić z malutką siostrzyczką na spacery, żeby wszystkie jej koleżanki pękły z zazdrości. Siostra miała być ślicznym bobaskiem o rumianych policzkach. Tymczasem, gdy mamusia przyniosła niemowlę do domu, Ania osłupiała z przerażenia. Dziecko było pomarszczone na twarzy, czerwone, bezzębne i na dodatek robiło zeza.
- Czy to na pewno nasze dziecko? - zapytała mamusi.
Nie mogła zrozumieć, jak taki potworek, w ogóle nie podobny do człowieka, mógłby mieć z nią cokolwiek wspólnego.
- Czy nie jest śliczny? - mamusia wpatrywała się z zachwytem w bezzębną, zezującą osóbkę.
Ania nie miała wątpliwości: "Z całą pewnością, to niemowlę nie było śliczne". Przez jakiś czas myślała nawet, że to dobrze, że mamusia, nie widzi jakie to dziecko jest okropnie brzydkie, bo pewnie było by jej bardzo smutno. "Biedna mama - rozmyślała Ania - Urodziła najbrzydsze niemowlę, jakie kiedykolwiek widziałam" Jakież było zdziwienie Ani, gdy tatuś również zachwycał się niemowlęciem. "Pewnie nie chce zrobić mamie przykrości - myślała dziewczynka".
- Aniu - powiedziała mama uśmiechając się czule. - To twój braciszek chcielibyśmy, abyś wybrała dla niego imię.
- Jakie imię można dać takiemu potworkowi? - mruknęła Ania pod nosem.
- Co mówiłaś kochanie? - zapytała mama.
- Nie, nic - odburknęła dziewczynka. - Wolałabym, abyście sami wybrali imię dla niego.
- Myślałam, że się ucieszysz - mamusia była wyraźnie zmartwiona. - To takie odpowiedzialne zadanie.
Ania wzruszyła tylko ramionami i wyszła do drugiego pokoju.
Przez pierwsze dni starała się być bardzo grzeczna. Żal jej było mamusi, że urodziła takie nieładne dziecko. Po pewnym czasie zaczęła mieć jednak pretensje do mamy i taty, że w ogóle się nią nie zajmują. Całą uwagę skupiali na niemowlęciu.
- Mamo - pytała. - Pójdziesz ze mną do kina?
- Nie mogę kochanie - odpowiadała mama. - A kto się zajmie Dzidzią?
Tak rodzice nazywali niemowlę, nie mogąc zdecydować się na imię dla niego.
- Tatuś może się nim zająć.
- Przecież tatuś nie nakarmi Dzidzi piersią - uśmiechała się mama.
- A nie może dać jej mleka z butelki? - niecierpliwiła się Ania.
- Córeczko, to nie jest odpowiedni moment na kino - próbowała tłumaczyć mama. - Dzidzia jest mała. Jest przy niej dużo pracy. Jesteśmy zmęczeni z tatusiem. Gdy mam chwilkę wolnego czasu, marzę tylko o tym, aby spać.
- Tatusiu - zagadnęła wieczorem dziewczynka. - A czy ty pójdziesz ze mną w niedzielę do parku?
- Tak bardzo bym chciał Aniu, ale obiecałem mamie, że przywiozę wózek dla Dzidzi. Stoi przygotowany u babci Marysi. W tygodniu pracuję. Nie dam rady pojechać. Muszę to zrobić w niedzielę, a przy okazji chętnie się z babcią zobaczę i zjem kawałek pysznego ciasta - tatuś zamyślił się. - Może chciałabyś pojechać ze mną? - zapytał.
- Zostanę w domu - powiedziała stanowczo Ania.
Tego już było za wiele! Cały świat kręcił się wokół Dzidzi. Dla Dzidzi - wózek, dla Dzidzi - łóżeczko, dla Dzidzi - ubranka.....A na domiar złego mamusia wciąż przytulała Dzidzię, całowała po nóżkach i śpiewała do snu. Żeby to jeszcze coś dało, żeby Dzidzia choć jedną noc przespała. Gdzie tam! Wrzeszczała i darła się wniebogłosy!
- To nie Dzidzi wina - tłumaczyła mamusia. - Pewnie brzuszek ją boli, albo jest głodna.
