WIELKA KSIĘGA
AH
Dzieląc się zdrowieniem wśród
Anonimowych Hazardzistów
Dedykujemy tę księgę Jimowi W., naszemu założycielowi
1912 - 1983
Pragniemy także zadedykować tę Księgę tym członkom,
którzy przyszli przed nami i tym którzy przyjdą po nas.
PODZIĘKOWANIA
Wspólnota Anonimowych Hazardzistów
pragnie podziękować Komisji która poświęciła swój czas,
dokonała wysiłku oraz udzieliła pomocy i wskazówek
aby ta księga mogła powstać.
PRZEDMOWA
Patologiczny, kompulsywny hazard jest destrukcyjnym, niebezpiecznym i potencjalnie śmiertelnym zaburzeniem. Ale ten niszczący nałóg jest uleczalny, a Anonimowi Hazardziści (AH) są najskuteczniejszą metodą leczenia dla patologicznego hazardzisty. Ta księga przedstawia zasady i wskazówki AH, wykorzystywane przez tysiące ludzi, których leczenie przebiega pomyślnie.
Brak dogłębnej znajomości AH jest głównym powodem niezrozumienia celów, metod
i działalności tej wspólnoty. Po prostu jest to dobrowolna i utrzymująca się z własnych datków wspólnota kompulsywnych hazardzistów zbierająca się w jedynym celu, jakim jest wzajemna pomoc w zaprzestaniu uprawiania hazardu. Jest to program 12 kroków, który daje podstawy do dzielenia się doświadczeniem, siłą i nadzieją. Pozwala zorganizować struktury wspólnoty i zaprzyjaźnić się tym, którzy żyją według programu
i pomyślnie dostosowali się do życia.
Ta księga opisuje ścieżki zdrowienia na drodze prowadzącej do skutecznego przystosowania się do życia bez hazardu. Ta droga może być gładka lub skalista, ale nigdy nie jest bezbolesną podróżą podczas procesu zdrowienia.
Wspólnota AH jest skuteczna, ponieważ: (a) niweczy mechanizmy zaprzeczania, projekcji i racjonalizacji, (b) przedstawia poważne konsekwencje hazardu, (c) wymaga uczciwości i odpowiedzialności, (d) rozpoznaje i koryguje zaburzenia charakterologiczne, (e) okazuje serdeczność, sympatię, osobistą troskę oraz udziela wsparcia, (f) wypełnia pustkę, która pozostała po zaprzestaniu uprawiania hazardu, oraz (g) nie osądza.
Im lepiej ktoś rozumie wspólnotę Anonimowych Hazardzistów, tym bardziej szanuje
i podziwia ją za jej zasady, dokonania i skuteczność – oraz za życia, które uratowała.
doktor medycyny Robert L.Custer
maj 1983
WSTĘP
Wydawcy wierzą, że dzięki dramatycznym literackim środkom wyrazu uzyskacie zwiększoną świadomość emocjonalnego i fizycznego bólu doznawanego przez kompulsywnych hazardzistów oraz bardziej docenicie wsparcie i otuchę, konieczne dla ich zdrowienia, którymi członkowie wspólnoty Anonimowych Hazardzistów dzielą się wzajemnie. Będzie można zapoznać się z tym w Rozdziale II.
Zobaczycie także, że Rozdział VII, największy rozdział w tej książce, składa się z wielu stron osobistych wspomnień będących dobrowolnym wkładem członków tej Wspólnoty, oraz że Załącznik I składa się z obszernego fragmentu biografii Jima W., założyciela Wspólnoty Anonimowych Hazardzistów.
Jak łatwo zauważyć znaczna część tej księgi jest poświęcona osobistym wspomnieniom i szkicom biograficznym kompulsywnych hazardzistów, opowiadających o początkach swojej drogi zdrowienia w tej Wspólnocie.
Podkreślamy szczególną wagę osobistych historii zdrowienia. Są one konieczne, aby właściwie przedstawić pogląd naszych członków, którzy jako pragmatyczni behawioryści, bardziej zajmują się procesem zdrowienia z nałogowego hazardu, niż przyczynami, które spowodowały, że stali się nałogowymi hazardzistami.
W konsekwencji ta księga nie jest ani podręcznikiem psychologii traktującym o teorii kompulsji czy systemach terapeutycznych, ani nie jest polemiką skierowaną przeciwko towarzyskiemu czy okazjonalnemu hazardowi. Została ona zredagowana w szczególnym porządku z myślą o tych, którzy życzą sobie przeczytać ją od samego początku. Każdy rozdział posiada jednak swoją wewnętrzną spójność, dzięki temu możecie czytać rozdziały lub ustępy tej książki w kolejności według własnego uznania.
Jeżeli jesteś członkiem rodziny lub bliskim przyjacielem nałogowego hazardzisty,
to możesz najpierw przeczytać Rozdział VI. Jeśli pragniesz dowiedzieć się czegoś więcej na temat ośrodków terapeutycznych, to możesz przejść do rozdziału VII; ci, którzy zainteresowani są systemem terapeutycznym stosowanym przez Anonimowych Hazardzistów, mogą zacząć czytanie od Rozdziału III.
Jeśli chodzi o osobiste historie, to są one dzieleniem się emocjonalnymi doświadczeniami, które łączą członków tej Wspólnoty i dają inspirację tej książce. Ani zrozumienie doznanego cierpienia oraz beznadziejnej degradacji doświadczonej przez nałogowych hazardzistów, ani znaczące zdrowienie dzięki zachętom i przewodnictwu Anonimowych Hazardzistów nie może być w pełni zrozumiane bez przeczytania Rozdziału VIII.
Proces zdrowienia członków wspólnoty Anonimowych Hazardzistów jest czymś więcej niż osobistym opanowaniem kompulsywnego pragnienia uprawiania hazardu. Postępujące zdrowienie każdego członka tej wspólnoty charakteryzuje się pragnieniem pomocy innym kompulsywnym hazardzistom. Dlatego ta wspólnota przykłada wielką wagę do tego, co jest nazywane „Pracą nad XII krokiem”, a zostało objaśnione w Rozdziale V, do którego jest wiele odnośników w innych miejscach tego tekstu.
KOMPULSJA I KOMPULSYWNY HAZARD
Najskuteczniejsze rezultaty leczenia psychologicznego zaburzenia, jakim jest kompulsywny hazard uzyskuje się przy pomocy Wspólnoty Anonimowych Hazardzistów. Tematem tej księgi jest sukces osiągany przez Anonimowych Hazardzistów, w sytuacji, gdy inne terapie nie mają zbyt dużego wskaźnika skuteczności. Ale aby zrozumieć filozofię i terapię Anonimowych Hazardzistów, konieczna jest większa wiedza o kompulsywnych zachowaniach i kompulsywnym hazardzie w szczególności.
Hazard nałogowego gracza jest definiowany przez Wspólnotę Anonimowych Hazardzistów w następujący sposób: jest to każde obstawianie lub wysyłanie zakładów dla siebie lub dla innych, zarówno dla pieniędzy jak i nie, bez względu na wysokość stawek, gdzie rezultat gry jest niepewny lub zależy od prawdopodobieństwa, przypadku, ryzyka
lub „umiejętności”. Przymusowy hazard, mówiąc najprościej, jest hazardem, który pozostaje poza emocjonalną kontrolą hazardzisty.
Prawdopodobnie nie ma człowieka, który nigdy nie uprawiał hazardu. Większość ludzi jest w stanie kontrolować częstotliwość swojego hazardu, ponieważ grają tylko tak często
i na tyle, na ile pozwalają im ich dochody. Duże znaczenie ma dla nich rozrywka, jakiej doświadczają oraz stosowność sytuacji społecznej, w której hazard może się odbywać.
U kompulsywnego, patologicznego hazardzisty jest inaczej. Patologiczny hazardzista w odróżnieniu od towarzyskiego lub profesjonalnego hazardzisty nie potrafi przestać grać, a zainteresowanie swoje koncentruje wyłącznie na następnym obstawieniu.
Hazard jest chorobą emocjonalną, ponieważ ludzie nią dotknięci nie kontrolują potrzeby uprawiania hazardu. Kompulsywny hazardzista uprawia hazard nawet wtedy,
gdy nie jest to właściwą reakcją w zaistniałej społecznej lub osobistej sytuacji. Na przykład będzie on grał równie chętnie, chcąc uczcić narodziny dziecka, jak też chcąc zapomnieć
o śmierci kogoś bliskiego.
Potrzeba hazardu potrafi zdominować myślenie i energię nałogowego hazardzisty. Tak dużo energii jest wydatkowanej przez kompulsywną osobowość na planowanie tego, jak, kiedy
i gdzie uprawiać hazard, że w końcu radość gry zanika i zastępuje ją lęk o zdolność zdobycia pieniędzy oraz możliwości finansowania następnego hazardowego przedsięwzięcia i spłatę długów.
Zakładając, że skłonność do kompulsywnego hazardu była zawsze, to może wystarczyć jedno wydarzenie, aby skłonić człowieka do kompulsywnego hazardu.
Tym wydarzeniem może być śmierć bliskiego krewnego lub przyjaciela, małżeństwo
lub zmiana pracy. Jeśli hazardzista raz poddał się pokusie obstawienia zakładu,
to przymus kontynuowania gry staje się mocniejszy niż jakiekolwiek pragnienie jej zaprzestania. Kompulsywny, patologiczny hazardzista przestaje kierować swoim życiem, traci samokontrolę
i w końcu ulega przekonaniu, że niemożliwym jest powstrzymanie się od hazardu, co z kolei staje się kolejną wymówką i usprawiedliwieniem dla kontynuacji gry.
Ci, którzy uprawiają hazard kompulsywnie, czują zazwyczaj, że nie mają możliwości dokonywania wyboru w swoich działaniach. Kompulsywni hazardziści czują przymus uprawiania hazardu i chociaż nawet wiedzą, że hazard jest szkodliwy, są bezsilni
i nie potrafią przestać grać.
Jednakże taka bezsilność nie powinna być uważana za „moralną słabość”. Aż do czasu opublikowania książki pod tytułem ”Wiek Psychologii” (jej początki są związane ogólnie z pokoleniem eksperymentalnych psychologów, poprzedników Freuda) ci, którzy uprawiali hazard lub pili alkohol nadmiernie, byli uważani za „słabych”; ich nałogi były określane wadami, a o nich, jako nałogowcach, często myślano, że brakuje im „wystarczającej siły charakteru, aby się oprzeć pokusie”.
Ponieważ nie każde ludzkie zachowanie jest przypadkowe lub nałogowe, także nie wszystkie ludzkie działania są zaplanowane lub świadomie rozmyślne. Każdy z nas wydaje się unikalną mieszaniną biologicznych i psychologicznych możliwości realizowanych przez nasze osobiste i społeczne biografie. To uniemożliwia napisanie o wszystkich aspektach ludzkich motywacji i stwarza potrzebę używania terminów, wystarczająco ogólnych, aby je można było zastosować do wszystkich. Takie próby prawie zawsze prowadzą do powierzchownych, a nawet bezmyślnych stwierdzeń, które łatwo naukowo obalić.
Dlatego ta księga postara się o unikać używania przypadkowych uogólnień dotyczących ludzkiego zachowania, a tam gdzie takie uogólnienia są nieuniknione, ważne będzie dla czytelnika zachowanie poczucia proporcji między ogólnikowością tych stwierdzeń a „niepowtarzalnością” każdego człowieka.
Jest to szczególnie prawdziwe w odniesieniu do dyskusji na temat przyczyn kompulsywnego hazardu, w przeciwieństwie do tematu zmiany zachowań lub leczenia tej patologii. Jak później odkryjemy w tej księdze, Anonimowi Hazardziści odkryli desperacką ironię polegającą na tym, że zmiana zachowań lub terapia może być uogólniona lub nawet ujednolicona dla zaburzeń w zachowaniu, których przyczyną są bardzo skomplikowane sytuacje, unikalne i niepowtarzalne dla każdego człowieka.
To ujednolicenie leczenia jest częściowo możliwe, ponieważ kompulsywni hazardziści posiadają wystarczająco podobną psychologiczną charakterystykę rozwoju złożonego profilu osobowości, co odróżnia ich zarówno od środowiska, które nie uprawia hazardu jak i od środowiska, którego hazard ma charakter towarzysko - rozrywkowy.
Hazardzista grający towarzysko nie ma trudności przy dokonywaniu wyborów - obstawić czy nie obstawić - a ich rezultat rzadko jest bolesny. Niestety patologiczny hazardzista nie jest zdolny do takiego obiektywizmu. Nawet krzywda, którą patologiczna osoba wyrządza sobie lub innym jest drugorzędna w stosunku do nadrzędnego wewnętrznego przymusu uprawiania hazardu.
Kompulsywny hazardzista żyje w stanie stałego napięcia, jest niezdolny do odprężenia się na jakikolwiek okres czasu z powodu obsesyjnej potrzeby uprawiania hazardu, zbierania pieniędzy na grę lub spłatę hazardowych długów. Hazard może być stresujący, ale trzymanie się z daleka od niego może być nawet jeszcze gorsze. Co więcej kompulsywny hazardzista nie jest w stanie zmierzyć się ze stresem i trudnościami życia codziennego, a okoliczności życiowe wydają mu się pełne napięcia. Ten cykliczny proces zachowań staje się coraz bardziej destrukcyjny. Jeśli nawet istnieje jakaś alternatywa, to kompulsywny hazardzista nie ma ani perspektywy dostrzeżenia jej, ani kontroli wyboru zdrowszego wzorca zachowań.
Jeszcze jednym elementem osobowości nałogowego hazardzisty jest niezdolność do poradzenia sobie z odpowiedzialnością; każdy zakres odpowiedzialności lub zobowiązania związane z dorosłością, przychodzące wraz z pracą, małżeństwem lub dziećmi mogą wyzwolić u niego reakcję kompulsywnego hazardu. Człowiek o kompulsywnej osobowości nie wie jak zmierzyć się właściwie z odpowiedzialnością, nie patrzy na nią, zamiast tego woli uciec do nierealnego świata patologicznego hazardu.
Zachowanie kompulsywne opisuje się jako silny irracjonalny impuls prowadzący do wykonania jakiegoś szczególnego działania. Chociaż to zachowanie może być jednorazowe, to zazwyczaj jest powtarzalne. Może ono przyjmować różnorodne formy takie jak: hazard, picie alkoholu, nadmierna czystość, chodzenie do kościoła, praca i inne. Większość analityków, chociaż może różnić się w poglądach dotyczących przyczyn kompulsywnego zachowania, to zgadza się, że prawie każdy człowiek jest do pewnego stopnia kompulsywny. Musimy być ostrożni i pamiętać, że nie każdy „nawyk” jest koniecznie kompulsywny, częściowo, dlatego że nie każdy nawyk jest koniecznie irracjonalny.
Jest wiele teorii osobowości i poglądów na temat tego, co generalnie jest określane terminem „zachowanie”, a konkretniej - na temat zespołu kompulsywnego. Stworzono całe szkoły terapii na bazie teorii wielkich filozofów i psychologów, takich jak Zygmunt Freud, Alfred Adler, Karl Jung i inni. Wiele z tych szkół lub systemów terapii ma wpływ
na leczenie kompulsywnych hazardzistów, dlatego powinniśmy wiedzieć coś na temat koncepcji osobowości, które przedstawiają, aby lepiej rozumieć problem kompulsywnego hazardu i terapii rozwiniętych przez Anonimowych Hazardzistów.
Zygmunt Freud wierzył, że kompulsywność jest przynajmniej częściowo zakorzeniona w zasadzie przyjemności, którą odróżniał od zasady realności. Zasada przyjemności według Freuda rządzi niedojrzałym zachowaniem. Na przykład dziecko domaga się przyjemności, a żądanie to z jego egoistycznego punktu widzenia ma być natychmiast zaspokojone. Jednakże dziecko w okresie dojrzewania, staje się świadome realności świata zewnętrznego i uczy się przystosowania pragnienia zaspokojenia własnej przyjemności do wymagań społeczeństwa. Dojrzały człowiek według Freuda to ten, który dokonał integracji zasady przyjemności z zasadą realności. Na odwrót - niezdolność do integracji tych dwóch zasad powoduje w rezultacie niedojrzałe zachowanie i ciągłą potrzebę podejmowania działań dających samozadowolenie. Freud zauważył, że kompulsywne działania często wywodzą się z pragnienia zaspokojenia przez człowieka dziecięcej potrzeby dążenia do przyjemności i unikania przykrości.
Franz Alexander połączył obsesję z wewnętrznym przymusem i stworzył nową teorię nerwicy obsesyjno - kompulsywnej. Obsesja jest uporczywym uczuciem, ideą lub wpływem, które opanowuje myślenie lub działanie człowieka, a od którego osoba ta nie jest w stanie się uwolnić. Obsesje często są antyspołeczne z natury, szczególnie na przykład pragnienie dokonania zabójstwa, posiadania kazirodczego stosunku seksualnego lub skrzywdzenia siebie. Alexander tak twierdził, ponieważ takie zachowania nie są akceptowane przez społeczeństwo, a człowiek obsesyjny dokonuje ich stłumienia do swojej podświadomości.
Chociaż te pragnienia są głęboko ukryte, ciągle potrafią wpływać na świadome zachowania człowieka. W rezultacie takie obsesje wyrażają się w kompulsywnym zachowaniu, często w postaci przesadnych, ale akceptowalnych społecznie czynów. Ale ponieważ przymus wewnętrzny jest podstępny według Alexandra, to może przejawiać się w zachowaniu człowieka
obsesyjnego w każdy możliwy sposób - od niekontrolowanych zachowań antyspołecznych do twardego konformizmu.
Inna teoria nerwicy kompulsywnej została opracowana przez Alfreda Adlera, który wierzył, że elementem, który łączy wszystkie nerwice jest próba wyzwolenia się od poczucia niższości, przez zastąpienie go poczuciem wyższości. Według Adlera osoba kompulsywna jest powodowana „ kompulsywną myślą”. Przekonanie to wyzwala lub motywuje zachowania kompulsywne i zawsze towarzyszy działaniom tego człowieka.
Człowiek kompulsywny osiąga poczucie wyższości narzucając swoją wolę innym. Jedyną motywacją dla takiego typu człowieka jest całkowite posłuszeństwo przymusowi wewnętrznemu, który staje się świętością; nie można mu się oprzeć i prowadzi on do uzyskania poczucia bycia wszechpotężnym i poczucia posiadania pełni władzy i kontroli.
Adler zauważył także, że chociaż kompulsja może pojawić się w każdym zachowaniu, wszystkie kompulsje rodzą zmartwienie i udrękę. Co więcej, każda próba stłumienia kompulsji prowadzi w konsekwencji do ostrego lęku. Na koniec stwierdził, że wszystkie kompulsje degenerują się i prowadzą do alkoholizmu lub uzależnienia od leków i narkotyków lub łączą się z nimi.
Adler dokonał identyfikacji wielu cech typowych dla osobowości ludzi kompulsywnych, takich jak: postawa nieprzystępności, oparta na uczuciu małej miłości do ludzkości; mały krąg znajomych, poczucie zdominowania przez wpływy rodziny; pesymistyczna filozofia życia zbudowana na poczuciu niższości; a w końcu wrogość wobec oczekiwań społecznych. Adler faktycznie wykazał, że kompulsje istnieją w dużym stopniu, aby zwolnić człowieka od wykonywania normalnych obowiązków narzuconych przez społeczeństwo.
Człowiek może być czasami świadomy swojej kompulsywności, ale według Adlera, jest to raczej rzadkie. A jeśli nawet taka świadomość naprawdę istnieje, to jak Adler odkrył, prawie nie posiada mocy efektu leczniczego. Rozpoznanie przez człowieka swojej własnej kompulsywności prowadzi do dalszego rozwoju tego zaburzenia, ponieważ pozwala on jej na jeszcze swobodniejsze panowanie. Dla hazardzisty to może być równoznaczne ze wcześniej wspomnianą racjonalizacją bezradności, gdy zaburzony człowiek przyznaje, że jest chory, a jednocześnie w tym samym momencie uznaje, że nic nie można z tym zrobić.
Adler zauważył także, że drugi syn, jak również jedyna córka w rodzinie chłopców oraz jedyny chłopiec w rodzinie dziewczynek byli bardziej podatni na stanie się osobowościami kompulsywnymi niż inni. Adler stwierdził na koniec, że bez względu na pozycję człowieka w strukturze rodzinnej, osoba kompulsywna marnuje mnóstwo czasu, który normalnie mogłaby wykorzystać na wykonywanie koniecznych zadań.
Karl Jung, który żył w tym samym okresie jak Freud, Alexander i Adler, także wnosi swój wkład do teorii nerwicy kompulsywnej. Jung wierzył, że jedną z przyczyn kompulsji jest niezdolność człowieka do przyjęcia na siebie moralnego ograniczenia a symptomy kompulsywne, tj. potrzeba popełnienia irracjonalnych czynów, są wołaniem o pomoc.
Całkiem niedawno inną teorię nerwicy kompulsywnej przedstawił Frederick S. Perls, wiodący zwolennik szkoły analizy Gestalt. Perls wierzy, że kompulsywność wywodzi się od retrofleksyjnego zachowania, które polega na tym, że człowiek robi sobie to, co początkowo próbował zrobić innym ludziom lub przedmiotom. U podstaw takiego zachowania leży jego przekonanie, że nie jest w stanie zmienić społeczeństwa ani zmusić go do akceptacji jego żądań. Zamiast akceptacji tego stanu rzeczy lub próby wykonania konstruktywnej pracy w celu dokonania pozytywnej zmiany, człowiek kompulsywny podstawia siebie w miejsce świata zewnętrznego i sam staje się celem własnej „reformy”.
Jak twierdzi Perls to zastąpienie sobą społeczeństwa wyklucza osiągnięcie jakiejkolwiek satysfakcji z pragnienia dokonania zmiany. Ponieważ żadne znaczące postanowienie nie może być zrealizowane, to kompulsywne zachowanie powtarza się. Ze smutkiem trzeba powiedzieć, że każdy błędnie skierowany wysiłek wywołuje jeszcze jedną daremniejszą próbę. Perls wierzy, że wszyscy jesteśmy w jakiś sposób kompulsywni. Nazywa kompulsywność wyróżniającym, „neurotycznym” objawem naszych czasów. Bez zdziwienia zauważa, że ludzie o osobowości kompulsywnej osiągają bardzo mało, gdyż spędzają większość swojego czasu na przygotowywaniu, podejmowaniu decyzji i upewnianiu się, ale jednak robią niewiele z tego, co było zaplanowane. Niestety osoby kompulsywne są w pułapce swoich wzorców zachowań, ponieważ nie mają okazji rozwijać się i wzrastać dzięki pomyślnemu zakończeniu swoich zadań i ich przyswojeniu. Ich podejście do rozwiązywania problemów jest nieskuteczne z powodu utrwalonych, starych postaw.
Warto zauważyć, że Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne całkiem niedawno w najnowszym, poprawionym wydaniu swojego podręcznika diagnostycznego wyeliminowało pojecie „nerwica”. Teraz nigdzie w tym podręczniku nie występują słowa „neurotyczny” lub „nerwica”. Według dr Roberta L. Spitzera, który był przewodniczącym grupy zadaniowej mającej uaktualnić ten diagnostyczny podręcznik, pojęcie „nerwica”, początkowo odnosiło się do zaburzenia neurologicznego. Później przyjęło ono inne znaczenia, a w końcu termin ten został zdefiniowany „bardziej przez to czym nie jest, niż przez to, czym jest”. Ostatecznie z powodu braku jasnej definicji został on pominięty. Wielu psychiatrów uważa, że eliminacja pojęcia „nerwica” stała się najważniejszą decyzją psychiatrii od zakończenia II Wojny Światowej.
BEHAWIORYZM: PRAKTYCZNA TEORIA TERAPII
Behawioryzm jest nazwą najnowszej psychologicznej teorii, która osiągnęła wystarczającą zawodową akceptację, aby można było ją uważać za główną „szkołę” myśli. Behawioryści nie zajmują się głównie tym, co motywuje człowieka, aby działał w konkretny sposób. Koncentrują się bardziej na obiektywnym, postrzegalnym zachowaniu. Ich celem jest modyfikacja sposobu, w jaki człowiek działa, aby nie bacząc na przyczynę psychologicznego niedostosowania, uczył się, jak sobie skutecznie z nim radzić. W najogólniejszym sensie, metoda behawiorystyczna polega na pozytywnym wzmacnianiu lub nagradzaniu pożytecznego zachowania albo negatywnym wzmacnianiu lub karaniu zachowania destrukcyjnego.
Celem jest raczej zmiana zachowania niż zajmowanie się nim samym. Także nie jest celem dokonywanie zmiany struktury teorii psychologicznych. Stało się to podstawą dla rozwoju Anonimowych Alkoholików, pierwszej poważnej terapii wspierającej, stworzonej, aby zająć się zachowaniem kompulsywnym. Twórcy Wspólnoty Anonimowych Alkoholików byli instynktownymi behawiorystami. Rzeczywiście Anonimowi Hazardziści i inne „Anonimowe” wspólnoty, na przykład Anonimowi Żarłocy, są wzorowane bezpośrednio na Anonimowych Alkoholikach. Te grupy wsparcia ze swoimi terapiami są zdecydowanie skuteczniejsze niż większość innych teoretycznych sposobów zmiany zachowania ludzi mających problemy z zachowaniami wynikającymi z osobowości kompulsywnej.
Podsumowując możemy zauważyć, że mimo istnienia wielu teorii kompulsji, nie jest łatwą sprawą ustalenie tego, co właściwie powoduje zachowania kompulsywne. Jest równie trudno stwierdzić, dlaczego właściwie jeden człowiek staje się kompulsywym hazardzistą, a nie alkoholikiem, a dlaczego inny staje się jedzenioholikiem lub narkomanem etc., a dlaczego niektórzy są dotknięci wieloma kompulsjami.
Co więcej, nie można konkretnie stwierdzić, że każdy człowiek, który posiada antyspołeczny lub destrukcyjny wobec siebie, kompulsywny nawyk zachowania, to z pewnością robi to z powodu lęku, zazdrości, złości, winy, wstydu, frustracji lub innych podobnych emocji. Ponieważ każdy z cytowanych przez nas psychologów i nauczycieli rozwinął swój własny system hipotez, to ostateczny wniosek, do jakiego możemy dojść- szczególnie zanim zrozumiemy człowieka, a człowiek zrozumie siebie samego - jest taki, że zachowanie kompulsywne jest prawie zawsze szkodliwe dla pomyślności i szczęścia tego człowieka.
Oczywiście, tutaj koncentrujemy nasze zainteresowanie na kompulsywnych hazardzistach, a w szczególności na ich cechach i zastosowanych terapiach w celu przywrócenia ich do zdrowszych sposobów życia. Aby pełniej zrozumieć zachowania i potrzeby tych, którzy uprawiają hazard kompulsywnie, konieczne wydaje się poznanie ich charakterystyki jako grupy socjologicznej.
Centrum Ankietowych Badań Naukowych Uniwersytetu Michigan przeprowadziło w 1975 roku ogólnokrajowe badania, które wykazały, że w Stanach Zjednoczonych było wtedy od 1,1 mln do 3,3 mln nałogowych hazardzistów. Amerykańskie Ministerstwo Zdrowia Publicznego szacuje, że jest ich więcej tj. w przybliżeniu 9 milionów Amerykanów jest kompulsywnymi hazardzistami. Ta rozbieżność może być wyjaśniona niezgodnością zakresu definicji dotyczących kompulsywnego, hazardowego zachowania, oraz także różnorodnością zastosowanych ankietowych i statystycznych technik. Tym niemniej oba źródła są zgodne, że liczba kompulsywnych hazardzistów wzrasta. Według Ministerstwa Zdrowia Publicznego ich ilości wzrasta o około 10% rocznie.
Generalnie kompulsywnymi hazardzistami są mężczyźni, chociaż według wyników badań naukowych, pojawia się coraz więcej kobiet, które są kompulsywnymi hazardzistkami. Lekarz medycyny, dr Robert L. Custer, dyrektor amerykańskiego programu zajmującego się zachowaniami uzależniającymi, który został stworzony w Urzędzie ds. Kombatantów, oraz czołowy badacz naukowy zajmujący się badaniami nad patologicznym hazardem, szacuje, że obecnie kobiety stanowią około 20% nałogowych hazardzistów w USA. Custer wierzy, że ta proporcja będzie wzrastała, ponieważ zdolność kobiet do zarabiania pieniędzy wzrasta, a w konsekwencji ich zdolność kredytowa także rośnie. Według niego pieniądze są „narkotykiem” patologicznego hazardzisty. Ponieważ dostęp kobiet do pieniędzy i kredytu rośnie, to także rośnie prawdopodobieństwo ich uzależnienia.
Innymi cytowanymi przyczynami powodującymi wzrost kompulsywnego hazardu wśród kobiet jest wyższy poziom wolności i równości, osiągnięty ostatnio przez amerykańskie kobiety. Kobiety mają teraz swobodny dostęp do lokali hazardowych i są akceptowane nie tylko jako osoby towarzyszące dla mężczyzn, ale także jako niezależne uczestniczki hazardu. Kobiety rozwinęły większe zainteresowanie profesjonalnym sportem i rywalizacją sportową, a prawie wszystkie dyscypliny sportowe są w jakiś sposób związane z hazardem. Przyspieszone zostało to częściowo przez Tytuł IX Ustawy o Prawach Cywilnych, który upoważnił szkoły średnie i wyższe do zapewnienia równoprawnego finansowania kobiecego sportu. Zainteresowanie kobiet zarówno sportem widowiskowym, jak i czynnym uprawianiem sportu osiągnęły bezprecedensowy poziom i nadal szybko rosną.
Trzeba zauważyć, że kobiety zawsze były równie podatne jak mężczyźni na zachowania kompulsywne. Kiedyś były ograniczone przez normy społeczne do takich kompulsji jak nadmierne jedzenie, czystość i picie alkoholu. Teraz kobiety są wolne i mogą dać upust swojemu patologicznemu pragnieniu uprawiania hazardu.
Od powstania swojego państwa, Amerykanie podlegali społecznej, politycznej i ekonomicznej presji hazardu. Jak zauważa dr Custer, Stany Zjednoczone zawsze były społeczeństwem uprawiającym hazard. Trzynaście pierwotnych amerykańskich kolonii, jak również takie uniwersytety, jak Harvard, Yale, Princeton, Brown, Dartmouth i Columbia było w większości finansowanych przez loterie. Zarówno George Washington, jak i Thomas Jefferson silnie popierali wykorzystanie loterii do zbierania funduszy publicznych. Ta historyczna skłonność do wspierania państwa i operacji federalnych przez hazard była częściowo odziedziczona po Wielkiej Brytanii, państwo, które długo zachęcało swoich obywateli, aby obstawiali wszystko, co można, od wyborów politycznych do zawodów sportowych.
Hazard jest promowany prawie w każdym stanie Stanów Zjednoczonych. Niektóre stany mają hazard w kasynach, wiele prowadzi loterie, a prawie wszystkie mają wyścigi koni i/lub psów od wielu lat. Na dodatek wiele społeczności pozwala grupom religijnym prowadzić gry bingo oraz „Las Vegas Nights” zarówno dla zbiórki pieniędzy, jak i dostarczania źródła rozrywki swoim członkom. Tylko mniej niż dziesięć stanów nie ma żadnej formy zalegalizowanego hazardu. Hazard jest także integralną częścią takich branż biznesu w Ameryce, jak podróże i rozrywka. Linie lotnicze, linie autobusowe i hotele regularnie ogłaszają oferty, takie jak: tydzień w Las Vegas, weekend w Atlantic City lub dzień na torze wyścigowym. Większość luksusowych linii statków pasażerskich także oferuje hazard na pokładzie jako atrakcję. Rzeczywiście, pewna ilość karaibskich i latynoamerykańskich krajów oraz terytoriów, takich jak Puerto Rico, Aruba i Wyspy Bahama promuje swoje własne pakiety aktywnego hazardu, rywalizując ostro o amerykańskiego hazardowo/podróżniczego dolara.
Chociaż sposoby nakłaniania do hazardu są różne i jest ich mnóstwo, to wyścigi konne zasługują na specjalną uwagę. Wyścigi konne, sport najsilniej związany z hazardem, cieszy się największą uwagą wśród sportów widowiskowych w Stanach Zjednoczonych, przyciągając ponad 50 milionów widzów każdego roku. Ale według ankiety Louisa Harrisa przeprowadzonej dla korporacji Perrier, tory wyścigowe mają tendencję do przyciągania tych samych stałych bywalców za każdym razem. Tylko około 4% dorosłej populacji przychodzi na wyścigi konne w danym roku, tymczasem dla porównania, baseball, który ma ogólną widownię mniejszą, przyciąga 16% całkowitej dorosłej populacji rocznie.
Poza jawną reklamą i akcjami promocyjnymi, skłonność do hazardu jest wzmacniana przy pomocy dużo subtelniejszych sposobów. Na przykład codzienne gazety podają notowania rynku giełdowego, wygrane numery na loterii, jak również adresy punktów przyjmujących zakłady, gdzie można obstawić baseball, futbol amerykański i inne wydarzenia sportowe. Notowania u bukmacherów i typy gazetowe na wyścigi koni i psów są także regularnie zamieszczane. Książki, które doradzają jak wygrać w grę black jack, jak wybierać konie lub trafiać fusy etc., mają dużą poczytność. Na dodatek istnieje szeroki dostęp do prywatnych spotkań hazardowych, gdzie, co tydzień gra się w pokera lub w gry madżong. Wzmacniania takich skłonności nie wymaga reklamowania i wychodzenia poza przyjacielskie zaproszenie.
Poza legalnym hazardem, także hazard nielegalny jest wszechobecny w całych Stanach Zjednoczonych. Większość form hazardu zalegalizowanego jest także prowadzona nielegalnie, na przykład nielegalne loterie, gry liczbowe, zakłady bukmacherskie, a nawet nielegalne kasyna. Chociaż nie jest możliwe dokładne określenie ilości uczestników biorących udział w takich grach, to jasne jest, że nielegalny hazard kwitnie dzięki poparciu olbrzymiej hazardowej subkultury.
Wizerunek hazardzisty, promowany zarówno w literaturze klasycznej, jak i w popularnych mediach, jest bardzo atrakcyjny dla wielu ludzi. Prezentowany wizerunek hazardzisty jest silnie męski. Opisuje ona hazardzistę jako atrakcyjnego, efektownego, wytwornego i bogatego macho wzbudzającego respekt wśród mężczyzn i pożądanie wśród kobiet. Nawet przegrywający hazardzista jest często portretowany jako ktoś będący w pogoni za gorzko - słodkim romantycznym ideałem, jako mężczyzna, który podejmuje ryzyko, kusi los, bez względu na konsekwencje.
Jest tak dużo sytuacji, przy których hazardowi przypisuje się romantyzm, jak dużo jest osobistych gustów. Łódź rzeczna na Missisipi, eleganckie kasyno, saloon rodem z westernu, wyścig lub gonitwa o mistrzostwo; te i inne ekscytujące scenerie hazardu dostarczają fantastycznych miejsc rozrywki dla umysłu kompulsywnego gracza. Jego marzenia na jawie nigdy nie są zakłócane strasznymi realiami, do których patologiczny hazard nieuchronnie prowadzi.
Mówiąc konkretnie, w Stanach Zjednoczonych presja społeczna, aby uprawiać hazard jest bardzo duża i wzrasta z każdym rokiem. Czy tę presję reprezentują konkretne oferty, subtelne sugestie czy zaproszenie do marzeń, czy nie, to i tak mają one niszczący wpływ na ludzi, którzy są patologicznymi hazardzistami. Jak definiuje dr Custer, kompulsywny hazard jest zaburzeniem, w którym występuje „wzrastające pochłonięcie hazardem i rosnące pragnienie jego uprawiania”. Rezultatem tego jest tak nadmierny hazard, że życie osobiste, rodzinne i zawodowe hazardzisty doznaje poważnej szkody. Według dr Custera kompulsywny hazardzista charakteryzuje się emocjonalnym uzależnieniem od hazardu przez utratę samokontroli i zaburzenie normalnego funkcjonowania.
Potrzeba ucieczki do hazardu nieuchronnie prowadzi do stworzenia świata fantazji i iluzji, oraz zazwyczaj także wyszukanego systemu racjonalizacji, który pobudza potrzebę obstawiania zakładów. Takie wymówki powstają, gdy ta potrzeba rozwija się, a wtedy następuje obwinianie innych osób lub instytucji, oraz odkładanie zaradczych środków na bardziej sprzyjający okres. Racjonalizacja może także pasować do większych planów i fantazji dokładnie zaprojektowanych dla podtrzymania wrażenia dobrego samopoczucia. Operacyjnym założeniem dla większości tych fantazyjnych struktur jest to, że hazard w końcu pozwoli odegrać się i stać się źródłem dochodu, co w konsekwencji poprawi jakość życia hazardzisty oraz jego najbliższych. W swojej wyobraźni kompulsywny hazardzista odbiera swoją wielką wygraną jako triumf i rekompensatę za niepowodzenia z przeszłości.
Patologiczny hazardzista spędza dużo czasu na fantazjowaniu o wielkich rzeczach, które osiągnie, kiedy „wielka wygrana” nadejdzie tj. podróże, prestiż, towarzystwo seksualne i/lub szacunek. Ale ta „wielka wygrana” rzadko przychodzi, a jeśli nawet, to te pieniądze są wykorzystywane do dalszego uprawiania hazardu z nadzieją na jeszcze większą wygraną. W końcu te wygrane są przegrywane. Jak rosną długi, to rośnie desperacja, z którą człowiek uprawia hazard, aby te fantazje urzeczywistnić. Dr Custer zauważa, że gdy desperacja i frustracja wzrasta, to, o ironio, umiejętność gry prezentowana przez człowieka zazwyczaj spada podczas uprawiania hazardu. Chociaż doznawanie jeszcze głębszych rozczarowań jest nieuniknione, to te marzenia nadal istnieją i się rozwijają, ponieważ bez nich życie kompulsywnego hazardzisty byłoby nie do zniesienia.
Kompulsywny hazardzista jest człowiekiem niedojrzałym, który chce mieć wszystkie dobre rzeczy w życiu bez wykonania żadnego zdecydowanego wysiłku, aby je uzyskać. Kompulsywny hazardzista czuje silną potrzebę, aby troszczono się o niego, a nigdy w pełni nie akceptuje faktu, że jest granica, poza którą nie można już dłużej polegać na wsparciu innych ludzi, na przykład rodziców. Odnajdywanie się poza gniazdem rodzinnym w świecie dorosłych może prowokować patologiczne pragnienia będące rezultatem urazy do twardej rzeczywistości.
Szukając schronienia przed odpowiedzialnością, jaką niesie z sobą dorosłość, taki człowiek zwraca się do hazardu, który jest sposobem na ucieczkę. Chociaż początkowo może jako niegroźnej rozrywki czasu wolnego, to chęć obstawiania i zawierania zakładów wkrótce staje się obezwładniająca. Siła woli nie ma z tym nic wspólnego.
Często kompulsywny hazardzista wyraża szczere pragnienie zaprzestania gry i może faktycznie zrobić to na pewien okres czasu, jednakże w sposób nieunikniony okresom abstynencji towarzyszą spektakularne szaleństwa i ciągi hazardowe. Z chęci powetowania sobie za stracony czas ten cykl u niego staje się coraz intensywniejszy i coraz częstszy.
Gdy kompulsja przyspiesza, to często zmusza hazardzistę do wejścia na ścieżkę kłamstwa, oszustwa i kradzieży, aby zostać „w akcji”. Uprawianie hazardu odbiera pieniądze i w końcu fundusze hazardzisty znikają. Zdobywanie pieniędzy staje się sprawą najwyższej wagi, często wymagającą tak pokrętnych i chytrych działań jak: wystawianie fałszywych czeków, kradzież pieniędzy z konta oszczędnościowego dziecka, oszukiwanie w sprawie konta przeznaczonego na wydatki i malwersacje. Często dokonuje się racjonalizacji takich działań przy pomocy szczerej przysięgi naprawy niemoralnego lub nielegalnego czynu. Jednak często kompulsywni hazardziści zostają złapani na swoich przestępstwach i spędzają czas w więzieniu.
Ostatecznie, aby zdrowieć, kompulsywny hazardzista musi dokonać wyboru i wyrwać się z tego destrukcyjnego kręgu. Uświadomienie sobie, że taki wybór istnieje, jest tylko pierwszym krokiem, a prawdziwe zdrowienie zabiera dużo więcej czasu i wymaga dużo większego wysiłku.
Powstaje pytanie, dokąd udać się po pomoc - do duchownego, lekarza, terapeuty czy przyjaciela. Chociaż wybór jednego z tych doradców jest krokiem naprzód, to niestety, szanse zdrowienia, przy pomocy któregokolwiek z nich są małe. Sama analiza własna, dokonana indywidualnie z kimś w cztery oczy ma bardzo małe osiągnięcia w udzielaniu pomocy kompulsywnym hazardzistom.
Naprawdę skuteczna jest tylko terapia wspierająca Anonimowych, a daje ją Wspólnota Anonimowych Hazardzistów. Ta grupa przyjmuje do wspólnoty każdą osobę, która wyraża pragnienie, aby przestać uprawiać hazard. Wiele tysięcy kompulsywnych hazardzistów zdrowieje dzięki Anonimowym Hazardzistom. Jest to najskuteczniejszy i najpomyślniejszy sposób zdrowienia jaki istnieje.
ROZDZIAŁ 2
ABNER I HOWIE - HISTORIA PRAWDZIWA
Jak na kogoś, kto boi się oceanu, leżał zbyt blisko nadchodzących fal - prawie dotykały jego stóp. Jednak właśnie nauczył się wierzyć w siebie i nie dbał o to, czy dosięga go woda i nawet nie otworzył oczu.
A przecież nie umiał pływać.
Pierwszy raz Abner podszedł tak blisko oceanu i nie odczuwał przerażającej chęci pogrążenia się w jego falach. To było coś: czekać, aż się częściowo zanurzy w wodzie. To było ostateczne potwierdzenie przedziwnego odkrycia, jakiego właśnie dokonał: lubił samego siebie.
Słyszał, jak nawołuje go żona - ostrzega przed nadchodzącym przypływem i zaśnięciem na plaży. Jej głos dochodził z daleka. Uśmiechnął się do siebie na myśl o jej niepokoju. Wcale nie miał ochoty spać - ciepło słońca miło wypędzało chłód, czuł, jak delikatnie sól rozchodzi się po skórze, a odgłos fal roztrzaskujących się o skały był dla niego jak chichoty dzieci - głośne i ciche w rytm rozlewającej się wody.
Wystarczyło mu i sprawiało radość odczuwanie przyjemności na nowo. Przez lata zapomniał, czym były potrzeby ciała, czym sen, gdy wszystko domagało się odpoczynku. Często sypiał na krześle albo w samochodzie, chociaż w kościach czuł tęsknotę za wygodnym łóżkiem. Przyzwyczaił się też do życia bez posiłków, bez sportu i innych zajęć ruchowych - ciągle w napięciu oczekując łutu szczęścia.
Nie nauczył się, jak można odnowić ducha przez troskę o ciało - to była największa kara, jaką sam sobie wymierzył. Obchodził się ze sobą nieczule i tak też podchodził do bólu i niewygody: jego ciało było tylko niezgrabnym narzędziem spełniania zachcianek jego niezaspokojonej, dziecięcej pożądliwości. A kiedy w końcu jego ciało się buntowało i domagało odpoczynku, dalej je ignorował albo bezlitośnie zmuszał swoje mięśnie i nerwy do kolejnego wysiłku.
To był już siódmy dzień pierwszych od dziewiętnastu lat wakacji i Abner czuł się dumny. W końcu zrobił to, co miliony ludzi robi co roku bez większego zastanowienia: wybrał ofertę biura podróży i zapłacił za wakacje dla siebie i dzieci. Zależało mu, żeby zabrać dzieci ze szkoły, chociaż wiedział, że będą miały przez to zaległości. Kazał im obiecać, że nadrobią wszystko po powrocie w trakcie weekendów. Żona nie oponowała. Wiedziała, ile dla niego znaczą te wakacje. Płakała wsiadając do samolotu, bo to był pierwszy prezent, jaki obiecał dzieciom i obietnicy dotrzymał, nie kłamiąc, nie szukając wymówek, nie odbierając dzieciom niczego.
W hotelu szybko się rozpakowali, dzieci się przebrały i poszły na jazdę konną, a Phylis zamówiła lunch do pokoju. Wiedziała, że nie jest głodny, ale chciała mu jakoś zorganizować czas. Pierwsze popołudnie spędził w pokoju hotelowym, bojąc się z niego wychylić. Z gorzką ironią uświadomił sobie, że nie umiał sprawiać sobie przyjemności, nie umiał grać w golfa czy tenisa, ani pływać. Zaczął się bać sytuacji, gdy będzie się nudził lub gdy zacznie czymś się niepokoić albo gdy zacznie widzieć za dużo ,,rozpraszaczy uwagi", jak to wyjaśnił żonie. Poczytał więc trochę i usnął. Kiedy Phylis obudziła go po południu, ucałował ją przepraszająco. Chyba zwariował - zapłacił tyle pieniędzy, żeby teraz tylko siedzieć w hotelu i spać. Ale Phylis zrozumiała jego obawy i z radością do obiadu została z nim w pokoju hotelowym.
A teraz pokrzykuje, żeby nie spał.... Nie miał zamiaru, nowe doświadczenie oceanu było tak silne, że nie miał ochoty na sen. I wtedy coś miękkiego spadło mu na głowę. Otworzył oczy i obok swojego ramienia zobaczył piłkę plażową. Oblepiona wilgotnym piaskiem, w środku miała wijące się białe, niebieskie i brązowe paski. Coś mu przypominała - zdjęcia ziemi widzianej z księżyca. Tyle tylko, że piłka pachniała piaskiem, plastikiem i bawełną. Przez przymknięte oczy przyglądał się jej - wyobrażał sobie, że jest na księżycu i widzi cały świat z oddali.
,,Ej tam! Podaj piłkę!" usłyszał chłopięcy glos. Sięgnął po piłkę i przytrzymując ją łokciem zamknął oczy. Tym razem usłyszał głosy z bliska. Kiedy znów otworzył oczy, zasłaniając je przed blaskiem słońca, zobaczył dwie pary kolan, a wyżej szorty koloru khaki. Dwóch chłopców śmiało się, pokazując na niego.
,,O, nosisz szorty od piłki plażowej!" powiedział młodszy wskazując na jego kąpielówki - jasnoniebieskie z białobrązowymi trapezami. W tym tygodniu już trzy razy przegraliśmy w siatkę. Jeśli teraz przegramy, będziemy musieli sami za to zapłacić."
,,A gdzie gracie?" zapytał siadając i podtrzymując się na łokciu. Spojrzał w kierunku wskazanym przez chłopca. Powinniście się trochę odsunąć od wody", usłyszał jak mówi głosem swojej żony.
,,Ale wtedy to żadna frajda", wyjaśnił młodszy.
,,Jak nie umiesz przegrywać, to nie ma po co grać” , wyjaśnił drugi z niezwykłą logiką.
,,No tak, tutaj jest dosyć niebezpieczne miejsce.." Abner doskonale wiedział, o czym mówią chłopcy.
Zaszeptali coś między sobą i wtedy starszy zwrócił się do niego wskazując na kąpielówki:,, Jak przegramy, czy będziemy mogli wziąć twoje kąpielówki?" Dwie pary kolan aż zadrżały od konwulsyjnego śmiechu.
,, Tylko mnie razem nie zabierzcie!" Odrzucił piłkę do młodszego, położył się na piasku i słuchał, jak ich śmiech rozpływa się w szumie wody i odgłosach morskich ptaków. Jak ktoś, kto nie wie, że już za dużo wypił, Abner poddał się odurzającemu działaniu słońca i wiatru i zanurzył się w półświecie marzeń, wspomnień i zmysłowej świadomości własnego ciała. Ostatnia rzecz, jaką pamiętał to śmiech dzieci i delikatne łaskotanie wody, jakby lizanie szczeniaków.
To jego brat miał pilnować czasu. Kiedy masz jedenaście lat i starszego o siedem lat brata, możesz swobodnie cieszyć się wodą, bo to sprawa twojego brata, czy zdążycie na czas do domu na obiad.
Ich ojciec umarł, gdy Abner był w szóstej klasie, a Danny na pierwszym roku studiów. To było pierwsze zetknięcie z prawdziwą, niewymyśloną śmiercią i wielki szok dla jego dziecięcego pojmowania świata. Do tej pory życie było nieskończoną serią przygód i każdy dzień był ekscytujący. Tylko dlatego, że Danny postanowił zastąpić mu ojca, śmierć taty nie zniszczyła całkowicie jego młodej osobowości. Abner przylgnął do brata, szukając w nim, jak u ojca, akceptacji i bezpieczeństwa. Pomimo różnicy wieku Danny nie oponował. Przyjaciele Danniego nazywali go ,, Cień", ale ze względu na sympatię do Danniego pozwalali zostać. Sprawiało mu przyjemność towarzystwo starszych od niego chłopaków, silniejszych, bardziej doświadczonych, niezależnych, ale ciążyła konieczność zachowywania się dojrzale, udawania, że jest starszym niż w rzeczywistości, naśladowania ich. Próbował zrozumieć ich świat z perspektywy szkolnych lektur, ale było to trudne doświadczenie, ponad jego wiek i zdolność ogarnięcia świata.
Podobnie było ze sportem. Próbował zmusić swoje kościste, dojrzewające ciało, żeby rzucało piłką tak daleko jak Danny, zdobywało kosza z taką samą gracją jak on, pływało czy biegało z taką samą wytrzymałością jak przyjaciele brata. Było to ponad jego siły. Nigdy się nie poddał, ale zapłacił za to gigantycznym fizycznym zmęczeniem.
Jedynym polem, na którym mógł równać się z przyjaciółmi Danniego, były gry zręcznościowe. Ćwiczył więc po kryjomu, z zaciętością, która zadziwiała nawet brata. Świetnie mu szło w bilarda, karty, iluzjonistyce czy żonglowaniu.
Gdy był dzieckiem, pieniądze nie stanowiły problemu. Dużo nie potrzebował, a do trzynastego roku życia coraz częściej wygrywał w karty. Zakładał się o hamburgery i mleczne szejki, że potrafi żonglować. Z tymi, którzy nie znali jego talentów, zakładał się o tyle, ile chcieli – pięć, dziesięć dolców. Kiedyś założył się, że potrafi żonglować czteroma puszkami pomidorów i przegrał dwadzieścia pięć dolarów. Danny zapłacił za niego, nawet go nie skrytykował i nie powiedział mamie.
Przez cały okres młodości Danny był dla niego idolem, przewodnikiem, źródłem bezpieczeństwa i mądrości. Żaden chłopak nie zbliżył się tak do swojego ojca, jak Abner do brata. I dlatego drugi szok jego życia spadł na niego jak grom z jasnego nieba - Danny został wezwany do wojska. Z bólem odkrył, że nie może pójść za bratem jako ochotnik i że Danny nie będzie przyjeżdżał do domu na weekendy. I nie przeprowadzą się bliżej obozu Danniego. To były sprawy dorosłych, a on był małym chłopcem i nie radził sobie z samotnością, którą będzie czuł przez kolejne trzy i pół roku.
Zazdrościł bratu i jego przyjaciołom, z zachwytem wysłuchiwał ich opowieści, kiedy wreszcie przyjeżdżali na przepustki do domu. Chciał być przez nich akceptowany, ale nie miał nic do zaoferowania w zamian za ich fascynujące historie o dalekich podróżach. Niektórzy wrócili z ranami i odznaczeniami, opowiadając o wojnie, kobietach i karierze - to wszystko było dla niego tajemnicą.
Ku jego wielkiemu rozczarowaniu wojna się skończyła, zanim mógł się zaciągnąć do wojska. Poczuł się oszukany - chciał wraz z bratem i innymi chłopcami przejść rytuał stawania się mężczyzną.
Danny wrócił do domu jako oficer, z wieloma odznaczeniami i Abnerowi wydawało się, że życie potoczy się dalej, dokładnie tak samo, jak było przed wezwaniem brata. Jednak Danny wrócił na studia, pracował wieczorami w laboratorium i oświadczył, że chce być dentystą. Abner nie mógł tego zrozumieć: dentyści byli starzy, wypełniali ubytki, zakładali dzieciom aparaty i prawili kazania na temat higieny jamy ustnej.
To był jedyny raz, kiedy Abner poczuł, że Danny zachował się nielojalnie. Nagle cały świat stał się stary i egoistyczny. Już nie było zabawy i nie było komu zaufać. Przyjaciele Danniego albo pracowali, albo studiowali, albo pracowali i studiowali lub, co najgorsze, mieli dziewczyny, które okradały ich z cennego czasu i niewielu z dawnych przyjaciół Danniego przychodziło do nich do domu pograć z Abnerem w karty, zabrać na przejażdżkę samochodem albo po prostu posiedzieć na ganku i poopowiadać historie o wojnie.
Świat dorósł, spoważniał i przestał być widownią dla gier i umiejętności Abnera, który chociaż nauczył się żonglować sześcioma piłeczkami, nie mógł zrozumieć świata Danniego: pracy, obowiązków, odpowiedzialności.
Wtedy, ku swojemu zdziwieniu, okazało się, że przyszła jego kolej na służbę wojskową. Wiedział, że to mu dobrze zrobi, że w ten sposób ucieknie od dorastania i wczesnej dorosłości, a zaczynał już się z tym dusić.
Matka nie chciała, żeby poszedł, słusznie domyślała się, że nie jest jeszcze tak dojrzały, jak Danny, gdy ten poszedł do wojska. Pamięta, jak słyszał rozmowy Danniego z matką, gdy ten argumentował, że teraz jest najlepszy czas na służbę wojskowa: wojna się skończyła i nie ma szans, żeby Abner mógł być ranny. Mógłby dorosnąć, zobaczyć trochę świata i zdecydować, co ma robić w życiu. Bardzo za to kochał Danniego, ale nie poszedł do wojska. A dokładniej, kiedy dostał wezwanie, nie mógł służyć. Szmery w sercu, oświadczył lekarz na komisji poborowej. Niezdolny do służby wojskowej. Wstydził się za swoje słabe ciało, które nie pozwoliło mu przysłużyć się krajowi. I to było trzecie rozczarowanie, które chciał sobie później zrekompensować.
Gdy jego brat studiował, pracował po nocach i utrzymywał rodzinę, Abner podejmował, rzucał i był wyrzucany z dziesiątek robót. I to wszystko z braku koncentracji i tendencji do fantazjowania - że spełni oczekiwania matki i brata, że w ciągu miesięcy uda mu się zdobyć to, co Danny budował przez lata. To nie był zły cel, ale Abner tak bardzo chciał go osiągnąć, że w końcu nie potrafił się skupić na podejmowaniu podstawowych zadań prowadzących do tego celu. I to było takie błędne koło: im bardziej myślał o przyszłości, tym mniej koncentrował się na pracy, pracował gorzej i szef był niezadowolony. Sam czuł się źle w pracy i coraz więcej energii poświęcał na hazard - tam właśnie mógł znaleźć swój upragniony sukces.
Droga Danniego była zupełnie inna. Studia ukończył z wyróżnieniem, podjął specjalizację w chirurgii szczękowej. Pragnął być świetnym chirurgiem i dlatego zaczął ulepszać istniejące narzędzia chirurgiczne. A kiedy nie było to możliwe, wymyślał nowe narzędzia i nowe techniki. Napisał książkę o znieczuleniu w chirurgii szczękowej, zbadał różnice pomiędzy próchnicą zębów u ludzi i psów i w wieku trzydziestu sześciu lat został najmłodszym profesorem na państwowej uczelni.
Abner poczuł dotyk na ramieniu i część mózgu, która pozostaje czujna, nawet, gdy reszta ciała śpi, kazała mu wyjść ze świata marzeń i snu. Otworzył oczy. Obok niego stała żona, oświetlona promieniami zachodzącego słońca. ,,Czas pójść się przebrać na obiad” przypomniała mu podając ręcznik.
Teraz po plecach Abnera spływała woda innego rodzaju, to już nie były drobne uspokajające kropelki oceanu, ale zimne ukłucia ponaglające go do wyjścia i spędzenia miłego wieczoru z rodziną. Zakręcił kran i wyszedł spod prysznica szczęśliwy i zdrowszy niż kiedykolwiek w ostatnich 20 latach. Gdy wycierał się ręcznikiem, zobaczył różnicę miedzy opalonymi dłońmi, a wciąż białą przestrzenią pomiędzy palcami. Nie pamiętał, kiedy jego ręce tak ostatnio wyglądały - chyba wtedy, gdy był małym chłopcem i bawił się na placu zabaw.
Zebrali się wszyscy w korytarzu: ładna żona i dzieci, weszli do windy i udali się do restauracji, świadomi, że wszyscy na nich patrzą. W restauracji nie było innych dzieci, tym bardziej czuł się dumny, że zabrał swoje ze sobą.
Czyż nie widać, że są szczęśliwą i dobrą rodziną? Tak, można było im pozazdrościć. I zdziwić można by się było, wiedząc, jaką drogę, jaką walkę musiał stoczyć każdy członek rodziny, żeby dziś byli tak blisko siebie i tak ciepło na siebie patrzyli.
Po obiedzie postanowili się przejść i popatrzeć na witryny sklepowe w centrum handlowym, dla zabicia czasu przed wieczornym kinem. Gdy stanęli przed sklepem sportowym, Phylis przypomniała mu, że jeżeli dzieciaki zaczną się uczyć gry w tenisa, będzie trzeba kupić im nowe buty. Abner zostawił ich w sklepie, a sam pobiegł do punktu fotograficznego, gdzie wcześniej zostawił film do wywołania. Chciał zrobić niespodziankę swojej rodzinie: wywołać, powiększyć i oprawić w ramki najładniejsze zdjęcie i śpieszył się przed zamknięciem sklepu. Sklep był pusty, został więc szybko obsłużony. Abner zapłacił i czekając na resztę, zaczął oglądać zdjęcia. Zadowolony stwierdził, że właściwie wszystkie, z wyjątkiem dwóch, miały ostre, wyraźne kolory. Zdjęcia były tak dobre i tak wiele ich było, że Abner postanowił zostawić wybór rodzinie. Schował kopertę w kieszeni, podziękował sprzedawcy i pośpiesznie wyszedł ze sklepu, z niecierpliwością czekając chwili, kiedy pokaże zdjęcia rodzinie.
Wyszedł ze sklepu, otoczyły go miliony głosów klientów. W całym tym zgiełku usłyszał, jak ktoś woła kierownika przez mikrofon i jak gdzieś w oddali dzwoni telefon. Pośród hałasów wyłowił też swoje imię. Ktoś go wołał, albo tak mu się wydawało, jego dawno zapomnianym przezwiskiem. Nieważne. Abner nawet się nie odwrócił. Wiedział, że tu nikt go nie zna, a przyjaciel, który do niego kiedyś tak wołał, już dawno nie żyje.
Znowu usłyszał swoje imię, tym razem bliżej, i poczuł, jak ktoś położył mu rękę na ramieniu. Odwrócił się i odrobinę speszył na widok mężczyzny, który go tak przyjacielsko dotykał. Wydawał mu się znajomy, ale nie wiedział dlaczego i skąd - wygląd mężczyzny nic mu nie mówił: to był starszy siwy człowiek, z przekrwionymi oczyma i kilkudniowym zarostem, który nadawał jego cerze brudny odcień. Abner poczuł się niezręcznie wpatrując się w twarz nieznajomego, przeniósł więc wzrok na jego ubranie. Koszula miała plamy z potu, zielony krawat ze śladami jedzenia był przekręcony i źle zawiązany, a marynarka tak wymiętolona, jak jego nieuczesane włosy. Nawet buty były poskręcane i szare - tak jak skóra długo moczona w wodzie.
,,Neddie?" Mężczyzna stanął z szeroko rozstawionymi nogami, w jednej ręce trzymał czapkę z daszkiem, w drugiej cygaro. Zachichotał i baloniki śliny pojawiły się wokół jego ust. ,,Nie poznajesz mnie?" wytarł usta. ,,Kiepski wzrok. Zawsze miałeś kiepski wzrok. Ale ja cię poznałem. Już z daleka wiedziałem, że to ty".
Imię mężczyzny błysnęło mu w głowie i utknęło w gardle, nic nie powiedział, tak jakby bał się, że mężczyzna przed nim zniknie, gdy zrobi błąd w jego imieniu.
,,Ale cię wrobiłem, co?" Usta rozwarły się w uśmiechu ukazując prawie końską szczękę. Abner uświadomił sobie, że zna, znał tylko jedną osobę o końskim uśmiechu, która nazywała go Neddie.
To był Howie Packer, ale Abner próbował się przed tym bronić, nie chciał też wiedzieć, jak to się stało, że Howie żyje, podczas gdy wszyscy wokół mówili, że dawno zginął. Nie zapytał o nic, nie chciał być znów częścią świata Howiego.
,,I co nie wiesz? Chyba aż tak się nie zmieniłem". Odchylił głowę, żeby pokazać swój profil. ,, To ja, Howie!" Nachylił się i szeroko uśmiechnął.
Abner powoli przytaknął, jakby był w wielkim szoku. Miał nadzieje, że jego zdziwienie było dobrą wymówką, że nie reagował entuzjastycznie i nie uściskał starego przyjaciela. Targały nim sprzeczne uczucia. Znali się od dwudziestu lat i na myśl o niektórych wspólnych chwilach ciepło robiło się na sercu. Ale Abner nie miał ochoty wracać do starej przyjaźni - zbyt wiele się wydarzyło w jego życiu od ostatniego spotkania z Howiem.
Przez ostatnie pięć lat zagłębiał się w siebie bardzo dokładnie, przyjrzał się sobie bezlitośnie, wyznał wszystkie swoje grzechy (i miał nadzieję, że wszystkie jego iluzje spłonęły w ogniu). Odczuwał w sobie pewnego rodzaju czystość - podobnie jak niektórzy księża obnoszący się dumnie ze swoim celibatem. Z wyższością spoglądał teraz na swojego starego przyjaciela.
Dla Abnera widok Howiego symbolizował to wszystko, od czego uciekł i do czego przysięgał, że już nigdy nie wróci. Patrząc na Howiego widział wielką różnicę między tym, kim był, a tym, kim się stał. Teraz odsunął się od Howiego, jakby bał się od niego zarazić i w geście obrony skrzyżował ręce na piersiach.
,,Zaskoczyłem cię, co?"
Abner powoli skinął głową.
,,Co u Danniego?"
Uśmiechnął się przelotnie, a przynajmniej tak mu się wydawało, ciągle niepewny jak powinien zareagować na nieproszonego gościa w czasie jego wakacji - w jego nowym życiu.
,,Ciągle jesteś z żoną, Neddie?”
Odwrócił głowę, unosząc brwi, jakby odpowiedź była jeszcze bardziej retoryczna niż pytanie. W rzeczywistości żona odchodziła od niego już dwa razy, odkąd ostatni raz widział Howiego i groziła, obiecywała i błagała o rozwód odkąd, jak to sam określił, rozpoczęła się jego SAGA.
,, A Danny?” Abner chrząknął, jakby nie usłyszał pytania.
,,Twój brat”. To już było pytanie, na które Abner znał odpowiedź, ale wolał nie odpowiadać. Gdyby tylko udało się uniknąć mówienia o śmierci brata, wysłuchiwania ciągle tych samych bolesnych pytań i dawania tych samych frustrujących odpowiedzi... Tak naprawdę Abner o śmierci brata dowiedział się już po jego pogrzebie, a przyczynę jego śmierci odkrywał poprzez wyrzuty sumienia i poczucie winy. Poza tym zbyt bolało i upokarzało zadawanie pytań o śmierć brata, pytań, na które sam powinien odpowiedzieć i których nie musiałby zadawać, gdyby jego własne życie nie kręciło się wokół jego egoistycznej pożądliwości. Abner nie wiedział, że Danny miał wysokie ciśnienie, chorobę serca i cukrzycę. Nigdy nie skarżył się na swoje zdrowie, a nawet gdyby to zrobił, Abner nie potrafiłby go zrozumieć.
Powiedzenie więc Howiemu, jak niewiele wiedział o śmierci brata sprowokowałoby tylko pytania, na które Abner nie znał odpowiedzi, a nie chciał trywializować śmierci brata opowiadając o niej, jak o zwykej plotce.
Chodziło też o przyjaźń pomiędzy Dannym i Howiem. Od dnia, kiedy Abner przedstawił ich sobie - niechętnie, pod przymusem sytuacji (myślał, że nie potrafią się porozumieć - tak dalekie były ich style życia), dziwiła go ciepła relacja i szacunek, jakim darzyli siebie Danny i Howie.
Danny od razu zauważył, że Howie, pomimo swojego wyglądu, miał w sobie wewnętrzną godność i odwagę - nie miał w sobie egoizmu, cwaniactwa, nie litował się nad sobą. A Howie dostrzegł, że sukcesy Danniego wymagały odwagi, poświęcenia i wiary w dążeniu do prawdy. Dostrzegając w drugim te wartości, które sami chcieli posiadać i posiadali, chociaż nie byli tego świadomi, Danny i Howie instynktownie stali się przyjaciółmi.
Abner nie mógł pozwolić sobie na pogrążanie się w przeszłości; bał się, że jeśli pozwoli Howiemu na rozmowę o Dannym, wzbudzi to w nim taką tęsknotę, że nie będzie w stanie utrzymać neutralnej relacji z Howiem. Nie ruszał się, ramiona wciąż trzymał skrzyżowane na piersiach, przechylił tylko głowę i zobaczył na swoim zegarku, która jest godzina.
,,Jestem umówiony", powiedział nieśmiało.
,,Masz kobietę?"
,,Co?"
,,Idziesz się zabawić?"
,,Żona na mnie czeka."
,,Phylis?" Howie żachnął się. ,,Przecież nigdy jej tu nie przyprowadzałeś."
,,Dzieci też."
,,Coś ty Neddie? Robisz ze mnie durnia? Wiem, że kochasz swoje dzieci, ale co możesz tutaj z nimi robić?"
,,Wypoczywać."
Howiemu dosłownie opadła szczęka. ,,Kot śpi, a myszy harcują."
,,Sześć miesięcy temu zaplanowałem, że tu przyjedziemy."
,,A teraz to już jasne, że robisz mnie w konia. Nikt nie robi takich planów. W co tu grasz człowieku?
,,W tenisa."
,,He, He, przecież nie umiesz grać w tenisa."
,,Dwa razy dziennie mam tu lekcje. A jutro zaczynam się uczyć grać w golfa."
,,Ty? W golfa?" Howie wytarł usta w rękaw koszuli. ,,Golf to sport dla ludzi, co wieczorami nic nie robią, a ty pewnie siedzisz w kasynie po nocach."
Abner wyjaśnił, że wakacje tu to był pomysł Phylis. To właśnie w tym hotelu spędzili swój miesiąc miodowy.
,,Wiesz, wielu ludzi jest sentymentalnych."
Howie przestąpił z nogi na nogę. ,,I co, mam uwierzyć, że przyjechałeś tu i nie myślałeś, że będziesz chodził do kasyna? He, he, Neddie, nie dam się na to nabrać".
Dlaczego chciał uciec przed tak szczerymi słowami Howiego? Wiedział, że nie musi się przed Howiem tłumaczyć ani przepraszać, a mimo to usłyszał jak wyjaśnia przyjacielowi, że nie wiedział, że w hotelu jest kasyno. Bo jak tu był poprzednim razem, kasyna nie było.
To Molly pierwsza stojąc w kolejce do recepcji z przerażeniem odkryła, że w hotelu jest kasyno. Speszony tym odkryciem, Abner próbował znaleźć coś innego w okolicy, ale o tej porze roku już było za późno. Powiedział nawet stanowczo, że powinni wrócić do domu. Ale nawet przed Howiem nie mógł udawać, że tego naprawdę chciał - po całym planowaniu, wydatkach, wyobrażaniu sobie, jak to będzie i znaczeniu, jakie te wakacje miały dla jego rodziny. Gotowy był jednak wrócić - pomimo wściekłości, że kolejny raz dosięga go hazard i dotyka też jego rodzinę. ,,Nawet zadzwoniłem do biura podróży, żeby zmienili rezerwacje na inny lot, ale się nie dało". I dodał przepraszająco: ,,Nie mieliśmy wyboru, zostaliśmy tu i próbujemy nie widzieć kasyna". I jakby na potwierdzenie swoich słów wskazał łokciem na kasyno, nie patrząc w tym kierunku. ,,Phylis i ja.." ,,Znam Phylis" przerwał mu Howie. ,,Nienawidzi hazardu i w życiu nie zgodziłaby się tu przyjechać".
,,Spójrz" Abner w desperacji wyjął kopertę ze zdjęciami. ,,Zrobiliśmy te zdjęcia drugiego dnia po przyjeździe. To jest właśnie Phylis". Prawie krzyczał. ,,Poznajesz? A to jest wejście do hotelu! A to moje dzieci: David i Molly".
,,Ej Neddie, nie rób mi tego. Znam twoje dzieci. Zabierałem je do kina. Są małe..."
,,To było prawie sześć lat temu. Teraz już dorosły."
,,Serio? Jakoś dziwnie mi z tym. Chciałbym je zobaczyć, ale ja..." Dotknął klapy marynarki i spróbował poprawić krawat.
,,Może jutro wpadnę. Stęskniłem się za nimi. Neddie, czy możemy gdzieś pogadać? Tzn. na osobności?"
Abnerowi nie podobało się, że Howie ciągle nazywa go Neddie. Osłabiało to w nim decyzję o odcięciu się od dawnej rzeczywistości. Nie pamiętał właściwie, od kiedy i dlaczego Howie tak na niego woła. To było tak dawno.
,,Ned" to było zdrobnienie od Edward. ale ani ,,Ned" ani ,,Neddie" nie miał nic wspólnego z jego imieniem. I, o ile pamiętał, tylko Howie zwracał się do niego po przezwisku.
I ponieważ nikt inny tak do niego nie mówił, Abner ciągle słyszał dźwięk wymawianego ,,Neddie”, dokładnie tak, jak to robił Howie. Gdyby ktoś inny to powiedział, chyba by nie zareagował. I może dlatego teraz, gdy słyszał ,,Neddie”, odezwała się w nim dawna tęsknota.
Nagle zapragnął powiedzieć coś, cokolwiek, o ich wspólnej przeszłości, nawiązać do ich wspólnych doświadczeń i powtórzył to, co słyszał o śmierci Howiego. ,,Słyszałem, że Kolumbia, a może Meksyk czy Caracas wysłało Eleonor twoje zwłoki w Buffalo". Nawet dla niego samego, jego własny głos brzmiał obco.
,,A broń mnie Panie Boże przed Eleonor!" Howie wzruszył ramionami. ,,Chętnie postawiłaby na mnie świeczkę i spuściła z wodą. To było denerwujące. Oni nie rozumieli angielskiego, a ja nie mówiłem po hiszpańsku. Byłem w szpitalu osiem tygodni. Wypadek autobusu. A potem dostałem zakażenia. W szpitalu! Zgubiłem paszport i wszystkie ciuchy! Dopiero jak mnie wypuścili, okazało się, że wzięli mnie za kogoś innego. I nie mogłem wyjechać z kraju, dopóty ambasada nie udowodniła, że ja, to ja!"
,,Cieszę się, że masz się lepiej", powiedział zimno Abner, chociaż widział, że Howie wcale dobrze nie wygląda.
,,Ej Neddie, wygląda na to, że się mnie boisz. Wiem, że muszę doprowadzić się do porządku - od trzech dni nie spałem, ale nie mam żadnej choroby".
Abner wolno pokiwał głową. Wciąż trzymał ramiona skrzyżowane na piersi. Długo nie dało się stać w takiej pozycji i miał już ochotę opuścić ręce, ale zacisnął je jeszcze mocniej, spojrzał na zegarek i ponownie oświadczył, że musi już iść.
,,Chodźmy gdzieś do baru pogadać. To mój szczęśliwy dzień, Neddie".
Abner nie chciał iść do baru. Nie miał czasu. Poza tym zauważył, jak zadrgały Howiemu policzki, kiedy mówił, że to jego szczęśliwy dzień. Wiedział, co Howie miał na myśli i nie chciał mu pożyczyć pieniędzy. Nie uważał, że pożyczanie jest czymś złym. Nie bał się pożyczać innym. Nie był skąpcem. Wręcz przeciwnie - w głębi serca był bardzo hojny, rozrzutny, wręcz ekstrawagancki. Zawsze lubił traktować pieniądze jako dobro konsumpcyjne, za które można było kupić przyjemność. Abner chciał po prostu uniknąć powrotu do starych przyzwyczajeń, w szczególności do przebywania z Howiem. Nie chciał się przyczynić, choćby pośrednio, do gry Howiego. Wiedział, że za pożyczone pieniądze Howie spłaci jakiś stary karciany dług albo zagra i zaciągnie nowy.
,,Za stare dzieje", zachęcał Howie wskazując czapką na najbliższy bar.
,,Pewnie mi nie uwierzysz, jak ci powiem, że teraz nie piję tak dużo. Nauczyłem się nie pić, chyba że jestem razem z Phylis. Ona swoich drinków nie wypija do końca i w ten sposób ograniczyłem picie, przynajmniej w porównaniu z tym, co było wcześniej."
Howie wydobył z siebie coś na kształt odgłosu rżącego konia i mrugnął do Abnera. ,,Co, chcesz powiedzieć, że nie pozwala ci pić samemu? Wolałbym z tobą pogadać sam na sam, ale jak chcesz zaproś Phylis. Zawsze ją lubiłem."
,, I tak by teraz nie piła. A poza tym, jesteśmy po obiedzie. A Phylis jest na zakupach".
Howie wyjaśnił, że nie chodzi mu o picie. Chciał pogadać na osobności. I lepiej by było, gdyby go Phylis nie widziała. Zdawał sobie sprawę z tego, jak wygląda. Miał ciężki tydzień, szczególnie ostatnie parę dni.
,,Zaczyna się", pomyślał Abner. ,,Zaraz mi powie, jak to od paru dni nic nie jadł i że nie ma na czynsz. A może przyzna się, że musi spłacić swoje hazardowe długi?”
,,Howie” Abner po raz pierwszy użył jego imienia - w jego ustach zabrzmiało dziwacznie. ,,Powiem ci coś i może sobie oszczędzisz wysiłku. Nic ci nie dam. Żadnej gotówki, żadnego czeku, nic." Mówił tak szybko, jak tylko mógł w obawie, że Howie mu przerwie. ,,Jak myślisz, że uda ci się ze mną, to się grubo mylisz”. Nieświadomie wcisnął ręce do kieszeni i stanął bokiem do Howiego.
,,Żadnej pożyczki." Abner głośno obiecał sam sobie i zacisnął pięści w kieszeniach. ,, Żadnych weksli, kart kredytowych i tym podobnych. Zresztą i tak ich nie używam. Nie będę wchodził w twoje mrzonki - i tak w końcu zamienią się w koszmar".
Na twarzy Howiego pojawiło się zdziwienie, a Abner odczuł pewnego rodzaju ulgę, że odgadł, co Howie chciał od niego.
,,To nie tak, Neddie."
,,A jak? Ty ciągle żyjesz dawnym życiem, ja już z tego wyszedłem i nie chcę wracać, więc mnie do tego nie zmuszaj." Poczuł się pewniej, bo, o ile pamiętał, nigdy wcześniej nie odmówił Howiemu.
,,Co?"
,,Boję się ciebie, Howie. I taka jest prawda. Przypominasz mi siebie samego". Nie było mu łatwo przyznać się do lęku przed pokusami z przeszłości, nie było mu też łatwo wyrazić tego, co dręczyło go od tylu lat: walki o zachowanie samokontroli i codziennego podejmowania wyboru pomiędzy sfrustrowanym pragnieniem sukcesu, bogactwa, uznania, a zaakceptowaniem siebie, jako człowieka o ograniczonym potencjale kreatywności, zaradności i intelektu. Zbyt niepewnie się czuł, a jednocześnie zbyt był dumny, żeby teraz tłumaczyć Howiemu swoja przeszłość i opisywać duszący ból zawodu sprawionego żonie i dzieciom. Za bardzo osobiste to było, za bolesne.
,,Serio, Howie, nie dam ci nawet centa".
Howie zamknął oczy i zachichotał. ,,Nie potrzebuję twoich pieniędzy". Przełknął ślinę i zacmokał.
,,Ale chcesz kartę kredytową mojej firmy? Albo żebym podżyrował ci pożyczkę? Albo chcesz coś mi sprzedać?"
,,Ja chcę tylko spać. Gdybym ciebie nie spotkał, poszedłbym do siebie i walnął w kimono na dziesięć godzin. Od niedzieli nie spałem. Od trzech dni gram i ..."
,,I co, znowu przegrałeś? Na mnie nie licz." Abner przerwał mu - nie chciał wysłuchiwać historii o wyolbrzymionych sukcesach i porażkach Howiego, które zawsze kończyły się ,,maleńką prośbą o pomoc". Abner znał dokładnie ten scenariusz i ciągle bojąc się powrotu do starego świata, nazwał Howiego emocjonalnie upośledzonym chłopcem, uciekającym przed odpowiedzialnością nawet za siebie samego. Lepiej załóż się o swojego konia. Jak go masz. Albo o żonę, jeśli ją masz.
,,Neddie, co ci się stało? Nigdy tak ze mną nie rozmawiałeś". Howie poprawił krawat i wygładził włosy. ,,Poza tym, to mój szczęśliwy dzień. I twój.”
,,Więc dlaczego prosisz mnie o kasę?"
,,Neddie, nie słuchasz mnie."
,,Nie będę sponsorować twojego hazardu."
,,No właśnie - nie słuchasz mnie. Właśnie wracam z salonu gier. Wygrałem!"
,,Grałeś w karty? Ty?" Abner zapytał z niedowierzaniem.
