W pułapce żydokomuny Wielu ludzi nie chce przyjąć do wiadomości, że komunizm wcale nie „upadł”, a tylko „mutuje” - jak zauważył pan prof. Bogusław Wolniewicz. „Mutuje”, czyli się przepoczwarza – i to właśnie wielu dezorientuje. Rzecz w tym, że w Europie mamy obecnie rewolucję komunistyczną w pełnym natarciu, w dodatku z wykorzystaniem instytucji Unii Europejskiej, opanowanych przez żydokomunę w następstwie „długiego marszu przez instytucje”, proklamowanego jeszcze w roku 1968. Rewolucja ta jednak prowadzona jest według innej strategii, niż znana nam strategia bolszewicka. Strategia bolszewicka składała się z trzech elementów: gwałtownej zmiany stosunków własnościowych, a ściślej – likwidacji własności prywatnej, masowego terroru i masowego duraczenia. Ta strategia przyniosła pewne rezultaty, zwłaszcza początkowo, ale na dłuższą metę okazała się nieefektywna. Związek Sowiecki, ten filar światowego systemu komunistycznego, nie został przecież zawojowany, bo nie padł ani jeden strzał, tylko upadł pod ciężarem własnych błędów. Dlatego żydokomuna, w okresie dobrego fartu popierająca strategię bolszewicką bez zastrzeżeń, teraz od niej odstąpiła na rzecz strategii zaproponowanej jeszcze w latach 20-tych XX wieku przez włoskiego komunistę Antoniego Gramsciego. W tej strategii głównym polem bitwy rewolucyjnej jest kultura burżuazyjna, w związku z czym na plan pierwszy wysuwa się masowe duraczenie. Dokonuje się ono dzięki wykorzystaniu piekielnej triady w postaci państwowego monopolu edukacyjnego, mediów i przemysłu rozrywkowego. Narzędzia terroru są wprawdzie stworzone, ale nie są wykorzystywane, zwłaszcza w skali masowej z dwóch powodów. Po pierwsze – zgodnie z zaleceniem Mikołaja Machiavellego, który w „Księciu” zauważa, że „okrucieństwo i terror należy stosować rozsądnie i tylko w miarę potrzeby”. Ponieważ masowe duraczenie daje znakomite rezultaty, żydokomuna unika masowego terroru, by – po drugie – potencjalnych ofiar przedwcześnie nie płoszyć. Terror bowiem to nic przyjemnego, ale ma jedną zaletę. Człowiek terroryzowany wie, że jest terroryzowany i czeka kiedy terror zelżeje lub ustanie, natomiast myśli po swojemu. Czasami może nie przeżyć tego eksperymentu, czasami jest taki poobijany, że już nic mu się nie chce – ale zasadniczo terror nie wpływa destrukcyjnie na jego władze umysłowe. Natomiast człowiek zoperowany nie wie, że został zoperowany. Myśli, że to wszystko naprawdę, na nic nie czeka, więc strategia Antoniego Gramsciego jest z tego punktu widzenia bardziej niebezpieczna, bo bardziej podstępna. Jest ona obliczona na to, by pożądana przez żydokomunę zmiana stosunków własnościowych nastąpiła bez konieczności ostentacyjnego stosowania przemocy, a najlepiej – żeby sprawiała wrażenie dokonanej na żądanie dotychczasowych właścicieli. I oto możemy na własne oczy obserwować ten proces w działaniu, między innymi dzięki protestom rolników. Domagają się oni rekompensat za szkody wyrządzone przez dziki, rządowej interwencji na rynku mlecznym i szerzej – żywnościowym, ale to są preteksty incydentalne, bo podstawowym problemem rolników jest co innego. Żeby sprostać konkurencji rolnictwa francuskiego, niemieckiego, czy holenderskiego, muszą w swoje gospodarstwa inwestować. W tym celu muszą zaciągać kredyty, które mają nadzieję spłacić zwiększoną, czy też tylko wyspecjalizowaną produkcją swoich gospodarstw. W tej sytuacji każde, nawet najdrobniejsze tąpniecie na rynku rolniczym, budzi ich niepokój, a motywowane politycznie sankcje w postaci blokady eksportu wprawiają ich w panikę, bo pojawia się widmo utraty możliwości spłacania kredytu. Ponieważ maszyny są drogie, podobnie jak i kredyt, jego wysokość z odsetkami zaczyna zbliżać się do wartości gospodarstwa, a niekiedy ją przekraczać. W ten oto sposób uruchomienie procesu nacjonalizacji ziemi i w ogóle – rolnictwa, a więc zmiany stosunków własnościowych w kierunku pożądanym przez żydokomunę, jawi się już nie jako teoretyczna możliwość, ale coraz bliższa perspektywa. W tej sytuacji rolnicy coraz natarczywiej oczekują pomocy rządu w postaci subwencji, wskazując, że rolnicy francuscy, niemieccy, czy holenderscy są przez swoje rządy subwencjonowani. Rzecz w tym, że aby rząd mógł subwencjonować rolników, musi najpierw obrabować albo ich, albo konsumentów żywności, czyli wszystkich obywateli kraju. W takiej sytuacji popyt na krajową żywność musi zostać ograniczony, rynek rolny skurczy się jeszcze bardziej – ze wszystkimi tego konsekwencjami. Po drugie – Francja, Niemcy, czy Holandia są bogatsze od Polski, więc prawdopodobieństwo wygrania przez Polskę wojny na subwencje z tymi krajami jest bardzo małe. Bardziej prawdopodobne, a właściwie absolutnie pewne jest przegranie tej wojny. W takiej sytuacji lepiej jej nie zaczynać, bo musi ona doprowadzić do tego, że kiedy Polska już wypłucze się z wszystkich pieniędzy, Francja, Niemczy, czy Holandia jeszcze jakieś rezerwy będą miały. Co zatem w tej sytuacji robić? Jeśli nie można ugryźć problemu z jednej strony, trzeba spróbować z drugiej, to znaczy ciąć koszty. Jednym z największych składników kosztów są podatki, zwłaszcza pośrednie, ukryte w cenach towarów, przede wszystkim – środków produkcji. Wydatne zmniejszenie tych obciążeń mogłoby doprowadzić do poprawy konkurencyjności polskiego rolnictwa bez konieczności stosowania subwencji. Tutaj jednak problemem są Umiłowani Przywódcy i biurokracja, która na tych wysokich podatkach żeruje, a ponieważ to w tym środowisku podejmowane są, a przynajmniej firmowane są decyzje, to prawdopodobieństwo dobrowolnej rezygnacji z żerowiska jest bliskie zeru. W ten sposób współczesne państwo, nawiasem mówiąc, coraz bardziej upodabniające się do organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, staje się – być może nawet „bez swojej wiedzy i zgody” - narzędziem rewolucji komunistycznej w rękach żydokomuny. Stanisław Michalkiewicz
Krok w stronę scenariusza rozbiorowego We wtorek 10 marca Rosja wycofała się z podpisanego w roku 1990 w Paryżu traktatu o konwencjonalnych silach zbrojnych w Europie. Traktat ten był jednym z przedsięwzięć służących budowaniu zaufania w Europie po zakończeniu „zimnej wojny”. Przewidywał on redukcję sił konwencjonalnych państw-sygnatariuszy przede wszystkim w tzw. „strefach stosowania”, między Oceanem Atlantyckim, a Uralem, gdzie ustanowione zostały limity dopuszczalnej ilości broni. W rezultacie Rosja wycofała część swoich sił konwencjonalnych na wschód od Uralu, a inne państwa, posiadające uzbrojenie przekraczające wyznaczone limity, musiały nadwyżkę zniszczyć. Wycofanie się Rosji z tego traktatu oznacza, że Federacja Rosyjska nie czuje się związana ograniczeniami z niego wynikającymi, a to oznacza ryzyko ponownego nasycenia Europy Środkowo-Wschodniej bronią ofensywną i to z obydwu stron. W rezultacie sytuacja polityczna w tym rejonie Europy staje się jeszcze bardziej płynna. Ostatnia inicjatywa przewodniczącego Komisji Europejskiej Jana Klaudiusza Junckera, który w wypowiedzi dla „Die Welt” poparł pomysł utworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, może być w tej sytuacji potraktowana jako rodzaj balonu próbnego, przy pomocy którego Niemcy przetestują skłonność Amerykanów do ustępstw na ich rzecz w zamian za przyłączenie się Niemiec do antyrosyjskiej krucjaty, którą Stany Zjednoczone próbują montować w związku z konfliktem na Ukrainie. Decyzja Naszej Złotej Pani, by zbojkotować moskiewskie obchody zakończenia II wojny światowej jest niewątpliwie sygnałem gotowości Niemiec do rokowań w tej sprawie. Warto tedy przypomnieć, że USA dotychczas były niezmiennie przeciwne projektowi utworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, traktując to jako pseudonim wyprowadzenia utworzonej w roku 1955 Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli, pod którą trafiła ona w następstwie układów paryskich z roku 1954. Byłoby to uchylenie przez Niemcy kolejnego skutku II wojny światowej, a prawdopodobnie wstępem do uchylenia kolejnego jej skutku w postaci odzyskania „ziem utraconych”, znajdujących się obecnie w granicach polskiego terytorium państwowego jako „ziemie zachodnie i północne”. Wydaje się, że obietnica amerykańskiej zgody na rewizję postanowień konferencji czterech mocarstw w Poczdamie w roku 1945 mogłaby stanowić argument przesądzający o przyłączeniu się Niemiec do amerykańskiej krucjaty antyrosyjskiej i porzuceniu strategicznego partnerstwa z Rosją. Stanisław Michalkiewicz
12 marca 2015 Pierwszy sołtys RP
1. Prezydent Komorowski pogoniony intensywną kampanią wyborczą swojego konkurenta Andrzeja Dudy, także ruszył w teren i wczoraj spotkał się z sołtysami w Koninie, przy czym jego inspiracją był Międzynarodowy Dzień Sołtysa.
Spotkanie nie było wcale takie spontaniczne, tak się bowiem składa, że prezesem Krajowego Stowarzyszenia Sołtysów (KSS), organizatora spotkania z prezydentem, był senator Platformy Ireneusz Niewiarowski.Sołtysi to niezwykle opiniotwórcze środowisko, wszak sołtysem jest zostać znacznie trudniej, niż radnym gminnym, powiatowym, a nawet posłem czy senatorem.Wszak na radnych czy posłów głosują często wyborcy, którzy osobiście ich nie znają, sołtysa wybierają natomiast mieszkańcy jego wsi, często wręcz jego sąsiedzi i ci przecież nie wybiorą człowieka do którego nie mają zaufania.
2. Tak się ostatnio składa, że prezydent Komorowski nagle zapałał miłością do wsi i rolnictwa, nie dalej jak we wtorek odwiedził jedno z gospodarstw rolnych (gdzie ku uciesze towarzyszących mu dziennikarzy, dawał cielakom swoje palce do ssania), a wczoraj jak już wspomniałem, spotkał się z sołtysami.Przez blisko 5 lat swojej prezydentury Komorowski przypominał sobie o wsi, raz do roku, podczas wrześniowych dożynek w Spale ale przecież jest to święto plonów więc wtedy nie rozmawia się o problemach dręczących wieś i rolnictwo ale się bawi i ucztuje.Komorowski lubił to święto, starannie dobrani do tych obchodów rolnicy, nie zawracali mu głowy trudną sytuacją na wsi ale przynosili piękne wieńce dożynkowe i wręczali okazałe bochny chleba, które prezydent miał tylko dzielić sprawiedliwie.
3. Przez 5 lat swojej prezydentury, Komorowski nie znalazł czasu na zainteresowanie się takimi „marginalnymi” problemami wsi jak wyrównanie dopłat bezpośrednich, kary za przekroczenie limitów produkcji mleka czy skutkami rosyjskiego embarga dla polskiego rolnictwa.Także podczas wczorajszego spotkania z sołtysami, głównymi spostrzeżeniami prezydenta Komorowskiego jeżeli chodzi o problemy polskiej wsi, było przesiedlanie się mieszkańców miast na tereny wiejskie, fundusz sołecki, cyfryzacja wsi, a także sytuacja kobiet na wsi.A przecież ciągle pod Kancelarią Premiera trwa rolniczy protest (teraz już organizowany tylko przez rolniczą Solidarność), ciągle blokowane są przez rolników drogi krajowe w różnych częściach Polski, a głównym powodem jest gwałtowny spadek dochodów rolniczych w związku ze skutkami rosyjskiego embarga.Komorowski jakby o tym nie wiedział, poruszał kwestie bardzo odlegle od tego co na co dzień, dręczy polską wieś i okazuje się, że z pośród około 800 sołtysów, nikt nie zdecydował o nie zapytać urzędującego prezydenta (a być może organizatorzy z Platformy przypilnowali aby drażliwe pytania jednak nie padały).
4. Szczególną hipokryzją wykazali się organizatorzy spotkania i sam prezydent Komorowski w sprawie sytuacji kobiet na wsi, szczególnie tych pracujących w gospodarstwach rolnych.Otóż Komorowski mówił o konieczności kontynuowania wsparcia dla kobiet wiejskich, a przecież zupełnie niedawno podpisał ustawę o podwyższeniu wieku emerytalnego, która w przypadku kobiet pracujących w gospodarstwach wiejskich, oznacza podniesienie wieku emerytalnego aż o 12 lat (z 55 do 67 lat), a mężczyzn o 7 lat (z 60 do 67 lat).Będzie to skutkowało coraz częściej tym, że rodzice nie będą przekazywali gospodarstwa rolnego swoim synom czy córkom ale dopiero wnukom, ze wszystkimi tego ujemnymi konsekwencjami.Ale wczorajszy pierwszy „sołtys RP”, a także wspierająca go Platforma, takimi „drobnostkami”, głowy sobie nie zawracają. Kuźmiuk
Platforma zbudowała struktury mafii w Piasecznie „Łukasz K., wpływowy samorządowiec i znany w Piasecznie działacz PO, miał obiecać, że w zamian za łapówkę umożliwi zmianę sposobu zagospodarowania przestrzennego bardzo dużej działki budowlanej w Piasecznie. „...”Łukasz K. miał zablokować budowę osiedla mieszkaniowego w gminie Piaseczno. Blokowanie inwestycji było elementem gry biznesowej między dwoma przedsiębiorcami, którzy zamierzali w Piasecznie wybudować duże osiedle. Na taką decyzję miał naciskać zatrzymany w tej sprawie Moshe T. Chciał uczestniczyć w tej inwestycji i dać sygnał, że bez niego nie dojdzie ona do skutku. Łukasz K., jak usłyszeli reporterzy RMF FM, był łącznikiem tego dewelopera z lokalną władzą. W jego ocenie miał nieograniczone możliwości wpływania na decyzje samorządowców. „....(źródło )
Kaczyński „”Gdy Platforma przejęła władzę, korupcja na szczytach władzy ruszyła z kopyta, a w końcu musiała wybuchnąć, skoro z ludzi, którzy byli przekupni, na co wskazują nawet wyroki sądowe, robiono bohaterów. A gdzie jest korupcja? Tam, gdzie jest najwięcej pieniędzy. A gdzie jest najwięcej pieniędzy? Tam, gdzie są fundusze europejskie. Cała reszta jest prosta jak konstrukcja cepa. Nieuczciwi ludzi uznali, że im znów wolno i poczuli się pewni siebie Platforma Obywatelska wzięła na siebie rolę ochrony tego fatalnego i w ogromnej mierze skorumpowanego systemu. „”Chociaż lepiej już nie zastanawiać się, czy to sukces czy porażka, tylko nad tym, żeby te pieniądze zostały wydane, na miejsca pracy nowoczesną służbę zdrowiai taką zmianę gospodarki gdzie Polacy nie będą tanią siłą roboczą „.....”Chodzi m.in. o gigantyczne ceny za budowę dróg. Fakt to opisywał – w Polsce płacimy aż 16,5 mln euro za budowę kilometra autostrady. To drożej niż w alpejskiej Austrii. W Danii, która jeśli chodzi o ukształtowanie terenu jest bardziej do nas zbliżona, cena wynosi raptem 5 mln euro za kilometr. „.....”Gdy w 2011 r. Tusk ponownie wygrał wybory, z Europy przyszła wiadomość, że Unia się cieszy. Ale już nikt nie dodał drugiej części wiadomości, w której określono go mianem „miękkiego polityka”, z którym wszystko da się załatwić. ...(więcej )
Kaczyński „W żadnym normalnym kraju tacy ludzie jakdzisiejsza elita PO nie mogliby przetrwać na szczycie państwa dłużej niż trzy dni.Tylko oligarchiczny charakter naszego systemu politycznego pozwala jej nadal istnieć„....” taśmy PSL-u pokazują system tych rządów.To już nie kapitalizm polityczny, tylko korupcja– mówi prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z Joanną Lichocką i Tomaszem Sakiewiczem, redaktorem naczelnym „Gazety Polskiej”.”.....”To pokazuje degenerację systemu.…. wynikają zwściekłej nienawiści postkomunistycznego establishmentu,że nas się nie udało anihilować. Wiedzą, żecały system się trzęsie,że są tacy, którzy mogą go zmienić.”....”Warto jednak pamiętać, że kilka tygodni temu JanuszPalikot pisał wiernopoddańczy list do ambasadora Rosji w Polsce z donosem na opozycję. „...”Trzeba też wspomnieć o chyba nieprzypadkowych słowach Bronisława Komorowskiego przed kamerami : „Jak dużo zawdzięczam Januszowi”.Każdy, kto orientuje się w polityce, musi też dostrzegać tu w tle Rosję. „....”W polskim typie kultury, jeśli chcemy się szybko rozwijać, musimy okiełznać korupcję, a to oznacza konieczność przeprowadzenia daleko idących zmian w establishmencie i to od szczebla powiatowego po najwyższy „.....(więcej )
oskarżenia kolejnego samobójcy II komuny Leppera po d adresem Tuska i Schetyny „ „... Wam nie trzeba pieniędzy (...) No po co wam? Te billboardy to wam z nieba spadają. Aniołki płacą za to, tak? (...) A czy jest prawdą, że również, no, niestety posłowie Sojuszu Lewicy... Też zapytam prokuratora. Pan minister Cimoszewicz w hotelu Victoria 4 marca 2001 r.(...) 120 tys. dolarów. Następnie pan minister Szmajdziński. Carringtona pan zna. 50 tys. Ja pytam: Czy tak było? Do sądu, do prokuratury te dokumenty trafią. Co zrobi prokuratura, zobaczymy. A może byście panowie tak pojechali razem, pan Szmajdziński, pan Tusk i pan Cimoszewicz, na mecz do Wrocławia, Śląsk-Wrocław. Pojedźcie tam na ten mecz. Tam w hotelu Wrocław między godz. 9 a 9.30, 20 kwietnia 2001 r., jeden z was (nie wiecie, który, to porozmawiajcie ze sobą) podobno – ja nie twierdzę, że tak było – podobno otrzymał kwotę 350 tys. dolarów od niejakiego pana S. Jeszcze pan Schetyna też widział to. Panie Tusk, sprawa spotkania pana z nieżyjącym ˝Pershingiem˝. Nie wiem, czy miała miejsce; może pan... Zaprzeczycie na pewno temu. 10 lipca 1998 r. podobno pożyczył panu 300 tys. zł. ...”Źródło: Wystąpienie A. Leppera w Sejmie, 21 listopada 2001 „....(więcej )
W Polsce, w przeciwieństwie do innych krajów Europy, nie można kupić od rolnika jego wyrobów. Uniemożliwiają to przepisy, dlatego handel odbywa się w podziemiu. „...”Wyroby opolskich rolników, takie jak chleb na zakwasie, nabiał czy też przetwory z mięsa, muszą pozostać wyłącznie do ich własnego użytku. Przepisy nie pozwalają im wprowadzić tych produktów do legalnego obrotu. „..”Łopata dodaje, że rolnikom zdarza się jeździć ze swoimi wyrobami na targi do Niemiec, gdyż tam wymaga się od nich wyłącznie lodówek przenośnych. W Polsce zaś handlują po kryjomu z obawy przed sanepidem. Przywołała również przykład Polki, która chciała równolegle uruchomić dwa przydomowe przetwórstwa owocowe – jedno w Polsce, drugie w Anglii. Za granicą otrzymała zaledwie jedną stronę wymogów o czystym sprzęcie i pomieszczeniu. U nas było to 10 kartek, a wśród warunków znajdował się m.in. nakaz posiadania oddzielnego budynku z wykafelkowanymi ścianami oraz specjalistycznym sprzętem. „...(źródło )
Profesor Andrzej Nowak „ Flet Szczurołapa „ ….”Zajrzałem na stronę Banku Światowego „...”Patrzę pod rubrykę” Polska”. W roku 2008 ( pierwszy rok rządów Tuska ) PKB naszego kraju wynosiło 529 mld dol. W roku 2013 to 517 mld dol. „..” mnie się wydaje ,że to o 2 procent mniej „...” w tym samym czasie ( 208 – 2013 według tego samego Banku Światowego Niemcy zanotowały jednak niewielki wzrost (o 15 mld dol. ) , inny nasz sąsiad – Białoruś – powiększył swój produkt krajowy brutto o 40 procent , a Rosja , także nasz sąsiad o 27 procent „....” dla porównania w latach 2008 – 2013 Chiny podwoiły produkt swoje gospodarki , a w liczbach bezwzględnych dogoniła nas w tym czasie pod względem wielkości PKB Nigeria .”...”W Polsce próg rocznego dochodu oznaczającego granice ubóstwa wynosi 15.5 tysiąca złotych , szacuje się ,że obecnie poniżej tego progu znajduje się ok 2 mln Polaków . Nasz kraj jest drugim w Unii po Słowacji , gdzie doszło do najsilniejszego rozwarstwienia „...(więcej )
2011 rok Jarosław Kaczyński „ Warto być Polakiem dobrze zorganizowanym i wydajnym, ale nie traktowanym w pracy jak niewolnik. Bo już jesteśmy bardzo pracowici. Jest znamienne, że wedle danych OECD przeciętny Polak pracuje aż 2015 godzin w roku (pracowitsi są od nas Koreańczycy - 2074 godziny), a daleko za nami są uznawani za bardzo pracowitych Japończycy (1733 godziny), Niemcy (1309 godzin) czy Holendrzy (1288godzin).”...” Nieprzypadkowo w rankingu Doing Business 2010, opisującym łatwość robienia interesów, Polska jest na 70. miejscu wśród badanych 183 krajów. Nieprzypadkowo Polska zajmuje niechlubne 164. miejsce pod względem radzenia sobie z pozwoleniami na budowę. Nic nie usprawiedliwia tego, by Polska była dopiero na 121. miejscu w kategorii łatwości płacenia podatków. Tak jak nic nie usprawiedliwia 81. pozycji Polski w kategorii "łatwość zamykania biznesu" czy 77. miejsca w kategorii "wprowadzania w życie kontraktów"...”Wystarczy stwierdzić, że uniwersytet w Helsinkach jest już 72. w tzw. rankingu szanghajskim, podczas gdy najlepszy z polskich Uniwersytet Jagielloński - 320., a drugi, który się mieści w pierwszej pięćsetce, Uniwersytet Warszawski (największy w Polsce) - znalazł się na miejscu 396., o trzy pozycje niżej od małego uniwersytetu w fińskim Turku.”....”W dodatku, w przeciwieństwie do Finlandii, absolwenci naszych uczelni kompletnie nie interesują polskiego rządu i państwa, czyli z dyplomem trafiają prosto na bezrobocie (już ponad 50 proc. absolwentów nie znajduje pracy”....”O zapóźnieniu Polski pod względem nowoczesności ….Według danych Komisji Europejskiej Polska znajduje sięna ostatnim miejscu wśród krajów UE pod względem procentowego udziału weksporcie wyrobów wysokiej techniki.”.....”Równie źle wypadamy pod względem innowacyjności (wedle danych unijnej organizacji Pro Inno Europe): wyprzedzamy w Unii jedynie Litwę, Rumunię, Łotwę i Bułgarię,”...”Według wydanego przez Komisję Europejską opracowania podsumowującego "największe osiągnięcia UE w nauce i badaniach naukowych" zajmujemy:- 13. miejsce pod względem wielkości funduszy pozyskanych w ramach siódmego programu ramowego (badania i rozwój technologiczny); - 19. miejsce pod względem wskaźnika sukcesu w ramach siódmego programu ramowego; - 22. miejsce pod względem intensywności w dziedzinie badań i rozwoju (czyli odsetka PKB wypracowywanego w tym sektorze); - 23. miejsce pod względem łącznego indeksu innowacyjności; - 25. miejsce pod względem liczby wniosków patentowych (na milion mieszkańców) oraz - 27. miejsce w eksporcie nowoczesnych technologii (liczonych jako odsetek całkowitej wartości eksportu).”....”nakłady na badania i rozwój ….(Polska ) 0,7 proc. PKB ….W Szwecji,która przoduje w Europie, te nakłady wynoszą 3,8 proc. PKB, w Finlandii - 3,4 proc., w Niemczech - 2,5 proc., w Słowenii - 1,45 proc., a w Czechach - 1,4 proc. Miejmy świadomość tego, że jeden amerykański uniwersytet Stanforda dysponuje o 30 proc. większymi środkami (nie licząc gigantycznego funduszu rezerwowego), niż wynosicały budżet polskiej nauki. Miejmy świadomość, że finansowanie nauki w Polsce na mieszkańca jest prawie dziesięciokrotnie niższe od średniej w starych państwach Unii (19 euro wobec 185 euro).” ….( więcej )
2012 Paweł Soloch „Wąskie grupy interesów przejmują kontrolę nad instytucjami państwowymi”....”Interes własny jest stawiany przed interesem wspólnym (racją stanu). ”Solocha ...”W naturalny sposób sprzyja to nepotyzmowi „....”skutkuje ogólnie słabą wydolnością państwa. „....ułatwia narzucanie swoich interesów przez lobby zagraniczne w takich dziedzinach jak polityka energetyczna czy gospodarowanie zasobami naturalnymi, a w wielu wypadkach prowadzi wprost do niszczących funkcjonowanie państwa sytuacji korupcyjnych.'.....”Skutkuje to niespójnością prawa, a w konsekwencji również niespójnością polityk, co utrudnia zarówno bieżące funkcjonowanie państwa, jak i realizowanie przezeń strategicznych projektów. „.....braku panowania państwa nad własnymi strukturami, które cechuje pogłębiająca się autonomia wobec centrum ze wszystkimi tego konsekwencjami. W wielu wypadkach mamy do czynienia ze swoistym uwłaszczaniem się poszczególnych grup na aparacie państwowym. „..... ”Grupy interesów skupione w poszczególnych korporacjach aparatu państwowego potrafią wymóc na sprawujących władzę politykachlikwidację mechanizmów i struktur zewnętrznego nadzoru i kontroli. Tak działo się w strukturach MSWiA (obecne MSW), „......” daje możliwość zachowania odrębnych funduszy w wyłącznej dyspozycji grupy kontrolującej daną instytucję wraz z możliwością swobody w zatrudnianiu pracowników i organizacji systemu słabo lub wcale niepodlegającego zewnętrznej kontroli. Podobne mechanizmy ujawniają się w działaniach państwa mających wymiar strategiczny, takich jak bezpieczeństwo energetyczne, gospodarka wodna, gospodarowanie zasobami mineralnymi kraju czy kwestia planów zagospodarowania przestrzennego kraju. „.....”Niewydolność autonomicznych, nieskoordynowanych i pozbawionych zewnętrznej kontroli instytucji państwa w najbardziej wstrząsający sposób ujawniła się w okolicznościach towarzyszących katastrofie smoleńskiej w 2010 roku. Brak koordynacji działań między Kancelarią Premiera a MSZ, MON i MSWiA, niechlujstwo w stosowaniu procedur bądź ich brak wymagają odrębnej, szczegółowej analizy. „.....”Przykładem może być praktyka działań Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, faktycznie niepoddanej skutecznemu nadzorowi cywilnemu. „.....”rodzą pokusę nadużywania władzy i polityzacji tej niezwykle ważnej dla bezpieczeństwa państwa służby „...(więcej)
Ważne Podobne mechanizmy ujawniają się w działaniach państwa mających wymiar strategiczny, takich jak bezpieczeństwo energetyczne, gospodarka wodna, gospodarowanie zasobami mineralnymi kraju czy kwestia planów zagospodarowania przestrzennego kraju Jarosław Kaczyński „ Nieprzypadkowo w rankingu Doing Business 2010, opisującym łatwość robienia interesów, Polska jest na 70. miejscu wśród badanych 183 krajów. Nieprzypadkowo Polska zajmuje niechlubne 164. miejsce pod względem radzenia sobie z pozwoleniami na budowę.
Mój komentarz Bambusoland , z prawem budowlanym gorszym , bardziej skorumpowanym niż maja Murzyni , Azjaci, Papuascy łowcy głów , czy Polinezyjczycy . Tym jest Polska . I nie jest to przypadek Musimy zdać sobie sprawę ,że polskie prawo budowlane zostało tak skomplikowane tylko w jednym celu. Aby mogły powstać w całej Polsce mafie urzędnicze. Bo aby mafia urzędnicza mogła musi powstać takie prawo, które pozwoli dzięki łapówkom ,wymuszeniom stworzyć źródło pieniędzy dla takiej mafii . I takie warunki o dziwo nie powstały u Murzynów, czy Papuasów, tylko w Polsce. Dziwne prawda ?Przecież wystarczyłoby pojechać do takiej Etiopii , Bangladeszu, czy Papui Nowej Gwinei i tam to prawo skopiować , aby międzynarodowe organizacje zaczęły cmokać ,że komplikacja prawa budowlanego się zmniejszyła ,że korupcja w Polsce spadła ,że ilość zorganizowanych mafii urzędniczych spadła ,że Platforma przegrała wybory i nigdy już do władzy z powrotem w Polsce nie doszła .Nie bez powodu Niemcy tak chwała Tuska. Bo nic tan nie niszczy kraju jak liczna zdegenerowana zorganizowana w polityczno urzędnicze mafie klasa urzędnicza i klasa polityczna.Jak taki członek Platformy bierze łapówki to tym bardziej weźmie konkretną łapówkę od obcych , od ich wywiadu, a tym bardziej od mafii.Cała Polska z punku widzenia struktury prawa jakie zostało uchwalone to jedna wygenerowana przez to prawo przestępcza patologia w której urzędnik państwowy bezkarnie rabuje w biały dzień Polaków , bo na przykład do tego sprowadza się polskie komornicze prawo . Nawet Murzyni na taką patologię ustrojowa by sobie nie pozwolili Marek Mojsiewicz
Polska warcząca Nie udało mi się zobaczyć-usłyszeć-przeczytać w mediach nikogo, kto nie uważałby za oczywiste, że Borys Niemcow zamordowany został przez Władimira Putina. Przekonanie o sprawczej roli kremlowskiego autokraty w tej zbrodni demonstruje się w tak zwanych elitach opiniotwórczych równie intensywnie, jak pewność, że tenże sam Władimir Putin absolutnie nie mógł mieć nic wspólnego ze śmiercią Lecha Kaczyńskiego i innych ofiar katastrofy w Smoleńsku, a kto takiego związku nie wyklucza, ten - cytując najdelikatniejsze z niezliczonych stosowanych tu przez "elity" określeń - "żyje w jakimś innym wymiarze". Jest to warte zastanowienia o tyle, że przesłanki przemawiające za winą Putina w obu wypadkach są identyczne i równie dalekie od "twardych" dowodów. Pewność, że to Putin kazał zlikwidować Niemcowa, płynie z przekonania, że, po pierwsze, Putin to gangster zdolny do każdej zbrodni i niejedną już mający na sumieniu, a po drugie, Niemcow miał u niego przechlapane. Dokładnie to samo stało za przekonaniem tych, którzy od razu po katastrofie w Smoleńsku, jeszcze wtedy, gdy prezydent Miedwiediew proponował powierzenie śledztwa międzynarodowej komisji, jeszcze zanim zaczęły się wszystkie kłamstwa o naciskach, pijanym generale w kokpicie czy kłótni na lotnisku, jeszcze zanim zaczęło się niszczenie wraku i zasypywanie śladów - mówili od razu: to oni zrobili, to zemsta Putina za Gruzję, ludzie, jak możecie wątpić, nie znacie Ruskich, nie znacie Putina!? I przypominali Politkowską, Litwinienkę czy wysadzonych w powietrze heksogenem przypadkowych moskwicinów, których trupy dały Putinowi pretekst do pierwszego z jego imperialnych podbojów: spacyfikowania i ponownego przyłączenia Czeczenii. Zarówno po Smoleńsku, jak i teraz Putin okazywał głęboką żałobę i współczucie. Dziś idzie nawet dalej, nazywając zbrodnię na Niemcowie "hańbą dla Rosji". Zarówno wtedy, jak i dziś obiecał rzetelne śledztwo. Zarówno wtedy, jak i dziś natychmiast znikają świadkowe, kamery miejskiego monitoringu okazują się przypadkiem niesprawne jak lotniskowy radar na Sewiernym, i dzieją się wszelkie inne typowo rosyjskie cuda. A jednak w Warszawie odbiór tej żałoby, obietnic i cudów wtedy i teraz jest krańcowo odmienny. Putin nie zmienił się na pewno. Co się zmieniło w Polsce, że ci sami, którzy gorliwie sekundowali kłamstwom o "przekopywaniu ziemi na metr w głąb", zapewniali, że żaden wrak do niczego nam niepotrzebny, co najwyżej jako pamiątka, i w ogóle na wszelkie sposoby starali się Smoleńsk zbagatelizować, przekonać, że od pierwszej chwili wszystko jest "najboleściwiej oczywiste" - teraz z taką dezynwolturą grzmią, że Putin to drugi Hitler, Mińsk to drugie Monachium, śmierć Niemcowa powinna zbadać międzynarodowa komisja, i wreszcie, co najważniejsze, to, że podporządkowanie całej naszej polityki zagranicznej sprzeciwowi przeciwko Rosji i jej powstrzymywaniu musi być przedmiotem "ponadpartyjnej zgody"? Nie chcę drążyć tematu "tragedii posmoleńskiej", czyli tej wielkiej kompromitacji naszego państwa, jego elit, a w końcu i szarych obywateli w starciu z ruską brutalnością - pisałem o tym wielokrotnie. Przypomnę tylko, że kluczem do zrozumienia jest jedno słowo: strach. A mówiąc ściślej, kilka różnych strachów. Tusk i jego ekipa bali się, że przyjęcie wspomnianej propozycji Miedwiediewa, by umiędzynarodowić śledztwo, odsłoni ich ocierające się o zdradę państwa knowania z Putinem w celu ogrania i upokorzenia własnego prezydenta; a przy okazji jeszcze postawi pytanie o odpowiedzialność za bezmiar zadawnionych zaniedbań i bałaganu w organizacji lotów najważniejszych osób w państwie. Elity opiniotwórcze, wszystkie te Michniki, Kutze, Olbrychskie etc., bały się do usrania (sorry, tak właśnie było i nie da się tego powiedzieć ładniej), że - jak to ujął redaktor Miecugow - "podniesie łeb demon polskiego patriotyzmu", że męczeństwo Kaczyńskiego, jego wawelski pochówek i tłumy na Krakowskim Przedmieściu przyniosą zwycięstwo "IV Rzeczpospolitej", która dobierze się dotychczasowym elitom do stołków i tej najważniejszej części ciała, która na nich spoczywa. Wreszcie, szerokie masy Polactwa przestraszyły się "wojny z ruskimi", do której musiałoby dojść, gdyby przyczyny katastrofy uczciwie zbadano, i gdyby to badanie przyniosło takie wnioski, na jakie z bezczelnym poczuciem swej siły wskazywali Rosjanie całym swym postępowaniem po tragedii. W atmosferze tego wielkiego strachu łatwo było Antygonę opluć i wyrzucić za drzwi, wątpliwości zakrzyczeć, a ofiary i ich bliskich propagandowo zgnoić. W sprawie Niemcowa nie ma strachu, przynajmniej w elitach. Jest luzik i poczucie bezpieczeństwa - nam przecież nic się nie stanie, jesteśmy częścią NATO i Unii. A Niemcow nie był z PiS i żadne tłumy nie wylegną się o niego ujmować, gdyby zresztą wyległy, to III ani IV RP nic z tym nie mają wspólnego. Można więc spokojnie oddać się temu, co medialne zaplecze władzy najbardziej kocha: chóralnemu prezentowaniu jedynej słuszności. Pryncypialnie potępiać ruskiego dyktatora i jego ohydny reżim, pouczać wyłamującego się z antyputinowskiej jedności Orbana czy sprzedających Rosji broń Czechów, serce krwawić, duszę krwawić i tak dalej. Jeden ze znajomych ma psa, który podczas spacerów bardzo groźnie i bojowo warczy na większe psy. Pewnego razu, opowiadał mi ze śmiechem, zrobił eksperyment - gdy pies najbardziej się pienił i wyrywał z bezpiecznej odległości do rotweillera, spuścił go ze smyczy. I wtedy jego pupil nagle zamilkł, a potem przestraszony schował się za nogi swego pana... Cysterny pomyj wylali politycy PO i jej media na Kaczyńskich za "pobrzękiwanie szabelką", jak szyderczo nazywano starania śp. prezydenta o zbudowanie antyrosyjskiego bloku z Polski, Gruzji, Ukrainy i państw bałtyckich. Ale tamta polityka, nawet jeśli chybiona, obliczona była na jakąś konkretną korzyść dla kraju. Pyskówka o rolę Rosji w wyzwalaniu Auschwitz, w którą zaangażował się cały rządowy agit-prop, jest zupełnie o nic, tylko dla samego szumu i dla wspierania pana Schetyny w tym, co powiedział, bo coś chciał jako minister powiedzieć (niestety, na pytanie, jak długo nasz minister z frakcyjnego parytetu zbiera doświadczenia w polityce międzynarodowej, odpowiedzieć trzeba pytaniem: a która to godzina?). I to samo można powiedzieć o całej polskiej polityce wschodniej. Gdy mieliśmy na bieg wydarzeń jakiś wpływ, polski minister straszył Ukraińców, że jak się nie podporządkują Janukowyczowi, to wszyscy będą martwi. Pyskujemy teraz, gdy nasz głos zupełnie się nie liczy i gromkie słowa niczego za sobą nie pociągają. Pyskujemy, jakbyśmy naprawdę nie rozumieli, że cały Zachód, analizując dostępne dane, po prostu głęboko nie wierzy w zdolność Ukrainy do przeciwstawienia się Putinowi, a że polityka nie polega na inwestowaniu w źle rokujące interesy, tylko przeciwnie - dawno już na jej suwerenności i integralności postawił krzyżyk. A moralne wzmożenia zawsze miał, ma i będzie miał w de. Bardzo jesteśmy antyputinowscy teraz, kiedy nic z tego nie może wyniknąć. Za bardzo, by nie dało się zauważyć, że buńczucznością w sprawach czysto symbolicznych rekompensujemy sobie niedawną tchórzliwość w sprawach żywotnych. W chwili próby, jaką była gra o to, czy katastrofa w Smoleńsku zostanie zbadana według cywilizowanych standardów, czy nie, dostaliśmy przez pysk i podkuliliśmy ze skamleniem ogon. Teraz nawet pan Bogdan Klich opowiada portalowi braci Karnowskich, że żaden uczciwy Polak nie wierzy Ruskim już od XVII wieku, że raport Anodiny to był pic i polityczna hucpa, i w ogóle... Bo teraz nic z tego nie wynika, i elity mają błogie przekonanie, że wyniknąć nie może. W czym się, mówiąc nawiasem, mylą... Łatwość, z jaką każdy może puścić z dymem warszawski most albo wejść do wodociągów i dowolnie przyprawić milionowi ludzi wodę pitna czy z pierwszej z brzegu awionetki opylić ich dowolną substancją (by przypomnieć tylko dwie dziennikarskie prowokacje "Superexpressu") pokazuje, że dla ponownego zdzielenia nas przez pysk Putin ani ktokolwiek inny nie potrzebuje naprawdę żadnych czołgów ani szczególnych nakładów finansowych. Rafał Ziemkiewicz
Klucz dopasowany do etapu Kiedy ulicami Warszawy przeciągał kondukt pogrzebowy z trumną Stefana Żeromskiego, w asyście wojska, duchowieństwa, pocztów sztandarowych i szkół, jakaś stojąca na chodniku kobiecina powiedziała: „biednego by tak nie chowali”. Cóż dopiero powiedziałaby na widok wspaniałego pogrzebu Borysa Niemcowa, zastrzelonego w Moskwie działacza opozycji? Wprawdzie pogrzeb ten nie był aż tak wspaniały, jakby mógł być, gdyby zimny rosyjski czekista Putin pozwolił na wzięcie w nim udziału panu Marszałkowi Senatu Bogdanowi Borusewiczowi, a zwłaszcza - gdyby pan marszałek Borusewicz wygłosił tam płomienne przemówienie. Jestem pewien, że płomienne przemówienie pana marszałka Borusewicza pozostawiłoby na żałobnikach niezapomniane wrażenie i przyczyniłoby się do utrwalenia na szerokim świecie reputacji polskiego parlamentaryzmu. Ale mówi się: trudno, bo i bez pana marszałka Borusewicza pogrzeb ten był wydarzeniem niezapomnianym i gdyby nie ryzyko pewnej dwuznaczności, to bym powiedział, że być może nawet szczytowym osiągnięciem Borysa Niemcowa. Wprawdzie w wieku 32 lat został on gubernatorem Niżnego Nowgorodu, co stanowi znakomitą ilustrację perskiego przysłowia, że „dobry kogut w jajku pieje”, a potem nawet wicepremierem rządu Federacji Rosyjskiej przy premierze Czernomyrdinie, ale złe języki, których i w Rosji nie brakuje, wiązały te osiągnięcia z żydowskim pochodzeniem nieboszczyka i protekcją tak zwanych „oligarchów”, w rodzaju Borysa Abramowicza Bieriezowskiego, którzy w okresie dobrego fartu za czasów prezydenta Jelcyna hulali po Rosji na podobieństwo tornada. Tymczasem teraz Borys Niemcom zastrzelony został naprawdę i tego nikt mu już ani nie odbierze, ani nie pomniejszy. Nie o to jednak przede wszystkim chodzi, tylko o to, kto właściwie go zastrzelił i z jakich pozycji. Nasi Umiłowani Przywódcy, podobnie jak funkcjonariusze poprzebierani za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu od razu wiedzieli, że Borysa Niemcowa zastrzelił zimny rosyjski czekista Putin i jeśli nawet nie uczynił tego osobiście, to tak czy owak jest za to odpowiedzialny. Od razu widać, że i jedni i drudzy musieli zostać odpowiednio nakręceni przez oficerów prowadzących, bo jakże inaczej wytłumaczyć taką jednomyślność ponad podziałami? Oczywiście zimny rosyjski czekista Putin nakazał rozpoczęcie energicznego śledztwa w celu wykrycia zabójców Borysa Niemcowa i nawet objął nad nim osobisty nadzór, ale kto by tam wierzył w autentyczność rosyjskich śledztw? Ani jeden Umiłowany Przywódca w tę autentyczność nie wierzy, nie mówiąc już o zblazowanych funkcjonariuszach, poprzebieranych za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu, którzy wierzą tylko w polecenia oficerów prowadzących. Warto zwrócić uwagę, że polecenia te zmieniają się w zależności od mądrości etapu i właśnie zabójstwo Borysa Niemcowa jest znakomitą ilustracją tej prawidłowości. Oto po katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku rosyjska komisja pod przewodnictwem generaliny Anodiny ustaliła, że przyczyną tej katastrofy był słynny „błąd pilota”. W naszym nieszczęśliwym kraju od razu uwierzyli w to wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici, jakby skądś wiedzieli, że niech no tylko który nie uwierzy, to pan redaktor Michnik natychmiast pozbawi go przyzwoitości aż do odwołania. Wszystkimi tymi czynnościami interesował się osobiście ten sam zimny rosyjski czekista Putin, który obecnie nadzoruje śledztwo w sprawie zabójstwa Borysa Niemcowa. Wtedy jednak nikomu to nie przeszkadzało w zawierzeniu w ustalenia pani generaliny Anodiny i nawet komisja pana ministra Jerzego Millera suwerennie powtórzyła tamte ustalenia swoimi słowami, podczas gdy teraz, właśnie ze względu na złowrogiego Putina, w żadne rosyjskie śledztwo nie wierzy ani resortowa „Stokrotka”, ani pani red. Justyna Pochanke, ani pan red. Piotr Kraśko z rządowej telewizji, ani żaden z Umiłowanych Przywódców. Rozkazy oficerów prowadzących wszystkiego nie wyjaśniają, bo o ile funkcjonariusze poprzebierani za dziennikarzy i Umiłowani Przywódcy muszą oczywiście oficerów słuchać, to któż oficerom kazał wtedy nakręcać wszystkich w tę, a teraz – w całkiem inną stronę? Żeby to zrozumieć, trzeba przypomnieć, że 17 września 2009 roku prezydent Obama dokonał słynnego „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich i w rezultacie szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, jaka wypączkowała z Wojskowych Służb Informacyjnych, pan generał Nosek, już w maju 2010 roku podpisał porozumienie o współpracy z rosyjską Federalna Służbą Bezpieczeństwa. W tej sytuacji nic dziwnego, że i oficerowie prowadzący i Umiłowani Przywódcy i funkcjonariusze niezależnych mediów niezachwianie wierzyli w ustalenia generaliny Anodiny. Ponieważ jednak w roku 2013 prezydent Obama zresetował swój poprzedni reset w stosunkach z Rosją, to teraz SKW współpracuje z całkiem innymi służbami, pan generał Nosek został wyprowadzony z wojska – jak to mówią w kołach wojskowych „chwytem za Nosek”, a oficerowie prowadzący nakręcają Umiłowanych Przywódców i funkcjonariuszy poprzebieranych za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu z całkiem innego klucza. Stanisław Michalkiewicz
13 marca 2015 Protestują nie tylko związkowcy ale także przedsiębiorcy
1. Coraz częściej pod rządami Platformy i PSL-u protestują nie tylko związkowcy co wydaje się naturalne w sytuacji bardzo niskiego poziomu wynagrodzeń i wysokiego bezrobocia ale protestują także przedsiębiorcy. Cezary Kaźmierczak prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) napisał w ostatnich dniach list do premier Ewy Kopacz, w którym alarmuje o obstrukcji posłów Platformy w pracach nad nowelizacją ustawy ordynacja podatkowa, której myślą przewodnią jest formuła „rozstrzygania wszelkich niejasności na korzyść podatnika”. Kaźmierczak przypomina, że nowelizacja tej ustawy trafiła do Sejmu klika miesięcy temu i bez jakiejkolwiek merytorycznej debaty trafiła do stosownej podkomisji sejmowej, najprawdopodobniej z zamiarem aby stamtąd nie wyszła przed końcem tej kadencji Parlamentu.
