Świadectwa masturbacja


Świadectwa masturbacja

To jest grzech!

     Kiedy miałam dwanaście lat, zakochałam się w chłopaku o dwa lata ode mnie starszym. Wydawało mi się, że to coś poważnego. Chodziłam z nim sześć miesięcy. Zerwał ze mną w dniu moich urodzin. Zostawił mnie dla mojej przyjaciółki...

     Ukojenie swojego bólu znalazłam w onanizmie. Na początku wiedziałam, że to grzech, ale szybko zmieniłam zdanie. Filipinka, Bravo Girl i Twist utwierdziły mnie w przekonaniu, że masturbacja to nic złego. Zapewniały: �To normalne, że się onanizujesz! Dzięki temu będziesz miała urozmaicone życie erotyczne w przyszłości! Nie mów sobie stop! Nie ograniczaj się! Dzięki temu odkrywasz swoją kobiecość!". A ja, głupia, wierzyłam. Przysięgam, że nie odkryłam swojej kobiecości. Wręcz przeciwnie, zaczęłam ją zabijać - do tego stopnia, że nie chciałam mieć dzieci, po prostu ich nienawidziłam, bo budziły we mnie wstręt.

     Pewnego dnia przeglądałam książki na strychu i znalazłam książkę ks. Malińskiego Zanim powiesz "kocham". Przeczytałam w niej, że onanizm to grzech. Pomyślałam, że to bujda. Onanizm jest grzechem? W pewnym momencie w mojej duszy rozległ się przeraźliwy okrzyk: Tak! To grzech!!! Kiedy to do mnie dotarło, chciałam popełnić samobójstwo. Coś mnie jednak powstrzymało.

     Chciałam z tym skończyć. Tak bardzo, bardzo chciałam przestać to robić...

     Dlatego chodziłam bardzo często do spowiedzi, bywało, że nawet codziennie. Dużo się modliłam, zajmowałam się czymkolwiek, żeby tylko nie myśleć o seksie i onanizmie.

     Każdy upadek sprawiał, że miałam dość siebie i swojego życia. Nie wierzyłam w lepsze jutro. Bóg jednak czuwał nade mną. Znalazłam adres do AE. Napisałam, ale nie oczekiwałam rychłej odpowiedzi. Myślałam: �Pisze do nich następna rozhisteryzowana dziewczyna, która nie potrafi nad sobą zapanować. I co jej odpiszą? Trzymaj się, powodzenia!". Jakie było moje zdziwienie, kiedy dostałam odpowiedź. Czytałam list i nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Nie docierało do mnie, że jest wyjście. Rzeczywiście było. Postanowiłam walczyć o siebie. Po pierwsze - należało zdecydowanie powiedzieć �nie!" masturbacji. Wychodzenie z uzależnienia nie jest łatwe. Tyle razy się buntowałam, tyle razy wątpiłam w to, że dam radę... Po drugie - zaakceptowałam się taką, jaką jestem naprawdę. Zrozumiałam, że dusza i ciało to jedność. Po trzecie - modlitwa, modlitwa i jeszcze raz modlitwa: różaniec, koronka, modlitwa do Ducha Świętego, do św. Józefa. Po czwarte - wiara. Wiara w to, że się uda - nie swoją własną mocą, ale Jezusa.

     Walczę z onanizmem. W czystości najdłużej wytrwałam dwa tygodnie. Były to najpiękniejsze chwile mojego życia i wierzę, że powrócą.

     Boże, z całego serca dziękuję Ci za wszystkich, którzy przyczyniają się do mojego zdrowienia. Kochani! Nie traćcie nadziei! Z Bożą pomocą na pewno Warn się uda!

     P.S. Ostatnio się zakochałam. Ze wzajemnością. W Jezusie...

Katarzyna


KONTAKT DO WSPÓLNOTY
ANONIMOWYCH SEKSOHOLIKÓW (SA)
tel.: 798-05-66-77
e-mail: wspolnota.sa@wp.pl
www.sa.org
www.seksoholicy.webpark.pl



0x01 graphic

nr 1-2008

Moje trzy rady

     Do 15 roku życia, to jest przez 3 lata, bez żadnych skrupułów uprawiałem samogwałt. Chodziłem co miesiąc do spowiedzi, ale samogwałtu nie zaliczałem do grzechów. Do chwili, kiedy zacząłem przygotowywać się do sakramentu bierzmowania. Właśnie wtedy prowadzący nas ksiądz powiedział, że masturbacja jest grzechem, że to jest złe.

     Nie chciałem w to wierzyć. Na spowiedzi przed przyjęciem bierzmowania nie wyznałem więc tego nałogu, świadomie popełniając w ten sposób grzech świętokradztwa. Nie miałem żadnego poczucia winy. Rok po bierzmowaniu sięgnąłem po książki mojej cioci; w jednej z nich przeczytałem, jakim złem jest masturbacja i że należy się z niej spowiadać. Tym razem uwierzyłem. Od tamtej chwili sumienie nie dawało mi spokoju. Myślałem tylko i wyłącznie, jak się z tego nałogu wyspowiadać. Trudno mi było przełamać wstyd, ale "opłacało się" - przystąpiłem do sakramentu pojednania i dzięki temu mogłem poczuć się czysty. Postanowiłem, że zmienię postępowanie, ale za głęboko siedziałem w tym bagnie, żeby ot tak z tym zerwać. Upadłem i załamałem się. Znów musiałem stanąć w kolejce do spowiedzi. Szatan jest naprawdę inteligentną bestią, bo nawet kiedy już tam stałem w tej kolejce, podpowiadał mi, żebym zrezygnował. Czułem, jak trzyma mnie w garści i nie chce puścić, ale podszedłem do konfesjonału i znów byłem w stanie łaski uświęcającej. Nadal jednak myślałem, że sam się z tego uwolnię. Wpadło mi nawet w ręce Wasze czasopismo, ale byłem jeszcze zbyt głupi, żeby zrozumieć, że nałóg ten zwalczyć mogę tylko i wyłącznie ofiarowując się Jezusowi. Moja walka trwała już 3 lata i denerwował mnie już ten stan.

     Teraz, po ośmiu latach onanizowania się i po czterech zmagania się z tym nałogiem, trwam w czystości. Zacząłem od tego, że w dzień Środy Popielcowej postanowiłem przez całe 40 dni nie popełnić samogwałtu. Oprócz postanowienia była jeszcze gorliwa modlitwa - różaniec i koronka do miłosierdzia Bożego. Zdecydowałem też powstrzymywać się od oglądania telewizji, bo to przez to pudło najczęściej grzeszyłem. Muszę przyznać, że pierwsze trzy tygodnie postu były piękne - trwałem w czystości i nawet zacząłem lepiej się uczyć, bo nie marnowałem czasu przed telewizorem. Odczułem jednak potężne pokusy i załamałem się, myśląc, że szatan nigdy nie da mi spokoju, a moja walka ze złym duchem jest nie do wygrania... Na szczęście ofiarowałem się zaraz Maryi i poprosiłem Ją o pomoc. Pomoc ta nadeszła w postaci szkolnych rekolekcji. Zostałem napełniony Duchem Świętym na maksa! Znowu poczułem, że z Bogiem życie jest łatwiejsze i można pokonać każdy nałóg. Miałem jednak jeszcze problem w postaci depresji - przytłaczały mnie trudy życia i brak pieniędzy. Złożyłem jednak obietnicę, że już się nie dam zdołować - i udało się, ale dopiero wtedy, kiedy przypomniałem sobie o ofiarowaniu tego problemu Bogu. Już nie klepię dołów. Czuję się teraz radosny, szczęśliwy i pełen życia. Wiem, że diabeł szuka okazji, żeby mnie złapać, ale ja się nie boję, bo jest przy mnie Ten Najwspanialszy, Najmądrzejszy i Najukochańszy - mój Bóg!

     Jeśli chodzi o rady dla trwających w nałogu masturbacji, to są one proste, ale ważne; właściwie zawierają się w słowach pierwszej rady: "Jezu, ufam Tobie". Wystarczy się Jemu ofiarować, walczyć razem z Nim, a nie samemu przeciw złu. Kolejna rada, to - modlić się; nawet nie wiecie, jaka to broń! Różaniec i koronka to olbrzymi dar, tylko trzeba do niego przełamać własne lenistwo i przy każdej okazji modlić się i modlić. Ostatnia z moich rad, to wyłączyć telewizor i internet oraz wyrzucić gazety, jeśli są to przyczyny waszego grzechu.

     Przy przestrzeganiu tych trzech rad istnieje duża szansa na wyjście z onanizmu. A jeśli komukolwiek zdarzy się upaść, niech się nie dołuje. Jesteś tylko człowiekiem, "ale idź i więcej tego nie czyń".

    Pozdrawiam wszystkich serdecznie i proszę o przyjęcie mnie do Ruchu Czystych Serc!

Łukasz

0x01 graphic

Ks. Marek Dziewiecki

Książka ks. Dziewieckiego jest skierowana przede wszystkim do młodych ludzi. Nie jest ona wynikiem jakichś teorii czy ideologii, ale praktycznym wnioskiem z sukcesów i porażek, które przeżyli młodzi ludzie.

Wyrządziłam sobie krzywdę

     Przeglądając kolejny numer "Miłujcie się", przeczytałam zachętę do dzielenia się świadectwami. Jestem studentką, osobą nawróconą, która doświadczyła łaski Pana na drodze z ciemności grzechu do światła, miłości i pokoju...

     Moje pierwsze, zupełnie przypadkowe kontakty z treściami pornograficznymi zaczęły się w szkole średniej. Błąd polegał na tym, że otworzyłam się na nie i poddałam się procesowi destrukcji, którego sama nie umiałam przerwać. Najpierw koleżanka przyniosła jakąś książkę, potem wpadł mi w ręce film pornograficzny i tak zaczęła się reakcja łańcuchowa trwająca kilka lat. Mój umysł, nieodporny wówczas na ten narkotyk, zaczął coraz bardziej drążyć te tematy. Pojawiało się coraz większe zainteresowanie. Niczym gąbka chłonęłam najnowsze "pornosy" i nie było dnia, w którym byłabym od tego wolna. Początkowy niepokój, że wpadłam w sidła czegoś złego, co odbiera mi wolność i godność, został uspokojony przez alternatywne pisma głoszące, że jest to naturalne w wieku dojrzewania, że jest wyrazem postępu i bycia zupełnie normalnym. Te słowa były jak balsam na wyrzuty sumienia, ale dały mi zielone światło do masturbacji - kolejnego szczebla osiąganego przez "najbardziej postępowych".

     Krzywda, jaką sobie wyrządziłam, będzie na mnie ciążyć pewnie do końca życia. Dążenie do hedonizmu zniszczyło we mnie nieodwracalnie coś bardzo intymnego, coś, czym chciałam podzielić się w przyszłości tylko z tym jedynym, przeznaczonym mi przez Pana.

     Wkrótce pojawiło się poczucie winy, wstręt do siebie i niemożność wyrwania się z tej szatańskiej pułapki. Ponadto przeświadczenie, że Bóg mnie odsunął od Siebie dodawały goryczy tej sytuacji. Im bardziej chciałam wyrwać się z tego, tym brnęłam głębiej. Wówczas nie wiedziałam o miłości Jezusa, którą ogarnia największych grzeszników. Zaczęłam więc szukać wyjścia na własną rękę, zafascynowałam się filozofią i religiami wschodu, jogą, wegetarianizmem, mantrami itd. Niestety, w miejsce cudu, którego oczekiwałam narastała pustka, zagubienie i chaos. W takiej kondycji zaczęłam studia. Nawarstwiały się kolejne problemy, sama nie mogłam już unieść tego plecaka, który tak nieuważnie pakowałam przez kilka lat. Jego ciężar rzucił mnie na kolana i przywalił całkowicie. Wtedy jednak zdałam sobie sprawę, że zgubiłam gdzieś Boga, że tak niewiele o Nim wiem, mimo, iż jestem katoliczką. Zaczęłam prosić Pana o przebaczenie i pomoc w przebudowie mojego życia. Niedługo potem trafiłam do Odnowy w Duchu Świętym, zakochałam się w Jezusie i mogę powiedzieć, że wielkie rzeczy uczynił w moim życiu, zaczął mnie zmieniać, leczyć mój umysł, serce, emocje... Dokonał nieporównywalnie więcej niż wszyscy razem wzięci "przyjaciele", psycholodzy, lekarze... Zdałam sobie sprawę, co odciągało mnie od Niego, co mnie niszczyło i zatruwało. Zaczęłam kroczyć z Jezusem na nowej drodze. Przyznaję, że nie było łatwo, upadałam, ale mimo to szłam wciąż do przodu. Zerwałam z masturbacją, odrzuciłam wszystkie drogi, które wiodły do złego. Oczywiście to, że powiedziałam: "Stop!", nie rozwiązało zaraz problemu. Aby wytrwać, muszę to powtarzać codziennie, bo zawsze można upaść.

     Kochani, chcę powiedzieć, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. On chce pomóc każdemu, niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy brudni! On nas kocha nieskończenie mocno i chce prowadzić do świętości! Zacznijmy walkę z tym, co nas pogrąża w grzechu. Codzienna modlitwa, lektura Pisma św., częsta spowiedź, Msza św. - to niezwyciężona broń. Jeżeli jeszcze nie oddałeś się Panu, to uczyń ten krok i wówczas... Przekonasz się sam!

Agnieszka


0x01 graphic

Jacek Salij OP

Krótki poradnik omawiający zagadnienia takie jak: co kościół ma do tego?, czy onanizm jest grzechem?, sens czystości przedmałżeńskiej, dlaczego Kościół wyklucza antykoncepcję?, sex shopy..

Jestem coraz mocniejszy

     Chcę Wam podziękować za to, że jesteście, bo dzięki Wam i Jezusowi Chrystusowi wydobyłem się z błota pornografii i samogwałtu.

     Wszystko zaczęło się w 4 klasie szkoły podstawowej. U kolegi zobaczyłem pierwszy film pornograficzny. Później zacząłem czytać "Bravo" i inne demoralizujące czasopisma. Odsunąłem się od Kościoła i coraz głębiej wpadałem w to bagno. Ani się spostrzegłem, a już zacząłem popełniać samogwałt, najpierw sporadycznie, z czasem kilka razy dziennie. Do kościoła nawet nie chciałem się zbliżyć.

     Przełom nastąpił w 2 klasie szkoły zawodowej. Ksiądz na religii powiedział nam o rekolekcjach ewangelizacyjnych, które odbywały się w mojej parafii. Poszedłem na nie z niechęcią. Rekolekcje trwały trzy dni i w końcu coś we mnie się odezwało: "Co ty ze sobą robisz?" Postanowiłem coś zmienić. Na tych rekolekcjach Jezus Chrystus jakoś szczególnie mnie do siebie zawolał. Poszedłem na spotkanie grupy oazowej. Tam coraz bardziej zacząłem się zbliżać do Jezusa, ale nadal nie potrafiłem wyznać swojego grzechu na spowiedzi. Podnosiłem się i upadałem, nie byłem w pełni czysty i oddany Chrystusowi.

     Teraz chodzę do szkoły katolickiej. Rok temu zdobyłem się na odwagę stanąć przed kratkami konfesjonału i wyrzucić z siebie całe zło i grzech. Było to bardzo trudne, ale wtedy otrzymałem łaskę mocy do wytrwania w czystości. Jezus uwolnił mnie od pornografii, ale to było łatwe w porównaniu do mojej obecnej walki. Mam stałego spowiednika, który pomaga mi się podnosić po upadkach. Zdarzają się trudne chwile, ale wiem, że dla miłości Jezusa nie ma nic niemożliwego. Po każdym podniesieniu się jestem coraz mocniejszy. Moim narzędziem do walki ze sobą jest modlitwa do św. Michała Archanioła i koronka do Ran Pana Jezusa. Siłę daje mi Eucharystia i modlitwa różańcowa. Wiem, że gdybym nie zaczął tego straszliwego grzechu, nie miałbym teraz takich kłopotów.

     Wszystkim, którzy jeszcze nie potrafią się uporać z tym problemem, życzę powodzenia. Proszę Was o modlitwę i sam zapewniam o niej. Jeszcze raz dziękuję za czasopismo "Miłujcie się". Mam nadzieję, że tak, jak pomogło mi, pomoże też innym. Jestem wdzięczny Warn i Jezusowi Chrystusowi, bez którego ta walka nie dałaby żadnego owocu. Teraz żyję w Chrystusie, a On we mnie, i wiem, że jeśli tak będzie nadal, zawsze będę szczęśliwy.

Tomek, 20 lat

Jezus... pokonał śmierć, pokonał mój grzech...

     Alleluja!

     Chciałem się z Wami podzielić tym, co Jezus dokonał w moim życiu, co On tak naprawdę zrobił, jaką On ma moc i siłę!!!!

     W wieku 12 lat po raz pierwszy zacząłem się masturbować. Na początku nie widziałem w tym nic złego, było mi z tym dobrze, a nawet nie poczytywałem tego za grzech. Robiłem to sporadycznie, lecz z czasem, doszło do tego, że dopuszczałem się samogwałtu nawet KILKA RAZY DZIENNIE, do tego dochodziła również pornografia i nieczyste myśli, byłem tym przesiąknięty aż do szpiku.

     Kiedy dowiedziałem się, że onanizm to grzech, to wstydziłem się o tym mówić księdzu przy spowiedzi i kilka razy nawet doszło do tego, że zataiłem ten grzech i nie dość, że spowiedź była świętokradzka, to później również i Komunia Św. (Jezu, jak Ciebie to musiało boleć...).

     Z jednej strony było mi z tym grzechem dobrze, ale z drugiej, wiedziałem, że pcham się w coraz większe bagno. Dlatego wiele razy próbowałem z tym skończyć i mówiłem sobie: "Arek, spoko, to był już ostatni raz, nie ma się czego bać, panujesz nad tym", a potem znowu to samo, powrót w grzech, w jeszcze większy "syf". Nie ma nic gorszego, jak oszukiwanie samego siebie.

     Dość często jeździłem na rekolekcje, a po nich na jakiś czas przestawałem się onanizować, ale potem zawsze przychodziła myśl, że to wszystko moja zasługa, a nie Jezusa i znowu upadałem. To wszystko trwało jakieś 4 lata. Niby ufałem Jezusowi, ale jakoś tak wybiórczo, w tych sprawach, w których było mi wygodnie.

     Momentem przełomowym był wyjazd na rekolekcje, a dokładniej na Oazę Modlitwy. Na tych rekolekcjach było w programie spotkanie modlitewne, takie czuwanie przed Najświętszym Sakramentem i przed rozpoczęciem ksiądz powiedział, że jakby się działy dziwne rzeczy z ludźmi, to żeby się nie przejmować, bo wszystko jest pod kontrolą księdza, a nade wszystko Jezusa. Słyszałem wcześniej o charyzmatach Ducha Świętego, o darze języków, spoczynku w Panu, ale zawsze myślałem, że to nie dla mnie.

     Kiedy tak klęczałem przed Jezusem, ukrytym w tej Cudownej Hostii prosiłem go, aby mnie uzdrowił, aby mnie oczyścił, powierzyłem mu swój nałóg. I nagle poczułem, że nogi robią mi się jak z waty i wreszcie upadłem na twarz. Tak jak klęczałem, tak też upadłem, na twardy marmur. Szczerze mówiąc nie należę do najszczuplejszych, więc powinienem mieć przynajmniej guza albo siniaka, a ja nawet tego nie poczułem, nie miałem nawet zadrapania.

     Gdy tak leżałem, to nie mogłem nawet kiwnąć palcem, z buzi ciekła mi ślina, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Ogarnął mnie wtedy taki ogromny pokój, taki Boży Pokój! Oczywiście cały czas miałem "kontakt ze światem", tzn. słyszałem wszystko, co się dzieje w kościele. I w pewnym momencie tak sam od siebie wstałem, potem dowiedziałem się, że żeby wstać ksiądz musiał się nade mną pomodlić. Po "obudzeniu się" czułem się świetnie, dalej ogarniał mnie niesamowity pokój, byłem jak nowonarodzony.