Howie sięgnął do kieszeni i wyciągnął najpierw jeden, dwa, trzy, potem cztery i pięć rulonów banknotów stu i pięciuset dolarowych, pomiętych i powiązanych gumką.
,,Widzisz?" Howie ustawił rulony jeden obok drugiego i podsunął Abnerowi. ,,Tu jest ponad osiemdziesiąt sześć tysięcy dolarów. Osiemdziesiąt sześć tysięcy pięćset dwadzieścia i wszystko moje. Nie muszę od ciebie pożyczać. To właśnie próbowałem ci powiedzieć, Neddie. To mój szczęśliwy dzień."
Pierwsza myśl przemknęła Abnerowi: ,,To nie może być prawda" I chociaż nie miał odwagi dotknąć pieniędzy, to wyciągnął szyję i uważnie obserwował, jak Howie przesuwa je miedzy palcami. A pieniądze nie znikały, uparcie trwały przed nim: osiemdziesiąt sześć i pół tysiąca dolarów.
,,Wygrałeś to w karty?"
Howie spojrzał na niego i szeroko się uśmiechnął. ,,Tak jest, Neddie. Rozwaliłem wszystkich. W ciągu trzech dni i nocy wygrałem ponad sto pięćdziesiąt puli. I wiedziałem, że to zrobię. Dlatego nie wstawałem od stołu i nie spałem przez trzy dni. Czułem to w palcach, nawet wtedy, gdy byłem już tak zmęczony, że nie dałem rady myśleć. Od czasu do czasu zagrałam też w pokera. I wygrywałem. W życiu czegoś takiego nie widziałeś. Nic nie mogło mnie powstrzymać.
Nawet posadzili jednego profesora i mechanika do gry ze mną, ale nie dał mi rady. To było, Neddie, jak pójście do kościoła. Ciągle mi się udawało i nawet musiałem od czasu do czasu specjalnie przegrać, bo nikt by nie chciał ze mną grać. Niektórzy podejrzewali, że oszukuję, ale ja się nie bałem. Dopóty tam siedziałem, wiedziałem, że wygram."
Howie odwrócił banknoty, tak, aby Abner widział zielone portrety - te postaci teraz defilowały przed Abnerem drwiąc z jego pewności, że Howie chciał pożyczki i wyśmiewając się z jego kazania o odpowiedzialności.
,,Znamy się, Neddie, od dwudziestu lat, ale nigdy nie widziałeś, żebym tak grał. Przez pierwsze dwa dni i noce wydawało mi się, że jestem kimś innym: Johnem Scarneyem, Amarillo Slim albo Texas Dolly Brunson. Moje palce ruszały się same i nie musiałem im mówić, co trzeba robić. Dzisiaj rano byłem tak śpiący, że ledwo czytałem wyniki, a pot tak mi zalewał oczy, że czasem nie widziałem, z kim siedzę przy stole, ale to nie miało znaczenia. Nie ważne, w co graliśmy i kto rozdawał karty, ja zawsze wygrywałem. I nie chciałem wyjść dopóki gra trwała. Bałem się, że czar pryśnie. Od początku otwarcia salonu nikt nie miał takich kart jak ja."
,,Szkoda, że nie widziałeś, jak się na mnie gapili. Wszystkich zmroziło! Ja byłem królem tabel! Ja wygrywałem pule!" Potrząsnął rękoma z banknotami. ,, Zaprosili mnie do siebie jako stałego gościa. Przez miesiąc nie będę musiał płacić za miejsce przy stoliku. Co ty na to?"
,,Kasa szybko do nich wróci."
,,Ej Neddie, wszystko widzisz na czarno. Zaprosili mnie do swojego turnieju. Nie odbierzesz mi tej przyjemności."
,,Jak nie przestaniesz tak wymachiwać pieniędzmi, to ktoś zaraz ci je odbierze".
,,Po południu wszyscy stali obok mojego stolika." Howie upychał banknoty po kieszeniach. Wszyscy inni <szczęściarze> już odpadli i grałem przeciwko salonowi. Byłbyś ze mnie dumny. Wiedziałem, że wytrzymam jeszcze tylko kilka godzin. I oświadczyłem, że gram tylko do piątej po południu. Jakbym wygrał dwa ostatnie rozdania, to miałbym teraz ponad sto tysięcy, ale osiemdziesiąt sześć patyków to i tak nieźle, co? A poza tym, gdybym dłużej został, nie spotkałbym ciebie. A teraz kasa jest nasza, Neddie."
,,Co ty mówisz? Nasza?"
,,No, ja nie potrzebuję tyle pieniędzy. Weź trochę."
Abner nie wiedział, co ze sobą zrobić. Chciał się zapaść pod ziemię, myślał, że Howie chce pożyczyć od niego kasę, a to on chce mu teraz dać pieniądze.
,,To nasz szczęśliwy dzień. Nawet gdybym przegrał, chciałem się zobaczyć z tobą i Davie. Już się nie mogę doczekać, jak go jutro zobaczę. ,,A poza tym chcę, żebyś wziął trochę od mnie. Neddie, pamiętasz, to ja ci wiszę".
,,Nonsens." Abner odparł słabym głosem, bojąc się zastawionej pułapki, nie był w stanie się poruszyć, wyjął więc ręce z kieszeni. Jego dłonie były mokre od potu, wytarł je o spodnie i znowu skrzyżował na piersi.
,,Włóż gotówkę do kieszeni. Zaraz ktoś cię okradnie". Wściekły był na Howiego za to, jak głupio obchodził się z pieniędzmi i za tę jego szczerą hojność.
,,Musisz uwierzyć w przeznaczenie, Neddie. To jest fakt. Czy nie widzisz, że to nie był czysty przypadek? Widzę cię po raz pierwszy od pięciu czy sześciu lat i to dokładnie, kiedy wychodzę z salonu z osiemdziesięcioma patykami w kieszeni! To podwójnie szczęśliwy dzień! Ile chcesz?" Zarżał jak młody źrebak. ,,Pamiętaj Neddie, mam u ciebie dług."
,,Zabierz te pieniądze ode mnie!" Abner zaprotestował - próbował nabrać dystansu do tego doświadczenia, chociaż przypomniały mu się czasy, kiedy jeden z nich wygrywał tysiąc dolarów i to był powód do świętowania. ,,Nic nie jesteś mi winien." Chciał, żeby Howie nie powoływał się na ich starą przyjaźń, nie miał ochoty jej odwzajemniać.
,,Neddie, znamy się od lat i kiedy któryś z nas wygrywał, zawsze dzieliliśmy się wygraną. Poza tym, ja mam u ciebie dług."
,,Nieprawda. Jakbyś był mi coś winien, pamiętałbym o tym."
,,Ach, ty nic nie rozumiesz." Howie zrobił kilka tanecznych kroków, żeby rozładować swoja frustrację.
,, Zawsze chciałem ci oddać pieniądze. Teraz, kiedy mogę to zrobić, musisz mi na to pozwolić."
Porażony był uporem Howiego i czuł, że mu ulegnie, jeżeli czegoś nie zrobi. Rozpaczliwie poszukując jakiegoś argumentu, zapytał Howiego, jak to możliwe, że jest mu coś winien.
,,Mów stary. Jak to możliwe, że wisisz mi pieniądze. Opowiedz". W jego głosie słuchać było oskarżenie.
Teraz Howie wydawał się zaskoczony. Schował pieniądze do kieszeni, wyciągnął cygaro, zapalił je pocierając zapałkę o podeszwę buta, a spaloną schował do kieszeni na piersi. Tak właśnie zapalał wszystkie swoje cygara, pamiętał Abner. To nawet był dokładnie ten samy typ cygara: krótkie, suche, z rozwijającym się papierem, tak, że ten papier też zaczynał się palić. Nawet tak samo trzymał je w ustach, pomiędzy przednimi zębami, tak, jak niektórzy ludzie trzymają wykałaczkę.
Abner z fascynacja patrzył jak Howie powtarza dokładnie te same gesty i miny, co sprzed lat. Jakby oglądał dobrze znany film i wiedział dokładnie, co za chwilę zrobi główny bohater. Zaraz się zaciągnie - i Howie się zaciągnął, a teraz się uśmiechnie - i Howie się uśmiechnął, a teraz czapką zacznie rozganiać dym - Howie zaczął machać czapką, żeby rozgonić dym. OO, a teraz podrapie się po nosie i włoży czapkę pod ramię. I Howie dokładnie tak zrobił. Dokładnie tak, jak pamiętał Abner - z małym wyjątkiem - już nie gładził się po głowie.
Już dawno go to męczyło, Howie zaczął opowiadać, i spytał Abnera, czy pamięta, jak zakładali się między sobą, gdy nie mogli znaleźć już zakładu do obstawienia. Howie zamilkł i Abner uświadomił sobie, że czeka na odpowiedź, pokiwał więc głową twierdząco i powiedział, że nigdy nie zapomniał lat wspólnie spędzonych na graniu i bólu, którego razem doświadczyli. Nie chciał podawać konkretnego przykładu sytuacji, nie chciał, żeby Howie wykorzystał go do swoich celów.
,,Pamiętasz, jak latem kupiłeś kabriolet i trzymałeś go w ogrodzie sąsiada, żeby się nie zabrudził?”
,,A co ma wspólnego mój kabriolet z twoimi pieniędzmi?" Zareagował obronnie, bo wiedział, że samochód kupił mu brat. To była jedna z tych niespłaconych pożyczek u Danniego, o których Danny nawet nie wspomniał.
,,To było przed czwartym lipca. Tej jesieni leciałem do Caracas. Dałeś mi cztery tysiące, żebym na twoje nazwisko postawił u Charliego Eysa."
Abner wydął usta. Jak mógł pamiętać wszystkie zakłady, jakie obstawił albo prosił Howiego, żeby obstawił w jego imieniu?
,,Kiedy poszedłem na wyścigi, spojrzałem na twoją kartkę. Postawiłeś na cztery poranne ,,pewniaki”. Wiedziałem, że nie wygrasz. Wiedziałem, że te cztery przybiegną na końcu i jeszcze trzeba będzie zapłacić im za transport do domu. Nigdy nie byłeś dobry w wyścigach konnych". Howie ściszył głos do szeptu. ,,Nie postawiłem więc na twoje konie. Nigdy się o tym nie dowiedziałeś, bo konie nie ukończyły wyścigu".
Abner wzruszył ramionami. ,,Ile więc zakładów wygrałeś za moją kasę?" ,,Nic, to jedyny moment w moim życiu, kiedy po zapłaceniu czynszu miałem sto dolarów w kieszeni i nie obstawiłem żadnego zakładu."
,,Nie obstawiłeś? A co zrobiłeś z moimi pieniędzmi?"
,,Głupio mi się przyznać. Spłaciłem długi, a resztę dałem prawnikowi Eleonor. Chciał załatwić mi sądowy nakaz przymusowej pracy w ośrodku za brak udzielonego jej wsparcia. Nie mogłem z nią wytrzymać i poleciałem do Caracas.”
Abner chciał poczuć wściekłość, lub przynajmniej oburzenie na Howiego, tymczasem czuł się winny i zaskoczony, bo kiedyś w pogoni za wygraną i on oszukał Howiego. Teraz nie mógł przypomnieć sobie szczegółów. Nie mógł udawać złości i usłyszał, jak sam mówi, że nie pamięta, żeby Howie pożyczył kiedykolwiek więcej niż oddał. ,,Poza tym, to było dawno temu. Pewnie były takie momenty, kiedy oboje liczyliśmy straty i chcieliśmy wykorzystać jeden drugiego. Tak też mogło być. " Trudno mu było oddychać.
,,Nie, nie ty, Neddie. Ty byś mi tego nigdy nie zrobił. Za to cię zawsze szanowałem, że byłeś w porządku w stosunku do mnie i do innych. I ja też taki chciałem być. I może dlatego nigdy nie zapomniałem, co ci jestem winien."
Abner nie mógł zignorować pochlebstw Howiego. A jednak go drażniły, bo wiedział, że to nieprawda. Mimo to, czuł się mile połechtany i wstydził się do tego przyznać.
Uświadomił sobie, że wszyscy, którzy znali jego dawne życie, dobrze wiedzieli, ile bólu sprawił swojej rodzinie i przyjaciołom (kiedy jeszcze miał przyjaciół), ile kłamstw naopowiadał swoim pracodawcom, ile im ukradł, ile zmarnował czasu. Nawet jego dzieci świetnie znały jego przeszłość - ucieczkę przed odpowiedzialnością i długoletnie zaniedbywanie, kiedy egoistycznie pochłaniał go hazard. Abner doskonale rozumiał, że ktoś, kto go zna, nie może udawać, że nie było przeszłości. On nie mógł. Może dlatego nie chciał być do końca usatysfakcjonowany swoja abstynencją. Może dlatego tak ciągle wracał do okresu sprzed wstąpienia do wspólnoty. Czyżby specjalnie tak źle się traktował, bo tak naprawdę bał się, że powróci do starego życia? A może teraz tak bardzo potrzebował pochlebczego spojrzenia Howiego, bo za bardzo koncentrował się na przeszłości?
Abner wiedział, że dziecinnie jest przywiązywać się do opinii Howiego. Howie był najbardziej naiwnym i najmniej obrotnym z jego dawnych przyjaciół. To Howiemu najgorzej powiodło się w życiu. Dlaczego teraz tak bardzo dbał o to, co myśli na jego temat Howie?
Dla przyjaciół ze wspólnoty i rodziny był po prostu kolejnym człowiekiem, walczącym o swoje odkupienie, próbującym na starych śmieciach stworzyć coś nowego i tak ciągle niepewnego. Ten rodzaj blizn na duszy to normalka u każdego wychodzącego z hazardu, ale dla Howiego Abner był zawsze wzorem przyjaciela: uczciwego, z sukcesami, kogoś, na kimś można polegać. Kochający, odpowiedzialny ojciec, który od czasu do czasu bawi się hazardem.
Abner czuł się niezręcznie, z jednej strony widząc idealistyczną wiarę Howiego, z drugiej widząc swoje przywiązanie do tego obrazu i próbował okazać swoja obojętność wzruszeniem ramion, ale nie mógł się poruszyć. Żołądek mu się skurczył, a w uszach dźwięczało mu głośno jak syrena: ,,nie zawsze byłeś w porządku wobec Howiego". Te doświadczenie było tak głęboko ukryte w pamięci, że łatwo było wytłumaczyć sobie, że to reakcja na emocjonalne wyznanie Howiego. Tylko jak wytłumaczyć te poczucie, przekonanie o swojej winie? Jak wytłumaczyć odczuwany wstyd?
Howie ciągnął historię pożyczonych czterech tysięcy dolarów, tłumacząc, że bał się przyznać Abnerowi z obawy przed utratą jego przyjaźni. ,,To był jedyny raz, kiedy bałem się powiedzieć ci prawdę. I zastanawiałem się, co bym ci powiedział, gdyby jeden z tych obstawionych przez ciebie koni wygrał."
,,Gdyby, gdyby, to jest gdybanie”, wykrztusił z siebie Abner. ,,To było dawno temu, lepiej o tym zapomnieć."
,, A teraz widzisz, co ty robisz? Słyszałeś, co powiedziałeś? Słyszałeś? Nie chcesz, żebym ci zwrócił pieniądze! Cały ty! Nawet się nie wkurzyłeś, jak ci powiedziałem, co zrobiłem z twoimi końmi."
,,Dlaczego nie pójdziesz do Eleonor? Może ona potrzebuje pieniędzy?"
,, Hej, nic nie jestem jej winien. Wszystko ze mnie wyciągnęła zanim odeszła. Kiedy wróciłem z Caracas, nie było Eleonor, ale nie było też domu, samochodu, moich ubrań. Wszystko sprzedała. I nie zostawiła mi ani centa. Wiem, komu jestem winien, nie ma jej na mojej liście. Z tobą to zupełnie co innego. Byliśmy przyjaciółmi. Musisz coś wziąć ode mnie. Będzie mi z tym lepiej."
Howie znowu wyjął rulony banknotów z kieszeni i podał Abnerowi. ,,Tu są stówy, tu pięćsetki, a tu pięćdziesiątki. Chcieli mi dać po tysiącu, ale wolałem nie brać. Pamiętasz jak kiedyś wygraliśmy w Las Vegas, dostaliśmy tysiączki i pojechaliśmy do mojego wujka? Nikt nam nie chciał rozmienić pieniędzy. Myśleli, że obrabowaliśmy bank albo sfałszowaliśmy banknoty." Howie zaczął się śmiać i ślina pociekła mu z kącików ust.
,,To nie są fałszywe pieniądze, Neddie. To prawdziwe amerykańskie dolary. Osiemdziesiąt sześć tysięcy pięćset dwadzieścia. Przelicz, nie będzie ci głupio odebrać swój dług.”
Abner przecząco potrzasnął głową i odsunął się. Chciał wstać i odejść dalej, ale nie chciał też rozdmuchiwać swoich obaw - po prostu zależało mu na utrzymaniu bezpiecznego, niezależnego dystansu do pieniędzy Howiego.
Nigdy, przez tyle lat grania nie udało mu się w jednej grze, za jednym razem wygrać osiemdziesięciu sześciu tysięcy. Nigdy jednorazowo nie wygrał więcej niż dziesięć, dwanaście tysięcy, a i to rzadko. Często kończyło się tym, że tracił wszystko, albo dużą część tego, co wygrał. A Howie - o ile Abner dobrze pamiętał - nigdy nie wygrał więcej niż osiem czy dziewięć tysięcy bez konieczności ich oddawania.
I jak Howie tak stał z wyciągniętymi banknotami, Abner zaczął się zastanawiać, czy czas i doświadczenie nie uczyniły z Howiego lepszego gracza, i czy może on też, gdyby nie przestał grac, częściej by wygrywał…
Gwałtownie przerwał te rozmyślania. Takie myśli, nawet retoryczne, nawet zupełnie niepoważne, były
niezbitym dowodem, że w jego podświadomości pozostała fascynacja hazardem. Przestraszył się.
Howie przysunął się, znowu wyciągając banknoty. ,,To nie musza być cztery tysiące. Może być więcej, jeśli potrzebujesz."
,,Potrzebuję?" Abner powtórzył sam do siebie. Oczywiście, że potrzebował czterech tysięcy dolarów. Dzieci miały iść na studia, Davie za rok, a Molly za dwa i pół roku. Potrzebował czterech tysięcy dolarów z nieba, jak każdy rodzic, szczególnie ten, który przepuścił rodzinne oszczędności. A teraz wystarczyło wyciągnąć rękę i Howie odliczyłby mu cztery tysiące. Takie to było łatwe, takie kuszące.
Ale Abner dobrze wiedział, że jeśli weźmie te pieniądze, jeśli je dotknie, wpadnie w pułapkę hojności Howiego i będzie to dokładnie to samo, jak gdyby sam zagrał. Chwycił się więc pierwszej lepszej linii obrony i zaczął robić wymówki Howiemu, że nic nie robi sobie z bólu innych graczy, od których pożyczył tyle pieniędzy.
,,O czym ty mówisz Neddie? Uczciwie wygrałem te pieniądze. Wygrałem bez oszukiwania, grając otwarcie. To nie ma z nikim nic wspólnego. Nawet z tobą. Gram tu od lat i od lat czekałem na taką szansę jak dziś."
,,A teraz dumny jesteś jak paw, chociaż wiesz, że wyciągnąłeś kasę od innych naiwnych graczy. Chyba zapomniałeś jak to jest, kiedy się przegrywa." zaczepnie odparł Abner. ,,I jak się czujesz jako krwiopijca? Podoba ci się bycie wampirem, co?"
Po raz pierwszy Howie przestał się uśmiechać. Schował pieniądze do kieszeni, ugasił papierosa, wytarł usta w rękaw marynarki i potrzasnął głową, jakby chciał pozbyć się uporczywego bólu zęba.
,,Nie mowię, że zawsze byłem fair, ale to moje pieniądze, wróciły do mnie. Przez ostatnie pięć lat przegrałam tyle, że mógłbym kupić sobie stadninę. Nie jestem wampirem. To moje pieniądze! Teraz dopiero jest w porządku."
Howie nie prosił o radę i Abner wiedział, że nie ma prawa go pouczać. Miał ochotę odwrócić się i pójść tam, gdzie się umówił z żona i dziećmi. Ale ze względu na ich starą przyjaźń został. Zresztą było tyle ludzi, że z tej odległości nie widział kiosku z prasą, gdzie się umówili.
,,I co chcesz żebym zrobił?" zapytał Howie. ,,Oddał kasę?? He, he, jeszcze nie zwariowałem."
,,Ale chcesz dać mi trochę tej krwi, którą wypiłeś przy karcianym stole. Po to, żeby uspokoić sumienie!"
,,Nie rozumiem, dlaczego próbujesz wmówić mi, że mam się źle czuć, bo wygrałem w karty, a jednocześnie mówisz mi, że nie powinienem się obwiniać za zabranie twoich pieniędzy. Jak kiedyś przegrywałeś, nie zachowywałeś się tak dziwnie, zawsze chciałeś wygrać z powrotem swoja kasę."
,,Pieniądze nie znaczą dla mnie, tyle co kiedyś. Nie muszę ich mieć, żeby zachować szacunek do siebie."
,,Ale i nigdy nie wygrałeś stu pięćdziesięciu pul i osiemdziesięciu sześciu tysięcy, pięciuset dwudziestu dolarów w jednej grze. Może o to ci tak naprawdę chodzi? Od dwóch lat gram tutaj w karty trzy, cztery razy w tygodniu i większość czasu przegrywałem, więc się na mnie nie wkurzaj, że odzyskam choć trochę moich własnych pieniędzy. Danny nie nazwałby mnie wampirem. I pozwoliłby się spłacić."
,,To, jak wygrałeś kasę czy twój wymyślony dług wobec mnie nie ma nic wspólnego z moim bratem". Specjalnie podkreślił moim, chcąc pokazać, że relacja miedzy nim a Dannym to szczególna relacja rodzinna i nie było w niej miejsca na Howiego. To była krzywdząca odpowiedź, ale Abner miał nadzieję, że w ten sposób zniechęci Howiego do mówienia na temat Danniego.
,,Posłuchaj mnie, Howie" rozkazującym głosem powiedział Abner. Jednocześnie się odsuwał i mówił, jakby chciał swój strach zamienić w złość. ,,Nie tknę twoich pieniędzy. Nawet, jeśli masz u mnie jakiś dług, nie pozwolę, żebyś go spłacił swoja karcianą wygraną. To są pieniądze z hazardu i nie chcę mieć z nimi nic wspólnego." Wciąż się odsuwał.
,,Co ci się stało Neddie? Nigdy taki nie byłeś. Gdzie idziesz?"
,,Wracam do rodziny. Idziemy do kina."
Howie spojrzał na niego z wyczekiwaniem, ale Abner nie zamierzał go zapraszać. Kiedyś Howie chodził zawsze z nimi do kina, nie dziś. Zbyt bał się Howiego, tego, co może powiedzieć albo zrobić dzieciom.
W pewnym sensie Howie był zawsze gentlemanem, ale był z niego też beznadziejny romantyk i mógłby nawet dać pieniądze dzieciom.
,,Czy mogę przyjść jutro, jak się trochę ogarnę? Chciałbym zobaczyć Daviego i Molly."
Trudno było powiedzieć nie. Wiedział, że dzieciaki byłyby rozczarowane, gdyby odmówiłby im spotkania z ich dawną ,,niańką" i towarzyszem zabaw. Howie był typem dorosłego, do którego lgnęły instynktownie wszystkie dzieci i chciały mu powierzać swoje sekrety. Wiedział, że Davie i Molly kochają go jak brata.
Widział łzy w oczach dzieci, kiedy dowiedziały się o jego śmierci. Wyobrażał sobie teraz ich radość na widok Howiego. Wiedział jednak, że lepiej by było, gdyby się nie spotkali.
,No, może jutro", wymamrotał niewyraźnie. Ale problem polegał na tym, że od rana zapisani byli na tenisa, a po południu na golfa. Jego mieszane uczucia widać było w niezgrabnej składni, z jaką próbował wyjaśnić mu ich plan dnia.
,,Nie zawiedziesz mnie, Neddie. Wiem, że mogę na ciebie liczyć."
Abner próbował obejść Howiego bokiem, żeby iść szybciej i obserwować Howiego.
,,Nie wydaje mi się, że tak właśnie postępują prawdziwi przyjaciele." Howie zajęczał. ,,Dlaczego ode mnie uciekasz?" Howie spiesznie podążał za Abnerem próbując jednocześnie wcisnąć zwitek banknotów w kieszeń kurtki Abnera.
,,To nieważne. To znaczy pieniądze. To było dawno temu. Już zapomniałem. To się dla mnie nie liczy."
,,Ale dla mnie się liczy."
Abner prawie biegł teraz szerokim korytarzem centrum handlowego. Jak najszybciej chciał się znaleźć w bezpiecznym otoczeniu swojej rodziny. Jednak nie spuszczał Howiego z oczu w obawie, że ktoś go zacznie śledzić. W tej pogoni nie zauważył wózka, uderzył się w kolano i wymamrotał przeprosiny w kierunku klientki.
Najpierw zobaczył Phylis, a potem dzieci i pomachał do nich w geście rozpaczy, jak tonący do kapitana statku. Nie potrafił ukryć lęku i napięcia, jakie wywołało w nim spotkanie z Howiem. Jasne było, że nie rozpoznali Howiego, tylko dlaczego żona i córka rzuciły się na niego z pocałunkami, a syn pocieszająco poklepał po ramieniu? Spojrzał ostatni raz na korytarz, ale Howiego już tam nie było.
Część druga
Abner usiadł na łóżku. Cały się trząsł, a jego skóra pokryta była zimnym potem. Serce waliło, jakby gdzieś biegł. Spojrzał na zegarek: było dziesięć po szóstej. W świetle przebijającym się przez zasłony hotelowego pokoju widział zarys ciała śpiącej żony w łóżku obok. Rozejrzał się po pokoju, przebiegł wzrokiem po komodzie, stoliku nocnym, zobaczył krzesło, gdzie wczoraj rzucił swoje ubranie. Wszystko było na swoim miejscu. Co więc mogło go obudzić? Zaczął badać samego siebie: nie bolała go głowa, z żołądkiem też było w porządku, nie chciało mu się pić. I nie pamiętał, żeby miał jakiś zły sen. A jednak obudził się już trzeci raz.
Położył się na łóżku i spróbował przypomnieć sobie wydarzenia wczorajszego wieczoru. Byli w kinie – on jednak nie pamiętał zupełnie, o czym był film i o czym rozmawiali później. Pamiętał, że wracając do hotelu, zaszli na lody, potem zatrzymali się przy kiosku, żeby kupić gazetę. I nagle zobaczył siebie biegnącego hotelowym korytarzem po czerwono- złotym dywanie i do jego świadomości powoli zaczęło docierać wspomnienie wczorajszego niezwykłego spotkania z Howiem. Howie machający banknotami – osiemdziesiąt dwa, cztery a może osiemdziesiąt sześć tysięcy? Usiłujący wcisnąć mu cztery, albo i więcej tysięcy, jeśli tylko chciał czy potrzebował! Jak on nazywał te pieniądze? Zieloni faceci, zieloni twardziele. I wtedy zobaczył siebie biegnącego w kierunku hotelowego kiosku i cała scena stanęła mu w oczach, wywołując zaklęte koło wyrzutów i pytań do samego siebie: dlaczego uciekł? Dlaczego bał się, że ulegnie propozycji Howiego?
Jeśli Howie mówił prawdę, to Howie chciał mu oddać pożyczone kiedyś od niego pieniądze i trudno było odmówić zwrotu pożyczki i tak naprawdę, wzięcia swoich własnych pieniędzy. Trudno, bo wiedział, że musi odłożyć pieniądze na studia dla dzieci. Najtrudniejsze było to, że wiedział, że Howiemu łatwo przyszłaby spłata długów, że w tym momencie było go na to z łatwością stać. Ale nie zapomniał, jakie to były pieniądze: dawno temu, to on dał Howiemu pieniądze za obstawienie zakładu i teraz Howie chciał mu oddać swoją karcianą wygraną: to były pieniądze z hazardu. Ucieczką uchronił więc samego siebie i swoją wierność wobec rodziny i wspólnoty. Widział też ironię całej sytuacji: uciekając przed powtórką egoistycznego hazardowego życia, sam zachował się egoistycznie. Nie uszanował dawnej przyjaźni, zachował się jak tchórz i nie pozwolił Howiemu na odzyskanie honoru. Skoncentrował się całkowicie na tym, co było dobre i złe dla niego, nie pomyślał przez sekundę, czy to będzie dobre też dla Howiego i dla dzieci – a wiedział, że bardzo by się ucieszyły na widok starego przyjaciela.
Odrzucił koc, wyskoczył z łóżka i ubrał się pośpiesznie. Po cichu, żeby nie obudzić żony. Zostawił kartkę na stoliku i wsiadł do windy. Zjechał na dół, była dopiero siódma trzydzieści, ale juz ustawiła się kolejka do recepcji i kilka osób czekało przy wejściu do kasyna. Pierwsze, co usłyszał, to odgłos odkurzaczy i maszyn do czyszczenia podłogi: personel sprzątający kończył właśnie pracę. Zapach wosku do podłogi, środków do czyszczenia mosiądzu i dywanów zaostrzył mu apetyt, ale wiedział, że dopóty nie przeprosi Howiego, nie będzie w stanie zjeść śniadania.
Przypomniał sobie, że Howie mówił, że od trzech dni nie spał – tyle trwał maraton pokerowy. Teraz pewnie śpi, ale gdzie? Gdzie mieszka? Na pewno lokalni gracze będą wiedzieć, powiedział sobie i skierował się w stronę kasyna.
Wejście do kasyna zwieńczał wielki łuk i krwistoczerwone neony. Wydawało się Abnerowi, że to są wielkie czerwone usta i podszedł do nich powolutku, jakby z obawy przed połknięciem.
Kiedy usłyszał znajome dźwięki: wywoływanych kart, żetonów i kręcącej się ruletki, zatkało go tak, że nie mógł oddychać. W wyobraźni zobaczył panterę zgniatającą kości graczy, zadrżał, złapał oddech i usunął się na bok, pełen obezwładniającego strachu, jaki by go opanował na widok groźnego drapieżnika.
Światło przygasło, gdy wydawało mu się, że ktoś wszedł do kasyna. Abner wzdrygnął się – miał wrażenie, że wielgachne usta właśnie pożarły inną ofiarę.
O takiej wczesnej porze nie było kolejki do wejścia i Abner powoli przemieścił się w kierunku kasyna. Nie wszedł do środka. Powiedział sobie, że jest na tyle blisko, na ile może sobie pozwolić.
Nie było ani legalnego, ani moralnego zakazu zabraniającego mu wejścia do kasyna. Ale wiedział, że niebezpiecznie dla niego jest wchodzić do środka: bał się, że ulegnie pokusom i atmosferze kasyna i zacznie grać.
Wiedział, że inni ludzie w kasynie nieznający emocjonalnej obsesji przymusowego grania, ze względu na jego fobię, mogliby go potraktować jak wariata. Przyjrzał się im bliżej i stwierdził, że to są goście hotelowi i z całą pewnością nie znają Howiego: jak na całonocne granie byli za dobrze ubrani: garnitury wygniecione od długiego siedzenia, rozpięte kamizelki, poluzowane krawaty. Gdy zbliżali się do wyjścia, zaczęli iść jeszcze bliżej siebie, a mimo to nie rozmawiali i wzrok mieli wbity w podłogę. Szli ciągając nogami, zbyt zmęczeni, żeby podnosić oczy i nogi znad dywanu.
Abner spojrzał na ich twarze – szare i pozbawione wyrazu – i poczuł się, jak intruz naruszający prywatność. Znał doskonale ten ból. Czterech przegranych, pomyślał ze współczuciem i odwrócił wzrok, gdy przechodzili obok niego.
Następnie z kasyna wyszło dwóch innych mężczyzn w kowbojskich kapeluszach. Po ich głośnym śmiechu Abner poznał, że to zwycięzcy dzisiejszej nocy. Zatrzymali się, gdy Abner zapytał ich o Howiego, ale pochodzili z El Paso i nikogo o takim imieniu nie znali.
Pomyślał, że jedynymi osobami, które mogły znać Howiego to była obsługa hotelowa. Poczekał więc, gdy obok niego przechodzili strażnicy i dziewczyna sprzedająca papierosy, ale nikt nie znał Howiego.
W końcu zatrzymał kelnera niosącego przed sobą tacę niczym tarczę obronną. Kelner pracował w serwisie hotelowym i wprawdzie właśnie zaniósł śniadanie dla całonocnych graczy, to nie wiedział, ile osób zostało w kasynie. Ale może zanosił też śniadanie pokerzystom z maratonu, który się wczoraj skończył? Dopytywał się Abner.
,,Może znasz mojego przyjaciela, Howiego Packera? Taki niski w czapce w kratkę, pali suche cygara.”
Kelner spojrzał na niego ponuro i odparł, że on pilnuje tylko jedzenia i rachunku.
,,Wczoraj mój przyjaciel tu sporo wygrał. Szukam kogoś, kto wie, gdzie mieszka.” Abner powtórzył swoje pytanie.
,,Jeśli wczoraj wygrał, to dzisiaj wróci tu znowu. Ci wariaci tacy już są. Nie mogą się powstrzymać, zanim nie wydadzą ostatniego grosza. Właśnie zaniosłem śniadanie dwóm takim gościom z Nowego Yorku, ale nie powiem ci jak wyglądali. Wiem tylko, że gdyby mieli zapłacić gotówką za śniadanie, obeszliby się smakiem. A tak, dopisali to do rachunku hotelowego. Lepiej, żeby mieli już kupione bilety na powrót, bo inaczej musieliby chyba przepłynąć ocean wszerz. Widziałem już wielu takich. Jak się nazywa twój przyjaciel?”
,,Howie Packer. Czasem mówi, że nazywa się Howie Parker, a jak chce się powygłupiać, to mówi, że jest Harvey Pasteur”.
Kelner wskazał na recepcję. ,, Pytałeś tam?” ,,O nie, on nie jest gościem hotelowym”. ,,To dlaczego nie wejdziesz i sam nie zobaczysz? To nie jest prywatny klub. A jak nie, to sprawdź Pokój Melbourne. Tam o czwartej po południu zaczynają dziś grać”. Kelner zabrał swoją tacę.
Abner nie miał zamiaru wchodzić do kasyna, ale nie chciał też czekać do czwartej po południu. ,,Będzie za późno” powiedział sobie i desperacko rozejrzał się wokoło.
Zanim się zorientował, stanęła przed nim blokując wejście do kasyna. Uśmiechała się prowokująco, eksponując pokaźny dekolt.
Jej szokujący uśmiech sprawił mu przyjemność. Zapomniał, ale zaraz sobie uświadomił, że to była hostessa i uśmiechała się do każdego klienta. Ale mimo to, usłyszał swój przepraszający głos, pytający, czy nie zna gracza o imieniu Howie Packer. ,,Czasem nazywa siebie Howie Parker, albo Pasteur. Niski, z zębami jak u konia. Nosi czapki w kratkę i pali...”
,, A może wejdzie Pan do środka i zagra kilka partyjek czekając na przyjaciela?” przerwała mu. ,,Pod oknem jest wolny stolik dla zwycięzcy”.
,,Nie, ja tylko szukam mojego przyjaciela. Może przychodzi tu pograć w kości albo w black jacka?”
Jego uwagę zwrócił głośny aplauz ze stolika naprzeciw wejścia: świeżo upieczony zwycięzca obejmował otaczających i ściskał ręce szefom kasyna.
Pamiętał te uczucie wygranej, niezachwianej wiary i mocy. Rozpoznał siebie w człowieku, który właśnie wygrał. Uważnie obserwował, gdy ten sprawdzał banknoty w kieszeniach – uświadomił sobie wtedy, że dla niego samego wygrana była jak wyzwanie – wyzwanie rzucone jego inteligencji, odwadze i wytrwałości - wobec losu i umiejętności innych. To było najbardziej wciągające, pieniądze były na drugim miejscu. I właśnie wyzwanie go zgubiło.
Chociaż wciąż stał przed wejściem do kasyna, poczuł fizyczną wręcz potrzebę grania, tak silną, że zrobiło mu się niedobrze. Porównywalną do największego zmysłowego pożądania, jakie kiedykolwiek czuł. Przez chwilę odżyły w nim uczucia wygranej, uczucia bycia niepokonanym wobec kart, losu i innych – pełen ekscytacji ledwo mógł złapać oddech.
Sam się zdziwił swoją reakcją: krótkim, ale jakże intensywnym pożądaniem grania. Nie chodziło o samo granie, ale o fizyczną reakcję na nie. Już dawno pogodził się z myślą, że jest jak człowiek po operacji nerki, który musi oczyszczać swoją krew i chodzić na dializy – on też potrzebował emocjonalnego oczyszczenia z tego, co chociaż słabe, wciąż w nim żyło: żądzy grania.
,,To jest chore”, pomyślał i instynktownie odsunął się od wejścia. ,,Nie wchodzę tam. Ja tylko szukam Howiego.” Próbując wziąć się w garść zauważył, że instynktownie myśli, jak fantastycznie byłoby zamienić mały zakład w stos banknotów, taki jak miał Howie (zawsze lepiej grał niż on). Grając bez przerwy trzy dni i trzy noce – pokazałby wszystkim, jak to się robi.
Wygrany odszedł od stolika i Abner przyglądał się jego barkom: czy umiałby żonglować sześcioma puszkami pomidorów i ośmioma miękkimi piłeczkami? Czy potrafiłby przejść się po metalowej siatce w trampkach i nie spaść?
Dryfując po wspomnieniach z przeszłości natknął się na krzyk dzieci: ,,Założę się, że nie trafisz w znak Wielkiej Niedźwiedzicy... O co chcesz się założyć? … Po tej krawędzi też nie przejdziesz... A tu na pewno nie zanurkujesz...Stawiam dolca przeciwko twoim pięciu, że stąd nie strzelisz ośmiu koszy pod rząd... Stawiam moje dwie najlepsze czapki bejsbolowe, że nie uda ci się żonglować...”
Niektórzy mieli szczęście. Potrafili podjąć wyzwanie i nawet, jak przegrali, nie robiło to na nich wrażenia – ich poczucie wartości się nie zmniejszało, a gdy wygrywali, nie stawali się większymi egoistami. Ci, co nie mieli szczęścia to byli biedni przegrani, marudy, narzekający i przepraszający ciągle, racjonalizujący powody swoich przegranych. Ale największymi pechowcami byli tacy jak Abner – dążący do sukcesu, często ćwiczący w ukryciu – żeby wygrać i pokonać wszystkich.
Ci, zdeterminowani, żeby wygrać, doświadczali frustracji i bezużyteczności swoich wysiłków – nie zawsze im się udawało. Nikomu nie udaje się wygrywać cały czas. Ale oni nie zrażali się przegraną, tylko jeszcze bardziej pracowali, żeby wygrać.
Taki właśnie był Abner. Nigdy nie znał i nie uznawał granic swojej wytrzymałości. Ciągle się zmuszał do osiągnięcia perfekcji. I dlatego ciągle próbował, ciągle przekraczał zaufanie do siebie, szedł dalej i dalej przekonany, że musi wygrać, grając na początku nie dla pieniędzy, ale po to, żeby udowodnić, że jest najlepszy. W końcu uświadomił sobie, że w wieku trzydziestu sześciu lat jest wciąż małym chłopcem.
Abner nigdy się nie dowie, czy pokonałby zwycięskiego gracza: wszystkie pytania i wyzwania, jakie chodziły mu po głowie pozostały niewypowiedziane, zagłuszone przez coś, co Abner doskonale wiedział, tylko do tej pory nie musiał się do tego przyznawać: oszałamiająca wolność i zabawa z okresu dzieciństwa skończyły się raz na zawsze. W końcu, ze smutkiem, dorósł.
Odwrócił się i oddalił w kierunku recepcji. Przeszedł obok kasy i tablicy z wywieszonymi zajęciami na każdy dzień. Nie wiedząc, co ma robić, zaczął szybko czytać wszystkie ogłoszenia, jakby szukając wśród nich adresu Howiego:
Powitanie ...Amerykańskie leki...Sesja plenarna...9.45....Dwudziesta rocznica... Spotkanie.. Załoga USS Daviso...Piętro...Pokój...Pokój Wilsona..Chryzan...Wycieczka...Lunch...Dzielnica... Telefoniczna...
,,Telefon! Może Howie ma telefon!”
Pobiegł w kierunku budek telefonicznych. Jeśli Howie miał telefon, to jego adres będzie w książce telefonicznej, chociaż nie wiadomo, pod którym z jego imion.
W połowie drogi zobaczył nagle dwie stopy w skarpetkach z żółtopomarańczowymi paskami, oparte o krzesło schowane w liściach sztucznych kwiatów. Skarpetki były tak obrzydliwe, że ich właścicielem mogła być tylko jedna osoba na świecie - z zapartym tchem Abner obszedł kwiaty wokół i zobaczył Howiego. Spał na sofie opierając nogi na pobliskim krześle. Pod krzesłem równiutko stały pokrzywione buty Howiego i leżała czapka w kratkę.
Widać było, że od wczoraj nie był w domu: wciąż miał na sobie ten sam straszny krawat i te same ubrania, jeszcze bardziej wygniecione i poplamione.
,,Howie?” Abner potrząsnął go za ramię, gdy ten ziewał, przecierał oczy i wciąż na półśpiąco przyglądał się Abnerowi. ,,Co tu robisz? Dlaczego nie poszedłeś do domu?”
,,Chciałem. Ale byłem taki zmęczony, że uciąłem sobie drzemkę. Która godzina?”
,,Ósma piętnaście. Chcę z tobą pogadać”.
Howie opuścił nogi na dywan i usiadł: ,,O czym chcesz pogadać?” Poruszał palcami u nóg, ale nie drgnął, żeby nałożyć buty.
,,O tym, co było wczoraj”. Abner nie wiedział jeszcze, co chce powiedzieć, oprócz przeprosin. Wiedział jednak doskonale, że coś jeszcze jest.
,,Obudziłem się dziś rano i uświadomiłem sobie, że źle cię potraktowałem wczoraj. Nie miałem powodu, żeby uciekać od ciebie. Tak chyba chciałem się zabezpieczyć”.
Howie przetarł oczy raz jeszcze ciągle ziewając. ,, Wszystko w porządku Neddie. Po prostu mocno się zdziwiłeś, jak mnie zobaczyłeś”.
Abner rozejrzał się po hotelowym korytarzu. Nie musiał się obawiać, że ktoś go podsłuchuje, korytarz był prawie pusty, szczególnie w porównaniu do tego, co działo się poprzedniej nocy.
,,Ale z mojej strony to był egoizm i za to przepraszam”.
,,Zapomnij o tym Neddie, ja rozumiem”. Howie cmoknął ustami i pogładził się po brzuchu. ,,Chyba jestem głodny”.
,,To zjedz z nami śniadanie. Phylis i dzieciaki zaraz tu będą”.
Howie podskoczył i pogładził się po głowie. ,,Ale ja jestem brudny. Nie mogę się tak pokazać.” Naciągnął czapkę na oczy, usiadł i zgrabił się, żeby być mniej widocznym. Mógł się umyć w ich hotelowej łazience. I Abner pożyczy mu swoją koszulę, jak tylko Phylis wyjdzie.
Howie potrząsnął głową i zacmokał. Rytmicznie postukiwał nogą. Abner widząc, że są to oznaki wdzięczności za tak drobny gest poczuł się nieswojo i pośpieszył Howiego. Kiedy Howie z trudnością wkładał i sznurował buty, Abner poszedł zadzwonić do żony: była już ubrana i czekała na jego telefon. Abner poprosił, żeby odwołała dzisiejsze lekcje tenisa i golfa i poszła na śniadanie z dziećmi do kawiarni.
,,Zacznijcie beze mnie. Trochę się spóźnię, bo mam dla was niespodziankę”. Dodał tajemniczo, nie chciał bowiem, żeby żona zaczęła zadawać pytania i nie chciał, żeby na niego czekała.
Kiedy wrócił do Howiego, ten siedział na sofie i z namaszczeniem i koncentracją palił swoje łuszczące się cygaro. Nawet nie zauważył Abnera.
,,Jesteś gotów?”
Howie skrzywił się i jak koszykarz szykujący się do wrzucenia piłki do kosza, rozpoczął swój rytuał palenia cygara. Był gotowy, ale najpierw chciał zadać jedno pytanie. Mówiąc to przymknął oczy, jakby chciał pogłębić swoją zdolność widzenia ograniczając jej pole. Abner znał ten grymas. Zwykle zapowiadało to coś bardzo ważnego.
,,Ile zarobiłeś na grze, odkąd ostatnio się widzieliśmy?”
Pytanie było tak naiwnie zaskakujące, że Abner nie potraktował go poważnie. ,,Poczekaj”, Abner udawał, że liczy. ,, Hmm jedenaście i pół miliona, no może dwanaście miałem, zanim się wycofałem. Zmęczyłem się płaceniem podatków od wygranej”.
,,Neddie, no, mów. To musiała być niezła sumka, jeśli nie chcesz mi powiedzieć. Ale naprawdę możesz.” Howie zassał ślinę spływającą w kącikach ust.
W jaki sposób on, czy ktokolwiek inny, mógł przekazać Howiemu prawdę tak, aby ten zrozumiał? Mózg Howiego zdawał się reagować na innego rodzaju bodźce: Howie widział, słyszał i wierzył tylko w to, co zgadzało się z jego pierwotną wiarą w dobroć natury ludzkiej, racjonalność losu i niezawodność ludzi. Abner zastanawiał się, czy istnieje ktoś bardziej romantyczny i głupi niż Howie.
Prawda była taka, że wygrał ledwo dwadzieścia pięć tysięcy. Powiedział to Howiemu.
,,To ile przegrałeś? Stary, musiałeś mieć najbardziej pechowy okres w swoim życiu. Ile jednorazowo przegrałeś?” Howie wygiął usta, jakby jadł kwaśną śliwkę. Wydawał się podekscytowany jakąkolwiek dużą sumą, przegraną lub wygraną.
,,Ciągle kręci cię kasa, co? Dla mnie duża kasa to postawić pięć dolców i wygrać, a jeszcze większa postawić pięć dolców i przegrać.”
,,Trudno w to uwierzyć, Neddie. Pamiętam, jak obstawiałeś...”
,,Mówiłem ci, że od lat już nie gram. Nie na pieniądze, guziki, zapałki czy szkolny obiad. Mam dobrą pracę. Moja pensja nie zależy od ruletki, nie bawię się w hazard, rozumiesz?” Spojrzał na zegarek, powinni już iść, wskazał w kierunku wind.
Howie nie chciał jednak jechać główną windą, obawiał się, że spotka rodzinę Abnera.
,,Nie dasz rady wejść po schodach na szesnaste piętro”.
To spróbują wjechać windą dla personelu, stwierdził Howie i poprowadził Abnera wśród tłumu zaczynającego wypełniać korytarz, poprzez złocone drzwi spiżarni i korytarzem, którego zniszczone ściany częściowo zakryte były przez stosy składanych krzeseł, pulpitów, wózków, stojaków do flag, nastawek na stoły używanych przy okazji wielkich bali, a teraz ułożonych jeden na drugim jak pokrywy wielkich puszek.
Idąc za Howiem, Abner usłyszał narastający hałas – gdy korytarz zakręcił, znaleźli się przy dużych windach towarowych. Cały korytarz wypełniony był kolejkami kelnerów, stojącymi obok zastawionych wózków z tacami. Wszyscy czekali na windy.
Abnerowi wydawało się, że jest za kulisami przedstawienia rozgrywającego się na operowej scenie: kelnerzy, przebrani za chór, w białych wykrochmalonych marynarkach ze złotymi guzikami i naramiennikami, poprawiali swoje muszki, gładzili włosy i majstrowali przy wózkach. Paradowali tak od kuchni do ładowalni, a potem do jasno oświetlonych wind.
Nie było jasnego zakazu korzystania z wind towarowych razem z pracownikami hotelu. Abner wiedział o tym, był też zameldowanym gościem hotelowym. Mimo to czuł się niezręcznie – jakby swoją obecnością obaj mogli skazić perfekcyjną biel wózków i kelnerskich strojów.
,,Znalazł się przyjaciel?”
Abner odwrócił się w kierunku zadającego pytanie i rozpoznał kelnera z lobby. Tak, i poklepał Howiego po ramieniu. ,,Myślałem, że pracujesz w kasynie?”
To najgorszy moment dnia, większość gości je lunch i kolacje w restauracji, ale wszyscy chcą śniadanie do pokoju – kelner narzekał. Potem potrzasnął głową z niedowierzeniem i spojrzał na Howiego: ,,To ty wczoraj skasowałeś wszystko?” Przyjrzał się wymiętym ubraniom Howiego. ,,Skończyłeś w porę.” Pokiwał Abnerowi głową i popchnął swój wózek w kierunku windy.
Pokojówki, kelnerzy i kierowcy wciskali się do windy i wychodzili z niej na różnych piętrach, kelnerzy zgrabnie manewrowali wózkami i tacami wysoko uniesionymi w górze i w końcu winda dotarła na szesnaste piętro i Abner z Howiem wysiedli.
Abner zapukał do swojego pokoju, a gdy nie było odpowiedzi, otworzył kluczem drzwi i zaprosił Howiego do środka.
,,Ale luksus! Prawdziwy apartament z oddzielną łazienką. Musiał cię nieźle kosztować!”
Howie usiadł i nagle zaczął szybko łapać powietrze, jakby się dusił.
,,Dobrze się czujesz?”,, Nie chcesz soku?” i wskazał na karafkę dostarczaną każdego ranka przez obsługę hotelu.
Howie skinął głową i wziął szklankę w obie ręce, a Abner nalał mu soku. Jednym haustem wypił całą zawartość szklanki. I nagle, zanim Abner zdążył odstawić karafkę, Howie wypuścił szklankę z rąk, zaczął jęczeć i złapał się za brzuch.
,,Skurcze” , wykrztusił i złapał się za boki jak rodząca kobieta.
Abner zaprowadził go do łazienki i dał mu się napić ciepłej wody. Howie poczuł się lepiej i Abner zaczął przygotowywać mu kąpiel.
,,Umyj się i ogol. Weź moją maszynkę i krem. A ja w tym czasie zadzwonię do serwisu, żeby wyczyścili i odprasowali ci ubranie”.
,,Przepraszam Neddie. Zapomniałem, że od dwóch dni nic nie jadłem. Gra mnie całkowicie wciągnęła”.
Abner zamknął drzwi do łazienki, zadzwonił po pokojówkę i spontanicznie zamówił coś do jedzenia do pokoju. Howie musiał się posilić. Potem wszedł do sypialni, wyjął czystą koszulę, spodnie i skarpetki, wyjął z szuflady krawat i położył wszystko na stoliku obok sofy w salonie.
,,Wyjmij swoje rzeczy z kieszeni, zostaw je w kieszeniach mojego szlafroka i daj mi twój garnitur” krzyknął przez drzwi. Gdy Howie wyszedł z łazienki w szlafroku Abnera, wydawał się szczuplejszy, mniejszy, starszy i bardziej delikatny, pokojówka zdążyła już zabrać jego garnitur i buty, a kelner zapukał do pokoju z gotowym śniadaniem.
Howie z wdzięcznością spojrzał na zastawiony wózek. ,,Piękne” usiadł i podniósł przykrywkę. ,,Szynka i jaja. Domowe! No, to jest śniadanie. Ile cię to będzie kosztować? Chciałbym zapłacić!”
,,Jedz. I nie martw się pieniędzmi. Jesteś moim gościem”.
Howie posmarował chleb masłem, nałożył jajka i odłożył widelec. ,,Mówiłeś, że zjemy śniadanie z Phylis i dzieciakami. Dlaczego tak powiedziałeś, skoro nie miałeś zamiaru tego robić?” Przyglądał się jedzeniu, ale ręce trzymał na kolanach.
Nic się nie zmieniło, wyjaśnił Abner. Śniadanie w pokoju ma go tylko wzmocnić przed spotkaniem z rodziną.
,, Zamówiłem, bo powiedziałeś, że nie jadłeś od trzech dni”.
Howie wziął w rękę widelec, spojrzał jeszcze raz na Abnera w poszukiwaniu potwierdzenia jego słów i zaczął jeść, wydając z siebie ciche pomrukiwania radości pomiędzy kolejnymi kęsami.
,,Wielkie dzięki, Neddie. Wielkie dzięki. Prawdziwy z ciebie przyjaciel. To przyjęcie godne króla Sardynii. A gdzie twój talerz?” Nie miał teraz ochoty na jedzenie, wyjaśnił, gdy Howie nalewał mu kawy do filiżanki. Będzie miał czas na jedzenie, bo odwołał lekcje tenisa i golfa. ,,Zobaczysz się z dziećmi, a potem wszyscy pójdziemy na piknik.” Jak za dawnych, dobrych czasów, chciał dodać, ale się rozmyślił.
Howie roześmiał się tak, że zęby prawie mu wyskoczyły z ust. Palcami zatańczył po stole.
,,Oo Neddie. Wiedziałem, że wczoraj tak naprawdę nie chciałeś nic złego. A teraz odwołałeś dla mnie lekcje. Jesteś prawdziwym przyjacielem. Nie będzie cię to za dużo kosztować?”
,,Nie, nie”. Abner odparł szybko, próbując ukryć rozdrażnienie. To ma być niespodzianka dla Phylis i dzieci, nie powiedział im o wczorajszym spotkaniu.
,,Jakim ty jesteś przyjacielem Neddie. Jestem ci winien...”
,,Nie, to ja jestem ci winien przeprosiny. Za wczoraj, za to, że uciekłem. Dlatego przyszedłem cię dzisiaj odszukać. Bałem się twoich pieniędzy, twojej wygranej i chyba byłem trochę zazdrosny. Muszę przyznać, że nigdy tyle nie wygrałem. I wtedy poczułem się głupio, gdy chciałeś oddać mi cztery tysiące za coś, o czym zapomniałem. Ale ty tego nie zapomniałeś”.
,,Chciałem ci tylko oddać to, co mi pożyczyłeś, Neddie”.
,,Nie rozumiesz, jak się czułem? Nie miałem do nich prawa, nie dlatego, że stwierdziłeś, że po pięciu latach mi oddasz. Nie zamierzałem ich wziąć tylko dlatego, że akurat mogłeś mi oddać. No i poza tym sam mi powiedziałeś, że zarobiłeś kasę na hazardzie”.
,,Co się z tobą dzieje, Neddie? Rozmawiasz ze mną, jakbym był kaznodzieją twojej matki. Oczywiście, że to pieniądze z hazardu. Raz wygrana, raz przegrana. I tak ciągle”.
,,Tak i dlatego wszystko przepuścisz w ciągu miesiąca”.
Howie nie odpowiedział od razu. Wydawało się, że się nad czymś intensywnie zastanawia, drżały mu usta.,, A co byś zrobił na moim miejscu?”
,,Z czym?”
,,Z moimi zielonymi twardzielami”.
,,Zanim ktoś inny je przejmie i wykorzysta, położyłbym całą kwotę na długoterminową lokatę w banku”.
,,Nie mogę tego zrobić”.
Abner westchnął. ,,Ile masz długów?”
,,Nie mam aż tak wiele długów. Tylko wobec ciebie, i od pięciu tygodni niezapłacony czynsz. W lombardzie mam zastawiony zegarek i kilka walizek ciuchów”.
,,Zapłać czynsz i zabierz rzeczy z lombardu. O mnie nie musisz się martwić. Możesz mi zapłacić, ile chcesz. Tyle, żebyś się dobrze z tym czuł.” Abner napił się kawy. ,,Ale ja też mam prawo czuć się z tym dobrze. Tak więc cokolwiek mi dasz, przekażę na cele dobroczynne”.
Howie odsunął się od stołu i obrócił opierając się na oparciu krzesła, na którym siedział. Pokręcił głową i spojrzał na Abnera z każdej strony. ,,Czułbyś się w porządku, gdybym oddał ci tylko część pieniędzy?”
,,Jeśli tylko tego właśnie chcesz”.
,,Lepiej bym się czuł, gdybym ci wszystko oddał. Ale nie mam wszystkiego”.
Abner nerwowo się roześmiał. ,,To co, zacząłeś grać na giełdzie?”
,,Nie, nie. Straciłem trochę kasy wczoraj”.
,,Twoje pieniądze? Twoje rulony?” Abner odstawił filiżankę na spodek tak, że aż kawa się rozprysła ,,Okradli cię?”
,,Nie, taki głupi nie jestem.”
,,Straciłeś pieniądze?? Ktoś ci wyjął z kieszeni, bo byłeś pijany? Mówiłem ci, żebyś się tak nie obnosił z kasą!”
,,Nie, nie. Nie przejmuj się Neddie. To nic poważnego. Jak się rozstaliśmy, poszedłem znów do kasyna.”
,,Co???” Abner wydał z siebie świst, jak powietrze uciekające z balonu. ,,Wróciłeś tam?” Usiadł z wrażenia.
,,Pomyślałem, że jak zdobędę trochę więcej twardzieli, to nie będzie ci głupio wziąć ode mnie kasy. No i poza tym lubię ruletkę. Lubię słuchać, jak toczy się koło i jak się kula zatrzymuje.”
Abner podskoczył. ,,Nie mogłeś poczekać do dzisiaj?” ,,Dlaczego nie zadzwoniłeś? Ja bym...”
,,Bałem się, że odbierze Phylis albo któreś z dzieci, a wydawało mi się, że nie chciałeś, żebym z nimi rozmawiał.”
,,Znam cię tyle lat – nigdy nie potrzebowałeś pretekstu, żeby obstawiać! Wiesz, że poszedłbyś do kasyna bez względu na to, co bym powiedział, czy zrobił i czy miałbyś pół miliona czy cały milion dolarów.”
Łatwo było besztać Howiego, Abner tyle razy strofował samego siebie za próby spłacenia długów w kasynie i teraz wydawało mu się, że patrząc na Howiego, rozmawia z samym sobą. Tak, jakby nie wystarczało wiedzieć, że przegrał (zawsze musiał wiedzieć co do centa ile przegrał i dlaczego) i teraz instynktownie zapytał Howiego, ile i dlaczego przegrał.
,,Może przegrałem więcej niż chciałem” wyznał Howie i napił się kawy.
,,To jest odpowiedź?! Założę się, że już pięć razy przeliczyłeś. Dawaj, Howie wyłóż kasę na stół i przelicz jeszcze raz.”
Nie miał ze sobą pieniędzy, zostawił w sejfie hotelowym, zanim zapadł w drzemkę.
,,Howie, nigdy mnie nie okłamałeś, no, poza tym jednym razem. Uciekasz od mojego pytania: ile przegrałeś?”
,,Mam siedemdziesiąt pięć.”
,,Przegrałeś dziesięć tysięcy dolarów wczoraj w nocy w kasynie? Abner zapytał spokojnie, próbując kontrolować ogarniającą go panikę. ,,Wczoraj, gdybyś przegrał wszystko, nic by mnie to nie obchodziło. A teraz boli mnie prawie tak samo jak ciebie.”
,,E tam Neddie. To tylko pieniądze. Mogę się odegrać.”
,,I stracisz kolejne dwadzieścia tysięcy próbując odzyskać pierwsze stracone dziesięć.”
Howie wstał nagle i poszedł do łazienki. Abner usłyszał, jak odkręcił kran umywalki i poczekał, aż wyjdzie wycierając twarz ręcznikiem.
Howie wyglądał na chorego, ale odkąd Abner dowiedział się o dziecięcej chęci odzyskania straconych pieniędzy, miał dla niego mniej współczucia. Poza tym, w zawoalowany sposób zły był na Howiego, że ten sprawił, że był zły sam na siebie. Abner przekonany był, że w pewien sposób ponosił odpowiedzialność za to, co stało się Howiemu.
Wiedział, że nie powinien zostawiać go samego z taką gotówką w kieszeniach – to tak, jakby pozwolić dzieciom bawić się zapałkami.
Przypomniał sobie, że nie był odpowiedzialny za to, w jaki sposób Howie zdobył swoje pieniądze i nie mógł być też odpowiedzialny za to, jak Howie je przegrał. Był odpowiedzialny za samego siebie i za ciągłą walkę o uzdrowienie. Jeśli chciał trzymać się z daleka od pokusy pieniędzy Howiego, jeśli wyczuwał niebezpieczeństwo poddania się starym nawykom hazardowego życia – nawet jeśli te pokusy i niebezpieczeństwa istniały tylko w jego wyobraźni – to zrobił to, co było konieczne, żeby ochronić samego siebie, tak samo jak wtedy, gdy nie wszedł do kasyna.
Niemniej jednak, sumienie Wspólnoty podpowiadało mu, że Howie zupełnie nie jest w stanie kontrolować swoich pieniędzy. W końcu zaoferował mu swoją pomoc.
,,Powiem ci, co zrobimy. Zejdziemy na dół, wyjmiemy pieniądze z sejfu i zaniesiemy je do banku za rogiem. W ten sposób twoi zieloni twardziele nie będą palić ci kieszeni za każdym razem, kiedy będziesz w kasynie”.
Howie nalał sobie resztkę kawy i chociaż miał tylko pół filiżanki, dodał kilka kostek cukru, zamieszał nerwowo i napił się głośno.
,,Muszę coś ci powiedzieć Neddie.” Trzymał filiżankę obiema rękoma blisko twarzy, tak jak często trzymał cygaro zasłaniając twarz. ,,Nie zrozumiałeś, co powiedziałem. Wcześniej”. Odstawił filiżankę i wytarł usta rękawem ręcznika. Nic nie powiedział. Wziął tylko do ręki widelec i zaczął nim rozgrzebywać resztki jedzenia na talerzu.
,,Dobra, powiedz mi, czego nie zrozumiałem” Abner nie był w stanie ścierpieć irytującego zachowania Howiego.
,,No, tak, jak ci powiedziałem. Mam siedemdziesiąt pięć setek, nie tysięcy.”
Nawet w tak krótkim czasie ich spotkania po latach Abner przypomniał sobie, że manieryzmy i grymasy Howiego zawsze zdradzały jego nastrój i jego myśli. Ale nic w zachowaniu Howiego nie przygotowało Abnera na taki szok. Abner wydawał się nie rozumieć, i to był błąd, bo Howie powtórzył raz jeszcze.
Abnerowi zrobiło się niedobrze. Był tak wściekły, że zaczął machać rękoma i strącił popielniczkę z nocnego stolika. Łzy napłynęły mu do oczu, czuł, jak po plecach spływają mu kropelki potu i koszula przykleja się do skóry, ręce zaczęły my drżeć, skrzyżował więc ramiona na piersiach, a dłonie wsunął pod pachy.
Oczywiście chodziło o pieniądze. Co z tego, że nie jego. Ale było coś jeszcze, co go złościło: to samo, gdy przegrywał w karty, na bieżni, albo gdy nie mógł trafić w znak Wielkiej Niedźwiedzicy. Wiedział, że może to zrobić – już to wcześniej robił – a jednak tyle razy, kiedy chodziło o coś większego, kiedy walczył ze sobą i światem – nie udawało mu się. I dlatego był wściekły: że mu się nie udało, że to kolejna porażka, nawet jeśli tym razem to była porażka Howiego – przegrać i nie wiedzieć, nie rozumieć dlaczego. Sfrustrowany był niemożnością zrozumienia logiki przegrywania – przegrać, po to tylko, żeby się dowiedzieć, że całe planowanie, ćwiczenie i sprawdzanie, wszystko było na nic. To znaczyło poddać się, skapitulować przed bezosobową siłą silniejszą od niego samego i od Howiego, od nich obu na raz. I to go tak rozzłościło.
Spojrzał na Howiego i zauważył, że ten stara się zachowywać nonszalancko, chociaż oczywiście sam był zaskoczony bezlitosną szybkością swojej przegranej. I jak chłopiec, którego latawiec urwał się ze sznurka i uleciał ku niebu, tak Howie teraz wpatrywał się w sufit wypatrując tam odpowiedzi jednocześnie palcami nerwowo pociągając za koniec paska od szlafroka Abnera.
,,Tak po prostu wypuściłeś z rąk osiemdziesiąt kilka tysięcy dolarów?”
Ale Howie wzruszył tylko ramionami z beznadziejną konsternacją i wymamrotał, że nikt nie może wygrywać każdego dnia.
,,Ja cię pytam, jak można przegrać w kasynie w parę godzin osiemdziesiąt tysięcy, a ty mi mówisz, że nikt nie wygrywa każdego dnia? Czy ty wiesz, co można kupić za osiemdziesiąt tysięcy? Czy ty wiesz, jak ludzie ciężko pracują i nigdy nie dochodzą do osiemdziesięciu tysięcy?” Cały drżał.
,,Dlaczego tak się denerwujesz? To moje pieniądze, przynajmniej były. Nie jestem na nikogo zły, nawet na samego siebie.”
,,Jesteśmy przyjaciółmi od lat i dlatego mi na tobie zależy. I myślę, że jestem za ciebie odpowiedzialny. I może dlatego też mi na tobie zależy, bo widziałem doskonale, że zanim wygrałeś w pokera, nie miałeś nic. I zależy mi, bo używasz mnie, jako wymówki, żeby grać. No i teraz rozumiem, dlaczego spałeś w hotelowym lobby.”
,,Przepraszam, jeśli cię uraziłem Neddie. Nie chciałem, żebyś się dowiedział. Tak wyszło. Dam ci teraz trzy i pół tysiąca, a w przyszłym tygodniu wyślę pozostałą pięćsetkę. Ok?”
,,No właśnie tu masz problem Howie. Nie masz gdzie spać, przegrałeś osiemdziesiąt tysięcy i chcesz mi zapłacić cztery kawałki”.
,,Tak będzie dobrze. Tyle jestem ci winien”.
,,Howie, jesteś dwa lata starszy ode mnie i czego się dorobiłeś przez tyle lat grania?”
,,Nie masz konta”.
,,Nie masz własnej firmy ”
,,Nie masz domu”.
,,Nie masz pracy”.
,,OO i tu się mylisz, Neddie. Mam pracę”. Uśmiechnął się z dumą i obwiązał się ściślej paskiem od szlafroka. ,,Jestem kierownikiem nocnej zmiany w restauracji Pete’a Pitaburgers”.
,,Co?”
,,Nie jestem za dobrym kierownikiem. Pete mówi, że za dużo daję ludziom jedzenia. Że jestem za biedny na taką ekstrawagancję. Ale ma do mnie zaufanie, jeśli chodzi o kasę. I pewnie dlatego, jeszcze mnie nie wywalił. Chociaż może teraz tak – nie pojawiłem się tam od czterech dni.
,,No, więc tak jak powiedziałem – nie masz pracy”.
,,Nie masz samochodu”.
,,Nie masz żony”.
,, Nie masz niczego”.
,, I gdzie to wszystko poszło Howie?”
,,Chyba w grę – żebyśmy mogli to odzyskać.”
,,Myślisz, że uda ci się znowu wygrać osiemdziesiąt sześć tysięcy? W karty? Ile razy ci się udało?”
,,Teraz raz, ale w inne gry udawało mi się wygrać pokaźne sumki. I dobrze obstawiam konie. Jak wiem, że nie uda mi się wygrać, to nie gram”.
,,Powiem ci coś, czego nie powiedziałem wczoraj. Howie, jesteś nałogowym hazardzistą. Tak jak ja. Ja też jestem nałogowym hazardzistą. I musisz zrobić to, co ja. Nie było łatwo. Ale może dlatego to było dla mnie niezłe wyzwanie. To była najtrudniejsza rzecz, jakiej dokonałem w życiu. Musisz rzucić hazard.
,,Rzucić hazard? Ale ja nic innego nie potrafię robić”.
,,I nic nie wiesz o wygrywaniu. Czy nie rozumiesz, że dla takich jak my wygrana to tylko pożyczka? Wygrywamy tylko przez chwilę, a przegrywamy cały czas.”
,,Nigdy nie bałeś się hazardu, Neddie.”
,,Nie bałem się do cholery!” Abner wykrzyknął. ,,Ani nie byłem od ciebie mądrzejszy, ani nie miałem więcej szczęścia. Miałem tylko jedno, czego ty nie miałeś – brata, który odniósł sukces.”
,,Neddie, ale ty zawsze miałeś dobre samochody i świetne ciuchy. Wiesz, jak żyć – choćby ten pokój hotelowy, ta koszula i krawat. Ja nigdy takiej koszuli nie miałem. Dumny byłem, że mam takiego przyjaciela. I zawsze wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Tak jak dziś mnie odnalazłeś.”
,,Wszystkim opowiadam o tobie, o Phylis, twoich dzieciach i Dannym. Dobrze mi to robi, jakbym był częścią rodziny. Chciałbym być jak ty. Albo żebyś był ze mnie dumny, tak jak ja z ciebie. I z Danniego.”
Abner ledwo mógł złapać oddech. Podszedł do włącznika klimatyzacji, podkręcił termostat i stojąc tyłem do Howiego głęboko oddychał. Dokładnie to samo mówił swojemu bratu i wiedział, jak bardzo niszczące są to słowa.
,,Nigdy do mnie tak nie mów. Ani do nikogo innego! Nie chciałbyś być mną, ani kimś innym. Przez dwadzieścia lat starałem się przypodobać bratu, próbując mu dorównać, zrobić na nim wrażenie i – (po jego śmierci – chciał dodać, ale się powstrzymał) – zrozumiałem, że to nie było konieczne. Kochał mnie nawet wtedy, gdy go okłamywałem, gdy byłem niedojrzały i samolubny.”
,,Ty, Neddie? O czym ty mówisz? Ty nigdy nie byłeś samolubny. Zawsze byłeś uczciwy wobec wszystkich”.
,,Jeśli mówisz o mojej przeszłości, to musisz się wyrażać precyzyjniej.” Abner ostrzegł. ,,Ja nie chcę malować sobie obrazka, chcę być uczciwy wobec siebie samego. Byłem głupcem z dużą kasą i za nic innego nie biorę odpowiedzialności”.
,,Ale tyle dobrego zrobiłeś dla innych. Szczególnie dla mnie. Tak jak teraz śniadanie, koszula, krawat, skarpetki. To jak za dawnych, dobrych czasów. Ty wygrywałeś w pokera, ja w cos innego i wtedy...”
,,Bzdura!” Abner przerwał gwałtownie. ,,Myślisz, że byłem dobrym graczem, że wygrywałem? Nigdy nie wygrałem więcej niż to, co przegrałem. Na samym końcu juz tylko przegrywałem. A wiesz dlaczego? Bo nigdy nie wiedziałem, jak się wygrywa. Nigdy. Nigdy nie umiałem wygrać kilka dolców i odejść od stołu i nigdy nie umiałem przegrać kilku dolców i odejść. Nie wiedziałem, jak przestać. Ty też nie wiesz jak. A jak nie umiesz kończyć gry w odpowiednim momencie, nie umiesz wygrywać.”
,,Wczoraj wieczorem skończyłem o piątej po południu tak jak sobie obiecałem.”
,,Nie skończyłeś gry. Po prostu na parę godzin zrobiłeś sobie przerwę. Ja robiłem to samo, każdego dnia, przez trzydzieści jeden lat.”
,,Dlaczego o tym mówisz?” Howie kręcił się na krześle.
,,Bo czas, żebyś zobaczył, kim ja jestem naprawdę – kim byłem – i kim ty jesteś. Ja nie odniosłem żadnego sukcesu – przyznał. ,,Chcę, żebyś wiedział, że oszukiwałem na pieniądzach i miałem nierealistyczne podejście do życia. Dużo czasu spędziłem kłamiąc i oszukując, żeby wytłumaczyć sobie tracenie kolejnych prac, przyjaciół, pieniędzy, kiedy...” Jeszcze zanim skończył, rozpoznał w swoich słowach znajome dźwięki i składnię. Uświadomił sobie, że niechcący odtwarza strukturę ,,katechizmu” swojej terapii – tak jak wielokrotnie robił to na grupowych spotkaniach wspólnoty.
Na tych spotkaniach, gdy nadchodziła jego kolejka, opowiadał historię swojej choroby, dokładnie, bez naciągania, a potem słuchał wielu podobnych historii. Te historie to nie były zwykłe wyznania, ale główne narzędzie utrzymania kontaktu z prawdą o swojej przeszłości. To nie były też ćwiczenia w karaniu siebie, to były ćwiczenia w samoświadomości. Nie chodziło o wzbudzenie poczucia winy za przeszłość, ale o przypomnienie o wspólnej i niekończącej się skłonności do hazardu.
Czy jego samo deprecjonująca terapia może otrząsnąć Howiego z romantycznego myślenia o przeszłości? To zależy od umiejętnego wytrącenia Howiego z jego rytmu poprzez powtarzanie degenerującej historii jego życia, tak jak na terapii i opowiedzenia mu wydarzeń, których Howie się nie domyślał, a które Abner głęboko ukrył i zracjonalizował.
Abner zastanawiał się teraz, czy powinien ingerować w dziecięcą wiarę Howiego w sprawiedliwy świat i w jego nałogową potrzebę hazardu. Howie nie prosił go o pomoc i wydawało się, że jest szczęśliwy – a przynajmniej zadowolony z siebie i ze świata, który skonstruował we własnej głowie.
Abner wiedział, że zmienić coś, co nadawało znaczenie, ciągłość i satysfakcję życiu Howiego było przedsięwzięciem karkołomnym i egoistycznym. Jeśli Howie zmuszony będzie porzucić swoją wiarę w zrozumiały i sprawiedliwy świat (nawet jeśli to była tylko konstrukcja przesadzonego idealizmu jego osobowości), odbije się to na jego zdrowiu. Jeśli Abner zniszczy teraz to, czego Howie potrzebował do utrzymania równowagi między wzlotami i upadkami swojego życia, musi mu coś w zamian dać. Ale jak ofiarowanie honoru cynikom nie miało sensu, tak samo nie miało sensu ofiarowanie prawdy komuś tak naiwnemu jak Howie.
Abner nie był pewny, czy najpierw nieświadomie zdecydował się zrobić Howiemu terapię i zaczął rozmawiać z nim w takim tonie, czy może najpierw zaczął go terapeutyzować, a potem doszedł do wniosku, że tak właśnie powinien zrobić. Nie wiedział, jak to się zaczęło. Wiedział tylko, że po drugim zdaniu (Mój problem z hazardem zaczął się, gdy miałem dziesięć lat) przerwał i już nie mógł dokończyć swojej historii. Nie zapomniał swojej przeszłości, wiedział też, jakich słów użyć, aby je opisać. Przypomniał sobie, że jeśli głównym celem opowiadania historii swojego życia jest przypominanie i powtarzanie samemu sobie, kim jest, tak naprawdę nie posłuży to Howiemu, tylko jemu samego. Musiał więc znaleźć inny sposób.
,, Tak więc myślałeś, że idzie mi dobrze z hazardem? To dzięki bratu wyglądało na to, że wygrywam. To on mnie wyciągał, płacił kary, kaucje, rachunki, koszty sądowe. To on wynajdywał mi pracę. To on odnosił sukces, nie ja”.
,,No, teraz to mnie naciągasz”.
,,A ty chcesz mnie naciągnąć na kogoś, kim nigdy nie byłem. Myślisz, ze przyszłość wpasuje się w twoje marzenia o przeszłości. Rób ze swoją przeszłością, co chcesz, ale nie pozwolę ci zmienić mojej przeszłości. Nawet jeśli nie jestem z niej dumny. Gdybym był z niej dumny, oszukiwałbym samego siebie, moją rodzinę i ludzi, którzy we mnie wierzą – mimo tego wszystkiego, czego dokonałem w swoim życiu.”
,,Dlaczego grasz ze mną w te klocki, Neddie? Pamiętam nasze dobre czasy i nasze wygrane. Byłeś najlepszym graczem, jakiego znałem. Rozumiesz sport i dobry jesteś w przewidywaniu wyników. Zawsze umiałeś zachować spokój i nigdy nie oszukiwałeś. Zawsze byłem z ciebie dumny. Umiałeś wygrywać jak gentleman.”
,, A pamiętasz, jak przegrywałem?”
Howie roześmiał się. ,,Oj rzadko to było. Byłeś za dobry..”
,,Taki byłem dobry, że dałem ci cztery tysiące, żebyś obstawił te Clydesdales? A często ze mną chodziłeś, kiedy musiałem zapłacić bukmacherom?”
,,Tak jak sam powiedziałeś – od czasu do czasu.”
Łaskawość Howiego sprawiła, że Abner jeszcze bardziej zapragnął zniszczyć idealny wizerunek przeszłości i przypomniał Howiemu, jak kiedyś odwiedził go jego szwagier i codziennie przez trzy tygodnie chodzili na wyścigi.
,, Czy wiesz, o ile założyłem się z Samem i ile od niego pożyczyłem?”
Howie coś sobie przypominał, niezbyt wyraźnie jednak.
,, A kiedy on zaszedł z czekiem wystawionym przeze mnie do banku, wiesz, co się stało?”
,,Pewnie powiedzieli, że jest bez pokrycia. Ale to się zdarza wszystkim. I nie znaczy, że chciałeś go oszukać.”
,,Pewnie bym go oszukał, gdyby nie był to twój szwagier. A pamiętasz, co ja wtedy zrobiłem?”
Howie palcem przetarł zęby. ,,Zostawiłeś pieniądze Danniemu. Sam je odebrałem z jego biura”.
,,Ale to nie były moje pieniądze. To były pieniądze Danniego. Pożyczył mi. To znaczy, dał mi. Czy wiesz, że pożyczałem od niego do czterdziestego trzeciego roku życia?”
,,Ale to był twój brat. Na jego miejscu zrobiłbyś to samo. Dlaczego wymyślasz te historyjki?”
,,Myślisz, ze zmyślam. Jeśli nie ma nic pięknego w moich historiach, dlaczego miałbym je wymyślać?”
,,Nie wiem, Neddie. Masz dobrą żonę, dzieci i życzliwego brata. Zawsze miałeś ciuchy i pieniądze. Spójrz na swój pokój hotelowy. Ty nie jesteś ,,przegranym”. Mnie wywalili za niepłacenie czynszu. Ale ty masz styl. I dlatego jesteś hazardzistą, który odniósł sukces”.