2. Przypomnijmy tylko, że prezes Kaźmierczak już w sierpniu 2014 roku napisał list do ówczesnego premiera Donalda Tuska pod znamiennym tytułem „Jesteście gorsi od mafii”. Szef ZPP jako jedyny szef ogólnopolskiej organizacji przedsiębiorców, zabrał wtedy publicznie głos na temat zawartości tzw. taśm prawdy, dotyczących środowiska rządzących wywodzących się z Platformy i PSL-u i w wywiadzie dla Rzeczpospolitej stwierdził, że z rozmowy ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką, wynika „głęboka pogarda dla przedsiębiorców”. Rzeczywiście niejako przy okazji z tej rozmowy, dowiedzieliśmy się jak minister Sienkiewicz widzi relacje pomiędzy państwem i dużym biznesem funkcjonującym w Polsce ale tym, który bywa oporny wobec obecnej władzy (tzw. tłuste misie). Taki biznes, jego zdaniem, państwo może dowolnie „okradać”, a jeżeli właściciele tych firm protestują, to można ich postraszyć wizją „okradzenia” na jeszcze większą skalę. Co więcej do dyscyplinowania „tłustych misiów” minister Sienkiewicz powołał w resorcie zespół składający się z funkcjonariuszy CBŚ, kontrolerów z urzędów kontroli skarbowej i urzędników MSW, którym wyznaczał tzw. kontrole zadaniowe. Jego zdaniem tego rodzaju kontrole są w stanie przywołać do porządku właścicieli firm z pierwszej setki najbogatszych ludzi w Polsce.
3. Z kolei przed paroma dniami ZPP złożył doniesienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez ministra finansów Mateusza Szczurka polegającego na przekroczeniu swoich uprawnień w stosunku do pracowników urzędów skarbowych. Chodziło o notatkę „Protokół z narady naczelników urzędów skarbowych województwa opolskiego z dnia 4 listopada 2014 roku w Izbie Skarbowej w Opolu”, z której jednoznacznie wynikało, że resort finansów nakłada na kontrolerów skarbowych obowiązek takiego prowadzenia kontroli, że przynajmniej 80% z nich, ma się zakończyć nałożeniem kar na kontrolowanych przedsiębiorców, pod groźbą redukowania liczby pracowników zajmujących się kontrolami w urzędach skarbowych.
4. Ponieważ do tej pory ZPP nie odczekał się żadnej reakcji na swoje wcześniejsze wystąpienia, jego prezes napisał list do premier Ewy Kopacz i nawiązując do jej ostatniego wystąpienia na konwencji wyborczej Bronisława Komorowskiego, w którym wyraźnie straszyła Polaków powrotem do władzy Jarosława Kaczyńskiego. Kazimierczak jest przekonany, że ta strategia już nie zadziała. Pisze wprost do premier Kopacz „informuję Panią, że ja się Kaczyńskiego nie boję i coraz więcej przedsiębiorców – wyborców (mniejszego zła) również, a jest nas z rodzinami 5 milionów”, co jest bardzo mocną sugestia, że przedsiębiorcy są gotowi odwrócić się od dotychczas rządzących. Ten list jest dowodem na to, że nie tylko związki zawodowe mają dość rządów Platformy i PSL-u. Także organizacje reprezentujące pracodawców (szczególnie te „niekoncesjonowane” przy rządzących), widzą że kolejne rządy Platformy i PSL-u, wspierane przez obecnego prezydenta Bronisława Komorowskiego, działają na ich niekorzyść i stąd ich „bunt”, który na razie wyraża się pisaniem listów. Kużmiuk
U Niemca w kieszeni Jest w polszczyźnie takie określenie „bajońskie sumy”. Mało kto pamięta, skąd się ono wzięło. Ja już to kiedyś przypominałem, co prawda na innych łamach, ale na wszelki wypadek przepraszam, jeśli ktoś już się z wyjaśnieniem zetknął. Niemniej, rzecz jest, uważam, na tyle ważna, że warto się powtórzyć. Z tej samej racji proszę też Czytelnika o chwilę skupienia i uwagi. Otóż we francuskim mieście Bayonne, czyli w Bajonnie (dawni Polacy nie byli tak zakompleksieni jak my i obce nazwy własne, nawet nazwiska, spolszczali nie opierdzielając się - Szekspir, Wolter, Szyller, Biron etc.) podpisano układ pomiędzy nowo powstałym Księstwem Warszawskim a cesarzem Napoleonem. Sens układu był taki: cesarz, który na mocy z kolei zawartego wcześniej francusko-pruskiego pokoju w Tylży przejął od króla Prus wszystkie prywatne długi, jakie mieli wobec niego obywatele nowo tworzonego Księstwa - teraz sprzedawał je ryczałtem rządowi w Warszawie. Za mniej niż połowę nominalnej wartości, ale w gotówce. A polski rząd niech już sobie je ściąga od samych dłużników, skoro dzięki cesarzowi stali się znowu obywatelami państwa polskiego. Teoretycznie Księstwo robiło dobry interes, w praktyce marny, bo dłużnicy byli w większości bankrutami i przez krótki czas istnienia Księstwa nie udało się z nich wycisnąć ani części tego, co wypłacono Napoleonowi. Stąd współcześni i potomni Polacy podnieśli taki lament, ile to cesarz Francuzów z nas zdarł w owej Bajonnie, że aż weszło to do potocznego języka. Tymczasem to nie cesarz Napoleon zasługuje w tej historii na uwagę, ale skąd się wspomniane długi, stanowiące przedmiot umowy, wzięły. Kwota 40 - 45 milionów franków, które wisieli Polacy królowi Prus, może nie powalała w skali wydatków państw (mniej więcej roczny koszt utrzymania 10 tysięcznego korpusu piechoty) ale jako suma zadłużenia osób prywatnych - i owszem. Zwłaszcza, że długi te powstały w ciągu zaledwie kilkunastu lat, jakie dzieliły rozbiory od pokoju w Tylży. Jak do tego doszło? W skrócie tak, że po rozbiorach dochody ze spławiania zboża do Gdańska, ongiś ogromne, bardzo zmalały. A szlachta polska niczego innego, poza spławianiem zboża, nie potrafiła. Ba, nie tylko nie potrafiła, ale wszelkim innym zarobkiem, niż wyciśnięty z pracy pańszczyźnianych, się brzydziła. Szlachcic, który by się zajął jakąkolwiek pracą tracił "klejnot" i szacunek; podobnie jak "bajońskie sumy" wszedł przecież do polszczyzny jakiś imć Zabłocki, który próbował się dorobić na handlu mydłem, i ku idącej w pokolenia schadenfreude panów braci wtopił. Szlachta polska nie potrafiła też jednak żyć poniżej poziomu, do jakiego przywykła za lepszych czasów. A skoro nie umiała ani zarabiać, ani oszczędzać, brnęła w długi. Do czego ją król Prus bardzo zachęcał, oferując kredyt łatwo dostępny i nisko oprocentowany. Oczywiście, do czasu - w którymś momencie kończyło się to zlicytowaniem bankruta. Bankrut przenosił się do miasta, gdzie dawał początek polskiej inteligencji (do dziś dziedziczącej szlachecką pogardę do przedsiębiorczości i zamiłowanie do życia na koszt współczesnych pańszczyźnianych, czyli podatników) a jego ziemia przechodziła w ręce pruskiego junkra, który szybko z kupy długów czynił prosperujące gospodarstwo. Wszystko zgodnie z naukami Karola Darwina. W jednym tylko powiecie noteckim, jak policzył historyk, gdzie przed rozbiorem do Polaków należało 100 procent majątków ziemskich, w 1805 odsetek ten zmniejszył się już do 60 proc. Gdyby nie Napoleon i dil z przejęciem długów, który wprawił współczesnych w takie rozgoryczenie, "sprawa polska" na ziemiach pruskich zostałaby załatwiona w następnych kilkanaście lat. Bez żadnej przemocy i powstań. W duchu, jako się rzekło, Darwina. Tak, ja wiem, że Karol Darwin był wtedy jeszcze oseskiem, ale jego przyszłe nauki o naturalnym doborze znacznie wcześniej odkrył na użytek praktyczny Fryderyk Pruski, w swoim kraju zwanym Wielkim, a w naszym "Starym Frycem" - i przekazał je swoim potomkom. "Polacy muszą zginąć, bo mają kaszę zamiast mózgów, a w miejsce serc wiechcie" - perswaduje tenże Stary Fryc pewnemu generałowi w dramacie Adolfa Nowaczyńskiego "Fryderyk Wielki", który to dramat jakimś cudem pokazano ostatnio w TVP Kultura (z genialnym śp. Janem Świderskim w roli tytułowej). Aż dziw - pewnie ktoś, kto skierował staroć na antenę, sam nie wiedział, o czym dzieło traktuje. A jest to - bo Nowaczyński nie był może największym dramaturgiem, ale myślicielem niezwykle bystrym - bodaj najgenialniejsze w polskiej literaturze oddanie istoty pruskiego ducha. Samej kwintesencji niemieckości. Zachęcam, w jakikolwiek sposób zdobądźcie państwo to nagranie i obejrzyjcie uważnie, na bok odkładając stereotypowy wątek romansowy, wokół którego zadzierzgnięta została fabuła. Wbrew potocznemu stereotypowi - ten pruski duch nie jest duchem żołdackim. Szkoła Starego Fryca wojsko otaczała kultem, ale naprawdę trwały podbój widziała w działaniu pokojowym. W upartym popieraniu własnej wytwórczości, w oszczędnym gospodarowaniu, w budowaniu przewagi - niepoślednią rolę odgrywał w tym zawsze silny pieniądz, banki i kredyt. Każdy naród wytworzył swój mesjanizm - nawet te, które zupełnie nie wierzą w Boga. Mesjanizm pruski, wokół którego zjednoczyły się całe Niemcy, zawarł się w przekonaniu: jesteśmy najlepsi i świat nie będzie urządzony należycie, dopóki nie urządzimy go my. Od tej rozważnej, przebiegłej polityki fryderycjańskiej odeszły Niemcy za sprawą wariata, Wilhelma Kajzera. Ów zakompleksiony, kaleki chłopczyk, niekochany przez matkę i przez całe dzieciństwo torturowany przez głupich lekarzy w ramach "naprawiania" niesprawnej ręki, po osiągnięciu dorosłości jedną z pierwszych decyzji odsunął od wpływów kanclerza Bismarcka, zmieniając politykę Niemiec w festiwal megalomanii i impertynencji. Skończyło się to wojną przeciwko całemu światu, przegraną, i bolesnym upokorzeniem. Na fali tego upokorzenia doszedł do władzy drugi, jeszcze większy i bardziej zbrodniczy popapraniec, Hitler, i doprowadził Niemcy do jeszcze większej klęski. Dopiero to podziałało orzeźwiająco i Niemcy pod przywództwem Adenauera i Ludwiga Erharda wrócili na ścieżkę fryderycjańsko-bismarckowską. Narody zachodnioeuropejskie, by ich raz na zawsze spętać, przycisnąć i zmusić do finansowania całej wspólnoty, a szczególnie francuskiego rolnictwa, wymyśliły wspólnotę europejską, przekształconą potem w Unię. Niemcy w to weszły, bo zresztą nie miały innego wyjścia, i w pół wieku przekształciły struktury i mechanizmy, które miały je definitywnie podporządkować Francji i Anglii - w narzędzie swojej dominacji nad kontynentem. Stary Fryc, patrząc dziś ze swojego kotła na frau kanzlerin, pęka z dumy i bije brawo. Państwo, które ma największą w świecie nadwyżkę eksportu nad importem (kudy do niego okrzyczanym pod tym względem Chinom) w zetknięciu z czymś tak zdeprawowanym i zabałaganionym jak dzisiejsza pańszczyźniana Polska nie musi się specjalnie wysilać, by uczynić z niej swoją prowincję. Wystarczy tylko hojnie udzielać pożyczek - przy setkach miliardów kredytów, które dostały nomenklatury III RP na przejedzenie, i równie wielkich unijnych dotacjach, które posłużyły nie tyle rozwojowi infrastrukturalnemu, co spetryfikowaniu nomenklaturowego systemu oraz stworzeniu dla niego rozległej wyborczej klienteli, wystarczy tylko czekać. Polacy nie potrafią przez 25 lat poradzić sobie z wyzwaniem kolei? W końcu kupi je Deutsche Bahn i pokaże dzikusom, jak to się robi. Polacy nie potrafią wyprowadzić swych kopalni na zysk? Ale Niemcy już budują w Polsce nowe, na tych samych "nieopłacalnych" złożach, i przy tym samym, rzekomo wszystkiemu winnym prawie związkowym, wyprowadzą je na plus - jeśli Czesi wyprowadzili na plus odkupioną od Polaków "nieopłacalną" Silesię, to i oni, bądźmy spokojni. Niedługo sami będziemy prosić, nawet bez wielkiego knucia gorzelikowych freikorpsów, żeby wzięli wszystkie i ratowali miejsca pracy. Jak z tymi zadłużonym majątkami z Warmii i Pomorza, przejmowanymi po kolei przez junkrów Starego Fryca. Ludzie mądrzy, którzy znają klasykę science fiction, mogą sobie ze smutnym uśmiechem przypomnieć nowelkę braci Strugackich "Drugi Najazd Marsjan". Możemy sobie opowiadać gromkie pierdoły o "cywilizacyjnym skoku" czy "złotym okresie", ale fakty są takie, że przez 25 lat zmarnowano szansę na polską suwerenność. Stajemy się coraz bardziej kolonią, z dwojga złego o tyle lepiej, że właśnie niemiecką, nie rosyjską. Taka jest rzeczywistość, a rzeczywistość trzeba przyjmować do wiadomości i odnosić się do niej, nie do rojeń. Jak na razie, sensownej reakcji na rozwój wypadków nie widać. Widać dwie złe. Pierwsza, nazwijmy ją "platformerską", polega na lokajskim płaszczeniu się przed kolonizatorem. Każdy wie, że tak naprawdę wynika to ze zwykłej, niskiej nadziei na zapłatę - od zyskownego cieciowania u niemieckiego biznesmena dla pomniejszych, po złoty unijny stolec dla lokaja najbardziej użytecznego. Ale że ludzka natura zawsze usiłuje osłonić czyny małe i podłe dorabianiem do nich wzniosłej ideologii, platformerskie rozpłaszczenie tłumaczone jest "modernizacją". Że niby Niemcy, jeden w drugiego, każdy polityk i każdy menadżer, i każdy szary obywatel, chcą naszego dobra, chcą nas dźwignąć, pomóc, i wcale nie realizują tu swoich interesów, tylko nasze. Nie jest przypadkiem że ta władza zarzyna od lat Instytut Zachodni - właściwie już go zarżnęła, ostatnim aktem ma być przekazanie jego cennej biblioteki jakiejś innej instytucji. Ministerstwo, biedactwo, nie ma marnego miliona na działalność tej zasłużonej placówki - dla porównania, to tylko jedna szósta tego, co państwo PO dołożyło do koncertu niejakiej Madonny, a zaledwie dwa razy więcej niż resort od nauki przyznał w jednym tylko grancie badawczym profesorowi Markowskiemu (to ten pan politolog, który zawsze w telewizji i gazetach chwali rząd i Partię, co oczywiście nie ma z docenieniem go przez ministerstwo żadnego związku). Niektórzy twierdzą, że niszczenie Instytutu to efekt jakich osobistych zawiści pani Kolarskiej Bobińskiej (która skądinąd powinna za to kiedyś stanąć przed sądem), ale to naiwne wyjaśnienie. Po prostu: instytut naukowy rozgryzający politykę Niemiec, monitorujący ją, objaśniający, jest w kolonii nie tylko niepotrzebny, ale wręcz niepożądany. Wszystko, co powinniśmy wiedzieć o Niemcach, powiedzą nam oni sami. Morda do ziemi i na płask! Postawa druga, pisowska, sprowadza się do jojczenia. Jest to ogólna prawidłowość współczesnego patriotyzmu, który tradycja powstańcza uczyniła całkowicie jałowym. Polityk patriotyczny swą jedyną powinność widzi we wskazaniu, że ktoś nas pozbawia tego, co nam się słusznie należy, i że jest to z gruntu niesłuszne. A skoro jest niesłuszne, to Bóg i Światowa Opinia Publiczna powinni się za nami ująć, pomóc nam, dać nam słusznie się należącą niepodległość i suwerenność. A skoro Bóg i Świat nas zawodzą, to jest to jeszcze bardziej niesłuszne i powinno zostać należycie, z właściwym uczuciem i mocą przez polskich patriotów napiętnowane. I tu się para wyczerpuje. A, powiedzmy sobie wprost - czy to nazwiemy ładniej, że jesteśmy u Starego Fryca w kieszeni, czy bardziej brutalnie, że pod butem, to i tam musimy żyć. Oprócz głupich szlachciurów, którzy brnęli w długi, pruski zabór wydobył też z Polski galerię wspaniałych, skutecznych w działaniu Polaków, i ich trzeba dziś naśladować. Trzeba iść drogą Hipolita Cegielskiego i chłopa Drzymały, szanować realia, ale się im opierać, rozpychać, i zamiast się płaszczyć i bezdurno dawać eksploatować, uczyć się od kolonizatora - po to, by bronić przed nim swego, by rozumieć i realizować swoje, a nie jego interesy, a z czasem, kiedyś, daj Boże, na tyle w tej rywalizacji okrzepnąć, by się go pozbyć. Jak w bardzo pouczającym, a równie głęboko jak "Fryderyk Wielki" schowanym w kazamatach telewizyjnych archiwów serialu "Najdłuższa wojna współczesnej Europy". Jeśli Polska ma istnieć, musi się cała stać Wielkopolską. Chyba, że naprawdę została nam już tylko kasza w głowach i wiechcie w miejscu serc, i nie mamy ambicji większych, niż pozostać nacją pastuchów i pachołków, której elity będą się stopniowo korumpować i wynaradawiać. Rafał Ziemkiewicz
Nie idźmy na tę wojnę Na razie najbardziej realny ze wszystkich scenariuszy dla Polski brzmi niezmiennie: kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym Dwa lata temu o tej porze roku wisiała na włosku wojna perska – pacyfikacja Iranu siłami imperium amerykańskiego dla zapewnienia państwu położonemu w Palestynie nieodzownego Lebensraum. Dla Waszyngtonu miało to być również zajmowanie kolejnej rubieży wyjściowej do nieuniknionej wojny z Chinami, którym bilans energetyczny nie domknie się bez irańskiej ropy. Nam, Polakom, przypadła wówczas rola koalicjanta-żyranta. Żeby było jasne, że to „międzynarodowa koalicja” w walce ze „światowym terroryzmem”, a nie zwyczajna napaść, nasze F-16 poleciały nawet pozować do fotografii podczas sojuszniczych manewrów na pustyni Negew. Wówczas to Krzysztof Wyszkowski jako bodaj jedyny publicznie stawiał konkretne pytania i domagał się debaty parlamentarnej w sprawie udziału Polski w tej wojnie. Żadnej debaty, ma się rozumieć, nie było, a redakcja jednego z warszawskich miesięczników p.o. patriotycznych w propagandowym zapale wydrukowała okładkę z prezydentem Iranu Ahmadineżadem w mundurze esesmana z goebbelsowskim pytaniem: „Czy Iran podpali świat?” – dając tym pośredni dowód, że przygotowania wojenne wchodzą w ostatnią fazę, skoro agentura jest motywowana do tak autodemaskujących wystąpień. Choć wszystko było pozapinane na przedostatnie guziki (o czym w prasie izraelskiej z żalem pisano już zimą 2012/13), do rozgromienia Iranu wówczas nie doszło, bo okazało się, że najpierw trzeba „zaprowadzić demokrację” na zapleczu przyszłego frontu, tj. w Syrii. To ostatnie poszłoby pewnie jak z płatka, gdyby kija w szprychy nie wetknęła Moskwa. Równo rok temu okręty rosyjskie na Morzu Śródziemnym znalazły się na kursie kolizyjnym z amerykańskimi – i to ci drudzy wówczas odpuścili. Damaszek nie został więc szczelnie wyizolowany, stąd „zaprowadzanie demokracji” przeciąga się tam niemiłosiernie. Za ten sabotaż Waszyngton postanowił jednak poważnie skarcić Moskwę – i to na terytorium jej „bliskiej zagranicy”. Temu właśnie zawdzięczamy eskalację gniewu ludu na kijowskim Majdanie, która doprowadziła do zmiany tamtejszego reżimu, co z kolei postawiło Putina „na musiku” – jeśli nie chciał przejść do historii jako prezydent, za którego kadencji imperialny potencjał Rosji dozna ostatecznego regresu przez utratę krymskiego wyjścia na morza i oceany. I stąd właśnie wojna ukraińska.
