7 (91)


Jesteśmy w trakcie omawiania psychologii..., no najlepiej byłoby powiedzieć, rosyjskiego obszaru językowego, bo zarówno chodzi tu o rosyjską czyli carską psychologię i tę, która była rozwijana w Związku Radzieckim. Mówiłem Państwu o tym, który najczęściej jest wspominany w różnych międzynarodowych podręcznikach, czyli o Iwanie Pawłowie.

Pawłow, jak Państwo doskonale wiecie, stosował dokładnie tą samą metodę co behawioryści, stąd często w rozdziałach o behawioryzmie jest umieszczany, natomiast cele jego badań były nieco inne. O ile behawioryści bardzo często nie interesowali się ośrodkowym układem nerwowym, procesami neurologicznymi uważając, że wystarczy badanie bodźców i reakcji i tego jak one się ze sobą łączą, choć byli oczywiście nieliczni jak [Laszlej], z okresu międzywojennego, mniej więcej współczesny Pawłowowi, jak z tych ostatnich behawiorystów Donald Hebb, znany Państwu zapewne, którzy z badań, czy pewnych hipotez na temat procesów nerwowych uczynili oś swoich zainteresowań. Ale tzw. klasyczni behawioryści tym się nie interesowali.

Pawłow interesował się..., chciał metodami behawiorystycznymi ustalić to, co się dzieje w ośrodkowym układzie nerwowym. Jego podejście było redukcjonistyczne w dwojakim sensie. Po pierwsze w takim sensie, że uważał, że można będzie w przyszłości, czy powinno się już starać żeby to zrobić, zastąpić psychologię neurofizjologią układu nerwowego, że będzie można jakby zredukować naukę o procesach psychicznych do nauki o ośrodkowym układzie nerwowym (OUN) i konsekwentnie starał się tak czynić. Państwo zapewne znacie pawłowowską teorię temperamentu, o której tutaj nie będziemy mówić. Było też podejście Pawłowa redukcjonistyczne w nieco innym sensie. Mianowicie, nawet jeżeli założymy, że Pawłow nie jest psychologiem tylko neurofizjologiem, to i tak należałoby go nazwać redukcjonistą dlatego, że uważał, że całą działalność OUN można opisać opierając się na pojęciu łuku odruchowego, a więc takiej najprostszej jednostki składającej się z receptora, dróg wstępujących, jakiegoś przełącznika w OUN i dróg zstępujących i efektorów. Że jednym słowem cała działalność nerwowa składa się z takich łuków odruchowych, czy też cała struktura OUN składa się właśnie z takich prostych jednostek, i że właściwie poznanie działania tych jednostek, jakie one są, jak są połączone, wystarczy do opisanie zarówno psychiki, jak i tego co jest w OUN.

Były też w Związku Radzieckim i one stopniowo zaczęły dochodzić do głosu, takie próby uprawiania psychologii, czy nawet neuropsychologii, które nie były redukcjonistyczne. Drugim takim, no i obecnie coraz częściej wspominanym także poza psychologią badaczem, bo nie był on tylko psychologiem, zaczynał jako psycholog, był Lew Wygotski. Wygotski był przede wszystkim psychologiem rozwojowym. Usiłował ustalić jak rozwija się psychika. To między innymi Wygotskiemu zawdzięczamy taką popularną ideę w psychologii, Wygotskiemu, Piagetowi, ale Wygotskiemu także, przechodzenia przez stadia rozwojowe. Ta idea, czy ta teoria właściwie, została odrzucona, czy też jest odrzucana, bo nie wszyscy tak czynią, w latach osiemdziesiątych XX wieku. Otóż Wygotskiego interesował rozwój psychiczny w sensie rozwoju ontogenetycznego, interesowały go także..., zresztą związane z tym rozwojem, wpływy kultury, społeczeństwa, stosunków społecznych, pewnych artefaktów kulturowych na ów rozwój psychiczny. Zastanawiał się także Wygotski nad pojęciem wyższych funkcji psychicznych. Ta metafora jest dosyć popularna w psychologii do dziś, choć w zasadzie nie ma jednolitego sposobu rozróżniania wyższych i niższych. Jest to metafora. Wysokie mogą być budynki, czy wysocy bądź niscy mogą być ludzie, natomiast procesy psychiczne mogą być tak nazwane przez analogię.

Co ta analogia miała znaczyć?

Wygotski w swoich badaniach doszedł do wniosku, że wyższe procesy psychiczne to są takie procesy, które podlegają przede wszystkim oddziaływaniom kultury i stosunków społecznych. Można nawet powiedzieć, które nie powstałyby gdyby nie te działania. Uważał, że podstawowym mechanizmem takich oddziaływań, a zatem tworzenia wyższych procesów psychicznych, czyli takich jak świadomość, jak zachowania dowolne, jak myślenie krytyczne, że podstawowym mechanizmem to jest interioryzacja i w ogóle używanie znaków. Powiadał Wygotski w trakcie rozwoju psychospołecznego, ludzie uczą się używać znaków. Dzieje się coś, co zostało nazwane w jego psychologii mediacją. Pomiędzy bodziec a reakcję wchodzi znak używany albo przez inne jednostki, albo przez samą jednostkę i on tak samo jak bodziec działa na jednostkę, czyli decyduje o tym jaka reakcja zostaje wykonana i jak zostaje wykonana.

Sformułował też Wygotski coś, co nazywał podstawowym prawem rozwoju psychicznego, tym prawem opisującym jak powstają wyższe czynności, czy też wyższe funkcje psychiczne. To jest prawie synonim czynność - funkcja, choć nie dokładnie, bo kiedy się używa słowa funkcja to ma się na myśli zarówno czynność, która jest wykonywania, jak i pewną władzę psychiczną do wykonywania tej czynności. Wtedy się mówi raczej o funkcjach. Otóż powiadał Wygotski formułując to prawo, że wyższe funkcje psychiczne w rozwoju swoim, czy też w rozwoju psychologicznym pojawiają się dwukrotnie: raz pojawiają się w planie społecznym, czyli między jednostkami, a drugi raz pojawiają się w planie wewnątrzpsychicznym, czyli są jak gdyby faktycznie i w sensie dosłownym psychologiczne, jak to się tradycyjnie pojmuje.

Cóż to może znaczyć, takie dziwne zdanie, że coś jest najpierw między jednostkami, a potem jest w jednostce? Nie chodzi tutaj o żadne procesy parapsychologiczne. To ilustruje, zresztą przykład jest z Wygotskiego, można to zilustrować na podstawie takiej stosunkowo prostej funkcji, która na ostatnim etapie swojego rozwoju już należy do tzw. wyższych czynności psychicznych, bo jest świadoma i intencjonalna, jak zdolność czy też umiejętność wskazywania: o tam, tam są otwarte drzwi. Znaczy samego wskazywania, bo oczywiście mówienie to jest dodatkowa czynność. Tego się uczymy zdaniem Wygotskiego w sposób następujący: na początku jeszcze nie ma zdolności do wskazywania, w najwcześniejszych okresach życia, w sensie wskazywania czegoś z intencją, świadomie i z zamiarem, ale jest coś, co jest oparte na działalności odruchowej, czyli nieudany ruch chwytny. Dziecko, bardzo małe nie potrafi jeszcze oceniać odległości, tego też trzeba się nauczyć, usiłuje np. dosięgnąć różne rzeczy, które są poza zasięgiem jego ręki. Czyli wykonuje jakieś takie ruchy. Jak coś takiego matka widzi i dochodzi do wniosku, że dziecko chce chwycić przedmiot, a nie ma żadnej obawy, związanej z podaniem mu tego przedmiotu, nie jest to przedmiot niebezpieczny, to mu podaje ten przedmiot. Najczęściej jest to jakaś zabawka, czy coś. I w ten sposób jak cała zabawa się powtórzy wiele razy, to na zasadzie warunkowania, takiego prostego, utrwala się takie zachowanie dziecka, że jeżeli dziecko chce coś dostać, to wyciąga rękę i natychmiast ten przedmiot jest mu podawany. Zatem to, co jest wskazywaniem jest wskazywaniem na początku tylko dla matki, dla dziecka jest to nieudane chwytanie. Matka interpretuje to jako wskazywanie i dzięki zachowaniom matki to się z czasem staje wskazywaniem. Dziecko zaczyna już rozróżniać chwytanie od wskazywania na zasadzie takich prostych mechanizmów warunkowania. A więc mamy wskazywanie w interakcjach na początek, między matką a dzieckiem, a potem dopiero to zostaje jak gdyby uwewnętrznione i uczymy się wskazywania, już takiego z intencją, ze świadomością, różnego, nieudanego chwytania.

