Censziab Serkong Rinpocze I
Tłumaczenie:Alexander Berzin
Dharamsala, Indie, 4 czerwca 1983 r.
Tłumaczenie na polski: Joanna Grela
Dwie są tradycje rozwijania bodhiczitty, serca w pełni oddanego innym oraz oddanego osiągnięciu oświecenia, by pomagać innym najbardziej jak to możliwe. Są to: siedmioczłonowa tradycja przyczynowo-skutkowa oraz tradycja zrównywania nastawienia i wymiany siebie na innych. Każda z nich ma swoje odrębne sposoby rozwijania w pierwszym rzędzie bezstronności, będącej tu praktyką wstępną. Choć za każdym razem mówi się o bezstronności używając tego samego słowa, rozwijany jest inny jej rodzaj.
Bezstronność pojawiająca się zanim rozpoznamy, iż wszyscy byli naszymi matkami w przypadku siedmioczłonowej medytacji na przyczynę i skutek zakłada wizualizację przyjaciela, wroga i kogoś obcego. Jest to bezstronność, dzięki której przestajemy lgnąć i odpychać. Jedno z jej określeń to „ sama bezstronność, dzięki której przestajemy lgnąć i odpychać”. Słówko „sama” oznacza, że jest jeszcze metoda, dzięki której pojawia się coś jeszcze. Inne określenie pierwszego typu bezstronności to „sama bezstronność będąca sposobem rozwijania bezstronności tak jak robią to śrawakowie i pratiekabuddowie”. Śrawakowie (słuchający) i pratiekabuddowie (rozwijający się sami) to dwa typy praktykujących w obrębie hinajany (skromnego pojazdu) nauczanej przez Buddę. W tym określeniu słówko „sama” oznacza, że wraz z tym rodzajem bezstronności nie musimy mieć oddanego serca, bodhiczitty.
Bezstronność, którą rozwijamy jako podstawę dla zrównywania nastawienia oraz wymiany siebie na innych, to nie tylko pierwszy rodzaj bezstronności. Jest jeszcze bezstronność, w której – zarówno w myślach, jak i w działaniu – brak uczuć bliskości bądź oddalenia, gdy pomagamy innym istotom i usuwamy ich problemy. To bezstronność wyróżniana i rozwijana w niepospolitej mahajanie (rozległy pojazd).
Rozwijanie bezstronności pojawiającej się zanim rozpoznamy, iż wszyscy byli naszymi matkami w przypadku siedmioczłonowej medytacji na przyczynę i skutek przebiega jak następuje.
Najpierw wizualizujemy trzy osoby: a) niegrzeczną i niemiłą, której nie lubimy bądź którą uważamy za wroga; b) bliską, drogą czy ukochaną osobę albo przyjaciela; c) kogoś obcego, wobec kogo nie żywimy żadnych z powyższych uczuć. Wizualizujemy te trzy postacie naraz.
Jakie pojawia się w nas uczucie, gdy kolejno myślimy o tych trzech osobach? Nieprzyjemne, niewygodne uczucie czy wręcz odpychanie, gdy skupiamy się na kimś, kogo nie lubimy. Wobec uwielbianego przyjaciela pojawia się w nas lgnięcie i przywiązanie. Z kolei wobec kogoś nieznajomego, obcego czujemy obojętność – nie chcemy mu ani szkodzić, ani specjalnie pomagać, bo nie jest to dla nas ktoś ani atrakcyjny, ani odpychający.
Najpierw popracujmy z osobą, której nie lubimy czy nawet uważamy za wroga.
Pozwólmy pojawić się uczuciu odpychania. Gdy stało się ono wyraźne,
Zauważamy, że pojawia się następne, a mianowicie, że byłoby miło, gdyby przytrafiło jej się coś złego albo gdyby doświadczyła czegoś, czego nie chce.
Badamy, dlaczego pojawiły się w nas takie złe uczucia czy życzenia. Zazwyczaj odkrywamy wtedy, że jest tak, bo ta osoba jakoś nas uraziła, zaszkodziła nam, zrobiła lub powiedziała coś nieprzyjemnego – nam lub naszym przyjaciołom. I to dlatego chcemy, by spotkało ją coś złego albo by nie dostała tego, czego chce.
