Jeremiej Parno
Zbud藕 si臋 w Famagu艣cie
聽聽聽 . 1 .
聽聽聽Stary, przesi膮kni臋ty dymem palonego kiziaku mnich buddyjski zszed艂 z wie偶y. Przep艂uka艂 usta 艣wiecon膮 wod膮 z wzorzystego nefrytowego flakonika, z j臋kiem rozprostowa艂 po艂amane reumatyzmem plecy i podrepta艂 zameldowa膰, 偶e z prze艂臋czy idzie pieszo obcokrajowiec. Oczywi艣cie, ani samej prze艂臋czy, ukrytej za g贸rami, ani tym bardziej tajemniczego piechura nie widzia艂...
聽聽聽 Gdy MacDonald przekona艂 si臋, 偶e prze艂臋cz Lha-la zatkana jest 艣nie偶nym czopem, zmuszony by艂 zej艣膰 do w膮wozu. W g艂臋boko wy偶艂obionym rw膮cym nurtem kanionie, jak w tunelu aerodynamicznym rycza艂a rzeka. By艂o to zaledwie tysi膮c st贸p w pionie, ale zej艣cie by艂o r贸wnoznaczne z cofni臋ciem si臋 o tysi膮c lat.
聽聽聽Minikomputer bez wyra藕nego powodu po艂膮czy艂 si臋 z satelit膮 komunikacyjnym i wzi膮艂 namiar. Na ekranie nieprzyja藕nie zamigota艂o rubinowe 艣wiate艂ko. Mo偶na by艂o nie sprawdza膰 - 藕r贸d艂o zak艂贸ce艅 znajdowa艂o si臋 gdzie艣 za prze艂臋cz膮, kt贸ra o tej porze roku powinna by膰 ju偶 dost臋pna, ale wci膮偶 znajdowa艂a si臋 w 艣nie偶nych okowach.
聽聽聽Fort, a w艂a艣ciwie "rdzong" - ten tybeta艅ski wyraz oznacza nie tylko twierdze, lecz tak偶e jednostk臋 administracyjn膮 - sta艂 na stra偶y jedynej drogi, kt贸ra wiod艂a przez prze艂臋cz do zagadkowej doliny "Siedmiu szcz臋艣liwych klejnot贸w". W promieniu setek mil by艂o to jedyne zamieszka艂e miejsce, gdzie mo偶na by艂o doczeka膰 ko艅ca pory monsunowej i pocz膮tku topnienia 艣nieg贸w. MacDonald dysponowa艂 nie tylko szkicem topograficznym, ale r贸wnie偶 wyj膮tkowo dok艂adn膮 map膮 sporz膮dzon膮 na podstawie danych kosmicznej fotogrametrii. Nie wiedzia艂 jednak, co oczekuje go tam, za pokrytym dach贸wk膮 murem i basztom przypominaj膮cymi nisko 艣ci臋te piramidy.
聽聽聽Wynika艂o to nie tylko ze sk膮pych informacji, ale i z chronicznego ba艂aganu administracyjnego. Z prawnego punktu widzenia, rdzong, kt贸rego ludno艣膰 liczy艂a obecnie niewiele ponad sto os贸b, by艂 suwerennym ksi臋stwem, zwi膮zanym z s膮siednim kr贸lestwem Brug-jul wi臋zami starej, feudalnej zale偶no艣ci. Zgodnie z zawartym w siedemnastym, a mo偶e w osiemnastym wieku traktatem, miejscowy rad偶a, czy jak go tam zwali, p艂aci艂 rocznie w艂adzom centralnym trybut w wysoko艣ci czternastu i p贸艂 juka suszonego sera, kt贸ry do niedawna uwa偶any by艂 za podstawowy 艣rodek p艂atniczy kraju. Poniewa偶 "Wszechpoch艂aniaj膮ce 艣wiat艂o" nie posiada艂o przedstawicielstw dyplomatycznych w 偶adnej ze stolic 艣wiata, wjazd do艅, je偶eli w og贸le by艂 mo偶liwy, nie by艂 ograniczony radnymi przepisami prawnymi.
聽聽聽Gdy MacDonald min膮艂 granice wiecznych 艣nieg贸w i zacz臋艂y pojawia膰 si臋 sztywne krzewy rododendron贸w, nagle, za zakr臋tem 艣cie偶ki otworzy艂a si臋 przed nim osza艂amiaj膮ca sceneria. Horyzont przecina艂y ostre kontury nie zdobytych siedmio-tysi臋cznik贸w. Dal bez ko艅ca, w kt贸rej matowe grzbiety g贸rskie o wszelkich odcieniach b艂臋kitu pi臋trzy艂y si臋 stopniowo narastaj膮cymi falami, przekszta艂ci艂a si臋 w przepa艣膰, pe艂n膮 k艂臋bi膮cej si臋 mg艂y. 艢cie偶ka wisz膮ca tu偶 nad kraw臋dzi膮 urywa艂a si臋 u st贸p lekko odchylonego ku g贸rze muru, u艂o偶onego starannie z ciemnych, p艂askich g艂az贸w pokrytych 偶贸艂tymi liszajami porost贸w. Przylepione do艅 niewysokie baszty i widniej膮ce nad ogrodzeniem kultowe stele sprawia艂y wra偶enie naturalnego przed艂u偶enia g贸r. Twierdza wygl膮da艂a jak dziwaczny, wyrze藕biony przez wiatr monolit. Obramowana piargami, statyczna panorama tchn臋艂a bezgraniczn膮 samotno艣ci膮 i wiecznym spokojem.
聽聽聽Fort, na szkicu MacDonalda opatrzony niezbyt zrozumia艂ym napisem "Wszechpoch艂aniaj膮ce 艣wiat艂o", wyra藕nie rysowa艂 si臋 w pustce miedziano-zielonego nieba. MacDonald dotkn膮艂 szczeciny, kt贸r膮 zaros艂a jego pokryt膮 zaschni臋tymi strugami twarz i popatrzy艂 na siebie krytycznie. Koszula pod pomara艅czowym anorakiem by艂a kiedy艣 niebieska, ale teraz pociemnia艂a od kopciu, pokryta krwawymi 艣ladami uk膮sze艅 pijawek z mglistego lasu, przypomina艂a raczej szmat臋, w kt贸r膮 malarz wytar艂 swoje p臋dzle. Buty, szczeg贸lnie za艣 getry, nap臋cznia艂e wilgoci膮, pe艂ne by艂y powbijanych kolc贸w.
聽聽聽M贸g艂 tylko mie膰 nadzieje, 偶e mieszka艅cy "Wszechpoch艂amaj膮cego 艣wiat艂a" spotykali si臋 ju偶 z alpinistami, w ostatnich latach szerok膮 fal膮 wdzieraj膮cymi si臋 w dziewicze obszary "Mahalangur-Himal". W przeciwnym razie wezm膮 go za w艂ochatego, przynosz膮cego nieszcz臋艣cie "telme" i obrzuc膮 kamieniami.
聽聽聽MacDonald rozwi膮za艂 plecak i wyci膮gn膮艂 przeno艣n膮 radiostacje. Gdy tylko w艂膮czy艂 zasilanie, w s艂uchawkach zawy艂a burza i zaskrzypia艂a przerdzewia艂a blacha. Najwidoczniej nazwa "Wszechpoch艂aniaj膮ce 艣wiat艂o" by艂a prorocza. Fala radiowe by艂y poch艂aniane prawie we wszystkich zakresach.
聽聽聽R贸偶nica miedzy tutejszymi a bhuta艅skimi prawami by艂a do艣膰 istotna. Zdobycie przepustki do Brug-jul ry艂o praktycznie niemo偶liwe. MacDonald m贸g艂 si臋 cieszy膰, 偶e odwiedziny zamkni臋tego kr贸lestwa nie le偶a艂y w jego planach. Przecie偶 nawet w najgorszym przypadku, je偶eli bhuta艅skim przepisom podlega r贸wnie偶 "Wszechpoch艂aniaj膮ce 艣wiat艂o", nikt nie mo偶e zabroni膰 samotnemu alpini艣cie rozbicia namiotu pod 艣cianami rdzongu lub ko艂o tego zagajnika po drugiej stronie kanionu.
聽聽聽"Taki kompromis chyba nie zaszkodzi handlowi wymiennemu" - doszed艂 do wniosku MacDonald. Mia艂 nadzieje, 偶e za rarytas, jakim by艂a tu butelka whisky i karton papieros贸w uda mu si臋 dosta膰 co艣 do jedzenia.
聽聽聽MacDonald z艂o偶y艂 anten臋 teleskopow膮, z艂o偶y艂 ramk臋 pelengacyjn膮 i na wszelki wypadek, chc膮c uchroni膰 baterie przed wilgoci膮, schowa艂 radiostacje do plastykowego worka. Papierosy na wysoko艣ci prawie trzynastu tysi臋cy st贸p zupe艂nie nie smakowa艂y, postanowi艂 wiec skr贸ci膰 sw贸j ostatni post贸j.
聽聽聽Do celu by艂o ju偶 bardzo niedaleko - nale偶a艂o tylko przej艣膰 po mo艣cie z pi臋ciu bambus贸w oplecionych lian膮 na drug膮 stron臋 rzeki. W blasku fa艂szywych s艂o艅c ta niepewna konstrukcja przypomina艂a paj臋czyn臋, pob艂yskuj膮c膮 kropelkami rosy. MacDonald dobrze wiedzia艂, jak cz臋sto podobne k艂adki si臋 za艂amywa艂y, zrzucaj膮c ludzi w szalej膮ce, bia艂e od piany potoki. Ale innego wyj艣cia nie by艂o - musia艂 zacisn膮膰 z臋by i wej艣膰 na te zielonkawe, o charakterystycznych kolankach s艂omki. Mostek ko艂ysa艂 si臋 i wyra藕nie ugina艂 pod nogami. Wilgotne podeszwy ze艣lizgiwa艂y si臋 co chwile, bardzo przeszkadza艂 plecak. R臋ce mimowolnie zaciska艂y si臋 na "por臋czach" - identycznych, oplecionych lianami bambusach. Himalajskie mosty by艂y powa偶n膮 pr贸b膮 charakteru nawet dla tak do艣wiadczonego alpinisty, za jakiego s艂usznie uwa偶a艂 si臋 Charles MacDonald, doktor elektroniki i obywatel australijski. O ile偶 pro艣ciej by艂oby przelecie膰 nad szalej膮c膮 w otch艂ani ponur膮 rzek膮 po dobrze umocowanej "fiksami" linie.
聽聽聽Zapada艂 ju偶 zmrok, gdy MacDonald doszed艂 do zbitych z pot臋偶nych cedrowych bali wr贸t, strze偶onych przez par臋 straszliwych masek uwie艅czonych koronami z ludzkich czaszek o p艂on膮cych cynobrem oczodo艂ach.
聽聽聽 . 2 .
聽聽聽Pocz膮tkowo przybysza uznano za "go艣cia", cho膰 nie mia艂 on wcale prawa do tak wysokiej i przynosz膮cej zupe艂nie wymierne korzy艣ci rangi. Zreszt膮, to nieporozumienie wyja艣ni艂o si臋 natychmiast, gdy tylko zaprowadzono MacDonalda do komnat najwy偶szego lamy. Pocz膮tkowo obaj byli rozczarowani tym spotkaniem. Bariera j臋zykowa by艂a nie do pokonania. Co prawda MacDonald zdo艂a艂 wyja艣ni膰 gestami, 偶e przyszed艂 z g贸r, ale nie m贸g艂 si臋 zorientowa膰, jak te pantomim臋 zrozumia艂 duchowy przyw贸dca male艅kiego ksi臋stwa. Zasuszony staruszek, przypominaj膮cy pociemnia艂膮 od staro艣ci figurk臋 z drzewa sanda艂owego, zd膮偶y艂 ju偶 jednak wyrobi膰 sobie opinie o przybyszu.
聽聽聽- Kapo re?- zapyta艂, zauwa偶ywszy, 偶e bia艂y barbarzy艅ca nieprzystojnie gapi si臋 na jedwabn膮, pokryt膮 aplikacjami kap臋 z wyobra偶eniem nauczyciela m膮dro艣ci Padmasmbhawy.
聽聽聽MacDonald nie zrozumia艂 pytania, ale pokaza艂 lamie j臋zyk. Ten gest uwa偶ano tu za co艣 w rodzaju przyjacielskiego pozdrowienia. Gdy alpinista zauwa偶y艂, 偶e lama ma na sobie tak膮 sam膮 czapk臋 ze z艂ot膮 ga艂k膮 jak ten wyhaftowany na jedwabiu jegomo艣膰, gro藕nie 艣ciskaj膮cy w r臋ku ber艂o z nanizanymi na nie czaszkami i szkieletem pochyli艂 z szacunkiem g艂ow臋. By膰 mo偶e kontemplacja 艣wi臋tych atrybut贸w sprawi艂a, 偶e nagle dozna艂 daru objawienia i kierowany przemo偶nym impulsem uzna艂, i偶 nale偶y przej艣膰 do czynu. Podskoczy艂 do le偶膮cego przy progu plecaka, wyci膮gn膮艂 pieczo艂owicie przechowywan膮 butelk臋 G and B" i z pe艂nym szacunku u艣miechem wr臋czy艂 j膮 gospodarzowi. By艂a to najlepsza ze wszystkich mo偶liwych decyzji.
聽聽聽Lama u艣miechn膮艂 si臋 mi艂o i przywo艂a艂 gestem kr贸tko ostrzy偶onego nowicjusza w takiej samej, wyszarza艂ej czerwono-br膮zowej szacie, ods艂aniaj膮cej prawe ramie. Ch艂opiec pobieg艂 gdzie艣 za kolumny zaczepiaj膮c po drodze o poobwieszany pstrymi szarfami zielony b臋benek i niema audiencja trwa艂a nadal.
聽聽聽M艂ody mnich wr贸ci艂 wkr贸tce w towarzystwie t艂umacza. MacDonald natychmiast zorientowa艂 si臋, 偶e ten korpulentny, o prawie czarnej opaleni藕nie m臋偶czyzna, to Szerpa - przewodnik. Wszed艂 do komnaty nie zdejmuj膮c dawno zdefasonowanego filcowego kapelusza. Teraz tylko zrzuci艂 z ramion i zwi膮za艂 r臋kawami w pasie sw膮 czub臋 - ciep艂y tybeta艅ski cha艂at.
聽聽聽Na pot臋偶nej Piersi Szerpy dumnie po艂yskiwa艂 z艂oty 偶eton "Tygrysa 艣nieg贸w" - najwy偶sza alpinistyczna nagroda, przyznawana za zdobycie o艣miotysi臋cznika. MacDonald wiedzia艂, 偶e tylko bardzo bogatego cz艂owieka mo偶e by膰 sta膰 na wynaj臋cie takiego przewodnika.
聽聽聽- Jak si臋 pan ma? - odezwa艂 si臋 Szerpa zupe艂nie przyzwoit膮 angielszczyzn膮 i przedstawi艂 si臋. Ang Temba... Pochodz臋 z Solo-kimbu w Nepalu i pracuje na kontrakcie.
聽聽聽- Bardzo jestem rad, mister Temba - szczerze ucieszy艂 si臋 MacDonald i wyci膮gn膮艂 r臋k臋. - O ile zrozumia艂em, zgodzi艂 si臋 pan pe艂ni膰 role t艂umacza?... To wspaniale! B臋d臋 panu niezmiernie zobowi膮zany. Zauwa偶y艂 pe艂ne wyczekiwania spojrzenie swojego rozm贸wcy i przedstawi艂 si臋 pospiesznie. - Charles MacDonald z Sydney... To w Australii, mister Temba.
聽聽聽- 艢wi膮tobliwy lama Ngagwan - Temba wskaza艂 staruszka - chce wiedzie膰, jak pan si臋 tu dosta艂.
聽聽聽- Ch臋tnie wyja艣ni臋 - zacz膮艂 szybko t艂umaczy膰 MacDonald.- Pan, mister Temba, zna g贸ry o wiele lepiej ode mnie. O tym wymownie 艣wiadczy pa艅ska odznaka - wskaza艂 na 偶eton. - Nasza grupa mia艂a przeprowadzi膰 wst臋pne rozpoznanie podej艣膰 do Sijama Targi. By艂a to cze艣膰 przygotowa艅 do przysz艂orocznej pr贸by wej艣cia na szczyt. Razem z partnerem wyszed艂em z du偶ego obozu, by zbada膰 trawers komina skalnego na styku lodowc贸w w odleg艂o艣ci trzech godzin marszu. Szli艣my bez liny po idealnie r贸wnym p艂askowy偶u i nie spodziewali艣my si臋 偶adnych trudno艣ci. Pogoda jednak si臋 za艂ama艂a, ze 偶leb贸w zacz臋艂a unosi膰 si臋 mg艂a i zas艂oni艂a wszystkie punkty orientacyjne. Uznali艣my, 偶e trzeba wraca膰 i wtedy w艂a艣nie nagle, bez najmniejszego ha艂asu zesz艂a na nas lawina i rozrzuci艂o nas w obie strony. Lawina wlok艂a mnie chyba z pia膰 albo i wi臋cej minut. Kilka razy uderzy艂em o kamienie i tylko cudem pozosta艂em przy 偶yciu. Gdy wszystko si臋 sko艅czy艂o i uda艂o mi si臋 w jaki艣 spos贸b wydosta膰 spod 艣niegu, mg艂a zg臋stnia艂a tak, 偶e nie widzia艂em nic na odleg艂o艣膰 wyci膮gni臋tej d艂oni. Czeka艂em prawie doba zanim widoczno艣膰 uleg艂a poprawie, a potem ruszy艂em, orientuj膮c si臋 za pomoc膮 kompasu. Wyszed艂em jednak nie w okolice obozu, lecz na zupe艂nie nieznan膮 droga. Pr贸bowa艂em po艂膮czy膰 si臋 z kolegami drog膮 radiow膮, ale wszystkie moje pr贸by zako艅czy艂y si臋 niepowodzeniem. W eterze szala艂a jaka艣 burza elektromagnetyczna. Czy tutaj tak zawsze, mister Temba? A mo偶e we wskazania kompasu te偶 nie nale偶y wierzy膰?
聽聽聽MacDonald zamilk艂. Wygl膮da艂o na to, 偶e jego wyja艣nienia uznano za przekonywaj膮ce, a zadane na ko艅cu pytania by艂y dobr膮 puent膮. Szerpa kr贸tko stre艣ci艂 lamie emocjonuj膮c膮 opowie艣膰 go艣cia. Staruszek najwidoczniej przyj膮艂 j膮 do wiadomo艣ci i zada艂 jakie艣 kr贸tkie pytanie
聽聽聽- 艢wi膮tobliwy lama interesuje si臋 pa艅skimi planami na przysz艂o艣膰 - przet艂umaczy艂 Szerpa
聽聽聽- Prosz臋 powiedzie膰 艣wi膮tobliwemu ojcu, szanowny kolego, 偶e chwilowo nie mam 偶adnych okre艣lonych plan贸w. Chcia艂bym najpierw doj艣膰 do siebie i nieco si臋 podleczy膰... By膰 mo偶e uda mi si臋 nawi膮za膰 艂膮czno艣膰 z kolegami albo oni mnie znajd膮...
聽聽聽W jaki spos贸b znalaz艂 si臋 pan w lesie? - Ang Temba prze艣lizn膮艂 si臋 wzrokiem po plamach, jakie na jego odzie偶y pozostawi艂y d艂ugo krwawi膮ce ranki. - O tej porze prawie nie spos贸b go przej艣膰 ze wzgl臋du na pijawki.
聽聽聽- 艢cie偶ka ko艅czy艂a si臋 na p贸艂ce skalnej, kt贸ra wyda艂a mi si臋 zbyt w膮ska... Musia艂em szuka膰 okr臋偶nej drogi. Mo偶e d艂u偶szej, ale za to bezpieczniejszej.
聽聽聽- Bezpieczniejszej? Mog艂y pana wyssa膰 co do kropli. Gdzie pan zszed艂 ze 艣cie偶ki?
聽聽聽- Tu偶 obok kamiennej piramidy, na kt贸rej przywi膮zuje si臋 wst膮偶ka i k艂adzie pieni膮dze
聽聽聽- Darkszed - powiedzia艂 Temba zwracaj膮c si臋 raczej do lamy, a nie do tego na wp贸艂 szalonego w艂贸cz臋gi, kt贸ry zdecydowa艂 si臋 i艣膰 w porze monsunowej przez las, kiedy to drzewa i trawy pokryte s膮 krwio偶erczymi pijawkami spadaj膮cymi z g贸ry i gotowymi wpe艂zn膮膰 do but贸w przez najdrobniejsz膮 szczelin臋.
聽聽聽Oczywi艣cie pa艅ska ekspedycja mia艂a licencje? - zapyta艂 Ang Temba i MacDonald m贸g艂by przysi膮c, 偶e pytanie to Szerpa zada艂 z w艂asnej inicjatywy, by poprze膰 jakie艣 swoje argumenty.
聽聽聽Oczywi艣cie! Oto moje dokumenty - MacDonald odsun膮艂 nieco suwak i wyci膮gn膮艂 portfel. Jakby nieumy艣lnie pokaza艂 jego lew膮 cze艣膰, kt贸ra wypchana by艂a najrozmaitszymi kartami kredytowymi i wyci膮gn膮艂 australijski paszport z wizami s膮siednich pa艅stw.
聽聽聽Lama i Szerpa d艂ugo kartkowali postemplowane strony, wymieniali co chwila niespieszne i zupe艂nie niezrozumia艂e dla Australijczyka zdania. MacDonald zdo艂a艂 rozpozna膰 tylko trzy znajome s艂owa. Kilka razy pad艂y s艂owa: "alpinizm" i "Bhutan" oraz wspomniana przez Szerpe nie zdobyta Sijama Tara. Lodowy tron siedmiookiej, mi艂osiernej bogini udost臋pniony zosta艂 dopiero w ubieg艂ym roku. Temba najwidoczniej powtarza艂 opowie艣膰 alpinisty P艂ynnym ruchem r臋ki nakre艣li艂 w powietrzu zarys grzbietu g贸rskiego i gwa艂townym gestem zaznaczy艂 komin skalny. Mo偶na ju偶 by艂o nie w膮tpi膰, 偶e sta艂 si臋 rzecznikiem cudzoziemca.
聽聽聽Lama raczej si臋 nie upiera艂, ale i nie spieszy艂 si臋 z wyra偶eniem zgody. Obaj rozm贸wcy tak dalece zg艂臋bili si臋 w rozwa偶anie wszelkich pro i contra, 偶e MacDonaldowi wydawa艂o si臋, i偶 ca艂kowicie ju偶 zapomnieli o co toczy si臋 sp贸r.
聽聽聽- Mo偶e pan, rzecz jasna, mieszka膰 tu tak d艂ugo, jak pan zechce - oznajmi艂 Temba, przypomniawszy sobie wreszcie o czekaj膮cym na decyzje go艣ciu. - Pozostaje tylko problem wy偶ywienia.
聽聽聽- Przecie偶 mam na to wystarczaj膮ce 艣rodki! - zawo艂a艂 MacDonald i potrz膮sn膮艂 portfelem.
聽聽聽- Sprawa jest do艣膰 skomplikowana - Temba wzruszy艂 ramionami z za偶enowaniem. - Prze艂臋cze, sam pan wie, s膮 zasypane 艣niegiem, a w og贸le drogi s膮 tu przez sze艣膰-siedem miesi臋cy w roku nieczynne... Kr贸tko m贸wi膮c, dow贸z jest trudny, a miejscowych zapas贸w starcza tylko dla tutejszych mieszka艅c贸w. Jednym s艂owem, nie s膮dz臋, by uda艂o si臋 panu kupi膰 偶ywno艣膰 i opa艂 sir... A mo偶e ma pan jakie艣 przedmioty do wymiany?
聽聽聽MacDonald uda艂, ze my艣li intensywnie.
聽聽聽- Wszystko co mia艂em, zosta艂o w obozie podrapa艂 si臋 w g艂owie - tu s膮 tylko najniezb臋dniejsze rzeczy... No c贸偶, mam troch臋 papieros贸w, jakie艣 lekarstwa, grza艂k臋 katalityczn膮, bez kt贸rej mog臋 si臋 obej艣膰... W ostateczno艣ci got贸w jestem rozsta膰 si臋 z namiotem, 艣piworem i... Zreszt膮, mog臋 po艣wieci膰 wszystko - poza radiostacj膮 - to moja ostatnia nadzieja...
聽聽聽Gdy tylko Szerpa przet艂umaczy艂 jego s艂owa gospodarzowi, stary lama skin膮艂 g艂ow膮 i zwr贸ci艂 si臋 bezpo艣rednio do MacDonalda.
聽聽聽- 艢wi膮tobliwy lama powiada - Szarpa nie ukrywa艂 zadowolenia - 偶e cz艂owiek nie powinien rozstawa膰 si臋 ze swoimi narz臋dziami pracy. Mo偶e pan bezp艂atnie je艣膰 wraz z mnichami dop贸ty dop贸ki nie zostan膮 otwarte drogi. 艢wi膮tobliwy lama chcia艂by porozmawia膰 z panem o lekarstwach, ale nie teraz, lecz p贸藕niej, gdy b臋dzie mia艂 wolny czas.
聽聽聽"No, pomog艂a moja whisky!" - MacDonald spojrza艂 z wdzi臋czno艣ci膮 na wielkiego Padmasambhaw膮, kt贸ry natchn膮艂 go t膮 genialn膮 my艣l膮 i zacz膮艂 rozp艂ywa膰 si臋 w podzi臋kowaniach.
聽聽聽- Nie ma si臋 pan z czego tak cieszy膰 - po przyjacielsku ostrzeg艂 go Temba. - Oni jedz膮 tylko dwa razy dziennie: o wschodzie s艂o艅ca i w po艂udnie. I co to za jedzenie! D艂ugo pan na nim nie poci膮gnie. Ry偶 i suszone owoce s膮 tu tylko od 艣wi臋ta, poza tym - wy艂膮cznie gor膮ca polewka z rampy... Oczywi艣cie, 偶e to lepsze ni偶 nic i z g艂odu pan nie umrze, ale... - jakby przecz膮c w艂asnym s艂owom, Szerpa z pow膮tpiewaniem wzruszy艂 ramionami. - W porz膮dku! - machn膮艂 energicznie r臋k膮. - Spr贸buje porozmawia膰 z sahibem, na pewno nie odm贸wi ziomkowi pomocy.
聽聽聽- Co? - zdziwi艂 si臋 szczerze MacDonald. - Jest tu jeszcze jeden Australijczyk?
聽聽聽- Jest jeden - sprecyzowa艂 dok艂adny Temba. - Ze Stan贸w Zjednoczonych, stan Filadelfia - i wskaza艂 gdzie艣 na p贸艂noc.
聽聽聽 . 3 .
聽聽聽Robert Smith z Filadelfii przebywa艂 we "Wszechpoch艂aniaj膮cym 艣wietle" ju偶 drugi tydzie艅. W przeciwie艅stwie do swego niespodziewanego "ziomka", przez ca艂y czas my艣la艂 w jaki spos贸b, legalny lub nie, dosta膰 si臋 do tajemniczego kr贸lestwa. Po nieudanej pr贸bie dostania si臋 do Brug-jul z Kalimpongu, zastosowa艂 manewr obej艣cia i czeka艂 na otwarcie dr贸g, by pos艂a膰 nowe podanie do Thimpchu. Oczywi艣cie, prawie nie liczy艂 na pozytywn膮 decyzje, ale przypuszcza艂, 偶e wraz z o偶ywieniem ruchu od偶yje miejscowy rynek. Smith by艂 z wykszta艂cenia chemikiem, by艂 r贸wnie偶 weteranem wodny wietnamskiej i par臋 ostatnich lat zajmowa艂 si臋 badaniami rytualnych br膮z贸w lamajskich, kt贸re wci膮偶 pi臋trzy艂y przed nim kolejne zagadki.
聽聽聽Wszystko zacz臋艂o si臋 od 艣wi膮tynnego dzwoneczka dril-bu, kt贸rego zadziwiaj膮co czysty i delikatny d藕wi臋k nie milkn膮艂 przez d艂ugie minuty. Smith zidentyfikowa艂 w stopie srebro, z艂oto i nawet iryd, pr贸bowa艂 zrekonstruowa膰 recept臋, ale bez rezultatu. Dzwoneczek odlany wed艂ug woskowego modelu orygina艂u 偶adnymi szczeg贸lnymi w艂a艣ciwo艣ciami akustycznymi si臋 nie odznacza艂. To samo spotka艂o Smitha, gdy pr贸bowa艂 wytapia膰 metal do male艅kich tybeta艅skich talerzyk贸w cin-lin. Orygina艂, ozdobiony przedziwnie posplatanym wzorem "nici 偶ycia" d藕wi臋cza艂 jedena艣cie minut od momentu uderzenia go srebrn膮 wad偶r膮, kopia natomiast milk艂a w ci膮gu kilku sekund. Nie pomaga艂o ani dok艂adne kopiowanie stopu, ani badanie pod mikroskopem elektronowym struktury krystalicznej, ani nawet oksydowane zreprodukowanie magicznej "nici 偶ycia", kt贸r膮 Tybeta艅czycy z niejakim brakiem szacunku nazywali kiszkami Buddy". A偶 nagle, gdy uniwersytet podj膮艂 decyzje, by temat skre艣li膰 z planu i Smith prawie popad艂 w czarn膮 rozpacz, analiza dokonana spektrografem masowym wykaza艂a 偶e w stopie znajduj膮 si臋 wyra藕ne 艣lady pierwiastka o liczbie atomowej 43-technetu. 艁atwo poj膮膰 zaskoczenie badaczy, gdy we藕mie si臋 pod uwag臋, 偶e do niedawna na Ziemi nie istnia艂 ani jeden atom tego pierwiastka. Mo偶na by艂o tylko zgadywa膰, w jaki spos贸b w odlewie pochodz膮cym najp贸藕niej z ko艅ca osiemnastego wieku pojawi艂 si臋 technet.
聽聽聽Temat natychmiast zosta艂 reanimowany i solidne dotacje posypa艂y si臋 jak z rogu obfito艣ci. Smith natomiast otrzyma艂 stosowne stypendium i pomkn膮艂 w Himalaje, by kupowa膰 stare wyroby z br膮zu. W ka偶dym razie tak膮 wersje usi艂owa艂 przedstawi膰 alpini艣cie z pi膮tego kontynentu.
聽聽聽Smith przyby艂 do "Wszechpoch艂aniaj膮cego 艣wiat艂a" karawan膮 z艂o偶on膮 z dziesi臋ciu jak贸w i zorganizowan膮 przez Ang Temba. Umowa, kt贸r膮 Smith zawar艂 z Szerp膮 w Katmandu by艂a, jak do tej pory, jedynym sukcesem chemika z Filadelfii.
聽聽聽MacDonald siedzia艂 na sk贸rze himalajskiego nied藕wiedzia naprzeciwko Amerykanina i co chwila pochyla艂 si臋, by z bambusowej rurki poci膮gn膮膰 艂yk gor膮cego piwa cz'ang - miejscowej egzotyki.
聽聽聽- O'kay, Charlie - zgodzi艂 si臋 Amerykanin, gdy tylko wys艂ucha艂 smutnej opowie艣ci o blaskach i cieniach alpinizmu.
聽聽聽- Mog臋 panu odst膮pi膰 troch臋 偶ywno艣ci.. Oczywi艣cie za cen臋, jak膮 p艂aci艂em w Katmandu.
聽聽聽- Ale nie jeste艣my w Katmandu... - zacz膮艂 protestowa膰 uradowany MacDonald, Smith jednak przerwa艂 mu stanowczo.
聽聽聽- Ani centa wi臋cej! To moja ostateczna decyzja, Charlie. Je偶eli za艣 chodzi o zwierz臋ta, to boje si臋, 偶e w niczym nie mog臋 panu pom贸c. Nawet je偶eli odpowied藕 z Thimpchu b臋dzie pozytywna, to nie oddam panu ani jednego jaka. Kt贸偶 mo偶e wiedzie膰, co mnie spotka w takim kraju jak Shutan? Mam nadzieje, 偶e nie ma mi pan tego za z艂e?
聽聽聽- Ale偶 sk膮d! I tak jestem panu niezmiernie zobowi膮zany.
聽聽聽- Co innego, je偶eli zgodzi si臋 pan p贸j艣膰 ze mn膮. Przetniemy, mam nadzieje, Bhutan z p贸艂nocnego wschodu na po艂udniowy zach贸d i wr贸cimy do cywilizowanego 艣wiata. Prosz臋 si臋 nie spieszy膰 z odpowiedzi膮. Niech si臋 pan rozejrzy, zastanowi... Czasu mamy, niestety, a偶 nadto.
聽聽聽MacDonald nie spieszy艂 si臋 z odpowiedzi膮, cho膰 doskonale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e do zakazanego kr贸lestwa, bez wzgl臋du na okoliczno艣ci, nie ma prawa wst臋pu.
聽聽聽- A dlaczego nie spr贸buje pan szcz臋艣cia w dolinie "Siedmiu szcz臋艣liwych klejnot贸w"? - pr贸bowa艂 delikatnie zasugerowa膰 mn膮 marszrut臋. - Prze艂臋cz Lha-la uwolni si臋 od 艣niegu lada dzie艅 i tam mo偶na by chwilowo poszuka膰 br膮z贸w.
聽聽聽- To niemo偶liwe - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Smith. Przysun膮艂 si臋 bli偶ej rozm贸wcy i powiedzia艂 szeptem: Niech pan o tym wi臋cej nie wspomina.
聽聽聽- Ale dlaczego? - MacDonald pos艂usznie 艣ciszy艂 g艂os.
聽聽聽- Niekt贸rzy s膮dz膮, 偶e za prze艂臋cz膮 rozpoczyna si臋 droga do cudownej krainy wszelkiej szcz臋艣liwo艣ci. Lepiej nie kusi膰 licha.
聽聽聽- Pan powa偶nie?
聽聽聽- Gdyby pan wiedzia艂, co ja wycierpia艂em przez ten br膮z! - Smith gwa艂townie zmieni艂 temat. Przywlok艂em si臋 tu po to, by zdoby膰 bhuta艅skie br膮zy, rozumie pan - w艂a艣nie bhuta艅skie! Ale oni nic, dos艂ownie nic nie chc膮 sprzeda膰. Nawet za dwie butelki "Canadian Club" nie mog艂em dosta膰 dw贸ch mizernych muzycznych talerzy! A na ulicy Tybeta艅skiej w Katmandu jest ich do licha i troch臋.
