Woodford Peggy Mozart

Peggy Woodford

MOZART

Polskie Wydawnictwo Muzyczne SA

2000

Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie

w feggy woocuord iy'/ /, 1978 and 1990.

First published by Midas Books in 1977.

This edition published in 1990 by Omnibus Press,

a division of Book Sales Limited.

Ali rights reserved. No part of this book may be reproduced in any form, by

photocopying or by any

lectronic of mechanical means, including information storage or retrieyai

systems, without permission

in writing from the publishers. Unauthorised reproduction of any part of this

publication is an

infringement of copyrighfc.

Przekład

ALEKSANDRA HAWRO

Projekt okładki seryjnej

WITOLD ABAKO

Na okładce wykorzystano akwarelę L. Carrogisa de Carmontelle'a

,"-^~^"r^,^

/^.... •.-'A

Ii •We'^ n

'• '; ' •\" •'• , ''•''

v^ ,,...> .^

© Copyright for the Polish edition by Polskie Wydawnictwo Muzyczne SA

Kraków, Poland 2000

Redaktor: Ewa Widota-Nyczek

Opracowanie graficzno-techniczne: Barbara Smajdor

Komputerowy skład i łamanie: Dominika Dzierżanowska

Skanowanie fotografii: Bogusław Sowiński

Polskie Wydawnictwo Muzyczne SA. al. Krasińskiego l la, Kraków

Wydanie I. Printed in Poland 2000. Druk: Pracownia Poligraficzna PWM.

Żarn. nr 15/2000

ISBN 83-224-0496-4

PWM 20240

Spis treści

I. Dzieciństwo w Salzburgu 7

II. Wiedeń 20

III. Paryż i Londyn 32

IV. Pierwsza opera 47

V. Włochy 58

VI. Miłość i śmierć 71

VII. Małżeństwo i sukces 88

VIII. Państwo Mozartowie w Wiedniu 103

IX. Figaro i Don Giovanni 116

X. Bieda i śmierć 130

Epilog 147

Ważniejsze utwory Wolfganga Amadeusza

Mozarta 149

Bibliografia (wybór) 754

Indeks nazwisk i tytułów 255

•tret olejny pędzla Barbary Kraft, 1819 (Wiedeń, Gesellschaft

y na podstawie szczegółu z portretu rodzinnego z 1780-81 r.

Sricha Deutscha, Kraft pracowała pod kierunkiem Nannerl;

najlepszą i najbardziej wierną podobizną kompozytora.

Dla Imogeny

Dzieciństwo w Salzburgu

Mozart jest wspaniały i godny podziwu.

Beethoven

Dom w Salzburgu, w którym urodził się Wolfgang Ama-

deusz Mozart był wysoki i wąski. Piękna szeroka brama

z kutego żelaza z wymyślnie rzeźbionym portykiem pro-

wadziła na otwarty podwórzec. Na parterze znajdował się

magazyn sklepu, z którym państwo Mozartowie nie mieli

nic wspólnego; ich część domu zaczynała się powyżej, na

trzecim piętrze. Dziś dom ten wychodzi na ulicę; w latach

pięćdziesiątych XVIII stulecia w tym miejscu znajdował

się otwarty skwer, Lóchelplatz, który z tryskającą pośrod-

ku fontanną stanowił zapewne miły dla oka widok. Atmo-

sferę tego miejsca doskonale oddaje szkic Erica Bloma,

autora biografii Mozarta.

Dom z płaskim frontonem i dachem, z zewnątrz wygląda z włoska,

lecz w środku tchnie germańską swojskością. Jakże odpowiednie oto-

czenie dla gospodarza, który maniery ma włoskie, lecz duszę nie-

miecką. W brukowanej sieni o bielonych ścianach dziwny zapach wita

gościa; zapach przywodzący na myśl jednocześnie rynsztok, koty i stra-

wę kuchenną, a zarazem nie przypominający żadnej z tych rzeczy.

Dom pełen był instrumentów muzycznych; w czterooso-

bowej rodzinie aż trzy osoby zawodowo parały się muzyką.

Były więc skrzypce, klawesyny, klawikordy, flety proste

i najprawdopodobniej wszędzie znajdowało się wiele nut.

Ojciec Wolfganga, Leopold Mozart (1719-1787) był zna-

nym muzykiem; sam grał i nauczał gry na skrzypcach, or-

ganach i fortepianie; napisał popularną Szkolę skrzy -

pcową (wydaną w roku narodzin Wolfganga), powszechnie

znaną i używaną w świecie muzycznym.

Leopold był również oficjalnym kompozytorem dworu

salzburskiego, którym w chwili narodzin Wolfganga rzą-

dził książę arcybiskup zwany hrabią Schrattenbach, zac-

ny człowiek, otaczający opieką muzykę i sztukę; utrzymy-

wał stałą orkiestrę liczącą od 21 do 33 muzyków. W tym

czasie Niemcy i Austria podzielone były na małe państwa-

-miasta, w których panowali elektorzy lub książęta; każdy

władca, za przykładem cesarza w Wiedniu, starał się

utrzymywać tak wystawny dwór, na jaki tylko było go

stać.

Muzyka stanowiła ważny element dworskiego życia; każ-

dy dwór miał swojego kapelmistrza, odpowiedzialnego za

muzykę w najszerszym tego słowa znaczeniu, zarówno re-

ligijną, graną w kaplicach i kościołach, jak i świecką, któ-

ra towarzyszyła festiwalom, balom i przyjęciom. Leopold

Pokój, w którym

urodził się Mozart.

Dom Mozartów kupiła

Międzynarodowa

Fundacja Mozarteum

w 1917 roku.

Obecnie mieści się

w nim sławne muzeum.

torem. A dwór w Salzburgu, choć był tylko małym dwo-

rem w małym mieście, słynął ze swojej muzyki.

Tak więc Leopold był renomowanym muzykiem, i jego

syn, który przyszedł na świat 27 stycznia 1756 roku, od

najwcześniejszych dni żył i oddychał atmosferą muzyki.

Małego chłopca ochrzczono imionami Johann Chryzostom

Wolfgang Teofil, w skrócie Wolfgang Amadeus (jako że

Amadeus to łacińska wersja greckiego imienia Theophi-

lus). Leopold nazywał swojego syna Wolfgangerl, czy na-

wet Woferl, tak jak starszą siostrę Wolfganga — Nannerl,

zamiast Anna Maria. Nannerl była starsza od Wolfganga

o pięć lat; urodziła się w lipcu 1751 roku. Państwo Mozar-

towie mieli więcej dzieci, wszystkie jednak zmarły we wcze-

snym dzieciństwie, stając się ofiarami wysokiej śmiertel-

ności niemowląt.

Nannerl była niesłychanie muzykalną dziewczynką; od-

kąd skończyła pięć lat, ojciec uczył ją gry na „Klavier" i był

zachwycony jej postępami. W tamtych czasach w Niem-

czech termin „Klavier" był nazwą ogólną, używaną na ozna-

czenie wszelkiego rodzaju strunowych instrumentów kla-

wiszowych, w tym klawikordu, klawesynu i fortepianu.

Klawikord wyglądał jak mały fortepian o nieco dziwacz-

nym kształcie. Podobnie jak pianino miał klawiaturę, choć

o mniejszym zasięgu. Wydawał miękki dźwięk. Po naciś-

nięciu klawisza, mosiężna płytka, czyli tangent uderzała

w strunę: im mocniej naciskano klawisz, tym dźwięk uzy-

skany był wyższy, jednak nie głośniejszy. Od początku

XV wieku aż do czasów Mozarta klawikord był uważany

za króla instrumentów klawiszowych.

Klawesyn, który ostatnio przeżywa renesans, jest in-

strumentem strunowym szarpanym, równie starym jak

klawikord, o strunach podobnych do strun fortepianu.

Grający w mniejszym stopniu niż w przypadku klawikor-

du kontroluje dźwięk oraz czas jego trwania, lecz jedno-

cześnie zakres dźwięków jest szerszy. Cechą wyróżniającą

klawesyn spośród innych instrumentów jest to, że może

on posiadać, podobnie jak organy, kilka połączonych kla-

wiatur lub manuałów.

Niemiecki klawikord

z 1763 r.

Klawesyn Johanna

Adolfa Hassa z Ham-

burga, 1764. Instru-

ment został odrestau-

rowany w 1840 roku,

co może wyjaśnić fakt,

ze klawisze diatoniczne

są z kości słoniowej,

a chromatyczne z he-

banu; normalnie kolory

powinny być przypo-

rządkowane odwrotnie,

tzn. klawisze diatonicz-

ne powinny być wyko-

nane z hebanu,chro-

matyczne zaś z kości

słoniowej. Instrument

ten najprawdopodob-

"lej należał do samego

Mozarta (Russel Col-

lection, Uniwersytet

Edynburski).

stoforiego,

Fortepian, lub raczej jego prekursor, został wynalezio-

ny przez Włocha z Florencji, Bartolomea Cristoforiego.

W swojej pracowni, gdzieś między rokiem 1693 a 1700,

zbudował on instrument, w którym tangenty klawikordu

oraz plektron klawesynu został zastąpiony całkiem nowym

wynalazkiem: pokrytym skórą młoteczkiem, który uderzał

w struny. W ten sposób grający mógł ad hoc kontrolować

i stopniować zarówno brzmienie, jak i długość dźwięku, co

więcej — także jego głośność. Wczesny fortepian był in-

strumentem wyrafinowanym, pełnym barw i delikatnych

niuansów. Fortepiany wiedeńskie z czasów Mozarta, w od-

różnieniu od ich angielskich odpowiedników, umożliwiały

ponadto lekką, szybką grę oraz precyzyjne tłumienie (lub

wyciszanie) dźwięków, a co za tym idzie — uzyskanie wię-

kszej klarowności brzmienia. Wczesnym fortepianom na-

dawano różne nazwy. Większość znana była jako forte-

piano (później pianoforte), gdyż nazwa ta w szczególny

sposób podkreślała zdolność instrumentu do rozróżniania

dźwięków cichych (piano) i głośnych (forte).

Rodzina Mozartów, jak zauważyliśmy, od początku żyła

w otoczeniu wszelkiego rodzaju instrumentów klawiszo-

wych. Gdy Leopold uczył Nannerl gry na „Klavier", może-

my z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że gra-

Austriacki fortepian

pedałowy z końca

XVIII wieku, najpraw-

dopodobniej pochodzący

z pracowni Johanna

Schmidta. Leopold

Mozart zarekomendo-

wał Schmidta na dwo-

rze w Salzburgu i Wolf-

gang musiał znać jego

instrumenty (Norym-

berga, Ruck Collection,

Germanisches Natio-

nalmuseum).

ła na większości z tych instrumentów, a w szczególności

na klawesynie i fortepianie. Nannerl była pracowitą, spo-

koJną, miłą panienką i ojciec wiązał z nią wielkie nadzie-

Tymczasem Wolfgang - żywy, inteligentny chłopiec -

mając cztery lata, zaczął przerywać lekcje Nannerl Już

wcześniej, gdy skończył trzy lata, godzinami spędzał czas

przy klawiaturze, wypróbowując własne akordy i melodie

a teraz potrzebował regularnej nauki. Ojciec był zdumiony

postępami syna. Wolfgang, zaledwie czteroletni, opanowy-

wał menuet z triem w pół godziny. Leopold prowadził pa-

miętnik poświęcony swojej rodzinie. Niektóre jego frag-

bT^M^T wyobrażenie ° ^ J-aki naprawdę

był mały Mozart. Sugestywne wspomnienia znajdujemy

Johanna Andreasa Schachtnera (1732-1795), dworskiego

trębacza z Salzburga. List, napisany w kwietniu 1792 ro-

ku, zaledwie parę miesięcy po śmierci Mozarta, pełen jest

anegdot.

Gdy tylko zaczął zajmować się muzyką, wszystkie jego zmysły były

jak martwe dla innych zajęć. Nawet jego psotom i zabawom, jeżeli na-

prawdę miały mu sprawiać radość, musiała towarzyszyć muzyka. Gdy

przenosiliśmy zabawki z jednego pokoju do drugiego, ten z nas, który

miał puste ręce, musiał śpiewać i grać marsza na skrzypcach.

', ok. 1765 r.

Mozarteum)

Anna Maria (Nannerl)

Mozart(1751-1829).

Głowa jest najprawdo-

podobniej pędzla Piętro

Antonio Lorenzoniego

i została namalowana

w 1763 r. Resztę ciała

i tło, zgodnie ze zwy-

czajem epoki, wykona-

no wcześniej.

Nannerl wyszła za mąż

w 1784 r. Po śmierci

męża w 1801 poświęciła

się nauczaniu muzyki

w Salzburgu. W 1820 r.

straciła wzrok. Zmarła

w biedzie.

Gdy rozpoczął naukę arytmetyki, na pewien czas porzucił

nawet muzykę i w zapale pisał kredą po stole, krzesłach,

ścianach, a nawet po podłodze. Jego matka, łagodna i po-

godna kobieta, najprawdopodobniej sprzątała po nim bez

większych narzekań — zawsze bawiły ją nieobliczalne

swawole syna. Był żywym, wrażliwym i ciekawym wszy-

stkiego małym chłopcem.

Od najwcześniejszych lat Wolfgang zdradzał słuch ab-

solutny. Schachtner wspomina historyjkę dotyczącą jego

skrzypiec,

które Wolfgang zawsze nazywał maślanymi skrzypcami z powodu ich

bardzo miękkiego i pełnego tonu. Pewnego dnia, wkrótce po Pani po-

wrocie z Wiednia, pozwoliłem mu na nich zagrać, a on nie mógł się ich

nachwalić. Dzień lub dwa później znów go odwiedziłem. Właśnie zaba-

wiał się swoimi skrzypcami. Od razu zapytał „Jak się mają pańskie

maślane skrzypce?", nie przerywając improwizacji. W końcu przerwał,

zamyślił się na chwilę i powiedział: „Herr Schachtner, pańskie skrzy-

pce są nastrojone o pół ćwierci tonu niżej niż moje, jeżeli nic się nie

zmieniło od czasu, gdy na nich grałem". Zaśmiałem się, ale Pani tatuś,

który dobrze znał nadzwyczajną pamięć i słuch dziecka, poprosił mnie,

abym przyniósł swoje skrzypce, abyśmy mogli sprawdzić, czy chłopiec

ma rację. Zrobiłem to, o co mnie poprosił i było dokładnie tak, jak po-

wiedział Wolfgang.

W tym samym liście do Nannerl, Schachtner opowiada

między innymi o niechęci, jaką mały Mozart żywił do in-

strumentów dętych z powodu ich nieczystego tonu.

Prawie do dziesiątego roku życia odczuwał nieprzeparty lęk przed

trąbką, zwłaszcza gdy grano na niej bez towarzyszenia innych instru-

mentów. Gdy tylko ktoś skierował w jego stronę trąbkę, było to tak, jak

gdyby wycelował mu prosto w serce naładowany pistolet. Ojciec chciał

go wyleczyć z tego dziecięcego lęku i pewnego razu poprosił mnie, abym

mimo protestów dziecka zagrał na trąbce. Ale na Boga, żałuję żem się

dał przekonać! Gdy tylko Wolfgang usłyszał trąbienie, zbladł i zachwiał

się, i jestem pewien, że gdybym nie przerwał, dostałby konwulsji.

Później Mozart pokochał instrumenty dęte drewniane.

Monachium. Sztych.

Pośrodku widać

Frauenkirche, na

prawo pałac elektora,

gdzie Wolfgang wraz

z Nannerl odnieśli

tak ogromny sukces.

pu&^Ji inciiegu wungaiiga, maJącego wtedy cztery lub pięć

lat.

Pewnego dnia, po nabożeństwie czwartkowym, odprowadziłem Pani

ojca do domu. Zastaliśmy małego Wolfganga pracowicie piszącego coś

piórem.

Ojciec: „Co robisz?"

Wolfgang: „Piszę koncert na fortepian. Już prawie skończyłem pier-

wszą część."

Ojciec: „Pozwól, że zobaczę, musi to być coś rzeczywiście niezwy-

kłego!"

Wolfgang podał mu arkusz pokryty niezdarnymi nutami w większo-

ści napisanymi na wymazanych wcześniej plamach atramentu... Na

początku rozbawiła nas ta z pozoru bezsensowna bazgranina, ale stop-

niowo Pani ojciec zaczął dostrzegać to, co najważniejsze — nuty, kom-

pozycję. Długo stał, z uwagą studiując kartkę papieru, aż w końcu jego

oczy napełniły się łzami, a były to łzy zachwytu i szczęścia. „Proszę

spojrzeć na to, Herr Schachtner — powiedział —jak poprawnie i w ja-

kim doskonałym porządku ułożone są dźwięki; jednak to wszystko na

nic, bo kompozycja ta jest tak nadzwyczajnie trudna, że nikt nie byłby

w stanie jej zagrać." Tu przerwał mu Wolfgang: „Właśnie dlatego to

jest koncert; musisz tak długo ćwiczyć, aż ci się uda. Zobacz, to powin-

no być tak." Zagrał, ale udało mu się wydobyć tylko tyle, że mogliśmy

z grubsza pojąć, o co mu chodzi. Chłopiec wtedy był przekonany, że

granie koncertu równało się czynieniu cudów.

W tym samym wieku Wolfgang po raz pierwszy stanął

na scenie, jako śpiewak; śpiewał w operze. Od tej chwili

2 - Mozart / PWM 20240

Minęły dwa lata, i gdy Wolfgang miał prawie sześć lat,

a Nannerl jedenaście, Leopold zdecydował, że nadszedł

czas, aby pokazać światu tych dwoje niezwykłych dzieci.

Obydwoje, i Wolfgang, i Nannerl, poczynili tak wielkie po-

stępy, że Leopold uważał, iż marnują się w Salzburgu. Bo

chociaż Salzburg stanowił swoiste centrum muzyki, i wie-

lu tam przebywało zdolnych muzyków nie tylko z Austrii

i Niemiec, ale także z Francji i Włoch, to wciąż, w gruncie

rzeczy, było to małe prowincjonalne miasto, ograniczone

i niezbyt skore oddać geniuszowi cześć, na jaką zasługi-

wał.

Leopold postanowił, że najpierw zabierze swoje dzieci

na krótkie tournee: spędzą dwa lub trzy tygodnie w Mona-

chium, stolicy Bawarii i jeżeli odniosą sukces, pojadą dalej

w świat.

Elektor Bawarii utrzymywał w Monachium wystawny

dwór, z którym związanych było wielu muzyków. Każdego

roku, w okresie karnawału zwanego „Fasching", od Boże-

go Narodzenia do Wielkiego Postu, odbywało się tam nie-

ustanne święto: operom, koncertom, balom maskowym

i przyjęciom, sztucznym ogniom, jarmarkom i zabawom

wszelkiego rodzaju nie było końca.

Leopold postanowił, że karnawał to najlepszy czas, aby

wprowadzić dzieci w wir monachijskiego życia towarzy-

skiego, tak więc w styczniu 1762 roku cała rodzina wyru-

szyła w podróż.

Zanim odwiedzający miasto muzycy mogli rozpocząć

dawanie koncertów, musieli otrzymać zaproszenie od rzą-

dzącego księcia, w tym wypadku od elektora Bawarii, Ma-

ksymiliana Józefa. Na szczęście Leopold posiadał odpo-

wiednie listy polecające i koncert zorganizowano bez wię-

kszych kłopotów. Arystokracja Monachium nie mogła do-

czekać się chwili, gdy będzie mogła usłyszeć grę dwojga

cudownych dzieci. Wolfgang, który miał wtedy zaledwie

sześć lat, był bardzo drobny jak na swój wiek, Nannerl zaś

była niewiele większa.

Na koncert składały się utwory grane na fortepianie

i skrzypcach, pieśni w wykonaniu Nannerl oraz sztuczka

Wolfganga, który grał, a następnie improwizował na kla-

wiszach przykrytych kawałkiem sukna.

uwierzyć oczom i uszom. Rodzeństwo Mozartów stało się

głównym tematem rozmów i największą atrakcją karna-

wału. Koncertowali we wszystkich znakomitych domach

i pałacach arystokracji.

W tamtych czasach koncerty otwarte dla publiczności

nie były znane — po raz pierwszy wprowadzono je około

dwadzieścia lat później w Wiedniu. Do tego czasu muzycy

byli całkowicie uzależnieni od mecenatu arystokracji.

Sukces dzieci przeszedł najśmielsze marzenia Leopolda.

Krótki pobyt w Monachium stał się dla nich nieustanną

ekscytującą przygodą, dla Wolfganga główną atrakcją by-

ła jednak opera włoska; po raz pierwszy w życiu zabrano

go na przedstawienie. Wszystko inne, sztuczne ognie i za-

bawy, zbladły przy tym wydarzeniu.

Po blisko trzech tygodniach pobytu w Monachium ro-

dzina Mozartów wróciła do Salzburga, a Leopold zaczął

snuć plany na przyszłość.

II

Wiedeń

Wiesz, ze muzyka, że się tak wyrażę, wchłonęła mnie całkowicie,

pracuję nad nią całymi dniami, spekuluję, studiuję, rozmyślam.

Mozart do ojca

We wrześniu 1762 roku, po kilku miesiącach przygoto-

wań, rodzina Mozartów wyruszyła z Salzburga do Wied-

nia, stolicy habsburskiej Austrii, miasta, które było jed-;

nym z najważniejszych centrów muzyki w Europie, i gdzie ^

miał swą siedzibę wyrafinowany dwór cesarza Franciszka 11

i cesarzowej Marii Teresy. Wiedeń był miastem muzyki od |

XII wieku, kiedy to Albert I zebrał grupę instrumentali-J

stów i nazwał ich Muzykami Królewskimi. Od tej pory]

muzyka zawsze była ważnym elementem życia dworu, je-

dnakże to właśnie w XVII i XVIII stuleciu przeżywała |

swój złoty wiek. W połowie XVII wieku Ferdynand III,|

sam niezły kompozytor i wykonawca, wysłał swoich nad-|

wornych muzyków na naukę do Włoch, gdzie po raz pier-

wszy zetknęli się z operą włoską. Sprowadzając ją do Wie-|

dnia, dali początek wspaniałej tradycji. Przez następnej

sto lat wszyscy cesarze austriaccy starali się na wszelkiej

sposoby rozwijać muzykę — ufundowano Akademię Mu-

zyczną, zatrudniono dobrych nauczycieli, hojnie opłacano

nadwornych muzyków, a nade wszystko otaczano opiekaj

operę, zapraszając do Wiednia najlepszych śpiewaków j

i wykonawców w Europie, j

Ojciec Marii Teresy, Karol VI, zatrudniał stu czterdzie-j

stu muzyków dworskich; wielu z nich towarzyszyło muj

z miasta do miasta w czasie oficjalnych wizyt. Cesarz ko-j

chał operę i kazał kształcić głosy swoich córek, aby mogły

śpiewać w operach wystawianych dla dworu.

Maria Teresa

(1717-1780) z rodziną.

Po lewej siedzi jej

małżonek, Franciszek I.

Najstarszy syn, później-

szy Józef II, stoi po jej

lewej stronie. Miniatura

na papierze z 1760 r.,

wg obrazu Martina van

Meytensa, ok. 1752 r.

Wraz ze wstąpieniem Marii Teresy na tron rozpoczął

się zmierzch świetności muzyki na dworze wiedeńskim.

Być może stało się tak z winy Karola, który, kładąc zbyt

wielki nacisk na muzyczne wykształcenie córki, sprawił,

że w efekcie straciła zainteresowanie muzyką. Niemniej,

jakikolwiek był tego powód, na dworze zatrudniano nie-

wielu muzyków, a cesarski mecenat stopniowo, lecz syste-

matycznie słabł. Rolę mecenasa i opiekuna muzyków prze-

jęła arystokracja. Słynny kompozytor Józef Haydn wiódł

szczęśliwe, spokojne życie w pobliżu Wiednia jako nadwo-

rny kapelmistrz księcia Esterhazyego. Drugi sławny kom-

pozytor wiedeński z tego okresu, Gluck, był zatrudniony

na dworze cesarskim jako główny kompozytor dworski.

To właśnie było miasto, które żyło i oddychało muzyką

i które, jak ufał jego ojciec, miał podbić Wolfgang. Dwór

i arystokracja wiedeńska, do której dotarła sława chłopca,

z niecierpliwością uczeKiwalci piŁJJci^ui^ o^^.^^^^^^„,^^^-,-,„ „_

niusza muzycznego, Wolfganga Amadeusza Mozarta.

Rodzina podróżowała do Wiednia rzeką, spływając

w dół Dunaju barką pocztową. Po obydwu stronach rozta-

czały się piękne, porośnięte winnicami brzegi. Wkrótce po

przyjeździe do Wiednia Wolfgang i Nanneri dali pierwszy

koncert w prywatnej rezydencji, odnosząc tak spektaku-

larny sukces, że natychmiast przyszło zaproszenie od ce-

sarza i cesarzowej, aby dzieci wystąpiły na dworze następ-

nego dnia. Jeden ze świadków tego właśnie koncertu (któ-

ry ostatecznie odbył się dwa dni później, 13 października,

w dniu imienin najmłodszego syna Marii Teresy) pozosta-

wił nam taką oto relację:

Publiczność, słuchając gry dzieci, zaledwie mogła uwierzyć własnym

oczom i uszom. Szczególnie cesarz Franciszek I był zachwycony „ma-

Wiedeń, „Am Hof.

Po lewej widać pałac

Collalto, gdzie Wolfgang

i Nanneri wystąpili

przed wiedeńską

arystokracją w 1762 r.

łym czarodziejem", jak go [Mozarta] w żartach nazywał. Rozmawiał

z nim wiele razy.

Wolfganga wcale nie onieśmieliło takie przyjęcie; gdy

cesarz poprosił go, by zagrał coś jednym palcem, chłopiec

bez wahania podjął wyzwanie:

Natychmiast zaczął śmiało grać i ku wielkiemu zdumieniu wszy-

stkich obecnych, bardzo zręcznie zagrał w ten sposób kilka melodii. Już

w tak młodym wieku można było zauważyć u niego pewną cechę chara-

kteru, która towarzyszyła mu przez całe życie, a mianowicie pogardę

dla pochwał możnych oraz niechęć do występowania przed nimi, jeżeli

nie dość znali się na muzyce.

Gdy Wolfgang miał wrażenie, że jego publiczność jest raczej ograni-

czona, grał banalne proste kawałki, gdy jednak na sali był ktoś, kto na-

prawdę znał się na muzyce i kochał ją, wkładał w grę całe swe serce

i duszę.

Po koncercie dzieci cesarzowej oprowadziły Wolfganga

po apartamentach paradnych pałacu. Jedną z księżniczek

była Maria Antonina, późniejsza królowa Francji. Wolf-

gang bardzo jej się spodobał, a gdy poślizgnął się na wypo-

lerowanej posadzce i upadł, pomogła mu wstać. Chłopcu

sprawiło to wielką przyjemność, ponieważ w tamtych cza-

sach muzycy byli powszechnie traktowani jak służba i nie

utrzymywali zażyłych stosunków z arystokracją. Przyję-

cie, z jakim się spotkał, było wyjątkowe — sam bawił się

tak doskonale, że przy pożegnaniu z cesarzową, według

watnego

Teresy i jej

sunek wyko-

arcyksięż-

ię Krystynę.

a z lalką to

nina, chło-

' ciastko

ym planie

ilian, póź-

łnskup

tron

(Vienna,

sche

>liothek).

Przez następne dwa tygodnie dzieci miały niesłychanie

bogaty program. Pewnego dnia dały aż trzy koncerty. Pier-

wszy rozpoczął się o wpół do trzeciej po południu i trwał

do czwartej. Następnie przysłano po małych artystów po-

wóz, który zabrał ich galopem do innego domu, gdzie po-

zostały do wpół do szóstej. Potem pośpieszyły do kolejnej

rezydencji, gdzie koncert zakończył się dopiero o dzie-

wiątej wieczorem. Wyczerpane dzieci odwieziono do gospo-

dy, a nazajutrz harmonogram był równie ambitny.

Przy tym tempie nie powinien dziwić fakt, iż pod koniec

tygodnia, właśnie gdy zamierzali udać się do pałacu cesar-

skiego, by dać kolejny koncert, Wolfgang nagle się rozcho-

rował. W liście z 30 października 1762 roku do Johanna

Lorenza Hagenauera, kupca z Salzburga, właściciela do-

mu, który wynajmowali Mozartowie, i jednocześnie ban-

kiera rodziny, Leopold pisał:

Już zacząłem myśleć, że przez czternaście dni z rzędu szczęście zbyt

nam dopisywało. Bóg zesłał nam małe zmartwienie i powinniśmy

Arcyksiężniczka Maria

Antonina (1755-1793).

Obraz pędzla

Wagenschoena

dziękować Mu, iż w swojej dobroci pozwolił, aby wszystko dobrze się

skończyło. O siódmej wieczorem 21 października znowu pojechaliśmy

do cesarzowej. Nasz Woferl jednakże nie czuł się zbyt dobrze i przed

wyjazdem, a także zanim położył się spać, bardzo skarżył się na ból

w plecach i stawach biodrowych. Gdy położył się do łóżka, zbadałem

bolące miejsca i znalazłem kilka plam, wielkości grajcara, bardzo czer-

wonych, lekko opuchniętych i bolesnych przy dotknięciu. Pojawiły się

tylko na goleniach, na łokciach i kilka na pośladkach. Było ich jednak

niewiele. Gorączkował, więc daliśmy mu czarny proch i proszek mar-

grabiego. Noc miał raczej niespokojną. W piątek podaliśmy oba lekar-

stwa rano i wieczorem, jednak plamy powiększyły się, ale ich nie przy-

było. Wysłaliśmy zawiadomienia do arystokratycznych domów, odwo-

łując wszystkie koncerty zaplanowane na osiem następnych dni. Wciąż

itni Mozart

i stroju, po-

-zeznaczo-

ryksięcia

.na, który

mu cesa-

a Teresa.

pisuje się

nzoniemu

t Nannerl

twa, s. 15)

)zart 7-letni

podawaliśmy lekarstwa, a w niedzielę Woferl zaczął się pocić, tak jak

tego chcieliśmy, ponieważ do tej pory męczyła go sucha gorączka. Spot-

kałem się z lekarzem hrabiny von Sinzendorf (który właśnie wrócił do

Wiednia) i zapoznałem go ze szczegółami. Natychmiast pojechał ze

mną i zaaprobował leczenie, które zastosowaliśmy. Powiedział, że jest

to rodzaj szkarlatyny... towarzysząca jej wysypka, ostatnio modna cho- :

roba dziecięca w Wiedniu, jest niebezpieczna i mam nadzieję, że teraz ,

już Woferl uodpornił się na tutejszy klimat, i

Wolfgang spędził w łóżku dwa tygodnie, zanim poczuł |

się na tyle dobrze, by wstać. Był mały i drobny, a choroba J

nadwątliła jego siły. |

Jednak nawet ten krótki czas wystarczył, aby arysto-J

kracja, wciąż spragniona nowej sensacji, straciła zaintere-j

sowanie genialnym dzieckiem. Zaproszenia na koncerty J

w Wiedniu były coraz rzadsze i rozgoryczony Leopold zde-j

cydował wrócić z rodziną do Salzburga. Niemniej pobytj

w stolicy zaowocował jedną dobrą rzeczą: zaproszeniem dój

Paryża i do Wersalu. Myśl o niedalekim wyjeździe była im:j

pociechą, gdy trzęsąc się z zimna w ledwo chroniącym pa-j

sażerów przed wiatrem powozie wracali do Salzburga. j

W tamtych czasach ci, którzy nie mogli pozwolić sobieJ

na utrzymanie własnego powozu, podróżowali dyliżansemj

lub karetą pocztową. Kareta pocztowa była najwolniej-j

szym i najtańszym środkiem transportu. Posuwała się na-j

przód w ślimaczym tempie, ponieważ konie zwykle niej

były zmieniane codziennie, w związku z czym woźnica bał j

się je forsować. Dyliżans był dwukrotnie szybszy, gdyż co-J

dziennie, w gospodzie, gdzie odbierano i zostawiano pocz-j

Facsimile rękopisu

Andante na fortepian,

KV 9b, napisanego

przez 7-letniego Mozarta

w Salzburgu w 1763 r.

tę, i gdzie pasażerowie spędzali noc, zaprzęgano inne ko-

nie. Dla ochrony przed chłodem, podłogę powozu wyściela-

no grubą warstwą słomy, a szczególnie wrażliwi na zimno

pasażerowie zabierali z sobą futra i ciepłe pledy, którymi

przykrywali nogi. Mimo to w powozie często było zimno

i niewygodnie, zwłaszcza gdy deszcz i wiatr wdarły się do

środka. Podróż, która obecnie zajmuje pół dnia jazdy sa-

mochodem, wtedy mogła trwać nawet dwa tygodnie.