Teraz myślimy o powodach, dla których chcemy, by coś niedobrego przytrafiło się tej osobie, której nie lubimy. Sprawdzamy, czy mamy naprawdę ważny powody. Rozważamy kolejno:
W poprzednich żywotach, osoba, która uważamy za wroga, był moją matką i ojcem wiele, wiele razy; była też moim przyjacielem czy krewnym. Pomagała mi niezliczoną ilość razy.
Nie wiadomo, co się jeszcze wydarzy w tym życiu. Może mi ta osoba bardzo pomóc albo stać się moim przyjacielem. Takie rzeczy się zdarzają.
Tak czy inaczej, ona i ja mamy przed sobą niezliczone przyszłe życia i na pewno kiedyś znowu będzie moją matką lub ojcem. Spodziewam się, że będzie mi wtedy pomagać. To dlatego że w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości liczę na jej pomoc, na dłuższą metę powinna być moim przyjacielem. Na pewno. Jeśli teraz, w tym życiu, zraniła mnie czy skrzywdziła, uznanie jej od razu za wroga nie jest w porządku.
Przemyślmy kilka przykładów. Wyobraźmy sobie na przykład ważnego urzędnika bankowego albo kogoś bogatego, kto może i chce dać nam sporo pieniędzy, zrobił to już wcześniej, a któregoś dnia był nie w sosie i dał nam w twarz. Gdybyśmy się na niego zezłościli i zaczęli żywić urazę, mógłby nam już nigdy nie dać więcej pieniędzy. Mógłby rozmyślić się i dać je komuś innemu. Z drugiej strony, jeśli zniosę policzek, nie wybuchnę, może nawet w przyszłości będzie mnie on bardziej lubił za to, że nie zrobiłem z tego epizodu afery. Może nawet da mi więcej, niż początkowo planował. Jeśli jednak zdenerwuję się tym jednorazowym incydentem i zrobię awanturę, będzie jak w tybetańskim przysłowiu mówiącym: „Masz w ustach jedzenie, ale język je wypycha”.
Muszę rozważyć dłuższą perspektywę dotyczącą osoby, której nie lubię, oraz wszystkich istot w ogóle. Ich pomoc w przyszłości jest na sto procent pewna. Dlatego całkowicie niewłaściwym byłoby upierać się przy złości z powodu jakiejś jednej błahej krzywdy.
Pomyślmy jak to skorpion, dzikie zwierzę czy jakiś duch na najlżejsze zaledwie szturchnięcie czy prowokację natychmiast reaguje atakiem. W odniesieniu do nas, widzimy, jak niewłaściwe jest zachowywanie się jak takie stworzenia. Tylko rozprzestrzeniamy gniew. Niezależnie od tego, co niemiłego ktoś nam zrobił, nie będziemy wybuchać i się złościć, w przeciwnym razie będziemy jak dzikie zwierzę czy skorpion.
Na koniec formułujemy sylogizm. Przestanę złościć się na innych, gdy wyrządzą mi przykrość czy krzywdę, ponieważ:
w przeszłych żywotach byli oni moimi rodzicami;
później w tym życiu mogą stać się moimi przyjaciółmi;
w przyszłości prędzej czy później odrodzą się jako moi rodzice i będą mi bardzo pomagać, a zatem w trzech czasach są mi pomocni;
jeśli zezłoszczę się w odpowiedzi, nie będę lepszy od dzikiego zwierza. Dlatego przestanę złościć się z powodu błahostek, które mi robią.
skupiamy się na przyjacielu lub ukochanym stojącym w grupie z nieprzyjacielem i kimś obcym – grupie, którą wizualizowaliśmy na początku.
Pozwalamy pojawić się uczuciu przyciągania i przywiązania.
Pozwalamy sobie na jeszcze silniejsze uczucie chcenia tej osoby, po czym
badamy powody naszego zauroczenia i lgnięcia. Może wynika ono z faktu, że ta osoba jakoś nam pomogła albo zrobiła coś miłego, sprawiła, że dobrze się czuliśmy, a teraz coś nas do niej ciągnie.
