MIŁOŚĆ
Pytanie o naturę miłości należy do najstarszych, jakie stawia przed sobą człowiek. Najpewniej po raz pierwszy zadano je, gdy pierwotne instynkty zaczęły ulegać sublimacji i istota ludzka odczuwała już coś więcej niż tylko głód, strach czy pożądanie.
Już w starożytności doceniano potęgę tego niezwykłego uczucia: Miłość wszystko zwycięża i my ulegamy miłości, zauważył Wergiliusz. Dla Dantego miłość jest tym, co wprawia w ruch stonce i gwiazdy. Jakaż jednak natura owej tajemniczej siły? Moc to niszcząca, czy twórcza?
Zmysłowo i alegorycznie
W Starym Testamencie istnieje coś tak zdumiewającego jak Pieśń nad pieśniami, poemat miłosny dawniej przypisywany królowi Salomonowi -miał go stworzyć dla zakochanej w nim królowej Saby. W rzeczywistości powstał dużo później, prawdopodobnie po powrocie Izraelitów z niewoli babilońskiej. W swej tekstowej warstwie jest to utwór pełen zmysłowości, opowiada o gorącym uczuciu łączącym dwoje pasterzy - Oblubieńca i Oblubienicę. Opowiadają o swej miłości, podkreślając urodę i wyjątkowość kochanej osoby. Świat przyrody jest zarazem tłem i tworzywem porównań. W tekście uderza, nieobecna w innych utworach biblijnych, sensualna fascynacja ciałem. Kochankowie adorują wzajemnie swe ciała, zestawiając je z tym, co najpiękniejsze - liliami, mirrą, cedrem. W warstwie dosłownej poemat bywa odczytywany jako zmysłowy liryk miłosny, ale już w starożytności zalecano interpretacje alegoryczne: Oblubieniec reprezentuje Boga, a Oblubienica wspólnotę ludzką - naród wybrany czy, w czasach nowożytnych, Kościół. W tej interpretacji byłaby to opowieść o wzajemnej miłości człowieka i Boga, o sile i wyjątkowości tego związku - w zmysłowych obrazach ukryte jest duchowe misterium miłości, l to zbliża Pieśń nad pieśniami do idei platońskiej.
Zmysłowy renesans
Przy lekturze Dekameronu Giovan-niego Boccaccio należy pamiętać, że dzieło jest reakcją na średniowieczną ascezę, nakazującej pogardę dla własnego ciała i jego potrzeb, nie mówiąc zmysłowych pragnieniach, a wszystko w imię wiekuistego szczęścia. Boccaccio dziełem swym głosi pochwałę radości życia, nad wyrzeczenia przedkłada wesołą zabawę, a miłość jest dlań najwyższym moralnym prawem. Opowiada o niej z humorem, wcale nie kryjąc, że najważniejszym darem Amora jest cielesna rozkosz -dlatego pewnie zawsze staje po stronie młodych żon, zaniedbywanych przez starych, zniedołężniałych mężów i po stronie zuchwałych kochanków, którzy, by osiągnąć upragnioną nagrodę, przezwyciężają każdą przeszkodę. Boccaccio zdaje się powiadać, ze zmysły człek posiadł po to, aby je zaspokajać
Eros oświecony
Wiek filozofów przyniósł osobliwe wzorce miłosne: z jednej strony mamy bowiem słynnego awanturnika, poszukiwacza przygód, libertyna, legendarnego kochanka i zdobywcę kobiet, Giovanniego Giacomo Casanovę, z drugiej zaś sentymentalistę Jana Jakuba Rousseau, głoszącego kult uczuć wzniosłych i żarliwych. Casanovą zostawił po sobie napisane u schyłku życia Pamiętniki, w których przedstawił swe burzliwe dzieje - oraz kobiety, które udało mu się uwieść. Człowiek ten, zawołany następca stawnego Don Juana, z uwodzenia kobiet uczynił swoistą filozofię życia: miał ich wiele, różnych stanów, wielkich dam i prostych mieszczek. Każdą ze swych bogdanek miłował szczerze i namiętnie; sęk w tym, ze dosyć krótko. To zawołany cynik, który wyznaje: Kochałem kobiety do szaleństwa, lecz jeszcze bardziej od nich wolatem wolność. Nic dziwnego, dzięki owej lubej wolności mógł kochać coraz to inną,
Zupełnie inaczej patrzy na miłość Jan Jakub Rousseau, autor bardzo poczytnego w wieku osiemnastym sentymentalnego romansu Nowa Heloiza, opowiadającego o uczuciu, które połączyło skromnego guwernera Saint-Preuxa z jego uczennicą Julią, córką zamożnego szlachcica. Zrazu młodego nauczyciela pociągają tylko duchowe wdzięki podopiecznej, co zresztą wyznaje w skierowanym do niej liście - mamy bowiem do czynienia z powieścią epistolarną, Obydwoje bardzo pragną, aby ich uczucie nie przekroczyło granic miłości platonicznej; mają świadomość, że popychająca ich ku sobie namiętność jest sprzeczna ze społecznym konwenansem.