Niewygody podróży do tego stopnia zniechęciły Mozar-

tów, że Leopold część pieniędzy zarobionych w Wiedniu

przeznaczył na zakup powozu. Wolfgang był uradowany

—jako najdrobniejszemu członkowi rodziny, właśnie jemu

zimno dokuczało najbardziej. Ponadto szybkość, z jaką po-

ruszał się nowy pojazd, a także doskonałe resory wzbu-

dzały zachwyt chłopca.

Po powrocie do Salzburga Wolfgang znowu się rozcho-

rował. Dokuczały mu reumatyczne bóle stawów i prawie

miesiąc spędził w łóżku.

Włoski malarz, Piętro Lorenzoni, który przybył do Salz-

burga w latach czterdziestych XVIII wieku, zapragnął na-

malować Wolfganga i Nannerl. Na portrecie tym dzieci

mają na sobie dworskie ubrania, które otrzymały w pre-

zencie od cesarza. Strój Wolfganga uszyto z delikatnego

liliowego jedwabiu, wykończonego szerokim podwójnym

galonem. Wolfgang, z przypudrowanymi zgodnie z obo-

wiązującą modą włosami, wygląda jak w kostiumie ma-

dokładną'kopią ubrań dorosłych. Ma bardzo poważny wy-

raz twarzy, zresztą niewiele portretów oddaje jego psotną

naturę. , . _,

W czerwcu 1763 roku, gdy Wolfgang skończył siedem,

a Nannerl dwanaście lat, cała rodzina wyruszyła na pier-

wsze wielkie tournee, które miało trwać ponad trzy lata,

i w czasie którego mieli zwiedzić całą Europę. Arcybiskup

bie niefrasobliwą szczodrością nie przestając wypłacać mu

pensji, i na czas nieobecności zatrzymując dla niego stano-

wisko. W tamtej epoce w Niemczech i w Austrii była to

dość powszechna praktyka, gdyż od muzyków oczekiwano,

iż będą podróżować.

Tym razem rodzina Mozartów podróżowała własnym

powozem ze służącym. W pierwszym dniu pękło tylne koło

i na czas naprawy musieli zatrzymać się na kilka dni

w małym miasteczku Wasserburg. Leopold zabrał Wolf-

ganga do kościoła, gdzie znajdowały się bardzo dobre or-

gany.

Do tej pory Wolfgang nie uczył się jeszcze grać na orga-

nach i najwyraźniej był nimi zafascynowany. W tamtych

czasach organy, choć były starym instrumentem, wciąż je-

szcze nie osiągnęły swojego ostatecznego kształtu; wiele

z nich miało tylko manuały (klawiatury) i było pozbawio-

ne pedałów. Organy w Wasserburgu były najprawdopo-

dobniej duże, podobne do tych, na których komponował

Bach; Wolfgang stanął przed nowym wyzwaniem. Ojciec

pokazał mu, jak używać pedałów. W liście do Hagenauera,

z 21 czerwca 1763 roku, tak o tym opowiada:

Oto najnowsze wieści: aby trochę się rozerwać, poszliśmy pograć na

organach. Wyjaśniłem Woferlowi jak używać pedałów. Zaraz też spró-

bował grać stanie pede, odsunął stołek na bok i zagrał na stojąco, jed-

nocześnie naciskając na pedały, a robił to tak, jak gdyby ćwiczył kilka

miesięcy. Wszyscy byli zdumieni. Zaprawdę, jest to nowy znak łaski

Bożej, której niejeden doświadcza dopiero po długiej, wytężonej pracy.

Dalej rodzina podążała przez Niemcy — do Mona-

chium, Mannheim, Augsburga, Heidelbergu, Frankfurtu.

W dzienniku podróży Nannerl zapisała kilka wspomnień:

W Monachium widziałam pałac nymphenburski i ogrody, cztery zam-

ki, to jest Amalienburg, Badenburg, Bagodenburg i Ermitaż. Najpięk-

niejszy jest Amalienburg, ma przepiękne łoże i małą kuchnię, w której

małżonka elektora sama gotowała. Badenburg jest największy, jest

tam sala lustrzana i marmurowa łazienka. Bagodenburg jest najmniej-

szy, a jego ściany są z majoliki. Ermitaż z kolei jest najbardziej elegan-

cki.

Leopold obmyślił plan, który miał z wyprzedzeniem za-

pewnić jego dzieciom przynajmniej minimalną reklamę.

Przed przyjazdem Mozartów do Augsburga w jednej z ga-

zet ukazał się taki oto artykuł:

— rodzinne

tpolda

koło 1760 r.

najtrudniejsze sonaty i koncerty, z niewiarygodną łatwością i w najlep-

szym guście. Samo to wystarczyłoby, aby zadziwić wielu. Jednakże,

najwyższe zdumienie ogarnia nas na widok sześcioletniego chłopca sie-

dzącego przy klawesynie, który nie tylko dzielnie wygrywa te same so-

naty, tria i koncerty, zupełnie nie jak dziecko, ale także improwizuje

całymi godzinami, lub też gra a vista akompaniament symfonii, arii

i recytatywów.

Widziałem też, jak przykryto klawiaturę kawałkiem płótna, a chło-

piec grał równie dobrze, jak gdyby miał klawisze przed oczami.

Widziałem i na własne uszy słyszałem, jak zamknięto go w pokoju

obok, a następnie grano pojedyncze dźwięki, nie tylko na fortepianie,

ale także na innych instrumentach, a on natychmiast podawał ozna-

czenie lub nazwę dźwięku. Gdy tylko usłyszał bicie dzwonów lub ku-

rant, czy nawet tykanie zegarka kieszonkowego, potrafił natychmiast

podać nazwę usłyszanego dźwięku.

Wystarczyło poddać mu kilka nut jakiejś melodii, a natychmiast po-

trafił ją zagrać, a następnie samodzielnie dodawał bas, co czynił za ka-

żdym razem tak pięknie, z taką precyzją i doskonałością, iż wszyscy

nie mogli wyjść z podziwu.

„Ayertissement" bynajmniej na tym się nie kończyło.

Wszystko, co związane było z muzyką, przychodziło

Wolfgangowi równie łatwo, jak spanie czy jedzenie. Pra-

wie nie potrzebował nauki; zdawało się, że potrafi już

wszystko.

Mozartowie opuścili Niemcy, podążając do Paryża —

głównego celu podróży przez austriackie Niderlandy. Z po-

wodu złych, wyboistych dróg, powóz znów się zepsuł i ro-

dzina utknęła w małej holenderskiej wiosce. Leopold opi-

Usiedliśmy na holenderskich, wiklinowych krzesłach, przy palenis-

ku, nad którym na długim łańcuchu wisiał kocioł, a w nim gotowały się

mięso, rzepa i inne tajemnicze składniki. Nasz stół przykryto nędznym

kawałkiem płótna, po czym podano zupę, rybę i butelkę czerwonego

szampana. Drzwi ciągle zostawiano otwarte, i wielokrotnie mieliśmy

zaszczyt posilać się w towarzystwie świń, które chrząkały wokół nas.

18 listopada 1763 roku Mozartowie dotarli do Paryża.

W tym wielkim, gwarnym mieście, które resztę świata u-

ważało za prowincję, rozpoczął się nowy etap kariery Wolf-

ganga.

Melchior

723-1807),

Diderota

i oraz założy-

j „Correspon-

III

Paryż i Londyn

Jako artysta, jako muzyk, Mozart byl istotą nie z tego świata.

Alfred Einstein

Paryż był miastem wyrafinowanym i oszałamiającym,

miastem kontrastów, gdzie przepych i bogactwo sąsiado-

wały ze skrajną nędzą. Mozartowie po przyjeździe czuli

się nieco zagubieni i niepewni. Na szczęście, Leopold jak

zwykle miał przy sobie listy rekomendacyjne do ważnych

osobistości. Dzięki nim wkrótce udało mu się pozyskać

wpływowych przyjaciół, którzy pomogli wylansować jego

dzieci na paryskiej scenie muzycznej.

Ich najlepszym przyjacielem i jednocześnie osobą, która

zrobiła dla nich najwięcej w czasie tego pięciomiesięcz-

nego pobytu w Paryżu, był Melchior Grimm, czołowa po-

stać wśród paryskich intelektualistów. Choć gra Wolfgan-

ga zdumiała go, największe wrażenie zrobiły na nim twór-

cze zdolności chłopca.

Wrażenie to było tak silne, że wkrótce po przybyciu Mo-

zartów do Paryża, w „Correspondance litteraire" z 11 gru-

dnia 1763 roku Grimm opublikował notatkę tej treści:

Prawdziwe cuda zdarzają się tak rzadko, że gdy jeden z nich stanie

nam na drodze, wypada nam o tym donieść. Właśnie przybył do nas

kapelmistrz z Salzburga nazwiskiem Mozart z dwójką dzieci, które są

najbardziej uroczym zjawiskiem w świecie.

Córka ma lat jedenaście i błyskotliwie gra na fortepianie, wykonując

najdłuższe i najtrudniejsze utwory ze zdumiewającą precyzją. Jej brat,

który w lutym skończy siedem lat [sic!]*, jest tak niespotykanym feno-

W styczniu 1764 r. Mozart faktycznie ukończył osiem lat.

Leopold Mozart z Wolf-

gangiem i Nannerl

w Paryżu. Akwarela

pędzla Carmontellego,

1763 r. Na jej podsta-

wie powstał sztych

Delafosse'a, który po-

służył z kolei jako

ogłoszenie reklamowe

rozprowadzane w całej

Europie (Musee Conde,

Chantiiiy).

menem, że z trudem można uwierzyć oczom i uszom. Dziecko z łatwo-

ścią bezbłędnie wykonuje najtrudniejsze utwory dłońmi tak drobnymi,

że zaledwie mogą objąć sekstę. Jest rzeczą niezwykłą patrzeć, jak całą

godzinę improwizuje, poddając się całkowicie natchnieniu własnego ge-

niuszu, tworząc całe mnóstwo wspaniałych muzycznych pomysłów, i co

więcej, rozwijając je stopniowo ze zdumiewającym smakiem i dosko-

nałą klarownością. Najlepszy dyrygent nie posiada tak dogłębnej zna-

jomości harmonii i modulacji, jak to dziecko, które stosuje ją w nie-

zwykły, lecz zawsze poprawny sposób. Tak doskonale opanował klawia-

turę, że gdy przykryje się ją serwetą, nie przestaje grać z tą samą

szybkością i precyzją jak poprzednio. Nie ma najmniejszych trudności

z odczytaniem jakichkolwiek nut; pisze i komponuje z cudowną łatwo-

ścią, nie pomagając sobie fortepianem przy dobieraniu akordów. Sam

napisałem dla niego menuet i poprosiłem, aby dopisał do niego bas —

^ł-iiY ^np^wll^ Oty uullIJOlŁl^l^, UU/- W.y011tVU LI (111S pU [HJj e arię

^JULIUCJ

tonacji do drugiej, a następnie sam ją wykonuje. Ale wydarzenie, które

zamierzam tu opisać i którego byłem świadkiem, wymyka się wszelkim

wyjaśnieniom. Pewna dama poprosiła go, aby akompaniował jej przy

włoskiej kawatynie, którą znała na pamięć, grając ze słuchu i nie pa-

trząc na nią. Zaczęła śpiewać. Dziecko zagrało bas, który był formalnie

poprawny na tyle, na ile możliwe jest podanie z wyprzedzeniem akom-

paniamentu do nie znanej melodii. Ale gdy pieśń się skończyła, popro-

sił ową damę, aby zaśpiewała jeszcze raz od początku, i tym razem nie

tylko zagrał całą melodię prawą ręką, ale jednocześnie lewą ręką za-

grał bas bez najmniejszego wahania. Potem prosił ją dziesięć razy

z rzędu, aby zaśpiewała jeszcze raz, i za każdym razem zmieniał chara-

kter akompaniamentu. I zapewne mógłby to uczynić ze dwadzieścia ra-

zy, gdyby nie poproszono go, by przestał. Jest rzeczą pewną, że całkiem

stracę głowę, jeżeli będę go częściej słuchał. Teraz rozumiem druzgo-

czącą naturę cudów. Nie dziwi mnie, że św. Paweł niemalże postradał

rozum z powodu swojej przedziwnej wizji. Dzieci Mozarta wzbudziły

podziw i zdumienie wszystkich, którzy je widzieli. Cesarz i cesarzowa

obsypali je łaskami, a i na dworach w Monachium i w Mannheim zgo-

towano im równie wspaniałe przyjęcie. Co za szkoda, że w naszym kra-

ju tak niewielu rozumie muzykę! Ojciec ich zamierza udać się stąd do

Anglii, a następnie powrócić do domu przez północne Niemcy.

Koncerty kameralne Wolfganga spotkały się w Paryżu

z zainteresowaniem wytwornej i bogatej arystokracji, ale

jak dotąd uczyniono dla dzieci niewiele, poza dyskutowa-

niem na ich temat. Leopold zrozumiał, że jak zwykle, póki

nie przyjdzie zamówienie od króla, dzieci nie będą zapra-

szane do domów arystokracji. W całej Europie obowiązy-

wała ta sama etykieta; muzycy, a także wszyscy inni arty-

ści wiedzieli, że niczego nie osiągną, póki nie zostaną za-

uważeni przez panującego — czy byłby to król, czy cesarz,

czy też inny władca. W miarę jak Wolfgang Amadeusz

Mozart dorastał, konieczność płaszczenia się przed moż-

nymi wzbudzała w nim coraz większą odrazę, choć wie-

dział, że w jego świecie jest to powszechnie przyjęty zwy-

czaj.

Tak więc, tuż przed Bożym Narodzeniem cała rodzina

przeprowadziła się do Wersalu. Tu właśnie, w ogromnym,

wspaniałym pałacu wersalskim, od czasu panowania „Kró-

la Słońce" Ludwika XIV mieli swoją oficjalną siedzibę

władcy Francji. W wigilię Mozartowie wysłuchali mszy

w królewskiej kaplicy. Wolfgang był zafascynowany od-

miennym stylem muzyki chóralnej. Każdego dnia uczył

się czegoś nowego.

Ogrody w Wersalu

Poszli ubrani w eleganckie czarne stroje. Posadzono ich

w pobliżu stołu Ludwika XV. Rodzina królewska, ku za-

skoczeniu wyniosłych francuskich arystokratów, okazała

Wolfgangowi i Nannerl żywe zainteresowanie. Po kolacji

Wolfgang zagrał na organach w obecności całego dworu,

który nagrodził go gromkimi oklaskami. Jest rzeczą za-

skakującą, że wszystkie pochwały i zainteresowanie, jakie

wzbudzał Wolfgang, gdy był mały, wcale nie uczyniły go

próżnym ani aroganckim.

W liście do żony Hagenauera z l lutego 1764 roku Leo-

pold pozostawił nam barwny opis tego właśnie wieczoru:

Od czasu mojego ostatniego listu z Wersalu, kilkakrotnie miałem za-

miar napisać do Pani, zwlekałem z tym jednak, gdyż czekałem na osta-

teczne rozstrzygnięcie naszych tutejszych spraw, tak aby móc Pani

o tym donieść. Ale i to, jak wszystko inne, bardziej nawet niż na innych

dworach, wlecze się w ślimaczym tempie... musimy uzbroić się w cierp-

liwość. Jeżeli uznanie, jakie nas czeka, będzie równe przyjemności, ja-

kiej moje dzieci dostarczyły temu dworowi, powinno powodzić się nam

znakomicie. Musi Pani wiedzieć, że nie jest tutaj w zwyczaju całowanie

rąk członków rodziny królewskiej, ani też niepokojenie ich prośbami,

czy nawet zwracanie się do nich au passage — jak to tu nazywają — to

znaczy, gdy przechodzą przez galerię i apartamenty królewskie, udając

się do kościoła. Nie jest również w zwyczaju oddawanie hołdu królowi,

czy też członkom rodziny królewskiej, poprzez skłonienie głowy czy

przyklęknięcie. Wprost przeciwnie, należy stać prosto i nieruchomo,

i tak stojąc, po prostu pozwolić rodzinie królewskiej przejść obok. Stąd

może sobie Pani łatwo wyobrazić, jakie wrażenie i zdumienie wywołało

wśród tych Francuzów, tak zapatrzonych we własne dworskie obyczaje,

gdy córki króla, nie tylko w swoich apartamentach, ale i na galerii za-

trzymały się, gdy ujrzały moje dzieci, podeszły do nich i podały im ręce

do pocałowania, a nawet same serdecznie je ucałowały. Podobnie po-

bić dla nas przejście, abyśmy mogli podejść do królewskiego stołu,

a Wolfgang miał zaszczyt stać cały czas przy królowej, rozmawiać

z nią, zabawiać ją i wielokrotnie całować jej dłoń, a nawet próbować

dań, którymi sama go częstowała. Królowa mówi po niemiecku tak do-

brze jak my sami, a ponieważ król nie zna naszego języka, tłumaczyła

mu wszystko, co nasz szarmancki Wolfgang powiedział. Ja sam stałem

obok niego, a po drugiej stronie króla, tam gdzie siedzieli Delfin i ma-

dame Adelaide, stały moja żona i córka. Musi Pani wiedzieć, że król ni-

gdy nie jada w towarzystwie, za wyjątkiem niedziel, kiedy to cała ro-

dzina królewska jada wspólnie. Ale nie wszyscy mogą być obecni w cza-

sie tych posiłków. Jednakże z okazji wielkich świąt, takich jak Nowy

Rok, Wielkanoc, Zielone Świątki, imieniny i tak dalej, odbywa się

grand couuert, w którym mogą uczestniczyć wszystkie znakomite oso-

by. Niemniej, miejsca jest niewiele i sala szybko się wypełnia. My spóź-

niliśmy się trochę, więc szwajcarzy musieli zrobić dla nas przejście. Po-

prowadzono nas przez westybul do sali jadalnej w pobliże królewskiego

stołu tą samą drogą, którą przechodzi rodzina królewska. Gdy nas mi-

jali, zwrócili się do naszego Wolfganga, abyśmy podążyli za nimi do

stołu.

Od tej chwili francuska arystokracja zasypała Wolfgan-

ga zaproszeniami na koncerty do swoich rezydencji. Chło-

piec poznał muzyków dworskich, znanych kompozytorów,

pianistów, skrzypków, wiolonczelistów; w gronie muzyków

byli też śpiewacy, aktorzy i tancerze.

Gdy Mozartowie wrócili z Wersalu do Paryża, wszy-

stkie drzwi stanęły przed nimi otworem. Ale właśnie

w tym momencie Wolfgang znów się rozchorował, tym ra-

zem na silne zapalenie gardła, i rodzina musiała pozostać

w domu. Ósme urodziny najprawdopodobniej spędził nie-

zbyt wesoło, w łóżku.

Gdy tylko poczuł się lepiej, 10 marca zorganizowano

wielki koncert publiczny. Koncert odniósł sukces i ku ra-

dości Leopolda zarobili dużo pieniędzy. Często zdarzało

się, że występy były oklaskiwane, ale oprócz pochwał

i prezentów nie przynosiły żadnego dochodu. Czasami pre-

zenty były wspaniałe — biżuteria, zegarki, szable, złote

tabakierki, ubrania — ale, jak z goryczą powiadał Leo-

pold, nie można było za nie kupić jedzenia, chyba że się je

zastawiło.

* Małżonka następcy tronu francuskiego — przyp. tłum.

** Fr. — galowe przyjęcie — przyp. tłum.

pian i skrzypce. Dwie z nich Wolfgang skomponował •

w Paryżu. Leopold był chyba bardziej przejęty tym fa-

ktem, niż Wolfgang. Jak chełpił się w jednym z listów:

„Pomyśl, jaką furorę ta muzyka zrobi w świecie, gdy lu-

dzie przeczytają na stronie tytułowej, że napisał ją sie-

dmioletni chłopiec".

9 kwietnia Wolfgang dał w Paryżu kolejny bardzo uda-

ny koncert, a następnego dnia, nie czekając, aż dobra pas-

sa ich opuści, jak działo się to prawie zawsze, gdy zosta-

wali w jakimś miejscu zbyt długo, Mozartowie wyjechali,

udając się na podbój Londynu.

Żadne z nich nie widziało wcześniej morza. Na trzy dni;

zatrzymali się w Calais, aby przyzwyczaić się do jego wi-

doku. Leopold, zamiast barki pocztowej (którą nazywano

wtedy „paczką"), wynajął zwykłą łódź. W czasie przepra-

wy wszyscy pochorowali się na chorobę morską. Banda

gburowatych tragarzy, która opadła ich w Dover, rozzło-

ściła Leopolda. Dyliżans do Londynu był zatłoczony, a wy-

boista droga miejscami bardziej przypominała drogę

polną. Ponadto obawiano się, że rozbójnicy grasujący na

drogach zaatakują powóz.

Aż w końcu, niespodziewanie, ich oczom ukazały się

wieże Londynu, i wkrótce dołączyli do długiego rzędu dyli-

żansów przejeżdżających powoli przez stary London Bridge.

Poniżej płynęła Tamiza, a na niej tłoczyły się statki i łodzie

Słynny florencki kastrat,

Giovanni Manzuoli

(1725-1780).

Sztych G.B. Bettiego

wg portretu pędzla

Luigiego Betti

yiowną arterię miasta, był 23 kwietnia 1764 roku.

Londyn — miasto bardzo bogate — zamieszkiwała nie

tylko majętna szlachta, jak w Paryżu, ale także zamożni

kupcy i handlarze posiadali tu swe siedziby. Wielka Bry-

tania czerpała swoje bogactwa z kolonii — Indii, Kanady,

kolonii amerykańskich, Zachodnich i Wschodnich Indii.

Bajeczne bogactwa płynęły statkami do miasta ze wszyst-

kich stron świata. W ciągu piętnastu miesięcy, które Mo-

zartowie spędzili w Londynie, zarobili więcej pieniędzy niż

kiedykolwiek przedtem.

Londyn był stolicą muzyki w większym nawet stopniu

niż Paryż. Jerzy III i królowa Charlotta jako melomani

otaczali opieką muzykę pod każdą postacią. Sami często

chodzili na koncerty, a raz w tygodniu bywali w operze.

Georg Friedrich Handel, niezaprzeczalny król sceny

muzycznej przez czterdzieści pięć lat, zmarł zaledwie pięć

lat przed przybyciem Mozartów do Londynu. Był ulubio-

nym kompozytorem dworskim londyńczyków, a jego mu-

zykę wciąż często grywano.

W Londynie mieszkał również Johann Christian Bach,

syn wielkiego Johanna Sebastiana Bacha. J. C. Bach był

nauczycielem muzyki królowej. Podobnie jak Handel, kom-

ponował głównie włoskie opery. Niemniej pisał również

symfonie i koncerty, które Wolfgang doskonale zapamię-

tał.

Włoska opera stanowiła prawdziwą pasję XVIII-wiecz-

nych londyńczyków. Wolfgang był podekscytowany obec-

nością tylu znakomitych włoskich śpiewaków w jednym

mieście. Każdego dnia wystawiano inną operę. Mozarto-

wie chodzili na przedstawienia tak często, jak tylko mogli.

Największym pragnieniem Wolfganga było teraz napi-

sanie włoskiej opery — myślał o tym dniami i nocami.

Spotkał najsłynniejszego śpiewaka w Londynie — kastra-

ta Manzuolego. Natychmiast zostali serdecznymi przyja-

ciółmi — Manzuoli dawał Wolfgangowi lekcje śpiewu,

w zamian za co Wolfgang pisał dla niego arie.

W pięć dni po przyjeździe do Londynu, Mozartowie zo-

stali wezwani na dwór królewski przez kochających muzy-

kę króla i królową. Udali się do pałacu St. James, ubrani

w nowe angielskie stroje — moda w Londynie była zu-

pełnie inna niż w Paryżu.

pisał Leopold, „przewyższyło wszystkie inne". Wolfgang bez

przygotowania zagrał dla króla wszystkie jego ulubione

utwory Bacha i Handla. Przepięknie grał na królewskich

organach, a także akompaniował królowej w śpiewanej

przez nią arii. Jerzy III i królowa Charlotta byli zdumieni

i natychmiast przedstawili ośmioletniego chłopca dwor-

skiemu kompozytorowi J. Ch. Bachowi. Obydwaj polubili

się od pierwszego wejrzenia i wzajemnie podziwiali. Młod-

szy Bach miał odtąd ogromny wpływ na wczesne utwory

Mozarta.

W czerwcu, dwa miesiące po przyjeździe, Wolfgang i Nan-

nerl dali pierwszy duży publiczny koncert. Na dzieci

posypały się pochwały i złote gwinee: był to najprawdopo-

dobniej najbardziej udany z ich dotychczasowych koncer-

tów. Razem z dziećmi wystąpiło czterech włoskich śpiewa-

ków, którzy wykonali arie napisane przez Wolfganga.

W całym Londynie zrobiło się głośno o genialnym dziecku.

Oprócz koncertów publicznych, codziennie, między połud-

niem a godziną drugą Mozartowie przyjmowali w swoim

mieszkaniu w Soho wszystkich, którzy mieli ochotę na

własne oczy przekonać się, że to genialne dziecko nie było

wytworem czyjejś fantazji.

Widok wnętrza Rotundy

w Ranelagh Gardens

w porze śniadania.

Sztych, 1754 r.

„Nie wyobrażasz sobie,

jak urocze, wytworne

i cudowne jest to miej-

sce. Nawet w raju nie

jest równie pięknie" —

twierdziła pani Ellison,

jedna z postaci powieści

Henry Fieldinga

Historia Amelii (1751).

29 czerwca Wolfgang wystąpił w czasie koncertu cha-

rytatywnego w rotundzie położonych nad rzeką Ranelagh

Gardens, jednym z najsłynniejszych ogrodów, a zarazem

miejscu rozrywki XVIII-wiecznego Londynu. Zagrał kon-

cert organowy, a także kilka własnych utworów na klawe-

syn. Public Advertiser* w swojej zapowiedzi przedstawił

go jako „najbardziej niezwykłe zjawisko oraz najbardziej

zdumiewającego geniusza, jaki się kiedykolwiek narodził".

W lecie Leopold poważnie zachorował i na czas rekon-

walescencji rodzina przeniosła się na wieś. „Wieś" to Chel-

sea, wtedy mała mieścina oddalona dwie mile od Londy-

nu. List, w którym Leopold opisuje Chelsea, pozwala oce-

nić, jak bardzo zmienił się Londyn w ciągu dwustu lat.

Mozartowie wynajęli dom z dużym pięknym ogrodem.

„Roztacza się stąd najpiękniejszy widok na świecie — pi-

sał Leopold — w którąkolwiek stronę spojrzeć, wszędzie

widać tylko ogrody, a w oddali piękne zamki".

; Rodzaj współczesnego konferansjera — przyp. tłum.

Około miesiąc później, 13 września, Leopold tak pisał

do Hagenauera:

Widzę teraz, że choć poprawa postępuje powoli, każdego dnia czuję

się trochę lepiej, tak, iż zaczynam ufać, że nie trawi mnie żadna we-

wnętrzna choroba. Aby jednak wiedział Pan, jak zachorowałem, wyjaś-

nię, że w Anglii istnieje pewna narodowa dolegliwość, którą nazywają

tu ,',a cold", czyli przeziębienie. Z tego powodu rzadko można tu zoba-

czyć ludzi ubranych w letnie stroje. Wszyscy noszą ubrania z sukna.

Choroba ta w przypadku ludzi słabego zdrowia jest tak niebezpieczna,

że w krótkim czasie przechodzi w suchoty, jak to tu nazywają — ja na-

Notes z Chelsea"

z 1764 r. Facsimile

taktów 18-36 trzydzie-

stego czwartego utworu.

Rękopis, początkowo

znajdujący się w zbio-

rach Preussische

Staatsbibliothek

w Berlinie, zaginął

w czasie II wojny

światowej.

zywam to „febrom lentam". Najrozsądniejszą rzeczą, jaką mogą zrobić

osoby cierpiące na tę dolegliwość, to opuścić Anglię i udać się na konty-

nent. W wielu wypadkach chorzy wracali do zdrowia, gdy tylko opuścili

ten kraj.

Wolfgang spędził w Chelsea siedem szczęśliwych, spo-

kojnych tygodni. Zarówno jemu, jak i Nannerl zabroniono

zbliżać się do fortepianu, aby nie przeszkadzali ojcu, tak

więc chłopiec spędzał czas na komponowaniu oraz studio-

waniu muzyki Johanna Christiana Bacha.

Według jednej z anegdot Wolfgang powiedział do Nan-

nerl: „Wiesz, uważam, że Johann Christian Bach jest naj-

milszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Pi-

szę symfonię w jego stylu". Była to pierwsza symfonia Mo-

zarta (Es-dur, KV 16). Przy każdej wizycie Bacha chłopiec

zdawał mu sprawę z postępu prac. Jedną z najważniej-

szych rzeczy, jakich Bach nauczył Wolfganga, było włoskie

allegro cantante, styl, który miał kształtować muzykę Mo-

zarta przez całe życie.

zmieniając się przy tym samym fortepianie, przez dwie

godziny bez przerwy, w obecności króla i królowej.

W czasie pobytu w Chelsea Wolfgang skomponował tak-

że kolejną symfonię oraz inne utwory zapisane w notesie,

który jest znany jako „Notes z Chelsea". Od czasu wyjaz-

du z Salzburga, rok wcześniej, poczynił tak szybkie postę-

py, że jego przyjaciele z rodzinnego miasta ledwo mogli

w to uwierzyć. Wolfgang stopniowo zaczął wzbudzać za-

zdrość wielu muzyków w Londynie. Krążyły plotki, że jest

znacznie starszy niż na to wygląda. Uczony nazwiskiem

Daines Barrington, znakomity prawnik, historyk i muzyk,

postanowił sam zbadać sprawę wieku Wolfganga. Zaprosił

chłopca do siebie, gdzie poddał go różnym trudnym te-

stom, po czym w 1770 roku napisał do Towarzystwa Kró-

lewskiego następujący list:

Jako że ostatnio byłem świadkiem jego niezwykłych zdolności muzy-

cznych, zarówno podczas publicznych koncertów, jak i spędzając z nimi

dużo czasu sam na sam w domu jego ojca, przesyłam Panom to sprawo-

zdanie, które wielu może wydać się zdumiewające i niemalże niewiary-

godne.

Przyniosłem mu rękopis duetu, skomponowanego przez pewnego an-

gielskiego dżentelmena do ulubionych słów opery Metastasia Demofbonte}

Cała partytura składała się z pięciu głosów, tj.: z akompaniamentu naj

pierwsze i drugie skrzypce, dwóch partii wokalnych oraz basu.

Pozwolę sobie tu wspomnieć, że obie partie skrzypiec zostały napisa'

ne w typowym dla włoskiego stylu kluczu kontraltowym. Powód, dla

którego o tym mówię, wkrótce się wyjaśni...

Gdy tylko położyłem przed nim nuty, zaczął grać sinfonię prawdzi-

wie po mistrzowsku, w tempie oraz stiie odpowiadającym intencjon

kompozytora.

Gdy sinfonia skończyła się, zaczął śpiewać wyższy głos, niższą partii

pozostawiając swojemu ojcu.

Choć śpiewał cienkim, dziecięcym głosikiem, czynił to z niezrówna-|

nym mistrzostwem.

Jego ojciec, który śpiewał niższą partię w tym duecie, raz czy dwa

pomylił się, choć partia ta nie zawierała trudniejszych ustępów niż te:

które składały się na wyższy głos. W tych momentach jego syn spo-

glądał na niego groźnie, wytykając mu błąd i poprawiając go.

On sam w najwyższym stopniu oddał sprawiedliwość duetowi, nie

tylko wykonując swoją partię wiernie i ze smakiem, ale też włączając

w najbardziej odpowiednich miejscach akompaniament pierwszyci

i drugich skrzypiec, co dało jak najlepszy rezultat.

Gdy skończył, wyraził się o duecie z najwyższą aprobatą, pytając

z żywym zainteresowaniem, czy przyniosłem z sobą więcej podobnej

muzyki.

klawesynie, powiedziałem jego OJCU, iż chętnie wysłuchałbym takie.) im-

prowizowanej kompozycji.

Na to on potrząsnął głową mówiąc, iż to zależy całkowicie od tego,

czy akurat chłopiec ma natchnienie, dodając, że mogę zapytać go sam,

czy ma ochotę na taką kompozycję.

Wiedząc, że mały Mozart zwrócił na siebie uwagę Manzolego [sic!],

słynnego śpiewaka, który przybył do Anglii w 1764 roku, powiedzia-

łem, że chętnie wysłuchałbym improwizowanej pieśni miłosnej, takiej,

jaką jego przyjaciel Manzoli [sic!] mógłby zaśpiewać w operze.