聽聽聽- No wiec o co chodzi?
聽聽聽- Przecie偶 mnie s膮 potrzebne bhuta艅skie.
聽聽聽- A je偶eli spr贸bowa膰 za prze艂臋cz膮? Cho膰 zerkn膮膰 jednym okiem - MacDonald pr贸bowa艂 poprowadzi膰 rozetowe w interesuj膮cym go kierunku. - W raju nawet mnisi b臋d膮 przyst臋pniejsi..
聽聽聽- Psst! - Smith uni贸s艂 ostrzegawczym gestem palec. - Ani s艂owa wi臋cej. - Nawet pan nie podejrzewa, jak fanatyczni s膮 tutejsi mnisi - Czerwone Czapki". Jednym s艂owem, niech pan trzyma j臋zyk za z臋bami, bo skomplikuje pan 偶ycie sobie i mnie. A ja, doprawdy, nie szukam dodatkowych k艂opot贸w.
聽聽聽"Ten Jankes wcale nie jest takim prostaczkiem na jakiego wygl膮da przy pierwszym zetkni臋ciu" pomy艣la艂 MacDonald.
聽聽聽Smith opar艂 si臋 plecami o juki, odsun膮艂 ostyg艂e ju偶 piwo, nabra艂 powietrza w p艂uca i wyci膮gn膮艂 sk膮d艣 nowiutki kornet. Pop艂yn臋艂a przejmuj膮ca, troch臋 urywana melodia. Potem Amerykanin za艣piewa艂 ochryp艂ym i do艣膰 mi艂ym g艂osem. Jedynie piosenka by艂a do艣膰 dziwna.
聽聽聽Za艣nij z dziewczyn膮 na rosistej 艂膮ce,
聽聽聽Zbud藕 si臋 pod krzy偶em w Famagu艣cie...
聽聽聽Famagusta?
聽聽聽MacDonald trafi艂 kiedy艣 do tego miasteczka, przesyconego zapachem sma偶onej makreli. Wyra藕nie przypomnia艂 sobie grecki cmentarz, wysypane o艣lepiaj膮co bia艂ym koralowym t艂uczniem alejki i zakurzone, oblepione brudn膮 paj臋czyn膮 cyprysy. Kontrast z rosist膮 艂膮k膮 by艂 uderzaj膮cy.
聽聽聽MacDonald wsta艂, op艂uka艂 r臋ce wod膮 z wysokiej, bambusowej butli i po pochy艂ej k艂odzie z wyci臋ciami zamiast szczebli zszed艂 na d贸艂.
聽聽聽 . 4 .
聽聽聽Male艅ki oddzia艂ek z przemycan膮 heroin膮 pe艂z艂 po grani na niewielkiej, jak na Himalaje, wysoko艣ci. Przez jedena艣cie d贸b strza艂ka lotniczego wysoko艣ciomierza drga艂a przewa偶nie wok贸艂 kreski oznaczaj膮cej 3000 metr贸w. Potem rozpocz臋艂o si臋 stopniowe podej艣cie. Po mini臋ciu bez trudno艣ci chi艅skich posterunk贸w granicznych, kt贸rych usytuowanie by艂o dobrze znane, dow贸dca da艂 sygna艂 do kr贸tkiego odpoczynku.
聽聽聽Pakista艅czyk Abbas Rahman po艂o偶y艂 automatyczny karabin "M-16" i zacz膮艂 rozwi膮zywa膰 plecak. Nale偶a艂o ju偶 wyci膮gn膮膰 dywanik, by powita膰 wsch贸d s艂o艅ca pierwsz膮 modlitw膮 prawowiernego muzu艂manina - as-subh. Sad偶ad - dywanik, kt贸ry Abbas przywi贸z艂 z pielgrzymki do Mekki, le偶a艂 pod zestawem wysoko艣ciowym i ochrania艂 plastykowe woreczki z drogocennym proszkiem. Do tego, wa偶膮cego oko艂o dziesi臋ciu kilogram贸w kompletu nale偶a艂 dwumiejscowy, nylonowy namiot, dwa ocieplane 艣piwory, nadmuchiwane materace i lekka kuchenka spirytusowa z plastykowymi naczyniami. 呕ywno艣膰 i amunicje ni贸s艂 partner Abbasa, jednooki Muslim, kt贸ry zna艂 g贸ry nie gorzej od giaur贸w Szikari - przewodnik贸w oddzia艂u. Wieloletnia praktyka dowiod艂a, 偶e niesiony na plecach ci臋偶ar nie powinien przekracza膰 trzydziestu dw贸ch kilogram贸w i dlatego, nie licz膮c broni, ka偶dy ni贸s艂 dziewi臋膰- dziesi臋膰 kilogram贸w narkotyk贸w. Wed艂ug cen czarnorynkowych 艂adunek ten mia艂 warto艣膰 oko艂o o艣miu milion贸w dolar贸w. Tak dochodowy interes usprawiedliwia艂 ka偶de ryzyko i wszelkie straty.
聽聽聽A ryzyko by艂o spore. Rozproszone oddzia艂y powsta艅c贸w z plemienia Khampa zmuszone by艂y zej艣膰 z g贸r i szuka膰 schronienia w艣r贸d s膮siednich plemion. Pojedyncze grupki, zap臋dzone w g艂uche pustynie, ustronne pieczary i na trudno dost臋pne prze艂臋cze, zmuszone by艂y czasowo zaprzesta膰 otwartej walki. Doprowadzeni do rozpaczy ludzie tylko z rzadka wychodzili na szlaki karawan, by w poszukiwaniu 偶ywno艣ci, broni i lekarstw zaatakowa膰 transport wojskowy lub po prostu 艣ci膮gn膮膰 danina z kupc贸w.
聽聽聽Khampa, wychowani w lamaistycznych tradycjach poszanowania wszelkich przejaw贸w 偶ycia, nie d膮偶yli do przelewu krwi i gdy otrzymali to, co by艂o dla nich najniezb臋dniejsze, na d艂ugo znikali w g贸rach. Ale dla mafii, wp艂ywowej i wspaniale zaopatrzonej w opium, stali si臋 prawdziwym biczem bo偶ym Wolni od wielu przes膮d贸w m艂odzi powsta艅cy, cho膰 nosili na swych wojskowych kapeluszach z szerokimi rondami kokardy z podobizn膮 dalajlamy, wcale nie chcieli powrotu dawnych czas贸w. Znali prace Marksa i Sun Jat-sena, a ka偶dy z nich mia艂 krewnych, kt贸rzy zaprzedali cia艂o i dusze dym owi przynosz膮cemu cudowne sny. Nic wiec dziwnego, 偶e Khampa wyj膮tkowo surowo rozprawiali si臋 z handlarzami "bia艂膮 艣mierci膮" .
聽聽聽Dop贸ki muzu艂manie - stra偶nicy odprawiali salat, a kulisi podgrzewali duszone mi臋so z ry偶em, przyw贸dca oddzia艂u - szczu艂y lecz silny starzec niewiadomej narodowo艣ci - rozmawia艂 o czym艣 szeptem z dwoma Szikari. Byli om ubrani w bawe艂niane koszule, wypuszczone na przepaski biodrowe i mimo 偶e nogi mieli ca艂kiem go艂e, wcale nie odczuwali ch艂odu. Nalegali, by ruszy膰 w dalsz膮 drog臋. Jednog艂o艣nie radzili sahibowi, by obszed艂 Wielkie Jezioro od p贸艂nocy t膮 star膮 dawno ju偶 nieu偶ywan膮 艣cie偶k膮 po kt贸rej Tybeta艅czycy p臋dzili kiedy艣 na himalajskie bazary kozy, objuczone woreczkami z sol膮. Mimo przew臋偶e艅, kt贸re trzeba by艂o przechodzi膰 parami i z asekuracj膮 linow膮, by艂a to zupe艂nie bezpieczna droga, prowadz膮ca bezpo艣rednio do Niebieskiego W膮wozu, gdzie mo偶na by艂o przenocowa膰 w opuszczonej gompie.
聽聽聽I w艂a艣nie tam, przed samym zej艣ciem w d贸艂, kiedy oddzia艂 min膮艂 ska艂a ca艂膮 w 艣wi臋tych zakl臋ciach, za艣 na dole wida膰 ju偶 by艂o drzewce z modlitewnymi flagami i ogonami jak贸w, przemytnik贸w czeka艂a zasadzka. Poniewa偶 wisz膮cy most zosta艂 zerwany przez przyb贸r wody i oddzia艂 musia艂 przeprawia膰 si臋 po w膮ziutkiej grobli, kontrabandzi艣ci szli powi膮zani linami w pary. W tym miejscu uderzy艂a w nich salwa.
聽聽聽Gdy Abbas i Muslim zobaczyli, 偶e id膮cy przed nimi kulisi padli twarz膮 w 艣nie偶ny py艂, pokrywaj膮cy ga艂膮zki rododendronu, natychmiast rzucili si臋 na ziemie, wgnieceni w rozmi臋k艂y grunt ci臋偶arem plecak贸w.
聽聽聽Abbas uwolni艂 si臋 z szelek plecaka i ukrywszy si臋 za nim, gor膮czkowo, zdzieraj膮c sk贸r臋 z palc贸w odbezpieczy艂 karabin. Strzeli艂 na o艣lep, przetoczy艂 si臋 w bok i, pochylony, zacz膮艂 wycofywa膰 si臋 w g贸r臋 zbocza po osypuj膮cych si臋 i wilgotnych od topniej膮cego 艣niegu kamieniach. Na dobr膮 spraw臋 napastnicy wtedy w艂a艣nie powinni go wyko艅czy膰, gdy nagle Muslim, kt贸ry wci膮偶 jeszcze nie zrzuci艂 swego niewygodnego baga偶u rozrzuci艂 r臋ce i upad艂 pod nogi partnera. Abbas upu艣ci艂 karabin i run膮艂 w 艣nieg. Wczepieni w siebie potoczyli si臋 w d贸艂 sk艂onu.
聽聽聽Potem by艂o urwisko, upadek. Abbasowi wydawa艂o si臋, 偶e to ju偶 koniec, ale po uderzeniu, po o艣lepiaj膮cym b贸lu i wstrz膮sie nast膮pi艂 d艂ugi lot w dusz膮cych k艂臋bach piasku i 艣niegu, przy akompaniamencie trzasku ga艂膮zek i 艂omotu kamiennej lawiny. Ockn膮艂 si臋 p贸藕n膮 noc膮. Dygota艂 z zimna. Ka偶dy ruch powodowa艂 eksplozje b贸lu. Zagryz艂 wargi by nie j臋cze膰 i starannie obmaca艂 ca艂e cia艂o. Podnios艂o go to nieco na duchu. Wbrew oczekiwaniom, wszystko wskazywa艂o na to, 偶e ko艣ci mia艂 ca艂e. No, mo偶e z wyj膮tkiem 偶eber, bowiem co艣 straszliwie kpi艂o go w boku. Abbas zebra艂 cale swe si艂y i energie, by si臋 podnie艣膰. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i dotkn膮艂 czego艣 twardego. Jak oparzony cofn膮艂 palce.
聽聽聽Jednak偶e ch艂贸d i nieomal odczuwalne wra偶enie nadci膮gaj膮cej 艣mierci zmusza艂y do dzia艂ania. Abbas obmaca艂, najpierw ostro偶nie, potem w gor膮czkowym po艣piechu, le偶膮ce obok cia艂o i wreszcie odnalaz艂 to, czego szuka艂. Poza plastykowymi woreczkami z narkotykiem i puszkami z konserwami, znalaz艂 w plecaku Muslima koc z wielb艂膮dziej we艂ny, zmian臋 bielizny i materia艂 wybuchowy. Kryj膮c si臋 pod kocem i pr贸buj膮c rozgrza膰 si臋 w艂asnym oddechem, przemytnik w艂膮czy艂 latark臋. Widmowe 艣wiat艂o hipnotyzowa艂o spojrzenie, odwraca艂o uwag臋 od mrocznych my艣li.
聽聽聽Cz艂owiek prze偶y艂 i m贸g艂 dzi臋kczynn膮 modlitw膮 powita膰 wsch贸d s艂o艅ca, by p贸藕niej rozgrzany jego pal膮cymi promieniami, zn贸w pob艂ogos艂awi膰 niebiosa. Lecz nie nale偶a艂o modli膰 si臋 obok trupa. Nieboszczyk jest zawsze nieczysty, nawet je偶eli by艂 przyjacielem. Najpierw nale偶a艂o odda膰 cia艂o ziemi i dokona膰 ablucji. Z trudem przewr贸ci艂 ci臋偶kie zw艂oki na wznak. Pier艣 Muslima by艂a przestrzelona w trzech miejscach. Z trudem, pomagaj膮c sobie z臋bami i bagnetem, Abbas zdo艂a艂 zdj膮膰 z nieboszczyka skafander, moherow膮 kamizelk臋 i szerokie-wojskowe spodnie. Ostro偶nie przespa艂 heroin臋 do kieszeni skafandra Muslima i schowa艂 wszystko do plecaka. R贸wnie starannie i bez po艣piechu zdj膮艂 ze sztywnej, martwej r臋ki zegarek elektroniczny, a sw贸j , uszkodzony, rozdusi艂 obcasem. Zebra艂 stercz膮ce spod 艣niegu kamienie i byle jak przykry艂 nimi zw艂oki. Nast臋pnie posta艂 chwile nad samotnym kurhanem, odm贸wi艂 modlitw臋 za zmar艂ych i podni贸s艂szy z ziemi karabin, zacz膮艂 oddala膰 si臋 od prawie pionowej, zape艂nionej 艣niegiem szczeliny skalnej, kt贸ra ocali艂a mu 偶ycie.
聽聽聽Na szkicu Muslima od Wielkiej Grani prowadzi艂y tylko dwie, oznaczone punkcikami, 艣cie偶ki. O p贸艂nocnej, na kt贸rej poleg艂a wczoraj wi臋ksza cze艣膰 oddzia艂u, trzeba by艂o zapomnie膰. Pozostawa艂o wi臋c tylko jedyne wyj艣cie: omin膮膰 Niebieski W膮w贸z od po艂udnia i doj艣膰 grani膮 do prze艂臋czy, za kt贸r膮 znajdowa艂a si臋 droga do Bhutanu. Innej szansy na szybkie dotarcie do zamieszka艂ych miejsc nie by艂o.
聽聽聽 . 5 .
聽聽聽 Na ceremonie ofiarowania wszech艣wiata przybyli wszyscy mieszka艅cy fortu. Opr贸cz bezpo艣rednio uczestnicz膮cych w ceremonii testu siedmiu mnich贸w, przed wej艣ciem do 艣wi膮tyni t艂oczyli si臋 ch艂opi, kupcy i czterej 偶o艂nierze, kt贸rzy tworzyli garnizon fortu. Ich bezpo艣redni dow贸dca i 偶ywiciel, piastuj膮cy rang臋 komendanta rdzongu, zosta艂 dopuszczony do o艂tarza, przy kt贸rym naczelny lama obsypywa艂 ziarnem schodkowy, inkrustowany turkusami i koralami dysk, kt贸rego poszczeg贸lne, koncentryczne stopnie by艂y symbolem otoczek 艣wiata iluzorycznego.
聽聽聽 Mnisi, odziani w szkar艂atne, od艣wi臋tne stroje czytali 艣wi臋te teksty. Ich umy艣lnie niskie, dudni膮ce basem g艂osy zlewa艂y si臋 w monotonny, przyt艂umiony 艂oskot, jakby rozbrzmiewaj膮cy z obna偶onego brzucha Majtrei - Buddy Przysz艂o艣ci.
聽聽聽 Umilk艂 mrucz膮cy ch贸r. D藕wi臋k gong贸w obwie艣ci艂 kulminacyjn膮 chwile nabo偶e艅stwa - wyniesienie mandali. Starsi lamowie, trzymaj膮c si臋 za r臋ce wypowiedzieli zakl臋cia, po艂o偶yli dysk na jedwabny r臋cznik i wyszli na zewn膮trz.
聽聽聽 Garstka 艣wieckich rozsypa艂a si臋, ludzie padli na ziemie i pe艂zli za odrodzonym wszech艣wiatem, ca艂uj膮c 艣lady swoich m膮drych pasterzy i zbieraj膮c rozsypane ziarna. J臋czmie艅 i proso, kt贸re pozosta艂y po obrz臋dzie karmienia ptak贸w, uzyskiwa艂y cudowne w艂a艣ciwo艣ci leczenia stu o艣miu chor贸b.
聽聽聽 Na tym nabo偶e艅stwo si臋 zako艅czy艂o i wszyscy mogli wr贸ci膰 do swoich zaj臋膰. Jednak mieszka艅cy "Wszechpoch艂aniaj膮cego 艣wiat艂a" nie rozchodzili si臋. Nie wiadomo sk膮d rozesz艂y si臋 s艂uchy, 偶e minionej nocy w Niebieskim W膮wozie wybuch艂a krwawa walka i tu偶 przy gompie le偶y ca艂a g贸ra trup贸w Z ust do ust przekazywano straszliwe szczeg贸艂y rzezi. Najwi臋kszy niepok贸j wywo艂a艂a wie艣膰, 偶e podobno mia艂 miejsce przypadek rollangu O偶y艂 nieboszczyk i natchniony z艂ymi mocami, kieruje si臋 obecnie w stron臋 rdzongu Gdy dotrze do 艣wiata 偶ywych, mo偶e sta膰 si臋 przyczyn膮 niezliczonych nieszcz臋艣膰.
聽聽聽 Przes膮dni g贸rale szeptali zakl臋cia, kt贸re mia艂y ich broni膰 i ze wszystkich si艂 kr臋cili modlitewne m艂ynku odp臋dzaj膮c nieszcz臋艣cie od siebie i swego domu.
聽聽聽 - Co robi膰 z demonem, kt贸ry do nas idzie, nauczycielu?
聽聽聽 - Zosta艅cie na miejscu - uspokaja艂 lama, kt贸ry naucza艂 niezr贸wnanej sztuki pisania. - Nieul臋kniony duch, to najwi臋ksza z cn贸t.
聽聽聽 Jednym s艂owem, w przeddzie艅 przybycia Abbasa Rahmana, sytuacja w rdzongu "Wszechpoch艂aniaj膮ce 艣wiato" by艂a do艣膰 napi臋ta. Ale wbrew mro偶膮cym krew w 偶y艂ach plotkom i mrocznym przepowiedniom pod wrota twierdzy podjecha艂 wcale nie ten, kogo si臋 spodziewali. Zamiast ludojada z okrwawionymi ustami i pustymi oczodo艂ami wszyscy ujrzeli czaruj膮c膮, z艂otow艂os膮 dam臋. Jecha艂a na srokatym mule na czele wielkiej karawany. Tu偶 za ni膮 pod膮偶a艂, ko艂ysz膮c si臋 w siodle w膮saty m臋偶czyzna w nepa1skiej czapeczce "topi", procesje za艣 zamyka艂 w臋drowny jogin z posochem w kszta艂cie tr贸jz臋bu. Zgodnie z obyczajem szed艂 boso, przez ramie, na szat臋 w臋drownego mnicha, zarzucon膮 mia艂 sk贸r臋 lamparta, kt贸ra najwidoczniej s艂u偶y艂a mu jako mata do 膰wicze艅. Nikt z go艣ci ani bhuta艅skich poganiaczy nie przypomina艂 piekielnej zjawy. Wr臋cz przeciwnie, z艂otow艂osa kobieta pierwsza bia艂a lady, kt贸ra zaszczyci艂a swym przybyciem "Wszechpoch艂aniaj膮ce 艣wiat艂o" od pocz膮tku jego istnienia, przypomina艂a raczej niebia艅sk膮 dziewic臋 - apsare.
聽聽聽 Ju偶 na samym pocz膮tku wyja艣ni艂o si臋 偶e w膮saty jegomo艣膰 w nepalskiej czapeczce swobodnie m贸wi po tybeta艅sku i nie potrzebuje us艂ug t艂umacza, wsz臋dobylskiego Szerpy Ang Temba Wiadomo艣膰 o tak wielkim cudzie zosta艂a przyj臋ta nie tylko ze zrozumia艂ym zachwytem ale i z pewn膮 doz膮 niepokoju. Do tej pory wszyscy biali podr贸偶nicy, kt贸rzy dotarli do rdzongu - i ci, o kt贸rych wspomina艂y stare kroniki, i ci dwaj ostatni - bili ca艂kowitymi niemowami.
聽聽聽 Czy nie kryje si臋 w tym jakie艣 perfidne czarnoksi臋stwo? A je偶eli karawana i pi臋kno艣膰, jad膮ca w m臋skim siodle to tylko omam, rezultat czar贸w ludojada, kt贸ry przybra艂 posta膰 Europejczyka? A mo偶e to karmiczne widzenie narzucone psychiczn膮 moc膮 jogi w sk贸rze lamparta?
聽聽聽 - Zaufajcie mi - odpowiada艂 na pytania wartownik贸w w膮saty jegomo艣膰 - Jeste艣my takimi samymi lud藕mi z krwi i ko艣ci jak wy. Nie jeste艣my duchami, demonami, niewolnikami, ani dzie膰mi niewolnik贸w. Nazywam si臋 Tommaso Valenti i przyby艂em do was z pismem jego wysoko艣ci kr贸la Bhutanu potrz膮sn膮艂 w powietrzu zwojem papieru z woskow膮 piecz臋ci膮 - A oto moja 偶ona Joy- p艂ynnym, aktorskim gestem wskaza艂 pi臋kn膮 kobiet臋. - Za ni膮 natomiast, jak widzicie, stoi 艣wi膮tobliwy Norbu-rin-po-cz'e z klasztoru "Tygrysie le偶e", kt贸ry ma pismo do wielce 艣wi膮tobliwego naczelnego lamy.
聽聽聽 - To znaczy, 偶e idziecie z Bhutanu? - z zaskoczeniem zawo艂a艂 komendant rdzongu i dotkn膮艂 amuletu na piersi, by zabezpieczy膰 si臋 przed urokiem.
聽聽聽 - Z samej stolicy Thimpchu - odpowiedzia艂 cz艂owiek, kt贸ry podawa艂 si臋 za Tommasa Valentiego. Prosimy o chwilow膮 go艣cin臋 i zapewniam was, 偶e udzielicie jej godnym ludziom...
聽聽聽 Ci, kt贸rzy stali na g贸rze zd膮偶yli ju偶 dok艂adnie obejrze膰 przybysz贸w od st贸p do g艂贸w i musieli przyzna膰, 偶e sprawiali oni korzystne wra偶enie. Lama Ngagwan-rin-po-cz e postanowi艂, 偶e najpierw wybada poganiaczy S膮 rdzennymi Bhuta艅czykami, prostodusznymi i szczerymi. Potem mo偶na b臋dzie porozmawia膰 z przyby艂ym lam膮 kt贸ry w dodatku ma ze sob膮 list. I dopiero p贸藕niej, kiedy wyrobi ju偶 sobie pogl膮d na spraw臋, przyjmie kr贸lewskiego go艣cia i jego 偶on臋.
聽聽聽 . 6 .
聽聽聽 Mimo ascetycznej surowo艣ci regu艂y klasztornej Ngagwan-rin-po-cz'e przyj膮艂 swego w臋drownego brata z kr贸lewskim przepychem. Lecz wszystkie te prowincjonalne pr贸by zaimponowania 艣wiatowym szykiem spali艂y na panewce.
聽聽聽 Jogin przyzwyczajony do zimna i zahartowany podczas swych w臋dr贸wek, usiad艂 daleko od rozsnuwaj膮cych wonny dym grza艂ek i prawie nie tkn膮艂 postawionych przed nim potraw. Spr贸bowa艂 jedynie kwa艣nego mleka, kt贸rego odrobin臋 nala艂 sobie do nieod艂膮cznej, 偶ebraczej miseczki z orzecha kokosowego. Nieco p贸藕niej wyssa艂 kilka owoc贸w, pozostawiaj膮c nienaruszone pestki z zal膮偶kami nowego 偶ycia i tylko pi艂 du偶o herbaty szczodrze przyprawionej t艂uszczem, sol膮 i lekko podrumienionej j臋czmienn膮 m膮k膮.
聽聽聽 - Jakie s膮 twe zamiary, 艣wi膮tobliwy? - okaza艂 uprzejmie zainteresowanie naczelny lama, cho膰 z przywiezionego przez Norbe listu wiedzia艂 ju偶, 偶e ma on zamiar odby膰 pielgrzymk臋 do doliny.
聽聽聽 - P贸jd臋 na spotkanie 艣wiat艂o艣ci - go艣膰 u偶y艂 najprostszego eufemizmu.
聽聽聽 - Jeszcze jedna dolina na twojej drodze - skin膮艂 z aprobat膮 g艂ow膮 lama Ngagwan. Alegoria umy艣lnie mia艂a dwuznaczny charakter, gdy偶 s艂owo "dolina" mo偶na by艂o pojmowa膰 zar贸wno jako tajemny kraj za prze艂臋cz膮, jak te偶 i jeden z etap贸w "samadahi".
聽聽聽 - Jestem got贸w - odpowiedzia艂 po prostu jogin, odgaduj膮c niedopowiedzenie.
聽聽聽 - Jak偶e si臋 tam dostaniesz, bracie? - zapyta艂 z ledwo wyczuwaln膮 nutk膮 dezaprobaty starzec. Wyra藕nie dawa艂 do zrozumienia, 偶e nie b臋dzie pomaga膰 cz艂owiekowi, kt贸ry, niestety, nie potrzebuje niczyjej pomocy.
聽聽聽 - Bogaty sahib kt贸ry przyby艂 z daleka z przepi臋kn膮 apsar膮, wzi膮艂 mnie do swojej karawany.
聽聽聽 - Co? - szepn膮艂 oszo艂omiony lama Ngagwan, z trudem panuj膮c nad sob膮. - Czy biali ludzie r贸wnie偶 chc膮 przedosta膰 si臋 do doliny?
聽聽聽 Spe艂ni艂y si臋 jego najgorsze przypuszczenia. Obcy ludzie mieli zamiar i to zupe艂nie otwarcie, zej艣膰 z prze艂臋czy Lha-la na zielone niziny!
聽聽聽 Bezpo艣rednich zakaz贸w, oczywi艣cie, nie by艂o. Lecz przez stulecia dojrzewa艂a i wyra藕nie skrystalizowa艂a si臋 w 艣wiadomo艣ci pokole艅 tradycja, kt贸rej naruszenie r贸wna艂oby si臋 艣wi臋tokradztwu.
聽聽聽 Zaszczyt przej艣cia przez prze艂臋cz m贸g艂 spotka膰 tylko bezinteresownego poszukiwacza prawdy, kt贸ry przez ca艂e swe 偶ycie przygotowywa艂 si臋 do tego heroicznego czynu. Jak偶e mog艂o by膰 inaczej? Ca艂kiem mo偶liwe, 偶e w艂a艣nie 偶ycie by艂o jedyn膮 zap艂at膮 z zuchwa艂膮 pr贸b臋. Nie na pr贸偶no w kronikach "Wszechogarniaj膮cego 艣wiat艂a", kt贸re dok艂adnie opisywa艂y trzyna艣cie minionych stuleci, nie by艂o ani s艂owa o tym, czy kto艣 z tych, kto poszed艂 w dolin臋, wr贸ci艂, czy te偶 wszyscy pozostali w "Krainie obraz贸w". (By艂o to jeszcze jedno om贸wienie stosowane przez kronikarzy).
聽聽聽 - Czeka was marny koniec, str膮cenie w mrok z艂ych reinkarnacji.
聽聽聽 - Dojd臋 - nieustraszenie zaoponowa艂 Norbu.
聽聽聽 - Nikt nie zna dr贸g tam, w nizinie.
聽聽聽 - Wyczuwam przyci膮ganie, jak ig艂a magnes.
聽聽聽 - Tam, gdzie zdo艂a ocale膰 taki jak ty, bracie - Ngagwan nie w膮tpi艂, 偶e lama m贸wi艂 prawd臋 i zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e zdo艂a on pokona膰 wszelkie przeszkody - tam, gdzie ty zdo艂asz przej艣膰, cudzoziemiec zginie. Czy nie l臋kasz si臋, 偶e wiedziesz innych na pewn膮 艣mier膰? - spr贸bowa艂 innych argument贸w.
聽聽聽 - Nikogo nie wiod臋 - odpar艂 bez cienia boja藕ni Norbu. - Zmierzamy t膮 sam膮 drog膮, lecz ku r贸偶nym celom. Ka偶dy ma prawo i艣膰 swoj膮 drog膮 i nikt za nikogo nie odpowiada.
聽聽聽 - Trudno by艂o si臋 z nim nie zgodzi膰. Norbu-rin-po-cz'e ani na jot臋 nie odszed艂 od ducha i litery buddyjskiej etyki.
聽聽聽 - Lecz je偶eli cudzoziemcy kieruj膮 si臋 z艂膮 wol膮? - starzec zdecydowa艂 si臋 podzieli膰 swymi obawami. Je偶eli sprowadz膮 oni 艣mier膰 na wiele niewinnych istot?
聽聽聽 - Nie poczu艂em tego - odpad twardo jogin.
聽聽聽 - Ale to obcy ludzie.
聽聽聽 - On zna nasz j臋zyk.
聽聽聽 - Dusza nie potrzebuje jezyka.
聽聽聽 - Zna pasze prawo.
聽聽聽 - Zna膰, to znaczy 偶y膰. To za ma艂o - tylko pami臋ta膰 cztery wielkie prawdy. Przecie偶 nawet ptaki zapami臋tuj膮 s艂owa... Jak ci ludzie 偶yj膮?
聽聽聽 - Po swojemu... Ale szanuj膮 nasze obyczaje i z ca艂ego serca t臋skni膮 za nasz膮 przesz艂o艣ci膮, Jego droga jest d艂uga i godna szacunku. Jak i wasza 艣wi膮tobliwo艣膰, szuka zas艂ug w uczono艣ci. Znany mu jest tajny j臋zyk Kalaczakry, mandale i znaki na naszych kamieniach czyta jak wielki pandit. Przez trzy lata 偶y艂 w klasztorze Spittug, gdzie otrzyma艂 艣wiecenia i tajne imi臋, aby m贸g艂 je wymieni膰, gdy nadejdzie czas opu艣ci膰 wal膮cy si臋 dom.
聽聽聽 - Czy znasz ju偶, bracie, czas? - spyta艂 cicho Ngagwan.
聽聽聽 - Wkr贸tce - beznami臋tnie odpar艂 Norbu. - Biali ludzie znikn膮 lekko i szcz臋艣liwie, jak ob艂oczek w promieniach s艂o艅ca.
聽聽聽 . 7 .
聽 聽Profesor Tommaso Valenti sp臋dzi艂 kilka lat w Ladakh i otrzyma艂 w najstarszym klasztorze Spittug najwy偶szy stopie艅 lha-rams-pa metafizyki buddyjskiej.
聽 聽Do ekspedycji w dolin臋 "Siedmiu szcz臋艣liwych klejnot贸w" szykowa艂 si臋 d艂ugo i starannie, mo偶na powiedzie膰, ca艂e 偶ycie. Gdyby nie zaskakuj膮cy, wedle opinii przyjaci贸艂 i znajomych, o偶enek z m艂odziutk膮 aspirantk膮, wyprawa mog艂aby odby膰 si臋 o wiele wcze艣niej. Ale co zosta艂o zapisane w g贸rze, to musi si臋 spe艂ni膰 - Valenti mimo wszystko dosta艂 si臋 do legendarnego rdzongu "Wszechpoch艂aniaj膮ce 艣wiat艂o ". Fakt, 偶e sta艂o si臋 to w艂a艣nie teraz, w roku Wody i Psa, a nie w zesz艂ym, czy jeszcze wcze艣niej, by艂 bez znaczenia.
聽 聽Valenti potraktowa艂 spotkanie z naczelnym lam膮 jako wydarzenie o niezwyk艂ej wadze. Zbli偶aj膮c si臋 do ostatecznego celu swych bada艅 utraci艂 niezaprzeczalne prawo badacza do b艂臋du. Naprawi膰 lub zmieni膰 cokolwiek ju偶 nie by艂o mo偶na. Dlatego te偶 Valenti okaza艂 stanowczo艣膰 i pozostawi艂 偶on臋 u st贸p wzg贸rza, cho膰 Joy straszliwie chcia艂a odwiedzi膰 klasztor. Wyj膮tkowo tolerancyjni buddy艣ci oczywi艣cie dla bia艂ej lady zrobiliby wyj膮tek, lecz zgodnie z regu艂膮 kobieta nie powinna by艂a przekracza膰 zakazanej granicy i to przewa偶y艂o szale.
聽 聽Wielce 艣wi臋tobliwy Ngagwan przyj膮艂 go艣cia w bibliotece, okazuj膮c w ten spos贸b szacunek jego zas艂ugom naukowym. Stary lama przywita艂 Valentiego przy samych drzwiach. Po wymianie powsta艅 wskaza艂 mu uprzejmie honorowe miejsce przy p贸艂nocnej 艣cianie, wisia艂a na niej wspania艂a Yang-ka, na kt贸rej wyobra偶ono W艂adc臋 demon贸w Dankana, galopuj膮cego po falach krwi na ko藕le o spiralnych rogach. Zgodnie z tradycj膮 Valenti poda艂 艣wi膮tobliwemu lamie hadak - niebiesk膮, jedwabn膮 szarf臋 z hieroglificznymi znakami szcz臋艣cia i d艂ugiego 偶ycia, na kt贸rej z trudem m贸g艂 utrzyma膰 troskliwie dobrane dary - zegarek elektroniczny, blaszane pude艂ko z kandyzowanymi owocami, wod臋 kwiatow膮 i bursztynow膮 broszk臋, zakupion膮 na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo. Bursztyn, kt贸rym w Tybecie leczono przerost tarczycy, ceniono tu o wiele wy偶ej od z艂ota.
聽 聽Starzec podzi臋kowa艂 i na chwil臋 wyszed艂 do przylegaj膮cego do biblioteki pokoiku. Wyszed艂 z niego z bia艂ym tkanym w domu r臋cznikiem i figurk膮 z br膮zu. Valenli z zapartym tchem rozpozna艂 P'rad偶njaparamitre - opiekunka uczonych mnich贸w. Poz艂acany odlew zachwyca艂 elegancj膮 linii i precyzj膮 wykonania detali.
