Slayers Sorai
part six
Mostek... No cóż- nie był pusty. Dwa miejsca przy konsoli zajmowały wyschnięte na wiór ciała pilotów GTSZ. Zelgadis wbiegając bez zastanowienia kopniakiem odepchnął fotele na bok. Teraz stojąc unosił statek w powietrze.
-Komputer- stan statku.- Nie spodziewał się odpowiedzi- zdziwił się więc niepomiernie gdy z głośników odezwał się nieco skrzypliwy ale miły dla ucha kobiecy głos.
-Sprawność- 87%.- Usłyszał tupot stóp kapitan Inwerse. Po chwili pojawiła się w kabinie. Prześlizgnęła się spojrzeniem po zmumifikowanych ciałach i podeszła do głównego pulpitu.
-Leć na orbitę.- Mówiła cicho, starając się uspokoić oddech po biegu.
-Wyjdę z atmosfery powoli... Nie będzie szarpało....
-Nie, stracisz zbyt wiele energii.- Jej spojrzenie wróciło do ciał w fotelach. Uśmiechnęła się półgębkiem.- Ach, więc o to chodzi... "Ktoś śpi w moim łóżku"?
Skrzywiła się i zbliżyła do foteli. Z grymasem obrzydzenia odpięła pasy- nie przytrzymywane niczym zwłoki osunęły się na podłogę z dźwiękiem miętego papieru. Odtoczyła je bardziej w róg i przyciągnęła fotele.
-Teraz miejsc wystarczy.- Zasiadła naprzeciw ekranu i zapięła pas. Zelgadis wzdrygając się ze wstrętu usiadł również.
-Uważajcie tam- wchodzimy na orbitę!!!- Krzyknął jeszcze w stronę przejścia.
KO-314 Missouri dryfował powoli przez zimną pustkę kosmosu. Mała, zielona planeta pozostała daleko w tyle. Cała załoga zebrała się na mostku.
Filia zszywała Xellosowi rozciętą brew, ignorując jego narzekanie i docinki. Inżynier rozsiadł się wygodnie na fotelu, odwrócony plecami do głównego ekranu. Amelia zerkała na niego ukradkiem, bandażując obojczyk Liny.
-Jest całkiem nieźle- mamy sprawny statek, półpełne baki, no i nawet wypełniliśmy misję... Znaleźliśmy KO-314 Missouri... Nawet go podholujemy głównej radzie pod nos...- Zelgadis miał napad tego swojego humoru. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego.
-Nawet załogę mamy!- Zaśmiał się Xellos. Zelg rzucił mu fajkę i zapalniczkę. Kapitan Inwerse skrzywiła się z niesmakiem.
-Taak, załoga... -Spojrzała znacząco na dwa ciała w kącie.- Ktoś ich będzie musiał potem wynieść do kapsuł kriogenicznych.
-Ech, wyluzuj...
-Panie Xellos, czy mógłby pan nie palić mi przed nosem?- Filia miała zimny głos- nigdy jakoś nie trawiła tych jego żartów.
-Jasne, złociutka!- Uśmiechnął się i dmuchnął na nią dymem. Posłusznie jednak zgasił niedopałek o podłogę. Fi skończyła łatać chemika, wstała i wybrała opcję "wietrzenie" z klawiszy przy drzwiach.
Gourry stał i patrzył na nich z niedowierzaniem. Czyżby naprawdę niczego nie zauważyli? Naprawdę? Siłą powstrzymał się by nie parsknąć śmiechem. Kiedy uznał, że jego głos się do tego nadaje powiedział:
-Koledzy, mamy problem.
-Jaki?- Wszyscy spojrzeli na niego zaciekawieni. A on... Po prostu wskazał na wciąż skuloną w jego ramionach kotkę...
-Ja nie wiem jak to się mogło stać!
-A ja mam wiedzieć?!
-Musimy odstawić ją do domu!
-Nie ma jak! Nawet nie wiemy, który to punkt na tej planecie! Poza tym jesteśmy już za daleko- za dużo paliwa na to pójdzie...