Na co chłopiec (który wciąż siedział przy swoim klawesynie) spojrzał

na mnie łobuzersko i natychmiast zagrał pięć czy sześć linii recytaty-

wu, będącego odpowiednim wprowadzeniem do pieśni miłosnej. Nastę-

pnie zagrał sinfonię, która mogła odpowiadać melodii ułożonej do jed-

nego słowa Affetto.

Miała ona pierwszą i drugą część, która wraz z sinfoniami trwała ty-

le, ile zazwyczaj trwają arie operowe, i choć improwizacja ta nie była

czymś niezwykłym, to jednak na pewno dalece przewyższała przeciętny

poziom i dowodziła nadzwyczajnych predyspozycji twórczych.

Znajdując go w odpowiednim nastroju — czy jak chciał jego ojciec —

natchnionym, poprosiłem następnie, aby zaimprowizował pieśń wyra-

żającą gniew, która byłaby odpowiednia na scenę operową.

Chłopiec znów spojrzał na mnie łobuzersko i zagrał pięć czy sześć li-

nii recytatywu, który mógłby poprzedzać pieśń gniewu.

Trwała ona tyle samo, co pieśń miłosna; w części środkowej dopro-

wadził się do takiego stanu emocjonalnego, że uderzał w klawesyn jak

opętany, miejscami nawet podnosząc się z krzesła. Słowem, które wy-

brał do drugiej improwizacji, było słowo Perfido.

Następnie zagrał pewną trudną etiudę, którą napisał dzień czy dwa

wcześniej. Jego wykonanie było zdumiewające, zważywszy, że drobne

paluszki ledwie mogły objąć kwintę na klawesynie.

Te zadziwiające zdolności do improwizacji nie wynikają wyłącznie

z dużej wprawy. Chłopiec posiada dogłębną znajomość podstawowych

zasad kompozycji, gdyż tworząc partię sopranową, natychmiast dopisał

do niej bas, który, zagrany, dał doskonały efekt.

Jest również mistrzem modulacji, a sposób, w jaki przechodził z jed-

nej tonacji w drugą, za każdym razem był jak najbardziej naturalny

i pomysłowy; podobnym ćwiczeniom oddawał się przez dłuższy czas

przy klawiaturze przykrytej kawałkiem sukna.

Wydarzenia, o których tu opowiadam, są jak najbardziej prawdziwe,

gdyż sam byłem ich naocznym świadkiem; ponadto pozwolę sobie do-

dać, że jak dowiedziałem się od dwóch czy trzech dobrych muzyków,

gdy [Johann Christian] Bach, słynny kompozytor, zaczął grać fugę i na-

gle przerwał, mały Mozart natychmiast podjął temat, a następnie roz-

winął go po mistrzowsku.

I choć byłem świadkiem większości tych nadzwyczajnych zdarzeń,

muszę wyznać, iż nie mogłem powstrzymać się od podejrzeń, że ojciec

chłopca podawał fałszywe informacje co do jego wieku, mimo że po-

twierdzał je nie tylko jego dziecięcy wygląd, ale także zachowanie cha-

rakterystyczne dla tego okresu życia.

długi czas nie mogliśmy skłonić go do powrotu.

Czasami też biegał po pokoju z patykiem między nogami, naśladując

jeźdźca na koniu.

Okazało się, że większość muzyków londyńskich podziela moją opi-

nię na temat wieku chłopca, nie mogąc uwierzyć, aby tak małe dziecko

mogło przewyższać wielu mistrzów w tej dziedzinie sztuki.

Tak więc, przez dłuższy czas starałem się zasięgnąć informacji wśród

muzyków niemieckich przebywających w Londynie, jednakże nie do-

wiedziałem się niczego ponadto, że urodził się w pobliżu Salsburga

[sic!], aż w końcu z pomocą hrabiego Hasianga miałem szczęście zdobyć

odpis aktu urodzenia z jego parafii.

Dokument ten potwierdza, że ojciec Mozarta podczas pobytu w An-

glii nie podawał fałszywych informacji co to wieku syna, ponieważ

wszystko, o czym tu donoszę, zdarzyło się w czerwcu 1765 r., gdy chło-

piec miał zaledwie osiem [w istocie dziewięć] lat i pięć miesięcy.

Tej zimy (1764/65), w swoje dziewiąte urodziny, Wolf-

gang napisał i opublikował sześć sonat na skrzypce i kla-

wesyn, zadedykowanych królowej Charlotcie, która sowi-

cie go za nie wynagrodziła, przesyłając mu pięćdziesiąt

gwinei. Jego pobyt w Anglii trwał już ponad rok i londyń- :

czycy przyzwyczaili się do faktu, że wśród nich przebywa

mały geniusz. Dochody Mozartów jednak malały. Przepro- :

wadzili się z eleganckiego, lecz drogiego West End do City,

gdzie zaczęli organizować codzienne występy w tawernie i

zwanej „The Swan and Hoop". Leopold wymyślił dla swo-,

ich dzieci nową sztuczkę: grały na tym samym fortepianie ;

z zasłoniętą klawiaturą. Specjalnie na te występy Wolf-1

gang napisał sonaty fortepianowe na cztery ręce — nie-1

małże pierwsze w świecie utwory tego typu. j

Wolfgang był w Londynie bardzo szczęśliwy, i ani razuj

nie zachorował. Zobaczył wszystkie ważne miejsca: opac-J

two Westminster, katedrę św. Pawła, giełdę królewską,!

ogrody w Vauxhall, Muzeum Brytyjskie, no i oczywiście j

Tower, gdzie, według relacji Leopolda, przeraził go ryk|

lwów. Był zrozpaczony, gdy w lipcu Leopold postanowił, że|

muszą opuścić Anglię. Jednak najbardziej zasmuciło goj

rozstanie z Johannem Christianem Bachem. Nie zapom-|

niał go nigdy i przez całe życie kochał go bardziej, niż ja-|

kiegokolwiek kompozytora, z którym się zetknął. U schył-j

ku życia Londyn przyciągał go najbardziej ze wszystkich,!

miejsc, które odwiedził i gdzie wciąż miał nadzieję powró-J

cić. Jednak nigdy więcej go nie zobaczył.

IV

Pierwsza opera

Lubię, gdy aria pasuje do śpiewaka jak dobrze skrojone ubranie

Mozart

Tuż po powrocie Mozartów do Francji Wolfgang rozcho-

rował się. Wkrótce potem zachorował Leopold. Gdy tylko

obaj poczuli się lepiej, pojechali do Hagi w Holandii, gdzie

zamierzali dać parę koncertów. Dwa dni po przyjeździe

zachorowała Nannerl, i tym razem sprawa była poważna.

Gorączka rosła, dziewczynka schudła tak bardzo, że zo-

stały z niej tylko skóra i kości. Popadła w malignę. Maja-

czyła we wszystkich znanych jej językach — francuskim,

włoskim, angielskim. Brzmiało to tak zabawnie, że rodzi-

Pałac królewski

w Hadze. Sztych

na, pomimo niepokoju, nie mogła powstrzymać uśmiechu.

Była to jedyna rzecz, dzięki której Wolfgang rozchmurzał

się nieco, choć nie na długo, wszyscy bowiem obawiali się,

że Nannerl umrze.

Jednakże jakimś cudem dziewczynka nagle wyzdro-

wiała. Zaraz też, oczywiście, Wolfgang zapadł na tę samą

chorobę, a ponieważ jego organizm był słabszy, jej prze-

bieg był jeszcze cięższy. Chłopiec był bliski śmierci. Rodzi-

ce szaleli z niepokoju. Sprowadzali najlepszych lekarzy

i powoli Wolfgang wrócił do zdrowia.

Na podstawie alarmujących symptomów, takich jak to-

ksemia, zwolniony puls, delirium, wysypka skórna, zapa-

lenie płuc i krwawienie śluzówki jamy ustnej — możemy

wywnioskować, iż był to dur brzuszny.

dworze holenderskim, w marcu 1766 roku uczestniczyli

w ceremonii wyniesienia orańskiego księcia na tron. Z na-

staniem wiosny, przy lepszej pogodzie, wrócili do Paryża.

Przed wyjazdem do Londynu zostawili tu część rzeczy,

które Leopold chciał teraz odebrać. Ich paryscy przyjaciele

zgodnie stwierdzili, iż dzieci urosły i bardzo się zmieniły

w ciągu tych dwóch lat, szczególnie Wolfgang, teraz już

dziesięcioletni. Ich stary przyjaciel Melchior Grimm był

pod szczególnym wrażeniem postępów, jakie Wolfgang po-

czynił w muzyce, zwłaszcza w dziedzinie kompozycji. Grimm

był wystarczająco spostrzegawczy, aby zdawać sobie spra-

wę, iż to właśnie w kompozycji, a nie w grze na instru-

mentach, objawi się prawdziwy geniusz chłopca. To właś-

nie on przepowiedział, że celem Mozarta jako kompozyto-

ra będzie opera włoska.

Grimm opisał drugą wizytę Mozartów w Paryżu w „Cor-

respondence litteraire":

Mademoiselle Mozart, która ukończyła lat trzynaście i wyrosła na

bardzo urodziwą pannę, gra na fortepianie tak wytwornie i błyskotli-

wie, jak tylko można sobie wyobrazić. Jedynie jej brat może ją prze-

ścignąć. Ten niezwykły chłopieć ma teraz dziesięć lat. Fizycznie niewie-

le się zmienił, ale poczynił wspaniałe postępy w muzyce.

Napisał nawet kilka włoskich arii i wciąż mam nadzieję, że zanim

ukończy lat dwanaście, jego opera będzie wykonywana w jednym

z włoskich teatrów. W Londynie, przez całą zimę miał okazję słuchać

Manzuolego i tak dobrze z tego skorzystał, że choć głos ma dość słaby,

śpiewa ze smakiem i uczuciem. Ale najtrudniejsza do pojęcia jest nie-

zwykła znajomość zasad i najgłębszych tajników harmonii, którą posia-

da w tak wysokim stopniu.

Słynni muzycy paryscy chcieli zmierzyć się z Mozartem

podczas — jak to określano — turnieju muzycznego. Grimm

tak opisuje to wydarzenie:

Widzieliśmy, jak przez następne półtorej godziny mierzy się z muzy-

kami, którzy ociekając potem, ze wszystkich sił starają się dotrzymać

kroku chłopcu, który sam opuścił pole walki bez najmniejszych oznak

zmęczenia. Widziałem, jak zawstydził i uciszył organistów, którzy uwa-

żali się za niezwykle zręcznych. W Londynie Bach brał go na kolana,

i tak grali razem, zmieniając się, na tym samym fortepianie przez dwie

godziny bez przerwy, w obecności króla i królowej... Można by w nie-

skończoność rozprawiać o tym wyjątkowym zjawisku.

Grimm tak opisuje Wolfganga:

Jest to najbardziej uroczy chłopiec, jakiego tylko można sobie wyob-

razić: wszystko co mówi i czyni świadczy o bystrości umysłu i wrażliwo-

4 - Mozart / PWM 20240

przedmiotów — arytmetyki, historii, łaciny. Skomponowa

kilka arii, sonat, jedną operetkę i trochę muzyki kościel|

nej. Poproszono go także o napisanie pierwszego aktu oraj

torium. Wzbudziło to zazdrość miejscowych muzyków, któ|

rży rozpuścili plotkę, że chłopcu ktoś pomaga. Podobno -

jak opowiada Daines Barrington — zamknięto go na ty

dzień w pałacu arcybiskupa, gdzie w całkowitym odosotl

nieniu napisał bardzo piękne oratorium, zadziwiają

wszystkich i uciszając krytyków, i

Jak dotąd, Wolfgang nie spróbował swoich sił w jedno

tylko dziedzinie: nie napisał włoskiej opery. Leopold po

stanowił więc zabrać go ponownie do Wiednia, najbliższej

go miasta, gdzie zamawiano i wykonywano opery. Był ta]|

że inny istotny powód wyjazdu do Więdną: jedna z córe|

cesarzowej Marii Teresy, Maria Józefa, miała zostać pd

ślubiona królowi Neapolu i na pewno potrzebowano nowej

muzyki, która towarzyszyłaby dworskim uroczystościom!

Tym razem jednak Wiedeń nie otworzył przed Mozarta

mi wszystkich drzwi. Jak zwykle, zgodnie z etykietą, zad

ne koncerty nie były możliwe, zanim nie odbył się konce|

na dworze. Tymczasem na dworze panowało zamieszania

ponieważ młodziutka Maria Józefa zaraziła się ospl

Zmarła w połowie października. Uroczystości odwołani

a w obawie przed epidemią wszyscy opuścili Wiedeń.

Młody Józef II —

po prawej stronie,

z bratem (później-

szym Leopoldem II).

Szczegół z obrazu

Pompeo Batoniego

(Wiedeń, Kunsthistori-

sches Museum)

Leopold natychmiast wywiózł rodzinę z miasta, ale było

za późno — Wolfgang już zdążył się zarazić. Był bardzo

chory, lecz dobry lekarz, a także naturalna odporność or-

ganizmu, pozwoliły mu przetrwać chorobę, która w wię-

kszości przypadków kończyła się śmiercią. Nannerl także

zachorowała na ospę, ale przebieg choroby był lekki.

czyły się pomyślniej. Rodzina cesarska wezwała ich na

dwór i, pamiętając ich pierwszą wizytę sprzed prawie sze-

ściu lat, przyjęła ich łaskawie. Sam cesarz Józef II, który

objął tron po śmierci ojca, Franciszka I w 1765 roku, zasu-

gerował, aby młody Mozart napisał operę włoską:

Czy możesz wyobrazić sobie [pisał Leopold] jakie zamieszanie wy-

wołało to wśród miejscowych kompozytorów? Co? Dziś mamy oglądać

wielkiego Glucka, a jutro dwunastoletniego chłopca, jak zza klawesynu

dyryguje własną operą? Tak właśnie, na przekór wszystkim, którzy mu

zazdroszczą! Dzięki moim staraniom nawet Gluck jest po naszej stro-

nie, choć przyznam, tylko w takim stopniu, że choć nie jest całkiem

nam przychylny, postanowił tego nie okazywać, gdyż służy temu same-

mu panu. Aby zjednać sobie życzliwość aktorów, którzy zazwyczaj

przysparzają kompozytorowi najwięcej kłopotów, omówiłem z nimi całą

sprawę, a jeden z nich dał mi wskazówki do pracy. Ale tak naprawdę,

to cesarz we własnej osobie pierwszy podsunął mi pomysł, aby mały

Wolfgang napisał operę. Dwukrotnie zapytał chłopca, czy chciałby na-

pisać operę i sam nią dyrygować, na co Wolfgang odpowiedział: Tak.

Jednak na tym kończyła się inwencja cesarza... Konsekwencje tego,

przedsięwzięcia, jeżeli Bóg pozwoli nam je zrealizować, są tak ogrom-.

ne, a jednocześnie tak oczywiste, że nie wymagają wyjaśnień. Teraz nie '

mogę poskąpić pieniędzy, gdyż jeśli nie dziś, to jutro wszystkie wydatki i

zwrócą mi się w dwójnasób. Kto nie gra, ten nie wygrywa. |

Musimy pokazać, na co nas stać. Odnieść sukces lub przegrać. A gdzie |

indziej mój syn miałby większą szansę powodzenia niż w teatrze? |

Opera miała tytuł La finta semplice (Udana naiwność), |

i Wolfgang ciężko nad nią pracował. W lipcu była gotowa.J

Jak zwykle zazdrośni muzycy twierdzili, iż to niemożliwe,!

aby dwunastoletni chłopak napisał operę całkiem sam. |

W gorzkim liście do Hagenauera z 30 lipca 1768 roku|

Leopold tak pisał o swoich problemach: |

Początkowo premierę zaplanowano na Wielkanoc. Ale nasz libreci-|

sta [Marco Coltellini] był pierwszym, który postarał się to uniemożliwić, |

gdyż pod pretekstem nanoszenia koniecznych poprawek, zwlekał z od-|

daniem libretta, tak że na Wielkanoc otrzymaliśmy od niego zaledwie j

dwie poprawione arie. Następny termin wyznaczono na Zielone Swią-|

tki, jeszcze następny — na powrót Jego Wysokości z Węgier. Wtedy |

jednak maska opadła, a prawdziwe motywy jego postępowania wyszłyj

na jaw. W międzyczasie inni kompozytorzy pod przewodnictwem Glucka|

zrobili wszystko, co w ich mocy, aby udaremnić sukces opery. Zjednalij

sobie śpiewaków, podburzyli orkiestrę, użyli wszystkich środków, aby j

wstrzymać przedstawienie. Śpiewaków, którzy ledwie znają swoje par-j

tie, a jeden czy dwóch musi nauczyć się wszystkiego ze słuchu, namó-j

wiono, aby odmówili śpiewania pod pretekstem, że arie są niemożliwe.!

do wykonania, mimo iż wcześniej mieli okazję usłyszeć je w naszychj

Sierociniec Rennweg

w Wiedniu. Według

relacji Leopolda,

w 1768 r. Mozart napi-

sał muzykę dla chóru

wychowanków sierociń-

ca, w tym mszę oraz

koncert na trąbkę.

Fragmenty tej mszy

zostały odnalezione

podczas II wojny świa-

towej.

apartamentach, zaakceptowali je i oklaskiwali, jako całkowicie dla

nich odpowiednie. Z kolei muzycy mieli oświadczyć, iż nie życzą sobie,

aby dyrygował nimi chłopiec, a także sto innych podobnych bzdur. Jed-

nocześnie rozpuszczono pogłoskę, że muzyka nie jest warta funta

kłaków; inni powiadali, iż zupełnie nie pasuje do słów, lub też że nie

pasuje do metrum, chcąc w ten sposób dowieść, iż Wolfgang nie dość

dobrze zna język włoski. Gdy tylko doszły do mnie te plotki, dałem jas-

no do zrozumienia w najznamienitszych kręgach, że Hasse, ojciec mu-

zyki, a także wielki Metastasio oświadczyli, że oszczercy, którzy rozpo-

wszechniają te kłamstwa, powinny udać się do nich osobiście, aby z ich

własnych ust usłyszeć, że żadna z trzydziestu oper wykonanych wcześ-

niej w Wiedniu nie może równać się z dziełem tego chłopca, które oni

sami z całego serca podziwiają. Na to zaczęto mówić, iż to nie syn, lecz

ojciec napisał operę. Lecz tu powoli przestano dawać oszczercom wiarę.

Ponieważ popadali ab uno extremo ad aliud*, aż w końcu sami wpadli

w tarapaty. Poprosiłem, aby wzięto jakiekolwiek dzieło Metastasia,

otwarto na dowolnym fragmencie i położono przed Wolfgangiem, wska-

* Lać. — ze skrajności w skrajność — przyp. tłum.

wielu znakomitych osób, napisał muzykę do tej arii na kilka instru-

mentów.

Ten wyczyn uciszył krytyków.

Jednakże plotki i zakulisowe intrygi w dworskiej ope-

rze trwały nadal. Tyle osób sprzymierzyło się przeciw Mo-

zartowi, że w końcu zarówno on sam, jaki i jego ojciec,

musieli poddać się w nierównej walce. Operę odwołano.

Obaj byli smutni i gorzko rozczarowani. Wolfgang praco-

wał nad tą operą do całkowitej utraty sił — napisał 558

stron nut. Nie pozwolił jednak, aby to niepowodzenie zbyt

go przygnębiło i wciąż komponował — napisał małą opere-

tkę, dwie msze, sonaty i jedną symfonię.

W czasie pobytu w Wiedniu Leopold spisał wszystkie

kompozycje Wolfganga — było ich ponad osiemdziesiąt,

z czego pięćdziesiąt zachowało się do naszych czasów; po-

zostałe zaginęły. Wśród nich było sześć symfonii, trzyna-

ście arii włoskich, a także jedno Stabat Mater.

Gdy rodzina Mozartów powróciła do Salzburga w stycz-

niu 1769 roku, na krótko przed trzynastymi urodzinami

Wolfganga, arcybiskup postarał się, aby opera La finta

semplice została wystawiona w Salzburgu l maja, w dzień

imienin cesarza. Opera odniosła wielki sukces, który wy-

nagrodził rozczarowanie, jakie spotkało ich w Wiedniu, j

Mozartowie pozostali w Salzburgu przez jedenaście mię-1

sięcy. Wolfgang zażywał zasłużonego odpoczynku. Jednej j

rzeczy nie mógł jednakże zaprzestać, a mianowicie kompo- i

nowania. W Salzburgu i tak nie miał nic innego do roboty, |

a im więcej pracował, tym mniej go drażnili jego rodacy.

Pod koniec roku czuł się silny, wypoczęty i gotowy na

nowe wrażenia. Razem z ojcem mieli zamiar zrobić coś,

o czym myśleli od dawna: pojechać do Włoch. Nareszcie

Włochy, ojczyzna opery! Wolfgang był szczęśliwy i ufny

w powodzenie. W ciągu roku bardzo urósł i teraz, gdy miał

już prawie czternaście lat, był gotów zmierzyć się z nie-

słychanie wymagającą włoską publicznością. Już nie był

małym Wolfgangiem, cudownym dzieckiem — był Mozar-

tem, młodym kompozytorem i wykonawcą, mającym przed

sobą świetlaną przyszłość. Wiedział już, że jego geniusz

nie był tylko kaprysem dzieciństwa. Był to wspaniały dar,

coś co miało trwać.

mu. Jeden z pierwszych listów Mozarta do matki — z 13

grudnia — świadczy, jaki był szczęśliwy.

Jestem absolutnie zachwycony, ta podróż to czysta przyjemność, po-

nieważ doskonale się bawię, ponieważ w powozie jest ciepło, a także

ponieważ nasz woźnica jest wesołym kompanem i bardzo szybko powo-

zi, gdy tylko droga mu na to pozwala.

Nowa przygoda zaczynała się dobrze.

v

Włochy

Potrafi mówić bardzo dużo, ale nigdy nie mówi za dużo. j

W tamtych czasach Włochy nie stanowiły zjednoczone-l

go, niepodległego państwa. Większa część terytorium była|

podzielona i znajdowała się pod panowaniem obcych mo|

carstw: Hiszpanii, Francji i, przede wszystkim, Austrii|

która zagarnęła dla siebie lwią część, w tym Florencję|

a na północy całą Lombardię. To właśnie do Lombardij

udał się Mozart wraz z ojcem. |

Pierwszą miejscowością, w której zatrzymali się na dłu|

żej była Werona, przepiękne średniowieczne miasto Roi

mea i Julii. Przybyli tuż po Bożym Narodzeniu. Rozpoczął

się karnawał, w Weronie bawiono się i chętnie witane

przybyszów. Każdego, kto odwiedza Weronę, urzeka uro-

kliwy labirynt uliczek, gęsto otaczających rzymski amfite-

atr. Mozartowi szczególnie podobało się, że wszyscy, łącz-1

nie z publicznością udającą się na przedstawienia opero-j

we, nosili maski. 7 stycznia 1770 r. tak pisał do Nannerla

Teraz wszyscy tutaj są in maschera, co jest bardzo praktyczne, pój

nieważ jeżeli przypnie się maskę do kapelusza, nie trzeba zdejmowa|j

go i kłaniać się za każdym razem, gdy spotka się kogoś znajomego; m<J

trzeba nawet pamiętać nazwisk. |

5 stycznia Mozart dał pierwszy publiczny koncert w Ac|

cademia Filarmonica. Włosi oszaleli z podniecenia i zaj

chwytu. Jeden ze słuchaczy zapragnął natychmiast mie|

portret chłopca, tak więc następne dwa dni Mozart spędzi|

na pozowaniu. Na obrazie tym młodzieniec siedzi przy for-j

tepianie wspaniale ubrany, w gustownej peruce; w oczacłl

ma łobuzerski błysk, a na jego wargach błąka się figlarn5|

uśmiech.

14-letni Wolfgang.

Portret pędzla

F. Cignarolego,

Werona, styczeń 1770 r.

(Salzburg, Mozarteum)

Włosi tak entuzjastycznie zareagowali na muzykę Mo-

zarta, że gdy parę dni później udawał się do kościoła, by

zagrać na organach, zgromadzony na zewnątrz tłum do-

słownie rzucił się na niego. Leopold pisał:

Tłok był tak wielki, że byliśmy zmuszeni przejść przez klasztor,

gdzie w jednej chwili tyle ludzi rzuciło się ku nam, że nie bylibyśmy

w stanie przedostać się do środka, gdyby ojcowie, którzy już czekali na

nas u bramy, nie wzięli nas między siebie. Gdy skończyliśmy grać,

tłum zrobił się jeszcze większy, gdyż wszyscy chcieli zobaczyć małego

organistę. Gdy tylko znaleźliśmy się w powozie, rozkazałem woźnicy,

aby zabrał nas do domu, zamknąłem się w pokoju i zacząłem pisać ten

list. Musiałem im uciec, bo w przeciwnym razie nie wypuściliby nas na-

wet na czas napisania listu.

Werona długo nie mogła dojść do siebie po wizycie Mo-

zarta.

Następnie, przy mroźnej zimowej pogodzie, udali się do

Mantui. „Wolfgang wygląda jakby wrócił z wojny. Jest ca-

udanym pobycie w Mantui ponownie wyruszyli w drogę

i przybyli do Mediolanu na krótko przed czternastymi u-J

rodzinami Mozarta. |

W Mediolanie mieli bardzo oddanego przyjaciela — hra-|

biego Firmiana, generalnego gubernatora Lombardii, uro-|

dzonego w Salzburgu. Wkrótce, 23 lutego zorganizował on|

duży koncert publiczny, ale mieszkańcy Mediolanu, choćj

bardzo zaciekawieni tym „muzycznym cudem", byli nasta-J

wieni krytycznie. Mediolan, będąc pod wieloma względa-|

mi stolicą muzyki tego uwielbiającego muzykę kraju, wy||

magał od artysty najwyższego kunsztu.

Ale Mozart jak zawsze zdumiał publiczność swoją bły-

skotliwością. Wszyscy chcieli go poznać, tak więc hrabia

Firmian zorganizował muzyczne soiree dla stu pięćdziesię-,

ciu najważniejszych osobistości miasta. Leopold był bar-

dzo zadowolony, lecz Mozart, który co prawda bawił się

całkiem dobrze, wolał karnawałowe zabawy na ulicach

i bale maskowe, które odbywały się po przedstawieniach

w operze. Razem z ojcem chodzili do opery tak często, j;

U-fSt: Itft

W r,rA 4

a'. A^W^t.

[r- •y ,

.t|U.»»JE ^

ale okropnie stara i brzydka jak noc. Seconda donna wy-

gląda jak grenadier".

Wtedy zdarzyło się coś, na co od dawna ojciec z synem

czekali: Mozartowi zaproponowano kontrakt na napisanie

pierwszej opery na inaugurację nowego sezonu operowego,

który miał zacząć się następnej zimy. Mozart opuścił Me-

diolan w blasku chwały, obiecując powrócić pod koniec la-

ta, aby rozpocząć pracę nad operą.

Następnym ważnym przystankiem Mozartów była Bo-

lonia, która w XVIII wieku stanowiła niemalże miejsce

pielgrzymek wszystkich muzyków. Tu właśnie mieszkał

Padre Martini, najwybitniejszy uczony i nauczyciel muzy-

ki swoich czasów. Mówiono, że wie on wszystko, co należy

wiedzieć o muzyce, a jego pochwała wystarczała, aby u-

czynić kompozytora czy wykonawcę sławnym w całej Eu-

ropie.

Mozart udał się do niego. Padre Martini poddał chłopca

różnym testom, które ten przeszedł z łatwością, co wzbu-

dziło zdumienie i zachwyt uczonego. Do Florencji Mozart

pojechał wyposażony w najlepsze z możliwych rekomenda-

cje. Spędził tu dziesięć szczęśliwych dni, ciesząc się nie tyl-

ko z sukcesu, jaki odniosły jego koncerty, ale także ze spo-

tkania ze swym starym przyjacielem z Londynu, śpiewa-

kiem Manzuolim.

W liście do żony, z 3 kwietnia, Leopold tak opisuje po-

byt we Florencji:

Dotarliśmy bezpiecznie do Florencji wieczorem 30 marca. Cały na-

stępny dzień, 31 marca, spędziliśmy nie wychodząc z domu, a Wolf-

gang pozostał w łóżku do obiadu, gdyż lekko się przeziębił na deszczu

i gwałtownym wietrze, które towarzyszyły nam w czasie przeprawy

przez góry. Dałem mu herbaty i soku z czarnego bzu, po którym zaczął

się trochę pocić... Wczoraj wieczorem, 2 kwietnia, przysłano po nas po-

wóz, który zawiózł nas do zamku za miastem, gdzie pozostaliśmy do

dziesiątej. Jak zwykle wszystko poszło dobrze, a zdumienie było tym

większe, że markiz Lignieville, książęcy intendent muzyczny, który jest

najdoskonalszym znawcą kontrapunktu w całych Włoszech, zadał Wolf-

gangowi najtrudniejsze fugi i tematy, które nasz syn zagrał wspaniale,

poszło mu jak z płatka. Akompaniował mu Nardini, ten wspaniały

skrzypek. Dziś po południu mamy spotkanie z Manzuolim, na którego

wpadliśmy wczoraj na ulicy. Przesyła Ci on serdeczne pozdrowienia.

Jest tu też kastrat Nicolini, ten, który był w Wiedniu z Guadagnim.

Bardzo żałuję, że musimy wyjechać w piątek, aby dotrzeć do Rzymu na

czas. Chciałbym, abyś zobaczyła Florencję, okolicę i położenie tego mia-

sta — powiedziałabyś, że tu powinno się żyć i umierać. W ciągu tych

kilku dni zobaczę wszystko, co trzeba tu zobaczyć. Muszę kończyć, gdy

poczta za chwilę odjeżdża. Razem z Wolfgangiem wszystkich serdecj

nie pozdrawiamy. Przesyłamy Ci tysiąc całusów, '\

Twój wierny i kochający

Mozai

Mozartowie ruszyli w dalszą podróż do Rzymu, gdzij

dotarli w środku gwałtownej burzy. Najwyraźniej nie zrajj

żeni złą pogodą, gdy tylko rozpakowali bagaże, udali si|

do Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie, aby wysłuchać w

konania skomplikowanego chorału Miserere Allegriego.

Gdy po koncercie wrócili do domu, Mozart usiadł pr

biurku i na papierze odtworzył cały utwór z pamięci, i

początku do końca, z dokładnością co do jednej nuty. Rz

zapisywać wykonywanej przez siebie muzyki. Natychmiast

też zorganizowano koncerty, aby wszyscy mogli zobaczyć

i usłyszeć tego niezwykłego chłopca.

Mozartowi podobał się Rzym, chociaż w liście do Nan-

nerl skarżył się na ciasnotę mieszkania:

Naprawdę, nie jest mi lekko —jest tu tylko jedno łóżko, a Mama do-

myśla się, jak można wyspać się z Tatą. Nie mogę doczekać się wyjaz-

du.

Opowiada także o zwiedzaniu miasta:

Miałem zaszczyt pocałować stopę świętego Piotra w katedrze św.

Piotra, a ponieważ na nieszczęście nie należę do wysokich, mnie, stare-

go osła, Wolfganga Mozarta musiano podnieść.

Zawsze żartował ze swojego niskiego wzrostu. W innym

liście do Nannerl z Rzymu pisze, że cieszy się, iż Manzuoli

został wybrany, aby śpiewać w jego operze. Opera miała

być zatytułowana Mitridate, re di Ponto (Mitrydates, król

Pontu) i miała opierać się na tragedii Racine'a.

W czasie pobytu w Rzymie skomponował trzy symfonie

i dwie arie, a na początku maja wyruszył wraz z ojcem do

Neapolu. Podróż uchodziła za niebezpieczną z powodu roz-

bójników grasujących na drogach, ale Mozartowie mieli

szczęście i nie spotkała ich żadna zła przygoda.

Neapol słyszał już o chłopcu-kompozytorze i zgotował

mu gorące powitanie. Mozart pisał do Nannerl:

Wczoraj włożyliśmy nowe ubrania, w których wyglądaliśmy jak

książęta. Widzieliśmy króla i królową obydwu Sycylii na mszy w kapli-

cy dworskiej. I Wezuwiusz. Neapol jest piękny, a ulice są tu równie

zatłoczone, jak w Londynie czy w Paryżu. Tutejsi żebracy są nawet

bardziej bezczelni niż w Londynie. Lazzaroni — jak ich tu nazywają,

mają swojego przywódcę. Król, aby utrzymać spokój na ulicach, musi

wypłacać mu regularną pensję w wysokości 10 guldenów miesięcznie.

...Wezuwiusz strasznie dziś dymi.

