Prokopiusz z蝯arei Historia Sekretna


Opisuj膮c wojenne losy narodu rzymskiego stara艂em si臋, o ile to by艂o mo偶liwe, porz膮dkowa膰 wypadki wed艂ug ich czasu i miejsca. Odt膮d jednak uk艂ad opowie艣ci nie b臋dzie ju偶 taki, poniewa偶 m贸wi膰 b臋d臋 o sprawach, kt贸re zdarzy艂y si臋 w r贸偶nych stronach Cesarstwa Rzymskiego (i kt贸re przedtem pomin膮艂em)— a to dlatego, 偶e o wypadkach tych nie mo偶na by艂o pisa膰 tak, jak na to zas艂ugiwa艂y, dop贸ki chodzili jeszcze po 艣wiecie ich uczestnicy. Nie spos贸b by艂o bowiem skry膰 si臋 przed niezliczonymi szpiegami, a w razie schwytania na gor膮cym uczynku uj艣膰 okrutnej 艣mierci. Ba, nie mog艂em nawet ufa膰 tym po艣r贸d moich krewnych, z kt贸rymi 艂膮czy艂a mnie najwi臋ksza za偶y艂o艣膰. Trzeba wi臋c b臋dzie teraz opowiedzie膰 o sprawach, kt贸re zosta艂y przemilczane, a tak偶e wyjawi膰 przyczyny zdarze艅, o kt贸rych ju偶 pisa艂em.

Co prawda, kiedy tak si臋 sposobi臋 do nowego boju — a jest on trudny i bardzo niewdzi臋czny, bo m贸wi膰 mam o 偶yciu Justyniana i Teodory — oblatuje mnie strach i jak najdalej od tego uciekam na my艣l, 偶e pisa膰 mam teraz o rzeczach, kt贸re potomnym nie wydadz膮 si臋 ani wiarygodne, ani prawdopodobne. Boj臋 si臋 nawet, 偶e kiedy po d艂ugim czasie wspomnienia te nieco si臋 zestarzej膮, zaczn臋 uchodzi膰 za bajkopisarza lub

23

zaliczony b臋d臋 w poczet poet贸w tragicznych. A jednak nie ul臋kn臋 si臋 ogromu zadania, bo ufam, 偶e opowie艣膰 moja nie jest nie poparta dowodami. Istotnie ci, kt贸rzy dzi艣 s膮 najlepiej poinformowanymi 艣wiadkami wydarze艅, b臋d膮 mogli ich wierne odbicie godnie przekaza膰 przysz艂ym pokoleniom. Chocia偶 by艂o co艣 jeszcze, co mnie cz臋sto — i na d艂u偶szy czas — powstrzymywa艂o, kiedy chcia艂em zabra膰 si臋 do dzie艂a. Przysz艂o mi mianowicie na my艣l, 偶e b臋dzie to z po偶ytkiem dla tych, co po nas przyjd膮, bo zawsze lepiej jest, by najciemniejsze sprawki pozosta艂y nie znane p贸藕niejszym epokom, ni偶 gdyby mia艂y doj艣膰 do uszu przysz艂ych tyran贸w i sta膰 si臋 dla nich wzorem do na艣ladowania; wiadomo przecie偶, 偶e wi臋kszo艣膰 tych, kt贸rzy dzier偶膮 w艂adz臋, sk艂onna jest w swej nie艣wiadomo艣ci na艣ladowa膰 z艂e post臋pki poprzednik贸w,z 艂atwo艣ci膮 i bez 偶adnego trudu zwracaj膮c si臋 ku b艂臋dom przesz艂o艣ci. Potem wszak偶e do opisania tych rzeczy sk艂oni艂a mnie my艣l, 偶e owi przyszli w艂adcy jasno zrozumiej膮, jak trudno im b臋dzie unikn膮膰 kary za grzechy — podobnie jak cierpie膰 przysz艂o tym w艂a艣nie ludziom; a po drugie, 偶e skoro ich czyny i obyczaje zostan膮 spisane i uwiecznione, b臋d膮 mo偶e mniej skorzy do 艂amania prawa. Kt贸偶 bowiem

24

z potomnych wiedzia艂by co艣 o wyuzdanym 偶yciu Semiramidy czy o szale艅stwie Sardanapala i Nerona, gdyby historycy owych dni nie dali temu 艣wiadectwa? Wreszcie tak偶e i dla tych, kt贸rzy mog膮 w przysz艂o艣ci pa艣膰 ofiar膮 podobnych prze艣ladowa艅 ze strony tyran贸w, historia ta nie b臋dzie bez po偶ytku, w niedoli bowiem ludzie zwykli pociesza膰 si臋 my艣l膮, 偶e nie na nich jednych spad艂y kl臋ski. Tak wi臋c zaczn臋 od niegodziwych post臋pk贸w Belizariusza i Antoniny, potem za艣 b臋d臋 pisa膰 o nieprawo艣ciach Justyniana i Teodory.

I. Belizariusz mia艂 偶on臋1 (wspomnia艂em ju偶 o niej poprzednio), kt贸rej ojciec i dziadek byli wo藕nicami popisuj膮cymi si臋 sw膮 sztuk膮 w Bizancjum i Tessaloni-ce, matka za艣 jedn膮 z prostytutek w okolicach teatru. Kobieta ta prowadzi艂a z pocz膮tku bardzo rozwi膮z艂e i wyuzdane 偶ycie, przebywaj膮c cz臋sto w艣r贸d sztukmistrz贸w z otoczenia ojca i ucz膮c si臋 od nich wszystkiego, co jej by艂o potrzebne, potem za艣, ju偶 jako matka licznego potomstwa, zosta艂a 艣lubn膮 偶on膮 Belizariusza. Natychmiast te偶 zacz臋艂a go zdradza膰, chocia偶 stara艂a si臋 utrzyma膰 to w tajemnicy— nie dlatego bynajmniej, 偶e wstydzi艂a si臋 swoich czyn贸w lub 偶e odczuwa艂a strach przed ma艂偶onkiem, bo obce jej by艂o uczucie wstydu bez wzgl臋du na to,

25

co robi艂a, a m臋偶a ca艂kowicie ujarzmi艂a r贸偶nymi czarnoksi臋skimi sztuczkami, lecz poniewa偶 l臋ka艂a si臋 kary z r膮k cesarzowej, kt贸ra na jej widok wprost zgrzyta艂a z臋bami ze z艂o艣ci.2 Potem jednak, kiedy przys艂u偶ywszy si臋 jej w bardzo wa偶nych sprawach jako艣 j膮 u艂agodzi艂a— przede wszystkim przez usuni臋cie Sylweriusza3 (a jak to zrobi艂a, opowiem p贸藕niej), nast臋pnie za艣 niszcz膮c Jana z Kapadocji, o czym pisa艂em uprzednio4 — ju偶 bez najmniejszej obawy i nic nie ukrywaj膮c dopuszcza艂a si臋 wszelkiego rodzaju wyst臋pk贸w.

W domu Belizariusza by艂 pewien m艂ody cz艂owiek z Tracji imieniem Teodo-zjusz, kt贸rego przodkowie wyznawali wiar臋 tak zwanych eunomian贸w. Jego to Belizariusz, kiedy mia艂 odp艂yn膮膰 z Libii, zanurzy艂 w wodzie 艣wi臋conej i w艂asnymi r臋kami z niej wy d o by艂 czyni膮c go, zgodnie z chrze艣cija艅skim obyczajem adopcji, przybranym synem swoim i swojej 偶ony. Antonina kocha艂a go wi臋c, bo tak si臋 godzi艂o, jako tego, kt贸ry moc膮 s艂owa Bo偶ego sta艂 si臋 jej synem, i dok艂ada艂a wszelkich stara艅, aby go zawsze mie膰 przy sobie. Zaraz jednak w czasie tej podr贸偶y zapa艂a艂a do niego szale艅cz膮 mi艂o艣ci膮 i tak bardzo da艂a si臋 temu uczuciu op臋ta膰, 偶e bez 偶adnego ju偶 strachu czy wstydu przed Bogiem i lud藕mi,

26

z pocz膮tku ukradkiem, potem nawet przy niewolnikach i pokoj贸wkach, k艂ad艂a si臋 z nim do 艂贸偶ka. Tak bardzo ow艂adn臋艂a ni膮 nami臋tno艣膰 i t臋sknota mi艂osna, 偶e nie istnia艂y dla niej 偶adne przeszkody. Pewnego dnia (by艂o to w Kartaginie) Belizariusz przy艂apa艂 ich nawet na gor膮cym uczynku, ale bez trudu da艂 si臋 偶onie ok艂ama膰. Zasta艂 ich bowiem oboje w jakiej艣 piwnicy i wpad艂 w furi臋— ale ona bez cienia l臋ku czy zmieszania, powiedzia艂a: “Przyszli艣my tu z ma艂ym ukry膰 najcenniejsze 艂upy, 偶eby si臋 o nich cesarz nie dowiedzia艂." By艂 to zwyk艂y wykr臋t i Belizariusz da艂 im spok贸j, chocia偶 widzia艂, 偶e Teodozjusz ma rozwi膮zany rzemie艅 podtrzymuj膮cy cz臋艣膰 bielizny, kt贸ra zakrywa艂a przyrodzenie. Pod wp艂ywem mi艂o艣ci do tej kobiety nie wierzy艂 艣wiadectwu w艂asnych oczu!

Chocia偶 rozpusta ta wzmaga艂a si臋 z dnia na dzie艅 i przeradza艂a si臋 w straszliwe z艂o, ludzie, kt贸rzy widzieli, co si臋 dzieje, zachowywali milczenie. Ale kiedy Be艂izariusz zdoby艂 Sycyli臋, pewna niewolnica imieniem Macedonia, zobowi膮zawszy swego pana najbardziej uroczyst膮 przysi臋g膮, 偶e nigdy jej przed pani膮 nie zdradzi, opowiedzia艂a mu wszystko i jako 艣wiadk贸w przedstawi艂a dw贸ch ch艂opc贸w, kt贸rzy us艂ugiwali w sypialni. Po tej wiadomo艣ci Belizariusz kaza艂 ki艂-

27

ku ludziom ze swej 艣wity zg艂adzi膰 Teo-dozjusza; ten jednak w por臋 si臋 o wszystkim dowiedzia艂 i uciek艂 do Efezu. Wi臋kszo艣膰 bowiem najbli偶szych towarzyszy Belizariusza, zdaj膮c sobie spraw臋 z niesta艂o艣ci jego charakteru, stara艂a si臋 raczej przypodoba膰 偶onie ni偶 udawa膰, 偶e sprzyja m臋偶owi; dlatego wyjawili Teo-dozjuszowi rozkazy, jakie w zwi膮zku z nim otrzymali. Konstantyn za艣, zauwa偶ywszy 偶e Belizariusz bardzo si臋 gn臋bi tym, co zasz艂o, wyrazi艂 mu co prawda wsp贸艂czucie, ale doda艂: ,,Ja to bym raczej bab臋 ukatrupi艂 ni偶 ch艂opca." Dotar艂o to do Antoniny, kt贸ra odt膮d w skryto艣ci ducha nienawidzi艂a go i czeka艂a sposobnej chwili, by mu to da膰 odczu膰. Mia艂a w sobie bowiem co艣 ze skorpiona i umia艂a tai膰 gniew.

Wkr贸tce potem czy to czarami, czy pochlebstwem, uda艂o jej si臋 wm贸wi膰 m臋偶owi, 偶e ca艂e oskar偶enie nie by艂o na niczym oparte, on za艣 niezw艂ocznie pos艂a艂 po Teodozjusza i zgodzi艂 si臋 wyda膰 偶onie Macedoni臋 i obu ch艂opc贸w, l powiadaj膮, 偶e Antonina uci臋艂a im najprz贸d j臋zyki, potem ich po膰wiartowa艂a, zaszy艂a w worki i wrzuci艂a do morza. Pomaga艂 jej w tym haniebnym czynie niewolnik imieniem Eugeniusz, ten sam, kt贸ry dopu艣ci艂 si臋 zbrodni na osobie Sylwerjusza. Po nied艂ugim czasie Beli-

28

zariusz za namow膮 偶ony zg艂adzi艂 tak偶e Konstantyna. Wtedy to bowiem wydarzy艂a si臋 sprawa Prezydiusza i jego sztylet贸w, o kt贸rej ju偶 pisa艂em.5 l chocia偶 cz艂owiek ten mia艂 by膰 uniewinniony, Antonina nie spocz臋艂a, dop贸ki nie ukara艂a go za s艂owa, kt贸re przed chwil膮 przytoczy艂em. Od tej pory Belizariusz by艂 znienawidzony zar贸wno przez cesarza, jak i wszystkich znakomitych Rzymian.

Taki wi臋c by艂 rozw贸j tych wypadk贸w. Ale Teodozjusz o艣wiadczy艂, 偶e nie mo偶e przyjecha膰 do Italii, gdzie w艂a艣nie przebywali Be艂izariusz i Antonina, dop贸ki nie pozb臋d膮 si臋 stamt膮d Focjusza. Ten bowiem by艂 z natury sk艂onny do zgryzoty, kiedy widzia艂, 偶e kto艣 inny jest bardziej ni偶 on ceniony przez ludzi. Zreszt膮 w wypadku Teodozjusza mia艂 pe艂ne prawo do z艂o艣ci, bo on sam, chocia偶 syn, by艂 zupe艂nie lekcewa偶ony, podczas gdy tamten mia艂 ogromne wp艂ywy i mn贸stwo pieni臋dzy. M贸wiono nawet, 偶e z pa艂ac贸w w Kartaginie i Rawennie zagrabi艂 10 000 funt贸w6 w z艂ocie, poniewa偶 znalaz艂 si臋 tam sam i m贸g艂 rozporz膮dza膰 tymi pieni臋dzmi wed艂ug w艂asnego uznania. Antonina za艣, dowiedziawszy si臋 o postanowieniu Teodozjusza, tak d艂ugo zastawia艂a na syna pu艂apki i prze艣ladowa艂a go r贸偶nymi morderczy-

29

mi spiskami, a偶 doprowadzi艂a do tego, 偶e nie mog膮c ju偶 znie艣膰 tych wszystkich knowa艅 uciek艂 do Bizancjum, a Teodo-zjusz przyjecha艂 do niej do Italii. Tam mog艂a si臋 do woli nacieszy膰 zar贸wno towarzystwem kochanka, jak i dobro-duszno艣ci膮 m臋偶a, a w jaki艣 czas potem z jednym i drugim przyby艂a do Bizancjum. Wtedy Teodozjusza zacz膮艂 dr臋czy膰 strach i wyrzuty sumienia; l臋ka艂 si臋, 偶e nie zdo艂a w 偶aden spos贸b unikn膮膰 zdemaskowania, bo widzia艂, 偶e kobieta nie potrafi ju偶 ani ukry膰 swej nami臋tno艣ci, ani przynajmniej folgowa膰 jej w ukryciu, lecz nie ma nic przeciw temu, aby zar贸wno cudzo艂o偶y膰, jak i uchodzi膰 za cudzo艂o偶nic臋. Dlatego raz jeszcze pojecha艂 do Efezu i tam, gol膮c wed艂ug zwyczaju g艂ow臋, przysta艂 do tak zwanych mnich贸w. Wtedy Antonina zgo艂a oszala艂a; w艂o偶y艂a 偶a艂ob臋, zmieni艂a ca艂kowicie obyczaje i nieustannie kr膮偶y艂a po domu p艂acz膮c i zawodz膮c, jakby nie mia艂a m臋偶a, i lamentuj膮c, 偶e straci艂a co艣 bardzo dobrego: taki by艂 wierny, czaruj膮cy, uprzejmy i pe艂en 偶ycia! Na koniec nawet m臋偶a zmusi艂a do udzia艂u w tych spazmach, tak i偶 nieborak op艂akiwa艂 nieod偶a艂owanego Teodozjusza. Wreszcie poszed艂 do cesarza i pokornymi pro艣bami sk艂oni艂 jego i cesarzow膮, aby sprowadzili Teodozjusza, poniewa偶 jest i b臋dzie potrzebny

30

w jego domu. Ten jednak o艣wiadczy艂, 偶e krokiem si臋 stamt膮d nie ruszy, gdy偶 zamierza jak naj艣ci艣lej przestrzega膰 regu艂 zakonnego 偶ycia. Ale by艂o to zwyk艂e k艂amstwo, bo chodzi艂o mu o to, aby zaraz po wyje藕dzie Belizariusza m贸c po艂膮czy膰 si臋 z Antonin膮, l tak si臋 sta艂o.

2. Wkr贸tce potem Belizariusz wyruszy艂 wraz z Focjuszem na wypraw臋 przeciw Chosroesowi, a Antonina pozosta艂a w Bizancjum. Nie by艂o to dawniej w jej zwyczaju, bo nie chc膮c, aby m膮偶 w samotno艣ci opami臋ta艂 si臋 i wzgardziwszy jej czarnoksi臋skimi sztuczkami post膮pi艂 z ni膮, jak powinien, stara艂a si臋 je藕dzi膰 z nim po ca艂ym 艣wiecie. Ponadto, aby Teodozjusz mia艂 znowu do niej dost臋p, postara艂a si臋 usun膮膰 z drogi Focjusza. Nam贸wi艂a wi臋c kilku ludzi ze 艣wity Belizariusza, 偶eby m艂odego cz艂owieka stale, bez chwili wytchnienia, obra偶ali i wykpiwali, sama za艣 w codziennych prawie listach szkalowa艂a syna i buntowa艂a wszystkich przeciw niemu. Nie mog膮c ju偶 tego wytrzyma膰 ch艂opiec zdecydowa艂 si臋 sam oskar偶y膰 matk臋 i kiedy pewien przyjezdny z Bizancjum doni贸s艂, 偶e Teodozjusz w tajemnicy przebywa u Antoniny, zaprowadzi艂 go natychmiast do Belizariusza i kaza艂 opowiedzie膰 o wszystkim. Kiedy Belizariusz to us艂ysza艂, rozgniewa艂 si臋 straszliwie,

31

pad艂 na twarz przed Focjuszem i prosi艂, by go pom艣ci艂 — jego, kt贸ry tak bardzo zosta艂 skrzywdzony przez ludzi maj膮cych jak najmniejsze do tego prawo. ,,Synku najmilszy— powiedzia艂— nie wiesz, kim by艂 tw贸j ojciec, bo przecie偶 zostawi艂 ci臋, kiedy jeszcze by艂e艣 przy piersi, i wkr贸tce potem dokona艂 偶ywota, l nie skorzysta艂e艣 nic z jego maj膮tku, jako 偶e nie za wiele mia艂 szcz臋艣cia w tych sprawach. To ja ci臋 wychowa艂em, chocia偶 tylko ojczym, a dzi艣 doszed艂e艣 do lat, kiedy twoim obowi膮zkiem jest broni膰 mnie, poniewa偶 dzieje mi si臋 straszna krzywda. Osi膮gn膮艂e艣 godno艣膰 konsula, szlachetny ch艂opcze, i zdoby艂e艣 znaczn膮 fortun臋; zaiste rzec by mo偶na— i by艂aby to prawda—偶e jestem twoim ojcem, matk膮, rodzin膮. Albowiem nie wi臋zy krwi, lecz czyny s膮 zazwyczaj dla ludzi miar膮 ich wzajemnej mi艂o艣ci. Czas ju偶 zatem, aby艣 nie przygl膮da艂 si臋 bezczynnie, jak mnie, kt贸remu zniszczono dom, na domiar z艂ego pozbawiaj膮 tak wielkiego maj膮tku i jak twoja matka okrywa si臋 straszliw膮 ha艅b膮 w oczach wszystkich. Pami臋taj, 偶e winy niewiast nie spadaj膮 jedynie na ich m臋偶贸w, lecz bardziej jeszcze szkodz膮 synom; na nich bowiem najcz臋艣ciej zaci膮偶y kiedy艣 z艂a s艂awa, 偶e s膮 podobni do swoich rodzicielek. A o mnie wiedz, 偶e bardzo kocham moj膮

32

偶on臋, i nie uczyni臋 jej niez艂ego, bylebym tylko m贸g艂 wywrze膰 zemst臋 na tym, kt贸ry zniszczy艂 mi dom. Ale dop贸ki 偶yje Teodozjusz, nie potrafi艂bym pu艣ci膰 w niepami臋膰 tego oskar偶enia"

S艂ysz膮c to Focjusz zgodzi艂 si臋 mu we wszystkim dopom贸c, chocia偶 ba艂 si臋, 偶e mo偶e z tego wynikn膮膰 co艣 z艂ego, bo bynajmniej nie dowierza艂 zmiennym uczuciom Belizariusza do 偶ony, a dr臋czy艂a go my艣l o strasznym losie Macedonii. Obaj zatem zwi膮zali si臋 najbardziej uroczyst膮 w艣r贸d chrze艣cijan przysi臋g膮, 艣lubuj膮c, 偶e nawet w obliczu 艣miertelnego niebezpiecze艅stwa pozostan膮 sobie wierni. Na razie zreszt膮 uznali, 偶e nie jest wskazane zabiera膰 si臋 do dzie艂a; dopiero gdy Antonina przyjedzie z Bizancjum, a Teodozjusz wr贸ci do Efezu, Focjusz uda si臋 tam za nim i bez trudu dostanie w r臋ce i jego, i pieni膮dze.

Wtedy to w艂a艣nie wtargn臋li z ca艂膮 armi膮 na terytorium perskie, a w Bizancjum wynik艂a sprawa Jana z Kapadocji, o kt贸rej pisa艂em w poprzednich ksi臋gach. Tam jednak ze strachu przemilcza艂em jeden szczeg贸艂: 偶e mianowicie nie przypadkiem Jan z Kapadocji i jego c贸rka dali si臋 zwie艣膰 Antoninie, ta bowiem por臋czy艂a im mn贸stwem przysi膮g, nad kt贸re nic straszliwszego chrze艣cijanie nie znaj膮, 偶e nie 偶ywi wobec nich 偶ad-

33

nych podst臋pnych zamiar贸w. Po tej sprawie, coraz bardziej ufaj膮c przyja藕ni cesarzowej, wys艂a艂a Teodozjusza do Efezu, sama za艣, nie podejrzewaj膮c nic z艂ego, wyruszy艂a na wsch贸d. Belizariusz, kt贸ry w艂a艣nie zdoby艂 twierdz臋 Sisaura-num, dowiedzia艂 si臋 od kogo艣, 偶e 偶ona jest w drodze, i zapominaj膮c o ca艂ym 艣wiecie, poprowadzi艂 wojsko z powrotem. Co prawda, jak ju偶 pisa艂em, zdarzy艂y si臋 wtedy w jego armii i inne wypadki, kt贸re sk艂oni艂y go do odwrotu, ale ta sprawa znacznie przy艣pieszy艂a jego decyzj臋. Jak jednak wspomnia艂em na pocz膮tku tej opowie艣ci, nie wydawa艂o mi si臋 w贸wczas, abym m贸g艂 bezpiecznie ujawni膰 wszystkie spr臋偶yny wypadk贸w. Wskutek tego kroku powszechnie zacz臋to Belizariusza oskar偶a膰, 偶e mniej sobie ceni naj偶ywotniejsze interesy pa艅stwa ni偶 sprawy prywatne. Bo te偶 od pierwszej chwili, powodowany nami臋tno艣ci膮, 偶adn膮 miar膮 nie chcia艂 si臋 oddali膰 na wi臋ksz膮 odleg艂o艣膰 od granic rzymskich, tak aby na wiadomo艣膰, 偶e 偶ona przybywa z Bizancjum, zawr贸ci膰 natychmiast z drogi, schwyta膰 j膮 i ukara膰. Dlatego te偶 rozkaza艂 Aretasowi i jego 偶o艂nierzom przeprawi膰 si臋 przez Tygrys, a ci nie zdzia艂ali nic godnego uwagi i wr贸cili do domu. On sam za艣 pilnie baczy艂, by nawet o dzie艅 marszu nie

34

oddali膰 si臋 od rzymskiej granicy, bo twierdza Sisauranum le偶y, drog膮 na Nisibis, o przesz艂o dzie艅 marszu nieob-ci膮偶onego piechura. Ale jest te偶 i inna droga, o po艂ow臋 kr贸tsza. A przecie偶 gdyby od razu zdecydowa艂 si臋 ca艂膮 armi臋 przeprawi膰 na drugi brzeg Tygrysu, m贸g艂by, jak s膮dz臋, spustoszy膰 Asyri臋, nie napotykaj膮c oporu dotar艂by a偶 do Ktezyfonu i ocaliwszy je艅c贸w z Antio-chii i Rzymian, kt贸rzy tam byli, wr贸ci膰 w ojczyste strony. Z jego te偶 winy Chosroes m贸g艂 bezpiecznie wr贸ci膰 do siebie z Kolchidy. A by艂o to tak. Kiedy Chosroes, syn Kabadesa, wtargn膮艂 do Kolchidy, zaj膮艂 Petr臋 i dokona艂 tych wszystkich czyn贸w, o kt贸rych ju偶 opowiada艂em, wielu 偶o艂nierzy zgin臋艂o w walkach i pad艂o ofiar膮 trudnego terenu; Lazyka, jak wspomnia艂em, to kraj bezdro偶y i stromych rozpadlin. Na domiar z艂ego, wojsko zdziesi膮tkowa艂a zaraza, a liczne ofiary spowodowa艂 ponadto brak 偶ywno艣ci. Wtedy to jacy艣 ludzie przeje偶d偶aj膮cy tamt臋dy z Persji donie艣li, 偶e Belizariusz, pokonawszy Nabedesa w bitwie pod Nisibis, posuwa si臋 naprz贸d, 偶e po obl臋偶eniu i zdobyciu twierdzy Sisauranum wzi膮艂 do niewoli Bles-chamesa i o艣miuset perskich kawale-rzyst贸w oraz 偶e wys艂a艂 inny rzymski oddzia艂 pod komend膮 Aretasa, wodza

35

Saracen贸w, kt贸ry przeprawi艂 si臋 przez Tygrys i pustoszy tamtejsz膮 okolic臋, nigdy jeszcze przedtem nie niszczon膮. Jednocze艣nie Chosroes rzuci艂 armi臋 Hu-n贸w przeciw Armenii, kt贸ra pozostaje pod zwierzchnictwem Rzymu, tak aby niepokojeni przez nich tamtejsi Rzymianie nie zwracali uwagi na to, co si臋 dzieje w Lazyce. Inni zn贸w ludzie przywie藕li wiadomo艣膰, 偶e barbarzy艅cy ci natkn臋li si臋 na Rzymian pod dow贸dztwem Waleriana i nawi膮zali z nimi walk臋; w bitwie tej ponie艣li dotkliw膮 kl臋sk臋 i wi臋kszo艣膰 z nich poleg艂a.

Us艂yszeli o tym Persowie, kt贸rym bardzo ju偶 da艂y si臋 we znaki trudno艣ci pobytu w kraju Laz贸w; ponadto obawiali si臋, 偶e w czasie odwrotu mog膮 natrafi膰 na jakie艣 wrogie si艂y i n臋dznie zgin膮膰 w g膮szczach i w膮wozach, a tak偶e niepokoili si臋 bardzo o los swych 偶on, dzieci i ojczyzny. Wreszcie co uczciwsi spo艣r贸d medyjskich 偶o艂nierzy zacz臋li sarka膰 na Chosroesa zarzucaj膮c mu, 偶e z艂ama艂 przysi臋g臋 i powszechnie uznane zasady, poniewa偶 w czasie rozejmu wtargn膮艂 na terytorium rzymskie, do kt贸rego nie ma 偶adnych praw; w ten spos贸b wyrz膮dza krzywd臋 staremu i niezmiernie czcigodnemu krajowi, kt贸rego nie zdo艂a艂by pokona膰 na drodze wojennej, l byli ju偶 bliscy buntu. Zaniepokojony

36

t膮 sytuacj膮 Chosroes znalaz艂 jednak na ni膮 lekarstwo; odczyta艂 mianowicie list, kt贸ry cesarzowa na kr贸tko przedtem napisa艂a do Zaberganesa, a kt贸ry brzmia艂: “Jak bardzo ci臋 ceni臋, Zaberganesie, poniewa偶 wierz臋, 偶e popierasz nasze interesy, o tym wiesz dobrze, odk膮d przed niedawnym czasem przyby艂e艣 do nas jako pose艂. Post膮pi艂by艣 zatem zgodnie z moj膮 o tobie opini膮, gdyby艣 nak艂oni艂 kr贸la Chosroesa do zachowania pokojowych stosunk贸w z naszym pa艅stwem. W tym przypadku przyrzekam ci wielkie korzy艣ci ze strony mego m臋偶a, kt贸ry nie podejmuje 偶adnych krok贸w bez zasi臋gni臋cia mojej rady." Chosroes przeczyta艂 to w obecno艣ci perskich dostojnikowi skarciwszy ich za to, i偶 mniemali, 偶e mo偶e istnie膰 prawdziwe pa艅stwo, kt贸rym rz膮dzi kobieta, zdo艂a艂 powstrzyma膰 ich gniew. Ale i tak odchodzi艂 stamt膮d w wielkim strachu, s膮dz膮c, 偶e oddzia艂y Belizariusza zagrodz膮 mu drog臋. Nikt jednak z nieprzyjaci贸艂 nie wyszed艂 mu na spotkanie, a on zadowolony wyruszy艂 do domu.

3. Stan膮wszy znowu na rzymskiej ziemi Belizariusz spotka艂 si臋 z 偶on膮, kt贸ra przyby艂a z Bizancjum, l trzyma艂 j膮 pod stra偶膮, w wielkim poni偶eniu, kilkakrotnie chcia艂 j膮 nawet zg艂adzi膰, ale za ka偶dym razem mi臋k艂 pod wp艂ywem

37

(jak mnie si臋 przynajmniej zdaje) jakiej艣 p艂omiennej wprost mi艂o艣ci. M贸wi膮 co prawda, 偶e uleg艂 jej czarnoksi臋skiej mocy i straci艂 wszelk膮 w艂adz臋 nad sob膮. Tymczasem Focjusz po艣piesznie wyruszy艂 do Efezu, wioz膮c ze sob膮 w wi臋zach jednego z eunuch贸w Antoniny, Kalli-gonosa, kt贸ry s艂u偶y艂 swej pani za rajfu-ra i w czasie tej podr贸偶y wy艣piewa艂 mu na torturach wszystkie jej tajemnice. Ale Teodozjusz, w por臋 uprzedzony, schroni艂 si臋 do 艣wi膮tyni Jana Aposto艂a, kt贸ra jest tam naj艣wi臋tszym i powszechnie czczonym przybytkiem. Jednak偶e biskup Andrzej z Efezu da艂 si臋 przekupi膰 i wyda艂 go Focjuszowi. Wtedy to Teodora, niepokoj膮c si臋 o Antonin臋 (bo s艂ysza艂a ju偶 o jej losie), wezwa艂a Beli-zariusza wraz z ni膮 do Bizancjum. Dowiedziawszy si臋 o tym Focjusz wys艂a艂 Teodozjusza do Cylicji, gdzie w艂a艣nie jego 艂ucznicy i ci臋偶kozbrojni byli na le偶ach zimowych, ka偶膮c stra偶y odstawi膰 go tam w najwi臋kszej tajemnicy, a po przybyciu na miejsce trzyma膰 w ukryciu i nikomu nie m贸wi膰, gdzie si臋 znajduje. Sam za艣, zabrawszy Kalligonosa i znaczne sumy nale偶膮ce do Teodozjusza, przyby艂 do Bizancjum. Tutaj cesarzowa pokaza艂a ca艂emu 艣wiatu, 偶e potrafi za zbrodnicze przys艂ugi odwdzi臋czy膰 si臋 jeszcze wi臋kszymi i bardziej

38

morderczymi darami. Antonina na kr贸tko przedtem dostarczy艂a jej podst臋pem zwabionego jednego tylko wroga, Jana z Kapadocji, natomiast ona wyda艂a tamtej na zag艂ad臋 bardzo wielu niewinnych, l tak wzi臋艂a na tortury kilku zaufanych ludzi Belizariusza i Focjusza, to tylko maj膮c im za z艂e, 偶e sprzyjali tym dw贸m, a nast臋pnie tak z nimi post膮pi艂a, 偶e do dzi艣 nie wiadomo, jaki w艂a艣ciwie spotka艂 ich los. Innych ukara艂a wygnaniem na podstawie tych samych zarzut贸w. Niejakiego za艣 Teodozjusza, jednego z tych, kt贸rzy pojechali za Focjuszem do Efezu, cz艂owieka, kt贸ry osi膮gn膮艂 godno艣膰 senatora, pozbawi艂a maj膮tku, zamkn臋艂a w ciemnej piwnicy i uwi膮za艂a za szyj臋 do jakiego艣 偶艂obu na sznurze tak kr贸tkim, 偶e by艂 stale napr臋偶ony i ani na chwil臋 nie da艂o si臋 go oblu藕ni膰. Stoj膮c tak bez przerwy przy tym 偶艂obie nieszcz臋艣nik 贸w jad艂, spa艂 i za艂atwia艂 wszystkie potrzeby naturalne, i brakowa艂o tylko, 偶eby rycza艂, a by艂by zupe艂nie podobny do os艂a. W ten spos贸b sp臋dzi艂 nie mniej ni偶 cztery miesi膮ce, a偶 dosta艂 pomieszania zmys艂贸w i mia艂 cz臋ste napady sza艂u; wreszcie uwolniono go z tego wi臋zienia i wkr贸tce potem umar艂. Belizariusza za艣, wbrew jego woli, Teodora zmusi艂a do pojednania z 偶on膮, Focjusza natomiast podda艂a przer贸偶nym,

39

zgo艂a niewolniczym udr臋kom i okrutnie smaga艂a po grzbiecie i ramionach ka偶膮c mu wyzna膰, gdzie przebywaj膮 Teodo-zjusz i rajfur Kalligonos. Ale on, chocia偶 um臋czony torturami, pozosta艂 wierny przysi臋dze i nie wyjawi艂 偶adnej z tajemnic Belizariusza, bo mimo 偶e by艂 dawniej chorowity i prowadzi艂 bardzo swobodne 偶ycie, to jednak zawsze dba艂 o cia艂o i nigdy nie zazna艂 z艂ego traktowania czy n臋dzy. Ale po pewnym czasie wszystkie tajemnice i tak wysz艂y na 艣wiat艂o dzienne. Odszuka艂a tak偶e Kalligonosa i wyda艂a go Antoninie, po czym wezwa艂a do Bizancjum Teodozjusza i natychmiast po przyje藕dzie ukry艂a go u siebie w Pa艂acu. Nazajutrz ka偶e przyj艣膰 Antoninie i rzecze: “ Patrycjuszko najmilsza, wczoraj wpad艂a mi do r臋ki per艂a, jakiej nie ogl膮da艂y dot膮d ludzkie oczy. Je艣li chcesz, nie po偶a艂uj臋 ci tego widoku i poka偶臋 ci j膮." Ta, nic nie rozumiej膮c, zacz臋艂a gor膮co prosi膰, by mog艂a zobaczy膰 per艂臋, a wtedy Teodora pokaza艂a jej Teodo-

40

zjusza, kt贸rego wyprowadzi艂a z pokoju jednego z eunuch贸w. Antonin臋 tak bardzo oszo艂omi艂a rado艣膰, 偶e w pierwszej chwili po prostu oniemia艂a; potem dopiero zacz臋艂a wylewnie dzi臋kowa膰 Teodorze za tak wielk膮 艂ask臋, nazywaj膮c j膮 swoj膮 wybawicielk膮, dobrodziejk膮, prawdziw膮 w艂adczyni膮. A cesarzowa zatrzyma艂a Teodozjusza w Pa艂acu, otaczaj膮c go zbytkiem i obsypuj膮c 艂askami, i odgra偶a艂a si臋 nawet, 偶e wkr贸tce uczyni go wodzem Rzymian. Ale uprzedzi艂a j膮 sprawiedliwo艣膰 losu, poniewa偶 m艂odzieniec zachorowa艂 na dyzenteri臋 i odszed艂 z tego 艣wiata.

Teodora mia艂a dobrze ukryte i nikomu nie znane pokoje, zupe艂nie niedost臋pne i tak ciemne, 偶e nocy nie mo偶na by艂o odr贸偶ni膰 od dnia. Tam w艂a艣nie zamkn臋艂a Focjusza i przez d艂u偶szy czas trzyma艂a go pod stra偶膮. Ale Focjusz, nie raz, lecz nawet dwukrotnie, zdo艂a艂 si臋 jakim艣 dziwnym przypadkiem stamt膮d

41

Bogurodzicy, kt贸ry w艣r贸d Bizanty艅czyk贸w uchodzi za “Przenaj艣wi臋tszy" (l tak go nazywaj膮), l usiad艂 jako b艂aga艂 ni k przy 艣wi臋tym o艂tarzu. Stamt膮d zabra艂a go si艂膮 i znowu uwi臋zi艂a. Za drugim razem dotar艂 do 艣wi膮tyni M膮dro艣ci Bo偶ej i tam niespodziewanie usiad艂 przy 艣wi臋tej chrzcielnicy, kt贸r膮 chrze艣cijanie czcz膮 ponad wszystko inne. Ale nawet stamt膮d zdo艂a艂a go wywlec ta kobieta, dla kt贸rej, zaiste, nawet naj艣wi臋tsze miejsca nie by艂y nietykalne; przeciwnie, uwa偶a艂a za drobiazg gwa艂cenie 艣wi臋to艣ci. A kap艂ani chrze艣cija艅scy przygl膮dali si臋 temu wraz z ca艂ym ludem, jakby pora偶eni strachem, we wszystkim jej ust臋puj膮c.

Tak prze偶y艂 Focjusz trzy lata, potem za艣, powiadaj膮, zjawi艂 mu si臋 we 艣nie prorok Zachariasz i zaklina艂 go, aby uciek艂, przyrzekaj膮c, 偶e mu w tym dopomo偶e. Uwierzywszy temu widzeniu wydosta艂 si臋 stamt膮d i potajemnie dotar艂 do Jerozolimy; a chocia偶 mn贸stwo ludzi go poszukiwa艂o, nikt nie widzia艂 Focjusza, nawet je艣li si臋 na niego natkn膮艂. Tam zgoli艂 g艂ow臋, przywdzia艂 ubi贸r noszony przez mnich贸w i tak zdo艂a艂 uj艣膰 kary z r膮k Teodory. Ale Belizariusz zlekcewa偶y艂 przysi臋g臋 i bynajmniej nie stara艂 si臋 mu dopom贸c, chocia偶 Focjusz

42

pad艂 ofiar膮 tak nieludzkich prze艣ladowa艅; odt膮d te偶, jak na to zas艂u偶y艂, we wszystkich sprawach B贸g by艂 przeciw niemu. Bo zaraz potem wys艂any przeciw Medom i Chosroesowi, kt贸rzy po raz trzeci wtargn臋li na terytorium rzymskie, splami艂 si臋 tch贸rzostwem — cho膰 z drugiej strony, wydaje si臋, 偶e czego艣 godnego uwagi jednak dokona艂, poniewa偶 uwolni艂 tamte okolice od wojny. Kiedy jednak Chosroes przeprawi艂 si臋 przez Eufrat, zdoby艂 bardzo ludne i zupe艂nie nie bronione miasto Kallinikus i wzi膮艂 do niewoli tysi膮ce obywateli rzymskich, Belizariusz nie raczy艂 nawet pu艣ci膰 si臋 w pogo艅 za nieprzyjacielem; w贸wczas zyska艂 miano cz艂owieka, kt贸ry pozosta艂 na miejscu albo ze z艂ej woli, albo z tch贸rzostwa.

4. W tym samym mniej wi臋cej czasie przydarzy艂a mu si臋 inna przygoda.

Pisa艂em ju偶 o zarazie, kt贸ra dziesi膮tkowa艂a ludno艣膰 Bizancjum. Ot贸偶 zachorowa艂 r贸wnie偶 bardzo powa偶nie cesarz Justynian i m贸wiono nawet, 偶e umar艂. Pog艂oska ta, podawana z ust do ust, dotar艂a do armii rzymskiej, gdzie jacy艣 oficerowie zacz臋li m贸wi膰, 偶e je艣li Rzymianie i Bizancjum obior膮 kogo innego cesarzem, oni nigdy si臋 na to nie zgodz膮. Ale po jakim艣 czasie cesarz wyzdrowia艂, a dow贸dcy armii rzymskiej

43

zacz臋li si臋 nawzajem oczernia膰. Tak wi臋c strateg Piotr i Jan przezwiskiem 呕ar艂ok mieli s艂ysze膰, jak Belizariusz i Buzes m贸wili to, o czym przed chwil膮 wspomnia艂em. Cesarzowa Teodora uzna艂a, 偶e s艂owa te by艂y skierowane przeciwko niej, i straci艂a cierpliwo艣膰. Wezwa艂a ich wszystkich niezw艂ocznie do Bizancjum i przeprowadzi艂a 艣ledztwo, potem za艣 kaza艂a Buzesowi przyj艣膰 do gineceum, maj膮c mu rzekomo do zakomunikowania co艣 niecierpi膮cego zw艂oki.

W Pa艂acu by艂o podziemne pomieszczenie dobrze zabezpieczone, pe艂ne kr臋tych korytarzy, istne podziemia piekie艂. Tam cz臋sto wi臋zi艂a tych, kt贸rzy si臋 jej narazili, i tam tak偶e wtr膮ci艂a Buzesa. l oto cz艂owiek, kt贸ry by艂 potomkiem konsul贸w, siedzia艂 tam nie艣wiadom up艂ywu czasu, gdy偶 ani sam nie m贸g艂 w tych ciemno艣ciach zorientowa膰 si臋, czy jest dzie艅, czy noc, ani nie m贸g艂 si臋 z nikim porozumie膰, bo stra偶nik, kt贸ry mu codziennie wrzuca艂 do celi 偶ywno艣膰, zachowywa艂 si臋 wobec niego tak, jakby byli niemymi zwierz臋tami, l wszyscy uwa偶ali go ju偶 za zmar艂ego, ale nikt nie 艣mia艂 s艂owa o nim wspomnie膰. Wreszcie, po dw贸ch latach i czterech miesi膮cach, Teodora ulitowa艂a si臋 nad nieszcz臋艣nikiem i uwolni艂a go, a wszyscy powitali go, jakby powsta艂 z grobu.

44

Mia艂 odt膮d s艂aby wzrok i w og贸le sta艂 si臋 bardzo chorowity.

Tak wygl膮da艂a sprawa Buzesa. Beli-zariusza natomiast, chocia偶 nie udowodniono mu 偶adnej winy, cesarz pod naciskiem 偶ony pozbawi艂 piastowanej godno艣ci i na jego miejsce mianowa艂 g艂贸wnodowodz膮cym Wschodu Martin usa. Jego w艂贸cz n i k贸 w i ci臋偶kozbrojnych, a tak偶e dzielniejszych 偶o艂nierzy spo艣r贸d jego domownik贸w, kaza艂 rozda膰 pa艂acowym oficerom i eunuchom, a ci rzucali o nich losy i wraz z broni膮 rozdzielili wszystkich mi臋dzy sob膮, jak wypad艂o z losowania. Ponadto wielu przyjacio艂om Belizariusza i tym, kt贸rzy mu dawniej pomagali, zabroniono go odwiedza膰, l oto Belizariusz— przykry i niewiarygodny widok—chodzi艂 po Bizancjum jak zwyk艂y obywatel, niemal ca艂kiem samotny, zawsze pogr膮偶ony w my艣lach, ponury, l臋kaj膮cy si臋 skrytob贸jczej 艣mierci. Na domiar z艂ego cesarzowa dowiedziawszy si臋, 偶e zostawi艂 na Wschodzie znaczny maj膮tek, wys艂a艂a jednego z pa艂acowych eunuch贸w, kt贸ry wszystko przywi贸z艂 do Bizancjum.

Co do Antoniny to chocia偶, jak m贸wi艂em, by艂a sk艂贸cona z m臋偶em, cieszy艂a si臋 przyja藕ni膮 i zaufaniem cesarzowej jako ta, kt贸ra przed niedawnym czasem doprowadzi艂a do zguby Jana z Kapadocji.

45

Pragn膮c jej okaza膰 swe wzgl臋dy Teodora robi艂a wszystko, aby wygl膮da艂o na to, 偶e Antonina wstawia艂a si臋 za m臋偶em i uratowa艂a go z tak strasznych opa艂贸w, a w ten spos贸b nieszcz臋艣nik nie tylko b臋dzie musia艂 pojedna膰 si臋 z 偶on膮, lecz tak偶e zostanie przez ni膮 niejako wzi臋ty do niewoli, niby jeniec wojenny, kt贸remu ocali艂a 偶ycie. A oto jak si臋 ta sprawa potoczy艂a.