-Chcesz więc poświęcić ją dla mocy?!
-Lepiej ją niż nas... Po za tym jakie poświęcanie?! Niech leci z nami na Ziemię!
Gourry nie przysłuchiwał się kłótni. On i Wittali siedzieli cicho na fotelach. Jego myśli krążyły spokojnie, bez celu... Wiedział, że nie odwiozą małej na jej planetę. Dla niego istniała tylko jedna możliwość- i nie rozumiał o co kłócą się tamci- przecież i tak nie mieli wyboru.
Kotka natomiast milczała z innego powodu. Nie ruszała się z miejsca ale za to rozglądała ciekawie... Dziwna konstrukcja ze stali, okno wychodzące na granatowe niebo usiane gwiazdami- choć przecież gdy odlatywali nie zapadł jeszcze zmrok... Wszędzie pełno dziwnych przełączników, guzików, światełek i bogowie jedni wiedzą czego jeszcze... Nie bała się- sama się temu dziwiła. Przecież powinna być raczej przerażona a tu... Nic, prócz ciekawości. Wiedziała przecież, że jej nowi przyjaciele nie zrobią jej krzywdy, więc czego się obawiać?
Załoga wreszcie wśród burzliwych komentarzy podjęła decyzję. Zwrócili się wprost do niej. Wyprostowała się i nastawiła uszu...
-Posłuchaj... Nie możemy cię odwieźć na twoją... Twoją Chikyu. Możemy... Musimy cię zabrać na naszą planetę. Do naszego domu... Czy zgodzisz się na to? Ja wiem że nie pozostawiamy ci wyboru...- Lina była zmieszana- nigdy wcześniej nie postawiono jej w takiej sytuacji.
-Ależ nic!- Kocica roześmiała się perliście... Była taka szczęśliwa... Odkąd tylko pamiętała, chciała polecieć do gwiazd... Mimo ciągłych wysiłków plemienia, dążących do wyperswadowania jej tego ona nigdy nie przestała marzyć... Teraz mogła spełnić to marzenie.- Ja się zgadzam!!!
Lina uśmiechnęła się i pokręciła rudą głową...
-To nie takie proste... Wiesz, na naszej planecie jest główna rada... Ustanowili specjalny kodeks postępowania w takich okolicznościach... będziesz musiała podpisać kilka dokumentów, oświadczyć, że poszłaś z nami dobrowolnie a i to pewnie nie wystarczy... My również będziemy musieli się gęsto tłumaczyć...
-Ale przecież się zgodziła- jeden problem rozwiązany.- Zauważył Xellos bawiąc się długopisem.
-Taak...- Kapitan westchnęła.- Pozostał jeszcze jeden... Którędy do domu?
-To też już tylko bajka...- Odwrócili się do Zelgadisa mordującego klawiaturę... -Ten komp rozpoznaje jakieś trzydzieści, czterdzieści konstelacji... Wcale nie tak daleko. Wybierać i przebierać- gdzie chcemy lecieć?
Lina obruszyła się. Podeszła zamaszystym krokiem do informatyka...
-Jak to rozpoznaje? To dlaczego komputer Emperii nie rozpoznawał?!- Zelg wzruszył tylko ramionami.
-Nie mnie to wiedzieć...
-A więc...- Zastanowiła się. Myśli przemykały przez głowę jak strzały. Ale jedna wybiła się ponad inne i kołatała w głowie...- A więc... To była... Misja bez powrotu.
Dziennik pokładowy Kapitan Liny Inwerse.
Wpis z dnia 13 października 2576 czasu bezwzględnego.