Wypada w tej sytuacji powtórzyć pytanie Krzysztofa Wyszkowskiego: czy my wybieramy się na tę wojnę? A jeśli tak, to może przynajmniej pro forma niech się Sejm wypowie? Wiele bowiem wskazuje na to, że chociaż bez żadnego publicznego „wypowiedzenia”, ale i tak płynnym ruchem wchodzimy w rolę strony walczącej w tym konflikcie. Na razie to przede wszystkim front propagandowy, ale przecież wymierne straty już ponosimy. To dopiero początek, a ilu rolników, ilu transportowców splajtuje jeszcze tej zimy – ile sadów trzeba będzie wyciąć, ile firm zamknąć? Niespecjalnie przejmują się tym nasi wojenni agitatorzy, wśród których egzotyczny sojusz zawiązali oficerowie frontu ideologicznego ze wszech stron: z GWiazdy śmierci i z GaPoli, z WSI24 i z Republiki. I dziś znów, jak dwa lata temu, mobilizowana najwyraźniej agentura ryzykuje nawet dekonspirację przez samoośmieszenie – pohukując na każdego, kto by kwestionował dogmat, że jedynym, największym i ostatecznym winowajcą wszego złego jest Putin. Ale z tego, że Putin nie jest bohaterem naszego romansu, wcale przecież nie wynika, że dobroczyńcami ludzkości są akurat ci, którzy starają się na nasz koszt osiągnąć lepszą pozycję negocjacyjną do nowej Jałty. Co będzie przedmiotem targów? Oczywiście pozycja Rosji wobec wojny imperium amerykańskiego z chińskim. My wam odpuścimy na Ukrainie, a wy nam nie przeszkadzajcie na Bliskim i Dalekim Wschodzie – taka będzie, może już nawet jest, amerykańska oferta. Poza tym kluczowa kwestia: bezpieczeństwa Izraela, który wszak wyczerpał ostatecznie swój resurs geopolityczny i stoi wobec pilnej potrzeby pozyskania bezpiecznej bazy „na stałym lądzie” – czemu nie w Europie Środkowej? Jeśli więc dziś nasi sojusznicy wyrażają niedwuznacznie oczekiwanie naszego większego zaangażowania, z militarnym włącznie, to rozważmy: kiedy nasza brygada pancerna z Żagania zostanie dyslokowana – powiedzmy – w kierunku Żytomierza (czego wizję już przed kwartałem nakreślili nasi sojusznicy z fundacji „Potomac” na zamkniętej prezentacji w Narodowym Centrum Studiów Strategicznych), to co nasi pancerniacy po szczęśliwym (daj Boże!) powrocie do macierzystych koszar zastaną na miejscu? A jeśli istotnie na fali wojennego wzmożenia na polskim terytorium wylądują poważniejsze siły sojusznicze, to jakiej właściwie racji stanu strzec będą na terenie swych faktycznie eksterytorialnych baz (casus: Kiejkuty)? Miło byłoby się mylić, ale na razie najbardziej realny ze wszystkich scenariuszy dla Polski brzmi niezmiennie: kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym. Dobra wiadomość: na odpowiedzi nie trzeba będzie czekać przesadnie długo. Autentycznym probierzem szczerości intencji naszych sojuszników nie będzie bowiem dalsze poklepywanie po ramieniu („Polska jest natchnieniem narodów” – mówił zbrodniarz wojenny Roosevelt do gen. Sikorskiego ledwie kilka lat przed Jałtą), ale realne wzmocnienie potencjału bojowego Wojska Polskiego. Konkretnie: jeśli do przyszłej wiosny Wojsko Polskie nie dostanie przynajmniej części Abramsów z bezużytecznej puli amerykańskich Narodowych Sił Rezerwy czy przynajmniej paru dziesiątków pocisków manewrujących (np. JASSM – Joint-Air-to-Surface Standoff Missile – koniecznie z kluczem do samodzielnego operowania nimi!); jeśli nad Warszawą nie zostanie rozpostarty parasol antyrakietowy systemu Patriot, a polskie lotnictwo nie otrzyma przynajmniej promesy na przyszłe przezbrojenie w F-35 – jeżeli takich znaków na niebie i ziemi nie ujrzymy, to bardzo proszę: ten jeden raz przynajmniej opuśćmy kolejkę. Nie idźmy na tę wojnę. Grzegorz Braun
Pro chińska frakcja generałów usunęła Putina ? Były doradca prezydenta Rosji ds. gospodarczych Andriej Iłłarionow utrzymuje, że zniknięcie Władimira Putina ze sceny politycznej jest wynikiem "spisku generałów", który zawiązał się w Moskwie. Iłłarionow twierdzi, że jego konsekwencją będzie rychłe odsunięcie Putina od władzy. ...(źródło )
„Chiny zwiększą współpracę z Rosją m.in. w obszarze rozbudowy infrastruktury w Azji - ogłosił szef chińskiego MSZ Wang Yi. Zapewnił, że te stosunki gospodarcze "nie są skierowane przeciwko osobom trzecim"....”Wydarzenia międzynarodowe nie mają wpływu na te relacje z Rosją - oświadczył Wang na konferencji prasowej w kuluarach dorocznej sesji parlamentu ChRL, Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych. „....”Wang zapowiedział m.in., że Moskwa i Pekin podpiszą porozumienie, na mocy którego Rosja zaangażuje się w tworzenie "Nowego Jedwabnego Szlaku". Celem tego flagowego chińskiego projektu budowy kolei, autostrad, portów i innych elementów infrastruktury w Azji Środkowej i Południowej, jest ożywienie handlu na kontynencie. Niewątpliwie zamiarem Pekinu jest też zwiększenie swoich wpływów na kontynencie i silniejsze związanie krajów Azji ze swoją potężną gospodarką. „...”Jak zapewnił szef chińskiej dyplomacji, oba kraje "będą ciężko pracować", by zwiększyć wymianę handlową. W najbliższych czasie Pekin i Moskwa zintensyfikują współpracę w budowie szybkich kolei, chińsko-rosyjskich samolotów komercyjnych, rurociągów, a także w finansach i energii jądrowej.- Chiny i Rosją utrzymują dobrą tradycję wzajemnego wspierania się - podkreślił Wang, oceniając, że stosunki miedzy krajami są "dojrzałe i stabilne". ...( źródło )
Bogusław Chrabota „ Zaledwie wczoraj na tych łamach pisałem o adresie prezesów rosyjskich oddziałów niemieckich firm medialnych do Władimira Putina. „...”Prosili o odroczenie egzekucji, którą może być dla ich firm wejście w życie 1 stycznia 2016 roku przepisu, który ograniczy obecność zagranicznego kapitału w rosyjskich spółkach tej branży do jednej piątej. „...”Złośliwi powiedzieliby: nic nowego. Prezesi Springera, Bauera czy Burdy będą mogli przynajmniej przez chwilę poczuć się jak polski rolnik, który z dnia na dzień stracił rynek dla swoich jabłek czy wieprzowiny. „...”Jakie ma to dla nas znaczenie? Cóż, te same firmy są w Polsce i część z nich to istotni gracze na naszym rynku medialnym. Czy wpływają na myślenie Polaków? Wpływają. A jak? Jak chcą, odpowie parlamentarnie każdy z wyobrażalnych ekspertów „....”My wciąż czekamy. A gospodarz Kremla nie żartuje. „...(źródło )
Indie chcą wesprzeć Rosjan przy wydobyciu na Syberii (Reuters/The Economic Times/Teresa Wójcik) Hinduskie państwowe koncerny naftowe, ONGC Videsh Ltd. (OVL) i Natural Gas Corporation Ltd. (ONGC), rozpoczęły rozmowy z Rosnieftem w sprawie nabycia udziałów w złożach ropy i gazu w dwóch zagłębiach na Syberii. Informację potwierdził minister ropy Indii Dharmendra Pradhan. OVL negocjuje z rosyjskim koncernem przejęcie „znaczących” udziałów w dwóch syberyjskich złożach ropy. Rozmowy są na wstępnym etapie, ale wzbudziły duże zainteresowanie. Minister Pradhan nie powiedział wprawdzie, które pola naftowe są przedmiotem negocjacji z Rosnieftem, ale anonimowe źródła z New Delhi, cytowane przez The Economic Times ujawniły, że Rosnieft chce zbyć Hindusom pewne udziały w polach Wankor i Jurubczeno-Tokomskoje. Decyzja polityczna w sprawie transakcji miała zostać podjęta podczas oficjalnej wizyty Putina w Indiach w grudniu 2014 roku, ale wówczas pewne różnice pomiędzy dwoma stronami przeszkodziły formalnemu podpisaniu memorandum. Nieco wcześniej przed tą wizytą, Rosnieft oferował do nabycia 10 proc. udziałów pola Wankor w północnej Syberii, gdzie wydobycie rozpoczęto w sierpniu 2009 roku. W listopadzie 2014 r. Rosnieft potwierdził, że sprzedał owych 10 proc. udziałów w Wankor chińskiej spółce zależnej China National Oil & Gas Exploration Development Corporation, należącej do chińskiego koncernu CNPC. Cena sprzedaży miała wynieść około 1 mld dol. Oprócz Wankor, Rosnieft zaproponował hinduskiemu OVL udział w polu Jurubczeno-Tokomskoje z największymi zasobami gazu w Syberii Wschodniej. Pole było dawniej własnością Jukosu, a zostało przejęte przez Rosnieft w maju 2007. Złoża węglowodorów pola Jurubczeno-Tokoskoje szacuje się na około 991 mln baryłek ekwiwalentu ropy. Wydobycie planowane jest od 2017, The Economic Times poinformował, że pełne wydobycie z pola - 5 mln ton rocznie lub 100 tys. baryłek dziennie – spodziewane jest od 2019 r. OVL koncentruje się na wspieraniu bezpieczeństwa energetycznego Indii poprzez udział w poszukiwaniach i wydobyciu zagranicznych złóż ropy i gazu. W tym sektorze jest zaangażowany w Rosji od lipca 2001 r., kiedy to hinduska spółka nabyła 20 proc. udziałów w projekcie Sachalin-1. Hinduskie koncerny państwowe dotychczas były najbardziej zaangażowane w poszukiwania i wydobycia ropy w regionie Tomska, w Syberii Zachodniej. W styczniu 2009 r. strona hinduska nabyła tam udziały za 2,1 mld dol. przejmując obszar operacyjny 14 koncesji na obszarze 12.690 km2. OVL w ramach swoich udziałów w poszukiwaniach i wydobyciu ropy i gazu za granicą, prowadzi prace w 16 państwach realizując 33 duże projekty.”...(źródło )
Jarosław Sellin „ To Polska ma wszelkie predyspozycje do tego, by kreować politykę w Europie Środkowo-Wschodniej. Jeżeli tylko uwierzymy w nasz naród i naszą historię, możemy budować własną siłę wbrew zapędom Kremla. „....”Bez wątpienia w Rosji nie ma normalnego życia politycznego, ale jest tam demokracja proceduralna. Polega to na tym, że odbywają wybory parlamentarne i prezydenckie – ale to tylko procedury, bo demokracji tam nie ma. „...”Opozycja jest bardzo słaba i nie widzę żadnej poważnej perspektywy na jej umocnienie. Obecną politykę i reżim popiera zdecydowana większość Rosjan „.....”Niedawno amerykański think-tank Stratfor prognozował, że w ciągu najbliższej dekady Polska znacząco umocni swoją pozycję w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. „...”To jest nie tylko prawdopodobne, ale i możliwe – pod warunkiem, że zmieni się w Polsce władza. Jest to niemożliwe, jeżeli nadal będzie rządzić władza, która popełniała takie błędy w polityce wschodniej, która rozmontowała brakiem aktywności Grupę Wyszehradzką i sprawiła, że zaczęło się to zmieniać w układ między Czechami, Słowacją a Austrią. Władza, która łudziła się, że ma jakieś wpływy w ramach tak zwanego Trójkąta Królewieckiego – a tak naprawdę polegało to na tym, że Niemcy z Rosjanami dogadują się ponad głowami Polaków. Prognoza Stratforu byłaby możliwa do spełnienia, gdyby na czele państwa polskiego stanęli ludzie, którzy wierzą w polski potencjał. Ludzie, którzy nie mają kompleksów, którzy chcą wykorzystać zasługi Polaków dla Europy i historii, nasz potencjał ludnościowy, ekonomiczny, geograficzny. „...”Stratfor podaje, że fundamenty wzmocnienia polskiej pozycji to ścisły sojusz z Waszyngtonem oraz współpraca regionalna. Jeżeli PiS dojdzie to władzy, to polska polityka zagraniczna przyjmie właśnie te kierunki za swoją podstawę? „....”Konieczne są ściślejsze, bilateralne stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Sama obecność w NATO i w Unii Europejskiej nie wystarczą jako polisy ubezpieczeniowe dla naszego bezpieczeństwa. Musimy mieć daleko idące, bardzo dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi, także militarne. Następnie konieczna jest odbudowa współpracy w regionie, budowa różnego rodzaju formatów współpracy w gestii bezpieczeństwa i wojskowości – zarówno z krajami bałtyckimi i skandynawskimi, jak i z Rumunią czy z Grupą Wyszehradzką, którą trzeba rewitalizować. To jest nasze zadanie. Polska ma takie możliwości i powinna aspirować do kreowania polityki w tym regionie. Po to, by cały nasz region poczuł się bezpieczniejszy w obliczu odnowienia imperialnej polityki rosyjskiej. Przecież wszyscy sąsiadujemy z Rosją. „...”Rosyjska propaganda nie pozostawia złudzeń: Moskwa obawia się zwiększenia wpływów Polski w naszym regionie. Gdy czytam komentarze zwykłych Rosjan pod artykułami, w których wspomina się o idei Międzymorza, to widać ich wielką niechęć: oskarża się Polskę o chęć odbudowy imperium, o skrajną zależność od Waszyngtonu. Jeżeli Polska podjęłaby próbę odbudowy swojej siły w regionie, to możemy się spodziewać jakichś twardych reakcji Kremla?” ….”....Rozmawiał Paweł Chmielewski „....(źródło )
Rosja stopniowo coraz bardziej staje się politycznym wasalem Chin i ich zapleczem surowcowym. Niechętnie to akceptuje, by móc opierać się Zachodowi - ocenia dr Michał Lubina z Uniwersytetu Jagiellońskiego. „..”Jak mówi w rozmowie z PAP, Rosja i Chiny startowały z podobnego pułapu w 1991 r., po upadku ZSRR.„Minęły 23 lata i dobrze widać, jak wykorzystały ten czas. Rosja to mocarstwo regionalne, desperacko walczące o pozostanie w gronie najważniejszych państw świata. Państwo kierujące się w swojej polityce rewanżyzmem wielkomocarstwowym, z trudem modernizujące się i mające kiepskie widoki na przyszłość” - podkreślił.„Chiny to obecnie drugie supermocarstwo świata, globalny bankier, wkrótce główna gospodarka świata, mogące w ciągu najbliższych dekad zakończyć hegemonię amerykańską. Chiny osiągnęły to nie tylko dzięki lepszym zasobom, ale przede wszystkim dzięki lepszej polityce” - powiedział ekspert.”...”„Od 2008 r. widać jednak wyraźną - i pogłębiającą się - dominację chińską. Chiny coraz skuteczniej czynią z Rosji własne zaplecze surowcowe. Zaś Rosja, która próbowała do tego nie dopuścić od początku XXI w., obecnie zdaje się być z tym pogodzona” - ocenił.„Rosja zajęta konfrontacją wokół Ukrainy - i szerzej - reintegracją obszaru postradzieckiego - musi mieć zabezpieczone tyły od wschodu, czyli od Chin. By móc opierać się Zachodowi, Rosja akceptuje, choć niechętnie, dominację chińską. Uważa, że jest to cena, jaką musi zapłacić za marzenia o odzyskaniu imperium. Rosyjski niedźwiedź jest teraz w wyraźnym cieniu chińskiego smoka” „...”„Rosja się jednak na to zgadza, bo wie, że Chiny nie ingerują w rosyjskie sprawy wewnętrzne, nie chcą obalić reżimu i dominacja chińska daje jej więcej możliwości politycznych niż amerykańska” ...”„W przypadku Rosji oznacza to, że może realizować swoje projekty reintegracji obszaru postradzieckiego - co w skrajnym wypadku może dotyczyć i Polski - pod warunkiem uznania prymatu chińskiego. To powoduje, że Chiny i Rosja są rewizjonistami obecnego ładu światowego. Chcą zrewidować dominację amerykańską, która Polsce służy. Gdyby więc Rosja rzeczywiście nadal szła tą drogą, którą obecnie zmierza - do stania się wasalem chińskim - dla świata oznacza to możliwość końca hegemonii amerykańskiej” „ ...(więcej )
Jacek Bartosiak „ Pierwszy cel , żeby Polska była imperium „.....”Amerykanie postrzegają geografię świata w zupełnie inny sposób niż my. Dla nich jest Euroazja i wokół niej same wyspy. I Ameryka jest najsilniejszą wyspą. Amerykanie nie mogą dopuścić do tego, aby jakikolwiek podmiot zdominował Euroazję, bo to spowoduje, że ten podmiot może rzucić wyzwanie USA. W celu kontrolowania Euroazji, Amerykanie mieli taktykę kontrolowania Rimlandu czyli państw które są uzależnione od handlu morskiego. Dla takich krajów zablokowanie portów powoduje, że muszą się podporządkować. Te państwa są bardzo podatne na presję USA. W głębi lądu Euroazji jest Heartland, na który nie da się tak wpłynąć. To jest głównie Rosja. Polska i Ukraina są na korytarzu między Rimlandem, a Heartlandem. W związku z tym wszystkie wojny i napięcia o równowagę sił odbywają się na tym obszarze „...”Amerykanie odchodzą na Pacyfik w związku z zagrożeniem chińskim. Nigdy wcześniej w historii świata nie było tak, aby bez wojny pretendent wyprzedzał hegemona. A teraz ten pretendent - czyli Chiny - jest ogromną potęgą i do tego, w przeciwieństwie do ZSRS, jest wpięty w handel międzynarodowy „...”Jak byłem za kulisami szczytu NATO w Walii, to widziałem formuły, za pomocą których oceniano siłę państw. I one pokazują, że Niemcy to siła 2, Rosja - 3, USA - 12, a Chiny – 20. Chiny modernizują swoje siły zbrojne i stając się silniejsi od USA w wielu obszarach, wydają mniej niż 1% PKB na obronę. Najmniej od czasu gdy Mao objął władzę. Mówi się, że gospodarka może wytrzymać do 5% nakładów na te cele, więc Chińczycy mają jeszcze ogromne rezerwy „...”W USA i Zachodniej Europie Ukraina jest postrzegana jako upadłe państwo. Amerykanie widzą w tym konflikcie szansę na wynegocjowanie z Rosją mniejszego udziału w zarządzaniu światowym, ale to jest negocjacja. W tym tkwi ogromne niebezpieczeństwo dla Polski. Amerykanie nie widzą w Rosji zagrożenia dla systemu sygnowanego przez USA. Rosjanie są za słabi. I wtedy USA lubią przerzucić ciężar spraw na sojuszników w regionie „...”Od kiedy Niemcy przestały być strategicznie podporządkowane USA, co ma miejsce od mniej więcej okresu II wojny w Iraku, nie potrzebują już wojsk amerykańskich dla zapewnienia bezpieczeństwa, kapitału amerykańskiego dla rozwoju, przestały potrzebować amerykańskich technologii i nie potrzebują rynku amerykańskiego dla zbytu swoich produktów. Za to zaczęły poszukiwać innych rynków na peryferiach Europy, a przede wszystkim nowych gospodarek Europy Środkowo-Wschodniej, które poprzez przystąpienie do Unii Europejskiej stały się w dużej mierze podporządkowane gospodarce niemieckiej. Niemcy zaczęły mieć inne interesy niż sojusz atlantycki, choć jeszcze tego nie wypowiadają wprost. Pewnego dnia UE jednak nie przetrwa. Filarem Unii musi być równowaga między Francją a Niemcami, ale w związku z kryzysem euro teatr się skończył i wszystko zależy od Niemiec. Jak Niemcy się zorientują, że nie ma czego ratować, to porzucą to i będzie wtedy parcie w kierunku Heartlandu. Dlatego Niemcy nie chcą wojny na Ukrainie. Nie chcą obecności Amerykanów w regionie. Nie chcą, by między nimi a Rosją pojawili się nowi gracze „..”Chiny wnikliwie analizowały to, jak dokonano aneksji Krymu i jaka była reakcja Zachodu. Nie wprowadzono wówczas żadnych realnych sankcji na ekonomicznego karła, jakim jest Rosja. To zastanawiam się, jak wprowadzono by sankcje na takiego kolosa jak Chiny „...”Rosja będzie kluczowym zasobem dla USA w rywalizacji z Chinami. Bez Rosji nie da się zablokować Chin. Rosjanie o tym wiedzą i negocjują swoją pozycję „...”Co jest bardziej demokratyczne w szerokim rozumieniu tego słowa? System, w którym politycy muszą dobrze wypaść w telewizji, bo media pokażą ich tak albo inaczej, czy taki, gdzie jest kryterium, że ten polityk musiał się sprawdzić np. w gminie zbudować tamę, a potem go pociągnęli w górę, bo zbudował dwie elektrownie? Co bardziej realizuje interesy społeczeństwa? To jest pytanie, które otwarcie zadają analitycy na Zachodzie, bo klasa polityczna chińska po prostu lepiej zarządza „....”Polska ma zbieżne interesy z USA, ale do pewnego momentu. W interesie amerykańskim jest polska niepodległość status quo czyli Polska na tyle niepodległa, żebyśmy nie weszli np. do Niemiec. W ich interesie nie jest za to wspomożenie nas w wybiciu się na prawdziwą niepodległość, taką jak z I Rzeczypospolitej, dlatego, że Polska jest państwem potencjalnie rewizjonistycznym. Nie jest w stanie przetrwać między Niemcami a Rosją bez wsparcia zewnętrznego gracza. Podmiotowe elity zawsze starałyby się wydobyć z tej sytuacji poprzez stanie się silniejszym od jednego z tych graczy. Od Niemiec nie jesteśmy w stanie stać się silniejsi, ale od Rosji tak. Po I wojnie światowej pokonaliśmy Rosję i byliśmy w stanie wybić się na własną niepodległość, zdobytą we wspaniałej koniunkturze międzynarodowej, ale własną, a nie taką jak po 1989 roku - w statusie „junior partnera”, który biegnie, aby go przytulili i musi się dostosować do norm zachodnich „...”Rosja może się rozpaść i Amerykanom to nie pasuje z 3 powodów. Nie wiadomo bowiem, co się wówczas dzieje z bronią atomową, co się dzieje z Azją Centralną i Arktyką oraz nie będzie wspólnego balansowania przeciwko Chinom. Rosja wie, że zbliża się przewartościowanie sił geopolitycznych i że trzeba mieć silną armię. Liczy, że powtórzy się manewr z 1939 roku, gdy ZSRS był państwem słabym, o zniszczonych więziach społecznych, ale skończył jako mocarstwo. Kwestia ukraińska jest poligonem dla Rosji. To może być zapowiedź trzęsienia ziemi w związku ze wzrostem potęgi Chin. To może być coś w rodzaju kwestii remilitaryzacji Nadrenii przed II wojną światową „...”My musimy przyjąć gradację celów. Pierwszy jest taki, żeby Polska była imperium. Drugi to niepodległość. Czy jesteśmy w stanie ją utrzymać? Tak długo, jak Amerykanie będą ją gwarantować, a oni schodzą na Pacyfik. Gwarantowali granice Ukrainie i co z tego wyszło? Gospodarczo ich prawie w ogóle nie ma w Polsce. Politycy amerykańscy zdają sobie z tego sprawę” ...(więcej )
Tomasz Sakiewicz „ Rozpad imperium, a potem destabilizacja Rosji „...” Rosja wchodzi w okres schyłku swojej mocarstwowości. Najbliższe lata strawi na próbie utrzymania w swojej strefie wpływów krajów byłego ZSRS …..Bez względu na to, czy Kreml wymusi stłumienie siłą ukraińskiego powstania, czy też ustąpi pod naciskiem zbuntowanego społeczeństwa „...”Według Georga Friedmana, założyciela ośrodka analitycznego Stratfor,połowa obecnej dekady to okres schyłku imperialnej Rosji. Miało go poprzedzić agresywne parcie Moskwy na Zachód. Swoje przewidywania Friedman opublikował pięć lat temu i trzeba mu przyznać, że w tej sprawie na razie się nie pomylił. Od ataku na Gruzję w 2008 r. widocznie rośnie zaangażowanie Moskwy w Europie. Rosja zraża do siebie państwa, które jeszcze niedawno szukały z nią porozumienia. Prorosyjskie Niemcy czy współpracujące z Rosją USA zaczynają traktować Kreml jako poważnego rywala. „....”Rosja, jako reprezentant państw zrzeszających 300 mln ludzi, może przynajmniej udawać mocarstwo porównywalne z USA. Po utracie Ukrainy, Gruzji, Mołdawii, a być może i Białorusi i przy fatalnym przyroście naturalnym będzie państwem zamieszkanym przez 120‒140 mln ludzi. „.....” Do niedawna spekulowanie na temat stabilności Rosji było sferą życzeń jej przeciwników.Problem w tym, że za kilka lat Kreml będzie musiał bronić już nie swoich stref wpływów, lecz trwałości terytorialnej kraju. Dzisiaj w samej Rosji mieszka zaledwie 115 mln Rosjan. Drugą grupą etniczną są Tatarzy. Około 10 mln ludzi stanowią mieszkańcy okolic Kaukazu. Rosjanie umierają bardzo młodo (szczególnie mężczyźni), a kobiety są coraz mniej dzietne. Oficjalne statystyki, chociaż i tak fatalne, nie oddają całości problemu. Jedną z głównych przyczyn śmierci mężczyzn jest alkoholizm. Na terenie Rosji mieszkają duże grupy ludności, które choćby ze względów religijnych unikają alkoholu. Tak samo dzieje się ze współczynnikiem dzietności.Czeczenki często mają siedmioro dzieci, podczas gdy u Rosjan jedno dziecko to norma. Najistotniejszy dla przetrwania narodu współczynnik odtworzenia: jedna kobieta powinna urodzić jedną dziewczynkę, u Rosjanek wynosi w granicach 0,7. Po przeminięciu jednego pokolenia samych Rosjan będzie mniej niż 100 mln. Za to narodów nierosyjskich może być 30‒40 mln.Ta statystyka w ogólenie uwzględnia milionów Chińczyków, którzy nielegalnie zasiedlają Syberię. Do tego należy jeszcze dodać zjawisko bardzo licznej emigracji. Wyjeżdżają najbogatsi, wykształceni i młodzi. Co z tego wynika?Rosja będzie musiała wydać ogromne środki na utrzymanie zwartości terytorialnej. Po buncie w krajach byłego ZSRS narody żyjące na obrzeżach Federacji będą miały ułatwioną drogę wyjścia. „.....”Pierwszym przejawem agresywnej odpowiedzi Rosji na ekspansję Zachodu była inwazja na Gruzję. Wtedy Moskwa przekonała się, że oprócz Waszyngtonu czy Berlina ma w bliskiej strefie wpływów jeszcze jednego rywala:koalicję byłych państw komunistycznych. Koalicja okazała się na tyle silna, że wyhamowała militarny atak Moskwy. Musiała doprowadzić do jej zniszczenia. Głową tej koalicji był Lech Kaczyński.Ponieważ nie miał on wsparcia swojego rządu, wystarczyła jego fizyczna likwidacja i dopuszczenie do głosu w Polsce sił, które nie miały ambicji prowadzenia polityki wschodniej.„....”Zarówno Berlin, jak i Waszyngton są zainteresowane budową silnej strefy euroatlantyckiej. USA – bo mają w tym interes ekonomiczny, a Niemcy – bo specjalnie nie mają wyjścia. „....”Zachód chce poszerzyć swoje struktury, nie włączając w nie Rosji. W tym może mu pomóc przede wszystkim powrót do polityki Lecha Kaczyńskiego ….(więcej )
Źródło: Foreign Policy, Agnieszka Stelmach. „Brzeziński dostrzega pewne analogie miedzy tym, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, a tym, co zdarzyło się w Europie w czasie wojny trzydziestoletniej. Wskazał na wzrost identyfikacji religijnej jako główny motyw działania politycznego. Dodał, że tylko kilka państw z regionu potencjalnie może być w miarę stabilnych, ze względu na tożsamość i poczucie jedności oraz siłę militarną. Do tej grupy zaliczył: Turcję, Iran, Izrael i Egipt. - Reszta, bardzo liczna jest bardzo niespokojna. Łatwo w nich o destabilizację ze względu na brak spójności i wspólnej tożsamości- zaznaczył.”..”Nie ma zagrożenie nuklearnego ze strony IranuBrzeziński opowiada się także za współpracą z Iranem, który jego zdaniem ma wyjątkową rolę do spełnienia w regionie. Iran jest prawdziwym państwem narodowym, solidnym graczem na arenie międzynarodowej, mogącym stabilizować sytuację w regionie i powstrzymywać aspiracje sunnitów, zwłaszcza z Arabii Saudyjskiej. Zdaniem byłego doradcy Cartera, tzw. zagrożenie nuklearne Iranu jest „sztucznie stworzonym problemem”. Iran potencjalnie może dysponować jedną nieprzetestowaną bombą atomową, a Izrael ma ich od 150 do 200. Stąd, gdyby Żydzi chcieli, mogliby uśmiercić wszystkich Irańczyków. „...”Waszyngton powinien zawrzeć ciche porozumienie z Pekinem i Moskwą dotyczące tego, co w regionie Bliskiego Wschodu i Afryki będzie można uznać za niedopuszczalne zagrożenie. Ze względu jednak na słabość Rosji i jej zaangażowanie na Ukrainie, Brzeziński postuluje ściślejszą współpracę z Chińczykami. „...”Wciągnięcie Rosji do UE „w interesie naszego wspólnego dobra”Brzeziński ostro skrytykował niemoc i samolubstwo Europejczyków, zainteresowanych jedynie „dzieleniem pieniędzy w Brukseli” i nie mających szerszej wizji polityki międzynarodowej. Wyraził jednak nadzieję, że w końcu Rosja zostanie wciągnięta do UE „czując na sobie oddech Chińczyków, co będzie w interesie naszego wspólnego dobra".Dlaczego Brzeziński postuluje ścisłą współpracę z Chińczykami? Uważa on, że między USA i Chinami „nie ma ideologicznego zderzenia, jak to miało miejsce w przypadku konfliktu USA z ZSRR czy z Niemcami hitlerowskimi". Zdaniem byłego doradcy Cartera „Stany Zjednoczone i Chiny są skazane na współpracę, jeśli świat ma mieć system, który jest skuteczny.” Amerykanie jednak nie powinni „obnosić się” z tą współpracą, by nie prowokować jej przeciwników.”...” Odnosząc się do konfliktów nacjonalistycznych w Azji Brzeziński zalecił daleko idącą ostrożność, by nie uwikłać Ameryki w realizację imperialnych interesów odżywających nacjonalizmów, jak np. japońskiego. - W związku z traktatem o niesieniu pomocy myślę, że traktat musi być rozumiany przez strony jako obejmujący podstawowe interesy obu krajów. A to znaczy, że jesteśmy zainteresowani sukcesem demokracji japońskiej i wzrostem jej zdolności wojskowych, o ile mogą przyczynić się one do zwiększenia stabilności globalnej. Nie mamy interesu w tym, aby Japonia wykorzystywała swój potencjał ekonomiczny i militarny do realizacji ściśle określonych celów narodowych – tłumaczył...(więcej )
Brzeziński ”- Dzisiaj skuteczną polityką może być tylko efektywna współpraca między głównymi grupami państw bliskich kulturowo, cywilizacyjnie i zarazem podobnie myślących .”...„ Niezależnie od warunków wewnętrznych powinniśmy odbudowywać potęgę naszej cywilizacji w relacjach zagranicznych „....”Stary Kontynent powinien iść w stronę pogłębienia ogólnoeuropejskiej tożsamości politycznej „...”Widać, że polityczne działania większości ludzi na całym świecie są motywowane nie tylko przez ich osobiste frustracje, ale przez różne resentymenty kulturowe, religijne i etniczne. Z tego wynika właśnie dzisiejszy chaos na scenie międzynarodowej.Trudno oprzeć się wrażeniu, że to światowe zamieszanie jest coraz większe. Dlatego w takim chaosie skuteczną polityką może być tylko efektywna współpraca między głównymi grupami państw bliskich kulturowo, cywilizacyjnie i zarazem podobnie myślących. „.....”Bez silnej Europy nie uda się odbudować naszej potęgi, gdyż Europa jest po prostu kluczowym elementem Zachodu, jakkolwiek chcielibyśmy ten Zachód widzieć. Współpraca między Ameryką a Starym Kontynentem musi stanowić trzon naszej cywilizacji, bo inaczej Zachód dalej będzie tracił swą moc. Stąd silna politycznie Unia Europejska jest zarazem istotnym elementem budowy bardziej stabilnego świata „....(więcej )
Jędrzej Bielecki „Przyciśnięci kryzysem Europejczycy i Amerykanie poświęcają partykularne interesy, aby błyskawicznie utworzyć megablok wolnego handlu.„....”Wczoraj sekretarz stanu USA John Kerry i przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso uzgodnili, że już w czerwcu rozpoczną się rokowania nad utworzeniem strefy wolnego handlu między dwiema największymi gospodarkami globu „....”Zbigniew Brzeziński idzie jeszcze dalej. – To porozumienie powstrzyma upadek Zachodu. Stworzy nową równowagę sił między Atlantykiem i Pacyfikiem, a także odnowi więź transatlantycką, która bardzo osłabła – przekonywał w ubiegłym tygodniu niegdysiejszy doradca ds. bezpieczeństwa Jimmy'ego Cartera. „....”Normy, które ustalą Europejczycy i Amerykanie, staną się de facto normami światowymi. Wspólnie UE i USA to prawie połowa światowej gospodarki i 40 procent światowego handlu – zauważa Zsolt Darvas. „...”Już teraz państwa spoza Unii obawiają się, że pozostaną na uboczu tak potężnego bloku. Przed przyjazdem do Brukseli Kerry odwiedził Ankarę, gdzie usłyszał, że Turcja chce się przyłączyć do amerykańsko-europejskiej umowy. Wcześniej to samo zapowiedział premier Japonii Shinzo Abe.W ten sposób plan uzgodniony przez Kerry'ego i Barroso może się stać zaczątkiem globalnej struktury.– Demokracje zachodnie muszą stworzyć transatlantycki blok,który zrównoważy rosnącą potęgę Chin – przekonuje Zbigniew Brzeziński.”(więcej )
wybitny chiński politolog, wiceprezes Towarzystwa Międzynarodowych Badań Strategicznych w Szanghaju profesor Feng Shaolei:Wydaje się, że BRICS to nie tylko nowy format dla reformy międzynarodowego systemu finansowego, ale także w szerszym znaczeniu - platforma do omówienia możliwych obszarów współpracy w nowej sytuacji gospodarczej. Jest to również baza polityczna dla budowy nowego ładu międzynarodowego.”...”Niektóre kraje BRICS, jak na przykład Rosja i Chiny, mają dobre stosunki dwustronne. Jednak, nie są one jednym organizmem gospodarczym. Dana umowa umożliwia jego powstanie.Ściśle mówiąc, decyzja o utworzeniu Banku Rozwoju BRICS posiada wymiar nie tylko ekonomiczny, ale także polityczny. Po upadku koncepcji tak zwanego „konsensusu waszyngtońskiego” na bazie wspólnych wartości (idea, której celem było zbudowanie jednobiegunowego świata z centrum w Stanach Zjednoczonych), świat potrzebuje nowych rozwiązań. BRICS proponuje własną wersję „połączenia różnic” - koncepcję policentrycznego i multicywilizacyjnego systemu międzynarodowego. '.....(więcej
Guy Sorman „ USA mają ogromną przewagę nad krajami BRICS, zarówno militarną, jak i gospodarczą. I to się szybko nie zmieni. XX w. był wiekiem Ameryki i będzie nim także XXI w. „...”Kraje BRICS podczas szczytu w lipcu w brazylijskiej Fortalezie postanowiły powołać konkurencyjny dla banku światowego instytut finansowy oraz własny fundusz walutowy. Wydaje się, że z klubu dyskusyjnego BRICS powoli zamieniają się w coraz bardziej sformalizowaną grupę państw kwestionujących dotychczasowy ład globalny. Będą w stanie zagrozić pax americana?„..”Byłbym ostrożny w formułowaniu takich tez. Kraje BRICS to dziś zrzeszenie państw, które niewiele łączy. Pojawiły się w chwili, gdy Stany Zjednoczone wydawały się na równi pochyłej, a Europa była pogrążona w poważnym kryzysie. Cztery kraje członkowskie BRICS, Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, były wówczas rzeczywiście krajami wschodzącymi. To się w międzyczasie jednak zmieniło. Stany Zjednoczone powróciły do roli gospodarczego przywódcy, a Unia Europejska się gospodarczo ustabilizowała. Tymczasem Brazylia pogrążyła się w kryzysie. Rosja jest na skraju recesji, a w Indiach wzrost gospodarczy poważnie zwolnił. Tylko RPA, piąty kraj BRICS, który dołączył do nich nieco później, jest gospodarczo mniej więcej stabilny. W chwili gdy BRICS powstało, wydawało się spójne i obiecujące. Dziś to konstrukcja sztuczna. Kraje wchodzące w jego skład są niespójne, zarówno gospodarczo, jak i finansowo. „...”Na czym polega ta niespójność? Kraje BRICS twierdzą, że łączy ich intencja reformy międzynarodowego systemu finansowego i monetarnego. Systemu, który ich zdaniem faworyzuje Zachód… „...”To wszystko brzmi pięknie. Jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. Rosja, wskutek działań na Ukrainie, jest obecnie międzynarodowym pariasem, a Indie usiłują się zbliżyć do USA, bez względu na to, co mówiły na szczycie w Fortalezie. Ze strachu zresztą przed Chinami, z którymi mają w ramach BRICS podważać globalny ład. Interesy tych dwóch krajów są zupełnie przeciwstawne i nie wyobrażam sobie, by dało je się ze sobą połączyć. Kraje BRICS nie mają także wystarczającego kapitału, by stworzyć własny bank rozwoju. Mają na to zbyt duże własne zapotrzebowanie finansowania. Pomysł ten wydaje mi się więc co najmniej kuriozalny. Wszystkie kraje BRICS bezustannie poszukują środków na międzynarodowych rynkach finansowych. Przede wszystkim Indie i Brazylia. Rosja jest obecnie, wskutek sankcji, częściowo od nich odcięta. „...”Amerykańska dominacja jest bezsporna. To USA stworzyły światowy system finansowy i monetarny, zależny od dolara, a kraje wschodzące odgrywają w nim tylko marginalną rolę…Owszem. Stany Zjednoczone dominują w Banku Światowym i w mniejszym stopniu w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. To jednak jest tylko instytucjonalnym odzwierciedleniem rzeczywistości. Mamy dominację dolara i amerykańskie przywództwo. Ale że tak jest, nie jest winą Amerykanów. Żaden inny kraj nie był w stanie stworzyć waluty rezerwy podobnie bezpiecznej jak dolar amerykański. Kiedy spojrzy się na światową mapę patentów, czyli na to, ile patentów zostało złożonych na świecie i przez kogo, to na pierwszym miejscu są USA, na drugim Japonia, UE na trzecim, a potem daleko za tą trójką Korea Południowa. Kraje BRICS w kategorii patentów praktycznie nie istnieją. Tak samo Rosja, jak Indie i Chiny. Nie wspominając o Brazylii. Ta światowa karta patentów daje dobrą wskazówkę na przyszłość. W następnych latach, poza agitacją antyamerykańską, nie widzę szansy na znaczące zmiany. BRICS powoli wychodzą z mody. Nikt nie mówi już o gospodarkach wschodzących. Tylko schodzących. „..”Jeśli sytuacja jest taka, jak pan twierdzi, to dlaczego kraje BRICS coraz głośniej mówią o podważaniu obecnego światowego ładu? Należy odróżnić deklarację od rzeczywistości. Oficjalny dyskurs w Chinach kładzie wyraźny nacisk na suwerenność i niezależność. Na opór wobec amerykańskiego imperializmu. „...”Gdzie Chińczycy inwestują swoje pieniądze? Gdzie chiński bank centralny inwestuje swoje pieniądze? W USA. Stany Zjednoczone są dla Chińczyków także wzorem do naśladowania. Modelem sukcesu. Oni chcą być tacy jak Amerykanie. A nie jak Rosjanie czy Brazylijczycy. Chińczycy mają dwa wzory: USA i – kuriozalnie, biorąc pod uwagę historię – Japonię. Krajowi Kwitnącej Wiśni udało się bowiem połączyć modernizację z zachowaniem tradycji. Jeśli chodzi o niepodległe postkolonialne Indie, to skonstruowały się one, z inicjatywy zresztą Mahatmy Ghandiego, przeciwko Zachodowi. Nie chciały, by hinduskie społeczeństwo było kopią zachodniego modelu. Ani modelu sowieckiego. Tylko oryginalną kreacją. Ta idea pozostaje bardzo żywa w Indiach. To nieco schizofreniczne przedsięwzięcie, bowiem od lat 90. Indie stały się krajem ultrakapitalistycznym. A od czasów prezydentury George’a Busha są efektywnie sojusznikiem USA. Zdaniem władz w Delhi zagrożenie leży bowiem na północy. Są to Chiny i Rosja. Tu także trzeba więc odróżnić dyskurs od rzeczywistości. Nowy premier Indii Narendra Modi jest bardzo prozachodni i proamerykański. Chce dalej rozwijać potencjał nuklearny kraju, a to nie jest możliwe bez zgody USA. Podobnie jest w Brazylii i w całej Ameryce Łacińskiej, gdzie dyskurs niepodległościowy jest równie silny. Tyle że w realu niewiele z tego wynika. Chcieć to jedno, a móc to drugie. Większość tych krajów łączy z USA jakaś wspólnota interesów, która nie łączy ich niestety między sobą. „...”Jaka jest więc przyszłość BRICS? Kiedy BRICS się utworzyły, rzeczywiście pojawiła się nadzieja na to, że uda się im obejść USA i Europę. Że uda się utworzyć coś w rodzaju osi południe–południe. Dziś ta iluzja pękła jak bańka mydlana. ...(więcej )