- Głodna? - Ania pojąć tego nie mogła. - Toż to ten potworek nic innego nie robi tylko je, je i je. Jak tak dalej pójdzie to pęknie od tego jedzenia. On zjada więcej niż cała rodzina, razem wzięta - mruczała pod nosem.
***
Ania postanowiła być niegrzeczna. Jeśli nikt nie zwraca na nią uwagi, tylko wszyscy zajmują się "Dzidzią", to musi zacząć robić wszystko, aby nią też się zainteresowano. Myślała o tym długo i doszła do wniosku, że to jedyny sposób. Do szkoły poszła więc bez odrobionych zadań domowych i udawała, że nie potrafi namalować nadchodzącej wiosny. Na przerwie kopnęła Paulinę w nogę i rzuciła workiem na buty w nie lubianego kolegę. W domu natomiast, gdy tatuś urządził sobie popołudniową drzemkę, podeszła cichutko na paluszkach i tak gwizdnęła z całej siły tatusiowi do ucha, ma się rozumieć prawdziwym gwizdkiem, że tatuś zerwał się na równe nogi, jakby się co najmniej paliło. Potem zbladł i zaniemówił, a gdy w końcu odzyskał głos, bardzo gniewał się na Anię. Uciekała też cały czas Pani Zosi, która odbierała ją na życzenie mamusi ze szkoły.
- Dziś to tak popędziła, że w żaden sposób dogonić jej nie mogłam - skarżyła się Pani Zosia - mamusi.
- Dlaczego tak się zachowujesz Aniu? - pytała mama. - Dlaczego uciekasz Pani Zosi?
- To nie ja mamusiu - tłumaczyła Ania. - Ja nie chciałam uciekać. To moje nogi. Nie chcą mnie słuchać i już.
- Pani Zosia jest starszą osobą. Nie ma siły cię ganiać - mamusia podniosła szklankę wody do ust.
- Nie chcę, aby Pani Zosia odbierała mnie ze szkoły. Ty to zawsze robiłaś.
- I będę robić nadal - mamusia odstawiła szklankę na stolik. - Tylko niech Dzidzia podrośnie - dodała.
Ania była zła. Znów ta Dzidzia. Jakby wszystkiego było mało, popołudniu przyszła Ewa i Kasia. Chciały koniecznie zobaczyć Dzidzię. "Co to, to nie! - pomyślała dziewczynka. - Za nic na świecie, nie pokażę im takiego potworka. Będą się śmiały i wygadają wszystkim w szkole".
- Nie możecie wejść - powiedziała Ania. - Dzidzia jest chora. Cały czas płacze.
- Nic nie słychać - zauważyła Kasia.
- Poczekajcie tu. Muszę do niej zajrzeć. Może straciła oddech.
Dziewczynki zbladły z przerażenia, ale posłusznie czekały po drugiej stronie drzwi. Ania udała się szybciutko do pokoju Dzidzi. Mamusia była w kuchni, a Dzidzia smacznie spała. Miała łóżeczko z białej siatki i srebrnych pręcików od strony główki i nóżek. Ania podniosła leżącą na podłodze plastikową zabawkę i z całych sił przejechała nią po srebrnych pręcikach. Rozległ się dźwięk, jakby wszystkie dzwony na raz zaczęły uderzać. Dzidzia zaczęła wrzeszczeć. Ania wróciła do koleżanek.
- Słyszycie, jak beczy?
- Okropnie - powiedziała Kasia. - Może powinniście pojechać z nią do szpitala.
- Chodź - Ewa pociągnęła Kasię za rękaw. - Przyjdziemy, jak Dzidzia wyzdrowieje.
- Dzidzia będzie bardzo długo chora - rzekła poważnym tonem Ania i szybko zamknęła drzwi za koleżankami.
***
Tego dnia Ania znów uciekła Pani Zosi. Popędziła, jak wicher tam gdzie nogi ją niosły. Sama nie wiedziała, jakim cudem znalazła się na leśnej polanie. Nie widziała nigdy tej polany, a przecież wydawało jej się, że zna wszystkie miejsca wokół domu. Tego nie znała! Usiadła zmęczona. Oparła się o pień jakiegoś drzewa. To chyba była wierzba płacząca, gdyż jej konary zwisały luźno w stronę małego kryształowo czystego strumyka. Ania zamknęła oczy. Nagle poczuła, że ktoś lub coś trąca ją w plecy.