     Gdy tak leżałem, Jezus oczyszczał mnie, uzdrawiał każdą moją ranę w sercu, rozwalał każdy mur, jaki mnie dzielił od Niego, leczył wszystkie moje duchowe choroby, a przede wszystkim pokonał moją śmierć, pokonał mój grzech, wygrał z moim nałogiem, z moją słabością, wyciągnął mnie z wielkiego bagna, a ja oddałem Mu swoje życie, aby nim kierował i obiecałem, że będę rozgłaszał wszędzie Jego wielkie dzieła!

     I za to wszystko, co JEZUS CHRYSTUS dokonał w moim życiu, niech będzie Mu wielka chwała, cześć i uwielbienie! CHWAŁA PANU!!! AMEN!

SJ_Arek

A gdybym to ja umarł?

     Mam 27 lat. Przez wiele lat popadałem w zniewolenia. Uzależniałem się od telewizora, gier komputerowych, samogwałtu i rozmów internetowych. Moje słabości były głównie związane z brakiem poczucia sensu życia. Nie zastanawiałem się nad nim i nawet nie szukałem celu mojego istnienia.

     Żyłem z dnia na dzień, tak trochę bezmyślnie, pozwalając otoczeniu mną sterować. Nie starałem się rozwijać ducha. Przez ostatnich kilka lat, dzięki Bożej pomocy, udaje mi się wyzwolić z moich słabości i z kolejnych uzależnień.

     Wszystko zaczęło się od momentu, gdy na studiach zmarł nagle mój kolega. Można powiedzieć, że otworzyły mi się oczy. Zadałem sobie pytanie, dokąd poszłaby moja dusza, gdybym to ja umarł.

     Od tego momentu zmiany zachodziły powoli, ale szły w dobrym kierunku. Z czasem zacząłem coraz częściej chodzić do kościoła, korzystać z sakramentu pokuty i przyjmować Komunię św. Sięgnąłem po prasę katolicką, między innymi po "Miłujcie się!", gdzie przykłady z życia innych osób dały mi poczucie, że nie jestem sam. Zagłębiałem się w Pismo Święte - głównie czytałem i rozważałem Ewangelie. Z czasem pojawiły się przede mną różne sytuacje, osoby, książki, które pozwalały mi odnaleźć siebie w rzeczywistości - znaleźć cel życia (dążenie do zbawienia) i odpowiednie środki (sakramenty, zaufanie Bogu - wiara, nadzieja, miłość). Z uzależnienia od seksu było mi jednak najtrudniej się wydostać. Nadal nie jestem pewien, czy nie upadnę jeszcze w tej sferze. Przychodziły momenty, że nie mogłem się opanować. Czułem wtedy, że nie mam kontroli nad tym doznaniem i nie potrafiłem odejść definitywnie od tych praktyk. Było już momentami dobrze, ale potem znów przychodziły myśli, którym pozwalałem się rozwijać, i które doprowadzały do samogwałtu. Po latach upadków postanowiłem ślubować czystość przedmałżeńską i wstąpić do Ruchu Czystych Serc.

     Cieszę się już od ponad miesiąca wolnością w dziedzinie czystości. Przedtem, nie do końca zdając sobie z tego sprawę, za bardzo dążyłem do współżycia z drugą osobą. W momencie, gdy - z racji ślubowania czystości przedmałżeńskiej - kategorycznie odciąłem taką możliwość, emocje i natrętne myśli znacznie osłabły. Dalej pojawiają się pokusy, lecz są już słabsze. Mam nadzieję, że teraz powoli uda mi się dojść do pełnej równowagi w sferze seksualności. Nie będę tracił energii na niepotrzebne doznania, a ukierunkuję ją na rozwój osobowości, poprzez ugruntowanie drogi, jaką mam dążyć razem z Panem Jezusem do Jego Ojca.

     Proszę Was o modlitwę.

Paweł

Jezus żyje i zwycięża

     Czuję lęk przed napisaniem tego listu. Będzie on odzwierciedlał moją pustkę, wielką pustkę. Moja bezsensowność, "ciemność" i samotność zaczęła rodzić się z chwilą sięgnięcia po czasopismo "Bravo". Miałam wówczas 13 lat. Nie miałam wtedy pieniędzy i odwagi, by sama je posiadać legalnie w domu. Chodziłam więc z koleżankami i wczytywałam się bez opamiętania w różnego typu artykuły. Dotyczyły one dojrzewania, poznawania swojego ciała, "porad" i złudnych rozwiązań swoich problemów itp.

     Z upływem czasu zamiast pozbywać się problemów, ja nabywałam coraz większą ilość kompleksów. Bardzo nie lubiłam siebie, nie akceptowałam zupełnie swojego ciała, kiedy patrzyłam na te rozwinięte dziewczyny.

     To bolało i przeradzało się w izolację. Usuwałam się w kąt z czasopismem "Bravo". Trwało to trzy lata. Rodzice i przyjaciele nie wiedzieli, i nadal nie wiedzą, że prawie co drugą noc popełniałam samogwałt. Nie byłam świadoma, że jest to grzech. Był on dla mnie przyjemnością, więc jak określać go mianem złym? Przecież ja ufałam, że redaktorzy "Brava" są przygotowani do wychowania. Nie dopuszczałam do swojej myśli, że doprowadzają mnie do zguby. Wielki ból przeszywał moje serce po prawie trzech latach okaleczania swojego ciała i duszy. Brzydziłam się siebie. Nienawidziłam siebie, swoich rąk, oczu, i tego, że jestem dziewczyną. Artykuł, który miał mi pomóc nosił tytuł:, jak polubić swoje ciało i siebie". Te szczytne porady, niepodważalne rozwiązania - wyniszczyły moją osobowość.

     Nie dałabym rady odbić się od tego dna, gdyby nie Jezus - tak, On, mój kochany Pan i Mistrz. On jeden nie brzydził się mnie, zaakceptował i podarował miłość. To dzięki Niemu poczułam się, że pomimo swojej przeszłości jestem kochana i nie zrównana z bagnem.

     W sposób szczególny poczułam Jego miłość w pewną noc. Zmęczona, z twarzą mokrą od łez zasnęłam, z myślą, że zrobiłam to po raz ostatni. Miałam piękny sen.

     We śnie przyszedł do mnie Jezus, płakał. Miał głowę poranioną od kolców. Wypowiedział do mnie takie zdanie: "Dlaczego Mnie ranisz, zobacz, jak bardzo cierpię".

     Ilekroć patrzyłam i patrzę na Jego Oblicze, to po twarzy spływająmi strumienie łez.

     Uświadomiłam sobie, że za każdym razem, kiedy popełniałam grzech samogwałtu, wbijam Mu do głowy kolec. Dlatego dłużej tak nie mogłam, chociaż szatan kusi mnie nadal. Proszę więc o modlitwę. Chcę napisać, że kocham Jezusa za to, że nie zrezygnował ze mnie, walczył o mnie, pomimo, że cierpiał. On zwyciężył we mnie. Mam ochotę krzyczeć z radości.

     Jestem pewna, że zwycięży w każdym z Was, jeżeli już tego nie uczynił.

     Pokonał we mnie szatana, który przywdział się w płaszczyk dobra i przez redaktorów szmatławca, jakim jest "Bravo", niszczył mnie.

JEZUS ŻYJE I ZWYCIĘŻA!

Ela

0x01 graphic

Ks. Piotr Pawlukiewicz

Pewnego razu zapytał mnie ktoś: "O jakie sprawy tu chodzi?" O te! Tak, tak! Właśnie o te, o których myślisz. Którymi ludzie interesują się od dzieciństwa do późnej starości. Gdy w żeńskiej szkole średniej zaproponowałem dziewczętom, by anonimowo, na kartkach zadawały pytania na dowolne tematy, to trzy czwarte poruszanych zagadnień dotyczyło właśnie seksu...

Nie wiedziałam, że "to" grzech...

     Chciałabym podzielić się tym, kim jest dla mnie Jezus i jak wiele zdziałał On w moim życiu.

     Własciwie to już nie pamiętam od kiedy zaczęłam się masturbować. Na pewno wiem, że jak byłam małą dziewczynka to się "to" zaczeło...

     Na początku to oczywiście nie widziałam w tym niczego złego, sprawiało mi to przyjemność, więc się tak "bawiłam" (oczywiście w ukryciu, w łóżku, najczęściej wieczorem, albo rano.)

     Gdy zaczęłam dorastać zaczęłam masturbowac się coraz częściej, już nie tylko w łóżku. Czasami na podłodze oglądając jakieś filmy ze "scenami dla dorosłych", w łazience, używałam nawet do "tego" różnych przedmiotów, które pomagały mi doznać tej "przyjemności".

     Doszło do tego, że nawet marzyłam o tym, abym została przez jakiegoś męższczyznę wykorzystana!

     Właściwie to długo nie wiedziałam, że "to" co robie, jest grzechem. Aż któregoś razu w młodzieżowym piśmie na końcu artukułu, autor napisał, że problem z masturbacją polega tylko na tym, że jest ona przez Kościół katolicki uznawana za grzech.

     I wtedy po raz pierwszy dotarło chyba do mnie, że bardzo grzeszę. Poszłam więc do spowiedzi i wyspowiadałam się.

     (Wcześniej spowiadałam się z tego grzechu, ale nie nazywałam go po imieniu, bo nie wiedziałam, jak mam go nazwać...)

     Chciałam pracować nad tym grzechem, ilelkroć upadałam czułam, że nie moge przystępowac do Komunii. Ale tak naprawdę pomimo tego, że chodziłam regularnie do spowiedzi, rzadko jakiś kapłan zwracał mi uwage na ten grzech. Na początku byłam z tego zadowolona, gdyż bardzo wstydziłam się tych moich upadków. Później jednak naprawdę chciałam wyzwolic sie z tego nałogu, bo w każdej wolnej chwili onanizowałam się.

     Zwróciłam się w końcu o pomoc do pewnego znajomego kapłana, który pomimo dzielacej nas odległości pomógł wyzwolić mi się z tego grzechu. Służył mi nie tylko radą, ale przede wszystkim modlitwą. I tak już ponad 5 lat nie grzeszę w ten sposób! To również ów Ksiądz zachęcił mnie do dawania świadectwa o tym moim wyzwoleniu.

     Dziś dziękuję Bogu za to, że postawił na mojej drodze ludzi, którzy pomagają mi osiągnąć świętość. Chwała Panu!

Aniołek

Świadectwo Macieja

     Witam wszystkich!

     Chciałbym podzielić się z Wami swoimi doświadczeniami i przemyśleniami dotyczącymi problemu masturbacji.

     Swoje świadectwo zacznę nie od momentu kiedy zacząłem TO robić, ale od momentu kiedy stwierdziłem, że TO rujnuje mi życie i kiedy przeżyłem w swoim życiu małe nawrócenie. Otóż kiedy się to stało, stanąłem w prawdzie wobec samego siebie - że masturbacja jest złem bo prowadzi do frustracji i niesamowitego egoizmu, który "przelewa się" na wszystkie dziedziny naszego życia. Nasza seksualność jest dziedziną bardzo delikatną i bardzo łatwo się w niej pogubić.

     Kiedy się nawróciłem, myślałem, że mój problem znikł kiedy odbyłem spowiedź generalną. Rzeczywiście przez jakiś czas miałem z tym spokój. Niestety po jakimś czasie mój nałóg powrócił.

     I tu chciałbym podzielić się z Wami pierwszym doświadczeniem. W momencie, kiedy już to zrobiłeś, ogarnia cię wielkie zniechęcenie, a nawet załamanie. Mówisz sobie, że znów to zrobiłeś, że nie masz sił, nie masz szans, że obrażasz Boga i lepiej dać sobie spokój. Niestety nachodzą wtedy człowieka takie myśli. Dodatkowo przychodzi pokusa "ulżenia sobie" wiele razy, aby "odrobic zaległości" z okresu kiedy walczyłeś z nałogiem. Mówisz sobie, ze skoro już to zrobiłeś, to nie zrobi już różnicy pare razy więcej. Pójście do spowiedzi po jednym grzechu ciężkim staje się nagle trudne, chcesz się wyszaleć zanim znowu odwiedzisz konfesjonał. Mówisz sobie, że i tak już zgrzeszyłem, więc te 2-3 razy już niczego nie zmienią. To niebezpieczny moment. Pomyśl sobie wtedy czy te następne 2-3 razy są równie obojętne Bogu. Moim zdaniem ranią Go tak samo jak pierwszy grzech. Każdorazowy grzech masturbacji jest jak jeden cierń korony cierniowej. Poza tym powstaje niebezpieczeństwo pozostania w nałogu na dłużej, dalszego zagłębiania się w grzech. Moja rada jest następująca: powstań i idź dalej, bo nie ty decydujesz o Bożym Miłosierdziu. Bóg wyraźnie mówi przez usta św. Faustyny, że niezgłębione jest Jego miłosierdzie, więc korzystaj z tego. Nie chodzi tu o to, aby nic sobie nie robić z grzechu ciężkiego, jakim jest samogwałt, ale o to, aby się nie załamywać.

     Druga moja podpowiedź. Kiedy zgrzeszyłeś i masz poczucie winy, które cie obezwładnia i nie chce ci się pojednać z Bogiem pomyśl sobie, co otrzymujesz w zamian (od szatana) i pomyśl sobie jaki masz wybór. Pomyśl sobie, co w człowieku pozostaje. Pozostaje w człowieku wielka pustka, osamotnienie, beznadzieja i smutek. Właśnie to daje szatan. W takim stanie będziesz przebywał trwając w grzechu nieczystości. Dlatego warto się spowiadać.

     Kolejna moja podpowiedź. Pamiętaj, że każda pokusa masturbacji nie trwa wiecznie. Wiem doskonale, że pokusa tego grzechu jest niesamowicie silna i bardzo trudno jej się oprzeć (dla ludzi uzależnionych). Ale naprawde nie trwa ona wiecznie. Nie jest tak, ze dokładnie cały dzień chodzisz i trzęsąc się myslisz, że musisz to zrobić. Jest tak, że pokusa przychodzi w określonym czasie. Jeżeli zajmiesz się wtedy czymś absorbującym pokusa nie będzie miała podatnego gruntu do rozwoju. Można tak robic zawsze - metodą małych kroczków - eliminacji każdej po kolei pokusy. A kiedy już nie ma wyjścia i pokusa silna przychodzi, kiedy np. leżysz w łóżku, pomaga niesamowicie zwrócenie się całym sobą do Boga - próba Jego adoracji - to naprawde pomaga. Wówczas szatan - choć na tę chwilę, nie ma do nas dostępu.

     Dla osób, które mają chłopaka bądź dziewczynę, mam następującą podpowiedź: zastanów się czy twój chłopak/dziewczyna ucieszyliby się na wiadomość, że uprawiasz miłość ze samym sobą. Nie sądzę, aby na taką wiadomość zareagowali radością. Czekają oni na miłość od ciebie, również w wymiarze fizycznym (i nie chodzi tu od razu o seks, ale o przede wszystkim przytulenie, objęcie, pocałunek), a masturbacja działa jak środek znieczulający na odruchy pięknej miłości między kobietą a mężczyzną.

     Moim ostatnim "odkryciem" w tej mojej przykrej sprawie jest to, że dokonuje tego grzechu kiedy tego sam chce. Nie zawsze jest to świadome pragnienie, ale jakaś cząstka wolej woli zawsze tu występuje. I dlatego twierdzę, że nie do końca jest tak, ze jakaś nadnaturalna siła zmusza nas do tego - tak troche my też tego chcemy. Owszem, szatan jako duch jest silny i ma swoje sługi wyspecjalizowane do nakłaniania do grzechów nieczystości i są one bardzo skuteczne w mydleniu ludziom oczu. Pamiętaj jednak, że są to tylko stworzenia, które zostały zwyciężone przez Zbawiciela i Jego Matkę i w Nim i Niej mamy ucieczkę.

     Na koniec jeszcze jedna uwaga - sądzę, że samą wolną wolą nie zwyciężymy, gdyż w rachubę wchodzi instynkt, nierzadko nałóg przyjemności, a także działalność duchów nieczystych (inteligentniejszych od nas) - potrzebna jest Łaska i przede wszystkim określenie celu i priorytetów w naszym życiu - do kogo zdążam i kto mnie prowadzi.

     Z pozdrowieniami i życzeniami sukcesów

Maciej

To była trudna walka

     Wszystko zaczęło się ponad sześć lat temu - miałem wtedy 12 lat. Zupełnie przez przypadek wpadło mi w ręce jakieś pismo dla kobiet, w którym znajdowała się rubryka dotycząca seksu. Zafascynowany zawartymi tam treściami i zdjęciami, po raz pierwszy zacząłem się onanizować. Od tamtej pory gorączkowo szukałem podobnych treści w różnych gazetach i kolorowych magazynach, aby zaspokoić swoje pragnienia. Sam nawet nie zauważyłem jak szybko samogwałt stał się stałym elementem mojego życia. Robiłem "to" kilka razy dziennie. Masturbacja stała się sposobem na nudę i wszelkie niepowodzenia. Nie sądziłem, że może to być coś złego, tym bardziej, że sprawiało mi dużą przyjemność. Nie miałem żadnych wyrzutów sumienia i może właśnie dlatego, nie podejrzewałem, jak bardzo siebie niszczę.

     Wychowałem się w rodzinie katolickiej, więc przykładnie w każdą niedzielę i święta chodziłem do kościoła. Spowiadałem się jednak dość rzadko, gdyż spowiedź była dla mnie tylko smutnym obowiązkiem i nie przywiązywałem do niej większej wagi.

     W miarę upływu czasu potrzebowałem coraz silniejszych bodźców, więc zacząłem sięgać po pisma pornograficzne i filmy erotyczne. Rodzice, odkąd pamiętam, mówili mi, że cudzołóstwo jest złe, że kobietę należy szanować, itd. Wydawało mi się, że w pełni stosuję się do szóstego przykazania - przecież nikogo nie miałem zamiaru skrzywdzić, wszystko rozgrywało się na poziomie rozumu, myśli... Komu mogło to zaszkodzić? Kilka razy słyszałem, że onanizm jest grzechem, że jest złem, podobnie jak związana z nim nieczystość myśli. Nawet się z tym zgadzałem, ale stwierdzałem to tylko na poziomie rozumu, nigdy te słowa nie dotknęły naprawdę mojego serca.

     Czasami jednak zastanawiałem się, że może jest coś ze mną nie tak, skoro nie mogę się obyć ani jednego dnia bez samogwałtu, że może jestem uzależniony... Ale wtedy równie szybko pojawiały się usprawiedliwienia i tuszowanie winy. Byłem przekonany, że nad wszystkim panuję i że mogę to w każdej chwili przerwać. Kiedy jednak próbowałem, postanawiając, że już od jutra, od przyszłego tygodnia, miesiąca, itd. skończę z tym, okazywało się, że pokusa jest silniejsza i bez żadnej walki upadałem. Byłem już świadomy swojej grzeszności, ale nigdy nie odważyłem się wyznać tego na spowiedzi. W zasadzie na każdej Mszy św. przystępowałem do Komunii św., dopuszczając się świętokradztwa. Trwałem w tym przez cztery lata. Dwa lata temu pojechałem na swoje drugie rekolekcje oazowe. Na jednej z konferencji mówiono o czystości. Dopiero wtedy dotarło do mnie, jak bardzo siebie niszczę, jak bardzo jestem zniewolony i bezsilny i jak bardzo potrzebuję Bożej pomocy. Zdecydowałem się na rozmowę z animatorką, która prowadziła tę konferencję. Po raz pierwszy przyznałem się przed kimś, że jestem uzależniony i że sam sobie już nie poradzę. Czas rekolekcji był czasem spotkania z niepojętą dla mnie Bożą Miłością, która przebacza i podnosi z upadków. Zrozumiałem, że bez Boga nie jestem w stanie nic uczynić. Przyjąłem Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela i powierzyłem Mu całe swoje życie.