Prof. Tadeusz Marczak”...”Pierwszy użył tego terminu w 2001 roku Jim O’Neill, główny ekonomista znanego banku Goldman-Sachs. „....”grupa BRICS zakwestionowała dotychczasową pozycję i funkcję dolara.”....” Coraz częściej oraz coraz donośniej domaga się wprowadzenia nowej waluty światowej opartej na złocie. „....”Szczególną rolę miałyby tutaj do odegrania Chiny. Uwagi kół amerykańskich nie uszedł fakt, że wysunęły się one na pierwsze miejsce w świecie, jeśli chodzi o wydobycie złota, a ponadto intensywnie skupują złoto za granicą. W okresie między 2003 a 2008 rokiem Pekin zwiększył swoje zasoby złota z 600 ton do 1 tys. 54 ton. „.....”Otóż emisją dolara zajmuje się utworzony w 1913 roku Bank Rezerwy Federalnej, który jest prywatnym bankiem centralnym. Rząd amerykański, demokratycznie wybrany, nie ma prawa emitowania pieniądza .Sytuacja taka nie wypływała z ideałów, jakimi kierowali się ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych. Thomas Jefferson, autor amerykańskiej Deklaracji Niepodległości i trzeci w kolejności prezydent, już w 1787 roku przestrzegał: „Jeśli naród amerykański pozwoli prywatnemu bankowi centralnemu na kontrolę nad emisją państwowego pieniądza, to bank ten, stosując inflację, będzie zabierał ludziom ich majątek aż do momentu, kiedy pewnego ranka ich dzieci zbudzą się, a ich dom rodzinny i odziedziczona po przodkach ziemia będą na zawsze stracone”....”Ustrój Stanów Zjednoczonych traktowany jako wzorzec demokracji opiera się na zasadzie trójpodziału władz: ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Przeoczono jednak fakt bądź nie znaleziono remedium na władzę pieniądza i jej nadrzędność w stosunku do pozostałych. A tę nadrzędność w sposób niepozostawiający złudzeń wyraził bankier Mayer Rothschild: „Dopóki jestem w stanie kontrolować emisję pieniądza w danym kraju, nie dbam o to, kto w nim stanowi prawo”. …..”I tak Brazylia w 2025 osiągnie PKB Włoch, a w 2031 roku Francji. Rosja, jeśli chodzi o PKB, w 2027 roku dogoni Wielką Brytanię, a w 2028 roku Niemcy. Indie w 2032 roku zrównają się z Japonią. Chiny natomiast w 2041 roku prześcigną Stany Zjednoczone i staną się czołową gospodarką świata.” ….(więcej )
Independent Trader”Zaledwie 3 lata temu niemalże cały handel złotem oraz srebrem koncentrował się w Londynie, Nowym Yorku oraz Zurichu. Ponad 98% wszystkich obrotów stanowiły kontrakty terminowe rozliczane w gotówce. Oznaczało to, że strony kontraktu, sprzedawca i kupiec nie wymieniały między sobą metalu fizycznego lecz tylko rozliczały różnicę w cenie między dniem zawarcia kontraktu oraz dniem rozliczenia. Taki system handlu umożliwiał wpływanie na cenę za pomocą papierowych derywatów nie mających żadnego powiazania z fizycznym metalem. W ekstremalnych sytuacjach gdy duży kupiec żądał dostawy fizycznego metalu co nie było na rękę operatorom giełdy oferowano premię dolarową za rozliczenie kontraktu gotówką. „....”Sytuacja zaczęła się zmieniać w 2011 roku gdy giełdy w Szanghaju oraz Hong Kongu zaczęły na masową skalę handlować fizycznym złotem. Chiny od kilku lat są największym importerem złota więc ulokowanie w Azji centrum handlu metalem fizycznym było tylko kwestią czasu. „.....”Najważniejszy jest jednak fakt, że handel dotyczy metalu fizycznego, a nie papierowych derywatów. „....”Obecny transfer złota czy srebra z zachodu na wschód sprawia, że manipulanci mają coraz mniej amunicji umożliwiającej regulację cen metalu. „.....”prawdziwy handel przeniósł się już do Azji i główni gracze doskonale zdają sobie z tego sprawę. „....”O ile np. przez Hong Kong jeszcze w 2009 roku przechodziło ok 20 ton złota miesięcznie o tyle w ostatnich miesiącach sprzedaż oscyluje w okolicy 200 ton miesięcznie co odpowiada w przybliżeniu globalnej produkcji. „....”W całym procesie zastanawiający jest jeszcze fakt czemu główna kwatera JP Morgan na Manhattanie została w tajemnicy sprzedana Chińczykom.Ostatecznie był to flagowy budynek Davida Rockefeller’a pełniący funkcję finansowego centrum dowodzenia przez kilka dekad. Być może poza budynkiem chodziło o największe na świecie magazyny dla złota dzięki którym Chiny mogą kontynuować zakupy bez przyciągania zbędnej uwagi. Albo też cel jest bardziej długofalowy i obecny budynek JPM pod rządami Chińczyków ma pełnić funkcję regionalnego centrum rozliczeń dla planowanego Gold Trade Settlement. „.. (więcej )
„Według prywatnej agencji wywiadu Stratfor, nazywanej „cieniem CIA”, a założonej przez słynnego analityka geopolityki George’a Friedmana, czekają nas wkrótce ogromne zmiany. „....”Stratfor przewiduje, że w ciągu najbliższej dekady rozpadnie się w pewnej mierze Federacja Rosyjska. Ma to zostać spowodowane przez fiasko obecnej ekonomii, a przede wszystkim przestawienia rosyjskiej gospodarki na uzależnienie od surowców. Rosja przestanie być zdolna do utrzymywania „narodowej infrastruktury”, zwłaszcza na peryferiach. Zdaniem Stratforu o przyłączenie do Finlandii może starać się Karelia, a nadmorskie regiony na Dalekim Wschodzie mogą wybić się na niepodległość. Rosja straci też wpływy na Kaukazie, a Azję Środkową czeka po prostu destabilizacja. „....”Beneficjentem tych zmian ma być Polska. Według Stratforu wzrosną nasze wpływy na Ukrainie i na Białorusi. Rola Warszawy w polityce międzynarodowej znacząco wzrośnie dzięki sojuszowi ze Stanami Zjednoczonymi. Na wzmocnienie pozycji Polski wpłyną też problemy Unii Europejskiej, która nigdy nie odzyska już swojej dawnej jedności. Mocno ucierpi tu ekonomia Niemiec, a co za tym idzie: ich siła polityczna. „Wolne miejsce” ponownie wykorzysta zdaniem Stratforu właśnie Polska. „...”Analitycy przewidują też, że Polacy staną na czele swoistej antyrosyjskiej koalicji. Dużą rolę odegra w niej też Rumunia. Ta koalicja, którą możemy chyba nazwać po prostu restytuowanym Międzymorzem, ma znacząco wpłynąć na zmianę rosyjskiej strefy wpływów, odzyskując wiele terenów spod władzy Kremla. Stratfor uważa też, że koalicja ta, pod polskim przewodnictwem, być może sięgnie nawet dalej na wschód, niż tylko do Białorusi i Ukrainy, zdecydowanie wzmacniając polską pozycję w całym regionie. „...(źródło )
„Od przejęcia części historycznego greckiego portu w Pireusie przez chińską firmę Cosco obroty wzrosły tam dwukrotnie tylko w czasie ostatniego roku. „Grecka” część portu przygląda się temu ze sceptycyzmem i być może także zazdrością, pisze New York Times.„...”Możliwości przeładunkowe „chińskiej” części portu wzrosły przez ostatni rok ponad dwukrotnie, do 1,05 miliona kontenerów. Chociaż poziom zyskowności nie imponuje – firma zarobiła 4,98 miliona euro przy obrotach 72,5 miliona euro – jest tak głównie dlatego, że lwią część zysków Chińczycy reinwestują. Kosztująca łącznie 299 milionów euro modernizacja ma w przyszłym roku zwiększyć zdolność przeładunkową do 3,7 miliona kontenerów rocznie i uczynić Pireus jednym z dziesięciu największych portów świata. Wznoszone są również fundamenty pod nowe nabrzeże w części zarządzanej przez Cosco. „...”Po drugiej stronie ogrodzenia oddzielającego chińską i grecką część portu kapitan Fu mówi, że chciałby, żeby Cosco zarządzało całym Pireusem, gdyby rząd w Atenach wystawił port na sprzedaż. Taka ekspansja ugruntowałaby chińską dominację w miejscu będącym jedną z głównych strategicznych „bram wjazdowych” do południowej Europy i na Bałkany. „. ...(więcej )
„Chiński koń trojański w Europie . Grecja „...”W ważny europejski przyczółek Chin przekształca się Grecja - uważa Eva Anastasiadou z Royal United Services Institute (RUSI) „....” Grecja zostanie wykorzystana w charakterze konia trojańskiego do stopniowego zwiększania strategicznego wpływu Pekinu na starym kontynencie - napisała Anastasiadou w biuletynie tego ośrodka analitycznego.Jej zdaniem Pekin w swej polityce rozwojowej kładzie nacisk na ekspansję handlu i koncentruje uwagę na globalnej infrastrukturze portowej ułatwiającej dystrybucję chińskich towarów i podnoszącej rangę Chin w światowym handlu.”......”Częściowe przejęcie kontroli nad jednym z najważniejszych portów w południowo-wschodniej Europie i inwestycje w liczne projekty infrastrukturalne w innych rejonach Grecji mogą być początkiem politycznego i gospodarczego uzależnienia Aten i podporządkowania ich sobie przez Chiny - obawia się analityczka ośrodka RUSI ….(więcej )
Paweł Rożyński „ Drugie wejście Smoka” …...” Kilka dni temuChińczycy kupili za około 300 mln zł zakłady łożysk tocznych w Kraśniku „....”Bo inwestycja w Kraśniku to tylko element nowego zjawiska, jakim jestprzyspieszenie chińskich inwestycji nad Wisłą „....”Dotychczas największą inwestycją Chin było przejęcie w ubiegłym roku przezLiuGong Machinery cywilnej części huty Stalowa Wola, produkującejmaszyny budowlane i dla górnictwa „....”Beijing West Industries i PCM kupiły od Delphi fabryki części samochodowych w Gliwicach, Tychach i Krośnie. „....”W Łodzi zainwestowały takie firmy jak Yuncheng i Dong Yun, które wytwarzają urządzenia dla branży poligraficznej, czy koncern Victory Technology produkujący części do telewizorów LCD „....”W grudniu 2011 roku do Chin udał się prezydentBronisław Komorowski. Podczas pierwszej wizyty polskiej głowy państwa od 14 latmówił o „partnerstwie strategicznym”. Z kolei w kwietniu 2012 roku premier Wen Jiabao jako pierwszy od 25 lat premier Chin przybył z wizytą do Polski. Spotkał się z liderami 11 państw Europy Środkowej i Wschodniej. Przedstawił12-punktowy program promowania przyjaznej współpracy z tą częścią Starego Kontynentu, m.in. przyznanie specjalnej linii kredytowej dla chińskich inwestorów o wartości 10 mld dol. „.....”W ubiegłym roku swoje przedstawicielstwa otworzyły w Polsce dwa największe chińskie banki: Bank of China (BoC) oraz Industrial and Commercial Bank of China (ICBC). Mają zapewnić finansowanie kapitałowi zza Wielkiego Muru.. Na początku tego roku Państwowa Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ) prowadziła 13 „chińskich projektów”, co dawało Państwu Środka trzecie miejsce wśród potencjalnych inwestorów zainteresowanych Polską. „....”według waszyngtońskiej Fundacji Heritage zagraniczne inwestycje Państwa Środka sięgają już72,7 mld dolarów rocznie. „.....”W GrecjiChińczycy wykupili wielki port w Pireusie. „....”W 2010 roku koncern motoryzacyjny Geely przejął od Forda za 1,3 mld dolarów szwedzkie Volvo. Przed dwoma laty Lenovo przejęło niemieckiego producenta sprzętu komputerowego i drukarek Medion, stając się trzecim co do wielkości graczem na niemieckim rynku komputerów „.....” Zdaniem amerykańskiej firmy doradczej Rhodium do 2020 r. łączna wartość chińskich inwestycji w Europie mogłaby osiągnąć 500 mld euro. „....”Jak pisał „Financial Times”, „chiński flirt z państwami naszego regionu może stanowić próbę podkopania europejskiej jedności w kwestii wzajemnych stosunków z Chinami”. ...(więcej )
Profesor Barbara Liberska „Czy consensus Pekiński zastąpi waszyngtoński „ Noblista Robert Fogel twierdzi, że w roku 2040 wartość chińskiego Produktu Krajowego Brutto osiągnie 123 biliony USD – prawie osiem razy tyle, ile obecnie wynosi amerykańskie PKB. „....”Chińscy przywódcy mają już opracowane plany, które mają do tego doprowadzić. Bo to jest kraj, który ma świetnych ekonomistów, znakomite ośrodki badawcze, które są w stanie opracować wszystkie elementy niezbędne dla kreowania najlepszej polityki gospodarczej. Na tym polega fenomen tej gospodarki. Chińczycy na każdym etapie rozwoju są świadomi wewnętrznych i zewnętrznych uwarunkowań i szukają takich rozwiązań, które są dla nich najbardziej korzystne, niezależnie od tego, co mówią inni. „....”Bo Chiny mają nie tylko fabryki pełne niewykształconych wieśniaków, ale także armię naukowców. Jak się podróżuje po Chinach i wjeżdża nawet do średnich jak na warunki tego kraju miast, to widać przepiękne kompleksy nowych uniwersytetów technologicznych, w których w sumie kształci się prawdopodobnie więcej osób niż w całym świecie zachodnim. „....”co roku doktorów matematyki, fizyki czy informatyki w Chinach przybywa więcej niż w USA. Mało tego – wielu z nich zdobyło te doktoraty na najlepszych amerykańskich uniwersytetach. „....”Konsensus pekiński”...”Ja ten model, który przyjęły Chiny, nazywam globalizacją kontrolowaną, niektórzy mówią o globalizacji zarządzanej. To znaczy, że kraj otwiera się na globalizację, ale na swoich własnych warunkach, nie rezygnując z możliwości kontroli nad przepływami kapitału i nad działaniami inwestorów zagranicznych, przyjmując selektywnie reguły wolnorynkowej gry i otwierając się tylko w wybranych sektorach. Ten chiński model jest atrakcyjny dla wielu krajów Trzeciego Świata, które przeżywały w przeszłości rozmaite kryzysy walutowe czy finansowe w efekcie słuchania się rad MFW i otwarcia rynków finansowych. Więc przynajmniej tak długo, dopóki Chiny są w stanie nie dopuścić do podobnego kryzysu u siebie, będą one uważały, że chiński wzorzec jest rozwiązaniem pozwalającym ustrzec się kryzysowych sytuacji. Ktoś nawet użył określenia Bejing consensus w opozycji do pojęcia Washington consensus, czyli neoliberalnego modelu, jaki Międzynarodowy Fundusz Walutowy proponował krajom słabiej rozwiniętym, które chciały wyciągnąć korzyści z globalizacji.”...(więcej )
„Prywatna firma przygotowuje lądownik, który poleci na Srebrny Glob już w przyszłym roku. Będzie szukał cennych metali i minerałów. „....”Kalifornijska firma Moon Express zdążyła już przeprowadzić pierwsze testy prototypu lądownika MX-1 w Centrum Kosmicznym im. Kennedy'ego na Florydzie. „....” Moon Express chce na Księżycu prowadzić prace górnicze. – Byliśmy na Księżycu aż 50 lat temu, ale teraz mamy w kieszeniach smartfony, których moc obliczeniowa jest większa niż komputerów, dzięki którym pierwsi ludzie polecieli w kosmos – mówi sieci CNBC prezes firmy Naveen Jain. – Rozwój technologii pozwala nam robić rzeczy, które były nie do pomyślenia.Te rzeczy to m.in. poszukiwanie i wydobywanie złota, kobaltu, palladu, platyny oraz izotopu helu-3. Mógłby on być wykorzystywany do zasilania stacji księżycowych, pojazdów kosmicznych, a nawet produkcji energii na Ziemi.Pojazd z lądownikiem MX-1 prawdopodobnie zostanie wyniesiony przez rakietę na niską orbitę Ziemi, gdzie odpali własne silniki i dotrze do Księżyca. – Lądowanie nie jest takie trudne „....(źródło )
Maciej Szczepański Były szef Radiokomitetu „ Telewizja jest zawsze polityczna i zawsze próbuje wykonywać jakieś polityczne zadania. Od razu powiem, że nie ma na świecie niezależnych mediów. Ględzenie o niezależnej telewizji lub gazecie to są bzdety. Każda redakcja, czy to elektroniczna, czy papierowa, jest zależna albo od swojego politycznego protektora, albo od wydawcy, który jest zależny od ekipy rządzącej. Pani myśli, że TVN nie liczy się z ekipą rządzącą? Przecież doskonale wie, że jakkolwiek przedstawiciele rządu nie mogą bezpośrednio wkroczyć na jego teren, ale mają możliwości, by bardzo skutecznie obrzydzić nadawcy życie, jeśli tylko będą chcieli. I to w sposób taki, że trudno będzie ich złapać za rękę! Każda profesjonalna telewizja, dobrze zorganizowana, dobrze zarządzana i o dużym zasięgu, jest znakomitym instrumentem władzy dla ekipy rządzącej lub instrumentem walki o władzę dla ugrupowania, które ma ją pod swoją polityczną kontrolą. „...” Pod względem fachowym byłem bardzo solidnie przygotowany do kierowania telewizją. Jeżeli się jest zawodowym dziennikarzem, teoretycznie przygotowanym do zawodu i mającym praktyczne umiejętności, to potem łatwo można nauczyć się różnych mediów, bo zadania są takie same: robienie ludziom wody z mózgu. Tylko instrumenty się różnią. Propaganda ma te same cele: informowanie, przekonywanie, przestrzeganie. I czy się to robi w mediach drukowanych, czy elektronicznych, to tylko kwestia techniczna, którą szybko można rozpoznać. Ja oczywiście nigdy nie próbowałem reżyserować audycji. W radiu miałem co prawda cotygodniowy felieton, żeby nie wyjść z wprawy, ale jak przyszedłem do telewizji, to powiedziałem: „Towarzysze, ja muszę wziąć was tu za twarz, więc nie będę na wizji robił żadnych programów, by mnie nikt nie posądził, że od was wymagam, a sam ładuję byle co". ...(źródło )
Ważne „Singapurski koncern Baoli Bitumina Singapur chce przeznaczyć 750 mln dolarów na inwestycje w okolicach rosyjskiego Chabarowska. Za pieniądze te ma powstać kilka zakładów, unowocześniony będzie także port rzeczny „ ….(więcej )
Rosja stopniowo coraz bardziej staje się politycznym wasalem Chin i ich zapleczem surowcowym. Niechętnie to akceptuje, by móc opierać się Zachodowi - ocenia dr Michał Lubina z Uniwersytetu Jagiellońskiego. „..”Jak mówi w rozmowie z PAP, Rosja i Chiny startowały z podobnego pułapu w 1991 r., po upadku ZSRR.„Minęły 23 lata i dobrze widać, jak wykorzystały ten czas. Rosja to mocarstwo regionalne, desperacko walczące o pozostanie w gronie najważniejszych państw świata. Państwo kierujące się w swojej polityce rewanżyzmem wielkomocarstwowym, z trudem modernizujące się i mające kiepskie widoki na przyszłość” - podkreślił.„Chiny to obecnie drugie supermocarstwo świata, globalny bankier, wkrótce główna gospodarka świata, mogące w ciągu najbliższych dekad zakończyć hegemonię amerykańską. Chiny osiągnęły to nie tylko dzięki lepszym zasobom, ale przede wszystkim dzięki lepszej polityce” - powiedział ekspert.”...”„Od 2008 r. widać jednak wyraźną - i pogłębiającą się - dominację chińską. Chiny coraz skuteczniej czynią z Rosji własne zaplecze surowcowe. Zaś Rosja, która próbowała do tego nie dopuścić od początku XXI w., obecnie zdaje się być z tym pogodzona” - ocenił.„Rosja zajęta konfrontacją wokół Ukrainy - i szerzej - reintegracją obszaru postradzieckiego - musi mieć zabezpieczone tyły od wschodu, czyli od Chin. By móc opierać się Zachodowi, Rosja akceptuje, choć niechętnie, dominację chińską. Uważa, że jest to cena, jaką musi zapłacić za marzenia o odzyskaniu imperium. Rosyjski niedźwiedź jest teraz w wyraźnym cieniu chińskiego smoka” „...”„Rosja się jednak na to zgadza, bo wie, że Chiny nie ingerują w rosyjskie sprawy wewnętrzne, nie chcą obalić reżimu i dominacja chińska daje jej więcej możliwości politycznych niż amerykańska” ...”„W przypadku Rosji oznacza to, że może realizować swoje projekty reintegracji obszaru postradzieckiego - co w skrajnym wypadku może dotyczyć i Polski - pod warunkiem uznania prymatu chińskiego. To powoduje, że Chiny i Rosja są rewizjonistami obecnego ładu światowego. Chcą zrewidować dominację amerykańską, która Polsce służy. Gdyby więc Rosja rzeczywiście nadal szła tą drogą, którą obecnie zmierza - do stania się wasalem chińskim - dla świata oznacza to możliwość końca hegemonii amerykańskiej”.....(więcej )
Indie chcą wesprzeć Rosjan przy wydobyciu na Syberii(Reuters/The Economic Times/Teresa Wójcik) Hinduskie państwowe koncerny naftowe, ONGC Videsh Ltd. (OVL) i Natural Gas Corporation Ltd. (ONGC), rozpoczęły rozmowy z Rosnieftem w sprawie nabycia udziałów w złożach ropy i gazu w dwóch zagłębiach na Syberii. Informację potwierdził minister ropy Indii Dharmendra Pradhan. OVL negocjuje z rosyjskim koncernem przejęcie „znaczących” udziałów w dwóch syberyjskich złożach ropy. Rozmowy są na wstępnym etapie, ale wzbudziły duże zainteresowanie. Minister Pradhan nie powiedział wprawdzie, które pola naftowe są przedmiotem negocjacji z Rosnieftem, ale anonimowe źródła z New Delhi, cytowane przez The Economic Times ujawniły, że Rosnieft chce zbyć Hindusom pewne udziały w polach Wankor i Jurubczeno-Tokomskoje. Decyzja polityczna w sprawie transakcji miała zostać podjęta podczas oficjalnej wizyty Putina w Indiach w grudniu 2014 roku, ale wówczas pewne różnice pomiędzy dwoma stronami przeszkodziły formalnemu podpisaniu memorandum. Nieco wcześniej przed tą wizytą, Rosnieft oferował do nabycia 10 proc. udziałów pola Wankor w północnej Syberii, gdzie wydobycie rozpoczęto w sierpniu 2009 roku. W listopadzie 2014 r. Rosnieft potwierdził, że sprzedał owych 10 proc. udziałów w Wankor chińskiej spółce zależnej China National Oil & Gas Exploration Development Corporation, należącej do chińskiego koncernu CNPC. Cena sprzedaży miała wynieść około 1 mld dol. Oprócz Wankor, Rosnieft zaproponował hinduskiemu OVL udział w polu Jurubczeno-Tokomskoje z największymi zasobami gazu w Syberii Wschodniej. Pole było dawniej własnością Jukosu, a zostało przejęte przez Rosnieft w maju 2007. wybitny chiński politolog, wiceprezes Towarzystwa Międzynarodowych Badań Strategicznych w Szanghaju profesor Feng Shaolei:Wydaje się, że BRICS to nie tylko nowy format dla reformy międzynarodowego systemu finansowego, ale także w szerszym znaczeniu - platforma do omówienia możliwych obszarów współpracy w nowej sytuacji gospodarczej. Jest to również baza polityczna dla budowy nowego ładu międzynarodowego.”...”Niektóre kraje BRICS, jak na przykład Rosja i Chiny, mają dobre stosunki dwustronne. Jednak, nie są one jednym organizmem gospodarczym. Dana umowa umożliwia jego powstanie.Ściśle mówiąc, decyzja o utworzeniu Banku Rozwoju BRICS posiada wymiar nie tylko ekonomiczny, ale także polityczny. Po upadku koncepcji tak zwanego „konsensusu waszyngtońskiego” na bazie wspólnych wartości (idea, której celem było zbudowanie jednobiegunowego świata z centrum w Stanach Zjednoczonych), świat potrzebuje nowych rozwiązań. BRICS proponuje własną wersję „połączenia różnic” - koncepcję policentrycznego i multicywilizacyjnego systemu międzynarodowego. '.....(więcej
Tomasz Sakiewicz „ Takie rozwiązanie pewnie dla Rosji byłoby najlepsze. W wyniku złego stanu zdrowia czy nawet niespodziewanej śmierci odchodzi od władzy człowiek, którego polityka doprowadziła świat niemal do progu trzeciej wojny światowej. Nowy przywódca w Moskwie wycofuje wojska z Ukrainy Wschodniej, utrzymuje Krym i negocjuje specjalny status dla Donbasu. USA i UE zawieszają sankcje i powracają do wspólnej walki z islamskim terroryzmem. Udzielą też Rosji znaczących gwarancji kredytowych. Moskwa w zmian za to musi radykalnie zredukować wydatki na armię i służby specjalne, co przynajmniej częściowo równoważy budżet. Wprawdzie pozycja Rosji na mapie świata słabnie, ale unika ona katastrofy w wyniku otwartej wojny z Zachodem i rozpadu po ciężkim kryzysie gospodarczym. Na kilka lat taki plan wystarczy. Wystarczy szczególnie dla otoczenia Putina, które za chwilę utraci większość swoich majątków. Jedynym problemem jest to, że jeżeli ratować coś, to właśnie teraz. Potem nie będzie co. „...(źródło )
Mój komentarz W zasadzie najlepszym komentarzem byłby tekst Sakiewicza . Ale muszę dodać kilka moich. uwag Po pierwsze takiej ewentualnej operacji postawienia się USA Rosja nie byłaby w stanie dokonać bez wsparcia Chin. Chodzi o udostępnienie chińskiego systemu kart kredytowych , mediów społecznościowych i wsparcia gospodarczego i finansowego Powstaje strategiczny antyamerykański sojusz chińsko rosyjski w którym Rosja musi przyjąć do wiadomości że jest krajem drugorzędnym Po drugie wymiany muszą dokonać wojskowi którzy teraz pozbawią władzy i majątków oligarchów i być może wprowadza chiński model gospodarczy i polityczny co pozwoli Rosji przezwyciężyć smutę i nastąpi dzięki temu gwałtowny rozwój gospodarczy Rosji . Bo oligarchowie będą raczej woleli podporządkować Rosję USA niż Chinom Do globalnej gry powoli wchodzą Indie , które są już oficjalnie licząc PKB w sile nabywczej trzecim mocarstwem gospodarczym, ( tak liczony PKB wynosi 7.2 biliona USA ) Rosja razem z Chinami kombinując agenturę rosyjską , rosyjskie wojny ideologicznej i techniki propagandowe z potęga gospodarczą Chin zaczną rozkładać zachodni system społeczny i polityczny będący fundamentem potęgi USA . Czego najlepszym przykładem Grecja http://naszeblogi.pl/52358-lichwiarstwo-w-panice-chiny-wsparly-syrize-w-grecji
W każdym razie, czy Rosja wycofa się z Ukrainy , czy przegra wojnę i zostanie z niej wyrzucona Polska będzie największym beneficjentem tej wojny . Bo padła , jeszcze co prawda nie do końca żelazna kurtyna jaka dzieliła Polskę od Ukrainy i Białorusi .,Bo Białoruś jest już w tej chwili również stracona dla Rosji Drugim plusem jest to że dopóki istnieje Rosja niepodporządkowana Stanom to USA muszą liczyć się z Polską i nie mogą dopuścić do wzrostu potęgi Niemiec, gdyż zawsze będzie istniała realna groźba antyamerykańskiego sojuszu tych dwóch wrogich Polsce państw Szkoda tylko ,że Polska bardziej nie zaangażowała się w pomoc Ukrainie , szczególnie wojskowo, bo nic tak nie umacnia przyjaźni jak braterstwo broni. Marek Mojsiewicz
Porządki wiosenne i rewolucyjne Zbliża się wiosna, więc i bezpieka rozpoczęła wiosenne porządki na tubylczej scenie politycznej. Sensacja goni sensację i oto nie tylko zniknął z Sejmu klub poselski „Twojego Ruchu” - bo taką pretensjonalną nazwę przyjęła dziwnie osobliwa trzódka biłgorajskiego filozofa – ale nawet odszedł stamtąd semper fidelis Andrzej Rozenek. Czyż nie jest to nieomylny znak, że pierwszorzędni fachowcy kreujący Umiłowanych Przywódców, położyli już na biłgorajskiego filozofa krzyżyk? Gdyby tak było rzeczywiście, to może to być początek czarnej serii, bo i niezależna prokuratura może sobie przypomnieć, iż umorzenie naszemu filozofowi poprzednich śledztw było pochopne. A tak się starał, tak się podlizywał, nawet dokonał apostazji, a tu – patrzcie Państwo! - wszystko na nic. Teraz lamentuje, że „ktoś” rzuca mu kłody pod nogi. Nie żaden „ktoś”, tylko stara, poczciwa bezpieka, co to przecież nie tylko „niejednego posła wykrzesała z kandydata”, ale nawet – niejednego prezydenta. Toteż pobożny poseł Gowin, którego dziwnie osobliwa trzódka właśnie zmieniła nazwę ze Sprawiedliwej Polski na Zjednoczoną Prawicę, domaga się odwołania z funkcji wicemarszalicy pani Wandy Nowickiej, ponieważ „nikogo już nie reprezentuje”. Ładny interes! Nie reprezentuje! Czyżby bezpieczniackie watahy przekładały wajchę na prawo? No nie, aż tak źle z nimi nie jest, bo wiosenne porządki – porządkami, ale bezpieka serce ma ciągle w tym samym miejscu to znaczy – po lewej stronie, jak to „elementy socjalnie bliskie”. Toteż Umiłowani Przywódcy właśnie zrobili kolejny krok na drodze nacjonalizacji dzieci, odrzucając obywatelski projekt ustawy umożliwiający rodzicom decydowanie, czy 6-latków posłać do szkoły, czy nie. Ale gdzie by tam bezpieka pozwoliła komuś na taki wybór! Jak by rodzice mogli decydować w tej sprawie, to zaraz przewróciłoby im się w głowie i chcieliby decydować również o innych sprawach, aż wreszcie – od rzemyczka do koniczka – podnieśliby rękę na swoich bezpieczniackich okupantów. „Dlatego muszą być więzienia, turma i łagier, kat i stryk” - powiada poeta – więc na żadne takie mrzonki rodzicom pozwolić nie można, to chyba jasne? Przecież w całej zjednoczonej Europie trwa rewolucja komunistyczna, z wykorzystaniem wszystkich europejskich instytucji. Wprawdzie nie według strategii bolszewickiej, tylko zalecanej przez Antoniego Gramsciego, ale chociaż strategia się zmieniła, to przecież cel pozostał taki sam: wyhodowanie człowieka sowieckiego, który od normalnego człowieka różni się tym, że wyrzekł się wolnej woli i to raz na zawsze. Z tego powodu człowiek sowiecki nie może żyć w normalnym świecie, bo w normalnym świecie co i rusz trzeba dokonywać jakichś wyborów. Dlatego też drugim celem rewolucji komunistycznej jest stworzenie człowiekom sowieckim specyficznego środowiska w postaci państwa totalitarnego, które tym się charakteryzuje, że nie toleruje żadnej władzy poza własną – a więc między innymi – władzy rodzicielskiej, która w dodatku jest autonomiczna względem państwowej. Toteż z władzy rodzicielskiej został już tylko obowiązek alimentacyjny, a jej resztki na odcinku edukacyjnym wyskrobuje właśnie zdolna do wszystkiego pani Joanna Kluzik-Rostkowska, ongiś asystująca prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu przy zbawianiu Polski. Oczywiście nie wszystko idzie gładko; jak zawsze Nowe walczy ze Starym – co można było zauważyć w Senacie, gdzie dwie komisje opowiedziały się za odrzuceniem konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet, a dwie – za jej przyjęciem. W końcu jednak Senat (senatores boni viri sed Senatus mala bestia) konwencję przyjął, podobnież dlatego, że złamane zostały sumienia senatorów Platformy Obywatelskiej. To zaskakująca i absolutnie niewiarygodna informacja, bo – po pierwsze – żeby coś mogło być złamane, to najpierw musi istnieć, a skąd u senatorów PO, dajmy na to – u pana senatora Bogdana Klicha - takie rzeczy? Po drugie – jak zauważył gubernator Willy Stark – jak człowiek politykuje, to jego sumienie też politykuje. A cóż dopiero, gdy politykuje senator, co to w dodatku z niejednego komina wygartywał? Warto tedy odnotować, że przyjęcie tej konwencji było poprzedzone padgatowką, trochę podobną do opisywanej przez felietonistę Hamiltona („w warszawskiej urzędówce „Kultura” komunistyczny parobek Hamilton...”) jeszcze w koszmarnych czasach komuny. Otóż w koszmarnych czasach komuny, a konkretnie – w koszmarnych latach 60-tych – osoby z towarzystwa snobowały się na cholesterol i wysokie ciśnienie. W salonach o niczym innym nie rozprawiano, tylko o ciśnieniu i cholesterolu, ale prawdziwą furorę robił pewien pan, któremu od śmierci Stalina robiło się coś w głowie. Z tego wszystkiego wyniknęły wydarzenia marcowe, które obecnie coraz żywiej wspominają ówcześni emigranci, podobnież „zmuszeni” do opuszczenia cudnego raju, więc tylko patrzeć, jak w 50-rocznicę wystąpią o rekompensaty finansowe za tamten holokauścik. Teraz, za sprawą pani Olgi Jackowskiej, słynnej kiedyś „Kory”, też dał się zauważyć pewien snobizm, mianowicie na molestowanie. Kiedy tylko pani Jackowska przypomniała sobie, jak to przed laty była molestowana, zaraz, jedna przez drugą, zaczęły sobie to samo przypominać inne damy z towarzystwa. W rezultacie dama, która nie była molestowana, nie ma co pokazywać się w salonie, podobnie jak dama zapładniająca się w sposób tradycyjny. Teraz bowiem zapanował snobizm na zapładnianie w szklance na mieście mówi się, że kliniki prześcigają się w coraz to atrakcyjniejszych ofertach. Na przykład dla dam snobujących się na arystokrację oferują możliwość zapłodnienia w szklance plemnikiem pochodzącym od, dajmy na to, Rodryga Podkowy z drugiej wyprawy krzyżowej, dla snobujących się na egzotykę – plemnikiem tybetańskiego lamy Ben Buja Nago Bramaputra, co to stawiał horoskopy i zdrowoskopy na dworze króla Wigwama Starego – i tak dalej. Czy takie masowe i ewidentnie forsowane snobizmy pojawiają się samoistnie, czy też ktoś je w jakimś celu inspiruje? Okoliczność, że pojawiły się one niemal w przeddzień debaty nad ratyfikacją konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet, skłania do podejrzeń, że stanowiły one właśnie padgatowkę. W przeciwnym razie „byłby to przypadek rzadki, a czy w ogóle są przypadki?” - pyta retorycznie poeta. Musimy bowiem pamiętać, że współcześni komuniści korzystają z proletariatu zastępczego, przede wszystkim w postaci kobiet, W odróżnieniu od tradycyjnego proletariusza, który był fałszywym sojusznikiem rewolucjonistów i myślał tylko, jakby tu stać się drobnomieszczaninem, kobieta wszystko jedno – bogata czy biedna, kobietą być nie przestanie, więc tylko trzeba jej wmówić, że jest oprymowana i molestowana przez męskie szowinistyczne świnie. Konwencja wychodzi naprzeciw tym fobiom i jeśli zaprojektowany tam system inwigilacji i represji okrzepnie, to sama myśl o zbliżeniu z kobietą będzie w normalnym mężczyźnie budziła dreszcz zgrozy. I pewnie o to właśnie chodzi sodomitom i gomorytom, będącym na tym etapie w awangardzie nieubłaganego postępu. Stanisław Michalkiewicz
Jakie powinno być Wojsko Polskie? Kandyduję na urząd Prezydenta III Rzeczypospolitej Polskiej. Jedną z najważniejszych funkcji prezydenta jest zwierzchnictwo nad armią. Co prawda jest ono współdzielone z władzą wykonawczą – jednak prezydent jest jeden, a tamtych wielu. Oni muszą swoje stanowiska uzgadniać, konsultować się – prezydent nie musi. Może swoje plany trzymać bezpiecznie w głowie. Dlatego jednostka ma w polityce ogromną przewagę nad kolektywem. Dlatego właśnie monarchia (królestwo czy dyktatura) jest znacznie lepsza od d***kracji, a nawet od republiki. Więc proszę sobie przypomnieć: kto rządził armią za p.Lecha Wałęsy? Prezydent czy „Rząd”? A ja jestem dobrym graczem – i uważam się za znacznie lepszego manipulatora niż śp. prof. Falandysz! Więc jakie powinno być Wojsko Polskie?
1) Musi być jasno sprecyzowane, kto nim kieruje – bo nadal nie jest. W momencie wybuchu wojny hierarchia musi być ścisłe określona. To oczywiste.
2) W wojsku muszą znajdować się ludzie, którzy lubią się bić – i zabijać. Którzy nie boją się umrzeć. Dlatego jest rzeczą niedopuszczalną, by nęcić żołnierzy obietnicą wczesnej emerytury! Oczywiście wszyscy obecni żołnierze obiecaną emeryturę muszą otrzymać – ale nowi muszą być werbowani na normalnych zasadach. Czyli wyższy żołd – za to żadnej emerytury. Jak chcą – niech się ubezpieczają emerytalnie (ale jako dowódca plutonu czy kompanii chciałbym się takich żołnierzy ze swojej jednostki pozbyć!).
3) Żołd nie może być za wysoki! Nie chodzi o oszczędności – chodzi o to, że jeśli będzie za wysoki, to chętnych będzie za dużo – i (za łapówki?) napcha się w szeregi kupa miłośników pieniędzy, a nie fanatyków wojaczki. Żołd ma być na tyle wysoki, by było dostatecznie dużo chętnych o odpowiednich kwalifikacjach.
4) Czteromilionowe Księstwo Warszawskie wystawiło 100 tys. wojska – i jest to liczba minimalna. W tej liczbie mieścić się muszą sami żołnierze – a nie służby tyłowe, urzędnicy czy bataliony kobiece.
5) Będę chciał, by 1/3 tej liczby stale przebywała poza granicami kraju, uczestnicząc w jakichś wojnach; żołnierz siedzący w koszarach demoralizuje się – a przy tym, przypominam: w wojsku będą wyłącznie ci, którzy lubią się bić! Wynajęcie jakiejś armii odbywać się powinno na zasadach komercyjnych. Muszą zostać pokryte koszty sprzętu i transportu; cała reszta to czysty zysk. Żołnierze w koszarach też muszą jeść, ogrzewanie koszar w kraju kosztuje – a tam w dodatku otrzymujemy bezpłatnie poligon z przeciwnikiem szkolącym naszych żołnierzy za darmo!
6) Poza armią zawodową, będącą siłą obronną lub zaczepną, potrzebna jest obrona terytorialna.
7) Wszyscy chłopcy w wieku 14-16 lat (gdy praktycznie każdy marzy o strzelaniu) powinni spędzić dwa tygodnie w jednostce wojskowej, gdzie nauczą się strzelać co najmniej z pistoletu – i zobaczyć, jak wygląda wojsko (by potem się ewentualnie zaciągnąć). Chętne dziewczęta też będą uczone strzelania z pistoletu – jednak poza koszarami.
8) Gminy tworzyć będą własne milicje, odbywające co najmniej raz do roku wspólne strzelanie i ćwiczenia.
9) Z najlepiej sprawujących się milicjantów tworzone będą milicje ziemskie i Gwardia Narodowa.
10) By zapobiec powszechnej (poza może Szwajcarią i Skandynawią) korupcji w wojsku podejmę stosowne środki – i dokładnie wiem jakie.
Obecnie obserwujemy zdumiewające działania: mówi się o zagrożeniu ze strony Rosji (nie fortyfikując jednak Braniewa, Bartoszyc ani Węgorzewa…) i jednocześnie (by nie nabyli praw do emerytury!) zwalnia co najmniej 15 tys. przeszkolonych żołnierzy zawodowych! Jednocześnie też zwiększa się sumy na zakup uzbrojenia. Dowodzi to, że w pojęciu obecnej kliki rządzącej państwem, żołnierzy mogłoby w ogóle nie być – byle były łapówki za zakup sprzętu!
We wszystkich wyżej wymienionych punktach będę potrzebował współpracy (a przynajmniej neutralności) Egzekutywy – a w niektórych czynnej pomocy Legislatury. Napięta sytuacja międzynarodowa bardzo mi to ułatwi…
Janusz Korwin Mikke
14 marca 2015 W lutym najgłębsza deflacja w naszej historii
1. Wczoraj Główny Urząd Statystyczny (GUS) podał informację, że procesy deflacyjne w polskiej gospodarce nie tylko nie uległy w lutym tego roku wyhamowaniu jak sugerowało wcześniej wielu ekspertów, ale trwają w „najlepsze”. Otóż według GUS w styczniu wskaźnik cen dóbr i usług konsumpcyjnych (CPI), spadł w ujęciu rok do roku aż o 1,6% i był to ósmy miesiąc z rzędu spadku cen (do tej pory nie zdarzyło się w Polsce aby ceny spadały nawet przez kolejne 4 miesiące). Przypomnijmy tylko, że proces spadku cen dóbr i usług konsumpcyjnych zaczął się w lipcu (wyniósł w ujęciu r/r 0,2%) i był kontynuowany w kolejnych miesiącach wszystko w ujęciu rok do roku: w sierpniu (spadek cen o 0,3%, we wrześniu także o 0,3% w październiku o 0,6%, w listopadzie o 0,6% i w grudniu o 1%, w styczniu o 1,4% (po korekcie, wcześniej GUS podawał deflację w styczniu w wysokości 1,3%). Coraz bardziej niepokojące jest także to, że spadek cen z miesiąca na miesiąc się pogłębia, zaczynaliśmy jak już wspomniałem w lipcu poprzedniego roku od deflacji na poziomie 0,2%, w lutym deflacja była najwyższa w naszej historii i w ujęciu rocznym wyniosła aż 1,6%. Oczywiście na deflację w tych kolejnych miesiącach ma wpływ spadek cen żywności w Polsce spowodowany rosyjskim embargiem ale jak się wydaje także, spadek cen surowców energetycznych (przede wszystkim ropy i gazu ziemnego) i pogłębiające się spowolnienie wzrostu gospodarczego w wiodących gospodarkach strefy euro (w niektórych krajach wręcz recesja – Włochy, najprawdopodobniej także Francja).