Sprawdzamy teraz, czy faktycznie mamy powody, by mieć takie uczucia. Nie są one dobre jako że
niewątpliwie w poprzednich życiach osoba ta była moim wrogiem, krzywdziła mnie, a nawet jadła moje mięso i piła moją krew.
Później w tym życiu może stać się moim najzacieklejszym wrogiem.
W przyszłych żywotach kiedyś na pewno skrzywdzi mnie albo sprawi mi dużą przykrość.
Skoro z błahego powodu sprawienia mi jakiejś radości w tym życiu staję się tak zauroczony i przywiązany, nie jestem lepszy od mężczyzn zwabionych pieśniami syren-ludojadów. Takie syreny przybierają atrakcyjną postać, nęcą mężczyzn, a następnie pożerają.
Postanawiamy nie lgnąć do nikogo z powodu miłych drobnych rzeczy, które nam ktoś robi podczas tego życia.
Po trzecie, postępujemy tak samo z osobą, która jest pośrodku: kimś obojętnym – ani naszym wrogiem, ani przyjacielem.
Skupiamy się na takiej zwizualizowanej osobie,
pozwalamy sobie na brak uczuć wobec niej, brak pragnień szkodzenia bądź pomagania jej, brak chęci pozbycia się jej czy zatrzymania,
czujemy jeszcze silniej, że ją ignorujemy.
Badamy, dlaczego tak wobec niej czujemy. Jest tak, bo nie sprawiła nam ani przyjemności ani przykrości, nie czujemy więc z nią żadnego związku.
Kiedy sprawdzamy, czy to wystarczający powód, by tak ją odbierać, widzimy, że na dobrą sprawę nie jest ona kimś obcym, gdyż w niezliczonych przeszłych żywotach, później w tym życiu oraz w życiach przyszłych będzie nam bliska, będzie naszym przyjacielem itd.
W taki sposób będziemy w stanie powstrzymać wszelkie uczucia gniewu, przywiązania bądź obojętności wobec wrogów, przyjaciół i nieznajomych. To sposób na rozwinięcie bezstronności, jakiej doświadczają śrawakowie i pratiekabuddowie, oraz która jest wstępem do rozpoznawania wszystkich jako naszych matek dzięki siedmioczłonowej metodzie przyczyny i skutku, stosowanej, by rozwinąć bodhiczittę – otwarte na innych serce.
Bezstronność rozwijana jako zrównywanie nastawienia oraz wymiana siebie na innych osiągana jest dwojako:
w oparciu o względny punkt widzenia,
w oparciu o najgłębszy punkt widzenia.
Pierwsza (opierająca się na względnym punkcie widzenia) dzieli się na dwie:
sposób aktualizacji, który zależy od naszego punktu widzenia,
sposób aktualizacji, który zależy od punktu widzenia innych.
Pierwszy (sposób aktualizacji, który zależy od naszego punktu widzenia) obejmuje trzy punkty:
Ponieważ z perspektywy niezliczonych żywotów wszystkie istoty były naszymi rodzicami, krewnymi i przyjaciółmi, niewłaściwym jest czuć się bliżej z jednymi, a dalej wobec innych, uważać jednych za przyjaciół, a innych za wrogów, chcieć przebywać z jednymi, a innych odtrącać. Powinniśmy myśleć, że jeśli nie widzieliśmy swojej matki przez dziesięć minut, dziesięć lat czy dziesięć żywotów, to przecież jest ona ciągle naszą matką.
Jest jednak możliwe, że te wszystkie istoty czasem pomagały mi, a czasem szkodziły. Porównując, ile razy mi pomogły, a ile szkodziły, widzimy, że szkoda była nieznaczna. Dlatego niewłaściwym jest czuć się bliżej z jednymi, a dalej wobec innych.
Z pewnością umrzemy, jednak czas naszej śmierci jest niepewny. Załóżmy na przykład, że otrzymaliśmy wyrok śmierci, a egzekucja ma się odbyć nazajutrz. Głupotą byłoby spędzać ostatni dzień na złoszczeniu się i krzywdzeniu kogoś. Wybierając robienie czegoś błahego, zaprzepaszczamy okazję zrobienia czegoś pozytywnego i znaczącego w ostatnim dniu naszego życia. Zdarzyło się, że kiedyś pewien urzędnik wściekł się na kogoś i przez cały dzień obmyślał, jak go srogo ukarać. Przez cały dzień snuł plany, ale nazajutrz rano, zanim cokolwiek zrobił, nagle zmarł. Z tej perspektywy jego złość była absurdalna. Podobnie, gdyby osoba, którą chcemy skrzywdzić, miała jutro umrzeć – bez sensu byłoby jej dzisiaj szkodzić.