I ten prościutki przykład ma ilustrować rozwój w zasadzie wszystkich funkcji psychicznych, od planu zewnętrznego, międzyosobniczego, do planu wewnętrznego. Tak też jest np. z mową, myśleniem, uważał Wygotski, że te dwie funkcje, czy dwie czynności, będąc początkowo oddzielone, rozwijają się tak, że się łączą w sposób dosyć ścisły. Na początku mamy myślenie sensomotoryczne i mówienie, potem myślenie jest właściwie w jakimś sensie oddzielone od mówienia, ale stopniowo zaczyna się łączyć. I etap rozwoju mowy - myślenia, etapy są mówiąc w skrócie następujące: najpierw mamy mowę zewnętrzną, dziecko uczy się naśladować, według klasycznych teorii zachowania werbalne innych ludzi, uczy się wypowiadać słowa, jakiś prostych zdań, uczy się też podlegać zachowaniom werbalnym innych ludzi, czyli w sensie behawioralnym rozumieć to, co się do niego mówi. Chodź tu, tu usiądź, podaj mi to, itd. I mowa jest zatem całkowicie zewnętrzna i służy w interakcjach z innymi ludźmi. To jest jej podstawowa funkcja. Potem około czwartego - szóstego roku życia, pojawia się tzw. mowa egocentryczna, kiedy to, to zresztą eksperymentalnie było zbadane przez Wygotskiego, że tak jest to nikt tego nie kwestionował i nie kwestionuje, że występuje takie zjawisko, można kwestionować jego funkcje, na ten temat dyskutował Wygotski z innymi, otóż mowa zewnętrzna, przynajmniej część z niej staje się tzw. mową egocentryczną. Dzieci często do siebie mówią, a to ja teraz zrobię to i to, albo używają swojego imienia: teraz Jaś zrobi to i to. Osoby także dorosłe w stanach szczególnie dużego pobudzenia, albo samotności, wykonują też takie zachowania, że mówią do siebie.

Mowa egocentryczna znika między szóstym z siódmym rokiem życia. Piaget interpretował to jako etap tego, że dziecko już przestaje być egocentryczne. Że na początku jest egocentryczne, potem nie jest, jak jest egocentryczne to nie potrafi ocenić, czy jest słyszane, czy jest zrozumiane i wykonuje taką mowę niby do innych, ale właściwie do siebie, mowę egocentryczną.

W różnych eksperymentach Wygotski wykazał, że dzieci między trzecim a szóstym rokiem życia nie są egocentryczne, potrafią ocenić, że są rozumiane, słyszane, zatem takie zachowania typu mówienia do siebie muszą pełnić inne funkcje. I z innych badań wynikał, że tego typu werbalne instrukcje pomagają w opanowaniu własnego zachowania. Jakieś skomplikowane dla dziecka reakcje np. reakcja z wyborem są łatwiejsze, jeżeli dzieci sobie powtarzają instrukcję: jak się zapali czerwone światło, to nacisnę ten guzik, a jak się zapali inne, albo się nie zapali, to zrobię coś innego. Otóż mowa egocentryczna ma służyć kierowaniu własnym zachowaniem, ma służyć też takiemu wewnętrznemu myśleniu. Myślenie dziecka ma być takim głośnym mówieniem do siebie. Dopiero po jakimś czasie ta mowa przed egocentryczna, mowa zewnętrzna, która już ma wiele funkcji, ale jeszcze nie jest zewnętrzna, przekształca się w myślenie werbalne, czyli w tzw. mowę wewnętrzną, rozumianą jako posługiwanie się pewnymi wewnętrznymi reprezentacjami słów np. wyobrażeniami słów bądź zdań. Tak w dużym skrócie by wyglądał rozwój np. mowy i myślenia.

Wygotski też w 1934 roku zastanawiając się nad wyższymi funkcjami psychicznymi, czy w ogóle nad funkcjami psychicznymi, zasugerował, jaka jest ich lokalizacja neurofizjologiczna. I o tym sobie teraz pomówimy. Ta idea, że jakoś inaczej muszą się mieścić w mózgu, być zlokalizowane tzw. wyższe i niższe funkcje psychiczne, była rozwijana przez Aleksandra Łurię, kolejnego po Wygotskim i Pawłowie, bardzo znanego rosyjskiego, ale już w tym wypadku nie można powiedzieć psychologa, właściwie neurofizjologa. Łuria co prawda chciał się zajmować psychoanalizą, ale mu reżym komunistyczny nie pozwolił, zajął się twardą nauką czyli neurofizjologią i opierając się trochę na sugestiach Wygotskiego, na jego idei rozwoju psychicznego i jego koncepcji wyższych funkcji psychicznych, zaproponował pewne rozwiązanie problemu lokalizacji funkcji psychicznych. To rozwiązanie, raczej nie znane na zachodzie, zostało w nieco innej wersji przedstawione w latach 80-tych, ja Państwu te dwa rozwiązania będę omawiał łącznie, pokazując jakie są różnice. Najpierw o Łurii.

Otóż Łuria zastanawiając się jak działa mózg odrzucał redukcjonizm pawłowowski, zastanawiając się, co się dzieje w mózgu i jak łączą się jego struktury, odwoływał się do takiego, już sformułowanego przed nim, wielokrotnie przez różnych, pojęcia układu funkcjonalnego. Najpierw o układach funkcjonalnych, które nie koniecznie muszą być związane z mózgiem, ale w ogóle o biologicznych układach funkcjonalnych. Już ta definicja, przyswojona przez Łurię, układu funkcjonalnego jest następująca: układ funkcjonalny jest to zespół tkanek i narządów (czyli zespół jakiś części, bo można mówić o układach funkcjonalnych także poza biologią), dosyć złożony, który jest w stanie realizować stałe zadanie, zmieniającymi się środkami.

Co to znaczy?