Nie był hazardzistą, który odniósł sukces, Abner wykrzyczał i nachylił się nad stołem, jakby chciał wepchnąć te słowa z powrotem do gardła Howiego. Nigdy mu nie szło w grze i nie chce, żeby mu teraz szło.
,,Od czterech lat nie dotknąłem kart i nie obstawiłem żadnego zakładu”.
,,Mówisz, jakbym cię nie znał”.
,,To właśnie próbuję ci wytłumaczyć.” Abner się zgodził. ,,Nie jestem tym samym człowiekiem, którego znałeś. Wyobraź sobie, że odkąd tu jestem każdego dnia przechodzę kilkanaście razy obok tego kasyna i ani razu nie wszedłem do środka. Nawet rano, kiedy szukałem kogoś, kto zna twój adres. Stałem na zewnątrz i czekałem, aż ktoś wyjdzie i wtedy dopiero pytałem o ciebie. Widziałem i słyszałem wszystko, ale nie chciałem wejść do środka. Czy wyobrażasz sobie, że mógłbym kiedyś się tak zachować?”
Abner nie chwalił się, raczej miał satysfakcję, że udało mu się zapanować nad sobą w takiej niebezpiecznej sytuacji.
Ale Howie tylko się uśmiechnął, wykrzywiając usta i stwierdził, że wyjście z kasyna bez obstawienia zakładu nie jest takie trudne, robił to setki razy, kiedy mu się skończyły pieniądze.
Często chodził do kasyna bez pieniędzy, w nadziei, że spotka kogoś, kto mu pożyczy pieniądze. Jak nikogo nie spotkał, obserwował graczy i chodził między stolikami zbierając z podłogi zapomniane żetony.
Obstawiał to, co znalazł, albo pożyczył. ,,Przynajmniej dałem szansę szczęściu, dobrze mi to robiło, nawet jak przegrywałem i wychodziłem z kasyna bez centa przy duszy”.
Abner doskonale znał te słowa: to było credo nieuleczalnego romantyka – kogoś, kto wierzył, że stawianie na los (nawet jeśli się nie uda), przynosi więcej chwały i wymaga większej odwagi niż rozwiązywanie nawet najmniejszego problemu przez analizę przewidywalnego ciągu wydarzeń.
Ale zanim Abner mógł coś odpowiedzieć, usłyszał pukanie do drzwi i zadrżał w obawie, że to jego rodzina. Na szczęście to była pokojówka z wyczyszczonym garniturem Howiego. Abner dał jej napiwek i powiesił garnitur na drzwiach od szafy. Garnitur wciąż był nieładny, ale teraz przynajmniej czysty i odprasowany, nawet buty świeciły się nieoczekiwanym blaskiem.
Howie przyjrzał się ubraniu zadowolony z efektu. Wziął koszulę i krawat Abnera, swój garnitur i skierował się do łazienki, żeby się przebrać.
Byli spóźnieni i w każdej chwili Abner spodziewał się nadejścia swojej rodziny. Nie udało mu się wpłynąć na Howiego i czas na rozmowę szybko się kończył. Pod wpływem impulsu, rozpaczliwie ratując się przed porażką, Abner poprosił Howiego, żeby zaczekał z ubieraniem się i głosem pełnym zaskakującej dla niego samego szczerości zapytał Howiego, czy pamięta, ile wygrali w Las Vegas, gdy pojechali tam ze szwagrem Howiego. Abner wiedział, że każda hazardowa historia, prawdziwa lub wymyślona przykuje uwagę Howiego. I rzeczywiście Howie zatrzymał się, trzymając w ręku ubrania i buty.
,,Każdy z nas wyłożył pieniądze i podzieliliśmy się nimi w hotelu, zanim poszliśmy do kasyna. Pamiętasz, prawda?”
Howie pokiwał wolno głową, wspomnienie tej przygody powoli odżywało w jego pamięci. ,,Pamiętam, jakby to było wczoraj, bo gdybym wtedy nie wygrał, nie miałbym, za co odwiedzić mojego wujka w San Diego”.
,,Dokładnie. A ile ja wygrałem?”
,,Nic. Grałeś w black jacka. Ale ci nie szło. Samowi też nie. Dlaczego mnie o to pytasz?”
,,Bo musiałem skłamać Phylis. Powiedziałem jej, że jadę na rozmowę o pracę do St. Louis, a ona nawet pożyczyła pieniądze na mój bilet lotniczy”. To akurat była prawda. ,,Jak mogłem więc zapomnieć, że wygrałem piętnaście tysięcy?”
,,Gdzie? W Las Vegas? Nie…” Howie najpierw roześmiał się, a potem zmarszczył czoło. ,,Wszystko ci się pomyliło, Ned. Przegrałeś, tak jak Sam. Tylko ja wygrałem”.
,,Skąd wiesz?”
,,Bo nie miałeś nic, ani gotówki, ani żetonów. Sam mi powiedziałeś”.
,,No cóż, nie powiedziałem ci prawdy”. Jego głos cichł i jego poczucie własnej wartości malało. ,,Wygrałem piętnaście tysięcy, ale potrzebny był mi każdy cent. Kłamałem, że dużo zarabiam i sam wpadłem w pułapkę – w jednej chwili musiałem dać pieniądze Phylis, zapłacić w banku i spłacić cztery kary. I dlatego pojechałem z wami do Las Vegas. Gdybym nie wygrał, nie miałbym, po co wracać do domu”.
,,Powiedziałeś, że mnie okłamałeś, Neddie. Nikogo nikomu tego nie zrobiłeś.”. Howie niedowierzająco potrząsnął głową.
,,No właśnie, tak jest z takimi jak ja. Przynajmniej tak było. Jak masz długi, chwytasz się wszystkiego. Dobrze o tym wiesz.” Abner usiadł i odwrócił wzrok od zaskoczonej twarzy Howiego.
,,Tak więc, to ja jestem ci winien jedną trzecią z piętnastu tysięcy. Czyli jeśli liczyć te cztery tysiące, które mi wisisz, to ja ci jestem winien jeszcze tysiąc. Logiczne, nie?”
Howie nie odpowiedział, stał znieruchomiały jak podróżny, który właśnie się zorientował, że jest w złym pociągu, że jedzie w złym kierunku, traci czas i pieniądze i nic nie może z tym zrobić.
Przez chwilę opanowała go konsternacja i panika. Oparł się o ścianę, jakby szukając podpórki. I nagle uśmiechnął się dziwnie, machając butami jakby chciał jednocześnie poklepać go po ramieniu i dać mu burę.
,,Wiem o co ci chodzi, Neddie. Próbujesz udowodnić mi, że nie muszę cię spłacić. Ba, nawet próbujesz przedstawić to tak, że to niby ty wisisz mi pieniądze. Danny też tak by zrobił”. Podszedł do łazienki, powiesił garnitur i wyszedł wciąż trzymając buty w dłoni.
,,Nie jestem taki głupi – wiem, że chcesz, żebym jak ty rzucił hazard. I zdradzę ci mój sekret. Nikomu bym go nie powiedział, nawet Danniemu: hazard już mnie nie bawi. Ale rzucić go nie mogę. Jestem sam, nie mam rodziny tzn. takiej rodziny jak ty masz. Chodzenie na wyścigi, do kasyna, granie w karty to dla mnie jak bycie z rodziną. I tego trzeba mi bardziej niż pieniędzy i całej hazardowej akcji.”
Podszedł do łazienki, zatrzymał się i spojrzał na Abnera. ,,Nie proś mnie, żebym to rzucił. Nie dam rady”.
Zamknęły się za nim drzwi i Abner uświadomił sobie, jak śmieszny był w swojej próbie ratowania Howiego. Ratować go od czego? Od tej odrobiny szczęścia w jego rozpaczliwym życiu?
Pomyślał o sobie i swoim nieszczęśliwym życiu, z którego został wyrwany dzięki kilku nieznajomym ze Wspólnoty.
Nic nie byli mu winni, a uratowali mu życie. Przypomniało mu się, przez co przeszedł w pierwszym roku wychodzenia z uzależnienia. Zdrowienie było tak bolesne – nawet dla tych, co mu pomagali – że nie mógł przez kilka dobrych lat zrozumieć, dlaczego sobie go nie odpuścili, gdy przyznawał się do grania wtedy, gdy już był we Wspólnocie. Nigdy nie usłyszał groźby, że zostawią go na pastwę losu, zawsze ktoś podał mu rękę i wyciągał z dołka.
Czy teraz nie powinien odwdzięczyć się tym samym Howiemu? Ale co oprócz pieniędzy mógłby mu dać?
Nagle zrozumiał, o co w tym wszystkim chodzi, podbiegł do szafy, wyciągnął z niej koszulę, sweter, szorty, skarpetki i buty do tenisa. Zawiązywał sznurówki, gdy Howie wyszedł z łazienki w swoim starym garniturze, swojej koszuli i zielonym krawacie. Ubranie Abnera złożył na stoliku obok sofy, dokładnie, z namaszczeniem, jakby to były trofea wojenne. Krawat, koszula, bielizna, skarpetki.
,,Koszula jest fantastyczna. Ale to nie mój rozmiar”, wyjaśnił przepraszająco.
Howie dopiero teraz spojrzał na Abnera i zdziwił się widząc go w innym ubraniu, dokładnie tak samo, jak Abner zdziwił się na widok Howiego wychodzącego z łazienki w starym ubraniu.
,,Dlaczego się przebrałeś? Nie idziemy na dół do..?” zapytał Howie.
,,Idę grać w tenisa” skłamał Abner i wziął do ręki rakietę żony. ,,Nie ma sensu, żebyś spotykał się z Phylis i dzieciakami. Sam powiedziałeś, że nie masz rodziny i że to kasyno jest dla ciebie ważne.”
,,Ale nie chodziło mi o twoją rodzinę. Chcę zobaczyć Phylis i dzieci. Stęskniłem się za nimi.”
,,Ty? Stęskniłeś się za moją rodziną? A po co ci rodzina? Po co w ogóle jest rodzina? Myślisz, że masz na wszystko odpowiedź.”
,,Rodzina to ludzie, którzy cię kochają, którym na tobie zależy” Howie próbował coś odpowiedzieć.
,,Ty nie mógłbyś być częścią rodziny” warknął Abner.
,,A właśnie, że mógłbym” zaperzył się Howie.
,,Jesteś za wielkim egoistą, żeby mieć rodzinę. Nawet Eleonor zostawiła cię, bo myślałeś tylko o sobie. Co ty wniesiesz w rodzinę? Co ty możesz im dać? Żetony do pokera? Talię kart?”
,,Wcale nie trzeba być bogatym, żeby stworzyć rodzinę” argumentował Howie. ,,Nawet jeśli nie mam pieniędzy, mogę dać coś innego”.
,,Co na przykład? Oszustwa? Kłamstwa? Każdy cent wydany tylko na siebie? Zabieranie pieniędzy od innych w rodzinie? Niszczenie ich finansowego bezpieczeństwa, ich zaufania do ciebie? Rodzina?! Nie wiesz, co to znaczy być częścią rodziny!”
,,Wiem!” zapiszczał Howie. ,,Obserwowałem ciebie i Phylis. Byłem niańką waszych dzieci. Wiele razy zrezygnowałem z hazardu, żeby zostać z Daviem i Molly”.
,,Davie i Molly! Oni są przekonani, że nie żyjesz! Lepiej, żeby nie wiedzieli, jak daleko upadłeś. Właśnie porównałeś moją rodzinę do całego szemranego towarzystwa: leniów, alfonsów, szulerów, kanciarzy! I to jest rodzina!”
,,To niesprawiedliwe!” Howie zaprotestował.
,,Nie mogę pozwolić, żebyś zobaczył się z moją rodziną. Zresztą, czego od nich chcesz? Nie mają pieniędzy.”
,,Proszę..” Howie próbował złapać oddech.
,,I co? Będziesz chciał przekupić ich swoimi dolarami? Nie, ty nie rozumiesz, na czym polega rodzina. I jeszcze zniszczysz moją”.
,,Neddie, Neddie, co ty mówisz? Ja ich kocham. Nigdy bym ich nie skrzywdził. To, co o mnie mówisz jest niesprawiedliwe. Zaraz zadzwonię do Danniego i poproszę go o spotkanie”.
Abner cały się skurczył na dźwięk imienia brata. To ostatnie imię, jakie chciał usłyszeć w tej rozmowie. Ale oczywiście Howie nie wiedział o śmierci Danniego. I naturalnie szukał pomocy u tego, na którym Abner tyle lat polegał.
,,Danny? Chcesz zadzwonić do Danniego?” Jego imię brzmiało dziwnie i obco. Jak imię w innym języku – nie wiadomo, jakiej narodowości i płci.
,,To kolejna sprawa. Przestań gadać o moim bracie. Nie możesz do niego zadzwonić, głupcze”.
,,A dlaczego nie? Wcale nie muszę korzystać z twojego telefonu hotelowego. Stać mnie na to. Idę na dół, zadzwonię z budki i sam z nim pogadam. On zrozumie. On mi pomoże spotkać się z Phylis i dziećmi. On…”
,,Danny nie żyje!” Abner usiadł.
,,Nie oszukuj mnie znowu, Abner” Ale coś w twarzy Abnera, coś w jego głosie i postawie sprawiło, że Howie zachwiał się w swoich powykrzywianych butach i usiadł, nie patrząc na Abnera.
,,To nieprawda. Kłamiesz, bo chcesz mnie przestraszyć.”
Abnera zabolała zmiana na twarzy Howiego, ale poczuł się nią usprawiedliwiony. Czyż nie chciał właśnie takiej zmiany?
,,To niemożliwe, nie Danny, Danny nie może…” Howie mamrotał z niedowierzaniem. ,,Powiedział mi” – Howie zaczął szperać po kieszeniach i wyjął spłowiałą, wygniecioną kartkę. ,,To jego pismo. Tylko tyle z moich rzeczy udało mi się uratować z Caracas.”
Danny powiedział, że w razie kłopotów, Howie może do niego w każdej chwili zadzwonić, ale Howie się wahał, pomimo, że wielokrotnie był w tarapatach. Wystarczyło mu, że miał kartkę od Danniego, to był jak talizman, Howie wierzył w jego moc.
,,Ta kartka to był mój as. Wydawało mi się, że dopóty ją mam, mam coś wyjątkowego, na czym mogę zawsze polegać”.
Howie podniósł kartę i obrócił kilka razy w palcach. ,,To była moja rodzina, moja mała rodzina”. Wygładził kartkę i włożył ją do kieszeni na piersiach. ,,Co mam teraz robić?”
Abner w końcu zobaczył, czego dokonać może miłość, ból, upokorzenie.
,,To Danny znaczył dla ciebie więcej niż pieniądze i łut szczęścia?”
Howie pokiwał głową.
,,Był kimś, na kim oboje mogliśmy liczyć. A po to właśnie jest rodzina”.
,,Ale jego już nie ma Neddie. Ja już nie mam rodziny”.
,,Do cholery! Masz nawet dwie. No chodź. Włóż moją koszulę. Idziemy do Phylis i dzieci. A potem wybierzemy się na piknik i opowiem ci o twojej drugiej rodzinie”.
ROZDZIAŁ III
WSPÓLNOTA ANONIMOWYCH HAZARDZISTÓW - WPROWADZENIE
Anonimowi Hazardziści są wspólnotą mężczyzn i kobiet, dzielących się wzajemnie swoim doświadczeniem, siłą i nadzieją, tak aby rozwiązać swój wspólny problem i pomóc innym zdrowieć z uzależnienia od hazardu. W trakcie setek cotygodniowych mitingów lokalnych grup na całym świecie, członkowie Wspólnoty zbierają się, aby wzmacniać wzajemnie swoje wysiłki w utrzymaniu abstynencji oraz rozwoju osobistym i duchowym. Zdrowienie nie polega na zdobywaniu umiejętności uprawiania hazardu w sposób normalny, takiej jaką posiadają osoby zdrowie, grające dla przyjemności czy towarzystwa. Członkowie Wspólnoty Anonimowych Hazardzistów mają świadomość, że takie testowanie siebie prowadzi tylko do powielania starych wzorców niszczących zachowań. Członkowie wspólnoty starają się skierować energię, którą wykorzystaliby na uprawianie hazardu, raczej na aktywność umożliwiającą konstruktywny rozwój osobowości. Takie uczestnictwo we Wspólnocie jest pracą na całe życie: wprawdzie można nauczyć się kontrolować zaburzenie kompulsywnego hazardu, ale nie można całkowicie wyeliminować tej choroby ze swojej psychologicznej struktury.. Trzymanie się programu Anonimowych Hazardzistów prowadzi nie tylko do życia wolnego od hazardu, ale również - dla tych członków wspólnoty, którzy osiągnęli sukces w programie - do osiągnięcia wyższego poziomu wartości moralnych i duchowych.
Tak, jak nazwa wskazuje, Anonimowi Hazardziści kierują się zasadą anonimowości, która przyjmuje dwie podstawowe formy: publiczną i indywidualną. Anonimowość Wspólnoty jest szczególnie chroniona na poziomie prasy, radia, filmu i telewizji. Używa się wtedy tylko imion, zarówno w celu ochrony tożsamości członków reprezentujących Wspólnotę, jak i w celu położenia właściwego akcentu – nie na poszczególnych osobach, rzecznikach Wspólnoty, ale na Anonimowych Hazardzistach jako całości.
Anonimowi Hazardziści raczej przyciągają, niż ,,zaciągają ” w swoje szeregi . Wspólnota nie promuje ani własnego wizerunku, ani poszczególnych jej członków. Po prostu stara się przekazać opinii publicznej informację, że istnieje forma pomocy osobom z problemem nałogowego grania. Dlatego ogłasza się w publicznych mediach, a jej komitety odpowiedzialne za public relations docierają z informacją o istnieniu wspólnoty do szerokiego odbiorcy. Niektórzy odpowiadają na apel Wspólnoty sami, dobrowolnie, bardzo wiele jednak osób przychodzi do nas dzięki wysiłkom innych: współmałżonków, członków rodziny czy przyjaciół.
Osobę, która przychodzi po raz pierwszy na miting, gorąco zachęca się do pozostania we Wspólnocie. Często zdarza się tak, że stali członkowie wspólnoty dzwonią do nowych osób i zachęcają do udziału w następnym. Pomagają też w zrozumieniu i przyjęciu programu Wspólnoty. Sukces utrzymania się we Wspólnocie zależy od wysiłków i determinacji nowo wstępującej osoby. Decyzja o kontynuacji lub rzuceniu hazardu podejmowana jest przez każdego osobiście, ale Wspólnota mocno wspiera nową osobę w realizacji programu i abstynencji od hazardu.
Wszystkich członków zachęca się do regularnego uczestniczenia we spotkaniach. Z doświadczenia wiadomo, że osoby wychodzące z hazardu przychodzą na spotkania co najmniej raz w tygodniu. Dłuższa lub powtarzająca się nieobecność kończy się kłopotami i nawrotem nawyków kompulsywnego grania i destrukcyjnych zachowań.
Wspólnota uważa, że nie można wyleczyć się z kompulsywnego hazardu. Można jednak odzyskać kontrolę nad własnym życiem poprzez abstynencję i zmianę destrukcyjnych zachowań. Dokonać tego można dzięki wspólnotowemu Programowi Zdrowienia, którego celem jest zatrzymanie dezintegracji życia nałogowego hazardzisty i zbudowanie nowych, zdrowych zachowań.
Program Zdrowienia Anonimowych Hazardzistów
Program składa się z Dwunastu Kroków Zdrowienia, opracowanych na podstawie wieloletnich doświadczeń i refleksji. Program Dwunastu Kroków jest skuteczny i dlatego stał się kamieniem węgielnym Wspólnoty. Wspólnota Anonimowych Hazardzistów nie jest organizacją religijną, jednak jej Program Zdrowienia zbudowany jest na pewnych duchowych wartościach. Program Zdrowienia opiera się na przekonaniu, że nałogowemu hazardziście pomaga powierzenie się sile większej od niego samego, rozumianej jako Bóg i/lub Wspólnota.
Wspólnotę AH można określić jako wspólnotę duchową, ponieważ zachęca się jej członków do wiary i rozwoju najwyższych i najbardziej subtelnych cnót charakteru. We Wspólnocie wspiera się takie wartości jak dobroć, uczciwość, pokorę, empatię, hojność i integralność, ponieważ są one najlepszymi zasadami w nowym życiu. Dzięki praktykowaniu tych wartości Anonimowi Hazardziści uczą się walczyć o duchowy postęp, który jest środkiem do ich osobistego zdrowienia i zachowania trwałości Wspólnoty.
Anonimowi Hazardziści zdrowiejący dzięki programowi uświadamiają sobie, że weszli na drogę samoobserwacji i samodoskonalenia trwającą całe życie. Nauczyli się, że aby budować nową przyszłość nie mogą iść na skróty. Do zdrowienia trzeba czasu i czujności wobec swojego przymusu grania. Anonimowi Hazardziści zrozumieli więc, że uczestnictwo we wspólnocie jest trwałym, życiowym zobowiązaniem, wymagającym wysiłku i walki. Tylko będąc we Wspólnocie,
zdrowiejący hazardziści mają siłę do pokonywania własnego nałogu i do wprowadzenia pożądanych przez siebie zmian w swojej osobowości.
Miting grupowy – podstawa istnienia Wspólnoty
Zasady Wspólnoty realizowane są w praktyce poprzez spotkania grup - mitingi. Wspólnota AH ma swoje regionalne i narodowe biura, zajmujące się funkcjonowaniem wspólnoty, ale tak naprawdę zdrowienie odbywa się poprzez mitingi - lokalne spotkania grup AH.
Struktura takiego mitingu jest właściwie taka sama na całym świecie, poszczególne grupy mogą dostosować program mitingu do potrzeb swoich członków, zachowując jednak ogólną filozofię Wspólnoty. Mitingi odbywają się raz w tygodniu. Miejsce nie ma znaczenia, ale ze względu na niski czynsz, zwykle jest to teren organizacji non-profit, np. kościoła, synagogi, zakonu. Długość i rodzaj mitingu może być różna. Większość mitingów otwarta jest tylko i wyłącznie dla członków Wspólnoty AH. Od czasu do czasu uczestniczą w nich inne osoby np. lekarze czy dziennikarze. W takich przypadkach uprzedza się gości, że mogą być poproszeni o opuszczenie lokalu, w sytuacji, gdy ktoś ze wspólnoty przy opowiadaniu o swoim życiu zażyczy sobie poufności.
Miting prowadzi przewodniczący, wybrany zwykle przez sekretarza grupy. Zwykle osoba prowadząca zmienia się co tydzień.
W czasie mitingu członkowie Wspólnoty dzielą się swoim doświadczeniem i odczytują krótkie fragmenty broszury ,,Combo”, która podsumowuje cele i zasady Wspólnoty AH. Poza tym, przedstawiani są nowi członkowie, podawane ogłoszenia związane ze Wspólnotą, zbierane są dobrowolne datki wyłącznie od członków i załatwiane są inne, niezbędne sprawy organizacyjne.
Główną część mitingu stanowi dzielenie się swoim doświadczeniem. Prowadzący spotkanie zapowiada poszczególne osoby, które zdecydowały się opowiedzieć o sobie. Osoby wypowiadające się opowiadają o swoich doświadczeniach z hazardem, o początkach grania, spotkaniu z Wspólnotą, o tym, jak sobie radzą z przymusem grania, jak pomaga im Program Dwunastu Kroków i jak radzą sobie w codziennym życiu. Po takiej wypowiedzi inni członkowie wyrażają swój aplauz (biją brawa) i zrozumienie dla osoby, która przemawiała.
Opowiadanie o sobie jest oczyszczeniem dla osoby mówiącej i sposobem na dzielenie się swoim doświadczeniem. Ma działanie terapeutyczne. Pomaga w rozwiązywaniu codziennych problemów. Przypomina o starym życiu. Poprzez przypominanie o problemach, rozczarowaniach i bólach życia z hazardem, łatwiej nałogowym hazardzistom nie poddawać się samozadowoleniu i nie wracać do hazardu. Oprócz korzyści z mówienia, AH słuchają i dzielą się swoim doświadczeniem z innymi, co jest również pomocne.
Kawa po spotkaniu i czas na nieformalne rozmowy jest równie ważny jak część formalna mitingu. Jest to czas na swobodne nawiązanie kontaktu z innymi i podzielenie się swoim doświadczeniem i wiedzą. Taka interakcja pomaga też w budowaniu jedności i solidarności grupy, a spójność grup pomaga w trzymaniu się programu.
Widząc wzajemne wsparcie między członkami Wspólnoty, nowej osobie łatwiej przychodzi mówienie o sobie. Nową osobę prosi się o odczytanie i odpowiedzenie na dwadzieścia pytań z ,,Combo” i zachęca się do opowiedzenia o sobie. Standardowa procedura Wspólnoty przewiduje, że następnym etapem jest prośba do nowej osoby o podjęcie zobowiązania pozostania we Wspólnocie co najmniej przez dziewięćdziesiąt dni.
Na koniec wszyscy członkowie Wspólnoty wstają i wspólnie odmawiają Modlitwę o Pogodę Ducha:
Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Broszura ,,Combo” czyli ,,Kombinacja”
Na wszystkich mitingach AH czyta się broszurę ,,Combo” w całości lub tylko jej część. W niej zawarte są cytaty z szerokiej literatury Wspólnoty, podsumowujące najważniejsze części programu. Broszury używa się częściej niż jakiejkolwiek innej literatury Wspólnoty, jest ona też stale aktualizowana i w ten sposób odzwierciedla ciągły rozwój Wspólnoty.
Zawarty poniżej fragment ,,Combo” opisuje główne zasady i cele AH oraz pokazuje, kim są nałogowi hazardziści:
Anonimowi Hazardziści są wspólnotą mężczyzn i kobiet, dzielących się wzajemnie swoim doświadczeniem, siłą i nadzieją, tak aby rozwiązać swój wspólny problem i pomóc innym zdrowieć z uzależnienia od hazardu. Jedynym wymogiem uczestnictwa w grupie jest chęć zaprzestania uprawiania hazardu. Nie istnieją żadne opłaty za uczestnictwo w grupach Anonimowych Hazardzistów, utrzymujemy się bowiem z własnych dobrowolnych datków. Anonimowi Hazardziści nie mają powiązań z żadną sektą, grupą wyznaniową, partią polityczną, organizacją czy instytucją; nie chcą angażować się w jakiekolwiek polemiki, nie popierają ani nie zwalczają żadnych spraw. Naszym najważniejszym celem jest zaprzestanie uprawiania hazardu oraz pomoc innym nałogowym hazardzistom w zrobieniu tego samego. Większość
z nas niechętnie przyznawała się do tego, że mamy problem z hazardem. Nikt bowiem nie lubi myśleć, że różni się od innych ludzi. Dlatego też, nie dziwi fakt, iż nasze uprawianie hazardu charakteryzowały niezliczone, daremne próby udowodnienia, że możemy grać tak, jak inni ludzie. Myślenie, że w jakiś sposób, pewnego dnia będziemy mogli kontrolować uprawianie hazardu, jest wielką obsesją każdego nałogowego hazardzisty. Upieranie się przy tej iluzji jest wręcz zdumiewające. Wielu doprowadziło to za bramy więzień, do obłędu lub śmierci.
Nauczyliśmy się jednak przyznawać w pełni i w najgłębszych zakamarkach naszego jestestwa, do tego, iż jesteśmy nałogowymi hazardzistami. A to jest pierwszy krok w naszym zdrowieniu. Jeśli chodzi o hazard, to musimy pozbyć się iluzji, iż jesteśmy jak inni ludzie lub wkrótce możemy nimi być. Utraciliśmy bowiem kontrolę nad uprawianiem hazardu. Wiemy, iż nie jest realne, aby nałogowy hazardzista kiedykolwiek tą kontrolę odzyskał. Każdy z nas miewał momenty, kiedy czuł, że odzyskał kontrolę, ale te chwile, zwykle krótkie, zawsze zapowiadały jeszcze mniejszą kontrolę, co prowadziło do żałosnej i niepojętej demoralizacji. Jesteśmy przekonani, że hazardziści tacy jak my znajdują się całkowicie pod wpływem postępującej choroby. Po jakimś czasie jest z nami gorzej, nigdy lepiej. Dlatego też, aby prowadzić normalne szczęśliwe życie, staramy się praktykować stosownie do naszych zdolności, pewne zasady w naszych codziennych sprawach.
Broszura ,,Combo” zawiera dwadzieścia pytań, opracowanych przez AH i definiujących osobę nałogowego hazardzisty. Pytania zadaje się każdej nowej osobie wchodzącej do Wspólnoty AH. Z doświadczeń Wspólnoty wynika, że większość kompulsywnych hazardzistów odpowiada ,,tak” na co najmniej siedem z poniższych dwudziestu pytań:
Czy kiedykolwiek traciłeś czas przeznaczony na pracę lub szkołę z powodu hazardu ?
Czy uprawianie hazardu powodowało kiedykolwiek, że twoje życie rodzinne stawało się nieszczęśliwe?
Czy hazard wpływał na twoją reputację?
Czy kiedykolwiek odczuwałeś wyrzuty sumienia po grze?
Czy kiedykolwiek uprawiałeś hazard, aby zdobyć pieniądze na spłatę długów albo by rozwiązać finansowe trudności?
Czy uprawianie hazardu powodowało zmniejszenie się twojej ambicji lub skuteczności?
Czy po przegranej czułeś, że musisz wrócić, tak szybko jak to możliwe, by odrobić swoje straty?
Czy po wygranej miałeś silny przymus, aby wrócić i wygrać więcej ?
Czy często uprawiałeś hazard dopóki twoja ostatnia złotówka została przegrana?
Czy kiedykolwiek brałeś pożyczki, aby sfinansować swój hazard?
Czy kiedykolwiek sprzedałeś coś, aby sfinansować hazard ?
Czy byłeś niechętny, aby użyć "hazardowych pieniędzy" na normalne wydatki ?
Czy hazard powodował, że przestawałeś dbać o dobrobyt własny lub swojej rodziny?
Czy kiedykolwiek uprawiałeś hazard dłużej niż zaplanowałeś ?
Czy kiedykolwiek grałeś, aby uciec od zmartwień i kłopotów ?
Czy kiedykolwiek popełniłeś lub rozważałeś popełnienie nielegalnego czynu, aby sfinansować hazard?
Czy uprawianie hazardu powodowało, że miałeś kłopoty ze snem ?
Czy kłótnie, rozczarowania lub frustracje wywołują w twoim wnętrzu impuls do hazardu?
Czy kiedykolwiek miałeś pragnienie, aby świętować jakieś szczęśliwe wydarzenia poprzez uprawianie hazardu przez kilka godzin?
Czy kiedykolwiek brałeś pod uwagę autodestrukcję lub samobójstwo w wyniku twojego hazardu ?
Broszura ,,Combo” zawiera także krótką historię Wspólnoty Anonimowych Hazardzistów, od początku tj., od spotkania i pomysłu dwóch mężczyzn do rozwoju Wspólnoty na całym świecie. Oprócz tego, można znaleźć tam dwadzieścia pytań i odpowiedzi dotyczących kompulsywnego hazardu i programu Wspólnoty. Pytania dotyczą m.in. definicji kompulsywnego hazardu, czynników odpowiedzialnych za wystąpienie tego zaburzenia, świata marzeń nałogowego hazardzisty i sposobu na zaprzestanie grania i zdrowienie dzięki programowi Wspólnoty. Broszura kończy się częścią: ,,Do wszystkich Anonimowych Hazardzistów, a w szczególności do nowych uczestników Anonimowych Hazardzistów”, gdzie zdrowiejący nałogowi hazardziści mogą znaleźć wiele praktycznych wskazówek.
,,Combo” towarzyszy drodze Anonimowego Hazardzisty i często pomaga, szczególnie w momentach trudnych i stresujących. Wielu AH uważa, że istotę broszury i całego programu Wspólnoty najlepiej oddaje poniższy cytat:
Nasze doświadczenie jako Anonimowych Hazardzistów pokazuje, że mamy dwie alternatywy: uprawiać hazard, ryzykując stopniowe pogorszenie życia lub zaprzestać uprawiania hazardu i rozwinąć lepszy sposób życia.
Droga Życia Anonimowych Hazardzistów
Program AH nie ogranicza się do cotygodniowych mitingów, tak naprawdę jest to pewien styl życia. W procesie zdrowienia rozwija się świadomość siebie, całkowicie przenikająca życie hazardzisty. Tak jak chory na cukrzycę potrzebuje insuliny, tak kompulsywny hazardzista potrzebuje Programu Zdrowienia Wspólnoty.
Wspólnota AH dla swoich członków jest i grupą wsparcia i rodziną. Miłość, empatia i wsparcie rodzą się z wzajemnego zrozumienia i dążenia do osiągnięcia zdrowego, szczęśliwego życia. Członkowie Wspólnoty akceptują się nawzajem bez względu na swoje wady. Wzajemna akceptacja stwarza poczucie emocjonalnego bezpieczeństwa, którego brakowało w życiu wielu nałogowych hazardzistów.
Nowa osoba przychodząca do Wspólnoty znajduje się zwykle w rozpaczliwej sytuacji. Często szuka w grupie współczucia. I otrzymuje empatyczne zrozumienie ze strony wspólnoty mężczyzn i kobiet, gotowych nieść pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebuje. Członkowie wspólnoty doskonale rozumieją, że już samo przyjście na miting jest wielkim krokiem dla takiego samotnika jak nałogowy hazardzista.
Większości nałogowych hazardzistów wydaje się, że nikt na świecie nie ma poważniejszego od nich problemu. I dlatego wiele nowych osób zdumiewa się odkrywając, że tylu innych ludzi przeszło przez podobne, okropne doświadczenia. Proste odkrycie wspólnoty doświadczeń może przynieść ogromną ulgę i na tej postawie można już zbudować więź z innymi. Nałogowy hazardzista najlepiej zrozumie drugiego nałogowego hazardzistę. Wychodząc z tego założenia, Wspólnota AH wskazuje nałogowym hazardzistom nowy kierunek życia, niesie przyjaźń i zdrowienie.
Osoby przychodzące do Wspólnoty po raz pierwszy dowiadują się o swojej chorobie. Zaczynają rozumieć, że uprawiając hazard są bezbronne, jednak dzięki programowi Wspólnoty mogą coś ze swoją chorobą zrobić. Zamiast ciemnej i bolesnej przyszłości Wspólnota daje im nadzieję na sensowne, radosne życie.
Opowiadanie o sobie stanowi ważną część Programu Zdrowienia. Odsłaniając swoją duszę nałogowy hazardzista uwalnia emocje nagromadzone podczas okresu uprawiania hazardu. Dzielenie się bólem oczyszcza. Niektórym przychodzi to z trudem, dla innych jest to wreszcie okazja, żeby się swobodnie wypowiedzieć - ci, często na pierwszym mitingu opowiadają o sprawach tak bolesnych, że później trudno im do nich wracać.
Opowiadanie o sobie i dzielenie się doświadczeniem ma fundamentalne znaczenie, jest to jednak akt dobrowolny, nikogo nie zmusza się do zabierania głosu w trakcie mitingu. Słuchanie innych buduje klimat bezpieczeństwa i zaufania. To pomaga otworzyć się nawet najbardziej wycofanym członkom wspólnoty, szczególnie, że wypowiedzi uczestników spotkania nie powtarza się poza mitingiem, obowiązuje zasada poufności.
Z doświadczenia Wspólnoty widać, że ci, którzy trzymają się programu na mitingach regularnie zabierają głos i opowiadają o sobie. Członkowie Wspólnoty mają świadomość, że zdrowienie zależy od otwartości i szczerości ich wypowiedzi. Uczciwość jest absolutnym warunkiem Programu Zdrowienia. Anonimowi Hazardziści, którzy skutecznie zaprzestali hazardu mają tego głęboką świadomość i dlatego podejmują wszelkie wysiłki, aby nie godzić się na kłamstwa wobec siebie.
Jeśli ktoś nie potrafi być uczciwy wobec siebie, nie ma dużych szans na zdrowienie. Oczywiście można biernie uczestniczyć w mitingach i zaprzestać hazardu, ale trwała abstynencja bez wątpienia wymaga zaangażowania się w Program. Jedyną, smutną alternatywą jest powrót do destrukcyjnego zachowania.
Większość osób przychodzi do AH, ponieważ jest to ich ostatnia deska ratunku. Niektórzy do wyboru mają już tylko więzienie albo samobójstwo. Inni przychodzą, bo zwyczajnie potrzebują pieniędzy i mają próżną nadzieję, że znajdą je we Wspólnocie. Są też tacy, co pojawiają się we Wspólnocie, bo ich współmałżonek zagroził rozwodem. Bez względu na przyczynę, osoby pojawiające się we Wspólnocie są zdesperowane i wykończone emocjonalnie. Na mitingu dowiadują się, że skuteczna rehabilitacja opiera się jedynie na pragnieniu zaprzestaniu uprawiania hazardu.
Oczywiście są tacy, którym się nie udaje i powracają do życia z hazardem. Ponieważ hazard patologiczny jest chorobą postępującą, taka osoba niszczy samą siebie fizycznie i psychicznie poprzez:
Brak stabilnego zatrudnienia, a co za tym idzie brak regularnych dochodów i utratę poczucia własnej wartości
Uzależnienie od narkotyków lub alkoholu
Popełnianie przestępstw w celu uzyskania pieniędzy, co może doprowadzić do więzienia
Niedożywienie
Zaniedbanie
Rozpad rodziny, małżeństwa
Niepoczytalność/pobyt w oddziale zamkniętym
Próby samobójcze
Chorobę lub śmierć spowodowaną stresem
Samo uczestniczenie w mitingach AH i dalsze uprawianie hazardu nie zatrzymuje choroby. Można się nawet przywiązać do AH i mieć intelektualną świadomość, że nałogowy hazard prowadzi do destrukcji, a jednocześnie nie w pełni angażować się emocjonalnie w decyzję o zaprzestaniu hazardu. Osoba w takiej sytuacji może przychodzić na mitingi i ciągle grać – czując się fatalnie, że nie potrafi żyć Programem.
Powodzenie w zdrowieniu zależy od przestrzegania Programu 12 Kroków – Programu Zdrowienia. Lekceważenie i pobłażanie sobie zawsze prowadzi do nawrotu choroby. Nawet ci, którzy dochowują 11 kroków i zaniedbują tylko jeden (np. nie przyznają się do własnych długów) w końcu ulegają presji i wracają do hazardu.
Zdrowienie wymaga o wiele więcej pracy i samodyscypliny niż to, do czego przyzwyczajony jest kompulsywny hazardzista. Nowe życie Anonimowego Hazardzisty wymaga całkowitego przestawienia swoich wartości i nawyków. Samozadowolenie trzeba zastąpić czujnością, ponieważ, jak już powiedzieliśmy, wszystko inne poza asertywnym podjęciem działania prowadzi do regresu. I tak np. opuszczając jeden miting łatwiej nie przyjść na drugi i trzeci. Taki brak dyscypliny kończy się powrotem do hazardu.
Warto pamiętać, że pragnienie zaprzestania hazardu jest zwykle olbrzymią motywacją do uczęszczania na mitingi i stosowania Programu Zdrowienia. Osobom, które same dla siebie odnajdują sens i znaczenie Programu i które traktują wyjście z hazardu jako nadrzędny cel łatwiej o potrzebną samodyscyplinę.
Ostatecznie, Wspólnota AH daje wybór pomiędzy wolnością a zniewoleniem ogłupiającą chorobą. Niektórzy AH przyznają, że zdrowienie jest jak odzyskiwanie wzroku przez niewidomego. To jest bardzo dobre porównanie, ponieważ pokazuje ono coś jeszcze: osoba akceptująca sposób życia AH zaczyna dostrzegać w swoim życiu wiele nowych, niedostępnych jej wcześniej opcji życiowych. Zaczyna widzieć dla siebie nowe środowisko funkcjonowania.
W miarę zaangażowania w program, pragnienie hazardu stopniowo słabnie. W końcu osiąga się taki punkt, kiedy nie jest ono bardzo mocno odczuwalne i można z nim żyć. To jest moment, kiedy większość AH zaczyna siebie lubić. W miarę osobistego wzrostu i dojrzałości tworzy się nowa osobowość. Świadomość dokonanej zmiany motywuje do dalszych wysiłków na drodze rozwoju osobistego. W miarę jak zdrowiejący AH uczą się kochać samych siebie, stają się dla siebie łagodniejsi. Powstające w ten sposób poczucie własnej wartości pociąga za sobą dalsze zmiany i dalszy ,,geometryczny’’ postęp w sferze emocji. Dzięki umocnionemu poczuciu tego, kim się jest, zdrowiejący AH nabiera umiejętności rozwiązywania swoich problemów we wszystkich strefach życia: od rodzinnej, po finansową do zawodowej. Satysfakcja z rozwiązanych problemów jeszcze bardziej umacnia szacunek do samego siebie.
Ponieważ zdrowienie wymaga czasu, ważne jest, żeby być cierpliwym w stosunku do samego siebie i żyć dniem dzisiejszym. Już sama decyzja o przyjęciu sposobu życia AH stwarza lepsze nastawienie do samego siebie.
Wspólnota uczy patrzeć na swoje zachowania nałogowego hazardzisty jak na chorobę i nie oceniać ani siebie, ani innych. Osądzanie tylko opóźnia proces zdrowienia. Ponieważ kompulsywni hazardziści mają tendencję do negatywnego myślenia i pesymizmu, Wspólnota AH uczy, jak zmienić mentalne nastawienie do świata na bardziej pozytywne. W miejsce ciągłej samokrytyki, nałogowy hazardzista uczy się dostrzegać i doceniać swoje sukcesy. Ta umiejętność jest naturalną konsekwencją umocnionego poczucia własnej wartości.
Kompulsywni hazardziści nie są doskonali i czasami mają tendencję do karania siebie za własne wady czy niedociągnięcia. Wspólnota pomaga pokonać skłonność do nadmiernej krytyki samego siebie poprzez uświadamianie swoim członkom, że błędy i niedoskonałości są częścią ludzkiej natury, a wady można nauczyć się przełamywać. Kompulsywny hazardzista potępiając się za jeden problem, otwiera drogę powrotu do innych problemów, w tym hazardu. Chodzi o to, że do wszystkich życiowych problemów, nie tylko hazardu, trzeba podchodzić z wiarą w siebie.
Anonimowi Hazardziści uczą się, jak stosować zasady Wspólnoty we wszystkich strefach życia. Te zasady nie dają gwarancji, że odtąd życie będzie perfekcyjne, pokazują jednak jak wybierać, jak szukać alternatyw i jak podchodzić do życia ze spokojem.
Ci, którzy zdecydowali się na życie zasadami Anonimowych Hazardzistów z czasem odkrywają, że taki sposób życia staje się automatyczny, że jest dla nich drugą naturą. Dla niektórych Wspólnota staje się głównym ośrodkiem życia społecznego i filozoficznego i bardzo aktywnie angażują się w działania Wspólnoty. Większość jednak uczęszcza na cotygodniowego mitingi i łączy program Wspólnoty z innymi zainteresowaniami. Niektórzy odnajdują we Wspólnocie ,,poczucie przynależności” i możliwość duchowego spełnienia, gdzie indziej niedostępną. Bez względu na stopień zaangażowania, bycie częścią programu pomocy innym daje nieporównywalne z niczym poczucie: istotę wspólnoty.
Wszyscy członkowie AH podejmując wysiłek zdrowienia, razem wzrastają poprzez Wspólnotę. Przyjaźnie się pogłębiają, rośnie zrozumienie i empatia, nawiązują się więzi i kwitnie miłość do samego siebie i innych. Jedność Wspólnoty jest tak silna, że w czasie mitingu jej członkowie czują się jak w domu, jak u siebie, nawet jeśli otoczeni są nieznanymi twarzami. Istnieje między nimi więź: pośród AH nie ma nieznajomych, są bracia i siostry we Wspólnocie.
ROZDZIAŁ IV
ZDROWIENIE I JEDNOŚĆ – ZARYS OGÓLNY
Program Zdrowienia AH jest podstawą, na której członkowie Wspólnoty budują swoje nowe życie. Program zawiera dwanaście kroków i jest sposobem na nowe, lepsze życie.
Aby w pełni uczestniczyć w życiu społeczeństwa, nałogowy hazardzista musi całkowicie zaprzestać uprawiania hazardu. Może tego dokonać na drodze Dwunastu Kroków Zdrowienia – jest to także droga realizacji własnego potencjału, etycznego życia i uczenia się szacunku dla siebie samego.
Niektóre kroki dotyczą uznania własnej bezsilności i/lub wyrządzonego zła. Niektóre wymagają konkretnego działania. Trzecia grupa kroków to kroki o charakterze duchowym, odwołujące się do siły większej od człowieka.
Każdy krok to miejsce na własną interpretację. Program Zdrowienia został pomyślany tak, aby każdy mógł dostosować go do swoich potrzeb. Przez wiele lat funkcjonowania Wspólnoty powstało bardzo wiele różnorodnych interpretacji kroków. Poniższy komentarz jest podstawowym przeglądem wielu różnych interpretacji Dwunastu Kroków Zdrowienia – może być punktem wyjściowym do bardziej szczegółowej dyskusji.
Krok 1
Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec hazardu - że przestaliśmy kierować własnym życiem.
W pierwszym kroku członkowie Wspólnoty przyznają się do własnej bezsilności wobec hazardu i uczą się akceptacji prawdy o kompulsywnym hazardzie: jest to nieuleczalna, postępująca choroba, którą można powstrzymać jedynie poprzez całkowitą abstynencję od hazardu. To jest moment, gdy kompulsywny hazardzista przyznaje, że od kiedy hazard zdominował wszystko, nie kontroluje on swojego życia. Przyznanie się do własnej bezsilności daje siłę wewnętrzną do rozwiązania problemu i konfrontacji z odpowiedzialnością.
W kroku pierwszym kompulsywni hazardziści uznają fakt, że przestali kierować własnym życiem. Przyznają, że hazard zniszczył ich finansową stabilność i wiele innych aspektów ich życia: rodzinę, pracę i relacje osobiste. Uznanie i zaakceptowanie Pierwszego Kroku jest warunkiem koniecznym uzyskania kontroli nad destrukcyjnym zachowaniem spowodowanym nałogowym hazardem.
Krok Pierwszy Programu Zdrowienia jest tak samo ważny dla kogoś, kto ma za sobą okres abstynencji, jak i dla osoby świeżo wchodzącej do Wspólnoty. Nieustanne powracanie do Kroku Pierwszego przypomina członkom Wspólnoty o ich przeszłości i zapobiega powtarzaniu starych błędów.
Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam normalny sposób myślenia i życia.
Uznając specyfikę uzależnienia od hazardu, członkowie Wspólnoty uświadamiają sobie, że sami nie potrafią zbudować normalnego sposobu myślenia i życia. Akceptują fakt, że potrzebują pomocy Siły większej od nich samych. Krok Drugi to czas rozwoju wiary w Siłę Wyższą, która jest źródłem siły zewnętrznej wobec człowieka i ma większą moc niż własna wola i własna determinacja. Siłę Wyższą każdy członek AH pojmuje w dowolny sposób: jako Boga lub jako psychologiczne i emocjonalne wsparcie grupy. Nie chodzi tu o opowiedzenie się po stronie konkretnej religii, ale o podjęcie zobowiązania do rozwoju własnej duchowości. Wiara w Siłę Wyższą daje nałogowemu hazardziście nadzieję na lepszy sposób myślenia i życia niż ten, jaki proponuje hazard.
Krok 3
Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życia opiece tej Siły, jakkolwiek
ją pojmujemy.
Powierzenie się Sile Wyższej przynosi poczucie ulgi, zrzucenia wielkiego ciężaru ze swoich barków. Uwolnieni od ograniczeń własnego „ja” członkowie Wspólnoty uczą się żyć wartościami siły większej, niż oni sami. Sama wiara nie prowadzi do normalnego sposobu życia, ale wiara połączona z pozytywną decyzją oddania się Sile Wyższej jest drogą ku zdrowieniu.
Krok 4
Zrobiliśmy gruntowny i odważny osobisty obrachunek moralny i finansowy.
Aby żyć życiem pełnym sensu, nałogowy hazardzista musi dokonać całkowitego i dokładnego obrachunku samego siebie. Akceptacja własnych niedoskonałości jest niezbędnym warunkiem ich poprawy. Członkowie Wspólnoty poszukują prawdy o sobie, bo tylko w prawdzie można odnaleźć wolność wyboru alternatyw i możliwości, jakie niesie ze sobą życie.
Dokonanie pełnego obrachunku moralnego polega na możliwie najdokładniejszym przyjrzeniu się sobie, wszystkim swoim cechom. Trzeba się dokładnie przypatrzeć wadom: egoizmowi, chciwości, opieszałości, złości, zazdrości, dumie, lenistwu, drażliwości, użalaniu się nad sobą, nieszczerości, samooszukiwaniu, niecierpliwości, nietolerancji, pesymizmowi i nieuczciwości. Równie ważne jest uznanie wszystkich swoich zalet: serdeczności, optymizmu, empatii, pracowitości, pokorze, uprzejmości, godności, tolerancji i uczciwości. Obrachunku dokonuje się na piśmie – szczerze, bez ukrywania czegokolwiek.
W Anonimowych Hazardzistach obrachunek finansowy jest tak samo ważny jak obrachunek moralny. Członkowie wspólnoty robią listę pożyczek, długów, kradzieży, wystawionych czeków bez pokrycia – czyli spisują wszystkie zapożyczone w wyniku hazardu pieniądze. Zapisują też swoje dochody i wartość majątku.
Obrachunek moralny i finansowy jest tak samo ważny dla stałych, jak i nowych członków Wspólnoty. Prowadzenie nieustannego obrachunku daje możliwość ciągłego uzyskiwania wiedzy o sobie samym: o nowo powstałych wadach i dokonanym postępie. Ponieważ w centrum hazardu leżą pieniądze, aby dokonać rzeczywistej zmiany w sobie, kompulsywny hazardzista musi dokonywać dwóch obrachunków: moralnego i finansowego.
Krok 5
Wyznaliśmy sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
W kroku piątym członek Wspólnoty uznaje prawdę o swoim życiu przed samym sobą jak również przed drugim człowiekiem lub grupą. Ujawniając przed drugą osobą całą prawdę o swoich słabościach, członek AH zyskuje obiektywizm i perspektywę w inny sposób nieosiągalne. Po przeprowadzeniu gruntownego obrachunku moralnego i finansowego członek Wspólnoty musi się z kimś podzielić tym, co odkrył. Przyznanie się do własnych błędów przynosi głęboką ulgę. A ukrywanie odkrytych w wyniku obrachunku moralnego faktów o sobie jest ciężarem niemożliwym do udźwignięcia. Dzięki dzieleniu się tym z innymi, znika napięcie i lęk.
Krok 6
Staliśmy się całkowicie gotowi, aby uwolniono nas od tych wad charakteru.
W tym kroku członkowie Wspólnoty są proszeni tylko, aby byli gotowi i skłonni do uwolnienia ich od wad charakteru. To jest krok przygotowawczy, to nie jest jeszcze moment na uwolnienie od wad charakteru, ale moment otwarcia serca i umysłu i nabrania gotowości do zmiany. Często niechętnie zgadzamy się na konieczne zmiany we własnej osobowości, ponieważ bezpieczniej jest pozostać przy zakorzenionych, starych cechach. W tym kroku członek Wspólnoty nabiera otwartości i gotowości na porzucenie starych cech i uczy się wiary w nowe, lepsze ja.
Krok 7
Pokornie prosiliśmy Boga (jakkolwiek go pojmujemy), aby usunął nasze braki.
Tak samo jak członkowie AH uznają swoją bezsilność wobec problemu hazardu, tak samo uznają, że sami z siebie nie potrafią usunąć swoich braków. Po zgodzie na usunięcie swoich braków kolejnym etapem jest poszukiwanie pomocy. Wtedy, gdy członkowie AH przyjmą Siłę Wyższą, w konsekwencji uznają, że tylko ta Siła może usunąć jego braki. Odsuwając pyszną wiarę we własny intelekt, moc i silną wolę, członkowie AH uczą się prawdziwej pokory.
Pokora przed Bogiem (jakkolwiek rozumianym) to nie tylko skromność, ale całkowite wyzbycie się butnej wiary w siebie. Członkowie Wspólnoty pokornie i uczciwie przyznają się do wszystkich swoich słabości i niczego nie zachowują dla siebie. Moc przychodzi z wiary, że dzięki pomocy Boga można się zmienić.
Krok Siódmy – to nie jest lekarstwo na jedną noc, to wysiłek podejmowany przez całe życie. Praca nad zmianą samego siebie jest najważniejsza. Członkowie AH przez cały czas muszą rezygnować ze starych sposobów funkcjonowania i pozwalać Bogu (jakkolwiek Go pojmują) prowadzić się ku pokojowi i pogodzie ducha.
Krok 8
Zrobiliśmy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
Większość kompulsywnych hazardzistów zdaje sobie sprawę, że skrzywdziło wielu ludzi pod względem finansowym, ale nieczęsto zdają sobie sprawę z krzywd emocjonalnych, jakie wyrządzili. Pełną prawdę o wyrządzonych krzywdach finansowych i emocjonalnych można sobie uświadomić tylko przez zrobienie listy wszystkich skrzywdzonych osób. Powodzenie kroku ósmego zależy od indywidualnej chęci zadośćuczynienia wszystkim osobom z listy.
Krok 9
Zadośćuczyniliśmy osobiście tym ludziom, wobec których było to możliwe
z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
W tym kroku członkowie Wspólnoty wypełniają najlepiej jak potrafią postanowienia powzięte w poprzednim kroku. Dzięki zadośćuczynieniu członkowie Wspólnoty uwalniają się od ciężaru popełnionych błędów. W ten sposób negatywne zachowanie z przeszłości zmienia się w pozytywny potencjał przyszłości.
Zadośćuczynienia można dokonywać na wiele sposobów: finansowo, czy też w bardziej złożony i osobisty sposób. Czasem można dokonać zadośćuczynienia od razu, czasem w ciągu kilku lat. Czasem jest też tak, że nie można dokonać zadośćuczynienia, ponieważ zraniłoby to drugą osobę. Czasem zadośćuczynienie nie jest możliwe, ponieważ brak jest kontaktu z osobą poszkodowaną. Jeśli niemożliwe jest dokonanie bezpośredniego zadośćuczynienia, można poszukać alternatywnego sposobu, np. działania na rzecz Wspólnoty AH.
Zdrowy rozsądek, wyczucie, kiedy podejmować działania i odwaga – tego potrzeba, aby wykonać Krok Dziewiąty. W każdej sytuacji zadośćuczynienie powinno być dokonane szczerze i otwarcie, bez względu na towarzyszące okoliczności. Członek Wspólnoty nie powinien racjonalizować, że nie musi dokonywać zadośćuczynienia, bo to zraniłoby drugą osobę, jeśli tak naprawdę chce zaoszczędzić sobie trudu i przykrych sytuacji.
Krok 10
Prowadziliśmy nadal osobisty obrachunek i jeżeli byliśmy w błędzie, natychmiast przyznawaliśmy się do tego.
Osobisty obrachunek to nieustający proces weryfikowania samego siebie i z czasem powinien stać się nawykiem i doprowadzić do wzrostu samoświadomości. Osobisty obrachunek to ciągłe badanie własnych postaw i działań wobec innych i samego siebie, nie ograniczające się tylko do negatywnych aspektów, ale doceniające też pozytywne cechy.
Krok Dziesiąty wzywa do permanentnego przyglądania się popełnianym błędom. Widząc swoje błędy, członek AH natychmiast się do nich przyznaje, bo wie, że jest to dla niego z pożytkiem. Natychmiastowe przyznanie się do popełnionego błędu przynosi oczyszczenie z lęku, depresji i samotności odczuwanej po zobaczeniu swojego błędu.
W tym Kroku członkowie Wspólnoty dokonują wyborów, szukają rozwiązań pojawiających się problemów, nabierają dystansu, uczą się samoograniczenia, akceptują to, czego nie mają i podejmują odpowiedzialność za swoje działania. Praktykowanie Dziesiątego Kroku Programu Zdrowienia pomaga zmienić modele zachowania, chroni przed ukrywaniem negatywnych emocji i wzmacnia rozwój poczucia własnej wartości i emocji pozytywnych. Ten ciągły proces prowadzenia osobistego obrachunku wspomaga zdrowie emocjonalne i dojrzałość.
Krok 11
Szukaliśmy poprzez modlitwę i medytację lepszego, świadomego kontaktu
z Bogiem, jakkolwiek go pojmujemy, modląc się jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz siłę do jej spełnienia.
Rozwijanie kontaktu z Bogiem (jakkolwiek pojmowanym) poprzez modlitwę i medytację pomaga członkom Wspólnoty wzrastać osobiście i duchowo. Rozumienie Boga niekoniecznie jest związane z bóstwem, ten krok jest pomocny tym, którzy wierzą w Boga, ale też i agnostykom i ateistom. Program AH oparty jest na duchowości osobistej i jako taki pozwala na dowolny wybór sposobu kontaktu z Bogiem. Czy to poprzez modlitwę, czy medytację zachęca się w tym kroku członków Wspólnoty do nawiązania codziennego kontaktu z Bogiem. Dzięki temu stają się oni bardziej wrażliwi na doświadczenie Jego woli i bardziej otwarci na siłę do jej spełnienia.
Krok 12
Włożywszy wysiłek w to, aby stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach, staraliśmy się nieść posłanie innym nałogowym hazardzistom.
Krok Dwunasty jest punktem kulminacyjnym Programu Zdrowienia. Powodzenie w przejściu tego kroku zależy od wysiłku członków życia zasadami Wspólnoty i pracy włożonej w przekazywanie przesłania innym nałogowym hazardzistom: dzięki Programowi AH możliwe jest zaprzestanie hazardu i osiągnięcie szacunku do samego siebie, osobistego i duchowego wzrostu. Nacisk kładzie się nie na efekty, ale na podejmowane wysiłki.
Program Jedności
Program Jedności AH stanowi ramy dobrego funkcjonowania indywidualnych grup i Wspólnoty jako całości. Program zawiera dwanaście tradycji umożliwiających kontynuowanie i przetrwanie Anonimowych Hazardzistów. Żeby Wspólnota utrzymała się przy życiu dla teraźniejszych i przyszłych członków, zarówno grupy, jak i członkowie indywidualni przestrzegają zasad, na których opiera się Program. Głównym celem Programu jest zachowanie wspólnego dobra: to, co jest najlepsze dla grupy jest też najlepsze dla indywidualnego członka.
Program Jedności chroni Wspólnotę przed rozłamem. AH wiernie zachowują Dwanaście Tradycji, ponieważ chcą dla siebie i innych nałogowych hazardzistów zachować możliwość zdrowienia i osobistego wzrostu we Wspólnocie.
Nasze wspólne dobro jest najważniejsze, indywidualny powrót do zdrowia
zależy od jedności grupy.
Najważniejsze są wspólne cele i wartości Wspólnoty – ich zachowanie i praktykowanie dokonuje się poprzez jedność i spójność każdej grupy. Członkowie AH troszczą się o swoją grupę, bo wiedzą, że dzięki niej oni sami, jak i inni nałogowi hazardziści mogą dawać i udzielać pomocy.
Nasi liderzy są tylko zaufanymi sługami; oni nie rządzą.
Wspólnota AH powierza poszczególnym grupom odpowiedzialność za ich funkcjonowanie. Od sumienia grupy zależy, czy grupa spełnia swoje funkcje czy nie. Za wypełnienie woli grupy i jej sumienie odpowiadają jej liderzy. To oni przyjmują na siebie odpowiedzialność i podejmują odpowiednie działania tylko w zakresie powierzonym im przez grupę.
Jedynym warunkiem przystąpienia do Anonimowych Hazardzistów jest pragnienie, aby przestać uprawiać hazard.
Wspólnota AH przyjmuje każdego, kto chce przestać uprawiać hazard bez względu na to kim jest i w jakich tarapatach emocjonalnych, prawnych i finansowych się znalazł.
Członkowstwo w AH nie wiąże się z żadnymi opłatami, ani pisemnymi deklaracjami. Ci, którzy ponownie uprawiają hazard są szczególnie zachęcani do mitingów i przyjęcia oferowanej im pomocy – liczy się bowiem nie abstynencja, a pragnienie zaprzestania hazardu.
Każda grupa powinna rządzić się sama z wyjątkiem spraw dotyczących innych grup Anonimowych Hazardzistów jako całości.
Każda grupa AH ma dużą swobodę załatwiania swoich spraw w ramach Wspólnoty. To daje grupie wolność wyboru niezbędną dla jej sumienia. Jedynym ograniczeniem jest nienaruszanie Zasad Postępowania AH (Guidance Code).
Anonimowi Hazardziści mają tylko jeden główny cel - nieść swoje posłanie do nałogowych hazardzistów, którzy ciągle cierpią.
Dotarcie do kompulsywnych hazardzistów jest głównym celem skupiającym AH w jedności. Przetrwanie Wspólnoty zależy od przestrzegania tej tradycji. AH mają tylko jeden cel, aby maksymalnie skoncentrować i uskutecznić wysiłek niesienia pomocy cierpiącym kompulsywnym hazardzistom będącym we Wspólnocie i poza nią. Dar zdrowienia jest najbardziej skuteczny wtedy, gdy jest dzielony z innymi.
Anonimowi Hazardziści nie mogą nigdy popierać, finansować i użyczać nazwy Anonimowych Hazardzistów żadnym pokrewnym organizacjom i innym przedsiębiorstwom, tak, aby kwestie finansowe, własnościowe i prestiżowe nie odwracały nas od najważniejszego celu.
AH w dużej mierze zawdzięcza swoją skuteczność niezależności od zewnętrznych wpływów. Wspieranie innych celów czy organizacji byłoby stratą energii, czasu i pieniędzy. Zaszkodziłoby to również powszechnej akceptacji poszczególnych grup AH i całej Wspólnoty. Popieranie celów spoza Wspólnoty doprowadziłoby do wewnętrznych nieporozumień. I dlatego AH nie angażują się w sprawy polityczne i publiczne.
Każda Grupa Anonimowych Hazardzistów musi być w pełni samowystarczalna, musi odmawiać zewnętrznego wsparcia.
Aby zachować niezależność całej Wspólnoty i jej poszczególnych grup AH nie przyjmują zewnętrznego wsparcia. Przyjęto taką praktykę, aby uniknąć wewnętrznego i zewnętrznego kontrolowania AH. Zgoda na zewnętrzne wsparcie oznaczałaby dla grup AH i poszczególnych jej członków pozbawienie się odpowiedzialności za własne sprawy i zobowiązania co do Wspólnoty.
Anonimowi Hazardziści powinni pozostać zawsze nie zawodowcami, ale nasze centra usługowe mogą zatrudniać pracowników profesjonalnych.
AH kierują się zasadą, że nałogowi hazardziści najlepiej mogą pomóc sobie nawzajem bez korzystania z usług zewnętrznych profesjonalistów. AH uważają również, że są najlepiej wykwalifikowani do prowadzenia swoich spraw.
Nie chodzi tu o profesjonalną terapię uzależnień: każdy członek AH może szukać zewnętrznej pomocy, jeśli taki jest jego wybór. Gdyby jednak Wspólnota korzystała z pomocy terapeutów, ich opinie mogłyby stać w konflikcie z zasadami Wspólnoty. Pozostając poza poziomem zawodowym AH pozbawia się nieuniknionych w takiej sytuacji kontrowersji.
Wspólnota może jednak zatrudniać personel administracyjny i innych pracowników w swoich centrach pomocy do zadań niezbędnych do płynnego i nieprzerwanego funkcjonowania Wspólnoty.
Anonimowi Hazardziści nie mogą nigdy organizować się w struktury, ale mogą tworzyć komitety i ciała usługowe bezpośrednio odpowiedzialne przed tymi, którym służą.
AH przewodzi duch służby, daleki od ducha usankcjonowanej władzy. Aby uniknąć problemów związanych z władzą, w AH nie ma formalnej hierarchii. Nie ma autonomicznego przywództwa. Utworzone komitety nie mają formalnego prawa veta i ponoszą odpowiedzialność przed swoimi członkami.
Krajowe Grupy i Biura zostały ustanowione przez członków AH do administrowania i prowadzenia Wspólnoty. Nie mają one uprawnień same z siebie, ale ponoszą odpowiedzialność wobec siebie nawzajem i wobec wszystkich członków Wspólnoty.
Anonimowi Hazardziści nie zajmują stanowiska w żadnych sprawach zewnętrznych, stąd nazwa Anonimowi Hazardziści nie może być wciągnięta w żadną publiczną dyskusję.
Przetrwanie i rozprzestrzenianie się Wspólnoty jest o wiele ważniejsze niż zajmowanie stanowisk w sprawach spoza Wspólnoty. Publiczne wypowiadanie się w kwestiach nie dotyczących Wspólnoty z całą pewnością podzieliłoby grupę. Każdy ma inną opinię i w końcu te różnice zachwiałyby grupową solidarnością. Angażowanie się w zewnętrzne problemy mogłoby odwrócić uwagę Wspólnoty od jej najważniejszego celu: pomocy nałogowym hazardzistom w podjęciu zdrowienia. Powiązanie nazwy Wspólnoty z jakimś kontrowersyjnym problemem niepotrzebnie uprzedziłoby do Wspólnoty część opinii publicznej. Unikając kontrowersji, poszczególni członkowie i grupy AH mogą lepiej skoncentrować się na celach i zasadach Wspólnoty.
Nasza polityka wobec środków masowego przekazu powinna polegać bardziej
na przyciąganiu niż promocji; powinniśmy zawsze zachować osobistą anonimowość w stosunku do prasy, radia, filmu i telewizji.
AH nie porównuje się z innymi grupami i nie promuje swoich osiągnięć i kompetencji na forum publicznym. Strategia AH polega na udzieleniu każdemu zainteresowanemu Wspólnotą lub problemem hazardu potrzebnych informacji. Aby być widzialną, Wspólnota AH przekazuje i edukuje opinię publiczną o problemie nałogowego hazardu i zasadach funkcjonowania Wspólnoty. Osobiste historie członków AH publikowane w gazetach, magazynach, przekazywane w radio i telewizji, ogłoszenia w mediach – wszystko to pomaga zbudować świadomość istnienia Wspólnoty AH. Celem nie jest gloryfikacja nazwy czy zasług Wspólnoty AH, ale zachęcenie nałogowych hazardzistów do przyjścia na miting.
Zawsze unika się osobistej reklamy i zachowuje się osobistą anonimowość ze względu na większe znaczenie Wspólnoty jako całości niż indywidualnego członka. W ten sposób problemy, jakie może mieć indywidualna osoba nie wpływają negatywnie na całość Wspólnoty. I podobnie osiągnięcia indywidualnych osób zaangażowanych w promocję Wspólnoty nie są przypisywane tylko niej samej, ale przynoszą korzyść całej Wspólnocie. Ta tradycja stale przypomina, że w polityce wobec środków masowego przekazu nie ma miejsca na osobiste ambicje.
Anonimowość jest duchową podstawą programu Anonimowych Hazardzistów przypominającą nam zawsze, aby przedkładać zasady nad sprawy osobiste.
Program Jedności Dwunastu Tradycji nieustannie zachęca członków Wspólnoty do przedkładania zasad nad sprawy osobiste. W ten sposób tworzy się duch pokory – podstawa anonimowości. Członkowie AH chętnie wyrzekają się osobistej tożsamości, aby zachować zbiorową reputację Wspólnoty i grupy.
Zasady Wspólnoty przedkłada się ponad sprawy osobiste bez żadnego wyjątku. Praktykując anonimowość, praktykuje się zasadę pokory – duchową podstawę programu obejmującą całe życie Anonimowego Hazardzisty.
ROZDZIAŁ 5
POMÓC SAMEMU SOBIE – POMÓC INNYM
Narzędzia
Program Zdrowienia Anonimowych Hazardzistów obejmuje wszystkie sfery życia, ponieważ ma na celu wykształcenie dojrzałości poprzez nauczenie się zaufania i szacunku do samego siebie. Zdrowienie rozpoczyna się od zarzucenia hazardu. Pierwsze 90 dni abstynencji jest zwykle najtrudniejsze dla nowoprzybyłych do Programu Anonimowych Hazardzistów. W tym czasie nowi członkowie wspólnoty pracują nad odwróceniem swoich destrukcyjnych przyzwyczajeń i zmianą egoistycznych, niedojrzałych zachowań, charakterystycznych dla kompulsywnych hazardzistów.
Powodzenie programu zależy od pragnienia zaprzestania hazardu i pragnienia powrotu do normalnego życia. Nie jest łatwo zmienić siebie, nawet jeśli ma się do tego silną motywację. Trzeba poradzić sobie z presją zewnętrzną i wewnętrzną: kwestiami prawnymi, pracą, konfliktami w małżeństwie, trudnościami finansowymi itp. To wszystko w początkowym, bardzo ważnym okresie, powoduje duży lęk u osoby wchodzącej do wspólnoty i podejmującej abstynencję. Najbardziej dotkliwe są trudności finansowe i większość osób pojawia się we wspólnocie z powodu długów. Wielu z nich ma długi w banku, firmach pożyczkowych, u krewnych, przyjaciół, pracodawców i bukmacherów. Trzeba wtedy podjąć się odpowiedzialności za własne finanse. Ze względu na powagę sytuacji wydawać się może (hazardzistom i tym, którzy nimi nie są), że hazard to problem głównie ekonomiczny. Tak nie jest. Nałogowy hazard to zaburzenie emocjonalne, którego symptomem jedynie jest brak finansowej stabilności. Nawet spłata wszystkich hazardowych długów nie uchroni od rozpaczy i nieszczęścia. Zaburzenie zbierać będzie swoje destrukcyjne żniwo w innych strefach życia nałogowego hazardzisty: w relacjach z innymi ludźmi i z samym sobą, powodując niestabilność emocjonalną, wewnętrzne burze, poczucie nieszczęścia wywołane przez niską samoocenę.
Kontynuacja hazardu zawsze kończy się przegraną. Teoretycznie, nałogowy hazardzista może zaciągać długi w nieskończoność, szczególnie, że w miarę rozwoju zaburzenia będzie podejmował on coraz większe ryzyko. Bez programu Anonimowych Hazardzistów taki człowiek kumuluje coraz więcej długów, aż do momentu, kiedy pokonuje go jakaś zewnętrzna siła: choroba fizyczna, psychiczna, więzienie czy nawet śmierć, czasem samobójcza. I dlatego nie dziwi fakt, że większość osób przychodzących do wspólnoty AH jest naprawdę zdesperowanych. Otrzymują oni we wspólnocie ,,sponsora”: osobę, która pomaga przejść trudny okres abstynencji i zdrowienia i która ma za sobą podobne problemy - dlatego jest w stanie zaopiekować się i zrozumieć nowego członka wspólnoty. Między nimi często zawiązuje się nić przyjaźni.
Mitingi grup zmniejszania presji
Nowi członkowie wspólnoty, zarówno ci pod opieką ,,sponsora”, jak i ci, którzy nie mają takiego opiekuna powinni najszybciej jak to jest możliwie podjąć uczestnictwo w spotkaniach grup pomagających zmniejszyć presję finansową w życiu członka AH rozpoczynającego abstynencję. Te spotkania nie są rodzajem lombardu, AH nie pożyczają pieniędzy, nie załatwiają pożyczek, pokazują jednak swoim członkom jak wziąć odpowiedzialność za własne długi i zobowiązania. Spotkania grup: ,,przeciwko presji” przeznaczone są dla osób, które mają pragnienie wyjścia z hazardu i chcą zainwestować niezbędny czas i wysiłek w realizację programu wspólnoty. Sprawdziły się w przypadku tysiąca osób. Dzięki nim początkujący AH mogą powoli i systematycznie organizować swoje życie.
Pierwsze spotkanie odbywa się zwykle po 3- 5 tygodniach abstynencji bycia we wspólnocie. Jest to czas niezbędny na rozpoczęcie porządkowania swoich spraw, dostosowanie się do programu i przygotowanie się do pierwszego spotkania grupy. Przed spotkaniem nowa osoba otrzymuje materiały objaśniające, czym jest grupa: ,,przeciwko presji” i jaki jest jej cel, wraz z pewnymi zadaniami do wykonania np. sporządzeniem listy długów, niezapłaconych rachunków, listy wydatków na życie, przychodów i posiadanego majątku. W przygotowaniu listy posiadanego majątku i zaciągniętych zobowiązań bardzo ważne jest zachowanie uczciwości i drobiazgowej poprawności. Zaniedbanie tutaj może okazać się katastrofalne w skutkach, ponieważ może posłużyć jako wymówka do powrotu do grania. Rozliczenie musi być zrobione poprawnie, gdyż inaczej nie ma szans na powodzenie. Uczestniczenie w tego rodzaju grupie bez uczciwości i poprawności nie ma sensu.
Nałogowi hazardziści są finansowo nieodpowiedzialni. Do momentu osiągnięcia dojrzałości i nauczenia się zarządzania swoim sprawami finansowymi, zwolnieni są z takich obowiązków jak podpisywanie czeków i zarządzanie pieniędzmi.
W czasie spotkania grupy dyskutuje się nad czterema rodzajami problemów: prawnymi, finansowymi, zawodowymi i osobistymi. Wspólnota AH przez lata swojego funkcjonowania opracowała sposoby radzenia sobie z problemami z każdej z powyższych kategorii. Mimo to, problemy nowej osoby wymagają elastycznych i kreatywnych rozwiązań.
Problemy prawne dotyczą zwykle wystawiania czeków bez pokrycia, fałszywych wniosków o pożyczkę, fałszerstwa i defraudacji. Są to bardzo ważne problemy, mogące doprowadzić w konsekwencji do aresztowania. Czasem niezbędna jest pomoc adwokata.
Problemy finansowe: nowy członek AH musi posiadać środki na bieżące potrzeby i na spłacenie długów. Jednoczesne rozwiązanie tych dwóch problemów wydaje się przytłaczające, dlatego wspólnota AH zaleca najpierw zadbanie o bieżące środki finansowe dla swojej rodziny, a dopiero później spłacanie długów. Na podstawie dostarczonej listy przychodów i zobowiązań, komitet grupy przygotowuje harmonogram spłacania długów. Spłacanie długów rozpoczyna się po ustaleniu kwoty wydatków na życie. Czasem, aby sprostać zobowiązaniom, trzeba podjąć dodatkową pracę. Niektórzy odczuwają ulgę już trakcie przygotowywania harmonogramu spłat, inni dopiero po jego wdrożeniu.
W pracy nałogowi hazardziści mają często problemy spowodowane pośrednio przez ich uzależnienie od hazardu: symulowanie, nie przychodzenie do pracy, pożyczanie od kolegów, kradzieże, defraudowanie. W trakcie spotkania grupy określa się problemy i szuka rozwiązań. Komitet grupy swoim entuzjazmem, wsparciem i radą motywuje nowego członka do podjęcia odpowiedzialnego zachowania w pracy.
Część spotkania poświęcona jest problemom osobistym: złym przyzwyczajeniom, zdrowiu, higienie, problemom w małżeństwie. Celem spotkania jest przywrócenie pogody ducha i nadziei zarówno u nowego członka AH, jak i jego rodziny. Poprzez pokazanie, że możliwe jest przezwyciężenie problemów wydających się nie mieć rozwiązania, komitet grupy pomaga odnaleźć cel i kierunek życia.
Na początku wiele osób z niechęcią odnosi się do planu sporządzanego przez komitet grupy w obawie przed odrzuceniem. Z doświadczenia AH wynika jednak, że wytrwałe podejmowanie wysiłków, nawet mimo odczuwanego lęku gwarantuje powodzenie w realizacji programu.
Anonimowy Hazardzista po raz pierwszy uczy się uporządkowanego i stabilnego życia. Tam, gdzie życie wymykało się spod kontroli, pojawia się teraz sens i ustrukturalizowanie.
Po upływie pewnego czasu komitet grupy dokonuje rewizji planu i wprowadza ewentualne zmiany dostosowując go do zmieniających się okoliczności życia.
90 dni
Po 90 dniach abstynencji od hazardu, nowa osoba w AH proszona jest o podjęcie wybranych funkcji na rzecz wspólnoty. Głównym celem wspólnoty jest nieść pomoc innym cierpiącym z powodu hazardu, dlatego członkowie wspólnoty dzielą się otrzymanym dobrem z innymi. Jako wspólnota AH jesteśmy przekonani, że trzymiesięczna abstynencja oraz regularne uczestniczenie w mitingach – etap nazwany 90 dniowym plateau – jest potwierdzeniem pragnienia zaprzestania hazardu i decyzji o rozpoczęciu normalnego życia. To jest również okres, w którym nowa osoba otrzymała wystarczająco dużo we wspólnocie, aby móc dzielić się tym z innymi. Czas się odwzajemnić i rozszerzyć swój udział. Można to zrobić na wiele sposobów:
- prowadząc mitingi: prowadzenie mitingu jest zaszczytem i przywilejem. Każdy, kto ma za sobą dziewięćdziesiąt dni abstynencji, a przy tym regularnie uczestniczył w spotkaniach grup może zostać prowadzącym miting.
- pomagając finansowo wspólnocie: tę funkcję można podjąć nawet przed ukończeniem 90dniowego plateau. Polega ona na finansowym wspieraniu (poprzez miesięczne wpłaty) działalności biura Służby Krajowej AH. Każda grupa AH zobowiązana jest do wspierania działalności biura poprzez wpłaty od jej indywidualnych członków.
- zajmując się relacjami z mediami (Public Relations PR) i edukacją: wspólnota Anonimowych Hazardzistów prowadzi swój program PR, po to, aby dotrzeć do tych, którzy pragną zaprzestać hazardu i przekazać im informację, że istnieje takie miejsce, gdzie można się zwrócić ze swoim problemem. Wspólnota zachęca swoich członków do udziału w tym programie poprzez utrzymywanie kontaktów z mediami i opinią publiczną. Nawiązuje również kontakty ze środowiskiem prawnym, medycznym i edukacyjnym informując o istnieniu problemu nałogowego hazardu i wspólnocie AH.
