446

Mecenas Rogalski: "Nie polecę do Rosji ze strachu". Adwokat Jarosława Kaczyńskiego boi się o życie

Nie polecę do Rosji Obawiam się o swoje życie i zdrowie - powiedział w RMF FM mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego i części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Twierdzi, że mamy do czynienia z rozbieżnościami w sprawie identyfikacji trzech ofiar katastrofy smoleńskiej. Strona rosyjska kilka dni temu oznajmiła, że badania genetyczne podważają identyfikację trzech osób. Komunikaty wskazują na błędną identyfikację i błędny pochówek. Uważam, że to "wrzutka", która miała jakoś wpłynąć na polska prokuraturę. Zawierzyliśmy, że doszło do poprawnej weryfikacji ze strony Rosjan, a to ich strona dokonywała badań genetycznych. Rodziny mają prawo do błędu, a za ostateczną identyfikację są odpowiedzialne odpowiednie organy - mówił Rogalski w RMF FM. Czy zmieniliśmy się po 10 kwietnia? Mecenas dodał także, że nie ma jakiejkolwiek dokumentacji, która stwierdzałaby, że pochowane osoby to właśnie te osoby. Adwokat przypomniał, że tylko trzy rodziny były przy zamykaniu trumien, za co według niego winę ponosi polski rząd, który tego nie dopilnował. Na pytanie, czy pojechałby do Moskwy razem z polskimi śledczymi czy prokuratorem generalnym, gdzie na miejscu mógłby przyjrzeć się odpowiedniej dokumentacji, np. w sprawie sekcji zwłok czy badań genetycznych, mecenas odparł, że nie. Uważa, że być może ktoś na niego "czyha w Rosji". Z ostrożności się tam nie wybiorę, nawet, jeśli byłaby taka możliwość - dodał. jm/RMF FM

Tylko u nas. List otwarty Ludwika Dorna. "Do obrońców wolności przed państwem policyjnym, do Michnika, Bratkowskiego..." LIST OTWARTY DO OBROŃCÓW WOLNOŚCI PRZED PAŃSTWEM POLICYJNYM Szanownych PP, PT: Adama Michnika, Stefana Bratkowskiego, Jacka Żakowskiego, Jerzego Baczyńskiego, Wiesława Władyki, Mariusza Janickiego, Mariusza Ziomeckiego, Tomasza Jastruna, Wojciech Maziarskiego, Agnieszki Holland, Daniela Passenta, Ludwika Stommy, Grzegorza Miecugowa, Jacka Pałasińskiego, Piotra Stasińskiego, Andrzeja Wajdy, Ireneusza Krzemińskiego, Marcina Króla, Krzysztofa Kozłowskiego, Mariana Stali, Teresy Torańskiej, Michała Głowińskiego, Agnieszki Kublik, Tomasza Wołka, Tomasza Lisa, Moniki Olejnik, Magdaleny Środy, Wojciecha Sadurskiego, Zbigniewa Hołdysa, Marcina Mellera, Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, Ewy Siedleckiej, Daniela Olbrychskiego i innych, których nazwisk nie wymienię, albowiem nic to do rzeczy nie przyda. Wielce Szanowni Państwo, Wolność w potrzebie! Zwracam się do Państwa, sprawdzonych i wiarygodnych bojowników o tę jedną z najwyższych ludzkich i konstytucyjnych wartości. Dowiedliście swojej determinacji, odwagi, moralnej integralności, kiedy broniliście wolności przed policyjnym państwem PiS, także i przede mną, wówczas ministrem właściwym ds. wewnętrznych. Byliście moimi przeciwnikami, ale to nie znaczy, że nie jestem Wam winien szacunku. Do dziś pamiętam, że to dzięki Wam bójka dwóch nożowników o dziewczynę zaowocowała wskazaniem na Polskę, jako na kraj, w którym ekstremistyczna prawica gnębi przywiązanych do wolności obywateli, w rezolucji Parlamentu Europejskiego. Do dziś pamiętam Wasze głosy w obronie kręcenia lodów przez posłankę Sawicką. Wiem, że staliście przed trudnym wyborem. Ale gdy na jednej szali wagi jest wolność zagrożona przez agentów CBA, a na drugiej reklamówka z łapówką, Wasz moralny, nieomylny instynkt podpowiedział Wam, jak się zachować. Przecież ta nasza III Rzeczpospolita też wzięła się po trosze z reklamówki z dolarami przekazanej przez sowieckich tworzysz przechodzącej trudną, bolesną drogę do wolności PZPR. Zawsze szliście z wolnością pod rękę, gdy trzeba ją wykręcając. Ale wiedzieliście, że to konieczne, że obrona wolności boli – także niekiedy ją samą. Ileż spotkało Was za to wyzwisk, upokorzeń, agresji i chamstwa. Zarzucano Wam serwilizm polityczny, ignorancję, głupotę, groteskowość. Mieliście odwagę zmierzyć się z tymi oskarżeniami. Mieliście odwagę trwać przy wielkiej Sprawie Wolności, broniąc Jej przed fanatyzmem oszalałych z nienawiści paranoików. Wiedzeni Waszym instynktem moralnym i dojrzałością intelektualną rozpoznaliście trafnie, że na trudnych drogach naszej zawikłanej historii wolność się wciela w swoich różnych agentów: Jana Kulczyka, doktora G., Artura Bondaryka, Lesława Maleszkę, Beatę Sawicką, Weronikę Marczuk-Pazurę, Mirosława Drzewieckiego. Jednego tylko agenta Wolność się wyrzekła raz na zawsze – Agenta Tomka! Dlatego tuszę i ufam, że wesprzecie mnie – swego niegdysiejszego przeciwnika, a nawet wroga – w inicjatywie na rzecz wolności. Czynem i słowem wspieraliście polityczny program „odebrania godnościowych podstaw prezydentury „byłego", jak to proroczo określił Radosław Sikorski, prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, bo Sprawa Wolności tego wymagała. Kiedy Lech Wałęsa nazywał Prezydenta Lecha Kaczyńskiego „durniem" widzieliście w tym Wolność kroczącą ścieżkami dziejów. Kiedy celebryta Michał Figurski określał Lecha Kaczyńskiego, jako „małego, niedorozwiniętego, głupiego człowieka zwanego prezydentem Polski", w rezygnacji Prezydenta z wytoczenia sprawy karnej dojrzeliście dowód jego moralnej klęski. Dziś kibice, a może kibole, określili Prezesa Rady Ministrów, jako matoła, a Policja wymierzyła im mandaty karne uzasadniając to „lekceważeniem konstytucyjnych organów RP, poprzez wykrzykiwanie haseł z użyciem słów nieprzyzwoitych". I Wy i ja musimy, zatem postawić sobie pytanie: czy kibice ( a może kibole) Jagiellonii Białystok są Agentami Wolności. I wierzę, że nasza wspólna odpowiedź może być tylko jedna – SĄ, BOWIEM NIE BYŁO WŚRÓD NICH AGENTA TOMKA. Dlatego zwracam się do Was o udział w Komitecie Honorowym PIKIETY W OBRONIE „MATOŁA", którą zamierzam zorganizować 3 czerwca br. pod Kancelarią Prezesa Ministrów. W tej sprawie do końca tego tygodnia złożę zawiadomienie do Pani Prezydent Warszawy. Zgodnie z ustawą o zgromadzeniach:· językiem zgromadzenia będzie język polski;· celem: zademonstrowanie prawa do określania konstytucyjnego organu RP, jakim jest Prezes Rady Ministrów, mianem „matoła";· program obejmować będzie:

1. okazywanie lekceważenia konstytucyjnemu organowi RP, czyli Prezesowi Rady Ministrów poprzez wykrzykiwanie obraźliwego aczkolwiek niewulgarnego określenia „matoł"

2. W związku z pkt. 1 – dzierżenie transparentu z napisem „TUSK, TY MATOLE, OBALĄ TWÓJ RZĄD KIBOLE";

3. Odśpiewanie hasła z pkt. 2 w trzech konwencjach: · Rockowej ( mile widziany Z. Hołdys)· Popowej ( mile widziana piosenkarka Doda)· Operowej (mam nadzieję, że mi kogoś zaproponujecie)

4. Recytacja fragmentów z „Obywatelskiego Nieposłuszeństwa" Henry'ego Davida Thoreau oraz „ Teorii Sprawiedliwości" Johna Rawlsa (mile widziany prof. Wojciech Sadurski);

5. Recytacji fragmentów wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Oberschlick (no.2) vs Austria, w którym uznano za sprzeczne z Europejską Konwencją o Ochronie Praw Człowieka wymierzenie sankcji karnej za określenie Jorge Haidera ( wówczas szefa partii), jako „idioty". (mile widziana red. Ewa Siedlecka);

6. Recytacja fragmentów Psychiatrii Klinicznej prof. Tadeusza Bilikiewicza poświęconych pojęciom matołectwa (kretynizmu), debilizmu, imbecylizmu oraz idiotyzmu ( mile widziany D. Olbrychski). Jeśli zaś myślicie, że ten list to tylko blogersko-felietonowy eksces (bardziej potocznie: wygłup), to się mylicie. Ja tę pikietę zorganizuję. Liczę na Wasz akces i Waszą obecność 3 czerwca. Obrońmy razem matoła. Z poważaniem Ludwik Dorn

Rękopis znaleziony pod ziemią. Publikujemy służbową krążącą po orbitach biurokracji geologiczno-rządowo-parlamentarnej Poniżej publikujemy notatkę służbową, która krąży gdzieś po zawikłanych orbitach biurokracji geologiczno-rządowo-parlamentarnej. Sprawa jest jeszcze in statu nascendi, a zatem mamy czas na znalezienie sensownego rozwiązania. Jeśli tylko będzie taka wola. Warto dodać, że osłabienie czy - jak twierdzą autorzy notatki – wręcz likwidacja polskiej służby geologicznej w wyniku wniosku posłów PJN, wyda swoje zatrute owoce już niebawem. Kiedy okaże się, że nie jesteśmy przygotowani do eksploatacji złóż gazu łupkowego, ani nawet do zwiększania zasobów tradycyjnych złóż gazu (obecnie zaspokaja on 40 procent naszych potrzeb, a mógłby więcej), czy innych ważnych surowców. Podobnie jak nie jesteśmy gotowi do rekultywacji zniszczonych terenów górniczych i rozbrojeniach tykających bomb pełnych rozmaitych trucizn, czasem o rozmiarach województw (sic!), jak np. tarnobrzeskie (siarka), czy Góry Tarnowskie. Rzecz jasna, takie notatki mogą czasem prezentować jednostronny, dyktowany interesem grupowym jakiejś branży, punkt widzenia. Od czego są jednak eksperci. Warto ich spytać nim odbędzie się głosowanie w Senacie i ostateczne w Sejmie; i nim prezydent podpisze nowe prawo geologiczne. Swoją drogą, to zdarzenie nieźle ilustruje, jakość prac parlamentarnych, kiedy poprawka grupy posłów, wynikająca zapewne z kalkulacji czysto politycznych, choć trudno powiedzieć, jakich (doraźny interes gmin, na których terenie są kopalnie?), może spowodować zniszczenie cennego dobra ogólnonarodowego – państwowej służby geologicznej (nie mylić z administracją rządową; służba geologiczna to nauka i nadzór merytoryczny nad zasobami surowcowymi!). A dlaczego tak się dzieje ? A dlatego, że ponieważ poprawkę „wrzuca się" – jak to zrobił PJN – w ostatniej chwili, w takiej fazie prac parlamentarnych, kiedy nikt już nie ma głowy do pytania ekspertów o zdanie! Krzysztof Czabański