Państwo wiecie, że są takie układy w organizmie ludzkim jak układ oddechowy, układ krwionośny i szereg innych, to są owe połączenia tkanek i narządów, co to by miało znaczyć, ze tutaj jest realizowane stałe zadanie zmieniającymi środkami? Np. jeśli to jest układ oddechowy, który się składa z płuc, układu krwionośnego, który rozprowadza tlen do organizmu, składa się z mięśni, które poruszają klatką piersiową tak, żebyśmy mogli oddychać, itd. I na czym polega ich zmienność? Na przykład Państwo wiecie, że jeśli oddychamy, to można oddychać przeponowo, można oddychać przy pomocy mięśni klatki piersiowej i mięśni międzyżebrowych. Zwykle oddycha się trochę tak, trochę tak, podobno są różnice między kobietami a mężczyznami, międzykulturowe, jak ktoś z Państwa chodził na jakieś kursy karate, czy jakiś tam wschodnich walk to go najprawdopodobniej na początku uczyli oddychać przeponowo. Mówili, a to jest najważniejsze takie oddychanie jest efektywniejsze, Europejczycy właściwie nie wykorzystują mięśni przepony do oddychania, a powinniśmy się tego nauczyć. Zatem układ funkcjonalny raz może zawierać tą część, że tak powiem, przeponową, a innym razem może zawierać część mięśni międzyżebrowych i innych. W zależności od płci i kultury, jakiś okoliczności, czy jesteśmy uczeni medytacji i różnych takich rzeczy, czy nie, oddychamy tak, bądź inaczej. Co więcej, w taki układ funkcjonalny mogą też być włączone zewnętrzne różne części. Jeżeli ktoś w wyniku jakiegoś urazu straci przytomność i zatrzyma mu się funkcja oddychania, to przywracamy ją metodą sztucznego oddychania. Trzeba dostarczyć, chociaż nie działają przez jakiś czas jeszcze mięśnie przeponowe, ani mięśnie klatki piersiowej, powietrze nie jest wtłaczane do płuc, zatem trzeba je jakoś zewnętrznie wtłoczyć, np. metodą usta - usta. Zatem to, co robi człowiek inny, staje się na chwilę częścią układu funkcjonalnego tej ratowanej osoby. Dzięki jego zachowaniu, dzięki temu sztucznemu oddychaniu, zostaje najpierw uruchomiony układ funkcjonalny, a po jakimś czasie on zaczyna już zwykle sam działać. Jeżeli to nie pomaga to stosuje się różne sztuczne i bardzo skomplikowane urządzenia, jakieś respiratory, czy w takich drastycznych wypadkach sztuczne płuco-serce.

Zatem istnieją układy funkcjonalne o zmieniających się częściach. Często jest tak, że te części nie zawsze, nie w pełni są naturalne biologicznie. Inny układ funkcjonalny do rozbijania przedmiotów. Natura nas wyposażyła w pięść i możemy waląc pięścią w jakiś przedmiot go rozbić. No ale wcześni przodkowie człowieka, a może nawet wcześniej, odkryli, że ten układ funkcjonalny działa skuteczniej, jak w pięści jest jakiś kamień i wtedy rozbijano. A jeszcze skuteczniej, jak w pięści jest młotek albo młot pneumatyczny, właściwie nie w pięści. Zatem proszę Państwa można powiedzieć, że cywilizacja ludzka polega na zmienianiu przy pomocy różnych artefaktów układów funkcjonalnych, w które wyposażyła nas biologia. W ten sposób wzbogaca się albo repertuar naszych czynności, bo takie rozmaite środki mnożą ilość czynności jakie możemy wykonywać. Naturalnie jesteśmy wyposażeni w zdolność do biegania, jak założymy buty, to nam się lepiej biega, bo sobie nie kaleczymy nóg, jak założymy kolce i biegamy po tartanie, to nam się biega szybciej, bo mamy lepsze zaczepienie. No a jak założymy łyżwy, to nam się biega, a właściwie ślizga po lodzie, a jak założymy rakiety śnieżne, to nam się biega po nartach. Zatem w takiej dosyć naturalnej funkcji biegania, na jej bazie powstają rozmaite nowe funkcje, jak jeżdżenie na łyżwach, nartach, czy używania rakiet śnieżnych.

Teraz wracamy do ośrodkowego układu nerwowego (OUN). Łuria uważał, że także w mózgu tworzą się pewne układy funkcjonalne, czyli pewne grupy komórek, neuronów, czy też pewnych obszarów w mózgu, specjalnie połączonych, które są odpowiedzialne za wykonywanie takiej czy innej funkcji, a w zasadzie mówiąc dokładnie, są odpowiedzialne za neurologiczne podstawy pewnych funkcji. Mamy różne układy funkcjonalne, związane one są z czynnościami, które wykonujemy. Dodatkowo Łuria ustalił, że zupełnie inna jest lokalizacja tzw. wyższych i niższych czynności psychicznych. Otóż niższe czynności psychiczne, czyli te stosunkowo prostsze, naturalne, takie, z którymi jak gdyby przychodzimy na świat, których się też w przypadku gatunku ludzkiego trzeba uczyć, ale właściwie trzeba je trenować, mają lokalizację stałą. Znaczy są związane z możliwymi do pokazania miejscami w mózgu i sąsiadującymi grupami neuronów. Państwo wiecie, widzieliście Państwo mapy mózgu, gdzieś tam w potylicy jest zlokalizowany ośrodek wzrokowy, czyli są takie obszary neuronów, które są odpowiedzialne za spostrzeganie wzrokowe, w okolicy skroniowej z kolei są obszary odpowiedzialne za spostrzeganie słuchowe, część tych obszarów jest odpowiedzialna za spostrzeganie takich specyficznych bodźców, jak bodźce mowy, słowa i zdania języka naturalnego. Wiecie Państwo, że ta okolica mózgu, która się znajduje za bruzdą Rolanda związana jest z różnymi funkcjami percepcyjnymi, natomiast to, co przed bruzdą Rolanda, z funkcjami motorycznymi, czyli z takimi mniej lub bardziej złożonymi ruchami. I takie proste zachowania motoryczne, czy percepcje, mają trwałą lokalizację w OUN.

Kiedy ta teoria Łurii została niezależnie powtórzona na zachodzie w latach 80-tych, w tzw. hipotezie modułowości, bądź modularności mózgu, to zaczęto mówić, że są takie moduły, to są też grupy neuronów zarówno na poziomie korowym, jak i podkorowym, odpowiedzialne za percepcję wzrokową, percepcję słuchową, jakieś proste zachowania motoryczne.

Są też bardziej złożone funkcje psychiczne, które wymagają współdziałania tych prostych i hardwerowo, używając języka komputerowego, zlokalizowanych modułów. Czyli powstają najrozmaitsze połączenia pomiędzy tymi prostszymi modułami, zatem wykonywanie jakiś bardziej złożonych funkcji, jak np. rozumienie mowy czy języka naturalnego, wymaga połączenia takich modułów. No. Bo żeby posługiwać się językiem naturalnym to muszę mieć uruchomiony, musi mi działać odpowiednio moduł związany ze spostrzeganiem słuchowym, z analizą słuchową, muszę odbierać te dźwięki, które do mnie mówią, muszę je rozróżniać, ale muszę także sam mówić. Różne badania pokazują, że wystarczy zaburzenie mówienia i to zaburza słyszenie i odwrotnie. Także to ze sobą współdziała. Więc muszą tu ze sobą współdziałać ośrodki gdzieś w korze ruchowej umieszczone, które są odpowiedzialne za kierowanie narządami artykulacyjnymi, w odpowiedni sposób, tak, by wypowiadać właściwe słowo. Ale muszę jednocześnie rozumieć to, co mówię. Czyli to tego włączone jest, tutaj nie wiadomo gdzie to się mieści, włączone są jakieś części odpowiedzialne za świadomość, rozumienie i takie bardzo złożone funkcje.

W momencie kiedy jakaś część ego układu funkcjonalnego wypadnie, tak czy inaczej mowa jest zaburzona, bo albo my nie słyszymy, albo słyszymy, ale źle wypowiadamy zdania, albo nie rozumiemy gramatyki zdań. Jest takie miejsce na skrzyżowaniu motorycznej kory wzrokowej i kory słuchowej, które jeżeli jest uszkodzone to powoduje niemożność wytwarzania i rozumienia prawidłowych gramatycznie zdań, z jakiegoś języka naturalnego. Zatem żeby się nauczyć takiej złożonej funkcji jak np. mówienie, czy innej złożonej funkcji jak np. wykonywanie jakiś złożonych czynności typu obsługa komputera, czy gra w tenisa, czy cokolwiek to, to wymaga współdziałania wielu nie sąsiadujących ze sobą obszarów mózgu. Musi powstać takie połączenie, czyli tzw. układ funkcjonalny. My się uczymy, ucząc się właśnie tworzą się nowe, trwałe, czy względnie trwałe połączenia w mózgu i w ten sposób jesteśmy w stanie wykonywać daną czynność.