Statek kosmiczny Emperia One został zniszczony- byłam zmuszona pozostawić go na planecie Chikyu- został należycie zabezpieczony- nic nie dostanie się do środka. Na planecie tej Komandor Gabriev uratował życie pewnej obcej imieniem Wittali. Zabraliśmy dziewczynę ze sobą, ponieważ pozostawiając skazalibyśmy ją na pewną śmierć. Lekarz pokładowy Filia Ul Copt zrobiła niezbędne testy- obca nie przenosi żadnych chorób, bakterii i pasożytów. Nie stanowi żadnego zagrożenia dla rasy ludzkiej, i innych ras podległych GTSZ. Inżynier Zelgadis Graywords uczy ją naszego języka, abyśmy mogli porozumiewać się bez tłumacza. Jest inteligentna, żywa i przyjaźnie nastawiona. Bardzo szczęśliwa, że leci z nami na Ziemię.
Przy opuszczaniu planety nikt nie odniósł poważnych obrażeń.
Koniec zapisu.
Odłożyła dyktafon. To tyle dla Rady- niemal splunęła na samą myśl. Po co mają wiedzieć o porzuconej broni, potyczce z Mushi... Zawsze można wyłgać się pożarem, trzęsieniem ziemi albo co... Po co obciążać się zabiciem dwudziestu przedstawicieli nieznanej dotąd rasy? Wstała i podeszła do ekranu. Oparła się o konsolę i zwiesiła głowę. Wiele myślała do tego czasu. Dziś rano Xellos powiedział jej o swojej matce... Ale to nie mógł być powód... Narkotyki to za mało- musiało być coś więcej... Setki tysięcy dolarów, żeby nie domyślili się niczego aż do końca... Prototyp statku, skasowana pamięć, wątpliwa misja... Rada... A jeśli to nie oni? Nie miała żadnych podstaw by ich oskarżać. Musi dowiedzieć się kto za tym stoi- mimo wszystko. Tym razem nie odpuści...Ale... To mógł być każdy: pentagon, obcy rząd, terroryści... Mogli przekupić generalicję, albo to była generalicja... Westchnęła i potarła oczy.
-Zbyt mało danych, zbyt wiele niewiadomych...- Wyprostowała się. Usłyszała skrzypienie podeszw butów. Kątem oka dostrzegła blond czuprynę i cień wysokiej postaci.
-Wiem o czym myślisz.- Pilot podszedł i objął ją... Oparła się o jego tors. Wtuliła w świeży mundur. Bez zbędnych słów, bez pytań. Oplótł ją silnym ramieniem... Stali tak długo. W półmroku- oświetlani jedynie blaskiem dalekich gwiazd.
On myślał o tym, jakie go spotkało szczęście, jak bardzo jest... Że wreszcie może... Ona zrozumie coś z jego uczuć, może...
Ona natomiast myślała o powrocie na Ziemię. Do 'kochanego' domu... Ale nie dlatego że tęskniła... O nie... Od dawna nie tęskniła za tą brudną, zaśmieconą, wyniszczoną, wyeksploatowaną i zdegradowaną do granic możliwości planetą. Jej domem był kosmos... Jej rodziną- wierna załoga...
Ale mimo to chciała wrócić...
by...
jak najszybciej...
się...
Zemścić.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Benevele lector
Do czytelnika
Oddaję w wasze ręce pierwszą część z długiej opowieści... Nie wiem czy wam się spodobała... Będę jednak snuć ją nadal- bo opowieści są jak gobeliny- nie można przerwać ich, pozostawić bez zakończenia... To hańba dla pisarza. Poza tym... Chcę ją opowiedzieć. Do samego końca.
Napisałam już kilka powiastek ale... Z żadnej nie byłam dostatecznie dumna. Żadną nie chciałam się chwalić, bo wiedziałam, że nie zasłużyły na to.
Z tej historii jednak jestem zadowolona. Nie sądzę byście przewidzieli ciąg dalszy- skoro nawet ja go nie znam. Cała ta opowieść- o bohaterach anime "Slayers" osadzona została w świecie przyszłości- tak różnym od znajomego fantasy- w którym nie ma magii a wszystko da się logicznie wytłumaczyć. Jednak uważam, że mimo to pasuje on do wybuchowej Liny Inwerse i jej przyjaciół.
Jak powiedział Arthur C. Clarke:
"Każda dostatecznie zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii."
Miju Nagini
Miju7@o2.pl