STRAŻ HONOROWA NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA

STRAŻ HONOROWA NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA

Droga powstania Arcybractwa Najświętszego Serca Pana Jezusa

W grudniu 1862r. do klasztoru ss. wizytek nadeszła pewna przesyłka - statua Najświętszego Serca Pana Jezusa - prezent od innych sióstr z gorącymi życzeniami noworocznymi. Siostry z radością przyjęły poświęconą figurkę. Jednak Bóg wszedł pod dach zakonny z większymi planami, którymi podzielił się z siostrą Marią Konstancją Bernaud od Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jej skromna i pobożna dusza nieustannie była w Nim zatopiona przez cichą i wierną modlitwę. Pan natchnął ją głęboką myślą, by odnaleźć sposób na rozpalenie w innych pragnienia lepszego czczenia Serca Bożego. Zaczęła więc rozważać słowa Psalmu 68, gdzie czytamy: "szukałem pocieszyciela, ale nie znalazłem "... Zatapiała się też w słowach wypowiedzianych przez Jezusa do Apostołów w głębokim żalu: "jednej godziny nie mogliście czuwać?". Często również wracała do słów wypowiedzianych przez Założyciela Zgromadzenia - św. Franciszka Salezego: "chciałbym, aby zamiast cierniowej korony otaczała Serce Pana Jezusa korona wszystkich serc ludzkich". Pan Jezus szukał kogoś, kto by współczuł, łączył się z Nim i wynagradzał. Tak więc siostra Maria Konstancja w tych słowach odnalazła miejsce dla straży honorowej, ofiarując wszystko Bożemu Sercu za wynagrodzenie grzechów świata. W ten właśnie sposób powstała idea obecności jednej godziny przy Najświętszym Sercu Pana Jezusa. Siostra przedstawiła również obraz zegara, gdzie u góry był napis: chwała, dziękczynienie i wynagrodzenie, w którego środku widniało Serce. I tak, zgodnie z Bożym zamysłem dnia 13.III.1863 roku powstała Straż Honorowa, a było to w liturgiczne święto Pięciu Ran Chrystusa w Bourg-en-Bresse koło Lionu we Francji.

Zegar czuwań



Zegar Straży utworzony jest przez wieniec z gwiazd 12, obejmuje on cały świat i zawsze jest ktoś, kto czuwa, czci Boskie Serca, które znajduje się wewnątrz tarczy. Jest ono nieustannie oplecione modlitwą czcicieli, których oznaczają te gwiazdy. To jest tak, że jeżeli my, w Polsce, śpimy to czuwają w innym zakątku świata. Czuwanie to polega na szczególnym łączeniu się z Jezusem podczas obranej przez siebie modlitwy. Ofiarujemy w niej Boskiemu Sercu to wszystko czym się zajmujemy. Nade wszystko myślą i sercem łączymy się z Jezusem, pozostając przy wykonywaniu codziennych zajęć. Tak więc zasadniczym rysem jest to, iż Straż nie ma w swym założeniu, by obraną godzinę spędzać wyłącznie w świątyni; jeśli jest taka możliwość - należy z niej skorzystać, jednak nie jest to wymagane. Dusza ma się kierować ku Jezusowi, który pełen smutku czeka na wynagrodzenie - a wynagradzać ma miłością; stawać się apostołem w sprawach codziennych; nawiązać jedność z Chrystusem w czasie, o którym nikt nie wie. W każdej godzinie oprócz intencji własnych, polecamy Bogu wyznaczone intencje, tzn.:

• 12-13 Kościół św. Papież, biskupi, kapłani, seminaria i nowicjaty
• 13-14 narody, rządzący, pokój i porozumienie
• 2-3 wielkie instytucje: polityczne, cywilne, społeczne
• 3-4 nawrócenie grzeszników i dalekich od wiary
• 4-5 nauczanie i wychowywanie młodzieży, nauczyciele, wybór zawodu i powołania
• 5-6 praca i wszystkie wypływające z niej problemy społeczne i ekonomiczne
• 6-7 osoby dotknięte strapieniem, narażone na pokusy i doświadczenia
• 7-8 rodzina, ojcowie i matki, małżeństwa chrześcijańskie i narzeczeni
• 8-9 misje katolickie, misjonarze i wszystkie dzieła dobroczynne
• 9-10 chorzy i konający
• 10-11 dusze w czyśćcu, zmarli w tym członkowie Straży Honorowej
• 11-12 królowanie Serca Pana Jezusa

Św. Małgorzata Maria powiedziała: "wszystko z miłości - nic z przymusu". Tak więc czuwajmy z Chrystusem konającym w Ogrójcu i na Kalwarii wynagradzając Jego zbolałemu Sercu. Pocieszajmy Serce Boże naśladując pokorną i wdzięczną miłość św. Marii Magdaleny. Warto wiedzieć, że pierwszą Strażą Honorową czuwającą przy Zbawicielu, który potrzebował pocieszenia i obecność dusz rozmiłowanych w Nim - była Maryja, matka Jezusa, Jan - ukochany Jego uczeń i Maria Magdalena - rozmiłowana w Chrystusie. Otrzymali oni największą nagrodę jaką otrzymała pierwsza Straż Honorowa - tzn. Obecność w chwili otwarcia Jezusowego Serca. Oni pierwsi wpatrywali się w to pełne słodyczy Serce przebite włócznią. Jezus po dziś dzień poszukuje grona kochających osób, pragnących Go pocieszać i wynagradzać Mu swoją miłością, wierną i pamięcią - obojętność i niewdzięczność ludzi, dla których

Zbawiciel tyle wycierpiał.




Do obowiązków Straży należy:

1. Wiernie odprawiać Godzinę Obecności przy Sercu Bożym.

2. Brać udział w Godzinie Świętej (wspólnotowa lub indywidualnie).

3. Brać udział we Mszy świętej wynagradzającej Bożemu Sercu za swoje grzechy i całego świata w I piątek miesiąca.

4. Szerzyć kult Najświętszego Serca Pana Jezusa.

5. Nawiedzać Najświętszy Sakrament.

6. Brać udział w comiesięcznych spotkaniach Arcybractwa.




Kto pragnie stać się członkiem Straży Honorowej powinien:

- obrać sobie jedną godzinę dnia, aby w niej przy zwykłych zajęciach pamiętać o Najświętszym Sercu Jezusa i myślą czuwać przy Nim aktami miłości i wiary, oraz ofiarować Mu w intencji wynagrodzenia swoje czynności i cierpienia w czasie tej obranej godziny

- być przyjętym przez Dyrektora lub upoważnionego Zelatora, lub przez klasztor Sióstr Wizytek w Krakowie (Nic nie obowiązuje pod grzechem). Do Straży mogą należeć wszyscy wierni, w tym również ludzie chorzy, starsi, nawet nie wychodzący z domu

OBIETNICE PANA JEZUSA

uczynione św. Małgorzacie Marii Alacoque i czcicielom Jego Najświętszego Serca


1.Dam im wszystkie łaski potrzebne w ich stanie.

2.Zgoda i pokój będą panowały w ich rodzinach.

3.Będę ich pocieszał we wszystkich ich utrapieniach.

4.Będę im bezpieczną ucieczką w życiu, a szczególnie przy śmierci.

5.Wyleję obfite błogosławieństwa na wszystkie ich przedsięwzięcia.

6.Grzesznicy znajdą w mym Sercu źródło nieskończonego miłosierdzia.

7.Dusze oziębłe staną się gorliwymi.

8.Dusze gorliwe dojdą szybko do doskonałości.

9.Błogosławić będę domy, w których wizerunek Serca mego będzie czczony.

10.Kapłanom dam dar kruszenia serc najbardziej zatwardziałych.

11.Osoby, które będą to nabożeństwo rozszerzały, będą miały imię swoje zapisane w mym Sercu i na zawsze w nim pozostaną.

12.Przyrzekam w nadmiarze miłosierdzia Serca mojego, że wszechmocna miłość moja, udzieli tym wszystkim, którzy przyjmą komunię św. w pierwsze piątki przez dziewięć miesięcy z rzędu, łaskę pokuty, iż nie umrą w niełasce mojej ani bez sakramentów świętych, a Serce moje będzie im pewną ucieczką w ostatniej godzinie ich życia.

Prefacja o Najświętszym Sercu Jezusa

Rana Serca

On wywyższony na krzyżu w swojej nieskończonej miłości ofiarował za nas samego siebie. Z Jego przebitego boku wypłynęła krew i woda, i tam wzięły początek sakramenty Kościoła, aby wszyscy ludzie, pociągnięci do otwartego Serca Zbawiciela, z radością czerpali ze źródeł zbawienia.

Miłość i hojność dla drugich

Wejdź z uspokojonym duchem w medytację. Przypomnij sobie, jak często żyłeś Bożą miłością; jak jej doświadczałeś, innym razem, jak szybko o niej zapomniałeś, a może nawet nie chciałeś w nią szczerze uwierzyć. Postaraj się przywołać w pamięci sytuacje życiowe, w których dane ci było doświadczyć Bożej Miłości. Może doświadczyłeś jej poprzez różnych ludzi i w różnych sytuacjach życia, a może stało się to poprzez twoich najbliższych, których bardzo kochasz. Przywołaj w pamięci ludzi, którzy mówili ci o Bożym Sercu; twoich rodziców lub katechetów. Uczyli cię o Mistrzu, który daje serce nowe, a zabiera nieczułe, kamienne serce. Pomyśl - jak przyjmowałeś to, co ci mówili? Jak cieszyłeś się ich bliskością? Podziękuj za tych ludzi pragnących ukazać ci to, co najcenniejsze tj. miłość do ludzi rozlaną w Jezusowym Sercu. Medytuj, jak wówczas żyłeś silną wiarą, jak pokonywałeś różnego rodzaju przeszkody, jak byłeś w tym mężny, jak Bóg ci pomagał, jak cię prowadził i dawał ci liczne okazje do chwalenia Go wśród twoich bliskich, przyjaciół, znajomych, a wszystko po to, byś był jego kochającym dzieckiem i mówił im o Nim. Rozważ także, jak innym razem krył się w tobie może jakiś niedowiarek, jak ciężko było ci kochać - szczególnie wówczas, gdy ktoś zranił twą miłość i nie chciał przyjąć tego, co ty mu ofiarowałeś.

Szkarłatna tajemnica miłości

Opatrzność Boża wciąż prowadzi do Serca Jezusa wielu ludzi, także i ciebie dziś przyprowadziła. A może jest to kolejny już znak Jego bliskości? Podziękuj za doświadczenie tego spotkania. Sprawia je sam Chrystus, który pokazuje ci swoje przebite Serce i zaprasza do medytowania tego bardzo ekspresywnego symboli Miłości Boga względem wszystkich ludzi. To Serce zachęca do życia wartościami przemienionego, nowego serca! Uroczystość Serca Jezusowego zaprasza, byś zgłębił i doświadczył, że Bóg ciebie wciąż kocha i czeka na ciebie, chce twego trudu i pragnie, abyś rodził dobre owoce. Zastanów się, jaka jest dynamika miłości? Jest to wzajemne obdarowywanie! Znakiem jej jest otwarte Serce Boga - Człowieka. Medytuj, jak z pomocą Jego Serca i dzięki własnemu wysiłkowi zmieniasz swoje życie i wpływasz na serca innych, aby uległy przemianie. To twój obowiązek. Pomyśl, czy twoje serce nie jest letnie, a może szybko się rozpala i znów szybko ziębnie? Bóg zachowuje swe miłosierdzie na pokolenia (por. Łk 1,50) - na twoje pokolenie także. Ty tego też doświadczasz i powtórz za psalmistą: To zaś, co Pan postanowił, trwa na wieczne czasy, z pokolenia na pokolenie - pragnienia Jego serca. (Ps 33,11). Chodzi także o zdobycie twojego serca. Święty Paweł określił Boga jako Ojca miłosierdzia i Boga wszelkiej pociechy (2 Kor 1,3). On pocieszy i Twoje serce.

Zranione i ciągle kochające

Najbardziej czytelnym znakiem miłosiernego Boga jest Serce Jego Syna, Serce otwarte dla nas na krzyżu. Jezus podczas swej misji zbawczej tyle razy ukazywał swoją miłosierną miłość - szczególnie wobec człowieka biednego, chorego na duszy i ciele, wobec grzesznika. Dobrze znasz takie sceny z Ewangelii. Pomyśl o nich. Święty Jan na ostatnich stronica swej Ewangelii pokazuje ci żołnierza rzymskiego, przebijającego bok Jezusa (J 19,34) i zaświadcza z mocą, że widział wypływającą z Serca krew i wodę - symbol naszej komunii z Chrystusem tj. Sakrament Eucharystii i Sakrament Chrztu Świętego. Chyba teraz bardziej odkryłeś, że Serce Jezusa jest tym najbardziej intymnym zaproszeniem do jedności twego serca z Jego Sercem. Medytując o Sercu Jezusa, miej to w pamięci, i oby z Jego hojnej łaski rozgrzało się twoje serce oraz opromieniło dobrocią całe twoje życie, a wówczas spełnią się na tobie słowa psalmu: Serce w mym wnętrzu rozgorzało; gdy rozważałem, zapłonął w nim ogień: język mój przemówił. (Ps 39,4).

Na zakończenie gorąco proś o wstawiennictwo Świętych w niebie: Bernarda, Gertrudę, Małgorzatę Marię, Klaudiusza, abyś za ich wstawiennictwem zapłonął gorliwością w oddawaniu czci Sercu Jezusa. Czy już wiesz, że nie możesz żyć, jakbyś nie miał kochającego serca? Byłbyś tragicznie biedny. Masz Ewangelię św. Jana, która świadczy o miłości Serca Jezusa, więc korzystaj z niej i wpisz w twoje życie prawdę, że Bóg jest Miłością. Od ciebie też zależy, jakich Jezus ma i będzie miał uczniów w nowym wieku, jaki będzie los rodzin i wiek następny. A ty przecież poznałeś i uwierzyłeś Miłości, jaką Bóg ma ku ludziom.

ks. Stanisław Groń SJ

Akt Osobistego Poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu

według świętej Małgorzaty Marii Alacoque


Ja N. oddaję i poświęcam siebie Najświętszemu Sercu Pana naszego Jezusa Chrystusa: moją osobę i moje życie, moje uczynki, trudy i cierpienia, aby odtąd jedynie czcić, miłować i wielbić to Serce.

Mocno postanawiam należeć całkowicie do Niego i czynić wszystko z miłości ku Niemu, wyrzekając się z całego serca wszystkiego, co by się mogło Mu nie podobać. Ciebie, o Najświętsze Serce, obieram jako je-dyny przedmiot mojej miłości, jako obrońcę mego życia, jako rękojmię mego zbawienia, jako lekarstwo na moją słabość, jako naprawienie wszystkich błędów mojego życia i jako pewne schronienie w godzinę mej śmierci. O Serce Jezusa pełne dobroci, bądź moim przebłaganiem wobec Boga Ojca i odwróć ode mnie Jego sprawiedliwe zagniewanie.

O Serce Jezusa pełne miłości, w Tobie pokładam całą moją ufność, gdyż obawiam się wszystkiego ze strony mej skłonności do czynienia zła, natomiast spodziewam się wszystkiego od Twojej dobroci. Wyniszcz we mnie wszystko, co może się Tobie nie podobać lub sprzeciwiać. Niech Twoja Boska miłość tak głęboko przeniknie moje serce, abym nigdy nie zapomniał o Tobie ani nie odłączył się od Ciebie. Błagam Cię przez niezmierzoną Twą dobroć, niech moje imię będzie zapisane w Tobie, gdyż pragnę, aby największym moim szczęściem i radością było żyć i umierać jako Twój wierny sługa. Amen.

Jubileuszowy Akt Poświęcenia Najświętszemu Sercu Pana Jezusa

W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Jezu Chryste, Synu Boga i Człowieku, Odwieczny Panie wszechrzeczy i Królu wieków!

Jesteśmy tu, aby kontemplować Twoje Serce, gorejące miłością do Ojca i pełne miłosierdzia dla nas; aby pić z Twego Boskiego Serca - źródła życia i świętości, źródła wody żywej - które daje nam życie wieczne i staje się w nas źródłem życia dla innych. Jesteśmy tu, aby dziękować za łaskę przyłączenia do Twego Mistycznego Ciała przez Chrzest i za dar Ducha Świętego, który prowadzi nas do pełnej prawdy oraz za powierzenie nam tajemnicy Twojej zbawczej Miłości okazanej z krzyża w Sercu, z którego tryska krew i woda.

Patrzymy na Ciebie, Zbawicielu o przebitym Sercu! Tak bardzo ludzi umiłowałeś, a otrzymujesz, nawet od szczególnie umiłowanych, tylko oziębłość, obojętność i niewdzięczność. Pragniemy dziś wynagradzać za grzechy ludzkości, a także poszczególnych narodów, rodzin i osób. Chcemy Ci teraz wyrazić całą naszą wzajemność i odnowić poświęcenie każdego z nas Twojej Miłości. Obyśmy żyć mogli odtąd życiem pełniejszym poświęcenia, samozaparcia i miłości, której Serce Twoje tak pragnie. Aby tak się stało, prosimy Cię wraz z twoim sługą Janem Pawłem II : "Zostań z nami, Panie!"

Zostań z nami Serce Boże! Spotkali Cię nasi przodkowie na długiej drodze dziejów Kościoła w naszej Ojczyźnie, których umacniałeś Słowem i posługą Twoich Czcicieli. Zostań z nami na Trzecie Tysiąclecie, bo jesteś Drogą do Ojca. Zostań z nami w Twoim Słowie i w Eucharystii, bo pragniemy słuchać Twego Słowa, wypełniać je i karmić się Twoim Ciałem. Zostań w darze Twego Serca i Miłosierdzia. Zostań z nami Zbawicielu nasz, Głowo Kościoła i Królu serc naszych! Bądź naszą Mądrością, abyśmy się nie wstydzili Twego krzyża i umieli podejmować nasz własny, odpowiadając na Twoją Miłość naszą miłością � okazywaną Tobie ukrytemu pod postacią Chleba � oraz braciom i siostrom, zwłaszcza najbardziej potrzebującym. Bądź naszą Mocą, abyśmy nie pozwolili obrażać Imię Boże w ludzkich sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym.

Ty Jesteś źródłem pokoju i pojednania! Twoje Serce pozostaje czytelnym znakiem Twojej niezwyciężonej miłości i niewyczerpanym źródłem pokoju. W Tobie mieszka cała pełnia bóstwa na sposób ciała. Twoje Serce, przebite włócznią na Golgocie, jest znakiem zupełnego daru z siebie, miłości ofiarnej i zbawiającej, która jest fundamentem przyjaźni z Ojcem w niebie i z ludźmi. Wobec Twej Niepokalanej Matki odnawiamy Akt Poświecenia się Tobie:

Jezu, Odkupicielu rodzaju ludzkiego! Dziś każdy z nas oddaje się Najświętszemu Sercu Twemu, aby jeszcze silniej zjednoczyć się z Tobą. Wielu nie zna Ciebie wcale, wielu odwróciło się od Ciebie, wzgardziwszy przykazaniami Twymi. Zlituj się nad jednymi i drugimi, o Jezu Najłaskawszy, i pociągnij wszystkich do świętego Serca Swego. Królem bądź nam, o Panie, nie tylko wiernym, którzy nigdy nie odstąpili od Ciebie, ale i synom marnotrawnym, którzy Cię opuścili. Spraw, aby do domu rodzicielskiego wrócili co prędzej i nie zginęli z nędzy i głodu. Króluj Tym, których albo błędne mniemania uwiodły, albo niezgoda oddziela; przywiedź ich do przystani prawdy i jedności wiary, aby rychło nastała jedna Owczarnia i jeden Pasterz. Użycz Kościołowi Twemu bezpiecznej wolności. Udziel wszystkim narodom spokoju i ładu. Spraw, aby ze wszystkiej Ziemi, od końca do końca, jeden brzmiał głos: Chwała bądź Bożemu Sercu, przez które stało się nam zbawienie. Jemu cześć i chwała na wieki. Amen.

(Aktu tego dokonał ks. Kardynał Franciszek Macharski w Bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie, w Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa w Roku Jubileuszowym 2000)

Akt poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa

O Jezu najsłodszy, Odkupicielu rodzaju ludzkiego, wejrzyj na nas, korzących się u stóp Twego ołtarza. Twoją jesteśmy własnością i do Ciebie należeć chcemy. Oto dzisiaj każdy z nas oddaje się dobrowolnie Najświętszemu Sercu Twemu, aby jeszcze ściślej zjednoczyć się z Tobą. Wielu nie zna cię wcale; wielu odwróciło się od Ciebie, wzgardziwszy przykazaniami Twymi. Zlituj się nad jednymi i drugimi, o Jezu Najłaskawszy, i pociągnij wszystkich do świętego Serca Swego. Królem bądź nam, o Panie, nie tylko wiernym, którzy nigdy nie odstąpili od Ciebie, ale i synom marnotrawnym, którzy Cię opuścili. Spraw, aby do domu rodzicielskiego wrócili co prędzej i nie zginęli z nędzy i głodu. Króluj tym, których albo błędne mniemania uwiodły, albo niezgoda rozdziela; przywiedź ich do przystani prawdy i jedności wiary, aby rychło nastała jedna owczarnia i jeden pasterz. Użycz Kościołowi Twemu bezpiecznej wolności. Udziel wszystkim narodom spokoju i ładu. Spraw, żeby ze wszystkiej ziemi, od końca do końca, jeden brzmiał głos: Chwała bądź Bożemu Sercu, przez które stało się nam zbawienie. Jemu cześć i chwała na wieki. Amen.

O Akcie Konsekracji świata Bożemu Sercu

Dnia 11 czerwca 1899 roku papież Leon XIII dokonał poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Tenże papież 25 maja 1899 roku, na dwa tygodnie przed wspomnianym Aktem Konsekracji świata Bożemu Sercu, wydał Encyklikę Annum Sacrum.

Głównym celem encykliki było wyjaśnienie natury, skutków i znaczenia aktu poświęcenia całej rodziny ludzkiej Sercu Zbawiciela. Papież ogłaszając rok 1900 "Rokiem Świętym" chciał dokonać czegoś szczególnie znaczącego na rozpoczęcie dwudziestego wieku: Polecamy, aby w dniach 9,10 i 11 czerwca w głównych kościołach każdego miasta, miasteczka i wioski były odprawione modlitwy wraz z dołączeniem zatwierdzonej przez nas litanii do Serca Jezusa. W trzecim dniu zostanie odmówiony przez nas, razem z Czcigodnymi Braćmi, Akt Konsekracji, którego tekst zamieszczamy w tej Encyklice. Mówiąc o encyklice i Konsekracji Leon XIII podkreślał: Jest to najważniejszy akt mojego pontyfikatu. W jednym z rozdziałów tej encykliki napisał: Poświęcając Mu się bowiem, nie tylko uznajemy i przyjmujemy chętnie Jego panowanie, lecz wykazujemy również, że gdyby dar, który Mu dajemy, należał do nas, z największą ochotą ofiarowalibyśmy go Jemu. Aktem tym wyrażamy jednocześnie prośbę, by nie wzbraniał się przyjąć od nas rzeczy, która w istocie jest Jego własnością.

Po stu latach od tej pamiętnej dziejowej chwili ofiarowania Świata Bożemu Sercu, prawdę o Jezusowej miłości, zogniskowanej w otwartym Sercu Zbawiciela, przypomniał Piotr naszych czasów i uczynił to w podobnym kontekście dziejowego przełomu - w czasie, kiedy wchodzimy w nowy wiek i trzecie tysiąclecie. Stało się to w Elblągu 6 VI 1999 roku, podczas trwania siódmej apostolskiej pielgrzymki do ojczystego kraju, w czasie Nabożeństwa czerwcowego w obecności 300 tysięcy wiernych. Papież mocnym głosem mówił o kochającym nas Sercu Bożym. Znów popłynęło przesłanie, że wszyscy powinniśmy mieć świadomość, iż to Serce jest jedynym źródłem zdolnym rozgrzać serca ludzi do miłość Boga i bliźniego. Duchowość miłującego nas Serca Bożego została przypomniana ponownie, i to w czasie, kiedy wielu ludziom zagraża pokusa urządzania świata i swojego życia bez Boga albo wbrew Bogu.

Wszystko, co Bóg chciał nam powiedzieć o sobie, o swej miłości, to wszystko złożył w jakiś sposób w swym Sercu (w Sercu Swego Syna) i przez to Serce wyraził. Stoimy wobec niezgłębionej tajemnicy. Poprzez Serce Jezusa odczytujemy cały odwieczny plan zbawienia świata. A jest to plan miłości. (...) Drodzy Bracia i Siostry, kontemplujmy Serce Jezusa, które jest źródłem życia, gdyż przez nie dokonało się zwycięstwo nad śmiercią. Ono także jest źródłem świętości, gdyż w nim zostaje przezwyciężony grzech, który jest przeciwnikiem (świętości, przeciwnikiem duchowego rozwoju człowieka). Z Serca Pana Jezusa bierze początek świętość każdego z nas. Uczmy się od tego Serca miłości Boga i zrozumienia tejemnicy grzechu (...). Wynagradzajmy Sercu Bożemu za grzechy popełnione przez nas i przez naszych bliźnich. Wynagradzajmy za odrzucanie dobroci i miłości Boga. Przybliżajmy się każdego dnia do tego źródła, z którego płyną zdroje wody żywej. Ks. Stanisław Groń.

Pielęgnujcie kult Najświętszego Serca Pana Jezusa - list Ojca Świętego do ordynariusza Lyonu

z okazji stulecia poświęcenia ludzkości Najświętszemu Sercu Pana Jezusa

Abp Louis-Marie Bille
Ordynariusz Lyonu
Przewodniczący Konferencji
Episkopatu Francji


1.
W chwili gdy tak liczni pielgrzymi przygotowują się do obchodów w Paray-le-Monial uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz rocznicy poświęcenia Mu rodzaju ludzkiego - aktu, którego papież Leon XIII dokonał przed stu laty, z radością przekazuję im za pośrednictwem księdza arcybiskupa serdeczne pozdrowienia i w modlitwie duchowo łączę się z nimi, jak również wszystkimi, którzy w tym dniu poświęcają się Najświętszemu Sercu.

2.
Od czasów św. Jan Eudesa, który w Sercu Maryi nauczył nas kontemplować samego Jezusa - Serce serc - oraz krzewić miłość do obojga, kult Najświętszego Serca Pana Jezusa rozpowszechnił się przede wszystkim dzięki świętej Małgorzacie Marii, zakonnicy ze zgromadzenia sióstr wizytek, żyjącej w Paray-le Monial. 11 czerwca 1899 r. papież Leon XIII w modlitwie prosił Boga - wzywając wszystkich biskupów do uczestnictwa w tym akcie - aby był Królem zarówno wszystkich wiernych, jak i tych, którzy Go porzucili lub Go nie znają, i błagał Go, aby ich doprowadził do prawdy i przywiódł do Tego, który jest Życiem. W encyklice Annum sacrum wyraził współczucie wszystkim ludziom, którzy są dalecy od Boga, oraz wolę poświęcenia ich Chrystusowi Odkupicielowi.

3.
Kościół nieustannie kontempluje miłość Bożą, objawioną we wzniosły i jedyny w swoim rodzaju sposób na Kalwarii, podczas męki Chrystusa - Ofiary, która zostaje sakramentalnie uobecniona w każdej Eucharystii. "Z przepełnionego miłością Serca Jezusa wypływają wszystkie sakramenty, przede wszystkim jednak ten największy ze wszystkich, sakrament miłości, poprzez który Jezus pragnął stać się uczestnikiem naszego życia, pokarmem naszych dusz, ofiarą nieskończonej wartości" (św. Alfons Liguori, Medytacja II o miłującym Sercu Jezusa z okazji nowenny przed uroczystością Najświętszego Serca Pana Jezusa). Jest ogniem płonącym miłością, która wzywa i zaspokaja: "Przyjdźcie do Mnie, (...) bo jestem cichy i pokorny sercem" (Mt 11,28-29). Serce Wcielonego Słowa jest najdoskonalszym znakiem miłości; dlatego pragnąłem osobiście podkreślić, jak wielkie znaczenie ma dla wiernych zgłębianie tajemnicy tego Serca przepełnionego miłością do ludzi i głoszącego niezwykle aktualne orędzie (por. encyklika Redemptor hominis, 8). Jak napisał św. Klaudiusz La Colombiere: "Oto Serce, które tak umiłowało ludzi, że niczego nie oszczędziło, ale samo wyczerpało się i spaliło do końca, aby dać świadectwo swej miłości" (Pisma duchowe, 9).

