Bransoleta z izonitu

Bransoleta z izonitu

Redmond skrzywił się czując skurcz w mięśniach barków. Bycie aresztowanym było naprawdę do bani. Podejrzewał że jego dobra passa musiała się kiedyś skończyć, ale mimo to nie spodziewał się czegoś takiego. Wielu Wędrowców nie zgadzało się z surowymi prawami Rady, ale największy opór wzbudzała tzw. Ustawa o Ochronie Światów. Zważywszy że jednym z głównych jej punktów było wprowadzenie ograniczenia ilości przedmiotów, które poszczególny Wędrowiec mógł sprowadzić z Innych Światów, co dawało Radzie monopol na handel pozaświatowy, nie było w tym oporze nic dziwnego. Ale podczas gdy zarówno Wędrowcy jak i część Arystokracji Wysokiego Rodu odważała się zaledwie mamrotać o niesprawiedliwości Ustawy, nikt nie ośmielał się jawnie zabrać na ten temat głosu. Także i w tym nie było nic dziwnego. Biorąc pod uwagę, że Rada miała poparcie jednej z trzech rodzin królewskich - Rominów z Malakezji. Nikt nie chciał się narazić na gniew Najwyższego Rodu.

Ale podczas gdy nikt nie występował przeciw temu jawnie, zapotrzebowanie na produkty z innych światów było wciąż ogromne. O wiele większe niż możliwości dostawcze Rady. A to sprawiało, że zapotrzebowanie na usługi takich jak Red było ogromne.

Red był przemytnikiem. Ale nie takim zwykłym przemytnikiem. Red był przemytnikiem międzyświatowym. Człowiekiem, który zapuszczał się na bezdroża Międzywymiaru nie bacząc na własne bezpieczeństwo, by dostarczyć swym klientom pożądany przez nich towar. Red był królem międzyświatowych przemytników, legendą. I jednym z najbardziej poszukiwanych międzyświatowych przestępców.

Wszyscy słyszeli o Czerwonym Diable, ale tylko niewielu wiedziało jak go znaleźć. I Red chciał by tak zostało. Wiedział jak skorumpowana jest Rada, jak bardzo uzależniona od rodziny królewskiej z Malakezji. Odkąd Sylwania podzieliła się na walczące ze sobą Księstewka a Tarelia walczyła z nękającymi ją plagami i głodem, Malakezja była jedynym z Trzech Królestw, które miało liczącą się rodzinę królewską. Rada Wędrowców za nic nie zaryzykowała by ich poparcia. A ponieważ osiemdziesiąt procent wpływów z handlu międzyświatowego trafiało poprzez radę do Rominów, to nic dziwnego że ich priorytetem było pozbyć się przemytników.

„Tym razem się im powiodło” Pomyślał kwaśno Red. Nie spodziewał się akurat „TEGO” gdy go już złapią. Bo, że prędzej lub później zostanie złapany… co do tego nie miał wątpliwości. Redmond od samego początku wiedział że kiedyś zostanie złapany. Miał jedynie nadzieję, że będzie to raczej później niż prędzej. Przemykając się z tego Świata do tamtego i spędzając w Międzywymiarze więcej czasu niż było zdrowo umykał im przez dwadzieścia lat. Teraz miał trzydzieści pięć i z nieporadnego wyrostka zmienił się w pewnego siebie mężczyznę. Jego pewność siebie i urok były szeroko znane, a ponadto nie wiedzieć kiedy i jak stał się Symbolem. Nieuchwytny Czerwony Diabeł był dla ludu równoznaczny z oporem przeciw tyranii władcy, Arystokraci utożsamiali go z walką przeciw restrykcjom Rady i zanim się obejrzał ludzie chcieli się do niego przyłączać w krucjacie przeciw uciskowi. Jakiej krucjacie u diabła? On to robił zwyczajnie dla zysku! Handel kontrabandą dawał niezły dochód, a jego rodzina zrujnowana przez ojca nieudacznika i dziadka hazardzistę potrzebowała pokaźnych zastrzyków gotówki. Całe lata jego działalności pozwoliły im stopniowo wyjść z długów i teraz mieli się już całkiem nieźle pod rozumnymi rządami jego brata. Red się z tego cieszył. Był zadowolony, że cały ten trud nie poszedł na marne. Nie mogłoby mu zależeć mniej na tym całym gadaniu o oporze i walce o wolność...

