Tyle szczęścia na raz Co tu ukrywać – prawdziwi z nas szczęściarze! Oczywiście nie ma rzeczy doskonałych, więc jeśli nawet w jednych sprawach szczęście nam dopisuje, to przecież nie we wszystkich. Na przykład z dotychczasowego przebiegu kampanii wyborczej na prezydenta wynika, że jeśli nawet Polska nie ginie, to na pewno – ledwie zipie. Innego zdania jest chyba tylko pan prezydent Bronisław Komorowski, ale jemu trudno się dziwić. Po pierwsze – osobiście odniósł ogromny sukces, no, może nie taki, jak Donald Tusk, którego wynagrodzenie powiększyło się siedmiokrotnie, ale jak to mówią – wedle stawu grobla. Po drugie – czyż urzędującemu prezydentowi wypada mówić, że pod jego przywództwem państwo ledwie zipie? Jasne, że nie wypada, bo wiadomo, że każda sroczka swój ogonek chwali i pan prezydent Komorowski nie jest żadnym wyjątkiem. Wreszcie – po trzecie – niechby tylko przyznał, że pod jego przywództwem państwo ledwie zipie, to zaraz razwiedka przypomniałaby mu, skąd wyrastają mu nogi. Zatem musi demonstrować urzędowy optymizm, zgodnie z wierszem Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Siedem wiosen”. Czytamy w nim między innymi o „wiośnie poety proletariackiego”: ”i znowu wiosnę widzą me / klasowo nastawione oczy. / Precz z rządem! Wiwat KPP / i półgodzinny dzień roboczy!” Tej demagogii przeciwstawia poeta stateczną, zgodną z bezpieczeństwem „wiosnę rządu” w której czytamy, że: „radosna twórczość kipi wszędzie / wbrew opozycji niecnym krzykom. / Niedługo wydać trzeba będzie / letnie mundury urzędnikom”. Nie tylko zresztą urzędnikom; jeśli mobilizacja rezerwistów nadal będzie przebiegała w dotychczasowym tempie, to stan wojenny będzie można ogłosić nawet pierwszego lipca, a wtedy w mundury znowu ubiorą się również funkcjonariusze niezależnych mediów głównego nurtu, w szczególności – resortowa „Stokrotka”. Na razie jednak, dopóki nie padnie salwa, humory nam dopisują tym bardziej, że co tu ukrywać – prawdziwi z nas szczęściarze! Po pierwsze – mamy wiosnę. Nadejście wiosny pokazuje, że pory roku następują po sobie z zadziwiającą regularnością, jako że to nie zależy ani od rządu, ani od opozycji. W przeciwnym razie mielibyśmy już jesień, a może nawet zimę, z surowymi prawami stanu wojennego. Na szczęście takie rzeczy nie zależą od rządu, więc nie tylko mamy wiosnę, ale w dodatku w dzień jest jasno, a w nocy jest ciemno – i tak będzie nawet w sytuacji, gdyby wybory prezydenckie wygrał Bronisław Komorowski. Okazuje się, że nawet w takiej sytuacji końca świata nie będzie, podobnie zresztą w sytuacji, gdyby wybory prezydenckie wygrał pan Andrzej Duda. Czyż nie jest to dowód, że prawdziwi z nas szczęściarze? A skoro tak, to powinniśmy zwracać większą uwagę na to, co mówimy podczas kampanii. W jednej ze swoich piosenek Piotr Szczepanik przestrzegał: „nigdy więcej nie ryzykuj jednym słowem / mogę później nie zapomnieć, co mi powiesz”. Skoro tedy nie tylko po 10 maja, ale nawet i później, nie został zarządzony koniec świata, to musimy zostawić sobie trochę energii na jesień, kiedy to odbędą się wybory do Sejmu i Senatu, w następstwie których 560 Umiłowanych Przywódców zacznie doić Rzeczpospolitą przez najbliższe cztery lata. Wyobraźmy sobie tylko, ile szczęścia, ile radości może dostarczyć ta możliwość nie tylko im samym, ale również bliższym i dalszym rodzinom, a także przyjaciołom, którzy dostaną koncesje na hurtownie spirytusu, no i przyjaciółkom, które dostaną brylanty, będące jak wiadomo, prawdziwymi przyjaciółmi kobiet! Czyż to nie kolejny dowód, że prawdziwi z nas szczęściarze? Wprawdzie to nie my będziemy doili Rzeczpospolitą, ale skoro wszyscy doić nie mogą, to niech chociaż popatrzymy, jak doją inni, no nie? No i wreszcie – wydarzenie towarzyskie na miarę 25-lecia III Rzeczypospolitej. Mam oczywiście na myśli pogrzeb Władysława Bartoszewskiego, w którym wzięli udział wszyscy, to znaczy – partyjni i bezpartyjni, wierzący i niewierzący, a nawet – zasuspendowani, żywi i umarli – zupełnie jak za Gierka, a w dodatku – z udziałem najważniejszego, żeby nie powiedzieć – honorowego gościa w osobie izraelskiego ministra spraw zagranicznych, pana Mosze Arensa. Na razie jeszcze izraelskiego i ministra spraw zagranicznych, ale już wkrótce, kiedy naciskana przez wszystkich przyjaciół Polska spełni żydowskie roszczenia majątkowe – to kto wie? Nie ma co ukrywać – prawdziwi z nas szczęściarze! Aż trudno uwierzyć, że spotkało nas tyle szczęścia naraz! Stanisław Michalkiewicz
8 maja 2015 Retoryka wojenna w końcówce kampanii Komorowskiego
1. Im bliżej końca kampanii przed I turą wyborów tym mocniej prezydent Komorowski uderza w wojenne bębny.W ostatnią środę razem z premier Kopacz, odwiedził niedawno oddaną do użytku nową Fabrykę Broni „Łucznik”, zbudowaną przez Agencję Rozwoju Przemysłu w specjalnej strefie ekonomicznej (jak żartowano w Radomiu, była już otwierana 3 raz). Na terenie farbryki spotkali się z przedstawicielami Polskiej Grupy Zbrojeniowej także mającej siedzibę w Radomiu (zrzeszającej 30 spółek Skarbu Państwa zajmujących się produkcją uzbrojenia, żeby po raz kolejny zapewnić, że duża część środków z wielkiego programu zbrojeniowego wartego 130 mld zł do roku 2022 trafi do tych zakładów.
To zapewnianie rządzącej Platformy i jej głównych przedstawicieli prezydenta Komorowskiego i premier Kopacz mówiąc najoględniej nie brzmi przekonywująco w sytuacji kiedy ostatnio rozstrzygnięty kontrakt na zakup śmigłowców w wysokości 13 mld zł, trafił do firmy francusko-niemieckiej, choć startowały w nim dwie firmy mające fabryki w Polsce i zatrudniające w ponad 8 tysięcy pracowników.Premier i prezydent po raz kolejny przypomnieli, że od 2016 roku wydatki na armię będą wynosiły 2% PKB i mimo tego, że w wielkościach bezwzględnych chodzi o dodatkową kwotę wynoszącą zaledwie 0,8 mld zł, ogłasza się to jak ogromne wydarzenie.
2. Ale jeszcze mocniejsza wojenna retoryka pobrzmiewała w wystąpieniu prezydenta Komorowskiego przeczytanym na Placu Piłsudskiego w Warszawie w dniu Święta Konstytucji 3 maja.Komorowski mówił miedzy innym tak „niedługo 9 maja Plac czerwony w Moskwie zamieni się w Plac Pancerny. Znów będą tam prężyły muskuły te dywizje, które na oczach świata i na naszych polskich oczach, dokonały agresji na sąsiednią Ukrainę”.I dalej „że od dawna konflikt wojenny, nie był tak blisko polskich granic, jak dzisiaj. I pamiętajmy, w tej militarnej demonstracji za parę dni, demonstracji siły, nie chodzi o przeszłość ale o współczesność i przyszłość”.Mocne stwierdzenia ale dlaczego formułowane dopiero po 5 latach prezydentury i w kampanii wyborczej wszak agresywne działania Rosji trzeba było dostrzegać już jesienią 2008 roku po zajęciu przez ten kraj dwóch prowincji Gruzji (Abchazji i Osetii Południowej).
3. Ale wtedy marszałek ówczesny marszałek Komorowski żartował z wizyty ś. p. Lecha Kaczyńskiego w Gruzji „jaka wizyta taki zamach” i przyklaskiwał rządowym cięciom wydatków na polską armię.Przypomnijmy tylko, że w roku 2008 wydano na ten cel 2,9 mld zł mniej niż zaplanowano (22,6 mld zł plan – 19,7 mld zł wydatki), w roku 2009 o 1,7 mld zł mniej (24,7 mld zł plan -23 mld zł wydatki), w 2010 roku o 0,5 mld zł mniej (25,7 mld zł plan – 25,2 mld zł wydatki), w 2011 roku o 0,8 mld zł mniej (27,5 mld zł plan – 26,7 mld zł wydatki ), w 2012 roku o 1,4 mld zł mniej (29,5 mld zł plan – 28,1 mld zł wydatki) i w 2013 roku o 3,3 mld zł mniej ( 31,4 mld zł plan – 28,1 mld zł wydatki).Sumarycznie w całym tym okresie, kiedy Komorowski był marszałkiem Sejmu, a później prezydentem, faktycznie wydano na wojsko o ponad 10,6 mld zł mniej niż planowano, a ustawa o finansowanie armii była regularnie łamana.Trzeba przy tym podkreślić, że te niewydane miliardy to środki, które były przeznaczone na modernizację armii i jej uzbrojenie, bo inne wydatki na tzw. bieżące utrzymanie czy emerytury wojskowe (te są płacone z budżetu MON, a nie z ZUS), zostały w pełni zrealizowane.Prezydent (a wcześniej marszałek) Komorowski o tym wszystkim wiedział, ba milcząco akceptował, a w 2013 roku nawet nie milcząco tylko swoim podpisem, ponieważ zmniejszenie aż o 3,3 mld zł wydatków na modernizację armii zostało przeprowadzone poprzez nowelizację ustawy budżetowej.
4. Wojenna retoryka teraz na użytek kampanii wyborczej nic nie da, bo Polacy wiedzą, że prezydent Komorowski przyczynił do osłabienia pozycji Polski na arenie międzynarodowej, w tym także w stosunku do Rosji, przed którą teraz tak żarliwie ostrzega. Przyczynił się także do osłabienia polskiej armii swoimi decyzjami personalnymi, projektami ustaw, które złożył i które niestety zostały uchwalone przez Platformę i PSL, wreszcie zgodą na poważne ograniczenia wydatków na wojsko. Kuźmiuk
Wybór spomiędzy kanalii i durniów to Twój katolicki obowiązek! Jak Orban opodatkować i doprowadzić do bankructwa TVN Polsat Maciej Szczepański, szef Radiokomitetu w PRL, na rolę TV i radia „...”„codziennie wbijamy milion gwoździ w milion desek” ...(więcej )
Historyk Uniwersytetu Georgetown, profesor Carroll Quigley: „Elity kapitału finansowego posiadają długoterminowy plan realizacji ostatecznego celu, którym jest kontrola nad światem poprzez ustanowienie jednego systemu finansowego. Ta machina ma być nadzorowana przez małą grupkę, która będzie zdolna rządzić strukturami politycznymi i światową gospodarką „ ....(więcej )
Zsolt Zsebesi „Szybka korekta budżetu „.....”W razie potrzeby podniesiona może być również stopa nadzwyczajnego podatku obciążającego przede wszystkim banki oraz wprowadzony byłby nowy, progresywny podatek od dochodów reklamowych mediów. Ten ostatni oznaczałby miliardowe ubytki w dochodach netto największych na Węgrzech zagranicznych firm medialnych takich jak Axel Springer, Ringier, czy RTL. „...(więcej )
Rosja czyści media z inwestorów zagranicznych „....” Duma Państwowa, niższa izba rosyjskiego parlamentu, w piątek uchwaliła ustawę ograniczającą udziały inwestorów zagranicznych w kapitale zakładowym spółek medialnych w Rosji do 20 proc.”...”Ustawa przewiduje, że założycielem środka masowego przekazu (prasa, radio, telewizja i internet) w Federacji Rosyjskiej nie może być obce państwo, organizacja międzynarodowa i obywatel Rosji mający również obywatelstwo innego państwa.”...”Przewiduje ponadto, że kapitał zagraniczny może być obecny w mediach w Rosji, jednak jego udziały w kapitale zakładowym spółek medialnych nie mogą przekraczać 20 proc.”...”Obecnie inwestorzy zagraniczni nie mogą posiadać więcej niż 50 proc. akcji rosyjskich spółek medialnych. Przy czym ograniczenie to dotyczy tylko stacji telewizyjnych i radiowych nadających na terytorium zamieszkanym przez ponad połowę ludności Rosji, a także gazet i czasopism o nakładzie powyżej miliona egzemplarzy.”....”Zmiany dotkną ponad połowę mediów w FR, gdyż wielu rosyjskich właścicieli spółek medialnych rejestruje je w zagranicznych rajach podatkowych.(więcej )
Prof. Mujahid Kamran – 7.06.2011 tłumaczenie Ola Gordon „Należy także pamiętać, że obecnie 80% amerykańskich elektronicznych i drukowanych mediów należy do tylko 6 dużych korporacji.”...”Kontrola USA i globalnej polityki przez najbogatsze rodziny na naszej planecie jest dokonywana w mocny, gruntowny i tajny sposób. Kontrola ta rozpoczęła się w Europie i ma ciągłość, którą można prześledzić aż do chwili, gdy bankierzy odkryli, że bardziej opłacało się udzielanie kredytów i pożyczek rządom niż potrzebującym osobom. „...”USA to kraj kontrolowany przez prywatną Rezerwę Federalną, którą z kolei kontroluje kilka rodzin bankowych, ustanowionych przez oszustwa w pierwszej kolejności. „....”Elita jest właścicielem mediów, banków, przemysłu obronnego i ropy naftowej. W książce Who’s Who of the Elite [Kto jest kim w elicie],Robert Gaylon Ross Sr. twierdzi: „Według mnie, są właścicielami amerykańskich sił zbrojnych, NATO, służb specjalnych, CIA, Sądu Najwyższego i wielu sądów niższej instancji. Wydają się kontrolować, bezpośrednio lub pośrednio, większość stanów, powiatów i lokalne organy ścigania”.„...”Elita dysponuje licznymi „think tank” [grupy ekspertów], które działają na rzecz rozszerzenia, konsolidacji i utrwalania jej pozycji na świecie. Królewski Instytut Spraw Międzynarodowych (RIIA),Rada Stosunków Międzynarodowych (CFR), Grupa Bilderberg, Komisja Trójstronna, oraz wiele innych podobnych organizacji, są finansowane przez elity i dla nich pracują. Te zespoły ekspertów publikują czasopisma, takie jak Foreign Affairs, w którym te imperialistyczne i przeciwko ludzkości pomysły są tworzone jako publikacje, a następnie, w razie potrzeby, rozbudowywane w postaci książek, które są szeroko reklamowane. „...”Zbigniew Brzeziński, Henry Kissinger et al, jak również neokońscy „thinkers” [myśliciele], swoją pozycję i dobre życie zawdzięczają przede wszystkim elicie. Jest to ważna sprawa, którą musimy zawsze pokazywać. Ci myśliciele i pisarze są na liście płac elity i dla nich pracują. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości co do tego oświadczenia, to może pomóc przeczytanie następujących cytatów z wszechstronnie zbadanej książki prof. Peter Dale Scotta, The Road to 9/11– Wealth, Empire, and the Future of America [Droga do 11 IX – bogactwo, imperium i przyszłość Ameryki] (University of California Press, 2007):… Protegowanego przez Bundy’ego absolwenta Harwardu Kissingera mianowano doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego, po przewodniczeniu przez niego ważnej „grupie roboczej” w CFR. Jako były asystent Nelsona Rockefellera, Kissinger otrzymał od niego pieniądze żeby dla CFR napisał książkę o ograniczonych działaniach wojennych. Prowadził też przegraną kampanię Rockefellera nominacji prezydenckich w 1968 roku. Tak więc Rockefeller i CFR mogli zostać wyłączeni z kontroli Partii Republikańskiej, ale nie z republikańskiego Białego Domu. (str. 22)”...”Również wiele mówiący jest następujący cytat ze str. 38 książki:Relacje Kissinger – Rockefeller były złożone i z pewnością silne. Dziennikarz śledczy Jim Hougan napisał: „Kissinger, ożeniony z byłą asystentką Rockefellera, właściciel posiadłości w Georgetown, którego zakup był możliwy tylko przez dary i pożyczki od Rockefellera, zawsze był protegowanym swego patrona Nelsona Rockefellera, nawet jeśli nie pracował dla niego bezpośrednio”.Prof. Scott dodaje:Pojawienie się Nixona i Kissingera w Białym Domu w 1969 roku, zbiegło się z mianowaniem Dawida Rockefellera na dyrektora wykonawczego w Chase Manhattan Bank. Polityka zagraniczna detente duetu Nixon – Kissinger była bardzo zgodna z zamiarem Rockefellera na umiędzynarodowienie działalności bankowej Chase Manhattan. Tak więc w 1973 roku Chase Manhattan był pierwszym amerykańskim bankiem, który otworzył filię w Moskwie. Kilka miesięcy później, dzięki zaproszeniu zorganizowanemu przez Kissingera, Rockefeller został pierwszym amerykańskim bankierem, który rozmawiał z komunistycznymi przywódcami chińskimi w Pekinie.”...”Jak zauważył John Coleman w otwierającej oczy książce, The Tavistock Institute on Human Relations – Shaping the Moral, Spiritual, Cultural, Political and Economic Decline of the United States of America [Tavistock Institute on Human Relations - kształtowanie moralnego, duchowego, kulturowego, politycznego i gospodarczego upadku USA], to w 1913 roku powstałInstytut w Wellington House w Londynie, do manipulowania opinią publiczną. WedługColemana: Współczesna nauka o masowej manipulacji narodziła się w Wellington House w Londynie, krzepkie niemowlę akuszerowane przez lordów Northcliffe’a i Rothmere’a. Za finansowanie przedsięwzięcia odpowiadali monarchia brytyjska, lord Rotszyld i Rockefellerowie … celem tych w Wellington House było wpływanie na zmianę opinii Brytyjczyków, którzy stanowczo sprzeciwiali się wojnie z Niemcami, ogromne zadanie, które zrealizowano przez „kreowanie opinii” metodą badania opinii publicznej. Zatrudnieni zostali Arnold Toynbee, przyszły dyrektor badań w Królewskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (RIIA), lord Northcliffe i Amerykanie, Walter Lippmann i Edward Bernays. Lord Northcliffe był związany z Rotszyldami przez małżeństwo.”...”Tavistock Institute ma budżet $6 mld i pod jego kontrolą jest 400 organizacji wraz z 3000 ośrodków badawczych, głównie w USA. Stanford Research Institute, Hoover Institute, Aspen Institute w Colorado, i wiele innych, poświęconych manipulacji amerykańskiej, a także światowej opinii publicznej, to filie Tavistock. To pomaga wyjaśnić, dlaczego amerykańska opinia publiczna, ogólnie rzecz biorąc, jest tak zahipnotyzowana, że nie jest w stanie jasno widzieć rzeczy i na nie reagować. [to tym instytutem zajmuje się David Icke – przyp. tłum.]Zajmujący się Bilderbergami dziennikarz śledczy, Daniel Estulin, cytuje z książki Mary Scobey To Nurture Humanness [Kształcenie ludzkości], oświadczenie przypisane prof. Raymondowi Houghton, że CFR już od bardzo dawna wiedziała, że „nieuchronna jest absolutna kontrola zachowań … bez zdawania sobie sprawy przez ludzkość, że zbliża się kryzys”.Należy także pamiętać, że obecnie 80% amerykańskich elektronicznych i drukowanych mediów należy do tylko 6 dużych korporacji. Sytuacja ta powstała w ostatnich dwóch dekadach. Te korporacje są własnością elity. Jest prawie niemożliwe by człowiek, który jest zorientowany w tym co dzieje się na poziomie globalnym, oglądał, nawet przez kilka minut, zniekształcenia, kłamstwa i fabrykacje, nieustannie podawane przez te media, organy elity dokonujące propagandy i pranie mózgów.”...”Brzeziński twierdzi, że po raz pierwszy w historii ludzkości nie euro-azjatyckie mocarstwo stało się dominujące i musi zdobyć władzę nad Eurazją, jeśli ma pozostać dominującym mocarstwem światowym: „Dla Ameryki główną geopolityczną nagrodą jest Eurazjia … Około 75% ludzi na świecie żyje w Eurazji … Eurazja stanowi około 60% światowego PKB i około 3 / 4 znanych światowych źródeł energii”. „...”Brzeziński pisze: „Ale to na najważniejszym boisku świata – w Eurazji – w pewnym momencie może się pojawić potencjalny rywal Ameryki. To skupianie się na kluczowych graczach i prawidłowym ocenianiu regionu musi być punktem wyjścia do formułowania amerykańskiej strategii geopolitycznej dla długoterminowego zarządzania eurazjatyckimi interesami geopolitycznymi Ameryki”. „...”W swojej książce Brzeziński pokazał dwie bardzo ciekawe mapy – jedna z nich jest podpisana The Global Zone of Percolating Violence [Strefa globalna sączącej się przemocy] (str. 53) i druga (str. 124) jest podpisana The Eurasian Balkans [Eurazjatyckie Bałkany]. Pierwsza z nich pokazuje region obejmujący następujące kraje: Sudan, Egipt, Arabia Saudyjska, Turcja, Syria, Irak, Iran, wszystkie państwa Azji Środkowej, Afganistan, Pakistan i części Rosji, a także Indie. Druga to dwa kręgi, krąg wewnętrzny i krąg zewnętrzny – w zewnętrznym są te same kraje, jak na pierwszej mapie, ale wewnętrzny obejmuje Iran, Afganistan, wschodnią Turcję i byłe republiki radzieckie w Azji Środkowej.„Ten ogromny region, rozdarty przez zmienne nienawiści i otoczony przez konkurujących ze sobą potężnych sąsiadów, może być głównym polem bitwy … „ pisze Brzeziński. Dalej pisze:„Możliwe wyzwanie wobec amerykańskiego prymatu ze strony islamskiego fundamentalizmu może być częścią problemu tego niestabilnego regionu”. To zostało napisane w czasie, gdy tego rodzaju fundamentalizm nie był problemem” ...(więcej)
Barbara Bubula „Myślę, że władze telewizji działają w poczuciu całkowitej bezkarności. Rzuciły wszystkie siły, aby pomóc urzędującemu prezydentowi i to bez jakiegokolwiek umiaru. Bo te dysproporcje są szokujące. W marcu - bo z tego miesiąca mamy ostatnie pełne dane - przeznaczono ponad 6 godzin dla urzędującego prezydenta i 22 minuty dla Andrzeja Dudy „...”Dlatego uważam, że naród powinien w sposób jawny opowiedzieć się za całkowitą zmianą władz telewizji publicznej - jeśliby w takich warunkach - w co wierzę - Andrzej Duda wygrał wybory.(źródło )
„Węgierski rząd poinformował, że zaproponuje nowe poprawki do konstytucji.Wcześniejsze - spotkały się z krytyką Unii Europejskiej i organizacji obrony praw człowieka.Sekretarz stanu w ministerstwie sprawiedliwości Robert Repassy powiedział, że przedstawiona ostatnio piąta poprawka zawierać będzie między innymi nowe zasady podejmowania decyzji o tym, które organizacje i instytucje religijne będą uznawane za Kościoły. Poprawka ta modyfikuje też zakaz nadawania reklam wyborczych w mediach prywatnych.”....”Według kolejnych poprawek kampania wyborcza będzie dozwolona w telewizji i radiu komercyjnym, lecz ich właścicielom nie będzie wolno pobierać za to opłat, a wszystkie partie polityczne będą miały taki sam czas antenowy. Partie polityczne będą też mogły umieszczać za darmo swe reklamy wyborcze w mediach publicznych. Repassy poinformował, że wspólnoty religijne, które spełnią odpowiednie kryteria, będą mogły określać siebie jako Kościoły, lecz parlament w dalszym ciągu będzie miał prawo wyznaczania tak zwanych uznanych Kościołów, mających zniżki podatkowe i inne przywilej”..( więcej )
Poseł Terlecki „ Nie dopuścić do monopolu w prasie „ Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta zwleka z odpowiedzią, czy zgodzi się namonopol niemieckiego koncernu medialnego w prasie lokalnej.Od marca leży wniosek w tej sprawie złożony przez Polskapresse, który chce przejąć prasę lokalną od koncernu Media Regionalne należącego do brytyjskiej grupy Mecom. Jeśli UOKiK zgodzi się ipójdzie niemieckiej firmie na rękę, to skupi ona prawie 90 procent prasy lokalnej.Taki monopol nie byłby możliwy w żadnym europejskim kraju. O braku - wydawałoby się jedynej racjonalnej decyzji urzędu zwalczającego monopol - rozmawiamy z posłem PiS prof. Ryszardem Terlecki „.....” Po drugie, choć w dokumentach zapewnia się, że chodzi wyłącznie o projekt biznesowy, to w razie potrzeby taka kumulacja na rynku medialnym może stać się narzędziem politycznym. Tym bardziej, że te media kumuluje w swoich rękach sąsiedni kraj, który ma znaczący interes w tym, aby nas sobie podporządkować politycznie i od wielu lat, co prawda w białych rękawiczkach, ale jednak wtrąca się niekiedy w polskie sprawy.W każdym razie lokuje ten sąsiad w naszym kraju swoje polityczne cele.”...(więcej )
Filip Memches „Świat według gadzinówki „Niemcy już w czasie wojny doskonale zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Stąd u nich taka dbałość o różnorodność prasy„...” Przeciwbólowe środki perswazji. Co z tego wszystkiego wynika? Niemcy świetnie zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Bo media to bądź co bądź czwarta, nie byle jaka, władza. Kiedy przeglądamy się w nich jak w lustrze, one nad nami panują. Mogą nasze poczucie wartości czy godności zarówno zawyżać, jak i zaniżać. Mogą nasze potrzeby czy nasze kompleksy rozgrywać. Mogą to robić dziś, jak mogły ponad pół wieku temu.”.....”Tymczasem nie możemy zapominać, że skuteczny podbój to nie tylko brutalna przemoc, lecz i miękkie, wręcz przeciwbólowe, środki perswazji. Od zniewolenia fizycznego groźniejsze pozostaje zniewolenie duchowe. „..Okupacja hitlerowska utrwaliła się w polskiej pamięci zbiorowej jako jeden wielki koszmar. To oczywiście truizm. Chociaż nie dla kogoś, kto czerpałby wiedzę na ten temat z ówczesnych źródeł. W tym przypadku chodzi o tak zwane gadzinówki, czyli polskojęzyczne tytuły wydawane w Generalnej Guberni z upoważnienia jej władz „...(więcej)
Song Hongbing „ Wojna o pieniądz „ Sugerujemy abyście ze wszystkich sił spierali znane dzienniki tygodniki , a głównie prasę związaną z rolnictwem i religią , z determinacją sprzeciwiając się emisji „zielonego „dolara przez rząd . Powinniście natychmiast strzymać wszelkie dotacje pieniężne dla tych kandydatów , którzy nie wyrażają się jasno i nie potępiają w ostrych słowach emisji „zielonego „ dolara. Likwidacja systemu emisji waluty państwowej przez banki lub powrót do emisji pieniądza przez rząd doprowadzi do sytuacji w której państwo będzie dostarczać ludziom pieniądze ,co wyrządzi szkody nam ,bankierom oraz pośrednikom kredytowym , a tym samym zaszkodzi naszym żywotnym interesom . Spotkajcie się jak najszybciej z kongresmenami z waszych okręgów wyborczych ,zażądajcie od nich gwarancji ochrony dla naszych interesów .W ten sposób będziemy mogli sprawować kontrole nad legislatywą „ Song Hongbing „ Wojna o pieniądz „ strona 59 „....(więcej)
”Erdogan głosi ,że międzynarodowe lobby odsetkowe ( Żydzi ) i należące do nich zachodnie media włączając w to należące do nich gazety w sposób haniebny dyrygowały protestami podsycając twierdzenie ,że otoczony klakierami nie nadaje się do sprawowani władzy „...(więcej )
Krasnodębski „ Inną charakterystyczną cechą polskich mediów jest struktura własności typowa dla zdominowanego kraju peryferyjnego. Część mediów należy do ludzi dawnego systemu lub takich, którzy dorobili się w niejasnych okolicznościach w pierwszych latach transformacji. Jest rzeczą oczywistą, że ludzie nie będą szczególnie przyjaźnie nastawieni do idei lustracji politycznej czy majątkowej i nie będą szczególnie zachwyceni ostrą krytyką polskiej transformacji. Druga część należy do zagranicznych właścicieli, zwłaszcza niemieckich. To, że 80 proc. prasy należy do właścicieli z kraju sąsiedniego, którego interesy z natury rzeczy bywają rozbieżne z polskimi, należy ocenić jako realne zagrożenie dla polskiej demokracji i suwerenności. Fakt, że w Polsce o czymś tak zupełnie oczywistym nie można w ogóle dyskutować, świadczy, że proces ograniczenia suwerenności, przynajmniej intelektualnej, postąpił już daleko.