Układ funkcjonalny, tak jak mózgowy, podobnie jak układ oddechowy i inny, realizuje swoje zadanie, stałe zadanie, rozumienie mowy, granie w tenisa, jeżdżenie samochodem, co byście tam Państwo nie wymyślili, zmieniającymi się środkami. Co to znaczy? Np. są ludzie, którzy potrafią rozumieć mowę nie słuchając ją, albo nie słysząc, ale odczytując z ruchu warg to, co się mówi. W takiej sytuacji są ludzie głusi, którzy nie mogą słyszeć, w takiej sytuacji są jacyś szpiedzy, którzy są szkoleni żeby gdzieś tam, z daleka podpatrywać właściwie, zamiast podsłuchiwać, co mówią inni, gdzieś tam ich filmują z daleka, czy przez jakieś przyrządy obserwując, jak oni tam poruszają ustami. Można po pewnym treningu nauczyć się takiego rozumienia mowy. Tutaj dochodzi do pewnej wymiany części układu funkcjonalnego. Zamiast tej części, która jest związana z analizą słuchową, pojawia się część, która jest związana z analizą wzrokową. Funkcję można wykonywać. Zatem także w takich prawie naturalnych sytuacjach może dochodzić do wymiany, przeorganizowania tzw. układu funkcjonalnego.

Ten układ funkcjonalny przeorganizowuje się z takich często naturalnych powodów. Istnieje taka tendencja do upraszczania układu funkcjonalnego. Jeżeli funkcja jest ćwiczona to wypadają z niej pewne części układu nerwowego. Wiemy doskonale, że funkcje ćwiczone się automatyzują. Zakładając, że jest jakaś część mózgu związana ze świadomością, to można powiedzieć, że wypada z układu funkcjonalnego ta część, która jest związana z uświadamianiem sobie tego, co robimy. Automatyzuje się np. posługiwanie klawiaturą komputerową, automatyzuje się posługiwanie maszyną do pisania, tak jak kiedyś się ludzie posługiwali. Automatyzują się pewne czynności motoryczne, np. kierowanie pojazdami. Na początku wszyscy myślą, a gdzie to tam jest ta dźwignia, czy ja mam ją przesunąć w prawo, czy w lewo, jak piszą na klawiaturze to szukają gdzieś tam tych literek. Potem układ się upraszcza, że my np. piszemy nie patrząc na klawiaturę. Nie uświadamiając sobie także tego, co robimy.

Takie upraszczanie układu funkcjonalnego jest z jednej strony korzystne, z drugiej strony nie korzystne. Korzystne, bo my wykonujemy funkcję szybciej i jak gdyby skuteczniej, ale skuteczniej w wyćwiczonych i standardowych warunkach. Jeśli się warunki zmienią, to z powrotem musimy wrócić jak gdyby do dawnej organizacji. Powiedzmy zmieniliśmy sobie klawiaturę komputera na inny układ czcionek. Wtedy z powrotem szukamy nowych znaków, literek, wchodzą jakby dodatkowe czynności patrzenia, poszukiwania, zapamiętywania gdzie, co się mieści, aż znowu się zautomatyzuje dana czynność na danej klawiaturze. Zatem czynności zautomatyzowane są najskuteczniej wykonywane w warunkach nie zmieniających się, albo mało zmieniających się. Kiedy się warunki zmienią, kiedy się z jakiegoś pojazdu przesiadamy na inny, wtedy ta czynność musi się przeorganizować. Musi powstać nowy, inaczej zorganizowany układ funkcjonalny.

Czy te funkcje, które się zautomatyzowały wypadają z tego układu?

Część czynności, np. kiedy się zautomatyzowało pisanie na klawiaturze komputerowej, to ta czynność pisania, używania klawiatury składa się z podczynności, np. patrzenia na klawiaturę i szukania, gdzie jest znaczek. To wypada. Czyli wypadają pewne podczynności ze strony psychologicznej, lub też pewne części układu funkcjonalnego od strony neuropsychologicznej. One wypadają oczywiście z możliwością ich powrotu, przeorganizowania, ponieważ układy funkcjonalne mają to do siebie, że mogą się przeorganizowywać.

Na tej koncepcji układu funkcjonalnego była oparta i do tej pory jest oparta, przynajmniej w pewnych ośrodkach, rehabilitacja osób, które miały ogniskowe uszkodzenia mózgu. Na skutek guza, operacji, jakiejś rany doszło do zaburzenia np. mowy. Z tego powodu, że ktoś miał guza w płacie skroniowym i zaburzona jest jego analiza dźwięków, mowy, a przez to w ogóle jest zaburzone posługiwanie się językiem. Wtedy mu się jak gdyby przywraca ten układ funkcjonalny w taki sposób, że przejmują daną funkcję inne części mózgu, albo sąsiadujące, albo czasem zupełnie nie sąsiadujące, gdy uszkodzenie jest rozległe. Można np. przywrócić temu, kto ma uszkodzony płat skroniowy, rozumienie mowy, wykorzystując analizator wzrokowy i posługiwanie się czytaniem z ust, jak to się mówi popularnie.

Są też przyczyny kulturowe zmienności przeorganizowania się układów funkcjonalnych. W wyznaniach św. Augustyna jest taki fragment, w którym św. Augustyn opisuje jak to dziwnie zachowywał się jego protektor biskup Ambroży, a właściwie św. Ambroży. Ambroży był wg relacji św. Augustyna pierwszą osobą w czasach wczesnego średniowiecza, która potrafiła czytać nie wypowiadając słów. W średniowieczu czytano głośno.

Tak, jak się Państwo uczyli czytać, przynajmniej jak ja byłem uczony to najpierw czytałem z elementarza głośno Ala ma kota, potem coraz ciszej, aż w końcu, no właśnie w tego układu funkcjonalnego wypadła podczęść, czy podczynność werbalizacja głośna. W średniowieczu, ponieważ było mało książek, czytanie było zwykle głośne i zbiorowe. Jedna osoba czytała, przerywano to czytanie, zastanawiano się nad przeczytanym fragmentem, przy okazji dyskutowano, co autor miał na myśli itd. Otóż Ambroży tył tym, może nie jedynym, ale jednym z nielicznych w jego czasach, że sobie czytał nie wypowiadając słów. Państwo wiecie, że jak się uczy obcego języka to też na początku trzeba wokalizować. Nawet musiał się tłumaczyć, bo jakoś dziwnie się zachowywał, że on nie wypowiada, bo on gardło ma słabe i musi oszczędzać. Nie było w zapisach średniowiecznych znaków interpunkcyjnych, ponieważ interpretacja ostateczna zależała od głośnego przeczytania. To w głosie, w wymawianiu było, gdzie kropka, gdzie przecinek, gdzie myślnik itd. Dopiero jak się pismo upowszechniło, na skutek wynalezienia druku przede wszystkim, zaczęło to się oddzielać. Można powiedzieć, że człowiek średniowieczny tak, jak początkujący uczeń w moich przynajmniej czasach, miał inny układ funkcjonalny, odpowiedzialny za czytanie, układ, w którym koniecznie musiało być głośne czytanie słów i zdań, które się czyta. A ten układ się stopniowo uprościł w tym sensie, że wypadła z niego funkcja współcześnie. Uprościł się w ludzkości, że tak powiem, dopiero w późniejszym średniowieczu, czy w renesansie, kiedy zaczęto rzeczywiście czytać powszechnie, nie wypowiadając słów.

Łuria powiada też, że... i tutaj jest jego związek teorii z teorią Wygotskiego, że istnieje zasada tzw. ekstrakortykalnej, czyli pozakorowej właściwie organizacji pewnych, czyli niektórych wyższych czynności psychicznych. Otóż mają one to do siebie, że żeby były wykonywanie to mogą być wykonywane, oczywiście są wykonywanie przy pomocy tych naturalnych układów funkcjonalnych np. odpowiednich, funkcjonalnych układów mózgowych ale jeszcze do tego muszą być jeszcze jakieś dodatkowe, kulturowe środki i narzędzia. No np. czynność rachowania. Jak to są niezbyt duże liczby i niezbyt skomplikowane działania, to możemy rachować, że tak powiem, w myśli. Ale jak mamy bardziej złożone wykonać rachunki, to musimy używać jakiś zewnętrznych środków np. liczydeł, np. kalkulatora, czy współcześnie komputera.