A oto omawiana notatka: Nadzwyczaj dziwna poprawka W zeszłym tygodniu Sejm RP uchwalił nowe „Prawo geologiczne i górnicze". Nowa ustawa, zastępująca prawo obowiązujące od 1994 r., ma wbrew pozorom fundamentalne znaczenie, nie tylko dla geologów i górników, ale dla całego społeczeństwa. Dotyczy najbardziej podstawowych kwestii: bezpieczeństwa zaopatrzenia gospodarki w surowce mineralne – w tym energetyczne – i ochrony przed zagrożeniami naturalnymi. Można dyskutować o poprawności rozwiązań nowego prawa. Posłowie w pełni z tej możliwości skorzystali. Podnoszono podczas debaty szereg kwestii – anachroniczności przepisów nieuwzględniających trybu konsultacji społecznych, słabej kontroli państwa nad eksploatacją surowców mineralnych, umiejscowieniem administracji geologicznej w Ministerstwie Środowiska. Dyskusja się odbyła, prawo przegłosowano, jednak przy okazji uchwalono pewną zmianę w przedłożeniu rządowym. Wbrew zaleceniom komisji gospodarki, ochrony środowiska, zasobów naturalnych oraz samorządu terytorialnego i polityki regionalnej posłowie przyjęli mianowicie poprawkę zmniejszającą wpływy z tzw. opłat eksploatacyjnych do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Dotychczas, tę należną państwu daninę, wpłacaną przez przedsiębiorstwa górnicze w wysokości proporcjonalnej do wielkości wydobycia, dzielono w proporcji 60% dla samorządów gmin na terenie, których prowadzono wydobycie i 40% dla NFOŚiGW. Obecnie samorządy dostaną 90% opłat eksploatacyjnych, a fundusz tylko 10%. Pozornie warto tylko przyklasnąć tej zmianie, która wyrównuje wieloletnie niedofinansowanie kilkudziesięciu gmin górniczych, decentralizuje rozdział środków budżetowych i zaspokaja poczucie sprawiedliwości społecznej. Jednak wydaje się, że posłowie, którzy głosowali za poprawką nie do końca przemyśleli skutki swej decyzji. A będą one, dramatyczne. Dlaczego? Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Zabrakło refleksji (a być może wiedzy), co dalej dzieje się ze środkami wpłacanymi do NFOŚiGW. Otóż ta agencja rządowa połową wpłaty fnansowała dotychczas projekty ekologiczne w górnictwie (m.in. rekultywację terenów zniszczonych podczas eksploatacji kopalin), a drugą połową badania geologiczne prowadzone nie tylko na terenie gmin górniczych, ale w całym kraju. Intencja twórców pierwszego prawa geologicznego była jasna – opłaty eksploatacyjne powinny służyć gminom górniczym, bo cierpliwie znoszą uciążliwe skutki eksploatacji kopalin, a oprócz tego powinny umożliwić rekultywację terenów górniczych, czasami bezpańskich a ponadto należy zadbać o odbudowę bazy surowcowej kraju i bezpieczeństwo obywateli, finansując badania geologiczne. Cóż to za badania? Bardzo różnorodne – tematy dotyczą podstaw naukowych umożliwiających poszukiwania nowych złóż surowców, bilansowania zasobów kopalin oraz wskazywania zagrożeń dla bezpieczeństwa surowcowego kraju, sporządzania map i ekspertyz geologicznych, geologiczno–środowiskowych i geochemicznych, wykorzystywanych później do planowania przestrzennego, przeciwdziałaniu skutkom ruchów masowych gruntu i osuwisk, erozji brzegów morskich i podtopień, migracji zanieczyszczeń chemicznych w glebach i wodach podziemnych, bezpieczeństwu geodynamicznemu lokalizacji elektrowni jądrowych i inwestycji liniowych oraz wielu innym. Praktycznie rzecz biorąc cała działalność polskiej geologii, w tym Państwowego Instytutu Geologicznego i działających w jego obrębie państwowych służb – geologicznej i hydrogeologicznej, oparta była o środki przekazywane przez Narodowy Fundusz Gospodarki Wodnej i Ochrony Środowiska. Posłowie w jednym głosowaniu skasowali ¾ środków przeznaczonych na polską geologię! Taka decyzja – nieprzemyślana, wprowadzona w pośpiechu, na fali emocji politycznych – zagraża podstawom bezpieczeństwa państwa. Godzi nie tylko w górników i geologów, ale w całe społeczeństwo. Przecież gminy górnicze, które otrzymają znacznie większe środki z opłat eksploatacyjnych, nie będę prowadziły badań zawartości materii organicznej w łupkach gazonośnych, analizy naprężeń tektonicznych dla potrzeb lokalizacji elektrowni atomowych czy monitorowania 30 tysięcy osuwisk karpackich! A takie wysokospecjalistyczne badania nie będą możliwe wobec drastycznego obcięcia nakładów państwa na geologię. Kto je będzie prowadził i za co? Polska służba geologiczna już nie, bo po prostu zniknie. Być może zagraniczne firmy konsultingowe i geologiczne – za pieniądze polskich podatników, oczywiście. Również środki przeznaczone na rekultywację terenów pogórniczych zostały obcięte o ¾. Wydawać by się mogło, że kopalnie (wiadomo: bogate) poradzą sobie z likwidacją skutków swojej działalności. Owszem, poradzą sobie pod warunkiem, że istnieją! A co zrobić z zagłębiem siarkowym w tarnobrzeskiem? Siarkopol to spółka w likwidacji. A co ze zlikwidowanym Dolnośląskim Zagłębiem Węglowym, gigantycznym składowiskiem w Tarnowskich Górach i setką opuszczonych wyrobisk, często załadowanych po brzegi toksycznymi odpadami. Czy samorządy będą w stanie dalej prowadzić kosztowne prace rekultywacyjne? Pytanie wydaje się retoryczne. Już dzisiaj są przerażone tą wizją. Drastyczne obniżenie poziomu finansowania polskiej geologii aż o ¾ bez wskazania innych źródeł pozyskania środków jest decyzją skrajnie szkodliwą dla państwa i jego obywateli. Oznacza de facto likwidację polskiej służby geologicznej i hydrogeologicznej i cofnięcie do czasów, kiedy byliśmy prowincją kolonialną wielkich mocarstw. Wydaje się, że ojcowie–założyciele polskiej służby geologicznej – posłowie Sejmu Ustawodawczego w 1919 roku – nie to mieli na myśli pisząc w swym „wniosku nagłym": Rzadko, który obszar na kuli ziemskiej posiada taką rozmaitość bogactwa przyrody jak Polska. Chodzi o planowe przetwarzanie tych darów przyrody. Podstawą tego może być tylko odpowiednio uposażony instytut geologiczny. Miejmy nadzieję, że współcześni przedstawiciele narodu opamiętają się i nie dojdzie do bezprecedensowego regresu w najbardziej surowcowym kraju Unii Europejskiej, w którym wciąż odkrywane są nowe źródła surowców mineralnych, stanowiących przecież również dzisiaj podstawę niepodległego bytu.

Trochę statystyki:

Przychody NFOŚiGW

- subfundusz geologiczny Środki finansowe niezbędne na funkcjonowanie

PSG i PSH

- dane dotyczą 2011 r. Stopień zabezpieczenia środków finansowych na funkcjonowanie

PSG i PSH (w tys. zł.)

wg. ustawy z 1994 roku ~ 115.000 ~ 101.769 nadwyżka ~ 13.231

wg. nowelizacji ustawy z 2011 roku ~ 30.000 ~ 101.769 brak ~ -71.769

Krzysztof Czabański

Łętowski: "Przepraszamy za opublikowanie na łamach wydawanego przez Presspublikę dziennika wywiadu z p. Grzegorzem Braunem" Na stronie Wyborcza.pl opublikowano list, w którym m.in Maciej Łętowski, wiceprezes Zarządu Presspubliki, przeprasza rektora KUL oraz czytelników "Rz" za wywiad z Grzegorzem Braunem: Jego Magnificencja Ksiądz Profesor Stanisław Wilk Rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Ekscelencjo, Przepraszamy władze, wykładowców i studentów KUL, a także czytelników "Rzeczpospolitej" za opublikowanie na łamach wydawanego przez Presspublikę dziennika wywiadu z p. Grzegorzem Braunem. W rozmowie tej doszło ponownie do obrzucenia obelgami śp. arcybiskupa Józefa Życińskiego, wielkiego kanclerza KUL. Tyle, że po raz pierwszy miało to miejsce na niewielkim forum koła naukowego, a tym razem - niestety - na łamach gazety sprzedanej w nakładzie 140 tysięcy egzemplarzy. Redakcja "Rzeczpospolitej" powołuje się na wymóg "wysłuchania wszystkich stron". W tym wypadku to głęboko fałszywa filozofia. Po pierwsze dlatego, że p. Braun nie poglądy prezentuje, ale kalumnie (jakim-że poglądem jest użycie takich sformułowań, jak "łajdactwo", "kłamca" wobec Zmarłego opiekuna KUL?) . Podzielamy pogląd prof. Ireneusza Krzemińskiego, że "Jest to zabijanie słowami". Po drugie, dlatego, że są poglądy, które nie korzystają z przywileju udziału w debacie publicznej na takich samych prawach, jak inne. Jakie? Propagujące rasizm, antysemityzm czy przeświadczenie o helu rozpylonym nad lotniskiem w Smoleńsku. Oddanie łamów "Rzeczpospolitej" kalumniom, a nie poglądom dramatycznie godzi w wizerunek i prestiż dziennika stworzonego przez śp. Dariusza Fikusa i Macieja Łukasiewicza. Z przykrością słuchaliśmy, jak wspomniany już prof. Krzemiński mówił w Radiu Zet, że "Rzeczpospolita, która była wzorcem dziennikarstwa bardzo obiektywnego, otwartego, takiego, które naświetlało wszystko ze wszystkich stron stała się sztandarem niebezpiecznego dla Polski poglądu". Łączymy, Ekscelencjo, wyrazy głębokiego szacunku Maciej Łętowski, wiceprezes Zarządu Presspubliki Adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa KUL Artur Sierant, wiceprezes Zarządu Presspubliki Przedstawiciel Skarbu Państwa - wydawcy gazety, posiłkując się opiniami prof. Ireneusza Krzemińskiego i na fali oburzenia redaktorów w Czerskiej, wyraził publicznie swoje oburzenie. I tak zawiązała się piękna koalicja między "GW" a rządem. Nie pierwsza zresztą... A to wszystko w imię wolności mediów i obrony standardów dziennikarskich. Okazuje się jednak, że to samowolka pana Łętowskiego, który robi, co może, aby odzyskać "Rzeczpospolitą" z rąk Pawła Lisickiego. Na stronie rp.pl opublikowano oświadczenie prezesa Presspubliki, Pawła Bienia, które wyjaśnia całą sprawę: W spółce Presspublica obowiązuje reguła autonomii redakcji. Oznacza ona, że wydawnictwo nie ingeruje w treści redakcyjne. Zasada ta jest realizacją konstytucyjnych praw wolności słowa oraz wolności prasy. Dlatego Zarząd Presspubliki nie zajmuje stanowiska w sprawie wywiadu z Panem Grzegorzem Braunem, jaki ukazał się na łamach Rzeczpospolitej. Natomiast list wysłany przez panów Macieja Łętowskiego oraz Artura Sieranta do Księdza Profesora Stanisława Wilka jest wyrazem ich prywatnych opinii. Pozostaje pytanie czy wysłanie takiego listu bez porozumienia z pozostałymi członkami zarządu, reprezentującymi większościowego udziałowca jest w zgodzie z dobrymi obyczajami, jakie powinny panować w spółkach prawa handlowego. Paweł Bień Prezes Zarządu

