Powiedz, czemu krzywdzisz tych ludzi?
To proste, ja po prostu nie chcę zadać im bólu, nie chcę by cierpieli bardziej, chcę ich chronić.
I dlatego ich krzywdzisz? Utwierdzasz w przekonaniu, że jesteś potworem?
No… tak. Nie mogę im powiedzieć prawdy, nie chcę. Wtedy mogliby to wykorzystać przeciwko mnie. Mogliby mnie skrzywdzić. Wolę się wyrzec szczęścia niż zabić swój rozum.
Ale to … to jest chore! Nie możesz tak postępować!
Doprawdy?- w jej oczach zabłysły złe ogniki- chyba się zapominasz. Jesteś na mojej łasce, nie ty będziesz mi mówił co mam robić.
Ale w ten sposób oni cię nienawidzą!
Jeśli to może ich samych uchronić przed bolem, a mnie przed utratą rozumu, to jest to niewielka cena- odparła z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami.
Ale tak nie można, to okrutne- wykrzyknął.
Naprawdę tak myślisz- widać było że zaczęła tracić swoje opanowanie- naprawdę myślisz, że jest mi łatwo żyć ze świadomością, że wszyscy uważają mnie za potwora? Za bezwzględnego tyrana który myśli tylko o sobie? Myślisz że mnie to bawi? Że sprawia mi to przyjemność?- krzyczała już nie panując nad sobą. Zaciskała dłonie w pięści a po policzkach płynęły jej łzy. Ale inaczej się nie da rozumiesz. Nie wolno do tego dopuścić. Trzeba chronić innych i samemu nie dać się zranić. Za wszelką cenę. Nawet za cenę własnego szczęścia. Boże, nawet nie wyobrażasz sobie jak chciałabym być taką zimną i bezwzględną egoistką. Nie liczyć się z uczuciami innych, nie zastanawiać się wciąż czy sprawiam im ból. I myślisz, że dlaczego najbardziej ranię tych na których najbardziej mi zależy? Bo mogliby to odkryć i wykorzystać przeciwko mnie.
To się chyba nazywa paranoja- powiedział zimno- i czemu akurat mi to mówisz? Kim ja dla ciebie jestem. Nawet mnie nie znasz.
Właśnie dlatego- powoli odzyskiwała panowanie nad sobą.- Właśnie dlatego, że cię nie znam, że nic dla mnie nie znaczysz i nie możesz mnie przez to zranić. Widzisz- znów przeszła na swój ironiczny ton- zawsze szukałam osoby, której mogłabym to powiedzieć, takiej która by mnie zrozumiała. Czasem nawet poniżałam się błagając o czyjąś uwagę, ale oni nic nie rozumieli. Zawsze sądzili, że to kolejny wymysł tej kretynki, która tylko szuka okazji, żeby być wredna. Jasno mi to okazywali. Nie potrafili zrozumieć, że ja tylko szukam zrozumienia, że chcę odrobiny ciepła, pociechy- nie głaskania po plecach i powiedzenia „słuchaj, wszystko będzie dobrze” a potem odwrócenia się i pójścia w swoją stronę. Sam widzisz jak to żałośnie i nieszczerze brzmi- uśmiechnęła się z wymalowaną na twarzy ironią, tak, że nie było wiadomo czy mówi serio, czy znów się z niego nabija.- Wiesz błaganie o odrobinę uwagi jest naprawdę upokarzające, ale jeszcze bardziej upokarzające jest, kiedy ktoś na te błagania odpowie „jesteś po prostu złośliwa, bo niczego nie zrozumiał”. Po co znowu próbować? Po co po raz kolejny doznawać tych samych porażek? Lepiej wejść w swoją rolę i odgrywać ją najlepiej jak się potrafi prawda?- uśmiechnęła się złośliwie. – długo marzyłam, by wyzbyć się uczuć, stać się tak nieczuła, jak ludzie sądzą, że jestem, ale nie udało mi się. Zachowałam uczucia i za każdym razem gdy ktoś powtarza mi jak jestem potworna boli to tak samo. Ale cóż. To nieistotne. Lepiej żeby bolało trochę. Przyzwyczaiłam się, mogę to znieść. Ale nie potrafiłabym znieść po raz kolejny tego rozczarowania- odkryłam przed kimś serce a on mnie zranił. Dlatego tak wszystkich traktuję. Tak jest prościej. Nie jestem Masochistką, uciekam od bólu. Ten który zadaję ludziom jest powierzchowny, nie potrafiłabym ich zranić naprawdę mocno. Ten który oni mi zadają jest taki sam. I tak to się kręci. No- wstała- czas na mnie. Pora znów upokorzyć kilku posłów.- jej uśmiech był tak samo złośliwy jak zawsze, twarz też powróciła do poprzedniego wyrazu. Była zimna i okrutna. – to była bardzo miła rozmowa i mam nadzieję że nie wziąłeś jej na serio. Lubię czasem tak ponabijać się z więźniów.-zaśmiała się i gdyby nie to że usłyszał w tym śmiechu cichą rozpacz uwierzyłby że z niego zadrwiła. Ale mimo tego stwierdzenia i śmiechu miał wrażenie, że wszystko co mówiła było prawdą. Prawdą, której nie mogła dłużej kryć w sobie, a nie potrafiła wyrazić przed nikim kogo znała, mogła o tym opowiedzieć tylko komuś takiemu jak on- zdanemu na jej łaskę, a i tak chwilę potem wolała to unieważnić, by nawet on nie mógł jej w jakikolwiek sposób zranić.