Pewnego ranka Belizariusz przyby艂 jak zwykle do Pa艂acu z 偶a艂osn膮, nieliczn膮 eskort膮. S potkawszy si臋 z niezbyt 偶yczliwym przyj臋ciem ze strony pary cesarskiej, a do tego zmuszony do wys艂uchania obel偶ywych s艂贸w z ust r贸偶nych nicponi贸w i prostak贸w, p贸藕nym popo艂udniem poszed艂 do domu, po drodze cz臋sto odwracaj膮c si臋 i rozgl膮daj膮c na wszystkie strony, jakby wypatrywa艂, sk膮d wypadn膮 mordercy. W tym stanie 艣miertelnej trwogi poszed艂 do swej komnaty i tam samotny siedzia艂 na pos艂aniu; nie by艂o w nim ani jednej szlachetniej-

46

szej my艣li, nie pami臋ta艂, 偶e jest m臋偶czyzn膮, lecz oblewa艂 si臋 potem, kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie i dr偶a艂 na ca艂ym ciele w bezradnej rozpaczy miotany strachem i niepewno艣ci膮 o swoj膮 osob臋, jak najn臋dz-niejszy niewolnik, a nie prawdziwy m臋偶czyzna. A Antonina, jak gdyby nie rozumia艂a, co si臋 dzieje, i nie wiedzia艂a, co ma nast膮pi膰, bezustannie przechodzi艂a tamt臋dy udaj膮c, 偶e cierpi na nie-strawno艣膰; bo ci膮gle jeszcze podejrzliwie na siebie patrzyli. Tymczasem, ju偶 po zachodzie s艂o艅ca, przyby艂 z Pa艂acu niejaki Kwadratus, przeszed艂 przez dziedziniec i zjawi艂 si臋 niespodziewanie u wej艣cia do m臋skiej cz臋艣ci domu m贸wi膮c, 偶e przys艂a艂a go cesarzowa. Kiedy to Belizariusz us艂ysza艂, po艂o偶y艂 si臋 na wznak na pos艂aniu, rozkrzy偶owa艂 r臋ce i nogi i czeka艂 na 艣mier膰. Tak ca艂kowicie opu艣ci艂a go odwaga.

Wtedy Kwadratus wszed艂 do wn臋trza i odda艂 mu list cesarzowej, kt贸ry brzmia艂: ,,Wiesz dobrze, szlachetny panie, jak

47

wobec nas post膮pi艂e艣, ja jednak, poniewa偶 zawdzi臋czam wiele twej ma艂偶once, postanowi艂am przebaczy膰 ci wszystkie winy, jej w darze sk艂adaj膮c twe 偶ycie. Mo偶esz wi臋c odt膮d z ufno艣ci膮 my艣le膰 o swym bezpiecze艅stwie i maj膮tku. A z twoich przysz艂ych post臋pk贸w dowiemy si臋, jaki dla niej jeste艣." Przeczyta艂 to Belizariusz i uniesiony rado艣ci膮, jednocze艣nie za艣 pragn膮c natychmiast da膰 wyraz swym uczuciom, zerwa艂 si臋 z 艂o偶a i pad艂 偶onie do st贸p.I 艣ciska艂 j膮 obur膮cz za kolana, i liza艂 jej stopy wykrzykuj膮c, 偶e przywraca mu 偶ycie, nazywaj膮c j膮 swoj膮 zbawczyni膮 i przysi臋gaj膮c, 偶e odt膮d b臋dzie ju偶 nie m臋偶em, lecz najwierniejszym z niewolnik贸w. Z pieni臋dzy za艣 Belizariusza cesarzowa przekaza艂a 3000 funt贸w w z艂ocie cesarzowi, a reszt臋 odda艂a jemu.

Takie by艂y dzieje tego wodza, kt贸remu na kr贸tko przedtem los da艂 w r臋ce jako je艅c贸w Gelimera i Witigisa.8 Co prawda od dawna ju偶 jego bogactwo by艂o sol膮 w oku Justyniana i Teodory, kt贸rzy uwa偶ali, 偶e jest nadmierne i godne raczej kr贸lewskiego dworu. M贸wili nawet, 偶e ukry艂 gdzie艣 wi臋ksz膮 cz臋艣膰 publicznych fundusz贸w Gelimera i Witigisa, a cesarzowi odda艂 jedynie ma艂膮, nic nie znacz膮c膮 cz膮stk臋. Licz膮c si臋 jednak z jego zas艂ugami i z mo偶liwymi atakami

48

os贸b postronnych, a tak偶e z braku dogodnego pretekstu, zachowywali spok贸j, l dopiero stwierdziwszy, 偶e Belizariusz trz臋sie si臋 ze strachu i tch贸rzostwa, cesarzowa jednym poci膮gni臋ciem zaw艂adn臋艂a ca艂膮 jego fortun膮. Po艂膮czy艂a si臋 z nim mianowicie w臋z艂ami rodzinnymi, przez ma艂偶e艅stwo jego jedynej c贸rki Joann i ny z Anastazjuszem, swoim wnukiem. Belizariusz za偶膮da艂 wtedy, aby mu przywr贸cono jego w艂a艣ciw膮 godno艣膰: jako g艂贸wnodowodz膮cy Wschodu m贸g艂by znowu poprowadzi膰 armi臋 rzymsk膮 przeciw Chosroesowi i jego Medom. Ale Antonina nie chcia艂a o tym s艂ysze膰; twierdzi艂a, 偶e w tych w艂a艣nie stronach zosta艂a przez niego zniewa偶ona i nie zamierza ich wi臋cej ogl膮da膰, l dlatego Belizariusz, mianowany dow贸dc膮 jazdy cesarskiej, po raz drugi wys艂any zosta艂 do Italii; przedtem, jak m贸wi膮, przyrzek艂 cesarzowi, 偶e nie b臋dzie w czasie tej wojny prosi艂 go o pieni膮dze, lecz w艂asnym sumptem zdob臋dzie wszystko, co konieczne do jej prowadzenia. Ludzie wtedy podejrzewali, i偶 Belizariusz dlatego tylko za艂atwi艂 swe sprawy domowe tak, jak to opisywa艂em, i z艂o偶y艂 ow膮 obietnic臋 cesarzowi, 偶e chcia艂 si臋 wydosta膰 z Bizancjum i po opuszczeniu mur贸w miasta natychmiast chwyci膰 za bro艅 i zdoby膰 si臋 na

49

jaki艣 odwa偶ny, godny m臋偶czyzny czyn wobec 偶ony i tych, kt贸rzy go prze艣ladowali. On jednak zapomnia艂 o wszystkim, co zasz艂o. Zlekcewa偶y艂 przysi臋gi sk艂adane kiedy艣 Focjuszowi i innym przyjacio艂om, i pod膮偶y艂 za 偶on膮, ci膮gle szale艅czo w niej zakochany— i to mimo jej sze艣膰dziesi臋ciu lat.

W Italii jednak B贸g mu nie sprzyja艂 i sytuacja jego pogarsza艂a si臋 z dnia na dzie艅.

Z pocz膮tku, co prawda, jego plany wojenne przeciwko Teodatowi i Witi-gisowi, chocia偶 wydawa艂y si臋 w tych okoliczno艣ciach niew艂a艣ciwe, prowadzi艂y na og贸艂 do szcz臋艣liwego zako艅czenia. P贸藕niej jednak, mimo opinii, 偶e dzi臋ki zdobytemu w tej wojnie do艣wiadczeniu potrafi wszystko dobrze obmy艣le膰, wi臋kszo艣膰 jego niepowodze艅 przypisywano g艂upocie. Tak to sprawy ludzkie zale偶膮 nie od zamierze艅 cz艂owieka, lecz rz膮dzi nimi r臋ka Boga. Ludzie zwykli nazywa膰 to losem, poniewa偶 nie znaj膮 przyczyn, dla kt贸rych zdarzenia maj膮 taki przebieg, jaki si臋 ukazuje ich oczom. Albowiem to, co niewyt艂umaczalne, ch臋tnie bywa nazywane losem. Ale o tych sprawach ka偶dy niech mniema, jak mu si臋 podoba.

5. Drugi pobyt Belizariusza w Italii zako艅czy艂 si臋 bardzo niechlubnie; w ci膮-

50

gu pi臋ciu lat, jak ju偶 pisa艂em, nie zdo艂a艂 nigdzie zej艣膰 na l膮d — chyba 偶e w miejscach umocnionych — i przez ca艂y czas 偶eglowa艂 od portu do po rt u. Totila9 wy艂azi艂 ze sk贸ry chc膮c go przy艂apa膰 gdzie艣 w polu, z dala od mur贸w, ale nie m贸g艂 go dopa艣膰, bo i sam Belizariusz, i ca艂a rzymska armia trz臋艣li si臋 ze strachu. Dlatego nie tylko nie odzyska艂 poprzednio utraconych miast, lecz straci艂 nawet Rzym i w艂a艣ciwie wszystko inne. W tym te偶 okresie sta艂 si臋 bardzo chciwy i — jak nikt inny — 偶膮dny haniebnych zysk贸w, zw艂aszcza 偶e nic z sob膮 od cesarza nie przywi贸z艂. Wszystkich wi臋c niemal Italczyk贸w w Rawennie i na Sycylii, jak zreszt膮 ka偶dego, kogo zdo艂a艂 dopa艣膰, 艂upi艂 bez umiaru, ka偶膮c im niby, jak mawia艂, sp艂aca膰 d艂ugi ca艂ego 偶ywota. Tak prze艣ladowa艂 r贸wnie偶 Herodiana, 偶膮daj膮c od niego pieni臋dzy i usi艂uj膮c go zastraszy膰; ten wreszcie, maj膮c do艣膰 gr贸藕b, opu艣ci艂 wojsko Rzymian i natychmiast odda艂 si臋 wraz ze swymi zwolennikami i miastem Spolitium w r臋ce Totili i Got贸w. Jak za艣 dosz艂o do tego, 偶e Be艂izariusz por贸偶ni艂 si臋 z siostrze艅cem Witaliana Janem10 (co bardzo zaszkodzi艂o interesom Rzymu), o tym za chwil臋.

Cesarzowa tak bardzo znienawidzi艂a Germanusa11 i tak wyra藕nie dawa艂a to

51

wszystkim do poznania, 偶e chocia偶 by艂 on przecie偶 bratankiem cesarza, nikt nie mia艂 odwagi spowinowaci膰 si臋 z nim przez ma艂偶e艅stwo i synowie jego pozostali nie偶onaci do 艣redniego wieku, a c贸rka Justyna by艂a jeszcze niezam臋偶na jako doros艂a, osiemnastoletnia dziewczyna. Kiedy wi臋c Jan, wys艂any przez Belizariusza, przyjecha艂 do Bizancjum, Germanus by艂 zmuszony rozpocz膮膰 z nim rozmowy na temat ma艂偶e艅stwa, chocia偶 Jan znacznie mu ust臋powa艂 godno艣ci膮. My艣l ta bardzo si臋 obu podoba艂a i postanowili zwi膮za膰 si臋 najstraszliwszymi zakl臋ciami, przysi臋gaj膮c, 偶e ze wszystkich si艂 d膮偶y膰 b臋d膮 do po艂膮czenia swych rod贸w wi臋zami ma艂偶e艅skimi. 呕aden bowiem nie mia艂 ani odrobiny zaufania do drugiego: jeden zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e si臋ga za wysoko, drugiemu bardzo zale偶a艂o na zi臋ciu. A Teodora nie posiada艂a si臋 ze z艂o艣ci i nie cofa艂a si臋 przed niczym, prze艣ladowa艂a ich na wszelkie sposoby, aby tylko sprawie przeszkodzi膰. Poniewa偶 jednak nie potrafi艂a ich przekona膰, mimo 偶e bardzo si臋 jej bali, zagrozi艂a wyra藕nie, 偶e zgubi Jana. l dlatego w艂a艣nie po powrocie do Italii Jan, boj膮c si臋 zemsty Antoniny, a偶 do jej wyjazdu do Bizancjum nie mia艂 odwagi spotka膰 si臋 z Belizariuszem. Bo m贸g艂 nie bez s艂uszno艣ci podejrzewa膰,

偶e cesarzowa poleci艂a jej go zg艂adzi膰, a kiedy zastanawia艂 si臋 nad jej charakterem i zrozumia艂, 偶e Belizariusz we wszystkim 偶onie ust臋puje, straszliwie si臋 przerazi艂. Wszystko to bez w膮tpienia by艂o kl臋sk膮 dla Rzymian, kt贸rych sytuacja i przedtem wisia艂a na w艂osku. Tak to wiod艂o si臋 Belizariuszowi w wojnie z Gotami, a偶 zrozpaczony poprosi艂 cesarza, by mu pozwoli艂 jak najszybciej stamt膮d odjecha膰. Kiedy us艂ysza艂, 偶e cesarz przychyli艂 si臋 do pro艣by, niezw艂ocznie ruszy艂 w drog臋, bez 偶alu 偶egnaj膮c wojsko rzymskie i Italczy-k贸w. Wi臋ksz膮 cz臋艣膰 kraju zostawi艂 w r臋ku wroga, a Peruzj臋 n臋kan膮 ci臋偶kim obl臋偶eniem; istotnie, jeszcze kiedy by艂 w podr贸偶y, miasto to, jak ju偶 pisa艂em, zosta艂o wzi臋te szturmem i prze偶y艂o straszliwe chwile. A tak si臋 z艂o偶y艂o, 偶e r贸wnie偶 na dom jego spad艂o nieszcz臋艣cie.

Cesarzowa Teodora, pragn膮c jak najszybciej doprowadzi膰 do ko艅ca spraw臋 zar臋czyn swego wnuka z c贸rk膮 Beliza-riusza, dr臋czy艂a rodzic贸w dziewczyny ci膮g艂ymi listami. Ci za艣, staraj膮c si臋 unikn膮膰 tego zwi膮zku, odwlekali ma艂偶e艅stwo do chwili swego przyjazdu, a kiedy cesarzowa wezwa艂a ich do Bizancjum, udawali, 偶e nie mog膮 na razie opu艣ci膰 Italii. Teodorze zale偶a艂o jednak

54

bardzo, 偶eby jej wnuk sta艂 si臋 panem fortuny Belizariusza, a wiedzia艂a, 偶e dziewczyna odziedziczy wszystko, bo Belizariusz nie ma innego potomstwa; z drugiej strony nie mia艂a zaufania do plan贸w Antoniny i ba艂a si臋, 偶e kiedy umrze, nie oka偶e ona wierno艣ci jej domowi i nie dotrzyma umowy—mimo 偶e w chwilach wielkiej potrzeby zawsze doznawa艂a od niej, Teodory, tak g艂臋bokiej 偶yczliwo艣ci. Zrobi艂a wi臋c rzecz haniebn膮: kaza艂a mianowicie dziewczynie zupe艂nie nieprawnie zamieszka膰 razem z m艂odzie艅cem, a powiadaj膮 nawet, 偶e j膮 potajemnie zmusza艂a, aby z nim spa艂a. Tak poha艅bionej wyprawi艂a wesele—i to w ten spos贸b, aby cesarz nie m贸g艂 temu przeszkodzi膰. Kiedy jednak by艂o ju偶 po wszystkim, Anastazjusz i m艂oda kobieta zapa艂ali do siebie gor膮c膮 mi艂o艣ci膮 i prze偶yli tak nie mniej ni偶 osiem miesi臋cy. Lecz kiedy Antonina po 艣mierci cesarzowej przyby艂a do Bizancjum, zapominaj膮c z 艂atwo艣ci膮 o wszystkich dobrodziejstwach, jakich od niej dozna艂a, i nie licz膮c si臋 z tym, 偶e je艣li dziewczyna po艣lubi tu kogo艣 innego, b臋dzie uwa偶ana za dawn膮 nierz膮dnic臋, wzgardzi艂a potomkiem Teodory i wbrew woli c贸rki rozdzieli艂a j膮 z ukochanym m臋偶em. Tym post臋pkiem zyska艂a sobie powszechn膮 s艂aw臋 okrut-

55

nicy, a mimo to po przyje藕dzie m臋偶a zdo艂a艂a go bez trudu nak艂oni膰 do udzia艂u w owym bezece艅stwie. Wtedy dopiero zupe艂nie jasno okaza艂o si臋, co to za cz艂owiek. A przecie偶, mimo 偶e wcze艣niej ju偶 da艂 by艂 s艂owo Focjuszowi i kilku swoim bliskim, i bynajmniej tych przysi膮g nie dotrzyma艂, wszyscy mu przebaczyli, podejrzewaj膮c, 偶e przyczyn膮 jego wiaro艂omstwa nie by艂a w艂adza 偶ony, tylko strach przed cesarzow膮. Lecz kiedy, jak m贸wi艂em, po 艣mierci Teodory nie by艂o mowy ani o Focjuszu, ani o innych krewnych i kiedy okaza艂o si臋, 偶e pani膮 jego jest 偶ona, a panem str臋czyciel Ka艂ligonos, wtedy zupe艂nie nim wzgardzili, wyszydzaj膮c go i l偶膮c jako szale艅ca. Tak wygl膮da艂y sprawki Belizariusza, je偶eli je przedstawi膰 bez obs艂onek. O wyst臋pkach, kt贸rych Sergiusz, syn Bakchusa, dopu艣ci艂 si臋 w Libii, pisa艂em na w艂a艣ciwym miejscu. On to najbardziej przyczyni艂 si臋 do kl臋ski Rzymian na tym terenie, gdy偶 zlekcewa偶y艂 przysi臋g臋 na Ewangeli臋 z艂o偶on膮 Lewatom i bez 偶adnego powodu wyda艂 na 艣mier膰 osiemdziesi臋ciu pos艂贸w. Tu dodam tylko, 偶e ludzie ci przybyli do Sergiusza bez 偶adnych podst臋pnych zamiar贸w, ani on te偶 nie mia艂 najmniejszego powodu do podejrze艅, przeciwnie, po z艂o偶eniu przysi臋gi zaprosi艂 ich na uczt臋 i haniebnie

56

zg艂adzi艂, l to by艂o przyczyn膮 kl臋ski Salomona, armii rzymskiej i wszystkich Libijczyk贸w, bo przez niego — zw艂aszcza po 艣mierci Salomona, o kt贸rej opowiada艂em— nikt ju偶, oficer czy 偶o艂nierz, nie chcia艂 nara偶a膰 si臋 na wojenne niebezpiecze艅stwa. Najbardziej za艣 nienawidzi艂 go Jan, syn Sisinniolusa, kt贸ry, dop贸ki do Libii nie przyby艂 Areobindos, w og贸le unika艂 walki. Sergiusz bowiem by艂 mi臋kki, niewojowniczy, z wieku i usposobienia bardzo jeszcze dziecinny, a jednocze艣nie zawistny i pysza艂kowaty, zniewie艣cia艂y w obyczajach i nad臋ty od dumy. Ale poniewa偶 stara艂 si臋 o wnuczk臋 Antoniny, 偶ony Belizariusza, cesarzowa nie chcia艂a go ukara膰 ani pozbawi膰 urz臋du, chocia偶 widzia艂a, 偶e Libia chyli si臋 ku upadkowi. Nawet Salomona, brata Sergiusza, ona i cesarz pu艣cili wolno, nie wymierzaj膮c mu kary za zab贸jstwo Pegazjusza. Zaraz wyja艣ni臋, o jak膮 spraw臋 chodzi.

Kiedy Pegazjusz wykupi艂 Salomona z r膮k Lewat贸w i barbarzy艅cy odeszli do swych siedzib, Salomon wraz z Pegazju-szem, kt贸ry z艂o偶y艂 za niego okup, i z garstk膮 偶o艂nierzy wyruszy艂 do Kartaginy. W drodze Pegazjusz przy艂apa艂 Salomona na jakim艣 wykroczeniu i zwr贸ci艂 mu uwag臋, i偶 powinien pami臋ta膰, 偶e B贸g wybawi艂 go niedawno z r膮k nie-

57

przyjaci贸艂. Ten wpad艂 w z艂o艣膰 uwa偶aj膮c, 偶e Pegazjusz wypomina mu jego niewol臋, i zabi艂 go na miejscu, w ten spos贸b odwdzi臋czaj膮c si臋 za ocalenie 偶ycia. Lecz gdy Salomon przyby艂 do Bizancjum, cesarz oczy艣ci艂 go z zarzutu morderstwa, uznaj膮c, 偶e zabi艂 zdrajc臋 Cesarstwa Rzymskiego. Da艂 mu nawet list 偶elazny jako r臋kojmi臋 bezpiecze艅stwa. Unikn膮wszy w ten spos贸b kary Salomon z rado艣ci膮 wyruszy艂 na Wsch贸d aby odwiedzi膰 ojczyzn臋, krewnych i dom rodzinny. Ale r臋ka Bo偶a dosi臋g艂a go w podr贸偶y i zabra艂a z tego 艣wiata. Tak wygl膮da艂a sprawa Salomona i Pe-gazjusza.

58

6. Zamierzam teraz pom贸wi膰 o Ju-stynianie i Teodorze: jacy w艂a艣ciwie byli i jak doprowadzili pa艅stwo rzymskie do upadku.

Za panowania cesarza Leona trzej m艂odzi wie艣niacy z Ilirii, Zimarchus, Ditybistus i Justyn z Bederiany, kt贸rzy u siebie na wsi borykali si臋 stale z niedostatkiem i pragn臋li si臋 od niego uwolni膰, postanowili zaci膮gn膮膰 si臋 do wojska. Szli wi臋c piechot膮 do Bizancjum w zgrzebnych p艂aszczach na grzbiecie, do kt贸rych wychodz膮c z domu w艂o偶yli tylko kilka suchar贸w, a kiedy przybyli na miejsce, cesarz przyj膮艂 ich do s艂u偶by i wcieli艂 do gwardii pa艂acowej, bo wszyscy trzej odznaczali si臋 wyj膮tkow膮 urod膮.

W jaki艣 czas potem na tron wst膮pi艂 Anastazjusz,12 kt贸ry wda艂 si臋 w wojn臋 z ludem Izaur贸w, kiedy ci zbrojnie powstali, i wys艂a艂 przeciw nim znaczne si艂y pod dow贸dztwem Jana zwanego Garbusem. Ten to Jan wtr膮ci艂 Justyna za jakie艣 przewinienie do lochu, a by艂by go nazajutrz wyprawi艂 na tamten 艣wiat, gdyby mu w tym nie przeszkodzi艂 pewien sen. Opowiada艂 mianowicie 贸w w贸dz, 偶e zjawi艂 si臋 mu we 艣nie kto艣 ogromny i pod ka偶dym wzgl臋dem pot臋偶niejszy od cz艂owieka i rozkaza艂 mu uwolni膰 tego, kt贸rego w艂a艣nie uwi臋zi艂. On jednak po przebudzeniu nic sobie

59

ze swego snu nie robi艂. Kiedy nadesz艂a druga noc, wyda艂o mu si臋, 偶e znowu s艂yszy we 艣nie te same s艂owa; ale i wtedy jeszcze nie my艣la艂 o wykonaniu rozkazu. Po raz trzeci wreszcie stan臋艂a nad nim owa zjawa i zagrozi艂a, 偶e spotka go straszliwy los, je艣li nie zrobi tego, co mu przykazano; doda艂a tak偶e, 偶e kiedy w przysz艂o艣ci wpadnie w gniew, 贸w cz艂owiek i jego rodzina b臋d膮 mu bardzo potrzebni. W ten spos贸b Justyn uszed艂 wtedy 艣mierci.

Z biegiem lat mia艂 doj艣膰 do najwy偶szych godno艣ci, bo najprz贸d zosta艂 mianowany przez cesarza dow贸dc膮 gwardii pa艂acowej, potem za艣, kiedy Anastazjusz rozsta艂 si臋 z 偶yciem, dzi臋ki pot臋dze swego urz臋du sam wst膮pi艂 na tron.13 -By艂 to ju偶 wtedy starzec nad grobem, nie znaj膮cy nawet liter, zwyk艂y, jak m贸wi膮, analfabeta — co pierwszy raz si臋 w艣r贸d Rzymian zdarzy艂o. A poniewa偶 by艂o w zwyczaju, 偶e cesarz na wszystkich dokumentach zawieraj膮cych jego zarz膮dzenia w艂asnor臋cznie stawia swoje literki, sam nie m贸g艂 nic zarz膮dzi膰 ani nie orientowa艂 si臋, co si臋 dzieje. Niejaki Proklos, kt贸remu przypad艂o w udziale by膰 jego doradc膮 i kt贸ry piastowa艂 urz膮d tak zwanego kwestora, sam wszystko za艂atwia艂 wed艂ug w艂asnego uznania. Aby jednak mie膰 jaki艣 艣lad

60

cesarskiej r臋ki, ci, kt贸rzy si臋 tymi sprawami zajmowali, wymy艣lili nast臋puj膮cy spos贸b: w niewielkim wyg艂adzonym drewienku wyci臋li kszta艂ty czterech liter, kt贸re po 艂acinie daj膮 s艂owo “przeczyta艂em", i wk艂adali Justynowi do r臋ki pi贸ro, zanurzone w atramencie, kt贸rym zwykli pos艂ugiwa膰 si臋 cesarze; nast臋pnie przyk艂adali tabliczk臋 do dokumentu, chwytali jego d艂o艅 i wodzili ni膮 wraz z pi贸rem po owym wykroju, l kiedy przeprowadzili j膮 przez wszystkie wyci臋te w drzewie linie, odchodzili, zabieraj膮c ze sob膮 takie w艂a艣nie cesarskie “pismo".

Oto jakiego cesarza mieli wtedy Rzymianie. 呕ona za艣 jego, Lupicyna, pochodzi艂a z barbarzy艅c贸w i jako niewolnica by艂a na艂o偶nic膮 cz艂owieka, kt贸ry j膮 przedtem kupi艂, l ona wraz z Justy-nem u schy艂ku 偶ycia zasiad艂a na tronie.

Justyn zreszt膮 nie by艂 w stanie ani zaszkodzi膰 swym poddanym, ani uczyni膰 dla nich nic dobrego; by艂 to cz艂owiek bardzo t臋py, ca艂kowicie pozbawiony daru wymowy, zupe艂ny prostak. A jego siostrzeniec, kt贸ry ju偶 jako bardzo m艂ody cz艂owiek zarz膮dza艂 ca艂ym pa艅stwem, 艣ci膮gn膮艂 na Rzymian tyle tak gro藕nych kl臋sk, 偶e od pocz膮tku 艣wiata nikt o niczym podobnym nie s艂ysza艂. By艂 niezmiernie skory do mordowania

61

ludzi i grabie偶y cudzych pieni臋dzy i uwa偶a艂 za drobiazg, 偶e tysi膮ce 偶ywych istot musi rozsta膰 si臋 z 偶yciem, chocia偶 w niczym mu nie zawini艂y, l bynajmniej nie stara艂 si臋 zachowa膰 dawnego stanu rzeczy, lecz bezustannie pragn膮艂 czego艣 nowego, kr贸tko m贸wi膮c, by艂 najwi臋kszym burzycielem ustalonych porz膮dk贸w. Nawet przed zaraz膮, o kt贸rej pisa艂em, uchroni艂o si臋 co najmniej tylu, ilu pad艂o jej ofiar膮, chocia偶 nawiedzi艂a ca艂y 艣wiat; bo albo w og贸le nie chorowali, albo wyzdrowieli. Ale przed tym cz艂owiekiem nie zdo艂a艂 umkn膮膰 nikt z Rzymian, bo na podobie艅stwo jakiej艣 "przez niebiosa zes艂anej kl臋ski, kt贸ra spada na ca艂y rodzaj ludzki, nikogo nie oszcz臋dzi艂. Jednych bowiem zg艂adzi艂 bez najmniejszego powodu, innych za艣 bardziej jeszcze unieszcz臋艣liwia艂, doprowadzaj膮c ich do takiej n臋dzy, 偶e modlili si臋 o najgorsz膮 cho膰by 艣mier膰 jak o wybawienie. Jeszcze innym odbiera艂 wszystko—i maj膮tek, i 偶ycie. Poniewa偶 nie wystarcza艂a mu ruina samego tylko Cesarstwa Rzymskiego, zdo艂a艂 ow艂adn膮膰 Libi膮 i lt?li膮—i to po to jedynie, aby opr贸cz dawnych poddanych zniszczy膰 tak偶e ludno艣膰 tamtych kraj贸w. Ba, nie min臋艂o i dziesi臋膰 dni jego panowania, a ju偶 u艣mierci艂 prze艂o偶onego eunuch贸w pa艂acowych, Aman-

62

cjusza, a wraz z nim kilku innych ludzi, chocia偶 mia艂 mu jedynie to do zarzucenia, 偶e u偶y艂 zbyt ostrych s艂贸w m贸wi膮c o biskupie Janie. Odt膮d bano si臋 go jak nikogo na 艣wiecie. Zaraz te偶 wezwa艂 do przyjazdu dawnego buntownika Wita艂 iana, kt贸remu poprzednio da艂 r臋kojmi臋 bezpiecze艅stwa, przez wsp贸lne uczestnictwo w chrze艣cija艅skich obrz臋dach. Lecz wkr贸tce potem na skutek jakiego艣 podejrzenia zg艂adzi艂 go haniebnie w Pa艂acu, a wraz z nim wszystkich jego zwolennik贸w. Nie ba艂 si臋 z艂ama膰 tak 艣wi臋tych zobowi膮za艅.

7. Ludno艣膰, jak ju偶 pisa艂em, dzieli艂a si臋 na dwie fakcje14 i Justynian, przy艂膮czywszy si臋 do Wenet贸w, czyli B艂臋kitnych, kt贸rych zreszt膮 i przedtem popiera艂, zdo艂a艂 wszystko doprowadzi膰 do stanu zam臋tu i zamieszania; rzec by mo偶na, i偶 zwali艂 z n贸g ca艂e pa艅stwo rzymskie. Nie wszyscy zreszt膮 B艂臋kitni dali si臋 powodowa膰 jego zachciankom, lecz tylko ci, kt贸rzy mieli bardziej wojownicze usposobienie. Ale w miar臋 jak pieni艂o si臋 z艂o, nawet i oni wydawali si臋 niezmiernie umiarkowani, bo nie broili tyle, ile im by艂o wolno. A co wi臋ksi awanturnicy w艣r贸d Zielonych r贸wnie偶, rzecz jasna, nie siedzieli cicho, lecz pope艂niali niezliczone przest臋pstwa, chocia偶 jednego po drugim spotyka艂y ci臋偶-

63

kie kary. To zreszt膮 zach臋ca艂o ich do jeszcze wi臋kszego zuchwalstwa, bo ludzi, kt贸rym si臋 dzieje krzywda, 艂atwo doprowadzi膰 do ostateczno艣ci, l kiedy Justynian tak bezustannie podjudza艂 i rozjusza艂 B艂臋kitnych, ca艂e Cesarstwo Rzymskie dr偶a艂o w posadach, jak gdyby nawiedzone trz臋sieniem ziemi czy potopem, lub jakby jego miasta jedno po drugim wpada艂y w r臋ce wroga. Wsz臋dzie zapanowa艂 zam臋t, nic nie pozosta艂o takie jak dawniej, lecz w powszechnym chaosie gin臋艂y prawa i 艂ad publiczny.

Fakcjoni艣ci ho艂dowali nowej modzie uczesania i strzygli w艂osy nie tak jak inni Rzymianie. W膮s贸w i brody nie tykali, zapuszczali je jak Persowie, natomiast golili prz贸d g艂owy a偶 do skroni, a z ty艂u nosili w艂osy bezsensownie d艂ugie, niby Masageci. M贸wili te偶, 偶e czesz膮 si臋 na mod艂臋 Hun贸w.

Wszyscy ponadto pragn臋li nosi膰 si臋 bardzo strojnie, a odzie偶 ka偶dego z nich by艂a o wiele wykwintniejsza, ni偶 pozwala艂 na to jego stan, bo mogli j膮 zdobywa膰 w nielegalny spos贸b. R臋kawy koszuli 艣ci膮gali ciasno tu偶 nad d艂oni膮, natomiast powy偶ej rozszerza艂y si臋 one do nies艂ychanych rozmiar贸w, l kiedy tylko wymachiwali r臋kami, na przyk艂ad wydaj膮c jakie艣 okrzyki w teatrze lub przyj臋tym zwyczajem dodaj膮c otuchy zawodnikom

64

w hipodromie, owa cz臋艣膰 stroju unosi艂a si臋 wysoko do g贸ry, dzi臋ki czemu r贸偶nym durniom wydawa艂o si臋, 偶e maj膮 oni pi臋kne i obfite kszta艂ty, skoro musz膮 je okrywa膰 a偶 takimi szatami. Zapominali przy tym, 偶e w lu藕no tkanej i zbyt obszernej szacie wida膰 by艂o raczej, jak s膮 chuderlawi. P艂aszcze za艣, spodnie i obuwie nosili na wz贸r Hun贸w i taka te偶 do nich przylgn臋艂a nazwa.

Pocz膮tkowo niemal wszyscy zupe艂nie jawnie chodzili w nocy z broni膮, w dzie艅 za艣 mieli obosieczne sztylety przytroczone do uda i ukryte pod p艂aszczem. Kiedy zapada艂 zmrok, 艂膮czyli si臋 w grupy i czatowali na zamo偶niejszych obywateli w okolicy rynku i w ciemnych zau艂kach; zabierali przechodniom ubrania, z艂ote pasy i sprz膮czki, i co tam jeszcze wpad艂o im w r臋ce. Niekt贸rych nie tylko 艂upili, lecz i zabijali, 偶eby napadni臋ty nie doni贸s艂, co mu si臋 przytrafi艂o.

Wszystko to sta艂o si臋 udr臋k膮 ca艂ego miasta, zw艂aszcza tych B艂臋kitnych, kt贸rzy byli bardziej spokojnego ducha, gdy偶 nawet oni nie byli bezpieczni. W ko艅cu ludzie zacz臋li nosi膰 pasy i sprz膮czki z br膮zu, i ubierali si臋 znacznie poni偶ej swego stanu, nie chc膮c, aby zami艂owanie do pi臋knych przedmiot贸w by艂o przyczyn膮 ich zguby, a przed zachodem s艂o艅ca chowali si臋 po domach. Z艂o jednak

65

nie ust臋powa艂o, w艂adze miejskie nie zwraca艂y na przest臋pc贸w uwagi i zuchwalstwo tych ludzi stale si臋 wzmaga艂o. Albowiem wyst臋pek, kt贸remu zostawia si臋 swobod臋, naturaln膮 rzeczy kolej膮 przekracza wszelk膮 miar臋, skoro nawet zbrodnia ukarana nie zawsze ginie doszcz臋tnie. Ludzie w wi臋kszo艣ci s膮 z natury sk艂onni do grzechu.

Tak wygl膮da艂y sprawy B艂臋kitnych. Co do ich przeciwnik贸w, to niekt贸rzy powodowani ch臋ci膮 bezkarnego udzia艂u w zbrodniach przechodzili do ich stronnictwa, podczas gdy inni ratowali si臋 ucieczk膮 w obce kraje. Wielu z nich zreszt膮 艂apano, po czym albo gin臋li z r膮k przeciwnik贸w, albo w艂adze skazywa艂y ich na kar臋 艣mierci. Do stronnictwa nap艂ywali te偶 licznie m艂odzi ludzie, kt贸rych dawniej te sprawy nie poci膮ga艂y, ale teraz dali si臋 skusi膰 mo偶liwo艣ciom gwa艂tu i bezprawia. Nie ma bowiem takiej zbrodni, kt贸rej by w贸wczas bezkarnie nie pope艂niano.

Z pocz膮tku B艂臋kitni u艣miercali tylko cz艂onk贸w wrogiej fakcji, ale z czasem zacz臋li zabija膰 tak偶e tych, kt贸rzy im w niczym nie zawinili. Cz臋sto zdarza艂o si臋\偶e kto艣 ich przekupi艂 i wymieni艂 nazwiska swych osobistych wrog贸w, kt贸rych ci natychmiast u艣miercali; nadawali im przy tym miano Zielonych,

66

chocia偶 ich w og贸le nie znali. Wszystko to nie dzia艂o si臋 ju偶 pod os艂on膮 ciemno艣ci czy te偶 w ukryciu, lecz o ka偶dej porze dnia i we wszystkich stronach miasta, nieraz na oczach bardzo czcigodnych obywateli, kt贸rzy si臋 tam przypadkiem znale藕li. Nie musieli przecie偶 ukrywa膰 swych zbrodni, bo nie bali si臋 kary; przeciwnie, przejawiali nawet pewn膮 偶膮dz臋 s艂awy i popisywali si臋 si艂膮 i odwag膮, pokazuj膮c na przyk艂ad, 偶e jednym ciosem potrafi膮 u艣mierci膰 nieuzbrojonego przechodnia, l nikt ju偶 nie m贸g艂 liczy膰, 偶e w tych niepewnych czasach d艂ugo po偶yje, trwoga kaza艂a wszystkim oczekiwa膰 bliskiej 艣mierci, 偶adne schronienie nie wydawa艂o si臋 bezpieczne i ani na chwil臋 nie 艣wita艂a nadzieja ocalenia, gdy偶 nawet w naj艣wi臋tszych przybytkach i podczas wielkich uroczysto艣ci ludzie gin臋li bez powodu i ani krewnym, ani przyjacio艂om nie mo偶na by艂o zaufa膰. Wielu bowiem traci艂o 偶ycie z przyczyny zdrady najbli偶szych.

W sprawach tych nie wszczynano jednak 偶adnego 艣ledztwa, nieszcz臋艣cie spada艂o nagle, ofiar nikt nie bra艂 w obron臋, l 偶adne prawo, 偶adne zobowi膮zanie nie mia艂o ju偶 tej mocy, jak膮 niegdy艣 czerpano z ustalonego 艂adu, lecz zapanowa艂a przemoc i powszechny zam臋t,

67

a rz膮dy upodobni艂y si臋 do tyranii, i to nie ustabilizowanej, lecz takiej, w kt贸rej wszystko wci膮偶 si臋 zmienia艂o i zaczyna艂o od nowa. Urz臋dnicy 偶yli w 艣miertelnej trwodze, umys艂y ich by艂y jakby pora偶one obaw膮 przed jednym cz艂owiekiem, s臋dziowie za艣, rozpatruj膮c sporne sprawy, wyrokowali nie tak, jak nakazywa艂y im s艂uszno艣膰 i prawo, lecz zgodnie z przychylno艣ci膮 lub niech臋ci膮 fakcjo-nist贸w do jednej czy drugiej strony. S臋dziego bowiem, kt贸ry by zlekcewa偶y艂 ich polecenia, czeka艂a 艣mier膰.

Wierzycieli niejednokrotnie si艂膮 zmuszano do zwrotu skrypt贸w d艂u偶nych, chocia偶 nie otrzymali nic na poczet d艂ug贸w, a wiele os贸b wbrew woli musia艂o wyzwoli膰 swoich niewolnik贸w. M贸wi膮 te偶, 偶e niekt贸re kobiety zmuszane by艂y do powolno艣ci przez w艂asnych niewolnik贸w, l nawet synowie znacznych rodzin, kt贸rzy zadawali si臋 z t膮 m艂odzie偶膮, kazali ojcom wbrew ich woli robi膰 r贸偶ne rzeczy, zw艂aszcza oddawa膰 sobie pieni膮dze, a niejeden ch艂opiec by艂 przymuszany, i to za wiedz膮 ojca, do utrzymywania bezbo偶nych stosunk贸w z fakcjonistami; podobnie zreszt膮 cierpia艂y zam臋偶ne niewiasty. M贸wi膮, 偶e jaka艣 bardzo pi臋knie ubrana kobieta p艂yn臋艂a 艂odzi膮 wraz z m臋偶em w stron臋 kt贸rego艣 z przedmie艣膰 na drugim brze-

68

gu. W czasie przeprawy natkn臋li si臋 na fakcjonist贸w, kt贸rzy w艣r贸d gr贸藕b oderwali j膮 od m臋偶a i umie艣cili w swojej 艂odzi. A kiedy wchodzi艂a z m艂odymi m臋偶czyznami do ich 艂odzi, da艂a ukradkiem znak m臋偶owi, dodaj膮c mu otuchy i prosz膮c, 偶eby by艂 o ni膮 spokojny, bo nie spotka jej 偶adna ha艅ba, l kiedy m膮偶 jeszcze na ni膮 z b贸lem spogl膮da艂, rzuci艂a si臋 do morza i natychmiast uton臋艂a.

Na takie to wybryki pozwalali sobie w贸wczas w Bizancjum ci awanturnicy. A jednak bardziej ni偶 to wszystko dr臋czy艂a ich ofiary my艣l o szkodach, jakie Justynian wyrz膮dza艂 pa艅stwu; albowiem dla tych, kt贸rzy bardzo ucierpieli z r膮k z艂oczy艅c贸w, znaczn膮 ulg膮 w rozpaczy spowodowanej z艂ymi rz膮dami jest oczekiwanie, 偶e krzywdzicieli spotka kara ze strony prawa i w艂adzy. Wierz膮c w lepsz膮 przysz艂o艣膰 ludzie pogodniej i 艂atwiej znosz膮 chwil臋 obecn膮, natomiast kiedy padaj膮 ofiar膮 przemocy ze strony rz膮dz膮cych, tym bardziej bolej膮 nad swoim nieszcz臋艣ciem i sk艂onni s膮 do rozpaczy, poniewa偶 widz膮, 偶e nie ma kary na zbrodniarzy.

Justynian za艣 zawini艂 nie tylko dlatego, 偶e nie chcia艂 dopom贸c pokrzywdzonym, lecz poniewa偶 otwarcie wyst臋powa艂 jako obro艅ca awanturnik贸w; dawa艂 bowiem

69

tym m艂odzikom du偶o pieni臋dzy, wielu z nich trzyma艂 przy sobie, a niekt贸rych uzna艂 nawet za godnych urz臋du i innych zaszczyt贸w.

8. Tego rodzaju rzeczy dzia艂y si臋 nie tylko w Bizancjum, lecz r贸wnie偶 we wszystkich innych miastach, bo jak ka偶da choroba, tak i ta zaraza rozprzestrzeni艂a si臋 stamt膮d po ca艂ym pa艅stwie rzymskim. Ale cesarz nie dba艂 o to ani troch臋, w艂a艣ciwie w og贸le niczego nie dostrzega艂, nawet tego, co na jego oczach dzia艂o si臋 w hipodromie. By艂 doprawdy wyj膮tkowo niem膮dry, przypomina艂 oci臋偶a艂ego osio艂ka, kt贸ry potulnie daje si臋 ka偶demu ci膮gn膮膰 za uzd臋 i tylko cz臋sto strzy偶e uszami.

justynian zreszt膮 wprowadza艂 zam臋t do wszelkich innych spraw. Ledwie przej膮艂 ster rz膮d贸w z r膮k wuja, natychmiast zacz膮艂 bez 偶adnego umiaru trwoni膰 fundusze publiczne, uwa偶aj膮c, 偶e sta艂 si臋 ich panem. Tak wi臋c Hunom, kt贸rzy bezustannie si臋 do niego zwracali, dawa艂 du偶e sumy za us艂ugi dla pa艅stwa, przez co od tej pory terytorium rzymskie by艂o nara偶one na cz臋ste najazdy. Raz bowiem zakosztowawszy bogactwa Rzymian, barbarzy艅cy ci nie dali si臋 ju偶 zawr贸ci膰 z tej drogi.

Uwa偶a艂 r贸wnie偶 za stosowne wydawa膰 du偶o pieni臋dzy na jakie艣 budowle nad-

70

morskie, usi艂uj膮c powstrzyma膰 nieustanny nap贸r fal; pi臋trzy艂 kamienie i posuwa艂 si臋 od brzegu w morze, jak gdyby chcia艂 wsp贸艂zawodniczy膰 z jego przyp艂ywami i si艂膮 bogactwa zmierzy膰 si臋 z pot臋g膮 偶ywio艂u. Za to prywatne maj膮tki obywateli rzymskich zagarnia艂, gdzie m贸g艂, przy czym jednych oskar偶a艂 o przest臋pstwa, kt贸rych nie pope艂nili, innym za艣 wmawia艂, 偶e mu te maj膮tki darowali. A cz臋stokro膰 ci, kt贸rym udowodniono morderstwo czy inn膮 podobn膮 zbrodni臋, oddawali mu ca艂y dobytek i w ten spos贸b unikali kary. Tacy znowu, kt贸rzy zg艂aszali nieuzasadnione pretensje do ziemi s膮siada i nie mogli zwyci臋偶y膰 w sporze, poniewa偶 mieli prawo przeciw sobie, oddawali sporn膮 ziemi臋 cesarzowi i pozbywali si臋 k艂opotu; z tej przys艂ugi, kt贸ra ich zreszt膮 nic nie kosztowa艂a, mieli t臋 korzy艣膰, 偶e dawali mu si臋 pozna膰, jednocze艣nie za艣 w jak najniesprawiedliw-szy spos贸b triumfowali nad przeciwnikami.

Nie od rzeczy chyba b臋dzie opisa膰 r贸wnie偶 wygl膮d tego cz艂owieka. Nie by艂 on ani wysoki, ani zbyt niski, raczej 艣redniego wzrostu, nie chudy, lecz do艣膰 t臋gi. Twarz mia艂 kr膮g艂膮 i nie pozbawion膮 wdzi臋ku, a cer臋 rumian膮 nawet po dwudniowym po艣cie. Najzwi臋藕lej go opisz臋, je艣li powiem, 偶e by艂 bardzo po-

71

dobny do syna Wespazjana, Domicjana, kt贸rego 艂otrostwa Rzymianie tak bardzo na w艂asnej sk贸rze odczuli, 偶e nawet pokrajawszy go na kawa艂ki nie zaspokoili jeszcze swego gniewu. Senat w贸wczas uchwali艂, 偶e imi臋 tego w艂adcy ma znikn膮膰 z wszystkich dokument贸w i 偶e nie wolno przechowywa膰 偶adnej jego podobizny. Istotnie, imi臋 to zosta艂o wymazane z wszystkich napis贸w w samym Rzymie i wsz臋dzie, gdzie figurowa艂o, a w ca艂ym pa艅stwie rzymskim nie mo偶na znale藕膰 jego wizerunku, z wyj膮tkiem jednego pos膮gu z br膮zu. Ten

72

za艣 zachowa艂 si臋 z nast臋puj膮cych powod贸w.

