PROJEKT CHEOPS( SPRAWY ŚLĘŻYcd

SPRAWY ŚLĘŻY - C.D. (28)


Seans chanelingu telepatycznego numer 28
Wrocław, 1 lutego 2004
Seans przeprowadzony z Lucyną Łobos
Uczestnicy: Lucyna Łobos, Andrzej Wójcikiewicz


Andrzej:  - Pytanie od Andrzeja Wójcikiewicza
Robert:   - Pytanie do Samuela od Roberta Bernatowicza zadane przez Andrzeja
Samuel:  - Odpowiedź Samuela za pośrednictwem Lucyny Łobos.

Samuel:  Witajcie oboje, ty, Andrzeju i ty, Lucyno. Powiem na wstępie tylko kilka słów, żeby nie tracić niepotrzebnie czasu. Otóż chciałbym wyjaśnić jedno, a mianowicie energię, która jest wokół Lucyny. Otóż Lucyna została wybrana, albo inaczej, wysłana po śmierci klinicznej z powrotem na Ziemię po to, żeby nam służyć i, Andrzeju, i wszyscy wy, którzy będziecie słuchać tego słowa mojego. Otóż energia Lucyny jest ogromna i to ja ochraniam ją swoją energią. I tutaj mogę powiedzieć - kto waży się podnieść rękę na nią, to tak samo, jak gdyby próbował ugodzić mnie. Moje imię prawdziwe jest znane małej grupie wybranych. Nie będę mówił prawdziwego swojego imienia, bo to nie jest istotą sprawy. Jasnowidze, którzy mówią o jej czarnej energii - no cóż, będę musiał przyjrzeć się bliżej tym właśnie jasnowidzom. Lucyna wykonuje pracę, którą ja mam do wykonania. Jest moim przedłużeniem energii. Czy moja energia jest czarna? Tutaj mógłbym się sprzeczać. Jest taka energia moja, na jaką sobie dany człowiek zasłużył, kiedy na niego spoglądam. Andrzeju i wy wszyscy, którzy słuchacie teraz słów moich - mówię jeszcze raz. Służycie mnie i dla dobra nie tylko Ziemi, ale i wszechświata. Oczy istot duchowych i bytów są zwrócone ku wam. Wybrani - to słowo do czegoś zobowiązuje, a jasnowidze, którzy sami się takimi okrzyknęli, nie są znani w naszych światach. Teraz, Andrzeju, słucham ciebie.

Andrzej:  Witam serdecznie, Samuelu, i bardzo się cieszę, że mamy okazję rozmawiać ponownie właśnie w takiej formie. Teraz nawiązując do tego, co przed chwilą powiedziałeś - jednym z moich pytań było pytanie, dlaczego nawet tak bardzo uznani jasnowidze jak Mary Watson, czy Elżbieta Wizental, a ostatnio energia, która nazywa się Krzysztof Jackowski, uważany za najlepszego jasnowidza w Polsce, nie postrzegają Lucyny jako osoby, która ma autentyczny kontakt z wami. Widzą ją jako "wyschnięty kanał", jako osobę bezwartościową. Dlaczego tak się dzieje?

Samuel:  Dlaczego się tak dzieje? Gdyż, Andrzeju, wokół Lucyny specjalnie utworzyliśmy - jak to nazwane zostało – kanałem. Ci, co ją źle postrzegają, mówią nieprawdę, Andrzeju, gdyż patrząc na zdjęcie Lucyny można odczuwać lęk, lęk przed tą osobą. Kiedy się boisz, wokół siebie widzisz wszystko w innych barwach, zazwyczaj tych takich szarych, czarnych. I tak samo się dzieje względem tych ludzi. Po prostu strach, strach przed tą kobietą zmusza ich do tego, żeby ją zniszczyć, ale raz jeszcze powtarzam - Lucyny zniszczyć się nie da. Słucham.

Andrzej:  Samuelu, na pewno wiesz, że teraz naszą najważniejszą rzeczą jest misja Sobótka i ja bardzo bym chciał, żeby ten rok 2004 był już rokiem działań, a mniej rokiem tylko mówienia. W związku z tym mam szereg pytań dotyczących Sobótki ode mnie i od Roberta. Pierwsze pytanie - co miałeś na myśli mówiąc, że misja Sobótka musi być przygotowana bardzo precyzyjnie. Oprócz tego, co do tej pory zrobiliśmy, co jeszcze powinniśmy zrobić? Jak się przygotować?

Samuel:  Kiedy mówiłem o precyzji, miałem na myśli dopracowanie do perfekcji to, o czym dzisiaj mówiliście. Miałem na myśli to, żeby nikt wam nie był przeszkodą, żebyście mogli spokojnie, bez nękania innych osób wchodzić do środka. Jakie jeszcze zagrożenie? Już nie ma żadnego. Andrzeju, nawet duch góry Ślęża będzie wam sprzyjał. Słucham.

