Legendy i Baśnie - Podanie o miejscowości Sucha Beskidzka
Na podstawie podań i legend ludowych dowiedziałem się skąd pochodzi nazwa pięknej miejscowości z rejonu Podbeskidzia, Sucha Beskidzka.
Udało mi się dotrzeć do starej legendy-podania ludowego która opowiada jak i dlaczego została zmieniona nazwa miejscowości, która pierwotnie nazywała się Mokra, z pod gór beskidzkich, znana także z karczmy Rzym, z której porwano mistrza Twardowskiego. Czy owa legenda jest prawdziwa oceńcie sami.
Mokra, była piękną miejscowością u podnóża gór, a w pobliżu po przeciwnej stronie rozlewały się trzy malownicze jeziora. Wody wokół było pod dostatkiem i stąd prawdopodobnie wzięła się jej nazwa. I nie prawdą jest że to miasto Kraków miało jedyną w swoim rodzaju osobliwość jaką był Smok Wawelski.
Jeszcze przed Krakowem, w Mokrej u podnóża gór miał swoje siedlisko Smok Kicek. Było to wszystkim życzliwe i towarzyskie smoczysko, dlatego miejscowa ludność miała do niego stosunek przyjazny i dobrotliwy. Jak już wspomniałem, smoczysko było wielce wszystkim życzliwe i towarzyskie. Jak odnotowują to najstarsze kroniki, smok sprosił swoich pobratymców z różnych stron i krain, urządzając towarzyską imprezę smoków. Kicek tak ugościł uczestników zabawy iż po jej zakończeniu nazajutrz wypili całe jezioro.
Ludziom to się nie spodobało i wyruszyła delegacja do Kicka by go ostrzec i utemperować nieco jego towarzyskie zapędy, aby takich imprez towarzyskich więcej nie organizował. Kicek zapadł smutny w swojej pieczarze i wydawało się że zdążył się ustatkować i spoważnieć.
Minęło 100 lat, ludzie zapomnieli o incydencie, smok Kicek ponownie zatęsknił za towarzystwem i wesołą kompanią pobratymców. Zorganizował drugą imprezę, wcale nie skromniejszą od pierwszej. Po imprezie suto zresztą zakrapianej, gdy zaproszone smoki wytrzeźwiały, nazajutrz wypili drugie jezioro. Skończyła się cierpliwość i wyrozumiałość ludzka. Uzbrojeni w kije, laski i co kto tam miał pod ręką, odwiedzili legowisko Kicka, grożąc że jeśli jeszcze raz to się powtórzy to skończy się ich życzliwość, zostanie przepędzony i stanie się niepotrzebnym nikomu bezdomnym smokiem i nawet historia o nim nie będzie wspominać. Kicek skruszony i zawstydzony zapadł w swojej pieczarze. Wiadomo, czas wygładza pamięć. Minęło kolejnych sto lat, natury smoczej nie da się od razu zmienić i Kicek sprosił ponownie wszystkich zaprzyjaźnionych i spokrewnionych smoków. Po kolejnej balandze zniknęło trzecie i ostatnie jezioro. Tego ludziom było już za wiele. Uzbrojeni w kije kosy i widły przepędzili Kicka na kraj świata. I tak z miejscowości Mokra gdy zniknęły wszystkie jeziora zrobiła się Sucha. Po wygnaniu Kicka ludziom zrobiło się trochę smutno i żeby o nim tak całkiem ślad nie zaginął, dodawali że bez Kicka. Z czasem i tak o Kicku zaczęli zapominać i Suchą bez Kicka szybko wymawiając nazywali Sucha Beskidzka.
Legendy i Baśnie - Bal duchów
Zdarzenie to miało miejsce w murach zamczyska Sobień dawno temu, bo na długo przed pierwszą wojną światową.
