Królyp

„Król Edyp” – streszczenie szczegółowe

Osoby dramatu:

Edyp
Kapłan
Chór Teban
Tyrezjasz
Jokasta
Posłaniec z Koryntu
Sługa Lajosa
Posłaniec domowy

Prologos (Prolog) [Edyp, Kapłan, Kreon] 

Król Teb - Edyp relacjonuje sytuację na swych ziemiach. Od dłuższego czasu jego rodaków nękają straszliwe klęski, cierpią z powodu chorób i rozprzestrzeniającej się zarazy, a Edyp nie wie, jak ulżyć ich cierpieniu i poprawić los poddanych. W rozmowie ze starym Kapłanem, którego prosi o poradę, wyznaje, że kocha swą ojczyznę miłością szczerą i bezinteresowną i nie spocznie, póki nie odnajdzie przyczyn klęsk. Gdy pojawia się Kreon – szwagier Edypa, który powraca z wyroczni, do której posłał go monarcha, informuje Edypa i zebranych o przyczynie nieprzychylności bogów (poznajemy wówczas sylwetkę poprzedniego króla Teb – Lajosa, zamordowanego przed laty w niewyjaśnionych okolicznościach). Król postanawia pomścić śmierć swego poprzednika i odszukać zabójcę.

Edyp zwraca się do potomków Kadma – mitologicznego założyciela Teb. Zebrani na dziedzińcu siedzą na progu przed ołtarzami i trzymają błagalne wiązki. 

Kadm był synem Agenora i wnukiem Posejdona. Ożenił się z Harmonią. Był mitologicznym założycielem Teb.

Rozpuszczają nad miastem dym wonnych kadzideł, który unosi się w powietrzu razem „z modlitwą i jękiem”. Ludzie boją się chorób i zaraz nękających miasto. 

Edyp zwraca się do starca (Kapłana) z pytaniem, czy postępowaniem mieszkańców Teb kieruje strach czy cierpienie. Mówi: 

„Wyjaw to mężowi, 
Co chce wam ulżyć; bo byłby bez serca, 
Gdyby ten widok mu serca nie wzruszył”
.

Na te słowa Kapłan prosi władcę o pomoc i wsparcie

„Bo miasto – sam widzisz – odmęty 
Złego zalały i lud bodaj głowę 
Wznosi wśród klęski i krwawej pożogi (…)”


Choć przyznaje, że „grążył” ich upadek, to jednak błaga o ratunek: „stanowczo wznieś gród ten ku szczęściu”. Edyp upewnia starca, że kocha swą ojczyznę miłością szczerą i bezinteresowną i nie spocznie, póki nie odnajdzie przyczyn klęsk, nękających jego ziemię:

„Gdy moja dusza za mnie, za was jęczy, 
Za miasto całe; ze snu się nie budzę 
Na wasze głosy; wiedzcie, że łzy ronię 
I częstym troski błąkaniem się trudzę, 
By co obmyśleć ku ludu obronie”


Aby uspokoić Kapłana, władca informuje go, że posłał Kreona - syna Metojka i zarazem swego szwagra („żony mej brata”) do wyroczni Apollona, by tam dowiedział się o przyczynach zagniewania bogów, nieprzychylnych od jakiegoś czasu Tebom i ich królowi. Król obiecuje przy tym, że zastosuje się do wszelkich wskazówek i wymagań, by odzyskać łaskę bóstw:„skoro wróci – to byłbym przewrotnym, / Gdybym za głosem nie postąpił boga”. Tytułowy bohater tragedii czuł niepokój, ponieważ Kreon nie wracał już jakiś czas. 

Właśnie po wypowiedzeniu tego zapewnienia Kapłan i Edyp słyszą okrzyki zwiastujące przybycie wysłannika. 

Kreon pojawia się z głową przyozdobioną wawrzynem, co rozmówcy mylnie wzięli za znak dobrej nowiny. Wieści były pesymistyczne i tajemnicze, a co gorsza, wypowiedziane wobec tłumu zebranych (Edyp wolał upublicznić słowa wyroczni delfickiej: „Mów tu, wszem wobec; bo tamtych katusze / Bardziej mnie dręczą niż strach o mą duszę”).
Szwagier króla obwieszcza przyczynę braku łaski i miłosierdzia bogów względem Tebańczyków, którą okazuje się być niepomszczona zbrodnia. Aby odzyskać łaskę, mieli „wyrżnąć” zakałę ziemi, gnieżdżącą się w kraju: „Wypędzić trzeba lub mord innym mordem / Okupić, krew ta ściąga na nas burze”.

Na nalegania Edypa o wyjaśnienie tajemniczej zbrodni, Kreon mówi o poprzedniku obecnego króla – Lajosie, który został zamordowany, a jego oprawcy nigdy nie zostali ujęci: „Tych więc, co jego zabili, rozkazał / Bóg nam ukrajać i pomścić stanowczo”. Według wyroczni zabójcy nadal przebywali w Tebach, stąpając bezkarnie po ziemi, dlatego bogowie zesłali na nią plagi.
Edyp, który nie poznał swego poprzednika, domagał się wyjaśnienia szczegółów śmierci Lajosa. Usłyszał, że wyszedł on z kraju „pielgrzymem” i potem już nie powrócił do swej ojczyzny. Jego towarzysze podróży nie mogli zrelacjonować wydarzeń wówczas, ponieważ nie żyli. Ujść z życiem udało się tylko jednemu, który „zbiegł z przestrachem”. Nie stanowi on jednak rzetelnego źródła informacji, ponieważ: „jednej rzeczy nic nie wie stanowczo”. Twierdził później, że Lajosa napadło stado zbójów.