Także obejmuje trzy punkty:
Musimy zdać sobie sprawę, że nie chcemy cierpieć, nawet we śnie, i niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, szczęścia nigdy nie mamy dosyć. To samo jest prawdziwe w odniesieniu do absolutnie wszystkich innych. Każda istota, począwszy od najmniejszego robaczka, chce być szczęśliwa i nigdy nie chce cierpieć czy mieć problemów. Dlatego niewłaściwe jest odpychanie jednych i lgnięcie do innych.
Załóżmy, że dziesięciu żebraków stoi przed naszymi drzwiami. To nie w porządku dać jedzenie jedynym, a innym nie. Wszyscy są równi – głodni i potrzebują jedzenia. Podobnie ze szczęściem niesplamionym pomieszaniem – któż je ma? Zresztą nawet szczęścia zabarwionego pomieszaniem nie dostaje istotom. Każdy najbardziej chce je znaleźć. Dlatego niewłaściwym jest odpychać jednych, a zapraszać wybranych.
Wyobraźmy sobie teraz inny przykład: dziesięciu chorych. Wszyscy są równi: biedni i chorzy. Dlatego nie fair byłoby faworyzować niektórych, leczyć ich, a lekceważyć pozostałych. Podobnie wszystkie istoty są biedne z powodu swych specyficznych kłopotów oraz z powodu powszechnych problemów niekontrolowanie nawracającego istnienia, czyli samsary. Z tego powodu niewłaściwym jest czuć się bliżej z jednymi, a dalej wobec innych.
Sposób aktualizacji, który zależy od najgłębszego punktu widzenia, również obejmuje trzy punkty:
Myślimy o tym, jak z powodu pomieszania nazywamy kogoś, kto nam pomaga lub jest dla nas miły, prawdziwym przyjacielem, tego zaś, kto nam sprawia przykrość – prawdziwym wrogiem. Gdyby jednak faktycznie naprawdę istnieli oni jako ci jakimi ich nazywamy, wtedy sam Budda Tathagata (Autentycznie Przetransformowany) musiałby ich postrzegać w taki właśnie sposób. Nigdy tak jednak nie było. Jak powiedział Dharmakirti w Komentarzu do [Kompendium] prawomocnie poznających umysłów [autorstwa Dignagi], (Pramanavartittika): „Budda jest jednakowy wobec kogoś, kto zrasza jego ciało perfumowaną wodą oraz kogoś, kto sieka jego ciało mieczem”.
Możemy też ujrzeć tę bezstronność w sposobie, w jaki Budda traktował swego kuzyna Dewadattę, który – z zazdrości – zawsze starał mu się zaszkodzić. My zatem również powinniśmy unikać stronniczości wynikającej z pomieszanego uznawania, że inni naprawdę istnieją w kategoriach, w jakie ich wtłaczamy. Nikt tak nie istnieje. Powinniśmy pracować nad zarzuceniem lgnięcia do prawdziwego istnienia. Lgnięcie to pochodzi z naszych pomieszanych umysłów sprawiających, iż rzeczy jawią nam się w nieprawdziwy sposób.
Ponadto, jeżeli poszczególne istoty naprawdę istniałyby jako przyjaciele i wrogowie, tak jak ich postrzegamy, wtedy nic nie mogłoby się zmienić. Rozważmy przykład zegarka, co do którego uważamy, iż zawsze pokazuje dokładny czas. Tak jak możliwe jest, by się czasem spóźnił, tak samo status innych istot nie jest raz na zawsze ten sam; też może się zmieniać. Kiedy myślimy nad naukami o niepewności dotyczącej niekontrolowanie nawracających samsarycznych sytuacji, pomaga to zrozumieć przykład syna zjadającego swego ojca, bijącego matkę i kołyszącego wroga. Przykład ten pojawia się wśród instrukcji dotyczących rozwijania średniego poziomu motywacji na stopniowej ścieżce do oświecenia (lam-rim).