Domicjan mia艂 偶on臋 szlachetnego rodu i umys艂u, kt贸ra ani sama nikogo nie skrzywdzi艂a, ani nie pochwala艂a post臋pk贸w m臋偶a. Poniewa偶 by艂a powszechnie kochana, Senat wezwa艂 j膮 i kaza艂 poprosi膰 o to, co zechce. Wtedy zacz臋艂a b艂aga膰 tylko o jedno: aby jej pozwolono zabra膰 i pogrzeba膰 cia艂o Domicjana, oraz aby mog艂a postawi膰 w miejscu przez siebie obranym jeden pomnik z br膮zu. Senat zgodzi艂 si臋, a ona pragn膮c pozostawi膰 przysz艂ym pokoleniom pami膮tk臋 bes-

73

tialstwa tych, kt贸rzy po膰wiartowali jej m臋偶a, wymy艣li艂a taki spos贸b: zebrawszy szcz膮tki Domicjana dok艂adnie z艂o偶y艂a i dopasowa艂a wszystkie cz臋艣ci, zeszy艂a ca艂e cia艂o i pokaza艂a rze藕biarzom, polecaj膮c im, aby w br膮zie ukazali ca艂膮 m臋k臋 jej m臋偶a. Ci za艣 natychmiast wykonali pos膮g. Wtedy wdowa ustawi艂a go w uliczce wiod膮cej na Kapitol, po prawej stronie id膮c na Forum, gdzie do dzi艣 ukazuje on rysy i cierpienia Domicjana.is l rzec by mo偶na, 偶e w tym pos膮gu ujawni艂a si臋 posta膰 Justyniana, jego og贸lny wygl膮d i wszystkie rysy twarzy.

Tyle o jego powierzchowno艣ci— natomiast nie potrafi艂bym chyba dok艂adnie opisa膰 jego charakteru. Ch臋tnie czyni艂 z艂o, 艂atwo ulega艂 wp艂ywom, by艂 typem cz艂owieka, o kt贸rym m贸wi膮 ,,dure艅 i 艂ajdak". Sam nigdy nie m贸wi艂 ludziom prawdy, w s艂owach i czynach powodowa艂 si臋 podst臋pnymi intencjami, a jednocze艣nie 艂atwo pada艂 ofiar膮 tych, co go chcieli oszuka膰. By艂a w nim jaka艣 dziwaczna mieszanina z艂a i g艂upoty, by膰 mo偶e zgodnie z pogl膮dem jednego z dawnych perypatetyk贸w, kt贸ry m贸wi艂, 偶e w naturze ludzkiej stykaj膮 si臋 r贸偶ne cechy, jak w mieszaninie kolor贸w. Pisz臋 tu zreszt膮 tylko o sprawach, do kt贸rych mog艂em dotrze膰. By艂 wi臋c 贸w cesarz cz艂owiekiem nieszczerym, pod-

74

st臋pnym, ob艂udnym; umia艂 skrywa膰 gniew, prowadzi膰 podw贸jn膮 gr臋 i znakomicie udawa膰 wiar臋 w swoje s艂owa. Nawet 艂zy roni艂 nie z rado艣ci czy 偶alu, lecz w zale偶no艣ci od potrzeby zmusza艂 si臋 w odpowiednich chwilach do p艂aczu. 艁ga艂 za艣 bezustannie, ale bynajmniej nieprzypadkowo, przeciwnie, obietnice swe wzmacnia艂 dokumentami i naj艣wi臋tszymi przysi臋gami, i to nawet w stosunku do w艂asnych poddanych. Natychmiast zreszt膮 艂ama艂 wszystkie przysi臋gi i obietnice, jak najpodlejszy niewolnik, kt贸ry ze strachu przed torturami pope艂nia krzywoprzysi臋stwo i przyznaje si臋 do winy. W przyja藕ni zawodny, nieprzejednany w nienawi艣ci, zagorza艂y mi艂o艣nik mordu i grabie偶y, k艂贸tnik i nowin-karz, 艂atwo dawa艂 nam贸wi膰 si臋 do z艂ego, ale 偶aden doradca nie potrafi艂 nak艂oni膰 go, by czyni艂 dobro; istotnie, chocia偶 z zami艂owaniem planowa艂 i wykonywa艂 wszelkie 艂otrostwa, nawet my艣l o zrobieniu czego艣 dobrego uwa偶a艂 za przykr膮.

Kt贸偶 zreszt膮 zdo艂a nale偶ycie opisa膰 charakter Justyniana? Wszystkie te z艂e cechy i wiele innych jeszcze gorszych posiada艂 w stopniu niemal nadludzkim; wydawa艂o si臋, 偶e natura odebra艂a 艣miertelnym ca艂膮 pod艂o艣膰 i przela艂a j膮 w dusz臋 tego jednego cz艂owieka. Na domiar

75

z艂ego ch臋tnie dawa艂 pos艂uch oszczerstwu i bardzo by艂 skory do karania, nigdy bowiem nie bada艂 偶adnej sprawy dok艂adnie, lecz po wys艂uchaniu oszczercy natychmiast og艂asza艂 wyrok, l nie wahaj膮c si臋 ani przez chwil臋 nakazy wa艂 zajmowa膰 du偶e obszary ziemi, pali膰 miasta i bez najmniejszego powodu zaprzedawa膰 ca艂膮 ludno艣膰 w niewol臋. Doprawdy, gdyby kto艣 spisa艂 wszystkie kl臋ski narodu rzymskiego od najdawniejszych czas贸w i zestawi艂 je z tymi nieszcz臋艣ciami, stwierdzi膰 by musia艂, 偶e z r臋ki tego jednego cz艂owieka zgin臋艂o wi臋cej istot ni偶 we wszystkich minionych stuleciach. R贸wnie偶 bez najmniejszych skrupu艂贸w dobiera艂 si臋 do cudzych pieni臋dzy, nigdy nie usi艂uj膮c znale藕膰 偶adnego pretekstu czy cho膰by pozoru prawa dla zagarni臋cia tego, co do niego nie nale偶a艂o; kiedy za艣 mia艂 ju偶 pieni膮dze w r臋ku, sk艂onny by艂 je lekcewa偶y膰 i z niezmiern膮 rozrzutno艣ci膮, bez 偶adnego powodu, rozdawa膰 barbarzy艅com. Kr贸tko m贸wi膮c ani sam nie mia艂 pieni臋dzy, ani nie m贸g艂 ich 艣cierpie膰 u nikogo innego, jak gdyby nie powodowa艂 si臋 chciwo艣ci膮, lecz tylko zazdro艣ci艂 maj膮tku innym. Tak oto bez trudu zdo艂a艂 wygna膰 z kraju Rzymian

77

bogactwo i sta艂 s je tw贸rc膮 powszechnej n臋dzy.

9. Oto jak przedstawia艂 si臋 charakter Justyniana—na ile oczywi艣cie potrafili艣my go opisa膰. Po艣lubi艂 za艣 kobiet臋, o kt贸rej teraz zamierzam opowiedzie膰: jak si臋 urodzi艂a i wychowa艂a i jak, z艂膮czywszy si臋 z tym cz艂owiekiem w臋z艂em ma艂偶e艅skim, zdo艂a艂a wstrz膮sn膮膰 pa艅stwem rzymskim do samych fundament贸w.

By艂 w Bizancjum niejaki Akakios, cz艂onek fakcji Zielonych, kt贸ry opiekowa艂 si臋 zwierz臋tami w cyrku — tak zwany “nied藕wiednik". Jeszcze za panowania Anastazjusza umar艂 na jak膮艣 chorob臋 zostawiaj膮c trzy c贸reczki — Komito, Teodor臋 i Anastazj臋 — z kt贸rych najstarsza nie mia艂a nawet siedmiu lat. 呕ona jego, pozbawiona 艣rodk贸w do 偶ycia, po艂膮czy艂a si臋 z innym m臋偶czyzn膮, kt贸ry mia艂 wraz z ni膮 opiekowa膰 si臋 domem i sprawowa膰 po jej zmar艂ym m臋偶u urz膮d. Jednak ,,tancmistrz" Zielonych, imieniem Asterios, wzi膮艂 od kogo艣 艂ap贸wk臋, pozbawi艂 ich tej godno艣ci i bez trudu powierzy艂 j膮 cz艂owiekowi, od kt贸rego dosta艂 pieni膮dze. “Tanc-mistrze" bowiem mogli tymi sprawami zawiadywa膰 wed艂ug w艂asnego uznania. Ale w贸wczas niewiasta owin臋艂a wst膮偶kami g艂owy i d艂onie c贸rek i kiedy ca艂y

78

lud zgromadzi艂 si臋 w cyrku, wprowadzi艂a je tam jako b艂aga艂nice. Zielonym ani w g艂owie by艂o przychyli膰 si臋 do pro艣by, B艂臋kitni natomiast powierzyli im ten urz膮d, poniewa偶 r贸wnie偶 ich “nied藕-wiednik" niedawno zmar艂.

Kiedy dziewczynki doros艂y, matka wprowadzi艂a je na scen臋, gdy偶 odznacza艂y si臋 wdzi臋czn膮 postaci膮—ale nie wszystkie naraz, lecz jedn膮 po drugiej, w miar臋 jak ka偶da wydawa艂a si臋 dojrza艂a do tego zaj臋cia. Najstarsza, Komito, ju偶 zd膮偶y艂a zab艂ysn膮膰 w艣r贸d kurtyzan w jej wieku; nast臋pna za艣 z kolei, Teodora, odziana jak ma艂a niewolnica w sukienk臋 z r臋kawami, chodzi艂a za ni膮 wsz臋dzie, us艂ugiwa艂a jej we wszystkim i nosi艂a na ramionach krzese艂ko, na kt贸rym tamta zwyk艂a zasiada膰 w czasie r贸偶nych spotka艅.

Do pewnego czasu, zanim dojrza艂a, Teodora nie mog艂a spa膰 z m臋偶czyzn膮 jak doros艂a kobieta, ale ju偶 wtedy uprawia艂a niejako m臋skie stosunki z r贸偶nymi 艂ajdakami—i to niewolnikami, kt贸rzy towarzysz膮c swym panom do teatru wykorzystywali okazj臋 na tego rodzaju bezece艅stwa; i du偶o czasu sp臋dza艂a w burdelu wystawiaj膮c swe cia艂o na te sprzeczne z natur膮 praktyki. Kiedy za艣 wyros艂a i by艂a ju偶 zupe艂nie dojrza艂a, przy艂膮czy艂a si臋 do kobiet na scenie i na-

79

tych miast sta艂a si臋 jedn膮 z tych kurtyzan, o kt贸rych dawniej m贸wiono, 偶e “s膮 w piechocie"; nie gra艂a na flecie ani na lirze, nie uprawia艂a nawet sztuki tanecznej, po prostu sprzedawa艂a swe wdzi臋ki pierwszemu lepszemu, ca艂e niemal cia艂o wystawiaj膮c na sprzeda偶. P贸藕niej wraz z aktorkami bra艂a udzia艂 we wszystkim, co si臋 dzia艂o w teatrze, i pomaga艂a im w r贸偶nych komicznych b艂aze艅stwach, bo by艂a wyj膮tkowo bystra i zabawna; wkr贸tce te偶 zacz臋艂a przyci膮ga膰 wszystkie spojrzenia. By艂a to dziewczyna pozbawiona wstydu i nikt nigdy nie widzia艂 w niej nawet odrobiny zmieszania—przeciwnie, bez najmniejszego wahania zgadza艂a si臋 wy艣wiadcza膰 najbardziej bezwstydne us艂ugi; nale偶a艂a do ludzi, kt贸rych mo偶na siec r贸zgami i bi膰 po g艂owie, a oni dowcipkuj膮 i p臋kaj膮 ze 艣miechu. Lubi艂a tak偶e rozbiera膰 si臋 i pokazywa膰 wszem wobec zar贸wno prz贸d, jak i ty艂 cia艂a, chocia偶 cz臋艣ci tych nie godzi si臋 widzie膰 偶adnemu m臋偶czy藕nie.

Swoich kochank贸w traktowa艂a wynio艣le i szyderczo, ale coraz to nowymi mi艂osnymi sztuczkami zawsze potrafi艂a zjedna膰 sobie serca rozpustnik贸w. Nie oczekiwa艂a nawet zaczepek z ich strony, lecz nieprzyzwoitymi 偶artami i b艂aze艅skimi gestami kusi艂a przechodni贸w,

80

zw艂aszcza go艂ow膮sych m艂odzieniaszk贸w. Doprawdy nigdy chyba nie by艂o istoty r贸wnie zami艂owanej we wszelkiego rodzaju rozkoszach! Nieraz zjawia艂a si臋 na sk艂adkowych biesiadach w towarzystwie dziesi臋ciu czy kilkunastu doskonale zbudowanych m艂odzie艅c贸w, kt贸rych jedynym zaj臋ciem by艂a rozpusta, i ca艂膮 noc sp臋dza艂a ze wsp贸艂biesiadnikami w 艂贸偶ku, a kiedy ju偶 wszyscy mieli tego dosy膰, sz艂a do ich niewolnik贸w — a by艂o ich ze trzydziestu — i parzy艂a si臋 z ka偶dym z osobna, l tak zreszt膮 nie by艂a syta tego bezece艅stwa.

Przysz艂a kiedy艣 do domu pewnego dostojnika w czasie jakiej艣 pijatyki i, jak powiadaj膮, na oczach wszystkich biesiadnik贸w stan臋艂a w nogach 艂o偶a, bezwstydnie zadar艂a do g贸ry suknie i bez wahania da艂a pokaz ca艂ej swej rozwi膮z艂o艣ci, l chocia偶 robi艂a u偶ytek a偶 z trzech otwor贸w, utyskiwa艂a na przyrod臋, skar偶膮c si臋, 偶e nie da艂a jej szerszych otwor贸w tak偶e w piersiach, aby mog艂a t膮 drog膮 wypr贸bowa膰 jeszcze jeden spos贸b sp贸艂kowania. Cz臋sto zachodzi艂a w ci膮偶臋, ale prawie zawsze potrafi艂a natychmiast sp臋dzi膰 p艂贸d.

Nieraz obna偶a艂a si臋 nawet w teatrze, na oczach wszystkich widz贸w, za ca艂y ubi贸r maj膮c przepask臋 na biodrach, nie dlatego bynajmniej, 偶e kr臋powa艂a si臋

81

tak偶e i to ludziom pokaza膰, lecz poniewa偶 nikomu nie wolno tam by艂o wej艣膰 zupe艂nie nago, bez chocia偶by takiej os艂ony. W tym stroju rzuca艂a si臋 na ziemi臋 i le偶a艂a na wznak, a przeznaczeni do tego s艂u偶膮cy sypali jej na srom j臋czmie艅, kt贸ry ziarenko po ziarenku wy-dziobywa艂y stamt膮d g臋si, specjalnie do tego celu trzymane. Ona za艣 podnosi艂a si臋 z ziemi nie tylko nie zawstydzona, lecz przeciwnie, jak gdyby pyszni膮c si臋 swym czynem. Bo nie tylko by艂a pozbawiona wszelkiej skromno艣ci, lecz celowa艂a w wyszukiwaniu najbardziej bezwstydnych rozrywek. Nieraz stawa艂a naga w艣r贸d aktor贸w na scenie, lubie偶nie wyginaj膮c cia艂o i poruszaj膮c po艣ladkami, jakby chcia艂a popisa膰 si臋 sw膮 zwyk艂膮 gimnastyk膮 zar贸wno przed lud藕mi, kt贸rzy ju偶 mieli z ni膮 do czynienia, jak i tymi, z kt贸rymi jeszcze nie spa艂a. Z cia艂em swym obchodzi艂a si臋 w tak wyuzdany spos贸b, 偶e wydawa艂o si臋 wprost, i偶 srom niewie艣ci ma nie w tym miejscu, w kt贸rym przyroda da艂a go innym kobietom, lecz na twarzy! O tych, kt贸rzy z ni膮 spali, od razu by艂o wiadomo, 偶e uprawiaj膮 mi艂o艣膰 wbrew prawom natury; co przyzwoitsi natomiast, spotkawszy j膮 przypadkiem na rynku, odwracali si臋 i wycofywali w po艣piechu, byle tylko nie otrze膰 si臋 o ni膮 i w ten spos贸b nie

82

Uchodzi膰 za splamionych uczestnictwem w jej wyst臋pkach. Dla tych, kt贸rzy j膮 spotykali, zw艂aszcza rano, by艂a ptakiem z艂ej wr贸偶by, a wobec towarzyszek z teatru zachowywa艂a si臋 bardzo gwa艂townie, bo by艂a niezwykle zawistna.

Nieco p贸藕niej pojecha艂a za Hekebo-losem z Tyru, kt贸ry zosta艂 zarz膮dc膮 Pentapo艂is, i oddawa艂a mu najhaniebniej-sze us艂ugi, ale czym艣 mu si臋 narazi艂a i bardzo szybko j膮 wygna艂. Zosta艂a wtedy bez 艣rodk贸w do 偶ycia, zdobywa艂a je wi臋c nadal, tak jak do tego przywyk艂a, haniebnie kupcz膮c cia艂em. Z pocz膮tku by艂a w Aleksandrii, potem za艣 objechawszy ca艂y Wsch贸d wr贸ci艂a do Bizancjum, l w ka偶dym mie艣cie po drodze uprawia艂a sw贸j proceder (kt贸rego nikt, jak s膮dz臋, nie powinien nazywa膰 po imieniu, je偶eli nie chce narazi膰 si臋 na gniew Bo偶y), jak gdyby niebiosa nie chcia艂y dopu艣ci膰, by rozpusta Teodory pozosta艂a nie znana jakiemukolwiek zak膮tkowi ziemi.

Oto jak przysz艂a na 艣wiat i jak wyros艂a kobieta, kt贸ra sta艂a si臋 zaka艂膮 rodu niewie艣ciego i ca艂ej ludzko艣ci. Kiedy za艣 ponownie znalaz艂a si臋 w Bizancjum, Justynian zapa艂a艂 do niej szale艅cz膮 wprost mi艂o艣ci膮 i najpierw 偶y艂 z ni膮 jak z kochank膮, chocia偶 od razu awansowa艂 j膮 do godno艣ci patrycjuszki. Teodora na-

83

tych miast zdoby艂a ogromne wp艂ywy, a tak偶e spor膮 fortun臋, bo dla Justyniana, jak cz臋sto bywa z zakochanymi, nie by艂o wi臋kszej rozkoszy ni偶 obsypywa膰 j膮 pieni臋dzmi i wszelkimi innymi faworami; zreszt膮 podsyca艂o t臋 mi艂o艣膰 wyrachowanie polityczne. Z jej wi臋c pomoc膮 bardziej jeszcze ni偶 przedtem da艂 si臋 we znaki narodowi, i to zar贸wno w Bizancjum, jak i w ca艂ym pa艅stwie rzymskim. Oboje bowiem nale偶eli od dawna do stronnictwa B艂臋kitnych i dawali jego cz艂onkom ogromn膮 swobod臋 we wszystkim, co dotyczy艂o pa艅stwa. Dopiero po pewnym czasie ta tragiczna sytuacja uleg艂a znacznej poprawie. A by艂o to tak.

Justynian by艂 przez d艂u偶szy czas chory, a choroba wygl膮da艂a tak gro藕nie, 偶e rozesz艂y si臋 pog艂oski o jego 艣mierci. Tymczasem fakcjoni艣ci, kt贸rzy nadal dopuszczali si臋 tych wszystkich przest臋pstw, o kt贸rych by艂a mowa, w bia艂y dzie艅 zamordowali w ko艣ciele M膮dro艣ci Bo偶ej niejakiego Hypatiosa, cz艂owieka do艣膰 znanego. Powsta艂a wielka wrzawa, odg艂osy zbrodni dotar艂y do cesarza, a dworzanie, korzystaj膮c z tego, 偶e nie by艂 tam obecny, wyolbrzymiali groz臋 zdarzenia, na wy艣cigi opowiadaj膮c mu wszystko od pocz膮tku. Wtedy cesarz poleci艂 prefektowi miasta ukara膰 win-

84

nych, ten za艣 (a by艂 to Teodot zwany powszechnie “Dyni膮") przeprowadzi艂 dok艂adne 艣ledztwo i wi臋kszo艣膰 z艂oczy艅c贸w schwyta艂 i ukara艂 艣mierci膮, chocia偶 wielu ukry艂o si臋 i ocali艂o 偶ycie. By艂o im zreszt膮 s膮dzone wkr贸tce uzyska膰 wielkie wp艂ywy w pa艅stwie, bo cesarz nagle i wbrew wszelkim oczekiwaniom wyzdrowia艂 i natychmiast zacz膮艂 prze艣ladowa膰 Teodota jako “truciciela i czarownika". Nie mia艂 jednak 偶adnego pretekstu, 偶eby go skaza膰 na 艣mier膰, wzi膮艂 wi臋c na tortury kilku jego najbli偶szych i zmusi艂 ich do z艂o偶enia przeciw niemu ca艂kowicie fa艂szywych zezna艅. Wszyscy w贸wczas odsun臋li si臋 od nieszcz臋艣nika i w milczeniu boleli nad tym zdradzieckim spiskiem na jego 偶ycie, a jeden tylko Proklos, sprawuj膮cy godno艣膰 tak zwanego kwestora, o艣wiadczy艂, 偶e Teodot jest niewinny i bynajmniej nie zas艂uguje na 艣mier膰. Wtedy na rozkaz Justyniana odes艂ano go do Jerozolimy; tam za艣, dowiedziawszy si臋, 偶e przyjechali za nim pewni ludzie, kt贸rzy maj膮 go zabi膰, ukry艂 si臋 w ko艣ciele i tak do偶y艂 ko艅ca swych dni.

Tak przedstawiaj膮 si臋 dzieje Teodota. Ale fakcjoni艣ci byli odt膮d najwi臋kszymi poczciwcami na 艣wiecie, gdy偶 nie odwa偶ali si臋 ju偶 na tego rodzaju wybryki, mimo 偶e z wi臋ksz膮 jeszcze ni偶 dawniej

85

bezkarno艣ci膮 mogliby nurza膰 si臋 w bezprawiu. 艢wiadczy o tym chocia偶by fakt, 偶e kiedy nieco p贸藕niej kilku z nich popisywa艂o si臋 podobnym zuchwalstwem, nie spotka艂a ich 偶adna kara. Ci bowiem, kt贸rzy mieli prawo karania, dawali przest臋pcom mo偶no艣膰 ucieczki, tym cichym przyzwoleniem jeszcze bardziej ich zach臋caj膮c do 艂amania prawa.

Dop贸ki 偶y艂a cesarzowa, Justynian 偶adn膮 miar膮 nie m贸g艂 uczyni膰 z Teodory swej 艣lubnej ma艂偶onki; w tej jednej sprawie cesarzowa wyst臋powa艂a przeciw niemu, chocia偶 nie sprzeciwia艂a mu si臋 w niczym innym. By艂a to osoba jak najdalsza od wszelkiej z艂o艣liwo艣ci, ale zupe艂nie prosta i, jak ju偶 wspomnia艂em, barbarzy艅skiego pochodzenia. Nie bra艂a udzia艂u w rz膮dach, nie zna艂a si臋 na sprawach pa艅stwowych, ba, nawet w Pa艂acu wyst臋powa艂a nie pod w艂asnym imieniem, kt贸re uwa偶a艂a za 艣mieszne,16 lecz jako “Eufemia". W jaki艣 czas p贸藕niej umar艂a, a zdziecinnia艂y ze staro艣ci cesarz sta艂 si臋 po艣miewiskiem wszystkich poddanych, kt贸rzy pogardzali nim, jako cz艂owiekiem nie rozumiej膮cym, co si臋 wok贸艂 niego dzieje, l nikt nie zwraca艂 na niego uwagi, natomiast wszyscy dr偶eli przed Justynianem, kt贸ry wprowadza艂 chaos i zamieszanie we wszystkie sprawy.

86

Wtedy te偶 wreszcie zacz膮艂 przygotowania do 艣lubu z Teodora. Poniewa偶 jednak 偶aden m臋偶czyzna, kt贸ry osi膮gn膮艂 godno艣膰 senatorsk膮, nie m贸g艂 po艣lubi膰 kurtyzany, bo zabrania艂y tego odwieczne prawa, zmusi艂 cesarza do zast膮pienia tych ustaw nowymi i uczyni艂 z Teodory sw膮 prawowit膮 ma艂偶onk臋; odt膮d te偶 wszyscy mogli 偶eni膰 si臋 z kurtyzanami. A kiedy sta艂 si臋 rzeczywistym w艂adc膮 kraju, natychmiast si臋gn膮艂 po w艂adz臋 cesarsk膮, pod fa艂szywymi pozorami ukrywaj膮c bezprawno艣膰 tego czynu. Najlepsi bowiem obywatele obwo艂ali go cesarzem Rzymian wesp贸艂 z Justynem, ale jedynie strach sk艂oni艂 ich do takiego g艂osowania.

Tak wi臋c Justynian i Teodora wst膮pili na tron cesarski; sta艂o si臋 to na trzy dni przed Wielkanoc膮, kiedy nie godzi si臋 pozdrawia膰 przyjaci贸艂 i 偶yczy膰 im pokoju. W kilka dni p贸藕niej Justyn zmar艂 na jak膮艣 chorob臋, prze偶ywszy dziewi臋膰 lat na tronie, a Justynian i Teodora sami obj臋li rz膮dy.

10. Tak to Teodora, zrodzona, wychowana i wykszta艂cona w spos贸b, kt贸ry opisa艂em, bez najmniejszych przeszk贸d osi膮gn臋艂a godno艣膰 cesarzowej. Cz艂owiekowi, kt贸ry j膮 po艣lubi艂, przez my艣l nawet nie przesz艂o, 偶e robi rzecz wstr臋tn膮; a przecie偶 m贸g艂 wybiera膰 w艣r贸d

87

wszystkich kobiet Cesarstwa i znale藕膰 niewiast臋 dobrze urodzon膮, wychowan膮 z dala od 艣wiata, wiedz膮c膮, co to wstyd, i nawyk艂膮 do skromno艣ci, nie tylko niezr贸wnanie pi臋kn膮, lecz i dziewic臋, tak膮, o kt贸rej m贸wi膮, 偶e ma ,,strome piersi". A on, nie zra偶ony tym wszystkim, o czym ju偶 pisa艂em, nie zawaha艂 si臋 wzi膮膰 sobie kobiety powszechnie znienawidzonej i spa膰 z osob膮, kt贸ra nie tylko splami艂a si臋 r贸偶nymi wyst臋pkami, lecz przez liczne poronienia sta艂a si臋 winna dzieciob贸jstwa, l doprawdy wydaje mi si臋, 偶e nie musz臋 wi臋cej pisa膰 o obyczajach tego cz艂owieka, gdy偶 samo to ma艂偶e艅stwo m贸wi dostatecznie du偶o o jego chorej duszy i jest jakby wyja艣nieniem, 艣wiadectwem i kronik膮 jego charakteru. Albowiem kto za nic ma ha艅b臋 dawnych czyn贸w i nie waha si臋 nadal ukazywa膰 ludziom ca艂ej ohydy swego charakteru, ten nie cofnie si臋 przed 偶adnym bezprawiem i z bezwstydnym obliczem, ochoczo i bez najmniejszego trudu zmierza ku najpodlejszym zbrodniom. A jednak 偶aden z cz艂onk贸w Senatu, chocia偶 widzieli, jak nisko upad艂 kraj, nie uzna艂 za stosowne sprzeciwi膰 si臋 i nie dopu艣ci膰 do tego ma艂偶e艅stwa, mimo 偶e wszyscy oni mieli w przysz艂o艣ci pada膰 przed t膮 kobiet膮 na twarz, jak gdyby by艂a bogini膮; i ani jeden kap艂an nie odwa偶y艂 si臋

88

da膰 wyrazu swemu oburzeniu — a i oni mieli przecie偶 p贸藕niej m贸wi膰 do niej: “w艂adczyni". Lud za艣, kt贸ry nie tak dawno jeszcze ogl膮da艂 Teodor臋 w teatrze, natychmiast i bez cienia wstydu zacz膮艂 si臋 ze wzniesionymi d艂o艅mi domaga膰, by wolno mu by艂o niewolniczo jej s艂u偶y膰. Ani jeden 偶o艂nierz nie pomstowa艂, 偶e w imi臋 interes贸w Teodory nara偶a膰 si臋 b臋dzie na trudy wojaczki, i nikt w og贸le nie 艣mia艂 przeciw niej wyst膮pi膰, lecz wszyscy, s膮dz膮c widocznie, 偶e tak im by艂o pisane, z pokor膮 poddawali si臋 nieszcz臋艣ciu, upatruj膮c w tym przejaw mocy przeznaczenia. Zaiste bowiem fortuna, kiedy kieruje losami 艣miertelnych, nie dba ani troch臋 o to, aby wszystko odbywa艂o si臋, jak przystoi, ani te偶 aby ludzie mniemali, 偶e wszystkim rz膮dzi rozum. Przeto niekiedy niepoj臋tym jakim艣 zrz膮dzeniem wynosi na wy偶yny cz艂owieka, kt贸rego, zda艂oby si臋, spotyka艂y liczne przeciwno艣ci, f nie przeszkadza mu w 偶adnych jego wysi艂kach; ten daje si臋 prowadzi膰 wsz臋dzie, gdzie tylko ona zapragnie, ludzie za艣 trzymaj膮 si臋 z dala i bez protestu ust臋puj膮 jej z drogi. Ale o tych sprawach mniema膰 i m贸wi膰 nale偶y to, co podoba si臋 Bogu.

Teodora mia艂a 艂adn膮 twarz i wdzi臋czn膮 posta膰, cho膰 by艂a niewysoka i nieco

90

blada, tak i偶 cera jej sprawia艂a wra偶enie 偶贸艂tawej; spojrzenie za艣 mia艂a gro藕ne, brwi 艣ci膮gni臋te. 呕ycia by nie starczy艂o, aby dok艂adnie opowiedzie膰 o wszystkich jej przygodach w teatrze, ale wydaje si臋, 偶e kilka szczeg贸艂贸w, kt贸re przytoczy艂em powy偶ej, da膰 mo偶e przysz艂ym pokoleniom do艣膰 wierny obraz jej charakteru. Teraz za艣 trzeba nam pokr贸tce wspomnie膰 o tym, czego dokona艂a wsp贸lnie ze swym m臋偶em, poniewa偶 偶adne z nich nigdy nic nie robi艂o bez drugiego. Co prawda przez d艂ugi czas powszechnie przypuszczano, 偶e zar贸wno w pogl膮dach, jak i w obyczajach nigdy si臋 ze sob膮 nie zgadzaj膮, potem jednak sta艂o si臋 jasne, 偶e pozory te stwarzaj膮 oni sami, aby poddani nie sprzymierzyli si臋 przeciwko nim i nie zbuntowali, lecz aby ka偶dy mia艂 o nich inne mniemanie.

Z pocz膮tku starali si臋 por贸偶ni膰 chrze艣cijan i udaj膮c, 偶e w spornych kwestiach maj膮 sprzeczne pogl膮dy,17 doprowadzi膰 mi臋dzy nimi do roz艂amu, o kt贸rym wkr贸tce opowiem. P贸藕niej sk艂贸cili mi臋dzy sob膮 fakcjonist贸w. Teodora bowiem wszelkimi sposobami stwarza艂a pozory, 偶e sprzyja stronnictwu B艂臋kitnych, i nie ogl膮daj膮c si臋 na nic, zostawia艂a im pe艂n膮 swobod臋 w walce z przeciwnikami, pozwalaj膮c pope艂nia膰 wszelkie najgorsze

91

przest臋pstwa. Justynian natomiast robi艂 wra偶enie cz艂owieka, kt贸ry tai gniew i oburzenie, nie mo偶e jednak wprost sprzeciwi膰 si臋 偶onie; cz臋sto zamieniali si臋 jakby rolami i jawnie wyst臋powali przeciw sobie, bo Justynian domaga艂 si臋 ukarania B艂臋kitnych jako przest臋pc贸w, ona za艣 udawa艂a gniew i skar偶y艂a si臋, 偶e wbrew woli ulega m臋偶owi.

Jednak stronnicy B艂臋kitnych wydawali si臋, jak m贸wi艂em, niezmiernie pow艣ci膮gliwi, gdy偶 niejuwa偶ali ju偶 za s艂uszne napada膰 na okolicznych mieszka艅c贸w; natomiast w sprawach s膮dowych ka偶da ze stron udawa艂a, 偶e broni jednego z przeciwnik贸w, a poniewa偶 zwyci臋偶y膰 musia艂 ten, kt贸ry broni艂 gorszej sprawy, zagrabiali wi臋ksz膮 cz臋艣膰 maj膮tku przeciwnik贸w. Cesarz natomiast zezwala艂 wielu ludziom, kt贸rych zalicza艂 do swoich najbli偶szych, na r贸偶ne nadu偶ycia w艂adzy i przest臋pstwa przeciwko pa艅stwu, ale kiedy wychodzi艂o na jaw, 偶e zdobyli znaczn膮 fortun臋, okazywa艂o si臋 natychmiast, 偶e narazili si臋 czym艣 jego 偶onie i 偶e s膮 u niej w nie艂asce. W takim wypadku cesarz nie waha艂 si臋 pocz膮tkowo bardzo gor膮co wyst臋powa膰 w ich obronie, nast臋pnie za艣 zapomina艂 jak gdyby o swej 偶yczliwo艣ci i niespodziewanie przestawa艂 si臋 o nich troszczy膰. A ona natychmiast wymierza艂a im okrut-

92

na kar臋, po czym Justynian, kt贸ry rzekomo nie widzia艂, co si臋 dzieje, bez cienia wstydu zagarnia艂 ca艂y ich maj膮tek. We wszystkich tych 艂ajdactwach dzia艂ali zawsze w najlepszej zgodzie, ale na zewn膮trz udawali, 偶e r贸偶ni膮si臋 w pogl膮dach, dzi臋ki czemu potrafili sk艂贸ci膰 mi臋dzy sob膮 poddanych i bardziej jeszcze u-twierdzi膰 sw膮 tyrani臋.

11. Osi膮gn膮wszy w艂adz臋 cesarsk膮 Justynian natychmiast zdo艂a艂 wszystko ca艂kowicie pogmatwa膰. To bowiem, co dawniej by艂o zabronione przez prawo, wprowadza艂 do konstytucji, a istniej膮ce, przez zwyczaj u艣wi臋cone, instytucje obala艂, i mog艂o si臋 wydawa膰, 偶e po to nosi艂 szaty cesarskie, aby wszystko przyoblec w now膮 szat臋. Znosi艂 istniej膮ce urz臋dy, wprowadza艂 nowe, kt贸rych dot膮d nie by艂o, i tak samo post臋powa艂 ze zbiorami praw i rejestrami wojskowymi, nie z uwagi na sprawiedliwo艣膰 czy dobro publiczne, lecz po to tylko, aby wszystko by艂o po nowemu i nosi艂o jego imi臋. A je艣li nawet nie zdo艂a艂 czego艣 zmieni膰, to i tak obstawa艂 przy nadaniu sprawie swego imienia.18

Mordu i grabie偶y nigdy nie by艂 syty, lecz 艂upi艂 niezliczone domostwa zamo偶nych obywateli i wci膮偶 szuka艂 nowych, po czym natychmiast rozdawa艂 zrabowane pieni膮dze jakim艣 barbarzy艅com,

93

lub trwoni艂 je na niem膮dre budowle. A wymordowawszy mo偶e z dziesi臋膰 tysi臋cy niewinnych ludzi, natychmiast uk艂ada艂 zdradzieckie plany na zgub臋 wielu innych. Rzymianie 偶yli wtedy z ca艂ym 艣wiatem w pokoju, przeto nie wiedz膮c, jak nasyci膰 sw膮 偶膮dz臋 krwi, szczu艂 jednych barbarzy艅c贸w przeciwko innym i bez 偶adnego powodu wezwawszy do siebie przyw贸dc贸w ludu Hun贸w ze zdumiewaj膮c膮 rozrzutno艣ci膮 ofiarowa艂 im wspania艂e dary, twierdz膮c, 偶e jest to r臋kojmia przyja藕ni; a robi艂 to ju偶 podobno za panowania Justyna. Hunowie za艣, chocia偶 brali pieni膮dze, pos艂ali swoich wodz贸w wraz z wojskiem, przykazuj膮c im najecha膰 ziemie cesarskie, tak aby oni r贸wnie偶 mogli sprzeda膰 pok贸j cz艂owiekowi, kt贸ry nie wiadomo dlaczego pragn膮艂 go kupi膰. Ci za艣 natychmiast zacz臋li zamienia膰 obywateli rzymskich w niewolnik贸w, a mimo to byli nadal na cesarskim 偶o艂dzie. Po nich przyszli inni i r贸wnie偶 艂upili nieszcz臋艣liwych Rzymian, a w nagrod臋 za ten najazd otrzymali hojne dary od cesarza. Tak wi臋c niemal wszyscy po kolei naje偶d偶ali i pl膮drowali kraj, nie zostawiaj膮c mu chwili wytchnienia. Barbarzy艅cy ci bowiem maj膮 liczne grupy przyw贸dc贸w, tak i偶 wojna, kt贸rej pocz膮tek da艂a

94

bezmy艣lna rozrzutno艣膰, toczy艂a si臋 w niesko艅czono艣膰, jak gdyby kr臋c膮c si臋 wok贸艂 w艂asnej osi. l nie by艂o na rzymskiej ziemi takiego miejsca, szczytu g贸rskiego czy pieczary, kt贸re by pozosta艂y nie tkni臋te, a wiele miejscowo艣ci wpada艂o w r臋ce wroga wi臋cej ni偶 pi臋ciokrotnie. Wszystko to jednak, a tak偶e i to, co si臋 przydarzy艂o za spraw膮 Me-d贸w, Saracen贸w, Sklawen贸w, Ant贸w i innych barbarzy艅c贸w, opowiada艂em ju偶 w poprzednich ksi臋gach. Tu za艣, jak zapowiedzia艂em na samym pocz膮tku tej ksi臋gi, musz臋 tylko opisa膰 przyczyny tych zdarze艅.

Tak wi臋c Chosroesowi cesarz wyp艂aci艂 ogromn膮 ilo艣膰 z艂ota w zamian za pok贸j, a mimo to, upieraj膮c si臋 przy swoim zdaniu, bez 偶adnego powodu sta艂 si臋 g艂贸wn膮 przyczyn膮 zerwania rozejmu, poniewa偶 zabiega艂 usilnie o przymierze z Alamundarusem i Hunami, kt贸rzy s膮 sprzymierze艅cami Pers贸w. O tym zreszt膮 m贸wi艂em ju偶 chyba do艣膰 wyra藕nie w ksi臋gach po艣wi臋conych tym sprawom, l kiedy tak na zgub臋 Rzymian pcha艂 fakcjonist贸w do zbrodni i roznieca艂 po偶og臋 wojenn膮 po to jedynie, aby ziemia sp艂yn臋艂a ludzk膮 krwi膮, a on sam m贸g艂 zagrabi膰 jak najwi臋cej pieni臋dzy, postanowi艂 dokona膰 jeszcze wi臋kszej rzezi swoich poddanych.

95

Istnieje wiele odrzuconych doktryn chrze艣cija艅skich, kt贸re zwyk艂o si臋 nazywa膰 herezjami. S膮 wi臋c montani艣ci, sabatianie i rozmaici inni, kt贸rzy zwykli my艣l ludzk膮 wodzi膰 na manowce. Wszystkim im Justynian kaza艂 wyrzec si臋 dawnej wiary, niepos艂usznym gro偶膮c r贸偶nymi karami, a zw艂aszcza zapowiadaj膮c, 偶e nie b臋d膮 mogli przekazywa膰 maj膮tku dzieciom l krewnym. 艢wi膮tynie owych “heretyk贸w", w szczeg贸lno艣ci tych, kt贸rzy wyznaj膮 pogl膮dy Ariusza, pe艂ne by艂y nies艂ychanego wprost bogactwa. Ani Senat, ani inny najpot臋偶niejszy nawet od艂am narodu rzymskiego nie m贸g艂 r贸wna膰 si臋 z tymi 艣wi膮tyniami pod wzgl臋dem maj膮tku. Posiada艂y bowiem nieopisane i niezliczone skarby z艂ota, srebra i drogich kamieni, domy i wioski, rozleg艂e w艂o艣ci w r贸偶nych stronach 艣wiata i wszystko to, co uchodzi w艣r贸d ludzi za bogactwo. Nigdy bowiem nikt z panuj膮cych nie zak艂贸ci艂 im spokoju, l wiele os贸b, nawet spo艣r贸d wyznaj膮cych prawdziw膮 wiar臋, czerpa艂o stamt膮d 艣rodki utrzymania, usprawiedliwirj膮c si臋 tym, 偶e wykonuj膮 sw贸j zaw贸d. Przeto cesarz Justynian og艂osi艂, 偶e maj膮tek tych 艣wi膮ty艅 stanowi w艂asno艣膰 publiczn膮 i niespodziewanie ogo艂oci艂 je z ca艂ego bogactwa. Odt膮d wiele os贸b straci艂o 藕r贸d艂o utrzymania.

96

Wsz臋dzie w贸wczas kr臋cili si臋 jacy艣 ludzie, zmuszaj膮c tych, kt贸rych napotkali, do wyparcia si臋 wiary przodk贸w; lecz ch艂opi uwa偶ali to za bezbo偶no艣膰 i postanowili stawi膰 op贸r tym wys艂annikom, l wtedy wielu pad艂o z r膮k 偶o艂nierzy, liczni za艣 sami odebrali sobie 偶ycie w zabobonnej wierze, 偶e jest to czyn bardzo sprawiedliwy. Wi臋kszo艣膰 opu艣ci艂a rodzinne strony i uda艂a si臋 na wygnanie, montani艣ci za艣, kt贸rzy mieszkali w Frygii, zamkn臋li si臋 w swoich 艣wi膮tyniach, podpalili je i wraz z nimi sp艂on臋li. l ca艂y kraj pe艂en by艂 trup贸w i wygna艅c贸w.

Kiedy za艣 wkr贸tce potem wydano podobne prawo przeciwko Samarytanom, powsta艂o nieopisane zamieszanie w Palestynie, gdzie wszyscy mieszka艅cy mojej rodzinnej Cezarei i innych okolic uznali, 偶e nie by艂oby rozs膮dnie nara偶a膰 si臋 na cierpienia w obronie jakich艣 bezsensownych dogmat贸w, zacz臋li nazywa膰 siebie chrze艣cijanami i dzi臋ki temu wybiegowi zdo艂ali unikn膮膰 niebezpiecze艅stw zwi膮zanych z t膮 ustaw膮. Ci z nich, kt贸rzy mieli odrobin臋 rozs膮dku i przyzwoito艣ci, dochowywali wierno艣ci tej religii, wi臋kszo艣膰 jednak nie ukrywa艂a oburzenia, 偶e nie z w艂asnej woli, lecz pod naciskiem prawa musi wyrzec si臋 wiary ojc贸w i natychmiast

97

przy艂膮czy艂a si臋 do manichejczyk贸w i tak zwanych politeist贸w. Rolnicy za艣 zebrali si臋 t艂umnie i chwycili za bro艅 przeciw cesarzowi, wybieraj膮c sobie w艂asnego cesarza w osobie pewnego rozb贸jnika, niejakiego Juliana, syna Sabarosa. Przez pewien czas udawa艂o im si臋 stawi膰 czo艂o wojsku, potem jednak ponie艣li kl臋sk臋 i wszyscy wraz z dow贸dc膮 zgin臋li. M贸wi膮, 偶e w walce tej poleg艂o sto tysi臋cy ludzi, a ziemia, od kt贸rej nigdzie nie ma lepszej, od tej pory pozbawiona by艂a rolnik贸w. Dla w艂a艣cicieli ziemskich, kt贸rzy byli chrze艣cijanami, sprawa ta mia艂a bardzo przykre nast臋pstwa, bo chocia偶 ziemia nie dawa艂a im 偶adnych dochod贸w, musieli co roku p艂aci膰 cesarzowi ogromne podatki, kt贸re by艂y 艣ci膮gane bez 偶adnej lito艣ci.

Nast臋pnie Justynian zacz膮艂 prze艣ladowa膰 tak zwanych Grek贸w, kt贸rych poddawa艂 torturom i pozbawia艂 maj膮tku.

98

Ale nawet ci spo艣r贸d nich, kt贸rzy postanowili pozornie przej艣膰 na wiar臋 chrze艣cija艅sk膮, aby w ten spos贸b unikn膮膰 chwilowych niebezpiecze艅stw, zostali p贸藕niej w wi臋kszo艣ci schwytani, gdy sk艂adali ofiary i dopuszczali si臋 innych bezbo偶nych czyn贸w. To za艣, co spotka艂o chrze艣cijan, opisz臋 nieco dalej.

Potem wyda艂 prawo zabraniaj膮ce pederastii, ale nie bada艂 spraw, kt贸re zdarza艂y si臋 po wydaniu tej ustawy, i zajmowa艂 si臋 tylko lud藕mi od dawna cierpi膮cymi na t臋 chorob臋. Sprawy przeciwko nim toczy艂y si臋 wbrew wszelkim przepisom, poniewa偶 bez 偶adnego oskar偶enia wymierzano im kary, przyjmuj膮c jako wystarczaj膮cy dow贸d winy s艂owo jednego m臋偶czyzny lub ch艂opca, a czasem nawet niewolnika wbrew woli zmuszonego do zezna艅 przeciwko w艂asnemu panu. Ludzie, kt贸rych w ten spos贸b skazano, byli kastrowani i oprowa-

99

dzano ich po ulicach miasta. Z pocz膮tku kary tej nie wymierzano wszystkim, lecz tylko tym, kt贸rzy uchodzili za Zielonych lub bardzo bogatych albo przypadkiem narazili si臋 parze tyran贸w.