2. Wydaje się jednak, że te procesy deflacyjne w polskiej gospodarce mają jednak niestety głębsze podłoże. Przypomnijmy tylko, że deflacja dotycząca cen dóbr i usług konsumpcyjnych (inflacja CPI), jest oczywiście bardziej głośna ponieważ na niej skupia się uwaga konsumentów ale jest ona rezultatem wcześniejszego procesu spadku cen dla producentów czyli tzw. inflacji PPI (w tym przypadku deflacji), a ta utrzymuje się w polskiej gospodarce w zasadzie od pierwszych miesięcy 2013 roku. W tym przypadku mamy znacznie głębsze spadki cen przekraczające 2% w stosunku do analogicznych miesięcy roku ubiegłego i to już w bardzo długim okresie sięgającym kilkunastu miesięcy. A przecież inflacja PPI (w tym przypadku deflacja), jest na początku łańcucha cenowego w gospodarce i oznacza, że spadają ceny surowców, półproduktów i produktów, którymi obracają przedsiębiorstwa przemysłowe, a to oznacza zwijanie się gospodarki przynajmniej w niektórych obszarach. Bowiem główną przyczyną takiego spadku cen dla producentów jest słaby popyt wśród przedsiębiorstw produkcyjnych, a to fatalny sygnał wysyłany do całej gospodarki, która może reagować dalszym ograniczaniem zakupów.
3. Dlaczego spadek cen wywołuje takie zainteresowanie? Dlatego, że o ile rzeczywiście z punktu widzenia pojedynczych konsumentów, spadek cen towarów i usług, jest zjawiskiem korzystnym (chcemy kupować coraz taniej), to już z punktu widzenia całej gospodarki tak niestety nie jest. Jeżeli ten proces utrzymuje się dłużej (wszystko wskazuje na to, że będzie on w Polsce co najmniej do miesięcy letnich, a być może i dłużej), będzie zniechęcał konsumentów do zakupów, ponieważ będą się oni spodziewali, że określone towary za jakiś czas kupią jeszcze taniej niż obecnie. A powstrzymywanie się od zakupów to spadek globalnego popytu krajowego, który i tak jest na tyle rachityczny, że dopiero od kilku miesięcy pozytywnie wpływa na wzrost polskiego PKB. A przypomnijmy, że to właśnie popyt krajowy (konsumpcyjny i inwestycyjny), średniorocznie aż w blisko 2/3, odpowiada za wzrost naszego PKB więc przy utrzymującym się spadku cen oddziaływanie tego czynnika na wzrost PKB będzie niestety słabło.
4. Minister finansów i eksperci w tym w szczególności ci prorządowi zapewniają, że nic złego się w polskiej gospodarce się nie dzieje, a ponieważ procesy deflacyjne mają charakter głównie podażowy, prędko wygasną. Niestety nie wygasają już 8 miesiąc i wszystko wskazuje na to, że cały rok 2015 może być pod znakiem deflacji konsumenckiej, a to nie najlepiej wróży wszystkim tym, którzy produkują głównie na polski rynek. Kuźmiuk
Telegraficzny SKOK Subotnik Ziemkiewicza Najchętniej uniknąłbym – tak jak pewnie każdy z moich redakcyjnych kolegów – wypowiadania się o zawieszonym przez PiS senatorze Biereckim i SKOK-ach. Każdy uważny czytelnik wie, że to wydawca naszej konkurencji, i że nie jest to konkurencja uczciwa, ale starająca się dumpingiem, „czarnym pijarem” i innymi faulami wyeliminować z rynku pozostałe tygodniki, określane potocznie niezbyt trafnym mianem „prawicowych”, a już zwłaszcza „Do Rzeczy” i „Gazetę Polską”. Nie odpowiadał mi nigdy model medium partyjnego, więc tym bardziej nie odpowiada stworzony za pieniądze SKOK model medium frakcyjnego – by nie dłużyć, nie da się ukryć, że „pierwszy bym pałkę strzaskał” na głowie pana Biereckiego i wypowiadając się na jego temat narażam się na oskarżenie o brak obiektywizmu. Wiem, że dla wielu najgłośniejszych w sporze o SKOK publicystów to żaden zarzut, ale ja osobiście traktuję go poważnie. Niemniej, SKOK-i i Bierecki, jak widać wyraźnie, będą obok prób odgrzania nieświętej wojny z „katolickim ciemnogrodem”, głównym wątkiem propagandy prorządowych mediów przed prezydenckimi i parlamentarnymi wyborami. Więc przemilczeć sprawy – tym bardziej nie sposób. „Afera SKOK” wybrana została na „przykrywkę”, pod którą zniknąć mają wszelkie problemy PO – od niepojętej zaradności jej prominentnego samorządowca, który z pensji 12 tysięcy w ciągu kilku lat zdołał kupić 7, czy nawet 9 mieszkań i kilka działek, po zganianie na wiece dziatwy szkolnej i zaprowadzanie „zgody” za pomocą ciupagi, lewatywy oraz taśmy do zalepiania ust. Platforma zwołuje w sprawie SKOK specjalne posiedzenie komisji sejmowej, przygotowuje też projekt sejmowej komisji śledczej, a pozostające w jej dyspozycji media urządzają „śledztwa”, kto z osób zaangażowanych w działalność PiS zasiadał kiedykolwiek w radzie którejś z kas albo podpisał się pod projektem przepisów sprzyjających finansowemu sektorowi spółdzielczemu. Oczywiście – chodzi głównie o to, że w przygotowaniu takiego projektu uczestniczył, jako współpracownik śp. Lecha Kaczyńskiego, Andrzej Duda. Na tym fakcie nabudowana zostanie propagandowa histeria o „pisowskich przekrętach” i „umoczonym” kandydacie, która w najbliższych tygodniach zdominuje ton oficjalnych „przekaziorów”. Przypomina mi to – wyjaśnię dziwaczny tytuł dzisiejszego Subotnika – sprawę „Telegrafu”, w podobny sposób nagłośnioną u zarania III RP, jako aferę kompromitującą Porozumienie Centrum i samych braci Kaczyńskich. Podobieństwo polega na tym, że najbardziej wnikliwy i obdarzony najlepszą nawet pamięcią komentator nie jest w stanie powiedzieć, na czym właściwie miał polegać ten przekręt i co powiązana z PC spółka „Telegraf” zrobiła niezgodnego z prawem. Owoż - nie zrobiła nic, bo zresztą, gdyby był najmniejszy powód komukolwiek w tej sprawie postawić zarzuty, skorzystano by z niego ochoczo. Operacja wyprowadzenia części pieniędzy ze SKOK do Luksemburga była również całkowicie zgodna z prawem. Gdyby było inaczej, już pięć lat temu trafiłaby do prokuratury. Bo – rzecz istotna – wszystko, co obecna Komisja Nadzoru Finansowego postanowiła na ten temat ujawnić, a partyjni propagandyści w mediach ogłosili aferą, to wiedza zgromadzona jeszcze przez poprzednią KNF, tę kierowaną przez nominowanego za rządów PiS Stanisława Kluzę, którego kadencja skończyła się w roku 2011. Wiedza ta była po tej dacie stopniowo używana w rozmaitych antyskokowych publikacjach, w końcu obecny szef KNF, Andrzej Jakubiak, zdecydował się rzecz bez precedensu – ogłoszenie na stronach internetowych KNF raportu o tym, ile i jakich spółek utworzył w Luksemburgu Grzegorz Bierecki oraz ile i z jakich tytułów przekazały do nich SKOK-i. Było to komentowane , przycichło. Teraz wróciło za sprawą równie bezprecedensowej akcji szefa KNF, jaką było wystosowanie tajemniczego, ostrzegającego przed SKOK-ami listu do szefa rządu i innych ważnych osób w państwie, który to list w zasadzie pozostaje nieznany, więc polemizować z nim nie można – ale niektóre media, przechodząc przypadkiem z tragarzami, mniej więcej dowiedziały się o czym tam mowa i wiedzę tę ogłosiły. Nikt wyposażony w szczątkowy choćby mózg nie uwierzy, że o sprawach sprzed lat poinformował KNF po raz kolejny akurat w czasie kampanii wyborczej przypadkiem. Nikt też nie może powiedzieć, by postępowanie takie mieściło się w jakichkolwiek cywilizowanych standardach. Przeciwnie, jednym ze standardów nadzoru finansowego jest dyskrecja, ingeruje on tam, gdzie jest jasny powód do ingerencji, natomiast nie mieści się w jego zadaniach tworzenie złej czy dobrej atmosfery wokół wybranych podmiotów na nadzorowanym rynku. Nawet zajadła w atakowaniu SKOK-ów „Gazeta Wyborcza”, wykorzystująca do tego wszystkie możliwe techniki manipulacyjne i świadomie rzucająca na SKOK-i Biereckiego odium upadłości SKOK Wołomin, który z kasą krajową był skłócony, czy równie z nią skłócony SKOK „Kopernik”, powiązany z działaczami PO – owoż, nawet ta gazeta nie odważa się w rzekomej „aferze” postawić zarzutu o jakieś przestępstwo. Pisze tylko o „nieprzyzwoitości”. Czy postępowanie senatora PiS – wyprowadzenie spod polskiego nadzoru i opodatkowania pieniędzy, zostawmy na boku, pochodzących czy nie z majątku spółdzielców, i stworzenie za nie szeregu spółek, dających suto płatne posady jemu samemu oraz jego najbliższej rodzinie – można nazwać nieprzyzwoitym? Moim zdaniem jak najbardziej. Choć można pewnie znaleźć parę argumentów na jego obronę, idących w stronę uratowania majątku przed przewidywanym przejęciem przez PO i użycia go dla słusznej Sprawy. Prawo i Sprawiedliwość, skoro po nagłośnieniu sprawy zawiesiła senatora i jego brata, najwyraźniej też ocenę „Wyborczej” podzieliło. I niech Polacy oceniają sami, kładąc na jednej szali luksemburskie spółki, a na drugiej zegarki, oświadczenia majątkowe i łapówki działaczy PO, nierzadko bardziej w tej partii prominentnych, niż Bierecki w PiS. Ale jeśli mówimy tu o braku przyzwoitości – to do takiej nieprzyzwoitości zachęca, zmusza wręcz, system prawny III RP, i jest ona powszechna. Tu znowu widać podobieństwo z „Telegrafem”, który oskarżano o wykorzystywanie pieniędzy publicznych, w czasach, gdy wykorzystywali je dosłownie wszyscy uczestnicy polityczno-medialnej gry na czele z tymi, którzy najgłośniej wrzeszczeli o „przekręcie” i „aferze” PC. Otóż SKOK-i użyły tych samych, najzupełniej zgodnych z prawem sposobów wyprowadzenia pieniędzy z kraju, za pomocą których wielkie koncerny telekomunikacyjne, sieci handlowe, banki i inne korporacje unikają w Polsce płacenia podatków. A to są dla Polski co roku straty miliardowe, wystarczy spojrzeć w raporty Global Financial Integrity. Te mechanizmy są chore, bez wątpienia. Czy władza i media oburzone „aferą” SKOK-ów kiedykolwiek protestowały? Czy widzieliście Państwo jakieś próby ograniczenia bezczelnego wyprowadzania miliardów pod pozorem zakupów licencji, usług pijarowskich, brandów czy szkoleń od luksemburskich spółek-córek i spółek-matek? Czy „Gazeta Wyborcza” albo „Polityka” zdobyły się kiedyś bodaj na poinformowanie, kto w tym procederze przoduje, co przecież nie wymaga śledztwa dłuższego niż paręnaście minut? Takiego... Przecież, wszyscy wiemy, i ta władza, i te media u lobbystów korzystających z owych wyprowadzanych miliardów siedzą w kieszeni po uszy. Więc i to trzeba położyć na szalę – nieprzyzwoitość SKOK-ów na poziomie 150 milionów, i miliardy ze wspomnianych raportów GFI, w których to raportach widać wyraźnie, jak proceder dojenia Rzeczypospolitej via Luksemburg i inne raje nasila się skokowo odkąd władzę objęła PO. Propagandowy dyskurs władzy i jej salonów opiera się na konstatowaniu „politycznej odpowiedzialności” PiS, bo to rząd PiS nie objął SKOK-ów nadzorem finansowym, bo to politycy tej partii podpisywali się pod projektami korzystnymi dla sektora spółdzielczego, w tym dla SKOK. Coś w tym jest. Co? To, że PiS musi teraz zapłacić za własną polityczną głupotę. Wskutek frakcyjnych gier, w których senator Bierecki wykazywał się wielką biegłością, no i miał duże atuty, SKOK-i uwaliły starania o objęcie ich nadzorem finansowym wtedy, gdy podjął je wspomniany już Stanisław Kluza. Projekty, które on pilotował, faktycznie nieco utrudniłyby życie Kasie Krajowej i senatorowi, ale wzmocniłyby cały sektor spółdzielczy, co w sumie by się kasom opłaciło. No i sprawa by została załatwiona w zgodzie z interesem publicznym. Ich storpedowanie sprawiło, że kiedy PiS stracił władzę, zadanie uregulowania sektora przypadło Platformie. A jeśli ktoś miał wątpliwości, że dla PO nadrzędnymi, jeśli nie jedynymi zasadami nie będzie tu zniszczenie „pisowskiego zaplecza finansowego” i nabijanie kabzy wielkim bankom – to je bardzo szybko stracił. Słowem, pograli tu ludzie Kaczyńskiego równie mądrze, jak z Presspubliką, gdy za nic nie chcieli sprzedać mniejszościowego udziału Skarbu Państwa Brytyjczykom. Gdyby tak zrobili, jedna z głównych gazet codziennych na rynku do dziś by prosperowała, zachowałaby konserwatywny profil i pozostawała poza wpływami rządzącej sitwy, a związany z nią tygodnik „Uważam Rze” byłby nadal najpopularniejszym tygodnikiem kształtującym opinie. A tak możemy sobie głęboko słusznie oburzać się na panów Grada, Grasia, Hajdarowicza i Czarneckiego oraz resztę towarzystwa spod tuskowego śmietnika, ale faktów to już nie zmieni. Cóż, taką mamy w Polsce główną partię opozycyjną, lepszej nie mamy, i proszę się nie dziwić, że nie chce mi się jej bronić. Ale czasem – tak jak w tej sprawie – trzeba. Rafał A. Ziemkiewicz
Milion pierwszy i drugi 4 lutego pan marszałek Sejmu Radosław Sikorski nakazał przeprowadzenie wyborów prezydenckich 10 maja. Czy sam wpadł na taki pomysł, czy też tylko ogłosił czyjąś decyzję jako własną – tego oczywiście nie wiem, bo pan marszałek mi się nie zwierza – ale tak czy owak pierwsze głosowanie na prezydenta odbędzie się 10 maja. Ten termin od razu wywołał protesty opozycji. Protestujący wskazywali, że 10 maja przypada tuż po uroczystych obchodach 70 rocznicy zakończenia II wojny światowej, w których urzędujący i zarazem kandydujący na drugą kadencję prezydent Bronisław Komorowski, będzie się pokazywał we wszystkich telewizjach i rozpierał we wszystkich gazetach obok Umiłowanych Przywódców państw sojuszniczych – przede wszystkim obok Naszej Złotej Pani – bo nie sądzę, by „sojusznik naszych sojuszników” w osobie zimnego ruskiego czekisty Putina został na te uroczystości na Westerplatte zaproszony. Jeśli już – to prędzej zaproszą bojowników Frontu Ukraińskiego – tego samego, co wyzwolił obóz koncentracyjny w Auschwitzu, a teraz bohatersko walczy o wolność waszą i naszą. Zresztą po co tu zimny rosyjski czekista, któremu powinno wystarczyć zaproszenie, jakie, wraz z Naszą Złotą Panią, otrzymał na Westerplatte z okazji obchodów 70 rocznicy rozpoczęcia II wojny światowej. Wdał się wtedy w rozważania na temat przyczyn wybuchu II wojny i doszedł do wniosku, że przyczyną tą był traktat wersalski, bo „upokorzył dwa wielkie narody”. W jaki sposób – tego już taktownie nie powiedział, ale sami przecież możemy się domyślić, że w taki, iż w obszarze leżących między obydwoma wielkimi narodami zatwierdził istnienie niepodległych państw, między innymi – Rzeczypospolitej Polskiej. Warto tedy zwrócić uwagę, że istnienie niepodległego państwa polskiego zarówno w roku 1919, jak i w roku 2009 traktowane jest tak samo – jako upokorzenie dwóch wielkich narodów. Pierwsza wojna światowa zakończyła się definitywnie stosunkowo niedawno, bo 3 października 2010 roku. Tego dnia Niemcy zapłaciły ostatnią ratę odsetek od odszkodowań za I wojnę – 70 mln euro Wielkiej Brytanii i Francji. Tymczasem II wojna jeszcze się nie zakończyła. Ustały jedynie działania wojenne, podczas gdy różne remanenty pozostają nadal otwarte. Wszystko zatem jeszcze przed nami – włącznie z odwróceniem sojuszy, to znaczy nie tyle może odwróceniem, bo u niemieckiego i amerykańskiego sojusznika siedzimy głęboko w kieszeni, skąd możemy groźnie kiwać palcem w bucie, więc o żadnych radykalnych zmianach mowy być nie może – ale zimny ruski czekista Putin zawsze może zostać sojusznikiem naszych sojuszników, przed którym znowu będziemy musieli składać się jak scyzoryk. To wszystko może się wydarzyć niezależnie od tego, obok jakich dygnitarzy będzie rozpierał się pan prezydent Komorowski, ciułając sobie w ten sposób nowe listki do wieńca sławy, ku utrapieniu konkurentów, którzy natychmiast czujnie zaprotestowali. Ten protest oczywiście pozostanie bezskuteczny, ale bo też nie o skuteczność tutaj chodzi, tylko o uciułanie alibi dla usprawiedliwienia przegranej. No naturalnie, jakże by inaczej! Skoro niewątpliwie pozostający w zmowie marszałek Sikorski wyznaczył termin wyborów akurat na 10 maja, to jasne, że po to, by żaden konkurent prezydenta Komorowskiego tych wyborów nie wygrał. W ten oto sposób już teraz wiemy, jakie interpretacje pojawią się po 10 maja, kiedy to większość kandydatów zostanie wyrzucona w ciemności zewnętrzne, skąd dobiega płacz i zgrzytanie zębów. To znaczy – nie koniecznie, bo zdecydowana większość kandydatów kandyduje w całkiem innym celu niż zdobycie urzędu prezydenta. Zdecydowana większość z nich chce tylko wypromować własne osoby i ugrupowania polityczne, które ich kandydatury wysunęły i będą je wspierać. Nie ma w tym nic złego, chociaż partia wspierająca kandydata uchodzącego za najgroźniejszego konkurenta dla prezydenta Komorowskiego na pewno będzie ich krytykowała za brak patriotyzmu.
Ta krytyka byłaby słuszna, gdyby patriotyzm polegał na walce z prezydentem Komorowskim. Ma on co prawda na swoim koncie brzydkie rzeczy – na przykład list odczytany 10 lipca 2011 roku przez znanego z „postawy służebnej” Tadeusza Mazowieckiego w Jedwabnem, w którym znalazło się haniebne zdanie, iż naród polski musi przyzwyczaić się do myśli, że był również sprawcą, to znaczy – sprawcą zbrodni II wojny światowej – albo podpisanie 24 stycznia ubiegłego roku ustawy o „bratniej pomocy”, stwarzającej pozór legalności dla zdrady państwa i narodu – ale w takich sprawach nikt nie jest bez grzechu – żeby przypomnieć tylko referendum w sprawie Anschlussu Polski do Unii Europejskiej, a więc przedsięwzięcia, którego politycznym kierownikiem są Niemcy, ratyfikacja traktatu lizbońskiego, dzięki której stworzone zostały warunki polityczne dla realizacji niemieckiego projektu „Mitteleuropa” z roku 1915, czy wreszcie – przeforsowanie tzw. „lex Trynkiewicz”, a więc ustawy umożliwiającej bezterminowe uwięzienie każdego, kogo wskaże nieubłagany palec. Przypomnijmy, że projekt „Mitteleuropa”, dotyczący politycznego urządzenia Europy Środkowo-Wschodniej po ostatecznym zwycięstwie niemieckim przywidywał utworzenie na tym obszarze państw pozornie niepodległych, ale de facto – niemieckich protektoratów o gospodarkach nie konkurencyjnych, ale peryferyjnych i uzupełniających gospodarkę niemiecką. Rozwój wydarzeń w naszym nieszczęśliwym kraju coraz wyraźniej pokazuje, że to nie żaden kryzys, tylko REZULTAT realizacji tegoż właśnie projektu. Ponieważ przynależność do Unii Europejskiej, w której ramy funkcjonowania naszego nieszczęśliwego kraju wyznacza właśnie traktat lizboński, uchodzi wśród ugrupowań parlamentarnych za jeden z podstawowych politycznych dogmatów, bardzo trudno szermować w tej sytuacji argumentem patriotycznym, a to z kolei ułatwia sytuację kandydatom startującym dla promocji. Sytuacja ta jest trochę podoba do anegdoty o żebraku i milionerze, który wytykał mu uprawianie żebraniny. - To nie żadna żebranina – odparł z godnością żebrak. - Ja tylko zbieram dopiero na pierwszy milion, podczas gdy pan – już na drugi. Wreszcie w razie wątpliwości co do funkcjonowania młodej demokracji warto odwołać się do klasyków, a zwłaszcza do jednego klasyka demokracji – Józefa Stalina. Twierdził on, że w demokracji najważniejsze jest przygotowanie wyborcom prawidłowej alternatywy. A po czym poznać, ze alternatywa jest prawidłowa? Po tym, że bez względu na to, kto wybory wygra, będą one wygrane. Jak mawiano za moich czasów w kolach wojskowych – tak czy owak – sierżant Nowak! Stanisław Michalkiewicz
15 marca 2015 Bezpieczeństwo w wydaniu Komorowskiego
1. Prezydent Komorowski ponad tydzień temu na konwencji inaugurującej kampanię, ogłosił swoje wyborcze hasło „Wybierzmy zgodę i bezpieczeństwo”, zresztą pierwsza jego cześć jest nawiązaniem do hasła z kampanii wyborczej „zgoda buduje”. Jak wygląda dążenie do zgody w wykonaniu urzędującego prezydenta, widać było na tej konwencji, podczas której premier Kopacz w uzgodnieniu ze sztabem Komorowskiego, dokonała niewybrednych ataków zarówno na głównego konkurenta Andrzeja Dudę jak i prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego.
Z kolei jak do zgody dążył Komorowski przez blisko 5 lat swojej prezydentury, pokazuje dobitnie otwarte wczoraj przez Andrzeja Dudę na ulicy Pięknej w Warszawie Muzeum Zgody Bronisława Komorowskiego, gdzie zaprezentowane zostały ustawy podpisane przez urzędującego prezydenta przeciwko którym Polacy zebrali kilka milionów podpisów, wyrzuconych niestety do niszczarki (między innymi ustawa o podwyższeniu wieku emerytalnego, o obciążeniu Lasów Państwowych blisko 2 miliardowym haraczem, czy ustawa o posłaniu 6-latków do szkoły).
2. Jeszcze większą hipokryzją jest druga cześć hasła prezydenta Komorowskiego poświęcona bezpieczeństwu naszego kraju. Prezydent Komorowski sugeruje, że wtedy kiedy był ministrem obrony w rządzie AWS i UW, a później marszałkiem Sejmu i wreszcie głową państwa, zawsze w sposób wyjątkowy dbał o polską armię, która jest podstawą militarnego bezpieczeństwa państwa.Rzeczywiście Komorowski jako minister obrony był inicjatorem projektu ustawy o przeznaczaniu na wojsko corocznie środków finansowych w wysokości co najmniej 1,95% PKB z roku poprzedzającego dany rok budżetowy ale została ona uchwalona tylko dlatego, że wszystkie siły polityczne w ówczesnym Sejmie za takim rozwiązaniem optowały w 2001 roku (rządzący już wtedy nie mieli większości).I rzeczywiście ten poziom wydatków na wojsko był od tego momentu przestrzegany, ba faktyczne wydatki budżetowe były jeszcze wyższe bo oddzielnie finansowana była spłata kredytu na zakup 48-amerykańskich F-16.
3. Dopiero przejęcie władzy przez Platformę i PSL spowodowało, że wspomniana ustawa była corocznie łamana, bowiem faktyczne wydatki na armię były wyraźnie niższe od tych które corocznie były planowane.Portal Defence24.pl zajmujący się bezpieczeństwem i obronnością, opublikował dane dotyczące wydatków na obronę narodową w latach 2008-2013, pokazując wielkości wydatków planowane w budżecie zgodnie z regułą 1,95% PKB i wydatków faktycznie zrealizowanych w poszczególnych latach.W roku 2008 wydano 2,9 mld zł mniej niż zaplanowano (22,6 mld zł plan – 19,7 mld zł wydatki), w roku 2009 o 1,7 mld zł mniej (24,7 mld zł plan -23 mld zł wydatki), w 2010 roku o 0,5 mld zł mniej (25,7 mld zł plan – 25,2 mld zł wydatki), w 2011 roku o 0,8 mld zł mniej (27,5 mld zł plan – 26,7 mld zł wydatki ), w 2012 roku o 1,4 mld zł mniej (29,5 mld zł plan – 28,1 mld zł wydatki) i w 2013 roku o 3,3 mld zł mniej ( 31,4 mld zł plan – 28,1 mld zł wydatki).Sumarycznie w całym tym okresie, kiedy Komorowski był marszałkiem Sejmu, a później prezydentem, faktycznie wydano na wojsko o ponad 10,6 mld zł mniej niż planowano, a ustawa o finansowanie armii była regularnie łamana.Trzeba przy tym podkreślić, że te niewydane miliardy to środki, które były przeznaczone na modernizację armii i jej uzbrojenie, bo inne wydatki na tzw. bieżące utrzymanie czy emerytury wojskowe (te są płacone z budżetu MON, a nie z ZUS), zostały w pełni zrealizowane.Prezydent (a wcześniej marszałek) Komorowski o tym wszystkim wiedział, ba milcząco akceptował, a w 2013 roku nawet nie milcząco tylko swoim podpisem, ponieważ zmniejszenie aż o 3,3 mld zł wydatków na modernizację armii zostało przeprowadzone poprzez nowelizację ustawy budżetowej.
4. I to są właśnie twarde dowody na to jak prezydent Komorowski w ciągu ostatnich 6 lat traktował bezpieczeństwo naszego kraju w sytuacji kiedy nasz wschodni sąsiad dokonywał agresji na Gruzję, Mołdawię, a w 2014 roku na Ukrainę.W tej sytuacji głoszenie przez niego hasła o wybraniu bezpieczeństwa w związku z jego kandydowaniem na prezydenta na nadchodzące 5 lat jest wyjątkową hipokryzją. Kużmiuk
Po schodach – coraz niżej Chyba skończyły się żarty i zaczęły się schody – jak to kiedyś zauważył generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski. 10 marca Rosja wypowiedziała uczestnictwo w traktacie paryskim z roku 1990, o redukcji sił konwencjonalnych w Europie. Ten traktat był elementem budowania zaufania po zakończeniu „zimnej wojny” i przewidywał redukcje zarówno ilości uzbrojenia rozlokowanego w Europie, jak i liczebności armii. Dlatego też część rosyjskich czołgów i innej ciężkiej broni została ewakuowana na wschód od Uralu, a w krajach, które takich terytorialnych możliwości ewakuacyjnych nie miały, ponadlimitowe ilości uzbrojenia zostały komisyjnie zniszczone. Wycofanie się Rosji z tego traktatu oznacza, że w Europie nie ma już ograniczeń broni konwencjonalnych. Rosja może przemieścić ewakuowaną część swojego uzbrojenia z powrotem na zachód od Uralu, co zmusi państwa europejskie do symetrycznych posunięć, to znaczy – do skokowego zwiększenia wydatków zbrojeniowych. Będzie to miało dla Unii Europejskiej ekonomiczne konsekwencje, bo jak wiadomo, jeśli produkujemy broń, żeby sprzedać ją jakimś państwom wojującym, to zarabiamy, ale jeśli produkujemy ją dla siebie, to nie zarabiamy, a straty zbilansować może jedynie łup wojenny. A na jaki łup wojenny może liczyć Unia Europejska? Na żaden – zatem rozkręcenie spirali zbrojeń w Europie oznacza pogrążenie Unii Europejskiej w stagnacji.Tak kończą się buńczuczne pogróżki szefa Komisji Europejskiej Jakuba Delors, który publicznie odgrażał się, że celem Unii Europejskiej jest wypowiedzenie Stanom Zjednoczonym wojny ekonomicznej. Kto chce wojny, to prędzej czy później będzie ją miał – a wygląda na to, że wśród spragnionych wojny polscy generałowie i Umiłowani Przywódcy znajdują się na pierwszym miejscu. Już dawno postulowałem, by zarówno generałów, jak i Umiłowanych Przywódców obowiązkowo badać psychiatrycznie, ale jak zwykle nic z tego nie wyszło, no i mamy to, co mamy. Zamiast pilnować, by państwo weszło do wojny jak najpóźniej, tak, żeby tylko nie spóźnić się na defiladę zwycięstwa, generałowie, którzy na dobrą sprawę powinni nazywać się degenerałami oraz Umiłowani Przywódcy chcą wziąć udział w wojnie w pierwszej kolejności. Najwyraźniej kolejne pokolenie Polaków dojrzało do popełnienia „pięknego samobójstwa” - tym razem w ramach rozgrywki, jaką Stany Zjednoczone postanowiły przeprowadzić z Moskalikami. Warto tedy przypomnieć, na jakich zasadach projektowane były poprzednie fazy tej rozgrywki. W czasach prezydenta Eisenhowera obowiązywała doktryna „zmasowanego odwetu”; walimy ze wszystkiego, co mamy. Kiedy jednak w latach 60-tych okazało się, że i Moskaliki dorobiły się arsenału nuklearnego, doktryna „zmasowanego odwetu” ustąpiła miejsca doktrynie „elastycznego reagowania”, autorstwa Roberta Mc Namary. W ramach tej doktryny przewidziana była wzajemna haratanina atomowa – ale w Europie Środkowej, to znaczy – na terytorium Polski i Niemiec. Robert Mc Namara wierzył bowiem we wzajemność – że jak Stany Zjednoczone ograniczą się do wyżarzenia terytorium Polski, to Moskalikowie podobnie wyżarzą terytorium niemieckie – a potem się podliczy kto ile wyżarzył i ogłosi się wynik meczu. Ciekawe, czy Moskalikowie zachowaliby się w Europie taki sportowy sposób – bo w Wietnamie, ku wielkiej konfuzji Roberta Mc Namary, postępowali akurat odwrotnie – ale doktryna obowiązywała, bo czegoś przecież trzeba było się trzymać i w coś wierzyć. Nie jest zatem wykluczone, że przewrót polityczny na Ukrainie zakończy się spustoszeniem Europy Środkowej w ramach konwencjonalnej doktryny elastycznego reagowania, chyba, że Amerykanie przekonają Niemcy do udziału w antyrosyjskiej krucjacie, bo wtedy spustoszona zostałaby Europa Wschodnia. Ta druga możliwość nie jest też wykluczona, bo właśnie przewodniczący Komisji Europejskiej Jan Klaudiusz Juncker wystąpił z pomysłem budowy europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO. Taki pomysł jest tylko pseudonimem wyprowadzenia Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli. Dotychczas Amerykanie konsekwentnie się temu sprzeciwiali, ale skoro pan Juncker znowu to podnosi, to znaczy, że Niemcy zaczynają sondowanie, ile Amerykanie gotowi byliby zapłacić za przystąpienie Niemiec do antyrosyjskiej krucjaty.Myślę, że z tą Bundeswehrą to tylko taki balon próbny, bo wydaje mi się, że Niemcy mogłaby do krucjaty przekonać dopiero obietnica amerykańskiej zgody na rewizję postanowień konferencji 4 mocarstw w Poczdamie w kwestii Ziem Zachodnich i Północnych – chociaż – powiedzmy sobie szczerze – gdyby powstały europejskie siły zbrojne, to i przy ich pomocy niejedno można by przecież w Europie wymusić. Na wszelki tedy wypadek Nasza Złota Pani ogłosiła, że nie pojedzie do Moskwy na obchody rocznicy zakończenia II wojny. I słuszna jej racja; jakże tu obchodzić zakończenie wojny, skoro remanenty wojenne są nadal otwarte? Dlatego też druga Nasza Złota Pani, to znaczy – pani Urszula von der Layen, będąca w Niemczech ministrem obrony, zadeklarowała, że Niemcy „stoją u boku Polski”. Wszyscy bardzo się z tej deklaracji ucieszyli, chociaż nie wiedzą, czy przypadkiem nie wyjdzie nam to bokiem. W każdym razie w naszym nieszczęśliwym kraju pomysł europejskich sił zbrojnych znalazł licznych entuzjastów – że to niby „pogłębi się integracja”. Najwyraźniej kolejne pokolenie Polaków dojrzało do popełnienia „pięknego samobójstwa”.Podczas gdy państwa poważne szykują się do nowego rozdania, w naszym nieszczęśliwym kraju gwałtownie rozgorzał spór o różnicę łajdactwa. Poszło o to, że senator z Parlamentarnego Klubu PiS, pan Grzegorz Bierecki został oskarżony o wyprowadzenie ze SKOK-ów ciężkich milionów do spółki, której jest właścicielem. Został w związku z tym przez prezesa Kaczyńskiego „zawieszony” jako członek Klubu Parlamentarnego PiS, chociaż pan senator Bierecki wszystkiemu zaprzeczył, oskarżając swoich oskarżycieli o „kłamstwa”, a nawet „ohydne kłamstwa” i prowadzenie przeciwko niemu „brudnej kampanii wyborczej”. Decyzję prezesa PiS skrytykował też red. Jacek Karnowski, wskazując, że „obóz” powinien „bronić swoich żołnierzy”. Chodzi naturalnie o tzw. „obóz patriotyczny”, skupiający płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm. Pan red. Karnowski oskarżenia przeciwko senatorowi Biereckiemu określił jako „pianę, która ma przykryć prawdziwie wielkie afery”. Warto tedy wspomnieć, że panu senatorowi Biereckiemu zarzuca się wyprowadzenie ze SKOK-ów do Luksemburga około 150 mln złotych. W takim razie na ile mogą być szacowane „prawdziwie wielkie afery”?W sytuacji gdy między „obozem patriotycznym”, a obozem zdrady i zaprzaństwa doszło już do licytacji o różnicę łajdactwa, do kogóż się uciec, jeśli nie do Żydów? Toteż po zakończeniu pierwszego dnia obrad Konferencji Episkopatu Polski 11 marca, biskupi odbyli pielgrzymkę do Muzeum Historii Żydów Polskich, które „bardzo im się podobało”. Pielgrzymka ta stanowi niewątpliwie ważny krok na drodze zacieśniania przez Kościół w Polsce związków z judaizmem. Czegóż chcieć więcej? Stanisław Michalkiewicz
16 marca 2015 Nagonka na ostatni duży obszar polskiej bankowości
1. Od kilku dni trwa w głównych mediach nagonka na jeden z ostatnich dużych obszarów polskiej bankowości czyli na Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo – Kredytowe (SKOK-i).Sygnałem do tego ataku był list przewodniczącego Krajowego Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka (wcześniej zastępcę Hanny Gronkiewicz-Waltz w urzędzie miasta st. Warszawy) do premier Ewy Kopacz o likwidacji Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych i przekazaniu środków w wysokości 77 mln zł poza system Kas.List ten przewodniczący KNF przesłał również do szefów ABW i CBA ale jak się okazuje nie przekazał go do prokuratury, co oznacza, że zarzuty mają raczej charakter publicystyczny.
2. W nawiązaniu do tego listu czołowi dziennikarze wiodących mediów ale także prominentni politycy Platformy, cały czas atakują SKOK-i i ich twórcę senatora Grzegorza Biereckiego.SKOK-i bez żadnych zahamowań porównują do piramidy finansowej (często przy tej okazji wymieniana jest afera Amber Gold) i wręcz ostrzegają oszczędzających tam ludzi przed utratą całości powierzonych im oszczędności.Przy tej okazji wymieniane są dwie Kasy – Wołomin i Wspólnota (na wszystkich 55), które KNF postawił w stan upadłości ale tak się składa, że w obydwu przypadkach Kasa Krajowa już parę lat temu informowała Nadzór o ogromnych nieprawidłowościach jakiego dopuścili się kierujący tymi kasami.Już wtedy bardzo mocno przynajmniej w niezależnych mediach pisano o opanowaniu SKOK Wołomin przez byłych oficerów WSI (teraz okazało się, że członkiem rady nadzorczej był Piotr P. były agent WSI, powiązany z fundacją Pro Civili i częsty gość pałacu prezydenckiego Bronisława Komorowskiego).Rzeczywiście posiadającym oszczędności w tym SKOK-u, Bankowy Fundusz Gwarancyjny wypłaci około 2,2 mld zł wkładów (chodzi o około 60 tysięcy oszczędzających) tyle tylko, że ten skandal jest w całości „zasługą” KNF, który nie reagował mimo zawiadomień składanych przez Kasę Krajową.W pozostałych Kasach sytuacja jest dobra (wprawdzie w kilku kolejnych KNF wprowadził w ostatnich miesiącach zarządy komisaryczne), i nigdzie ani przez moment nie były zagrożone wkłady oszczędzających.
3. O co więc chodzi? O uderzenie w jeden z ostatnich dużych fragmentów polskiej bankowości, który jest solą w oku zagranicznych banków w naszym kraju, a także dużych zagranicznych firm pożyczkowych.Banki nie chcą mieć żadnej tego typu konkurencji, bo to pozwala im dyktować wysokość opłat bankowych i różnego rodzaju prowizji przy coraz liczniejszych transakcjach na jakie skazany jest każdy klient.SKOK-i to jak już wspomniałem system 55 Kas spółdzielczych z blisko 3 milionami oszczędzających i ponad 20 miliardami wkładów więc jest łakomy kąsek dla ciągle rozpychających się w naszym kraju banków zagranicznych.Także duże zagraniczne firmy pożyczkowe patrzą na klientów kas z zazdrością, gdyby SKOK-ów nie było, spora część z nich byłaby zapewne ich pożyczkobiorcami na lichwiarskich zasadach.
