517 - FAIL SAFE Sam: "Włączam hiperprzestrzeń, teraz" Asteroida przelatuje przez ziemię - "...To było ponownie SG-1" stwierdził Davis - "Kim jest to SG-1 o którym tak wiele tutaj słyszymy?" Geogre zawachał się gdy usłyszał pytanie brytjskiego ambasadora. Ani on, ani major Davis nie przedstawili składu i charakteryski członków drużyny SG1; mieli świadomość tego że pewna osoba zechece wykorzystać ten argument przeci.... - "Tak generale!" Kinsey przerwał w z chęcią udowodnienia czegoś. - "Czemu nie powiemy tym dobrym ludziom kim są ludzie odpowiedziali za Ameryka - i Ziemię - kim jest sztandarowa drużyna mająca ocalić nas od zagłady?". Otwierając jeden z wielu dokumentów leżących przed nim zaczął mówić sprawiając pozór czytania, chociaż nawet dla Georga było to całkiem jasne że nawet bez notatek potrafiłby powiedziec to co ma zamiar powiedzieć. - "SG-1 ma obecnie czterech członków. Dwóch kosmitów, naukowiec i pułkownik z nieciekawą historią który już dawno powinien przejśc na emeryturę. Oficjlanie w tych właśnie dokumentach są zapisane takie jego przewinienia jak: porwanie i podwójną insubordynacje wobec senatora Stanów Zjednocznonych." Przysłuchujący się ambasadorzy wyglądali stanowczo zaniepokojeni argumentami którymi przedstawił Kinsey - "Chodzi tu o pana samego, senatorze." Dodał Davis stojąc przed ekranem. Georga zadowolił fakt że, chłopak się uczy. Ale nawet to nie sprawiło by poczył się lepiej po tym jak usłyszał to co powiedział Kinsey. - "Tak" Kinsey potwierdził, zlekka zakłopotany. George zbliżył sie do stołu próbując niemal coś uszkodzić. - "Zarówno Tealc i Jonas Queen - 'obcy' o których wspominał senator Kisney - udowodnili nie raz swoją lojalnośc do Ziemi i poświęcili się swoje życie obronie nas przed Goa'uldami. Prawdę mówiąc, Jonas Quinn nie jest tak do końca obcym... 616 - METAMORPHOSIS Nirti: "Nie jesteś człowiekiem" Jonas: "Jestem. Nie pochodzę tylko z Ziemi. Goa'uld taki jak ty wziął moich przodków z Ziemi tysiące lat temu i ich zniewolił" Nirti: "To niestetety nie byłam ja." - "Tak jak Teal'c... który niegdyś był człowiekiem" Tutaj już nie mógł zrobić takiego wywodu jak u Jonasa. - "NIEGDYŚ?" Kinsey zapytał szyderczo. - "Tak senatorze" George mu odpowiedział. - "Dopóki ma larwę Goaulda w środku nie jest żadnym zagrożeniem" To nierozwaznie wypowiedziane zdanie sprawiło wielkie zdziwienie wśród ambasadorów: - "Wiemy że Jaffa żyli niegdyś jak normalni ludzie, ale zostali przeobrażeni przez Goauldów na ich własny użytek. Na przykład, pułkownik O'Neill sam był Jaffa - na szczęście tymczasowo..." 113 - HATHOR Hathor mówiąca do Jacka: "Będziesz cieszył się zdrowiem i długim życiem wraz z tym gdy zostaniesz... nowym Jaffa Hathor" Jack odsuwa się od Hathor zdziwiony tym że ma w brzuchu miejsce na larwę Goaulda.- "I to go niby usprawiedliwia?" - "Chodzi oto..." George teraz niemal calkowicie ingnorował Kinseya "... że mimo dziury w jego brzuchu, Teal'c jest taki sam jak my. Przechodząc do kolejnej osoby, jak ją nazwał senator - naukowiec, w r zeczywistości jest to Samantha Carter która jest nie tylko liderem w dziedzinie teoretycznej astrofizyki oraz naszym nalepszym ekspertem od Gwiezdnych Wrót, ale także jest majorem w siłach powietrznych USA. Jest wzorowym oficerem z którym mam wielką przyjemność pracować." - "Może powiniśmy wspomnieć o Tok'Ra? Albo istocie (entity)?" - "Senatorze?" Po co George zadał to pytanie? To było oczywiste że Kinsey będzie kontynuował wątek. Wziął on stertę papierów i położył je bliżej siebie. - "Przynajmniej w dwóch styuacjach, major Carter została 'opanowana' przez inną formę życia przez jej własną nieuwagę." Coś drgnęło wewnątrz Hammonda. - "Senatorze, może pan wyrażać swoje opinie na temat w jaki sposób ja kieruję SGC, ale nie pozowlę by pan obrażał ludzi z którymi pracuję. W pierwszym jak to pan to nazwał "momencie nieuwagi" major Carter próbowała ratować życie innego człowieka." 