Siedząc tak i próbując zebrać błądzące myśli Red po raz kolejny próbował rozruszać jakoś skurcz w plecach... cela i kajdany z izonitu.... Cela znajdowała się w lochach pod letnim pałacem Rominów, pałac zaś położony był na kamienistym wzgórzu, którego podłoże było niespotykanie bogate w Izonit -metal nieprzepuszczający magii. W rezultacie zamknięty w maleńkiej celi dwa na dwa metry Red byłby niemal na pewno niezdolny do otwarcia sobie Portalu by przedostać się do Międzywymiaru. Czysty izonit był niesłychanie rzadko spotykany. Jego złoża były drogocenne i ściśle chronione. A ponieważ metody jego obróbki były tak skomplikowane, że jedynie ułamek z wydobytej rudy udawało się z sukcesem przetworzyć na prawdziwy metal, Izonit był materiałem godnym królów. Albo zdrajców korony, jak Red.

Red miał to gdzieś. Jego życie niewiele dla niego znaczyło. Jedyne o co się martwił, to jego brat bliźniak. Tomlin był zawsze tym lepszym, dojrzalszym, bardziej odpowiedzialnym z braci. Redmond kochał swego brata jak nikogo na świecie. Tomlin był jedynym, który wiedział czym Red się zajmuje i jedynym który rozumiał jak wiele Red poświęcił dla rodziny. Red niczego nie żałował. Wszystko co zrobił, robił dla swojego brata. Od początku wiedział że to Tomlin odziedziczy rodzinne dobra i zawsze rozumiał, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na jego bracie. Mimo to, aż do śmierci ich ojca żaden z braci nie wiedział w jak tragicznym stanie znajdował się majątek. Gdy wreszcie ta chwila nadeszła obaj mieli ledwie ukończone piętnaście lat. Red był przy bracie gdy Tomlin został przez zarządcę poinformowany o stanie dóbr. Czuł ogromną siłę woli jaką jego brat wykazał się zachowując stoicką minę podczas monologu mężczyzny. Podziwiał go, gdy Tomlin ze spokojem kazał zarządcy wyjść. Wreszcie był tam, gdy Tomlin niezdolny dłużej powstrzymywać łez płakał bezgłośnie nad ich beznadziejną sytuacją. Tomlin robił potem co mógł by utrzymać jakoś majątek ale była to Syzyfowa Praca. Wiedzieli o tym obaj, toteż gdy Redmond stwierdził, że zostanie przemytnikiem by pomóc Tomlinowi, jego brat nawet nie próbował go od tego odwodzić. Obaj odziedziczyli nieprzejednany upór rodziny ojca i Tomlin wiedział, że nie ma sensu się sprzeciwiać. Gdy Starsi coś postanowił, to na dobre czy złe, wykonywał swoje postanowienie. I tak to się zaczęło.

Teraz po dwudziestu latach Redmond nie żałował niczego. Wiedział, że wkrótce przyjdzie mu zginąć, ale jedyne co go martwiło, to jak zareaguje na to jego brat. Tomlin dawno już się ożenił i miał dzieci. Red był dla nich rzadkim gościem. Bracia byli podobni jak dwie krople wody a jednocześnie różni jak letni poranek od zimowego. Tomlin dusił w sobie uczucia zaś Redmond wybuchał gniewem z łatwością i z równą łatwością przebaczał.

Red westchnął i postarał się odrzucić ponure myśli. W obecnej sytuacji mógł mieć jedynie nadzieję, że wieści o pochwyceniu słynnego Czerwonego Diabła nie dotrą do sylwańskiego majątku Starsich zanim będzie już po egzekucji. W przeciwnym razie, Red obawiał się, że jego uparty brat mógłby zrobić coś absolutnie idiotycznego, jak na przykład spróbować go uwolnić. Taka próba byłaby nie tylko bezcelowa ale i potencjalnie samobójcza. Red westchnął jeszcze raz usiłując usadowić się najwygodniej jak to było możliwe.

Ze snu wyrwał go odgłos kroków kilku osób zstępujących po wąskich kamiennych schodach do lochu. Nie wiedząc czego się spodziewać Red usiadł możliwie najwygodniej i przybrał lekko rozbawiony wyraz twarzy, który był cechą rozpoznawczą Czarwonego Diabła. Zbliżającym się krokom towarzyszył odgłos rozmowy.