4. Przy okazji wspierające rząd media i prominentni politycy Platformy uderzając w SKOK-i ich twórcę Grzegorza Biereckiego, chcą zaszkodzić w kampanii prezydenckiej kandydatowi Prawa i Sprawiedliwości Andrzejowi Dudzie.Dziwić się tylko należy, że tę medialną hucpę rozpętał poważny urząd (KNF), który powinien pilnować prawidłowego funkcjonowania całego systemu bankowego, a tutaj nie ma się czym pochwalić, czego koronnym dowodem jest dramatyczna sytuacja posiadaczy ponad 600 tysięcy hipotecznych kredytów frankowych.Kuźmiuk
17 marca 2015 Walka platformerskich buldogów pod dywanem przybiera na sile
1. Mimo tego, że do pierwszej tury wyborów prezydenckich zostało już niepełne 2 miesiące i notowania urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego wyraźnie maleją, a jego głównego konkurenta Andrzeja Dudy rosną, walka buldogów pod dywanem w Platformie, gwałtownie przyśpiesza.Wczoraj niespodziewanie na dodatkowej okładce gazety „Puls Biznesu”, zastępca redaktora naczelnego w artykule z wielkim tytułem „House of cards po polsku” stwierdza jednoznacznie, że za ostatnimi ujawnieniami podsłuchów, akcjami służb specjalnych, wejściem CBA do PZU, wreszcie próbą zmian zarządu KGHM, stoi obecny minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna.Ten polityk prawie już „zaduszony” w swej pieczarze przez Donalda Tuska (tak nazywano gabinet Schetyny w położonym na uboczu w sejmowym budynku K gdzie mieści się gabinet przewodniczącego komisji spraw zagranicznych), niespodziewanie został zaproszony przez Ewę Kopacz do rządu i teraz coraz bardziej zdecydowanymi działaniami, odbudowuje swoją pozycję nie tylko w rządzie ale przede wszystkim w Platformie.
2. Puls Biznesu przypomina, że bardzo krytyczny raport NIK dotyczący budowy Gazoportu nie został opublikowany przez Izbę ale przeciekł do mediów i bardzo mocno uderzył w ministra Skarbu Państwa.Wspomniany raport nie zostawił przysłowiowej suchej nitki na rządowych instytucjach realizujących tę inwestycję zarówno poszczególnych resortach (skarbu, infrastruktury, gospodarki), podmiotach im podległych (np. na Transportowym Dozorze Technicznym), spółkach będących inwestorami (GAZ-SYSTEM, Polskie LNG), wreszcie wykonawcach w tym włoskiej spółce Saipem.Z raportu wyłonił się wręcz niesłychany chaos organizacyjny i kompetencyjny związany z realizacją tej inwestycji (w tym także niezwykła przychylność rządzących dla generalnego wykonawcy czyli włoskiej Saipem), co świadczyło o kompletnym braku nadzoru nad państwowymi instytucjami ze strony poszczególnych ministrów.NIK zwrócił uwagę, że jeżeli do końca 2015 roku inwestycja nie zostanie oddana do użytku i rozliczona, to Polska będzie musiała zwrócić środki z budżetu UE, które były przeznaczone na realizację tego projektu (chodzi o kwotę o około 450 mln zł).
3. Niespodziewanie „wznowiona” została w mediach także afera taśmowa.Do wiodących tygodników opinii przeciekły informacje o zawartości akt postępowania prokuratorskiego w sprawie tzw. afery taśmowej, z których wynika, że większość członków rządu Donalda Tuska, a teraz także Ewy Kopacz na nieformalnych spotkaniach z przedstawicielami biznesu wcale nie chroniła interesów Skarbu Państwa ale wręcz przeciwnie skłaniała się do załatwiania ich interesów.Tygodnik „Do Rzeczy” we wczorajszym wydaniu wymienia blisko 60 osób podsłuchanych w restauracjach Sowa i Przyjaciele i Amber Room, przy czym ponad połowa to ministrowie i wiceministrowie rządu, a także czołowi politycy Platformy i PSL-u.Tego już nie da się zamieść pod dywan, choć do tej pory jednak się udawało, wszak pierwsze uderzenie tzw. afery taśmowej miało miejsce latem poprzedniego roku kiedy premierem był jeszcze Donald Tusk.
4. Puls Biznesu pisze, że ostatnio odbyły się spotkania ministra Schetyny z prezesami wiodących spółek Skarbu Państwa i że ataki na PZU i KGHM tuż przed wyborami nowych składów zarządów tych spółek, wcale nie są przypadkowe.Posady w zarządach wiodących spółek Skarbu Państwa dałyby Grzegorzowi Schetynie do ręki dodatkowe instrumenty przy pomocy których mógłby odzyskiwać wpływy nie tylko w sferach rządowych ale także w terenowych strukturach Platformy.Walka Grzegorza Schetyny o wpływy w Platformie jest coraz brutalniejsza, ponieważ wie on doskonale, że niezależnie od tego jak potoczą się losy tego ugrupowania po wyborach Parlamentarnych na jesieni 2015 roku, kierowanie tą partią nie pozostanie w rękach Ewy Kopacz.Kuźmiuk
Asymilacja żydów. Żony Dudy, Komorowskiego i Sikorskiego „Michalkiewicz „Chodzi oczywiście o informacje, jakie na temat rodziny Pierwszej Damy III Rzeczypospolitej wyszperała w znienawidzonym IPN pani red. Dorota Kania i ogłosiła na łamach „Gazety Polskiej” . Wynika z nich, że pani Anna Komorowska legitymuje się pierwszorzędnymi korzeniami, jako córka Hany Rojer, która po stracie rodziców w czasie okupacji została przygarnięta przez dobrych ludzi, którzy wyrobili jej dokumenty na nazwisko Józefy Deptuły. Już pod tym nazwiskiem wywieziona następnie do Niemiec, wraca po wojnie do Białegostoku, gdzie wstępuje do pracy w Urzędzie Bezpieczeństwa. W UB poznaje przyszłego męża; 22 sierpnia 1952 roku por. Jan Dziadzia dostał pozwolenie na zawarcie małżeństwa z sierżant Józefą Deptułą, tzn. Haną Rojer córką Wolfa. Małżeństwo zostało służbowo przeniesione ze Szczecina do Warszawy, gdzie 11 maja 1953 roku rodzi się córka Anna, po zmianie przez całą rodzinę nazwiska – już Dembowska, obecna Pierwsza Dama. Kiedy w 1968 roku do MSW zaczęły napływać – jak pisze pani red. Kania – „ohydne, antysemickie donosy”, państwo Dembowscy zostali z MSW zwolnieni”… (więcej )
"Polakożerca" - tak w "Newsweeku" opisano teścia Andrzeja Dudy, znanego poetę i krytyka literackiego prof. Juliana Kornhausera. Powód? Jego żydowskie pochodzenie. „...”W najnowszej publikacji w tygodniku Tomasza Lisa autorzy grają antysemicką nutą. W artykule "Duda gracz" Michała Krzymowskiego i Anny Szulc w negatywnym kontekście przedstawia się pochodzenie teścia kandydata PiS na prezydenta, Andrzeja Dudy „...” Przy okazji jako zarzut stawia się również fakt jego członkostwa w... Unii Wolności 14 lat temu. Zacytujmy kluczowy fragment w całości:„Dlaczego akurat Unia Wolności? Czyżby wpływ na ówczesne polityczne wybory Andrzeja Dudy miał jego teść, znany poeta i krytyk literacki prof. Julian Kornhauser? W 1994 r. Duda ożenił się z jego córką Agatą.Julian Kornhauser, z pochodzenia Żyd, w jednym ze swoich wierszy rozliczał się z Polakami biorącymi udział w pogromie kieleckim, za co przez prawicowców został okrzyknięty polakożercą” ...(źródło )
„Anne Elizabeth Applebaum, po mężu Sikorska[1] (ur. 25 lipca 1964 w Waszyngtonie) – amerykańsko-polska dziennikarka, laureatka Nagrody Pulitzera (2004), publicystka „The Washington Post”. „...”Urodziła się w amerykańskiej rodzinie żydowskiego pochodzenia, jako córka Harveya M. i Elizabeth Applebaumów. Jej mężem jest Radosław Sikorski, z którym ma dwóch synów, Aleksandra i Tadeusza. Obecnie mieszka z rodziną w Chobielinie pod Nakłem (źródło )
Przybylski „Monogamia nie jest żydowska. Przyjęliśmy ją pod wpływem katolików – powiedział rabin. Miało to nastąpić około 1000 lat temu w Niemczech. „....„Kampanię na rzecz przywrócenia wielożeństwa w religii judaistycznej rozpoczęła ortodoksyjna organizacja Habayit Hayehudi Hashalem. – Tora nie zabrania mężczyźnie posiadania więcej niż jednej żony – zapewnia szef grupy rabin Jehezkel Sopher. „....”samo Państwo Izrael, jak i Naczelny Rabinat tego kraju surowo zakazują poligamii. „....”Z podobnym apelem w USA wystąpił Kody Brown. Jeden z najbardziej znanych poligamistów, który ma cztery żony „....”Brownowie planują złożyć dziś w sądzie w Utah pozew, w którym dowodzą, że prawo zakazujące bigamii jest sprzeczne z konstytucją. „....”Chcemy tylko wieść nasze prywatne życie zgodnie z naszymi przekonaniami – podkreśla Brown. – W tym kraju obowiązuje wolność wyboru. My też powinniśmy ją mieć „....”Może mieć wiele kochanek, wiele pozamałżeńskich romansów i nie być narażony na zarzuty prokuratorskie. Ale w chwili gdy zaczyna mówić o nich jako o żonach, staje się kryminalistą „Amerykańscy eksperci od dawna ostrzegali, że sukcesy homoseksualistów w walce o prawo do małżeństwa zachęcą do tego samego poligamistów. ”......I oskarża Amerykę o obłudę. „ ….(więcej )
„Rabin Owadia Josef, duchowy przywódca partii Szas wchodzącej w skład koalicji rządzącej Izraelem oznajmił, że "goje rodzą się po to, by służyć Żydom". – Po co goje są tak naprawdę potrzebni? Będą pracować, będą orać, będą zbierać plony. My zaś będziemy tylko siedzieć i jeść jak panowie - zapowiedział rabin podczas przemówienia w synagodze. Potem porównał osoby, które nie są Żydami do... zwierząt pociągowych - pisze "Rzeczpospolita". „....”Zdaniem rabina, gdyby goje nie mogli służyć Żydom "nie mieliby po co istnieć". Tłumacząc zaś długowieczność ludzi pochodzenia nie-Żydowskiego rabin Josef użył plastycznej metafory porównując takich ludzi do... osłów. – Wyobraźcie sobie, że zdechł wam osioł. Stracilibyście w ten sposób pieniądze. To jest taki sam sługa. Właśnie dlatego goj otrzymuje długie życie. By dobrze pracować dla Żyda - mówił rabin. „.....(więcej )
Według izraelskich statystyk około połowa Żydów mieszkających poza Izraelem wchodzi obecnie w związki małżeńskie z nie-Żydami. W krajach byłego ZSRR odsetek ten wynosi nawet 80 proc.– Podłożem tej kampanii jest strach, że poprzez asymilację Żydzi w Ameryce czy Europie pewnego dnia po prostu znikną. Wiąże się z tym też przekonanie, że Izrael musi sprowadzać jak najwięcej Żydów z zagranicy, by przeciwstawić się “demograficznemu zagrożeniu” ze strony Palestyńczyków – mówi “Rz” Adam Keller, znany izraelski działacz pokojowy. ...(więcej )
„Seks z wrogiem dozwolony. Rabin potwierdza dopuszczalność seksu z wrogiem”....”Agentki izraelskiego Mosadu mogą - w ramach działań służbowych - uprawiać seks z wrogiem bez obaw o religijne potępienie. Rabin Ari Szwat orzekł, że taki seks, jeśli służy dobrej sprawie, jest dopuszczalny. „...”Rabin, którego opinię przedstawił w poniedziałek dziennik "Jedijot Achronot", określił warunki, od których spełnienia uzależnił dopuszczalność takiego kontaktu z wrogiem: agentka musi podczas seksu wydobyć od terrorysty ważne informacje, prowadzące do jego ujęcia lub umacniające bezpieczeństwo Izraela. „...”Lepiej, żeby agentki, wysyłane na takie misje, były niezamężne - wskazał rabin Szwat. Zdając sobie sprawę, że nie zawsze jest to możliwe, orzekł też, że mężowie agentek, wysłanych na "seksmisję", muszą się z nimi rozwieść, jako że zostali zdradzeni. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żeby taki mąż ponownie ożenił się ze swoją chwilowo byłą żoną.Rozprawa rabina Szwata, odwołująca się m.in. do Żydówki Estery, która użyła swych wdzięków wobec perskiego króla Kserksesa, by zapobiec pogromowi Żydów, jest zatytułowana "Zakazany seks dla dobra bezpieczeństwa narodowego". „...(źródło )
„. Artur Perez-Reverte, sławny hiszpański pisarz. „Europa, czy też to, co nazywamy Zachodem, jest w ostatniej fazie dekadencji. Może to jeszcze potrwać wiek, dwa lub trzy, ale czasy świetności mamy już za sobą. Nadchodzą nowe imperia: Chiny, islam - przekonuje pisarz. - Europa znajduje się na równi pochyłej, tkwi po szyję w gównie. Z punktu widzenia kultury jest już od dawna martwa. Ale nie tylko z punktu widzenia kultury, bo skończona jest również politycznie, społecznie, historycznie. Europa jest stara, tchórzliwa, wygodna i bierna. Nie wyciąga wniosków ze swojego bagażu pamięci, z historii „...(źródło )
Bartosz Marczuk „ Wiara w Boga lepsza niż płacowe parytety „...”Te dane muszą zaboleć feministki i zwolenników zarobkowych parytetów. Okazuje się, że Polska ma jedną z najniższych tzw. płciowych luk płacowych w Unii Europejskiej. Tak wynika z najnowszych danych Eurostatu, unijnego urzędu statystycznego. „...”Co więcej – dane te dowodzą, że tam gdzie społeczeństwo jest bardziej wierzące i bliżej mu do Kościoła, różnice w wynagrodzeniach między mężczyznami i kobietami są... mniejsze. A tam gdzie szturmuje „postęp" są one większe. „...”Odwołajmy się do liczb. Jak pisze w opracowaniu Eurostat najmniejsza luka płacowa występuje (w kolejności) na Słowenii, Malcie, w Polsce, we Włoszech i w Chorwacji. Sprawdźmy w World Factbook jak jest tam z wiarą? Okazuje się, że są to kraje o ponadprzeciętnej liczbie osób wierzących. Na przykład na Macie jest ponad 90 proc. katolików, w Polsce – 87 proc. Kto jest na drugim biegunie krajów, tych które płacą kobietom zdecydowanie mniej niż mężczyznom? Estonia, Austria, Czechy i Niemcy. Kraje, poza Austrią, mocno zeświecczone. Na przykład w Estonii 54 proc. ludzi nie przyznaje się do wiary, w Czechach jest ich 34,5 proc.By oddać jak duże są to różnice przykład: w katolickiej Polsce luka wynosi 6,4 proc., podczas gdy w znanych z ateizmu Czechach – 22,1 proc. Także „postępowe" i wojujące o „postęp" kraje skandynawskie są w tej konkurencji zdeklasowane przez „zapyziałą" Polskę. W Szwecji luka wynosi 15,2 proc. a w Finlandii – 18,7 proc.”...(źródło )
„Mocne wystąpienie Andrzeja Dudy: Wartości chrześcijańskie potęgą państwa polskiego”....”Nigdy nie zgodzę się na takie działania ustawodawcze, które będą prowadziły do niszczenia tradycyjnej rodziny Nie ma na to zgody! - mówił dziś na konwencji w Kielcach Andrzej Duda. W trakcie swojego wystąpienia kandydat PiS na prezydenta zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem, nie podpisze się pod "lewacką" konwencją Rady Europejskiej. „...”Zapowiadam to w mojej kampanii i nie boję się przedstawiać swoich poglądów: Jako prezydent będę stał na straży tradycyjnych wartości, możecie być państwo tego pewni, moi przeciwnicy polityczni również. Nigdy nie zgodzę się na takie działania ustawodawcze, które będą prowadziły do deprecjonowania, do niszczenia tradycyjnej rodziny Nie ma na to zgody. Też mam rodzinę, jestem ojcem i mężem, i nie mam zamiaru wyrzekać się tych wartości i będę bronił tych wartości, bo uważam, że na nich była budowana potęga państwa polskiego od tysiąca lat. Na tradycyjnych wartościach, na których opiera się nasza kultura, na wartościach chrześcijańskich - mówił Andrzej Duda. „...(źródło )
„: Norweski rząd przedstawił reformę prawa pracy, która zakłada m.in. wydłużenie wieku, do którego można w tym kraju pracować z 70 do 72 lat.Poza tym rząd chce umożliwić pracodawcom zatrudnianie ludzi na umowy tymczasowe. Z kolei osoby pragnące pobierać zasiłki, będą musiały pracować lub wykonywać określone zadania zlecone przez NAV [norweski urząd socjalny - JW]. Zwiększony zostanie też limit pracy w niedzielę, aby Norwegowie mogli w tym dniu pracować maksymalnie 3 tygodnie pod rząd.Przeciwko zmianom jest norweska lewica, która uważa, że zaszkodzą one pracownikom i ograniczą ich wolność.”...(źródło)
Ważne Bartosz Marczuk „ Wiara w Boga lepsza niż płacowe parytety „...”Te dane muszą zaboleć feministki i zwolenników zarobkowych parytetów. Okazuje się, że Polska ma jedną z najniższych tzw. płciowych luk płacowych w Unii Europejskiej. Tak wynika z najnowszych danych Eurostatu, unijnego urzędu statystycznego. „...”Co więcej – dane te dowodzą, że tam gdzie społeczeństwo jest bardziej wierzące i bliżej mu do Kościoła, różnice w wynagrodzeniach między mężczyznami i kobietami są... mniejsze. A tam gdzie szturmuje „postęp" są one większe. „...”Odwołajmy się do liczb. Jak pisze w opracowaniu Eurostat najmniejsza luka płacowa występuje (w kolejności) na Słowenii, Malcie, w Polsce, we Włoszech i w Chorwacji. Sprawdźmy w World Factbook jak jest tam z wiarą? Okazuje się, że są to kraje o ponadprzeciętnej liczbie osób wierzących. Na przykład na Macie jest ponad 90 proc. katolików, w Polsce – 87 proc. Kto jest na drugim biegunie krajów, tych które płacą kobietom zdecydowanie mniej niż mężczyznom? Estonia, Austria, Czechy i Niemcy. Kraje, poza Austrią, mocno zeświecczone. Na przykład w Estonii 54 proc. ludzi nie przyznaje się do wiary, w Czechach jest ich 34,5 proc.By oddać jak duże są to różnice przykład: w katolickiej Polsce luka wynosi 6,4 proc., podczas gdy w znanych z ateizmu Czechach – 22,1 proc. Także „postępowe" i wojujące o „postęp" kraje skandynawskie są w tej konkurencji zdeklasowane przez „zapyziałą" Polskę. W Szwecji luka wynosi 15,2 proc. a w Finlandii – 18,7 proc.”...(źródło )
„Mocne wystąpienie Andrzeja Dudy: Wartości chrześcijańskie potęgą państwa polskiego”....”Nigdy nie zgodzę się na takie działania ustawodawcze, które będą prowadziły do niszczenia tradycyjnej rodziny Nie ma na to zgody! - mówił dziś na konwencji w Kielcach Andrzej Duda. W trakcie swojego wystąpienia kandydat PiS na prezydenta zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem, nie podpisze się pod "lewacką" konwencją Rady Europejskiej. „...”Zapowiadam to w mojej kampanii i nie boję się przedstawiać swoich poglądów: Jako prezydent będę stał na straży tradycyjnych wartości, możecie być państwo tego pewni, moi przeciwnicy polityczni również. Nigdy nie zgodzę się na takie działania ustawodawcze, które będą prowadziły do deprecjonowania, do niszczenia tradycyjnej rodziny Nie ma na to zgody. Też mam rodzinę, jestem ojcem i mężem, i nie mam zamiaru wyrzekać się tych wartości i będę bronił tych wartości, bo uważam, że na nich była budowana potęga państwa polskiego od tysiąca lat. Na tradycyjnych wartościach, na których opiera się nasza kultura, na wartościach chrześcijańskich - mówił Andrzej Duda. „...(źródło )
Mój komentarz Mamy tutaj piękny przykład siły przyciągania kultury polskiej ,a co za tym idzie i polskiego katolicyzmu w stosunku do żydów. Pełna i całkowita asymilacja żydów w Polsce to chyba to już tylko kwestia czasu. Może tylko dwóch pokoleń .Atrakcyjność kultury polskiej z jednej strony i wyraźny uwiąd żydowskiej jest tego głównym powodem . Patrząc na dziwactwa niektórych rabinów można śmiało wysunąć wniosek że judaizm dzisiejszy jest co najmniej archaiczny i prymitywny w swej warstwie filozoficznej. Na tym tle jeszcze bardziej dobitnie , wyraźni przemawiają słowa Andrzeja Dudy , który miejmy nadzieję zostanie prezydentem , przekazujące proste przesłanie ,że to na chrześcijaństwie była ufundowana potęga Rzeczpospolitej . I na chrześcijaństwie zostanie jej potęga odbudowana Marek Mojsiewicz
18 marca 2015 Nowa PKW zmiata pod dywan skandal z wyborami do samorządów województw
1. Nowa Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) pod przewodnictwem sędziego Wojciecha Hermelińskiego wprawdzie zareagowała na list kilkunastu politologów i socjologów i opublikowała szczegółowe wyniki wyborów do sejmików województw z ponad 3 miesięcznym opóźnieniem (ciągle jednak bez wyników w województwie mazowieckim) ale jak się okazuje nie jest zainteresowana badaniem odkrytych przez nich nieprawidłowości (to niestety eufemistyczne nazwanie tego co do tej pory udało się ustalić naukowcom).Politolodzy i socjolodzy podnoszą, że szokująca jest nie tylko ilość głosów nieważnych w wyborach do sejmików województw (blisko 18 %) ale przede wszystkim ich nieregularny rozkład.Na przykład różnica głosów nieważnych pomiędzy województwem podlaskim, a województwem wielkopolskim wynosi aż 8 punktów procentowych, przy czym to przy zaskoczeniu wszystkich to w województwie wielkopolskim wyborcy znacznie częściej oddawali głosy nieważne niż w województwie podlaskim i do tej pory było tak, że to wyborcy we Wschodniej Polsce znacznie częściej oddawali głosy nieważne niż ci z Polski Zachodniej).
2. Jeszcze bardziej niepokojąco wygląda porównanie głosów nieważnych i ważnych w poszczególnych obwodach do głosowania (czyli na poziomie poszczególnych lokali wyborczych).Okazuje się, że jest mnóstwo takich obwodów do głosowania, w których liczba głosów nieważnych w wyborach do sejmików województw przekroczyła liczbę głosów ważnych, co zdaniem rządzących oznacza że większość wyborców, która zdecydowała się przyjść do lokali wyborczych i zagłosować, nie bardzo wiedziała jak ma to zrobić.Takie podejście oczywiście nie wytrzymuje krytyki, bo gdyby rzeczywiście wybory do sejmików województw, okazały się aż takie trudne, to liczba głosów nieważnych byłaby bardzo podobna nie tylko na poziomie województw czy okręgów wyborczych ale nawet w poszczególnych obwodach do głosowania.Tak niestety jednak nie jest i opublikowane przez PKW wyniki wyborów z danymi pochodzącymi z poszczególnych obwodów do głosowania, potwierdzają tezę o sfałszowaniu wyborów oczywiście nie na poziomie centralnym ale na poziomie lokalnym (najczęściej gminnym).Gdyby jeszcze na ustalenia wspomnianych socjologów i politologów nałożyć mapę polityczną (czyli afiliację poszczególnych wójtów, burmistrzów i prezydentów przy określonej partii politycznej), to okazałoby się, że głosów nieważnych jest najwięcej w tych gminach gdzie wygrało PSL i tym samym najlepsze wyniki do sejmików uzyskali kandydaci z listy tej partii.
3. Niestety jak się okazuje PKW nie jest zainteresowane dalszym wyjaśnianiem tych „nieprawidłowości” co potwierdził sędzia Hermeliński wycofując się nawet z wcześniej złożonej deklaracji o losowym przebadaniu głosów nieważnych.Ba szef PKW wprost oświadczył, że skoro wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast ślą do niego listy co zrobić z magazynowanymi w gminach głosami z wyborów samorządowych, to on im odpowiada, że powinni stosować przepisy, które w tej sprawie obowiązują.A to niestety oznacza zgodę PKW na niszczenie przechowywanych kart do głosowania, co jest szczególnie wygodne dla tych samorządowców, którzy w tej sprawie mają nieczyste sumienia.W tym miejscu należy przypomnieć, że poprzednia PKW, która po skandalu z wynikami wyborów samorządowych podała się do dymisji, jednak wcześniej wydała decyzję o konieczności bezterminowego przechowywania kart z wyborów samorządowych z 2014 roku (przepisy ustawowe nakazują przechowywanie tych kart przez 3 miesiące po ogłoszeniu przez PKW oficjalnych wyników wyborów).Nowy skład PKW zachowuje się w sprawie wyników wyborów do samorządów województw niestety gorzej niż ten „stary” i sprawia wrażenie, że nie jest zainteresowany ustaleniem prawdy, choć analiza tych wyników dokonana przez grupę kilkunastu profesorów pokazuje wręcz czarno na białym, że doszło w nich do masowych fałszerstw.Kuźmiuk
Michalkiewicz Za sojusz z USA Niemcy dostaną Polskę Michalkiewicz” Krok w stronę scenariusza rozbiorowego „....”We wtorek 10 marca Rosja wycofała się z podpisanego w roku 1990 w Paryżu traktatu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie. „...”Ostatnia inicjatywa przewodniczącego Komisji Europejskiej Jana Klaudiusza Junckera, który w wypowiedzi dla „Die Welt” poparł pomysł utworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, może być w tej sytuacji potraktowana jako rodzaj balonu próbnego, przy pomocy którego Niemcy przetestują skłonność Amerykanów do ustępstw na ich rzecz w zamian za przyłączenie się Niemiec do antyrosyjskiej krucjaty, którą Stany Zjednoczone próbują montować w związku z konfliktem na Ukrainie. „...”ecyzja Naszej Złotej Pani, by zbojkotować moskiewskie obchody zakończenia II wojny światowej jest niewątpliwie sygnałem gotowości Niemiec do rokowań w tej sprawie. Warto tedy przypomnieć, że USA dotychczas były niezmiennie przeciwne projektowi utworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, traktując to jako pseudonim wyprowadzenia utworzonej w roku 1955 Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli, pod którą trafiła ona w następstwie układów paryskich z roku 1954. Byłoby to uchylenie przez Niemcy kolejnego skutku II wojny światowej, a prawdopodobnie wstępem do uchylenia kolejnego jej skutku w postaci odzyskania „ziem utraconych”, znajdujących się obecnie w granicach polskiego terytorium państwowego jako „ziemie zachodnie i północne”. Wydaje się, że obietnica amerykańskiej zgody na rewizję postanowień konferencji czterech mocarstw w Poczdamie w roku 1945 mogłaby stanowić argument przesądzający o przyłączeniu się Niemiec do amerykańskiej krucjaty antyrosyjskiej i porzuceniu strategicznego partnerstwa z Rosją. „...(źródło )
Korwin Mikke „Przypominam, że Niemcy - to nasz jedyny poważny wróg, bo ma do nas poważne (choć doskonale ukrywane) pretensje terytorialne. Reżymowa (a także posiadana przez Niemców...) prasa skrzętnie ukrywa to, że Niemcy z Polską (podobnie jak Japonia z Rosją) nadal nie mają podpisanego traktatu pokojowego, że wprawdzie rozmaite traktaty i "deklaracje" uznają granicę na Odrze i Nysie - ale zgodnie z Konstytucją RFN Niemcy "istnieją nadal w granicach z 1938 roku" i w każdej chwili (pardon: w odpowiedniej chwili) ktoś zgłosić się może do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe po orzeczenie, że traktaty, układy i deklaracje sprzeczne z Konstytucją RFN są nieważne. I Trybunał tak orzeknie - całkiem słusznie. Bo taki jest porządek prawny. Tylko w Polsce politycy robią sobie z Konstytucji śmichy-chichy.”…”! Jeśli to, co piszę, to strachy na Lachy - to dlaczego Niemcy nie zmieniają Konstytucji? Dlaczego kategorycznie odmawiają podpisania traktatu pokojowego?
http://naszeblogi.pl/48720-korwin-mikke-chce-niemcom-oddac-ziemie-odzyskane
Jerzy Targalski „ Jeżeli Władimir Putin jest ciężko chory, to jest to jego koniec. Dla Polski oznacza to katastrofę, ponieważ pojawi się nowy car, a wówczas zarówno rozkwitnie polityka resetu i miłości Ameryki do Rosji w celu zneutralizowania jej w konflikcie chińskim (USA będą płaciły interesami naszego regionu), jak i stan miłości między kanclerz Angelą Merkel a następcą Putina, który osiągnie takie apogeum, że z Polski nic nie zostanie. Jeżeli ten scenariusz by się ziścił, to może się okazać, że nawet rząd suwerennej Polski nie będzie miał pola manewru i że Polacy jak zwykle przespali okres koniunktury, że nie chcieli niepodległości, bo wybrali los służalców i nimi pozostaną. Jedyna nadzieja w tym, że Putin nie jest ciężko chory, że wróci, skróci kilku bojarów o głowę, pójdą w ruch nahajki, żeby każdy w imperium wiedział, że panuje porządek i kto ma władzę. „...(źródło)
„Mer Moskwy zadecydował o zwolnieniu co trzeciego swojego pracownika. Pracę straci aż 3 tysiące osób. Pozostali na stanowiskach będą otrzymywać o 10 proc. niższe wynagrodzenie. „...(źródło )
„Jan Bodakowski”...”Wywiad z Marianem Kowalskim kandydatem Ruchu Narodowego na prezydenta”...”Jestem zwolennikiem systemy prezydenckiego. Posłów należy wybierać w okręgach jednomandatowych np po dwóch w każdym powiecie, bez progu. Broń Boże nie można zmniejszać ilości posłów, bo powygrywają najbogatsi. Poseł powinien być utrzymywany przez swoich wyborców, koniec z tajnym głosowaniem. „...”Jestem zwolennikiem silnego państwa minimum. Czyli zaangażowania państwa tylko w bezpieczeństwo, sprawiedliwość, infrastruktura. Państwo nie może traktować obywateli jak swoją własność i poddawać ich ciągłej tresurze. „...”Sejm produkuje za dużo ustaw. To prawdziwa stachanowszczyzna. Przede wszystkim trzeba znieść przepisy paraliżujące wolność gospodarczą. Zlikwidować ZUS!!! „...”Większy wpływ na programy i profile szkół powinni mieć rodzice. Ministerstwo Edukacji stało się narzędziem demoralizacji i ogłupiania młodzieży. Zastanawiam się na sensem jego istnienia. Czas oddać dzieci rodzicom. „....” Czy Polska powinna pozostać członkiem Unii Europejskiej? Czy bilans polskiej obecności w UE jest korzystny dla Polski? Czy fundusze europejskie zmodernizowały Polskę czy zostały zmarnowane na propagandę, niepotrzebne inwestycje i zadłużanie Polski?”...”Bilans jest niekorzystny. Pieniądze zostały rozkradzione i zmarnowane. Należy podjąć kroki wzmacniające nasz potencjał gospodarczy następnie obronny, zainteresować współpracą z nami państwa regionu i wyjść z tej struktury politycznej ale tak by nie pozostać w osamotnieniu, a winą obarczyć nielojalnych pseudo przyjaciół takimi jak Francja, czy Niemcy.”...”Jestem przeciwnikiem in vitro. Ludzi nie można produkować w fabrykach. „...”Polska powinna dbać wyłącznie o własne interesy i interesy lojalnych sojuszników. USA takim sojusznikiem nie są. Dopóki nie pojawi się nowy Reagan musimy pozbyć się naiwności politycznej prezentowanej dziś przez PiS. Uważam, że Polska powinna powrócić do roli regionalnego lidera skupiającego wokół siebie podobnie zagrożone narody. W pierwszej kolejności trzeba zacieśnić związki z Węgrami, wyciągnąć rękę do Białorusi, Słowacji a nawet Czech. Polska nie ma wiecznych sojuszników, ma natomiast stałych wrogów. „...(źródło )
„Stratfor: wojna jest nieuchronna. Rosyjska inwazja wisi na włosku”...”Obecna sytuacja na Ukrainie nie może trwać wiecznie. Przekonani są o tym wszyscy obserwatorzy teatru działań wojennych na wschodzie tego kraju. Pytanie jednak, jak rozwinie się nieuchronna rosyjska ofensywa i jaka będzie na nią reakcja zarówno Kijowa, jak i świata zachodniego. W najgorszym z rozważanych scenariuszy Kreml postanowi zatrzymać się dopiero na linii Dniepru. Oznacza to inwazję na pełną skalę - pisze „Gazeta Polska”. „...(źródło )
Amerykanie kupili TVN „ Koncern medialny Scripps Networks Interactive kontroluje teraz blisko 53 proc. akcji w notowanej na giełdzie TVN – poinformował „Puls Biznesu”. Według gazety, Scripps Networks Interactive kupił od ITI i Canal+ 100 proc. akcji spółki N-Vision będącej właścicielem Polish Television Holding. „...”Zakup TVN-u przez kapitał amerykański jest korzystniejszy dla polskiego rynku medialnego zdominowanego przez kapitał niemiecki – mówi poseł Elżbieta Kruk, była przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. „...”Na rynku było przekonanie, że TVN mają kupić Niemcy. Wzbudzało to niepokój w związku z tym, że kapitału niemieckiego na rynku medialnym Polski jest bardzo dużo. Wejście amerykanów na ten rynek zupełnie zmienia sytuację. To jest niebywała zmiana. Jakie będą tego konsekwencje? To jest rzecz do przemyślenia. Dużo lepiej dla rynku, że jest to kapitał amerykański. Powoduje to większy pluralizm na rynku, na którym dominuje kapitał obcy. Więc jeśli tak, to ten pluralizm daje jakieś gwarancje do wolności słowa w Polsce. Nie znamy planów amerykańskiej firmy jak zamierza prowadzić stację. Wiemy, że są pewne ograniczenia w ustawie o Radiofonii i Telewizji, żeby nie można było zmieniać profilu stacji – tłumaczy poseł Elżbieta Kruk. „...(źródło )
„Stanowisko Bułgarii i Rumunii dotyczące ich wzmocnienia przez Sojusz jednoznacznie pokazała deklaracja złożona przez prezydentów tych państw podczas konferencji w Bukareszcie, która miała miejsce 20 lutego. Klaus Iohannis i Rosen Plewneliew, mówiąc o wzmocnieniu pozycji Bułgarii i Rumunii w ramach NATO, opowiedzieli się także za potrzebą zachowania jedności w kwestii utrzymania unijnej polityki sankcji wobec Rosji. Jeszcze wcześniej NATO zdecydowało o utworzeniu sześciu centrów dowódczo-kontrolnych, które powstaną m. in. w Bułgarii i Rumunii. „...”Amerykański magazyn "Stars and Stripes", komentując trwające ćwiczenia morskie, podkreśla, że wcześniej amerykańskie okręty "sporadycznie" wchodziły na Morze Czarne, a teraz dochodzi do tego "prawie każdego miesiąca". Kilka dni temu Rumunię i Bułgarię odwiedził także minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier, który złożył zapewnienie o trwałości zobowiązań wobec Bukaresztu i Sofii. Taka polityka ma duże znaczenie także z uwagi na Mołdawię, która według gen. Philipa Breedlove'a, po Ukrainie, może stać się kolejnym celem interwencji Rosji. „...(źródło )
Prezydent Egiptu, podczas konferencji gospodarczej w Szarm el-Szejk, podpisał kontrakty na łączną sumę 36,2 mld USD - czytamy na stronie Polskiej Agencji Prasowej.JE Abd el-Fatah es-Sisi, prezydent Egiptu, uzyskał poparcie polityczno-finansowe władz Kuwejtu, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które obiecały Kairowi 12,5 mld USD w postaci pożyczek i dużych inwestycji. Egiptowi udało się również przekonać zagraniczne fundusze i instytucje międzynarodowe na sumę 5,2 mld USD.- Bezpośrednie inwestycje i podpisane już kontrakty opiewają na sumę 36,2 mld USD - poinformował p. Ibrahim Mehleb, premier Egiptu.Oprócz tych kontraktów przedstawiciele rządu egipskiego podpisali umowy inwestycyjne na realizacje "obiektów pod klucz" o wartości 18,6 mld USD.”...(źródło)
Umowa o wolnym handlu między UE a USA (TTIP) to wyzwanie dla praw konsumenckich, pracowniczych i europejskiej demokracji, bo to, co dziś wiemy o porozumieniu wskazuje, że skorzystają na nim tylko wielkie korporacje i ponadnarodowy biznes „...”Profesor Leokadia Oręziak z SGH jako przykład umowy zawartej przez nierównych partnerów wskazała zawarty w 1992 roku przez USA, Kanadę i Meksyk Północnoamerykański Układ Wolnego Handlu (NAFTA). Jej zdaniem porozumienie dla Meksyku okazało się katastrofą: pod wpływem amerykańskiej konkurencji doszło do zniszczenia meksykańskiego przemysłu, a kraj, który pod względem produkcji żywności był samowystarczalny, dziś importuje ze Stanów Zjednoczonych 40 proc. sprzedawanych u siebie artykułów spożywczych. „...”Dla Oręziak TTIP to ograniczenie polityki przemysłowej państwa. Tymczasem przemysł - jak podkreśliła, dając przykład Niemiec - to jedyna podstawa rozwoju gospodarczego.Zauważyła, że konkurencja ze strony USA, które mają niższe koszty pracy i dostęp do taniej energii, wymusi ogromne zmiany na rynku Unii Europejskiej i - choć tego nie ma w umowie - pojawi się presja na ograniczenie płac i praw pracowników.”...”Według profesor unijno-amerykańskie negocjacje przewidują ponadto powołanie ponadnarodowego zgromadzenia ekspertów, tzw. regulacyjnej rady współpracy, która będzie określała, jakie przepisy są sprzeczne z duchem wolnego handlu i inwestycji. Zdaniem Oręziak tym samym rada będzie miała władzę nad państwami i demokratycznymi instytucjami. „...”Katarzyna Szymilewicz z Fundacji Panoptykon ... umowy o partnerstwie transatlantyckim w sposób niedemokratyczny powstają nowe regulacje dotyczące m.in. bankowości, finansów, handlu elektronicznego, żywności i ochrony środowiska. „....”Paneliści jako jedno z największych zagrożeń wskazywali postulowaną w umowie klauzulę o rozwiązywaniu sporów między państwem a inwestorem (ISDS). Dla nich to nic innego, jak jednostronny mechanizm oddziaływania korporacji na państwa, gdzie firmy mogą wszczynać procesy arbitrażowe, a władze tylko się im podporządkować. „...”"Międzynarodowy arbitraż budzi wiele wątpliwości" - mówił prowadzący dyskusję Przemysław Wielgosz, redaktor polskiego wydania "Le Monde Diplomatique". "Czy mamy do czynienia z prywatyzacją wymiaru sprawiedliwości?" pytał.(więcej )
Ważne Marian Kowalski” Posłów należy wybierać w okręgach jednomandatowych np po dwóch w każdym powiecie, bez progu. Broń Boże nie można zmniejszać ilości posłów, bo powygrywają najbogatsi. Poseł powinien być utrzymywany przez swoich wyborców, koniec z tajnym głosowaniem.”