202 - IN THE LINE OF DUTY Sam robi sztuczne oddychanie na Nasyaninie, nie przybyła na tą planetę po to by patrzeć jak ludzie umierają. Wokół słychać krzyki, lot niszczycieli Goauldów i pułkownika O'Neill który głośno wydaje rozkazy. Nagle w jednej chwili człowiek któremu Sam daje sztuczne oddychanie chwyta ją i 'całuje'. Coś przyciemniło jej umysł... I już Sam nie było. George spojrzał na ambasadorów przysłuchujących się rozmoweie: - "Szlachetny zamiar, myślę że się zgodzicie. A w drugim wypadku próbowała poprostu nawiązać kontakt z istotą (entity)." - "Która natychmiastowo przejęła jej ciało." dodał Kinsey 420 - ENTITY Jack stoi patrząc na Sam, Janet tymczasem po raz pierwszy odczytuje fale mózgowe ciała Sam. - "Sir?" - "Słucham? Co jest?" - "Te odczyty zgadzają się z tymi z wnętrzna komputera.... to jest w niej." - "Nie było żadnego sposobu by mogła przewidzieć że tak się stanie." - "I właśnie o to mi chodzi generale." Westchnął, postać senator stała się mniej wroga gdy ten oparł się o oparcie - chociaż George myślał że to bardziej jego plecy go bolą niż by miał zamiar ustępować: - "Nie możecie przewidziec co możecie spotkać za każdym razem gdy otwieracie to diabelne urządzenie. Jaki rodzaj zarazy, albo nieszczęscia możecie przyprowadzić ze sobą i jakie mogą być tego konsekwencje dla całej planety." - "A więc co pan sugeruje, senatorze? Zamykamy interes? I chowamy głowy w piasek? Nie mamy pojęcia co nas może spotkać jutro - możemy zostać potrąceni przez autobus, dostać ataku serca, przypadkowo stanąć na drodze jakiemuś dzieciakowi z bronią który obrabowuje sklep monopolowy - i mimo tych zagrożeń, wychodzimy z domu. Nie chowamy się w łózku przed resztą swiata; wychodzimy, do pracy, rozmawiać, żyć, "badać". Jaki jest sens życia skoro nie będziemy "żyć"? Wzdychając ciężko, Kinsey po prostu otworzył kolejny folder: - "A więc mamy pułkowniak Jacka O'Neill..." Cóż, przynajmniej nie znalazł żadnego kontrargumentu. - "Chociaż metody pułkowniak O'Neill mogą wydawać się nie konwencjonalce, ale wszystko to robił dla dobra i bezpieczeństwa Zie..." - "Wierz lub nie, generale Hammond, ale nie metod pułkownika O'Neill obawiam się najbardziej.." - "Nie?" George nie mógł uwierzyć że coś takiego powiedział Kinsey. - "Uuu, sirs. Mogę prosić o zwrócenie uwagi na ekran. Mogę pokazać plany..." W końcu odezwał się Davis sprawiając że George i wsyzscy inni spojrzeli na niego. Jednak Kinsey nie chciał dać za wygraną. - "Około dwóch i pół roku temu, do SGC przedostali się ludzie którzy byli pod wpływem prania mózgu przez Goauldów które zaprogramowało ich do samobójczych ataków na ważne osoby. Nawet sami poszkodowani nie wiedzieli o tym zaprogramowaniu, czy to prawda?" Aaaa. Hammond nagle zrouzmiał dlaczego Davis tak bardzo chciał zmienić temat. - "Tak. Ale na szczęście znaleźliśmy wszystkich zaprogrmowanych i obezwładnilismy zanim mogli wyrządzić szkodę komukolwiek." - "TO nie cała prawda. Wszyscy popełnili samoójstwo, albo też zginęli powdując poważne szkoda samym sobie." Zęby Hammond się zacisnęły. - "Niestety tak." - "I to nie wszystko" Ponownie niepotrzebnie spoglądając na dokumenty bo i tak swoją przemowę miał pewnie już dawno obmyśloną w głowie. - "Jeden z ziemskich sojuszników - Tok'Ra, posiadają urządzenie które pozwala określić czy osoba jest tym zamachowcem. Jako środek bezpieczeńśtwa cała baza została sprawdzona... i zarówno pułkownik O'Neill jak i major Carter zostali uznani za tych zamachowców nazywanych ..." zrobił krótką przerwę na znalezienie nazwy "... za'tarkami" Te zarzyty podsmował chiński ambasador: - "Dwoje ludzi z pańskiej sztadarowej jednostki? Ma pan najwyraźniej wielką lukę w bezpieczeństwie." - "Żaden z nich nie był za'tarkiem" - "Nie?" Zapytał francuski ambasador. "Nie rozumiem" George spojrzał na swe ręce. Jakim cudem wszystko stało się tak skomplikowane? - "Maszyny wykrywające opierają się na takiej samej zasadzie jak działa wykrywacz kłamstw. Jednak, urządzenie do wykrywania zatarków jest tak zyrafinowane że potrafi wykryć kiedy nawet osoba mówiąca kłamie nieświadomie." - "Więc..." Brytjski ambasador bardzo mocno zmarszył brwi. - "Jeśli dobrze rozumiem generale, jeśli naprawdę nie byli oni tymi... za'tarkami, to znaczy że kłamali w jakiejś sprawie." Kinsey został wyręczony w zadaniu tego pytania. - "DObrze pan spostrzegł panie ambasadorze. I oczywiście, fakt że kłamali sprawił ze zostali uznani za zamachowców, prawda co się naprawdę stało została wyjaśniona później..." 