PLANETA ŚMIERCI
Pulpit sterowniczy rozbłysł kolorami migoczących kontrolek. Ogłuszający pisk alarmowy obudził majora Kenneta, i w pewien sposób przywołał go na mostek. Był już tam jego zastępca, kapitan Relins. W rozpiętym mundurze, pochylał się nad konsoletą i próbował rozmawiać z kimś przez radio. Z kimś ze statku, ponieważ kontakt z bazą utracili dobre dwa lata temu, a teraz „zwiedzali” wszechświat. Za pięć lat mieli powrócić z wyprawy badawczej.
- Co się dzieje kapitanie? - Zapytał swojego podwładnego.
- Chwileczkę, majorze. - Rzucił przez ramię oficer. - Co...?! Nic nie rozumiem! - Krzyknął do mikrofonu. Radio zatrzeszczało, dało się słyszeć przez chwilę czyjś głos, lecz tak zniekształcony przez trzaski, że praktycznie nie dało się rozróżnić słow.
- A może tak przełączyć na wewnętrzne nadawanie? - Zapytał Kennet. Zdziwiony kapitan spojrzał przez ramię na swego podwładnego. Kennet zobaczył, że i jego alarm musiał obudzić. Świadczyły o tym podkrążone oczy, rozczochrana fryzura, a także chrapliwy głos.
- A, tak. Dziękuję, majorze. - Relins nacisnął przycisk na panelu kontrolnym. Przycisk rozbłysł zielonym światłem. Głos dobiegający z głośnika od razu stał się wyraźniejszy. Jakiś mężczyzna wołał:
- ...czy jest tam Kennet? Czy jest tam major Kennet?! - A po chwili, jakby gdzieś z boku. - Synu, zostaw tą dźwignię!
- Tu major Kennet. Słucham? - Powiedział dowódca do mikrofonu.
- Majorze, natknęliśmy się na coś ciekawego. Bardzo ciekawego. Proszę spojrzeć na ekran.
Kennet spojrzał. Ekran migotał. Po chwili dało się na nim zauważyć zielono-niebieskawą planetę, wokół której krążyła mniejsza, prawdopodobnie księżyc.
- Czy sprawdziliście, co to za planeta? - Zapytał major.
- Tak. - Padła krótka odpowiedź z głośnika. Milczenie przedłużało się. Kapitan Relins nie wytrzymał.
- I co? S k l a s y f i k o w a n a? - Zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie. - Ta krótka odpowiedź starczyła za całą przemowę.
Kennet zastanawiał się, jakie korzyści wypłyną z tego faktu. Znaleźli, po dwóch latach poszukiwań, niesklasyfikowaną planetę!
Od lat Rasa poszukiwała w całym kosmosie planet gotowych do zasiedlenia. Bogatych w surowce, których brakowało na ich wyjałowionej latami, wiekami wręcz, planecie. A teraz po tak długim okresie znaleźli planetę! Planetę, która nie widniała jeszcze w Rejestrze Rasy! Ale co z tego, jeśli z tego faktu nie wynikną żadne korzyści?
- Gdzie się znajdujemy? - Zapytał Kennet nawigatora siedzącego na mostku.
- Jak to, gdzie? - Mężczyzna z początku nie zrozumiał pytania. - Na statku, na „Zwiadowcy” należącym do Rasy.
„Zwiadowca” - tak nazwał swój statek major Kennet. Wtedy jeszcze porucznik Kennet. Dwadzieścia trzy lata temu, kiedy Rada powierzyła mu dowodzenie na lądowniku był pijany ze szczęścia. Przez dwadzieścia trzy lata próbował odwdzięczyć się Radzie za zaufanie, którym go obdarzono i przez ten okres czasu nie miał sposobności, by to zrobić. Aż do dziś. Jeśli tylko okaże się, iż ta planeta...! Ach!
- Jaki układ słoneczny? - Sprostował pytanie. Nawigator milczał przez chwilę.
- Obawiam się, iż jest to gdzieś na końcu wszechświata.