Oboje te偶 bardzo niech臋tnie patrzyli na astrolog贸w i dlatego urz臋dnik, kt贸ry zajmowa艂 si臋 tropieniem z艂odziej贸w, zn臋ca艂 si臋 nad tymi lud藕mi niemi艂osiernie, bi艂 ich i obwozi艂 po ca艂ym mie艣cie na wielb艂膮dach, chocia偶 byli to ludzie starzy i czcigodni, a on mia艂 im to tylko do zarzucenia, 偶e pragn臋li w tym mie艣cie uprawia膰 nauk臋 o gwiazdach.

Wszystko to by艂o powodem, 偶e ludzie t艂umnie uciekali zar贸wno do barbarzy艅c贸w, jak i do daleko mieszkaj膮cych Rzymian. W ca艂ym kraju i w ka偶dym mie艣cie mo偶na by艂o widzie膰 wielu obcych przybysz贸w, kt贸rzy pragn膮c si臋 ukry膰 dobrowolnie zamieniali rodzinne strony na cudze, jak gdyby ich w艂asna ojczyzna wpad艂a w r臋ce wroga.

W taki to spos贸b Justynian i Teodora grabili maj膮tki tych 'wszystkich, z wyj膮tkiem cz艂onk贸w Senatu, kt贸rzy czy to w Bizancjum, czy te偶 w innych miastach uchodzili za ludzi bogatych. Jak za艣 potrafili obra膰 z pieni臋dzy tak偶e i senator贸w, o tyrn za chwil臋.

12. 呕y艂 w Bizancjum cz艂owiek imieniem Zenon, wnuk owego Antemiusza,

100

kt贸ry kiedy艣 sprawowa艂 w艂adz臋 cesarsk膮 na Zachodzie. Jego to, dzia艂aj膮c w okre艣lonym celu, Justynian i Teodora mianowali prefektem Egiptu i polecili mu tam wyjecha膰. Zenon jednak za艂adowa艂 niezwykle cenny dobytek na okr臋t i bardzo d艂ugo przygotowywa艂 si臋 do podr贸偶y. Mia艂 bowiem niezmierzon膮 ilo艣膰 srebrnych naczy艅 i z艂otych przedmiot贸w wysadzanych per艂ami, szmaragdami i innymi drogimi kamieniami. Oni za艣, przekupiwszy kilku ludzi, kt贸rzy na poz贸r byli mu najbardziej oddani, zabrali te kosztowno艣ci ze statku, pod艂o偶yli ogie艅 w kad艂ubie i polecili zawiadomi膰 Zenona, 偶e po偶ar wybuch艂 przypadkowo i zniszczy艂 jego maj膮tek. Wkr贸tce potem Zenon niespodziewanie umar艂, oni za艣 jako rzekomi spadkobiercy zaw艂adn臋li pieni臋dzmi. Przedstawili bowiem jaki艣 testament, kt贸ry, jak g艂osi艂a plotka, nie by艂 wcale napisany przez zmar艂ego. W podobny spos贸b stali si臋 “spadkobiercami" Tatianusa, Demostenesa i Hilary, ludzi odznaczaj膮cych si臋 niezwyk艂ymi zaletami charakteru i znakomitych przedstawicieli stanu senatorskiego. Niekiedy fa艂szowali nie testament, lecz listy i w ten spos贸b wchodzili w posiadanie maj膮tku. Tak w艂a艣nie dziedziczyli po Dionizjosie z Libanu oraz po Janie, synu Basiliosa, kt贸ry, chocia偶 by艂 uwa-

101

偶any za najznakomitszego obywatela Edessy, zosta艂 (jak ju偶 pisa艂em) si艂膮 wydany Persom przez Belizariusza jako zak艂adnik. Chosroes bowiem nie chcia艂 go zwolni膰, zarzucaj膮c Rzymianom, 偶e nie dotrzymali 偶adnego z punkt贸w umowy, po kt贸rej Jan zosta艂 mu oddany przez Belizariusza; zgodzi艂 si臋 natomiast sprzeda膰 go jako je艅ca wojennego. Wtedy babka Jana (bo jeszcze 偶y艂a) przygotowa艂a okup w wysoko艣ci dw贸ch tysi臋cy funt贸w srebra i mia艂a zamiar wykupi膰 wnuka. Ale kiedy pieni膮dze dotar艂y do Daras, cesarz, dowiedziawszy si臋 o tym, nie pozwoli艂 na wykonanie umowy, aby, jak m贸wi艂, “bogactwa Rzymu nie dosta艂y si臋 w r臋ce barbarzy艅c贸w'*. W jaki艣 czas potem Jan zachorowa艂 i po偶egna艂 si臋 z tym 艣wiatem, a wtedy prefekt miasta sfa艂szowa艂 co艣 w rodzaju listu i o艣wiadczy艂, 偶e na kr贸tko przedtem Jan powiadomi艂 go jako przyjaciela, i偶 jest jego wol膮, aby pozosta艂y po nim maj膮tek przypad艂 cesarzowi. Nie potrafi艂bym wyliczy膰 wszystkich innych, kt贸rych spadkobiercami sta艂a si臋 ta para.

Przed wybuchem powstania zwanego Nika19 woleli pojedynczo dobiera膰 si臋 do maj膮tk贸w zamo偶nych ludzi, ale po tym buncie (o kt贸rym uprzednio pisa艂em) konfiskowali ju偶 niemal masowo

102

posiad艂o艣ci wszystkich cz艂onk贸w Senatu i zupe艂nie swobodnie dysponowali zar贸wno ich ruchomo艣ciami, jak co najlepsz膮 ziemi膮; wybrali jednak te maj膮tki, kt贸re by艂y bardzo wysoko opodatkowane i pod pozorem szczodrobliwo艣ci zwr贸cili je w艂a艣cicielom. Ci za艣, dr臋czeni przez poborc贸w i ton膮c w powodzi stale rosn膮cych odsetk贸w od d艂ugu, wbrew woli 偶yli, chocia偶 w艂a艣ciwie by艂o to powoln膮 艣mierci膮. Z takich to powod贸w zar贸wno na mnie, jak i na wi臋kszo艣ci z nas tych dwoje nigdy nie sprawia艂o wra偶enia, ludzi, lecz byli dla nas jakimi艣 m艣ciwymi demonami lub, jak m贸wi膮 poeci, “zmor膮 艣miertelnych". Bo przecie偶 umy艣lili wsp贸lnie jak naj艂atwiej i jak najszybciej zniszczy膰 ca艂y rodzaj ludzki i wszystkie jego dzie艂a, a przybrawszy posta膰 demon贸w w ludzkim ciele ca艂y 艣wiat poruszyli w posadach. 艢wiadczy o tym niejedno, zw艂aszcza nadludzka moc przejawiaj膮ca si臋 w ich czynach. Albowiem sprawki demon贸w 艂atwo odr贸偶ni膰 od post臋pk贸w ludzkich — i chocia偶 od zarania dziej贸w wielu by艂o takich, kt贸rym przypadek czy te偶 natura da艂y straszliw膮 moc i kt贸rzy sami doprowadzali do upadku miasta lub nawet ca艂e kraje, to przecie偶 nikt, z wyj膮tkiem tych dwojga, nie zdo艂a艂 zniszczy膰 ca艂ej ludzko艣ci i sprowadzi膰

103

tak przera偶aj膮cych kl臋sk na 艣wiat. Los zreszt膮 sprzyja艂 im r贸wnie偶 i dopomaga艂 w mordowaniu ludzi, bowiem ogromnych zniszcze艅 dokona艂y w贸wczas (jak zaraz opowiem) trz臋sienia ziemi, zarazy i powodzie. Tak wi臋c zdolni byli uczyni膰 tyle z艂a nie dzi臋ki ludzkiej sile, lecz w inny jaki艣 spos贸b.

M贸wi膮 tak偶e, jakoby matka Justyniana opowiada艂a komu艣 bliskiemu, 偶e nie jest on synem jej m臋偶a Sabbatiosa, ani w og贸le 偶adnego m臋偶czyzny, poniewa偶 nim zasz艂a w ci膮偶臋, nawiedzi艂 j膮 demon. By艂 niewidzialny, ale da艂 jej odczu膰, 偶e przebywa z ni膮 jak m臋偶czyzna z kobiet膮, potem za艣 rozwia艂 si臋 jakby we 艣nie.

Niekt贸rzy za艣 dworzanie Justyniana, kt贸rzy byli przy nim w Pa艂acu do p贸藕nych godzin (a byli to ludzie przy zdrowych zmys艂ach), odnosili wra偶enie, 偶e zamiast niego widz膮 obc膮 zjaw臋. Jeden z nich twierdzi艂, 偶e cesarz zrywa艂 si臋 nagle z tronu i zaczyna艂 przechadza膰 si臋 po sali (bo istotnie nie potrafi艂 d艂ugo usiedzie膰 na miejscu); raptem g艂owa Justyniana znika艂a, ale cia艂o kr膮偶y艂o dalej doko艂a. Dworzanin s膮dz膮c, 偶e wzrok odmawia mu pos艂usze艅stwa, sta艂 tam przez d艂u偶sz膮 chwil臋 zmieszany i bezradny, potem jednak, kiedy g艂owa wraca艂a na swoje miejsce na tu艂owiu, stwierdza艂 ze zdumieniem, 偶e widzi znowu to,

104

czego przed chwil膮 nie by艂o. Kto艣 inny opowiada艂, jak stoj膮c ko艂o Justyniana nagle zobaczy艂, 偶e jego twarz przemienia si臋 w bezkszta艂tn膮 bry艂臋 mi臋sa. Ani brwi, ani oczy nie by艂y na w艂a艣ciwym miejscu, w og贸le brakowa艂o wszelkich znajomych rys贸w, i dopiero po pewnym czasie twarz powr贸ci艂a do zwyk艂ego wygl膮du. O dziwach tych nie pisz臋 jako naoczny 艣wiadek, s艂ysza艂em o nich od ludzi, kt贸rzy zaklinali si臋, 偶e widzieli je na w艂asne oczy.

M贸wi膮 dalej, 偶e pewien mnich (cz艂owiek niezmiernie mi艂y Bogu), za namow膮 braci przebywaj膮cych wraz z nim na pustkowiu, wyruszy艂 do Bizancjum, aby wstawi膰 si臋 za s膮siadami z okolic pustelni, kt贸rych w okrutny spos贸b gn臋biono i prze艣ladowano. Natychmiast po przybyciu na miejsce uzyska艂 audiencj臋 u cesarza, ale wchodz膮c do niego, i jedn膮 nog膮 b臋d膮c ju偶 za progiem, nagle zawaha艂 si臋 i cofn膮艂. Eunuch, kt贸ry go wprowadza艂, i ci, co tam przypadkiem byli, zacz臋li go prosi膰, aby wszed艂 do sali, on jednak, jakby mu mow臋 odj臋艂o, nic nie odpowiedzia艂, tylko uciek艂 stamt膮d i wr贸ci艂 do izdebki, w kt贸rej si臋 zatrzyma艂. Kiedy pytano go, dlaczego tak post膮pi艂, odpowiedzia艂 podobno, 偶e w Pa艂acu ujrza艂 siedz膮cego na tronie Ksi臋cia Ciemno艣ci, z kt贸rym nie chcia艂

105

mie膰 do czynienia i kt贸rego nie chcia艂 o nic prosi膰. Zaiste, czy偶 nie by艂 z艂ym duchem 贸w cz艂owiek, kt贸ry nigdy do syta nie jad艂, nie pi艂 i nie spa艂, lecz zaledwie skosztowawszy potraw do p贸藕nej nocy kr膮偶y艂 po Pa艂acu, mimo 偶e by艂 gor膮cym wielbicielem Afrodyty.

Opowiadaj膮 wreszcie niekt贸rzy kochankowie Teodory, 偶e w czasach gdy jeszcze by艂a na scenie, jaki艣 demon zjawia艂 si臋 w nocy i wyp臋dza艂 ich z izby, w kt贸rej z ni膮 spali. By艂a tak偶e pewna tancerka imieniem Macedonia, nale偶膮ca do stronnictwa B艂臋kitnych w Antiochii, kt贸ra osi膮gn臋艂a wielkie wp艂ywy. Ot贸偶 pisz膮c listy doJustyniana, kiedy te n zarz膮dza艂 jeszcze Cesarstwem w imieniu Justyna, bez trudu potrafi艂a zniszczy膰, kogo tylko chcia艂a spo艣r贸d najznaczniejszych obywateli Wschodu i spowodowa膰, 偶e ich maj膮tki by艂y konfiskowane na rzecz skarbu pa艅stwa. Powiadaj膮, 偶e owa Macedonia wysz艂a na powitanie Teodory, wracaj膮cej z Libii i Egiptu, a kiedy zobaczy艂a, 偶e Teodora jest przygn臋biona, poniewa偶 Hekebolos 藕le j膮 potraktowa艂 i w drodze zgubi艂a pieni膮dze, zacz臋艂a j膮 pociesza膰 i dodawa膰 jej otuchy m贸wi膮c, 偶e los mo偶e jeszcze raz przynie艣膰 jej wielkie bogactwa. Wtedy Teodora podobno odrzek艂a, 偶e istotnie tej w艂a艣nie nocy przy艣ni艂o si臋 jej, 偶e nie powinna

106

martwi膰 si臋 o pieni膮dze, gdy偶 zaraz po przybyciu do Bizancjum spa膰 b臋dzie z Ksi臋ciem Demon贸w, b臋dzie z nim 偶y艂a jako 艣lubna ma艂偶onka i dzi臋ki niemu stanie si臋 pani膮 wielkiego maj膮tku. 13. Tak wygl膮da艂a ta sprawa w oczach wi臋kszo艣ci ludzi. Justynian za艣, chocia偶 istotnie posiada艂 wszystkie cechy, o kt贸rych pisa艂em, by艂 mimo to przyst臋pny i uprzejmy dla wszystkich i nikomu nie odmawia艂 dost臋pu do siebie; przeciwnie, nie gniewa艂 si臋 nawet wtedy, kiedy kto艣 nieodpowiednio si臋 przy nim wyra偶a艂 i zachowywa艂. Nie znaczy to bynajmniej, 偶e rumieni艂 si臋 ze wstydu w obecno艣ci ludzi, kt贸rych zamierza艂 zniszczy膰. Istotnie, nawet wobec tych, kt贸rzy mu si臋 narazili, nie okazywa艂 gniewu czy zniecierpliwienia, lecz z 艂agodnym obliczem i pochylon膮 g艂ow膮, cichym g艂osem nakazywa艂 mordowa膰 tysi膮ce ludzi, obraca膰 w perzyn臋 miasta, konfiskowa膰 ogromne maj膮tki; widz膮c go mo偶na by s膮dzi膰, 偶e to niewinny baranek. Je偶eli jednak kto艣 stara艂 si臋 uzyska膰 przebaczenie dla winowajc贸w i pokornie go o to b艂aga艂, cesarz w艣cieka艂 si臋 l pokazywa艂 z臋by; wydawa艂o si臋, 偶e za chwil臋 p臋knie ze z艂o艣ci, tak i偶 nawet ci, kt贸rzy uchodzili za jego zaufanych, tracili wszelk膮 nadziej臋, 偶e zdo艂aj膮 go przeb艂aga膰.

107

Jego wiara w Chrystusa wydawa艂a si臋 niewzruszona, ale i tu dzia艂a艂 na zgub臋 poddanych, pozwalaj膮c kap艂anom swobodnie krzywdzi膰 s膮siad贸w. Kiedy na przyk艂ad uda艂o im si臋 zagarn膮膰 jakie艣 przyleg艂e ziemie, cieszy艂 si臋 wraz z nimi s膮dz膮c, 偶e jest to rzecz bardzo mi艂a Bogu. A rozstrzygaj膮c tego rodzaju spory uwa偶a艂, 偶e post膮pi pobo偶nie, je偶eli pozwoli wygra膰 proces cz艂owiekowi, kt贸ry pod p艂aszczykiem religii zrabowa艂 co艣, co do niego nie nale偶a艂o. Sprawiedliwo艣膰 polega艂a wed艂ug niego na tym, 偶e kap艂ani zawsze brali g贸r臋 nad przeciwnikami. Sam zreszt膮, ilekro膰 bezprawnie wszed艂 w posiadanie dobytku ludzi 偶yj膮cych czy zmar艂ych i natychmiast przekaza艂 go Ko艣cio艂owi, by艂 bardzo dumny z tej swojej rzekomej pobo偶no艣ci, chocia偶 robi艂 to tylko w tym celu, aby maj膮tek nie powr贸ci艂 do pokrzywdzonego w艂a艣ciciela. Z tych samych powod贸w pope艂ni艂 niezliczone morderstwa, gdy偶 usi艂uj膮c zjednoczy膰 ludzi w wierze w Chrystusa zabija艂 bez lito艣ci wszystkich innowierc贸w. Nawet to robi艂 pod p艂aszczykiem pobo偶no艣ci, czyny takie nie by艂y dla niego zab贸jstwem, o ile ofiara wyznawa艂a inn膮 wiar臋.

Tak wi臋c obchodzi艂o go w艂a艣ciwie tylko jedno, a mianowicie zguba jak naj-

108

wi臋kszej grupy ludzi i wraz z ma艂偶onk膮 nie ustawa艂 w poszukiwaniu coraz to nowych 艣rodk贸w prowadz膮cych do tego celu. Doprawdy, we wszystkich tych pragnieniach by艂y to dwie bratnie dusze, a je偶eli nawet dzieli艂y ich r贸偶nice charakter贸w — kt贸re zreszt膮 oboje mieli jak najpodlejsze— to nawet kiedy ca艂kowicie si臋 ze sob膮 nie zgadzali, dzia艂ali na zgub臋 poddanych. Justynian zreszt膮 by艂 zmienny w pogl膮dach jak py艂ek na wietrze, bez trudu dawa艂 sob膮 powodowa膰 ka偶demu, kto chcia艂, o ile oczywi艣cie nie chodzi艂o o jaki艣 szlachetny lub bezinteresowny uczynek, a przy tym bez ko艅ca m贸g艂 s艂ucha膰 ,,pochwalnych oracji". Pochlebcy bez trudu mogliby go przekona膰, 偶e oto uni贸s艂 si臋 pod niebiosa i st膮pa po chmurach.

Kiedy艣 powiedzia艂 mu Trybonian, kt贸ry z nim zasiada艂 jako asesor, 偶e l臋ka si臋, aby pewnego dnia on, Justynian, dzi臋ki swej wielkiej pobo偶no艣ci, nie zosta艂 nagle wzi臋ty do nieba. Takie pochlebstwa, a raczej kpiny cesarz bra艂 niezwykle powa偶nie. Je艣li nawet zdarzy艂o si臋, 偶e wyrazi艂 podziw dla cn贸t jakiego艣 cz艂owieka, nied艂ugo potem nazywa艂 go 艂ajdakiem. A obrzuciwszy obelgami kt贸rego艣 z poddanych nagle bez najmniejszego powodu zmienia艂 zdanie i zaczyna艂 go chwali膰. My艣l jego sprze-

109

ciwia艂a si臋 zawsze temu, co m贸wi艂 lub co chcia艂 da膰 do zrozumienia.

M贸wi艂em ju偶, jaki by艂 w przyja藕ni i nienawi艣ci, na dow贸d przytaczaj膮c r贸偶ne jego post臋pki. Jako wr贸g by艂 niez艂omny i niewzruszony, w przyja藕ni bardzo niesta艂y. Nieraz zabija艂 dawnych przyjaci贸艂, nigdy jednak nie zaprzyja藕ni艂 si臋 z kim艣, kogo przedtem nienawidzi艂. Ludzi, kt贸rych, zdawa艂o si臋, dobrze zna艂 i bardzo lubi艂, po nied艂ugim czasie zdradziecko wydawa艂 na 艣mier膰, aby w ten spos贸b przys艂u偶y膰 si臋 swej po艂owicy lub komu innemu, chocia偶 dobrze wiedzia艂, 偶e nieszcz臋艣nicy gotowi byli skoczy膰 za niego w ogie艅. W niczym nie dotrzymywa艂 wiary, z wyj膮tkiem okrucie艅stwa i chciwo艣ci, a 偶ona, nie mog膮c go przekona膰 do jakiej艣 sprawy, nieraz wysuwa艂a jako argument nadzieje na du偶e korzy艣ci i w ten spos贸b, nawet wbrew jego woli, potrafi艂a go poprowadzi膰 tam, gdzie chcia艂a. W imi臋 niegodnych zysk贸w got贸w by艂 ustanawia膰 i obala膰 prawa.

Wyroki za艣 wydawa艂 nie w zgodzie z prawem, kt贸re sam ustanowi艂, lecz w zale偶no艣ci od tego, po kt贸rej stronie dostrzega艂 obietnic臋 wi臋kszych i wspanialszych korzy艣ci. Nie uwa偶a艂 nawet za ujm臋 dopuszcza膰 si臋 na ludziach drobnych kradzie偶y i w ten spos贸b odbiera膰

110

im mienie w tych przypadkach, kiedy nie m贸g艂 za jednym zamachem zabra膰 wszystkiego. Na przyk艂ad pod pretekstem fa艂szywego oskar偶enia lub nie istniej膮cego testamentu. Zaiste, kiedy Justynian w艂ada艂 Rzymianami, nic ju偶 nie mia艂o znaczenia; zaufanie do ludzi, wiara w Boga, wszelkie prawa, akty, umowy, wszystko to traci艂o moc.

Kiedy kto艣 z jego otoczenia, wys艂any przez niego dla za艂atwienia jakiej艣 sprawy, zdo艂a艂 zg艂adzi膰 wielu z tych, kt贸rych spotka艂 w drodze, i zrabowa艂 wi臋ksze sumy pieni臋dzy, natychmiast zaczyna艂 uchodzi膰 w oczach cesarza za bardzo godnego cz艂owieka, kt贸ry jak najdok艂adniej wype艂nia wszystkie rozkazy. Je艣li natomiast okazywa艂o si臋 po powrocie, 偶e taki wys艂annik by艂 lito艣ciwy dla ludzi, Justynian traktowa艂 go odt膮d nieprzychylnie, nawet wrogo i uwa偶aj膮c, 偶e cz艂owiek 贸w ma przestarza艂e pogl膮dy, nigdy go ju偶 nie wzywa艂 do pomocy. Nic dziwnego, i偶 wielu wychodzi艂o ze sk贸ry, aby mu udowodni膰, 偶e s膮 艂ajdakami, chocia偶 bynajmniej nie byli tacy z natury.

Niekiedy znowu zdarza艂o si臋, 偶e chocia偶 wielokrotnie co艣 komu艣 przyrzeka艂 i nawet obietnic臋 t臋 wzmocni艂 przysi臋g膮 czy odpowiednimi dokumentami, od razu rozmy艣lnie o wszystkim

111

zapomina艂, uwa偶aj膮c, 偶e jest to post臋pek przynosz膮cy zaszczyt. A post臋powa艂 tak nie tylko z w艂asnymi poddanymi, lecz tak偶e cz臋sto wobec wrog贸w.

Cz艂owiek ten niemal wcale nie spa艂, nigdy du偶o nie jad艂, nie pi艂— zaledwie dotkn膮艂 jedzenia, ju偶 odchodzi艂 od sto艂u. Wszystko to wydawa艂o mu si臋 czym艣 ubocznym, co natura usi艂uje mu narzuci膰, i dlatego nieraz dwa dni i dwie noce nic nie bra艂 do ust, zw艂aszcza w okresie przed 艣wi臋tem zwanym Wielkanoc膮, kiedy godzi si臋 tak czyni膰. Wtedy, jak powiadam, cz臋sto przez dwa dni wstrzymywa艂 si臋 od jedzenia pi艂 tylko troch臋 wody i spo偶ywa艂 jakie艣 dziko rosn膮ce ro艣liny, przespa艂 si臋 mo偶e z godzin臋 i reszt臋 dnia sp臋dza艂 na nieustannym chodzeniu. A przecie偶 gdyby czas ten po艣wi臋ci艂 na dobre uczynki, kraj doszed艂by do wielkiej zamo偶no艣ci. Ale on wola艂 sw膮 przyrodzon膮 krzep-ko艣膰 wykorzystywa膰 na szkod臋 Rzymian i potrafi艂 w kr贸tkim czasie doprowadzi膰 ich pa艅stwo do upadku. By艂 bowiem, jak ju偶 m贸wi艂em, niezmiernie bystry w obmy艣laniu i szybki w urzeczywistnianiu wszelkiego rodzaju 艂ajdactw, tak i偶 nawet dobre cechy jego natury obraca艂y si臋 na zgub臋 poddanych.

14. W sprawach publicznych zapanowa艂 straszliwy zam臋t i nic nie pozosta艂o

112

z dawnych zwyczaj贸w; ja jednak przytocz臋 tu tylko kilka przyk艂ad贸w, a reszt臋 pomin臋 milczeniem, bo inaczej nigdy bym chyba nie dobrn膮艂 do ko艅ca tej opowie艣ci.

Po pierwsze, sam Justynian nie posiada艂 偶adnych przymiot贸w w艂adcy i bynajmniej si臋 o nie nie troszczy艂, lecz przeciwnie, w mowie, ubiorze i sposobie my艣lenia wzorowa艂 si臋 na barbarzy艅cach. Kiedy chcia艂 co艣 zarz膮dzi膰 na pi艣mie, wbrew zwyczajom nie powierza艂 sprawy urz臋dnikowi piastuj膮cemu godno艣膰 kwestora, lecz mimo swej kiepskiej wymowy upiera艂 si臋, aby to osobi艣cie og艂osi膰 przed wielk膮 rzesz膮 s艂uchaczy, tak i偶 ludzie, kt贸rych to zarz膮dzenie krzywdzi艂o, nie mieli na kogo si臋 skar偶y膰. Tak zwanym a secre-tis nie powierza艂 bynajmniej swej tajnej korespondencji (chocia偶 w tym celu byli od dawna zatrudniani), lecz niemal wszystko sam pisa艂, nawet kiedy chcia艂 pouczy膰 s臋dzi贸w rozjemczych w mie艣cie, jakie maj膮 zaj膮膰 stanowisko. Nikomu bowiem w ca艂ym Cesarstwie nie pozwala艂 kierowa膰 si臋 w艂asnym s膮dem, lecz z wielk膮 pewno艣ci膮 siebie i bezro-zumn膮 samowol膮 decydowa艂 z g贸ry o wyroku na podstawie tego, co us艂ysza艂 od jednej ze stron, i nie wdaj膮c si臋 w rozpatrywanie sprawy uniewa偶nia艂

113

wyroki w sprawach ju偶 rozstrzygni臋tych. Powodowa艂o nim nie poczucie prawa czy troska o sprawiedliwo艣膰, tylko oczywista ch臋膰 zysku; cesarz nie wstydzi艂 si臋 bra膰 艂ap贸wki, gdy偶 jego nienasycona chciwo艣膰 odebra艂a mu wszelki wstyd.

Cz臋sto r贸wnie偶 zdarza艂o si臋, 偶e sprawy rozpatrzone przez Senat i cesarza trafia艂y przed inny jeszcze, ostateczny trybuna艂. Senat bowiem siedzia艂 jakby malowany, bez prawa g艂osu i wp艂ywu na dobro sprawy, zwo艂ywany jedynie dla formy, bo tak kaza艂o starodawne prawo. Nikt z zebranych nie m贸g艂 si臋 nawet odezwa膰, a cesarz i jego po艂owica przewa偶nie udawali, 偶e maj膮 r贸偶ne pogl膮dy na przedmiot sporu; zwyci臋偶a艂 jednak pogl膮d, na kt贸ry si臋 przedtem oboje zgodzili. Kiedy za艣 kto艣 s膮dzi艂, 偶e mimo i偶 z艂ama艂 prawo, zwyci臋stwo jego nie jest pewne, ofiarowywa艂 cesarzowi tak膮 czy inn膮 sum臋 w z艂ocie i natychmiast uzyskiwa艂 og艂oszenie nowej ustawy, sprzecznej z dawniej obowi膮zuj膮cym prawem. Je艣li z kolei kto艣 inny powo艂a艂 si臋 na to prawo, cesarz bez skrupu艂贸w przywraca艂 je i o偶ywia艂, tak i偶 nic nigdy nie mia艂o trwa艂ej mocy, lecz szale sprawiedliwo艣ci w臋drowa艂y w d贸艂 i w g贸r臋, zale偶nie od tego, gdzie spoczywa艂o wi臋cej z艂ota. Sprawiedliwo艣膰 opu艣ci艂a

114

Pa艂ac i zesz艂a na targowisko, i mo偶na tam by艂o teraz kupi膰 nie tylko s臋dzi贸w, lecz i prawodawc贸w.

Tak zwani referendarii nie ograniczali si臋 ju偶 do przedstawiania cesarzowi pr贸艣b obywateli, a nast臋pnie zawiadamiania urz臋dnik贸w o jego decyzji w sprawie petenta, lecz zbierali od ludzi ich ,,z艂e sprawy" i najrozmaitszymi kr臋tactwami i wybiegami oszukiwali Justynia-na, kt贸ry z natury by艂 艂atwym 艂upem takich ludzi. Wyszed艂szy za艣 z Pa艂acu natychmiast zamykali gdzie艣 przeciwnik贸w tych, z kt贸rymi si臋 przedtem zm贸wili, i bezkarnie wyduszali od bezbronnych tyle pieni臋dzy, na ile im przysz艂a ochota. 呕o艂nierze za艣, kt贸rzy pe艂nili wart臋 w Pa艂acu, szli do s臋dzi贸w rozjemczych siedz膮cych w Portyku kr贸lewskim i si艂膮 wymuszali wyroki. Zreszt膮 prawie wszyscy wojskowi cz臋sto w tym czasie opuszczali s艂u偶b臋 i swobodnie chodzili tam, gdzie dawniej noga ich nigdy nie posta艂a. Wszystko sta艂o na g艂owie, nic nie mia艂o nawet swojej nazwy, kraj przypomina艂 kr贸lestwo bawi膮cych si臋 dzieci. Pomin臋 jednak reszt臋, jak zapowiedzia艂em na pocz膮tku tego rozdzia艂u, a opowiem jedynie o cz艂owieku, kt贸ry pierwszy nam贸wi艂 cesarza do wzi臋cia 艂ap贸wki za rozs膮dzenie sprawy.

115

By艂 pewien Leon, rodem z Cylicji, cz艂owiek odznaczaj膮cy si臋 wyj膮tkowym wprost zami艂owaniem do pieni臋dzy. By艂 on mistrzem pochlebstwa i znakomicie potrafi艂 wp艂ywa膰 na pogl膮dy prostych nieuczonych ludzi. Mia艂 bowiem niezwyk艂y dar perswazji i wykorzystywa艂 naiwno艣膰 tyrana na zgub臋 innych. On to pierwszy nam贸wi艂 Justyniana do sprzedawania wyrok贸w za pieni膮dze, ten za艣, raz zdecydowawszy si臋 okrada膰 ludzi w spos贸b, kt贸ry opisa艂em, nigdy ju偶 z tym nie sko艅czy艂; przeciwnie, z艂o szerzy艂o si臋 coraz bardziej, a偶 osi膮gn臋艂o ogromne rozmiary, 艂 kiedy kto艣 chcia艂 wytoczy膰 nies艂uszn膮 spraw臋 jakiemu艣 zacnemu obywatelowi, szed艂 prosto do Leona, przyrzeka艂 odst膮pi膰 pewn膮 cz臋艣膰 spornego maj膮tku jemu i cesarzowi, i wbrew wszelkiemu prawu wychodzi艂 z Pa艂acu jako zwyci臋zca. Leon zdoby艂 w ten spos贸b ogromn膮 fortun臋 i sta艂 si臋 panem wielkich w艂o艣ci, jak r贸wnie偶 g艂贸wnym sprawc膮 upadku pa艅stwa rzymskiego. Nie istnia艂y gwarancje dla ludzi zawieraj膮cych umowy, nic nie znaczy艂y prawa, przysi臋gi, dokumenty, nie by艂o kary za nieuczciwo艣膰, mo偶na by艂o jedynie da膰 pieni膮dze Leonowi i cesarzowi. Ale nawet wtedy decyzja Leona nie by艂a pewna, poniewa偶 chcia艂 otrzyma膰 co艣 tak偶e od przeciwnik贸w. Kradn膮c tak

116

na dwie strony nie wstydzi艂 si臋 bynajmniej zaniedbywa膰 tych, kt贸rzy mu zaufali, i dzia艂a艂 na ich szkod臋. Bo nie uwa偶a艂 za ha艅b臋 siedzie膰 na dw贸ch sto艂kach, je艣li tylko m贸g艂 co艣 na tym zarobi膰.

15. Taki wi臋c by艂 Justynian, Teodor臋 natomiast cechowa艂o zimne, nieust臋pliwe okrucie艅stwo. Nikt nigdy nie zdo艂a艂 jej do czegokolwiek nam贸wi膰 ani zmusi膰, lecz z 偶elazn膮 si艂膮 i uporem sama przeprowadza艂a sw膮 wol臋, przy czym nikt nie o艣mieli艂 si臋 nawet wstawi膰 za winowajc膮. Nic zaiste, ani up艂yw czasu, ani surowo艣膰 kary, najbardziej b艂agalne pro艣by czy wreszcie gro藕ba kary, kt贸r膮, zdawa艂oby si臋, niebiosa zes艂a膰 musz膮 na ca艂y jej r贸d, nie mog艂o z艂agodzi膰 jej gniewu. Kr贸tko m贸wi膮c nikt nigdy nie widzia艂, by Teodora pojedna艂a si臋 z winowajc膮, nawet kiedy ju偶 po偶egna艂 si臋

117

z tym 艣wiatem, przeciwnie, syn zmar艂ego otrzymywa艂 w spadku, jak wszystko inne, tak偶e nienawi艣膰 cesarzowej i przekazywa艂 j膮 z kolei swoim dzieciom i wnukom. Umys艂 jej niezmiernie 艂atwo rozpala艂 si臋 偶膮dz膮 krwi, lecz nie mo偶na go by艂o u艂agodzi膰.

O cia艂o swe troszczy艂a si臋 bardziej, ni偶 nale偶a艂o, ale i tak mniej, ni偶by tego pragn臋艂a. Bardzo wcze艣nie sz艂a do k膮pieli i p贸藕no z niej wychodzi艂a, potem udawa艂a si臋 na 艣niadanie, a po jedzeniu znowu odpoczywa艂a. W czasie obiadu i kolacji wybiera艂a najwymy艣lniejsze potrawy i napoje, a spa艂a bardzo d艂ugo, w dzie艅 do zmroku, a w nocy do wschodu s艂o艅ca. A chocia偶 przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 dnia prowadzi艂a tak nieumiarkowany tryb 偶ycia, koniecznie chcia艂a rz膮dzi膰 ca艂ym krajem. Kiedy zdarzy艂o si臋, 偶e cesarz powierzy艂 komu艣 funkcj臋 bez jej wiedzy, w贸wczas sprawy tego cz艂owieka przybiera艂y tak kiepski obr贸t, 偶e wkr贸tce pozbawiano go niechlubnie urz臋du i n臋dznie ko艅czy艂 偶ywot.

Justynian bez trudu dawa艂 sobie rad臋 ze wszystkim, nie tylko dlatego, 偶e by艂 dobroduszny i 艂atwy w obej艣ciu, lecz poniewa偶 ma艂o sypia艂, o czym wspomnia艂em, i by艂 cz艂owiekiem bardzo przyst臋pnym. Nawet zupe艂nie nieznani i niepozorni ludzie 艂atwo mogli si臋 do niego

118

dosta膰, nie po to jedynie, 偶eby go zobaczy膰, lecz by z nim porozmawia膰 nawet o poufnych sprawach. Do cesarzowej jednak nawet wysocy urz臋dnicy nie mieli dost臋pu, chyba 偶e po艣wi臋cili na starania wiele czasu i trudu. Jak niewolnicy wyczekiwali pokornie pod jej drzwiami, st艂oczeni w ma艂ej i dusznej izdebce; bo urz臋dnik, kt贸ry nie by艂 obecny, nara偶a艂 si臋 na wielkie niebezpiecze艅stwo. Stali wi臋c bezustannie na palcach i ka偶dy stara艂 si臋 tak wyci膮ga膰 szyj臋, 偶eby jego twarz by艂a widoczna ponad g艂owami s膮siad贸w, bo tylko wtedy mogli go dostrzec wychodz膮cy od cesarzowej eunu-chowie. Niekt贸rych wzywano dopiero po wielu dniach oczekiwania, a kiedy wreszcie stan臋li przed jej obliczem, przera偶eni, jak najszybciej si臋 wycofywali, zd膮偶ywszy jedynie pa艣膰 na twarz i dotkn膮膰 wargami jej stopy. Nie wolno by艂o pod 偶adnym pozorem odezwa膰 si臋 ani o co艣 poprosi膰, dop贸ki ona na to nie zezwoli艂a. Wszyscy w pa艅stwie przemienili si臋 w niewolnik贸w, a ona by艂a ich dozorc膮, l tak kraj chyli艂 si臋 ku upadkowi, niszczony jednocze艣nie przez rzekom膮 dobroduszno艣膰 tyrana i przez twardo艣膰, jak i niedost臋pno艣膰 Teodory. U niego z dobroduszno艣ci膮 sz艂a w parze zmienno艣膰 usposobienia, a jej trudny

119

charakter uniemo偶liwia艂 wszelkie dzia艂anie.

Wydaje si臋 wi臋c, 偶e pod wzgl臋dem zapatrywa艅 i sposobu bycia Justynian i Teodora bardzo si臋 mi臋dzy sob膮 r贸偶nili, ale 艂膮czy艂a ich chciwo艣膰, krwio偶er-czo艣膰 i k艂amliwo艣膰. Byli istotnie nie-prze艣cignieni w 艂garstwach i je偶eli kto艣, kto si臋 narazi艂 Teodorze, dopu艣ci艂 si臋 jakiego艣 drobnego i zupe艂nie niewa偶nego wykroczenia, ona natychmiast wyst臋powa艂a z ca艂kowicie nieuzasadnionymi oskar偶eniami i rozdyma艂a spraw臋 do rozmiar贸w niezwyk艂ej zbrodni. Sama te偶 cz臋sto wys艂uchiwa艂a oskar偶ycieli, a ponadto istnia艂 s膮d, w kt贸rym s臋dziowie, przez ni膮 wybrani i zwo艂ywani, walczyli mi臋dzy sob膮, aby pokaza膰, kt贸ry z nich okrucie艅stwem swoich wyrok贸w najlepiej spe艂ni jej wol臋. Maj膮tek winowajcy natychmiast konfiskowa艂a na rzecz skarbu pa艅stwa, a jego samego kaza艂a okrutnie wych艂osta膰, nawet je偶eli by艂 potomkiem znakomitego rodu, po czym kara艂a go wygnaniem lub 艣mierci膮. Je艣li natomiast kt贸ry艣 z jej ulubie艅c贸w zo-

120

sta艂 schwytany na morderstwie czy innym powa偶nym przest臋pstwie, kpi艂a i wy艣miewa艂a si臋 z zapa艂u oskar偶ycieli i w ten spos贸b zmusza艂a ich do zatuszowania sprawy.

Potrafi艂a zreszt膮, je偶eli tylko mia艂a na to ochot臋, najpowa偶niejsz膮 nawet spraw臋 zmieni膰 w b艂aze艅stwo, jak gdyby rzecz dzia艂a si臋 w teatrze. Kiedy艣 pewien niem艂ody ju偶 patrycjusz, kt贸ry wiele lat piastowa艂 urz膮d (a kt贸rego imienia nie wymieni臋, chocia偶 je dobrze znam, aby nie przed艂u偶a膰 jego ha艅by w niesko艅czono艣膰), nie mog膮c wydosta膰 od jednego z jej dworzan znacznej sumy, kt贸r膮 ten by艂 mu winien, przyszed艂 do niej, aby poskar偶y膰 si臋, szuka膰 pomocy i sprawiedliwo艣ci. Teodora dowiedzia艂a si臋 o tym wcze艣niej i rozkaza艂a eunu-chom, 偶eby zaraz po wej艣ciu patrycjusza otoczyli go ko艂em i pilnie przys艂uchiwali si臋 jej s艂owom; jednocze艣nie nauczy艂a ich, jak maj膮 na nie odpowiada膰. Patrycjusz wszed艂 do 偶e艅skiej cz臋艣ci Pa艂acu, pad艂 na twarz przed cesarzow膮, jak nakazywa艂 zwyczaj, i rzek艂 p艂aczliwie:

121

“O pani, nie艂atwa to rzecz dla patrycjusza prosi膰 o pieni膮dze, to bowiem, co w przypadku innych wzbudza lito艣膰 i ch臋膰 przebaczenia, u cz艂owieka naszego stanu jest poczytywane za ha艅b臋. Je偶eli ktokolwiek inny znajdzie si臋 w skrajnej n臋dzy, mo偶e o tym po prostu zawiadomi膰 wierzycieli i w ten spos贸b szybko pozby膰 si臋 k艂opotu. Patrycjusz jednak, kt贸ry by nie mia艂 pieni臋dzy na sp艂at臋 d艂ug贸w wierzycielom, wstydzi艂by si臋 niew膮tpliwie do tego przyzna膰, a gdyby nawet tak uczyni艂, nie dano by mu wiary; przecie偶 u ludzi tego stanu nie mieszka nigdy ub贸stwo! Ale gdyby nawet dano wiar臋 jego s艂owom, przysz艂oby mu cierpie膰 najstraszliwsz膮 ha艅b臋 i poni偶enie. Ot贸偶 ja, pani, mam zar贸wno wierzycieli, jak i d艂u偶nik贸w — jedni po偶yczyli mi swoje pieni膮dze, drudzy po偶yczali ode mnie. Wierzycieli, kt贸rzy mnie bez przerwy nachodz膮, nie mog臋 zby膰 niczym, gdy偶 okry艂bym wstydem ca艂y m贸j stan; d艂u偶nicy za艣, kt贸rzy nie s膮 patry-cjuszami, uciekaj膮 si臋 do nieludzkich wprost wybieg贸w. Prosz臋 ci臋 wi臋c, b艂agam i zaklinam, dopom贸偶 mi znale藕膰 sprawiedliwo艣膰 i uwolni膰 si臋 od tego nieszcz臋艣cia."

Tak przem贸wi艂 patrycjusz. Cesarzowa odpowiedzia艂a 艣piewnie: “Patrycjuszu taki ataki", po czym ch贸r eunuch贸w

122

doda艂 na t臋 sam膮 nut臋, “wielk膮 masz przepuklin臋". Ten ponownie zacz膮艂 j膮 prosi膰 i wyrzek艂 s艂owa podobne do tych, kt贸re ju偶 przedtem powiedzia艂, a ona odrzek艂a to samo i ch贸r r贸wnie偶 powt贸rzy艂 swoje, a偶 wreszcie nieborak z艂o偶y艂 przepisany uk艂on i poszed艂 do domu.

Wi臋ksz膮 cz臋艣膰 roku Teodora sp臋dza艂a za miastem nad brzegiem morza, a cz臋sto przebywa艂a w miejscowo艣ci zwanej Herion. Bardzo to by艂o nie w smak licznej 艣wicie, bo brakowa艂o tam 偶ywno艣ci, a ponadto byli nara偶ani na niebezpiecze艅stwa podr贸偶y morzem, zw艂aszcza w czasie burzy lub kiedy pojawi艂 si臋 gdzie艣 w okolicy wieloryb. Ale tych dwoje za nic mia艂o niewygody wszystkich innych ludzi, byleby tylko sami mogli 偶y膰 w zbytku.

Opowiem te偶 zaraz, w jaki spos贸b Teodora obchodzi艂a si臋 z tymi, kt贸rzy si臋 jej narazili, ale wspomn臋 tylko o kilku sprawach, bo inaczej trud m贸j nie mia艂by ko艅ca.

16. Jak ju偶 wspomnia艂em w jednej z poprzednich ksi膮g, Amalasunta,20 pragn膮c uciec od Got贸w i zacz膮膰 nowe 偶ycie, postanowi艂a wyjecha膰 do Bizancjum. Teodora zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e jest to niewiasta szlachetnie urodzona, kr贸lowa, kobieta pi臋kna i o 偶elaznej woli, a jednocze艣nie niepokoi艂 j膮 w艂adczy

123

i wyj膮tkowo m臋ski charakter Amalasunty i bynajmniej nie mia艂a zaufania do lekkomy艣lno艣ci swego ma艂偶onka. Zazdro艣ci swej nie okazywa艂a w drobnych codziennych sprawach, lecz postanowi艂a zdradziecko zg艂adzi膰 rywalk臋. Nam贸wi艂a wi臋c m臋偶a, 偶eby wyprawi艂 Piotra samego do Italii jako swego pos艂a, ten za艣 przed wyjazdem otrzyma艂 od cesarza te wszystkie polecenia, o kt贸rych pisa艂em na w艂a艣ciwym miejscu, gdzie jednak, z obawy przed cesarzow膮, nie mog艂em ujawni膰 prawdziwego przebiegu wydarze艅. Cesarzowa natomiast kaza艂a Piotrowi zrobi膰 tylko jedno, a mianowicie jak najszybciej wyprawi膰 t臋 kobiet臋 na tamten 艣wiat, czyni膮c mu nadziej臋 na wielkie korzy艣ci, je偶eli wykona ten rozkaz. Zaraz wi臋c po przyje藕dzie do Italii Piotr (bo zaiste natura ludzka nie zwleka z ohydnym mordem, kiedy istnieje nadzieja jakiego艣 urz臋du czy wielkiego maj膮tku), nie wiem, jakimi obietnicami nak艂oni艂 Teodata, aby zabi艂 Amalasunt臋. W nagrod臋 za to otrzyma艂 godno艣膰 magistra21 i zyska艂 ogromne wp艂ywy—a tak偶e powszechn膮 nienawi艣膰. Tak zako艅czy艂a si臋 sprawa Amala-sunty.

