Groteskowe zdjęcie na okładce, artykuły o wszystkim i o niczym, konkurs, który ma tę samą odpowiedź od trzech ostatnich numerów, a najlepsze zdjęcia to wstawione reklamy spektakli Teatru Wielkiego… Tak, tak. Trzymam w ręku kolejny marcowy numer gazety uniwersyteckiej „Atheneum”.
Nie posilę się o obszerny komentarz okładki. Mam wrażenie bowiem, że redakcja czasopisma przyjęła za swój znak szczególny kiczowate zdjęcia biednych studentów- kukieł. Być może moje poczucie estetyki jest mocno zachwiane, jednak nie widzę ani krzty powodu dla którego ten portret został uznany za godny pierwszej strony… Ze swoistym dla lektury „Atheneum” zniesmaczeniem po ocenie strony nr… jeden, przewracam kartkę. Z tego miejsca pragnę złożyć całemu zespołowi redakcyjnemu wszystkiego najlepszego, gdyż pismo obchodzi swoje pierwsze urodziny. Gratuluję motywacji do działania i życzę lepszych niż dotąd osiągów.
W tym numerze wywiad przeprowadzony został z profesorem Mariuszem Zawodniakiem, który próbuje przekonać czytelnika do swoich innowacyjnych pomysłów grając na obawach studentów o ich przyszłość zawodową. Nie podoba mi się filozofowanie ów Pana. Używa On abstrakcyjnych sformułowań dla swojego, nieznacząco różniącego się od obecnego, systemu nauki szkolnictwa wyższego ślepo wierząc, że przewróci to rynek pracy do góry nogami. Jego przekonanie o posiadaniu monopolu na rację jest odstręczające.
Informacje zawarte w tym numerze, muszę przyznać, są naprawdę ciekawe. Począwszy od artykułu o egzaminie warunkowym, poprzez tekst o zdystansowanym fun page’u UKW na facebooku, aż po wskazówki dotyczące rozmowy kwalifikacyjnej. Warto poświęcić temu kilka minut.
Dalej „Atheneum” pędzi tym samym poziomem. Nietrafiony jest co prawda reportaż o zmianach w sposobie zdawania prawa jazdy (ze względu na przedawnienie), jednak nie zmniejsza to poziomu euforii i entuzjazmu czytelnika. Przeprawiona przez morze, stymulujących mą ciekawość, zdań zatrzymuję się ze zmarszczonym czołem nad tytułem „5 filmów, dla których chcesz rano wstać”. Znów jestem zaintrygowana. Autor, Julian S. Drob, przez swą zuchwałość zyskuje moją uwagę. Nie trafił w dziesiątkę z doborem repertuaru argumentującego jego pewność, lecz zakładam, iż nie jest on cenionym w świecie krytykiem filmowym, aby tego od Niego wymagać.
Podsumowując, pozostaje mi tylko zrobić wielki ukłon w kierunku redakcji „Atheneum”. Prócz małych potknięć numer ten wyróżnia się na tle dotychczasowych. Cieszę się, że zamykam gazetę z przeciwnymi odczuciami, niż rozpoczynając jej lekturę.