Przyroda zdaje się dopasowywać do wydarzeń, czas wiatrów i słoty - czas diabła.
Nieszczęścia prawie zawsze jesienią
„jak pochwycić wroga, który jest w naszej krwi i w naszych myślach?”
Równość ludzi wobec zła, niemoc
„najlichszy z lichych jestem Panie, tamci cię nie znają, ale mnie ukazałeś się,”
Mur odgradzał go od ludzi, którym chciał im siebie podarować, coż im uczynił?
„Wszystko zostaje człowiekowi odebrane, aby wszystko mogło mu być dane.” - zdania odnoszące się do wiary katolickiej.
Przerażenie, przywiązani do złudnej wolności,
„nie grzeszyć, to mogę, lecz nie chcieć grzechu, tego nie mogę.”
Słabość - ta nas łączy.
„W tym leży godność ludzka, aby nawet bez nadziei żyć, tak jakby stała przy nas na straży.”
„Każda godzina jest nowa i żada oddania całkowitego.”
„Ciągłość cnoty? W niej zawsze jest się u samego początku.”
Nienaganna poprawność niosła mu jeszcze większe osamotnienie, niż niegdyś niechęć.
Po raz pierwszy zwątpił o słuszności obranej drogi.
Zobaczył jak można ostatni oddech podjętemu dziełu oddać. (śmierć pasterza tutejszego)
Ale czysta jest tylko pierwsza łza. Ją jedną składa serce, które bije wtedy nie dla siebie. Dalsze są już splamione tkliwością.
Gdziekolwiek zatrzymamy się, zawsze i natychmiast znajdą się ludzie, których pod innymi postaciami znaliśmy dawniej.
w chwili zdawałoby się wykluczającej samotność była w rzeczywistości nie do wyrażenia samotna. Samotna samotnością najokrutniejszą, którą każdy człowiek musi raz przeżyć, choćby to miało na niego spaść dopiero w godzinie śmierci.
Twarz Anny zdawała się również ulec zatruciu. Była w niej ta sama upiorność, co w tamtych ludziach z okopów: zamazanie granic pomiędzy nienawiścią, strachem i cierpieniem, wzajemne przeniknięcie tych wszystkich uczuć, milczący osad, chłód.
Oto Piotr gorąco zapewnia swego Pana na Górze Oliwnej, iż nigdy nie zaprze się Jego imienia. Jak niewiele mija godzin, aby musiał się przekonać, że nie stanowi o sobie...
A śmierć czymże jest, jeśli nie nagłym przebudzeniem? Jakim każdego z nas zastanie ta chwila: skamieniałym i martwym czy pełnym niewygasłego żaru?
pomyślał, że niedaleka być może jest chwila, kiedy w Michasiu, z pewnością nie splamionym dotychczas żadnym brudnym uczynkiem, odezwie się okrucieństwo. Kogóż może to ominąć?
Proboszcz słuchał z rosnącym niepokojem. Ale jeszcze nie dowierzał. Zbyt dobrze znał zło, aby mógł łatwo obarczać nim człowieka. Wiedzieć, że jest zło, i wiedzieć, że jest człowiek zły, cóż za różnica!
Któż łatwo oddaje się Bogu? Gdy nas zawoła, czynimy wszystko, aby odwlec godzinę poddania się. „Jeszcze nie dziś, jutro...” - powtarzamy. Chcemy uchylić się, dręczy nas strach i niepewność. Modlimy się o czystość, lecz jednocześnie lękamy się, aby Bóg nie dał nam jej zbyt wcześnie.
Proste, tak! Ale łatwe? Jakże może być łatwe życie ludzi, którzy myślą i czynem tworzą wyroki Boga? Oto pełna i straszliwa wolność. Każda godzina nakazuje wybór. Trzeba bez przerwy czuwać. Mój synu, przecież nie wierzy się na zawsze, wierzy się ciągle na nowo.
Bóg żąda od człowieka całkowitej szczerości, okrutnej szczerości!
Usprawiedliwiać swoją nędzę nędzą innych ludzi, jak to łatwo! Powiedzą: „Nie chcemy trudnego życia, nie chcemy być trudni.” Mówią o życiu, a nawet nie wiedzą, że nie żyją. Niewolnicy!
Ale w czymże leży nasza czujność, jeśli nie w czujności wobec innych ludzi, w owej ciągłości stanu zbrojnego pogotowia, czynnego patrzenia i słuchania? Jakiż w nas może istnieć ład, jeśli nie ten, który woła wyraźnym głosem, gdy stajemy wobec obcych losów? „Oto tyle jest w nas prawdy - myśli proboszcz - ile mamy jej dla ludzi. Cóż może Bóg wziąć od człowieka prócz tego, co człowiek ma do dania?