Po śmierci króla nie znalazł się nikt, kto chciałby pomścić jego śmierć. Gdy Edyp zapytał, dlaczego zaniechano odszukania morderców, Kreon odpowiedział: „Sfinks ciemnowróży ku troskom chwilowym / Od spraw tajemnych odciągnął uwagę”. Edyp poczuł się odpowiedzialnym za odkrycie prawdy o śmierci poprzednika. Widział w tym również szansę na poprawę losu swego ludu, wyniszczonego przez choroby i zarazy. Przemówił: 

„Więc od początku ja rzeczy ujawnię. 
Bo słusznie Febus i ty równie słusznie 
Ku umarłemu zwróciliście troskę; 
Z wami ja wspólnie siły złączonemi 
Spłacę dług bogu i dług naszej ziemi, 
A tym nie dalszym z pomocą ja idę, 
Lecz sam ze siebie tę zrzucę ohydę. 
Bo ów morderca mógłby równie łacno 
Zbrodniczą na mnie podnieść rękę. 
Zmarłemu służąc, usłużę więc sobie”
.

Kazał zebranym powstać ze stopni ołtarza, podnieść błagalne wiązki i prosić o mądrość bogów: „a z woli / Bogów los szczęścia spłynie lub niedoli”. Na koniec Kapłan powierzył los Tebańczyków Febusowi, czyli Appolinowi: „A niechby Febus, co przesłał te rady, / Jak zbawca z ciężkiej nas wywiódł zagłady”.

Parodos [Chór]

Chór śpiewa pieśń, w której relacjonuje krytyczną sytuację w Tebach, prosi opiekuńcze bóstwa o pomoc.

Chór błaga o łaskę i wsparcie bóstwa. Zwraca się do Ateny i Artemidy („Naprzód niechaj mnie Zeusa córa, odwieczna Pallada / I Artemida wspomoże, / Która strzeże tej ziemi i tron okrężny zasiada / Na Teb agorze (…) O Zeusa złota córo, udziel nam pomocy! / 
Przybądź chyżo”
) oraz Apolla („Przyjdź i Febie w dal godzący”), by stanęli w we trójkę jak obrońcy. Chór wspomina zaangażowanie tych bogów w wspomaganie Teb w przeszłości: „Jeśli już dawniej wy grozę ciążącą na mieście / Precz stąd wyżęli, przybądźcie i teraz i pomoc mi nieście”.

Śpiewacy w pewnym momencie wypowiadają się w imieniu miasta, dotkniętego zarazą i plagami. Mówią w pierwszej osobie:„Zło mnie bezbrzeżne dotknęło. O biada!”. Są nieszczęśliwi, ponieważ: „Naród wśród moru upada / I myśli zbrakło już mieczy / Ku obronie i odsieczy, / Pola kłosem się nie skłonią, / Matki w połogach mrą lub płody ronią”.

Ludzie odchodzili w podziemia Hadesu (umierali) niczym „lotne ptaki, wartkie błyskawice”. Nad miastem zawisła „głusza”, na ulicach leżą stosy trupów, szerzących zabójczą dżumę. Nikt ich nie opłakuje i nie rusza, ponieważ każdy boi się do nich dołączyć. Wszędzie słychać jedynie zawodzenie żon i matek, osiwiałych z rozpaczy: „Skarga wszechludu zabłysła wśród nocy”. Choć wróg nie trzyma w dłoni lśniącego miecza, to jednak wtargnął do miasta z krzykiem i pustoszy ludność Teb. 

Na zakończenie przejmującej pieśni Chór ponawia prośbę do bogów o udzielenie pomocy. Otrzymują oni zadanie wyparcia wroga na morską toń lub przepędzenia go w niegościnną dal, w głębie trackich fal. Zeus ma cisnąć grom, Apollo puścić krocie strzał ze swego łuku. Artemida spuścić „żary łun, / Z którymi mkniesz wśród Lykii skał”

Epeisodion pierwsze [Edyp, Chór, Tyrezjasz]

Król Edyp nawołuje mieszkańców Teb do wsparcia przy poszukiwaniu zabójcy poprzedniego monarchy – Lajosa. Zapewnia, że nie zamierza zabijać winnego, lecz wypuści go wolno poza granice kraju, czym uwolni ziemie od plag. Wyznacza nagrodę dla osoby, która przyczyni się do ujawnienia sprawcy ludobójstwa. Odbywa się rozmowa władcy ze starym i ślepym wróżbitę – Tyrezjaszem, który wypowiada znamienite słowa: Którego szukasz, ty jesteś mordercą.

Edyp wygłasza mowę podczas zgromadzenia miejskiej starszyzny, czyli ludzi mądrych, sprawiedliwych i doświadczonych przez życie, najznakomitszych obywateli Teb. 

Król prosi, by ktokolwiek, kto posiada informacje o zabójcy jego poprzednika – Lajosa – niezwłocznie zgłosił się do niego: „Niech ten mi wszystko wypowie otwarcie”

Lajos Labdakida był tebańskim królem zamordowanym przed laty. Nosił imię Lajos, a przydomek Labdakida, ponieważ był synem Labdakosa i potomkiem Labdaka (ród Labdakidów).

