Uniwersytet Marii Curie – Skłodowskiej
Dagmara Parafiniak
Kulturoznawstwo
II rok
Rola cmentarzysk, bądź tego co je zastępowało, zawsze była bardzo ważna w tworzeniu wizji dawnych światów.
Mapy toporgraficzne z okresów średniowiecza są bardzo ubogie w cmentarze, czy miejsca w których spoczywali zmarli, mimo że śmiertelność była wysoka. Wynika to z faktu, że zmarłych chowano w kościołach, bądź w jego okolicach.
Zmiana nastąpiła wraz z początkiem XIX wieku. W topografii znów zaczęły pojawiać się cmentarze. Ponadto XIX – XX wiek usiłował nadać cmentarzowi, czy pomnikom rolę, jaką wcześniej pełniła dzwonnica. Cmentarz był zatem znakiem pewnej kultury.
W XVI i XVII wieku zaczęto interesować się zajawiskami obserwowanymi na cmentarzach. Dziś wiemy, że wszelkie odgłosy wcześniej utożsamiane z mową grobów, były po protu wynikiem wybuchów gazów, które towarzyszyły procesom rozkładu.
Zauważono, iż stałe przenoszenie zwłok miało niekorzystny wpływ na zdrowie ówczesniego społeczeństwa. Zaczęto zwracać uwagę na wyziewy wydobywające się z grobów, oraz na ich związek z szerzącymi się epidemiami. Istnieje opowieść o cudzie, który wydarzył się podczas jednej epidemii. Słysząc głos wydobywający się z trumny otworzono ją i ujrzano, że trup pożarł część swojego caunu.
Wszystkie te wydarzenia zdawały się wiązać ze sobą: hałasy w grobach, wyziewy cmentarne i zarazy.
Mówiono też o istotnej roli szatana i czarownicy. Np. czarownice pobierały ze zwłok składniki do mikstur, a szatan przejmował władzę nad cmentarzem, który był „przedsionkiem piekła”. Stwierdzono więc, że zaraza, diabeł i cmentarz tworzyły trójkąt wpływów, bezapelacyjnie niekorzystnie ujmujący cmentarz.
Rozważano przeniesienie cmentarzy poza aglomerację miejską. Początkowo jednak zmarłych uznano za świętych, a ci, podobnie jak miejsca i przedmioty święte posiadają cechę nietykalności, zatem nie wolno było ich przenosić. Następuje tu jednak pewna sprzeczność. Z jednej strony cmentarz miejscem sacrum, z drugiej miejscem szerzącej się epidemii.
W 1745 roku pewien ksiądz potępił chowanie zwłok w kościołąch, jako zagrażające zdrowiu i życiu publicznemu. Nowe cmentarze powinno się lokować poza miastem. Według ów księdza, miało to też przywrócić dawny podział między żywymi, a zmarłymi. Zalecał odwiedzanie zmarłych, aby przypominało to ludziom o ulotności życia. Zmierzało to ku pojęciom memento mori i vanitas wieku XVII.
Długo debatowano o tym jak faktycznie groźny dla miasta jest pochówek zmarłych wewnątrz miast. Choroby zakaźne unosiły się w powietrzu, a szczególnie narażeni byli ci, którzy mieszkali w pobliżu cmentarzy. Jednogłośnie tą tezę poparto, jak i to, że należy przenieść cmentarze poza miasto.
W Paryżu prowadzono na ten temat ankietę, na której podstawie 12 marca 1763 roku wprowadzono ustawę o nie chowaniu zmarłych w kościołach. Wprowadzono karawany, które umożliwiały przewóz ciała na cmentarz po ceremonii w kościele. Jedyną publiczną ceremonią było więc nabożeństwo przy zwłokach. Zarządzenia jednak oficjalnie nie wprowadzono, ale zaakceptowano je publicznie. W celu większego zniechęcenia ludności do chowania zwłok w kościołach, parlament wprowadził opłaty. Po pierwsze ogromną sumę za pochówek w kościele, po drugie za mniejszą ale też niemałą, za pochówek na cmentarzu w oddzielnym grobie, po trzecie dla duchowieństwo, szlachta i zamożni za niewielka opłatę dostawali miejsca na nowo wybudowanych cmentarzach. Parlament chiał tym samym by cmentarz był miejscem totalnie nagim. Bez pomników i drzew, gdyż przeszkadzało to w cyrkulacji powietrza. Społeczeństwo nie przyjęło ów ustanowień, a szczególnie sprzeciwiało sie duchowieństwo, gdyż ceremonie pogrzebowe przynosiły im niemałe zyski. Proboszczowie mimo zapewnień ze strony parlamentu o niezmienności zysków, wytwarzali argumenty o przesadnym wyolbrzymianiu wpływu pochówku przy kościołach na epidemie. Wygłaszali nawet pogróżki o powszechnym niezadowoleniu. Probostwo sądziło, że również lud poruszony uczuciami do bliskach zmarłych zacznie ich popierać. Jednak poruszenie osłabło, gdy nie ustanowiono owego zarządzenia.