Samotny więzień siedział i zastanawiał się. Okrutny potwór- tak o niej mówili, zła i nieludzka, potrafi upokorzyć człowieka jak nikt. Czy to możliwe aby wszyscy się mylili? Czy istnieje szansa, żeby oszukała wszystkich? Tyle zła wyrządziła, czy to co mówiła mogło być prawdą? Ale z drugiej strony- myślał- czy kogokolwiek naprawdę zamordowała? Czy ci wszyscy ludzie których tak upokarzała naprawdę czuli się zranieni, czy może tylko raniła ich dumę? On sam mimo że siedział w lochu, za sprzeciwienie się jej woli, mimo, że publicznie okazał jej swój sprzeciw mimo wszystko czuł się dobrze. Fakt, minęły dopiero dwie doby, ale jak na razie dostawał przyzwoite posiłki, miał czystą pościel i całkiem niezłe warunki. Czyżby te lochy były tylko na pokaz? Czyżby wiedźma za wszelką cenę próbowała podtrzymać swój obraz potwornej i bezlitosnej? Czy to co mówiła mogło być prawdą, czy też to kolejny jej okrutny żart?
Nie miał nigdy się tego dowiedzieć. Wieść o uwięzieniu uwielbianego przez wszystkich księcia szybko obiegła małe państewko i podburzyła lud. Nadszedł kres tyranii wiedźmy. Masy znalazły przywódców którzy od dawna łakomym wzrokiem patrzyli na tron wiedźmy. Miarka się przebrała ludzie chcieli ją zniszczyć. Późną nocą pod celą księcia rozległy się czyjeś kroki, zadzwoniły klucze i drzwi celi się uchyliły. Kroki oddaliły się bardzo szybko, jakby otwierający bał się zostać odkryty. Książę z wahaniem podszedł do drzwi, czy to kolejna pułapka wiedźmy? Mimo wszystko zdecydował się zaryzykować. Ukradkiem mocniej odchylił drzwi i zobaczywszy że na korytarzu nikogo nie ma chyłkiem ruszył w stronę wyjścia z piwnic. Przy wyjściu zauważył płaszcz podróżny, sakwę pełną pieniędzy i węzełek z jedzeniem. A więc mam tu jakiegoś sojusznika pomyślał. Przydałaby się jeszcze jakaś broń- pomyślał. Była. Leżała ukryta pod płaszczem. Książę szybko włożył płaszcz, przytroczył do boku krótki kord i ruszył w stronę gdzie jak mu się zdawało było wyjście na dziedziniec. Zamek zdawał się opustoszały. Cisza była wręcz nienaturalna. Zupełnie jakby nad siedzibą zaległ pośmiertny całun. „co też za głupie skojarzenia”- wzdrygnął się książę i ruszył szybciej do rysujących się w mroku wrót. O dziwo były uchylone, a strażnicy spali mocnym snem jakby po jakichś ziołach- „Hmm widać że mój tajemniczy przyjaciel zadbał o wszystko. Chciałbym wiedzieć kim jest by mu podziękować”. Za bramą stał koń księcia osiodłany i gotowy do drogi. Książę dosiadł go i co sił pognał ku pobliskim wzniesieniom. Zdziwiony przyglądał się ogniskom płonącym w pobliskim lesie a gdy tam dotarł zatrzymał go ostry głos.
Stać! Kim jesteś i czego tu szukasz? Czy jesteś zausznikiem księżnej?
Zdziwiony książę przez sekundę nie mógł wydobyć z siebie głosu.
To ja powinienem spytać kim jesteś i jakim prawem zwracasz się tak do księcia Taubergu!
Książę? To naprawdę ty? Myśleliśmy że siedzisz w lochu! Wybacz panie to nieporozumienie. Gdybym wiedział nigdy nie śmiałbym tak się do ciebie odezwać. Nie miałem pojęcia..
Dość-książę uciął jego tłumaczenia krótko- powiedz kim jesteś i co tu się dzieje? Co to za ogniska i skąd tu tyle ludzi –spytał wskazując na krzątające się w mroku sylwetki.