Upewnił wszystkich zebranych, że nie zamierza zabijać winnego, lecz wypuści go wolno poza granice kraju. Wyznaczył nagrodę dla osoby, która przyczyni się do ujawnienia sprawcy ludobójstwa. Namawiał ludzi do wyznania tożsamości poszukiwanego: 
„Lecz jeśli milczeć będziecie, kryć prawdę, 
To o przyjaciół się trwożąc, to siebie, 
Tedy usłyszycie, co wtedy zarządzę 
Niechajby taki człowiek w naszej ziemi, 
Nad którą władzę ja dzierżę i trony, 
Ani nie postał, ni mówił z innymi, 
Ni do czci bogów nie był dopuszczony, 
Ni do żadnego wspólnictwa w ofierze”


W końcu rzucił klątwę na zabójcę Lajosa, ślubując dołożyć wszelkich starań w jego ujawnieniu: „I tak złoczyńcy klnę, aby on w życiu, / Czy ma wspólników, czyli sam w ukryciu, / Nędzy, pogardy doświadczył i sromu”.

Poprosił wszystkich obywateli o pomoc, ponieważ śmierć należało pomścić. Czuł się odpowiedzialny za odnalezienie winnego, ponieważ sprawował władzę nad ziemiami, którymi tak dobrze opiekował się Lajos. Poza tym dzielił łoże z jego małżonką. Zauważył, że gdyby nieboszczyk zostawił potomstwo, byłoby ono rodzeństwem jego dzieci: 
„Przeto ja jakby za własnym rodzicem 
Wystąpię za nim, wszystkiego dokonam, 
Aby przychwytać tego, co uśmiercił 
Syna Labdaka, wnuka Polydora, 
Któremu Kadmus i Agenor przodkiem”


Tym, którzy zamierzali nie uczestniczyć w poszukiwaniu królobójcy, życzył braku plonów, szczęścia w małżeństwie, rodzicielstwie: „niech oni marnieją / Wśród tej zarazy lub gorszym dopustem”. Zaś wszystkim, którzy pomogą w odnalezieniu mordercy, życzył łaski Diki – bogini sprawiedliwości oraz poparcia bogów. 

Chór doradził Edypowi zasięgnięcie rady Tyrezjasza. Po wymianie zdań z pieśniarzami, przyznał im rację. 

Tyrezjasz, nazywany również Terezjaszem lub Tejrezjaszem, był starożytnym wróżbitą. Miał tyle lat, ile żaden z ludzi, żył na świeci najdłużej, dlatego poznał jego wszystkie tajemnice i nigdy nie mylił się w udzielanych radach. Był ślepy. Stracił wzrok dwieście lat przed wydarzeniami opisanymi w dramacie, gdy Atena odkryła, że podglądał ją w kąpieli i odebrała mu jeden ze zmysłów. Karę złagodził nieco jej ojciec. Zeus ofiarował Tyrezjaszowi dar przewidywaniu przyszłości i rozumienia przeszłości.

Pojawił się boski wróżbita – ślepy Tyrezjasz: „W którego duszy prawda ma ostoję”.

Monarcha poprosił staruszka, by odsłonił przed zebranymi prawdę o zbrodni sprzed lat: 
„Siebie i miasto, ratuj mą osobę, 
I zbaw nas z wszelkiej zakały tej zbrodni. 
W tobie nadzieja; kto, czym tylko może, 
Wesprze bliźniego, spełni dzieło boże”
.

Mimo tak płomiennych próśb Edypa oraz błagań Chóru, wróżbita nie chciał ujawnić tajemnic przeszłości

„Biada, o biada tej wiedzy, co szkodę 
Niesie wierzącym; znam ja to zbyt dobrze 
I pomny na to nie byłbym tu stanął”


Prosił władcę, by puścił go do domu, by nie nalegał na poznanie prawdy. Zwlekał z odpowiedzią na pytanie o tożsamość mordercy: „Próżno mnie kusisz, nie rzeknę już słowa”, oskarżając króla o znęcanie: „opór mój ganisz, a w sobie nie widząc / Obłędów gniewu, nade mną się znęcasz”.

Edyp nie rozumiał zachowania Tyrezjasza: „wiecznie więc milczeć zamierzasz / I niewzruszony tak wytrwać do końca?”, który zaparł się i postanowił milczeć nawet, jeśliby miał to przypłacić życiem: „Nic już nie rzeknę. Ty zaś, jeśli wola, / Choćby najdzikszą wybuchnij wściekłością”, „Nie twoim jestem sługą, lecz Apolla”. W końcu między upartym i rządnym poznania prawdy królem a jej zawziętym strażnikiem wybuchła ostra wymiana zdań. Bohaterowie cedzili bolesne słowa pod swym adresem. Edyp oskarżył wróżbitę i Kreona o udział w spisku: 

„Kreon, ów wierny, ów stary przyjaciel 
Zdradą, podstępem zamierza mnie zwalić 
I tak podstawia tego czarodzieja, 
Kuglarza, który zysk bystro wypatrzy, 
A w swojej sztuce dotknięty ślepotą”


Tyrezjasz z kolei „obraził” władcę słowami: „Którego szukasz, ty jesteś mordercą”. Król nie potraktował tego zdania poważnie, udając zobojętnienie na kolejne słowa ślepca: „Mów, co chcesz, słowa twe na wiatr ulecą” i twierdząc, że nie zna prawdy: „w tobie jej nie ma, boś ślepym / Na uchu, oczach, i ślepym na duchu”.

W dalszej części rozmowy Edyp usłyszał, że żyje w hańbie, obcując z tymi, którzy są mu najbliżsi, że gardzą nim żywi i martwi oraz że jest dla siebie „zatratą”: „Nędzy twej, nie wiesz, z kim życie ci schodzi, / Gdzie zamieszkałeś i kto ciebie rodzi”. Tyrezjasz przewidział, że gdy król przyjrzy się dokładniej związkom rodzinnym – zmiażdży go zło. 