Co ważne - Maciej Łętowski i Artur Sierant wprowadzają nowe "standardy" ładu korporacyjnego - wydają oświadczenie uderzające w główne wydawnictwo spółki, BEZ POROZUMIENIA Z PREZESEM ZARZĄDU i czwartym członkiem Zarządu. Co więcej, tym samym ingerują w autonomię redakcji "Rzeczpospolitej". Klasa, prawda?

zespół wPolityce.pl

Lisicki o kuriozalnym zachowaniu Łętowskiego: "ani Michnik, ani Łętowski nie będą dyktowali "Rz", co ma komentować, jak i kiedy" Redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Paweł Lisicki komentuje kuriozalne wystąpienie dwóch członków zarządów spółki Presspublika (wydawca "Rz") , reprezentujących Skarb Państwa, którzy na łamach "Wyborczej" przeprosili czytelników "Rzeczpospolitej" za wywiad z Grzegorzem Braunem. Maciej Łętowski i Artur Sierant napisali m. in. Przepraszamy władze, wykładowców i studentów KUL, a także czytelników "Rzeczpospolitej" za opublikowanie na łamach wydawanego przez Presspublikę dziennika wywiadu z p. Grzegorzem Braunem. W rozmowie tej doszło ponownie do obrzucenia obelgami śp. arcybiskupa Józefa Życińskiego, wielkiego kanclerza KUL. Tyle, że po raz pierwszy miało to miejsce na niewielkim forum koła naukowego, a tym razem - niestety - na łamach gazety sprzedanej w nakładzie 140 tysięcy egzemplarzy. Opublikowane na łamach konkurencyjnej gazety przeprosiny członków zarządu - bez zgody Prezesa Zarządu - przejdą z pewnością do historii polskich mediów. Komentując tę sytuację, naczelny "Rz" ocenia, że "wolność prasy niejedno ma imię": Wydaje się, że zgodnie z prawem i obyczajami powinna ona zakładać, co najmniej niezależność dziennikarzy i redaktorów od władz politycznych. I tak też dzieje się w krajach o utrwalonej demokracji. Jest jednak także model polski. Na czym polega ów polski model? Sądząc z opublikowanego przez członków zarządu Presspubliki panów Macieja Łętowskiego i Artura Sieranta, listu w sprawie wywiadu Grzegorza Brauna na łamach "Rzeczpospolitej", ów polski model polega na tym, że to rząd i jego ministrowie zamierzają kontrolować treści gazetowe. Piękna to idea i byłoby dobrze, gdyby Donald Tusk, który wkrótce obejmie przewodnictwo w Unii, mógł się nią publicznie pochwalić przed innymi przywódcami. Byłoby dobrze, gdyby i to rządowe osiągnięcie – zachowanie udziałów państwa w prywatnej gazecie oraz wykorzystywanie tej sytuacji własnościowej do nacisków na redakcję – stało się wkładem w unijną prezydencję. Lisicki podkreśla, że jest to osiągnięcie nie mniejsze niż stworzenie z Polski "zielonej wyspy". Tym bardziej, że tą osobliwą sytuacją rządu-udziałowca w gazecie nie interesują się polskie media, tyle uwagi poświęcające wolności prasy na Kubie, Węgrzech i Białorusi. Naczelny "Rz" krytykuje jednocześnie Grzegorza Brauna, którego - jak ocenia - nic nie usprawiedliwia: Obrzucanie obelgami zmarłego niedawno arcybiskupa samo świadczy o reżyserze. Czy jednak Braunowi powinno się przyznać prawo do obrony? Zezwolić, żeby się tłumaczył? A może po prostu należy założyć mu knebel, opieczętować i zamknąć? Mimo tej oceny Lisicki zaznacza, że "Rzeczpospolita" ma własny pogląd, i zabiega o to, by być forum różnych opinii. W swoim komentarzu Lisicki stwierdza również, że to, co jest haniebne w oczach redaktorów "Gazety Wyborczej", nie musi napawać obrzydzeniem w "Rzeczpospolitej": A nawet, jeśli różne gazety mają podobny pogląd – jak w kwestii oceny obelg Brauna – nie muszą okazywać tego w taki sam sposób. I ani Adam Michnik, ani Monika Olejnik, ani Ireneusz Krzemiński, ani Maciej Łętowski nie będą dyktowali "Rzeczpospolitej", co ma komentować, jak i kiedy. Jedynym głosem, w który wsłuchuje się redakcja, jest opinia jej czytelników. Ludzi dojrzałych, inteligentnych, potrafiących odcedzić ziarno od plew. Lisicki dodaje: pomysł dwóch członków zarządu "świadczy o ich niedojrzałości i braku zrozumienia, w zarządzie jakiej firmy się znaleźli": Kolejny to przykład, że ważne stanowiska w zarządach nie powinny być obsadzane z klucza politycznego. Na szczęście – jak bardzo nie bolałoby to naszych konkurentów oraz władz – obaj panowie nie mają i nie będą mieli wpływu na linię redakcyjną gazety. Oby nie mieli nigdy. Sil

„Rzepa" wciąż przeszkadza. "Łętowski po pojawieniu się w spółce szybko zaczął sprawiać wrażenie, że działa zgodnie z celami PO" Oświadczenie Macieja Łętowskiego, który przeprasza za przeprowadzenie wywiadu z Grzegorzem Braunem, to dowód, że walka o „Rzeczpospolitą" wciąż trwa. Okazuje się, że dokument zawierał prywatną opinię Łętowskiego, a prezes zarządu „Presspubliki" nie podziela jego zdania. Wygląda, więc na to, że sprawa wypowiedzi reżysera została wykorzystana do osłabienie pozycji „Rzeczpospolitej" i udowodnienia, że jest ona nierzetelna. Nikt nie powinien się zdziwić, jeśli teraz media z „Gazetą Wyborczą" na czele zaatakują „Rz", a politycy PO zaczną wzywać do zmian w medium, które dopuściło się „nierzetelności". Narzuca się niestety podejrzenie złych intencji. Bowiem Maciej Łętowski po pojawieniu się w spółce szybko zaczął sprawiać wrażenie, że działa zgodnie z celami Platformy Obywatelskiej, która stara się zdominować polskie media do reszty. Przeszkadza jej każde słuchane, oglądane lub czytane medium, w którym nie hołduje się zasadzie wykluczania tych, którzy myślą inaczej niż salon i mainstream. Już pierwsza inicjatywa Łętowskiego szła w kierunku przejęcia kontroli rządu nad „Rzeczpospolitą". Gdy się to nie udało, gdy sprawa stała się głośna i trafiła do organizacji międzynarodowych, zakusy na „Rz" przycichły. Jednak szybko wrócą, ponieważ oświadczenie Łętowskiego to wspaniały prezent dla ludzi, którym niekontrolowane dziennikarstwo przeszkadza. Łętowski swoim oświadczeniem wpisał się w zły nurt polskiej debaty publicznej. Stwierdził, że poglądy Brauna wykluczają go ze świata ludzi cywilizowanych i mających prawo zabierania głosu. Zaprezentował w ten sposób myślenie rodem z „Gazety Wyborczej", która wyklucza „jaskiniowców" z przestrzeni publicznej od lat. Stanowisko Łętowskiego to przyznanie racji głównemu nurtowi dziennikarstwa w Polsce, który uznaje, że największym zadaniem mediów jest dziś wspieranie liberalno-lewicowego nurtu i radykalna marginalizacja opinii osób inaczej myślących. A jest przecież Łętowski dziennikarzem, prowadzi zajęcia na UKSW dla przyszłych dziennikarzy. I... publicznie stwierdza, że wypełnianie powinności przez „Rzeczpospolitą" jest kary godne. Zdaniem wiceprezesa „Presspublici" wywiad z Braunem godzi w dobre imię spółki, a zasada "wysłuchania wszystkich stron" to w tym wypadku głęboko fałszywa filozofia. Jaka filozofia w tej sprawie powinna zostać zastosowana? Zapewne wykluczenie Brauna z debaty na temat jego własnej wypowiedzi oraz przyłączenie się do chóru atakujących reżysera mediów. Tak samo brzmiące głosy „Rzeczpospolitej" i „Gazety Wyborczej" byłby zapewne dla Łętowskiego głęboko odpowiednią filozofią. I nie mam wątpliwości, że wiceprezes „Presspublici" będzie robił wszystko, by się ziściło jego marzenie... Czy mu się uda?

