31 października 1981
Jesień była ponura, a panujący terror Voldemorta dawał się we znaki. Jako, że czarownice i czarodzieje byli znacznie mniej skłonni rezygnować z bezpieczeństwa swoich domów – nawet, jeśli to poczucie bezpieczeństwa było tylko iluzoryczne, to morderstwo Bonesów i McKinnonów utwierdziło ich w tym działaniu – czarodziejska gospodarka uległa całkowitemu załamaniu. Prawie żaden sklep nie pozostawał otwarty, gdy zaczynało się ściemniać, przez co brukowane ulice Pokątnej i szerokie, kręte ścieżki Hogsmeade były zupełnie opustoszałe. Wiele ze sklepów zostało całkowicie zamkniętych. Ich właściciele siedzieli głęboko w ukryciu lub po prostu zbiegali z wyspy.
W środku tego obezwładniającego mroku, Trzy Miotły przypominały pewną, ciepłą ostoję nadziei na poprawę sytuacji. Właściciele pubu uważali za swój obowiązek dostarczanie pociechy w tych ciężkich czasach; Ivan i Anastazja krzątali się jak zwykle za ladą baru, a młode, śliczne siostry Rosmerta i Elena obsługiwały stoliki, obdarzając swoją przerażoną klientele tak potrzebnymi uśmiechami. Pogłoski głosiły, że rodzina ta dodawała pewnego rodzaju mikstury do napojów, które rozbudzały w ludziach optymizm i odwagę. Każdemu, kto odwiedził Trzy Miotły było lżej na sercu i radośniej w duchu - przynajmniej w czasie spędzonym pod dachem pubu.
Syriusz Black nie odwiedził Trzech Mioteł w noc Halloween. Mieli tam wtedy większy ruch niż zazwyczaj; ludzie chcieli świętować najważniejsze czarodziejskie święto, pomimo panującego wokół niebezpieczeństwa i ogarniającej rozpaczy. Syriusz nie miał ochoty brać udziału w tej ogólno panującej wesołości. Nie życzył sobie, by ktoś na siłę poprawiał mu nastrój i wspierał na duchu. I naprawdę nie życzył sobie tego, by ktoś patrzył na niego oskarżycielsko, zastanawiając się - jak coraz częściej robiło wielu z jego tak zwanych przyjaciół - czy rzeczywiście podążył w ciemność, tak jak reszta jego rodziny. Nie, nie chciał żadnej z tych rzeczy. Ponieważ Syriusz Black chciał, żeby ta noc Halloween była kojąco Ognista. A jego życzenie mogło się spełnić tylko w zakątku Gospody pod Świńskim Łbem.
Dwa puby nie mogłyby się bardziej różnić. Z dala od biesiadnej atmosfery Trzech Mioteł, goście Gospody pod Świńskim Łbem, starali się jak tylko mogli, ignorować siebie nawzajem, woląc pozostać w swoim własnym towarzystwie, z opuszczonymi głowami, wśród szarego i obskurnego wystroju lokalu. Syriusz usiadł niedbale przy barze i złożył zamówienie. W końcu mógł liczyć na trochę spokoju. Minęło kilkanaście dobrych minut, gdy ktoś nagle wślizgnął się na stołek obok niego. On nawet nie spojrzał w stronę przybysza, nadal wpatrując się posępnie w szklankę z whisky, którą barman zostawił na ladzie wraz z całą butelką. Syriusz zdążył już opróżnić jej większą część.
- Na słodkie węże, twój gust zdecydowanie się pogorszył – usłyszał przerażająco znajomy głos, który wywoływał wspomnienie jedwabnie miękkich, kruczoczarnych loków i wiciokrzewowo-cynamonowych perfum. Syriusz szarpnął gwałtownie głowę do góry, by spojrzeć na swoją kuzynkę, Bellatrix, która przywitała go z wyrazem pogardy na wyniosłym obliczu.