聽 聽- Przecie偶 to prawdziwe arcydzie艂o! - zawo艂a艂 Valenti. - Ma co najmniej dwie艣cie lat! - Nie wiem - lama potar艂 broszk臋 o cha艂at. - Niech przyniesie panu szcz臋艣cie.
聽 聽Valenti dyskretnie spojrza艂 na stela偶e zape艂nione deskami drukarskimi i owini臋tymi w cenne tkaniny ksi膮偶kami - plikami nie zszytych kart, ozdobionych niejednokrotnie wykwintnymi miniaturami. Na pewno by艂y tu i stare, by膰 mo偶e nikomu jeszcze nie znane manuskrypty pisane na li艣ciach palmowych i paskach bambusa grawerowane na p艂ytkach z ko艣ci s艂oniowej, z艂ota i srebra. "Czy przed wypraw膮 uda mi si臋 zapozna膰 z tym skarbcem starej m膮dro艣ci? - przemkn臋艂a przez g艂ow臋 my艣l. - To niemo偶liwe, by nie znalaz艂 si臋 tu cho膰 kr贸tki opis kraju za prze艂臋cz膮...
聽 聽- Jak si臋 podoba艂 panu Bhutan? - uprzejmie spyta艂 lama.
聽 聽- Ta wspania艂a kraina przekroczy艂a wszelkie moje wyobra偶enia - sztampowo, lecz zupe艂nie szczerze odpowiedzia艂 Valenti.
聽 聽Po wymianie og贸lnych uwag i charakterystycznych dla Wschodu zapyta艅 o rodzinne miejsca, zdrowie bliskich os贸b i widziane w drodze osobliwo艣ci, stopniowo zacz臋li si臋 zbli偶a膰 do g艂贸wnego tematu rozmowy
聽 聽- Bardzo chcia艂bym odwiedzi膰 dolin臋 za prze艂臋cz膮 Lha-la - otwarcie wyjawi艂 swe najgor臋tsze pragnienie Tommaso Valenti.
聽 聽- Nie ma tam nic godnego uwagi - odpar艂 ostro mnich.
聽 聽- C贸偶 wiec jest? - z delikatn膮 natarczywo艣ci膮 dopytywa艂 si臋 W艂och. - Pustynia, na kt贸rej b艂膮dz膮 obrazy. Nic wi臋cej.
聽 聽- No, a za ni膮?
聽 聽- Pustka - westchn膮艂 lama i nagle doda艂. - Tego nikt nie wie...
聽 聽- A wiec nie popiersie 艣wi臋tokradztwa o艣mielaj膮c si臋 zej艣膰 do doliny? - Nie wiem. Prosz臋 spyta膰 samego siebie... Czy pan si臋 nie boi?
聽 聽- Czego?
聽 聽- Strach jest owocem niewiedzy. Prawda i strach nie dadz膮 si臋 ze sob膮 pogodzi膰. A wiec nie boi si臋 pan?
聽 聽- Istnieje co艣 straszniejszego ni偶 niewiedza - Valenti spr贸bowa艂 przej膮膰 inicjatyw臋. - Imi臋 jego - g艂upstwo... Czy偶by uwa偶a艂 pan, 偶e jest przygotowany do tej wyprawy? - Pod wzgl臋dem duchowym czy materialnym?
聽 聽- O materialnym p贸藕niej... Przecie偶 wie pan doskonale, dlaczego mnisi umartwiaj膮 swe cia艂o. To walka, cz臋sto bezskuteczna, z nienasyconym przywi膮zaniem cz艂owieka do czczych rozkoszy, pokonanie zgubnej w艂adzy pragnie艅. Czy pr贸bowa艂 pan cho膰 raz zd艂awi膰 po偶eraj膮c膮 pana 偶mije? Zmierzy膰 otch艂a艅 w sobie samym? Zrozumia艂 pan, do czego jest pan zdolny, a czego, nawet pod gro藕b膮 艣mierci, nigdy pan nie uczyni? jak wiec mo偶na, nie znaj膮c swych ogranicze艅, nara偶a膰 si臋 na tak wielk膮 pokus臋?
聽 聽- Ma pan racje, 艣wi膮tobliwy ojcze - zas臋pi艂 si臋 Valenti. - Cho膰 sp臋dzi艂em pewien czas w przybytku, to my艣li me by艂y inne ni偶 u pozosta艂ych braci. Zawsze bada艂em rozum, nigdy za艣 ducha. Lecz w mej s艂abo艣ci tkwi moja si艂a. Droga poznania jest czysta, natomiast pragnienie, by odsun膮膰 zas艂on臋 tajemnicy, cho膰 jak ka偶de pragnienie jest 藕r贸d艂em cierpie艅, r贸偶ni si臋 jednak od nikczemnych d膮偶e艅. I dlatego, jak s膮dz臋, zdo艂am oprze膰 si臋 pokusom.
聽 聽Lama ze zm臋czeniem przymkn膮艂 oczy. Tak, brak leku wyp艂ywaj膮cy z niewiedzy to po prostu g艂upota. Jogin powiedzia艂 prawd臋. Dni tego cz艂owieka zosta艂y ju偶 zwa偶one i policzone. Niech wi臋c koniec po艂膮czy si臋 z pocz膮tkiem.
聽 聽- Kiedy chcecie wyruszy膰? - zapyta艂 lama, z trudem unosz膮c pergaminowe powieki. - Niech ludzie troch臋 odpoczn膮, a jaki nabior膮 si艂.
聽 聽- To rozs膮dne.
聽 聽- Czy tam, za prze艂臋cz膮 s膮 ludzie? Wsiej Klasztory? - Valenti z trudem opanowywa艂 podniecenie.
聽 聽- Prosz臋 na to nie liczy膰. Tak b臋dzie lepiej. Niech pan we藕mie jak najwi臋cej prowiantu. Dr贸g, oczywi艣cie, zupe艂nie pan nie zna?
聽 聽- 艢wi膮tobliwy Norbu-rin-po-cz'e 艂askawie zgodzi艂 si臋 nam towarzyszy膰. - Towarzyszy膰 wam, czy was Prowadzi膰?
聽 聽- Czy to nie jedno i to samo?
聽 聽- Gdy zorientuje si臋 pan na czym polega r贸偶nica, b臋dzie ju偶 za p贸藕no...
聽 聽- A wiec nie b臋dzie pan stawia膰 przeszk贸d? - nie wierz膮c w艂asnemu szcz臋艣ciu spyta艂 cicho W艂och. - Kim偶e jestem, by przerywa膰 艂a艅cuch, w kt贸rym jedno ogniwo 艂膮czy si臋 z drugim - z gorycz膮 w g艂osie spyta艂 lama. - I w kt贸rym miejscu nale偶y go roz艂膮czy膰?
聽 聽呕egnaj膮c si臋 z m臋drcem Valenti przez chwile zatrzyma艂 spojrzenie na malowniczej Yang-ka, gdzie pa艂aj膮cy gniewem Dankan ze stoj膮cymi d臋ba w艂osami pe艂nymi ukrytej energii, p臋dzi艂, ogarni臋ty z艂otymi p艂omieniami i czarnym dymem. W dolnej cz臋艣ci obrazu malarz, kt贸ry zapewne nie widzia艂 nigdy morza, namalowa艂 niebieskie fale. Z g艂臋bin w贸d strzela艂y trzy ogniste snopy i rozp艂ywa艂y si臋 na tle zielonych pag贸rk贸w wyra藕nymi podobnymi do grzyb贸w, s艂upami dymu. Nieznany malarz w 偶aden spos贸b nie m贸g艂 widzie膰 podwodnych wybuch贸w atomowych, ale tryskaj膮ce z g艂臋bin strumienie ognia przys艂oni臋te straszliw膮 biel膮 rozpalonej pary wygl膮da艂y tak naturalistycznie, 偶e W艂och z trudem powstrzyma艂 okrzyk zdziwienia.
聽 聽"Najp贸藕niej koniec osiemnastego stulecia - okre艣li艂 wiek obrazu. - C贸偶 to jest: zadziwiaj膮ca przepowiednia, czy zupe艂nie przypadkowy zbieg okoliczno艣ci, kiedy co艣 obcego i nieznanego przybiera zrz膮dzeniem losu znajome kszta艂ty?" - zapytywa艂 sam siebie Valenti.
聽 聽Zszed艂 ze wzg贸rza wstrz膮艣ni臋ty. By艂a to jedna z tych porywaj膮cych zagadek, kt贸re wci膮偶 dostarcza nam niepoj臋ta w samej swej istocie sztuka.
聽 聽Ngagwan-rin-po-cz'e zamkn膮艂 si臋 w bibliotece i pr贸bowa艂 odzyska膰 wiara i zwyk艂y spok贸j ducha. Okazywa艂o sio, ze pod 偶adnym pozorem nikogo z tych ludzi nie nale偶a艂o wpuszcza膰 do doliny Im pr臋dzej opuszcz膮 oni "Wszechpoch艂aniaj膮ce 艣wiat艂o" i wynios膮 si臋 do swych pieleszy, tym lepiej dla wszystkich istot zwi膮zanych z utrzymaniem tajemnicy.
聽 聽Lama wyrwa艂 kartka z zeszytu i nakre艣li艂 kilka linijek do zarz膮dcy s膮siedniego rdzongu, kt贸ry znajdowa艂 si臋 w odleg艂o艣ci pieciu dni drogi od "Wszechpoch艂aniaj膮cego 艣wiat艂a". Lama Nadom Lapo, kt贸ry mia艂 szerokie pe艂nomocnictwa i dysponowa艂 imponuj膮cym oddzia艂em sk艂adaj膮cym si臋 z siedemnastu 偶o艂nierzy, m贸g艂 rozwia膰 wszelkie w膮tpliwo艣ci
聽 聽Prze艂o偶ony klasztoru min膮艂 艣wi膮tynie i za refektarzem zacz膮艂 ostro偶nie schodzi膰 po wykutych w skale stopniach. Strome schody prowadzi艂y do pieczar pustelnik贸w.
聽 聽W oddalonej grocie, do kt贸rej prawie nie dobiega艂y nik艂e odblaski dnia Nagwan spostrzeg艂 niejasne zarysy ludzkiej postaci. Pustelnik, obna偶ony do pasa, siedzia艂 na wytartej sk贸rze lamparta zapatrzony w sobie tylko znan膮 dal. Lama opar艂 d艂onie na g艂owie marz膮cego i sprawi艂, 偶e widzenia rozp艂yn臋艂y si臋.
聽 聽- Teraz p贸jdziesz - powiedzia艂 wr臋czaj膮c mu pos艂anie i ponownie dotykaj膮c spl膮tanych w艂os贸w zacz膮艂 dok艂adnie opisywa膰 drog臋.
聽 聽Cz艂owiek zacz膮艂 oddycha膰 nosem szybko i g艂臋boko, jakby usi艂uj膮c w臋chem z艂apa膰 trop i nagle przez nieprzenikniony warstwa ska艂 ujrza艂 znajom膮 艣cie偶ka, pob艂yskuj膮cy mik膮 偶wir, ubogie, kamienne piramidki na prze艂臋czach i kruche, 艣nie偶ne mostki wisz膮ce nad lecz膮c膮 otch艂ani膮. Gdy we wczesnym dzieci艅stwie oddano go do klasztoru, zosta艂 poddany dok艂adnym ogl臋dzinom i wyznaczony do roli biegacza. Po wielu latach uporczywego treningu opanowa艂 niewiarygodn膮 sztuk臋 rkang-mgjoga - g贸rskiego szybkobiegacza. Jego jedynym zadaniem by艂o dotrze膰 do celu, nie zatrzymuj膮c si臋 przed przeszkodami, nie trac膮c czasu na jedzenie i sen. M贸g艂 umrze膰 jak zagoniony ko艅, ale dopiero gdy spe艂ni艂 polecenie.
聽 聽Gdy starzec zdj膮艂 swe suche, pozbawione ci臋偶aru i ciep艂a d艂onie z g艂owy m艂odzie艅ca, ten, jak go艂膮b pocztowy, utrwali艂 ju偶 w sobie najdrobniejsze szczeg贸艂y oczekuj膮cej go drogi. Bezwiednie wyszed艂 na 艣wiat艂o, kt贸re nie mog艂o o艣lepi膰 jego skierowanego do wn臋trza ja藕ni wzroku i wkr贸tce znik艂 za zakr臋tem, kt贸ry prowadzi艂 do s膮siedniej pieczary. Tam zaczyna艂o si臋 podziemne przej艣cie, prowadz膮ce za mury twierdzy.
聽聽聽 . 8 .
聽聽聽Przy pomocy niezawodnego Szerpy MacDonald wynaj膮艂 niziutk膮, d艂ugogrzyw膮 koby艂ki i pojecha艂 na rozpoznanie prze艂臋czy.
聽聽聽- Dlaczego mu pomagasz? - zgani艂 Szerpe 艣wi膮tobliwy Norbu-rin-po-cz'e. - Ma czarn膮 aur臋. Czy偶 nie widzisz tego?
聽聽聽- Zaprzyja藕ni艂 si臋 z moim sahibem... - pr贸bowa艂 si臋 usprawiedliwi膰 Ang Temba.
聽聽聽- Sahib tworzy sw膮 w艂asn膮 karm臋, a ty swoj膮 - tonem ostrze偶enia oznajmi艂 Norbu. - Nikomu nie dano sk艂ada膰 odpowiedzialno艣ci za w艂asne post臋pki na ramiona innych. Sta艂o si臋 to, co si臋 sta艂o. Na przysz艂o艣膰 b膮d藕 bardziej rozwa偶ny.
聽聽聽W tym samym czasie MacDonald ko艂ysa艂 si臋 ju偶 w siodle jad膮c z pr臋dko艣ci膮 najwy偶ej dw贸ch mil na godzin臋. Zrobione ze sznura strzemiona by艂y zbyt kr贸tkie i jazda z zadartymi ku g贸rze kolanami nie nale偶a艂a do najwygodniejszych. Oczywi艣cie przed艂u偶enie strzemion nie sprawi艂oby wi臋kszych trudno艣ci, ale MacDonald pogodzi艂 si臋 z niewygod膮 - gdy nogi wlok膮 si臋 po ziemi, powod贸w do irytacji jest jeszcze wi臋cej.
聽聽聽O艂owiany blask nieba, gor膮co i monotonne ko艂ysanie usypia艂y Seria z automatu zaskoczy艂a go w chwili, gdy pu艣ciwszy wodze przypad艂 do twardej, pachn膮cej cierpkim potem grzywy. Wylecia艂 z siod艂a, upad艂 na gruboziarnisty piasek, zdo艂a艂 jednak schwyci膰 si臋 strzemienia. Przera偶one zwierze zar偶a艂o kr贸tko i powlok艂o za sob膮 je藕d藕ca. Znowu gdzie艣 z boku zadudni艂 automat kre艣l膮c b艂otnistymi fontannami fataln膮 linie. Leg艂a ona tu偶 obok, ciskaj膮c MacDonaldowi w twarz ostre bryzgi. Australijczyk podci膮gn膮艂 si臋 wysoko na strzemieniu i os艂aniaj膮c si臋 koniem, bokiem podpe艂z艂 do najbli偶szego g艂azu. I natychmiast po wierzcho艂ku kamienia uderzy艂a jeszcze jedna, kr贸tka seria.
聽聽聽MacDonald, mru偶膮c bol膮ce oczy i 艂apczywie chwytaj膮c powietrze, opar艂 si臋 plecami o g艂az i po omacku odszuka艂 pistolet. Oczywi艣cie "walter" kalibru 5,6 z ca艂kowicie zb臋dnym w tej sytuacji t艂umikiem w por贸wnaniu z automatem by艂 zwyk艂膮 zabawk膮. Ale je偶eli pewny swej bezkarno艣ci zab贸jca zechce wyj艣膰 z ukrycia i postawi膰 kropk臋 nad i, spotka go niezbyt przyjemna niespodzianka.
聽聽聽Gdy MacDonaldowi wr贸ci艂 ju偶 normalny rytm oddechu, przemy艂 oczy wod膮 z manierki, przep艂uka艂 gard艂o i napi艂 si臋 do syta. Teraz by艂 ju偶 got贸w spotka膰 wroga twarz膮 w twarz. Pop艂yn臋艂y sekundy odmierzane niespokojnymi uderzeniami serca. Pierwsza, niesko艅czona godzina min臋艂a w pe艂nym napi臋cia oczekiwaniu i ca艂kowitej bezczynno艣ci. Je偶eli by艂a to wojna nerw贸w, to trafi艂 mu si臋 przeciwnik nietuzinkowy, zas艂uguj膮cy na najwy偶sz膮 ocen臋. Oryginalny spos贸b prowadzenia ognia nie zdradza艂 w gruncie rzeczy ostatecznych intencji. Ko艅, kt贸ry by艂 w g贸rach bardzo cenionym zwierz臋ciem, m贸g艂 by膰 dodatkiem do g艂贸wnej nagrody za jego, MacDonalda g艂ow臋. Prze艂o偶y艂 bro艅 do drugiej r臋ki i wytar艂 spocon膮 d艂o艅. Pomy艣la艂, 偶e t艂umik lepiej zdj膮膰. Kiedy trzeba b臋dzie strzela膰, to lepiej, by wystrza艂 by艂 jak najg艂o艣niejszy. Co drugi pocisk w magazynku zawiera艂 dodatkowy 艂adunek i przy uderzeniu w cel wybucha艂 jak male艅ki granat.
聽聽聽Wyj膮艂 magazynek i prze艂o偶y艂 nab贸j z pomara艅czowym paskiem na sam膮 g贸r臋.
聽聽聽 . 9 .
聽聽聽Profesorowi Valenti, kt贸ry m贸g艂 jak lama Norbu zaj膮膰 jedn膮 z cel, wspania艂omy艣lnie pozwolono rozbi膰 namiot u st贸p klasztornego wzg贸rza. W taki oto spos贸b w rdzongu "Wszechpoch艂aniaj膮ce 艣wiat艂o" powsta艂 drugi o艣rodek zachodniej cywilizacji.
聽聽聽Mimo i偶 od 艣witu do po艂udnia profesor sp臋dza艂 czas z bra膰mi w dharmie, kontynuuj膮c gruntowne studia lamaickiej obyczajowo艣ci, mieszka艅cy czarnego namiotu godziny wieczorne ch臋tnie po艣wiecili 偶yciu towarzyskiemu.
聽聽聽Robert Smith, kt贸ry wynaj膮艂 jedyny niezamieszka艂y dom w rdzongu, sta艂 si臋 nie tylko sta艂ym go艣ciem w艂oskiej pary, ale i wielkodusznym nauczycielem Joy, pragn膮cej zg艂臋bi膰 bogactwa kombinacji pokerowych rozgrywek. Spotykali si臋 wszyscy prawie codziennie - albo w feudalnej baszcie Anglosas贸w, albo u W艂och贸w.
聽聽聽Tym razem Smith przyni贸s艂 do namiotu sensacyjn膮 wiadomo艣膰.
聽聽聽- Dowiedzia艂em si臋 przed chwil膮, 偶e pa艅ski przyjaciel lama jest w rzeczywisto艣ci do艣膰 przewrotn膮 besti膮.
聽聽聽- Ale w jaki spos贸b nas to dotyczy?
聽聽聽- W jak najpaskudniejszy. Kr贸tko m贸wi膮c wszystkie nasze plany id膮 do diab艂a... Okazuje si臋, 偶e wielce 艣wi膮tobliwy w tajemnicy wys艂a艂 go艅ca do gubernatora, 偶eby w szybkim tempie pom贸g艂 mu pozby膰 si臋 nas st膮d. Nie藕le, co? W ka偶dym razie moje nadzieje, 偶e wkr贸tce uda mi si臋 uzyska膰 pozwolenie na wjazd do Bhutanu, pozostan膮 nie spe艂nione. Nie mog臋 pozwoli膰 偶eby mnie st膮d wyrzucono jak jakiego艣 pijanego p臋taka z porz膮dnego lokalu. Zbyt wiele postawiono na te kart臋.
聽聽聽- Przypuszczam - Valenti u艣miechn膮艂 si臋 znacz膮co. - To nie byle co - technet w 艣redniowiecznym br膮zie! Ale przecie偶 nie b臋dzie si臋 pan wdziera艂 do obcego kraju sil膮?
聽聽聽- Doskonale zdaje sobie spraw臋, 偶e patrz膮 tu na mnie jak na kompletnego idiote! - przyzna艂 Smith. Nawet "Tygrys" podejrzewa, 偶e troch臋 zwariowa艂em... - Zerkn膮艂 na statuetk臋 podarowan膮 przez lam臋, kt贸ra zgodnie z obyczajem ozdabia艂a p贸艂nocn膮 stroni namiotu. - Ale czy nie mogliby sprzeda膰 jakiego艣 drobiazgu i to za dobre pieni膮dze? Cho膰 par臋 sztuk!
聽聽聽- Ma pan apetyt!
聽聽聽- Prawdopodobie艅stwo sukcesu jest wprost proporcjonalne do ilo艣ci przeprowadzonych pr贸b - posmutnia艂 Amerykanin. - To abecad艂o ka偶dego eksperymentu.
聽聽聽- Rozumiem - westchn膮艂 ze wsp贸艂czuciem Valenti.
聽聽聽- Mo偶e w dolinie ludzie b臋d膮 bardziej ust臋pliwi?
聽聽聽- Nie jestem wcale pewien, 偶e tam w og贸le s膮 ludzie.
聽聽聽- No, a czy nie m贸g艂by pan wzi膮膰 mnie ze sob膮? - zapali艂 si臋 nagle Smith. - Skoro nie mog臋 i艣膰 dalej tak czy owak, chetnie bym wyp艂ata艂 staruszkowi psikusa. Cho膰by dla zasady!
聽聽聽- O ile dobrze zrozumia艂em, to nasza podr贸偶 r贸wnie偶 znajduje si臋 pod znakiem zapytania. A mo偶e nie?
聽聽聽- Ale po co ma pan czeka膰, a偶 jaki艣 niedomyty tryton czy trypon, nie wiem dok艂adnie, porwie posiadane przez pana kr贸lewskie pisma? Dlaczego nie wyruszy pan jutro, pojutrze, za dwa dni?
聽聽聽- Wiele spraw - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Tommaso Valenti. - Po pierwsze, nie mam jeszcze ca艂ej 偶ywno艣ci, po drugie nie zgromadzono jeszcze wszystkich juk贸w... Ale nie to jest najwa偶niejsze. Rzecz w tym, 偶e traktuj膮 mnie tu jak przyjaciela i chcia艂bym nim pozosta膰 bez wzgl臋du na okoliczno艣ci.
聽聽聽- Nawet je偶eli pana, m贸wi膮c wulgarnie, wykopi膮?
聽聽聽- To ich prawo, mister Smith. Mo偶e si臋 to nam podoba膰 lub nie, ale to ich prawo.
聽聽聽- C贸偶 pocz膮膰 - Amerykanin zas臋pi艂 si臋. - A mo偶e uwa偶a pan, i偶 nie pojmuje bardziej szlachetnych uczu膰? Doskonale pojmuje... Wsch贸d, je偶eli cho膰 raz da si臋 mu fory, przenicuje cz艂owieka zupe艂nie. Pozornie nic si臋 nie zmienia, ale jeste艣 ju偶 zupe艂nie kim艣 innym... Sp臋dzi艂em w Wietnamie siedemna艣cie miesi臋cy, ale starczy tego na dw贸ch. Kiedy od naszych ch艂opak贸w, systematycznie obrabiaj膮cych d偶ungle, dowiedzia艂em si臋, 偶e o ma艂y w艂os nie zatruli艣my ca艂ego okr臋gu, natychmiast uzna艂em, 偶e trzeba si臋 stamt膮d wynosi膰 - Smith gwa艂townym gestem wyci膮gn膮艂 portfel i wyj膮艂 z niego polaroidowe zdj臋cie, na kt贸rym znajdowa艂a si臋 m艂oda, ujmuj膮ca kobieta z dziewczynk膮 na r臋ku. Obie by艂y w jednakowych, z艂ocistych tunikach z wysokim st贸jkowym ko艂nierzem i patrzy艂y prosto w aparat. Spojrzenie ich pod艂u偶nych, nieprzeniknionych oczu by艂o zarazem przestraszone i zawstydzone, jakby fotografie te zrobiono w najbardziej nieodpowiednim momencie.
聽聽聽- Uda艂o mi si臋. Nie tylko zdo艂a艂em si臋 zdemobilizowa膰, ale r贸wnie偶 zabra艂em co艣 do Stan贸w. Moja 偶ona Lien - wyja艣ni艂 Smith. - Wzi臋li艣my katolicki 艣lub w Sajgonie, ale Beverley urodzi艂a si臋 ju偶 w Filadelfii.
聽聽聽- Cudowna twarz! - zawo艂a艂 z zachwytem Valenti. - Jak z porcelany. Sp贸jrz Joy, jakie delikatne rysy.
聽聽聽- Powiadaj膮, 偶e je艣li Wietnamka jest pi臋kna - wyja艣ni艂 Smith z niedobrym u艣miechem - to jej uroda zbija z n贸g.
聽聽聽- Prosz臋 mi wybaczy膰, Robercie - profesor przerwa艂 pora偶ony nag艂ym domys艂em - ale pa艅ska 偶ona...
聽聽聽- Tak - potwierdzi艂 kr贸tkim skinieniem g艂owy Smith. - Zgin臋艂y w czasie l膮dowania w Honolulu. - M贸j biedaku! - oczy Joy nape艂ni艂y si臋 艂zami.
聽聽聽- Do艣膰! - przerwa艂 jej Smith. - Jak m贸wili dawniej "niech martwy w grobie spoczywa, a z 偶ycia niech korzysta 偶ywy"... Czy we藕mie mnie pan ze sob膮 Tom?
聽聽聽- Te偶 pytanie! - gestykuluj膮c gwa艂townie odpar艂a signora. - B臋dziemy szcz臋艣liwi, je偶eli p贸jdzie pan z nami.
聽聽聽- W ka偶dym razie zrobi臋 wszystko, co b臋d臋 m贸g艂 - mniej kategorycznie obieca艂 Valenti.
聽聽聽Gdy Amerykanin wr贸ci艂 do swej kamiennej baszty, zasta艂 ju偶 w niej MacDonalda, kt贸ry w艂a艣nie usi艂owa艂 si臋 ogoli膰 przy 艣wietle elektrycznej latarki.
聽聽聽- Czekali艣my na pana ju偶 trzeciego dnia, Charlie. - Smith silnie u艣cisn膮艂 wyci膮gni臋t膮 r臋k臋. - Co艣 pana zatrzyma艂o?
聽聽聽- Ta przekl臋ta koby艂a. - MacDonald wymownie skin膮艂 g艂ow膮 w stron臋 rzuconego tu偶 przy wej艣ciu siod艂a. - Gdy szuka艂em jakiego艣 odpowiedniego brodu, wida膰 po艣lizn臋艂a si臋 na kamieniach i wpad艂a do wody. Pr膮d straszny, wsz臋dzie wiry, ostre jak brzytwa ska艂y... Wyobra偶a pan sobie moj膮 sytuacje?... Wyrzuci艂o biedaczk臋 na brzeg trzy mile dalej. 呕eby gospodarz 藕le sobie o mnie nie pomy艣la艂, musia艂em jej obci膮膰 uszy - poklepa艂 si臋 po kieszeni. - Nasi farmerzy maj膮, wie pan, taki dziwny zwyczaj...
聽聽聽- Obawiam si臋, 偶e ta przygoda b臋dzie pana kosztowa膰 z p贸艂tora tysi膮ca - uprzedzi艂 go Smith, kt贸ry zd膮偶y艂 si臋 ju偶 zapozna膰 ze skomplikowanym systemem rozlicze艅 swojego Szerpy z miejscowymi pastuchami. - Najmniej.
聽聽聽- C贸偶 mam pocz膮膰? - roz艂o偶y艂 r臋ce MacDonald. - Wiec nie dotar艂 pan do samej prze艂臋czy?
聽聽聽- Nawet nie przeprawi艂em si臋 przez rzeka. Na Boga, lepiej by艂o i艣膰 pieszo przez most. Nast臋pnym razem tak zrobi臋.
聽聽聽- Niech si臋 pan wstrzyma z planami, przyjacielu. Mam dla pana dwie weso艂e nowiny.
聽聽聽 . 10 .
聽聽聽Ju偶 pierwsze s艂owa Amerykanina pozwoli艂y MacDonaldowi zrozumie膰, 偶e jego godzina wybi艂a. Szcz臋艣liwy przypadek, na kt贸ry wci膮偶 liczy艂, sam wychodzi艂 mu naprzeciw.
聽聽聽Smitha nie trzeba by艂o nawet namawia膰. Dotychczasowe wysi艂ki zaowocowa艂y wspania艂ym sukcesem. Potrzebny by艂 tylko emocjonalny impuls i upad艂y Jankes, kt贸ry wci膮偶 bredzi艂 o kr贸lestwie Smok贸w Gromu, r贸wnie gor膮co przej膮艂 si臋 koncepcj膮, by przedosta膰 si臋 do zagadkowej doliny. Tajny zamys艂 MacDonalda sta艂 si臋 jego zamys艂em.
聽聽聽A teraz sam zaprasza艂 MacDonalda do wzi臋cia udzia艂u w wyprawie!
聽聽聽Zgodnie z umow膮 Smith poinformowa艂 komendanta rdzongu, 偶e nie mo偶e ju偶 d艂u偶ej czeka膰 na pozwolenie wjazdu do Bhutanu i dlatego chce wr贸ci膰 do Nepalu.
聽聽聽- Jak膮 drog臋 sahib wybierze? - spyta艂 Szerpa.
聽聽聽- Czy musimy ustala膰 to ju偶 teraz? - skrzywi艂 si臋 Amerykanin. Nie chcia艂 k艂ama膰 bez wyra藕nej konieczno艣ci.
聽聽聽Oczywi艣cie, sir. Od tego, jak d艂uga b臋dzie droga, zale偶y ile we藕miemy prowiantu. - Ang Temba by艂 niemile zaskoczony lekkomy艣lno艣ci膮 swego zleceniodawcy. - Ilo艣膰 jucznych zwierz膮t r贸wnie偶. - C贸偶 robi膰, musi mu przypomina膰 podstawowe zasady. - I poganiacze te偶 powinni wiedzie膰 z g贸ry, dok膮d maj膮 i艣膰.
聽聽聽- Ma pan ca艂kowit膮 racje, mister Temba - Smith po艂o偶y艂 d艂o艅 na sercu. - Ale, widzi pan, chcia艂bym troch臋 po艂azi膰 po okolicy... Mo偶e, je艣li si臋 uda, zejdziemy z prze艂臋czy Lha-la w dolin臋, by dopiero potem przej艣膰 grani膮 do Mustang... Nie ma pan nic przeciwko temu?
聽聽聽- Jak sahib sobie 偶yczy - oboj臋tnie zgodzi艂 si臋 przewodnik. - Tylko, 偶e ja nie znam tej drogi.
聽聽聽- To nie szkodzi, mister Temba - Smith protekcjonalnie poklepa艂 po ramieniu wiernego "Tygrysa". Poszukamy wsp贸lnie, a w ostateczno艣ci zawsze mo偶emy wr贸ci膰.
聽聽聽- W takim wypadku nale偶y wszystko obliczy膰 jak na najd艂u偶sz膮 drog臋. - No to w艂a艣nie tak zrobimy.
聽聽聽- Trzeba b臋dzie dokupi膰 jeszcze 偶ywno艣ci.
聽聽聽- Czy mo偶emy wyruszy膰 jutro? - zapyta艂 Smith. - Pojutrze - oznajmi艂 kategorycznie Ani Temba. - Dobrze, ale potrzebny b臋dzie jeszcze jeden ko艅.
聽聽聽- Dla kogo?
聽聽聽- Dla mister MacDonalda, alpinisty. Uprzejmie zgodzi艂 si臋 nam towarzyszy膰.
聽聽聽- Nie, sahib.
聽聽聽- Co, nie? - pr贸bowa艂 u艣ci艣li膰 Smith.
聽聽聽- Nie ma odpowiedniego konia?
聽聽聽- W naszym kontrakcie nie ma mowy o mister MacDonaldzie.
聽聽聽- Ale przecie偶 nie b臋de od pana wymaga艂 偶adnych specjalnych us艂ug! - zawo艂a艂 zaskoczony Smith. Poza tym, mo偶emy uzgodni膰 odpowiedni膮 dop艂at臋 do um贸wionej sumy. Mam nadzieje, 偶e tutejsze w艂adze nie odm贸wi膮 po艣wiadczenia umowy.
聽聽聽- Nie o to chodzi, sir - niech臋tnie przyzna艂 si臋 Szerpa. - Po prostu nie chcia艂bym prowadzi膰 mister MacDonalda do doliny.
聽聽聽- Ale dlaczego, przyjacielu? Dlaczego?
聽聽聽- Jakby to panu powiedzie膰, sir. Jednym s艂owem sprawia艂oby mi to przykro艣膰.
聽聽聽- Panu, Temba, czy mo偶e komu艣 innemu? - spyta艂, zas臋piwszy si臋 Amerykanin. - Mam nadzieje, 偶e mo偶emy by膰 ze sob膮 zupe艂nie szczerzy.
聽聽聽- Tak, bardzo pana szanuje, sir, ale m膮drzy ludzie uwa偶aj膮, 偶e mister MacDonald ma czarn膮 aur臋. On nie powinien i艣膰 do doliny.
聽聽聽- Szkoda - zmartwi艂 si臋 Smith. - A ja, g艂upi, da艂em mu s艂owo... Co mam teraz zrobi膰? - Pewnie trzeba pomy艣le膰, sir?
聽聽聽- Czy lamowie nie mogliby nam pom贸c? Zdj膮膰, czy rozproszy膰 te jego aur臋? S艂ysza艂em, 偶e mo偶na co艣 takiego zrobi膰.
聽聽聽- Dla lam贸w nie ma rzeczy niemo偶liwych, sir.
聽聽聽- No, to艣my si臋 um贸wili! - Smith jeszcze raz poklepa艂 Szerp臋 przyjacielskim gestem po ramieniu. W gompie na wzg贸rzu klasztornym Temba odda艂 Buddom ca艂e srebro, kt贸re pozosta艂o mu z zakup贸w i poprosi艂 lam臋, by jak najszybciej zdj膮艂 z niego urok.
聽聽聽Staruszek dotkn膮艂 suchymi, ch艂odnymi palcami pochylonej g艂owy Szerpy i wymamrota艂 oczyszczaj膮ce mantry. Pod jego dotkni臋ciem zn贸w powr贸ci艂 do duszy spok贸j.