     Od tamtej pory wiele zaczęło się zmieniać w moim życiu, ale była to trudna walka. Po powrocie z rekolekcji cieszyłem się każdym dniem przeżytym w czystości. Każdy dzień był dla mnie wielkim zwycięstwem Chrystusa. Byłem zdumiony tym, że można przeżyć chociażby jeden dzień w ten sposób, choć kosztowało to sporo wysiłku i cierpienia. Jednak już po dwóch tygodniach upadłem. Było to dla mnie bardzo upokarzające, nienawidziłem samego siebie, nie mogłem na siebie patrzeć. Powstałem jednak, by iść dalej w nadziei, że już po raz ostatni spowiadam się z grzechu onanizmu. Później każdy czas przeżyty w czystości, niezależnie od tego, czy były to dwa tygodnie, tydzień, czy może kilka dni, były kolejnym krokiem naprzód. Uczyłem się radykalizmu w wybieraniu tego co naprawdę jest dobre i przynosi mi korzyść a zacząłem odrzucać to, co mnie niszczyło. Tu nie było miejsca na kompromis - musiałem być albo zimny, albo gorący. Był to bardzo powolny proces, gdyż często wracałem tak jakby to punktu wyjścia. W rzeczywistości byłem jednak bogaty o nowe doświadczenie.

     W moim życiu pojawiła się modlitwa. Widziałem, że bez niej jest kiepsko. Zauważyłem, że kiedy rezygnuję z modlitwy to tak jakbym mówił Panu Bogu: teraz już dziękuję za Twoją pomoc, sam ze wszystkim sobie poradzę. Wyrobiło to we mnie pewną obowiązkowość i systematyczność. Było bardzo ciężko, ale kiedy udało mi się przeżyć cztery miesiące w czystości, było to dla mnie niesamowite doświadczenie współpracy z łaską. Później następne pięć miesięcy i znów upadek, dwa miesiące i znowu. Widziałem, jak życie z Chrystusem umacnia mnie i rodzi we mnie nowego człowieka. Dziękowałem Panu za każdy dzień, w którym nie upadłem i prosiłem Go o siły do walki. Kiedy doświadczałem słabości, najpierw pogrążałem się w smutku i zwątpieniu, ale potem dostrzegałem, że jest to dla mnie świetna okazja, aby na nowo czerpać ze zdrojów zbawienia, aby poczuć się kochanym przez Stwórcę.

     Zacząłem szanować kobiety. Kiedy tylko przychodziła pokusa nieczystych myśli wołałem do Maryi: bądź Królową moich czystych myśli! Ten krótki akt strzelisty dawał i daje mi zawsze poczucie pewności, że w tej walce nie jestem sam. Obecnie trwam w czystości już prawie od dziewięciu miesięcy i widzę wielkie owoce. Jednym z nich jest stałe spowiednictwo. A może odwrotnie, to czystość jest owocem stałego spowiednictwa? Z pewnością jednak największym owocem podjętej walki i życia w czystości jestem ja sam.

     Samogwałt zupełnie zrujnował moją emocjonalność. zrujnował mnie jako człowieka, jako mężczyznę, czyniąc mnie istotą, która nie czuje się godna miłości zarówno Bożej jak i ludzkiej i która nie potrafi kochać, dla której Miłość jest wciąż abstrakcja.. Chrystus powoli uczy mnie, jak kochać samego siebie i jak kochać innych. On pokazuje mi, czym jest godność i jak bardzo należy jej strzec. Jezus przekonuje mnie, że jestem wielkim cudem podobnie jak każdy inny człowiek. Wyprowadza mnie z mojej "strefy bezpieczeństwa", abym wychodził, ponad własny egoizm i szedł do ludzi, nie bał się ich. Chrystus uczy, że moja otwartość rodzi otwartość drugiego człowieka.

     Mocno wierzę, że pokocham kiedyś kobietę prawdziwie czystą miłością, pomimo doznanych zranień i związanych z nimi barier, że będę potrafił "wydobyć" z niej godność i pokazać jak wielkim jest darem, że w małżeństwie sprawdzę się jako kochający mąż i ojciec, który będzie potrafił strzec godności swojej rodziny. Pragnę podziękować Tobie, Panie za czas walki, za to, że nie zostawiłeś mnie samego, że byłeś, jesteś i będziesz moją opoką. Dziękuję za czas życia w czystości, ale także za czas upadków, po których zawsze mogłem się spotkać z Twoją Miłością. Dziękuję, za dar stałego spowiednika i za księdza Piotra. Dziękuję, że tak bardzo mnie ukochałeś pomimo wszystkiego. Ty kochasz mnie za nic i nieustannie powtarzasz mi: dobrze, że jesteś. Dziękuję za dar życia. Chwała Ci Panie!

Piotr z Warszawy (18 lat)



0x01 graphic

nr 5-2004

Idź do spowiedzi

     CZYSTOŚĆ - to słowo stało się dla mnie wyrzutem wobec mojego własnego postępowania, sposobu życia. tego. kim jestem. Mogłam poradzić sobie z różnymi grzechami i słabościami, ale nie z onanizmem...

     Można się zastanawiać nad początkiem i przyczynami tego grzechu. W moim przypadku - i myślę że również w przypadku wielu innych borykających się z tym problemem - etiologia jest dość złożona.

     Chyba na początku było to po prostu rozładowanie napięcia seksualnego, a później stało się sposobem na rozładowanie wszelkiego rodzaju napięć i konfliktów psychicznych. Taki prosty sposób, o którym nikt nie wiedział. Pomagało jakoś przebrnąć przez to, co trudne, niezrozumiałe, bolesne.

     Jednak, tak jak z narkotykiem, trzeba było zwiększać dawkę. Zwiększać i zwiększać...

     Nie myślcie, że nie wstydziłam się tego, co robiłam. Wstyd przychodził, gdy zgrzeszyłam, szczególnie przed spowiedzią św. Było poczucie winy, chęć poprawy, żal, próby rzucenia "nałogu". Na początku wierzyłam, że się uda, że to ostatni raz. Próbowałam walczyć z moim wstydliwym grzechem przez kilka lat. Mobilizowałam swój umysł, żeby znaleźć jakieś rozwiązanie. Próbowałam różnych metod perswazji wobec samej siebie. Przez pewien czas udawało mi się powstrzymywać od onanizmu, ale później do tego wracałam. Czułam, że mój grzech poniża mnie i zmniejsza moją, i tak zaniżoną, samoocenę.

     Po kilku latach doszłam do wniosku, że jest to rodzaj uzależnienia, choć nigdy wcześniej nie spotkałam się z pojęciem "uzależnienie seksualne". Czułam, że to jest jak alkoholizm lub narkomania.

     Wiem, jak trudno rzucić palenie, jak trudno po wielu latach picia przestać zaglądać do kieliszka. Obawiałam się, że ja też nigdy "z tym" nie skończę. W dodatku czasem myślałam sobie: Przecież ja nie robię krzywdy innym, co najwyżej krzywdzę siebie. No, może obrażam także Boga, ale chyba nie tak bardzo.

     Zaczęłam zastanawiać się nad sensem sakramentu pokuty: Po co się spowiadać, wyrażać żal, postanawiać poprawę, skoro i tak wracam do swego brudu. To już była rozpacz i jednocześnie błaganie człowieka, który wie, że po ludzku wszystko stracone i tylko Bóg może pomóc w tej sytuacji.

     Usłyszałam wtedy w sobie głos, który powiedział: Po prostu idź do spowiedzi. Usłuchałam. Te słowa miały w sobie jakąś moc, jakby popychały do działania. Ani wtedy, ani teraz nie umiem tego pojąć. Tyle razy przystępowałam do spowiedzi św., ale nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przydarzyło.

     Równocześnie z tymi słowami przyszła świadomość, że tylko regularna spowiedź i, przede wszystkim, częste przyjmowanie Chrystusa w Eucharystii jest lekarstwem samym w sobie na grzech. On oczyszcza, daje siłę, daje wiarę, daje prawdziwą wolność. Po prostu wystarczy przyjmować Komunię św. i otworzyć się na działanie Chrystusa. Tyle razy o tym słyszałam i czytałam, ale dopiero teraz tego doświadczyłam i zrozumiałam. To taki wielki dar od Boga! Teraz często powraca do mnie myśl i uczucie, że jeśli mogę przyjmować Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, to nic więcej mi nie potrzeba; że to jest najważniejsze.

     Żyję w czystości. Teraz jest to o wiele łatwiejsze, bo czuję, że Pan Jezus mnie pilnuje, że pomaga. Chciałabym postawić Chrystusa w centrum mojego życia, a właściwie to chciałabym, aby On był moim życiem. Tyle jeszcze jest do zrobienia, tyle można w sobie zmienić na chwałę Bożą. Bardzo się z tego cieszę. Wierzę, że będzie dobrze.

     Mam nadzieję, że moje świadectwo pomoże komuś w walce z grzechami. Wiem jednak, że grzechu nie da się pokonać bez Chrystusa, bez Jego wsparcia.

     Prawdą jest, że łaska, której dostąpiłam, nie jest moją zasługą. Jest ona wyrazem wielkiej miłości Chrystusa, który pochylił się, aby mnie podnieść.

     Dziękuję Ci, Boże! Proszę, zechciej nadal być obecny przy każdym człowieku.

Justyna

Jezus zwyciężył w mojej duszy

     Zaczęło się od mojego zainteresowania zdjęciami roznegliżowanych kobiet na ostatnich stronach niektórych czasopism. Miałem wtedy 13 lat. Zdziwiła mnie reakcja mojego organizmu. Odkryłem, że pobudzanie się jest czymś bardzo przyjemnym, i nie potrafiłem z tym zerwać. Przeciwnie - stawało się to coraz częstsze, w końcu codzienne... I tak stopniowo, początkowo nie zdając sobie z tego sprawy, zanurzałem się w bagno erotomanii. Od siedemnastego roku życia zacząłem regularnie kupować pisma pornograficzne. Jednak już chyba wtedy do mojej świadomości zaczynało docierać, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Erotyka coraz częściej i coraz intensywniej dominowała w moim myśleniu, stała się wręcz moją obsesją. Na ulicy rozbierałem oczami kobiety, a w samotności sięgałem po pisma pornograficzne. Jednocześnie życie wydawało mi się coraz bardziej szare, gorzkie, nudne, bezsensowne i brudne; panowała w nim duchota i lęk. Nabrałem obrzydzenia do samego siebie; nie mogłem się też skupić na nauce. Nie umiałem znaleźć wspólnego języka z rodziną ani ze znajomymi. Zacząłem się izolować, zamykać się w swoim ponurym świecie. Odczuwałem jednak, że coś ze mną jest nie tak, budziły się u mnie wyrzuty sumienia oraz pragnienie przemiany życia.

     Przełom nastąpił w czasie mojej pielgrzymki do jednego z sanktuariów maryjnych. Miałem wówczas 19 lat. Wtedy to właśnie zacząłem głębiej się zastanawiać nad swoim życiem, swym postępowaniem. W tym też czasie spotkałem dobrych ludzi, którzy mi pomogli, ukazując prawdziwe wartości i prawdziwą radość, jaką człowiek osiąga nie przez to, że hołduje bożkom hedonizmu i konsumpcji, nie przez to, że folguje własnym słabościom i idzie na łatwiznę, ale przez uczciwą pracę nad sobą, przez życie według Ewangelii i Bożych przykazań. Jestem ogromnie i dozgonnie wdzięczny ludziom, którzy mi wtedy pomogli; nigdy nie zapomnę o ich dobroci. Osoby te wskazały mi drogę trudną, ale jest to jedyna droga, która prowadzi do zwycięstwa, do szczęścia. Drogą tąjest Jezus Chrystus - nasz Pan i Zbawiciel. Jemu chwała na wieki!

     Widzę wyraźnie z perspektywy czasu, że Pan Bóg nie opuścił mnie nawet w największym upadku. Jak bowiem można wytłumaczyć na przykład to, że w czasie kiedy bardzo niechętnie chodziłem do kościoła, a coraz częściej pod kościół, kiedy unikałem sakramentów - jak to możliwe, że właśnie wtedy zdecydowałem się na pielgrzymkę, i to bez oglądania się na towarzystwo? Dziś wiem, że Bóg - Dobry Pasterz - pociągnął ku sobie mnie - zagubioną owcę.

     Wracając do czasu przełomu. Wówczas to, w wieku 19 lat, kilka miesięcy po owej pamiętnej pielgrzymce, odważyłem się wyznać na spowiedzi, iż przez wiele lat świętokradzko przystępowałem do Komunii św., zatajając grzechy nieczyste. To było ogromne zwycięstwo Pana Jezusa w mojej duszy. Od tamtej pory zacząłem spoglądać na swój problem w prawdzie. Nie postępowałem już jak alkoholik, który twierdzi, że jest zdrowy i panuje nad sobą; nie zagłuszałem i nie oszukiwałem już więcej swego sumienia. Rozpoczęło się moje wychodzenie z tej "moralnej schizofrenii", kiedy to z jednej strony uczestniczyłem w życiu Kościoła, wyrzekałem się Szatana i wszelkiego zła, a jednocześnie z drugiej strony brnąłem w grzech ciężki. Nie można żyć w takiej obłudzie, nie można jednocześnie iść do przodu i się cofać. Każdy człowiek jest grzeszny, ale powinien starać się iść drogą Bożych praw i przykazań. A kiedy upadnie w grzech, powinien jak najszybciej wstać i podążać dobrą drogą.

     Kiedy jeszcze nie byłem na tej "dobrej drodze", w wieku 17 - 18 lat, czytałem nieraz w pismach pornograficznych, że to, co ja robię, czynią wszyscy chłopcy w moim wieku, że to coś zupełnie normalnego. A przecież nie było mi z tym dobrze... Wtedy to właśnie przeczytałem w jednym z tych piśmideł list pewnego chłopaka, mówiący o tym, jak jego autor bardzo chciał zerwać z pornografią, jak ciężką walkę toczył o to. Lecz kiedy próbował żyć w czystości, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Wydawało mu się, że "eksploduje" (cytuję dokładnie jego wyrażenie).

     Stwierdziłem więc, że skoro nie da się tego zwalczyć, trzeba z tym jakoś żyć. (Jakże łatwo uwierzyłem w to kłamstwo!...). Próbowałem ograniczać częstotliwość swoich kontaktów z pornografią, ale skutki tych moich starań były bardzo mizerne. Zdarzały się też okresy, gdy nałóg nie budził we mnie niepokoju; byłem zobojętniały na zło i mówiłem sobie, że to coś nieszkodliwego... Dziś widzę, jak straszny i niebezpieczny był to stan, gdyż mogło to doprowadzić do zagłuszenia mojego sumienia i do zupełnego wykolejenia się. Mógłbym wtedy strasznie skrzywdzić nie tylko siebie, ale i osoby ze swego otoczenia. Dzisiejszy świat jest tak bardzo zagrożony dlatego, że wielu ludzi traci poczucie grzeszności - a grzech zawsze jest sprzeniewierzeniem się Bogu, który chce dla człowieka tylko i wyłącznie dobra.

     Miłosierny Jezus ustrzegł mnie od odstępstwa i zatracenia się w grzechu ciężkim. To On, który mnie tak umiłował, że w niewymownych mękach oddał za mnie życie, On - Jezus sprawił, że dziś mogę złożyć to świadectwo: "Kochani! Nie wierzcie w te straszne kłamstwa, gdy ktoś Wam mówi, że niemożliwe jest, aby żyć, trwając w czystości. Życie w czystości jest możliwe!". Dziękuję Bogu za każdy dzień, a każdy dzień przeżyty w czystości jest cudem i jest cudowny. I te cuda są możliwe i dostępne dla każdego!

     Życie niesie wiele utrapień i problemów, lecz kiedy żyję w czystości, widzę wszystko zupełnie inaczej: widzę sens życia, sens cierpienia. Świat, w którym żyję, odkrywam dziś na nowo, zupełnie jak gdyby z moich oczu spadły łuski. Widzę nie tylko zło i brzydotę, ale widzę też dobro i piękno - i umiem się nimi prawdziwie cieszyć.

     Teraz wiem z własnego doświadczenia, że człowiek, współpracując z Bożą łaską, może przezwyciężyć każdy nałóg, każde zniewolenie, choćby walka trwała przez wiele lat. I nie ma takiej pokusy, której nie można by było przezwyciężyć. Gdyby bowiem taka istniała, na pewno posłużyłby się nią Szatan, który chce zgubić każdego człowieka. Po cóż miałby atakować przez rozmaite pokusy? Użyłby na naszą zgubę właśnie tej jednej, której człowiek nie potrafiłby się oprzeć. Mnogość pokus świadczy więc o tym, że wszystkie one są do przezwyciężenia, kiedy uczciwie, szczerze walczymy, wzywając Bożej pomocy - "dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego" (Łk 1, 37).

     Jednak mimo że to wszystko wiem, mimo że od kilku lat żyję w czystości, rok temu przydarzył mi się upadek. Włączyłem film pornograficzny, mówiąc sobie, że to tylko na moment, że zaraz wyłączę. Mówiłem sobie, że jestem mocny... Oszukiwałem i łudziłem samego siebie... Czułem się okropnie, ale nie uległem rozpaczy. Nie odkładałem skruchy i pokuty, lecz przy najbliższej okazji, już na drugi dzień, przystąpiłem do spowiedzi. Trzeba umieć pogodzić się z tym, że sami z siebie jesteśmy słabi i ułomni, jednak nie należy się zniechęcać, ale trzeba coraz ściślej dążyć do zjednoczenia się z Bogiem. Czy zastanawialiśmy się kiedykolwiek, jaka to ogromna łaska, że grzeszne stworzenie może się łączyć z potężnym, świętym, nieskalanym Stworzycielem?

     Przez mój upadek Pan Bóg przypomniał mi, że muszę być czujny, że bez Niego nie wytrwam ani minuty, że muszę do Niego mocno przylgnąć, nieustannie o Nim pamiętać i żyć zanurzony w Jego łasce. Dzisiaj, patrząc na swoją historię życia, dostrzegam w niej trzy etapy. Pierwszy - to upadek w grzech i trwanie w nim kilka lat, mimo prób powstania. Etap drugi - spojrzenie prawdzie w oczy, nazwanie problemu po imieniu, czas kilkuletnich, strasznych zmagań z nałogiem. Jednak współpracując wytrwale z Bożą łaską, doszedłem do etapu trzeciego - do życia w czystości. Żyję w niej już kilka lat i nie oddałbym ani jednego z tych dni za żadne przyjemności, za żadne skarby świata. Oczywiście jest to także czas walki, ogromnych zmagań z rozmaitymi pokusami. Owszem, bywają okresy spokoju, kiedy mogę w sposób czysty patrzeć na kobiety, kiedy grzech mnie nie pociąga; zdarzają się jednak chwile - albo i całe dni - kiedy wydaje mi się, że już dłużej nie wytrzymam. Nałóg odzywa się z potężną siłą na przykład wtedy, gdy na wystawie sklepowej widzę okładki pism lub filmów o treści pornograficznej. Trzęsą mi się wtedy ręce, do ust napływa ślina, a serce bije jak szalone... Jednakże upadki będą rzadkie - lub nawet nie będzie ich wcale - jeżeli nie będziemy zbytnio ufać sobie, swojej sile, ale zaufamy Jezusowi. Opierając się pokusom i wzywając Go na pomoc, zawsze w Nim zwyciężymy. A po chwilach próby znów przychodzi radość i pokój. Pełna jasności i pogody cisza sumienia jest chyba największym skarbem, jaki można znaleźć na tej ziemi. Warto o ten skarb walczyć, zmagając się z każdym grzechem i zachowując wszystkie przykazania.