Stanisław Żaryn

Z ustaleń „Naszego Dziennika" wynika, że informacja o śmierci rosyjskiego funkcjonariusza w Smoleńsku jest nieprawdziwa Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych zdementowało informację o śmierci swojego funkcjonariusza w Smoleńsku. Pojawia się coraz więcej hipotez na temat intencji wcześniejszej informacji. Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych w rozmowie z „Naszym Dziennikiem" zaprzeczyło informacjom, z których wynikało, że w trakcie akcji ratunkowej na Siewiernym zginął jeden z jego funkcjonariuszy. Według wielu rosyjskich oraz polskich internautów informacja o śmierci rosyjskiego funkcjonariusza została podana celowo, żeby uzasadnić szybkie pocięcie wraku i przeniesienie go z miejsca katastrofy. Pedro

Prawdziwe koszty budowy gazociągów przez GAZPROM "Produkcja gazu łupkowego w Europie może zmienić paradygmat energii", powiedział do wysłanników USA polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski 13 maja Gazprom zgodnie z rozporządzeniem rządu o ujawnianiu danych przez monopolistów świadczących usługi w sferze transportu, po raz pierwszy opublikował informacje potwierdzające opinie ekspertów, że koszty realizacji projektów gazociągowych koncernu są wielokrotnie wyższe od kosztów analogicznych inwestycji w Europie i USA. Według szacunków Gazpromu, ich łączny koszt wyniesie minimum 56 mld USD. Np. inwestycje w system rurociągów, którymi surowiec z Jamału będzie dostarczany do magistrali Nord Stream (gazociągi Bowanienkowo–Uchta–Griazowiec–Wyborg), Gazprom szacuje na ok. 33 mld USD; koszty dalekowschodniej trasy Sachalin–Chabarowsk–Władywostok na 15,6 mld USD. Koszty budowy 1 km trasy z Sachalinu (przeszło 9 mln USD) są znacząco wyższe od kosztów budowy gazociągów europejskich (np. gazociąg NEL – ok. 3 mln USD/km), zaś cena 1 km gazociągu z Jamału (15 mln USD) przekracza koszty bardziej skomplikowanego projektu na Alasce (gazociąg Denali – ok. 10 mln USD/km). Na zawyżaniu kosztów projektów gazociągowych zyskują ich wykonawcy – do niedawna gazpromowskie firmy (m.in. Strojgazmontaż, Strojtransgaz, Strojgazkonsulting), które koncern sprzedał osobom z kręgu znajomych premiera Putina. <epa> OSW Putin zapowiedział, że ceny gazu na rynku wewnętrznym Rosji wzrosną w 2012 o 15 % jest to warunek konieczny dla utrzymania Gazpromu i jego planowanych inwestycji. W ramach projektu planuje 2 milionów ton, lub 40.000 baryłek dziennie, do 5 mln ton produkcji rocznie ze złoża Messoyakha z TNK-BP. w 2015 r. do 2017 r., co wynika z treścią wywiadu z wywiadu z FSU Energy Marat Atnashev, szefem dużych projektów w Gazprom Neft na stronie internetowej. Kwota inwestycji Gazprom Neft to $20 mld USD.

www.aar.ru

ANALIZA WARTOŚCI GAZPROMU

https://jyskebank.com/wps/wcm/connect/e4fa178045cc6466b4cbf4c7790fef76/353521_20111002GazpromQ32010.pdf?MOD=AJPERES&CACHEID=e4fa178045cc6466b4cbf4c7790fef76

"Produkcja gazu łupkowego w Europie może zmienić paradygmat energii", powiedział do wysłanników USA polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski

Zródło " USA Giants zakłady Shale gazu w Polska," The Wall Street Journal, 8 Apr 10 przez (http://blogs.wsj.com/new-europe/2010/04/08/us-giants-bet- na łupku-gaz-w-Polska /).

Podsumowanie Ryzyko rynkowe wobec alternatywnych dastaw gazu łupkowego i gazu LNG na rynek UE zmusiło Gazprom do energicznego inwestowania w nowe złoża i infrastrukturę - złożonym aspektem jest opóznienie South Stream. Kejow

Sejm wprowadza nowy podatek - śmieciowy. Money.pl analizuje kto zapłaci więcej? Nowe przepisy w kieszeni odczują ci, którzy na pozbywaniu się śmieci próbowali oszczędzać. Czy to wywożąc je na nielegalne wysypiska, czy podrzucając je sąsiadom. Dla tych, którzy za usługę płacili sumiennie, od przyszłego roku wywóz śmieci może znacznie potanieć. Dziś średni koszt to 20 złotych na osobę miesięcznie, po zmianach może spaść nawet o 70 procent - pisze portal Money.pl. Umożliwi to ustawa zwana śmieciową, którą uchwalił już Sejm i teraz zajmie się nią Senat. Jeżeli prawo wejdzie w życie zgodnie z planem, od 1 stycznia 2012 roku w zmieni się system gospodarowania odpadami komunalnymi. Pieczę nad nimi przejmą gminy. To one w przetargach wybiorą firmy, które będą odbierać odpady. Właściciele nieruchomości - na których obecnie ciąży obowiązek samodzielnego podpisywania umów na odbiór śmieci - na mocy nowego prawa będą uiszczać gminie obowiązkową opłatę za gospodarowanie odpadami. Gminy nie będą jednak zmuszone do tego już od nowego roku. Ustawa przewiduje półtoraroczny okres przejściowy. Tak, więc dopiero od lipca 2013 roku każda gmina będzie musiała posiadać takie umowy. Nowe prawo może spowodować wyraźny spadek opłat za wywóz śmieci. Według rządowego uzasadnienia do ustawy obecnie, jak się szacuje, miesięczna przeciętna opłata za gospodarowanie odpadami wynosi 60 zł w przeliczeniu na gospodarstwo domowe (trzy osoby). W skali roku daje to kwotę 720 złotych. W gminach, w których wywóz śmieci już odbywa się na zasadach, które ma upowszechnić ustawa, jest dużo taniej. W Legionowie opłata wynosi 25,5 zł, a więc 306 zł w skali roku, W wielkopolskich Komarnikach roczny koszt wywozu śmieci na osobę w 2010 roku zamykał się w kwocie 85 złotych, czyli 255 zł na przykładową rodzinę. Jeszcze mniej płacą mieszkańcy Pszczyny, gdzie odebranie i zagospodarowanie odpadów komunalnych kosztuje 3-osobową rodzinę 18,60 zł, co rocznie daje kwotę 223,20 złotych. To o 70 procent mniej niż w sytuacji, gdy to nie gmina zajmuje się gospodarką odpadami. Jak tłumaczy w Money.pl Tadeusz Arkit, poseł Platformy Obywatelskiej, który jest autorem nowego prawa, na znaczne obniżki opłat mogą także liczyć mieszkańcy pozostałych gmin: - Dotyczyć to będzie jednak tylko tych, którzy sumiennie płacą za wywóz śmieci. Obecnie wielu mieszkańców nie płaci w ogóle lub deklaruje, że produkuje znacznie mniej odpadów w niż ma to miejsce w rzeczywistości i dzięki temu płacą mniej niż powinni. To powoduje, że powszechnym zjawiskiem jest podrzucanie śmieci innym - wyjaśnia poseł. Nowe prawo znacznie ukróci taką praktykę, bo do uiszczania opłaty, zwanej potocznie podatkiem śmieciowym, będą zobligowani wszyscy. Dzięki temu wpływy z tego tytułu rozłożą się na większą liczbę gospodarstw domowych. Źródłem obniżki kosztów wywozu śmieci może być także fakt, że samorządy będą miały większe możliwości negocjowania ceny niż pojedyncze gospodarstwa domowe lub wspólnoty mieszkańców. - Już w 2013 roku gminy będą zmuszone odzyskiwać 50 procent odpadów biodegradowalnych. To jest niewykonalne, bo obecnie tylko 7 procent udaje się odzyskać. Narzucony w ustawie odsetek spowoduje, że samorządy będą płacić kary - tłumaczy Jerzy Gosiewski, poseł PiS, który pracował w komisji nad nowym prawem. - Tylko, dlatego nie zagłosowaliśmy za ustawą, choć jej główna idea jest jak najbardziej słuszna - dodaje poseł. Nowe prawo budzi jednak kontrowersje. Jak wynika z analizy prawnej, przygotowanej przez profesorów Marka Górskiego oraz Krystiana Ziemskiego, ustawa narusza konstytucję oraz prawo unijne. Zarzucają oni między innymi, że stworzono szereg mechanizmów ograniczających konkurencję w zakresie działalności w obszarach, w których dotychczas deklarowano wolę budowania gospodarki rynkowej. Jak na razie jednak, firmy zajmujące się gospodarką odpadami nie wiedzą, jakie skutki przyniesie nowa ustawa. - Wszystko zależy od tego, jak do tematu podejdą samorządy. Na obecnym etapie trudno jest, więc spekulować, jak to się przełoży na działalność firm z branży - tłumaczy Money.pl Zenon Parosa z WPO Alba, firmy, która zajmuje się gospodarką odpadami na Dolnym i Górnym Śląsku, ale również w Niemczech. To, że za gospodarkę odpadami komunalnymi odpowiadają samorządy nie jest niczym nowym w skali Unii Europejskiej. Co więcej, tylko w Polsce i na Węgrzech jest inaczej. Jak wynika z oficjalnych statystyk Eurostatu nasz kraj jest także na szarym końcu w Unii pod względem produkowania śmieci. Na jednego Polaka przypada 316 kg odpadów, Dla porównania w Niemczech jest to 587 kg, a w Danii 833 kilogramy.

źródło: Eurostat

Duńczycy jednak 41 proc. z nich odzyskują. Holendrzy i Niemcy jeszcze więcej, bo odpowiednio 66 i 61 procent. My natomiast jesteśmy w stanie powtórnie wykorzystać jedynie 7 procent śmieci . To najmniej w Unii Europejskiej.

Pozdrawiam Tomasz Bonek

Prezydent Komorowski o godziwych emeryturach

1. Wczoraj w Pałacu Prezydenckim odbyło się spotkanie Prezydenta Komorowskiego z ekspertami na temat przyszłości polskiego systemu emerytalnego. Komorowski, który niedawno podpisał ustawę o zmniejszeniu o 5 pkt. procentowych składki przekazywanej do OFE, próbuje teraz zatrzeć to złe wrażenie i chce przygotować rządowi plan działań dotyczących zmian w systemie emerytalnym. To złe wrażenie pogłębił jeszcze prof. Balcerowicz, który zarzucił otoczeniu prezydenta, ukrywanie ekspertyz przygotowanych na zlecenie Kancelarii Prezydenta, które w zasadniczy sposób podważały założenia ustawy zabierającej składkę z OFE, nazywając to nawet „standardami białoruskimi”. Komorowski dokonał wprowadzenia do dyskusji, którego zawartość nie miała wiele wspólnego z prawdą. Zaczął od stwierdzenia, „ że Polska należy do tych krajów Unii Europejskiej wśród zagrożenie ubóstwem osób w wieku emerytalnym jest relatywnie niskie i stwierdził, że to zasługa przeprowadzonej w 1998 roku reformy emerytalnej”.

2. Niestety obydwie części tego zdania nie są prawdziwe. Większe niż w Polsce zagrożenie ubóstwem wśród emerytów jest tylko w Bułgarii Rumunii i na Litwie, a przecież te kraje w ostatnim 20-leciu były zawsze biedniejsze niż nasz kraj. Druga część zdania wręcz zakłamuje rzeczywistość, ponieważ w wyniku reformy emerytalnej przeprowadzonej przez Premiera Buzka tzw. stopa zastąpienia, (czyli relacja pomiędzy emerytura a ostatnim wynagrodzeniem pracownika przechodzącego na emeryturę) uległa gwałtownemu zmniejszeniu. W roku 1998, a więc w ostatnim roku przed reformą stopa ta wynosiła 65%, a w roku 2060 stopa zastąpienia będzie wynosiła tylko około 30%i to przy zastosowaniu w obliczeniach optymistycznych założeń. Oznacza to, że przechodzenie na emerytury wypłacane już w ramach nowego systemu (z ZUS i OFE), będzie oznaczało zmniejszenie z roku na rok stopy zastąpienia, a tym samym będzie pogarszało, a nie poprawiało sytuację materialną przyszłych emerytów. Zresztą wyraźne zmniejszenie składki przekazywanej do OFE tylko może pogorszyć wyniki tych symulacji, a ponadto można odnieść wrażenie, że ruch ten wręcz zwolnił OFE z odpowiedzialności za wysokość przyszłych emerytur. Teraz wszystkie one mogą powiedzieć, gdybyśmy dysponowali wyższą składką, mielibyśmy większe szanse na pomnażanie aktywów. Zmieniliście reguły gry podczas jej trwania, musicie ponieść teraz tego konsekwencje.