Bohaterowie nie doszli do zgody, mimo nalegań Chóru, chcącego poznać prawdę o przeszłości: „Nam mowa starca wydała się gniewną 
I twoja także, Edypie, a przecież 
To nie na czasie; lecz patrzeć należy, 
Byśmy głos boga spełnili najlepiej”
.

Monarcha wygnał starca, który na pożegnanie rzekł tajemniczo, że dzień, w którym Edyp pozna swą przeszłość, dowie się o swoim pochodzeniu, jednocześnie go „zrodzi” i zabije. Powiedział również w przypływie łaski jasnowidzenia, że człowiek, którego szuka i który jest zabójcą Lajosa: 

„jest tutaj na miejscu. 
Obcym go mienią, ale się okaże, 
Iż on zrodzony w Tebach; nie ucieszy 
Tym się odkryciem; z widzącego ciemny, 
Z bogacza żebrak – na obczyznę pójdzie, 
Kosturem drogi szukając po ziemi. 
I wyjdzie na jaw, że z dziećmi obcował 
Własnymi, jak brat i ojciec, że matki 
Synem i mężem był, wreszcie rodzica 
Współsiewcą w łóżku i razem mordercą”


Słowa te wywarły na władcy dziwne i niepokojące wrażenie. Choć nie mógł ich pojąć, podświadomie się ich obawiał…

Stasimon pierwsze [Chór]

Pieśniarze analizują sens strasznych słów Tyrezjasza, bojąc się przy tym powtórzyć przepowiedni.

Chór zastanawia się, na kogo wskazał głos skał delfickich („Ale słowo wciąż jej żyje i krąży dokoła”) i kto skalał sobie ręce krwią zbrodni, życząc jednocześnie mordercy powodzenia w ucieczce: 

„Niechby szybkim pędem koni, 
Co cwałują w chmur tabunie, 
Uszedł on pogoni! 
Bo Apollo wnet nań runie 
Z błyskiem, gromem, burzą, 
I niechybne wnet Erynie grozie tej przywtórzą”
.

Erynie to trzy boginie zemsty, gnębiące dusze potępieńców w Tatarze. Były córkami Uranosa, którego okaleczył własny syn – Kronos.

Na koniec Chór składa hołd Edypowi – „mężowi jeden więcej mądrości”.

Epeisodion drugie [Kreon, Chór, Edyp, Jokasta]

Kreon, dotknięty słowami szwagra o rzekomej zdradzie i spisku z Tyrezjaszem, przeprowadza rozmowę z coraz bardziej zagubionym Edypem. Między mężczyznami dochodzi do kłótni, której nie udaje się przerwać nawet Jokaście. Dzięki kobiecie, lekceważącej słowa wróżbitów, odbiorca poznaje coraz więcej szczegółów na temat śmierci jej męża – Lajosa (nieboszczyk w młodości otrzymał przepowiednię, iż zginie z ręki rodzonego syna), a w Edypie narasta trwoga i przerażenie. Zażąda sprowadzenia sługi, który był świadkiem zabójstwa Lajosa oraz wyznaje żonie tajemnicę swego pochodzenia.

Do uszu Kreona – brata Jokasty (żony Edypa) doszły oskarżenia szwagra. Postanowił przeprowadzić szczerą rozmowę z monarchą, ponieważ życie „pod tym zarzutem”jest dla niego gorsze, niż ewentualna śmierć z ręki króla. Chór przypomina Kreonowi, że słowa jego szwagra wypływały „w gniewliwym zapale”, a nie z głębi duszy. Szkalowany oskarżał o ten stan Tyrezjasza, który według niego wygłaszał kłamliwe twierdzenia. Gdy zaczął domagać się od Chóru zrelacjonowania dosłownych wypowiedzi wróżbity i króla, pojawił się Edyp. 

Między mężczyznami doszło do wymiany zdań. Monarcha nazwał brata swej małżonki bezczelnym spiskowcem. Według niego wraz z Tyrezjaszem chciał osłabić jego władzę: „Ty, coś zamierzył popełnić morderstwo / I z władzy króla mnie gwałtem ograbić?”.

Choć Kreon żądał wysłuchania jego wersji, Edyp był nieugięty w swych sądach, nazywając szwagra zdrajcą i wrogiem. Był pewien, że Kreon poradził mu wysłuchać rady Tyrezjasza, ponieważ byli w zmowie. Według monarchy to właśnie brat Jokasty kazał wróżbicie obdarzyć jego odpowiedzialnością za śmierć Lajosa: „Gdyby nie schadzki z tobą, nie nazwałby / Śmierci Lajosa on moich rąk dziełem”. Na nic się zdały rzeczowe wytłumaczenia Kreona, Edyp był pewien spisku. 

Nie chciał nawet słuchać Chóru, który popierał roztropność i opanowanie oskarżanego: „Pięknie on mówił i zlecił przezorność, / Bo człek porywczy zbyt łatwo się potknie”. W końcu król wyznał, że zamierza zabić „złego człeka”Kreona: „chcę śmierci twojej, nie wygnania”, który następnie oskarżył go o brak rozwagi i przysięgał, że ma czyste serce: „Niechbym nie uszedł, lecz zginął pod klątwą, / Jeśli prawdziwe twoje oskarżenia”.