Mój komentarz Na początek chciałbym zwrócić uwagę państwu pomysł Mariana Kowalskiego , aby zlikwidować tajność głosowania w wyborach do Sejmu . Już od dawna uważałem ,że problem tajności głosowania jest główną przeszkodą w rozwoju demokracji bezpośredniej , a także że likwidacja tajności to koniec z fałszerstwami wyborczymi . Co więcej wiedza kto i jak głosował pozwoliłaby zmienić całkowicie procesy decyzyjne w demokracji i wprowadzić zupełnie inna interakcje informacyjną pomiędzy wyborcami . Oczywiście nie wiemy jakie by były tego ostateczne skutki , ale bez tego nie da się wprowadzić nowoczesnego społeczeństwa demokracji bezpośredniej. O ile oczywiście demokracja, przynajmniej tej formie jaką w tej chwili znamy nie jest już przeżytkiem. Są fakt jednak że nikt nigdzie na całym Zachodzie tego nie próbował wprowadzić nawet w formie lokalnego samorządowego eksperymentu chociażby na poziomie na przykład milionowego miasta jest podejrzany. Być może likwidacja tajności głosowania zagroziłaby władzy lichwiarstwa i oligarchów , zagroziłaby istnieniu całego ustroju socjalistycznego w którego kajdanach dyszy cały Zachód tym Polska. Wrócimy jednak do obecnej sytuacji Polski i różnych koncepcjach z tym związanych. Zacznę od Targalskiego, który obawia się ,że gdyby rzeczywiście Putina obalono to mogłoby dojść do współpracy Stanów Zjednoczonych z Rosją , z nowym rządem.USA w takiej sytuacji musiałby tolerować sojusz Niemiec z Rosją Michalkiewicz wyraża obawy,że Niemcy w zamian za wejście w antyrosyjski sojusz ze Stany Zjednoczonymi będą chcieli przejąć ostateczną kontrole nad Europa, a przynajmniej nad Polską . Jednak obaj panowie różnie przewidują skutki dla Polski pozostania Putina na miejscu . Nie wiadomo jak interpretować przejęcie TVN przez Amerykanów. O tym że z dwojga złego przejęcie TVN przez Amerykanów jest lepsze niż przez Niemców nie ma co nawet dyskutować O tym ze nie przejął tego żaden z polskich oligarchów świadczy o kolonialnej pozycji Polski , bo żaden normalny suwerenny rząd nie dopuścił by do takiej sytuacji . Zresztą sam fakt że ostateczną decyzję kto ma to przejąć uzgodnili między sobą Niemcy i Amerykanie też o czymś świadczy Początkowo mówiło się że TVN przejmą Niemcy . I nie wiadomo czy rzeczywiście Amerykanie zmusili Niemców do rezygnacji , czy też Niemcy przeraziły się swojego sukcesu w skali kontroli mediów w Polsce i związanej z tym skali prania mózgów Polaków. I zrezygnowały na rzecz Amerykanów .
http://naszeblogi.pl/52908-usa-dalsze-odmozdzanie-lemingow-tvn-powierzyly-niemcom
Upadek Europy zaczyna przyspieszać. Niemcy nie są w stanie poradzić sobie z Węgrami a teraz z Grecją. Rosja próbuje razem z Chinami wyrwać Grecję spod wpływów Niemiec i zapoczątkować rozpad Europy
http://naszeblogi.pl/52989-holenbeck-grecja-doprowadzi-do-zniszczenia-unii-europejskiej
O sojuszu Orbana z Putinem tez warto pamiętać Chiny mogą wykorzystywać sojusz , w pewnym sensie naturalny z słabszą od nich gospodarczo Rosję, ale za to silną agenturą w Europie do rozbicia Unii Do gry wchodzą Indie , które mają już gospodarkę licząc PKB w parytecie siły nabywczej równą połowie całego PKB Unii . W ciągu 7 – 10 lat lat przy ich wzroście gospodarczym podwoją gospodarkę i będą ją miały na poziomie całego PKB Unii . Chiny w 10 lat będą miały gospodarkę dwa razy większą od całej Unii. A co z resztą Azji i Afryką . A co z Turcją, która nominalny PKB ma o 60 procent większy od Polski ,a liczony w sile nabywczej jest ponad dwukrotnie większy , czyli że PKB Turcji liczony na głowę ludności w sile nabywczej jest w przybliżenie taki sam jak w Polsce . W Egipcie szejkowie pstryknęli palcami i już ruszają inwestycje na 50 miliardów dolarów W tle mamy jeszcze umowę o wolnym handlu TTIP pomiędzy USA a Unią , na którą przecież muszą się zgodzić Niemcy Cenzura informacyjna , odcięcie Polaków od istotnych informacji przez koncerny medialne i kryminalne , przestępcze wręcz ogłupianie Polaków przez media reżimowe nie pozwała tak naprawdę zorientować się w sytuacji geopolitycznej , bo ta zmienia się w coraz szybszym tempie. W tle tego wszystkiego jest wyścig kosmiczny po zasoby naturalne tam występujące i kontrolę nad szlakami ich dostarczania na Ziemię , którego rezultaty zmienią pozycję polityczną uczestniczących w nich państw .Nawet wojna pomiędzy USA a Chinami i całkowite Chin i częściowe zniszczenie USA nic nie zmieni , bo Indie maja już w sile nabywczej prawie 50 procent PKB USA .Po takiej wojnie one mogłyby stać się jedynym supermocarstwem Możemy być niedługo zaskoczeni karuzelą sojuszu , a te jeszcze wczoraj najbardziej egzotyczne jutro mogą stać się naturalnymi i oczywistymi .
Marek Mojsiewicz
Spokojnie – to tylko kampania! „Reżym komunistyczny w walce o lepszy dostęp do żłobu rozpada się” – głosiła ulotka, którą SB „znalazła” w gmachu Wydziału Humanistycznego UMCS w Lublinie w marcu 1968 roku. Ponieważ SB akurat tę ulotkę „znalazła”, a ponadto niezależny dziennik KW PZPR w Lublinie pod tytułem „Sztandar Ludu” akurat ten fragment ulotki wydrukował, żeby czytelnicy odczuli całą grozę sytuacji (bo jużci – cóż mogło w tym czasie wzbudzić większą grozę wśród czytelników „Sztandaru Ludu” niż wiadomość, że oto „reżym komunistyczny (…) rozpada się” ?) – wszystko to wzbudzało podejrzenia, że tak naprawdę to była taka fałszywka SB, podobna do tej przypisywanej carskiej Ochranie pod tytułem „Protokoły mędrców Syjonu”. Fałszywki jednak mają to do siebie, że muszą być przygotowane porządnie, bo w przeciwnym razie fałszerstwo zaraz zostanie wykryte – jak to się stało w przypadku niejakiego „sapere aude”, który przed dwoma laty wpuścił do sieci fałszywkę w postaci mego rzekomego zobowiązania do współpracy z SB. Mówiąc nawiasem, mija właśnie drugi rok od tego wydarzenia, a „sapere aude” jak nie został wykryty ani przez profesyjonalną policję, ani przez jeszcze bardziej profesyjonalną, a w dodatku niezależną prokuraturę – tak nie został. Utwierdza mnie to w podejrzeniach, że „sapere aude” jest konfidentem wykonującym zadanie zlecone, a organy ścigania i wymiaru sprawiedliwości zostały o tym uprzedzone przez oficerów prowadzących, w związku z czym przez dwa lata nie tylko nie potrafiły skontaktować się z administratorem serwera holenderskiego, z którym mnie udało się skontaktować w ciągu kilku minut, ale nawet nie potrafią zliczyć do trzech. To znaczy oczywiście potrafią, zwłaszcza gdy chodzi o łapówkę („w pysk dadzą sobie napluć za tyle a tyle; gębę potem obetrą, a forsę przeliczą”), ale tu o żadną łapówkę przecież nie chodzi, tylko o solidarność wszystkich ogniw organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, w jaką okupujący nasz nieszczęśliwy kraj przedstawiciele kolejnych pokoleń ubeckich dynastii przekształcili III Rzeczpospolitą. Właśnie rozpoczęła się kampania wyborcza na urząd prezydenta – ale czy w przypadku, gdy obecna forma państwowości polskiej została przekształcona w organizacje przestępczą o charakterze zbrojnym, osobnik stający na jej czele aby na pewno powinien nazywać się „prezydentem”? Słowo „prezydent” wywodzi się od słowa „obrońca” – a powiedzmy sobie szczerze i otwarcie: jakiż to „obrońca” z – dajmy na to – pana prezydenta Bronisława Komorowskiego? Wprawdzie pozuje na obrońcę, ale podejrzewam, że jeśli czegoś broni, to tylko interesów naszych bezpieczniackich okupantów, którzy właśnie dlatego stręczą go nam na prezydenta, jak jacyś stręczyciele. Już prędzej by pasowało określenie „herszt”, wywodzące się z niemieckiego słowa herrschen, oznaczającego „panować” – oczywiście gdyby prezydent panował, a nie był popychadłem generałów z razwiedki. Wracając do fałszywek, to muszą one być lepiej przygotowane niż prawdziwki, a skoro już fałszerze muszą się przyłożyć, to przecież mogą z samego rozpędu spenetrować trochę prawdy. Tak właśnie twierdził Konstanty Ildefons Gałczyński w słynnym wierszu „Sprzysiężenie”: „Choć złą sprawę szatan poprze, wszystko się zakończy dobrze”. Toteż jeśli nawet spostrzeżenie, iż „reżym komunistyczny w walce o lepszy dostęp do żłobu rozpada się” zostało użyte w intencji wzbudzenia uczucia grozy wśród czytelników „Sztandaru Ludu”, to niezależnie od tego, taka diagnoza sytuacji politycznej w Polsce w roku 1968 była trafna. Tzw. wydarzenia marcowe były przecież znakomitym pretekstem dla dintojry w partii, gdzie upokorzona początkowo frakcja „Chamów” teraz odgrywała się na frakcji „Żydów” – między innymi dlatego, że od roku 1962 bezpieczniacy zaczęli ponownie werbować agenturę w partii, czego po 1956 roku Gomułka im zabronił. Wydaje się, że ta historia się powtarza i w związku z harataniną, jaka toczy się w naszym nieszczęśliwym kraju między Stronnictwem Ruskim a gwałtownie reaktywowanym Stronnictwie Amerykańsko-Żydowskim, do którego codziennie przeskakują coraz to nowi aktywiści ze Stronnictwa Pruskiego, reżym komunistyczny sprawia wrażenie, jakby znowu się jeśli nie rozpadał, to przynajmniej chwiał w posadach. Znakomitą ilustracją tych ruchów konwekcyjnych jest nie tylko rozwój afery podsłuchowej, która doprowadziła do wzajemnego podsłuchiwania się i podglądania przez wszystkie bezpieczniackie watahy, ale również śmierdzące dmuchy wokół SKOK. Nawiasem mówiąc, ówczesny szef MSW, pan Bartłomiej Sienkiewicz, twierdzi, że o niczym nie wiedział i nikomu podsłuchiwać ani podglądać nie kazał – a ja mu wierzę, bo w jakim niby celu bezpieczniacy mieliby o takich rzeczach informować kogoś takiego jak pan Sienkiewicz, no po co? Ale to jeszcze nic – bo rozkręcająca się właśnie afera wokół SKOK-ów i pana senatora Grzegorza Biereckiego sprawia wrażenie, jakby doszło już do łamania najważniejszej niepisanej zasady konstytucyjnej III RP – „my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych”. Wprawdzie pan senator Bierecki odgraża się, że wzorem pana red. Michnika i pana marszałka Sikorskiego będzie pociągał „kłamców” do odpowiedzialności przed niezawisłe sądy – ale rzecz w tym, że pan senator Bierecki nie jest ani panem redaktorem Michnikiem, ani panem marszałkiem Sikorskim, ani nawet panem mecenasem Giertychem – oczywiście już po przejściu na jasną stronę Mocy – więc wcale nie ma pewności, czy niezawisłe sądy dostaną rozkaz skarcenia „kłamców”, czy też przeciwnie – skarcą pana senatora Biereckiego. Być może jednak wszystko zakończy się wesołym oberkiem. Właśnie okazało się, że niezależna prokuratura „przygotowuje” oskarżenie w sprawie Amber Gold, a konkretnie: przeciwko Katarzynie i Marcinowi P. – co oznacza, że przeciwko nikomu więcej – ani premieru Tusku, ani nikomu innemu. W takiej sytuacji prawdopodobieństwo finału w postaci wesołego oberka gwałtownie rośnie. Skoro bowiem w sprawie Amber Gold oskarżone będzie tylko państwo P., a proces rozpocznie się „może jeszcze w tym roku” – to znaczy kiedy już będzie wiadomo, kto został prezydentem i czy wybory parlamentarne też zostały prawidłowo wygrane – no to dlaczego coś złego miałoby się stać panu senatorowi Biereckiemu? Kampania wyborcza jest od tego, żeby kopać się po kostkach, a czasami nawet i wyżej, zwłaszcza jak ktoś się zagalopuje – „ale potem się budzimy i… dla sympatycznej panny Krysi z turnusu trzeciego od sympatycznego oczywiście, niewątplywie pana Waldka – Mucio, mucio!”. Bo czyż reżym, zwłaszcza komunistyczny, w ogóle może się rozpaść? Nie ma takiej możliwości – bez względu na to, czy w naszym nieszczęśliwym kraju chwilową przewagę ma akurat Stronnictwo Ruskie, czy Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie. Gdyby tak pojawiło się Stronnictwo Polskie, to co innego, ale – jak mawiał Ignacy Rzecki – „co tam marzyć o tem!”. Stanisław Michalkiewicz
Próbny balon No proszę, proszę! Przewodniczący Komisji Europejskiej, Jan Klaudiusz Juncker opowiedział się za budową europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO. Nie jest to pierwsze tego rodzaju propozycja, bo podobne padały już wcześniej i już wcześniej były krytykowane przez Stany Zjednoczone, które były inicjatorem powstania i są politycznym kierownikiem NATO. Żeby zrozumieć przyczyny zarówno ponawiania tych inicjatyw, jak i niezmiennego sprzeciwu Amerykanów wobec nich, musimy cofnąć się w czasie do roku 1945, kiedy to Niemcy przegrały II wojnę światową. Jak wiadomo, kapitulacja Niemiec była bezwarunkowa, ale – o ile mi wiadomo – w odróżnieniu od Cesarstwa Japonii, w imieniu którego na amerykańskim pancerniku „Missouri” kapitulację podpisali uwierzytelnieni przedstawiciele władz tego państwa – w przypadku Niemiec skapitulowała tylko armia, bo tylko jej przedstawiciele akt kapitulacji podpisali, zresztą dwukrotnie, w ramach „pokazuchy” urządzonej na życzenie Józefa Stalina. Państwo niemieckie żadnego aktu kapitulacji nie podpisało, bo Adolf Hitler już nie żył, a rządu admirała Doenitza alianci nie uznali, tylko aresztowali na rozkaz generała Eisenhowera. Czy będzie to miało jakieś znaczenie w przyszłości – czas pokaże, bo historia dostarcza wielu przykładów wykorzystywania takich zbiegów okoliczności nawet po 100 latach.
W roku 1955 utworzona została Bundeswehra. Została ona wkomponowana w struktury NATO i za ich pośrednictwem pozostaje pod kontrolą amerykańską. Amerykanom taka sytuacja najwyraźniej odpowiada, bo podkreślają konieczność „łącznego traktowania bezpieczeństwa euroatlantyckiego” i dotychczas sprzeciwiali się tworzeniu europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, najwyraźniej uważając, że ten pomysł to pseudonim wyprowadzenia Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli. Byłby to krok w kierunku uwolnienia się od jeszcze jednej konsekwencji II wojny światowej, a nietrudno się domyślić, że definitywne zakończenie okresu niemieckiej pokuty jest ważnym celem niemieckiej polityki. Charakterystyczne jest, że Jan Klaudiusz Juncker wystąpił z pomysłem utworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO w wypowiedzi dla „Die Welt” akurat teraz, kiedy w związku z sytuacją na Ukrainie Stany Zjednoczone próbują nie tylko rozpalać zarzewie konfliktu między Cesarstwem Rosyjskim, a Cesarstwem Europejskim, którego politycznym kierownikiem są Niemcy, ale również montować rodzaj antyrosyjskiej krucjaty w Europie. Nietrudno się domyślić, że gdyby taki konflikt rzeczywiście rozgorzał, to Niemcy musiałyby prosić o przyjaźń USA i USA by Niemcom tę przyjaźń zaoferowały – ale na swoich warunkach. Stany Zjednoczone powróciłyby wówczas do polityki europejskiej jako jej kierownik i to nie wbrew Niemcom, tylko na ich pokorną prośbę. Oznaczałoby to definitywne odejście Niemiec od doktryny „europeizacji Europy”, którą Niemcy wyznają od roku 1990, od kiedy odzyskały swobodę ruchów w następstwie traktatu „2 plus 4” podpisanego w Moskwie 12 września 1990 roku i której wyrazem jest m.in. strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, wytrzymujące dotychczas wszystkie „próby niszczące”, jakim jest ostatnio poddawane. Jak dotąd stanowisko Naszej Złotej Pani z Berlina jest niezmienne; stoi ona na nieubłaganym gruncie strategicznego partnerstwa i nie chce słyszeć o żadnej krucjacie. Ale w polityce nigdy nie ma słowa „nigdy”, toteż i Nasza Złota Pani, podobnie jak Niemcy, mogłaby w jakichś zmienionych okolicznościach swoje nieubłagane stanowisko zmienić. Jaki argument mógłby ją i Niemców przekonać? Wydaje mi się, że takim argumentem mogłaby być obietnica amerykańskiej zgody na rewizję niektórych postanowień konferencji czterech mocarstw w Poczdamie z 1945 roku odnoszących się do tak zwanych w Polsce „ziem odzyskanych”. To byłaby szalenie delikatna sprawa, więc nic dziwnego, że najpierw trzeba by ją zawczasu delikatnie wysondować – i właśnie pomysł Jana Klaudiusza Junckera uważam za rodzaj takiego balonu próbnego. Wprawdzie europejskie siły zbrojne niezależne od NATO formalnie nie mają nic wspólnego z postanowieniami konferencji poczdamskiej, ale przecież pewne iuncitm jest – zarówno „ziemie odzyskane”, jak i podporządkowanie Bundeswehry amerykańskiej kurateli jest konsekwencją II wojny, a skoro można by uchylić jedną konsekwencję, to dlaczego nie spróbować uchylić i drugiej? Warto spróbować tym bardziej, że reakcja Warszawy na ten pomysł sprawiała wrażenie entuzjastycznej, co pokazuje, że znarkotyzowana propagandą Polska znowu jest gotowa do popełnienia kolejnego „pięknego samobójstwa” - żeby skorzystać z określenia kolegi Ziemkiewicza. Ewentualna rewizja postanowień konferencji poczdamskiej najprawdopodobniej bowiem przybrałaby postać transakcji wiązanej zgodnej z życzeniami Stanów Zjednoczonych. Mam oczywiście na myśli utworzenie na reszcie polskiego terytorium państwowego Judeopolonii – niekoniecznie oficjalnie, co to, to nie, przynajmniej w pierwszej fazie. Ale spełnienie żydowskich roszczeń, wysuwanych wobec Polski, na spełnienie których Stany Zjednoczone nieustannie na Polskę naciskają, miałoby taki właśnie skutek. Środowisko dysponujące na terenie takiej Kongresówki majątkiem rzędu 60, a może nawet 65 mld dolarów, miałoby tu dominującą pozycję ekonomiczną, a co za tym idzie – dominującą pozycję społeczną i polityczną. W tej sytuacji każdy polski odruch buntu przeciwko tej sytuacji mógłby zostać wiarygodnie przedstawiony opinii międzynarodowej jako wybuch dzikiego, organicznego polskiego antysemityzmu – do czego opinia międzynarodowa jest przecież intensywnie przygotowywana – również przez rozmaite (GN)Idy – i bezpiecznie spacyfikowany. Czegóż chcieć więcej? Stanisław Michalkiewicz
19 marca 2015 Prokuratorzy badają nie to co trzeba
1. Aż dwa tygodniki (Do Rzeczy, Wprost ) na czołowych stronach piszą o kolejnych odsłonach afery taśmowej (tygodnik Do Rzeczy zdecydował się nawet na publikację listy ponad 60 osób – polityków, prezesów spółek skarbu państwa, banków, lobbystów, którzy zostali podsłuchani w kilku restauracjach), a jak się okazuje warszawska Prokuratora Okręgowa skupiła się do tej pory na badaniu legalności podsłuchów, a w konsekwencji odpowiedzialności kelnerów i biznesmena Marka Falenty, który ponoć je zlecał. Prokuratorów dziwnym zbiegiem okoliczności nie interesuje treść podsłuchanych rozmów szczególnie wysokich urzędników państwowych (ministrów, wiceministrów) z przedstawicielami biznesu i lobbystami, choć tylko z ich fragmentów publikowanych w różnych mediach (między innymi w połowie lutego 2015 w TV Republika), wynika że ci pierwsi „nieprzesadnie” chronili interesy Skarbu Państwa.
2. W tym swoistym braku zainteresowania warszawskiej prokuratury, badaniem sedna afery taśmowej w ostatnich dniach nastąpił jednak pewien wyłom.Otóż po ujawnieniu przez szefa CBA, że przekazał tej prokuraturze kolejne 11 nagrań z posłuchanymi rozmowami polityków i biznesmenów, a także w związku z opublikowaniem przez TV Republika w połowie lutego treści meldunków operacyjnych składanych przez osobowe źródła informacji agentom tego Biura, do akcji wkroczyła Prokuratura Apelacyjna w Warszawie.Zażądała ona od Prokuratury Okręgowej materiałów dotyczących prywatyzacji CIECH S.A. na rzecz firmy Jana Kulczyka, w tym w szczególności treści rozmowy pomiędzy wiceministrem Skarbu Państwa Rafałem Baniakiem a lobbystą i przyjacielem wielu prominentnych polityków Platformy, Piotrem Wawrzynowiczem.Wszystko wskazuje na to, że V Wydział Prokuratury Apelacyjnej zajmujący się korupcją i przestępczością zorganizowaną po czynnościach sprawdzających, zdecyduje się wszcząć śledztwo w tej sprawie (wcześniej zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przy prywatyzacji CIECH S.A. złożyli do prokuratury przedstawiciele Solidarnej Polski – Zbigniew Ziobro i Patryk Jaki.
3. Przypomnijmy tylko, że tuż przed wybuchem afery taśmowej na początku czerwca 2014 roku resort skarbu wyraził zgodę na odsprzedanie będącego w jego posiadaniu pakietu kontrolnego akcji CIECH S.A. (około 38%) po cenie 32,13 zł za jedną akcję na rzecz jednej ze spółek Holdingu Jana Kulczyka, KI Chemistry (sumarycznie Skarb Państwa uzyskał z tej transakcji 619 mln zł od inwestora i 22,5 mln zł wcześniej wypłaconej dywidendy)Transakcja obyła się w wyniku ogłoszonego przez tę spółkę w marcu 2014 roku wezwania do sprzedaży blisko 34,8 mln akcji CIECH S.A. (66% wszystkich akcji) po 29,5 zł za jedną akcję.Przedstawiciele resortu skarbu wielokrotnie publicznie twierdzili, że oferowana cena jest za niska i już przed finalizacją transakcji, inwestor zdecydował się podwyższyć cenę o 2,5 zł za akcję i zakup doszedł do skutku.Z materiałów CBA ponoć wynika, że to symboliczne podniesienie ceny zakupu akcji przez inwestora było przeprowadzone po to aby „zamydlić oczy” przyszłym kontrolerom tej transakcji i przy okazji opinii publicznej, a przedstawiciele resortu skarbu za swoja uległość wobec inwestora, zostali sowicie wynagrodzeni pod stołem.Zdaniem ekspertów Skarb Państwa stracił na tej transakcji przynajmniej kilkaset milionów złotych, wszak pozbył się pakietu kontrolnego jednego z liderów europejskiego rynku chemicznego, koncernu w którego składzie znajduje się 30 spółek krajowych i zagranicznych o przychodach ponad 4 mld zł rocznie.
4. Zdaje się, że Prokuratura Apelacyjna w Warszawie jest zdecydowana bardziej intensywnie badać ten fragment afery taśmowej niż Prokuratura Okręgowa, której przez blisko 9 miesięcy udało się przesłuchać kilkadziesiąt osób w nią zamieszanych ale tylko pod kątem nielegalności podsłuchów.Jak wynika jednak z materiałów dotyczących prywatyzacji CIECH S.A., prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej powinni już dawno zainteresować się zawartością podsłuchanych rozmów, bowiem to z nich wynika autentyczne mierzone sektami milinów złotych (a być może nawet miliardów złotych), zagrożenie dla interesów ekonomicznych naszego państwa.Kuźmiuk
Karaganow Rosja wejdzie w strategiczny sojusz z Chinami. Radosław Sikora „ Demografia rządzi światem, czyli jak chrześcijaństwo wygrało z islamem”...”Triumf, ale czy trwały?Jak wspomniałem, jeszcze w roku 1683 Imperium Osmańskie było śmiertelnym zagrożeniem dla krajów środkowo-wschodniej Europy. Nic dziwnego. Z populacją około 25–30 mln ludzi dominowało w tej części świata. Dla porównania Rzeczpospolitą zamieszkiwało wówczas około 7 mln, a państwo moskiewskie mniej więcej 15 mln ludzi. Ale trendy były już wtedy dla Turków niekorzystne. W XVIII i XIX wieku najwięksi ich rywale, czyli Rosjanie, dynamicznie zwiększali populację. Imperium Rosyjskie w roku 1800 miała już 37 mln ludzi, by w roku 1913, czyli przed wybuchem I WŚ, urosnąć aż do 175,1 mln! Imperium Osmańskie nie tylko się nie rozwinęło, ale skurczyło. Częściowo wynikało to ze zmian terytorialnych, ale także z niższej dzietności jego mieszkańców. W roku 1914 miało ledwie 21 mln ludzi. W roku 1923 Imperium Osmańskie legło w gruzach, a na nich powstało nowe państwo – dzisiejsza, świecka Turcja. W roku 1927 państwo to zamieszkiwało 13,6 mln ludzi.