– Czy to naprawdę marka Hobota? Myślałam, że nasza rodzina nauczyła cię pić lepsze rzeczy, niż to świństwo.
- Co ty tu robisz do cholery? – warknął Syriusz, zaczynając sięgać po swoją różdżkę.
- Ah-ah – ostrzegła Bella, kiwając palcem. – Uważaj kuzynie. Myślę, że mam tu więcej znajomych niż ty.
Mogła to być prawda, bądź też nie. Zresztą, prawdopodobnie więcej znajdujących się tam osób, bardziej bałoby się Bellatrix niż Syriusza, a i tak czy inaczej, gospodarz nie podszedłby z aprobatą do przemocy w jego lokalu.
- Niech będzie – odparł, starając się mówić tak wyraźnie, na ile było go stać. – Wyjdźmy na zewnątrz. Nikogo tam nie będzie to obchodziło. W końcu to dość powszechny widok w tych czasach.
Bella tylko się zaśmiała, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
- Jesteś pijany. W takim stanie miałbyś trudności z przywołaniem dobrej kondycji.
- I co z tego? Przecież lubisz wygrywać.
Bella w odpowiedzi uśmiechnęła się tajemniczo pod nosem. Pomyślał, że to niepodobne do jego kuzynki, by nie chwycić takiej przynęty. Kobieta wzruszyła tylko ramionami i po chwili odparła:
- Mam dziś lepsze rzeczy do roboty, niż wysłanie cię do Św. Munga bądź do grobu - Stuknęła kilka razy paznokciami o blat, by zwrócić na siebie uwagę barmana. – Szklankę Astry, jeśli nie masz nic przeciwko. I doskonale wiem, że ciągle masz jej dwie butelki pod ladą, więc nie próbuj sobie ze mną pogrywać.
Barman bez dyskusji oddalił się, by przygotować trunek.
- W takim razie co tu robisz? – zapytał oschle Syriusz.
Nie wiedział, czemu w ogóle zadaje sobie trud, by o to pytać, jak również nie wiedział, czemu interesuje go odpowiedź. Ignorowanie jej byłoby jedynym wyjściem, by znaleźć trochę spokoju, ale w końcu…
- Nie powinnaś czasem mordować dzieci, bezcześcić kościołów czy coś w tym stylu? – dodał bezwiędnie.
- Nie bądź śmieszny – odpowiedziała Bella, zarzucając włosy za ramiona. – Od lat nie zbezcześciłam żadnego kościoła, a tamten raz był dla żartu. Dzisiaj pracuję.
- Pracujesz? – powtórzył kpiąco mężczyzna.
Obróciła się, by znaleźć się z nim twarzą w twarz, a jej oczy aż płonęły z uciechy. Syriusz nie był pewny czy chciał wiedzieć, co ją aż tak bawiło.
- Tak Syriuszu, pracuję. A teraz, jeśli cały czas udajesz, że należysz do mieszańców i szlam w Zakonie, nie powiem nic więcej na ten temat, jednak jeśli chciałbyś wyrzec się ich i zająć swoje należyte miejsce wśród nas, byłabym bardzo szczęśliwa mogąc..
- Zamknij się, kobieto! – warknął Syriusz, wylewając drobną zawartość szklanki, którą trzymał w ręce.
- Nie jesteś dziś zbyt przyjazny – stwierdziła spokojnie Bella. - Twoje maniery nigdy nie były szczególnie wyrafinowane, ale muszę z przykrością stwierdzić, że są jeszcze gorsze niż ostatnio. – dodała z nutką ironii w głosie, po czym sięgnęła do kieszeni, wyjmując z niej srebrny zegarek kieszonkowy w rozmiarze swojej dłoni.
Nacisnęła delikatnie na prztyczek, by go otworzyć. Syriusz nie zobaczył ani liczb, ani dłoni wskazujących godzinę, ale z tuzin drobnych, białych, jasno święcących punktów, umieszczonych bez określonej konfiguracji. Nie mógł zrozumieć systemu, jakim rządził się ten zegarek. Jednak, Bella wydawała się nie mieć żadnych trudności z odczytaniem tego, co było jej potrzebne z perfekcyjną łatwością. Po chwili szybko go zamknęła i schowała z powrotem do kieszeni.
