Listy Che Guevary przed wyjazdem do Boliwii
Dopiero 3 października 1965 roku Fidel Castro uchylił nieco rąbka tajemnicy. Przemawiając na posiedzeniu organizacyjnym Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Kuby, powiedział, co następuje:
"W naszym Komitecie Centralnym zabrakło człowieka, który maksymalnie się zasłużył i posiada wszystkie niezbędne zalety, by wchodzić w skład tego organu. Z faktu tego wrogowie potrafili wysnuć całą pajęczynę oszczerstw. Nasi wrogowie usiłują zbić ludzi z tropu, zasiać niepokój i zwątpienie. Co się zaś nas tyczy, wyczekiwaliśmy, gdyż tak trzeba było... Wszelkiego rodzaju wróżbici, komentatorzy, "specjaliści od spraw Kuby" i elektronowe maszyny pracują bez snu i odpoczynku,, by rozwiązać tę zagadkę. Czego tylko się nie mówi: Ernesto Guevara padł ofiarą "czystki", Ernesto Guevara jest chory, Ernesto Guevara ma nieporozumienia z kierownictwem itd., itp.
Oczywiście naród wierzy i ufa nam. Ale nasi wrogowie puszczają w obieg tego rodzaju pogłoski, przeważnie za granicą, by wylewać na nas kubły oszczerstw: oto straszny, złowieszczy reżim komunistyczny, ludzie giną bez śladu, znikają w sposób niewytłumaczalny. Co się nas tyczy, to w swoim czasie oświadczyliśmy narodowi, gdy zaczął dostrzegać nieobecność tego człowieka, że we właściwej chwili powiemy mu wszystko, ale na razie mamy powody, by odczekać...
Dla wyjaśnienia tego odczytamy mówiący sam za siebie list towarzysza Ernesta Che Guevary. Zastanawiałem się, czy należy opowiedzieć tu historię naszej przyjaźni, naszego koleżeństwa, tego, jak nasza przyjaźń się zawiązała, w jakich okolicznościach, i jak się rozwijała. Ale to niepotrzebne. Ograniczę się do tego, że odczytam list.
Nie ma na nim daty, dlatego że list ten powinien być przeczytany w chwili, gdy uznamy to za najbardziej właściwe. Jeśli jednak trzymać się ścisłej rzeczywistości, to został on przekazany 1 kwietnia tego roku, to jest równo 6 miesięcy i 2 dni temu. Czytamy w nim:
"Hawana (Rok rolnictwa)
Fidelu!
W tej chwili wspominam wiele spraw, to, jak poznajomiłem się z Tobą w domu Marii Antonii, jak zaproponowałeś mi wyjazd, wszystkie wytężone przygotowania. Pewnego razu zapytano nas, kogo należy zawiadomić w razie naszej śmierci, i wtedy uderzyła nas rzeczywiście realna możliwość takiego końca. Później dowiedzieliśmy się, że to rzeczywiście tak bywa, iż w rewolucji (jeśli jest to prawdziwa rewolucja) albo się zwycięża, albo ginie. Wielu pozostało tam, na drodze do zwycięstwa.
Teraz wszystko to ma mniej dramatyczne zabarwienie, dlatego że jesteśmy dojrzalsi, niemniej jednak to się powtarza. Czuję, że częściowo wypełniłem obowiązek, który wiązał mnie z kubańską rewolucją na jej terytorium i żegnam się z Tobą, z towarzyszami, z Twoim narodem, który już stał się moim.
Oficjalnie rezygnuję ze swego stanowiska w kierownictwie partii, -ze swego stanowiska ministra, ze stopnia majora, z mego kubańskiego obywatelstwa. Oficjalnie nic już nie wiąże mnie z Kubą, poza związkami innego rodzaju, z których nie można zrezygnować tak, jak rezygnuję ze swych stanowisk.