- uczestnicząc w spotkaniach grupy „zmniejszania presji”. Ponieważ osoby wstępujące do wspólnoty muszą się uporać z tysiącem problemów, doświadczeni i aktywni członkowie wspólnoty udzielają im rad i razem szukają rozwiązań problemów na spotkaniach grupy „zmniejszania presji”. miarę nabierania sił dzięki Programowi Zdrowienia zachęca się uczestników wspólnoty do podjęcia funkcji członka komitetu tej grupy. Członkiem komitetu może zostać ten, kto z własnej woli nieprzerwanie zachowuje abstynencję i realizuje program Wspólnoty. Ta funkcja wymaga zdolności prawidłowego oceniania sytuacji, rozsądku i zachowania realizmu, a jednocześnie elastyczności w sytuacji wyglądającej na beznadziejną. Skuteczni członkowie komitetu w swojej pracy wykorzystują wiedzę zdobytą w trakcie realizacji programu wspólnoty, osobiste doświadczenia i doświadczenia nabyte przy pomaganiu innym.
Praca nad Dwunastym Krokiem
Istotą Dwunastu Kroków jest dawanie bez oczekiwania nagrody. Każdy członek AH zachęcany jest do realizacji idei braterstwa i wspólnoty poprzez dzielenie się swoim doświadczeniem zdrowienia z innymi nałogowymi graczami, którzy nie mają takich doświadczeń, dystansu i rozumienia problemu, jakie wynika z praktykowania programu zdrowienia. Służba innym to koło napędowe wspólnoty, to też sposób na wzmocnienie umiejętności prowadzenia stylu życia AH.
Na drodze Dwunastu Kroków bardzo ważne jest podjęcie Wezwania Dwunastego Kroku. Celem Wezwania jest dotarcie do nałogowego gracza, który chce zaprzestać hazardu. Wezwanie Dwunastego Kroku to spotkanie z kompulsywnym hazardzistą (aktualnym lub potencjalnym członkiem Wspólnoty), który potrzebuje pomocy. Anonimowy Hazardzista realizujący wezwanie spotykając drugiego hazardzistę dzieli się swoim doświadczeniem. Pomocne w tym są:
Osobiste spotkania. Kontakt personalny z hazardzistą potrzebującym pomocy jest o wiele bardziej skuteczny, niż opowiadanie o programie AH przez telefon czy w formie listu, szczególnie, jeśli dana osoba nie należy do wspólnoty. Celem spotkania osobistego jest skuteczne zachęcenie do udziału w mitingu AH.
Unikanie przekonywania hazardzisty o jego chorobie. Członkowie Wspólnoty AH spotykający się z innymi hazardzistami w ramach Wezwania nie powinni stosować argumentu o chorobie. Z pewnością taki hazardzista ma za sobą wiele diagnoz medycznych i zmęczony jest tego typu argumentami.
Dzielenie się doświadczeniem, a nie ,,sprzedawanie” programu. AH w ramach Wezwania zachęca drugiego hazardzistę do mówienia o sobie i swoich przeżyciach.
Prostota. Rozmowa powinna być prosta, zawierająca tylko tyle informacji, ile druga osoba może przyjąć.
Zrozumienie. Członkowie AH powinni okazać zrozumienie dla osoby, z którą rozmawiają, nie mogą zapomnieć jednak, że nie są profesjonalnymi doradcami/psychoterapeutami.
Spotykanie się sam na sam. Większość rozmów odbywa się bez udziału rodziny czy przyjaciół hazardzisty, w ten sposób może on swobodniej się wyrazić.
Pamiętanie, że Wezwanie Dwunastego Kroku to nie krucjata ani nie ewangelizacja. Członkowie AH nie są apostołami ani posłańcami, ich zadaniem nie jest nawracanie innych.
W przypadku nowej osoby spoza wspólnoty celem jest nakłonienie jej do przyjścia na najbliższy miting. W przypadku osób ze wspólnoty, celem jest zachęcenie do kontynuowania lub wznowienia mitingów. Osobiste dyskusje nie zastąpią mitingów.
Rozwój grup AH i jej poszczególnych członków zależy od podejmowania Wezwania Dwunastego Kroku. Może tego dokonać jedynie osoba, która zaprzestała hazardu. Niepotrzebne jest szczegółowe rozumienie Programu AH. Właściwie potrzebna jest tylko umiejętność pokazania, że program naprawdę działa.
,,Sponsorowanie”
Ze wszystkich funkcji, jakie można podjąć w ramach pomocy Wspólnocie AH, ,,sponsorowanie” wymaga największej dojrzałości. Osoba rozpoczynająca sponsorowanie ma świadomość, że nie działa sama, ale jest przedłużeniem grupy jako całości.
Praca nad Dwunastym Krokiem jest początkiem, sponsorowanie idzie dalej, poza początkowy kontakt nawiązany w ramach wezwania. ,,Sponsorowanie” jest podjęciem ciągłego zainteresowania drugim członkiem wspólnoty. Dzięki temu hazardzista otrzymujący pomoc wie, że istnieje przynajmniej jedna osoba, która go zrozumie i do której może się zwrócić bez skrępowania. ,,Sponsorowanie” spełnia ludzką potrzebę niesienia pomocy innym i poprzez dzielenie wzmacnia samego ,,sponsora”. Praca z drugą osobą pomaga ,,sponsorowi” uniknąć samozadowolenia i nie zapominać o własnych problemach spowodowanych hazardem. Dzielenie się doświadczeniem między ,,sponsorem” a drugim członkiem Wspólnoty pomaga im na drodze zdrowienia.
Zadaniem ,,sponsora” jest zrobić wszystko, co możliwe w granicach własnego doświadczenia, zdolności i rozsądku, aby pomóc innemu hazardziście w osiągnięciu dojrzałości. ,,Sponsorowi” musi zależeć na swoim podopiecznym, musi go rozumieć, a jego ,,podopieczny” musi to czuć, musi czuć, że może zwrócić się do swojego ,,sponsora” z każdym problemem i może na niego liczyć. ,,Sponsor” jest wobec swojego podopiecznego jak przyjaciel, dlatego też nie obawia się powiedzieć mu prawdy, nawet jeśli jest ona nieprzyjemna. Jednym z najważniejszych zadań ,,sponsora” jest dopilnowanie uczestnictwa w mitingach i wytrwania w programie. Dokonuje się tego m.in. poprzez przedstawienie podopiecznego innym osobom ze wspólnoty i sprawienie, żeby poczuł się on częścią grupy. Poprzez swojego ,,sponsora” początkujący AH poznaje również inne lokalne grupy wspólnoty. Zadaniem ,,sponsora” jest też wprowadzenie rodziny podopiecznego w jego chorobę. Jest to bardzo ważne, ponieważ współpraca rodziny znacznie zwiększa szansę wyzdrowienia.
,,Sponsor” musi pamiętać, że tak naprawdę pomoc w zdrowieniu podopiecznego i jego rozwój osobisty dokonuje się nie dzięki osobistym talentom i pozycji ,,sponsora”, tylko dzięki Programowi Zdrowienia.
Osoba, która pełni funkcję ,,sponsora” realizuje swoje zadania w zgodzie z własną osobowością i doświadczeniem. Najbardziej skuteczni są ci, którzy podchodzą do tej odpowiedzialności elastycznie i nie koncentrują się tylko na jednym sposobie jej realizowania. I tak np. ważne jest zachowanie stanowczości, ale każdy sposób realizowania funkcji ,,sponsora” musi opierać się też na zrozumieniu i trosce. Oprócz nadmiernej stanowczości inne pułapki na tej drodze to bycie nadopiekuńczym i stwarzanie zależności między sobą a nową osobą, co w konsekwencji nie służy ani ,,sponsorowi”, ani jego podopiecznemu: podopieczny przywiąże się do osoby ,,sponsora”, a nie do Programu.
Inne problemy to lekceważące podejście do funkcji ,,sponsora”. W przypadku nieśmiałego, zdystansowanego z natury hazardzisty lekkie podejście jego ,,sponsora” może zaowocować odejściem z grupy. ,,Sponsorowanie” jest aktywną formą uczestniczenia we wspólnocie i wymaga nieustannego zaangażowania.
,,Sponsor” wyjaśnia, na czym polega program AH na swój własny sposób odwołując się do własnego doświadczenia. Trzeba pamiętać, że niemożliwe jest przyswojenie całego programu AH w ciągu kilku pierwszych miesięcy. Większość ,,sponsorów” na początku akcentuje najważniejsze idee: podstawowym celem AH jest pomoc innym nałogowym graczom w odejściu od hazardu, pierwszym krokiem na drodze zdrowienia jest przyznanie się do bycia nałogowym hazardzistą i utraty kontroli nad własnym życiem, jako wyjście z tej sytuacji wspólnota AH proponuje skuteczny program pomocy.
Czasem ,,sponsor” musi zmierzyć się z nawrotem swojego podopiecznego do hazardu. Jeśli tak się zdarzy, nie można tego odbierać osobiście. Powracający do hazardu są zniechęcani i rozgoryczeni i tym bardziej potrzebują wsparcia. Nawrót może stać się okazją do konstruktywnego przyjrzenia się sobie i szczerej analizy dla ,,sponsora” i jego podopiecznego. Odejście od programu może okazać się dobrą lekcją i szansą rozpoczęcia od nowa.
,,Sponsor” zachęca członków rodziny, aby, pomimo wcześniejszych niepowodzeń, dali swojemu bliskiemu drugą szansę. Większości osób łatwiej podjąć zdrowe życie, gdy rodzina angażuje się w proces zdrowienia. ,,Sponsor” informuje również rodzinę o istnieniu wspólnoty Haz-Anon dla przyjaciół i rodziny Anonimowych Hazardzistów.
Poprzez dzielenie się mądrością zdobytą dzięki stosowaniu i wytrwaniu w Programie Zdrowienia, ,,sponsorzy” prowadzą nowych AH przez trudny okres przejściowy. Sami też w ten sposób umacniają się na wybranej drodze. I tak poprzez wzajemne wsparcie rozwija się Wspólnota Anonimowych Hazardzistów.
ROZDZIAŁ VI
RODZINA I PRZYJACIELE
HAZ-ANON I HAZ-A-TEEN
Haz-Anon jest niezależną wspólnotą żon, mężów, rodzin i przyjaciół kompulsywnych hazardzistów. Haz-Anon i Anonimowi Hazardziści to dwie odrębne wspólnoty, ściśle ze sobą współpracujące nad osiągnięciem wspólnych celów.
Haz-Anon został założony w roku 1960 w Nowym Roku przez cztery kobiety: żony kompulsywnych hazardzistów, które spotkały się, aby porozmawiać o łączącym je problemie. Na jedno ze swoich spotkań zaprosiły przedstawiciela Al-Anon, aby opowiedział im o zasadach życia z alkoholikiem. Zdecydowano wtedy, że te same zasady można zastosować do życia z kompulsywnymi hazardzistami. W roku 1961 powstało kilka grup Haz-Anon w Los Angeles i od tego czasu wspólnota rozprzestrzeniła się na całym świecie.
Ponieważ większość anonimowych hazardzistów to żonaci mężczyźni, przeważająca część Haz-Anon to żony kompulsywnych hazardzistów. Zwykle mitingi Haz-Anon odbywają się równolegle ze spotkaniami AH: w tym samym budynku i o tej samej godzinie, ale w innych salach.
Członkiem Haz-Anon może być każda osoba, której bliski: mąż, przyjaciel, krewny dotknięty jest chorobą hazardu. Wiele osób wchodzi do Haz-Anon nawet wtedy, gdy ich bliscy nie przynależą do AH. Ich decyzja wynika z uświadomienia sobie, że one również potrzebują pomocy. Może się tak zdarzyć, że uczestniczenie w mitingach Haz-Anon i zrozumienie problemu hazardu doprowadza kompulsywnego hazardzistę do mitingu AH. Nie może to być jednak główna motywacja wstąpienia do wspólnoty Haz-Anon: na mitingach wręcz przestrzega się przed takimi oczekiwaniami. Głównym powodem bycia w Haz-Anon jest znalezienie nowego sposobu życia dla samego siebie.
Celem programu Haz-Anon jest pomoc osobom związanych z kompulsywnym graczem w dokonaniu zmiany własnego życia. Drogą do tego celu jest rozwój duchowy poprzez program Haz-Anon, okazywanie wsparcia i zrozumienia kompulsywnym hazardzistom oraz troska o komfort własnej rodziny.
Życie czy związek z kompulsywnym graczem to wchodzenie w pewnego rodzaju piekło. W przypadku wielu osób jest to niszczące doświadczenie, powodujące nieznośne napięcia między członkami rodziny, wywołujące żal, gorycz i frustrację. Efekty stresu widać najbardziej, gdy życie członka Haz-Anon zaczyna się rozpadać i wymyka się spod kontroli. Stres nasila się jeszcze bardziej w momencie utraty stabilności finansowej: pojawia się niebezpieczeństwo zabrania domu czy wyposażenia, brakuje pieniędzy na jedzenie i ubrania dla dzieci.
Osoby w bliskim związku z kompulsywnym hazardzistą często cierpią na poważne zaburzenia nerwowe. Czasem tracą zdolność racjonalnej oceny sytuacji: nie rozumieją problemu i nie widzą dla siebie rozwiązania.
Oto lista pytań sprawdzająca przynależność do wspólnoty Haz-Anon:
Czy nachodzi cię komornik/windykator?
Czy on/ona często przebywa poza domem przez dłuższy, nieuzasadniony okres czasu?
Czy czujesz, że nie można mu/ jej ufać w kwestii pieniędzy?
Czy on/ona obiecuje, że przestanie grać, prosi, błaga o jeszcze jedną szansę, a mimo to w dalszym ciągu gra?
Czy on/ona pożycza pieniądze na grę lub by spłacić długi zaciągnięte w grze?
Czy zauważyłaś/łeś zmiany w jego/jej osobowości w miarę rozwoju jego/jej grania?
Czy zdarza Ci się chować pieniądze na życie, ponieważ wiesz, że jeśli tego nie zrobisz, zabraknie wam na jedzenie i ubranie?
Czy, gdy tylko nadarza się sposobność, przeszukujesz jego/jej portfel? Czy sprawdzasz, co robi?
Czy on/ona chowa swoje pieniądze?
Czy zdarza mu/jej się kompulsywnie kłamać, unikać rozmowy na temat długów i uciekać przed prawdą o swojej sytuacji?
Czy on/ona próbuje wywołać w tobie poczucie winy i w ten sposób zrzucić na ciebie odpowiedzialność za granie?
Czy próbujesz odgadywać jego/ jej nastroje lub kontrolować jego/ jej życie?
Czy czujesz, że wasze wspólne życie to koszmar?
Mitingi Haz-Anon
Osobom dotkniętym problemem kompulsywnego hazardu mitingi Haz-Anon dają okazję stworzenia silnych więzi z innymi osobami borykającymi się z takimi samymi trudnościami. Miting Haz-Anon rozpoczyna się cichą medytacją i kończy się modlitwą o pogodę ducha. W trakcie mitingu czyta się fragmenty literatury wydawanej przez Międzynarodowe Biuro Haz-Anon, np. broszury pt. ,,Żyjąc z problemem hazardu”, ,, Haz-Anon: sposób na życie”, ,,Przewodnik po Haz-Anon”, ,,Kierunkowskazy do Procedur Haz-Anon”, ,,Przewodnik do Obrachunku Czwartego Kroku”, ,,Karuzela zwana zaprzeczeniem”.
Większość czasu na mitingu poświęcona jest dzieleniu się doświadczeniem: członkowie Haz-Anon opowiadają wtedy o swoim problemie i postępach w zdrowieniu. Jest też czas na dyskusję i wymianę doświadczeń. Osoby, które przeszły przez podobny problem dzielą się swoimi sugestiami z osobami, które aktualnie przeżywają podobne trudności. Uczestnicy mitingów słuchają z otwartym sercem i w swoich odpowiedziach nadają, a potem utrzymują zdrowy i pozytywny kierunek życia.
Ponieważ trudności finansowe są w centrum zaburzenia, w trakcie mitingów często podejmuje się temat kłopotów finansowych. Członkowie Haz-Anon podejmują pracę nad odzyskaniem właściwego podejścia do rodzinnych finansów i w trakcie swoich spotkań wymienią się radami w kwestii planowania rodzinnego budżetu.
Wielu osobom przychodzącym do Haz-Anon wydaje się, że są w jakiś sposób odpowiedzialne za problem uzależnienia od hazardu u swoich mężów, rodziny czy przyjaciół. Na mitingach dowiadują się, że za ten problem nie ponoszą odpowiedzialności i nie powinny czuć się w związku z tym winne. W dyskusjach grupowych często podkreśla się, że uzależnienie od hazardu jest chorobą i uczestnicy mitingów nie mają nad nią żadnej kontroli. Dzięki rozmowom prowadzonym w grupach Haz-Anon można pozbyć się niezasłużonego ciężaru winy i wyrzutów sumienia.
Ważną funkcją mitingów Haz-Anon jest uświadomienie żonom, rodzinom i przyjaciołom kompulsywnych graczy, że nie są sami. Dla wielu z nich możliwość podzielenia się swoim doświadczeniem z innymi jest bezcenna.
Zachęca się wszystkich uczestników mitingów do utrzymywania kontaktów między spotkaniami. Szczególnie w przypadku nowych osób i osób przeżywających trudności istotne jest utrzymywanie kontaktu, choćby telefonicznego. Innym sposobem na ,,podtrzymanie” między mitingami jest czytanie dostępnej literatury i wspólnota Haz-Anon gorąco do tego zachęca. W wyżej wymienionych broszurach można znaleźć informację, pomoc i mądre rady przydatne w różnych okolicznościach życia. Wybrane fragmenty broszur najlepiej zilustrują postawę życiową Haz-Anon:
,,Przewodnik po Haz-Anon”
W odpowiedzi na pytanie: ,,Po co Haz-Anon?” czytamy w broszurze: ,,Borykanie się z problemem hazardu dla rodzin kompulsywnych graczy jest doświadczeniem druzgocącym. Każdy z nas miał dokładnie te same problemy, przez które Ty teraz przechodzisz. We wspólnocie Haz-Anon nauczyliśmy się z nimi radzić realizując jako grupa duchowe zasady naszego programu”.
Aby osiągnąć postawione sobie cele wspólnota Haz-Anon poszukuje wyjścia z kłopotów gnębiących jej członków. Niektórych na przykład trzeba wesprzeć w określeniu swojej roli jako żony kompulsywnego hazardzisty. Inni szukają sposobu, jak pomóc swojemu mężowi, przyjacielowi, rodzinie należących do Anonimowych Hazardzistów. Inny problem to jak nauczyć się żyć z lub bez kompulsywnego gracza. W procesie zdrowienie fundamentalnym krokiem naprzód jest uwierzenie w Siłę Wyższą.
,,Przewodnik po Haz-Anon” to broszura skierowana do osoby wchodzącej do wspólnoty. Można w niej znaleźć piętnaście wskazówek dla nowych członków:
Zaakceptuj i nauczyć się żyć z faktem, że kompulsywny hazard to choroba.
Zadręczanie pytaniami kompulsywnego gracza nie ma sensu. Nie masz kontroli nad tą sytuacją. Jeśli on/ona chce coś ukryć, nie da się wyciągnąć z niego prawdy. Tak więc, po co próbować?
Natarczywe dopytywanie się o poniesione w przeszłości straty i rozmowy typu: co by było, gdyby on/ona nie grał/a, zahamuje proces zdrowienia u ciebie i u niego/jej.
To, co minęło, należy do przeszłości: zaakceptowanie tego faktu bez żalu przyniesie ci pokój ducha.
Obowiązkiem hazardzisty, a nie jego żony jest kontaktowanie się z windykatorem w celu zwrotu należności. Nie zwalniaj go/jej z odpowiedzialności.
Nasze doświadczenie pokazuje, że nie ma sensu pożyczanie pieniędzy i podpisywanie (jako druga osoba) dokumentów niezbędnych do pokrycia długów hazardowych, gdy mąż wciąż gra lub gdy wchodzi do AH.
Odradzamy żonom podejmowanie pracy w celu spłacenia długów męża.
Rozsądek podpowiada, że kompulsywni hazardziści bardzo rzadko potrafią zająć się finansami rodziny. Możliwe, że to się zmieni w miarę postępów w zdrowieniu.
Odradź przyjaciołom i rodzinie pożyczanie hazardziście pieniędzy.
Anonimowi Hazardziści to program dla kompulsywnych graczy. Żony nie mogą w niego ingerować.
Warto zachęcić hazardzistę do udziału w kilku pierwszych mitingach, jednak później trzeba jego sprawy zostawić jemu. Zmuszanie do mitingów może sprawić więcej szkody niż dobra.
Hazardzista nie zaciągnął swoich długów w krótkim okresie czasu, nie zniechęcaj się, gdy będzie je spłacał małymi kwotami przez długi okres czasu. Najważniejsze są bieżące wydatki rodzinne.
Zdrowienie u kompulsywnego gracza to bardzo wolny proces. Wspieraj go i nie trać wiary.
Zrób uczciwy obrachunek samej siebie, przyjrzyj się swoim wadom i zacznij nad nimi pracować.
Przychodź na spotkania Haz-Anon nawet wtedy, gdy twój mąż nie przestaje grać. Rozumiemy na czym polega twój problem i jeśli rzeczywiście chcesz, pomożemy ci zrealizować program zdrowienia.
Broszura ,,Przewodnik po Haz-Anon” zawiera wiele rad, jak zachować równowagę emocjonalną w sytuacji dotknięcia problemem hazardu. Zachęca m.in. do podejmowania rozmów z innymi członkami wspólnoty i omawiania swoich problemów. Takie rozmowy rozładowują stres i pozwalają na uzyskanie nowej perspektywy. Pomocne również jest odreagowywanie złości. Zamiast obsesyjnie szukać zemsty lepiej wykorzystać nagromadzoną energię na pracę, hobby lub inną aktywność, która przyniesie spokój.
Ulgę w napięciu, jakim jest życie z kompulsywnym graczem daje również chwilowe oddzielenie się od problemu, pewnego rodzaju ucieczka. Po chwilowym wytchnieniu łatwiej poradzić sobie z trudną sytuacją. Członkom Haz-Anon ciągle przypomina się, że wypoczynek jest tak samo ważny jak praca i że warto to uwzględnić w planowaniu swojego czasu. Nie można się forsować i trzeba zażywać relaksu możliwie jak najczęściej.
,,Przewodnik po Haz-Anon” radzi, aby od czasu do czasu ustępować w kłótniach, nawet jeżeli ma się rację w danej kwestii. Częste kłótnie doprowadzą do frustracji obie strony. Idąc na ustępstwa i nie roztrząsając sporu można dać hazardziście przykład do naśladowania. Ważne jest również unikanie nadmiernej krytyki. Lepiej skoncentrować się na pozytywnych stronach osobowości i zachowania kompulsywnego gracza.
Często osoby ze środowiska kompulsywnych graczy są dla samych siebie bezlitosne. Aby uniknąć frustracji i rozczarowań wynikających z takiej postawy, przewodnik przypomina, że nikt nie jest doskonały i dlatego warto tolerować swoje i innych niedostatki. Wiele żon i przyjaciół hazardzistów czuje się przytłoczonych problemem hazardu, wpadają w panikę z tego powodu. Wyjściem z powstałego w związku z tym chaosu jest konfrontowanie się z problemami po kolei, zaczynając od najbardziej pilnego. Czasami zachowanie kompulsywnego gracza jest tak destrukcyjne i trudne, że jego najbliższe otoczenie wycofuje się ze wszystkich kontaktów towarzyskich. I tu przewodnik przypomina, że warto nawiązywać kontakty z innymi ludźmi ponieważ dzięki temu można stworzyć zdrowe i trwałe więzi.
,,Żyjąc z problemem hazardu”
Broszura ,,Żyjąc z problemem hazardu” podaje kolejne informacje o programie Haz-Anon i wyjaśnia, jak można żyć i jak radzić sobie z kompulsywnym hazardzistą. Broszura dotyka kwestii wstępnie opisanych w ,,Przewodniku po Haz-Anon”. Jedno z omawianych pytań to: ,,Jaka jest moja rola w tej sytuacji jako osoby zaangażowanej w życie kompulsywnego hazardzisty?” Zdaniem Haz-Anon, żyjąc programem wspólnoty można nieść pomoc kompulsywnym hazardzistom, nawet gdy są oni już we wspólnocie AH. Broszura ,, Żyjąc z problemem hazardu” zawiera wiele rad dla osób z Haz-Anon, które decydują się pomóc kompulsywnym hazardzistom. Warto na przykład postarać się uprzyjemnić domowe życie kompulsywnego hazardzisty i dbać o swój wygląd zewnętrzny. Pomaga to hazardziście i ma terapeutyczny wpływ na jego żonę.
Wiele osób z Haz-Anon oczekuje, lub przynajmniej ma nadzieję, że ich uzależniony mąż (przyjaciel itp.) natychmiast rzuci hazard. ,,Żyjąc z problemem hazardu” przestrzega przed taką postawą i poleca raczej ufać, że hazardzista robi, co może, aby zatrzymać chorobę. A gdy nie widać efektów zdrowienia, wspólnota przypomina, że trzeba dziękować za wszelkie poczynione dotychczas postępy.
Czasem oczekiwanie zdrowienia jest wręcz nerwowe i jego otoczenie wpada wtedy w pułapkę wyręczania we wszystkim hazardzisty. Haz-Anon ostrzega przed rozwiązywaniem problemów za kompulsywnego gracza. Jego problemy można omawiać z innymi tylko po uzyskaniu na to zgody. Gdy hazardzista odkryje, że był tematem plotek, może to zahamować proces jego zdrowienia.
,,Jeśli on/ona nie przestanie grać, jak mogę nauczyć się żyć z tym problemem?” To prawda, nauczenie się życia z problemem hazardu wymaga od jego rodziny, żon, przyjaciół ponadludzkiej wręcz cierpliwości. Pomaga w tym świadomość, że patologiczny hazard jest chorobą emocji i że hazardzista nie ma intencji niszczenia i ranienia swojej rodziny czy przyjaciół. Zdaniem wspólnoty Haz-Anon mając taką świadomość, łatwiej znieść problem.
Prawdziwe, dające pewność szczęście pochodzi z wewnątrz. Dlatego, zamiast uzależniania własnego szczęścia od grającego męża, we wspólnocie Haz-Anon zachęca się do budowania wewnętrznego źródła duchowej siły i dojrzałości jako najlepszego sposobu na życie z problemem hazardu.
Lata spędzone z kompulsywnym hazardzistą doprowadzają do dziwnych, niefunkcjonalnych zachowań. Potrzeba więc pragnienia zmiany. Trzeba jednak pamiętać, że zmiany w osobowości zachodziły na przestrzeni wielu lat, więc ich cofnięcie nie może nastąpić automatycznie, problemów narosłych przez wiele lat nie można tak od razu rozwiązać, nawet gdy hazardzista przestaje grać. Wspólnota Haz-Anon twierdzi, że jeśli jej członek cierpliwie nie oduczy się dysfunkcjonalnych zachowań wykształconych przez lata życia w cieniu hazardu, problemy nieprawidłowego funkcjonowania pozostaną do końca życia.
Żony, krewni, przyjaciele muszą więc przyznać się do swoich wad. Jest to warunek konieczny do rozpoczęcia programu Haz-Anon.
Program Haz-Anon rozwija takie wartości jak mądrość, pogodę ducha i odwagę, co w konsekwencji prowadzi do lepszego życia. Wzrastając na tej drodze można nabrać siły do wchodzenia w stare sytuacje i ufności do sprostania nowym.
Osobie wchodzącej do wspólnoty Haz-Anon zwykle najbardziej zależy na postępach w zdrowieniu bliskiego jej hazardzisty we wspólnocie AH. Haz-Anon radzi jednak skoncentrować się na własnych potrzebach i nadmiernie nie zajmować się kompulsywnym hazardzistą. We wspólnocie Haz-Anon żony, przyjaciele i krewni dowiadują się, że nie są odpowiedzialni za problem hazardu i nie mają nad nim kontroli. Nie powinni jednak tracić nadziei, że hazardzista wejdzie na drogę zdrowienia AH.
Doświadczenie osób należących do Haz-Anon pokazuje, że śledzenie każdego kroku hazardzisty ma niszczący wpływ na dwie strony. Ciągle ingerowanie w działania hazardzisty doprowadza do utraty poczucia własnej wartości wszystkich zaangażowanych osób. Fundamentalne jest tu uznanie faktu, że ani słowa, ani czyny żony, przyjaciela, krewnego itp. nie zmienią kompulsywnego hazardzisty. Zadręczanie pytaniami w efekcie daje tylko większe wycofanie: hazardzista staje się jeszcze bardziej zamknięty i nieracjonalny.
Wiele osób weszło do wspólnoty po latach daremnych prób i wysiłków zmiany kompulsywnego hazardzisty. W miarę rozwoju choroby, rośnie lęk i frustracja otaczających go osób. Nie rozumieją one problemu hazardu i noszą w sobie ciężar winy za doprowadzenie lub przyczynienie się do choroby. We wspólnocie uczą się, że ze względu na charakter choroby, poczucie winy jest bezpodstawną karą wymierzoną samemu sobie. Będąc w Haz-Anon wiedzą, że kompulsywny hazardzista będzie trwał w swoich destrukcyjnych nawykach bez względu na podejmowane przez nie wysiłki.
Dwanaście Kroków Haz-Anon
Wspólnota Haz-Anon ma swój Program Zdrowienia składający się z Dwunastu Kroków. Ten program jest podstawą rozwoju osobistego członków wspólnoty. Realizując program, można dokonać pozytywnej zmiany osobowości i zrozumieć, na czym polega problem hazardu. Jest to droga do osiągnięcia celu wspólnoty – wewnętrznej pogody ducha.
Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec problemu w naszej rodzinie.
Przyznanie się do własnej bezsilności wobec problemu hazardu w naszej rodzinie daje nam cudowne uczucie wyzwolenia. Dowiadujemy się, że nie jesteśmy odpowiedzialni za problem hazardu. Nie jesteśmy w stanie powstrzymać hazardu, choćbyśmy robili wszystko, co jest w naszej mocy. Dowiadujemy się też, że nie można nas obwiniać za powstały problem. Takie rozumienie własnej bezsilności daje nam przestrzeń do zajęcia się własnymi problemami.
Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam normalny sposób myślenia i życia.
Podejmując Krok Pierwszy, uświadomiliśmy sobie, że prawdopodobnie nie ma takiej ludzkiej siły, która mogłaby nam pomóc. Tylko Siła większa od nas samych może przywrócić naszemu życiu pełnemu lęku, zmartwień, podejrzeń normalny sposób funkcjonowania. Dla większości z nas tą Siłą jest Bóg, każdy z nas rozumie Go na swój sposób.
Podjęliśmy decyzję, aby powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece tej Siły, jakkolwiek ją pojmujemy.
Wierząc i przyjmując Siłę Wyższą, zdecydowaliśmy się powierzyć jej nasze życie. Dzięki temu, oddając Bogu stery życia, możemy przestać się zamartwiać. Uwalniamy się od ciężarów noszonych latami.
Zrobiliśmy gruntowny i odważny rachunek sumienia.
Zrozumieliśmy, że musimy być absolutnie szczerzy wobec samych siebie. Większość z nas odkrywa w sobie wiele wad, których nie było świadomych. Na naszej drodze pomaga nam dokonanie uczciwego rachunku sumienia. Wśród naszych wad odnajdujemy: użalanie się nad sobą, nieuczciwość, niecierpliwość, nienawiść, fałszywą dumę, zazdrość i negatywne myślenie. Aby się nie zniechęcić, nie możemy zapomnieć o swoich zaletach.
Wyznaliśmy wobec siebie i drugiego człowieka istotę naszych błędów.
Trudno jest przyznać się do błędów przed sobą, a jeszcze trudniej przed drugim człowiekiem. Gdy jesteśmy w stanie uznać swoje błędy i o nich rozmawiać, oznacza to, że zrobiliśmy duży krok w kierunku zdrowienia. Możemy szukać wymówek dla samych siebie lub obwiniać innych, ale wolimy być szczerzy wobec samych siebie. Rozmowa z drugim człowiekiem o naszych problemach przynosi ulgę i umniejsza ciężar na naszych ramionach. Uczymy się widzieć siebie, takimi jacy jesteśmy.
Staliśmy się całkowicie gotowi, aby uwolnić się od tych wad charakteru.
Dla wielu z nas to bardzo trudny krok. Akceptując fakt, że pogoda ducha pochodzi z wewnątrz dokonujemy postępu na naszej drodze. Idąc dalej, zaglądamy do własnego wnętrza i poznajemy siebie. Widzimy, że z takimi wadami jak użalenie się nad sobą, niecierpliwość czy uraza nigdy nie odnajdziemy upragnionego pokoju i pogody ducha. Przeszedłszy tak daleką drogę, chcemy pozbyć się tych przeszkód.
Pokornie poprosiliśmy Boga, jakkolwiek go pojmujemy, aby usunął nasze braki.
W tym kroku pracujemy nad pokorą i jej realizowaniem w praktyce. Pokornie, nie stawiając ograniczeń prosimy Boga, aby usunął nasze braki. Może się okazać, że do pewnych wad jesteśmy bardzo przywiązani. Musimy więc prosić Boga o odwagę i cierpliwość, aby móc praktykować ten krok w codziennym życiu. Każdego dnia odkrywamy w sobie kolejne wady. Musimy więc każdego dnia prosić Go o pomoc.
Sporządziliśmy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi im zadośćuczynić.
Pozwoliliśmy, aby problem hazardu zmienił nasze myślenie. Wielu z nas osiągnęło mentalne i moralne dno. Ponieważ sami byliśmy nieszczęśliwi, uczyniliśmy innych nieszczęśliwymi. Nie byliśmy w stanie wywiązać się z naszych zobowiązań obdarowywania miłością i empatią. Zamiast zrozumienia i akceptacji choroby, narzekaliśmy i krytykowaliśmy bliskiego nam gracza. Teraz chcemy się poprawić. Zaczynamy od sporządzenia listy osób, które skrzywdziliśmy. W miarę, jak wzrasta nasza szczerość wobec siebie, czujemy potrzebę rozszerzania listy.
Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim ludziom - gdy tylko było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
Ucząc się praktykowania kolejnych kroków w codziennym życiu możemy zadośćuczynić tym, których skrzywdziliśmy. Robimy to okazując im miłość, życzliwość, troszcząc się o sytuację finansową najbliższych i ogólnie emanując wokół dobrym samopoczuciem/duchem.
Prowadziliśmy dalej rachunek sumienia i jeżeli byliśmy w błędzie, przyznaliśmy się do tego.
Celem tego kroku jest nauczenie się czujności. Wady, które dostrzegliśmy w sobie pracując nad krokiem czwartym nie zniknęły bez śladu. Każdego dnia trzeba czuwać, aby nie pojawiły się na nowo. Gdy dostrzeżemy nową wadę lub gdy uświadomimy sobie jakiś brak, który dotychczas przeoczyliśmy, natychmiast się do tego przyznajemy. Na tym etapie rozwoju duchowego nie powinno nam sprawiać trudności szybkie przyznanie się do dostrzeżonego błędu. Z Bożą pomocą, pokornie przechodzimy przez ten krok.
Szukaliśmy poprzez modlitwę i medytację lepszego, świadomego kontaktu z Bogiem, jakkolwiek go pojmujemy, modląc się jedynie o poznanie Jego woli wobec nas, oraz siłę do jej spełnienia.
W ciągu dnia szukamy czasu na cichą modlitwę i medytację. To nas przybliża do Boga. W modlitwie prosimy Boga o zrozumienie Jego woli wobec nas. Zdobywając w ten sposób wewnętrzną siłę, łatwiej nam stawać w prawdzie każdego dnia. Każdy dzień zaczynamy modlitwą o odnowienie wiary i odwagę wypełnienia Jego woli.
Podejmując wysiłki praktykowania tych zasad we wszystkich naszych poczynaniach, staraliśmy się nieść posłanie innym.
Ponieważ udało nam się dojść do tego kroku, możemy teraz nieść pomoc innym, cierpiącym osobom. Chcemy z innymi podzielić się naszym nowym cudownym sposobem na życie. Wiemy doskonale, jak nieszczęśliwi są ci, których bliscy są kompulsywnymi hazardzistami. Sami przez to przeszliśmy. Zaczynamy rozumieć, że im bardziej zaangażujemy się w program, tym więcej otrzymamy. Kroki zdrowienia dają nam odpowiedź na każdy problem.
,
,Haz-Anon – sposób na życie”
Program Jedności Haz-Anon oraz inne materiały zawarte są w publikacji pt. ,,Haz-Anon - sposób na życie”. Tam też można zapoznać się z oficjalnymi celami wspólnoty Haz-Anon. Są to:
Duchowe wzrastanie poprzez realizowanie w życiu Dwunastu Kroków
Nauczenie się, jak żyć z problemem hazardu.
Okazywanie zrozumienia i dawanie zachęty kompulsywnym hazardzistom.
Otwartość, niesienie pomocy i ulgi rodzinom kompulsywnych hazardzistów.
Wspólnota Haz-Anon wierzy, że dla jej członków droga duchowego wzrostu i emocjonalnej dojrzałości nigdy się nie kończy. Proces zdrowienia jest ciągły, nie ma ograniczeń czasowych, a postępy można oceniać w perspektywie dnia bieżącego. Program wspólnoty przypomina psychologiczne porządki: częścią programu jest dokonanie rachunku sumienia (Czwarty Krok Zdrowienia). Broszura: ,,Haz-Anon- sposób na życie” zawiera listę kontrolną pomocną w zrobieniu tego obrachunku. Zawiera również wyjaśnienie głównej zasady programu: anonimowości. Anonimowość jest duchowym fundamentem wspólnoty. Członkowie wspólnoty uczą się, że anonimowości, także własnej, nie można łamać. Wypowiadając się publicznie osoby z Haz-Anon wypowiadają się w imieniu całej wspólnoty, dlatego w swoich wypowiedziach ograniczają się do programu wspólnoty. Najważniejsze jest niesienie przesłania Haz-Anon, a nie swojego własnego.
Na okładce broszury widzimy klatkę schodową. Schody prowadzą do drzwi z napisem: ,,Droga do pogody ducha”. Każdy stopień schodów to etap w rozwoju prowadzący do osiągnięcia pogody ducha. Pierwszy etap to akceptacja, drugi nadzieja, i następne: wiara, uczciwość, odwaga, wola, pokora, szczerość, działanie, czujność, duchowość i dzielenie się. Symbolem Haz-Anon jest koło ratunkowe z trzema słowami: pogoda ducha, mądrość, odwaga. Koło otacza lina z dziewięcioma węzłami: każdy z nich symbolizuje krok ku lepszemu życiu. Pierwszy węzeł – pierwszy etap to przyznanie, że potrzebuję pomocy ze strony Siły Wyższej i wspólnoty. Drugi węzeł to symbol Siły Wyższej i potrzeba uwierzenia w coś większego niż sam człowiek. Trzeci węzeł to pomoc: wsparcie i pociecha ofiarowane kompulsywnym hazardzistom i innym członkom wspólnoty. Czwarty węzeł to pokora, przypominająca, że można być w błędzie. Piąty to oderwanie się od problemu hazardu. Szósty to symbol funkcjonowania w życiu. Ma przypominać osobom współuzależnionym, żeby w życiu rodzinnym znaleźć czas na refleksję, medytację, zabawę i nie koncentrować się na swoich lękach. Siódmy węzeł to symbol dziękczynienia, przypominając o postawie wdzięczności za otrzymane dobro. Ósmy węzeł to zadowolenie i przypomnienie, że uśmiech jest zaraźliwy. Dziewiąty symbolizuje akceptację, pokazując, że życie trzeba brać, takim jakie jest i nie warto zmieniać tego, czego się nie da zmienić.
Broszura ,,Haz-Anon- sposób na życie” prezentuje również Dwanaście Zasad Programu Jedności wspólnoty. Są to wskazówki stosowane w celu zapewnienia dobra poszczególnym grupom i całej wspólnocie. Podejmując wysiłek troski o jedność wspólnoty jej uczestnicy otrzymują potrzebną im pomoc dzięki Programowi Zdrowienia. Wspólne doświadczenie Haz-Anon pokazuje, że wytrwałe przestrzeganie Programu Jedności jest ważne nie tylko dla przetrwania grupy jako całości, ale też jej indywidualnych członków.
Program Jedności Haz-Anon: Dwanaście Zasad Jedności
Nasze doświadczenie pokazuje, że zachowanie jedności zależy od praktykowania Dwunastu Zasad Jedności:
1. Nasze wspólne dobro jest najważniejsze, indywidualny powrót do zdrowia zależy od jedności grupy.
2. Nasi liderzy są tylko zaufanymi sługami, oni nie rządzą.
3. Jedynym wymogiem dla członków Anonimowych Hazardzistów jest pragnienie, by przestać uprawiać hazard.
4. Każda grupa powinna rządzić się sama z wyjątkiem spraw dotyczących innych grup Anonimowych Hazardzistów jako całości.
5. Anonimowi Hazardziści mają tylko jeden najważniejszy cel - nieść swoje posłanie do nałogowych hazardzistów, którzy ciągle cierpią.
6. Anonimowi Hazardziści nie mogą nigdy poręczać, finansować i użyczać nazwy Anonimowych Hazardzistów żadnym pokrewnym organizacjom i innym przedsiębiorstwom, tak aby kwestie finansowe, własnościowe i prestiżowe nie odwracały nas od najważniejszego celu.
7. Każda Grupa Anonimowych Hazardzistów musi być w pełni samowystarczalna, musi odmawiać zewnętrznego wspierania.
8. Anonimowi Hazardziści powinni pozostać zawsze nie zawodowcami, ale nasze centra usługowe mogą zatrudniać specjalnych pracowników.
9. Anonimowi Hazardziści nie mogą nigdy organizować się w struktury , ale mogą tworzyć komitety i ciała usługowe bezpośrednio odpowiedzialne przed tymi, którym służą.
10. Anonimowi Hazardziści nie zajmują stanowiska w żadnych sprawach zewnętrznych, stąd nazwa Anonimowi Hazardziści nie może być wciągnięta w żadną publiczną dyskusję.
11. Nasza polityka wobec środków masowego przekazu powinna polegać bardziej na przyciąganiu niż promocji ; powinniśmy zawsze zachować osobistą anonimowość w stosunku do prasy, radia, filmu i telewizji.
12. Anonimowość jest duchową podstawą programu Anonimowych Hazardzistów przypominającą nam zawsze, aby przedkładać zasady nad sprawy osobiste.
W celu utrzymania jedności Haz-Anon przestrzega swoje grupy przed ,,trzema śmiertelnymi wrogami”, uczy, jak je rozpoznawać i jak ich unikać.
Pierwszy wróg to dyskusje na temat przekonań religijnych. Program Haz-Anon jest skuteczną pomocą dla członków wspólnoty, bez względu na ich przekonania religijne.
Drugi wróg to plotkowanie. Omawianie osobistych spraw innych ludzi, w tym hazardzisty może podzielić i w końcu zniszczyć grupę.
Trzeci wróg to – jak to ujmuje wspólnota Haz-Anon - ,,dyktatura”. We wspólnocie nie wybiera się władz i liderów, członkowie wspólnoty muszą pamiętać, że wszelkie próby narzucenia hierarchii mogą zagrodzić istnieniu grupy.
Broszura ,,Haz-Anon - sposób na życie” jest wykorzystywana w trakcie wszystkich mitingów wspólnoty. Wiele osób zagląda do niej każdego dnia poszukując siły i pomocy, a w trudnych momentach szuka tam mądrości.
Podejście Haz-Anon do finansów
Większość osób przychodzących do Haz-Anon ma za sobą kryzys finansowy wynikający z dzielenia gospodarstwa z kompulsywnym hazardzistą. Życie z kompulsywnym hazardzistą jest doświadczeniem frustrującym: hojność rodziców nie prowadzi do zmiany zachowania dziecka hazardzisty. Rodzicom trudno jest jednak odmówić pomocy córce czy synowi, chociaż w rzeczywistości pieniądze odwlekają wystąpienie symptomów trwałej i destrukcyjnej choroby.
Stres związany z finansami rodziny przeżywa szczególnie niepracująca żona kompulsywnego hazardzisty: nie ma ona kontroli nad wydatkami i dochodami rodziny. Często pieniądze nawet nie docierają do rodziny. Nawet w przypadku żon posiadających niezależne dochody trudno jest utrzymać budżet rodziny – tak wielkie jest pragnienie grania kompulsywnego hazardzisty i duże długi.
Dodatkowo, żony kompulsywnych hazardzistów próbując ratować sytuację, pozwalają mężom przejąć kontrolę nad finansami rodziny, co tylko pogarsza sytuację. Wiele kobiet nie może przełamać społecznego stereotypu, że to mężczyzna jest głową rodziny. Pozwalają się finansowo i emocjonalnie zrujnować, ponieważ kochają swoich mężów i uważają, że miłość wymaga bezwarunkowego wsparcia. Niektóre kobiety wręcz boją się utraty męża, jeśli nie będą się do niego dostosowywać.
Wspólnota Haz-Anon uczy swoich członków, że kompulsywnym hazardzistom nie można ufać w kwestii pieniędzy. Trzeba samemu przejąć odpowiedzialność za kontrolę wydatków rodzinnych. Wspólnota pomaga swoim członkom realizować tę funkcję poprzez analizowanie budżetu rodzinnego. Najważniejsze w budżecie są potrzeby rodzinne. Haz- Anon odradza podejmowanie pracy przez kobietę w celu spłacenia długów hazardowych oraz przestrzega przed podejmowaniem, podpisywaniem i zbieraniem zobowiązań grającego męża. Żonom, które zdecydowały się podjąć pracę lub już pracują Haz-Anon poleca, aby zarobione pieniądze nie były wykorzystane na spłatę długów hazardzisty.
Haz-a-teen
Haz-a-teen jest grupą samopomocy dla dzieci i młodzieży kompulsywnych hazardzistów, zarówno tych nie należących, jak i tych będących we wspólnotach AH i Haz-Anon. Jako Haz-a-teen wspólnota potwierdza fakt, że dzieci, nastolatki i młodzież, których rodzice kompulsywno grają, są sfrustrowane i zagubione w wyniku sytuacji rodzinnej. Celem Haz-a-teen jest więc pokazanie, jak żyć z problemem hazardu w rodzinie. Członkowie Haz-a-teen otrzymują pomoc w stawaniu się pełnoprawnymi osobami i w budowaniu wewnętrznego pokoju ducha.
Kompulsywne granie, jak podkreśla Haz-a-teen, nie jest dziedziczne. Grupy Haz-a-teen pomagają młodzieży, która szuka sposobów ucieczki od problemów hazardu ( m.in. wchodząc w granie) konfrontować się z rzeczywistością. W grupie Haz-a-teen dzieci i nastolatki uczą się, że wprawdzie powinny okazywać miłość, szacunek i zrozumienie obojgu rodzicom, to kontrolować mogą jedynie swoje życie.
Bez względu na trudności doświadczane w domu rodzinnym, każde dziecko może lepiej żyć dzięki programowi Haz-a-teen. Wspólnota ma swój Program Zdrowienia i swoje Tradycje. Mitingi prowadzone są zgodnie z zasadami grupowego dzielenia się doświadczeniem. Haz-a-teen jest wspólnotą niezależną od AH i Haz-Anon, ponieważ tylko dzieci kompulsywnych graczy mogą zrozumieć inne dzieci kompulsywnych graczy.
Grupy Haz-a-teen prowadzone są przez swoich członków. Są to grupy niezależne, decydujące o sobie, posiadające jednak swoich ,,sponsorów'' z AH i Haz-Anon, lub z obu wspólnot jednocześnie. Sponsorzy przychodzą na spotkania, ale ich nie prowadzą. W miarę potrzeby jako arbitrzy rozstrzygają kwestie sporne i odpowiadają na postawione pytania. Bardzo surowo przestrzegają poufności mitingów.
Podsumowanie
W literaturze Haz-Anon podkreśla się fakt, że program wspólnoty opiera się na duchu samopomocy. Nikogo nie zmusza się do uczestniczenia we wspólnocie, wszelki przymus przeczy fundamentalnym założeniom wspólnoty.
Wieloletnie doświadczenie wspólnoty pokazuje, że aby skutecznie przejść przez proces zdrowienia warto skorzystać z jej wskazówek. Osoby wchodzące do wspólnoty po raz pierwszy zaczynają rozumieć, że praktykowanie programu Haz-Anon jest najlepszym sposobem na osiągnięcie pokoju ducha i dobrego samopoczucia.
Czytając ten rozdział, widać wyraźnie, że Haz-Anon i AH używają podobnych słów, konceptów, strategii. Jasne jest też, że u podstaw programów zdrowienia obu wspólnot leżą te same założenia psychologii behawioryzmu, wartości wiary w Boga czy innego rodzaju wiary, znaczenia grupy w procesie zdrowienia, anonimowości itp. Te podobieństwa nie sprawiają, że obie wspólnoty mają identyczne cele, zasady przynależności czy struktury. Każda wspólnota jest niezależną, dobrowolną, samoutrzymującą się organizacją, do której należą kobiety i mężczyźni szukający sposobów zdrowienia ze swoich odmiennych doświadczeń życia z problemem kompulsywnego hazardu.
Anonimowi Hazardziści, Haz-Anon i Haz-a-teen to najlepsze programy, dla osób dotkniętych problemem kompulsywnego hazardu. Najbardziej skutecznym sposobem jest dzielenie się doświadczeniem z innymi, którzy doświadczyli tego samego problemu. Moc wielu umysłów skoncentrowana na wspólnym celu ma wielką siłę i zdolność uzdrawiania. I to właśnie jest duchowa istota Haz-Anon i Haz-a-teen.
Fazy kompulsywnego hazardu i procesu zdrowienia
Faza zwycięstw
Okazjonalne granie
Częste granie
Ekscytacja przed i w trakcie gry
Częstsze granie
Zwiększanie kwoty zakładów
Marzenia o wielkiej wygranej
Wielka wygrana
Nierealny optymizm
Faza przegranych
Granie w pojedynkę
Przechwalenie się wygranymi
Myślenie tylko o graniu
Długie okresy przegrywania
Niemożność zaprzestania gry/pożyczanie pieniędzy w sposób legalny
Maskowanie się, kłamanie
Zaniedbywanie rodziny
Strata czasu poświęconego na pracę
Opóźnienia w spłacie długów
Zmiana osobowości: podirytowanie, napięcie, wycofanie
Nieszczęśliwe życie rodzinne
Pożyczanie na dużą skalę (legalnie i nielegalnie)
Niemożność spłaty długów
Zastawianie rzeczy
Faza desperacji
Utrata reputacji
Zwiększone kwoty zakładów, zwiększony czas poświęcony na granie
Odcięcie się od rodziny i przyjaciół
Wyrzuty sumienia
Obwinianie innych
Panika
Czyny nielegalne
Poczucie beznadziei
Myśli i próby samobójcze
Aresztowania
Rozwód
Alkohol
Załamanie nerwowe
Wycofanie
Faza krytyczna
Autentyczne pragnienie uzyskanie pomocy
Nadzieja
Realistyczne myślenie, zaprzestanie grania
Myślenie odpowiedzialne
Odbudowywanie osobow
Analiza potrzeb duchowych
Jaśniejsze myślenie
Podejmowanie decyzji
Rozwiązywanie problemów
Powrót do pracy
Faza rekonstrukcji
Płacenie rachunków, planowanie budżetu,
Planowanie spłat
Poprawa relacji rodzinnych
Akceptacja własnych słabości i mocnych stron
Nowe zainteresowania
Powrót szacunku do samego siebie
Stawianie sobie nowych celów
Wzrost zaufania rodziny i przyjaciół
Rozwiązanie problemów legalnych
Więcej czasu dla rodziny
Mniej niecierpliwości
Mniej irytujących zachowań
Większe odprężenie
Faza wzrostu
Spadek koncentracji na graniu
Wgląd w samego siebie
Szybka konfrontacja z problemami
Okazywanie innym uczuć
Zrozumienie siebie i innych
Oddanie się innym
Nowy styl życia
Robert L. Custer M.D.
Narodowa Rada ds. Kompulsywnego Hazardu, Nowy Jork
ROZDZIAŁ VII
LECZENIE, BADANIA I INNE INFORMACJE DLA PROFESJONALISTÓW
Kompulsywny hazard jest poważnym i ciągle rosnącym problemem społecznym. Do niedawna większość osób ze środowiska profesjonalistów nie rozumiała dokładnie, na czym polega te zaburzenie. Dlatego jednym z celów AH jest poinformowanie psychiatrów, psychologów, lekarzy, pracowników społecznych, księży, sędziów, osób zawodowo zajmujących się egzekwowaniem prawa i wszystkich innych, którzy mają kontakt z kompulsywnymi hazardzistami o właściwościach tego zaburzenia i jego leczeniu. Potrzeba rozpowszechniania informacji o kompulsywnym hazardzie jest olbrzymia, o czym świadczy choćby fakt, ze wielu zawodowców, z którymi kontaktowała się wspólnota nie uznawało kompulsywnego hazardu za chorobę.
Profesjonalista, który rozumie, na czym polega patologiczny hazard może skierować daną osobę do Anonimowych Hazardzistów, którzy prowadzą najbardziej skuteczną terapię tego zaburzenia. Efektywność innych rodzajów leczenia wzrasta, gdy jednocześnie prowadzona jest oferowana przez wspólnotę terapia grupowa.
Mając świadomość znaczenia badań i leczenia, AH współpracują z wieloma agencjami zaangażowanymi w leczenie lub badanie patologicznego hazardu. Są to np. : Narodowa Rada ds. Kompulsywnego Hazardu, Narodowa Fundacja ds. Kompulsywnego Hazardu, Centrum Doradcze Kompulsywnego Hazardu Johna Hopkinsa i inne. Niniejszy rozdział opisuje prace niektórych specjalistów z dziedziny patologicznego hazardu.
Prace Roberta L. Custera M. D
Doktor Robert Custer uznawany jest dzisiaj za przodującego eksperta w badaniu i leczeniu kompulsywnego grania. Stoi na czele Dywizji Zdrowia Psychicznego i Nauk Behawioralnych Serwisu Administracji Weteranów. Związany jest również z większością agencji zajmujących się leczeniem i badanem kompulsywnego hazardu. Aby pomóc osobom cierpiącym z powodu patologicznego hazardu, dr Custer ściśle współpracuje ze Wspólnotą Anonimowych Hazardzistów.
Głównie dzięki wysiłkom dr Custera Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne w 1980 oficjalnie uznało patologiczny hazard jako zaburzenie behawioralne. Od tego momentu coraz
więcej osób zajmujących się zdrowiem psychicznym ma świadomość, czym jest ta choroba i jak ją leczyć.
W DSM III Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne zauważa, że patologiczny hazard i alkoholizm zwykle zaczynają się w okresie dorastania. Zdaniem ATP wydaje się, że zaburzenie występuje częściej u mężczyzn niż u kobiet oraz u ,,ojców synów i matek córek z tym zaburzeniem niż w całej populacji ”.
DSM III wymienia również czynniki zwiększające prawdopodobieństwo wystąpienia choroby: strata rodziców poprzez śmierć, separację, rozwód czy wyprowadzenie się rodzica z domu przed ukończeniem przez dziecko piętnastu lat. Do wystąpienia choroby przyczynia się również nieobecność rodziców oraz niewłaściwa dyscyplina: niekonsekwencja lub nadmierna surowość. Inne czynniki to ekspozycja na hazardową aktywność w okresie dorastania, umiejscowienie wartości rodzinnych w materialnych i finansowych rzeczach, brak koncentracji w rodzinie na oszczędzaniu, planowaniu i określaniu budżetu.
Badanie powracających do zdrowia kompulsywnych hazardzistów Custer 1978
W roku 1977 w trakcie Krajowej Konferencji AH dr Custer wraz z Lillian F. Custer R.N. w ramach swojej pracy ze wspólnotą przeprowadzili wstępne badanie zbierające dane o zdrowiejących kompulsywnych hazardzistach AH. Badanie przeprowadzono na grupie 150 osób z amerykańskich i kanadyjskich grup AH. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo wyboru respondentów rzeczywiście powracających do zdrowia, w badaniu wzięły udział osoby będące we wspólnocie średnio ponad 7 lat. Wyniki nie są reprezentatywne dla całej populacji kompulsywnych hazardzistów, ani nawet dla członków Wspólnoty AH. Dobrze jednak pokazują, na czym polega proces zdrowienia.
Badanie sugeruje, że 96 % członków AH to mężczyźni. Dr Custer zauważa, że ten rezultat zgadza się z obserwacją osób uczestniczących w mitingach, nie odzwierciedla jednak częstości występowania kompulsywnego hazardu u kobiet w USA. Uważa on, że niewielka liczba kobiet w AH może wynikać z faktu, ze panie preferują terapię prywatną. Inne możliwe wytłumaczenie tak niskiej liczby to brak wsparcia kobiet, kompulsywnych hazardzistek, ze strony ich mężów: jeśli chodzi o uczęszczanie na mitingi Haz-Anon, jak i zachęcanie do szukania pomocy.
Inne demograficzne cechy charakterystyczne określone w badaniu to częste występowanie wśród AH osób, które są: żonate (zamężne), dobrze wykształcone, pracujące, wyznające judaizm. Dr Custer podkreśla, że w celu określenia, czy powyższe cechy charakteryzują wszystkich kompulsywnych hazardzistów, czy tylko członków AH należy dokonać dalszych badań.
Badanie dr Custer dotyczyło również relacji zdrowiejących hazardzistów do programu AH i powiązanych z nim wspólnot. Wyniki tej części jednoznacznie wskazują, że osoby biorące udział w badaniu gorąco wspierają wspólnotę AH, Haz-Anon i Haz-A-Teen, regularnie uczestniczą w mitingach AH, a ich współmałżonkowie należą do Haz-Anon. Warto tu zauważyć, że większość badanych miała już możliwość uczestniczenia w mitingach, takiej możliwości nie mają kompulsywni hazardziści mieszkający na terenach, gdzie mitingów nie ma.
Ta część badania ujawniła również fakt, ze prawie sześciu na dziesięciu (58%) badanych doświadczyło jednego lub więcej nawrotu hazardu w trakcie praktykowania programu. Dr Custer podkreśla, jak ważne jest zobaczenie, że powroty do hazardu niekoniecznie oznaczają niezdolność do podjęcia wzrostu i zdrowienia poprzez program wspólnoty - w badaniu brały udział osoby, które z powodzeniem realizują program,
Inny wniosek z badania pokazuje, że jakieś 40 % osób zanim trafiło do AH, spotkało się ze specjalistą zdrowia psychicznego. Dr Custer zauważa, że osoby te szukały pomocy i jej nie otrzymały ze względu na ogólny brak wiedzy o kompulsywnym hazardzie. Fakt, że specjaliści zdrowia psychicznego mogli nie wiedzieć o istnieniu wspólnoty AH pozwala Custerowi konkludować, że owi specjaliści muszą dowiedzieć się więcej o kompulsywnym graniu, programie AH i leczeniu kompulsywnych hazardzistów.
W badaniu zawartych również było dwadzieścia pytań stawianych każdej osobie świeżo wchodzącej do wspólnoty. We wspólnocie uważa się, że większość kompulsywnych hazardzistów odpowiada: ,,tak” na co najmniej siedem z dwudziestu pytań. Custer w swoim badaniu stwierdził dużo wyższą proporcję: średnio osiemnaście twierdzących odpowiedzi wśród badanych. Jedna trzecia respondentów odpowiedziała ,,tak” na wszystkie pytania.
Czternaście z dwudziestu pytań otrzymało twierdzącą odpowiedź w ponad 90% przypadkach, a trzy otrzymały ,,tak” w 99.5 % odpowiedzi. To były pytania: czy hazard powodował, że twoje życie rodzinne stawało się nieszczęśliwie, czy pożyczałeś pieniądze na grę i czy odczuwałeś wyrzuty sumienia po grze. Wyniki doprowadziły dr Custera do wniosku, że wyrzuty sumienia są kluczowym czynnikiem motywującym hazardzistę do szukania pomocy w AH.
Badanie z 1977 roku dotyczyło również wzorów zachowań i cech charakterystycznych dla Anonimowych Hazardzistów. Uczestnicy badania we własnym mniemaniu odznaczali się tendencją do rywalizacji, atletyczną budową ciała i wysokim poziomem energii. Zaskoczeniem było mniejsze niż się można było spodziewać w takiej grupie występowanie picia i palenia.
Dr Custer porównał dane z badania dotyczące charakterystyki kompulsywnego hazardzisty z obserwacjami centrów leczenia uzależnienia od hazardu na terenie całego kraju. W wyniku porównania dr Custer stwierdził, ze większość cech wskazanych przez hazardzistów występowała przed rozpoczęciem grania. Custer doszedł do wniosku, że są to cechy obecne przez cały okres życia: od okresu dorastania lub wcześniej i ciągnące się przez proces zdrowienia. Niepokojącym odkryciem dla dr Custer było stwierdzenie tendencji do zwiększenia ilości wypijanego alkoholu u osób, które zaprzestały hazardu.
Część badania dotycząca dzieciństwa i historii rodziny wskazała na silną rodzicielską deprywację we wczesnym okresie życia u członków wspólnoty. Co najmniej połowa respondentów w dzieciństwie doświadczyła poważnych zaburzeń w relacji z rodzicami, czy to poprzez nieobecność rodzica (21%), wykorzystanie fizyczne (13%), czy chorobę rodzica (36%). Z tego powodu Custer uważa, że kompulsywni hazardziści mają tendencje do wkraczania w okres dorastania z zaniżonym poczuciem własnej wartości i dlatego, aby udowodnić swoją wartość i zyskać akceptację, podejmują takie ryzyko jak gry hazardowe.
Dr Custer zauważa również, że alkoholicy, pacjenci podejmujący próby samobójcze i pacjenci depresyjni mają podobne doświadczenia z przeszłości co przebadani kompulsywni hazardziści. Znaczące występowanie samobójstw i alkoholizmu pośród bliskich krewnych sugeruje, że dalsze badania powinno się prowadzić w kierunku występowania psychozy maniakalno-depresyjnej w rodzinie.
Celem badania Custera było też zebranie informacji o historii uprawiania hazardu pośród jego uczestników. Okazało się, że zachowanie związane z hazardem i pierwszy większy zakład (określony tutaj na 20 dolarów lub więcej) rozpoczyna się głównie w okresie dorastania. ,,Wielka wygrana” bardzo często zdarzała się wcześnie, co zdaniem dr Custera było silnym czynnikiem wzmacniającym. Custer stwierdza, ze dalsze badania powinny dokładniej analizować zjawisko ,,wielkiej wygranej” z uwzględnieniem wieku, dochodu, pozycji społecznej i momentu wystąpienia ,,wygranej”.
Badanie pokazało, że średnia wieku rozpoczynania hazardu to 17 lat, a średnia wieku przyjścia po raz pierwszy do Wspólnoty Anonimowych Hazardzistów to 39.7 lat. Na podstawie okresu pomiędzy tymi dwoma latami dr Custer stwierdza, że kompulsywny hazard jest zdecydowanie zaburzeniem chronicznym.
Inne konkluzje badania to wysoki odsetek członków AH, którzy opisują hazard jako czynność budującą ego. Większość osób przyznała się do odczuwanego przymusu gry, chociaż zaprzestały grać. Według dr Custera jest to wpływ programu Anonimowych Hazardzistów i filozofii wspólnoty ,,właśnie dzisiaj”.
Badania Custera dotyczyły również problemów kompulsywnego hazardzisty w relacji do rodziny i ogólnie wspólnoty. Bardziej niż częste występowanie problemów finansowych, rodzinnych i zawodowych u badanych osób uderza wniosek, ze prawie jedna piąta (18%) z nich podejmowała próby samobójcze. To pokazuje efekt chronicznego stresu, przegranych i stopnia rozpaczy, do jakiej doprowadza kompulsywny hazard.
Ostatnia część badania dr Custera ocenia postępy dokonane przez osoby będące we wspólnocie Anonimowych Hazardzistów od momentu wstąpienia. Wyniki są imponujące. Więcej niż osiem na dziesięć osób (84 %) stwierdziło, ze wykształciło u siebie zdrowe nawyki zastępujące hazard. Więcej niż siedem na dziesięć osób (74 %) miało poczucie, ze od momentu wejścia w program dobrze zintegrowało jego zasady.
Kolejne konkluzje wskazywały na powodzenie programu AH. Prawie wszystkie osoby badane (99,5%) stwierdziły, ze zachowują się bardziej odpowiedzialne, 98% osób stwierdziło, że dokonało lub dokonuje zadośćuczynienia, a 96 % osób stwierdziło, że całkowicie zaprzestało hazardu. Dr Custer kończy stwierdzeniem, że ,,stanowi to o istocie skutecznego leczenia kompulsywnych hazardzistów tj.: zaprzestanie granie, dokonanie zadośćuczynienia i poszukiwanie leczenia”.
Dr Custer rekomenduje podjęcie badań dotyczących znaczenia dostępności hazardu i uzależniających właściwości rożnych typów hazardu i ich związku (o ile takowy istnieje) ze zdrowieniem. Dr Custer uważa również, że powinno się podjąć kolejne badania oceniające szkody poczynione przez kompulsywnych hazardzistów ich rodzinom, pracodawcom, bankom, instytucjom pożyczkowym i wymiarowi sprawiedliwości.
Pełny kwestionariusz i wnioski z badania Custera zawarte są w załączniku II na końcu książki.
Fazy kompulsywnego hazardu – badanie Custera 1979
W trakcie swoich obszernych badań Custer wyodrębnił trzy główne fazy zaburzenia kompulsywnego hazardu: fazę zwycięstw (wygranych), fazę strat (przegranych) i fazę desperacji. Poniższy fragment pochodzi z ,,Ogólnego opisu kompulsywnego hazardu”, referatu dr Custera wygłoszonego w kwietniu 1979 roku w szpitalu South Oaks, Amityville, Long Island.
Przebieg zaburzenia można w przybliżeniu podzielić na trzy etapy: we wstępnej fazie (fazie wygranych) często zdarza się duża wygrana już na początku lub na wczesnych etapach ,,kariery” gracza. Zwykle odbywa się to przed osiągnięciem wieku umożliwiającego legalne korzystanie z infrastruktury hazardowej. Następuje kontynuacja gry i częste wygrane. Pojawia się entuzjazm i ekscytacja przed i w trakcie gry. Wysokość zakładów wzrasta stopniowo, tej fazy nie charakteryzują znaczące wzrosty zakładów. Krok po kroku, obstawia się coraz częściej. Wygrane sprawiają przyjemność, hazardzista szasta uzyskanymi w ten sposób pieniędzmi, aby zrobić wrażenie na innych. Ponieważ szybko rozwija się wiedza o hazardzie, następuje kontynuacja wygrywania, podejmuje się ryzyko i zakłady. W tym momencie hazardzista staje się umiejętnym graczem, jeszcze może przestać grac i jeszcze kontroluje grę, ale nie chce przerywać tego, co mu sprawia tyle radości i przynosi zysk. Na tym etapie hazardzista rzadko pożycza, zwykle wystarczają mu wygrane. Faza zwycięstw może trwać od miesięcy po lata i zwykle kończy się wielką wygraną w przybliżeniu wysokości rocznej pensji w tym okresie. Wygrane, a zwłaszcza wielka wygrana budują w głowie hazardzisty myślenie, że tak się zdarza i tak się może jeszcze zdarzyć, a może kolejna wygrana będzie jeszcze większa. Wygrywanie jest także postrzegane jako rozwiązanie wszelkich problemów finansowych. Przysparza radości i wymaga mało planowania i mało wysiłku.
Epizod z wielką wygraną zwiastuje koniec pierwszej fazy i początek drugiej fazy (fazy przegranych), w której optymistyczna postawa wobec wygrywania staje się klasyczną częścią stylu gry. Osoba w tej fazie chwali się wygranymi i ciągle myśli o hazardzie. W tym czasie granie coraz bardziej traci swój towarzyski wymiar i zaczyna się granie samemu. Po wielkiej wygranej gwałtownie rośnie wysokość zakładów w nadziei na jeszcze większą wygraną. Wtedy zaczyna się pasmo przegranych, trudne do przyjęcia. Pula wygranych szybko się wyczerpuje, bo stawiane zakłady są coraz wyższe. Hazardziści w tej fazie sięgają po pieniądze, które wcześniej zarobili, zaoszczędzili lub zainwestowali – wszystko po to, by się odegrać. Przegrywanie jest nie do przyjęcia, muszą odzyskać utracone pieniądze. I zaczyna się pościg: obstawianie coraz wyżej w pogoni za poniesionymi stratami. Wytrawni gracze określają takie zachowanie jako grzech główny hazardu. Kompulsywny hazardzista owładnięty irracjonalnym optymizmem lekceważy tę zasadę. Obstawia więcej i częściej, z uczuciem pewnego przynaglenia, które redukuje jego umiejętności gry. To z kolei powoduje jeszcze większe straty. Pogoń za pieniędzmi nabiera tempa i rozpoczyna się sprzedawanie obligacji, likwidowanie polis ubezpieczeniowych i legalne pożyczanie. Pożyczanie jest nowym doświadczeniem w życiu kompulsywnego hazardzisty. Ma w sobie coś z wygranej: szybko i bez wysiłku zdobyte pieniądze. Hazardzista nie przejmuje się w tym momencie spłatą długów, ponieważ przekonany jest, że dzięki grze zdobędzie potrzebne pieniądze. W momencie, kiedy zaczyna się pożyczanie na dużą skalę, wzrastają obstawiane kwoty. Niegdyś świetny, hazardzista staje się teraz słabym graczem, który coraz wyżej obstawia. Jego celem jest jak najszybsze spłacenie długów tak, żeby rodzina się o niczym nie dowiedziała. Kłamstwa i udawanie zaczynają odgrywać coraz większą rolę w życiu hazardzisty, wynajduje on coraz bardziej wymyślne wymówki wobec współmałżonka i pracodawcy. Przecież ,,wie”: pasmo wygranych jest tuż tuż…, oddalone tylko o jeden zakład. W tym momencie kompulsywny hazardzista zaczyna wywierać toksyczny wpływ na osoby go otaczające. Zaczyna tracić czas w pracy i spada jego produktywność. Rodzina widzi go coraz rzadziej, a nawet wtedy, gdy jest w domu, nie poświęca uwagi rodzinnym potrzebom i problemom. W miarę jak rośnie brak zainteresowania rodziną (a zainteresowanie grą), problemy w domu i w pracy narastają. Gdy kłamstwa wychodzą na jaw, pogarsza się relacja ze współmałżonkiem. W tej fazie zdarzają się okazjonalne wygrane, zwykle jednak ich wysokość jest niższa od tego, co pożyczył hazardzista. Spłacane są tylko najpilniejsze długi, bowiem większość gotówki musi być zarezerwowana na hazard. Pomimo wzlotów i upadków hazardzista traci grunt pod nogami. Jego gorączkowym marzeniem jest wygrać jeszcze więcej, spłacić długi i mieć dużą rezerwę pieniędzy, aby nie być zmuszonym do pożyczania i w ten sposób nie przerywać grania.
Naciski ze strony wierzycieli narastają, co grozi ujawnieniem prawdy i zagraża bezpieczeństwu hazardzisty. Trzeba się tłumaczyć z niezapłaconych rachunków i rozliczać z windykacją. Deprywacja podstawowych potrzeb rodziny prowadzi do alienacji ze strony współmałżonka, rodziców i dzieci. Ponieważ wyczerpały się możliwości legalnego pożyczania, pojawia się ryzyko nielegalnych pożyczek. Zaczyna się zwykle od bukmacherów, a kończy na lichwiarzach. W końcu pod wpływem presji i nacisków hazardzista znajduje się w krytycznej sytuacji finansowej, kiedy to, albo zapłaci dużą sumę pieniędzy albo czeka go fizyczna krzywda, śmierć, utrata pracy, rozwód czy więzienie. W tym momencie hazardzista przynajmniej częściowo przyznaje się do prawdy wobec rodziców, współmałżonka czy teściów i prosi ich o pieniądze. I pieniądze zawsze otrzymuje – są to pieniądze na wyciągnięcie z kłopotów. Zawierane jest przy tym otwarte lub domyślne porozumienie, że hazardzista przestaje grać. Takie ,,wyciągnięcie” z kłopotów jest szczególnie niebezpieczne, ponieważ uniemożliwia hazardziście podjęcie odpowiedzialności za własne czyny. Podobne jest do wielkiej wygranej, która tylko wzmacnia nierealny optymizm stwarzając iluzję, że nic złego się nie przytrafi. Przerwanie gry jest tylko chwilowe. Pierwsze wyciągnięcie z kłopotów przez innych oznacza koniec fazy przegranych i początek trzeciej fazy: desperacji. W tej fazie inni mogą wyciągać hazardzistę z kłopotów jeszcze kilka razy, a jednocześnie powoli będą przestawać się nim interesować. Doprowadza to do izolacji hazardzisty: rodzina, która udzieliła pożyczki nie widzi ani swoich pieniędzy ani przerwania hazardu. Charakterystyczny dla tej fazy jest ponowny wzrost zainwestowanego w grę czasu i pieniędzy. Myśl o wysokości pożyczonych pieniędzy pragnienie szybkiej spłaty, alienacja ze strony rodziny i przyjaciół, utrata reputacji w środowisku i nostalgiczne pragnienie zatrzymania pierwszych dni wygrywania – to wszystko wywołuje panikę. Przekonany, że wielka wygrana rozwiąże te problemy hazardzista zaczyna grać jeszcze bardziej gorączkowo. Wciąż jest pełen optymizmu, że mu się uda wygrać, jednak powoli jego optymizm słabnie. Uderzającą cechą tej fazy jest pożerająca intensywność hazardu i pozorne lekceważenie rodziny, przyjaciół i pracy. Pod takim naciskiem niegdyś eksperckie umiejętności hazardzisty całkowicie się załamują. Strata posiadanych pieniędzy bez możliwości zaciągnięcia kredytu prowadzi do zwiększonego ryzyka podejmowania nielegalnych pożyczek i popełnienia przestępstw nie uciekających się do przemocy – wszystko po to, aby zdobyć pieniądze na grę. Niektóre osoby stosują nieuczciwe sposoby, aby wydobyć pieniądze od innych naiwnych i niczego nie podejrzewających graczy. Głównym sposobem na zdobycie pieniędzy jest wystawianie czeków bez pokrycia. Hazardziści racjonalizują tłumacząc sobie swoje nielegalne zachowanie, że kiedyś uregulują konto. Pobudza ich do tego marzenie o spłaceniu sceptycznych wierzycieli. Co dziwne, niektórym hazardzistom w tej fazie udaje się jednocześnie utrzymać na stanowisku pracy lub prowadzić własny business i dalej grać. Jakby mieli siłę być jednocześnie w dwóch światach.
Z zasady kompulsywny hazardzista nie umie się relaksować, ale nerwowość, irytacja i nadwrażliwość na tym etapie narasta do tego stopnia, że ma on kłopoty ze snem, spożywa nieregularne posiłki i nie znajduje w życiu przyjemności. Nawet samo granie praktycznie nie sprawia teraz przyjemności. I w tej fazie zdarzają się wciąż okazjonalne wygrane, ale ich konsekwencją jest obstawianie wyżej i przegrywanie więcej. W tym momencie rozpada się świat kompulsywnego hazardzisty. Jest wyczerpany fizycznie i psychicznie, owładnięty bezsilnością i beznadziejnością, pogrążony w długach, wyizolowany, na skraju rozwodu, niechciany. Jednej czwartej hazardzistów grozi wtedy aresztowanie. Pojawiają się często myśli i próby samobójcze oraz depresja. Nie wiadomo, ile osób popełnia samobójstwo. W tym momencie kompulsywni hazardziści mają cztery opcje: samobójstwo, więzienie (pod kontrolą innych), ucieczka i poszukiwanie pomocy. Wciąż odczuwają przemożną chęć grania.
Badanie Custera z 1981 roku: ,,Miękkie przejawy patologicznego hazardu”
W roku 1981 dr Custer wraz z Lillian F. Custer R.N. zaprezentował wyniki badania dotyczącego ,,miękkich przejawów” patologicznego hazardu. Zdaniem Custer miękkie przejawy danego zaburzenia behawioralnego to ,,te przejawy, które nie mają wartości diagnostycznej, ale które, jak można czasami zaobserwować, mają związek z zaburzeniem”. Przejawy zaburzenia o twardej wartości diagnostycznej z kolei to podstawowe elementy osobistej historii życia, osobowości i zachowania stale kojarzone z danym zaburzeniem.”
Miękkie przejawy powiązane z zaburzeniem, jakim jest patologiczny hazard stanowią informację dodatkową wobec twardych, diagnostycznych symptomów zaburzenia. Custer zauważa, że miękkie przejawy zaburzenia uwiarygodniają postawioną diagnozę dając osobie stawiającej ją większą pewność przy zalecaniu sposobu leczenia. Mają też znaczenie przy różnicowaniu pomiędzy patologią – w tym wypadku patologicznym hazardzistą- a osobowością antyspołeczną, która uprawia hazard. Takie rozróżnienie jest bardzo ważne zdaniem Custera i powinno się go dokonać przed określeniem sposobu leczenia. Badanie miękkich przejawów patologicznego hazardu jest także bardzo ważne z tego względu, że niektóre miękkie przejawy mogą być rozpoznane jako twarde symptomy zaburzenia.
Badanie Custera wyróżniło wiele cech osobowości będących miękkimi przejawami patologicznego hazardu. Jedną z najbardziej uderzających jest wysoka inteligencja: kompulsywni hazardziści mają średnie I.Q. ponad 120 w porównaniu z ogólną średnią 100. Custer zauważa, że osoba o antyspołecznej osobowości uprawiająca hazard prawdopodobnie będzie miała inteligencję poniżej przeciętnej. Kompulsywni hazardziści określają się też jako osoby o dużym poziomie energii. Trudno im zaakceptować osoby o niższym poziomie energetycznym. Często mają za sobą osiągnięcia w sporcie i dobre wyniki w nauce (chyba, że nauka została przerwana przez hazard). Kompulsywni hazardziści zwykle są ,,pracoholikami” i nie mają zainteresowań.