Rzeczywistość sprawi, że sprawy wizerunku zejdą siłą rzeczy na plan dalszy i wróci polityka. A wówczas powinniśmy także podjąć trud takiej prawnej regulacji struktury mediów, w tym między innymi ograniczenia roli korporacji zagranicznych, aby podobny upadek standardów, któryzagraża naszej wolności politycznej, się znowu nie powtórzył. Albowiem to media powinny służyć polskiej demokracji, a nie polska demokracja mediom.”„..że także media prywatne i ich przekaz stanowią co najmniej równie poważny problem dla polskiej demokracji. Tym poważniejszy, że ciągle jeszcze nie wyartykułowany. Pojawia się pytanie – które w rozwiniętych demokracjach stawiane jest od dawna – czy konieczne są granice dla wolności mediów, bez których stają się one zagrożeniem dla wolności politycznej i równych praw obywateli. Czy nie znaleźliśmy się w sytuacji, gdy potrzebna stała się ingerencja państwa, regulująca działalność mediów, ograniczająca ich wolność, aby ochronić wolność obywateli oraz wolność Polski „...(więcej )
Skwieciński tak to widzi „ Groźba domknięcia?A czy ze stwierdzeniem o wolności mediów da się pogodzić dyskryminacyjna decyzja KRRiT – w zasadzie z jawnie politycznych przyczyn odmawiająca miejsca na multipleksie telewizji Trwam?„...”Prowadzi nas to do następnego pytania – czy w Polsce istnieje ideowy pluralizm mediów? Odpowiedź jest oczywista. Istnieje, ale w formie, którą jedni mogą uznać za zalążkową, a inni za schyłkową. Czyli zdecydowana większość środków przekazu (zwłaszcza tych opiniotwórczych)reprezentuje mniej lub bardziej radykalne wersje światopoglądu liberalnego. I przejawia agresję (według wielu – wzrastającą) wobec samego istnienia medialnych alternatyw związanych z bardziej tradycjonalną wizją społeczeństwa.Pójdźmy dalej. Czy pluralizm mediów, nawet w dzisiejszym zakresie, jest w obecnej Polsce zjawiskiem trwałym? Wielu obawia się, że nie. Rozpowszechniony jest pogląd, że realna jest możliwość zduszenia tej części mediów, które są krytyczne wobec liberalnych projektów inżynierii społecznej, okresu rządów PiS nie uważają za czas zagrożenia wolności i – na domiar złego – nie uważają za niesłuszne wszystkich elementów wizji rzeczywistości, formułowanych przez tę partię.Na pierwszej linii zagrożenia znajduje się ten segment mediów antymainstreamowych, który ma opiniotwórczy i inteligencki charakter. Bo to on najbardziej kłuje w oczy liberalnych strategów”...”Na linii tej znajduje się przede wszystkim ten segment mediów antymainstreamowych, który ma opiniotwórczy i inteligencki charakter. Bo to on najbardziej kłuje w oczy. Przede wszystkim dlatego, że w myśl wizji liberalnych strategów kluczowe jest utrzymanie podziału, według którego kryterium nowoczesności, wykształcenia i wielkomiejskości decyduje o przyjęciu radykalnie liberalnego światopoglądu. A więc media zakłócające ten podział są bardziej niebezpieczne od nawet znacznie potężniejszych, ale koncentrujących się na „starszych, mniej wykształconych z małych ośrodków". „....”Otóż we współczesnym świecie (nie tylko w Polsce) zachodzi proces radykalizacji mediów, ich uskrajniania, przekształcania w media wyznawców o wojującym charakterze. Proces ten dotyczy również tradycyjnych środków przekazu (sztandarowym przykładem może być amerykańska telewizja Fox), ale w szczególnej mierze dotyczy mediów nowych „...”„Jedną z osobliwości naszych czasów jest liberał-zaprzaniec" – pisał George Orwell. –„Obok znajomego marksistowskiego frazesu głoszącego, że „wolność burżuazyjna" to mrzonka, coraz większą popularność osiąga pogląd, jakoby demokracji można było bronić, stosując wyłącznie metody totalitarne. Jeśli bowiem – utarło się sądzić – miłujesz demokrację, twoją powinnością jest miażdżenie jej przeciwników, i to bez przebierania w środkach. Lecz któż to taki, ci przeciwnicy? Ano, zawsze się okazuje, iż nie są nimi wyłącznie ci, którzy atakują demokrację jawnie i świadomie, lecz również ci, którzy „obiektywnie rzecz biorąc, szerzą fałszywe idee...". ...”Tworzenie jednoznacznie zaangażowanych, „swoich" mediów owocuje postępującą atrofią kontaktu między zantagonizowanymi grupami, które stopniowo zaczynają żyć samodzielnym życiem intelektualnym. Przechodzą, jak to celnie określił amerykański analityk David Frum, od innego niż zwaśniona grupa interpretowania tych samych faktów, do wiary we własne fakty. Oznacza to postępujące rozbicie społeczeństw, a w konsekwencji ich osłabienie. „....”Tym ważniejsze jest więc pytanie, czy w Polsce istnieje wolność mediów? „.....”Ich wspólną cechą było to, że ujawniały fakty bardzo niekorzystne dla rządzących lub – szerzej – elity III RP, i zostały przez zdecydowaną większość mediów albo dosłownie przemilczane, albo wspomniane tylko po to, by następnie nie kontynuować tematu i pozwolić mu umrzeć. „.....”Decyzje o zamilczaniu mogą wszak być podejmowane swobodnie, wynikać z utożsamienia się redaktorów z jedną ze stron politycznego konfliktu. Ale czy media niespełniające swojej podstawowej roli, jaką jest informowanie społeczeństwa o ważnych kwestiach, kojarzą się z pojęciem „wolne"?„ ”...(więcej)
Łukasz Warzecha „ Zwolennicy tezy, że Polska chodzi na amerykańskim pasku, dawno nie zyskali na jej poparcie tylu mocnych argumentów, ile ostatnio – wraz z aferą wokół wypowiedzi dyrektora FBI oraz rozstrzygnięciem przetargu na system obrony antyrakietowej. Gdyby ktoś chciał podsuwać gotowce takim postaciom polskiej sceny politycznej jak Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Braun czy Marian Kowalski – nie mógłby tego zrobić lepiej. Jednocześnie to, co się stało, świadczy nie tyle o kryzysie, ile raczej o długoterminowej naturze naszych relacji z Waszyngtonem. „...”Ochronić ważniejszą figuręW Polsce na słowa Jamesa Comeya właściwie powszechnie zareagowano oburzeniem. Wyłamali się jedynie ci komentatorzy, którzy od lat uprawiają wobec Polaków pedagogikę wstydu, oraz ci, którzy – jak Bartłomiej Sienkiewicz – twierdzili, że robi się aferę z nic nieznaczącego incydentu „...”Gdyby na pierwszej wypowiedzi się skończyło, można by przyjąć taką interpretację. I może nawet faktycznie słowa Comeya wypowiedziane w Muzeum Holocaustu wynikały z niewiedzy i bezmyślności. Choć i w to trudno uwierzyć. Wszak mamy do czynienia z osobą nieprzypadkową, członkiem ścisłej amerykańskiej elity, która musiała zdawać sobie sprawę, w jakiej sytuacji była Polska pod niemiecką okupacją. Choćby dlatego, że nie mógł nie odnotować pośmiertnego przyznania Janowi Karskiemu amerykańskiego Medalu Wolności w 2012 roku.Jednakże wszelkie tego typu wątpliwości powinny zniknąć po liście Comeya, którego sens sprowadzał się do stwierdzenia, że nie wycofuje swoich opinii o Polsce. Czyli nie dostrzega niczego niestosownego w postawieniu jej obok Niemiec, architekta Holokaustu, oraz Węgier, czyli sojusznika Berlina przez niemal cały okres wojny.Trudno zakładać, że po fali protestów i oświadczeń oraz żądaniach przeprosin Comey nadal tkwił w nieświadomości. Jeżeli zatem podtrzymywał swoją opinię, można założyć, że działo się tak z akceptacją lub wręcz z inspiracji najważniejszych osób w Waszyngtonie. W tych okolicznościach twierdzenie, że mamy do czynienia z nic nieznaczącym lapsusem i że zajmując się nim, dowodzimy własnych kompleksów, jest niepoważne.”...”Polskie słowo „frajer" ma zresztą odpowiednik w postaci angielskiego „sucker", który oddaje akurat dosadny opis stosunków polsko-amerykańskich, jaki na nagraniach kelnerów utrwalił były szef MSZ Radosław Sikorski, mówiąc o robieniu „łaski" (w wersji złagodzonej przez Michała Kamińskiego). „...”Czy można wiązać polityczny wybór systemu „Patriot" z wypowiedzią Jamesa Comeya? Wbrew pozorom – tak. Oczywiście to sprawy całkiem innej wagi i obraźliwe stwierdzenia dyrektora FBI nie powinny wpływać na wybór systemu obrony przeciwrakietowej. To jasne.Związek jednak zachodzi. Gdyby amerykańska administracja mogła choć przez chwilę podejrzewać, że skierowanie podobnych słów pod adresem Polski w jakiś sposób zakłóci miliardowy kontrakt, Comey przepraszałby już następnego dnia. Gdyby Polska była dobrze działającym i szanującym się państwem, nazajutrz po wypowiedzi Comeya minister obrony ogłosiłby, że w ofertach są jeszcze jakieś niejasności, które trzeba rozstrzygnąć”...(źródło )
Wildstein „Załamuje się tradycyjna demokracja w jej narodowych wcieleniach. Władzę przejmuje oligarchia finansowo-polityczna,głosząca nowy, szerszy wariant tejże demokracji”.... „Urzędniczo-prawno-finansowo-medialna oligarchia tworzy dla nas ramy jedynie dopuszczalnych poglądów i zachowań, przekształca je w europejskie prawo i nadzoruje jego przestrzeganie. Uwolnić nas od naszych tożsamości usiłują wyemancypowani już od nich przedstawiciele europejskich elit. „....”O ile nie udało się dotąd – i nic nie wskazuje, aby miało się udać w przewidywalnym czasie – wyprodukowanie standardowych Europejczyków, o tyle homogeniczne elity europejskie w dużej mierze się już narodziły „....”Chodzi o załamywanie się tradycyjnej demokracji w jej narodowych wcieleniach i przejmowanie władzy przez oligarchię finansowo-polityczną. Oczywiście oligarchia ta nie formułuje antydemokratycznych haseł. Wręcz przeciwnie – głosi, że tworzy nowy, szerszy, a więc lepszy wariant demokracji. Przypomina to jako żywo ideologię komunistyczną, która krytykując parlamentaryzm, a więc tradycyjną, „formalną” demokrację, proponowała w jej miejsce nową poprawioną wersję zwaną demokracją ludową czy socjalistyczną......(więcej )
Węgry: kolejne organizacje pozarządowe na celowniku Orbana „...”tym razem na celowniku są węgierskie stowarzyszenia i fundacje korzystające z funduszy szwajcarskich.”.....”Mamy do czynienia nie z członkami społeczeństwa obywatelskiego, ale płatnymi działaczami politycznymi, którzy służą interesom obcych– mówił w lipcu o niektórych organizacjach pozarządowych premier Viktor Orban.”...”Zgodnie z wyznaczoną przez Orbana oficjalną linią rządu służby specjalne i policja prowadzą naloty na siedziby organizacji pozarządowych, rekwirując sprzęt i dokumentację księgową.Od początku roku węgierskie władze prześwietliły w sumie kilkadziesiąt podmiotów, które miały jakikolwiek związek z funduszami norweskimi”...”W pierwszej kolejności uderzono w organizacje lewicowe, ekologiczne i promujące dewiacyjne zachowania jak np. Kobiety dla Kobiet przeciw Przemocy czy Labrisz Lesbian Association. Norwegowie zawiesili więc wypłatę dotacji.”...”We wrześniu policja zrobiła kolejne naloty na dwie organizacje pozarządowe odpowiedzialne za podział norweskich grantów. Rząd zdecydował o rozszerzeniu kręgu podejrzanych instytucji o organizacje NGO korzystające z funduszy pochodzących z Programu Współpracy Szwajcarsko-Węgierskiej.8 września specjalna jednostka policji wkroczyła do siedziby organizacji Ökotárs- Budapeszt, oskarżonej o „sprzeniewierzenie 400 mln forintów” i „nieprawidłowości finansowe”, które są badane przez Biuro Kontroli Rządu.”...”Ludzie premiera przygotowują listy kolejnych – jak je nazywają – „problematycznych instytucji”, które mogą w najbliższym czasie spodziewać się nalotu policji. ….(więcej )
Wojciech Mazurkiewicz „Przewrót ideologiczny „Niezbędnym elementem każdego działania wojennego jest dywersja. W słownikach pojęcie dywersji jest definiowana jako celowe działanie zmierzające do zniszczenia religii, rządu, ustroju, porządku lub gospodarki danego państwa (społeczeństwa). Były rosyjski dywersant, specjalista od propagandy Jurij Bezmienow, który po nawróceniu i ucieczce do Kanady przyjął nazwisko Tomas David Schuman, opisuje pojęcie dywersji – w sowieckiej terminologii – jako odwrócenie uwagi przeciwnika od wrogiej działalności, w celu zniszczenia (bądź zdobycia) jego gospodarki, ludzi i/lub terenu. „....”Jak podaje Schuman, w czasach Zimnej Wojny zaledwie 15% działań KGB stanowiła działalność szpiegowska. Pozostałe 85% środków, ludzi, zasobów i pieniędzy szło na stworzenie czegoś, co zostało nazwane przewrotem ideologicznym. Taktyka ta, wywodząca się od chińskiego myśliciela Sun-Tzu, polega, zgodnie z nazwą, na usunięciu lub osłabieniu tradycyjnej ideologii, na której opiera się dane społeczeństwo, i zastąpieniu jej nową, szkodliwą i niszczycielską, ale korzystną dla podmiotu atakującego. Najprościej mówiąc, jest to stworzenie społeczeństwa słabego, chwiejnego, chaotycznego, niezdolnego do samoobrony i co najważniejsze – szukającego silnego przywódcy. „....”Demoralizacja„Nie będziemy musieli uczestniczyć już w farsie jaką są wybory i głosowania, ponieważ w drugiej połowie XX wieku oraz w XXI wieku będziemy już ukształtowani tak, by akceptować rządy ekspertów, rządy naukowców, rządy profesjonalistów”. (Alan Watt)Edukacja jednego człowieka, zanim nabierze on własnego spojrzenia na świat, trwa jak wspomniałem ok. 20 lat. Każde społeczeństwo rozwija się, a więc po tym okresie zawsze następuje zmiana – każde pokolenia obiera inny kierunek, robi krok do przodu lub do tyłu, odkrywa nowe trendy, poglądy, idee i technologie, które wpływają na życie całej społeczności. Co 20 lat mamy więc nową wizję świata. Zadaniem dywersanta jest pokierowanie rozwojem zdarzeń tak, aby kierunek zmian podążał do wyznaczonego przez niego celu. „....”W przypadku religii, za cel obrana jest religia dominująca, stanowiąca fundament społeczeństwa. Należy ją zniszczyć, ośmieszyć, rozbić, zastąpić cała masą fałszywych sekt i kultów. Należy podważyć autorytet tradycyjnych i szanowanych instytucji religijnych (opanować je, zmarginalizować i/lub oczerniać). Wszystko po to, aby ludzie odrzucili wiarę w jedynego, prawdziwego Boga, a byli skłonni uwierzyć w cokolwiek. Jest to tyle o istotne, że to religia jest czynnikiem spajającym społeczeństwo, umacniającym rodzinę i lokalne społeczności, wzmacniającym wiarę w podstawowe zasady moralne, stawiającym prawo naturalne nad prawem stanowionym i dającym ludziom oparcie w każdej sytuacji życiowej. Dzięki wierze ludzie byli gotowi oddawać życie za swoje idee, bronić ich, dokonywać wielkich czynów – wiara daje ludziom siłę do walki. To religia nadaje życiu sens, głębszą wartość, stanowi alternatywę dla konsumpcjonizmu, wypełnia duchową pustkę, daje poczucie wspólnoty. Inżynier społeczny, które zniszczy religię, w jej miejsce może wprowadzić cokolwiek. Sowiecki naukowiec Szafarewicz wykazał, że każda wielka cywilizacja starożytna, jak Indie, Egipt, Majowie, Inkowie, Babilonia, upadała wraz z utratą swojej religii – nowa religia (lub dogmat) oznaczały nowe społeczeństwo. Nie bez powodu niemal wszystkie kraje komunistyczne u swych podstaw mają ateizm i zaciekle zwalczają wszelkie przejawy religijności, a zwłaszcza chrześcijaństwo..(więcej )
Władimir Putin oskarżył służby zachodnich państw o szkodzenie Rosji. Według niego podejmowane są działania, które mają zdestabilizować sytuację w trakcie kampanii wyborczych w 2016 i 2018 roku „...”Władimir Putin twierdzi, że "zachodnie służby próbują wykorzystać do swoich celów organizacje pozarządowe i ugrupowania polityczne". „...”Putin zarzucił zachodnim służbom specjalnym wykorzystywanie rosyjskich organizacji pozarządowych (NGO) dodyskredytowania władz i destabilizowania sytuacji w Rosji.Putin: wykryto kilkuset agentówPutin oznajmił również, że w 2014 roku kontrwywiad położył kres działalności 52 kadrowych funkcjonariuszy i 290 agentów obcych służb specjalnych.”...(źródło )
5 czerwca 2014 r., prezydent Władimir Putin podpisał poprawkę do niesławnej rosyjskiej ustawy dotyczącej "agentów zagranicy". Według nowych przepisów, Ministerstwo Sprawiedliwości otrzymało uprawnienia do włączania organizacji pozarządowych na listę "agentów zagranicy" na podstawie własnej decyzji, bez wyroku sądowego. Tworzy to zupełnie nową sytuację w realizacji tej ustawy i osłabia szanse rosyjskich organizacji społecznych w konfrontacji z rozprawiającą się z nimi władzą. Rosyjscy działacze obywatelscy oraz ich europejscy partnerzy wyrażają w zdecydowane zaniepokojenie nowym zagrożeniem dla egzystencji społeczeństwa obywatelskiego w Rosji, wynikającym z przyjętej poprawki.Oczywiście, nowe poprawki stanowią reakcję rządu na brak zgody rosyjskich organizacji pozarządowych na przestrzeganie represyjnego prawa oraz ich silny opór w sądach. Rządowi nie udało się zmusić organizacji do dobrowolnego zaakceptowania statusu „agentów zagranicy”, pomimo presji administracyjnej i sądowej.Natychmiast po wejściu w życie poprawek do ustawy, Ministerstwo Sprawiedliwości zrobił użytek ze swoich nowych kompetencji. 5 czerwca wydało decyzję wprowadzenia na listę ‘agentów zagranicy’ pięciu kolejnych organizacji pozarządowych. Cztery z nich już zakończyły działalność lub rozpoczęły właściwą procedurę, aby uniknąć sytuacji, gdy władze będą mogły rozpocząć procedury kryminalizujące zachowania ich liderów odmawiających zarejestrowania organizacji jako „agentów zagranicy”. Są to "Gołos" Stowarzyszenie na rzecz Ochrony Praw Wyborców wraz ze swoim centrum członkowskim w Moskwie; Centrum Inicjatyw Obywatelskich w Kostromie i Saratowskie Centrum Polityki Społecznej i Studiów Gender; organizacja przygotowująca festiwal filmów LGBT „Obok siebie”; oraz Centrum Antydyskryminacyjne "Memoriał". Kolejna - Związek Kobiet Donu - wciąż walczy w sądzie przeciw decyzji prokuratury, która żąda aby organizacja zarejestrowała się jako agent zagranicy.”...(źródło )
Ważne „Paweł Kukiz ocenzurowany przez Google? Kandydat na prezydenta „znika” z wyszukiwarki…...(więcej )
Rosja czyści media z inwestorów zagranicznych „....” Duma Państwowa, niższa izba rosyjskiego parlamentu, w piątek uchwaliła ustawę ograniczającą udziały inwestorów zagranicznych w kapitale zakładowym spółek medialnych w Rosji do 20 proc.”...”Ustawa przewiduje, że założycielem środka masowego przekazu (prasa, radio, telewizja i internet) w Federacji Rosyjskiej nie może być obce państwo, organizacja międzynarodowa i obywatel Rosji mający również obywatelstwo innego państwa.”...”Przewiduje ponadto, że kapitał zagraniczny może być obecny w mediach w Rosji, jednak jego udziały w kapitale zakładowym spółek medialnych nie mogą przekraczać 20 proc.”...”Obecnie inwestorzy zagraniczni nie mogą posiadać więcej niż 50 proc. akcji rosyjskich spółek medialnych. Przy czym ograniczenie to dotyczy tylko stacji telewizyjnych i radiowych nadających na terytorium zamieszkanym przez ponad połowę ludności Rosji, a także gazet i czasopism o nakładzie powyżej miliona egzemplarzy.”....”Zmiany dotkną ponad połowę mediów w FR, gdyż wielu rosyjskich właścicieli spółek medialnych rejestruje je w zagranicznych rajach podatkowych.'(więcej )
Zsolt Zsebesi „Szybka korekta budżetu „.....”W razie potrzeby podniesiona może być również stopa nadzwyczajnego podatku obciążającego przede wszystkim banki oraz wprowadzony byłby nowy, progresywny podatek od dochodów reklamowych mediów. Ten ostatni oznaczałby miliardowe ubytki w dochodach netto największych na Węgrzech zagranicznych firm medialnych takich jak Axel Springer, Ringier, czy RTL. „...(więcej )
Mój komentarz Dlaczego nie wywłaszczyć właścicieli TVN, Polsatu i gazetowych i i internetowych niemieckich gadzinówek w Polsce ? Państwo , co pokazał Orban ma instrumenty prawne i fiskalne aby to zrobić. Obce media w Polsce zagrażają bytowi państwa i narodu oraz istnieniu demokracji . Nie ma więc żadnego powodu , aby tego zagrożenia nie usunąć. Media są narzędziem przewrotu ideologicznego , którego skutkiem jest upadek społeczeństwa. Najlepszym przykładem jest Europa Zachodnia, która jest w tej chwili rozkładającym się trupem. W Polsce jedynym celem monopolu medialnego i propagandowego jest dokonanie wrogiego Polsce i Polakom przewrotu ideologicznego . W zasadzie za to powinno się wsadzać do więzień jak za dywersję , czy próbę dokonania zamachu stanu . Bo jeśli media mogą zadecydować o tym kto rządzi to jest toteż pewna forma zamachu stanu .Ten kto ma media, ten kto ma propagandę ten ma władze . To jest prosta prawda . Nie ma demokracji bez pluralizmu mediów . To chyba tez oczywiste . Idealnym przykładami był socjalistyczne państwa , jedno niemiecki Hitlera , drugie rosyjskie Stalina . To były tak zwane twarde totalitaryzmy. Miękki totalitaryzm zakłada istnienie nie do końca kontrolowanego marginalnego rezerwatu medialnego . Jak widzimy w USA 80 procent mediów jest w rękach 6 korporacji, ale gdyby przyjrzeć powiązaniom właścicielskim i finansowym to okazałoby się że wcale nie ma 6 decydentów ale jest tylko jeden ta sama grupa rodzin lichwiarzy i oligarchów.Mieliśmy parodię wyborów w Wielkiej Brytania . Tam od dawna obywatele nie maja nic do gadania . Zindoktrynowani przez podobny do USA monopol medialno propagandowy chodzą jak te małpy na wybory , od których nic nie zależy. Jak oligarchia chciał wprowadzić podatek dochodowy to go wprowadziła , jak przymusowe ubezpieczenia społeczne to też , jak wprowadzała polityczną poprawność jak religię państwową to żaden wybory temu nie przeszkodziły. Gdyby tak było tylko w WB to może można by to uznać za przypadek, ale to samo jest w USA , Niemczech , Francji .Państwo musi zapewnić sobie i społeczeństwu bezpieczeństwo ideologiczne . Bo inaczej nastąpi dezintegracja społeczeństwa , rodziny i upadek państwa.Te wybory jaskrawo pokazały jak niebezpieczne dla polskiego społeczeństwa są media i ich propaganda . Dzięki kłamstwom , fałszowaniu rzeczywistości, cenzurze, czyli odcinaniu Polaków do ważnych i istotnych informacji oraz psychologicznemu zastraszaniu to media, to właściciele mediów , wbrew interesowi Polaków i państwa polskiego być może narzucą Polsce swojego prezydenta .
Miejmy nadzieje że to się nie uda ,że wygra Duda . Ale dopóki Polska nie zabezpieczy sobie bezpieczeństwo ideologiczne i nie wywłaszczy obcych właścicieli mediów z jednej strony ,a z drugiej nie zapewni pluralizmu w mediach dotąd nie możemy mówić o żadnej suwerenności. Marek Mojsiewicz
Bartoszewski, czyli przyzwoitość zmonetyzowana Powiedzonko śp. Władysława Bartoszewskiego "warto być przyzwoitym", tak często w tym tygodniu cytowane przez telewizyjnych prezenterów, należy do kategorii poczciwych, naiwnych banałów - krzepiących, ale nie z tego świata. Tego samego rodzaju co: "prawda zawsze zwycięża" czy "oszczędnością i pracą ludzie się bogacą". Tezę, że przyzwoitość popłaca, da się obronić tylko na gruncie metafizycznym - jeśli się wierzy, że jest tam, Na Górze, ów Ktoś, kto za dobre wynagradza, a za złe karze. Ale ta wiara to łaska i nie każdemu jest ona dana. Natomiast na tym tutaj łez padole zdarzyć się może co najwyżej, że ktoś przyzwoity przetrwa jakimś cudem historyczne katastrofy, w których równie przyzwoitych jak on, a może nawet i przyzwoitszych, zgnojono i wykończono setkami tysięcy - bez chwały, pomsty i dziedziców. I wtedy można pokazywać taki dziw natury młodzieży, dla morału, mówiąc: patrzcie, uczciwy człowiek, a mimo to dożył sędziwego wieku i odniósł sukcesy! Chwała mu! Warto być przyzwoitym? Gdzie jak gdzie, ale na pewno najmniej w polityce. Wszyscy uczciwi politycy, których poznałem przez ćwierć wieku mojej publicystycznej praktyki, przegrywali sromotnie, przy czym ci najuczciwsi i najbardziej ideowi zostali wyautowani najszybciej. Nie ma chyba sensu wyważać otwartych drzwi, proszę się z łaski swojej rozejrzeć, kto Polską rządzi, kto ostatecznie odniósł sukces i czemu go zawdzięcza. Moją odpowiedź Państwo znacie, najkrócej streszczę ją tak: Polską rządzą i doją ją cwaniacy, którzy najsprawniej zdołali się skomunikować z pańszczyźnianą mentalnością tak zwanych "mas". Skuteczność tych rządów opiera się na odwołaniu do najniższych emocji polactwa: pazerności (na unijna kasę - naiwnie postrzeganą jako bezinteresowny dar), pogardzie (dla tej drugiej, gorszej Polski - moherów, patriotów i innych "zakompleksionych"), pysze (że się przynależy do "lepszych", bardziej "europejskich") i strachu (że się ta stabilizacja na kredyt skończy, i że przyjdą straszni inkwizytorzy i zaczną za popełnione świństwa karać). Zniszczyć wspólnotę narodową, wyprzedać przyszłość i szanse następnych pokoleń, nabrać w opór kredytów, których spłacaniem będą się martwić inni, a wszystko to dla podlizania się obcym potęgom i wybłagania u nich intratnego stołka i takiej kasy, że tu w Polsce ślipie mogą tylko wyłazić - ooo, oto jest recepta na wielki polityczny sukces. A przyzwoitość? Bez jaj... Co nie znaczy, że przyzwoitość jest w polityce tak zupełnie nic nie warta. Przeciwnie, jest towarem bardzo pokupnym. Zgodnie bowiem z powszechnie znaną maksymą markiza de la Rochefoucauld, występek zmuszony jest składać cnocie hołd, zwany hipokryzją. Ludzie chętniej kierują się niskimi pobudkami niż się do nich przyznają - dlatego zawsze dobrze jest cwaniactwo, judzenie i inne podłe sprawy ubrać w szaty cnoty. A nic lepiej temu nie służy niż mieć w swojej szajce kogoś niekwestionowanej prawości, kogoś o wielkich zasługach, kogoś nader szacownego. Warto takiemu zapłacić każdą żądaną przez niego walutą, aby zechciał nas podżyrować i stanowić alibi dla wszystkich naszych świństw, gdyby przypadkiem miały one komuś przeszkadzać. Jeśli kogoś to, co tu piszę, razi cynizmem i bezceremonialnością - to proszę, niech sam sobie zada pytanie: kiedy właściwie dowiedział się, że Władysław Bartoszewski jest tak wielki i czcigodny, jak jest? Czy wtedy, kiedy był on współpracownikiem i członkiem komitetu honorowego Lecha Kaczyńskiego? Czy wtedy, gdy był ministrem u Krzaklewskiego? Podejrzewam jednak, że później. Dopiero wtedy, gdy przeszedł na ciemną (czy, inaczej patrząc, "jedynie słuszną") stronę mocy, gdy jednoznacznie opowiedział się po stronie PO i obsypał jej przeciwników inwektywami, z nieszczęsnym "bydłem" na czele. Trochę podobnie jak z Henryką Krzywonos, o której przez lata prawie nikt nie słyszał, i dopiero kiedy rozpruła się na Kaczyńskiego na zjeździe "Solidarności", stała się nagle jedną z najważniejszych postaci Sierpnia’80, rugując z filmowej wizji Wajdy śp. Annę Walentynowicz (trochę, bo zasługi Bartoszewskiego są autentyczne, a Krzywonos, sądząc po świadectwach uczestników i organizatorów strajku w trójmiejskiej zajezdni, zostały mocno propagandowo podliftowane). Za to zupełnie inaczej niż ze śp. Zbigniewem Romaszewskim, który do końca pozostał po stronie niewłaściwej, wskutek czego jego prawy żywot nigdy w III RP godziwego docenienia się nie doczekał. Dopóki Bartoszewski starał się być autorytetem ponadpartyjnym, nikt jego ogromnych zasług nie kwestionował, ale też nikt ich nie promował ani nie podkreślał. Dopiero gdy zaangażował się wyraźnie, zabrała się do tej promocji ogromna maszyna propagandowa, dopiero wtedy zaczęły się wywiady, okładki kolorowych pism, nagrody rozmaitych Gali i Viv, zachwyty... Zasłużone, nie przeczę - ale jednak samo w sobie świadczy to, że przyzwoitość na tym łez padole wartości nabiera dopiero wtedy, gdy zostanie umiejętnie zmonetyzowana. Władysław Bartoszewski miał swoje słabości - był przecież żywym człowiekiem, a nie spiżowym posągiem. Niektóre z tych słabości były sympatyczne, jak na przykład jego anegdotyczne gadulstwo. Niektóre mniej - na przykład to, że był człowiekiem nie tylko lubiącym uznanie, bardzo drażliwym na swoim punkcie, ale i pamiętliwym. Przykładem choćby sposób, w jaki zakończył wieloletnią współpracę z "Tygodnikiem Powszechnym" - nie tylko odszedł z hukiem z rady tygodnika, ale i namówił do tego innych czcigodnych gerontów, gdy pismo to udostępniło łamy Elżbiecie Isakiewicz. Porównał ją do obrzygującego ludzi pijaka w autobusie, a swoją dymisję do zrozumiałego odsunięcia się w takiej sytuacji. A to "obrzyganie" miało miejsce trzynaście lat wcześniej, zanim jeszcze Isakiewicz przeszła na jedynie słuszną stronę, i ograniczyło się do jednego felietonu, a właściwie jednego zdania "w twoim wieku, dziadku, to ziółka sobie parzyć, a nie za politykę się brać". Chyba najbardziej nawet ortodoksyjni wyznawcy kultu Profesora muszą przyznać, że chować latami urazę o coś podobnego i tak ją mścić - to rzadkość. Nie mogę się tu oprzeć, by nie zrobić dygresji osobistej, z której wszelako wynika coś ważnego dla zrozumienia politycznej historii III RP. Pamiętam dobrze rozmowę, którą odbyłem z Władysławem Bartoszewskim telefonicznie dziewięć lat temu, próbując go zaprosić do programu telewizyjnego, który wtedy prowadziłem. Nie zgodził się, ale rozpoznał we mnie autora świeżo wtedy wydanej i, mimo medialnego wyciszenia, budzącej emocje książki o... o pewnym redaktorze, wtedy będącym u szczytu sławy i wpływów, a dziś powoli zapominanym. Profesor, wykładając mi bezinteresownie przez prawie trzy kwadranse o temacie audycji, w której nie mógł wziąć udziału (a zapraszałem go do rozmowy o autorytetach) wielokrotnie o owym redaktorze wspominał, z wyraźnym przekąsem, używając go jako przykładu, że z takich ludzi robi się medialne wyrocznie, świeckich świętych, arbitrów elegancji i moralności, a kimże ten człowiek jest, co niby takiego robił, czy był w Auschwitz, czy był w stalinowskim więzieniu, czy naprawdę stanął w życiu przed prawdziwym ryzykiem, prawdziwą grozą, taką, z której rodzice, gdyby co, już nie wyciągną? Trudno było nie usłyszeć w tym, mimo deklaracji w rodzaju "ja sobie jestem dziś wesołym staruszkiem i jestem ponad, mnie to już tylko śmieszy i zniesmacza", goryczy niedocenienia. Bartoszewski znał swoją cenę i uważał, że świat powinien też ją znać i zapłacić, a jak już pisałem - dopóki kojarzono go z obozem Kaczyńskich, był w debacie publicznej wyciszany. Mniejsza o owego redaktora, nad upadkiem którego naprawdę nie chce mi się już pastwić - ale wspomniane poczucie niedocenienia wydaje mi się dla ostatnich, kontrowersyjnych wyborów Bartoszewskiego ważne. Myślałem wtedy i myślę do dziś - jakiż skarb mieli Kaczyńscy w jego osobie! Wystarczyłaby tylko odrobina celebry, odrobina docenienia i okazania szacunku, powierzenie mu spraw polsko-niemieckich i polsko-żydowskich, na czym się przecież znakomicie znał i na czym mu zależało. Ale nie - nie tylko, idioci, nie umieli takiego człowieka politycznie wykorzystać, ale jeszcze głupio go do siebie zrazili. Bartoszewski bardzo przeżył wypowiedź Antoniego Macierewicza, że wszyscy ministrowie spraw zagranicznych przed Anną Fotygą służyli interesom obcych mocarstw, a nie Polski - a nie była to jedyna zniewaga, jakiej z tej strony doznał. Tu jest przyczyna, dla której tak mocno, jak nigdy wcześniej, zaangażował się w partyjną nawalankę, i zyskaną medialną oprawę dla swego autorytetu wykorzystał do dość niskich połajanek czy wręcz bluzgów. Akcja powoduje reakcję. Nikt nie lubi, gdy się go nazywa bydłem, więc Bartoszewski po stronie, którą atakował, zaczął budzić silną niechęć. Wypominano mu małostkowo, że tytuł profesorski w Polsce mu nie przysługuje (co było, przy jego dorobku naukowym, wstydem raczej dla Polski niż dla niego), buczano nań podczas patriotycznych uroczystości, na które z natury chadza tylko elektorat PiS-u, nie PO, a nawet spekulowano, że w jego uwolnieniu z Auschwitz musiała być jakaś mroczna tajemnica. Kto sieje wiatr, zbiera burzę - ale były to raczej głosy marginalne i robienie z powszechnie, omalże urzędowo, wielbionego Profesora jakiegoś męczennika zaszczuwanego za życia przez prawicę jest żałosne. No, ale właśnie te nieżyczliwe mu głosy i zachowania były prawdziwym zyskiem dla środowiska, które zrażonego do prawicy Bartoszewskiego pozyskało i używało. I które nadal go używa. Już pierwsze nekrologi, pisane w parę godzin po nagłej śmierci Profesora, eksponowały wątek "prawicowych kundelków", które czcigodnego zmarłego "szarpały za nogawki". W internecie, potem w gazetach, sypnęły się oskarżenia pod adresem opozycyjnych mediów, że nie dość szybko, nie dość skwapliwie ogłosiły żałobę, że ta żałoba nie była wystarczająca, że, co za dranie, Jemu - ! - pożałowali paska czy czarnej pętelki... Przy czym tym samym osobnikom jakoś nie przeszkadzało uchybiające żałobie celebrowanie maratonu czy rozchachane słoitfocie prominentów PO na pogrzebie. A nie mówię tu o jakichś internetowych anonimach, tą mentalnością - kojarzącą mi się ze stalinowskimi propagandystami, atakującymi "Tygodnik Powszechny" za niewystarczający nekrolog po śmierci Geniusza Wszech Czasów - popisywali się ludzie z nazwiskami, pełniący ważne funkcje. Donald Tusk nie zawahał się w mowie pogrzebowej podkreślić, że byli tacy, co się ośmielali na Bartoszewskiego buczeć "i na mnie też". Trudno nie zauważyć, że generalnie dla wiodącego medialnego towarzystwa ważne nie było, żeby podkreślić wielkość zmarłego, ale by przysrać pisowcom, że aż takiej wielkości nie szanowali. Skoro za życia był czcigodny starzec, z jego własnym przyzwoleniem, pałą do okładania Kaczora, czemużby go tak nie używać nadal? Tylko dlatego że umarł? Bez żartów, z tą przyzwoitością to przecież tylko taki medialny greps. Cóż, pisałem już kiedyś, że przysłowie "jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz" dotyczy także układania się na sen wieczny. Śpij, żołnierzu, w ciemnym grobie, niech się Polska przyśni tobie, jak śpiewali nasi bezpotomnie wymarli przodkowie, bo taka Polska, w której warto być przyzwoitym, to się dziś naprawdę tylko przyśnić może. Rafał Ziemkiewicz
Kto strzeże godności narodu?
*Od rzemyczka do koniczka... *Komorowski – instruktor Comey’a
*Nie „pedagogika wstydu”, ale wojna * Sądy i media nie wyręczą rządu
Najpierw Aleksander Kwaśniewski, jako prezydent Polski, przeprosił w Jedwabnem za tę zbrodnię.To, co wiadomo na dzisiaj, to że w Jedwabnem na rozkaz Niemców jacyś Polacy pomagali sprowadzać Żydów do stodoły, którą następnie podpalono. Ilu Żydów tam zginęło? – nic bliższego nie wiadomo, gdyż minister sprawiedliwości za prezydentury Kwaśniewskiego, Lech Kaczyński, nakazał wstrzymać prace ekshumacyjne na prośbę dwóch rabinów... „Prośba dwóch rabinów” okazała się dla Lecha Kaczyńskiego ważniejsza niż prawda i prawo polskie. Niewiele czasu upłynęło, gdy Aleksander Kwaśniewski jako prezydent Polski przeprosił Żydów za udział tych Polaków w s p r o w a d z a n i u Żydów do stodoły w Jedwabnem. Słowa Kwaśniewskiego odebrane zostały jednak w świecie jako przeprosiny za b e z p o ś r e d n i u d z i a ł Polaków w tej zbrodni. Prezydenci państw – jako przedstawiciele swych narodów - nie przepraszają w ich imieniu za tego rodzaju wojenne incydenty, gdyż to nie narody, które reprezentują, uczestniczyły w tych incydentach. Słowa Kwaśniewskiego zrozumiane zatem zostały jako przeprosiny za w s p ó ł s p r a w s t w o n a r o d u p o l s k i e g o w zbrodni. Tylko skończony idiota nie zdawałby sobie sprawy z następstw takich słów. A przecież Kwaśniewski idiotą nie jest. Swoimi słowami - a kosztem dobrej opinii narodu polskiego - podlizał się politycznym żydowskim szowinistom i grandziarzom finansowym licząc zapewne na wsparcie w dalszej karierze. To wyjątkowo obrzydliwe zachowanie politycznego karierowicza, bardziej chyba utożsamiającego się z narodem żydowskim, niż z narodem polskim? Jeszcze gorzej zachował się w kilka lat później obecny prezydent – Bronisław Komorowski.