Czynność zapamiętywania pewnych rzeczy jest wykonywana przez Państwa przy pomocy takich środków jak papier i ołówek, albo jak dyktafony, czy co tam Państwo macie, jak nagrywacie. Czyli używacie Państwo oprócz swojej pamięci naturalnej, także pamięci sztucznej, zewnętrznej. Zatem pewne czynności, które można nazwać wyższymi czynnościami psychicznymi, jak percepcja i zapamiętywanie jakiś wykładów, czy wykonywania rachunków, czy innych, są wykonywane przez taki złożony układ funkcjonalny, który poza częściami naturalnymi musi zawierać jeszcze zewnętrzne części sztuczne. Jakie to są części, czy mniej, czy bardziej złożone i jakie to są, to one decydują trochę, czy też w dużym stopniu o tym, jaki jest ten naturalny układ funkcjonowania. Inaczej rachujemy z użyciem kamyków, czy na palcach, inaczej jak na liczydłach, inaczej jak mamy kartkę i ołówek i mamy wyćwiczony sposób zapisu rachunków, inaczej jak mamy kalkulator itd. Takich przykładów można by mnożyć.

Lokalizacja funkcji psychicznych jest albo względnie trwała, w przypadku tych prostszych, można by powiedzieć wrodzona, można by powiedzieć hardwerowa, albo dynamiczna, zmienna, w przypadku funkcji bardziej złożonych. Zatem takie funkcje jak obsługa skomplikowanych urządzeń, jak posługiwanie się językiem, zależy od dynamicznych układów funkcjonalnych, czyli od różnych odległych często neuroanatomicznie obszarów mózgu. Ta dynamika zależy od tego w jakich okolicznościach funkcja jest wykonywana, od tego jak bardzo jest wyćwiczona, a także od takich często niespodziewanych sytuacji, jak np. z powodu uszkodzeń jakiś części organizmu, czy nawet jakiś części mózgu, pewna część układu funkcjonalnego wypada, zatem można przywrócić jego działanie ucząc człowieka, czy ucząc się, często to robimy w sposób nieświadomy, przeorganizowywania owego okładu.

W ten sposób została rozwiązana taka dyskusja, czy możemy mówić o lokalizacji pewnych władz psychicznych, czy pewnych funkcji psychicznych w mózgu, czy nie. Czy możemy znaleźć jakieś ośrodki, które są związane z pewnymi funkcjami, czy też nie. Okazuje się, że to zależy przede wszystkim od złożoności funkcji. Znane są i dobrze zbadane lokalizacje prostych funkcji, jak funkcje motoryczne, czy percepcyjne. Lokalizacje złożonych funkcji, jak np. posługiwanie się językiem są tylko jak gdyby częściowo w nas. My wiemy, że jakiś układ funkcjonalny odpowiedzialny za posługiwanie się mową, potrafimy wskazać niektóre jego części, no i te są dla nas hipotetyczne jakieś, niemożliwe na tym etapie rozwoju wiedzy neurologicznej do wskazania.

To, co powiedział Łuria zostało, jak powiedziałem, w latach 80-tych powtórzone niezależnie w hipotezie modularności. Hipoteza modularności zajmuje się przede wszystkim językiem, tam się nie mówi o układach funkcjonalnych, tylko o modułach i o ich połączeniach. Tam się dopuszcza nieco mniejszą dynamiczność tych połączeń. Powiada się, te połączenia mogą się zmieniać, natomiast nie ma tam takiej zasady, że one się muszą zmieniać, jak w przypadku złożonych układów funkcjonalnych, ponieważ każda czynność jest jednak wykonywana w troszkę innych warunkach.

Proszę Państwa to, co mówiłem na poprzednim wykładzie, gdyby Państwo chcieli zajrzeć do literatury to, co mówiłem, a w każdym razie część tego, co mówiłem, a co będzie obowiązywać na egzaminie jest w książce „Psychologia jako nauka o człowieku” w sylabusie jest. Tam jest jeden rozdział napisany przez Mariusza Maruszewskiego, nieżyjącego już polskiego neuropsychologia i tam jest cała ta koncepcja układów funkcjonalnych i dynamicznej lokalizacji czynności opisanych. I to było by tam. Jeśli będą jakieś pytania, to właśnie z tego, co tam zostało opisane.

Przechodzimy do następnego kierunku, do psychologii humanistycznej. Ja zakładam, że to jest kierunek najbardziej Państwu znany i przez większość najbardziej ulubiony. Ja zresztą jeśli w pytaniach egzaminacyjnych umieszczę jakieś pytania na ten temat, to będą to bardzo elementarne pytania, a natomiast wykład ten będzie miał taki charakter podsumowujący i uzupełniający. To, co ewentualnie może być nowe to pewnie różne informacje dotyczące różnic pomiędzy europejską i amerykańską psychologią humanistyczną i tego, co się dzieje z psychologią humanistyczną współcześnie, co zresztą u Stachowskiego jest dobrze opisane.

W 1957 i 1958 roku zostały zorganizowane w USA dwa zjazdy. To był okres dominacji behawioryzmu. Był okres, w którym się dobrze rozwijała psychoanaliza, ale tylko w pewnych ośrodkach, czy w pewnych obszarach. Te zjazdy amerykańskich psychologów zgromadziły ludzi, którzy interesowali się takimi problemami, które w zasadzie słabo można opisać w paradygmacie behawiorystycznym tzn. problemami świadomości, twórczości, zdrowia psychicznego i tego typu spraw. Otóż na tych zjazdach postanowiono powołać Amerykańskie Towarzystwo Psychologii Humanistycznej, postanowiono też, kilka lat później to rozpoczęto, wydawać pierwsze i do pewnego stopnia główne czasopismo poświęcone problemom psychologii humanistycznej „Journal of humanistic psychology”. Można powiedzieć, że 1957 - 58 rok to są takie umowne daty powstania tego nowego kierunku. Wyrósł on przede wszystkim z takiego jednostronności pewnej, zarówno w behawioryzmu, jak i psychoanalizy. Gromadził raczej ludzi, którzy bardziej zajmowali się praktyką, przede wszystkim praktyką kliniczną, niż teoriami. Tak, że główni amerykańscy przedstawiciele tego ruchu, a są to jak Państwo pamiętacie Maslow i Rogers, startowali jako..., zwłaszcza to dotyczy Rogersa, jako praktykujący klinicyści. Tam, Rogers jak i inni zaczęli poszukiwać jakiegoś nie behawiorystycznego i nie psychoanalitycznego, obydwa poglądy odbierano jako naturalistyczne, czyli nie naturalistycznego poglądu. Zaczęto nawiązywać przede wszystkim do pomysłów [Witaja], o którym ja mówiłem na początku, że jednak inaczej trzeba uprawiać nauki humanistyczne i przyrodnicze, i że psychologia ma być taką nauką humanistyczną, zaczęto nawiązywać do fenomenologii, czyli do tego nurtu filozofii, który wyrósł z psychologii brentanowskiej.