4.
Gdy zbliża się trzecie tysiąclecie, "miłość Chrystusa przynagla nas" (2 Kor 5, 14), abyśmy pomagali innym poznawać i kochać Zbawiciela, który wylał swoją krew za ludzi. "Za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie" (J 17,19). Usilnie zachęcam zatem wiernych, aby adorowali Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, pozwalając Mu uzdrawiać nasze sumienia, oczyszczać nas, oświecać i jednoczyć. Ze spotkania z Nim chrześcijanie zaczerpną siły potrzebne do życia duchowego i do realizacji swojej misji w świecie. Trwając bowiem w zjednoczeniu serc z Boskim Nauczycielem i odkrywając nieskończoną miłość Ojca, staną się prawdziwymi czcicielami w duchu i w prawdzie. Ich wiara ożywi się, oni zaś wnikną w tajemnicę Boga i zostaną głęboko przemienieni przez Chrystusa. W chwilach doświadczeń i radości będą upodobniać swoje życie do tajemnicy krzyża i zmartwychwstania Zbawiciela (por. Gaudium et spes, 10). Każdego dnia będą się coraz bardziej stawać synami w Synu. Wówczas dzięki nim miłość będzie się rozlewać w ludzkich sercach, aby mogło wzrastać Ciało Chrystusa, którym jest Kościół, oraz by powstawało społeczeństwo sprawiedliwości, pokoju i braterstwa. Staną się orędownikami całej ludzkości, bo każda dusza, która wznosi się ku Bogu, wznosi ku Niemu także świat i w tajemniczy sposób przyczynia się do zbawienia, ofiarowanego nam bezinteresownie przez Ojca niebieskiego. Wzywam zatem wszystkich wiernych, aby nadal gorliwie pielęgnowali kult Najświętszego Serca Pana Jezusa, przystosowując go do naszych czasów, ażeby dzięki temu mogli, nieustannie czerpać z jego niezgłębionych bogactw i umieli z radością na nie odpowiadać, miłując Boga i braci, znajdując pokój, wchodząc na drogę pojednania i umacniając swą nadzieję, że kiedyś będą żyć pełnią Boga we wspólnocie ze wszystkimi świętymi (por. Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa). Również następnym pokoleniom należy zaszczepić pragnienie spotkania Pana, wpatrywania się w Niego, aby potrafiły odpowiedzieć na wezwanie do świętości i mogły odkryć swoją szczególną misję w Kościele i w świecie, realizując w ten sposób swe powołanie chrześcijańskie (por. Lumen gentium, 10). Istotnie bowiem "miłość Boża, bezcenny dar Serca Chrystusa i jego Ducha" zostaje udzielona ludziom, aby i oni z kolei stawali się świadkami miłości Boga (Pius XII, encyklika Haurietis aquas, III).

5.
Wzywając wstawiennictwa Maryi Panny, Matki Chrystusa i Kościoła, której zawierzyłem ludzi i narody 13 maja 1982 r., z serca udzielam Apostolskiego Błogosławieństwa wam i wszystkim wiernym, którzy z okazji uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa udadzą się z pielgrzymką do Paray-le-Monial lub którzy pobożnie wezmą udział nabożeństwie liturgicznym czy też innej formie modlitwy do Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Watykan, 4 czerwca 1999 r.
Jan Paweł II

Kult NSJ w Polsce

Kult Serca Jezusowego jest szczególnie żywy w Polsce. Nasz kraj można nazwać drugą (po Francji) ojczyzną czci Serca Jezusowego; takiego określenia użył niegdyś ks. kard. Karol Wojtyła. Siostry ze zgromadzenia wizytek przyczyniły się w największym stopniu do rozpowszechnienia tego kultu. Przybyły one do Krakowa w 1681 roku, wkrótce po objawieniach. Kraków zyskał miano polskiej stolicy nabożeństwa do Serca Jezusowego. W Krakowie od 130 lat ukazuje się pismo Posłaniec Serca Jezusowego, wydawane przez Apostolstwo Modlitwy. W tym mieście znajdują się kościoły pod wezwaniem Serca Jezusowego: bazylika księży jezuitów przy ul. Kopernika i kościół sióstr sercanek przy ul. Garncarskiej. Najświętszemu Sercu poświęcono też krakowskie parafie: Lubocza, Łagiewniki, Piaski Wielkie, Płaszów i Pychowice. W niezbyt dalekiej odległości od Krakowa mieszczą się Stadniki, miejsce Seminarium Duchownego Zgromadzenia O.O. Sercanów. W Krakowie rozwinął się także kult Bożego Miłosierdzia, będący jakby rozwinięciem "nurtu sercańskiego", dzięki staraniom św. Faustyny, a następnie, po wojnie - biskupa krakowskiego - Karola Wojtyły.

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa

Przedmiotem tego Święta jest miłość Boga objawiona w Sercu Jezusa. Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa obchodzona jest w piątek po drugiej niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego. Jej ideą jest przypominanie o wielkiej miłości Zbawiciela do ludzi oraz wezwanie skierowane do każdego z nas, aby na tę miłość odpowiedzieć . Oddając cześć Sercu Jezusowemu, uświadamiamy sobie bardziej niż kiedykolwiek, że "miłość nie jest miłowana". Pragniemy więc, aby nasze serca rozpalił ogień Bożej miłości. Widzimy jak wielu pozostaje głuchymi na wezwanie Pana i przepraszamy za nich. Wielu żyje w grzechu, więc za nich chcemy wynagradzać. Chcemy się tez wpatrywać w Serce Zbawiciela, ponieważ jak pisze Jan Paweł I w swym „Liście o Sercu Bożym z okazji Trzystuletniej Rocznicy Śmierci Św. Małgorzaty Marii”- „od Najświętszego Serca Jezusa serce człowieka otrzymuje zdolność kochania”.

Starożytność chrześcijańska czciła miłość Chrystusa przedstawioną w obrazie Serca Jezusa w Dobrym Pasterzu. Kult miłości ofiarnej i wiernej aż do końca nawiązywał do perykopy Janowej o otwartym boku Jezusa (7, 37; 19, 34). W wiekach średnich przejawia się on w kulcie Jezusowych ran, ukoronowanej cierniami głowy Jezusa (XII i XII1 w.). Rozwinął się szczególnie w XIII i XIV stuleciu w kręgach mistyków: Bonawentury (+ 1274), Mechtyldy z Magdeburga (f 1282), Gertrudy z Helfta (+ 1302), Henryka Suzo (+ 1366), Katarzyny ze Sieny (+ 1380). W XV wieku rozszerza się prawie wszędzie nabożeństwo do ran Chrystusa i wizerunki „Jezusa cierpiącego”. Między mistykami, którzy wnikają duchowo w ranę Serca Jezusowego, lub którym nasz Zbawiciel ukazuje swoje Serce znajdą się święta Ludwina z Schiedam (1380-146?), św. Katarzyna Bolońska (1413-1463), święta Franciszka Rzymianka (1384-14 40), i święta Joanna Francuska(1464-1505) W devotio moderna, a w XVI w. dzięki działalności jezuitów, oratorium P. Berulle'a (+ 1629) i Jana z Eudes ( + 1680) kult ten dochodzi do formy szczytowej.

Św.Jan z Eudes był niewątpliwie najżarliwszym apostołem nabożeństwa do Najświętszego Serca, jeszcze przed świętą Małgorzatą Marią, której później był współczesnym. Misjonarz, działający czynnie, a zarazem mistyk, zaczął głosić nabożeństwo do „Serca Maryi”, lecz wkrótce doszedł do Serca Jezusa, gdyż te dwa Serca stanowią jedno, tak są zjednoczone miłością. Chciał on zaprowadzić publiczna cześć obu Serc Najświętszych, ułożył więc Mszę i Oficjum, które kazał odprawiać. Jan z Eudes jako pierwszy otrzymał pozwolenie od swego biskupa (1672) na odprawienie Mszy św. o Sercu Pana Jezusa. Jako spowiednik był związany z Marią Małgorzatą Alacoque, w której wizjach odczytywano pragnienie ze strony Jezusa specjalnego święta ku czci Miłości personifikowanej w Bożym Sercu. Organizował on bractwa czczące Najświętsze Serce, wreszcie założył zgromadzenie zakonne pod wezwaniem Najświętszych Serc. Atakowany i prześladowany bronił nabożeństwa, głoszonego w swoim dziele: „Serce przedziwne Najświętszej Matki Bożej”, którego dwunasta księga cała jest poświęcona Najświętszemu Sercu. „Serce Jezusa – pisze – jest sanktuarium i obrazem Boskiej doskonałości. Jest świątynią, ołtarzem i kadzielnicą Boskiej miłości (...) Jest to ognisko miłości oczyszczającej, oświecającej, uświęcającej, przemieniającej i ubóstwiającej”

Stolica Apostolska 100 lat zwlekała z oficjalnym ustanowieniem "nowego" święta. Pierwsi otrzymali pozwolenie biskupi polscy od papieża Klemensa XII (1765) oraz Rzymskie Bractwo Serca Jezusowego. Papież Pius IX rozszerzył je w 1856 roku na cały Kościół.

Papież Leon XIII podniósł jego rangę i zalecił poświęcenie się Sercu Jezusowemu całemu światu. On też zatwierdził specjalną Mszę św. wotywną przeznaczoną na pierwsze piątki miesiąca. Co jest warte uwagi, 25 maja 1899 roku, Leon XIII ogłosił Encyklikę „Annum Sacrum” a 11 czerwca poświęcił cały rodzaj ludzki Sercu Jezusowemu. Wszyscy następcy Leona XIII na stolicy piotrowej będą zalecać z naciskiem nabożeństwo do Najświętszego Serca. Papież Pius XI w 1925 roku ustanowił Święto Chrystusa Króla, które przedstawia społeczny aspekt kultu Najświętszego Serca a 8 maja 1928 roku wydał Encyklikę ”Miserentissimus” o powszechnym obowiązku wynagradzania Najświętszemu Sercu Jezusa. Papież ten ogłosił formularz mszalny i oficjum święta ku czci Najświętszego Serca. Pius XII natomiast opublikował specjalną encyklikę Haurietis aquas (1956) o czci Serca Jezusowego.

Rozwój kultu Serca Jezusowego napotykał także pewne trudności w różnych okresach historii.. Szczególnie zwalczali go teologowie oświecenia i janseniści. Jednak Nabożeństwo do Najświętszego Serca nie jest , czego się obawiali niektórzy, jakąś dewocją, spełnianiem małych i łatwych praktyk pobożnych, ze względu na przedmiot mał mający wspólnego z Ewangelią. Jak pisze Pius XII w encyklice „Haurietis Aquas” (z dnian 15 maja 1956): „Serce naszego Zbawiciela jest w pewien sposób obrazem Boskiej Osoby Słowa i Jego podwójnej natury ludzkiej i Boskiej. W nim możemy widzieć nie tylko symbol, ale jakby STRESZCZENIE CAŁEJ TAJEMNICY NASZEGO ODKUPIENIA”.„Kiedy wielbimy Najświętsze Serce Chrystusa, czcimy w nim i przez nie zarówno niestworzoną Słowa Bożego, jak i Jego miłość ludzką i inne uczucia i cnoty. Jedna i druga bowiem miłość skłoniła naszego Zbawiciela do ofiarowania się za nas i za cały Kościół” (# 43). Patrząc z podobnej perspektywy, K. Rahner przez teologiczne refleksje nad Sercem jako Prasłowem, Prapojęciem, na którym opierają się Pismo święte i praxis Kościoła, kiedy mówią o Sercu Jezusa, jak również poprzez rozumienie serca jako centrum osoby, całego człowieka, stworzył antropologiczno-teologiczne podstawy tego kultu.

Uroczystość Serca Pana Jezusa od początku posiadała wyjątkowo dużo tekstów mszalnych. W latach 1672-1840 można ich naliczyć ponad 30. W latach 1765-1970 Stolica Apostolska zatwierdziła kolejno 4 formularze:1. Miserebitur (dla Polski i Portugalii - 1765 r.), 2. Egrediemini (dla Wenecji, Austrii i Hiszpanii-1778 r.), 3. Cogitationes (1929), z polecenia Piusa XI opracowana przez zespół benedyktynów pod kierunkiem H. Quentina, 4. Sciens Iesus z 1921 r. Msza Cogitationes w 1970 r. została wzbogacona nowymi czytaniami (cykl ABC). W tych tekstach mszalnych zauważamy położenie nacisku na różne wymiary uroczystości. Najwcześniejsze teksty podkreślają mękę Chrystusa, sięgają do mistyki Pieśni nad Pieśniami. Pius XI natomiast (1928) przesuwa akcent bardziej na pojednanie i obowiązek zadośćuczynienia. Formularze z 1778 r. wysuwają jako ideę przewodnią serce - ofiarę miłości. W Mszale z 1970 r. znajdują się dwa formularze związane z Sercem Jezusa (świąteczny i wotywny). Zestaw tekstów świątecznych nawiązuje do formularza, którego autorem jest Pius XI razem ze swoim współpracownikiem, benedyktynem H. Quentinem. Kolekty (jedna nowa) podejmują myśl wysławiania Boga za dary łaski, "za niewyczerpane skarby miłości" otrzymane w Sercu Jezusa, a także motyw zadośćuczynienia, który traktowany jest jako obowiązek.

Bardzo charakterystyczna jest modlitwa po Komunii, w której odnajdujemy prośbę, by przeświadczenie o miłości Bożej w Sercu Jezusa, jedynym "miejscu, w którym świat odkrywa prawdziwą naturę Boga", prowadziło do umiejętności dostrzegania Chrystusa w braciach. Teksty euchologijne Mszy wotywnej nastawione są bardziej na naśladowanie Bożego Serca. Prefacja jest wyjątkowo przepełniona tekstami biblijnymi. Zbawczy czyn Chrystusa na krzyżu (wywyższenie), wypływający z niepojętej miłości, staje się źródłem sakramentów Kościoła (chrzest i Eucharystia - krew i woda wypływające z boku Chrystusa). Augustyn (In lohannis Evangelium Tractatus 120. 2, PL 35, I 53) podkreśla, że Serce Jezusa zostało otwarte (nie tyle zranione czy uderzone), aby mogło ukazać się jako źródło sakramentów Kościoła, bez których nie można wejść do prawdziwego życia. Czerpanie z sakramentów świętych ("zdrojów zbawienia") prowadzi, jest "pociągnięciem" do chwały Ojca, tam gdzie przebywa Jezus "wywyższony", tj. uwielbiony. Liturgia godzin rozwija te tematy. Hymn z Jutrzni: Iesu auctor clementiae, skomponowany jest na podstawie wyboru z Iubilus św. Bonawentury. (a nie jak dotychczas sądzono, św. Bernarda). Hymn z Godziny czytań sławi nieskończoną miłość Bożego Serca ukonkretnioną w darze samego siebie dla okazania miłosierdzia rodzajowi ludzkiemu.

Zakończmy te rozważania nad Uroczystością Najświętszego Serca fragmentami zacytowanymi z „Autobiografii” św. Małgorzaty Marii Alacoque:

„Nagle uczułam jak ogarnia mnie głębokie skupienie i równocześnie ukazało mi się Serce mojego umiłowanego Jezusa bardziej jaśniejące niż słońce. Znajdowało się ono wśród płomieni swej przeczystej miłości otoczone Serafinami” (...) Aniołowie ci śpiewali:

„MIŁOŚĆ TRIUMFUJE, MIŁOŚĆ SIĘ RADUJE, MIŁOŚĆ NAJŚWIĘTSZEGO SERCA RADOŚCIĄ NAS NAPEŁNIA”.

Ostatnie wielkie objawienie będące jej udziałem, które miało miejsce w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu w oktawie Bożego C między 13 a 20 czerwca 1675 rok przyniosło nam idee obchodzonej niebawem uroczystości. Pan Jezus ukazawszy się swej powiernicy, odsłonił swe Boskie Serce i wskazując na nie, powiedział:

„OTO SERCE, KTÓRE TAK BARDZO UMIŁOWAŁO LUDZI, ŻE NICZEGO NIE SZCZĘDZIŁO, AŻ DO WYCZERPANIA I WYNISZCZENIA SIĘ, BY IM DAĆ DOWODY SWEJ MIŁOŚCI. A W ZAMIAN OD WIĘKSZOŚCI LUDZI DOZNAJE TYLKO NIEWDZIĘCZNOŚCI PRZEZ NIEUSZANOWANIA I SWIĘTOKRADZTWA, PRZEZ OZIĘBŁOŚĆ I POGARDĘ Z JAKA SIĘ ODNOSZĄ DO MNIE W TYM SAKRAMENCIE MIŁOŚCI...”

DLATEGO ŻĄDAM OD CIEBIE, ŻEBY PIERWSZY PIĄTEK PO OKTAWIE BOŻEGO CIAŁA BYŁ POŚWIĘCONY NA SZCZEGÓLNA UROCZYSTOŚĆ KU UCZCZENIU MOJEGO SERCA, ABY W TYM DNIU PRZYSTĘPOWANO DO KOMUNII SWIĘTEJ I SKŁADANO UROCZYSTE WYNAGRODZENIE, PRZEZ PUBLICZNE AKTY PRZEBŁAGANIA, AŻEBY NAPRAWIĆ ZNIEWAGI JAKICH TO SERCE DOZNAŁO PODCZAS WYSTAWIENIA NA OŁTARZACH, OBIECUJĘ CI RÓWNIEŻ, ŻE MOJE SECE ROZSZERZY SIĘ, BY ROZLEWAĆ OBFICIE STRUMIENIE SWEJ BOSKIEJ MIŁOŚCI NA TYCH, KTÓRZY MU ODDAWAĆ BĘDĄ TĘ CZEŚĆ I KTÓRZY STARAĆ SIĘ BĘDĄ, BY MU BYŁA ODDAWANA.” {Autobiografia # 92)

Pierwsze piątki miesiąca

Powszechnie wśród ludu przyjęła się praktyka Komunii świętej w dziewięć pierwszych piątków miesiąca.

Szeroko rozpowszechniona jest wśród katolików nadzieja, że kto przyjmuje Komunię świętą przez kolejne dziewięć pierwszych piątków miesiąca, może spodziewać się zbawienia. To przekonanie płynie z objawień, jakie miała francuska siostra zakonna (wizytka) Małgorzata Maria Alacoque ( + 1690 r.).

"Pewnego piątku, podczas Komunii świętej - pisze - Zbawiciel rzekł te słowa do swej niegodnej służebnicy, jeśli się nie myli: Przyrzekam ci w nadmiernym miłosierdziu mego Serca, że Jego miłość wszechmocna tym wszystkim, którzy przyjmą Komunię świętą w dziewięć pierwszych piątków miesiąca bez przerwy, udzieli laski ostatecznej pokuty. Nie umrą w Jego niełasce ani bez przyjęcia sakramentów w tej ostatniej chwili".

--------------------------------------------------------------------------------

To oświadczenie Chrystusa nazwano Wielką Obietnicą. Nie jest ona jednak dogmatem wiary opartym na Piśmie Świętym, ale objawieniem prywatnym. Dlatego też nie mamy na jej podstawie pewności absolutnej, "ale tylko moralną, jaką obdarzamy osoby poważne, uczciwe, zasługujące na szacunek i wiarygodne".

Kościół po zbadaniu życia i pism Małgorzaty Marii Alacoque stwierdził, że nie ma w nich nic przeciwnego wierze i moralności. Samą zaś siostrę - uznając heroiczność jej cnót - ogłosił świętą w 1920 roku. Tym samym pozwolił wiernym, a często nawet i polecał, praktykę dziewięciu pierwszych piątków miesiąca w nadziei, że przyniesie ona dobre owoce.


--------------------------------------------------------------------------------


Praktyka dziewięciu Komunii świętych w pierwsze piątki nie może jednak być uważana za rodzaj biletu czy monety, która upoważnia nas do beztroskiego zajęcia miejsca w niebie. Komunie święte -po pierwsze - muszą być godnie przyjęte. Uniemożliwiają tę łaskę Komunie świętokradzkie [i bezmyślne]. Dalej, kto by odprawiał powyższą praktykę z postanowieniem, że po wypełnieniu wymaganych warunków może się potem opuścić w pełnieniu dobrych uczynków, a nawet grzeszyć swobodnie w przeświadczeniu, że i tak będzie zbawiony, ten by przekreślał tym samym obietnicę Najświętszego Serca.

Ci natomiast - a spodziewamy się, że jest ich olbrzymia większość, którzy przyjmują Komunię świętą z pragnieniem uczczenia Jezusa i Jego Najświętszego Serca - mogą mieć nadzieję, że nawet gdyby w ich życiu zdarzały się grzechy ciężkie, to On w swym miłosierdziu da im łaskę żalu i pokuty, gdy będzie zbliżała się śmierć.

Obecnie wśród dzieci i młodzieży szkolnej istnieje przez wiele lat praktyka pierwszych piątków. Pomaga ona bardzo dziewczętom i chłopcom przeżyć zgodnie z prawem Bożym lata dziecięce, a potem okres dojrzewania i związane z nim trudności. Ta praktyka zachęci wielu młodych do częstej Komunii świętej również w latach dojrzałych.

MODLITWY

Litania do Najśw. Serca Pana Jezusa

Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie, elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty, Boże,
Święta Trójco, Jedyny Boże,
Serce Jezusa, Syna Ojca Przedwiecznego,
Serce Jezusa, w łonie Matki Dziewicy przez Ducha Świętego utworzone,
Serce Jezusa, ze Słowem Bożym istotowo zjednoczone,
Serce Jezusa, nieskończonego majestatu,
Serce Jezusa, świątynio Boga,
Serce Jezusa, przybytku Najwyższego,
Serce Jezusa, domie Boży i bramo niebios,
Serce Jezusa, gorejące ognisko miłości,
Serce Jezusa, sprawiedliwości i miłości skarbnico,
Serce Jezusa, dobroci i miłości pełne,
Serce Jezusa, cnót wszelkich bezdenna głębino,
Serce Jezusa, wszelkiej chwały najgodniejsze,
Serce Jezusa, królu i zjednoczenie serc wszystkich,
Serce Jezusa, w którym są wszystkie skarby mądrości i umiejętności,
Serce Jezusa, w którym mieszka cała pełnia Bóstwa,
Serce Jezusa, w którym sobie Ojciec bardzo upodobał,
Serce Jezusa, z którego pełni wszyscyśmy otrzymali,
Serce Jezusa, odwieczne upragnienie świata,
Serce Jezusa, cierpliwe i wielkiego miłosierdzia,
Serce Jezusa, hojne dla wszystkich, którzy Cię wzywają,
Serce Jezusa, źródło życia i świętości,
Serce Jezusa, przebłaganie za grzechy nasze,
Serce Jezusa, zelżywością napełnione,
Serce Jezusa, dla nieprawości naszych starte,
Serce Jezusa, aż do śmierci posłuszne,
Serce Jezusa, włócznią przebite,
Serce Jezusa, źródło wszelkiej pociechy,
Serce Jezusa, życie i zmartwychwstanie nasze,
Serce Jezusa, pokoju i pojednanie nasze,
Serce Jezusa, krwawa ofiaro grzeszników,
Serce Jezusa, zbawienie ufających Tobie,
Serce Jezusa, nadziejo w Tobie umierających,
Serce Jezusa, rozkoszy wszystkich Świętych,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami.

W. Jezu cichy i pokornego serca.
O. Uczyń serca nasze według Serca Twego.

Módlmy się:
Wszechmogący, wieczny Boże, wejrzyj na Serce najmilszego Syna swego i na chwałę i zadość-uczynienie, jakie w imieniu grzeszników Ci składa; daj się przebłagać tym, którzy żebrzą Twego miłosierdzia i racz udzielić przebaczenia w imię tegoż Syna swego, Jezusa Chrystusa, który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

Do Serca Twojego uciekamy się Jezu, Boski Zbawicielu. Naszymi grzechami racz się nie zrażać, o Panie święty, ale od wszelakich złych czynów racz nas zawsze zachować, Boże łaskawy i najlitościwszy. O Jezu, o Jezu, o Jezu dobry, Zbawicielu słodki, Pośredniku Boski, jedyna ucieczko nasza! W Sercu Twoim racz nas obmyć. Do Serca Twojego racz nas przytulić. W Twym Sercu na wieki racz nas zachować. Zbawicielu słodki, Pośredniku Boski, jedyna ucieczko nasza!

Koronka do Najśw. Serca Pana Jezusa

odmawiana przez błogosławionego Ojca Pio


1. O mój Jezu, Ty powiedziałeś: "Zaprawdę powiadam wam: proście, a otrzymacie, szukajcie, a znajdziecie, pukajcie, a będzie wam otworzone", wysłuchaj mnie, gdyż pukam, szukam i proszę o łaskę... Ojcze nasz... Zdrowaś... Chwała Ojcu... Słodkie Serce Jezusa, w Tobie pokładam na-dzieję.

2. O mój Jezu, Ty powiedziałeś: "Zaprawdę powiadam wam: o cokolwiek prosić będziecie Ojca w imię Moje, da wam", wysłuchaj mnie, gdyż proszę Ojca w imię Twoje o łaskę... Ojcze nasz... Zdrowaś... Chwała Ojcu... Słodkie Serce Jezusa, w Tobie pokładam nadzieję.

3. O mój Jezu, Ty powiedziałeś: "Zaprawdę powiadam wam: niebo i ziemia przeminą, ale Moje słowa nie przeminą", wysłuchaj mnie, gdyż zachęcony Twoimi słowami proszę o łaskę... Ojcze nasz... Zdrowaś... Chwała Ojcu... Słodkie Serce Jezusa, w Tobie pokładam na-dzieję.

O słodkie Serce Jezusa, dla Ciebie tylko jedno jest niemożliwe: nie mieć litości dla strapionych; dlatego okaż litość nad nami, biednymi grzesznikami i udziel nam łaski, o którą Cię prosimy przez bolesne i Niepokalane Serce Maryi, Twojej i naszej czułej Matki. Amen. Witaj, Królowo, Matko Miłosierdzia... Święty Józefie, Ojcze przybrany Jezusa Chrystusa, módl się za nami.

Nowenna do Najśw. Serca Pana Jezusa

Modlitwa na każdy dzień


Najświętsze Serce Zbawiciela, w moich tak wielu troskach i cierpieniach zwracam się do Ciebie z dziecięcą ufnością i błagam o pomoc i ratunek. Mam nadzieję, że mnie wysłuchasz, gdyż powiedziałeś: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię" (Mt 11,28). Dlatego przychodzę do Ciebie i błagam przez zasługi Twej Męki, za przyczyną Matki Najświętszej i wszystkich Twoich Świętych, udziel mi łaski, o którą Cię proszę...


Dzień 1

O Jezu, Ty mnie tak bardzo umiłowałeś, że zstąpiłeś z nieba i przyjąłeś nędze ludzkie aż po śmierć, i to śmierć krzyżową, aby mnie zbawić. Pragnę na Twoją miłość odpowiedzieć miłością. Rozpal więc w moim sercu pragnienie Twej najgorętszej miłości i dozwól, abym Cię kochał nade wszystko. Amen.


Najświętsze Serce Jezusa, bądź moją miłością.



Dzień 2

Najświętsze Serce Jezusa, pragnę być Twoim uczniem i wiernie wypełniać przykazanie miłości bliźniego. Spraw, o Jezu, abym wyzbył się egoizmu, a nauczył się naśladować Ciebie w miłości bliźnich. Niech kocham moich najbliższych i służę im pomocą w trudnych chwilach życia. Moją miłością pragnę objąć wszystkich ludzi, których spotkam w życiu, także moich nieprzyjaciół. Amen.


Serce Jezusa, rozbudź w mym sercu prawdziwą miłość ku moim bliźnim.



Dzień 3

Jezu, Ty powiedziałeś: "Uczcie się ode Mnie, że jestem cichy i pokornego Serca". Panie mój, wyniszcz we mnie pychę i próżność, a obdarz pokorą i cichością. Dopomóż mi wprowadzać w życiu te cnoty, abym otrzymał błogosławieństwo obiecane w Kazaniu na Górze: "Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię". Amen.


Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce moje według Serca Twego.