Ten z kolei w publicznym liście skierowanym do uczestników spotkania w Jedwabnem stwierdził, że naród polski „musi przyzwyczaić się do myśli, że jest także sprawcą” - sprawcą zbrodni ludobójstwa! Mimo to Komorowski ma czelność ubiegać się o prezydenturę... Zwraca uwagę fakt, że tatuś Kwaśniewskiego nazywał się Stolzman, a żoną Komorowskiego jest „resortowa córeczka” bezpieczniaków żydowskiego pochodzenia. Czyżby miało to znacznie w ich postrzeganiu faktów? Dodajmy, że każdy, kto obejmuje urząd prezydenta składa przysięgę: „Obejmując (...) urząd Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej uroczyście przysięgam (...) że będę strzegł niezłomnie godności Narodu (...)” (art.130 Konstytucji). Ładne mi strzeżenie godności narodu! Zasługuje nawet III spodstolna RP na godniejszego prezydenta. Chyba że... „Bronkowi się należała prezydentura” – jak stwierdziła kiedyś jego żona. Niektórzy Żydzi pokazowo oburzyli się na wypowiedź szefa FBI Comey’a, ale nie oburzali się, wręcz przeciwnie, piali z zachwytu mad wypowiedziami Kwaśniewskiego i Komorowskiego. Co im szkodzi oburzyć się teraz obłudnie na wypowiedź Comey’a? Aj, im nic nie szkodzi oburzyć się na wypowiedź Comey’a, bo ich obłudne oburzenie nie pociąga za sobą rezygnacji z 60 miliardów dolarów, na jakie przedsiębiorstwo holocaust ograbić chce Polaków. Kto nie umie strzec własnego honoru (albo go nie ma) – nie powinien strzec cudzego, a już „narodowego” – zwłaszcza. W tygodniku „W Sieci” Grzegorz Górny zamieścił tekst „Polacy na ławie oskarżonych”. Temat płytko wzięty, rzec można – bardzo powierzchownie. Ani słowa o donosach na własny naród Kwaśniewskiego i Komorowskiego, ani słowa o żydowskiej wojnie psychologicznej wypowiedzianej Polsce ustami przewodniczącego Światowego Kongresu Żydów, Singera („będziemy was oskarżać dopóki nie zaspokoicie naszych apetytów finansowych”), ani słowa o działalności żydowskiego lobby politycznego w Polsce. A przecież ta „pedagogika wstydu” – o której tak jakoś eufemistycznie pisze red. Górny – nie bierze się z powietrza? Ma swój głębszy i szerszy kontekst. Sesje wyjazdowe rządu PO/PSL w Izraelu... Zgoda rządu PO/PSL na afiliowanie izraelskiej agencji rządowej HEART przy Unii Europejskiej... Dziwna rola Władysława Bartoszewskiego w tej sprawie: zapewniał opinię publiczną w Polsce, że ta unijna filia żydowskiej agencji HEART nie będzie w ogóle zajmować się Polską, gdy nazajutrz agencja ta oświadczyła, że wręcz przeciwnie, jak najbardziej zajmować się będzie Polską (czyli wyłudzać majątek)... A owe emerytury dla tych, co przeżyli holocaust, które wypłaca...rząd Polski? Tego finansowego aspektu i kontekstu „polityki wstydu” p.Górny nie dostrzega? Odnoszę wrażenie, że tekst p.Górnego to taka obrona przed agresją, ale bez nazwania jej po imieniu i skoncentrowana na najmniej zagrożonych odcinkach ataku. W ten sposób niczego nie da się obronić, bo byka trzeba brać za rogi. Przede wszystkim określenie „pedagogika wstydu” nie jest adekwatne do obserwowanej rzeczywistości. Zawstydzać to można dzieci – A, Fe! Zyg-zyg, ciuś, ciuś! Tu nie mamy do czynienia z pedagogiką wstydu, ale z działaniem politycznym, z wojną psychologiczną i próbą represyjnej tresury dorosłych ludzi, tu nie chodzi o wstyd, ale o ciężkie pieniądze. Dlatego prześlizgiwanie się po temacie, nawet w słusznych intencjach – jak w tekście red.Górnego – nie jest adekwatną reakcją na wypowiedzianą Polsce wojnę. Nie z „nieuctwa” biorą się te wypowiedzi szkalujące Polaków, a droga sądowa jest bardzo słabą obroną. Potrzebna jest obrona twardymi środkami politycznymi. Gdy na przykład wspomniana izraelska rządowa agencja HEART potwierdziła swe roszczenia wobec Polski – reakcja polska powinna nastąpić przed wszystkim ze strony polskiego rządu. W tej robocie dziennikarze i sądy reakcji rządu polskiego nie zastąpią... Tymczasem rząd PO/PSL to kolejny już rząd po roku 1989, który nie tylko nie reaguje na wrogą Polsce politykę żydowską, ale do takiej polityki czynniki żydowskie zachęca swą biernością, zaniechaniem i serwilizmem... Przy okazji: z hitlerowcami w holokauście kolaborowali także Żydzi (np. policja żydowska w getcie warszawskim). Z różnych powodów: ze strachu, z chciwości... Każdy naród ma swe męty i lumpy. Jakoś żadnemu politykowi izraelskiemu nie przychodzi do głowy, by przepraszać za takie incydenty w imieniu narodu żydowskiego tenże naród żydowski... Marian Miszalski
Subotnik Ziemkiewicza W mediach III RP pojawił się nowy, specyficzny podgatunek dziennikarski: wywiad ze starym zrzędzącym pierdołą. Proszę wybaczyć dosadność określenia, ale staram się znaleźć nazwę stosowną do omawianej konwencji. A trzeba to w końcu zrobić, bo WzSZP niepostrzeżenie straciły charakter przykrych incydentów, a stały się w mediach prorządowych elementem jazdy obowiązkowej. Właściwie, bez WzSZP nie ma tygodnia ani weekendu. Przy czym pierdoły szczególnie zrzędzące eksploatowane są wielokrotnie, po kolei przez różne media. Konwencja jest z pozoru prosta: indagowany przez medium wylewa z siebie jad i frustrację, miotając obelgi na wszystkich i wszystko, co nie jest przed krytyką chronione niepisanym zapisem politycznej słuszności i poprawności. Bohaterów WzSZP rekrutuje się z zasady z grona tzw. autorytetów, ale tych, których tytuły do bycia autorytetem są tak zamierzchłe, że nikt o nie nie pyta – najstarsi górale już nie pamiętają. Im autorytet bardziej spierniczały, tym lepiej, bo starość sprzyja rozczarowaniu, frustracji, złości i wszelkiego rodzaju małostkowości. A to właśnie jest istotą WzSZP. Prowadzący podsuwa osoby i tematy, a bohater rozmowy o każdym i o wszystkim ma do powiedzenia coś złego. Można rzecz, oczywiście, że to łatwe. Zawsze przecież znajdzie się powód, by komuś przysrać – a to że grubas, a to, jak nie gruby, że głodomór. Jak ktoś pisze książki poczytne, można go z pogardą nazwać tandeciarzem, jak trudne w odbiorze – nudziarzem. Jak kobieta o siebie dba, wyszydzić, że się pindrzy i usiłuje zapudrować starość, jak znowu nie pudruje – kpić, że się zapuściła; a jak nic pudrować nie musi, bo i młoda, i z natury ładna, to że głupia lalunia, barbie, niech to-to lepiej ust nie otwiera, w każdym razie nie po to, żeby mówić. Istotą sztuki zrzędzenia jest to, by szyderstwo wyrazić w sposób jak najbardziej pogardliwy, by ukąsić z maksymalnym jadem, poniżyć do imentu. I tu właśnie, jeśli nie ma się sprzyjających zaburzeń osobowościowych w typie Stefana Niesiołowskiego, bardzo pomocna jest starość i związany z nią zanik empatii, poczucia wstydu oraz frustracje. Przypomniałem sobie, czytając któryś już z kolei WzSZP, naszego wykładowcę od teorii literatury, zwanego „Szalonym Edim”, jak męczył mnie i rówieśników Bachtinem oraz teoria karnawalizacji – i uświadomiłem sobie, że pod z pozoru prostymi bluzgami kryje się wcale, wcale wysmakowany koncept kulturowy. Jeśli, jak nam za Bachtinem wciskał Szalony Edi, solą kultury jest karnawałowe podważenie społecznych ról i zamienianie miejscami powagi z wygłupem, wzniosłości z rynsztokiem etc., to WzSZP ma bardzo głęboki kulturowy sens. Oto bierzemy kogoś, kto na mocy istniejącej umowy społecznej otoczony jest świeckim sacrum szacunku – tak zwanego intelektualistę, profesora, albo artystę – i pokazujemy, jak zachowuje się on w sposób, który poprzednie pokolenia skojarzyły z nie istniejącymi już budkami z piwem. Z jednej strony tytuły do chwały – z drugiej kod rezerwowany tradycyjnie dla społecznych nizin i marginesu społecznego. Wielki – to znaczy, kreowany na takowego – filozof, reżyser, pisarz czy aktor, a posuwa jak chamuś pod monopolowym albo jak prymitywna przekupa. To oczywiście dowartościowuje to, co niskie, może nie tyle je wznosząc, co przez zbratanie w pogardzie i agresji znosząc poczucie niższości. A z drugiej strony poniża wzniosłość jako taką, co jest właśnie potrzebą i wyrazem ducha epoki. Swoista abdykacja z szacunku, wyrzeczenie się przez to, co wysokie wyższości, nie jest bowiem zjawiskiem bezprecedensowym. O, bynajmniej nie jest. Myślę, że jeśli za naukowe rozkminienie WzSZP weźmie się fachowiec, pokaże szereg przykładów dowodzących, że jest to zjawisko typowe dla schyłku, bankructwa i dekadencji określonych systemów wartości. Oczywiście nietrudno wskazać, jaki system wartości dokonuje w WzSZP samodekonstrukcji. Jest to, mówiąc nieprecyzyjnie, etos lewicującej inteligencji, przechwycony w III RP przez to, co zwykłem nazywać michnikowszczyzną. Jest sobota, słoneczko świeci, nie chce mi się brnąć w głębokie rozważania, ale da się tu pokazać konkretne trendy i cezury. Z upadkiem Unii Wolności skończyło się marzenie o „polityce inteligenckiej”; teraz w zgliszczach pozostawionych przez krucjatę salonów przeciwko Kaczyńskiemu dogorywa inteligencka kultura. Nie jest to zgon piękny, raczej to, co potoczna polszczyzna nazywa śmiercią us… no, powiedzmy, ufajdaną. Co robić, wszystko ma swój koniec. W tym wypadku zresztą bardzo rozłożony w czasie – gdy wytężam pamięć w poszukiwaniu początków procesu rozkładu w III RP inteligenckiej normy, to przypomina mi się pewien profesor z Paryża, syn bardzo wybitnego działacza katolickiego, już na początku lat 90-tych wzywający w „Polityce” by dać Giertychowi „po mordzie”. WzSZP ma swoje żelazne wątki: Kaczyński, „szaleńcy” obchodzący smoleńskie rocznice, Rydzyk – tu już trudno o cokolwiek oryginalnego, na szczęście gatunkowe kryteria nie wymagają finezji, tylko dosadności. Ma z drugiej strony oczywiste tabu, których z powodu ciszy wyborczej wymienić dzisiaj nie mogę, zresztą wszyscy wiedzą, jakie. Ma wreszcie swoje niedoścignione gwiazdy. Daniel Olbrychski, polski Depardieu (nie mnie orzekać, czy jest porównywalnym aktorem, ale łeb równie tęgi i moralny kręgosłup równie prosty bez wątpienia), Marian Opania z klasycznym już wywiadem dla NaTemat poniżającym Antoniego Krauzego, niedawno zremasterowanym w „Gazecie Wyborczej”, Kazimierz Kutz… Mocno wszedł do czołówki także Marcin Król, zaczynając ostatni przedwyborczy tydzień mocno gatunkowym wywiadem dla „Newsweeka”, a kończąc jeszcze bardziej hardkorowym interwiu w „Polsce The Times”. Ten ostatni WzSZP, sam w sobie będący majstersztykiem (Król w zwięzłych wydzielinach obkakał wszystkich po kolei kandydatów, poza, oczywiście, jednym) sprowokował, mówiąc nawiasem, do gwałtownej reakcji Bartosza Węglarczyka, który ogłosił w mediach społęcznościowych „profesorze Marcinie Królu, jest pan chamem, prostakiem i seksistą”. Może ktoś pomyśleć, że to znaczy, iż konwencja WzSZP nie jest tak do reszty na salonach akceptowana i nawet ludzie zanurzeni towarzysko w pierniczejącej postinteligenckiej elicie nie do końca godzą się na samobójstwo smaku i przyzwoitości – ergo, że nie jest to proces nieuchronny. Ja tak nie sądzę. Redaktor Węglarczyk uniósł się po prostu, urażony chamskim potraktowaniem nie jakiejś anonimowej „pisówki”, tylko swojej konkretnej koleżanki, którą zna i w związku z tym poczuwa się do empatii. Nie zmienia to ogólnej sytuacji bankructwa i wypalenia etosu, który poza jakąś liczbą kolejnych Wywiadów Ze Starymi Zrzędzącymi Pierdołami niczego już wydać nie jest w stanie. Sik tranzyt gloria mundrych, czy jakoś tak. Rafał A. Ziemkiewicz
11 maja 2015 Ze zdwojoną siła rusza front obrony „wujka Bronka”
1. Po wczorajszym na razie sondażowym zwycięstwie Andrzeja Dudy (34,5%) nad Bronisławem Komorowskim (33,1%) w I turze wyborów prezydenckich, natychmiast ruszył ze zdwojoną siła front obrony „wujka Bronka”.W dzisiejszym wydaniu „Gazety Wyborczej” na pierwszej stronie krzyczy wielki tytuł „Duda bije prezydenta”, a także ma swój komentarz Adam Michnik pod tytułem „Szkoda Polski”, w którym aż roi się od inwektyw nie tylko pod adresem kandydata Prawa i Sprawiedliwości Andrzeja Dudy ale także o dziwo pod adresem Pawła Kukiza.Z kolei redaktor Tomasz Lis i jego „Newsweek” zamieszczają na tytułowej stronie zdjęcie prezesa Jarosława Kaczyńskiego ściągającego ze swojej twarzy gumową maskę Andrzeja Dudy i hasło „Fałszerstwo wyborcze” z wyjaśnieniem „Komorowski albo Kaczyński to realny wybór w II turze wyborów”.Do tego we wszystkich telewizjach 24-godzinnych, które wczoraj organizowały „Wieczory wyborcze” aż roiło się od komentatorów, którzy zaklinali rzeczywistość i prognozowali zwycięstwo urzędującego prezydenta w II turze.
2. Zresztą prezydent Komorowski także nie „zasypał gruszek w popiele” już w przemówieniu po ogłoszeniu wyników II tury podziękował najpierw Pawłowi Kukizowi jego wyniku, a dopiero później zauważył zwycięzcę.Natychmiast zażądał od Andrzeja Dudy uczestnictwa w debacie II turze, jakby nie pamiętał, że nie reagował na zaproszenia do debaty przed I turą przez ponad 2 miesiące, a wtedy kiedy zorganizowała ją telewizja publiczna, ostentacyjnie w niej nie uczestniczył.W tym samym czasie udał się do jednej z telewizji komercyjnych, gdzie trzej zaprzyjaźnieni dziennikarze, odbyli z nim przyjacielską rozmowę, ocenioną przez odpowiednio dobranych ekspertów jako najlepszą kampanii wyborczej.
3. W tej sytuacji kandydata Prawa i Sprawiedliwości Andrzeja Dudę i całe jego zaplecze polityczne czeka 2 tygodnie naprawdę ciężkiej pracy i trzeba ją kontynuować już od poniedziałku.Właśnie dzisiaj już o 7 rano Andrzej na tzw. „patelni” przed stacją metra Centrum w Warszawie, odbędzie się wydarzenie „Idziemy do pracy”, podczas którego Andrzej Duda będzie rozmawiał z tymi wszystkim, którzy udają się rano do pracy o ich najważniejszych problemach. Mimo dotychczasowej kilkumiesięcznej kampanii nasz kandydat jest ciągle świeży i chce odbywać spotkania z wyborcami i rozmawiać z nimi o przyszłości Polski nawet na tematy, które podsuwają ci kandydaci, którzy do II tury nie weszli (na przykład o obligatoryjnym referendum, które zostanie poparte przynajmniej 1 milionem podpisów).
4. Oczywiście spodziewamy się kontynuowania negatywnej ostrej kampanii ze strony prezydenta Komorowskiego i jego sztabu wyborczego.Mimo tego, że jak się wydaje 2 spoty atakujące Andrzeja Dudę (jeden dotyczący in vitro, drugi pokazujący przemianę łagodnego Andrzeja Dudy w krzyczącego Jarosława Kaczyńskiego), które wyświetlane były po kilkanaście razy dziennie we wszystkich telewizjach, nie przyniosły sukcesu urzędującemu prezydentowi, to jak się wydaje ten atak będzie kontynuowany.Będą więc zapewne nowe wpisujące się w negatywną kampanię spoty, zaprzyjaźnieni eksperci, którzy będą udowadniać, że jednak większość wyborców Pawła Kukiza, zagłosuje w II turze na Komorowskiego, a nie na Dudę (mimo, że to absurd), będą wreszcie celebryci, którzy zagrożą wyjazdami z Polski jeżeli ostatecznie wygra kandydat Prawa i Sprawiedliwości.Jeden z nich Roman Giertych już wczoraj zaczął straszyć na jednym z portali społecznościowych, że wybór Dudy to powrót Kamińskiego i wejścia CBA o szóstej rano do mieszkań oczywiście niewinnych ludzi, choć to straszenie już nie działa jak doskonale widać po rozstrzygnięciu w I turze tych wyborów.To wszystko jednak „wujkowi Bronkowi” już nie pomoże. 24 maja zwycięstwo Andrzeja Dudy nad Bronisławem Komorowskim będzie zdecydowanie bardziej wyraźne. Kuźmiuk
Partyjnie i państwowo „Dziś moja moc się przesili, dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny” - będą mogli w niedzielę wieczorem powtórzyć za poetą kandydaci na prezydenta. Wiele wskazuje na to, iż pierwsze podejście nie wyłoni zwycięzcy, w związku z czym nasz nieszczęśliwy kraj będzie skazany na dodatkowe dwa tygodnie rozterki i coraz wścieklejszej agitacji. Dotychczas kulminacyjnym momentem kampanii była telewizyjna debata kandydatów na prezydentów, w której wzięli udział wszyscy z wyjątkiem jednego – urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Najwyraźniej wzgardził pozostałymi kandydatami, co pokazuje nie tylko, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, ale również – że chleb bodzie – co zauważył już dawno pan Zagłoba. Najwyraźniej pan prezydent musiał przez okres kadencji dopuścić sobie do głowy, że jest kimś w rodzaju legata urodzonego, co to nie będzie się pospolitował z jakimiś politycznymi ambicjonerami. Ciekawe, że demonstruje przy tym przywiązanie do demokracji, której kamieniem węgielnym pozostaje zasada, że KAŻDY może zostać prezydentem. Nawiasem mówiąc, ta zasada była dotychczas w naszym nieszczęśliwym kraju nawet przestrzegana, czego żywym dowodem była prezydentura Lecha Wałęsy, czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Warto przy tej okazji zaznaczyć, że obydwie te prezydentury, podobnie jak prezydentura generała Wojciecha Jaruzelskiego, mieściły się w tradycji zapoczątkowanej jeszcze przez Bolesława Bieruta – że mianowicie każdy prezydent naszego nieszczęśliwego kraju musi być czyimś agentem. Z tej tradycji wyłamał się Lech Kaczyński – bo już wobec pana prezydenta Komorowskiego wysuwane były podejrzenia, że jest faworytem Wojskowych Służb Informacyjnych, których, jak wiadomo - „nie ma”. Ten fawor może nawet częściowo wyjaśniać niechęć pana prezydenta do debatowania z innymi demokratycznymi kandydatami, chociaż niekoniecznie musi gwarantować sukces. Starsi ludzie pewnie pamiętają slogan wyborczy Tadeusza Mazowieckiego. Oprócz „siły spokoju”, będącej jak wiadomo, nędznym plagiatem, poplecznicy Tadeusza Mazowieckiego twierdzili, że „on i tak wygra”. Jak wiadomo, przegrał ze Stanisławem Tymińskim i z tej zgryzoty zrezygnował nawet ze stanowiska pierwszego niekomunistycznego premiera. Tedy debatujący debatowali, a przysłuchiwało się temu podobnież 2,5 miliona widzów, więc jest prawie pewne, że każdy poczuł się usatysfakcjonowany, usłyszawszy to, co pragnął usłyszeć od swojego faworyta, przy okazji utwierdzając się w przekonaniu o trafności swego wyboru. „Gazecie Wyborczej” najbardziej podobał się Janusz Palikot, ale nawet i ona uznała, że to już ultimos podrigos biłgorajskiego filozofa. Sensację wzbudziło oskarżenie Janusza Korwin-Mikke przez Pawła Kukiza o złamanie paktu o nieagresji, ale to był tylko taki meteor, bo wiadomo, że najistotniejsze jest pytanie, czy będzie druga tura, czy nie. Na to pytanie odpowiedź zna tylko Pan Bóg – no i ewentualnie ci, którzy rezultat wyborów już znają – chociaż przy mobilizacji uczestników Ruchu Kontroli Wyborów mogą mieć zadanie nieco utrudnione. Nawiasem mówiąc, ciekawe jaką część uczestników tego Ruchu stanowią konfidenci, delegowani tam przez tajne służby – bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że również ten Ruch – podobnie zresztą, jak wszystkie inne ruchy w naszym nieszczęśliwym kraju – jest przez bezpieczniackie watahy infiltrowany. To może być zresztą punkt zaczepienia dla podważania rzetelności wyborów – i w zależności od tego, kto wygra, a kto przegra, będzie się na to powoływała albo jedna, albo druga strona. Osobiście ogromnie żałuję, że nie mam żadnej wiedzy apriorycznej, dzięki której już teraz, gdy piszę te słowa, znałbym rezultat wyborów, a konkretnie – czy będzie druga tura, czy nie. Zakładam jednak, na podstawie ostatnich notowań, że druga tura jednak będzie. Jaki będzie jej rezultat? Zależy to oczywiście od wielu zagadkowych przyczyn, wśród których jest również i ta, czy kandydatom odtrąconym w pierwszej turze zostanie przedstawiona jakaś polityczna oferta i przez kogo. Wprawdzie bowiem wiadomo, że Platforma Obywatelska, wraz z popieranym przez nią kandydatem tworzy obóz zdrady i zaprzaństwa, podczas gdy Prawo i Sprawiedliwość wraz z popieranym przez nie kandydatem tworzy obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, w związku z czym każdy ma moralny obowiązek poświęcać się dla partyjnych interesów PiS – ale z drugiej strony wiadomo, że w polityce nie ma sentymentów, tylko interesy – w tym przypadku partyjne. A w partyjnym interesie każdej partii – również, a może przede wszystkim tych, dla których wybory prezydenckie były okazją do autopromocji – jest uzyskać przynajmniej jakiś przyczółek w Sejmie i Senacie. To zaś w znacznym stopniu zależy właśnie od politycznej oferty. Jeśli taka polityczna oferta zostanie złożona, to druga tura może przynieść niespodziankę podobną do tej, jaką Tadeuszowi Mazowieckiemu sprawił w roku 1990 Stanisław Tymiński. No a jeśli nie – to nie. Warto jednak pamiętać, że obok interesów partyjnych istnieją też interesy państwowe, które w odróżnieniu od interesów partyjnych, mają charakter bardziej obiektywny, to znaczy istnieją w identycznej postaci niezależnie od tego, kto akurat piastuje zewnętrzne znamiona władzy w nieszczęśliwym kraju. Bo przecież zakładamy, że nasz nieszczęśliwy kraj będzie nadal istniał, bez względu na to, kto wygra w drugiej turze, a nawet – kto utworzy rząd po jesiennych wyborach parlamentarnych. „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy” - no a przecież nie zamierzamy rzucić się do morza, nieprawdaż? Toteż niezależnie od wściekłej agitacji, z której czarno na białym będzie wynikało, że jeśli ten wygra, a tamten przegra, to będzie koniec świata, dobrze pamiętać o niezmiennych interesach państwowych – na przykład – by nie dopuścić do rabunku Polski pod pretekstem zadośćuczynienia żydowskim roszczeniom majątkowym. Powtórzę w związku z tym to, o czym mówiłem na każdym spotkaniu w Kanadzie i podczas pierwszych spotkań w Stanach Zjednoczonych – że Polacy mieszkający za granicą, zwłaszcza w USA, ale i w Kanadzie, która przecież też jest członkiem NATO, powinni zdobyć się na przemawianie jednym głosem przynajmniej w niektórych sprawach – żywotnych z punktu widzenia państwa polskiego – by Polska mogła odnosić korzyści choćby z faktu przynależności do NATO, których obecnie nie odnosi również dlatego, że politycy tamtejsi zostali przyzwyczajeni do uzyskiwania polskich głosów za darmo. Żydowskich głosów za darmo nie dostają, toteż żydowskie interesy respektują – niestety nieraz kosztem żywotnych interesów polskich. I to powinno się zmienić. Stanisław Michalkiewicz
Kukiz stał się symbolem buntu Rzucił na kolana Komorowskiego Polska zdycha, depopulacja , wyniszczanie biologiczne narodu przybrało takie rozmiary ,że już w tej chwili nasz kraj jest w na liście 30 z największym odsetkiem ludzi starych . A gdyby dodać efekt emigracji , to kto wie , może jesteśmy na pierwszym miejscu . Lewactwo i stojący w cieniu demiurgowie polskiej polityki usadowili na stołkach prezydenta, premiera miernoty, marionetki , bo łatwiej nimi manipulować łatwiej zza ich pleców niszczyć Polskę . Fałszowali sondaże , fałszowali , aż sami w nie uwierzyli . Media, niemieckie gadzinówki i reżimowe szczekaczki dzień i noc produkowały kłamstwa . Aż w końcu sami w te kłamstwa uwierzyli. Upadek systemu , niewydolność gospodarcza socjalizmu , która skutkuje postępująca nędzą i brakiem dzieci jest prawdziwym architektem wyniku tych wyborów. System socjalistyczny się załamał w Polsce i w całej Europie. Żadne kłamstwa ,żaden lewacki Goebbels już nie jest w stanie tego ukryć. Żaden kolaboracyjny rząd nie jest w stanie skutecznie bronić systemu Komorowski z butnego , tłustego władzą sołtysa przeistoczył się w przestraszonego , obitego i skomlącego do Kukiza ciecia , któremu chcą odebrać ulubioną zabawkę , żyrandol , taki ładny przecież . Lewactwo jest w panice . Polacy zmiażdżyli łeb palikociarni i SLD . Lewactwo i kolaboranci kontrolują jedynie trzydzieści parę procent elektoratu . Polska jest kolejnym socjalistycznym barakiem w Europie , pod który wyborcy podłożyli ogień . Kukiz razem z innymi antystemowymi partiami ma 30 procent, a może być więcej , bo co rok kolejne roczniki ubeków umierają , znikają kolejne roczniki tłustych emerytur. A w ich miejsce wchodzą roczniki nędzy emerytalnej , starców samobójców , młodych bez pracy, bez dzieci i jakichkolwiek perspektyw. Mam nadzieję ,ze Kukiz poprze Dudę, a Duda i Kaczyński rozpoczną demontaż systemu i ustroju. Kukiz jest teraz twarzą buntu . Jest dla tych wszystkich uciskanych przez system symbolem . Teraz wszystko zależy od tego jaki program zbuduje. Warto tutaj wspomnieć o istnieniu typu agentury o którym mało się mówi . Chodzi o agenturę ideologiczną . Tacy agenci umieszczani przez służby , loże i inne lewackie półtajne organizacje nie ingerują w obsadzanie stanowisk , walki frakcyjne. Oni tylko pilnują aby w programach, postulatach pojawiały się drobne fragmenty , wirusy, które później będą szkodziły Polsce i doprowadzały do upadku organizacji, które nie były w stanie uchronić się przed skutecznymi działaniami agentury ideologicznej. Dam przykład .Agentura taka jest bardzo silna w PiS. Postulatem Kaczyńskiego są wysokie zasiłki na dzieci . Niby drobiazg, ale jakie ten niby drobiazg będzie miał znaczenie w przyszłości . Po pierwsze nie wprowadzi się wzorem Orbana zasady że to pracą własnych rąk utrzymuje się dzieci, czyli wysokie zwolnienia podatkowe. Duda i Kaczyński będą być może nienawidzeni przez tych , którzy ciężko pracują, a rząd PiS okrada ich i ich dzieci wysokimi podatkami , aby dać te zrabowane pieniądze socjalistycznemu lumpen elektoratowi , tylko dlatego ,że kiedyś agenturze ideologicznej udało się Kaczyńskiego do tego chorego pomysłu przekonać. Ponieważ udało się umieścić tego ideologicznego wirusa w umyśle Kaczyńskiego powielił się on do programu Dudy To nie wszystko . Dzięki temu wzrośnie liczebnie socjalistyczny lumpen elektorat, który będzie głosował na złodziei i kolaborantów, byle tylko im podnieść zasiłki. To jeszcze nie wszystkie złe skutki dal Polaków . Ponieważ najbardziej na zasiłki będą zasługiwały kobiety z dziećmi bez mężów zdemoralizowane, seksoholiczki, kobiety ułomne nie potrafiące dochować wierności wzrośnie skala patologi rodzinnej . To nie wszystko . Jeśli Duda i Kaczyński zechcą wygrać kolejne kadencje będą podnosić wysokość zasiłku , co zaskutkuje masowym przyjazdem Arabów, Czarnych Afrykanów za całej Unii , którzy będą mieli prawo do tak zwanego zasiłku Dudy Kaczyńskiego. Zasiłek Kaczyńskiego Dudy będzie skutkował płaczem polskich dzieci, bo nie jedno z nich urodzi się w patologii bez ojca tylko po to aby ich matka mogła wziąć zasiłek. A wystarczyło nie dopuścić agenturę ideologiczną do umieszczenia tego postulatu a w jego miejsce wzorem Orbana wprowadzić zwolnienie podatkowe na rodzinę i dzieci od dochodu do wysokości 100 tysięcy złotych, abyśmy mieli skutek dokładnie odwrotny . Wzmocnienie rodziny, przywrócenie szacunku do pracy a nie cwaniactwa , zmniejszenie liczby socjalistycznego lumpenelektoratu , rodzenie się setek tysięcy dzieci w rodzinach , a nie w jakiejś patologii . I z tym samym zagrożeniem zetknie się teraz Kukiz . Agentura ideologiczna już ustawia się koło niego . Już starają się umieścić małe , niewidoczne wirusy programowe w zasadniczym programie Kukiza . A poza tym będą go mamić ,aby program był jak najbardziej dla wszystkich bo to mu przysporzy głosów , tak że końcu krok po kroku ten program nie będzie nic wart . A lichwiarstwo i lewactwo jeszcze raz pokaże ,że potrafi bez wysiłku zniszczyć nawet najszlachetniejszy ruch polityczny umieszczając koło ideowca , takiego jak Kukiz swoją agenturę ideologiczną i umieszczając w jego programie wirusy ideologiczne Marek Mojsiewicz
12 maja 2015 Wiarygodny jak Komorowski
1. W sztabie prezydenta Komorowskiego musiało się nieźle palić w nocy z niedzieli na poniedziałek, skoro już o dziewiątej rano wystąpił on na konferencji prasowej w belwederskich ogrodach i jak gdyby nigdy nic stwierdził, że zwróci się za pośrednictwem Senatu o zarządzenie referendum w 3 sprawach: jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania z budżetu partii politycznych i wreszcie spraw podatkowych, a konkretnie rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika. To nagłe olśnienie prezydenta Komorowskiego w tych trzech nośnych społecznie sprawach (wszak JOW-y to główny postulat programowy Pawła Kukiza, który według sondaży osiągnął ponad 20% poparcie wyborców), ostatecznie wali w gruzy jeszcze jedną jego cechę – wiarygodność.
2. Przypomnijmy tylko, że Komorowski i Platforma nawiązują teraz do obywatelskości ale prezydent przez blisko już 5 lat wypełniania swej funkcji, a ta partia już przez blisko 8 lat rządzenia w naszym kraju, obywateli wręcz brutalnie lekceważyli. Wypada w tym kontekście zwrócić uwagę zachowanie ówczesnego premiera Donalda Tuska i prezydenta Komorowskiego w sprawie referendum o odwołanie prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz na jesieni 2013 roku. Ten pierwszy nawoływał do nie uczestniczenia w referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy, Hanny Gronkiewicz Waltz, co było wręcz szokujące w zestawieniu z obywatelskością w nazwie partii, którą wówczas kierował, a także jawnym lekceważeniem demokratycznych procedur opisanych w Konstytucji RP i stosownych ustawach. A przecież wyjątkowo niski poziom uczestnictwa w różnego rodzaju wyborach i referendach w Polsce powodował do tej pory, że w przywódcy największych partii politycznych, a także rządzący w naszym kraju, gorąco namawiali Polaków do uczestnictwa w aktach wyborczych. Nagle szef rządzącej wówczas od 6 lat partii mającej w nazwie przymiotnik „obywatelska”, mówił wprost, że ci którzy chcą ratować Hannę Gronkiewicz Waltz przed odwołaniem, powinni na referendum nie pójść. Nie liczyła się więc nic, ani obywatelskość ani szacunek dla procedur demokratycznych, jeżeli mielibyśmy oddać władzę, to trzeba się posunąć do tego aby namawiać do nie uczestniczenia w wyborach.
3.Do tego chóru namawiania Polaków do zachowań antydemokratycznych, dołączył wtedy także prezydent Bronisław Komorowski. Wprawdzie wprost nie zachęcał mieszkańców Warszawy, do nie uczestniczenia w referendum ale oświadczył parokrotnie publicznie, że on i jego współpracownicy z Kancelarii, na pewno nie wezmą w nim udziału.
Zapowiedział wówczas także przygotowanie projektu ustawy, która ma wprowadzić rozwiązanie, że referendum odwołujące wybranego w bezpośrednich wyborach wójta, burmistrza, prezydenta, będzie ważne tylko wówczas, gdy weźmie w mim udział przynajmniej taka liczba głosujących jak w samym akcie wyborczym (obecnie ten wymóg to 3/5). W ten sposób prezydent Komorowski, tak naprawdę chciał zablokować możliwość odwołania w czasie trwania kadencji bezpośrednio wybranych wójtów, burmistrzów, prezydentów, nawet gdyby ich rządzenie nie podobało się zdecydowanej części mieszkańców gminy (na szczęście na zapowiedziach złożenia takiego projektu się skończyło).4. O zachowaniach „proobywatelskich” prezydenta Komorowskiego świadczy także między innymi zignorowanie ponad 2,5 mln podpisów zebranych przez związki zawodowe pod wnioskiem o referendum w sprawie wydłużenia do 67 lat wieku emerytalnego, ponad 2 milionów podpisów w spawie referendum o ochronie Lasów Państwowych, czy ponad 1 miliona podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie obligatoryjnego pójścia 6-latków do szkoły. Nigdy nie spotkał się inicjatorami tych przedsięwzięć, ba nawet nie zwrócił się do rządu Platformy i PSL-u aby przeprowadziły szerokie konsultacje społeczne, czy też decydowały się na tzw. wysłuchanie publiczne w odniesieniu do projektów ustaw, które rządzący przygotowali w tych sprawach. Równie lekceważące było zachowanie prezydenta Komorowskiego w odniesieniu do protestujących członków OFE, którzy sprzeciwiali się konfiskacie 150 mld zł zgromadzonych w Funduszach i przeniesieniu ich do ZUS. Nie tylko nie spotkał się z protestującymi ale do tej pory jego Kancelaria procesuje się z jednym ze stowarzyszeń, które zażądało upublicznienia ekspertyz jakie prezydent zamówił w tej sprawie za publiczne pieniądze.