3. Dalej Prezydent Komorowski mówił „ o konieczności zrównania wieku emerytalnego mężczyzn i kobiet i konieczności usuwania barier zatrudniania osób w starszym wieku”, jako posunięciach, które pozwolą na podniesienie wysokości przyszłych emerytur”. Te posunięcia są być może ważne, ale one na pewno nie pozwolą na wypłacanie wyższych emerytur w przyszłości, jeżeli nie zatrzyma się exodusu młodych ludzi z Polski. Już wyjazd około 1 mln ludzi do W. Brytanii i Irlandii spowodował spustoszenie w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Z roku na rok dotacje budżetowe do tego funduszu gwałtownie rosną i przybrały już takie rozmiary, że rząd Tuska nie chcąc doprowadzić do gwałtownego powiększania deficytu budżetowego część dotacji do FUS zamienił na pożyczki dla tego funduszu. Do tej pory uzbierało się tego już 15 mld zł i oczywiście te pożyczki z roku na rok nie są spłacane, a ich wielkość powiększa się. Jeżeli teraz jak szacują eksperci, po otwarciu rynku pracy w Niemczech i Austrii do tych krajów wyjedzie przynajmniej 0,5 mln Polaków, to sytuacja funduszu nie tylko się nie poprawi, ale znowu ulegnie pogorszeniu. Ludzie ci zostawiają, bowiem w kraju swoich rodziców i dziadków, którym trzeba wypłacać emerytury, a ich składki ubezpieczeniowe wędrują do funduszy ubezpieczeniowych niemieckich czy angielskich. Widać, więc, że Prezydent Komorowski nie za wiele rozumie z otaczającej go rzeczywistości. Odczytał z kartki to, co napisała mu jego doradczyni i obiecał godziwe emerytury przyszłym emerytom. Ale rządy Platformy mogą przynieść równie godziwe emerytury jak godziwe było wystąpienie Prezydenta Komorowskiego w tej sprawie. Zbigniew Kuźmiuk

Proletariat sodomicki i gomorycki 17 maja Sojusz Lewicy Demokratycznej wniósł do Sejmu projekt ustawy o tak zwanych związkach partnerskich, której celem jest zrównanie statusu prawnego par sodomitów i gomorytek z normalnymi rodzinami. Tego rodzaju ustawy stanowią ważny element ideologicznego eksperymentu, jakim jest Unia Europejska. Celem tego eksperymentu jest narzucenie europejskim narodom rozwiązań socjalistycznych, które w pierwszym etapie - zgodnie z deklaracją „Międzynarodówki”, że „przeszłości ślad dłoń nasza zmiata” - zakładają zniszczenie fundamentów cywilizacji łacińskiej. Jak wiadomo, socjaliści zawsze odnosili się wrogo do tej cywilizacji, podobnie zresztą, jak do każdej innej - bo socjalizm oznacza powolny, ewolucyjny odwrót od cywilizacji ku barbarzyństwu. Komunizm, zwłaszcza w wydaniu bolszewickim, był odwrotem gwałtownym, znaczną część europejskich narodów wystraszył i do socjalizmu zniechęcił. Dlatego też, pod koniec lat 60-tych, internacjonał postawił na ewolucyjną tresurę w postaci marksizmu kulturowego, który liderzy określili mianem kontrkultury. Jak wskazuje ta nazwa - cel jest ten sam, co i przy bolszewikach: powrót do barbarzyństwa - a tylko metody są inne. Otwartego terroru raczej się nie stosuje - chociaż narzędzia i infrastruktura w skali europejskiej są już gotowe - natomiast preferowana jest tresura. Skuteczność tej metody jest coraz bardziej widoczna - również w naszym nieszczęśliwym kraju - co możemy właśnie obserwować na żywo w czasie rzeczywistym. Charakterystyczne przy tym jest to, że wytresowani w ten sposób ludzie, w ramach odruchów Pawłowa skaczą przed treserami z gałęzi na gałąź w przekonaniu, że spełniają doniosłą misję moralniacką.

Na czym polega odwrót ku barbarzyństwu? To proste; cywilizacja, wszystko jedno, jaka, polega na podporządkowaniu natury kulturze. Służy temu przede wszystkim religia z normami wypływającymi z autorytetu absolutnego, służą temu instytucje prawne, służy temu moralność, a nawet konwenans. Na przykład, żadnemu normalnemu człowiekowi nie przyjdzie do głowy pomysł, by podczas audiencji u prezydenta wyknocić się na dywanie - chociaż tego rodzaju potrzeba jest jak najbardziej naturalna. Komunizm i socjalizm odwołuje się do najgorszych, najniższych cech natury ludzkiej, maskując nikczemną, antycywilizacyjną intencję odwoływaniem się do naturalności. To, że obok innych, odwiecznych wrogów cywilizacji łacińskiej, w awangardzie socjalizmu widzimy Sojusz Lewicy Demokratycznej, nie powinno budzić naszego zdziwienia. Ta partia jest nie tylko ideowym, ale i prawnym sukcesorem sowieckich kolaborantów, więc przestawienie tak zwanej wajchy na kolaborację brukselską nie stanowi dla niej żadnego problemu. Wykona każdy rozkaz, wypełni dowolną dyrektywę, więc nic dziwnego, że Siły Wyższe upatrują właśnie w niej kandydata na naszego nadzorcę, zwłaszcza gdyby z Platformą Obywatelską coś poszło nie tak - albo gdyby mądrość etapu kazała odesłać ją do lamusa historii. Ale oprócz tego jest jeszcze jeden powód, dla którego Sojusz Lewicy Demokratycznej staje w pierwszym szeregu bojowników o przywileje dla sodomitów i gomorytek. Partia ta pragnie uchodzić za formację rewolucyjną. Nie jest to zadanie łatwe, bo w dzisiejszych czasach większość socjalistów, to nadziani rentierzy, którzy w symbiozie z lichwiarską międzynarodówką zdzierają z proletariuszy dziesiątą skórę. Ich symbolem jest aresztowany właśnie w Nowym Jorku przewodniczący Międzynarodowego Funduszu Walutowego i socjalistyczny kandydat na prezydenta Republiki Francuskiej. Proletariusze, zwłaszcza ci bardziej spostrzegawczy, oczywiście to widzą i od socjalistów się odwracają. I to jest problem - bo co to za rewolucjoniści bez proletariatu? Rewolucjonista bez proletariatu jest postacią groteskową. Dlatego też Sojusz Lewicy Demokratycznej na tradycyjny proletariat położył krzyżyk i całą swoją energię i pomysłowość skierował na poszukiwanie proletariatu zastępczego, na którego czele mógłby znowu stanąć. I sodomici oraz gomorytki znakomicie się do tego celu nadają, jako nowy gatunek „wyklętego ludu ziemi”. Ale Platforma Obywatelska też pragnie walczyć o „wykluczonych”, bo właśnie w pierwszym szeregu płomiennych szermierzy postawiła Bartosza Arłukowicza, więc pewnie ustawy forsowanej przez SLD przed wyborami nie poprze. I na koniec wspomnienie osobiste. Gdzieś w połowie lat 90-tych zadzwonił do mnie przedstawiciel zrzeszającej sodomitów organizacji „Lambda” z pytaniem, jak Unia Polityki Realnej zapatruje się na małżeństwa jednopłciowe. Odpowiedziałem mu, że każda rzecz ma swoją nazwę i w języku polskim małżeństwem jest związek kobiety i mężczyzny i my jesteśmy przeciwni wprowadzaniu jakiegoś chaosu językowego. Z ciekawości zapytałem go, dlaczego właściwie tak im zależy na legalizacji tych związków. Odpowiedział, że wtedy sodomici mogliby po sobie dziedziczyć. Wyjaśniłem, że i teraz mogą, bo przecież jeden drugiemu może zapisać majątek w testamencie. A on na to, że owszem - ale wtedy trzeba płacić wyższy podatek spadkowy. Powiedziałem mu wtedy, że UPR jest za likwidacją podatku spadkowego - i może to jest jakieś wyjście również i dzisiaj, zwłaszcza, że alternatywą staje się podkopywanie fundamentów cywilizacji. Więc może by zlikwidować ten podatek spadkowy SM

Panie Donaldzie! Paragraf zawsze się znajdzie? Od paru tygodni PO i PiS otworzyły nowe pole walki, której celem jest wmówienie w „obywateli”, że liczy się tylko PO albo PiS. Tym terenem są stadiony. Część kibiców dobrze sobie zasłużyła na represje, – ale też wszyscy kibice są od lat traktowani jak podludzie, więc trudno się dziwić tej reakcji. PO zyskuje sobie punkty pokazując, że dba o porządek publiczny – a PiS starannie zbiera pod swoje sztandary wszystkich niezadowolonych. Chcę w tym miejscu uprzedzić kibiców:, jeśli poprzecie PiS, a PiS wygra wybory, to do władzy dojdzie p. Zbigniew Ziobro – i będziemy wszyscy zbierać zęby z ulicy. Protesty kibiców przybierają różną formę. Ostatnio jednak w Białymstoku doszło do wydarzeń żywcem wyjętych z kart PRLu. Oto Policja aresztowała 43 demonstrantów podśpiewujących: „Tusku, matole! Twój rząd obalą kibole” - i (cytuję za:

http://www.tvn24.pl/-1,1703379,0,1,za-donald-matole--43-osoby-zatrzymane,wiadomosc.html

„Największej grupie postawiono zarzut demonstracyjnego okazywania w miejscu publicznym lekceważenia narodu polskiego, Rzeczypospolitej Polskiej lub jej konstytucyjnych organów”. Jest to interpretacja niedopuszczalna. Głoszenie buńczucznych przepowiedni jest karalne. Supozycja, że kibole zdołają obalić „Rząd” niewątpliwie zakłada, że ten „Rząd” jest słaby, – ale toteż nie jest obraza. Demonstranci na pewno nie obrażali też narodu polskiego. Najważniejsza sprawa: jestem zdecydowanym przeciwnikiem obrażania Głów państw –i za to powinny być kary, niezależnie od tego, czy obrażany jest JE Bronisław Komorowski, JE Barak Hussein Obama czy JE Muammar Kaddafi. Natomiast rząd jest tylko organem wykonawczym, a premier jest zwykłym urzędnikiem państwowym. Dlatego aresztowanie ludzi lekceważących sobie rząd czy premiera jest niedopuszczalnym– i niebezpiecznym - precedensem. Oczywiście nazwanie JE Donalda Tuska „matołem” wyczerpuje znamiona czynu karalnego – i p. Tusk ma prawo z oskarżenia prywatnego ścigać sprawców. Z uwagi na Jego pozycję sądzę, że dopuszczalnym jest, by obsługiwali to w sądzie rządowi prawnicy. Tymczasem „Rząd” przyjął, zdaje się, PRLowską zasadę: „Dajcie człowieka – a paragraf się znajdzie”. W Polsce jest tyle paragrafów, że każdego można zapuszkować powołując się na kilka z nich. Radziłbym jednak nie wchodzić na tę ścieżkę. Panie Donaldzie! Paragraf zawsze się znajdzie? JKM