Czytelnik z Rzeszowa

Znalazłem receptę

     Zacząłem się onanizować w II klasie technikum, ostatni raz zrobiłem to 2 miesiące temu. Trwało to (bo wierzę, że już nie wróci) jakieś 6 lat. Chciałbym poprzez to świadectwo podzielić się moim doświadczeniem. Jestem bowiem przekonany, że wiem, jaka jest recepta na ten i inne nałogi: TYLKO BÓG.

     Zapomnij o swojej silnej woli, zapomnij o tym, że może małżeństwo coś zmieni. Zmieni się tylko sposób popełniania grzechu - tym razem posłużysz się współmałżonkiem.

     Rozumiem Twój smutek: tyle prób zerwania z nałogiem i nic. Sam przez to przeszedłem. Trzeba jednak uwierzyć, że można z tego wyjść, to nie jest aż tak trudne, jak Ci się teraz wydaje. Musisz uwierzyć, ale nie w siebie, tylko w Pana Boga.

     Próbowałem z tym skończyć kilkadziesiąt razy. Wreszcie dotarło do mnie, że straciłem kontrolę - że to już nie ja decyduję, czy i kiedy to zrobić. Świadomość tego, że to już jest nałóg, nie była dla mnie jakimś przełomem, momentem zwrotnym. Moje wcześniejsze, nieudane próby wyglądały mniej więcej tak: na początku była spowiedź, niestety bardzo płytka i powierzchowna, potem przyjmowałem Komunię św. i na tym koniec. Znowu upadałem - przez telewizor, komputer, zdjęcia. Wpadałem w "trans".

     Gdy dzisiaj wracam do tego myślą, jest mi przykro. Tyle zmarnowanych dni i nocy! Takie "podziękowanie" Bogu za mnóstwo łask, jakimi mnie obdarzył. Stan ten trwał 6 długich lat. Doświadczałem wciąż swojej bezsilności i słabości. Po każdym upadku pozostawało uczucie smutku i jakaś depresja.

     Jak to się skończyło? Najpierw była spowiedź, ale już inna: naprawdę szczera, w której nie tylko wyznałem grzech, ale i powiedziałem Bogu, że mam z nim prawdziwy problem, że nie potrafię się od niego uwolnić, że nie wiem, co będzie dalej, że już straciłem nadzieję. Nie umiałem powstrzymać łez.

     Wierzę, że właśnie podczas tej spowiedzi nastąpił przełom, że Pan Bóg właśnie wtedy, poprzez usta kapłana, przemówił do mnie. Spojrzał na mnie, pochylił się nade mną, pocieszył. Przywrócił nadzieję. Przygarnął mnie z powrotem do siebie, tak jak się przygarnia małe dziecko... Ważny był i kapłan. Wybrałem właśnie jego na swojego kierownika duchowego.

     Po tej przełomowej spowiedzi wydawało mi się, że to już koniec moich problemów. Jednak kilka dni później, przed telewizorem, gdy zaczął się film z czerwonym kwadracikiem i zaczęły się sceny erotyczne, nie wytrzymałem. Pan Bóg był wtedy przy mnie; słyszałem słowa: wyłącz ten telewizor, wyjdź z pokoju, ale je zagłuszałem, nie słuchałem. Pokusa grzesznej przyjemności była silniejsza. Upadłem. W jednej sekundzie zapomniałem o spowiedzi sprzed kilku dni.

     Wiem, że nawet dzisiaj, po 2 miesiącach czystości, gdybym usiadł nocą przed telewizorem, znowu bym upadł. Znowu zapomniałbym o całym świecie, o Bogu. Dlatego nie oglądam już dzisiaj telewizji nocą, w ogóle rzadko ją oglądam. Nie mam już na to czasu. Mam natomiast czas na modlitwę. Zaczynam dzień z Panem Bogiem. Noszę przy sobie różaniec i odmawiam go. Modlę się na nim, gdy jadę autobusem, gdy stoję na przystanku. O 15.00 odmawiam koronkę. Codziennie na zakończenie dnia staram się odmawiać cały różaniec. I choć nie zawsze umiem się skupić na tej modlitwie, to jednak próbuję, modlę się dalej. Dlaczego? Bo czuję moc tej modlitwy! Bo dzięki tej modlitwie wiem, np. kiedy mam wyłączyć telewizor, kiedy wyjść z pokoju. Dzięki tej modlitwie pokusy są jakby słabsze, zaczynam kroczyć Bożą drogą. Wstąpiłem do duszpasterstwa akademickiego, choć się tego zawsze bałem.

     Pięknie jest być wolnym. Oczywiście, że mam i inne problemy, nawet więcej niż poprzednio, ale to dlatego, że po prostu zacząłem je dostrzegać. I nadal muszę uważać i być ostrożnym, żeby nie upaść. Muszę uważać, na co patrzę, niekiedy odwracać wzrok. Muszę uważać, co czytam i z kim się zadaję... Wiem, że jeżeli będę tak jak teraz regularnie przystępował do sakramentów, codziennie się modlił, uczestniczył w ciągu tygodnia we Mszy św., to, z Bożą pomocą, wytrzymam. Każdemu tego życzę. Może moje świadectwo komuś pomoże. Módl się, przystępuj często do sakramentów świętych i jeśli jeszcze nigdzie nie należysz, to wstąp do jakiejś wspólnoty. To pomaga. To jest antidotum na Twoje nałogi czy codzienne kłopoty. Pamiętaj: Pan Bóg jest zawsze przy Tobie, tylko Go zaproś do Twojego serca!

Student ze Śląska

Masturbacja = nieszczęście

     Samogwałt stał się moim życiowym nieszczęściem. Nie myślałem, że "niewinne" zabawy ciałem rozpoczęte w wieku 12 lat mogą kończyć się tak źle.

     Miałem nieszczęście doświadczyć wielu złych rzeczy w życiu - nie pomijając papierosów i alkoholu - jednak moją życiową tragedią jest samogwałt. Tak, "samogwałt" - żadne tam "onanizowanie się" czy "masturbacja", jak mówią pseudopsychologowie w pismach typu "Bravo". Te terminy nie oddają tego, co się czuje wtedy, gdy się to robi. Jedynie słowo "samogwałt" oddaje prawdziwy charakter tego czynu.

     Moje nieszczęście rozpoczęło się w wieku 12 lat, gdy chodziłem do szóstej klasy szkoły podstawowej (pisma typu "Bravo" przyciągają dzieci, bo starszej młodzieży nie przekonują już ich wyssane z palca argumenty przemawiające za "pozytywnymi konsekwencjami" samogwałtu). Moje "niewinne" zabawy ciałem stały się przyczyną wielkiego zniewolenia. Dzisiaj mam już 20 lat. Kto mógłby przypuszczać, że w wieku 20 lat można czuć się staruszkiem, który zmęczony życiem, z całego serca pragnie dla siebie jak najszybszego końca, bo nie potrafi sobie poradzić ze swoim problemem?! Samogwałt uzależnia i zniewala, niszcząc zdolność do miłości. Pan Jezus powiedział: "Będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie samego", ale jak tu miłować bliźniego, gdy nie potrafimy miłować i szanować samego siebie?

     Potęga tego uzależnienia polega też na tym, że jest on "wstydliwy" i trudno się do niego przyznać, cóż dopiero rozmawiać o nim z kimś bliskim. Od ośmiu lat jestem uzależniony od samogwałtu. Zacząłem jako chłopiec, a jako już mężczyzna nie potrafię zadać śmierci tej hydrze. Widzę i czuję, jaki jestem słaby. Teraz dopiero doceniam czystość czy niewinność. Im dłużej walczę, tym jestem bardziej przekonany, że potrzebna jest modlitwa i wstawiennictwo innych u naszego Pana. Wtedy On w całej głębi swojego Miłosierdzia "schyli się nade mną i wydobędzie mnie z dołu zagłady". Proszę o modlitwę za mnie.

Łukasz


P
0x01 graphic

nr 4/2002

potraktowałem siebie krótko

     Nigdy nie czytałem "Brava". Pierwszy samogwałt popełniłem przypadkowo, podczas kąpieli. Odczułem przerażenie, uświadamiając sobie, że nie powinienem był dopuścić do tego, a uzależnienie przyszło bardzo szybko.

     Rozpoczęła się moja koszmarna walka. Wyzwolenie od seksu stało się moim nadrzędnym życiowym celem (zaraz po zbawieniu), najważniejszym grzechem wyznawanym na spowiedzi, ofiarą każdej Eucharystii, modlitw i pielgrzymek. Wszystko jednak kończyło się tak samo - przegraną. Czytałem świadectwa w Waszej gazecie, mówiące o tym, że należy zaufać Bogu, modlić się i być cierpliwym, trzymać dyscyplinę, unikać pokus itd... Miałem swoje osiągnięcia, z radością liczyłem każdy dzień bez grzechu nieczystości. Najdłuższy okres trwał 183 dni, był zdobyty w 1995 r., po seminarium odnowy w Duchu Świętym i spowiedzi z całego życia. Czułem jednak, jak szatan mną manipuluje, kierując moje zainteresowania na pornografię i nieczyste myśli. Nie miałem znikąd pomocy, nie wiedziałem do kogo się zwrócić. Na własnych błędach wykombinowałem, jak walczyć z takim szatańskim uzależnieniem. Zanim do tego doszedłem, mój grzech trwał wiele lat. Chrystus długo cierpiał przeze mnie.

     Pierwszy i najważniejszy krok to decyzja, czy chcę bezwarunkowo wyrwać się z niewoli seksu, rezygnując bezwzględnie ze wszystkiego, co się z uzależnieniem wiąże. Jeśli odpowiesz: "że chyba tak", "nie do końca", "ale..." nigdy nie pokonasz szatana. Musisz powiedzieć stanowcze, bezwarunkowe "tak". Masturbacja nie rozpoczyna się w momencie samego aktu fizycznego, lecz już na początku myśli, oglądanych obrazów, czytanych lub słuchanych tekstów, wspomnień, całej wyobraźni prowadzącej do podniecenia. Podwyższony poziom hormonów znajdzie zawsze "swoje" ujście, bez względu na dyscyplinę, zajęcia czy modlitwę. Wtedy jest już za późno. Człowiek uzależniony nie jest w stanie reagować na seks i pornografię, jak ktoś zdrowy, dlatego konieczne jest bezwzględne wystrzeganie się wszystkiego, co wiąże się z erotyką. Dotyczy to także kontaktów z osobami płci przeciwnej.

     Dla chłopaka walczącego z nałogiem dziewczyna nieskromna, lub nawet zachowująca się przyzwoicie może stać się źródłem podniecenia i powrotu do nałogu. Mając u boku drugą osobę bardzo trudno jest wyczuć moment, kiedy jest za późno, gdyż nie sposób przewidzieć jej myśli, odczuć i reakcji. Chcąc wytrwać w walce należy mieć to na uwadze, kontrolować swój kontakt z sympatią i najlepiej przedstawić jej swój problem, prosząc o pomoc i współpracę. Żaden młody chłopak nie uniknie jednak erotycznych myśli, a także zdjęć, obrazów rozmów, którymi dzisiejszy świat, jest przepełniony. Trzeba potraktować siebie krótko. Ja w sytuacjach zagrożenia staram się uświadomić sobie, że to, co widzę lub słyszę jest złe, zrobione dla pieniędzy przeciwko ludziom i nie ukazuje prawdy. Modlę się także do Maryi i św. Józefa. Zamiast wyobrażać sobie, co mógłbym robić z jakąś piękną i seksowną dziewczyną, wyobrażam sobie wspaniałą młodą i czystą kobietę, której obiecuję, że będę walczył z moim uzależnieniem, aby nie grzeszyć i być jak najlepszym mężem i ojcem dla jej dzieci. Dzięki temu odczułem smak wolności i teraz bardzo zależy mi, aby go nie stracić. Stałem się dużo bardziej wrażliwy i uczuciowy, może nawet nieco romantyczny, tęsknię też za prawdziwą miłością. Zmieniło się także moje wyobrażenie przyszłego życia w rodzinie, wartości kobiety i sensu życia.

     Niedługo minie 500-tny dzień najdłuższej walki, która jest spełnieniem moich wieloletnich starań. Dziękuję Ci, Boże.

Michał



0x01 graphic

nr 5-8/2001

Od 7 miesięcy trwam w czystości

     Mam 17 lat. Od 7 miesięcy trwam w czystości. 5 lat tkwiłam w tym grzechu, w tym bagnie, w tym piekle. Niszczył mnie powoli, ale skutecznie. Znienawidziłam siebie i innych. Lecz kiedy Bóg mi wybaczył, otrzymałam wprost nowe życie - inne spojrzenie na świat, siłę do walki (BĄDŹ UWIELBIONY DOBRY BOŻE ZA NIEZGŁĘBIONE TWOJE MIŁOSIERDZIE WZGLĘDEM NAS!)

     Kiedy przychodzi pokusa wysyłam sms-a do Pana Boga, z prośbą o oddalenie pokusy, o pomoc w jej przezwyciężeniu i staram się czymś zająć, choćby pozmywać naczynia, zadzwonić do koleżanki, poczytać książkę, pooglądać telewizję. Proszę Was, nie bójcie się pójść do spowiedzi żeby to wyznać, łaska Jezusa,nieustawanie w modlitwie i ciągłe przezwyciężanie swojego wstydu, swojej słabości to ratunek!! Głęboko wierzę, że każdemu z Was się uda, postaram się codziennie odmawiać różaniec za osoby, które są uwikłane w ten grzech,a w sposób szczególny za Was, którzy tu się wypowiadacie. Pozwolę sobie przytoczyć tu kilka tekstów, które mam nadzieję dodadzą Wam nadziei, otuchy, podniosą na duchu, będą jakąś wskazówką.

     ADAM MICKIEWICZ: Grzech choćby najsilniejszy, skoro wydrzesz z łona, Natychmiast przed oczyma spowiednika skona. Jak drzewo, gdy mu ziemię obedrzesz z korzeni, Choć silne, wkrótce uschnie od słońca promieni.

     KS. MIECZYSŁAW MALIŃSKI "Zanim powiesz kocham" str. 13: ONANIZM I nawet więcej, niż są warci, nie kochających żałujemy. (Wisława Szymborska) Chwilę czekałem. Chłopiec wciąż milczał. - Chciałeś ze mną rozmawiać. Słucham cię. Ale milczał dalej. Zrozumiałem, że trudno mu zacząć. Wobec tego, aby mu pomóc, spytałem: - Masz jakieś zmartwienie? Prawie że wszedł w moje pytanie: - Proszę księdza, ja popełniłem grzech. Ale zaraz dodał: - Ja nie miałem pojęcia, że to jest wielki grzech, że to jest w ogóle grzech - szybko dorzucił. Nie wiedziałem, o co chodzi. - A skąd wiesz, że to był grzech? - Wyczytałem w książce, że tego nie powinno się robić. Ja w ogóle nie wiedziałem, jak się to nazywa. Ja się onanizowałem. Proszę, rozróżniaj polucję od onanizmu. Bardzo często stawia się znak równości. Może być tak, że chłopak sobie przypisuje winę tam, gdzie o żadnej winie mowy nie ma - albo wprost przeciwnie: uważa się za całkiem niewinnego tam, gdzie jest niewątpliwie winien. Dlaczego są te pomyłki? Ponieważ polucje nie pojawiają się wyłącznie w płaszczyźnie fizjologicznej, tylko łączą się ze snami seksualnymi, które niejednokrotnie utrzymują się po przebudzeniu. Stąd też taki człowiek, jeszcze nie bardzo panujący nad sobą, stwierdza polucję i jest przerażony, bo przypisuje sobie winę. Albo doszukuje się przyczyny w sobie i dochodzi do wniosku, że widocznie w ciągu dnia nie był zbytnio ostrożny, słuchał albo oglądał coś, co mogło to podniecenie spowodować, stąd wina jest po jego stronie. Ale bywa i przeciwnie - tak było w przypadku, który przytoczyłem - uznaje ten stan za naturalny, a ponieważ przynosi przyjemność, zaczyna go świadomie wywoływać. I tak następuje przesunięcie od polucji do onanizmu. Skąd się bierze polucja. Każdy organ wykształca się poprzez funkcjonowanie czysto mechaniczne. Tak jak małe dziecko, jeszcze w beciku, wyrabia sobie mięśnie nóg przez ciągłe skurcze i rozkurcze, podobnie gdy chodzi o narządy płciowe. I to jest przyczyną tak zwanych nocnych polucji względnie zmaz. A ponieważ fizjologia ma wpływ i na psychikę, stąd przy tym sny. Ale nie koniec na tym. Gruczoły płciowe działają nie tylko w nocy. Erotyzm ogarnia całą psychikę dojrzewającego człowieka. Stąd pobudliwość, nadwrażliwość na wszystko, co dotyczy płci przeciwnej - na rysunki, zdjęcia, teksty w książkach beletrystycznych, na osoby ubierające i zachowujące się zbyt swobodnie. Stąd rozbudzona wyobraźnia tworzy skojarzenia w tym właśnie kierunku. Stąd świntuszenie w rozmowach: żarty, wyrazy nieprzyzwoite, dwuznaczniki i rysuneczki nieprzyzwoite. A w nocy pokusa, by się onanizować. To, co u chłopców występuje w ostrej formie, u dziewcząt dopiero się zaznacza. U dziewcząt rozwój gruczołów płciowych jest o wiele wolniejszy. Trwać on jednak będzie daleko dłużej. I one - w tym zwłaszcza czasie - na podobnej zasadzie będą miały skłonności do onanizowania się. Po drugie: zdawaj sobie z tego sprawę, że to nie jest rzecz błaha. Jeśli wyładujesz (fatalne słowo) cały swój eros, względnie cały swój potencjał erotyczny czy całą strukturę erotyczną (też fatalne słowa) w tej czynności fizjologicznej, to staniesz się pusty: ty już nie będziesz ty. Osobowość bez erosu jest zubożeniem. Jeżeli ktoś świadomie popełnia onanizm, wtedy z narządu robi cel, wtedy eros zużytkowuje wyłącznie do funkcji fizjologicznej. Chłopcze - przestaną cię interesować dziewczęta; a dziewczyno - przestaną cię interesować chłopcy. To będzie fatalne. Zniknie ten cały urok chłopca, ten cały urok dziewczyny w nawiązywaniu prawdziwej przyjaźni w relacji: chłopiec - dziewczyna. Na tej zasadzie również zawarcie małżeństwa będziesz miał utrudnione, dojdzie do niego albo przez przypadek, albo wcale. Jeżeli onanizm zdarzał się sporadycznie - od czasu do czasu - to jeszcze nie jest tak źle. Gorzej, gdyś popadł w nałóg. Gdy to ci się zdarza nawet parę razy na tydzień. Wtedy trzeba się zabrać poważnie za siebie.