Dokonując przeglądu swego dawnego życia, uważam, że pracowałem dość uczciwie i z oddaniem, starając się utrwalić zwycięstwo rewolucji. Mój jedyny poważny błąd - to to, że jeszcze bardziej nie -wierzyłem w Ciebie od samego początku w Sierra Maestra, że nie dość szybko oceniłem Twe zalety jako wodza i rewolucjonisty. Przeżyłem wspaniałe dni i, będąc obok Ciebie, odczuwałem dumę z tego, że należałem do naszego narodu w najbardziej groźnych i trudnych dniach karaibskiego kryzysu.
Rzadko Kiedy Twój talent działacza państwowego zabłysnął tak ¦dobitnie, jak w tych dniach, i jestem dumny także z tego, że poszedłem za Tobą bez wahania, że myślałem tak samo jak Ty, tak samo 'widziałem i tak samo oceniałem niebezpieczeństwa i zasady.
Obecnie potrzebna jest moja skromna pomoc w innych stronach kuli ziemskiej. Mogę uczynić to, czego Tobie nie wolno, gdyż Ty ponosisz odpowiedzialność za Kubę, i dlatego nadeszła godzina rozstania. Wiedz, że odczuwam przy tym równocześnie radość i smutek, pozostawiam bowiem tutaj swe najbardziej świetlane nadzieje twórcy i najdroższych mi ludzi... Pozostawiam tutaj naród, który przyjął mnie jak syna, i to sprawia ból mej duszy. Uniosę z sobą na nowe pola bitew wiarę, którąś mnie natchnął, rewolucyjnego ducha mego narodu, świadomość, że spełniam najświętszy swój obowiązek - walki z imperializmem wszędzie, gdzie tylko on istnieje; to umacnia me zdecydowanie i stokrotnie wynagradza wszelki ból.
Jeszcze raz powtarzam, że Kuba nie ponosi żadnej odpowiedzialności, z wyjątkiem odpowiedzialności związanej z jej przykładem. I jeśli moja ostatnia godzina zastanie mnie pod innym niebem, moja ostatnia myśl będzie przy jej narodzie, a w szczególności przy Tobie. Dziękuję Ci za Twe nauki i Twój przykład i postaram się pozostać im wierny do końca. Zawsze utożsamiałem się z zagraniczną polityką naszej rewolucji i utożsamiam dotychczas. Gdziekolwiek bym się znajdował, będę odczuwał swą odpowiedzialność jako kubański rewolucjonista i jako taki będę działał. Nie pozostawiam swym dzieciom i swej żonie żadnego majątku i to mnie nie martwi. Jestem rad, że tak jest. O nic nie proszę dla nich, gdyż państwo da im dostatecznie dużo na to, by mogły wyżyć i otrzymać wykształcenie.
Mógłbym jeszcze wiele powiedzieć Tobie i naszemu narodowi, czuję jednak, że to niepotrzebne; słowami nie da się wyrazić tego wszystkiego, co chciałbym, i nie warto daremnie marnować papieru.
Niech zawsze będzie zwycięstwo! Ojczyzna lub śmierć!
Ściska Cię z całym rewolucyjnym żarem Che"
Skończywszy odczytywanie listu Che, Fidel Castro kontynuował: "Dla tych, którzy mówią o rewolucjonistach, dla tych, którzy uważają rewolucjonistów za ludzi zimnych, pozbawionych uczuć, ludzi bez serca - niechaj dla nich list ten będzie przykładem uczuć, szlachetności i czystości, jakie może kryć w sobie dusza rewolucjonisty...