Relins spojrzał na majora. Jego wzrok wyrażał nieme pytanie: „Gdzieś ty nas sprowadził, majorze Kennet?” Dowódca sam zadał to pytanie, lecz na głos:
- Gdzie my u licha jesteśmy? - Ale odpowiedziała mu tylko cisza.
·
- Majorze! - Krzyknął po chwili nawigator. - Coś się do nas zbliża.
- Czyżby statek kosmiczny? O b c y?
- Obawiam się, że nie wiem. Raczej nie. Wygląda to na sztucznego satelitę.
Na ekranie znów zamigotał obraz. Planeta znikła im z oczu. Jej miejsce zajął walcowaty przedmiot z dwoma ramionami, pokrytymi jakimś połyskliwym metalem.
- Co to jest? - Zapytał major.
- Sprawdzam. - Padła krótka odpowiedź. Głos nie należał ani do nawigatora, ani do kapitana Relinsa. Major obejrzał się za siebie. Za nim z komputerem w dłoniach stał historyk I-szego stopnia. Po chwili milczenia odezwał się bezbarwnym tonem. - To niemożliwe...
- Co to u licha jest? Mów, bo się zbliża.
- He...! - Zaśmiał się krótko historyk. - Wygląda to na satelitę. Meteorologicznego.
- Co to znaczy? - Głupio zapytał Kennet.
- Albo jest to „nasz” satelita, który zabłąkał się trzysta lat temu, kiedy jeszcze takich używaliśmy, albo mamy do czynienia z obcą formą życia. Inteligentną na dodatek. - Historyk podniósł wzrok i spojrzał w zdziwione oczy dowódcy.
- Czy... Czy jesteśmy na kolizyjnym? - Padło kolejne głupie pytanie, tym razem ze strony kapitana Relinsa.
- A jakie to ma znaczenie? - Odpowiedział major. - Jeśli nawet, to ten satelita musi być wielkości kontrolki przy tobie. Nawet jeśli, to nic nam się nie stanie. „Zwiadowca” to dobry okręt. Zbudowany z wytrzymałych materiałów. Plastostal jest bardzo ciężko zniszczyć. Gdyby „Zwiadowca” był zbudowany z czegoś słabszego, to z pewnością nazywałby się „Wrak: kosmiczna porażka Rasy”. - Ten niewinny żart wywołał salwę śmiechu u nawigatora i historyka. Relins zaczerwienił się lekko.
- Dobra. Zebrać techników, biologów i kogo tam jeszcze trzeba. - Powiedział spokojnie Kennet. - Wejdziemy na orbitę i poobserwujemy sobie obiekt.
·
„Zwiadowca” krążył po orbicie już trzeci „lokalny” cykl słoneczny. Ustalono, iż na planecie znajduje się odpowiednia mieszanina tlenu i azotu, pozwalająca na poruszanie się po niej bez skafandra. Planeta zaklasyfikowana została jako odpowiednia do zasiedlenia. Ale to były tylko wstępne analizy. Miną miesiące, zanim do końca będziemy pewni, czy na planecie X27BZ73S da się żyć. Dalej wielką niewiadomą pozostawało pytanie: „Czy na X27BZ73S istnieje życie?”
Kennet zastanawiał się, skąd u licha na orbicie X27BZ73S satelita meteorologiczny Rasy? Trzystuletni satelita Rasy! Kennet zbadał dokładnie historię Rasy, już jako nastoletni chłopiec, i nie było w niej mowy o żadnym zaginionym satelicie! Jeśli był to satelita zwiadowczy, to czemu komputer „Zwiadowcy” nie odnotował sklasyfikowania strefy ani układu słonecznego w jakim się znajdowali?
·
- Majorze, grupa badawcza dopytuje się, czy może zejść na powierzchnię?
- Hm...? - Mruknął Kennet.
- Grupa zwiadowcza. Są już gotowi.
- I?
- Znajdujemy się na orbicie X27BZ73S już tydzień.