聽聽聽- Obcy darni rzuci艂 na mnie urok - 艣mier膰 - poskar偶y艂 si臋 Ang Temba. W jego duszy tli艂a si臋 nadzieja na zmian臋 wyrok贸w losu.
聽聽聽- 艢mierci nie ma uspokoi艂 go lama. - Istnieje tylko przesz艂o艣膰, przysz艂o艣膰 i czterdzie艣ci dziewi臋膰 dni bardo, kt贸re je rozdziela. Nie b贸j si臋, id藕...
聽聽聽 . 11 .
聽聽聽Abbas obdar艂 ze sk贸ry i podzieli艂 pozostawion膮 przez giaura koby艂臋 i przygotowa艂, podw臋dziwszy jej lekko nad ogniskiem, suszone mi臋so. By艂o co prawda nieco twarde, ale pachnia艂o apetycznie, o wiele lepiej ni偶 bawole. W suchym i czystym powietrzu g贸r nie grozi艂o mu popsucie.
聽聽聽Ko艂o g艂azu, za kt贸rym zdo艂a艂 si臋 ukry膰 Amerykanin - Abbas wszystkich giaur贸w nazywa艂 jednakowo -znalaz艂 wygodn膮 jaskinie, a na szerokim, 偶wirowatym brzegu le偶a艂o mn贸stwo przyniesionych przez wod臋 ga艂臋zi, a nawet ca艂ych pni. O mieszkanie i opa艂 m贸g艂 si臋 wiec nie martwi膰.
聽聽聽Abbas wzi膮艂 dywanik i zszed艂 do potoku, aby modlitw膮 al-isza z艂o偶y膰 ho艂d nadchodz膮cej nocy.
聽聽聽Gdy wypowiedzia艂 ju偶 odpowiednie wersety i wykonywa艂 w艂a艣nie itidal, to jest wyprostowywa艂 si臋 po ostatnim pok艂onie, za jego plecami rozb艂ys艂a latarka. Zastyg艂 na kl臋czkach, z podniesionymi r臋koma w 艣wietlnej elipsie, kt贸ra natychmiast zgasi艂a i gwiazdy i odblask piany na wodnym pyle.
聽聽聽- Wsta艅 - rozleg艂 si臋 cichy rozkaz.
聽聽聽Abbas wsta艂. Promie艅 powt贸rzy艂 jego ruch.
聽聽聽- R臋ce na kark. Odwr贸膰 si臋.
聽聽聽Teraz latarka 艣wieci艂a mu prosto w oczy. Kto艣 go z ciemno艣ci uwa偶nie ogl膮da艂. - Dlaczego do mnie strzela艂e艣? - po d艂ugiej chwili milczenia pad艂o nieoczekiwane pytanie. - Przecie偶 to ty zastrzeli艂e艣 mojego konia?
聽聽聽Abbas drgn膮艂 i obliza艂 wyschni臋te nagle wargi.
聽聽聽- To by艂 przypadek, prawda? - pad艂o nast臋pne pytanie.
聽聽聽- Tak, sir - wykrztusi艂 z trudem kontrabandzista. - Celowa艂em w pana, sir.
聽聽聽- Dlaczego wi臋c nie doprowadzi艂e艣 sprawy do ko艅ca? - W spokojnym, pewnym tonie g艂osu zabrzmia艂a ironiczna i jakby przyjacielska nutka. - Odpowiadaj, nie b贸j si臋...
聽聽聽- Nie wiem, sir - po chwili namys艂u przyzna艂 uczciwie Abbas.
聽聽聽- Przecie偶 by艂 ci potrzebny tylko ko艅, czy偶 nie? Wcale nie mia艂e艣 zamiaru na mnie polowa膰?
聽聽聽- Nie, nie mia艂em, sir... Mog艂em pana zabi膰, sir, kiedy zdejmowa艂 pan siod艂o, albo potem, na drodze, ale tego nie zrobi艂em.
聽聽聽- I to by艂 b艂膮d. Nie musia艂by艣 teraz sta膰 i czeka膰 na wyrok.
聽聽聽- To prawda, sir.
聽聽聽- Podobasz mi si臋, ch艂opie. Odnosz臋 wra偶enie, 偶e mimo wszystko b臋dziemy mogli jeszcze si臋 zaprzyja藕ni膰. Jak s膮dzisz?
聽聽聽- Bardzo bym chcia艂, sir.
聽聽聽- Mo偶esz opu艣ci膰 r臋ce... Kim jeste艣?
聽聽聽- Nazywam si臋 Abbas Rahman, sir.
聽聽聽- Jak si臋 tu znalaz艂e艣?
聽聽聽- Od艂膮czy艂em si臋 od karawany.
聽聽聽- Jakiej?
聽聽聽- Kupieckiej, sir. By艂em stra偶nikiem.
聽聽聽- Jak to si臋 sta艂o?
聽聽聽- Zesz艂a lawina. Cudem ocala艂em, sir.
聽聽聽- Ach, lawina - w g艂osie przys艂uchuj膮cego go cz艂owieka da艂a si臋 s艂ysze膰 ironia. - A w kt贸rym miejscu zesz艂a?
聽聽聽- Na podej艣ciach do Niebieskiego W膮wozu - niech臋tnie wykrztusi艂 Abbas. Czu艂, 偶e to k艂amstwo nie wyjdzie mu na dobre.
聽聽聽- Jakie towary wie藕li kupcy?
聽聽聽- R贸偶ne, sir... Nie interesuje si臋 cudzymi sprawami.
聽聽聽- A wiec heroina to tw贸j prywatny handelek? - Pod nogi przemytnika ci臋偶ko upad艂 plastykowy woreczek.
聽聽聽Abbas drgn膮艂 i spr臋偶y艂 si臋 ca艂y got贸w do skoku poza 艣wietlny kr膮g, ale w艂adczy g艂os natychmiast zgasi艂 ten nie艣wiadomy, prawne instynktowny impuls.
聽聽聽- Nie rusza膰 si臋! Bo zarobisz kul臋.
聽聽聽- Tak jest, sir - Abbas uni贸s艂 r臋ce w uspokajaj膮cym ge艣cie. - Nie zrobi臋 nic z艂ego
聽聽聽- Widz臋, 偶e mo偶na si臋 z tob膮 dogada膰 - g艂os podst臋pnego giaura kt贸ry jak wida膰 zd膮偶y艂 ju偶 obszuka膰 jaskini臋, znowu sta艂 si臋 przyjacielski. - Opowiedz mi wszystko tak, jak by艂o naprawd臋 i wtedy pomy艣limy co robi膰 dalej. .
聽聽聽- To nie moje - Abbas ostro偶nie dotkn膮艂 woreczek czubkiem buta - przez pomy艂k臋 wzi膮艂em cudzy 艂adunek.
聽聽聽- Narkotyki mnie nie interesuj膮. I w og贸le, mo偶esz by膰 spokojny, nie jestem z policji.
聽聽聽- Ach tak, sir...
聽聽聽- A wiec, co naprawd臋 sta艂o si臋 w Niebieskim W膮wozie?
聽聽聽Abbas przez chwile milcza艂, porz膮dkuj膮c my艣li a nast臋pnie dok艂adnie i ca艂kiem szczerze opowiedzia艂 o zasadzce i wszystkich wydarzeniach, kt贸re mia艂y miejsce po strzelaninie
聽聽聽- A teras... Wr贸膰my do samego pocz膮tku - zaproponowa艂 cz艂owiek z latark膮 wys艂uchawszy uwa偶nie przemytnika. - Po co by艂 ci potrzebny ko艅?
聽聽聽- Po co mo偶e by膰 cz艂owiekowi potrzebny ko艅? - wzruszy艂 ramionami Abbas. - Chora艂em jak najszybciej wr贸ci膰 do domu.
聽聽聽- Ciecze si臋, 偶e nasze plany s膮 jednakowe .. Mam dla pana propozycj臋, mister Rahman - odezwa艂 si臋 z szacunkiem nieznajomy. - Czy nie chcia艂by pan podj膮膰 u mnie s艂u偶by, by po male艅kiej podr贸偶y zn贸w wr贸ci膰 do cywilizowanego 艣wiata?
聽聽聽- Nie 艣mia艂em o tym nawet marzy膰! - Abbasowi a偶 odebra艂o dech z rado艣ci. - Got贸w jestem by膰 pa艅skim wiernym niewolnikiem, sir!
聽聽聽- Po co niewolnikiem? B臋dzie pan robi艂 to, co do tej pory. I cho膰, jak si臋 mog艂em przekona膰, pieni臋dzy pan nie potrzebuje, a w艂a艣ciwie przestanie ich pan potrzebowa膰, kiedy, powiedzmy, up艂ynni pan produkty got贸w jestem sowicie wynagrodzi膰 pa艅skie us艂ugi... Powiedzmy - dwa tysi膮ce dolar贸w. Urz膮dza to pana?
聽聽聽- Niech pana A11ach wynagrodzi!
聽聽聽- Doskonale! Od tej chwili jest pan u mnie na s艂u偶bie, mister Rahman Mo偶e pan wsta膰 albo siedzie膰 jak pan woli. Wierze panu... Jutro przyb臋dzie tu niewielka karawana, do kt贸rej si臋 Przy艂膮czymy. 呕eby wszystko odby艂o si臋 g艂adko i bez zbytecznych pyta艅, przygotowa艂em dla pana male艅k膮 legend臋. Mam nadzieje, 偶e wie pan co to takiego?
聽聽聽- Oczywi艣cie, sir. Ju偶 raz zajmowa艂em si臋 czym艣 takim...
聽聽聽- Poniewa偶 spodoba艂 mi si臋 pa艅ski pomys艂 z lawin膮 przyjmijmy go za podstaw臋. R贸偶nica polega na tym, 偶e teraz obydwaj b臋dziemy alpinistami, pracuj膮cymi w jednej ekspedycji maj膮cej na celu rozpoznanie podej艣膰 do Sijama Tary. Czy taki wariant panu odpowiada?
聽聽聽- W zupe艂no艣ci, sir. Jak pan rozka偶e, sir.
聽聽聽- Prosz臋 zapami臋ta膰, 偶e nazywam si臋 Charles MacDonald i powinien pan zwraca膰 si臋 do mnie po imieniu. Zgoda?
聽聽聽- Jak pan sobie 偶yczy, mister MacDonald.
聽聽聽- No to prosz臋 szybko zwija膰 sw贸j dywanik i p贸jdziemy do pa艅skiej pustelni.
聽聽聽Noc min臋艂a we wzruszaj膮cej zgodzie. Ahbas wci膮偶 dorzuca艂 do ognia modrzewiowe ga艂膮zki i aromatyczny, ci臋偶ki dym przeszywany ostrymi iskierkami 艣cieli艂 si臋 nisko nad ch艂odn膮 ju偶 ziemi膮.
聽聽聽Zbli偶a艂 si臋 himalajski 艣wit. Ognisko ju偶 nie o艣lepia艂o, lecz 艣wiat na dole wci膮偶 jeszcze by艂 nieruchomy i czarno-bia艂y. Bulgota艂a sowita par膮 rzeka. Ci膮gn膮ca si臋 tu偶 nad kamienistym piargiem, pokryta szronem 艣cie偶ka, wygl膮da艂a lak niewa偶ka paj臋czyna. Gdy na dr贸偶ce pojawi艂a si臋 niewyra藕na posta膰, MacDonald pocz膮tkowo nie uwierzy艂 w艂asnym oczom. Zerkn膮艂 na swego rzeczywi艣cie drzemi膮cego kompana i uni贸s艂 lornetk臋. Do rozwidlenia 艣cie偶ek naprawd臋 zbli偶a艂 si臋 cz艂owiek. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e by艂 to kto艣 tutejszy. Porusza艂 si臋 do艣膰 szybko, ale nie bieg艂 jak sportowiec-marato艅czyk lecz sun膮艂, jakby 艣lizgaj膮c si臋 po powierzchni ziemi.
聽聽聽- Abbas!- MacDonald bezszelestnie wsta艂 i obudzi艂 pochrapuj膮cego Pakista艅czyka. - Prosze tam spojrze膰. - Rzuci艂 mu schowany przezornie do 艣piwora "M-16" z lunet膮.
聽聽聽Przemytnik obudzi艂 si臋 b艂yskawicznie i automatycznym gestem przy艂o偶y艂 bro艅 do ramienia.
聽聽聽- Mad偶un - oznajmi艂 po d艂u偶szej obserwacji. - Porusza go obca wola. W tym kraju, w kt贸rym ludzie podobni s膮 do demon贸w i oddaj膮 cze艣膰 ansabom, takie rzeczy si臋 zdarzaj膮. Nieraz o tym s艂ysza艂em od starszych.
聽聽聽- Co to takiego mad偶un? - spyta艂 MacDonald nie opuszczaj膮c lornetki.
聽聽聽- Cz艂owiek opanowany przez z艂e moce, sir.
聽聽聽- Ach wiec to tak?... C贸偶, bardzo dobra definicja... No, zdejmij go.
聽聽聽- Jak to... zdj膮膰, sir?
聽聽聽- Ognia! - cicho rozkaza艂 Australijczyk.
聽聽聽 . 12 .
聽聽聽Na po偶egnanie Robert Smith ofiarowa艂 naczelnemu lamie p贸艂galonowy termos, kt贸ry wywo艂a艂 prawdziw膮 sensacj臋 w艣r贸d miejscowej elity, natomiast komendanta rdzonga, przestawiciela kr贸la Burg-jul obdarowa艂 ca艂kowicie nieprzydatnym, ale mimo wszystko ciekawym ekspresem do kawy, wykonanym z 偶aroodpornego szk艂a.
聽聽聽Smitha 偶egnali wszyscy. Ch艂opcy-nowicjusze owini臋ci w 偶贸艂te szmaty 艂apczywie zaci膮gali si臋 ostatnimi podarowanymi papierosami. Kobiety wynios艂y kulki mas艂a, skamienia艂y groch, owini臋ty w szmatk臋, i troch臋 miodu dzikich pszcz贸艂.
聽聽聽Nawet stary lama ukaza艂 si臋 w drzwiach biblioteki, zszed艂 kilka stopni w d贸艂 i podni贸s艂 b艂ogos艂awi膮cym gestem r贸偶aniec.
聽聽聽Smithowi wyda艂o si臋 to wszystko czym艣 nie powtarzalnym. Na zawsze porzuca艂 dziwaczny, mi艂y 艣wiatek, do kt贸rego serdecznie ju偶 przywyk艂 i mia艂 teraz wra偶enie, 偶e wszystko to jest jakie艣 nierealne. Zaraz zrobi jeden krok, potem nast臋pny i wszystko rozp艂ynie si臋 jak mira偶.
聽聽聽Kieruj膮c si臋 jakim艣 nag艂ym porywem pomacha艂 na po偶egnanie lamie bia艂ym szalem, jak rycerz ruszaj膮cy na wypraw臋 krzy偶ow膮, a nast臋pnie podbieg艂 do Joy i przykl膮k艂 przed ni膮. Podnios艂a go, poca艂owa艂a w czo艂o i, nie ukrywaj膮c 艂ez, prze偶egna艂a na drog臋.
聽聽聽Smith u艣cisn膮艂 Valentiego, wskoczy艂 na swego pokornego konika i wyjecha艂 za wrota.
聽聽聽Doganiaj膮c karawan臋 wyci膮gn膮艂 po艂yskuj膮cy z艂ocistym 偶arem kornet i zagra艂 ulubion膮 melodie, kt贸ra szarpa艂a i koi艂a jego zagubione serce:
聽聽聽Za艣nij z dziewczyn膮 na rosistej 艂膮ce...
聽聽聽Nie obejrza艂 si臋 ani razu i dlatego nie zobaczy艂, jak w rozwarte wrota twierdzy w艣lizn臋艂o si臋 ciemne widmo z krwaw膮 ram膮 na piersi. Ludzie rozbiegli si臋 na boki zostawiaj膮c mu wolne przej艣cie do schod贸w i niewidz膮cy lunatyk zacz膮艂 powoli wchodzi膰 na nie, szukaj膮c nog膮 kolejnych stopni. Gdy znalaz艂 si臋 na pode艣cie, na kt贸rym sta艂 naczelny lama, poda艂 mu poplamiony krwi膮 zwitek papieru i pad艂 pod nogi swemu panu.
聽聽聽 . 13 .
聽聽聽Po trzech dobach karawana, do kt贸rej nad rzek膮 przy艂膮czyli si臋 MacDonald i Abbas, dotarta do 艣wi臋tego gaju, zwi膮zanego z kultem Bogini Matki. Z tego miejsca rozpoczyna艂o si臋 d艂ugie podej艣cie do Prze艂臋czy.
聽聽聽Ko艂o kamienia wymalowanego ognistym cynobrem - tam, gdzie dawniej sk艂adano ofiary z ludzi - Ang Temba da艂 znak, by wszyscy stan臋li i zeszli z koni. Poganiacze wzi臋li przygotowane dary i nie艣mia艂o weszli w cie艅 omsza艂ych, wiekowych jode艂.
聽聽聽Kieruj膮c si臋 zwyk艂膮 ciekawo艣ci膮, Smith ruszy艂 za swymi lud藕mi. Gdy zobaczy艂, 偶e w jednej z g贸rnych pieczar rozjarzy艂o si臋 艣wiat艂o wdrapa艂 si臋 na najbli偶sz膮 ska艂臋 i zacz膮艂 wchodzi膰 po cyklopicznych schodach. 艢wi膮tynia, w kt贸rej tubylcy zapalili swe kadzidlane pa艂eczki przypomina艂a raczej jaki艣 diabelski chram, w kt贸rym zwykli ucztowa膰 kanibale. Nier贸wne 艣ciany i zakopcone, osnute paj臋czynami sklepienie pokryte by艂y malowid艂ami przedstawiaj膮cymi niesamowite potwory. Okrwawione k艂y i pazury szat pa艂y biedne ludzkie cia艂a, czaszki z wyszczerzonymi z臋bami zwisa艂y ci臋偶kimi girlandami.
聽聽聽Na brudnych, zat艂uszczonych i stoczonych przez termity o艂tarzach, po艂yskiwa艂 matowo stary br膮z. Smithowi zapar艂o dech w piersi. Te niepowtarzalne figurki by艂y bezcenne. I, co najwa偶niejsze, nie nale偶a艂y do nikogo! Nikt ich nie pilnowa艂 i tylko niezbyt cz臋sto id膮cy tedy podr贸偶ni nape艂niali pozielenia艂e czarki arakiem i bawolim t艂uszczem. Wystarczy艂o jedynie odczeka膰, a偶 p贸jd膮 sobie poganiacze i Smith m贸g艂 sta膰 si臋 w艂a艣cicielem tutejszych skarb贸w: m贸g艂 pobra膰 pr贸bki, m贸g艂 wzi膮膰 ze sob膮 dowolny przedmiot. Ale nawet nie dotkn膮艂 偶adnej z br膮zowych statuetek. Tygodnie sp臋dzone w 艣cianach "Wszechpoch艂aniaj膮cego 艣wia艂ta" nie min臋艂y bez 艣ladu. Smith poczu艂 pot臋偶n膮, powstrzymuj膮c膮 go si艂臋. Powsta艂a wyra藕na granica miedzy tym, co dozwolone, a tym czego uczyni膰 nie wolno pod 偶adnym pozorem.
聽聽聽Przed zachodem s艂o艅ca, kiedy pionow膮 艣cian臋 po prawej stronie rozja艣ni艂 ciep艂y poblask, karawana dotarta do najwy偶szego punktu prze艂臋czy. Po obydwu stronach rozpo艣ciera艂a si臋 nieogarniona dal. W spokojnym, ch艂odnym powietrzu s艂abo ko艂ysa艂y si臋 modlitewne szarfy i wyp艂owia艂e flagi, wetkni臋te w kamienn膮 piramid臋. Poganiacze, sk艂adaj膮c nale偶n膮 danin臋 gospodarzom g贸r, zeskoczyli ci臋偶ko na ziemie, by z艂o偶y膰 w ofierze przygotowany kamyczek. Ska艂y podobne do kawa艂k贸w 偶eber gigantycznych jaszczur贸w by艂y ca艂kowicie pokryte wizerunkami b贸stw.
聽聽聽Abbas z pogardliwym u艣mieszkiem przejecha艂 obok poga艅skiego kopca i dopiero, gdy zobaczy艂 pust膮 wie偶yczka stra偶nicz膮, pog艂adzi艂 broda, b艂ogos艂awi膮c Allacha.
聽聽聽- A jednak uda艂o si臋 nam ich wyprzedzi膰! - u艣miechn膮艂 si臋 zadowolony MacDonald. - Na wie偶y ani 偶ywego ducha. Jak do tej pory, wszystko idzie zgodnie z planem. A pan mia艂 w膮tpliwo艣ci!
聽聽聽- Przyzna pan, 偶e mia艂em istotne powody - niech臋tnie odezwa艂 si臋 Smith.
聽聽聽- 呕o艂nierze zajmuj膮 stra偶nice, gdy tylko prze艂臋cz nadaje si臋 do przej艣cia, ja jednak liczy艂em na to, 偶e triponowi zazwyczaj si臋 nie 艣pieszy i stra偶e pojawiaj膮 si臋 dopiero po paru tygodniach.
聽聽聽- Tak Charlie, wygra艂 pan.
聽聽聽- Nie chodzi mi o zak艂ad! - u艣miechn膮艂 si臋 zadowolony MacDonald. - Po prostu, gdy wszystko idzie tak, jak planowa艂em, prze偶ywam prawdziw膮 estetyczn膮 satysfakcje. Idea organizuje rzeczywisto艣膰, m贸j drogi...
聽聽聽- Niestety, nie zawsze...
聽聽聽- Zawsze, je偶eli wszystko dok艂adnie si臋 wyliczy.
聽聽聽- Ale przecie偶 mogli nas wyprzedzi膰 - zaoponowa艂 leniwie Smith, przytrzymuj膮c konia wodzami na zboczu.
聽聽聽- Nigdy! - roze艣mia艂 si臋 zadowolony z siebie MacDonald. - Nawet gdyby przyby艂 goniec?
聽聽聽- Ale nie przyby艂, przyjacielu, i w tym rzecz. Co wracaj, nigdy nie przyb臋dzie. - By膰 mo偶e - oboj臋tnie wzruszy艂 ramionami Smith.
聽聽聽Postanowili roz艂o偶y膰 si臋 na nocleg na prze艂臋czy i zaraz o 艣wicie dok艂adnie zbada膰 zej艣cie. Szerpa zleci艂 poganiaczom rozstawienie namiot贸w, a sam zacz膮艂 przygotowywa膰 wyposa偶enie, rozk艂adaj膮c ha stosiki bloki, m艂otki, haki lodowe i karabi艅czyki, przez kt贸re przechodzi lina.
聽聽聽Rankiem przyst膮pili do rozpoznania zbocza. Droga z wiosny do lata prowadzi艂a przez zim臋. P贸艂nocna orientacja sk艂onu i cie艅 Sijama Tary sprawi艂y, 偶e 艣nieg le偶a艂 prawie na ca艂ej drodze zej艣cia. Twardy i pewny firn, kt贸ry pokrywa艂 bardziej poziome fragmenty trasy przechodzi艂 w skaliste zerwy i ledwo przys艂oni臋te piargami j臋zyki lodowe. Przez lornetk臋 z pomara艅czowym filtrem wida膰 by艂o gwa艂towne zawirowania 艣niegu. Najwidoczniej nad chaosem nadkruszonych ska艂 i zniszczonych moren hula艂y wiatry o sile huraganu.
聽聽聽- Hmm - mrukn膮艂 MacDonald w zamy艣leniu. - Musze stwierdzi膰, 偶e spodziewa艂em si臋 czego艣 lepszego.
聽聽聽- Jak pan s膮dzi, mister Temba, uda si臋 nam zej艣膰? - Smith bez specjalnej nadziei spyta艂 Szerpe, kt贸ry sta艂, nie odejmuj膮c lornetki od oczu.
聽聽聽Przewodnik ze z艂o艣ci膮 machn膮艂 tek膮, podbieg艂 do "偶andarma" - samotnej ska艂y, stoj膮cej na grani, i zr臋cznie wdrapa艂 si臋 na wierzcho艂ek.
聽聽聽- Dobry zawodnik! - MacDonald z zawi艣ci膮 pokr臋ci艂 g艂ow膮.
聽聽聽- Spr贸bujemy, sahib - do艣膰 pewnym tonem powiedzia艂 powracaj膮cy Ang Temba. - S膮 dwa, trzy trudne miejsca, ale przejdziemy je zje偶d偶aj膮c na podw贸jnej linie.
聽聽聽- Ale co ze zwierz臋tami? - zapyta艂 Smith.
聽聽聽- Spr贸bujemy je spu艣ci膰. Je偶eli ocaleje cho膰 po艂owa, b臋dzie pan m贸g艂 m贸wi膰, 偶e mieli艣my szcz臋艣cie, sahib. Przecie偶 poganiacze i tak zostan膮 tutaj.
聽聽聽- Nie da si臋 ich nam贸wi膰? - MacDonald zdawa艂 si臋 nie zauwa偶a膰, 偶e Szerpa ca艂kowicie go ignoruje. Odpowiednio zaplaci膰?
聽聽聽- Niech pan odpowie, mister Temba - zmarszczy艂 brwi Smith.
聽聽聽- Nie, sir - wycedzi艂 przez z臋by przewodnik. - Pomog膮 nam zej艣膰 i p贸jd膮 do dom贸w. Wr贸c膮 po czterech tygodniach i b臋d膮 na nas czeka膰 przez sie膰 dni. Je偶eli znajdziemy inn膮 drog臋 i nie przyjdziemy, odejd膮. Taka by艂a umowa i pan o tym wie, sir.
聽聽聽- No, trudno - skrzywi艂 si臋 MacDonald. - Mam nadzieje, 偶e wystarcz膮 nam te cztery tygodnie.
聽聽聽- A wtedy poganiacie p贸jd膮 z nami do samego Mustang - stara艂 si臋 go uspokoi膰 Smith. - Ang Temba ma racje - takie by艂y warunki.
聽聽聽- Koi pan m膮 sko艂atan膮 dusze - odpar艂 zimno MacDonald.
聽聽聽Potem by艂y pi臋膰dziesi膮t trzy godziny straszliwej, wyczerpuj膮cej pracy, od kt贸rej dygota艂y 艣ci艣ni臋te skurczem mi臋艣nie, pracy, kt贸r膮 przerwa艂 jedynie kr贸tki, podobny do omdlenia sen w jednoosobowym namiociku jakim艣 cudem przylepionym do p艂ytkiej szczeliny skalnej.
聽聽聽Ale wszystko sko艅czy艂o si臋 wzgl臋dnie szcz臋艣liwie, je偶eli nie liczy膰, oczywi艣cie, dw贸ch straconych jak贸w i konia, kt贸rego trzeba by艂o dobi膰 - biedne stworzenie wpad艂o do zasypanej 艣niegiem szczeliny i po艂ama艂o nogi
聽聽聽Ob贸z rozbili byle jak i po wypiciu szklaneczki nie rozcie艅czonej whisky, wle藕li do 艣piwor贸w. Pogr膮偶aj膮c si臋 w rozkoszny sen Smith us艂ysza艂 jeszcze syk i poczu艂 upajaj膮cy zapach polewki, kt贸r膮 przygotowywali bhuta艅scy poganiane.
聽聽聽 . 14 .
聽聽聽Smith obudzi艂 si臋 tu偶 przed po艂udniem i cho膰 w dalszym ci膮gu rwa艂y go stawy i bola艂y krwawe p臋cherze na r臋kach nape艂nia艂o go dawno ju偶 zapomniane uczucie szcz臋艣cia.
聽聽聽- "Za艣nij z dziewczyn膮 na rosistej 艂膮ce..."- za艣piewa艂 ironicznie MacDonald, widz膮c, 偶e dziwaczny Jankes wreszcie otworzy艂 oczy. - Tu naprawd臋 jest raj! Nie musia艂em nawet podgrzewa膰 wody do golenia, wzi膮艂em prosto z gejzeru... Szkoda, 偶e nie mamy jajeczek... Za to mo偶e pan sobie ugotowa膰 na 艣niadanie ba偶anta. Pe艂no ich tutaj. I skowronki - MacDonald przymru偶y艂 z rozkosz膮 oczy i popatrzy艂 w niebo. - Czy wie pan chocia偶, jak si臋 nazywa to czaruj膮ce miejsce? Na mojej wspania艂ej mapie jest bia艂a plama. - Wytar艂 t艂uszcz z patelni podp艂omykiem z campy, dopi艂 kaw臋 i pobieg艂 do strumienia. Popatrzy艂 z zachwytem na po艂yskuj膮ce z艂otem pstr膮gi przemykaj膮ce pod pr膮d, g艂o艣no przep艂uka艂 gard艂o, a potem wymy艂 r臋ce. - Ale zimna! A偶 z臋by bol膮!
聽聽聽- Z lodowca... No i co, pora rusza膰?
聽聽聽- Tak, b臋dziemy si臋 zbiera膰. - MacDonald w艂膮czy艂 radiostacje i nastawi艂 na te fale, co zawsze.
聽聽聽- Wyje? - zainteresowai si臋 Smith.
聽聽聽- Jak sabat czarownic. - Australijczyk wprawnie wzi膮艂 peleng. - A wiec kurs. jak poprzednio - sto dziesi臋膰.
聽聽聽- Niech i tak b臋dzie. - Smith z trudem wyprostowa艂 si臋 i poszuka艂 wzrokiem Szerpy, kt贸ry gdzie艣 daleko za strumieniem pas艂 na bujnych trawach ocala艂e zwierz臋ta. Poganiacie odeszli, pewnie jeszcze o 艣wicie.
聽聽聽Zmierzch zapad艂, gdy oddzia艂 jeszcze by艂 w marszu. Niebo nad otaczaj膮c膮 dolin臋 postrz臋pion膮 grani膮 jeszcze mieni艂o si臋 wszelkimi odcieniami wczesnej zorzy, podczas gdy tu, na posmutnia艂ych nagle polach, na kt贸rych nie wida膰 by艂o ani dr贸g, ani 偶adnych innych 艣lad贸w ludzkiej obecno艣ci, nieub艂aganie zapada艂a ciemno艣膰. W coraz ch艂odniejszym powietrzu przelatywa艂y nietoperze.
聽聽聽Sk膮d艣 nadlecia艂y ca艂e chmury komar贸w. Pok膮sane powieki natychmiast spuch艂y i zacz臋艂y p艂on膮膰 bole艣nie. Wystarczy艂o jednak, by Smith tylko pomy艣la艂, ze dobrze by by艂o wysmarowa膰 si臋 repellentem, gdy nagle zacz膮艂 wia膰 delikatny wietrzyk i rozgoni艂 krwio偶ercze eskadry.
聽聽聽- Jak na zam贸wienie! - Odezwa艂 si臋 z zadowoleniem MacDonald. - Warto jednak pomy艣le膰 ju偶 o noclegu... Hej, tam wida膰 jaki艣 ogieniek!
聽聽聽Rzeczywi艣cie, w odleg艂o艣ci jakiej艣 p贸艂torej mili migota艂o ciep艂e, przyzywaj膮ce 艣wiate艂ko.
聽聽聽- Przypomina pochodnie gazow膮 - mrukn膮艂 MacDonald wpatruj膮c si臋 w ciemno艣膰. Smith wyj膮艂 ze sk贸rzanego futera艂u lornet臋.
聽聽聽W obiektywie pojawi艂 si臋 dymi膮cy p艂omie艅 i skrawek o艣wietlonej nim czerwonawej 艣ciany.
聽聽聽- Pochodnia. Ale nie gazowa. To raczej wygl膮da jak malos, kt贸ry o艣wietla wej艣cie do domu.
聽聽聽- Czy pan oszala艂, Bobby? Sk膮d m贸g艂 si臋 tu wzi膮膰 dom?
聽聽聽- Co wi臋cej, to jest willa. I to z portykiem, kolumnami doryckimi i altan膮. - Im d艂u偶ej Smith si臋 wpatrywa艂, tym wyra藕niej w jego lornet臋 pojawia艂y si臋 szczeg贸艂y: li艣cie akantu na rze藕bionych kapitelach, balaski, wazy, marmurowe popiersia na balustradzie wachlarzowato u艂o偶onych schod贸w.
聽聽聽- Da艂bym g艂ow臋, 偶e to rzymska willa. Chyba, 偶e zapomnia艂em wszystkiego, czego nauczyli mnie w szkole.
聽聽聽- Oszala艂 pan - powt贸rzy艂 zmienionym g艂osem MacDonald.
聽聽聽- Nie wiem, jak pan, Charlie, ale ja czuje si臋 nieswojo. - Smith zeskoczy艂 ze zm臋czonego konia i poda艂 MacDonaldowi lornetk臋. - Prosz臋 popatrze膰.
聽聽聽Chocia偶 na piersi Australijczyka wisia艂 futera艂 z nie mniej silnym "zeissem", MacDonald pos艂usznie wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i omi贸t艂 przelotnym spojrzeniem ledwo widoczne w ciemno艣ci podesty schod贸w, lekki zarys perystylu, fontann i pos膮g贸w, bielej膮cych 偶a艂obnie w nieprzeniknionym mroku.
聽聽聽- Bardzo mi to przypomina wille Hadriana, do kt贸rej zaszed艂em kiedy艣 b艂膮dz膮c po Forum Romanum... Nawet kwitn膮ce geranie w glinianych doniczkach.
聽聽聽- No c贸偶, pan wie lepiej. Ja w Rzymie nie by艂em.
聽聽聽- A naj艣mieszniejsze jest to - wydusi艂 z trudem MacDonald - 偶e przed paroma minutami o niej pomy艣la艂em... Nie, nie o willi, ale, jak to powiedzie膰, o znikomo艣ci naszej egzystencji... I przypomnia艂em sobie nagle lekko wypuk艂膮, wybrukowan膮 drog臋, 艂uk, nie pami臋tam ju偶 czyj, Tytusa czy Konstantyna.
聽聽聽- Istotnie, do艣膰 dziwny zbieg okoliczno艣ci...
聽聽聽- Wi臋cej...Trudno mi si臋 wypowiada膰 na temat ca艂ej willi, ale ruiny i gaj oliwny, z kt贸rego patrzy艂em w d贸艂, a fragmenty ocala艂ej kolumnady, widzia艂em dok艂adnie. P贸藕niej jakby mi si臋 zachcia艂o spa膰, pomy艣la艂em o naszych przej艣ciach w podr贸偶y, troch臋 si臋 nad sob膮 porozczula艂em i zupe艂nie zapomnia艂em o staro偶ytno艣ciach rzymskich. I gdyby nie to diabelskie op臋tanie, nie przypomnia艂bym sobie...