Pewnego razu arja (duchowo rozwinięta istota) Katjajana przybył do domu, w którym ojciec odrodził się jako ryba, a syn go zjadał. Syn bił ośćmi ryby psa, który poprzednio był jego matką i kołysał w ramionach syna, który był jego wrogiem. Katjajana roześmiał się widząc absurdalność zmian statusu istot błąkających się po samsarze. Powinniśmy przestać widzieć ludzi w sztywny, ustalony sposób, wtłaczać w kategorie przyjaciela lub wroga i na tej podstawie jednych hołubić a innych odrzucać.
W Kompendium treningów (Shikshasamuccaya) Śantidewa wyjaśnił, jak pojęcia „ja” oraz „inni” wzajemnie od siebie zależą. To jak w przykładzie z odległą i bliską górą – te pojęcia są od siebie zależne. Gdy stoimy na jednej, druga góra wydaje się odległa, gdy zaś staniemy na tamtej, ta, która była blisko jest teraz daleko. Tak samo nie jesteśmy jakimś „ja”, bo gdy patrzymy na to z perspektywy kogoś innego, to on jest „ja”, a my jesteśmy „innym”. Tak też przyjaciel i wróg to tylko różne sposoby patrzenia na jakąś osobę. Można być równocześnie przyjacielem jednej osoby i wrogiem innej. Tak jak góra może być odległa i bliska... Wszystko zależy od punktu widzenia.
Po przemyśleniu powyższych punktów, musimy powziąć pięć postanowień.
Niezależnie od tego, czy patrzymy na rzecz ze względnego czy z najgłębszego punktu widzenia, nie ma powodu, by jednych ludzi uważać za bliskich a innych za dalekich. Dlatego musimy podjąć stanowczą decyzję: przestanę być stronniczy. Wyzbędę się stronniczych uczuć, odrzucając jednych i hołubiąc innych. Skoro wrogość i przywiązanie jednakowo szkodzą mi w tym i w przyszłych życiach, doraźnie i ostatecznie, na krótszą i na dłuższą metę, to nie ma z nich pożytku. Stanowią korzeń setek rodzajów cierpienia. Są jak straż trzymająca mnie w więzieniu niekontrolowanie nawracających problemów samsary.
Rozważmy przykład tych, którzy pozostali w Tybecie po powstaniu w 1959 roku. Ci, którzy byli przywiązani do swoich klasztorów, bogactw, posiadłości, domów, krewnych, przyjaciół itp., nie byli w stanie zostawić ich. Następnie byli osadzani w więzieniu bądź w obozach koncentracyjnych na dwadzieścia lub więcej lat, a to z powodu przywiązania. Stronniczość jest jak rzeźnik który prowadzi nas w ogień piekielnych światów pozbawionych radości. To gnijące wewnątrz nas demony, pozbawiające nas snu. Musimy się ich za wszelką cenę pozbyć.
Z drugiej strony, jednakowe traktowanie innych, polegające na życzeniu wszystkim szczęścia i braku problemów czy cierpienia, jest ważne pod każdym względem – doraźnie i ostatecznie. To główna droga przemierzana przez wszystkich buddów i bodhisattwów. To intencja i podstawowe życzenie wszystkich buddów trzech czasów. Dlatego powinniśmy myśleć, że niezależnie od krzywdy czy pomocy jakiej doznaliśmy od jakiejś istoty, z naszej strony nie ma różnicy. Nie będziemy się ani złościć, ani przywiązywać. Nie będziemy uważać jednych za dalekich nam, a innych za bliskich. Nie istnieje żaden inny sposób czy metoda, by radzić sobie z różnymi sytuacjami. Jesteśmy całkowicie zdecydowani. Będziemy jednakowo traktować innych w sensie myślenia o nich i zachowania się wobec nich, bo każdy chce szczęścia i nie chce nigdy cierpieć. Postaram się ze wszystkich sił, żeby tak było. Duchowy nauczycielu, zainspiruj mnie, bym był w stanie jak najlepiej to zrobić. Takie powinny być nasze myśli podczas praktyki, gdy recytujemy pierwszą z pięciu strof Ceremonii ofiar dla duchowych nauczycieli (Lama cziepa; Guru pudża):
Zainspiruj nas, byśmy przyczyniali się do cudzego komfortu i radości,
Myśląc, że inni i my nie jesteśmy różni:
Nikt nie chce nawet najlżejszego cierpienia
I nie jest też zadowolony ze szczęścia, którego doświadcza.