Badanie ujawniło również, że osobowości patologicznych graczy cechują interesujące przeciwieństwa: takie osoby unikają konfliktów – uciekając się w razie potrzeby do kłamstw, przesady i zniekształcania rzeczywistości, a przy tym pozostają bardzo krytyczne w stosunku do swoich współmałżonków, przyjaciół i rodziny. Kompulsywni hazardziści opisują siebie także w kategoriach krańcowych: jako perfekcjoniści, jako osoby bardzo hojne lub bardzo skąpe.
Hazard dominuje aktywność życiową gracza, tak, że nie ma już miejsca na inne działania. Na przykład w podróż poślubną hazardzista udaje się w takie miejsce, gdzie można grać. Rzadko korzysta z alkoholu czy narkotyków, aby wzmocnić emocje związane z hazardem. Custer zauważył również, że hazardzistów pociągają osoby, które nie boją się ryzyka i w nie wchodzą, w businessie sami hazardziści często ponoszą ryzyko. Nawet w nocy budzą się pod wpływem hazardowych koszmarów lub cierpią na bezsenność.
Badanie Custera zidentyfikowało również modele komunikacji, które można uznać za miękkie przejawy patologicznego hazardu np. korzystanie z telefonu w taki sposób, że zakłóca to pracę i życie towarzyskie. Hazardzistę często nużą sytuacje społeczne, a jego próby okazywania zainteresowania rozmową są często połowiczne. Custer zauważył, że hazardziści są dobrymi organizatorami, ale słabymi uczestnikami. Lubią inicjować różne projekty, ale rzadko doprowadzają je do końca.
Zaskoczeniem nie jest kolejny wniosek z badania, że patologiczni gracze w swoim podejściu do spraw finansowych nie są zbyt wymagający. Tylko niewielu z nich miało w dzieciństwie założony rachunek oszczędnościowy. Jako dorośli wyznają przekonanie, że pieniądze są po to, aby je wydawać, a nie odkładać. Badanie pokazało, że hazardziści rzadko uciekają się do pożyczania czy kradzieży, gdy mają pieniądze na obstawienie zakładów. Gdy natomiast zaciągają pożyczki w legalny sposób, pożyczają coraz więcej i na coraz większe kwoty. Gdy potrzebują pieniędzy pożyczają pieniądze pod zastaw polis ubezpieczeniowych, likwidują polisy, zastawiają swoją biżuterię lub biżuterię współmałżonka. Występowanie stanu upadłości u kompulsywnych graczy przed wstąpieniem do AH wynosi jeden do pięciu – o wiele więcej niż w populacji ogólnej. Patologiczni gracze dają duże napiwki i wydają dużo pieniędzy, ale jak wynika z badania Custera nie robią tego w sposób ostentacyjny. Wolą nosić ze sobą gotówkę niż czeki.
Badanie Custera dotyczyło również charakterystyki stylu gry. Dla hazardzisty hazard jest najbardziej przyjemnym, relaksującym i ekscytującym doświadczeniem, ale z czasem te pozytywne uczucia tracą na sile. Wygrywanie jest doświadczeniem przyjemnym, ale i ta przyjemność z czasem maleje. Przegrywanie to agonia, którą uśmierzyć może tylko następny zakład. Większość graczy świetnie pamięta epizody wygrywania, kiedy to wysokość wygranej dochodziła do ich sześciu pensji.
Z badania wynika także, że kompulsywni hazardziści posiadają wyspecjalizowaną wiedzę z zakresu prawdopodobieństwa w grach najczęściej przez nich stosowanych. Większość z nich traktuje swoich bukmacherów z ,,niezwykłą lojalnością”, nie ze strachu, raczej dlatego, że postrzega ich jako swoich przyjaciół czy partnerów w businessie. Wobec przemysłu hazardowego jako całości zachowują jednak nieufność.
Zdaniem Custera kompulsywni hazardziści nie prowadzą rozliczenia swoich hazardowych zysków i strat. Spłacają długi wygranymi pieniędzmi, ale zostawiają sobie rezerwę na dalszą grę. Priorytetowe miejsce hazardu w ich życiu nie ogranicza się tylko do pieniędzy, większość graczy uważa, że hazard jest ważniejszy od innych czynności społecznych.
Leczenia wg dr Custera
Kompulsywni hazardziści, którzy szukają pomocy u doktora Custera w pierwszym rzędzie otrzymują intensywne wsparcie psychoterapeutyczne, aby przetrzymać fazę desperacji. Po początkowym okresie dwóch, trzech tygodni dr Custer zaleca, aby terapeuta i pacjent zawarli umowę, że pacjent obiecuje zrobić wszystko, co w jego mocy, aby unikać gry. Często włącza się rodzinę, aby wzmocnić te postanowienie.
Następnym etapem w podejściu terapeutycznym Custera jest zaangażowanie pacjenta w program Anonimowych Hazardzistów. We wspólnocie razem z hazardzistą tworzony jest plan spłacenia wszystkich długów. Hazardzista otrzymuje też pomoc w rozwiązaniu problemów prawnych i małżeńskich. Na koniec zachęca się go do podjęcia aktywności, która zastąpi hazard i która pomoże zbudować nowe sensowne cele życiowe. Dr Custer opracowuje wykres ,,V”, który ilustruje historię kompulsywnego hazardu i powrotu do zdrowia.
Dr Custer jest zwolennikiem terapii grupowej, ponieważ chroniczne manipulowanie i oszukiwanie łatwiej rozpoznać w sytuacji grupowej. Sposoby racjonalizacji hazardzistów usprawiedliwiające ich zachowania łatwiej zdemaskować w konfrontacji z osobami, które same stosowały podobne wymówki i intrygi. Dr Custer ocenia, że jego program leczenia, który zawiera przynależenie do AH jest skuteczny w około połowie leczonych przypadków.
Badanie Juliana Tabera dotyczące leczenia kompulsywnych hazardzistów
Podejmując próbę zrozumienia relacji pomiędzy kompulsywnym graczem, a osobami go leczącymi dr Taber przeprowadził badanie dotyczące tego zaburzenia i jego leczenia. Jako szef oddziału Brecksville Unit w szpitalu VA Cleveland Taber opracował kwestionariusz do swojego badania i poprosił o wypełnienie go przez cztery grupy badawcze: osoby wychodzące z uzależnienia poprzez program Anonimowych Hazardzistów, specjalistów od leczenia, psychologów i psychiatrów.
Grupa I
Powracający do zdrowia kompulsywni hazardziści
W skład grupy badawczej weszło czterdziestu dwóch zdrowiejących członków wspólnoty Anonimowych Hazardzistów z grup w Cleveland, Detroit, Pittsburgh i Nowego Jorku. Te osoby regularnie uczęszczały na mitingi w miesiącu poprzedzającym dystrybucję kwestionariusza. Prawie czterech na dziesięciu (39 %) zdrowiejących kompulsywnych hazardzistów uczestniczących w badaniu doświadczyło nawrotu do hazardu przynajmniej jeden raz będąc w wspólnocie AH.
Grupa II
Specjaliści od leczenia
Grupa badawcza składała się ze dwudziestu dziewięciu specjalistów silnie zmotywowanych do rozszerzenia swojej wiedzy na temat patologicznego hazardu i do pomagania kompulsywnym hazardzistom. Kryterium wyboru grupy badawczej zastosowane przez dr Tabera było doświadczenie w klinicznym leczeniu patologicznego hazardu i z problemami rodzinnymi wynikającymi z hazardu. Większość osób badanych z tej grupy było członkami Narodowej Rady ds. Kompulsywnego Hazardu.
Osoby z tej grupy miały średnio 11.6 lat doświadczenia zawodowego. Dwudziestu osiemu na dwudziestu dziewięciu specjalistów oświadczyło, że pracowało z kompulsywnymi hazardzistami. Większość osób z tej grupy pracowała na polu psychologii, psychiatrii i pracy społecznej, dwadzieścia dwie na dwadzieścia dziewięć osób miało doświadczenie w terapii uzależnień.
Grupa III
Psychologowie
W skład trzeciej grupy weszło dwudziestu sześciu psychologów posiadających stopień doktora. Osoby z tej grupy zostały wybrane spośród członków Stowarzyszenia Psychologicznego Cleveland, do którego należą pracownicy kliniczni.
Grupa psychologów miała średnio 17.7 lat doświadczenia zawodowego. Ośmiu psychologów oświadczyło, że wcześniej pracowało z kompulsywnymi hazardzistami, którzy poprosili o pomoc w związku ze swoim problemem, osiemnastu nie miało takiego doświadczenia. Dwudziestu psychologów miało duże doświadczenie w pomaganiu z wychodzenia z uzależnień.
Grupa IV
Psychiatrzy
W badaniu dr Tabera w skład tej grupy weszło trzydziestu dwóch psychiatrów, członków Stowarzyszenia Psychiatrycznego Cleveland. Grupa miała średnio 18.2 lata doświadczenia zawodowego, ale tylko sześć osób pracowało z kompulsywnymi hazardzistami. Trzynaście z pozostałych dwudziestu sześciu psychiatrów miało doświadczenia pomagania wychodzenia z innych uzależnień.
Wnioski z badania Tabera
Kwestionariusz Tabera składał się z 59 pytań dotyczących kompulsywnego hazardu, jego przyczyn i leczenia. Badanych proszono o ustosunkowanie się do przedstawionych w kwestionariuszu stwierdzeń w formie: zgadzam się, nie zgadzam, nie mam zdania.
Ogólnie mówiąc, odpowiedzi hazardzistów i specjalistów od leczenia były zbliżone, podobnie jak odpowiedzi grup psychiatrów i psychologów. Natomiast w kombinacji grupa psychologów/psychiatrów wobec grupy zdrowiejących hazardzistów/specjalistów od leczenia odpowiedzi bardzo się różniły.
Taber zauważył, że generalnie zdrowiejący hazardziści i specjaliści chętniej wybierali opcje wyrażające ich zdanie (zgadzam się, nie zgadzam się), niż psychologowie i psychiatrzy, którzy wydawali się mniej pewni swoich opinii. Zdrowiejący hazardziści wydawali się mniej pewni swojego zdania tylko w pytaniach dotyczących problemów i polityki społecznej. Dr Taber podkreśla, że ponieważ zasadą AH jest zachowanie neutralności w kwestiach kontrowersyjnych i politycznych, członkom AH identyfikującym się z filozofią wspólnoty trudno było ją naruszyć.
Ciekawe wyniki uzyskano w serii pytań teoretycznych. Praktycznie wszyscy specjaliści przekonani byli, że nadmierne korzystanie z hazardu jest symptomem głębszych problemów. Zarówno hazardziści, jak i specjaliści wiedzieli, że kompulsywny hazard to choroba, z kolei psychiatrzy i psychologowie byli tego mniej pewni. Większość badanych zgodziła się z poglądem, że kompulsywny hazard to nie tylko nałóg, chociaż psychologowie jako grupa nie byli do tego całkowicie przekonani.
Generalnie specjaliści uważali, że kompulsywne granie zniekształca osąd i zgadzali się z poglądem, że hazard jest uzależnieniem, które prowadzi do wytworzenia stanu ,,bycia na haju”. Specjaliści zgodzili się również ze stwierdzeniem, że uzależnienie rozwija się najłatwiej poprzez wady charakteru, natomiast w kwestii, czy zaburzenia osobowości powiązane są z kompulsywnym hazardem ich zdania się różniły się bardzo. Dr Taber zauważa tu, że osoby należące do grup samopomocowych takich jak AH inaczej rozumieją pojęcie ,,osobowości” niż osoby zawodowo zajmujące się problematyką życia psychicznego. Większość badanych zgodziła się, że w trakcie okresów grania następuje zmiana nastroju. Wszystkie grupy odrzuciły pogląd, że samokaranie się jest mechanizmem motywującym kompulsywnego gracza.
Wszystkie grupy potwierdziły, że charakterystyczną cechą patologicznego gracza jest emocjonalna niedojrzałość. Z niewielkimi różnicami, każda z czterech grup wydawała się być zdania, że kompulsywni hazardziści w pewnym momencie życia wykształcili długotrwałe relacje rodzinne, zawodowe czy wspólnotowe. Dwie grupy, najlepiej zaznajomione z kompulsywnym hazardem: kompulsywnych graczy i specjalistów- zgodziły się ze stwierdzeniem, że hazardziści mogą być uzależnieni od kilku rzeczy naraz, natomiast psychologowie i psychiatrzy nie byli tego pewni. Taber dodaje, że z własnego doświadczenia wie, że prawie wszyscy kompulsywni hazardziści mają jeszcze inne, większe lub mniejsze uzależnienia. Wszystkie grupy odrzuciły pogląd, że motywem uprawiania hazardu jest pogoń za pieniędzmi.
W badaniu Tabera była też część pytań dotyczących technik leczenia. Generalnie mówiąc, wszyscy zgodzili się z twierdzeniem, że kompulsywny hazard można leczyć z powodzeniem. Wszystkie grupy preferowały terapię grupową, chociaż grupy zawodowe psychologów i psychiatrów nie były do tego przekonane w równym stopniu co inne grupy. Większość z czterech grup, z wyjątkiem kilku psychiatrów wyrażających brak zdania, za priorytetowe w leczeniu uznała kształcenie samodyscypliny i samokontroli. Postawienie zgłębiania powodów uzależnienia jako celu terapii zostało w dużej mierze odrzucone przez hazardzistów i specjalistów. Psychiatrzy wybierali taki właśnie cel terapii, a opinie psychologów w tej kwestii były równo podzielone. Wszyscy natomiast uznali za dobry cel terapii, jakim jest nauczenie się, jak nie ulegać przymusowi grania.
W odpowiedzi na pytanie, czy zdaniem respondentów, kompulsywni hazardziści mają tendencję do chorób wywołanych stresem, hazardziści i eksperci odpowiedzieli twierdząco, natomiast psychologowie i psychiatrzy wybierali raczej opcję: nie mam zdania. Taber dodaje, że konieczne jest przeprowadzenie badań z tego zakresu. Innym wynikiem badania Tabera była konkluzja, że zdrowiejący hazardziści nie mają zaufania do takich form powrotu do zdrowia jak hospitalizacja i profesjonalna pomoc. Połowa hazardzistów biorących udział w badaniu zgodziła się, że do zdrowienia wystarczy uczestniczenie we wspólnocie AH, jednak większość osób z pozostałych grup miała zdanie przeciwne.
Tylko zdrowiejący hazardziści stwierdzili, że mogą być zrozumiani jedynie przez innych kompulsywnych graczy. Taber dodaje, że te przekonanie jest jednym z najbardziej niszczących mitów każdej grupy samopomocy i poza podpieraniem chwiejącego się ego, niczemu dobremu nie służy. Niemniej jednak wszystkie grupy wydawały się mocno wierzyć w przydatność wspólnot samopomocowych. Proste techniki samokontroli zostały jednomyślnie odrzucone jako nieprzydatne w rozwiązaniu problemu hazardu. Pomimo niepewności ze strony psychologów i psychiatrów, wszyscy respondenci oczekiwali, że kompulsywni gracze powinni podjąć odpowiedzialność za samych siebie. Tylko psychologowie wykazali się tendencją do wypróbowania takich technik modyfikujących zachowanie jak: terapia elektrowstrząsami, trening asertywności, ukryta sensytyzacja (technika polegająca na nauczeniu się, jak nienawidzić myśli o graniu). Tutaj dr Taber dodaje własną opinię, że z jego doświadczenia wynika, że w pracy z kompulsywnymi hazardzistami behawioralne modyfikowanie zachowania się nie sprawdza. W zasadzie wszystkie grupy zgodziły się ze stwierdzeniem, że jeżeli leczenie kompulsywnego hazardu ma się dokonywać przy pomocy profesjonalistów, powinni być oni specjalnie przeszkoleni z tej problematyki.
Badanie zawierało również wiele pytań dotyczących celów leczenia zaburzenia kompulsywnego hazardu. Taber zauważył ciekawe rozłożenie opinii przy pytaniu dotyczącym zamianie ciężkiej pracy na hazard. Zdrowiejący hazardziści i eksperci od hazardu wydawali się preferować pracę jako alternatywę dla hazardu, natomiast osoby z zawodowego środowiska zdrowia psychicznego nie opowiedziały się za taką zamianą. Taber wskazuje, że osobiście on skłaniałby się raczej przeciwko takiej alternatywie, idąc w kierunku kształtowania pogody ducha i umiejętności relaksacji, co ma zachęcić do stylu życia połączonego z odpoczynkiem. Zauważa również, te same grupy, które preferowały zamianę hazardu na pracę opowiadają się za podobnym stylem życia.
Wszyscy w badaniu Tabera jako cel terapii wybierali całkowitą abstynencję od hazardu, chociaż psychologowie byli tego mniej pewni. Powszechnie zgodzono sie, aczkolwiek psycholodzy z mniejszą pewnością, że powinno się promować uczestniczenie w mitingach AH przez całe życie.
Dr Taber wyraża opinię, że polityka społeczna wobec hazardzistów i hazardu bardzo silnie wpływa na liczbę kompulsywnych hazardzistów i skuteczność wysiłków podejmowanych w trakcie leczenia. I dodaje: ,,nie ma bardziej kontrowersyjnych spraw niż kwestie polityki społecznej”.
Zdrowiejący hazardziści byli jedyni respondentami, opowiadającymi się za korzystaniem z klauzuli ,,niewinny z powodu niepoczytalności” w sprawach karnych związanych z hazardem. Wszystkie grupy opowiedziały się również za zwrotem uzyskanych nielegalnie pieniędzy. Taber ma nadzieję, że w wymiarze sprawiedliwości dostrzeże się kiedyś w końcu, że lepszą alternatywą dla więzienia jest restytucja przywłaszczonych środków.
Dr Taber zauważa, że wszystkie grupy ,,szokująco” nie wyraziły zdania w kwestii, na co powinno przeznaczać się zyski z legalnego hazardu. W badaniu wszystkie trzy grupy terapeutów uznały, że zalegalizowanie hazardu nie szkodzi większości populacji, podczas gdy niewielka mniejszość zdrowiejących hazardzistów nie zgodziła się z tym stwierdzeniem.
Taber ostrzega, że ,,cała populacja zapłaci za legalny hazard powyżej własnej stawki”. W badaniu widać, że zdrowiejący hazardziści, specjaliści i niektórzy psychologowie opowiedzieli się za regulacją przemysłu hazardowego, aby w ten sposób zminimalizować prawdopodobieństwo uzależnień. Psychiatrzy się z tym nie zgodzili. Wszystkie grupy zgodziły się, że nie powinno się ignorować sytuacji kompulsywnych graczy.
Psychiatrzy stanowczo opowiedzieli się za zalegalizowaniem hazardu i tylko zdrowiejący hazardziści nieznaczną większością zakazaliby hazardu. Wszyscy hazardziści odrzucili pomysł wydawania pozwolenia do gry tylko osobom ,,odpowiedzialnym” i wszyscy, z wyjątkiem zdrowiejących hazardzistów, opowiedzieli się za pozwoleniem nastolatkom grania na pieniądze. Żadna z grup zawodowych nie chciała wypowiedzieć się publicznie w kwestii legalizacji, a jednak przy twierdzeniu, że rozszerzenie legalnego hazardu doprowadzi do uzależnienia u kolejnych osób widać dużą niezgodność wypowiedzi. Tylko psychiatrzy byli za pomysłem uzyskiwania przez państwo dochodów poprzez hazard, ale wszystkie grupy opowiedziały się za regulacyjną rolą rządu w przemyśle hazardowym. Na pytanie, czy rozszerzenie hazardu spowoduje nowe problemy, psychologowie i psychiatrzy nie sądzili, że upowszechnienie legalnego hazardu może spowodować nowe problemy, natomiast specjaliści od leczenia podnieśli tu alarm. Nic dziwnego, że Taber dołącza się do opinii tej grupy.
Taber konkluduje, że w większości kwestii tradycyjne zawody psychologa i psychiatry wydają się wspierać leczenie kompulsywnego hazardu. Nie widać też między nimi wielkiej różnicy w sprawach teoretycznych i technicznych dotyczących kompulsywnego hazardu. Taber uważa również, że członkowie AH z reguły nie mają zaufania do profesjonalistów, ale zauważa, że te dwa środowiska wzajemnie się szanują i chcą ze sobą współpracować, nawet jeśli tego nie widać. Taber wyraża niepokój, że żadna z grup nie jest zdecydowana zająć stanowiska publicznego w kwestii polityki społecznej i dodaje, że polityka w kwestii hazardu, podobnie jak leczenie jest zbyt ważną sprawą, aby można ją było zostawić politykom.
Dr Taber twierdzi, że jako całość profesje zajmujące się ochroną zdrowia psychicznego późno zareagowały na wyzwanie, jakim jest kompulsywny hazard i uzależnienia w ogóle. Zauważa, że psychologowie w szczególności wykazywali się wahaniem w wielu kwestiach poruszonych w badaniu. Jego zdaniem psychologia może tylko wtedy udowodnić swoją przydatność, jeśli sami psychologowie (włączając samego doktora) ,,zdefiniują swój zawód jako służbę i nauczą się etyki służby.”
Cały kwestionariusz dr Tabera wraz z wynikami badania znajduje się w załączniku III na końcu książki.
Badanie dr Julie Moravec dotyczące osobowości kompulsywnego hazardzisty
Testy prowadzone na szeroką skalę w VA Centrum Miami dostarczyły ciekawych informacji na temat osobowości kompulsywnych hazardzistów. Według testów prowadzonych przez dr Moravec, patologiczni gracze więcej czasu spędzają na rozmyślaniu o przeszłości i przyszłości niż o teraźniejszości. Badania pokazują, że teraźniejszość kompulsywnego gracza obarczona jest winą, żalem i złością z przeszłości i przesadnie idealistycznymi celami na przyszłość.
Badanie pokazuje, że kompulsywni gracze mają tendencję do bycia osobami zależnymi, poszukującymi u innych wsparcia i akceptacji. Sprawianie innym przyjemności jest częstą formą manipulacji, a ciągłe otrzymywanie akceptacji staje się główną metodą nawiązywania relacji przez kompulsywnego hazardzistę.
Jak pokazuje badanie Miami, kompulsywni gracze:
1) mają trudności z zaakceptowaniem własnej słabości
2) postrzegają naturę ludzką jako zasadniczo złą
3) traktują sprzeciw jako wrogość
4) zaprzeczają uczuciom złości i agresji
5) mają trudności w nawiązaniu i utrzymaniu ciepłych relacji osobistych
Dane z testów pokazują również, że patologiczny gracz to przeważnie samotnik, który nie chce szukać rady u innych i ma silną potrzebę osiągnięć. To też osoba, która ogólnie niechętnie: wypełnia instrukcje, chwali, akceptuje przywództwo innych czy idzie na kompromis.
Z badania Moravec wynika również, że większość kompulsywnych graczy to osoby nieuporządkowane i niezorganizowane w pracy i w szczegółach. Te osoby rozpoczynają trudne zadania bez planu.
Nic dziwnego, że testy pokazały również, że większość patologicznych graczy pragnie niezależności i wolności, chce przychodzić i odchodzić wtedy, kiedy chce, pragnie mówić, co myśli, gdy podejmuje samemu decyzje. Kompulsywni gracze działają bez uwzględnienia tego, co inni myślą, krytykują osoby mające władzę i unikają odpowiedzialności i zobowiązań.
Wyniki testów prowadzonych przez VA Centrum Medyczne Miami pokazują, że kompulsywni hazardziści mają tendencje do przekonywania do swoich racji. W grupach, do których przynależą są liderami, nakłaniają do wypełniania swoich poleceń i mówią innym, jak powinni wykonywać swoją pracę.
Uderzającym wnioskiem z badania Moravec jest stwierdzenie, że typowy kompulsywny gracz jest bardzo inteligentny, szczególnie w porównaniu do poziomu swojego wykształcenia: tylko niewielu ukończyło szkołę średnią.
Z badania Moravec nasuwa się konkluzja, że kompulsywni hazardziści, pomimo paradoksalnie agresywnego zachowania, przeżywają wiele lęków i obaw przed byciem nieakceptowanym i niekochanym. Te lęki stopniowo przekształcają się w obsesyjną, niezaspokojoną potrzebę uczucia i zapewnienia o byciu kochanym. Uważa się, że te obsesje leżą u źródeł dysfunkcjonalnego kompulsywnego zachowania hazardowego.
Badanie przeprowadzone w ośrodku leczenia kompulsywnego hazardu w Miami miało na celu odkrycie kombinacji patologicznych zmiennych osobowości, które mogą wskazywać na obecność zaburzenia lub na jego potencjalne wystąpienie w przyszłości. Operacyjna teoria za tym badaniem jest taka: poprzez lepsze zrozumienie zachowania kompulsywnych graczy, łatwiej będzie koordynować profilaktykę i leczenie tego zaburzenia.
Inne badania przeprowadzone przez dr Michael Ferriolo i dr Anthoniego R. Ciminero miały na celu analizę związku kompulsywnego hazardu i zachowań uzależnieniowych. W ośrodku w Miami patologicznych hazardzistów leczy się na tym samym oddziale co alkoholików i narkomanów – częściowo dlatego, że kompulsywni hazardziści i osoby uzależnione od alkoholu i narkotyków mają te same ,,źródłowe” problemy: brak otwartości, niezdolność do zaufania innym, depresja, niska samoocena, brak asertywności, niezdolność do radzenia sobie ze stresem, niezdolność do identyfikowania i radzenia sobie z uczuciami, problemy małżeńskie, finansowe i prawne. Co najważniejsze, aby poradzić sobie z powyższymi problemami osoby uzależnione uciekają się do zachowań uzależnieniowych, skutecznych na krótką metę, tak jak kompulsywni gracze uciekają się do hazardu.
Badanie dr Durand F. Jacobs z zakresu cech osobowości predysponujących do kompulsywnego hazardu
Dr Durand F. Jacobs, kierujący oddziałem psychologicznym szpitala Jerry L. Pettis Memorial Veterans w Lomie Linda, w Kalifornii od lat prowadzi badania kompulsywnych hazardzistów. Głównym ich celem jest stworzenie teoretycznego modelu osobowości skłonnej do uzależnień i leczenia uzależnień.
Dr Jacobs definiuje uzależnienie jako ,,stan zależności nabyty przez pewien okres czasu w wyniku podejmowanych prób naprawy sytuacji chronicznego stresu” (Jacobs 1982). Jacobs zaproponował takie rozumienie procesu tworzenia się uzależnienia, w którym występują dwie grupy czynników zwiększających prawdopodobieństwo wykształcenia zachowania uzależnieni owego. Są to czynniki fizjologiczne i psychologiczne.
Grupa czynników fizjologicznych to, zdaniem dr Jacobsa, ,,stan nadmiernej lub niewystarczającej mobilizacji trwający całe życie”. Jacobs uważa, że znacząca liczba osób uzależnionych, w tym kompulsywnych graczy to osoby o chronicznie podwyższonym lub chronicznie zaniżonym ciśnieniu. Osoby o zaniżonym ciśnieniu postrzegają życie jako nudne i puste. Dla nich hazard jest sposobem zamiany depresji i nudy na podekscytowanie i uczucie ,,pełnego życia”. Zdaniem Jacobsa znacząca liczba osób uzależnionych i podatnych na uzależnienia to osoby cierpiące na nadciśnienie, zwykle podekscytowane i nerwowe. Osoby te rozładowują swój lęk przez alkohol, narkotyki i inne doświadczenia dające to, co Jacobs nazywa ,,aksamitnym dołkiem”.
Druga grupa czynników predysponujących do wytworzenia zachowań uzależnieniowych to czynniki psychologiczne. W opinii Jacobs wszystkie uzależnienia mają wspólny profil psychologiczny. Osoby podatne na uzależnienie ,,od wczesnego dzieciństwa postrzegały siebie jako gorszych od innych, niechcianych i odrzuconych przez rodziców i znaczących bliskich”. Te psychologiczne cierpienie, jakim naznaczone jest ich życie, łagodzone jest przez substancje i doświadczenia uzależniające oraz przez fantazje o władzy i uznaniu. W ten sposób utrwala się uzależnieniowy model zachowania. Bez względu na to, czy substancja albo doświadczenie prowadzi do fizjologicznego ,,haja” czy ,,aksamitnego dołka”, rezultat końcowy jest ten sam: mniejszy krytycyzm wobec samego siebie, często zastępowany pochlebczymi marzeniami na swój własny temat. Takie doświadczenia jak widać charakteryzują się oderwaniem od rzeczywistości. W skrajnych przypadkach, osobowości skłonne do uzależnień ,,przechodzą” do innego stylu życia przybierając zmienione osobowości. Dr Jacobs podkreśla, że pragnienie zmiany własnej tożsamości wyróżnia osobę ,,prawdziwie” uzależnioną od osoby nadużywającej substancji. Ta druga poprzez nadużywanie substancji chce zredukować stres, nie zmieniając własnej tożsamości i pozostając w swojej roli społecznej.
Swój model osobowości skłonnej do uzależnień dr Jacobs sprawdził w badaniu w roku 1982 na grupie członków Anonimowych Hazardzistów. Osiemdziesiąt trzy osoby należące do wspólnoty wypełniły kwestionariusz w okresie od 1981 do 1982 roku. Dr Jacobs zastrzega, że otrzymane wyniki to dopiero rezultaty wstępne i nie są reprezentatywne dla całej populacji kompulsywnych hazardzistów, ani dla członków AH. Dr Jacobs odkrył, że osoby biorące udział w badaniu odznaczały się tendencją do radzenia sobie ze stresem i frustracjami z dzieciństwa ,,poprzez połączenie zaprzeczenia i fantazji spełniających życzenia/życzeniowych”. Ta tendencja w życiu dorosłym manifestuje się jako kompulsywny powrót do hazardu w poszukiwaniu doświadczeń dających ucieczkę i spełnienie podobne do tych z dzieciństwa”.
W okresie dzieciństwa fantazje o przyjęciu innej tożsamości uważa się tylko za produkt zdrowej wyobraźni. U osób dorosłych taka tendencja, jeśli pojawia się regularnie, uważana jest za patologię. Badanie dr Jacobsa analizowało tendencję kompulsywnych graczy do dysocjacji (życia innym życiem) występującą w trakcie gry. Okazało się, że prawie wszyscy badani do pewnego stopnia doświadczyli stanu dysocjacji, a prawie cztery osoby na dziesięć miały poczucie bycia kimś innym za każdym razem, gdy grały. Większość Anonimowych Hazardzistów stwierdziła, że w pewnym momencie swojej hazardowej kariery mieli poczucie bycia w transie w czasie gry, ponad jedna trzecia badanych stwierdziła, że często się tak czuje.
Badanie Jacobsa pogłębiło aspekt stanu dysocjacyjnego doświadczanego przez hazardzistów w czasie ,,akcji”. Ponad dwie trzecie respondentów stwierdziło, że w pewnym momencie w trakcie gry czuli, jak gdyby stali na zewnątrz samych siebie i obserwowali się podczas gry. Ponad jedna czwarta respondentów stwierdziła, że często ma takie odczucia. Ponad połowa badanych doświadczyła ,,zaników pamięci” w trakcie gry.
Stany dysocjacji, jak te opisane powyżej, zaobserwowano również w badaniach psychologicznych alkoholików i narkomanów. Zdaniem Jacobsa jego badanie było pierwszym systematycznie weryfikującym te doświadczenia u kompulsywnych graczy. Powstaje tu ciekawe pytanie. Stany dysocjacji przeżywane przez osoby nadużywające alkoholu czy narkotyków można było przypisać obecności toksyn w tych substancjach. Jednak częste występowanie dysocjacji pośród kompulsywnych graczy podważa powyższe wyjaśnienie, ponieważ mniej niż połowa wszystkich hazardzistów przyznała się do używania narkotyków i picia alkoholu w latach uprawiania hazardu. Trzeba tu zaznaczyć, że badanie Jacobs nie zajmowało się pytaniem, czy respondenci używali narkotyków i pili alkohol w trakcie grania. Jest to opinia psychologów, że częstego występowania zachowań dysocjacyjnych pośród kompulsywnych graczy nie można wytłumaczyć po prostu używaniem narkotyków i alkoholu.
Niewielu kompulsywnych graczy biorących udział w badaniu wiedziało, że ma problem z niskim ciśnieniem. Dr Jacobs spekuluje, że wiele osób dopiero w momencie rozpoczęcia hazardu dostrzegło u siebie głęboką potrzebę fizycznej ekscytacji. Stawia pytanie: ,,czy to możliwe, że dopiero ogromna różnica w stanie emocjonalnym tych osób, jaką wytworzył hazard uświadomiło im, jak bardzo pozbawieni byli bodźców?” Potwierdzeniem zasugerowanej tutaj hipotezy dr Jacobsa mogą być powody uprawiania hazardu najczęściej podawane przez hazardzistów:
1) ucieczka przed własnym nieszczęściem, nudą i stresem,
2) poszukiwanie stymulacji.
Dokładnie te motywy mogą się tworzyć u osób z niskim ciśnieniem tj. u osób, których życie jest nudne i puste.
Większość członków wspólnoty AH wypełniających kwestionariusz Jacobsa od lat wiedziało, że hazard wymknął im się spod kontroli. Pomimo tego, opór przed zaprzestaniem grania rósł wraz z upływem czasu i był najsilniejszy tuż przed decyzją o przerwaniu. Czas spędzony z daleka od hazardu oznaczał ,,wpadnięcie w dołki swojej fizycznej, społecznej i psychologicznej rzeczywistości”. Jednym z najbardziej zachęcających konkluzji badania było ,,faktyczne ustąpienie narzekania na chroniczne niskie ciśnienie od momentu utrzymania abstynencji od grania”. Zdaniem Jacobsa członkowie wspólnoty AH odnaleźli alternatywy dla hazardu, które prowadzą do stymulującego i satysfakcjonującego życia.
Największym źródłem gratyfikacji dla członków AH było życie rodzinne. Podobnie, zagrożenie rodzinnej stabilności było, jak powiedzieli badani, najważniejszym sygnałem, że hazard wymknął się spod kontroli. Rodzina i przyjaciele, zaraz po wspólnocie AH najbardziej pomagają zachować abstynencję. Dr Jacobs podkreśla, że nie do przecenienia są więzi małżeńskie i rodzinne i konkluduje, że programy leczenia dla kompulsywnych hazardzistów powinny pomóc zdrowiejącym osobom odbudować relacje rodzinne i przyjacielskie.
Celem badań dr Jacobsa jest zidentyfikowanie nastolatków i młodzieży ze skłonnością do popadania w uzależnienia takie jak alkoholizm czy kompulsywny hazard i skuteczna interwencja, jeszcze zanim rozwiną się destrukcyjne zachowania. Dlatego badanie czynników predysponujących do kompulsywnego hazardu ma podwójny cel: pomóc w zdrowieniu tym, którzy aktualnie cierpią na te zaburzenie i zmniejszyć ,,prawdopodobieństwo, że kolejne pokolenia będą musiały doświadczyć tej samej tragicznej, kosztownej i często przegranej walki z niszczącymi skutkami kompulsywnego hazardu i innych uzależnień”.
ROZDZIAŁ VIII
CHOROBA I JEJ HISTORIA, DOŚWIADCZENIE ZDROWIENIA
Sekcja I: Lata uprawiania hazardu
Anonimowi Hazardziści opowiadają swoje historie z czasów uprawiania hazardu, aby nieść światło innym i umocnić swoją decyzję o zaprzestaniu grania. Prosty akt opowiadania, określany przez wspólnotę jako dzielenie się doświadczeniem jest sam w sobie procesem zdrowienia – skutecznym na tyle, na ile szczere i głębokie są opowiadane historie. Wiele wspomnień może być wstrząsających, a nawet szokujących dla kogoś nie zaznajomego ze wspólnotą. Dla tych, którzy je opowiadają taka szczerość jest nie tylko bolesna, ale uzdrawiająca.
Opowiadane tu historie obejmują ,,niecne” uczynki z dzieciństwa, jak i poważne przestępstwa takie jak przemoc i próby samobójcze. Praktycznie we wszystkich historiach pokrzywdzone są inne osoby: wykorzystane żony, zaniedbane i opuszczone dzieci. Sytuacja się pogarsza, przekracza próg wytrzymałości tych, którzy cierpią, aż do chwili, kiedy, jak to niejeden nałogowy hazardzista opisuje, zostaje wybór już tylko pomiędzy śmiercią a Anonimowymi Hazardzistami.
Są to opowieści członków AH i dlatego też większość z nich kończy się szczęśliwie. Większość z tych osób przetrwała i prowadzi teraz normalne, owocne życie. Ale historie, przeważnie niespisane, innych milionów kompulsywnych graczy, którzy wciąż cierpią pełne są niewyobrażalnego zniszczenia. W historiach ich życia może pojawić się zdrowienie i zdrowe życie, jeśli pojawi się AH.
Żadna z zamieszczonych tu historii nie jest kompletna. Bez względu na opowiadane wydarzenia, na każdą historię składa się ból i upokorzenie wyrządzone przez nałogowego hazardzistę sobie i własnej rodzinie.
Aby zrozumieć cierpienia rodzin kompulsywnych hazardzistów historie tutaj zawarte opowiedziane są z ich perspektywy.
Wczesna emerytura
Moja droga do AH zaczęła się bardzo wcześnie, kiedy będąc w podstawówce zachodziłem do sklepu z cukierkami i wydawałem mojego jednego centa na jednego czekoladowego cukierka polanego różowym karmelem. Szukałem tego jednego różowego cukierka pośród wielu białych w pudełku na wystawie…Znalezienie go oznaczało wygraną. Wykradanie pensów, aby zaspokoić moją potrzebę odszukania różowego cukierka szybko stało się częścią mojej szkolnej rutyny. Granie w kości, uganianie się za kartami baseballowymi z gumą balonową Topps Bubble, wydawanie drobnych na gry zręcznościowe to był kolejny krok na mojej drodze.
Moje zainteresowanie drużyną New York Yankees (w latach 40tych mieszkałem na Brooklynie i cały Brooklyn kibicował Dodgersom) doprowadziło do tego, że stawiałem na nich (i przeciwko Dodgersom) jeszcze przed ukończeniem 14 lat. Ja i moi grający przyjaciele mieliśmy łatwy dostęp do bukmacherów: albo na sali gier do bilarda, gdzie przyglądałem się Ticker Tap albo przy wieszaku z gazetami w sklepie z cukierkami, gdzie mogłem przejrzeć gazety i porozmawiać o nadchodzącej ,,akcji”. Moi przyjaciele i ja graliśmy dużo w baseball, softball, paddleball (podbijanie piłeczki od pingponga), stickball (zabawa z piłką i kijem od szczotki) i inne odmiany – graliśmy dla pieniędzy. Ja się przyglądałem i obstawiałem jeden do jednego mecze koszykówki i piłki ręcznej – to było przygotowanie do wielkich pieniędzy na Ave. P. Park. W zimie graliśmy w pokera, black jacka, durnia, makao, monopol i inne gry prawie każdego dnia. Moi rodzice (oboje pracujący) cieszyli się widząc, jak ich najmłodszy syn po szkole gra z ,,przyjaciółmi” w pingponga i monopol – nie mając świadomości o jakie stawki chodzi.
Raz dziennie przeszło w pięć i więcej razy dziennie. W początkowych latach liceum moje granie wzmacniała praca po lekcjach w pralni i w sklepie spożywczym przy dostarczaniu do klienta na 65 ulicy. Zainteresowałem się giełdą jeszcze przed swoimi szesnastymi urodzinami, kiedy to przy pomocy konta mojego starszego brata kupiłem akcje kubańskiej firmy cukrowej. Oprócz tego miałem wiele obszarów wyzwalających moją ekscytację tym, co dla mnie było najbardziej ekscytujące i aktywne w życiu nastolatka: angażowałem się w obstawianie sportów, w gry w karty, od czasu do czasu w kości a każdego niedzielnego poranka z moimi włoskimi przyjaciółmi graliśmy w loterię, totolotka, robiliśmy konkursy z magazynów, gazet i giełdy. Stopniowo wszedłem nawet w gorączkę giełdową i na rynek kanadyjski. Jakie moje życie wydawało mi się wtedy ekscytujące.
Wkrótce po moich siedemnastych urodzinach wygrywałem po 500- 700 dolarów stawiając na Yankesach w World Series. To wzmocniło moje przekonanie, że hazard był lepszym niż giełda sposobem na spełnienie mojego celu: przejścia na emeryturę w wieku 35 lat. Liceum, licencjat, znalezienie pracy, małżeństwo, dzieci, plus własna destrukcja – to wszystko było przede mną .. jak i wejście na ścieżkę Anonimowych Hazardzistów ponad dwadzieścia pięć lat później.
Codziennie obstawianie sportu zaczęło się od konkursu World Series i przeplatane było grą w karty, kości, okazjonalnymi przejażdżkami na tory wyścigów Marzenia o wielkich wygranych i odejściu na emeryturę w wieku trzydziestu pięciu lat rosły z każdym tygodniem, miesiącem, rokiem szalonego grania. Spełnienie marzenia o wczesnej emeryturze, o czym wtedy nie wiedziałem, oddalało się wraz z kolejną pożyczką. Rodzice, bracia, pracodawca, bank, firma pożyczkowa etc to niektóre z moich licznych źródeł kredytowania. Byłem wtedy odpowiedzialny za zaopatrzenie i zarządzanie w firmie zajmującej się grafiką. Dzięki temu miałem możliwość uzyskania dodatkowych nielegalnych pieniędzy: kradnąc i biorąc łapówki. Tłumaczyłem sobie, że jest to uczciwe wynagrodzenie moich wysiłków i rekompensata za zyski, jakie generuję swoim pracodawcom.
Małżeństwo w wieku dwudziestu jeden lat, ojcostwo w wieku dwudziestu trzech lat i potem jeszcze dwa razy były tylko wydarzeniami na drodze ponad dwudziestu trzech lat aktywnego grania.
Znikła szczerość pomiędzy mną a moim pracodawcą, bukmacherem, przyjaciółmi, żoną, dziećmi i innymi członkami rodziny, nawet zwykłych znajomych nie miałem. W końcu uznałem, że nikogo nie oszukuję, chociaż gdzieś głęboko wiedziałem, że moja sytuacja staje się poważna. Moja reakcja to był hazard jeszcze bardziej intensywny, mając resztki nadziei na wielką wygraną, która rozwiąże wszystkie moje problemy. Od czasu do czasu sporo wygrywałem, ale zaraz po tych wygranych następowała spirala przegranych, która zostawiała mi jeszcze większe poczucie nieszczęścia i miesiące długów.
Nawet nie zauważyłem, jak trójka moich dzieci dorosła – tego się nie da nadrobić. Ja wtedy obstawiałem zakłady myśląc, że robię to dla mojej rodziny.
Dni upływały mi na studiowaniu gazet: Sports Eye, New York Post, Newark Star Ledger, Basketball Digest, Sporting News, Football Focus etc. Kulminacja następowała wieczorem, kiedy przez telefon stawiałem zakłady, a potem do rana czekałem na wyniki. Trudno byłoby zacząć nowy dzień, gdyby nie oczekiwanie na możliwość grania, tak jak robiłem to poprzedniego dnia. Czas mijał obok mnie i mój świat się zamykał. Rozczarowaniem była dla mnie: anulacja gier, które chciałem obstawić – wtedy, gdy zamordowano prezydenta Kennediego, utrata możliwości obstawiania, gdy policja zamykała lokale bukmacherów i inne miejsca obstawiania, oraz moja nieumiejętność wychodzenia z przegranych i w konsekwencji uniemożliwienie mi obstawiania u danego bukmachera.
Po trzydziestce (gdy moje marzenie o wczesnej emeryturze miało się spełniać) każdego dnia spłacałem co najmniej jednego dłużnika. W wieku trzydziestu ośmiu lat miałem zawał i przebywałem na oddziale kardiologii. Na tydzień przestałem grać, ale w okresie rekonwalescencji w szpitalu (kolejne dwa i pół tygodnia) grałem tak jak zwykle. Byłem bliski śmierci, i dalej grałem i zabijałem samego siebie.
W okolicy moich czterdziestych pierwszych urodzin, po 24 latach aktywnego grania przyszedłem na pierwszy miting Anonimowych Hazardzistów. Większość ludzi zbudowała fundamenty swojego życia przed czterdziestką, a ja zaczynałem dopiero ustalać kierunek mojego życia – bez obstawiania.
Anonimowi Hazardziści zawsze wskazywali mi drogę ku osiągnięciu uczciwego, szczęśliwego życia, życia zbudowanego na wartościach, bezpieczeństwie, świadomości, życia w połączeniu z pracą. Gdy nie gram, otwiera się przede mną życie, a nie ciągła ucieczka.
Anonimowi Hazardziści pokazali mi słońce. Nie chcę już nigdy pozwolić, aby chmury hazardu zakryły moje życie.
Złodziej
Moja kariera hazardzisty zaczęła się, gdy miałem trzynaście lat. Wywodzę się z klasy średniej. Moi rodzice bardzo ciężko pracowali, aby nam wszystko zapewnić. Od wieku trzynastu lat zacząłem szwendać się po kręgielniach i grać w kręgle na niewielkie kwoty. Kiedy nie było miejsca, albo gdy padało, obstawialiśmy krople deszczu płynące po szybach. Kiedy świeciło słońce, szliśmy na cmentarz za kręgielnią i graliśmy na grobach w karty. Robiliśmy zakłady za świątyniami i kościołami, gdziekolwiek, gdzie tylko dało się grać. Graliśmy we wszystko i obstawialiśmy wszystko: wyścigi, owady, krople deszczu, płatki śniegu, tablice rejestracyjne. Tylko podaj jakąś rzecz, a my o nią graliśmy.
No cóż, byłem przeciętnym dzieciakiem z rodziny klasy średniej. Dlaczego uprawiałem hazard? Wtedy nie wiedziałem. Tyle co wiem, to, że spowodowane przeze mnie zniszczenia w okresie dorastania będą się za mną ciągnąć do końca życia. Gdy miałem szesnaście lat grałem w kręgle wspierany przez innych. Płacono mi za samą grę, bez względu, czy wygrałem, czy przegrałem. Jeśli wygrałem, mogłem zdobyć dużo pieniędzy, a jeśli przegrałem – zarabiałem 50 $, bez względu na wynik. Jeśli wygrałem, płacono mi 35 % tego, co wygrałem.
W piątek w nocy około północy wychodziłem przez okno i szedłem do kręgielni. Moi rodzice nie wiedzieli, że gram. Grałem do dziesiątej rano, wracałem do domu, wślizgiwałem się przez okno do swojej sypialni i wracałem do łóżka. I gdy rodzice przychodzili, żeby mnie obudzić, to wszystko się odbywało jakbym nigdy nie wychodził. W ten sposób uprawiałem bardzo dużo hazardu i dużo wygrywałem. Wygrałem bardzo dużo pieniędzy. Ale, dla nałogowego hazardzisty to nie wystarczało. Za mało akcji.
Do wieku szesnastu lat ,,zaliczyłem” pierwszego lichwiarza i od szesnastego do dwudziestego piątego roku życia, kiedy to przyszedłem do Anonimowych Hazardzistów, bywałem u lichwiarzy. Gdy miałem siedemnaście lat i skończyłem liceum, doprowadziłem do tego, że mój ojciec musiał sprzedać swoją firmę, żeby spłacić długi moje i mojego brata w wysokości 80 000 $. Z tego powodu ojciec nie mógł przejść na emeryturę. Umarł w wieku 74 lat, nawet w tym wieku musiał pracować, aby przeżyć. Poszedłem na studia, ojciec pracował na dwóch etatach, abym ja, mój brat i moja siostra mogliśmy w tym samym czasie studiować. Cały czas na studiach spędzałem grając w karty. Nic innego nie robiłem. W końcu oblałem egzaminy i poszedłem do wojska.
Poszedłem do wojska po lepsze życie i edukację. Miałem zacząć od początku. W przeciągu 11 miesięcy dwa razy stawałem przed sądem wojskowym ponieważ włamałem się do sejfu, żeby ukraść pieniądze na hazard. Wyrzucono mnie z sił powietrznych i zwolniono z obowiązku pełnienia służby wojskowej. Miałem szczęście, że mnie zwolniono – dwa razy stawałem przed sądem za kradzież pieniędzy na hazard. Kiedy wróciłem z wojska, zamieszkałem z rodzicami. Gdy spali, zakradałem się do sypialni i wyciągałem z kieszeni ojca pieniądze, które tam były. Zabrałem mu i sprzedałem kolekcję złotych monet. Ukradłem mu aparaty fotograficzne, mamie kradłem biżuterię. Ukradłem jej też i sprzedałem srebrną zastawę stołową. Kradłem od krewnych. Pożyczałem. Brałem gotówkę na fałszywe czeki. Chodziłem do każdego sklepu ze sprzętem AGD, kupowałem blender, a potem zwracałem w każdym innym sklepie, który tylko udało mi się znaleźć. Kupiłem 26 blenderów, po 46 $ każdy i wszystkie za kartę sklepu AGD. Zwróciłem blendery, tylko po to, aby mieć gotówkę na grę. Poszedłem do domu handlowego Gertz na Jamajce i przez cztery tygodnie z rzędu spieniężyłem czek na 50 $. W końcu, złapali mnie. Wielokrotnie, niewiarygodnie wiele razy złapali mnie, ale zawsze udało mi się wyjść za kaucją. Sposobem na wykupienie się z kłopotów było pójście do rodziców i powiedzenie: ,,Mamo potrzebuję 1000$, bo inaczej lichwiarz mnie zabije. Ale nie mów tacie”. I wtedy szedłem do ojca i mówiłem mu: ,,Tata, potrzebuję 1000$”. I tak miałem 2000 $, bo rodzice słowem nie pisnęli w obronie swoich dzieci, a ja to wykorzystywałem.
Spotkałem dziewczynę, która wybierała się na studia magisterskie na uniwersytecie Bridgeport i zrobiła licencjat w wieku osiemnastu lat. Pracowała jako nauczycielka, gdy miała osiemnaście lat, magistra zrobiła w wieku dwudziestu lat, pobraliśmy się, gdy miała dwadzieścia lat, a wieku dwudziestu jeden lat była kompletną neurotyczką. Byliśmy małżeństwem przez piętnaście miesięcy. Zrobiłem ze swojej żony śmiecia, ponieważ ciągle ją oszukiwałem i nigdy nie przynosiłem pieniędzy. Kiedy trzeba było zapłacić czekiem, wszystko szło dla mnie: ja byłem lekarzem, prawnikiem, rzeźnikiem, wytwórcą świeczek. Kimkolwiek kogo można sobie wyobrazić. Byłem też czynszem za mieszkanie. Po piętnastu miesiącach małżeństwa wyrzucono nas z mieszkania.
Okradałem rodziców żony, jej babcię i robiłem wszystko, żeby ją zniszczyć. Tydzień po ślubie, gdy wróciliśmy z naszego miesiąca poślubnego, zabrałem wszystkie czeki, jakie mieliśmy z podróży i spłaciłem lichwiarza. Ukradłem diamentowy zegarek, który moja żona otrzymała od moich rodziców i zastawiłem w lombardzie. Wmówiłem jej, że go zgubiła na weselu przyjaciółki. To wszystko robiłem zanim przyszedłem do Anonimowych Hazardzistów. Wszystko, co wpadło mi w ręce i co mogło przynieść mi pieniądze – podjąłbym się wszystkiego.
Gdy przyszedłem do AH, zarabiałem 95 $ tygodniowo, a lichwiarzom płaciłem 350 $ tygodniowo. Miałem 17 wyroków karnych. Miałem długi w trzech firmach pożyczkowych i u trzydziestu dwóch osób. Ze względu na moje problemy nazywałem się minus zerem. Długo wszystkich spłacałem, ale dzięki programowi AH spłaciłem każdą osobę u której się zadłużyłem. To był wolny i bolesny proces, ale musiałem to zrobić. To była droga Anonimowego Hazardzisty. Dzięki programowi z degenerata stałem się normalnym człowiekiem, z jednym wyjątkiem. Nie mogę uprawiać hazardu.
Teraz regularnie uczestniczę w mitingach. Gdyby lekarz powiedział mi, że mam raka i gdybym miał raz w tygodniu trzygodzinną chemioterapię, to bym z niej korzystał. Kompulsywny hazard jest jak rak. To jest rak, który zaczyna się w dzieciństwie. Tak się stało, że ja i mój brat bliźniak zachorowaliśmy na tę chorobę. Jedyna różnica między mną a moim bratem jest taka, że on jest wciąż aktywnym kompulsywnym graczem. Ja jestem kompulsywnym graczem z zatrzymaną chorobą. Moja choroba jest nieuleczalna, ale można ją zatrzymać. A można ją zatrzymać tylko dzięki programowi AH.
Historia bojownika
Przyszedłem na ten świat w roku 1909, w trudnej części Lynn w Massachusetts, znanej jako Brickyard. W te okolicy musiałeś walczyć o swoje przez całe życie. Myślę, że urodziłem się z zaciśniętymi pięściami, co miało znaczyć, że będę naturalnym bojownikiem. Jestem przekonany, że urodziłem się też po to, by grać w kości.
W wieku dwunastu lat rzeczywiście stałem się bokserem i dzięki moim 189 walkom zarobiłem w sumie 50 000$. Kiedy rozstawałem się z boksem, nie miałem ani centa. W wieku 24 lat musiałem zaczynać od nowa.
Za pierwszą walkę dostałem złoty zegarek i pięćdziesiąt centów na wydatki. Zegarek dałem tacie, ale z pięćdziesięcioma centami wyszedłem na ulice. Na rogu stał wysoki, niezdarny chłopak: Skippy. Miał w ręku dwie kostki. Oświadczył mi, że mogę podwoić moje pięćdziesiąt centów. I tak przez następne czterdzieści lat uganiałem się za tymi centami. Przez te wszystkie lata moje hazardowe przegrane musiały z pewnością wynieść około 100 000 $.
Pamiętam, jak w każdą sobotę wieczorem mój ojciec wypisywał czeki. Gdy widział, jak wchodzę do domu, wyciągał książeczkę czekową i pytał: ,,Ile?” To mnie trzymało do jego śmierci.
Jedyny czek, jaki sfałszowałem to był czek na dwanaście dolarów z podpisem ojca. Dostałem lanie gorsze od tego na ringu i przestałem bawić się czekami. Kiedyś ukradłem pięćdziesiąt centów z kieszeni ojca na bilet do kina, ale on doskonale wiedział, ile ma pieniędzy. Kiedy się zorientował, że mu brakuje pięćdziesięciu centów dał mi znowu porządne lanie. To mnie wyleczyło.
Przez czterdzieści lat spłacałem firmy pożyczkowe i banki. Można sobie wyobrazić, ile pożyczyłem i jakie płaciłem odsetki – wystarczyłoby na emeryturę. Ale nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że jestem chory.
Mogę szczerze powiedzieć, że pierwsze trzynaście lat mojego małżeńskiego życia to były moje najgorsze lata, ale od momentu przyjścia do wspólnoty AH osiemnaście miesięcy temu jest o tysiąc procent lepiej. AH nauczyli mnie tego, co powinienem był zrobić czterdzieści lat temu. Nigdy nie wiedziałem, jak bardzo jestem chory i wydaje się, że zanim powstała wspólnota AH nie było sposobu na zatrzymanie choroby.
Abe W.
Nowy Jork
Jerry i Ja
Jednym z powodów przyjścia do AH jest historia Jerrego, mojego partnera od hazardu i drogiego mi przyjaciela, którego teraz opłakuję.
Jerry był moim sąsiadem i nadawał się na prawdziwego przyjaciela: interesował się końmi i sportem. Był cichym, uprzejmym człowiekiem. Miał żonę, nie mieli dzieci. Jerry uprawiał hazard, a jego żona modliła się – to był ich sposób na życie.
Przez lata dobrze się bawiliśmy. W weekendy były gonitwy wieczorami, w tygodniu gonitwy w ciągu dnia. Ponieważ oboje pracowaliśmy w typowych godzinach pracy, sobota była podwójnym świętem: jednego dnia zaliczaliśmy dwa tory wyścigów. Żony nie narzekały. W końcu chodziliśmy tylko na wyścigi.
Nie pamiętam, w którym momencie pojawił się w naszym życiu football. Jerry od lat obstawiał u lokalnego bukmachera mecze piłki nożnej rozgrywane przez uczelnie kolegia. Miał szczęście do piłki nożnej. Pod koniec sezonu zwykle miał zyski. Dołączyłem do niego.
Piłka nożna, kontuzje, rozmowy, mecze (rano, w południe, wieczorem) szybko pochłonęły pięć miesięcy z naszego życia. Jeśli wygraliśmy w sobotę, noc spędzaliśmy na torze. Popołudniowa katastrofa zmuszała nas do zostania w domu.
W miarę upływu lat, stawaliśmy się coraz bardziej rzetelnymi bukmacherami. Było to niezbędne, bo nasi przyjaciele korzystali z naszych znajomości. Nauczyliśmy się jak ,,odpuszczać” i ,,zagarniać” stawki. Linie telefoniczne rozgrzewały się do czerwoności przez cały weekend. Rozmawialiśmy tylko o zakładach i tylko tym żyliśmy. Później doszedł baseball zawodowy i drużyn uniwersyteckich. W naszych domach kłębiło się od gazet, formularzy selekcji, skoroszytów sportowych, zapisów, tabel. Telefon, radio i telewizor były cały czas włączone.
Ten dziesięciomiesięczny sezon sportowy pod każdym względem wydawał się idealny - latem mieliśmy czas na wyścigi Belmont i Saratoga. Do koni i sportu doszły gry w karty. Wakacje planowaliśmy i spędzaliśmy blisko torów wyścigowych. Kiedy mieliśmy pieniądze, podróżowaliśmy do San Juan. Odwiedzający nas przyjaciele i rodzina to zwykle byli partnerzy do pokera. Wszystko szło dobrze. Dzieci rosły i wydawały się być szczęśliwe. Jerry spłacił swój dom. Nigdy nie pytaliśmy się nawzajem o faktyczny stan kont bankowych. Bal trwał.
I wtedy Jerry odsunął się próbując przejąć kontrolę nad hazardem. Po wielu sezonach obstawianie wymknęło nam się z ręki. Skończyły się wyprawy na tor, ale sezonu sportowego nie dało się wyeliminować. Pierwszego lata w nowym domu Jerry dużo przegrał. Było tylko jedno wyjście – wrócić do dawnych zajęć. A czym się interesował? Nie stać go było na drużynę sportową, więc kupił konia. Wyglądało, że koń jest mniejszym złem niż hazard, a w dodatku koń mógł przynieść zyski. Od jednego konia można dojść do stajni i farmy!
Zaliczaliśmy wybiegi na dobrych i złych torach i w końcu dotarliśmy do mety. Koń dostawał specjalne środki pobudzające i któregoś dnia wrócił z wyścigu kompletnie wyczerpany. Został przeniesiony na farmę na odpoczynek, a gdy wrócił, Jerrego nie było stać na jego utrzymanie. Sprzedał konia ze stratą, ale zyskał przy sprzedaży domu. Przeniósł się do mieszkania w bloku w miejscowości obok i zaczął napomykać o adoptowaniu dziecka. Jak się wydaje 10 000 $ na konia, z pewnością można zainwestować 10 000$ w dziecko. Może to przyniesie uspokojenie. Adopcja się udała i Jerry miał dobrą pracę, nowe dziecko i żonę. Ale pogrążał się w hazardzie. Teraz było wielu graczy. Telefon ciągle dzwonił. Wyciszyliśmy dźwięk ze względu na sąsiada. Kiedy nie dało się znieść dźwięku klik –klik, zaczepiliśmy małą żarówkę. Z trudem przetrwaliśmy sezon piłki nożnej. W lutym Jerry rozglądał się za drugim etatem, żeby pokryć straty. Znalazł pracę trenera na pół etatu i poinformował mnie, że wszystko jest w porządku. Nie powiedział mi o imprezach po meczach ani o piątkowych grach w karty. Pojawił się też nowy sposób ucieczki – tabletki.
Przez jakiś czas nie miałem wiadomości od Jerrego. Ani śladu. Ani telefonu. Zacząłem coś podejrzewać. Udało mi się niedawno dobrze obstawić i kupiłem nowy samochód, więc chciałem skorzystać z okazji i wpaść w niedzielę, żeby się pochwalić.
Z Jerrym wszystko było w porządku. Stadion przekazywał pensję do domu. Jerry odpuścił sobie konie i football. Grał bezpiecznie. Zainwestował swoje pieniądze. Akcje dobrze rokowały. Niezwykły sukces w ciągu pięciu miesięcy. Zainwestował w akcje kasyna: właśnie otwarto Atlantic City.
W tym okresie rzadko rozmawialiśmy. Zadzwoniłem, żeby obstawić na początku sezonu piłki, ale odmówił. Zadzwoniłem z prośbą o bilety na mecz i załatwił je. Dziecko miało się dobrze. Akcje też. Wszyscy świętowali szampanem. Jego początkowa inwestycja zwróciła się potrójnie, ale w trakcie zawodów World Series postawił sporo na Dodgers i przegrał.
Pod koniec października w San Juan zadzwonił i zostawił wiadomość: ,,To ja Jerry. Jestem tu”.
Był sam. Żona z dzieckiem została w domu. Nie rozumiałem. Porozmawialiśmy. Na giełdzie katastrofa. Sprzedał wszystko i przegrał. Żona chciała separacji. On chciał grać. Zagraliśmy razem w kasynie, a w domu zagraliśmy w remika.
W grudniu, na dwa tygodnie przed świętami, Jerry siedział w moim salonie, nafaszerowany tabletkami. Teraz mieszkał sam w małym pokoju za rogiem. Sytuacja była beznadziejna. Żona już go nie kochała. Nie podobało się jej jego granie.
Żeby coś zrobić, zadzwoniłem, żeby dowiedzieć się, gdzie i kiedy jest najbliższy miting Anonimowych Hazardzistów. Zaproponowałem, że pójdziemy razem, ale Jerry wynalazł jakieś wymówki, żeby nie iść. Zaczął obstawiać mecze piłki nożnej. Słabo mu szło. W tym okresie przysiągł, że nie będzie obstawiał wyścigów, gdy nadejdzie sezon, ale 12-tego stycznia przyszedł do mnie i powiedział, że chce jechać na Yonkers.
Od tego wieczoru rozpoczęła się regularna gra na wyścigach. Nie musieliśmy już do siebie dzwonić, żeby się umówić na wyścigach. Na torach nasze ścieżki się krzyżowały i siadaliśmy razem – taki mieliśmy zwyczaj. Jerry przychodził na tor każdego dnia. W końcu zaczął odmawiać, gdy zapraszałem go, żeby razem usiąść. Mówił, że idzie usiąść na górze z chłopakami i przyjdzie do mnie później. Chłopcy myśleli, że jest ze mną.
Ostatni raz widziałem Jerrego na półtorej godziny przed pierwszą gonitwą wieczoru. Wyglądał na zagubionego, stał sam pośrodku pustego klubu i wpatrywał się w pustą bramkę startową. Porozmawialiśmy przez minutę i każdy z nas poszedł swoją drogą.
W następny wtorek zadzwoniła do mnie moja żona, gdy byłem w pracy. Zachowywała się histerycznie. Znaleziono martwego Jerrego w swoim łóżku, z listem na stole obok tabletek i pustej butelki whiskey. Wyszedłem z pracy, żeby uspokoić żonę, ale w końcu sam się załamałem. Płakaliśmy, gdy go chowaliśmy.
Dopiero gdy przyszedłem do AH uświadomiłem sobie nieszczęście Jerrego. Nigdy nie zrozumiał, że był naprawdę chory.
W czwartym tygodniu bycia we wspólnocie AH poszedłem ponownie na grób Jerrego. Modliłem się za jego duszę i policzyłem lata jego życia z dat wygrawerowanych w kamieniu.
Miał tylko trzydzieści cztery lata.
Hal T.
Bloomfield, N.Y.
Od innego członka AH
Moja żona w szpitalu rodziła naszą córkę a ja byłem w domu i słuchałem relacji z meczu. Obstawiłem ten mecz. Gdy się skończył, poszedłem do szpitala. Teściowa była na zewnątrz i sarkastycznie powiedziała: ,,Gratulacje.” Zapytałem, z jakiego powodu. Poród pierwszego syna trwał 20 godzin i wydawało mi się, że i tym razem tak będzie. Tymczasem żona urodziła w dwie godziny, a mnie przy tym nie było, bo musiałem wysłuchać meczu.
Gdy przyszedłem z wizytą, prawie nie zwracałem na nią uwagi. Oglądałem sport w telewizji. Byłem zwierzęciem, nie zważającym na żonę i dzieci. Nawet nie wiedziałem, że istnieją.
Z historii Larrego R.
Nieuchronnie w trakcie każdego ciągu nadchodził moment, gdy nie mogłem już dłużej ukrywać wszystkiego. Trzeba było powiedzieć żonie. Zawsze była ta sama scena.
Wracałem do domu koło 3:30 lub 4:00 nad ranem. Panicznie się bałem widoku zapalonego w kuchni światła, miałem nadzieję, że tym razem śpi. Ale nie spała, piła kawę lub herbatę czekając pogrążona w myślach . Najpierw zaczynała od obiadu. Już dawno nie wyrzucała jak kiedyś mojego obiadu do śmieci wymyślając wymówki dla mojej nieobecności dzieciom i przyjaciołom, którzy dzwonili lub odwiedzali nas. Głośno zastanawiała się, dlaczego zadzwoniłem o 4: 30 po południu mówiąc, że będę w domu za trzydzieści minut i dlaczego nie zadzwoniłem jeszcze raz w ciągu dwunastu godzin pełnych agonii.
Trudno stwierdzić, czy to hazardzista czy jego żona jest bardziej fizycznie, mentalnie i emocjonalnie wyniszczona przez ciąg hazardowy. Żona tylko czeka i rozmyśla. Jej mąż może być w więzieniu, może gdzieś się rozbił, może jest w innym kraju, żywy lub martwy, kompletnie spłukany. Raczej może być pewna, że jest spłukany. Wszystko to sobie wyobraża, łącznie ze zdradą i próbuje się zemścić atakując każdą dostępną jej bronią. Może kochać, błagać, schlebiać, grozić, narzekać, ,,rozmawiać” aż do znudzenia. Jeśli poślubiła nałogowego hazardzistę, to wszystko na próżno. Jego choroba jest chorobą postępującą i z upływającym czasem idzie ku gorszemu, nie lepszemu.
W każdej ze scen, powtarza się ten sam wzór. Moja żona wyciąga ze mnie fakty, jeden po drugim, jakby wyrywała mi zęby. Jedno po drugim wychodziły na jaw moje kłamstwa i długi. Każdy czek bez pokrycia, każdy czek w firmie pożyczkowej z sfałszowanym podpisem mojej żony, każdy przechwycony przez mnie ze skrzynki pocztowej czek z wypłatą dywidendy czy wynagrodzenia za napisany skrypt, każda nowa pożyczka pod zastaw polisy ubezpieczeniowej, każdy papier wartościowy wykradziony z domu, każde nowo otwarte konto w banku było policzkiem dla mojej żony i jej dumy, zaufania i miłości.
Siedząc w kuchni widzieliśmy wschodzące słońce i zastanawialiśmy się, jak przeżyć ten i następne dni. Brak snu, zmęczenie fizyczne, mentalne i emocjonalne, przerażająca lista rosnących długów… trzeba było to wszystko jakoś ukryć przed dziećmi, przyjaciółmi i rodzicami. Oczywiście obiecywałem wtedy, że nie będę grać i wierzyłem w to całym sercem, że do końca życie nie tknę hazardu.
Ale nie wiedziałem co odpowiedzieć żonie na jej niekończące się domagania wyjaśnień. Nie potrafiłem wytłumaczyć, dlaczego grałem. Przy każdym ,,dlaczego” odzywała się niezgłębiona żądza gdzieś głęboko w mojej podświadomości, której nie potrafiłem wytłumaczyć.
Myślałem, że miałem problemy finansowe. Teraz wiem, że były to problemy emocjonalne. W poszukiwaniu rozwiązania próbowałem psychiatrii. Próbowałem religii. Próbowałem pójść wszędzie tam, gdzie kiedykolwiek spieniężyłem czek i prosiłem, żeby mi już nie pozwolono tego robić. Napisaliśmy do tych ludzi listy. Żona przejęła całkowicie rodzinne finanse: na moją prośbę codziennie wydzielała mi pieniądze tylko na przeżycie jednego dnia. Wszystkie papiery wartościowe, umowy powiernicze i inne zabezpieczenia przepisaliśmy na moją żonę. Zamknęliśmy moje linie kredytowe. I mimo to udawało mi się zdobyć pieniądze na hazard. Żerowałem na przyjaciołach i przygodnych znajomościach. Pożyczyłem pieniądze nawet od mojej sześćdziesięcio siedmioletniej mamy, wdowy z dochodem 67 $ z emerytury. I z każdą nową grą moje nadzieje na nowo rosły. ,,Jeszcze tylko jeden raz”, ,,Tym razem na pewno wygram tyle, żeby wszystko spłacić. A jak wyjdę z tego chaosu, już nigdy nie zagram”. Takie myśli przechodziły mi przez głowę. Takie zakręcone myśli chodzą po głowie każdego nałogowego hazardzisty.
Co najmniej pięć razy wraz z żoną zasiadaliśmy nad taką listą, za każdym razem mając nadzieję, że rozpoczynamy od nowa. Tyle samo razy byliśmy w próbnej separacji, zwykle po moim przyznaniu się do wszystkiego. Pierwsze kilka razy zabrałem moje rzeczy i poszedłem do klubu w centrum miasta. W końcu mnie wyrzucili za niepłacenie rachunków. Po ostatniej próbnej separacji musiałem się zadowolić tanim pokojem hotelowym obok Skid Row. Tak naprawdę te okresy ochłodzenia były potrzebne dla zdrowia psychicznego mojej żony. Po kilku dniach wracałam i próbowałem się z żoną pogodzić. Za każdym razem zgadzaliśmy się zacząć jeszcze raz ze względu na dzieci. Myśleliśmy, że nasza miłość jest tak mocna, że pokona tę kompulsję. I wydawało nam się oczywiste, że zamiast doprowadzać do ruiny życie naszych dzieci i nasze, oprzytomnieję na czas i nie dopuszczę do kompletnej katastrofy.
Po dziesięciu latach takiego szaleństwa, pierwsza poddała się moja żona. Któregoś dnia wróciłem z pracy i zastałem w domu list od żony z wyjaśnieniem, że poleciała do Los Angeles. Sprzedała nasz samochód, żeby mieć na początku za co utrzymać się i dzieci do momentu, kiedy załatwię sprzedaż domu i przyślę jej pieniądze. Kochała mnie i nikogo innego. Nie potrafiłaby nikogo innego pokochać. Wszystko mi przebaczyła. Ale po prostu dotarła do granicy swojej wytrzymałości. Właśnie o tym był jej list.
Zareagowałem spontanicznie. Po kilkakrotnym przeczytaniu, porwałem list, zadzwoniłem na lotnisko i zapytałem o najbliższy samolot do Reno. Miałem w kieszeni 150 $, bo właśnie spieniężyłem czek z wynagrodzeniem. Ale czy będę mógł zapłacić za bilet w obie strony czekiem osobistym? Tak, o ile okażę prawo jazdy, a moje nazwisko znajduje się w książce telefonicznej.
Tak łatwo przychodzi kompulsywnemu graczowi znalezienie gotówki, żeby nakarmić swój wrzód. Chciałem mieć całe 150 $ z czeku na zabawę w Reno. I zamiast wydać ,,święte” pieniądze, które miałem w kieszeni, specjalnie wypisałem czek bez pokrycia, żeby zapłacić nim za bilet, jak zwykle tłumacząc sobie, że odrobię to, gdy wygram. Dwadzieścia pięć minut po odnalezieniu listu od żony, byłem w samolocie lecącym do Reno.
Z historii Beatrice L.
Gdy mój mąż uprawiał hazard, ja myślałam, że spłaca kredyt za dom. Któregoś dnia przyszli pracownicy banku i stwierdzili, że przejmują dom. Nie wiedziałam, co się dzieje i byłam przerażona. Pracownicy banku wchodzili i wychodzili z pokojów. W końcu zapytałam się ich: ,,Co tutaj robicie?” Odpowiedzieli: ,, Cóż, od sześciu miesięcy nie płacicie rat za dom”. Zamarłam. Nie wiedziałam co robić. Nie mogłam się doczekać, aż sobie pójdą i gdy wreszcie poszli zadzwoniłam do mojego męża do pracy i zapytałam się go, czy robił przelewy. ,,Oczywiście, że hmm … tak” – odparł. ,,Nie martw się”.
Powiedziałam mu wtedy, że właśnie przyszli do nas z banku. Byłam wytrącona z równowagi i bardzo zdenerwowana. Poprosiłam, żeby wieczorem przyniósł wyciąg z konta, chciałam zobaczyć na własne oczy. Przyszedł do domu bez wyciągu. Zaatakowałam go w drzwiach. ,,Gdzie wyciąg?” zapytałam. Odpowiedział ,,Nie martw się”. W końcu zobaczyłam wyciąg i omal nie zemdlałam. Nie zapłacił. Ja mu dawałam pieniądze, a on to wszystko przegrywał. Wpadłam w histerię, a on nic innego tylko: ,,Nie martw się”.
Od innego członka AH
Oszukiwałem, wystawiałem czeki bez pokrycia. Dla hazardu zrobiłbym wszystko. Jechałem 50 mil na wyścigi, a potem traciłem tam wszystkie pieniądze. Wracałem do domu 50 mil, błagałem o pieniądze, natychmiast zawracałam, robiłem kolejne 50 mil i znowu wszystko traciłem. Na nikim i na niczym mi nie zależało – tylko na hazardzie. Byłem jak ktoś owładnięty szaleństwem. Któregoś dnia naprawdę mi odbiło. Byłem w domu i coś stuknęło. Zacząłem wtedy rzucać meblami i grozić, że zabiję żonę i dzieci.
Przyjechała policja i spędziłem sześć dni w areszcie. Żona oskarżyła mnie: byłem kimś, kogo nigdy nie znała. Nie dałem rady uzbierać 266 $ na opłatę za kaucję. Moja kaucja wynosiła 2 500 $. Gdy powiedziałem o tym koledze z celi, tylko się roześmiał. Siedział za napad na bank i jego kaucja wynosiła 50 000$. Kiedy przestał się śmiać, zapytał się: ,,Co byś zrobił, gdyby twoje życie zależało od tych 266$?” Te słowa mnie uderzyły. Zmusiły mnie do myślenia i po raz pierwszy w życiu uświadomiłem sobie, co robię – gdybym musiał zależeć od 266$, już bym nie żył. Przez następne sześć dni siedziałem w celi i myślałem i zaczynałem widzieć, co robię.
Z historii Tonego B.
Nie rozmawialiśmy już z żoną. Całe moje życie i cały czas wypełniony był hazardem. Od momentu otwarcia rano oczu do ostatnich wyników po północy. O niczym innym nie myślałem. Pamiętam w któreś święta kiepsko mi szło obstawianie a żona i córka cieszyły się na myśl o Gwiazdce. Zawsze w tym okresie uprzykrzałem im życie, ponieważ żona kupowała prezenty, co oznaczało, że muszę zdobyć pieniądze na zakłady w jakiś inny sposób. Kłótnie, które wzniecałem nie miały nic wspólnego z żoną i córką. Tak naprawdę chodziło tylko o mój hazard, ale doprowadziłem do tego, że żona myślała, że to z jej powodu się złoszczę. Jedna sprawa prowadziła do drugiej i w końcu żona spakowała walizki i zadzwoniła po swojego ojca, żeby przyjechał i ją zabrał. Myślałem, że to już koniec. I wtedy wyrzuciłem z siebie całą frustrację i rozpacz w najbardziej okrutny i szalony sposób wyładowując się na żonie i córce. W obecności córki miałem napad szału. Przewróciłem choinkę, którą przed kilkoma godzinami żona z córką z taką radością ubierały. Zbiłem wszystkie bombki z choinki, rzuciłem walizką żony o ścianę niszcząc tynk. Waliłem w ściany, wyrwałem drzwi z zawiasów. I tak przez godzinę do przyjazdu teścia, a potem - tak samo nagle jak zacząłem, tak samo nagle przestałem. Usiadłem na łóżku, łzy mi leciały po policzkach i słyszałem, jak córka krzyczy: ,,Tato, proszę, przestań”, ,,Proszę, przestań”. Czułem się samotny i zrozpaczony gdy włączyłem radio i usłyszałem wyniki rozgrywek i okazało się, że przegrałem. Masz rację! Hazard prowadził mnie do początków szaleństwa lub… śmierci.
Z historii innego Anonimowego Hazardzisty
Zacząłeś pracować i dobrze ci idzie. Jest jesień, zapisałeś się na seminarium magisterskie z finansów i chodzisz na zajęcia dwa razy w tygodniu. Podoba ci się świat biznesu, uniwersytet jest dla ciebie znośny. W domu zaczyna być gorąco, bo za dużo osób chce rządzić. Mama pracuje na pełen etat. Rozwiodła się, kiedy ty i twój brat byliście mali. W trójkę zajmujecie małe mieszkanie, które dzielicie z dziadkami. Pięć osób grających sobie na nerwach. Porażka rodziców w utrzymaniu małżeństwa będzie też twoim udziałem. Tobie też się nie uda. Musisz znaleźć coś, co ci się uda, musisz pokazać światu, że jesteś najlepszy.
Znajdujesz ucieczkę przy pomocy swojej inteligencji i pieniędzy. Hazard, akceptowalne hobby, łatwo dostępny sposób na dobrą zabawę i relaks. W biurze ktoś sprzedaje bilety na mecz, kupujesz jeden. Zakładasz się z kolegą o 5 $, obstawiacie wynik niedzielnego meczu, uczysz się o tabelach, kursach, systemach i innych słowach żargonu twojej nowej zabawki.