- Wciąż jeszcze trochę do północy – mruknęła bardziej do siebie.
- A dlaczego północ ma znaczenie?
Niepokojąco słodki uśmiech pojawił się na ustach Belli.
- Oh, bez żadnego, szczególnego powodu.
Barman postawił przed nią kielich czerwonego wina; drobne, złote bąbelki błyszczały i wirowały w środku szkarłatnego płynu. Bellatrix podniosła delikatnie trunek, wdychając jego aromat – głęboki i owocowy z dodatkową nutą czegoś ostrzejszego. Syriusz złapał się na tym, że nie był w stanie oderwać oczu od jej ust, kiedy przyłożyła do nich kielich.
- A teraz, drogi kuzynie – powiedziała Bella stawiając wino z powrotem na stolik. – może powiesz mi co ty tutaj robisz, w tę noc wszystkich nocy? – zapytała pochylając się delikatnie w jego kierunku i utkwiwszy w nim swoje czarne oczy, które spoglądały na niego spod kaskady bujnych rzęs. Wyraźnie dążyła do czegoś, czegoś więcej niż zazwyczaj. Syriusz czuł to, jak i czuł, że daje jej na sobie pogrywać jak na harfie, całkiem bezradny. W końcu postanowił to zatrzymać. Zalotna Bella to Bella fałszywa i Bella ukrywająca niebezpieczeństwo w swoim uśmiechu. Ale i tak Syriusz miękł za każdym razem, dając się wciągnąć w jej szaleńcze wyzwanie.
- Piję drinka – odparł wymijająco, po czym stuknął szklanką whisky o blat.
Bellatrix przekręciła tylko oczami, a on ponownie wypełnił swój kieliszek.
- Sarkazm jest najniższą formą humoru, Syriuszu – powiedziała – który, przypuszczam, że nawet pasuje do twojej obecnej sytuacji. Jednak mimo wszystko, mógłbyś się bardziej przyłożyć, na pewno stać cię na więcej – dodała nie spuszczając z niego wzroku. - Daj spokój.. żadnych przyjęć, na które mógłbyś pójść? Nikogo z kim mógłbyś spędzić Halloween? Słyszałam, że miło można spędzić czas w Trzech Miotłach.
Bella zmrużyła lekko oczy, przeszywając mężczyznę swoim spojrzeniem. Złość zaczęła sączyć się nieuchronnie z jej ust, mimo próby zachowania pozornego spokoju.
- A może nie jesteś tam mile widziany?
Syriusz w odpowiedzi wziął kolejny łyk whisky, po czym na chwilę zapanowała kamienna cisza. Bella podniosła powoli swój kielich z winem, przyglądając się nonszalancko bąbelkom musującym w napoju.
- Przypuszczam, że to może być trudne – szepnęła nagle. – Rozumiem, jest tam Cordelia Fenwick i to byłoby doprawdy tak niefortunne, gdyby powtórzyła się scena, jaka miała miejsce na Pokątnej w zeszłym tygodniu.
Syriusz trzasnął swoją szklanką o ladę.
- Ty spośród wszystkich innych ludzi, wiesz, że nie miałem nic wspólnego z..
- Oczywiście, że wiem – wycedziła Bella, po czym lekko się uśmiechnęła. – Ale oni nie. Osobiście, uważam, że to bardzo niesprawiedliwe, ze strony tej wdowy, obwiniać ciebie. Jej żałosne jęki jakoś do mnie nie przemawiały, ale za to do Rudolfusa nawet bardzo. Powiedział, że była..
- Przestań.
-… wrzeszcząc jak harpia. Całkowicie nieuzasadnione.. Jak cię nazwała?