Nie jest to jedyny list. Razem z nim na tę samą chwilę, w której ten list zostanie ogłoszony, pozostawiono u- nas inne pożegnalne listy do różnych towarzyszy i ponadto, jak się tutaj mówi, "do moich dzieci" i "do moich rodziców": są to listy napisane specjalnie do jego dzieci i jego rodziców. Listy te przekażemy tym towarzyszom i rodzinie, i poprosimy ich, by złożyli je w darze rewolucji, gdyż uważamy, że dokumenty te godne są zachowania dla historii. Sądzimy, że to wyjaśnia wszystko - wszystko, co powinniśmy byli wyjaśnić. O resztę zaś niechaj troszczą się nasi wrogowie. My mamy tutaj dość zadań, dość problemów, które należy rozwiązać zarówno w naszym kraju, jak i w całym świecie; dość obowiązków, które musimy wypełnić i które wypełnimy". Listy, o których wspominał Fidel w swym przemówieniu, przynajmniej dwa z nich - do rodziców i do dzieci - zostały opublikowane; pierwszy w argentyńskim czasopiśmie "Siete Diaz Illustra-dos" 23 maja 1967 roku, drugi zaś - pośmiertnie. Ponieważ były pisane równocześnie z listem do Fidela, przytoczymy je.
List do rodziców:
"Drodzy Staruszkowie!
Znów wyczuwam swymi piętami żebra Rosynanta, ponownie, przywdziawszy zbroję, wyruszam w drogę. Około dziesięciu lat temu napisałem Warn inny list pożegnalny. O ile pamiętam, wtedy ubolewałem, że nie jestem lepszym żołnierzem i dobrym lekarzem; to drugie już mnie nie interesuje, żołnierz zaś wyszedł ze mnie nie tak bardzo zły. W zasadzie od tego czasu nic się nie zmieniło, jeśli nie liczyć tego, że stałem się znacznie bardziej uświadomiony, mój marksizm zapuścił we mnie korzenie i oczyścił się. Uważam, że walka zbrojna - to jedyne wyjście dla narodów walczących o swe wyzwolenie, a ja jestem konsekwentny w swych poglądach. Wielu nazwie mnie poszukiwaczem przygód i tak też jest. Tylko że jestem poszukiwaczem przygód szczególnego rodzaju, tego rodzaju, co ryzykuje własną skórą, aby udowodnić swą rację.
Być może usiłuję uczynić to po raz ostatni. Nie szukam takiego końca, jest on jednak możliwy, jeśli logicznie oprzeć się na rachunku prawdopodobieństwa. I jeśli tak się stanie, przyjmijcie mój ostatni uścisk.
Kochałem Was bardzo, tylko nie umiałem' wyrazić swej miłości. Jestem zbyt prostolinijny w swych poczynaniach i myślę, że niekiedy bywałem niezrozumiały. Przy tym niełatwo było mnie zrozumieć, ale tym razem - zawierzcie mi. A zatem stanowczość, którą doskonaliłem z zapałem artysty, zmusi do funkcjonowania słabowite nogi i znużone płuca. Dopnę swego. Wspomnijcie niekiedy skromnego kondotiera XX wieku. Ucałujcie Celię, Roberta, Juana Martina i Pototina, Beatriz, wszystkich. Ściska Was mocno Wasz marnotrawny i niepoprawny syn Ernestó". Do dzieci:
"Drodzy Hildito, Aleidito, Camilo, Celio i Ernesto! Jeśli kiedykolwiek przeczytacie ten list, to znaczy, że mnie już nie będzie wśród Was, Niewiele zapamiętacie sobie o mnie, a malcy nie będą nic pamiętali. Ojciec Wasz był człowiekiem, który działał zgodnie ze swymi poglądami i niewątpliwie żył zgodnie ze swymi przekonaniami. Rośnijcie na dobrych rewolucjonistów. Dużo się uczcie, by opanować technikę, która pozwala zapanować nad przyrodą. Pamiętajcie, że najważniejsze - to rewolucja i że każdy z nas z osobna nic nie znaczy. A głównie, zachowajcie zawsze zdolność do jak najgłębszego odczuwania wszelkiej niesprawiedliwości, dokonującej się gdziekolwiek w świecie. To najpiękniejsza cecha rewolucjonisty. Do widzenia, dzieciątka, mam nadzieję jeszcze Was zobaczyć. Tatuś śle Warn dużego buziaka i mocno was ściska".
Po śmierci Che opublikowano jeszcze jeden list pożegnalny - do córki Hildy, z datą 15 lutego 1966 roku. Czy został on napisany na Kubie, czy poza jej granicami, tego na razie nie wiemy. Oto jego treść:
"Droga Hildito!