Na wiosnę odnajdujesz tor wyścigów konnych i odnajdujesz gonitwy. Shangri la, Utopia, nowy świat zebrany w jedno.
Z historii innego Anonimowego Hazardzisty
Można się pytać: ,,Jak to możliwe, że grając w bingo w parafialnych i towarzyskich klubach można się uzależnić?”. Bingo zabierało mi bardzo dużo czasu i pieniędzy. Chodziłam od jednej do drugiej gry, czasem od prosto z gry szłam do Reno i oczywiście – przegrywałam każdego centa. Wszystko robiłam tylko po to, żeby grać. Doszło do tego, że mąż mi absolutnie zabronił gry, ale ja i tak się wykradałam, żeby grać wtedy gdy mnie nie widział. Pożyczałam pieniądze, bo w torebce nigdy nie miałam.
Nawet z dziećmi grałam w blackjacka i kazałam im chodzić do babci po pieniądze. To chyba było moje dno – oszukiwanie własnych dzieci.
Z historii Billa B.
W tamtym czasie bank posługiwał się czekami gotówkowymi. Wchodziłem do banku, brałem pusty czek, wypełniałem – nie miało znaczenia, jakie nazwisko wpisywałem – wyglądałem na uczciwego człowieka. Tak oszukałem wiele banków na wiele czeków, tak samo moteli, hoteli, aptek itp. Nie miało znaczenia. Otrzymywałem listy typu: ,,W załączeniu przesyłamy czek na kwotę X. Nie życzymy sobie, by był Pan klientem naszego banku”. Za dużo czeków fałszowałem.
Nie miałem zaufania do innych ludzi wypisujących czeki bez pokrycia, więc robiłem to sam. Przenosiłem je z konta do konta. Musiałem, a poza tym to było ekscytujące. To było coś więcej niż gra: w jaki sposób zdobędę pieniądze? W końcu miałem mnóstwo problemów z prawem i innego rodzaju. Wykupiłem udziały w lokalnym salonie gier w kości i przepłacałem gliniarzy. Za pieniądze, które im dałem mogli kupić sobie rewolwery zrobione ze złota. Wszystkie pieniądze, jakie zarobiłem na grze w kości i wszystko inne, co miałem z powrotem pompowałem w grę. Byłem swoim najlepszym graczem.
I wtedy stanąłem przed jury i Sądem Komitetu Dochodzeniowego Senatu i zrobiło się trochę ślisko. Przyszedłem do AH po prostu dlatego, że żona dowiedziała się o moim problemie z hazardem, gdy po raz drugi czy trzeci wybrałem wszystkie pieniądze z konta oszczędnościowego. Gdy poszła do banku, żeby zrobić lokatę (myślała, że mamy na koncie tysiące dolarów), okazało się, że nie ma nic. Skończyło się na tym, że zaciągnęła mnie do Anonimowych Hazardzistów i tam właśnie poszedłem. Nie chciałem wtedy zarzucić hazardu, chciałem tylko, żeby się ode mnie odczepiła i tak się stało.
Natychmiastowa gratyfikacja
Kiedyś myślałem, że gry typu ,,bankierzy i maklerzy” oraz gra w kulki to były moje pierwsze doświadczenia z hazardem, ale po kilku latach we wspólnocie AH uświadomiłem sobie, że moja kompulsywna osobowość ukształtowała się dużo wcześniej. Zawsze wszystko chciałem od razu. Gdy chodziło o parę rolek albo lody, chciałem to mieć natychmiast. Gdy chodziło o karty bejsbolowe, musiałem wszystkich pobić od razu, żeby mieć je wszystkie Stopniowo ta cecha charakteru stała się moim sposobem na życie. Każdy impuls trzeba było natychmiast zaspokoić.
Wydawało mi się, że najprostszym i najszybszym sposobem, żeby osiągnąć wszystko, co chciałem jest hazard. Od piętnastego roku życia hazard stał się moim codziennym nałogiem. Zacząłem stawiać małe kwoty na Yankees i Knicks, zacząłem też obstawiać zakłady piłkarskie i bejsbolowe. Na tym etapie gotowy byłem pożyczać od lichwiarzy. Kilka razy miałem randki, ale bardziej niż dziewczyna z którą wtedy byłem interesował mnie wynik zakładów.
Gdy nie udało mi się nawiązać żadnych relacji, poddałem się i hazard całkowicie mnie pochłonął: albo poprzez obstawianie, albo poprzez marzenia…Leżałem w łóżku i marzyłem o idealnych rękach w pokerze albo o zdjęciach finiszu wyścigów z moich koniem jako zwycięzcą. Zaniedbałem swoje obowiązki wobec rodziców i gdy tylko nadarzyła się okazja, okradałem ich. Lata wczesnej dorosłości spędziłem na torach wyścigów i w salonach gier w karty. Mieszkałem pomiędzy torami wyścigów w Roosevelt, Yonkers, Belmont i Aqueduct i mogłem oglądać przynajmniej jedną gonitwę każdego dnia. Hazard wypełniał mi dni, a największej radości doświadczałem na wyścigach. Marzyłem o wielkich wygranych, a tak naprawdę większość czasu wychodziłem z toru spłukany i nie miałem pieniędzy nawet na precla czy zapłacenie za przejście przez most. Jeśli wygrałem, byłem szczęśliwy aż do następnej przegranej.
Wtedy ożeniłem się i moja osobowość całkowicie się zmieniła. Zanim się ożeniłem, przyjmowałem i śmiałem się ze wszystkich rzeczy, które mi się przydarzyły z powodu hazardu. Gdy musiałem opuścić seminarium z powodu hazardu, nie było to dla mnie tragedią, po bardziej niż na byciu księdzem zależało mi na hazardzie. Mimo to, po 15 latach obstawiania zdecydowałem się na małżeństwo, ale nigdy nie podjąłem odpowiedzialności z tym związanej. Chciałem mieć żonę, ale tylko z nazwy. I nie chciałem zaakceptować wspólnoty, którą dawało małżeństwo. Całkowicie załamało się moje spojrzenie na życie. Musiałem okłamywać osobę, która znała mój 24 godzinny rozkład dnia: dlaczego nie przyjdę na obiad, dlaczego zawsze brakowało pieniędzy na koncie, żeby zapłacić rachunki.
W życiu małżeńskim był też ciężar finansowy, którego nie miałem, gdy byłem kawalerem. Ten ciężar się zwiększył, gdy urodziło się nasze pierwsze dziecko i żona musiała przestać pracować. Nie miałem w sobie spokoju, żeby przekazać go żonie i synowi. W ciągu pięciu lat urodziła nam się trojka dzieci i moja odpowiedzialność rosła. Wszedłem w zakłady bukmacherskie i inne nielegalne przedsięwzięcia, żeby wywiązać się z tych ,,zobowiązań”. Tak naprawdę szukałem pieniędzy na moje coraz wyższe zakłady. W tamtym momencie życia uprawiałem hazard przez co najmniej 17 do 18 godzin dziennie, przez pozostałe 7 leżąc w łóżku zastanawiałem się, skąd zdobyć pieniądze na spłacenie długów hazardowych.
Życie w domu stawało się koszmarem. Po całym dniu obstawiania musiałem wrócić do domu, gdzie czekała odrzucona kobieta i dzieci, które nie rozumiały mojej lekceważącej postawy. Stałem się tak nerwowy, że aby zjeść obiad musiałem na uspokojenie wypić sześć puszek piwa. W końcu taki sposób relaksacji w ciągu dnia stał się moim zwyczajem. Sumienie ciągle walczyło z moim prawdziwym ja. Byłem wychowany bardzo religijnie i mój hazardowy styl życia był całkowitym przeciwieństwem mojej wczesnej formacji. Stałem się nerwową, oszukującą, niemoralną, pobłażającą sobie osobą.
W pracy oszukiwałem na sprzęcie, który sprzedawałem klientom. Miałem dostęp do skradzionych produktów, które następnie odsprzedawałem z zyskiem. Zostałem ,,pracowym” bukmacherem, tylko po to, aby wieczorem stracić u moich bukmacherów to wszystko, co zarobiłem. Zacząłem pić i zdarzało mi się upijać do nieprzytomności. Nosiłem przy sobie pistolet, bo bałem się, że ktoś mnie napadnie, ale jedyny raz, kiedy się nim posłużyłem to było wtedy, gdy byłem pijany i zacząłem strzelać do lamp ulicznych. Ktoś, kto myślał o zostaniu księdzem stanowił teraz zagrożenie dla społeczeństwa – a mimo gdy dołączyłem do AH poczułem, ze jestem normalny.
Oprócz problemów psychicznych dawało mi się we znaki zaniedbane zdrowie. Miałem słabe zęby, ale do dentysty chodziłem tylko wtedy, gdy robiły mi się wrzody. Cierpiałem na krwawiące hemoroidy, które też zaniedbałem z powodu ,,kosztu” wizyty u lekarza. Ciśnienie zbliżało się do niebezpiecznych granic, a z powodu picia miałem zawroty głowy i palpitacje serca przez cały dzień. Codziennie też męczyła mnie zmora wylewu albo zawału.
Po siedmiu latach uprawiania hazardu prawie każdego dnia rozmyślałem nad popełnieniem samobójstwa, aby w ten sposób wyzwolić się od obręczy zaciskającej się codziennie na mojej szyi . Chciałem odnieść zwycięstwo w grze życia, ale hazard uniemożliwiał mi osiągnięcie tego celu. W końcu znalazłem program Anonimowych Hazardzistów i codziennie dziękuję za to Bogu.
John C.
Bronx, N.J.
Tortury
W czasach, gdy uprawiałem hazard, chodziłem na Madison Square Garden. Teraz myślę o lobby i tysiącach ciał bez twarzy, nieludzkich ludzi, same ciała i zawsze akcja. Gdy Uniwersytet Utah grał przeciwko Uniwersytetowi z Pittsburgh, jestem pewien, że było 150 z Utah, 200 z Pittsburgh i 17 000 kompulsywnych hazardzistów siedzących w Garden i oglądających rozgrywki bejsbolowe.
Ci z nas, którzy chodzili do Garden chcieli zobaczyć akcję i przeżyć tortury – dla mnie to były tortury, a nie wydarzenie sportowe. Wynik nie był znany do czwartej minuty przed końcem, więc przez te ostatnie cztery minuty serce przemieszczało się we mnie z jednego boku na drugi. Tak samo w bejsbolu, tylko że to były wolniejsze tortury.
Dzisiaj nie chcę nogi postawić na stadionie, bo przypominają mi się wtedy najgorsze wspomnienia z przeszłości. Kiedyś znałem imiona wszystkich piłkarzy – to było wielkie osiągnięcie. Dzisiaj myślę: co z tego? Nie mam ochoty śledzić wyników sportowych, więc przychodzę do AH, żeby sobie przypomnieć, że to są nieważne rzeczy w życiu.
Historia żony z Pomona
Kiedy się pobieraliśmy z Billem w 1954 roku, wiedziałam, że wcześniej grał i miał na swoim koncie kilka niezbyt uczciwych sposobów zdobycia pieniędzy. Ale wtedy nie uświadamiałam sobie na jaką okropną chorobę choruje mój mąż. Wierzyłam, że przestanie grać po ślubie. Nie słuchałam tych wszystkich, którzy mnie ostrzegali. Byłam przekonana, że go zmienię. Bardzo szybko przekonałam się, że byłam w błędzie.
Wkrótce po ślubie wpadł w ciąg hazardowy. Pamiętam szok, jaki przeżyłam gdy dowiedziałam się, że przegrał nasze, niewielkie pieniądze. To był początek wielu zmartwień i bólów serca.
Pierwszy ciąg kończył się kolejnym, a potem następny i następny. Za każdym razem, gdy wracał do domu, po prostu siadał ze zwieszoną głową i mówił, że nie wie dlaczego to zrobił i obiecuje, że to się nigdy nie powtórzy. Chciałam mu wierzyć. Za każdym razem musieliśmy się zastanowić, jak przeżyć do następnej wypłaty.
Musiałam okłamywać przychodzących windykatorów. Nienawidziłam tego. Czułam, że wiedzą, że ich okłamuję. Przestałam otwierać drzwi i odbierać telefony. Mamie powiedziałam, żeby dzwoniąc do nas, przeczekała dwa sygnały, potem odłożyła słuchawkę i znowu zadzwoniła. Tylko taki telefon odbierałam.
Kiedy zorientowałam się, że Bill wypisał dwa czeki bez pokrycia, wiedząc, że nie mamy z czego ich spłacić, naprawdę się przeraziłam. Chyba wtedy uświadomiłam sobie, że z moim mężem jest naprawdę źle. Wiele razy próbowałam z nim rozmawiać na ten temat, ale nigdy się nam nie udało.
Któregoś dnia obudziłam się po północy i zobaczyłam, że Billa nie ma. Wyszedł z łóżka i poszedł do klubu grać w karty zaraz po tym, jak usnęłam. W złości zadzwoniłam po ojca i poprosiłam, żeby mnie zabrał z domu. Wróciłam następnego dnia – Bill obiecał, że już nigdy tego nie zrobi. Po tym wydarzeniu miałam trudności z zasypianiem, bo bałam się, że jak usnę, Bill wymknie się z domu.
Gdy zaszłam po raz pierwszy w ciążę, byłam przekonana, że dziecko powstrzyma go od grania. Ale było tylko gorzej. Myślałam, że to niemożliwe, żeby mnie kochał i w ten sposób traktował. Planowałam zostać przy nim aż do momentu urodzenia dziecka, myślą, że jeśli dla mnie nie jest w stanie rzucić hazardu, to może zrobi to dla dziecka. Przez pierwsze sześć miesięcy ciąży pracowałam, ale później musiałam przestać, żeby się nie nadwyrężyć. Moje pensja i tak szła na jego granie, więc po co pracować?
Gdy urodziła się nam córka, załatwiłam wyjście ze szpitala dzień wcześniej, bo brakowało nam pieniędzy. Zadzwoniłam do męża do pracy, żeby powiedzieć mu, żeby po mnie przyjechał. Gdy się dowiedziałam, że tego dnia nie przyszedł do pracy, serce prawie przestało mi bić. Nie miałam wyjścia, musiałam zadzwonić do jego kolegów i poprosić, żeby po mnie przyjechali. To byli jedyni ludzie, których znałam i którzy mieli pieniądze, żeby uregulować rachunek szpitalny i zabrać mnie ze szpitala. Byli dla mnie bardzo dobrzy.
Po tym doświadczeniu byłam całkowicie zdezorientowana. Czułam, że powinnam od niego odejść, ale bałam się, że jeśli to zrobię, on wpadnie w jeszcze większe tarapaty i skończy w więzieniu. Zostałam więc.
Gdy teraz na to patrzę, nie wiem, jak to wszystko zniosłam. Spędziłam sama tyle nocy. Siedziałam w oknie w nocy czekając na jego powrót, miałam nadzieję i modliłam się. Wypłakałam sobie oczy. Zadzwoniłam do każdego znanego mi klubu, ponieważ chciałam, żeby przekazali Billowi, że stało się coś ważnego, że to nagły wypadek, ale na nic to się zdało. Nawet jak słyszał, że go wołano, nie podchodził do telefonu.
Kiedy w końcu przychodził do domu, wydzierałam się na niego. To nie byłam prawdziwa ja. Wyzywałam go w obrzydliwy sposób. A on siedział ze spuszczoną głową i nie odzywał się słowem. Gdy się uspokoiłam, próbowaliśmy rozmawiać. Nie było łatwo. Wszystko co powiedziałam, on tak przekręcał, żebym poczuła się winna za jego granie. Zwykle kończyło się, gdy mówiłam: ,,Dobrze. Niech ci będzie. Spróbujemy twojego rozwiązania”. I znowu byłam pełna nadziei. Jednak następnego dnia wszystkie moje marzenia legły w gruzach, gdy udało mu się pożyczyć pieniądze.
Bałam się wychodzić z domu w ciągu dnia – mógł przecież wrócić, gdy mnie nie ma i sprzedać albo zastawić wszystko, co nawinęło mu się pod rękę. Raz, gdy poszłam odwiedzić moją mamę, pod moją nieobecność sprzedał stół z krzesłami i oddał do lombardu radio i srebrną zastawę stołową. Po tym wydarzeniu nie mogłam mu ufać. Gdy powiedział mi, że idzie do fryzjera, wynalazłam wymówkę, żeby pójść z nim, bo przestałam wierzyć w to co mówi. Zbyt wiele razy mnie zawiódł.
Stałam się podejrzliwa wobec wszystkiego, co robił. Gdy się odrobinę spóźniał z powrotem po pracy, oskarżałam go, że poszedł grać. Gdy się okazało, że się myliłam, myślałam sobie: .,,Teraz pewnie pójdzie grać, żeby się na mnie zemścić”.
Robiłam też wiele rzeczy ukradkiem. Musiałam ukrywać wszystkie dostępne mi pieniądze. Gdy spał, przeszukiwałam jego portfel, żeby zobaczyć, czy nie chowa przede mną pieniędzy. Zwykle wyczuwałam, kiedy planował granie albo kiedy grał. Nienawidziłam sytuacji, gdy oskarżałam go, nie mając całkowitej pewności, że grał.
Któregoś dnia dopuścił do tego, że skumulowały się niezapłacone mandaty – przegrał pieniądze przeznaczone na ich zapłacenie. Pewnego popołudnia zapukał do naszych drzwi policjant z zamiarem aresztowania mojego męża. Byłam przerażona, nie wiedziałam co robić, gdzie szukać pomocy. Jego rodzice byli na wakacjach, mieliśmy długi u wszystkich możliwych osób. Nie było wyjścia, musiał pójść do więzienia. Bardzo mnie to bolało, ale jednocześnie pomyślałam, że może dzięki temu coś mu się w głowie rozjaśni. W tym okresie nasze meble zostały przejęte przez komornika, a ja musiałam się wprowadzić do znajomych, ponieważ zalegaliśmy z czynszem. To była ciężka walka, ale miałam nadzieję, że po więzieniu coś się wyprostuje. Pomyślałam, że zrozumie, do czego prowadzi hazard.
Po wyjściu z więzienia mieszkaliśmy z moimi rodzicami dwa i pół miesiąca, ponieważ Bill stracił pracę. Zdecydował, że będzie pracował u ojca, więc się przeprowadziliśmy do jego rodziców. Budowali wtedy rancho z kurczakami na pustyni. Bill ciężko pracował i wydawał się być szczęśliwy. Nie było łatwo, ale nie grał, a to najważniejsze. Zaczęłam się znów martwić, gdy zaczął budowę komercyjnej trasy jajek. Odkryłam, że pieniądze zarobione na tej trasie przepuszczał na hazard. Nienawidziłam go za to. Nie mogłam zrozumieć, jak można okradać własnych rodziców.
Po wielu bolesnych dyskusjach zdecydowaliśmy się, że najlepiej będzie, jak wyjedziemy z rancha. Bill znalazł dobrą pracę w firmie ubezpieczeniowej, jednak bardzo szybko musiał stamtąd odejść, ponieważ firma dowiedziała się, że poprzednią pracę stracił z powodu hazardu. Wytrąciło mnie to z równowagi, ale znów pomyślałam, że musi zobaczyć, co z nim robi hazard. Wyobrażałam sobie, że utrata pracy pomoże mu zobaczyć światło. Znalazł kolejną pracę jako sprzedawca i przez trzy miesiące świetnie sprzedawał. W tym okresie mogę powiedzieć, że byłam szczęśliwa i na nowo mu zaufałam. Zapłaciliśmy zaległe rachunki. I znów zaufałam mu w kwestii pieniędzy, zaufałam, gdy wychodził z domu do pracy albo do fryzjera i nie czułam, że powinnam z nim chodzić.
I wtedy nadszedł ten okropny dzień, gdy mój mąż pojechał do swojej siostry, aby oddać jej pożyczone wcześniej pieniądze. Prosto od siostry udał się do klubu. Pamiętam, że nie mogłam w to uwierzyć. Byliśmy tacy szczęśliwi. Nie mógł tak po prostu wrócić do tego okropnego, nieszczęśliwego życia. A jednak wrócił.
Myśleliśmy, że pomoże mu psychiatra, ja już nie mogłam tego dłużej wytrzymać. Większość moich emocji rozładowywałam na trójce moich małych dzieci. Nie wiedziały, co się dzieje. Pytały, gdzie tatuś i dlaczego płaczę. Nie wiem, co im naopowiadałam – chyba wszystko, co możliwe, z wyjątkiem prawdy. Nie chciałam, żeby mi zawracały głowę.
Bill chodził do psychiatry przez około dwa miesiące i w końcu zamiast pójść na spotkanie z lekarzem wymknął się do klubu. Pamiętam, jaka chora byłam, gdy się okazało, że nawet psychiatria mu nie pomoże.
Przez następne kilka tygodni żyłam z dnia na dzień nie wiedząc, co robić. I wtedy w dniu urodzin córki on znowu poszedł grać. Oniemiałam z rozpaczy. Nie mogłam już tego dłużej wytrzymać. Nadawałam się wtedy do szpitala psychiatrycznego. Wiedziałam, że coś trzeba zrobić. Myślałam o dzieciach. Jeśli mi się coś stanie, kto się nimi zajmie?
Następnego dnia Bill udał się do stanowego szpitala w poszukiwaniu pomocy. Powiedzieli, że oni nie mogą mu pomóc, ale skierowali go do Anonimowych Hazardzistów. Gdy wrócił do domu, natychmiast zadzwonił do AH. Powiedzieli, że ktoś wieczorem do nas przyjdzie i dotrzymali słowa. Przyszła do nas młoda para. Zadziwiła mnie ich historia. Zawsze myślałam, że byliśmy jedynymi ludźmi na świecie z takim problemem. A oni siedzieli u nas opowiadając ,,swoją” historię.
7 lutego 1962 Bill przyszedł na pierwszy miting. Najpierw byłam bardzo sceptyczna. Problem Billa z hazardem wydawał mi się tak poważny, że nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak to mogłoby mu pomóc. I wtedy pomógł mi mężczyzna z AH, który do nas przyszedł, a jego historia była naszą historią. Jednak wciąż się bałam, że zbytnio narobię sobie nadziei. Nie chciałam znowu przeżywać rozczarowania.
Zmartwiłam się, gdy Bill wrócił do domu po pierwszym mitingu. Nie miał wiele do powiedzenia. Powiedział tylko, że myśli, że jest ok. i opowiedział mi o przebiegu spotkania. Nie myślałam, że jest pod jakimś szczególnym wrażeniem tego, co widział i słyszał, ale chodził na mitingi, a ja z nim, gdy tylko mogłam. Zmyliła mnie jego pierwsza, jak mi się wydawało negatywna reakcja na AH. Naprawdę do niego dotarło i zaczął się poważnie interesować AH i ludźmi ze wspólnoty.
AH jest dla mnie cudem. Od czternastu miesięcy Bill nie obstawił żadnego zakładu. Dzięki Haz-Anon odkryłam, że i ja nie jestem taka perfekcyjna. Te mitingi naprawdę pomagają mi stać się lepszą osobą.
Bill i ja wciąż mamy problemy – jak każde małżeństwo, ale nie ma już hazardu i potrafimy usiąść i naprawdę ze sobą porozmawiać. Kochamy się i szanujemy i nie zamieniłabym tego na nic innego.
Margie M., Pomona, Kalifornia
Choroba hazardu
Wspinając się po skałach nad morzem poczułem ostry ból połamanych żeber. Zatrzymałem się i spojrzałem na zamglony ocean – fale z hukiem roztrzaskiwały się o skały. Wiedziałem, że pod skałami czyha śmierć, a ja chciałem umrzeć. W myślach wracałem do czasów młodości i nie umiałem tego powstrzymać.
Zacząłem myśleć o czasach, kiedy wspinałem się po górach . Stojąc na szczycie widziałem wąskie kanony o stromo spadających ścianach, miękko przechodzące w zielone doliny. Niebieskie wody rzeki Snake wiły się pomiędzy wąwozami, przecinały niziny i znikały za dalekim horyzontem. Odwróciłem się i omiotłem wzorkiem góry unoszące się ku północy i w jakimś sensie zrozumiałem, jak rozległe jest dzieło stworzenia. Leżąc na plecach przeszukiwałem wzrokiem niebo i stawałem się coraz bardziej świadomym nieskończoności przestrzeni. Narastał we mnie głód poznania Boga.
Później stojąc na ganku w zimie zrozumiałem, na czym polega cud białego świata unoszącego się wszędzie śniegu. Radosne krzyki podekscytowanego rodzeństwa obwieszczające nadejście wiosny wdzierały się w moje wnętrze. Zbierali się wszyscy pod krzakiem dzikiej szałwii w poszukiwaniu drobnego kwiatka czy innej formy nowego życia przebijającej się magicznie przez topniejący śnieg na pierwszych połaciach gołej ziemi. Czułem zachwyt ciepłego wiatru dotykającego mojego policzka. Wiał ponad wzgórzami i dolinami, zamieniając dywan śniegu w potoki wody gnające w kierunku puchnącej zatoczki. Widziałem bladą zieleń pączkującej wierzby, która w wielkich ilościach rosła nad jej brzegiem. Serce napełniało się radością gdy nasłuchiwałem czystego, przeszywającego śpiewu polnego skowronka - ten ptak o szarym ciele i jasnym, żółtym brzuszku był znakiem, że zima jest naprawdę w odwrocie. W domu śpiewała mama. Ona też przepełniona była radością, a ponieważ żyła blisko Boga, dawała wyraz swojej radości śpiewając. Słowa miękko wpadały w ucho: ,,Policz twoje liczne błogosławieństwa, nazwij je jedno po drugim, a zdziwisz się, co Pan dla Ciebie uczynił”.
Innym razem byłem na łące i poczułem ciepło słońca ożywiające rosnące dziko kwiaty kwitnące u moich stóp. Ich jasne kolory zalały łąkę, rozlewając się w bladą zieleń pól i rozpraszając się między niebieską szałwię pokrywającą łagodne zbocze wzgórz. Stałem się świadomy cudu piękna stworzenia. Jesienią stałem obok płotu i czułem jak wiatr ciąga moje ubranie, gdy falował poprzez pola złotej pszenicy i zrozumiałem na czym polega cud urodzaju ziemi.
Był też taki czas w moim życiu, kiedy będąc na pustyni padałem na kolana, żeby zbadać najdrobniejszy kwiatek, doskonały w swojej budowie, kolorze, zapachu, kwitnący w cieniu wysokiego kaktusa. Stałem w podziwie nad mocą, za którą stoją słońce, księżyc, pory roku i ziemia z niezliczonym życiem i w której naturze było poczęcie czegoś tak maleńkiego jak ten kwiatek, niewiele większy od główki pinezki.
Spotkałem prawdziwą miłość. Staliśmy przed kapłanem, gdy ogłaszał nas mężem i żoną. W pierwszych latach naszego sakramentalnego związku zrozumiałem, jakim błogosławieństwem jest czuła, rozumiejąca miłość, którą na tym świecie może dać tylko kobieta. Wkrótce potem trzymałem w ramionach po raz pierwszy swojego maleńkiego syna. Do mojego serca napłynęła pokora. Spojrzałem na żonę, dzięki której zaistniało takie wydarzenie w moim życiu. Uśmiech na ustach i światło w jej oczach świadczyły, że myślimy podobnie.
I wtedy nadszedł czarny dzień, gdy pojawiłem się na torze Santa Anita w Arkadii, w Kalifornii. Stałem przed padokiem zaczarowany przez zgrabne sylwetki pełnokrwistych koni, gdy stajenni zakładali im małe siodła. Czułem, jak ogarnia mnie ekscytacja tłumu. Przeszliśmy na trybuny. Idąc po schodach przeskakiwałem po dwa stopnie. Ciało moje spadało jakby pozbawione grawitacji i wtedy odwróciłem się i spojrzałem na widok rozpościerający się poniżej.
Oczami prześledziłem kontur toru tworzący wielki owal. I zobaczyłem całą gamę kolorów wypełniającą wewnętrzne pole. Równo wycięty wzór z barwnych kwiatów tworzył obraz niczym pieczęć postawiona ręką Boga, zaraz za nim lekko unoszące się pagórki porośnięte dębami, otaczające podnóża poszarpanych gór rysujących się na błękitnym niebie w kierunku północy.
Konie były na torze, startowy ustawiał je w przegrodach. Zacisnęłam pięści z kuponami zakładów. Dźwięk dzwonka w oddali, odgłosy lonży koni i jeźdźców i wyścig rozpoczęty. Podskoczyłem, żeby dojrzeć obstawionego przeze mnie konia pośród szybko przemieszczającej się grupy. Wrzask tłumu ogłuszał. Wariowałem, bo nie mogłem dostrzec mojego konia pośród liderów na zakręcie. Nagle głos spikera oznajmił: ,,po zewnętrznej – Kapitan Cal – na prowadzeniu Kapitan Cal”. Owładnęła mną euforia. Głośny krzyk wydobył się z moich ust. Ludzie odwrócili i gapili się na mnie, ale ja już pobiegłem do formującej się kolejki zwycięzców przy kasie.
Podszedłem do zaparkowanego samochodu. Stąpałem lekko po ziemi i czułem się, jakbym się powtórnie narodził. Skąd mogłem wiedzieć, że pomiędzy pięknem kwiatów, rżeniem koni o pełnokrwistej rasie porykujących na torze, już zakiełkowały ziarna wszechogarniającej namiętności, która miała się stać moim sposobem na życie?
W nadchodzących tygodniach i miesiącach opętała mnie gorączka hazardu. Poniósł mnie grzbiet wielkiej fali zagarniającej każdą chwilę mojej aktywności. Nie było miejsca na wątpliwości, nic nie zapowiadało wielkiego zła, które miało skrzywdzić moich najbliższych – zapowiadały się wielkie sumy, za które chciałem kupić prezenty i obsypać nimi najbliższych okazując im w ten sposób moją miłość. Jak naćpanego, poniosło mnie daleko od rzeczywistości. Przez moment odczuwałem nieznane mi dotąd szczęście. Wszystko szło świetnie. Kasa płynęła do kieszeni. Ale nadszedł czas, gdy szczęście odwróciło się ode mnie. Gdy zacząłem i nie przestawałem przegrywać pojawiły się wątpliwości. Obudziło się we mnie sumienie, pogrążyłem się w chaosie i smutku. Bolało mnie serce. Pewnej nocy obudziłem się przerażony nagłym obrazem rzeczywistości. Przysiągłem z głębi serca, że już nigdy nie dotknę hazardu. Po tym postanowieniu poczułem spokój i spokojnie zasnąłem.
Następnego dnia złamałem przysięgę, a kolejne miesiące przyniosły coraz więcej niedotrzymanych obietnic i musiałem skonfrontować się z świadomością, że nie potrafię zarzucić hazardu i na te myśl robiło mi się niedobrze. W miarę rozwoju choroby poświęcałem swoje kolejne zasady które nauczyłem się stosować w życiu. W moim domu było cierpienie. Żona, która dała mi miłość i powierzyła mi swoje nadzieje na szczęście żyła w nędzy, upokorzeniu, samotności i załamaniu. Dzieci, które tak bardzo kochałem nie miały zaspokojonych podstawowych potrzeb, nie miały poczucia bezpieczeństwa. Nie towarzyszył, ani nie prowadził je przez życie ojciec i pozbawione były wielu pięknych rzeczy.
Jak szybko mijały lata. A w mojej głowie ciągle rozgrywała się bitwa między ogromnym poczuciem winy i obsesją hazardu. Stopniowo wycofywałem się do mojego samotnego, brzydkiego światka. Hazard już nie mamił wizjami wielkich sum pieniędzy, stał się potworem, którego cień kładł się na wszystkim, co robiłem.
I przyszedł dzień, kiedy stanąłem u stóp szpitalnego łóżka wpatrując się w umierającego ojca w szpitalu św. Łukasza w Pasadenie w Kalifornii. Na myśl o niesprawdzeniu się jako syn ogarnął mnie bezsilny smutek i zrobiło mi się niedobrze. W moim sercu była duża rana. Zamknąłem oczy i wyszeptałem słowa modlitwy za mojego ukochanego ojca. Gdy ponownie spojrzałem na ojca , miał podniesioną głową i gorączkowo szukał czegoś w pokoju. Wtedy jego oczy spoczęły na mojej twarzy. Powoli położył głowę z powrotem na poduszce. Delikatny uśmiech pojawił się na wargach i ujrzałem znajome spojrzenie pełne miłości. Podszedłem do łóżka, podniosłem jego rękę i przycisnąłem do ust. Już nigdy nie usłyszę jego głosu ani nie poczuję na ramieniu dotyku jego miłej ręki. Upadłem na kolana i położyłem głowę na jeszcze ciepłym ciele i odgłosy mojego smutku rozległy się w ciszy nieruchomego pokoju.
Usiadłem obok trumny w domu pogrzebowym, jedynym dźwiękiem w przyćmionym świetle było bicie mojego serca. Zacząłem rozmyślać nad swoim zmarnowanym życiem. Zadrżałem pod wpływem nachodzącego mnie zimnego lęku. Tysiąc razy obiecywałem sobie i przysięgałem, że nie będę już obstawiał, ale zawsze to było silniejsze od mnie i z każdą złamaną obietnicą umierała część mnie. Wstałem i podszedłem do trumny, żeby jeszcze raz spojrzeć na cichą twarz. To była moja ostatnia szansa. Gdybym tylko w tym wielkim nieszczęściu mógł odnaleźć siłę! Dźwięk szeptanych słów wydawał się napełniać cichy pokój: „Obiecuję ci, Tato, że już nigdy nie tknę hazardu, pomóż mi Boże”.
Pochowaliśmy jego ciało na wieczny odpoczynek pod sosną na cmentarzu Rose Hills. W następnych dniach byłem jak człowiek we śnie, wykonywałem cichutko swoją pracę bojąc się, że nagły ruch może przerwać czar i przepędzić pokój i pogodę ducha, które, jak nieśmiały gołąb przysiadły w mojej głowie. Okropne kołatanie mojej hazardowej kompulsji ustało, ale nie miałem poczucia realności. Gdybym tylko na nowo odczuwał obecność Boga wokół mnie. Każdego dnia gorąco modliłem się w sercu.
W styczniu jechałem samochodem do pracy w Whittier Hills. Słońce wschodziło i zaczynałem się dobrze czuć. Mój umysł i serce otwierały się na świeże cuda nowego dnia. Moje nozdrza napełnił zapach porośli pokrytych rosą, których pełno na wsi. Nagle ogarnęła mnie myśl, że coś cudownego wydarzy się dziś. I wtedy, bez ostrzeżenia, przyszedł – obraz tłumów na torze wyścigów. Zobaczyłem konie przechadzające się po torze i stosy pieniędzy, które były tak blisko, że prawie mogłem ich dotknąć. Mogłem to wszystko zagarnąć. Wydawało mi się, że to będzie rozwiązanie wszystkich moich problemów i spełnienie najskrytszych nadziei, które znowu opanowały mój umysł. Jak cyklon moja obsesja zagarnęła wszystko, co przed nią stało. Zawróciłem i pośpiesznie odjechałem w kierunku miasta.
Nadszedł wieczór. Niewyraźnie poczułem, jak otacza mnie szeroki obszar parkingu przed torem. Tłumy ludzi odeszły, a ja wciąż tam tkwiłem gapiąc się w ciemność. Gonitwa myśli wynikłych z choroby duszy zalała mój umysł. Moje sumienie było jedną krwawiącą masą. Świat spustoszenia zamykał się wokół mnie. ,,O mój Boże” wyszeptałem. ,,Czy po to się narodziłem? Dlaczego nie przerwiesz moich kajdanów i mnie nie uwolnisz? Dlaczego, dobry Boże?”
Opieram się o poręcz w klubie hazardowym w Gardenie, odbywszy ponownie długą podróż z Santa Barbara i spędzam niezliczone godziny przy stołach kasyna. Nieuchronne przeznaczenie położyło swoją zaciśniętą rękę na moim sercu. Ciężkimi oczyma rozglądam się po twarzach cierpiącej ludzkości wokół mnie. Błyszczące, białe twarze, drżące ręce i gniewne krzyki opowiadają o piekle ich życia. Niedaleko siedzi kobieta w zaawansowanej ciąży. Nerwowo pali cygaretkę trzymaną w drżących rękach. Uświadamiam sobie, że nawet nienarodzone dziecko nie może uciec od stygmatu tej okropnej choroby. Wyszedłem na zewnątrz w zimną, trzeszczącą mrozem noc. Moje ręce i nogi ciążyły mi, gdy wsiadałem do samochodu, żeby udać się w drogę powrotną do domu. Dodaję gazu na myśl o mojej żonie. Okropne poczucie winy, które stało się żywą, bolesną częścią mojego świata jak zwykle wywołuje we mnie pilną potrzebę dotarcia do niej za wszelką ceną i teraz samochód porusza się szybciej i droga rozmywa się przed moimi zmęczonymi oczyma. Wtedy przez moment przestaję istnieć i moja głowa spada na klatkę piersiową i podskakuje jakby pod wpływem niewidzialnego ostrzeżenia. Jadę pośpiesznie w kierunku masy ulicznego sprzętu i czerwonych świateł na środku autostrady. Kieruję samochód w kierunku otwartej drogi i wtedy samochód przewraca się. Słyszę niewyraźny zgrzyt metalu, gdy samochód ześlizguje się na pobocze i zatrzymuje się. Nie mogę się ruszać i czuję, że to koniec. Dźwięk szkła spadającego na chodnik wpada do moich zamroczonych uszu.
Leżę w szpitalu. Ból duszy jest silniejszy niż rany na ciele. Zaczynam rozumieć że, oprócz moich innych grzechów, stanowię teraz zagrożenie na autostradzie. Nie mogę zrozumieć tego cudu, dlaczego wciąż żyję. Obserwuję i czekam całą noc i wtedy ona staje przy moim boku. Kulę się gdy zmuszam się, aby spojrzeć jej w twarz. Bladość policzków pasuje do szarości świtu, który wkrada się przez okna. Pochyla się nade mną i całuje delikatnie moją twarz. Zamykam oczy, aby powstrzymać napływające łzy. Tysiąc czułych słów ciśnie mi się na usta, ale nie dam rady mówić.
Słyszę głos mężczyzny. Otwieram oczy i widzę niewyraźny zarys postaci mojego syna stojącego u stóp łóżka i pełen jestem głębokiej pokory, że ze mnie nie zrezygnował…
Znowu mam przed sobą długą drogę do domu z Gardeny. Umysł i ciało drętwieją od koszmaru kilku ostatnich godzin – stoczyłem moją ostatnią wielką walkę o pieniądze, bez których, jak sobie mówię, nie mogę żyć. Tylko teraz nie mam nawet okruchu ostatniej nadziei i nie mam ani siły ani woli, żeby iść dalej.
Widzę ponownie scenę z mojego wypadku i ten obraz zaczyna mnie nawiedzać. Teraz autostrada styka się z wybrzeżem, powoli zatrzymuję samochód i wspinam się po skałach nad morzem. Teraz to już koniec.
Blady księżyc wyłania się zza chmur i w ciemności moje ciało sztywnieje. Ostatnim wysiłkiem instynktu samozachowawczego wybiegam myślą w przyszłość, mając nadzieję, że znajdę niewielki promień światła, który da mi siłę, który mnie podtrzyma, ale nic nie znajduję. Jestem człowiekiem, który żył bez nadziei .Przeszukałem przeszłość w nadziei na znalezienie jakiegoś przyjemnego wspomnienia, które powstrzyma ciemność. Widzę jednak swoje pięćdziesiąt lat z kawałkiem rozciągnięte wzdłuż ciemnej ścieżki. Wziąłem ostatni oddech i pochyliłem się nad masą wody kłębiącą się pode mną – tam właśnie znajdę spokój. ,,Boże, przebacz mi”. Nie słyszałem własnego głosu. Nie mogłem się ruszyć, bo zobaczyłem twarz mojej żony. Jak mogłem się zabić wiedząc, że jej na mnie wciąż zależy? Zrozumiałem słowa, które kiedyś usłyszałem: ,, Czasem trudniej zebrać odwagę, żeby żyć niż żeby umrzeć”.
Dojechałem do domu i zatrzymałem się przyglądając się przyciemnionemu światłu w oknie, które na mnie zawsze czekało. Wszedłem po schodach i jak zranione zwierzę wczołgałem się w sanktuarium obok niej i wiedziałem, że płakała. Wpatrywałem się w ciemność. Nagle mój umysł zaczął wirować. Stał się czymś, co prześwidrowało niekończącą się ciemność piekła. Urósł do rozmiarów ogromnej masy nagiego strachu i z prędkością światła rozszedł się we wszystkich kierunkach, ale nie było wyjścia. I wtedy ta drżąca masa zatrzymała się i wydawało mi się, że wypływam z głębokości i znów umysł powrócił do stanu koncentracji. Moje ciało oblewał zimny pot i wiedziałem, że byłem krok od szaleństwa. Co miałem teraz robić? Gdzie szukać pomocy? Czy gdzieś była dla mnie jakaś pomoc? Gdziekolwiek?
Siedząc na tapczanie, przyglądałem się uważnie twarzy mężczyzny, który przebył sto dwadzieścia mil autobusem, aby w moim domu opowiedzieć mi o Anonimowych Hazardzistach. Byłem poruszony do głębi, ponieważ opisywał w każdym szczególe moje własne nieszczęśliwe życie. Walczyłem, aby nie stracić panowania nad sobą, ponieważ w tym człowieku rozpoznałem tę samą chorobę, którą i ja miałem. Jego głos wciskał się do chaosu w mojej głowie. Opowiadał o założycielach ruchu. I wtedy wypowiedział słowa, które desperacko chciałem usłyszeć: inni ludzie podobni do mnie żyją w wolności od wszelkich form hazardu i odnajdują nowe życie.
Wyjechał, a ja z wielką wdzięcznością obiecałem, że się pojawię na następnym mitingu. Gdy zamykałem za nim drzwi, wyszeptałem słowa modlitwy wdzięczności do mojego Boga – w moim sercu poczułem poruszenie bez którego nie można żyć. Mój przyjaciel przyniósł mi nadzieję.
W następny piątek wieczorem wraz z żoną pojawiliśmy się na mitingu w Los Angeles. Powitał nas nasz przyjaciel, a inni ciepło uścisnęli dłonie. Cicho usiadłem obok mojej żony. Powoli przyglądałem się twarzom osób wokół mnie. ,,Jak mi mogą pomóc?” zastanawiałem się. Przypomniały mi się słowa rad udzielanych mi przez te wszystkie lata. Przypomniałem sobie ból i wielkie cierpienie, jakie sprawiłem innym. Przypomniałem sobie, że moje dzieci wyrosły w okropnym uścisku niepewności i tak stawiały czoła swoim światom, pełne nieśmiałości i niepewności i że będą nosić te blizny do końca swojego życia. W bólu moja dusza krzyczała, próbując zrozumieć tajemnicę życia, ale jedyną pewnością, którą pojąłem było to, że moje życie jest krótkim okresem, dokładnie pośrodku wieczności, która minęła i wieczności, która się nigdy nie skończy. Jak człowiek może odrzucać szansę, aby się podzielić cudem życia z tymi, których kocha w pełni wyrażając miłość, nadzieję, pokój, i piękno? Mimo to – NIE POTRAFIŁEM RZUCIC HAZARDU. Gdyby tylko ktoś dał mi lek, gdyby tylko chirurg mógł mnie otworzyć, wyciąć tę okropną obsesję i mnie uwolnić!
Moje ręce zmiękły i zwilgotniały, gdy uświadomiłem sobie, że mężczyzna stojący przed grupą zaczyna mówić. Mówił głosem pełnym pokory o swoim zmarnowanym życiu, rozbitym domu, stracie rodziny, załamaniu, samotności i w końcu o pragnieniu odebrania sobie życia. Mówił o niemożności zerwania jarzma kompulsji hazardu.
Godziny mijały jak sekundy a ja przyklejałem się do każdego słowa wypowiadanego przez wstających ludzi, ponieważ oni wszyscy opowiadali moją historię. W miarę rozwoju ich opowieści zdobywałem pewność, że byli ludźmi mojego pokroju. Zrozumiałem z wielkim smutkiem, że żony i niewinne dzieci noszą okrutne brzmię spustoszenia. Poczułem w stosunku do nich falę współczucia, jakiego nigdy wcześniej wobec nikogo nie odczuwałem. Wyłem – tak bardzo chciałem im pomóc. Ale co mogłem zrobić? Wtedy wstał ostatni spiker. Na jego twarzy widać było te samo współczucie, które przepełniało moje serce. Jakby czytając w moich myślach wypowiedział słowa, które miały zapaść mi głęboko na sercu i zapuszczając korzenie otworzyć drzwi do ukrytej siły, która miała zmienić całe moje życie. ,,Jeśli chcesz pomóc twoim braciom – innym nałogowym hazardzistom znajdującym się w tym pomieszczeniu i jeśli chcesz pomóc wspólnocie dotrzeć z jej posłaniem do milionów ludzi, którzy wciąż cierpią, największą pomoc jaką możesz zaoferować to powstrzymać się od pierwszego zakładu”.
Z niechęcią zobaczyłem, że spotkanie dobiega końca. Chciałem, żeby trwało zawsze, chciałem utrzymać te dziwne i cudowne uczucie, które przyniosło pokój i ulgę mojej duszy. Na swojej dłoni poczułem dotyk dłoni żony. Odwróciłem się i spojrzałem jej w twarz i zobaczyłem w jej oczach nowe światło. Zaczynała rozumieć, że moja kompulsja hazardu była straszną chorobą. Moje serce zalała fala miłości i wielkiej czułości wobec mojej żony. Przez trzydzieści jeden lat naszego małżeństwa nie ustała w dawaniu mi wierności, miłości i poświęcenia – więcej niż wymagały obowiązki małżeńskie. Wiedziałem, że gdyby nie ona, moje życie skończyłoby się wiele lat temu – ona była jedynym niezmiennym elementem, którego trzymałem się w mojej walce o przetrwanie.
Przez kolejne miesiące każdego tygodnia pokonywaliśmy dwieście mil, aby uczestniczyć w mitingu AH. W tych miesiącach zrozumiałem na czym polega moc prostych, duchowych zasad tej wspaniałej wspólnoty. Nauczyłem się siły więzi zrozumienia, przyjaźni, współczucia. Odkryłem nieustające źródło inspiracji i nadziei w życiu pionierów wspólnoty, ich sprawdzonej wolności od obsesji i nowym życiu. Nauczyłem się prawdy życia zawartej w wielkiej zasadzie: ten, kto pełen współczucia chce pomóc drugiemu, pomaga i sobie. Nawet jeden raz nie zbladł piękny cud, który obudził się w mojej duszy po pierwszym mitingu, cały czas wzrastał. Stojąc twardo pomiędzy mną a moją obsesją przyniósł mi wyzwolenie.
Za każdym razem, gdy przekraczam próg pomieszczenia, w którym odbywa się miting ogarnia mnie pokorna wdzięczność i odwzajemniam uśmiechy i słowa ciepłego powitania skierowane do mnie od ludzi z wszelkich ścieżek życia. Ta obrzydliwa kompulsja bowiem nie ma względu na osoby, uderzy, w każdego, kto jest na nią emocjonalnie podatny. Po niektórych widać jeszcze bladość choroby. To są nowe osoby poszukujące pomocy. I jak zawsze moje zdziwienie rośnie, gdy kontempluję cuda, które wydarzyły się w życiu osób w tym pokoju w ciągu dwóch lata mojego uczęszczania na mitingi. W tej pokornej wspólnocie zobaczyłem, jak odnawia się zniszczone życie. Zrozumiałem, że w ciemnej historii tego zaburzenia pojawia się tu pierwsza realna pomoc. Wielu z nas stanęło przed sądami tej ziemi i nikt nie rozumiał przyczyny popełnianych przez nas przestępstw. Myślę tu o setkach tysięcy domów rozsianych po naszej ukochanej Ameryce, gdzie z powodu choroby hazardowej panuje zniszczenie i nieszczęście. Wiem, że są miliony małych dzieci i tych, co się mają narodzić, które muszą patrzeć na wspólnotę AH, jeśli ich złote lata mają przynieść owoce.
Wspinam się na skały nad morzem i spoglądam na wielki ocean, jego fale rozbijają się o skały poniżej. Niegdyś symbol śmierci, teraz stał się czymś pięknym, bo w końcu odnalazłem wolność od mojej obsesji. Mogę teraz kroczyć z godnością i mogę się przydać innym ludziom. W moim domu panuje miłość, zaufanie i harmonia.
Z powodu krzyża, który nosiłem przez wiele lat, dokładam wszelkich wysiłków, aby w moim sercu panowało zrozumienie. Wychodzi ze mnie rozprzestrzeniające się światło mojego ducha i łączy się z błyskiem słońca, które świeci nade mną. Przenosi mojego ducha wysoko ponad ziemią i czuję obecność Boga w zamglonych chmurach, w zakolach bezkresnego oceanu, którego fale nieustająco wędrują ku brzegowi. Widzę Go w ciszy gór, stojących na warcie dalekiego horyzontu i w cichych przestrzeniach nieużytków. Widzę Go w każdej postaci życia na ziemi – w śpiewie ptaków i w wiewiórce, która kręci się pomiędzy wysokimi drzewami. Widzę Go w pięknie dzikich kwiatów kwitnących wiosną i w miłości matki i w niewinnej, ufnej twarzyczce jej dziecka. I chociaż staję w obliczu wieczności w samym środku nieskończoności, nie boję się, bo mam głębokie przekonanie, że już nie idę sam.
Anonimowo
Sekcja II: Anonimowi Hazardziści i zdrowienie
Jeśliby poszukać wspólnego motywu powtarzającego się w historiach członków Anonimowych Hazardzistów przychodzących po raz pierwszy do wspólnoty, to jest nim odkrycie i związane z tym poczucie ulgi, że nie są sami. Przed pierwszym mitingiem przekonani byli, że tylko oni cierpią z powodu choroby hazardowej, tylko ich desperacka potrzeba ,,akcji” doprowadziła do zmarnowania pieniędzy, zniszczenia życia rodzinnego, nadziei na przyszłość. Dlatego też drugiej serii opowieści towarzyszy głęboka nadzieja, że kompulsywni gracze, którzy wciąż pozostają poza wspólnotą dowiedzą się, że jest miejsce, gdzie można przyjść i gdzie inni nauczyli się kontrolować te przewrotne zaburzenie.
W przeciwieństwie do pierwszej sekcji dotyczącej zniszczeń wyrządzonych przez kompulsywny hazard, druga część historii to wspomnienia z pierwszych dni bycia we wspólnocie, procesu zdrowienia i rozwoju osobistego. Jeden aspekt zdrowienia Anonimowych Hazardzistów, w którym członkowie wspólnoty pomagają innym cierpiącym jest tutaj niedostatecznie opisany. Tysiące osób spędza godziny oferując innym pomoc każdego roku, jednak tylko niewiele z nich zechciało podzielić się tym doświadczeniem ze względu na poszanowanie jednej z zasad wspólnoty: pokory. Czytelnik musi jednak wiedzieć, że w większości z poniższych historii brakuje końca. Ten dalszy ciąg to pomoc innym nałogowym graczom w pokonaniu problemu hazardu, a tym samym zapewnienie kontynuacji swojego osobistego wzrostu.
Nie mogłem przestać
Obstawiłem ostatni zakład 21 listopada 1964 roku i trzy dni później wraz z żoną przyszliśmy na miting AH. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem o wspólnocie. Nie wiedziałem, czego się można po nich było spodziewać i jak mi mogli pomóc. Wiedziałem tylko, że jestem bardzo chorą osobą uzależnioną od hazardu.
Pamięć o moich hazardowych doświadczeń jest tak samo świeża dziś jak wtedy. Bardzo to dla mnie ważne, żebym nie zapomniał, na jakie nieszczęście i biedę naraziłem swoją żonę i dzieci. Nie mam dobrej pamięci do cytatów, ale kołacze mi się po głowie coś takiego: ,niepamięć o swoich grzechach z przeszłości może doprowadzić do ich powtórki”.
Zacząłem uprawiać hazard w wieku 15 lat – w każdy piątek wieczorem grałem w pokera. Wydaje mi się, że od pierwszego dnia zaciągnąłem długi i bardzo wcześnie w życiu zacząłem odczuwać stres, że muszę oddać pieniądze. Dopiero po przyjściu do AH mogłem skonfrontować się z tym, co z siebie zrobiłem od czasu dojrzewania. Większość moich hazardowych przyjaciół nie traktowała mnie poważnie. Ciągle próbowałem zdobyć za darmo pożywienie, bo pieniądze się mnie długo nie trzymały i czasem wieczorem po grze w pokera, nie starczało mi nawet na coś do jedzenia. Czasem byłem do dyspozycji moich starszych hazardowych przyjaciół i załatwiałem im sprawy mając nadzieję, że pewnego dnia zostanę przyjęty do tego bractwa. Patrząc na to teraz widzę, że nie zyskałem niczyjego szacunku i sam siebie też nie szanowałem.
Zrezygnowałem ze szkoły średniej po dwóch latach, bo chciałem grać cały czas. Próbowałem przekonać siebie, że chcę pomóc mamie, ale to był nonsens. Tak naprawdę nigdy nie miałem normalnego życia towarzyskiego, bo poświęciłem się całkowicie grze. Co tydzień grałem w karty i do tego doszedł sport i wyścigi konne. I chociaż w tym okresie nie przestawałem grać, nie popadłem w astronomiczne długi ponieważ stosunkowo niewiele wygrywałem i nie pożyczałem.
Z lat hazardu najbardziej pamiętam poczucie nieszczęścia i depresję. Pamiętam, jak wychodząc z wyścigów miałem łzy w oczach i modliłem się do Boga, żeby mnie uzdrowił.
W roku 1953 zostałem wezwany do wojska i tam wykorzystywałem każdą okazję, żeby grać. Dwa lata później zostałem zwolniony i na cały rok znowu pogrążyłem się w hazardzie, nie myśląc o znalezieniu pracy. Mama poprosiła o pomoc Administrację Weteranów (Veterans Administration – zrobić przypisek tłumacza) i w rezultacie otrzymałem świadectwo odpowiadające świadectwu ukończenia szkoły średniej i ostatecznie zrobiłem licencjat. W tym okresie cały czas grałem – jednocześnie próbując z wysiłkiem zakończyć edukację po to, żeby więcej zarabiać i obstawiać wyższe kwoty.
Spotkałem i poślubiłem moją żonę w czerwcu 1956 roku. Nigdy nie stała się częścią mojego grania i przez większość czasu próbowałem ją od tego uchronić. Wkrótce po ślubie zacząłem robić karierę i moje dochody szybko rosły. Jednocześnie moje granie nabrało tempa i potrzebowałem o wiele więcej pieniędzy niż mogłem zarobić. Żeby nakarmić swój coraz silniejszy nałóg i zachować pozory stabilności finansowej w domu, dosłownie żebrałem, pożyczałem i kradłem od każdego. Pożyczałem z banku, firm pożyczkowych, bukmacherów, rodziny i przyjaciół. Poza tym, zacząłem defraudować pieniądze z mojej firmy nie zastanawiając się jak i kiedy będę mógł je zwrócić. Moje długi stopniowo rosły i moje życie wymknęło mi się spod kontroli.
Dzwoniłem do bukmacherów, każdego dnia obstawiałem tysiące dolarów nie mając więcej niż 10 centów na rozmowę telefoniczną. Zanim pojawiłem się w AH, moim życiem nie dało się kierować. Ciągle kłamałem i oszukiwałem, żeby móc kontynuować granie. Wiedziałem już wtedy, że jestem bardzo chorą osobą, ale nie wiedziałem jak przestać grać. Pamiętam, jak poszedłem do biura Administracji Weteranów i rozmawiałem z przedstawicielami różnych grup. Prosiłem o pomoc, ale jedyne, co mi zaoferowali to zapisanie się do szpitala. I nawet to zrobiłem, ale powiedzieli mi, że dla umysłowo chorych nie ma wolnych łóżek.
Tuż przed przyjściem na miting AH znalazłem się w życiowym dołku. Miałem olbrzymie długi i lada chwila spodziewałem się, że w pracy wyjdą na jaw moje oszustwa. W innych sferach życia miałem tyle stresu, że stawało się to niemożliwe do wytrzymania. Emocjonalne byłem wykończony i nie miałem perspektyw na przyszłość. Już nie mogłem marzyć o dniu, kiedy wygram wszystkie potrzebne mi pieniądze.
Moja bratowa słyszała o Anonimowych Hazardzistach i sama do nich zadzwoniła. Rozmawiała z Irv.L. i powiedziano jej, że wieczorem jest miting. Informacja dotarła do mojej żony, która zapytała mnie, czy chcę tam pójść. Ucieszyłem się z okazji uczestniczenia w mitingu, bo zrobiłbym wszystko, żeby przestać grać. Jak się później dowiedziałem, w tamtym okresie przeżywałem jednocześnie dwie ważne sprawy: wiedziałem, że jestem chory i miałem autentyczne pragnienie zaprzestania hazardu.
Mój pierwszy miting był dla mnie absolutnym objawieniem. Po pierwsze, w tym samym pomieszczeniu znajdowali się ludzie podobni do mnie. Nosiłem w sobie tak olbrzymi ciężar winy i miałem tak niską opinię o sobie samym, że nie mogłem pojąć, że są ludzie tak samo chorzy jak ja. Mogłem się porozumieć z osobami, które rozumiały mój problem i chętnie przyjmowałem pomoc z ich strony. Po drugie, w tym pomieszczeniu byli ludzie, którzy żyli w abstynencji od jednego tygodnia do sześciu lat. To, co zobaczyłem tamtej nocy zapaliło we mnie iskierkę nadziei. Pytałem się siebie: ,,Jeśli oni mogli przestać, dlaczego i ja nie mógłbym tego zrobić?”.
W pierwszych tygodniach stosowania programu ciągle szukałem rady. Moje problemy nie wyparowały w ciągu jednej nocy, ale powiedziano mi, jak mam sobie z nimi radzić koncentrując się na dniu dzisiejszym. Każdy człowiek obecny na mitingu okazał się pomocny: czy to poprzez dzielenie się swoim doświadczeniem, czy poprzez telefonowanie do mnie między mitingami, czy poprzez odpowiadanie na moje pytania w trakcie przerw kawowych. I co najważniejsze, czułem, że naprawdę zależy im na mnie – właściwie obcym człowieku.
Moje problemy finansowe nie zniknęły, ale bardziej doświadczeni AH powiedzieli mi, jak mam się za nie zabrać i jak zredukować wynikający z tego stres. Powiedziano mi, jak konkretnie mam rozmawiać z wierzycielami, jak zdobyć ich zrozumienie i pomoc, żeby umieć sobie pomóc. Aby zarobić na życie i mieć z czego spłacać wierzycieli, musiałem podjąć pracę na kawałek etatu. Bardzo uważnie słuchałem, tego co inni mieli do powiedzenia i zawsze postępowałem według udzielonych mi rad.
Lubiłem być częścią AH i próbowałem naśladować siłę podziwianych i szanowanych przeze mnie członków Wspólnoty. Szybko zaangażowałem się w program AH, ponieważ chciałem pomóc innym, tak jak oni mi pomogli.
Od 19 lat i jednego miesiąca regularnie przychodzę na mitingi i nie uprawiam hazardu. Mojej rodzinie i mnie powodzi się lepiej pod względem materialnym i duchowym. Ja w sobie zauważyłem też inne zmiany. Doszedłem do momentu, kiedy szanuję i lubię samego siebie. Uważam, że jestem wartościową częścią ludzkości, zdolną do podzielenia się tym, co zdobyłem dzięki programowi AH.
Zawdzięczam życie AH i nigdy się nie odpłacę, za to, co mi uczyniono.
Nigdy za stara, żeby się zmienić
Wyszłam za mąż w trakcie drugiej wojny światowej i przybyłam do Nowego Jorku w 1949. Przed przybyciem do USA nie zajmowałam się hazardem, natomiast mój ojciec stracił przez hazard firmę importową i mama, aby wykarmić i ubrać ośmioro dzieci musiała pracować jako kucharka.
Mój mąż był otwartym, miłym, hojnym człowiekiem i pozwalał mi robić, co chciałam w wolnym czasie. Pracował na nocną zmianę, a ja w ciągu dnia pracowałam w kancelarii prawnej. Przez rok czy dwa wiodłam rutynowe życie, ale pewnego dnia, zamiast do biura udałam się na tory wyścigów konnych w Nowym Jorku – dla zabicia nudy myślę. Spodobał mi się hałas i emocje w klubie i jakoś udało mi się wskazać jednego czy dwóch zwycięzców. W następną sobotę poszłam na ten sam tor i straciłem całą poprzednią wygraną i całą tygodniówkę. I już nie mogłam wieść rutynowego życia. Po spontanicznych wizytach na torze zaczęły się wypady do Las Vegas, czasami brałam taksówkę na lotnisko, leciałam do Las Vegas zamiast iść do pracy.
Przez kilka lat bywałam w Las Vegas około czterech razy do roku. W kasynach grałam na kredyt, w czasie jednego pobytu wypisywałam czeki od 1 do 5 tysięcy dolarów i po przyjeździe spłacałam wszystko z konta z naszymi oszczędnościami. Przez te wszystkie lata mój mąż nigdy nie sprawdzał konta ani nie negował mojej potrzeby wyjazdów na zachód.
Po śmierci męża dość szybko zdecydowałam się przenieść do Las Vegas i tam zamieszkać. Ponieważ w ciągu ostatnich kilku wizyt udało mi się wygrać, wymyśliłam, że mogę żyć z wygranych i wtedy nie będę musiała wydawać pieniędzy na samoloty do i z Nowego Jorku.
W roku 1972 moja wartość finansowa netto wynosiła 36 000 $. Wydawało mi się, że jestem dobra w 21 i w wielkich kasynach grałam w tę grę tak jakby pieniądze nie były dla mnie ważne. Nie myślałam o przyszłości, o zdrowiu, o warunkach, w jakich mieszkałam, o niczym. Gra była najważniejsza, a kiedy straciłam tysiąc wiedziałam, że w banku jest więcej. Po około pięciu latach regularnego grania z przerażeniem odkryłam, że mam na koncie zadłużenie w wysokości 500$. Tygodniami mieszkałam w motelu i zdecydowałam się znaleźć mieszkanie, tak aby mieć dach nad głową na cały miesiąc. Miałam też nadzieję, że znajdę pracę. Znalazłam mieszkanie i wpłaciłam kaucję, ale wyszłam na chwilę zagrać jeden ,,ostatni” raz, żeby odegrać utracone pieniądze. Straciłam wszystko, co miałam i nie mogłam wprowadzić się do mieszkania. Zmuszona byłam zostać na trzy dni w schronisku Armii Zbawienia i chodzić po mieście w poszukiwaniu pracy. Nie mogłam dostać pracy w biurze, bo miałam ponad sześćdziesiąt lat, więc musiałam zająć się opieką nad trójką dzieci i utrzymaniem domu i mieszkać z rodziną, u której pracowałam. Nie było łatwo sprzątać sześć pokoi, gotować, wstawać o 7 rano i odwozić dzieci do szkoły. W końcu w ramach projektu dla seniorów otrzymałam możliwość zamieszkania i emeryturę jako wdowa z ubezpieczenia społecznego w wysokości 350 $ miesięcznie. Dopiero od czterech miesięcy nie gram, wcześniej ciągle grałam za swoją emeryturę i zwykle kończyło się tym, że nie miałam na jedzenie, bilet na autobus czy rachunek za światło. Cztery miesiące temu usłyszałam, jak jeden diler mówił do drugiego, że wkrótce zbankrutuję. Miałam wtedy około 50 dolarów w czipach na stole. Mieli rację. Siedziałam przy stole aż do momentu, gdy straciłam wszystkie czipy. Wstałam, wyszłam z kasyna z bólem w sercu i nagle przypomniałam sobie, co powiedzieli dilerzy i powiedziałam sama do siebie: ,, Jaka byłaś głupia – tyle pieniędzy tu przyniosłaś, a oni i tak tobą pogardzają i śmieją się z ciebie!”Wtedy właśnie zdecydowałam, że ,,już dosyć” i sięgnęłam po słuchawkę, żeby zadzwonić do Anonimowych Hazardzistów. Trafiłam na automatyczną sekretarkę i zostawiłam swój numer. Następnego dnia ktoś do mnie zadzwonił, po mnie przyjechał i zawiózł mnie na miting. Nie mogłam uwierzyć, że byli inni ludzie z tym samym problemem. I chociaż wcześniej zastanawiałam się nad samobójstwem, nie pomyślałam o Anonimowych Hazardzistach. Teraz – jestem czysta od czterech miesięcy – moja osobowość zmienia się na lepsze. Pracuję jako starszy asystent w domu rekonwalescencji. Uczę się, jak przeżyć za małą emeryturę. Zamknęłam drzwi za przeszłością – oglądanie się wstecz nie ma sensu. Przy pomocy AH i mojej Siły Wyższej mam nadzieję żyć pożytecznie i rozsądnie każdego dnia 24 h powstrzymywać się od grania. Wiem teraz, że nigdy nie jest się za starym na zmianę. Spłaciłam większość moich długów i znajduję miłość tam, gdzie wcześniej była pogarda.
Sandi L
Las Vegas
Zwykła wizyta na torze
W każdy czwartkowy wieczór w hotelu Lenox w Bostonie przy stole zbiera się grupa mężczyzn i każdy z nich swoją wypowiedź zaczyna od słów: ,, Mam na imię Bill (albo Joe, Bob czy Jim) – Jestem kompulsywnym hazardzistą”. To miting Anonimowych Hazardzistów i ci ludzie z najróżniejszych ścieżek życia: nauczyciele, prawnicy, sprzedawcy, taksówkarze, businessmeni obnażają swoje dusze, aby zdobyć siłę, doświadczenie i nadzieję potrzebną do zdrowienia z przewrotnej choroby kompulsywnego hazardu.
Wieczorem 24 sierpnia 1960 roku znalazłem się w hotelu Lenox na pierwszym mitingu Anonimowych Hazardzistów w Bostonie. Byłem zażenowany i przestraszony. Zrobiłem kilka rundek wokół hotelu zanim zebrałem się na odwagę i wkroczyłem do pokoju nr 101. Słuchając wielu historii o bólu sercu, rozpaczy i nadziei opowiadanych przez tych, którzy chcieli iść nową, inną drogą życia, przed oczyma przesuwało mi się moje własne życie. Zobaczyłem się sprzed 20 laty, gdy miałem 24 lata, ożeniłem się i zajmowałem świetne stanowisko w znanej w całym kraju organizacji. Kto by przypuszczał, że świetna praca, rodzina i przyjaciele zostaną zepchnięci na bok przez moją obsesję grania?
Zaczęło się bardzo niewinnie - zwykłą wizytą na torze wyścigowym. Poszedłem tam z przyjacielem. On potrafił zabawić się i odejść, ja od początku w to wsiąkłem. Widowisko gonitwy i kolor toru zafascynowały mnie tak, że nawet początkowe przegrane w najmniejszym calu nie zmniejszyły mojego zainteresowania. Na początku przychodziłem na tor raz w tygodniu, w soboty, ale to szybko przestało wystarczać. Zacząłem śpieszyć się z robotą w pracy tylko po to, aby znaleźć się na torze. Po sześciu miesiącach zaniedbałem swoje obowiązki jako sprzedawca i pracodawca dał mi poważne ostrzeżenie. Nie przyniosło ono wielkiego skutku, ponieważ tak byłem pochłonięty obstawianiem, że wszystko inne stało na drugim planie. Przez kolejne sześć miesięcy bardzo niewiele lub wcale nie pracowałem i w końcu zostałem zwolniony. Znalazłem sobie inną pracę wieczorami i w ten sposób byłem wolny w ciągu dnia. Tor wyścigowy był jedyną ważną rzeczą w moim życiu.
Przez cały ten czas ciągle pożyczałem pieniądze, najpierw od rodziny i przyjaciół, potem z banku, firm pożyczkowych, organizacji kredytowych, w końcu od lichwiarzy – same odsetki pożerały lwią część moich zarobków. Nie do pomyślenia było, że ktoś taki jak ja, z tak niewielkim dochodem może zaciągać tak olbrzymie długi.
Przez wiele lat rodzina nie rozumiała mojej motywacji. Wychowany byłem w atmosferze uczciwości i uprzejmości. Chociaż moja rodzina dysponowała skromnymi środkami, zawsze mnie ratowała z kłopotów finansowych, mając nadzieję wbrew nadziei, że tym razem to będzie ostatni raz. Nawet gdy wyczerpali już wszystkie dostępne źródła, ja nalegałem, aby skądś pożyczyli pieniądze i mi je dali. Nieustannie raniłem każdego członka mojej rodziny, obiecując, że nowa pożyczka będzie ostatnią. Często zastanawiałem się nad kradzieżą, wiele razy nad samobójstwem.
Od czasu do czasu miałem dobry dzień i szczęśliwą passę, co wystarczało, żeby zaspokoić mój apetyt na więcej i więcej. Doszedłem do punktu, kiedy już nie było dla mnie ważne czy wygrywam czy przegrywam, liczyło się tylko obstawianie. Niemożliwą do przetrwania torturą była dla mnie niemożliwość obstawiania w pewne dni. Tor stał się dla mnie ucieczką, nie tylko od dźwięku telefonu czy pukania do drzwi, ale ucieczką od wszystkich moich słabości.
Myślenie o pójściu na wyścigi, planowanie, folgowanie sobie, fałszywe nadzieje były częścią gry. Byłem na karuzeli i nie chciałem wysiadać. Tak naprawdę to było jak zjazd toboganem po zamarzniętym świeżo lodzie każdego dnia. Nie dało się ustrzec przed jazdą w dół, a ja sprawiałem wrażenie, że mi nie zależy. Przyjaciele byli przyjaciółmi, tylko gdy pożyczali pieniądze. Nowy przyjaciel był szybko oceniany na podstawie wysokości potencjalnej ,,pożyczki”. Moje myślenie było tak zniekształcone, że zamknąłem się na wszystko, co miało pozory normalności.
Często zdarzało mi się jechać dziewięćdziesiąt czy sto mil po zakończeniu wyścigów do innego miasta, gdzie odbywały się wyścigi nocne. Wiele razy jadąc samochodem widziałem zachodzące za wzgórzami słońce i zastanawiałem się, czy to nie zachód mojego życia. Zawsze się śpieszyłem, zawsze byłam jakby w gorączce, bezradny wobec przewrotnego czegoś, co sprawiało, że ciągle gdzieś jechałem. Pocieszałem się, że jeśli znowu przegram, następnego dnia wyciągnę z rękawa jakiegoś asa: miałem plan na pożyczenie pieniędzy albo znalezienie nowego lichwiarza. Odczekałbym trochę, żeby lichwiarz nie odniósł wrażenia, że bardzo się denerwowałem. Czułem, że udając bycie ,,cool” mogłem sprawiać wrażenie, że stanowię mniejsze ryzyko.
Przy innych okazjach, jedynym sposobem na zdobycie pieniędzy było zniknięcie na dzień lub dwa; moja żona odchodziła wtedy od zmysłów myśląc, że coś mi się stało. Dzwoniłem do niej po kilku dniach i słyszałem głos w oddali: ,, Wszystko przebaczone. Proszę wracaj do domu. Pomożemy ci jeszcze tylko ten raz”. I znów pożyczanie dużej sumy pieniędzy, znowu od początku, powrót do hazardu z jeszcze większym lekceważeniem niż wcześniej.
Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia i litość nad sobą. Bałem się myśleć, co mogę teraz zrobić. Zrozumiałem, że zdobywanie pieniędzy od rodziny w ten sposób to szantaż. Zacząłem się czuć jak nieuleczalny wariat, który nie potrafi spełnić podstawowych wymagań społeczeństwa.
Ze wszystkich otaczających mnie osób, moja siostra zaczęła jako pierwsza uświadamiać sobie, co się dzieje. Widziała, że jestem ,,chory” i sam sobie nie potrafię pomóc. Zasugerowała psychiatrę. Naprawdę rozważałem zwrócenie się o profesjonalną pomoc, ale zawsze w ostatniej chwili wynajdywałem jakąś wymówkę. Nie byłem gotowa, ani nie miałem chęci, żeby się ,,poddać’.
W kwietniu 1960 roku po raz pierwszy usłyszałem o AH. Moja siostra przeczytała w gazecie lokalnej z Bostonu artykuł o wspólnocie i przekazała mi informacje. Napisałem do centrali AH w Kalifornii i zaraz potem otrzymałem list i ulotkę, jak założyć grupę w okolicach Boston. To nie miało na mnie żadnego wpływu i wciąż siedziałem na ,,karuzeli”. Wydawało się, że za wszelką cenę postanowiłem siebie zniszczyć. Stałem się fizycznym i mentalnym wrakiem człowieka z braku snu, pracowania po nocach, a za dnia trzymania się codziennego rytuału tabel i kuponów, które w większości przypadków były pocięte później na confetti. W późniejszym okresie grałem na najniższym możliwym poziomie, często po dwóch czy trzech gonitwach nie miałem funduszy i byłem uzależniony od znajomych z toru, którzy ,,wspomagali” mnie w ,,akcji”.
W niedzielę rano 20 sierpnia 1960 , po raz pierwszy coś we mnie pękło. Zadzwonił do mnie mężczyzna, który przedstawił się jako Jay. Opowiadał, że organizuje w Boston grupy AH i zanim włączyło mi się negatywne myślenie, opowiedział mi o swoim życiu. Byłem zdumiony: miałem wrażenie, że mówię o sobie jego ustami. Z ociąganiem zgodziłem się przyjść na pierwszy miting w następny czwartek wieczorem.
Jestem dozgonnie wdzięczny żonie i siostrze za to, że wspierały i motywowały mnie do przyjścia na ten miting. Gdy wszedłem do pokoju 101 Hotelu Lenox, panował w nim gwar i zgiełk. To był pierwszy taki miting w Nowej Anglii. Mężczyzna, który chodził na mitingi w Nowym Jorku przywitał mnie w drzwiach i próbował mnie uspokoić, ale moje serce biło głośno. Usiadłem z tyłu i zaraz potem rozpoczął się miting.
Przemówiło trzech mężczyzn z grupy nowojorskiej. Przylecieli do Bostonu na własny koszt. Jeden z nich powiedział, że przez ostatnie piętnaście lat zarabiał rocznie ponad 25 000 $, na życie przeznaczał 5000 $ rocznie, cała reszta szła na hazard. Od czterech miesięcy nie grał i wydawało mi się, że to jest bardzo długi okres czasu.
W czasie tego mitingu nie wstałem, żeby opowiedzieć o sobie, ale wysłuchałem wielu historii i to mi przyniosło olbrzymią ulgę. Już nie byłem sam. Na zakończenie mitingu mężczyźni i ich żony rozmawiali przy kawie. Jeden człowiek z Nowego Jorku, w abstynencji od 10 miesięcy potrafił wymienić wszystkich zwycięzców Kentucky Derby od powstania wyścigu. Zanim pojawił się w AH uprawiał hazard przez trzydzieści pięć lat. Podziwiałem go i nagle ogarnął mnie nowy rodzaj nadziei. Po raz pierwszy wyobraziłem sobie życie bez hazardu. AH zaczęło na mnie działać: pojawiły się pierwsze efekty. Gdy po mitingu wyszedłem na ulicę, musiałem powstrzymać euforię. Miałem ochotę biec i wykrzykiwać dobre nowiny. Powtarzałem sobie: ,,Jest nadzieja! Jest nadzieja! Jest nadzieja!”.
Wiedziałem, że to będzie walka do samego końca. Wiedziałem, że jeśli nie uda mi się w AH, już nigdy nie będę miał szansy na normalne, spokojne życie. Pierwszym krokiem było spotkanie z wszystkimi wierzycielami i wyłożenie kart na stół. Nie składałem fałszywych obietnic. Zawalczyłem i uzyskałem zmniejszenie wielu opłat. W niektórych przypadkach musiałem rozłożyć płatności, ale każdemu coś oddawałem, nawet w niewielkich kwotach. Upływał tydzień po tygodniu i w końcu przeżyłem dwa miesiące zaciskając pasa. Muszę przyznać, że gdyby mitingi odbywały się rzadziej niż raz w tygodniu, nigdy by mi się nie udało. Wiele razy udawało mi się przetrwać tylko do następnego mitingu i wychodziłem stamtąd z nową nadzieją i wsparciem. W tym okresie bezcenne były dla mnie rozmowy telefoniczne pomiędzy mitingami. Praktyka wezwań AH, kiedy członkowie wspólnoty szukają innych uzależnionych, aby im pomóc działała na mnie magicznie. Często próbując komuś pomóc sam odnosiłem korzyść, czasem większą niż ta druga osoba.
Moja żona chodziła ze mną na mitingi i bardzo mi pomogła nowym rozumieniem problemu hazardu, którego nauczyło nas AH. Nie chcę sugerować, że było łatwo czy prosto. Chociaż mam w sobie silny opór wobec dawnego pożądania, to jednak nie zniknęło ono całkowicie. Było wiele prób. Czasami nie mogłem znieść monotonii spłacania moich różnorodnych wierzycieli. Czasami czułem się otępiały i apatyczny, ale w tych trudnych momentach wieczorne czwartkowe mitingi wypełniały pustkę.
Do teraz istnieje nie dająca się opisać więź między ludźmi, którzy rozpoczęli razem swoją drogę w tamten czwartek w sierpniu. W miarę upływu czasu zrozumieliśmy bardziej niż kiedykolwiek, że razem możemy osiągnąć nasz cel.