Rogers był klinicystą, w trakcie swojej praktyki klinicznej wypracował sobie przede wszystkim metodę postępowania z pacjentami tzw. metodę terapii skoncentrowanej na kliencie. Kiedy ruch psychologii humanistycznej się ukonstytuował, kiedy świadomie zaczęto tworzyć pewne teorie, Rogers zaczął świadomie nawiązywać do pojęć fenomenologii, do takich pomysłów, że do poznania człowieka najważniejsze jest poznanie jego świadomości, że można świadomość w jakiś taki sposób poznać. Psychologia humanistyczna też miała szereg inspiracji w pomysłach psychoanalityków albo neopsychoanalityków, przede wszystkim koncepcje jungowskie, koncepcje Fromma, koncepcje Horney zdrowia psychicznego, rozumianego nie jako brak patologii, tylko możliwość rozwoju. Z tego w końcu powstała teoria samorealizacji, głównie kojarzona z nazwiskiem Abrahama Maslowa, ale sama koncepcja samorealizacji jest oczywiście dużo starsza, bo pomijając, że Marks jej używał, to używano jej w Renesansie. Samorealizacja jest tutaj rozumiana jako możliwość pełnego rozwoju swoich możliwości. To dopiero w późniejszym okresie psychologii humanistycznej i to raczej w Europie niż w Stanach, zaczęto mówić, że sama samorealizacja, tak pojmowana, nie wystarcza, nie wystarcza, żeby człowiek zrealizował swoje naturalne możliwości, ale powinien je przekroczyć. Zaczęto mówić o tzw. transgresji, czyli o przekraczaniu swoich możliwości, jak gdyby wychodzeniu nawet poza naturalne ograniczenia.

Psychologia humanistyczna rozwijała się nieco inaczej w Stanach i nieco inaczej w Europie. O ile w Stanach to nawiązywano głównie, jeżeli nawiązywano do jakiś kierunków filozoficznych, to do fenomenologii, do badania świadomości, trochę tak, jak to robił Rogers. W Europie nawiązywano raczej do psychologii egzystencjalnej, czy egzystencjalistycznej takiej, co prawda, która wyrosła wprawdzie z fenomenologii, ale która coś innego mówiła, która była popularna w okresie powojennym w Europie , w dużym stopniu. Były też podobieństwa. Podobieństwa polegały głównie na tym, że zarówno europejska, jak i amerykańska psychologia humanistyczna usiłowały zgłębić subiektywny świat człowieka, usiłowały realizować ten neopsychoanalityczny ideał pozytywnie rozumianego zdrowia psychicznego. Usiłowano tam przede wszystkim wypracować inne, nie pozytywistyczne metody badawcze. Usiłowano też stosować, poza takimi metodami i celami nomotetycznymi, które mówiły o tym, że należy formułować w nauce jakieś ogólne prawa, stosować metody idiograficzne i uprawiać trochę psychologię jako naukę bardziej o jednostkach niż o grupach.

Takie założenie implikowało, że nawet staranne statystyczne badania tego, co robi większość, niewiele się przydaje dla poznania jednostki. Jeżeli ja np. zbadałbym Państwa i jakieś wasze właściwości jako grupę, to mógłbym powiedzieć, że 80% to ma takie a nie inne właściwości, to nie wiedziałbym w gruncie rzeczy jakie właściwości ma pojedyncza jednostka, w tym ogólnym przeglądzie. Jeżeli bym formułował jakieś prawa np. mówiące o tym, co się stanie z większością z Państwa, to nie wiedziałbym, co się stanie z każdym z państwa z osobna. Zaczęto zatem szukać innych metod. Zaczęto uprawiać naukę w sposób nie pozytywistyczny, co także oznaczało, że w refleksję naukową, jakby na trwałe, były włączone pewne refleksje o naturze aksjologicznej, dotyczące wartości, problemów etycznych, oceniania. W takim pozytywistycznym modelu nauki, nauka ma właściwie zakaz zajmowania się ocenami. Nauka nie może mówić, co jest dobre, a co jest złe, może tylko mówić, co będzie jeśli coś zrobimy. Psychologowie humanistyczni jednak uważali, że te oceny muszą być wplecione. Zaczęto zatem szukać nowych metod, nowych także celów nauki. Ponieważ ten ruch psychologii humanistycznej, w pewnym memencie, zbiegał się z takimi ruchami społecznymi, głównie w latach 60-tych popularnymi, jak ruch hippisowski, czy pewnymi buntami społecznymi, nie tylko, ale płynącymi najczęściej ze środowisk studenckich. Państwo wiecie, że 68 rok to był taki rok ważnych buntów, rewolt, nie wiem jak to jest nazywane, wydarzeń, zarówno w Ameryce, jak i w Paryżu, jak i też w Polsce. Zatem pewne próby naprawiania stosunków społecznych, jakby zbiegły się i przez jakiś czas współdziałały, wzajemnie się wzmacniały, znaczy mówię o psychologii humanistycznej tego typu.

To ostatecznie doprowadziło do reformy psychiatrii. Najpierw pojawił się taki nurt, który najczęściej jest nazywany antypsychiatrią. Nazwa do pewnego stopnia jest adekwatna, chociaż nie należy rozumieć jej dosłownie. W każdym razie przedstawiciele czy zwolennicy takiego, można powiedzieć antypsychiatrycznego poglądu wyznawali albo mniej, albo bardziej radykalne poglądy. Od takich radykalnych, o których się mówiło, pisało i publikowało to, że choroba psychiczna jest w ogóle mitem; że nie ma czegoś takiego, jak choroby psychiczne; że to, co się określa mianem choroby psychicznej, to są tylko jakieś zachowania niecodzienne dla danej kultury, ale może już całkiem normalne dla innych kultur; i że cała instytucja leczenia psychiatrycznego, to jak powiadają niektórzy przedstawiciele tego nurtu, to jest represja tzw. zdrowej większości przeciwko tzw. chorej mniejszości. To się zbiegało z takimi też w psychologii, w psychiatrii popularnymi modelami społecznej genezy chorób psychicznych. Uważano, że chorób psychicznych nie należy wiązać z uszkodzeniami mózgu, ani z żadnymi takimi rzeczami, które materialnie można by zbadać i pokazać, ale raczej z pewnymi oddziaływaniami kulturowymi.

Zaczęto tworzyć teorie, jaki to sposób wychowania może doprowadzić do czegoś, co się później nazywa zachowaniami schizofrenicznymi. Zaczęto uważać w pewnym momencie, że najlepszym sposobem wychowania, jak się chce mieć schizofrenika, to jest wychowanie nadopiekuńcze, zwłaszcza ze strony matki. Nieograniczone bezpieczeństwo do pewnego momentu, żadnych wymagań, żadnych wzorów funkcjonowania społecznego, w momencie kiedy człowiek wchodzi w dorosłe życie i spotyka się właśnie z wymaganiami, powoduje albo jego nieadekwatne zachowanie, albo jakieś depresyjne emocje i to może doprowadzić do schizofrenii. Oczywiście to w dużym skrócie, bo ta teoria nie była taka prymitywna, jak mogłoby z tego opisu wynikać. W każdym razie zaczęto uważać, że chora nie jest jednostka, chore mogą być stosunki społeczne. Zaczęto zatem rezygnować z jakiś farmakologicznych, a tym bardziej z takich bardziej drastycznych, jak lobotomia czy elektrowstrząsy form psychoterapii na rzecz terapii grupowej, na rzecz terapii rodzinnej, na rzecz uczenia człowieka tzw. zdrowych zachowań. Uważano, że tzw. choroba psychiczna jest to tylko wyuczenie się nieadekwatnego zachowania, w wyniku takich, czy innych oddziaływań. Zatem zaczęto mówić nie tyle o psychoterapii, co raczej o tzw. treningu psychologicznym. Trening miał polegać na takim grupowym ćwiczeniu zdrowych zachowań i likwidowaniu chorych, niezależnie od tego, czy te chore, czy patologiczne nazwalibyśmy neurotycznymi, czy psychotycznymi, czy jakimiś innymi.

