Krytyka niektórych zagadnień filozofii Kartezjańskiej.
Kartezjusz to bez wątpienia wybitna i znacząca postać w historii filozofii i myśli ludzkiej. Będąc rządnym niezawodnej i prawdziwej wiedzy, opartej nie na mniemaniach, lecz na czysto racjonalnych przesłankach wniósł on więcej do skarbnicy myśli filozoficznej niż niejeden szacowny filozof. Kartezjusz był pierwszym zapamiętanym przez historię człowiekiem, który za punkt wyjścia w swojej filozofii uznał negację wszelkiego bytu, po to by nowa metoda eliminująca wszelkie niekorzystne i zbędne czynniki była przejrzysta i niezawodna. Wypracowanie takiej metody Kartezjusz uznał za priorytet własnych dociekań, gdyż bez niej jakiekolwiek rozważania byłyby mętne i co gorsza zabarwione pozbawionym obiektywności mniemaniem, osłabionym przez to w swoim istnieniu jako stwierdzenia pewnej prawdy o bycie. Metoda kartezjańska stanowi milowy krok nie tylko na tle rozważań filozoficznych ale jest również niezwykle pożyteczna dla nauk, które w czasach bliskich Kartezjuszowi nie dysponowały odpowiednią metodą zapewniającą ich wiarygodność.
Zadziwiającym jest, że Kartezjusz właściwie nie domagał się niczego nadzwyczajnego, gdyż jak się dzisiaj może wydawać założenie kartezjańskie nie jest niczym wyjątkowym a jak najbardziej oczywistym. A jednak przed Nim nikomu innemu nie przyszło do głowy, że aby udowodnić istnienie czegoś, należy zanegować najpierw wszystko, co wpływa na postrzeganie tej rzeczy, z nią samą włącznie. Godna podziwu jest jego ogólna postawa i podejście do zagadnień filozoficznych, to, że interesowały go fakty i bezkompromisowa prawda. Zabsorbowanie poszukiwaniem niezawodnej metody pozwalającej orzekać o bytach nie było wyrazem megalomanii i poczucia wysokiego mniemania o sobie, lecz raczej wynikiem badawczego uporu i wiary w możliwości ludzkiego, odpersonalizowanego umysłu. Kartezjusz wyróżniał się nie arogancką pewnością swoich słów i obcesowym narzucaniem swojego zdania, lecz otwartością na każdą sensowną dyskusję i szacunkiem dla poglądów innych. Wydawać by się mogło, że nie sposób oddzielić przytłaczającej krytyki niewłaściwych mniemań i poglądów od obligatoryjnego tonu wypowiedzi, a jednak, pisma Kartezjusza są tego dobitnym przykładem tym bardziej, że podkreślał On, iż drogę którą obrał uważa za najwłaściwszą dla własnych dociekań i nie wyklucza jakichś innych metod równie skutecznych i prowadzących do poznania prawdy. Tak więc osobiście wysoko sobie cenię choćby samą postawę Kartezjusza jako bardzo sprzyjającą konstruktywnym rozważaniom filozoficznym.
Godna podziwu jest również Jego erudycja, bez wątpienia można go nazwać „człowiekiem renesansu”, gdyż interesował się nie tylko filozofią, algebrą i geometrią ale także naukami przyrodniczymi a we wszystkich dziedzinach starał się być równie rzetelny i mimo iż uważał , że „należy zajmować się tymi tylko przedmiotami, do których pewnego i niewątpliwego poznania umysły nasze zdają się wystarczać”, zdawał się doskonale radzić z niedociągnięciami i ułomnościami wszelkich nauk nie-matematycznych.
O ile teorii Kartezjusza trudno jest zarzucić jakieś rażące błędy, to z Jego poglądami sytuacja nie jest dla mnie tak oczywista jak stwierdzenie „Myślę więc jestem”. Dostrzec można w nich bowiem pewną niekonsekwencję. Jednym z przykładów może być postulowany przez Kartezjusza dualizm, podział bytów na duchowe czyli racjonalne i cielesne czyli rozciągłe w przestrzeni, kolidujący z racjonalizmem kartezjańskim, który zakładał, iż umysł powinien nie tylko opisywać i przyjmować do wiadomości istnienie pewnych faktów, lecz je rozumieć i wyjaśniać. Jeśli rozum (jaźń) i cielesność należą do dwóch różnych światów i nie oddziałują na siebie, to wówczas rozum nie jest w stanie zrozumieć ani nawet poznać rozciągłej rzeczywistości.