W Tyrawie Wołoskiej miało odbyć się wesele. Znani ze swej dobrej muzyki weselnej, muzykanci z Fuzel zostali wynajęci na tę okazję. Wyszli około południa z domu, oczywiście szli pieszo więc musieli wcześniej wyjść aby zdążyć. Słońce było jeszcze wysoko na niebie, gdy dotarli do Sobienia. Zmęczeni upałem letnim, postanowili usiąść w cieniach zamku i odpocząć. Resztę trasy zamierzali przejść nocą. Promienie zachodzącego słońca przedzierały się przez gęste gałęzie drzew oświetlając tajemnicze mury zamczyska. Było cicho. Wokół słychać tylko świergot ptaków i szum drzew
Nagle, gdzieś zza murów zamczyska wyszedł elegancko ubrany młody panicz. Skierował swe kroki w stronę muzykantów. Powitał ich i zapytał o przyczynę pobytu na Sobieniu. Dowiedziawszy się wszystkiego, zaproponował aby zechcieli zagrać dziś wieczorem w tym że zamku na balu. Obiecał tez dobrą zapłatę. Muzykanci byli nieco zdziwieni, bo przecież ten zamek to ruina, lecz obietnica dobrego zarobku kusiła ich. Więc przyjęli zaproszenie. Panicz zaprowadził ich przez piękny dziedziniec do jeszcze piękniejszej Sali balowej, w której byli już pierwsi goście
Zabrzmiały pierwsze takty muzyki, nieśmiałej, bo muzykanci na takich balach nie grywali, ale powoli w miarę, jak przybywało gości, muzyka ich stawała się śmielsza , pełniejsza. Panwie po każdym tańcu (co było w zwyczaju) do basów wrzucali złote monety. Cieszyli się muzykanci, że trafiła się taka okazja dodatkowego zarobku, i to w złocie. Grali i grali bez ustanku całą noc. Bo nawet i goście w tańcach nie ustawali i chociaż te trwały od wielu godzin po gościach nie widać było zmęczenia
Wraz z pierwszym pianiem koguta tańczące pary powoli wychodziły z Sali. Z dziedzińca dochodził odgłos odjeżdżania powozów i koni. Sala balowa opustoszała. Pierwsze promienie słońca przebiegły przez okna zamku. Nagle okazało się że sala balowa zniknęła, zostały tylko mury bez drzwi i okien, a dzieciniec wczoraj piękny-dziś pełen polnych kwiatów, chwastów, krzaków, głogów. Zamiast posadzki mieli gróz z sypiących się murów.
Zaskoczeni tą nagłą zmiana muzykanci nie wiedzieli co zrobić, co to za dziwy, czy to jawa czy sen. Nagle przypomnieli sobie że basista ma w basach złote monety. Basy były bardzo ciężkie. Wysypali więc wszystko co w nich jest, i okazało się że to nie monety lecz białe kamyczki. Strach ich obleciał. Czym prędze pozbierali instrumenty i prawie biegiem udali się w kierunku Tyrawy Wołoskiej, aby jak najdalej od Sobienia. Dowiedzieli się potem że zamek spłoną akurat gdy trwał bal. Więc domyślili się że grali na balu duchów
Legendy i Baśnie - Legenda o Diabelskim Sądzie
Jest to legenda regionalna, związana z Lublinem. To najbardziej znane podanie dotyczące tego miasta.
Cała rzecz dzieje się roku pańskiego 1637. Wówczas to przed obliczem Trybunału procesował się zamożny magnat z ubogą wdową. Sędziowie, czy to z racji przekupstwa, czy może obaw przed potężnym magnatem wydali wyrok na jego korzyść. Było to niesprawiedliwe i krzywdzące niebogata kobietę.
Rozżalona wdowa, w gniewie rzekła, że diabli sprawiedliwszy osąd by wydali niźli ludzie przekupni i ulegający pokusom.
Tej nocy pod budynkiem sądu pisarz trybunalski posłyszał jakiś niezwykły ruch. Wyszedł na dziedziniec, aby sprawdzić co się dzieje. Jego oczom ukazał się widok niezwykły. Otóż nieznani mu panowie, w czerwone szaty odziani poczęli wchodzić do trybunalskiego budynku. Zasiedli za stołem sędziowskim i sprawę tejże wdowy wywołali. Gdy im się pisarz uważniej przyjrzał, zauważył iż mają oni rogi i kopyta. Zatem to wezwani przez bezsilną kobietę czarci zjawili się i jej sprawę sądzić poczęli. Rozprawa odbyła się, każda ze stron procesowych miała diabelskiego obrońcę. Nawet wyborna mowa czarciego przedstawiciela magnata nie zwiodła szatańskich sędziów. Sprawa była oczywista.
Nawet piekielny sąd wydał wyrok sprawiedliwszy, niźli przekupny ludzki Trybunał. Wdowa zatem sprawę wygrała, a czart na znak swej bytności i dla przypieczętowania wyroku łapę swą na stole Trybunału wypalił.
Do dziś stół ten można oglądać w lubelskim muzeum na Zamku. A na Starym Mieście znajduje się restauracja pod Czarcią Łapą, niegdyś o wysokim standardzie, obecnie niestety spelunka.