- Uważasz, kapitanie, że to wystarczająco dużo? A co my tak naprawdę wiemy na temat X27BZ73S?
- Że jest to planeta znajdująca się w układzie słonecznym wraz z ośmioma innymi. Posiada trzy księżyce. Możliwe, iż zamieszkała przez istoty inteligentne. Dookoła planety znajduje się naturalna powłoka zbudowana głównie z ozonu.
- Tydzień... Dobrze zejdziemy juto. Iloodobowa grupa badawcza idzie?
- Siedmio.
- Kto?
- Ja, historycy, I-szego i II-go poziomu, dwóch biochemików, astrofizyk, matematyk i psychoneurotyk.
- Osiem.
- Siedem, dwóch...
- Osiem, kapitanie. - Przerwał mu major. - Idę jeszcze ja. Pan zostaje. Pod moją nieobecność będzie pan dowodził „Zwiadowcą”.
- Ależ majorze...
- Milcz Relins. Wiem, daje to dalej o jedną osobę za mało do pełnej ósemki. Z grupą zwiadowczą pójdzie jeszcze... XV-2.
- Android...?
- I owszem, ale i lekarz. O włączeniu lekarza do grupy badawczej pan nie pomyślał, między innymi dlatego pan zostaje, kapitanie.
·
Dumny buc! Myślał Relins wychodząc z pokoju dowódcy. Swe kroki skierował na mostek, gdzie grupa naukowców obserwowała planetę.
- Interesujące... - Mruknął jeden z nich, lecz kiedy tylko zauważył kapitana, zamilkł.
- Co jest interesujące? - Zapytał Relins.
- Ten, tego... Nic? - Speszył się klimatolog.
- Co jest interesujące? - Zapytał raz jeszcze, tym razem tonem nieznoszącym odmowy.
- Tego... Zwykłe... Cyrkulacje powietrza... Ruchy mas wody... W powietrzu, nic interesującego.
Cholera, nawet oni! Nawet załoga coś przede mną ukrywa.
·
Prom kosmiczny „Zwiadowca 1” bez problemu pomieściłby na swym pokładzie całą liczącą ponad stu osobową załogę, lecz w porównaniu do swego pierwowzoru, do „Zwiadowcy”, był niczym innym tylko małym stateczkiem.
Prom mogący pomieścić w swych trzewiach ponad sto osób, miał pomieścić ich ledwo piętnaście. Nieoczekiwany wzrost liczby personelu biorącego udział w ekspedycji, zawdzięczany był Kapitanowi Relinsowi. To on zwrócił słuszną uwagę na nie pozostawianie promu bez opieki i na zaopatrzenie się w ochronę. I tak promy na planecie X27BZ73S miało pilnować dwóch ludzi, zdolnych w każdym momencie na ucieczkę z nieprzyjaznej planety, jak i na sterowanie licznym zewnętrznym uzbrojeniem promu.
Trzy osoby stanowiły „straż” ekspedycji. Był to tylko i wyłącznie wymóg regulaminu, gdyż każdy naukowiec, czy badacz starający się o stopień „poszukiwacza” musiał przejść specjalne szkolenie, mające w swym programie: umiejętność posługiwania się lancą laserową, samoobronę i udzielanie pomocy rannym.
Do dnia dzisiejszego takie kursy sprawdziły się tylko kilkakrotnie w historii Rasy, podczas podboju dwóch innych, słabszych.
Prom wystartował z cichym szumem silnika. Możliwe było całkowite wyciszenie pracy promu, lecz wszyscy zgodnie stwierdzili, że wolą aby to nie nastąpiło. To dawało im swoiste poczucie bezpieczeństwa. Wiedzieli, że wszystko jest pod kontrolą.
Nie bali się tego co zastaną na owej planecie, nazwanej przez majora Kenneta X27BZ73S, w sektorze X27. Dzięki psychoneurotykom strach jako-taki został wyeliminowany z ich podświadomości.
Prom z cichym szumem wylądował. Właz został otwarty.