Andrzej:  Masz na myśli świętego Bonifacego?

Samuel:  Świętym to on został, mogę tak to określić, gdyż był człowiekiem bez skazy. Tak Andrzeju, jego mam na myśli, a także to, co mogę wam obiecać, to patronat nad waszą pracą, czyli nasz, mój patronat. Będziecie otoczeni energią i nie taką czarną jak to widzi ten jasnowidz Jackowski - jak to powiedziałeś, ale będzie to energia ochraniająca was. Oczywiście, obserwatorzy z zewnątrz Andrzeju, mogą postrzegać wokół waszej pracy lęk, ale i to będzie zadanie nasze, żeby w ten sposób was chronić. Słucham.

Andrzej:  Z tego, co wiem, Jackowski nie postrzegał Lucyny jako czarnej energii, raczej postrzegał ją jako osobę, która nie ma zdolności medialnych, tak jak mówił Robert, ale to w tej chwili nie jest istotne.

Samuel:  No cóż Andrzeju, do czego zmusza zazdrość. Jeśli Lucyna nie ma właściwości medialnych, to w takim razie jest wybitnym unikatem, bo wytłumaczcie mnie, co też jest w umyśle Lucyny, że potrafiła zawojować tak ogromem ludzi, że potrafi, ta prosta kobieta, tyle cennych informacji podawać. Informacji, Andrzeju, które się sprawdzają, więc co to jest za dar, lub co jest w jej umyśle. Może by tak w takim razie nie gnębić, ale jej predyspozycje wykorzystać. Słucham.

Andrzej:  Samuelu, mnie nie musisz przekonywać, ja bardzo dobrze wiem i zdaję sobie z tego sprawę. Tu chodzi o te osoby, które próbują sprawdzać Lucynę. Teraz następne pytanie - gdy zaczniemy kopać w wyznaczonym przez ciebie miejscu w kościółku, koło ambony, na co natrafimy po drodze?

Samuel:  Andrzeju, jak wspomniałem, są dwa miejsca: po wejściu do kościółka w prawo i pomiędzy ołtarzem a amboną. Dlatego chyliłem się ku pracy wykopaliskowej zaraz przy wejściu z uwagi na to, że trochę narobicie bałaganu. Kiedy zaczniecie kopać pomiędzy ołtarzem a amboną bałagan będzie większy, więc tylko dlatego wam to miejsce drugie wskazałem, ale kopać przecież trzeba w jednym i w drugim miejscu, albo wybierzecie. Przecież zanim wbijecie pierwszą łopatę w ziemię, to raz jeszcze się pofatygujemy na górę - czyli wy. Ja dotrę swoimi sposobami i wtedy już ustalimy miejsce kopania. Słucham.

Andrzej:  Z ostatniej sesji zrozumiałem, że łatwiejszym będzie dotarcie do kanałów tym miejscem miedzy ołtarzem a amboną. Gdybyśmy tam kopali - co jest po drodze?

Samuel:  To samo, co i w tym pierwszym miejscu, tylko że to pierwsze miejsce jest jeszcze dodatkowo utrudnione, gdyż oprócz wkopywania się takiego drogą normalną będziecie musieli usunąć w tym miejscu spore ilości kamienia. Natomiast pomiędzy amboną a ołtarzem głębokość jest ta sama, ale trafiacie już bezpośrednio na puste wejście do lochów. Słucham.

Andrzej:  Rozumiem, że z tego miejsca koło ołtarza, dokopiemy się do jakiegoś poziomego korytarza, do podziemi. Czy ten korytarz jest poniżej fundamentów kościółka i na jakiej głębokości ma być ten pierwszy szyb?

Samuel:  Słusznie zostało powiedziane, że są to dwa poziomy lochów. Piwnica, powiedzmy, i lochy. Do jakiej głębokości jest pierwsze zejście? Tak jak już powiedziałem, powinniśmy się zmieścić w tych rygorystycznych przepisach, czyli pięciu metrach. Wtedy dotrzemy do pierwszego poziomu lochów. Sam kościółek jako taki lochów nie posiada, Andrzeju, gdyż jak wam wiadomo kościółek stoi na dziedzińcu ruin zamku. Dopiero zamek posiadał lochy. Słucham.

Andrzej:  Samuelu, czy możesz poprowadzić rękę Lucyny tak, aby narysowała orientacyjny rozkład korytarzy od punktu wejścia z kościółka z zaznaczeniem kierunku, w którym powinniśmy się posuwać oraz miejsca, gdzie znajduje się sala, ze skarbem Światowida?