Boskie szaleństwo
Miłość to w romantyzmie nie tylko jeden z najbardziej uprzywilejowanych tematów literackich, ale i zarazem istotny składnik ówczesnej filozofii życia. Miłosne doświadczenie to dla romantyka ważne, jeśli nie najważniejsze przeżycie duchowe. Kochać trzeba możliwie najintensywniej. Miłość, czyli czucie to jeden z duchowych instrumentów pozwalających wznieść się ponad martwy świat do wyższej rzeczywistości, to źródło duchowej potęgi człowieka, co podkreśla Mickiewicz w liryku Snuć miłość... W tym właśnie duchowym czuciu dochodzi do zbliżenia ludzi sobie przeznaczonych, dusz bliźniaczych, które razem tworzą doskonałą jedność. Miłość przy tym rzadko jawi się sielanką, to droga przez mękę, prowadząca do samozatraty, jak w przypadku Gustawa z IV cz. Dziadów czy Wertera.
To tendencja charakterystyczna tez dla twórczości Byrona. Romantyczny kochanek musi cierpieć, ponieważ miłość szczęśliwa, spokojna byłaby dla niego, człowieka o rozbudzonej wrażliwości, złaknionego wielkich, skrajnych doznań, czymś po prostu nudnym i pospolitym. Zwyczajności, przeciętności romantycy strzegli się jak diabeł święconej wody. Wielce wymownie wygląda przykład Hrabiego Henryka [Nie-boska komedia}, który szczęśliwe domowe pożycie z poślubioną i niedawno jeszcze ukochaną kobietą nazywa snem odrętwiałym, snem żarłoków, snem fabrykanta Niemca przy żonie Niemce, po czym rzuca to wszystko i podąża na kraj świata za widmem Dziewicy, kochanki idealnej i nienudnej, bo wyobrażonej.
Posunięta do granic rozsądku idealizacja obiektu westchnień to częsta przypadłość romantycznych kochanków, np. Giaur wręcz modli się do Leili, czcząc ją bałwochwalczo niczym osobę boską, a miłość to dla niego w istocie namiastka religii, w imię której postanawia rozstać się z tym światem. Ofiarą własnych wyobrażeń pada też Gustaw. W chwili trzeźwości przyznaje, że sam urojone żywiłem mamidła, / Sam przyprawiłem jady, od których szaleje. Kochanki romantycznych amantów przeobrażały się w ich rozgorączkowanej wyobraźni w bóstwa. Zapominano, że są to zazwyczaj osóbki dość pospolite, o praktycznych zainteresowaniach, na przykład Kordianowa Laura czy Werterowa Lotta a i Gustawowa Maryla wolała hrabiowskie złoto od jego miłosnych westchnień i zaklęć o wiecznym powinowactwie dusz. Bodaj tylko Kordian otrząsnął się szybko z tego fatalnego zauroczenia i we Włoszech z Wiolettą raczej bawi się w miłość i zdradę niż to na serio przezywa.