Nawet Jokaście, wtajemniczonej w powód kłótni, nie udało się pogodzić mężczyzn. Starając się jednak zrealizować swe pokojowe zamierzenie, wymogła na mężu tymczasowe zwolnienie Kreona: 
„Niech więc on idzie, choćbym i ze szczętem 
Miał zginąć albo z hańbą być wygnanym. 
\Litość mą budzą twe słowa, nie jego. 
Moja nienawiść wszędzie go doścignie”

Była przekonana o szlachetności i nieskalanym sumieniu Edypa, nie wierzyła w jego winę, dlatego opowiedziała mu ze szczegółami o śmierci Lajosa. Nieboszczyk w młodości otrzymał przepowiednię, iż zginie z ręki rodzonego syna:

„Iż kiedyś śmierć go z rąk syna pokona,
Co zeń zrodzony – i z mojego łona”


Dowodem na nieprawdziwość tych słów był fakt, iż zginął w„troistym rozdrożu”, zabity przez zbirów. Jokasta pamiętała, jak wystraszony wróżbą, przybił kosteczki u nóżek nowo narodzonego syna i „wysadził” go „gdzieś w górskich ostępach”

Historię byłego męża podsumowała: 

„I tak Apollo nie dopełnił tego, 
By syn ten ojca powalił, ni groźby, 
Że Lajos legnie pod syna zamachem. 
A tak głosiły przecie przepowiednie”

Zlekceważyła przy tym wróżbę Tyrezjasza: 
„Ty więc nie bacząc wiele na te rzeczy, 
Mnie raczej słuchaj i wiedz, iż śmiertelnych 
Sztuka wróżenia nie ima się wcale”
.

Wysłuchawszy tych słów, Edypa ogarnął niepokój i „wzruszenie ducha”. Zaczął wypytywać żonę o dokładne miejsce i czas śmierci Lajosa. Gdy dowiedział się, że ciało poprzedniego króla Teb odnaleziono na krótko, nim to on został nowym władcą, „gdzie potrójne rozchodzą się drogi”, a uśmiercono w kraju o nazwie Focyda, w miejscu, gdzie dwie drogi - z Delf i Daulidy - zbiegają się w jedną, przeraził się. 

Focyda to kraina w środkowej Grecji, położona nad Zatoką Koryncką (na zachód od Beocji). To właśnie w Focydzie znajdowały się Delfy i wyrocznia delficka.

Przerażony poznaniem prawdy o zabójcy Lajosa, zapytał jeszcze o wygląd pierwszego męża Jokasty. Dowiedziawszy się, iż: „Smagły był, włosów bielała już wełna, / Od twej postawy niewiele się różnił”, wyszeptał z trwogą: „Biada mi, straszną rzuciłem ja klątwę, / Jak się wydaje, nieświadom na siebie”. Zupełną pewność zyskał, dowiadując się, że tamtego feralnego dnia monarcha jechał jedynie w towarzystwie pięciu członków drużyny, czyli nie przypominał króla, a jedyny człowiek, któremu udało się ujść z życiem, ze strachem opuścił miasto

„kiedy wróciwszy zobaczył, 
e ty u steru, że Lajos zabity, 
Zwrócił się do mnie z pokornym błaganiem, 
Bym go posłała na wieś między trzody, 
Tak iżby najmniej oglądał to miasto. 
Ja go puściłam, bo chociaż niewolnik, 
Tej lub większej był godzien nagrody” 
.

Edyp zrozumiał straszliwą prawdę o swym pochodzeniu i przeszłości, swe tragiczne położenie. Zażądał sprowadzenia owego sługi, który był świadkiem zabójstwa Lajosa. Przedtem jednak wyznał swej żonie tajemnicę swego pochodzenia. Dorastał jako syn Polybosa z Koryntu i Merope z Dorydy, w szczęściu i radości, aż do chwili, gdy w czasie jednej z biesiad dowiedział się od jakiegoś męża, iż jest podrzutkiem. Nazajutrz zaczął przepytywać swychrodziców, którzy nie wyjawili mu prawdy. Choć nie dowiedział się niczego, „słowa te jednak / Ciągle mnie truły i snuły się w myśli” . Udał się więc bez wiedzy rodziców do wyroczni delfickiej: 

„a tu mi Apollo 
Tego, com badał, nie odkrył; lecz straszne 
Za to mi inne wypowiedział wróżby, 
Że matkę w łożu ja skalam, że spłodzę 
Ród, który ludzi obmierznie wzrokowi, 
I że własnego rodzica zabiję” 


Poznawszy taką straszną przepowiednię, wyjechał natychmiast z Koryntu:

„Błądziłem, kroki gwiazdami kierując, 
Aby przenigdy nie zaznać nieszczęścia, 
Hańby, która by spełniła tę wróżbę” 


Idąc bez celu, zawędrował w miejsce, w którym jak mówiła Jokasta, zginął król. Prawda była jednak jeszcze gorsza. Edyp postanowił wyznać wszystko żonie: 

„gdym idąc
Do troistego zbliżył się rozdroża, 
Wtedy obwiestnik i mąż jakiś wozem 
W konie sprzężonym jadący, jak rzekłaś, 
Mnie najechali i z drogi mnie gwałtem 
Woźnica spędził wraz z owym staruchą. 
Ja więc wzburzony uderzam woźnicę, 
Co mnie potrącił; a gdy to zobaczył 
Starzec, upatrzył, gdym podle był wozu, 
I w głowę oścień mi wraża kolczasty; – 
Oddałem z lichwą; ugodzony kosturem 
Runął on na wznak ze środka siedzenia. – 
Tnę potem drugich”


Edyp miał pewność, że zabił wówczas Lajosa, swego ojca: „ja tę klątwę sam na się rzuciłem. / A ręką kalam ofiary dziś łoże, / Co w krwi broczyła”. Przeklinał dzień swych narodził:

„Niechbym nie zajrzał, o boże wy mocy, 
Tego ja słońca i zginął bez wieści 
Spośród śmiertelnych, nim takie nieszczęście 
Ostrzem by w moją ugodziło głowę” 
.