- Przygniatasz mnie - powiedział łagodny głos.
Ania rozejrzała się dookoła. Przez chwilę pomyślała, że coś jej się przesłyszało. Oparła się ponownie o pień drzewa.
- Przygniatasz mnie - usłyszała.
Dziewczynka przyjrzała się wierzbie.
- Czy to Ty do mnie mówisz? - zapytała
- Ja nie tylko do Ciebie mówię - odparła wierzba - Ja stoję tutaj i płaczę z Twojego powodu.
- Z mojego powodu? - zdziwiła się Ania. - Ach! Wiem!. W końcu znalazł się ktoś, kto mi współczuje, komu jest mnie żal. Skąd wiesz o moich kłopotach? - zapytała.
- Nie nad Twoim losem płaczę - powiedziała smutno wierzba. - Lecz nad losem Twoich rodziców i twojego małego braciszka.
- Oni mają się dobrze - powiedziała Ania.
- Myślę, że się bardzo mylisz! - odpowiedziało surowo drzewo. - Oni myśleli, że będziesz się cieszyć razem z nimi, a ty nie znosisz braciszka i przysparzasz kłopotów rodzicom. Oni bardzo się martwią. Jest im smutno.
- Akurat! - zawołała Ania. - Oni w ogóle mnie nie widzą! Tylko Dzidzia się liczy!
Drzewo nagle zawirowało. Oplątało dziewczynkę swymi konarami. Ania poczuła, że kręci jej się w głowie, że jest na jakiejś dziwnej karuzeli. Próbowała się wyswobodzić, lecz gałęzie mocno ją trzymały. Nagle wszystko ustało i Ania zorientowała się, że jest w przytulnym wnętrzu.
- Jesteś w środku mnie - rzekła wierzba. - Nie powinnam tego robić, ale tylko w ten sposób mogę ci pewne rzeczy pokazać. Pewnie uschnę, gdy cię stąd wypuszczę.....
- Dlaczego? - zapytała dziewczynka.
- Bo nie wolno mi tego robić - odpowiedziało tajemniczo drzewo. - Ale skoro już to zrobiłam to popatrz.
I w tej chwili na żółtym wyrzeźbionym drzewie zaczęły się ukazywać obrazy. Ania zobaczyła swoich rodziców. Wyglądali inaczej. Byli chyba młodsi. Dostrzegła też Dzidzię! Nie! To nie była Dzidzia. To było inne dziecko. Rodzice nachylali się nad nim. Całowali każdy milimetr ciała, a dziecko...było tak brzydkie, jak Dzidzia!
- Kto to jest? - zapytała Ania.
- To Ty - odparła swobodnie wierzba.
- Ja?! - krzyknęła dziewczynka. - Niemożliwe! Ja nigdy nie byłam taka brzydka!
Wierzba nie odpowiedziała, a Ania zaczęła śledzić przesuwające się obrazy. Pomyślała, że wierzba mówi prawdę, że to jest właśnie ona, gdyż przypomniała sobie różowe śpioszki, które mama zachowała na pamiątkę, a teraz dała Dzidzi. Wpatrywała się w ten obraz, jak zauroczona. Wszyscy ją całowali, przytulali i zachwycali się nią. Nawet mama chwaliła się przed znajomymi:
- Patrzcie, jakie mam piękne dziecko - mimo, że zdaniem Ani, wyglądała wtedy gorzej, niż Dzidzia.( Ania, oczywiście, nie mama!)
- Czy widzisz, jak cię kochają? Jak się Tobą chwalą? - zapytała wierzba.
- Tak - powiedziała dziewczynka. - Ale to było kiedyś - dodała. - Teraz tak już nie jest. Teraz kochają Dzidzię. Mnie nie zauważają!
- Bzdura! - krzyknęła wierzba. - Czy Ty nie widzisz, że Dzidzia ma teraz to wszystko, co Ty też miałaś? Nic więcej! Nic Mniej! Ma to samo. Aniu - głos wierzby złagodniał - Ty jesteś dużą dziewczynką. Rodzice bardzo Cię kochają. Lecz teraz to Ty powinnaś im pomóc. Oni się martwią o Ciebie....Możesz, uczestniczyć w tym szczęściu, lub oglądać je przez mgłę - powiedziała wierzba.