Red został wyrwany ze swych rozmyślań przez skrzypienie klucza w drzwiach. Członek Rady rzucił mu ostatnie ostrzegawcze spojrzenie zdające się mówić „Tylko niczego nie próbuj” po czym odwróciwszy się do ukrytej nadal za drzwiami osoby stwierdził

Kiedy przyszli po niego następnym razem Red wiedział, że nadszedł czas jego egzekucji. Dało się to wyczuć w zdecydowanych ruchach Gwardzistów Rady, dało wyczytać w podekscytowanych oczach kamiennej poza tym twarzy mężczyzny, który wrzucił go do lochu. Red z trudem utrzymał lekko znudzony i rozbawiony wyraz twarzy, modląc się, by nikt nie usłyszał bijącego szaleńczo w jego piersi serca, nie wyczuł napięcia w mięśniach, nie rozpoznał otaczającej go nerwowej energii. „Oni są jak wilki” przypomniał sobie „rzucą się na ciebie jeśli wyczują twój strach, rozszarpią na strzępy jeśli wywęszą choć najbladszy cień zapachu twojej krwi”. Głośno zaś powiedział

Redmond z trudem zachował drwiący uśmieszek, nawet gdy jego wnętrzności ściskały się w ciasną kulę ołowiu. „Czy to prawda, co mówił mi twój brat?” przypomniało mu się pytanie Arkina, „że jesteś równie silny jak legendarny Turmin Wędrowiec? Że potrafisz otworzyć Portal lub Wrota używając tylko jednej dłoni?” Red przełknął z trudem. To był ich najściślej strzeżony sekret. Sekret Starsich. Zazwyczaj Wędrowiec, by otworzyć Portal do Międzywymiaru lub Wrota Świata, koncentrował się i odnalazłszy źródło swojej mocy wyciągał przed siebie dłonie i chwytając palcami niewidoczną materię świata rozdzielał ją stopniowo otwierając przejście – Portal lub Wrota. Od czasu do czasu zdarzało się jednak, że rodził się Wędrowiec, z mocą przekraczającą przeciętność. Ktoś na tyle silny, by otworzyć Portal czy Wrota za pomocą jedynie siły woli. O tak silnych Wędrowcach opowiadano legendy, lecz nikt nie sądził, że jacyś jeszcze istnieją. Starsi wiedzieli lepiej. W ich żyłach płynęła krew słynnego Turmina Wędrowca. Turmina Odkrywcy, który zapoczątkował Epokę Wielkich Odkryć. Człowieka, który jako pierwszy wyprawił się do dziesiątek światów, opisał to i oznaczył na mapach Międzywymiaru. Co jakiś czas w rodzie Starsich rodził się chłopiec, który potrafił otwierać Portal czy Wrota siłą woli. Redmond był jednym z nich. On i jego brat. Obaj już od dziecka byli nadzwyczaj uzdolnieni choć nikomu o tym nie mówili. A teraz jego życie lub śmierć zależało od tej umiejętności. Redmond żałował, że nie był równie pewien swojej siły, jak jego brat. „Red to potrafi” powiedział Tomlin Arkinowi „On to zrobi”. I teraz Red miał nadzieję, że nie zawiedzie ufności swego bliźniaka. To prawda, że otwieranie Portali jedną dłonią, było dla niego równie naturalne jak oddychanie, ale nigdy nie próbował tego robić pośród tłumu ludzi z jedną dłonią wciąż zakutą w izonitową bransoletę kajdan. I nigdy jego życie nie zależało od tego jak szybko potrafi otworzyć Portal. „Oj Tomlin” pomyślał Red do siebie „Mam nadzieję, że znasz mnie lepiej niż ja sam siebie”. W odpowiedzi zobaczył w wyobraźni jeden z rzadkich uśmiechów swego brata. Taki sam jak wtedy, gdy poinformował go, że zostanie przemytnikiem. „Niech Bóg ma nas w swojej opiece, ale jeśliś ty to postanowił, Red, To Bóg jeden wie, że tego dokonasz. Zawsze wykonujesz to coś sobie postanowił i niech sam diabeł porwie całą resztę. Sam jesteś jak ten diabeł, Red. Red Diabeł. Czerwony Diabeł.”