W Neapolu Mozartowi dopisywał doskonały humor —

uwielbiał ciepłe południowe słońce, smak sukcesu, wycie-

czki nad Morze Śródziemne. Pisał do Nannerl radosne,

pełne żartów listy, wesoło przeskakując z włoskiego na

francuski, z francuskiego na niemiecki, to wpadając w żar-

gon, który nazywał „salzburskim". W listach do matki do-

nosił: „Ja też wciąż żyję, humor mnie nie opuszcza — po

prostu uwielbiam podróżować".

Pisanie listów w czasach Mozarta było czymś zupemie

innym niż obecnie, i nie ma w tym nic dziwnego, zważy-

wszy, iż wtedy jedynie w ten sposób porozumiewano się

na odległość. Wyrabiany ręcznie papier był bardzo drogi,

więc każdy cal dokładnie zapisywano. Ponieważ nie wy-

myślono jeszcze kopert, kartki, zwykle o wymiarach około:

dwadzieścia na trzydzieści trzy centrymetry, zginano po—

trójnie, a adres pisano na stronie, którą pozostawiano pu-i

sta specjalnie w tym celu. Następnie list pieczętowano wo-|

skiem i wysyłano dyliżansem pocztowym do miejsca prze-J

znaczenia. Sposób, w jaki adresowano listy, wydaje siei

nam obecnie bardzo nieprecyzyjny: i tak, Leopold, wysy-|

łajać list do żony z Mediolanu, pisał po prostu:

A Madame Marie Annę Mozart

Salzburg

(Używano francuskiego, gdyż był on międzynarodowa

językiem warstw wykształconych.)

Jednakże w XVIII wieku ten nieprecyzyjny adres zu|

pełnie wystarczał: tylko niewielki ułamek społeczeństw!

potrafił w ogóle pisać i wszyscy wiedzieli, gdzie mieszkaj!

pozostali członkowie tej uprzywilejowanej klasy. Listy t

mają jedną trwałą zaletę, a mianowicie, pozostawiają nat

barwny opis tamtej epoki i żyjących w niej ludzi.

Po szczęśliwym, słonecznym miesiącu w Neapole

Mozartowie wrócili do Rzymu. Podróż, obecnie zajmując

cztery godziny, trwała, bez przystanków, dwadzieścia sić

dem godzin.

Ponieważ w ciągu tych dwudziestu siedmiu godzin podróży spaliśn

tylko dwie godziny, a w powozie zjedliśmy zaledwie cztery pieczone ku

czaki na zimno z chlebem, łatwo możesz wyobrazić sobie, jacy byliśn

głodni, spragnieni i śpiący — pisał Leopold do żony. Wolfgang usia

na krześle i natychmiast zaczął chrapać. Zasnął tak głęboko, że gdy i

rozbierałem i kładłem do łóżka, nie przebudził się ani na chwilę.

zbudził się następnego dnia o godzinie dziewiątej, nie wiedział ani g

jest, ani jak znalazł się w łóżku (27 czerwca).

W Rzymie czekało Mozartów niezwykłe wyróżnienie.

czerwca 1770 roku papież Klemens XIV, w uznaniu genil

szu muzycznego Wolfganga Amadeusza Mozarta, nadał lOJ

order Złotej Ostrogi. Dwa dni później czternastoletni R|

cerz Złotej Ostrogi, ze złotym krzyżem orderu zawiesz|

nym na czerwonej wstędze na szyi, został przyjęty na at)

diencji przez samego papieża. Jedynym muzykiem, któl|

Mozart jako Kawaler

Orderu Złotej Ostrogi

nadanego mu przez

papieża w 1770 r.

Portret anonimowy,

1777 r. (Bolonia, Liceo

Musicale)

kiedykolwiek otrzymał ten order, był Gluck. Teraz, będąc

kawalerem orderu, Mozart posiadał taką samą pozycję

społeczną jak arystokracja; ale, w przeciwieństwie do Glu-

cka, nigdy nie zrobił z tego użytku; w rzeczywistości całą

sprawę potraktował prawie jak żart. O wiele większe wra-

żenie niż na synu, zrobiła ona na ojcu, który w głębi du-

cha był tradycjonalistą o dość wąskich horyzontach.

5 - Mozart / PWM 20240

iiw^ciiaoa i przyjaciela, nraDiego l-'allavicini. Kozkoszowal

się urokami wsi, upalnym słońcem, chłodem komnat, obfi|

tością owoców — fig, melonów i brzoskwiń. Mozart roz|

kwitał. Rósł jak na drożdżach i Leopold skarżył się, że wy|

rasta z ubrań. Zmienił mu się głos — jego kariera śpiewał

ka skończyła się.

W październiku, tuż przed wyjazdem z Bolonii, Wolfj

gang otrzymał specjalne wyróżnienie tamtejszej akademii

muzycznej, która za sprawą Padre Martiniego zyskał|

wielką sławę. Kandydaci na członków Akademii Filhal

monicznej w Bolonii musieli zdać niesłychanie trudny eg

zamin. Warunkiem wstępnym było ukończone dwadzie

ścia jeden lat, ale dla Mozarta uczyniono wyjątek. Zani

knięto go w pokoju, każąc skomponować utwór, zaliczani

do szczególnie trudnego gatunku. Skończył w ciągu godzi

ny; po zapoznaniu się z nim, wszyscy sędziowie uznali eg

zamin za zaliczony. Mozart został honorowym członkier

Akademii. Na egzaminie tym wielu znakomitych muz^

ków poniosło porażkę, ponieważ był trudny, a wykona]

zadania zazwyczaj zabierało wiele godzin.

W połowie października Leopold i jego syn wrócili

Mediolanu. Należało skończyć operę. Mozart napisał ju

część muzyki w Bolonii — teraz miał dwa miesiące n

skomponowanie uwertury, dwudziestu dwóch arii, duet

oraz kwartetu finałowego. Musiał pracować tak ciężko i ta

szybko, że od pisania bolały go palce. Leopold, obawiają

się, że chłopiec załamie się z powodu przepracowania, g<

tylko było to możliwe, pozwalał komponować mu wyłączn

przed południem, po południu zaś chodzili na spacery.

Jak zwykle nie obyło się bez knowań i intryg wymierz

nych przeciwko operze. I tak wrogowie Mozarta nakłoń

primadonnę, aby zaczęła skarżyć się, że chłopiec jest zb||

młody, aby napisać prawdziwą operę. Jednak po wyshf

chaniu arii, które Mozart dla niej skomponował, była zij

chwycona i zaprzestała narzekań, choć drugoplanowi śpi|

wacy wciąż utyskiwali i intrygowali, a w końcu naw|

Manzuoli nie zaśpiewał wiodącej partii tenorowej.

W końcu, w dzień po Bożym Narodzeniu odbyła się pr

miera pierwszej prawdziwej opery Mozarta Mitridate,

di Ponto. Mozart osobiście dyrygował od fortepianu li

klawesynu, na których grał w orkiestrze. (W tamtych cz|

partię fortepianową.) Kompozytor miał na sobie nowy k^,

tan w kolorze czerwonego wina, ze złotymi wykończenie

mi i podszewką z błękitnej satyny, i

Premiera okazała się sensacyjnym triumfem — każdl

arię bisowano, a gdy kurtyna opadła, Mozart otrzyrn|

głośną owację na stojąco. Opera doczekała się ponad dv

dziestu przedstawień. Gdy Mozart przyszedł do siebie

tych wszystkich emocjach, tak pisał do Nannerl:

Najdroższa Siostro,

Długo nie pisałem, gdyż byłem zajęty moją operą, ale teraz

czas i będę lepiej wywiązywał się z moich obowiązków. Opera, dzit

Bogu, odniosła su-kces — każdego wieczoru sala jest pełna, ku zdunri

niu wszystkich, gdyż wiele osób mówiło mi, że odkąd pamiętają, nią

w Mediolanie nie widywano na czyjejś pierwszej operze takich tłumój

Obydwaj z ojcem, dzięki Bogu, czujemy się dobrze i mam nadzieję,!

na Wielkanoc będę mógł Tobie i Mamie o wszystkim sam opowiedzi|

Addio. Całuję ręce Mamy. A propos! Wczoraj zjawił się u nas kopia)

oświadczając, iż otrzymał rozkaz, aby transkrybować moją operę d

dworu w Lizbonie - Tymczasem, żegnaj moja Droga Panno Siostro. Ma

zaszczyt być teraz i na wieki ;

Twoim wiernym brate

Dzięki ogromnemu sukcesowi swojej opery Mozart |

trzymał dwa nowe zamówienia. Poproszono go o skomg

nowanie muzyki na uroczystości weselne syna Marii Tex|

sy, Ferdynanda, które miały odbyć się w Mediolan

w październik-u 1771 roku, a także o napisanie koleją

opery na najbliższy sezon karnawałowy w Mediolanie. l]

opold zdecydował, że w międzyczasie, zanim Mozart ro

pocznie pracę Tiad nowymi zamówieniami, obydwaj wróJ

do Salzburga.

Wracali przez Wenecję, gdzie trwał karnawał. XVI

wiek był najbardziej libertyńskim okresem w historii ka

nawału. Piętnastoletni Mozart bawił się znakomicie, je

nakże Leopold, trochę purytanin, był lekko zaszokowali

Powiadał, że uważa Wenecję za najbardziej niebezpiecz|

miejsce w całych Włoszech. |

Wrócili do Salzburga pod koniec marca. W czasie p|

tnastomiesięcznej nieobecności Mozart tak bardzo urój

że matka i siostra ledwie go poznały. Pozostał w don|

pięć miesięcy, pilnie komponując, a w sierpniu razem z |

cem wrócił do IMediolanu na królewski ślub, zaplanował

z powrotu do Włoch. W liście do Nannerl opisywał miesz-

kanie:

Nad nami mieszka jeden skrzypek, pod nami drugi, obok mamy na-

uczyciela śpiewu, a naprzeciwko oboistę. To znakomita atmosfera do

komponowania — moi sąsiedzi podsuwają mi wiele nowych pomysłów.

Otoczenie to musiało go też czasami rozpraszać, ale po-

wyższe zdanie dowodzi jego niesłychanej zdolności kon-

centracji.

Tym razem, ku radości Mozarta, Manzuoli zaśpiewał

w jego operze, i jak zwykle, był to wielki sukces. Dwór był

tak zadowolony z Mozarta, że oprócz honorarium ofiaro-

wano mu złoty zegarek wysadzany diamentami. Mozart

mógł napisać do swojej siostry, że Już nie tęskni za Salz-

burgiem".

Wszystko to sprawiło, że Leopold zaczął mieć nadzieję

na coś więcej ze strony arcyksięcia: chciał, aby jego syn

otrzymał stałą posadę dworskiego muzyka w Mediolanie

i zdawało się, że arcyksiążę Ferdynand jest przychylny te-

mu pomysłowi. Niestety, matka Ferdynanda, Maria Tere-

sa dowiedziała się o wszystkim, i napisała do syna ostry

list, surowo zakazując mu zatrudniania „kompozytora czy

innych podobnie bezużytecznych ludzi", a także wiązania

się z ludźmi takimi jak Mozartowie, którzy „włóczą się po

świecie jak żebracy". Tak więc w końcu arcyksiążę odmó-

wił zatrudnienia Wolfganga; syn z ojcem wrócili do Salz-

burga tuż przed Bożym Narodzeniem 1771 roku. Byli roz-

czarowani, ale wciąż mieli nadzieję, że pewnego dnia Mo-

zart znajdzie stałą posadę we Włoszech. Nadal istniały

pewne perspektywy: wciąż aktualne było zamówienie na

operę na nowy sezon w Mediolanie w 1772 roku. Myśl

o nowej szansie podtrzymywała Mozartów na duchu w po-

nurym, przytłaczającym Salzburgu.

Na wiosnę 1772 roku, gdy Mozart skończył szesnaście

lat, zdarzyło się coś, co miało odmienić jego życie na za-

wsze. Dobry i łaskawy arcybiskup Salzburga, von Schrat-

tenbach (Mozart miał zwyczaj żartować, że jego nazwisko

wymawiało się, wypowiadając zgłoskę „sz" i potrząsając

workiem śrutu), który przez całe życie Mozarta był w Salz-

burgu, nagle zmarł. Jego następca, hrabia von Colloredo,

pochodził z możnej oraz wpływowej arystokratycznej ro-

dziny; był człowiekiem surowym, dumnym i wyniosłym,

znienawidzonym w Salzburgu nie tylko przez Mozartów,

ale i przez wszystkich, którzy nie należeli do jego sfery.

Początkowo jednak wszystko szło dobrze. Mozart kom-|

ponował bardzo szybko — w trzy miesiące napisał dwiei

symfonie, trzy divertimenta, sonatę fortepianową na czte-|

ry ręce, pięć pieśni, jedną arię, mszę, litanie, oraz dwie so-l

naty triowe dla Katedry. Colloredo wynagrodził go za te|

wszystkie prace (niezbyt sowitą) sumą stu pięćdziesięciu |

guldenów. Pozwolił także Mozartom na ponowny wyjazdj

do Mediolanu, ponieważ zbliżał się termin wystawienia!

opery. Ojciec i syn wyjechali w październiku i premiera |

opery zatytułowanej Ludo Silla odbyła się pod koniec

grudnia. Mimo sukcesu pierwszego przedstawienia, Wło-

chom nie spodobała się najnowsza opera Mozarta z powo-

du nowych elementów, które pojawiły się w jego stylu

i które brzmiały zbyt dziwnie dla ich ucha. W operze były

fantastyczne i ponure sceny o niemalże romantycznej a-

tmosferze, a Mozart napisał muzykę, która współgrała

z ich nastrojem. To jednak nie odpowiadało z kolei gusto-

wi Włochów, którzy już nigdy nie zamówili u niego nastę-

pnej opery. Włochy były stracone na zawsze. Jak powie-

dział Leopold: „Bóg zapewne ma dla nas coś innego w za-

nadrzu".

VI

Miłość i śmierć

W tych plemiennych sferach, gdzie wszyscy ulegają

emocjom i gwałtownym uczuciom, jedynie Mozart

jest całkowicie opanowany.

George Bernard Shaw

W życiu Mozarta rozpoczął się teraz nowy, mniej szczę-

śliwy okres. Skończył siedemnaście lat i łatwe sukcesy

wieku dziecięcego i chłopięcego miał już za sobą. Wciąż

był tym samym Wolfgangiem, wesołym, beztroskim, nie-

porządnym, z głową w chmurach, impulsywnym, roztrze-

panym i serdecznym dla wszystkich. Był dumny ze swoje-

go geniuszu i rozgoryczony, że wielki świat nie docenił go,

tak jak na to zasługiwał — oklaskiwał go, a potem o nim

zapominał. A on, jak wszyscy, potrzebował pieniędzy, by

żyć i komponować. Był biedny i potrzebował lukratywnej,

stałej posady na jednym z wielkich dworów — w Wiedniu,

Monachium, Mediolanie lub Paryżu. W XVIII wieku był to

jedyny sposób, w jaki muzyk mógł godziwie zarobić na ży-

cie.

Tymczasem w Salzburgu arcybiskup Colloredo odsłonił

swą prawdziwą twarz. Nie lubił żywiołowych Mozartów.

Uważał ich za dwóch pyszałkowatych człowieczków bez

znaczenia, którzy mieli o sobie zbyt wysokie mniemanie.

Szczególnie zaś nie lubił ludzi niskiego wzrostu, tak więc

Mozart, który nie był wysoki, irytował go w dwójnasób.

Arcybiskup dał Mozartowi skromną, źle płatną posadę

koncertmistrza, jednego z dworskich kompozytorów pod-

ległych kapelmistrzowi. W lecie z najwyższą niechęcią u-

dzielił mu urlopu, aby mógł na krótko pojechać do Wied-

nia.

W Wiedniu Mozart po raz pierwszy usłyszał muzykęi

Józefa Haydna. Haydn był już wtedy jednym z najbardziej |

znanych kompozytorów w kraju, a jego muzyka wywarła|

głębokie i trwałe wrażenie na młodym Mozarcie, którego!

styl wkrótce zaczął zdradzać ślady wpływu starego mi-|

strza. |

Jesień i zimę tego roku Mozart spędził w Salzburgu,|

komponując z właściwą sobie niewiarygodną szybkością.!

Pisał najróżniejsze utwory, ale jego ulubionym gatunkiem|

była nadal opera, pasja jego życia. Był zachwycony, gdyj

otrzymał nowe zamówienie na sezon karnawałowy 1775J

w Monachium. |

Tak więc w grudniu prawie dziewiętnastoletni Mozartjj

wyruszył wraz z ojcem do Monachium. Było tak zimno, żejj

okrycia na stopy, których zwykle używano, nie wystar-»

czały, aby ogrzać podróżnych, tak więc Leopold zamówili

dodatkową dużą wiązkę słomy dla przykrycia nóg. |

Opera miała tytuł La finta giardiniera (Rzekoma ogro-

dniczka), a przygotowania szły dobrze. Pomimo straszli-

wego bólu zęba, spowodowanego ropnym zapaleniem mia-i

zgi, Mozart był wniebowzięty. Premiera odbyła się w pw

Monachium. Pałac

Nymphenburski. Sztych

Jungwirtha, 1766 r.

łowię stycznia. Podekscytowany Mozart tak pisał do do-

mu:

Dzięki Bogu! Wczoraj, trzynastego, wystawiono moją operę i wszy-

stko poszło tak znakomicie, że doprawdy nie znajduję słów, by opisać tę

burzę oklasków. Po pierwsze, teatr był tak pełen ludzi, że niektórym

musiano odmówić wstępu. Po każdej arii rozlegała się prawdziwa bu-

rza braw i okrzyki „Viva Maestro!". Gdy opera skończyła się, w prze-

rwie, podczas której publiczność zazwyczaj w ciszy czeka, aż zacznie się

balet, słychać było tylko owację i krzyki „Brawo!" — oklaski cichły i po-

nownie rozbrzmiewały, i tak bez końca.

Gdy arcybiskup Colloredo pojawił się w Monachium już

po premierze, wykazując oczywisty brak zainteresowania,

ze wszystkich stron dochodziły go tylko pochwały pod adre-

sem Mozarta. Wzruszał ramionami, puszczając je mimo

uszu, ale po tym wszystkim zrobił się jeszcze bardziej nie-

przyjemny dla kompozytora. Naprawdę nie wierzył, że

Mozart jest geniuszem.

Pokrzepiony na duchu sukcesem odniesionym w Mona-

chium, Mozart spędził następne dwa lata spokojnie i dość

szczęśliwie w Salzburgu. Skomponował między innymi kil-

ka divertiment, parę utworów okolicznościowych, koncert

fortepianowy i pięć wielkich koncertów skrzypcowych (na-

pisanych w 1775 roku dla siebie samego lub dla koncert-

o tym list skreślony do starego Padre Martiniego w Bolg

nii 4 września 1776 roku.

Czcigodny Ojcze i Mistrzu, Wielce Szanowny Panie,

Szacunek i cześć, jaką żywię dla Jego Czcigodności skłoniły mnie (

napisania tego listu i przesłania skromnej próbki mojej muzyki, kt<a

poddaję pod Pański najwyższy osąd. Na ostatni sezon karnawałów

w Monachium napisałem operę buffa, La finta gardiniera. Na kilka (

przed moim wyjazdem z tego miasta, Jego Wysokość Książę Elektor;

życzył sobie wysłuchać kilku moich kompozycji kontrapunktyczny<

Tak więc byłem zmuszony napisać te motety w ogromnym pośpiect

aby pozostało dość czasu na skopiowanie nut dla Jego Wysokości or

na rozpisanie wszystkich głosów, gdyż motety miały zostać wykona

w czasie offertorium na sumie w następną niedzielę.

Najdroższy i Wielce Czcigodny Ojcze i Mistrzu, z całego ser

błagam, aby szczerze i otwarcie podzielił się Pan ze mną swoją opin

na ich temat. Żyjemy na tym świecie, aby oświecać się nawzajem

Sala audiencyjna

w pałacu arcybiskupa

w Salzburgu. Wiele

kameralnych utworów

Mozarta powstało

z myślą o tej właśnie

sali. Fotografia.

przez wymianę myśli i starać się o postęp w nauce i sztukach pięk-

nych. O, jakże często pragnę być bliżej Pana, Czcigodny Ojcze, i móc

z Panem rozmawiać. Żyję w kraju, w którym muzyce kiepsko się powo-

dzi, chociaż, oprócz mistrzów, którzy nas opuścili, wciąż mamy znako-

mitych nauczycieli, a szczególnie kompozytorów posiadających głęboką

wiedzę, umiejętności i smak.

W operze jesteśmy słabi, gdyż brakuje nam śpiewaków. Nie mamy

kastratów i nie zanosi się na to, abyśmy ich kiedykolwiek mieli, gdyż

chcą, aby im dobrze płacono, a szczodrość nie należy do naszych wad.

Tymczasem bawię się pisaniem muzyki kameralnej i kościelnej. Są tu

też dwaj inni kontrapunkciści, Michał Haydn i Kajetan Adigasser. Mój

ojciec jest kapelmistrzem w katedrze, dzięki czemu mam okazję pisać

tyle muzyki kościelnej, ile dusza zapragnie. Jako że na dodatek mój oj-

ciec służy na dworze od trzydziestu sześciu lat i wie, że arcybiskup nie

lubi przebywać w towarzystwie ludzi starych, nie oddaje się już tej pra-

cy jak kiedyś całym sercem i zwrócił się ku literaturze, która zawsze

była jego ulubionym zajęciem.

Nasza muzyka kościelna różni się całkiem od włoskiej, tym bardziej,

że msza z Kyrie, Gloria, Credo, Sonatą podczas Epistoły, Offertorium

lub Motetem, Sanctus i Agnus Dei nie mogą trwać dłużej niż trzy kwa-

dranse. Dotyczy to nawet uroczystej mszy, odmawianej przez samego

księcia-arcybiskupa. Ten rodzaj muzyki wymaga specjalnego studium,

jako że msza musi zawierać wszystkie instrumenty, w tym trąbki, ko-

tły i tak dalej. Niestety, jak daleko od siebie jesteśmy, Najdroższy Oj-

cze i Mistrzu! Tak wiele mam Panu do powiedzenia.

Przesyłam wyrazy najgłębszego szacunku dla wszystkich członków

Accademii Filarmonichi. Jeszcze raz szczerze polecam się Pańskiej ła-

skawości. Jest dla mnie źródłem nieskończonego smutku, że jestem tak

daleko od tego, którego najbardziej kocham, czczę i szanuję, i którego

na zawsze pozostanę

wiernym i uniżonym sługą

Wolfgang Amadeusz Mozart

strogi, na którym wygląda on dość poważnie (zob. s. 65

Miał wtedy dwadzieścia jeden lat i otrzymywał nędzi

wynagrodzenie dworskiego koncertmistrza.

Sytuacja w Salzburgu stawała się nie do zniesienia. L

opold, w liście do Padre Martiniego, relacjonuje na prz'

kład, jak arcybiskup otwarcie oświadczył, że młody M^

żart nie zna się na muzyce i „powinien pójść do konserw;

torium w Neapolu na naukę".

To oświadczenie tak rozgniewało Leopolda, że w pie'

wszej chwili nie mógł wydusić słowa, po czym nastąpił

głośna, nieprzyjemna scena. Mozart umierał z zażenows

nią. Uważał, że arcybiskup nie jest wart nawet tego, a

na niego podnieść głos i próbował odciągnąć ojca.

Po tym zdarzeniu Mozart znienawidził Salzburg i

mógł doczekać się wyjazdu. Arcybiskup zwolnił go, L

zatrzymał ojca, tak więc we wrześniu 1777 roku Moz

wyjechał do Monachium, tym razem w towarzystwie ma'

ki. Leopold kategorycznie nie zgodził się na samodziein

wyjazd syna — zbyt dobrze wiedział, jak niepraktyczni

i roztargniony był to młodzieniec. W głębi duszy Wolfgar

najprawdopodobniej cieszył się, że tym razem ojciec póz'

stał w Salzburgu. Ich poglądy coraz bardziej się różnił

Ciasnota horyzontów Leopolda coraz bardziej drażni:

młodego człowieka. Wiedział też, że dobrą, lecz pozbawi

na wyobraźni matkę mógł owinąć sobie wokół małego p

ca.

na

Mozart przyjechał do Monachium w doskonałym

stroju. Tak szybko, jak tylko to było możliwe spotkał si

z elektorem Bawarii; oświadczył mu, że tym razem na dc

bre opuścił dwór w Salzburgu. Wymienił wszystkie SWÓJ

dotychczasowe osiągnięcia i tak uniżenie, jak tylko potra

fił, poprosił o posadę na dworze. Elektor odpowiedział, ż

nie ma wakatu i odszedł, pozostawiając Mozarta zgiętegi

w ukłonie. W liście do ojca z 29-30 września Mozart do

kładnie opisał tą scenę:

Dziś, 30 września o dziewiątej, udałem się na dwór, jak było urno

wionę z panem Woschitką. Wszyscy byli w strojach do polowania. Ba

roń Kem był szambelanem. Mogłem udać się na dwór wczoraj wieczc

rem, ale nie chciałem dotknąć pana Woschitki, który z własnej woli za

oferował pomoc w uzyskaniu audiencji u elektora. O dziesiąta

wprowadził mnie do małego ciasnego pokoju, przez który Jego Wyso

Fortepian Steina, lata

siedemdziesiąte XVIII

wieku. (Norymberga,

Germanisch National-

museum)

witał mnie serdecznie: „Jak się pan ma, kochany Mozarcie!" Lrdy nad-

szedł elektor, zwróciłem się do niego następującymi słowami: „Jego

Wysokość raczy pozwolić, abym upadł do jego stóp i zaoferował swoje

służby". „Tak więc opuściłeś Salzburg na dobre?" „Tak, Wasza Wyso-

kość, na dobre". „Jak do tego doszło? Poróżniliście się?" „Nie, Wasza

Wysokość, poprosiłem tylko o pozwolenie na podróżowanie, którego mi

odmówiono. Byłem więc zmuszony uczynić ten krok, chociaż nie prze-

czę, że od dawna zamierzałem odejść. Salzburg nie jest dla mnie odpo-

wiednim miejscem. Zapewniam Waszą Wysokość". „Dobry Boże! To mi

zuch! Twój ojciec jest jednak wciąż w Salzburgu?" „Tak, Wasza Wyso-

kość. On także upada do twych stóp, i tak dalej. Już trzy razy byłem

we Włoszech, napisałem trzy opery, jestem członkiem Akademii Boloń-

skiej, do której musiałem zdawać egzamin, przy którym wielu mi-

strzów trudziło się i pociło przez cztery, pięć godzin, a który ja zdałem

w ciągu godziny. Niech to będzie dowód, że jestem godzien służyć na

każdym dworze. Moim jedynym życzeniem jest jednak służenie Jego

Wysokości, który sam jesteś tak wielki..." „Tak, mój chłopcze, ale nie

mam wolnych miejsc. Przykro mi. Gdyby tylko było jakieś wolne miejs-

ce..." „Zapewniam Jego Wysokość, że przyniosę zaszczyt temu miastu".!

„Wiem. Ale to na nic, bo nie mam wolnych miejsc". To powiedziawszy,,

oddalił się. .'

Mozart nienawidził płaszczenia się przed arystokracją;

i coraz gorzej mu to wychodziło, mimo próśb Leopolda,]

aby był bardziej uprzejmy. Jego koncerty publiczne w Mo-j

nachium cieszyły się dużą popularnością, ale wciąż nikt|

nie oferował mu stałej posady. Najbardziej przygnębiał goj

jednak fakt, iż nie otrzymał nowego zamówienia na operę.]

Mozart z całego serca pragnął napisać nową operę. „Wy-

starczy, bym usłyszał, jak rozmawiają o operze, bym zna-|

lazł się w teatrze, bym usłyszał, jak stroją instrumenty —|i

natychmiast tracę panowanie nad sobą". |

Zniechęcony niepowodzeniem w Monachium, Mozart;

udał się wraz z matką do Augsburga, gdzie zatrzymali się|

u kuzynostwa. Ale i tu nie potraktowano go lepiej. Wszy-1

stkich zdumiewała jego muzyka, lecz nikt nie proponowała

mu stałej posady. W Augsburgu nie było dworu i Mozart'

żartował z ograniczonych mieszczan, z których składała

się tutejsza „elita". Jedyną interesującą konsekwencją tej |

wizyty było spotkanie z budowniczym fortepianów Andre- J

asem Steinem. W liście do ojca z 17 października 1777 roku

pisał:

Mon tres cher Pere,

Tym razem zacznę od fortepianów Steina. Zanim zobaczyłem jego

instrumenty, moimi ulubionymi były fortepiany z pracowni Spatha. Te-

raz jednak dużo bardziej wolę fortepiany Steina, gdyż dużo lepiej

tłumią dźwięki niż instrumenty z Regensburga. Przy mocnym uderze-

niu dźwięk cichnie w tym samym momencie, niezależnie od tego, czy

przytrzymam, czy też puszczę klawisz. Jakkolwiek uderzałbym w kla-

wiszę, ich dźwięk jest zawsze taki sam. Nigdy nie zdarza się, aby był

fałszywy, słabszy czy silniejszy, czy też całkiem głuchy; jednym sło-

wem, jest zawsze taki sam. To prawda, że Stein nie sprzedaje swoich

fortepianów po mniej niż trzysta guldenów, ale wysiłek i praca, jaką

wkłada w ich wykonanie, nie mają ceny. Jego instrumenty mają nad

innymi tę przewagę, że posiadają mechanizm wymykowy. Tylko jeden

budowniczy fortepianów na stu zwraca na to uwagę. Ale bez wymyku

uniknięcie brzęczenia i wibracji po uderzeniu klawisza nie jest możli-

we. Po dotknięciu klawiszy młoteczki odskakują natychmiast po ude-

rzeniu strun, niezależnie od tego, czy przytrzymam, czy zwolnię kla-

wisz. On sam osobiście powiedział mi, że gdy skończy pracę nad forte-

pianem, siada do klawiatury i sam próbuje wszelkiego rodzaju pasaży,

biegników i skoków, a następnie dokonuje poprawek przy użyciu hebla,

pracując do chwili, gdy instrument może zrobić dosłownie wszystko.

A to dlatego, że pracuje wyłącznie dla samej muzyki, a nie dla własne-

go zysku. W przeciwnym razie już dawno porzuciłby swoją pracę. Czę-

sto powtarza: „Gdybym sam nie był takim zagorzałym miłośnikiem

muzyki i nie mógł poszczycić się pewnym talentem w grze na fortepia-

nie, na pewno już dawno straciłbym cierpliwość do mojej pracy. Ale lu-

bię instrumenty, które nigdy nie zawiodą grającego i które są trwałe".

Bez wątpienia jego fortepiany są trwałe. Gwarantuje, że pudło rezo-

nansowe nie złamie się ani nie popęka. Gdy skończy pudło przeznaczo-

ne dla nowego fortepianu, wynosi je na zewnątrz, wystawiając na

deszcz, śnieg, słońce i wszelkie inne niepogody, aby popękało. Następ-

nie w pęknięcia wstawia kliny i przymocowuje klejem, by uczynić in-

strument jak najmocniejszym i najtrwalszym. Jest zachwycony, gdy

pudło pęka, gdyż wtedy dopiero ma pewność, że już nic więcej nie może

mu się przytrafić. Sam często nacina płytę, a następnie skleja ją z po-

wrotem, wzmacniając ją w ten sposób. Tym sposobem zrobił już trzy for-

tepiany.

Fortepiany nie zapewniły jednak Mozartowi bezpieczeń-

stwa. Wkrótce opuścił Augsburg udając się do Mannheim.

W Mannheim rządził inny elektor, Kari Theodor, wy-

kształcony i bardzo inteligentny człowiek, który sprawo-

wał mecenat nad sztukami i uczynił z Mannheim jedyne

w swoim rodzaju centrum nauki, sztuki i przede wszy-

stkim muzyki. Czynił to głównie dla swojej własnej chwa-

ły, wzorując się na dworze w Wersalu, niemniej potrafił

docenić artystyczne osiągnięcia i pod jego patronatem

sztuka kwitła.

Mannheim słynęło na całą Europę ze swojej muzyki

i orkiestry (wraz ze sławną sekcją instrumentów dętych

i z cudownymi klarnetami). Orkiestra mannheimska zmie-

niła sztywny styl, charakterystyczny dla muzyki z XVII

i z początku XVIII wieku, który swój szczyt osiągnął

w twórczości Johanna Sebastiana Bacha. W Mannheim

kładziono nacisk na uczucie: ta nowa muzyka odwoływała

wych form, melodii i harmonii, przede wszystkim za|

wprowadzono nowe środki ekspresji orkiestrowej: crescend

do i diminuendo. Przedtem muzykę wykonywano jedno|

stajnie, a barwa i zmienność nie wynikały ze sposobu!

w jaki grano dźwięki, głośno czy cicho, lecz ze sposobi

w jaki następowały one po sobie. Teraz, w Mannheir

muzyka sama przybierała na brzmieniu lub też cichła.

wil/i wf ."//'r/rzy./.Y?.'1/?:.'^'/: /<>/• tlić

,^\/^^<

•A.MOZART.