聽聽聽- Diabelskie, my艣li pan? - spyta艂 smutnym g艂osem Smith. - Przekonamy si臋 na miejscu.
聽聽聽- Czy mog膮 tu by膰 domy? - Smith obr贸ci艂 si臋 i zawo艂a艂 do przewodnika. - Jak pan s膮dzi, mister Temba?
聽聽聽- Domy mog膮 by膰 wsz臋dzie tam, gdzie 偶yj膮 ludzie - odpar艂 z niezm膮conym spokojem Szerpa. Gdy dostrzeg艂, 偶e sahib i jego podejrzany przyjaciel zsiedli z koni, odjecha艂 na bok i zapali艂 d艂ug膮 tybeta艅sk膮 fajk臋 ze srebrnym uchem
聽聽聽- Zupe艂nie s艂usznie - ironicznie burkn膮艂 MacDonald.
聽聽聽- Ale czy tu mieszkaj膮 ludzie? - pyta艂 w dalszym ci膮gu Smith, jakby pr贸buj膮c zyska膰 na czasie. - Nie wiem, sahib. Jeszcze tu nigdy nie by艂em.
聽聽聽- Ale przecie偶 tam, przed nami, jest dom.
聽聽聽- Widz臋, sir.
聽聽聽- I nie wydaje si臋 to panu dziwne?
聽聽聽- Dom jak dom. Wida膰 偶yj膮 w nim bogaci ludzie.
聽聽聽- My艣la艂by kto, 偶e nasz cicerone sp臋dza dni i noce w go艣cinie u rzymskich cezar贸w - mrukn膮艂 Mac Donald.
聽聽聽- Wie pan co, wcale nie mam ochoty na 偶ary - ostro odezwa艂 si臋 Smith.
聽聽聽- Ja te偶, Bobby, ale z humorem zawsze jako艣 ra藕niej... No i co, jedziemy, czy czekamy do rana? A偶 si臋 rozwidni?
聽聽聽- Jedziemy - burkn膮艂 Smith, wstydz膮c si臋 swego chwilowego niezdecydowania. - Ale mimo wszystko czego艣 si臋 boje - przyzna艂 po chwi1i. - Jako艣 nieswojo si臋 czuje...
聽聽聽- Ale chyba nie gorzej ni偶 w Wietnamie? - MacDonald dop臋dzi艂 go i pojecha艂 obok st臋pa. - Albo tam, w tym lodowym chaosie, kiedy polipropylenowe liny rwa艂y si臋 jak niteczki?
聽聽聽- Niech mi pan wierzy, Charlie, to zupe艂ne inny rodzaj strachu.
聽聽聽- Rozumiem, 偶e inny. Ale 偶ycie to samo? Pana i moje. Skoro wiec stawka si臋 nie zmienia, to mo偶na kontynuowa膰 gr臋. Czy偶 nie mam racji?
聽聽聽- Ma pan, bo dr臋czy mnie nie tylko strach, ale i ciekawo艣膰. - Bal Rzymska willa w sercu Himalaj贸w!.. Nonsens
聽聽聽- Wyg艂asza pan zbyt kategoryczne opinie, Charlie. R贸偶ne rzeczy si臋 zdarzaj膮. 艢wiat antyczny styka艂 si臋 z hinduskim buddyzmem nie tak daleko st膮d. R贸偶ne Kuszany, Baktrie, Sogdiany... Istnieje r贸wnie偶 legenda, 偶e jedn膮 z himalajskich dolin do tej pory zamieszkuj膮 potomkowie 偶o艂nierzy Aleksandra Macedo艅skiego.
聽聽聽- Niech pan da spok贸j tym uczonym bzdurom, Bobby! - MacDonald pop臋dzi艂 nieco konia. -Je偶eli nie zawodzi mnie intuicja - rzuci艂 przez ramie - to oczekuje nas wcale nie Macedo艅czyk.
聽聽聽- Wkr贸tce si臋 przekonamy! - zawo艂a艂 Smith doganiaj膮c go.
聽聽聽Reszt臋 drogi odbyli w milczeniu i wkr贸tce podjechali do pi臋trowego domu. By艂 to dziwny budynek, raczej cz臋艣ciowo nie wyko艅czony, ni偶 zburzony. Przypomina艂 on bardziej dekoracje w Hollywood, cho膰 nigdzie nie by艂o wida膰 ani ukrytych rusztowa艅, ani rozmaitych wi膮zar贸w czy zwyk艂ych podp贸r. Mima; wszystko jednak trudno by艂o oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e wida膰 tylko fasad臋, za kt贸r膮 po prostu nie ma 偶adnych pomieszcze艅 mieszkalnych.
聽聽聽- Trzeba by膰 absolutnym kretynem, 偶eby kr臋ci膰 tu film - warkn膮艂 Smith przywi膮zuj膮c konia do balustrady. By艂a rzeczywi艣cie z marmuru, pokryta 偶y艂kowaniami i p臋kni臋ciami.
聽聽聽Problem tylko w szmalu - MacDonald zrobi艂 charakterystyczny gest palcami, jakby odlicza艂 niewidzialne pieni膮dze. Wejdziemy?
聽聽聽Zacz臋li powoli wchodzi膰 po schodach, nieufnie badaj膮c ka偶dy stopie艅. Pochodnia w br膮zowym uchwycie, wmurowanym po prawej stronie otwartych na o艣cie偶 drzwi, rzuca艂a dr偶膮cy, wielokrotnie za艂amany klin 艣wiat艂a.
聽聽聽- Prosz臋 tu na nas zaczeka膰, Temba! - zawo艂a艂 Smith zanim przekroczy艂 wysoki pr贸g. !
聽聽聽- Prosz spojrze膰 - "salve"! - MacDonald wskaza艂 艂aci艅ski napis przy wej艣ciu. Tak jak m贸wi艂em, rzymska.
聽聽聽Weszli i natychmiast znale藕li si臋 w atrium, o艣wietlonym martwym 艣wiat艂em ksi臋偶yca, przes膮czonego przez mgie艂k臋 ob艂ok贸w tu偶 nad otwartym prostok膮tem.
聽聽聽Wra偶enie, jakie odnie艣li ogl膮daj膮c wille z zewn膮trz, okaza艂o si臋 fa艂szywe. Willa by艂a do艣膰 obszerna. Puste pomieszczenia by艂y ch艂odne i zapuszczone. Wsz臋dzie le偶a艂y rozbite dach贸wki, kawa艂ki cegie艂, skamienia艂e bry艂ki jakiego艣 podobnego do cementu spoiwa. I zn贸w trudno by艂o stwierdzi膰, czy to stary 艣mietnik, powsta艂y w czasie budowy, czy 艣lady zniszcze艅.
聽聽聽W kt贸rym艣 pokoju; najprawdopodobniej trinklinum, MacDonald przypomnia艂 sobie o latarce i o艣wietli艂 sufit.
聽聽聽- A niech to diabli! - zakl膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by, gdy jego wzrok natrafi艂 na niewiarygodnie 艣mia艂y w swym erotyzmie fryz. Farby, kt贸re zal艣ni艂y w promieniu lampy by艂y zadziwiaj膮co jaskrawe i 艣wie偶e. - Czy przypadkiem nie jest pan purytaninem? - spyta艂 go uprzejmie Smith, patrz膮c z ciekawo艣ci膮 na fantazyjnie frywolne sceny.
聽聽聽- Raczej przeciwnie... Ale niech mnie licho, przecie偶 dok艂adnie takie obrazki widzia艂em w Pompei, w domu do kt贸rego wpuszczaj膮 tylko m臋偶czyzn.
聽聽聽- No i co z tego? To, 偶e tak powiem, wieczne tematy - Smith roze艣mia艂 si臋 weso艂o. - Tu, w Himalajach, wsz臋dzie mo偶na zobaczy膰 co艣 w tym stylu. Czy nie widzia艂 pan tantrycznych figur? Zupe艂nie, jakby mi kamie艅 spad艂 z serca.
聽聽聽- Dlaczego?
聽聽聽- Nie wiem - odpar艂 przeci膮gle Smith. - Ale po tym, wydaje mi si臋...
聽聽聽- Niech si臋 panu nie wydaje - przerwa艂 mu niegrzecznie MacDonald. - By艂 pan w Pompei? - Nie. Ale pan, zdaje si臋 wsz臋dzie bywa艂.
聽聽聽- To jest - MacDonald nie zwr贸ci艂 uwagi na przytyk - idealna kopia - jeden do jednego.
聽聽聽- To jeszcze o niczym nie 艣wiadczy, Charlie. Je偶eli we藕miemy na przyk艂ad kino, to pomys艂...
聽聽聽- Do diab艂a z kinem! Po prostu 艂a偶膮c po tych 艣mieciach przypomnia艂em sobie, jak by艂em w martwym mie艣cie.
聽聽聽- Lepiej, 偶eby pan nigdzie nie bywa艂! - posmutnia艂 nagle Smith. - Ale tak czy owak s膮 tu zupe艂nie przyzwoite pokoje i mamy szanse przenocowa膰 po ludzku. Przyznam si臋, 偶e ju偶 mi obrzyd艂 namiot, do kt贸rego musze w艂azi膰 na czworakach.
聽聽聽- Niech b臋dzie... Prosz臋 zawo艂a膰 "Tygrysa", mnie i tak by nie pos艂ucha艂.
聽聽聽- Chwileczk臋! Tylko obejrz臋 g贸rne pi臋tro. Woli pan i艣膰 ze mn膮, czy posiedzi pan tu chwile po ciemku?
聽聽聽- Niech pan idzie - westchn膮艂 MacDonald i odda艂 latark臋.
聽聽聽Amerykanin szybko odnalaz艂 wewn臋trzne schody i przy艣wiecaj膮c sobie, przeszed艂 przez pust膮 amfilad臋, zagl膮daj膮c w najmniejsze zakamarki. Po nagich 艣cianach przemyka艂y cienie, pod nogami trzeszcza艂 piasek.
聽聽聽Nagle roz艣wietli艂y si臋 drzwi prowadz膮ce na p艂aski dach, albo mo偶e do krytej galerii. Oddziela艂 je niski korytarzyk - przechodz膮c Smith musia艂 si臋 schyli膰 - i za zakr臋tem okaza艂o si臋, 偶e jest tam przestronna sala.
聽聽聽Na samym jej 艣rodku sta艂 olbrzymi, wyciosany z jednego bloku st贸艂, zastawiony figurkami z br膮zu Smith zacisn膮艂 powieki i do krwi zagryz艂 warg臋, jakby staraj膮c si臋 odp臋dzi膰 omam. Od razu rozpozna艂 idam贸w, kt贸rych widzia艂 w pieczarze. Serce przeszy艂 bolesny skurcz, jego rytm spa艂 si臋 p艂ytki i przyspieszony. Poczu艂, 偶e brak mu tchu, na czo艂o wyst膮pi艂 lepki, zimny pot Odni贸s艂 wra偶enie, 偶e zaraz zwali si臋 na po pod艂og臋, pr贸bowa艂 oprze膰 si臋 o jakby odsuwaj膮c膮 si臋 艣ciana, gdy nagle - wszystko mino, jak pod wp艂ywem jakiego艣 cudownego lekarstwa. Rytm oddechu i pracy serca wyr贸wna艂 si臋, wr贸ci艂 do normy, ust膮pi艂y md艂o艣ci.
聽聽聽Ale nie tylko to! Znikn臋艂y r贸wnie偶 krwawi膮ce p臋cherze Zrobi艂 na pr贸b臋 kilka energicznych gest贸w i przekona艂 si臋, 偶e cudowna kuracja nie ograniczy艂a si臋 tylko do p臋cherzy. Ust膮pi艂o r贸wnie偶 艂amanie w stawach i b贸l mi臋艣ni.
聽聽聽Smith uspokoi艂 si臋 nieco i znowu skierowa艂 艣wiat艂o latarki na st贸艂 wypo偶yczony z rzymskich 艂a藕ni albo z prosektorium.
聽聽聽Zreszt膮, my艣l o stole przemkn臋艂a zaledwie gdzie艣 na kra艅cach 艣wiadomo艣ci. Ca艂a uwaga, spowodowana dodatkowo t膮 niezwyk艂膮 sytuacj膮, skoncentrowa艂a si臋 na figurkach.
聽聽聽W tym tajemniczym domu nie tylko powt贸rzony zosta艂 ten sam zestaw demon贸w z br膮zu. Smith m贸g艂by przysi膮c 偶e ma przed sob膮 dok艂adnie te same statuetki, kt贸re z takim 偶alem pozostawi艂 w gaju Bogini Matki! Tak idealny zbieg okoliczno艣ci jest niemo偶liwy, niewiarygodny. Nie ma dw贸ch identycznych odlew贸w. Kalaczkara - "Ko艂o Czasu", Mahakala - "Wszechpo偶eraj膮cy czas", i Sangduj, i magiczny Hajagriwa - wszystkie jak膮艣 nieznan膮 si艂膮 przeniesione zosta艂y z lasu za prze艂臋cz膮 w ten dom duch贸w.
聽聽聽"A je偶eli to odbicie naszych pragnie艅?" - pomy艣la艂.
聽聽聽MacDonald przypomnia艂 sobie o rzymskich wykopaliskach i odkopanej z popio艂贸w Pompei mimochodem, ale on, Robert Warren Smith, my艣la艂 o tych bezcennych br膮zach prawie bez przerwy.
聽聽聽I prosz臋 bardzo, bierz - s膮 twoje.
聽聽聽Oczywi艣cie, we藕mie wszystkie figurki, co do sztuki. Oboj臋tne, jak膮 cena trzeba b臋dzie potem zap艂aci膰, we藕mie, nie przepu艣ci okazji, cho膰 wszystko to wygl膮da na piekielne sztuczki.
聽聽聽Zreszt膮, po Wietnamie Smith nie wierzy艂 ju偶 ani w niebo, ani w piek艂o.
聽聽聽Dotkn膮艂 zimnego metalu i przebieg艂 go ch艂贸d Wzdrygn膮艂 si臋 Przek艂adaj膮c do drugiej r臋ki latark臋 zobaczy艂 wsuni臋t膮 w k膮t 偶eliwn膮 grza艂k臋. Dok艂adn膮 kopi臋 tej, kt贸ra kiedy艣, w niepami臋tnych czasach, ogrzewa艂a hotelowy pok贸j w kt贸rym sp臋dza艂 sw膮 noc po艣lubn膮 z Lien.
聽聽聽Smith usiad艂 na pod艂odze i zamy艣li艂 si臋. Mocno zatka艂 palcami uszy, w kt贸rych jak kryszta艂owe dzwoneczki d藕wi臋cza艂 cudowny, niezapomniany g艂os.
聽聽聽 . 15 .
聽聽聽Signore Tommaso w przeciwie艅stwie do pierwszej grupy rozbi艂 ob贸z na 艂膮czce ko艂o gejzeru. Czarny tybeta艅ski namiot z plecion膮 lini膮 偶ycia nad wej艣ciem rozbito w zaro艣lach, gdzie usypiaj膮co brz臋cza艂y niespotykane, b艂臋kitne trzmiele. Profesor s艂usznie uzna艂, 偶e k膮piele jodobromowe dobrze wp艂yn膮 na jego podagr臋 i wylegiwa艂 si臋 w gor膮cej ka艂u偶y z rozrzewnieniem przygl膮daj膮c si臋 prze偶uwaj膮cym m艂ody pio艂un jakom. Przed d艂ugim marszem r贸wnie偶 zwierz臋ta powinny wypocz膮膰. jednym s艂owem w obozie panowa艂a idylliczna atmosfera. Joy, kt贸ra podj臋艂a si臋 spe艂nia膰 role czaruj膮cej pastuszki, na wszelki wypadek opala艂a si臋 z dala od parskaj膮cych potwor贸w, zdj膮wszy z siebie i tak zupe艂nie symboliczne bikini.
聽聽聽Tylko Norbu-rin-po-cz'e siedz膮c na sk贸rze lamparta zajmowa艂 si臋 w ten cudowny poranek s艂odkiego - jak m贸wi膮 W艂osi - nier贸bstwa sw膮 zwyk艂膮 prac膮 - medytacjami.
聽聽聽Po d艂ugich ablucjach i ca艂kowitym oczyszczeniu dokonanym za po艣rednictwem d艂ugiego banda偶a, przeci膮gni臋tego przez ca艂y przew贸d pokarmowy, jogin wykona艂 kilka asan o najwy偶szym stopniu trudno艣ci i zastyg艂 w ca艂kowitym bezruchu. Jego duch wzni贸s艂 si臋 nad czasem i przestrzeni膮 i porzuciwszy pow艂ok臋 cielesn膮 ulecia艂 w kosmiczn膮 niesko艅czono艣膰.
聽聽聽Jednak偶e gdy jogin koncentrowa艂 si臋, by przej艣膰 do wy偶szych stopni samadhi kt贸re ods艂aniaj膮 istot臋 pustki i niebytu, poczu艂 niepoj臋te przeciwdzia艂anie. W jego wizje wdarta si臋 obce, ciemna moc, niszcz膮c po艂yskuj膮c膮, wzniesion膮 w absolutnej pustce konstrukcj臋.
聽聽聽W臋drowny mnich, zmartwiony t膮 przeszkod膮 podni贸s艂 g艂ow臋 i spogl膮daj膮c na otaczaj膮cy go 艣wiat ni偶szych iluzji dostrzeg艂 go艅ca z ran膮 w piersi. Niew膮tpliwie widzia艂 przed sob膮 tego samego biegacza, kt贸ry zd膮偶y艂 wr臋czy膰 poplamiony krwi膮 list tripona z rad膮, by do czasu nadej艣cia 偶o艂nierzy zatrzyma膰 obu bia艂ych przybysz贸w, nie czyni膮c przy tym 偶adnych przeszk贸d kr贸lewskim go艣ciom
聽聽聽 Rkang-mgjogs wolno, lecz systematycznie zbli偶a艂 si臋 do obozu. Nie szed艂, ale jakby p艂yn膮艂 nad srebrzyst膮, ko艂ysan膮 przez wiatr traw膮. Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e na miejsce pobytu ludzi naprowadza go jaka艣 nieznana si艂a, tak jak ciep艂o wydzielane przez pracuj膮ce silniki samolotu naprowadza na艅 rakiet臋.
聽聽聽艢wi膮tobliwy Norbu oczywi艣cie nic prawie nie wiedzia艂 o samolotach i rakietach, ale za to doskonale orientowa艂 si臋 w innych sprawach. Od razu zrozumia艂, 偶e jest 艣wiadkiem rollangu - wskrzeszenia trwa - natychmiast podj膮膰 odpowiednie kroki, by go艣膰 zza grobu nie spowodowa艂 jakich艣 nieszcz臋艣膰.
聽聽聽Bystry wzrok jogina dostrzeg艂 zar贸wno 艣lepe, szkliste oczy trupa, jak i przera偶enie bia艂ej lady kt贸ra dos艂ownie zamar艂a beznadziejnie pr贸buj膮c os艂oni膰 si臋 偶a艂osnym skrawkiem czerwonego jedwabiu.
聽聽聽Wprawdzie opatrzno艣膰 udowodni艂a Tommaso Valenti przed tym mro偶膮cym krew w 偶y艂ach widokiem, ale to w艂a艣nie on mia艂 si臋 sta膰 pierwsz膮 ofiar膮 straszliwego przybysza, kt贸ry nieub艂aganie zbli偶a艂 si臋 do czarnego banaku. Muskularne, idealnie rozwini臋te cia艂o jogina b艂yskawicznie rozprostowa艂o si臋 i jak zwolniona spr臋偶yna wzbi艂o nad ziemie.
聽聽聽Norbu zrobi艂 dwa skoki i znalaz艂 si臋 pomi臋dzy namiotem a nawiedzonym. Obieg艂 go w ko艂o, dmuchn膮艂 w martw膮 twarz i krzykn膮艂 przy tym:
聽聽聽- Hri!
聽聽聽Nieboszczyk drgn膮艂, po jego ciele przebieg艂y drobniutkie fale, jak po odbiciu na wodzie, i rozdzieliwszy si臋 na pasemka, znikn膮艂 bez 艣ladu.
聽聽聽Norbu skamienia艂.
聽聽聽"Je偶eli to rollang - my艣la艂 - to gdzie podzia艂 si臋 trup? A je偶eli by艂o to widzenie karmiczne, to dlaczego rozpad艂o si臋 pod wp艂ywem najprostszego zakl臋cia?
聽聽聽Kt贸偶 m贸g艂 odpowiedzie膰 mu na to pytanie?
聽聽聽Profesor Valenti nawet nie podejrzewa艂, jak bezprzyk艂adny pojedynek miedzy 艣wiat艂em a ciemno艣ci膮 si臋 w odleg艂o艣ci dw贸ch krok贸w od jego wezg艂owia
聽聽聽 Robi艂 w艂a艣nie notatki z "Wisznu-purany", kt贸re mia艂y bezpo艣redni zwi膮zek z celem jego podr贸偶y, kiedy przera藕liwy kszyk Joy omal nie zrzuci艂 go z polowego 艂贸偶ka.
聽聽聽Wreszcie jakim艣 cudem uspokoi艂 rozszlochan膮 kobiet臋 i zmusi艂 j膮 do wypicia dobrego 艂yku brandy. - Za d艂ugo siedzia艂a艣 na s艂o艅cu, kochanie - wyja艣ni艂 z ca艂kowitym przekonaniem Valenti, kiedy wreszcie Joy by艂a w stanie cokolwiek pojmowa膰. - No i przywidzia艂y ci si臋 jakie艣 koszmary.
聽聽聽- Wcale mi si臋 nie przywidzia艂o! - upiera艂a si臋 przy swoim. - Mo偶esz go spyta膰 - dr偶膮c膮 r臋k膮 wskaza艂a odwa偶nego obro艅c臋.
聽聽聽Norbu siedzia艂 w pozycji lotosu i leniwie przesuwa艂 koralowe paciorki r贸偶a艅ca.
聽聽聽- Widzenie karmiczne - skomentowa艂 po tybeta艅sku jogin, trzymaj膮c si臋 chwilowo najbardziej prawdopodobnej wersji.
聽聽聽- No widzisz - ucieszy艂 si臋 Valenti. - Po prostu zwyk艂e widzenie karmiczne! No i co ci m贸wi艂em? Przegrza艂a艣 sobie g艂贸wk臋 i przywidzia艂o ci si臋... M贸wisz, 偶e rozp艂yn膮艂 si臋 w powietrzu? To znaczy, 偶e w og贸le go nie by艂o.
聽聽聽- Ale przecie偶 on tak偶e widzia艂! - wci膮偶 jeszcze szczekaj膮c z臋bami zaciekle broni艂a si臋 Joy. - Jemu tak偶e si臋 wydawa艂o?
聽聽聽- Zbiorowa halucynacja - lekcewa偶膮co odpar艂 Va艂enti. - Na Wschodzie to si臋 zdarza. Czyta艂em o tym. A pan dok膮d? - spyta艂 po tybeta艅sku, widz膮c, 偶e Norbu wsta艂 i przerzuci艂 przez ramie sk贸r臋 lamparta
聽聽聽 - Na mnie czas.
聽聽聽- Ale przecie偶 uzgodnili艣my, 偶e trzeba zrobi膰 ma艂y odpoczynek!
聽聽聽- Wzywa mnie droga. Wo艂aj膮 艣wi臋ta miejsca.
聽聽聽- Prawd臋 powiedziawszy, 艣wi膮tobliwy ojcze, zaskoczy艂 nas pan - Valenti nerwowo zaciera艂 r臋ce. - A mo偶e poczeka pan cho膰by do jutra? No, bo wie pan, tak niespodziewanie...
聽聽聽- Wy macie swoj膮 drog臋, a ja swoj膮.
聽聽聽- I jest pan got贸w rzuci膰 nas ot tak, w szczerym polu?... No c贸偶, Prosz臋 wybra膰 kt贸rego艣 z jak贸w, a worki z ramp膮...
聽聽聽- Dojd臋 bez tego - pokr臋ci艂 g艂ow膮 jogin. - Teraz, czuje, nie b臋d膮 mi potrzebne ani jaki, ani 偶ywno艣膰.
聽聽聽Podni贸s艂 tr贸jz膮b i nie 偶egnaj膮c si臋 ruszy艂 na po艂udniowy wsch贸d.
聽聽聽Pa艅stwo Valenti wr贸cili do namiotu. Na 艂贸偶ku polowym, na kt贸rym profesor pozostawi艂 swoje notatki, le偶a艂 p艂贸cienny zwitek. Valenti rozwin膮艂 go w roztargnieniu i nie m贸g艂 uwierzy膰 w艂asnym oczom. Le偶a艂 przed nim podzielony na cztery r贸偶nobarwne sektory kr膮g jednocz膮cy widzialne 偶ywio艂y.
聽聽聽By艂a to s艂ynna tajna mandala, najprawdopodobniej pozostawiona na po偶egnanie przez 艣wi臋tobliwego Norbu. Valenti szuka艂 jej wsz臋dzie, ale nie m贸g艂 natrafi膰 nawet na 艣lad bezcennego zwitka.
聽聽聽I teraz ma go tu, u siebie! Ale te rado艣膰 zatruwa艂o zw膮tpienie, kt贸re jak zimne 藕r贸d艂o przenika艂o przez nieznane warstwy.
聽聽聽Zdawa艂o mu si臋, 偶e w centrum mandali wida膰, jakby na艂o偶ony na jej rysunek, jeszcze jeden nie namalowany kr膮g sk艂adaj膮cy si臋 z koguta, 艣wini i 偶mii.
聽聽聽Po偶膮danie? - spyta艂 sam siebie profesor. - Po偶膮danie i 偶膮dza poznania?"
聽聽聽Odpowiedzi nie by艂o.
聽聽聽 . 16 .
聽聽聽Willa stale przekszta艂ca艂a si臋. W nieuchwytny dla oka spos贸b zmienia艂a swe zewn臋trzne zarysy i wyposa偶enie. Otacza艂a swych go艣ci niezwyk艂ymi wygodami, sprowadza艂a na nich dziwne sny.
聽聽聽Teraz wok贸艂 niej rozci膮ga艂 si臋 stary, zapuszczony park z grotami i polanami, w kt贸rym unikalne w臋偶e eskulapa wi艂y si臋 leniwie w zaro艣lach bielunia.
聽聽聽I jak paj臋czyna opl膮tuje suche p臋dy ostu, podobnie dusze ludzi spowija艂 delikatny, narkotyczny woal. Bardzo szybko przyt臋pi艂a si臋 ciekawo艣膰 i znikn臋艂a ch臋膰 badania wci膮偶 na nowo zaczarowanej oazy, w kt贸rej odgadywano pod艣wiadome pragnienia, chwilami najbardziej nieoczekiwane.
聽聽聽W oplecionych p臋dami winoro艣li altankach talie kart i szachownice z nefrytowymi figurkami czeka艂y na graczy. Ale nikt nie rozgrywa艂 偶adnych partii. Porozdzielani, zatopieni w sobie podr贸偶nicy samotnie uk艂adali skomplikowane pasjanse albo rozgrywali zagmatwane kombinacje szachowe, nie potrzebuj膮c kontaktu z innymi, nie pragn膮c dzieli膰 si臋 swymi najskrytszymi my艣lami
聽聽聽L艣ni膮ca amarantowymi tynkami willa jakby rozdzieli艂a si臋 na odizolowane kom贸rki, w kt贸rych zapomnieli o przesz艂o艣ci, zagubili sw贸j cel. Nieznany kuchmistrz przygotowywa艂 i podawa艂 wyszukane potrawy, kt贸re mog艂y sprawi膰 rozkosz najbardziej wymagaj膮cemu podniebieniu. R贸wnie niewidzialna, ale sprawna s艂u偶ba troszczy艂a si臋 o wygody i czysto艣膰. zamiast dawnymi, nadt艂uczonymi doniczkami z geranium schody ozdobiono kryszta艂owymi misami z nitowymi lotosami i z艂otymi rybkami, za艣 wszystkie 艣lady upadku i zaniedbania zosta艂y jakby starte niewidzialn膮 r臋k膮.
聽聽聽Pewnego razu Smith i MacDonald odnale藕li w trinklinum amfory pokryte skamienia艂ymi muszlami, ale nie dowiedzieli si臋, co w nich by艂o - nie chcia艂o im si臋 ich otworzy膰.
聽聽聽"Santori艅skie? - pomy艣la艂 Smith. - A mo偶e falern?"
聽聽聽"Na pewno oliwa z oliwek" - uzna艂 MacDonald.
聽聽聽I zapomnieli o zapiecz臋towanych amforach, kt贸re znikn臋艂y nast臋pnego ranka. Niezbyt wymagaj膮cy Ang Temba natomiast, chwytaj膮c wargami bij膮cy z fontanny strumyczek zawsze napotyka艂 ten sam nap贸j - zimny cz'ang. Wcale go to nie dziwi艂o - c贸偶, takie by艂y obyczaje tutejszych, przychylnych ludziom duch贸w. Istnienia innych, znacznie bardziej wyszukanych dar贸w nawet nie podejrzewa艂 i dlatego spa艂 zawsze g艂臋bokim, spokojnym snem Nie s艂ysza艂, jak nocami d藕wi臋cz膮 struny santuri i dudni b臋benek w pokoju Abbasa, jak do 艣witu nie milkn膮 w nim kobiece popiskiwania, 艣miech i niezrozumia艂y ruch.
聽聽聽Smitha prze艣ladowa艂y g艂osy. Wo艂a艂y go zza drzew, przyzywa艂y, prowadzi艂y po zagmatwanych, zakurzonych 艣cie偶kach. Kolczaste p臋dy je偶yn pokrywa艂y krwawymi liniami jego twarz i r臋ce. Pachnia艂 wiciokrzew, wisia艂y w powietrzu ot臋pia艂e muchy i znajomy zew wi贸d艂 go za sob膮 coraz dalej, tam, gdzie za przerdzewia艂ym drutem kolczastym widnia艂y zupe艂nie inne krajobrazy - ry偶owe pola, zaro艣ni臋te trzcinami koryta rzek, brzeg morza z palmami i chatynkami z plecionych mat.
聽聽聽Tego ranka obudzi艂 si臋 p贸藕no i pospiesznie zjad艂 艣niadanie, nie zastanawiaj膮c si臋 nad tym sk膮d wzi臋艂o si臋 jedzenie - miska racuszk贸w po sajgo艅sku, galaretowate mi臋so 偶贸艂wia i ostry rybny sos niuk-nam z cieniutkimi kr膮偶kami czerwonego pieprzu. Ugasi艂 po偶ar w gardle fili偶ank膮 z艂ocistej herbaty z budz膮cymi wspomnienia p艂atkami lotosu, na艂o偶y艂 flanelow膮 pi偶am臋 - sk膮d si臋 tu wzi臋艂a? - i wyszed艂 na spotkanie wezwaniu. S艂o艅ce bole艣nie uderzy艂o go w oczy przez nabrzmia艂e mlecznym sokiem ga艂膮zki rampy. Przez noc opad艂y z nich wszystkie li艣cie i teraz p臋dy wi艂y si臋 jak jelenie rogi, tworz膮c przys艂aniaj膮cy opadaj膮ce w d贸艂 stopnie, dziwaczny wz贸r.
聽聽聽Smith zszed艂 do ogrodu i ruszy艂 prosto przed siebie, przez zaro艣la je偶yn i wiciokrzewu. Chcia艂 jak najpr臋dzej znale藕膰 si臋 przy zamykaj膮cych dalsz膮 drog臋 zasiekach.
聽聽聽MacDonald otrzyma艂 na 艣niadanie gor膮c膮 bouillabaisse i wspania艂e ostendzkie ostrygi z cytryn膮 i lobem. W srebrnym wiaderku z lwimi pyskami zielenia艂a zmro偶ona butelka "Dom Perignon z 1929 , b艂ogos艂awionego dla Szampanii roku.
聽聽聽I natychmiast zacz臋艂y si臋 te same zabawy, co zwykle.
聽聽聽Ledwie MacDonald upi艂 nieco z kieliszka, smak wina zmieni艂 si臋 w nieuchwytny spos贸b. Nie by艂 to ju偶 wytrawny szampan, ale raczej whisky, rozcie艅czona tak 偶e szczeg贸lnie wyra藕nie da艂 si臋 w niej wyczu膰 lekko przydymiony smak wrzosowego torfu. Czy偶by pragn膮c w g艂臋bi duszy jednego, mimo wszystko chcia艂 czego艣 innego?
聽聽聽"A czemu nie, do diab艂a? Dusza i cia艂o nie zawsze uzgadniaj膮 swe zamiary. Organizm wie lepiej, co mu jest potrzebne i je偶eli wybra艂 whisky to wie, co robi... Czy nie mog艂oby to by膰 nieco mocniejsze?" Procent alkoholu natychmiast podskoczy艂. Odcie艅 p艂ynu w ci臋偶kiej, o masywnym dnie szklance, w kt贸r膮 przekszta艂ci艂 si臋 kieliszek, sta艂 si臋 wyra藕nie ciemniejszy.
聽聽聽"Wspaniale! - MacDonald pochwali艂 niewidzialne si艂y - Hankie Bannister" - okre艣li艂 gatunek whisky. - Cho膰 lepszy by艂by , Johnnie Walker" z czarn膮 etykietk膮".
聽聽聽Wcale si臋 nie zdziwi艂, gdy na dnie znalaz艂 z艂oty suweren z podobizn膮 George'a III, taki sam, jaki widnia艂 na butelce "Hankie Bannistera". Gdy wzi膮艂 monet臋 do r臋ki okaza艂o si臋, 偶e jest podejrzanie lekka. By艂a ona wykonana z jakiego艣 plastyku i mia艂a tylko awers - rewers by艂 zupe艂nie g艂adki. Okaza艂o si臋, 偶e us艂u偶ny duch, a tym samym i MacDonald nie wiedzieli, jak wygl膮da prawdziwy suweren. Jaskrawa naklejka na butelce, na kt贸rej widnia艂 gentleman w rurkowej peruce nie by艂a najlepszym wzorem do na艣ladowania. Zadanie stawa艂o si臋 trudne i zarazem pasjonuj膮ce. O ile bowiem wiadomo艣ci o arcydzie艂ach kuchni 艣r贸dziemnomorskiej zakodowane by艂y w samym jestestwie MacDonalda, kt贸ry d艂ugo dzia艂a艂 w tamtym rejonie, o tyle o z艂ocie wiedzia艂a, po wiedzmy, tylko g艂owa.