Piszę do Ciebie dzisiaj, ale list ten otrzymasz znacznie później. Wiedz, że pamiętam o Tobie i mam nadzieję, że spędzasz radośnie dzień swych urodzin. Jesteś już prawie kobietą, dlatego nie mogę pisać do Ciebie jak do dzieci, opowiadając głupstwa i bajdy. Powinnaś wiedzieć, że znajduję się daleko i będę długo w oddali od Ciebie, czyniąc wszystko, co w mej mocy, by walczyć z naszymi wrogami. Niewiele, ale coś niecoś czynię i myślę, że będziesz mogła zawsze być dumna z Twego ojca, jak ja jestem dumny z Ciebie.
Pamiętaj, że masz przed sobą wiele lat walki, a gdy dorośniesz, będziesz nawet musiała wnieść swój wkład w tę walkę. Tymczasem zaś trzeba się do niej przygotowywać, być dobrą rewolucjonistką, a w Twoim wieku oznacza to dobrze się uczyć, ze wszystkich sił, i być zawsze gotową poprzeć słuszną sprawę. Poza tym słuchaj mamy i nie miej wysokiego wyobrażenia o sobie. To przyjdzie z czasem.
Walcz, by stać się jedną z najlepszych w szkole. Najlepszą pod każdym względem, a wiesz, co ja pod tym rozumiem: naukę i rewolucyjne postępowanie, inaczej mówiąc, poważny stosunek do pracy, miłość ojczyzny, rewolucji, koleżeńskość itd. W Twoim wieku nie byłem taki, ale wzrastałem w innym społeczeństwie, w którym człowiek był wrogiem człowieka. Tobie przypadło szczęście żyć w innych czasach i powinnaś być ich godna.
Nie zapominaj od czasu do czasu czuwać nad zachowaniem się malców i doradzać im, by się uczyli i zachowywali jak należy. Głównie uważaj na Aleiditę, która z wielkim szacunkiem odnosi się do Ciebie jako do swej starszej siostry.
Pięknie, staruszko, jeszcze raz życzę Ci szczęśliwego spędzenia dnia Twoich urodzin. Uściskaj ode mnie mamę i Ginę i przyjm mój największy i najmocniejszy uścisk na cały czas naszej rozłąki. Twój Tatuś"
O czym świadczyły te przepojone dramatyzmem dokumenty, a w pierwszym rzędzie pożegnalny list do Fidela? Po pierwsze o tym, że Che opuszczał ostatecznie i nieodwołalnie rewolucyjną Kubę, która dała mu światowy rozgłos. Ale akt ten nie był przymusowym lub dobrowolnym wygnaniem, tym bardziej zaś nie oznaczał odejścia Che od działalności rewolucyjnej. Nie należało go tłumaczyć ani rozczarowaniem do rewolucji, ani rozpaczą, ani brakiem rozwagi, ani też skłonnością do przygód, do której z właściwą mu samoponiżającą szczerością się przyznaje. Nie był to również akt samobójczy człowieka, który znalazł się w sytuacji politycznego impasu i szukał wyjścia w bohaterskiej śmierci na polu walki.
Che opuścił Kubę nie dlatego, że stracił wiarę w rewolucję, lecz dlatego, że w nią bezgranicznie wierzył. Opuścił Kubę, by znów z bronią w ręku walczyć przeciw imperialistom i to nie tylko z tego względu, że uważał to za swój święty obowiązek, lecz także dlatego, że gorąco tego pragnął.
Ogromny dystans dzieli Che z 1956 roku, kiedy to jako nieznany lekarz argentyński, rzucony przez los do Meksyku, z woli przypadku przyłączył się do grupy kubańskich rewolucjonistów, na których czele stał Fidel Castro, od Che z 1965 roku, jednego z wodzów zwycięskiej rewolucji, znanego na całym świecie działacza państwowego i rewolucyjnego, nieoczekiwanie opuszczającego Kubę w poszukiwaniu nowych dokonań rewolucyjnych.