Klif.Sin. Unii.

L (f .v l) o .v.

^/f//•/^'.^//rfl/'y• /. /^fif.-.iey/'' /.e. ///i//t'f/f!.j^'/- 'Ą-ff/y/t

...'/^/.'/M

ff.ify^

.\"W' lliilksSffrft.<MhilStmt.

Alojza Weber (1760-

-1839). W październiku

1780 r. poślubiła akto-

ra i portrecistę Józefa

Lange (1751-1831),

którego nie dokończony

portret Mozarta jest

jedną z najbardziej

znanych podobizn kom-

pozytora.

Jeden ze współczesnych tak pisał: „żadna orkiestra

w świecie nigdy nie prześcignęła orkiestry z Mannheim.

Jej forte to grzmot, jej crescendo to wodospad, jej diminu-

endo to krystaliczny potok rozpryskujący się w oddali, jej

piano to tchnienie wiosny".

Współcześni Mozarta byli niesłychanie podekscytowani

tymi innowacjami i oczywiście wkrótce popadli w przesa-

dę. Lecz w momencie przyjazdu Mozarta do Mannheim or-

kiestry tego miasta przeżywały swój złoty wiek i zrobiły

na nim duże wrażenie, pobudzając jednocześnie jego wy-

obraźnię. Mozart był gotów na uczynienie kolejnego kroku

w swojej karierze muzycznej, i wkrótce w jego muzyce po-

jawiły się efekty tego oddziaływania.

G - Mozart / PWM 20240

s. ~~

wanej w Języku narodowym, który zastąpił język włosi

Z tego również Mozart uczynił pożytek. Jak dotąd, z w

jątkiem jednego krótkiego utworu, wszystkie opery pig,

do włoskich librett.

Tak więc Mozart przybył do tego ekscytującego i insp

rującego centrum muzyków i kompozytorów pełen wiei

kich nadziei. Jego młodość była pasmem sukcesów, mia

na swoim koncie ponad trzysta kompozycji, tak światl

miasto jak Mannheim na pewno będzie umiało docenić ji

go geniusz i pomoże mu, oferując stałą posadę. Radosi

i szczęśliwy rzucił się w wir miejskiego życia, mając u b

ku swą zrównoważoną matkę, która pomagała mu utrz

mać jego sprawy w jakim takim porządku.

Jego dni były wypełnione po brzegi komponowanie!]

dawaniem lekcji i koncertów, spotkaniami z przyjaciół:

oraz bywaniem na proszonych kolacjach. W jednym z

stów do ojca pisał:

Piszę ten list o jedenastej wieczorem, gdyż jest to moja pierwsza wo

na chwila w ciągu całego dnia. Nie wstajemy przed ósmą, gdyż w m

szym dość ciemnym pokoju na parterze robi się jasno dopiero o wpół d|

dziewiątej. (Gospodarze nie mogą sobie pozwolić na dodatkowe świeces)

Potem ubieram się szybko i komponuję od dziesiątej aż do południa

a czasem do wpół do pierwszej, kiedy to udaję się do Wendlingów (Wen!

ling jest pierwszym flecistą w dworskiej orkiestrze), u których zazwjl

czaj dalej komponuję do wpół do drugiej. Potem jemy razem obiad. ;j

O trzeciej daję lekcję holenderskiemu oficerowi, który mi płaci, o it|

się nie mylę, osiemnaście guldenów za dwanaście lekcji. O czwart&

wracam do domu, by uczyć córkę naszego gospodarza [Mozart dawał lel||

cje w zamian za czynsz], ale zaczynamy lekcje pół godziny później, gdy

musimy czekać na świece. O szóstej idę do Cannabichów (rodzina dyrf

genta orkiestry w Mannheim), aby uczyć ich córkę, i zostaję na kolacji

Rozmawiamy, czasem grają w karty — wtedy wyciągam książkę z ki|

szeni i czytam, tak jak miałem zwyczaj to robić w Salzburgu (20 grud

nią 1777). ?

"l

Mozart miał nadzieję otrzymać posadę nauczyciela mu|

zyki dzieci elektora, ale po dwóch miesiącach odwlekania

decyzji, elektor, sam niezbyt muzykalny, porzucił ten za|

miar. Leopold nalegał, aby Wolfgang natychmiast opuści

Mannheim i udał się do Paryża, ostatecznego celu podrą

ży, lecz Mozart, który zbyt dobrze czuł się w Mannheinij

odpowiadał, że ze względu na matkę pojedzie do Paryża

na wiosnę, gdy warunki do podróży będą bardziej sprzy'

Wolfganga, starała się jedynie utrzymać w porządku jego

garderobę i finanse.

Wtedy to, wkrótce po swoich dwudziestych drugich uro-

dzinach, Mozart zakochał się. Dziewczyna nazywała się

Alojza Weber. Miała zaledwie siedemnaście lat, wyróżniała

się urodą, miała prześliczny głos i już wtedy była znako-

mitą śpiewaczką. Jej ojciec był biednym kopistą nut, bez

perspektyw na lepszą karierę, za to z liczną rodziną na

utrzymaniu. Leopold był przerażony. Pisał długie, gniew-

ne listy o tej, jak mu się wydawało, niepotrzebnej i poni-

żającej znajomości. Mozart nie zwracał na nie większej

uwagi i spędzał cały swój czas z Weberami, pisząc arie dla

uroczej Alojzy oraz snując plany na temat wspólnej podró-

ży do Włoch, gdzie napisałby operę, w której Alojza mo-

głaby zaśpiewać, podbijając Mediolan swoim ślicznym gło-

sem.

Leopold natychmiast rozwiał te mrzonki, rozkazując

Mozartowi bezzwłocznie ruszać do Paryża. Zaciągnął po-

ważne długi, aby opłacić tournee syna i teraz był zmuszo-

ny ubierać się jak żebrak i kiepsko jadać. Reakcja Mozar-

ta była natychmiastowa: „Co się tyczy wyjazdu do Paryża.

Wyruszamy za tydzień od dziś". Ojciec wciąż miał nad

nim władzę, a ofiary, jakie Leopold dla niego ponosił, po-

ruszały go głęboko.

Pod koniec marca kompozytor wraz z matką przyjechali

do Paryża, gdzie od samego początku przyjęto go chłodno

i bez entuzjazmu. Mozart nienawidził wszystkiego, co łą-

czyło się z Francją. Serce zostawił w Mannheim i teraz pi-

sał długie listy do Weberów. Poza wybitną Symfonią Pa-

ryską D-dur (nr 31), komponował niewiele, rzadko też wy-

chodził z domu, gdyż paryska arystokracja była chłodna,

wyniosła i źle go traktowała.

Matka Mozarta w równym stopniu nie znosiła Paryża

jak jej syn. Była osobą zbyt prostą i bezpretensjonalną,

aby czuć się dobrze w zimnej i wyrafinowanej atmosferze

paryskiego życia. Nikogo tu nie znała, nie miała pienię-

dzy, aby wychodzić i robić zakupy, zostawała więc w do-

mu, nieszczęśliwa i samotna przez większą część dnia,

podczas gdy jej syn wychodził, aby komponować (w domu,

w którym się zatrzymali, nie było fortepianu). Bieda, czę-

ste podróże w zimnych powozach, wyczerpujące pakowa-

da nadwerężyły jej zdrowie. W listach do Leopolda ska

żyła się:

Prowadzę niewesołe życie. Całymi dniami przesiaduję w domu ]

czym więzień. Co gorsza, pokój jest ciemny i wychodzi na podwórko t,

małe, że przez cały dzień nie widzę słońca i nie wiem nawet, jaka je

pogoda. Z największym wysiłkiem udaje mi się trochę robić na drutac

przy tych kilku promieniach światła dziennego, które z trudem prze

stają się do środka. I za taki pokój musimy płacić trzydzieści In

ozarta, Anna

ieznanego

ik.1775 r.

;, Mozarteum)

musi więc chodzić do pana Le Gros, u którego jest tortepian, tan. ze nie

widuję go całymi dniami. Wkrótce zupełnie zapomnę ludzkiej mowy.

W kwietniu matka Mozarta rozchorowała się. Przezię-

bieniu i gorączce towarzyszyły biegunka i bóle głowy. Co-

raz bardziej zaniepokojony Mozart donosił ojcu o postępie

choroby: „Za wszelką cenę usiłowałem posłać po doktora,

ale nie chciała się zgodzić; gdy mimo to naciskałem, po-

wiedziała, że nie ufa francuskim medykom". W końcu

udało się znaleźć niemieckiego lekarza, który przyszedł

24 czerwca:

Poprzedniego dnia, gdy tak bardzo chciałem, aby przyszedł, napra-

wdę się przestraszyłem, bo nagle straciła słuch. Lekarz (Niemiec około

siedemdziesiątki) podał jej wino z proszkiem rabarbarowym. Nic z tego

nie rozumiem, gdyż powszechnie uważa się, że wino rozgrzewa. Gdy

jednak zwróciłem mu na to uwagę, wykrzyknął: „Jak pan może tak mó-

wić? Wino nie rozgrzewa, lecz dodaje sił — woda rozgrzewa". A tymcza-

sem moja biedna matka z całych sił tęskniła za łykiem świeżej wody.

Z jaką radością bym jej ją podał! Mój Ukochany Ojcze, nie wyobrażasz

sobie, przez co przeszedłem... Odchodziłem od zmysłów z niepokoju.

Anna Maria straciła przytomność i 3 lipca 1778 roku

zmarła. Mozart miał złamane serce. Nie odważył się o tym

zawiadomić ojca bezpośrednio. Napisał do przyjaciela ro-

dziny w Salzburgu, księdza Bullingera, prosząc o delikat-

ne przekazanie złych wieści.

Ukochany Przyjacielu!

Wyłącznie do Twojej wiadomości.

Płacz wraz ze mną, mój Przyjacielu, w tym najsmutniejszym dniu

w moim życiu. Piszę ten list o drugiej nad ranem. Muszę powiadomić

Cię, że moja matka, moja najdroższa matka, odeszła. Bóg wezwał ją do

siebie. Taka była Jego wola — widzę to jasno — i tej woli się poddaję.

On mi ją dał, On też mógł mi ją zabrać. Pomyśl, jak pełne niepokoju,

lęku i trosk były dla mnie ostatnie dwa tygodnie. W chwili śmierci była

nieprzytomna —jej życie zgasło jak płomień świecy. Na trzy dni przed

śmiercią wyspowiadała się, przyjęła sakramenty i ostatnie namaszcze-

nie. Przez ostatnie trzy dni majaczyła, a dziś o piątej dwadzieścia jeden

zaczęła się agonia i całkiem straciła czucie oraz świadomość. Trzy-

małem ją za rękę i mówiłem do niej, ale mnie nie widziała ani nie

słyszała — nic już nie czuła. Tak leżała, aż pięć godzin później, o dzie-

siątej dwadzieścia jeden oddała ducha. Byłem z nią tylko ja, Herr Heina

(nasz przyjaciel, którego mój ojciec zna) i pielęgniarka. Nie potrafiłbym

teraz opisać całego przebiegu choroby, ale jestem głęboko przekonany,

że musiała umrzeć, i że taka była wola Boga. Wszystko, o co Cię teraz

proszę, to abyś jak prawdziwy przyjaciel delikatnie przygotował mojego

ojca na przyjęcie tej smutnej nowiny. Wysłałem do niego list pocztą,

li „ JEL <—— -"• "; 9———— —y^-——*^4L ,^^P

^J-(vk. ^ ^(y, s_/] f : c^ A-PJ, - - ' . "^-A..

'f/i ' n' r ' •^~~J' ~.^c*~ ^—— ——^ -»<-a^.

••^^^^—/^^'—^ry^^^y^-^f^

L-4' fr" -.^-^.-/? ^— <^. m~» y^^ ~^f^

^It: ^^T^ ^~~ ^f r

^^^--^ ^ ~ r^^ ^ ^~'

*^~' » •*A»l--A-»—/ yA-<^ ^<-yi^-«-^- y» . •«. -y^«h t4A«^«r y^

, r' ^i i a- li. c ' '<,. /

IJ„~ »»• -Jt^i-,'iry/l. ^>y? L,—^'

^y ^^^ ^^——

r/•^^'^ ~r^r—

^'yl ^^^^~-, _ <,—1>~^„ ^tJ,

W-h^^J.^^'

.^^i^Jc. ^^-f ^li. , . ^^~^w/^— ~— ~- -

ZZ~^d,^-J—.- ^

•^JL^J^-4'^^4 ^/ •C.^f-. p-^

y^n. <Ł». a^»" r^<.».»T

YT^ «Ł »rt^ c<ft« iLu. Cfv\-y^^'

d. ^'^^^ł---^-

a ti . ^ '

i fi^vt^kXf

^^^^^ .

1ffM^t>H^^i

—•^^•^ i

w którym piszę tylko, że jest poważnie chora. Czekam teraz na odpo-|

wiedź i zgodnie z nią postąpię. Oby Bóg dał mu odwagę i siłę! O mójjl

Przyjacielu! Czuję się teraz spokojniejszy, choć już od pewnego czasuj

czułem, że mój spokój powraca. Bóg w miłosierdziu swoim pozwolił,|

abym zniósł to wszystko, zachowując spokój i hart ducha. Gdy chorobal

zaczęła zagrażać jej życiu, modliłem się tylko o dwie rzeczy — o spo-|

kojną śmierć dla niej oraz siłę i odwagę dla siebie. Bóg w swojej dobroci!

wysłuchał moich modłów, zsyłając na mnie obydwa błogosławieństwa!

w obfitości. Dlatego też błagam Cię, Najdroższy Przyjacielu, zaopiekuj|

się moim ojcem w moim imieniu i postaraj się dodać mu odwagi, tak by|

cios nie był zbyt silny. Całym sercem polecam Twojej opiece moją sio-1

strę. Błagam, udaj się do nich bez zwłoki — ale nie po to, aby powie-|

dzieć im, że mama nie żyje — a tylko po to, aby ich na tę wieść przygo-j

tować. Czyń to, co uznasz za stosowne, użyj wszelkich środków, aby ich|

pocieszyć, lecz postępuj tak, aby ulżyć moim zmartwieniom i abym nie;;

musiał obawiać się kolejnego ciosu. Zaopiekuj się moim najdroższym^

ojcem i moją ukochaną siostrą w moim imieniu. Błagam, odpowiedz vaz

niezwłocznie. Adieu. Pozostaję Twym posłusznym i wdzięcznym z ca-

łego serca sługą |

Wolfgang Amade Mozart'

udając się do domu przez Monachium, dokąd przeprowa-

dzili się Weberowie. Nagle zaczęło im się dobrze powodzić.

Alojza doskonale zarabiała jako primadonna, a jej sława

znakomitej śpiewaczki rosła. Została wprowadzona w ży-

cie towarzyskie i już nie kochała biednego, zmagającego

się z losem kompozytora. Była w istocie zimną wyracho-

waną dziewczyną. Pozbawiony złudzeń i smutny Mozart

wrócił do znienawidzonego rodzinnego miasta, Salzburga.

Przysięgam na honor, że nie mogę ścierpieć Salzburga, razem z jego

wszystkimi mieszkańcami. Ich sposób wyrażania się i styl życia są dla

mnie nie do zniesienia.

VII

Małżeństwo i sukces

Niewielu może się równać z wielkim Mozarten

Hayd

Tournee Mozarta okazało się porażką. Rodzina była

raz bardziej zadłużona. Aby pomóc spłacić długi, Mozar^g

musiał znów przyjąć posadę u arcybiskupa Colloredo, swoi

jego znienawidzonego wroga. Ponownie otrzymał stanowił

sko koncertmistrza z pensją czterystu pięćdziesięciu guli

denów rocznie. |

W ciągu następnego roku spędzonego w Salzburgu stoi

sunki między ojcem a synem stawały się coraz bardziej])

napięte. Mozart miał już prawie dwadzieścia cztery latał

a Leopold wciąż kierował jego życiem, pielęgnując talentj

muzyczny, lecz jednocześnie krytykując go pod każdym in-j

nym względem. Nigdy nie okazywał zrozumienia dla bra-|

ku zorganizowania, dumy, zmiennego usposobienia i roz^s

rzutności Wolfganga. Wiedział, że jego syn jest geniuszem!

ale pragnął, aby był wzorem doskonałości w sprawach fi"|»

nansowych i w życiu towarzyskim, w równym stopniu jafcj

w muzyce. Brak pieniędzy dokuczał Mozartowi przez wie-!

kszą część życia. Często był bez grosza przy duszy, opłacaj

ny nie adekwatnie do wykonywanej pracy, bezustannie?

w poszukiwaniu lukratywnej, stałej posady, która uwol-i

niłaby go raz na zawsze od kłopotów finansowych. Arysto-|

kracja — na której jego geniusz robił wielkie wrażenie —|

zamiast gotówki, której potrzebował, prawie zawsze da-j

wała mu całkowicie bezużyteczne prezenty. Po jednej z ta-|

kich wizyt u urzędnika dworskiego, do którego wezwanej

go po odbiór wynagrodzenia, napisał do swojego ojca: l

Wnętrze katedry

w Salzburgu. Sztych

Żadnych pieniędzy, ale za to wytworny złoty zegarek. Dziesięć karo-

linów przydałoby mi się teraz bardziej niż zegarek, który wraz z łańcu-

chem i dewizkami wyceniono na dwadzieścia. To, czego potrzeba

człowiekowi w podróży, to pieniądze; a wiedz, że teraz mam już pięć ze-

garków. Poważnie zastanawiam się, czy nie naszyję sobie dodatkowych

kieszonek, po jednej na każdej nodze, tak abym przy najbliższej wizy-

cie u następnego wielkiego pana mógł założyć dwa zegarki... aby cza-

sem nie przyszło mu do głowy ofiarować mi następnego.

Gdy jednak zdarzały się mu krótkie okresy przypływu

gotówki, nie miał pojęcia, jak oszczędzać na czarną godzi-

na Komrort, jak i pozycję społeczną, Jaką zapewniało boga

ctwo. Jedyne, czego pragnął Wolfgang, to mieć dość pig

niędzy, aby być niezależnym, nie musieć schlebiać mo%|

nym zabiegając o ich względy, nie musieć pracować dają'

lekcje tłustym, nudnym i pozbawionym słuchu kobieton

móc swobodnie komponować wszystko, na co tylko mis

ochotę, a szczególnie swoje ukochane opery.

W Salzburgu czuł się jak w więzieniu. „Gdy gram luj

gdy wykonywane są moje utwory, mam wrażenie, że moja

publiczność składa się z samych stołów i krzeseł" — skar

żył się. „Jesteś czasami zbyt dumny" — odpowiadał Leci

pold. Mozart, nie będąc skorym do kłótni, chodził własny

mi ścieżkami. Jest rzeczą dziwną, że żaden z utworów na

pisanych w ciągu tego przygnębiającego roku, nie nos

śladów napięć, jakie przeżywał.

Biorąc pod uwagę, jakie życie pędził w Salzburgu, nij

dziwi fakt, że gdy poproszono go o napisanie opery na se

tygodni urlopu i Mozart wyjechał pisać Idomeneo. Operze

towarzyszyły jak zwykle kłótnie i intrygi, nie obyło się też

bez pośpiechu, by zdążyć na czas, ale gdy opera Idomeneo

w końcu została wystawiona pod koniec stycznia, dzieło

odniosło natychmiastowy, spektakularny sukces. Mozart

został, aby nacieszyć się Monachium — wszyscy tu go uwiel-

biali.

Z sześciu tygodni nieobecności zrobiły się cztery mie-

siące, aż w końcu arcybiskup, którego cierpliwość powoli

kończyła się, wezwał Mozarta, aby natychmiast dołączył

do niego w Wiedniu, gdzie obecnie przebywał. Wiedeń —

to brzmiało obiecująco.

Na miejscu czekała go jednak niemiła niespodzianka —

arcybiskup potraktował go jak nic nie znaczącego służące-

go. Mozart mieszkał i jadał ze służbą. Po trzech tygo-

dniach, właśnie wtedy, gdy zaczęły doń napływać nowe

zamówienia, arcybiskup rozkazał wszystkim swoim muzy-

kom, aby wracali do Salzburga. Sprawy osiągnęły punkt

kulminacyjny. Dwa razy Mozartowi udało się zapanować

nad sobą i uniknąć kłótni, ale tym razem arcybiskup Col-

loredo posunął się za daleko. Mozart nie opuścił Wiednia,

tak jak miał przykazane, i Colloredo wezwał go do swoich

prywatnych apartamentów.

W liście do ojca z 9 maja 1781 r. Mozart opisał to, co się

później zdarzyło:

Wciąż jeszcze gotuję się ze wściekłości! A i Ty, mój Najdroższy i Naj-

ukochańszy Ojcze, na pewno podzielasz moje zdenerwowanie. Moja cier-

pliwość przez tak długi czas była wystawiana na próbę, że w końcu wy-

czerpała się. Nie mam nieszczęścia już dłużej być na służbie Salzburga.

Dziś jest mój szczęśliwy dzień. Posłuchaj tylko.

Już dwa razy ten — nie wiem jak go nazwać — prawił mi prosto

w twarz największe sottises i impertinences*, o których nic Ojcu nie mó-

wiłem, gdyż chciałem uszanować Ojca uczucia. Powstrzymałem się od

natychmiastowego pomszczenia zniewagi tylko dlatego, że miałem Cie-

bie, mój Najukochańszy Ojcze, przed oczyma. Nazwał mnie „szubraw-

cem" i „rozpustnikiem", i kazał się wynosić. A ja wytrzymałem to wszy-

stko, choć czułem, że obrażano nie tylko mój, ale także Ojca honor. Ale,

tak jak powiedziałem, zachowałem milczenie. Teraz posłuchaj tego. Ty-

dzień temu niespodziewanie przyszedł do mnie lokaj i kazał mi wyno-

sić się natychmiast. Wszystkich pozostałych powiadomiono o dniu wy-

; pr. — głupstwa i impertynencje — przyp. tłum.

jazdu, mnie jednak o niczym nie powiedziano. Cóż, pośpiesznie wrzu|

ciłem wszystkie rzeczy do walizki, a starsza pani Weber była tal^

dobra, że przyjęła mnie do swojego domu, gdzie dostałem piękny pokój|

Ponadto mieszkam z grzecznymi ludźmi, którzy zapewniają mi wszy"

stko, co często jest pilnie potrzebne, a czego się nie ma, gdy mieszka si(j

samotnie. Postanowiłem wracać do domu karetą pocztową w środę, t|

jest dzisiaj, 9 maja. Ale ponieważ nie udało mi się na czas odebrać piel

niędzy, które ktoś był mi winien, odłożyłem wyjazd do soboty. Gdy dzisS

zjawiłem się w pałacu, poinformowano mnie, że arcybiskup pragnie ptf

wierzyć mojej opiece przesyłkę. Zapytałem, czy sprawa jest pilna. „Tak;

to sprawa najwyższej wagi". „Cóż — odpowiedziałem — przykro mi, ż(

nie mogę mieć zaszczytu służenia Jego Łaskawości, gdyż (z powoduj

o którym już wspomniałem), nie mogę wyjechać wcześniej niż w sobotęi

Opuściłem ten dom i muszę żyć na własny koszt. Jest więc rzeczą oczy-

wistą, że nie opuszczę Wiednia, dopóki nie będę mógł. Jestem przeko-

nany, że nikt nie będzie ode mnie żądał, abym się zrujnował". Klein-|

mayr, Moll, Bónike, a także pozostali dwaj kamerdynerzy przyznali ml

rację. Gdy poszedłem do arcybiskupa... odezwał się do mnie tymi sło-

wami: „A więc, młody człowieku, kiedy wyjeżdżasz?" Ja: „Zamierzałem!

wyjechać dziś, ale wszystkie miejsca były już zajęte". Na to on wy<

buchnął, nie przerywając nawet by zaczerpnąć tchu, że jestem „najwię-j

kszym rozpustnikiem", jakiego zna — nikt nigdy nie służył mu tak źle

jak ja, i że lepiej bym wyjechał natychmiast, w przeciwnym bowiem ra-

dzo spokojnie. Łgał mi prosto w oczy, że płaci mi pięćset guldenów, jed-

nocześnie wyzywając mnie od „łotrów, szubrawców i włóczęgów". Na-

prawdę, trudno powtórzyć wszystko, co wygadywał. Na koniec krew we

mnie zawrzała i nie mogąc się już dłużej powstrzymać, powiedziałem:

„Tak więc Jego Łaskawość nie jest ze mnie zadowolony?" „Co? Śmiesz

mi grozić, ty łotrze? Tam są drzwi, nie chcę mieć więcej do czynienia

z takim nędznikiem jak ty". W końcu odpowiedziałem „Ani ja z pa-

nem!" „Dobrze więc, odejdź". Wychodząc, powiedziałem „To koniec. Ju-

tro otrzyma pan moją rezygnację na piśmie." Powiedz mi teraz, mój

Ukochany Ojcze, czy nie odezwałem się raczej zbyt późno niż zbyt wcze-

śnie? Tylko posłuchaj. Podobnie jak Ojciec, honor cenię sobie ponad

wszystko. Nie ma najmniejszych powodów, abyś się o mnie martwił.

Jestem pewien, że w Wiedniu odniosę sukces, dlatego odszedłbym na-

wet, gdyby nie dano mi po temu powodów. A teraz, gdy dano mi je

ponad wszelką miarę i to trzykrotnie, nie mogę poczytać sobie tej decy-

zji za zasługę. Au contraire*, dwa razy zachowałem się jak tchórz i nie

mogłem zrobić tego po raz trzeci.

Poczucie honoru Leopolda najwyraźniej różniło się od

tego, jakie posiadał jego syn, gdyż zrobił wszystko, co było

w jego mocy, aby zapobiec rezygnacji. Mozart jednak był

zdecydowany. Potem nastąpiły dwie głośne sprzeczki, pod-

czas których posłaniec arcybiskupa starał się przekonać

Mozarta, aby wracał do Salzburga, i odmawiał przyjęcia

rezygnacji. Arcybiskup musiał przyznać, że Mozart był przy-

datny, a rosnąca sława kompozytora przydawała jego pra-

codawcy blasku w oczach świata muzycznego. Ale w koń-

cu Mozart zachował się tak niegrzecznie, że Colloredo ka-

zał wyrzucić go z pałacu dosłownie „kopniakiem w tyłek".

Stało się to 8 czerwca 1781 roku. Ich stosunki zostały

ostatecznie zerwane i Mozart był wolny. „Prawdziwe szla-

chectwo rodzi się w sercu — pisał do ojca — i chociaż nie

jestem hrabią, mogę mieć więcej poczucia godności niż

niejeden hrabia. Lokaj czy hrabia, ktokolwiek mnie znie-

waża, jest łajdakiem". Mozart wprowadził się jako lokator

do Weberów, którzy mieszkali teraz w Wiedniu i znów po-

jawili się w jego życiu. Weber zmarł, pozostawiając swoją

żonę i cztery córki bez grosza. Alojza natychmiast wyszła

za mąż; ona i jej mąż wypłacali regularną sumę pani We-

ber, która resztę swoich dochodów czerpała z wynajmowa-

nia pokoi lokatorom. Była przebiegłą, pozbawioną serca

: Fr. — przeciwnie — przyp. tłum.

ztosnwe] osonie — zdecydowaną wpiąiac go w marzent

stwo z jedną ze swoich córek, mimo że jego pierwsza mi-1

łość była obecnie nieosiągalna.

Pani Weber, Józefa, Konstancja i Sophie zaspokajał

wszelkie zachcianki Mozarta, psuły go i rozpieszczałyl

Uwielbiał to. Wstawał wcześnie, cały ranek komponował!

ubierał się, gdy przyszła mu na to ochota, jadł, kie(U

chciał — czasem, gdy pisał wieczorami, czekano na nieg|

z kolacją aż do dziesiątej. Był szczęśliwy, zapracowani

i wolny od trosk. |

Leopold, wprost przeciwnie, był zły i zmartwiony. Nt|

ufał Weberom i był pewien, że ich swobodny, cygańsi

tryb życia miał zły wpływ na Mozarta. Był również prz

konany, że jedna z panien złapie Mozarta w swoje sidł

Pogłoski z Wiednia, że Mozart zakochał się w Konstanc

skłoniły go do napisania kilku wzburzonych listów. Plot]

te zmusiły Mozarta do zmiany mieszkania, ku jego wie|

kiemu niezadowoleniu, lecz do ojca pisał w optymistyc

nym, uspokajającym tonie: „Nigdy nie byłem tak daleki (

myśli o małżeństwie, jak właśnie teraz!"

Twierdził, że nie zakochał się w Konstancji, jedne

w rzeczywistości było inaczej. Konstancja miała osiemn,

ście lat, nie była ładna, za to odważna i wyrozumiała. Mc

żart dobrze czuł się w jej towarzystwie i często się z nfl

spotykał, l

W tym czasie Wiedeń otworzył przed Mozartem wszy

stkie drzwi. Miał wielu stałych uczniów, którzy płacili m)

sześć dukatów za lekcję. Opublikował sześć sonat skrz|

pcowych, które szybko zyskały wielką popularność. W ol

wieszczeniu z 8 grudnia pisano: „U handlarzy sztuki

Kohimarktcie (Artaria & Spółka), naprzeciw Michaelskin

można nabyć sześć nowych sonat fortepianowych z akoi

paniamentem skrzypcowym op. 2, znanego i powszecŁ

cenionego kompozytora Wolfganga Amadeusza MOŻE

(pięć guldenów)". W ostatniej wersji katalogu Kóchla ({

raz pierwszy opublikowanego w Lipsku w 1862 r.) sona^

te widnieją odpowiednio pod numerami Kóchel (lub

269 i 376-80.

Mozart dał również parę koncertów, które przyciągnę

liczną publiczność, a 24 grudnia, na zaproszenie cesarz

wziął udział w słynnym pojedynku muzycznym z Muz

Clementim. Sam tak opisał to wydarzenie:

Muzio Clementi

(1746-1832),

kompozytor, pianista

i wydawca muzyczny.

W 1798 r. na stałe

zamieszkał w Londy-

nie. Sztych J. Niedla

wg Thomasa Hardy

Gdy wymieniliśmy z tuzin komplementów, cesarz zaproponował, aby

Clementi zagrał jako pierwszy. „La santa chiesa cattolica" — powie-

dział, ponieważ Clementi jest rzymianinem. Zagrał preludium, a potem

sonatę. Następnie cesarz zwrócił się do mnie: ,Ąllons, zaczynaj". Ja tak-

że zacząłem od wstępu, a potem zagrałem kilka wariacji. Następnie

księżna wręczyła mi kilka sonat Paisiella, własnoręcznie (i dość niewy-

raźnie) przez niego zapisanych. Z sonat tych miałem zagrać allegra,

andante oraz ronda. Następnie wybraliśmy temat z jednej z nich i roz-

winęliśmy go na dwóch fortepianach. Dziwiło mnie jedynie, że grałem

na fortepianie wypożyczonym od hrabiny Thun, ale tylko wtedy gdy

występowałem solo, gdyż takie było życzenie cesarza. Zważ jednak, że

drugi fortepian był rozstrojony, a trzy klawisze nie działały. „To bez

znaczenia" — powiedział cesarz. Odebrałem to w jak najkorzystniejszy

dla siebie sposób, a mianowicie, że cesarz wie o moim talencie i znajo-

ndy „Welche

welche Lust"

idzenia z seraju.

e rękopisu

?

tatsbibliothek)

ze mnie bardzo zadowolony. Był dla mnie bardzo uprzejmy i długo rozi

mawiał ze mną na osobności. Pytał też o moje plany małżeńskie. Ktt

wie — być może — jak ci się zdaje? Zawsze warto spróbować, i

Oto co na temat Mozarta miał do powiedzenia Muzi(

Clementi:

Nigdy przedtem nie słyszałem, by ktoś grał tak inteligentnie i z tak

gracją. Szczególnie zachwyciło mnie adagio i kilka zaimprowizowanye

wariacji, do których temat wybrał cesarz i które graliśmy na zmian®

akompaniując jeden drugiemu. ^

Tego roku miało miejsce jeszcze jedno ważne wydarza

nie: w lipcu poproszono Mozarta o napisanie opery. By|

to Uprowadzenie z seraju — historia pięknej Hiszpanii

uwięzionej przez tureckiego paszę w haremie (seraju!

i uratowanej przez kochanka. Co więcej, opera miała by|

?--T- *"" -^1 ;"••"" f -»•——•——Jl.-- - -~ --•"-j

Tsjtaę.^^^^^^^^^^tl^^ę^

_ ^^-^^ ^ „_^.....4... .„...i-^-T.L.L^ ..„.rr^i.'...._-_L^L__

•————"—*————•———Ł-Ł.,-^Ł.——,——————————————»1——,——__——•————^"—..-™.—1——————J——Jt

——1.'.^——————————————._2-C——»~»—————————————3-—————.——————————„-————————

^-^.-±——, .^^_^y..^...... -tr^F===-.. - --

^—I^^^^^^tfe^^^^^^^^^EE^

^^^^^Ś^^??^I?I^^^Ii.7^^^

• ł1, i-: t^-.'.. y.,'., .. . i,,

• f J ' ' •1 f

••.--r-^-: „ ^ •:,. _;•::_: _yyy-_:,-_-.: ___L^ ^i:. •. ^^_ ,;-H^'^.::"'f-_^-

i.^:•' ^ '-"''' •••__••-•_"-—~-

—•-•^ —— 'T^v^~T7".~---•-••--:•'-.''* • , • .^•"^ - *••"-_:.' -.--'•A^:^---~---

t.t".".^"T--E:::-=;'

•. ^ » ^-..'•

Orkiestra tureckich

janczarów, podobna do

tei, która zainspiro-

wała „muzykę turecką"

oraz „tureckie" tematy

y/ XVIII i XIX wieku.