     Jak uratować się od tego nałogu? Najpierw: nie tragizować. Dobrze mnie wysłuchaj - jestem daleki od lekceważenia tej sprawy, ale proszę, potraktuj onanizm tak samo, jak się traktuje każdy inny nałóg; jeden pali, a drugi pije - bo wpadł w ten nałóg, może nawet nie całkiem świadomie. Ale gdy sobie uświadomił, jak to jest szkodliwe, próbuje się z niego uwolnić. A więc najpierw: nie tragizować nawet wtedy, gdy mimo podejmowanych wysiłków nie masz wyników. Jednemu łatwiej się nałogu pozbyć, drugiemu trudniej. Sposobów, środków, metod jest dużo. W związku z tym trzeba powiedzieć, że jednym z elementów przyczyniających się do powstania tego nałogu jest niehigieniczny tryb życia młodzieży, mało ruchu, siedzenie nad książkami. Człowiek, który się rozwija, powinien mieć dużo sportu, dużo ruchu, dużo powietrza. Codziennie nie możesz grać w kosza, ale przed snem zrób sobie małą gimnastykę. Znajdź sobie trasę w pobliżu domu, gdzie mógłbyś pobiegać. Poza tym prowadź normalny, higieniczny tryb życia. Podziel sobie dzień na spanie i niespanie. Spać - śpij jak możesz najdłużej. Ale gdy się obudzisz, to wstawaj. Z kolei przed snem bierz tusz - i to jak amen w pacierzu, jak przykazanie Boskie. Ciepła a potem zimna woda, wytrzeć się ręcznikiem do czerwoności i potem szczupakiem w łóżko, przykryć się i spać, z rękami na kołdrze. Drugi element, który należy wymienić, to jest fakt erotyzacji naszego życia. W tekstach literatury, w kinie, w telewizji, w tygodnikach. A nawet w stroju niektórych dziewcząt i pań. Wiedząc o tym, nie narażaj się. Nie pchaj się jak ćma w ogień, bo się spalisz. Bądź normalny. Nie chodź do kina na filmy niedozwolone dla twojego wieku. Nie wyszukuj książek, które mają pikantne opisy. Bądź normalny. Gdy jesteś w kinie i dojdzie do jakichś obrazów erotycznych, to niekoniecznie zamykaj oczy. Ale z drugiej strony - nie idź do kina, żeby jeszcze raz zobaczyć te sceny. Chcesz czytać książkę? Proszę bardzo. Nie rób sobie kolejnego kompleksu, niepotrzebnej gmatwaniny sumienia. Natrafisz na scenę erotyczną, nie zastanawiaj się, czy ci wolno czytać czy nie, tylko jedź jak leci bez zmrużenia oczu. Ale gdybyś brał książkę i wyczytywał z niej tylko erotyczne sprawy, no to jesteś samobójcą. Zrezygnuj z towarzystwa, gdzie - jak na twój gust - za dużo wyuzdania, nieprzyzwoitości, dowcipów ordynarnych, gdzie wszystko wszystkim kojarzy się z seksem, jakby tylko ta sprawa istniała na świecie. Bądź normalny. Na koniec - dobrze by było, gdybyś miał swojego spowiednika, do którego mógłbyś przychodzić z całym zaufaniem, aby porozmawiać o twoich kłopotach.

     AUTOR NIEZNANY: Ciągle zaczynam od nowa, choć czasem w drodze upadam, Wciąż jednak słyszę te słowa: "Kochać to znaczy powstawać". Chciałem Ci w chwilach uniesień życie poświęcić bez reszty, Spójrz, moje ręce są puste... Stoję ubogi, ja grzesznik. Przyjm jednak małość mą, Panie, Weź serce me, jakie jest. Jestem jak dziecko bezradny, Póki mnie ktoś nie podniesie. Znów wraca uśmiech na twarzy, Gdy mnie Twa miłość rozgrzeszy. Wiem, że wystarczy Ci Panie, Dobra, choć słaba ma wola. Z Tobą mój duch nie ustanie, Z Tobą wszystkiemu podołam. Szukam codziennie Twej twarzy, wracam w tę noc pod Twój dach...

     Jeśli ktoś chciałby ze mną porozmawiać o swoim problemie związanym z tym grzechem, to proszę odezwijcie się na maila - drugaja2@wp.pl Jestem w stanie Was zrozumieć bo sama przez to przechodziłam i jestem w trakcie walki. Obiecuję każdemu odpisać. Otaczam Was modlitwą i serdecznie pozdrawiam.

Oliwia

Jezus może wszystko

     We wczesnej młodości popadłem w nałóg masturbacji. Miałem kilkanaście lat, kiedy razem z kolegami oglądałem pierwsze czasopisma erotyczne z Zachodu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jest to grzechem. Kiedy po kilku latach to sobie uświadomiłem, podjąłem walkę z tym nałogiem, co nie było wcale łatwe. Pojawiły się wtedy w polskiej TV filmy z intymnymi scenami, a w godzinach nocnych filmy erotyczne. Nigdy nie kupiłem żadnego pisma erotycznego ani filmu, a mimo to to wszystko wlewało się do mojego życia ze wszystkich stron. Czytałem wypowiedzi tzw. specjalistów - terapeutów i psychologów, którzy sądzili, że masturbacja to nic złego, że to takie ludzkie, zupełnie normalne i nieszkodliwe - i uspokajałem się na pewien czas. Nie umiałem jednak zagłuszyć sumienia. Dziś z całą świadomością stwierdzam, że te naiwne opinie to bzdury i kłamstwa.

     Potem się ożeniłem, przyszły na świat dzieci, a to zło wciąż do mnie powracało. Wydawało mi się, że już nigdy z tego nie wyjdę. Przez tyle lat żona o niczym nie wiedziała i niczego się nie domyślała, a mnie było coraz trudniej. Nieustannie prosiłem Pana Jezusa i Maryję o pomoc, ale zbyt mocno ufałem sobie i byłem przekonany, że jestem w stanie poradzić sobie sam. To było moje naiwne myślenie. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że tak naprawdę to ja nie kocham ani swojej żony, ani dzieci. Po prostu nie potrafiłem nikogo kochać. Wprowadzałem nerwową atmosferę, wszczynałem kłótnie, nie miałem kontaktu z dziećmi.

     Pan Bóg jednak nie zapomniał o mnie i za wstawiennictwem Niepokalanej otrzymałem wielką łaskę. Otóż kilka lat temu zupełnym przypadkiem usłyszałem w Radiu Maryja kilka świadectw słuchaczy, którzy mówili o mocy modlitwy różańcowej, jakiej doświadczyli w swoim życiu. Zaproponowałem żonie i dzieciom, abyśmy codziennie wieczorem odmawiali różaniec. Tak jest do dziś. Na owoce tej modlitwy nie trzeba było długo czekać. W życiu rodzinnym wszystko zaczęło się porządkować. Oprócz tego Pan Bóg obdarzył mnie wspaniałą łaską - od pewnego czasu codziennie chodzę na Mszę św. i przyjmuję Go do mojego serca. Każdego dnia czytam Pismo św. Po nałogu nie ma śladu. O wszystkim powiedziałem żonie i, przepraszając, prosiłem o przebaczenie.

     Pan Bóg mi wszystko wybaczył, a ja oddałem Mu resztę mego życia, oddałem Mu się całkowicie i zaufałem do końca. Jestem szczęśliwy, uczę się kochać wszystkich ludzi. W imieniu Pana Jezusa chcę Was zaprosić i zachęcić do tego, abyście zaczęli codziennie karmić swoją duszę Ciałem i Krwią Pana Jezusa, słowem Bożym i modlitwą. Jeżeli wybierzecie inną drogę i będziecie tylko karmić i nasycać swoje ciało, nigdy nie będziecie szczęśliwi i nie poznacie prawdziwego piękna. Jeśli będziecie przyjmować Jezusa, nie doznacie zawodu!

     Życzę wszystkim tej Miłości, która gości w moim sercu. Jezus jest moim Panem!

Janusz



0x01 graphic

nr 3-2007

0x01 graphic

ks. Winfried Wermter

Od czego trzeba zacząć leczenie z onanizmu? Czy jest z tego wyjście? Książeczka zawiera odpowiedzi na te i inne pytania nurtujące młodzież, która walczy z tym problemem..

Jest nadzieja!

     Ja stary grzesznik, w nałogu juz 17 lat! Który do tej pory nie wytrwał w czystości więcej jak dwa tygodnie!!! Co tydzień biegający do spowiedzi, czasem częściej! Przeczytałam świadectwo jednego młodego chłopaka i uwierzyłam!!!

     Postawiłam na Jezusa! Uwierzyłam w Jego moc i to ZANIM udało mi się dokonać tego WYCZYNU. Mój wyczyn to wytrwanie w czystości 30 dni! Dokonałam tego!!! Dokonałam!!! Pomyślicie co to jest? To dla nałogowca wielki wyczyn...

     Z góry założyłam sobie ze musze mieć większa ufność w Boże miłosierdzie, w pomoc Matki Bożej i św. Michała Archanioła i tylko dlatego wytrwałam!!!

     Ilez razy juz obiecywałam sobie wyjście z nałogu?? Chyba setki! Nie udało się, bo liczyłam więcej na siebie, i przy drobnym kryzysie ulegałam. Teraz postanowiłam ze Bóg będzie pierwszy w moim postanowieniu. I wiecie co? zanim wykonałam te 30 dni tj. po upływie niecałych 2 tyg. - napisałam świadectwo do Miłujcie się ze zamierzam wytrwać 30 dni!!! W ten sposób dając dowód Jezusowi - ze wierze w Jego pomoc, nie chciałam czekać aby sie przekonać czy wytrwam 30 dni bo to tak jakbym Mu nie ufała i chciała Go sprawdzić! a ja Jemu zaufałam całym sercem i wytrwałam!!!

     Powiem wam to jest możliwe!!! Teraz mam większą siłę.. nowy przypływ energii, wiem ze Jezus da mi siłę na kolejne dni... nie wiem na ile... bo sama jestem słaba, ale jeśli zdarzy się upadek, zacznę od nowa!! Liczy się wytrwałość i praca, a Jezus niech czerpie owoce z każdego dnia w czystości. Nie myślcie ze wpadłam w euforię czy jakiś bzik na punkcie mojej czystości. To jest naturalna radość ze pokonałam jakiś odcinek swojej słabości, i nie zamierzam się stresować czy znowu będzie wpadka! Jeśli byłaby Bóg mi na nowo przebaczy. Od tego jest konfesjonał ;)

     Dodam ze najgorszym rozwiązaniem po spowiedzi jest brak wiary, lęk przed następnym grzechem, ten lęk jest fałszywy, paraliżuje nasze siły, osłabia i doprowadza do kolejnego grzechu! Grzech poniża, jeśli poddamy się myśleniu ze jesteśmy nic nie warci, brudni, bezwartościowi to będziemy się poniżać - karać kolejnym grzechem! Ot błędne koło.

     Trzeba uwierzyć ze po spowiedzi św, Jezus odnawia nasze wnętrze, jesteśmy czyści!! Wiec nie ma miejsca na myślenie o sobie w kategorii potępieńca, to wbrew Bożej miłości!

     Mamy przebaczyć sobie, Mamy myśleć ze jesteśmy Dziećmi Boga i KONIEC KROPKA, bez względu na przyszłość i ilość upadków!

     Kazdy nałóg wymaga abstynencji... na całe życie.. do nałogów można wrócić po nawet wielu latach ale jeśli będziemy wytrwale pracować z łaska Boża i nie zniechęcać się.. kto wie może wytrwamy do końca naszych dni..? Uwierzcie! nie poddawajcie się! skoro mi się udało???!!! Ja już UWIERZYŁAM!

     I'm Happy !!!! :)))

     PS

     Wiarę trzeba wzbudzić w sobie, nawet jeśli to trudne, trzeba trochę na oślep powierzyć się Jezusowi ufając ze On jest silniejszy.. nie oczekuj ze wiara spadnie sama z nieba, trzeba twojej woli, wyjścia jej naprzeciw.

     Czuje się taka duchowo odnowiona, świeża, dzięki tej wstrzemięźliwości... wystarczyło naprawdę nie wiele, tylko zaufanie i mocne postanowienie.. a jednak tyle lat na to czekałam. I pomyśleć ze zawdzięczam to młodemu chłopakowi lat 18 który napisał ze Jezus go uwolnił z grzechu wtedy gdy tak ufnie się do Niego zwrócił na rekolekcjach.

     Wiecie jaka to radość być na nowo człowiekiem wolnym??? będąc tyle lat w niemocy, czuję się jakby ta przeszłość juz mnie nie dotyczyła, Pan przywrócił mi godność, nie czuję się brudna mimo iż tak długo grzeszyłam!. I dodam ze prosiłam Jezusa o siłę do walki ale żeby nie zabierał mi pokus! gdyż bez pokus nie miałabym zadniej radości z wytrwania, bo nic by mnie to nie kosztowało... prosiłam o pokusy takie które mogę pokonać, po to aby się nie rozleniwić ale pracować nad czystością, zmagać się i walczyć o nią.

     I wtedy gdy one przychodziły mówiłam - Nie! Bóg jest moja Mocą...

     Pan pokazał mi ze to jest możliwe, ale sama Jego łaska nie wystarcza, musi być mój wkład, moja praca, nie może być bierności. Każdy dzień w czystości ofiarowywałam za grzeszników i dziękowałam Bogu za ten dar. Chwała Panu!

Daga

Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą!

     Cześć, jestem Aga :)

     Mam 19 lat, i może opowiem Wam swoją historię. Z nałogiem masturbacji męczyłam się przez kilka dobrych lat. Wszystko zaczęło się całkiem niewinnie, młoda "gówniara" chciała oglądać filmy dla dorosłych, wiecie, jak się mówi dziecku nie rób, to dla dziecka(nastolatka) to zachęta do nieopanowania. Zwłaszcza, że rodzice sprawili mi prezent, piękny, własny telewizor, który stał w moim pokoju. I przez wiele lat, był to tylko i wyłącznie nałóg pornografii. Niestety po jakimś czasie po przez filmiki, odkryłam, że można samemu sobie zrobić "dobrze". I tak się wszystko zaczęło, na początku było to całkiem nieświadomie. Naczytałam się w kolorowych gazetkach, że to wszystko jest normalne, i każdy nastolatek tak powinien, że to wręcz "na zdrowie". Podobało mi się to, i nie traktowałam tego jak nałóg. A wręcz przeciwnie, (patrząc na to z perspektywy czasu, typowe myślenie człowieka uzależnionego), a mianowicie: "w każdej chwili mogę przestać". Do tej pory pamiętam, swoje przerażenie, gdy na którejś lekcji religi w gimnazjum usłyszałam, że trwam w grzechu śmiertelnym. Wtedy nawet nie byłam "blisko" kościoła, ale stwierdzenie grzech śmiertelny jakoś we mnie bardzo uderzyło.

     Poszłam do spowiedzi, jakoś ciężko było mi to z siebie wydusić. Niestety po spowiedzi bardzo szybko wróciłam do nałogu. Owszem miałam nawet przerwy kilku miesięczne, ale potem i tak wracałam. Wpływało na to wiele czynników: *samotność (potwierdzam stwierdzenie, że samotnym jest się także wśród ludzi). *odrzucenie ze strony środowiska (mieszkam w dość ziomalskiej okolicy, zawsze jakoś źle się czułam w tej okolicy, z jednej strony błogosławieństwo wielkie Boga-bo nigdy nie ciągnęło mnie do picia, palenia, ćpania, itd. Z drugiej strony było to również powodem nieakceptacji ze strony ziomali. Byłam inna, niedzisiejsza, zresztą nadal jestem;) I te odrzucenie, było również pokrywane czynami, nie raz się dostało śnieżką w łeb, czy usłyszało wyzwiska i wulgarne słowa na swój temat. Więc nałóg, wprost idealny sposób na odreagowanie. *pragnienie przyjemności, choć przez chwile poczuć się szczęśliwą, poczuć emocje. *pragnienie zapomnienia *nie wiara w to że kiedykolwiek będę szczęśliwa, więc "co mi szkodzi" -tak wtedy myślałam. Ponad to miałam świetne warunki w domu, duży własny pokój z dala od wszystkich, z telewizorem, w późniejszym czasie komputerem, netem. Wręcz idealne warunki. No i zaczęła się moja walka.

     W czasie bycia w nałogu wstąpiłam do oazy, było to jakieś już prawie 5 lat temu. Zbliżałam się do Boga, ale z nałogu wyjść nie mogłam. Chyba głównie dlatego, bo liczyłam na własne siły. "mogę przestać, kiedy zechce". Lecz takie myślenie sprawiało jedynie to, że ciągle upadałam. Mało tego spowiedzi nie traktowałam, jako drogę do wyjścia z nałogu, tylko jako takie odpukanie, i uciszenie na chwile własnego sumienia. Pomysł stałego spowiednika nawet dla mnie nie istniał, wolałam chodzić do różnych księży, żeby mi odpukali i nie drążyli tematu, no bo po co, przecież sama sobie poradzę. No i takie myślenie spowodowało jeszcze większy upadek. Któregoś dnia przystąpiłam do Komunii Św. gdy byłam w tym grzechu. Z perspektywy czasu, nie wiem na ile świadomie to zrobiłam, ale zrobiłam. Czyli tym samym dopuściłam się świętokradztwa. Po czym poszłam do spowiedzi i nie nazwałam rzeczy po imieniu, tylko powiedziałam, że przystąpiłam do Komunii Św. gdy miałam grzech, ks. nie drążył tematu, a ja się z tego powodu cieszyłam. Czyli tym samym moje późniejsze Komunie i Spowiedzi nie miały sensu, ponieważ zataiłam grzech.

     Po paru miesiącach poczułam, że jednak mi bardzo ciąży na sumieniu. Pamiętam, że było to przed moimi drugimi rekolekcjami oazowymi, był to 1'. Dzień przed wyjazdem postanowiłam że pójdę do spowiedzi, jak na złość byłam w paru kościołach, ale żaden ksiądz nie spowiadał. Przez co musiałam wyspowiadać się na rekolekcjach, co było dla mnie wielkim przeżyciem. Po pierwsze, zawsze bałam się spowiedzi prosto w oczy, po drugie musiałam wyspowiadać się z nie lada grzechów, po trzecie ks. na rekolekcjach był kiedyś u mnie w parafii, i był "znajomy" znał mnie, co jeszcze bardziej mnie odrzucało.

     No i w końcu się przełamałam, była to chyba moja pierwsza w życiu spowiedź kiedy to spowiedź nie była "odpukaniem" tylko szczerą, luźną rozmową, gdzie powiedziałam wszystko od początku do końca. Po rekolekcjach poszłam jeszcze na pielgrzymkę, i było super, niestety równie szybko jak wróciłam do domu, tak samo szybko wróciłam do nałogu. I od tego czasu zaczęła się moja świadoma walka z nałogiem, kiedy to świadoma tego że mam problem, i że sama sobie nie umiem z tym poradzić próbowałam wszystkiego, aby uwolnić się od tego nałogu. Katowałam się ćwiczeniami, aby się męczyć i nie mieć siły na nic, powtarzałam ciągle słowo "Jezus" bo gdzieś któryś ksiądz mi powiedział, że takie akty strzeliste ratują w takich sytuacjach, gdy szłam spać, miałam w ręku różaniec, nawet kiedyś skropiłam łóżko wodą święconą. Niestety zawsze umiałam znaleźć miejsce, sytuacje, pretekst żeby upaść. Wręcz czasami wracałam do domu z jedyną myślą w głowie "zrobić to" jak najszybciej, jak najwięcej, jak najdłużej. Potem oczywiście czułam się beznadziejnie, moja samoocena miała się jeszcze gorzej, moje życie emocjonalne karłowaciało, a w sumie to w ogóle zanikało. Nie chodziłam do spowiedzi, bo wiedziałam, że później nie będę mogła tego zrobić, albo robiłam to z myślą, że skoro Bóg mnie kocha to i tak mi przebaczy.

     Po jakimś czasie stwierdziłam, że walka z tym nie ma sensu, wtedy też przyszedł czas buntu. Powiedziałam, że dość grzecznej, posłusznej, cichej, potulnej, religijnej Agniesi. Przestałam się modlić, przestałam chodzić do kościoła (nawet w niedziele), przestałam chodzić na oaze. Albo chodziłam z przymusu tylko na spotkania formacyjne, żeby je "zaliczyć". Przestałam ograniczać się tylko do oazowych imprez, zaczęłam żyć dzisiejszym życiem. Bywało picie na imprezach, z podrywaniem chłopków też nie było problemu, zaczęłam patrzeć na nich nie jak na człowieka, ale jak na towar. Nałóg przestał być dla mnie problemem, robiłam to bo mogłam, żaden kościół, Bóg nie stał mi na przeszkodzie. I tak trwałam przez jakiś czas, próbowałam sobie i innym udowodnić, że umiem również w ten sposób żyć, że Bóg nie jest mi do niczego potrzebny, a już napewno nie do szczęścia. Świetnie umiałam odnaleźć się w tej roli, ale właśnie.... W TEJ ROLI... Tak w głębi czułam, że nie jestem prawdziwa, że tylko coś odgrywam, że nie jestem sobą. Że próbuje być kimś, kim naprawdę nie jestem i gdzieś w głębi nie chce być. I stwierdziłam, że to nie ma sensu, poszłam do spowiedzi wyrzuciłam to wszystko z siebie i zaczęłam od nowa. KOCHAĆ TO ZNACZY POWSTAWAĆ.