Inne rzeczy zaczęły się wydarzać: wywiady w radiu i telewizji, byliśmy rozpoznawani w gazetach i magazynach. I co najważniejsze, praktykowałem Dwanaście Kroków Programu Zdrowienia. Bezpośrednie zadośćuczynienie osobom, które zraniłem było wielką pomocą, ale najwięcej inspiracji dał mi Krok Dwunasty, gdzie niesiemy nadzieję innym cierpiącym kompulsywnym graczom. Odpowiadanie na pytania, kontaktowanie się ze starymi i nowymi członkami, okazywanie zrozumienia, jakie może okazać tylko jeden nałogowy gracz drugiemu – to wszystko oznaczało wypełnianie Dwunastego Kroku. Satysfakcja, jaką dawało mi takie działanie dodawała mi sił i determinacji w walce o zdrowienie.
I przyszedł 24 sierpnia 1961 roku – to znaczy upłynął rok odkąd ostatni raz obstawiałem. Świętowanie pierwszej rocznicy powstania grup AH w Bostonie było dla mnie jak spełnione marzenie. Teraz dopiero uświadamiam sobie jak niewiele moje życie teraz przypomina moje życie kiedyś. Mam ten rzadki towar:,,pokój ducha”. Mam miłość i szacunek mojej rodziny, szacunek przyjaciół i kolegów. Bardzo to sobie cenię i nie chcę tego stracić. Wiem, że gdyby moje myślenie poszło w złym kierunku, doprowadziłbym się do całkowitego upadku.
Ta wielka zmiana w mojej osobowości miała miejsce po tym, gdy zdecydowałem się przyznać w najskrytszych zakamarkach duszy, że nie jestem taki jak inni ludzie. Iluzja, że pewnego dnia będę w stanie kontrolować obstawianie i granie musiała zostać roztrzaskana. Ta prawda została wyryta w moim umyśle podczas tygodni i miesięcy mojej reedukacji w AH.
Minęły prawie dwadzieścia dwa lat odkąd obstawiłem ostatni raz. Gdy wchodziłem do pokoju 101, prosiłem o cud. Nie można powiedzieć, że cuda się nie zdarzają. Były dwa cuda w moim życiu: - pierwszy to zaprzestanie hazardu, drugi – że nie czuję potrzeby grania. Nie mogę powiedzieć, że czasami nie odczuwam pragnienia hazardu. Jestem kompulsywnym hazardzistą i zawsze nim będę, ale najważniejsze, że nauczyłem się kontrolować kompulsję. Już nie jestem bezradny wobec starego, obsesyjnego pożądania.
Za te cuda dziękuję Bogu i wielu ludziom, dzięki którym stały się one możliwe: ,,Jayowi”, który zorganizował bostońskie AH i każdemu aktualnemu i dawnemu członkowi wspólnoty – moim braciom, członkom Haz-Anon, kobietom AH, żonom nałogowych graczy. Zawsze mieli dla mnie słowa zachęty. Moja żona, należąca do Haz-Anon także ofiarowała mi wiele potrzebnej pomocy na każdym etapie mojej drogi.
Nie sądzę, że mogę kiedykolwiek napisać ostatni rozdział tej historii. Dopóki żyję, dopóty będę potrzebować AH. Wiem, że zawsze będzie we mnie ta mała iskierka, która rozdmuchana przywiedzie mnie do przyszłego królestwa.
Na koniec mogę tylko powiedzieć, że AH przybliżyło mnie do samego siebie, do mojej rodziny, przyjaciół i co najważniejsze do Boga.
Joe L.
Boston
To nie była moja wina
Tysiąc razy zastanawiałam się nad porzuceniem męża, gdy ten uprawiał hazard, ale nigdy nie miałam w sobie tyle wiary, żeby myśleć, że mogę tego sama dokonać. Byłam z nim także dlatego, że bałam się, że w jakiś sposób go zawiodłam i czułam się winna. Wyszłam za mąż w wieku 18 lat i szanowałam swojego męża. Na początku nie przeszkadzało mi jego granie – zabierał mnie na wyścigi i wydawało mi się to ekscytujące. Poza tym, kiedy się pobieraliśmy, mąż nie zakładał się o olbrzymie kwoty, jak to miało miejsce później.
Myślałam, że mogę go zmienić. Myślałam, że małżeństwo go wyprostuje i że tak naprawdę potrzebował osadzenia w dobrej, solidnej relacji. Jego ojciec umarł, gdy on sam był bardzo młody i myślałam sobie, że gdy będzie miał kogoś, kto go kocha, nie będzie musiał oddawać się hazardowi. W pierwszym roku małżeństwa wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Mąż powiedział mi, że pożyczył od krewnych pieniądze, żeby wziąć się w garść i spłacić swoje hazardowe długi. Wszystko wydawało się być w porządku. Długo pracował, ale mi to nie przeszkadzało, bo przynajmniej nie grał – tak przynajmniej mi się wydawało. Nigdy nie stawiał zakładów z domu i starczało nam na przeżycie. Ale gdzieś głęboko wewnątrz mnie musiałam coś podejrzewać – bo co jakiś czas pytałam się go, czy nie obstawia. On odpowiadał: ,,nie” bardzo szczerze, ale chyba sama nie chciałam tego przyznać.
Którejś nocy, gdy nasze pierwsze dziecko miało roczek, wrócił do domu ,,z pracy” bardzo zmęczony i wymiętolony. Gdy zdejmował kurtkę, wypadła książeczka pożyczkowa. Podniosłam ją i prawie wpadłam w histerię: zobaczyłam, jakie mamy długi. Może chciał, żebym się dowiedziała, bo po tym incydencie już nie ukrywał przede mną hazardu. Sytuacja ze złej stawała się jeszcze gorsza. Wstydziłam się mojego męża i naszego życia i w końcu odcięłam się od wszystkich – ze względu na wstyd. Nie miałam przyjaciół i nie miałam się do kogo zwrócić. Przerażona siedziałam sama w naszym mieszkaniu dzień po dniu. Miałam zszargane nerwy. Gdy dziecko choćby poruszyło się w złym kierunku, złościłam się i biłam je. Nie mogłam znieść stresu. Bałam się, że mój mąż ode mnie odejdzie i zostawi mnie samą w świecie, w którym sobie nie poradzę i w którym się nie odnajdę.
Popadłam w kompulsję na swój własny sposób. W ramach ucieczki chodziłam po sklepach i zawierałam rachunki, których wiedziałam, że nie jesteśmy w stanie spłacić. Czasami sprzątałam obsesyjnie: odkurzałam godzinami, czasami przez całą noc. W tamtym okresie tyle schudłam, że poszłam do lekarza, ale nawet jego pomoc i leki na uspokojenie nic nie pomogły. Wtedy znowu zaszłam w ciążę. Prawie w ogóle nie współżyliśmy, ale pomyślałam, że kolejne dziecko może nas zbliży i pomoże skoncentrować się na czymś innym.
Nie byłam w formie, żeby nosić dziecko. Jednego wieczora mąż musiał mnie zawieźć do szpitala. Były komplikacje i ledwo umknęłam z życiem. W tym czasie mój mąż był na wyścigach. Odwiózł mnie do szpitala i pojechał. Nie wiedział, czy będę żyć czy nie i wydawało się, że go to nie obchodzi. Poczułam, że straciłam wszystko co miałam. Popadłam w depresję i całkowicie się wycofałam. Gdy wróciłam do domu, jeszcze bardziej się w sobie zamknęłam i ledwo funkcjonowałam. Obwiniałam się za problemy męża. Naprawdę myślałam, że to moja wina, bo nie byłam dobrą żoną i dobrą osobą. Naprawdę wierzyłam, że doprowadziłam go do hazardu.
Nie wychodziłam, gdy nie musiałam. Po prostu siedziałam cały dzień i oglądałam telewizję, ale przeważnie nie miałam na nic siły tylko siedziałam jak warzywko marząc, że mój mąż umrze i będę wolną , ,,szanowaną” wdową. Wymyśliłam, że mam bóle w klatce piersiowej i ciągle na to narzekałam. Nie mogłam złapać oddechu. Myślałam, że wariuję.
I wtedy mój mąż przestał grać. Nie wiedziałam dlaczego. Nie powiedział mi, że chodził na spotkania AH. Myślał, że jak się dowiem, że jest naprawdę chory, to od niego odejdę. Myślałam, że podjął jakąś straszną decyzję i szalałam z niepokoju. W końcu zapytałam się go i opowiedział mi o Anonimowych Hazardzistach. Wtedy zadzwonił do mnie ktoś z Haz-Anon i zaczęłam chodzić na kilka mitingów. Ale gdy dowiedziałam się, że uzależnienie od hazardu mojego męża nie było moją winą, popadłam w furię i zgorzknienie i chciałam, żeby mój mąż cierpiał tak samo jak ja przez te wszystkie lata. Byłam cały czas zła i rozładowywałam się na nim do momentu gdy zaczęłam samą siebie za to nienawidzić.
W międzyczasie obydwoje próbowaliśmy realizować program zdrowienia: mój mąż w Anonimowych Hazardzistach, a ja w Haz-Anon. Powoli, zaczęliśmy pracować nad naszym małżeństwem i spróbowaliśmy przebudować nasze życie. Zdecydowałam się na powrót do szkoły – chciałam skończyć kolegium. Mogłam to zrobić i mieć jeszcze dwoje pięknych dzieci. Dziś mam wszystko i życzę innym, aby mogli doświadczyć pięknej relacji jaką mam z moim mężem, ale oczywiście bez bólu, przez jaki my musieliśmy przechodzić. Dziękuję Bogu za to, że pokazał nam drogę.
Evelyn B.
Cherry Hill, N. J.
Potknięcie
Pierwszego wieczoru w AH jesteśmy proszeni o ,,danie programowi dziewięćdziesięciu dni. Jeśli nie spodoba ci się to, co zobaczysz, możesz zawsze powrócić do nieszczęścia. Akcja i gry nie znikną”. Przetrwałem dziewięćdziesiąt dni abstynencji od hazardu i przysiągłem powrócić do AH na całe życie, deklarując, że przyjąłem zasadę, że za nic w świecie nie tknę hazardu. To będzie mój fundament na normalne życie i sposób na pokonanie mojej kompulsywnej choroby.
Tego dnia, gdy świętowałem dziewięćdziesiąt dni abstynencji otrzymałem datowaną i podpisaną przez wszystkich obecnych na mitingu niebieską księgę. To była nagroda, a po mitingu sprawiłem sobie sam nagrodę zatrzymując się w klubie na jednego drinka. Ale zostałem zbyt długo. Drzwi zamknięto, a pozostałe w środku osoby zgromadziły się, aby zagrać w kości. Wiedziałem, że nie mogę wystawiać się na pokusy, miałem wewnętrzną zasadę i pragnienie nie wchodzić w hazard. Wielu kumpli wiedziało o moim problemie, ale mnie nie zauważyli.
Obserwowałem, pijąc i rozmawiając z kilkoma osobami, które nie grały. Po trzech godzinach otworzono drzwi i wyszedłem bez obstawienia zakładu, ale krew mi bulgotała pod wpływem dawnej gorączki.
Do czasu następnego mitingu zapomniałem, że o mały włos a nie zacząłbym grać. Przeoczyłem fakt, że wiedziałam, że każdej nocy o pewnej godzinie rozpoczyna się gra w kości i specjalnie zostałem dłużej. Tamtego wieczoru moje dzielenie się było lekkie. Żartowałem na temat tej sytuacji, niczym się nie przejmując. Otrzymałem kilka uwag. Ostrzeżono mnie, że następnym razem, gdy coś takiego się zdarzy, mogę zagrać, ale wtedy nie zwracałem uwagi na udzielone mi rady i nic to nie pomogło.
W tamtym okresie chodziłem na wiele mitingów. Zaangażowałem się w program AH, odwiedzałem nasze intergrupy, wspierając mniejsze mitingi i wykonując z powodzeniem pracę PR. Gdy pojawiały się nowe osoby, zapraszałem ich na najbliższe możliwe mitingi, tak, aby mieli kontakt z programem jak najszybciej i nie czekali cały tydzień. Korzystałem z telefonu.
Ale w tamtym okresie byłem bombardowany problemami: problemami w domu, w pracy i wiecznie obecnym we krwi problemem hazardu. W czasie mitingów nie dzieliłem się porządnie. Ukrywałem się. Tkwiłem w przeszłości zamiast pokazywać aktualnego robaka toczącego moje żyły. Próbowałem pokazać nowym członkom dobre zdrowienie na dowód powodzenia programu. A moje prawdziwe i naprawdę dokuczliwe problemy trzymałem głęboko we mnie. Obserwowałem swoje staczanie się z poczuciem, że moje aktywne zaangażowanie w program rozwiąże problem. Poczułem, że cząstkowa realizacja programu jest jak polisa ubezpieczeniowa. Nie działa.
Wtedy popadłem w depresję i moje problemy urosły. W programie nauczyłem się, że dzięki hazardowi przez lata próbowałem unikać rozwiązywania problemów, ale moja obrona przed życiowymi problemami zniknęła – przestałem grać. Teraz stanąłem twarzą w twarz z problemami, których nie miałem siły ani rozwiązywać ani tolerować. Popadłem w histerię. W moim dzieleniu słuchać było sygnały o nadchodzącym zagrożeniu. I chociaż poszedłem na sześć mitingów pod rząd, powróciłem do hazardu. Powinęła mi się noga.
Znowu w AH poproszono mnie, aby stanął twarzą w twarz wobec rzeczywistości: grałem i uciekałem od moich problemów przez wiele lat i stąd ich nagromadzenie w moim życiu. Te przebudzenie wywołało we mnie wewnętrzny niesmak. Byłem przyczyną i skutkiem swojej nieszczęśliwej sytuacji.
Wystawiłem się na pokusę i przy pierwszej okazji porzuciłem swoje zasady jak forsę. Wystawiłem się na pokusę, bo byłem chory. Po dziewięćdziesięciu dniach miałem jedną zasadę, w którą wierzyłem, ale i na niej zagrałem: na swojej zasadzie, żeby nie uprawiać hazardu. Odkryłem nową formę działania.
Dziś w AH lepiej słucham. Wyleczyłem ranę po moim potknięciu i wiem, że pierwszy zakład obstawia się w swojej głowie. Dziś obserwuję sygnały i źródła zagrożeń (złość, niecierpliwość) i próbuję natychmiast zmieniać swoją postawę. Naprawiać chwilę jedną na raz i żyć w wolności od potknięć.
Stan L.
Teaneck, N.Y.
Z historii Franka P.
Gdy dochodziłem do siebie po próbie samobójczej, przyszły do mnie słowa AH. Wcześniej śmiałem się tych ludzi, a teraz wiem, że była to dla mnie jedyna nadzieja. Przyszedłam na pierwszy miting i nie wiedziałem, czego się spodziewać. Nic mi nie pomogło, ale zmusiłem się pójść na inny miting i w nocy wrócić do domu. Przez cztery miesiące chodziłem na pięć mitingów tygodniowo.
Dziś, dzięki AH lepiej rozumiem samego siebie i swoje życie. AH pomogło mi zjednoczyć rodzinę, z większą miłością i zrozumieniem. Gdy przyszedłem do AH, zrobiłem to tylko po ty, by przestać grać. Nie wiedziałem, że znajdę o wiele więcej. Życie dniem dzisiejszym jest dla mnie przyjemną przygodą. Czym jest moc AH? Dziś nazywam ją Bogiem.
Z historii Ernie
O jednej rzeczy nie wspomniałem – o moich nieustannych poszukiwaniach pomocy w pozbyciu się kompulsji grania. Poszedłem z moim problemem do psychiatrów, psychologów, księży i wszystko na próżno. W końcu doszedłem do takiego momentu, kiedy nie chciałem już żyć a jednocześnie bardzo bałem się śmierci. Wtedy zacząłem szukać pomocy i znalazłem AH.
Przyszedłem na pierwszy miting i czułem się tak, jak tonący człowiek, który widzi unoszące się na wodzie źdźbło słomy. Wie, że słoma go nie utrzyma, ale i tak kurczowo się jej trzyma. Tak właśnie uchwyciłem się AH. Zastanawiałem się jednocześnie, jak to możliwe, że grupa nieznajomych ludzi może zrobić dla mnie coś, czego nie dokonały więzienie, zatrzymanie w szpitalu ze względu na pobicia, utrata wszystkiego co drogie i bliskie, długie sesje z psychoterapeutami i księżmi. Przyszedłem na pierwszy miting głęboko przekonany o trzech rzeczach: po pierwsze, że jestem bardzo złą osobą ponieważ robiłem to co, robiłem i zraniłem tym wiele osób. Po drugie, że jestem sam ze swoim problemem. Po trzecie, nie ma dla mnie ratunku. Przyszedłem pełen sceptycyzmu i wyszedłem zadziwiony.
Na miting przyszło około piętnastu mężczyzn. Każdy z nich gdy mówił, powtarzał moją historię. Jakby otworzyli i czytali z mojego pamiętnika. Najbardziej zdumiewające było to, że ci ludzie zmienili swoje życie, coś, co wydawało mi się całkowicie niemożliwe. Udało im się zaprzestać hazardu przez okres od trzech tygodni do trzech lat. Z ich historii dowiedziałem się, że nie jestem złą, ale chorą osobą, i nie jestem jedyną osobą cierpiącą na te zaburzenie, ale jedną z miliona podobnie dotkniętych.
Aby sobie pomóc musiałem tylko przyznać się, że moje życie wymknęło mi się spod kontroli i zjednoczyć się z innymi w walce przeciw hazardowej kompulsji. I tak zrobiłem. Przemówiłem jako ostatni. Opowiedziałem o mojej nienawiści do rodzaju ludzkiego, o moich frustracjach, niemożliwości poradzenia sobie z własnym problemem i pragnieniu wejścia do wspólnoty.
Potrzebę hazardu zamieniłem na potrzebę AH i mitingów AH. Przychodziłem na mitingi i moje życie stawało się lepsze. I chociaż pieniądze i zmarnowane lata straciłem bezpowrotnie, wiele spraw udało się uratować: szacunek do samego siebie, szacunek krewnych, przełożonych, przyjaciół i mojej żony. Odzyskałem również miłość żony i życzliwość rodziny. Powróciła zdolność jasnego myślenia i uczciwego przepracowania dnia, obudziło się na nowo pragnienie dzielenia się moim życiem z tymi, których kocham. Największą korzyścią był pokój ducha.
Jestem w AH od dwóch lat i wciąż mam problemy finansowe, o wiele jednak mniej poważne niż kiedyś i wiem, że z czasem zupełnie znikną. Zawsze będę miał problemy dnia codziennego, ale mogę i rozwiązuję je z głową nie zamroczoną od hazardu. Dzisiaj nie potrzebuję już tak kurczowo AH. Zamiast tego pojawiła się potrzeba pomocy chorym kompulsywnym graczom, którzy wciąż cierpią. Tego pragnienia nie da się nigdy całkowicie zaspokoić, ale przynajmniej mogę próbować i dlatego muszę przynależeć do AH przez cale życie. Muszę wszystko dać AH, chcieć realizować wezwania Dwunastego Kroku w każdej chwili gdy będę do tego wezwany bez względu na odległość i godzinę. Muszę organizować spotkania nie tylko dla mojej wygody, ale wiele razy dla mojej niewygody. Wiem, że muszę być czujny i uważać, żeby nie popaść w samozadowolenie, kiedy to zapomnę o tych, którzy mnie potrzebują. W zamian mogę oczekiwać pomocy i błogosławieństwa tych, których potrzebuję. Nie mogę prosić o więcej.
Z historii Ray M.
Gdy się obudziłem następnego dnia, byłem wciąż pełen entuzjazmu dla AH, ale w miarę, jak upływały minuty ogarniało mnie moje cuchnące myślenie (później się dowiedziałem, że to dlatego, że wtedy jeszcze nie podjąłem Pierwszego Kroku). Już o 10. 30 byłem w trakcie zdobywania tytułu ,,najszybciej potykającego się” w AH. Racjonalizowałem, że tego dnia pójdę na tor po raz ostatni, wygram mnóstwo pieniędzy, spłacę najbardziej palące długi i wtedy na zawsze zostanę dobrym członkiem AH. Przekonałem samego siebie, że to właśnie powinienem zrobić, wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku wyścigów Pomona. Dobrze pamiętam, że obstawiłem wszystkie dwanaście gonitw i na koniec wygrałem 10 $. Skoro nie udało mi się zdobyć – tak jak oczekiwałem - wielkiej wygranej, przejechałem kolejne pięćdziesiąt mil do Gardeny, żeby spróbować szczęścia w kartach. Na pięć minut przed zamknięciem zostałem bankrutem. Wracałem do domu jako chora osoba zastanawiając się co powiedzieć żonie.
Aby osiągnąć stan całkowitego zniesmaczenia sobą, musiałem pojechać do Gardeny jeszcze dwa razy. Mojej ostatniej hazardowej nocy już nawet nie próbowałem szukać wymówek dla swojego zachowania. Wreszcie gotowy byłem się poddać. Przyznałem się do kompletnej porażki. W przeciągu mniej niż sześćdziesięciu sekund przed oczyma przemknęło mi całe moje hazardowe życie i bardzo jasno zobaczyłem, że dalej już sam nie dam rady. Jasno zaakceptowałem trzy pierwsze kroki programu AH. Po podjęciu tej decyzji poczułem się lepiej.
Z historii Boba M.
Po dziesięciu miesiącach w programie napadła mnie największa chęć obstawiania. Kiedy jechałem autobusem, zostałem pobity przez czterech chuliganów na końcu linii autobusowej w Nowym Jorku. Firma transportu miejskiego zatrudniła mnie do sprzątania autobusów, każdej nocy ,,robiłem” pięćdziesiąt.
Opowiedziałem o swojej parszywej robocie Johnowi z AA. Następnego dnia miałem dostać 200 $ wypłaty. Zamierzałem iść na wyścigi, obstawić za nie więcej niż 2 lub 4 dolary, a pozostałe 100 $ postawić na pewniaka. Znałem ludzi, którzy mogli wskazać mi zwycięzcę. Może gdybym miał pieniądze w kieszeni, powiedziałbym szefowi, że chcę lepszą pracę.
John opowiedział mi o św. Franciszku z Asyżu. Jak rzucił wszystko i został żebrakiem. John wyjaśnił mi, że moim sukcesem jest rzucenie na dziesięć miesięcy hazardu po dwudziestu trzech latach obstawiania. ,,Żeby odnieść sukces nie musisz być gwiazdą filmową czy prezesem wielkiej korporacji. Musisz po prostu robić swoje i trzymać się z dala od hazardu. Przemyślałem, co mi powiedział i zastanowiłem się też nad faktem, że nawet gdybym znał zwycięzcę i tak nie dałbym rady wyjść z torów. Musiałbym obstawić kolejną gonitwę i kolejną a następnego dnia znowu być w akcji.
Z historii Jima H.
Długo jechałem metrem do Manhattanu, zaszedłem do baru wypić piwo i zostałem aż do czasu, kiedy przyszła moja kolejka na wizytę u lekarza. Wydawało mi się, że lekarz nie przejął się bardzo, gdy mu wyznałem, że właśnie wracam z wyścigów i straciłem wszystkie pieniądze. To, co mi powiedział, nie przyniosło ulgi w mojej depresji. Na początek powiedział, że dopiero za trzy lata będę mógł być jego pacjentem, a wtedy, jego zdaniem, będę się musiał leczyć od pięciu do siedmiu lat w formie pięciu godzinnych wizyt tygodniowo, z których każda kosztowała siedemdziesiąt dolarów. Wiedziałem, że rodziców nigdy nie będzie stać na taką inwestycję, chociaż nie raz wykupywali mnie z kłopotów. Sytuacja wydawała się beznadziejna, szczególnie że lekarz przyznał, że nie miał za dużo szczęścia w leczeniu osób uzależnionych od hazardu.
Inni lekarze wyrażali się podobnie pesymistycznie w kwestii moich szans na wyleczenie z kompulsywnego hazardu. Jeden z nich powiedział:,, Miałby Pan większe szanse wyjścia z terminalnego raka”.
Setki razy w mojej hazardowej karierze, którą rozpocząłem w wieku trzynastu lat i która trwała do osiągnięcia wieku trzydziestu siedmiu lat obiecywałem i próbowałem rzucić hazard. Uprawiałem hazard w liceum, przez trzy lata koledżu i w trakcie służby wojskowej. Ze względu na mój chory sposób życia zostałem wylany z czterdziestu różnych prac, straciłem trzy firmy, byłem przetrzymywany w trzech szpitalach psychiatrycznych, łamałem prawo i zostałem kilkakrotnie pobity. Stałem się alkoholikiem i po wielu latach nieszczęścia i zamętu zrozumiałem wreszcie, że jeden drink ,tak jak jeden zakład to dla mnie czyste szaleństwo.
W roku 1961 w lokalnej gazecie z Ohio przeczytałem artykuł o Anonimowych Hazardzistach. Napisałem na adres skrzynki pocztowej w Los Angeles i w odpowiedzi otrzymałem broszurę i kwestionariusz z dwudziestoma pytaniami dla osób, które sądzą, że mają problem z hazardem. Na wszystkie dwadzieścia pytań odpowiedziałem: ,,tak”. Korespondowałem z Jimem W. , sekretarzem AH. Później dowiedziałem się, że to on założył wspólnotę AH. Zostałem zaproszony, aby dołączyć do innych ludzi, próbując zdrowieć z czegoś, co się nazywa kompulsywny hazard.
W tamtej czasie najbliższą grupę miałem w Nowym Jorku. Zasugerowano mi, że powinienem zainicjować grupę w moim własnym mieście. Znałem wielu hazardzistów takich jak ja i nawet siedem lat temu próbowałem namówić ich do rzucenia hazardu – jednak bezskutecznie. Zarzuciłem ten pomysł. Zamiast tego postanowiłem użyć siły woli i dwunastu kroków zdrowienia opisanych w przysłanej broszurze AH. Przetrwałem siedem miesięcy, a potem wróciłem do hazardu z takim samym opętaniem. Do tego czasu tak zraziłem do siebie swoim piciem i obstawianiem rodziców, przyjaciół, krewnych i pracodawców, że nie miałem do kogo się zwrócić. Ojciec dał mi bilet do Los Angeles. Powiedział, że już nie może mnie wykupywać z kłopotów, i że od tej chwili, jeśli wpakuję się w kłopoty, muszę cierpieć sam. Moja rodzina miała już tego raz na zawsze dosyć. Oczywiście, wiele razy to słyszałem, ale jakoś czułem, że tym razem to na serio.
Miałem przesiadkę w Chicago i miałem dolecieć do Los Angeles przez Las Vegas. Dowiedziałem się, że na samolot z Chicago tego dnia w Święto Pracy nie było już miejsc i miałem mieć pierwsze miejsce z listy rezerwowej, gdyby ktoś nie przyszedł. Jednak wszyscy pasażerowie przyszli, więc miałem czekać na następny samolot koło północy i dostać miejsce, gdyby ktoś nie przyszedł. Gdy wychodziłem z sali odlotów, usłyszałem potężny huk eksplozji i zobaczyłem ludzi biegnących we wszystkich kierunkach. Samolot, którym miałem lecieć rozbił się i wszyscy pasażerowie i załoga zginęli.
Często mówiłem, że chciałbym zginąć w samolocie, bo przynajmniej byłaby to szybka śmierć. Na tę podróż wykupiłem najdroższe ubezpieczenie warte 250 000 dolarów. Wystarczyłoby na spłacenie wszystkich wydatków, jakie poniósł mój ojciec wyciągając mnie z kłopotów, w które sam się wpakowałem. Zamiast cieszyć się, że umknąłem śmierci w wypadku samolotowym, mówiłem do siebie ,,Dlaczego to nie ja?”.
Następnego dnia przybyłem do Los Angeles i wieczorem poszedłem na swój pierwszy miting AH w pobliskiej Gardenie. Wysłuchałem dwudziestu pięciu kompulsywnych graczy mówiących o hazardzie i wpływie hazardu na ich życie. Wielu z nich to stali bywalcy pokerowych pałaców Gardeny, gdzie prawo lokalne nie zabraniało pokera lowball czy dobieranego. Niektórzy z nich grali przez kilka lat, inni od dwudziestu do czterdziestu. Wszyscy uznali, że nie mają wpływu na swój problem hazardu, a ich życie wymknęło im się spod kontroli. Okres abstynencji trwał u nich od kilku miesięcy, do dwóch, trzech, czterech lat. Powiedziano mi, że nowa osoba – taka jak ja- jest najważniejszą osobą na mitingu i że przetrwanie AH zależy od głównej działalności niesienia przesłania innym wciąż cierpiącym. Zostałem poproszony o zabranie głosu jako ostatni. Pamiętam, że powiedziałem: ,, Dzięki Bogu w końcu odnalazłem dom. Jest nadzieja”.
Mitingi każdego dnia pomagały mi stawać się silniejszym. Dni szybko zamieniły się w tygodnie . Złapałem się na tym, że spoglądam na osoby przychodzące do wspólnoty po raz pierwszy z nadzieją, że w AH odnajdą to samo dobro, które dzięki wspólnocie zadziało się w moim życiu. Najpierw z ich oczu zniknie zranienie i lęk, potem będą się uśmiechać, a nawet śmiać na wspomnienie szaleństw z okresu nałogowego hazardu.
Odnalezienie spokoju ducha zajęło mi trzydzieści siedem lat. Nie mogłem tego zrobić wcześniej, bo dopiero przychodząc do AH zacząłem szczerze pragnąć zajęcia się własnym problemem z hazardem. Gdy obudziło się we mnie te szczere pragnienie, AH pokazało mi nową drogę życia. To samo może zrobić dla innych, którzy autentycznie szukają wyjścia z koszmaru kompulsywnego hazardu.
Z historii Howiego C.
Natychmiast zrozumiałem, że najważniejszą rzeczą do zrobienia jest uświadomienie ludziom takim jak ja, że w Las Vegas istnieje AH. Umieściliśmy więc w gazecie małe ogłoszenie. Później mieliśmy serwis odbierający telefony, ale w międzyczasie korzystaliśmy w AH mojego domowego telefonu. Pod różnymi pseudonimami pisałem artykuły do lokalnych gazet. Cieszyli się na artykuły. Gdy AH w Las Vegas zaczęło się rozrastać, rozpocząłem dodatkowe spotkania. Uświadomiłem sobie, jak mi było ciężko nie grać między mitingami, zapoczątkowałem więc wieczorne mitingi w czwartek, żeby przełamać tydzień w środku. Dzwoniłem do każdego członka wspólnoty, każdego dnia przez około sześć miesięcy. Pewnie powiesz, że byłem dla wszystkich sponsorem, ale tak naprawdę to dzwonienie do innych mnie uratowało.
Pomnik mojego sukcesu
Wreszcie zaczynało się opłacać. Ciężko pracowałem na studiach medycznych i stażach i w końcu otworzyłem dobrze prosperującą prywatną praktykę medyczną w New Jersey. Przez większość tych lat nie miałem czasu na odpoczynek, ale kiedy zacząłem odnosić sukces zawodowy, obudziło się we mnie przewrotne pożądanie.
Rozpocząłem hazard jeszcze zanim zalegalizowano gry hazardowe w kasynach w New Jersey. Właściwie zaczęło się od tony broszur i ulotek z Las Vegas. Traktowałem te zaproszenia jako hołd oddany mojemu sukcesowi. Wkrótce zacząłem często jeździć do Las Vegas, czasami z żoną i rodziną, czasami sam, ale za każdym razem miałem poczucie, że przyjmuję należną mi nagrodę. Na początku grałem na małą skalę, ale szybko hazard urósł do dużych kwot. Od czasu do czasu wygrywałem, ale nie o to chodziło – to nie pieniądze mnie trzymały przy hazardzie, ale kompulsja grania.
Jeśli nie mogłem pojechać do Las Vegas, szedłem na lokalne wyścigi konne. Mówiłem żonie, że mam spotkanie, a tak naprawdę obstawiałem wyścigi. I wtedy otworzono kasyna w Atlantic City i jeszcze łatwiej było robić to, co lubię – czyli grać w kasynie.
Ktoś, kto gra kompulsywne nigdy nie poprzestaje na wygranej. Musiałem pożyczać pieniądze, żeby spłacić moje długi. Ze względu na mój zawód i pozycję w środowisku lokalnym byłem dobrze przyjmowany przez banki i łatwo było mi zaciągać kredyty. Miałem je spłacać ze swoich wielkich wygranych, ale oczywiście nigdy ich nie miałem. W ten sposób doszedłem do lichwiarzy, którzy uwielbiali robić ze mną interesy, bo łatwo można było mnie znaleźć. Mieli mnie pod ręką. Pożyczali, a ja spłacałem i spłacałem i spłacałem. To się ciągnie w nieskończoność, bo nigdy nie masz tyle, żeby wszystko spłacić.
Ze względu na osobistą i zawodową sytuację kradzieże, które później popełniłem były natury administracyjnej. To było bardzo proste. Jako lekarz współpracowałem z firmami ubezpieczeniowymi. Od czasu to czasu oszukiwałem na ubezpieczeniu, żeby dostać odszkodowanie. Nigdy nie myślałem o konsekwencjach. Myślałam, że nikomu nie będzie się chciało sprawdzać. No cóż, komuś się jednak chciało i kilka lat temu zostałem oskarżony o fałszerstwa. Miałem proces i zostałem uznany winnym.
Sędzia stanowy wydajać na mnie wyrok poinformował mnie o AH. To był jeden z warunków wyroku, razem z restytucją, pracą na rzecz społeczności lokalnej i uwięzieniem na cztery weekendy. Było kilka apelacji, które w efekcie opóźniły moje wejście do AH. Nie przyznawałem się, nie mogłem się przyznać, że jestem inny, że nie mogę uprawiać hazardu normalnie. Myślę, że trudno było mi zaakceptować ten fakt z powodu moich znaczących osiągnięć zawodowych. Nadal więc grałem.
Przesłanie AH wywarły wpływ na moją żonę i po jakimś czasie ona sama skontaktowała się ze wspólnotą. Zanim się o tym dowiedziałem, przyszło do nas dwóch członków AH: mężczyzna i jego żona. W pierwszym odruchu chciałem ich wyrzucić z domu. Spojrzałem jednak na moją żonę i zgodziłem się na ich wizytę, aby zrobić jej przyjemność i nie być nieuprzejmym.
Zanim się zorientowałem wylądowałem tego samego wieczoru na mitingu AH. Pierwszą rzeczą, jaką odkryłem było to, że nie różniłem się od innych ludzi, którzy przebywali ze mną w tym samym pomieszczeniu. Byli tam ludzie pracujący fizycznie i umysłowo, i wszyscy mieliśmy ten sam problem. Ta noc wyleczyła mnie też z odwrotnej formy snobizmu: myślałem, że popełniłem przestępstwa największego kalibru i nie chciałem być powiązany ze zwykłymi złodziejami. W trakcie tego mitingu uświadomiłem sobie, że przebijałem innych – w kategorii zdobywania pieniędzy, ranienia innych i unieszczęśliwiania ludzi wokół mnie.
Teraz uświadamiam sobie, do jakiego stopnia krzywdziłem. Moja żona miała zszargane nerwy, a dzieci były emocjonalnie zaburzone. Pożyczałem od rodziców i teściów, którzy mieli do mnie zaufanie, bo byłem lekarzem. Nie podejrzewali, że mogę mieć kłopoty, bo przecież tyle zarabiałem. To ważna kwestia – w żaden sposób przez hazard nie mogłem zarobić tyle, a nawet jednej ósmej, jednej szesnastej tego, co mógłbym był zarobić dzięki swojej praktyce medycznej.
Piętnaście lat zajęło mi zdobycie kwalifikacji do otworzenia własnej praktyki. Stan New Jersey cofnął mi prawo do prowadzenia praktyki z powodu niestabilnej moralnośći. Tak więc praca mojego życia została całkowicie zmarnowana. Gdybym nie był członkiem AH, nie potrafiłbym sobie z tym poradzić w dorosły sposób. Akceptuję to, czego nie potrafię zmienić. Od trzynastu miesięcy nie uprawiam hazardu i nie czuję takiej potrzeby. Ale wiem, że jeśli nie będę przychodził przynajmniej raz w tygodniu na miting AH do końca życia, gdzieś kiedyś może pojawić się kryzys. Ohydna głowa choroby może odrosnąć i doprowadzić mnie znowu do tych samych błędów, które sprawiły mi tyle bólu.
Stracony zawód
Nie wiem, kiedy stałem się kompulsywnym hazardzistą. Wiem, że kiedy byłem młody, hazard zdominował moje życie. Był dla mnie bardzo ważny. Byłem w gimnazjum, liceum, a potem w wojsku. Zawsze udawało mi się mieć dobre stopnie. Nie miałem żadnych problemów w przeszłości. W tamtym momencie życia byłem dzieckiem, jakiego życzyłaby sobie każda matka. Nie kradłem. Nie wiedziałem jak. Nie mogłem o tym myśleć.
Poszedłem do wojska, potem na studia. Skończyłem studia z dobrymi wynikami. W tamtym czasie głównie grałem w karty i chodziłem na wyścigi konne, ale bez przesady. Skończyłem prawo i zostałem adwokatem. Rozpocząłem świetną praktykę adwokacką i zacząłem mieć wilczy apetyt na hazard, głównie na kasyno. W ramach działalności adwokackiej stworzyłem, jeśli nie najlepszą, to jedną z najlepszych w stanie New Jersey kancelarii prawnych zajmujących się nieruchomościami. W kancelarii prawniczej, gdzie jako prawnik pracowałem sam zatrudniałem sześć sekretarek. W samej kancelarii zajmowałem się pomiędzy pięciuset a sześćset nieruchomościami w roku. Zarabiałem nieźle. Zarabiałem bardzo dużo. Z hazardu nigdy bym tyle nie miał, ile mogłem zarobić ze swojej prawniczej działalności. Czasami ludzi marzą o cadilakach, nowych domach i jachtach. Mogłem to wszystko łatwo mieć z działalności mojej kancelarii, gdybym tylko chciał. Ja jednak odczuwałem potrzebę, a może kompulsję hazardu. Zapraszano mnie do Las Vegas i przyjmowano po królewsku. Mieszkałem w czteropokojowych apartamentach, z pomieszczeniem do gry, stołami do bilarda, prywatnym basenem tylko dla nas dwojga. Nie musiałem za to płacić i w każdej restauracji w Las Vegas też mnie obsługiwano bez płacenia. Przede mną otwarte było wszystko, co chciałem.
Nie wiem, czy byłem taki głupi, że nie zorientowałem się, co i dlaczego ze mną robiono, czy też po prostu nie zależało mi na tym, ale traciłem olbrzymie sumy pieniędzy, o wiele więcej niż mógłbym zarobić i zacząłem pożyczać. Kiedy zaczynasz pożyczać i ciągle grasz i przegrywasz, zamiast jednego masz dwa zobowiązania: masz dług u tego, od kogo pożyczyłeś i dług hazardowy. Byłem zdezorientowany, bo nigdy nie sądziłem, że mam problem z hazardem. Grałem, bo miałem długi do spłacenia. Nie musiałem chodzić po lichwiarzach i nie musiałem korzystać z firm pożyczkowych. We własnej głowie byłem ważny. Mogłem pójść do banku, poprosić o pieniądze i je dostać, a potem za nie grać.
Gdy tak wciąż grałem, okazało się, że przestałem spłacać kapitał i nawet nie miałem za co spłacać odsetek od zobowiązań. Zacząłem więc pożyczać z funduszy do mnie nie należących. I mówię ,,pożyczać”, bo nie mogło mi się w głowie pomieścić, że mógłbym cokolwiek ukraść. Nigdy w życiu tego nie zrobiłem. Rodzice wychowali mnie w przyzwoitym domu. Jakże mógłbym kraść? To było tylko pożyczanie. Pożyczałem tylko na jakiś czas, aż do momentu, kiedy mi się poszczęści i będę mógł pospłacać długi.
I wtedy otworzono kasyna w Atlantic City. Nikt mnie tam nie ciągnął. Nawet postanowiłem, że tam nie pójdę. Mogę przecież to zwalczyć. Nie miałem problemu. Mogłem się temu oprzeć. Opierałem się przez około sześć miesięcy, a potem zacząłem popadać w iluzję, że chciałbym zobaczyć tylko jak wyglądają kasyna. Jednak naprawdę wiedziałem, dlaczego chciałem pójść. Gdy tam poszedłem, spotkałem wielu znajomych ludzi, ponieważ większość z nich była z Las Vegas i wiedziała, jak mnie nazywać. Pan H. Ta sama historia.
I znowu, nie wiem, czy zgłupiałem, czy moje ego domagało się pokarmu, ale znowu wciągnęło mnie to samo. Myślałem, że będę mądry. Że nie otworzę linii kredytowej w kasynie, więc ile mogę stracić? Ale gdy to ja zamykałem i zostawałem z gotówką, chwytałem pieniądze i leciałem do kasyna i pieniężyłem czeki z nie swoich kont. Znałem ludzi z kasyn, zapraszali mnie na obiady i na weekendy. ,,Dlaczego nas nie odwiedzisz i nie zrobisz sobie wakacji?”. Zapraszany byłem na walki, otrzymywałem pocztą piękne zaproszenia, przy jednym z nich przy otwieraniu wyskoczył balon zachęcający mnie do przyjścia. Nikt mnie tam nie ciągnął – dopiero teraz to widzę.
Moja kompulsja grania była tak olbrzymia, że nie mogłem się jej oprzeć. Nie uświadamiałem sobie problemu. Nie wiem – i nie wierzę, że każdy ma swoje dno, myślę, że to może być dopiero śmierć, ale doszedłem do takiego momentu, że już fizycznie i mentalnie nie mogłem wytrzymać. Tyle pieniędzy straciłem i tyle pieniędzy byłem dłużny i tyle pożyczyłem, że naprawdę myślałem, że to koniec. Zadzwoniłem do adwokata, który był moim bliskim przyjacielem i po raz pierwszy powiedziałem o wszystkim żonie. Wiedziała, że gram, ale nie wiedziała do jakiego stopnia. Nie wiedziała, że na domie założona jest druga, trzecia, czwarta i piąta hipoteka. Nie wiedziała, że wyczyściłem konta bankowe, bo wierzyła we mnie i kochała mnie i zależało jej na mnie i nie chciała w nic innego wierzyć.
Adwokat powiedział mi, że moja kancelaria była taka, że gdybym chciał pożyczyć od ludzi miliony dolarów, mógłbym był znaleźć wystarczającą liczbę osób, żeby to zrobić. W tym momencie uświadomiłem sobie, że tych pieniędzy nie można już odzyskać. Szedłem w pustkę. Moje życie się kończyło i mój adwokat powiedział mi: ,, Posłuchaj, musisz przestać robić to, co robisz. Musisz zamknąć kancelarię. Musisz po prostu przestać bo albo zwariujesz albo zabijesz się”. Miał rację.
W tym czasie moja żona była na Florydzie i powiedziałem, że do niej dojadę. Mój adwokat wiedział, gdzie jestem, gdyby musiał do mnie zadzwonić. Zamknąłem kancelarię. Wszyscy w okolicy byli zszokowani. Pojechałem na Florydę, ale modliłem się, żeby nie dojechać. Nie mogłem tam zostać. Zostałem tam jeden dzień i już musiałem odpowiadać na pytania, co się stało i o co chodzi, więc wróciłem. Nie wiedziałem, co mi się stało i nie wiedziałem, co się działo wokół mnie. Gdy wróciłem, na drzwiach była kartka – od członka AH, mojego bliskiego przyjaciela. Powiedział, żebym do niego zadzwonił, to pogadamy. Moja żona też przyjechała i gadaliśmy razem z nim do czwartej nad ranem. Nigdy mi nie powiedział, że jestem nałogowym hazardzistą. Był po prostu niesamowity. Poprosił, żebym z nim poszedł na miting następnego dnia.
Poszedłbym po pomoc gdziekolwiek. Poszedłem więc na miting. Gdy siedziałem na mitingu, oświeciło mnie, że może rzeczywiście mam problem. Słuchałem historii i w niektórych z nich odnajdywałem siebie. Po raz pierwszy w życiu odkryłem, że nie jestem jedyną osobą na świecie z problemem hazardu. Tak naprawdę miałem też coś, czego niektórzy nie mieli. Moja rodzina wciąż trzymała się razem. Moja żona wciąż mnie kochała, pomimo tego wszystkiego, co się wydarzyło. Dzieciom wciąż na mnie zależało. Poszedłem na miting następnego i kolejnego dnia i myślę, że chodziłem na cztery mitingi w tygodniu. I dalej chodzę. Już minęły prawie trzy lata i od tej pory nie tknąłem hazardu – ani lotto, ani loterii, ani automatów do gry, nic, kompletnie nic.
Wierzcie lub nie, moje życie zaczyna dać się kontrolować. Od kilku tygodni nie byłem w domu, bo bałem się do niego pojechać. Nie bałem się, że ktoś mnie zrani, ale bałem się stanąć twarzą w twarz wobec innych ludzi. Wróciłem do domu i powoli zacząłem otrzymywać pomoc i czuć, że jest nadzieja. Ostatnie trzy lata były niesamowite. Przedtem, przez ostatnie pięć lat podskakiwałem na dźwięk dzwonka telefonu czy byłem w biurze czy poza nim. W nocy nie mogłem spać i spacerowałem. Teraz mogę spać, bo wiem, że robię coś właściwego. Udało mi się zdobyć dobrą pracę. Nie zarabiam tyle co wcześniej. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze będę, ale przynajmniej to, co zarobię, zatrzymuję. Daję to rodzinie i to jest przyzwoita pensja. Jestem w stanie skorzystać z talentów, które mam w odpowiedni sposób. Mam okazję przemawiać – jestem bardzo aktywny we wspólnocie. Moja praca pozwala mi na to, bo sam umawiam się na spotkania. Jesteśmy zapraszani przez wiele szkół publicznych i parafialnych – mają one problemy ze starszymi klasami. Przemawiam tam i przemawiam też przed sędziami. Wiem, że w końcu czeka mnie proces, co jest nieuniknione, ale nie czuję się przestępcą. Mam świadomość, że będę musiał zapłacić za popełniony przeze mnie akt przestępczy i dzięki AH mogę się z tym skonfrontować, ale to jest inna część życia, którą się będę zajmować.
Nie mylę się, jeśli powiem, że zmieniło się całe moje myślenie. To było trudne. Program uczy akceptować to, czego nie potrafisz zmienić, ale nie myśl, że to czasami nie boli. Za każdym razem, gdy moje dzieci idą do szkoły, ktoś wypowiada uwagi na temat ich ojca. Za każdym razem, gdy żona idzie do pracy, ktoś będzie pokazywał ją palcem. To wobec nich nie fair. Nic nie zrobili. Daję więc z siebie wszystko i mam tylko nadzieję, że pewnego dnia moje dzieci będą mogły spojrzeć na swojego ojca i powiedzieć: ,,Próbował. Może mu się nie udało, ale przynajmniej próbował”. Próbuję dzięki programowi zdrowienia.
Moje pierwsze trzy tygodnie w AH
Siedzę na sofie i obserwuję twarz mojego nowego przyjaciela. Teraz opowiada. To on po raz przyniósł nam AH. Opowiada o ciemnych ścieżkach dezintegracji i cierpienia w okropnej chorobie – jest nałogowym hazardzistą. Jestem głęboko poruszony, bo mój nowy przyjaciel opisuje każdy szczegół modelu mojego nieszczęśliwego i beznadziejnego życia. Resztkami sił próbuję się kontrolować, gdy zaczynam rozumieć, że nie jestem sam, ani nie jestem wyjątkowy: inni też cierpią na chorobę, która wywołała tyle burz i upokorzeń w życiu moich ukochanych, moim własnym i innych dotkniętych moim kompulsywnym graniem. Zostałem wychowany wierząc, że jestem nienormalny i że jestem outsiderem wśród innych istot ludzkich. Żyłem bez nadziei w pogłębiającym się cieniu zbliżającego się niebezpieczeństwa.
I znów głos mężczyzny siedzącego obok świdruje mi umysł. Opowiada o założycielach grupy, którą reprezentuje, opowiada o ich walkach z tą samą chorobą, jak to doprowadziło do utworzenia się grupy i co grupa dla niego zrobiła. I wtedy mówi coś, co desperacko chcę usłyszeć: że inni ludzie, dzięki pomocy AH żyją w wolności od hazardu. Każdy z nich odnalazł nową drogę życia i czyni restytucję za dawne nadużycia.
Teraz wychodzi, a ja z wdzięcznością obiecuję przyjść na miting w piątek. Gdy zamykam za nim drzwi, szepczę modlitwę wdzięczności do mojego Boga bo w moim sercu poruszyło się coś świętego, bez czego nie można długo żyć. Mój przyjaciel przyniósł mi nadzieję.
Jest piątek i wraz z żoną stoimy przy wejściu do hotelu, gdzie się mamy spotkać. Nasz przyjaciel czeka na nas i wita się z nami i wtedy stajemy przed otwartymi drzwiami pomieszczenia, w którym odbywać się będzie miting. Jesteśmy witani ciepłymi, przyjacielskimi uściskami rąk i miting się rozpoczyna.
Członkowie, każdy po kolei wstają. Opowiadają o złu, jakie kompulsywny hazard wniósł do ich życia i jak zdrowieją dzięki AH. Pokora i szczerość z jakimi przemawiają dotyka moje serce. Poczucie pokoju panoszy się we mnie i nowa nadzieja daje mi inspirację, żeby zainteresować się każdym mówiącym.
Moja głowa pełna jest pomysłów jak można pomóc i ustalić nową strukturę życia wolną od hazardu. Mam nadzieję to tu. Obserwuję twarze innych i w niektórych widzę oznaki wieloletniego cierpienia. Sposób w jaki stoją, dźwięk ich głosów, spojrzenie mówią mi o tym, co nie wypowiedziane. Jestem z ludźmi podobnymi do mnie, wśród swoich, rozumiem każdego z nich. Jestem wdzięczny za ich obecność i przyjaźń i już nie jestem samotny. Często moje myśli kierują się w stronę mojego przyjaciela i za każdym razem jestem jeszcze bardziej wdzięczny.
Z niechęcią zauważam, że miting zbliża się do końca. Gdybym tylko zatrzymał te nowe uczucie, które teraz jest we mnie, mógłbym zacząć nowe życie. Gdybym mógł zbudować ścianę pomiędzy mną a tą hazardową chorobą na czas kształtowania i umacniania nowej formy życia, to mógłbym stanąć pośród ludzi w świecie zewnętrznym z taką samą godnością i chęcią pomocy. Skanuję twarze wokół mnie poszukując odpowiedzi i moja ściana nabiera kształtu. Nie składa się z cegieł, ale z ludzi - każdy z nich zajmuje miejsce wyznaczone przez swoje osiągnięcia życia normalnym, pożytecznym życiem wolnym od nałogowego hazardu. . Tak długo żyłem w uścisku tej okropnej choroby, że przestałam wierzyć w mądrość słów i porady otrzymywane przez lata, bo nie byłem w stanie ich zastosować. To, co widzę w tych ludziach pomaga mi na nowo uwierzyć i czuję w końcu, że ja również dzięki ich pomocy mogę dokonać tego, czego oni dokonali. To jest źródło mojej nowej nadziei.
Miting się skończył i jedziemy do domu. Pomiędzy żoną a mną panuje pokój i głębsze zrozumienie. Znów myślę o moim przyjacielu, bo on znajduje się na samym środku mojej ściany i jestem wdzięczny.
Dzień upływa za dniem, a gdy nachodzi mnie impuls pokusy, wycofuję się za moją ścianę i znajduje siłę.
Znów jest piątek i jesteśmy na mitingu. Witają nas z takim samym jak wcześniej ciepłem. Wzrokiem przeszukuję pokój w poszukiwaniu mojego nowego przyjaciela i widzę, jak prowadzi miting i jestem zadowolony. I znów siedzimy i słuchamy i czuję, jak rośnie we mnie nowy model życia. Zaczynam rozumieć, jak bardzo ważny dla mnie jest każdy członek wspólnoty, jak ważni jesteśmy sobie nawzajem. Jako ludzie stojący samotnie czegoś nam ważnego brakuje – w każdym z nas jest jakaś pusta dziura, która sprawiała, że staliśmy się ofiarami kompulsywnego hazardu. To stojąc w grupie możemy podzielić się naszymi mocnymi stronami i sprawić, że każdy z nas stanowić będzie całość. Gdy mężczyźni mówią, pozostaję otwarty i czuję, jak brakujące elementy dopasowują się do siebie, przynosząc większy pokój i siłę. Jestem wdzięczny za wszystkich moich nowych przyjaciół.
Gdyby mój przyjaciel dzisiaj czytałby mi w myślach, wiedziałby, że jeśli dzięki AH potrafię zaleczyć dziury w mojej duszy i naprawić zło wyrządzone najbliższymi i innym, to on wyświadczył mi wielką i niezapomnianą przysługę.
List otwarty do mojego syna
Mam zamiar odkryć przed tobą własne słabości, ja, TWÓJ OJCIEC.
Piętnaście lat temu byłem (i wciąż jestem) bardzo szczęśliwym mężem i ojcem dwóch małych chłopców. Ale palec przeznaczenia zmienił tego człowieka w karykaturalną postać półczłowieka.
To latem 1952 roku rozpoczęła się ta faza mojego życia. Ja zawsze miałem pieniądze w kieszeni, od 30 do 50 $. W tamtym okresie pracowałem dla Chicago Sun Times. Tego dnia nie mieliśmy za dużo do roboty i ja na luzie czytałem sobie poranne gazety. Z tyłu gazety jest sekcja: ,,Komentarze z trawy”, zacząłem czytać o koniach i zakreśliłem dwa imiona. Takie były komentarze: ,,Mógłby wziąć wszystkie kule” i inne ,,bardzo ostry, uważaj”. Wyjąłem z portfela 2 $ i zapytałem innego mężczyznę (wiedziałem, że obstawia konie), żeby za mnie obstawił te dwa konie. Zapytał się: ,, Jak chcesz je obstawić?”, Odpowiedziałem: ,,Nie wiem – jakkolwiek, abym dużo wygrał”. Obstawił więc 1 $ na wygraną , a drugi na kolejność. Wynik był taki: jeden koń wygrał, a drugi przybiegł na pozycji 2. Odebrałem więc 28.60 $ i pomyślałam sobie: ;;Gościu! To jest to!”. Nie trzeba dodawać, że byłem na prostej drodze do autodestrukcji.
Nie mogę zacząć opowiadać o tym, jak bardzo zraniłem żonę, dzieci i oczywiście samego siebie. Stałem się zamartwiającym się, sfrustrowanym zwierzęciem. Nabyłem wszystkie atrybuty nałogowego hazardzisty. Musiałem zaciągnąć cztery czy pięć pożyczek osobistych u firm pożyczkowych. Kłamałem, oszukiwałem, kradłem. Doszedłem do takiego stanu, że nie mogłem spać, jeść czy jasno myśleć. Ukradłem pieniądze ze spadku (około 7 000 $) i każdego dnia obstawiałem za 200$ próbując się odegrać. Wszystko, czego dotknąłem nie wychodziło. Schodziłem niżej i niżej w tej pułapce bez dna.
Gdy zacząłem odbierać telefony od ,,chłopaków”, pomyślałem, że może rozwiązaniem będzie odejście. Nie podziałało, bo zabrałem ze sobą nasze problemy. Nic się nie polepszało – po prostu żona miała częściej migreny. Tak więc gdy skończyły mi się pieniądze i nie miałem gdzie pójść, zadzwoniłem do domu i żona przysłała mi pieniądze na powrót.
Przyznałem się do wszystkiego i obiecałem, że już się nie dotknę hazardu. ALE zapomniałem powiedzieć o jednym długo 40 $. Pomyślałem, że bez żadnego kłopotu to spłacę. Tylko się oszukiwałem. Po sześciu miesiącach byłem znowu ,, w akcji” (próbując odegrać parszywe 40 $). Straciłem kolejne 5 000$ zanim wszystko wyszło na jaw. Zaryzykuję powiedzenie, że w czasie tych 15 lat straciłem ponad 35 000 00. I nigdy nie odzyskam ani centa!
Z pomocą naszego ministra zacząłem chodzić na AH i to pomogło mi wejść na właściwą drogę. Nie mogę przestać chodzić do AH, bo to pozwala mi uniknąć ,,zachcianek”. W mojej pracy co noc mamy hazard. Można się zakładać o każdą z trzech zmian, więc widzicie, nie muszę szukać problemu – każdego wieczora mam go w zasięgu ręki. Jedynym sposobem odzyskania siły jest dla mnie próba pomocy innym. Muszę przychodzić na mitingi AH, bo wiem, że do końca zostanę kompulsywnym graczem.
Wierz mi, krzyż, który noszę nie jest lekki i jestem z każdej strony otoczony złem. Z pomocą i zrozumieniem mojej kochanej żony, odwagą i pogodą ducha od Boga, będę próbować stać się człowiekiem, jakim chcą mnie mieć moi ukochani. Jak można przegrać mając w drużynie Boga, rodzinę i oczywiście AH?
Synu, nie myśl o mnie źle. Jestem po prosty śmiertelnym człowiekiem, który bardzo kocha swoją żonę i dzieci. Przepraszam za przeszłość, ale nie można jej odwrócić. Stój więc przy mnie. Ofiaruj mi swoje modlitwy i zrozumienie. Z taką pomocą mogę patrzeć w jutro.
Pozdrowienia
Twój Ojciec
Nawrót
Pierwsze dziesięć lat mojego małżeństwa było bardzo dobre. Mój mąż na wyścigi konne chodził okazjonalnie, ale nie wyglądało, że ma problem z hazardem. Patrząc na to teraz, widzę, że problem narastał najpierw stopniowo, a nabrał tempa dopiero piętnaście lat temu, gdy zmieniał pracę. Prawie natychmiast zauważyłam w nim wielką zmianę. Rzadko bywał w domu, a jak był, to jednym uchem wpadało, a drugim wypadało to, co do niego mówiłam.
Na początku nie wiedziałam co się dzieje. Gdy hazard pojawiał się coraz częściej, jasne się stało, że wymknął mu się spod kontroli. Często go ,,wykupywałam” z kłopotów i sama przed sobą szukałam na to wymówek. Dawał mi pieniądze co tydzień, ale nigdy nie widziałam pokwitowania za wynagrodzenie i nie miałam pojęcia, jaka naprawdę jest nasza sytuacja finansowa.
Po trzech czy czterech latach uprawiania hazardu stałam się bardzo nerwowa i zaczęłam obwiniać samą siebie. Myślałam:,,gdy się pobieraliśmy, ten człowiek był w porządku, dlaczego dzisiaj jest taki?” Walczyliśmy między sobą i to wprowadzało niestabilność w całej rodzinie. Dzieci utraciły równowagę emocjonalną – za każdym razem, gdy walczyliśmy ze sobą, syn szedł na górę i wymiotował z nerwów. Myślałam, że to moja wina, ale nie mogłam wpaść na to, co takiego robiłam i co powodowało cały konflikt.
W końcu zażądałam, żeby mąż pokazywał mi pokwitowania pensji z pracy. I tak robił. Pracował przez 70 do 80 godzin tygodniowo i nieźle zarabiał. Powiedział, że potrzebuje 90 $ tygodniowo i dziś wiem, że to była jego klęska. Pożyczał od innych w nadziei spłacenia długów ze swojej następnej 90 $ tygodniówki, ale tylko pogrążał się, bo ciągle przegrywał.
W tym czasie, aby nareperować budżet rodzinny pracowałam w lokalnym sklepie.
Gdy dzieci dorastały, dowiedziałam się, że pożyczał i od nich. Pożyczał pieniądze od naszego szesnastoletniego dziecka, które zarobiło pracując jako niania! Ludzie podchodzili do mnie i prosili o zwrot pieniędzy pożyczonych lata temu przez mojego męża. Dzieci wobec mnie były nastawione antagonistycznie. Nigdy im nie powiedziałam, co się dzieje bo nie chciałam, żeby wiedziały o hazardzie ojca. A ze nie wiedziały o hazardzie, nienawidziły mnie za suszenie mu głowy i kłócenie się z nim przez cały czas.
W końcu mąż zaczął pić. Wieczorami chodził na wyścigi i jak hazard pogarszał się, tak samo jego picie. Wracał do domu na pół trzeźwy. Na początku chodziłam z nim na wyścigi raz w tygodniu, to było moje wyjście z domu, ale kiedy rozpoczęło się picie, nie mogłam sobie z tym poradzić. Przestałam wychodzić i znienawidziłam bycie z nim. Wychodziłam sama i uwielbiałam to. Nie mogłam już dłużej znosić bycia z nim. W efekcie, całkowicie się od siebie odseparowaliśmy. Mieliśmy swoje własne osobne życia, chociaż mieszkaliśmy pod jednym dachem. A i tak były sceny. Błagał mnie o pieniądze i przysięgał, że przestanie pić i uprawiać hazard. Ciągle to samo, ale nie zorientowałam się, że jest chory.
Kroplą, która przelała czarę goryczy było odkrycie, że mąż wyłudził od córki i jej chłopaka 500 $, którymi chłopiec miał zapłacić za samochód. Gdy się o tym dowiedziałam, wpadłam w szał. Rok wcześniej dowiedziałam się o AH, ale mąż zlekceważył tę informację i mówił, że nie potrzebuje AH. Ale wtedy już wiedziałam, że potrzebuje tej wspólnoty, a także pomocy w wyjściu z problemu alkoholowego. Doszło do tego, że bałam się dźwięku jego samochodu przed domem, nie wiedziałam, w jakim stanie wrócił. Czasami chciałam, żeby nie przychodził do domu. W tamtym okresie stracił zupełnie głowę i ja też. Byliśmy u kresu wytrzymałości. Postanowiliśmy spróbować AH.
Na początku nie bardzo chciałam iść do Haz-Anon. Wejście w program wydawało mi się bardzo żenujące. Mój mąż nie wyobrażał sobie życia bez hazardu. Oboje nie byliśmy przekonani do programu AH, ale byliśmy w desperacji. Od razu zachwyciłam się programem Haz-Anon i bardzo wiele nauczyłam się o kompulsywnym hazardzie. Wydawało się, że mąż wszedł w program AH, ale podczas naszego pierwszego roku wciąż pił, więc dla mnie było trudno, chociaż uczyłam się, jak sobie z tym radzić.
Po około sześciu miesiącach musiał przestać pić z powodów zdrowotnych i wszystko wydawało się być w porządku. I wtedy po około 18 miesiącach po wejściu w program otrzymałam anonimowy list, w którym było napisane, że mąż wciąż uprawia hazard, że dzieje się tak od jakiegoś czasu i wszyscy z wyjątkiem mnie o tym wiedzą. Byłam zdruzgotana. Wtedy naprawdę osiągnęłam dno. Zadzwoniłam do ludzi z AH i powiedzieli mi, że powinnam porozmawiać o tym z mężem, kiedy wróci do domu. Gdyby nie oni, pewnie bym tego dnia zwariowała. Poszłam za radą członków AH i skonfrontowałam się z nim uczciwie. Wpadł w szał i powiedział, że odchodzi. Pomyślałam sobie: ,,Dzięki Bogu, cale szczęście”. Następnego dnia, gdy sytuacja się uspokoiła zaproponowałam spotkanie z ludźmi z AH i rozmowę na ten temat. Przyszły trzy pary i to było to. Po pięciu czy sześciu godzinach rozmowy naprawdę zaczął całkowicie nowe życie. To było 6 miesięcy temu. Odnalazłam wielką wiarę w Boga i to dało mi cierpliwość i szczęście. Wiem, czego mój umysł może dziś dokonać tylko dzięki pogodzie ducha, której nigdy wcześniej nie zaznałam. Wciąż przede mną wiele pracy, ale niesamowite jest to, ile możesz zrobić, gdy odkryjesz ten program.
Alice H.
San Diego, Kalif.
Czarne jest białe, dzień jest nocą
Moim mężem jest nałogowy hazardzista, który w tym momencie zatrzymał chorobę. Ale dzisiaj chciałabym opowiedzieć o okresie, kiedy aktywnie uprawiał hazard. Gdy wychodzisz za nałogowego hazardzistę, zwykle o tym nie wiesz. Ja nie wiedziałam. Wiedziałam, że lubi hazard. Wiedziałam, że spędza w ten sposób czas wolny i nie widziałam w tym nic złego. Teraz też uświadamiam sobie, że jego postawa wobec pieniędzy była bardzo lekka i myślę, że to mnie pociągało. Nasze pierwsze randki odbywały się na wyścigach konnych i podobało mi się to. Był to dla mnie ekscytujący sposób na sobotni wieczór.
Hazard kompulsywny to postępująca choroba i niektóre symptomy pojawiają się niespodziewanie: presja finansowa, zainteresowanie wydarzeniami sportowymi. To dzieje się wolno i stopniowo i czasami dopiero z perspektywy czasu widać, co działo się w twoim życiu. To właśnie mi się przydarzyło.
Na początku trzeba było spłacić pożyczkę. Złożył mi obietnicę, że już nigdy nie będzie uprawiał hazardu, że zorientował się, że stracił głowę i jest to dla niego dobra lekcja. Tak więc, gdy pomogę mu spłacić to zaczniemy na czysto. I pomogłam mu mając nadzieję, że zaczniemy na czysto. Wydawało mi się, że gdy byliśmy już blisko spłacenia pożyczki, pojawiała się następna i następna i następna. W ciągu kilku lat mieliśmy serię kłopotów finansowych, które zniszczyły nas finansowo. Niezapłacone rachunki, dzieci bez butów, połamane meble, których nie można było wymienić. Były takie miesiące, że nie wiedzieliśmy, czy będziemy mieli czym zapłacić za mieszkanie. To była stopniowa degrengolada. Tak się nie zaczęło, ale tak się skończyło.
Przestałam pracować po urodzeniu pierwszego dziecka i chciałam się poświęcić macierzyństwu. Chciałem tego od małego. Wychowałam się jak większość dziewczynek w tamtych latach, myśląc, że żyje się długo i szczęśliwie, że masz dwójkę dzieci i dom z białym ogrodzeniem i tego wszystkiego chciałam.
To, co zaczęło dziać się w moim małżeństwie to była utrata męża, a ja nie wiedziałam dlaczego. Oprócz kłopotów finansowych między nami był dystans. Kłóciliśmy się, jak mi się wydawało, bez powodu. Później uświadomiłam sobie, że miało to służyć odejściu męża z domu. Kłótnie były wymówką dla męża. Nie miały podstaw. Chodziło o to, żeby mógł zadzwonić, iść na wyścigi, zrobić cokolwiek dla swojego hazardu. Mąż uprawiał hazard we wszystkich możliwych formach.
Często zastanawiałam się, jak mogę zmienić sytuację i w miarę upływu lat zaczęłam kwestionować swoje kompetencje jako żona. Czułam, że jestem do niczego. Czułam, że gdybym dosyć kochała, albo gdyby mi dosyć zależało, mąż nie potrzebowałby takiego ujścia jak hazard i nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele było hazardu. Wiedziałam, że uprawiał hazard, nie wiedziałam, jak często i jak bardzo. Wiedziałam, że gdy budziłam się o trzeciej w nocy, a on słuchał radia, to nasłuchiwał relacji z wydarzeń sportowych, które obstawił. Wiedziałam, że gdy jednocześnie oglądał telewizję i słuchał radia, w tym czasie ja się dla niego nie liczyłam. Wiedziałam, że przeganiał dzieci i wyrzucał je z pokoju uciszając, karząc im się zamknąć albo rzucając w nie czymś – gdy słuchał wyników gonitw. W innych sytuacjach tego nie robił.
Wiedziałam, że w pewnych godzinach nie mogliśmy wychodzić z domu, bo musiał być z powrotem , żeby obejrzeć coś, co miał obejrzeć. Wiedziałam, że w domu pełno było gazet i nie mogłam się ich dotknąć, bo on na ich podstawie musiał zaplanować następny dzień hazardu. Wszystko się waliło: finansowo, fizycznie, emocjonalnie. Mówiąc fizycznie, mam na myśli symptomy fizyczne. Zaczęłam odczuwać bóle w klatce piersiowej i chodzić z tym po lekarzach. W pewnym momencie dostałam leki uspokajające. Zaczęłam się izolować od świata. Wycofałam się. Myślałam, że w ten czy inny sposób muszę sprawić, że przestanie uprawiać hazard, muszę zatrzymać destrukcję w mojej rodzinie i ponieważ obarczyłam się za wszystko odpowiedzialnością, nie odważyłam się o tym porozmawiać i też z nikim nie rozmawiałam na ten temat. Siedziałam w swoim mieszkaniu. Od czasu do czasu wyglądałam przez okno, ale przyszedł taki moment, że w ogóle przestałam wychodzić z domu. Siedziałam w domu, nie odbierałam telefonów, bo bałam się, że to komornik. Nie otwierałam skrzynki pocztowej, bo bałam się niezapłaconych rachunków i nie otwierałam drzwi. Wiedziałam o której dzieci wracały ze szkoły i o tej godzinie starałam się funkcjonować najlepiej jak tylko w tamtym czasie potrafiłam.
A więc, jeśli pytasz o konsekwencje w dolarach i centach, nie mogę ci nic powiedzieć, ale mogę ci powiedzieć, że istnieją kobiety i mężczyźni emocjonalnie zaburzeni, ponieważ ktoś w ich rodzinie uprawia hazard. Powiem ci, że są zaniedbane dzieci, finansowo zaniedbane, co w zupełności wystarczy i jest produktem naszych czasów. Moje dzieci były też zaniedbane emocjonalnie. Nie chciałam zawracać sobie tym głowy. Nie mogłam się z nimi bawić, nie mogłam ich słuchać. Nie zwracałam uwagi na ich potrzeby, zbyt zajęta byłam problemem hazardu w rodzinie. Dotknięte zostały w nieznany sposób, którego nie da się zmierzyć dolarami, centami czy latami. Nie wiem, kiedy konsekwencje tego wyjdą na jaw w życiu moich dzieci. Jedno z moich dzieci jest uzależnione od narkotyków. Nie wiem czy to dlatego, że zaniedbałam ją gdy była mała, czy dlatego, że zaniedbałam ją bo jej ojciec uprawiał hazard. Jej potrzeby nie były zaspokojone. Nie wiem, czy konsekwencje hazardu pojawią się w życiu moich dzieci i życiu tysiąca innych dzieci w programie takim jakim jest dziś.
W pewnym momencie byłam sponsorem Haz-A- Teen i spotkałam wiele, wiele dzieci, które żyły z problemem kompulsywnego hazardu. Większość z nich łączyło to, że nie wiedziały, co się w ich rodzinach dzieje. Wiedziały, że ich rodzina jest niszczona. Wiedziały, że dwoje ludzi, którzy powinni się kochać i dbać o siebie ciągle ze sobą walczy. Wiedziały, że nie mogą prosić o nową parę adidasów na zawody, bo nie ma na to pieniędzy. To są konsekwencje kompulsywnego hazardu. Ludzie idą do opieki społecznej, żony idą do pracy, żeby zapłacić rachunki, nie dlatego, że chcą wyjść z domu, ale po to, żeby móc opłacić rachunki. Niektóre kobiety sięgają po alkohol. Ja przez długi okres zażywałam leki uspokajające. Tylko tak mogłam funkcjonować, a i nawet z lekami szło mi kiepsko.
Nie wiesz, co dzieje się wokół ciebie. Raz oglądałam program, w którym wspomniano AH. Obudziłam wtedy męża, żeby mu powiedzieć, ale on odpowiedział mi, pamiętam, że on jest inny, bo może przestać kiedy chce i ja chciałam w to wierzyć i wierzyłam przez wiele lat. Nałogowy hazardzista przekona cię, że czarne to białe, a dzień to noc. Chciałabym o sobie myśleć jako o kimś dosyć inteligentnym – nie błyskotliwym, ale uchodzącym za inteligentną osobę. A mimo to, ten człowiek potrafił przekonać mnie, że samochód, o którym wiedziałam że zaparkowany jest po jednej stronie ulicy stoi po drugiej stronie. Podobnie potrafił mnie przekonać, że nie mówiłam czegoś, o czym byłam przekonana, że mówiłam. Gdy bank przysłał nam pismo, ze zalegamy z opłatami, potrafił mnie przekonać, że to dyrektor banku robi błąd. Na tym polega charakter zaburzenia kompulsywnego hazardu. I zwykle jest ktoś, kto to kupuje i ja właśnie byłam tą osobą.
W głowie kompulsywnego hazardzisty istnieje świat marzeń i rodzina oraz najbliżsi kupują te marzenia. ,,Jeszcze tylko jeden raz i już nigdy nie zagram, jeszcze tylko raz trafię i wygram samochód, jeszcze tylko jedno trafienie i kupimy dom, tylko pozwól mi wygrać ten jeden raz i będziemy mieć wszystko”. I wierzyłam, że kiedy tak do mnie mówił to było na serio. W tamtym czasie, w tamtej minucie to było na serio i naprawdę tak myślał. Ale w następnej minucie ogarniała go kompulsja hazardu i ja stawałam się mniej ważna, dzieci też.
Jestem jedną ze szczęśliwców. Znalazłam Haz-Anon ponieważ mąż znalazł AH. W większości znanych mi przypadków i z doświadczenia Haz- Anon to żona pierwsza sięga po pomoc. I może powinniśmy do niej najpierw docierać. Osoba, która żyje z kompulsywnym hazardzistą jest zwykle bardziej świadoma problemu niż sam hazardzista. Ja nie byłam tą, która pierwsza sięgnęła po pomoc. Tak byłam zamknięta w swoim lęku i depresji, że nie zależało mi na znalezieniu pomocy. Nie sądziłam, że istnieje jakaś pomoc. Czułam się samotna, wyizolowana, zdesperowana, ale nie wiedziałam, do kogo pójść. Tak jak powiedziałam, jestem szczęśliwcem, mój mąż pierwszy sięgnął po pomoc, a ja za nim. W AH dowiedziałam się, że są inni tacy jak ja. Wcześniej nie wiedziałam, żeby ktokolwiek inny miał taki problem i myślę, że powinniśmy na to uważać: trzeba, żeby ludzie wiedzieli, że inni też mają takie same problemy, że jest pomoc, że są ludzie, który rozumieją ten problem i mogą pomóc.
Teraz żyję pełnią życia i wierzę, że wiele lat temu miałam potencjał, aby stać się tym, kim jestem dziś, ale tak byłam zniszczona problemem, że nie zauważyłam swojego własnego potencjału.
Historia Jima
Nazywam się Jim S. Od dwudziestu lat jestem nałogowym hazardzistą, chociaż dopiero od 1981 potrafię szczerze się do tego przyznać przed sobą i innymi i zaakceptować tę rzeczywistość.
Zacząłem uprawiać hazard w wieku 12 lat gdy zacząłem sprzedawać gazety na torze wyścigów konnych za Seattle. Oczywiście nie byłem jeszcze pełnoletni i nie mogłem obstawiać, ale z tym nie było problemu, bo każdego mogłem poprosić o postawienie za mnie zakładu.
W następnym roku pracowałem w stajni wyprowadzając ogiery rano i po południu po wyścigach. Zdecydowałem się zostać w przyszłości dżokejem ze względu na budowę ciała i dlatego nie przerywałam pracy przy wyścigach. Latem 1960 zacząłem startować w niewielkich wyścigach w Washington. W 1962 miałem już tyle lat, że mogłem startować w większych wyścigach. Cały ten czas byłem przekonany, że będę najbardziej poinformowanym hazardzistą jaki był. W końcu, kto może wiedzieć więcej o koniach niż dżokej?
Zacząłem nieźle jako uczeń na dżokeja. Jeździłem na zwycięskich koniach i obstawiałem prawie każdą gonitwę. Bez względu na to, czy sam jechałem czy nie, musiałem obstawić. Pod koniec roku jeździłem już na ponad stu zwycięskich koniach i nie miałem nic w banku. Miałem za to spore długi. Nie pozwoliłem, żeby to mnie martwiło, bo wiedziałem, że muszę tylko przystopować z hazardem i wkrótce wszystko będzie tak, jak sobie wymarzyłem.
W 1964 byłem gotowy na wielką wygraną, o której każdy marzy. Jeździłem wtedy u człowieka, z którym zaczynałem i po rocznej rekonwalescencji po kontuzji kończyny wprowadzaliśmy konia na wyścigi. Dzięki personelowi mogliśmy raniutko zrobić rozgrzewkę bez świadków. Zaoszczędziłem pieniądze na przyczepę, którą chciałem kupić, ale powiedziałem sobie, że jeśli obstawię tymi pieniędzmi, będę mógł kupić przyczepę jeszcze lepszą niż planowałem, a może nawet nowy samochód. Postawiłem wszystko, co miałem i pognałem, kiedy koń złamał dwie przednie kończyny. Połamałem się i byłem spłukany. Musiałem zostać w domu, żeby wyleczyć złamane ramię, ale na tor chodziłem codziennie, próbując odzyskać utracone pieniądze, znów pożyczając i zaciągając jeszcze większe długi.
W drugiej połowie lat sześćdziesiątych zacząłem mieć problemy z wagą i miałem kłopoty, aby zrzucić kilogramy i jak większość dżokejów z takim problemem odkryłem świat pigułek. W 1969 na końcu mojej dżokejskiej kariery byłem narkomanem. Gdy zarzuciłem jazdę konną, byłem kompletnie spłukany.
Zaoferowano mi pracę sprzedawcy tabel na wyścigach i zarabiałem 100$ dziennie albo i więcej. Gdy 10 lat później rzucałem tę robotę, znowu byłem spłukany i w długach. Zdecydowałem się, że jedynym sposobem dla mnie na rzucenie hazardu jest odejście z wyścigów. Znalazłem pracę jako kelner w San Francisco, pracowałem tam 2 lata i obstawiałem za wszystko, co zarobiłem. Wróciłem na tor, zacząłem pracować jako kasjer jeszcze raz wierząc, że nie będę obstawiał. Przez półtora roku nie przyniosłem do domu ani jednej wypłaty. Zmęczyłem się kłamaniem, kradzieżą, fałszywymi czekami itp. i postanowiłem, że jedynym sposobem na rzucenie hazardu będzie zakończenie życia. Tak naprawdę to próbowałem się zabić kilka lat wcześniej.
