Amway - marzenia o sukcesie
Wszystko jest tak ustawione, że ma być entuzjazm, przebojowość, brak wątpliwości i uparte dążenie do celu. Orkiestra, okrzyki, oklaski to typowe elementy spotkań, które organizuje się przy każdej okazji.
Halina kilkanaście lat temu zamarzyła o wielkim bogactwie. Ona,, Polka w Niemczech, całe swoje życie podporządkowała Amwayowi. Podarunki dla rodziny w Polsce były także amwayowskie. Stale organizowała spotkania, pokazy. Miła tysiące znajomych i mimo że klepała biedę, nie przestawała marzyć. Marzy zresztą do dzisiaj - ale na życie zarabia jeżdżąc taksówką.
Marysia mieszka w Brzeźnie. Dla niej rozwiązaniem jest wprowadzony ponad rok temu dodatkowy system sprzedaży tzw. Limitowanej. Też marzy o bogactwie, ale nie ma szczęścia.
- Kupuję rzeczy dla siebie, z których jestem zadowolona, ale gdybym wszystko sprzedała, zarobię tylko 200 zł. Z tego nie można wyżyć, więc muszę utrzymywać się za inne pieniądze.
W podobnej sytuacji funkcjonuje wielu moich rozmówców związanych z korporacją Amway. Staram się dotrzeć do najbogatszych.
Przeglądam kilka roczników pisma Anagram, wydawanego przez Amway Polska. Na pierwszych trzech stronach zamieszcza się tam zdjęcia liderów - tych, którym się powiodło, którzy osiągnęli sukces. Często powtarzają się te same twarze. Z Gdańska wybiła się tylko jedna rodzina: Ewa i Jerzy H. Zostali odznaczeni Rubinową Odznaką Dystrybutora Bezpośredniego. Czyli są u progu sukcesu. Daleko im jednak do Korony Ambasadorskiej Dystrybutora Bezpośredniego, która wieńczy dzieło.
Znacznie wyżej zaszli Urszula i Zbigniew K., oficjalnie z Kołobrzegu, w rzeczywistości z Niemiec. Biznes Amwaya prowadzą w 11 krajach. Do Korony Ambasadorskiej muszą przeskoczyć tylko cztery stopnie i twierdzą, że kiedyś ją osiągną. Ron i Toby Hale, amerykańskie małżeństwo z diamentową odznaką, nie mają żadnych wątpliwości co do amwayowskiej drogi do sukcesu. Oboje pochodzą z biednej górniczej miejscowości, a ich pierwszym marzeniem było nowe łóżko. Dzisiaj mają dom z sypialnią większą od teatralnej sceny.
Ich relacja z drogi do sukcesu, z codziennego życia i pracy dla Amwaya brzmi jak opowieść o śnie.
Dystrybutor Amwaya niczego nie produkuje, jest tylko sprzedawcą drogich towarów firmy, w dodatku bez żadnego zabezpieczenia finansowego związanego z podpisanym kontraktem. Drugi mit, do jakiego odwołuje się dystrybutor Amwaya, to "niezależność zawodowa". Prawdą jest, że każdy zaangażowany w Amwayu sam określa stopień tego zaangażowania, jeśli jednak weźmiemy pod uwagę środki mobilizujące go do działania, do których należą "programowe" zachęty ludzi z jego sieci dystrybucji, owa niezależność zaczyna wyglądać zupełnie inaczej. Najbardziej jednak niepokojące jest tu wzbudzanie motywacji do pracy przez ekspansję w świat marzeń.
Kaseta szkoleniowa Amwaya z zapisem jednego ze spotkań: 5 grudnia 1992 r., Ron Toby przyjechali na spotkanie do Poznania. W hali sportowej - około 200 osób. Ron stwierdza, że Polacy są bardzo inteligentni, że ciężko pracują, że kobiety są ładne, a mężczyźni przystojni, wobec czego amerykańskie władze firmy Amway pozwoliły na otwarcie swojego rynku w Polsce.
Burza oklasków co chwilę przerywa ich wypowiedź. Z mikrofonu płyną słowa: - Trzeba szybko, sprawnie pracować, a marzenia staną się rzeczywistością. Amway Polska zostanie z Wami. Zaczęliście na większą skalę niż kiedykolwiek, w jakiejkolwiek historii Amwaya. Polska będzie pierwszym rynkiem. Zadziwicie cały świat. Nie liczy się wykształcenie, ono jest nieważne. Wystarczy entuzjazm i marzenie o sukcesie.
Marka, z wykształcenia elektronika, wciągnęli znajomi, z którymi uprawiał sport.
- Pewnego dnia zapytano mnie, czy chciałbym szybko zarobić pieniądze - opowiada Marek. - Miny mieli tajemnicze. Zaproszono mnie na spotkanie. Pierwszym etapem miało być budowanie siatki wśród rodziny i znajomych. Werbowanie kolejnych dystrybutorów. Nie wolno dawać ogłoszeń w prasie, wstawiać produktów do sklepu. Idea sprzedaży polega na bezpośrednim kontakcie dystrybutora z klientem.
Celem życia staje się zrealizowanie marzenia. Ludzi zaczyna się sortować. Patrzy się na nich tylko przez pryzmat wejścia w sieć, sprzedania towaru.