Arkin w znudzonej pozie opierał się o ścianę Wielkiej Sali. Po tym jak zrobił swoje w celi Reda i wyswobodziwszy go z jednej z bransolet tworzących kajdany roztoczył urok zapewniający, że wszyscy będą sądzić iż nadal spina ona jego dłoń, zapukał w drzwi celi i oświadczył strażnikowi, że znudził się więźniem. „Ten karaluch, nie chce odpowiadać na moje pytania” poinformował Gwardzistę kopiąc Reda w kostkę na pożegnanie. Musiał odegrać swą rolę znudzonego książątka wystarczająco dobrze bo Gwardzista niczego nie podejrzewał. To samo Szacowny Bedmund członek Rady. Jedyne co powiedział to, że każdy przestępca jest taki sam i to prosty lud ich romantyzuje. Arkin zgodził się z nim i oświadczył, że zostanie by oglądać egzekucję. „Może choć to dostarczy mi rozrywki” stwierdził. Teraz stojąc pod ścianą Wielkiej Sali w której ogłoszony miał być wyrok skazujący Czerwonego Diabła na szubienicę Arkin modlił się, żeby umiejętności, które zaprezentował mu Tomlin były wystarczające i pozwoliły Redowi otworzyć Portal. Delikatne poruszenie powietrza powiedziało mu, że ktoś pojawił się obok niego. Arkin nie drgnął ale coś w rodzaju elektrycznego napięcia jakie wyczuł na skórze powiedziało mu kim jest ta osoba.

Red miał wrażenie że za chwilę zwymiotuje. Stał przed obliczem Rady obserwując zadowolone z siebie uśmieszki czterech staruchów i miał ochotę napluć im w twarz i obrzucić wyzwiskami. „Nie dam rady” pomyślał, „Wybacz mi Tom, ale to się nie uda”. Rozejrzał się po otoczeniu. Dziesięciu Gwardzistów otaczało go ciasnym kręgiem i Red wiedział, że bez problemu obezwładnią go zanim zdąży unieść rękę, nie mówiąc już o otwarciu Portalu. „Co ten Arkin sobie myślał” przemknęło go przez głowę. „Nie mogę zdjąć ci obu kajdan, bo zmuszenie wszystkich tych ludzi do uwierzenia że je nadal nosisz zużyłoby zbyt dużo magii i wywołało zakłócenie, który każdy przeciętnie uzdolniony użytkownik magii potrafiłby wyczuć. Natomiast jeśli zdejmę ci jedną z bransolet i będziesz ją trzymał w ręce jakbyś nadal był zakuty, sprawienie by ludzie uwierzyli, że tak jest w istocie będzie banalne i niewyczuwalne magicznie. Więc lepiej, żeby twój brat nie żartował, gdy twierdził, że potrafisz otworzyć wrota jedną ręką. Bo tylko jedną będziesz miał do dyspozycji.” „Tak, wszystko ładnie pięknie,” pomyślał Red przypominając sobie słowa młodego księcia „mogę otworzyć ten Portal bez problemu. Ale jak mam to zrobić w takim tłumie i z dziesięcioma Gwardzistami nie spuszczającymi mnie z oka?” „Musisz zrobić to w Wielkiej Sali” przypomniał sobie kolejne słowa Arkina „bo im dłużej będziesz czekał tym mniejsze nasze szanse.” Red powiódł wzrokiem dookoła cały czas zachowując tę samą niezmienną fasadę, która chroniła go od lat. Potrzebował czegoś, jakiegoś zamieszania, czegoś co dałoby mu moment… Nie mógł prosić Arkina o stworzenie dywersji. To byłoby zbyt niebezpieczne dla młodego księcia. Musiał poradzić sobie sam, musiał… Oczy Reda padły na niedużego czarnego kota pałacowego trzymanego na rękach przez dziwnego mężczyznę obok Arkina. „Nie” pomyślał „to się nie uda.” Ale gdzieś głęboko w jego wnętrzu drugi cichy głosik spytał „A masz inną szansę?” Nie miał, a jednak… Jego Zwierzę Wiodące było równie uparte i samowolne jak on sam. Nie był to potężny Wilkor jak ten którego przywołał jego brat. Ani niedźwiedź, ani żadne z popularnych wśród Wędrowców Zwierząt Wiodących. Nie, jego Zwierzę przychodziło i odchodziło, jak mu się to podobało. Red nigdy nie mógł przewidzieć czy odpowie na wezwanie. Częściej nie przychodziło niż się zjawiało. Jednakże teraz nie miał innego wyjścia. Jeśli coś mogło mu zapewnić chwilę odwrócenia uwagi by otworzyć Portal, to było to tylko jego Zwierzę. Nie zmieniając wyrazu twarzy i nie odwracając oczu od wciąż mówiących coś członków Rady Red skupił całą swoją siłę woli i wysłał swojemu Zwierzęciu prośbę o przybycie. Nie wydał mu polecenia czy rozkazu jak to czynili inni wędrowcy. To był pewny sposób by sprawić, żeby jego przekorne Zwierzę się nie zjawiło. Zamiast tego wysłał prośbę i postarał się w niej zawrzeć odrobinę z desperacji którą czuł. Nie za wiele, bo jeśli udałoby mu się przeżyć, nie chciał, żeby jego niesforny Zwierzak sądził, że może nim rządzić, ale wystarczająco, by przekonać stworzenie, że potrzebna mu jego pomoc. Red wstrzymał oddech i przez moment sądził, że nic się nie wydarzy. Jego desperacja wzrosła, bo kątem oka zauważył, że jeden z członków Rady kończył właśnie czytać jego wyrok. „Już po mnie” Przemknęło mu przez myśl.