Dzień 4

Jezu, Ty z miłości ku mnie stałeś się posłuszny aż do śmierci krzyżowej. Naucz mnie posłuszeństwa Twojej woli i wierności nauce Twojego Kościoła. Pomóż mi, abym szczególnie w trudnych chwilach mojego życia umiał z pokorą poddać się Twojej woli. Amen.


Panie, nie moja, ale Twoja wola niech się stanie.



Dzień 5

Najcierpliwsze Serce Zbawiciela, Tyś w milczeniu przyjęło wszelkie zniewagi, obelgi i upokorzenia, pomóż mi opanować gniew i zniecierpliwienie. Naucz mnie spokoju i cierpliwości, abym odtąd z miłości do Ciebie przyjmował trudy i cierpienia, jakie dopuścisz na mnie. Amen.


Najcierpliwsze Serce Jezusa, dopomóż mi zdobyć cnotę cierpliwości.



Dzień 6

Boskie Serce Jezusa, Tyś dla naszego zbawienia ofiarowało się swemu Ojcu za nasze grzechy. Racz napełnić moje serce ofiarną miłością. Niech nie będę obojętny na potrzeby Kościoła i bliźnich, lecz w miarę moich możliwości niech służę im pomocą. Amen.


Serce Jezusa, ofiaro za nasze grzechy, obdarz mnie duchem ofiary i poświęcenia.



Dzień 7

Najświętsze Serce Zbawiciela, Tyś uczyniło wszystko, aby nas zbawić. Dopomóż mi odwzajemnić się Tobie wiernością w wypełnianiu Twoich przykazań i moich obowiązków, jakie mam spełnić w tym życiu. Dopomóż mi, Panie, abym nie marnował darów otrzymanych od Ciebie, ale niech się staram wykorzystać każdy dzień dla Twojej chwały i zbawienia mojej duszy. Amen.


Serce Jezusa, dopomóż, abym był Twoim wiernym sługą.



Dzień 8

Serce Jezusa, mojego Boga, Tyś wybrało sobie na ziemi nie zaszczyty i bogactwo, ale pracę w cierpieniu i ubóstwie. Proszę Cię, Jezu, abym godnie naśladował Ciebie w ubóstwie i pracowitości. Niech nie marnuję wiele czasu na rozrywki i przyjemności, ale przez pracę i modlitwę niech wiernie służę Bogu i ludziom. Amen.


O Jezu, naucz mnie iść zawsze drogą cnoty.



Dzień 9

Jezu Chryste, po zakończeniu życia na ziemi odszedłeś, aby nam przygotować mieszkanie w niebie. Udziel nam tej łaski, abyśmy pamiętali o tym, że jesteśmy pielgrzymami na tej ziemi i nie przywiązywali się zbytnio do niej i do spraw doczesnych. Niech przez dobre życie zasłużymy na przyjęcie do niebieskiej Ojczyzny, gdzie na wieki będziemy wielbić Twe Najświętsze Serce. Amen.


Serce Jezusa, dopomóż mi, abym często rozważał rzeczy ostateczne.



Modlitwa na zakończenie nowenny


Boskie Serce Jezusa, racz przyjąć pokorny hołd czci, jaki starałem się złożyć Ci w tej nowennie. Niech moje serce, oczyszczone z grzechów i wszelkich błędów w sakramencie pokuty, zostanie przyozdobione cnotami, o które prosiłem. Udziel mi także łaski szczególnej..., o którą Cię przez te dni gorąco błagałem. A jeśli Twoja wola jest inna, daj mi ją zrozumieć i przyjąć bez buntu i szemrania. Ty, o Jezu, jesteś moim Bogiem i Ojcem najlepszym i wiesz, co mi naprawdę potrzeba. Niech się zawsze spełnia Twoja święta wola w niebie i na ziemi. Amen.

Uwielbienie wynagradzające

* Niech będzie Bóg uwielbiony!
* Niech będzie uwielbione święte Imię Jego!
* Niech będzie uwielbiony Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek!
* Niech będzie uwielbione Imię Jezusowe!
* Niech będzie uwielbione Najświętsze Serce Jezusowe!
* Niech będzie uwielbiony Pan Jezus w Najświętszym
Sakramencie Ołtarza!
* Niech będzie pochwalona Bogarodzica, Najśw. Panna
Maryja!
* Niech będzie pochwalony jej święte i niepokalane
Poczęie!
* Niech będzie pochwalone imię Maryi, Dziewicy i Matki!
* Nniech będzie pochwalony św. Józef, jej przeczysty oblubieniec!
* Niech będzie uwielbiony Bóg w Swoich Aniołach i Swoich Świętych!

(z: o.Artur Vermeersch T.J., Nabożeństwo do Najśw.Serca Jezusa, Kraków 1933, Wyd.Księży Jezuitów)

Niech moje serce bije razem z Tobą ...

Bardzo miłujące nas Serce Jezusa,
jesteś ukryte w świętej Eucharystii
i bijesz tam dla nas zawsze.
Kiedy zgadzasz się, żebym Cię przyjmował
i na chwilę we mnie robisz swe mieszkanie,
spraw, aby moje serce biło razem z Twoim.
Oczyść me serce z wszystkiego,
co jest tylko ziemskie,
z wszystkiego, co pyszne i zmysłowe,
z wszelkiego nieładu i wszelkiej niemocy.
Napełnij je tak bardzo sobą,
żeby nic nie mogło go zaniepokoić,
lecz żeby w Twoje miłości znajdowało pokój.

kardynał John Henry Newman

Modlitwa Codziennego Ofiarowania

Panie Jezu Chryste,
Ty poprzez swoje Boskie Serce,
bogate w miłosierdzie,
wylałeś na świat cały
miłość swego Ojca
jako uświęcający żar
Ducha Przenajświętszego.

Racz przyjąć moje modlitwy,
prace, radości i cierpienia
i złącz je dzisiaj
ze swą Ofiarą Krzyża,
obecną w tajemnicy Eucharystii
- dla zbawienia świata.

W jedności z całym Kościołem
i jego Matką - Maryją,
przez Jej pośrednictwo,
proszę Cię w intencjach,
które Ojciec Święty polecił
naszym modlitwom.

Udziel mi, Panie Jezu,
Ducha Świętego
do wiernego w dniu dzisiejszym
wypełnienia wszystkich
dobrych czynów,
przygotowanych dla mnie
przez Ojca.

Przemień mnie
i uczyń apostołem Twego Serca,
bym świadczył w Duchu i Prawdzie,
że Bóg jest miłością.

Amen.

Akt wynagrodzenia sercu Jezusa

Jezu Zbawicielu, Synu Boga, godny bezgranicznego uwielbienia i największej chwały, a mimo to tak mało kochany, często wzgardzony i zapomniany; my, przynależcy do Apostolstwa Modlitwy, pragniemy kochać Ciebie i we wszelki dostępny nam sposób współpracować z Tobą w dziele zbawienia świata.

Aby wynagrodzić Twojemu Sercu za obojętność, zniewagi, nienawiść do Ciebie i do Twego Krzyża, za brak miłości, deprawację i krzywdy czynione bliźnim, chcemy jeszcze gorliwiej i wierniej służyć Tobie w Kościele, naśladując Twą miłość do Ojca i do wszystkich ludzi według wzoru, jaki nam zostawiłeś w swym świętym Sercu.
Serce Jezusa, bądź uwielbione w naszych sercach i w naszym działaniu!

Św. Małgorzata Maria Alacoque

1. Wiosna życia

Był rok 1647. 22 lipca zamek Lauthecourt zabrzmiał radością. Dziedzicowi Klaudiuszowi Alacoque, notariuszowi z Verovres i jego małżonce urodziła się druga córeczka – piąte dziecko. Ochrzczono ją po 3 dniach, nadając imię Małgorzaty. Kiedy miała 4 lata chrzestna matka zabrała ją na zamek Corcheval, odległy o milę od rodzinnego domu. Zdarzało się tam, że dziewczynkę znajdowano w kaplicy albo w kościele, zatopioną w modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. Klęczała bez ruchu, bo jej powiedziano, że w tabernakulum przebywa nieustannie i prawdziwie Boski Zbawca.

W zabawie była jednak Małgorzata tak żywa, że nieraz ganiono ją za zachowanie. Wystarczało jednak powiedzieć: "Nie powinnaś tak robić, bo tym brzydzi się nasz kochany Bóg", by ją powstrzymać. Małe serduszko pałało dziwną odrazą do grzechu. "O moja jedyna Miłości - pisała o swoim dzieciństwie Małgorzata - już od najwcześniejszych lat pragnąłeś być władcą serca mego".

Nieustannie czuła też natchnienie do powtarzania: "Mój Boże, poświęcam ci moją czystość, ślubuję Ci wieczyste dziewictwo". Wierność wewnętrznym natchnieniom stała się dla niej krynicą niewyczerpanych zdrojów błogosławieństwa Bożego.

Po wczesnej śmierci ojca na matkę spadła troska o siedmioro dzieci. Małgorzata znalazła się u SS. Urbanistynek w Charolles. Siostry zauważyły niepospolitość pensjonarki i zaledwie Małgorzata ukończyła 9 lat, dopuściły ją do Komunii św. "Pierwsza Komunia św. - pisała później Małgorzata - rozlała tyle goryczy na zabawy i przyjemności mojego wieku, że chociaż do nich lgnęłam, stawały się dla mnie przykre i wprost nieznośne. Ile razy zabrałam się z koleżankami do zabawy, tyle razy miałam wrażenie, że jakaś tajemnicza moc gwałtem mnie od nich odrywa, że jakiś wewnętrzny głos, który mię rwał do samotności, tak długo mi nie dawał spokoju, aż mu uległam, by klęcząc lub pochylona ku ziemi, zatopić się w modlitwie, aż mnie w tym stanie znajdowano, co znowu stale było dla mnie niemałą przykrością..."

Bolesna choroba, która nawiedziła Małgorzatę po dwuletnim pobycie u Sióstr, zmusiła ją do powrotu do domu: choć patrzyła na nie z podziwem, postanawiając naśladować ich życie, to nie tutaj chciał ją mieć Boski Mistrz.

Przez 4 lata lekarze leczyli ją bezskutecznie. Zrozpaczona matka zwróciła się więc do Maryi tymi słowy: "Święta Matko Boża, jeśli dziecko moje powróci do zdrowia, poświęcę je całkowicie Twej służbie". Po żarliwej modlitwie zranionego serca matki, Małgorzata odzyskała zdrowie.

Tak stanęła u bram życia, w okresie, w którym pęd ku swobodzie wiedzie w ułudne krainy przyjemności. Szesnastoletnia panienka, otoczona dostatkami, obdarzona zaletami umysłu i ciała, pełnymi haustami poczęła pić z upajającego kielicha dozwolonych przyjemności. Owładnęła nią zalotność i pragnienie podobania się. Nie przekroczyła granicy chrześcijańskiej moralności, a jednak to, że za wiele troszczyła się o wygląd i raz w karnawale poszła z przyjaciółką w przebraniu na bal, przez całe życie opłakiwała, jako swoje największe przewinienia. Jezus postanowił ją wyrwać ze świata i jego przyjemności. Jako Jego towarzyszka – nim się stała tłumaczem Jego wzgardzonej przez ludzi miłości – miała wstąpić na kalwaryjską ścieżkę i zranić cierpieniem stopy.

2. Czas walki

Matka Małgorzaty powierzyła prowadzenie domu krewniaczkom. Skończyły się kłopoty finansowe, ale i swoboda matki i dzieci. W domu rządziła tyrania. Małgorzata pożyczała czasem u sąsiadek suknię, by móc udać się do kościoła. Jedyną pociechę znajdowała u stóp tabernakulum. Wkrótce zakazano jej bez zezwolenia opuszczać dom, a jeśli jedna krewna pozwoliła jej na odwiedzenie kościoła, wtedy druga ją zatrzymywała.

Wobec tak bolesnej odmowy Małgorzata zalewała się łzami. Wyrzucano jej więc niesprawiedliwie, że to nie kościół ją tak gorąco pociąga, ale pewnie tajemna schadzka z mężczyzną, a wstyd, iż słowa danego nie dotrzyma, gorzkie łzy wyciska jej z oczu. Kryła się więc w ogrodzie, skąd swobodnie spoglądała na kościół: "Tam On dla mnie przebywa i z miłości ku mnie", powtarzała zalewając się łzami. Całe dni spędzała w tej kryjówce, nie jedząc i nie pijąc, chyba że wieśniacy przynieśli jej mleka lub owoców. Pod wieczór wracała do zamku drżąc ze strachu, jak po ciężkiej zbrodni. Spadały na nią nagany, że nie pracuje i nie troszczy się o rodzeństwo.

Jednej nocy objawił się jej Chrystus jako ‘Ecce homo’, mówiąc, że dopuszcza te cierpienia, aby ją do siebie bardziej upodobnić. Objawienia powtarzały się. Widywała Zbawiciela ociekającego krwią lub obarczonego krzyżem. Widzenia te umacniały ją do tego stopnia, że czasami było jej nawet przykro, że grożąca ręka wstrzymała się przed spełnieniem pogróżek. W osobach, które niesprawiedliwie ją traktowały, zaczęła widzieć najlepsze przyjaciółki. Chwaliła je i szanowała. "Ale - pisze o sobie - nie ja spełniałam to wszystko, lecz Mistrz mój Boski, który mnie do tego skłaniał, i który nie pozwolił, aby skarga wypełzła na moje wargi, albo by jakieś drgnienie niechęci przemknęło się po moim obliczu, albo bym szukała współczucia i pociechy. On to nakazał mi mówić, że one słusznie ze mną postępują, podczas gdy ja przez moje grzechy na więcej jeszcze zasłużyłam przykrości".

W tych czasach prób, cierpień i walki powtarzała nieustannie: "Panie, gdybyś Ty tego wszystkiego nie dopuszczał, to by się ono dziać nie mogło; dziękuję Ci, że to na mnie zsyłasz, bo w ten sposób upodobniam się do Ciebie".

Przez szereg lat wyłącznym przewodnikiem na drodze modlitwy i rozmyślania był dla niej Jezus. "Od tego czasu, kiedy poczęłam samą siebie poznawać - opowiada później - stał się On wyłącznym panem mej woli, tak iż musiałam Mu we wszystkim ulegać, nie mogąc nawet stawić Mu oporu. On sam ganił mnie łagodnie, ale stanowczo z powodu błędów, choćby one były i najdrobniejsze. Od tego czasu taki wstręt powzięłam do grzechu, iż po najmniejszym wykroczeniu poszukiwałam samotności, by się móc głośno wypłakać".

"Uczułam w sobie silny pociąg do rozmyślania, i niemało cierpiałam z tego powodu, iż nie mogłam się dowiedzieć, jak to się przy tym zachować, nie miałam bowiem nikogo, kto by mnie w tym względzie pouczył; nie wiedziałam także, na czym ono właściwie polega, ale już sama nazwa: ‘modlitwa myślna’ miała w sobie dla mnie coś pociągającego".

Małgorzata prosiła Boskiego Mistrza, by On sam raczył nauczyć ją rozmyślania. Jezus polecił jej rzucić się na ziemię i błagać Go o przebaczenie za wszystko, czym Go obraziła, a potem całe rozmyślanie Jemu ofiarować. I wtedy to w najwyraźniejszych konturach zjawiał się przed jej duchem Zbawiciel w tej tajemnicy, w jakiej Go sobie właśnie przedstawiała; zdawało się jej, jak gdyby wszystkie władze jej duszy zagubiły się w Bogu, tak że żadne roztargnienie nie mąciło jej wewnętrznej ciszy, a serce jej ogarniał żar pożądania Komunii św. i cierpienia.

Kiedy bracia zaczęli zarządzać rodzinnymi dobrami, powrócił do domu dobrobyt. Jednak walka o powołanie zakonne stała się ostrzejsza. Wśród zwalczających ją stanęła ukochana matka, gdy o Małgorzatę - pochodzącą z dobrej rodziny, posiadającą miły charakter i piękną - zaczęli się ubiegać młodzieńcy. Czy jednak nie złożyła ślubu czystości? Czy nie czuła nieustannego pociągu do życia w murach klasztornych? Czy ma wzgardzić łaską powołania? Krewni naciskali: musi wyjść za mąż, zamiast zdeptać własne szczęście.

"Drogie dziecię... - mówiła matka - wybierz sobie pobożnego męża i pozwól mi u ciebie mojego życia dokonać; tak mi osłodzisz te ciężkie lata goryczy, które w tym domu przeżyć musiałam". Nękała ją myśl: jeśli wstąpisz do klasztoru, matka umrze ze smutku, a ma prawo do opieki, odpowiesz wtedy przed Bogiem za surowość i oziębłość wobec matki. Równocześnie w sercu rosła skłonność do życia zakonnego, by zostać oblubienicą Tego, który ją przed wszystkimi ukochał.

Małgorzata – niemalże pokonana – stwierdziła wreszcie, że ślub czystości, złożony Bogu w wieku 4 lat, nie mógł być przeszkodą w zawarciu małżeństwa. Zaczęła się też bać, że stan zakonny domaga się świętości, jakiej nigdy nie osiągnie. Życie w zakonie stałoby się więc powodem potępienia. Zaczęła się stroić, by znaleźć męża. Szukała przyjemności... ale nie mogła ich znaleźć. Niewidzialne strzały Bożej miłości boleśnie raniły jej serce. Jakaś siła zmuszała ją do szukania samotności, a tam czekał na nią Jezus zazdrosny o jej miłość. Upadłszy na twarz, błagała o przebaczenie... A potem znowu pozwoliła się unieść prądowi otoczenia i znowu stawiła Bogu opór.

Pewnego wieczora, kiedy Małgorzata wkładała na siebie świetne stroje, stanął przed nią Zbawiciel zelżony, okrwawiony, ubiczowany. Odezwał się: "Spojrzyj, czego twa próżność na mnie dokonała. Trwonisz czas drogocenny, z którego w godzinę śmierci złożyć będziesz musiała rachunek. Więc nie będziesz mi wierną? Prześladujesz mnie za to, że ci tyle dałem jawnych dowodów mojej ku tobie miłości, że cię do siebie chciałem upodobnić?"

Raniące wyrzuty wywarły na nią wpływ głęboki. W żalu postanowiła pokutować, by upodobnić się do Boskiego Męczennika. Opasała się powrozem poskręcanym w węzły tak, że ledwie mogła oddychać i z trudem jadła. Tak długo na sobie go nosiła, aż wpił się głęboko w jej ciało i z wielką boleścią można go było usunąć. W nocy kładła się na łoże wysłane sękami, zrywała się, by się dręczyć biczowaniem. Upokorzenia ze strony krewnych, nie wystarczały, by zaspokoić pragnienie cierpienia.

Walczyła tak prawie 5 lat. Tęsknota za życiem zakonnym rosła nieustannie, choć nieustannie trwał też opór rodziny. Kiedy budziło się w niej pragnienie rozrywki, przed oczyma duszy wyłaniał się krwią zbroczony Chrystus i szeptał: "Ty szukasz przyjemności? A jam jej nigdy nie zaznał. Wszystko przecierpiałem, byle twe serce pozyskać, a ty mi go teraz nie chcesz powierzyć (...) Wybrałem cię na mą oblubienicę i przyrzekliśmy sobie wierność wzajemną wtedy, kiedy to ślub dziewictwa dla mnie w ofierze złożyłaś; jam cię nim natchnął, zanim jeszcze świat nawet najdrobniejszej cząsteczki w tobie nie posiadł, bo chciałem twe serce uczynić wolnym od więzów doczesnych. I aby Cię dla mnie dziewiczą zachować, uwolniłem Twą wolę od zła wszelkiego i oddałem cię w opiekę mej świętej Matki, aby cię według moich zamiarów kształciła".

I tak, mając 22 lata, przybierając imię Maria, Małgorzata przystąpiła do bierzmowania. Umocniona tym sakramentem rozpoczęła ostateczną walkę o swe powołanie. Matka wznowiła wyrzuty, a duch ciemności szeptał: "Ty chcesz zostać zakonnicą? Ośmieszysz się tylko, bo przecież w zakonie stanowczo nie wytrwasz. Jakiż to wstyd spadnie na ciebie, kiedy będziesz musiała habit zakonny odłożyć i na świat znowu powrócić. Gdzież się wtedy ukryjesz?".

Małgorzata nie była już daleka od decyzji o zamążpójściu. Jednak Jezus po raz ostatni sprzeciwił się temu. Kiedy pewnego dnia przyjęła Komunię św., zjawił się przed nią jako najpiękniejszy, najbogatszy, najpotężniejszy i najbardziej porywający. Czynił jej wyrzuty, że ośmieliła się zapragnąć innego. "Jeśli wyrządzisz mi tę obelgę - zagroził - wtedy opuszczę cię na zawsze; ale jeśli dotrzymasz mi słowa, trwać będę przy tobie i zapewnię ci triumf nad twymi wszystkimi wrogami. Można ci wybaczyć, bo dotąd mnie jeszcze nie poznałaś, pójdź za mną, a ja ci się objawię". Małgorzata postanowiła raczej umrzeć niż zawrzeć małżeństwo.

3. Nareszcie wolna!

Kiedy rodzina pogodziła się z decyzją Małgorzaty, postanowiono, że musi wstąpić do Urszulanek. Jej zaś wydawało się, że jakiś głos wewnętrzny nieustannie jej szepce: "Nie tutaj pragnę cię posiadać, ale wśród córek Maryi". Bliskiej realizacji planów przeszkodziła choroba matki. "Widzisz, jak twa nieobecność na matkę zgubnie oddziałuje - wyrzucano jej - jeszcze się staniesz przyczyną jej śmierci". Nawet kapłani temu przyświadczali. Małgorzata zdwajała pokuty, wołając: "O mój ukochany Zbawco, jakżebym gorąco pragnęła, żebyś mnie gorzkich swych cierpień uczynił wspólniczką". "Dokonam tego - brzmiała odpowiedź - jeśli ty się nie sprzeciwisz, i jeśli ze swej strony uczynisz wszystko, co w twej będzie mocy".

Małgorzata surowo umartwiała się, biczując się aż do krwi. Niepewna, czy podoba się Boskiemu Mistrzowi, błagała: "Panie, ześlij mi kogoś, kto by mną pokierował, kogo bym we wszystkim słuchać musiała". "Czyż ja ci nie wystarczam?" - brzmiało pytanie Chrystusa. "Czyż dziecię, które jest tak ukochane jak ty, może źle postępować pod kierunkiem ojca, który jest wszechmocny?"

Wreszcie w roku 1670, kiedy papież Klemens X, ogłosił Rok Jubileuszowy, przyszedł Małgorzacie z pomocą kapłan głoszący rekolekcje. W spowiedzi otwarła przed nim serce. Jasne było, że Bóg powołał ją do zakonnego życia. Polecił więc jej bratu, by zamiast piętrzyć przed nią trudności, dopomógł jej wreszcie w spełnieniu zamiaru.

Wśród klasztorów, które jej wyliczono, wybrała Paray jako najbardziej odległy od domu. Spodziewała się, że tam najmniej dozna roztargnień ze strony rodziny. Wiosną r. 1671 wybrała się z bratem Chryzostomem prosić o przyjęcie u Sióstr Nawiedzenia. Kiedy wkroczyła do rozmównicy, usłyszała głos: "Pragnę byś tutaj została". Mając 24 lata pożegnała się więc z bliskimi i przyjaciółmi z radością podobną do niewolnicy, dla której godzina wyzwolenia nareszcie wybiła.

U wrót klasztoru stanęła w sobotę 25 maja i tak stała się nowicjuszką zakonu Nawiedzenia. Na żądanie św. Franciszka Salezego, zakon ten posiadał w godle Serce Boże przebite, otoczone cierniową koroną i uwieńczone krzyżem. Małgorzata Maria o tym nie wiedziała! Wiedział jednak Ten, który ją wybrał i pokierował jej wyborem. On przygotowywał ją na posłańca Swego Serca.

4. Życie ofiary

Nowicjat był dla niej okresem szczęścia. Ponosiła ofiary, buntowała się miłość własna, ale czymże to było w porównaniu z tym, czego już w swoim życiu doznała w domu? Odczuwała radość, wiedząc, że wypełniła wolę Bożą.

Kiedy szukała rady, jak rozmyślać, mistrzyni powiedziała jej: "Uklęknij przed Najświętszym Sakramentem i stań się jakby płótnem rozpiętym przed malarzem". Małgorzata nie ośmieliła się pytać, co to oznaczało. Za to usłyszała wyraźnie słowa: "Pójdź tylko, a ja cię pouczę". Boski Mistrz objawił życzenie, by dusza jej stała się płótnem, na którym On wymaluje główne rysy swego życia. Rozniecił w jej sercu taki żar miłości i pragnienie cierpienia, iż jedynym dążeniem jej było cierpieć z miłości ku Niemu.

25 sierpnia r. 1671 odbyły się obłóczyny. "Był to dzień moich zaręczyn - pisała - który nową władzę nade mną oddał memu Oblubieńcowi, a mnie nałożył zobowiązanie, bym Go wyłącznie i jeszcze goręcej umiłowała. On natomiast, jako Oblubieniec najczulszy, złożył mi to przyrzeczenie, że mi z początku da zakosztować wszelkiej słodyczy, jaka się w miłości ukrywa".

Małgorzata wskutek wewnętrznego szczęścia wpadała w zachwyt i nie zdawała sobie sprawy z tego, co czyniła. Martwiło ją, że coś może zdradzić stan jej duszy. Przełożone, widząc w jej nieprzepartej skłonności do modlitwy przeszkodę w spełnianiu reguł, obawiały się, że może ją to sprowadzić na manowce. "Siostro - powiedziano jej - duch naszego zakonu nie znosi wszystkiego, co wygląda na niezwykłe w modlitwie i ćwiczeniach pokutnych; dlatego o ile się nie odmienisz, nie możesz być dopuszczoną do ślubów." W czasie przeznaczonym na modlitwę zlecano jej więc zamiatanie korytarzy. Kiedy prosiła o odprawienie opuszczonej modlitwy, odmawiano. A jednak – mimo rozpraszających czynności – żyła w Bożej obecności.

Daleka od unikania cierpienia, prosiła mistrzynię o umartwienia. Najczęściej otrzymywała upokarzającą odmowę albo polecenie wykonania czegoś, do czego czuła wstręt. Mówiła: "Panie, musisz mi teraz dopomóc, bo czyż nie Ty dałeś mi takie zlecenia?" "Uznaj tylko – odpowiadał życzliwie Jezus – że beze mnie niczego nie zdołasz, a ja cię nie opuszczę, jeśli tylko swą niemoc i słabość o moją oprzesz potęgę".

Przełożone nabrały jednak przekonania, że Małgorzata nie nadaje się do zachowania prostej i wspólnej reguły św. Franciszka Salezego i nadal nie chciały jej dopuścić do ślubów. Małgorzata nigdy nie przebyła cięższej próby. Skarżyła się, ale tylko Temu, który całą winę ponosił za to, On zaś dodał jej odwagi: "Powiedz przełożonej, że nie potrzebuje się obawiać i że na moją odpowiedzialność może cię do ślubów przypuścić."

Ciężar spadł z serca Małgorzaty, ale przełożona poleciła jej wybłagać znak u Zbawiciela na potwierdzenie, że będzie potrafiła zachować reguły. Jezus rzekł: "Przyrzekam ci, że cię uczynię bardziej pożyteczną dla zakonu, aniżeli tego przełożona się domyśla, ale w taki sposób, który jest na razie mnie tylko jednemu wiadomy. Od tej chwili łask moich udzielać ci będę w zespole z duchem twej reguły, ze względu na twą słabość i ze względu na żądanie twoich przełożonych. Nie ufaj zatem w przyszłości niczemu, co by cię miało od zachowania reguły odwodzić, ponieważ chcę, abyś ją ponad wszystko stawiała. Wolę przełożonej winnaś przedkładać nad swoją własną wolę i na jej rozkaz wszystkiego poniechać, czego spełnienie ja bym ci polecił. Oddaj się całkowicie jej kierownictwu. A ja już troszczyć się będę, by plany moje zostały spełnione, choćbym miał wszelkie przeszkody zamienić na środki do celu. Ale sercem twym muszę ja sam swobodnie rozporządzać; ono do mnie należy, nie powierzaj go nikomu."

Nadszedł poranek 6 listopada r. 1672. Małgorzata Maria złożyła uroczyste śluby. Po Komunii św. Jezus powiedział: "Spojrzyj tu na ranę mojego boku. Tu musisz na zawsze zamieszkać, jeśli chcesz szatę niewinności, którą cię dziś odziałem, zachować i życie Boga-Człowieka prowadzić."