Samuel:  Nie muszę prowadzić ręki. Kiedy się znajdziemy na miejscu, czyli w kościółku, wskażę, wskażę jej ręką, czyli pójdzie jak w transie. Już raz tłumaczyłem - wejście pierwsze, kierunek lochu - kierujcie się w stronę dwóch niedźwiedzi. Drugie, drugi kierunek, to lochy i tutaj się kierujcie w stronę tego zejścia lub tej drogi, gdzie wjeżdżają samochody, czyli kierunek wsi Tąpadło i tam też, w tym kierunku idą lochy. Trzeci kierunek, obrać można kierunek wieś Sulistrowiczki, ale tak jak było powiedziane, część lochów jest zasypana i to zrobili Niemcy Andrzeju, bo jak najłatwiej jest ukryć coś? Odciąć drogę. Kiedy, tak jak było powiedziane, usuniecie część zasypaną w kierunku dwóch niedźwiedzi, dalej jest już wolna przestrzeń lochów i można nią się posuwać. To samo jest w kierunku zejścia tego szlaku żółtego, czyli wsi Tąpadło, ale tutaj jest niebezpieczeństwo, gdyż ten loch zamknęli Niemcy i jeśli ten materiał wybuchowy, który został tam jeszcze ulokowany nadaje się do czegoś, to istnieje niebezpieczeństwo, że może być trochę wybuchu. Ale przecież przy takich pracach na pewno postaracie się o fachowca od materiałów wybuchowych, więc jaki widzicie problem? Słucham.

Andrzej:  Nie widzimy problemu, ale rozumiem z tego, że w momencie, kiedy będziemy kierowali się w stronę dwóch niedźwiedzi, tam nie ma niebezpieczeństwa, a w tych drugich kierunkach w zasadzie nie musimy iść. Ale czy jest coś, na co musimy uważać, gdy znajdziemy się w podziemiach kierując się w stronę dwóch niedźwiedzi?

Samuel:  Nie, jest to najbezpieczniejszy korytarz lochów, ale tylko ten jeden. Następne już są zabezpieczone przez Niemców, Andrzeju. I tutaj też bym się pokusił, Andrzeju, żeby spróbować jednak przeforsować lub usunąć te zwalone kamienie i dalej się poruszać i też zobaczyć, co też oni tam ukryli. Słucham.

Andrzej:  Czy możesz nam zdradzić tajemnicę, co też oni tam ukryli?

Samuel:  Na pewno nie kości ludzkie, Andrzeju. Wywiezione zostały cenne rzeczy z Wrocławia, które to zostały zrabowane i ukryte w dobrym miejscu, Andrzeju, bo jak wiesz sama góra Sobótka budzi lęk, respekt, strach i Niemcy dokładnie o tym wiedzieli ukrywając to, co tam jest schowane. Dodatkowo odcięli wszystkie drogi u podnóża góry zostawiając sobie jedynie wejście awaryjne, które przez przypadek lub nie przypadek, gdyż to było już dużo wcześniej naświetlane... Ta "czarna energia", która ma na imię Lucyna ważyła się wskazać. Nie sławni ludzie, ale prosta kobieta i to, kto. Właśnie takie niedouczone medium pokazało. Dlatego, Andrzeju, Niemcy dobrze wiedzieli, co robią. Ich wejście to jest właśnie kościółek. Dlaczego, dlaczego zabroniłem robić dużego rozgłosu, dopóki nie wbijemy pierwszej łopaty w ziemię. Gdyby rozgłos był zrobiony dużo wcześniej, to ja, jako Samuel nie byłbym w stanie pomóc w tym, bo już odpowiedni ludzie znaleźliby się, żeby wam skutecznie utrudnić tę misję. Słucham.

Andrzej:  Dziękuję bardzo. Samuelu, ważnym jest dla nas, abyśmy te prace na Ślęży zapoczątkowali jeszcze w tym miesiącu, w lutym, przed imprezą w Chicago. Problemem jest to, że ziemia pod kościółkiem może być zmarznięta. Czy byłbyś w stanie nam pomóc, dajmy na to - cieplejszą pogodą przez następne trzy tygodnie, żebyśmy mieli łatwiejsze wejście, łatwiejsze kopanie?

Samuel:  Andrzeju i tak doszedłem do, powiedzmy, pewnego porozumienia z matką naturą, czyli daję wam odwilż do dwóch tygodni. Andrzeju - nie mogę więcej, gdyż jest to czas zimy, zrobiłem, co w mojej mocy. Macie odwilż. Lucyna też mi płakała w rękaw, jak wejdzie na górę po tym śniegu, więc skruszony i żal mi było i was też, daję wam odwilż do dwóch tygodni. Na tyle macie czasu, żeby, chociaż móc wjechać ze sprzętem. Potem, obiecuję, nie będzie dużych mrozów, ale to mogę wam obiecać na trzy tygodnie Andrzeju, nie więcej. Słucham.