Usiadłem w domu z butelką ginu i pistoletem, sądząc, że jak się spiję, łatwiej będzie ze sobą skończyć. Siedziałem i płakałem dopóki mogłem płakać. Myślałem, że musi gdzieś być jakieś miejsce, gdzie mi udzielą pomocy, wiedziałem, że są programy dla alkoholików, narkomanów.. Zajrzałem do książki telefonicznej i znalazłem pod literą H (tak jak w bingo) Anonimowych Hazardzistów. Natychmiast zadzwoniłem i nazajutrz wieczorem zawieziono mnie na mój pierwszy miting w Pleasant Hill w Kalifornii. Przesiedziałem cały miting, czytałem broszurę ,,Combo” i słuchałem, jak inni opowiadają o swoich hazardowych doświadczeniach.
Wyszedłem z mitingu i przez całą drogę powrotną płakałem. Nie dlatego, że po raz kolejny przegrałem pensję na wyścigach, ale dlatego, że po raz pierwszy w życiu uświadomiłem sobie, co się dzieje. Byłem w szponach choroby, która się nazywa kompulsywny hazard i mogłem porozmawiać z kimś, kto mnie rozumiał i sam przeszedł przez to, co ja.
Myślę, że wychodząc z pierwszego mitingu uświadomiłem sobie, że to, co zostało powiedziane: ,, w szponach postępującej choroby” było prawdą. Ten fakt tak mnie uderzył, że przez kolejne dni nic innego nie robiłem tylko czytałem Wielką Księgę AH i próbowałem zrozumieć, co się dzieje. Pamiętam, że czytałem i raniłem, bo to, co tam napisane, z pewnością napisano o mnie.
Uprawiałem hazard od 26 lat. Miałem już dosyć i chciałem przestać. Nie wiedziałem, czy to, co mi powiedziano to prawda, czy nie, ale pamiętam, że myślałem: ,,Nie mam nic do stracenia”. Powiedziano mi, ze jeśli będę robić to, co zaleca Combo Book, mam szansę na zdrowienie Powiedziano mi, że mam chodzić na jak największą liczbę mitingów. Dużo słuchałam, trochę rozmawiałam. Fajnie było porozmawiać o tym, co zrobiłem. Przez większość czasu nie mogłem uwierzyć, że opowiadałem ludziom o najgorszych rzeczach, jakie zrobiłam. Po kilku dniach bez obstawiania przyszły koszmary nocne. Każdy dzień pracy przy torze był czystym piekłem. Czasami miałem dreszcze i oblewał mnie pot. Powiedziano mi, że będę odczuwał psychologiczne i finansowe odstawienia. Najgorsze było psychologiczne: czasami byłem pewien, że równie dobrze tamtej nocy, gdy po raz pierwszy zadzwoniłem do AH mogłem pociągnąć za spust i to wszystko skończyć. Dużo płakałem i to trochę pomagało, trochę uśmierzało ból. Poczucie winy może wywołać wiele wewnętrznego bólu. Przez pierwsze kilka miesięcy przeszedłem wiele zmian próbując sobie z tym wszystkim radzić. Przez ,,to wszystko” rozumiem chodzenie na wiele mitingów i czerpanie wszelkiej możliwej siły z sal AH.
Słyszałem wiele razy jak dobre jest przychodzenie na mitingi, bo daje siłę. Przez długi czas nie byłem świadoma, że dokładnie to robię już od samego początku! Siła, jaką otrzymuję od innych na mitingach jest niesamowita. Teraz wiem na pewno, że bez mitingów i jedności wspólnoty już dawno byłbym albo martwy albo bym wciąż obstawiał!
Inną trudną rzeczą było to, że na żadnym z mitingu, w których uczestniczyłem nie spotkałem innych gejów i z nikim w programie nie rozmawiałem na temat mojego homoseksualizmu i moim partnerze od 12 lat. Po około 2 miesiącach zdecydowałem się, że muszę z kimś porozmawiać na temat mojej relacji i tych samych materialnych problemów, jakie ma każda para hetero czy homoseksualna. Nie poruszałem tego tematu od początku tylko dlatego, że nie czułem się bezpiecznie, ale i tak trudno było mówić do sali pełnej ludzi hetero. Powiedzenie o tym otwarcie bardzo pomogło mi w procesie zdrowienia. Zbliżyłem się do każdego w programie, bez nich by mi się nie udało. Mój partner Max uczestniczył w kilku mitingach i teraz możemy porozmawiać o tym, co robiłem, kiedy jeszcze obstawiałem i o tym, przez co teraz przechodzę. Próbuję naprawić krzywdy, które wyrządziłem w czasie mojego okresu hazardu.
Powiedziano mi, żebym się zaangażował w program i to zrobiłem. Podejmuję wszelkie funkcje w AH, chodzę na mitingi dyskusyjne i inne jeśli tylko mogę. Dla mojego zdrowienia muszę być na co najmniej trzech mitingach w tygodniu. Jestem też sekretarzem mitingu w San Franciso, Intergrupy Rep i Przewodniczącym PR w Północnej Karolinie. Zaangażowanie w program jest konieczne, trzeba jednak uważać, żeby to nie przeszkodziło zdrowieniu. Bycie Przewodniczącym PR to czasami szalone zajęcie. Odkąd sprawuję tę funkcję, przeszedłem kolejne transformacje. Naciski pochodzą z kontaktów z telewizją i radiem, gdzie próbuję zawalczyć o programy o nałogowym hazardzie. Odkąd sprawuję tę funkcję dobrze idzie głoszenie przesłania programu AH. Inne naciski w tej pracy rodzą się wewnątrz programu. W pierwszym miesiącach wysłaliśmy spikerów do 20 różnych szkół i kolegiów, do dwóch programów radiowych i trzech telewizyjnych show. Kiedy inni członkowie, którzy nie uczestniczyli w tych programach mieli do mnie o to pretensje, odbiło to się na mnie i prawie wróciłem do hazardu. Gdyby nie inni członkowie, z którymi rozmawiałem, nie jestem pewien, czy ta sprawa, by się wyjaśniła. Robiłem to wszystko nie po to, by podbudować moje ego ale po to, żeby pomóc, a raczej powinienem powiedzieć: po to by przekazać odrobinę życzliwości z programu, który uratował mi życie. Kilka tygodni temu o północy zadzwoniłem do jednego członka wspólnoty, a on zaprosil mnie do siebie na rozmowę. Przyszedłem i płakałem rozmyślając o tym wszystkim, ale po 3 nad ranem poczułem się lepiej. To kolejne przypomnienie o tym, jakie relacje panują we wspólnocie. Jak się okazało gdy przyszedłem do jego domu był już tam inny członek wspólnoty, który był zdenerwowany po kłótni z żoną. Osoba, którą odwiedziłem też była w trakcie zmian, bo kupowali dom dla rodziny. Była noc. Ale nikt z nas następnego dnia ani potem nie wrócił do hazardu! Odstawienie w pracy nie jest takie straszne jak na początku. Na początku nikomu z wyścigów nie powiedziałem, że jestem w AH. Ale kiedy to wreszcie zrobiłem, okazało się, że to była fantastyczna decyzja. Dostałem tyle wsparcia od ludzi z pracy. Pracując na kasie, sprzedając cały dzień bilety masz dużo czasu na myślenie. Żeby odsunąć pokusy nie patrzę na strony sportowe ani na program. Najtrudniej było pozbyć się tabel. Przez większość czasu na torze byłem właścicielem koni i teraz też z tego zrezygnowałem. W ubiegłym roku sprzedałem ostatniego konia. Zauważyłem, że muszę z wielu rzeczy zrezygnować, żeby odpędzić pokusy. Tęsknię za posiadaniem koni, ale to czy inne rzeczy to niewielka cena, jaką muszę zapłacić za trzymanie się z daleka od hazardu. Rzucenie hazardu i AH to teraz najważniejsze rzeczy w moim życiu.
Pochwała przyjaciela
Rozpoczęcie tego panegiryku do przyjaciela jest dla mnie bardzo trudne. Całego życia trzeba, żeby przekazać wszystkie moje osobiste wspomnienia po tym pięknym człowieku.
Na miłość i szacunek od innych trzeba sobie zasłużyć, nie przychodzą tak po prostu. Pod tym względem nie miał sobie równych. Nasz przyjaciel pomógł dosłownie setkom ludzi z AH czy to poprzez pierwsze ,,wezwanie” do nowej osoby wciąż cierpiącej czy pomagając komuś zaawansowanemu w programie potrzebującemu bardzo specjalnej siły.
Dzieląc się doświadczeniem wiele osób mówi o tym, że dla nich pierwsze zetknięcie z programem to spotkanie z jego osobą. Aby zrozumieć, dlaczego tak całkowicie dawał siebie myślę, że najpierw trzeba go samego zrozumieć. Miał niesamowitą chęć życia i cieszył się każdą jego minutą. Często mówił, że lata w AH to najszczęśliwsze lata dla niego i jego żony i dzielił się tym ze wszystkimi. Wcześniej napisałam, że dzielił się z innymi, ale po przemyśleniu muszę wprowadzić poprawkę. Nie dzielił się, on oddał wszystko.
Ten cudowny człowiek był nie tylką osobą do pierwszego kontaktu z ludźmi wchodzącymi do wspólnoty, ale i zawsze później odwiedzał ich w domu czy zachęcał innych do pomocy tej osobie. Bardzo często pośredniczył w rozwiązywaniu wielu problemów nowej osoby. Rozmawiał z sędziami, urzędnikami bankowymi, rzecznikami i tłumaczył, na czym polega choroba kompulsywnego hazardu. Wielkość jego sukcesu można zmierzyć owocami jego działalności. Wielu z nas ma u niego olbrzymi dług, Dał nam siłę i wskazówki potrzebne do powrotu do normalnego życia. Nasz przyjaciel osobiście doprowadził do duchowego odrodzenia setek ludzi.
Poza tym angażował się w każdy aspekt wspólnoty. Był – jak sam mówił - gotowy i chętny, aby przyjąć kolejną odpowiedzialność – od zaufanej służby na krajowych, stanowych i lokalnych poziomach – po sprzątanie popielniczek mitingu. Był najlepszym przykładem całkowitego zaangażowania.
Był dla nas wszystkich w AH naprawdę wszystkim. Osoba o niewyczerpanej sile i wierze, poświęciła swoje całe życie ,,pomaganiu drugiemu wciąż cierpiącemu”.
Dla mnie osobiście był prawdziwym i oddanym przyjacielem w każdym znaczeniu tego słowa. Bardzo ceniłem sobie naszą przyjaźń i brakuje mi słów, żeby wyrazić, jak bardzo za nim tęsknię.
Nasz przyjaciel odszedł, ale zdobył sobie nieśmiertelność w sercach i duszach tych, którzy go głęboko kochali. Był naprawdę człowiekiem na każdy czas.
EPILOG
Co sprawia, że ktoś popada w nałóg hazardu? Czy jest to zbiór jakiś perwersyjnych psychospołecznych czynników lub błąd w kodowaniu genetycznym? A może w każdym przypadku jest inaczej? Nie wiemy i z wyjątkiem ogólnego zainteresowania kwestiami związanymi z kompulsywnym graniem nie może to nas obchodzić. Ci, którzy do nas przychodzą, potrzebują natychmiastowej pomocy. Nie ma czasu na intelektualny luksus - chociaż takie badanie byłoby fascynujące – zgłębiania i interpretowania historii życia każdego hazardzisty. W programie wspólnoty nie ma miejsca na dyskusje o zaletach różnych teorii zdrowienia, czy na polemiki pomiędzy różnorodnymi szkołami myśli psychologicznej. Członkowie wspólnoty wiedzą, że nawet gdy minie początkowy kryzys i choroba zostanie zatrzymana, jedynym sposobem, aby samemu dalej wzrastać jest pomoc innym w porzuceniu hazardu i zdrowieniu. Korzyści z prowadzonej introspekcji i rozmyślań są niczym w porównaniu z satysfakcją pomagania w odzyskaniu życia.
Jak Anonimowi Hazardziści mogą pomagać kompulsywnym graczom w powrocie do zdrowia, jeśli nie do końca rozumiemy skąd bierze się ta choroba? Program wspólnoty opiera się nie tylko na rozumieniu, ale i na mocy wiary. Wiara w skuteczność Anonimowych Hazardzistów bazuje na solidnych dowodach powrotu do zdrowia tysiąca nałogowych graczy, którzy w swoim życiu realizują program wspólnoty. Terapie, które nie obejmują regularnego uczestnictwa w mitingach AH okazały się nieskuteczne. Poprzez wiarę w wartości wspólnoty jej członkowie czerpią inspirację do pokonywania własnych słabości. Wspiera ich przeświadczenie, że gdyby się zachwiali, inni przyjdą im z pomocą. Krótko mówiąc - wspólnota Anonimowych Hazardzistów utrzymuje się dzięki wierze swoich członków i poprzez wiarę oni sami ulegają przemianie.
W odróżnieniu od typowej psychoterapii, która koncentruje się na rozwoju i zdrowiu klienta, tutaj obiektem analizy i debaty jest wspólnota i jej grupy. Członkowie wspólnoty przepojeni są poczuciem większego dobra grupy i odpowiedzialni są za wspólne decyzje o podejmowanych krokach pomocy kompulsywnym hazardzistom. I tak jedność wspólnoty objawia się w nastawieniu na ten sam cel pomocy nałogowym graczom. Jednocześnie panuje w niej dynamiczna różnorodność opinii co do określenia najlepszego sposobu wykonania tego zadania. Każdy członek wspólnoty jest jednocześnie doradcą w swojej grupie bo jak wszyscy wnosi swoją energię i wgląd w proces zdrowienia u innych. Nie poprzez absorpcyjną introspekcję – jak w przypadku większości tradycyjnych podejść terapeutycznych – ale poprzez aktywny wkład członkowie AH realizują swój własny wyjątkowy potencjał psychologiczny i emocjonalny.
Tak jak i inne grupy o wspólnym problemie czy przekonaniu, kompulsywni gracze udzielają sobie nawzajem całkowitego wsparcia, niemożliwego do znalezienia gdziekolwiek indziej. To wsparcie ma dwie formy: empatia i sceptycyzm. Tylko ci, którzy sami doświadczyli obłędu i degradacji, jakie niesie ze sobą kompulsywny hazard mogą naprawdę zrozumieć głębię tego bólu u innych. A świadomość, że ktoś tak samo cierpiał i mimo to powrócił do zdrowia daje nieporównywalną z niczym motywację do podjęcia wysiłku zdrowienia. W parze z głęboką empatią idzie zdrowy sceptycyzm, tak samo głęboki. Wielu kompulsywnych hazardzistów tak się udoskonaliło w ,,sztuce” oszukiwania, że ich kłamstwa są w stanie wychwycić tylko inni kompulsywni gracze tj. ci, którzy podobnie oszukiwali. Członkowie wspólnoty zmuszają się nawzajem do zachowania szczerości nie tylko poprzez powoływanie się na etyczne imperatywy, ale poprzez umiejętność własnego wglądu i inteligencję.
Organizacja, która opiera się na wierze wydawać się może innym nie podzielającym jej przekonań trochę zagadkowa. Wspólnota AH ma nadzieję, że ta książka rozjaśni chociaż trochę cele i procedury Wspólnoty AH, tak aby osoby pozostające poza nią zrozumiały, że jest najlepszym i jedynym miejscem, gdzie szukać zdrowienia.
Załącznik I
Jim W. i założenie Anonimowych Hazardzistów
Jim W., człowiek, który założył Wspólnotę Anonimowych Hazardzistów, urodził się w 1912 roku w Południowej Kalifornii. Pamięta, że gdy miał sześć lat usłyszał znaną historię o garnku złota znajdującym się na końcu tęczy. Miesiącami więc czekał i szukał tęczy, a kiedy w końcu ją dostrzegł, gonił za nią wiele godzin. Mały Jim zamiast garnka złota tylko przemókł do cna, złapał zapalenie płuc i omal nie umarł.
Nie nauczył się jednak tej lekcji, to był dopiero pierwszy krok w jego czterdziestoletniej pogoni za ,,wielką wygraną”.
Gdy Jim miał dziesięć lat, zmarł jego ojciec, co na lata wciągnęło małego Jima w samodestrukcyjne zachowania hazardowe. Nauczywszy się od ojca podstaw gry w karty, Jim i jego bracia: Richard i Bill ze wściekłością oddawali się grze, żeby w ten sposób zapomnieć o bólu spowodowanym odejściem ojca. Ból się nie zmniejszał, ale w miarę upływu czasu rosły stawki i emocje.
Zabrakło ojca utrzymującego rodzinę i Jim bardzo wcześnie musiał zacząć zarabiać. Aby uzupełnić swoje dochody sięgnął po hazard. W momencie, gdy kończył szkołę średnią, był już wytrawnym adeptem pokera i uważał tę umiejętność za jedyną rzecz, która mu najlepiej wychodziła. To był czas Wielkiej Depresji w USA i rynek pracy był oczywiście w kryzysie, Jim na życie zarabiał więc hazardem. Lata wczesnej dorosłości zeszły mu na tym, co dr Robert Custer określa jaka ,,faza wygranych”. Jim ciągle pokazywał, na co go stać grając z pracującymi osobami – mieli pieniądze, żeby przegrywać.
I chociaż w końcu zdobył stałą pracę, w jego życiu nadal dominował hazard. Pensję wydawał na obstawianie gier pokerowych i swoją nową hazardową pasję – wyścigi konne w Santa Anita. Jego nowa obsesja pochłaniała wszystko – pracę podejmował tylko po to, by mieć za co obstawiać, a gdy dobrze szło, rzucał robotę. Jednak w przeciwieństwie do pokera, przy wyścigach nie sprawdziły się jego systemy obstawiania. Długi rosły szybciej niż konie galopowały.
W wieku trzydziestu lat Jim W. wstąpił do wojska i tam przedstawiono mu szeroką gamę hazardowych akcji. W czasie pobytu w wojsku dramatycznie pogorszyła się jego kompulsja – do tego stopnia, że zaczął powątpiewać w swoje zmysły. On, który niegdyś był wytrawnym i metodycznym pokerzystą, zatracił się teraz w bezładnej grze. Agonia przegrywania stawała się nie do zniesienia, jedynym wytchnieniem były puste nadzieje na jeszcze wyższe wygrane stawki.
Po drugiej wojnie światowej Jim powrócił do ,,domu” do Santa Anita i powrócił do przegrywania na torze wyścigów konnych. Ani siebie, ani swojej choroby nie obwiniał za przegrane, winą natomiast obarczał zbyt frywolną atmosferę na torze – nieodpowiednią dla takiego ,,profesjonalisty” jak on. W końcu przeprowadził się do Reno w Nevadzie, miejsca, gdzie miał nadzieję, będzie mógł grać bardziej racjonalnie i pod większą kontrolą. Obstawianie stało się teraz w mitologii Jimmiego ,,inwestowaniem”: zanim wniósł zakład, analizował wszelkie możliwe dane. Wynikiem takiego podejścia był krótki okres prosperity.
Prowadzenie zdyscyplinowanej analizy okazało się dla Jima zbyt uciążliwe i ustąpiło miejsca obstawianiu ze względu na imię, kolor itp. konia. Przy blasku kasyn w Reno zaczęło spadać zainteresowanie końmi. Wydawało się, że systemy Jima do gry w blackjacka i ruletkę zostały zaprojektowane przez samych właścicieli kasyn, mimo to – Jim bardzo szybko się spłukał. Stare nawyki podejmowania pracy tylko po to, by mieć z czego obstawiać odżyły na kilka miesięcy i wkrótce Jim ,,przywędrował” z powrotem do domu w Los Angeles, samotny i zrujnowany.
Po powrocie do Kalifornii znalazł dobrze płatną pracę w budownictwie, ale i tak co tydzień plajtował przez hazard. Rażąca bezsensowność sytuacji: z jednej strony wysokie dochody, z drugiej olbrzymie długi zmusiła Jima do zastanowienia się nad porzuceniem hazardu. Okazał silne pragnienie zaprzestania gry i nawet przez chwilę zachował abstynencję. Jednak kieszeń pełna pieniędzy zachwiała jego wolą i wkrótce powrócił do Santa Anita i do długów.
Alkoholizm i Anonimowi Alkoholicy
Zdemoralizowany przez swoje przegrane i niemożność zaprzestania hazardu, Jim W. zaczął nadużywać alkoholu. Pił, żeby uczcić wygraną i zapomnieć o przegranej. I dla zabicia czasu między zakładami. Na szczęście, Jim zdał sobie sprawę, że ma problem z alkoholem i w 1946 dołączył do Anonimowych Alkoholików. Bycie we wspólnocie AA miało dodatkowy plus: tam właśnie poznał Sybil, kobietę, która w 1951 została jego żoną.
Stowarzyszenie Algamus
Wprawdzie alkoholizm Jima został opanowany, ale hazard ciągle wymykał mu się spod kontroli. Po przeprowadzce wraz z żoną do Reno Jim topił w nieszczęściu teraz już dwa życia. Ale to w tym pogrążonym w walkach małżeństwie narodził się pomysł, który ostatecznie ocalił życie tysiącom kompulsywnych hazardzistów na całym świecie.
Po prostu Jim zaczął stosować niektóre z zasad AA do swojego problemu z hazardem. Sybil zauważyła, że Jimowi zaczęło wychodzić i zasugerowała, że powinien nawiązać kontakt z innymi osobami z problemem hazardu. Jim przyjął do serca rady Sybil i zaczął opowiadać każdemu, kto chciał słuchać, o swoim problemie z hazardem i pragnieniu zaprzestania gry. Zniechęcał się odrzuceniem, ignorancją i ,,kawalerskimi” uwagami dopóty nie spotkał Johnniego W., człowieka ze wspólnoty AA i także kompulsywnego gracza.
W momencie spotkania, Jim miał za sobą pięciomiesięczną abstynencję, a Johnny od dawna już chciał przestać grać, więc zdecydowali się trzymać razem i wspierać się w swoich postanowieniach. Razem z dwójką kolejnych alkoholików/nałogowych graczy spotkali się, aby porozmawiać o swoich problemach i potrzebach. Powstała nazwa ,,Stowarzyszenie Algamus” i zapanował duch przyjaźni. Jednak, pomimo tak świetnego początku, Stowarzyszenie Algamus rozpadło się po następnym mitingu. Jim W. wspomina, że główną tego przyczyną były rozmowy odbiegające od terapeutycznego dzielenia się doświadczeniem, a koncentrujące się na sprawach małej wagi.
O ile Jim usilnie próbował wyjść z hazardu, to niepowodzenia zdawały się wciągać go w jeszcze poważniejsze niż wcześniej okresy grania. Jim pamięta, że po upadku Stowarzyszenia Algamus ,,sięgnął dna”. Szczere nadzieje na zarzucenie hazardu, teraz rozbite, zamieniły się w równie gorączkowe marzenia o wielkich wygranych. Jadąc do Boulder Club w Las Vegas Jim oddawał się fantazjom o bogactwie, szerokim geście, splendorze i uznaniu. I oczywiście przegrał. Ale ta przegrana przerodziła się w triumf pod każdym względem – po przegranej w kości Jimowi zostało 25 $ i ich nie obstawił. Zdyscyplinowanie niezbędne do tego, żeby wyjść z kasyna z resztką pieniędzy w ręku wymagało od niego pełnej koncentracji, ale dokonał tego. Jim uświadomił sobie, że hazard boli i że nie chce już być niewolnikiem tego bólu.
Tej nocy Jim wrócił z Las Vegas zdeterminowany, aby odzyskać kontrole nad swoim życiem, ale nie wiedział jak się za to zabrać. Pozostali trzej członkowie Stowarzyszenia Algamus zrezygnowali, każdy z nich zaprzeczył posiadaniu problemu z alkoholem i/lub hazardem. Takie zniechęcenie mogło na nowo wciągnąć Jima w pustkę kompulsywnego hazardu, ale Jim nabrał otuchy. Czuł, że jest nadzieja, skoro grupa ludzi się spotkała, żeby pomóc kompulsywnym hazardzistom choćby tylko przez dwa tygodnie. Może to znaczy, że któregoś dnia powstanie bardziej stabilny program.
Druga próba
Wiara Jimmiego w możliwość zdrowienia od hazardu w kolejnych miesiącach po upadku stowarzyszenia Algamus przeszła krzyżową próbę. W samotności myśli Jimmiego często odchodziły w stronę hazardu. Na szczęście wspierała go żona Sybil. Pracowała w biurze centralnym AA i od czasu do czasu odbierała tam telefony od osób z problemem innym, niż alkoholizm. Gdy dzwonił hazardzista, odsyłała go do swojego męża. W listopadzie 1955 roku Jim umówił się z Art M. także kompulsywnym graczem, żeby porozmawiać o ich wspólnym problemie. Na spotkanie w mieszkaniu Jima zostali zaproszeni też inni przyjaciele, którzy próbowali kontrolować swoje granie, w tym dawni członkowie Stowarzyszenia Algamus. Art M., który zgodził się na spotkanie tylko pod warunkiem pożyczenia mu 20 $ nigdy się więcej nie pojawił. Mimo to spotkania w mieszkaniu Jima odbywały się sporadycznie przez kilka miesięcy. Ale w końcu frekwencja tak się zmniejszała, że Jim został znów sam. Zastanawiając się nad przyczynami niepowodzenia utworzenia po raz drugi stałej grupy doszedł do wniosku, że spotkania w mieszkaniu są zbyt nieformalne. Grupa nie musiała podejmować zobowiązania utrzymania miejsca spotkań. I, jak przyznaje teraz, 20 dolarowa pożyczka/łapówka to słaby sposób na rozpoczęcie programu zdrowienia. Ogarniający go smutek przygasił też okazję, która powinna być radosna – pierwszą rocznicę abstynencji od hazardu.
Na początku 1956 skontaktował się z Jimmem wysłany przez centralne biuro AA Stan R. dziennikarz lokalnej gazety uzależniony od obstawiania wyścigów konnych. Jim nie mógł zaproponować mu spotkań grupowych, ale zasugerował, żeby się we dwójkę regularnie spotykali i rozmawiali. Stan R. przyjął do serca rady Jima i ostatecznie przestał obstawiać.
Druga osoba przysłana przez AA okazała się jeszcze bardziej pożyteczna w rozwoju AH. Fred Shields, znany spiker radiowy zaprosił Jima i jego żonę Sybil oraz Stana R, do swojego programu, aby porozmawiać o pracy włożonej w kontrolę hazardu. Wszyscy chętnie się zgodzili.
Fred przedstawił trójkę swoich gości jako przedstawicieli ,,Anonimowych Hazardzistów”. I tak powstała nazwa i Wspólnota jako taka. Gdy goście opowiadali swoje historie, wydawało się, ze audycja odniosła sukces. Fred zachęcał zainteresowanych słuchaczy do rozmów telefonicznych, ale bez skutku. Godziny mijały i nikt nie dzwonił. Nad ranem zadzwonił tylko jeden mężczyzna z prośbą o radę, jak wygrać na wyścigach.
Wszystkim zrzedły miny, a najbardziej załamany był Stan R. Obiecywał sobie po programie jeszcze więcej, niż Jim i Sybil i teraz pogrążył się w smutku. Powrócił do hazardu i odszedł ze Wspólnoty. Wówczas istniejąca Wspólnota Anonimowych Hazardzistów miała tylko jednego członka.
Później w roku 1956 zadzwonił do Jima Sam F., sprzedawca ubezpieczeń, także przysłany przez biuro AA. Umówili się na spotkanie w mieszkaniu Jima jeszcze tego samego wieczoru. Jim w Samie odnalazł dwie cechy, które sobie cenił: chęć przyznania się, że problem istnieje i poczucie humoru. Od razu stali się przyjaciółmi i dzięki udzielonemu sobie wsparciu żaden z nich nie wrócił do hazardu. To był prawdziwy początek Anonimowych Hazardzistów.
Wywiady Paula Coatesa
Jakieś sześć miesięcy od pierwszego spotkania Sam i Jim odpowiedzieli na apel kobiety szukającej pomocy w problemie hazardu męża. Odwiedzając ją w domu Sam i Jim szybko zorientowali się, że mąż nie jest w ogóle zainteresowany rzuceniem hazardu. W wdzięczności za próbę pomocy, kobieta zobowiązała się do skontaktowania ich z Paulem Coatesem, wpływowym felietonistą z ,,Los Angeles Mirror”.
Ku zdziwieniu Jima, Coates zadzwonił następnego dnia. W ,,Mirror” ukazał się artykuł opisujący raczkujący program AH. Pomimo tak wyśmienitej promocji, Jim i Sybil po raz kolejny spotkał zawód – nikt nie odpowiedział. Dziennikarz jednak nalegał i wraz ze swoim producentem zaprosił Sama i Jima do swojego tygodniowego telewizyjnego show. Ich nadzieje po raz kolejny zaiskrzyły.
Ekscytacja Jima na myśl pojawienia się w popularnym telewizyjnym show została nieoczekiwanie zgaszona: Sam powiedział mu, że nie wystąpi w programie, ponieważ boi się, że zostanie rozpoznany, a to może zaszkodzić jego działalności jako sprzedawcy. Jim w. Nie uprzedził o tym Coatesa w obawie przed rezygnacją z planów. Zaprosił natomiast Floyda M. z AA i przedstawił go jako nowego członka AH. I chociaż nie był zadowolony z tego oszustwa, wnioskował, że wspólnota AH, jeśli ma coś znaczyć, musi skupiać więcej niż jedną osobę. Paul Coates zorientował się w „przekręcie” i większość pytań kierował do Jima. Pomimo zamieszania i występowania w papierowych torbach na głowie program się udał. Coates zakończył program proponując, że przekaże Jimowi wszelkie pytania od widzów.
Pierwszy miting AH
W ciągu kilku najbliższych dni Jim otrzymał piętnaście zapytań o czas i miejsce następnego mitingu AH. Na każde pytanie Jim odpowiedział podając adres i datę: piątek, 13 września 1957 roku.
Jim, Sam, Floyd i Sybil wraz z kilkoma przyjaciółmi powitali przybyłych na miting. Przygotowali literaturę o Dwunastu Krokach Zdrowienia i opracowali plan mitingu. Przyszło pięciu hazardzistów.
Jim W. prowadził miting, podzielił się swoim doświadczeniem i opisał Program Zdrowienia. Niektóre z nowo przybyłych osób nie odzywały się wcale, inne zalały Jima pytaniami. Formalny miting trwał półtorej godziny, ale nieformalna dyskusja, która po nim nastąpiła zakończyła się nad ranem. Co najważniejsze, zaplanowano i przeprowadzono drugi miting.
Historia powstania AH to opowieść o marzeniu jednego człowieka zrealizowanym dzięki pomocy wielu innych. Dziś te marzenie nie tylko żyje, ale rozrosło się znacznie poza swoje skromne początki. Poprzez nie, dziesiątki tysięcy kompulsywnych graczy może znów marzyc o normalnym, zdrowym życiu.
Załącznik II
Badanie dr Roberta L. Custera
Pytania i odpowiedzi
Pytania ankietowe do Anonimowych Hazardzistów
I. Dane Demograficzne
Wiek:
Rozpiętość 24- 72
Średnia 47
Płeć
Mężczyźni 96 %
Kobiety 4 %
Wychowanie religijne
Katolickie 42 %
Protestanckie 30 %
Mojżeszowe 25 %
Inne 3 %
Stan cywilny
Zamężny/a 84 %
W separacji 4 %
Rozwiedziony/a 6 %
Wdowiec/wdowa 1 %
Kawaler/panna 5 %
Wykształcenie
Średnie niepełne 24 %
Średnie ze zdaną maturą 30 %
Wyższe niepełne (nieskończone studia) 25 %
Licencjat 20 %
Narodowość
Najczęściej powtarzające się: irlandzka, włoska, niemiecka
Zatrudnienie
Tak 94 %
Nie 6 %
Służba wojskowa
Tak 67 %
Nie 32 %
Stan lub kraj zamieszkania
(15 Stanów US i Kanada)
Staż we wspólnocie
Od 1 do 238 miesięcy
Średnio 87 miesięcy (7 lat i 3 miesiące)
Regularne uczestnictwo
Tak 98 %
Nie 2 %
Wiek przyjścia do AH po raz pierwszy
Od 22 do 61 lat
Średnio 39.7 lat
Okres abstynencji
Od 1 do 238 miesięcy
Średnio 73 miesiące (6 lat i 1 miesiąc)
Ile nawrotów
Jeden 32 %
Dwa 10 %
Więcej niż dwa 16 %
Zero 42 %
Lokalna sekcja wspólnoty w odległości godziny jazdy samochodem
Jedna 6 %
Dwie 10 %
Więcej niż dwie 68 %
Zero 42 %
Małżonek/małżonka regularnie uczestniczy w mitingach Haz-Anon
Tak 56 %
Nie 36 %
Nie wiem 8 %
Konsultacje u specjalisty zdrowia psychicznego przed wstąpieniem do Wspólnoty
Tak 40 %
Nie 60 %
Cotygodniowe uczestniczenie w mitingu
Tak 97 %
Nie 3 %
6 miesięczny okres odczekania po informacji o istnieniu Wspólnoty
Tak 40 %
Nie 60 %
Pozytywne nastawienie wobec Haz-Anon
Tak 84 %
Nie 8 %
Nie wiem 8 %
Pozytywne nastawienie wobec Haz-Teen
Tak 72 %
Nie 8 %
Nie wiem 20 %
II. Dwadzieścia pytań do Anonimowego Hazardzisty - Tak
Tracenie czasu przeznaczonego na pracę 85 %
Niesatysfakcjonujące życie rodzinne
Wpływ na reputację 93 %
Wyrzuty sumienia 99.5 %
Grać aby spłacić długi 93 %
Zmniejszona ambicja 94 %
Powrót do gry po przegranej 97 %
Powrót do gry po wygranej 98 %
Aż do przegrania ostatniego grosza 97 %
Pożyczanie 99.5 %
Sprzedawanie 79 %
Pieniądze na hazard – inne wydatki 93 %
Zaniedbanie rodziny 94 %
Gra dłuższa niż zaplanowana 98 %
Żeby zapomnieć o kłopotach 92 %
Myśli o nielegalnych czynach 86 %
Trudności w spaniu 72 %
Kłótnie 92 %
Świętowanie 84 %
Myśli samobójcze 36 %
III. Cechy osobowości
Tendencja do rywalizacji
Tak 90 %
Nie 6 %
Nie wiem 4 %
Wysportowanie
Tak 62 %
Nie 36 %
Nie wiem 2 %
Wysoki poziom energii
Tak 76 %
Nie 25 %
Nie wiem 6 %
Brak innych aktywności oprócz hazardu
Tak 72 %
Nie 25 %
Nie wiem 3 %
Nałogi – Tak
Palenie 52 %
Picie 34 %
Przejadanie się/nadwaga 56 %
Nadmierne wydawanie pieniędzy 58 %
Bezsenność 14 %
IV. Historia dzieciństwa & historia rodziny
Wychowany/a przez 2 lata z dala od rodziców
Tak 8 %
Nie 82 %
Utrata rodzica przed ukończeniem 15 roku życia
Tak 13 %
Nie 87 %
Bity w dzieciństwie
Tak 13 %
Nie 87 %
Antyspołeczne zachowania w dzieciństwie
i okresie dorastania
Tak 5 %
Nie 95 %
Samobójstwo w rodzinie
Tak 4 %
Nie 96 %
Rodzic alkoholik
Tak 18 %
Nie 82 %
Nałogowy gracz
Tak 14 %
Nie 86 %
Poważna choroba psychiatryczna
Tak 4 %
Nie 96 %
V. Historia rozwoju zaburzenia
W jakim wieku pierwsza gra
Od 4 – 40 lat
Średnia 14 lat
W jakim wieku pierwsza wygrana lub przegrana
Od 7 – 40 lat
Średnia 17 lat
Działalność budująca ego
Tak 94 %
Nie 6 %
Wygrana w wysokości rocznej pensji
Tak 44 %
Nie 56 %
Wygrana 5 000 $
Tak 50 %
Nie 50 %
Dodatkowo alkoholik
Tak 8 %
Nie 92 %
Dodatkowo uzależniony od narkotyków
Tak 2 %
Nie 98 %
Wciąż odczuwalny przymus gry
Tak 60 %
Nie 40 %
Przyznaje się do bycia nałogowym hazardzistą z nienawiścią
Tak 72 %
Nie 28 %
Chęć zdobycia wielkiej wygranej
Tak 92 %
Nie 4 %
Nie wiem 4 %
Dostępność hazardu godzinę od domu
Tak 98%
Nie 2 %
Czy teraz hazard dostępny jest godzinę od domu?
Tak 100 %
Nie 0 %
Preferowana forma hazardu
Wyścigi konne 21 %
Wyścigi zaprzęgów 16 %
Zakłady sportowe 21 %
Gra w karty 24 %
Kości 15 %
Wyścigi psów 3 %
Automaty do gry 1 %
Bingo 0 %
Inne 2 %
Wolałby kasyno
Tak 60 %
Nie 28 %
Nie wiem 12 %
VI.Problemy związane z hazardem
Utrata pracy lub firmy
Tak 60 %
Nie 40 %
,,Wykupienie”
Tak 90 %
Nie 10 %
Pobyt w areszcie
Tak 21 %
Nie 79 %
Pobyt w więzieniu
Tak 9 %
Nie 91 %
Hazard spowodował poważne problemy rodzinne
Tak 98 %
Nie 2 %
Niemożliwość zaspokojenia podstawowych potrzeb
Tak 70 %
Nie 30 %
Pożyczanie z nielegalnych źródeł
Tak 50 %
Nie 50 %
Problemy ze spłaceniem długów
Tak 66 %
Nie 34 %
Przechwalenie się wygranymi, gdy naprawdę same przegrane
Tak 75 %
Nie 25 %
Próby samobójcze
Tak 18 %
Nie 82 %
Ogłoszone bankructwo
Tak 21 %
Nie 79 %
VII.Zmiany od wstąpienia do AH
Zdrowe substytuty
Tak 82 %
Nie 10 %
Nie wiem 8 %
Wygląd zewnętrzny 92 %
Zarządzanie finansami
Zadbanie o podstawowe potrzeby 99 %
Płacenie rachunków 96 %
Nowi przyjaciele 94 %
Więcej czasu dla rodziny 96 %
Unikanie irytujących zachowań 90 %
Dokładne planowanie 84 %
Utrzymanie pracy 93 %
Więcej tolerancji 93 %
Abstynencja od hazardu 96 %
Jasne myślenie 99 %
Rozwiązywanie problemów 96 %
Szacunek dla samego siebie 97 %
Radzenie sobie z lękiem 92 %
Radzenie sobie z depresją 87 %
Radzenie sobie ze złością 87 %
Pomaganie innym 98 %
Więcej uczciwości 97 %
Dawanie miłości 97 %
Odpowiedzialność 99 %
Zadośćuczynienie 98 %
Inne 98 %
Ogólna poprawa
Słaba 0 %
W miarę 26 %
Dobra 74 %
Załącznik III
Badanie dr Juliena L. Taber
Kwestionariusz i odpowiedzi
Kwestionariusz dot. kompulsywnego hazardu i odpowiedzi rożnych grup w procentach
Kompulsywny hazard lub nadmierne uprawianie hazardu jest najprawdopodobniej symptomem głębszych problemów emocjonalnych lub osobowościowych.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 82 % 11 % 7 %
Specjaliści od leczenia 66 % 10 % 24 %
Psycholodzy 77 % 19 % 4 %
Psychiatrzy 91 % 9 % 0%
2. Kompulsywny hazard może i powinien być traktowany jako główny problem, gdy nie ma dowodów na to, ze inne obszary życia są dotknięte przez coś innego niż hazard
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 82 % 16 % 2 %
Specjaliści od leczenia 76 % 10 % 14 %
Psycholodzy 88 % 8 % 4 %
Psychiatrzy 75 % 19 % 6%
Uważam, ze właściwe jest rozpatrywanie kompulsywnego hazardu w kategoriach choroby czy zaburzenia.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 96 % 0 % 4 %
Specjaliści od leczenia 90 % 3 % 7 %
Psycholodzy 62 % 31 % 7 %
Psychiatrzy 75 % 6 % 19%
Kompulsywny czy nałogowy hazard jest nałogiem ukształtowanym przez długotrwale doświadczenie i nie powinno się go rozpatrywać jako choroby czy zaburzenia.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 7 % 84% 9 %
Specjaliści od leczenia 7 % 83 % 10 %
Psycholodzy 31 % 65 % 4 %
Psychiatrzy 13 % 75 % 12%
5. Raz uaktywniony kompulsywny hazard utrzymuje się poprzez obecność obezwładniającego przymusu grania, który uniemożliwia lub utrudnia właściwą ocenę.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 96 % 2 % 2 %
Specjaliści od leczenia 100 % 0 % 0 %
Psycholodzy 77 % 8 % 15 %
Psychiatrzy 91 % 3 % 6 %
Kompulsywny hazard jest prawdopodobnie uzależnieniem podobnym do innych uzależnień np. od narkotyków i alkoholu.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 91 % 4% 5 %
Specjaliści od leczenia 83 % 7 % 10 %
Psycholodzy 88 % 4 % 8 %
Psychiatrzy 63 % 19 % 18 %
Psychologiczny ,,haj” lub podwyższony nastrój powiązany z podejmowaniem ryzyka
jest prawdopodobnie tym, co motywuje większość kompulsywnych hazardzistów.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 73 % 11 % 16 %
Specjaliści od leczenia 83 % 3 % 14 %
Psycholodzy 50 % 8 % 42 %
Psychiatrzy 59 % 16 % 25 %
Kompulsywny hazard jest prawdopodobnie wynikiem defektu osobowości istniejącego przed uprawianiem hazardu.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 73 % 18 % 9 %
Specjaliści od leczenia 62 % 28 % 10 %
Psycholodzy 42 % 27 % 31 %
Psychiatrzy 84 % 3 % 13%
Kompulsywni hazardziści zwykle mają wiele innych poważnych problemów w życiu spowodowanych podstawowym zaburzeniem osobowości a nie chorobą czy uzależnieniem.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 34 % 43 % 23 %
Specjaliści od leczenia 24 % 48 % 28 %
Psycholodzy 35 % 38 % 27 %
Psychiatrzy 31 % 25 % 44 %
W trakcie okresu intensywnego uprawiania hazardu kompulsywny hazardzista zwykle demonstruje widoczną zmianę w porównaniu z jego normalnym nastrojem lub osobowością.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 93 % 7 % 0 %
Specjaliści od leczenia 97 % 3 % 0 %
Psycholodzy 46 % 15 % 39 %
Psychiatrzy 47 % 13 % 40%
Większość kompulsywnych graczy motywuje karanie samego siebie.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 32 % 46 % 22 %
Specjaliści od leczenia 10 % 62 % 38 %
Psycholodzy 8 % 54 % 28 %
Psychiatrzy 9 % 41 % 50%
Tak naprawdę nie wierzę, że istnieje coś takiego jak kompulsywny hazard.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 0 % 98 % 2 %
Specjaliści od leczenia 0 % 97 % 3 %
Psycholodzy 0 % 100 % 0 %
Psychiatrzy 3 % 88 % 9 %
Liczba kompulsywnych hazardzistów prawdopodobnie zależy od dostępności gier hazardowych w społeczeństwie.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 50 % 41 % 9 %
Specjaliści od leczenia 59 % 24 % 17 %
Psycholodzy 23 % 44 % 35 %
Psychiatrzy 2 5 % 66 % 9 %
Większość kompulsywnych hazardzistów jest prawdopodobnie emocjonalnie niedojrzałych.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 82 % 16 % 2 %
Specjaliści od leczenia 76 % 7 % 17 %
Psycholodzy 65 % 19 % 16 %
Psychiatrzy 66 % 19 % 15 %
Mało prawdopodobne jest, by kompulsywny hazardzista na trwale przywiązał się do rodziny, pracy, wspólnoty.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 41 % 51 % 2 %
Specjaliści od leczenia 21 % 66 % 13 %
Psycholodzy 15 % 62 % 23 %
Psychiatrzy 6 % 69 % 25%
Kompulsywny hazardzista nie ma częstszych niż inni tendencji do wpadania w rożne uzależnienia.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 30 % 64 % 6 %
Specjaliści od leczenia 14 % 72 % 14 %
Psycholodzy 38 % 38 % 24 %
Psychiatrzy 22 % 28 % 50%
Dla większości kompulsywnych hazardzistów głównym motywem są pieniądze.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 20 % 73 % 7 %
Specjaliści od leczenia 3 % 90 % 7 %
Psycholodzy 8 % 65 % 27 %
Psychiatrzy 0 % 72 % 28 %
Pytania z następnej części dotyczą opinii w kwestii leczenia.
Bez względu na stosowane terapie nie ma dużej nadziei na znaczącą poprawę dla kompulsywnych hazardzistów.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 11 % 84 % 5 %
Specjaliści od leczenia 0 % 83 % 17 %
Psycholodzy 0 % 81 % 19 %
Psychiatrzy 3 % 81 % 16 %
Gdy jest możliwość wyboru, w terapii kompulsywnych hazardzistów od terapii indywidualnej preferowana jest terapia grupowa.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 91 % 4 % 5 %
Specjaliści od leczenia 55 % 31 % 14 %
Psycholodzy 50 % 27 % 23 %
Psychiatrzy 47 % 9 % 44 %
Leczenie kompulsywnych hazardzistów powinno w dużej mierze opierać się na kształtowaniu dyscypliny i samokontroli.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 75 % 18 % 7 %
Specjaliści od leczenia 72 % 10 % 18 %
Psycholodzy 73 % 27 % 0 %
Psychiatrzy 44 % 22 % 34 %
Leczenie kompulsywnych hazardzistów powinno w dużej mierze opierać się na kształtowaniu wglądu w przyczyny uprawiania hazardu.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 23 % 64 % 13 %
Specjaliści od leczenia 38% 55 % 17 %
Psycholodzy 42 % 42 % 16 %
Psychiatrzy 41 % 31% 28 %
Leczenie kompulsywnych hazardzistów powinno w dużej mierze opierać się na znalezieniu sposobów na rzucenie hazardu i nie uleganie przymusowi gry.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 84 % 4 % 12%
Specjaliści od leczenia 97 % 0 % 3 %
Psycholodzy 88 % 8% 4%
Psychiatrzy 78 % 13 % 9 %
Prawdopodobnie kompulsywni hazardziści charakteryzują się niezwykle częstym występowaniem chorób związanych ze stresem np. nadciśnieniem, wrzodami itp.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 66 % 25 % 9 %
Specjaliści od leczenia 66 % 10 % 24 %
Psycholodzy 15 % 23 % 62 %
Psychiatrzy 34 % 3 % 63 %
Dla tych, którzy naprawdę chcą rzucić hazard pożądana jest krótka hospitalizacja (3-6 tygodni) z profesjonalną pomocą.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 43 % 34 % 23%
Specjaliści od leczenia 55 % 17 % 28 %
Psycholodzy 38 % 38 % 24 %
Psychiatrzy 44 % 19 % 37 %
Pewna forma pomocy profesjonalnej niezbędna jest w celu trwałego zatrzymania kompulsji hazardowej.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 36% 52 % 12 %
Specjaliści od leczenia 52 % 34 % 14 %
Psycholodzy 88 % 4 % 8 %
Psychiatrzy 7 2 % 9 % 19%
Profesjonaliści tacy jak psychiatrzy, psychologowie i pracownicy socjalni nie mają wiele do zaoferowania kompulsywnym hazardzistom.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 54 % 34 % 12 %
Specjaliści od leczenia 21 % 62 % 17%
Psycholodzy 15 % 65% 20 %
Psychiatrzy 13 % 59 % 28 %
Organizacje takie jak Anonimowi Hazardziści (podobnie jak AA) to cała pomoc potrzebna kompulsywnym hazardzistom.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 30 % 50 % 20 %
Specjaliści od leczenia 3 % 86 % 11 %
Psycholodzy 8 % 73 % 19 %
Psychiatrzy 16 % 53 % 31 %
Idealnym rozwiązaniem pomocy kompulsywnym hazardzistom jest współpraca profesjonalistów i grup samopomocowych.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 73% 18 % 9 %
Specjaliści od leczenia 100 % 0 % 0%
Psycholodzy 92 % 0 % 8 %
Psychiatrzy 91 % 3 % 6 %
Tylko ci, co sami ucierpieli z powodu kompulsywnego hazardu są w stanie naprawdę zrozumieć kompulsywnego hazardzistę.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 73 % 27 % 0 %
Specjaliści od leczenia 3 % 93 % 4 %
Psycholodzy 4 % 85 % 11 %
Psychiatrzy 6 % 72 % 22 %
Gdy pozwalają na to indywidualne finanse, profesjonalna psychoterapia jest lepsza od AH czy podobnej grupy samopomocowej i powinna być wykorzystana zamiast tych grup.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 4 % 86 % 10 %
Specjaliści od leczenia 3% 93 % 4 %
Psycholodzy 15 % 58 % 27 %
Psychiatrzy 16 % 50 % 34 %
Profesjonaliści pracujący z hazardzistami powinni znać styl pracy takich grup jak AH.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 100% 0 % 0 %
Specjaliści od leczenia 100 % 0 % 0 %
Psycholodzy 85 % 4 % 11%
Psychiatrzy 91 % 0 % 9 %
Nauka kilku prostych technik samokontroli powinna pomóc kompulsywnym hazardzistom w zaprzestaniu hazardu.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 9 % 82 % 9 %
Specjaliści od leczenia 7 % 90 % 3 %
Psycholodzy 8 % 69 % 23 %
Psychiatrzy 0 % 91 % 9 %
Dobrym pomysłem jest usunięcie wszystkich finansowych napięć z życia hazardzisty przez skonsolidowanie pożyczek i/lub ogłoszenie bankructwa po to, aby poświęcić pełną uwagę na kontrolę nad hazardem.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 11 % 82 % 7 %
Specjaliści od leczenia 10 % 76 % 14 %
Psycholodzy 12 % 62 % 26 %
Psychiatrzy 16 % 47 % 37 %
34. W leczeniu kompulsywnego hazardu właściwe byłoby zastosowanie technik modyfikujących zachowanie, które nagradzają dobre zachowania i karzą złe.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 9 % 59 % 32 %
Specjaliści od leczenia 38 % 38 % 24 %
Psycholodzy 69 % 8 % 23 %
Psychiatrzy 41 % 19 % 40 %
35. Aby skutecznie pracować z kompulsywnym hazardzistą dyplomowany specjalista od zdrowia psychicznego będzie potrzebować niewiele odpowiedniego przeszkolenia.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 11 % 70% 19 %
Specjaliści od leczenia 7 % 83% 10 %
Psycholodzy 8 % 77 % 15%
Psychiatrzy 3 % 81% 16 %
Pytania z następnej części dotyczą celów leczenia.
36. Uważam, że powinno się zalecać dobre zachowanie takie jak ciężka praca jako substytuty hazardu.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 50 % 36 % 14 %
Specjaliści od leczenia 62 % 17 % 21 %
Psycholodzy 31 % 46 % 23 %
Psychiatrzy 28 % 34 % 38 %
Wykształcenie bardziej zrelaksowanego stylu życiu i osobistej pogody ducha jest bardzo ważne dla kompulsywnych hazardzistów.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 96 % 2 % 2 %
Specjaliści od leczenia 62 % 17 % 21 %
Psycholodzy 50 % 19 % 31 %
Psychiatrzy 34 % 16 % 50 %
Głównym celem terapii kompulsywnych hazardzistów powinna być totalna abstynencja od wszelkich form hazardu.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 91 % 7 % 2 %
Specjaliści od leczenia 93 % 3 % 3 %
Psycholodzy 62 % 23 % 15%
Psychiatrzy 78 % 13 % 9 %
Kompulsywny hazardzista, który rzucił hazard może skorzystać z niektórych mniej szkodliwych form społecznego hazardu.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 7 % 82 % 11%
Specjaliści od leczenia 3 % 90 % 7 %
Psycholodzy 15 % 58 % 27 %
Psychiatrzy 6 % 69 % 25 %
Ważnym celem terapii kompulsywnych hazardzistów powinno być pełne zrozumienie reguł losowości i prawdopodobieństwa.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 25 % 66 % 9 %
Specjaliści od leczenia 7 % 79 % 14 %
Psycholodzy 4 % 54 % 42 %
Psychiatrzy 6 % 72 % 22 %
Specjalista zdrowia psychicznego pracujący z kompulsywnym hazardzistą powinien zachęcać do zaangażowania się na całe życie w grupy takie jak AH.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 82 % 9 % 9 %
Specjaliści od leczenia 66 % 24 % 10 %
Psycholodzy 50 % 19 % 31 %
Psychiatrzy 62 % 9 % 29 %
Pytania z następnej części dotyczą polityki społecznej wobec hazardu.
,,Niewinny z powodu niepoczytalności” może być odpowiednią obroną kompulsywnego hazardzisty oskarżonego o kradzież pieniędzy na hazard.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 54 % 34 % 12 %
Specjaliści od leczenia 31 % 59% 10 %
Psycholodzy 4 % 88 % 8 %
Psychiatrzy 3 % 88 % 9 %
Profesjonaliści pracujący z nałogowymi hazardzistami nie powinni wykorzystywać ,,kompulsywnego hazardu” jako wymówki dla nieodpowiedniego zachowania klienta.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 41 % 48 % 11 %
Specjaliści od leczenia 72 % 21 % 7 %
Psycholodzy 85 % 12 % 3 %
Psychiatrzy 94 % 3 % 3 %
W przypadku przyznania się do popełnienia przestępstwa związanego z hazardem, osoba pomagająca hazardziście powinna zachęcać do dokonania pełnej restytucji wobec ofiary.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 93 % 0 % 7 %
Specjaliści od leczenia 93 % 3% 3 %
Psycholodzy 81 % 0 % 19 %
Psychiatrzy 84 % 0 % 16 %
Gdyby gry hazardowe zostały zalegalizowane, powinny być prowadzone przez prywatne korporacje.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 14 % 39 % 47 %
Specjaliści od leczenia 7 % 59 % 34 %
Psycholodzy 4 % 42 % 54 %
Psychiatrzy 0 % 34 % 66 %
Gdyby gry hazardowe zostały zalegalizowane, powinny być prowadzone przez organizacje charytatywne, szkoły, kościoły, państwo i/lub prywatne korporacje.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 25 % 16 % 59 %
Specjaliści od leczenia 41 % 21 % 38 %
Psycholodzy 12 % 27 % 61 %
Psychiatrzy 28 % 13 % 59 %
Dochody z hazardu nie powinny być nigdy wykorzystane jako prywatny zysk.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 43 % 9 % 48 %
Specjaliści od leczenia 31 % 34 % 35 %
Psycholodzy 31 % 31 % 38 %
Psychiatrzy 19 % 19 % 62 %
Legalny hazard jest nieszkodliwy dla większości populacji.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 36 % 41 % 23 %
Specjaliści od leczenia 59 % 31 % 10 %
Psycholodzy 65 % 23 % 12 %
Psychiatrzy 62 % 16 % 22 %
Aby zredukować prawdopodobieństwo powstania uzależnień legalny hazard powinien być uważnie regulowany,
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 66 % 7 % 27 %
Specjaliści od leczenia 59 % 14 % 27 %
Psycholodzy 42 % 31 % 27 %
Psychiatrzy 19 % 53 % 28 %
Społeczeństwo nie powinno interesować tym, co dzieje się z kompulsywnymi hazardzistami.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 2 % 93 % 5 %
Specjaliści od leczenia 10 % 90 % 0 %
Psycholodzy 4 % 88% 8 %
Psychiatrzy 6 % 88 % 6 %
Nie popieram żadnej formy legalnego hazardu.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 36 % 20 % 44 %
Specjaliści od leczenia 21 % 66 % 13 %
Psycholodzy 19 % 54 % 27 %
Psychiatrzy 0 % 97 % 3 %
Dobrym pomysłem jest wydawanie hazardzistom licencji tak, aby hazard mogły uprawiać tylko osoby rozważne i odpowiedzialne.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 11 % 48 % 41 %
Specjaliści od leczenia 10 % 76% 14 %
Psycholodzy 0% 69 % 31 %
Psychiatrzy 3 % 69 % 28 %
Nastolatkom nigdy nie powinno się pozwolić na uprawiania hazardu dla pieniędzy.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 46 % 25 % 29 %
Specjaliści od leczenia 38 % 45 % 17 %
Psycholodzy 23 % 54% 23 %
Psychiatrzy 16 % 59 % 25%
Zorganizowane profesje takie jak psychiatria, praca socjalna i psychologia powinny proponować publiczne stanowiska wobec legalnego hazardu.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 66 % 9 % 25 %
Specjaliści od leczenia 55 % 41 % 4 %
Psycholodzy 42 % 19 % 39 %
Psychiatrzy 38 % 41 % 21 %
Uważam, ze dobrym rozwiązaniem jest zdobywanie przez państwo funduszy poprzez hazard po to, abyśmy płacili mniejsze podatki.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 25 % 46 % 29 %
Specjaliści od leczenia 17 % 66 % 17 %
Psycholodzy 27% 38 % 35 %
Psychiatrzy 41% 22 % 37%
Leczenie kompulsywnego hazardu powinno być pokrywane w ramach ubezpieczenia zdrowotnego.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 77 % 0 % 23 %
Specjaliści od leczenia 90 % 3 % 7 %
Psycholodzy 85 % 12 % 3 %
Psychiatrzy 84% 9 % 7 %
Rząd nie powinien się wypowiadać w kwestii hazardu, hazard i wszelkie jego formy powinny być zalegalizowane.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 9 % 54 % 37 %
Specjaliści od leczenia 7 % 76 % 17 %
Psycholodzy 0% 77 % 23%
Psychiatrzy 16 % 50 % 34 %
Gdy zwiększy się liczba stanów, które zalegalizują hazard, nie będzie to stanowić dużego zagrożenia, ponieważ to charakter konkretnej osoby, a nie istnienie hazardu powoduje powstanie problemu.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 23 % 64 % 13 %
Specjaliści od leczenia 10 % 90 % 0 %
Psycholodzy 50 % 31 % 19%
Psychiatrzy 53 % 31 % 16 %
Wszędzie tam, gdzie można uprawiać hazard i grać w gry hazardowe powinno widnieć wyraźne ostrzeżenie, ze hazard może stanowić zagrożenie dla zdrowia psychicznego.
Zgadzam się Nie zgadzam się Nie mam zdania
Członkowie AH 75 % 7 % 18 %
Specjaliści od leczenia 69 % 21 % 10 %
Psycholodzy 46 % 38 % 16 %
Psychiatrzy 31 % 47 % 22 %
Załącznik IV
Badanie dr Duranda F. Jacobsa
Wyniki ankiety
Czynniki uważane za predysponujące do kompulsywnego hazardu
Opis próby badawczej
Pierwsza grupa licząca 58 osób zgodziła się wypełnić ankietę w trakcie uczestniczenia w Międzynarodowym Konklawe Anonimowych Hazardzistów, które odbyło się w Palm Springs w Kalifornii w 1981. Druga grupa, składająca się z 25 osób, uzupełniła ankietę w trakcie uczestniczenia w narodowej konwencji Anonimowych Hazardzistów w Anaheim w Kalifornii w 1982 roku. Jak pokazały statystyki i pochodzenie respondentów, nie było istotnych różnic pomiędzy dwiema grupami. Z tego względu obie grupy zostały potraktowane jako jedna próba badawcza składająca się z 83 osób.
Czytając poniższą analizę należy pamiętać ze ma ona charakter wstępny i przytoczonych wyników nie można rozpatrywać jako opisujących kompulsywnych hazardzistów w ogóle, ani też jako ukazujących wiarygodny profil członków AH w kraju. Proponowany tu materiał ma być narzędziem do powiększenia skromnego zasobu udokumentowanych zapisów o kompulsywnych hazardzistach z nadzieją na zainspirowanie do dalszych systematycznych badań w tym kierunku.
Podstawowe statystyki
W grupie badawczej znalazło się 71 mężczyzn i 12 kobiet.
Średnia wieku wyniosła 48 lat (od 28 do 72 lat).
Średni poziom wykształcenia to jeden rok nauki po ukończeniu szkoły średniej (tj. jeden rok studiów wyższych).
Bezrobotni stanowili tylko 7 % grupy. W pozostałej części grupy 74 % było zatrudnionych na pełen etat, 7 % na część etatu i 11% było na emeryturze.
80 % osób było żonatych/zamężnych i mieszkało razem ze współmałżonką/ współmałżonkiem w chwili zakończenia badania. 18 % było rozwiedzionych lub w separacji i tylko 2 % osób było stanu wolnego.
52 % miało za sobą służbę wojskową.
Przynależność do grupy wyznaniowej układała się następująco: 18 % katolików, 34 % protestantów, 41 % wyznających judaizm i 7 % innych. Proporcja osób wyznających judaizm w tej grupie jest większa niż można byłoby się spodziewać po danych statystycznych z amerykańskiego rocznika 1980, gdzie mowa o mniej niż 3 % osób wyznających judaizm, 23 % katolików i 32 % protestantów.
Pochodzenie rasowe i etniczne osób badanych było zróżnicowane i obejmowało wiele krajów europejskich. Uderzający był fakt niezwykle małego udziału Afroamerykanów (2 %) w porównaniu z ich 12 % reprezentacją w populacji ogólnej. Zarówno osoby z wysp Oceanii i z Azji oraz ci, którzy określają się jako Arabscy Amerykanie stanowiły 2 % próby. Jest to zgodne z 1-2 % reprezentacją tych dwóch grup w ogólnej populacji. Latynoamerykanie stanowili 3 % grupy w porównaniu z 6 % reprezentacją w populacji ogólnej.
Średni wiek rozpoczynania hazardu to 18 lat (wiek faktyczny wahał się od 6 do 43 lat). Kompulsywnymi hazardzistami respondenci byli przeciętnie od 21 lat.
Pochodzenie ogólne
Analiza pochodzenia ukazała, że:
W przypadku 25 % osób w rodzinie wystąpił kompulsywny hazard.
W przypadku 27 % osób w rodzinie wystąpił alkoholizm (obecność zarówno alkoholizmu jak i kompulsywnego hazardu w tej samej rodzinie było stosunkowo rzadka).
12 % straciło jednego z rodziców przed ukończeniem piętnastego roku życia.
13 % przyznało się do prób samobójczych. (W porównaniu z populacją ogólną to bardzo wysoka statystyka).
16 % w więzieniu spędziło 30 i więcej dni
Przeciwko 15 % w momencie przeprowadzania badania toczone było postępowanie sądowe.
Średnia liczba mandatów w ostatnich trzech latach wyniosła 3 (pomiędzy 0 – 8).
Jakość życia
Respondenci poproszeni byli o ocenę swojej aktualnej sytuacji w porównaniu do innych osób w tym samym wieku na skali: lepsza, taka sama, słabsza. Ogólnie mówiąc ta grupa członków AH postrzegała jakość swojego życia jako znacznie wyższą od innych osób w tej samej grupie wiekowej. Konkretnie oznaczało to, że:
51 % uznało, ze ich stan zdrowia jest lepszy, 11 % uznało swój stan zdrowia za słabszy od stanu zdrowia innych osób w tym samym wieku. 25 % osób było w pod opieka lekarska.
59 % było szczęśliwszych, 7 % stwierdziło, że jest mniej szczęśliwych w porównaniu z osobami w tym samym wieku.
19 % przyznało, ze spędza dużo czasu na zamartwianiu się przyszłością, 41 % jeśli już, robiło to rzadko.
54 % stwierdziło, ze lepiej śpi, 14 % stwierdziło, ze śpi gorzej od osób w tym samym wieku
61 % stwierdziło, ze w pracy wiedzie im się lepiej niż większości osób. Tylko jedna osoba stwierdziła, ze jej zatrudnienie jest gorsze od innych.
W odpowiedzi na pytanie: ,,Jak ogólnie wiedzie ci się w kontaktach z innymi?” 72 % odpowiedziało: ,,lepiej niż większości innych osób”. Tylko jedna osoba uważała, że ma gorsze kontakty.
60 % stwierdziło, ze ma lepszy kontakt z najbliższą im osobą, 12 % stwierdziło, że z najbliższymi dogaduje się gorzej niż większość osób.
65 % stwierdziło, że aktualnie ma nadwagę. Na pytanie, kiedy w okresie dorosłości osiągnęli najwyższą wagę ciała, 43 % odpowiedziało, że stało się to po tym, jak rzucili uprawianie hazardu, 39 % w trakcie uprawiania hazardu, a 14 % przed rozpoczęciem grania
Zapytani o określenie swojej postawy wobec pieniędzy, 69 % określiło siebie jako osoby z gestem, hojne, rozrzutne, z postawą „łatwo przyszło, łatwo poszło”, ,,nie zależy mi”; pozostałe osoby opisały się jako dbające o pieniądze, skąpe, ,,myślące o tym cały czas”, „oszczędne”, ,,sknerowate”, odkładające na czarną godzinę.
Używanie narkotyków
Seria pozycji w kwestionariuszu dotyczyła informacji o produktach tytoniowych, alkoholu, narkotyków z ulicy i przepisywanych na receptę leków.
A. Używanie produktów tytoniowych
48 % oświadczyło, ze w ogóle nie pali, 9 % paliło mniej niż jedną paczkę dziennie, 34 % paliło od 1- 2 paczek dziennie, 9 % paliło więcej niż 2 paczki dziennie.
35 % zaprzeczyło, że pali fajkę lub cygara, 55 % przyznało się do okazjonalnego palenia fajki lub cygara, 10 % paliło bardzo często
Tylko jedna osoba stwierdziła, że używa tabaki do wąchania i żucia.
78 % stwierdziło, ze okres najczęstszego korzystania z produktów nikotynowych przypadał na lata hazardu. W przypadku 10 % ten okres przypadł na czas przed rozpoczęciem uprawiania hazardu, 12 % stwierdziło, ze stało się to po rzuceniu hazardu.
B. Używanie alkoholu:
90 % przyznało się do ,,delikatnego” korzystania z alkoholu przed, w trakcie i po okresie uprawiania hazardu.
20 % zaznaczyło ,,umiarkowane” do ,,bardzo częste” korzystanie z alkoholu przed rozpoczęciem hazardowej kariery. Umiarkowane i bardzo częste używanie alkoholu objęło najwięcej: 42 % osób badanych w trakcie lat uprawiania hazardu i spadło do 34 % po latach hazardu. Tę tendencje widać szczególnie w kategorii ,,bardzo częste używanieh, gdzie 2 % piło przed, 15 % w trakcie, a 4 % po zaprzestaniu grania.
C. Używanie substancji psychoaktywnych:
Tylko nieliczna część całej próby oświadczyła, że korzysta ze środków (innych niż alkohol) poprawiających nastrój i wpływających na działanie umysłu. Korzystanie z takich substancji było zwykle ,,delikatneh zarówno w latach poprzedzających jak i następujących po okresie hazardu. Mniej niż 3 % przyznało się do ,, umiarkowanegoh i ,,bardzo częstegoh korzystania. W trakcie lat hazardu ,,umiarkowane'' do ,,bardzo częstego'' zażywanie używek innych niż alkohol podwoiło się w porównaniu do okresu sprzed hazardu. Po zaprzestaniu hazardu zażywanie ,,umiarkowane'' do ,,częstego'' spadło gwałtownie do połowy poziomu z okresu sprzed uprawiania hazardu. Ogólnie mówiąc, ta grupa hazardzistów miała tendencje do korzystania z substancji poprawiających nastrój (np. stymulantów) prawie dwa razy częściej niż substancji obniżających nastrój (np. depresantów i leków na uspokojenie). Ta preferencja najbardziej widoczna była w latach uprawiania hazardu.
Dzieciństwo i okres dorastania
Odpowiedzi na pytania dotyczące dzieciństwa i okresu dorastania ogólnie potwierdzają teorie psychologiczne.
Nieznacznie więcej (30 %) kompulsywnych graczy wspomina swoją młodość raczej jako ,,mniej szczęśliwą” niż ,,szczęśliwszą” w porównaniu z osobami w takim samym wieku. Pozostałe osoby nie stwierdziły różnic.
55 % stwierdziło, ze ich potrzeba akceptacji i aprobaty jest większa niż ich rówieśników, tylko 15 % stwierdziło, ze jest mniejsza.
46 % stwierdziło, ze ich poczucie braku bezpieczeństwa i bycia gorszym było bardziej intensywne niż większości innych nastolatków, 29 % stwierdziło, ze ich potrzeby były mniej intensywne.
W odpowiedzi na pytanie: ,,Jaka była twoja typowa reakcja na odrzucenie przez ważnych dorosłych w twoim życiu?” tylko 7 % odpowiedziało, ze był to agresywny odwet, 5 % wspomina przeniesienie złości na kogoś lub coś innego. 38 % odpowiedziało, ze ich reakcją było ,,robienie tego, co spodobałoby się dorosłym”. Najwięcej osób (50 %) albo zaprzeczyło odrzuceniu poprzez udawanie, że ,,nie zależy mi” albo reagowało ,,zatracaniem się w świecie marzeń, gdzie moje zachowanie zdobywa miłość i aprobatę ważnych dla mnie osób”.
W tej grupie dominowała tendencja do reagowania na stresy i frustracje z dzieciństwa i okresu dorastania połączeniem zaprzeczenia i oddawania się fantazjom. To przygotowało grunt do późniejszego kompulsywnego poszukiwania wrażeń doświadczanych w trakcie gry: akceptacji jako ,,wytrawnych graczy”, ,,zgarniających wielkie wygrane”, ,,ludzi z gestem”, ogólnie poczucia ,,bycia traktowanym jak ktoś!”.
Być może najbardziej bezpośrednim i dramatycznym potwierdzeniem teorii psychologicznych są odpowiedzi na cztery pytania specjalnie postawione aby udowodnić istnienie stanu dysocjacji (tj. życia innym życiem) w trakcie gry hazardowej. Odpowiedzi na te cztery pytania rozłożyły się wokół czwartego i piątego poziomu skali Likerta od ,,nigdy” do ,,często” lub od ,,nigdy” do ,,cały czas”.
Pytanie: Czy kiedykolwiek w trakcie gry miałeś poczucie bycia kimś innym?
85 % stwierdziło, że do pewnego stopnia, z czego 18 % odpowiedziało ,,rzadko'' lub ,,okazjonalnie”, 28 % odpowiedziało ,,czasami”, a 39 % ,,cały czas”.
Pytanie: Czy kiedykolwiek po zakończeniu gry miałeś poczucie wyjścia z transu? 87 % odpowiedziało, że do pewnego stopnia, 11 % ,,rzadko'', 38 % ,,okazjonalne'', 39 % ,,cały czas''.
Pytanie: Czy kiedykolwiek w trakcie gry miałeś poczucie, że ,,stoisz obok siebie” - obserwujesz swoją grę z boku?
69 % odpowiedziało tak, do pewnego stopnia: 18 % ,,rzadko'', 28 % ,,okazjonalnie'', 23 % ,,niezbyt często''.
Pytanie: Czy kiedykolwiek doświadczyłeś ,,zaniku pamięci” dotyczącego okresu grania z przeszłości?
53 % odpowiedziało tak, do pewnego stopnia, 15 % ,,rzadko'', 24 % ,,okazjonalnie'', 14 % ,,niezbyt często''.
W klinicznej literaturze przedmiotu można znaleźć informacje, że takie stany dysocjacji są wspólne dla alkoholików i narkomanów, ale dopiero teraz po raz pierwszy systematycznie zweryfikowano te doświadczenia w grupie kompulsywnych hazardzistów. Można spekulować, że toksyny zawarte w alkoholu i narkotykach przyczyniły się do powstania dysocjacyjnych cech zaobserwowanych w zachowaniu pozostających pod wpływem tych substancji alkoholików i narkomanów. Ten argument nie jest jednak wyjaśnieniem nadzwyczaj wysokiego występowania wyraźnych reakcji dysocjacyjnych w próbie badanych kompulsywnych hazardzistów. Tylko 11 % w ogóle używało substancji psychoaktywnych w trakcie lat uprawiania hazardu i nie więcej niż 4 % przyznało się do ich używania od umiarkowanie do bardzo często w tamtym okresie życia. 42 % badanych przyznało się do zażywania alkoholu od umiarkowanego do bardzo częstego w trakcie lat uprawiania hazardu.
Badanie nie stawiało pytania o zażywanie alkoholu i narkotyków w trakcie samego grania. Wyniki badania sugerują, ze używanie alkoholu i/lub samych narkotyków nie wyjaśnia bardzo dużej częstości występowania reakcji dysocjacyjnych doświadczanych przez tą grupę w trakcie gry. Aby otrzymać definitywne odpowiedzi potrzebne są dalsze badania w kierunku relatywnej roli mechanizmów fizjologicznych i psychologicznych w reakcjach dysocjacyjnych doświadczanych przez osoby oddające się rożnym uzależnieniowym wzorcom zachowania.
Refleksje nad okresem uprawiania hazardu
Celem badania było stwierdzenie, jakie stany emocjonalne wystąpiły w tej grupie przed, w trakcie i po okresie uprawiania hazardu. Przed okresem grania pojawiły się utrzymujące się skrajne nastroje, 4 % osób mówiło o ,,bolesnym napięciu”, a 10 % o ,,wewnętrznym poczuciu obumarcia”. W trakcie lat grania napięcie wzrosło pięciokrotnie i obejmowało 22 % badanych. Grupa czująca stan wewnętrznego obumarcia (18 %) prawie się podwoiła w okresie uprawiania hazardu w porównaniu z okresem przed. W latach po zaprzestaniu hazardu praktycznie znikły doniesienia o utrzymujących się emocjonalnych skrajnościach.
Wspominając uczucia towarzyszące pierwszej hazardowej grze 12 % wspomina uczucie lęku i napięcia, dla 46 % było to wyjątkowo ekscytujące doświadczenie. Po roku lub dwóch tylko 6 % czuło niepokój, a 59 % czuło wielką ekscytację. W momencie decyzji o zaprzestaniu grania tylko dla 14 % było to nadal ekscytujące doświadczenie, a 50% powiedziało, ze hazard wywoływał w nich uczucia lęku i napięcia.
Odpowiadając na pytanie 54 % badanych stwierdziło, że od czasu pierwszej gry do decyzji o zaprzestaniu hazardu narastał dreszczyk emocji towarzyszący grze. 40 % z tej grupy oświadczyło że przyjemność gry do pewnego stopnia rosła, a potem się zmniejszyła. 31 % badanych stwierdziło, że podekscytowanie grą stale malało. W tym samym czasie 57 % stopniowo czuło się coraz gorzej gdy nie grało, a 21 % lepiej.
Analizując czas uprawiania hazardu badani zweryfikowali cele, które chcieli osiągnąć poprzez hazard. Jako trzy najważniejsze w kolejności od najważniejszego wymienili:
Ucieczkę od emocjonalnego napięcia (tj. niezadowolenia z samych siebie) i prozy życia.
Potrzebę stymulacji.
Potrzebę relaksacji.
,,Dreszczyk emocji w akcji” nieodparcie uznany został jako najważniejszy, wywierający największy wpływ czynnik trzymający przy grze, za tym była ,,ochota zrobienia szybkich pieniędzy”, ,,po prostu nie mogłem przestać”, ,,,chciałem uciec od prozy życia”, oraz ,,chciałem coś podarować swojej rodzinie i przyjaciołom”.
Zdrowienie
Trzy najważniejsze powody przyznania przed samym sobą, ze hazard wymknął się spod kontroli to było:
,,gdy hazard zaczął zagrażać mojemu małżeństwu”
,,gdy zacząłem dużo i stale grać”
,,gdy zacząłem kraść, żeby grać”.
Czynniki podtrzymujące abstynencję w kolejności pod względem znaczenia:
Program AH
Obawa przed powrotem do starych zachowań
Członek rodziny lub przyjaciel
Siła woli
Wiara w Boga
W odpowiedzi na pytanie, co teraz daje ci największy dreszczyk emocji?” najczęstsze odpowiedzi to:
1. Rodzina i przyjaciele
2. AH
3. Praca
4. Pokój ducha i szacunek do samego siebie
5. Zajęcia rekreacyjne.
Spośród wszystkich problemów z jakimi się teraz zmagają zdrowiejący hazardziści najtrudniejsze wymienione przez nich to:
1. Zbudować lepszą relację ze współmałżonką/kiem lub rodzicem
2. Zbudować lepsze relacje z rodziną i przyjaciółmi
3. Zwalczyć pokusę zagrania raz jeszcze
4. Wypełnić czas wolny
5. Wyjść z kłopotów finansowych
6. Wytrwać w programie AH
7. Zdobyć nowych przyjaciół
Badanie kończyło się trzema pytaniami o postawy wobec leczenia:
Pytanie Tak Nie Nie wiem
Czy wierzysz, ze niektórym zdrowiejącym
hazardzistom dobrze by zrobił miesiąc leczenia
w szpitalu? 56 % 15 % 29 %
Gdyby takie leczenie było kiedyś
dostępne dla ciebie,
czy wziąłbyś je wtedy pod uwagę? 46 % 32 % 22 %
Czy teraz skorzystałbyś z takiej formy leczenia
gdybyś miał taką możliwość? 24 % 50 % 26 %
Załącznik V
Sekcje AH
Lokalne mitingi:
Służby AH znajdują się w większości stanów na terenie USA, a także w Puerto Rico, Kanadzie, Anglii, Irlandii, Północnej Irlandii, Szkocji, Walii, Holandii, Belgii, Niemczech, Argentynie, Brazylii i Ugandzie. Umiejscowione są zwykle w pobliżu dużych miast i można je znaleźć poprzez lokalne książki telefoniczne.
Biuro Służby Międzynarodowej:
Centrum Wspólnoty jest Biuro Służby Międzynarodowej nie działające dla zysku i utrzymywane przez grupy AH. Zajmuje się korespondencją i innymi kwestiami administracyjnymi. Biuro wydaje także miesięczny biuletyn informacyjny dla członków wspólnoty: ,,Linia Życia”
Biuro Służby Międzynarodowej pełni ważne funkcje budowania publicznego wizerunku: udziela informacji o kompulsywnym hazardzie i wspólnocie AH. Biuro przygotowuje również zestawy startowe dla nowych grup, wydaje i rozpowszechnia filmy, książki i broszury.