- Bellatrix, przysięgam…
Bella jednak nie zważała na wzrastający ton głosu Syriusza. Nigdy nie bała się go prowokować.
- Ropiejącą elitarną szumowiną? Czystokrwistym sukinsynem?
Kobieta wzięła duży łyk swojego wina. Kropla kapnęła na jej dolną wargę, zanim jej język zdążył ją złapać. Palce Syriusza zacisnęły się mocno wokół jego szklanki.
- To naprawdę wstyd. Nie musisz znosić takich scen. Jeśli wybrałbyś odpowiednich przyjaciół, mimo wszystko, bylibyśmy w stanie zabezpieczyć cię przed takimi oszczerstwami i..
Syriusz gwałtownie zeskoczył ze stołka i przyciągnął ją do siebie, chwytając za talię i kark, zanurzając przy tym palce w gąszczu jej czarnych włosów.
- Przestaniesz kobieto, albo przysięgam..
Bella roześmiała się tylko nisko i spojrzała na niego wyzywająco.
- Oh, tak Syriusz, zrób to – powiedziała zbijając go z tropu.
- Co? – odparł tępo, a jego uścisk machinalnie zelżał.
- To o czym myślisz, by zrobić. To co chcesz zrobić, mimo, że rzucasz te puste groźby.
- One nie są puste – stwierdził z naciskiem.
- Jeszcze mnie nie zabiłeś – zauważyła z pewnego rodzaju rozbawieniem.
- To z pewnością moje przeoczenie.
Chciał utrzymać odpowiedni dystans między nimi, lecz w końcu zamiast puścić, przyciągnął ją do siebie mocniej. Jego wargi unosiły się nad jej tak blisko, że mogła poczuć ich ciepło.
- Niech cię szlag… - wyszeptał, a jego dłoń przesuwała się w górę jej szyi, aż wpił całe dłonie w kruczoczarne loki. – Za każdym razem, niech cię szlag..
- Dlatego właśnie wiesz.. – mruknęła. – Oni wiedzieli. Oni wiedzą. To dlatego nie mogą ci już dłużej ufać.
Bellatrix wyraźnie korzystała z sytuacji. Chciała wsączyć w niego jak najwięcej jadu, zasiać jak najwięcej niepewności.
- To niesprawiedliwe – warknął Syriusz.
Czarownica prychnęła z pogardą.
- Czego więcej możesz się po nich spodziewać?
- Nie – jego ręce zacisnęły się teraz wokół bioder kobiety, a jej oddech zamarł na chwilę. – Nie oni. Ty.
Gorący oddech opiewał jej szyję, a po ciele przeszedł ciepły dreszcz. Jego niski pomruk zawsze się sprawdzał i on również lubił to wykorzystywać. Choć teraz, już sam nie był pewien, kto tu z kim pogrywa.
- Jesteś taka piękna – szepnął po chwili z irytacją w głosie. - Nie mogę tego znieść, nigdy nie mogłem. To niesprawiedliwe. Nie powinnaś być tak piękna.
Jej usta ułożyły się w uśmiech, który mógł uchodzić za szczery.
- Cóż, z pewnością nie mam zamiaru się poddać - Gorący rumieniec wykwitł na jej policzkach w przypływie emocji i nadziei. – Jeśli mnie chcesz Syriusz, a wiem, że chcesz, to możesz mnie mieć. Jakie to może mieć teraz znaczenie, skoro oni i tak myślą o tobie najgorsze? Nikt tu nie będzie plotkował, gwarantuję. I wiem na pewno, że właściciela gospody można przekonać do wynajęcia pokoju. Sam pamiętasz.
Syriusz spojrzał w jej niezgłębione, czarne oczy, czując, jak nigdy dotąd, chęć zatracenia się w nich, by zapomnieć o miejscu, czasie i wszystkim innym. To może się sprawdzić, ale tylko przez godzinę; już wcześniej to przerabiali, a ta złośliwa kobieta miała rację – jaką różnicę to zrobiło? Czy teraz mogłoby jakąś zrobić? Mógłby zatopić się w jej uzależniającym splendorze, zapomnieć o podejrzeniach, insynuacjach, a nawet obelgach. On i Bella mogliby wygnać resztę świata i podzielić się chwałą, która zawsze była dla nich przeznaczona.