Słodycz zalała jej serce, ale kiedy ujrzała Boskiego Oblubieńca skrwawionego i okrytego ranami, jakby na Golgocie, zaczęła się skarżyć: "Ach, nie jestem podobna do Ciebie". "Pozwól mi uczynić wszystko w swoim czasie - odpowiedział Jezus. - Powierz się tylko mojej miłości i memu upodobaniu, nic na tym nie stracisz. Ja cię nie opuszczę." I obdarzył ją łaską swej niewidzialnej obecności tak, jak tego nie doświadczyła jeszcze w swoim życiu.

"Widziałam Go - pisała później - czułam Go przy sobie, słyszałam głos Jego, a to wszystko wyraźniej, aniżeli przy pomocy zmysłów, bo wszelkie roztargnienie było wykluczone, moja uwaga nie mogła się od Niego oderwać. Obecność mojego Boskiego Mistrza doprowadziła mnie do najgłębszego zrozumienia mojej nicości, i tego zrozumienia odtąd nigdy nie straciłam. W poczuciu głębokiej czci byłabym najchętniej trwała nieustannie na kolanach u Jego stóp. I o ile moja praca i ma słabość na to pozwalały, przybierałam owo położenie. Mimo mojej skłonnej do pychy natury, pragnęłam gorąco być zapomnianą i wzgardzoną i radość mą znajdowałam w upokorzeniu oraz w przeciwnościach. Boski mój Nauczyciel powiedział, że to musi się stać moim najmilszym pokarmem i jeśliby mi ludzie tej strawy dostarczyć nie chcieli, On sam miał jej braki uzupełnić, lecz w sposób daleko bardziej dający się odczuć".

Przełożoną klasztoru w Paray została matka Franciszka de Saumaise: zakonnica troskliwa o zachowanie reguły i przeciwniczka nowości. Mimo wszystko od pierwszych dni nie przestała podziwiać Małgorzaty Marii. Jednak jako przezorna i roztropna przełożona, umiała w ciągu 6 lat sprawowania urzędu - czyli w czasie najważniejszych zdarzeń w życiu Małgorzaty - ukryć cześć i podziw dla Świętej. Nakazała jej jednak spisać wszystkie łaski i dary otrzymane od Zbawiciela. A po złożeniu urzędu włączyła się w szerzenie kultu Serca Jezusowego.

5. Śladami Jezusa

Pewnego dnia Boski Mistrz przyszedł trzymając w jednej ręce obraz życia zakonnego, spędzonego w szczęściu, w drugiej – rozdartego katuszami duszy i udręką ciała. Małgorzata musiała wybierać: "Wybieraj teraz, które życie pragniesz prowadzić? W jednym i drugim z równą łaską towarzyszyć ci będę". Małgorzata przypadła do stóp Jezusa: "Panie, Ty mi wystarczysz, ja tylko Ciebie pragnę, Ty dla mnie wybieraj". Odkupiciel nalegał. "Panie - powiedziała - w takim razie daj mi to, co będzie na większą Twą chwałę. Nie zważaj na moje skłonności, na moje zachcianki; postąp ze mną według Twojego upodobania, niczego innego nie pragnę". "Patrz! - rzekł Jezus - oto dla ciebie wybieram - wskazał jej życie pełne cierpień - czynię to dlatego, aby się spełniły na tobie moje zamiary, jak również, by cię bardziej upodobnić do Siebie". Małgorzata Maria, przejęta drżeniem, ucałowała rękę, która ofiarowywała jej życie hańby i cierpienia.

Pewnego ranka, wyszła do ogrodu. Nieraz słyszała tu głos Boskiego Mistrza. Zażądał od niej odnowienia ofiary. Potem pokazał jej krzyż. Jak daleko Małgorzata mogła sięgnąć wzrokiem, zdobiły go kwiaty. "Patrz, oto ołtarz - rzekł do niej Zbawiciel - na którym czyste me oblubienice muszą dokonać ofiary. Kwiaty te zwiędną, ale ciernie, które pod nimi się kryją, trwać będą i tak boleśnie wbiją się w ciebie, że całej potęgi mojej miłości potrzeba ci będzie, byś na tym krzyżu mogła wytrzymać."

Później ujrzała po Komunii św. Zbawiciela z cierniową koroną w rękach. Koroną tą uwieńczył jej skronie: "Przyjmij moja córko, tę koronę, jako zapowiedź innych cierpień, które cię wkrótce do mnie upodobnią". Od tego czasu płonęła w jej sercu potrójna żądza: cierpieć, przyjmować Komunię św. i umrzeć - trzy przejawy jednego pragnienia: z Oblubieńcem serca na wieki się połączyć. Gdzie się zatrzymała, dokąd zwróciła kroki, wszędzie znajdowała Chrystusa z krzyżem.

W tym czasie podjęła pracę przy chorych. Szatan z zazdrości o jej miłość do Zbawiciela wytrącał jej nieustannie z rąk to, co niosła. Było to przyczyną wielu upokorzeń ze strony innych. Potem odzywał się: "Głupia, nigdy niczego dobrego nie zrobisz".

Pewnego dnia chciała wyciągnąć ze studni wiaderko wody, ale uchwyt koła nieszczęśliwie wymknął się jej i tak silnie uderzył w twarz, że runęła na ziemię. Przednie zęby zostały wybite, a dziąsła poszarpane. Spowodowane przez to boleści i nieustanny ból głowy, sprowadziły na nią niejedną bezsenną noc. Zatopiona w rozmyślaniu o cierpieniach Zbawiciela w ogrodzie oliwnym, uczuła w sercu pragnienie uczestniczenia w mękach Boskiego Oblubieńca. Jezus odezwał się: "Przeszedłem tam większe wewnętrzne cierpienia, niż w całej mej pozostałej męce, ponieważ uczułem się opuszczonym i obciążonym brzemieniem grzechów świata całego. Te cierpienia i ta trwoga konania dręczą każdego grzesznika, kiedy dochodzi do poznania Bożej świętości. Wstyd na niego spływający zda się go prawie druzgotać. Teraz właśnie gniew mój gotowy, by w kilku grzeszników ugodzić. Ale za nich ty musisz odczuć, co w ogrodzie getsemańskim przecierpiałem."

W dzień Zmartwychwstania Pańskiego nie mogła z innymi siostrami odprawić rozmyślania. To pozbawiło ją humoru, ale natychmiast usłyszała głos Boskiego Mistrza: "Modlitwa ofiary i poddania się jest mi przyjemniejszą, niż wszelka inna modlitwa".

6. Powiernica Serca Jezusowego

W ostatnich dniach października, r. 1673, kiedy Małgorzata po raz pierwszy po złożeniu ślubów zaczęła właśnie ćwiczenia duchowne, Zbawiciel pokazał jej miłością rozpromienione Serce, krwią zlane od ran i uderzeń: "Oto rany, które mi zadaje mój naród wybrany; inni ranią me ciało, ci przeszywają me Serce". Małgorzata błagała o przebaczenie dla tych, którzy zawinili, ale cierpienie jej trwało bez przerwy. Komunia św. stała się dla niej męczarnią, bo w spojrzeniu umiłowanego Mistrza wciąż odczytywała ból.

Całując w duchu krwawiące rany Boskiego Nauczyciela usłyszała ciche słowa: "Dziecię moje, czy chcesz mi oddać twe serce, aby na nim mogła odpocząć wzgardzona ma miłość?" "Panie - odpowiedziała - Ty wiesz, że całkowicie do Ciebie należę; postąp ze mną tak, jak Tobie się tylko podoba". "Czy wiesz, dlaczego ci tyle łask użyczam? Twoje serce musi się stać ołtarzem, na którym by nieustannie gorzał ogień miłości; nic zmazanego znaleźć się tam nie może. Ciebie wybrałem, by Ojcu memu wiekuistemu, złożyć ofiarę miłości i pojednania".

Małgorzata Maria prosiła więc przełożoną, by wolno jej było podwoić pokuty. Stanowczo jej odmówiono. Zawstydzona wróciła do Boskiego Mistrza, On zaś wskazał na własne jej błędy i niedoskonałości, wyrzucał, że niedawno, wyraziła o sobie z próżności jakąś pochwałę: "Z czego ty się możesz szczycić prochu i popiele? Czyż ty jesteś z siebie czymś innym, jak prochem i nicością? Patrz, jakie łaski zlewam na ciebie, a czym ty sama z siebie jesteś?" I ukazał jej oczom obraz, na którego widok krzyknęła: "O Boże usuń ten obraz lub każ mi umrzeć! Niepodobna mi bowiem patrzeć na ten mój stan i żyć jeszcze!"

27 grudnia r. 1673, w uroczystość św. Jana Ewangelisty, zbliżyła się Małgorzata z siostrami do Stołu Pańskiego, i w tym momencie uczuła, że tak jak św. Lutgarda, powinna wargi swoje przycisnąć do Najświętszej Rany Jezusowego boku. Pełnymi haustami poczęła pić z tego źródła szczęścia. Usłyszała słowa: "Czy widzisz teraz, że nie ma żadnej obawy u źródła potęgi i że w tej rozkoszy o wszystkim się zapomina?" W dniu tym miała więcej wolnego czasu, więc powróciła przed tabernakulum, by przy piersi Boskiego Mistrza wypocząć, jak Jan, umiłowany uczeń.

Wtedy po raz pierwszy, otwarło się przed nią Boskie Serce, a z tajemnic, które dotychczas były przed nią zakryte, opadła zasłona. Małgorzata Maria upadła na kolana w zachwycie na widok tych cudów dobroci, a Jezus przemówił:

"Moje Boskie Serce przepełnione jest miłością ku ludziom, a zwłaszcza ku tobie, dlatego też biją z niego płomienie, by się przez ciebie ludziom objawić, i w skarby, na które ty patrzysz, ich zaopatrzyć, w skarby, na które składają się łaski konieczne do tego, by ludzi wybawić z przepaści zatracenia. Ciebie niegodną i nieuczoną wybrałem do wypełnienia moich zamiarów, aby jasną było rzeczą, że wszystko jest wyłącznie moim dziełem. Dlatego daj mi serce twoje!"

I wziął Jezus serce Małgorzaty i oddał je jej rozpłomienione miłością ze słowami:

"Patrz ukochana, oto zadatek mojej miłości! Żar, który zapaliłem w twym sercu, nigdy nie zgaśnie i tylko pewną ulgę znajdziesz krwi swej upuszczeniem, chociaż i ten środek raczej upokorzenie, niż ulgę w cierpieniu przynosić ci będzie. Ale powinnaś o to prosić, by w ten sposób krew swoją dla mnie przelewać i byś się mogła przekonać, że to wszystko nie jest jakimś urojeniem, ale oznaką, iż pierwsza z łask, które przeznaczyłem dla ciebie, udzielona ci będzie. Ranę serca twego zasklepiłem, ale ból jego zatrzymasz; dlatego od tej chwili już nie, jak dotychczas, niewolnicą Serca mego, ale ‘uczennicą Serca Jezusa’, nazywać się będziesz".

Płomień, który rozgorzał w jej piersi, sprawiał gwałtowny ból. Widziała Najświętsze Serce Jezusa na płomiennym tronie, wysyłające, niby słońce, promienie na wszystkie strony, a zarazem przejrzyste, jakby z kryształu. Widać było ranę zadaną włócznią, a całe Serce otaczała cierniowa korona. Na szczycie wznosił się krzyż. Te oznaki cierpienia Chrystusa pokazywały, że Jego miłość ku ludzkości stała się źródłem wszelkiego cierpienia i pogardy, którą od pierwszej chwili Wcielenia na siebie przyjął i w Najświętszym Sercu odczuwał, jak i ona jedynie tłumaczy cierpliwe znoszenie zniewag, na które wystawił się w Najświętszym Sakramencie Ołtarza.

"Następnie dał mi poznać – pisze Małgorzata Maria – jak pragnienie wzajemnej miłości skłoniło Go do objawienia ludziom swego Serca, wraz ze wszystkimi skarbami miłości, miłosierdzia, łaski i świętości, które w sobie zawiera, tak że każdy, ktokolwiek tylko zechce, pełną dłonią może z niego czerpać. Nadto złożył mi zapewnienie, że osobliwą to będzie dla Niego radością, jeżeli temu Sercu cześć składać będą i że wizerunek Jego wszędzie wystawiony być musi, by nieczułe serca ludzkie poruszyć do głębi. Tym, którzy temu Sercu cześć oddają, pozwoli obficie uczestniczyć w największych łaskach a na dom, gdzie obraz tego Serca szczególną czcią otaczany będzie, przebogate spłyną błogosławieństwa, to nabożeństwo jest bowiem jedną z ostatnich prób Jego miłości, by ludzi do siebie pociągnąć".

"Patrz, moja córko – powiedział – do jakiego to zadania ciebie wybrałem! Dlatego ci tyle łask wyświadczałem już od najwcześniejszego dzieciństwa. Twoim mistrzem i przewodnikiem sam być chciałem, by cię na moje łaski przygotować; ale za największe dobrodziejstwo to uważaj, żem ci objawił i podarował me Serce".

Co roku w uroczystość św. Jana powtarzało się to objawienie. Wskazując na swoje Serce, Jezus powtarzał: "Pragnę cześć w Najświętszym Sakramencie odbierać, a nie ma nikogo, kto by mnie przez miłość wzajemną choć nieco chciał orzeźwić".

Małgorzata chętniej wyznałaby grzechy przed siostrami, niż tajemnice, powierzone jej przez Boskiego Mistrza i Oblubieńca. A jednak musiała to czynić i ze względu na wolę Jezusa, i z posłuszeństwa regule. Przełożona - słuchając jej wyznań – z przekonania lub może dla jej zbadania – żartowała z opowiadań o zjawieniu się Zbawcy i jej bólu. Małgorzata, niezdolna do wytrzymania trawiącego ją nieustannie żaru Bożej miłości, zachorowała. Z dnia na dzień coraz bardziej opadała z sił. Dopiero gdy na jej prośbę – przy sprzeciwie lekarzy – upuszczono jej krwi, odzyskała siły, zgodnie z zapowiedzią Jezusa. Powtarzało się to wiele razy. Począwszy od 27 grudnia r. 1673, dolegliwości odnawiały się w każdy pierwszy piątek miesiąca. Zjawiało się jej przed oczyma Boskie Serce Jezusa do błyszczącego słońca podobne i zsyłało płonące promienie w jej duszę. Siostry, które nie znały powodu jej cierpień, naśmiewały się z tej regularnie powracającej słabości.

8 lutego 1674 r. Małgorzata klęczała, zatopiona w modlitwie przed tabernakulum. Zjawił się przed nią Zbawiciel. Z pięciu ran rozchodziły się lśniące promienie, a pierś świeciła jasnym żarem. W głębi piersi wskazał jej Boski Mistrz na Serce, jako na ognisko owego płomienia i znowu jej opowiadał o miłości ku ludziom i jak oni tylko niewdzięcznością płacą, co mu większą sprawia udrękę, niż wszystkie cierpienia, które w czasie męki wycierpiał: "Gdyby mi okazywali miłość wzajemną, wtedy bym za nic poczytał to wszystko, com dla nich uczynił, ale oni pozostają zimni i bez żadnego odczucia. Wynagradzaj więc przynajmniej Ty, ile zdołasz to, czego im nie dostaje." "Jakżeż mogę tego dokonać, mój Panie? Jestem tak słaba i tak niegodna". "Patrz, oto teraz potrafisz" – odpowiedział jej Zbawca. W tej chwili płomień, który wytrysnął z Bożego Serca, przeniknął jej serce tak, że myślała, iż skona, i tylko prosiła: "Oszczędź mnie, o Panie, śmiertelnym jestem człowiekiem!" "Ja będę twą mocą, nie trwóż się, ale spełnij to, co ci polecę. Najpierw musisz tak często, jak tylko ci posłuszeństwo zezwoli, przyjmować mnie w Komunii św., choćby kosztem upokorzenia i hańby. W każdy pierwszy piątek miesiąca przystępuj do Stołu Pańskiego. Następnie w każdym tygodniu w nocy z czwartku na piątek pozwolę ci uczestniczyć w mej trwodze konania, jaką na górze oliwnej przeszedłem, tak, że nie wiedząc nawet w jaki sposób, doznawać będziesz trwóg konania. Dlatego powinnaś w nocy od 11-12 godziny łączyć się z moją modlitwą w ogrojcu i leżąc twarzą zwrócona ku ziemi, błagać o miłosierdzie dla grzeszników i pocieszać mnie w opuszczeniu przez śpiących uczniów."

Przełożona, nazwawszy wszystko wymysłem próżności i urojeniem, zakazała jej wykonania czegokolwiek z Bożych poleceń. Małgorzata osłabiona postami znowu zaczęła chorować tak, że przełożona sądziła, że bliska jest jej śmierć. Czy to wszystko było tylko złudną grą gorączką rozpalonej wyobraźni, czy też dowodem Bożej łaski? Przełożona nie ośmieliła się rozstrzygać. "Siostro - powiedziała - proś Pana Boga o twe wyzdrowienie, abyś wspólnie z innymi siostrami mogła wypełniać święte reguły zakonne. Jeśli rzeczywiście nagle zdrowie odzyskasz, to ci pozwolę na Komunię w pierwszy piątek miesiąca, oraz na wstawanie w noc czwartkową".

Małgorzata Maria prosiła o wyzdrowienie z nadzieją, że nie zostanie wysłuchana, bo kochała cierpienia i upokorzenia. A jednak postawiony warunek został wypełniony. Mimo to przełożona ociągała się z zezwoleniem Małgorzacie na to, o co prosił Jezus, zaś kapłani, do których zwróciła się o radę wydali jednogłośny wyrok: "Przesada, urojenie, marzycielstwo. Nie zważać na rzekome objawienia, skrócić modlitwy". Tak osądzona Małgorzata stwierdziła, że pewnie kroczy błędnymi ścieżkami. Czasem skarżyła się na niedolę Jezusowi i prosiła, by już raz walce tej koniec położył. Usłyszała: "Przyślę ci sługę mojego, przedstaw mu wszystkie tajniki twego serca, a on cię na prawej drodze umocni".

7. Upewnienie w drodze

Pod koniec roku 1674 o. Klaudiusz de la Colombičre został rektorem Jezuitów w Paray. Fakt ten wywołał powszechne zdziwienie, nie dlatego, że kapłan był młody, bo – jako doświadczony w życiu duchowym – cieszył się powagą, szacunkiem i zaufaniem. Żałowano jedynie, że znalazł się nagle w miejscu tak nieznanym i ciasnym. Takie jednak były drogi Bożej Opatrzności...

Kiedy po raz pierwszy odwiedził siostry, Małgorzata Maria usłyszała głos wewnętrzny: "Ten to jest, którego ci posyłam". Był on nadzwyczajnym spowiednikiem sióstr i w czasie wielkiego postu w r. 1675 po raz pierwszy rozmawiał z Małgorzatą w konfesjonale. O. de la Colombičre zatrzymał ją dłużej i mówił tak, jakby wiedział o tym, co działo się w jej sercu. Małgorzata Maria całkowicie zamilczała o nadzwyczajnych łaskach. Usiłowała szybko odejść, by nie zmuszać sióstr do czekania. Ojciec, po nauce do sióstr, zapytał przełożoną: "Kim jest młoda siostra, która tam siedziała?". Wskazał na pewne miejsce. Przełożona wymieniła Małgorzatę Marię, na co kapłan odrzekł: "Wielce to łaskami obdarzona dusza".

Przełożona postanowiła więc powierzyć kierownictwo Małgorzaty Marii o. de la Colombičre i odesłała ją do niego. On zaś zapewnił, że powinna słuchać głosu, który do niej przemawiał, i całkowicie się Bogu powierzyć. Gdy się skarżyła, że Boski Zbawca nieustannie przy niej przebywa i uniemożliwia jej ustną modlitwę, odpowiedział roztropnie: "Nie powinnaś się przymuszać, odmawiaj tylko godzinki i różaniec, o ile potrafisz". Z prawdziwą ulgą opuściła Małgorzata Maria o. de la Colombičre i tak często, jak tylko mogła, śpieszyła do niego po radę.


Rozeszła się wieść, że o. de la Colombičre stał się przewodnikiem duchownym Małgorzaty Marii. On, pytany o "marzycielkę", wyrażał się o niej z głęboką czcią. Zaczęto więc mówić, iż dał się zwieść i oszukać, bo uważa za prawdziwe to, co starsi kapłani nazwali obłudą i szaleństwem. Poważanie wobec niego zaczęło się zmniejszać, a ponieważ ojciec de la Colombičre szacunku świata nie szukał, dlatego nie zmienił sądu o swej penitentce.

8. WIELKIE OBJAWIENIE SERCA JEZUSOWEGO

Jezus nie zaprzestawał przygotowywać wiernej uczennicy do głównego objawienia swojej wzgardzonej miłości. Z początkiem lata r. 1675 siostry zebrały się przy pracy na wewnętrznym dziedzińcu klasztornym. Małgorzata Maria uczuła wewnętrzny pociąg, by usiąść pod murem kaplicy, w której przechowywano Najświętszy Sakrament. Siostry wołały, żartowały tak długo, aż wreszcie powstała. Jednak natchnienie, by wróciła pod mur kaplicy, stało się tak silne, że poprosiła o radę przełożoną. "Idź i tam sobie usiądź" – brzmiała odpowiedź. Mimo głośnych śmiechów sióstr wróciła na dawne miejsce i klęcząc spełniała pracę, ale z tak wielkim skupieniem, jak gdyby się znajdowała w jakiejś ustronnej samotni.

Nagle zjawiło się przed nią Serce Zbawiciela, jaśniejące jak słońce, płomieniami uwieńczone. Chór Serafinów zstąpił z obłoków i śpiewał: "Z miłości tryska radość i zasług zdrój płynie. Szczęśliwy, kto Serce Pana pokochał jedynie". Duchy niebieskie wezwały Małgorzatę, by śpiewała razem z nimi, ale się nie ośmieliła. Następnie wysłańcy nieba oświadczyli, że przybyli razem z nią złożyć u stóp Serca Jezusa hołd, uwielbienie i miłość i że zastępować będą jej miejsce, ilekroć nie będzie mogła trwać przed Najświętszym Sakramentem, by w ten sposób za ich pośrednictwem mogła przebywać nieustannie u stóp Jezusa. Objawienie to wyryło w pamięci Małgorzaty niezatarte wspomnienia.

Jeszcze głębszy wpływ już na cały świat katolicki, miało wywrzeć objawienie, którym Małgorzata zaszczycona została 19 czerwca tego samego roku 1675, w oktawie Bożego Ciała. Wybrana uczennica Pańska, klęcząc przed tabernakulum, odbierała objawy miłości Boskiego Oblubieńca. Pod wpływem tych łask zbudziło się w jej sercu gwałtowne pragnienie, by złożyć Zbawicielowi dowody wzajemnej miłości. Wtedy Chrystus tak przemówił: "Niczym innym nie potrafisz lepiej okazać mi swojej miłości, jak spełniając to, czego już tyle razy od ciebie żądałem". Przy tych słowach Zbawiciel odsłonił Serce i tak dalej mówił: "Patrz! Oto Serce, które tak bardzo ludzi ukochało, i które niczego nie szczędziło, by się za nich poświęcić i wyczerpać się w objawach miłości; a jako nagrodę odbieram od największej części ludzi tylko oziębłość, brak czci, pogardę i świętokradztwa w tym Sakramencie miłości.

Ale co mi największy ból sprawia to to, że serca szczególniej mi poświęcone, w ten sposób ze mną postępują. Dlatego żądam od ciebie, by pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała, szczególną był uroczystością ku czci Serca mego, by w tym dniu zbliżano się do Stołu Pańskiego, by mi cześć składano, celem wynagrodzenia tych wszystkich zniewag, które Serce me spotykają, gdy na ołtarzach przebywam. A ja ci powiadam, że Serce moje w obfitej mierze da odczuć wpływ swej miłości tym, którzy je czcią otoczą i którzy o to starać się będą, by i inni cześć mu oddawali."

"Ależ Panie - ośmieliła się Małgorzata przemówić - do kogóż Ty się zwracasz? Do nędznego stworzenia, do biednej grzesznicy, której niegodność musi stanąć w poprzek drogi spełnieniu się Twego życzenia! Znasz przecież tyle szlachetnych dusz, którym możesz owo zlecenie powierzyć" "Czyż nie wiesz, że używam słabych, by mocnych zawstydzić? - odpowiedział Boski Nauczyciel. - Że wszechmoc moja objawia się w małych i ubogich duchem, aby sobie samym niczego przypisywać nie mogli?" "To wskaż mi przynajmniej środek do spełnienia tego, co mi rozkazujesz - odrzekła odważnie Małgorzata Maria. A Chrystus odpowiedział: - Zwróć się do mego sługi, o. Klaudiusza de la Colombičre z Towarzystwa, które Imię moje nosi i poleć mu w moim imieniu, by wszystko uczynił, co tylko leży w jego mocy, by memu Boskiemu Sercu żądane wynagrodzenie zapewnić. Liczne trudności, na które napotka, nie powinny go odstraszać, ale o tym niech pamięta, że ten, co sobie nie ufa, lecz całą swą ufność we mnie pokłada, wszystkiego dokonać potrafi".

O. Klaudiusz de la Colombičre dowiedział się od Małgorzaty, jakie zadanie zostało jemu wyraźnie zlecone. Znając ją nie żywił w sercu żadnej wątpliwości co do objawienia, którym była zaszczycona i z pokorą przyjął to słodkie brzemię. 21 czerwca, w pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała poświęcił się całkowicie i niepodzielnie Boskiemu Sercu Jezusa, gotów dla czci i chwały tegoż Serca żyć, pracować i życie poświęcić. Zachęcał penitentki w Paray, by w pierwszy piątek każdego miesiąca przystępowały do Stołu Pańskiego celem wynagrodzenia Zbawicielowi za obojętność i zniewagi, jakie, przebywając na ołtarzach, miał wycierpieć. Zwycięstwo wydawało się bliskie.

Tymczasem Jezus przygotował Małgorzacie nową ofiarę. O. de la Colombičre nie tylko nie pozostał w Paray, ale nawet musiał opuścić Francję. On przywrócił pokój i pogodę jej sercu wtedy, kiedy ona sama i wszyscy inni byli przekonani, że zły duch wiedzie ją na manowce. Małgorzata Maria odczuła więc głęboko ten cios, choć go przewidziała. Aż do końca swego krótkiego życia pozostał wierny misji szerzenia kultu Najświętszego Serca Jezusa, według wskazówek udzielonych św. Małgorzacie Marii w objawieniach Zbawcy.

Po wyjeździe o. de la Colombičre uczennica Najświętszego Serca Jezusa prowadziła dalej życie, które przyjęła z rąk Boskiego Oblubieńca: życie cierpienia i miłości. W listopadzie 1677 r., Boski Mistrz odezwał się: "Pragnę ci oddać me Serce, ale najpierw musisz złożyć całopalną ofiarę, by razem ze mną odczuć karzącą prawicę mojego Ojca, ponieważ w swym sprawiedliwym gniewie grozi, że pewien klasztor surowo ukarze." Czy ta groźba odnosiła się do klasztoru Nawiedzenia w Paray? Małgorzata Maria zamilczała odpowiedź na to pytanie nawet przed przełożoną. Jednak w otoczeniu Małgorzaty oprócz gorliwych zakonnic znajdowały się i oziębłe, które niezupełnie żyły według ducha reguł i objawiały niechęć wobec uczennicy Zbawiciela. Jezus odsłonił przed nią cierpienia, jakie miały ją spotkać. Widok ten przejął ją drżeniem, więc stwierdziła, że bez pozwolenia przełożonej do niczego nie może się zobowiązywać. Nie poprosiła jednak o pozwolenie z obawy, że przełożona może się na wszystko zgodzić. Nie zaznała spokoju.