I wtedy to się stało. Tuż za stołem za którym zasiadała Rada, na wysokości męskich barków otworzyło się okrągłe przejście do Międzywymiaru o wielkości koła od wozu. Z niego płynnym ruchem wyskoczył ogromny czarny jaguar obwieszczając swoje przybycie mrożącym krew w żyłach rykiem. Przez kilka sekund wszyscy zastygli w bezruchu. Red napotkał oczy kocura i wyczytał w nich samozadowolenie. Cholerny futrzak uwielbiał być w centrum uwagi. Potem rozpętało się piekło. Wrzaski zebranych, szaleńcza próba ucieczki członków Rady, Gwardziści ruszający im na ratunek i ryk atakującej pantery mieszały się z jękami zranionych. W tym chaosie Red znalazł kilka sekund, które pozwoliły mu na otwarcie Portalu. Przekroczywszy go pośpiesznie odszedł na kilka kroków i otworzył Wrota do miejsca gdzie miał spotkać się ze swym bratem, jeśli udałoby mu się szczęśliwie uciec. Opuściwszy ponownie Międzywymiar i upewniwszy się, że Wrota zamknęły się nie pozwalając nikomu go odnaleźć Red opadł na ziemię i otarł pot z czoła wierzchem dłoni. Dłoni, która trzęsła się jak liść osiki, zauważył. I z której zwisała bransoleta kajdan z Izonitu. Po kilku sekundach w powietrzu przed nim ponownie otworzyło się okrągłe przejście wpuszczając zadowolonego z siebie jaguara. Kocur usiadł przed nim, zadowolenie z siebie bijące z całej jego zakrwawionej postaci. Nie zważając na nic Zwierzę zaczęło się myć. Red pokręcił tylko głową.

Musiał zasnąć, bo kiedy się obudził kocur zniknął a nad nim stał jego brat.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
landrynkowe bransoletki, Inne ంం, koraliki bizuteria
Jak zrobić bransoletki makrama
Jak zrobić plecioną bransoletkę z rzemyków
Jak zrobić plecioną bransoletkę z materiału
Bransoletka z muliny spirala
Bransoletki z muliny - sposoby wiązania 2, prace z koralików i muliny
bransoletka czarne płatki
Bransoletka antyczna z lampworkami
Norwid - Bransoletka, PROZA, romantyzm
BRANSOLETKA, filologia polska, Romantyzm
Bransoletka fimo na sznurku
Bransoletka listki w ramkach
bransoletki z muliny(1), FILOFUN kolorowe żyłki
bransoletki z muliny - cyfry i litery(1), FILOFUN kolorowe żyłki
Bransoletka na drucie z pamięcią
bransoletka z granatów Kuprin [ros]

więcej podobnych podstron