Kochaj i umieraj
Miłość i śmierć idą często w parze -już Szekspir w Romeo i Julii przedstawił kochanków idących za sobą do grobu, bowiem) jedno bez drugiego żyć nie mogło. Bohater Lalki Bolesława Prusa, wzorcowy pozytywista Stanisław Wokulski, pada ofiarą miłosnego zaślepienia. A już Platon przestrzegał: Ten, który kocha, staje się zaślepiony wobec przedmiotu swojej miłości. Pan Stanisław, skądinąd trzeźwy człowiek interesu, nie potrafił dostrzec prawdziwego oblicza wielbionej panny, arystokratki Izabeli Łęckiej. W jej obecności zachowuje się jak zakochany sztubak, nie widząc pod wykwintnymi manierami zupełnej duchowej pustki - gdy jej natura kokietki odkryje mu się w czasie wspólnej podróży ugodzony do żywego, rzuci się pod pociąg. Uzależnił się od tej miłości jak od narkotyku, to ona stanowiła motywację jego przedsiębiorczości, tak podziwianej przez całą Warszawę. Gdy jej zabrakło, życie Wokulskiego stało się puste. Jak wielu przed nim padł ofiarą romantycznych wzorców. Z drugiej strony koleżanka po piórze Prusa, Eliza Orzeszkowa, w tym samym czasie pokazuje w Nad Niemnem parę ludzie szczęśliwie zakochanych, świadomych swych celów i pragnień - ale Justyna i Jan trzymali się twardo ziemi i nie żywili na swój temat żadnych złudnych wyobrażeń; w tym sensie była to miłość prawdziwie pozytywistyczna.
Chuć modernistyczna
Fin de siecle przyniósł ze sobą dekadentów, rozczarowanych do zdobyczy nowoczesnej cywilizacji, ogarniętych pesymizmem i nihilizmem. Od nędzy egzystencji uciekali między innymi w miłość - pomagał im w tym niemiecki filozof Artur Schopenhauer, głoszący teorię metafizycznej miłości płciowej, która jest motorem ludzkich poczynań, potężną siłą twórczą, służącą naturze do szczytnego dzieła przedłużania gatunku. Lecz sita ta może stać się też żywiołem niszczącym. Także Fryderyk Nietzsche zauważał, że w życiu człowieka walczą ze sobą dwie postawy: prymitywna, acz witalna dionizyjska i harmonijna, intelektualna apollińska. Nic stąd dziwnego, że karty dzieł pisarzy modernistów głoszą miłość zmysłową.
Wojna i miłość
Głos pokolenia Kolumbów, Krzysztof Kamil Baczyński pisze: Nas nauczono. Nie ma miłości., w tym bowiem krwawym czasie ludzie przemieniają się w złych troglodytów, z których serc zostaje. Wojna powoduje degradację wszelkich wartości i uczuć wyższych, ich przemieszanie i zatratę znaczeń - podmiot liryczny Ocalonego Tadeusza Różewicza stwierdza, że dla niego miłość i nienawiść to nazwy puste i jednoznaczne. Jest niewątpliwie osobnikiem psychicznie okaleczonym, wypalonym duchowo.
W czasie wojny miłość jest zastępowania przez seks; fizjologia wypiera duchowość, bowiem najtrudniej zniszczyć w człowieku instynkty. Popęd seksualny odczuwają nawet wycieńczeni więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych czy sowieckich łagrów. W tym świecie seks staje się towarem, którym można zapłacić za chleb, ubranie, lżejszą pracę czy ochronę, ba, jest nagrodą za wzorowe zachowanie, jak w przypadku oświęcimskiego puffu. Na kultywowanie uczuć nikt nie ma czasu, sit i ochoty, zresztą, byłoby to absurdalne w cieniu krematoryjnych kominów. Co prawda bohater Borowskiego, Tadek, wysyła do ukochanej Marii listy, ale nic w nich nie pisze o miłości, skupiając się na Oświęcimiu jako strefie stężonego okupacyjnego koszmaru.