·
To co ujrzeli zaraz po wyjściu przerosło ich oczekiwania. Skąpana w porannym słońcu równina w niczym nie przypominała ich ojczystej planety Louga. Resztki jakiejkolwiek fauny, przedstawiały się mizernie. Karłowate krzaki, i nic poza tym. Wszędzie piasek, słońce i krzaki.
Przedarli się na wzniesienie. Z tej lokacji ujrzeli wielkie fortyfikacje wznoszące się pod samo niebo. I ani śladu jakiegokolwiek życia. Tylko piasek, słońce, miasto i wiatr.
- Sformować szyk obronny. - Zarządził major Kennet, ustawiając się na czele kolumny. Ustawił poziom mocy w lancy na ogłuszenie. Taki sam rozkaz wydał swoim podwładnym.
Kiedy weszli na teren pierwszych zabudowań powitała ich grobowa cisza. W mieście nie było ani śladu życia. Budynki, pojazdy, rzeczy pozostawione były jakby w pośpiechu. Porozbijane wehikuły stały tu i tam, lekko zasypane piaskiem naniesionym przez wiatr.
- Co to za dziwne pojazdy? - Zapytał jeden z biochemików, patrząc na wehikuł.
Wehikuł miał cztery koła i dużą osadzoną na nich kabinę. Posiadał on również cztery włazy wejściowe, pozbawione plastostalowych wizjerów. Posiadał dziury po wizjerach. Kabina wyglądała dość dziwnie. Dwa fotele z przodu, wykonane z nieznanego pochodzenia materiału, kółko, zapewne służące do sterowania i trzy dziwne wajchy na podłodze.
- Jak tym można się poruszać? - Dziwił się jeden z wartowników, usadziwszy się w kokpicie pojazdu. Rękami próbował sięgnąć w dół aby dotknąć którejś z wajch. Wyglądało to dość komicznie, jednak nikomu z nich nie chciało się śmiać.
Jeden z historyków podszedł do wielkiej dziury w budynku. Na jej obrzeżach ujrzał dziwną, przeźroczystą substancję. Lekko dotknął jej opatrzonymi w skafandrowe rękawice palcami. Substancja okazała się być bardzo krucha.
- Ty - Zwrócił się do najbliżej stojącego biochemika. - Pobierz próbkę substancji. Uwaga! - Powiedział do ogółu. - Przejrzymy jeszcze tylko ten budynek i wracajmy do promu.
- Majorze. Mam jakiś dziwny odczyt na liczniku. - Powiedział drugi z biochemików. - Proszę na to spojrzeć.
Major spojrzał na licznik. Wskaźnik wariował. Pokazywał jakieś niedorzeczne odczyty.
- Pobierz próbkę podłoża. Ruszać się! - Krzyknął do reszty. Sam z trzema wartownikami obserwował okolicę. Chwilę później wracali już „Zwiadowcą 1” na lądownik.
·
Lądownik „Zwiadowca” znajdował się na orbicie około planetarnej już ponad miesiąc, a prace na temat poznania planety posuwały się mozolnie do przodu. Naukowcy pobrali próbki ziemi, i doszli do wniosku, że gleba jest zanieczyszczona przez jakieś radioaktywne specyfiki. Ku uciesze majora Kenneta, okazało się, iż owe promieniowanie oddziałuje i owszem na nich, lecz badania na powierzchni mogą być dalej prowadzone w skafandrach ochronnych „Zwiadowcy”.
- Majorze, znaleźliśmy coś ciekawego. - Zabrzęczał głos Relinsa w głośniku. - Proszę przyjść do laboratorium.
- Już tam idę. - Odpowiedział major, i ruszył w kierunku sali.
Kiedy automatyczne drzwi z cichym szumem otworzyły się, Kennet znalazł się w jasno oświetlonym pomieszczeniu. Na wielkim stole leżał obcy. Był martwy. Kilka monitorów pokazywało strukturę cząsteczkową istoty, a kilka innych budowę.