5. W tej sytuacji wczorajsza zapowiedź prezydenta Komorowskiego o szybkim przeprowadzeniu referendum w sprawie JOW-ów, a także finansowania partii politycznych i sprawach podatkowych, wygląda na kompletnie niewiarygodną. To rozpaczliwa próba pozyskania wyborców Pawła Kukiza ale tak nieudolna jak czytanie z kartki podziękowań dla sztabu wyborczego i jego najbliższych za zaangażowanie w kampanię wyborczą. Kuźmiuk
Odliczanie Wyborcze Ziemkiewicza (dzień 12) Wbrew pozorom, w postępowaniu Prezydenta Bronisława Komorowskiego (będę dalej używał, internetowym obyczajem, inicjałów PBK) jest konsekwencja. Tydzień temu mówił, że referenda, okręgi jednomandatowe i inne zmiany w konstytucji to pomysły politycznych frustratów. Fakt, że nowy etap swej kampanii rozpoczął zapowiedzią referendum o wprowadzeniu ordynacji większościowej, zakazu finansowania partii z budżetu oraz zmian w systemie podatkowym, jest więc w pełni uzasadniony. "Frustracja" to najdelikatniejsze słowo, którym można określić nastrój panujący od niedzielnego popołudnia w otoczeniu PBK i jego własnej duszy. Wystarczy rzucić okiem na uwiecznione w obiektywie miny gości prezydenckiego wieczoru wyborczego na Stadionie Narodowym. Gdyby taki wynik, jak Kukiz, miał nie Kukiz, tylko Braun, PBK ogłosiłby teraz, że zawsze domagał się intronizacji Chrystusa na Króla Polski i getta ławkowego - skwitował jeden z moich tłiterowych folołersów. Nic do dodania. A nie, coś jednak dodam: że Konstytucja RP jednoznacznie i wyraźnie wyklucza referendum w sprawie podatków. W każdej innej sprawie, proszę bardzo, ale podatkowej - nie. Kilka dni temu PBK wykazał się nieznajomością ustawy zasadniczej twierdząc, że prezydent nie podpisuje ustawy budżetowej (co on sam zrobił pięć razy, ale widocznie nie czyta podpisywanych kwitów) i nie może jej zakwestionować (najwyraźniej nie powiedziano mu, że owszem, ma taką możliwość - może ją odesłać, jak każdą inną ustawę, do Trybunału Konstytucyjnego). Teraz potwierdził, że nie było to przejęzyczenie. Po pięciu latach urzędowania nie znać konstytucji i nie mieć przy sobie nikogo, kto ją zna - to naprawdę wiele o sposobie sprawowania prezydentury przez PBK mówi. Demaskatorski tytuł z "Gazety Wyborczej": "Cała ekipa Kukiza kiedyś w PO i u Dutkiewicza". Fakt, Paweł Kukiz i ludzie, którzy się przy nim gromadzą, byli kiedyś stronnikami czy nawet aktywnymi działaczami PO. Tej dawnej PO, która miała nie być partią, tylko ruchem, miała nie mieć wszechwładnego prezesa-kacyka, tylko wyłaniać swe listy wyborcze w prawyborach, nie brać dotacji budżetowych... Tej PO, która przyciągała takich ludzi, jak przywoływani często przeze mnie państwo Elbanowscy czy dzisiejsi wolontariusze Kukiza: prawdziwych, bezinteresownych społeczników. Z jakiegoś powodu ich straciła. Z jakiegoś powodu przyciąga zamiast nich partyjnych przechrztów, często spod diametralnie odmiennych ideologicznie znaków. Michała Kamińskiego, Kluzik-Rostkowską, Arłukowicza, Nałęcza, czy formalnie tylko bezpartyjnego Giertycha... Jakieś wnioski? Jakaś refleksja w intelektualnym i medialnym zapleczu PBK? Nie sądzę. Tak nawiasem - młócony w kółko argument, że Jednomandatowe Okręgi Wyborcze sprzyjają większym, i gdyby były, to jeszcze bardziej by dominowała nad sceną polityczną PO względnie PiS, to czysta demagogia. Nieprawda po prostu. Gdyby istniały JOW, to NIE BYŁOBY ani PO, ani PiS w ich obecnym, dworskim kształcie. I o to właśnie z tymi JOW-ami chodzi. Po poniedziałkowym strzale z referendum, strzał wtorkowy: do kampanii PBK wchodzi Aleksander Kwaśniewski. Ten ruch wynika z wiary sfrustrowanego zaplecza PBK, i chyba jego samego, że przyczyną obsuwy nie było generalne rozminięcie się kotylionowej kampanii z odczuciami niewdzięcznego społeczeństwa, które wcale nie uważa, że żyje w "złotych czasach", ani żadna z licznych wad kandydata, ani nachalność propagandy jego medialnych agentów wpływu i presstytutek. Obsuwa wyszła dlatego, że lewicowy, antypisowski elektorat postanowił w I turze, w poczuciu, że na razie i tak jej PiS nie wygra, pozostać w domu, aby pokazać PBK żółtą kartkę. Teraz w osobie Aleksandra Kwaśniewskiego elektorat ten zostanie usatysfakcjonowany, i pod grozą "powrotu IV RP" przyjdzie i uratuje PBK skórę. To wizja, delikatnie mówiąc, nie oparta na żadnych rzetelnych badaniach ani na analizach. Poparcie Kwaśniewskiego od czasów LiD okazywało się dla kolejnych lewicowych inicjatyw pocałunkiem śmierci, a w sytuacji, gdy prezydent musi walczyć o wkurzonych wyborców Kukiza, wydaje się pomysłem beznadziejnym. Ale beznadziejne pomysły to od pewnego czasu specjalność sławnego niegdyś pijaru PO. A dlaczego zużyty, przegrany polityczny emeryt Aleksander Kwaśniewski? Pytane za pytanie: a lewica ma jeszcze jakiegoś innego lidera? Obrastający puszczańskim mchem Cimoszewicz, pudelkowy Kalisz, zabity ogórkiem Miller i Napieralski z Olejniczakiem, którzy się zestarzeli, zanim pozwolono im dorosnąć... Barbara Nowacka zaś, ostatnia nadzieja czerwonych, z jakichś sobie tylko znanych przyczyn postanowiła lojalnie trzymać się zgranego do cna Palikota. Amerykanie mówią o takich sytuacjach: zaszyć się w jednym worku z trupem. A co zrobi Duda? Najzabawniejsze, że nie ma to wielkiego znaczenia. Duda jest teraz jak ten przysłowiowy chłop, co zasiał i patrzy jak mu rośnie. Wystarczy, żeby nadal wyraźnie pokazywał, że nie jest - znów używając słowa modnego w sieci - "brąkiem". Że nie przysypia w trakcie przemawiania, nie potrzebuje kartki, by podziękować własnej żonie za bycie żoną, nie boi się wejść w tłum i rozmawiać z ludźmi. Możecie mi wyrzucać, że jestem pisowcem, że nie jestem ważnym politycznym liderem - przynajmniej na razie - albo że jestem za gładki i za miły. Ale przynajmniej nie jestem, jak to ujmował dzielnym wojak Szwejk, wicepierdołą. Fachowo nazywa się to "kampanią wizerunkową" i zawsze uchodziło za specjalność PO. A to się porobiło... Rafał Ziemkiewicz
W błysku meteoru Wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich nie przyniosły sensacji – może z wyjątkiem wysokiego, szacowanego na co najmniej 20 procent rezultatu Pawła Kukiza. Żaden z głównych pretendentów: ani urzędujący prezydent Komorowski, ani Andrzej Duda nie uzyskał nawet 40 procent. W przypadku prezydenta Komorowskiego jest to co najmniej pierwsze poważne ostrzeżenie przed nadciągającą katastrofą, na którą, mówiąc nawiasem, całkowicie sobie zasłużył, wysyłając list z haniebnymi zdaniami złożonymi do uczestników uroczystości w Jedwabnem i podpisując ustawę o „bratniej pomocy” - by już nie wyliczać innych grzechów i kompromitacji. W przypadku Andrzeja Dudy, a właściwie nie tyle Andrzeja Dudy, co Jarosława Kaczyńskiego, bo to przecież on jest prawdziwym autorem tej kandydatury, jest to test na okoliczność, czy rzeczywiście pragnie on zwycięstwa swego faworyta, wygranej w wyborach parlamentarnych i ponownego uchwycenia rządów, czy też tak naprawdę pragnie pozostać liderem największej partii opozycyjnej i dzierżawcą monopolu na patriotyzm. Jeśli złoży jakąś polityczną ofertę przede wszystkim Pawłowi Kukizowi, to znaczy, że chce zwycięstwa Andrzeja Dudy. Jeśli nie – no to nie. Zaskakująco wysoki wynik Pawła Kukiza wynika z co najmniej dwóch przyczyn. Po pierwsze - zgarnął on głosy wyborców najmłodszych, co pokazuje, że zmiana pokoleniowa rzeczywiście się dokonuje. Ale te głosy mogą być równie dobrze wyrazem poparcia dla samego kandydata, jak i wyrazem przekory. Podobną sytuację mieliśmy w roku 1990, kiedy to znaczna część wyborców Stanisława Tymińskiego oddała na niego w pierwszej turze swoje głosy na przekór lansowanej w nadęty sposób kandydaturze Tadeusza Mazowieckiego, który „i tak” miał wygrać. Skoro tak – to pokazali mu, że nie wygra, ani tak, ani „i tak”. Oczywiście przekora to nie jest żaden program, zwłaszcza na dłuższą metę i dlatego Paweł Kukiz może okazać się politycznym meteorem, co to błysnął i zgasł. Tym bardziej, że już teraz za zagospodarowanie tego fenomenu zabiorą się intensywnie bezpieczniacy, a w tej sytuacji tylko patrzeć jak Pawła Kukiza oblezą rozmaici sojusznicy, przed którymi nie nadąży się opędzać. Warto przypomnieć historię niedawnego sukcesu Kongresu Nowej Prawicy, która w wyborach do Parlamentu Europejskiego uzyskała około 7 procent i wprowadziła czterech posłów. Klangor, jaki podniósł się z tej okazji zarówno w niezależnych mediach głównego nurtu, jak i wśród ugrupowań parlamentarnych był co najmniej taki, jakby do władzy właśnie dochodził Adolf Hitler. Było oczywiste, że po takiej uwerturze przyjdzie kolej na działania operacyjne – no i chyba miały one miejsce. Tak może być i teraz tym bardziej, że red. Michnik już bije na alarm, iż Polska może dostać się w ręce „ludzi nieodpowiedzialnych”. No jasne – jeśli Polska jest w rękach ludzi odpowiedzialnych przed swoimi oficerami prowadzącymi, to i państwo jest przewidywalne, a jak nie – no to nie. A tego pan red. Michnik boi się jak ognia – być może z obawy, że mu „zdobycze zabrać mogą” - niczym Towarzyszowi Szmaciakowi. No i wreszcie – co w sprawie tubylczej sceny politycznej postanowią dysponenci Stronnictwa Pruskiego i gwałtownie reaktywowanego Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego – bo Ruskie, póki co, znajduje się w defensywie. Ciekawe, czy nasi sojusznicy postawią na zmianę pokoleniową? Właściwie chyba powinni, bo właśnie amerykańskie gazety donoszą, że tylko patrzeć, jak Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski będą musieli zaśpiewać i zatańczyć przed Trybunałem Haskim, biłgorajski filozof już w ostatnich podrygach. Ale wiele rzeczy powinno się zdarzyć, a się nie zdarzyły, wskutek czego świat wygląda tak, jak wygląda. Stanisław Michalkiewicz
13 maja 2015 Komorowski staje się wręcz niebezpieczny
1. Rzeczywiście z przegranej w I turze wyborów prezydenckich Komorowski i jego sztab wyborczy niczego nie zrozumieli o czym świadczy wręcz „biegunka” pomysłów legislacyjnych, która ma się jednak nijak do najważniejszych polskich problemów.Jego poniedziałkowa inicjatywa zwrócenia się za pośrednictwem Senatu o zarządzenie referendum w 3 sprawach: jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania z budżetu partii politycznych i wreszcie spraw podatkowych, a konkretnie rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika, jest jak się wydaje strzałem kulą w płot.
Z kolei wczoraj prezydent Komorowski podpisał i skierował go natychmiast do Sejmu projekt nowelizacji Konstytucji RP i umożlwiający wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych, jak można się domyślać przygotowany na kolanie i z nikim nie konsultowany.
2. Wszystkie te pomysły legislacyjne powstały z niedzieli na poniedziałek i są ogłaszane tylko po to aby tymi pustymi deklaracjami przejąć jakąś część wyborców Pawła Kukiza.Sam Kukiz, choć nie deklaruje swojego poparcia dla żadnego z kandydatów w II turze wyborów, nazwał tę legislacyjną biegunkę Komorowskiego „grą na czas i ściemnianiem”, a wszystkie starania głowy państwa w ostatnich dwóch dniach określił „żenującymi ruchami”.Zwolennicy Kukiza zresztą mówią całkiem otwarcie, że głosowanie na niego wcale nie wynikało ze szczególnego uwielbienia JOW-ów (niektórzy z nich pytani przez dziennikarzy O JOW-y wręcz nie wiedzieli co to jest) ale było wyrazem sprzeciwu wobec tego co dzieje się w Polsce pod rządami Platformy i PSL-u.Wyborcy Pawła Kukiza chcą więc radykalnych zmian w naszym kraju w tym w szczególności zmiany prezydenta więc inicjatywy legislacyjne Komorowskiego, mogą ich tylko rozśmieszać.
3. Ale nie tylko szybkość inicjatyw legislacyjnych prezydenta Komorowskiego skłania do zastanowienia nad jego kondycją psychiczną.Jeszcze bardziej niepokojące jest to co Komorowski przy tej okazji mówi szczególnie wtedy gdy nie posługuje się kartką.Wczoraj po podpisaniu projektu nowelizacji Konstytucji RP, prezydent zdecydował się na udzielenie odpowiedzi na dwa pytania zadane przez dziennikarzy i im więcej mówił, tym bardziej się pogrążał.Wyjaśniał na czym polega jego inicjatywa w sprawie referendum dotyczących zmian w prawie podatkowym, tak aby wątpliwości były rozpatrywane przez urzędników aparatu skarbowego na korzyść podatników.I wyjaśnił to tak „chodzi o to aby wątpliwości dotyczące rozstrzygnięć podatkowych były rozpatrywane na korzyść podatników, a nie urzędników”.Prezydent Komorowski jest wiec przekonany, że obecnie obowiązujące przepisy podatkowe pozwalają na rozstrzyganie wątpliwości na korzyść urzędników, co jest stwierdzeniem wręcz absurdalnym.Zresztą jego inicjatywa referendalna w tej sprawie w sytuacji kiedy zupełnie niedawno rząd Ewy Kopacz zablokował zmiany w ordynacji podatkowej idące w tym kierunku, nie może być odczytana inaczej niż jako polityczna hucpa.
5. Dobrze więc, że zostało jeszcze tylko 10 dni urzędowania prezydenta Komorowskiego, bo zgłaszane przez inicjatywy są coraz bardziej dziwne i w związku z tym niebezpieczne.Wprawdzie przejęcie władzy przez nowego prezydenta odbędzie dopiero w sierpniu ale w Polsce przyjęła się taka praktyka, że po wyborze prezydenta-elekta, urzędująca głowa wykonuje tylko czynności administracyjne.Kuźmiuk
Żydowski mason grozi, że wynarodowi dzieci polskich chamówJan Hartman „ Ty chamie, polski chamie! „..”Jak ja to znam. Jak ja to znam. Miliony was, chamy, miliony. I co my mamy z wami zrobić? Ale przyjdzie na was czas. A jak nie na was, to na wasze dzieci. Weźmiemy szturmem wasze szkoły, zwabimy was podstępem do teatrów, wyślemy wasze dzieci w świat. I pewnego dnia zniknie ta zabobonna, prostacka i kruchciana Polska, dławiąca się pychą, jakąż to ona jest „prawdziwą” i „wierną” jest. I narodzi się Polska ludzi przyzwoitych, kulturalnych, wiedzących coś o świecie i zdolnych do myślenia społecznego i obywatelskiego. Brzydzących się okrucieństwem i przemocą. I ja o taką Polskę będę walczył, jak potrafię. Tak pomszczę swojego psa „ ...(więcej )
Magdalena Środa, Jan Hartman, Kazimierz Kik i Genowefa Grabowska zapowiedzieli budowę nowej formacji „Wolność i Równość”. Zaapelowali o jedność lewicy, a także wspólny start w wyborach parlamentarnych i wspólny program „...”Polska stanęła przed groźbą całkowitego zdominowania życia publicznego i politycznego przez środowiska prawicowe, w tym również te skrajne (...) Słabość polskiej lewicy stanowi jeden z przejawów tej niebezpiecznej dla Polski sytuacji” „...”„Obserwując z żalem i niepokojem daleko posunięte rozdrobnienie, a w niektórych przypadkach wręcz rozpad środowisk polskiej centrolewicy i lewicy, zwróciliśmy się do działaczek i działaczy tego nurtu politycznego, którego sami czujemy się uczestnikami, o podjęcie rozmów zmierzających do zjednoczenia sił postępowych wokół wspólnego programu i wspólnego udziału w wyborach parlamentarnych” – zaznaczyli. W liście poinformowali, że po spotkaniach „z udziałem znanych polityczek i polityków” zdecydowano o utworzeniu ruchu „Wolność i Równość”. „...(źródło )
„Jan Hartman, kiedyś profesor, dziś polityk i jeden z liderów "Twojego Ruchu" Janusza Palikota na blogu portalu tygodnika "Polityka" wieszczy upadek "kazirodczego tabu".....”"legalizacja takich stosunków mogłaby doprowadzić do zwiększenia liczby par kazirodczych", ale "trudno zakładać, aby miało to jakiś dewastujący wpływ na życie ludzi, którzy na takie związki by się skusili, jakkolwiek dla innych członków rodziny świadomość o istnieniu takiej relacji w rodzinie może być trudna". Polityk Palikota przekonuje też, że "jeśli udaje się powiązać harmonijnie miłość macierzyńską albo bratersko-siostrzaną z miłością erotyczną, to osiąga się nową, wyższą jakość miłości i związku". „....”Ostatnio poważne państwa zaczynają przyglądać się swojemu surowemu prawu i zastanawiać się nad jego liberalizacją. Ostatnio Rada Etyki, organ doradczy rządu Niemiec, zaapelowała o zmianę prawa i dopuszczenie stosunków pomiędzy przyrodnim rodzeństwem, które nie wychowywało się razem. Nie jest więc tak, że nikt o tym dotychczas nie mówił publicznie. Jak dotąd drażliwa sprawa spoczywa jednak prawie wyłącznie na barkach artystów. Pomijając greckie i nie tylko greckie mity, mamy więc odważne interwencje artystyczne, otwierające nas na tę tematykę i dodające odwagi debacie publicznej, której bodajże jednak nigdy, aż do dziś, na serio nie podjęto. „....”W wolnym społeczeństwie nie wymagamy już od nikogo, aby w życiu prywatnym praktykował takie czy inne obyczaje, a od tego czy owego się powstrzymywał. Zgorszenie możliwe jest tylko co najwyżej publicznie. Argumenty obyczajowe mogą mieć siłę perswazyjną, lecz nie nadają się na uzasadnienie zakazów. „....”Czy powinniśmy zamykać drogę do takiego szczęsnego fenomenu, nawet jeśli statystycznie (w co wierzę!) związki kazirodcze są bardziej psychicznie obciążające, a nawet złe i toksyczne niż związki normalne? Swoją drogą, jeśli najczęściej są toksyczne, to raczej dlatego, że są zakazane, a nie odwrotnie. Nie mówię, że jestem za legalizacją związków kazirodczych. Twierdzę tylko, że warto rozpocząć dyskusję na ten temat.”. ...(więcej )
Palikot „Inicjacja seksualna jest w 13-tym roku życia. To jest typowa katolicka obłuda, że jest niedozwolona. Zmieńmy prawo. „ ...(więcej )
Ideolog Palikota profesor Hartman „Musimy się przygotować na takie społeczeństwo, w którym wolność prokreacji będzie ograniczona(...)Będzie uważane za coś niemoralnego i niewłaściwego zdawać się na przypadek. W prokreacji ustali się taki etyczny standard, że powinna ona przebiegać pod kontrolą genetyczną. nie ma żadnej oczywistości na rzecz przewagi moralnej którejkolwiek strony alternatywy: z jednej strony prokreacja całkowicie dowolna i zdana na przypadek i prokreacja ograniczona i kierowana.(...) Taka eugenika prewencyjna stanie się za jakiś czas standardem. (...)To przestanie być uważane za niewłaściwe i niestosowne i będzie przybywać ludzi udoskonalonych genetycznie.Nadal jeszcze ludzi.. może w przyszłości już także istot które będą bardziej zmanipulowane genetycznie i nie będą podpadały pod gatunek człowieka. „....(więcej)
Prof. Krystyna Pawłowicz „Za nawoływanie do legalizacji kazirodztwa prof. Jan Hartmann powinien być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Także władze uczelni na której pracuje, powinny wyciągnąć wobec niego konsekwencje, bo jako pracownik naukowy nie ma prawa zachęcać do wprowadzenia czegoś, co jest w Polsce prawnie zakazane, a etycznie obrzydliwe, świadczące już o pewnym zezwierzęceniu. Nawoływanie pana Hartmana jest głosem zdegenerowanego pracownika naukowego (choć mam wątpliwość, czy to jest jeszcze człowiek nauki, szczególnie środowiska krakowskiego). Ale skoro pan Hartmann zgłasza takie propozycje, to niech najpierw wypraktykuje te kazirodcze koncepcje we własnej rodzinie i podzieli się wrażeniami! „...”Pan Hartman przemawia głosem ludzi, którzy żyją z zabijania, gloryfikują śmierć. To jest nawoływanie zwyrodniałych i pogubionych ludzi do zalegalizowania różnych rodzajów zbrodni na człowieku. Bo kazirodztwo jest działaniem w kierunku degeneracji gatunku ludzkiego i unicestwienia rodziny jako struktury społecznej.Nie ma nic gorszego i bardziej obrzydliwego niż tego rodzaju postulaty, świadczące o skrajnym wyuzdaniu i degeneracji moralnej. Ciekawe, jak na tego rodzaju kompromitujące postulaty, i czy w ogóle, zareagują inni przedstawiciele nauk humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, który ma ten wstyd przechowywać w swej kadrze tego rodzaju „naukowca” ...(więcej )
„Andrzej Duda „Ktoś może specjalnie wpychać do naszego kraju lewackie ideologie, żeby nas osłabić”....” 4 główne filary, bo dom powinien być wsparty na silnych fundamentach. Jak fundament jest silny, domu nie trzeba gruntownie naprawiać – takiego domu chcę dla Polaków. Pierwszy filar to rodziny, drugi – praca, trzeci – bezpieczeństwo, czwarty- dialog. To moja filozofia naprawy Rzeczypospolitej! Naprawa jest potrzebna w wielu obszarach naszego życia „...”Państwo powinno wspierać rodzinę, a z drugiej strony nie wytrącać się w takie sprawy jak wychowanie dzieci czy światopogląd. Państwo polskie musi wspomóc swoich obywateli, aby polski przemysł był odbudowanym, aby przedsiębiorcy mogli działać szacując pracowników i budowa co dobrobyt swój i obywateli. Bezpieczeństwo trzeba odbudować w wielu obszarach, bo go Polakom brakuje -n ie tylko w sferze militarnej, ale i wewnętrznej. Potrzeba naprawy, ale żeby to wszystko dało się uczynić potrzeba dobrego przywództwa, a przede wszystkim dialogu. „...”Polskę trzeba naprawić, a pierwszy filar to rodzina „..”Podstawa to rodzina, to podstawa społeczeństwa i wspólnota, która społeczeństwo buduje, a bez społeczeństwa nie ma państwa. Są obszary, gdzie rodzina powinna mieć wolność, tak jest w obszarze edukacji, wiary czy idei – tam rodzice mają prawo do kształtowania przyszłej mentalność swoich dzieci i ich poglądów. (…) Obecnie polskie państwo chcą to prawo Polakom odebrać, a rodzice protestują i słusznie, że protestują. Państwo powinno chronić rodzinę, ale też wyciągać do tych rodzin rękę. (…) Od niedawna jest Karta Rodzin Wielodzietnych, to dobrze, ale wciąż za mało. (..) Rodzice powinni otrzymywać ze strony państwa realne wsparcie pomagające im w wykonywaniu zadań.„...”Andrzej Duda zwrócił również uwagę na sytuację rodziców dzieci niepełnosprawnych.To wstyd dla polskiego państwa, że nie dba o takie rodziny, a wręcz je oszukuje— powiedział Duda. To bohaterowie w każdym społeczeństwie i państwo polskie tez ich powinno tak postrzegać. (..) Prezydent nie powinien się bać i spotykać z takimi ludźmi. „...”Duda odniósł się również do emerytów. Tacy ludzie też zasługują na godne życie, na to by państwo polskie wynagrodziło ich trud”..”W Polsce młoda rodzina jest ciemiężona. (…) Jest wysoki VAT od ubranek i bucików – tego być nie powinno. To również zadanie dla nas „...”Rodzice mają prawo wypowiedzieć się w kwestii programu. Rodzice mają prawo, żeby się wypowiedzieć, aby nie wychowywano dzieci w duchu obcych wzorców kulturowych. (…) Takiej polityki prowadzić nie można, bo prowadzi do wykorzenia, do tego, że zanikną postawy patriotyczne, a Polacy przestaną odczuwać więź ze swoim państwem. Myślę sobie, że ktoś może chcieć specjalnie wpychać do naszego kraju te lewackie ideologie, żeby nas osłabić, żeby Polacy nie stanowili konkurencji dla innych narodów. Przed tymi wpływami musimy się bronic i to także zadanie dla prezydenta Rzeczpospolitej. „..”Zanim w Polsce będą godne warunki życia, państwo polskie powinno uruchomić specjalny program. Chcę taki program uruchomić, aby stworzyć młodym ludziom godne warunki. To powinny być mieszkania realizowane na gruntach Skarbu Państwa. (..) Jesteśmy w stanie takie mieszkania budować. To wszystko powinno się dziać pod auspicjami rządu, a realizować te zadania powinny polskie firmy budowlane. Rząd powinien do tego przyłożyć rękę, pomagając młodym ludziom i wspierając gospodarkę „. ...(więcej )
Jan Hartman „ Wszyscy lekarze mają wykonywać aborcje, jeśli są do tego wskazania”...”Trzeba odciąć Kościół katolicki od wpływu na funkcjonowanie polskiej medycyny. I absolutnie sprzeciwiać się szantażowi moralnemu, który powoduje, iż lekarze w zgodzie z sobą bądź w niezgodzie z sobą nadużywają klauzuli sumienia, co ma miejsce zwłaszcza wtedy, gdy na przeszkodzie wykonywaniu aborcji wcale nie stoi najgłębsze osobiste moralne przekonanie lekarza, tylko zwykły oportunizm w stosunku do panującej ideologii moralno-religijnej. Klauzula sumienia jest bardzo dobrym, mądrym przepisem, nie trzeba niczego zmieniać. „...”Każdy ginekolog ma obowiązek wykonywać aborcję, zwłaszcza zaś gdy jego zakład ma to w kontakcie. Nie ma żadnego powodu, by powstawała lista ośrodków czy lekarzy, którzy wykonują aborcje, tak samo jak nie powodu, by powstawała lista ośrodków, które dokonują, dajmy na to, amputacji nogi. Wszyscy lekarze mają wykonywać aborcje, jeśli są do tego wskazania. Niektórzy nie są zdolni do tego z jakichś powodów. Powinni o tym informować swoich przełożonych w momencie zatrudnienia się, bo tego wymaga zwykła lojalność i uczciwość. Prawo toleruje to, pod warunkiem, że lekarz zrobi wszystko, aby pacjent mógł skorzystać ze swoich praw. Gdyby istniała lista szpitali wykonujących aborcję, to musiałyby znaleźć się na niej wszystkie jednostki ginekologiczne, a gdyby z jakichś powodów znalazły się tylko niektóre, bez wątpienia stałyby się przedmiotem brutalnych ataków ze strony działających w imieniu Watykanu biskupów i innych członków organizacji, która nazywa się Kościołem katolickim. „...(źródło )
Hartman "Afera pavulonowa i inne skandale naszej służby zdrowia nasuwają wątpliwość, czy legalizacja eutanazji akurat w Polsce nie stworzyłaby ryzyka dodatkowych nadużyć. Osobiście nie sądzę, aby tak było. Kondycja moralna społeczeństwa pozwala przypuszczać, że pokątna domowa eutanazja dokonywana niekoniecznie na życzenie chorego i niekoniecznie ze szlachetnych pobudek, tak czy inaczej u nas istnieje. Możliwość skorzystania z drogi legalnej zapewne nie zintensyfikowałaby tego zjawiska; zabicie śmiertelnie chorej osoby bez rozgłosu i tak byłoby łatwiejsze niż oszukiwanie lub przekupywanie organów kontroli działających w ramach legalnych procedur eutanazyjnych. Niepokoi mnie jednak inna kwestia związana z odpowiedzialnością intelektualisty, który wdaje się w propagowanie legalizacji eutanazji. Skoro bowiem prawa stanowione w naszym kraju z reguły są miernej lub złej jakości, to czy nie należy się spodziewać, że podobnie będzie w tej wyjątkowo delikatnej kwestii eutanazji? Na tę wątpliwość, podniesioną zresztą w ważnym artykule Dariusza Karłowicza wRzeczpospolitej, odpowiadam, że legalizacja eutanazji jest w perspektywie kilkunastu, może dwudziestu lat nieuniknionaze względu na presję wewnętrzną i zewnętrzną, a powstrzymywanie się od stanowienia prawa z tej racji, że może być złe, byłoby uzasadnione tylko wówczas, gdyby aktualny stan praw był do zaakceptowania. A nie jest, o czym przekonamy się zapewne wkrótce, gdy i w naszym kraju ktoś zacznie ubiegać się o pomoc w samobójstwie na zwykłej drodze prawnej lub zwracając się o ten szczególny rodzaj łaski do prezydenta." ….(źródło )
Wrzesień 2013 .Jan Hartman „ Palikota musi być mniej „ ...”Nowa partia ma być zupełnie inna od poprzedniczki „....”Wieść niesie, że będzie pan wiceprzewodniczącym nowej partii? Tego nie wiem, ale liczę na to, że znajdę się we władzach. „....”Według politologa prof. Kazimierza Kika jest pan ostatnim człowiekiem wierzącym w czar Janusza Palikota.”...”Wie, że jego byt polityczny zależy od tego, czy uda mu się zmniejszyć procent Palikota w Ruchu Palikota. I na pewno jutro nie oświadczy, że jest chrześcijańskim demokratą czy też radykalnym tradycjonalistą katolickim„....”Im lepiej poznaję Janusza Palikota, tym większego szacunku do niego nabieram i wierzę w jego potencjał polityczny. To jest człowiek wykształcony, myślący, choć nie wolny od wad znanych nam wszystkim. Być może są w Polsce osoby bardziej predestynowane do tworzenia poważnego ugrupowania centrolewicowego, ale pracuje się z tym, kto chce działać. A on chce „....”To prawda, że Palikot miał kiedyś okropne poglądy. Ale ja też miałem okropne poglądy. Byłem kiedyś takim nabzdyczonym konserwatystą i wiem, jakie procesy zachodzą w duszy człowieka, gdy się zmienia. Dlatego przemiana Palikota nie jest dla mnie odstręczająca. Dojrzał on do tego, żeby przestać być guru dla garstki wyznawców. Wie, że jego byt polityczny zależy od tego, czy uda mu się zmniejszyć procent Palikota w Ruchu Palikota. I na pewno jutro nie oświadczy, że jest chrześcijańskim demokratą czy też radykalnym tradycjonalistą katolickim. „.....”Nowa partia ma być zupełnie inna od poprzedniczki. Moją ambicją jest, żeby to była partia konstytucji, to znaczy, żeby działania jej polityków były zgodne z wartościami konstytucyjnymi i te wartości wspierały. W dzisiejszej polityce tego nie ma i liczę na to, że będzie to nasz nowatorski wkład do życia publicznego. „...”Cenię go za to, że chce robić w Polsce normalną politykę, która nie polega na klęczeniu przed świętymi obrazkami i wdzięczeniu się do biskupów. Te wszystkie partie, których prawicowość sprowadza się do czepiania się ornatu, tak naprawdę tego Kościoła nie cierpią. To nie są żadni katolicy. „...”Kaczyński i Tusk są antyklerykałami. Mówią o Kościele „oni”, boją się biskupów i nie lubią ich (z wzajemnością). Cała ta kościelność i pobożność oparta jest na obłudnej kalkulacji, że to przynosi poparcie polityczne. „...”Zresztą w Polsce nie ma agresywnego antyklerykalizmu. Osoby najbardziej twardo stawiające sprawę Kościoła, np. ja czy Palikot, domagają się tylko przestrzegania konstytucji i traktowania Kościoła tak samo jak innych organizacji społecznych. Jeśli cechuje nas antyklerykalizm, to w znaczeniu pozytywnym. Polega on na sprawiedliwej krytyce Kościoła za nienależne przywileje, za arogancję, za wtrącanie się w sprawy państwa, za pedofilię i jej ukrywanie. Ale w naszej nowej formacji te sprawy będą niewielkim tylko elementem panoramy programowej. Na pierwszym miejscu postawimy sprawy społeczno-gospodarcze. „....” Pracuję nad tym, żeby poprawić stosunki między ludźmi Palikota a środowiskami feministycznymi. Bardzo potrzebujemy naszych koleżanek, lubimy je i szanujemy, a one wiedzą, że chyba tylko z naszej strony to jest szczere. „...(więcej )
Marzena Nykiel „ Hołubiony przez salon, wiceprzewodniczący masońskiej loży B’nai B’rith Polska, prof. Jan Hartman, podzielił się swoją eugeniczną wizją z Grzegorzem Miecugowem w programie „Inny punkt widzenia”. Co ciekawe, Miecugow wpatrzony w salonowy autorytet, słuchał tych wynaturzonych majaczeń jak nic nierozumiejący uczniak, stawiający rozmówcę na mistrzowski piedestał za sam fakt istnienia. Zdaniem Hartmana, powinniśmy się zacząć żegnać z samowolą i „przygotować na takie społeczeństwo, w którym wolność prokreacji będzie ograniczona w stosunku do tej zupełnej swobody, którą mamy dzisiaj”. Jak twierdzi salonowy guru, chińska polityka jednego dziecka „to dopiero zapowiedź czegoś, co będzie prawdopodobnie globalnym standardem”. Nie ma co panikować. Przyzwyczailiśmy się do ograniczenia wolności w przemieszczaniu się, szanując własność prywatną, to i do odgórnej regulacji urodzeń przywykniemy. Wizja Hartmana sięga jednak znacznie dalej. „...”Jeśli człowiek może coś poddać regulacji i swojej władzy racjonalnej, to prędzej czy później tak się stanie. Będzie uważane za coś niemoralnego i niewłaściwego zdawać się na przypadek. W prokreacji prawdopodobnie ustali się etyczny standard, że prokreacja powinna być odpowiedzialna, a więc przebiegać pod kontrolą etyczną. (…) Nie ma żadnej oczywistości moralnej na rzecz przewagi moralnej którejkolwiek strony alternatywy: prokreacji całkowicie dowolnej, zdanej na przypadek i prokreacji ograniczonej i kierowanej. Nie ma tu żadnej oczywistej intuicji moralnej, że jedno jest lepsze od drugiego. Sądzę, że taka eugenika prewencyjna stanie się za jakiś czas standardem, a poza tym, ludzie mogąc wpływać na cechy swojego potomstwa, co najmniej na płeć, a pewnie na różne inne cechy, być może będą się na to decydować, chociaż może się to nam nie podobać- zapowiada i dodaje:To nam się wydaje próżne i paskudne, ale trzeba odróżnić swoje intuicje, czy jakieś odczucia, czy wrażenia od porządku przewidywania. Możemy przewidywać, że to przestanie być w wielu kręgach uważane za niewłaściwe, niestosowne, małoduszne, małostkowe i że ludzie się będą na to decydować, i że będzie przybywać ludzi udoskonalonych genetycznie. Nadal jeszcze ludzi. Może w przyszłości także istot, które będą bardziej zmanipulowane genetycznie, nie będą podpadały pod gatunek człowieka. Z tym też się musimy liczyć, w końcu gatunek ludzki istnieje niedługo„...(więcej )
Katarzyna Kawlewska „ Gender szkodzi Kobietom „...” Według genderystek, przemoc jest wynikiem szkodliwego przekazywania stereotypowych ról płciowych przez rodziców i Kościół. Tymczasem, z najnowszych badań Agencji Praw Podstawowych UE wynika, że ideologia gender, propagowana od wielu lat w Europie, jest szkodliwa dla kobiet. „...”Okazuje się, że w Polsce jest najniższy wskaźnik przemocy domowej w całej Unii Europejskiej, a naczelne genderystki walczą z wiatraka „...”Tak więc genderystki gdzie mogą, tam nagłaśniają, że siedliskiem zła jest właśnie rodzina, szczególnie ta, która wsłuchuje się w naukę Kościoła.„....”Mężczyźni upodobali sobie stosowanie przemocy wobec kobiet. Popycha ich ku temu tradycja judeochrześcijańska, będąca rodzimym wariantem systemu patriarchalnego. Stosują przemoc fizyczną, psychiczną, seksualną i ekonomiczną.Siedliskiem przemocy wobec kobiet jest rodzina - „....”takie informacje można było znaleźć w publikacji promującej w Wielkopolsce kampanię „16 dni przeciwdziałania przemocy ze względu na płeć”. Jednym z organizatorów kampanii było stowarzyszenie feministyczne „Konsola”. Na potrzeby walki z przemocą panie wydały, za pieniądze z dotacji samorządowej, specjalistyczną publikację. A w niej znalazło się wiele sugestywnych zapisów, mających świadczyć o tym, że Kościół jest współwinny przemocy wobec kobiet, natomiast rodzina przekazuje dzieciom stereotypowe wzorce, sprzyjające rozwojowi tej przemocy. „...”rzemocowe zachowanie jest wyuczone i celowo stosowane (…) [Przemoc domowa] jest ściśle powiązana z płcią kulturową (gender) i zachowaniami wynikającymi z funkcjonujących stereotypów płci – w 95% przypadków to mężczyźni sprawują władzę i kontrolę nad kobietami [s. 48]. Zdajemy sobie sprawę ze znaczenia systemów patriarchalnych, które ucieleśniają szkodliwe tradycje [s. 16]. Do dużej trwałości związków opartych na fizycznym i psychicznym niszczeniu oraz poniżaniu kobiet i dzieci przyczyniają się także organy państwa, społeczeństwo oraz patriarchalna kultura [s. 61]- „....”Tymczasem Agencja Praw Podstawowych UE informuje, że w krajach europejskich, gdzie pozwolono na gendermanię, ideologia zbiera swoje żniwo. Opublikowane właśnie badania wskazują, że w Polsce przemoc domowa i seksualna jest najmniejsza w całej Unii Europejskiej i dotyka 19 proc. Polek powyżej 15 roku życia. Dla porównania w Szwecji, Danii czy Holandii - czyli krajach, które genderyści stawiają za wzór nowoczesności, przemocy doświadcza ok. 50 proc. kobiet. Natomiast w Norwegii, prowodyra otwartości na praktyki homoseksualne i seksualizację dzieci, co również mieści się w propozycjach polskich genderystek, zauważono destrukcyjne skutki liberalności. Mianowicie zwiększoną liczbę przestępstw seksualnych. W oficjalnych statystykach można przeczytać, że ok. 10 proc. Norweżek, przynajmniej raz w życiu, padło ofiarą gwałtu. To dane ze statystyk policyjnych, ale nieoficjalnie problem jest o wiele większy.Polskie bojowniczki o prawa kobiet mają jeszcze jeden koronny argument na rzecz zapotrzebowania na gender. Jest nim przepastna różnica w wynagrodzeniach. Według nich pensja wypłacana jest nie za wykonaną pracę, czy piastowane stanowisko, a za płeć. To powoduje dysproporcję między płacą mężczyzny a kobiety. Jednak, jak wynika z badań Eurostatu, to kolejny strzał kulą w płot. W 2011 roku pensje europejskich kobiet były niższe średnio o 16,4 proc. od wynagrodzeń mężczyzn za tę samą pracę.W Polsce, w której gender nie zdążył się jeszcze zakorzenić, różnice te sięgają 2 proc. „ ….(więcej )
„9 września przy okazji otwarcia nowej loży B’nai B’rith w Warszawie ambasador Victor Ashe spotkał się z działaczami tej organizacji – prezesem Moishem Smithem i wiceprezesem Danem Mariaschinem. Omówiono m.in. sprawę ustawodawstwa dotyczącego zwrotu mienia oraz kwestie związane z Radiem Maryja i Telewizją Trwam. Otwarcie warszawskiej loży B’nai B’rith oznacza odrodzenie się tej organizacji żydowskiej w Polsce po niemal 70 latach nieobecności.”Oto żydowska tajemnicza organizacja w ambasadzie obcego mocarstwa omawia „kwestie” wolnego medium działającego w rzekomo wolnym demokratycznym i suwerennym państwie.”...”Hartman „„Słyszymy, że ojciec Tadeusz Rydzyk buduje „kaplicę pamięci” o tych, którzy ratowali – jak wyraził się szef Radia Maryja – „naszych braci Żydów”. Prowokujesz, księże, bezczelnie? Walisz zapamiętale w stół? Więc odzywają się nożyce: wara ci, cyniczny hipokryto, od naszych Sprawiedliwych, którzy ratowali życie naszych rodziców! Zabieraj od nich swoje brudne łapy i zajmij się liczeniem kasy. Przewrotność i obłuda antysemity musi znaleźć granice – a są to granice życia i śmierci. Przeto nie waż się pluć w twarz Sprawiedliwym, ich dzieciom i wnukom! (…)Bo ty śmiesz nazywać Żydów braćmi? Ty?” ...(źródło )
Żydowskie Stowarzyszenie B'nai B'rith w Rzeczypospolitej Polskiej (B'nai B'rith – Loża Polin) – międzynarodowa organizacja założona w Polsce 22–23 października 1922 w Krakowie jako XII okręg polski, będąca filią międzynarodowych stowarzyszeń B'nai B'rith - najstarszej, nieprzerwanie działającej organizacji żydowskiej na świecie[1].Stowarzyszenie powstało na bazie wcześniejszych organizacji działających w Galicji. Pierwszym prezydentem sekcji polskiej został dr Adolf Ader z Krakowa, natomiast wiceprezydentem urodzony w Przemyślu Moses Schorr, wcześniej pełniący funkcję prezydenta XII okręgu Leopolis. Do chwili rozwiązania organizacji w roku 1938 przez władze polskie, skupiała kilkuset członków będących przedstawicielami elity intelektualnej ówczesnej Polski.B'nai Brith została restaurowana ponownie w Polsce 9 września 2007[2]. Obecnie nosi nazwę B’nai B’rith – Loża Polin. Głównymi ojcami odrodzenia tej organizacji w Polsce są Michel Zaki z Antibes oraz Witold Zyss z ParyżaSiedziba stowarzyszenia znajduje się w Warszawie, w budynku Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich, przy ulicy Twardej 6.”..."Przewodniczący: Jarosław Józef Szczepańsk „...”Wiceprzewodniczący: Jan Hartman „... „Członkiem może zostać osoba fizyczna, która ma i deklaruje tożsamość żydowską, świecką bądź religijną, opartą na pochodzeniu żydowskim (z ojca lub matki) lub na konwersji na judaizm. „....(źródło )
Ważne Każda ludzka istota -jak pisał filozof Max Scheller -wierzy w Boga albo w bożki”, a tymi bożkami, tymi idolami może być doprawdy wszystko „...(więcej )
Ideolog Palikota profesor Hartman „Musimy się przygotować na takie społeczeństwo, w którym wolność prokreacji będzie ograniczona(...)Będzie uważane za coś niemoralnego i niewłaściwego zdawać się na przypadek. W prokreacji ustali się taki etyczny standard, że powinna ona przebiegać pod kontrolą genetyczną. nie ma żadnej oczywistości na rzecz przewagi moralnej którejkolwiek strony alternatywy: z jednej strony prokreacja całkowicie dowolna i zdana na przypadek i prokreacja ograniczona i kierowana.(...) Taka eugenika prewencyjna stanie się za jakiś czas standardem. (...)To przestanie być uważane za niewłaściwe i niestosowne i będzie przybywać ludzi udoskonalonych genetycznie.Nadal jeszcze ludzi.. może w przyszłości już także istot które będą bardziej zmanipulowane genetycznie i nie będą podpadały pod gatunek człowieka. „....(więcej)
Żydowskie Stowarzyszenie B'nai B'rith w Rzeczypospolitej Polskiej (B'nai B'rith – Loża Polin) – międzynarodowa organizacja założona w Polsce 22–23 października 1922 w Krakowie jako XII okręg polski, będąca filią międzynarodowych stowarzyszeń B'nai B'rith - najstarszej, nieprzerwanie działającej organizacji żydowskiej na świecie[1].Stowarzyszenie powstało na bazie wcześniejszych organizacji działających w Galicji. Pierwszym prezydentem sekcji polskiej został dr Adolf Ader z Krakowa, natomiast wiceprezydentem urodzony w Przemyślu Moses Schorr, wcześniej pełniący funkcję prezydenta XII okręgu Leopolis. Do chwili rozwiązania organizacji w roku 1938 przez władze polskie, skupiała kilkuset członków będących przedstawicielami elity intelektualnej ówczesnej Polski.B'nai Brith została restaurowana ponownie w Polsce 9 września 2007[2]. Obecnie nosi nazwę B’nai B’rith – Loża Polin. Głównymi ojcami odrodzenia tej organizacji w Polsce są Michel Zaki z Antibes oraz Witold Zyss z ParyżaSiedziba stowarzyszenia znajduje się w Warszawie, w budynku Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich, przy ulicy Twardej 6.”..."Przewodniczący: Jarosław Józef Szczepańsk „...”Wiceprzewodniczący: Jan Hartman „... „...” Członkiem może zostać osoba fizyczna, która ma i deklaruje tożsamość żydowską, świecką bądź religijną, opartą na pochodzeniu żydowskim (z ojca lub matki) lub na konwersji na judaizm. „.....(źródło )
Minister Fuszara popiera kazirodztwo „Jan Hartman wezwał do dyskusji o „tabu kazirodztwa”. Wszyscy pytani o to politycy potępili wypowiedź Hartmana. Jednak minister polskiego rządu M. Fuszara taką dyskusję o kazirodztwie już podjęła J. Hartman tylko wzywał do podjęcia dyskusji na temat kazirodztwa. Minister Fuszara taką dyskusję już podjęła. Było to na konferencji naukowej "Nienormatywne praktyki rodzinne" na Uniwersytecie Warszawskim w maju 2012 roku. Konferencję zorganizowało Koło studentów gender / queer. Minister Fuszara powiedziała tamm.inn.:"Pytanie, które na Zachodzie się w tej chwili stawia dotyczy innej takiej normy która jest rzadko dyskutowana, i uważana jest zwykle za niepodważalną, to znaczy zakaz kazirodztwa. I on jest w tej chwili dyskutowany w Wielkiej Brytanii i w Niemczech. ... Przede wszystkim podważa się sens utrzymywania zakazu kazirodztwa w kontekście rodzeństwa. I pytanie o to, czy w dzisiejszych czasach rzeczywiście taki jest sens utrzymywania zakazu małżeństwo między rodzeństwem. Z jednej strony mówi się, że ten podstawowy powód , dla którego takie zakazy zwykle obowiązują, czyli obawa o zdrowie dalszych generacji (tu na twarzy prelegentki pojawił się szeroki uśmiech) po pierwsze, daje się wyeliminować. Po drugie jest problemem nie tylko takich związków, a po trzecie w tej chwili podważa się jakby w ogóle sensowność takiego argumentu, ponieważ tu znowu musielibyśmy się odwoływać do tego, że tylko pewna norma potomstwa ma decydować o tym, w jakie związki ludzie między sobą mogą wchodzić, a przecież takich norm nie można z gówy jakby ustalać i odbierać innym osobom tutaj możliwości istnienia"... (więcej )
Mój komentarz Grzegorz Braun ujawnił w jednym z wywiadów że Jan Lityński, doradca Komorowskiego również należy do żydowskiej loży . Hartman , który do Polaków zwraca się „ „ Ty chamie, polski chamie! „..”Jak ja to znam. Jak ja to znam. Miliony was, chamy, miliony. I co my mamy z wami zrobić? Ale przyjdzie na was czas. „ to antypolski rasista . Wyobraźmy sobie że jakiś Polak będący wiceszefem organizacji „ tylko dla Polaków „ zwraca się do Żydów tymi słowami . Ty żydowski chamie i gdyby dodatkowo groził ,że poodbiera żydom dzieci, przejmie szkoły i w nich wynarodowi żydowskie dzieci , nauczy je pogardy do Biblii i do żydowskości . Gdyby przeczytać program Hartmana i nie wiedzieć ,że jest członkiem ksenofobicznej , nacjonalistycznej żydowskiej loży masońskiej to można by pomyśleć że to jakaś rasistowska niemiecka neonazistowska organizacja , która pełna pogardy dal Polaków , traktując ich jak podludzi chce odebrać im dzieci i wychować na jakichś zboczonych degeneratów. Bo chyba inaczej nie można by nazwać Polaków , którzy akceptują kazirodztwo, pedofilię , parzących się jak zwierzęta , jak zwierzęta porzucających swoje dzieci i mordujących słabszych eutanazją i aborcją . To Niemcy uważali Polaków za zwierzęta, których rozród państwo powinno kontrolować . Być może Hartman uważa ,że Polkom dzięki technice in vitro należy wszczepiać embriony , wyselekcjonowane należące do narodu panów . Być może rasista i szowinista Hartman chce chce cały naród, wszystkie Polki przekształcić w surogatki jakiegoś narodu panów , które potem zamiast polskich dzieci będą wychowywać cudze Wyobraźmy sobie że Niemcy i Rosjanie zakładają sobie w Polsce rasistowskie , ksenofobiczne loże , do których Polkom jest wstęp wzbroniony, a którzy później przenikają do kancelarii prezydenta, zaczynają tworzyć partie., przenikają do kluczowych instytucji państwa , szerzą rasistowskie poglądy , głoszą hasła przejęcia ideologicznej kontroli nad dziećmi polskich chamów i snuja plany wynarodowienia tych dzieci .Tego typu organizacje o charakterze masońskim , do których przynależność oparta jest na kryteriach rasowych i do których Polacy mają wstęp wzbroniony , a których członkowie przenikają do życia publicznego powinny być rozwiązane , a ich tworzenie nielegalne , jako zagrażające demokracji i istnieniu państwa . To nie może być tak ,że członek władz tej rasistowskiej organizacji Hartman jawnie grozi Polakom ,że dzięki przejęciu kontroli nad szkolnictwem wynarodowi ich dzieci .I ten ksenofob, rasista , szowinista Hartman teraz zakłada partię gadzinową dla Polaków . Pierwsi kolaboranci, którzy chcą uczestniczyć w poniżaniu Polaków , w wynaradawianiu i demoralizowaniu polskich dzieci już się do niego zgłosili.