Przedstawiciele antypsychiatrii po pierwsze, wszyscy się zgadzali żeby stosować te mniej represyjne, czyli takie np. jak ukazano w filmie „Lot nad kukułczym gniazdem” środki leczenia, na rzecz psychoterapeutycznych. Zaczęto też likwidować to, co się przysłowiowo nazywa domem bez klamek. W klasycznych jednostkach psychiatrycznych izolowano, ograniczano swobody pacjentów, czyli przysłowiowo zabierano klamki, zaczęto przywracać te swobody, zaczęto przywracać prawa pacjentom. To doprowadziło może nie do tak radykalnej reformy, nie tak trwałej żeby całkowicie zlikwidować instytucję leczenia psychiatrycznego, ale na pewno doprowadziło do złagodzenie pewnych metod, do rezygnacji z niektórych. Zaczęto też eksperymentalnie próbować wykazywać niestosowaność, jeżeli tak można powiedzieć, dotychczasowej psychiatrii. Tutaj najbardziej głośne to są eksperymenty niejakiego [Rosenhana], którego pierwszy eksperyment polegał na tym, że do różnych ośrodków psychiatrycznych wysyłał podstawione osoby, które miały udawać zespół objawów, który później w psychologii na trwałe został nazwany nerwicą egzystencjalną, albo inaczej nerwicą niedzielną. Pacjenci się skarżyli na brak sensu życia, na nieumiejętność zorganizowania sobie życia, jeżeli nie organizują im inni, np. praca, poczucie bezsensu, jakie depresyjne odczucia itd. Wszyscy mieli z takimi objawami zgłaszać się do ośrodków psychiatrycznych, gdzie byli na ogół przyjmowani, byli na ogół wstępnie rozpoznawani jako schizofrenicy, zadaniem tych ludzi było natychmiast przestać się uskarżać na cokolwiek i symulować jakiekolwiek objawy, po przyjęciu do szpitala. Obserwowano oczywiście, jak się będzie zachowywał personel psychiatryczny, jeżeli już człowiek będzie się zachowywał normalnie. No i oczywiście personel psychiatryczny tak się zachowywał, że nie zauważał, że on już się zachowuje normalnie.

Po jakimś czasie ci ludzie byli albo wypisywani ze szpitala z taką diagnozą: schizofrenia w remisji, albo z diagnozą wyleczenia, niemniej na ogół nie wycofywano się z tego wcześniejszego rozpoznania schizofrenii, czy jakiejś inne, poważnej jednostki psychiatrycznej. Wtedy, kiedy [Rosenhan] ujawnił swój eksperyment, że to były osoby podstawione, że one właściwie miały obserwować personel, tam tylko chorzy psychicznie się orientowali, że to jest jakiś dziwny człowiek, że on chyba nie jest ich. Natomiast ani wyższy, ani niższy personel się nie orientował. Np. mieli ci eksperymentatorzy zapisywać, co się dzieje, no ukrywali się z tym, żeby się nie wydało za wcześnie, ale dochodzili do wniosku, że nie należy się ukrywać, bo jak oni pisali na oczach personelu, to wtedy w karcie choroby znalazła się notatka: „pacjent uporczywie notuje”. A jak uporczywie notuje tzn. wariat.

Po ujawnieniu wyników pierwszej części eksperymentu, no lekki skandal oczywiście w środowisku psychiatrycznym się zrobił. To była zresztą woda na młyn antypsychiatrów, którzy uważali, że psychiatrzy w ogóle nie są w stanie ocenić, czy ktoś jest zdrowym, czy chory psychicznie. Powiedziano, że będzie druga część eksperymentu, że też będą wysyłane podstawione osoby do różnych szpitali psychiatrycznych, żeby się mieli na baczności. Druga część eksperymentu polegała na tym, że nikogo nigdzie nie wysłano. Wyniki były takie, że część autentycznych, a w każdym razie takich, którzy się sami zgłaszali ludzi została zdiagnozowana jako symulanci, podstawione osoby i nie byli przyjęci do szpitali psychiatrycznych.

To wzmacniało takie pomysły, że w gruncie rzeczy to, czego się uczy człowiek chory psychicznie, to przede wszystkim roli człowieka chorego psychicznie. Trzeba go zatem oduczyć tej roli. Tu zaczęły być popularne, takie idące spoza psychologii pomysły, jak np. teoria [Gofmana] wywodząca się z amerykańskiego, symbolicznego interakcjonizmu, ja o tym nie mówiłem, nie było czasu, ale takiej teorii, która mówiła, że to, czego człowiek się uczy, to uczy się takich sposobów zachowań, które są symboliczne w sensie, że związane są z posługiwaniem się znakami i są znakami samymi w sobie. Uczy się człowiek pewnych ról społecznych. No i tak, jak się człowiek uczy roli studenta, ucznia, nauczyciela, no to może się nauczyć roli tego, kto ma kłopoty psychiczne. Ta rola się potem wzmacnia i stereotypizuje w szpitalu psychiatrycznym, kiedy już mu się mówi w sposób wyraźny, jak ma się zachowywać chory psychicznie.

Zresztą sam..., jeszcze to był taki okres, kiedy wszyscy studenci psychologii mieli jakąś praktykę kliniczną, kiedy w pewnym, nie będę mówił w jakim szpitalu psychiatrycznym ordynator takiego oddziału dla najcięższych przypadków, chciał mi pokazać jak wyglądają wariaci, wezwał pacjenta żeby pokazać jakie on ma urojenia. W karcie choroby było napisane, że on ma takie urojenia, że ma obraz w brzuchu, jakiś obraz, jakiegoś malarza, już nie pamiętam jakiego, znanego. On uważał, że ma. Ja go spytałem: no ma pan ten obraz? Nie, nie mam żadnego obrazu. A tu jest napisane, ze pan ma. Ja nie wiem, co oni tu napisali. Ja im mówiłem, że widziałem taki obraz, który zresztą bardzo mi się podobał. I być może tam używał jakiś metafor, że mu to wsiąknęło tam do „trzew”, czy tam dalej prawda. No w każdym razie w historii choroby było napisane, że jest schizofrenikiem, że ma takie różne, dziwne objawy. To, co się działo w mojej obecności, to taka interakcja, że jak długo ten pytany, indagowany, rzekomo chory zachowywał się normalnie, to psychiatra się strasznie denerwował. On w końcu domyślił się, że trzeba się zachowywać jakoś dziwnie. Zaczął w końcu jakoś dziwnie odpowiadać i lekarz mówi do mnie: no i widzi pan? Tak w każdym razie ja, zresztą wtedy uczony tego społecznego modelu psychiatrii, tak to zinterpretowałem i tak to zrozumiałem. Może teraz bym odebrał inaczej. Teraz znowu się odchodzi od różnych społecznych wyjaśnień chorób psychicznych, na rzecz poszukiwania pewnych mózgowych, czy chemicznych, czy biochemicznych , czy jakichkolwiek innych przyczyn takich zachorowań. Ja myślę, że prawda jest po środku, ze w zależności od przypadku, decydują takie, czy inne czynniki.

W każdym razie w latach 60-tych w skutek antypsychiatrii w historii klinicznej popularny był model choroby psychicznej, jako pewnej szczególnej roli człowieka, której się uczymy w ciągu życia. Zaczęto też powiadać, ze należy odrzucić takie tradycyjne kategorie psychiatryczne, związane z jednostkami chorobowymi, a to nerwica depresyjna, a to nerwica kompulsywna, a to tam jakaś schizofrenia prosta, albo schizofrenia paranoidalna. W Związku Radzieckim była jeszcze schizofrenia bezobjawowa. Różne niewygodne politycznie osoby były umieszczane w szpitalach psychiatrycznej z rozpoznaniem schizofrenii bezobjawowej. Ma schizofrenię, ale nie ma żadnych objawów. To podkreślano właśnie w psychologii komunistycznej, że to może sprzyjać różnym nadużyciom. No i zaczęto mówić, że nawet jeśli do pewnego stopnia są słuszne te rzeczy, o których mówi tradycyjna psychiatria, to one i tak nie mówią tego, co najważniejsze, bo my mając do czynienia z człowiekiem, mówili psychologowie kliniczni, patrzymy na niego nie jak na jednostkę, tylko jak na przypadek kliniczny. Nie widzimy Kowalskiego, nie widzimy Malinowskiego, tylko widzimy schizofrenika, albo neurotyka z objawami tam takiej, czy innej. Nie dostrzegamy zatem tego, co najważniejsze, zatem powinniśmy może nie odrzucić, ale zawiesić rozpoznania psychiatryczne i dowiedzieć się na czym polegają indywidualne kłopoty tego człowieka. Czy je umieścimy potem w kategorii nerwica hipochondryczna, czy w kategorii jakiejś innej, to w gruncie rzeczy jest bez znaczenia. Ważne z czego wynikają jego kłopoty, jak on się nauczył, bądź nie nauczył z nimi radzić, domyślacie cię Państwo, że on się nauczył, ale w sposób nieprzystosowawczy. Zatem na tym się należy skupić.