^ypiyw „tureckiego"

brzmienia jest widocz-

ny nie tylko w muzyce

Mozarta, ale także

u Glucka i Haydna,

a nawet w IX Symfonii

Beethovena.

Ilustracja z książki

Les anciens costumes

de 1'Empire Ottoman

Arifa Pasy

(Paryż, 1864)

śpiewana po niemiecku, co było nowością, gdyż do tej pory

wszystkie libretta pisano po włosku. Pisząc Uprowadzenie

(Die Entfuhrung aus dem Serail) Mozart stworzył pier-

wszego prawdziwego bohatera operowego — do tej pory

większość ról operowych służyła głównie jak najlepszemu

wyeksponowaniu umiejętności śpiewaków, od których nie

oczekiwano, że będą zachowywać się jak prawdziwi lu-

dzie. Ale w Uprowadzeniu Mozart stworzył postać turec-

kiego sługi Osmina, który żyje własnym życiem: bogata

charakterystyka postaci, jej chciwości, lubieżności, tempe-

ramentu, stanowi początek nowej epoki w historii opery.

Nadzwyczajna zdolność Mozarta do oddania wszystkich

stron ludzkiej natury za pomocą muzyki zaczyna się od

Osmina.

Premiera Uprowadzenia z seraju odbyła się dopiero rok

później, a w międzyczasie życie Mozarta całkowicie się

zmieniło. Zaręczył się z Konstancją Weber. W ciągu roku

zaangażował się uczuciowo bardziej, niż zdawał sobie z te-

go sprawę. Nie uszło to uwagi pani Weber, która starała

się zmusić go do podjęcia ostatecznej decyzji, rozpuszcza-

jąc w Wiedniu złośliwe plotki. Zaczęto mówić, że zhańbił

Konstancję i że nie żywił wobec niej poważnych zamiarów.

Pani Weber zażądała, aby poślubił Konstancję natychmiast,

zanim jej córka zupełnie straci reputację; w przeciwnym

7 - Mozart / PWM 20240

się Konstancji. 15 grudnia 1781 roku napisał do ojca:

Prosisz mnie, abym wyjaśnił Ci znaczenie zdania kończącego mó8

ostatni list! O, jakże chętnie już dawno otworzyłbym przed Ojcem moj3

serce, ale powstrzymywała mnie od tego obawa przed wyrzutami, jakilS

mógłby mi Ojciec czynić, iż myślę o takich rzeczach w tak nieodpowiedl

nim czasie — chociaż na myślenie czas zawsze jest odpowiedni. T\

czasem wszelkimi sposobami staram się zapewnić sobie źródło st

mnego, lecz stałego dochodu, który, razem z tym co przyniesie los

zwoliłby mi żyć całkiem znośnie, a w końcu — ożenić się! Czy przerazi

Ojca ta myśl? Błagam Cię, Najdroższy, Najukochańszy Ojcze, abyś mnil

wysłuchał. Jestem zmuszony wyjawić Ojcu moje intencje. Musi wiel

Ojciec pozwolić, abym wyłożył mu również powody mojego postępował

nią, które, co więcej, są jak najbardziej uzasadnione. Głos natury odzyT

wa się we mnie równie głośno jak i w innych, a być może nawet głoś!

niej niż w niejednym osiłku. Po prostu nie mogę żyć tak, jak żyje wieli

młodych ludzi w naszych czasach. Po pierwsze, jestem zbyt pobożny; uj

drugie, zbyt mocna jest we mnie miłość bliźniego i zbyt wielkie mad

poczucie honoru, aby uwieść niewinną dziewczynę; po trzecie, zbyt wiel

ki żywię wstręt i obrzydzenie do łajdaczenia się, zbyt wielki odczuwał

lęk i obawę przez chorobami, i zbyt dbam o swoje zdrowie, aby zadawa

się z ulicznicami. Tak więc mogę przysiąc, że nigdy z żadną kobietą n

łączyły mnie stosunki tego rodzaju. Poza tym, gdyby przydarzyła mi s

taka rzecz, nie ukrywałbym jej przed Ojcem. W końcu, błądzić je

rzeczą ludzką, a zbłądzić raz byłoby po prostu dowodem słabości -

choć nie mogę przysiąc, że gdybym zbłądził raz w ten sposób, poprz

stałbym na tym. Jednak przysięgam na moje życie, że mówię prawd

Wiem dobrze, że ten powód (jakkolwiek solidny) nie jest wystarczając.

Ale biorąc pod uwagę moje usposobienie, skłaniające mnie raczej fcl

spokojnej egzystencji w domowej atmosferze niż ku hulaszczemu życifl

ja, który nigdy nie przywykłem do dbania o własne rzeczy, bielizn

ubrania i tak dalej, nie mogę pomyśleć o niczym, czego potrzeb

wałbym bardziej niż żony. Zapewniam Ojca, że często muszę ponoś

niepotrzebne wydatki, ponieważ nie zwracam dostatecznej uwagi i

drobiazgi. Jestem absolutnie przekonany, że lepiej poradzę sobie z żooi

u mego boku (z tym samym dochodem), niż sam. Ilu niepotrzebnyd

wydatków mógłbym uniknąć! To prawda, pojawiłoby się wiele nowycM

ale — można je przewidzieć i być na nie przygotowanym — krótko m|

wiać, żonaty człowiek prowadzi uporządkowane życie. Moim zdanien|

kawaler nie żyje pełnym życiem. Taka jest moja opinia i nic na to i4,

poradzę. Przemyślałem całą sprawę — dość długo się zastanawiało^

i już nie zmienię zdania. Kto jednak jest obiektem moich uczuć? Prt

szę, tylko nie przerażaj się znów. Na pewno nie jedna z panien Webet

Tak, właśnie jedna z panien Weber — nie Józefa, nie Sophie, lecz KOS

stancja, średnia córka. Nie jest brzydka, lecz jednocześnie daleko jej i"

ideału piękności. Jej cała uroda to para czarnych oczu i zgrabna figui

Nie odznacza się wybitną inteligencją, lecz ma dość zdrowego rc

sądku, aby móc dobrze spełniać obowiązki żony i matki. To oczywis|

kłamstwo, jakoby była rozrzutna. Wprost przeciwnie, jest przyzwycz '

Konstancja Weber.

Portret pędzla Józefa

Langego, 1782 r.

(Uniwersytet

w Glasgow)

jona ubierać się skromnie, gdyż ta odrobina, jaką jej matka mogła ob-

darować swoje córki, przypadła dwóm pozostałym, ale nigdy Konstan-

cji. To prawda, że chciałaby się ładnie i schludnie ubierać, lecz nie

modnie, a większość rzeczy, których potrzebuje kobieta, potrafi sama

zrobić; każdego dnia sama się czesze. Ponadto zna się na prowadzeniu

gospodarstwa i ma najczulsze serce w świecie. Kocham ją, i ona kocha

mnie całym sercem. Sam powiedz, czy mógłbym życzyć sobie lepszej żo-

ny?

Leopold jednak wciąż był przekonany, i to całkiem słu-

sznie, że Mozart jest szantażowany i kategorycznie sprze-

ciwił się pomysłowi małżeństwa. Zrozpaczony Mozart tak

odpisał:

Nie możesz być przeciwny — i na pewno nie jesteś! Ojca listy jasno

tego dowodzą. Gdyż ona właśnie jest porządną, uczciwą dziewczyną

z dobrego domu. Potrafię ją utrzymać. Kochamy się i potrzebujemy się

nawzajem.

< J-^^'

nie wyraził zgody na to małżeństwo. Trzy dni później

żart napisał do ojca, donosząc o swym ślubie:

A więc, już po wszystkim! Proszę Ojca jedynie, by mi Ojciec wy|

czył, że zbyt pochopnie zaufałem Twej ojcowskiej miłości. To szcz|

wyznanie po raz kolejny dowodzi mojego umiłowania prawdy i nie|

wiści do kłamstwa. Następną pocztą moja ukochana żona będzie błąd

swojego Najdroższego, Umiłowanego Teścia o ojcowskie błogosławił

stwo, a swoją Ukochaną Szwagierkę, by nie pozbawiała jej swojej cen

przyjaźni. Na naszym ślubie nie było nikogo oprócz matki i najmłoda

siostry Konstancji, pana von Thorwart, który występował jako n|

opiekun i świadek, pana von Getto, członka rady miejskiej, który

wiódł narzeczoną do ołtarza, i Gilowskiego, który był moim druz

Gdy połączył nas węzeł małżeński, obydwoje — moja żona i ja — zae

liśmy płakać. Wszyscy obecni, nawet ksiądz, byli głęboko wzrusa

i też płakali, widząc jak bardzo nasze serca były poruszone. Przyję

weselne odbyło się u baronowej von Waldstadten, która wydała '

naszą cześć kolację godną księżnej raczej niż baronowej.

Olf, ^u >J^I\J^l-t-^f~,u mA^k^^-l^ŁA-Ł-Ł-ŁtA - j-ł-Ł \Jy\JŁiJ ^J <JL ^JCLILi ł ł

OLfC± , Cl t^/J

zamieszkali u niej, została stanowczo odrzucona. Mozart

nie miał złudzeń co do swojej teściowej, choć wydaje się,

że nie w pełni zdawał sobie sprawę z jej przebiegłości.

Wreszcie wyzwolił się spod władzy ojca; po raz pierwszy

postawił na swoim, udowadniając w ten sposób, że od tej

chwili sam będzie decydował zarówno o swoim życiu pry-

watnym, jak i o swojej karierze, bez względu na konsek-

wencje. Choć był szczerze przywiązany do swojego ojca,

ich poglądy były zgodne tylko w jednej kwestii — kwestii

muzyki. I to nawet w tej dziedzinie Leopold był przekona-

ny, że jego syn nie w pełni czyni użytek z geniuszu, który

objawiał jako dziecko i jako młody chłopak. Tymczasem

Mozart czuł się szczęśliwy i pewny siebie. Tuż przed jego

ślubem z Konstancją odbyła się premiera Uprowadzenia

z seraju, które w jeden wieczór stało się głośnym sukce-

sem — Mozart był na ustach wszystkich. Nawet wielki

poeta Goethe powiedział, że ta opera „przyćmiła wszyst-

ko". Triumfujący młody kompozytor mógł napisać, że „lu-

dzie oszaleli na jej punkcie". Tym razem był pewien, że

wkrótce otrzyma propozycję stałego zatrudnienia na dwo-

rze cesarskim: wszyscy w Wiedniu go znali, i z tą stolicą

muzyki wiązał wielkie nadzieje na przyszłość.

VIII

Państwo Mozartowie

w Wiedniu

Dla poklasku trzeba pisać albo rzeczy tak banalnie proste,

że nawet osiol umiałby je zaśpiewać, albo tak absurdalnie

skomplikowane, ze podobają się wiośnie dlatego, iż żaden

rozsądny człowiek nie byłby w stanie ich pojąć.

Mozart do ojca

Świat, w którym Mozart spędził ostatnie dziesięć lat

swojego życia, był światem wstrząsów i przemian. Ostat-

nie dwudziestolecie XVIII wieku przyniosło zmiany w spo-

sobie życia, myślenia i rządzenia, które ukształtowały

współczesny świat. W tym okresie państwo feudalne

w Europie, opierające się na władzy pana nad poddanym,

zostało ostatecznie zmiecione przez Rewolucję Francuską

1789 roku. Miliony chłopów zbuntowały się przeciwko znie-

nawidzonemu systemowi dlatego, iż opierał się na daw-

nych prawach i przywilejach, do których dostęp zależał

nie od zalet i osobistych osiągnięć, lecz od koloru krwi

płynącej w żyłach człowieka. Ten, kto urodził się chłopem,

chłopem prawdopodobnie umierał. Jak widzieliśmy, rów-

nież Mozartowi trudno było to zaakceptować; tak jak wie-

lu jego współczesnych uważał, że prawdziwe szlachectwo

zależy od charakteru, rozumu i zdolności człowieka, a nie

pozycji społecznej czy też od koloru krwi, z którą ktoś miał

szczęście lub nieszczęście się urodzić.

Zmiany te zachodziły w całej Europie, wybuch nastąpił

jednak we Francji. W czasie Rewolucji Francuskiej spra-

wy wymknęły się spod kontroli, nastąpił niepotrzebny,

straszliwy rozlew krwi, a szlachetne hasła wolności, rów-

ności i braterstwa niemalże utonęły w bezmiarze zbrodni.

Wiedeń. Sala koncertowa

w Augarten.

Kolorowy miedzioryt

wykonał L. Poratsky

Antonio Salieri

(1750-1825), przyjaciel

Haydna i Beethovena,

wróg Mozarta

Oczywiście, podobnie jak w przypadku wszystkich w

kich zmian historycznych, ci, którzy żyli najbliżej n

o wiele mniej jasno zdawali sobie sprawę z wagi wydar;

niż my, gdy spoglądamy na nie z perspektywy czasu. I

panowaniem Habsburgów Wiedeń lat osiemdziesiąt

i dziewięćdziesiątych XVIII wieku wciąż był tym sam

spokojnym, eleganckim miastem, w którym życie tocz

się, jak zawsze, wokół dworu cesarskiego.

Cesarzem był teraz Józef II, syn Marii Teresy. Był

czciwym człowiekiem, choć kiepskim władcą. W przeciw

ństwie do swojej matki opiekował się sztuką, a w szczep

ności muzyką. Kochał muzykę włoską i stale utrzymy\

na dworze zespół opery włoskiej. W Wiedniu wielu b

włoskich muzyków i kompozytorów, którzy, gdy Moz

szturmem wziął Wiedeń, zrobili się wściekle zazdrośni. R

powszechniali na jego temat najbardziej oburzające kła

stwa i kompromitujące historie, ze wszystkich sił stara

się zdyskredytować go i zniszczyć jego reputację na d\

lencja pierwszej

>ci Koncertu

epianowego A-dur

414 W. A. Mozarta,

S2-.83 r.). Facsimile

opisu (Tybinga,

versitatsbibliothek)

ry szczerze Mozarta nienawidził.

Małżeństwo Mozarta zaczęło się burzliwie w 1782 r.

i nigdy potem nie było spokojnym związkiem. Mozart u-

wielbiał Konstancję mimo niedbalstwa, jakie wykazywała

w sprawach osobistych i domowych, oraz jej chwiejnego

charakteru i samolubstwa. Te cechy sprawiły jednak, że

nie była w stanie stworzyć mu szczęśliwego domowego o-

gniska, którego tak potrzebował. Konstancja nie była złą

kobietą, lecz bycie żoną pełnego witalności, zmiennego ge-

niusza musiało być trudne. Zapewne była nieodpowiednią

żoną dla Mozarta, lecz z drugiej strony on również był dla

niej nieodpowiednim mężem. Konstancji potrzebny był so-

lidny, powszechnie szanowany i całkiem przeciętny czło-

wiek, który stanowiłby dla niej przeciwwagę. (Po śmierci

Mozarta Konstancja poślubiła właśnie takiego człowieka.

Przy nim stała się dobrą żoną i matką.)

Dla kompozytora zaczął się nowy, ekscytujący i pełen

sukcesów okres. Nie przeszkadzał mu fakt, iż nie otrzy-

mał stałego zatrudnienia na dworze —jako wolny strzelec

radził sobie całkiem dobrze. Nawet wysiłki Włochów, któ-

rzy w trakcie premiery Uprowadzenia z seraju gwizdali

przez cały pierwszy akt, nie odniosły żadnych skutków.

jego bezcenne poranki, w czasie których uwielbiał kompo-

nować, były bezpowrotnie stracone. Przez pierwsze kilka

lat pobytu w Wiedniu często wstawał o szóstej rano, aby

zdążyć ze wszystkim. Zwykle udzielał lekcji do drugiej,

potem jadł obiad, i jeśli nie miał w planie żadnych koncer-

tów, popołudnie i wieczór spędzał na komponowaniu.

Ale w miarę jak jego popularność rosła, był coraz bar-

dziej rozchwytywany i prawie nie miał wolnego czasu. Mo-

zart należał do osób bardzo towarzyskich, uwielbiał bale

i przyjęcia. Pierwszej zimy wspólnie z Konstancją wydali

bal, który rozpoczął się o szóstej wieczorem i skończył

o siódmej rano dnia następnego.

Jego koncerty cieszyły się niezmiennym powodzeniem.

Mozart tak wspominał jeden z nich (11 marca 1783 roku):

Teatr był pełen i publiczność znów przyjęła mnie tak ciepło, że nie

mogłem nie odczuwać prawdziwej przyjemności. Zszedłem już ze sceny,

ale jako że nie przestali klaskać, byłem zmuszony powtórzyć rondo.

Rozległa się burzliwa owacja... Gluck zajmował lożę obok państwa

Lange, gdzie siedziała również moja żona. Nie mógł nachwalić się sym-

fonii i arii, i wszystkich nas czworo zaprosił na obiad w następną nie-

dzielę.

Kolejny koncert odbył się niecałe dwa tygodnie później,

23 marca:

Teatr nie mógłby już pomieścić większej liczby osób, wszystkie loże

były zajęte. Największą przyjemność sprawiła mi jednak obecność Jego

Cesarskiej Wysokości. Jakże był on zadowolony, jak głośno mnie okla-

skiwał. Cesarz ma zwyczaj przesyłać pieniądze do kasy przed koncer-

tem; jestem pewien, że w przeciwnym razie mógłbym spodziewać się

wyższej zapłaty, gdyż jego zadowolenie było bezgraniczne. Przesłał mi

dwadzieścia pięć dukatów.

W czerwcu 1783 roku urodził się pierworodny syn Mo-

zarta. Gdy Konstancja wydobrzała na tyle, aby podróżo-

wać, postanowili pojechać do Salzburga, aby po raz pier-

wszy spotkać się z ojcem Wolfganga. Syna pozostawili

u mamki. Ten szokujący dzisiaj zwyczaj w XVIII wieku

był czymś normalnym, gdyż z wyjątkiem chłopek, niewiele

matek karmiło własne dzieci, a pożywienie, które im po-

dawano, zazwyczaj było dla nich zupełnie nieodpowiednie.

Spotkanie z Leopoldom udało się. Staruszek pogodził się

z Konstancją, która potrafiła być bardzo miła, gdy tego

chciała. Kiedy trzy miesiące później wrócili do Wiednia,

okazało się, że ich mały synek zmarł. Rozpaczali, lecz

•k trzeciej części

u na róg Es-dur,

, napisanego

r. dla sławnego

listy Ignacego

~>a. Rękopis, po-

o znajdujący się

ach Preussische

iibliothek

nie, zaginął

r.

w tamtych czasach dziesięciokrotnie przewyższała obeciti

Mozartowie mieli sześcioro dzieci, z których tylko dwd

przeżyło, i

Nadeszła zima, a życie Mozarta stało się jeszcze bal

dziej wypełnione i ruchliwe. Od nowego, 1784 roku, post!

nowił spisywać swoje dzieła — w jego papierach jak zw|

kle panował bałagan i wydawało się, że jest to jedyny soi

sób, aby utrzymać je w jakim takim porządku. Napisał j|

450 utworów — wiedział, że niemożliwością byłoby sp|

miętanie wszystkich. Od tego momentu zaczął więc p^

wadzić katalog i czynił to aż do śmierci. W ciągu całel

życia stworzył w sumie ponad 620 kompozycji. |

Przez całą zimę dawał wieczorne koncerty. Musiał pis|

na nie nowe utwory, a ponieważ miał bardzo mało czasi

zazwyczaj komponował je w ostatniej chwili. Czasami, g|

akompaniował innemu muzykowi, improwizował swo

partię podczas występu.

„,. . ;:,-..„{ ..^/^, ^...'y/y:.

^^-pt^^ls^^^

iŁ.———..L.—L-—,——. ..iJ>,.-...,. ..._., '^„•-u .i/ ...-.,, M. -er.- "•*..-,.. „-

-, ^~. ....._„.

^^ff^^^^^ W^t,^ ^ ^ . ,

iiiiIiĘ^^

——- -.____L- ....__,... _____~rL-^__...,.rTl-U,a4-- i _ i h^! '

—f———.-„——————Ł —_ ,„.„„.„ 4„ -_^.^,^..^-ł;„— ^_—-^-^•i»5y.^f*'„Iy','--y-™. -•.

^\^. ^Z.^*.--^I,~.<t^-—-—2-

——-^~^^-^z^~~\........ .„„..... .,,,„„.. i ,„ ^..r. T/r r ff..t?, -T ,,„f/-

^.lCri"'T^.-~łt^~^'^X..

——4-=——=-——-t-—-4^-T^^^^/-^. ,f. ^ r-^-^

te^.^T^^FrCT^^^T.łE'^.™^- -},———./ .)-fc-rf?; •^r••=3c:-it--.^^<I-

g^^ig^^^^^Ki^^„^. fa:i:^ig.gs{g.=^-^t^^

^^^te^^^^

^^^^|ssb^^^^^

_' >rt^___,_ _________ \^ __ ^ __ ___ ____^-'

^gw^^ff^^^l^-^^^^

Strona tytułowa jedne-

go z pierwszych angiel-

skich wydań Koncertu

fortepianowego F-dur

KV 459 Mozarta, napi-

sanego w Wiedniu

w 1784 r. (Ates Orga)

77/J-: .

,.'-—• ^„^—^ | / • ) • (' ——

^-<-^('(mhc^

••- ' - .- ^\

TWO V O N C I'; l? T O;S ,

//'//^y //// ' /^YY'////^////////^////!'/'/'/ f/f/y//

Wiosną 1784 roku Mozart poważnie się rozchorował.

Miał napady kolki jelitowej, które kończyły się gwałtow-

nymi wymiotami. Towarzyszyło temu ostre zapalenie sta-

wów. Najnowsze opracowanie naukowe poświęcone śmier-

ci Mozarta (napisane przez dr P. J. Daviesa w 1983 r.) su-

geruje, że kompozytor cierpiał na chorobę obecnie zwaną

zespołem SchónIeina-Henocha, spowodowaną zakażeniem

paciorkowcowym. Jest to reakcja alergiczna, która skut-

kuje pękaniem naczyń krwionośnych, objawiającym się wy-

stąpieniem skaz krwotocznych na całym ciele oraz opu-

chlizny. Przypadek Mozarta dodatkowo komplikowało za-

aydn (1732-

dziło. Incydent ten pozwala domyślać się przyczyn śmier

kompozytora siedem lat później. ]

Był to najpoważniejszy atak chorobowy w dotychczas

wym życiu Mozarta. Wracał do zdrowia przez całe la(

Wkrótce potem Konstancja urodziła drugie dziecko •

chłopca, który tym razem przeżył. Na imię miał Karl.

Leopold, będąc teraz starym, samotnym człowiekiei

postanowił przyjechać z wizytą do Wiednia. Nannerl wła

nie wyszła za mąż, ku radości całej rodziny. Przekroczy

już trzydziestkę i Leopold był przekonany, że zostanie st

rą panną. Poczuł ulgę, gdy znalazła męża, ale został ter;

całkiem sam.

Przyjechał do Wiednia w styczniu 1785 roku i natyc

miast został wciągnięty przez swego słynnego syna w vs

wiedeńskiego życia muzycznego. W pierwszy wieczór z

brano go na koncert Wolfganga. Leopold był pod wrazi

niem wysokiego poziomu orkiestry, śpiewaków, i, jak |

Leopold, licznie zgromadzonej arystokracji. Następne|

wieczora syn przedstawił ojca Józefowi Haydnowi. Prs

szedł on do Mozartów, by uczestniczyć w zorganizowana

przez nich wieczorze muzycznym, a na koniec oświadc;

Leopoldowi:

Bóg mi świadkiem, jakem uczciwy człowiek, oświadczam Panu, ;

Pana syn jest największym kompozytorem, jakiego znam, czy osobiści

czy też z nazwiska. Ma smak, a ponadto gruntowną znajomość komg

zycji. |

Leopold przekonał się w końcu, że jego poświęceni

troska i niepokój o syna nie poszły na marne. Mozart oKj

zał się godny swojego geniuszu. Człowiek, który sam bJ

wielki, chylił czoła przed jego wielkością. Mozart odwza|

mnił komplement Haydna, opatrując pierwsze wydal

sześciu kwartetów smyczkowych — KV 387, 421, 428, 4f

464 i 465, które ukazało się jesienią tego roku w oficyr

wydawniczej Artaria, następującą zawiłą dedykacją:

Ojciec, posyłając swoje dzieci w wielki świat, pragnie powierzyć;!

opiece i przewodnictwu sławnego człowieka, którego jednocześnie dj

szczęście mieć za najlepszego przyjaciela. Przesławny Mężu i mój N||

droższy Przyjacielu, przyjmij tych sześcioro dzieci moich. Są one ów!

cem długiej i ciężkiej pracy, lecz nadzieja, którą pozwoliło mi żywić lq

koro przyjaciół, że wysiłek ten może choć w części zostać wynagrodź

ny, dodaje mi odwagi i pochlebiam sobie, że pewnego dnia przyniosą t

one pociechę. Pan sam, mój Najdroższy Przyjacielu, w czasie ostatniej

pobytu w stolicy wyraził się o nich pochlebnie. Pańska pochwała ]SS

Haydn i Mozart. Ryci-

na A. Benedettiego,

według J. F. Rigauda

głównym powodem, który skłania mnie, aby powierzyć mu moje dzieci

i pozwala mi ufać, że nie okażą się one niegodne Pańskiej łaski. Proszę,

aby przyjął je Pan życzliwie i był im ojcem, przewodnikiem i przyjacie-

lem. Od tej chwili zrzekam się moich praw do nich, lecz proszę, by oka-

zał Pan wyrozumiałość dla niedoskonałości, które mogły ujść pobłażli-

wemu oku ojca i abyś wciąż obdarzał przyjaźnią tego, który ceni ją so-

bie tak wysoko. Pozostaję, z całego serca. Drogi Przyjacielu, Pańskim

najszczerszym przyjacielem.

W.A. Mozart

Leopold zorientował się także, że jego syn, podobnie jak

wszystkie najważniejsze osobistości Wiednia, przystąpił do

wolnomularzy. Nigdy wcześniej ani później wolnomular-

Wolnomularska muzyka

żałobna c-moll, KV 477

W. A. Mozarta.

Facsimile rękopisu,

listopad 1785 r.

(Tybinga, Uniyersitats-

bibliothek)

Każdego dnia Leopold był świadkiem, jak jego syn od-

nosi same sukcesy. Uwielbiał wsłuchiwać się w oklaski,

jakimi go nagradzano, lecz wkrótce skutki życia w tak

szalonym tempie dały o sobie znać. W liście do Nannerl

z 12 marca 1785 roku pisał:

Nigdy nie kładziemy się spać przed pierwszą w nocy, wstajemy

o dziewiątej, obiad jemy o drugiej lub wpół do trzeciej. Pogoda jest

okropna. Nie ma dnia bez koncertów, lekcji, komponowania i tak dalej.

Nie wiem, gdzie mam się schować, aby nie wchodzić nikomu w drogę.

Gdybyż tylko skończyły się koncerty. Wprost trudno opisać zamiesza-

nie i hałas. Odkąd tu jestem, fortepian twojego brata był przenoszony

co najmniej dwanaście razy z domu do teatru, lub do innego domu.

Leopold musiał nagle przerwać pisanie listu, ponieważ

„masażysta czy też człowiek od polerowania podłóg kręci

się po pokoju i w całym mieszkaniu nie mogę znaleźć cie-

płego kąta, gdzie mógłbym pisać".

WAMOZART K| |

„ „ y, i ,.-., ^-^ ..^^^-^-^f^q-wc,=Si,^!-l / •'•"•• i-aav===r=

Opwn x. ft l ^ r^??3^' r—Ę^^^FSs^^F^^sB^^^^^^Ę..

y / f /f -• / - f'J^ •r L ''''• * •* — ' " — ""••• ' • -..-»-• -~-

.™'sr.°~'^~~"""."~~ •— ~- -• -^.^^-*^<^fa^.^J-y--^.—^---r - T-

'~^i~™'"'^*^^'^'\._:^~^r~^^

< ^ h^^»^,^( -/^w^^, ^1 -i -..•.--• ^ • .^ -1——^----^^=—==:.=--—n————^=^-Ł—^—ft—

— ?V———>_^Ą=.=rL-4—-^———

f We^ww/lf Mf( ^ftVt. ^f^wf^/^ww. •j •< .„...,...._-.. ___.__.._ __. ___________

_____ _ ____'

f J j / .y'-, v 3r SBt. \- ' •• -.—---—^-.„—„-.- —-_. - „...„————_———————„.——

____________»,____, _'~"^-____,_, ^ _:_—.,—^ :::. 11 —_______.__i -——_.

f l^/^V~~ (/WyW/tfAc '^S l . ; ....; ..^-. ^--,.^..--r___.:„-__-_.-:-rr^_-_-._-

^——^=y^^^-=-łr_=—^--—-:=^^

[K^>^^^^!s^^'

stwo nie było tak popularne w Wiedniu, z jakiegoś jednak . ^•^-••^gg"^^.---—^^

.-_,—_

powodu w latach osiemdziesiątych XVIII wieku bractwo l ••J-~- '•-——.—^——-.i———--

——^-——y,-+^—9^~~3~—j——s——y-

rozkwitało. Mozarta najbardziej pociągała w nim waga, , ' ^•'^:g'^^=^•^---^^-

^^,.^'^-E.^—-"-ESg_

jaką wolnomularze przywiązywali do przyjaźni oraz wza-1 | "r """""""""_'""""-- -

--^^- .—^-^-—...^-. ^-^..—^-^--.

jemnej pomocy. Nie mając zabezpieczenia w postaci sta- ! •''., ^^O^^If^^I^

J^j:feJg^^'rrjv^T^^

lego zatrudnienia na dworze, Mozart potrzebował czegoś, - -^ . -^^^.^^-

_____________^.'

na czym mógłby się oprzeć. Przynależność do bractwa nie | •''•'

•''''g'''~;^^p^^^

została jeszcze wtedy objęta interdyktem kościoła rzym- l

8 - Mozart / PWM 20240

Chaos i kakofonię powiększał jeszcze mały syn Moza:

ta, Kari, pies zwany Guckel i ptak Starł, którego kompi

zytor kupił za jedyne 34 grajcary. Ptak nauczył się gwii

dać temat jednego z jego koncertów fortepianowych (fini

Koncertu G-dur, KV 453). Mozart był zachwycony.

Leopold, nie mogąc dłużej wytrzymać tego tempa, ch(

wciąż twierdził, że znakomicie się bawi, opuścił Wiede'

w maju, wracając do Salzburga i do znienawidzonego ai

cybiskupa Colloredo. Choć w chwili pożegnania obydwi

nie zdawali sobie z tego sprawy, Wolfgang miał już nigd

więcej nie ujrzeć swojego ojca. Nigdy też nie powrócił d

rodzinnego miasta. !

Michael Kelly, irlandzki śpiewak, pozostawił nam opl

kompozytora z tamtego okresu. Kelly, który miał okazj

być na kolacji z Mozartami, od razu zauważył, jak bards

Wolfgang był przywiązany do Konstancji. Po kolacji ml

dzież rozpoczęła tańce i Mozart dołączył do niej, pozosti

wiając żonę w towarzystwie Kelly'ego.

Madame Mozart powiedziała mi, że jej mąż, choć jest geniusze

uwielbia tańczyć.

Był bardzo niskiego wzrostu, chudy i blady, z grzywą pięknych, ja!

nych włosów, z których był bardzo dumny. Zawsze okazywał mi wiełk

uprzejmość i gościnność. Szczególnie lubił poncz i sam widziałem, ja

zdrowo sobie nalewał. Bardzo lubił bilard i miał u siebie doskonały st<

bilardowy. Rozegrałem z nim wiele partii, lecz on zawsze wygrywa

W niedziele dawał koncerty, których nigdy nie opuszczałem. Był życzl

Państwo Józef i Alojza

Lange. Sztych Daniela

Bergera wg rysunku

Józefa Langego, 1785 r.