Przełożona widząc jej udrękę, zapytała ją o przyczynę łez i przerażenia. Usłyszawszy odpowiedź, natychmiast udzieliła Małgorzacie pozwolenia, przed którym właśnie taki lęk ją ogarniał. Małgorzata ociągała się z ostateczną decyzją. Miała przed oczyma anioła sprawiedliwości z biczem, którym ją miał ukarać z chwilą, kiedy się na ofiarę zdecyduje. Wśród wahań i lęku uklękła w wigilię uroczystości Ofiarowania Najświętszej Marii Panny wraz z innymi siostrami przed Najświętszym Sakramentem. Usłyszała głos Boży: "Trudno ci będzie stawić opór pragnieniu mojej sprawiedliwości; ale upokorzenia, które było złączone z twoją ofiarą, doznasz teraz w podwójnej mierze. Pragnąłem tylko ukrytej ofiary, nie chciałaś. Teraz wbrew twym ludzkim rachubom złożyć ją musisz publicznie i wśród nadzwyczaj upokarzających okoliczności, które cię przez całe życie będą poniżać, tak w oczach własnych, jak i wobec innych. Teraz poznasz, co to znaczy, sprzeciwiać się Bogu".

Kiedy dokonała wynagrodzenia i w uroczystość Ofiarowania Najświętszej Marii Panny zbliżyła się do Stołu Pańskiego, Jezus ukoił jej udręczone serce, mówiąc: "Rana się zamknęła; sprawiedliwości mojej stało się zadość. Ofiarę twą zespoliłem z moją ofiarą. Nie szukaj nadal w swym cierpieniu niczego innego, jak tylko mego upodobania. Cierp i pracuj w cichości na chwałę Bożą i ku rozszerzeniu królestwa mojego Serca wśród ludzi, bo do tego właśnie dzieła cię wybrałem".

W roku 1678 miejsce Matki de Saumaise zajęła Rozalia Greyffié z klasztoru Annecy, kobieta szczególnej cnoty i pokory. Małgorzata od pierwszego dnia powierzyła się jej całkowicie, zgodnie z regułą posłuszeństwa i zaleceniem Jezusa. Nowa przełożona nie mogła sobie wyrobić o Świętej jasnego zdania na podstawie tego co mówiono o niej w Paray. Nie zwracała więc uwagi na nadzwyczajne doznania Małgorzaty, nie powierzała jej żadnego urzędu i korzystała z każdej sposobności, by ją upokarzać. Spostrzegła, że to było Małgorzacie najmilsze. By nie zaszkodzić jej zdrowiu, nie pozwoliła jej na godzinę rozmyślania, które odprawiała w noc czwartkową, leżąc na ziemi z rozciągniętymi ramionami.

Nieco później, nie znając powodów, które skłaniały Małgorzatę Marię do tej modlitwy w czasie nocnego spoczynku klasztoru, zakazała jej zupełnie tego rozmyślania. Małgorzata posłusznie poddała się zarządzeniu, ale przekazała przełożonej, że Jezus nie jest zadowolony i że da jej to odczuć. Kiedy 14 grudnia r. 1678, jedna z najlepszych sióstr po krótkiej chorobie skonała na rękach matki Greyffié, uznała ona wreszcie w tej stracie karę Bożą i pozwoliła bezzwłocznie siostrze Alacoque na jej rozmyślanie.

Podczas rekolekcji Małgorzata doznawała w takim stopniu objawów miłości ze strony Oblubieńca, że była zmuszona wołać: "Dosyć, Panie, dosyć!". Ale Jezus odpowiedział: "Jedz i pij z stołu moich radości; potrzebujesz siły i orzeźwienia, by naprzód odważnie kroczyć. Długa i ciężka droga ściele się przed tobą i od czasu do czasu będziesz musiała odetchnąć i wypocząć w moim Sercu, które dla Ciebie zawsze bezpiecznym będzie schronieniem. Jeśli dam ci poznać, że sprawiedliwość moja gniewa się z powodu grzeszników, wtedy zbliżaj się do św. Stołu i módl się do mnie serdecznie i gorąco. A nie opieraj mi się, ponieważ musisz mi służyć jako narzędzie, by pozyskać ludzkie serca dla mojej miłości." "Ależ nie pojmuję, o Boże, w jaki sposób stać się to może". "Przez moją wszechmoc, która wszystko z nicości wywiodła. Pomnij, że do mnie należysz, i że tobie nic nie pozostaje; natomiast rozporządzać możesz sercem moim; skarby w nim zawarte możesz podług upodobania swojego rozdzielać, komukolwiek tylko zechcesz. A w podarkach nie bądź skąpa, bo skarby te nieskończone. Jeszcze wielkim i ciężkim krzyżem obarczę twe ramiona, ale niczego się nie obawiaj, jestem dość potężny, by stać się twoją podporą. Szatan pragnie twą cnotę na próbę wystawić, ale pozwolę mu dręczyć cię tylko tymi samymi pokusami, z którymi przyszedł do mnie na pustynię. Połóż tylko ufność swą we mnie, a ja będę twą ochroną".

W Wielki Piątek 1687 r., dnia 28 marca dusza Małgorzaty tak pragnęła Eucharystycznego Chleba, że zaczęła mówić do swego Oblubieńca: "Miły Jezu, chcę strawić się w pragnieniu Ciebie, a nie mogąc Cię dzisiaj posiadać, nie przestanę Cię łaknąć". Jezus przyszedł ją pocieszyć: "Twoje pragnienie tak przeniknęło moje Serce, że gdybym nie ustanowił tego Sakramentu miłości, uczyniłbym to teraz, by stać się twoim pokarmem. Znajduję tyle przyjemności w tym, gdy mnie ktoś z taką żarliwością pragnie, że ile razy jakie serce to pragnienie wyrazi, tyle razy spoglądam na nie z miłością, by je do siebie przygarnąć". Przeniknęło mnie to tak wielkim żarem, iż dusza moja czuła się na wskroś uniesiona i nie mogła wyrazić swych uczuć inaczej, jak tylko przez te słowa: O miłości, o nadmiarze miłości Boga względem tak nędznego stworzenia!

9. Mistrzyni nowicjuszek

Przyszedł jednak – wśród cierpień i upokorzeń, których Małgorzacie nigdy nie brakowało – czas, w którym Jezus postanowił dać jej sposobność rozszerzenia pragnień Jego Serca na inne dusze. I tak z końcem 1684 r. zachorowała mistrzyni nowicjatu. Bez zastanowienia przeznaczono na ten urząd Małgorzatę. Pokorna zakonnica była doskonałą mistrzynią. I nie mogło być inaczej, skoro za podstawę oddziaływania na dusze przyjęła zasadę, by udzielać tylko to, co sama otrzyma od Serca Jezusowego. Przez cały czas, gdy była mistrzynią, Mistrzem nowicjatu w klasztorze w Paray było Najświętsze Serce Jezusa.

Dobrze zrozumiała swoje zadanie i czuła, że Jezus pragnie, by i w innych wszczepiała poznanie i cześć Jego Serca. Wesołym, ujmującym wyglądem i dzięki łagodnemu i przyjaznemu usposobieniu pozyskała natychmiast zaufanie nowicjuszek. "Zachowujcie - mawiała - z wielką wiernością wszystkie reguły nawet i najmniejsze, przez to pozyskacie sobie Serce Ojca, który tak czule was kocha. Jak długo Mu wierne będziecie, nie potrzebujecie się obawiać niczego. Nie popełniajcie nigdy z rozmysłem jakiegokolwiek uchybienia. Pamiętajcie, że jesteście oblubienicami ukrzyżowanego Boga i że dlatego całkowicie do Niego musicie należeć, jeśli zechce w was królestwo Boże utrwalić. A królestwo Jego jest królestwem pokoju w cierpieniach".

10. Dalsze próby i zwycięstwa

W r. 1685 w uroczystość jej imienin, w piątek, nowicjuszki chciały ofiarować mistrzyni kilka wianuszków kwiatów. Ona zaś poprosiła, by złożyły je Boskiemu Sercu Jezusa w ofierze. Spełniając życzenie ukochanej mistrzyni, zbudowały więc maleńki ołtarzyk, umieściły na nim wycięte z papieru, uwieńczone płomieniami serce i ozdobiły ołtarz kwiatami. Następnie wśród objawów żywej radości poprowadziły mistrzynię do tego skromnego ołtarza. Ona uniesiona wewnętrzną radością rzuciła się na kolana przed tym symbolem miłości Jezusa Chrystusa i w świętym zachwycie głośno poświęciła się Sercu Boskiemu. To samo uczyniła gromadka nowicjuszek.

Nieopisaną była radość mistrzyni, kiedy zauważyła, że ogień miłości Boskiego Serca Jezusa poczyna żarzyć się w niewinnych sercach młodych nowicjuszek. Ale to jej nie wystarczało. By jak najwięcej dusz pozyskać dla umiłowanego Zbawcy zaprosiła kilka starszych sióstr. Zaproszone nie zjawiły się, z wyjątkiem trzech, które przyszły z grzeczności. Niektóre szydziły i stanowczo wystąpiły przeciw "duchowi świętych reguł nie odpowiadającym nowościom".

Boski Oblubieniec przepowiedział jej, że sprawa ta napotka na wielkie przeszkody, ale że mimo wszystko nabożeństwo do Boskiego Jego Serca rozszerzy się po całym chrześcijańskim świecie i że zakwitnie w zakonie Nawiedzenia. Dlatego pełna otuchy mówiła do młodych nowicjuszek: "Dobrze, one nie chcą przyjść, ale Serce Jezusa i tak je do siebie pociągnie. Jezus pragnie wszystkiego z miłości, a niczego nie chce z musu. Trzeba ten czas przeczekać, który On naznaczył, a czas stosowny nadejdzie." Już po roku wypełniła się przepowiednia Małgorzaty. Na razie publicznie napomniano Małgorzatę i zakazano objawiać nabożeństwo w klasztorze, chyba że w ukryciu, w nowicjacie. Za karę nie wolno jej było częściej niż innym siostrom przystępować do Stołu Pańskiego. Jezus pocieszał ją:

"Bądź spokojna, moja córko; ja będę panował mimo mych nieprzyjaciół, i mimo wszystkich, którzy mi się sprzeciwiają". Pełna ufności spoglądała wtedy Małgorzata na tabernakulum i wzdychała: "Kiedyż, ukochany Zbawicielu, wybije ta szczęśliwa godzina? Tymczasem powierzam Tobie Twą własną sprawę. Będę cierpieć i milczeć".

W kilka zaledwie tygodni po tych zdarzeniach, jedna z nowicjuszek poważnie się rozchorowała. Mało już było nadziei utrzymania jej przy życiu. Kiedy Małgorzata gorąco błagała o jej wyzdrowienie, Jezus dał jej poznać, że zdrowie chorej się nie polepszy, dopóki jej przełożona nie pozwoli na Komunię św. w pierwszy piątek miesiąca. Małgorzata zapisała usłyszane słowa: "Powiedz swojej przełożonej, że wielką wyrządziła mi przykrość przez to, że dla przypodobania się stworzeniom nie zawahała się mnie obrazić, zabraniając ci Komunii św., której przyjmowanie nakazałem ci w tym celu, aby przez zasługi Serca mojego Ojcu niebieskiemu składać zadośćuczynienie za wszystkie wykroczenia przeciwne miłości. Ciebie sobie wybrałem, byś mi składała ofiarę błagalną, więc skoro ona przeszkadza postąpić ci według mej woli, zabiorę jako ofiarę, tę cierpiącą siostrę". Przełożona natychmiast pozwoliła jej na Komunię św. i niebezpieczeństwo minęło. Duch ciemności poruszał wszystkie sprężyny, by ją usunąć z urzędu mistrzyni. Ale Boski Zbawiciel sam jej przyrzekł, że jej nowicjuszki staną się kamieniem węgielnym świątyni poświęconej czci Jego Serca. Kiedy kadencja Małgorzaty Marii jako mistrzyni nowicjatu dobiegła końca, kilka sióstr, które miały wyjść z nowicjatu w tym czasie, co ich ukochana mistrzyni, postanowiło zabrać mały obrazek Najświętszego Serca. W oddalonym miejscu, gdzie rzadko zachodzono, znalazły niewielką niszę i tam umieściły ów obrazek. Urządziły tam małe oratorium, które wychodziło na schody prowadzące do wieży nowicjatu. Pierwsze czcicielki Serca Jezusowego uczyniły z tego małe sanktuarium, upiększając je według możliwości.

Nowy duch ożywił zgromadzenie od czasu, gdy zaczęto czcić w nim Serce Jezusa. Ks. Languet opisuje wspaniałą przemianę klasztoru w Paray pod wpływem nabożeństwa do Najświętszego Serca: "W ten sposób nabożeństwo do Serca Pana naszego dokonało w tym zgromadzeniu cudownej zmiany, którą siostra Małgorzata osiągnęła przez swoje łzy i cierpienia. Jej cierpliwość i pokora przezwyciężyły wszystko, a Syn Boży przemienił serca, które zaczęły czcić Jego Najświętsze Serce. Rozlał w nich umiłowanie doskonałości zakonnej i gorliwość w nabywaniu jej. Ale w miarę jak siostrom otwierały się oczy na świętość swych obowiązków, otwierały je równocześnie na zasługi tej, która sprowadziła na nie tyle błogosławieństw Bożych. Sprzeciwy i wzgardy, których dotychczas doznawała, zmieniły się w uwielbienie. Nie nazywano jej inaczej, jak tylko świętą i słuchano jej słów jak wyroczni".

Na cały dom spływało błogosławieństwo tego nabożeństwa. Siostry złożyły dary, prosząc przełożoną o zamówienie obrazu Serca Jezusowego. Uznała ona jednak za lepsze poczekać, aż będzie mogła zbudować kaplicę. Dla apostołki Najświętszego Serca nadszedł więc dzień szczęścia. Kaplica ku czci Serca Jezusa, zaprojektowana 21 czerwca 1686 r., została ukończona w końcu 1688 r. Uroczyste poświęcenie wyznaczono na dzień 7 września 1688 r. Całe miasto pragnęło wziąć udział w uroczystości. Rozpoczęły się modlitwy i ceremonie. Małgorzata Maria była w stanie ekstazy, przebywała raczej w niebie niż na ziemi.

11. Droga ku Niebu

Złożywszy urząd mistrzyni nowicjatu, siostra Małgorzata Maria wróciła na stanowisko pomocnicy w infirmerii. Tam znowu miała dosyć okazji do praktykowania wyrzeczenia i pokory. Cieszyła się jednak widząc, że kaplicę Serca Jezusowego nawiedzały wszystkie siostry i że stała się ona celem pielgrzymek zgromadzenia, zwłaszcza w pierwsze piątki miesiąca, kiedy siostry udawały się tam w procesji, śpiewając litanię do Najświętszego Serca i odmawiając modlitwy przebłagalne oraz akt poświęcenia.

W roku 1690 imię s. Małgorzaty Marii miało się znaleźć na karteczkach sióstr dokonujących wyboru nowej przełożonej. Przerażona Małgorzata błagała Jezusa o odjęcie tego krzyża. Uzyskała zgodę. Nowa przełożona pragnęła jej jednak jako asystentki. Małgorzata prosiła o zwolnienie i z tego, lecz to nie podobało się Jezusowi i zganił ją z tego powodu. Tak więc pozostała asystentką, a zarazem zaufaną przyjaciółką tak przełożonej jak i wszystkich sióstr, które spieszyły do niej po radę. Rozmawiała z nimi o Bogu tak porywająco, że nawet najmniej gorliwe zmuszone były do miłowania Go.

Kiedy Małgorzata poprosiła nową przełożoną, by mogła noc z czwartku na piątek spędzać na modlitwie, ta odmówiła ze względu na jej słabość i niedomagania. Zakazała jej też wszelkich ćwiczeń pokutnych. Małgorzata stwierdziła: "Nie pożyję ja już długo, brak mi bowiem cierpień. Matka nasza zanadto troszczy się o mnie". Do innej siostry powiedziała: "Na pewno umrę w tym roku, bo nie doznaję już żadnego cierpienia, a życie moje przeszkadza zebraniu owoców, które pewna książka o czci Najświętszego Serca Jezusa przynieść może".

Istotnie po książce o. de la Colombičre, wydanej już po jego śmierci, teraz jezuita, o. Croiset, pisał dziełko o nabożeństwie do Serca Jezusa. Wydał je w rok po śmierci Małgorzaty. Nie chciała dożyć pojawienia się tej książki, by nie wychodzić ze swego ukrycia, choć z drugiej strony gorąca miłość Serca Jezusa budziła w niej pragnienie, aby dzieło to było jak najszybciej poznane i rozszerzane.

Rosło w niej przekonanie, że dzień jej odejścia jest bliski. Dlatego poprosiła w dniu urodzin, 22 lipca 1690 r. o pozwolenie na 40-dniowe rekolekcje, by przygotować się na spotkanie z Boskim Oblubieńcem. Wśród cierpień rozpoczęła je w październiku. 8-go października pozostała już w łóżku. Lekarz, który odwiedził chorą, oświadczył, że słabość jest tylko nieznaczna. Jednak Małgorzata nadal twierdziła, że na tę chorobę życie zakończy. "Czy wiesz - rzekła do niej pielęgniarka - że lekarz orzekł właśnie coś zupełnie przeciwnego?" W kilka dni potem zapragnęła przyjąć Wiatyk. "Siostro, przecież to jest rzeczą niedozwoloną - odpowiedziano jej - nie jesteś w niebezpieczeństwie". "Proszę mi jednak podać Komunię św., jeszcze jestem na czczo". Przeczuwała, że na ziemi czyni to po raz ostatni. Prośbę jej spełniono. Mimo gwałtownych cierpień, lekarz nie obawiał się niczego: siostra Małgorzata zawsze była cierpiąca, wychudła i blada.

Niespodziewanie odwaga jej została wystawioną na ciężką próbę. Myśl o nieskończonej sprawiedliwości Bożej przejmowała ją obawą i drżeniem. Obejmując kurczowo krzyż, przyciskała go do piersi, wzdychając: "Miłosierdzia Boże mój, miłosierdzia..." Wkrótce jednak rozjaśniły się jej oczy i oblał ją rumieniec radości: "Miłosierdziu Twemu, o Panie, pragnę śpiewać wieczystą pieśń. Cóż jest na niebiosach i czego pożądam na ziemi prócz Ciebie!"

Teraz nawet lekarz zauważył, że Małgorzata popadła w osłabienie. "Dzięki Bogu - wyszeptała - że się już zabezpieczyłam, przypuszczałam, że mnie nie uznają za zbyt chorą. Dzięki Bożej dobroci przyjęłam w ostatniej Komunii św. Zbawcę mojego jako Wiatyk... O, goreję, goreję wewnętrznie. Ach, żeby to pochodziło z miłości ku Bogu. Alem nigdy nie kochała doskonale Boga mojego. Siostry proście Go za mnie o przebaczenie i kochajcie Go z całego serca waszego, aby Mu wynagrodzić za wszystkie przeze mnie zmarnowane chwile. Kochać Boga, o cóż to za szczęście! O miłujcie Go, miłujcie!"

Był dzień 17 października r. 1690. Małgorzata Maria błagała siostry, by zechciały odmówić litanię do Boskiego Serca Jezusa i do Matki Bożej, aby wyjednać ich pomoc na ostatnią godzinę. Kiedy kapłan udzielił jej sakramentu namaszczenia, wtedy otworzyła jeszcze raz wargi i wezwanie: ‘Jezus’ było ostatnim jej słowem.

Siostra Małgorzata Maria Alacoque przeżyła 43 lata. 19 lat spędziła w klasztorze Sióstr Nawiedzenia (Wizytek). Siostry gorzko płakały po stracie takiego wzoru życia. Widziały jednak, jak lekką i słodką jest śmierć dla tych, którzy żarliwie czcili Najświętsze Serce Jezusa.

Zaledwie wiadomość o śmierci wyszła poza kraty klauzury, już zaczęto w mieście opowiadać: "Umarła święta"! Na drugi dzień, gdy otwarto kościół, ludzie przybyli tłumnie. Pogrzeb odbył się wieczorem 18 października.

12. Święta

Grób s. Małgorzaty Marii zaczął Bóg uświetniać nieustannie wielkimi cudami. Największym cudem, jaki zdziałała prawica Boża przez tę słabą i światu nieznaną dziewicę, było rozszerzenie nabożeństwa do Boskiego Serca Jezusa, z którego spłynęły i spływają bogate strumienie łask na Kościół Boży i wiernych. Tak spełniła Małgorzata Maria powierzone jej przez Boskiego Mistrza zadanie.

22 września 1827 r. kardynałowie, którym zlecono zbadanie jej dzieł, oznajmili papieżowi Leonowi XII, że pisma te nie przedstawiają przeszkody do prowadzenia procesu beatyfikacyjnego. Z dokładnie zbadanych pism wyjęto dwanaście obietnic dla czczących Boskie Serce Jezusa, które we wszystkich językach świata rozbrzmiały donośnie, a 18 września 1864 r. Pius IX ogłosił Małgorzatę Marię błogosławioną.

W kilka miesięcy później w Paray-le-Monial obchodzono uroczystości ku jej czci. Święte szczątki złożono w złocistym relikwiarzu. Wkrótce potem podniesiono w całym Kościele święto Najświętszego Serca Jezusa do godności uroczystości. Od tego czasu rozlewa się to nabożeństwo po świecie, niosąc zdroje niezliczonych łask i cudów. Tam, gdzie dociera nauka Kościoła, tam zjawia się i wizerunek Boskiego Serca, które darzy wszystkich czcicieli przedziwnymi łaskami.

W 2 lata po uroczystej beatyfikacji, pod wpływem napływających nieustannie próśb i błagań, rozpoczęto proces kanonizacyjny. Uroczystość tę zachowało Serce Jezusa na czas, gdy świat rozdarty ranami wojny potrzebował balsamu na swe cierpienia. Gdy burza wojenna przycichła, z woli Ojca św. odbyło się w Rzymie 13 maja 1920 roku, uroczyste zaliczenie błogosławionej Małgorzaty w poczet Świętych.


Oprac. red. na podstawie: 1. Ks. W. van Nieuwenhoff Żywot św. Małgorzaty Marii Alacoque. Tłum.: Ks. E. Kosibowicz wyd. II. Kraków, 1930.

2. Święta Małgorzata Maria, Wydawnictwo Sióstr Loretanek Warszawa 1976

w: „Vox Domini" nr 5/97, str. 2-9.

Źródło: http://www.voxdomini.com.pl/sw/sw15.html

Sł.B. Rozalia Celakówna i jej misja

Życie i duchowy rozwój Rozalii

Rodzina – szkołą wiary i modlitwy

Rozalia urodziła się w Jachówce, kilka kilometrów od Makowa Podhalańskiego, 19 września 1901, jako najstarsza w gromadce ośmiorga dzieci. Wiarę przekazali jej rodzice, posiadający nieskazitelną opinię ludzi pobożnych, uczynnych i wszystkim życzliwych, żyjących na co dzień wiarą. Jej wyrazem była rodzinna modlitwa i mądrość rad udzielanych dzieciom, a popieranych własnym przykładem.
«Pamiętaj, moje dziecko – pouczała matka Rozalię – że Bóg Dobry wszędzie jest obecny, na każdym miejscu... On cię widzi; widzi wszystko, co czynisz, jak się zachowujesz, czy jesteś grzeczna, czy też nie, czy jesteś posłuszna. Jeżeli jesteś grzeczna, posłuszna, wtedy się cieszy i jest z ciebie zadowolony. Jeżeli jesteś niegrzeczna i nieposłuszna, smuci się, bo takie postępowanie rani Jego Najświętsze Serce, które tak bardzo ciebie i wszystkich kocha...»
Wskazując tabernakulum mówiła: «Tam jest Pan Jezus, gdzie się świeci lampka wieczna. Tam masz patrzeć i zachowywać tak, jak przystoi zachowywać się w domu względnie w pałacu królewskim, ale jeszcze z większą czcią i uszanowaniem, bo Pan Jezus jest Bogiem, a król - tylko człowiekiem.»
«Sumienne zachowywanie przykazań Bożych – mówili rodzice – i wypełnienie obowiązków swojego stanu: to jest pobożność, nie zaś wysiadywanie w kościele z zaniedbaniem swoich obowiązków.» Matka kładła też wielki nacisk na miłość bliźniego: «Miłość Pana Jezusa, dzieci moje, objawia się przez prawdziwą miłość bliźniego.» «Nigdy niczego nie czyń dla przypodobania się ludziom, tylko jedynie dla przypodobania się Panu Jezusowi».
W takiej szkole rozwijała się czysta i święta dusza Rozalii, wznosząc się ku umiłowaniu tylko Boga samego poprzez miłość wszystkich ludzi.

Pierwsze łaski mistyczne prowadzą ku krzyżowi

Rozalia miała 6 lat. Niesłusznie oskarżona o pobicie jakiejś dziewczynki otrzymała karę. Boski Wychowawca wykorzystał tę sytuację, aby ją pouczyć o fundamentalnej zasadzie życia zjednoczonego z Bogiem: dał jej natchnienie, aby Jemu ofiarowała z miłości to niezasłużone cierpienie. Rozalia tak o tym napisała: «To było pierwsze wewnętrzne spotkanie się Pana Jezusa z moją tak bardzo nędzną duszą; ono mi pozostanie w duszy nigdy niezatarte...» Lekcja nie poszła na marne. Rózia przeżyła swe niedługie życie ofiarnie, pokornie i w ukryciu, nigdy niczego się dla siebie nie domagając, lecz wszystko ofiarowując Najświętszemu Sercu Jezusa dla wynagrodzenia zadawanych Mu zniewag.

Tęsknota za Eucharystią

«Twoja dusza po godnym przyjęciu Pana Jezusa – pouczała mama – będzie tak, jak ta złocista monstrancja, w której się wystawia Pana Jezusa na ołtarzu... Wtedy mów, dziecko, wszystko Panu Jezusowi, co tylko chcesz.»
– A jak mam mówić do Pana Jezusa? – zapytała.
– Ot, tak prosto, szczerze jak dziecko. Tak jak mówisz do mnie teraz. I pamiętaj o tym, że Panu Jezusowi najlepiej się podobają serca proste, szczere i serdecznie kochające. Pan Jezus lubi, jak się do Niego zwracamy jak dzieci. Ale jeszcze masz bardzo Panu Jezusowi dziękować za wszystkie łaski. Kto umie być wdzięcznym Panu Jezusowi za Jego dary, już tym daje dowód miłości gorącej ku Niemu.»
Zgodnie ze zwyczajem, mogła jednak przystąpić do Komunii św. dopiero po odbyciu trzeciej spowiedzi. Odczuwała z tego powodu wielki żal. Kiedy patrzyła na przystępujących do Stołu Pańskiego, płakała: «Ale Ty, Panie Jezu, Sam przyjdziesz do mojego serca, bo bez Ciebie żyć nie potrafię. Proszę Cię, Panie Jezu, przyjdź do mojego serca, bym się nie stała złą, bym Ciebie nigdy niczym nie zasmuciła.»
Wreszcie nadeszła upragniona chwila: 11 maja 1911. Była przejęta, nie przespała nocy. Unikała rozmów z dziećmi, bojąc się, że czymś obrazi Jezusa. Prosiła Najśw. Maryję:
– Moja Najsłodsza i Najukochańsza Mateczko! Daj mi Jezusa, proszę Cię o to najgoręcej, i powiedz Mu, by mi dał łaskę miłowania Siebie najserdeczniej i żeby mnie Twój i mój Jezus na zawsze zachował od grzechu, bym Mu pozostała wierną do końca mojego życia.
– Moje dziecko - usłyszała - Ja cię nigdy nie opuszczę.
– Jezu mój - modliła się - niczego innego nie pragnę, tylko miłości. Chcę Cię kochać tak bardzo, jak tylko stworzenie może ukochać swego Boga. Ty, mój Jezu, więcej nikt!
– Dziecko moje, proś Mnie teraz, o co chcesz - usłyszała.
– Jezu mój Najsłodszy – wyszeptała Rózia – o nic Cię tak gorąco nie proszę, jak o to, bym Cię nigdy ani cieniem grzechu dobrowolnego nie obraziła, bo grzech sprzeciwia się Twej miłości. I Jezu mój! Daj mi, proszę Cię, miłość: bym Cię tak bardzo kochała jak żadne dziecko; bym Ci była wierną do końca mojego życia. Ponieważ jesteś Bogiem, Panie Jezu, przeto wiesz wszystko; i gdybyś wiedział, że kiedyś w przyszłości mam Cię grzechami zasmucać, zaradź teraz temu. Niech umrę, niżelibym Cię miała obrazić! O to Cię, Panie Jezu, prosi za mnie nasza Najsłodsza Mateczka, Najświętsza Maryja Panna.
Zawsze ze wzruszeniem wspominała ten dzień: «Od pierwszej Komunii św. Pan Jezus wlał w me serce szczególniejszą miłość ku Najświętszemu Sakramentowi i Najświętszej Maryi Pannie.»

