Musiałam przeznaczyć całą sekundę na podniesienie się i przybranie pozycji ataku.
Jednak mój przeciwnik nie próżnował. Poczułam, że jego ręka ściska mój nadgarstek i po kolejnej sekundzie wisiałam głową w dół, nie wiedząc, co trzyma mnie w powietrzu.
Zaczęłam się szamotać i wrzeszczeć coś w stylu "pomocy" i "zabierz te łapy". Jednak osoba, która mnie złapała nie przejmowała się tym ani trochę. W pewnym momencie tak się zdziwiłam, że przestałam się szarpać. Wydało mi się bowiem, że usłyszałam jego śmiech.
-Kim ty...-wymamrotałam. Tak, teraz byłam pewna. On się śmiał!
Podniosłam głowę z trudem i zobaczyłam, że to właściciel śmiechu trzymał moją lewą kostkę tak, że dyndałam tuż nad ziemią. Cóż, nie zdziwiło mnie to. W końcu to wampir.
-Puść mnie!-warknęłam, obnażając ostre zęby.
-Spokojnie Renesmee Cullen, spokojnie. Nic ci nie zrobię.-zaśmiał się znowu. Jego śmiech był taki lekki i przyjemny dla ucha...
I w tym samym momencie, kiedy rozbrzmiała ostatnia sylaba zdania puścił moją nogę.
Nie zdążyłam nawet krzyknąć, bo już trzymał mnie w swoich ramionach. Ze zdziwienia otwarłam usta.
-Kim ty jesteś?-ponowiłam pytanie. Gniew na przybysza jakoś szybko ze mnie wyparował. I podobnie jak przy Jacobie, nawiedziło mnie przeczucie, że już go kiedyś widziałam. Przyjrzałam się jego twarzy, kiedy już postawił mnie na ziemi.
Można było powiedzieć, że jest przystojny. Miał krótko długie włosy, o wiele od dłuższe od Jacoba. Jego usta były lekko wydęte, jakby na zawsze w lekkim grymasie. Uśmiech miał pełen życia i radości, a jego oczy...
Moment, zaraz.
Jego oczy były zielono-morskie.
-Miło mi cię ponownie zobaczyć, Renesmee Cullen.-powiedział, uśmiechając się łagodnie. Nie przejął się zbytnio tym, że patrzyłam się na niego jak na niedźwiedzia w butach. Opuścił mnie bez słowa na ziemię.
-Kim ty jesteś?-wymamrotałam po raz któryś, kręcąc głową.-I jak...? Dlaczego...ty...-słowa plątały mi się na języku. Miałam tyle pytań do zadania w tym samym czasie!
-Jak się masz?-spytał, ignorując moje pytania.-Dość urosłaś.-coś mi to przypomniało. Ach, no oczywiście, to były pierwsze słowa Jake'a, które do mnie powiedział.
Jacob...
Ciekawe gdzie teraz był. I jak poszła walka z Leah'ą.
Potrząsnęłam głową. "Skup się Nessie. Skup się"-przywołałam się do porządku.-"Masz przed sobą obcego, nie myśl o tym palancie, Jake'u. Skup się."-zganiłam się w duchu i ponownie potrząsnęłam głową.
-Kim ty w ogóle jesteś?-spytałam któryś raz z kolei. Pokręcił głową, uśmiechając się lekko.
-Tak też właśnie myślałem, że nie będziesz mnie pamiętać.-odparł. Potrząsnęłam głową i złapałam się dłonią za czoło. Za dużo ludzi znających mnie z przeszłości, za dużo wydarzeń, za mało czasu...wciąż czułam lekki przypływ adrenaliny towarzyszący mojemu skokowi z samochodu. Zastanawiałam się w jakim jest teraz stanie.