Mozart bardzo chętnie chwalił tych, którzy na pochwały

zasługiwali, lecz przeciętność połączona z arogancją bu-

dziła w nim pogardę.

Przez całe życie nie znosił obłudy. Cecha ta przyspa-

rzała mu wrogów, ale też i oddanych przyjaciół.

IX

Figaro i Don Giovanni

Najlepiej, gdy dobry kompozytor, który rozumie scenę i jes

dość utalentowany, aby dawać sensowne wskazówki, spoti

tego prawdziwego feniksa, zdolnego poetę.

Mozart do swego i

Wiosną i latem 1785 roku Mozart był bardzo zaj(

i Leopold nie miał od niego żadnych wieści. W końcu

znał powód milczenia syna: Mozart rozpoczął pracę r

nową operą, zatytułowaną Wesele Figara i tak go to

chłaniało, że miał niewiele czasu na cokolwiek innego.

Wesele Figara powstało na podstawie współczesnej sztu

ki Beaumarchais'go, która dwa lata wcześniej biła reko|

dy popularności w Paryżu. Była to historia biednego pisą

rżą imieniem Figaro, który, aby zarobić na życie, zost|

fryzjerem i lokajem u hiszpańskiego arystokraty. Oto ej

tat ze słynnego monologu Figara, najważniejszego frag

mentu sztuki:

Mój panie hrabio, ponieważ jesteś wielkim arystokratą, uważasz !

za nadzwyczajnego geniusza! ... Szlachectwo, fortuna, pozycja, wpłyv

wszystko to czyni cię tak dumnym! Co jednak zrobiłeś, by zdobyć t

wiele przywilejów ? Zadałeś sobie trud, aby się urodzić, nic więcej: po

tym jesteś raczej przeciętnym człowiekiem. Podczas gdy ja, zagubień

wśród pospólstwa, musiałem użyć więcej rozumu i sprytu, aby przeży

niż użyto, aby rządzić całą Hiszpanią przez ostatnie sto lat!

Mozart entuzjastycznie podzielał tę opinię — był ideał

nym kandydatem do zaadaptowania sztuki na scenę opf

rową. Libretto napisał Loreńzo da Ponte, błyskotliwy, pf

len temperamentu włoski poeta, który już od kilku la

tworzył libretta dla opery wiedeńskiej, i którego cesar

właśnie mianował oficjalnym poetą operowym. Da Pont

Wesele Figara.

Facsimile rękopisu

jednej ze stron aktu

III, sc. VIII. Rękopis,

będący początkowo

w zbiorach Preussische

Staatsbibliothek w Ber-

linie, zaginął w 1945 r.

——fX- 3&fe=Ł ^ «/ r~ '

Jh—— ——^-

t(i ^ •S^ft^gfffS^ (,a,')i>»A--',A- ci ^^-L^../^ ^-fet-fr- =fc rs -l

^-^ e^'&-.t 3=teĘ^g't- iw , ^••w*. ••^ f- —=Ki ^ ^^,^-

^f.=Łk«tA*- •)»»<—^^„y^

S »• J/t%3tEQ=^?e= ^^ ^: ——^ .^ ^^-, '^ff. ————'Lt—

(—.—,——»~ =t-t,-ł^?V-t^-t--^.

————*'.».<- •yv- •--—•—• •^łi- <łw.<«»»C"^- ^rryt.^. y"^, * . /CL -*A

T^ .% •^'•—-—~-. «'-'» •^•T.--).-,*- ;••<-,

te ^ ^^^f:.!,^^^ ^" ,4 k^ M- / ^ r-tr 4——^—-« ^ A^ l

ii /^-^";/..„ ' l

r ^"K^^?'^^^ fe^^—fc Kp-t IX •t< •i;^-,^- &'v f^-yC\>' 'Jr^-

- j

^s ^=——————a»r————T —„Ct-.——— —L -———.^v ^.

:^::-:^ v^- -.:—..„ ,^

^ l fy== l

. ^"^ (~-1 -< ^ Mifu, •*»—

-w —————— -^ .-.„„--^„,; -———: -.-

„.; „„„ .„:•.-. ;••-:-• „:-

(p1$ C*t*- •*— \»/T»<- }' JL. -^. ^i t^./.-<. ~;" "\. K;@=/e-cSt"- •Ł'

ł^ -^•jES: •i, ••^ ~E^»•- .' '^-f ^"•^J'^.r^.-^-^-^ ^ ^——.1^-

^•».•»... ."T<H^- ^t-yf' ————— ••^————. ^-^

i i

był najlepszym librecistą w Wiedniu — bystry, dowcipny,

doskonały pisarz, wspaniały partner dla Mozarta. Ich

współpraca układała się doskonale; stworzyli trwały i owo-

cny duet; da Ponte napisał libretta do wszystkich trzech

najsłynniejszych włoskich oper Mozarta: Figara, Don Gio-

uanniego, Gosi fan tutte. Wielu próbowało sobie wyobrazić,

jak inaczej potoczyłaby się historia opery, gdyby nie to

szczęśliwe spotkanie dwóch wielkich twórców.

Mozart z wielkim zapałem pracował nad Weselem Figa-

ra, jednocześnie komponując muzykę koncertową — kon-

certy, arie — a także pisząc operetkę na ważną dworską

uroczystość.

Mniej więcej w tym samym czasie, na początku 1786 r.

(miał wtedy trzydzieści lat), Mozart przyjął nowego,

błyskotliwego ucznia — ośmioletniego chłopca, który na-

zywał się Johann Nepomuk Hummel i który, podobnie jak

sam nasz wielki kompozytor, zaczął grać na fortepianie

w wieku czterech lat. Ojciec Hummla opisał pierwsze spo-

tkanie ucznia i mistrza. Jak wspomina, Mozart przywitał

ich następującymi słowami:

Wiesz, drogi przyjacielu, nie przepadam za uczeniem; zabiera mi ono

zbyt dużo czasu i przeszkadza w komponowaniu. Ale posłuchajmy i zo-

baczmy, na co chłopca stać i czy warto poświęcić mu czas; w porządku,

siadaj do fortepianu i pokaż nam co potrafisz — powiedział do Nepo-

muka. Chłopiec wyjął kilka drobnych utworów Bacha, które wcześr

dobrze przećwiczył i położył na fortepianie. Mozart nie odezwał

i chłopiec zaczął grać. Wolfgang usiadł obok mnie ze skrzyżowany

ramionami i słuchał. W miarę jak chłopiec grał, słuchał coraz uważn:

z coraz większym zainteresowaniem; oczy rozbłysły mu z zachwy

W czasie gry trącił mnie dwa razy delikatnie łokciem i skinął głoij

z aprobatą. Gdy mój chłopiec skończył Bacha, Mozart położył przj

nim jedną ze swoich trudniejszych kompozycji, aby zobaczyć, jak raci

sobie z czytaniem nut. Poszło mu całkiem nieźle... ;

Mozart wziął chłopca do siebie i traktował jak syna. J|

hann uczył się szybko, a dwa lata później jego ojciec

brał go na tournee po Europie, dokładnie tak, jak ucz)

Leopold Mozart, gdy Wolfgang był małym chłopcem. J|

hann Hummel został później znanym kompozytorem, pi|

nistą i nauczycielem. Wszystko zawdzięczał swojemu

bremu, pełnemu entuzjazmu nauczycielowi.

Wesele Figara było skończone; kilkakrotnie odkłade

datę premiery wyznaczono ostatecznie na 28 kwietr

Mozart bardzo się denerwował, ponieważ wrogo nasta\

zazdrość o rosnącą sławę i reputację Mozarta, który wie-

dział, że nie cofną się przed niczym. W tym samym czasie

planowano wystawienie dwóch innych oper, a autorem je-

dnej z nich był Salieri. Obydwaj kompozytorzy domagali

się, aby ich opera została wystawiona jako pierwsza w se-

zonie. Mozarta tak rozgniewały intrygi, że przysiągł, iż

spali partyturę, jeżeli jego opera nie zostanie wystawiona

jako pierwsza.

W końcu cesarz, ku wściekłości Włochów, zdecydował

na korzyść Figara i próby w końcu się rozpoczęły.

Wspomnienia Lorenza da Ponte, w których opisuje kło-

poty związane z wystawieniem Figara, dają dobre wyob-

rażenie o małostkowości, jaką okazywano kompozytorowi.

Obydwaj z Mozartem żywiliśmy uzasadnione obawy, że czekają nas

nowe nieprzyjemne niespodzianki ze strony naszych dobrych przyjaciół

[Salieriego i Castiego]... a także ze strony niejakiego Bussaniego, który

był inspektorem kostiumów i rekwizytów, a o którym można było po-

wiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest uczciwym człowiekiem. Usłysza-

wszy, że wplotłem balet do Wesela Figara, pobiegł bezzwłocznie do hra-

biego [Rosenberga] i głosem pełnym świętego oburzenia, wykrzyknął:

„Ekscelencjo, signor poeta włączył balet do opery!"

Hrabia posłał po mnie natychmiast i, groźnie marszcząc brwi, roz-

począł ze mną następujący dialog:

„A więc, signor poeta użył baletu w Weselu Figaral"

„Tak, Ekscelencjo."

„Czy signor poeta nie wie, że cesarz zakazał tańców w teatrze?"

„Nie, Ekscelencjo."

„A więc, signor poeta, informuję pana o tym teraz."

„Tak, Ekscelencjo."

„I informuję pana także, signor poeta, że musi go pan usunąć!

..... Gdzie jest scena z tańcem?"

„Tutaj, Ekscelencjo."

„Oto, co należy uczynić."

Mówiąc to, wziął dwie strony mojego manuskryptu, włożył je ostroż-

nie do ognia, i zwrócił mi libretto:

„Widzi pan, signor poeta, mogę zrobić wszystko!"

Po czym zaszczycił mnie następnym Vade.

Pobiegłem do Mozarta. Usłyszawszy nowiny, wpadł w rozpacz —

proponował, abyśmy poszli do hrabiego, sprawili lanie Bussaniemu, od-

wołali się do cesarza, wycofali partyturę. Robiłem wszystko, aby go

uspokoić. W końcu poprosiłem, aby poczekał dwa dni i pozostawił wszy-

stko mnie.

Tego dnia miała się odbyć próba kostiumowa. Osobiście udałem się

z zaproszeniem do cesarza, który obiecał, że przybędzie o wyznaczonej

godzinie. I istotnie przyszedł, a wraz z nim połowa wiedeńskiej arysto-

kracji. Abbe Casti również był obecny.

plac św. Michała

eater, gdzie

^igara zostało

me po raz pier-

T 1786 r.

; zostało wysta-

prowadzenie

w 1782 roku,

Cos; fan tutte

stać wystawiona

-. Kolorowy

yt, anonim

Pierwszy akt przeszedł gładko wśród ogólnego aplauzu, na końA

jednak następuje scena pantomimy między Hrabią i Zuzanną, w czasijj

której gra orkiestra i ma miejsce taniec. Jednak po poprawkach wpnsj

wadzonych przez Jego Ekscelencję „Mogę wszystko", mogliśmy jedyni

zobaczyć gestykulujących Hrabiego i Zuzannę, a ponieważ nie było mu

zyki, wyglądało to jak teatr kukiełkowy. |

„Co to ma znaczyć?" — wykrzyknął cesarz, zwracając się do Casti^

go, który siedział za nim.

„Proszę zapytać o to poetę!" — odpowiedział Casti, znacząco się

śmiechając.

Jego Wysokość posłał po mnie; ja jednak, zamiast odpowiedzieć i

zadane mi pytanie, wręczyłem cesarzowi mój rękopis, w którym odt-w

rzyłem całą scenę. Cesarz przejrzał ją i zapytał, dlaczego tancerze n

pojawili się. Moje milczenie dało mu do zrozumienia, że kryła się ;

tym jakaś intryga. Zwrócił się do hrabiego [Rosenberga] i popr

o wyjaśnienie — na co ten, bełkocząc, odpowiedział, że balet usunięto,

ponieważ opera nie miała tancerzy.

„Czy nie można sprowadzić ich z jakiegoś innego teatru?" — zapytał

Jego Wysokość.

Rosenberg odpowiedział, że można.

„Doskonale, proszę dopilnować, aby da Ponte dostał tylu, ilu mu po-

trzeba."

W niecałe pół godziny później do sali weszło dwudziestu czterech

tancerzy i statystów. Pod koniec drugiego aktu usunięta scena była go-

towa do próby, na co cesarz wykrzyknął:

„No, teraz wszystko jest w porządku."

Jednym ze śpiewaków był Irlandczyk, Michael Kelly,

który pozostawił długie opisy prób i pierwszego przedsta-

wienia Figara:

Aktorzy występujący w pierwszym przedstawieniu mieli szczęście

pracować pod kierunkiem samego kompozytora, który przelał w ich

umysły swoją natchnioną wizję. Nigdy nie zapomnę jego ożywionej fi-

zjonomii, rozświetlonej błyskami geniuszu; próbować ją opisać — to

tak, jakby się chciało opisać blask słońca.

W czasie prób Mozart miotał się za kulisami, krzycząc „Brawo! Bra-

wo!", gdy któryś ze śpiewaków szczególnie dobrze wykonał swoją arię.

W rezultacie l maja w Burgtheater odbyła się premiera

Wesela Figara, i pomimo knowań Włochów odniosła wspa-

niały sukces.

Gdy opera dobiegła końca — pisał Kelly — myślałem, że publiczność

nigdy nie przestanie klaskać i wywoływać Mozarta; prawie każda aria

była bisowana, co sprawiło, że całość trwała prawie tyle, co trzy normal-

ne opery (a ta i tak trwa cztery godziny!). Skłoniło to cesarza do zaka-

zania bisów przy następnym przedstawieniu. Nigdy nikt nie odniósł ta-

kiego sukcesu jak Mozart.

Do końca roku Wesele Figara grano dziewięć razy. Po-

tem wystawiono następną operę napisaną przez innego

kompozytora, która odniosła równie wielki sukces, i zmien-

na wiedeńska publiczność zapomniała o Weselu Figara na

następne dwa lata.

Pierwszym miastem, które naprawdę doceniło geniusz

Mozarta i oddało mu należny hołd, był nie Wiedeń, ale

czeska Praga. Wiedeń miał innych wielkich kompozytorów,

na czele z Gluckiem i Haydnem — Mozart był postrzega-

ny jako jeden z wielu. Natomiast w Pradze uważano Mo-

zarta za największego z wielkich. Od chwili gdy prażanie

usłyszeli Uprowadzenie z seraju, nie chcieli słyszeć o in-

nym kompozytorze. Gdy Figaro został po raz pierwszy wy-

stawiony w Pradze w grudniu 1786 roku, wzbudził wię-

Haydn

przyciąga takich tłumów jak Figuro. To dla mnie wielki zaszczyt!

Zorganizowano koncert publiczny i sala dosłownie pę-

kała w szwach. Jeden ze współczesnych donosił:

Na powszechną prośbę Mozart wystąpił z wielkim koncertem forte-

pianowym w operze. Nigdy wcześniej teatr nie był tak wypełniony, jak

przy tej okazji; nigdy wcześniej niczyja gra nie wprawiła słuchaczy

w tak absolutną i jednomyślną ekstazę. Doprawdy nie wiedzieliśmy, co

bardziej podziwiać — niezwykłe kompozycje, czy też nadzwyczajne wy-

konanie. Obydwie te rzeczy wprawiły nas w stan podobny słodkiemu

zauroczeniu. Pod koniec koncertu, gdy Mozart improwizował sam przez

Mozart

kszą sensację niż jakakolwiek inna opera. Teatr pękfc,

w szwach przez wszystkie przedstawienia; z galerii rzuca!

no na scenę poematy, w których wynoszono operę i spiM

waków pod niebiosa. |

Gdy do Mozarta doszły wieści o tym triumfie, natychJ

miast postanowił udać się do Pragi. „Wczoraj, 11 stycznie

nasz wielki i ukochany kompozytor, pan Mozart, przyb^

do nas z Wiednia" - informowała jedna z praskich gazeł

Od tego czasu Praga nie mogła nacieszyć się Mozartem

Zachwycony sukcesem twórca pisał do barona Gottfriedl

von Jacquina, jednego ze swoich uczniów w Wiedniu:

Mozart. Tak zwany

„fałszywy" portret pę-

dzla Antona Wilhelma

Tischbeina

•-^j^ - --^-:^^^^^-^^^F-y^;';

^^-T^^^^^^^^^^-^3^^ - - ••-— -——y—t;-

.,'"" r'"-. ' ' i"

ponad pół godziny i nasze uniesienie sięgnęło szczytu, zaklęcie na

prysło i rozległa się burza oklasków. I zaiste, jego improwizacja pr

kraczała wszelkie wyobrażenie o grze fortepianowej, gdyż łączyła i

doskonalszą sztukę kompozycji z najwyższą zręcznością wykonania.

wątpienia, tak jak ten dzień był jedyny w swoim rodzaju dla mieszk

ców Pragi, tak i Mozart musiał zaliczyć go do najszczęśliwszych

swojego życia.

Inny wspominał:

Pod koniec koncertu Mozart improwizował przez dobre pół godzir

i sprawił, że entuzjazm zachwyconych Czechów sięgnął szczytu. Nagi"'

dzony burzą oklasków, ponownie zasiadł do fortepianu. Potok nową

improwizacji wywarł jeszcze większe wrażenie na publiczności, ktÓK

po raz trzeci zasypała go gorącymi oklaskami. Mozart pojawił się ponfl

wnie. Jego oblicze promieniało szczerą wdzięcznością za tak entuzja

styczne przyjęcie jego osiągnięć artystycznych. Zagrał po raz trzeci z je

szcze większym natchnieniem, dokonując rzeczy, jakich nie dokona

nigdy wcześniej. Nagle, w kompletnej ciszy, ktoś głośno zawołał z par

teru: „Z Figaral" — na co Mozart zagrał temat z ulubionej arii: Non pil

andrai farfallone..., po czym zaimprowizował z tuzin fascynującyd

i niesłychanie pomysłowych wariacji, i w ten sposób, pośród iście hura-;

Ludwig van Beethoven

(1770-1827), sylwetka

przypisywana Neeseno-

wi, ok. 1786-87 (Bonn,

Beethoven-Haus)

SZTUKI, Który dla niego był bez wątpienia najbardziej triumfalnym

w życiu, a dla Czechów, wprost odurzonych z zachwytu, na pewno naj-

bardziej udanym.

Po burzliwych oklaskach, którym towarzyszyły nieu-

stanne wyrazy uwielbienia i dowody życzliwości okazywa-

ne mu ze wszystkich stron, Mozart wraz Konstancją po-

wrócił do Wiednia. Praga podniosła go na duchu, a ponad-

to otrzymał zamówienie na nową operę, Don Giovanni,

do której libretto napisał ponownie Lorenzo da Ponte. Da

Ponte, z właściwym sobie humorem, opisał później jego

powstanie:

Usiadłem przy biurku i nie wstałem od niego przez następne dwana-

ście godzin — mając butelkę tokaja po prawej, pudełko z tytoniem se-

wilskim po lewej, a pośrodku kałamarz. Piękna szesnastoletnia dziew-

czyna — wolałbym kochać ją miłością ojcowską, lecz niestety...! — cór-

ka mojej gospodyni — przychodziła do mnie na dźwięk dzwonka. Po

prawdzie, dzwonek dzwonił dość często, szczególnie wtedy, gdy czułem,

że opuszcza mnie natchnienie. Przynosiła mi to kawałek ciasta, to fili-

żankę kawy, to nic poza własną urodziwą buzią, zawsze wesołą, zawsze

uśmiechniętą, dokładnie taką, jakiej potrzeba, aby wzbudzić w poecie

uczucia i zaostrzyć dowcip. Pracowałem dwanaście godzin na dobę,

prawie bez przerwy przez dwa miesiące; przez cały ten czas była w po-

koju obok, to czytając, to szyjąc lub haftując, zawsze gotowa przybyć mi

z pomocą na dźwięk dzwonka. Czasami siadywała obok mnie bez ru-

chu, nie otwierając ust i nie poruszając powiekami, a tylko przyglą-

dając mi się uważnie, lub uśmiechając się łagodnie. Czasem z jej piersi

wymykało się ciche westchnienie, czasem łza spływała po policzku.

Jednym słowem, gdy pisałem te trzy libretta, dziewczyna była moją

Kaliopą, ona też natchnęła każdy wers, jaki napisałem przez następne

sześć lat. Na początku pozwalałem na częste wizyty; później musiałem

uczynić je rzadszymi, aby nie tracić zbyt dużo czasu na miłosne bzdu-

ry, w których była mistrzynią. Pierwszego dnia, między tokajem, ta-

baką, kawą, dzwonkiem i moją młodą muzą, napisałem dwie pierwsze

sceny Don Giouanniego, jeszcze dwie do Arbore di Diana i ponad po-

łowę pierwszego aktu Tarara, którego tytuł zmieniłem na Assur. Na-

stępnego ranka pokazałem to, co napisałem, wszystkim trzem kompo-

zytorom. Z trudem mogli uwierzyć własnym oczom. W ciągu sześćdzie-

sięciu trzech dni pierwsze dwie opery zostały całkowicie skończone,

trzecia zaś była gotowa w dwóch trzecich.

Tej wiosny 1787 roku odwiedził Mozarta szesnastoletni

chłopiec, niski, krępy, ciemnowłosy. Był to Ludwig van

Beethoven, którego posłano na naukę do wielkiego Mozar-

ta. Na nieszczęście, po zaledwie dwóch tygodniach musiał

wrócić do domu, gdyż otrzymał wiadomość, że jego matka

jest poważnie chora. Mozart zdawał sobie sprawę, jak wy-

sił nad Don Giovannim. Historia, jakoby Mozart przepo-IK

wiedział Beethovenowi, iż „będzie o nim głośno w świecie" X

jest najprawdopodobniej nieprawdziwa, y

Mozart pracował pod ogromną presją i jego wydajnośćA

była zdumiewająca zważywszy, że miał także liczne obo-IJ

wiązki domowe — żonę, której zdrowie było coraz słabsze S;

sześcioro dzieci, które urodziły się w trakcie małżeństwaS

i bezustanne kłopoty finansowe. Ciężka praca i nieustan-lis

ne napięcie ponownie wpędziły go w chorobę, i na pewienil

czas musiał przerwać pracę nad Don Giovannim. ^

To właśnie wtedy doniesiono mu, że jego ojciec jest po-llfe

ważnie chory. Przez lata małżeństwa Wolfganga dzielącall

ich przepaść pogłębiła się i Leopold prowadził samotne ży-JI

cię w Salzburgu. Wciąż korespondowali z sobą, lecz jufil

nie tak często jak przedtem. 4 kwietnia 1787 roku Mozartll

napisał do ojca ostatni list: ||

Słyszę, że jesteś naprawdę chory. Nie muszę Ci, Ojcze mówić, z ja<^

kim utęsknieniem wypatruję uspokajających wieści od Ciebie. Wcią^p

jeszcze się ich spodziewam, choć teraz przyzwyczaiłem się, aby wais

wszystkich życiowych sprawach być zawsze przygotowanym na najgorsi'

sze. A ponieważ śmierć (gdy się nad tym dobrze zastanowić) jest pra*i|;

wdziwym celem naszej egzystencji, od kilku lat tak zżyłem się z tą nąj-||

lepszą i najprawdziwszą przyjaciółką człowieka, że jej obraz już nie tyl-lj?

ko mnie nie przeraża, ale przeciwnie, niesie spokój i ukojenie!... ,^

Mam nadzieję i ufam, że w chwili, gdy to piszę, czujesz się lepiej. Al^jjl

jeżeli, wbrew wszelkim oczekiwaniom, nie wracasz do zdrowia, błagani|ft

Cię... abyś tego przede mną nie ukrywał, ale napisał mi całą prawdę§|-

lub poprosił kogoś, aby do mnie napisał, abym, tak szybko jak to jesft

w ludzkiej mocy, mógł znaleźć się w Twoich ramionach. Zaklinam Ci^j|

Ojcze na wszystko co święte — dla nas obydwu.

Mozart pisał ten płynący prosto z serca, wzruszając

list, gdy sam był bardzo chory. Przebija z niego głębia jeg

życia duchowego. Ciężka choroba uświadomiła mu, jt

kruche jest jego życie. (Objawy pozwalają domyślać się,

przypadkowa infekcja spowodowała kolejny atak zespc

SchónIeina-Henocha, który jeszcze poważniej uszkod

nerki). 28 maja Leopold zmarł. Nannerl była przy nim dd

końca, tak więc nie umierał samotnie, lecz Mozart był zbył

chory, aby przyjechać do Salzburga. Nie był nawet w stal

nie uczestniczyć w pogrzebie. |

W październiku Mozart wrócił do Pragi, aby dokończył

pracę nad Don Giovannim, zabierając z sobą Konstancja

Afisz pierwszego

wiedeńskiego przedsta-

wienia Don Giouanniego,

7 V 1788 r.

(alfdl (i»«f<L SfatloBtl • ftnf-ti(8t(t

M» (w Vmwif f ?• Wsf IT— —fttfttoti

(III t E (t t « B l l)

DISSOLUTO PUNITO,

[L JDON GIOVANNI.

'na olxr: ba; Wit HWĄi

vis e(«(»iii 11 r'> «i>fi«";

a •* • — »•> Mtak b'M& fWM >IUt> ft«>ft tf. 11

Trzyletni synek Kar! pozostał w Wiedniu. Premiera miała

się odbyć 14 października, lecz Mozart nie ukończył opery

na czas i kolejny termin wyznaczono na 29 października.

Na dwa dni przed premierą ciągle jeszcze nie była gotowa

uwertura. Przyjaciele kompozytora szaleli z niepokoju.

Jednak im bardziej zamartwiali się, tym bardziej Mozart

wydawał się rozbawiony i spokojny.

W wieczór poprzedzający wielki dzień wydano przyję-

cie, na którym Mozart doskonale się bawił, ignorując róż-

ne uszczypliwości na temat kończenia uwertur.

O północy zniknął, aby komponować. Wraz z nim znik-

nęła też Konstancja i duża karafka ponczu. Żona odpę-

dzała od niego sen, opowiadając mu różne historie, lecz

mimo to był tak wyczerpany, że zdrzemnął się przez parę

godzin. O piątej rano Konstancja obudziła go, a o siódmej

uwertura była gotowa.

Mówiąc o fantastycznym tempie, w jakim Mozart two-

rzył, trzeba mieć na uwadze to, iż zanim kompozycje zo-

stały przelane na papier, były całkowicie gotowe w jego

głowie, tak więc jedyne co musiał zrobić, to je zapisać.

Opera została przyjęta entuzjastycznie. Praga ponow-

nie oszalała na punkcie muzyki Mozarta. Mozart pisał:

po raz czwarty {tym razem zyski dla mnie). Mam zamiar wyjechać stąip?

dwunastego lub trzynastego... Chciałbym, aby moi przyjaciele mogiri

być tu ze mną choć przez jeden wieczór i uczestniczyć w moim sukce-

sie. Być może Don Giouanni zostanie w końcu wystawiony w Wiedniu ;"

Mam taką nadzieję. Tutaj wszyscy robią co mogą, aby skłonić mnie do;

pozostania na parę miesięcy i do napisania jeszcze paru oper. Choć^

propozycja ta schlebia mi, nie mogę jej przyjąć... Jak mawiał mój pra-^

dziadek do swojej żony, mojej prababci, a ona do swojej córki, mojej ba%

bki, a ta z kolei do swojej córki, mojej matki, ta zaś do swojej cółte®

a mojej siostry: to wspaniale umieć pięknie mówić, lecz być może nigtt

mniej wspaniale jest wiedzieć, kiedy zamilknąć. Tak więc, mam zamiaiff|,

podążyć za radą mojej siostry, która powtarzają za moją matką, babkalfc

i prababką, i zakończyć nie tylko tę moralizatorską dygresję, ale

cały list.

cu jego wielka szansa zdobycia stałego zatrudnienia na

dworze cesarskim.

Tym razem jego nadzieje zostały spełnione. Wolfgang

Amadeusz Mozart został mianowany cesarsko-królewskim

kompozytorem dworskim, na początek z niewielkim upo-

sażeniem, które zaledwie wystarczało na opłacenie czyn-

szu, lecz które było przynajmniej regularnie wypłacane.

W końcu w wieku trzydziestu jeden lat zdobył stanowisko,

o którym tak marzył dla swojego syna Leopold. Szkoda, że

umarł sześć miesięcy za wcześnie, aby ujrzeć, jak jego

pragnienia się spełniają.

Następnej wiosny opera nowego kompozytora dworskie-

go, Don Giouanni, została wystawiona w Wiedniu. Począt-

kowo nie przypadła wiedeńczykom do gustu. Nie uszło to

uwagi cesarza. Gdy zapytano go o opinię, odpowiedział:

„Opera jest boska. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie,

że jest piękniejsza niż Figaro. Ale taka muzyka to nieod-

powiedni kąsek dla moich wiedeńczyków!" Według relacji

Lorenza da Ponte, Mozart zareagował na to, odpowiadając

spokojnie: „Proszę dać im czas, aby ją przełknęli!"

Wśród amatorów muzyki w Wiedniu nie było końca spo-

rom o Don Giouanniego. W końcu zwrócono się do Hayd-

na: „Nie mogę rozstrzygnąć tego sporu — odpowiedział

z właściwą sobie uprzejmością — ale wiem jedno: Mozart

jest największym żyjącym kompozytorem na świecie...

Gdyby wszyscy miłośnicy muzyki, szczególnie wśród ary-

stokracji, mogli odbierać nadzwyczajne dzieła Mozarta

z taką głębią emocji i z takim zrozumieniem, jak ja sam je

rozumiem i czuję, narody rywalizowałyby między sobą,

aby mieć u siebie ten klejnot".

Miłośnicy muzyki Mozarta nalegali, aby Don Giovanni

był wystawiany w Wiedniu, pomimo początkowego braku

sukcesu, i z każdym przedstawieniem dzieło coraz bar-

dziej podobało się wiedeńczykom. Na koniec orzekli, że

jest to jedna z najpiękniejszych oper, jakie kiedykolwiek

zostały wystawione na scenie.

9 - Mozart / PWM 20240

x

Bieda i śmierć

Oddziaływanie Mozarta jest ponadczascu

Alfred Einst

Nowa posada na dworze cesarskim niewiele zmieć

w życiu Mozarta. Pieniądze, które otrzymywał, nie wyst

czały na życie, a niezliczone tańce i utwory okoliczności

we, których od niego żądano, nie przysparzały mu sław

Raz nawet odesłał pokwitowanie wypłaty z dopiskiem: J

dużo na to, co robię, za mało na to, co mógłbym robić".

W czerwcu 1788 roku przeprowadzili się z Konstanc

do domu pod Wiedniem, zabierając z sobą syna i malut

sześciomiesięczną Teresę. Dziesięć dni po przeprowads

Teresa zmarła. Choć Mozart cierpiał z powodu jej śmiei

a na dodatek zamartwiał się brakiem pieniędzy, w cią

następnego miesiąca napisał trzy ostatnie wielkie sym,

nie, jedną po drugiej. Były to Symfonia Es-dur (nr 31

g-moll (nr 40), i w końcu C-dur (nr 41), która w XIX w'

ku była znana jako Symfonia „Jowiszowa" — wszyst:

stworzone, gdy jego geniusz osiągnął pełną dojrzałe

w ciągu zaledwie sześciu tygodni. Ten niewiarygodny M

czyn kompozytorski był, być może, jego szczytowym os

gnięciem. Niepodobna odgadnąć, jakie nękały go kłop(

i zmartwienia, gdy je pisał. Umiłowanie komponował

zawsze sprawiało, że zapominał o świecie zewnętrznym.