Dość cackania się z memłakami! Bohaterem mediów na świecie (nie w truposzczaku–Europie: mówię o świecie!) był niedawno p. Jian–Sheng (czyt: Ćien–szę) Lai. P. Lai, 66–letni weteran wojska, przechodząc przez most Haizhu w Guangzhou, zobaczył, że policja odcina przechodniów od jakiegoś faceta, który przelazł przez barierkę. Dowiedział się, że od pięciu godzin zablokowali most i z pomocą psychologów usiłują odwieść p. Fu–Chao Chena od samobójczego skoku. Podszedł, więc do p. Chena, poprosił o potwierdzenie tego, podał Mu na pożegnanie rękę, i… zepchnął Go z mostu, bo "denerwowało Go, że zamiast skoczyć, robi z siebie widowisko i blokuje most”. Ponieważ, oczywiście, przez te pięć godzin na dole zdążono już przygotować poduszkę powietrzną, skończyło się na zwichnięciu nadgarstka. Po co o tym piszę? By powiedzieć, że WSZYSTKIE znane mi komentarze (nawet polskich!) internautów zawierały pochwały dla czynu p. Lai. Dość cackania się z memłakami! "Chcącemu nie dzieje się krzywda!”. JKM

10/04: "Nie jest prawdą aby Wojskowa Prokuratura zakończyła swoje czynności w zakresie ewentualnego udziału osób trzecich" Niezależne Stowarzyszenie Prokuratorów "Ad Vocem" przesłało nam odpowiedź na zapytanie skierowanego do Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Materiał to bardzo ciekawy - zachęcamy do zapoznania się.

Niezależne Stowarzyszenie Prokuratorów "Ad Vocem". Dnia 20 maj 2011 roku

W załączeniu przesyłam pismo Naczelnej Prokuratury Wojskowej stanowiącą odpowiedź na zapytanie Niezależnego Stowarzyszenia Prokuratorów "Ad Vocem” - treść zapytania widnieje poniżej. Z pisma tego wynika, że nie jest prawdą, aby Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie zakończyła swoje czynności w zakresie ewentualnego udziału osób trzecich - tak jak informował o tym Prokurator Generalny - Andrzej Seremet na konferencji prasowej w dniu 1 kwietnia 2011 roku. Czynności w tym zakresie dalej są prowadzone, a prokuratura ograniczona jest w ich realizacji z uwagi na oczekiwanie od strony rosyjskiej wniosków rekwizycyjnych. W związku z tą odpowiedzią Niezależne Stowarzyszenie Prokuratorów "Ad Vocem" z żalem stwierdza, że poprzez - być może - nieprzemyślaną swą wypowiedź, Prokurator Generalny wpłynął na emocje części społeczeństwa a tym samym na postrzeganie prokuratury, jako instytucji stojącej po jednej stronie sporu dzielącego obecnie polskie społeczeństwo.

Prezes Niezależnego Stowarzyszenia Prokuratorów "Ad Vocem" Małgorzata Bednarek

Oto pismo NACZELNEJ PROKURATURY WOJSKOWEJ do Stowarzyszenia "Ad Vocem": W odpowiedzi na pisemne wystąpienie z dnia 21 kwietnia 2011 roku, skierowane na ręce Prokuratora Generalnego, uprzejmie informuję Panią Prezes o stanowisku Naczelnej Prokuratury Wojskowej zajętym wobec pytań stawianych w sprawie śledztwa Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, sygn. Po. SI. 54/10, dotyczącego katastrofy samolotu TU-154M nr 101 w dniu 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. Po wszczęciu, w dniu 10 kwietnia 2010 roku, postępowania Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, założono i poddano procesowej weryfikacji wstępne wersje śledcze co do przyczyn katastrofy: usterki techniczne samolotu, zachowanie załogi TU-154M/101, zła organizacja i zabezpieczenie lotu przez personel naziemny, zarówno polski jak i rosyjski, a także zachowanie osób trzecich, w tym zamach terrorystyczny. Charakterystyczną cechą postępowania przygotowawczego jest poszukiwanie dowodów i weryfikacja poszczególnych wersji zdarzeń, aż do momentu wyczerpania wszelkiej inicjatywy dowodowej w danym wątku, stąd, do wygłoszenia poglądu, iż na obecnym etapie śledztwa wersja zamachu nie znajduje potwierdzenia, skłoniły poniższe fakty. W toku śledztwa Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej, w związku z postanowieniem z dnia 13 kwietnia 2010 roku o wywołaniu opinii w sprawie ustalenia użycia materiałów wybuchowych na miejscu katastrofy, uzyskano opinie dwóch ekspertów z Centrum Ekspertyz Kryminalistycznych MSW Federacji Rosyjskiej. Na podstawie pobranych próbek z miejsca zdarzenia prowadzono badania w okresie od 15 do 23 kwietnia 2010 roku. W opinii przedłożonej przez ekspertów całkowicie wykluczono użycie materiałów wybuchowych na miejscu katastrofy. Była to kolejna ekspertyza, bowiem pierwszą wykonano w dniu 12 kwietnia 2010 roku pobierając próbki do badań z części samolotu. Z tej opinii wynika, ze nie ujawniono obecności materiałów wybuchowych. Broń, tj. 7 sztuk pistoletów Glock - należąca do funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, którzy zginęli w katastrofie samolotu Tu-154M/101 w dniu 10 kwietnia 2010 roku, została odnaleziona i zabezpieczona na miejscu zdarzenia przez śledczych rosyjskich, a następnie dołączona do materiałów śledztwa prowadzonego przez prokuraturę rosyjską. W toku tego śledztwa rosyjscy eksperci przeprowadzili m.in. badania balistyczne zabezpieczonej broni, które to badania wykluczyły jej użycie na pokładzie samolotu Tu-154M/101. Ponadto, w toku śledztwa Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, zasięgnięto opinii:

- Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych w Warszawie w zakresie badania zabezpieczonego paliwa lotniczego,

- Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii w zakresie badania i analizy fragmentów i przedmiotów pochodzących z miejsca katastrofy pod katem obecności śladów wskazujących na działanie materiałów wybuchowych, toksycznych, radioaktywnych itp. Ekspertyza paliwa lotniczego wykazała, iż spełniało ono wymagane normy i standardy. Biegli Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii w przedstawionej opinii stwierdzili, iż w próbkach szczątków zebranych na miejscu katastrofy nie stwierdzono obecności bojowych środków trujących oraz produktów ich rozkładu powyżej granicy ich wykrywalności. Biegli nie stwierdzili także obecności materiałów wybuchowych. W następstwie przeprowadzonych badań i pomiarów, biegli podali, iż próbki dostarczone do badań nie stanowią, dodatkowego źródła celowo wprowadzonych substancji promieniotwórczych emitujących promienie alfa, beta, gamma, czy promieniowanie neutronowe. O powyższych ustaleniach Naczelna Prokuratura Wojskowa informowała w drodze stosownych komunikatów dostępnych na stronie internetowej urzędu. Do chwili obecnej nie przeprowadzono, z udziałem polskich biegłych powołanych przez prokuraturę, specjalistycznych badań wraku samolotu TU- 154M/101, urządzeń i innych elementów jego wyposażenia, bowiem wymienione przedmioty znajdują się na terytorium Federacji Rosyjskiej i w dalszym ciągu są przedmiotem ekspertyz wywołanych na potrzeby śledztwa Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej. Z tych samych względów nie zostały sporządzone przez polskich biegłych opinie, z których wynikałoby, iż nie doszło do uszkodzenia wskutek działania osób trzecich istotnych elementów mechanizmów samolotu, w szczególności systemu sterującego statkiem powietrznym oraz jego silnikami. Postulaty wydania wszelkich szczątków samolotu TU-154M byty formułowane w kolejnych wnioskach o pomoc prawną. Prowadząca śledztwo Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie w dalszym ciągu oczekuje na realizację wniosków rekwizycyjnych, kierowanych do organów Federacji Rosyjskiej, wśród których - jako najistotniejsze dowodowo - wskazano uzyskanie procesowo wykonanych kopii zapisów urządzeń rejestrujących zapisy parametrów lotu i zapisy rozmów członków załogi, zaś w dalszym postępowaniu wydanie oryginalnych urządzeń oraz nośników danych. Nadto wskazać należy, iż postulowano czasowe ich wydanie bądź dopuszczenie do eksperckich czynności badawczych wskazanych wyżej urządzeń oraz oryginalnych nośników, prowadzonych przez biegłych powołanych przez Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej - specjalistów powołanych przez stronę polską. W kwestii dostępu do oryginalnych rejestratorów i wykluczenia ewentualnego manipulowania zapisami warto przypomnieć, że prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej uczestniczył w czynnościach wykonywanych przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) w Moskwie dotyczących otworzenia, zgrania i odsłuchania rejestratorów pokładowych oraz zapieczętowania oryginalnych taśm w sejfie. W dniu 31 maja 2010 roku przedstawiciel strony polskiej uczestniczył wraz z Zastępcą Prokuratora Generalnego Federacji Rosyjskiej w protokolarnym przekazaniu polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego zapisów rejestratorów pokładowych samolotu Tu-154M/101, który uległ katastrofie w dniu 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. Na podstawie Memorandum o porozumieniu w sprawie przekazania polskiej Komisji zapisów rejestratorów samolotu Tu-154M/101, w laboratorium MAK w Moskwie, dokonano otwarcia sejfu, w którym przechowywane byty oryginalne taśmy rejestratorów pokładowych, a następnie skopiowano informacje z taśmy rejestratora pokładowego, z taśmy rejestratora dźwiękowego oraz z kasety zasobnika rejestratora pokładowego parametrów lotu. Informacje zostały zapisane na trzech nośnikach typu CD i przekazane min. Jerzemu Millerowi - Przewodniczącemu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Należy podkreślić, iż do czasu komisyjnego otwarcia sejfu w laboratorium MAK w Moskwie, sejf ten pozostawał opieczętowany przez prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej i przedstawiciela Komitetu. Podczas otwierania sejfu nie stwierdzono naruszenia pieczęci. Po zakończeniu zgrywania danych z rejestratorów, oryginalne taśmy magnetyczne rejestratorów pokładowych oraz kopie udostępnionych Stronie Polskiej zapisów na trzech płytach CD, zdeponowano ponownie w sejfie, który został opieczętowany przez Naczelnego Prokuratora Wojskowego oraz przedstawiciela MAK-u. W dniu 2 czerwca 2010 r. zasięgnięto opinii Pracowni Analizy Mowy i Nagrań Instytutu Ekspertyz Sadowych w Krakowie, w zakresie badań fonoskopijnych kopii nagrania rejestratora MARS BM BLOK 70A-11 oraz badań fonoskopijnych kopii nagrań urządzeń obiektywnej kontroli pracy Grupy Kierowania Lotami lotniska Smoleńsk-Siewiernyj po uzyskaniu z Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego płyty CD z zapisem rejestratora rozmów w kokpicie TU-154M/101, zaś w dniu 15 czerwca 2010 r. uzupełniono postanowienie z dnia 2 czerwca 2010 r. i przekazano do badań drugą płytę. Ponadto, wywołano opinię firmy ATM PP Sp. z o.o. w zakresie deszyfracji i analizy, w tym analizy porównawczej, kopii zapisów pochodzących z rejestratorów parametrycznych. Do chwili obecnej nie uzyskano zarządzonych ekspertyz. W konkluzji pragnę zapewnić Panią Prezes, iż Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie realizuje na bieżąco cele postępowania przygotowawczego wynikające z treści art. 297 § 1 pkt 5 k.p.k. tj. zebranie, zabezpieczenie i utrwalenie dowodów. Z uwagi na fakt, iż do zdarzenia doszło na terytorium państwa obcego, nie ma innej możliwości procedowania w tej sprawie niż kierowane przez strong polską wnioski rekwizycyjne, obejmujące swym zakresem m.in. utrwalenie i zabezpieczenie dowodów, w szczególności wraku samolotu i ,,czarnych skrzynek" przez organy Federacji Rosyjskiej. INBOX/ /LISTY