Andrzej:  Dziękuję i za to, to na pewno pomoże. Ja sądzę, że wszystkie pozwolenia zostaną załatwione przez takiego nowego człowieka, którego energia nazywa się Cezary Buśko, to jest archeolog. On obiecał załatwić wszystkie pozwolenia w przeciągu tygodnia, czyli praktycznie za jakieś półtora, do dwóch tygodni możemy zacząć pracę... Ta cieplejsza pogoda po prostu pomoże nam w rozpoczęciu działań.
Samuel:  Dobrze mówisz, Andrzeju, wystarczy rozpocząć, żeby móc pojechać już z pewną dokumentacją odnośnie misji Ślęża, żeby zobaczyli, że słowa nie są gołosłowne, ale praca ruszyła. Każdy zdrowo myślący człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że takie prace wykopaliskowe trwają nieraz miesiące, ale tutaj sprawę skrócimy, bo nam zależy na tym, abyście jak najszybciej weszli do tych lochów. Słucham.
Andrzej:  Samuelu, w ostatniej sesji wspominałeś, że jednym z naszych zadań będzie odnalezienie kości opiekuna Ślęży - Bonifacego i pochowanie tych kości. Jak je znaleźć? Gdzie one są?

Samuel:  Same się wam ukażą. Jest to zadanie Lucyny, was jako grupę zwalniam z tego obowiązku. Tylko pomożecie wydobyć i jeśli chcecie, naukowcy mogą przebadać, ale warunek. Po tych wszystkich zabiegach badawczych kości mają być złożone do ziemi. Tak sobie życzył Bonifacy, gór duch. Waszym zadaniem, Andrzeju, będzie penetracja lochów. Są też krypty, Andrzeju, a w tych kryptach są kości, ale tego już wam nie zdradzę. Jak to fajnie mieć zaostrzony apetyt. Słucham.

Andrzej:  Samuelu, co oznacza znak ukośnego krzyża, coś w rodzaju iks (X) wyryty na wielu obiektach kamiennych w pobliżu Ślęży, przy Sobótce? Skąd się ten znak wziął?

Samuel:  Niektóre znaki na tych kamieniach służą po to, żeby były znakami rozpoznawczymi, gdyż gdyby się udało usunąć taki kamień, to na tej samej zasadzie by to zadziałało - jak pamiętasz tę bajkę Andrzeju o Ali Babie i czterdziestu rozbójnikach? Sezamie, otwórz się. Więc to jest właśnie to, Andrzeju. Sezamie, otwórz się. Kiedy mielibyście czas Andrzeju i znaleźlibyście się przy dwóch niedźwiedziach i zaczęlibyście się kierować w kierunku do góry, w którym to patrzą te niedźwiedzie, natraficie też na taki ogromny kamień, na którym jest wyryty ni to X ni to krzyż. I tutaj jest wejście, Andrzeju, wejście do lochu. I gdyby się to udało na zasadzie też dotknięcia czarodziejską różdżką otworzyć, to wchodzicie do lochu bez żadnych przeszkód. Czysty, otwarty loch. Ale kwestia sporna - jak usunąć taki kamień. Słucham.

Andrzej:  W pracach na Ślęży będzie pomagała Joanna Lamparska i archeolog z Wrocławia, którego energia nazywa się Cezary Buśko. Cezary sugeruje, aby we wskazanych przez Lucynę miejscach zrobić badania radarem geologicznym. Taki radar ma zasięg do około 17 metrów w głąb. Czy będzie dla nas użyteczne to badanie?

Samuel:  Jestem za, Andrzeju, i tutaj duże brawa dla tych, którzy to wymyślili, bo wreszcie może zdejmiemy te wylewane pomyje na Lucynę. I ona pracowała tylko świadkiem, czyli wahadełkiem, a ja prowadziłem, a wy będziecie mieć specjalistyczne urządzenia i wtedy może inni spojrzą na Lucynę innymi oczami. Brawo, brawo dla tego pomysłu. Słucham.

Andrzej:  Dziękuję, mam teraz parę pytań od Roberta Bernatowicza. Robert pyta tak.

Robert:  Mam pytanie w sprawie lochów. Czy są one zasypane czy też nie? Czy wśród znalezionych przedmiotów będzie, choć jeden, który będzie zawierał symbol Światowida?

Samuel:  Oj, Robercie, szkoda, że późno się poznaliśmy. Jesteś na tej samej zasadzie, czyli funkcjonujesz na tej samej zasadzie, co Tomasz, za czasów Jezusa. "Jak Panie włożę rękę w Twój bok, to uwierzę". Robercie, wejdź do lochów, a znaków, symbolów za panowania Piasta, za panowania Bolesława Chrobrego i tej bandy, która tam miała swoje lokum, znajdziesz sporo. Nie będę też zbyt się rozwodził, niewierny Tomaszu, po to tylko, żeby zaostrzyć twój apetyt. Słucham.