Podczas tej pierwszej strofy modlimy się o jednakowe nastawienie, o wyzbycie się uczuć bliskości i oddalenia tak w myślach, jak i działając, gdy przynosimy innym szczęście i usuwamy cierpienie – jednakowo traktując wszystkich. Taka postawa równości to bezstronność czy jednakowe nastawienie wobec wszystkich. Stanowczo postanawiamy rozwijać ją i osiągnąć – tak jakbyśmy ujrzeli w sklepie coś wspaniałego i postanowili to nabyć.
Następnie rozważamy wady myślenia tylko o sobie. Z powodu egoistycznego nastawienia nasze zachowanie jest destrukcyjne, popełniamy dziesięć typów negatywnych działań, co prowadzi nas do piekielnych odrodzeń. Stamtąd aż do poziomu arhata (istoty wyzwolonej, ale nie oświeconej) – egoistyczne nastawienie powoduje utratę szczęścia i spokoju. Choć bodhisattwowie są bliscy oświecenia, jedni z nich są bliżej, a inni dalej swego celu. Różnica między nimi polega na egoizmie, jaki im jeszcze w subtelnym stopniu towarzyszy. Kłótnie między duchowymi nauczycielami i uczniami, w rodzinach lub wśród przyjaciół – wszystko to pochodzi z myślenia o sobie. Musimy zdać sobie sprawę, że jeśli nie pozbędziemy się ropiejącej papki egotyzmu i egoistycznego zajmowania się sobą, nie ma możliwości faktycznie cieszyć się szczęściem. Dlatego nie oddam się na pastwę egoistycznego nastawienia. Duchowy nauczycielu, proszę, zainspiruj mnie, bym porzucił wszelkie egocentryczne zainteresowania. O to chodzi w drugiej strofie:
Zainspiruj nas, byśmy ujrzeli, iż ta chroniczna choroba myślenia o sobie
Jest źródłem naszego niechcianego cierpienia
I dlatego, upatrując w niej winę,
Mogli zniszczyć potwornego demona egoizmu.
Tak oto podczas drugiej strofy mocno postanawiamy pozbyć się egoistycznego nastawienia i troski.
Następnie myślimy o pożytkach i zaletach wynikających z troski o innych. W tym życiu – wszelkie szczęście i powodzenie; w życiach przyszłych – ludzkie lub boskie odrodzenie; mówiąc zaś ogólnie – dzięki myśleniu o innych jesteśmy szczęśliwi i osiągamy oświecenie. Powinniśmy wiele nad tym myśleć, rozważając liczne przykłady. Na przykład popularność lubianego urzędnika wynika z jego troski o innych. Nasza etyczna samodyscyplina powstrzymywania się od odbierania życia czy okradania wypływa z troski o innych i może zapewnić nam ludzkie odrodzenie.
Jego Świątobliwość Dalaj Lama, na przykład, zawsze myśli o pomyślności każdego i wszędzie, a wszystkie jego zalety pochodzą z tej troski. Kama, bóg pożądania, nie był w stanie zaszkodzić bodhisattwie o imieniu Togme Zangpo. Ten wielki tybetański praktykujący był kimś, kto widząc owada wlatującego w płomień, płakał. Szczerze troszczył się o wszystkich, dlatego nawet duchy czy zastępy Kamy nie mogły go skrzywdzić. Było tak, bo jak twierdziły same duchy, Togme myślał wyłącznie o pomaganiu im.