- Ci ludzie niczego złego w tym systemie nie widzą- dodaje Marek. - Im jest świetnie. Ekscytują się tym, że potrafili zarobić jakieś pieniądze. Każdy cieszy się, gdy zarobi, ale nie jest to sens życia. W Amwayu podstawowym celem jest zarabianie.
Mieliśmy ustalić swoje cele materialne i niematerialne, wypisać je z datą, kiedy je chcemy osiągnąć. Następnie mieliśmy czytać je głośno rano i wieczorem z odpowiednią intonacją głosu. Dodatkowo nasze cele materialne (wypisane na kartkach lub w formie ilustracji) mieliśmy umieścić w widocznym miejscu w domu, np. na lodówce, na ławie, w łazience, i jak najczęściej na to patrzeć. Miały to być zdjęcia luksusowych samochodów, willi z basenem, plaż na odległych wyspach itp. Zachęcano nas, abyśmy mieli wygórowane marzenia, bo są one najlepszą motywacją do pracy w tym biznesie. Ja również wypisałam sobie swoje cele. Czytałam je rano i wieczorem przed modlitwą albo po modlitwie, a potem zamiast niej.
Do Bogdana z Oliwy zadzwonił pewnego razy człowiek z propozycją wejścia w amwayowski interes. Jego telefon wziął z książki telefonicznej.
Zaprosił na spotkanie i dopiero pod koniec rozmowy powiedział, o co chodzi.
- Wszedłem dość głęboko - mówi Bogdan. - Bywałem na spotkaniach w Gdańsku. Jeździłem do Warszawy. Na spotkaniach wszyscy ludzie się znali, poklepywali się, demonstrowali swoją przyjaźń. Znalazłem się w grupie osób, które osiągały już znaczne efekty finansowe. Byłem pod wrażeniem. Ale gdy zgłaszałem wątpliwości, to mój "aplain" ("sponsor") mówił, że on nie pozwoli na zniszczenie jego entuzjazmu.
Wszystko jest tak ustawione, że ma być entuzjazm, przebojowość, brak wątpliwości i uparte dążenie do celu.
Co tydzień odbywają się spotkania dla kandydatów. Wszystko jest płatne: wyjazdy, występy na spotkania, materiały reklamowe, cenniki produktów. Tylko tych, którzy przychodzą po raz pierwszy, traktuje się jako gości.
- Po spotkaniu miałem robić to, co robiono ze mną - kontynuuje Bogdan. - Najpierw sporządziłem listę potencjalnych kandydatów na kolejnych dystrybutorów. Zapraszałem ich na spotkania i proponowałem współpracę. Rozmowę zaczynałem od rysowania sławnych kółek. Pokazywałem, jakie są zależności i ile można zarobić, gdyż tylko to się liczy. Mówiłem, że towar sprzedasz rodzinie i już zarabiasz.
W normalnym handlu występują koszty produkcji, transportu, składowania, opłaty dla hurtowników i dystrybucja. W marketingu bezpośrednim poza produkcją pozostaje tylko dystrybucja wewnętrzna. Różnica pomiędzy kosztem produkcji a ceną sprzedaży jest do podziału.
Sponsor, czy tej aplain, tworzy grupę, sieć marketingową, i jest zobowiązany do udzielania jej pomocy, dopóki jego podwładny nie usamodzielni się. Żeby zwiększyć efektywność działania, musi brać udział we wszystkich spotkaniach.
- Gdy zdecydowałem się na odejście się na odejście, próbowano mnie namawiać do powrotu, bo byłem aktywny - mówi Bogdan. - Ale powiedziałem stanowczo "nie", motywując to, że jestem już na to za stary.
- W Polsce ponad 80 tys. osób należy do sieci Amway - mówi ojciec Jacek Gałuszka z dominikańskiego Centrum Informacji o Sektach. - Jest to struktura piramidy. Dochody każdego sponsora zależą od ilości osób wciągniętych do sieci. Kluczem do wszystkiego jest słowo "sukces finansowy". Na ulotkach czy broszurach pojawia się hasło "Wierzę w Boga, rodzinę i sukces". W rzeczywistości wierzy się tylko w sukces, bo na nic innego nie ma już czasu.
Wszystko podporządkowane jest sukcesowi. Wszystko inwestuje się w firmę. Wyjaławia się życie rodzinne, duchowe.
Stale pokazuje się osoby, które osiągnęły sukces. Istnieje bardzo silnie rozwinięty system kontroli, bowiem każde wyłamanie się z "siatki" obniża dochód sponsora, więc tworzy się stały nacisk i stałe "odprawianie nabożeństwa ku czci pieniądza".
Osoby, które zrezygnowały, twierdzą, że ich związki ze znajomymi zostały wypaczone, że na przyjaciół patrzyło się przez magię sukcesu, a okazywanie przyjaźni na mityngach to obłuda.
W 1997 r. firma ta wydała 2,5 mln USD na lobbing wśród kongresmanów amerykańskich, aby nie dopuszczano do przyjęcia ustawy o zakazie działania piramid finansowych. Produkt przez nich sprzedawany jest tylko pretekstem do tworzenia międzynarodowej władzy. Człowiek jest tyle wart, na ile jest człowiekiem sukcesu. Także zdaniem arcybiskupa Józefa Życińskiego, metropolity lubelskiego, amwayowski sposób zarabiania pieniędzy absolutnie nie jest zgodny z etyką katolicką.