Wyznaniu przysłuchiwał się Chór, starający się podtrzymać władcę na duchu i nadziei: „Strasznym to, panie, lecz póki ów świadek / Prawdy nie wyzna, trwaj jeszcze w nadziei”. Edyp pokładał ufność jeszcze w pierwotnej wersji świadka napaści, który zeznawał, że zbójców było kilku: 

„jeśliby tę liczbę 
Znowu potwierdził, to nie ja zabójcą. 
Jeden i wielu, to przecież nie równym”


Zaznaczył przy tym, że jeśli okaże się być mordercą swego ojca, to zbrodnia ta go „przywali”.

Jokasta starała się pocieszać męża. Była pewna, że Edyp nie może być jej synem, ponieważ tamto niemowlę z pewnością umarło w górach: „syn nieszczęsny nie zabił go wszakże, / Lecz sam dokonał już przedtem żywota”. Ponownie zbluźniła przeciw słowom wróżbiarzy mówiąc, że ma je za zwykłe paplanie: „Ja więc na słowa wróżbiarzy ni tyle / Się nie oglądam, a tyle je ważę...”.

Małżeństwo postanowiło czym prędzej sprowadzić owego świadka. Wysławszy posłańca, weszli do domu.

Stasimon drugie [Chór]

Chór krytykuje bluźniercze słowa Jokasty, dając tym samym ostrzeżenie niewiernym.

Chór wypowiada się niepochlebnie o słowach Jokasty, którymi zbluźniła przeciw przepowiedniom wróżbiarzy i wyroczni delfickiej. Daje ostrzeżenie każdemu, kto nie da wiary słowom bóstw: 

„A gdy ludzi czyn lub głos 
Prawa obrazi i święte bóstw trony, 
Niech ich straszny dogna los, 
Skarci dumy wzlot szalonej, 
Gdy za brudnym zyskiem gonią, 
Gdy od ludzi złych nie stronią, 
Świętość grzeszną skażą dłonią”


Pieśniarze bronią świętości wróżb i stają po stronie boskich praw, ponieważ ziemskie łono nie jest w stanie wydać takich „plonów”, jakie rodzą się na Olimpie.

Epeisodion trzecie [Jokasta, Posłaniec z Koryntu, Chór, Edyp]

Wystraszona Jokasta powoli zaczyna zdawać sobie sprawę z tragedii, w jakiej uczestniczy. Po przybyciu Posłańca z Koryntukrólewska para dowiaduje się o śmierci Polybosa – rzekomego ojca Edypa. Choć monarcha i jego żona czują ulgę, to Edyp nadal obawiał się dopełnienia wróżby (dzielenie łoża z własną matką). Jego obawy nabrały na sile, gdy z rozmowy z Posłańcem dowiedział się, że tak naprawdę to nie był biologicznym synem Polybosa… Jokasta zrozumiała, że to ona jest matką Edypa. Przerażona wbiegła do pałacu, a bohater został na dziedzińcu.

Jokasta powoli zaczyna zdawać sobie sprawę z tragedii, jakiej jest uczestnikiem. Wystraszona, modli się do Appolina o zesłanie ulgi. Przerywa jej przybycie Posłańca z Koryntu, poszukującego niezwłocznie Edypa. Po przywitaniu z jego małżonką i wymianie błogosławieństw Posłaniec wyjawia przyczynę swej wizyty, nazywając ją dobrą wieścią. Informuje Jokastę o śmierci Polybosa – władcy istmijskiej krainy, czyli Koryntu i zarazem rzekomego ojca Edypa. 

Uszczęśliwiona takim obrotem spraw (starzec umarł naturalnie „z miary wieku”, a nie z ręki syna, więc przepowiednia się nie spełniła) nakazuje Posłańcowi poinformowanie o wszystkim króla. Edyp również poczuł ulgę. Choć miał być ojcobójcą: 

„toć teraz 
Ten już pod ziemią, a ja zaś oszczepu 
Ani się tknąłem”


Podziękował Jokaście za wsparcie w ciężkich chwilach i wyznał, że „władnęła” nim trwoga. 

Nadal obawiał się spełnienia wróżby o dzieleniu łoża z własną matką„Lecz matki łoże, czy nie ma mnie trwożyć?”. Wyznanie to sprawiło, że królowa nakazała mu żyć „od dnia do dnia” i nie zawracać sobie głowy mylnymi przepowiedniami. Również Posłaniec włączył się do rozmowy. Na słowa Edypa, że wróżba wciąż może się spełnić, ponieważ przy życiu została Merope, żona Polybosa, odpowiedział: „Polybos tobie żadnym nie był krewnym (…) Wszakże ni ja cię spłodziłem, ni tamten. (…) z rąk moich otrzymał cię w darze”.

Okazało się, że Posłaniec, będąc pastuchem górskiego bydła, znalazł małego noworodka „w krętych Kiteronu jarach”, z przebitymi stopami, porzuconego tam przez rodziców i pozostawionego na pewną śmierć. Na szczęście zaopiekował się nim (na prośbę kolegi, służącego wówczas u Lajosa) i zabrał do króla Polybosa, który uznał go za swe dziecko (nie mógł mieć potomstwa). 

Przerażony Edyp chciał stanąć twarzą w twarz z owym parobkiem. Gdy zażądał przyprowadzenia pastucha, odezwała się Jokasta. Prosiła, by mąż zostawił sprawę swego pochodzenia w spokoju: „Jeśli, na bogów, życie tobie miłe, 
Nie badaj tego; mej starczy katuszy”

lecz monarcha nie zamierzał zaprzestać, gdy był już tak bliski wyjaśnienia: 

„Odwagi! Nic ci nie ujmie, chociażbym 
Z dziadów i ojców pochodził niewoli”
.