- Proszę spojrzeć, majorze. - Powiedział wysoki biochemik, trzymający dziwną substancję, znalezioną podczas pierwszego lotu na X27BZ73S. - Powłoka ochronna obcego jest dziwnie nietrwała. - Mówiąc to przyłożył koniec krystalicznej substancji do powłoki i lekkim ruchem naciął ją. Kennet przypomniał sobie, iż kiedyś i Rasa używała takiego materiału. Nazywali go wtedy szkłem. Ale było to ponad trzysta lat temu!
- Czemu nie zostałem o tym wcześniej poinformowany? - Zapytał Kennet, wpatrując się w obcego. Powłoka skórna obcego była dziwna. Zaróżowiona, a nie zielona jak u Rasy. Obcy miał dziwny kształt; walcowaty korpus, od którego u dołu odchodziły dwie macki?, Odnogi?. Górna część korpusu opatrzona była w mniejszą walcowatą część, na której spoczywała głowa. Tuż obok szyi obcego, na skraju korpusu wyrastały kolejne dwie odnogi ciała.
- Dopiero dziś udało nam się stwierdzić, iż szkło jest bardziej wytrzymałym materiałem, niż powłoka „obiektu X”.
- Chodziło mi o to, skąd i kiedy, na „Zwiadowcy” wziął się „obiekt X”.
- Skąd...? Z planety X27BZ73S. Wczoraj, kiedy wróciła grupa badawcza, pod wodzą kapitana Relinsa. - Odpowiedział biochemik. - Istota jest dziwnie zbudowana. Dolne kończyny, służyły zapewnię jako środek lokomocji, górne... yyy... Jako kończyny chwytne. - Streścił po krótce wynik swych jednodniowych badań biochemik.
- Dobrze. Kontynuujcie badania, sierżancie. - Laborant spojrzał na dowódcę. Pierwszy raz słyszał, żeby major zwrócił się doń inaczej, niż biochemiku, czy inżynierze.
Kennet opuścił laboratorium i udał się na mostek. Jak zwykle, przy aparaturze siedziało trzech nawigatorów. Relinsa nie było.
- Gdzie jest kapitan Relins? - Zapytał najbliżej siedzącego podwładnego.
- Jak to...? - Zdziwił się tamten. - Poleciał na X27BZ73S, aby zbadać czy na planecie nie ma żywych form życia. Bo podobno wczoraj na „Zwiadowcę” trafił martwy obiekt.
- Racja. Z czyjego rozkazu kapitan Relins wyruszył? - Zapytał wściekły dowódca.
- Podobno z pańskiego... - Padła niepewna odpowiedź.
- Proszę nawiązać kontakt radiowy z kapitanem. Na połączenie zaczekam w swoim pokoju.
- Tak jest, sir. - Powiedział radiooperator, przysłuchujący się rozmowie, i zaczął wywoływać Relinsa przez radio.
Kiedy Kennet powrócił do swej kajuty, na wideofonie widniała informacja, iż połączenie nie może zostać zrealizowane, gdyż warunki atmosferyczne X27BZ73S uniemożliwiają połączenie.
Wściekły na swego podwładnego, dowódca „Zwiadowcy” udał się do laboratorium.
- W jakich okolicznościach nastąpił zgon, i gdzie odnaleziono obiekt? - Zapytał bez ogródek.
- Z tego, co mi wiadomo - powiedział ten sam biochemik, z którym major rozmawiał wcześniej - w jakimś budynku podziemnym, zbudowanym z grubej warstwy budulca, zwanego potocznie „betonem”.
- „Beton”, skąd ta nazwa? Pierwszy raz ją słyszę.
- Na X27BZ73S znajdowało się wiele pisanych dzieł, pozwalających na osiągnięcie doskonałości w wybranej dziedzinie życia. Nasi lingwiści rozpracowali system językowy obcych.
- Znaleźli coś ciekawego?
- Ta... Wiele wojen, kilku monarchów, i to, iż cywilizacja zwała się ludzką. - Inżynier „przekroił” korpus obcego nożem laserowym. - Najśmieszniejsze jest to, iż na X27BZ73S panował dziwny podział władzy. Było kilkuset władców naraz, a każdy sprawował władzę nad swym sektorem. Władcy często wojowali, chcąc pozyskać choć częściową władzę nad słabszymi od siebie sektorami.