Kolejnym przykładem niekonsekwencji Filozofa jest Jego dowód na istnienie Boga i to na nim chciałabym się skupić. Kartezjusz oparł ów dowód na dwóch punktach 1) Niedoskonałej jaźni i 2) Idei Boga. Z czego pierwszy mówił, że niedoskonała jaźń musi mieć swoją przyczynę i istnieje jakaś ostateczna doskonała przyczyna, którą jest Bóg. Jeśli chodzi o punkt drugi, to samo istnienie idei Boga w naszym umyśle wskazuje, że nie jest to wytwór naszego niedoskonałego umysłu, którego niedociągnięcia są jawne, gdyż coś niedoskonałego nie może być źródłem idei doskonalszej, tak więc musi istnieć Bóg, który jest źródłem idei doskonałej i wytworzył w nas tę ideę. Tak po krótce przedstawiają się dowody na istnienie Boga. Nie trudno zauważyć , że nie są to dowody zbyt oryginalne i przywodzą na myśl scholastykę średniowieczną. Można powiedzieć, iż kluczowym dla obu dowodów jest pojęcie „doskonałości”. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego dysponowanie pewnym pojęciem miałoby wskazywać od razu na istnienie jakiegoś bytu rzeczywistego. Przecież oczywistym wydaje się że dysponujemy pewnym zasobem pojęć bez desygnatów takie jak np. pegaz, gnom, troll, elf i inne baśniowe stwory, których nigdy nie widzieliśmy w rzeczywistości i nie mamy w zasadzie podstaw twierdzić, że takie stwory istnieją chociaż dobrze wiemy jakby wyglądały i jakby się zachowywały choćby z najpopularniejszego ostatnio filmu np. elf miałby smukłą ludzką postać byłby delikatny, inteligentny, i wyniosły. Posiadamy ideę elfa , czy to o czymś świadczy? Czy dlatego elfy żyją naprawdę? Zapewne Kartezjusz odparłby zarzut następująco: elf nie jest doskonały, dlatego może być wytworem umysłu ludzkiego, który z kolei posiada zdolność wytwarzania niektórych idei. Ja odpowiem jednak, że powszechnie wiadomo, iż elfy są o wiele piękniejsze, bardziej rozumne i inteligentne od ludzi, a w takim razie są doskonalsze od ludzi, w jaki wiec sposób człowiek wymyślił istotę doskonalszą od siebie i skoro tak to czemu nie miałby wymyślić idei Boga? Ponieważ skutek nie może być doskonalszy od przyczyny, Kartezjusz zapewne odrzuciłby możliwość wytworzenia przez człowieka idei doskonalszych od niego, więc odpowiedz może by brzmiała, że to Bóg umieszcza w człowieku idee doskonalsze od człowieka. Znowu wracamy do doskonałości, którą można miotać niczym kamykami ze strumyka, których nigdy nie zabraknie. Nie będę już analizować tego, czy w ogóle istota doskonała może tworzyć rzeczy niedoskonałe, gdyż czynność taka ze względu na skutek jest niedoskonała, a wszelkie tłumaczenie niedoskonałości brakiem doskonałości uważam za słowne koło i tłumaczeniem ignotum per ignotum. Już sam brak czegokolwiek wskazuje na niedoskonałość, a więc jak to będzie brzmieć: Niedoskonałość doskonałości? Poza tym uważam za niewłaściwe żonglowanie pojęciami abstrakcyjnymi takimi jak „doskonałość”. Odnoszę wrażenie, że pytanie się o to, co jest doskonalsze od czego, jest tyle samo warte, co pytanie : O ile bardziej wszechmocne jest krzesło od chomika ? Ale co właściwie ma wszechmoc do krzesła lub chomika? Dlaczego właściwie pytamy o wszechmoc w tym kontekście? Ludzie rozpatrujący doskonałość rzeczy chyba nie zadają sobie takich pytań, gdyż doskonałość jest po prostu doskonała tak jak wszechmoc powinna być wszechmocna.
Kartezjusz nauczył nas, że dzięki odpowiedniej metodzie możemy w większym stopniu poznać świat i zrozumieć go dogłębniej, a także tego że myślenie, nawet błędne jest bardziej wartościowe niż przyswajanie wiedzy niezrozumiałych autorytetów. Uważam jednak za błędne kartezjańskie dowody na istnienie Boga i sądzę, że sprzeniewierzają się one Jego się filozofii. O ile podziwiać Go można za staranność w dążeniu do perfekcji, o tyle dość zaskakująca okazuje się jego niekonsekwencja i skłonność do popadania w pewien dogmatyzm myślowy. Pewnym usprawiedliwieniem takiego „psucia” własnych osiągnięć może być ówczesna sytuacja historyczna, gdzie kontrreformacja i sądy inkwizycyjne zbierały swoje krwawe żniwo w niemalże całej Europie i należało bardzo uważać co się mówi, czego wymownym świadectwem był Giordano Bruno spalony na stosie w 1600 r. lub Galileusz, który został zmuszony do oficjalnej zmiany swych poglądów. Jednak jeśli usprawiedliwiam w pewnym stopniu postawę Kartezjusza jako wyraz pewnej przemyślności, to w ocenie całościowej Jego filozofii abstrahuję od panującej wówczas sytuacji i ograniczam się do faktów. Mylić się jest rzeczą ludzką i Kartezjusz tego nie kwestionował za bardzo jednak wierzył w siłę ludzkiego umysłu i prostotę tego świata. Zarzucał ówczesnym naukowcom nieumiejętność doszukiwania się rzeczy prostych w rzeczach złożonych i traktowanie ich niemal okultystycznie jako nietykalne tabu. Sugerując się naukami matematycznymi uwierzył, że świat rzeczywisty jest tak samo złożony i uporządkowany jak one, dlatego rządzą nim te same prawa i reguły. Niestety rzeczywistość okazuje się zbyt irracjonalna i skomplikowana by ująć ją w prosty system niezawodnych praw.
BIBLIOGRAFIA :
Descartes R., Rozprawa o metodzie, tłum. W.Wojciechowska, Warszawa 1981.
Descartes R., Prawidła kierowania umysłem. Poszukiwanie prawdy przez światło przyrodzone rozumu, tłum. L.Chmaj, Warszawa 1958.
R. Descartes, Prawidła kierowania umysłem. Poszukiwanie prawdy przez światło przyrodzone rozumu, tłum. L.Chmaj, Warszawa 1958.
1