W połowie lat pięćdziesiątych rewolucja społeczna, socjalizm w Ameryce Łacińskiej wydawały się jeszcze nieosiągalnym marzeniem, sprawą dalekiej przyszłości. Wówczas, wstępując do oddziału Fidela Castro, Che sądził, że przyłącza się do bardzo ryzykownego, nawet lekkomyślnego przedsięwzięcia, co prawda mającego na widoku szlachetny i wzniosły cel, ale minimalne szansę powodzenia. Dokonuje się "cud" i przedsięwzięcie to odnosi sukces. Rewolucja kubańska rozwija się w rewolucję socjalistyczną, zmieniając gruntownie polityczną panoramę w krajach Ameryki Łacińskiej. Z chwilą jej zwycięstwa antyimperialistyczna rewolucja staje się w tych krajach nie abstrakcyjnym hasłem, lecz sprawą dnia dzisiejszego.
Obecnie, wyruszając w drogę, udając się "robić rewolucję" w Ameryce Łacińskiej, Che - to już nie samotna postać rewolucyjnego Donkiszota, zamierzającego na własną odpowiedzialność i ryzyko walczyć bynajmniej nie z wiatrakami imperializmu. Teraz ma on ze sobą niezwykle bogate doświadczenia rewolucji kubańskiej.
Nie, Che opuszcza Kubę nie w poszukiwaniu śmierci, lecz w poszukiwaniu zwycięstwa nad imperializmem, do którego właśnie on, zgodnie ze swym najgłębszym przekonaniem, może i powinien dołożyć swą cegiełkę, wnieść swój wkład. Dlaczego w takim razie te wszystkie jego listy, do Fidela i rodziny, zabarwione są tak tragicznymi, nawet ponurymi tonami, dlaczego mają charakter pożegnania? Czy to przeczucie nieuniknionej śmierci, czy charakterystyczne dla Che przejawy "czarnego humoru"?
W Che obok rewolucyjnego romantyzmu - absolutnej bezinteresowności, braku egoizmu, ascezy, gotowości do samopoświęcenia - zadomowił się "antyromantyzm", pogarda dla górnolotnych frazesów, dla wszelkiego rodzaju przejawów taniego sentymentalizmu, drobnomieszczańskiej, inteligenckiej "tkliwości". Ten wróg wszelkiego rodzaju dogmatyzmu był dogmatykiem na swój sposób. I jednym z jego "dogmatów" była pogarda dla śmierci, która czatowała na niego od dzieciństwa, a zwłaszcza w okresie wojny partyzanckiej na Kubie. Rewolucja - to także wojna, a tam, gdzie się walczy, tam również się umiera. Na wojnie nikt nie jest zabezpieczony przed śmiercią - ani najmądrzejszy, ani najmężniejszy. Będąc żołnierzem, Che doskonale o tym wiedział. Stąd "ton" jego listów.
Jeśli spojrzeć z szerszego punktu widzenia i wejrzeć głębiej w decyzję Che opuszczenia Kuby w poszukiwaniu nowych "horyzontów rewolucyjnych", to nie była ona wcale tak niezwykła i ekstrawagancka, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Jakiż prawdziwy rewolucjonista, prawdziwy komunista - szeregowy czy generał rewolucji - nie marzył i nie marzy, by pójść walczyć jako ochotnik o wolność innych uciskanych narodów?
Czyż nie walczyli w szeregach rosyjskich bojowników o słuszną sprawę Października Polak Dzierżyński, Jugosłowianin Oleko Dundić, Czech Jarosław Hasek, Amerykanin John Reed?