Marek Mojsiewicz
Odliczanie Wyborcze Ziemkiewicza (dzień 11) Nowe polskie przysłowie: gdzie kucharek sześć i nie ma co jeść, tam zatrudnij jeszcze parę. Sztab wyborczy prezydenta Komorowskiego został wczoraj oficjalnie zasilony przez ekipę peeselowską, na czele z ministrem Kosiniakiem-Kamyszem. Przy okazji nieoficjalnie odsunięto od kierowania kampanią PBK Roberta Tyszkiewicza, wyznaczając na nowego koordynatora Sławomira Rybickiego z Kancelarii Prezydenta. Spacer PBK po warszawskim Krakowskim Przedmieściu był jak się zdaje ostatnim pomysłem Tyszkiewicza. Pomysłem teoretycznie dobrym, choć banalnym, bo takie spacery to klasyka pijaru - no, ale "chcieli jak najlepiej, a wyszło jak zwykle". Internety nabijają się teraz z dobrej rady, że jak za mało zarabiasz, to zmień pracę - faktycznie mającej w sobie coś ze sławnego: "Lud nie ma chleba? To niech je ciastka". Ale moim zdaniem bardziej zdumiewająca była reakcja PBK na próbę zwrócenia na siebie uwagi przez pokrzywdzonego przez wymiar sprawiedliwości ojca (od kilku tygodni zresztą koczującego z transparentami w pobliżu prezydenckiego pałacu, więc spotkanie z nim podczas spaceru było pewne i należało się do niego przygotować). Zamiast, jak zrobiłby każdy profesjonalny polityk, stworzyć jakieś pozory zainteresowania - "proszę podać szczegóły sprawy sekretarzowi, zrobię co w mojej mocy" etc. - prezydent odpalił mu szczerze: "nic nie poradzę". Jak się ma tylko tyle Polakom do powiedzenia, to lepiej do nich nie wychodzić. Roberta Tyszkiewicza możemy już oficjalnie uznać za pierwszą ofiarę śmiertelną kampanii - po przyznaniu w wywiadzie, że na porażki "prezydent reaguje złością, wściekłością" towarzysze partyjni nie będą mieli dla niego litości. Jakąś przyczynę przegranej trzeba przecież będzie znaleźć, a przyczyna prawdziwa - ta, że kandydat jest po prostu beznadziejny, nie nadaje się i trafił tam, gdzie trafił drogą Nikodema Dyzmy, wskutek splotu okoliczności - jest nie do przyznania. Sorry, Tyszkiewicz, taki mamy klimat. Na gazeta.pl, portalu gorliwie popierającej władzę "Gazety Wyborczej", widzę aż cztery czołówkowe teksty nie pozostawiające suchej nitki na idei JOW. Słabo to służy PBK, który nie tylko nagle okazał się wielkim zwolennikiem JOW od zawsze, ale nawet ogłosił wczoraj uroczyste podpisanie projektu poprawki do konstytucji (? - nowa procedura prawna, podpisywanie przez prezydenta projektu poprawki) umożliwiającej ich wprowadzenia. Otwarte pytanie, czy tą woltą PBK uwiedzie elektorat Kukiza? Jak na razie, ściągnął na siebie wściekłość i gromy nielicznej może, ale wpływowej w mediach ideowej lewicy spod znaków "Krytyki Politycznej". Nie będę się spierał, jeśli kto powie, że wyborcy Anny Grodzkiej nie będą mieli wielkiego wpływu na wynik II tury, nawet jeśli wszyscy na PBK nie zagłosują, a pewnie jednak większość zagłosuje. Ale katastrofa zwrotu ku JOW-om (podejrzewam, że nie wszyscy uwierzą w zapewnienia prof. Nałęcza w "Super Expressie", że przemiana prezydenta autentyczna i szczera) polega na czym innym. Jeśli da się w wypowiedziach wspierających PBK znaleźć jakiś wspólny wątek, to jest nim "przewidywalność". To ona ma czynić urzędującego prezydenta lepszym od rywala: no, może i ma swoje wady, ale wiadomo, czego się po nim spodziewać. Numer z JOW-ami bardzo spektakularnie temu zaprzeczył. Wygląda na to, że w otoczeniu PBK wygrała teoria "nieobecnego w I turze elektoratu lewicowego", który należy zmobilizować poparciem Kwaśniewskiego i Cimoszewicza oraz demaskowaniem Dudy jako człowieka Kaczyńskiego. Moim skromnym zdaniem jest kompletna pomyłka, raczej powinna była zamiast starych komunistów przywołać do ratowania wizerunku PBK takich ludzi, jak Borusewicz, Rulewski, Czuma - dawne zasługi są jednym z tych nielicznych pól, na których PBK nie można odmówić wyższości na Dudą. Ale jeśli już się zdecydowało grać wariant postkomunistycznego antykaczyzmu i walczyć o byłych wyborców SLD, to jaki jest sens stałej obecności w mediach jako rzeczników PBK ludzi takich jak Roman Giertych czy Michał Kamiński - dla lewicowego elektoratu "faszystów", a dla wszystkich - symboli konformizmu i ideowej degrengolady PO jako "partii koryta", ściągającej wszelkich, jak to nazywali nasi przodkowie, "pieczeniarzy"? Nikt nad tym nie panuje. Na ratunek PBK przybył z Ameryki, ogłaszając to w tabloidach, Piotr Tymochowicz. Wśród ekspertów od wizerunku jest on tym, kim Krzysztof Rutkowski wśród detektywów. Bardzo skutecznie wylansował samego siebie, natomiast promowanych polityków, jak dotąd, był w stanie nauczyć tylko jednego - machania rękami. Nie sądzę, żeby tego akurat PBK najbardziej potrzebował. "Stawiamy na szczere wypowiedzi" - kpił kiedyś z partyjnej mowy śp. Jerzy Dobrowolski. Szczerze wypowiedział się dla TVN BiŚ jeden z założycieli PO, Andrzej Olechowski, że te JOW-y w programie PO i w ogóle całe "4 razy tak" "to były tylko ćwiczenia", cyniczna ściema, mająca przetestować zdolność formacji do udawania przed ludźmi otwarcia na jej problemy. Jutubowy zapis rozmowy robi, jak widzę, nie mniejszą furorę niż dialog z 14-latkiem. Nie można też pominąć tego, że przy okazji wspomnianego "wyjścia do ludzi" po raz kolejny już pojawił się na telewizyjnych ekranach u boku PBK niejaki Andrzej Hadacz. Tak, tak, to ten "obrońca krzyża", który kiedyś w straszącej PiS-em reklamówce wyborczej PO "oni na pewno pójdą głosować" krzyczał "Komorowskiemu i Tuskowi za zamordowanie prezydenta Kaczyńskiego - kula w łeb!", a potem pojawiał się na hepeningach Palikota. W kręgach prawicy uchodzi za prowokatora, mnie osobiście patrzy raczej na regularnego świra - tak czy owak, jego obecne poparcie dla PBK wygląda równie słabo jak występy Giertycha czy Kamińskiego. Który to Kamiński, mówiąc nawiasem, wezwał Andrzeja Dudę, by zrezygnował, bo jego wyborcze zwycięstwo "nie przyniesie Polsce nic dobrego". Czytaj: nawet "Misiu" przyznaje publicznie, że odebrać zwycięstwo Dudzie może tylko jego rezygnacja. Jak na faceta, który sam się ogłosił najwybitniejszym specjalista od politycznego marketingu w okolicy, wist genialny. Mając po swojej stronie takich przyjaciół naprawdę nie potrzebuje prezydent przeciwnika. Dlatego kolejny dzień z rzędu nie piszę o Andrzeju Dudzie, jego spotkaniu z pielęgniarkami czy składaniu kwiatów na sarkofagu Piłsudskiego, bo po prostu piłka nie jest po tej stronie. Cały ciężar kampanii spoczywa na prezydencie i przygniata go jak, nie przymierzając, głaz lalkę papieża w pewnej głośnej swego czasy awangardowej instalacji "artystycznej"... Może Państwo nie uwierzą, ale patrzę na to bez satysfakcji i z coraz większym zażenowaniem. Oczywiście, ani myślę zaprzeczać, że chcę wreszcie zobaczyć Komorowskiego (uwaga! - dalej będą metafory, nie zawracajcie prokuraturze de doniesieniami) na śmiertelnych marach. Ale chciałbym go zobaczyć zabitego po rycersku, w debacie na udeptanej ziemi, celnym, merytorycznym sztychem polemicznej szpady. A nie, jak teraz, zaplątanego żałośnie we własne opadające nogawki. Strach pomyśleć, co przyniosą biednemu prezydentowi kolejne dni tej kampanii. Rafał Ziemkiewicz
O sprzedaży polskiej ziemi Nie jest dobrze. W trakcie kampanii prezydenckiej pojawiły się ostrzeżenia o groźbie wykupu polskiej ziemi przez cudzoziemców. To groźba bardzo poważna, chociaż z drugiej strony warto pamiętać, że aby cudzoziemiec kupił w Polsce ziemię, najpierw Polak musi mu ją sprzedać. W przeciwnym razie o żadnym wykupieniu nie może być mowy; wbrew woli polskiego właściciela cudzoziemiec mógłby polską, a właściwie nie tyle może „polską” – bo każda własność ma konkretnego właściciela i tylko on ma prawo nią rozporządzać – tylko ziemię prywatną zrabować. Ale przed tym nikt nie ostrzegał, tylko przed wykupem. Zatem jeśli cudzoziemcy mają w Polsce ziemię wykupić, to tylko wtedy, gdy polscy właściciele im ją sprzedadzą. A kiedy polscy właściciele zechcą sprzedać ziemię, niechby i cudzoziemcom? Najprawdopodobniej wtedy, gdy na przykład dochód z lokaty bankowej będzie większy niż dochód z prowadzenia gospodarstwa rolnego. Ale to, czy dochód z gospodarstwa rolnego będzie mniejszy, czy większy od dochodu z lokaty bankowej, nie zależy od cudzoziemców, tylko od rządu polskiego. To znaczy tak byłoby w warunkach normalnych, gdyby Polska była państwem suwerennym. Niestety po Anschlussie do Unii Europejskiej, a zwłaszcza po ratyfikacji traktatu lizbońskiego, tak już nie jest. Obecnie – jak to kiedyś podczas słynnego Forum Dialogu w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i nauki im. Józefa Stalina przenikliwie zauważył pan dr Andrzej Olechowski – już tylko „współdecydujemy o naszych sprawach”. Zatem cudzoziemcy w sprawie poziomu opłacalności gospodarstw rolnych w Polsce mogą nas przegłosować – i zdaje się, że to już nastąpiło. Ciekawe, że ci sami Umiłowani Przywódcy, którzy gardłowali za Anschlussem i za ratyfikacją traktatu lizbońskiego, obecnie biją na alarm z powodu groźby wykupu ziemi. A jakie proponują remedium? To nie jest jasne, ale właśnie dlatego, że nie jest jasne, wygląda na to, iż chodzi o dalsze ograniczenie uprawnień właścicielskich – żeby właściciel ziemi nie mógł jej sprzedać bez zgody odpowiedniego urzędu. A zgodę odpowiedniego urzędu można – jak wiadomo – uzyskać przy pomocy propozycji korupcyjnej. O ile bowiem bardzo trudno jest przekupić właściciela, by dokonał niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem, o tyle skłonić urzędnika, by dokonał niekorzystnego rozporządzenia mieniem cudzym, jest już znacznie łatwiej. Zatem dalsze ograniczenie uprawnień właścicielskich na rzecz zwiększenia uprawnień urzędników, zwłaszcza w sytuacji postępującej utraty suwerenności przez Polskę, ryzyko przejścia własności ziemi w ręce cudzoziemców raczej zwiększa niż zmniejsza. Zatem zamiast ograniczać uprawnienia właścicielskie, należałoby raczej odzyskać suwerenność państwa – by cudzoziemcy utracili wpływ na poziom opłacalności gospodarstw rolnych w Polsce – ale czy Umiłowani Przywódcy potrafią odzyskać suwerenność, którą przefrymarczyli na rzecz Unii Europejskiej, i czy w ogóle tego chcą – oto pytanie. Ale kiedy w naszym nieszczęśliwym kraju Umiłowani Przywódcy kombinują, jakby tu utworzyć sobie kolejną złotą żyłę na „obronie polskiej ziemi”, w San Francisco ważą się losy niewielkiego, bo niewielkiego, niemniej jednak skrawka ziemi polskiej. Oto jedną z ulic tego pięknego miasta nazwano imieniem Kukuńka, czyli Lecha Wałęsy. W swoim czasie bowiem Lech Wałęsa był najukochańszą duszeńką wolnego świata – jako ten, co przeskoczył przez płot i obalił komunizm. Ciekawe, że sam zainteresowany też w to uwierzył, co jest znakomitą ilustracją siły propagandy. Nie o to jednak w tej chwili chodzi, bo oto ten niewielki skrawek polskiej ziemi w dalekim San Francisco jest śmiertelnie zagrożony – i to w dodatku nie tylko za sprawą cudzoziemców, ale w dodatku cudzoziemców sodomitów i gomorytów. Otóż tutejsi sodomici i gomoryci poczuli się dotknięci lekceważącymi uwagami Kukuńka na ich temat, oskarżyli go o „homofobię”, co w Kalifornii może jeszcze nie jest gorsze od śmierci, ale w każdym razie jest niebezpieczne – i wystąpili z inicjatywą, by tę ulicę mu odebrać. Jeśli ta inicjatywa zyska poklask opinii publicznej, dosyć już przez sodomitów i gomorytów wytresowanej, a nawet – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – sterroryzowanej, to wspomniany skrawek polskiej ziemi przejdzie nie tylko w obce, ale być może nawet sprofanowane fistingiem ręce.
Czy w tej sytuacji wszyscy Polacy ponad podziałami nie powinni w akcie solidarności stanąć murem za Kukuńkiem i murem własnych piersi zasłonić go przed rozwścieczonymi sodomitami i gomorytami? Czy pan minister Grzegorz Schetyna, co to poprawnie odpowiedział na wszystkie pytania podczas egzaminu dojrzałości w Departamencie Stanu, dzięki czemu został ostatecznie zatwierdzony na ministra i mógł wygryźć z rządu złowrogiego Cezarego Grabarczyka, nie powinien przynajmniej tej kwestii nie podnieść do rangi racji stanu? Jak zauważył podczas podsłuchanej rozmowy pan Radosław Sikorski, Polska „robi laskę” panu prezydentowi Obamie, nie starając się nawet uzyskać od niego obietnicy, że Stany Zjednoczone nie będą naciskały na nasz nieszczęśliwy kraj w sprawie roszczeń żydowskich – ale ulicę Lecha Wałęsy w San Francisco może by się udało przed sodomitami i gomorytami obronić? W końcu jakieś korzyści z przyjaźni i sojuszów nawet nasz nieszczęśliwy kraj powinien uzyskiwać, bo w przeciwnym razie cóż poczniemy z naszą godnością narodową?
Myślę, że przed drugą turą wyborów prezydenckich obydwaj kandydaci powinni złożyć opinii publicznej jakieś wiążące obietnice w tej sprawie. Innych obietnic na pewno nie spełnią, bo w sytuacji postępującej utraty suwerenności cudzoziemcy, nie mówiąc już o bezpieczniakach, im na to nie pozwolą, ale taką sprawę chyba jeszcze mogliby załatwić? Jeśli już nie uda się obronić całej polskiej ziemi, to spróbujmy obronić przed przejściem w obce ręce chociaż ten skrawek w dalekim San Francisco! Stanisław Michalkiewicz
Korwin-Mikke: O karaniu za porno Widmo krąży po Europie – widmo faszyzmu. Jak wielokrotnie pisałem, Unia Europejska jest wzorowana na III Rzeszy (ale takiej, którą rządziłby homoseksualista Ernest Röhm po zamordowaniu Adolfa Hitlera – a nie odwrotnie!) ze wstawkami ze Związku Sowieckiego (ale takiego, jakim rządziłby Leon Trocki po zamordowaniu Józefa Stalina!). Dzisiejsi faszyści kontrolują nasze życie w stopniu, o jakim Hitlerowi i Stalinowi nawet się nie śniło – bo tamci nie mieli telewizji, kamer i podsłuchów. Ulubionym zagraniem faszystów jest straszenie ludzi: a to śmiercią od niezaszczepienia na odrę, a to pedofilią, a to pornografią dziecięcą, a to terroryzmem… Zastraszeni ludzie godzą się na ograniczanie ich wolności – i o to faszystom chodzi! Jestem jednym z nielicznych ludzi, którzy jasno wiedzą, o co chodzi, jakie są zamierzenia neo-faszystów – i na tyle popularnym, by móc demaskować ich plany. Stąd zawziętość, z jaką jestem atakowany, stąd przekręcanie moich słów tak, że nawet moja rodzina czuje się dotknięta i zagrożona. Np. „FAKT” pisze (opatrując to przezornie znakiem zapytania…) – „Korwin-Mikke chce legalizacji pornografii dziecięcej?” (tutaj) (to pokłosie tekstu: telegraph.co.uk) Jak można na podstawie tekstu, w którym domagam się się surowego karania (nb. surowszego, niż więzienia!) twórców dziecięcej pornografii coś takiego napisać?!?
Natomiast z drugiej strony ja jestem chowany za zasadach cywilizacji europejskiej, gdzie my home is my castle – i w swoim domu każdy może sobie trzymać co mu się żywnie podoba. Mogę mieć np. fałszywe kości do gry – i nikt na tej podstawie nie może mnie oskarżyć, że oszukuje przy grze w kości! Prawo do prywatności i wolności osobistej jest znacznie ważniejsze, niż walka z terroryzmem czy pornografią. Tak nawiasem: pornografia dziecięca stała się problemem dopiero teraz, gdy zaczęto z nią „walczyć” – bo, jak wiadomo, gdy państwo zaczyna coś robić, to zawsze to spieprzy. To właśnie wrzaski o „walce z pornografią dziecięca” rozbudziły zainteresowanie tym tematem – przedtem nikomu to nawet do głowy nie przychodziło! Dopiero trąbienie o tym niebezpieczeństwo zwróciło uwagę zdemoralizowanych producentów, że jest (a raczej: „że można wykreować”) rynek, na którym można zarobić! Tak nawiasem: w inkryminowanym wywiadzie wyraźnie mówiłem, że chodzi o pornografię tworzona bez udziału dzieci – np. rysunki. Wiecie Państwo, jaka wspaniałą kolekcje takich rysunków znaleziono po śmierci pewnego niesłychanie popularnego rysownika (zajmującego się również ilustrowaniem książek dla dzieci)? Rysował sobie, miał to sobie w domu – i co z tego? Może gdyby nie wyżywał się w ten sposób, to zająłby się pedofilią w realu? To jest moje stanowisko. Ja uważam, że Anglicy mieli dobrą politykę penitencjarną: zamiast trzymać człowieka 10 lat trzymano go w koloni karnej rok – a co dwa tygodnie urządzano taką chłostę, że mu się odechciewało. Nazywanie mojej opinii na ten temat, że chcę „legalizacji pornografii dziecięcej” – co robią to popularne portale – to skandal – i musza się tym zająć prawnicy.
Janusz Korwin Mikke
Barometr w interesie Wprawdzie według prezydenta Bronisława Komorowskiego, w Polsce jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej – oczywiście jeśli zostanie wybrany – bo jeśli nie zostanie, to „trup baronowo, grób baronowo, plajta, klapa, kryzys, krach!”, ale sami widzimy, że to wcale nie musi być prawda. Leopold Tyrmand w swoim „Dzienniku 1954” odnotowuje rozmowę z przyjacielem, ongiś słynnym warszawskim kozakiem, a obecnie stolarzem meblowym. Skarży on mu się, że w ostatnim kwartale poprzedniego roku miał w interesie całkowity zastój. - „Wiadomo, konferencja” - spuentował. Chodziło o nieudaną, jak zwykle konferencję rozbrojeniową, która przyniosła jedynie zaostrzenie zimnej wojny. Kiedy Tyrmand wyraził powątpiewanie, czy rzeczywiście konferencja rozbrojeniowa mogła mieć wpływ na ruch na warszawskim rynku meblowym, przyjaciel spokojnie i bez żadnej urazy odparł: nie masz pojęcia, jaki ja mam barometr w interesie. Niech no coś tylko się na świecie zakotłuje, a ludzie w Warszawie od razu przestają kupować meble. No a teraz znowu media przyniosły informację, że córka pana redaktora Tomasza Lisa zdecydowała się wyjechać z Polski. Pan redaktor Tomasz Lis znany jest nie tylko ze swego żarliwego obiektywizmu, ale również z zatroskania o naszą biedną ojczyznę. („O tę Polskę, o Ojczyznę najboleśniej zatroskani – Bożesz ty mój miłościwy, co to będzie, moja pani!”). Z tej gospodarskiej troski narodził się program „Co z tą Polską?”, w którym pan redaktor wraz z zaproszonymi gośćmi i wynajętymi klakierami co tydzień i to na żywo („w trumnie z Baltony wyglądasz jak żywy!”) namawia się, jakby tu Polsce przychylić nieba. Wyglądałoby na to, że skoro nie tylko prezydent Komorowski, nie tylko pani premierzyca, nie tylko generałowie Czempiński i Dukaczewski, których resortowa „Stokrotka” co i rusz woła do telewizji, żeby mówili nie tylko jak jest, ale przede wszystkim – jak będzie, no i wreszcie – redaktor Lis, nie mówiąc już o redaktorze Michniku – że jeśli takie tęgie głowy namawiają się, jakby tu Polsce przychylić nieba, to może być u nas nie tylko dobrze, ale nawet – jeszcze dobrzej. No tak, ale jeśli mimo to córka pana redaktora Lisa opuszcza nasz nieszczęśliwy kraj – czy to nie jest aby jakiś barometr w interesie? Przecież nawet ze strzępów rozmów przy rodzinnym stole to i owo musi wiedzieć, nie mówiąc już o podsłuchanych ewentualnie szeptach po kolacji („oczka stale rozbiegane, bez godności, bez honoru, zakłamane swoje racje, wykrzykuje taki w domu śmiesznym szeptem po kolacji...”). I skoro na podstawie zdobytej w ten sposób wiedzy podjęła taką decyzję, to cóż mają myśleć inni, pozbawieni strategicznych rezerw, uciułanych w służbie narodu? Taki jeden z drugim na ten widok może pomyśleć sobie, że tempus fugit, a czas ucieka, więc nie ma co czekać, zanim ostatni zgasi światło. Ciekawe, że podobnie uważają niektórzy Chińczycy, wykupując masowo nieruchomości w takim np. Palo Alto w Kalifornii, uważane z tego tytułu za drugą po Pekinie siedzibę Chińskiej partii Komunistycznej. Najsampierw przyjeżdża jakiś jeden, niby to na studia, albo na leczenie, potem ściągają inni, a na końcu – sam ojciec rodziny z czarną teką pełna dolarów i kupuje posiadłość na wypadek, gdyby w ojczyźnie coś poszło nie tak. Dzisiaj bowiem komuniści wprawdzie nadal zwalczają własność prywatną, ale tylko u innych, bo wiadomo, że prawdziwi rewolucjoniści nie mogą istnieć bez proletariuszy, czyli osób pozbawionych wszelkiej własności. Nawet jak gdzieś ich nie ma, to zaraz ich naprodukują, dzięki czemu będą mogli rozpocząć walkę o ich interesy, żyjąc z tego aż do śmierci („już z nowym wrogiem toczy walkę, już ma lodówkę, wózek, pralkę...” - opisywał takiego bojownika Janusz Szpotański w poemacie „Towarzysz Szmaciak”). Ponieważ – jak zauważył Ojciec Narodów – walka klasowa zaostrza się w miarę postępów socjalizmu, toteż i w Kalifornii, obok Palo Alto jest również Santa Monica (Ludowa Republika Santa Monica) – a o ilu miejscach jeszcze nie wiemy? Ale niech się o Amerykę martwią Amerykanie, a my się martwmy o nasz nieszczęśliwy kraj, w którym – co tu ukrywać – nie dzieje się najlepiej. Oto przy okazji pogrzebu Władysława Bartoszewskiego, do koncelebrowania żałobnej mszy świętej wkręcił się przewielebny ksiądz Wojciech Lemański i to pod samym nosem Jego Eminencji Kazimierza kardynała Nycza, chociaż jest zasuspendowany. Ładny interes! Nie bez powodu mówią, że najciemniej pod latarnią, ale nie o to nawet chodzi, bo ważniejsze są przecież losy Nieboszczyka na tamtym świecie. Czy z powodu udziału w koncelebrze zasuspendowanego księdza Lemańskiego Nieboszczyk nie będzie miał jakichś przeszkód w drodze do Nieba? Jeszcze w starożytności tacy na przykład donatyści twierdzili, że sakramenty sprawowane przez podejrzanych duchownych są nieważne, a nawet Niebu obrzydłe, co w tej sytuacji mogłoby się skrupić na Nieboszczyku w postaci wspomnianych utrudnień. Inna rzecz, że jest na to skuteczne remedium, na które wskazał w swoim testamencie pewien ziemianin pisząc tak oto: „O los mej duszy na tamtym świecie jestem spokojny, bo całe życie byłem przykładnym katolikiem, często wspierałem ewangelików pastorów, a niezłym też groszem przyczyniłem się też do pokrycia dachu bóżnicy w Pińczowie”. Wreszcie kwestie postawione przez donatystów rozstrzygnął ostatecznie św. Augustyn stwierdzając, że sakramenty sprawowane nawet przez łajdaka są ważne i Niebo nie ma tu nic do gadania. Zatem spokojni o los Nieboszczyka skupiamy się na konsekwencji ostatniego występu przewielebnego księdza Lemańskiego. To znaczy – na pewno nie ostatniego, bo tylko patrzeć, jak wystąpi on w „Tańcu z gwiazdami”, ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o to, że po wspomnianym występie przewielebnemu nie wolno występować na wschód od Wisły. A contrario - że na zachód od Wisły chyba mu wolno. To jednak oznacza, że na jednolitym, unitarnym charakterze naszego państwa pojawiła się rysa, niczym na zwierciadle Lisa Witalisa („bo gdy czyhał ktoś na lisa, powstawała na nim rysa”). Rysa, która może stanowić pierwszy krok w kierunku scenariusza rozbiorowego. Jeśli tak, to rzeczywiście Nieboszczyk umarł w samą porę. Stanisław Michalkiewicz
14 maja 2015 Czy prezydent Komorowski jest frustratem politycznym?
1. Jeszcze w czasie kampanii przed I turą wyborów 5 maja prezydent Komorowski wręcz nie zostawiał suchej nitki na tych kontrkandydatach, którzy proponowali zmiany Konstytucji RP. Mówił między innymi tak „Konstytucję chcą zmieniać ci, którzy są frustratami politycznymi najczęściej. Bo im się nie udało, przegrali wybory, prezydenckie, parlamentarne, uważają, że jak się zmieni Konstytucję, to będzie szczęście i raj na ziemi. A tu nie w tym problem”. Już tydzień później 12 maja mówił tak „jutro podpiszę i złożę do laski marszałkowskiej projekt nowelizacji Konstytucji RP likwidujący barierę prawną uniemożliwiającą wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborów do Sejmu”. Jak zapowiedział tak zrobił, we wtorek podpisał i skierował go natychmiast do Sejmu projekt nowelizacji Konstytucji RP i umożliwiający wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych, jak można się domyślać przygotowany na kolanie i z nikim nie konsultowany.
2. Wczoraj z kolei popisał i wysłał do Senatu postanowienie o zarządzeniu referendum w 3 sprawach: jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania z budżetu partii politycznych i wreszcie spraw podatkowych, a konkretnie rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika. Od razu w mediach pojawiły się wypowiedzi znanych konstytucjonalistów (między innym dr Piotrowskiego z UW), że postanowienie o zarządzeniu referendum na temat JOW-ów jest niezgodne z Konstytucją RP i może być podstawą do postawienia prezydenta przed Trybunałem Stanu. Chodzi o to, że prezydent nie może zarządzać referendum w sprawie jej zmiany lub w sprawach, które nie są z nią niezgodne (w Konstytucji RP zapisane są wybory proporcjonalne do Sejmu). A więc najpierw Sejm i Senat powinny przeprowadzić zmiany w Konstytucji usuwając z niej zapis o proporcjonalności wyborów do Sejmu (do tego potrzeba większości 2/3 w Sejmie i Senacie) a dopiero później prezydent za pośrednictwem Senatu może się zwrócić z postanowieniem o zarządzeniu referendum w sprawie JOW-ów.