W jednym z wcześniejszych żywotów Buddy, gdy ten odrodził się jako Indra, król bogów, trwała właśnie wojna między bogami i półbogami. Ci ostatni wygrywali, dlatego Indra czmychnął do swego rydwanu. Na drodze ujrzał skupisko gołębi i bojąc się, że mógłby je stratować, zatrzymał wóz. Gdy półbogowie zorientowali się, że Indra stanął, pomyśleli, iż ma zamiar zawrócić i zaatakować, i błyskawicznie rozpierzchli się. Gdy przeanalizujemy to wydarzenie, zobaczymy, że ich ucieczkę tak naprawdę spowodowało nastawienie Indry. Rozważając przykłady, powinniśmy myśleć o pożytkach płynących z troski o innych.
Kiedy jakiś urzędnik dostojnie siedzi w swym urzędzie, jego pozycja i wszystko z nią związane zależy od istnienia innych. Dobroć innych polega na fakcie, że w ogóle istnieją. Gdyby nikt poza tym urzędnikiem nie istniał, jego urzędowanie nie miałoby racji bytu. Urzędnik nie miałby nic do roboty. Nawet gdyby inni istnieli, lecz nie przychodzili, mógłby tylko bezużytecznie siedzieć. Jeśli jednak przychodzi wiele osób, licząc, że on załatwi ich sprawy, może dostojnie siedzieć i im służyć. To samo dotyczy lamy. Gdy są inni – siedzi i naucza. Jego pozycja całkowicie zależy od tego, czy są inni, którym może pomóc. Naucza dharmy, by odnieśli z tego korzyść, ale jego pomoc zależy od istnienia innych.
Dzięki miłości i współczuciu, dzięki trosce o innych możemy szybko stać się oświeceni. Jeśli ktoś nas krzywdzi, a my jesteśmy cierpliwi, zbliżamy się przez to do oświecenia. Jest to możliwe, gdy troszczymy się o innych. Dlatego ponieważ istoty stanowią podstawę czy korzeń wszelkiego naszego szczęścia i powodzenia, musimy postanowić, iż niezależnie od ich zachowania, będziemy zawsze troszczyć się o wszystkie bez wyjątku. Inne istoty są jak nasi duchowi nauczyciele, buddowie czy drogocenne klejnoty. Powinniśmy dbać o nie, czuć smutek, gdy im się nie układa, bezwzględnie nigdy ich nie odrzucać. Będziemy wobec innych zawsze mili i pełni ciepła. Proszę, zainspiruj mnie, mój duchowy przewodniku, bym ani przez chwilę nie był pozbawiony dobrego serca i ciepłych uczuć dla innych. Takie jest znaczenie trzeciej strofy:
Zainspiruj nas, byśmy widzieli, że troska o nasze matki
i chęć zapewnienia im szczęścia
To brama wiodąca do niezmierzonych zasług.
Dlatego dbam o błądzące istoty bardziej niż o siebie,
Nawet jeśli okażą się one moimi wrogami.
W taki sposób postanawiamy skupić się głównie na trosce o innych.
Polegając na myśleniu o wadach troszczenia się tylko o siebie oraz o wielu pożytkach płynących z troski o innych, czujemy, iż musimy dokonać przewartościowania. Czy potrafimy to zrobić? Na pewno tak! Możemy zmienić swoje nastawienie, bo Budda, zanim stał się oświecony, był taki jak my teraz. Jak my błądził od odrodzenia do odrodzenia, tkwiąc w niekontrolowanie powracających sytuacjach i problemach samsary. Budda zmienił jednak swe nastawienie. Myśląc o innych, osiągnął szczyt, był w stanie wypełnić cele swoje i innych istot.
Przeciwnie do niego, my myślimy wyłącznie o sobie, ignorując innych. Nie przynosząc pożytku innym, sami też niczego nie osiągamy. Dbając o siebie i ignorując innych, jesteśmy zupełnie bezradni, niezdolni do osiągnięcia czegoś naprawdę znaczącego. Nie możemy naprawdę wyrzec się samsary, nie jesteśmy zdeterminowani osiągnąć wolność od problemów. Nie potrafimy nawet uchronić się przed upadkiem w któreś z niższych odrodzeń. Rozmyślamy nad wadami troszczenia się tylko o siebie oraz nad pożytkami płynącymi z troski o innych. Skoro Budda mógł zmienić swoje nastawienie, a był jak my, również i my możemy się zmienić.