Panie jestem Adalbert z Betyngi,a ci ludzie tak jak i ja to buntownicy. Doszła nas wieść, że wiedźma która każe się zwać księżną ma zamiar jutro cię stracić. Lud nie chciał na to pozwolić. W całym kraju wybuchło powstanie, właśnie zaczęliśmy potajemny szturm na zamek. Chcieliśmy cię odbić, ale jak ty…
Ktoś mnie wypuścił uciął jego dociekania książę, a teraz powiedz kto tu jest dowódcą?
Dowódcą jest twój brat panie, ale on jest teraz z tamtej strony zamku, dowodzi szturmem. W innych miastach dowodzą inni szlachcice, którzy od dawna nienawidzą wiedźmy.
Prowadź mnie do brata, przerwał mu zniecierpliwiony książę, trzeba to przerwać, jak najszybciej.
Było już jednak zbyt późno. Szturm już się zaczął i o dziwo powiódł się bardzo szybko. Obrońcy zamku błyskawicznie przeszli na stronę obleganych i tylko kilka osób wiernie broniło się z księżną w jej komnatach. Kiedy jednak drzwi do komnaty zostały wyważone i brat księcia młody Rotger wspaniałomyślnie obiecał darować wszystkim życie jeśli odstąpią od wiedźmy, która z pewnością czarami ich omotała księżna zaczęła się śmiać a przy okazji szepnęła każdemu ze służących coś do ucha, a oni patrzyli na nią oniemiali.
Nie martw się- zaśmiała się wiedźma- nie martw się młody Rotgerze, nicim nie zrobiłam, po prostu zdjęłam z nich czar, to jeszcze trochę potrwa zanim się z niego ockną, ale w tym czasie nie będą wiedzieli co robią. Oszczędź ich więc, wszak dość już zmarnowanych żyć- i znów roześmiała się głośno i… wesoło? Takie wrażenie odniósł młody dowódca, ale musiało mu się przywidzieć
Jeśli myślisz że cię oszczędzimy wiedźmo…- zaczął ostro
Oszczędzicie? -Spytała zdziwiona- mnie, która zniszczyła tyle ludzkich istnień?- i znów się roześmiała ubawiona jak z dobrego żartu- ach młody książę, myślałam, że co najmniej nadziejecie mnie na pal, albo spalicie na stosie, wszak tak się czyni z wiedźmami mego pokroju- i znów się roześmiała
Co z tobą uczynimy to określi sąd, zbierze się on nazajutrz o poranku…
Czy aby na pewno chcesz czekać do poranka? Wszak wiesz że wtedy zyskuję większą moc- powiedziała złowrogo- Czy nie wiesz że o poranku potrafię ciebie i całą twoją armię przemienić w węże i jaszczurki? Czy nie uważasz że gdyby nie dzisiejsza pełnie nigdybyście mnie nie pochwycili? Tylko pełnia osłabia moją moc, a jutro ona przeminie, i znów zduszę was jak robaki pod jarzmem mojego okrucieństwa- w słowach księżnej czaiła się groźba, ale nie same słowa, a ton jej głosu budził w księciu przerażenie
Tto, prawda książę- odezwał się jeden ze służących księżnej, który stał przy niej do końca- ooona, jest teraz bezsilna, można ją łatwo zabić- po tych słowach rozszlochał się jak małe dziecko
Księżna uśmiechnęła się tylko dziwnie i odezwała się znów do księcia- a jednak mój czar był bardzo słaby, ten biedaczyna nieco zbyt szybko się z niego przebudził, byleby tylko nie było to bolesne przebudzenie.
Dość- wrzasnął wyprowadzony już z równowagi młody książę.- masz więc czego chciałaś wiedźmo- odezwał się władczym nie pasującym do niego tonem- zostaniesz spalona na stosie już teraz, przed wschodem słońca.
Tak, tak,- odparła spokojnie- tylko może nie każ tym służącym patrzeć na to, bo jeszcze nie do końca zszedł z nich czar i mogliby zrobić coś głupiego.
Nie ty będziesz o tym decydować- odparł młody książę, ale odesłał służących do dalszej częśći zamku
Księżna uśmiechnęła się pod nosem.
Książę Maksymilian pędził co koń wyskoczy w stronę zamku, chcąc za wszelką cenę powstrzymać szturm, wiedział, że nie może z tego wyniknąć nic dobrego, a nuż jeszcze jego brat napyta sobie biedy. Gdy dotarł na dziedziniec przystanął jednak zdumiony. Zobaczył, że zarówno oblegający jak i obrońcy zamku pracują wspólnie wznosząc jakąś dziwaczną drewnianą konstrukcję.
Ty- zawołał do najbliższego parobka- co to jest?