3. Widać więc czarno na białym, że prezydent Komorowski łamie Konstytucję RP zgłaszając do Senatu postanowienie o zarządzeniu referendum ale kto by się tym teraz przejmował, skoro pali się ziemia pod nogami. Zresztą o pożarze w sztabie wyborczym prezydenta Komorowskiego świadczy także przymuszenie kandydata do spacerów po Warszawie a to w towarzystwie byłego chodziarza Roberta Korzeniowskiego albo wiceministra spraw zagranicznych Rafała Trzaskowskiego. Odbyły się one zarówno w we wtorek jak i w środę i raczej nie przyniosły one Komorowskiemu dodatkowych wyborców. Przede wszystkim to jego wychodzenie na ulicę i rozmowy z ludźmi są kompletnie niewiarygodne, ponieważ przez 5 lat prezydent tego nie rozbił, jego prezydentura była zamknięta, a sam Komorowski był szczelnie odgrodzony od zwykłych obywateli. Skutki tego odgrodzenia widać podczas tych spacerów i rozmów z ludźmi. Młodemu człowiekowi, który mówił, że jego siostra przez 3 lata po ukończeniu studiów szukała pracy i teraz zarabiając 2 tysiące złotych miesięcznie nawet nie może marzyć o własnym mieszkaniu, prezydent Komorowski radził, żeby jego siostra zmieniła pracę na lepiej płatną, a na mieszkanie powinna wziąć kredyt (nie wyjaśnił tylko czy w złotych czy we frankach). Z kolei z ojcem, któremu skorumpowani sędziowie uniemożliwiają kontakt z dziećmi w ogóle nie chciał rozmawiać, a towarzyszący mu ochroniarze szybko odgrodzili tego człowieka od Komorowskiego. Te spacery to więc klasyczne strzały w stopę i coraz wyraźniej na twarzy prezydenta Komorowskiego widać frustrację i wręcz wściekłość.
Kuźmiuk
Groźna szajka ukrywająca chorobę umysłową Komorowskiego „Jak twierdzi "Gazeta Polska" prezydent Bronisław Komorowski jest ciężko chory. Z najnowszych doniesień wynika, że głowa państwa od lat zmaga się z poważnymi schorzeniami – ma problemy z sercem, cierpi na miażdżycę, przez którą ma trudności z wypowiadaniem się i czasami dziwnie się zachowuje. Stan Bronisława Komorowskiego ciągle się pogarsza. Dolegliwości chce zachować w tajemnicy, dlatego też zamiast w Wojskowym Instytucie Medycznym przy ul. Szaserów w Warszawie leczy się w stołecznym szpitalu MSWiA. Przez chorobę prezydent otacza się ludźmi, którzy za niego sprawują władzę. „...” Prezydent otoczył się ludźmi z „bastionu Agory”, jak ich nazywają współpracownicy Donalda Tuska. Ci ostatni są żywotnie zainteresowani tym, by prezydent miał jak najmniej władzy, nie zamierza on bowiem dzielić się nią z dawnymi partyjnymi kolegami. (...) Otoczył się zaufanymi doradcami wymienianymi przez „Gazetę Wyborczą” jako „wybitne autorytety”: Tadeuszem Mazowieckim, Henrykiem Samsonowiczem, Henrykiem i Ludwiką Wujcami. Bardzo duży wpływ na podejmowane przez prezydenta decyzje mają także Aleksander i Eugeniusz Smolarowie i Adam Michnik – wylicza tygodnik „...”Jak głosi jedna z powtarzanych w Kancelarii Prezydenta historyjek, Bronisław Komorowski wybrał na siedzibę Belweder dlatego, że jest on usytuowany niedaleko miejsca zamieszkania Adama Michnika i Janusza Palikota. Dzięki temu mają do siebie blisko i mogą się w każdej chwili dyskretnie spotykać, bez względu na stan zdrowia prezydenta „.....(źródło )
„„A wiesz, że bezrobocie spada w Polsce, a w Anglii idzie w górę?” – tak Bronisław Komorowski starał się przekonać pewnego nastolatka, żeby został w kraju. Niestety prezydent nieco minął się z prawdą'...”Według Głównego Urzędu Statystycznego stopa bezrobocia w Polsce w marcu wyniosła 11,7 proc. W zeszłym roku w tym samym okresie było to 13,5 proc. Tu Bronisław Komorowski ma więc rację, bezrobocie nad Wisłą wyraźnie spada. Jednak niestety dla prezydenta, a na szczęście dla wielu polskich emigrantów, od końca 2011 roku bezrobocie w Wielkiej Brytanii także spada i to niemal z prędkością geometryczną. Według Office for National Statistics, czyli organu brytyjskiego odpowiednika GUS, w okresie trzech miesięcy poprzedzających marzec tego roku bezrobocie w Wielkiej Brytanii wyniosło 5,6 proc., co jest najniższym poziomem od niemal siedmiu lat, czyli od połowy 2008 roku. Blisko mu już do średniej stopy sprzed kryzysu – 5,3 proc. To również spory spadek w stosunku do tego samego okresu w zeszłym roku, kiedy bezrobocie było na poziomie 6,9 proc. Co więcej, liczba osób zatrudnionych w Wielkiej Brytanii właśnie przekroczyła 31 mln, co oznacza, że wskaźnik zatrudnienia (odsetek pracujących w wieku 16-64 lata) wynosi 73,4 proc. Jest to najlepszy wynik od początku tego typu analiz, czyli od 1971 roku. ….„( źródło )
„Od I tury miało być bez kartki, ale kandydat PO w tegorocznych wyborach prezydenckich, Bronisław Komorowski, wciąż potrzebuje pomocy. Jowita Kacik w lutym tego roku oddelegowana przez Kancelarię Prezydenta do sztabu wyborczego, dziś pomagała mu w szczególnej roli. Urzędniczka od lat politycznie związana z Grzegorzem Schetyną na spacerze Komorowskiego zajmowała się... suflowaniem mu odpowiedzi za plecami. – Nie zagłosuję na pana – mówiła dziś do Bronisława Komorowskiego pani na wózku. gdy zaczęła wypominać prezydentowi, że dał ulgi studentom, a niepełnosprawnym nie – kandydat PO odpowiedział: "Żałuje pani studentom?". Odpowiedź na poziomie empatii porównywalnym z radami jakie udzielał dzień wcześniej musiała nie spodobać się sztabowcom. „...”Obecna na miejscu Jowita Kacik z Kancelarii Prezydenta oparła się o plecy Komorowskiego i zaczęła... dyktować mu, co ma mówić. Jak widać na nagraniu niewiele to pomogło, bo zamiast poważnej rozmowy, Komorowski zaczął żartowa „...(źródło )
Komorowski odmówił wywiadu dla "Financial Times". Czyżby bał się, że znowu pomyli dług publiczny z deficytem budżetowym? Zwrócimy uwagę na jeden fakt - wszystkie swoje publiczne wystąpienia Komorowski odczytywał z kartki. Unikał spontanicznych wypowiedzi z głowy, bo prawie zawsze kończyło się to jakąś żenującą wpadką. W trakcie kampanii nie odbyła się również ani jedna otwarta dla dziennikarzy konferencja prasowa. Obecnie zaś okazało się, że nasz "prezydęt" twardo odmawia również zagranicznym dziennikarzom. Ujawnił to brytyjski "Financial Times", który napisał, że Komorowski wielokrotnie odrzucał ich prośby dotyczące udzielenia choćby krótkiego wywiadu prasowego.Jestem niemal pewny powodów, dla których Bronisław Komorowski odmawiał prestiżowemu brytyjskiemu dziennikowi udzielenia wywiadu. Po prostu dziennikarz tej brytyjskiej gazety zadawałby normalne - a nie ustawione i płytkie - pytania, z którymi obecny prezydent mógłby sobie najzwyczajniej w świecie nie poradzić. Nie wykluczone również, że w trakcie udzielania odpowiedzi doszłoby do jakiejś kompromitującej gafy. Jak żywo widzę tutaj sytuację, w której "Bul" myli dług publiczny z deficytem budżetowym. Taki jego "klasyk"...(źródło )
Najciekawsze jest jednak, że przebieg rozmowy czujnie nadzorowała zza pleców prezydenta jego współpracowniczka. I podpowiadała jak reagować.„Proszę zapytać czego brakuje”? - sugeruje pytanie do zirytowanej emerytki. „Czego brakuje - posłusznie pyta prezydent.„Przytulmy panią” - pada zza pleców. Prezydent posłusznie przytula.
„Zaprośmy do pałacu” - słychać z tyłu Komorowskiego. I kandydat Platformy pokornie zaprasza inwalidkę.I to się nazywa spontaniczny kontakt z wyborcami…Suflerką była jedna z pracownic Kancelarii Prezydent - Jowita Kacik. Pani Jowita wcześniej dała się poznać jako autorka wpisu: „Kto nie skacze, ten pod krzyżem!” po awanturze na Krakowskim Przedmieściu latem 2010 roku.”...(źródło )
Mój komentarz Mamy do czynienia z bardzo poważną sytuacją. Jeśli jest prawdą ,że Komorowski ma problemy ze swoimi zdolnościami umysłowymi , a wszystko na to wskazuje i że istnieje zorganizowana grupa, która to ukrywa przed wyborcami to mamy do czynienia ze spiskiem , hybrydowym zamachem stanu . Bo jeśli Komorowski nie wie jakie ma uprawnienia , nie pamięta co podpisywał, nie potrafi nic powiedzieć bez kartki, a zanim stoi suflerka, która nim dyryguje niczym jakaś małpą , to oznacza ,że będzie tylko marionetka, kukła, jakimś politycznym Frankensteinem zza którego pleców zorganizowana grupa przestępcza będzie rządziła . Tutaj warto również wyjaśnić role w tej sprawie żydowskiej loży B’nai B’rith , której członek Jan Lityński jest blisko prezydenta
http://naszeblogi.pl/54640-zydowski-mason-grozi-ze-wynarodowi-dzieci-polskich-chamow )
Służby specjalne powinny zając się ta sprawa bo jest to zamach na państwo. Hybrydowy zamach stanu. Służby specjalne i prokuratura powinny przesłuchać Michnika , Smolara , Palikota, Hartmana ( szefa Lityńskiego w żydowskiej loży ) i wielu innych , aby ustalić czy ci ludzie zawiązali spisek , którego celem było zatajenie przed wyborcami, przed Polakami faktu niezdolności Komorowskiego do pełnienia urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej i próbom postawienie na czele państwą umysłowo ułomnego Komorowskiego i przejęcie przez tą przestępczą szajkę kontroli nad urzędem prezydenta Marek Mojsiewicz
Odliczanie Wyborcze Ziemkiewicza (dzień 10) Składam samokrytykę - te zapiski nie powinny się nazywać "odliczanie wyborcze" tylko kronika wypadków. Oczywiście wypadków PBK. Zgodnie z tzw. prawem Czarzastego ("w polityce jak nie idzie, to nie idzie") wszystko obraca się przeciwko niemu, nawet to, co było największą siłą urzędującego prezydenta - zainteresowanie mediów. Gdziekolwiek się pojawi, chodzą za nim krok w krok wszystkie możliwe kamery i, niestety, pokazują kolejną wtopę. Po nastolatku stanęła prezydentowi na drodze narzekająca kobieta na wózku i okazało się, że nikt z poprzedniego wypadku nie wyciągnął żadnego wniosku. Gorzej, czujna kamera wypatrzyła i podsłuchała "suflerkę", dyplomowaną - jak szybko ustalono - specjalistkę od "manipulacji wizerunkiem przeciwnika".Owszem, oddani prezenterzy telewizyjni stają potem na głowie, by zmontować jakąś linię obrony - "a Duda też ma taką panią, która mu doradza". Pewnie, że ma. Ale nie w tym rzecz, wpadka z "przytulmy panią, przytulmy panią" sama w sobie nie byłaby warta uwagi, gdyby nie wpisywała się w cały ciąg nieszczęść, świadczących o beznadziejnym wręcz braku profesjonalizmu całego prezydenckiego otoczenia. A dwór świadczy o samym królu. Wbrew pozorom, w postępowaniu Prezydenta Bronisława Komorowskiego (będę dalej używał, internetowym obyczajem, inicjałów PBK) jest konsekwencja. Tydzień temu mówił, że referenda, okręgi jednomandatowe i inne zmiany w konstytucji to pomysły politycznych frustratów. Kto na przykład wymyślił na dziś muzeum włókiennictwa? Akurat przy wizerunkowych problemach PBK muzea to ostatnie miejsce, gdzie się powinien pojawiać. I dlaczego akurat włókiennictwo? Dlatego, że o włókiennictwie traktuje nasz hymn narodowy? ("Przędziem Wisłę, przędziem Wartę" - może PBK opowie ten prastary suchar do kamer, pasowałoby.) Na to wszystko linia obrony jest: no tak, prezydent nie poddaje się pijarowskim sztuczkom, jest autentyczny, nie tak jak ten cukierkowy, sztuczny Duda. Raczej nie porywa, ale nie dziwię się peowcom, że nie mogą wymyślić niczego lepszego. Pani suflerka czy inne sprawy wizerunkowe to pikuś. Naprawdę zaszkodził sobie prezydent tym nieszczęsnym referendum. I pośpiechem, z jakim ogłasza kolejne, coraz dalej idące działania, by je przepchnąć przez Senat jeszcze przed drugą turą. Tymczasem kolejni eksperci wyrokują, że jest ono niezgodne z konstytucją - o ile wiem, są jeszcze tacy, którzy nie zabrali w tej sprawie głosu, ale nie ma jak dotąd ani jednego, który by działania prezydenta uznał za właściwe. Niektórzy mówią wręcz, że zarządzenie referendum to delikt konstytucyjny, za który powinien PBK zostać postawiony przed Trybunałem Stanu. Jak nie idzie, to nie idzie...
Nowe polskie przysłowie: gdzie kucharek sześć i nie ma co jeść, tam zatrudnij jeszcze parę. Sztab wyborczy prezydenta Komorowskiego został wczoraj oficjalnie zasilony przez ekipę peeselowską, na czele z ministrem Kosiniakiem-Kamyszem. Przy okazji nieoficjalnie odsunięto od kierowania kampanią PBK... Na razie konsekwencje niewczesnego pomysłu są dla prezydenta mniej bolesne - z jego komitetu honorowego odeszła Joanna Szczepkowska. Niby sprawa do przeżycia, zwłaszcza że znana aktorka nie słynie z konsekwentnych czy przemyślanych zachowań, ale to znowu utrata kilku punktów. Tym bardziej, że jej argumentacja może wielu "lemingom" trafić do przekonania. Pisałem już o tym wczoraj - tym strzałem, nie w stopę nawet, ale w kręgosłup, podważył PBK hard core swego wizerunku, owo "może prochu nie wymyśli, ale jest obliczalny, wiemy, czego się po nim spodziewać, a to daje poczucie bezpieczeństwa". Guzik tam - pokażcie mi jedną osobę, która się spodziewała tego referendum! Jedną! A zysk z tego żaden. Na żadnym fejsbuku, twiterze czy forum, gdzie pulsują opinie elektoratu Kukiza, nie uświadczysz bodaj jednego wpisu "hurra, wygraliśmy JOW-y". Widać, że te JOW-y były tylko symbolem, i zarządzone w obłędnym tempie referendum zupełnie tej antysystemowo zbuntowanej młodzieży, którą miało pozyskać, nie grzeje. Swoją drogą zastanawiam się, czy Senat, któremu wrzucił prezydent to śmierdzące jajo, skompromituje się totalną partyjną dyspozycyjnością i przegłosuje referendum, ignorując jednoznaczne opinie konstytucjonalistów - czy w przeddzień II tury zbuntuje się, nie tylko wysadzając w powietrze prezydenta, ale także uruchamiając proces zmian w PO. Zmian, które są niezbędne, jeśli PO nie chce na jesieni przegrać sromotnie z doraźnie powołanymi bytami politycznymi, ale też, które mogą się przerodzić w niekontrolowany rozpad niepodzielnie rządzącej od ośmiu lat formacji. To będzie prawdziwy test ordynacji większościowej: czy obieranych według niej senatorów uda się partii równie łatwo jak posłów, szantażowanych usunięciem z list, zmusić do odegrania roli semaforów i głosowania za, delikatnie mówiąc, słabo przemyślanym prezydenckim wnioskiem.Punkt dla prezydenta - zajęcie się sprawami gospodarczymi. Ale i tu jest wątpliwość, bo minister Szczurek, który dwa tygodnie temu zapewniał, że o zmianach w ordynacji podatkowej mowy nie ma, a teraz zapewnia, że nie ma i nigdy nie było żadnych przeszkód, i w ogóle jest ta zmiana już przygotowana i zgodnie z harmonogramem wdrażana (to po co prezydencka inicjatywa i całe to referendum?) nie przydaje trosce o podatnika wiarygodności.A wczoraj Komisja Europejska zarekomendowała zdjęcie z Polski obostrzeń procedury nadmiernego zadłużenia. Wiadomość, której można by użyć dla podbudowania pierwotnej narracji PBK - o sukcesach obecnych rządów i konieczności ochronienia tych sukcesów przed nieprzewidywalnymi frustratami, którzy chcą populistycznie zmieniać konstytucję... No, ale - właśnie. Poprzednia narracja władzy nie była najlepsza, ale była, teraz to już kompletnie nie widać, o co jej chodzi, poza utrzymaniem stołków.Szczepkowska z demonstracyjnym wycofaniem poparcia jest może wypadkiem odosobnionym, ale rządowe media mają już wyraźny problem ze znalezieniem poważnych gości gotowych wspierać prezydenta. Z braku laku zapraszają skompromitowanego aferą hazardową i shopliftingiem "Miro" Drzewieckiego czy nawet "Maksi-Kaza", skompromitowanego po trzykroć. Po pierwsze, jako były premier, który nie wiadomo za co (czyli wiadomo za co) wynagrodzony został tłustą synekurą w zachodnim banku, choć przecież żadnych kwalifikacji, by naprawdę tam pracować, nie ma. Po drugie, jako facet, który najpierw porzucił chorą na raka żonę dla młodej siksy, a potem owąż siksę akurat, gdy była w szpitalu po wypadku. Po trzecie, jako błazen, który ośmiesza się w tabloidach i zupełnie nie rozumie, że jest śmieszny.I co mają wspomniane autorytety do powiedzenia? Że jak Duda wygra, to będzie niesamodzielny wobec Jarosława Kaczyńskiego. Może. A może będzie. A może właśnie odstawi Kaczyńskiego i sam zostanie liderem?Duda wczoraj spotkał się z pokrzywdzonym przez sąd ojcem, z którym przedwczoraj spotkał się prezydent. Dziś zapewne spotka się z wczorajszą panią na wózku. A jutro pojedzie do muzeum włókiennictwa wykorzystać dzisiejsze wpadki PBK, po drodze zaglądając do jakiejś fabryki, tuczarni czy na targowsko. Kampania AD jest poprawna w formie i kompletnie wyprana z istotnej treści. I tylko kompromitujący bałagan u konkurencji oraz niezborność działań władzy sprawiają, że może to wystarczyć.AD ma znakomitą okazję, żeby w kontrze do pogubionego konkurenta wyjaśnić Polakom, dlaczego ubiega się o prezydenturę. I w ogóle, po co potrzebny jest Polakom prezydent. I co może dla nich realnie zrobić, a czemu może tylko kibicować. Pokazać, jakie będzie miał jako prezydent uprawnienia i do czego je wykorzysta. To naprawdę nietrudne, gdybym kandydował, umiałbym to wyjaśnić w kilku zdaniach. I AD też pewnie umie, tylko z jakiegoś powodu nie robi tego. Może nie chce ujawniać swego credo przed debatą, by nie dać pijarowcom PBK czasu na znalezienie kontrargumentów. Może uważa, że głosów nie zdobywa się wizją i merytoryką, tylko gładkim uśmiechem, jak kiedyś Kwaśniewski a potem Tusk.Tak czy owak, zachowuje się, jakby chciał nas przekonać, że będzie lepszym strażnikiem żyrandola niż ten, którego ustawił tam Tusk, ale że nie zamierza poza tę rolę wychodzić.A może nie nas chce co do tego przekonać, tylko kogoś innego?
Pamiętam już parę kampanii, które wydawały się dla PiS zwycięskie i w ostatniej chwili prezes wyskakiwał z czymś, co skutecznie korygowało notowania. Więc na miejscu pisowców jeszcze bym szampanów nie otwierał.
Rafał Ziemkiewicz
Od zwycięstwa do zwycięstwa Jeszcze nie zdążyliśmy się nacieszyć zwycięstwem nad hitlerowskimi Niemcami, a właściwie nie tyle nad „Niemcami”, bo ostatni rozkaz głosi, że Niemcy były pierwszym krajem okupowanym przez złych „nazistów” - a tu już następny sukces w postaci pierwszej tury wyborów prezydenckich. Zanim jednak zaczniemy rozpamiętywać sukces w postaci pierwszej tury wyborów prezydenckich, zatrzymajmy się chwilę nad zwycięstwem nad złymi nazistami. Mogło być ono podwójne, jednak tak się nie stało za sprawą Umiłowanych Przywódców, którzy uchwalili, że Polska odniosła nad złymi nazistami zwycięstwo nie 9 maja – jak to było za pierwszej komuny - tylko dzień wcześniej. Umiłowani Przywódcy ponad podziałami znieśli bowiem dzień zwycięstwa 9 maja i w rezultacie zamiast cieszyć się podwójnym zwycięstwem nad złymi nazistami, musimy kontentować się zwycięstwem pojedynczym. Ano, skoro taki rozkaz, to oczywiście nic na to poradzić nie możemy i mówi się: trudno. I tak dobrze, że możemy obchodzić zwycięstwo pojedyncze, bo przecież zawsze mogło być gorzej. Okazuje się, że wbrew defetystycznym opiniom, brniemy od zwycięstwa do zwycięstwa i już w dwa dni po zwycięstwie nad złymi nazistami stanęliśmy w obliczu kolejnego sukcesu w postaci pierwszej tury wyborów prezydenckich. Demokracja wymaga, by wszyscy wygrali i by każdemu należała się nagroda, ale w praktyce zawsze jeden wygrywa lepiej, a drugi gorzej. Tak też było i w tym przypadku i najlepiej wygrało dwóch faworytów; pan Andrzej Duda i pan Paweł Kukiz. Inni faworyci, ma się rozumieć, też wygrali, ale jakby trochę gorzej, co wzbudziło falę spekulacji na temat rezultatów drugiej tury, która odbędzie się 24 maja. Wydaje się, że rezultat drugiej tury zależy również od tego, czy bezpieczniackie watahy, najwyraźniej zajęte przepychankami wokół przetargów na zakup uzbrojenia, związanych z modernizacją naszej niezwyciężonej armii, zaniedbały odcinek demokratyczny, teraz się zmobilizują i dopilnują interesu. W przeciwnym razie pan prezydent Bronisław Komorowski mógłby zostać pokonany podobnie, jak w 1990 roku pan Tadeusz Mazowiecki, który miał „i tak” wygrać. Jak tam będzie, tak tam będzie, zawsze jakoś będzie – jak mawiał dobry wojak Szwejk – chociaż warto zwrócić uwagę, że zaskakująco wysoki rezultat pana Pawła Kukiza, może wprowadzić wiele zamieszania przede wszystkim podczas jesiennych wyborów parlamentarnych. Wprawdzie czynniki reżyserujące tubylczą scenę polityczną najwyraźniej już zawczasu pomyślały o przeprowadzeniu takich zmian, by wszystko zostało po staremu, ale pojawienie się zmiany pokoleniowej, w dodatku ustosunkowanej do systemu podejrzliwie, może sytuację skomplikować. Chodzi mi w szczególności o przygotowania do wprowadzenia na polityczną scenę partii z udziałem prof. Balcerowicza i Władysława Frasyniuka, która podjęłaby się drugiego etapu modernizacji naszego nieszczęśliwego kraju, bo jużci – każdy widzi, że pani premierzyca Ewa Kopacz i psiapsiółkami nie zmodernizuje nam już niczego. Tymczasem pan prof. Balcerowicz uczestniczył we wszystkich modernizacjach, więc przytłoczyłby wszystkich autorytetem, podczas gdy pan Frasyniuk zabezpieczyłby pozycję nowej partii na odcinku salonowym. Ale na tym przecież nie koniec, bo również na lewicowym odcinku frontu ideologicznego obserwujemy intensywne ruchy z udziałem między innymi pana prof. Jana Hartmana, który w modernizowaniu naszego nieszczęśliwego kraju nie pozwoli się nikomu wyprzedzić. Wydawałoby się tedy, że wszystko jest przygotowane do przeprowadzenia takich zmian, by wszystko pozostało po staremu, ale jak powiadają – człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi i jak dopuści, to i z kija wypuści – a cóż dopiero z kija obejmującego ponad 20 procent głosujących w wyborach prezydenckich? Toteż na razie obserwujemy zmasowane umizgi do pana Pawła Kukiza, ale wiadomo, że ulubioną taktyką bezpieczniaków jest podział ról między ubeka „dobrego” i „złego”. Zatem jeśli umizgi nie przyniosą pożądanych rezultatów, należy spodziewać się intensywnych działań operacyjnych, bo wprawdzie na skutek gwałtownej reaktywacji Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, system musiał trochę się rozszczelnić, ale chyba nie na tyle, by zagrozić porządkowi ustalonemu w roku 1989 przy „okrągłym stole”? Stanisław Michalkiewicz
Jakieś nieporozumienie. Ludzie piszą, by nie zajmować się Drużynami, tylko "gospodarką". To tak, jakby powiedzieć, że III Rzeczpospolita powinna nie zajmować się armią, tylko religią.Co ma piernik do wiatraka? DK powstają, są całkowicie autonomiczne, apolityczne i oddolne - i w czym przeszkadzają w zajmowaniu się przez KORWiNa gospodarką?
I co to znaczy "zajmować się gospodarką"? Zajmuję się nią ponad 50 lat - ale mamy d***krację, a tylko parę procent ludzi umie myśleć abstrakcyjnie. Ja mogę o krzywej Laffera, o szkodliwości podatku dochodowego - a stado etatystów zmajstruje spot z umierającym biedakiem z podpisem: "Umieram z głodu, bo z braku podatku dochodowego nie było na zasiłek dla mnie" - i po ptokach.Napisałem bardzo dobrą i solidnie udokumentowaną książkę o podatkach i najprawdopodobniej najlepszą na świecie książkę o ubezpieczeniach - i co z tego? Żadna nie doczekała nawet krytycznej recenzji!!! Nie mają argumentów - więc milczą. Zasada Totschweigen.Żyjemy w d***kracji - więc rządzi Większość, czyli idioci. Wzrost poparcia dla JOW po (po!!) wyborach w UK jest tego kolejnym dowodem - jakby jakiś był jeszcze potrzebny. Tymczasem działanie JOW jest b.proste w porównaniu z działaniem podatku dochodowego.
A poza tym: gospodarkę można naprawić w trzy miesiące. Naprawa zepsutego społeczeństwa trwa pokolenia.
No, nic - w najgorszym razie przyjdą muzułmanie i zrobią porządek - jak sami nie umiemy. JKM
15 maja 2015 Wprowadziliśmy wam kozę na 6 lat, dopiero w 2017 roku ją wyprowadzimy.
1. Po komunikacie Komisji Europejskiej o zamknięciu wobec Polski procedury nadmiernego deficytu, która została wprowadzona blisko 6 lat temu w 2009 roku na skutek przekroczenia przez deficyt sektora finansów publicznych poziomu 8% PKB (dopuszczalny przez UE poziom to 3% PKB), zarówno minister finansów Mateusz Szczurek jak szef doradców premier Kopacz Jan Vincent Rostowski, zaczęli deklarować zarówno obniżenie podatków jak i zwiększanie wydatków budżetowych (ponoć w kampanii parlamentarnej ma się pojawić zapowiedź znaczących podwyżek dla zatrudnionych w administracji rządowej, których płace były zamrożone przez ostatnie 7 lat).Rzeczywiście po przejęciu przez rząd ówczesnego premier Tuska ponad 150 mld zł z Otwartych Funduszy Emerytalnych, mniej więcej o taką kwotę zmniejszył się dług publiczny, a to oznacza mniejsze koszty jego obsługi (np. w roku 2014 o około 8 mld zł) a także mniejsze dotacje do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (w roku 2014 o około 15 mld zł).To znalazło odbicie w poziomie deficytu sektora finansów publicznych, który po 6 latach został zmniejszony z wspomnianego poziomu 8% PKB do poziomu 2,8% PKB w roku 2015 (taki jego poziom zaplanowano w ustawie budżetowej na 2015 rok).
2. Komisja Europejska zamyka więc procedurę nadmiernego deficytu i natychmiast minister finansów Mateusz Szczurek deklaruje powrót do poprzednich stawek podatku VAT ale od dopiero roku 2017.Przypomnijmy więc jak to z tym podwyższeniem stawek podatku VAT było.Wprowadzone przez rząd Tuska podwyższone stawki podatku VAT (z 22% na 23% oraz z 3% na 5% i z 7% na 8%), miały obowiązywać od 1 stycznia 2011 do 31 grudnia 2013 roku i z dniem 1 stycznia 2014 roku, miały automatycznie powrócić do stanu poprzedniego jeżeli państwowy dług publiczny (liczony tzw. metodą krajową), nie przekroczy poziomu 55% PKB.Na koniec 2012 roku tak właśnie było, relacja państwowego długu publicznego do PKB liczonego metodą krajową wyniosła 53,7% PKB.Mimo tego w procedurze uchwalania budżetu na 2014 rok rząd ówczesnego premiera Tuska przedłożył projekt ustawy związany z przedłużeniem obowiązywania podwyższonych stawek podatku VAT na kolejne 3 lata czyli okres od 1 stycznia 2014 roku do 31 grudnia 2016 roku, a także likwidacją istniejącego do tej pory zwrotu VAT przy niektórych wydatkach mieszkaniowych.Projekt ten został oczywiście uchwalony i przysłowiowa „koza” została wprowadzona do mieszkań wszystkich Polaków nie na 3 lata jak wcześniej zapowiadano, a aż na 6 lat (dodatkowe dochody podatkowe z tego tytułu szacowano na 5-6 mld zł rocznie).Według zgrubnych obliczeń przez 3 lata obowiązywania podwyższonych stawek podatku VAT, każdego z nas (od najmniejszego do najstarszego), kosztowało to średnio około 530 zł i przez kolejne 3 lata (2014-2016), będzie kosztowało przynajmniej kolejne 530 zł.
3. Zapowiedź ministra finansów Mateusza Szczurka, który mówi o wycofaniu się z podwyższonych stawek VAT dopiero w 2017 roku w związku z zamknięciem procedury nadmiernego deficytu wobec Polski przez KE jest więc co najmniej zastanawiająca.Otóż jeżeli ten związek miałby wystąpić to minister powinien zaproponować powrót do poprzednich stawek VAT już od roku 2016 i taka propozycja powinna się pojawić na jesieni w projekcie budżetu na rok przyszły.Byłoby to rozwiązanie wychodzące naprzeciw tych mniej zamożnych Polaków, którzy całość swoich miesięcznych dochodów wydają na zakup dóbr i usług, a więc płacą podatek VAT od wszystkich swoich dochodów.Ci bardziej zamożni, nie wydający całości dochodów, oszczędzający ich część, płacą podatek VAT tylko od wydatków na dobra i usługi i są w związku z tym w znacznie lepszej sytuacji od tych mniej zamożnych (dlatego VAT nazywa się czasami podatkiem od biednych).Ale jak widać, rządząca koalicja Platformy i PSL-u, chcą wykorzystać pełne 6 lat przebywania przysłowiowej „kozy” w mieszkaniach Polaków, mimo że mają możliwość wyprowadzenia jej o rok wcześniej.
Kuźmiuk
Michnik odgraża że jego ośmiornica nie odda Polski Polakom Zbigniew Herbert „ Michnik jest manipulatorem . To jest człowiek złej woli ,kłamca . Oszust intelektualny. Ideologia tych panów to jest to ,żeby w Polsce zapanował socjalizm z ludzką twarzą„ ...(więcej)
Łysiak „ Nóż mi się wtedy otworzył w kieszeni , więc publicznie przezwałem Michnika „kandydatem na króla Ubu „ ) „lepszy ) .1990 ) inicjując walkę kontrmichnikowską .Tego samego roku francuski polonofil, konserwatywny myśliciel Alain Besancon, nazwał Michnika człowiekiem gorszym od zdrajców Targowicy , typem przypominającym kolaborantów Vichy , i stwierdził ,że gardłowanie Michnika „ budzi niesmak , usuwa w cień wszelką sprawiedliwość „ ...(więcej )
Bugaj Kiedyś oglądałem Adama Michnika u pana Wojewódzkiego. Wyłączyłem, kiedy Woje- wódzki zapytał: „Słyszałem, że policja dzwoniła do pana, kiedy pan ruchał". Michnik nie odpiął mikrofonu, nie wyszedł. Rechotał. To po prostu szambo. Ale to nie przeszkadza „GW" pro- wadzić krucjaty przeciw IV RP pod pryncypialnymi hasłami. Kaczyński nie jest dla mnie wzorcem demokracji, ale w 2007 roku Michnik oskarżał go gołosłownie o zamiar sfałszowania wyborów. Doceniam prospołeczne teksty w „Wyborczej", ale tam nic się nie ukazuje bez celu. „...(więcej )
Adam Michnik „ Nie oddajmy Polski gówniarzom „...”Zdanie to zostało pominięte zarówno w relacji z wydarzenia umieszczonej na stronach internetowych Gazety Wyborczej, jak też w depeszach Polskiej Agencji Prasowej. „...”Wczoraj na łamach jednej z gazet socjolog prof. Janusz Czapiński stwierdził, że „rośnie fundamentalistyczny radykalizm w młodym pokoleniu Polaków”. – Módlmy się, by jak najszybciej wyemigrowali, dzięki czemu ochronimy porządek – stwierdził. „...(źródło )
Władysław Gomółka „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy. (…) Zniszczymy wszystkich bandytów reakcyjnych bez skrupułów. Możecie jeszcze krzyczeć, że leje się krew narodu polskiego, że NKWD rządzi Polską, lecz to nie zawróci nas z drogi. „..(źródło )
Jak donosi portal wpolityce.pl, p. Adam Michnik, odbierając nagrodę podczas gali Konfederacji Lewiatan, na której obecny był również JE Bronisław Komorowski, rzucił takie słowa, że ocenzurować je musiała nawet "Gazeta Wyborcza" i PAP.Cytatem dyskretnie pominiętym przez media i agencje prasowe jest: "Nie oddajmy Polski gówniarzom". Niektórzy publicysći zauwazyli na Twitterze, że słowa p. Michnika to nic nowego.
- Powtórka z historii: Władzy raz zdobytej nie oddamy - napisał p. Piotr Wawrzyk.”...(źródło )
„Lawina życzeń dla Michnika „....”Już bez znaku zapytania i niepewności. "Super Express", a wraz z nim szereg polityków składa Adamowi Michnikowi życzenia z okazji narodzenia potomka.67-letni redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" został przyłapany przez fotoreporterów tabloidu na spacerze z młodszą kobietą i dziecięcym wózkiem. „...”Niektórzy nie kryli zdziwienia, inni zazdrości. Przytoczmy kilka z małych gratulacyjnych depesz. „....”Widywałem Adama nie tak dawno w towarzystwie młodych kobiet, ale jest to dla mnie ogromna niespodzianka. Życzę młodemu człowiekowi wiele szczęścia i mniej zapracowanego oraz ideologizującego ojca- dodawał Jan Rulewski.A Magdalena Środa dodawała, że już zdążyła Michnikowi pogratulować osobiście. Liczy także, że wraz z Ryszardem Kaliszem będą orędownikami tzw. urlopów tacierzyńskich”. „...
http://naszeblogi.pl/51942-panteon-obyczajowych-lajdakow-michnik-korwin-mikke-kalisz
Adam Michnik „ Jesteśmy podzieleni. Wielka część naszych rodaków definiuje naszą sytuację jako katastrofę, ruinę ubekistan. Na to jest jedna rada cierpliwość. Cukier musi się rozpuścić. Cierpliwość to powinność patriotyczna „...”Cierpliwość oznacza, że metodami wojskowymi, pałkami się do niczego ludzi nie przekona. Trzeba wierzyć, że kropla drąży skałę „...”Antoni Macierewicz był człowiekiem zawsze niebanalnym. Wykształconym, sprawnym intelektualnie, odważnym. „....”Kiedyś Antek był inny. Ja go pamiętam jako człowieka o poglądach skrajnie lewicowych -gdy był zwolennikiem Che Guevary, Fidela Castro - bojowników w Chile. To był inny człowiek. Mnie uważał za zgniłego socjaldemokratę „....”Gdybym miał do wyboru Polskę Jarosława Gowina, czy Polskę Millera wybrał bym bez namysłu Polskę Millera. Bo Leszek Miller jest przedstawicielem opozycji odpowiedzialnej za państwo „. ..
http://naszeblogi.pl/37704-wegierscy-intelektualisci-obawiaja-sie-interwencji-zbrojnej
Adam Michnik odpowiada na pytania NaTemat Największe zagrożenie dla Polski, to...?To jest oczywiste. To jest ta fala nastojów populistycznych, szowinistycznych, niszczących ład konstytucyjny i osłabiających państwo.