Pierwsza Wojna Światowa miała także olbrzymi wpływ na Rosję. Imperium carów, wraz z carską rodziną odeszło w przeszłość. Na jego gruzach powstał zdominowany przez Rosję i Rosjan, odżegnujący się od jakiejkolwiek religii Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. W 1926 roku miał 148,6 mln mieszkańców, czyli powiększył swoją i tak już dotąd olbrzymią przewagę demograficzną nad Turcją. Ale...Po IIWŚ, która nie zmniejszyła populacji ZSRR (mimo olbrzymich strat, jakie ten kraj poniósł w czasie wojny!), doszło do ostrego wyhamowania rozwoju demograficznego ZSRR. Pod wpływem propagandy i nacisków USA, Wielkiej Brytanii i Francji, na przełomie lat 1955 / 1956, Chruszczow wprowadził politykę ograniczającą przyrost naturalny. Na przykład zalegalizowano wówczas przerywanie ciąży. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Dzietność w ZSRR, a tym samym w Rosji, dramatycznie spadła. W roku 1967 wskaźnik dzietności (płodności) Rosjanek spadł poniżej progu odtwarzalności pokoleń, bo do poziomu 2,04. W tym samy czasie w Turcji wynosił 5,75 co oznaczało gwałtowny wzrost populacji tego kraju.W roku 1991 rozpadł się ZSRR. Z 293 mln ludzi, którzy go wówczas zamieszkiwali 148,4 mln żyło w samej Rosji. Dla porównania, Turcja miała wówczas 57 mln ludzi.W 2014 roku Rosja miała 146 mln ludzi, a Turcja 76,6 mln. Według prognoz, Turcja do 2030 roku zwiększy swą populację do niemal 87 mln. A Rosja? Dzietność w Rosji od 1967 roku pozostaje na dramatycznie niskim poziomie. Raz tylko, w latach 1986–1988 przekroczyła nieznacznie poziom odtwarzalności pokoleń. Co prawda teraz wskaźnik dzietności w Rosji powoli rośnie, ale po pierwsze nie wiadomo, czy kiedykolwiek znów osiągnie poziom 2,1 (czyli pozwalający na prostą zastępowalność pokoleń), a po drugie, w Rosji dynamicznie rozwijają się tylko mniejszości niesłowiańskie, co oznacza, że wkrótce kraj ten całkowicie zmieni swoje oblicze.W rozdziale tym skoncentrowałem się na przemianach demograficznych w Rosji i Turcji, gdyż w XVII – XIX w. byli to najważniejsi (obok Austrii) rywale polityczni w tej części świata. Przemiany demograficzne wskazują, że staną się nimi ponownie. I to w dość bliskiej przyszłości. Staną się nimi zwłaszcza w sytuacji, gdyby Turkom udało się doprowadzić do odrodzenia Imperium, na gruzach którego powstało ich obecne państwo. A co to wszystko oznacza dla Polski? Dla Polski, która jeszcze w roku 1966 miała tyle samo ludzi (około 32 mln), co Turcja? Dla Polski, której populacja, w wyniku olbrzymiego odpływu ludności i bardzo niskiej dzietności spada? Ano to, że jeśli nie odwrócimy tego procesu, to będziemy mieli poważne problemy. I nie chodzi tu nawet o ekspansję islamu, która może być dla Polski również szansą (jeśli ten islam osłabi naszych głównych rywali, a do nas nie dotrze). Zmniejszająca i starzejąca się populacja oznacza nic innego jak „wygaszanie państwa”.....(źródło )
Siergiej Karaganow "Dwie fale rozszerzenia NATO Rosja przełknęła" ….'"Unia Europejska próbowała rozszerzyć swoją miękką kontrolę na terytoria, które Rosja uznawała za strefę swoich interesów" „...”"Ekspansji UE towarzyszyła ofensywa NATO. A ta organizacja jednoznacznie była postrzegana jako potencjalnie wroga, szczególnie po trzymiesięcznych bombardowaniach Jugosławii w 1999 roku, które wstrząsnęły nawet rosyjskimi zapadnikami (zwolennikami zbliżenia z Zachodem – red.)" …..”Politolog przekonuje, że w Rosji rozszerzenie NATO postrzegano jako otwarte naruszenie jawnych i niejawnych umów wypracowanych w czasach, gdy ZSRR zaprzestał polityki konfrontacji, wycofał wojska z krajów Układu Warszawskiego i zgodził się na zjednoczenie Niemiec. "Dwie fale rozszerzenia NATO Rosja przełknęła (być może to był błąd), ale rozprzestrzenianie tego paktu na Ukrainę, które stworzyłoby niezabezpieczoną granicę z blokiem o długości 2 tys. km, było nie do przyjęcia, (...) było postrzegane jako potencjalna przyczyna dla wielkiej wojny" ….”Karaganow uważa, że na tym tle poparcie Zachodu dla Majdanu w Kijowie i obalenie Janukowycza doprowadziło do tego, że tym razem Rosja zadała "wyprzedzający cios". "Dla Moskwy przyłączenie Krymu, poparcie powstańców w Donbasie to działania nakierowane na zapobieżenie znacznie większej katastrofie" …..”ego zdaniem Europa, "wygrawszy zimną wojnę, teraz - po jej zakończeniu - być może przegrywa pokój i wkracza w kolejną fazę stosunków międzynarodowych osłabiona i podzielona, stojąc na krawędzi konfrontacji, a może nawet wielkiej wojny". …..”"Europa może ponownie próbować schronić się pod skrzydłami USA, a Rosja zawrzeć de facto strategiczny sojusz z Chinami, to oba te rozwiązania będą "końcem nadziei na zjednoczoną Europę" - przekonuje Karaganow. „...Ekspert zarzuca elitom Zachodu, że zamiast poważnej rozmowy z Rosją wybrały "walkę o spadek posowiecki", czemu towarzyszyła "próba geopolitycznego dociśnięcia Rosji, która skończyła się najpierw wojną o Osetię Południową, a teraz bratobójczą wojną na Ukrainie". Co więcej - zdaniem Karaganowa - Zachód w relacjach z Rosją ograniczał się albo do "pouczeń, albo bardzo powierzchownych zapewnień o wspólnej przyszłości". ….”"Rosję, której główną ideą narodową przez całą historię była obrona suwerenności, traktowano z góry, czasem nawet próbując dyktować skład rady ministrów (tego nie robili Europejczycy)" – pisze. Zachód - zdaniem analityka – systematycznie poddawał Rosję presji, traktując ją jak kraj pokonany i mieszając się do "sfer jej interesów ekonomicznych, politycznych i wojskowych". Tymczasem – pisze ekspert – Rosjanie wcale nie uważali się za pokonanych. „....”Karaganow pisze też, że w dobie kryzysu w relacjach UE z Rosją, ta ostatnia ma ekonomiczną alternatywę w postaci Azji, która jest coraz mocniejsza.”..”Ekspert zarzuca elitom Zachodu, że zamiast poważnej rozmowy z Rosją wybrały "walkę o spadek posowiecki", czemu towarzyszyła "próba geopolitycznego dociśnięcia Rosji, która skończyła się najpierw wojną o Osetię Południową, a teraz bratobójczą wojną na Ukrainie". Co więcej - zdaniem Karaganowa - Zachód w relacjach z Rosją ograniczał się albo do "pouczeń, albo bardzo powierzchownych zapewnień o wspólnej przyszłości". ...”"Rosję, której główną ideą narodową przez całą historię była obrona suwerenności, traktowano z góry, czasem nawet próbując dyktować skład rady ministrów (tego nie robili Europejczycy)" – pisze. Zachód - zdaniem analityka – systematycznie poddawał Rosję presji, traktując ją jak kraj pokonany i mieszając się do "sfer jej interesów ekonomicznych, politycznych i wojskowych". Tymczasem – pisze ekspert – Rosjanie wcale nie uważali się za pokonanych. „....”"Wbrew iluzorycznym nadziejom żywionym na początku lat 90., Rosja i Europa wewnątrz UE, rozwijały się z różną prędkością i w różnych kierunkach. Te procesy nosiły w wielu aspektach charakter obiektywny, ale prawie nie toczono o tym dyskusji, co jest błędem wszystkich europejskich elit. One nie chciały i nie zdołały zobaczyć prawdy. I dlatego obecny kryzys spadł na nie jak grom z jasnego nieba i jedni gorączkowo próbują demonizować Putina, a inni oskarżają »zdrajczynię Merkel«"”...”Wskazuje też na to, że nadzieje na wprowadzenie demokracji na wzór europejski w Rosji się nie ziściły. Jak pisze, "odbywało się to pod hasłem forsownej prywatyzacji", którą "zdecydowana większość Rosjan uznała za akt złodziejstwa". Wtedy, jak pisze Karaganow, "pojawił się jeden z najbardziej szpetnych wariantów oligarchicznego kwasikapitalizmu", który poskutkował tym, że do dzisiaj w Rosji "wielka własność prywatna do dziś jest postrzegana w Rosji jako moralnie wątpliwa".....”Innymi słowy, pisze Karaganow, "to, co Zachód brał za pozory europeizacji", doprowadziło do krachu państwa. Własność nie była chroniona przez prawo, "trzymanie aktywów w Rosji i inwestycje były ryzykowane, a elit nie wyróżniał patriotyzm". Wskazuje też na błędy popełnione w swoim kraju. Pierwszy – wprowadzano demokrację "odgórnie" poprzez wybieranie parlamentów, gubernatorów, merów. "Nie zatroszczono się o najważniejsze – wychowywanie odpowiedzialnego obywatela, podstawowego kapitału każdego narodu" – zaznacza, podkreślając, że dopiero niedawno w Rosji wzięto się za tworzenia samorządu terytorialnego. „...” "Do 1999 roku kraj faktycznie przekształcił się w państwo upadłe i gdyby doszło wtedy do maleńkiego Majdanu w Moskwie, to Rosja by się ostatecznie posypała" – podkreśla. I przypomina, że lata 90. większości Rosjan kojarzą się z biedą i upokorzeniem. Dlatego – pisze Karaganow - "rosyjska elita dokonała niezbyt miłego, ale nieuchronnego zwrotu ku demokracji sterowanej".....”Zdaniem Karaganowa "Rosja odbudowywała suwerenność i państwowość, a UE próbowała przezwyciężyć suwerenność, państwowy nacjonalizm i zbudować ponadnarodową wspólnotę". Analityk wskazuje też, że "większość Rosjan dążyła do odbudowania zniszczonej za czasów komunizmu tradycyjnej moralności, ciągnęło ich do wcześniej zakazanego chrześcijaństwa". „.....”"W społeczeństwie pojawiło się zapotrzebowanie: na państwowy patriotyzm, niezbudowany na komunistycznym mesjanizmie; na nową tożsamość narodową; konserwatyzm jako antytezę idei rewolucyjnych, który przyniosły narodowi tyle wstrząsów i tragedii w XX wieku. Przy tym uważało się, że w ten sposób Rosja wraca nie tylko do siebie, ale także do Europy, od której odeszła w 1917 roku. Tymczasem europejska elita była już przesycona tymi wartościami, coraz bardziej uważała je za przebrzmiałe, a nawet reakcyjne. Stary Świat postawił sobie za cel przezwyciężyć nacjonalizm, a nawet narodowy patriotyzm, odrzucał wiele tradycyjnych wartości moralnych i coraz bardziej odchodził od chrześcijaństwa" …..”"Dążenie Kremla do wzięcia na sztandary tradycyjnych wartości wywołuje u elit rządzących Europy niechęć i obawy. Przecież one wiedzą, że tym wartościom hołduje większość ich ludności" ….”"Większość społeczeństw i kręgów rządzących krajów Zachodu dawno zapomniała o swoich rewolucjach. Rosyjska wierchuszka panicznie boi się powtórzenia fatalnych wstrząsów – demokratycznego lutego 1917 roku, po którym przyszedł koszmar bolszewizmu i nawet demokratycznej rewolucji 1991 roku, która na razie koszmarem się nie zakończyła, ale o mały włos nie doprowadziła do upadku państwa" …..”Analityk wskazuje, że europejscy politycy sądzili, że jednoczyć się i współdziałać należy w oparciu o wspólne wartości, tymczasem "takie podejście u swoich podstaw przeczyło europejskiej tradycji politycznej, gdy kraje, ich przywódcy i społeczeństwa bardzo często jednoczyły się według interesów". ….”w pierwszym dziesięcioleciu XXI w. UE "wkroczyła w długi systemowy kryzys". "A tymczasem zaczęła się seria wstydliwych i upokarzających porażek Zachodu, UE i szczególnie okrętu flagowego w postaci USA" „.....”Przekonuje, że UE zaczęła podskórnie szukać impulsu do mocniejszego zjednoczenia i wroga zewnętrznego, tym bardziej że dołączyły do niego "kraje z prawie że genetyczną potrzebą zemszczenia się za klęski i upokorzenia poprzednich wieków". W efekcie - pisze ekspert - "w latach 2011-2012 z Rosji zaczęli rzeźbić wroga" ….”Natomiast elity w Rosji "nie chciały albo nie mogły uznać swoich błędów z przeszłości i zacząć nowej tury reform". Stąd – "usprawiedliwianie ślepej uliczki, w której znalazł się kraj, chęć wyjścia z niej poprzez tradycyjne szukanie wroga zewnętrznego i wzmaganie konfrontacji, aby przynajmniej uciszyć niezadowolonych i zjednoczonych społeczeństwo". ...”"W Berlinie sądzą, że rosyjska polityka w stosunku do Krymu i Ukrainy jest podyktowana prawie wyłącznie przesłankami utrzymania się przy władzy przez obecny reżim. A Niemcy powinny przywrócić status quo ante, aby zabezpieczyć porządek i pokój w Europie, za którego gwaranta się uznają.W Rosji, kraju z bardziej szerokim aniżeli europejski horyzontem, sądzą, że głupota i bezprawie w Jugosławii, Iraku, Libii, poparcie przez Zachód samobójczej arabskiej wiosny zniszczyły ład międzynarodowy i jego zasady: trzeba go więc albo odbudowywać, albo grać według zasad »prawa dżungli”...”"Jaka będzie Europa po tym starciu, nawet jeśli Rosja nie wyjdzie z niego zwycięsko, nie chcę nawet myśleć. Wszystkie dążenia Europejczyków do stworzenia pokojowego kontynentu po II wojnie światowej obrócą się w pył" – przestrzega, wskazując, że Chiny i "cały coraz mocniejszy świat niezachodni raczej sympatyzują z Moskwą". Siergiej Karaganow - rosyjski politolog i analityk stosunków międzynarodowych, dziekan wydziału Polityki Międzynarodowej i Gospodarczej Wyższej Szkoły Ekonomii w Moskwie. Od 1991 roku członek Rady Polityki Zagranicznej przy rosyjskim MSZ; w latach 2001-2013 doradzał Administracji Prezydenta Rosji; twórca i przewodniczący Rady Redakcyjnej prestiżowego czasopisma "Rosja w globalnej polityce". W latach 2004-2013 przewodniczący międzynarodowego klubu dyskusyjnego "Wałdaj". Karaganow uchodzi za analityka, którego głos jest uważnie słuchany na Kremlu. Cieszy się też dużym poważaniem na Zachodzie. Kilka tam temu w rankingu "Foregin Policy" i "The Prospect" znalazł się na liście 100 najbardziej wpływowych intelektualistów świata.....….(źródło)
Politolog Zbigniew Brzeziński w rozmowie z The Times sugeruje władzom amerykańskim, by wypracowały koncepcję rozwiązania ukraińskiego kryzysu, która byłaby korzystna dla Zachodu i Federacji Rosyjskiej. „...” „Musimy znaleźć rozwiązanie, w którym nasze [amerykańskie] oraz ich [rosyjskie] interesy stałyby się zgodne”. Według znanego politologa Stany Zjednoczone powinny dać Rosji zapewnienie, że Kijów nie przystąpi do NATO. Przy czym, według jego zdania, Zachód powinien pomóc Ukrainie stać się demokratycznym członkiem Unii Europejskiej. „...”Brzeziński poruszył także temat dotyczący zaopatrzenia Ukrainę przez Zachód w militarne środki wojenne. „Musimy powiedzieć Putinowi, oczywiście, że jeśli on zacznie działania wojenne, to u nas nie będzie ani politycznego ani innego wyboru, niż dostarczyć Ukrainie uzbrojenia” – wyjaśnił politolog. Wyraził on opinię, że w sytuacji realnego zawieszenia broni Stany Zjednoczone powinny powstrzymać retorykę dostarczania uzbrojenia, które może być używane „jako uzasadnienie do wznowienia konfliktu”.Według zdania popularnego sowietologa, Prezydent Barack Obama powinien nie tylko grozić Rosji sankcjami ale też przedstawiać dwustronną koncepcję rozwiązania ukraińskiego kryzysu.”...(źródło )
Radosław Sikora „Lekcja historii” W roku 1569 do Królestwa Polskiego przyłączono nowe, rozległe terytoria, powiększając jego obszar ponad dwukrotnie. Tak gwałtowna ekspansja terytorialna nie oznaczała jednak podwojenia populacji. Ta wzrosła nieznacznie, gdyż nowe prowincje były słabo zaludnione. O ile dotychczasowe ziemie Królestwa Polskiego cechowały się gęstością zaludnienia wynoszącą około 20 osób na km2, o tyle bardzo rozległe obszary Ukrainy (tak wkrótce zaczęto nazywać terytorium dwóch województw włączonych w 1569 do Polski: kijowskiego i bracławskiego) były niemal bezludne. Gęstość zaludnienia Ukrainy w ostatniej ćwierci XVI stulecia szacuje się na ledwie 3 osoby na km2.[3]Rok 1569 był jednak przełomowy dla demografii nowo wcielonych ziem ukrainnych. Ruszyła ich gwałtowna kolonizacja. Między rokiem 1569 a 1648 na Ukrainie powstało ponad 300 nowych osiedli typu miejskiego, a istniejące już miasta zwielokrotniły swą populację. Na przykład w Kijowie wzrosła ona 3,6 razy, w Kaniowie – czterokrotnie, w Czerkasach – niemal pięciokrotnie[4]. Równie, jeśli nie bardziej dynamicznie rosła liczba ludności wiejskiej. Jak słusznie notuje ukraińska historyk, było to możliwe dzięki osłabieniu najazdów tatarskich oraz protekcyjnej polityce państwa[5]. Od siebie dodam, że było to możliwe także dzięki migracji ludności Korony na jej południowo-wschodnie pogranicze, ale przede wszystkim dzięki fenomenalnej rozrodczości ludności Ukrainy. Zauważył i ze zdziwieniem opisał ją Paweł z Aleppo, prawosławny duchowny z Syrii, który podróżował po Ukrainie w latach 1654 – 1656. Notował on na przykład:„Szczególnie zadziwił nas widok tak ogromnej ilości dzieci; było ich niczym ziaren piasku”[6]„Każda osada czy miasteczko w kraju Kozaków jest przeludnione, szczególnie dużo jest tam małych dzieci. [...] Panuje tu zwyczaj zawierania związków małżeńskich w bardzo młodym wieku i wynikiem tego jest taka ilość dzieci – większa od gwiazd na niebie i piasku morskiego.”[7]Czy też:„Możesz tu zobaczyć w domu niemal każdego Kozaka dziesięcioro i więcej dzieci z białymi włosami na głowie, dlatego też nazywaliśmy je starcami. Różnica wieku między nimi wynosi około roku, chodzą razem, jedno za drugim. Ich widok zdumiewał nas. Wychodziły, by nas podziwiać, a tymczasem myśmy patrzyli na nie z zachwytem. Gdybyś mógł [czytelniku] je widzieć - największy stał na początku szeregu, obok niego niższy o piędź i dalej niższy i jeszcze niższy, aż do zupełnie maleńkiego na samym końcu. [...] W ciągu ostatnich lat wymordowano ich setki tysięcy, Tatarzy uprowadzili do niewoli tysiące ludzi. Zarazy morowej wcześniej nie znali, ale ostatnio pojawiła się u nich i zabrała dziesiątki tysięcy spośród nich do rajskich ogrodów. Mimo utraty takiej ilości ludzi nadal jest ich niczym mrówek i niezliczonych gwiazd. Pomyślałbyś, iż kobieta u nich jest brzemienna trzy lub cztery razy w roku i za każdym razem rodzi po troje czy czworo dzieci. Jak nam opowiadano powodem tak wielkiego przyrostu jest to, że nie ma tu kobiet bezpłodnych a to dzięki działaniu tutejszej wody, której właściwości są dobrze znane i zbadane.”[8]Gwałtowny wzrost liczby ludności miał swoje konsekwencje. W przeciwieństwie do Wielkopolski, Małopolski i Mazowsza, na Ukrainie w zdecydowanej mierze mieszkali nie Polacy, lecz Rusini. To przede wszystkim ich liczba wzrastała. Wzrastała dużo szybciej niż populacja pozostałej części Królestwa Polskiego. Gwałtownie w siłę rosła również kozaczyzna, której szeregi powiększały się dzięki miejscowej, ukrainnej ludności. Po jej kilku nieudanych zrywach, które coraz krwawiej tłumiono, w 1648 roku Bohdan Chmielnicki pociągnął Kozaków i miejscowy lud do kolejnego. Okazał się on wyjątkowy. W przeciwieństwie do poprzednich, ten do głębi wstrząsnął fundamentami państwa i po dekadzie pokoju, którym cieszyła się Rzeczpospolita, zainicjował lawinę wojen, które trwały kilkadziesiąt lat. Dla całej Rzeczpospolitej poskutkowały one utratą dotychczasowej, mocarstwowej pozycji, utratą sporej części terytoriów, ale nade wszystko katastrofalnym zniszczeniem i wyludnieniem. Będące w unii z Królestwem Polskim Wielkie Księstwo Litewskie, którego populację w 1648 roku szacuje się na 4 mln, w wyniku tych wojen (nie tyle z Kozakami, co późniejszych, czyli z Rosją i Szwecją), w latach 1650 – 1670 straciło około 48% ludności. Nieco łagodniej los obszedł się z ziemiami koronnymi. Tutaj z około 7 mln ludzi, po wojnie zostało około 5 mln, przy czym ludność centralnych, etnicznych ziem polskich (Wielkopolski, Małopolski i Mazowsza) zmniejszyła się z około 3,83 mln przed wojną do około 2,90 mln w 1660 roku[9]. Najgorzej jednak działo się na Ukrainie. Skutkiem tych wojen było jej i straszliwe spustoszenie wraz z depopulacją, i podział między Polskę a Rosję.Nie jest oczywiście prawdą stwierdzenie, że sam wzrost populacji Ukrainy doprowadził do tych wszystkich nieszczęść. Powody zrywów zbrojnych były inne. Faktem jest jednak, że tak głęboki wpływ na losy Rzeczpospolitej mogły one wywrzeć tylko wówczas, gdy były odpowiednio potężne, a to już bezpośrednio zależało od demografii tych terenów. Nieliczni w stosunku do Polaków mieszkańcy Ukrainy, nawet przy swoich najlepszych chęciach i nie wiadomo jak wielkim zapale bojowym, nie byliby w stanie zagrozić potędze Królestwa Polskiego.Opisana powyżej historia, na mniejszą skalę, powtórzyła się ponad wiek później. Po podziale Ukrainy między Polskę a Rosję, jej polska część, przez kilkadziesiąt lat pozostała niemal wyludnioną pustynią. Nie sprawiała wówczas poważniejszych problemów. W drugiej dekadzie XVIII wieku zakończył się ciąg wojen, które dotąd, z minimalnymi tylko przerwami, toczyła Rzeczpospolita. Również polska część Ukrainy zaznała wytchnienia. Nastał okres kilkudziesięciu lat pokoju, przerwany tylko krótką, ale niezbyt niszczycielską wojną o sukcesję po śmierci króla Augusta II Sasa. Ukraina ponownie zaludniła się. Przykładem mogą być ukrainne dobra Franciszka Salezego Potockiego. W latach 1760 – 1763 liczba wsi miała w nich wzrosnąć aż pięciokrotnie, z niecałych 100 do niemal 500[10]! Gwałtowny wzrost populacji Ukrainy doprowadził wkrótce do kolejnego zrywu. W 1768 roku, w ciągu ledwie kilku miesięcy tak zwanej koliszczyzny, ruska, prawosławna ludność Ukrainy, wymordowała około 200 tys. rzymsko i grekokatolików, oraz żydów. Cztery lata później doszło do pierwszego rozbioru Polski.
I znów zastrzec muszę, że nie sam wzrost demograficzny prawosławnej ludności Ukrainy doprowadził do takich konsekwencji. Powody rzezi nieprawosławnych były inne. Wśród nich niemałą rolę grała inspiracja sąsiedniej Rosji, która żywotnie zainteresowana była wewnętrznym osłabieniem Rzeczpospolitej. Gdy 17 kwietnia 1794 roku, podczas powstania kościuszkowskiego, warszawiacy zdobyli ambasadę rosyjską, znaleziono w niej starannie dotąd skrywane dokumenty carskiej dyplomacji. Wyszły wówczas na jaw różne, kompromitujące Rosjan fakty. Między innymi:
„okazało się, jak Rossya zawsze starała się robić rozruchy w Polsce pod różnemi pozorami, jakoż z tych [dokumentów] okazało się, że rzeź, do której chłopi w Ukrainie przeciwko swym polskim panom, których wiele wybili, należeli, była z poduszczenia rossyjskiego, pierwsza w roku 1648, druga w roku 1768, do której to okropnej rzezi chłopi ukraińscy, poddani polskiej szlachty przez księży ruskich religii greckiej byli namówieni i za pośrednictwem tych księży przysłane im były noże z głębi Rossyi do zarzynania swych panów, i tych, co religię katolicką wyznawali.”[11]
Jednak nie tylko wzrost demograficzny Rusinów sprawiał problemy Polsce. Wkrótce to szybko rozmnażający się Polacy stali się problemem dla państw, które w latach 1772 – 1795 dokonały rozbiorów Polski. Szacuje się, że Rzeczpospolita w granicach sprzed 1772 roku miała około 12,3 mln ludzi, co stawiało ją w gronie najbardziej zaludnionych państw Europy[12]. Nie wszyscy jej mieszkańcy byli jednak Polakami[13]. Ich liczba jest bardzo trudna do ustalenia. Historycy podają bowiem dane dla okresu albo z połowy XVII w. (40% z 11 mln populacji Rzeczpospolitej), albo dla okresu po pierwszym rozbiorze, (60% z 8,6 mln dla 1790 roku). Niestety, w tym czasie granice państwa bardzo się zmieniły, więc te dane nie pozwalają na określenie całkowitej liczby Polaków przed pierwszym rozbiorem Polski. Po nim, czyli po 1772 roku, znaczna liczba Polaków nie mieszkała już w granicach wciąż istniejącej Rzeczpospolitej. Nie zmienia to faktu, że liczba Polaków w XIX wieku, a już zwłaszcza na początku XX wieku, bardzo wzrosła. To między innymi dzięki temu możliwe stało się odrodzenie państwa polskiego. O niepodległą Polskę było komu walczyć.
Piotr Eberhardt oblicza, że na przełomie XIX i XX w., na terenach byłej Rzeczpospolitej (w granicach z 1771 roku, czyli sprzed pierwszego rozbioru), mieszkało przeszło 14 mln Polaków[14], a ich liczba dynamicznie rosła. Szczególnie silny był wzrost demograficzny Królestwa Polskiego, zwanego potocznie Kongresówką – integralnej części Imperium Rosyjskiego. Eberhardt notuje:„Obszar Królestwa Polskiego, jak i otaczające go terytoria, na których skupiała się ludność polska, odznaczały się w końcu XIX i na początku XX w. bardzo wysokim przyrostem naturalnym, co później miało duże znaczenie polityczne. Pomimo wysokich strat wywołanych I wojną światową ludność polska reprezentowała stosunkowo duży potencjał demograficzny, który – obok ukształtowanej, wysokiej świadomości narodowej i determinacji – umożliwił uformowanie się niepodległego państwa polskiego. Silną dynamiką cechowały się zwłaszcza lata od 1897 do 1913. O skali tego wzrostu mówią dane odnoszące się do Królestwa Polskiego, w którym koncentrowała się największa liczba Polaków. W ciągu zaledwie 16 lat na terenie Królestwa liczba ludności zwiększyła się prawie o 3,9 mln, a liczba Polaków – o ponad 2,7 mln.”[15]Oznaczało to wzrost populacji całej Kongresówki o około 40% w ciągu zaledwie 16 lat! Zaledwie kilka lat później przełożyło się to, na odzyskanie przez Polskę niepodległości.
I co z tego wynika?Nierównomierny wzrost demograficzny poszczególnych narodów, czy grup religijnych, prędzej czy później prowadził do gwałtownych zmian na mapie politycznej Europy. W okresie inkubacji niewiele się działo. Ludzie żyli obok siebie, zajęci swoimi codziennymi sprawami. W takim właśnie okresie dziś żyjemy. Europa jest obecnie w fazie inkubacji. Gdy jednak przemiany są już dostatecznie głębokie, jedno wydarzenie (często inspirowane z zewnątrz) może stać się katalizatorem gwałtownych wstrząsów, które zmieniają rzeczywistość. Nie chcę tu zajmować się mniej czy bardziej prawdopodobnymi scenariuszami zmian. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na fakt, że Polska z takich wstrząsów wyjdzie w stanie odpowiadającym temu, w jakim będzie jej populacja. Mamy dziś kilka atutów w rękach, ale też i kilka rzeczy powinno nas bardzo niepokoić. Atutem jest to, że Polska jest krajem niemal monoetnicznym. Dzięki temu nie grozi nam rozpad terytorialny państwa. Mniejszości narodowe są bowiem za słabe, by do tego doprowadzić. Należy dbać o to, by ten stan się nie zmienił. W szczególności nie można ulec pokusie, by imigrantami łatać niedobory rąk pracy w Polsce. A już wkrótce będzie to bardzo mocno forsowane przez pewne środowiska. Te niedobory muszą wystąpić, gdyż sami Polacy mają za mało dzieci, a na dodatek młodzi ludzie masowo emigrują. Środowiskom, które już dziś proponują, by zacząć sprowadzać imigrantów, którzy będą pracowali na emerytury Polaków, należy się zdecydowanie przeciwstawiać. Nie tędy droga...Polska jest członkiem Unii Europejskiej i jako taka ma otwarte granice, ale na szczęście jesteśmy wciąż za mało atrakcyjnym krajem dla imigrantów. Przede wszystkim ze względu na swoje relatywne ubóstwo. Jednak, wraz z wyrównywaniem się poziomów życia, atrakcyjność Polski będzie rosła. Będzie rosła zwłaszcza dla jej uboższych sąsiadów, którzy dzisiaj są poza Unią Europejską. Jeśli kiedykolwiek wejdą oni do UE, naszym żywotnym interesem będzie wprowadzenie okresu przejściowego, chroniącego nasz rynek pracy. Czyli postępowanie analogiczne do tego co zrobiły Niemcy po wejściu Polski do UE. Dzięki roztropnej polityce główna fala emigracji młodych Polaków nie ruszyła do Niemiec, lecz do Wielkiej Brytanii. Wyludniające się Niemcy wschodnie (ludność byłego NRD masowo opuszczała je szukając lepszych warunków życia w zachodnich Niemczech) nie zostały skolonizowane przez Polaków. Niemcy nie mają więc obaw, że Polacy kiedykolwiek wysuną roszczenia terytorialne względem nich.Ostatnią dobrą stroną obecnej sytuacji jest fakt, że jeśli chodzi o ilość sprowadzanych na świat dzieci, wszyscy nasi sąsiedzi znajdują się w równie opłakanym stanie co my. Można to porównać do tonących okrętów. Toniemy wszyscy, więc upływ czasu nie pomaga żadnej ze stron. W tej sytuacji nie musimy aż tak bardzo obawiać się, że rozwijający się demograficznie sąsiad łakomym okiem spojrzy na wyludniającą się Polskę. Choć trudno w to uwierzyć, ale to raczej my możemy być postrzegani jako problem dla „szybciej tonących” sąsiadów. Przykładem Litwa, która w ciągu ostatnich 2 dekad straciła 20% ludności. Pamiętajmy, że populacja tego kraju jest przeszło 12 razy mniejsza od polskiej i że Litwa cierpi na równie wysoką (procentowo) emigrację młodych ludzi, przy równie niskim współczynniku dzietności co my. A to wszystko przy istnieniu znaczącej mniejszości polskiej na Litwie i potencjalnych roszczeniach terytorialnych (o Wilno i Wileńszczyznę), których póki co nie wysuwa żadna licząca się siła polityczna w Polsce, ale kto Litwinom da gwarancję, że to się nie zmieni?Tyle atutów. A teraz o minusach obecnej sytuacji.Pierwszą i najbardziej oczywistą wadą jest ta, że przy zachowaniu obecnych trendów Polacy muszą zniknąć z powierzchni ziemi. Tak po prostu. Wymrzemy jak dinozaury. Zanim to nastąpi, depopulacja Polski będzie obniżać naszą pozycję w świecie. Liczba ludności świata systematycznie wzrasta i w takiej rzeczywistości kurcząca się Polska będzie spychana już nie na margines polityki światowej, ale poza niego. Dość powiedzieć, że mniej więcej 8 dekad temu Rzeczpospolita miała nieco tylko mniej ludności niż ma dziś, lecz świat liczył sobie wówczas nie przeszło 7 mld ludzi, lecz około 2 mld. Aby utrzymać naszą przedwojenną pozycję, Polska powinna sobie dziś liczyć około 120 mln ludzi! To niemożliwe? Spójrzmy na Turcję. Przed IIWŚ miała ona 17 mln ludzi (połowę tego co wówczas Polska), a dziś ma ich 74 mln! W roku 1966 Polska i Turcja miały tyle samo ludzi – niemal 32 mln. Dzisiaj Turcja ma ich dwa razy tyle co Polska, a co gorsze, ta dysproporcja wciąż będzie się powiększać. Liczba Turków w Turcji nadal szybko rośnie, a liczba Polaków w Polsce już spada. Turcja nie jest zresztą jakimś wyjątkiem. We wspomnianym 1966 roku liczba ludności Polski i Filipin była równa. Dzisiaj Filipiny mają 97 mln ludzi! Wzrost nieco ponad 300% w ciągu niecałych 5 dekad! Identyczny, trzykrotny wzrost populacji, zanotował w tym czasie również Izrael. Oba te państwa – Filipiny skrajnie biedne; Izrael znacznie zamożniejszy od Polski – cieszą się niemal identycznie wysoką dzietnością. Współczynnik dzietności wynosi w nich około 3, co oznacza, że ich populacje nadal będą dynamicznie wzrastać.....(źródło )
2010 rok Karaganow „Związek Europejski - podobnie jak UE - może zostać stworzony mocąjednego dużego traktatu oraz czterech umów regulujących główne sfery współpracy oraz wielu drobnych umów sektorowych. Pierwszy duży traktat może dotyczyć utworzenia wspólnego obszaru strategicznego zakładającego ścisłą koordynację polityk zagranicznych. Miękka siła Europy mogłaby się połączyć z twardą siłą niemałego potencjału strategicznego Rosji. Ktoś może powiedzieć, że UE nie jest dla nas partnerem. Ale zaraz odpowiem mu, że powinniśmy być zainteresowani wzrostem jego wpływów. Słaba Europa będzie osłabiać Rosję.”… …”Jeszcze gorzej rysują się geopolityczne perspektywy Europy. Projekt integracyjny zaszedł w ślepą uliczkę. Na fali euforii spowodowanej zwycięstwem nad komunizmemUnia popełniła sporo błędów, za które teraz musi płacić. Po pierwsze, bez ustanowienia silnego centrum politycznego dopuszczono do strefy euro kraje, które mają inną kulturę gospodarczą niż Europejczycy z Zachodu.
Po drugie, rozszerzenie Unii było zbyt szybkie i praktycznie bezwarunkowe. W efekcie klub państw z problemami poszerzył się, a podejmowanie wspólnych decyzji stało się jeszcze trudniejsze. Potem nastąpiło zmęczenie rozszerzeniem, więc waga polityczna UE w oczach takich państwach, jak: Turcja, Ukraina, Rosja się zmniejszyła.Błędem była też próba stworzenia wspólnej polityki zagranicznej. Dziś ta słaba wspólna polityka wiąże ręce wielkim państwom i nie pozwala zwiększać wpływów całej Europie. Po strasznym wieku XX, który złamał kręgosłupy prawie wszystkim państwom europejskim, Europejczycy nie są gotowi niczego poświęcać dla wielkiej polityki strategicznej. I pozostają coraz bardziej na jej obrzeżach. „.. „Rywalizując o wpływy w strefie naszego sąsiedztwa - w krajach zachodniej części postsowieckiej Wspólnoty Państw Niepodległych – „…”Rywalizując na linii Rosja - UE czy też niedokończone boje linii Rosja - NATO obie części Europy zaczęły przegrywać w geopolitycznej rywalizacji nowego świata. Przespaliśmy rozwój nowej Azji oraz ruchy tektoniczne w światowej gospodarce i polityce.”…”Główny interes. Aby uniknąć nieporozumień, należy więc sformułować wspólny interes łączący Europę i Rosję w sferze geopolityki i geogospodarki. Zaczynają to powoli rozumieć zarówno wMoskwie, jak i w stolicach starych państw Unii”
..„Dlatego Rosja i Europa powinny dążyć do stworzenia wspólnego Związku Europy i do włączania do niego państw, które dotąd jeszcze nie określiły swej orientacji: Turcji, Ukrainy, Kazachstanu itp.”.(więcej)
raper Tau (niegdyś Medium) – Piotr Kowalczyk „Życie bez Boga jest jak choroba psychiczna i wciąż dopadają cię kryzysy „....(źródło )
„Kanclerz Niemiec Angela Merkel zapowiedziała w Bundestagu, że podczas dwudniowego szczytu UE, który rozpoczyna się dziś w Brukseli, będzie zabiegała o uzależnienie decyzji o zniesieniu sankcji wobec Rosji od pełnej realizacji porozumienia z Mińska; apelowała do krajów UE o jedność. Bez jednomyślnej decyzji 28 państw UE wygasną one bowiem pod koniec lipca. „...”Dlatego dziś wieczorem (w Brukseli) będę zabiegała o to, aby czas trwania sankcji powiązany był z pakietem z Mińska i jego realizacją „...”Kanclerz Niemiec i prezydent USA stwierdzili podczas tej rozmowy, że są zgodni, iż sankcje wobec Rosji powinny być podtrzymane „..”Dodatkowe sankcje, bądź zaostrzenie już istniejących, to ostateczne rozwiązanie, które nie może zastąpić planu pokojowego „...(źródło )
WażneSiergiej Karaganow "Europa może ponownie próbować schronić się pod skrzydłami USA, a Rosja zawrzeć de facto strategiczny sojusz z Chinami, to oba te rozwiązania będą "końcem nadziei na zjednoczoną Europę" - przekonuje Karaganow. …..”Karaganow pisze też, że w dobie kryzysu w relacjach UE z Rosją, ta ostatnia ma ekonomiczną alternatywę w postaci Azji, która jest coraz mocniejsza. „...”Wskazuje też na to, że nadzieje na wprowadzenie demokracji na wzór europejski w Rosji się nie ziściły. Jak pisze, "odbywało się to pod hasłem forsownej prywatyzacji", którą "zdecydowana większość Rosjan uznała za akt złodziejstwa". Wtedy, jak pisze Karaganow, "pojawił się jeden z najbardziej szpetnych wariantów oligarchicznego kwasikapitalizmu", który poskutkował tym, że do dzisiaj w Rosji "wielka własność prywatna do dziś jest postrzegana w Rosji jako moralnie wątpliwa". ….” "Do 1999 roku kraj faktycznie przekształcił się w państwo upadłe i gdyby doszło wtedy do maleńkiego Majdanu w Moskwie, to Rosja by się ostatecznie posypała" – podkreśla. I przypomina, że lata 90. większości Rosjan kojarzą się z biedą i upokorzeniem. Dlatego – pisze Karaganow - "rosyjska elita dokonała niezbyt miłego, ale nieuchronnego zwrotu ku demokracji sterowanej". ….”"gdzieś na początku XXI wieku w brukselskiej polityce zaczął narastać demokratyczny mesjanizm, wcześniej właściwy tylko krewnym Europy zza oceanu". Tymczasem między Rosją i UE rozdźwięk w postrzeganiu świata i roli państwa był i jest ogromny. „...”"W Berlinie sądzą, że rosyjska polityka w stosunku do Krymu i Ukrainy jest podyktowana prawie wyłącznie przesłankami utrzymania się przy władzy przez obecny reżim. A Niemcy powinny przywrócić status quo ante, aby zabezpieczyć porządek i pokój w Europie, za którego gwaranta się uznają. „...
Mój komentarz Bez likwidacji socjalizmu i przymusowych ubezpieczeń społecznych Polska upadnie . Zdechnie jak pies pod płotem Wszędzie tam gdzie wprowadzono przymusowe ubezpieczenia społeczne ludzie wymierają . Od Japonii, Korei Południowej , Tajwanu , Rosji po całą Europę. Trzeba wrócić do uczciwych zasad . Rodzice mają obowiązek utrzymania swoich , a nie cudzych dzieci ,a dzieci mają obowiązek utrzymania swoich , a nie cudzych rodziców.
Do tej pory , jeszcze kilka lat temu Europa to był obszar rozgrywek państw europejskich w tym głównie Rosji i Niemiec oraz USA . Teraz Karaganow mówi o strategicznym sojuszu z Chinami, który faktycznie przekształci się w protektorat ekonomiczny a z czasem polityczny . Grecja pokazuje ,że Chiny już mocno zaczynają grać w Europie . Do rywalizacji o Rosję z Chinami staje Indie , które wcześniej , czy później zainteresują się też Europą. Zza chwilę 80 milionowa Turcja zacznie walczyć z Niemcami o wpływy na Bałkanach,a z Rosją na Kaukazie i w Azji Centralnej . 90 milionowy Iran ma obok siebie prawie pusta przestrzeń Rosji wokół Morza Kaspijskiego . Niedługo , bo za kilkanaście lat prawie 120 milionowy Egipt zacznie rozgrywać swoje interesy w południowej Europie.I Rosja i kraje Europy niepostrzeżenie stają się już teraz przedmiotem rozgrywek mocarstw spoza Europy . Bo może już niedługo , za jakieś dwadzieścia lat to Turcja będzie uzgadniała z Iranem strefy wpływów w Rosji , A Egipt z prawie 300 milionową Nigeria podział rynków w Hiszpanii , czy Francji .To co mówi Karaganow i te wszystkie analizy to krótkowzroczne otumanionego socjalizm analityka ,który nie widzi ,że Rosja to socjalistyczny trup z przymusowymi ubezpieczeniami społecznymi, podatkiem dochodowym, który za chwilę sam z siebie się przewróci .Te rosyjskie głąby nie potrafią sobie wyobrazić Rosji bez przymusowych ubezpieczeń społecznych, podatku dochodowego Ale w Polscy chyba jest to samo.......
Marek Mojsiewicz
Wojna wszystkich ze wszystkimi Konsekwencje zresetowania przez prezydenta Obamę swego poprzedniego resetu w stosunkach Stanów Zjednoczonych z Rosją, okazują się dla naszego nieszczęśliwego kraju znacznie głębsze, niż mogłoby się początkowo wydawać. Nawiasem mówiąc, niektórzy słuchacze i czytelnicy mają mi za złe używanie określenia: „nieszczęśliwy kraj”. Najwyraźniej muszą uważać, że Polska jest krajem szczęśliwym. Wracając zaś do skutków zresetowania resetu, to doprowadziły one nie tylko do kompletnego zapomnienia deklaracji o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim, ale przede wszystkim – do wojny wszystkich ze wszystkimi – jaką w naszym nieszczęśliwym kraju rozpoczęły bezpieczniackie watahy. Przyczyna leży jeszcze w drugiej połowie lat 80-tych. Kiedy po spotkaniu prezydenta Reagana z sowieckim sekretarzem Gorbaczowem w Reykjaviku na Islandii w roku 1986 okazało się, że istotnym elementem nowego porządku politycznego w Europie, który zastąpiłby rozsypujący się porządek jałtański, będzie ewakuacja imperium sowieckiego z Europy Środkowej, bezpieczniacy dotychczas gorliwie wysługujący się Sowieciarzom postanowili przewerbować się na służbę do przyszłych sojuszników. Wiadomo było bowiem, że gdy Sowieciarze się wycofają, to nastąpi odwrócenie sojuszy. Toteż jedni przeflancowali się do razwiedki amerykańskiej, inni – do niemieckiej BND, jeszcze inni – do izraelskiego Mosadu, a niektórzy pozostali przy GRU, jako że nie zmienia się koni podczas przeprawy. W ten sposób doszło do ukształtowania się kilku bezpieczniackich stronnictw, które okupują nasz nieszczęśliwy kraj w imieniu macierzystych central w państwach poważnych: Stronnictwa Ruskiego, Stronnictwa Pruskiego i Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Te wszystkie powiązania reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii, bo występuje u nas zjawisko, zwane dziedziczeniem pozycji społecznej. Na przykład córka sławnej pani reżyserowej Agnieszki Holland, też została sławną panią reżyserową. Dzieci piosenkarzy zostają piosenkarzami, dzieci aktorów – aktorami, dzieci celebrytów – celebrytami, więc czemuż dzieci konfidentów nie miałyby zostawać konfidentami? Kiedy prezydent Obama 17 września 2009 roku dokonał swego słynnego resetu w stosunkach z Rosją, próżnię polityczną, jaka pojawiła się wskutek wycofania Ameryki z aktywnej polityki w tym rejonie Europy, wypełnili strategiczni partnerzy, tzn. Niemcy i Rosja. W rezultacie dominującą rolę w tubylczej polityce zaczęło odgrywać Stronnictwo Pruskie – w ramach strategicznego partnerstwa kolaborując ze Stronnictwem Ruskim. Kiedy jednak prezydent Obama w roku 2013 zresetował swój poprzedni reset, Stronnictwo Ruskie zaczęło być spychane do głębokiej defensywy przez gwałtownie reaktywowane Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie. Ilustracją rosnących wpływów tego Stronnictwa jest choćby niedawne wykupienie przez Amerykanów telewizyjnej stacji TVN, która teraz już na całego odda się uprawianiu propagandy wojennej. Oczywiście Stronnictwo Pruskie nie zamierza wcale składać broni, podobnie jak zepchnięte do głębokiej defensywy Stronnictwo Ruskie. W rezultacie mamy w naszym nieszczęśliwym kraju kolejną wojnę na górze, której wyrazem jest między innymi powrót afery podsłuchowej, od której Nasza Złota Pani uratowała premiera Tuska, w ostatniej chwili podając mu pomocną dłoń, która w mgnieniu oka przeniosła go na bezpieczną europejską synekurę. I kiedy wydawało się, że niezależna prokuratura skutecznie nałożyła surdynę na podsłuchy i w ten sposób położyła kres straszliwej konspiracji kelnerów, ostatnio niezależne media – jak to się mówi - „weszły w posiadanie” nagrań podsłuchanych rozmów między rozmaitymi Umiłowanymi Przywódcami, którzy frymarczyli tam naszą biedną ojczyzną aż miło. Kto im to wejście w posiadanie umożliwił i w jakim celu – to oczywiście sławna dziennikarska tajemnica, chociaż nietrudno się domyślić, że musiało umoczyć tu palce Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, walczące o odbudowę wpływów w naszym nieszczęśliwym kraju również za pomocą niezależnych mediów głównego nurtu. Wprawdzie niezależna prokuratura musiała od jednego stronnictwa dostać rozkaz, by na te nagrania ponownie nałożyć szczelniejszą surdynę, ale cóż z tego, skoro inne stronnictwa musiały rozkazać swoim konfidentom w niezależnej prokuraturze, by zaczęli puszczać śmierdzące dmuchy do niezależnych mediów? Nie wie lewica, co robi prawica tym bardziej, że w dodatku mamy rok wyborczy, kiedy to wojna na górze i tak by się zaostrzała, nawet gdyby z tą całą naszą młodą demokracją wszystko było naprawdę. Stanisław Michalkiewicz