Justynian mia艂 sekretarza imieniem Priskus, 艂ajdaka i krzykacza, kt贸ry jednak doskonale potrafi艂 przypodoba膰 si臋

124

swemu panu, by艂 mu ogromnie oddany i mniema艂, 偶e cieszy si臋 tak膮 sam膮 偶yczliwo艣ci膮 z jego strony. Dzi臋ki temu bardzo szybko sta艂 si臋 panem wielkiej i bezprawnie zdobytej fortuny. Ale Teodora oskar偶y艂a go przed m臋偶em, twierdz膮c, 偶e zanadto zadziera nosa i pr贸buje si臋 jej przeciwstawi膰. Z pocz膮tku wprawdzie nic nie wsk贸ra艂a, ale wkr贸tce potem, w 艣rodku zimy, wsadzi艂a nieszcz臋艣nika na statek, wys艂a艂a w sobie tylko wiadomym kierunku i, poleciwszy ogoli膰 mu g艂ow臋, wbrew jego woli zrobi艂a z niego kap艂ana. Justy-nian udawa艂, 偶e nie wie o niczym, nie pr贸bowa艂 zbada膰, gdzie Priskus przebywa, i w og贸le o nim zapomnia艂. Siedzia艂 w milczeniu, jak gdyby popad艂 w letarg, nie zapomnia艂 jednak zagrabi膰 jego maj膮tku, zostawiaj膮c mu tylko drobne resztki.

Kiedy艣 podejrzewano Teodor臋, 偶e zakocha艂a si臋 w jednym z domownik贸w. By艂 to Areobindos, cz艂owiek barbarzy艅skiego rodu, ale m艂ody i urodziwy, kt贸rego sama mianowa艂a zarz膮dzaj膮cym swego domu. Pragn膮c zada膰 k艂am oskar偶eniom podda艂a Areobindosa o-krutnym torturom, chocia偶, jak powiadaj膮, gor膮co go kocha艂a — po czym wszelki s艂uch o nim zagin膮艂. Bo kiedy chcia艂a co艣 zatai膰, nikt o sprawie nie

125

m贸wi艂 ani nawet nie wspomnia艂, ci za艣, kt贸rzy t臋 spraw臋 znali, nie mieli prawa m贸wi膰 o niej nawet najbli偶szym i 偶adnemu cz艂owiekowi, cho膰by najciekawszemu prawdy, nie wolno by艂o jej bada膰. Doprawdy, odk膮d ludzie 偶yj膮 na

126

艣wiecie, nikt tak si臋 nie ba艂 tyrana, ale te偶 przed nikim nie by艂o tak trudno si臋 ukry膰, jak przed Teodora. Ca艂e t艂umy szpieg贸w donosi艂y jej o wszystkim, co si臋 dzia艂o, co m贸wiono na rynku i w domach obywateli.

Kiedy wi臋c nie chcia艂a, 偶eby wiadomo艣膰 o ukaraniu winowajcy rozesz艂a si臋 mi臋dzy lud藕mi, robi艂a, co nast臋puje: wzywa艂a go do siebie (je偶eli by艂 kim艣 znanym) i w tajemnicy oddawa艂a w r臋ce jednego ze swych pomocnik贸w, polecaj膮c wywie藕膰 nieszcz臋艣nika gdzie艣 na kra艅ce pa艅stwa rzymskiego. Ten za艣 p贸藕n膮 noc膮 pakowa艂 go na statek, zwi膮zanego i z zas艂oni臋t膮 twarz膮, a po przybyciu na miejsce wskazane przez Teodor臋 oddawa艂 komu艣, kto si臋 do tego nadawa艂. Przed odjazdem przykazywa艂 tej osobie strzec wi臋藕nia jak oka w g艂owie i nikomu nic nie wspomina膰 a偶 do chwili, w kt贸rej cesarzowa ulituje si臋 nad nieszcz臋艣nikiem lub kiedy, po latach cierpie艅 i powolnego konania, ca艂kowicie wyczerpany, zako艅czy 偶ywot.

Kiedy indziej Teodora rozgniewa艂a si臋 na pewnego m艂odzie艅ca imieniem

127

Basjanus, kt贸ry obra藕liwie si臋 o niej wyra偶a艂. By艂 on potomkiem znacznego rodu i nale偶a艂 do stronnictwa Zielonych. Dowiedziawszy si臋 o gniewie cesarzowej Basjanus schroni艂 si臋 w ko艣ciele Micha艂a Archanio艂a, ona za艣 natychmiast pos艂a艂a urz臋dnika, zajmuj膮cego si臋 sprawami porz膮dkowymi, przykazuj膮c mu nie porusza膰 sprawy tej obrazy, lecz oskar偶y膰 m艂odzie艅ca o pederasti臋. Urz臋dnik usun膮艂 go ze 艣wi膮tyni i wymierzy艂 mu jak膮艣 szczeg贸lnie okrutn膮 kar臋, ludno艣膰 za艣 widz膮c, 偶e to szlachetne i delikatne cia艂o zosta艂o tak haniebnie pogn臋bione, rozpacza艂a nad nim i b艂aga艂a niebiosa o zmi艂owanie. Ale ona tym surowiej go ukara艂a i najprz贸d poleci艂a go wykastrowa膰, a nast臋pnie bez s膮du skaza艂a na 艣mier膰 i skonfiskowa艂a ca艂y jego maj膮tek. Bo ilekro膰 ta mi艂a kobietka wpad艂a w gniew, 偶adna 艣wi膮tynia nie by艂a nietykalna, wszelkie prawo traci艂o moc i nawet pro艣by ca艂ej ludno艣ci miasta nie mog艂y uratowa膰 winnego.

Kiedy艣 rozgniewa艂a si臋 na niejakiego Diogenesa za to tylko, 偶e by艂 cz艂onkiem stronnictwa Zielonych. By艂 to cz艂owiek bardzo rozumny i lubiany przez wszystkich, nawet przez cesarza, ale mimo to Teodora usi艂owa艂a oczerni膰 go zarzutem, 偶e utrzymuje stosunki z m臋偶-

128

czyznami. Nam贸wi艂a wi臋c dw贸ch jego s艂u偶膮cych, aby wyst膮pili jako oskar偶yciele i 艣wiadkowie przeciw swojemu panu. Kiedy go pierwszy raz przes艂uchiwano— nie w najwi臋kszej tajemnicy, jak to si臋 zwyk艂o czyni膰, lecz publicznie i wobec licznych s臋dzi贸w, kt贸rzy z u-wagi na jego dobre imi臋 zostali wybrani spo艣r贸d znanych obywateli — badaj膮cy spraw臋 starali si臋 doj艣膰 prawdy i stwierdzili, 偶e s艂owa s艂u偶膮cych, zw艂aszcza 偶e byli to m艂odzi ch艂opcy, nie wystarczaj膮 do wydania wyroku. Wtedy zamkn臋艂a Teodora jednego z krewnych Diogenesa w swoich podziemnych celach, po czym pro艣b膮 i gro藕b膮 usi艂owa艂a go zjedna膰 dla swej sprawy. Poniewa偶 jednak nic nie mog艂a wsk贸ra膰, poleci艂a pacho艂kom owin膮膰 mu g艂ow臋 rzemieniem na wysoko艣ci uszu i mocno ten rzemie艅 zaciska膰. Teodorowi wydawa艂o si臋, 偶e oczy wychodz膮 mu na wierzch, ale mimo to nie chcia艂 nic zmy艣la膰. Wreszcie s臋dziowie uznali, 偶e w sprawie Diogenesa nie ma dowod贸w winy i ca艂e miasto 艣wi臋towa艂o na jego cze艣膰. 17. Tak si臋 zako艅czy艂a ta sprawa. Na pocz膮tku tej opowie艣ci m贸wi艂em ju偶, jak cesarzowa post膮pi艂a z Beliza-riuszem, Focjuszem i Buzesem, teraz za艣 wspomn臋 o dw贸ch cz艂onkach fakcji B艂臋kitnych, Cylicyjczykach, kt贸rzy z

129

wielk膮 wrzaw膮 napadli Kallinikosa, namiestnika Drugiej Cylicji, i zabili jego koniuszego, gdy偶 sta艂 blisko i pr贸bowa艂 broni膰 swego pana; sta艂o si臋 to na o-czach namiestnika i ca艂ej ludno艣ci. Za ten czyn, a tak偶e za liczne inne morderstwa, kt贸re im udowodniono, Kal-linikos skaza艂 na 艣mier膰 obu fakcjoni-st贸w; kiedy dowiedzia艂a si臋 o tym Teodora, postanowi艂a popisa膰 si臋 sw膮 偶yczliwo艣ci膮 dla B艂臋kitnych i kaza艂a go bez 偶adnego powodu wbi膰 na pal nad grobem morderc贸w, chocia偶 jeszcze sprawowa艂 sw贸j urz膮d. Cesarz za艣 udawa艂, 偶e p艂acze i rozpacza, grozi艂 zab贸jcom strasznymi karami, ale nie kiwn膮艂 nawet palcem. Nie zapomnia艂 jednak zagarn膮膰 maj膮tku zmar艂ego.

Teodora stara艂a si臋 tak偶e obmy艣la膰 stosowne kary za wyst臋pki cielesne. Zebra艂a na przyk艂ad ponad pi臋膰set nierz膮dnic, kt贸re zarabia艂y na skromne 偶ycie sprzedaj膮c si臋 za trzy obole na 艣rodku rynku, wys艂a艂a je na przeciwleg艂y brzeg i zamkn臋艂a w tak zwanym Klasztorze Pokuty, w ten spos贸b pragn膮c je zmusi膰 do zmiany trybu 偶ycia. A kilka z nich, uciekaj膮c przed t膮 niezno艣n膮 przemian膮, rzuci艂o si臋 noc膮 ze ska艂y.

W Bizancjum za艣 偶y艂y dwie m艂ode dzievv czyny, kt贸rych ojciec, dziad i pra-

130

dziad byli konsulami i potomkami jednego z najstarszych i najznakomitszych rod贸w senatorskich. Obie wysz艂y za m膮偶, ale wkr贸tce owdowia艂y, Teodora za艣 natychmiast wynalaz艂a gdzie艣 dw贸ch odra偶aj膮cych prostak贸w i, zarzucaj膮c m艂odym wdowom rozwi膮z艂e 偶y膰ie, usi艂owa艂a skojarzy膰 nowe ma艂偶e艅stwo. W obawi臋 przed tym siostry uciek艂y do ko艣cio艂a M膮dro艣ci Bo偶ej i tam kurczowo uczepi艂y si臋 艣wi臋tej chrzcielnicy; ale cesarzowa tak je dr臋czy艂a i prze艣ladowa艂a, 偶e aby uwolni膰 si臋 od tych m臋czarni, wola艂y zgodzi膰 si臋 na 艣lub. O nie, dla tej kobiety nie by艂o 艣wi臋tego czy nietykalnego miejsca! A tamte dwie niewiasty wbrew woli po艣lubi艂y takich n臋dzarzy i wyrzutk贸w, mimo 偶e mia艂y wielu staraj膮cych si臋 z bardzo dobrych rodzin. Matka ich, r贸wnie偶 wdowa, by艂a obecna przy zar臋czynach, ale nie 艣mia艂a nawet zap艂aka膰 ani poskar偶y膰 si臋 na to, co je spotka艂o. Nieco p贸藕niej Teodora, pragn膮c widocznie zmaza膰 sw膮 win臋, postanowi艂a pocieszy膰 je kosztem cudzej krzywdy i obu m臋偶czyzn powo艂a艂a na wysokie urz臋dy. Ale niewielk膮 przynios艂o to ulg臋 m艂odym kobietom, natomiast na wszystkich niemal podw艂adnych tych ludzi spad艂y z ich r膮k niezno艣ne cierpienia; opowiem o tym w dalszych ksi臋gach. Teodora

131

bowiem nie mia艂a krzty szacunku ani dla powagi urz臋du, ani dla pa艅stwa i w艂a艣ciwie nie troszczy艂a si臋 o nic, byle tylko sta艂o si臋 zado艣膰 jej woli. Kiedy艣, b臋d膮c jeszcze na scenie, zasz艂a w ci膮偶臋 za spraw膮 jednego ze swych kochank贸w, ale zbyt p贸藕no si臋 spostrzeg艂a i chocia偶 (jak zwykle) robi艂a wszystko, 偶eby poroni膰, nie mog艂a w 偶aden spos贸b pozby膰 si臋 p艂odu, kt贸remu niewiele ju偶 brakowa艂o do pe艂nej ludzkiej postaci; tak wi臋c nic nie wsk贸rawszy zmuszona by艂a dziecko urodzi膰. Ojciec noworodka widzia艂, 偶e Teodora jest zmartwiona i przygn臋biona, poniewa偶 obawia si臋, 偶e jako matka nie b臋dzie ju偶 mog艂a jak dawniej robi膰 u偶ytku ze swego cia艂a, a ponadto s艂usznie podejrzewa艂, 偶e zechce zabi膰 dziecko. Wzi膮艂 je wi臋c w ramiona i w ten spos贸b uzna艂 za swoje, po czym nada艂 mu imi臋 Jan (gdy偶 by艂 to ch艂opczyk) i wyruszy艂 z nim do Arabii, gdzie si臋 zreszt膮 przedtem wybiera艂. Po latach, kiedy 艣mier膰 zajrza艂a mu w oczy, a Jan by艂 ju偶 sporym ch艂opcem, ojciec opowiedzia艂 mu wszystko o matce, a gdy umar艂, ch艂opiec odprawi艂 nad nim wszystkie przez zwyczaj nakazane obrz臋dy i wkr贸tce potem uda艂 si臋 do Bizancjum. Tam opowiedzia艂 o sobie ludziom, kt贸rzy mieli dost臋p do Teodory,

132

ci za艣, przypuszczaj膮c, 偶e post膮pi jak ka偶da normalna kobieta, zawiadomili j膮 o przyje藕dzie Jana, jej syna. W obawie, 偶e m膮偶 si臋 dowie o wszystkim, Teodora wezwa艂a ch艂opca do siebie, a kiedy przyszed艂 do niej, odda艂a go w r臋ce pewnego s艂ugi, kt贸remu zwykle powierza艂a tego rodzaju zadania, l nie wiem, w jaki spos贸b nieszcz臋艣nik zszed艂 z tego 艣wiata, w ka偶dym razie nikt go od tej pory nie widzia艂, nawet po 艣mierci cesarzowej.

W tych latach niemal wszystkie kobiety by艂y bardzo rozwi膮z艂e, mog艂y bowiem do woli, bez szkody i bezpiecznie, zdradza膰 swoich m臋偶贸w, a nawet je艣li zosta艂y przy艂apane na cudzo艂贸stwie, nie cierpia艂y najmniejszej krzywdy. Natychmiast bowiem udawa艂y si臋 do cesarzowej, przedstawia艂y spraw臋 na opak i oskar偶a艂y m臋偶贸w przed s膮dem o nie-pope艂nione winy. M膮偶 za艣, chocia偶 niczego mu nie udowodniono, musia艂 p艂aci膰 grzywn臋 w wysoko艣ci podw贸jnego posagu 偶ony, po czym ch艂ostano go, a najcz臋艣ciej prowadzono tak偶e do wi臋zienia; przygl膮da艂 si臋 jeszcze na dobitek, jak niewierna, kpi膮c z niego w 偶ywe oczy, tym bezczelniej oddaje si臋 zalotni-kowi. Natomiast dla wielu uwodzicieli sta艂o si臋 to tytu艂em do chwa艂y. Dlatego m臋偶czy藕ni, chocia偶 cierpieli niewypo-

134

wiedziane m臋ki, woleli najcz臋艣ciej trzyma膰 j臋zyk za z臋bami, radzi, 偶e uda艂o im si臋 unikn膮膰 bat贸w, i zostawiali pe艂n膮 swobod臋 偶onom, utrzymuj膮c je w przekonaniu, 偶e nikt o niczym nie wie.

Teodora uwa偶a艂a, 偶e mo偶e wszystkim rz膮dzi膰 wed艂ug w艂asnego widzimisi臋. Sama obsadza艂a urz臋dy i wybiera艂a kap艂an贸w, przy czym bardzo pilnie wystrzega艂a si臋 tylko jednego, a mianowicie, 偶eby kandydat nie by艂 dobrym i uczciwym cz艂owiekiem czy te偶 kim艣, kto nie potrafi wykonywa膰 jej polece艅, l niby despotyczna matrona rz膮dzi艂a zawieraniem ma艂偶e艅stw, tak i偶 po raz pierwszy w tych latach m臋偶czy藕ni przestali wybiera膰 sobie 偶ony wed艂ug w艂asnej woli; ka偶dy bowiem stwierdza艂 nagle, 偶e jest 偶onaty, ale nie z kobiet膮, kt贸ra mu si臋 podoba艂a (jak jest w zwyczaju nawet u barbarzy艅c贸w), leczztak膮, kt贸ra odpowiada艂a Teodorze. Podobny by艂 los kobiet wychodz膮cych za m膮偶, zmuszano je bowiem do po艂膮czenia si臋 z cz艂owiekiem, kt贸rego nie chcia艂y. Nieraz zdarza艂o si臋 nawet, 偶e cesarzowa wyprowadza艂a oblubienic臋 z 艂o偶nicy i zostawia艂a pana m艂odego bez 偶ony, m贸wi膮c jedynie ze z艂o艣ci膮, 偶e jej si臋 “nie spodoba艂". Post膮pi艂a tak z wieloma lud藕mi, tak偶e z Leonem, kt贸ry piastowa艂 godno艣膰 referendarza, i z Saturni-

135

nusem, synem owego Hermogenesa, kt贸ry mia艂 tytu艂 magistra. Ten Saturni-nus by艂 zar臋czony ze sw膮 dalek膮 kuzynk膮, pi臋kn膮 i dobrze urodzon膮 dziewczyn膮, kt贸r膮 jej ojciec, Cyryl, ju偶 po 艣mierci Hermogenesa przyrzek艂 mu da膰 za 偶on臋. Przygotowano nawet dla nich ma艂偶e艅sk膮 sypialni臋, ale Teodora uwi臋zi艂a pana m艂odego, kt贸rego nast臋pnie zaprowadzono do jakiej艣 innej sypialni, gdzie w艣r贸d 艂ez i narzeka艅 po艣lubi艂 c贸rk臋 niejakiej Chrysomallo. Ta by艂a kiedy艣 tancerk膮, potem kurtyzan膮, ale w tym czasie ona wraz z drug膮 niewiast膮 tego imienia i z niejak膮 Indaro przebywa艂y w Pa艂acu, zamiast bowiem zajmowa膰 si臋 teatrem i kultem fallusa, tam dogl膮da艂y swoich spraw. Kiedy Saturni-nus sp臋dzi艂 noc z m艂od膮 偶on膮 i przekona艂 si臋, 偶e nie jest dziewic膮, powiedzia艂 komu艣 z bliskich, 偶e 偶ona nie jest ,,nie tkni臋ta". Dosz艂o to do Teodory, kt贸ra kaza艂a s艂u偶bie podnie艣膰 go do g贸ry, jak to si臋 robi z dzie膰mi w szkole, i za to, 偶e “zadziera nosa i puszy si臋 bardziej, ni偶 powinien", wysmaga艂a go dobrze po grzbiecie przykazuj膮c, 偶eby ,,nie gada艂 byle czego".

Opowiada艂em ju偶 poprzednio, jak post膮pi艂a z Janem z Kapadocji. Ot贸偶 nie to j膮 na niego rozsierdzi艂o, 偶e dzia艂a艂 na szkod臋 pa艅stwa (bo przecie偶 p贸藕niej

136

inni wyrz膮dzili jeszcze gorsze krzywdy jej poddanym, a mimo to nikogo nic podobnego nie spotka艂o), lecz to, 偶e w r贸偶nych sprawach o艣miela艂 si臋 jej sprzeciwia膰 i oczernia膰 j膮 przed cesarzem, tak i偶 niewiele brakowa艂o, a dosz艂oby do otwartej walki mi臋dzy ni膮 a m臋偶em. Teraz jednak, jak zapowiedzia艂em, musz臋 koniecznie ujawni膰 prawdziwe przyczyny wydarze艅. Kiedy wi臋c wycierpiawszy te wszystkie udr臋ki, o kt贸rych pisa艂em, Jan zosta艂 przez ni膮 uwi臋ziony w Egipcie, nawet i wtedy niesyta zemsty stale szuka艂a nowych fa艂szywych 艣wiadk贸w przeciwko niemu. Po czterech latach uda艂o jej si臋 znale藕膰 dw贸ch cz艂onk贸w fakcji Zielonych w Kyzikos, kt贸rzy, jak m贸wiono, brali udzia艂 w napadzie na biskupa. Pochlebstwem, obietnicami i gro藕b膮 doprowadzi艂a do tego, 偶e jeden z nich, przera偶ony i jednocze艣nie odurzony nadziej膮, zwali艂 na Jana ca艂膮 odpowiedzialno艣膰 za t臋 zbrodni臋. Drugi natomiast nie chcia艂 sprzeniewierzy膰 si臋 prawdzie, chocia偶 go tak torturowano, 偶e wydawa艂 si臋 bliski 艣mierci. Tak wi臋c, chocia偶 nie zdo艂a艂a pod tym pretekstem usun膮膰 Jana, kaza艂a obu m艂odym ludziom uci膮膰 praw膮 r臋k臋, jednemu, poniewa偶 nie chcia艂 fa艂szywie zeznawa膰, drugiemu za艣, 偶eby nie ujawni艂 jej matactw. l cho-

137

ci膮偶 wszystko to dzia艂o si臋 publicznie, Justynian udawa艂, 偶e o niczym nie wie. 18. 呕e nie by艂 on cz艂owiekiem, lecz, o czym ju偶 m贸wi艂em, demonem w ludzkim ciele, o tym niech 艣wiadczy rozmiar z艂a, jakie wyrz膮dzi艂 ludzko艣ci. Albowiem w ogromie czyn贸w objawia si臋 moc tego, kt贸ry ich dokona艂. Ot贸偶 nie s膮dz臋, by jakikolwiek cz艂owiek, a nawet sam B贸g, m贸g艂 poda膰 dok艂adn膮 liczb臋 ludzi, kt贸rych Justynian zgubi艂; pr臋dzej by chyba mo偶na zliczy膰 wszystkie ziarnka piasku ni偶 ofiary tego cesarza. Ale bior膮c pod uwag臋 rozmiar ziem ogo艂oconych z mieszka艅c贸w twierdz臋, 偶e zgin臋艂y dziesi膮tki milion贸w ofiar. Bo oto Libia, kraj bardzo rozleg艂y, tak podupad艂a, 偶e nawet w czasie d艂ugiej w臋dr贸wki trudno tam spotka膰 cz艂owieka, a spotkanie takie jest czym艣 bardzo niezwyk艂ym. Samych przecie偶 Wandal贸w, kt贸rzy niedawno chwycili za bro艅, by艂o osiemdziesi膮t tysi臋cy, a kt贸偶 zdo艂a zliczy膰 ich 偶ony, dzieci i niewolnik贸w?

138

l czy potrafi kto艣 zrachowa膰 mrowie Libijczyk贸w, kt贸rzy niegdy艣 mieszkali w miastach, uprawiali ziemi臋 i p艂ywali po morzach? Sam to wszystko widzia艂em na w艂asne oczy. Wi臋cej jeszcze by艂o tam Maur贸w, a i oni wygin臋li wraz z 偶onami i dzie膰mi. Wielu wreszcie rzymskich 偶o艂nierzy i tych, kt贸rzy poszli za nimi z Bizancjum, dzi艣 gryzie ziemi臋. Je艣liby zatem kto艣 twierdzi艂, 偶e w Libii zgin臋艂o pi臋膰 milion贸w ludzi, to, jak s膮dz臋, jeszcze by nie przedstawi艂 prawdziwego stanu rzeczy. A jest tak dlatego, 偶e zaraz po kl臋sce Wandal贸w Justy-nian nie stara艂 si臋 umocni膰 w艂adzy nad krajem i nie uczyni艂 nic, aby przychylno艣ci膮 poddanych zapewni膰 opiek臋 nad jego bogactwami. Od razu natomiast odwo艂a艂 Belizariusza, zarzucaj膮c mu, ca艂kowicie nies艂usznie, 偶e zmierza do absolutnej w艂adzy, aby m贸c potem zarz膮dza膰 Libi膮 wed艂ug w艂asnego uznania, doszcz臋tnie j膮 zniszczy膰 i ograbi膰. Istotnie pos艂a艂 tam natychmiast mierniczych, na艂o偶y艂 bardzo uci膮偶liwe podatki, kt贸rych przedtem nie by艂o, i zaj膮艂 co lepsze ziemie. Arianom zabroni艂 odprawia膰 nabo偶e艅stwa, zalega艂 z wyp艂at膮 偶o艂du wojsku, a i w innych sprawach bardzo da艂 si臋 we znaki 偶o艂nierzom. Wszystko to by艂o przyczyn膮 bunt贸w, kt贸re zawsze ko艅czy艂y si臋

139

wielkim rozlewem krwi. Nigdy bowiem nie zadowala艂 si臋 tym, co zasta艂, lecz wszystko musia艂 zam膮ci膰 i pogmatwa膰.

Italia za艣, co najmniej trzykrotnie wi臋ksza od Libii, wyludni艂a si臋 jeszcze bardziej, tak i偶 mo偶na b臋dzie w przybli偶eniu obliczy膰, ilu ludzi zgin臋艂o — zw艂aszcza 偶e pisa艂em ju偶 o przyczynach wydarze艅 w tym kraju. Justynian pope艂ni艂 tam zreszt膮 wszystkie te same b艂臋dy co w Libii, a pos艂awszy na dodatek tak zwanych logotetow, bardzo szybko doprowadzi艂 kraj do stanu zam臋tu i ruiny.

Przed wojn膮 z Gotami pa艅stwo rozci膮ga艂o si臋 od Galii do granic Dacji, gdzie le偶y miasto Sirmium, a kiedy armia rzymska przyby艂a do Italii, znaczna cz臋艣膰 Galii i ziemi Wenet贸w by艂a w r臋ku German贸w; Sirmium wreszcie i okoliczne ziemie s膮 w posiadaniu Gepid贸w. Wszystko to, kr贸tko m贸wi膮c, jest bezludn膮 pustyni膮, gdy偶 jednych wygubi艂a wojna, innych choroby i g艂贸d, jej nieod艂膮czni towarzysze. Odk膮d za艣 Justynian wst膮pi艂 na tron, Hunowie, Sklaweni i Antowie niemal co rok naje偶d偶ali Mir i 臋 i ca艂膮 T racj臋 — wszystko od Zatoki Jo艅skiej a偶 do samych przedmie艣膰 Bizancjum, wraz z Grecj膮 i Cher-sonezem — i w straszliwy spos贸b gn臋-

140

bili tamtejsz膮 ludno艣膰. Przy ka偶dym takim zagonie ponad dwie艣cie tysi臋cy Rzymian musia艂o, jak s膮dz臋, straci膰 偶ycie lub p贸j艣膰 w niewol臋, w wyniku czego ca艂y ten kraj sta艂 si臋 istn膮 “scytyjsk膮 pustyni膮".

Takie kl臋ski sprowadzi艂a wojna na Libi臋 i Europ臋. A przez ca艂y ten okres Rzymianie ze Wschodu, od Egiptu a偶 po granice Persji, byli nieustannie n臋kani przez Saracen贸w, kt贸rzy tak uporczywie wszystko niszczyli, 偶e ca艂y ten obszar by艂 wkr贸tce niemal zupe艂nie bezludny i nikt, s膮dz臋, nie zdo艂a nigdy obliczy膰, ilu ludzi w ten spos贸b straci艂o 偶ycie. Persowie pod wodz膮 Chosroesa czterokrotnie wdzierali si臋 na pozosta艂e tereny, obracali miasta w perzyn臋, a ich mieszka艅c贸w 艂 je艅c贸w schwytanych w r贸偶nych okolicach zabijali lub uprowadzali ze sob膮, tak i偶 wsz臋dzie, gdzie przeszli, ziemia pustosza艂a, l odk膮d wdarli si臋 do Kolchidy, trwa nieustanna rze藕 Kolch贸w, 艁az贸w i Rzymian.

A przecie偶 ani Persom, ani Saracenom, Hunom, Sklawenom czy jakimkolwiek innym barbarzy艅com nie uda艂o si臋 nigdy uj艣膰 z rzymskiej ziemi bez szwanku. W czasie swych wypraw, zw艂aszcza przy obl臋偶eniach lub w bitwach, los im cz臋sto nie sprzyja艂 i wielu ich gin臋艂o. Bo nie tylko Rzymianie, lecz wraz z nimi

141

wszyscy prawie barbarzy艅cy do艣wiadczyli na sobie skutk贸w krwio偶erczego usposobienia Justyniana. Taki Chosroes sam by艂 co prawda 艂ajdakiem, ale te偶 Justynian dostarcza艂 mu wszelkich mo偶liwych powod贸w do wojny; nic bowiem nigdy nie robi艂 we w艂a艣ciwej porze, lecz zawsze w nieodpowiednim momencie zabiera艂 si臋 do dzia艂ania. Ot贸偶 w czasie pokoju czy zawieszenia broni podst臋pnie wynajdywa艂 najrozmaitsze powody, aby zaatakowa膰 s膮siad贸w, natomiast w czasie wojny nagle traci艂 animusz, przez oszcz臋dno艣膰 zaniedbywa艂 koniecznych przygotowa艅 i zamiast po艣wi臋ca膰 czas tym sprawom, obserwowa艂 niebo, oddawa艂 si臋 rozmy艣laniom o Bogu i jego naturze i ani nie rezygnowa艂 z wojny (na co by艂 zbyt krwio偶erczy i pod艂y), ani nie umia艂 pokona膰 wroga, poniewa偶 sk膮pstwo i ma艂ostkowo艣膰 nie pozwala艂y mu zajmowa膰 si臋 istotnie potrzebnymi rzeczami, l dlatego za jego panowania 艣wiat ca艂y sp艂yn膮艂 krwi膮 zar贸wno Rzymian, jak i wszystkich niemal plemion barbarzy艅skich.

Tak to, w niewielu s艂owach, przedstawia艂y si臋 sprawy wojenne w Cesarstwie Rzymskim. Kiedy jednak pomy艣l臋 o tym, co si臋 dzia艂o w Bizancjum i innych miastach w czasie walk mi臋dzy stronnictwami, to wydaje mi si臋, 偶e liczba

142

ofiar by艂a tu nie mniejsza ni偶 na polach bitwy. Nie istnia艂a przecie偶 偶adna sprawiedliwo艣膰, nie by艂o s艂usznej kary dla przest臋pc贸w, jedno ze stronnictw cieszy艂o si臋 艂ask膮 cesarsk膮, a drugie bynajmniej nie siedzia艂o cicho. Jedni czuli si臋 pokrzywdzeni, drudzy nadmiernie pewni siebie, a zar贸wno ci, jak i tamci byli a偶 nazbyt sk艂onni do desperacji i szale艅stwa. Niekiedy szli na siebie t艂umnie, kiedy indziej 艣cierali si臋 w ma艂ych grupkach, a nawet zasadzali si臋 na pojedynczych ludzi, l tak przez trzydzie艣ci dwa lata bez chwili przerwy niszczyli si臋 nawzajem w najokrutniejszy spos贸b, a jednocze艣nie wielu z nich kara艂y 艣mierci膮 w艂adze miejskie; kary jednak spada艂y najcz臋艣ciej na Zielonych. Doda膰 do tego trzeba prze艣ladowania samarytan i tak zwanych heretyk贸w, kt贸re poci膮gn臋艂y za sob膮 niezliczone ofiary w ca艂ym Cesarstwie Rzymskim. O tym wszystkim wspominam tu jednak pokr贸tce, gdy偶 nieco wcze艣niej opisywa艂em to bardziej szczeg贸艂owo.

Takie kl臋ski spad艂y na ludzko艣膰 za rz膮d贸w tego diab艂a w ludzkim ciele, a on, poniewa偶 zosta艂 cesarzem, by艂 ich wszystkich przyczyn膮. Opisz臋 tak偶e ca艂e z艂o, kt贸re wyrz膮dzi艂a ludziom jego ukryta si艂a i diabelska natura. Kiedy bowiem dzier偶y艂 w swych r臋kach losy na-

143

rodu rzymskiego, wydarzy艂o si臋 jeszcze wiele innych nieszcz臋艣膰, o kt贸rych pewni ludzie m贸wili, 偶e by艂y dzie艂em z艂ego ducha, podczas gdy wed艂ug innych, B贸g, nie mog膮c 艣cierpie膰 tego, co si臋 dzieje, odwr贸ci艂 si臋 od Rzymian i ziemi臋 ich odda艂 w r臋ce krwawych demon贸w, aby czynili na niej z艂o. Tak wi臋c rzeka Skirtos zala艂a Edess臋 i ludno艣膰 tych okolic straszliwie ucierpia艂a (o czym b臋dzie mowa w dalszych ksi臋gach). Nil z kolei, kt贸ry wezbra艂 jak zwykle, nie wr贸ci艂 do koryta w normalnym czasie wyrz膮dzaj膮c (jak ju偶 pisa艂em) znaczne szkody tamtejszym mieszka艅com. Kyd-nos wezbra艂 tak bardzo, 偶e zatopi艂 niemal ca艂e miasto Tarsos i opad艂 dopiero po wielu dniach pozostawiaj膮c ogromne zniszczenia. Trz臋sienie ziemi zniszczy艂o Antiochi臋, kt贸ra jest najznaczniejszym miastem Wschodu, a tak偶e przes艂awny gr贸d Cylicji, Anazarbos. A kt贸偶 potrafi zliczy膰 tych, kt贸rzy zgin臋li wraz ze swymi miastami? Doda膰 jeszcze by mo偶na Ibor臋, dalej Amazj臋, kt贸ra by艂a pierwszym miastem Pontu, a wreszcie Polybotos frygijski, Filomede w Pizydii, Lichnidos w Epirze czy Korynt — z dawien dawna niezwykle ludne grody. Wszystkie one w tych 艂atach pad艂y ofiar膮 trz臋sienia ziemi, a ca艂a niemal ich ludno艣膰 wygin臋艂a. Na koniec przysz艂a

144

zaraza, o kt贸rej ju偶 pisa艂em, zabieraj膮c po艂ow臋 tych, co jeszcze byli przy 偶yciu.

Tak wielu ludzi straci艂o 偶ycie w latach, w kt贸rych Justynian rz膮dzi艂 Rzymianami najpierw jako regent, potem dzier偶膮c godno艣膰 cesarsk膮.

19. Chcia艂bym teraz opowiedzie膰, w jaki spos贸b ogo艂oci艂 kraj z dos艂ownie wszystkich pieni臋dzy, przedtem jednak przytocz臋 sen, kt贸ry przy艣ni艂 si臋 pewnemu dostojnikowi na pocz膮tku rz膮d贸w Justyna. Wydawa艂o mu si臋, jak m贸wi艂, 偶e jest gdzie艣 w Bizancjum nad morzem, na brzegu po艂o偶onym naprzeciwko Chalcedonu, i 偶e widzi Justyniana stoj膮cego w samym 艣rodku cie艣niny. Ten wypi艂 najpierw ca艂膮 wod臋 z morza, tak i偶 wydawa艂o si臋, 偶e stoi na suchym l膮dzie, poniewa偶 wody cie艣niny ju偶 tam nie si臋ga艂y. Potem pojawi艂a si臋 w tym miejscu nowa woda, pe艂na nieczysto艣ci i spi臋trzona 艣ciekami z kana艂贸w po obu stronach cie艣niny, ajustynian wypi艂 nawet to i ponownie opr贸偶ni艂 cie艣nin臋.

Oto co zapowiada艂 贸w sen. Justynian, kiedy jego wuj Justyn wst膮pi艂 na tron, zasta艂 skarb pa艅stwa w kwitn膮cym stanie. Anastazjusz bowiem, kt贸ry by艂 najskrz臋tniejszym i najbardziej przezornym z cesarzy, l臋ka艂 si臋 (i s艂usznie, jak si臋 okaza艂o), aby jego nast臋pca z braku pieni臋dzy nie zacz膮艂 艂upi膰 poddanych,

145

i zanim odszed艂 z tego 艣wiata, zd膮偶y艂 nape艂ni膰 z艂otem niejeden skarbiec. Justynian wszystko to b艂yskawicznie roztrwoni艂, cz臋艣ciowo na owe nadmorskie budowle, kt贸re nie mia艂y 偶adnego sensu, po cz臋艣ci za艣 przez sw膮 偶yczliwo艣膰 dla barbarzy艅c贸w. A wydawa艂oby si臋, 偶e nawet bardzo rozrzutnemu cesarzowi skarby te powinny wystarczy膰 na dobre sto lat. Istotnie ci, kt贸rzy zawiaduj膮 skarbcem i innymi dochodami cesarza, zapewniaj膮, 偶e po przesz艂o dwudziestu siedmiu latach panowania Anastazjusz pozostawi艂 w skarbie pa艅stwa trzysta dwadzie艣cia tysi臋cy funt贸w z艂ota, natomiast przez dziewi臋膰 lat rz膮d贸w Justyna, w czasie kt贸rych Justynian wprowadza艂 nie艂ad i zamieszanie do wszystkich spraw pa艅stwowych, a偶 czterysta tysi臋cy funt贸w wp艂yn臋艂o w nieprawny spos贸b do skarbu, ale nic w nim z tej sumy nie zosta艂o; jeszcze bowiem za 偶ycia Justyna jego siostrzeniec, jak ju偶 pisa艂em, wszystko to roztrwoni艂. Nie ma zaiste takiej miary i takiego rachunku, kt贸re by pozwoli艂y zliczy膰, ile w ci膮gu swego 偶ywota 贸w cz艂owiek zdo艂a艂 sobie przyw艂aszczy膰, a nast臋pnie wyda膰. Na kszta艂t rw膮cej rzeki unosi艂 z sob膮 co dnia zrabowany dobytek poddanych, a fale wyrzuca艂y wszystko na brzeg barbarzy艅c贸w.

146

A kiedy wymi贸t艂 do czysta ca艂y maj膮tek publiczny, zwr贸ci艂 wzrok na poddanych i natychmiast wielu z nich pozbawi艂 pieni臋dzy, uciekaj膮c si臋 przy tym do zwyk艂ej grabie偶y, bezprawia i przemocy. Bogatych obywateli Bizancjum i innych miast oskar偶a艂 o niepope艂nione winy, jednym zarzucaj膮c wielob贸stwo, innym przynale偶no艣膰 do jakiej艣 nie-prawomy艣lnej sekty chrze艣cija艅skiej, tym pederasti臋, tamtym stosunki z mniszkami lub inne niedozwolone zwi膮偶- ki, to znowu obwinia艂 kogo艣 o pod偶eganie do buntu, kogo innego o sprzyjanie Zielonym czy o obraz臋 majestatu — a wreszcie o jak膮kolwiek inn膮 zbrodni臋. Samowolnie mianowa艂 si臋 spadkobierc膮 zmar艂ych, a nieraz i 偶yj膮cych jeszcze obywateli, twierdz膮c, 偶e zosta艂 przez nich adoptowany. Takie by艂y jego naj- znakomitsze czyny. Opowiada艂em w jednym z poprzednich rozdzia艂贸w, jak po powstaniu zwanym Nika sta艂 si臋 spadkobierc膮 wszystkich cz艂onk贸w Senatu i jak jeszcze przed tym buntem kolejno odbiera艂 maj膮tki niema艂ej liczbie ludzi. Natomiast stale obsypywa艂 pieni臋- dzmi barbarzy艅c贸w zar贸wno tych ze wschodu, jak z zachodu, z po艂udnia i p贸艂nocy, nawet mieszka艅c贸w dalekiej Brytanii — kr贸tko m贸wi膮c, ludy ca艂ego

147

艣wiata, w艣r贸d nich i takie, o kt贸rych nikt dawniej nie s艂ysza艂 i kt贸rych nazwa sta艂a si臋 nam znana dopiero wtedy, kiedy艣my je po raz pierwszy ujrzeli. Widz膮c bowiem, co to za cz艂owiek, zje偶d偶ali si臋 zewsz膮d do niego, do Bizancjum, on za艣 bez chwili wahania, ba, nie posiadaj膮c si臋 z rado艣ci, jakby uwa偶a艂 za niezwyk艂e szcz臋艣cie, 偶e mo偶e rzymskie bogactwa rzuca膰 na po偶arcie barbarzy艅com i ba艂wanom morskim, odsy艂a艂 ich do domu ob艂adowanych pieni臋dzmi. W ten spos贸b barbarzy艅cy z ca艂ego 艣wiata stali si臋 panami rzymskich bogactw czy to dzi臋ki hojnym darom cesarskim, czy te偶 dlatego, 偶e grabili rzymskie terytoria, sprzedawali je艅c贸w wojennych lub brali pieni膮dze w zamian za rozejm. Oto jak sprawdzi艂 si臋 sen owego cz艂owieka, o kt贸rym przed chwil膮 wspomnia艂em. Zreszt膮 Justynian mia艂 wiele innych jeszcze sposob贸w grabienia poddanych, sposob贸w, dzi臋ki kt贸rym nie od razu, lecz stopniowo zdo-

148

艂a艂 wszystkich pozbawi膰 maj膮tku. O tym, w miar臋 mych mo偶liwos'ci, postaram si臋 teraz opowiedzie膰.

20. Po pierwsze, cesarz mianowa艂 zazwyczaj w Bizancjum prefekta miasta, kt贸ry w zamian za cz臋艣膰 rocznych dochod贸w z tego 藕r贸d艂a mia艂 wydawa膰 kupcom zezwolenia na sprzeda偶 towar贸w w dowolnym miejscu. Ludno艣膰 miasta musia艂a wi臋c p艂aci膰 potr贸jne ceny za najpotrzebniejsze rzeczy i nie mia艂a do kogo p贸j艣膰 na skarg臋. W og贸le wynik艂y z tego wielkie straty, bo skoro skarb pa艅stwa otrzymywa艂 pewn膮 cz臋艣膰 tych dochod贸w, urz臋dnik, kt贸ry nimi zarz膮dza艂, chcia艂 si臋 na tym bogaci膰, podczas gdy jego pomocnicy, kt贸rzy ch臋tnie uprawiali ten niecny proceder, a tak偶e kupcy, korzystali z mo偶liwo艣ci 艂amania prawa i bardzo dawali si臋 we znaki kupuj膮cym; nie tylko bowiem 艣ci膮gali z nich wielokrotnie wy偶sze ceny, ale ponadto niemi艂osiernie fa艂szowali towary.

149

Po drugie, Justynian wprowadzi艂 liczne tak zwane monopole, dobrobyt poddanych oddaj膮c w pacht ludziom, kt贸rzy chcieli si臋 tym 艂ajdactwem zajmowa膰. Rezultat by艂 taki, 偶e pobiera艂 za te transakcje op艂aty i wi臋cej si臋 spraw膮 nie zajmowa艂, a jednocze艣nie tym, z kt贸rymi zawar艂 umow臋, zostawia艂 pe艂n膮 swobod臋 dzia艂ania, l w ten sam niecny spos贸b post臋powa艂 zupe艂nie jawnie z wszystkimi innymi urz臋dami. Skoro bowiem cesarz zawsze zabiera艂 jak膮艣, cho膰by niewielk膮, cz臋艣膰 kradzionych pieni臋dzy, urz臋dnicy oraz ci, kt贸rym powierzano przer贸偶ne sprawy, z tym wi臋ksz膮 bezczelno艣ci膮 艂upili ze sk贸ry ludzi, kt贸rzy wpadali w ich szpony, l jak gdyby nie wystarcza艂y mu do tego celu z dawna istniej膮ce urz臋dy, wymy艣li艂 dwie nowe oficjalne funkcje, chocia偶 dawniej wszystkimi przest臋pstwami zajmowa艂 si臋 prefekt miasta. Teraz jednak, chc膮c mie膰 jeszcze wi臋cej donosicieli i dzi臋ki temu jeszcze 艂atwiej zn臋ca膰 si臋 nad niewinnymi, Justynian mianowa艂 tych nowych urz臋dnik贸w. Jeden z nich, kt贸rego nazwa艂 “pretorem plebsu", mia艂 si臋 rzekomo zajmowa膰 z艂odziejami, drugiemu za艣, zwanemu quaesitor, cesarz powierzy艂 艣ciganie pederast贸w, tych, kt贸rzy utrzymywali niedozwolone stosunki z kobietami, a tak偶e karanie przest臋pstw

150

przeciw religii. Ot贸偶 pretor, ilekro膰 wykry艂 jak膮艣 powa偶n膮 kradzie偶, oddawa艂 skradzione pieni膮dze Justynianowi, twierdz膮c, i偶 nie potrafi znale藕膰 w艂a艣ciciela; w ten spos贸b cesarz uczestniczy艂 zawsze w najcenniejszych 艂upach. Quaes/tor natomiast, ukarawszy przest臋pc臋 oddawa艂 cesarzowi tyle, ile chcia艂, przy czym sam si臋 niemniej bogaci艂 bezprawnie grabi膮c cudze mienie. Pomocnicy tych dygnitarzy nigdy nie sprowadzali oskar偶ycieli ani nie przedstawiali 艣wiadk贸w; przez ca艂y ten czas nieszcz臋艣nicy, kt贸rzy wpadli w ich r臋ce, byli w najwi臋kszej tajemnicy, bez s膮du i dowod贸w winy, zabijani i ograbiani z maj膮tku.