To nie wszystko. Z czasem jesteśmy w stanie troszczyć się o ciała innych jak o własne. W końcu wzięliśmy się z kropli spermy i komórki jajowej pochodzących z cudzych ciał, naszych rodziców. Potrafimy się o nich troszczyć. Początkowo były to obce ciała. A więc potrafimy zmieniać swe nastawienie względem siebie i innych. To nie jest niemożliwe. Samo myślenie o tym niczego jednak nie zmieni. Musimy faktycznie odwrócić swe nastawienie, wymienić siebie na innych. Jesteśmy w stanie. Dlatego zainspiruj mnie, duchowy nauczycielu, abym tego dokonał. Do tego popycha nas czwarta strofa:
Mówiąc krótko, zainspiruj nas, byśmy zrozumieli różnicę między
Błędami dziecinnych istot, niewolników egoistycznych dążeń,
I zasługami Króla Mędrców działającego tylko dla innych
Oraz byśmy byli w stanie zrównać i zmienić swoje nastawienie
Ze skupiania się na sobie na myślenie o innych.
Decyzja, jaką podejmujemy, dotyczy bezwzględnej zmiany nastawienia odnośnie siebie i innych.
Ponownie myślimy o wadach troszczenia się tylko o siebie i pożytkach płynących z troski o innych. Tym razem robimy to inaczej: rozważamy dziesięć
destruktywnych i dziesięć konstruktywnych działań, kolejno po jednym z każdej listy. Uświadamiamy sobie ich skutki z perspektywy dbania o siebie i o innych. Na przykład, jeśli myślimy tylko o sobie, nie zawahamy się odebrać życia innym, skutkiem czego odradzamy się w bezradosnych sferach piekieł, a kiedyś później, gdy znów odrodzimy się jako człowiek, nasze życie będzie krótkie i będziemy nękani chorobami. Z drugiej strony, jeżeli troszczymy się o innych, nie będziemy odbierać im życia, a w rezultacie odrodzimy się lepiej, nasze życie będzie długie itd. Tak samo rozważamy kradzież i powstrzymywanie się od niej, folgowanie niewłaściwej seksualności oraz powstrzymywanie się od niej i tak dalej. W skrócie, piąta strofa jest następująca:
Skoro myślenie o sobie to brama dla wszelkich utrapień,
A troska o swoje matki to baza dla wszelkiego dobra,
Zainspiruj nas, by jądrem naszej praktyki
Stała się joga wymiany siebie na innych.
Piąta decyzja to stanowcze postanowienie zmiany nastawienia ze skupienia na sobie na troskę o innych. Nie chodzi tu, oczywiście, o to, że od teraz ja to ty, a ty to ja. Chodzi o zmianę obiektu troski. Zamiast dbać wyłącznie o siebie i ignorować innych, teraz ignorujemy egoistyczne dążenia i myślimy o potrzebach innych. Jeśli tego nie zrobimy, niczego nie osiągniemy. Jeżeli jednak zmienimy swe nastawienie, na takim fundamencie możemy robić wizualizacje dawania szczęścia innym i zabierania ich cierpienia, możemy ćwiczyć się w miłującej dobroci i współczuciu. Wtedy będziemy w stanie podjąć wyjątkowe postanowienie ulżenia innym w ich cierpieniach i zapewnianie im szczęścia, oraz rozwijanie bodhiczitty, serca nakierowanego na oświecenie, dzięki któremu będziemy mogli naprawdę pomagać.
Źródłem tych nauk są: Przewodnik po ścieżce bodhisattwy (Bodhicharya-avatara) Śantidewy, nauki mistrzów kadampy i oczywiście Ceremonia ofiar dla duchowych nauczycieli Pierwszego Panczen Lamy. Postać ponumerowanych sekcji przybierają one w Dziełach zebranych Kjabdzie Tridzianga Dordżeczang, zmarłego młodszego opiekuna i nauczyciela Jego Świątobliwości Dalaj Lamy. Jednak interesowanie się cyferkami i klasyfikacją nauk jest jak dociekanie, skąd się wzięły, jaki mają kształt i liczenie pierogów (momo) zamiast jedzenie ich, gdy są przed nami. Po prostu usiądźmy i je zjedzmy!