- Interesujące. Kontynuuj...
- Okazało się, iż cywilizacja, jeśli tak można ich nazwać, zatrzymała się kilka lat temu na poziomie komputerów i pierwszych podróży kosmicznych.
- Zaraz, zaraz. Jeśli posiadamy wszystkie te informacje, to czemu do jasnej cholery tkwimy na orbicie X27BZ73S, zamiast wracać do domu?
- Ponieważ X27BZ73S jest inna, niż w opisanych księgach znajdujących się na planecie.
- I...? - Nie zrozumiał Kennet.
- I to, że w ostatnich informacjach podane było, iż władca największej strefy, zwanej Stanami Zjednoczonymi, dokonał testu nuklearnego. W wyniku czego na planecie przestało istnieć życie. Pod jakąkolwiek formą. Owe rośliny, o których pan wspominał w swym raporcie, majorze, to skamieliny. Resztki skał, dokładniej mówiąc, wyrzeźbione przez wiatr.
- Jeśli wierzyć prognozom - ciągnął dalej inżynier - planetę da się skolonizować, ale tylko w wybranych strefach klimatycznych.
- Czy to znaczy, iż na X27BZ73S nie ma stałego klimatu? - Zapytał z niedowierzaniem Kennet. Na ich ojczystej planecie była tylko jedna pora klimatyczna; co drugi dzień padał deszcz, a temperatura wynosiła około 3 stopnie.
- Tutaj, na X27BZ73S rozróżniamy jakby dwie pory klimatyczne. Upalną i Zimną. W strefie Upalnej, która analogicznie następuje po strefie Zimnej, X27BZ73S rozbudzała się do życia. Temperatura wzrastała do poziomu od 1 do 5 stopni. W zależności, na której części globu. Były i takie strefy, gdzie przez całą strefę Upalną temperatura nie przekraczała 0 stopni. A w strefie zimnej spadała do minus 5 stopni!
- Cholera! - Zaklął pod nosem major. - Czekamy na przylot grupy ekspedycyjnej i postanowimy, co dalej.
·
Relins posłusznie przysłuchiwał się naganie od dowódcy „Zwiadowcy”. Niesubordynacja, kradzież promu, zlekceważenie dowódcy... Ale Kennet postanowił pozostawić Relinsa na obecnym stanowisku.
·
Planeta X27BZ73S, myślał major. Tak bliska naszej, a tak daleka... Takie możliwości... Ach! Gdyby nie konflikty władców, Rasa zyskałaby nowych niewolników, a on, major Kennet, może zostałby pełnoprawnym dowódcą eskadry badawczej! A teraz... Wyjałowiona gleba, skażenie, które zagraża wszystkim, którzy nie założą kombinezonów ochronnych.
I ta dziwna wiadomość z laboratorium medycznego... Kapitan Relins, dzieje się z nim coś dziwnego. I z członkami jego pięciu ostatnich wypraw. Dwadzieścia siedem osób chorych. Na chorobę, której oni, neurochirurdzy nie znają. „Najdziwniejsze jest to, - pisał w jednym ze swych raportów o stanie zdrowia pacjentów jeden z neurochirurgów, - iż w ciele kapitana Relinsa, ani w ciałach innych badaczy nie odkryto żadnych śladów wirusów, ani obcych bakterii. ”
Sprawa wyjaśniła się po kilku dniach, kiedy zmarły pierwsze trzy osoby. W tym kapitan Relins. Badacze przyznali się, iż odbywali podróże na X27BZ73S bez skafandrów ochronnych. O skażeniu wiedzieli tylko biochemicy i on, major Kennet. A teraz płacił za to, iż nie uprzedził o tym swojego niekompetentnego zastępcy.
·
- Majorze, jeden z historyków II-go stopnia coś odkrył.