Przypomnijmy sobie rewolucyjną Hiszpanię. Jak starali się obywatele radzieccy przyjść z pomocą hiszpańskiemu ludowi, walczyć w szeregach republikańskiej armii przeciw faszyzmowi! Wiemy, że w Hiszpanii z bronią w ręku walczyli z faszyzmem radzieccy żołnierze - lotnicy, czołgiści i radzieccy dowódcy. A marszałek Blti-cher, czyż nie walczył o wolność narodu chińskiego? Przykładów takich można byłoby przytoczyć wiele. I ci, którzy odchodzili na wojnę, czy to u siebie, czy w odległych krajach, także pisali pożegnalne listy do przywódców partyjnych, do rodziny i bliskich.
Również rewolucjoniści kubańscy, którzy razem z Che opuścili Kubę, jego bracia ideowi i towarzysze broni, pozostawili pożegnalne listy do przywódców partyjnych, do rodziny i przyjaciół. Ale żegnając się, tak samo jak Che wierzyli w zwycięstwo, w triumf sprawy, o którą wyruszali walczyć, opuszczając swą ziemię, swą rodzinę i towarzyszy...
Nie wszystkie te listy są nam znane. Wyjątki z jednego z nich zostały opublikowane w 1969 roku, a drugi wydrukowano w rok później. Autorem pierwszego listu był kapitan Eliseo Beyes Kodri-guez (w Boliwii pseudonim "Rolando"), członek Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Kuby, wybitny uczestnik wojny partyzanckiej na Kubie, który pod dowództwem Che walczył w szeregach Ósmej Kolumny. Pozostawił on na Kubie żonę i troje małych dzieci. 16 listopada 1966 roku, przed odjazdem do Boliwii, pisał do swej żony, Nelly Barreras:
"Niełatwo jest rozstawać się, ale wiem, że Ty także dobrze rozumiesz, tak samo jak i ja, że uczciwy człowiek zawsze poświęca się, by spełnić najświętszy obowiązek: walczyć z imperializmem. Bądź mężna. Mam nadzieję, że nasze dzieci, jeśli zginę w walce, zdołają mnie zastąpić, gdy tylko ich wiek na to pozwoli, i będą doznawały takiego samego jak i my uczucia oburzenia na widok cierpień i nędzy innych bratnich narodów. Możliwe, że przez pewien czas nie będziesz miała wieści ode mnie. Nie zapominaj jednak, że mimo. odległości i czasu, które nas będą dzieliły, myślami zawsze będę z Wami. Z jednej strony odczuwam ból, porzucając najbliższe mi osoby- porzucając Ciebie, moje dzieci, moich rodziców, z drugiej zaś strony - czuję ulgę wiedząc, że czynię to w celu walki z wrogiem, który pozbawia miliony ludzi najbliższych im istot. Uważaj na siebie i strzeż dzieci, mocno kochaj mą matkę. Wy wszyscy wraz z mą rewolucyjną rodziną jesteście moim najcenniejszym skarbem. Będę myślał o Was w godzinie śmierci, jeśli sądzone mi będzie zginąć w walce".
Następny list, tak samo jak poprzedni, rzuca światło na motywy natury moralnej i politycznej, które skłaniały rewolucjonistów kubańskich do wzięcia udziału w walce partyzanckiej w Boliwii. Autor tego listu, kapitan Jesus Suarez Gayol ("Rubio" - w Boliwii), urodził się w rodzinie chłopskiej i od ławy szkolnej brał udział w ruchu konspiracyjnym przeciw rządowi Batisty; był niejednokrotnie aresztowany, przebywał na emigracji w Stanach Zjednoczonych i Meksyku, skąd powrócił w kwietniu 1958 roku, by walczyć przeciw tyranowi. W czasie napaści na jedną z radiostacji wybuch bomby poparzył mu nogi. Pomimo to wstępuje do Ósmej Kolumny Che i w jej szeregach walczy aż do zwycięstwa rewolucji. Po obaleniu Batisty Jesus zajmował szereg odpowiedzialnych stanowisk - kierował przeprowadzaniem reformy rolnej w prowincji Las Villas, stał na czele Zjednoczenia Mącznego .oraz Instytutu Zasobów Mineralnych, a od 1964 roku był zastępcą ministra przemysłu cukrowniczego. Udając się do Boliwii, Suarez Gayol pozostawia w grudniu 1966 roku następujący list do swego nieletniego syna Jesusa Felixa:
"2 grudnia 1966 roku
Do Tow. Jesusa Felixa Suareza.