Wzorowa uczennica

W czerwcu 1914 Rozalia ukończyła 6-klasową szkołę. Uczyła się bardzo dobrze. Jednak I wojna światowa i sytuacja materialna rodziców nie pozwoliły jej kształcić się dalej, choć bardzo tego pragnęła. Dopiero w Krakowie, po podjęciu pracy w szpitalu, zaczęła uzupełniać wykształcenie, by lepiej służyć chorym. 8 października 1937 r. otrzymała dyplom zawodowej pielęgniarki. Odtąd przysługiwał jej biały czepek z czarną opaską, lecz z pokory i umiłowania ukrycia się nigdy go nie nosiła.

W drodze ku świętości

Jako dziecko Rozalia miała usposobienie porywcze i była niezbyt posłuszna. Dzięki wychowaniu pobożnych i roztropnych rodziców, wcześnie zaczęła pracę nad sobą.
Mama mówiła: «Pan Jezus wszystko widzi i zna wszystkie twoje myśli, pragnienia, i w ogóle wszystkie rzeczy najbardziej ukryte. Gdy będziesz grzeczna, spokojna i gdy się będziesz dobrze modlić, to Pan Jezus z zadowoleniem i radością będzie na ciebie spoglądał, ale gdybyś była niegrzeczna i źle się zachowywała, wówczas bardzo zasmucisz Pana Jezusa. Pan Jezus wszystko słyszy, co do Niego mówisz, i wysłucha cię, tylko masz w to uwierzyć.»
Sześcioletnia Rozalia uczyniła więc postanowienie, że będzie grzeczna, posłuszna, pilna w nauce, by nie sprawić przykrości ani Jezusowi, ani rodzicom. Po kłótniach przełamywała się z trudem i płacząc, przepraszała. Gdy niesłusznie ją o coś oskarżano, wszystko burzyło się w niej. Tłumiła gniew i wychodziła, by za chwilę powrócić uspokojona. Tak wyrabiała w sobie usposobienie łagodne i ciche.
Domowa biblioteka obfitowała w pożyteczne duchowe lektury. Nie brakowało książek z żywotami świętych z pięknymi przykładami życia oddanego Bogu. Mając 18 lat przeczytała żywot św. Franciszka Salezego. Czytając o tym, jak walczył ze swą naturą, usłyszała głos: «Jeżeli on mógł przy pomocy Mej łaski tak się wyrobić duchowo, czemu byś ty nie mogła? Pracuj, módl się, a łaski Mej nie braknie tobie.»
Zrobiła więc postanowienie, że dla Jezusa będzie się przełamywać z pomocą obiecanej przez Niego łaski, choćby miała umrzeć. Gdy spotykało ją upokorzenie, choć serce wrzało, milczała, a myśli kierowała ku krzyżowi.
Rozmyślając, jak zostać świętą, dochodziła do jednego wniosku: kochać. «Kochać Pana Jezusa do szaleństwa, do zupełnego zapomnienia siebie: spalić się jako ofiara na ołtarzu miłości.» W czasie samotnych rozważań usłyszała: «Świętość to miłość. Ta dusza dojdzie do najwyższej doskonałości, która najgoręcej Pana Boga ukocha.»

W szkole cierpienia

Przełomem w życiu duchowym Rozalii była poważna choroba. Zapadła na nią w wieku 15 lub 16 lat. Nikt nie potrafił jej rozpoznać. Przez miesiąc leżała w łóżku. Nie mogła się poruszać. Nie chciała być ciężarem dla rodziny. W nowennie do Boleści Najświętszej Maryi Panny prosiła o przywrócenie zdrowia, o ile to jest zgodne z wolą Bożą. W 9 dniu nowenny, ku powszechnemu zdumieniu, wstała zdrowa. Wiele lat później zdała sobie sprawę, że cierpienie to przygotowało ją na straszliwsze doświadczenia duchowe, na „noc ducha", którą przechodziła przez długie lata.

W szkole samotności

W życiu Rozalii Celakówny nie brak zaskakujących analogii do życia innej apostołki Bożego Serca: św. Małgorzaty. Widać je w Jezusowym kierownictwie, prowadzącym do tego, by w tej wybranej duszy znaleźć stworzenie wynagradzające za zniewagi; w drodze umiłowania krzyża do szaleństwa; w stopniowym odrywaniu od stworzeń, by całkowicie uzależnić ją od Siebie i wysłać na świat z wielką, zbawczą misją. Podobnie jak św. Małgorzata, Rozalia wspomina pewne doświadczenie z okresu dzieciństwa. Mając 7 lat bawiła się z dziećmi. Poczuła się obco. Oddaliła się. W duszy usłyszała słodki głos: «Moje dziecko! Oddaj Mi się cała! Bądź Moją! Świat ci nigdy szczęścia nie da. On nie zaspokoi twoich pragnień. Oddaj się Mnie, a znajdziesz wszystko. Ja cię nigdy nie opuszczę.»
Niewidzialna siła ciągnęła ją odtąd do samotności, a głos wewnętrzny zachęcał: «Składaj Mi, dziecko, wszystko, co masz, w ofierze, a Ja cię uszczęśliwię bardzo. Świat nigdy ci szczęścia dać nie może ani zadowolenia.»
Towarzystwo ukochanych koleżanek szkolnych budziło gorycz, a w duszy odzywał się głos: «Dziecko! Stworzenia nie zaspokoją twego serca. Twoje serce może zaspokoić tylko Bóg. Ja ci tylko mogę wystarczyć za wszystko».
W samotności odnajdywała więc Jezusa i coraz jaśniej widziała marność rzeczy ziemskich. «Stworzenia ci nie wystarczą – powtarzał tajemniczy głos. – Ich miłość jest bardzo niedoskonała. Twoje serce napełnić miłością może tylko Bóg. Gdy Mi się oddasz bez zastrzeżeń, będziesz żyć w spokoju...» «Dziecko Moje! Kochaj Mnie, bo Moje Serce wpierw ciebie ukochało. Kochaj Mnie za cały świat! Ja rozszerzę twoje serce i napełnię miłością, byś Mi mogła płacić miłością za miłość».

Bolesne poszukiwania woli Bożej

Dorastająca Rozalia szukała miejsca, w którym mogłaby spełniać najdoskonalej wolę Bożą. Nie pragnęła wyjść za mąż. Równocześnie była coraz bardziej przekonana, że dom rodzinny nie jest miejscem przeznaczonym jej przez Boga. Dokąd iść? Nie wiedziała. Nie miała się kogo poradzić. Spowiednik, nie zrozumiawszy jej trudności, wyrzucił ją i zwymyślał. Zaś głos wewnętrzny zachęcał do zerwania wszystkich więzów. Nie chciała przeciwstawiać się Bogu. Przez 8 lat (1916-24) cierpliwie prosiła Jezusa o poznanie Jego woli. W tej intencji udała się w lipcu 1922 z pielgrzymką pieszą do Częstochowy. To prawda, że w domu było jej dobrze, a jednak czuła się tu jak w więzieniu i nie mogła codziennie przystępować do Stołu Pańskiego. Wreszcie – wbrew rodzinie surowo ją osądzającej – podjęła decyzję o opuszczeniu Jachówki. Zdawało się jej, że Jezus do niej woła: «Nic się nie lękaj! Walcz mężnie przy Moim Sercu, z którego będziesz czerpać siłę na całe życie. Otrzymasz łaskę, że ukochasz cierpienie podobnie, jak Ja je ukochałem.»
Rozalia nie zważała na wyrzuty bliskich. Jezus, dla którego opuszczała dom, zupełnie owładnął jej duszą. Było to 27 sierpnia 1924 roku.

Ciemna noc

Głębokie cierpienia duchowe Rozalii – noc ciemności – rozpoczęły się w Jachówce w 1919, a zakończyły w Krakowie w marcu 1925, najpierw najstraszniejszą wizją piekła, a potem – nieba. Tak o tym napisała we wspomnieniach:
«Cierpienia te same w sobie, były tysiąc razy gorsze od śmierci... Gdy dusza moja doznawała zewsząd udręczeń wówczas powoli z jej widnokręgu usunął się Bóg. Zostałam w takich ciemnościach, że żaden ludzki rozum nie może tego odtworzyć. Czułam nad sobą zagniewaną rękę Bożą... Zdawało mi się, że z każdą godziną staczam się w przepaść piekielną. Przed mą duszą stanęły potworne grzechy i zbrodnie, które zdawały się być przeze mnie popełnione... Słyszałam głos: Dla ciebie nie ma miłosierdzia – już wybiła godzina zatracenia... W takich chwilach traciłam przytomność i śmiertelny pot oblewał me ciało. Uszu mych dolatywał szept: Potępiona jesteś, nic ci już nie pomoże... Taki jeden dzień do przeżycia był okropnie ciężki...»
Te bolesne przeżycia trwały 6 lat. Rozalia borykała się z pokusami przeciw pokorze, czystości, ufności. Jednak nigdy nie dopuściła się grzechu ciężkiego, jak zaświadczyli jej spowiednicy. Walczyła modlitwą, ściskając różaniec w ręku.
Dręczyły ją skrupuły: zdawało się jej, że każdy odruch, każda pokusa jest grzechem. Miała wrażenie, że pochłonie ją piekło. Do ust cisnęły się bluźnierstwa, w duszy rodził się bunt, nienawiść. Całym wysiłkiem woli zwracała się do Boga, błagając o miłosierdzie. Szukała pomocy u kratek konfesjonałów. Na próżno. Spowiednicy nie rozumieli jej. Jedyne ocalenie widziała w śmierci. Pojawiała się pokusa samobójstwa. Nie były to tylko dni i tygodnie udręki, lecz lata.
W marcu 1925 udała się do kościoła OO. Dominikanów w Krakowie. Przed obrazem Matki Bożej Różańcowej otwarła serce: «Matko Najświętsza! Jestem przekonana, że Jezus nigdy na świecie nie miał i już nigdy nie będzie miał tak podłej i potwornej grzesznicy, jaką jestem ja. Widzę się odepchniętą i odrzuconą od Boga: w uszach mych ustawicznie brzmi wyrok potępienia i słusznie na ziemi wszyscy mnie potępili. Będę umierać nie pojednana z Bogiem, bo spowiednicy odpychają mnie od konfesjonału. Gdy już nie może być inaczej, przeto Cię proszę, Ucieczko grzeszników, o łaskę, bym Cię tu na ziemi kochała przez ten czas, który mi pozostaje jeszcze do życia. Potępieni nienawidzą Boga i Ciebie. Ja w to nie mogę wierzyć, żebym miała Jezusa i Ciebie nienawidzić. Jeżeli mi, Matko moja, wyjednasz łaskę, bym Cię tu kochała, wówczas w piekle nie będzie dusza ma odczuwać wyrzutów sumienia, że poza Bogiem i Tobą co innego kochała.»
Płakała. Nie mogła dalej mówić. Duszę jej zalał chwilowy pokój. Potem powróciła udręka serca. Ujrzała piekło i Boga zagniewanego, który wydawał na nią wyrok potępienia. Oblał ją pot, oczy zaszły krwią, zaczęła jakby konać. Otoczyła ją straszna ciemność i demony ze śmiechem i wyciem powtarzające: «Wybiła godzina zatracenia. Dziś wszystko dla ciebie się zakończy». Czuła, jak ogień pali jej ciało.
Zemdlała. Straszne przeżycie zakończyło się nagle jakby przebudzeniem. Sześcioletnie męczarnie minęły.

Kraków. Szpital św. Łazarza: «Kazał mi Pan Jezus pracować w tym miejscu...»

Po jej przyjeździe do Krakowa spowiednik czynił starania o jej przyjęcie do SS. Wizytek. Bezskutecznie. W kwietniu 1925 r. przyjęto Rozalię do pracy w Szpitalu św. Łazarza na chirurgii, a od 1 czerwca przeniesiono ją na oddział skórno-weneryczny. W pierwszym dniu usłyszała na modlitwie słowa: «Moje dziecko! W szpitalu jest miejsce dla ciebie, z Mojej woli ci przeznaczone.»
Potem jej zadanie stało się bardziej wyraźne: «Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat... Strasznie ranią Moje Najświętsze Serce grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji...»
Praca na oddziale chorób wenerycznych była ciężka. Nowe otoczenie przytłaczało ją i było jej nieznane. Raniło ją ordynarne zachowanie chorych. Dla jej duszy to było piekło. A jednak właśnie tu miała podjąć ofiarną pracę, by wynagrodzić Sercu Jezusa doznawane przez Niego zniewagi.
W piątek, 11 czerwca 1926, nad ranem, w uroczystość Najświętszego Serca, Rozalia miała wizję. Tak ją opisała:
«Zdawało mi się, że pracę mą rozpoczęłam jak zwykle, robiąc intencję, że wszystko będę czynić z miłości ku Panu Jezusowi. I tak spełniam moje obowiązki, nałożone mi przez posłuszeństwo, nawet takie nic nie znaczące w oczach ludzkich. Po chwili zobaczyłam, że Pan Jezus każdy czyn, nawet najpospolitszy, jakim jest zamiatanie, wykonywał ze mną. Ja nie śmiałam pójść do Pana Jezusa. Wówczas On się zbliżył do mnie i w te słowa przemówił:
'Moje dziecko, w tym miejscu jesteś z Mej woli. Ja tak kierowałem życiem twym, że tu cię przyprowadziłem. Ja dawałem ci tę nieprzepartą tęsknotę do Siebie. Ja wzbudzałem te pragnienia w twej duszy. Ja zaprawiałem ci goryczą to wszystko, co nie jest Mną i co by cię mogło ode Mnie oddalić. Ja wyprowadziłem cię z domu rodzinnego. Nie dałem ci zadowolenia wewnętrznego nigdzie. Tu będziesz mieć prawdziwe zadowolenie wewnętrzne i cieszyć się będziesz swobodą, bo jesteś na właściwym miejscu.
Wiesz o tym, że jestem zawsze z tobą i wspieram cię Moją łaską, i nadal przy tobie pozostanę; a chociaż Mnie nie widzisz jak teraz, masz Mnie widzieć oczyma duszy i w to wierzyć, bo gdybym nie był przy tobie, sama nigdy byś nie mogła się ostać w tych warunkach.' 'Słuchaj, Moje dziecko! Masz ukochać całym sercem życie ukryte, zapomniane; taką pracę, która nie ma żadnego uznania i znaczenia w oczach ludzkich. Unikaj czynów głośnych, którymi się ludzie zachwycają, bo takie czyny zazwyczaj nie mają żadnego znaczenia w oczach Moich, bo są skażone miłością własną.
Ludzie zawsze patrzą na stronę zewnętrzną, a Ja patrzę na serce: na czystość intencji. Sądy ludzkie są zupełnie inne niż sądy Boże. Tak, dziecko! Ty masz ukochać życie ukryte! Tyle szczęścia się w nim mieści! Ja cię będę krzyżował, upokarzał, ale ty się w duszy będziesz z tego cieszyć.
Dlatego tak z tobą będę się obchodził, bo mam względem twej duszy pewne zamiary, ale aby one się w tobie urzeczywistniły, musisz być wierną Mej łasce w każdej rzeczy. Musisz być zdeptana, wzgardzona i ukrzyżowana i musisz ukochać życie ukryte na wzór Mego życia nazaretańskiego i unikać czynów takich, które by cię mogły podnieść u ludzi, bo takie czyny – jeszcze ci powtarzam – nie mają żadnej wartości w oczach Moich. Gdybyś temu nie wierzyła, co Ja ci mówię, to chodź ze Mną, a pokażę ci, gdzie zapisuję uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji, dla oka ludzkiego.'
Zaprowadził mnie Pan Jezus na ogromne śmietnisko, z którego wydobył olbrzymią księgę, i mówił dalej: 'Tu zapisuję uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji, albo intencja ich jest skażona miłością własną i próżnością.' Pan Jezus odwracał karty tej księgi i mówił: Te puste karty oznaczają uczynki spełnione bez intencji, a te zaznaczone czarnymi literami oznaczają czyny wielkie, spełniane dla próżnej chwały. Ci ludzie dary Moje sobie przyswajają, również i chwałę, która się Mnie należy. Jakaż to krzywda Mnie uczyniona!'
Po chwili Pan Jezus z niezrównaną słodyczą mówi dalej do mnie: 'Moje dziecko! Ty będziesz bardzo cierpieć. Ja cię będę krzyżował boleśnie w sposób Mnie znany: ludzie tobą wzgardzą, mówić będą źle przeciw tobie, lecz Ja to dopuszczę na ciebie, by Bóg przez to był uwielbiony. Chcę cię na cierpienie przygotować, bo inaczej, jakbyś była nie przygotowana, to byś się pod cierpieniem załamała. Ja, Jezus jestem przy tobie i mówię ci to.
Nic się nie lękaj, bo Ja cię nigdy nie opuszczę: jesteś Moją na zawsze. Dlatego tak z tobą postępuję, bo jesteś niczym, samą nicością, by się na tobie okazała moc Moja, Moja miłość i miłosierdzie. Pamiętaj o tym, że jesteś samą nicością, masz być bardzo pokorna, nigdy sobie nie ufać. Dlatego wybieram cię do wypełnienia Mych zamiarów, które w życiu twym się urzeczywistnią, że się nie opierasz na swoich zasługach, że liczysz na Mnie całkowicie. Przypominam ci to jeszcze raz, że jesteś samą nicością, że masz kochać życie ukryte.'
Dalej mnie pyta Pan Jezus: 'A jakie życie Ja, Jezus prowadziłem w Nazarecie aż 30 lat?' Ja odpowiadam, że wiem tyle, co nam podaje Ewangelia św., że Pan Jezus wiódł życie ukryte i poddane Najświętszej Maryi Pannie i św. Józefowi. Pan Jezus odpowiada, że tak. 'Więc twoje życie też ma być wzorowane na Moim życiu ukrytym. Mówi Pan Jezus dalej: 'Ty masz wiele w tym miejscu do zrobienia.'
Po chwili zaprowadził mnie Pan Jezus nad ogromną przepaść, pełną zgnilizny i obrzydliwości, i dał mi zrozumienie, że to jest serce ludzkie, skalane grzechem nieczystym. Kazał mi Pan Jezus pracować w tym miejscu w intencji tych upadłych dusz, nad ich nawróceniem i kazał mi zapamiętać na całe życie, że moja praca i żywot w tym miejscu będą zakończone. Wówczas byłam zupełnie świadoma tego, że Pan Jezus jest przy mnie. ...Jak wstałam, to czułam tak obecność Bożą, jakby Pan Jezus był przy mnie. Czułam takie szczęście w duszy, że nie mam na to słów do określenia. Byłam na Mszy św. o godz. 6 na czas. W ten dzień przypadała uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Nie możemy do takich rzeczy przywiązywać wagi i dawać im wiary, a jednak słowa te, które wówczas słyszałam, były prawdziwe. Później Pan Jezus mi to widzenie potwierdził i wiele z tych rzeczy się spełniło.

Krótki pobyt w klasztorze i powrót do szpitala

Pragnienie uświęcenia i służenia Bogu budziło w niej jednak przekonanie, że prawdziwie dokonać tego może jedynie w klasztorze. Pomimo otrzymanej wizji i słów Jezusa, Rozalia zapukała 15 grudnia 1927 do klasztoru SS. Klarysek na Grodzkiej. Szybko miała się przekonać, że nie taka była wola Boża. Po krótkim pobycie w zakonie, wydalono ją ze względu na stan zdrowia. Trzy dni przed tą decyzją ujrzała we śnie wysoką górę, sięgającą nieba. Po stopniach wspinały się klaryski, a Rozalia za nimi. Usłyszała głos: «Wracaj z tej drogi, bo ona nie jest dla ciebie przeznaczona!» Sprzeciwiła się dwa razy. Wtedy głos zagrzmiał jak piorun. Poszła więc inną drogą – wskazaną jej przez Pana. Była na niej sama, a droga usiana była przeszkodami, jednak podtrzymywała ją niewidzialna siła. Doszła na szczyt. Usłyszała: «Będziesz w niebie, lecz musisz w całości tę drogę przebyć. Musisz powrócić na ziemię...»
Zobaczyła wtedy, że znajduje się w pobliżu oddziału chorób wenerycznych szpitala św. Łazarza. Tu otrzymała błogosławieństwo Jezusa.
Minęło trochę czasu, zanim Rozalia po opuszczeniu SS. Klarysek powróciła na dawne miejsce pracy. Dla wielu stała się nieudaną zakonnicą, nadeszły więc nowe upokorzenia. Nie chcąc wracać na oddział weneryczny podjęła pracę w klinice okulistycznej. Jednak brakowało jej wewnętrznego spokoju. Prosiła więc Jezusa o poznanie Jego woli. Odpowiedzią na jej błagania była wizja. Wydawało się jej, że się znajduje na oddziale chorób wenerycznych. Przed sobą ujrzała Jezusa jako Męża Boleści. Ubiczowany, z ranami broczącymi Krwią, która płynęła po sali. Chore podchodziły i biczowały Go. Rozalia przeraziła się. Zamierzała rzucić się na kobiety i pomścić Jezusa. Powstrzymało ją Jego przypomnienie, że nie pochwalił czynu Piotra, odcinającego ucho prześladowcy. Zbawiciel spojrzał i dał znak, by do Niego podeszła. Rozalia nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Jezus powrócił do normalnej postaci, podszedł i rzekł:
«Popatrz, Moje dziecko, jak strasznie Mnie ranią grzechy nieczyste! Jaką straszną boleść zadają Mi te dusze! Ty, dziecko, masz pracować w tym miejscu, by Mi wynagradzać za te straszne grzechy i pocieszać Moje Boskie Serce. Ja tu chcę cię mieć! Będziesz bardzo cierpieć, ponieważ jest taka Moja Wola. Ty już wiesz o tym. Ja mam względem twej duszy pewne zamiary.»
Po chwili podszedł, przytulił jej głowę do Serca i mówił o tajemnicy cierpienia: «Wiesz, Moje dziecko, Ja dzisiaj ci odsłonię tajemnicę cierpienia. Cierpienie jest tak wielką łaską, że nikt z ludzi tego nie pojmie dostatecznie: większą niż dar czynienia cudów, bo przez cierpienie dusza Mi oddaje, co ma najdroższego: swą wolę, ale przez cierpienie miłośnie przyjęte... Tę nieocenioną łaskę daję tylko duszom szczególnie umiłowanym. Ciesz się, że ty, Moje dziecko, należysz do tych wybranych dusz. Ale masz być bardzo pokorną... Ty jesteś Moją i na zawsze Moją pozostaniesz. Ja cię nigdy nie opuszczę. Nie lękaj się niczego, bo jestem zawsze z tobą, chociaż cię boleśnie doświadczam.»
Rozalia czuła się szczęśliwa. Oświadczyła, że wraca na oddział chorób wenerycznych. Sądzono, że zwariowała. Aby ją powstrzymać dano jej pomoc, ograniczono pracę, podwyższono pensję. Tymczasem poproszony o radę spowiednik oświadczył: «Gdybym cię nie znał, to bym powiedział, że jesteś wariatką, ale że cię znam, to ci rozkazuję iść, bo to jest wyraźna Wola Boża».
W decyzji utwierdziły ją słowa usłyszane w 1930 r.: «Prosisz Mnie tyle razy o poznanie Mej Woli względem twej duszy. Otóż ci oświadczam, Ja, Bóg twój, że masz na tej placówce pozostać; ani na jeden krok z tej drogi nie schodzić, bo innej drogi nie ma dla ciebie prócz tej, po której zdążasz. Zapamiętaj to sobie i popatrz, czy nie idziesz prosto drogą Mej Woli.» Rozalia popatrzyła za siebie. Zobaczyła dom, który opuściła na wołanie Boże, i prostą drogę, wiodącą z niego na oddział dermatologiczny. Cała ta droga była usłana kwiatami: fiołkami, liliami i różami.

«Na tej placówce masz pozostać...»

Wytrwała. Obowiązki – często odrażające – spełniała sumiennie. Do pracy przychodziła punktualnie, nawet przed czasem. Była delikatna i skromna, a przy tym stanowcza. Do chorych podchodziła z nastawieniem apostolskim, starając się dobrocią i życzliwą zachętą sprowadzić biednych ludzi ze złej drogi, wpłynąć na ich szczere nawrócenie. Zdobyła zaufanie chorych, a Pan Jezus jej pracy szczególnie pobłogosławił: w czasie 20 lat jej służby, podczas jej dyżurów nikt nie umarł bez sakramentów. Podczas ciężkich dyżurów nocnych odczuwała obecność Boga. Pokój zalewał jej duszę. «Oddaj Mi się, dziecko – słyszała słodki głos – żebym czynił z tobą, co chcę; bądź ze Mną ofiarą za grzechy.» «Panie! Czyń ze mną, co tylko chcesz. Uczyń mnie powolnym narzędziem w Twych Boskich Rękach do spełniania zawsze i wszędzie Twojej Najświętszej Woli.»

Klucz do świętości: kochać i cierpieć

Jezus kierował jej życiem, prowadząc je na szczyty świętości przez miłość i umiłowanie cierpienia.
«Największym, dziecko, twym zadaniem i świętością twego życia jest umiłowanie twego Jezusa do nieskończoności, do najwyższych granic, do szaleństwa, które podejmuje się każdej, nawet najcięższej ofiary, by Mu dowieść swej miłości. Dlatego staniesz się najmniejszą, byś była podatnym narzędziem pod działaniem miłości. Dziecko, świętość to nic innego, tylko miłość. Tej miłości dowiedziesz Mi w twym życiu ukrytym, pełnym krzyżów i ofiar.»
W czasie wielkich udręk ducha i cierpień, usłyszała:
«Moje dziecko, tylko duszom uprzywilejowanym daję wielkie cierpienia. Z nimi bowiem dzielę się tą cząstką Moją. Dziecko, jest to wielka, bardzo wielka łaska i specjalne wyszczególnienie tych dusz przeze Mnie. Dziecko Moje, ty jesteś jedną z tych dusz. Ciesz się i raduj, że cię tak bardzo ukochałem. Tak, dziecko Moje, bardzo cię kocham, dlatego cię będę krzyżował i doświadczał cierpieniem w sposób szczególny i Mnie tylko znany. Z twojej strony masz Mi być zupełnie uległą jak ślepy swemu przewodnikowi. Masz Mi pozwolić uczynić z tobą i w tobie to wszystko, co Mi się spodoba czynić.»
22 września 1934, Rozalia napisała: «Pragnę coraz więcej, bez granic, do tego stopnia, by umrzeć, kochać Pana Jezusa. To pragnienie staje się czymś okropnym dla mnie. Czasem mi się zdaje, że chyba muszę umrzeć pod naciskiem tego pragnienia. Równocześnie z pragnieniem Miłości Bożej potęguje się pragnienie wzgardy, poniżenia i każdego rodzaju cierpienia.»
Jej życzenie wypełniało się aż do końca życia. Będąc dyplomowaną pielęgniarką z kwalifikacjami wykonywała powinności służącej: zamiatała i sprzątała korytarze, czyściła ubikacje. Była szczęśliwa, bo była na ostatnim miejscu.

«Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni... Błogosławieni miłosierni...»