„Czy ta fala ma jakieś twarze?Ma cztery ośrodki zarządzania. Z jednej strony to jest kierownictwo PiSu, a konkretnie Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz Z drugiej strony to jest tak zwany ruch narodowy, w którym są judeosceptycy, jeśli nie po prostu antysemici. Mówią oni językiem agresji i nienawiści. Z trzeciej strony to jest ojciec Rydzyk . Z czwartej strony to wspierany przez kiboli, szef "Solidarności Piotr Duda który mówi językiem obelg wobec premiera. Zwyczajnie obraża licząc na swoją bezkarność. Czy pana zdaniem te siły mogą przejąć władzę?
Mogą. „....( więcej )
Spiegel:Orban, Kaczyński i inni mówią o tym, że trzeba doprowadzić do końca rewolucję 1989 r. i rozprawić się z komunistami. „....”Adam Michnik „Jestem zwolennikiem Adenauera. On także miał po wojnie więcej możliwości:ludzi ze swojego otoczenia, którzy byli zwolennikami Hitlera, mógł wsadzić do więzienia, albo uczynić z nich demokratów. Wybrał tę drugą drogę „...”:Jestem zdania, że to dobrze, iż w Polsce poszliśmy drogą pojednania, a nie drogą zemsty i rewanżu. Za to będę zawsze uznawany za wroga.„...”Także nasza nowa Polska powinna być całą Polską. Inna droga byłaby możliwa, gdybyopozycja przejęła całą władzę i nie dzieliła się nią ze starym reżimem.Powiesilibyśmy komunistów na latarniach, a krajem rządziłaby wąska elitarna grupa. To byłby antykomunizm z twarzą bolszewizmu„....”Tak kiedyś jak i obecnie są u nas politycy, którzy dążą do stworzenia innego państwa: Kaczyński, podobnie jak Orban na Węgrzech. (...) Jeśli Orban utrzyma się na Węgrzech, albo jeśli Kaczyński zwycięży u nas, będzie bardzo niebezpiecznie.Obaj mają autorytarne zapatrywania na państwo, demokracja jest jedynie fasadą.Powinniśmy bardzo często okazywać krytykę. Europie nie wolno milczeć w kwestii węgierskiej.W razie potrzeby muszą być nałożone sankcje. „..(więcej )
Michnik wzywa do obalenia rządu Węgier ? „List Michnika , Havla i 69 innych osób wzywający władze Unii Europejskiej do ..właściwie do obalenia legalnie wybranego rządu Orbana .
Fragment apelu „ Zwróciliśmy się do Parlamentu Europejskiego , Komisje Europejskiej , I Rady Europy , oraz do rządów państw europejskich , i partii politycznych , dla których istotna jest prawdziwa jedność Europy .Wzywamy was do podjęcia zdecydowanych działań , aby utrzymać nasza Europę demokracji we właściwym kierunku.”...(więcej )
Lewacka niemiecka fundacja poucza Polaków , jak wprowadzić genderowy i polityczna raj nad Wisła „... „Rządowa rozgłośnia „Deutsche Welle” opublikowała wywiad z szefem warszawskiego oddziału fundacji Heinricha Bölla - Wolfgangiem Templinem. Dowiedzieliśmy się z niego, że nasz zachodni sąsiad wciąż czuję potrzebę wspierania nas na drodze ku "cywilizacji". Oczywiście cywilizacji na obraz swój i podobieństwo. „....”W 1989 r. brał udział w niemieckim „okrągłym stole”, a w 2010 r. został szefem warszawskiego oddziału fundacji Heinricha Bölla.A teraz krótko o fundacji. Powstała ona w 1997 r. na bazie niemieckich Zielonych, choć formalnie ma status niezależnej politycznie. Działa bardzo agresywnie i szeroko, głównie w krajach obszaru zdominowanego do 1989 r. przez Związek Sowiecki.Jak każda z fundacji działa jako soft power, czyli przy pomocy programów grantowych, dotacji i stypendiów buduje lobby – proniemieckie, w tym przypadku o bardzo lewackiej proweniencji.”...”Templin w wywiadzie z „DW” przyznaje, że Polska zajmuje „szczególne miejsce” w sercach Zielonych (w RFN trwa właśnie rozliczanie tej partii z pedofilskiej przeszłości jej działaczy w latach 70. i 80. XX wieku). Dlaczego Fundacji Bölla tak bardzo zależy na rozszerzeniu swojej „przestrzeni życiowej" akurat w Polsce?”...”W Polsce projekty gender mają szczególne znaczenie, ponieważ Polska jest konserwatywnym krajem katolickim, o patriarchalnym modelu społeczeństwa, w którym zagadnieniom równości kobiet i mężczyzn, mniejszościom seksualnym czy tolerancji światopoglądowej przypisuje się zupełnie inną wagę niż w krajach laickich Europy zachodniej”...”W Polsce (…) opozycja polityczna najchętniej wysłałaby rząd, urzędującego prezydenta i rządzącą koalicję na tamten świat w przenośnym i dosłownym tego słowa znaczeniu. Opozycja polityczna nie jest skłonna zaakceptować ich jako przeciwnika politycznego. Widzi w nim śmiertelnego wroga „...”ychodzę z założenia, że siły, które nazywam „nową, nowoczesną Polską” w średnio- i długofalowej perspektywie będą zdolne stworzyć własne formacje polityczne, przeciwwagę do ugrupowań zachowawczych i tradycjonalistycznych, i staną się jedną z czołowych sił politycznych. Problemy i napięcia pozostaną – to jest normalne. Ale to byłoby dobrym rozwiązaniem dla paraliżującej, patowej sytuacji, jaką teraz mamy w Polsce między defensywną koalicją rządzącą, którą wyborcy postrzegają jako mniejsze zło, od fundamentalistycznego rywala politycznego „. ….(więcej )
Profesor Antoni Dudek „ Moja najnowsza książka „Historia polityczna Polski 1989-2012” jest już dostępna jako ebook, a do 7 maja będzie ją można zakupić w tej postaci po bardzo atrakcyjnej cenie. Z tej okazji pozwalam sobie zamieścić fragment książki dotyczący afery Rywina czyli wydarzenia, które zmieniło w istotny sposób historię III RP kładąc kres istnieniu nieformalnego triumwiratu Miller-Kwaśniewski-Michnik.Dla ułatwienia lektury na blogu zrezygnowałem z zamieszczenia przypisów. „...”[…] Kiedy w połowie grudnia 2002 r. premier Miller wrócił ze szczytu UE w Kopenhadze, na którym ustalono ostatnie szczegóły akcesji Polski do Unii, jego polityczna gwiazda osiągnęła apogeum. Jednak w kilkanaście dni później doszło do wydarzenia, którego dalekosiężne konsekwencje okazały się katastrofalne nie tylko dla szefa rządu i kierowanego przez niego obozu politycznego, ale i dla wielu zwolenników wyidealizowanego wizerunku III Rzeczypospolitej. 27 grudnia 2002 r. w „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł „Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika”.Dotyczył on korupcyjnej propozycji, jaką w lipcu 2002 r. złożył kierownictwu spółki „Agora” (wydawcy „Gazety Wyborczej”), znany producent filmowy Lew Rywin. Sprawa dotyczyła projektu nowej ustawy o radiofonii i telewizji, jaką postanowił przygotować rząd Millera, a ściślej zawartego w nim przepisu antykoncentracyjnego, zabraniającego firmie posiadającej ogólnopolski dziennik posiadania stacji telewizyjnej. W praktyce ten ogólny przepis dotyczył głównie „Agory”, która nie ukrywała, że jest zainteresowana kupnem udziałów w telewizji „Polsat”, a jej przedstawiciele wiosną 2002 r. prowadzili w kręgach rządowych aktywny lobbing, na rzecz nadania ustawie pożądanego przez nich kształtu.W czerwcu 2002 r., po spotkaniu Millera z przedstawicielami prywatnych mediów, wydawało się, że premier - pod silnym naciskiem środowiska „Gazety Wyborczej” - podjął decyzję o wycofaniu się rządu z antykoncentracyjnych zapisów. Później jednak okazało się, że w projekcie, który miał być przedmiotem obrad rządu, znów znalazł się wymierzony w „Agorę” kluczowy zwrot „lub czasopisma”. Tymczasem Rywin, najpierw w rozmowie z prezes „Agory” Wandą Rapaczyńską, a następnie podczas spotkania z Adamem Michnikiem 22 lipca, sformułował propozycję nadania ustawie takiego kształtu, który pozwoliłby „Agorze” na kupno „Polsatu”. W zamian, występując w imieniu anonimowej, ale mającej wedle niego poparcie premiera „grupy trzymającej władzę”, domagał się 17,5 mln dolarów dla swoich mocodawców, dla siebie stanowiska prezesa „Polsatu”, a dla Leszka Millera życzliwości ze strony „Gazety Wyborczej”. Michnik nagrał rozmowę z Rywinem i jeszcze tego samego dnia wieczorem doprowadził do konfrontacji Rywina i Millera w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W jej trakcie, wedle zeznań Millera i Michnika, Rywin miał wskazać na prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, jako osobę, która wysłała go do „Agory”.Do tego sprowadzają się niepodważalne fakty, potwierdzone przez utworzoną z inicjatywy PO i PiS w styczniu 2003 r. dziesięcioosobową sejmową komisję śledczą, pod przewodnictwem Tomasza Nałęcza (UP) z zadaniem wyjaśnienia kulis sprawy, a w szczególności tego, kto w rzeczywistości stał za Rywinem. Jej pierwszy skład tworzyli obok przewodniczącego posłowie: Ryszard Kalisz (SLD), Bohdan Kopczyński (LPR), Bogdan Lewandowski (SLD), Jan Rokita (PO), Stanisław Rydzoń (SLD), Piotr Smolana („Samoobrona”), Józef Szczepańczyk (PSL), Jerzy Szteliga (SLD) i Zbigniew Ziobro (PiS). Posłowie SLD-UP mieli w niej zatem połowę miejsc, w tym stanowisko przewodniczącego. L. Miller uznał zgodę SLD na powołanie komisji śledczej za duży błąd: „Uważam, że nigdy nie powinniśmy dopuścić do powstania komisji śledczej. Oczywiście byłoby to trudne i to z różnych powodów. Marek Borowski parł do powołania tej komisji, grożąc, że jeśli tego nie zrobimy, to on będzie musiał złożyć rezygnację z funkcji marszałka Sejmu. (…) mieliśmy sytuację, w której część tego środowiska [SLD] postanowiła rozegrać sprawę Rywina na własną korzyść. SLD było pęknięte”.Wielomiesięczne prace komisji, a w szczególności relacjonowane przez media zeznania świadków występujących przed jej obliczem, okazały się wstrząsem dla sporej części opinii publicznej.Wprawdzie sposób informowania o pracach komisji przez TVP wskazywał na wyraźny zamiar bagatelizowania afery, a zwłaszcza roli odegranej w niej przez prezesa Kwiatkowskiego, ale prywatne stacje telewizyjne i gazety skutecznie nagłaśniały jej kolejne szczegóły.Krok po kroku komisja śledcza, a w szczególności jej trzej najbardziej dociekliwi członkowie, posłowie Tomasz Nałęcz, Jan Rokita i Zbigniew Ziobro, odsłonili mechanizm manipulowania projektem ustawy w celu wymuszenia haraczu, który przypuszczalnie miał posłużyć „grupie trzymającej władzę” do zbudowania związanego z lewicą koncernu medialnego. Liczne poszlaki – w tym również wykazy połączeń telefonicznych Rywina – wskazywały, że obok Kwiatkowskiego do owej grupy mogli też należeć jego bliski przyjaciel, sekretarz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Włodzimierz Czarzasty, wiceminister kultury Aleksandra Jakubowska oraz szef gabinetu politycznego premiera Lech Nikolski. Jeszcze dalej w swoich oskarżeniach posunął się poseł Ziobro, którego sprawozdanie z prac komisji obciążało również premiera Millera, a nawet prezydenta Kwaśniewskiego. Głowie państwa zarzucano zachowanie bierności po tym, gdy w końcu lipca 2002 r. otrzymał on notatkę z wyjaśnieniami od Rywina, po czym schował ją na wiele miesięcy do szuflady. O jej istnieniu posłowie dowiedzieli się dopiero w marcu 2003 r. od… Millera, który zareagował w ten sposób na wypowiedź prezydenta sugerującą, że z uwagi na niejasną rolę odegraną w całej sprawie powinien podać się do dymisji. W ten sposób okazało się, że afera Rywina wpisała się też w walkę toczoną między Kancelarią Premiera i Pałacem Prezydenckim.Największym przegranym w całej sprawie (o ile oczywiście nie liczyć Rywina) był premier, który konsekwentnie starał się przekonywać posłów, dziennikarzy, a za ich pośrednictwem opinię publiczną, że propozycja Rywina była tak absurdalna, iż uznał ją za przejaw urojeń producenta filmowego i dlatego nie skierował sprawy do prokuratury. Jednak zeznania, jakie złożył w tej sprawie przed komisją śledczą, nie rozwiały wszystkich wątpliwości, tym bardziej, że premier bombardowany pytaniami podczas wielogodzinnych przesłuchań, kilkakrotnie stracił na sobą panowanie. „Pan jest zerem, panie pośle Ziobro” – usłyszał od Millera poseł PiS, gdy zapytał o reakcję szefa rządu na informacje, że prawdopodobny zleceniodawca zabójstwa byłego komendanta policji Marka Papały, pochodził z kręgu ludzi zbliżonych do SLD. Niewiele lepiej został potraktowany przez premiera Jan Rokita, który zdaniem Millera miał się dopuścić „ordynarnej manipulacji”, cytując niedokładnie zeznania, jakie szef rządu złożył w prokuraturze. Równocześnie Miller demonstracyjnie bronił uwikłanej w aferę Rywina Aleksandry Jakubowskiej, którą w styczniu 2003 r., a zatem już po nagłośnieniu całej sprawy, awansował na stanowisko szefa swojego gabinetu politycznego.Kiedy w październiku 2003 r. CBOS przeprowadził badania na temat zaufania do deklaracji poszczególnych osób kojarzonych z aferą Rywina, jedynie 17 proc. badanych stwierdziło, że ma zaufanie do Millera. Jego brak deklarowało 64 proc. respondentów, zaś pozostali nie mieli w tej sprawie zdania. Niższą wiarygodnością w tej sprawie cieszył się jedynie Włodzimierz Czarzasty (65 proc.) i sam Rywin (76 proc.), który odmówił zeznań przed komisją śledczą, ograniczając się do wygłoszenia przed jej obliczem oświadczenia. Stwierdził w nim m.in.: „Adam Michnik, ten sam, który poprzednio proponował mi posadę szefa Polsatu w czasie licznych biesiad towarzyskich głosił, iż zmusi mnie do emigracji. Nie wierzyłem, iż >Gazeta Wyborcza< posunie się do takiej podłości, aby opublikować zmanipulowaną wersję prywatnej rozmowy, podstępnie nagranej. (…) Padłem ofiarą wyrafinowanej intrygi Wandy Rapaczyński i Agory. (…) Konkludując, oświadczam, że nie poczuwam się do winy i w całości odrzucam zarzuty stawiane mi w tej sprawie. Oświadczam również, że to nie ja poszedłem do Agory z jakąkolwiek propozycją lobbingową. To Wanda Rapaczyński nalegała, abym włączył się w jej grę prowadzoną wokół ustawy radiowo-telewizyjnej”. Wyjaśnieniom tym nie dali wiary zarówno posłowie z komisji śledczej, ani też sąd, który skazał Rywina na dwa lata więzienia oraz 100 tys. zł grzywny za pomoc wpłatnej protekcji. W 2005 r., po próbach uniknięcia wykonania wyroku z uwagi na stan zdrowia, producent filmowy trafił do więzienia. Jednak nawet wówczas, nie zdecydował się na wyjaśnienie, na czyje zlecenie złożył „Agorze” swoją propozycję.Afera Rywina nadwerężyła też wiarygodność „Gazety Wyborczej” i jej redaktora naczelnego, który wprawdzie całą sprawę nagłośnił (wcześniejsza notka na ten temat opublikowana w rubryce satyrycznej tygodnika „Wprost” została z tego względu zlekceważona), ale równocześnie wielokrotnie odmawiał odpowiedzi na pytania członków komisji śledczej, zasłaniając się słabą pamięcią bądź też tajemnicą dziennikarską. Podkreślał tylko stale, że z całą pewnością o korupcyjnej propozycji nic nie wiedział premier Miller. W rezultacie nie udało się wyjaśnić, dlaczego redakcja „Gazety” zwlekała z ujawnieniem sprawy i skierowaniem jej do prokuratury przez pięć miesięcy, a Michnik nakłonił we wrześniu dziennikarkę „Polityki” Janinę Paradowską do usunięcia z już przeprowadzonego wywiadu z Millerem fragmentu dotyczącego oferty Rywina. Tłumaczenia, że trwało w tym czasie dziennikarskie śledztwo „GW” były o tyle nieprzekonujące, że nigdy nie wyjaśniono na czym polegało, ani tym bardziej nie przedstawiono jego wyników. Bardziej wiarygodne było wyjaśnienie, że czekano na zakończenie negocjacji w sprawie wejścia Polski do UE, co potwierdzałoby hipotezę posła Rokity, że grudniowy artykuł „czekał na akceptację ze strony Leszka Millera”. Jednak wydarzenia, jakie nastąpiły po jego publikacji, doprowadziły do szybkiego ochłodzenia stosunków między środowiskiem „Gazety Wyborczej” i obozem postkomunistycznym, o których wcześniejszej fazie zaskakująco szczerze napisał rozgoryczony Robert Kwiatkowski oceniając, że w Polsce przed wybuchem afery Rywina „świadectwo przyzwoitości i dojrzałości do demokracji wystawiał Adam Michnik. Warto było mieć go po swojej stronie. O jego względy zabiegali nie tylko prezydent z premierem, ale i wielu innych, mniej lub bardziej ważnych polityków i postaci życia publicznego. Wśród nich i tacy, jak W. Czarzasty i, co przyznaję samokrytycznie, także ja.”Prace komisji sejmowej ujawniły całą pajęczynę nieformalnych powiązań, istniejących na styku świata polityki i biznesu. Za sprawą analizowanych przez posłów billingów rozmów telefonicznych, wysyłanych wiadomości tekstowych oraz zawartości komputerowych dysków, udało się odtworzyć nie tylko nieprawidłowości w procesie przygotowywania projektu ustawy o radiofonii i telewizji, ale i specyficzną atmosferę panującą w postkomunistycznej elicie władzy. W najbardziej lapidarnej postaci oddał ją sms wysłany przez członka KRRiT z ramienia SLD Adama Halbera do prezesa Kwiatkowskiego, a ujawniony w maju 2003 r. przez posła Rokitę: „Może byś wrócił do Piotrka Urbankowskiego. To jest świetny koleś - pracowity i lojalny, lubię go i cenię. Precz z siepactwem. Chwała nam i naszym kolegom. Ch..e precz!”. Rekord arogancji ustanowił natomiast kolega Halbera z Krajowej Rady, jej sekretarz Włodzimierz Czarzasty, który po apelu prezydenta, by członkowie Rady podali się do dymisji w związku z ujawnieniem matactw, do jakich doszło w trakcie prac nad projektem ustawy stwierdził, odpowiadając na pytanie, czy zamierza się spotkać w tej sprawie z Kwaśniewskim: „Nie muszę. Mam swój rozum”. Czarzasty był członkiem Rady z nominacji prezydenta. Z kolei przesłuchanie Jerzego Urbana, doprowadziło do ujawnienia zażyłych stosunków towarzyskich łączących go z Michnikiem. Również zeznanie, jakie złożył w prokuraturze prowadzącej równolegle śledztwo w sprawie Rywina prezydent Kwaśniewski, potwierdziło jego bliskie kontakty z redaktorem naczelnym „Gazety Wyborczej”. „Była to jego kolejna, coroczna, w jakimś sensie tradycyjna wizyta” – mówił prokuratorowi Kwaśniewski o wielogodzinnym spotkaniu z Michnikiem 30 lipca 2002 r. w letniej rezydencji prezydenta w Juracie. W jego trakcie prezydent dał Michnikowi do przeczytania notatkę, którą otrzymał od Rywina, a której zawartość redaktor skomentował lapidarnie mówiąc: „Rywin łże”. Zażyłość między Kwaśniewskim i Michnikiem była tak znaczna, że w niektórych środowiskach określano tego ostatniego zjadliwie mianem „wiceprezydenta”.Aleksander Kwaśniewski złożył wyjaśnienia na temat afery Rywina w prokuraturze, odmówił natomiast stawienia się przed obliczem sejmowej komisji śledczej. 7 listopada 2003 r. oświadczył, że mógłby „nawet zatańczyć przez komisją i zaśpiewać”, ale nie może łamać przysługującego mu jako głowie państwa statusu niezależności od parlamentu. Niechęć Kwaśniewskiego do stawienia się przed komisją była o tyle zrozumiała, że większość z pięćdziesięciu świadków, jacy pojawili się w Sali Kolumnowej Sejmu, gdzie obradowała komisja, nie wypadła najlepiej w krzyżowym ogniu poselskich pytań. Wezwania przed komisję stały się zresztą szybko elementem gry politycznej i narzędziem nękania przeciwników. Tak było z wezwaniem przed komisję prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, które zostało przeforsowane przez SLD-owską część członków komisji najwyraźniej po to, by mniej zorientowanym Polakom zasugerować jakikolwiek związek lidera PiS-u i kandydata na prezydenta RP z aferą Rywina.Komisja śledcza, zajmująca się wyjaśnieniem afery Rywina, była pierwszym tego rodzaju organem utworzonym na podstawie ustawy ze stycznia 1999 r.Olbrzymie zainteresowanie jakie towarzyszyło jej pracom, zaskoczyło liderów ugrupowań politycznych, którzy w niektórych przypadkach oddelegowali do udziału w jej pracach posłów nie należących do pierwszej ligi w swoich klubach.Kiedy stało się jasne, że komisja znalazła się w centrum uwagi opinii publicznej, niektórzy z nich postanowili dokonać zmian w jej składzie. Udało się to, i to tylko jeden raz, Lepperowi, na którego żądanie z komisji ustąpił Piotr Smolana, a jego miejsce zajęła Renata Beger. Natomiast mimo pięciokrotnie składanych wniosków, Sejm nie przychylił się do żądania LPR by jej przedstawiciela Bohdana Kopczyńskiego zastąpił inny poseł Ligi. Sam zaś Kopczyński wolał odejść z LPR, niż z komisji śledczej. Na tym tle zaskakująca była rezygnacja z udziału w prac komisji Ryszarda Kalisza, którego miejsce zajęła posłanka Anita Błochowiak (SLD). W ostatniej fazie prac komisji uczestniczył też poseł „Samoobrony” Jan Łączny, który zajął miejsce Renaty Beger, usuniętej przez komisję z jej składu w związku z zarzutami fałszowania podpisów na listach wyborczych. Łączny wszedł do komisji po tym, gdy Sejm nie wybrał w jej skład zabiegającego o to Leppera. Mimo zróżnicowanego poziomu reprezentowanego przez posłów oraz wątpliwych zachowań niektórych z nich, ogólny bilans prac komisji należy ocenić wysoko. Instytucja ta dobrze przysłużyła się polskiej demokracji i zasadzie jawności życia publicznego, choć nie wszystkie powoływane później na jej wzór komisje śledcze okazały się równie skuteczne.” ...(więcej )
Adam Michnik „ Czy zagraża nam faszyzm ?„...”W ostatnich dziesięcioleciach widzimy fenomen nowy - to osobliwa synteza nacjonalizmu, ksenofobii z populizmem antyrynkowym operującym egalitarnym i antykapitalistycznym frazesem. Ta idea gromadzi tłumy w wielu krajach. Miłośnicy dawnych "brunatnych" znajdują sprzymierzeńca wśród duchowych spadkobierców "czerwonych". Widać to choćby w Rosji.”.....”Także w Polsce. Te żywioły, sprzeczne z pozoru, łączy pogarda dla instytucji i obyczaju demokracji liberalnej oraz miłość do ruchów wodzowskich i państwa autorytarnego.”....”Czyż "IV RP" zbudowana na sojuszu trzech formacji: postsolidarnościowej, postkomunistycznej i postfaszystowskiej nie była zapowiedzią czegoś, co nadchodzi?”....”I ta retoryka, gdzie religia jest polityzowana,wrzask zastępuje dialog, a emocje rozum.”....”Czy słowa nienawiści wobec demokratycznych władz dobiegające od polityków i publicystów prawicy, z Radia Maryja, z ust lidera "Solidarności" Dudy nie zwiastują Polski autorytarnej i nietolerancyjnej?”....”Dla tych ludzi nie istnieje kompromis. Spór o in vitro zmienia się w totalną wojnę ideologiczną i religijną. Spór o TV Trwam to wojna z wrogiem, który "chce eksterminować biologicznie naród polski"......”Ryszard Krynicki pisał przed 40 laty, że "faszyści zmieniają koszule". Nie dajmy się na to nabrać. Tylko uparty sprzeciw uchroni nas przed recydywą ludzi, którzy - zżymając się na określenie "faszyści" - obficie czerpią z faszystowskich stereotypów i technik manipulacyjnych.”. ...(więcej )
Odrzuca pan ideologie i twarde przywództwo. Jednak za głównego rywala ma pan właśnie ideologa i wodza, który z determinacją i wiarą dąży do zwycięstwa. „.....”- Ma wizję i nie zawaha się jej użyć.”.....” To jest dylemat, który kiedyś nieostrożnie nazwałem odpowiedzialnym populizmem. A więc wprowadzać na tyle łagodne zmiany, by nie stracić akceptacji społecznej. „...Nie zamierzamy się ścigać z PiS w mesjanizmie i tradycji nieszczęścia narodowego. Tam są demony przeszłości i lęk przed przyszłością. To dobrze zdefiniowany elektorat. Ponadto PiS wspierają silne instytucje: przygniatająca większość hierarchów katolickich, NSZZ "S", połowa świata mediów prezentująca krwawy, rymkiewiczowski pogląd na świat.My odwołujemy się do całej reszty, w całej swej różnorodności, do nowoczesnych Polaków w nowoczesnym świecie, którzy dążą do cywilizacyjnego skoku „.....AdamMichnik: Jednak podatność na agresywną retorykę wobec własnego państwa skądś się wzięła.( Tusk ) - Życie społeczne i tak jest u nas spokojniejsze niż w innych państwach europejskich. Nigdzie władza nie jest od tego, by ją kochać, a już na pewno nie w Polsce. Jednocześnie ci krytyczni Polacy wybierali nas sześć razy z rzędu i jedna trzecia z nich deklaruje do nas zaufanie. „....” Michnik: Będąc politykiem wyrosłym z KLD, z projektu liberalnego po wszystkich korektach, musi pan rządzić społeczeństwem w gruncie rzeczy konserwatywnym. Czy tu nie ma zderzenia etosów liberalnego i konserwatywnego? - W samym konserwatywnym modelu życia społecznego nie widzę nic groźnego. Liberalny pogląd na świat (bez radykalnych zmian w sferze obyczajowej), jeśli ma mieć wpływ na życie społeczne w Polsce, musi być częścią większego projektu politycznego. „......”Mamy dziś przeciwko sobie, co widać gołym okiem, i Kościół w swej przewadze, i związki zawodowe w komplecie - od Solidarności '80, przez "S", po OPZZ - i potężną opozycję polityczną. Mamy kryzys gospodarczy w Europie i wreszcie dość nieprzyjazne media. „....Jarosław Kurski, Adam Michnik w rozmowie z Donaldem Tuskiem „...(więcej)
Ziemkiewicz „Pewien wydawca, znajomy znajomych, w sytuacji półoficjalnej, westchnął, że od dawna chciałby bardzo wydać biografię Adama Michnika, ale, niestety, jej napisanie jest niemożliwe” … „− Dlaczego niemożliwe? − spytałem z głupia frant, udając, że nie wiem. Popatrzył na mnie jakbym spadł z Księżyca i wyjaśnił: − No przecież nikt nie chce o nim opowiadać. Nie do druku, nie pod nazwiskiem. Zresztą i anonimowo, prywatnie – też nie chcą. Żadnych konkretnych wspomnień, żadnych anegdot. To znaczy, przyjaciele. Wrogowie, co innego, chętnie, ale przecież nie można się opierać na relacjach nienawistników.”…”Cóż, powiedziałbym − my, Polacy, nie odrzucamy dumy z III RP, jej historii powstania i sukcesów, ale pozwólcie nam wiedzieć, z czego mamy być dumni. Na przykład strajk sierpniowy, który dotąd nie doczekał się żadnej monografii: co tam się działo, tak dzień po dniu? Gdzie był ten płot, który przeskoczył Wałęsa? Dlaczego „dzielną tramwajarkę”, dziś, po trzydziestu latach, największą obok Wałęsy bohaterkę i medialną ikonę tego strajku, ze stoczni wyproszono i ponownie wpuszczono dopiero na podpisanie porozumień? Albo dalej: dlaczego w 1983 roku Macierewicz wzywał do szukania kompromisu z Jaruzelskim za pośrednictwem Kościoła, Kuroń do powstania, a Michnik pryncypialnie odsądzał od czci i wiary każdego, kto by próbował jakichkolwiek kontaktów w komunistami – a sześć lat później było dokładnie odwrotnie? Czego szukał Michnik w archiwach MSW, czy to znalazł, czy zostawił te archiwa w takim samym stanie w jakim je zastał, i dlaczego, jeśli nie było w tym nic podejrzanego, prace jego „komisji historyków” przerwano z dnia na dzień, gdy jej istnienie przestało być tajemnicą? Dlaczego najbardziej chwalebne życiorysy bohaterów III RP mogą byćujawniane tylko we fragmentach, a jeśli ktoś brakujące fragmenty uzupełnia, naraża się na los Cenckiewicza czy Zyzaka?”. ...(więcej )Adam Michnik „ Nasza scena polityczna jest taka, jaka jest. Jak masz do wyboru kawę i herbatę, to nie mówisz, że chcesz koniak. Tusk jest jedynym politykiem, przy wszystkich swoich pomyłkach i porażkach, któy potrafił tak długo utrzymać władżę. Choć PiS prowadzi w sondażach, to pozycja PO jest nadal silna. (...) Otóż ja się boję języka krytyków Tuska, bo dziś na talerzu my nic lepszego nie mamy. Nie mam Tuska stosunku bezkrytycznego, nigdy zresztą nie miałem, ale na dzisiaj to jest optimum.Więc jestem zdania, że należy go krytykować w sposób konstruktywny”....”PiS jest cholernie niebezpieczny. Oni nie mają żadnych skrupułów, a posiadają umiejętność hipnotyzera. Potrafią zaczarować znaczącą część opinii publicznej, „....” Mówiąc krótko, daję Tuskowi kredyt nie z miłości, ale z rozpaczy. Bo jak za chwilę pojawi się Kaczyński, to on z palca zrobi z Czarzastym koalicję i ani jednemu, ani drugiemu powieka przy tym nie drgnie. „....Aleksander Smolar „Co będzie, jak PO spadnie poniżej 20 proc.? Hipoteza najbardziej dramatyczna, choć mało prawdopodobna: PiS zdobywa z jakimś tam sojusznikiem, np. z PSL zdobywa większość konstytucyjną. Hipoteza druga: PiS z PSL na przykład ma większość zwykłą „....”kreśli czarne wizje politolog z Fundacji im. Stefana Batorego. Jest jeszcze jedna obawa. Ciemny lud, który może oburzyć się, że po zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości w wyborach, Kaczyński będzie pozbawiony władzy przez koalicję wszystkich przeciwko PiS. „....”Duża część wyborców potraktuje to jako oszustwo, tak jak w przypadku Orbana. Będzie słaba koalicja, od początku moralnie zużyta, przy podejrzeniach, żę to wszystko jest kant. Taki rząd może przetrwać bardzo krótko. A przy ponownych wyborach konstytucją większością wygra PiS „....”Jacek Żakowski powiedział, że klęski Platformy są klęskami nas wszystkich, dlatego że wszystko, co będzie po Platformie, będzie od niej gorsze „...Zabawnie wygląda też końcówka tej "debaty". „...”Michnik:Najmniej prawdopodobny scenariusz to ten z konstytucyjną większością PiS. Ale to wykluczone nie jest, bo na Węgrzech wyglądało, że jest niemożliwe, a okazało się możliwe. I dziś Orban ma pełnię władzy.Smolar:Ale tam była taka megaautokompromitacja. W Polsce tego nie będzie.Michnik:Oby Bóg mówił przez twoje usta.”. „...(więcej )
„Jak twierdzi "Gazeta Polska" prezydent Bronisław Komorowski jest ciężko chory. Z najnowszych doniesień wynika, że głowa państwa od lat zmaga się z poważnymi schorzeniami – ma problemy z sercem, cierpi na miażdżycę, przez którą ma trudności z wypowiadaniem się i czasami dziwnie się zachowuje. Stan Bronisława Komorowskiego ciągle się pogarsza. Dolegliwości chce zachować w tajemnicy, dlatego też zamiast w Wojskowym Instytucie Medycznym przy ul. Szaserów w Warszawie leczy się w stołecznym szpitalu MSWiA. Przez chorobę prezydent otacza się ludźmi, którzy za niego sprawują władzę. „...” Prezydent otoczył się ludźmi z „bastionu Agory”, jak ich nazywają współpracownicy Donalda Tuska. Ci ostatni są żywotnie zainteresowani tym, by prezydent miał jak najmniej władzy, nie zamierza on bowiem dzielić się nią z dawnymi partyjnymi kolegami. (...) Otoczył się zaufanymi doradcami wymienianymi przez „Gazetę Wyborczą” jako „wybitne autorytety”: Tadeuszem Mazowieckim, Henrykiem Samsonowiczem, Henrykiem i Ludwiką Wujcami. Bardzo duży wpływ na podejmowane przez prezydenta decyzje mają także Aleksander i Eugeniusz Smolarowie i Adam Michnik – wylicza tygodnik „...”Jak głosi jedna z powtarzanych w Kancelarii Prezydenta historyjek, Bronisław Komorowski wybrał na siedzibę Belweder dlatego, że jest on usytuowany niedaleko miejsca zamieszkania Adama Michnika i Janusza Palikota. Dzięki temu mają do siebie blisko i mogą się w każdej chwili dyskretnie spotykać, bez względu na stan zdrowia prezydenta „.. ..(więcej )
Prof. Mujahid Kamran – 7.06.2011 tłumaczenie Ola Gordon „Należy także pamiętać, że obecnie 80% amerykańskich elektronicznych i drukowanych mediów należy do tylko 6 dużych korporacji.”...”Kontrola USA i globalnej polityki przez najbogatsze rodziny na naszej planecie jest dokonywana w mocny, gruntowny i tajny sposób. Kontrola ta rozpoczęła się w Europie i ma ciągłość, którą można prześledzić aż do chwili, gdy bankierzy odkryli, że bardziej opłacało się udzielanie kredytów i pożyczek rządom niż potrzebującym osobom. „...”USA to kraj kontrolowany przez prywatną Rezerwę Federalną, którą z kolei kontroluje kilka rodzin bankowych, ustanowionych przez oszustwa w pierwszej kolejności. „....”Elita jest właścicielem mediów, banków, przemysłu obronnego i ropy naftowej. W książce Who’s Who of the Elite [Kto jest kim w elicie],Robert Gaylon Ross Sr. twierdzi: „Według mnie, są właścicielami amerykańskich sił zbrojnych, NATO, służb specjalnych, CIA, Sądu Najwyższego i wielu sądów niższej instancji. Wydają się kontrolować, bezpośrednio lub pośrednio, większość stanów, powiatów i lokalne organy ścigania”.„...”Elita dysponuje licznymi „think tank” [grupy ekspertów], które działają na rzecz rozszerzenia, konsolidacji i utrwalania jej pozycji na świecie. Królewski Instytut Spraw Międzynarodowych (RIIA),Rada Stosunków Międzynarodowych (CFR), Grupa Bilderberg, Komisja Trójstronna, oraz wiele innych podobnych organizacji, są finansowane przez elity i dla nich pracują. Te zespoły ekspertów publikują czasopisma, takie jak Foreign Affairs, w którym te imperialistyczne i przeciwko ludzkości pomysły są tworzone jako publikacje, a następnie, w razie potrzeby, rozbudowywane w postaci książek, które są szeroko reklamowane. „...”Zbigniew Brzeziński, Henry Kissinger et ....(więcej)
Ważne Filip Memches „Świat według gadzinówki „Niemcy już w czasie wojny doskonale zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Stąd u nich taka dbałość o różnorodność prasy„...” Przeciwbólowe środki perswazji. Co z tego wszystkiego wynika? Niemcy świetnie zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Bo media to bądź co bądź czwarta, nie byle jaka, władza. Kiedy przeglądamy się w nich jak w lustrze, one nad nami panują. Mogą nasze poczucie wartości czy godności zarówno zawyżać, jak i zaniżać. Mogą nasze potrzeby czy nasze kompleksy rozgrywać. Mogą to robić dziś, jak mogły ponad pół wieku temu.”.....”Tymczasem nie możemy zapominać, że skuteczny podbój to nie tylko brutalna przemoc, lecz i miękkie, wręcz przeciwbólowe, środki perswazji. Od zniewolenia fizycznego groźniejsze pozostaje zniewolenie duchowe. „..Okupacja hitlerowska utrwaliła się w polskiej pamięci zbiorowej jako jeden wielki koszmar. To oczywiście truizm. Chociaż nie dla kogoś, kto czerpałby wiedzę na ten temat z ówczesnych źródeł. W tym przypadku chodzi o tak zwane gadzinówki, czyli polskojęzyczne tytuły wydawane w Generalnej Guberni z upoważnienia jej władz „....(więcej )
Adam Michnik „ Nie oddajmy Polski gówniarzom „...”Zdanie to zostało pominięte zarówno w relacji z wydarzenia umieszczonej na stronach internetowych Gazety Wyborczej, jak też w depeszach Polskiej Agencji Prasowej. „...”Wczoraj na łamach jednej z gazet socjolog prof. Janusz Czapiński stwierdził, że „rośnie fundamentalistyczny radykalizm w młodym pokoleniu Polaków”. – Módlmy się, by jak najszybciej wyemigrowali, dzięki czemu ochronimy porządek – stwierdził. „...(źródło )
Jan Hartman „ Ty chamie, polski chamie! „..”Jak ja to znam. Jak ja to znam. Miliony was, chamy, miliony. I co my mamy z wami zrobić? Ale przyjdzie na was czas. A jak nie na was, to na wasze dzieci. Weźmiemy szturmem wasze szkoły, zwabimy was podstępem do teatrów, wyślemy wasze dzieci w świat. I pewnego dnia zniknie ta zabobonna, prostacka i kruchciana Polska, dławiąca się pychą, jakąż to ona jest „prawdziwą” i „wierną” jest. I narodzi się Polska ludzi przyzwoitych, kulturalnych, wiedzących coś o świecie i zdolnych do myślenia społecznego i obywatelskiego. Brzydzących się okrucieństwem i przemocą. I ja o taką Polskę będę walczył, jak potrafię. Tak pomszczę swojego psa „ ( http://naszeblogi.pl/54640-zydowski-mason-grozi-ze-wynarodowi-dzieci-polskich-chamow )
http://naszeblogi.pl/54521-jak-orban-opodatkowac-i-doprowadzic-do-bankructwa-tvn-polsat
Mój komentarz Profesor Ferguson w swoje zaaprobowanej przez samych zainteresowanych historii Rothschildów opisał ich XIX wieczne obsesyjne wręcz dążenie do kontroli nad prasą francuską , brytyjska , austriacką .. Korumpowali redaktorów, wykupywali tytuły . To samo później robili lichwiarze w USA . W XX wieku lichwiarstwo i oligarchia przejęli kontrole nad nowym potężnym medium ,czyli telewizją . O tym jak potężnym narzędziem totalitarnej socjotechniki są media najlepiej świadczy ich użycie przez socjalistyczne Niemcy Hitlera, czy socjalistyczna Rosję Stalina . Dzięki temu wiemy jak skuteczność jest w tej chwili mediów w manipulowaniu Polakami, ogłupianiu ich , praniu im mózgów. Ten socjotechniczny sukces, to trzymanie przez lata okradanego , poniżanego , wymierającego narodu psychologicznie za pysk przy użyciu niemieckich gadzinówek i reżimowych szczekaczek, tak że nawet nie skomlał , nie wszczynał buntu i grzecznie głosował na kolaborantów uderzyło Michnikowi i jego gangowi nadzorców niewolników do głowy . Michnik uwierzył ,że Polska należy do niego i jego ośmiornicy ,że razem ze swoim kumplem Harmanem wynarodowi dzieci polskich chamów ., pozbawi ich prawa do Boga , praw do posiadania rodziny i prawa do posiadania własności A tymczasem Polacy , młodzi Polacy zawalili świat Michnikowi na głowę. Ci tak pogardzani przez szowinistę Hartmana Polacy podnieśli głowy i zaczęli samodzielnie myśleć . O skali paniki w ośmiornicy Michnika najlepiej świadczy wypowiedź Czapińskiego , który w porywie szczerości wyznał ,że ośmiornica nie jest w stanie dalej wypełniać skutecznie funkcji nadzorców Polaków i Polski . Że jeśli nie musi się młodych Polaków do emigracji to ośmiornica nie będzie w stanie utrzymać porządku w Polsce, czyli innymi słowy kontrolować sytuacji w Polsce.