P贸藕niej ten zbrodniarz zleci艂 obu nowym urz臋dnikom i prefektowi miasta, by zapoznawali si臋 z wszystkimi bez r贸偶nicy oskar偶eniami, przykazuj膮c im jednocze艣nie, aby jeden przez drugiego starali si臋 pokaza膰, kt贸ry z nich potrafi w jak najkr贸tszym czasie zgubi膰 jak najwi臋cej ludzi. Podobno jeden z nich zapyta艂, co b臋dzie, je偶eli wp艂ynie na kogo艣 skarga do wszystkich trzech naraz: kt贸ry ma si臋 wtedy zaj膮膰 t膮 spraw膮? A cesarz na to: “Ten, kt贸ry ubiegnie innych."

R贸wnie bezdusznie traktowa艂 nawet godno艣膰 tak zwanego kwestora, kt贸r膮 wszyscy niemal panuj膮cy otaczali szcze-

151

g贸ln膮 trosk膮 pragn膮c, aby sprawowali j膮 ludzie do艣wiadczeni, doskonale znaj膮cy prawo i powszechnie znani z uczciwo艣ci w sprawach pieni臋偶nych; by艂oby przecie偶 zgubne dla pa艅stwa, gdyby piastuj膮cy ten urz膮d nie posiadali do艣wiadczenia i folgowali chciwo艣ci. Ale ten cesarz mianowa艂 najprz贸d na owo stanowisko Tryboniana22 (kt贸rego obyczaje zosta艂y wystarczaj膮co dok艂adnie opisane w poprzednich ksi臋gach), a gdy ten umar艂, zagarn膮艂 cz臋艣膰 jego maj膮tku, chocia偶 pozosta艂 po nim syn i liczne wnuki. Nast臋pnie powierzy艂 urz膮d kwestora Libijczykowi Junilusowi, kt贸ry prawa nie zna艂 nawet ze s艂yszenia, bo nigdy nie by艂 adwokatem; umia艂 co prawda czyta膰 po 艂acinie, ale greckich s艂贸w nie potrafi艂 nawet wymawia膰, poniewa偶 nigdy nie chodzi艂 do szko艂y; zdarza艂o si臋, 偶e jego pomocnicy wy艣miewali si臋 z niego, kiedy usi艂owa艂 powiedzie膰 co艣 po grecku. By艂 tak偶e niezmiernie chciwy wszelkich niegodnych zysk贸w i bez najmniejszego wstydu sprzedawa艂 publicznie cesarskie dokumenty; ba, nie waha艂 si臋 wyci膮ga膰 r臋k臋 po jeden z艂oty stater. Ten to cz艂owiek o艣miesza艂 pa艅stwo przez ca艂e siedem lat. A kiedy i Junilus do偶y艂 ko艅ca swych dni, cesarz powo艂a艂 na ten urz膮d Kon-stantyna, kt贸ry posiada艂 wprawdzie

152

pewn膮 wiedz臋 prawnicz膮, by艂 jednak cz艂owiekiem bardzo m艂odym, nie nawyk艂ym do zmaga艅 w sali s膮dowej, a ponadto sko艅czonym z艂odziejaszkiem i niezno艣nym pysza艂kiem. Zosta艂 jednym z najbli偶szych przyjaci贸艂justyniana,kt贸ry r贸wnie偶 za jego po艣rednictwem m贸g艂 kra艣膰 i rozs膮dza膰 sporne sprawy. Dzi臋ki temu Konstantyn w nied艂ugim czasie zgromadzi艂 wielk膮 fortun臋, sta艂 si臋 niezno艣nie zarozumia艂y i “st膮paj膮c po chmurach" gardzi艂 wszystkimi doko艂a. Kto chcia艂 ofiarowa膰 mu wi臋ksz膮 sum臋 pieni臋dzy, wp艂aca艂 j膮 komu艣 z jego zaufanych i m贸g艂 uzyska膰 to, na czym mu zale偶a艂o. Nikt jednak nigdy nie zdo艂a艂 si臋 z nim spotka膰 czy porozmawia膰, chyba tylko wtedy, gdy Konstantyn bieg艂 do cesarza, albo wychodzi艂 od niego, zawsze w wielkim po艣piechu, aby ci, kt贸rzy do niego podchodzili, nie zabierali mu na pr贸偶no czasu na nie-zyskowne sprawy.

21. Tak za panowania tego w艂adcy wygl膮da艂a sprawa urz臋d贸w publicznych. Natomiast prefekt pretorium dostarcza艂 co roku ponad trzy tysi膮ce funt贸w w z艂ocie poza dochodami z podatk贸w. Justynian nazywa艂 to ,,podatkiem po-wietrznym",23 przez co chcia艂 da膰 do zrozumienia, jak przypuszczam, 偶e nie jest to 偶aden sta艂y i zwyczajem u艣wi臋co-

153

ny doch贸d, lecz 偶e zawsze zdobywa go szcz臋艣liwym trafem, jakby “z powietrza", chocia偶 w艂a艣ciwie nale偶a艂oby to nazwa膰 owocem jego 艂ajdactwa. Pod takim pretekstem ludzie powo艂ani na ten urz膮d coraz 艣mielej 艂upili poddanych, a chocia偶 utrzymywali, 偶e oddaj膮 pieni膮dze cesarzowi, sami bez trudu przyw艂aszczali sobie jego bogactwa. Ale Justynian wola艂 nie zwraca膰 na to najmniejszej uwagi i czeka艂 spokojnie na odpowiedni膮 chwil臋, aby, skoro tylko zgromadz膮 znaczne bogactwo, wytoczy膰 przeciw nim jakie艣 nieodparte zarzuty i za jednym zamachem odebra膰 im ca艂y dobytek. Tak w艂a艣nie post膮pi艂 z Janem z Kapadocji. A istotnie wszyscy, kt贸rzy w owych latach sprawowali ten urz膮d, wzbogacili si臋 nagle ponad wszelk膮 miar臋, z wyj膮tkiem dw贸ch tylko ludzi. Jednym z nich by艂 Fokas (wspomina艂em ju偶 o nim jako o 偶arliwym obro艅cy sprawiedliwo艣ci), kt贸ry w czasie pe艂nienia swej funkcji nie splami艂 si臋 偶adnym niegodnym zyskiem; drugim za艣 Bassus, kt贸ry urz膮d 贸w obj膮艂 nieco p贸藕niej. 呕adnemu jednak z nich nie uda艂o si臋 pe艂ni膰 tej funkcji przez ca艂y rok, lecz obaj, jako rzekomo bezu偶yteczni i ca艂kowicie “obcy swoim czasom", zostali jej pozbawieni ju偶 po kilku miesi膮cach. Ale zamiast pisa膰 o wszystkim

154

szczeg贸艂owo, co w niesko艅czono艣膰 przed艂u偶y艂oby moj膮 opowie艣膰, dodam tylko, 偶e to samo dzia艂o si臋 z wszystkimi urz臋dami w Bizancjum.

Justynian post臋powa艂 podobnie na ca艂ym obszarze pa艅stwa. Wyszukiwa艂 mianowicie najwi臋kszych 艂ajdak贸w i za bardzo wysokie sumy sprzedawa艂 im r贸偶ne urz臋dy, po to jedynie, aby je doprowadzili do ruiny; bo 偶adnemu przyzwoitemu i jako tako rozs膮dnemu cz艂owiekowi nie p r偶y sz艂o by do g艂owy z w艂asnej kieszeni p艂aci膰 za mo偶no艣膰 obdzierania ze sk贸ry tych, kt贸rzy mu w niczym nie zawinili. Otrzymawszy zap艂at臋 z tytu艂u takiej umowy cesarz pozwala艂 owym ludziom traktowa膰 poddanych, jak im si臋 偶ywnie podoba艂o, oni za艣, rujnuj膮c kraj i ludno艣膰, szybko si臋 bogacili. Pieni膮dze na kupno w艂adzy nad miastem ludzie ci po偶yczali z banku na olbrzymi procent, wp艂acali je sprzedaj膮cemu, a po przybyciu na miejsce zaczynali natychmiast w najokrutniejszy spos贸b krzywdzi膰 tych, kt贸rymi rz膮dzili, to tylko maj膮c na wzgl臋dzie, 偶eby wyp艂aci膰 si臋 wierzycielom i jednocze艣nie znale藕膰 si臋 w liczbie najwi臋kszych bogaczy. Wszystko to nie grozi艂o im ani niebezpiecze艅stwem, ani nies艂aw膮, raczej przynosi艂o zaszczyt— i to tym wi臋kszy, im wi臋cej ofiar zdo艂ali obrabowa膰 i u艣mierci膰.

155

Miano mordercy i rozb贸jnika by艂o przez nich uwa偶ane za synonim cz艂owieka czynu. Ale kiedy Justynian stwierdzi艂, 偶e kt贸ry艣 z tych dygnitarzy posiada wielkie bogactwo, natychmiast zastawia艂 na niego sid艂a i pod takim czy innym pretekstem zabiera艂 mu od razu wszystko.

Po jakim艣 czasie Justynian wyda艂 nowe prawo, wed艂ug kt贸rego ubiegaj膮cy si臋 o urz膮d mieli sk艂ada膰 przysi臋g臋, 偶e si臋 nie splami膮 kradzie偶膮 i niczego nie b臋d膮 ani bra膰, ani dawa膰 w zwi膮zku z tym urz臋dem; a tym, kt贸rzy by si臋 na krok oddalili od litery prawa, zagrozi艂 wszystkimi kl膮twami, jakie od najdawniejszych czas贸w znane by艂y ludziom. Ale nie min膮艂 nawet rok od og艂oszenia tego prawa, a on sam, lekcewa偶膮c i kl膮twy, i wstyd, na jaki si臋 nara偶a艂, jeszcze zuchwa艂ej ni偶 przedtem, nie po kryjomu, lecz publicznie, na rynku kupczy艂 urz臋dami. A ci, kt贸rzy je kupowali, chocia偶 zwi膮zani przysi臋g膮, te偶 wi臋cej kradli ni偶 dawniej.

P贸藕niej wymy艣li艂 rzecz zupe艂nie nies艂ychan膮. Postanowi艂 mianowicie, 偶e nie b臋dzie ju偶, jak dawniej, sprzedawa艂 urz臋d贸w, kt贸re zar贸wno w Bizancjum, jak i w innych miastach uchodzi艂y za najcenniejsze, lecz mianowa艂 na nie p艂atnych najemnik贸w, przykazuj膮c im,

156

aby w zamian za swoj膮 p艂ac臋 oddawali mu wszystko, co ukradn膮. Ci za艣, otrzy-mawszy zap艂at臋, bez obawy znosili mu zrabowane mienie z ca艂ego kraju, l hula艂a owa najemna w艂adza pod p艂aszczykiem urz臋du, niemi艂osiernie 艂upi膮c poddanych. Cesarz za艣 wszystko bardzo szczeg贸艂owo obmy艣la艂 i nieodmiennie stawia艂 na czele naprawd臋 najwi臋kszych 艂ajdak贸w— kt贸rych zawsze potrafi艂 jako艣 wytropi膰. Istotnie, kiedy po raz pierwszy powo艂a艂 tych 艂otr贸w na urz臋dy i kiedy niczym nie skr臋powana swoboda rz膮d贸w wydoby艂a na 艣wiat艂o dzienne ca艂膮 ich nikczemno艣膰, byli艣my wszyscy zdumieni, 偶e natura ludzka zdolna jest do takiej pod艂o艣ci. Ale gdy po pewnym czasie zast膮pili ich inni, kt贸rzy zdo艂ali jeszcze prze艣cign膮膰 tamtych, ludzie nie mogli poj膮膰, dlaczego ci, kt贸rzy dawniej wydawali si臋 najgorsi, tak bardzo dali si臋 wyprzedzi膰 swoim nast臋pcom, 偶e nagle zacz臋li uchodzi膰 za dobrych i szlachetnych. Z kolei trzecia grupa przewy偶szy艂a pod艂o艣ci膮 drug膮, a po niej przyszli inni, kt贸rzy dzi臋ki nowymzbrod-niom przydali szlachetno艣ci swym poprzednikom, l nie by艂o ko艅ca tym kl臋skom, a偶 ludzie zrozumieli, 偶e pod艂o艣膰 ludzka nie zna granic, a kiedy podsyca j膮 przyk艂ad poprzednik贸w i bezkarna swoboda krzywdzenia wszystkich, kto-

158

r偶y znajd膮 si臋 na jej drodze, w贸wczas osi膮ga tak wielkie rozmiary, 偶e nawet umys艂 jej ofiar nie potrafi ich obj膮膰. Tak mniej wi臋cej wygl膮da艂y sprawy Rzymian, je艣li chodzi o ich urz臋dnik贸w. Cz臋sto te偶 zdarza艂o si臋, 偶e kiedy wrogie wojska Hun贸w wdar艂y si臋 po 艂upy i niewolnik贸w na terytorium rzymskie, dow贸dcy si艂 zbrojnych w Tracji i Ilirii, kt贸rzy zamierzali uderzy膰 na odchodz膮cych Hun贸w, wycofywali si臋 widz膮c pismo cesarza Justyniana zabraniaj膮ce im atakowa膰 barbarzy艅c贸w, gdy偶 byli oni potrzebni Rzymianom jako sprzymierze艅cy, na przyk艂ad przeciwko Gotom czy jakim艣 innym wrogom. W ten spos贸b ci barbarzy艅cy 艂upili tamte ziemie i brali do niewoli miejscowych Rzymian jako wrogowie, ale odchodzili do siebie jako przyjaciele i sprzymierze艅cy. Nieraz te偶 ch艂opi z tych okolic, zrozpaczeni strat膮 偶on i dzieci, kt贸re zosta艂y uprowadzone w niewol臋, zbierali si臋 t艂umnie, uderzali na odchodz膮cych, i zadawszy im ci臋偶kie straty odbierali konie i ca艂膮 zdobycz. Sta艂o si臋 to jednak dla nich przyczyn膮 wielu nieszcz臋艣膰: z Bizancjum przys艂ano bowiem ludzi, kt贸rzy bez 偶adnych skrupu艂贸w biciem, torturami i karami pieni臋偶nymi zmusili ich do oddania koni zabranych barbarzy艅com.

159

22. Usun膮wszy Jana z Kapadocji cesarz i Teodora postanowili mianowa膰 kogo艣 na jego miejsce i oboje dok艂adali stara艅, 偶eby znale藕膰 jak najwi臋kszego 艂ajdaka. Robili wi臋c poszukiwania i dok艂adnie badali pogl膮dy wszystkich doko艂a, aby znalaz艂szy odpowiednie narz臋dzie swej tyranii m贸c jeszcze szybciej rujnowa膰 poddanych. Na razie powierzyli urz膮d Teodotowi, kt贸re nie by艂 co prawda przyzwoitym cz艂owiekiem, ale jako艣 nie umia艂 ich ca艂kowicie zadowoli膰. Potem robili znowu dok艂adne poszukiwania, a偶 niespodziewanie trafili na pewnego wekslarza rodem z Syrii, kt贸ry nazywa艂 si臋 Piotr z przydomkiem Barsymes. Mia艂 on kiedy艣 kantor wymiany miedziak贸w i ci膮gn膮艂 z tego bezwstydne zyski, znakomicie kradn膮c obole i osza艂amiaj膮c klient贸w zr臋czno艣ci膮 swych palc贸w. By艂 mistrzem w okradaniu wszystkich, kt贸rzy mieli z nim do czynienia, a przy艂apany na gor膮cym uczynku potrafi艂 bezczelno艣ci膮 j臋zyka os艂oni膰 grzechy r膮k. Potem, kiedy zosta艂 pretorianinem, okaza艂 si臋 takim nicponiem, 偶e bardzo przypad艂 do gustu Teodorze i ch臋tnie s艂u偶y艂 pomoc膮 w najtrudniejszych nawet szczeg贸艂ach jej niecnych poczyna艅. Dlatego Justynian i Teodora natychmiast pozbawili Teodo-ta godno艣ci po Janie z Kapadocji, a na

160

jego miejsce mianowali Piotra, kt贸ry wszystko robi艂 po ich my艣li. Nawet kiedy okrada艂 偶o艂nierzy z ca艂ego 偶o艂du, nie okazywa艂 ani cienia wstydu czy trwogi, a urz臋dy jeszcze cz臋艣ciej wystawia艂 na sprzeda偶, ni偶 to dawniej robiono, i po ni偶szych cenach sprzedawa艂 je ludziom, kt贸rzy nie wahali si臋 para膰 tym niecnym procederem; nabywcom za艣 zostawia艂 ca艂kowit膮 swobod臋 pozwalaj膮c im robi膰, co zechc膮, z 偶yciem i mieniem poddanych. Wtedy on i ten, kt贸ry zap艂aci艂 za urz膮d, mogli do woli kra艣膰 i grabi膰. Tak to w stolicy pa艅stwa rozkwita艂 handel ludzkim 偶yciem i planowano ruin臋 innych miast, a w czcigodnych trybuna艂ach i na publicznych placach grasowa艂 w majestacie prawa zwyk艂y bandyta, kt贸ry nazywa艂 swe rzemios艂o “zbieraniem pieni臋dzy" na pokrycie ceny urz臋du; i nie by艂o 偶adnej nadziei, 偶e kiedy艣 spotka go kara. Spo艣r贸d za艣 wszystkich swych pomocnik贸w, licznych i nieraz bardzo znanych, przyci膮ga艂 zawsze do siebie najwi臋kszych 艂ajdak贸w; w tym co prawda nie on jeden celowa艂, bo post臋powali tak jego poprzednicy i nast臋pcy.

To samo dzia艂o si臋 w urz臋dzie magistra, w艣r贸d urz臋dnik贸w pa艂acowych, kt贸rzy zwykli zajmowa膰 si臋 skarbcem, funduszami zwanymi privata i patrimo-

161

nium — a w艂a艣ciwie we wszystkich sta艂ych urz臋dach w Bizancjum i w innych miastach. Odk膮d bowiem ten tyran zacz膮艂 wszystkim zarz膮dza膰, dochody, kt贸re w ka偶dym urz臋dzie przys艂ugiwa艂y ni偶szym funkcjonariuszom, przyw艂aszcza艂 sobie bez 偶adnego powodu albo on sam, albo ten, kt贸ry urz膮d 贸w piastowa艂, podczas gdy jego podw艂adni 偶yli w straszliwej biedzie i przez ca艂y ten czas musieli harowa膰 jak niewolnicy.

Raz sprowadzono do Bizancjum ogromn膮 ilo艣膰 zbo偶a, a kiedy wi臋ksza cz臋艣膰 ju偶 zgni艂a, cesarz rozes艂a艂 je w proporcjonalnych ilo艣ciach do wszystkich miast Wschodu, chocia偶 nie nadawa艂o si臋 ju偶 do jedzenia; zbo偶e to narzuci艂 im nie po cenie, po jakiej sprzedawano zazwyczaj nawet bardzo pi臋kne ziarno, lecz znacznie dro偶ej, tak i偶 kupuj膮cy musieli wyda膰 mn贸stwo pieni臋dzy, aby podo艂a膰 tym niezno艣nym cenom, potem za艣 wyrzucali wszystko do morza lub do kana艂贸w. Poniewa偶 by艂o tam te偶 du偶o doskona艂ego i jeszcze nie zepsutego ziarna, cesarz postanowi艂 r贸wnie偶 i te zapasy sprzeda膰 licznym miastom, kt贸rym brak艂o zbo偶a, bo w ten spos贸b zarabia艂 dwa razy tyle, ile skarb pa艅stwa przedtem za to zbo偶e zap艂aci艂. Ale w nast臋pnym roku zbiory nie by艂y ju偶 tak bogate i flota zbo偶owa przywioz艂a do Bizancjum

162

nie tyle ziarna, ile by艂o trzeba. Wtedy Piotr, nie wiedz膮c, co robi膰, zdecydowa艂 kupi膰 znaczn膮 ilo艣膰 zbo偶a w Bitynii, Frygii i Tracji, a mieszka艅cy tych okolic musieli z wielkim trudem nosi膰 艂adunki a偶 na brzeg morza i na w艂asne ryzyko transportowa膰 je do Bizancjum. Dostawali za to od niego jakie艣 drobne sumy jako “zap艂at臋", a ponosili przy tym tak wielkie straty, 偶e cieszyliby si臋, gdyby im kto艣 pozwoli艂 odda膰 to zbo偶e do publicznego spichrza i jeszcze za to dop艂aci膰. Tego rodzaju ci臋偶ary nazywaj膮 si臋 rekwizycj膮. Ale i tak w Bizancjum wci膮偶 by艂o za ma艂o zbo偶a i wiele os贸b skar偶y艂o si臋 na to przed cesarzem. Jednocze艣nie w ca艂ym mie艣cie zacz臋li si臋 burzy膰 偶o艂nierze, bo prawie wszyscy zostali pozbawieni normalnego 偶o艂du. Wydawa艂o si臋, 偶e cesarz ma ju偶 wreszcie do艣膰 tego cz艂owieka i chce go pozbawi膰 urz臋du, nie tylko w zwi膮zku z tym, o czym ju偶 m贸wi艂em, lecz tak偶e poniewa偶 dowiedzia艂 si臋, 偶e Piotr ukry艂 przed nim ogromne sumy, kt贸re zreszt膮 ukrad艂 ze skarbu pa艅stwa, l tak rzeczywi艣cie by艂o. Ale Teodora na to m臋偶owi nie pozwoli艂a, bo ogromnie polubi艂a Bar-symesa za jego (jak mnie si臋 przynajmniej zdaje) pod艂o艣膰 i niezwyk艂膮 umiej臋tno艣膰 krzywdzenia obywateli. Sama by艂a bardzo bezwzgl臋dna, wprost nie-

163

ludzka, i 偶膮da艂a, aby jej pomocnicy na艣ladowali j膮 w tym jak naj艣ci艣lej. M贸wi膮 te偶, 偶e 贸w cz艂owiek op臋ta艂 j膮 czarami i 偶e by艂a mu 偶yczliwa wbrew swojej woli. Barsymes bowiem interesowa艂 si臋 bardzo magi膮 i z艂ymi duchami, a tak偶e podziwia艂 tak zwanych manichejczyk贸w i nie waha艂 si臋 publicznie wyst臋powa膰 w ich obronie. Cesarzowa jednak, nawet kiedy dowiedzia艂a si臋 o tym, nie przesta艂a okazywa膰 mu przychylno艣ci, a nawet bardziej jeszcze chroni艂a go i mi艂owa艂a. Od dziecka przecie偶 przebywa艂a w艣r贸d mag贸w i czarnoksi臋偶nik贸w, bo niew膮tpliwie mia艂a do tego wrodzone sk艂onno艣ci, i do ko艅ca 偶ycia wierzy艂a w czary i pok艂ada艂a w nich ufno艣膰. Powiadaj膮 nawet, 偶e oswoi艂a Justyniana nie tyle pochlebstwem i przymilno艣ci膮, ile moc膮 diabelskich sztuczek. Nie by艂 to bowiem cz艂owiek rozs膮dny, sprawiedliwy i tak niez艂omny w cnocie, aby okaza膰 si臋 nieczu艂ym na tego rodzaju zakusy, lecz powodowa艂a nim wyra藕nie 偶膮dza krwi i pieni臋dzy; bez trudu te偶 dawa艂 si臋 wodzi膰 za nos oszustom i pochlebcom. Nawet w sprawach, na kt贸rych bardzo mu zale偶a艂o, bez najmniejszego powodu cz臋sto zmienia艂 zdanie, niesta艂y niby li艣膰 na wietrze, l ani krewni, ani znajomi nie pok艂adali w nim nigdy trwa艂ej nadziei, tak 艂atwo przerzuca艂

164

si臋 z nastroju w nastr贸j, nie wiedz膮c, jak post膮pi膰. Poniewa偶 za艣, jak ju偶 m贸wi艂em, dawa艂 ch臋tny pos艂uch czarownikom, bez trudu pozwoli艂 si臋 ujarzmi膰 Teodorze—i dlatego chyba cesarzowa umi艂owa艂a Piotra, kt贸ry z zapa艂em oddawa艂 si臋 tej sztuce.

Tak wi臋c cesarz z wielkim trudem usun膮艂 wreszcie Piotra z urz臋du, ale za wstawiennictwem Teodory mianowa艂 go wkr贸tce potem zarz膮dc膮 skarbca, przy czym pozbawi艂 tej godno艣ci Jana, kt贸ry piastowa艂 j膮 zaledwie od kilku miesi臋cy. Jan, rodem z Palestyny, by艂 dobry i 艂agodny, nigdy nie splami艂 si臋 nieuczciwym zyskiem ani nikogo nie skrzywdzi艂, tak i偶 doprawdy ca艂y lud gor膮co go mi艂owa艂. Dlatego w艂a艣nie nie podoba艂 si臋 Justynianowi i jego po艂owicy, kt贸rzy tracili wprost g艂owy z irytacji, gdy okaza艂o si臋, 偶e wbrew ich oczekiwaniom kt贸ry艣 z urz臋dnik贸w jest cz艂owiekiem dobrym i porz膮dnym; wtedy te偶 wszelkimi sposobami starali si臋 go jak najpr臋dzej usun膮膰.

Po tym w艂a艣nie Janie Piotr obj膮艂 nadz贸r nad skarbcem i znowu 艣ci膮gn膮艂 wielkie kl臋ski na g艂owy ca艂ej ludno艣ci. Zmniejszy艂 znacznie fundusze, kt贸re od niepami臋tnych czas贸w by艂y co roku rozdzielane przez cesarza jako zapomoga dla wielu os贸b, a z tych publi-

165

cznych pieni臋dzy, oddawszy cz臋艣膰 cesarzowi, sam si臋 niezmiernie wzbogaci艂. Ci, kt贸rym odebrano zapomogi, byli pogr膮偶eni w rozpaczy, zw艂aszcza 偶e Piotr wypuszcza艂 z艂ote monety nie tak, jak by艂o w zwyczaju, lecz— rzecz dawniej niespotykana! — o znacznie mniejszej warto艣ci.

Tak mniej wi臋cej przedstawia艂a si臋 sprawa urz臋d贸w w czasach tego w艂adcy. Teraz za艣 opowiem, w jaki spos贸b zdo艂a艂 on doszcz臋tnie zrujnowa膰 w艂a艣cicieli ziemskich. Co prawda to wszystko, co przed chwil膮 m贸wili艣my o urz臋dnikach wysy艂anych do miast, daje dostateczne poj臋cie o cierpieniach tych ludzi, bo nie kto inny, tylko w艂a艣ciciele ziemscy pierwsi padali ofiar膮 chciwo艣ci owych prefekt贸w. Ale i tak trzeba opowiedzie膰 o innych sprawach.

23. By艂o z dawien dawna w zwyczaju, 偶e cesarze umarzali zaleg艂o艣ci podatkowe poddanych — przy czym ka偶dy z nich czyni艂 to nie raz, ale wielokrotnie, by da膰 wytchnienie ludziom biednym i nie maj膮cym z czego p艂aci膰, a tak偶e, by uniemo偶liwi膰 poborcom donosy na podatnik贸w, kt贸rzy nic nie byli winni skarbowi. Justynian jednak przez ca艂e trzydzie艣ci dwa lata nic takiego dla swych poddanych nie zrobi艂. Wskutek tego ludzie niezamo偶ni musieli ratowa膰 si臋 ucieczk膮

166

i nie mieli mo偶liwo艣ci powrotu na ziemi臋, a donosiciele nie dawali spokoju uczciwym rolnikom, szanta偶uj膮c ich gro藕b膮 z艂o偶enia skargi, 偶e od dawna ju偶 p艂ac膮 mniej, ni偶 wynosi podatek od ich grunt贸w. Nieszcz臋艣nicy bali si臋 wi臋c nie tylko nowych podatk贸w, lecz przede wszystkim obci膮偶enia sp艂atami rzekomych wieloletnich zaleg艂o艣ci. Tak czy inaczej wielu z nich oddawa艂o w ko艅cu donosicielom lub skarbowi pa艅stwa ca艂y sw贸j dobytek.

Ponadto, chocia偶 Medowie i Saraceni spustoszyli znaczn膮 cz臋艣膰 Azji, a Huno-wie, Sklaweni i Antowie ca艂膮 Europ臋, chocia偶 niekt贸re miasta zr贸wnali z ziemi膮, a z innych 艣ci膮gn臋li ogromn膮 kontrybucj臋, chocia偶 wreszcie ca艂膮 niemal ludno艣膰 wzi臋li w niewol臋 i zabrali jej wszystko, co posiada艂a— nawet wtedy Justynian nikomu nie umorzy艂 podatku, z wyj膮tkiem jedynie miast, kt贸re zosta艂y zdobyte, a i to tylko na jeden rok. A gdyby nawet, na wz贸r cesarza Anastazju-sza, zwolni艂 zdobyte miasta od podatku na okres siedmiu lat, to i tak nie uczyni艂by wszystkiego, co nale偶a艂o, bo wprawdzie Kabades wycofa艂 si臋 nie ruszaj膮c budynk贸w, ale Chosroes wszystko pu艣ci艂 z dymem i zr贸wna艂 z ziemi膮, w ten spos贸b zadaj膮c swym ofiarom jeszcze wi臋ksze cierpienia.

167

l dla tych w艂a艣nie ludzi, kt贸rym darowa艂 ow膮 艣mieszn膮 cz膮stk臋 podatk贸w, a tak偶e dla wszystkich innych — chocia偶 wielokrotnie padali ofiar膮 armii Med贸w, i mimo 偶e Hunowie i Saraceni bezustannie pustoszyli ca艂y Wsch贸d, a w Europie barbarzy艅cy tak samo okrutnie post臋powali z tamtejszymi Rzymianami— cesarz sta艂 si臋 plag膮 bardziej dokuczliw膮 ni偶 wszyscy barbarzy艅cy. Ledwie bowiem nieprzyjaciel opu艣ci艂 kraj, w艂a艣ciciele ziemscy zacz臋li ugina膰 si臋 pod ci臋偶arem rekwizycji, tak zwanych “narzut贸w" i spis贸w rolnych. Zaraz wyja艣ni臋, co znacz膮 te nazwy.

168

W艂a艣ciciele ziemscy musz膮 zaopatrywa膰 w 偶ywno艣膰 armi臋 rzymsk膮 proporcjonalnie do podatku, jaki ka偶demu z nich zosta艂 wyznaczony; dostawy te odbywaj膮 si臋 nie wtedy, kiedy pozwala na to pora roku, ale zgodnie z wol膮 i zarz膮dzeniem w艂adz, kt贸re nie troszcz膮 si臋, czy rolnicy maj膮 potrzebne p艂ody na swojej ziemi. Tak wi臋c, aby dostarczy膰 odpowiednich zapas贸w dla wojska i koni, nieszcz臋艣nicy ci musz膮 wszystko kupowa膰 po znacznie wy偶szej cenie, nieraz daleko od domu, a potem wie藕膰 ca艂y 艂adunek tam, gdzie akurat stacjonuje wojsko, i wreszcie oddawa膰 go kwatermistrzom nie wed艂ug powszechnie przyj臋tych miar i zwyczaj贸w, lecz tak jak si臋 tamtym spodoba.

To w艂a艣nie jest owa ,,rekwizycja", kt贸ra tak okrutnie daje si臋 we znaki wszystkim w艂a艣cicielom ziemi; przez ni膮 musz膮 p艂aci膰 roczn膮 danin臋 w dziesi臋ciokrotnej wysoko艣ci, bo nie tylko, jak ju偶 powiedzia艂em, maj膮 obowi膮zek zaopatrywa膰 wojsko w 偶ywno艣膰, ale na domiar z艂ego niejednokrotnie wo偶膮 j膮 a偶 do Bizancjum. Tej zbrodni dopuszcza艂 si臋 zar贸wno Barsymes, jak i przed nim jeszcze Jan z Kapadocji, potem za艣 nast臋pcy Barsymesa piastuj膮cy ten urz膮d.

169

Tak oto przedstawia艂a si臋 sprawa rekwizycji. Natomiast “narzuty"24 oznaczaj膮 pewnego rodzaju niespodziewan膮 kl臋sk臋, spadaj膮c膮 nagle na w艂a艣cicieli ziemi i pozbawiaj膮c膮 ich doszcz臋tnie wszelkich mo偶liwo艣ci utrzymania. Jest to mianowicie podatek od grunt贸w opuszczonych i nieurodzajnych; ich w艂a艣ciciele, lub ci, kt贸rzy je uprawiali, albo ju偶 ca艂kowicie wymarli, albo musieli opu艣ci膰 ojcowizn臋 i 偶yj膮 w n臋dzy. Podatek ten w艂adze wymierzaj膮 wszystkim, kt贸rzy nie s膮 jeszcze ca艂kowicie zrujnowani.

Takie jest znaczenie s艂owa ,,narzut", kt贸re — jak nale偶a艂o przewidywa膰 — bardzo si臋 rozpowszechni艂o w tym w艂a艣nie okresie. Je艣li za艣 chodzi o spisy rolne, to najkr贸cej m贸wi膮c, sprawa przedstawia si臋 nast臋puj膮co. By艂o rzecz膮 nieuniknion膮, 偶e miasta — zar贸wno dawniej, jak i w owym czasie — ugina艂y si臋 pod ci臋偶arem niezliczonych danin. Nie zamierzam w tej chwili pisa膰 o ich przyczynach i charakterze, gdy偶 nigdy nie sko艅czy艂bym tej opowie艣ci. Ci臋偶ary te ponosili w艂a艣ciciele ziemi w stosunku do podatku, jaki ka偶dy z nich p艂aci艂 od swoich grunt贸w. Ale nie na tym ko艅czy艂y si臋 ich kl臋ski: bo kiedy zaraza nawiedzi艂a ca艂y 艣wiat, nie oszcz臋dzaj膮c bynajmniej Cesarstwa Rzymskiego, i

170

gdy wi臋ksza cz臋艣膰 rolnik贸w wymar艂a, a pola, rzecz jasna, 艣wieci艂y pustkami — nawet wtedy Justynian nie okaza艂 rolnikom cienia lito艣ci; nie zaprzesta艂 bowiem 艣ci膮gania dorocznej daniny, ka偶膮c im p艂aci膰 nie tylko ich w艂asne podatki, lecz tak偶e nale偶no艣ci zmar艂ych s膮siad贸w. Ludzie ci, jako w艂a艣ciciele maj膮tk贸w ziemskich, musieli ponadto ponosi膰 te wszystkie ci臋偶ary, o kt贸rych pisa艂em, i na dobitek oddawa膰 swoje najlepsze i najwygodniejsze pokoje na kwatery dla wojska, przy czym sami gnie藕dzili si臋 wtedy w n臋dznych i zaniedbanych izdebkach.

Wszystkie te nieszcz臋艣cia spada艂y na ludzi przez ca艂y okres rz膮d贸w Justy-niana i Teodory, bo istotnie w tych latach ani wojna, ani inne gro藕ne kl臋ski nawet na chwil臋 nie dawa艂y ludziom spokoju. A skoro ju偶 wspomnia艂em o kwaterach, nie mog臋 pomin膮膰 i tego, 偶e w艂a艣ciciele dom贸w w Bizancjum, kt贸rzy musieli dostarcza膰 kwater dla co najmniej siedemdziesi臋ciu tysi臋cy barbarzy艅c贸w, nie tylko nie czerpali st膮d 偶adnej korzy艣ci, ale mieli wiele dodatkowych k艂opot贸w.

24. Nie mo偶na r贸wnie偶 pomin膮膰 milczeniem z艂ego traktowania wojska, kt贸re cesarz odda艂 pod rozkazy najwi臋kszych 艂ajdak贸w, przykazuj膮c im

171

uzyska膰 z tego 藕r贸d艂a jak najwi臋cej pieni臋dzy. Ludzie ci—kt贸rym nada艂 tytu艂 logotet贸w— dobrze wiedzieli, 偶e przypadnie im dwunasta cz臋艣膰 zysk贸w i co roku uciekali si臋 do tych samych metod.

Zgodnie z prawem 偶o艂d w wojsku nie jest dla wszystkich jednakowy, bo ludzie m艂odzi i nowozaci臋偶ni dostaj膮 mniejsz膮 zap艂at臋, podczas gdy ci, kt贸rzy si臋 ju偶 wys艂u偶yli i s膮 mniej wi臋cej w 艣rodku listy, otrzymuj膮 wy偶sze pobory. Kiedy si臋 zestarzej膮 i maj膮 odej艣膰 z wojska, pensja ta staje si臋 bardzo poka藕na, chodzi bowiem o to, by w cywilnym 偶yciu mieli zapewnione przyzwoite u-trzymanie, a tak偶e aby umieraj膮c mogli co艣 z w艂asnego dobytku zostawi膰 na pociech臋 swoim bliskim. Tak wi臋c sam czas, kt贸ry skromnych i ubo偶szych 偶o艂nierzy nieustannie przesuwa coraz wy偶ej na miejsce zmar艂ych lub emerytowanych wojskowych, reguluje wed艂ug starsze艅stwa wysoko艣膰 偶o艂du, jaki skarb pa艅stwa ka偶demu z nich wyp艂aca.

Ale logoteci nie pozwalali skre艣la膰 nazwisk zmar艂ych ze spis贸w, chocia偶 nieraz, zw艂aszcza w ci膮gu cz臋stych wojen, gin臋艂o jednocze艣nie bardzo wielu 偶o艂nierzy; co gorsza, przez d艂u偶szy okres nie uzupe艂niali spis贸w konskryp-cyjnych nowymi zaci膮gami. Skutkiem

172

tego pa艅stwo mia艂o zawsze niedostateczn膮 ilo艣膰 wojska, a pozostali przy 偶yciu 偶o艂nierze, wypychani niejako przez dawno zmar艂ych koleg贸w, byli wbrew swoim zas艂ugom trzymani na ni偶szych stanowiskach i otrzymywali mniejszy 偶o艂d, ni偶 gdyby posiadali nale偶ne sobie stopnie. Logoteci za艣 przez ca艂y ten czas oddawali Justynianowi cz臋艣膰 偶o艂nierskich pieni臋dzy.

Ludzie ci gn臋bili tak偶e 偶o艂nierzy przer贸偶nymi innymi karami — jak gdyby pragn膮c im w ten spos贸b wynagrodzi膰 niebezpiecze艅stwa, na kt贸re nara偶ali si臋 w czasie wojny. Jednym zarzucali, 偶e s膮 “Greczynami" (s膮dzi膰 by mo偶na, 偶e nikt urodzony w Helladzie nie mo偶e by膰 uczciwym cz艂owiekiem!); innym, 偶e s艂u偶膮 w wojsku bez wyra藕nego rozkazu cesarza, a kiedy kto艣 pokazywa艂 listy cesarskie w tej sprawie, nie wahali si臋 podwa偶a膰 ich prawdziwo艣ci; jeszcze innych oskar偶ali na przyk艂ad o to, 偶e przez kilka dni nie by艂o ich w koszarach. W p贸藕niejszym okresie rozsy艂ali tak偶e po ca艂ym pa艅stwie rzymskim cz艂onk贸w gwardii pa艂acowej, kt贸rzy mieli rzekomo sprawdza膰 spisy wojskowe i wyszukiwa膰 ludzi niezdatnych do wojaczki. Wys艂a艅cy ci byli tak zuchwali, 偶e niekt贸rym 偶o艂nierzom odbierali pasy pod pozorem, i偶 s膮 oni nieu偶yteczni lub

173

za starzy; ci za艣 musieli odt膮d w bia艂y dzie艅 na rynku prosi膰 mi艂osiernych przechodni贸w o kawa艂ek chleba, wzbudzaj膮c tym powszechny 偶al i lament w艣r贸d wszystkich, kt贸rzy to widzieli. Innym grozili, 偶e spotka ich to samo, i w ten spos贸b wymuszali od nich du偶e sumy— tak i偶 偶o艂nierze stawali si臋 powoli najwi臋kszymi n臋dzarzami w kraju i tracili wszelki zapa艂 do walki.

To w艂a艣nie spowodowa艂o zmierzch rzymskich wp艂yw贸w w Italii, gdzie logoteta Aleksander bez 偶adnych skrupu艂贸w o艣miela艂 si臋 wysuwa膰 te wszystkie zarzuty przeciw 偶o艂nierzom, a tak偶e wymusza艂 pieni膮dze od Italczy-k贸w twierdz膮c, 偶e jest to kara za ich stosunek do Teodoryka i Got贸w. Nie tylko zreszt膮 偶o艂nierze odczuwali bied臋 i niedostatek z winy logotet贸w; tak偶e ci, kt贸rzy byli w s艂u偶bie tamtejszych dow贸dc贸w— a ludzi takich by艂o dawniej wielu i wszyscy cieszyli si臋 dobr膮 s艂aw膮— cierpieli g艂贸d i n臋dz臋, bo brakowa艂o im pieni臋dzy na najpotrzebniejsze rzeczy.

Kiedy mowa o wojsku, dorzuc臋 jeszcze kilka s艂贸w do tego, co powiedzia艂em. Cesarze rzymscy utrzymywali dawniej bardzo znaczne oddzia艂y wzd艂u偶 ca艂ej granicy pa艅stwa; mia艂y one strzec terytorium Cesarstwa Rzymskiego,

174

zw艂aszcza jego wschodniej po艂aci, i odpiera膰 ataki Pers贸w i Saracen贸w. 呕o艂nierzy tych (kt贸rych nazywano limita-nei) cesarz Justynian od pocz膮tku traktowa艂 tak lekcewa偶膮co i niegodziwie, 偶e kwatermistrze zalegali nieraz przez cztery czy pi臋膰 艂at z wyp艂at膮 偶o艂du; a kiedy mi臋dzy Rzymianami i Persami panowa艂 pok贸j, nieszcz臋艣nicy ci — pod pozorem, 偶e oni r贸wnie偶 skorzystaj膮 z jego dobrodziejstw — byli zmuszani do darowania skarbowi pa艅stwa pewnej cz臋艣ci zaleg艂ego 偶o艂du. P贸藕niej cesarz bez 偶adnego powodu odebra艂 im nawet miano wojska i odt膮d granice pa艅stwa by艂y pozbawione ochrony, a 偶o艂nierze zostali nagle zmuszeni wyci膮ga膰 r臋k臋 do ludzi ch臋tnie wy艣wiadczaj膮cych dobre uczynki.

Inne znowu oddzia艂y—a liczy艂y one nie mniej ni偶 trzy i p贸艂 tysi膮ca ludzi — by艂y dawniej przydzielane do stra偶y pa艂acowej; nazywaj膮 ich scholarii. Skarb pa艅stwa od niepami臋tnych czas贸w p艂aci艂 im wi臋kszy 偶o艂d ni偶 innym, dawni za艣 cesarze wybierali do tej zaszczytnej s艂u偶by najlepszych ludzi spo艣r贸d Arme艅czyk贸w. Ale od czas贸w cesarza Zenona wszyscy ju偶, cho膰by najwi臋ksi tch贸rze i ludzie ca艂kowicie niezdatni do wojaczki, mogli ubiega膰 si臋 o ten honor, a po pewnym czasie kupowali

175

go nawet niewolnicy, je偶eli tylko zap艂acili odpowiedni膮 cen臋. Kiedy wi臋c Justyn wst膮pi艂 na tron, Justynian powo艂a艂 do tej zaszczytnej s艂u偶by bardzo wielu ludzi i dzi臋ki temu zarobi艂 du偶o pieni臋dzy; potem jednak, kiedy spostrzeg艂, 偶e kontyngent zosta艂 wyczerpany, powi臋kszy艂 go o dwa tysi膮ce 偶o艂nierzy, tak zwanych “nadliczbowych". Ale gdy tylko sam zosta艂 cesarzem, bardzo szybko pozby艂 si臋 tych nadliczbowych, nie zap艂aciwszy im przy tym ani grosza.

Wymy艣li艂 za to pewien plan dla tych, kt贸rzy nale偶eli do liczby w艂a艣ciwych scholarii. Mianowicie ilekro膰 zanosi艂o si臋 na wys艂anie armii do Libii, Italii czy przeciw Persom, kaza艂 im r贸wnie偶 przygotowywa膰 si臋 do wymarszu, jak gdyby mieli bra膰 udzia艂 w wyprawie, chocia偶 doskonale wiedzia艂, 偶e bynajmniej si臋 do tego nie nadaj膮. Oni za艣, w obawie, 偶eby si臋 tak nie sta艂o, rezygnowali z p艂acy za pewien okre艣lony czas; spotyka艂o to ich bardzo cz臋sto, a ponadto bezustannie, niemal codziennie, padali ofiar膮 Piotra, kt贸ry przez ca艂y czas swego urz臋dowania jako tak zwany magister dawa艂 im si臋 we znaki swoimi nieprawdopodobnymi z艂odziejstwami. Bo chocia偶 odznacza艂 si臋 艂agodnym charakterem i nie mia艂 w sobie nic z pysza艂ka, to

176

jednak by艂 najwi臋kszym z艂odziejem, jakiego ziemia nosi艂a, i wog贸ie bezwstydnym 艂otrem. O tym Piotrze wspomina艂em ju偶 poprzednio jako o mordercy Amalasunty, c贸rki Teodoryka.