聽聽聽J臋zyk nauki by艂 jednak bardziej zrozumia艂y dla nieznanych si艂 i moneta uzyska艂a niezb臋dn膮 wag臋 i d藕wi臋k. Ale rewersu nie by艂o w dalszym ci膮gu. C贸偶 robi膰 - MacDonald nigdy nie mia艂 w r臋ku prawdziwej gwinei. Nie by艂 r贸wnie偶 w stanie wyobrazi膰 sobie, jak wygl膮daj膮 luidory, dublony, piastry i inne postacie z艂otego cielca, kt贸rych numizmatyczna cena niekiedy zdecydowanie przewy偶sza艂a warto艣膰 przekl臋tego metalu.
聽聽聽Ale je偶eli nie mo偶na wzbogaci膰 si臋 na numizmatyce, to mo偶e da si臋 zarobi膰 na materiale? Ledwo w jego umy艣le powsta艂a ta zdrowa sk膮din膮d my艣l, na pod艂og臋, dzwoni膮c, posypa艂y si臋 z艂ote kr膮偶ki. Wkr贸tce by艂o ich tak wiele, 偶e musia艂 wyt臋偶y膰 ca艂膮 si艂臋 woli, by powstrzyma膰 z艂oty deszcz. O wyniesieniu st膮d takiego ci臋偶aru nie m贸g艂 nawet marzy膰. Alchemiczne, idealnie czyste z艂oto nale偶a艂o natychmiast zniszczy膰. Kieruj膮c si臋 zimnym pragmatyzmem, MacDonald zdecydowa艂 si臋 upro艣ci膰 ca艂y proces i wyj膮wszy z portfela studolarowy banknot, zacz膮艂 drukowa膰 wprost z powietrza kolejne kopie, zmieniaj膮c dowolnie oznaczenia serii i numery.
聽聽聽Przez p贸艂 godziny zarobi艂 oko艂o dw贸ch milion贸w, co uda艂o mu si臋 ustali膰 z du偶ym przybli偶eniem po trwaj膮cym ponad p贸艂 godziny podliczaniu.
聽聽聽Nast臋pny cykl eksperymentu dotyczy艂 diament贸w. Australijczyk z wysi艂kiem, kt贸ry omal nie przyp艂aci艂 wylewem krwi do m贸zgu, ostatecznie zniszczy艂 gwineje i banknoty. Ci臋偶ar i nader osobliwy sk艂ad chemiczny z艂ota mog艂y sta膰 si臋 przyczyn膮 k艂opot贸w, a numery na banknotach na kilometr 艣mierdzia艂y krymina艂em. Nie; nic na 艣wiecie nie mog艂o r贸wna膰 si臋 z drogimi kamieniami. By艂y czyste, niewinne i dos艂ownie niczym nie splamione.
聽聽聽W ci膮gu kilku godzin MacDonald sta艂 si臋 multimilionerem, bij膮c wszelkie najbardziej zwariowane rekordy, zarejestrowane w ksi臋dze Guinessa. Trzeba si臋 by艂o tylko przekona膰, ze to nie halucynacja i dobrze si臋 zastanowi膰, w jaki spos贸b wypl膮ta膰 si臋 z innej, niestety nie tak pi臋knej gry...
聽聽聽Ale na rado艣膰 by艂o jeszcze za wcze艣nie. Skarby, podobnie jak z艂oto czarownic, mog艂y zmieni膰 si臋 w popi贸艂, za艣 艣mier膰 wci膮偶 sta艂a za plecami. MacDonald otrz膮sn膮艂 si臋, spojrza艂 na zegarek i ogarn臋艂o go przera偶enie. Od ich zej艣cia w dolin臋 min臋艂o ju偶 jedena艣cie dni! Co robi艂 przez ca艂y czas? M贸zg zasnuwa艂a t臋czowa mg艂a.
聽聽聽No c贸偶, tym bardziej czas ju偶 bra膰 si臋 do roboty.
聽聽聽MacDonald w艂膮czy艂 radiostacje, wys艂a艂 zakodowany sygna艂 i pod艂膮czy艂 si臋 do satelity komunikacyjnego. Indykatory wskazywa艂y, 偶e po艂膮czenie jest stabilne ale epicentrum ubocznego 藕r贸d艂a sygna艂贸w znajdowa艂o si臋 gdzie艣 zupe艂nie blisko i ca艂kowicie zag艂usza艂o korespondencje. Zaczarowana dolina zamyka艂a wok贸艂 siebie przestrze艅 jak neutronowa kurtyna. Przez szumy przebija艂 wyra藕nie tylko jeden melodyjnie popiskuj膮cy sygna艂. Wysy艂aj膮ca go radiostacja znajdowa艂a si臋 gdzie艣 w pobli偶u i w zwi膮zku z tym tak偶e by艂a nies艂yszalna z zewn膮trz. "Informacyjne wiezienie" - u艣miechn膮艂 si臋 MacDonald i zrobi艂 znaczek na mapie.
聽聽聽"Trzeba i艣膰 dalej - pomy艣la艂, sk艂adaj膮c anten臋 pelengacyjn膮. - I jak najpr臋dzej ko艅czy膰 te nazbyt ju偶 przeci膮gaj膮c膮 si臋 parti臋. Rozwi膮za膰 wszystkie w臋ze艂ki, nag艂膮 wymian臋 figur doprowadzi膰 do pata... Gdzie jest Smith? Gdzie Abbas?
聽聽聽W pokoju Smitha, sk膮po poprzecinanym padaj膮cymi przez 偶aluzje promieniami s艂o艅ca, panowa艂 duszny p贸艂mrok. Wyroby z br膮zu, porz膮dnie zapakowane w pianoplast le偶a艂y w jeszcze otwartych, obitych blach膮, drewnianych skrzyniach. Widok tych z艂o偶onych w k膮cie archaicznych opakowa艅 podzia艂a艂 na MacDonalda uspokajaj膮co. Dary Mnemozyny uzyska艂y jakby dodatkow膮 realno艣膰. Na swoje skarby MacDonald natychmiast wybra艂 duraluminiowe kontenery z zamkami i uchwytami, przez kt贸re mo偶na by艂o Przewlec przypinane do nadgarstk贸w 艂a艅cuszki.
聽聽聽Aby dosta膰 si臋 do pomieszczenia zajmowanego przez Abbasa, musia艂 wyj艣膰 na wewn臋trzn膮 galerie i obej艣膰 atrium. Przenikliwe d藕wi臋ki wschodniej muzyki dobrze wskazywa艂y kierunek. MacDonald delikatnie otworzy艂 drzwi i zajrza艂 do 艣rodka.
聽聽聽Dwie sk膮po okryte mu艣linowymi woalami dziewczyny melancholijnie kr膮偶y艂y z uniesionymi r臋koma przy akompaniamencie niewidzialnej orkiestry. Ich obficie namaszczone wdzi臋ki po艂yskiwa艂y w uko艣nie padaj膮cym promieniu 艣wiat艂a. W jednej z tancerek MacDonald rozpozna艂 Rosite Liares, kt贸ra w ubieg艂ym roku zdoby艂a tytu艂 "Miss Universum", drug膮 za艣 by艂a nieznana Etiopka b膮d藕 Nubijka o niespotykanie kr膮g艂ych kszta艂tach. Sam Abbas le偶a艂 na wspania艂ym perskim dywanie i leniwie ssa艂 nargile.
聽聽聽Abbas by艂 najbardziej konsekwentny. Stworzy艂 sobie co艣 na kszta艂t mahometa艅skiego raju i niezmiennie trwa艂 przy tym co uzyska艂. Zasnute wilgotn膮 mgie艂k膮 藕renice Pakista艅czyka zapatrzone by艂y w pustk臋. MacDonald ostro偶nie zamkn膮艂 drzwi.
聽聽聽Smitha zasta艂, jak zwykle, na pustkowiu. Zapaskudzonego urwiska i zasiek贸w nie by艂o. Za przerdzewia艂ymi pr臋tami ogrodzenia rozci膮ga艂a si臋 a偶 po zapylony horyzont, 偶wirowata pustynia. Przez delikatn膮 mgie艂k臋 po艂yskiwa艂y liliowym aksamitem odleg艂e szczyty.
聽聽聽Najwidoczniej Amerykanin sam zniszczy艂 chorobliwy wytw贸r swej pami臋ci.
聽聽聽- Co si臋 sta艂o? - spyta艂 MacDonald, machinalnie zeskrobuj膮c rdzawy nalot z pr臋t贸w.
聽聽聽- Jakby to panu powiedzie膰? - Smith skrzywi艂 si臋 i poprawi艂 okulary. - Znalaz艂em plastyk i detonator...
聽聽聽- Znalaz艂 pan? - spyta艂 znacz膮co MacDonald.
聽聽聽- No, zobaczy艂em je rano przy 艣niadaniu. Le偶a艂y na stole - u艣ci艣li艂 Smith. - I zdecydowa艂 si臋 pan zrobi膰 przej艣cie w zasiekach?
聽聽聽- Owszem...
聽聽聽- A czy t a k - z naciskiem powiedzia艂 Australijczyk - czy tak nie ust臋powa艂o?
聽聽聽- Nie wiem. Nie pr贸bowa艂em.
聽聽聽- Dlaczego?
聽聽聽- Nie pr贸bowa艂em i ju偶 - ze z艂o艣ci膮 odpar艂 Smith. - To plastyk nasun膮艂 mi ten pomys艂. Pod艂膮czy艂em do detonatora lont...
聽聽聽- Nie wspomina艂 pan o loncie.
聽聽聽- Doprawdy? Ale r贸wnie偶 mia艂em go ze sob膮... - Smith zamruga艂, zaskoczony.
聽聽聽- No dobrze, za艂贸偶my - burkn膮艂 MacDonald.
聽聽聽- Zrobi艂em wszystko jak trzeba i nawet zacisn膮艂em detonator kombinerkami...
聽聽聽- Sk膮d u diab艂a kombinerki...
聽聽聽- Nie wiem. - I zn贸w dygotanie rudych rz臋s zdradzi艂o zak艂opotanie. Smith jeszcze niezupe艂nie doszed艂 do siebie i nie zdaje sobie sprawy sk膮d i dlaczego pojawiaj膮 si臋 przedmioty.
聽聽聽- Niech pan m贸wi dalej - machn膮艂 r臋k膮 MacDonald.
聽聽聽- Jednym s艂owem, dzia艂a艂em zgodnie z zasadami ale cho膰 lont zacz膮艂 dymi膰, wybuch nie nast膮pi艂... Gdy ogie艅 zgodnie z moimi obliczeniami powinien by艂 doj艣膰 do detonatora, zasieki znikn臋艂y, wyparowa艂y tak, jakby ich wcale nie by艂o.
聽聽聽- Bo ich nie by艂o... do pana przyj艣cia.
聽聽聽- Tak, rozumiem... Razem z nimi rozp艂yn臋艂a si臋 r贸wnie偶 spowita mg艂膮 przepa艣膰.
聽聽聽- Kr贸tko m贸wi膮c, sta艂o si臋 to, czego pan sobie 偶yczy艂?! - zawo艂a艂 MacDonald tonem raczej twierdz膮cym ni偶 pytaj膮cym.
聽聽聽- Chyba tak - niezbyt pewnie odpowiedzia艂 Amerykanin. - Nie pami臋tam...
聽聽聽- A wyroby z br膮zu w pana pokoju? Sam pan je pakowa艂?
聽聽聽- Chyba tak... .
聽聽聽- W艂asnor臋cznie zrobi艂 pan skrzynki? Obi艂 je pan metalowymi ta艣mami? Ma pan m艂otek? Gwo藕dzie?
聽聽聽- S膮dz臋, 偶e mam - Smith przypomina艂 sobie z wysi艂kiem. - By艂y w jednym z juk贸w...
聽聽聽- By艂y, by艂y! - przedrze藕nia艂 go poirytowany MacDonald. - Nie znam pa艅skiego baga偶u, czy co? A nawiasem m贸wi膮c, skrzynki zrobiono nie u偶ywaj膮c ani jednego gwo藕dzia. Sprawdzi艂em.
聽聽聽- Jak to?
聽聽聽- A bo ja wiem? Mo偶e sklejone...
聽聽聽- Trzeba to dobrze zbada膰 Charlie - Smith potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 jakby budz膮c si臋 ze snu. - Bardzo bym chwa艂 zachowa膰 swoje br膮zy.
聽聽聽- Ja r贸wnie偶 - wymkn臋艂o si臋 MacDonaldowi.
聽聽聽- Jak to, u pana te偶 pojawi艂y si臋 wyroby z br膮zu?
聽聽聽- Co艣 w tym rodzaju. - Australijczyk zrobi艂 nieokre艣lony gest.
聽聽聽- I, doprawdy, nie mniej od pana jestem zainteresowany zachowaniem, czy raczej stabilno艣ci膮... 艂adunku.
聽聽聽- Te przedmioty s膮 realne, Charlie - ze zrozumieniem skin膮艂 g艂ow膮 Smith. W ka偶dym razie sk艂adaj膮 si臋 z atom贸w - jak my, jak otaczaj膮ca nas przyroda... Mam przeno艣ny spektrometr. Sprawdza艂em.
聽聽聽- Brzmi pocieszaj膮co, je偶eli to wszystko nie przy艣ni艂o si臋 panu: statuetki, sprawdzanie, spektrometr.
聽聽聽- A czy pa艅skie 偶ycie nie przy艣ni艂o si臋 panu, Charlie? Mo偶e tylko 艣nimy o sobie samych? - No, cos takiego w og贸le nie poddaje si臋 sprawdzeniu.
聽聽聽- Banalne.
聽聽聽- 呕ywe ludzkie w og贸le jest do艣膰 banalne i bezsensowne, nie uwa偶a pan? A miedzy nami m贸wi膮c, z bezsensem r贸wnie trudno jest si臋 pogodzi膰, jak i z w艂asn膮 zag艂ad膮. Mimo woli cz艂owiek zadaje sobie pytanie: Po co?
聽聽聽- I ma pan na to stosown膮 odpowied藕?
聽聽聽- Par臋 dni temu z ca艂kowitym przekonaniem odpowiedzia艂bym "nie", ale teraz, Charlie - nie wiem...
聽聽聽- A wiec, przewidzia艂 si臋 panu raj. Jak temu g艂upkowi Abbasowi, kt贸ry urz膮dzi艂 sobie taki, wie pan, przytulny seraj. Ale czeg贸偶 mo偶na wymaga膰 od Abbasa? Ba艂wan; ciemny p贸艂analfabeta, lecz pan, pan, Bobby, mam nadziej臋 rozumie, 偶e te dziwki potrafi膮 tylko j臋cze膰 nami臋tnie i pokrzykiwa膰 w odpowiednim momencie? I nic wi臋cej.
聽聽聽- Jakie dziwki? - Smith wytrzeszczy艂 oczy.
聽聽聽- Takie - warkn膮艂 MacDonald. - Z艂ocista, br膮zowa, niech je diabli wezm膮... D艂ugo ma pan tu zamiar siedzie膰? - spyta艂, gwa艂townie zmieniaj膮c temat. - Czy nie czas rusza膰 dalej?
聽聽聽- Po co?
聽聽聽- Jak to "Po co"? - MacDonald a偶 si臋 zakrztusi艂. - Niech偶e si臋 pan wreszcie obudzi, Bobby! Stracili艣my B贸g wie ile czasu. Trzeba to nadrobi膰!... A mo偶e woli pan wr贸ci膰?
聽聽聽- Wr贸ci膰? - odpar艂 Smith w zamy艣leniu. - Nie. Chcia艂bym tu troch臋 poby膰, cho膰by z ciekawo艣ci.
聽聽聽 No to niech si臋 pan zbiera. Galopem ! - MacDonald odzyska艂 sw膮 normaln膮 form臋 i zacz膮艂 go pop臋dza膰. - Wydaje si臋, 偶e nie powinni艣my zwleka膰. "To" nas pop臋dza i jakby obiecuje, 偶e im dalej, tym... - urwa艂 raptownie i szarpn膮艂 rozm贸wce za r臋kaw. Stara flanela trzasn臋艂a i rozpe艂z艂a si臋 pod palcami.
聽聽聽- Co? - spyta艂 Smith, lecz gdy jego spojrzenie napotka艂o niebieski, zakurzony "landrover" zamilk艂 raptownie.
聽聽聽Samoch贸d sta艂 w odleg艂o艣ci oko艂o dwudziestu jard贸w, rzucaj膮c na ziemie wyra藕ny, geometryczny cie艅.
聽聽聽- T e g o pan chcia艂? - spyta艂 cicho spos臋pnia艂y nagle MacDonald.
聽聽聽- Nie, nie wiem... A pan?
聽聽聽 - Ja te偶 nie wiem, cho膰 to raczej ja jestem winien... No c贸偶, chod藕my.
聽聽聽Podszed艂 do "landrovera" i zatrzyma艂 si臋 na chwile, mimowolnie staraj膮c si臋 namaca膰 klamk臋. Zamek otworzy艂 si臋, lecz nie od razu, jakby z pewnym op贸藕nieniem. W taki sam, stopniowy spos贸b, jak obraz wywo艂ywanego zdj臋cia, pojawi艂y si臋 zegary i wskaz贸wki na tablicy przyrz膮d贸w, mosi臋偶ny klucz w stacyjce. MacDonald chcia艂 go przekr臋ci膰, ale w tej samej chwili przez uchylon膮 szyb臋 dobieg艂 go pe艂en zdziwienia okrzyk Smitha.
聽聽聽- Ale przecie偶 to monolitl - Co! - nie zrozumia艂 MacDonald. - To, 偶e maska jest dok艂adnie przyspawana do karoserii, ko艂a za艣 do b艂otnik贸w! - zawo艂a艂 Smith, ale zaraz poprawi艂 si臋. - Och, nie, zdaje si臋, 偶e po prostu nie zauwa偶y艂em szczeliny... I ko艂a te偶...
聽聽聽- Tak - westchn膮艂 zafrasowany MacDonald, domy艣laj膮c si臋 reszty. - Niech pan spr贸buje otworzy膰 mask臋. - Opar艂 si臋 wygodnie, zmarszczy艂 w skupieniu brwi i niewiarygodnym wysi艂kiem woli stara艂 si臋 przesta膰 my艣le膰 o przekl臋tym samochodzie. - No? Co tam? Co? - zawo艂a艂 ze zniecierpliwieniem, ze wszystkich si艂 staraj膮c si臋 nie zwraca膰 uwagi na blaszany zgrzyt. - Niech偶e pan odpowiada!- za偶膮da艂, gdy wreszcie podniesiona maska przys艂oni艂a mu niebo.
聽聽聽- Nic - po chwili milczenia odpar艂 Smith, pokonuj膮c nag艂膮 chrypk臋 - Ciemna pustka... Chocia偶 co艣 tam, mam wra偶enie, zaczyna si臋 pojawia膰... Filtr powietrza, cewka, akumulator, ale bez zacisk贸w...
聽聽聽- Dosy膰 - przerwa艂 mu zm臋czonym g艂osem MacDonald. Kopn膮艂 drzwi i zeskoczy艂 na 偶wir. - Taki samoch贸d nigdy nie pojedzie.
聽聽聽- Tak - pos臋pnie skin膮艂 g艂ow膮 Smith. - "To" nie ma poj臋cia o technice budowy maszyn. Zrozumieli si臋 natychmiast.
聽聽聽- Mamy zbyt pobie偶ne wiadomo艣ci o wszystkim, by wyobrazi膰 sobie ka偶d膮 艣rubk臋 i ka偶d膮 nakr臋tk臋 - u艣miechn膮艂 si臋 MacDonald. - Trzeba b臋dzie objucza膰 jaki.
聽聽聽- Chyba tak, Charlie... P贸jdziemy na peleng?
聽聽聽- To najpewniejszy spos贸b, cho膰 warto by by艂o skonsultowa膰 marszrut臋 wsp贸lnie z signore Valentim. S膮 ju偶 blisko.
聽聽聽- Sk膮d pan wie?
聽聽聽- Wiem.
聽聽聽- To nie odpowied藕, Charlie.
聽聽聽- Mam nadziej臋, 偶e mnie pan nie pot臋pi, je偶eli przyznam si臋, 偶e przed odjazdem pod艂o偶y艂em "pluskw臋"?
聽聽聽"Pluskw臋"?
聽聽聽- Chyba pan wie, co to takiego?
聽聽聽- Mikrofon do pods艂uchu?
聽聽聽- Po co takie nami臋tno艣ci? Przecie偶 to tylko miniaturowy nadajnik nic wi臋cej. Przyczepi艂em go do siod艂a Joy i dlatego wiem, oczywi艣cie w przybli偶eniu, gdzie w chwili obecnej znajduje si臋 najpi臋kniejszy ty艂eczek w promieniu tysi膮ca mil.
聽聽聽- Kim pan jest naprawd臋, Charlie? - spyta艂 zak艂opotany Smith, przecieraj膮c irch膮 okulary
聽聽聽- Czy ma to istotnie dla pana jakie艣 znaczenie? - MacDonald ze zniech臋ceniem machn膮艂 r臋k膮. - Tu? Teraz?
聽聽聽 . 17 .
聽聽聽Pa艅stwo Valenti natrafili na rzymsk膮 wille w momencie, gdy przygotowania do wyjazdu sz艂y pe艂n膮 par膮. Profesor nie ukrywaj膮c zdziwienia patrzy艂 na kwitn膮cy sad, g艂臋boko wdycha艂 ch艂odny, gorzkawy zapach opad艂ych pieciop艂atkowych kwiat贸w rampy - Szkoda niszczy膰 to pi臋kno!
聽聽聽- Nie ma o czym m贸wi膰 - Smith lekcewa偶膮co machn膮艂 r臋k膮
聽聽聽- Trudno by mi by艂o zar臋czy膰, czy owa kwitn膮ca oaza nie zniknie jak sen z艂oty gdy tylko zamkniemy za sob膮 furtk臋 - melancholijnie zauwa偶y艂 MacDonald zdejmuj膮c z siod艂a pi臋kn膮 Joy.
聽聽聽 - Mam nadziej臋, 偶e znajd膮 si臋 tu dla nas wolne pokoje? - Joy wzi臋艂a walizeczk臋 z bi偶uteri膮 i kosmetykami i czaruj膮co u艣miechn臋艂a si臋 do Smitha.
聽聽聽- Dla pani, signora, przygotowane s膮 apartamenty prezydenckie - MacDonald przej膮艂 inicjatyw臋. Dzi臋kujemy 偶e pa艅stwo zaszczycili swym wyborem w艂a艣nie nasz hotel.
聽聽聽- Jak si臋 nazywa?
聽聽聽- "Amarantowa willa" - Smith b艂ysn膮艂 konceptem, nieco poirytowany tym, 偶e zepchni臋to go na drugi plan. - Kategoria pi臋膰 gwiazdek.
聽聽聽- Kuchnia do wyboru! - roze艣mia艂 si臋 Australijczyk.
聽聽聽- Naprawd臋? - Rumieniec na twarzy Joy poblad艂 nagle. - Czy dobrze pana rozumiem?
聽聽聽- Niestety, mistress Valenti - Smith ze smutkiem skin膮艂 g艂ow膮.
聽聽聽- Kolekcje? - zainteresowa艂 si臋 profesor i postuka艂 paznokciem w przytroczony do juk贸w kontener.
聽聽聽- Mam nadziej臋 - w nieco wymijaj膮cy spos贸b odpar艂 MacDonald.
聽聽聽- A wiec wam r贸wnie偶 przytrafia艂y si臋 rozmaite cuda? - Valenti jakby szukaj膮c dziury w obrzuci艂 uwa偶nym spojrzeniem antyczne kolumny, wyra藕nie barokowe okna i idiotyczny 艂uk przyporowy do po艂owy zas艂oni臋ty przez kamienny komin. - Oczywi艣cie, moi przyjaciele, co艣 takiego nie mo偶e istnie膰. Nie znam podobnych budowli.
聽聽聽Pos膮gi z karraryjskiego marmuru pokryte wiekowymi sp臋kaniami i zatartymi przez czas rysami, nie spodoba艂y mu si臋 jeszcze bardziej.
聽聽聽- To nie Grecja - oznajmi艂 dobitnie swym dobrze postawionym g艂osem zawodowego wyk艂adowcy nie Rzym czas贸w upadku, no i, oczywi艣cie, nie Kandahar, na co cho膰 w niewielkim stopniu mo偶na by艂o liczy膰 To godna po偶a艂owania, 艣lepa eklektyka, zrodzona przez bardzo ch艂onn膮, ale nieprecyzyjn膮 pami臋膰. Jestem got贸w zgodzi膰 si臋 z pa艅sk膮 prognoz膮, mister MacDonald. Z艂udzenie, nale偶y przypuszcza膰, rozwieje si臋, gdy zniknie zasilaj膮ce je 藕r贸d艂o.
聽聽聽- Ale co to w艂a艣ciwie jest? - pokonuj膮c wewn臋trzne opory zapyta艂 Smith. - Czy to obiektywna rzeczywisto艣膰, czy zbiorowa hipnoza?
聽聽聽- Niczego nie mog臋 wykluczy膰 - z wyra藕nym zadowoleniem oznajmi艂 Valenti - cho膰 osobi艣cie wola艂bym to drugie. Dla wewn臋trznego spokoju. Niestety, w艂a艣nie dla spokoju, a nie na podstawie obiektywnej analizy, jak m贸g艂by pan tego po mnie oczekiwa膰.
聽聽聽- Rozumiem pana - ze wsp贸艂czuciem westchn膮艂 Smith. - Doskonale rozumiem... Ang pomo偶e si臋 panu ulokowa膰 - machn膮艂 r臋k膮, przywo艂uj膮c Szerpe. - Je偶eli te wspania艂e r贸偶e b臋d膮 smakowa膰 waszym jakom to nie b臋dziemy protestowa膰. Czy偶 nie tak, mister Temba?
聽聽聽Po wsp贸lnej uczcie, w czasie kt贸rej na stole demonstracyjnie postawiono tylko s w o j e , dok艂adnie sprawdzone wiktua艂y, w milczeniu ignoruj膮c pojawiaj膮ce si臋 dania, MacDonald zszed艂 z cygarem do ogrodu.
聽聽聽Gdy wraca艂 do siebie, us艂ysza艂 g艂o艣ne oddechy i szamotanina. W艂膮czy艂 latark臋, z kt贸r膮 nigdy si臋 nie rozstawa艂. Oszo艂omiony Abbas, z wykrzywion膮, pokryt膮 krwawymi 艣ladami paznokci twarz膮, ci膮gn膮艂 gdzie艣 opieraj膮c膮 si臋 ostatnim wysi艂kiem Joy. Zamar艂a na chwile, zahipnotyzowana 艣wiat艂em, przykry艂a 艂okciem szeroko rozwarty dekolt i nienaturalnie wolno zacz臋艂a sun膮c wzd艂u偶 艣ciany w strona galerii.
聽聽聽Z gard艂owym, chrypliwym rykiem Abbas wyrwa艂 z pochwy sztylet i jak kot spr臋偶y艂 si臋 do skoku. MacDonald jednak rzuci艂 mu si臋 pod nogi, schwyta艂 r臋k臋 ze sztyletem i gwa艂townie szarpn膮艂 j膮 w bok. Trzasn臋艂y przerywane 艣ci臋gna, ale nim Pakista艅czyk zd膮偶y艂 poczu膰 straszliwy b贸l, MacDonald zada艂 mu niezbyt silny, precyzyjny cios w skro艅. To chyba nie by艂o ju偶 potrzebne, ale MacDonald dzia艂a艂 prawie instynktownie i nie by艂 w stanie powstrzyma膰 uderzenia.
聽聽聽Zarzuci艂 sobie na ramie bezw艂adne cia艂o i rozejrza艂 si臋 wko艂o szukaj膮c wzrokiem Joy. - Bydle - wycedzi艂 przez z臋by, opuszczaj膮c nieruchomy ci臋偶ar.
聽聽聽Gdy nast臋pnego dnia wybierali si臋 w podr贸偶 przygl膮da艂 si臋 uwa偶nie Joy, kt贸ra siod艂a艂a karego mu艂a. W wygl膮dzie W艂oszki nic nie przypomina艂o wczorajszego zdarzenia.
聽聽聽Joy poczu艂a, 偶e jest obserwowana, odwr贸ci艂a si臋 i zobaczywszy MacDonalda rozpromieni艂a si臋 dy偶urnym u艣miechem pi臋knej, pewnej siebie kobiety.
聽聽聽Karawana ruszy艂a. Jej 艣lad w pierwotnej, czarnej jak antracyt pustyni tworzy艂a chmura dusz膮cego py艂u.
聽聽聽- No, jak min臋艂a noc? - zapyta艂 MacDonald, podje偶d偶aj膮c do Tommasa Valentiego
聽聽聽- Lepiej nie m贸wi膰 - wzdrygn膮wszy si臋 nerwowo odpar艂 profesor. - Jedynym po偶ytkiem z tej ca艂ej fantasmagorii jest to; 偶e czuje si臋 ca艂kiem zdr贸w. Wie pan, to ca艂kiem zapomniane przeze mnie uczcie... .
聽聽聽- Ciesz臋 si臋, profesorze.
聽聽聽- S艂yszysz, dziecino? - zawo艂a艂 tryumfalnie profesor i odwr贸ci艂 si臋 do jad膮cej w 艣lad za nim 偶ony. Nie czuje wcale podagry!
聽聽聽- A wiec pomog艂y ci te k膮piele w wodzie z gejzer贸w?... Jak偶e si臋 ciesz臋, kochany!
聽聽聽MacDonalda zn贸w oszo艂omi艂o opanowanie W艂oszki. Niech臋tnie odwr贸ci艂 wzrok od jej wypocz臋tej, wspaniale zadbanej twarzy i zobaczy艂 jaskrawopomara艅czow膮 kropk臋, wyra藕nie odcinaj膮c膮 si臋 od ascetycznego t艂a pustyni.
聽聽聽MacDonald spojrza艂 przez lornetk臋 i z zadowoleniem rozpozna艂 w臋drownego jogina. Zatrzyma艂 si臋 w odleg艂o艣ci kilku krok贸w od "landrovera" i, oparty na tr贸jz臋bie, uwa偶nie przygl膮da艂 si臋 nie zako艅czonemu dzie艂u.
聽聽聽I nagle "landrover" znikn膮艂.
聽聽聽Mnich w dalszym ci膮gu sta艂, nieruchomy jak pos膮g, ale prostok膮tnej, rzucaj膮cej kr贸tki cie艅 bry艂y ju偶 nie by艂o.
聽聽聽MacDo艅ald gwa艂townie wyprostowa艂 si臋 w siodle i spojrza艂 za siebie. Na grzbiecie jaka uspokajaj膮co pob艂yskiwa艂o duraluminiowe zwierciad艂o kontenera.
聽聽聽 . 18 .
聽聽聽膯wiczenia medytacyjne z dnia na dzie艅 wzmacnia艂y w Norbu poczucie wi臋zi z absolutem, nierozerwaln膮 艂膮czno艣膰 z si艂膮, kt贸ra uduchawia艂a wszech艣wiat.
聽聽聽Tu w艂a艣nie, w dolinie, w kt贸rej najbardziej skomplikowane 膰wiczenia m贸g艂 wykonywa膰 z nies艂ychan膮 艂atwo艣ci膮 ostatecznie uwierzy艂 w blisko艣膰 "drugiego brzegu", tak nazywano nirwan臋 w 艣wi臋tej "Dhammapade".
聽聽聽Szed艂 przez pustynie nie odczuwaj膮c upa艂u ani pragnienia, nie potrzebuj膮c nawet odpoczynku Znikome przeszkody w postaci paru dziwnych i, prawd臋 m贸wi膮c, nieopisanych w odpowiednich traktatach fantom贸w, tylko umocni艂y jogina w wierze w s艂uszno艣膰 wybranej drogi.
聽聽聽Norbu-rin-po-cz'e ca艂e 偶ycie sp臋dzi艂 w Transhimalajach i nigdy nie widzia艂 samochodu, ale oczywi艣cie s艂ysza艂 to i owo o tych "diabelskich w贸zkach", kt贸re zatruwaj膮 powietrze mdl膮cym dymem i naje偶d偶aj膮 na 偶ywych ludzi.
聽聽聽"Landrover ", za kt贸rym nie wida膰 by艂o ani centymetra 艣ladu zostawionego przez ko艂a sprawi艂 na nim przygn臋biaj膮ce wra偶enie. Nie ulega艂o 偶adnej w膮tpliwo艣ci, 偶e z艂o艣liwe demony - rakszasy wci膮偶 knu艂y przeciwko niemu. Postawi艂y na drodze bosonogiego ascety szata艅ski pojazd i tym chc膮 zawr贸ci膰 go ze 艣wi臋tej drogi. Nie, nigdy si臋 tak nie stanie!
聽聽聽"Om-mahum-swa-ha!" - magiczne sylaby przebudzi艂y kosmostw贸rc臋 i uformowa艂y si臋 w niepoj臋te dla umys艂u figury.
聽聽聽Gdy Norbu-rin-po-cz'e rozprawi艂 si臋 z kolejnym podst臋pem rakszas贸w, popatrzy艂 na ruiny, otoczone uschni臋tymi zaro艣lami i czarnymi, jakby nadw臋glonymi pniami drzew. Upojony w艂asn膮 odwag膮, jak Don Kichot, kt贸ry zobaczy艂 wiatraki, jogin poprawi艂 zsuwaj膮c膮 si臋 z ramienia sk贸r臋 i ruszy艂 do ataku. B艂膮dz膮c w mrocznych korytarzach, zasypanych rozbitymi kamieniami i osypuj膮c膮 si臋 sztukateri膮, Norbu zauwa偶y艂, 偶e spod niedok艂adnie zamkni臋tych drzwi, kt贸re jakim艣 cudem ocala艂y w艣r贸d tych ruin, pada w膮ski tr贸jk膮t 艣wiat艂a.
聽聽聽Drzwi otwiera艂y si臋 do wewn膮trz. Mnich delikatnie popchn膮艂 je ramieniem i nie bez ciekawo艣ci zajrza艂 do 艣rodka. I to, co niespodziewanie zobaczy艂 w k艂臋bach sanda艂owego dymu, do g艂臋bi wstrz膮sn臋艂o biednym pustelnikiem, kt贸ry zdawa艂o si臋 przywyk艂 do ogl膮dania wszelkich fantasmagorii i dawno zapanowa艂 nad swym cia艂em.