Robert:  Rozumiem, że pod kościółkiem nie ma żadnych skarbów, a jedynie wejście do lochów. Dopiero idąc korytarzem w kierunku dwóch niedźwiedzi będzie można dojść do miejsca, gdzie są ukryte skarby. Czy możesz wskazać, gdzie to miejsce jest? Czy bliżej niedźwiedzi, czy bliżej kościółka?

Samuel:  Toś mi zadał klina, Robercie. I tutaj mam obliczyć. No cóż, kiedy precyzyjnie powiem, nazwiesz mnie kłamcą, to lepiej w przybliżeniu. To będzie taka umowna sprawa między nami. Wiadomo, masz rację, Robercie, pod kościółkiem są tylko lochy, ale te lochy mają korytarze. W tych korytarzach dalej są komory, czyli można powiedzieć takie podziemne komnaty. Czy jest to daleko? Trudno mi powiedzieć gdyż, Robercie, ten tunel, ten korytarz ciągnący się od lochów w kierunku dwóch niedźwiedzi jest na całej długości. Wyjście, słuchaj uważnie, wyjście znajduje się koło dwóch niedźwiedzi. W tej chwili trzeba by usunąć tę płytę, która znajduje się pomiędzy dwoma niedźwiedziami. Tam jest wyjście i odwrotnie, albo wejście do lochów do zamku. Może być to 500 metrów, Robercie. Nie będę zgadywał, nie jest to daleko. Czeka was tylko trochę pracy - usunięcie niewielkiej przeszkody w postaci kamieni. Dalej droga jest już wolna i pusta i dopiero tam znajdziecie wiele ciekawych rzeczy, pamiątek i dowodu na istnienie Światowida. Przecież, o czym my tutaj, Robercie, rozmawiamy. Przecież Światowid był bogiem pogańskim. Też w niego wierzyli. Gdy zaczniesz penetrować to się doszukasz, kto się kryje za Światowidem. Nie będę wymieniał imienia tego boga. Niech dla ciebie, Robercie, pozostanie to Światowid. Kieruj się w stronę wsi Tąpadło następnym lochem, ale tutaj radzę wziąć fachowców od materiałów wybuchowych. Słucham.

Robert:  Samuelu, mniej więcej jak głęboko znajduje się ten skarb w głąb góry?

Samuel:  Częściowo już odpowiedziałem, Robercie, jak głęboko. Przecież schodzisz w dół Robercie. O jakiej głębokości tutaj mówimy?

Andrzej:  O głębokości od powierzchni góry do tej komnaty ze skarbem.

Samuel:  Nie wiem, Robercie. Wiem jedno, schodzisz lochem w dół w kierunku dwóch niedźwiedzi, a oblicz sobie mniej więcej od niedźwiedzi do szczytu i podziel na pół. Słucham.

Robert:  Czy ten loch od kościółka do dwóch niedźwiedzi to jest linia prosta, czy ten korytarz się kręci?

Samuel:  Spróbuj, Robercie, fedrować w kamieniu i robić serpentynę. Czy jest to możliwe? Jestem istotą duchową i gdybym był człowiekiem i miałbym pracować u takiego pracodawcy, za nic bym się nie zgodził. Inaczej się pracuje w linii prostej. Słucham.

Robert:  Z sesji Lucyny wynika, że wejścia przez kościółek są dwa. Czy one prowadzą do tego samego korytarza?

Samuel:  Tak, Robercie. Jak wejdziecie, będą korytarze, które będą się ze sobą łączyć. Przede wszystkim to wejdziecie do jednego, dużego pomieszczenia - tak to nazwijmy - i z tego pomieszczenia dopiero rozchodzą się odnogi lochów. Słucham.

Robert:  Jaka jest mniej więcej wysokość lochów pod kościółkiem? Czy dorosły człowiek może tam być wyprostowany?

Samuel:  O tak, Andrzeju, o tak, Robercie, gdyż za czasów świetności Światowida, Bolesława Chrobrego, było tam też w tych lochach więzienie, więc trudno sobie wyobrazić już nie tylko samych skazanych, ale i strażników chodzących, powiedzmy, na czworaka. Oczywiście nie było to i nie jest w wysokości komnaty w Piramidzie Cheopsa, ale spokojnie może być wyprostowany człowiek. Słucham.

Robert:  I ostatnie pytanie - od czego zależy sukces naszej wyprawy?