Belka -"drożyzna - daleko nam do tego"

1. Wczorajsza Rzeczpospolita na łososiowych stronach zamieszcza wywiad z Prezesem NBP Markiem Belką, który bagatelizuje sprawę drożyzny w naszym kraju. Okazuje się , ze 4,5% średnioroczny wzrost cen po miesiącu kwietniu, dla szefa banku, który stoi na straży wartości polskiego pieniądza, nie jest problemem. Zdaję sobie sprawę, że Prezes Belka wywodzący się ze środowiska SLD ( kiedyś minister finansów i wicepremier w rządzie Leszka Millera, a później także premier rządu wspieranego przez tę partię), teraz wyciągnięty na stanowisko szefa banku centralnego po cichym porozumieniu Premiera Tuska i byłego Prezydenta Kwaśniewskiego, nie może krytykować skutków działań rządu, którego szef przyzwolił na jego powołanie. Rozumiem również, że człowiek, którego miesięczne wynagrodzenie wynosi przynajmniej 50 tys. zł, nie byłby w stanie zauważyć drożyzny nawet wtedy, kiedy ceny wzrosłyby o kilkadziesiąt procent. Ale mimo tego, prezes banku centralnego, nie powinien zamykać oczu na rzeczywistość, zwłaszcza, że inflacja wynosząca 4,5%, zawiera w sobie blisko 8% wzrost cen żywności, ponad 10% wzrost cen usług związanych z mieszkalnictwem i blisko 14% cen paliw do transportu prywatnego. Są to bardzo wysokie wzrosty cen, szczególnie dla rodzin o niskim i średnim poziomie dochodów, zwłaszcza, że w tzw. koszyku inflacyjnym udział żywności wynosi tylko 24%, a dla wielu rodzin w Polsce udział ten wynosi 50% i więcej. Dla tych rodzin inflacja jest, więc przynajmniej 2-krotnie wyższa od tej oficjalnej. Prezes Belka zapewne już także nie pamięta jak przytakiwał rządzącym, kiedy twierdzili, że wzrost stawek podatku VAT od 1 stycznia o 1 pkt. procentowy spowoduje wzrost inflacji zaledwie o 0,2 pkt. procentowego. Okazało się, że wielu producentów towarów i świadczących usługi wykorzystało podwyżkę stawek podatku VAT, jako pretekst do znacznie wyższego podniesienia cen.

2. Zresztą Prezes Belka próbując trzymać stronę rządu obiecał Ministrowi Rostowskiemu na wspólnej konferencji prasowej, że jeżeli ten ostatni będzie sprzedawał euro na wolnym rynku, a nie za pośrednictwem NBP, to nie Rada polityki Pieniężnej nie będzie podnosiła stóp procentowych. Ale mimo tego, że Rostowski zaraz po spotkaniu z prezesem NBP przystąpił do działania i za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego zaczął sprzedawać dziesiątki milionów euro, tym samym wzmacniając złotego, to Belce nie udało się przekonać RPP, aby nie podnosiła stóp procentowych.

Na ostatnim posiedzeniu, RPP podniosła podstawową stopę banku o 0,25 pkt. procentowego, a tzw. jastrzębie w radzie wypowiadają się publicznie za kolejnymi podwyżkami stóp w następnych miesiącach, co oznacza, że rada nie wierzy w skuteczność polityki fiskalnej, którą zapowiedział Rostowski. Wbrew swojemu przewodniczącemu, który chciał być lojalny wobec tych, którzy go wyciągnęli z niebytu.

3. Oczywiście kolejne podwyżki stóp banku centralnego, zapewne spowodują spowolnienie tempa wzrostu PKB, co już sygnalizuje wielu ekonomistów twierdząc, że w roku 2012, wzrost PKB w Polsce będzie niszy niż 4%. Nie wróży to niestety dobrze dla możliwości zmniejszenia deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3% PKB na koniec 2012 roku, do czego zobowiązał się Minister Rostowski w dokumentach przekazanych Komisji Europejskiej i co w dużej mierze miało być oparte na znacznym wzroście wpływów podatkowych ( w przypadku obydwu podatków dochodowych te wzrosty miały wynieść w roku 2012 przynajmniej kilkanaście procent w stosunku do roku poprzedniego). Belka nie dostrzega teraz drożyzny, a w roku 2012 pewnie nie będzie dostrzegał ani złego stanu finansów publicznych ani dramatu na rynku pracy, bo niski wzrost gospodarczy grozi i jednym i drugim. Zbigniew Kuźmiuk

ALBO-ALBO "Premier Tusk popełnił przestępstwo, oddając postępowanie w sprawie katastrofy smoleńskiej całkowicie w ręce Rosji i pozbawiając przy tym Polskę jakichkolwiek narzędzi do zbadania tej katastrofy.” W tym niedawnym oświadczeniu Antoniego Macierewicza zawarte jest jedno z najważniejszych i przełomowych stwierdzeń, porządkujących naszą wiedzę na temat rzeczywistego przebiegu śledztwa w sprawie tragedii smoleńskiej. Informacja, że ok. 15 kwietnia 2010 roku Donald Tusk i Władimir Putin zawarli tajne porozumienie na mocy, którego wojskowe komisje – polską i rosyjską, pracujące dotychczas w Smoleńsku, zastąpiono rosyjską komisją gen. Anodiny, pozwala spojrzeć na działania strony polskiej z całkowicie innej perspektywy. Pojawia się, bowiem podstawowe pytanie - o przyczynę takiej decyzji premiera Polski. Co sprawiło, że prowadzone przez cztery dni postępowanie (według porozumienia z 1993 r.), zostało nagle złamane i Polska odstąpiła od korzystnego dla nas procedowania? Dlaczego wojskową komisję płk Mirosława Grochowskiego, pracującą już efektywnie w Smoleńsku zastąpił Edmund Klich? Z jakich powodów przyjęto nagle załącznik 13 konwencji chicagowskiej, jako nową podstawę prawną w sprawie badania katastrofy smoleńskiej?

Decyzja Donalda Tuska o oddaniu całego postępowania w ręce Rosji, pozbawiła nas trwale jakiejkolwiek możliwości samodzielnego działania i postawiła w kompromitującej roli petenta wobec płk Putina. Co więcej - 27 kwietnia 2010 roku zmieniono rozporządzenie MON w sprawie organizacji oraz zasad funkcjonowania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, poszerzając kompetencje premiera w sposób niezgodny z ustawą Prawo lotnicze? Na podstawie tak spreparowanego rozporządzenia powołano następnie Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (tzw. komisję Millera), która w świetle obowiązującego prawa i tak nie ma kompetencji do badania katastrofy smoleńskiej, skoro wcześniej (na podstawie załącznika 13) wyrażono zgodę na działania rosyjskiej komisji MAK. W ocenie ekspertów, sposób zawarcia umowy międzynarodowej Donalda Tuska z Putinem stanowił tzw. delikt konstytucyjny i był niezgodny z polskim prawem, w tym z Konstytucją RP. Tego rodzaju umowa wymagałaby, bowiem zgody Sejmu, Senatu i prezydenta oraz publikacji w Dzienniku Ustaw i notyfikacji w ONZ. Powyższe ustalenia są efektem ostatniego posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy z 10 kwietnia z udziałem prof. dr hab. Marka Żylicza, członka rządowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego i eksperta w dziedzinie międzynarodowego prawa lotniczego. W państwie demokratycznym, tak istotne informacje podane przez przewodniczącego parlamentarnego zespołu największej partii opozycyjnej, wywołałyby natychmiastową reakcję wolnych mediów i zmusiły premiera do przedstawienia obszernego wyjaśnienia motywów i okoliczności swoich działań. Od tych wyjaśnień, zależałby los obecnego rządu i ewentualny zakres odpowiedzialności karnej lub politycznej urzędników państwowych. W posttotalitarnej III RP – państwie wszechwładzy monopartii i ośrodków rządowej propagandy, byłoby absurdem oczekiwanie na tego rodzaju odzew. Jesteśmy, zatem zdani na samodzielne wnioski. Wiemy, że istnieją tylko dwie możliwości. Pierwsza zakłada skrajną nieudolność, niekompetencję, a wręcz głupotę polskiego premiera, który w czasie największej próby dla państwa rezygnuje dobrowolnie z korzystnych i prawidłowych rozwiązań prawnych i przystaje na dyktat rosyjskiego premiera. Dla takiej decyzji, podjętej w warunkach błędnej oceny skutków, złego doradztwa bądź fałszywej kalkulacji – nie ma politycznego usprawiedliwienia, nawet przy zastosowaniu przesłanki dobrej woli. W tej perspektywie - ludzie odpowiedzialni za politykę państwa są ignorantami i nieudacznikami, a w ocenie Rosji kierują się irracjonalnymi przesłankami przyjmując słowa i gesty władz rosyjskich, jako oznakę rzeczywistych intencji. Taki rząd prowadziłby politykę infantylną, oportunistyczną, kierując się doraźnym interesem lub względami wizerunkowymi. Ocena działań takiego rządu musiałaby prowadzić do określenia stopnia niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez jego członków. Druga z możliwości, zakłada celowe i świadome odstąpienie od prerogatyw suwerennego państwa, umyślne wprowadzenie w błąd polskiej opinii publicznej i współuczestnictwo wraz z rządem obcego mocarstwa w działaniach zmierzających do ukrycia prawdziwych okoliczności śmierci polskiego prezydenta i najwyższych urzędników państwowych. Patrząc z tej perspektywy - rząd Donalda Tuska i podległe mu służby z rozmysłem przyjęłyby dyktat płk Putina i nie informowały Polaków o rzeczywistych intencjach Rosji, utrzymując społeczeństwo w przeświadczeniu, że ma do czynienia z państwem przyjaznym i prawidłowymi działaniami śledczymi. Zgoda na wycofanie polskiej komisji wojskowej i oddanie całego śledztwa w ręce Rosjan, stanowiłaby, zatem najpoważniejszy akt zdrady interesów państwa polskiego i wiązała się z pełną odpowiedzialnością karną.