Rozalii w ciągu całego życia nie brakowało heroicznej miłości, okazywanej szczególnie chorym, i okazji do ofiarowywania Bogu licznych duchowych i fizycznych cierpień. Była gościnna i hojna: dzieliła pensję z potrzebującymi, dawała jałmużnę, pożyczała pieniądze, często więc je traciła. Jadła niewiele. W pracy szpitalnej nie unikała obowiązków i mimo wstrętu dokładnie spełniała posługi przy chorych. Tak samo gorliwie dbała o ich dobro duchowe. Zachęcała słowem i modlitwą do szczerego pojednania się z Bogiem.
Życie zgodne z natchnieniami Ducha Świętego, pełne pokory, przyjmowanego cierpienia i wyrozumiałej miłości wobec bliźnich ma ogromną wartość. Może nas wznieść na szczyty zjednoczenia z Bogiem i oczyścić w stopniu pozwalającym na uniknięcie innego czyśćca. Rozalia przekonała się o tym.
Pewnego razu Rozalia ujrzała w duszy swój sąd: «Byłam w duchu przeniesiona gdzieś w wieczną krainę i zdawało mi się, że umieram. Po śmierci stanęłam na sąd Boży. Zobaczyłam Pana Jezusa ogromnie poważnego i pełnego majestatu, przychodzącego sądzić. Nic nie mogę przyrównać, bo nie ma takich porównań, jak Pan Jezus wyglądał. Pan Jezus przyszedł z krzyżem. Nie jest to sąd taki, na którym by nas pytano o tę lub inną rzecz, lecz my sami widzimy, cośmy uczynili.
Anioł Stróż przyniósł księgę mego życia, w której było wszystko zapisane. Wtedy Pan Jezus zwrócił na mnie swój wzrok bardzo łaskawy, nie jak Sędzia, ale jak Ojciec, i ja się przestałam bać. Wtedy zawołał głosem wielkim: «Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni.»
Nic nie mówiłam, tylko czekałam na wyrok. Wtedy Pan Jezus zwraca się do mnie i mówi: «Moje drogie dziecko! Za twoje miłosierdzie i wyrozumiałość dla bliźnich pójdziesz prosto ze Mną się połączyć. Umieszczę cię blisko Mego Serca, między Jego czcicielami w niebie.» Pan Jezus wskazuje mi na książkę, że nie mam ani jednego grzechu do odpokutowania za to, że wszystkie prześladowania i sądy ludzkie przyjmowałam ochotnie z miłości dla Niego, nie gniewając się na te osoby, przez które cierpiałam.
«Patrz, dziecko drogie, jaka jest różnica między sądem Boga a sądami ludzkimi. Sądy ludzkie są zupełnie odmienne od sądów Boga. Ludzie sądzą z pozorów, ze strony zewnętrznej, a Bóg patrzy na serce, na intencję, która ożywiała nasze czynności. Tylko Bóg jest sprawiedliwy, nie zaś ludzie. Patrz! Dziecko, jak Bóg sądzi, że tak jest, a nie inaczej, co ci teraz powiedziałem.»
Zobaczyłam niektóre osoby znajome (które nie żyją), a które uważam za dobre, a jednak Pan Jezus inaczej je osądził. Są takie, co jeszcze żyją, za które mam się modlić, by naprawdę nie zginęły, to jest moją głęboką tajemnicą.
«Nie bój się dziecko – mówi Pan Jezus – Ja cię nigdy nie opuszczę. Bądź nadal wyrozumiała dla bliźnich, za co Ja będę wyrozumiały dla ciebie. I wskazał mi Pan Jezus Najśw. Maryję Pannę, tę przecudną postać. Patrz, dziecko, Maryja będzie obecną przy twej śmierci. Kochaj Ją bardzo!»
Po tych słowach znikło widzenie, a ja czułam się bardzo wzmocniona na duszy.

«Jezus krzyżuje cię, abyś była do Niego podobna...»

W nocy z 23 na 24 października 1939 Rozalia miała wizję. Św. Teresa z Avila rzekła do niej: «Moje dziecko! Pan Jezus dlatego tak cię krzyżuje, byś się stała do Niego jak najwięcej podobna... To cierpienie, które obecnie przeżywasz, doprowadzi twą duszę do najściślejszego zjednoczenia z Panem Jezusem: jest to śmierć duchowa... Zawsze chętnie i z miłością składaj Panu Jezusowi wszystkie cierpienia i ofiary, w zupełnym wyniszczeniu i unicestwieniu. Myśl nadal tak o sobie, jakbyś już nie żyła na tej ziemi.
Dziecko! Nie przyswajaj sobie innego ducha. Twój duch jest duchem Karmelu, mimo że nie jesteś w zakonie. Pan Jezus zaprowadzi cię Swą drogą na szczyt doskonałości, tzn. drogą krzyża, którą On sam szedł.»
Święta wskazała Rozalii szczyt, na który miała się wspiąć mimo przeszkód i trudności. Znalazła się wtedy pod szczytem ogromnie wysokiej góry – najwyższej, jaka istnieje na ziemi. Szła na ślepo. Droga była stroma, uciążliwa i niebezpieczna. Wierzchołki góry oblewało przedziwne światło: tam było niebo, taka była jej niepowtarzalna droga.

«Każdy czyn, nawet najmniejszy, wypełnisz dla Jezusa»

Również św. Teresa od Dzieciątka Jezus, którą Rozalia szczególnie umiłowała, dopomogła jej w ukierunkowaniu duchowego życia. Podczas pracy na okulistyce doznawała zniechęcenia do życia wewnętrznego. Martwiła się, że tą obojętnością obraża Pana Jezusa. Wtedy stanęła przed nią Święta z Lisieux i dała jej następujące wskazania:
«Gdy rano się przebudzisz, zrobisz intencję, że każdy czyn - choćby najmniejszy - wypełnisz dla Jezusa. Co cię w ciągu dnia spotka, znów ofiarujesz dla Jezusa. Cieszyć się, radować i dźwigać krzyż będziesz też dla Jezusa. Gdy upadniesz, nie zniechęcaj się i nie trać pokoju wewnętrznego, ale z największą ufnością idź do Jezusa i jak dziecko proś o przebaczenie. Powiedz wszystko śmiało, prosto i szczerze, że jesteś maleńką, słabą i tak bardzo potrzebującą Jego pomocy i wsparcia.
Kochaj Pana Jezusa ze wszystkich sił i proś o miłość coraz większą. Raduj się z tego, że jesteś nicością niezmiernie małą, a że Bóg jest wszystkim. Staraj się sprawiać Jezusowi radość na każdym kroku. Czyń wszystkim dobrze, ale sama od nikogo nie oczekuj wdzięczności. Ty tego nie potrzebujesz, bo Jezus za wszystko ci wystarczy. Stworzenia kochaj dla Jezusa.
Również 9 października 1940, gdy Rozalia przeżywała bolesne chwile, ujrzała św. Tereskę, mówiącą: «Pan przysłał mnie do ciebie, by cię pocieszyć. Otrzymasz nagrodę i chwałę w niebie, przechodzącą wszelkie twe pojęcie, za cierpienia, za wzgardę, oszczerstwa i potwarze, publicznie na ciebie rzucane, które znosiłaś w zupełnym milczeniu, bez skargi, z miłości ku Panu Jezusowi... Chcę ci (...) zarazem oznajmić, że twoje ziemskie wygnanie wkrótce się skończy. A teraz spójrz w niebo, byś lepiej zrozumiała objawienie św. Jana.» Rozalia usłyszała piękny śpiew. Ujrzała rzeszę idących za Barankiem ze śpiewem pieśni na ustach, której inni śpiewać nie mogą.

Śmierć

Cieszyła się, że wkrótce umrze. 16 listopada 1940 napisała: «Pragnę gorąco, by Pan Jezus był uwielbiony moim życiem i moją śmiercią; by moja śmierć była najdoskonalszym i najczystszym aktem miłości ku Panu Jezusowi.»
Ubogi tryb życia, ciężka praca liczne cierpienia osłabiły i tak nie najlepsze zdrowie Rozalii. Wiele razy chorowała na płuca. Z początkiem września 1944 roku przeziębiła się i po kilku dniach okazało się, że jej stan jest bardzo ciężki. 11 września przewieziono ją do szpitala. Następnego dnia zaopatrzono Rozalię Sakramentami św. Tego dnia Rozalia zaczęła konać. Zmarła w czasie snu 13 września 1944 r.
Pochowano ją na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie (kw. XLVIII zach., mogiła 9). Na emaliowanej tablicy z wizerunkiem Serca Jezusa pisze: 'Rozalia Celakówna, pielęgniarka Szpitala św. Łazarza, Apostołka osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu'. Grób Rozalii odwiedzają wierni, coraz liczniej dziękujący za otrzymane za jej wstawiennictwem łaski.


Na podst. pisma „Vox Domini" nr 6/97, str. 2-9 oraz mat. zam. na stronie www.voxdomini.com.pl

Misja - intronizacja NSPJ w Narodzie Polskim

1. Kochać Jezusa za niewdzięczny świat

Dla Rozalii najpiękniejszym miesiącem w roku był czerwiec, poświęcony Najświętszemu Sercu, symbolizującemu miłość Zbawiciela. Tej miłości oddana, usiłowała uczynić wszystko, co było w jej mocy, by wynagrodzić Odkupicielowi zapomnienie i wzgardę ze strony większości ludzi. Z czwartku na piątek, od godz. 23 do 24, zgodnie z prośbą Jezusa przekazaną św. Małgorzacie M. Alacoque, odprawiała Godzinę świętą. Jej życie przesycone było głębokim pragnieniem wynagradzania Jezusowi za niewdzięczność świata. Prosił ją o to Jezus:
«Moje dziecko, kochaj Mnie bardzo. Niech twa miłość wynagrodzi Mi brak jej u innych dusz, bo nie jestem kochany przez Moje stworzenia. Miłość zastąpi wszystko!»
«Patrz! Ile Ja wycierpiałem na krzyżu za grzechy ludzkie, a jaka Mnie spotkała wdzięczność? Ile dusz wzgardziło Mną, nawet przyjaciele! Czyż Moje Serce nie cierpiało wtedy niewymownych katuszy z powodu niewdzięczności doznanej? Więc ty, dziecko, wynagradzaj Mi, zwłaszcza za kapłanów i za wszelką niewdzięczność!»

2. Doprowadzić do intronizacji Najświętszego Serca Jezusowego

Pragnienie, by Jezus był znany i miłowany, paliło serce Rozalii. Od 1924 r. modliła się co dnia, by Jezus rozszerzył w sercach ludzkich słodkie panowanie Swej miłości. W natchnieniach Bożych usłyszała nakaz, by wraz z kierownikiem duchowym zabiegać o Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego w Polsce i na całym świecie.
Rozalia podjęła starania za pośrednictwem spowiednika. Aktywnie włączył się w to dzieło Generał OO. Paulinów. Wizje i prośby były naglące. Jezus obiecywał – dzięki Intronizacji – ocalenie Polski od wojny. Nie został wysłuchany. We wrześniu 1939 r. wybuchła wojna.

– 28 maja 1939: Uroczystość Zesłania Ducha Św.

«Polecałam gorąco Panu Jezusowi – napisała Rozalia – sprawę Intronizacji. Następujący obraz przedstawił się mej duszy: Widziałam Pana Jezusa w postaci 'Ecce Homo', poranionego bardzo; na Jego głowie korona cierniowa głęboko wbijająca kolce w skroń; ubrany był w płaszcz szkarłatny; rana Jego Serca Boskiego głęboko otwarta.
– Popatrz, jaki ból zadają Mi grzechy; te rany są zadane przez grzechy zmysłowe; korona cierniowa za pychę, zarozumiałość, bunt przeciw Bogu, dalej wzgarda i inne grzechy. Nie ma dusz, które by Mnie kochały i pocieszały. Na obliczu Pana Jezusa malował się głęboki smutek.
Pan Jezus dał odczuć mej duszy, jak bardzo boli Go obojętność dusz szczególnie Jemu poświęconych, tj. kapłanów i dusz zakonnych.
– Dziecko, Maria Małgorzata dała poznać światu Moje Serce, wy zaś kształtujcie dusze na modłę Mojego Serca. Intronizacja to nie jest tylko formułka zewnętrzna, ale ona ma się odbyć w każdej duszy. W tej sprawie trzeba dużo cierpieć, trzeba całkowicie być ofiarą.»

– czerwiec 1939 r.

Wewnętrzna siła przynaglała Rozalię do nakłonienia spowiednika, by ponownie prosił Prymasa o przyspieszenie Intronizacji w Polsce. Rozalia opierała się temu głosowi, nie chcąc mówić spowiednikowi wciąż o tym samym...

– 29 sierpnia 1939 r.

Usłyszała w duszy słowa: «Sam akt ofiarowania Polski przez Intronizację Mojemu Sercu przyniesie zbawienne korzyści, bo przez to bardzo dużo dusz nawróci się szczerze do Pana Boga, poddając się Jego prawu. Powiedz, Moje dziecko, ojcu, by napisał w tej sprawie do Prymasa Polski. Teraz jest najodpowiedniejsza chwila. Trzeba korzystać z czasu i łaski.»

Wybuch wojny

W Polsce wybuchła więc wojna, przed którą Bóg pragnął nas ocalić przez Intronizację Jego Serca, a co za tym idzie nakłonić nasz naród do głębokiej przemiany życia.
1 września Rozalia zanotowała: «Dziś pierwszy piątek miesiąca. Dzień ten będzie ważny w dziejach naszego Narodu. O Jezu, przyspiesz dzień Intronizacji Twego Najświętszego Serca. Jezus będzie królował w Polsce przez Intronizację.» Usłyszała: «Ludzie Mnie nie zrozumieli, przeto przemawiam do ich twardych serc kulami i bombami, a to dlatego, że ich miłuję.» Rozalia powiedziała Jezusowi o duszach, które z powodu wojny znalazły się w niebezpieczeństwie wiecznego potępienia. Otrzymała odpowiedź: «I to wszystko jest z miłości, bo jest wiele dusz takich, które przez akt doskonały żalu znajdą przebaczenie...»
W drugiej połowie września zastanawiała się, dlaczego wojna dokonuje tak straszliwego zniszczenia. Otrzymała odpowiedź: «To jeszcze za mało. Czy nie wiesz, jakie były i jeszcze są grzechy? Zło musi być doszczętnie zniszczone. Na takim podłożu nic dobrego nie może wyróść. Wszystkie grzechy i zbrodnie muszą być zmyte krwią.»
Po miesiącu ponownie zanotowała bolesny wyrzut Jezusa: «Popatrz, dziecko, jaką straszną zniewagę i ból zadają Mi grzechy nieczyste, morderstwa (dzieci) i straszna nienawiść, która nie wie, co to jest miłość bliźniego. (...) Już dłużej nie mogę tego znieść, muszę ukarać niewdzięczny naród, który się nie chce nawrócić.»
W listopadzie 1940 roku Rozalia gorąco prosiła o przyjście Królestwa Chrystusa. Usłyszała: «Ja chcę niepodzielnie panować w sercach ludzkich. Proś o przyspieszenie Mego panowania w duszach przez Intronizację.» Podczas adoracji w nocy z czwartku na pierwszy piątek grudnia 1940, stanęły jej przed oczyma zbrodnie ludzi. Zapytała Jezusa:
– Najsłodszy mój Mistrzu i Panie! Powiedz mi, co Cię najwięcej boli, kto Ci zadał cios najokropniejszy?
– Moje dziecko! Najbardziej boli Mnie obojętność, wzgarda i zdrada kapłanów. Módl się gorąco za nich.
W tej chwili Pan Jezus pokazał mi ogólny stan kapłanów: ich obojętność, oziębłość, brak zainteresowania i miłości, którą było przepełnione Najświętsze Serce Jego w stosunku do Ojca Niebieskiego i dusz ludzkich.
– Módl się, dziecko, i składaj ofiary z siebie, by kapłani byli świętymi, a których jest brak. Dlatego tyle jest zła, bo nie ma świętych kapłanów.»

Osobiste poświęcenie

Jak dotąd Biskupi polscy listem pasterskim z 1 stycznia 1948 pobłogosławili i zalecili praktykę osobistego poświęcenia się Sercu Jezusa. 22 października 1948 Stolica Święta pobłogosławiła tę inicjatywę. Wierni podjęli apel z zapałem. W uroczystość Chrystusa Króla w 1951 r. naród polski z Prymasem Wyszyńskim na czele, poświęcił się Najświętszemu Sercu Jezusa we wszystkich świątyniach kraju.

Mimo że Biskupi polscy znali wizje Rozalii, nie opierali się na nich w zarządzeniu i przeprowadzeniu tego Aktu, lecz na Encyklikach papieskich i objawieniach udzielonych św. Małgorzacie Marii. Poświęcenie narodu nie odpowiedziało jednak w pełni nie tylko na wskazania i prośby dane Służebnicy Bożej Rozalii, lecz także na wymogi Encykliki 'Quas primas' Piusa XI i żądania Chrystusa wobec św. Małgorzaty.

Akt uznania Chrystusa Królem we wszystkich dziedzinach naszego życia narodowego, społecznego, rodzinnego i osobistego stoi wciąż jeszcze przed nami jako zadanie powierzone nam do wykonania za pośrednictwem Sł. B. Rozalii Celakówny. Nieustannie powinny nam brzmieć w uszach słowa Chrystusa przez nią przekazane:
«Oświadczam ci to, Moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te państwa nie zginą, które będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację, które Go uznają swym Królem i Panem.»


Choć prośby Jezusa nie zostały wypełnione zgodnie z Jego wolą, to jednak nie zostały też całkowicie zaprzepaszczone. Po śmierci Rozalii, pod wpływem objawień, jakich za życia doświadczyła powstało w Polsce 'Dzieło Osobistego Poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu'. Praktyka ta szerzy się od 1945. Obecnie, w obliczu ogromnych zagrożeń, jakie nękają nasz naród we wszystkich dziedzinach życia, w sposób szczególny odpowiedziała na apel Jezusa młodzież zgromadzona, podczas pobytu Ojca Świętego w Polsce, na Lednickich Polach oraz Rodzina Radia „Maryja".

Na podst. pisma „Vox Domini" nr 6/97, str. 2-9 oraz mat. zam. na stronie www.voxdomini.com.pl

Wizje Rozalii Celakówny w jej pismach

Ocalałe od zniszczenia pisma Rozalii, pisane na wyraźne żądanie kolejnych spowiedników, obejmują 1122 strony. Ona sama tak bardzo lękała się, by ich ktoś przypadkiem nie przeczytał, że korzystając czasem z braku wyraźnego zakazu paliła je natychmiast po ich przeczytaniu przez spowiednika. Czytał je także w części o. Pius Przeździecki, generał Zakonu Paulinów. Nabrał tak wielkiego przekonania o świętości i misji Rozalii, że bez wahania jeszcze za jej życia pisał w sprawie Intronizacji do Kardynała Hlonda.
Także Książę Kard. Sapieha przeczytał część pism, mówiącą o osobistym i narodowym poświęceniu się Najśw. Sercu Jezusa. Z żalem powiedział do jej spowiednika: «Skoro tak się rzecz ma, czemuż Kardynał Prymas nie przeprowadził tej Intronizacji jeszcze w r. 1939? Jaka szkoda..!»
Do śmierci bardzo był przychylny idei osobistego poświęcenia się oraz Intronizacji Najświętszego Serca.
Niestety do dzisiejszego dnia nawet pisma Rozalii Celakówny, z wyjątkiem cytowanych oraz kilku innych fragmentów, nie ujrzały światła dziennego...