Wysunął się kolejny argument i przyjął z początkiem XX wieku we Francji i na całym Zachodzie. Każdy miał mieć swój grób. Wiązało się to z estetyką, higieną i miało zredukować unoszący się fetor. Również inny pogląd wszedł w ówczesne życie – mianowicie laicyzacja pogrzebu i cmentarzy. Uznano, że sklerykalizowanie ceremonii pogrzebowych było nadużyciem kościoła. Władzę nad cmentarzami zaś, objęły miasta i wraz z tym usytuwano cmentarze poza obszarem miejskim. Wszystkich wiernych należy grzebać na cmentarzu ich parafii – tak zarządził Arcybiskup. Cmentarz miał dzielić się na dwie części. 1: groby zbiorowe, albo te bez pomników; 2: te z pomnikami, oraz groby spadkobierców prawa do grobu w kościele. Zmiana wzorca cmentarza nastapiła dokładnie między 1763, a 76 rokiem.
Istotnym faktem jest likwidacja cmentarza Niewiniątek. Uważany był za główną przyczynę epidemii. Finalizującym zdarzeniem, w 1780 roku była zaraza domostwa nieopodal cmentarza Niewiniątek, na skalę epidemii. Najpierw kazano zdezynfekować, a ostatecznie zamknąć owy cmentarz, a wrac z nim kolejne. Tak zaczęła się geneza wielkich powszechnych cmentarzy.
Ponieważ cmentarze znajdowały się daleko od kościołów, ceremonię dzielono na dwie części:: z domu do kościoła i z kościoła na cmentarz. Z konieczności więc powstały trupiarnie. Pierwsza część ceremonii odbywała się w dawnym obyczajowym porządku, druga zaś z trupiarniami na cmentarz, przebiegała bez asysty i wręcz bezceremonialnie. Droga była tak długa, że służbę kościelną zastępowano tragarzami wziętymi z ulicy.
Nieco zmieniła się wrażliwość Paryżan na los zmarłych. Zaczęło się szerzyć zobojętnienie. Świadczy o tym chociażby zburzenie cmentarza Niewiniątek, który był od stuleci miejscem spoczynku rodów. Został przekopany i przeorany. Ponad tysiąc wozów przewiozło kości do paryskich kamieniołomów, które nazywano katakumbami, na wzór katakumb starożytnego Rzymu (można ów paryskie katakumby do dziś oglądać). Paryżanie jednak nie zwracali na nie uwagi, można więc insynuwać, że nie mieli oni szcunku dla samych ciał.
Zaczęto więc mówić o projekcji cmentarza idealnego. Sposród wszystki projektów nowego cmentarza, można wyodrębnić trzy typy:
zalążek wizji XVIII wiecznych budowniczych – wizjonerów, miał być kościelną kontynuacją pochówku zmarłych
mocniej podkreślający świecką funkcję kościoła. Rodzi się myśl odwiedzania cmentarza. Zapewniano, że grby biedaków, mimo że zbiorowe, będę usytuowane na wielkich przestrzeniach, pokryte kwiatami i otulone drzewami
również stawia na zróżnicowane kręgi w rozległym ogrodzie. Wyróżnia się myślą o przeniesieniu nań rodziny królewskiej.
Wszystkie te projekty nakreślają obraz francuskich cmentarzy 1770-80 roku. Jest on odbiciem całego społeczeństwa, ale to również muzeum sztuk pięknych. Jednak ani społeczeństwa, ani sztuki nie można oderwać od natury i jej nieśmiertelnego piękna. Na pierwszym planie widać park, a dopiero na drugim miłość i rodzinę. Kapłani dalej są obecni, jednak ich rola nie jest kluczowa, ideologia cmentarza zaczęła mijać się z jego pierwowzorem.