Marek Mojsiewicz
Odliczanie Wyborcze Ziemkiewicza (dzień 9) Na kłopoty - rebranding. Bronisław Komorowski nie jest już prezydentem Zgody i Bezpieczeństwa. Jest prezydentem Wolności. Naszej Wolności. Kandyduje, bo wolność, o którą kiedyś walczył, jest zagrożona – przez Dudę, będącego tylko marionetką Kaczyńskiego. Czy ta nowa narracja wiele daje? Pozwalam sobie wątpić. Oczywiście, partia "nienawidzę Kaczyńskiego" wciąż jest w Polsce liczna, ale... powiem tak: parę dni temu spotkałem na degustacji znajomego, któremu uwarunkowania rodzinne, towarzyskie, a także doznane od pisowców przykrości nie pozostawiły innej zawodowej drogi niż przez tereny należące do obozu rządzącego, mimo że jest człowiekiem przyzwoitym. Pisze w jednym z najbardziej zajadłych propagandowych szmatławców, występuje w platformerskiej telewizji, funkcjonuje na salonach, siłą rzeczy nasiąka tamtejszymi nastrojami. Gdy rozmawialiśmy o wyborach powiedział mi - sam z siebie, wcale o to nie pytałem - wiesz, nawet w moim towarzystwie Kaczyński jakoś przestał przerażać. Jeszcze jakiś czas temu na hasło, że wróci, ludzie podskakiwali, a teraz mówią "a, no i ... z nim". Do rebrandingu trzeba nowych twarzy. Bohaterem dnia stał się Tomasz Karolak, popularny i lubiany aktor w typie "boy next door". To dla kampanii prezydenta chyba najlepszy z dotychczasowych nabytków - jako 44-latek na tle innych popierających PBK autorytetów wydaje się oseskiem. Złośliwi, oczywiście, wątpią, by śmiała decyzja wskoczenia do tonącej łajby miała ideowy charakter i wskazują na fakt, że jako szef prywatnego teatru jest Karolak całkowicie uzależniony od jałmużny państwowych spółek. Czy gdyby nie popierał PO nie dostałby tych kilku baniek od "Orlenu", jak twierdzą jego krytycy, nie wiem, ale znając życie, gdyby popierał opozycję, to nie dostałby ich na pewno, za to miałby na głowie czterdzieści kontroli, od urzędu skarbowego po BHP. Osobiście zresztą z serca Karolakowi byłą i obecną kolaborację wybaczam - przynajmniej te pieniądze, które inaczej PO przeznaczyłaby na zegarki i ośmiorniczki, w najlepszym wypadku na festyn z kiełbaskami, poszły dzięki jego giętkości kręgosłupa na wystawienie paru wartościowych sztuk. Ale nie mam wrażenia, żeby sztab PBK wykorzystał go dobrze. Facet młody, lubiany, kojarzony z komediami, wygłaszał agresywne, propagandowe teksty o kłamstwach opozycji i jej mniemanym dybaniu na wolność. A po nim atak po tej samej linii, tylko mocniej, podjął kandydat do wczoraj nawołujący do Zgody. Złośliwi zauważyli, że po raz pierwszy PBK przemawiał bez kartki, i to przez kilkanaście minut. Jeszcze bardziej złośliwi - że akurat jazda po PiS zawsze była jedynym tematem, do którego kartki nie potrzebował. Fakt faktem, że strasząc Kaczyńskim prezydent wydaje się wreszcie w swoim żywiole. Mówiąc krótko, kurs na resztę kampanii wydaje się przesądzony: hajda na Kaczyńskiego! Straszenie, że - jak to ładnie ujął naczelny "Super Expressu" - jak PiS wróci do władzy, to słońce przestanie dawać mleko. Demaskowanie Dudy jako figuranta, który słuchając poleceń straszliwego Kaczora i jeszcze straszniejszego Rydzyka będzie wsadzać do więzień za seks przedmałżeński i dziadka w CRZZ. Redukuje to przecież PBK, przed I turą starającego się uchodzić za "kandydata obywatelskiego", do roli przedstawiciela PO, i to tej PO, której jedynym programem i racją istnienia jest niedopuszczanie do władzy PiS. To działało, póki większość Polaków była przekonana, że sprawy idą same z siebie w z grubsza dobrym kierunku, w związku z czym niewiele od władzy oczekiwała. Sądząc po badaniach opinii publicznej i wynikach I tury, już tak nie jest. Sztab Dudy ukuł na to formułkę, która może być dla większości bardziej przekonująca od obrazków twarzy Dudy zmieniającej się w twarz Kaczyńskiego czy ukrywającego się za Dudą Macierewicza: "Duda mówi o Polsce, a Komorowski o Dudzie". Jakub "Kuba" Wojewódzki pochwalił się, że nagrywa dziś odcinek swojego show z udziałem prezydenta Komorowskiego. I znów jesteśmy w tej samej logice. Pięćdziesięciodwuletni dożywotni nastolatek, z misternie układaną i farbowaną koafiurą udającą młodzieńcze loki, poprzednio sugerował, że zagłosuje na Kukiza. Skoro nie udało się samego Kukiza skłonić, by wezwał swych antysystemowych wyborców do poparcia władzy - zrobi to za niego właśnie Wojewódzki. Nie jest ważne, co tam powie sam gość (gdyby to był dawny show Wojewódzkiego, ten, który mu przyniósł sławę i kasę, prowadzący dałby prezydentowi gumowego penisa, a ten przyjąłby go ze sławnym cytatem z samego siebie "Janusz, to ty?" - ale raczej nie liczcie). Ważne, że Wojewódzki zapewni w imieniu swoim i widzów, że PiS jest straszny i my, młodzi wykształceni z dużych miast, zrobimy wszystko, aby pomóc panu panie prezydencie zatrzymać tych złowrogich szaleńców w ich zakusach. Zakład Popatrzymy na mediach społecznościowych, jakie to da skutki. Na razie w temacie pozyskiwania młodzieży PBK ma mocno w plecy i to zupełnie bez własnej winy. Mimo ocenzurowania relacji w mediach tradycyjnych, przeciekło i rozlało się po internetach hasło rzucone przez odbierającego nagrodę Lewiatana Adama Michnika: "Nie oddamy Polski gówniarzom"! Oczywiście, prezydent Komorowski nie odpowiada w żaden sposób za Michnika. Podobnie jak nie odpowiada za horrendalną wypowiedź profesora Czapińskiego, że wyrosło nam pokolenie radykałów i jedyna nadzieja w tym, że uda się je skłonić do emigracji. Ale dla PBK stanowią one problem, bo, co tu gadać, redaktor Michnik bezbłędnie wyraził nastroje swojego środowiska, doskonale oddają nastroje środowiska najwierniej wspierającego antypisowską krucjatę, a jego słowa stają się takim samym symbolem tej kampanii, jak sławne już zdjęcie przerażonych i zszokowanych państwa Wajdów na wieczorze wyborczym PBK w dniu I tury głosowania. Tak, gówniarze weszli do śródmieścia! Nie słuchają autorytetów, nawet tych z TVN-owskich talk-show, nie boją się Kaczyńskiego i faszystów spod znaku Żołnierzy Wyklętych - do czego to doprowadzi?! I jeszcze te przeklęte internety, bezlitośnie obsypujące lajkami wyszydzające prezydenta parodie i wyszydzające jego tłity. Internety, w których list otwarty lidera krakowskiego Klubu Jagiellońskiego informujący wspomnianych intelektualistów, że gówniarze ich zgody nie potrzebują i wezmą sobie Polskę sami, był najuprzejmiejszą i najbardziej wyważoną z reakcji.
Pan prezydent pewnie pluje sobie w brodę, że trzeba było w porę także tym internetom dać parę orderów, skoro się okazały tak wpływowe. Teraz już za późno. Czy nie za późno także na rebrandingi? Cóż, to okaże się już niedługo.
Rafał Ziemkiewicz
Murem za Kukuńkiem Nie jest dobrze. W trakcie kampanii prezydenckiej pojawiły się ostrzeżenia o groźbie wykupu polskiej ziemi przez cudzoziemców. To groźba bardzo poważna, chociaż z drugiej strony warto pamiętać, że żeby cudzoziemiec kupił w Polsce ziemię, najpierw Polak musi mu ją sprzedać. W przeciwnym razie o żadnym wykupieniu nie może być mowy; wbrew woli polskiego właściciela cudzoziemiec mógłby polską, a właściwie nie tyle może „polską” - bo każda własność ma konkretnego właściciela i tylko on ma prawo nią rozporządzać – tylko ziemię prywatną zrabować. Ale przed tym nikt nie ostrzegał, tylko przed wykupem. Zatem jeśli cudzoziemcy mają w Polsce ziemię wykupić, to tylko wtedy, gdy polscy właściciele im ją sprzedadzą. A kiedy polscy właściciele zechcą sprzedać ziemię, niechby i cudzoziemcom? Najprawdopodobniej wtedy, gdy na przykład dochód z lokaty bankowej będzie większy, niż dochód z prowadzenia gospodarstwa rolnego. Ale to, czy dochód z gospodarstwa rolnego będzie mniejszy, czy większy od dochodu z lokaty bankowej, nie zależy od cudzoziemców, tylko od rządu polskiego. To znaczy - tak byłoby w warunkach normalnych, gdyby Polska była państwem suwerennym. Niestety po Anschlussie do Unii Europejskiej, a zwłaszcza – po ratyfikacji traktatu lizbońskiego, tak już nie jest. Obecnie – jak to kiedyś podczas słynnego Forum Dialogu w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina przenikliwie zauważył pan dr Andrzej Olechowski – już tylko „współdecydujemy o naszych sprawach”. Zatem cudzoziemcy w sprawie poziomu opłacalności gospodarstw rolnych w Polsce mogą nas przegłosować – i zdaje się, że to już nastąpiło. Ciekawe, że ci sami Umiłowani Przywódcy, którzy gardłowali za Anschlussem i za ratyfikacja traktatu lizbońskiego, obecnie biją na alarm z powodu groźby wykupu ziemi. A jakie proponują remedium? To nie jest jasne, ale właśnie dlatego, że nie jest jasne, to wygląda na to, iż dalsze ograniczenie uprawnień właścicielskich – żeby właściciel ziemi nie mógł jej sprzedać bez zgody odpowiedniego urzędu. A zgodę odpowiedniego urzędu można – jak wiadomo – uzyskać przy pomocy propozycji korupcyjnej. O ile bowiem bardzo trudno jest przekupić właściciela, by dokonał niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem, o tyle skłonić urzędnika, by dokonał niekorzystnego rozporządzenia mieniem cudzym, jest już znacznie łatwiej. Zatem dalsze ograniczenie uprawnień właścicielskich na rzecz zwiększenia uprawnień urzędników, zwłaszcza w sytuacji postępującej utraty suwerenności przez Polskę, ryzyko przejścia własności ziemi w ręce cudzoziemców raczej zwiększa, niż zmniejsza. Zatem zamiast ograniczać uprawnienia właścicielskie, należałoby raczej odzyskać suwerenność państwa – by cudzoziemcy utracili wpływ na poziom opłacalności gospodarstw rolnych w Polsce – ale czy Umiłowani Przywódcy potrafią odzyskać suwerenność, którą przefrymarczyli na rzecz Unii Europejskiej i czy w ogóle tego chcą – oto pytanie. Ale kiedy w naszym nieszczęśliwym kraju Umiłowani Przywódcy kombinują, jakby tu utworzyć sobie kolejną złotą żyłę na „obronie polskiej ziemi”, w San Francisco ważą się losy niewielkiego bo niewielkiego, niemniej jednak skrawka ziemi polskiej. Oto jedną z ulic tego pięknego miasta nazwano imieniem Kukuńka, czyli Lecha Wałęsy. W swoim czasie bowiem Lech Wałęsa był najukochańszą duszeńką wolnego świata, jako ten, co przeskoczył przez płot i obalił komunizm. Ciekawe, że sam zainteresowany też w to uwierzył, co jest znakomitą ilustracją siły propagandy. Nie o to jednak w tej chwili chodzi, bo oto ten niewielki skrawek polskiej ziemi w dalekim San Francisco jest śmiertelnie zagrożony i to w dodatku nie tylko za sprawą cudzoziemców, ale w dodatku cudzoziemców sodomitów i gomorytów. Otóż tutejsi sodomici i gomoryci poczuli się dotknięci lekceważącymi uwagami Kukuńka na ich temat, oskarżyli go o „homofobię”, co w Kalifornii może jeszcze nie jest gorsze od śmierci, ale w każdym razie – niebezpieczne – i wystąpili z inicjatywą, by tę ulicę mu odebrać. Jeśli ta inicjatywa zyska poklask opinii publicznej, dosyć już przez sodomitów i gomorytów wytresowanej, a nawet – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – sterroryzowanej, to wspomniany skrawek polskiej ziemi przejdzie nie tylko w obce, ale być może nawet sprofanowane fistingiem ręce. Czy w tej sytuacji wszyscy Polacy ponad podziałami nie powinni w akcie solidarności stanąć murem za Kukuńkiem i murem własnych piersi zasłonić go przed rozwścieczonymi sodomitami i gomorytami? Czy pan minister Grzegorz Schetyna, co to poprawnie odpowiedział na wszystkie pytania podczas egzaminu dojrzałości w Departamencie Stanu, dzięki czemu został ostatecznie zatwierdzony na ministra i mógł wygryźć z rządu złowrogiego Cezarego Grabarczyka, nie powinien przynajmniej tej kwestii nie podnieść do rangi racji stanu? Jak zauważył podczas podsłuchanej rozmowy pan Radosław Sikorski, Polska „robi laskę” panu prezydentowi Obamie, nie starając się nawet uzyskać od niego obietnicy, że Stany Zjednoczone nie będą naciskały na nasz nieszczęśliwy kraj w sprawie roszczeń żydowskich – ale ulicę Lecha Wałęsy w San Francisco może by się udało przed sodomitami i gomorytami obronić? W końcu jakieś korzyści z przyjaźni i sojuszów nawet nasz nieszczęśliwy kraj powinien uzyskiwać, bo w przeciwnym razie cóż poczniemy z naszą godnością narodową? Myślę, że przed drugą turą wyborów prezydenckich obydwaj kandydaci powinni złożyć opinii publicznej jakieś wiążące obietnice w tej sprawie. Innych obietnic na pewno nie spełnią, bo w sytuacji postępującej utraty suwerenności cudzoziemcy, nie mówiąc już o bezpieczniakach, im na to nie pozwolą, ale taką sprawę chyba jeszcze mogliby załatwić? Jeśli już nie uda się obronić całej polskiej ziemi, to spróbujmy obronić przed przejściem w obce ręce chociaż ten skrawek w dalekim San Francisco! Stanisław Michalkiewicz
Ziemkiewicz: JOW - prawda i demagogia Nie in vitro, nie SKOK-i ani WSI, nie feta na Westerplatte, ale ordynacja większościowa okazała się, nieoczekiwanie, głównym tematem tej kampanii. Dobrze, bo rzecz warta jest dyskusji jak mało co - od sposobu wybierania reprezentacji społecznej zależy, jaka jest tej reprezentacji jakość. A od tego... no, nie ma chyba potrzeby tracić czasu na rozwijanie tego wątku. Źle, bo - jak to zwykle - z punktu zaczęło wszystko tonąć w demagogii. Aspekty wyborcze sprawy pominę, bo - jak Państwo widzicie - dziennik kampanii prowadzę osobno. Tu natomiast słów parę co do istotności rzeczy. Demagogią jest twierdzenie, że ordynacja większościowa w okręgach jednomandatowych (będę dalej używał spopularyzowanego już skrótu JOW) sprawia, iż wielka część społeczeństwa nie jest reprezentowana w parlamencie, względnie że jej głos nie liczy się w procesie decyzyjnym. Generalnie można taki zarzut postawić demokracji jako takiej - skoro rządzi w niej większość, to mniejszość nie rządzi. Jeśli na przykład 51 procent obywateli chce, żeby wymierzano karę śmierci, a 49 procent nie chce, to 51 proc. przegłosuje swoje, a poglądy pozostałych nie są brane pod uwagę. Oczywiście, ideałem byłaby taka demokracja, która zgodna jest w 100 procentach. Temu ideałowi hołdowała dawna polska "Złota Wolność" - nakazywała procedować tak długo, aż osiągnie się pełen kompromis i ostatni członek legislatywy wycofa swoje veto. Niestety, teoria piękna i nad wyraz słuszna szybko się wyrodziła i mocno przyczyniła do zguby Sarmacji. Stuprocentową zgodność osiągnięto dopiero pod butem sowieckim, w tak zwanej "demokracji ludowej". W parlamencie Front Jedności Narodu reprezentował całe społeczeństwo, i to odzwierciedlał je z niezwykłą starannością. Mieli swoich przedstawicieli, proporcjonalnie do liczebności, górnicy, rolnicy, nauczycielki, bufetowe, inżynierowie, kartografowie i kreślarze - każdy. Poważnie. Słuchając lamentów, że za sprawą JOW w takiej Wielkiej Brytanii na przykład większość społeczeństwa nie ma swoich reprezentantów, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mówią to ludzie, którzy swoje pojęcie o "reprezentowaniu" czerpią właśnie z tamtych czasów. (Uczciwie dodajmy, że wcześniej już prawie przećwiczyliśmy tę doskonałość pod butem własnym: także przedwojenna Sanacja reprezentowała 100 procent społeczeństwa, Piłsudski był wodzem i wyrazicielem woli całego narodu, a prawda była jedna i niepodważalna - komuna nie budowała tu na pustym polu, miała tradycję, do której się mogła skutecznie odwołać, ale to temat na inną rozmowę.) Niedawne wybory brytyjskie, tak często teraz przywoływane, są świetnym - że się tak wyjęzyczę adwokacką kminą - kazusem, na którym można pokazać, czym naprawdę jest reprezentowanie przez polityków społeczeństwa. Nasze, pożal się Boże, autorytety, powtarzają: UKIP zdobył 18 procent głosów, a ma tylko jednego parlamentarzystę, to niesprawiedliwe. Cóż, może i niesprawiedliwe - pokażcie mi zatem system sprawiedliwy, poza dwoma historycznymi przykładami, o których było wyżej. U nas partia, która zdobędzie 4,9 procenta głosów, nie dostanie nic, a ta, która weźmie 5,1 procenta - od razu ze dwadzieścia mandatów. A partia, która dostanie 40 proc. przy sprzyjającym układzie może mieć ponad 50 proc. Sejmu i rządzić, jak PO z PSL, totalnie mając w de opinie całej reszty, choć 40 procent przy zwyczajowej w III RP frekwencji poniżej 50 proc. nie oznacza legitymacji nawet połowy społeczeństwa. Na sprawę trzeba spojrzeć inaczej. Co to jest UKIP? Ugrupowanie, którego sztandarowym postulatem było doprowadzenie do referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Kiedy postulat ten stał się popularny, lider rządzącej Partii Konserwatywnej przestraszył się, że UKIP dostanie nie 18 procent, a o kilka więcej, to zaś będzie go mogło kosztować większość rządową. Bo JOW działa podobnie jak ordynacja proporcjonalna z progiem, tylko ten próg jest umieszczony znacznie wyżej. Masz 25 procent i nie dostajesz nic, a rywal wszystko, ale jak podskoczysz jeszcze o dwa procent, to odwrotnie (w wersji brytyjskiej, gdy nie ma drugiej tury miedzy dwoma liderami). Efekt? Cameron wygrał, bo przejął sztandarowy postulat UKIP i obiecał wspomniane referendum. A ponieważ tam istnieją mechanizmy zmuszające polityków do dotrzymywania obietnic, wiadomo już, że to referendum się odbędzie - za dwa lata. Nie ma UKIP w Izbie Gmin, ale mimo to jej polityczna racja istnienia została zrealizowana. Gdyby w Wielkiej Brytanii używano ordynacji proporcjonalnej, byłoby odwrotnie. UKIP uzyskałaby, powiedzmy, 20 proc. miejsc w parlamencie. Jej wyborcy byliby reprezentowani. Doszłoby do głosowania, zapewne na wniosek UKIP, w którym jej posłowie zagłosowaliby za referendum, a cała reszta parlamentu, oczywiście, przeciw, bo jakiż by niby miała powód głosować inaczej? I tak by się marzenia o referendum skończyły, chyba, że UKIP zdobyłaby w którymś momencie ponad połowę mandatów, co się w proporcjonalnej ordynacji prawie nie zdarza, albo zahandlowałaby z inną partią, spełniając w zamian jakiś jej postulat. Republika to szczególny mechanizm ucierania i uśredniania oczekiwań społeczeństwa. Ważne jest, aby ta maszynka wyprodukowała coś w miarę do zaakceptowania dla zdecydowanej większości, a nie, żeby wszyscy byli "reprezentowani". Gdyby chodziło o to drugie, PRL - z proporcjonalną liczbą przedszkolanek, włókniarek i górników strzałowych w Sejmie - byłby ideałem i Polacy nigdy by go nikomu nie pozwolili obalić. Ordynacja, jaką mamy w tej chwili, tworzy pańszczyźnianą więź pomiędzy posłem a jego wojewódzkim "baronem" i samym prezesem. Los tego posła zależy całkowicie od kaprysu tej dwójki, od tego, czy baron i prezes zechcą go umieścić na liście, czy nie zechcą. Więc to im się poseł musi przypodobać, o ich względy zabiega, u nich antyszambruje, im się podlizuje i w odniesieniu do nich toczą się wszystkie wewnątrzpartyjne gry. Wyborcy są tylko plebiscytarną tłuszczą, która głosuje na listę partyjną, na brand ugrupowania i prezesa znanego z telewizji. A to, na czyje konkretnie apanaże się te głosy przełożą, zależy od decyzji prezesa i barona, kto się znajdzie na "biorącym" miejscu. Tak to celowo wymyślono, celowo zabezpieczono wpisem w konstytucji i jest to podstawa partyjniactwa, które wyprzedaje nasze szanse życiowe i marnuje zasoby kraju. Argument "gdybyśmy mieli JOW, niepodzielnie rządziłaby PO (albo PSL, albo PiS po ewentualnej zmianie nastrojów) jest demagogią jeszcze większą niż ta o UKIP. Owszem, rządziłaby niepodzielnie partia, która zyskałaby największe poparcie. Ma to swoje minusy, ale ma i plusy. Nie mogłaby po sknoceniu tego czy tamtego usprawiedliwiać się, jak to słyszymy od ćwierć wieku, że koalicjant jej nie pozwolił, że chciała, ale nie mogła, że "wicie, rozumicie". Ale ważne jest co innego: gdybyśmy mieli JOW, nie byłoby ani PO, ani PSL, ani PiS - żadnej z tych partii w obecnym kształcie. To znaczy, może by się tak samo nazywały, może by miały identyczne programy i na starcie składały się z tych samych ludzi, ale nie byłyby dworami poddanymi całkowicie kaprysom prezesa i wiernych mu baronów. Kiedy w systemie JOW Tusk zabrałby się - jak się to stało - do kasowania, powiedzmy, Rokity, albo Kaczyński Kowala, czy Pawlak Jagielińskiego, ten kasowany mógłby mu spokojnie odpowiedzieć: a całuj mnie tu i tam. Ja mam za sobą swój okręg wyborczy, to mnie tam wybrali, a nie te dwie czy trzy literki, którymi zarządzasz. I jak mnie wyrzucisz z partii, to i tak wejdę do Sejmu, będziesz miał jednego posła mniej. A może przeniosę się do konkurencji, jak Churchill, który w swej karierze zmieniał partie kilkakrotnie, ale zawsze do parlamentu wchodził, bo jego wyborcy mu ufali. Żylibyśmy w zupełnie innej politycznej rzeczywistości. Zgoda - zanim by się to uklepało, ułożyło, musiałoby minąć trochę czasu, i ten czas zapewne byłby wypełniony chaosem i patologiami. Sukces krajów anglosaskich wynika nie tylko z samej ordynacji, także z wypracowanej wiekami kultury politycznej. Ordynacja większościowa używana była także w Rosji, bodaj nadal obowiązuje na Ukrainie, i nie są to kraje, na których byśmy się chcieli wzorować. Ale to samo - żeby było lepiej, trzeba przejść przez okres chaosu, rozmaitych zawirowań i boleści - można powiedzieć o każdej reformie, na czele z tymi najbardziej niezbędnymi. Więc pełna zgoda co do tego, że trzeba wymyślić możliwie najlepszy sposób przejścia od stanu obecnego do pożądanego. Osobiście sądzę, że najlepszym pomysłem na to przejście jest ordynacja mieszana, na wzór - w różnych okresach - Francji czy Niemiec. Pełna zgoda również, że JOW same z siebie nie zamienią Polski w raj i nie rozwiążą automatycznie wszystkich naszych problemów. Nikt poważny tak nie twierdzi, nie ma zresztą reformy, która by stanowiła panaceum przeciwko wszystkim społecznym i politycznym chorobom. Ale przejście od obecnego systemu do JOW jest potrzebne i w dłuższej perspektywie musi przynieść tyle korzyści, że warto dla nich pogodzić się z nieuniknionymi problemami okresu przejściowego. Bardzo się cieszę, że po latach bezskutecznego walenia głową w mur wreszcie pojawiła się możliwość, by o tej zmianie zacząć rozmawiać. Ale chodzi o rozmowę, a nie o demagogiczne okrzyki.
Rafał Ziemkiewicz
Głosowanie korespondencyjne
*Kto ma klucz od sejfu? *Szydło z worka, działacze z rozporka
*Prezydentura hybrydowa * Od „warchołów” – do „frustratów”
Głosowanie korespondencyjne, reklamowane intensywnie w mediach mainstreamowych, stwarza ogromne możliwości oszustw wyborczych, zwłaszcza za granicą, w polskich placówkach dyplomatycznych, dokąd głosująca Polonia może nadsyłać karty wyborcze. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych, nadzorujących te placówki, odnotowano najwyższy wskaźnik zatrudnienia b. agentów Wojskowych Służb Informacyjnych: prawie ćwierć tysiąca! Właśnie dowiadujemy się, że głosowanie korespondencyjne Polaków w Belgii nadzorować ma niejaki Jan Cibulla ( dawniej: Jan Cebula, czy może Mendel Czosnek?...), b. funkcjonariusz WSI, wydziału „Y” (działającego na zlecenie sowieckiego GRU) obecnie konsul w Brukseli. Konkretnie rzecz ujmując – taki „konsul” ma klucz do sejfu, w którym gromadzone są korespondencyjne głosy wyborcze... Dodajmy, że podczas minionych wyborów parlamentarnych w tejże Brukseli odnotowano głosów więcej, niż było głosujących obywateli... Jeśli takie fałszerstwa wyborcze „odchodzą” w niewielkiej Belgii ( a zarazem w centrum UE!) gdzie Polonia dość skromna – jakie odchodzić mogą w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, w Wielkiej Brytanii(!), w Niemczech, we Francji czy Australii?...( w polskiej ambasadzie w Paryżu zatrudniony jest niejaki Janusz Pieńkowski jako „doradca polskich inwestorów i przedsiębiorców działających we Francji”, znany m.in. z prywatyzacji gazety „Dziennik Łódzki” w Łodzi, w latach 90-ych; był on wtedy współwłaścicielem nie śmierdzącej groszem spółki „Tower”, która kupiła tę poczytną gazetę za ciężkie pieniądze, prawdopodobnie skredytowane przez bezpieczniacki „Pewex”; czy dżentelmen ten jest też w składzie komisji wyborczej przy ambasadzie polskiej w Paryżu?...). Zważywszy, że emigranci raczej nie kochają spodstolnych polityków można zasadnie przyjąć, że „nie istniejące WSI” muszą być tam szczególnie aktywne i szczególnie wdzięczne Komorowskiemu za „ochronę”... Uczulamy więc Polonię na tę kwestię: po ostatnich fałszerstwach w wyborach samorządowych w Polsce może być właśnie tam mocna powtórka w wyborach prezydenckich Przy okazji: wizytę ś.p. Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku, zakończoną tragedią, też „nadzorował” z ramienia polskiego MSZ w ambasadzie polskiej w Moskwie osławiony Tomasz Turowski, b. komunistyczny bezpieczniak... Ministrem spraw zagranicznych w Polsce był wówczas Radosław Sikorski, ten sam, co to kilka lat wcześniej postulował „dorżnięcie PiS-owskiej watahy” i który w podsłuchanej nagranej rozmowie prywatnej przyznał się, że „robił laskę Amerykanom”. Ale, o dziwo, akurat to nie jego zmarły niedawno Władysław Bartoszewski, kiepski polityk-amator, dopieszczany przez niemieckich propagandystów stypendiami i odznaczeniami, nazwał „dyplomatołkiem”: ten epitet zarezerwował akurat elokwentny dziadunio dla polityka PiS, Anny Fotygi, krytycznie nastawionej do platformerskiego serwilizmu wobec polityki niemieckiej. Wracając do wyborczej ostrożności: „ile szydeł wyłazi z wyborczego worka, ilu wielkich działaczów wygląda z rozporka” – przestrzegał Julian Tuwim. Zawsze aktualne ostrzeżenie w demokracji! Tymczasem odbyła się telewizyjna debata kandydatów, od której uchylił się cokolwiek mułowaty Komorowski. Jedyną zaletą tej debaty było to, iż państwowa telewizja zmuszona została po raz pierwszy od 25 lat do ujawnienia szerokiego i głębokiego nurtu społecznego, kwestionującego spodstolną III Rzeczpospolitą: już nie tylko Janusz Korwin-Mikke, dotąd dozowany jak lekarstwo w państwowych mediach; także Jacek Wilk, Grzegorz Braun, Paweł Kukiz, Marian Kowalski... Rzecz jasna – potężne siły bezpieczniackie pracować będą nad tym, by w najbliższych wyborach parlamentarnych nie powstała wspólna płaszczyzna polityczna tych kontestujacych spodstolną RP ruchów i partii. Bo jakkolwiek różnią się one między sobą co do wielu kwestii – to jednak taka wspólna płaszczyzna jest możliwa: choćby w tym, co dotyczy zmiany obecnej konstytucji, ordynacji wyborczej czy prawa podatkowego, albo bezczelnych żydowskich żądań restytucyjnych. Co do samej prezydentury w obecnym kształcie kompetencyjnym – jest ona osobliwą hybrydą. Prezydent może dzisiaj samodzielnie ukształtować tylko skład swej kancelarii. Jeśli chodzi o nominacje na ważne urzędy i funkcje państwowe – ma tu generalnie związane ręce, bo tam, gdzie ma swobodę w obsadzie swoboda ta jest ograniczona: może wybierać ale tylko spośród „przedstawionych mu kandydatów”. Ma też, owszem, inicjatywę ustawodawczą, ale cóż po „inicjatywie”, gdy decyduje Sejm? Może wreszcie zwracać się do Narodu w orędziach, ale słabiutki to instrument władzy. Zaryzykowałbym taką opinię: prezydentura w Polsce, w jej obecnym kształcie - jeśli sprawuje ją człowiek odważny, uczciwy i odpowiedzialny – może nieco przeszkadzać i utrudniać działalność skorumpowanemu i sprzedajnemu rządowi. I odwrotnie: przy mądrym, odpowiedzialnym rządzie prezydentura może być obsadzona nawet przez miernotę lub durnia: będzie szkodzić, ale niewiele. Niestety, w spodstolnej III RP mieliśmy (z krótkimi wyjątkami) i durne, sprzedajne rządy i durnych, z rozporka wyjrzałych prezydentów. Wydaje się, że zastąpienie dzisiaj obecnego systemu parlamentarno-gabinetowego systemem rządów prezydenckich wystarczająco spolaryzowałoby dzisiejszy elektorat (już znacznie mniej podatny na spodstolną propagandę i bogatszy w wiedzę o elitach III RP...), by tacy osobnicy jak Wałęsa, Kwaśniewski czy Komorowski nie byli wybierani na silnie umocowany urząd prezydenta. W końcowej fazie kampanii pierwszej tury można było zauważyć, że Komorowski – jak niegdyś Gomułka i Gierek – sięgnął po retorykę PRL-owską. Tak więc przeciwnicy Komorowskiego to „frustraci”, „siewcy nienawiści”, w czym kontynuuje się tradycja ”Gazety Wyborczej” („oszołomy”), czerpiąca z kolei z propagandy PRL („warchoły”), a sięgając głębiej: zarówno z leninowskiego „po co dyskutować z towarzyszem Kautskim – lepiej od razu nazwać go renegatem i zdrajca”, jak z goebbelsowskiego „pluć, pluć – zawsze coś przylgnie”. Skąd u „spodstolnych demokratów” te skłonności? Z czyim mlekiem je wyssali, albo jak popadli w ten nałóg, z którego nie chcą się leczyć? Wedle ideologii „gender” homoseksualizm to „trzecia płeć”; według mnie totalniackie zboczenie spodstolnych demokratów wynika z „trzeciej drogi do socjalizmu”, która maszerują.
Marian Miszalski