Barman upuścił szklankę; odgłos rozbijającego się szkła gwałtownie wyrwał Syriusza z jego fantazji. Natychmiast uwolnił Bellę ze swojego uścisku i wsunął się z powrotem na stołek.
- Dość – mruknął. – Mówiłem ci już wcześniej, dość. Daj mi spokój.
- Owszem, mówiłeś – przyznała Bella – ale nigdy nie miałeś tego naprawdę na myśli.
Ona również usiadła, zarzucając włosy do tyłu i po raz kolejny, wyjmując ten przedziwny zegarek.
- Ah, za siedemnaście minut północ – westchnęła. – Tak, to już długo nie potrwa. Ty, w każdym razie, wciąż korzystasz z tej dziwacznej mugolskiej maszyny, więc z pewnością nie będziesz w stanie znaleźć się odpowiednio blisko miejsca.
Syriusz zamrugał kilka razy.
- O czym ty do diabła mówisz, kobieto?
Bella spojrzała tylko na niego z błogim uśmiechem i znów zatrzasnęła swój zegarek z wielką satysfakcją wypisaną na twarzy.
- Mówiłam ci, że dzisiaj pracuję. Mam dostarczyć wiadomość - Dopiła resztkę swojej Astry, po czym ześlizgnęła się ze stołka. – Peter Pettigrew, inaczej zwany Glizdogonem, przesyła pozdrowienia.
Syriusz gapił się na nią przez chwilę, w osłupieniu przez szare, szkliste oczy, nie będąc do końca pewnym czy dobrze zrozumiał, to co usłyszał.
- Bellatrix.. – jego szorstki głos, na chwilę ugrzązł mu w gardle. - Co ty..
- Peter Pettigrew może i jest mniej niż ułamkiem czarodzieja i jednym z najbardziej irytujących mężczyzn na powierzchni ziemi – odparła Bella zdawkowym tonem – ale okazał się być bardzo użyteczny.
- Co mu zrobiłaś? – warknął ostro Syriusz, wstrząśnięty, aż do poziomu trzeźwości, a przynajmniej na tyle, by czuć jak każdy mięsień w jego ciele się napręża.
Złośliwy błysk w oczach Belli zwiększył się.
- Ja? Nic.. Za to on zrobił wiele, trzeba przyznać. Zresztą, może sam powinieneś sprawdzić. Jeśli jeszcze coś po nich zostało w tej żałosnej, małej ruderze, którą mimo wszystko, nazywali domem.
Syriusz słyszał jak stołek upada za nim na ziemię, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo już był przy drzwiach, a sekundę po tym na zewnątrz. Zdołał usłyszeć jeszcze zimny śmiech Bellatrix, te pół-szaleńcze okrzyki radości, które zaczęły go przerażać i zmuszać do myślenia, o tym, co się stało. W końcu jego zapalający się silnik zagłuszył te dźwięki i chwilę potem już szybował po niebie.
Bellatrix opanowała się po chwili tryumfu i przetarła łzy z oczu, cały czas uśmiechając się pod nosem.
- Rozkoszne – mruknęła.
Zerknęła na barmana, który patrzył na nią blado i z przerażeniem.
- Oh, daj spokój. Jakbyś pierwszy raz słyszał takie rozmowy w tym miejscu – burknęła, po czym sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej kilka galeonów, które zostawiła na ladzie. – To powinno pokryć oba rachunki. Przynajmniej tyle mogę dla niego dziś zrobić – dodała z rozbawieniem.
Podeszła do drzwi wyjściowych, myśląc o powrocie do domu. Tego wieczoru planowała założyć swoją najlepszą suknię. Do północy, spodziewała się mieć wiele powodów do świętowania.