Choć błagała, by tego nie czynił, zapewniając, że będzie mu wiernym spowiednikiem i przyjacielem: „Z serca najlepszą ci służę poradą”, on czekał na przybycie pastucha, który przekazał go niegdyś w ręce Posłańca. 

W pewnej chwili doprowadzona do ostateczności Jokasta krzyknęła w rozpaczy: „Bieda, nieszczęsny, to jedno już słowo / Rzeknę, a głos ten już będzie ostatnim” i wbiegła do pałacu. Wiedziała już, że Edyp jest jej pierworodnym synem. Jej zachowanie skomentował Chór: „Dlaczegóż żona w tak dzikiej rozpaczy / Precz stąd wybiegła? Edypie? Strach zbiera, / Że jaka klęska w milczeniu się zerwie”. Edyp chciał poznać prawdę za wszelką cenę.

Stasimon trzecie [Chór]

Chórzyści mają nadzieję, że Edyp nie był ojcobójcą i kazirodcą.

Pieśń Chóru jest pełna optymizmu i nadziei na boskie pochodzenie Edypa. Śpiewacy zastanawiają się, kto jest ojcem króla, skoro nie Polybos. Może spłodził go Apollo, a może Bachus.

Epeisodion czwarte [Edyp, Chór, Posłaniec z Koryntu, Sługa]

Dochodzi do konfrontacji przeszłości z teraźniejszością. Od starego Sługi, dawnego pracownika Lajosa, Edyp dowiaduje się prawdy o swym pochodzeniu i zyskuje pewność o swej winie. Słysząc straszne słowa – ojcobójca i kazirodca – szaleje z bólu i rozpaczy nad swym tragicznym losem, by chwilę później wbiec do pałacu (tak jak kilka chwili przedtem Jokasta).

Przed Edypem stanął stary Sługa, który niegdyś pracował u Lajosa jako pastuch i parobek. Chór chwali jego dobre serce: „On to, mój panie, wśród domu Latosa / Wiernym był sługą, jak mało kto inny”.
Prawda poznana w chwilę potem sprawiła, że Edyp był już przekonany o swej winie. Sługa z pewnym ociąganiem opowiedział historię narodzin i pierwszych dni życia monarchy. 

Lajos zatrudnił go, by „chodził za bydłem”. Miał porozstawiane szałasy na Kiteronie i bliskich polanach. Posłańca z Koryntu znał dobrze. Niegdyś przez trzy lata „W ciepłych miesiącach wyganiali trzody”. Otrzymawszy dziecko od Jokasty, nękanej wróżbami z poleceniem zabicia, oddał bezbronne niemowlę Posłańcowi„Dałem; bodajbym dnia tego był zginął”. Nie wykonał polecenia królowej, ponieważ było mu żal malca. Miał nadzieję, że pod opieką Posłańca z Koryntu będzie mu dobrze, a tymczasem przyczynił się do zguby monarchy: „bo jeśli / Tyś owym dzieckiem, to jesteś nędzarzem”.

Słysząc te straszne słowa, Edyp – ojcobójca i kazirodca – szaleje z bólu i rozpaczy nad swym tragicznym losem: „Biada, już jawnym to, czegom pożądał, / O słońce, niechbym już cię nie oglądał! / Życie mam, skąd nie przystoi, i żyłem, / Z kim nie przystało – a swoich zabiłem”. Wypowiedziawszy te słowa, wbiega do pałacu (tak jak kilka chwili przedtem Jokasta).

Stasimon czwarte [Chór]

Tematem pieśni Chóru jest ziemskie życie i zależność człowieka od wyższych sił.

Chór śpiewa pieśń o ziemskim życiu, które charakteryzuje się marnością i bezsilnością wobec sił wyższych. Zwraca się do pokolenia śmiertelników, nazywając ich życie „cieniem cienia”. Kieruje swe słowa również do tragicznego bohatera – Edypa: „Los ten, co ciebie, Edypie, spotyka, / Jest mi jakby głosem żywym, / Bym żadnego śmiertelnika / Nie zwał już szczęśliwym. / Twe cięciwy miotły strzały / Gdzieś daleko za granice / Zwykłych szczęść i chwały”. Choć włada Tebami na wzór bogów, to jednak zgnębiła go „moc klęsk i złego”, runął w czarną noc do gnębi nieszczęścia. 

Exodos [Posłaniec domowy, Chór, Edyp, Kreon]

Od Posłańca dowiadujemy się o samobójstwie Jokasty (powiesiła się na swej chuście) oraz o samookaleczeniu Edypa (wyłupił sobie oczy sprzączkami z sukni żony i matki). Po pojawieniu się ślepego monarchy, przeklinającego dzień swych narodzin, dochodzi do rozmowy bohatera z Kreonem. Edyp pozostawia pod opieką szwagra czworo swych dzieci (po chwili czule się żegna z córkami, które darzy szczególną, ojcowską miłością). Głos zabiera Chór, który lituje się nad losem starca, dla którego życie nie było łaskawe.

Posłaniec domowy wychodzi z wnętrza pałacu ze słowami: 

„A najgorszą męką 
Ta, którą człowiek własną ściągnie ręką”


po czym informuje o samobójstwie Jokasty: 

„Gdy bowiem w szale rozpaczy wkroczyła 
W przedsionek, wbiegła prosto do łożnicy, 
Włosy targając obiema rękami, 

A drzwi za sobą gwałtownie zawarłszy, 
Cieniów zmarłego woła Lajosa, 
Starych pamiętna miłości, od których 
On zginął, matkę zostawiając na to, 
Aby płodziła dalej z własnym płodem. 