405 - DIVIDE AND CONQUER Sam: "Sir, musi pan uciekać" Jack: "A ty?"(Jack próbuje zniszczyć urządzenie od pola siłowego, słychać kroki). Sam: "Sir!" Jack: "Wiem, wiem" Sam: "Sir, idź!" Jack: "Nie!" Wzdychając, George spojrzał na jedynego swojego spryzmierzęca. Davis patrzył na niego poważnie. Nie był zdziwiony. Ale, ktokolwiek kto czytał wszystkie raporty z SGC nie byłby zaskoczony. Mimo że George nie był przy tym osobiście (nie było to dla niego wielkim zaskoczeniem gdy się o tym dowiedział) gdy zarówno Jack jak i major Carter zostali zmuszeni do potwierdzenia oficjalnie swoich skrywanych uczuć. Fakt tego zdarzenia ukrywał jak tylko mógł przed innymi. Fakt jego ukrywania musiał się nie spodobać Kinseyowi. - "Mówiąc słowami pułkownika O'Neill" podsniósł kawałek papieru patrząc na niego: " 'Troszczy się o major Carter o wiele bardziej niż powinien', tak samo jak major Carter. Nie wiem jak wy, ale okoliczność że lider i drugodowodząca zespołu nie mogą zapanować nad swoimi uczuciami pod kontrolą w sytuacjach bliskich śmierci nie powoduje żebym odrazu wyrzucał najlepszych ludzi na bruk. Są oni świadomi tego że każdy z nich może w każdej chwili umrzeć lub zostac rannym podczas misji!" Nareszcie, 'nareszcie', pojawiła się nadzieja wyjścia z tej sytuacji: - "Najwyraźniej dobrze pan nie czytał raportów z misji SGC tak jak ten o zatarkach senatorze. Już raz pan wspomniał istote (entity), ale zapomniał pan wspomnieć o wypadku jaki się wydarzył później." 420 - ENTITY Sam/istota wybiegła z pomieszczenia w kierunku zbudowanej przez sibie wcześniej maszyny, gdy strażnicy zablokowali jej drogę, stanęła i zaczęł wysyłać jakiś rodzaj elektryczności. Zaraz za nią szedł Jack, Janet, Tealc, George, Daniel. Tylko Jack miał zata! By ją powstrzymać Jack strzelił raz z zata. Bez efektu. Sam/istota kontynuowała swoje działą. Po chwili wątpliwosci Jack podjął decyzję i strzelił drugi raz.Chekov, który jak dotąd siedział cicho - co nie było zbyt dobrym pocieszeniem dla Georga, wybrał moment by powiedzieć. - "Zabił ją. Jak dla mnie, panowie, nie brzmi to tak jakby był czlowiekiem które przekłada własne uczucia nad swoją bardzo odpowiedzialną pracę". Gdyby nie fakt że Kinsey mógłby wykorzystać to przeciwko niemu, George by ucałował gościa. Wten Davis dopowiedział. - "Jeśli w rzeczywistości uczcia istnieją, zobaczcie jak wiele poświęcił dla zapewnienia bezpieczeństwa tej planety?" - "Macie racje..." Ambasador brytyjski przytaknął: Przynajmniej coś. - "Wszyscy członkowie SG1 i SGC musza narażać własne życie każdego dnia by bronić Ziemi. Oddają tej sprawie własne życie prywatne i swoich ukochanych - nie ważne. Cokolwiek im jest kazane, robią swoją robotę solidnie i do końca. A jeśli chodzi o te 'uczucia' " Hammond skierował swój wzrok na Kinseya '... czy wybierał pan swoją żonę, seneatorze? Czy pan decydował że to właśnie w niej się pan zakocha? Ponieważ ostatnio jak sprawdzałem, to nie tak działa." SKierował się teraz do wszystkich w pokoju. - "Może to nie jest nalepsze wyjście, ale stało się. I MOGĄ tam być, ale pozostaje im nadzieja, pułkownik O'Neill i major Carter sa teraz niczym wiecej niż przyjaciółmi pracującymi nad rozwojem swojej przyjaźni". Nikt nic nie powiedział. Nawet Kinsey. Gdy nagle ambasador brytjski powrócił do tematu... - "Odnośnie tego... ataku za pomocą asteroidy... czy możemy spodziewać się kolejnego ataku?" George przymknął oczy, wiedząc że Davis się uśmiecha. Jedna bitwa minęła. Niezliczona ilośc jeszcze przed nimi. KONIEC