     I tak też zrobiłam, zaczęłam znowu walczyć z nałogiem, który jakby nie patrzeć, był przyczyną wielu upadków w moim życiu. Poszłam na układ z Panem Bogiem;) Panie Boże daj mi łaski aby mieć siły do walki, wytrzymam, ale proszę, ześlij mi jakąś bliską osobę, bo sama nie dam rady. Wytrzymałam pół roku, był to okres bardzo ciężki, była w moim życiu pustka, której niczym nie umiałam zapełnić, była we mnie ogromna obojętność, brak jakichkolwiek emocji, bliskie osoby poodchodziły, budowałam w wokół siebie mur, przez który nikt się nie przebijał, nawet nikt nie stał obok tego muru. Wszyscy sobie darowali mnie. A ja? Byłam obojętna, przy okazji zatraciłam kila wartościowych relacji. Obojętność i pustka górowały. Ale ja mocno trwałam w postanowieniu, modląc się o siły, i wierząc, że jeśli wytrwam, to Pan Bóg ześle mi Kogoś ważnego. Pojechałam na rekolekcje, 2' ONŻ. I Ktoś się pojawił, Ktoś bardzo ważny. Odczułam to jak odpowiedź Pana Boga na moje błagania. ;) I że jejku, to wszytko ma sens!:) W życiu nie ma przypadków:) I Bóg ześle łaski, jeśli z wiarą będziemy o nie prosić...

     Ale trzeba być cierpliwym, to nie jest że poproszę Boga, pstryk i jest, życie odmienione. Pan Bóg daje łaskę, ale my musimy chcieć z nią współpracować. Musi być dialog. Ostatnio Pan Bóg znów mnie bardzo próbuje, ja sama popełniłam wiele błędów, zdaje sobie z tego sprawe, znalazłam się w sytuacji gdzie zostałam bez studiów, bez pracy, bliscy się oddalili, "coś" bardzo ważnego stanęło pod znakiem zapytania. Ale mimo to, nawet przez głowę mi nie przeszło, żeby wrócić do nałogu! :) Mimo że szatan bardzo atakuje, po przez np. sny, lęki, bezsenność. Ale czuję że Pan Bóg mnie dzięki swojej łasce uzdrowił! :) Mało tego, poniekąd dzięki nałogowi, a raczej dzięki walce z nim, wyćwiczyłam sobie silną wole, i jeśli sobie coś postanowię, to zazwyczaj udaje mi się tego dotrzymać. To taki bonusik-owoc Boży;) CHWAŁA PANU ZA TO! :) I chciałabym w tym miejscu powiedzieć wszystkim, którzy walczą i zmagają się z tym świństwem, którzy upadają, nie mają nadziei i wiary w to że można z tego wyjść, to ja jestem świetnym przykładem na to, że MOŻNA!:) Trzeba tylko się modlić, najlepiej jeśli jest taka możliwość codziennie chodzić na Eucharystie, i jeśli jest taka potrzeba to nawet codziennie chodzić do spowiedzi. Walka będzie trudna, długa, niszcząca, ale warto walczyć!:) Pan uzdrawia:) I jedno zdanie, które zapadło mi w głowie: DOPÓKI WALCZYSZ JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!:)

Aga

Chcę żyć

     Pragnę żyć w czystości, jednak z problemem masturbacji zmagam się od kilku lat. Nieczystość przylgnęła do mnie, zanim się zorientowałem, że to zło. Już w podstawówce miałem skłonności do erotycznych marzeń. Potem, dzięki mojemu zaangażowaniu w życie duchowe i działalność w parafii, te fantazje odstąpiły ode mnie. Jednak już w czasie gimnazjum pokusy nieczystości wróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Moje pobożne ideały ustąpiły miejsca grzechowi...

     Zacząłem się masturbować. Najpierw rzadko, potem coraz częściej. Poszedłem do liceum i zamieszkałem na stancji. Zostawiłem gorszące środowisko, ale niestety, nie mogłem porzucić nieczystości swojego serca. Problemy w nauce, brak akceptacji ze strony nowych znajomych, brak kontaktu ze starymi przyjaciółmi sprawiły, że masturbacja stała się moją ucieczką od niełatwej codzienności. Po tym wszystkim odczuwałem frustrację i wyrzuty sumienia. Myślę, że w tym czasie egoizm odebrał mi wiarę w miłość Boga do mnie. Dziś wiem, że w czasie tych trudnych chwil Bóg był ze mną. Pomimo moich upadków On stale mnie kochał i kocha...

     W tym czasie całkiem przypadkiem przeczytałem Miłujcie się!. Zacząłem odmawiać Modlitwę zawierzenia. Niestety, po niecałym tygodniu znów upadłem... Targały mną nienawiść do samego siebie, poczucie beznadziejności i bezsilności, duchowa starość i okropna rozpacz. Tego samego jednak dnia, 5 lutego [wspomnienie św. Agaty, męczennicy dziewicy - przyp. red.], poszedłem wieczorem na Mszę św. Po niej poprosiłem księdza o spowiedź. Odmieniła ona całe moje życie. Za kratką konfesjonału spotkałem Chrystusa, który po raz kolejny potwierdzał swoją miłość do mnie. Otworzyłem przed Nim całe swoje serce, pełne emocji i pytań: "dlaczego tonę, przecież tego nie chcę?!". Jezus wlał w moje serce nową nadzieję: "Nie poddawaj się, walcz! Bo życie człowieka jest nieustanną walką". Jeszcze nigdy wcześniej miłość Chrystusa nie dotknęła mnie tak mocno. Zrozumiałem, że On kocha mnie zawsze, nawet kiedy grzeszę.

     Odtąd wiele się zmieniło. Zacząłem inaczej patrzeć na świat, przestałem się egoistycznie użalać nad samym sobą - teraz wszystko zawierzam Jezusowi. Rozpocząłem pracę nad sobą pod okiem stałego spowiednika.

     Czasem jeszcze zdarzają mi się upadki, ale wtedy staram się nie zapominać o Bożej miłości do mnie. Uczę się pokory. I chcę być za wszystko Bogu wdzięczny, za upadki też. Wszystko. co mnie spotyka - i dobro, i zło - chcę wykorzystać do swojego duchowego rozwoju. Chrystus upokarza moją pychę, degraduje w mym sercu egoizm, by sam mógł działać. Osłabia mnie, bym oddał Mu panowanie nad swym życiem. Chcę być wolny od nałogu masturbacji. Wiem jednak, że ponad wszystko Bóg najbardziej pragnie mojej miłości. Ufam, że On pozwoli mi zrealizować moje marzenia o czystości. Każdego dnia oddaję Mu całego siebie w Modlitwie zawierzenia.

Panie Jezu, dziękuję Ci, że ukochałeś mnie miłością, która podnosi z największych upadków i leczy najboleśniejsze rany. Oddaję Ci, Panie, moją pamięć, rozum, wolę, duszę i ciało wraz z moją płciowością. Przyrzekam nie podejmować współżycia seksualnego do czasu przyjęcia sakramentu małżeństwa. Postanawiam nie czytać, nie kupować i nie oglądać czasopism, programów oraz filmów o treściach pornograficznych. Przyrzekam codziennie spotykać się z Tobą na modlitwie, w lekturze Pisma św., i adoracji Najświętszego Sakramentu. Postanawiam regularnie przystępować do sakramentu pojednania, nie ulegać zniechęceniu i natychmiast podnosić się z każdego grzechu. Panie Jezu, ucz mnie systematycznej pracy nad sobą, umiejętności kontrolowania moich pobudzeń seksualnych i emocji. Proszę Cię o odwagę w codziennym podążaniu pod prąd, abym nigdy nie brał(a) narkotyków i unikał(a) wszystkiego, co uzależnia, a przede wszystkim alkoholu i nikotyny. Ucz mnie tak postępować, aby w moim życiu najważniejsza była Miłość. Maryjo, Matko moja, prowadź mnie drogami wiary do samego źródła Miłości, do Jezusa. Za Sługą Bożym Janem Pawłem II pragnę całkowicie zawierzyć się Tobie: Totus Tuus, Maryjo! Błogosławiona Karolino, wypraszaj nam dar czystego serca. Amen!

     Życzę Ci, by Chrystus zachwycił Cię swoją miłością, która jest ponad Twoimi słabościami i trudnościami. Niech Jezus króluje w Twoim sercu i niech je nieustannie zalewa swoją miłością.

     Pamiętam w modlitwie i o nią też proszę.

Pielgrzym



0x01 graphic

nr 3-2008

Nie będzie szło wszystko łatwo i gładko!

     Ostatnio przeczytałam świadectwo Jacka, który podzielił się z czytelnikami swoim problemem - onanizmem, z którego wyzwolił go Jezus. Ja także mam 19 lat i już od 6 klasy miałam z tym problem. Zetknęłam się z wieloma książkami traktującymi o seksie w formie co najmniej wulgarnej. Kiedyś nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie to uzależniło. Obecnie już to wiem i wiem także, że Jezus mnie z tego uzdrawia. Chcę się jednak podzielić czymś, myślę, że ważnym. Wiemy, że tylko Chrystus może nas z tego zniewolenia onanizmu uzdrowić, ale nie możemy myśleć, że od tego momentu wszystko będzie szło gładko i łatwo. Całkowite uleczenie wymaga dużej, nieustającej pracy nad sobą. Alkoholicy nawet po leczeniu nadal są alkoholikami - muszą przez cały czas się kontrolować, pilnować, znając swoją słabość.

     Z ludźmi onanizującymi się jest tak samo. Znam doskonale okoliczności, w których zdarza mi się popełniać ten grzech, dlatego wiem, że muszę unikać oglądania scen erotycznych, gdyż zbyt mocno zapadają mi w pamięć i stają się przyczyną moich upadków.

     Dawno już się nie onanizowałam i cieszę się z tego, ale wiem, że zawsze jestem na to narażona. Jeśli ktoś z Waszych czytelników ma z tym problemy, jeśli ciągle do tego powraca - pozwolę sobie poradzić - by zaobserwował w jakich okolicznościach zdarza mu się to robić - i, jeśli to możliwe, po prostu niech ich unika. Wiem, że łatwo się mówi, gdyż sama nieraz nie wytrzymałam i upadłam. Dlatego postaram się modlić za tych ludzi i chciałabym ich również prosić o modlitwę. Nie wiem czy to, o czym piszę komuś pomoże, ale mam taką nadzieję.

Joanna

0x01 graphic

Ks. Marek Dziewiecki

Książka ks. Dziewieckiego jest skierowana przede wszystkim do młodych ludzi. Nie jest ona wynikiem jakichś teorii czy ideologii, ale praktycznym wnioskiem z sukcesów i porażek, które przeżyli młodzi ludzie....

Walczmy razem z pornografią i masturbacją!

     Nazywam się Paweł i mam 15 łat. Gdy miałem 12-13 łat zacząłem kupować i czytać "Popcorn", "Bravo" i inne gazety z muzyką, gdzie zawsze znajdowały się artykuły erotyczne. Byłem wtedy jak ślepy i nie zastanawiałem się nad tym, jaką szkodę może mi to wyrządzić. Jako 14-latek oglądałem fiłmy pornograficzne przy których masturbowałem się co tydzień. Ciągłe mnie do tego coś ciągnęło. Powtarzało się to bardzo często, aż wreszcie postanowiłem skorzystać ze spowiedzi świętej. Wtedy częściowo zrozumiałem, co uczyniłem i jak skrzywdziłem mojego Zbawiciela-Chrystusa, którego kocham nade wszystko. Po spowiedzi czułem się bardzo dobrze, byłem otwarty na drugiego człowieka i byłem lekki jak "piórko". Nie potrafę tego opisać, brakuje mi słów.

     Warto było pozwolić dotknąć swoje serce Jezusowi, by zapomnieć o przeszłości i rozpocząć nową, lepszą przyszłość. Wkrótce związałem się z ruchem oazowym "Swiatło-Życie". Stopniowo zacząłem zmieniać się i głębiej poznawać Boga, a przez Niego coraz to nowych przyjaciół.

     Teraz po 6 miesiącach znowu, aż dwa razy popełniłem ten grzech. Nie wiem, co mam robić - proszę. Was o pomoc.

     Warto przeżyć i pogłębiać wiarę w Boga, przez ten czyn jednoczymy się z Kochanym Zbawicielem, a zarazem tworzymy prawdziwą miłość chrześcijańską.

     Walczmy razem z pornografią i masturbacją!

     Chciałbym, aby moja historia ostrzegła was przed zgubnym wpływem pornografii na psychikę młodego człowieka. Módlcie się o światło Ducha Świętego, aby was uchronił od tego ogromnego zła.

Piętnastoletni Paweł

0x01 graphic

Jacek Pulikowski

Wiele młodych osób, wchodzących w dorosłe życie, nie znajduje odpowiedzi na pytania o dojrzałą miłość, małżeństwo czy płodność. Jacek Pulikowski nie pozostawia ich bez odpowiedzi podejmując temat antykoncepcji, dopasowania seksualnego, erotomanii, aborcji, czystości małżeńskiej, ojcostwa.

Muszę zawsze czuwać

     "Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą dla życia wiecznego" (Tm1, 15b-17).

     Te słowa Pisma Świętego ostatecznie skłoniły mnie do podzielenia się z wami moim doświadczeniem żywej obecności Jezusa. Zanim jednak spotkałem Go na mojej drodze życia, zanim pozwoliłem dziatać, moje życie nie byto tak piękne, jak teraz. Nie chcę pisać tu, że bytem człowiekiem z marginesu społecznego. Nie piłem, nie ćpałem. W ogóle nie robiłem nic z tych rzeczy, o które starsi oskarżają młodzież. Z Bożą łaską uniknąłem nałogów, ale nie wszystkich. Zupełnie nieświadomie zacząłem się onanizować jeszcze jako chłopiec. Nie miałem wtedy pojęcia, że jest to grzechem. Ale Pan Bóg nie chciał, bym tak nieświadomie "pakował się" w zniewolenie. Sumienie, którym mnie obdarował, podpowiadało mi nienormalność tej sytuacji. Z biegiem lat wyrzuty sumienia stawały się coraz silniejsze, a ja ostatecznie znalazłem sobie silną wymówkę. Wiedziałem, że grzech popełniony w nieświadomości nie obciąża człowieka. Nikt nie powiedział mi, że jest o grzech, więc mogę to robić. Nawet nie wiedziałem, jak to się nazywa. Bóg jednak czuwał nade mną i podczas jednej z katechez "powiedział": "Samogwałt jest ciężkim i należy się z niego spowiadać". Bardzo przejąłem się tymi Strach przed Bożą karą był silniejszy od wstydu, wyspowiadałem się z grzechów nieczystości i postanowiłem już nie ulegać pokusie masturbacji.

     Po kilku miesiącach, niestety, znowu upadłem. Od tego czasu Pan Bóg zaczął pracować nad moim problemem pokazując wszystko, co pchało mnie do grzechu. Na początku pokazał mi telewizję (oglądanie nieskromnych filmów), prasę (pornografia), odtwarzanie obrazów, scen nieczystości w pamięci jako źródło moich problemów. Wiedziałem, że muszę unikać wszystkiego, co wywołuje we mnie silne podniecenie. Jednak wkrótce zobaczyłem, że samo unikanie okazji do grzechu nie wystarcza, że jestem zbyt słaby, żeby odrzucić natarczywe pokusy szatana. Wtedy Bóg przez odpowiednią lekturę wskazał na modlitwę do Matki Bożej i post o chlebie i wodzie jako niezawodne środki walki z pokusami. Byt taki czas, kiedy myślałem, że dzięki mojej silnej woli zdołam zupełnie pokonać tę słabość. Długo się oszukiwałem, że tak naprawdę nie jestem niewolnikiem i mogę z tym skończyć, kiedy tylko zechcę. Tymczasem słowa Jezusa złamały moją pychę: "Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu" (J 8,34). Teraz już wiedziałem, że jedyna moja nadzieja jest w Panu. Tylko z Jego pomocą mogę zerwać z grzechem nieczystości.

     Zauważyłem, że mam dwa różne "czasy łaski". Czas, kiedy szaleją we mnie zmysły - czas próby wierności Panu i czas spokoju (najczęściej po spowiedzi), kiedy odczuwam głęboką miłość Boga. Pokazując mi te dwa różne czasy, Pan uświadomił mi, że nie mogę przestać czuwać, czas łaski muszę wykorzystać na przygotowanie się do kolejnej walki. W pewnym momencie mojego życia stwierdziłem, że taka walka nie ma sensu, skoro tak wiele razy już ją przegrałem. Teraz wiem, że szatanowi zależało na tym, żebym tak myślał. Bóg szybko pokazał mi diabelską strategię. Zły próbuje zniechęcić człowieka popadającego po raz kolejny w ten sam grzech. Wiele razy dałem się nabrać na jego sztuczki. Najpierw zachęcał do zerwania stanu łaski uświęcającej i zaspokojenia "z nawiązką" moich popędów, a potem przekonywał, że jestem okropnym grzesznikiem, którego Bóg nie może kochać. Bytem niedaleki depresji, ale mój kochany Tatuś pokazał, że Jego największym przymiotem jest miłosierdzie, i że On zawsze czeka na mnie.

     Tylko spowiedź święta potrafiła mi przywrócić w pełni utracony spokój, a częsta Komunia święta pozwalała mi przez cały ten czas odczuwać moc Jezusa. Słowa przyjaciółki: "Nie wstyd upadać, ale trwać w grzechu" oraz "Nie ważne, ile razy upadasz, ale czy powstajesz i idziesz we właściwym kierunku" głęboko zapadty w moje serce.

     Korzystając z moich trudności szatan doprowadził mnie do innej skrajności. "Panie Boże, jestem taki słaby" - mówiłem nic nie robiąc i czekałem na cudowne uzdrowienie. Tymczasem Pan znów otworzył mi oczy pokazując, że nigdy nie jestem kuszony ponad moje sity (1 Kor. 10,13). On daje mi wystarczającą "ilość" swojej taski, abym pozostat Mu wierny. Co więcej, pokazał mi, że te pokusy są konieczne, bym mógt wzrastać duchowo. Każda kolejna walka zbliża mnie do Niego.

     Przełomem w moim życiu było uświadomienie sobie tego, że Bóg kocha mnie bezwarunkowo - za darmo, i że nie muszę sobie na tę miłość zasłużyć. Każdy kolejny upadek coraz bardziej ukazywał mi Jego miłosierdzie, dające siły do postanowienia bycia wiernym Jego przykazaniom. Każda wygrana walka z pokusami coraz mocniej jednoczyła mnie z Chrystusem. Muszę wspomnieć, że Pan zawsze dawał mi doświadczyć swojej obecności. Bardzo się cieszył, kiedy zamiast złudnej przyjemności wybierałem Jego.

     Ostatnio na drodze mojego życia Bóg postawił dziewczynę, przez którą uczy mnie miłości ofiarnej, otwartej na drugiego człowieka, bezinteresownej. Teraz dopiero zobaczyłem, że onanizując się zamykam się w sobie i nie potrafię dawać miłości, staję się egoistą, szukającym chwili przyjemności.