Przeprowadzka na wieś okazała się pomyłką — Mozi

czuł, że jest za daleko od Wiednia, a ponadto nie mc

sprowadzić do siebie uczniów. To spowodowało, że Mozt

towie ponownie wynajęli mieszkanie w mieście. (Od ślul

Wolfgang z Konstancją przeprowadzali się jedenaście

pierwsza strona

Symfonii Jowiszowej,

ostatniej symfonii

pożarta. Rękopis, znaj-

dujący się początkowo

w zbiorach Preussische

Staatsbibliothek w Ber-

linie; zaginął w 1945 r.,

jednak reprodukcja

została opublikowana

w 1923 r.

pniu wpłynął na dochody Mozarta; miał kilku uczniów,

ale jego koncerty, które dawniej zawsze przyciągały liczną

publiczność, nie były już tak popularne jak kiedyś. Kapry-

śny gust wiedeńczyków zmienił się. Aby przeżyć, Mozart

musiał zapożyczać się u przyjaciół i bardzo go to przygnę-

biało. Był zmuszony pisać do zaprzyjaźnionych osób takie

listy, jak ten, zaadresowany do Michaela Puchberga, przy-

jaciela, wolnomularza, który przez ostatnie lata życia Mo-

zarta regularnie pożyczał mu pieniądze:

Wielki Boże! Najgorszemu wrogowi nie życzyłbym, aby znalazł się

w mojej obecnej sytuacji. I jeśli Ty, mój Ukochany Przyjacielu i Bracie,

opuścisz mnie w potrzebie, jesteśmy zgubieni, zarówno ja nieszczęsny,

który niczym nie zawiniłem, jak i moja chora żona i dziecko... Przycho-

dzę do Ciebie nie z podziękowaniami, lecz z nową prośbą. Zamiast

spłacić długi, proszę o więcej pieniędzy!... Tak więc, wszystko zależy od

tematów

^ch najbardziej

nych dzieł Mo-

ysztychowany

•estona z Lon-

d koniec XVIII

>oczątku XIX

Mes Orga)

Książę Karol Lichnow-

ski (1756-1814).

Portret olejny anonimo-

wego autora (Czechy,

zamek hradczański)

-- , JL " ,

okazję wyruszenia na tournee koncertowe — pragnął wy-

rwać się z otaczającej go w Wiedniu atmosfery monotonii

i niepowodzeń.

Wyruszył w kwietniu, pełen nowej nadziei. Prawie co-

dziennie pisał do Konstancji długie listy, opowiadając

z humorem o tym, co zdarzyło się w ciągu dnia i jak bar-

•ortret Mozarta.

, rysunek

i ołówkiem

dzo za nią tęskni. Pod koniec kwietnia wraz z księcienff

Lichnowskim przybyli do Lipska. Lipsk był miastem Jo-|t

hanna Sebastiana Bacha i Mozart, ku swojemu wielkiemtt|

zadowoleniu, miał okazję zagrać na tych samych organach,!

na których grał Bach. Bardzo podekscytowało go także odĄ

krycie kilku utworów Bacha, z którymi nigdy wcześnie||

się nie zetknął. „Oto coś, z czego można się wiele na||

pierwsza strona

kwartetu smyczkowego

p.dur Mozarta, KV 575,

pierwszego z kwartetów

napisanych dla króla

prus w czerwcu 1789 r.

Zamówienie obejmowało

sześć kwartetów, z któ-

rych tylko trzy zostały

ukończone (Londyn,

British Museum)

——-^ " ^,-t^,m/ w onc^ muzyKą.

W Lipsku dał udany koncert publiczny, choć próby z or-

kiestrą były kłopotliwe i męczące. Narzekał, że wszyscy

grali lub śpiewali za szybko.

„Myślą, że w ten sposób dodadzą muzyce ognia — skar-

żył się — ale jeżeli sama kompozycja nie ma w sobie pło-

mienia, gnanie przez nią na oślep, nie doda go jej."

Tymczasem w trakcie ostatniej próby koncertu zasko-

czył wszystkich, zmuszając orkiestrę do bardzo szybkiej

gry. Prędko okazało się, że nie są w stanie nadążyć i wy-

padają z rytmu.

„Jeszcze raz!" — wykrzyknął, tupiąc nogą. Muzyków

strasznie rozzłościł ten mały, blady, dokuczliwy człowie-

w normalnym tempie. Według relacji świadka, który zre-

lacjonował cały ten epizod, Mozart wyjaśnił później: „To

nie był tylko kaprys z mojej strony. Zauważyłem, że mu-

zycy w większości są dość starzy, koncert wlókłby się bez

końca, gdybym ich nie smagnął i nie rozzłościł na samym

początku. Zagrali najlepiej jak potrafili, z czystej złości!"

Koncert ten okazał się sukcesem artystycznym, lecz nie-

stety nie finansowym. Mozart podążył do Berlina, gdzie

wydarzył się zabawny epizod. W teatrze narodowym wy-

stawiano Uprowadzenie z seraju; Mozart wkradł się na

salę, aby posłuchać. Jednakże muzyka tak go zaabsorbo-

wała, że nie zdając sobie sprawy z tego co robi, przecisnął

się pod scenę, nucąc wykonywaną melodię pod nosem, nie-

świadom, że cała publiczność śmieje się z niego — małego,

dziwnego człowieczka. Gdy drugie skrzypce zagrały dis

zamiast d, Mozart stracił panowanie nad sobą.

„A niech to — wykrzyknął — zagrasz d czy nie!" Wszys-

cy spojrzeli w jego kierunku zaskoczeni, i natychmiast

wiadomość obiegła salę lotem błyskawicy: „Mozart jest tu-

tL^!"

Miesiąc później kompozytor powrócił do Wiednia. Jedy-

nym prawdziwym sukcesem, jaki przyniosło tournee, było

zamówienie z dworu berlińskiego na sześć kwartetów

smyczkowych i sześć sonat fortepianowych. Mozart natych-

miast zabrał się do pracy, lecz nie na długo. Spotkało go

kolejne nieszczęście: Konstancja poważnie się rozchorowa-

ła. Aby opłacić drogą kurację przepisaną jej przez lekarzy,

musiał znowu pożyczyć dużą sumę pieniędzy od swojego

wiernego przyjaciela Puchberga. Dworska pensyjka zaled-

wie wystarczała na pokrycie podstawowych wydatków na

życie. Konstancja pojechała do Baden na leczenie, a ich

syn Kari wyjechał na pensję, tak więc latem Mozart pozo-

stał sam w Wiedniu, starając się pracować. Pisał niewiele,

ale zdarzyła się jedna dobra rzecz: poproszono go o napi-

sanie kolejnej opery.

Najbardziej niepokojący był fakt, że w czasie choroby

Konstancja była w ciąży. W listopadzie urodziła dziew-

czynkę, która prawie natychmiast zmarła. Był to kolejny

cios. Mozartowie stracili już czwarte dziecko.

Mozart rzucił się w wir pracy, starając się zapomnieć

o kłopotach. Musiał pożyczyć pieniądze, które miały po-

zwolić mu przetrwać do czasu, gdy otrzyma zapłatę za no-

Program koncertu Mo-

zarta, który odbył się

15 X 1790 r. w Schau-

spielhaus we Frank-

furcie.

anu sirpigfitr ^naopnip

•n* fmtt gnfltagł boi 15(01 .Ocoia 17901

im grofcn @tabt*@^aufpi((baufc

^)(r( «flptnm(iR(( asoitttt

e i« g i * r«

iitu(lfflltf$^ tcium

|H frinem ffiott^tii grbtn-

€f>

Crfłer $b(il.

Ciał ttmi jrofe ®mpboni( bon •gwrn ropjart.

Cineariti yftuigm MU Wabamt (Sdyicf.

®n ffonctrt ouf txm Sortc; piano, grfpidt bon fym toptUmofte

f5Reyst twn fcina ugrani Sompofirion.

(2i»t W<, gefungni wn ^nrn ffftarrid.

3ni(9t(r $&(i(.

Cui ffonjfft l»iL?xtni JtaptUmrifOT •Kolort lon friKt rififlini jto«»

pofitwn.

(hn Curtf? gffungm wn SiRatamt ®<6i(f unb {wrn ffitardli.

<Łw 'PfwptafK airó bań ©ttynfr 6oq /wn Woiart.

l2łn( Sgrny^onit.

łv <pnfe« |a(tt f« 6n tcflni w» 'pttipitt • (L 4; (r.

9«r Kt <&a0cl» 14 fc

WB(tt(b»6t99(tTs3(^a(, »o(xi6«(t U M ft^l»ti6«rgaff( Otm. lir. tam 3)«M»

|teg 9l«4(BUta8« n» )n^«|4 9t«t< »<; (ma (Id(rii(t e4d»«»ctl« •* M »(r

ffaftfMbd.

2<t Stnfdna ^ om edf U^i tB9^Ditt<l6&

wą operę zatytułowaną Cosi fan tutte {Tak czynią wszy-

stkie), ponownie do libretta napisanego przez Lorenza da

Ponte. Premiera odbyła się pod koniec stycznia 1790 roku,

i odniosła natychmiastowy sukces, pomimo nieuniknionych

intryg knutych przez wroga Mozarta, Salieriego. Salieri

rozpowiadał o Mozarcie oszczercze historie, mając nadzie-

ję, że cesarz zakaże wystawienia opery.

Wkrótce, w lutym cesarz Józef II zmarł i na dworze

wiedeńskim nastąpiły zasadnicze zmiany. Wszystkie dwor-

skie nominacje w naturalny sposób wygasły aż do czasu,

dopóki nowy cesarz — Leopold, brat Józefa, nie przywrócił

ich. Mozart, tak jak i wszyscy inni muzycy dworscy, miał

nadzieję otrzymać posadę w nowym porządku.

Przez cały rok Mozart karmił się tą nadzieją, jednak

bez skutku, utrzymując się z pieniędzy pożyczonych przez

oddanego i cierpliwego przyjaciela Puchberga. Jego jedy-

nym źródłem dochodu były lekcje, jednakże zarobione w

ten sposób pieniądze nie wystarczały nawet na opłacenie

leczenia Konstancji w Baden.

Wolfgang sam także nie czuł się dobrze. Dręczyły go sil-

ne bóle głowy, dreszcze i bezsenność. Tego lata 1790 roku

komponował niewiele. Był to najbardziej nieszczęśliwy i

przygnębiający okres w jego życiu. List do Michaela Puch-

berga pozwala domyślać się, w jak złym znajdował się sta-

nie.

foaczas gdy wczoraj miałem się w miarę aoorze, azis czuję się

całkiem marnie. Przez całą noc nie zmrużyłem oka z bólu. Spróbuj wy-

obrazić sobie, w jakim jestem stanie — chory, pełen trosk i niepokoju.

To właśnie ten stan ducha nie pozwala mi wyzdrowieć. Za tydzień lub

dwa będę miał się lepiej — bez wątpienia — lecz teraz jestem w potrze-

bie! Czy możesz wesprzeć mnie drobną sumą?

Mozart jednak, mimo wszystko, był nieuleczalnym opty-

mistą, i gdy miesiąc później postanowił udać się do Frank-

furtu, wierzył, że wkrótce jego los się odmieni. Do swojej

żony w Baden pisał: „Jak wspaniałe życie nas czeka! Będę

pracował — pracował tak ciężko — że żadne nieprzewi-

dziane wypadki nie wpędzą nas już nigdy w tak rozpacz-

liwą sytuację..."

Wkrótce pojechał do Frankfurtu, aby uczestniczyć w ko-

ronacji Leopolda II na cesarza rzymskiego. Spośród muzy-

ków dworu wiedeńskiego wybrano piętnastu pod przewod-

nictwem Salieriego, lecz Mozarta nie było w ich gronie.

Nie zniechęcony, postanowił pojechać na swój własny

koszt. Aby kupić powóz, musiał zastawić swoje srebra. Był

także zmuszony pożyczyć pieniądze od Puchberga.

We Frankfurcie dał koncert, który jak zwykle przyniósł

mu chwałę, lecz żadnych pieniędzy. Widząc, że nie może

tam liczyć na sukces, pojechał do Mannheim, gdzie, jak

się dowiedział, wystawiano właśnie Wesele Figara. W cią-

gu dziesięciu lat Mannheim bardzo się zmieniło i nikt nie

rozpoznał Mozarta. Zapukał do drzwi teatru, pytając jed-

nego z aktorów, czy może posłuchać próby. Aktor, myśląc,

że ma do czynienia z czeladnikiem od krawca, chciał go

odprawić z kwitkiem. „Ależ chyba pozwoli pan posłuchać

Mozartowi?" Ogromnie zmieszany, aktor natychmiast wpu-

ścił go do środka, przedstawił orkiestrze i pozostałym ak-

torom.

Po powrocie do Wiednia Mozart zastał w domu dwa za-

proszenia do Londynu. Jako że zawsze chciał tam wrócić,

postanowił, że skorzysta z nich, gdy tylko skończy nową

operę, nad którą właśnie pracował. Był pewien, że w An-

glii czekają go prawdziwe zaszczyty i sława.

Jedno z tych zaproszeń pochodziło z Opery Londyń-

skiej :

Od pewnej osoby z otoczenia Jego Wysokości Księcia Walii dowie-

działem się, że zamierza Pan odwiedzić Anglię. Ponieważ wybrano

Kompozytora w Anglii. Jeżeli więc może Pan przybyć do nas pod koniec

grudnia 1790 i pozostać do końca czerwca 1791 r., i przez ten czas skom-

ponować co najmniej dwie opery poważne lub komiczne, w zależności

od decyzji dyrekcji, mogę zaoferować Panu trzysta funtów szterlingów

Będzie Pan także mógł swobodnie pisać utwory dla innych sal koncer-

towych, z wyjątkiem teatrów. Jeżeli jest Pan zainteresowany tą propo-

zycją, proszę wyświadczyć mi honor i odpowiedzieć odwrotną poczta

w którym to przypadku list ten będzie miał moc umowy.

Jednak zanim mógł przyjąć zaproszenie, Mozart musiał

skończyć swoją nową operę, Czarodziejski flet. Pomysł na-

pisania tej opery Mozart zawdzięczał swojemu dobremu

przyjacielowi, Emanuelowi Schikanederowi. Libretto w ję-

zyku niemieckim zostało napisane przez samego Schika-

nedera. Była to masońska extravaganza o tym, jak czaro-

dziejski flet bezpiecznie prowadzi bohatera imieniem Ta-

rnino poprzez liczne niebezpieczeństwa do wtajemniczenia,

po drodze zapewniając mu miłość Paminy. Mozart był pe-

łen obaw co do tej opery.

„Jeżeli to będzie klapa, nic na to nie poradzę, ponieważ

nie mam doświadczenia w pisaniu oper magicznych". Aby

nic go nie rozpraszało w trakcie komponowania, przeniósł

się do małego drewnianego domku letniego, zbudowanego

specjalnie dla niego w pobliżu opery. Konstancja była

w Baden, a bez niej Mozart zawsze czuł się przygnębiony.

Spodziewała się kolejnego dziecka i to prawdziwy cud, że

Mozart, na dodatek nękany jak zwykle brakiem pienię-

dzy, w ogóle był w stanie komponować. W lipcu 1791 roku

Konstancja urodziła synka, i tym razem dziecko przeżyło,

Mozartowie mieli teraz dwoje dzieci, Karla i Franza Ksa-

werego Wolfganga. W tym samym czasie, gdy urodził się

Franz, miał miejsce złowróżbny fakt.

Pewnego dnia zjawił się u Mozarta wysoki, chudy nie-

znajomy, ubrany na szaro i zostawił anonimowy list z proś-

bą o napisanie requiem. Chorego i przygnębionego Mozar-

ta bardzo zaniepokoił ten obcy mężczyzna, który wciąż

wracał, prosząc o requiem.

We wrześniu pisał do da Pontego:

Tracę głowę. Z trudnością mogę pozbierać myśli, nie potrafię uwol-

nić się od obrazu Nieznajomego. Wciąż widzę go przed sobą: prosi

mnie, naciska, niecierpliwie domagając się dzieła. Nadal piszę, gdyż

komponowanie mniej mnie męczy, niż nic nierobienie. Poza tym nie

mam się już czego obawiać. W moim obecnym stanie czuję, że moja go-

Emanuel Schikaneder

(1751-1812), niemiecki

aktor, dramatopisarz

i impresario. Autor li-

bretta Czarodziejskiego

fletu, a także współ-

pracownik Beethovena

dzina jest bliska. Wkrótce umrę. Kres nadszedł, zanim mogłem w pełni

wykorzystać mój talent. A jednak życie było takie piękne, moja kariera

zaczęła się tak obiecująco! Lecz nikt nie jest w stanie zmienić swego lo-

su. Nie znamy dnia ni godziny; musimy się z tym pogodzić. Opatrzność

rządzi wszystkim. Kończę. Przede mną leży moja łabędzia pieśń. Nie

mogę pozostawić jej nie ukończonej.

""-^"^fcl'-" -*- ' ^to^J '-•AY AUC U.U W-ŁCU^-ŁCA-Ł, Łl^ -Ł-l.-ŁY/^.-ŁAŁAJ^mJ'

IŁ/y l VVV-

słannikiem szlachcica, który chciał kompozycję Mozarta

przedstawić jako swoją własną.

Premierę Czarodziejskiego fletu zaplanowano na 30

września. Ostatnie takty opery Mozart napisał 29 wrześ-

nia. Był bardzo chory, tylko lekarstwa z trudem utrzymy-

wały go przy życiu. Liczne porażki i rozczarowania spra-

wiły, że stracił wrodzoną pewność siebie. Lecz niepotrzeb-

nie się denerwował. Czarodziejski flet odniósł ogromny

sukces, i dzień za dniem zachwyt publiczności rósł.

Mozart poweselał; nagle przyszłość nabrała jaśniejszych

barw. Przez pewien czas nawet pisanie requiem przestało

go przygnębiać. Miał zamiar udać się do Anglii w następ,

nym, 1792 roku.

Czarodziejskiego fletu, wróciła do Baden zabierając z sobą

dziecko. Mozart pisał do niej długie, radosne listy, pełne

żartów i głupstw. Antonio Salieri, odwieczny wróg, był te-

raz jego przyjacielem, i przyjął nową operę entuzjastycz-

nie, krzycząc „Brawo!" z sali, przy swoich ulubionych mo-

mentach.

Stan Mozarta był jednak krytyczny. W ciągu tego roku

nasiliła się niewydolność nerek, powodując nadciśnienie,

omdlenia i depresję. Urojenia, takie jak przekonanie, że

ktoś chce go otruć oraz obsesja na punkcie requiem i jego

Requiem Mozarta.

Frontyspis partytury

własnej śmierci były spowodowane chroniczną niewydol-

nością nerek.

Gdy na początku listopada Konstancja wróciła do Wied-

nia, zastała Mozarta w bardzo złym stanie. Próbowała po-

wstrzymać go przed zbyt ciężką pracą i robiła wszystko,

co było w jej mocy, aby go podnieść na duchu. Na kilka

dni znów stał się sobą i śmiał się z własnych obaw przed

otruciem. Lecz 20 listopada siły ponownie go opuściły

opuchlizny. Puszczanie krwi pogorszyło tylko niewydolność

nerek i przyśpieszyło koniec.

Choć słabł coraz bardziej, obecność rodziny i częste od-

wiedziny wiernych przyjaciół sprawiały mu ogromną ra-

dość. 4 grudnia ponownie zabrał się nawet do pracy nad

Requiem, śpiewając fragmenty z przyjaciółmi. Jednemu z

nich, swojemu uczniowi nazwiskiem Sussmayr, dał do-

kładne instrukcje, w jaki sposób należy je dokończyć, po-

nieważ był pewien, że nie będzie mógł zrobić tego sam.

Tego dnia coraz bardziej opadał z sił. Umarł w nocy,

o dwunastej pięćdziesiąt pięć. Był 5 grudnia 1791 roku.

Ostatnią rzeczą, którą zrobił, było oddanie dźwięku bęb-

nów w Requiem. Jego ostatnim tchnieniem była muzyka.

W chwilę potem Wolfgang Amadeusz Mozart nie żył.

10 - Mozart / PWM 20240

leja Mozart. Portret pędzla Hansa Hansena, 1802 r.

Epilog

Pogrzeb Mozarta był prosty i skromny. Konstancja była

biedna, a ponadto w tamtych czasach w Wiedniu wystaw-

ne ceremonie pogrzebowe nie były w zwyczaju. Na wieść

o śmierci kompozytora, wiele osób przyszło pod jego dom,

by go opłakiwać, ale we mszy żałobnej uczestniczyła tylko

najbliższa rodzina i przyjaciele, wśród nich także Salieri.

Konstancji tam nie było (kobiety nie brały udziału w cere-

moniach pogrzebowych). Miejsce pochówku odwiedziła do-

piero w 1808 r. Jednakże opłakiwała męża długo i szcze-

rze. Miała zaledwie dwadzieścia osiem lat, gdy straciła

ukochanego męża, Mozarta, którego — według jej słów —

miała nigdy nie zapomnieć, podobnie jak cała Europa.

Tego zimowego dnia nikt nie towarzyszył Mozartowi

w ostatniej drodze na cmentarz. Kompozytor został pocho-

wany we wspólnym grobie dla biedoty, bez świadków i bez

krzyża znaczącego miejsce pochówku. Zaniedbywany za

życia, został zaniedbany również po śmierci. Lecz jego

muzyka pozostanie z nami tak długo, jak długo będziemy

chcieli jej słuchać.

s73»0^"0.5»00<OO^C^S>ó«>0<A i

<S/onnrrftdg boi iotm ®<h'( 178^. w(rb

[ ty:. J?aprUm(l(lcr SR o t a 11 brt Cbtt ^bqi ^

f io^m

<

<

<

(. t. g?atfonal-$of-^cot(r

C { B C

groffc niHf(M%( ^ternc

)u fcliicn %»t(^<3<

iu fi(b(B,n?obfo fr «i(bt nur cin Keaei ffft

»(rfmigt(^ g^rte piano . tonicrt

(mdcn/ fon^rn aa^cin befoB^ró |rBff($

gort? piano ^e»a( fr(om ^Mniafic*

ren flcbrdu^n Nrt. JDi( ńbriacn erórfe

wirt ^ groffc anf^(affi(ttcl am tafle m

yrgen.

'»ei^c<c»sc^c<^x<»<>s<»c«&o^c»^o^

'?

>

»

»

. ^

< >

i >

Ważniejsze utwory

Wolfganga Amadeusza

Mozarta

ORKIESTROWE

Symfonie

D-dur, KV 46a, 1768

P-dur, KV 130, 1772

D-dur, KV 133, 1772

A-dur, KV 134, 1772

g-moll, KV 183, 1773-74(?)

C-dur, KV 200, 1774

A-dur, KV 201, 1774

D-dur „Paryska", KV 297, 1778

B-dur, KV 319, 1779

C-dur, KV 338, 1780

D-dur „Haffnerowska", KV 385, 1782

C-dur „Linzka", KV 425, 1783

D-dur „Praska", KV 504, 1786

Es-dur, KV 543, 1788

g-moll, KV 550, 1788

C-dur „Jowiszowa", KV 551, 1788

Koncerty

fortepianowy D-dur, KV 175, 1773

fortepianowy C-dur „Lutzow", KV 246, 1776

fortepianowy Es-dur „Jeunehomme", KV 271, 1777

fortepianowy A-dur, KV 414, 1782(?)

fortepianowy F-dur, KV 413, 1782-83(?)

fortepianowy C-dur, KV 415, 1782-83(?)

fortepianowy Es-dur, KV 449, 1784

fortepianowy B-dur, KV 450, 1784

fortepianowy D-dur, KV 451, 1784

fortepianowy G-dur, KV 453, 1784

fortepianowy B-dur, KV 456, 1784

fortepianowy F-dur, KV 459, 1784

fortepianowy d-moll, KV 466, 1785

fortepianowy C-dur, KV 467, 1785

fortepianowy Es-dur, KV 482, 1785

fortepianowy A-dur, KV 488, 1786

fortepianowy D-dur „Koronacyjny", KV 537, 1788

fortepianowy B-dur, KV 595, 1791

na 2 fortepiany Es-dur, KV 365, 1779

na 3 fortepiany F-dur, KV 242, 1776

skrzypcowy B-dur, KV 207, 1773

skrzypcowy D-dur, KV 211, 1775

skrzypcowy G-dur, KV 216, 1775

skrzypcowy D-dur, KV 218, 1775

skrzypcowy A-dur, KV 219, 1775

na 2 skrzypiec C-dur, KV 190, 1774

na skrzypce i altówkę Es-dur „Sinfonia concertante", KV 364, 1779(?)

na flet G-dur, KV 313, 1777-78

na flet D-dur, KV 314, 1777-78

na flet i harfę C-dur, KV 299, 1778

na klarnet A-dur, KV 622, 1791

na fagot B-dur, KV 191, 1774

na róg D-dur, KV 412, 1791(?)

na róg Es-dur, KV 417, 1783

na róg Es-dur, KV 447, 1787(?)

na róg Es-dur, KV 495, 1786

Divertimenta, serenady, tańce i inne utwory

Divertimento D-dur, KV 131, 1772

Serenada D-dur, KV 185, 1773

Divertimento B-dur, KV 186, 1773

Divertimento F-dur „I Lodronsche Nachtmusik", KV 247, 1776

Serenada D-dur „Haffnerowska", KV 250, 1776

Divertimento B-dur „II Lodronsche Nachtmusik", KV 287, 1777

Serenada D-dur, KV 320, 1779

Divertimento D-dur, sekstet, KV 334, 1779-80

Serenada B-dur, KV 361, 1780-81

Serenada c-moll, oktet, KV 388, 1782

Serenada G-dur „Eine Kleine Nachtmusik", KV 525, 1787

12 menuetów, KV 568, 1788

12 menuetów, KV 585, 1789

12 tańców niemieckich, KV 586, 1789

Maurerische Trau.erm.usik, KV 477, 1785

Muzyka do baletu Les petits riens, KV supl.10, 1778

SOLOWE I KAMERALNE

Utwory fortepianowe

Sonata C-dur, KV 279, 1775

Sonata F-dur, KV 280, 1775

Sonata B-dur, KV 281, 1775

Sonata Es-dur, KV 282, 1775

Sonata G-dur, KV 283, 1775

Sonata D-dur, KV 284, 1775

Sonata C-dur, KV 309, 1777

Sonata A-dur, KV 331, 1783(?)

Sonata F-dur, KV 332, 1783(?)

Sonata B-dur, KV 333, 1783(?)

Sonata c-moll, KV 457, 1784

Sonata C-dur, KV 545, 1788

Sonata B-dur, KV 570, 1789

Sonata D-dur, KV 576, 1789

Fantazja c-moll, KV 396, 1782-84

Fantazja c-moll, KV 475, 1785

Suita C-dur „Im alten Stii" („W dawnym stylu"), fragment,

KV 399,1782

Rondo a-moll, KV 511, 1787

Adagio h-moll, KV 540, 1788

Sonata F-dur na 4 ręce, KV 497, 1786

Sonata C-dur na 4 ręce, KV 521, 1787

Sonata D-dur na 2 fortepiany, KV 448, 1781

Sonaty na skrzypce i fortepian

Sonata G-dur, KV 301, 1778

Sonata B-dur, KV 378, 1779-80

Sonata F-dur, KV 376, 1781

Sonata F-dur, KV 377, 1781

Sonata Es-dur, KV 380, 1781

Sonata B-dur „Strinasacchi", KV 454, 1784

Sonata Es-dur, KV 481, 1785

Sonata A-dur, KV 526, 1787

Tria

Trio na fort., kl. i alt. Es-dur „Kegelstatt", KV 498, 1786

Trio na fort., skrz. i wioloncz. B-dur, KV 502, 1786

Trio na fort., skrz. i wioloncz. E-dur, KV 542, 1788

Kwartety

Kwartet smyczkowy C-dur, KV 157, 1772-73

Kwartet smyczkowy F-dur, KV 158, 1772-73

Kwartet smyczkowy B-dur, KV 159, 1773

Kwartet smyczkowy d-moll, KV 173, 1773

Kwartet smyczkowy G-dur, KV 387, 1782

Kwartet smyczkowy d-moll, KV 421, 1783(?)

Kwartet smyczkowy Es-dur, KV 428, 1783(?)

Kwartet smyczkowy B-dur „Jagd", KV 458, 1784

Kwartet smyczkowy A-dur, KV 464, 1785

Kwartet smyczkowy C-dur, KV 465, 1785

Kwartet smyczkowy D-dur „Hoffmeister", KV 499, 1786

Kwartet smyczkowy B-dur, KV 589, 1790

Kwartet smyczkowy F-dur, KV 590, 1790

Kwartet smyczkowy z fortepianem g-moll, KV 478, 1785

Kwartet smyczkowy z fortepianem Es-dur, KV 493, 1786

Kwintet smyczkowy C-dur, KV 515, 1787

Kwintet smyczkowy g-moll, KV 516, 1787

Kwintet smyczkowy D-dur, KV 593, 1790

Kwintet smyczkowy Es-dur, KV 614, 1791

Kwintet A-dur na kl. i smyczki „Stadler", KV 581, 1789

Kwintet Es-dur na fort., ob., kl., róg i fg., KV 452, 1784

MUZYKA WOKALNO-INSTRUMENTALNA

Opery

Bastion und Bastienne, 1-akt. singspiel, libr. F. W. Weiskern, J. Miiller,

J. A. Schachtner, KV 50, 1768

La finta semplice (Udana naiwność), 3-akt. op. buffa, libr. C. Goldoni

w adapt. M. Coltelliniego, KV 51, 1768

Mitridate, re di Ponto (Mitrydates, król Fontu), 3-akt. op. seria, libr.

V. A. Cigna-Santi wg Racine'a, KV 87, 1770

Ascanio in Alba (Askanio w Albie), 2 cz. festa teatrale, libr. G. Parini,

KV111, 1771

Ludo Silla, 3-akt. dramma per musica, libr. G. de Gamerra, KV 135,

1772

La finta giardiniera (Rzekoma ogrodniczka), 3-akt. op. buffa, libr.

G. Pefcrosellini, KV 196, 1774-75

Zaide (Zaida), 2-akt. singspiel, libr. J. A. Schachtner, KV 344, 1779-80

Idomeneo, re di Creta (Idomeneo, król Krety), 3-akt. dramma per musi-

ca, libr. G. B. Varesco wg A. Dancheta, KV 366, 1780-81

Die Entfilhrung aus dem Serail oder Belmont und Constanze (Uprowa-

dzenie z seraju), 3-akt. singspiel, libr. J. G. Stephanie wg Belmonde

und Constanze Ch. F. Bretznera, KV 384, 1781-82

Der Schauspieldirektor (Dyrektor teatru), 1-akt. singspiel, libr. J. G.

Stephanie, KV 486, 1785-86

Le nozze di Figaro (Wesele Figara), 4-akt. op. buffa, libr. L. da Ponte,

wg komedii Beaumarchais'go La folia Journee ou Le Marriage de Fi-

garo, KV 492, 1785-86

Don Giouanni, 2-akt. dramma giocoso, libr. L. da Ponte, KV 527, 1787

Cos; fan tutte ossia La scuola degli amanti (Tak czynią wszystkie, czyli

szkolą kochanków), 2-akt. op. buffa, libr. L. da Ponte, KV 588, 1789-90

Die Zauberfióte (Czarodziejski flet), 2-akt. singspiel, libr. E. Schikane-

der, KV 620, 1791

La clemenza di Tito (Łaskawość Tytusa), 2-akt. op. seria, libr. C. Mazzola

wg Metastasia, KV 621, 1791

Utwory religijne

Msza C-dur, „Trinitatis", KV 167, 1773

Missa breuis C-dur, „Orgelsolo", KV 259, 1776

Graduał Sancta Maria, F-dur, KV 273, 1777

Kyrie D-dur, KV 341, 1780-8K?)

Wielka Msza c-moll, KV 427, 1782-83

Motet Aue uerum, D-dur, KV 618, 1791

Requiem d-moll, KV 626, 1791

Se al labbro rnio non credi, tenor, KV 295, 1778

Misero! o sogno!, tenor, KV 431, 1783(?)

Bella mia fiamma, addio.', sopran, KV 528, 1787

Uli. bacio di ma.no, bas, KV 541, 1788

Pieśni z towarzyszeniem fortepianu

Das Yeilchen (Fiolek), sł. J. W. Goethe, KV 476, 1785

A/s Luise die Briefe ilires wigetreuen Liebliabers uerbrannte (Gdy Lud-

wika paliła listy swego niewiernego kochanka), sł. G. Baumberg, KV

520,1787

Abendenipfinduiig an Laura (Do Laury), sł. J. H. Campe, KV 523,

1787

Ań Chloe (Do diloe), sł. J. G. Jacobi, KV 524, 1787

Das Traumbild (Zjawa), sł. L. Hółty, KV 530, 1787

Die kleine Spinnerin (Mata prządka), sł. częściowo D. Jager, KV 531,

1787


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
mozart sonatina1
Księżna jednego dnia Waide Peggy
Canons mozart
Preis dem Vater (Mozart)
Obietnica łotra Waide Peggy
Efekt Mozarta
Mozart
Alelluja W A Mozart
MOZART KV 15 na 3 flety dla dzieci
mozart rondo D
MOZART Czarodziejski Flet libretto
Waide Peggy Słowa miłości
GR702 Moreland Peggy Rodzina Tannerów 03 W pogoni za marzeniem
Piu non si Trovano W A Mozart
Mozart Complete Works spis płyt i utworów
Gwiazdka miłości 1995 2 Peggy Webb Świąteczna przepowiednia
MOZART
mozart sonatina5

więcej podobnych podstron