Czas, który zadecydował o losie Polski: – wrzesień 1937 r. «Widziałam następujące rzeczy. Znalazłam się duchem na Stradomiu w Krakowie, od ul. św. Agnieszki. Zobaczyłam w mieście straszne zamieszanie wśród ludzi, którzy uciekali w panicznym popłochu w nieznanych kierunkach. Byli między nimi ludzie wszystkich klas, którzy szli z walizkami, teczkami i tobołkami, uciekając od swych prac i zajęć. Z ogromnym zdziwieniem, ale i zarazem trwogą patrzyłam na te gromady ludzi uciekających. Obok mnie stał poważny pan. Zwrócony był w stronę uciekających ludzi. Twarz jego była smutna, ale pełna najwyższej powagi, mająca w sobie coś nadziemskiego. Po chwili podniósł swoje oczy ku niebu, wtedy wyglądał pełen majestatu, powagi i pokoju. Ale mimo wszystko boleść malowała się na jego obliczu. Z wielkim uszanowaniem i czcią patrzyłam na tę dziwną, nieznaną postać, która miała w sobie coś boskiego i pociągającego serce człowieka. Miałam głębokie przekonanie, że to nie człowiek z tej ziemi. Wtedy i ja patrzyłam na niebo, które zaczęły zakrywać straszne, czarne, ciężkie chmury. Od strony zachodniej przeciągały się na całe niebo. Wówczas i mnie zrobiło się straszno; jakaś dziwna trwoga mnie ogarnęła. Ten nieznany człowiek zbliżył się do mnie i mówi: – Patrz, dziecko, uważnie na to, co się dziać będzie. Co teraz widzisz, stanie się niedługo rzeczywistością. Nastaną straszne czasy dla Polski. Burza z piorunami oznacza karę Bożą, która dotknie Naród polski za to, że ten naród odwrócił się od Pana Boga przez grzeszne życie. Naród polski popełnia straszne grzechy i zbrodnie, a najstraszniejsze z nich są: grzechy nieczyste, morderstwa i wiele innych grzechów. Ja sądziłam, że to jest św. Józef, więc mówię do niego: - Święty Józefie, proszę Cię, powiedz mi, co to wszystko oznacza, bo ja sama tych rzeczy nie rozumiem. Nieznana osobistość z dobrocią popatrzyła na mnie, lecz to nie był św. Józef. Kto to był, tego nie wiem. Pytam, kiedy to się stanie? On mi mówi, że to niedługo się stanie, lecz nie śmiałam go pytać o rok, miesiąc i dzień tej katastrofy. Naraz coś dziwnego się stało: znikły domy od plant Dietla po Rynek. Natomiast zobaczyłam olbrzymi plac, na którym gromadzili się ludzie wszystkich stanów. Najwięcej widziałam ludzi wiejskich z koszykami, inteligencji, robotników, Żydów itp., którzy znosili kamienie na budowę. Więc pytam dalej tego nieznanego człowieka: – Powiedz mi, św. Józefie, co oni będą budować? Na co te kamienie, cegły, piasek, drzewo i inne przedmioty tak znoszą? Wtedy oblicze tego nieznajomego nabrało dziwnego blasku i majestatu i mówi mi: – Patrz, dziecko, a wnet się dowiesz, co tu powstanie. Stąd będzie Chrystus królował. Za chwilę zobaczyłam na tym placu pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa tak olbrzymich rozmiarów, że nic, żaden dom nie da się do tego przyrównać ani żaden kościół. Pan Jezus był tak wysoko postawiony na tym pomniku, że nie tylko cała Polska, ale cały świat mógł Go widzieć. Jak ten pomnik wyglądał, jak ludzie wszyscy całego świata widzieli Pana Jezusa, tego ja pojąć ani opisać nie potrafię, bo rzeczy Bożych, rzeczy duchowych nie można wypowiedzieć ludzkim językiem. Oczy wszystkich były zwrócone do Pana Jezusa, który stał w prześlicznej jasności nad całym światem. Przy tym pomniku składali ludzie ofiary ze wszystkich stanów, również w postaci ślicznych kwiatów o kolorze białym i czerwonym. Jaka to była dekoracja, to można ją tylko przyrównać do nieba, nie do ziemi. Ten nieznajomy daje mi do zrozumienia, że u stóp Chrystusowych trzeba było złożyć taką ofiarę: modlitwy i różne ofiary z serc czystych płynące i męczeństwa, by zmyć zbrodnie całego świata, nie tylko samej Polski, ale na pierwszym miejscu Polski. Naraz niebo prześlicznie wypogodziło się, znikły z jego horyzontów wszystkie czarne chmury. Na niebie ukazało się słońce, księżyc i gwiazdy i to nie była zwyczajna światłość dzienna, lecz taka, której nie potrafię opisać. Ten nieznajomy mówił do mnie: – Patrz, dziecko! Królestwo Chrystusowe przychodzi do Polski przez Intronizację. Po chwili w otoczeniu duchowieństwa i wiernych przyszedł do tego pomnika Jego Eminencja Prymas Polski... Za kilka chwil Jego Eminencja odmawiał uroczyście akt ofiarowania całej Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, zaczynający się od słów: 'O Jezu, Najsłodszy Odkupicielu nasz, Twojemu Boskiemu Sercu polecam Ojczyznę naszą, Polskę', lecz dalej już nie pamiętam. Kończył słowami: 'Chwała bądź Bożemu Sercu' itd. Na koniec zaintonował pieśń: Przez śmierć bolesną, Królu wiecznej chwały. Gdy śpiewano: 'więc Królem królów zowie Cię świat cały, króluj nam, Chryste', wtedy ten olbrzymi tłum ludzi krzyczał z całych sił: 'Króluj nam, Chryste! Króluj nam, Chryste!' I tak bez przerwy krzyczeli, a wtedy Pan Jezus Swym Boskim wzrokiem i rękami jakby objął całą Polskę. Ręce wszystkich ludzi były wzniesione do Pana Jezusa, nawet Żydów i innowierców. Jeszcze raz usłyszałam głos: To niedługo się stanie, co teraz oglądasz, ale trzeba dużo wpierw wycierpieć! Tego dziwnego człowieka (potem) już nie widziałam, gdzieś tajemniczo usunął się ode mnie i widzenie znikło, wprowadzając w moją duszę głęboki pokój i pewność, że naprawdę Pan Jezus będzie królował w Polsce przez Intronizację.» – marzec 1938 r. Rozalia usłyszała głos wewnętrzny: «Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat... Straszne są grzechy Narodu polskiego. Bóg chce go ukarać. Ratunek dla Polski jest tylko w Moim Boskim Sercu.» – kwiecień 1938 r. Najświętsza Maryja Panna powiedziała jej: «Ratunek dla Polski jest tylko w Sercu Jezusa, Mojego Syna». Jezus dodał: «Strasznie ranią Moje Najświętsze Serce grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji.» – 4 lipca 1938 r. Przebywając w Jachówce miała widzenie, które zapisała następująco: «Znalazłam się na wysokiej górze, na której zobaczyłam kulę zupełnie podobną do globu, lecz bardzo dużą. Z wielkim zainteresowaniem oglądałam ją. Pod względem geograficznym był to glob. Rozpoznałam części świata i poszczególne państwa. Wtem staje przede mną postać męża, pełna powagi i majestatu. Kto to był, nie wiem. Owa postać zbliżyła się do mnie, nawiązując rozmowę. Mówi do mnie: To jest kula ziemska, polecając mi wymienić i określić granice części świata, a w nich – poszczególne państwa. Gdy odpowiedziałam na pytania, wówczas ta osoba mówi do mnie głosem pełnym powagi i namaszczenia: – Moje dziecko! Za grzechy i zbrodnie (wymieniając zabójstwa i rozpustę), popełniane przez ludzkość na całym świecie, ześle Pan Bóg straszną karę. Sprawiedliwość Boża nie może znieść dłużej tych występków. Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić Intronizację Najświętszego Serca Jezusa we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek... Pamiętaj, dziecko, by sprawa tak bardzo ważna nie była przeoczona i nie poszła w zapomnienie... Intronizacja w Polsce musi być przeprowadzona. Rozalia przypomniała sobie, że ofiarowała się Panu Jezusowi z miłości ku Niemu na całkowite wyniszczenie za Polskę na pierwszym miejscu, a potem za Niemcy, Rosję, Hiszpanię i za cały świat. W tej chwili postać wzięła ją za rękę i zaprowadziła na drugą stronę globu, wskazała na Amerykę i Australię i rzekła z bólem: – Czyż za te dusze Chrystus nie cierpiał? Czyż one nie są odkupione Jego Najświętszą Krwią? Trzeba je, dziecko, włączyć, szczególnie Amerykę... Trzeba wszystko uczynić, by Intronizacja była przeprowadzona. Jest to ostatni wysiłek Miłości Jezusowej na te ostatnie czasy! Pytam z bojaźnią tę osobę: – Czy Polska się ostoi? Odpowiada mi: Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu: jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego Miłości. Inaczej, Moje dziecko, nie ostoi się. I jeszcze na ostatek mówi do mnie przekonywająco: Oświadczam ci to, Moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te państwa nie zginą, które będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację, które Go uznają swym Królem i Panem. Przyjdzie straszna katastrofa na świat – mówił – jak zaraz zobaczysz. W tej chwili powstał straszliwy huk. Owa kula pękła. Z jej wnętrza wybuchnął ogromny ogień; za nim polała się obrzydliwa lawa jak z wulkanu, niszcząc doszczętnie wszystkie państwa, które nie uznały Chrystusa. Widziałam zniszczone Niemcy i inne zachodnie państwa Europy. Z przerażeniem uciekłam wprost do tej osoby. Pytam: – Czy to koniec świata? A ten ogień i lawa, czy to jest piekło? Otrzymuję odpowiedź: – To nie jest koniec świata ani piekło, tylko straszna wojna, która ma dopełnić dzieła zniszczenia. Granice Polski byty nie naruszone: Polska ocalała. Ta osoba nieznana mówi jeszcze do mnie: – Państwa oddane pod panowanie Chrystusa i Jego Boskiemu Sercu dojdą do szczytu potęgi i będzie już 'jedna owczarnia i jeden pasterz'. Po tych słowach wszystko znikło. Po Komunii św. (na następny dzień) pytałam Pana Jezusa, co to ma znaczyć. Otrzymałam pouczenie: – Tak się, dziecko, stanie, jeżeli ludzkość nie zwróci się do Boga. Nie trzeba zaniedbywać sprawy przyspieszenia chwili Intronizacji w Polsce. – październik 1938 r. «Cierpienie miłośnie przyjęte dla Mnie ma wartość nieocenioną. Ty, dziecko, wybieraj zawsze dla siebie upokorzenia, wzgardę, miejsce ostatnie, aby być coraz więcej do Mnie podobną... Cokolwiek cię spotka, ofiaruj to, dziecko, dla wielkiego dzieła Intronizacji w Polsce.» – 4 na 5 grudnia 1938 r. Rozalia zapisała: «Zdawało mi się, że jestem w domu rodzinnym. Wyszłam w pole, lecz, o zgrozo, zobaczyłam piekło otwarte, którego grozy nie potrafię opisać. Olbrzymia ilość szatanów wtrącała dusze do tej otchłani z iście szatańską radością. Jeden drugiemu robił jakby konkurencję, wprowadzając coraz więcej dusz. Męczarnie zadawali im podług grzechów. Najwięcej było potępionych za grzechy przeciw szóstemu i dziewiątemu przykazaniu, następnie za zbrodnie i nienawiść. Te trzy rodzaje grzechów w szczególny sposób były widoczne. Mąk tej kaźni nikt nie potrafi opisać. Sam widok może człowieka o śmierć przyprawić, gdyby nie był wspomagany łaską Bożą. Przeraźliwy krzyk potępieńców i szatanów nie przestanie brzmieć w moich uszach do końca życia. Tego nigdy nie zapomnę.» – koniec lutego 1939 r. Rozalia pisze: «Pan Jezus przedstawił mej duszy następujący obraz, w czasie gdy Mu gorąco polecałam naszą Ojczyznę i wszystkie narody świata. Zobaczyłam w sposób duchowy granicę polsko-niemiecką, począwszy od Śląska, aż do Pomorza, całą w ogniu. Widok to był naprawdę przerażający. Zdawało mi się, że ten ogień zniszczy całkowicie cały świat. Po pewnym czasie ten ogień ogarnął całe Niemcy, niszcząc je... Wtem usłyszałam w głębi duszy glos i równocześnie odczułam pewność niezwykłą, że tak się stanie, czego nie potrafię opisać: – Moje dziecko! Będzie straszna wojna, która spowoduje takie zniszczenie. Niemcy upadną... Wielkie i straszne są grzechy i zbrodnie Polski. Sprawiedliwość Boża chce ukarać ten naród za grzechy, a zwłaszcza za grzechy nieczyste, morderstwa i nienawiść. Jest jednak ratunek dla Polski, jeżeli Mnie uzna za swego Króla i Pana w zupełności przez Intronizację... To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów, a całkowitym zwrotem do Boga. – 1 kwietnia 1939 r. «Gorąco polecałam, jak tylko umiałam, te sprawy Panu Jezusowi za przyczyną Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa, prosząc o światło, co należy czynić, by ta sprawa Jezusowa była jak najlepiej i jak najprędzej przeprowadzona. I znowu głos mówił w mej duszy: – Powiedz, dziecko, ojcu, by napisał do Prymasa Polski przez O. Generała, by wszystko uczynił dla przyspieszenia Intronizacji. Jasna Góra jest stolicą Maryi. Przez Maryję przyszedł Syn Boży, by zbawić świat, i tu również przez Maryję przyjdzie zbawienie dla Polski przez Intronizację. Gdy się to stanie, wówczas Polska będzie przedmurzem chrześcijaństwa: silna i potężna, o którą się rozbiją wszelkie ataki nieprzyjacielskie.» – rok 1938/39: nieskuteczne zabiegi Od r. 1938 spowiednik Rozalii informował o niej swego kierownika sumienia, O. Generała Piusa Przeździeckiego. Pod wpływem tych relacji O. Generał rozmawiał o Intronizacji z Prymasem Hlondem i dwa razy do niego pisał. W 1938 osobiście doręczył mu obszerny memoriał. W odpowiedzi Prymas polecił, by Rozalię zbadał neurolog. Świadectwo lekarskie (nie stwierdzające choroby), po ogromnie upokarzającym dla Rozalii badaniu, zostało mu doręczone. O. Generał wysłał też alarmujące pismo 20 kwietnia 1939 r. Rozalia czuła się pobudzona do modlitw, składania ofiar i znoszenia cierpień w intencji Intronizacji, bo – jak napisała – «to jest ogromnie ważny moment w dziejach świata... Podczas modlitwy czy też pracy Jezus poucza moją duszę najnędzniejszą; żeby Dzieło Intronizacji było rychło przeprowadzone, potrzeba ofiary. Chwalebne Zmartwychwstanie Jezusa nastąpiło po strasznych cierpieniach; tak też i przyjście Królestwa Chrystusowego do Polski w pierwszym rzędzie, a potem do innych narodów, musi być odkupione wyjątkowymi cierpieniami... ze strony tych dusz, którym sprawa Jezusowa jest bardzo droga...» – 6 maja 1939 r. Usłyszała słowa: «Każde dzieło Boże i każda sprawa muszą być okupione cierpieniem, a im więcej ma ona przysporzyć chwały Panu Bogu, na tym większe będzie napotykać trudności... Dziecko, trzeba żyć wiarą i trzeba ufać! Ufać, że mimo największych trudności to dzieło będzie przeprowadzone, a to dlatego, byście wiedzieli, że Ja Sam działam; wy jesteście tylko narzędziem w Mych rękach. Im więcej będziecie wyzuci ze siebie, im głębiej wejdziecie w przepaść unicestwienia się, tym swobodniej będę mógł działać w waszych duszach.» – 28 maja 1939: Uroczystość Zesłania Ducha Św. «Polecałam gorąco Panu Jezusowi – napisała Rozalia – sprawę Intronizacji. Następujący obraz przedstawił się mej duszy: Widziałam Pana Jezusa w postaci 'Ecce Homo', poranionego bardzo; na Jego głowie korona cierniowa głęboko wbijająca kolce w skroń; ubrany był w płaszcz szkarłatny; rana Jego Serca Boskiego głęboko otwarta. – Popatrz, jaki ból zadają Mi grzechy; te rany są zadane przez grzechy zmysłowe; korona cierniowa za pychę, zarozumiałość, bunt przeciw Bogu, dalej wzgarda i inne grzechy. Nie ma dusz, które by Mnie kochały i pocieszały. Na obliczu Pana Jezusa malował się głęboki smutek. Pan Jezus dał odczuć mej duszy, jak bardzo boli Go obojętność dusz szczególnie Jemu poświęconych, tj. kapłanów i dusz zakonnych. – Dziecko, Maria Małgorzata dała poznać światu Moje Serce, wy zaś kształtujcie dusze na modłę Mojego Serca. Intronizacja to nie jest tylko formułka zewnętrzna, ale ona ma się odbyć w każdej duszy. W tej sprawie trzeba dużo cierpieć, trzeba całkowicie być ofiarą.» – czerwiec 1939 r. Wewnętrzna siła przynaglała Rozalię do nakłonienia spowiednika, by ponownie prosił Prymasa o przyspieszenie Intronizacji w Polsce. Rozalia opierała się temu głosowi, nie chcąc mówić spowiednikowi wciąż o tym samym... – 29 sierpnia 1939 r. Usłyszała w duszy słowa: «Sam akt ofiarowania Polski przez Intronizację Mojemu Sercu przyniesie zbawienne korzyści, bo przez to bardzo dużo dusz nawróci się szczerze do Pana Boga, poddając się Jego prawu. Powiedz, Moje dziecko, ojcu, by napisał w tej sprawie do Prymasa Polski. Teraz jest najodpowiedniejsza chwila. Trzeba korzystać z czasu i łaski.» Wybuch wojny W Polsce wybuchła więc wojna, przed którą Bóg pragnął nas ocalić przez Intronizację Jego Serca, a co za tym idzie nakłonić nasz naród do głębokiej przemiany życia. 1 września Rozalia zanotowała: «Dziś pierwszy piątek miesiąca. Dzień ten będzie ważny w dziejach naszego Narodu. O Jezu, przyspiesz dzień Intronizacji Twego Najświętszego Serca. Jezus będzie królował w Polsce przez Intronizację.» Usłyszała: «Ludzie Mnie nie zrozumieli, przeto przemawiam do ich twardych serc kulami i bombami, a to dlatego, że ich miłuję.» Rozalia powiedziała Jezusowi o duszach, które z powodu wojny znalazły się w niebezpieczeństwie wiecznego potępienia. Otrzymała odpowiedź: «I to wszystko jest z miłości, bo jest wiele dusz takich, które przez akt doskonały żalu znajdą przebaczenie...» W drugiej połowie września zastanawiała się, dlaczego wojna dokonuje tak straszliwego zniszczenia. Otrzymała odpowiedź: «To jeszcze za mało. Czy nie wiesz, jakie były i jeszcze są grzechy? Zło musi być doszczętnie zniszczone. Na takim podłożu nic dobrego nie może wyróść. Wszystkie grzechy i zbrodnie muszą być zmyte krwią.» Po miesiącu ponownie zanotowała bolesny wyrzut Jezusa: «Popatrz, dziecko, jaką straszną zniewagę i ból zadają Mi grzechy nieczyste, morderstwa (dzieci) i straszna nienawiść, która nie wie, co to jest miłość bliźniego. (...) Już dłużej nie mogę tego znieść, muszę ukarać niewdzięczny naród, który się nie chce nawrócić.» W listopadzie 1940 roku Rozalia gorąco prosiła o przyjście Królestwa Chrystusa. Usłyszała: «Ja chcę niepodzielnie panować w sercach ludzkich. Proś o przyspieszenie Mego panowania w duszach przez Intronizację.» Podczas adoracji w nocy z czwartku na pierwszy piątek grudnia 1940, stanęły jej przed oczyma zbrodnie ludzi. Zapytała Jezusa: – Najsłodszy mój Mistrzu i Panie! Powiedz mi, co Cię najwięcej boli, kto Ci zadał cios najokropniejszy? – Moje dziecko! Najbardziej boli Mnie obojętność, wzgarda i zdrada kapłanów. Módl się gorąco za nich. W tej chwili Pan Jezus pokazał mi ogólny stan kapłanów: ich obojętność, oziębłość, brak zainteresowania i miłości, którą było przepełnione Najświętsze Serce Jego w stosunku do Ojca Niebieskiego i dusz ludzkich. – Módl się, dziecko, i składaj ofiary z siebie, by kapłani byli świętymi, a których jest brak. Dlatego tyle jest zła, bo nie ma świętych kapłanów.»

Na podst. pisma „Vox Domini" nr 6/97, str. 2-9 oraz mat. zam. na stronie www.voxdomini.com.pl

Doświadczenia Rozalii w opinii kierownika duchowego

Kolejni spowiednicy Rozalii zdając sobie sprawę z niezwykłości jej doznań i wyraźnego Bożego działania w jej duszy nakazali jej spisywanie tych doświadczeń. Sami pozostawili świadectwa dotyczące jej osoby, które stanowią obecnie ogromnie cenne źródło wiedzy o Rozalii.
Jej ostatni kierownik duchowy napisał: «Uświadamiając sobie, że orzeczenie o świętości wiernych należy wyłącznie do Stolicy Apostolskiej i całkowicie poddając się pod Jej nieomylny w tym względzie sąd, niech mi jednak będzie wolno wyrazić moje zdanie kapłańskie o świątobliwej Rozalii: bez najmniejszego wahania, zgodnie z sumieniem i przed trzykroć Świętym Majestatem Bożym uważam, że Rozalia Celakówna była już od lat dziecięcych upatrzoną przez Boga na to, by przez nią rzucić wiele światła na szereg aktualnych zagadnień i potrzeb duchowych ludzkości. M. in. Serce Jezusa zapragnęło, po pierwsze, ukształtować z niej wzór doskonałego dziecięctwa Bożego, które przez charakterystyczną i osobliwszą jej ideę 'maleńkości' doszło u Rozalii do tak subtelnego wyrazu, że stała się godną naśladowczynią św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Po wtóre, przez proste, ukryte i wzgardzone – na wzór nazaretańskiego – życie Rozalii, chciał Zbawiciel nasz ukazać ludziom konieczne i skuteczne lekarstwo na straszną pychę dzisiejszego świata. Po trzecie, obierając Rozalię na całopalną ofiarę Swego Najświętszego Serca dla wynagradzania Mu za wołające do dziś o pomstę do nieba grzechy nieczyste, zabijanie nienarodzonych i nienawiść – Chrystus jednocześnie powołał Rozalię na ukrytą apostołkę osobistego poświęcenia się Jego Najświętszemu Sercu oraz uroczystej Intronizacji, podobnie jak św. Małgorzatę Marię. Wybrał ją za narzędzie, za pośrednictwem którego nie tylko Polska, lecz cały Kościół na kuli ziemskiej ma się dowiedzieć zarówno o tymże osobistym poświęceniu się, jak i o konieczności przeprowadzenia Intronizacji we wszystkich narodach – do czego tak mocno i gorąco zachęcało kilku spośród ostatnich papieży, a zwłaszcza Leon XIII i Pius IX.
Swe przekonanie o wybraństwie i posłannictwie Bożym Rozalii opieram nie tyle na wizjach, światłach, słowach zasłyszanych z wysoka lub innych jej przeżyciach mistycznych, o których wcale nie wątpię, ile raczej i głównie na niewinnym życiu tej 'duszy anielskiej', na jej cnotach heroicznych i wreszcie na zbawiennych owocach jej ofiarnego życia. Heroizm jej cnót, których objawy miałem szczęście tyle razy w różny sposób i na różnych odcinkach stwierdzić, wprost jakby się unaoczniał i da się udowodnić choćby na podstawie jej pełnych prostoty i namaszczenia pism. A przecież heroizm ten stwierdzają również inni świadkowie życia Rozalii.
Mistycznie oczyszczona przez 6-letnią 'noc ciemności' oraz prowadzona przez całe życie 'królewską drogą krzyża' – Rozalia we wszystkim szukała spełnienia jedynie Woli Bożej. Ta Najświętsza Wola Boża jest tak mocno i tak szczerze zaakcentowana w jej życiu, jakby była najgłówniejszą jej cnotą i stanowi szczególną cechę jej postawy duchowej. Większego w tym względzie akcentu nie spotkałem w hagiografii. Wola Boża była dla niej prawdziwym kompasem życiowym na co dzień.
Jeszcze bardziej odznaczała się miłością dla Boga i bliźnich. Miłość dla Boga żywiła w stopniu tak niezwykłym, że podobną można konstatować w życiu tylko wielkich świętych. Do Najświętszego Serca Jezusowego, które i Rozalii – podobnie jak św. Janowi w Wieczerniku i św. Małgorzacie Marii – pozwoliło spocząć przy sobie, miała osobliwe, pokorne, głębokie i pełne dziecięcej miłości nabożeństwo. Co dzień i najchętniej składała temuż Sercu Zbawiciela coraz to nowe i naprawdę poważne ofiary, zwłaszcza w zakresie swego powołania pielęgniarskiego, które nastręczało jej do tego mnóstwo okazji. Najzupełniej i w wielkich intencjach ofiarowała Mu całe swe życie i śmierć. (...) można mniemać, że w przyszłości Rozalia Celakówna w Kościele Bożym znajdzie się w rzędzie takich świętych postaci, jak św. Jan Eudes, św. Małgorzata Maria i im podobni.
Szczególny kult Rozalii dla Ducha Świętego i Trójcy Przenajśw. to osobny dowód jej mistycznego zjednoczenia z Bogiem. Podobnie jak W. O. Wł. Całka i śp. O. Prowincjał H. Jakubiec, i ja nie znajdywałem w duszy Rozalii materii do rozgrzeszenia w okresie kierownictwa jej duszą. I mam to przekonanie, że w całym jej życiu nie było żadnego grzechu, przynajmniej ciężkiego. Każda spowiedź Rozalii była raczej przepiękną 'konferencją o życiu Bożym' w duszy, choć wcale nie zamierzoną przez pełną pokory penitentkę.
Stosunek takiego 'dziecka Maryi' do Niepokalanej i Wniebowziętej Bogarodzicy był jeszcze bardziej dziecięcy, choć zawsze pełen czci i pokory wobec Najświętszej Matki, z którą łączyła ją 'szczególna przyjaźń' i 'zażyłość', jak o tym pisze w dziecięcej prostocie. Życie Rozalii dostarcza bardzo wiele dowodów, z jaką wielką wiarą, ufnością i miłością odnosiła się ona do Niepokalanej Matki Jezusowej. Toteż doznawała od Niej różnych i nadzwyczajnych pomocy w swym życiu, zwłaszcza wewnętrznym.
W osobliwszym, gorącym i również dziecięcym nabożeństwie do św. Józefa Rozalia jest pięknym, miłym, pociągającym i rodzimym naszym polskim wzorem do naśladowania. W tym względzie, jak i z racji jej ducha karmelitańskiego, Chrystus bardzo zbliżył i upodobnił Rozalię do św. Teresy z Avili.
W szczególny sposób wyróżnia się Rozalia miłością dla bliźnich. Już w wieku szkolnym cechowała ją ta cnota, zaś w latach pracy szpitalnej zajaśniała całym blaskiem. I nadal przetrwa w stanie nie więdnącym i zawsze wydającym świeży zapach w niezliczonych aktach miłości bliźniego. Wreszcie w związku z prześladowaniem Rozalii ze strony pewnych osób ta cnota doszła u niej do najwyższych granic heroizmu. Bezinteresowna i idealna miłość dla bliźnich stała się też bezpośrednią przyczyną jej śmierci. Mimo poważnego osłabienia w pierwszych dniach września 1944 r. nie odmówiła postawienia baniek swej znajomej; po tej posłudze samarytańskiej przeziębiła się, od razu położyła do łóżka i po pięciu dniach przeniosła się do wieczności. Ofiarność i poświęcanie się Rozalii dla bliźnich nie znało granic.
Pokora, 'maleńkość', zaparcie się siebie, wyrzeczenie się miłości własnej, 'unicestwienie się' były u Rozalii zdumiewające. W umiłowaniu krzyża, wzgardy; poniżenia i zapomnienia w życiu ukrytym Rozalia stanęła na osobnej i wyjątkowej wyżynie. W tym względzie przypomina św. Jana od Krzyża. Prócz heroizmu cnót za Bożym wybraństwem Rozalii przemawiają jej pełne namaszczenia i zbudowania pisma. Dobrze odzwierciedlając zewnętrzne oblicze Rozalii, zawierają one głęboką treść mistyczną i dlatego stanowią cenną pozycję w zakresie naszej literatury ascetyczno-mistycznej. Lektura tych pełnych prostoty i szczerości wynurzeń 'dziecka Bożego' jest bardzo pouczająca. Wśród pism Rozalii odnajdujemy różne jej przepowiednie, z których część już się sprawdziła.
Głośno wreszcie mówią za siebie niezwykłe uzdrowienia i łaski, uzyskiwane od Najświętszego Serca Jezusowego za przyczyną Rozalii. Osobne opracowanie pt. „Podziękowania za wstawiennictwo przed Bogiem świątobliwej Rozalii Celakówny wyszczególnia nadzwyczajne fakty. Wśród nich niektóre wydają się być zupełnie godne, by je przedłożyć Stolicy Apostolskiej dla wyniesienia Rozalii na ołtarze.
Uwzględniając całe, jakby nazaretańskie i kalwaryjskie życie Rozalii Celakówny, tak zwykłe, proste i wzgardzone na zewnątrz, a tak bogate w jej ukrytym i doskonałym 'dziecięctwie Bożym' szczerze się przyznam, że nie byłem, nie jestem i nie wiem, czy kiedy stanę się godny tej niezwykłej łaski Bożej, iż byłem jej spowiednikiem. I mniemam, że będzie ona uznana za wielką świętą nie tylko w naszym kraju, lecz w całym Kościele Chrystusowym, że stanie się tak popularną, jak św. Teresa od Dzieciątka Jezus i że kiedyś będzie ogłoszona patronką wszystkich pielęgniarek na świecie oraz chorych, którym tak bardzo była oddana.
Oby Serce Boże ku swej większej chwale i pożytkowi dusz naszych raczyło sprawić, by proces informacyjny celem wyniesienia Rozalii na ołtarze rozpoczął się możliwie szybko i uwieńczył się pożądanym skutkiem.


Na podst. pisma „Vox Domini" nr 6/97, str. 2-9 oraz mat. zam. na stronie www.voxdomini.com.pl

Opinia generała OO.Paulinów

Jasna Góra dn.11 I 1962 r.


OPINIA GENERAŁA OO. PAULINÓW

20 kwietnia 1939 r. jeszcze przed wybuchem wojny, kiedy wszystko było możliwe, Generał OO. Paulinów wystosował pismo do Kardynała Prymasa Hlonda, w którym dał wyraz swego ogromnego przekonania o wielkiej wadze przeprowadzenia Intronizacji w Polsce. Stanął również w obronie źródeł tej idei, jakimi były 'objawienia prywatne' Rozalii Celakówny. Napisał:
«Wiadomo, że już w Starym Testamencie takich prywatnych objawień, które dotyczyły całego narodu izraelskiego, było wiele. Nie brak ich i w Nowym Testamencie, (...) w dziejach Kościoła św. Wiemy, że Pan Jezus, objawiając Swoje Serce m.in. św. Małgorzacie Marii Alacoque, zwrócił się pod adresem wszystkich ludzi, by wszystkich pobudzić do czci i miłości Jego Boskiego Serca! I gdyby nie uwierzono w jej widzenia i słowa Jezusowe, jakie nam przekazała na piśmie przez tych, którzy kierowali jej duszą, nie mielibyśmy ani uroczystości Najświętszego Serca Jezusowego wraz z oficjum brewiarzowym, ani cudownej w skutki Intronizacji w rodzinach, ani też wszystkich zbawiennych owoców takiego nabożeństwa w Kościele. Podobnie zeznania św. Bernadety (...) jeśliby nie znalazły wiary u tych, których Opatrzność wyznaczyła do zbadania ich i którym dała łaskę do uznania w nich prawdy, nie mielibyśmy dzisiejszego Lourdes z jego tylu słynnymi na cały świat cudownymi uzdrowieniami. To samo trzeba powiedzieć o skutkach objawień w La Salette. (...) Jakże wiele straciłby Kościół, jeśliby nie dawał wiary tylu duszom wybranym, przez które Chrystus Pan w Swej nieskończonej dobroci zsyłał i niezawodnie jeszcze będzie zsyłał obfite światła, by pomóc Swej Oblubienicy – całemu Kościołowi! (...)
Otóż mam przekonanie że i w danym wypadku (...) Najświętsze Serce Jezusa przychodzi nam z wyjątkową pomocą i wyświadcza nam łaskę wcale niezwykłą, wskazując nam miłościwie na Intronizację jako pewny środek i rękojmię do uratowania naszej Ojczyzny oraz do pomnożenia triumfu Kościoła i do wzrostu Królestwa Bożego na ziemi. Za tę łaskę będziemy kiedyś gorąco dziękować Panu Jezusowi i Matce Najświętszej.
Ala jakaż szkoda mogłaby się stać obecnie dla Polski jak i dla Kościoła w ogóle, gdybyśmy nie chcieli dać wiary tym znakom i słowom albo gdybyśmy nie chcieli nawet zbadać należycie ich źródła wobec narzucającego się prostego pytania: 'A może istotnie głosy te pochodzą od Boga? A może istotnie Pan Jezus i Matka Najświętsza przemawiają do tych dusz? Czyż dlatego, że prawdziwe widzenia i głosy są bardzo rzadkie, a objawy histerii i złudzeń są zbyt częste, mamy obok pierwszych przejść mimo, nie poddając ich sumiennemu zbadaniu ani nie dając im wiary, choćby nawet wszystkie znane nam znaki, po których je można rozpoznać, w pełni stwierdzały ich wiarygodność? Albo czy dlatego a priori mamy nie przypisywać im wagi, że w nich chodzi o sprawy ogromnej doniosłości dla całego świata? Przeciwnie!
(...) Przedkładając niniejszy jakby testament mój i prośbę przedśmiertną do Waszej Eminencji jako do Najdostojniejszego Protektora naszego Zakonu, oświadczam, że resztę życia mojego poświęcam i ofiaruję za Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego w Polsce, nie wyłączając również wszystkich innych narodów na świecie. Jestem starym, nad grobem stojącym i świadomie oraz dobrowolnie i bez najmniejszego wahania, owszem, z radością biorę całą odpowiedzialność nie tylko przed Waszą Eminencją, lecz przed Bogiem naszym i Sędzią, przed którego Najświętszym Obliczem mogę stanąć lada dzień, że Boskie Serce Jezusa i Najświętsza Maryja Panna istotnie w sposób nadprzyrodzony łaskawie nam wskazują na Intronizację, jako na niezawodny ratunek dla Polski i świata.»
Dwa lata później, 20 czerwca 1941 r., nie doczekawszy się Intronizacji w Polsce, o. Pius Przeździecki wydał 'List okólny do Ojców i Braci Zakonu św. Pawła Pierwszego Pustelnika o Intronizacji Serca Jezusowego'. Z całym przekonaniem zachęcił ich do najżarliwszej czci i miłości Najświętszego Serca. O Rozalii napisał:
«Jest jeszcze jeden szczegół, którego – jako bezpośrednio naszego kraju dotyczącego – w tym liście okólnym pominąć nie wolno: Chrystus Pan, nie poprzestając na objawieniach – dotyczących czci Jego Najświętszego Serca – św. Małgorzacie Marii w Paray podanych, raczył jeszcze w różnych narodach duszom przez Siebie wybranym cześć Swego Boskiego Serca zalecać. Najłaskawszy Zbawiciel i naszego narodu nie pominął. Upatrzył Sobie mianowicie pewną ofiarną duszę, światu nie znaną i pragnącą pozostać w ukryciu. Oddana dobrowolnie bardzo ciężkiej i wyczerpującej pracy, całe swe życie wypełniała heroicznymi cnotami, mającymi za cel przede wszystkim miłość Boga i bliźniego. Tej to duszy Pan Jezus dał poznać na modlitwie, żeby w całym naszym narodzie – od najwyższych urzędem i stanowiskiem aż do najmniejszych – wszyscy przez Intronizację oddawali cześć Jego Boskiemu Sercu, a wtedy Pan Jezus nasz kraj i naród otoczy opieką Swą i błogosławieństwem.
Życzenie to zgadza się całkowicie z wolą Chrystusa Pana, objawioną wszystkim narodom przez św. Małgorzatę Marię i tylekroć zalecaną całemu światu przez kilku ostatnich Papieży; dla nas wola ta Boskiego Zbawcy ma szczególne znaczenie, jako bezpośrednio w naszej Ojczyźnie całemu narodowi przez pokorną i ofiarną duszę podana.
Wobec tak łaskawej i miłosiernej dobroci Chrystusa Pana od nas zależy albo z obietnicy korzystać i błogosławieństwo Boże na cały naród sprowadzić, albo – co nie daj Boże – wolę Jego świętą lekceważąc, ciężką odpowiedzialność na siebie ściągnąć...»

O. Pius Przeździecki, Generał Zakonu OO. Paulinów


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
litania do najswietszego serca pana jezusa, Dokumenty Textowe, Religia
Złota Koronka do Najświętszego Serca Pana Jezusa
NOWENNA DO NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA, > # @ a a a Religia modlitwy
Obietnice dla czcicieli Najświętszego Serca Pana Jezusa, pliki zamawiane, edukacja
do Najświętszego Serca Pana Jezusa
do Pana Jezusa (M e m e n t o M o r i), Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa
Modlitwy do Najświętszego Serca Pana Jezusa, Z Bogiem, zmień sposób na lepsze; ZAPRASZAM!, Modlitwa,
Modlitwy do Najświętszego Serca Pana Jezusa, RELIGIJNE, Nabożeństwa
Złota Koronka do Najświętszego Serca Pana Jezusa
ŚWIĘTO NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA, > # @ a a a Religia modlitwy
Modlitwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa (o.Pio), pliki zamawiane, edukacja
NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA, NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA
Najświętsze Serce Jezusa (ZNAJDZ CZAS NA MODLITWE), Koronka do Najświętszego Serca Pana Jezusa
LITANIA DO NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA, > # @ a a a Religia modlitwy
litania do najswietszego serca pana jezusa, Dokumenty Textowe, Religia

więcej podobnych podstron