Sytuacja zaczęła się pogarszać. Nie tworzono indywidualnych grobów. Wszystkich chowano w zbiorowych grobach. Zaczęto mówić o okrutnym traktowaniu zmarłych. Również droga z kościoła pozostawiała wiele do życzenia. Tragarze się upijali i śpiewali wesołe piosenki. Mówiono, że brak kontroli nad zatrudnianymi osobami do pomocy był źródłem zła. Za te gorszące zaniedbania winiono rewolucję, ale w rzeczywistości, to ludzka wrażliwość się zmieniła. Podjęto pewne środki by zniwelować zaistniałą sytuację. Wszystkie działania jednak nie przynosiły skutku. Ogłoszono więc konkurs pt: „jakie ceremonie pogrzebowe należy ustanowić i jaki regulamin ustalić dla miejsc gdzie grzebie się zmarłych”. De facto ustalono, że konieczne jest współodczuwanie bólu z bliskiemi i umożliwianie tego rodzinie umarłego. Istotą więc stała się więź między rodziną zmarłego, a zmarłym. Ów uczucia towarzyszyły człowiekowi zawsze, jednak w opisywanym czasie wypaczyła się religia. Tworzyła strach przed zmarłymi, czy duchami oraz skierowała wiarę ku modlitwie. Kapłan utracił tym samym boski charakter. W obyczajach natomiast wygrał materializm. Ludność pozbawiona wrażliwości z niegodnością odnosiła się więc do ciał zmarłych.
Należało coś z tym zrobić. Zaczęto więc mówić o kulcie zmarłych. Stawiano na laicyzację ceremonii, a cmentarzem idealnym miał być ten bez krzyża. Ceremonie winny przemawiać do wrażliwości ludzi, kierując ją ku celom moralnym i religijnym. Po zgonie miało nastąpić wystawienie zwłok. Zalecano też balsamowanie ciała na zasadzie konserwacji, by przedłużyć fizyczną obecność zmarłego. Świątynia miała stać się miejscem ceremonii organizowanej przez „urzędników pogrzebowych”, ale oczywiście każdy miał prawo do własnych wyznań. Na ceremonii miała być odczytana mowa żałobna oraz testament. Dalej następowało przetransportowanie zwłok. We wsiach na barkach ludzi, w miastach specjalnym karawanem. Orszak żałobnym miał zaś przemaszerować pieszo, prowadzony przez przewodnika. Miejscem spoczynku miały być rozległe tereny zielone, bez budynków i pomników. Zezwalało się jedynie na maleńką inskrypcję w miejscu złożenia zwłok. Miejsce cmentarza miało sprzyjać odwiedzinom i zadumie. Cmentarze miały być miejscem wolnym, pod ochroną rządu.
Zarządzono też o możności rozporządzania własnym ciałem. Jeśli rolnik życzył sobie być pochowanym na włanym ziemi – było mu wolno. Był to najlepszy sposób przywiązania człowieka do ojczyzny. Rozkład zwłok wśród natury był rodzajem metempsychozy. Natura = rodzinna wieś.
Wskrzeszono również obrzędek żałoby, zaniechany przy rozluźnieniu obyczajów dotyczących orszaku pogrzebowego. Noszono ją przeważnie rok, ale na wsiach przedłużano ten okres o pół roku.
Obok rozkładania ciał w przyrodzie pojawiła się kolejna metoda upamiętniania zmarłych. Mianowicie rozpuszczanie ciał, spalanie kości, zamienianie ich w niezniszczalną substancję i wyrabianie z niej medalionów osób zmarłych. Wykryto sposób przerabiania kości na szkło, oraz odzyskania dobrego ługu zdatnego do rozpuszczenia ludzkich ciał. Pierwszym pomysłem spożytkowania ów wynalazku było wykonanie popiersia z ciała bliskiej osoby, które mogłaby nosić rodzina zmarłego. Niestety szkło nie jest dość płynne. Myślano więc o płaskorzeźbach, które możnaby wystawiać w galeriach wraz z epitafiami. Materiału wystarczyłoby na dwa medaliony: 1 na cmentarz, 2 dla rodziny. Sam autor pomysłu zdeklarował swoje ciało na rzecz eksperymentu. Całe przedsięwzięcie było jednak kosztowne, biedniejsi nie mogłiby sobie na to pozwolić. Dlatego nie wszedł on w życie. Celem całego działania było ocalenie zwłok bliskich osób od „okropności grobu”.