     Moje nawrócenie miało miejsce na kursie Filipa, kiedy po raz pierwszy przyjąłem Jezusa jako osobistego Pana mojego życia. Od tego czasu moje problemy, troski, zniewolenia dzielę z Jezusem. Tylko On jest w stanie wyprowadzić mnie z tego bagna. Chwycił mnie mocno za rękę i dopóki nie odrzucę jego dłoni, dopóty prowadzić mnie będzie do zupełnej wolności od masturbacji. Zdarza mi się jeszcze upadać, ale wiem, że nie może to być powodem do załamania. On zawsze jest przy mnie i uwolni mnie, jeżeli nie przestanę Mu ufać.

Krzysztof (lat 20)



0x01 graphic

1-2/1999

Nie wolno nigdy się poddawać

     Sam nie wiem, od czego zacząć. Chciałbym złożyć świadectwo dotyczące Szóstego Przykazania. Najpierw pragnąłbym gorąco podziękować Redakcji "Miłujcie się". Dziękuję! Pomagacie ludziom - wszyscy związani z wydawnictwem i rozpowszechnianiem tej gazety. Sądząc z ilości świadectw zamieszczanych w czasopiśmie dochodzę do wniosku, że problem samogwałtu nie dotyczy tylko kilku osób. Nie jest łatwo moim zdaniem zdecydować się na przyznanie się publicznie do swoich grzechów, a jednak zawsze, w każdym numerze znajduje się parę stron poświęconych temu tematowi. Sam decydowałem się dosyć długo. Jednak dzięki ciągłym wewnętrznym "napomnieniom" od Boga, musiałem przełamać najpierw strach i wstyd, a potem lenistwo, aby napisać to świadectwo.

     Mój problem zaczął się mniej więcej w piątej, szóstej klasie podstawówki. Już jako chłopiec - świadomy, czy nieświadomy grzechu - myślałem o seksie, scenach erotycznych, "rozbieranych", sam nie wiem, co jeszcze. Ciekawość moją pobudzały wystawiane na zewnątrz z rzucającymi się w oczy okładkami czasopisma pornograficzne i erotyczne. Ich też zawsze najczęściej poszukiwałem przechodząc obok kiosków. Walczmy przeciw temu!

     Później, a może w międzyczasie, dostały się w moje ręce młodzieżowe gazety: "Bravo" (gdzie wyszukiwałem szczególnie jednej strony, lub różnych "ciekawych" obrazków mniej, lub bardziej rozebranych kobiet), "Popcorn" itp. Później gorsze: "Twój weekend" - pismo erotyczne. Na tym się niestety nie skończyło - teraz była kolej na pornografię. Kupiłem gazetę, pokazywałem kolegom, namawiałem do kupna, wziąłem na wycieczkę, na której wyszedł z tego skandal. To jednak nie wywołało oczekiwanego skutku. Cały problem u mnie polega na tym, że byłem (i chyba ciągle jestem) wyjątkowo podatny psychicznie. Ciągle zagłębiałem się, szukając dalej, i to w zaskakującym tempie. Zdaję sobie sprawę z tego dopiero teraz. Dzięki Bogu, że mnie z tego uleczył!

    Kiedyś przypadkowo po południu znalazłem jakiś film pornograficzny, który prześladuje mnie niestety do dzisiaj. Wyjątkowo wyraźnie pamiętam niektóre sceny z tego filmu. Muszę też powiedzieć, że już wtedy zacząłem oglądać różne filmy, czekając tylko na jakiś erotyczny moment. Pamiętam, jak raz załamałem się, bo zgubiłem (chcąc poprawić jakość) stację z jakimś zaczynającym się "momentem". Potem były różne zdjęcia erotyczne i pornograficzne na komputerze, które niestety też pokazywałem kolegom.

     Teraz szło już dosyć szybko, to stało się dosłownie nałogiem. Seks i masturbacja były głównymi tematami moich rozmyślań. Dużo dziewczyn stało się dla mnie obiektem pożądania, a wszystkie, lub prawie wszystkie "oglądałem" lub oceniałem ze względu na urodę, "wymiary" i ... stan rozebrania.

     W tym miejscu chciałbym - wzorując się na jednym z poprzednich świadectw - prosić dziewczyny o skromność. Przez swój strój możecie nieświadomie gorszyć innych, stawać się "wzorem" do naśladowania, a także przedmiotem "rozmyślań". Są inne, lepsze sposoby zwracania na siebie uwagi. Oczy mężczyzny są inne niż oczy kobiety. Dlaczego jest tyle pism przeznaczonych głównie dla mężczyzn? (Jako kontrargumentu nie można podawać tu prasy kobiecej, bo nie to mam na myśli).

     Wspomniane wyżej myśli nękały mnie także w kościele. Dzięki Bogu, który za pomocą mojej mamy nie dopuścił, abym zrezygnował z modlitwy i Mszy św.

     Ciekawe jest to, że choć z początku nie wiedziałem, że grzeszyłem, to jednak nie powiedziałem o tym mamie, nikomu. Może wstyd? Ale czy przypadek?

     Wszystko szło już bardzo szybko. Cieszyłem się zawsze, kiedy zostawałem sam w domu, bo wtedy mogłem się masturbować oglądając telewizję: filmy, a głównie teledyski, pokazy mody, itp. Również, jak nie byłem sam, można było sobie łatwo poradzić, zamykając się w łazience. Jak już pisałem, bardzo szybko popadłem w to bagno - robiłem to parę razy dziennie. Mój stan zniewolenia przez seks stale pogłębiał się. Doszło do takiej sytuacji, że rozebrałem się przed kolegą. Na tym nie koniec, moje wykrzywienie psychiczne sięgnęło nawet do pragnień homoseksualnych i pedofilii. Moim marzeniem stało się występowanie w filmach pornograficznych. Dla osiągnięcia maksimum przyjemności gotowy byłem do uprawiania wszystkich odmian seksu.

     Straszne jest to, że wszystko następowało w tak krótkim czasie.

     Dziękuję Bogu, że mnie z tego uleczył, bo nie wiem, co by dalej było: zoofilia, nekrofilia, biseksualizm, całkowite zboczenie, a co dalej? Ucieczka z domu, gwałt, czy może spełnienie wyżej wspomnianego marzenia. A może jeszcze coś gorszego, boję się myśleć. Boże, dziękuję Ci!

     Sam nie wiem, jak do tego doszło, ale w pewnym momencie zaczęło mnie męczyć sumienie (Boża interwencja), co do tego, co robię. W końcu powiedziałem o tym mamie i z jej pomocą doszło do poważnego, osobistego spotkania z księdzem w sakramencie Pojednania, czyli tak właściwie było to wyznanie moich grzechów przed kochającym Bogiem.

     Po spowiedzi nie udało mi się długo wytrwać. Nie pamiętam: dzień, dwa, może już trzeciego zgrzeszyłem znowu. Czułem się wtedy okropnie i podle. Nie tak łatwo wyjść z nałogu. Znowu spowiedź. I znów upadek. Potem nastąpił ponownie okres załamania: uprawiałem samogwałt i nie chodziłem do spowiedzi, pogrążając się w tym bagnie, by później po raz kolejny otworzyć się przed Bogiem.

     Nastąpił okres, gdy do sakramentu Pokuty chodziłem co dwa dni, a czasem nawet codziennie. Chwilowa przyjemność okazywała się jednak silniejsza.

     Jednakże nieustanna spowiedź, z której dzięki Bogu nie zrezygnowałem, nie mogła nie pozostawić żadnych zmian. Jezus, Bóg, coraz mocniej "zamieszkiwał" w moim sercu. Później okresy czystości zaczęły się przedłużać. Aż w końcu zaprzestałem się masturbować. Pisząc to dzisiaj, około dwa lata po tym fakcie jestem szczęśliwy, ponieważ udało mi się wytrwać w czystości, za co dziękuję Miłosiernemu Panu. Nie oznacza to oczywiście, że mój problem się skończył. Wcale nie! Okres mojego upadku odcisnął duże piętno na mojej psychice. Dzięki temu co przeżyłem, a właściwie dzięki temu, że Bóg wyciągnął mnie z tego bagna, patrzę zupełnie inaczej na sprawy związane z kobiecością, seksem, w pełni rozumiem wszystkich, którzy też upadli i zdaję sobie sprawę z ich kłopotów.

     Lecz jak już wspomniałem, ciągle odczuwam skutki mego grzechu. Szatan przychodzi w różnych miejscach, o różnym czasie (nawet podczas modlitwy) nakładając mi na oczy różne obrazy, często w chwilach słabości, kiedy jestem sam w nocy, kiedy idę spać, nawet wtedy, gdy odnoszę jakieś sukcesy. Moje myśli są wyjątkowo wypaczone - muszę nad nimi pracować. Muszę się wysilić także nad moimi oczami, abym umiał inaczej patrzeć na ludzi, zwłaszcza na kobiety. Wiem, że z Bogiem wszystko jest możliwe. Wierzę, że Jezus mi pomoże, dlatego pracuję nad tym, choć mam często okresy lenistwa. Często sam nie wiem, co robię dobrze, a co źle.

     Niech nikt nie próbuje, jak to jest! Nigdy! Może ktoś będzie bardziej odporny, ale jeśli nie..? Uzależnienie przychodzi bardzo łatwo - od jednego razu. Może brzmi to tendencyjnie, ale wie o tym każdy, kto to sam przeżył. Inni też. Ta chwilowa przyjemność kusi, i to mocno. Aż mnie to czasem przeraża - ile jest erotyzmu, nieskromności w telewizji, gazetach różnego rodzaju, na ulicy. Jakże często tematem, szkolnych rozmów, żartów jest masturbacja, seks. Przesada? Sam nie wiem często, co należy robić. Ale dostrzegam wiele rzeczy, których wcześniej nie widziałem. Wyjść z tego jest naprawdę trudno. Jest to nałóg. Lecz niech nikt nie zrezygnuje z nawrócenia się. Droga jest ciężka, ale jedyna. Szatan kusi bardzo często i trudno się czasami oprzeć jego namowom. Nie wolno się poddawać. Bóg nam zawsze pomoże! Niech nikt nie rezygnuje, bo można z tego wyjść bez względu na to, jak daleko się zabrnęło, lecz nie można się długo zastanawiać, bo im dalej, tym - uzależnienie większe! Nie wolno się tylko poddawać i trzeba modlić się.

     Bardzo smuci mnie też fakt, że gorszyłem innych. Modlę się za nich. Często też zastawiam się nad następującym problemem: co powiem mojej przyszłej żonie? Nie wyobrażam sobie, żebym miał jej to powiedzieć po ślubie, albo żebym miał to ukryć. Chciałbym jej ofiarować czystość, a co mam powiedzieć... Lękam się także kolejnego upadku. Dlatego proszę, by ktoś czasem pomodlił się za mnie, za wszystkich tych, którzy z tego nałogu wyszli i za tych, którzy ciągle w nim trwają, ciągle grzeszą w ten sposób. Z góry z całego serca dziękuję. Jeszcze raz dziękuję Bogu za to, co dla mnie zrobił, za to, że mnie uratował od śmierci, że postawił przy mnie wielu wspaniałych ludzi (głównie moją mamę, księży). Mam nadzieję, że będę mógł pomóc innym. Jezus pomoże każdemu!

Adam



0x01 graphic

nr 11-12/1999

Nie chcę przegrać swojego życia

     Chciałbym podzielić się z Wami swoim doświadczeniem konsekwencji nałogu masturbacji. Moja "przygoda" z nią rozpoczęła się 7 lat temu, gdy miałem 15 lat, i trwa do dziś. Wówczas nawet nie wiedziałem, co to jest i jak się nazywa. Było mi z tym dobrze, dawało mi to rozkosz. Ale było tylko chwilowym uniesieniem... Zaraz po upadku pojawiał się wewnętrzny wyrzut sumienia. Bagatelizowałem go i zawsze znajdowałem jakieś wytłumaczenie. Najgorsze jest to, że nie wyznawałem swego grzechu przy spowiedzi.

     Potrzeba masturbacji stawała się coraz intensywniejsza, dlatego w poszukiwaniu nowych doznań zacząłem sięgać po pisma i filmy pornograficzne. Oglądanie ich sprawiało mi niesamowitą przyjemność, byłem nimi zafascynowany. Często ściągałem z Internetu zdjęcia i filmy pornograficzne i masturbowałem się przy nich.

     Z czasem ta pseudowolność stała się moim przekleństwem. Nie chciałem upadać, a upadałem. Wyznawałem ten grzech na spowiedzi św., ale dzień lub dwa po niej znowu upadałem. Nie miałem mocnego postanowienia poprawy. Zacząłem "grać" z Panem Bogiem w bardzo niebezpieczną grę - rozochocony mówiłem sobie: "Panie Boże, ja sobie pogrzeszę, a Ty mi i tak o w ogromie swego miłosierdzia przebaczysz". Kiedyś usłyszałem, że grzeszenie w nadziei miłosierdzia Bożego jest ciężkim grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, ale nic sobie z tego nie robiłem.

     W pewnym momencie straciłem kontrolę nad sobą samym: masturbacja wpływała na moje działania - kłóciłem się z najbliższymi, zionąłem nienawiścią naokoło, miałem bardzo dziwne myśli, których sam się bałem, nienawidziłem siebie, na każdą dziewczynę patrzyłem jak na obiekt pożądania seksualnego... Owszem, modliłem się, ale to była pseudomodlitwa - klepałem słowa z pamięci, a myślami byłem gdzie indziej. Nie umiałem się modlić. Mój umysł był zaśmiecony pornografią. O niczym innym nie myślałem jak tylko o zdjęciach, filmach i masturbacji... Tak wyglądał dzień nastoletniego chłopaka, który powinien tętnić życiem...

     Nigdy nie miałem dziewczyny, brakowało mi bardzo bliskiej osoby, z którą mógłbym spokojnie porozmawiać, pospacerować, której bym się mógł pozwierzać. Ale bałem się zawrzeć jakąkolwiek znajomość z dziewczyną w przekonaniu, że mógłbym ją bardzo skrzywdzić. Na skutek pornografii i masturbacji do tej pory jestem moralnie zwichnięty. To jest tak bezczelny, nachalny i chamski nałóg, że zostaje w twoim mózgu i nie możesz go stamtąd wykorzenić. Cały czas w najmniej spodziewanych momentach pojawiają się w mojej pamięci zdjęcia, filmy - wszystko, czym faszerowałem się przez tyle lat. Do dziś walczę z samym sobą, ze swoimi pokusami i namiętnościami. Jest różnie - raz upadam, raz wygrywam... Dzięki Bogu ocknąłem się z tego marazmu i nie chcę przegrać swojego życia.

     Znalazłem w Internecie bardzo dobry film ukazujący, jakim bagnem moralnym jest pornografia. Między innymi i on otworzył mi oczy. Wiem, że nie jestem sam w walce ze swoim nałogiem. Kochani! Jeśli tkwicie w bagnie onanizmu, pornografii, pozwólcie Jezusowi, żeby Was z niego wydobył. Sami nie dacie rady. Tylko On potrafi uleczyć Wasze serca i dusze. Musicie walczyć razem z Jezusem i bezwzględnie Mu zaufać, we wszystkim bez wyjątku. Szatan sprytnie zniechęca do walki. Mówi: "Już tak głęboko upadłeś(-łaś), że nie ma sensu walczyć, tak i tak Pan Jezus ci nie wybaczy tego, co zrobiłeś(-łaś). Nie jesteś wart(a) miana dziecka Bożego!". Pamiętaj - Jezus zawsze ma dla Ciebie otwarte ramiona i czeka nawet na najbardziej zatwardziałego grzesznika, jak na marnotrawnego syna.

     Trudno mi będzie sobie wybaczyć, że straciłem tyle pięknych lat młodości. Nadal walczę i bardzo Was proszę, kochani, o modlitwę w mojej intencji i w intencji wszystkich tkwiących w grzechu samogwałtu, pornografii - aby się opamiętali i wrócili do źródła życia, którym jest Jezus Chrystus.

     Kocham, pamiętajcie, że pornografia jest fałszywą wolnością, że czyni z człowieka niewolnika! Niektórzy się śmieją z krajów arabskich, że zakazują całkowicie pornografii oraz aborcji. Mówią, że to zacofanie, że średniowiecze. Ja jednak wolę być tak "zacofanym" i żyć w wolności, niż być niewolnikiem pornografii. Bagno erotyzmu powoli, ale bardzo skutecznie niszczy człowieczeństwo. Czyni z człowieka zwierzę kierujące się popędem i instynktami. Wierzcie mi - onanista to człowiek znerwicowany, którego wszystko drażni, który ze wszystkimi się kłóci, wszystko widzi w szarych barwach, rzadko wychodzi z domu, bo się alienuje ze społeczeństwa, ma poczucie bezsensu życia... To człowiek niespełniony, gbur i samolub, któremu brak pokory.

     Kochani! Zachowajcie swoją czystość dla osoby, z którą spędzicie resztę swego życia w małżeństwie. Niestety, ja nie zachowałem skarbu dla swojej (daj Boże) przyszłej żony. Teraz czuję się wybrakowany... Tak, czystość, dziewictwo jest skarbem! Tych, którzy zmagają się z grzechem onanizmu, chciałbym podnieść na duchu - nie jesteście sami! Nie poddawajcie się w walce! Zaufajcie Panu Jezusowi bez reszty, a On Was wyzwoli. Być może jeszcze wiele razy będziecie upadać, ale nie zniechęcajcie się! Walczcie! Nie czekajcie tydzień, miesiąc czy pół roku - zacznijcie walkę dziś, od zaraz! Wiem, że to jest bardzo trudne, ale wiem też, że dzięki modlitwie i pracy nad sobą możliwe. Zaufajcie Bogu!

Michał



0x01 graphic

nr 4-2008

Moja walka trwa nadal

     Wiele już zostało napisane o onanizmie wiele też o tym jak z nim walczyć. A ja chciałbym podzielić się swoim doświadczeniem walki z tym rakiem naszego społeczeństwa.

     Moja wala trwa już dość długo zawsze chciałem być czysty lecz za mocno zakopałem się w to bagno. Na początku walczyłem w pojedynkę choć prosiłem Jezusa o laskę to zawsze polegałem na sobie. Aż pewnego razu na mojej drodze Bóg postawił mojego kierownika duchowego co jest pomocne w walce. Był zimowy wieczór siedziałem przed komputerem po kolejnej przegranej batiali. Byłem już na załamaniu nerwowym łzy same płynęły po mych policzkach. I pomyślałem że muszę komuś powiedzieć o moim problemie. Wtedy do głowy przyszła mi jedna osoba ks. Piotr wysoki, gruszy zawsze uśmiechnięty. I jednak nie przeliczyłem przyszedłem do niego zapłakany a On zaprosił mnie do kancelarii i kazał usiąść i powiedział żebym powiedział co się stało. I zacząłem opowiadać swoją mroczną historie słuchał mnie z uwagą pytał o szczegóły. Po tym jak dowiedział się co mnie trapi powiedział słowa których nie zapomnę a które są w wielu przypadkach prawdziwe: "Robisz dramat z czegoś co dotyka wielu młodych chłopaków."

     W tamtym momencie zbiło mnie to z tropu nie wiedziałem co mam z tym robić ale usłyszałem że mój świat nie może się toczyć tylko wokół tego. Usłyszałem wtedy też piękny przykład a właściwie pytanie które służyło temu abym coś zrozumiał: "Co robisz kiedy przewrócisz się w kałuże błota" odpowiedz była chyba oczywista "Wstaje i idę się przebrać i umyć" "Tak też rób za każdym razem gdy potkniesz się w życiu duchowym jeżeli chodzi o czystość".

     Tego pamiętnego wieczoru z naszej rozmowy wynikło też że muszę na początku wybaczyć sam sobie. Potem wszystkim tym prze których mogło się to stać. Nikt sobie nie może wyobrazić o ile lżej było na sercu potem jeszcze wiele razy rozmawiałem z kierownikiem duchowym o swoim problemie. Lecz ten problem powracał i powraca jak zmora w końcu kiedyś napisałem do bp. Długosza wielu może wydawać się to śmieszne ale odpisał mi w dwóch zdaniach: "Bóg postawił przykazanie dotyczące czystości dopiero na szóstym miejscu. Zacznij wypełniać te pięć pierwszych a szóste samo się naprawi". Ta odpowiedz i zapewnienie o modlitwie dało mi wiele sił. Zapisałem się do Rycerstwa Niepokalanej myśląc że Niepokalana do mi tę ogromną laskę czystości której tak bardzo pragnąłem lecz tak się nie stało.