- Nie rozumiem - odpowiedziała dziewczynka.
- Sama robisz wszystko, aby oglądać to przez mgłę. Wtedy nie będziesz szczęśliwa. Zobacz… i wierzba pokazała Ani własne dzieciństwo pokazane przez mgłę. Pokazała jej, gdy była malutka i leżała na futerku, a mamusia całowała jej nóżki.
- Pokaż mi to normalnie! - krzyczała Ania. - Nie przez mgłę!
- Pokażę Ci, pod warunkiem, że życie swojego braciszka też zechcesz oglądać normalnie - powiedziała wierzba - Nie przez mgłę!
- Zechcę! - obiecała Ania.
- Więc zacznij od dziś - wierzba uśmiechnęła się. - Jesteście tak samo mocno kochani. Inne są tylko wymagania w stosunku do was.
- Nie rozumiem - powiedziała Ania nieśmiało, gdyż bała się, że wierzba również będzie zła, ale wierzba powiedziała:
- Czy można cieszyć się Aniu z tego powodu, że nie nasikałaś do pieluszki? Czy można cieszyć się z tego powodu, że powiedziałaś "Gu". Przecież twoi rodzice już się z tego powodu cieszyli. Teraz chcą się cieszyć z innych powodów.....Aniu w twoim wypadku, gdy masz już tyle lat, rodzice chcą się cieszyć z zupełnie innych rzeczy. I tak samo będzie, gdy Dzidzia będzie miała więcej lat.
- Sama nie wiem - powiedziała Ania. - Nie do końca to rozumiem, ale rzeczywiście głupio by było, gdyby się cieszyli, że powiedziałam "Gu, Gu".
- Więc wracaj do domu i Daj im powód do radości rzekła wierzba - i w tym momencie znów wszystko zawirowało i Ania poczuła się, jak na karuzeli. Gdy minął szalony zawrót głowy, zorientowała się, że leży w swoim łóżku. Obok siedziała mamusia i gładziła ją po włosach.
- Moja kochana córeczka - powiedziała - Tak się bałam, że jesteś chora. Spałaś chyba ze dwie godziny.
- A kto zajmuje się Dzidzią? - zapytała nagle Ania.
- Poprosiłam Panią Zosię, aby pilnowała Dzidzi- -odparła mama - Przecież musiałam zająć się Tobą.
- Dominik - rzuciła krótko Ania.
- Co Dominik? - zapytała Mamusia.
- Chcę, aby Dzidzia miała na imię Dominik - odparła dziewczynka.
- To piękne imię - mamusia zamyśliła się. - Tatuś będzie szczęśliwy.
- Dlaczego? - zapytała Ania.
- Dlatego, że starsza siostra wybrała imię dla Dzidzi - rzekła mamusia. - To bardzo odpowiedzialne zadanie.
- Wiem- Ania uśmiechnęła się słodko. - A Dominik, to takie piękne imię, że mój braciszek będzie z niego kiedyś dumny.
- Na pewno - powiedziała mamusia i objęła Anię czule ramieniem.
****
Dzidzia dostała na imię Dominik. Ania nie patrzyła przez mgłę na rozwój Dominika. Czy już wiecie, co to jest patrzeć przez mgłę? To nie BYĆ przy tym, jak Dzidzia z potworka przeistacza się w piękne rumiane niemowlę, to nie jest myśleć, że rodzice kochają bardziej to malutkie stworzonko, niż nas! Rodzice kochają nas tak samo!!!!! Tylko inne mają wymagania! Czy chcielibyście, aby od was oczekiwano zrobienie siusiu do nocniczka? I z tego się jeszcze cieszono? Niemożliwe. Ania pokochała swojego braciszka całym sercem. Ania zrozumiała, że to wszystko co teraz dostaje Dzidzia - Dominik - ona, już dostała. Ania, już wie, że gdy Dominik będzie w jej wieku, to nie będzie się od niego wymagało, aby mówił"ghu, gu", ale żeby czytał...Ot, takie jest życie, ale rodzice kochają nas zawsze bardzo mocno, bez względu, na to ile mamy lat. Pomóżmy nie przeżywać smutków rodzicom, w domach, gdzie urodziło się małe dziecko… Spróbujmy najpierw zrozumieć.