W Pa艂acu s膮 jeszcze inni, znacznie bardziej szanowani ludzie, kt贸rym skarb daje wy偶sze wynagrodzenie, poniewa偶 wi臋cej zap艂acili za prawo pe艂nienia swej s艂u偶by. Nazywaj膮 si臋 oni domestici i protectores i od niepami臋tnych czas贸w nie maj膮 nic wsp贸lnego z rzemios艂em wojennym, gdy偶 wst臋puj膮 do s艂u偶by pa艂acowej jedynie dla stanowiska i splendoru; jedni z nich przebywaj膮 w Bizancjum, drudzy w Galacji lub innych miejscach. Ale Justynian nawet tych ludzi stara艂 si臋 zastraszy膰 metodami, kt贸re ju偶 opisa艂em, zmuszaj膮c ich w ten spos贸b do rezygnacji z nale偶nej p艂acy.

W wielkim skr贸cie opowiem jeszcze o kilku sprawach. Istnia艂o prawo, 偶e cesarz winien co pi臋膰 lat ofiarowywa膰 偶o艂nierzom pewn膮 sum臋 w z艂ocie. Tak wi臋c raz na pi臋膰 lat rozsy艂ano po ca艂ym kraju ludzi, kt贸rzy ka偶demu 偶o艂nierzowi wr臋czali pi臋膰 z艂otych stater贸w; i pod 偶adnym pozorem nie wolno by艂o tego zaniedba膰. Ale ten cz艂owiek, odk膮d obj膮艂 w艂adz臋, niczego podobnego nie zrobi艂 ani nie zamierza艂 zrobi膰, cho-

177

ci膮偶 min膮艂 ju偶 trzydziesty drugi rok jego rz膮d贸w— a偶 wreszcie ludzie o tym zapomnieli.

A oto jeszcze jeden spos贸b okradania poddanych. Ludzie s艂u偶膮cy cesarzowi i urz臋dnikom w Bizancjum czy to gdy nosz膮 bro艅, czy kiedy sprawuj膮 piecz臋 nad dokumentami lub wykonuj膮 jakie艣 inne funkcje, zajmuj膮 z pocz膮tku najni偶sze miejsce w hierarchii, a w miar臋 up艂ywu czasu awansuj膮 i obejmuj膮 stanowiska tych, kt贸rzy zmarli lub odeszli ze s艂u偶by; i ka偶dy z nich przesuwa si臋 coraz wy偶ej, a偶 osi膮gnie pierwszy stopie艅 i najwy偶sze godno艣ci. Dla tych, kt贸rzy zaszli tak wysoko, przeznacza si臋 od dawna niezmiernie wysokie wynagrodzenie, tak i偶 rocznie otrzymuj膮 oni ponad dziesi臋膰 tysi臋cy funt贸w w z艂ocie. Dzi臋ki temu nie tylko sami maj膮 zapewnion膮 staro艣膰, lecz wielu innych dzieli p艂yn膮ce st膮d korzy艣ci, a pa艅stwo osi膮ga znaczny dobrobyt. Ale Justynian pozbawi艂 ich niemal ca艂kowicie tych przywilej贸w, 艣ci膮gaj膮c przez to nieszcz臋艣cia zar贸wno na nich samych, jak l na wielu innych: albowiem n臋dza dosi臋g艂a najpierw tych, a potem rozszerzy艂a si臋 na ludzi, kt贸rzy dawniej uczestniczyli w ich dobrobycie, l je艣li ktokolwiek zdo艂a obliczy膰 straty, kt贸re powsta艂y w ci膮gu trzydziestu dw贸ch

178

lat, przekona si臋 o rozmiarze ich krzywd.

25. W taki to spos贸b 贸w tyran dr臋czy艂 swoich oficer贸w. Z kolei pom贸wimy o tym, jak szkodzi艂 kupcom, 偶eglarzom, rzemie艣lnikom i ludziom paraj膮cym si臋 handlem na rynku, a poprzez nich tak偶e wszystkim innym.

W pobli偶u Bizancjum s膮 dwie cie艣niny, jedna od strony Hellespontu mi臋dzy Sestos i Abydos, druga u wej艣cia do Morza Czarnego, nad kt贸r膮 le偶y Hieron. W cie艣ninie Hellespontu skarb pa艅stwa nie mia艂 komory celnej, ale w Abydos przebywa艂 na polecenie cesarza specjalny urz臋dnik, kt贸ry bada艂, czy jaki艣 statek z broni膮 nie kieruje si臋 w stron臋 Bizancjum bez cesarskiego glejtu, i sprawdza艂, czy kto艣 nie opuszcza miasta bez dokument贸w i piecz臋ci odpowiedniego urz臋du (nikt bowiem nie m贸g艂 stamt膮d wyjecha膰 bez zezwolenia wydanego przez urz臋dnik贸w podleg艂ych tak zwanemu magistrowi). Pobiera艂 tak偶e od kapitan贸w jakie艣 nieznaczne op艂aty, kt贸re zatrzymywa艂 sobie jako wynagrodzenie za trudy. Natomiast ten urz臋dnik, kt贸ry siedzia艂 nad drug膮 cie艣nin膮, otrzymywa艂 sta艂膮 pensj臋 od cesarza i pilnie baczy艂 na to wszystko, o czym ju偶 wspomnia艂em, a tak偶e sprawdza艂, czy do barbarzy艅c贸w osiad艂ych

179

nad Morzem Czarnym nie p艂yn膮 jakie艣 towary, kt贸rych z terytorium rzymskiego nie wolno wywozi膰 do wrog贸w. Tak偶e i on nie mia艂 prawa przyjmowa膰 czegokolwiek od ludzi,kt贸rzy tamt臋dy p艂yn臋li.

Ale po obj臋ciu w艂adzy Justynian ustanowi艂 komor臋 celn膮 w obu cie艣ninach i stale trzyma艂 tam dw贸ch p艂atnych urz臋dnik贸w. Wyp艂aca艂 i m ustalon膮 pensj臋, jednocze艣nie jednak 偶膮da艂.Jaby za wszelk膮 cen臋 starali si臋 przekazywa膰 mu stamt膮d jak najwi臋ksze sumy. Im oczywi艣cie zale偶a艂o tylko na tym, 偶eby mu si臋 przypodoba膰, wobec czego wkr贸tce 艣ci膮gali z w艂a艣cicieli statk贸w ca艂膮 cen臋 艂adunku.

Tak wygl膮da艂a jego dzia艂alno艣膰 w cie艣ninach. W samym natomiast Bizancjum wymy艣li艂 co艣 innego. Jednemu mianowicie ze swych zaufanych, Syryjczykowi imieniem Addajos, poleci艂 zabezpieczy膰 dla siebie jakie艣 zyski ze statk贸w zatrzymuj膮cych si臋 w porcie. On wi臋c od tej chwili nie przepuszcza艂 偶adnemu statkowi zawijaj膮cemu do portu w Bizancjum i albo 艣ci膮ga艂 od kapitan贸w grzywn臋 r贸wn膮 warto艣ci statku, albo zmusza艂 ich do odp艂yni臋cia do Libii i Italii, l niekt贸rzy z nich nie chcieli bra膰 艂adunku na drog臋 powrotn膮 ani p艂ywa膰 d艂u偶ej po morzach i podpaliwszy statki ratowali si臋 ucieczk膮.

180

Inni natomiast, kt贸rzy musieli w ten spos贸b zarabia膰 na 偶ycie, w tr贸jnas贸b 艂upili kupc贸w i nadal brali 艂adunek, kupcy wreszcie nie mieli innego wyj艣cia jak powetowa膰 sobie straty kosztem ludzi kupuj膮cych ich towary. W ten czy inny spos贸b Rzymianom grozi艂a 艣mier膰 g艂odowa.

Tak oto wygl膮da艂y sprawy pa艅stwowe. Nie mog臋 jednak nie wspomnie膰 o tym, jak para cesarska obni偶a艂a warto艣膰 monet. Dawniej bowiem bankierzy p艂acili za jeden z艂oty stater dwie艣cie dziesi臋膰 oboli, kt贸re zwali pholleis, Justynian za艣 i Teodora, my艣l膮c o w艂asnym zysku, wydali zarz膮dzenie, 偶e za jeden stater nale偶y p艂aci膰 tylko sto osiemdziesi膮t oboli. W ten spos贸b, na szkod臋 wszystkich poddanych, o jedn膮 si贸dm膮 zmniejszyli warto艣膰 ka偶dej z艂otej monety.

Kiedy para cesarska wszystkie niemal towary podda艂a kontroli tak zwanych monopoli i z dnia na dzie艅 coraz bardziej gn臋bi艂a kupuj膮cych, jedynie handel odzie偶膮 pozosta艂 nie tkni臋ty; wi臋c r贸wnie偶 tu u艂o偶yli pewien plan. Od niepami臋tnych czas贸w szaty jedwabne25 by艂y wyrabiane w Berytos i Tyrze w Fenicji; tam od dawna mieszkali kupcy, rzemie艣lnicy i wszyscy inni, kt贸rzy si臋 tym zajmowali, i stamt膮d towar ten

181

szed艂 na ca艂y 艣wiat. Ale za rz膮d贸w Ju-styniana ci, kt贸rzy zajmowali si臋 tym handlem zar贸wno w Bizancjum, jak w innych miastach zacz臋li sprzedawa膰 szaty jedwabne po wy偶szej cenie; t艂umaczyli przy tym, 偶e musz膮 teraz p艂aci膰 Persom wy偶sze ceny, a tak偶e przypominali, 偶e na terytorium rzymskim jest obecnie wi臋cej kom贸r celnych. Wtedy cesarz, udaj膮c 偶e bardzo jest tym przej臋ty, wyda艂 ustaw臋, wedle kt贸rej funt tej tkaniny nie m贸g艂 kosztowa膰 wi臋cej ni偶 osiem sztuk z艂ota; ci, kt贸rzy z艂amaliby to prawo, mieli by膰 karani konfiskat膮 ca艂ego maj膮tku.

Ludziom wydawa艂o si臋 to niewykonalne, bo przecie偶 kupcy, kt贸rzy nabyli towary po wy偶szej cenie, nie mogli sprzedawa膰 klientom poni偶ej ceny kosztu. Dlatego kupcy nie chcieli si臋 ju偶 para膰 tym handlem i cichaczem wyzbywali si臋 resztek, kt贸re im jeszcze zosta艂y, sprzedaj膮c je g艂贸wnie ludziom znanym, kt贸rzy lubili — lub poniek膮d byli do tego zmuszeni — wydawa膰 pieni膮dze na tego rodzaju przepych. A kiedy cesarzowa dowiedzia艂a si臋 o tym z po-gwarek r贸偶nych ludzi, nie zada艂a sobie bynajmniej trudu, 偶eby sprawdzi膰 p艂otki, lecz natychmiast skonfiskowa艂a kupcom wszystkie zapasy i ukara艂a ich grzywn膮 stu funt贸w z艂ota.

182

Handlem tym opiekuje si臋 u Rzymian urz臋dnik, kt贸ry zawiaduje cesarskim skarbcem. Ot贸偶 kiedy nieco p贸藕niej na stanowisko to zosta艂 powo艂any Piotr z przydomkiem Barsymes, para cesarska pozwoli艂a mu na haniebne czyny. 呕膮da艂 on bowiem, aby wszyscy bardzo 艣ci艣le przestrzegali owej ustawy, sam natomiast zmusza艂 tkaczy, by pracowali wy艂膮cznie dla niego i sprzedawa艂 barwniki bynajmniej nie po kryjomu, lecz publicznie na rynku, po nie mniej ni偶 sze艣膰 sztuk z艂ota za zwyk艂y gatunek, a po przesz艂o dwadzie艣cia cztery sztuki z艂ota za purpur臋 cesarsk膮, tak zwane holoveron26. l chocia偶 du偶o pieni臋dzy czerpa艂 z tego 藕r贸d艂a dla cesarza, sam po kryjomu zarobi艂 jeszcze wi臋cej; 贸w proceder, kt贸remu Piotr da艂 pocz膮tek, trwa艂 potem nadal i po dzi艣 dzie艅 ten偶e Piotr jest jedynym hurtownikiem i sprzedawc膮 tego towaru. Rzecz jasna, 偶e kupcy, kt贸rzy dawniej zajmowali si臋 handlem jedwabiu w Bizancjum i innych miastach, na morzu i l膮dzie, byli teraz nara偶eni na wielkie trudno艣ci; ludno艣膰 tych miast zosta艂a nagle zepchni臋ta do rz臋du 偶ebrak贸w, poniewa偶 rzemie艣lnicy i robotnicy zacz臋li przymiera膰 g艂odem; wielu zrezygnowa艂o z obywatelstwa rzymskiego i uciek艂o do Pers贸w. Ale minister skarbu by艂 w

183

dalszym ci膮gu jedynym nadzorc膮 tycn spraw i chocia偶 cz臋艣膰 dochod贸w, jak si臋 rzek艂o, oddawa艂 cesarzowi, sam mia艂 jeszcze wi臋ksze zyski i bogaci艂 si臋 dzi臋ki krzywdzie ludzkiej. Tak wygl膮da艂y te sprawy.

26. A oto w jaki spos贸b Justynian zdo艂a艂 ogo艂oci膰 Bizancjum i inne miasta z wszystkiego, co dodawa艂o im blasku i 艣wietno艣ci. Przede wszystkim postanowi艂 ca艂kowicie zniszczy膰 stan “retor贸w", pozbawi艂 ich bowiem prawa do nagr贸d, kt贸re przedtem, ilekro膰 zako艅czyli proces, by艂y dla nich tytu艂em do dumy i chwa艂y, a nast臋pnie nakaza艂, aby przeciwnicy z艂o偶ywszy przysi臋g臋 sami bronili swych spraw. Takie lekcewa偶enie wywo艂a艂o wielki 偶al w艣r贸d adwokat贸w. Potem za艣, kiedy zar贸wno w Bizancjum, jak i na pozosta艂ym obszarze pa艅stwa cesarz (jak ju偶 m贸wi艂em) odebra艂 maj膮tki senatorom i wszystkim, kt贸rych uwa偶a艂 za ludzi zamo偶nych, cz艂onkowie tego zawodu nie mieli ju偶 nic do roboty; obywatele bowiem nie posiadali 偶adnych warto艣ciowych rzeczy, o kt贸re mogliby si臋 ze sob膮 pra-wowa膰. l dlatego retorzy, dawniej liczni i powszechnie szanowani, stali si臋 garstk膮 ludzi bez znaczenia, kt贸rzy cierpieli bied臋 i nie mieli ze swego zawodu nic pr贸cz samej tylko nies艂awy.

184

Co wi臋cej, Justynian doprowadzi艂 do skrajnej n臋dzy lekarzy i profesor贸w sztuk wyzwolonych, odbieraj膮c im prawo do korzystania z publicznych posi艂k贸w, przyznawane tym zawodom przez poprzednich cesarzy. Ponadto o艣mieli艂 si臋 przerzuci膰 do skarbu pa艅stwa i po艂膮czy膰 z innymi publicznymi funduszami wszystkie dochody, kt贸re ludno艣膰 miast czerpa艂a z w艂asnych 藕r贸de艂 i przeznacza艂a na gospodark臋 miejsk膮 i widowiska publiczne. Odt膮d lekarze i profesorowie stracili wszelki mir, nikt nie dba艂 o budynki publiczne, w miastach zagas艂y nawet lampy. Ludno艣膰 nie mia艂a znik膮d pociechy, bo wszystkie teatry, hipodromy i cyrki by艂y najcz臋艣ciej zamkni臋te — a przecie偶 w tych w艂a艣nie miejscach urodzi艂a si臋, wychowa艂a i wykszta艂ci艂a cesarska ma艂偶onka! P贸藕niej Justynian kaza艂 zlikwidowa膰 wszystkie te widowiska r贸wnie偶 w Bizancjum, poniewa偶 chcia艂 oszcz臋dzi膰 skarbowi pa艅stwa sta艂ych wyp艂at d la licznych — niemal niezliczonych — os贸b, kt贸re czerpa艂y st膮d 艣rodki do 偶ycia. Zapanowa艂 powszechny smutek i przygn臋bienie zar贸wno w domach prywatnych, jak w 偶yciu publicznym, ludzie zapomnieli o 艣miechu, jak gdyby now膮 jak膮艣 kl臋sk臋 zes艂a艂y na nich niebiosa. W domu, na rynku czy w 艣wi膮tyni nie

185

by艂o innego tematu do rozm贸w jak tylko katastrofy, cierpienia i niezliczone, nie znane dawniej nieszcz臋艣cia. Tak toczy艂o si臋 偶ycie w miastach.

Ale warto jeszcze opowiedzie膰 o pewnych innych sprawach. Rzymianie mieli co roku dw贸ch nowych konsul贸w, jednego w Rzymie, drugiego w Bizancjum, l ka偶dy, kto zosta艂 powo艂any do pe艂nienia tej zaszczytnej funkcji, winien by艂 po艣wi臋ci膰 na cele pa艅stwowe ponad dwadzie艣cia tysi臋cy funt贸w w z艂ocie, z czego drobn膮 cz臋艣膰 stanowi艂y jego w艂asne fundusze, wi臋kszo艣膰 za艣 pochodzi艂a od cesarza. Pieni膮dze te, rozdawane tym, o kt贸rych ju偶 wspomnia艂em, przewa偶nie za艣 biedakom ca艂kowicie pozbawionym 艣rodk贸w utrzymania, a zw艂aszcza ludziom sceny, zawsze przyczynia艂y si臋 do poprawy warunk贸w 偶ycia obywateli. Ale odk膮d w艂adz臋 obj膮艂 Justynian, nie robiono tego we w艂a艣ciwym czasie; bo co prawda z pocz膮tku Rzymianie mieli przez d艂ugi czas konsula, p贸藕niej jednak nie widywali go nawet we 艣nie. Skutek by艂 taki, 偶e naj-okrutniejsza bieda zacz臋艂a n臋ka膰 ludz-

186

ko艣膰, poniewa偶 cesarz nie dostarcza艂 ju偶 poddanym tego, co im si臋 s艂usznie nale偶a艂o, lecz przeciwnie, pozbawi艂 ich wszystkiego, co im jeszcze pozosta艂o.

S膮dz臋 doprawdy, 偶e do艣膰 dok艂adnie opowiedzia艂em, jak ten grabie偶ca poch艂ania艂 pieni膮dze publiczne i jak odbiera艂 maj膮tki cz艂onkom Senatu zar贸wno wszystkim razem, jak i ka偶demu z osobna, l chyba zupe艂nie jasno opisa艂em, w jaki spos贸b za pomoc膮 szanta偶u i donos贸w zdo艂a艂 ograbi膰 wszystkich, kt贸rych uwa偶a艂 za maj臋tnych, a tak偶e 偶o艂nierzy i ludzi s艂u偶膮cych wysokim urz臋dnikom czy te偶 pe艂ni膮cych s艂u偶b臋 w Pa艂acu, dalej rolnik贸w, w艂a艣cicieli ziemskich i tych, co si臋 zajmuj膮 k raso m 贸ws t we m, ba, nawet kupc贸w, kapitan贸w statk贸w i marynarzy, rzemie艣lnik贸w i robotnik贸w, kramarzy targowych i ludzi zarabiaj膮cych na 偶ycie prac膮 w teatrze — a wreszcie, rzec by mo偶na, tak偶e wszystkich innych, bo i oni ponosili straty z jego winy.

A teraz kilka s艂贸w o post臋powaniu cesarza wobec 偶ebrak贸w, ludzi z gminu i nieszcz臋艣nik贸w dotkni臋tych wszelakiego rodzaju kalectwem. Ot贸偶 przede wszystkim opanowa艂 ca艂y handel i wprowadzi艂 (jak ju偶 m贸wi艂em) tak zwane monopole na najpotrzebniejsze towary, dzi臋ki czemu m贸g艂 od wszystkich 艣ci膮-

188

ga膰 trzykrotnie wy偶sze ceny. Je艣li za艣 chodzi o inne jego sprawki, to wydaj膮 mi si臋 wprost niezliczone i nie zdo艂a艂bym ich spisa膰 wszystkich, cho膰bym to robi艂 w niesko艅czono艣膰; powiem tylko, 偶e bardzo brzydko okrada艂 kupuj膮cych chleb — a wi臋c biedak贸w, prostych wyrobnik贸w i ludzi dotkni臋tych kalectwem, kt贸rzy nie mogli tego chleba nie kupowa膰. Chc膮c bowiem co roku uzyska膰 z tego 藕r贸d艂a do trzech tysi臋cy funt贸w w z艂ocie Justynian 偶膮da艂, aby bochenki by艂y dro偶sze i pe艂ne popio艂u; do tak bezbo偶nej chciwo艣ci potrafi艂 si臋 zni偶y膰 ten cesarz! Ludzie za艣, kt贸rzy z urz臋du sprawowali nad tym piecz臋, sami z niezmiern膮 艂atwo艣ci膮 zdobywali ogromne fortuny, a ponadto — rzecz niewiarygodna! — w latach wielkiego urodzaju stwarzali sztuczn膮 kl臋sk臋 g艂odu dla n臋dzarzy; bo nikt nie mia艂 prawa sprowadza膰 zbo偶a z innych stron, lecz wszyscy musieli kupowa膰 i spo偶ywa膰 ten w艂a艣nie chleb.

Cesarz wiedzia艂 co prawda, 偶e wodoci膮gi miejskie s膮 uszkodzone i dostarczaj膮 miastu bardzo ma艂o wody, ale nie zwraca艂 na to uwagi i nie chcia艂 przeznaczy膰 na napraw臋 ani grosza, mimo 偶e przy studniach t艂oczy艂y si臋 zawsze gromady ludzi, i wszystkie 艂a藕nie zosta艂y zamkni臋te. Za to bez 偶adnego powodu

189

trwoni艂 ogromne sumy na przer贸偶ne urz膮dzenia przybrze偶ne i inne tego rodzaju bezsensowne budowle, wznosz膮c nowe gmachy we wszystkich miejsco-wos'ciach podmiejskich, jak gdyby nie do艣膰 mu by艂o pa艂ac贸w, w kt贸rych mieszkali jego poprzednicy na tronie. Tak wi臋c nie z oszcz臋dno艣ci zlekcewa偶y艂 budow臋 wodoci膮g贸w, lecz po to, by gin臋li ludzie. Nikt bowiem od zarania dziej贸w nie by艂 bardziej skory ni偶 Ju-stynian do nieuczciwego zdobywania pieni臋dzy — i bardziej jeszcze niew艂a艣ciwego ich wydawania! Istotnie, jedyne dwie rzeczy, jakie pozosta艂y n臋dzarzom, woda i chleb, zosta艂y przez cesarza obr贸cone na ich szkod臋: jedno sta艂o si臋 niedost臋pne, drugie zbyt kosztowne. Justynian post臋powa艂 tak nie tylko z biedakami w samym Bizancjum, lecz (jak zaraz opowiem) w podobny spos贸b traktowa艂 niekt贸rych mieszka艅c贸w innych miast. Po zdobyciu Italii Teodoryk pozostawi艂 w Pa艂acu w Rzymie ludzi z tamtejszej za艂ogi, aby zachowa艂 si臋 przynajmniej 艣lad dawnego ustroju, i ka偶demu z nich wyznaczy艂 niewielki dzienny 偶o艂d. By艂o ich bardzo wielu, s艂u偶yli tam zar贸wno tak zwani silent-iarii, jak i domestici, i scholarii, kt贸rzy co prawda niewiele mieli wsp贸lnego z wojskiem pr贸cz samej nazwy i tego

190

w艂a艣nie 偶o艂du zaledwie starczaj膮cego na utrzymanie. Przywilej 贸w mieli z rozkazu Teodoryka dziedziczy膰 ich synowie i wnuki. Teodoryk zarz膮dzi艂 r贸wnie偶, aby 偶ebracy siedz膮cy pod ko艣cio艂em Piotra Aposto艂a dostawali co roku ze spichrz贸w pa艅stwowych trzy tysi膮ce korcy ziarna, l wszyscy otrzymywali swoje zasi艂ki, dop贸ki w Italii nie zjawi艂 si臋 Aleksander “No偶yk", kt贸ry bez chwili wahania postanowi艂 je wszystkie cofn膮膰. Dowiedziawszy si臋 o tym cesarz rzymski Justynian wyrazi艂 zgod臋 na ten krok i bardziej jeszcze ni偶 dawniej szanowa艂 Aleksandra.

Podczas tej samej podr贸偶y Aleksander skrzywdzi艂 r贸wnie偶 Grek贸w. Twierdz膮 w Termopilach opiekowali si臋 z dawien dawna miejscowi rolnicy, kt贸rzy kolejno strzegli mur贸w, ilekro膰 wydawa艂o si臋, 偶e barbarzy艅cy zamierzaj膮 wtargn膮膰 na Peloponez. Ot贸偶 bawi膮c w tych stronach Aleksander, w rzekomej trosce o los mieszka艅c贸w Peloponezu, zabroni艂 powierza膰 obron臋 twierdzy rolnikom. Osadzi艂 tam natomiast dwa tysi膮ce 偶o艂nierzy, a jednocze艣nie zapowiedzia艂, 偶e nie b臋d膮 oni pobierali 偶o艂du ze skarbu pa艅stwa—do kt贸rego za to przerzuci艂 wszelkie fundusze, jakie miasta ca艂ej Hellady przeznacza艂y na administracj臋 miejsk膮 i widowiska publiczne, pod pr臋-

191

tekstem, 偶e z tych pieni臋dzy utrzymywa膰 si臋 r贸wnie偶 b臋d膮 owi 偶o艂nierze. Odt膮d w ca艂ej Grecji, nawet w samych Atenach, nie mo偶na by艂o odnowi膰 ani jednego budynku lub w og贸le dokona膰 jakiejkolwiek innej po偶ytecznej rzeczy. Justynian jednak bez zw艂oki zatwierdzi艂 wszystkie zarz膮dzenia “No偶yka".

Tak przedstawia艂y si臋 te sprawy. Trzeba jednak zaj膮膰 si臋 r贸wnie偶 biedakami w Aleksandrii. By艂 tam pewien retor imieniem Hefajstos, kt贸ry jako prefekt miasta po艂o偶y艂 co prawda kres wa艣niom w艣r贸d ludno艣ci, bo by艂 postrachem fakcjonist贸w, ale jednocze艣nie 艣ci膮gn膮艂 straszliwe kl臋ski na g艂owy tamtejszych mieszka艅c贸w.

Od razu bowiem podda艂 wszystkie sklepy w mie艣cie w艂adzy tak zwanego monopolu i 偶adnemu hurtownikowi nie pozwala艂 trudni膰 si臋 handlem, lecz sam, jako jedyny kupiec, sprzedawa艂 wszelkie towary, korzystaj膮c oczywi艣cie ze swej w艂adzy przy naznaczaniu cen. l Aleksandria—owo miasto, w kt贸rym dawniej wszystko by艂o tanie nawet dla najwi臋kszych n臋dzarzy — teraz cierpia艂a na niedostatek najpotrzebniejszych towar贸w.

Hefajstos najbardziej da艂 si臋 we znaki ludziom w zwi膮zku ze sprzeda偶膮 chleba, bo sam nabywa艂 zbo偶e od Egipcjan i ni-

192

komu nie pozwala艂 kupi膰 nawet jednej miarki; dzi臋ki temu m贸g艂 dowolnie ustala膰 wielko艣膰 bochenk贸w i ceny chleba. Tak wi臋c w nied艂ugim czasie sam zdoby艂 wielki maj膮tek, a jednocze艣nie spe艂nia艂 偶yczenia cesarza w tej dziedzinie, l ludno艣膰 Aleksandrii ze strachu przed Hefajstosem znosi艂a sw贸j los w milczeniu, Justynian za艣, zadowolony ze sta艂ego dop艂ywu pieni臋dzy, niezmiernie tego cz艂owieka mi艂owa艂.

Pragn膮c jeszcze bardziej zjedna膰 sobie cesarza Hefajstos wpad艂 na inny pomys艂. Dioklecjan, jeden z dawnych rzymskich cesarzy, nakaza艂, aby skarb pa艅stwa co roku zakupywa艂 znaczn膮 ilo艣膰 zbo偶a dla biednych mieszka艅c贸w Aleksandrii. 脫wczesna ludno艣膰 rozdziela艂a to mi臋dzy siebie, a zwyczaj 贸w przetrwa艂 w艣r贸d jej potomk贸w po dzi艣 dzie艅. Ale Hefajstos wydusza艂 od tych n臋dzarzy a偶 dwa miliony korcy rocznie, kt贸re sk艂ada艂 w spichrzach pa艅stwowych, do cesarza za艣 napisa艂, 偶e ludzie ci otrzymywali zbo偶e nies艂usznie i 偶e nie by艂o to z korzy艣ci膮 dla pa艅stwa. Cesarz zatwierdzi艂 te zarz膮dzenia, a ci mieszka艅cy Aleksandrii, dla kt贸rych owe przydzia艂y by艂y jedynym 藕r贸d艂em utrzymania, bole艣nie odczuli to nieludzkie okrucie艅stwo.

27. Niezliczone zaiste s膮 sprawki Justyniana i wieczno艣膰 ca艂a by艂aby zbyt

193

kr贸tka, aby je wszystkie opisa膰. Wystarczy zatem, je艣li wybior臋 tylko nieliczne z nich, kt贸re i tak dadz膮 przysz艂ym pokoleniom jasny i wyra藕ny obraz jego charakteru: jak wielkim by艂 ob艂udnikiem, jak nie dba艂 o Boga, kap艂an贸w, prawa i lud (o kt贸rego wzgl臋dy bardzo na poz贸r zabiega艂), jak w og贸le pozbawiony by艂 wszelkiego wstydu, nie troszczy艂 si臋 o dobro i po偶ytek pa艅stwa, a nawet nie usi艂owa艂 stworzy膰 pozor贸w przyzwoito艣ci dla swego post臋powania, jak wreszcie o niczym innym nie my艣la艂 poza jednym — aby zagarn膮膰 bogactwa ca艂ego 艣wiata. Od tego w艂a艣nie zaczn臋.

W Aleksandrii Justynian mianowa艂 biskupa imieniem Pawe艂. Prefektem miasta by艂 wtedy Fenicjanin Rodon, kt贸remu cesarz poleci艂 gorliwie we wszystkim dopomaga膰 Paw艂owi i pilnowa膰, aby wszystkie jego zarz膮dzenia by艂y wykonywane; s膮dzi艂 bowiem, 偶e w ten spos贸b zdo艂a nak艂oni膰 aleksandryjskich heretyk贸w do przyj臋cia uchwa艂 soboru w Chalcedonie.

By艂 te偶 pewien Arseniusz, rodem z Palestyny, kt贸ry przys艂u偶y艂 si臋 kiedy艣 cesarzowej Teodorze w jakiej艣 wa偶nej sprawie i sta艂 si臋 odt膮d cz艂owiekiem pot臋偶nym i bogatym, a nawet, chocia偶 by艂 wielkim 艂ajdakiem, osi膮gn膮艂 godno艣膰

194

senatora. Arseniusz by艂 samarytaninem, ale boj膮c si臋 utraci膰 swe wp艂ywy podawa艂 si臋 za chrze艣cijanina; natomiast jego ojciec i brat pozostali w Scytopolis, gdzie—ufni w jego si艂臋—wyznawali nadal wiar臋 przodk贸w i z jego podusz-czenia straszliwie prze艣ladowali chrze艣cijan. Obywatele miasta zbuntowali si臋 wreszcie i zg艂adzili ich w okrutny spos贸b— co sprowadzi艂o wiele nieszcz臋艣膰 na Palesty艅czyk贸w. Ale ani Justynian, ani Teodora nie zrobili wtedy Arseniu-szowi nic z艂ego, cho膰 by艂 on g艂贸wn膮 przyczyn膮 tych wszystkich k艂opot贸w; poniewa偶 jednak chrze艣cijanie nie dawali im chwili spokoju, zabronili mu wst臋pu do Pa艂acu.

Ten偶e Arseniusz, pragn膮c przypodoba膰 si臋 cesarzowi, wyruszy艂 z Paw艂em do Aleksandrii, aby mu tam pomaga膰 w r贸偶nych sprawach, a zw艂aszcza wszelkimi sposobami stara膰 si臋 zmusi膰 Alek-sandryjczyk贸w do pos艂usze艅stwa. Twierdzi艂 bowiem, 偶e kiedy by艂 pozbawiony dost臋pu do Pa艂acu, przez ca艂y czas pilnie przestrzega艂 dogmat贸w wiary chrze艣cija艅skiej — co zreszt膮 by艂o nie w smak Teodorze, kt贸ra, jak ju偶 wspomina艂em, udawa艂a, 偶e w tych sprawach nie zgadza si臋 z cesarzem.

Po przybyciu do Aleksandrii Pawe艂 wyda艂 Rodonowi diakona imieniem Pso-

195

Arseniusza natomiast Liberiusz z woli Teodory kaza艂 wbi膰 na pal, cesarz za艣 skonfiskowa艂 jego maj膮tek, chocia偶 mia艂 mu do zarzucenia to jedynie, 偶e zadawa艂 si臋 z Paw艂em.

Nie potrafi臋 wprawdzie rozstrzygn膮膰, czy to, co zrobi艂, by艂o s艂uszne czy nie, zaraz jednak powiem, dlaczego o tym pisz臋. Ot贸偶 Pawe艂 przyby艂 wkr贸tce potem do Bizancjum i ofiarowa艂 cesarzowi siedemset funt贸w w z艂ocie prosz膮c, aby mu przywr贸cono jego kap艂a艅sk膮 godno艣膰, kt贸rej, jak m贸wi艂, zosta艂 pozbawiony zupe艂nie bezprawnie. Justynian by艂 bardzo 艂askawy: przyj膮艂 pieni膮dze, okazywa艂 mu wiele czci i zgodzi艂 si臋 mianowa膰 go biskupem Aleksandrii, chocia偶 godno艣膰 t臋 piastowa艂 kto艣 inny — zupe艂nie jakby nie wiedzia艂, 偶e ten cz艂owiek pozbawi艂 偶ycia i maj膮tku tych, kt贸rzy mieli odwag臋 mieszka膰 z nim i by膰 w jego s艂u偶bie. Tak wi臋c cesarz z niezmiernym zapa艂em zajmowa艂 si臋 t膮 spraw膮 i nikt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e Pawe艂 ponownie ot r偶y ma swoj膮 godno艣膰. Ale Wigiliusz, kt贸ry by艂 ju偶 obecny, nie zamierzaj膮c pod 偶adnym pozorem ust膮pi膰 cesarzowi, gdyby ten mia艂 wyda膰 takie zarz膮dzenie, m贸wi艂, 偶e nie wolno mu uniewa偶ni膰 w艂asnej decyzji; mia艂 przy tym na my艣li orzeczenie Pelagiu-sza. Tak to 贸w cesarz nie troszczy艂 si臋

197

es i poleci艂 go zg艂adzi膰, poniewa偶, jak m贸wi艂, tylko on przeszkadza wykona膰 zamiary cesarza. Rodon za艣, pod wp艂ywem cz臋stych i bardzo stanowczych list贸w Justyniana, zacz膮艂 zn臋ca膰 si臋 nad Psoesem; ten jednak, ledwie go wzi臋to na tortury, natychmiast umar艂. Wie艣膰 o tym dotar艂a do cesarza, kt贸ry na usilne 偶膮danie Teodory ostro wyst膮pi艂 przeciwko Paw艂owi, Rodonowi i Arseniu-szowi, jak gdyby zapomnia艂 ju偶 o tym, co im sam poleca艂. Mianowa艂 wi臋c jednego z rzymskich patrycjusz贸w, Liberiu-sza, prefektem Aleksandrii i wys艂a艂 tam kilku znakomitych kap艂an贸w, aby na miejscu zbadali spraw臋; w艣r贸d nich by艂 archidiakon rzymski Pelagiusz, kt贸ry wyst臋powa艂 jako przedstawiciel biskupa Wigiliusza (tak mu bowiem sam Wigi-liusz poleci艂). Kiedy morderstwo zosta艂o udowodnione, Pawe艂 zosta艂 pozbawiony swej kap艂a艅skiej godno艣ci, Rodona za艣, kt贸ry uciek艂 do Bizancjum, cesarz kaza艂 艣ci膮膰, a jego maj膮tek skonfiskowa膰 na rzecz skarbu pa艅stwa— mimo 偶e ten przedstawi艂 a偶 trzyna艣cie list贸w, kt贸re Justynian do niego skierowa艂 bardzo stanowczo domagaj膮c si臋 i przykazuj膮c, aby we wszystkim by艂 pos艂uszny poleceniom Paw艂a i w niczym mu si臋 nie sprzeciwia艂, tak aby biskup m贸g艂 wykona膰 decyzje cesarza dotycz膮ce wiary.

196

o nic z wyj膮tkiem cudzych pieni臋dzy. A oto inna podobna historia.

By艂 pewien Faustyn, rodem z Palestyny, kt贸ry pochodzi艂 z samarytan, ale pod naciskiem prawa mieni艂 si臋 chrze艣cijaninem. Osi膮gn膮艂 on nawet godno艣膰 senatora i by艂 namiestnikiem prowincji, ale po pewnym czasie zosta艂 zwolniony z urz臋du i przyby艂 do Bizancjum, gdzie niekt贸rzy kap艂ani zacz臋li go oczernia膰 twierdz膮c, 偶e wyznaje obrz膮dek samaryta艅ski i 偶e w okrutny spos贸b krzywdzi艂 chrze艣cijan zamieszka艂ych w Palestynie. Justyn i an, jak si臋 wydawa艂o, by艂 tym bardzo rozgniewany i oburza艂 si臋, 偶e za jego panowania kto艣 艣mie szarga膰 imi臋 Chrystusa. Spraw臋 zbadali senatorowie, kt贸rzy—poniewa偶 cesarz usilnie si臋 tego domaga艂— skazali Faustyna na wygnanie. Ale Justynian dosta艂 od niego mn贸stwo pieni臋dzy i natychmiast uniewa偶ni艂 ten wyrok, tak i偶 Faustyn, przywr贸cony do dawnej godno艣ci, zn贸w si臋 cieszy艂 przyja藕ni膮 cesarza, a kiedy zosta艂 zarz膮dc膮 d贸br cesarskich w Palestynie i Fenicji, jeszcze 艣mielej poczyna艂 sobie wed艂ug w艂asnej ch臋ci.

Tak wi臋c, chocia偶 niewiele powiedzieli艣my o tym, w jaki spos贸b Justynian wyst臋powa艂 w obronie chrze艣cijan, jed-

198

nak nawet ta kr贸tka opowie艣膰 mo偶e by膰 tego 艣wiadectwem. A r贸wnie kr贸tko powiemy, jak bez wahania obala艂 prawa, kiedy w gr臋 wchodzi艂y pieni膮dze. 28. W Emesie 偶y艂 niejaki Priskus, kt贸ry znakomicie potrafi艂 na艣ladowa膰 cudze pismo i by艂 doprawdy mistrzem w tym niecnym fachu. Ot贸偶 ko艣ci贸艂 w tym mie艣cie odziedziczy艂 przed wielu laty maj膮tek pewnego znakomitego obywatela, kt贸ry nazywa艂 si臋 Mammia-nus, posiada艂 godno艣膰 patrycjusza i by艂 cz艂owiekiem znacznego rodu i wielkiej fortuny. Za panowania Justyniana Priskus obszed艂 wszystkie domy w mie艣cie i kiedy natrafi艂 na jak膮艣 bogat膮 rodzin臋, bardzo szczeg贸艂owo zajmowa艂 si臋 jej antenatami, znalaz艂szy za艣 jakie艣 stare listy, podrabia艂 dokumenty rzekomo pisane ich r臋k膮, w kt贸rych zobowi膮zywali si臋 wyp艂aci膰 Mammianusowi znaczne sumy, jako zwrot pieni臋dzy otrzymanych od niego na przechowanie. Og贸lna suma zobowi膮za艅 zawartych w tych sfa艂szowanych kwitach wynosi艂a nie mniej ni偶 100000 funt贸w w z艂ocie. Priskus wybornie przy tym podrobi艂 pismo cz艂owieka, kt贸ry za 偶ycia Mam-mianusa s艂yn膮艂 z rzetelno艣ci i wszelkich

199

cn贸t, i jako tak zwany tabellio sporz膮dza艂 na rynku rozmaite dokumenty obywateli piecz臋tuj膮c je w艂asnym imieniem. Wszystko to nast臋pnie odda艂 zarz膮dcom d贸br ko艣cielnych w Emesie, kt贸rzy przyrzekli mu jak膮艣 cz臋艣膰 pieni臋dzy z tego 藕r贸d艂a. Poniewa偶 jednak przeszkadza艂o im prawo przewiduj膮ce trzydziestoletni termin przedawnienia dla zwyk艂ych spraw, a tylko w nielicznych wypadkach, zwi膮zanych z tak zwanymi sprawami hipotecznymi, przed艂u偶a艂o ten termin do lat czterdziestu, wpadli na pewien pomys艂. Wybrali si臋 mianowicie do Bizancjum, ofiarowali du偶o pieni臋dzy cesarzowi i poprosili go, aby wraz z nimi dzia艂a艂 na zgub臋 niewinnych obywateli. On za艣 wzi膮艂 pieni膮dze i bez zw艂oki ustanowi艂 nowe prawo, wedle kt贸rego ko艣cio艂y traci膰 b臋d膮 prawo dochodzenia swoich roszcze艅 nie w dawniej obowi膮zuj膮cym terminie, lecz dopiero po up艂ywie stu lat, przy czym przepis ten mia艂 moc prawn膮 nie tylko w Emesie, lecz r贸wnie偶 na ca艂ym obszarze pa艅stwa. Na arbitra tych spraw w Emesie powo艂a艂 niejakiego Longinusa, cz艂owieka bardzo energicznego i obdarzonego niezwyk艂膮 si艂膮 fizyczn膮, kt贸ry by艂 r贸wnie偶 prefektem miasta Bizancjum. Tymczasem zarz膮dcy d贸br ko艣cielnych wytoczyli na podstawie tych dokument贸w pierwsz膮

200

spraw臋, domagaj膮c si臋 dwustu funt贸w od jednego z obywateli, l natychmiast uzyskali wyrok skazuj膮cy, poniewa偶 cz艂owiek 贸w, kt贸ry po tak d艂ugim czasie nie m贸g艂 wiedzie膰, co si臋 kiedy艣 wydarzy艂o, zupe艂nie nie potrafi艂 si臋 broni膰, l wszyscy, a zw艂aszcza co znakomitsi mieszka艅cy Emesy, wpadli w rozpacz, albowiem w jednakowym stopniu byli bezradni wobec donosicieli. Z艂o szerzy艂o si臋 i zawis艂o nad g艂owami wi臋kszo艣ci obywateli, kiedy szcz臋艣liwie dopomog艂a im r臋ka Opatrzno艣ci. Longinus kaza艂 mianowicie sprawcy tych wszystkich nieszcz臋艣膰 Priskusowi przynie艣膰 wszystkie dokumenty, a kiedy ten odm贸wi艂, uderzy艂 go z ca艂ej si艂y. Priskus nie wytrzyma艂 ciosu takiego si艂acza i upad艂 na wznak, a poniewa偶 przypuszcza艂, 偶e Longinus wie o jego sprawkach, dr偶膮cy i przera偶ony przyzna艂 si臋 do wszystkiego. W ten spos贸b ca艂e oszustwo wysz艂o na jaw i mo偶na by艂o po艂o偶y膰 kres donosicielstwu.

Justynian zreszt膮 obchodzi艂 si臋 w taki spos贸b nie tylko z prawem rzymskim, lecz usi艂owa艂 r贸wnie偶 艂ama膰 naj艣wi臋tsze prawa Hebrajczyk贸w. Ilekro膰 bowiem Pascha wypad艂a przed 艣wi臋tem chrze艣cija艅skim, nie zezwala艂 呕ydom obchodzi膰 jej we w艂a艣ciwym czasie, zabrania艂 im sk艂ada膰 ofiary Bogu i odpra-

201

wia膰 przepisane obrz臋dy, l wielu z nicn urz臋dnicy skazywali na wysokie kary pieni臋偶ne za to, 偶e dopu艣cili si臋 przest臋pstwa przeciwko pa艅stwu, poniewa偶 w tym okresie spo偶ywali mi臋so jagni膮t.

A chocia偶 wiem o niezliczonych tego rodzaju post臋pkach Justyniana, nic ju偶 wi臋cej nie dodam, gdy偶 czas mi ko艅czy膰 m膮 opowie艣膰. Wystarczy tego, co ju偶 powiedzia艂em, aby zrozumie膰, jaki to by艂 cz艂owiek.