     Zacząłem wtedy korespondencje z s. Judytą z Niepokalanowa która wiele spraw mi wyjaśniała i objęła mnie troską modlitewną z czego się bardzo cieszyłem. Podczas tego wszystkiego co działo się w moim krótkim lecz trudnym życiu trwałem przy Bogu przyjmują sakramenty podczas jednej w wielu spowiedzi usłyszałem piękną naukę o górze że nie mogę zaczynać zdobywać jej od połowy wspinaczki lecz musimy zacząć od samego podnóża góry. Bardzo utkwiło mi to w pamięci. Gdyż trzeba najpierw wyeliminować przyczyny dlaczego tak się dzieje a potem dopiero skutki. Kolejną osobą którą Bóg postawił w mym życiu był o. Mateusz którego bardzo cenie bo to jego Miłosierny Jezus postawił wtedy gdy potrzebowałem rozmowy. Na początku myślałem że to kolejny ksiądz czy internauta który da kilka porad pogada ze mną dwa miesiące i i tak zostawi samego. Ale Bóg widać zaplanował to inaczej. Nasza znajomość trwa już 11 miesięcy chodź dzieli nasz tyle kilometrów. Po czasem długich rozmowach z Mateuszem. Doszedłem do wniosku który jest najważniejszy w całym tym co napisałem i chce ci to teraz powiedzieć POZWÓL JEZUSOWI DZIAŁAĆ W SWOIM ŻYCIU ODAJ MU SIEBIE BEZ RESZTY I BEZ KOŃCA ZANURZ SWOJĄ NIECZYSTOŚĆ W JEGO OGROMNYM MIŁOSCIERDZIU KTÓRE JEST WIĘKSZE NIŻ CAŁA GRZESZNOŚĆ TEGO ŚWIATA A ON NIE POZOSTAWI WAS SAMYCH.

     Moja walka trwa nadal i nie zamierzam dać zwyciężyć złemu bo Bóg nie zostawi mnie samego. Na koniec podaje swoje gadu-gadu gdyby ktoś chciał porozmawiać lub uzyskać pomoc 1336396. Każdego kto zajrzy do tego artykułu obejmuje modlitwą i was też proszę o modlitwę.

Kamil

Nie lękaj się!

     "Nie lękaj się! (...) Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". Te słowa pomogły mi pokonać grzech nieczystości. "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" -mówi św. Paweł, a ja mogę to potwierdzić przykładem własnego życia.

     Nie pamiętam, kiedy pojawił się u mnie grzech nieczystości, ale wiem, że trwałem w tym bagnie dość długo. Nie o tym chciałbym jednak tu napisać, lecz o tym, jak wyglądała moja wojna z szatanem, którą rozpocząłem dzięki swojemu serdecznemu przyjacielowi, którego Pan Bóg postawił na drodze mojego życia w odpowiednim czasie i miejscu. Kiedy tak sobie kiedyś rozmawialiśmy, mój przyjaciel polecił mi czasopismo Miłujcie się!, które sam czyta od dłuższego czasu. Znalazłem w nim świadectwa ludzi, którym udało się wygrać z grzechem nieczystości. Zrozumiałem wtedy, że samogwałt, który pojawił się w moim życiu już kilka lat temu, jest grzechem. Wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy, gdyż przysłuchując się rozmowom swoich kolegów z klasy, sądziłem, że wszyscy "to robią. Było to dla mnie głupim usprawiedliwieniem w chwilach słabości.

     Kiedy już byłem świadomy tego, że tak długo trwam w tym grzechu, moim wielkim pragnieniem była natychmiastowa spowiedź. Tak też się stało, a ten moment na pewno będę długo pamiętał. Po tej spowiedzi udało mi się przez miesiąc wytrwać w czystości, lecz później nie było już tak pięknie. W rym czasie wiele uwagi poświęciłem też na czytanie artykułów o Ruchu Czystych Serc, do którego bardzo chciałem wstąpić, ale nie mogłem ze względu na jedną przeszkodę - grzech nieczystości, z którym nie mogłem sobie poradzić. Nie poddawałem się jednak. Postanowiłem częstą spowiedź - co dwa tygodnie. Wiedziałem, że jest to dla mnie jedyny ratunek. Chwyciłem dłoń, którą Bóg do mnie wyciągnął, abym nie utonął.

     Podczas każdej spowiedzi "dotykałem" Bożego miłosierdzia. Uświadamiałem sobie, że Bóg jest miłością, że On mnie kocha takiego, jakim jestem. Wiedziałem, że tylko On może pomóc mi powstać. Słyszałem: "Ja cię nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej", a jednak nadal grzeszyłem. Im bardziej chciałem z tym skończyć, tym bardziej wpadałem w sidła grzechu. Posunąłem się nawet do tego, że sięgnąłem po pornografię. Odczuwałem również skłonności homoseksualne, z których nie zdawałem sobie sprawy! Wtedy właśnie modliłem się jeszcze bardziej.

     Wielkim darem dla mnie jest to, że w mojej parafii znajduje się sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej. Nie musiałem więc nigdzie pielgrzymować, by spotkać się z Maryją - Strażniczką Czystości, bo to Ona sama do mnie przyszła. Wybrała sobie to święte miejsce, aby od pokoleń uzdrawiać mieszkańców naszego miasta. Wiedziałem, że Niepokalana wyprosi u swojego Syna łaskę uzdrowienia także i dla mnie. U stóp Matki Najświętszej co miesiąc odbywają się Msze św. z modlitwą o uzdrowienie, w których regularnie uczestniczyłem. Kiedy ksiądz przechodził po kościele z Najświętszym Sakramentem, błogosławiąc wiernych, prosiłem Pana Jezusa i Jego Matkę o uzdrowienie mnie z grzechu masturbacji. O czystość modliłem się również w wielu innych miejscach. Pojechałem na spotkanie z Benedyktem XVI z wielką nadzieją, że może wtedy, podczas tak intensywnej modlitwy, Bóg mnie wysłucha i uzdrowi. Tydzień później, biorąc udział w wycieczce klasowej "śladami Jana Pawła II", miałem okazję uczestniczyć we Mszy św. w bazylice Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach oraz modlić się przy relikwiach św. s. Faustyny, prosząc o Boże miłosierdzie. Kiedy byłem w Kalwarii Zebrzydowskiej, prosiłem o czystość przed wizerunkiem Matki Bożej Kalwaryjskiej oraz na tamtejszych dróżkach.

     Za sprawą Opatrzności Bożej znalazłem się też na piętnastodniowych rekolekcjach wakacyjnych Ruchu Światło-Życie. Był to dla mnie błogosławiony czas, w którym zbliżyłem się do Boga. Zrozumiałem, że On jest ze mną w każdej chwili mojego życia.

     Po powrocie do domu, w święto Matki Bożej z Góry Karmel przyjąłem szkaplerz święty. Wiedziałem, że Matka Boża mi pomoże. Tak też się stało. Dwa tygodnie od tego wielkiego wydarzenia, w pierwszy piątek sierpnia, zostałem uzdrowiony z grzechu nieczystości! Ponieważ jeszcze tego nie wiedziałem, poprosiłem w tym czasie o modlitwę w mojej intencji dwie osoby, które brały udział w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Odkryłem wtedy wielką moc modlitwy wstawienniczej.

     Po pięciu miesiącach walki z szatanem Jezus we mnie zwyciężył. I chociaż szatan wygrał wiele bitew, to jednak ostatecznie wojnę wygrał mój Zbawiciel, tak bardzo kochający każdego człowieka miłością, która zaprowadziła Go na krzyż. Od tej pory sierpień jest dla mnie nie tylko miesiącem trzeźwości, ale również miesiącem czystości. Wszystkim, którzy walczą z grzechem nieczystości, mówię: nie lękajcie się!

     Czasami doświadczam chwil słabości i zwątpienia; pomaga mi wtedy modlitwa Pod Twoją obronę... oraz myśl, że Jezus mi pomoże! Mam też zawsze przy sobie obrazek Matki Bożej Szkaplerznej, bo wiem, że Ona w każdej chwili czuwa nade mną.

     "Nie lękaj się! Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". Za to wszystko, co się wydarzyło w moim życiu w ostatnim czasie, chwała Panu!

Michał



0x01 graphic

nr 5-2008

Walczcie z tym, ale razem z Chrystusem...

     Kiedyś na jednej ze stron w komentarzu umieściłem tekst mojego świadectwa. Czytałem też inne świadectwa, których jest dużo i pomyślałem by napisać do administratora strony i podzielić się moją historią. Oto treść:

     Podobnie jak wy zaczynałem onanizować się na początku dojrzewania z czasem coraz częściej... zapadałem się, miałem dziewczynę Karolinę, której pewnego razu zaproponowałem jej zbliżenie, ona odmówiła z tego powodu rozstaliśmy się. Przez pewien czas byłem na nią obrażony że skończyła ze mną, że powiedziała NIE. Brnąłem w tym dalej, myślałem że po prostu się wstydziła tego, później inna koleżanka w nowej szkole wyznała mi że mnie kocha... ale coś we mnie nie dawało mi spokoju nie odpowiedziałem na jej miłość powiedziałem że nie możemy być razem. Ciągle w sumieniu przypominała mi się Karolina.

     Doszłem do wniosku że oprócz jej wstydu jest jeszcze coś... zacząłem się więcej modlić i wtedy uświadomiłem sobie że dla niej ważna była czystość na którą do tej nie zwracałem uwagi, że ja idę w złą stronę. Postanowiłem walczyć z tym, wtedy zauważyłem jak trudno mi jest wytrzymać bez masturbacji. Modliłem się do Jezusa prosiłem by mi pomógł. Na spowiedzi pierwszy raz się przełamałem i wyznałem ten grzech. To były 2-3 lata ciężkiej walki, nieraz zdarzały się chwile słabości i znów musiałem się wyspowiadać. Ale powoli wychodziłem.... zacząłem czytać "Drogę" i chodzić na KSM zamiast na pornografie wchodziłem na strony o czystości (trafiłem na adonai.pl) i poświęcałem czas na inne ważniejsze rzeczy np. nauka, zainteresowania.

     Nie było łatwo... ale Jezus pomagał mi. Dziś jestem wolny. Dziękuję Jezusowi za to że mi pomógł, że tak wcześnie zauważyłem swój błąd, mam teraz 17 lat a widzę na forach wpisy tych którzy o wiele dłużej siedzą w tym bagnie , że w życiu natrafiłem na tą dziewczynę, która powiedziała NIE i nie szukam teraz dziewczyny "łatwej" wciąż się spotykam z Karoliną, ale po koleżeńsku myślę o niej, chciałbym wrócić do niej i powiedzieć przepraszam za tamten raz i nie chcę cię więcej pożądać lecz Kochać, ale nie mam śmiałości. Patrze dzisiaj na kolegów, którzy traktują dziewczyny "przedmiotowo" i żal mi ich. Mam nadzieję że nasze drogi znów się zejdą i Karolina wybaczy mi to. Dziś kiedy już jestem po tym wszystkim czuję wielki spokój i opanowanie nad własnymi pożądliwościami i chcę szanować wszystkie koleżanki. Teraz wiem co to jest uzależnienie, które cicho, niezauważalnie się wkrada. Nie piję i nie palę choć niejednokrotnie koledzy częstowali mnie. Ja jednak potrafię odmówić. Mam też lepsze wyniki w nauce. Wcześniej pornografia nie pozwalała mi sie skoncentrowaź na tym co ważne. Czasami zdarzają się pokusy, ale radzę sobie z nimi. Zastanawiam się tylko na jedną rzeczą: bł. Karolina jest patronką czystości, i czy Jezus nie zesłał jej właśnie po to bym się ocknął i wyszedł z tego?? coś w tym jest... Gdybym jej nie spotkał na swojej drodze to pewnie dzisiaj nie pisałbym tego świadectwa nie myśląc już o tym gdzie ja teraz bym był z tym nałogiem.

     Każdego modle się za was aby i wam się udało wygrać z szatanem. Wiem że nie jest łatwo, ale mówię wam z tego da się wyjść !!! Tylko nie zabierajcie się za to sami, bo się to nie uda. Walczcie z tym, ale razem z Chrystusem, na nim nigdy się nie zawiedziecie, zaufajcie mu. Chrystus do każdego z nas wyciąga rękę, ale w dzisiejszym zabieganym świecie coraz więcej ludzi na świecie zapomina o nim, nie odpowiada na jego wezwanie. On wyciąga rękę do was to i wy wyciągnijcie rękę by przyjąć jego pomoc. Nie mówcie że nie dacie z tym rady. Nie jesteście sami Jezus jest z wami. Nie bójcie się wyznać grzechu, Jezus nie chce nas potępiać ale chce nas wyzwolić od tej pułapki. Byśmy na przyszłość nie popełniali tego grzechu. Módlcie się także do umiłowanego Jana Pawła II, odmawiajcie Litanie do Najświętszego Serca Jezusa to bardzo pomaga.

Sławek

W klubach to normalne

     Mam 22 lata, jestem studentką. Kilka razy miałam okazję przekonać się, że im bliżej jest się Boga, tym bardziej szatan uderza w nasze słabe punkty, I to zupełnie niepostrzeżenie, zanim człowiek się zorientuje.

     Nigdy nie byłam z nikim w stałym związku i chyba nigdy nie byłam zakochana. Przez bolesne doświadczenia z dzieciństwa bardzo trudno mi zaufać ludziom i angażować się w bliskość z nimi.

     Jako studentka zaczęłam często bywać w klubach studenckich. Nie po to, żeby pić piwo, ale żeby potańczyć, a tym samym pozbyć się stresu. Poznałam tam wielu chłopaków. W takich klubach bardzo szybko ulega się nastrojowi chwili, atmosferze dobrej zabawy z nowopo-znanym chłopakiem czy dziewczyną. To jest normalne. Tylko że poprzez namiętne pocałunki i dotyk igra się ze swoją cielesnością, a wtedy bardzo łatwo zaciera się granica moralności. I tak było ze mną - co i raz poznawałam nowego faceta; najpierw był zwykły taniec, potem wyuzdane pocałunki, "rączki pod bluzką" i te sprawy. Tak bez uczucia, dla przyjemności. Z dwoma poznanymi w klubie chłopakami zaczęłam nawet spotykać się częściej, ale okazało się, że poza cielesnością nic nas do siebie nie ciągnie. Gdyby nie moje wychowanie i przekonania, poszłabym z nimi do łóżka bez refleksji o konsekwencjach. Po prostu, pod wpływem chwili. Nie wiedziałam już, co jest grzechem, a co nim nie jest. Zgubiłam się i nie umiałam ocenić, co jest dobre, a co nie. Nie odczuwałam potrzeby spowiadania się z tych zachowań. Trwało to około roku. Żyłam w jakimś takim ciągu; od klubu do klubu, nie ważne, co z nauką (na szczęście Bóg o mnie nie zapomniał i dawał mi dużo fuksów), ze zdrowiem, byle tylko było przyjemnie.

     Kiedyś wpadłam w klubie na chłopaka, z którym miałam okazję spotkać się później kilka razy. Zaczęłam mu ufać, wydawał się bardzo wrażliwy, myślałam nawet, że coś do niego czuję, choć na pewno nie nazwałabym tego miłością. Ufałam do chwili, kiedy wpadłam na niego akurat jak - przepraszam za wyrażenie - obleśnie "lizał się" z jakąś dziewczyną. Tego nie da się inaczej nazwać. Wtedy dotarło do mnie, że ja w klubie wyglądałam identycznie i ta myśl była dla mnie porażająca. Udałam, że nic się nie stało, bo takie rzeczy są tutaj przecież normalne, ale czułam w głębi serca, że mnie skrzywdził, oszukał, poniżył; zarówno on, jak i wszyscy ci, których poznałam przed nim. Zupełnie mnie to rozbiło, chodziłam po ulicy jak ślepa, prawie się władowałam pod samochód, czułam się nikim, nic nie wartą dziewczyną, po prostu śmieciem, lalką do całowania, dotykania, rzuconą potem w kąt. Nie myślałam wtedy, że jestem sama temu winna.

     Przyszły wakacje, wróciłam do domu, powoli zapomniałam o sprawie. Poszłam na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy i tam dowiedziałam się, że takie zachowanie jak moje - uleganie namiętności, pocałunki, dotykanie się - jest grzechem. Szczerze mówiąc, był to dla mnie szok. Ja od roku żyję w grzechu i do tego cały czas przystępuję do Komunii św.!

     Bardzo bałam się iść do spowiedzi. Nigdy tego nie lubiłam, choć pamiętałam, że kiedyś, gdy tkwiłam w grzechu masturbacji, uzdrowił mnie Bóg właśnie poprzez sakrament pokuty. Osaczył mnie potworny lęk, straszne koszmary nocne, myślenie o bliskiej śmierci. Dzięki temu, że moja dusza lgnęła do Boga, wierzyłam, że On przeznaczył mnie do życia, a śmierć pochodzi z grzechu, bo Bóg śmierci nie uczynił, więc nie dawałam się tym strasznym myślom. W tym czasie poczułam ogromną potrzebę spowiedzi.

     Ta chwila nadeszła znienacka - w obcym mieście, gdzie tylko na chwilę zaglądnęłam do kościoła, ogromna potrzeba pchnęła mnie do konfesjonału. Kiedy ksiądz odpuścił mi grzechy, poczułam się radosna, szczęśliwa i czysta.

      Bóg oczyścił moje spojrzenie na sprawy cielesności. Wiem, jak ważna jest czystość przedmałżeńska i godne traktowanie ciała swojego i innych. Bo to, że Bóg obdarzył nas ładnym wyglądem, sylwetką, powabem, nie oznacza, że należy to wykorzystywać, tylko pielęgnować. Ksiądz powiedział, że nie chodząc do spowiedzi, żyjąc w grzechu i przystępując jednocześnie do Komunii św. gotowałam sobie potępienie. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije (1 Kor 11, 29). Ale Bóg mnie ocalił i szatan przegrał w moim życiu. Pan Bóg strzeże swoje zabłąkane dzieci i za to mu chwała.

Ola



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Masturbacja i pornografia świadectwo Karola
Kilka dobrych rad w walce z masturbacją (swiadectwo)
obywatel a system represji swiadek
Ewangelizacja za barem (świadectwo), ŚWIADECTWA
Błogosławieni smutni, CIEKAWOSTKI,SWIADECTWA ####################
Joga doprowadziła mnie do przedsionka piekła (świadectwo), ►CZYTELNIA
ŚWIADECTWA O ŻYCIU I POSŁUDZE KS.J.POPIEŁUSZKI
Świadectwo zdrowia dla zwierząt poddanych ubojowi z konieczności
KRÓTKIE ŚWIADECTWA O GODNYM PRZYJMOWANIU KOMUNII ŚWIĘTEJ
proj ch e a świadectwo en
certyfikat mieszkanie 2 świadectwo szkoleniowe lokal mieszkalny
Mam dwadzieścia lat, świadectwa
w sidlach szatana, CIEKAWOSTKI,SWIADECTWA ####################
Cud na Syberii, Świadectwa Wiary
Jakie korzyści?je sporządzenie świadectwa charakterystyki energetycznej
NAOCZNE ŚWIADECTWO MĘCZEŃSTWA TRZECH KATOLIKÓW ZAMORDOWANYCH ZA WIARĘ W MAALULI
swiadectwo2010 piotrek
ŚWIADECTWA (MIŁOSIERDZIE BOŻE) CZĘŚĆ 2

więcej podobnych podstron