- Przyprowadźcie go do mojej kajuty.
Po dłuższej chwili do kabiny wszedł niski, siwiejący już mężczyzna. Kennet powitał go milczeniem.
- Majorze, przejrzałem stare podboje Rasy, i odkryłem, iż Rasa nie pierwszy raz jest w tym rejonie. Niedaleko tego układu słonecznego znajduje się „zasysacz”, czyli czarna dziura. Statek „Postiraes” zbadał dokładnie ten rejon trzydzieści lat temu. Znalazłem raporty na temat obcych, ich sposobu życia, i rozwoju cywilizacyjnego. Byli wtedy na poziomie „epoki kamienia łupanego”.
- Niemożliwe! - Oburzył się Kennet. Niemożliwe aby obcy rozwijali się w tak straszliwie szybkim tempie. - A co się stało z „Postiraesem”
- Wpadli do „zasysacza”. Ale przed tym zdarzeniem wysłali ostatni komunikat. Stąd Rasa posiada ich raporty.
- Dziękuję, historyku. Możesz odejść.
- Majorze, jeśli wolno, chciałbym dodać jedną uwagę.
- Słucham.
- Dowódca „Postiraesa” napisał w raporcie, iż planeta nadaje się do podboju, ale za kilka lat. A teraz przybyliśmy my, i okazuje się że na planecie czyha śmierć. Może powinniśmy wysłać raport do Rady z zapytaniem co mamy robić?
- Słuszna uwaga. - Historyk wyszedł, a Kennet zabrał się za pisanie raportu.
·
Trzy dni później okazało się, że dwudziestu czterech badaczy Relinsa również nie żyje. Objawy choroby pojawiły się u kolejnych pięciu.
·
Do podgwiezdnego portu przydryfował lądownik Rasy. Lądownik był stary, zniszczony i zaniedbany. Kapitan portu obiecał sobie, że bez względu na rangę oficer, zbeszta go za to, jak dba o swój statek. Ale ku jego ogromnemu zdziwieniu, statek został zidentyfikowany jako „Zwiadowca”, majora Kenneta.
Ekipa naprawczo-cumująca wysłana aby naprowadzić statek na odpowiedni dok, wróciła szybciej, niż było to możliwe.
- Kapitanie, tam panuje jakaś zaraza!
- Co ty pleciesz Rusdia?
- Naprawdę. Ze statku przynieśliśmy to. - Wyciągnął przed siebie płytę z holodyskiem.
Kiedy Rada odtworzyła holodysk, ich oczom ukazał się major Kennet. Jego zielona na co dzień skóra, teraz pokryta był różowo-zielonymi bąblami. Major nie wyglądał najlepiej. Kilka dni temu Rada dostała raport Kenneta z zapytaniami, co robić, odpowiedzi jeszcze nie ustalono, aż tu nagle zjawia się „Zwiadowca”.
Hologram majora Kenneta informował, iż on i jego załoga zginęli zabici przez niekompetencję kapitana Relinsa, oraz że X27BZ73S przyniosła śmierć, pomimo tego, iż na planecie nie istnieje życie.
Po zebraniu rady, jeden ze Starszych podszedł do Imperatora Rasy.
- Imperatorze, informuję iż „Zwiadowca” powrócił ze swej wyprawy.
- I co?
- Tak jak oczekiwaliśmy. Wszyscy nie żyją.
- Doskonale.
- Czy mamy zniszczyć X27BZ73S?
- Nie, a po co? Myślisz, że mało mamy zdrajców wśród ludu Rasy? - Imperator milczał przez chwilę, po czym dodał. - Przypomnij mi, abym odznaczył cię, za pomysł przekształcenia X27BZ73S w planetę śmierci.
Tak, to była prawda. Było ich dużo. Najczęściej pochodzili oni z odległych kolonii Rasy. A X27BZ73S nadawała się świetnie do eliminacji zdrajców. Jeśli nawet nie zabije ich sama planeta, to kawałek dalej znajduje się czarna dziura... A to już na pewno ich zabije!