To jaśnie panie? To stos, będą palić wiedźmę!
Co ?
Spalą wiedźmę jaśnie panie. Najwyższy na to czas, dość już zła wyrządziła, nam biednym ludziom.
Maksymilian przystanął zdumiony. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że cała sytuacja może się tak skomplikować. Że jego sprzeciw wobec kolejnych podatków może wywołać powstanie i lincz. Nagle ocknął się, bo zobaczył, że stos jest gotów, a zbrojna eskorta wyprowadza księżną, z tyłu za eskortą zobaczył swego brata. Podbiegł do niego i z wściekłością krzyknął
Rotger, co tu się dzieje, co wy robicie do cholery.
Rotger uradowany spojrzał na brata.
Ach Maksymilian jak dobrze że żyjesz, kazaliśmy szukać cię w lochach, ale moi ludzie nic nie znaleźli i obawialiśmy się że wiedźma zdążyła cię zabić.
Człowieku, czy ty mnie w ogóle słyszysz-
Maksymilian złapał brata za poły kurtki i szarpał z wściekłością- co wy do cholery wyprawiacie. Nie możecie jej zabić, ona jest księżną, rozumiesz, to ściągnie na nas gniew cesarza.
Och, przesadzasz braciszku- odezwał się niezrażony niczym Rutger- przecież wszyscy wiedzą, że ona jest wiedźmą, a cesarz jej nienawidzi, wiem bo sam mi to kiedyś powiedział. Trzeba jej się pozbyć, dla spokoju kraju i naszych sumień.
Ale- Maksymilianowi brakło słó- nie możesz jej tak po prostu zabić, to się nie godzi. Trzeba sprowadzić sąd, przesłuchać ją, zgromadzić świadków…
Tak, a tymczasem ona przemieni nas w jaszczurki i węże, sama tak powiedziała, że tylko pełnia księżyca wysysa z niej siły, o poranku je odzyska.
Maksymilian spojrzał w niebo , które było tak zachmurzone, że nie widać było ani gwiazd ani księżyca.
Pełnia- szepnął do siebie- ale pewien jestem że tydzień temu była ledwie pierwsza kwadra- i nagle wszystko do niego dotarło- ta rozmowa w lochach, jego nagłe uwolnienie, szturm na zamek i pogłoski o planach jego zabicia, wszystko to układało się w jedną całość.- Dlaczego to zrobiłaś- podbiegł z wściekłością do księżnej stojącej już na stosie i czekającej aż ktoś go podpali- Dlaczego to zrobiłaś, pytam- krzyczał
Och książę, myślałam, że jestes bardziej inteligentny- odparła z tym swoim dziwnym uśmieszkiem.- oczywiście znów po to, by zadowolić ludzi. To wcale nie jest ucieczka przed ciągłym bólem tęsknotą i upokorzeniem, przed beznadzieją tego świata.- chciałam wam tylko napytać kłopotów ze strony cesarza.- znów uśmiechnęła się ironicznie- ale nie martw się, cesarz mnie nienawidzi, bo kiedyś wyraziłam si niepochlebnie o jego sposobie rządów, odtąd chętnie utopiłby mnie w szklance wody, więc pewnie tylko udzieli wam upomnienia i szybko zapomni.
Jesteś, jesteś…- nie wiedział co ma powiedzieć
Jaka? Głupia? Złośliwa? Nielicząca się z innymi? Ależ książę, ja wam zdejmuję tylko z głowy kłopot. Pomyśl, mój system podatkowy już jest wprowadzony i wkrótce zacznie przynosić zyski, więc gdy obejmiesz tron ludzie cię pokochają, jednocześnie, pozbędziesz się narastającego w ludzie wrzenia, bo wyżyją się paląc na stosie wiedźmę, przyczynę ich problemów, więc bywaj zdrów książę- dodała widząc zbliżającego się z pochodnią chłopa mającego podpalić stos- i nie każ mi cierpieć zbyt długo szepnęła- masz wszak mój kord? Skróć mi męki, spełnisz dobry uczynek- i bezczelnie do niego mrugnęła uśmiechając się.
Chwilę późnie stos zapłonął, a książę stał oniemiały patrząc na uśmiechniętą kobietę patrzącą w niebo. Wolnym ruchem wyjął zza pazuchy kord i jakby w półśnie wymierzył dokładnie i rzubił go tak, że wbił się prosto w serce. Kobieta pochyliła się do przdu na ile pozwalały na to przywiązane do słupa ręce i uśmiechnąwszy się szepcząc dziękuję wydała ostatnie tchnienie. Widzowie egzekucji stali oniemiali i tylko nadąsany brat zawołał do Maksymiliana
Czemu to zrobiłeś, przecież wiedźma musi spłonąć!
Należało jej się- odparł z trudem Maksymilian- tej… tej wiedźmie.