Hawana, Kuba.
Drogi synu!
Wiele przyczyn skłania mnie do napisania do Ciebie tego listu. Piszę go w warunkach niezwykłych, przeczytasz ten list z czasem, gdy wyrośniesz i będziesz mógł w pełni zrozumieć podjętą przeze mnie decyzję...
Dzisiaj kończysz cztery lata. Jesteś moją nadzieją na przyszłość. Dostarczałeś mi wiele radości w tych nielicznych chwilach, gdy mogłem znajdować się przy Tobie. Jesteś mym jedynym synem i sądzę, że byłoby niewybaczalne, odjeżdżając w celu spełnienia swego rewolucyjnego obowiązku, a w walce mogę zginąć, nie napisać choć trochę z tego, co powiedziałbym Ci, gdybyś rósł przy mnie.
Spotkało mnie niezwykłe szczęście żyć w decydującym okresie naszej historii. Kuba, nasza ojczyzna, nasz naród jest aktywnym uczestnikiem jednej z wielkich epopei w historii ludzkości. Kuba dokonuje rewolucji w najbardziej nie sprzyjających warunkach i daje sobie radę z każdym zagrożeniem i każdą agresją, wymierzoną przeciw niej...
Rewolucja kubańska jest żywym przykładem, .ukazującym drogę wyzwolenia innym narodom, które imperializm wyzyskuje i których sokami się żywi. Narody te nie mogą budować same swej przyszłości, tak jak to czyni nasz naród. Tam praca milionów mężczyzn i kobiet wzbogaca garstkę wyzyskiwaczy. Tam wiele tysięcy dzieci w Twoim wieku lub jeszcze mniejszych umiera z braku pomocy lekarskiej, a wiele jest pozbawionych szkół i nauczycieli, ich udziałem - nędza i ciemnota, towarzyszące zawsze wyzyskowi.
Oto dlaczego na tym etapie obowiązek kubańskiego rewolucjonisty wychodzi poza ramy naszego państwa i prowadzi go tam, gdzie ciągle jeszcze istnieje wyzysk i gdzie imperializm żywi się krwią narodów.
Takie pojmowanie obowiązku rewolucyjnego zmusza mnie do opuszczenia ojczyzny i udania się do innych krajów, by walczyć z imperializmem. Wiem, czym mi to grozi, pozostawiam tutaj to, do czego jestem najbardziej przywiązany, najbliższych i drogich mi ludzi, ale równocześnie jestem niezmiernie rad, że obejmę posterunek na pierwszej linii bezwzględnej walki narodów przeciw wyzyskiwaczom.
Wśród tych bliskich mi ludzi pierwsze miejsce zajmujesz Ty, mój syn. Chciałbym bardzo znajdować się przy Tobie. Obserwować Twój rozwój, widzieć, jak stajesz się mężczyzną i rewolucjonistą. Ponieważ jednak jest to trudne do osiągnięcia z uwagi na mą decyzję, mam nadzieję, że mój przykład i duchowy spadek, który Ci pozostawiam i który jest zawarty w mym życiu, w całości poświęconym rewolucji, a także wykształcenie, które otrzymasz, wychowując się w rewolucyjnym kraju, z nadmiarem wypełnią mą nieobecność.