-Szkoda, że nie możesz sobie przypomnieć. Ale jestem pewien, że jeżeli pogrzebiesz w swoich wspomnieniach będziesz w stanie znaleźć odpowiednie.-pokręciłam głową, nie podnosząc wzroku. Skąd wiedział o moich zdolnościach? Aby przekazywać moje myśli musiałam najpierw znaleźć odpowiednie, przeszukując umysł. Do tej pory wiedzieli o tym tylko Cullenowie. Nikomu innemu nic nie mówiłam.
Przykucnęłam, starając wyrwać się z objęć rzeczywistości. Otworzyłam cały mój umysł przed sobą i szukałam wspomnienia, jakiegokolwiek obrazu, zapachu, dźwięku.
Nic.
Nie znałam żadnego innego wampira, który wiedział o moich zdolnościach poza moją rodziną.
Ale on nie był wampirem. Przeczyły temu jego oczy. Chociaż zawsze mógł założyć soczewki. Tak, to było wyjście z niezręcznej sytuacji. Podniosłam głowę.
-Jesteś wampirem.-powiedziałam. Nie było to pytanie. Uśmiechnął się łagodnie i przymknął oczy.
-Blisko. Ale to nieprawda. Jestem taki jak ty, Renesmee Cullen. Jestem pół-wampirem, pół-człowiekiem.-przez chwilę nie dotarł do mnie sens tych słów. On był kim...? Przecież...nie, to niemożliwe! Ponownie spuściłam głowę i włożyłam ją między kolana. Zemdliło mnie.
Bella i Edward nigdy nie mówili mi, że jest więcej pół-wampirów, pół-ludzi. Wiedziałam już o wielu różnych rzeczach, o wampirach, wilkołakach, nomadach...ale jeszcze nigdy nikt mi nie powiedział, że jest więcej takich osób jak ja.
-Wiem, że to może być dla ciebie trudne, Renesmee Cullen. Ja też bardzo się zdziwiłem kiedy pierwszy raz cię spotkałem. Do tamtego dnia byłem pewien, że nie istnieje ani jedna kobieta mojego gatunku, z którą nie jestem spokrewniony.-sens jego słów uderzył we mnie z podwójną siłą. Czy on coś insynuował? Co on sobie wyobraża? Czy my żyjemy w czasach średniowiecza??
Ponownie mnie zemdliło i pochyliłam głowę niżej.
-Kim ty w ogóle jesteś?-wydyszałam.
-Mam na imię Nahuel.-odparł. Jego głos był taki spokojny jakby ta sytuacja w ogóle go nie krępowała. Dziewczyna, kucająca u jego stóp, starająca się nie zwymiotować.
Codzienna rutyna.
-Nahuel?-powtórzyłam trochę mocniejszym głosem.-To imię nic mi nie mówi. A nazwisko?
-Nie mam.-zaskoczył mnie tym i zmusiłam się do uniesienia głowy. Patrzył w dal.
-Jak to "nie masz"?
-Albo nie mam, albo nie pamiętam. Jedno z dwóch.-wzruszył ramionami.-Głównie żyję w lesie amazońskim, nie potrzebne mi tak nazwisko.-uśmiechnął się blado.
Skryłam twarz w dłoniach.
-Za dużo jak na jeden dzień.-wyszeptałam bardziej do samej siebie niż do niego.
-Tak, masz rację. Zaniosę cię do domu.-i zanim zdążyłam zaprotestować, trzymał mnie w ramionach. Poczułam jak krew szumi mi w uszach. Jak mogłam tak łatwo dać się złapać nieznajomemu? Może on tak naprawdę jest zwykłym człowiekiem, może nawet zboczeńcem...?
-Puszczaj!-krzyknęłam i zaczęłam się szamotać. Jego oczy rozszerzyły się, ale posłusznie postawił mnie na ziemi. Odetchnęłam głęboko.
Gdzie był teraz Jacob? Natłok wspomnieć i przeżyć przytłaczał mnie. Krew jelenia, pragnienie, Jacob, Leah, Quil...tego wszystkiego było za dużo, a teraz jeszcze ten Nahuel!
-Sama wrócę do domu.-wymamrotałam i zatoczyłam się. Świat pociemniał.