Z tych, takich antypsychiatrycznych pomysłów niewiele zostało. Zostało pewne jednak złagodzenie pewnych metod leczenia, czy też trwałe zarzucenie takich, jak..., znaczy nie wiem na ile trwałe, czy one nie są stosowane, jak np. elektrowstrząsy.

Na czym polegała różnica między amerykańskim i europejskim podejściem?

Mówiąc wprost, nie naukowo, to można by powiedzieć, że europejska psychologia humanistyczna była mniej optymistyczna. W pewnym sensie. Chociaż w innym sensie bardziej. Zaraz powiem Państwu, o co tutaj chodzi. Otóż w Europie psychologię humanistyczną tworzyli, tak się złożyło, nie wiadomo dlaczego, a może to nie przypadek, ludzie, którzy byli szczególnie dotknięci przez II Wojnę Światową. Bardzo często były to osoby, jak np. Frankl, jak np. Binswanger, które po prostu były więźniami obozów koncentracyjnych. Tak, czy inaczej II Wojna Światowa bardziej dotknęła i wprost wszystkich Europejczyków, Amerykanów tylko pośrednio i tylko tych, którzy byli żołnierzami. I o ile Amerykanie mogli sobie spokojnie akceptować taką teorię, jak teoria Maslowa, znana Państwu teoria hierarchii potrzeb, która mówi, że są potrzeby uhierarchizowane, w tym sensie, że te niższe w hierarchii są bardziej naturalne, wcześniejsze, a jednocześnie muszą być w pierwszej kolejności zaspokojone. Zatem jeżeli mamy niezaspokojone potrzeby fizjologiczne, czy potrzeby bezpieczeństwa, to nie myślimy o potrzebach poznawczych, czy potrzebach estetycznych. A jak te z kolei są niezaspokojone, to nie myślimy o samorealizacji. Istnieje hierarchia zaspokojenia potrzeb. Maslow twierdził, że jeśli są niezaspokojone potrzeby niższe, to nie ma mowy o uruchomieniu potrzeb wyższych. O to chodzi w całej hierarchii potrzeb.

Natomiast Europejczycy zauważyli, w trakcie pobytów w różnych obozach koncentracyjnych, że pomimo skrajnej frustracji, nawet tych podstawowych, niższych potrzeb fizjologicznych, ludzie jakoś tam podlegali oddziaływaniu potrzeb wyższych. Usiłowano pomagać sobie wzajemnie, poświęcali się jedni za innych, próbowali w obozach koncentracyjnych organizować ruch oporu. itd. Tego typu doświadczenia pokazywały, że takiej hierarchii w gruncie rzeczy nie ma, przynajmniej w Europie.

Zaczęto też, jak się skończyła wojna, zaczęła wzrastać popularność psychologii egzystencjalnej, która powiadała, że największemu złu, jakiemu może podlegać człowiek, to poddanie się, jak to mówił [Heideger] tzw. władzy „się”: żyć tak, jak SIĘ żyje; postępować tak, jak SIĘ postępuje, że wtedy traci się własną indywidualność, wtedy nie zastanawiamy się nad różnymi najważniejszymi sprawami. Człowiek, na ogół , nie jest w stanie się wyzwolić spod władzy „SIĘ”, takiego łatwego i konformistycznego życia, jak długo jakaś tragiczna, szczególna, wyjątkowa, się mówi, jest takie określenia na tego typu sytuacje. Egzystencjalna sytuacja go nie wytrąci z tego panowania władzy „się”. No i takim opisem wytrącenia spod władzy „się” jest „DŻUMA” Camusa, kiedy ludzie się sobie żyją w taki sposób, że właściwie nie wykorzystują swoich możliwości, dopiero walka z dżumą uruchamia najrozmaitsze, często dla nich samych nieoczekiwane możliwości.

Właściwie nieliczni tylko Amerykanie przejmowali się psychologią egzystencjalną. Do nich należał [Rollo Mey], który w latach 50-tych, jeśli dobrze pamiętam, był chory na gruźlicę, to był wprawdzie okres, w którym już stosowano penicylinę i właściwie chyba nie było zagrożenia życia, ale przynajmniej w jego mniemaniu, takie zagrożenie było i kiedy był w sanatorium, zaczął się zastanawiać nad własnym lękiem i tak zastanawiać się z perspektywy nie tylko człowieka przeżywającego lęk, ale także psychologia, który o tym lęku może sobie poczytać. I wtedy doszedł do wniosku, że psychologiczne opisy lęku właściwie nie oddają istoty tego przeżycia. Zaczął sięgać do [Kildebarda], do takiego prekursora egzystencjalizmu i doszedł do wniosku, że to dużo bardziej, w sposób o wiele bardziej przekonujący pokazuje to, co on przeżywa w danym momencie. Jednym słowem, mówiąc krótko, różnica między podejściem europejskim, tym podejściem egzystencjalistycznym a podejściem humanistycznym, jest to różnica w stosunku do lęku. Dla takiego typowo amerykańskiego podejścia lęk jest jednoznacznym złem i cała terapia, jak np. terapia Rogersowska, skierowana jest na tą, u Rogersa to jest metodą takiej bezwarunkowej akceptacji, żeby ten lęk likwidować. A jak się zlikwiduje lęk, tak przynajmniej jest u Rogersa, to się automatycznie, jak gdyby przywraca..., likwiduje jednocześnie mechanizmu obronne i przywraca zdrowe funkcjonowanie psychiczne. Europejczycy bardzo często mówili, że lęk jest po pierwsze nieodłączny od życia człowieka, a po drugie ma także funkcję pozytywną, że potrafi przyspieszać rozwój psychiczny, zatem terapia ma być nie tyle nastawiona na likwidowanie lęku, co nauczenia człowieka życia z lękiem, radzenia sobie z lękiem. Albo też pozytywne wykorzystanie takich stanów psychicznych. We wszystkim innym obydwa te nurty się zgadzały.

Następnym razem sobie jeszcze powiemy o współczesnym stanie psychologii humanistycznej.

Historia myśli psychologicznej wykład 7

Prof. Bobryk str. 1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
91 Nw 05 Amator stereo
F1 91 Układy arytmetyczne 6
91 93
89 91
91 Nw 04 Dwa biosy
91 94
89 91
przebieg negocjacji PL UE id 91 Nieznany
91 Zdania podrzedne z ze 1 id Nieznany (2)
91 114 spiewy miedzylekcyjne F Raczkowski 2
highwaycode pol c6 motocykle (s 27 28, r 84 91)
98 91
Mazowieckie Studia Humanistyczne r2008 t12 n1 2 s75 91
91 1301 1315 Stahl Eisen Werkstoffblatt (SEW) 220 Supplementary Information on the Most
91-96, Wykłady rachunkowość bankowość
2Tabela 91, Fizyczna II
91 92
page 90 91
91 Koncepcje budowy norm prawnych

więcej podobnych podstron