聽聽聽Norbu ju偶 na pierwszy rzut oka w jednej z trzech ta艅cz膮cych apsar rozpozna艂 bia艂膮 lady, z kt贸r膮 jecha艂 z "Tygrysiego legowiska" do rdzongu "Wszechpoch艂aniaj膮ce 艣wiat艂o" i zrozumia艂, 偶e nawet rakszasy nie s膮 w艂adne dokona膰 takich czar贸w. Najwidoczniej sam Mara, demon 艣mierci i ciemnych 偶膮dz pragn膮艂 ukry膰 si臋 za fa艂szyw膮 kurtyn膮 "drugiego brygu". I ten brodaty s艂uga z艂a - Norbu natychmiast odgad艂 prawdziwe oblicze Abbasa - zosta艂 tu pos艂any, by sw膮 si艂膮 偶yciow膮 karmi艂 obrzydliwe duchy, kt贸re przyj臋艂y cudown膮, kobiec膮 posta膰.
聽聽聽Norbu zebra艂 ca艂膮 sw膮 odwag臋 i twardym krokiem przekroczy艂 pr贸g. Wszed艂, pozostawiaj膮c na b艂臋kitnym worsie dywanu 艣lady swych zakurzonych st贸p, wmiesza艂 si臋 w magiczny korow贸d i w odpowiedniej chwili dmuchn膮艂 w twarz czarnosk贸rej tancerce.
聽聽聽Niezawodne zakl臋cie zniszczy艂o obraz utkany z cz膮steczek 艣wiat艂a. Odwa偶ny wojownik wykorzysta艂 moment zaskoczenia. Tworz膮c 艣wiec膮c膮 szafirowo pomocn膮 projekcje nirmanicznego Buddy, rozpyli艂 drug膮 apsar臋 i ruszy艂 za trzeci膮, kt贸r膮 艣wi臋tokradczo skopiowano z dobrej lady Joy. Powstrzyma艂o go jednak mocne pchniecie w plecy.
聽聽聽Abbas, kt贸ry nie zd膮偶y艂 doprowadzi膰 swego seraju do kanonicznej czw贸rki, p艂on膮艂 偶膮dz膮 zemsty. Tak gwa艂towne zmniejszenie stanu osobowego grozi艂o mu nie tylko ca艂kowit膮 samotno艣ci膮, ale by艂o r贸wnie偶 wyzwaniem, niedopuszczalnym wtr膮caniem si臋 w naj艣wi臋tsze sprawy.
聽聽聽Otrz膮sn膮艂 si臋 z pocz膮tkowego szoku, skoczy艂 na r贸wne nogi, z臋bami zerwa艂 banda偶 - b贸lu w unieruchomionej r臋ce prawie nie czu艂 - i schwyci艂 nieod艂膮czny "M-16". Przyszpili艂 mnicha luf膮 do 艣ciany jak 偶uka szpilk膮 i zapyta艂.
聽聽聽- Kto艣 ty?
聽聽聽Norbu nie zna艂 j臋zyka bia艂ych ludzi i dlatego milcza艂 ale bez s艂贸w zrozumia艂 co oznacza i jakim j臋zykiem Przemawia uciskaj膮cy go pod lew膮 艂opatk膮 ch艂贸d metalu. B艂yskawiczne przej艣cie od mecz膮cych obrot贸w sansary do wiecznego niebytu w艂asne teraz wydawa艂o mu si臋 szczeg贸lnie 艂atwe i poci膮gaj膮ce. Bez udr臋ki, kt贸r膮 przed rozstaniem do艣wiadcza ludzk膮 dusze ulotne, ziemskie pi臋kno, ale i bez zniecierpliwienia Norbu-rim-po-cz'e czeka艂 na wystrza艂.
聽聽聽Przy pierwszym dotkni臋ciu stali na wiele d艂ugich chwil przed szcz臋kni臋ciem odbezpieczanego karabinu poczu艂, jak jego doskona艂e cia艂o rozszarpuje pocisk.
聽聽聽Abbas z do艣wiadczenia wiedzia艂, 偶e w male艅kim raju, na kt贸ry zas艂u偶y艂 sw膮 g艂臋bok膮 wiar膮 i pobo偶no艣ci膮, wszystko b臋dzie tak, jak sobie za偶yczy i nieme hurysy powr贸c膮 na pierwsze jego wezwanie - i nie chcia艂 艣mierci poga艅skiego derwisza.
聽聽聽S艂ysza艂 ju偶 wiele o pot臋dze tutejszych czarownik贸w i jak ognia ba艂 si臋 ich straszliwego gniewu. Rozs膮dnie by艂oby tego derwisza, kt贸ry z g艂upoty wetkn膮艂 nos w nie swoje sprawy po prostu wyrzuci膰 kopniakiem za drzwi i natychmiast o nim zapomnie膰, s艂uchaj膮c uspokajaj膮cego akompaniamentu strun i pacz膮c na b艂ogie pl膮sy hurys. W tym zaczarowanym pa艂acu, gdzie czas wstrzyma艂 sw贸j bieg a choroby nie mia艂y w艂adzy nad cz艂owiekiem, mo偶na by艂o sobie pozwoli膰 na taki pe艂en wielkoduszno艣ci kaprys.
聽聽聽Ale Abbas nie m贸g艂 si臋 pogodzi膰 z wyzwaniem, rzuconym jego m臋skiej godno艣ci. Targany sprzecznymi uczuciami sta艂 do艣膰 d艂ugo, a偶 wreszcie zdr臋twia艂y palec sam bezwiednie nacisn膮艂 j臋zyk spustowy.
聽聽聽 Allach 艣wiadkiem, 偶e Abbas nie chcia艂 tego.
聽聽聽Przed rozb艂yskiem, b艂yskawicznym jak otwarcie migawki, Norbu zdo艂a艂 wyrobi膰 w sobie pe艂n膮 oboj臋tno艣膰 odraz臋 do wszelkich przejaw贸w 偶ycia zmys艂owego. Zgasi艂 w sobie wszelkie ludzkie uczucia i nawet to wy偶sze pragnienie do po艂膮czenia si臋 z niepoj臋tym. D膮偶膮c do ogarni臋cia nieogarnionej w艂adzy pana 艣miem -Jamb i uginaj膮c si臋 pod jej ci臋偶arem, Norbu oczyszcza艂 sw膮 dusze od osadu pragnie艅, tak jak oczyszcza si臋 cia艂o od z艂o艣ci i brudu.
聽聽聽Lecia艂 w bezdenn膮, nieprzeniknion膮 przepa艣膰 ostatnim przeb艂yskiem gasn膮cej pami臋ci uzmys艂awiaj膮c sobie niejasno, 偶e jest to w艂a艣nie Sunjata - absolutna pustka.
聽聽聽 . 19 .
聽聽聽Czwartego dnia po艂膮czony oddzia艂 przeszed艂 przez pustyni臋 i znalaz艂 si臋 nad rzek膮, miotaj膮c膮 si臋 艣lepo w kamiennym chaosie Smith jad膮cy na czele, skierowa艂 konia wzd艂u偶 brzegu. Pozostali bezmy艣lnie ruszyli jego 艣ladem. Dni, kt贸re sp臋dzili w dolinie na艂o偶y艂y na nich niezatarte pi臋tno samotno艣ci. St臋pia艂o zainteresowanie, prawie ca艂kowicie znikn臋艂a ochota do prowadzenia rozm贸w, wymiany wra偶e艅, plan贸w. Odczuwalna obecno艣膰 jakiej艣 si艂y, kt贸ra strzeg艂a ukryte w tajemniczej g艂臋bi obrazy i dzia艂ania, rodzi艂a wzajemn膮 obco艣膰. Ale by艂o i co艣 innego - wr臋cz przeciwnego. My艣li, kt贸re ka偶dy kry艂 w sobie, cz臋sto okazywa艂y si臋 wsp贸lne i podj臋ta przez kogo艣 z nich decyzja stawa艂a si臋 jakby plonem wsp贸lnych rozmy艣la艅, milcz膮cym przyzwoleniem. Tak te偶 sta艂o si臋 i tym razem, gdy Smith pobie偶nie spojrza艂 na okolice i skierowa艂 karawana w strona w膮wozu.
聽聽聽Niewa偶ki, wodny py艂 przyjemnie od艣wie偶a艂 twarz. Mimo du偶ej wilgotno艣ci, powietrze by艂o zadziwiaj膮co lekkie i przyjemne.
聽聽聽W膮w贸z nie mia艂 wyj艣cia. Potok rozlewa艂 si臋 szeroko warkoczami piany i gin膮艂 w mroku jaski艅.
聽聽聽Je藕d藕cy kolejno zeszli z koni i wr臋czyli wodze Szerpie. Ang Temba zgoni艂 objuczone jaki razem i otworzy艂 bambusow膮 butle z cz'angiem. Wypi艂 j膮 co do kropelki i przykucn膮wszy zacz膮艂 kre艣li膰 na ziemi jantry chroni膮ce przed z艂ym urokiem. Potem odwr贸ci艂 si臋 w strona g贸r, od艣piewa艂 zakl臋cia, nasun膮艂 czapka na nos i prawie demonstracyjnie pogr膮偶y艂 si臋 w drzemk臋. Czy偶 nie uprzedza艂, 偶e nie zna tutejszych dr贸d?
聽聽聽Valenti prze艣lizn膮艂 si臋 spojrzeniem po pionowej 艣cianie skalnej upstrzonej jaskiniami i wyszlifowanej przez sp艂ywaj膮c膮 woda. Wyj膮艂 lornetk臋 i skierowa艂 j膮 na grot臋, kt贸rej wej艣cie prawie ca艂kowicie przys艂ania艂a siatka pn膮cej ro艣linno艣ci. Nad ni膮 zauwa偶y艂 wyra藕nie widocznego, wyrze藕bionego w skale i lekko obwiedzionego ochr膮 konia z promienistym czandamani na wysokim siodle. Ten szcz臋艣liwy symbol sam przez si臋 nie mia艂 偶adnego znaczenia i chyba nie by艂 偶adnym drogowskazem. Raczej po prostu upami臋tnia艂 jakie艣 miejsce.
聽聽聽Valenti rozwin膮艂 bezcenn膮 Yang-ke i spr贸bowa艂 por贸wna膰 j膮 z okolic膮. Wymalowana na zwoju stylizowana g贸ra i strumie艅 gin膮cy w g艂臋binie mog艂y podpowiedzie膰 w艂a艣ciwy kierunek. Ca艂a trudno艣膰 polega艂a na tym, 偶e Yang-ki nie mo偶na by艂o precyzyjnie zorientowa膰 wed艂ug stron 艣wiata.
聽聽聽W czasie, gdy profesor zajmowa艂 si臋 zwojem, MacDonald zmontowa艂 radiostacje i nastawi艂 j膮 na odpowiedni膮 cz臋stotliwo艣膰. Zbli偶a艂 si臋 moment, w kt贸rym w艂膮cza艂o si臋 nieznane 藕r贸d艂o sygna艂贸w, kt贸re okaza艂o si臋 by膰 niezawodnym punktem orientacyjnym.
聽聽聽- Nie ma pani ochoty rozprostowa膰 troch臋 ko艣ci? - Smith przeci膮gn膮艂 si臋 z rozkosz膮 i poci膮gn膮艂 Joy za sob膮, oddalaj膮c si臋 od rzeki. - Cudowne miejsce! I nawet kwiaty tu s膮!
聽聽聽Towarzyszy艂a mu w milczeniu, nie podzielaj膮c wcale jego przesadnych zachwyt贸w Ale i w niej zasz艂a jaka艣 niedostrzegalna zmiana. Poczu艂a ochot臋, by otworzy膰 przed nim dusze, podzieli膰 si臋 uczuciem g艂臋boko ukrytej niepewno艣ci
聽聽聽- Czy nie znudzi艂a si臋 pani ta w艂贸cz臋ga po g贸rach i pustyniach? - spyta艂 Smith, wr臋czaj膮c jej skromny bukiecik r贸偶owych pierwiosnk贸w.
聽聽聽- To nie to, Robercie! - odpar艂a gwa艂townie. - Gdyby to ode mnie zale偶a艂o, ju偶 dawno wr贸ciliby艣my. Ale widzi pan, Tommaso jest jak op臋tany.
聽聽聽- Jak ja, jak Charlie, jak my wszyscy - smutno za偶artowa艂 Amerykanin. - C贸偶 pocz膮膰?
聽聽聽- Oczywi艣cie, 偶e nic. - Joy w rozdra偶nieniu pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Musimy porozbija膰 sobie 艂by o te 艣cian臋, na kt贸r膮 natkn臋li艣my si臋 w sam膮 por臋!- Poprawi艂a rozsypane na ramionach w艂osy i machn臋艂a r臋k膮. - Jaka偶 ze mnie by艂a idiotka!
聽聽聽- O czym pani m贸wi, Joy? - Smith ze wsp贸艂czuciem dotkn膮艂 jej ramienia.
聽聽聽- A, tak. To drobiazg, Robercie, niech pan nie zwraca uwagi.
聽聽聽- Wydawa艂o mi si臋, 偶e jest pani szcz臋艣liwa - szepn膮艂, jakby pr贸buj膮c si臋 usprawiedliwi膰.
聽聽聽- Myli艂 si臋 pan - sucho oznajmi艂a Joy, zawr贸ci艂a i nagle zamar艂a Co to Robercie? - szepn臋艂a wskazuj膮c na niebo.
聽聽聽Smith uni贸s艂 g艂ow臋. W mro藕nym, przeszywanym dzikimi wiatrami b艂臋kicie, wschodzi艂a nieznana planeta - nieco sp艂aszczona w jednym momencie po艂yskuj膮ca jak lustro, w innym prawie czarna kulka. O艣lepi艂a ich metalicznym po艂yskiem, przekre艣li艂a uko艣nie niebosk艂on i znikn臋艂a za niewzruszon膮, wieczn膮 艣cian膮 lodu. Wstrz膮艣ni臋ty Amerykanin zd膮偶y艂 jedynie zauwa偶y膰 jak przeci臋ty si臋 na niej, tworz膮c uko艣ny krzy偶, ostre promienie niewidzialnego jeszcze s艂o艅ca.
聽聽聽MacDonald, kt贸remu w艂a艣nie uda艂o si臋 schwyta膰 upragnione zak艂贸cenia zastyg艂 z uniesion膮 g艂ow膮 i otwartymi ze zdziwienia ustami. Tylko Valenti nic nie zauwa偶y艂.
聽聽聽- Widzia艂 pan? - zawo艂a艂 Smith podbiegaj膮c do towarzysza. MacDonaid w milczeniu pokiwa艂 g艂ow膮.
聽聽聽- Co to... by艂o? - wyszepta艂, stopniowo odzyskuj膮c mow臋.
聽聽聽- Lubi pan fantastyk臋 naukow膮? - ironicznie u艣miechn膮艂 si臋 Smith.
聽聽聽- No, lubi臋!
聽聽聽- To wie pan ju偶 wszystko.
聽聽聽- Czy偶by...
聽聽聽- Tak, tak, w艂a艣nie to! - przerwa艂 mu ze zniecierpliwieniem Smith. - Statek kosmiczny, automatyczna sonda, boja awaryjna - co pan sobie 偶yczy.
聽聽聽- Panowie te偶 byli tego 艣wiadkami? - Valenti, kt贸remu Joy zd膮偶y艂a ju偶 opowiedzie膰 o wydarzeniu, zbli偶y艂 si臋 do nich ze zwojem w r臋ku. - S膮dzicie, 偶e to lataj膮cy talerzyk? - B艂ysn膮艂 z臋bami w ironicznym u艣miechu.
聽聽聽- A pan? - spyta艂 ponuro Smith.
聽聽聽- Cho膰 nie by艂em szcz臋艣liwym naocznym 艣wiadkiem, osobi艣cie wole inn膮 interpretacje.
聽聽聽- Jak膮? - wrogim tonem zapyta艂 Smith.
聽聽聽- Prosz臋 sobie przypomnie膰 nauki "Kalaczkary" - Profesor z satysfakcj膮 zatar艂 r臋ce. - Powiedziano zaprawde: "znakami siedmiu gwiazd otworzone zostan膮 wrota..." O, prosz臋. - Zr臋cznie rozwin膮艂 zw贸j. - Ta rzeka - wskaza艂 lazurow膮 偶y艂k臋, wij膮c膮 si臋 w艣r贸d zielonych garb贸w - p艂ynie na po艂udnie...
聽聽聽- Na po艂udniowy wsch贸d - u艣ci艣li艂 MacDonald.
聽聽聽- Sk膮d pan wie? - zdziwi艂 si臋 Valenti.
聽聽聽- Wiem - 艂agodnie, ale z jak膮艣 niepowtarzaln膮, w艂adcz膮 intonacj膮, kt贸ra zazwyczaj odbiera ochot臋 na zadawanie dalszych pyta艅, stwierdzi艂 MacDonald. - P贸jdziemy tam, oczywi艣cie je偶eli potrafimy - doda艂 pewnym tonem. Zorientowa艂 si臋, 偶e pope艂ni艂 b艂膮d i u艣miechn膮艂 si臋. - Zdaje si臋, 偶e chcia艂 pan co艣 powiedzie膰 profesorze?
聽聽聽- Ja? - Valenti zmarszczy艂 brwi. - Ach tak, rzeczywi艣cie. Po prostu chcia艂em wszystkim nam z艂o偶y膰 gratulacje z okazji przybycia do Szambali! Prawd臋 m贸wi膮c, do ostatniej chwili nie wierzy艂em. S膮dzi艂em, 偶e Szambala to zniekszta艂cona Czampala, to znaczy prze艂臋cz Majtrei i uwa偶a艂em to za swego rodzaju metafor臋.
聽聽聽- No, a pa艅ska ekspedycja? - przypomnia艂 mu Smith. - Czy warto by艂o pcha膰 si臋 tak daleko dla metafory?
聽聽聽- Przecie偶 powinienem si臋 przekona膰, czy mia艂em racje? - Valenti roz艂o偶y艂 r臋ce. - Prosz臋 mi wierzy膰, gra by艂a warta 艣wieczki. Teraz wiem, 偶e Szambala to nie tylko wy偶szy stopie艅 doskona艂o艣ci duchowej, lecz i...
聽聽聽- Co? - z nieukrywan膮 gorycz膮 w g艂osie przerwa艂 mu Smith. - Co za "i"?
聽聽聽- ... pewien zesp贸艂 zjawisk kt贸re nale偶y zbada膰 - sko艅czy艂 Valenti jakby nigdy nic.
聽聽聽- Brawo, profesorze!- MacDonald udawa艂, 偶e klaszcze. - Jestem ca艂kowicie po pa艅skiej stronie.
聽聽聽- 艁adne mi "zjawiska"! A wiec wszystko, co prze偶yli艣my by艂o tylko z艂udzeniem? - ni to z wyzwaniem, ni to z 偶alem zapyta艂 Smith.
聽聽聽- A jak pan my艣li? - profesor wywin膮艂 si臋 od odpowiedzi. - Tak nie my艣l臋, ale trudno mi zar臋czy膰, 偶e jest inaczej.
聽聽聽- Bardzo rozs膮dnie. Podzielam pana zdanie. W艂a艣ciwie r贸wnie偶 w klasztorze Moruling w Lhassie i w Taszil-hun-po, gdzie znajduje si臋 bezcenne dzie艂o trzeciego Panczen-lamy, dawno ju偶 uznano, 偶e istniej膮 dwie Szambale: niebia艅ska i ziemska...
聽聽聽Prosz臋 mi wybaczy膰, panowie, ale chcia艂bym nieco dok艂adniej wiedzie膰, w kt贸rej z nich si臋 znajdujemy. - MacDonald z u艣miechem przerwa艂 wyk艂ad - Jeszcze 偶yje, czy ju偶 umar艂em?
聽聽聽- Chwileczk臋 - Smith drgn膮艂 nagle i wskaza艂 oczyma Joy. Sta艂a ko艂o pontonu, kt贸ry nie wiadomo jakim cudem znalaz艂 si臋 na brzegu i p艂aka艂a cicho.
聽聽聽- Pan t e g o chcia艂, Bobby? - spyta艂 ostrym tonem MacDonald.
聽聽聽- W膮tpi臋 - Smith pokr臋ci艂 g艂ow膮.
聽聽聽- A wiec pan? - MacDonald odwr贸ci艂 si臋 i palcem, jak luf膮 pistoletu, wskaza艂 Valentiego.
聽聽聽- Tak mi si臋 zdaje, cho膰 nie r臋cze...
聽聽聽- Trzykomorowa, sze艣cioosobowa 艂贸d藕 typu "Pstr膮g" - okre艣li艂 Smith. - Specjalnie przystosowana do g贸rskich rzek. Widzia艂 ju偶 pan co艣 podobnego?
聽聽聽- Tak - skin膮艂 g艂ow膮 Valenti, bezwiednie obgryzaj膮c paznokcie. - Mieli艣my identyczn膮 w czasie bada艅 藕r贸de艂 Mekongu.
聽聽聽- Za nic na 艣wiecie nie wsi膮d臋 do tej 艂贸dki. - Joy nerwowo zapali艂a papierosa. - Mam tego do艣膰.
聽聽聽- Ale dlaczego? - zmartwi艂 si臋 Valenti. Mam wra偶enie, 偶e nie powinni艣my odrzuca膰 takiego zaproszenia, je偶eli w og贸le chcemy co艣 zrozumie膰.
聽聽聽- Ja r贸wnie偶 tak uwa偶am - popart go z zapa艂em Smith. - To jest jak obrz臋d inicjacji, kt贸ry trzeba przej艣膰, by zosta膰 dopuszczonym do tajemnic.
聽聽聽- Albo test - skin膮艂 g艂ow膮 Valenti.
聽聽聽- Obrz臋d! Test! Nie mo偶ecie, panowie, m贸wi膰 bardziej zrozumia艂ym j臋zykiem? - MacDonald uda艂, 偶e ogarnia go wzburzenie. - Nie mam nic przeciwko uczestniczeniu w takiej grze, ale zanim si臋 do niej przy艂膮cze, wola艂bym ustali膰 jej zasady i okre艣li膰 stopie艅 ryzyka.
聽聽聽- Obawiam si臋, 偶e to gra bez regu艂 - z gorycz膮 odpar艂 Smith.
聽聽聽- Dlaczego? - zaoponowa艂 W艂och. -Ja odnosz臋 raczej wra偶enie, 偶e prowadzimy dialog z jakim艣 komputerem, kt贸ry pr贸buje wszechstronnie nas oceni膰.
聽聽聽- I nawet pozwala korygowa膰 zadanie techniczne na displayu?
聽聽聽- I bardzo dobrze! - Valenti z艂o偶y艂 d艂onie w ge艣cie dzi臋kczynienia - To kolejny dow贸d, 偶e nie mamy do czynienia z wszechwiedz膮cym bogiem. On te偶 si臋 uczy, doskonali... Uwa偶am, 偶e powinni艣my wzi膮膰 tylko niezb臋dne rzeczy.
聽聽聽- Je偶eli to koryto w og贸1e mo偶e p艂ywa膰: - MacDonald da艂 do zrozumienia, 偶e przy艂膮cza si臋 do wi臋kszo艣ci. - Ja r贸wnie偶 odnios艂em wra偶enie, ze jego wszechmoc jest nader ograniczona. Zdolny jest tworzy膰 jedynie to, co sam dobrze zna.
聽聽聽- Albo to, co wiemy my - u艣ci艣li艂 Valenti.
聽聽聽- W tym rzecz, 偶e tak naprawd臋, to nie wiemy prawie nic... Dlatego proponuje, by najpierw wypr贸bowa膰 te 艂ajb臋.
聽聽聽- Zgoda!- Valenti z zadowoleniem machn膮艂 r臋k膮. - S艂ysza艂a艣 nasz膮 rozmow臋, kochanie? - pochyli艂 si臋 w stron臋 Joy i szepn膮艂 do niej po w艂osku.
聽聽聽- To okrutne doprowadza膰 mnie do szale艅stwa! - krzykn臋艂a szeptem. - Czemu nie mo偶esz tego poj膮膰?
聽聽聽- Dobrze. - Valenti pochyli艂 g艂ow臋. - Daj mi jeszcze pi臋膰, najwy偶ej sze艣膰 dni i wr贸cimy. - Chcesz zbada膰 jaskinie?
聽聽聽- Tam musi by膰 przej艣cie.
聽聽聽- I odejdziesz, nie pr贸buj膮c nawet popatrze膰? Nie wierze!
聽聽聽- Da艂em s艂owo i dotrzymam go. Tylko sze艣膰 dni, najwy偶ej tydzie艅...
聽聽聽 . 20 .
聽聽聽B艂臋dy konstrukcji i ukryte wady materia艂u da艂y o sobie zna膰 zbyt p贸藕no, w chwili, gdy nic nie mo偶na ju偶 by艂o zmieni膰. Najpierw nie wytrzyma艂o wios艂o. Gdy MacDonald pr贸bowa艂 wymin膮膰 ska艂臋, na kt贸r膮 ni贸s艂 ich nieub艂agany pr膮d, aluminiowa 艂opata zaledwie otarta si臋 o kamie艅 i natychmiast odpad艂a. Przez jaki艣 czas 艂贸dka, prawie niesterowna, w miar臋 pomy艣lnie p艂yn臋艂a z pr膮dem, wpadaj膮c na g艂azy i tr膮c nadymanymi burtami o najrozmaitsze szorstkie i ostre fragmenty ska艂.
聽聽聽Kiedy wreszcie wyszarpa艂o dziur臋 w dnie i w 艂贸dk臋 wla艂o si臋 ze sto litr贸w lodowatej wody, okaza艂o si臋, 偶e guma nie utrzymuje ci艣nienia i drogocenne powietrze bezpowrotnie ulatuje przez mikroskopijne pory.
聽聽聽Czy ma pan cho膰 najmniejsze wyobra偶enie o strukturze elastomer贸w? - MacDonald poczu艂, 偶e przem贸k艂 do nitki i nie m贸g艂 powstrzyma膰 si臋, aby nie robi膰 wyrzut贸w.
聽聽聽- A pan? - odci膮艂 si臋 szczekaj膮cy z臋bami Valenti.
聽聽聽- Niech diabli wezm膮 ten pa艅ski pomys艂! - przemarzni臋ty do szpiku ko艣ci Australijczyk upad艂 piersi膮 na sflacza艂膮 burt臋. 艁贸dka przechyli艂a si臋 i nagle przewali艂a na bok. Gwa艂towny strumie艅 wody w mgnieniu oka zmy艂 ludzi i 艂adunek. Obraca艂o ich w niesamowitym wirze, uderza艂o o kamienne sklepienia, pod kt贸rymi k艂臋bi艂a si臋 brudna piana i nios艂o, nios艂o, to wci膮gaj膮c w bezdenne g艂臋bi臋, to wyrzucaj膮c na powierzchni臋.
聽聽聽MacDonald pierwszy odzyska艂 przytomno艣膰 Odsun膮艂 si臋 od ognia, kt贸ry porz膮dnie osmali艂 mu bok i z j臋kiem zmieni艂 pozycje. Patrzy艂 na o艣wietlone odb艂yskami p艂omieni sklepienie, z kt贸rego spada艂y ci臋偶kie jak stalowe kulki krople i nie bardzo m贸g艂 poj膮膰, co si臋 z nim dzieje. Potem zobaczy艂 ognisko i le偶膮ce przy nim dwa cia艂a, nad kt贸rymi k艂臋bi艂a si臋 para. Gdy pole偶a艂 tak przez d艂u偶sz膮 chwile, zauwa偶y艂 z rado艣ci膮, 偶e przesta艂o go bole膰 porozbijane cia艂o, 偶e rytm oddechu i bicie serca wr贸ci艂y do normy.
聽聽聽Wkr贸tce m贸g艂 ju偶 bez specjalnego trudu wsta膰 i rozejrze膰 si臋 wok贸艂. Obydwaj jego towarzysze najwyra藕niej 偶yli, bo uda艂o im si臋 samodzielnie zmieni膰 po艂o偶enie i odsun膮膰 od ogniska. By艂o to g艂臋bokie omdlenie lub te偶 zd膮偶y艂o ju偶 ono przej艣膰 w sen.
聽聽聽Zegarek, podobno wodoodporny, kt贸ry te偶 przeby艂 lodowat膮 k膮piel, sta艂. W odleg艂ym wy艂omie wej艣cia migota艂y ledwo widoczne gwiazdy.
聽聽聽"Ile czasu min臋艂o?" - spyta艂 sam siebie MacDonald i dr臋cz膮ce uczucie g艂odu podpowiedzia艂o mu, 偶e du偶o...
聽聽聽Poczu艂 dra偶ni膮cy zapach pieczonego mi臋sa i bez trudu odnalaz艂 u艂o偶one z zakopconych kamieni prymitywne palenisko, nad kt贸rym pot臋偶ne udo baranie ocieka艂o sycz膮cym sosem. Nieco dalej podgrzewa艂o si臋 do w艂a艣ciwej temperatury sake w tradycyjnych japo艅skich o艂owianych dzbankach, a w glinianej misce l艣ni艂 polany obficie oliw膮 ry偶 z frutti di mate.
聽聽聽Australijczyk chciwie 艂ykn膮艂 ciep艂膮 w贸dk臋 prosto z dzbanka, splun膮艂 na w臋gle i zakl膮艂 w艣ciekle przez z臋by.
聽聽聽Swego czasu, gdy los rzuci艂 go do Tokio, pi艂 tam tak膮 sam膮 艂agodn膮 i nieco s艂odkaw膮 w贸dk臋. Ale to by艂o p贸艂 biedy. Gorzej wygl膮da艂a sprawa z rizotto, kt贸re MacDonald jad艂 swego czasu w Famagu艣cie. Przypomnia艂 sobie idiotyczn膮 piosenk臋 Smitha i zamy艣li艂 si臋 g艂臋boko. Zdrowy rozs膮dek m贸wi艂 mu, 偶e pora ko艅czy膰 sprawy jak najszybciej je偶eli nie jest ju偶 za p贸藕no" - trze藕wo oceni艂 sytuacj臋.
聽聽聽Bole艣nie uk艂u艂o go wspomnienie kontener贸w, kt贸re zostawi艂 pod piecz膮 Szerpy i prawie natychmiast zatli艂a si臋 w nim nadzieja. Powt贸rzy艂 w my艣li parametry siatki diamentu, skoncentrowa艂 my艣l na szlifie i tak jak tam, w willi, unaoczni艂 sobie migocz膮ce stosy i b艂臋kitne iskry.
聽聽聽Ale tym razem nic si臋 nie sta艂o. O n i - teraz MacDonald my艣la艂 o nich w liczbie mnogiej - wyra藕nie znudzili si臋 jednostajn膮 zabaw膮.
聽聽聽Przysz艂a mu do g艂owy nieproszona, ca艂kiem ob艂膮ka艅cza my艣l.
聽聽聽Z a p r a g n 膮 艂 e m i zaprzeda艂em dusze. Nie mam ju偶 drogi powrotu. C贸偶 za bzdury pchaj膮 si臋 do g艂owy... Precz z tymi g艂upotami! Spokojnie zje艣膰, spr贸bowa膰 osi膮gn膮膰 zadowolenie, wysuszy膰 odzie偶 nad ogniskiem i spa膰, spa膰..."
聽聽聽Obudzi艂 si臋 p贸藕no. Smith i Valenti ju偶 wstali i co艣 jedli bez apetytu siedz膮c przy wygas艂ym ogniu Daleka, rozproszona po艣wiata wskazywa艂a wyj艣cie na drug膮 stron臋, ale nikt si臋 nie spieszy艂 tak jak wczoraj.
聽聽聽Mgliste marzenia, pod艣wiadome nadzieje, niekontrolowane przez umys艂 pragnienia - wszystko to sta艂o si臋 niezwykle niebezpieczne. Normalna, przebiegaj膮ca jakby bez udzia艂u woli praca umys艂u sta艂a si臋 podobna do 艣lepego b艂膮dzenia po polu minowym. W ka偶dej chwili m贸g艂 nast膮pi膰 v4ybuch. Niebezpiecze艅stwo kry艂o si臋 w s膮siedzie, w samym sobie, przede wszystkim w szczero艣ci, gdy opada艂y wi臋zy i zasypiali niewidzialni stra偶nicy.
聽聽聽- Jak pan si臋 czuje, Charlie? - zapyta艂 elegancko Smith widz膮c, 偶e wsp贸艂towarzysz nie 艣pi.
聽聽聽- Dzi臋kuj臋, a pan?
聽聽聽- Wspaniale, Charlie, jak zawsze... Nie jest pan g艂odny?
聽聽聽- Nie. - MacDonald od razu wszystko sobie przypomnia艂 i uzna艂, 偶e nie nale偶y odwleka膰 rozwi膮zania tej sytuacji. - Wiecie panowie, postanowi艂em, 偶e wycofuje si臋 z gry. Zawracam.
聽聽聽- By膰 mo偶e ma pan racje. W g艂osie W艂ocha zabrzmia艂a ulga. - Na sw贸j spos贸b, oczywi艣cie. A czy pan, Roberto, nie zmieni艂 decyzji?
聽聽聽- P贸jd臋 z panem, Tom.
聽聽聽- A wiec prosz臋, przyjacielu, niech pan zaopiekuje si臋 Joy! - Valenti gwa艂townie odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 zbieraj膮cego roz艂o偶on膮 na kamieniach odzie偶 Australijczyka. -Je偶eli nie wr贸c臋, nie wr贸cimy- poprawi艂 si臋 - powiedzmy po up艂ywie tygodnia, niech pan jej pomo偶e powr贸ci膰 do cywilizowanego 艣wiata.
聽聽聽- Zrobi臋 wszystko, co b臋dzie w mojej mocy - obieca艂 MacDonald.
聽聽聽Smith i Valenti odprowadzili MacDonalda i zacz臋li szykowa膰 si臋 do drogi. Profesor wyszed艂 na p贸艂k臋 skaln膮 i os艂oni艂 d艂oni膮 oczy. Za gajami muszkatowc贸w, za rzek膮 z jej wodospadami i zaro艣ni臋tymi lotosem starorzeczami, za g贸r膮 - Valenti ujrza艂 pi臋膰 o艣nie偶onych szczyt贸w.