Samuel:  Szczęścia, od naszej pomocy, naszej współpracy z wami, waszej pokory, Andrzeju, Robercie i ty Joanno i wy wszyscy, którzy będziecie pracować w tym dziele - bo tak to bym nazwał. Góra Ślęża zawsze była tajemnicą, zawsze była podziwiana, zawsze korciła poszukiwaczy do tego, żeby ją w środku przeszukać. Ale było też powiedziane: góra Ślęża będzie skrywała tajemnice aż do czasów Wodnika i tak też było. Czas odkrycia tajemnic już nastał i grupa, która została do tego powołana, i nie myślcie sobie, że jesteście drogą przypadku. Jesteście wybrani do tego celu. Co jeszcze mogę powiedzieć na ten temat i temat waszej wyprawy. Jeśli co niektórzy jeszcze nie wierzą w naszą moc, w naszą siłę, to niebawem się przekonają, gdyż po rozpoczęciu pracy, wszyscy, ale to wszyscy, nawet te niedowiarki... Będą odczuwać czyjąś obecność. I tutaj będzie obecność nasza: ducha gór i ducha Światowida. Czy są pytania? Słucham.

Andrzej:  Samuelu, co masz na myśli mówiąc, że będzie zależał od szczęścia nasz sukces?

Samuel:  To szczęście, Andrzeju, wam daję. Słucham.

Andrzej:  To są wszystkie pytania dotyczące misji Sobótka. Teraz mam parę pytań moich z różnych innych dziedzin. Wracając do naszej całej misji Faraon, czy możesz wyjaśnić - skoro inne cywilizacje mają nad nami taką ogromną przewagę, skoro są tak technologicznie zaawansowane, skoro my jesteśmy tak daleko w tyle, dlaczego nie pomogą nam teraz? Dlaczego potrzebna jest do tego akurat mumia Cheopsa?

Samuel:  Andrzeju, nie wiem, w którym to było momencie, w której to było sesji, ale tutaj obowiązuje rygorystyczne prawo wszechświata i działa prawo właśnie tej historycznej Rady Bogów i od tego prawa, Andrzeju, nijak odstąpić się nie da. Dlaczego wysoko rozwinięte cywilizacje nie mogą uporać się z Ziemią. Andrzeju, ty już wiesz, więc odpowiadam na to pytanie osobie, która zadała to pytanie. Istoto jednak małej wiary. Nic bardziej prostszego z uporaniem się z Ziemią a w szczególności z wami, ludźmi, gdyż te sześć tysięcy od Jezusa lat nic nie dało. Wręcz przeciwnie, od czasu przyjścia Jezusa jeszcze zło się nasiliło. Więc jaki wniosek jest z tego? Na to pytanie odpowiedz sobie sama osobo, która zadałaś to pytanie. Słucham.

Andrzej:  Samuelu, nazwa starożytnego miasta w Egipcie - Heliopolis, w języku staroegipskim jest Juno. Czy to ma jakieś powiązanie z imieniem kapłana, Juno, który jest opiekunem kapłanki Ki?

Samuel:  Juno był znaną postacią i często tak bywało i do tej pory jest, że nadawano imieniem znanej osoby czy to miasto, czy to ulica, czy też coś innego. Tak samo jest po dzień dzisiejszy. I po cóż to takie zdziwienie, przecież Ki też była osobą znaną. Od jej imienia Ki, można dzisiaj połączyć Rej-Ki - dać życie. Była przecież tam ulubienicą i nie tylko Faraona, Juno, ale kochali ją za jej serce i prostotę ludzie, pracownicy. Słucham.

Andrzej:  Ile prawdy jest w przepowiedni Edgara Casey, że pod prawą łapą Sfinksa znajduje się komora wiedzy? Czy to chodzi o grobowiec, czy jakieś inne pomieszczenie?

Samuel:  Oj tak, żeby tam dotrzeć pod prawą łapę Sfinksa, jest to komora wiedzy, gdyż gdyby się tam dotarło to pozostały jeszcze przecież fragmenty, części niezdemontowane urządzeń, które służyły istotom z Oriona. Czy jest tam grobowiec? Nie, grobowiec kapłana Juno znajduje się w pobliżu świątyni, świątyni Boga RA. Słucham.

Andrzej:  Rozumiem. Samuelu, mam pytanie dotyczące tak zwanych oficjalnych i naszych danych budowy Wielkiej Piramidy. Według informacji od ciebie Wielka Piramida była zbudowana w Egipcie mniej więcej 6000 lat temu przez Faraona Chufu. Oficjalna archeologia twierdzi, że Chufu był drugim faraonem IV dynastii i żył 4500 lat temu, czyli mniej więcej 2500 lat przed urodzeniem Chrystusa. Czyli mamy różnicę około 1500 lat. Wiem, że dla ciebie to tylko różnica tylko półtora dnia, ale dla nas to jest bardzo duża różnica. Jak to wyglądało naprawdę?

Samuel:  I dalej będę obstawał przy swoim - te sześć i pół tysiąca lat. Dlaczego tak nauka mówi? No cóż, co jeden naukowiec to chce być mądrzejszy, chce błyszczeć. Za powiedzmy kilka lat okazałoby się, że dany naukowiec się pomylił. Czy Andrzeju słyszałeś o czymś takim, jak o specjalnych polach magnetycznych, które powodują zakłócenia?

Andrzej:  Nie, nie słyszałem...