29. A oto dowody jego ob艂udy i dwulicowo艣ci. Kiedy pozbawi艂 urz臋du Li-beriusza (tego samego, o kt贸rym niedawno pisa艂em), mianowa艂 na jego miejsce Jana Laksariona rodem z Egiptu. Dowiedzia艂 si臋 o tym Pelagiusz, bliski przyjaciel Liberiusza, i zapyta艂 cesarza, czy pog艂oska o Laksarionie jest zgodna z prawd膮. Cesarz natychmiast wszystkiemu zaprzeczy艂 zapewniaj膮c, 偶e nic takiego nie zrobi艂, nast臋pnie za艣 wr臋czy艂 Pelagiuszowi list do Liberiusza, w kt贸rym poleca艂 mu pozosta膰 na urz臋dzie i pod 偶adnym pozorem z niego nie rezygnowa膰, na razie bowiem nie 偶yczy sobie zwalnia膰 go ze stanowiska. Jan z kolei mia艂 w Bizancjum wuja imieniem Eudajmon, kt贸ry osi膮gn膮艂 godno艣膰 konsula i by艂 bardzo bogaty, a w tym okresie zarz膮dza艂 prywatnym maj膮tkiem cesarza. Ten wi臋c Eudajmon, skoro tylko

202

us艂ysza艂 o sprawie, r贸wnie偶 zapragn膮艂 dowiedzie膰 si臋 od Justyniana, czy siostrzeniec ma zapewniony 贸w urz膮d. Wtedy cesarz wypar艂 si臋 tego, co napisa艂 Liberiuszowi, i wys艂a艂 list do Jana polecaj膮c mu obj膮膰 urz膮d, poniewa偶 w tej sprawie nie podj膮艂 偶adnych nowych decyzji. Ufaj膮c tym wiadomo艣ciom Jan rozkaza艂 Liberiuszowi usun膮膰 si臋 z siedziby prefekta, poniewa偶 zosta艂 z艂o偶ony z urz臋du, Liberiusz jednak, pami臋taj膮c o li艣cie cesarza, ani my艣la艂 go us艂ucha膰. Wobec tego Jan uzbroi艂 swoich ludzi i zaatakowa艂 Liberiusza, ten za艣 wraz ze swymi poplecznikami postanowi艂 stawi膰 mu op贸r.

Dosz艂o do walki, w kt贸rej wielu straci艂o 偶ycie, w艣r贸d nich tak偶e Jan; Liberiusz za艣 zosta艂 niezw艂ocznie wezwany do Bizancjum (o co usilnie zabiega艂 Eu-dajmon), gdzie Senat, po dok艂adnym zbadaniu sprawy, uwolni艂 go od winy i kary stwierdzaj膮c, 偶e pope艂ni艂 ten czyn nie jako napastnik, lecz we w艂asnej obronie. Cesarz jednak nie spocz膮艂, dop贸ki go nie ukara艂, rozkazuj膮c mu potajemnie zap艂aci膰 du偶膮 sum臋 pieni臋dzy.

Taki to by艂 szczery i prawdom贸wny cz艂owiek z tego Justyniana! Nie od rzeczy jednak b臋dzie, jak s膮dz臋, wspomnie膰 o pewnej sprawie zwi膮zanej z t膮 histori膮.

203

Eudajmon bowiem wkr贸tce potem u-mar艂, a cho膰 mia艂 liczn膮 rodzin臋, nie sporz膮dzi艂 testamentu ani nie zostawi艂 偶adnych ustnych polece艅. W tym samym mniej wi臋cej czasie rozsta艂 si臋 z tym 艣wiatem szef pa艂acowych eunuch贸w Eufrates, zostawiaj膮c jednego tylko siostrze艅ca; i on jednak przed 艣mierci膮 nie rozporz膮dzi艂 sw膮 (bardzo zreszt膮 znaczn膮) fortun膮. Wtedy cesarz bezprawnie zg艂osi艂 pretensje do spadku, zagarn膮艂 oba maj膮tki i nic nie zostawi艂 prawowitym spadkobiercom. Tak wielki szacunek mia艂 贸w w艂adca dla prawa i dla krewnych swoich zaufanych ludzi! W ten sam spos贸b przyw艂aszczy艂 sobie pieni膮dze dawno zmar艂ego Ireneusza, chocia偶 nie mia艂 do nich 偶adnego prawa. Nie mog臋 te偶 pomin膮膰 milczeniem podobnego wypadku, kt贸ry zdarzy艂 si臋 w owym okresie. By艂 w Askalonie cz艂owiek imieniem Anatol iusz, kt贸ry zajmowa艂 czo艂owe miejsce na li艣cie cz艂onk贸w Rady tego miasta. Jego jedyn膮 c贸rk臋 i dziedziczk臋 maj膮tku po艣lubi艂 obywatel Cezarei Mamilianus, potomek znakomitego rodu. Ot贸偶 istnia艂o z dawien dawna prawo, 偶e je艣li cz艂onek Rady jakiego艣 miasta umrze nie zostawiaj膮c m臋skiego potomstwa, w贸wczas czwarta cz臋艣膰 jego maj膮tku przypada Radzie miasta, reszt臋 za艣 otrzymuj膮 inni spad-

204

kobiercy zmar艂ego. Ale i w tych sprawach cesarz ukaza艂 sw贸j prawdziwy charakter, bo w艂a艣nie wyda艂 by艂 inne prawo, kt贸re ca艂kowicie odwraca艂o porz膮dek rzeczy: je艣li mianowicie cz艂onek Rady zejdzie ze 艣wiata bez m臋skiego potomstwa, spadkobiercy otrzyma膰 maj膮 czwart膮 cz臋艣膰 jego dobytku, a ca艂膮 reszt臋 zabiera skarb pa艅stwa i Rada miasta.

To w艂a艣nie prawo by艂o w mocy, kiedy zmar艂 Anatoliusz. Jego c贸rka podzieli艂a si臋 sched膮 ze skarbem pa艅stwa i Rad膮, po czym zar贸wno cesarz, jak cz艂onkowie Rady Askalonu stwierdzili na pi艣mie, 偶e zrzekaj膮 si臋 wszelkich pretensji, poniewa偶 otrzymali wszystko, co im si臋 prawnie nale偶a艂o. P贸藕niej umar艂 tak偶e zi臋膰 Anatol i usza Mamilianus, pozostawiaj膮c c贸rk臋 jedynaczk臋, kt贸ra, rzecz jasna, by艂a jedyn膮 dziedziczk膮 maj膮tku ojca. Ale w jaki艣 czas potem i ona rozsta艂a si臋 ze 艣wiatem, a chocia偶 by艂a zam臋偶na (m膮偶 jej by艂 jednym ze znako-mitszych obywateli miasta), nie zostawi艂a ani m臋skiego, ani 偶e艅skiego potomstwa. W贸wczas Justynian skonfiskowa艂 ca艂y maj膮tek, m贸wi膮c przy tym— rzecz niebywa艂a! — 偶e nie godzi si臋, aby c贸rka Anatol i usza, dzi艣 ju偶 staruszka, op艂ywa艂a w bogactwa po m臋偶u i ojcu. Nie chc膮c jednak robi膰 z niej zupe艂nej 偶ebraczki,

205

kaza艂 jej do ko艅ca 偶ycia wyp艂aca膰 z艂oty stater dziennie, a w dokumencie, w kt贸rym pozbawia艂 j膮 maj膮tku, napisa艂, 偶e przyznaje jej ten stater w imi臋 pobo偶no艣ci: “jest bowiem moim zwyczajem zawsze czyni膰 to, co zbo偶ne i sprawiedliwe".

Ale dosy膰 ju偶 o tych sprawach, je艣li opowie艣膰 moja nie ma sta膰 si臋 nu偶膮ca; kt贸偶 zreszt膮 by艂by w stanie wszystkie spami臋ta膰! Dodam jeszcze tylko, 偶e kiedy chodzi艂o o pieni膮dze, Justynian nie liczy艂 si臋 nawet z B艂臋kitnymi, kt贸rzy przecie偶, jak si臋 wydawa艂o, byli mu bardzo drodzy. W Cylicji 偶y艂 niejaki Maltanes, zi臋膰 owego Leona, kt贸ry, jak ju偶 m贸wi艂em, piastowa艂 godno艣膰 referendarza. Jemu to Justynian poleci艂 st艂umi膰 jakie艣 zamieszki w Cylicji, a Maltanes pod tym pretekstem straszliwie gn臋bi艂 obywateli, przy czym cz臋艣膰 zrabowanych pieni臋dzy odsy艂a艂 tyranowi, reszt臋 za艣 zatrzymywa艂 sobie. Wszyscy niemal znosili to w milczeniu, ale w Tarsos cz艂onkowie fakcji B艂臋kitnych, pewni przychylno艣ci cesarza, publicznie l偶yli na rynku nieobecnego Maltanesa. Kiedy ten us艂ysza艂 o tym, uda艂 si臋 noc膮 do Tarsos z du偶ym oddzia艂em wojska i nad ranem rozes艂a艂 偶o艂n i e r偶y na kwatery w domach mieszka艅c贸w. B艂臋kitni przypuszczali, 偶e to jaki艣 najazd, i bro-

206

nili si臋, jak umieli. W ciemno艣ciach dosz艂o do tego, 偶e pr贸cz innych ofiar zosta艂 zabity strza艂膮 tak偶e Damianos, cz艂onek Rady i patron fakcji B艂臋kitnych w mie艣cie. Wie艣膰 o tym dotar艂a do Bizancjum i rozw艣cieczeni B艂臋kitni wszcz臋li tumult w mie艣cie, nieustannie nachodzili cesarza w tej sprawie i l偶yli Mal-tanesa i Leona nie szcz臋dz膮c im straszliwych gr贸藕b. Justynian udawa艂, 偶e jest r贸wnie oburzony jak oni i rozkaza艂 zbada膰 spraw臋, i ukara膰 Maltanesaza wszystkie jego post臋pki. Ale kiedy Leon wr臋czy艂 mu znaczn膮 sum臋 w z艂ocie, cesarz natychmiast zapomnia艂 o gniewie i swej mi艂o艣ci do B艂臋kitnych; sprawy nie zbadano, a gdy Maltanes zjawi艂 si臋 u Justyniana w Bizancjum, 贸w przyj膮艂 go z wielk膮 偶yczliwo艣ci膮 i wszelkimi honorami. B艂臋kitni wszak偶e nie spuszczali go z oka i jeszcze w Pa艂acu rzucili si臋 na niego, kiedy wyszed艂 od cesarza; zabiliby go niechybnie, gdyby niekt贸rzy z nich (ju偶 po cichu przekupieni przez Leona) nie odwiedli ich od tego zamiaru, I kt贸偶 zaprzeczy, 偶e 偶a艂osne to by艂o pa艅stwo, w kt贸rym cesarz za 艂ap贸wk臋 pozwala艂 nie tropi膰 zbrodniarzy, a fak-cjoni艣ci, mimo jego obecno艣ci w Pa艂acu, o艣mielali si臋 podnie艣膰 r臋k臋 na urz臋dnika? A jednak ani Maltanesa, ani napastnik贸w nie spotka艂a 偶adna kara. Z tych

207

fakt贸w ka偶dy, kto chce, mo偶e wywnioskowa膰, jakie by艂y obyczaje cesarza Jus-tyniana.

30. 艢wiadectwem wreszcie jego troski o dobro pa艅stwa niech b臋dzie to, co zrobi艂 ze s艂u偶b膮 kurier贸w i wywiadowc贸w. Dawni cesarze rzymscy starali si臋, aby im jak najszybciej i bez zw艂oki donoszono o wszystkim, czy to o szkodach wyrz膮dzonych przez nieprzyjaci贸艂 w jakiej艣 prowincji, czy o zamieszkach i innych niespodziewanych nieszcz臋艣ciach, jakie spad艂y na kt贸re艣 z miast, czy wreszcie o dzia艂alno艣ci prefekt贸w i innych urz臋dnik贸w w ca艂ym Cesarstwie Rzymskim; pragn臋li r贸wnie偶, aby ci, kt贸rzy wie藕li doroczn膮 danin臋, mogli podr贸偶owa膰 szybko i bezpiecznie. W tym celu stworzyli w ca艂ym kraju doskona艂膮 s艂u偶b臋 kuriersk膮, kt贸ra by艂a zorganizowana w nast臋puj膮cy spos贸b. Na odcinku drogi, jak膮 nieobci膮偶ony piechur mo偶e przeby膰 w ci膮gu jednego dnia, umie艣cili kilka stanic, czasem osiem, czasem mniej, ale prawie zawsze co najmniej pi臋膰, a w ka偶dej z nich by艂o w pogotowiu do czterdziestu koni i odpowiednia liczba stajennych. Dzi臋ki temu ludzie, kt贸rym powierzano przewo偶enie wiadomo艣ci, potrafili niekiedy, cz臋sto zmieniaj膮c konie (kt贸re by艂y zawsze znakomite) przeby膰 dziesi臋ciodniow膮

208

drog臋 w ci膮gu jednego dnia. W艂a艣ciciele maj膮tk贸w ziemskich, zw艂aszcza ci, kt贸rych ziemie le偶a艂y w g艂臋bi kraju, byli z tego r贸wnie偶 bardzo zadowoleni, poniewa偶 to, co im zostawa艂o ze zbior贸w, sprzedawali co roku pa艅stwu na wy偶ywienie koni i stajennych, i w ten spos贸b du偶o zarabiali. Tak wi臋c skarb pa艅stwa otrzymywa艂 regularnie nale偶ne od wszystkich podatki, ci za艣, kt贸rzy je p艂acili, szybko dostawali co艣 w zamian. Ponadto pa艅stwo mia艂o to, co mu by艂o potrzebne.

Tak przedstawia艂y si臋 te sprawy dawniej. Justynian jednak przede wszystkim zni贸s艂 s艂u偶b臋 pocztow膮 mi臋dzy Chalcedonem i Dacibiz膮 i zmusi艂 wszystkich kurier贸w, aby z Bizancjum a偶 do Hele-nopolis podr贸偶owali drog膮 morsk膮. P艂yn膮c bowiem ma艂ymi statkami, jakimi ludzie zawsze si臋 tamt臋dy przeprawiaj膮, nara偶eni s膮 w razie burzy na powa偶ne niebezpiecze艅stwo; maj膮 przecie偶 obowi膮zek po艣piechu i nie mog膮 czeka膰 na odpowiedni膮 chwil臋 ani na pi臋kn膮 pogod臋.

Nast臋pnie, aczkolwiek zezwoli艂, aby na drodze do Persji s艂u偶ba kurierska dzia艂a艂a jak dawniej, to jednak na ca艂ym pozosta艂ym obszarze Wschodu a偶 po Egipt ustanowi艂 tylko po jednej stanicy na ka偶d膮 jednodniow膮 podr贸偶, przy czym zamiast koni zostawi艂 tam tylko

209

kilka os艂贸w. Dlatego kurierzy wioz膮cy wie艣ci o wypadkach w r贸偶nych stronach kraju docieraj膮 do stolicy z du偶ym trudem i znacznym op贸藕nieniem, tak i偶 trudno ju偶 znale藕膰 jakie艣 艣rodki zaradcze, a w艂a艣ciciele ziemscy, kt贸rych zbiory gnij膮 bezu偶ytecznie, nie maj膮 dochod贸w.

Je偶eli idzie o wywiadowc贸w, sprawa przedstawia艂a si臋, jak nast臋puje. Od niepami臋tnych czas贸w skarb pa艅stwa utrzymywa艂 ludzi, kt贸rzy przedostawali si臋 do kraju wroga, docierali nawet do pa艂acu kr贸la Pers贸w i jako kupcy lub pod jakim艣 innym pozorem przygl膮dali si臋 dok艂adnie wszystkiemu, co si臋 tam dzia艂o. Nast臋pnie wracali na terytorium rzymskie i wyjawiali tajemnice wroga ludziom kieruj膮cym sprawami pa艅stwa. Ci za艣 dzi臋ki tym informacjom mieli si臋 na baczno艣ci i nic nie mog艂o ich zaskoczy膰. To samo od dawna robili Medowie; m贸wi膮 nawet, 偶e Chosroes zwi臋kszy艂 p艂ace wywiadowc贸w i bardzo dobrze na tym wyszed艂, zawsze bowiem wiedzia艂 o wszystkim, co si臋 dzia艂o w Rzymie. Natomiast Justynian, kt贸ry wola艂 nic na te sprawy nie wydawa膰, nie chcia艂 nawet s艂ysze膰 o wywiadowcach, przez co pope艂ni艂 wiele omy艂ek, Lazyka za艣 wpad艂a w r臋ce nieprzyjaci贸艂, poniewa偶 Rzymianie nie potrafili si臋 dowiedzie膰, gdzie

210

przebywa kr贸l Pers贸w i jego armia. Co wi臋cej, skarb pa艅stwa zawsze utrzymywa艂 mn贸stwo wielb艂膮d贸w, kt贸re sz艂y za wojskiem w czasie marszu na wroga i d藕wiga艂y wszystkie baga偶e. Dzi臋ki temu ch艂opi nie musieli nosi膰 ci臋偶ar贸w i 偶o艂nierzom nigdy na niczym nie zbywa艂o. Ale Justynian skasowa艂 tak偶e niemal wszystkie wielb艂膮dy i obecnie, kiedy armia rzymska posuwa si臋 w kierunku nieprzyjaciela, nie mo偶na zaopatrzy膰 jej we wszystko, co potrzeba.

Tak wygl膮da艂y najwa偶niejsze sprawy pa艅stwowe. Ale warto jeszcze wspomnie膰 o jednym ze 艣miesznych post臋pk贸w justyniana. W艣r贸d adwokat贸w Cezarei by艂 pewien Euangelos, cz艂owiek niepo艣ledni, kt贸ry dzi臋ki pomy艣lnym podmuchom fortuny sta艂 si臋 panem wielkiego maj膮tku i rozleg艂ych w艂o艣ci, a wreszcie kupi艂 nawet nadmorsk膮 wiosk臋 zwan膮 Porfyreon, za kt贸r膮 zap艂aci艂 300 funt贸w w z艂ocie. Dowiedziawszy si臋 o tym Justynian natychmiast odebra艂 mu now膮 posiad艂o艣膰 daj膮c w zamian drobn膮 cz膮stk臋 jej warto艣ci; powiedzia艂 przy tym, 偶e nie godzi si臋, aby Euangelos, jako adwokat, by艂 w艂a艣cicielem takiej wsi. Ale wystarczy to, co o tych sprawach wspomnia艂em; nie b臋d臋 o nich m贸wi艂 wi臋cej.

Je偶eli jednak chodzi o nowe zwyczaje wprowadzane przez Justyniana i Teo-

211

dor臋, to nale偶y doda膰 jeszcze jedno. Dawniej mianowicie senatorowie wchodz膮c do cesarza sk艂adali mu ho艂d w ten spos贸b, 偶e ka偶dy patrycjusz pochyla艂 skro艅 ku jego prawej piersi, a gdy odchodzi艂, cesarz sk艂ada艂 poca艂unek na jego g艂owie; wszyscy inni zginali prawe kolano, po czym odchodzili. Nie by艂o r贸wnie偶 w zwyczaj u bi膰 pok艂on贸w przed cesarzow膮. Ale za panowania justyniana i Teodory wszyscy cz艂onkowie Senatu, nawet patrycjusze, musieli przed ich obliczem pa艣膰 na twarz i rozpostar艂szy szeroko r臋ce i nogi ustami dotkn膮膰 st贸p obojga; potem dopiero wstawali. Teodora nigdy nie rezygnowa艂a z tych dowod贸w czci — ona, kt贸ra (rzecz dawniej nies艂ychana!) nie waha艂a si臋 przyjmowa膰 pos艂贸w perskich i innych barbarzy艅c贸w, i obsypywa膰 ich pieni臋dzmi, jak gdyby Cesarstwo Rzymskie by艂o jej w艂asno艣ci膮.

By艂o te偶 dawniej w zwyczaju, 偶e w rozmowie z panuj膮cym ludzie nazywali go po prostu “cesarzem", jego ma艂偶onk臋 “cesarzow膮", a innych dostojnik贸w wed艂ug nazwy urz臋du, kt贸ry w tej chwili ka偶dy z nich piastowa艂. Kiedy jednak kto艣 rozmawia艂 z Justynianem lub Teodora i wspomnia艂 o “cesarzu" czy “cesarzowej" zamiast nazywa膰 ich “w艂adc膮" i “w艂adczyni膮", albo gdy o艣mie-

212

li艂 si臋 okre艣li膰 kt贸rego艣 z urz臋dnik贸w mianem innym ni偶 “niewolnik", cz艂owiek taki by艂 natychmiast uznawany za zuchwa艂ego nieuka i odchodzi艂 w nie艂asce, jak gdyby pope艂ni艂 ci臋偶kie przest臋pstwo i obrazi艂 kogo艣 lepszego od siebie.

l jeszcze jedno: dawniej bardzo niewiele os贸b, a i te z wielk膮 trudno艣ci膮, mog艂o si臋 dosta膰 do Pa艂acu. Odk膮d jednak tych dwoje zasiad艂o na tronie, by艂o tam zawsze pe艂no urz臋dnik贸w i wszelkiego posp贸lstwa. Dawniej bowiem urz臋dnikom wolno by艂o zgodnie z w艂asnym sumieniem czyni膰 to, co s艂uszne i na co zezwala艂o prawo, wykonywaj膮c wi臋c swoje codzienne czynno艣ci przebywali w siedzibie urz臋du, obywatele za艣 nie widzieli 偶adnych akt贸w bezprawia i, rzecz jasna, bardzo rzadko niepokoili cesarza. Ale Justynian i Teodora, kt贸rzy ze szkod膮 poddanych usi艂owali skupi膰 w swych r臋kach wszystkie mo偶liwe sprawy, zmuszali ludzi, aby jak niewolnicy stale przesiadywali pod ich drzwiami, l niemal codziennie widzie膰 mo偶na by艂o opustosza艂e sale s膮dowe, podczas gdy na dworze cesarskim ludzie t艂oczyli si臋, k艂贸cili i popychali, a ka偶dy popisywa艂 si臋 przy tym pod艂膮 s艂u偶alczo艣ci膮. Ci wreszcie, kt贸rzy uchodzili za najwi臋kszych cesarskich ulubie艅c贸w,

213

przebywali tam ca艂ymi dniami i przewa偶nie przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 nocy, nigdy nie jedz膮c ani nie 艣pi膮c o zwyk艂ej porze, a偶 wreszcie nie mogli z wyczerpania utrzyma膰 si臋 na nogach. Do tego sprowadza艂a si臋 ich rzekoma pomy艣lno艣膰. Inni natomiast sprzeczali si臋 mi臋dzy sob膮, usi艂uj膮c dociec, gdzie w艂a艣ciwie po-dziewaj膮 si臋 pieni膮dze Rzymian. Jedni twierdzili, 偶e wszystko jest u barbarzy艅c贸w, drudzy, 偶e cesarz przechowuje je w licznych schowkach.

Kiedy zatem Justynian umrze jak ka偶dy inny cz艂owiek lub te偶 jako W艂adca Ciemno艣ci po偶egna si臋 z 偶yciem doczesnym, ludzie, kt贸rzy do偶yj膮 tej chwili, zna膰 b臋d膮 prawd臋.

214

PRZYPISY

1Antonina, kt贸r膮 Prokopiusz odmalowa艂 W jak najczarniejszych barwach, by艂a jednak kobiet膮 obdarzon膮 Wielkimi zaletami ducha i umys艂u. Towarzyszy艂a m臋偶owi we wszystkich jego kampaniach, by艂a w Afryce i w Italii, prze偶y艂a wraz z nim obl臋偶enie Rzymu, potem z samym Prokopiuszem zajmowa艂a si臋 organizacj膮 floty zbo偶owej w Neapolu. W czasie drugiej wojny z Gotami pos艂owa艂a od Belizariusza do Teodory w sprawie posi艂k贸w, ale nie zasta艂a ju偶 cesarzowej przy 偶yciu i uzyska艂a tylko tyle, 偶e Justynian odwo艂a艂 jej m臋偶a. Z “licznego potomstwa", o kt贸rym tu mowa, znany jest tylko Focjusz, kilkakrotnie wyst臋puj膮cy w Anecdota, a w II ks. Wojny z Wandalami Prokopiusz wspomina o c贸rce, kt贸ra po艣lubi艂a Ildigera. Z ma艂偶e艅stwa z Belizariu-szem urodzi艂a si臋 c贸rka Joannina. 2Jest to niemal dos艂owne zapo偶yczenie z Arystofanesa (Pok贸j, w. 620). Z komedii Chmury pochodz膮 “z艂e sprawy" (w rozdz. 14), a tak偶e “st膮panie po chmurach" (w rozdz. 20) i kilka innych.

3Prokopiusz zamierza艂, jak si臋 zdaje, napisa膰 oddzielne dzie艂o o stosunku Justyniana do religii i duchowie艅stwa, ale zamiaru nie zd膮偶y艂 wykona膰 i o sprawie Sylweriusza 偶adnych szczeg贸艂贸w ju偶 nie podaje. Znamy j膮 z Wta Silyerii (w tzw. Liber Pontificalis), wed艂ug kt贸rej papie偶 narazi艂 si臋 na gniew Teodory, poniewa偶 nie chcia艂 restytuowa膰 patriarchy Konstantynopola, Anthimosa, kt贸rego poprzedni papie偶, Agapet, usun膮艂 z urz臋du jako heretyka. “Wtedy cesarzowa wpad艂a w z艂o艣膰 i przez diakona Wigiliusza przes艂a艂a patry-cj usz贸w i Belizariuszowi takie polecenie: 芦Wyszukaj jaki艣 pow贸d do skargi przeciw

215

papie偶owi Sylweriuszowi i usu艅 go ze stolicy biskupiej, a przynajmniej przy艣lij rych艂o do nas. Jest tam archidiakon Wigiliusz, nasz ukochany pose艂, kt贸ry przyrzek艂 nam wezwa膰 z powrotem patriarch臋 Anthimosa.禄" Znaleziono 艣wiadk贸w, kt贸rzy stwierdzili, 偶e Sylweriusz korespondowa艂 z kr贸lem Got贸w, po czym Belizariusz wezwa艂 go do swojej rezydencji, a kiedy ,,Sylweriusz i Wigiliusz weszli do komnaty, patrycjuszka Antonina spoczywa艂a na 艂o偶u, a patrycjusz Belizariusz siedzia艂 u jej st贸p. l kiedy tylko [...] go zobaczy艂a, powiedzia艂a: 芦Powiedz nam, panie, co uczynili艣my tobie i Rzymianom, 偶e pragniesz zdrad膮 odda膰 nas w r臋ce Got贸w?禄" Wtedy obecni przy tym duchowni odprowadzili Sylweriusza do innego pokoju, ubrali go w str贸j zakonny, a Wigiliusz (kt贸ry zosta艂 po nim papie偶em) odes艂a艂 go do klasztoru W Foncie.

4O Janie z Kapadocji Prokopiusz wspomina kilkakrotnie, zawsze jako o wielkim 艂ajdaku. By艂a to zreszt膮 powszechna opinia, bo Jan s艂yn膮艂 z bezwzgl臋dno艣ci i okrucie艅stwa. Wsp贸艂czesny autor bizanty艅ski Joannes Laurentius Lydus (490—565) pisze o nim, 偶e “... trzyma艂 W pretorium p臋ta, dyby i kajdany, mia艂 prywatne ciemnice dla karania ludzi s艂u偶膮cych pod jego rozkazami [...]; tam wi臋zi艂 swe ofiary [...], ka偶dego poddaj膮c przer贸偶nym torturom i bez 偶adnego 艣ledztwa skazuj膮c na m臋czarnie tych, na kt贸rych doniesiono, 偶e posiadaj膮 pieni膮dze; po czym uwalnia艂 ich nagich — lub nie偶ywych. [...] O niejakim Antiochu, cz艂owieku ju偶 niem艂odym, powiedziano mu, 偶e posiada pewn膮 ilo艣膰 z艂ota, aresztowa艂 go wi臋c i zawiesi艂 na mocnych sznurach za r臋ce, a偶 starzec z Wykr臋conymi ramionami umar艂 w wi臋zach. Sam by艂em 艣wiadkiem tej zbrodni." Jan by艂

216

jednak u偶yteczny i Justynian nie chcia艂 si臋 go przez d艂ugi czas pozby膰, a偶 wreszcie musia艂 ust膮pi膰 pod naciskiem opinii... i Teodory. Wtedy Antonina zwabi艂a go do swego domu w nocy, gdzie zosta艂 przy艂apany przez ludzi z Pa艂acu, a nast臋pnie skazany na wygnanie.

5 Spraw臋 t臋 opisa艂 Prokopiusz w II ks. Wojny z Gotami. Prezydiusz, znakomity Rzymianin mieszkaj膮cy w Rawennie, postanowi艂 uciec przed Gotami i ,,wybra艂 si臋 niby na polowanie", zabieraj膮c ze sob膮 kilku s艂u偶膮cych oraz dwa sztylety wysadzane z艂otem i drogimi kamieniami. W drodze zatrzyma艂 si臋 w Spoletum, a Konstantyn pos艂a艂 tam swego cz艂owieka, kt贸ry odebra艂 Prezydiuszowi cenne sztylety. Ten natychmiast pojecha艂 do Rzymu, gdzie przebywa艂 Belizariusz, a wkr贸tce potem przyby艂 tam r贸wnie偶 Konstantyn. Belizariusz wys艂ucha艂 skargi Prezydiusza i przyrzek艂 mu dopom贸c, ale Konstantyn nie chcia艂 s艂ysze膰 o zwrocie sztylet贸w. “Wtedy Belizariusz zapyta艂 rozgniewany, czy Konstantyn wie, 偶e jest jego podw艂adnym", a kiedy ten dalej odmawia艂 zwrotu sztylet贸w, wezwa艂 stra偶; dosz艂o do b贸jki, ale Konstantyn zosta艂 obezw艂adniony, a potem, na rozkaz Belizariusza, stracony. ,,By艂 to jedyny niecny post臋pek Belizariusza, ca艂kowicie niezgodny z jego charakterem", pisze Prokopiusz i dodaje znamienn膮 uwag臋: ,,Ale Konstantynowi s膮dzona by艂a 艣mier膰."

6 ,,100 kentenaria". Prokopiusz stale operuje jednostk膮 kentenarium (czyli centenarium), przy czym sam Wyja艣nia gdzie indziej (Wojna z Persami), 偶e jest to “sto funt贸w, st膮d nazwa; bo 芦sto禄 nazywa si臋 u Rzymian centum".

7 Chosroes (Khosrau l Anuszirwan), syn Ka-Wada l (Kabadesa), panowa艂 W latach 531—579. Wraz z ojcem odbudowa艂 pot臋g臋 dynastii Sasanid贸w i zas艂yn膮艂 jako w艂adca sprawied-

217

l i Wy, m膮dry i szczodry, chocia偶 by艂 r贸wnie偶 bezwzgl臋dny, nieraz okrutny. W 532 r. zawar艂 “pok贸j wieczysty" zjustynianem, ale w 540 r., zaniepokojony bizanty艅skimi sukcesami w Italii, Wtargn膮艂 do Syrii, zdoby艂 Antiochi臋 i Wycofa艂 si臋 zabieraj膮c wielu je艅c贸w i znaczne 艂upy. P贸藕niej jego oddzia艂y walczy艂y z wojskami bizanty艅skimi w Lazyce (dawna Kolchida) i Mezopotamii. Walki te opisa艂 Proko-piusz w swojej Wojnie z Persami.

8 Gelimer (lub Geilimir) by艂 ostatnim kr贸lem pa艅stwa Wandal贸w w Afryce. W 533 r. Justynian pos艂a艂 do Afryki korpus ekspedycyjny pod dow贸dztwem Belizariusza, kt贸ry w nast臋pnym roku pokona艂 Gelimera i wzi膮艂 go do niewoli.

Witigis by艂 jednym z Wodz贸w gockich, kt贸rych Belizariusz rozgromi艂 w czasie swej zwyci臋skiej kampanii w Italii.

9 Totiia (lub Badui艂a) zosta艂 wybrany kr贸lem Ostrogot贸w w 541 r. i W ci膮gu kilku lat zdo艂a艂 wyprze膰 Wojska Justyniana (kt贸re od 536 r. odnosi艂y tam pod wodz膮 Belizariusza powa偶ne sukcesy) z p贸艂nocnej i 艣rodkowej Italii, a tak偶e zdoby膰 Neapol, a nawet Rzym. Do 550 r. odzyska艂 r贸wnie偶 Sardyni臋, Korsyk臋, cz臋艣膰 Sycylii i Dalmacj臋. Wtedy Justynian wys艂a艂 do Italii bardzo znaczne si艂y pod dow贸dztwem eunucha Narsesa, kt贸ry, id膮c z p贸艂nocy, otoczy艂 oddzia艂y Totili pod Taginae W Umbrii i ca艂kowicie je rozgromi艂 (552). Kr贸l Got贸w poleg艂 W tej bitwie.

10 Witalian, wymieniony jako “buntownik" w rozdz. VI, wyst膮pi艂 zbrojnie przeciw cesarzowi Anastazjuszowi l, ale za jego nast臋pcy Justyna zosta艂 przywr贸cony do 艂ask i doszed艂 do Wysokich godno艣ci. Jego siostrzeniec Jan Ws艂awi艂 si臋 m臋stwem w Wojnie z Gotami.

11 Germanus, bratanek Justyniana, by艂 powszechnie uwa偶any za ewentualnego nast臋pc臋

218

tronu, co zapewne t艂umaczy niech臋膰 Teodory do niego.

12 Anastazjusz l (ok. 430—518) by艂 urz臋dnikiem pa艂acowym cesarza Zenona i Wst膮pi艂 na tron po jego 艣mierci, dzi臋ki poparciu wdowy po Zenonie, kt贸r膮 po艣lubi艂. Za jego panowania toczy艂a si臋 wojna ,,izauryjska" — w艂a艣ciwie bunt zwolennik贸w Longinusa, brata Zenona, zako艅czony w 498 r. — oraz wojna z Persami (502—505), w kt贸rej obie strony ponios艂y du偶e straty i 偶adna nic nie uzyska艂a. 呕arliwy monofizytyzm Anastazjusza uczyni艂 go bardzo niepopularnym w prowincjach europejskich, co wykorzysta艂 jeden z jego dow贸dc贸w, Witalian. Stan膮艂 on na czele bardzo gro藕nej rewolty, do kt贸re] przy艂膮czyli si臋 H u nowi e. Ten bunt zosta艂 ostatecznie st艂umiony przez Marinusa w 514 r.

13 Justyn l (ur. 450) panowa艂 do 527 r. By艂 w艂a艣ciwie w艂adc膮 czysto tytularnym, gdy偶 przez ca艂y czas jego panowania pa艅stwem rz膮dzi艂 siostrzeniec Justynian (kt贸rego Justyn adoptowa艂) oraz kwestor Proklos. W kwietniu 527 mianowa艂 Justyniana wsp贸艂regentem, a w kilka miesi臋cy p贸藕niej zmar艂.

14 Pocz膮tki “stronnictw" cyrkowych si臋gaj膮 czas贸w republiki, kiedy zamo偶ni obywatele zak艂adali co艣 w rodzaju “towarzystw wy艣cigowych", aby urz臋dnikom odpowiedzialnym za urz膮dzanie zawod贸w (editores ludorum) dopom贸c finansowo i organizacyjnie. Te towarzystwa nazywa艂y si臋 factiones, ich przyw贸dcy domini factionum lub factionarii; z kolei nazwy poszczeg贸lnych fakcji zale偶a艂y od barwy stroju wo藕nicy, uprz臋偶y i pi贸ropuszy noszonych przez konie itd. Z pocz膮tku by艂y tylko dwa stronnictwa, Bia艂e (factio alba, albata) i Czerwone (f. russea, russata), p贸藕niej przyby艂o stronnictwo Zielone (factio prasina), Wreszcie B艂臋kitne (f. veneta). S艂yszymy tak偶e

219

o fakcji Z艂otej i Purpurowej, kt贸re wprowadzi艂 Domicjan (by膰 mo偶e, by艂y to barwy “stajni cesarskiej"), ale nie mia艂y one d艂ugiego 偶ywota.

W pierwszych wiekach cesarstwa wi臋kszo艣膰 cesarzy sprzyja艂a Zielonym, z czasem zreszt膮 na placu pozosta艂y tylko dwa nowsze stronnictwa; starsze (Biali i Czerwoni) istnia艂y jeszcze formalnie, ale w p贸藕norzymskich i bizanty艅skich czasach zupe艂nie o nich nie s艂ycha膰.

W Bizancjum rola stronnictw wzros艂a niepomiernie W stosunku do Rzymu. Niema艂膮 rol臋 odegra艂y tu Wzgl臋dy religijne: B艂臋kitni wraz z Justynianem byli “prawowierni", Zieloni byli stronnictwem monofizyckiej opozycji. Obie fakcje mia艂y bardzo 艣ci艣le opracowan膮 organizacj臋, specjalnych urz臋dnik贸w i funkcjonariuszy, m.in. “poet臋", “pie艣niarza", “baletmistrza"—i “krzykaczy", kt贸rzy dawali has艂o do owacji.

15 Ta niesamowita historia jest ca艂kowicie wyssana z palca. By艂a to prawdopodobnie popularna wersja legendy o okrutnym tyranie sprzed kilkuset lat — i dziwi膰 si臋 nale偶y, 偶e tak do艣wiadczony historyk jak Prokopiusz m贸g艂 j膮 potraktowa膰 na serio i bezkrytycznie powt贸rzy膰.

Z dobrych 藕r贸de艂— Swetoniusz i inni — wiadomo, 偶e Domicjan nie zosta艂 po膰wiartowany, lecz zasztyletowany we w艂asnym 艂贸偶ku przez wyzwole艅ca Stephanusa. Jego 偶ona Domicja (kt贸ra sama bra艂a udzia艂 w spisku na jego 偶ycie!) bynajmniej nie zajmowa艂a si臋 pogrzebem; cia艂em zaopiekowa艂a si臋 stara piastunka imieniem Phyllis, kt贸ra kaza艂a je spali膰, a urn臋 z prochami z艂o偶y艂a w rodzinnym grobowcu Flawiuszy. Prawd膮 jest natomiast, 偶e do czas贸w Prokopiusza zachowa艂 si臋 w Rzymie pos膮g Domicjana, stoj膮cy w uliczce

220

Wiod膮cej z Forum na Kapitol. By艂 on istotnie sklejony z licznych fragment贸w — co da艂o prawdopodobnie pocz膮tek owej 艂zawej i buduj膮cej historii. Pomnik ten by艂 zapewne, jak wszystkie inne podobizny Domicjana, zniszczony na rozkaz Senatu, ale kto艣 — by膰 mo偶e jacy艣 偶o艂nierze, gdy偶 armia pozosta艂a wierna pami臋ci swego cesarza—pozbiera艂 od艂amki, kt贸re po pewnym czasie pos艂u偶y艂y do odnowienia pos膮gu. Postawiono go pod Kapi-tolem, gdzie, jako jedyny Wizerunek Domicjana, przetrwa艂 przez kilkaset lat.

16 Istotnie imi臋 to nie najlepiej nadawa艂o si臋 dla ma艂偶onki cesarza, poniewa偶 ka偶demu, kto zna艂 艂acin臋, musia艂o si臋 kojarzy膰 ze s艂owem lupa (dos艂. “wilczyca"), kt贸re potocznie znaczy艂o tyle co “prostytutka" (por. lupanar).

17 W tych sprawach ma艂偶onkowie bynajmniej nie “udawali, 偶e maj膮 sprzeczne pogl膮dy", bo r贸偶nili si臋 w nich zasadniczo. Wydaje si臋 pewne, 偶e w wielkiej kontrowersji teologicznej, kt贸ra przez dwa stulecia wstrz膮sa艂a 艣wiatem rzymsko-bizanty艅skim, Justynian i Teodora zajmowali przeciwne stanowiska. W sporze tym z jednej strony stali wyznawcy credo soboru w Chalcedonie (451) — “Wierzymy w jednego Jezusa, Pana naszego, jedynego Boga, kt贸rego uznajemy w Dwu Naturach"— z drugiej strony monofizytyzm, a wi臋c doktryna jednej tylko, boskiej, natury Chrystusa, jak pisze wielki bizantynista Henri Gregoire: “wsz臋dzie dwa wyznania uto偶samia艂y si臋 ze stronnictwami politycznymi i spo艂ecznymi, kt贸re przybra艂y sobie za emblemat kolory 芦fakcji禄 cyrkowych: zieloni reprezentowali przewa偶nie ni偶sze klasy, kt贸re by艂y monofizyckie, b艂臋kitni — ortodoksyjn膮 bur偶uazj臋. [...] Justynian by艂 w zasadzie b艂臋kitny i ortodoksyjny, lecz waha艂 si臋 na jedn膮 lub drug膮 stron臋 pod nacis-

221

kiem okoliczno艣ci, a jeszcze bardziej pod wp艂ywem 偶ony Teodory, zdecydowanej mo-nofizytki..." (w pracy zbiorowej Bizancjum, Warszawa 1964, PAX, s. 98). Monofizyckie sympatie Teodory le偶a艂y u pod艂o偶a sprawy patriarchy Anthimosa i papie偶a Sylweriusza (por. przypis 3), a tak偶e prawdopodobnie wielu innych jej poci膮gni臋膰, kt贸re Proko-piusz zawsze przypisuje jak najni偶szym pobudkom.

18 Pierwszy wydawca i t艂umacz Anecdota, Alemannus, obliczy艂, 偶e osiem miast (m.in. Kartagina) otrzyma艂o nazw臋 lustiniana, przy czym Bederiana(lub Vederiana), rodzinne miasteczko Justyniana, zosta艂a ochrzczona lustiniana Prima; jedena艣cie miejscowo艣ci nazwano lustinianopolis. By艂 jeszcze Port Justyniana w Bizancjum, lustinianum Digestum, lustinia-nus Codex, przer贸偶ni urz臋dnicy, jak Proconsul lustinianus, Moderator lustinianus, Praetor lustinianus, nawet Yandali lustiniani Statio-narii i lustiniani Novi (“kandydaci praw"). Cesarzowa nie da艂a si臋 wyprzedzi膰: trzy miasta nazwano Theodorias, cztery — The-odoropolis, by艂o te偶 miasto zwane po prostu Theodora i Theodorianae Balneae. By艂a to zreszt膮 stara praktyka — wystarczy wspomnie膰 wszystkie Aleksandrie, Seleucje,Antio-chie, Augusty czy Cezaree.

19 W styczniu 532 r. wybuch艂a w cyrku, w obecno艣ci Justyniana, burzliwa awantura, sprowokowana przez Zielonych, kt贸rzy otwarcie zarzucili B艂臋kitnym zamordowanie kilku cz艂onk贸w ich stronnictwa i domagali si臋 od cesarza ukarania winnych. Nast膮pi艂y aresztowania, a poniewa偶 Justynian chcia艂 popisa膰 si臋 bezstronno艣ci膮, obj臋艂y one cz艂onk贸w obu fakcji. To bardziej jeszcze rozw艣cieczy艂o ludno艣膰 i 14 stycznia oba stronnictwa, po raz pierwszy zjednoczone w nienawi艣ci do rz膮du,

222

za偶膮da艂y zwolnienia z urz臋du kilku dygnitarzy: prefekta miasta, kwestora Tryboniana i prefekta pretorium Jana z Kapadocji; Justy-nian zgodzi艂 si臋, ale ta ust臋pliwo艣膰 sk艂oni艂a fakcjonist贸w do wszcz臋cia otwartego buntu. Rebelianci przez kilka dni panowali nad miastem, obwo艂ali nawet w艂asnego cesarza, i dopiero energiczna akcja Belizariusza po艂o偶y艂a kres zamieszkom. W walkach poleg艂o co najmniej 30000 ludzi, a po st艂umieniu powstania nast膮pi艂y dalsze represje. Bunt ten przeszed艂 do historii pod nazw膮 Mika, od greckiego s艂owa nika — zwyci臋偶aj, kt贸re sta艂o si臋 zawo艂aniem rebeliant贸w. 20 Amalasunta (Amalasuentha, 498—535) by艂a c贸rk膮 ostrogockiego kr贸la Italii Teodoryka Wielkiego. Jej syn, Atalaryk, wst膮pi艂 na tron po 艣mierci dziadka (526), ale panowa艂 tylko kilka lat i zmar艂, Amalasunta za艣, kt贸ra w tym czasie by艂a regentk膮, obj臋艂a teraz rz膮dy jako kr贸lowa, dziel膮c tron ze swym kuzynem Teodahadem (czyli Teodatem). By艂a to kobieta 艣wiat艂a, pi臋kna i odwa偶na, ale przez sw膮 proitalsk膮 i probizanty艅sk膮 polityk臋 sta艂a si臋 bardzo niepopularna w艣r贸d gockich notabl贸w. Trzech z nich skaza艂a na banicj臋, a potem na 艣mier膰, poniewa偶 spiskowali przeciwko niej, oraz nawi膮za艂a pertraktacje z Justynianem pragn膮c, Wraz ze skarbem kr贸lewskim, przenie艣膰 si臋 do Bizancjum. Na rozkaz (a w ka偶dym razie za wiedz膮 i zgod膮) Teodata zosta艂a wygnana do Toskanii i tam zamordowana w k膮pieli przez krewnych straconych przez ni膮 Got贸w. Jej 艣mier膰 sta艂a si臋 dla Justyniana pretekstem do kampanii przeciw Gotom, w kt贸rej Belizariusz odni贸s艂 wielkie sukcesy. Insynuacje Prokopiusza, jakoby Amalasunta zgin臋艂a z woli Teodory, nie s膮 wiarygodne. Teodora mog艂a co prawda mie膰 powody do zazdro艣ci, ale nie wydaje si臋 prawdopodobne,

223



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PROKOPIUSZ Z CEZAREI - HISTORIA SEKRETNA.brak ko艅ca
07 Prokopiusz z Cezarei Historia sekretna (2)
Prokopiusz z Cezarei Historia Sekretna 2
Prokopiusz Z Cezarei Historia Sekretna
22895707 Prokopiusz Z Cezarei Historia Sekretna
Prokopiusz z Cezarei Historia Sekretna 2
Prokopiusz z Cezarei Historia Sekretna
Prokopiusz Z?zarei Historia Sekretna (4)
Prokopiusz Z?zarei Historia Sekretna
Prokopiusz Z?zarei Historia Sekretna
Prokopiusz z?zarei Historia Sekretna (6)
c Najwiekszy w historii sekret robienia pieniedzy

wi臋cej podobnych podstron