Jękła nad łożem, co dało nieszczęsnej 
Męża po mężu i po dzieciach dzieci, 
I jak wśród tego skończyła, już nie wiem”
.

Wówczas do pałacu wbiegł przypominający szaleńca Edyp: 

„Biegał on, od nas żądając oszczepu, 
Wołał, gdzie żona – nie żona, gdzie rola 
Dwoista, której był siewcą i siewem”


Król wyważył drzwi do komnaty Jokasty i ujrzał, jak wisiała martwa na własnej chuście. Na ten widok rozplątał węzeł, cały czas wyjąc jak zwierzę. Gdy w końcu udało mu się zdjąć ciało królowej, wyrwał złote sprzączki z jej szaty i wyłupił sobie nimi oczy: 

„Jęcząc: że odtąd wyście nie widziały, 
Co ja cierpiałem i com ja popełnił, 
Przeto na przyszłość w ciemności dojrzycie – 
Wśród takich zaklęć, raz w raz on wymierza 
Ciosy w powieki; wydarte źrenice 
Zbarwiły lica, bo krew nie ściekała 
Zrazu kroplami, lecz pełnym strumieniem 
I z ran sączyła w dół czarna posoka”


Posłaniec podsumował ten widok słowami: 

„To się z obojgu zerwało nieszczęście, 
Nieszczęście wspólne mężowi i żonie. – 
Była tu świetność zaprawdę świetnością 
Za dni minionych, w dniu jednak dzisiejszym 
Nastała groza, śmierć, hańba i jęki, 
Nie brak niczego co złem się nazywa”
.

Opowiedział, jak ślepy Edyp krzyczał, rozwarto bramy, a następnie wskazano Tebom ojcobójcę i kazirodcę. Monarcha chciał odejść z miasta, by nie sprowadzać już na nie więcej klątw, lecz potrzebował przewodnika i siły: „Bo złe zbyt ciężkie na niego runęło”. Wkrótce po tych słowach pojawił się Edyp, wołający w męczarni: 

„O biada mi, biada! 
Nieszczęsny ja, do jakich ziem 
Podążę? gdzież uleci głos? 
O losie, w coś ty mnie powalił? 
(…)Biada mi! 
Biada mi! – jakże porówno w niewoli 
Rany i pamięć mych czynów mnie boli”


Nazywa Chór swym prawdziwym przyjacielem, a Apolla posądza o sprowadzenie na jego ród męki: „Apollo, on to sprawił, przyjaciele. / On był przyczyną mej męce”. Prosił, by wygnano go z Teb, ponieważ jest zakałą tej ziemi, przynosi jej wstyd:„Przebóg, ukryjcie mnie kędyś w oddali, / Zabijcie albo w toń morza odludną / Strąćcie, bym nigdy nie wyjrzał już z fali”. Przeklina ponownie dzień swych narodzin. Gdyby umarł w górach tak, jak chciała Jokasta i Lajos, nie zabiłby ojca „Ni matki skalał sromu”. Nazywał się wyrodnym synem, zakałą domu

Gdy pojawia się Kreon, Chór doradza Edypowi zasięgnięcie rady u szwagra. Choć spotkało go dużo niezasłużonych oskarżeń ze strony króla, Kreon nie zamierzał mu dokuczać. Uświadomiwszy sobie sprawiedliwość charakteru swego następcy, Edyp prosi, by wyrzucił go z Teb tam „gdzie bym żadnych nie spotykał ludzi”: 

„puść mnie w góry, kędy mój Kiteron 
Wystrzela w nieba, gdzie moi rodzice 
Żywemu niegdyś znaczyli mogiłę, 
Bym przez tych zginął, co zgubić mnie chcieli”


Pozostawia pod opieką Kreona swe dzieci. Nakazuje, by o chłopców nie troszczył się zbytnio, ponieważ byli mężczyznami: „I nie zabraknie im życia zasobów”. Większą uwagę miał przykładać do wychowania dziewcząt – małej Antygony i Ismeny, z którymi pożegnał się przed odejściem. Scena ta dowodzi ogromnej miłości, jaką darzył córki:

„O dziatki! Gdzież wy? Nie strońcie ode mnie, 
Niech was obejmę w miłosnym uścisku 
W rękach, co oczy niegdyś pełne błysku 
Ojca w tak czarne pogrążyły ciemnie”
 

oraz wyrzutów sumienia, które go przytłaczały: 

„Ojca morderca, on w łożu swej matki, 
Z której ma życie i sam się narodził, 
Waszym był ojcem, o nieszczęsne dziatki! 
To wam w twarz rzucą. Więc któż wam swe serce 
Odda? Któż pojmie? Któż w domu ugości? 
Nikt! O nieszczęsne! W ciężkiej poniewierce 
Żyć wam tu przyjdzie bez czci i miłości”


Na koniec dramatu głos zabiera Chór, który lituje się nad losem starca. Choć „słynne zgłębił tajnie i był z ludzi najprzedniejszym, / Z wyżyn swoich na nikogo ze zawiścią nie spoglądał”, to jednak życie nie było dla niego łaskawe. Ostatnie zdanie jest podsumowaniem życia śmiertelnika, który nigdy nie przeżyje swych lat bez nieszczęścia i klęsk, ponieważ to one stanowią treść ludzkich losów: 

„A więc bacząc na ostatni bytu ludzi kres i dolę, 
Śmiertelnika tu żadnego zwać szczęśliwym nie należy, 
Aż bez cierpień i bez klęski krańców życia nie przebieży”.


Wyszukiwarka