W objęciach totalitaryzmu
Zakończenie II wojny światowej przyniosło drugi, czerwony totalitaryzm. Stalinowski komunizm dążył do poddania jednostki całkowitej kontroli, wykluczającej jakąkolwiek prywatność, także w sferze uczuć. Wzorcowy mieszkaniec socjalistycznej utopii miał darzyć uczuciem Wielkiego Brata, przywódcę ucieleśniającego najszczytniejsze ideały panującej ideologii; nie istniał jako autonomiczna jednostka, mająca własne pragnienia i marzenia. Nie chcieli tego przyjąć do wiadomości Julia i Winston, bohaterowie Roku 1984 George'a Orwella, którzy uciekli w miłość przed koszmarem totalitarnego świata. Ich uczucie, spełnianie w czasie konspiracyjnych randek, od początku nie miało szans:
nie mogli umknąć wszechobecnym oczom i uszom Wielkiego Brata. Pochwyceni, zostają poddani wyrafinowanym torturom, których celem jest zabicie łączącej ich namiętności, sprzecznej z lansowanymi ideami. Dopiero, gdy wyrzekną się siebie, pogodzeni z władzą mogą wrócić na tono praworządnego społeczeństwa by dalej kochać Wielkiego Brata... Rzeczywistość totalitarna degraduje się tak materialnie, jak i moralnie - co pokazuje Tadeusz Konwicki w Malej apokalipsie. Bohater, wytypowany przez opozycję do bohaterskiej, protestacyjnej śmierci, pogodzony z losem, ale i zarazem mający nadzieję, że coś się jednak stanie i nie będzie musiał spalić się na schodach Pałacu Kultury, spotyka młodą Rosjankę, Nadzieżdę, kobietę swoich marzeń, odpowiadającą mu fizycznie i duchowo. Jednak próba ucieczki w miłość kończy się niepowodzeniem, bowiem bohater, mimo ze bardzo by chciał, nie jest już do niej zdolny, ma w środku pustkę wypełnioną gruzem dawnych wartości. Tak naprawdę będą się mogli kochać dopiero po tamtej stronie bytu.
Wrota wolności
O ile lata powojenne upłynęły na wschodzie Europy pod znakiem totalitaryzmu, o tyle świat zachodni przeżywał eksplozję wolności, która swój punkt szczytowy osiągnęła w latach sześćdziesiątych - to wtedy hippisi, dzieci-kwiaty, lansowali hasło Make love, not war (uprawiaj miłość, nie wojnę), sprzeciwiając się wojskowej interwencji USA w Wietnamie. Uprawianie owej miłości rozumiano najbardziej dosłownie, głosząc konieczność kochania się każdego z każdym. Zasada owa zyskała dźwięczne miano seksualnej rewolucji.
Kochać? nie kochać?
Może rzeczywiście powinniśmy poprzestać na cynicznym stwierdzeniu osiemnastowiecznego pisarza Chamforta: Miłość w tym znaczeniu, w jakim istnieje w społeczeństwie, jest tylko wymianą dwóch fantazji i zetknięciem się dwóch naskórków. Naprawdę starczy, więcej nic nie trzeba? Współczesna poetka Wisława Szymborska w wierszu We dwa razy porównuje naszą rzeczywistość do rzeki Heraklita: jest ona niepowtarzalna i przypomina prącą przed siebie falę zmienności, tutaj nie ma powtórek, szans na drugie podejście. Gdzie szukać oparcia w tym chaotycznym, niepewnym świecie? Uśmiechnięci, współobjęci, spróbujemy szukać zgody, choć różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody. Zatem jedynie drugi człowiek może być tym Archimedesowym punktem oparcia, służącym może nie tyle poruszeniu ziemi, lecz godziwemu przebrnięciu przez rzekę imieniem Pantha rei.
Cóż więc warta jest miłość? Być może rację ma poeta Mikołaj Sęp Szarzyński, pisząc: nie miłować ciężko, i miłować/ Nędzna pociecha. I miłość, i jej brak to jednaka dla człowieka tortura - i może właśnie na tym polega ta od wieków poszukiwana tajemnica boga zwanego Erosem?
1