Samuel:  Jest, spytaj się tych mądrych ludzi z NASA to ci powiedzą, jest. I kiedy z tak wielkim uporem się próbuje dociekać prawdy o Piramidzie, jak już wiesz takie aktywne urządzenia są i działają i wystarczy tylko przycisnąć odpowiedni przycisk i już pole zaczyna emanować odpowiednią energię zakłócającą. I wtedy mogą powstać błędne odczyty. Faraon Cheops nie żył przed Jezusem dwa i pół tysiąca lat, tak jak jest to opisane. Czy chcecie mnie sprawdzić, czy sprawdzić prawdomówność tej osoby, która przy tym obstaje? Jestem i będę przy tym - sześć i pół tysiąca lat. Cztery i pół tysiąca lat Andrzeju od przyjścia Jezusa. Tak było powiedziane, tak było ustalone w tym roku zerowym. Sześć tysięcy lat przed Jezusem było to posiedzenie i od tamtego momentu my liczymy czas, a wy, Andrzeju, liczcie sobie jak chcecie. Wykopcie Faraona, a wtedy pogadamy. Słucham.

Andrzej:  Samuelu, to nie było sprawdzanie ciebie. Po prostu ja czytałem pewną literaturę, chciałem się upewnić czy dobrze obliczam to, co ty powiedziałeś...

Samuel:  Andrzeju, czy to ty, czy to, kto inny, jak nie mnie to Lucynę, to ciebie i zawsze jesteśmy sprawdzani. Słucham.

Andrzej:  Widocznie taka jest nasza ludzka natura... Samuelu, jaki wpływ na przekazy od ciebie ma świadomość Lucyny w czasie chanelingu telepatycznego? Czy możliwe są jakieś przekłamania?

Samuel:  Możliwe, jeśli Lucyna jest mało skupiona i bywają momenty, w którym jest powiedzmy czymś zdenerwowana, wtedy jej skupienie jest mniej uważne i może tak się zdarzyć, że włączy się jej świadomość i może dopisać słów kilka. Ale nigdy nie jest to coś takiego, co by mogło źle rzutować na jakąś ważną sprawę. Słucham.

Andrzej:  Czy bardziej wiarygodna jest hipnoza i pismo automatyczne?

Samuel:  W hipnozie Andrzeju - tak, jest to wiarygodne, gdyż wtedy Lucyna nie jest w stanie kontrolować swojej świadomości, albo inaczej, jej świadomość nie oddziałuje na jej umysł. Jest całkowicie zdana, czyli nie ciało, nie świadomość, pod twoją władzę, a my mamy na tyle ułatwioną sprawę, że bezpośrednio docieramy do jej już uśpionego, wyczyszczonego umysłu. Słucham.

Andrzej:  Pytanie i prośba od Barbary z Nowego Jorku. Samuelu, jest grupa ludzi w Nowym Jorku, która nie ma pozwolenia na pobyt stały w Stanach Zjednoczonych, a chciałaby uczestniczyć w spotkaniu w Chicago 14 marca tego roku. Ta grupa bardzo prosi cię o wskazówki i pomoc w dotarciu z Nowego Jorku do Chicago. Czy według ciebie przelot samolotem jest zbyt dużym ryzykiem ze względu na sprawdzanie pasażerów? Bardzo prosimy cię, jeżeli to możliwe, daj nam swoją opiekę, abyśmy mogli spokojnie samolotem dotrzeć na spotkanie z tobą. My ze swojej strony będziemy cię osobiście prosić w czasie wspólnej medytacji.

Samuel:  I czym ja już nie byłem. Barbaro, z mojej pamięci przypominam sobie - już mnie raz prosiłaś. Ameryka, Nowy Jork, Chicago - przecież to jest jeden kontynent. A jeśli chodzi o sprawdzanie na lotniskach - to kiedy, Barbaro, grupa wcześniej zwróci się do mnie o pomoc - wyślę, nie ja sam, ale wyślę specjalną grupę zwiadowców tak zwanych, którzy będą, na miarę możliwości istot duchowych, chronić. W miarę bezpiecznie pomóc dotrzeć na to wielkie wydarzenie, które będzie w marcu. Postaram się Barbaro, ale żebym ja mógł pomóc, Barbaro, mówię słowa takie. Pomóż ty mnie. Pomoc będzie wzajemna. Słucham.

Andrzej:  Samuelu, od czasu nieudanej wyprawy do Złotoryi zauważyłem pewne napięcia w naszej grupie. Dla całej misji jest bardzo ważnym, aby między nami panowała pełna harmonia i współpraca. Co mogę zrobić, aby doprowadzić ponownie do poziomu harmonii, który był pomiędzy nami w poprzednich latach, miesiącach?