聽聽聽By艂a to wielka Kanczendzanga i gdzie艣 tam, u jej podn贸偶a, spowitego k艂臋bami 偶贸fto-zielonych par, kry艂o si臋 tajemnicze wej艣cie do zakl臋tej krainy. Srebrnoszara, tytanowa kula bezszelestnie przesuwa艂a si臋 w zaczarowanej ciszy.
聽聽聽- To sur - z u艣miechem wyja艣ni艂 Valenti i skierowa艂 lornet臋 na truj膮c膮 chmur臋. - Strze偶e Szambali.
聽聽聽- No prosz臋! - oboj臋tnie odpar艂 Smith.
聽聽聽Niedawno ka偶da aluzja dotycz膮ca tajemniczej krainy powodowa艂a, 偶e zaczyna艂 snu膰 gor膮czkowe domys艂y, ale teraz i tak wiedzia艂 ju偶 wszystko, co wiedzie膰 powinien i nie czu艂 potrzeby podzielenia si臋 tym z innymi osobami. Poprzednie 偶ycie zszarza艂o ostatecznie, a wraz z nim umar艂a i ciekawo艣膰.
聽聽聽- Jestem przekonany, 偶e zdo艂amy pokona膰 te ostatni膮 przeszkoda! - Staraj膮c si臋 nie okazywa膰 rado艣ci profesor powoli chowa艂 lornet臋.
聽聽聽- 呕ycz臋 panu powodzenia, Tom. Jestem pewien, 偶e wszystko b臋dzie o key
聽聽聽- Porzuca mnie pan? - Valenti natychmiast posmutnia艂. - Ale dlaczego, Roberto?
聽聽聽- Tak trzeba, profesorze. Rozstaniemy si臋 przy tych schodach. Widzi pan? Zasypane s膮 bia艂ymi kwiatami.
聽聽聽- Czy spotkam pana, gdy b臋d臋 wraca艂? - spyta艂 Valenti patrz膮c Smithowi w oczy.
聽聽聽- Nie wiem. - Amerykanin spojrza艂 w bok. - Niech pan pr贸buje...
聽聽聽- No c贸偶, p贸jd臋 sam. Powinienem dowiedzie膰 si臋, co tam jest. Dowiem si臋.
聽聽聽- Mn膮 te偶 stale kierowa艂o poczucie obowi膮zku. Ale teraz, Tom, ostatecznie zrozumia艂em, 偶e nic nikomu nie jestem d艂u偶ny. Nawet samemu sobie.
聽聽聽- I nie wydaje si臋 panu, 偶e jako艣 pana zubo偶y艂o?...
聽聽聽- Zubo偶y艂o? Pan 偶artuje, Tom! Sta艂em si臋 ostatnim n臋dzarzem! Ale to obdarzy艂o mnie zadziwiaj膮c膮 wolno艣ci膮.
聽聽聽- A wiec 偶egnaj przyjacielu. Nie mam ju偶 panu nic do powiedzenia.
聽聽聽- 呕egnam pana signore!
聽聽聽U艣cisn臋li si臋, postali tak chwile i rozeszli, bowiem ka偶dy z nich znalaz艂 sw膮 prowadz膮c膮 w d贸艂 艣cie偶k臋.
聽聽聽 . 21 .
聽聽聽Rankiem Joy odszuka艂a Szerp臋, kt贸ry zd膮偶y艂 ju偶 opr贸偶ni膰 cztery butle cz'angu.
聽聽聽- Mam zamiar odwiedzi膰 t e n dom, mister Temba. Mam ju偶 do艣膰 oczekiwania ca艂ymi dniami i zdychania z nud贸w. Chcia艂abym si臋 troch臋 przewietrzy膰.
聽聽聽- We藕mie pani jaki?
聽聽聽- Wole pozostawi膰 je pod pa艅sk膮 piecz膮. Kiedy wr贸ci mister Valenti, to prosz臋 mu powiedzie膰, gdzie jestem, dobrze?
聽聽聽- Ale ja nie czekam na mister Valentiego, madame, mam czeka膰 na mister Smitha. Jeszcze cztery dni madame. Pi膮tego ranka b臋d臋 wolny.
聽聽聽- To wszystko jedno, przecie偶 poszli razem... Innymi s艂owy, wie pan, gdzie mnie szuka膰.
聽聽聽- Rozumiem, madame. W ka偶dym razie przyjad臋 po pani膮 w drodze powrotnej. Czy 偶yczy pani sobie bym przyni贸s艂 siod艂o?
聽聽聽- Niech pan b臋dzie 艂askaw, mister Temba - Joy skin臋艂a g艂ow膮. - A ja p贸jd臋 si臋 pakowa膰.
聽聽聽Wyjecha艂a o dziesi膮tej i ko艂o po艂udnia przekroczy艂a granice pustyni, na kt贸rej ju偶 nie mog艂a znale藕膰 miejsca, by si臋 ukry膰 i przeczeka膰 upa艂. Bezchmurne niebo i odbijaj膮ce si臋 od pokrytego mik膮 偶wiru promienie s艂o艅ca szybko da艂y si臋 we znaki niedo艣wiadczonej podr贸偶niczce. Mimo - "stetsona" i okular贸w przeciws艂onecznych ledwo trzyma艂a si臋 w siodle. Ci臋偶kie powieki opada艂y mimowolnie, w skroniach i potylicy narasta艂 ci臋偶ki b贸l.
聽聽聽Gdy dostrzeg艂a samotn膮, rzucaj膮c膮 d艂ugi cie艅 posta膰 pomy艣la艂a pocz膮tkowo, 偶e to halucynacja. Przymkn臋艂a zm臋czone oczy, poczeka艂a a偶 troch臋 przygasn膮 ta艅cz膮ce, purpurowe kr臋gi i ostro偶nie unios艂a dygocz膮ce rz臋sy. Cie艅 nie znikn膮艂. Joy pop臋dzi艂a mu艂a i wkr贸tce zr贸wna艂a si臋 z wychudzon膮 staruch膮, kt贸ra wlok艂a si臋 nie wiadomo gdzie po rozpalonych kamieniach.
聽聽聽Przytrzyma艂a nieco wodze chcia艂a zapyta膰 o co艣 biedn膮 podr贸偶niczk臋, ale nic nie przysz艂o jej do g艂owy W uszach dudni艂o, 艣wiadomo艣膰 ton臋艂a jak w lepkiej mgle. Joy przejecha艂a obok i gdy prawne zapomnia艂a ju偶 o spotkaniu, nagle gwa艂townie 艣ci膮gn臋艂a wodze. Przez m贸zg przelecia艂a koszmarna my艣l.
聽聽聽Joy zrozumia艂a, kogo pod艣wiadomie przypomina艂a jej ta oberwana starucha w podartej niebieskiej bluzce i wytartych d偶insach. To by艂a ona sama, w swoim ubraniu, ale postarza艂a o jakie艣 czterdzie艣ci czy pi臋膰dziesi膮t lat.
聽聽聽Joy d艂ugo patrzy艂a w 艣lad swej odchodz膮cej przysz艂o艣ci.
聽聽聽- Tommaso! kochany, jedyny - szepn臋艂a - Jak wiele mi ods艂oni艂e艣... Szkoda tylko, 偶e tak p贸藕no. Wybacz.
聽聽聽Nie tylko umys艂em, ale ca艂ym swym jestestwem zrozumia艂a straszliw膮 prawd臋 - w tej dolinie 艣mier膰 by艂a bezsilna wobec tych, kt贸rzy bali si臋 umrze膰.
聽聽聽 . 22 .
聽聽聽Gdy MacDonald zbada艂 ca艂y system jaski艅, przekona艂 si臋, 偶e wpad艂 w pu艂apk臋. Jak zwykle przy s艂onecznej pogodzie 艣niegi topnia艂y gwa艂towniej woda podnios艂a si臋 i zala艂a dolne galerie. Teraz by pop艂yn膮膰 pod pr膮d, w kierunku wej艣cia, musia艂by dysponowa膰 przynajmniej motor贸wk膮, a nie gumow膮 艂ajb膮. Wydosta膰 si臋 z pieczary mo偶na by艂o oczywi艣cie kosztem znacznego wysi艂ku, po sklepieniu, jak jaka mucha czy jaszczurka. MacDonald zapali艂 pochodnie i pedantycznie obejrza艂 wilgotny, stalaktytowy strop. Zapowiada艂a si臋 niez艂a robota. 呕eby dobrze umocowa膰 haki, najpierw trzeba by艂o odbi膰 艂amliwe, wapniowe nacieki. I wszystko to powinien MacDonald zrobi膰 sam, w艂asnymi r臋koma. Po tej historii z gumow膮 艂贸dk膮 nie mo偶na by艂o ufa膰 "sile umys艂u" Co innego wyobrazi膰 sobie diament - rzecz o prostej strukturze, co innego za艣 - syntetyczny kauczuk, kt贸rego dok艂adnej formu艂y nie pami臋ta艂 nawet dyplomowany chemik Smith. Dlatego te偶 nale偶a艂o ca艂kowicie odrzuci膰 wszelkie wyroby polimerowe, gdy偶 ich wytrzyma艂o艣膰 w decyduj膮cym stopniu zale偶a艂a od mikroskopijnych defekt贸w struktury. MacDonald przypomnia艂 sobie historie z wios艂em i wykluczy艂 r贸wnie偶 wszelkie stopy. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e nie b臋dzie m贸k艂 wybudowa膰 nie tylko jakiej艣 maszyny, ale nawet czego艣 najprostszego - lotni, czy te偶 balonu kt贸rym bez obaw m贸g艂by wierzy膰 偶ycie. "Jak偶e wra偶liwa jest cywilizacja - przemkn臋艂a mu my艣l -Gdy tylko znikn膮 informatory i podr臋czniki, cz艂owiek musi sam tworzy膰 wszystko od nowa, jak jaki艣 Robinson".
聽聽聽Superkomputer, je偶eli istotnie by艂 to statek z innej planety, na my艣lowy impuls odpowiada艂 do艣膰 r贸偶nie. Czasami, reaguj膮c na jaki艣 minimalny impuls w strefie podkorowe , tworzy艂 stabilne produkty o niewiarygodnym stopniu komplikacji, czasami za艣 pope艂nia艂 niewiarygodne b艂臋dy w najprostszych rzeczach. MacDonald przekona艂 si臋 w czasie swych eksperyment贸w, 偶e najwi臋ksz膮 stabilno艣ci膮 odznacza艂y si臋 w艂a艣nie spontaniczni reakcje nieznanego gospodarza doliny. Wygl膮da艂o to tak, jakby czerpanie wzor贸w z pod艣wiadomo艣ci by艂o dla niego ciekawym, poci膮gaj膮cym zaj臋ciem, podczas gdy wype艂nianie dok艂adnych, in偶ynieryjnych zada艅 stanowi艂o co艣 w rodzaju nudnej rutyny
聽聽聽Pierwszy hak wszed艂, chwa艂a Bogu, dobrze i trzyma mocno. Alpinista tej klasy co on, mo偶e polega膰 na w艂asnych si艂ach. Tym bardziej 偶e ma z czym wraca膰 do domu. Najwa偶niejsza sprawa - to naprowadzi膰 na cel, a p贸藕niej przetartym szlakiem p贸jd膮 satelity, 艣mig艂owce specjalne ekspedycje W mgnieniu oka wykonaj膮 ca艂膮 czarn膮 robot臋, na kt贸r膮 pojedynczemu cz艂owiekowi nie starczy艂oby ca艂ego 偶ycia, potem za艣 w艂膮czy si臋 centrala obliczeniowa, pouk艂ada wszystko do szufladek, zrobi ostateczny bilans, jasny rak dwa razy dwa i wyci膮gnie wniosek, w kt贸rym nie b臋dzie miejsca na 偶adne tajemnice. A wtedy ka偶dy otrzyma wed艂ug zas艂ug. Za MacDonaldem stoi wszechmocna organizacja, kt贸ra dysponuje najnowocze艣niejsz膮 technik膮 i nieograniczonymi funduszami. I to jedyna rzecz, o kt贸rej powinien pami臋ta膰 we dnie i w nocy.
聽聽聽Przystojny m臋偶czyzna w wieku czterdziestu lat kt贸rego fotografia widnia艂a w autralijskim paszporcie wydanym w Sydney na nazwisko Charlesa MacDonalda, uwa偶any by艂 w Langley za specjalist臋 najwy偶szej klasy. Zazwyczaj otrzymywa艂 wyj膮tkowo delikatne zadania, takie, kt贸re wymaga艂y szczeg贸lnego taktu i wyczucia sytuacji mi臋dzynarodowej. Dopiero wyj膮tkowe okoliczno艣ci zmusi艂y kierownictwo do w艂膮czenia go do programu "Cz艂owiek 艣nieg贸w , kt贸ry pocz膮tkowo funkcjonowa艂 zupe艂nie g艂adko.
聽聽聽Punkt 艣ledzenia bada艅 atomowych zosta艂 w tajemnicy zmontowany na g贸rze Nanda Devi ju偶 w 1985 roku. Aparatura zasilana praktycznie wiecznymi bateriami plutonowymi pracowa艂a bez zarzutu przez ponad dziesi臋膰 lat, kontroluj膮c rozleg艂e obszary 艢rodkowej i Po艂udniowej Azji. Pierwsze komplikacje pojawi艂y si臋, gdy niespodziewana lawina dorwa艂a urz膮dzenia i znios艂a je w stron臋 藕r贸de艂 Gangesu, wyp艂ywaj膮cego z lodowej pieczary "Krowia morda". Nad 艣wi臋t膮 rzek膮, kt贸ra zaopatrywa艂a w woda prawie potowe Indii, zawis艂a gro藕ba ska偶enia radioaktywnego. Wys艂ane natychmiast ekspedycje alpinistyczne , wyposa偶one w najnowsze liczniki cz膮stek radioaktywnych, wr贸ci艂y, z pustymi r臋kami. Zaginiona stacja kt贸ra mog艂a na trzysta lat zatru膰 wod臋 w rzece, w kt贸rej codziennie dokonywa艂y rytualnych ablucji dziesi膮tki milion贸w Hindus贸w przepad艂a bez 艣ladu. Dop贸ki Waszyngton milcza艂, wszystko sz艂o swoj膮 kolej膮 - staruszkowie spieszyli do Benares, by umrze膰 na 艣wi臋tych brzegach i bez najmniejszej zw艂oki w艂膮czy膰 si臋 do ko艂a 偶ycia, za艣 niezliczeni pielgrzymi w dalszym ci膮gu roznosili 艣wi臋t膮 wod臋 po wsiach i miastach.
聽聽聽Kiedy wiadomo艣ci o awarii na lodowcu Nanda Devi przedosta艂y si臋 do prasy, wybuch艂 koszmarny skandal, kt贸ry zmusi艂 CIA do chwilowego zamro偶enia d艂ugofalowego programu. Dopiero po up艂ywie kilku lat, gdy prasa przycich艂a, zn贸w podj臋to prac臋 nad rozbudow膮 nowej sieci.
聽聽聽Dla zmodernizowanej stacji, wyposa偶onej w system awaryjny, wszczynaj膮cy alarm przy najmniejszym przemieszczeniu aparatury, wybrano najpustynniejszy i najtrudniej dost臋pny fragment "G贸r 艣nie偶nego cz艂owieka". Stacje uruchomiono w naj艣ci艣lejszej tajemnicy w bie偶膮cym roku, ale z powodu nieznanych zak艂贸ce艅, jakby specjalnie dostrojonych do aparatury nadawczej, ca艂a ta impreza nie przynios艂a 偶adnych rezultat贸w. Ca艂膮 zakodowan膮 informacj臋 kompletnie zag艂usza艂y szumy. Ta w艂a艣nie nieprzewidziana komplikacja zmusi艂a kierownictwo w Langley do wezwania z niespokojnego regionu Morza 艢r贸dziemnego swego najzdolniejszego pracownika, posiadaj膮cego w dodatku odpowiednie przygotowanie alpinistyczne i do przerzucenia go w rejon Himalaj贸w.
聽聽聽MacDonald wykona艂 swoje zadanie w ci膮gu jedenastu tygodni, nie licz膮c czasu koniecznego na aklimatyzacje i zapoznanie si臋 z warunkami. jednak偶e zdobyta przeze艅 bezcenna informacja w dalszym ci膮gu by艂a bezu偶yteczna. Rezultat wyj膮tkowej operacji, kt贸ra niew膮tpliwie b臋dzie obiektem bada艅 w szko艂ach wywiadowczych, zale偶a艂 obecnie od takich b艂ahostek jak haki, liny, czy blok przeprawowy.
聽聽聽MacDonald przeanalizowa艂 wszystkie swoje dotychczasowe poczynania i oceni艂 je pozytywnie. Nawet chwilowe za膰mienie umys艂u rzymskiej willi by艂o niezb臋dne do skonstruowania og贸lnego obrazu. By艂 to swoisty eksperyment, bez kt贸rego dalsze tarapaty mog艂y si臋 藕le sko艅czy膰. MacDonald wiedzia艂, b膮d藕 w najgorszym przypadku domy艣la艂 si臋 istnienia stale czuwaj膮cego oka dlatego nie za艂o偶y w jaskini 艂adunku wybuchowego, by kierunkow膮 eksplozj膮 usun膮膰 zagradzaj膮c膮 przej艣cie wod臋. Nie b臋dzie r贸wnie偶 przeprowadza艂 ryzykownej pr贸by zniszczenia 藕r贸d艂a zak艂贸ce艅 uderzeniem atomowym cho膰 m贸g艂by bez trudu stworzy膰 dwie p贸艂kule z plutonu lub uranu 235 i si艂膮 woli po艂膮czy膰 je gdzie艣 w pobli偶u lataj膮cej kuli. Nie! Nawet my艣li na ten temat s膮 niebezpieczne. Trudno przewidzie膰, jak o n i zareaguj膮 na agresje, cho膰by tylko pomy艣lan膮...
聽聽聽Dopiero gdy do krwi ugryz艂 si臋 w r臋k臋, uda艂o mu si臋 wyzwoli膰 od natr臋tnych skojarze艅. Zn贸w przestawi艂 si臋 na samoanaliz臋 i doszed艂 do niezbyt pocieszaj膮cego wniosku, 偶e o ile do historii z pontonem zachowywa艂 si臋, og贸lnie rzecz bior膮c, poprawnie, to wszystkie dalsze jego poczynania by艂y 艂a艅cuchem kolejnych b艂臋d贸w.
聽聽聽I znowu pojawi艂 si臋, odrzucony przed chwil膮 zesp贸艂 my艣li. Wr贸ci艂 do niego i umocni艂 w 艣wiadomo艣ci. MacDonald zacisn膮艂 z臋by.
聽聽聽Nie ma prawa o tym my艣le膰!
聽聽聽Ale nawet b贸l, kt贸ry pojawi艂 si臋 pod plomb膮, nie przeszkodzi艂 mu w udzieleniu odpowiedzi na pytanie, kt贸re zn贸w wyp艂yn臋艂o z otch艂ani, gdzie kszta艂ty i s艂owa nie 艂膮czy艂y si臋 z przedmiotami i obrazami.
聽聽聽"Dlaczego pluton? - zada艂 sobie pytanie. - A nie uran?"
聽聽聽Zrozumia艂 wtedy, 偶e pomy艣la艂 o tym izotopie tylko dzi臋ki asocjacji z bateri膮 zasilaj膮c膮 stacj臋 艣ledzenia. Przyczyny i skutki stworzy艂yby ko艂o, nierozerwalne jak obr臋cz na szyi cz艂owieka przykutego do pr臋gierza.
聽聽聽MacDonald ockn膮艂 si臋, s艂ysz膮c brz臋kniecie 偶elaza. Zapali艂 nast臋pn膮 pochodnie i bez trudu odnalaz艂 hak, kt贸ry wypad艂 z takim trudem wykutego otworu. By艂o to co najmniej dziwne, ale nie kolidowa艂o z prawami przyrody. Z charakterystycznym dla siebie uporem MacDonald wybra艂 nowe miejsce i zn贸w zacz膮艂 odbywa膰 wapniowe nacieki. Zdo艂a艂 odp臋dzi膰 nieproszon膮 wizj臋 cho膰 nie podejrzewa艂, 偶e jego w艂asny umys艂 szykowa艂 now膮 pu艂apk臋.
聽聽聽W jego m贸zgu pojawi艂a si臋 i utrwali艂a my艣l, kt贸ra sprawi艂a, 偶e bezsilnie opu艣ci艂 uniesion膮 r臋k臋 i wypu艣ci艂 m艂otek.
聽聽聽Je偶eli informacji o dolinie nie mo偶na by艂o przekaza膰 za po艣rednictwem fal radiowych, to trudno uwierzy膰, by da艂o si臋 tego dokona膰 za pomoc膮 innych 艣rodk贸w. Cz艂owieka, a w艂a艣ciwie jego umys艂, 艂atwiej trzyma膰 w niewoli ni偶 nieuchwytny kwant elektron贸w.
聽聽聽MacDonald zacz膮艂 miota膰 si臋 po w膮skim korytarzyku, nape艂nionym 艣wistem i grzmotem zbli偶aj膮cej si臋 wody. My艣li rozsypywa艂y si臋 i opada艂y, jak zetla艂e 艂achmany. Wola, ch臋膰 stawiania oporu, zosta艂y z艂amane.
聽聽聽I tylko plamka 艣wiat艂a, padaj膮cego tu z szerokiej, wonnej doliny, do kt贸rej nie chcia艂 zst膮pi膰, szarza艂a przed nim jak odblask nadziei.
聽聽聽"Wychyli膰 kielich do dna..."
聽聽聽 . 23 .
聽聽聽Dzie艅, chmurny i kr贸tki, jak zwykle w zimie gas艂 w oczach. Smith ledwo zd膮偶y艂 za艂adowa膰 ba艅ki z klonowym sokiem, gdy prze艣wituj膮ce miedzy drzewami niebo, a zarazem zaspy i nadtopione czapy na sosenkach poch艂on膮艂 g艂臋boki b艂臋kit.
聽聽聽Pokryte szronem konie parskn臋艂y, wydmuchuj膮c k艂臋by pary, niech臋tnie ruszy艂y z miejsca i brn膮c w 艣niegu wyci膮gn臋艂y sanie na drog臋. Sucho pisn臋艂y p艂ozy, wcinaj膮c si臋 w oblodzone koleiny, zadzwoni艂y, uderzaj膮c o siebie, nape艂nione ba艅ki.
聽聽聽Smith wiedzia艂 i zarazem nie wiedzia艂, dok膮d wioz膮 go poskrzypuj膮ce sanie. Kiedy ukaza艂 si臋 pluj膮cy iskrami komin i malinowo o艣wietlone okienko przypomnia艂 sobie samotn膮 warzelni臋 cukru i poczu艂 lekkie rozczarowanie. Mia艂 wra偶enie, 偶e 藕le oceni艂 te objawy, 偶e sugerowa艂y mu inne spotkanie. Hucz膮ca paszcza pieca, przys艂oni臋ta cz臋艣ciowo rozpalonymi drzwiczkami, przekszta艂ci艂a si臋 nagle, jak we 艣nie w kominek, w kt贸rym p臋ka艂y rozpalone w臋gle. Na dywaniku, po艂o偶ywszy pysk na wyci膮gni臋tych 艂apach, czujnie drzema艂a stara Sandy D艂ugo patrzy艂 na psa i nie wpad艂o mu do g艂owy, by popatrze膰 za siebie. Kiedy jednak odwr贸ci艂 g艂ow臋, nie zdziwi艂 si臋 widz膮c wszystkich w komplecie.
聽聽聽Zapewne w g艂臋bi duszy zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e co艣 takiego jest po prostu niemo偶liwe. Ale jednak siedzieli wszyscy razem, jak na zdj臋ciu, z r臋kami na stole: ojciec w starej bon偶urce, mama w szlafroczku i Lien z male艅k膮 Beverley na r臋ku.
聽聽聽Smith nie pami臋ta艂, w laki spos贸b znalaz艂 si臋 za sto艂em, jak dotkn膮艂 palcem 偶贸艂tych plam na wychudzonej r臋ce matki. Pochyli艂 si臋 w stron臋 ojca, by w nieprzeniknionej g艂臋binie uchwyci膰 cho膰 cen rozpoznania i ojciec odpowiedzia艂 mu s艂abym u艣miechem.
聽聽聽- Gdzie by艂e艣 tak d艂ugo? - z delikatnym wyrzutem spyta艂a matka.
聽聽聽W rzeczy samej, gdzie by艂? Smith nie m贸g艂 przypomnie膰 sobie ani lat, kt贸re prze偶y艂, ani poszczeg贸lnych wydarze艅. Nie wiedzia艂, po co w og贸le by艂a potrzebna ta tragiczna roz艂膮ka, nie rozumia艂, jak m贸g艂 by膰 tak daleko od swych bliskich, my艣l膮c z b贸lem, 偶e nie wie, czy 偶yj膮 jeszcze. W niewyobra偶alnej teraz dali domy艣la艂 si臋 chyba, 偶e zosta艂 ca艂kiem sam, ale nie wiedzia艂 o tym dok艂adnie, cho膰 pr贸bowa艂 si臋 dowiedzie膰, kto kiedy umar艂. Chocia偶 nie, chwilami podejrzewa艂, 偶e przeczucia go oszuka艂y, 偶e kogo艣 jeszcze mo偶na uratowa膰 i p艂acz膮c we 艣nie bieg艂 na pomoc.
聽聽聽- Tak na ciebie czekali艣my, a ty wci膮偶 nie przychodzi艂e艣 - nie odwracaj膮c woskowej twarzy, powite dzia艂 obcym g艂osem ojciec.
聽聽聽- Tak, bardzo na ciebie czekali艣my - przytakn臋艂a Lien i ze smutkiem skin臋艂a g艂ow膮. - My艣leli艣my ju偶, 偶e nas nie zastaniesz. - Mama powoli cofn臋艂a r臋k臋.
聽聽聽- Nawet zacz臋li艣my ci臋 zapomina膰 - przyzna艂a si臋 Lien.
聽聽聽- A ja najpierw zacz臋艂am zapomina膰, tatusiu - wyci膮gn臋艂a do niego r膮czki c贸rka. - Ale teraz przypomnia艂am sobie.
聽聽聽Smith domy艣la艂 nie, 偶e musi zdoby膰 nie na nieprawdopodobny wysi艂ek i da膰 upust rozpaczy, kt贸ra nie pozwala艂a mu ani m贸wi膰 ani oddycha膰. I gdy tylko zacz膮艂 domy艣la膰 si臋, jak to zrobi膰, nagle zad膮艂 mro偶膮cy krew w 偶y艂ach wiatr, wydmuchuj膮c 偶ar spod popio艂u.
聽聽聽"Dlaczego m贸wi膮 do mnie jakby po kolei? - zada艂 sobie pytanie. - A nie wszyscy razem, przerywaj膮c jedno drugiemu jak to bywa przy dawno oczekiwanym spotkaniu?"
聽聽聽"Nie pytaj martwych - uk艂u艂a go w serce odpowied藕. - Oni nic nie mog膮 opowiedzie膰".
聽聽聽Smith domy艣la艂 si臋, 偶e jest jeszcze w stanie ostatnim wysi艂kiem nakarmi膰 gasn膮ce cienie, wej艣膰 w ich widmowy kr膮g i zosta膰 tu, dop贸ki we wszech艣wiecie nie rozwieje si臋 jego 偶ywe cia艂o.
聽聽聽To by艂a wielka pokusa, cho膰 nie mia艂 ju偶 偶adnej w膮tpliwo艣ci, 偶e drogie obrazy nie mog膮 m贸wi膰. Si艂a, kt贸ra je stworzy艂a, nie by艂a w艂adna obdarzy膰 glin臋 uchem i pami臋ci膮. Pozostawiono mu swobod臋 wyboru, a on nie zechcia艂 zamkn膮膰 nie w wiecznym milczeniu.
聽聽聽Pok贸j z wygas艂ym kominkiem wyblak艂 i sta艂 si臋 prze藕roczysty
聽聽聽I wkr贸tce ksi臋偶yc, doskona艂y i martwy rozp臋dzi艂 ostatnie cienie. Dr偶膮ca 艣cie偶ka o艣wietli艂a antracytowy 偶wir i przekszta艂ci艂a pustynie w jezioro.
聽聽聽Smith wiedzia艂 ju偶, 偶e p贸jdzie tam, w te dzikie g贸ry okryte parami ci臋偶kich metali. Wszystko co jego m贸zg we 艣nie zbiera艂 i uk艂ada艂 w kom贸rkach nieoczekiwanie u艂o偶y艂o si臋 w jaki艣, na razie jeszcze chimeryczny system. Pomi臋dzy urywkowymi wiadomo艣ciami i aluzjami zacz臋艂y powstawa膰 wi臋zi przyczynowe, za kt贸rymi widnia艂o, albo raczej da艂o si臋 wyczu膰 rozwi膮zanie zagadki.
聽聽聽Ostro偶nie, jakby pr贸buj膮c gruntu pod nogami, Smith d膮偶y艂 na spotkanie tego od艣wie偶aj膮cego powiewu. Przeszed艂 przez pa艂aj膮cy 偶arem i przepe艂niony widziad艂ami labirynt, wyrwa艂 si臋 z majak贸w. I razem ze zdj臋tymi czarami, opad艂y wi臋zy kt贸re krepowa艂y jego my艣li. Smith nie odwa偶y艂 si臋 jeszcze na 艣mia艂y lot ku odleg艂ym wy偶ynom, tam gdzie widnia艂o wyzwolenie, lecz chciwie uchwyci艂 si臋 pierwszej deski ratunku, kt贸r膮 tak w por臋 podsun臋艂a mu pomie膰 Dziwne by艂o tylko to, 偶e on, chemik, nie rozpozna艂 od pierwszego spojrzenia przyczyny tak niezwyk艂ego zabarwienia par, otulaj膮cych tajemnice wej艣cia. Tylko mied藕 w s膮siedztwie uranu mog艂a da膰 tak charakterystyczne widmo!
聽聽聽Smith oczywi艣cie pami臋ta艂, 偶e w Afryce geolodzy odkryli naturalny reaktor, w kt贸rym przez tysi膮clecia przebiega艂a spowolniona reakcja 艂a艅cuchowa. Od razu narzuca艂 si臋 wniosek, 偶e co艣 podobnego mog艂o zdarzy膰 si臋 r贸wnie偶 i tutaj, u st贸p Kanczendzangi W naturalny spos贸b wyja艣nia艂 on 艣lady technetu w miedzi, kt贸ra stanowi艂a podstaw臋 bhuta艅skich br膮z贸w. Podobnie jak grzyby atomowe na zwoju przedstawiaj膮cym Dankana p臋dz膮cego przez dym i p艂omienie na ko藕le o spiralnych rogach, technet m贸g艂 by膰 ostrze偶eniem, kt贸re pozostawili ludzko艣ci wsp贸艂bracia stoj膮cy na wy偶szym szczeblu rozwoju. Cho膰 Smitha irytowa艂a oczywi艣cie fantastyczna banalno艣膰 takiej koncepcji, to jednak sferoid unosz膮cy si臋 nad g贸rami, zag艂uszanie fal radiowych i inne tajemnicze osobliwo艣ci doliny nadawa艂y jej spore prawdopodobie艅stwo.
聽聽聽Ostrze偶enia by艂y wystarczaj膮co zamaskowane, by nie rzuca膰 si臋 w oczy. Nale偶a艂o je odkrywa膰 i to na r贸偶nych etapach my艣lenia i kultury Mit ze sw膮 skomplikowan膮 symbolik膮 i obrz臋dami odwo艂ywa艂 si臋 do atawistycznych instynkt贸w. Spektrometria masowa pobudza艂a zdrowy rozs膮dek i od widmowego, lecz nie poddaj膮cego si臋 powierzchownej interpretacji obrazu zaniepokojona my艣l powraca艂a mimo woli do wieloznacznych, pe艂nych przes膮d贸w opowie艣ci na temat doliny.
聽聽聽"Mo偶e nie tylko tutaj - my艣la艂 Smith doskonal膮c logiczn膮 konstrukcje wywodu - ale i na innych planetach utrwalona zosta艂a pami臋膰 katastrof, kt贸re po艂o偶y艂y kres ewolucji rozumu we Wszech艣wiecie? I ten, kto przyni贸s艂 te tak wspaniale ukryt膮 informacje - oboj臋tnie, czy byli to ostatni mieszka艅cy niebios czy ich automaty - zadba艂, by nie mia艂 do niej dost臋pu cz艂owiek niegodny".
聽聽聽Co艣 m贸wi艂o Smithowi, je偶eli nie by艂o to kolejn膮 halucynacj膮, 偶e przeszed艂 wszelkie pr贸by i stoi teraz przed ostatnim, najwa偶niejszym testem.
聽聽聽Wielki Architekt, w kt贸rego istnienie Smith w 偶aden spos贸b nie m贸g艂 uwierzy膰, powinien by膰 wszechwiedz膮cy i w konsekwencji nie potrzebowa艂 stosowa膰 偶adnych pr贸b czy test贸w. Nale偶a艂o r贸wnie偶 wykluczy膰 starodawne czary, bowiem w 偶aden spos贸b nie da艂o si臋 ich pogodzi膰 z aparatem lataj膮cym. A wiec, B贸g z nimi, z niesp贸jnymi stereotypami, przekazywanymi z pokolenia na pokolenie jak wytarte jednocent贸wki. Z tajemniczych przybysz贸w, dobroczy艅c贸w z dalekiej przysz艂o艣ci trudniej by艂o zrezygnowa膰, ale Smith i ten balast wyrzuci艂 za burt臋.
聽聽聽Nieznane, z kt贸rym nikt i nigdy jeszcze nie mia艂 okazji si臋 zetkn膮膰, wyda艂o mu si臋 pustk膮.
聽聽聽Ksi臋偶yc w pe艂ni wzywa艂 go w nieznan膮 drog臋.
聽聽聽"Famagusta - przez my艣l przemkn臋艂o mu znajome s艂owo, i jakby echem odezwa艂o sie: "Holocaust"... "Masowa zag艂ada... Nazistowskie piek艂o na ziemi...
聽聽聽Z prze艂臋czy idzie karawana - zameldowa艂 naczelnemu lamie obserwator. - To oni wr贸cili.
聽聽聽- Wszyscy? - nies艂ychanie zdziwi艂 si臋 starzec o twarzy pociemnia艂ej figurki z drzewa sanda艂owego.
聽聽聽- Jest ich bardzo ma艂o - odpowiedzia艂 oboj臋tnie mnich i otuli艂 si臋 szkar艂atn膮 szat膮.