Chciałbym, byś zrozumiał moje postanowienie i nigdy z tego powodu nie czynił mi wyrzutów. Mam nadzieję, a jest to uzasadniona nadzieja ojca, że będziesz szczycił się mną. Niechaj moja decyzja będzie dla Ciebie źródłem szczęścia, skoro już będę pozbawiony możności za przykładem innych ojców dostarczania Ci osobiście drobnych radości. Chciałbym, byś pilnie się uczył i jak najlepiej przygotował do wykonania rewolucyjnych zadań. Sądzę, a przynajmniej mam nadzieję, że nie będziesz musiał chwytać za broń, by walczyć o szczęście ludzkości. Będziesz działał na niwie nauki, techniki, każdej pracy twórczej. Na tym polu także można walczyć o słuszną sprawę, także można przejawić bohaterstwo i pozyskać sławę, jeśli rewolucjonista oddaje się jej z pasją i gorliwością. Bądź zawsze czujny i broń swej rewolucji energicznie i zdecydowanie. Kosztowała ona wiele krwi i stanowi wielką wartość dla narodów świata.
Chciałbym, byś zawsze był szczery, wewnętrznie jednolity, dobry. Dawaj pierwszeństwo prawdzie, jak gorzką by ona nie była. Słuchaj uważnie krytyki, ale równocześnie bez wahania broń własnego poglądu, jeśli jesteś przekonany o jego słuszności. Odrzucaj pochlebstwo i nadskakiwanie i nigdy ich nie praktykuj. Bądź zawsze sam własnym surowym krytykiem. Gdy przeczytasz ten Ust, na pewno już będziesz znał cudowną poezję Jose Martiego. Jest tam wiersz apostoła "Kowadło i gwiazdy". Przeczytaj go i porozmyślaj nad nim. Pamiętaj, że chciałbym, byś, wybierając różne drogi w życiu, zawsze dawał pierwszeństwo "gwieździe, która olśniewa i zabija".
Bądź godnym synem swej ojczyzny!
Bądź rewolucjonistą.
Komunistą! Ściska Cię Twój ojciec
Jesus Suarez Gayol"
W boliwijskiej epopei brało udział 17 rewolucjonistów kubańskich, z nich 14 położyło w Boliwii swe głowy. Nikt z nich nie osiągnął -wieku 35 lat. Wszyscy mieli rodziny i dzieci. Tak więc Che opuścił lub postanowił opuścić Kubę mniej więcej w kwietniu 1965 roku. W każdym razie po kwietniu tego roku, przynajmniej oficjalnie, na Kubie już go nie było. Jego ślad ginie i ukazuje się znów dopiero w listopadzie 1966 roku w Boliwii. Gdzie znajdował się Che w tym odstępie czasu, to jest w ciągu 19 miesięcy, tego dokładnie nie wiemy. Już po jego śmierci prasa twierdziła, że przebywał na Czarnym Lądzie, biorąc udział w wojnie domowej w Kongo. W jego Dzienniku z Boliwii znajdujemy co do tego pewne aluzje. Możliwe, że Che rzeczywiście przebywał w Afryce, której losami najżywiej się interesował; możliwe, że znajdował się gdzie indziej, skąd powracał na Kubę; możliwe też, że pozostawał na Kubie również i po kwietniu 1965 roku. Tego nie wiemy. Źródła kubańskie, które jedyne mogą rzucić światło na tę kwestię, na razie milczą.
Nie jest to jednak znów tak istotne dla naszej opowieści.
Naturalnie, że przez te półtora roku Che nie siedział bezczynnie. W owym czasie prawdopodobnie było z nim związanych dziesiątki ludzi i jeśli dotychczas nic określonego nie wiadomo o tym okresie jego działalności, świadczy to o wielkim mistrzostwie konspiracyjnym Che i oddaniu ludzi, z którymi wtedy pracował.
Czy w tym okresie Che przygotowywał się do swej boliwijskiej wyprawy? Jeśli sądzić z historii Tani, młodej rewolucjonistki niemieckiej, która zginęła w Boliwii, Che zaczął przygotowywać się, do boliwijskiej wyprawy na rok, jeśli nie wcześniej, przed swym "zniknięciem" z Kuby. Historia ta została opowiedziana w książce Tania - niezapomniana partyzantka, wydanej w Hawanie w 1970 roku z przedmową Intiego (Guido Alva-ro Peredo Leigue), rewolucjonisty boliwijskiego, przyjaciela i współtowarzysza Che w Boliwii.