Samuel:  Harmonia zaczyna ponownie działać. No cóż, traktuj Złotoryję jako próbę. Próbę, gdzie było jasno pokazane nieposłuszeństwo i pycha. Jak już wiesz, Andrzeju, za pychę ja naprawdę karzę. Teraz na naszej wspólnej wyprawie - misja Sobótka jest inaczej. Zaczyna być jedność. I Andrzeju - uczul grupę, że, pomimo iż nie widać mnie, nie można dotknąć, ale gwarantuję - dam się odczuć. Odczuć się da właśnie duch Światowid. Słucham.

Andrzej:  Rozumiem, że prawdziwą przyczyną niepowodzenia w Złotoryi była chęć sprawdzania Lucyny?

Samuel:  Tak Andrzeju, Andrzej wskazał inne miejsce. Nie to z obliczenia, inne. Po prostu w obliczeniu się pomylił. Zorientował się w pomyłce dopiero, kiedy Lucyna w istocie sprawy znalazła też miejsce. Bo gdyby był trochę cwańszy, Andrzeju, to z tą informacją i tą drogą wszedłby do podziemi, ale byłej fabryki niemieckiej Andrzeju. Taka jest prawda, bo na tym miejscu troszeczkę dalej stała fabryka, gdzie to jako kamuflaż była produkcja bawełny, a tak naprawdę, to produkowano broń i to miejsce, odkryte przez Lucynę - trafiła na magazyn. Słucham.

Andrzej:  Czy w dalszym ciągu Andrzej Kapłanek może nam w przyszłości się przydać?

Samuel:  Jeżeli obierze się w pokorę - tak.

Andrzej:  Dobrze. Samuelu, czy nie ma niebezpieczeństwa, że u Lucyny pojawi się syndrom gwiazdy, to znaczy, że zacznie się utożsamiać z tobą i uważać siebie za nieomylną?

Samuel:  Andrzeju... Andrzeju... I jeszcze raz powtarzam Andrzeju... To, co przeszła Lucyna i jaką szkołę przeszła, to ty o połowie nie wiesz. Nie będzie żadną gwiazdą. Ona zbyt ceni sobie naszą miłość, jest to dla niej największy skarb i od tego nie odstąpi. I nawet gdyby była najbardziej gnębiona, jej miłość do nas nie zmaleje. Więc Andrzeju tego rodzaju pytań nie chciałbym więcej słyszeć. Słucham.

Andrzej:  Dziękuję. Samuelu, w książce LATAJĄCE WĘŻE I SMOKI autora, którego energia nazywa się Rene Andrew Bouley autor, który jest naukowcem i badał kultury sumeryjskie twierdzi, że Bóg Enki po raz pierwszy pojawił się na Ziemi w postaci pierzastego węża, a jeden z jego synów miał na imię Jahwe. Skąd się wzięły takie opisy i ile jest w tym prawdy?

Samuel:  Odwrotnie Andrzeju, odwrotnie. Bóg Enki jest synem Jahwe i jeśli tutaj ktoś chce mnie sprawdzić, to popełnił ogromny błąd. I teraz powiem tak. Ty mnie Andrzeju zrozumiesz - ja, Samuel, który obrałem takie imię mówię uroczyście - jestem synem Jahwe i nigdy nie było odwrotnie. Ja, Samuel, obierałem i będę obierał różne imiona i przyjmował różne postacie. I czy to się z istot ludzkich komuś podoba lub nie naprawdę, ale naprawdę nie zależy mi na tym. Zależy mi natomiast na tym, żebym mógł się wywiązać z nałożonego na mnie obowiązku. I uroczyście przyrzekam teraz - postaram się jak najwięcej istot ludzkich wyciągnąć z tej zagrożonej strefy. Słucham.

Andrzej:  Samuelu, chciałem ci powiedzieć, że w tej chwili zrobię wszystko, co można, żeby dotrzeć i do Sobótki i do Labiryntu - takie mam plany na ten rok. Natomiast, jeżeli to będzie możliwe, w przyszłym roku to będziemy się starali dotrzeć do Cheopsa. Jedyne, o co proszę, to jak zwykle - energię, wsparcie i o pomoc z Hawasem.

Samuel:  Andrzeju, to już masz - energię, wsparcie. Spełniam prośby, jakie do mnie wysyłasz. Jeśli chodzi o sprawy Hawasa - spokojnie. Ten rekin zaczyna już kruszeć. Poczekaj, co się będzie działo, kiedy będzie to wydarzenie w marcu w Chicago. Wcale to nie będzie takie bez echa. To się rozejdzie szeroko echem i nie tak do końca, że parę tysięcy wariatów, więc trzeba się przyjrzeć. Co też się kryje za tymi tysiącami wariatów. Wszystko, ale to wszystko Andrzeju musi się wypełnić. Takie mamy wspólne zadanie - my wszyscy. Dlatego potrzebujemy was Andrzeju.. Dziękuję za wysłuchanie słów moich.


Wyszukiwarka