Ponieważ polityka państwa musi kierować się realizmem i koniecznością obrony własnych interesów, zaś decyzje podejmowane przez rządy muszą uwzględniać fakty i racjonalne przesłanki – nie ma żadnej „trzeciej możliwości” dla wyjaśnienia podłoża decyzji Donalda Tuska. Cokolwiek ponad – będzie sofizmatem. Jeśli zaledwie popełnił błąd – minimalną konsekwencją winna być natychmiastowa dymisja i odejście w polityczny niebyt. Ocena stopnia owego błędu, w zakresie odpowiedzialności urzędniczej, należałaby do organów sprawiedliwości. Jeśli natomiast działał z premedytacją na szkodę interesów własnego państwa - musi mieć świadomość, że niezależnie jak długo uda mu się utrzymać władzę, przyjdzie czas, gdy poniesie odpowiedzialność karną. Aleksander Ścios

Koniec świata coraz bliżej. I nie ma się, z czego śmiać! Już jutro ma rozpocząć się koniec świata. Tak przynajmniej uważa Harold Camping, amerykański badacz Biblii. Wszystko rozpocząć się ma od trzęsień ziemi (o 18 czasu lokalnego w poszczególnych miejscach świata), a zakończyć 21 października tego roku. Camping już jutro Ziemię nawiedzą trzęsienia Ziemi, które w każdym kraju rozpoczynać się mają o godz. 18.00 czasu lokalnego. Jak uważa Amerykanin, już w pierwszym dniu kataklizmu wyginąć ma 98% ludności, ale dopiero 21 października nastąpi Sąd Ostateczny. Szef radia Your Family informacje wyliczył z Biblii na podstawie sobie znanego algorytmu. To nie pierwsza przepowiednia Campinga. Wcześniej ogłaszał już, że koniec świata nastąpi we wrześniu 1994 r. Śmichom chichom z Campinga nie ma końca. Ale mnie to wcale nie śmieszy. Nie, dlatego, bym mu wierzył, tylko dlatego, że wiem, że dla wielu ludzi jutro rzeczywiście skończy się świat. I będą stali już przed Tronem Pana, nic nie mogąc zrobić ze swoim życiem. Dla nich, a kto wie, może i dla części z nas to będzie rzeczywisty koniec świata. I o tym warto pamiętać. To jest, bowiem wiedza, która ustawia nas do pionu. Nie mamy pojęcia, czy jutro nie skończy się nasz świat, i czy nie staniemy przed Panem. Tomasz P. Terlikowski

KOMENTARZ BIBUŁY: Potwierdzamy, że rzeczywiście stacje Family Radio od pewnego czasu nieustannie nadają całe programy przypominające o końcu świata, który ma rozpocząć się jutro, tj. w sobotę 21 maja 2011 roku, po czym pozostanie – jak twierdzą – “200 milionów ludzi na świecie”. Co jest warte podkreślenia to fakt, że są to niezwykle popularne stacje, słuchane przez miliony wiernych słuchaczy, m.in. dlatego słuchane i popularne, że odróżniają się pozytywnie w całym spektrum radiowym swoim spokojnym tonem, zrównoważonymi melodiami, czytaniem wersetów Ewangelii oraz “katechezami” (oczywiście heretyckimi, ale wygłaszanymi z powagą), oraz – co równie ważne – doskonałą słyszalnością niemal wszędzie. Gdy, jadąc samochodem, inne stacje zanikają, Family Radio słychać na wielu zakresach ultrakrótkich falach doskonale. Właściciel i menadżerowie stacji zadbali, bowiem o wykupienie wielu częstotliwości w strategicznych przekaźnikach radiowych, przez co uzyskują dostęp do słuchaczy, czyli (czytaj prawidłowo) – ich pieniędzy. Wielkie zdziwienie może wywoływać takie postawienie sprawy z “końcem świata”, czyli postawienie wszystkiego niemal na jedną kartę, ale można się spodziewać dwóch rozwiązań, że 22 maja br., czyli dzień-po, albo radio przestanie nadawać, – co jest mało prawdopodobne – albo wytłumaczy się słuchaczom, że wystąpił jakiś arytmetyczny błąd w liczeniu, i że “ten już najprawdziwszy” koniec świata nastąpi, dajmy na to 27 kwietnia 2012 roku albo 12 października 2013 roku. A do tego czasu trzeba światu przekazać tę straszną wiadomość, a więc Drodzy Słuchacze – prosimy, prześlijcie jeszcze większe datki, bo musimy wzmóc kampanię informacyjną, czas ucieka, “koniec świata” się zbliża. I tak biznes tego rodzaju będzie się kręcił jeszcze długo. Za: Fronda.pl

Z PRL do kapituły Komorowskiego Współwłaściciel Grupy ITI Mariusz Walter i dziennikarz ekonomiczny TVP Tadeusz Mosz zostali powołani przez prezydenta Bronisława Komorowskiego w skład Kapituły Nagrody Gospodarczej Prezydenta RP – poinformował portal wirtualnemedia.pl. W latach 80 Walter i jego “koncepcje propagandowe” był chwalony przez samego Jerzego Urbana, a Tadeusz Mosz był specem od gospodarki w komunistycznej telewizji. “Nadaje się na głównego konsultanta, jakiegoś szefa programowania, szefa realizacji programów radiowych i TV – jednym słowem nie kierownika działu propagandy, lecz główną siłę koncepcyjno-fachową. Najzdolniejszy w ogóle redaktor telewizyjny w Polsce, organizator i koncepcjonista. Przedstawia tow. Rakowskiemu i mnie sporo interesujących koncepcji ogólnopolitycznych i propagandowych” - tak pisał w 1983 r. Jerzy Urban do gen. Czesława Kiszczaka, zachwalając towarzysza Mariusza Waltera, członka PZPR od 1967 r. Zespół, na którego czele miał stanąć Walter, miał poprawić wizerunek Służby Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej w społeczeństwie. Na jego powstanie ostatecznie nie zgodził się Czesław Kiszczak. Innym specjalistą Komorowskiego od ekonomii jest Tadeusz Mosz, którego jeden z występów w latach 80 możemy obejrzeć poniżej. Mosz zaczął pracę w TVP w 1980 r., pracę kontynuował w stanie wojennym. “Byłem początkującym dziennikarzem i stan wojenny zastał mnie w Telewizji Polskiej. Nie miałem jeszcze wtedy konkretnej historii zawodowej, trudno, więc było mnie nie zweryfikować” – mówił w wywiadzie dla “Press”. Spośród osób związanych z mediami w składzie Kapituły znaleźli się także: Jerzy Sikora (prezes stacji TV Biznes, należącej do Telewizji Polsat), Paweł Jabłoński (zastępca redaktora naczelnego “Rzeczpospolitej”), Paweł Ławiński (zastępca redaktor naczelnego “Gazety Wyborczej”) i Marcin Piasecki (zastępca redaktora naczelnego “Dziennika Gazety Prawnej”) – czytamy na portalu wirtualnemedia.pl. Nagroda Gospodarcza Prezydenta RP jest formą uhonorowania i promocji najlepszych polskich firm oraz instytucji badawczych prowadzących rynkową działalność gospodarczą. Przyznawana była w przeszłości w latach 1998-2005, gdy prezydentem był Aleksander Kwaśniewski. Za: niezalezna.pl

Kto chce dyskutować z Libickim? Komu potrzebni są kibole, a za co kochamy Michalskiego? Weekendowy przegląd prasy Piotra Zaremby W "Gazecie Wyborczej" artykuł Jana Filipa Libickiego, posła PJN i wyrazistego blogera. Zaczyna się od rozterek: miał napisać polemikę z Katarzyną Wiśniewską, dziennikarką gazety Michnika zajmującą się Kościołem, a wyszła mu garść refleksji o Janie Pawle II i polskim Kościele. Niektóre z refleksji są całkiem sensowne – na przykład końcowe uwagi o niejednoznaczności, więc i bogactwie polskiego a i światowego Kościoła. Tyle, że tekst sprawia wrażenie napisanego w jednym celu – dla tego, co jest jego kulminacją. Aby po raz kolejny przypomnieć o problemie Radia Maryja, na który poseł przygotował receptę: represyjną ustawę forsowaną w sojuszu z „Wyborczą", przy ewentualnym poparciu PO i lewicy. Te główne rozważania dobrze obrazują zagubienie posła Libickiego, które uczyniło z tego interesującego człowieka, gracza w nieswoim spektaklu. Poseł przyznaje, że ideowo bliżej mu do Radia Maryja niż do Wiśniewskiej, a jednak dodaje: „Nie mogę dyskutować z jego słuchaczami powiedzmy na temat In vitro. Antena jest, bowiem zajęta w całości dyskusją o lasach albo o Smoleńsku. Rezygnuję, więc, bo nie jestem leśnikiem. Ani ekspertem od wypadków. Pozostaje mi dyskusja z redaktor Wiśniewską, z którą – jak sądzę – różnię się diametralnie. Ma ona jednak podstawową zaletę: chce rozmawiać" Rozumiem rozgoryczenie Libickiego mającego swoje osobiste porachunki z PiS, na radio ojca Rydzyka, które ma w tej chwili jednoznacznie partyjny charakter, a pewnie mogłoby się otworzyć na ludzi o wrażliwości konserwatywnej. Takich jak Marek Jurek chociażby. Tyle, że na miejscu posła Libickiego tak bardzo bym się temu wszystkiemu nie dziwił. On sam tworząc partię z konsekwentną progresistką Joanną Kluzik-Rostkowską powinien zauważyć, jak skomplikowana jest polityka i ilu wymaga kompromisów z rzeczywistością. Ale najważniejsze pytanie brzmi inaczej: czy rzeczywiście redaktor Wiśniewska chce z nim rozmawiać? I od kiedy? Czy nie od wtedy, kiedy poseł stał się interesującym przypadkiem dla "Wyborczej"? A stał się, dlatego, bo jest od jakiegoś czasu osobistym wrogiem Jarosława Kaczyńskiego, tak obsesyjnym, że ten temat zasłania mu wszystko inne. Czy rzeczywiście droga do najbardziej konserwatywnej wersji ustawy o In vitro prowadzi przez pozorne dialogi z redaktor Wiśniewską? Przecież, gdy Libicki przestanie być potrzebny, zniknie z tych łam w ciągu jednego dnia. I czy Wiśniewska, która wsławiła się niedawno uznaniem arcybiskupa Gądeckiego za pisowca – nie dlatego, że wyraził partyjne sympatie, a że ośmielił się przedstawić inną wizje świata niż ta obowiązująca na Czerskiej - jest interesującą partnerką w jakichkolwiek dyskusjach. Obok tekstu Libickiego dwaj dziennikarze "Tygodnika Powszechnego" Maciej Muller i Tomasz Ponikło wykazują, że debatując o papieżu Janie Pawle II dziennikarka zafundowała nam prymitywną agitkę opartą na przekłamaniach, fałszywych cytatach, a przede wszystkim na kompletnym niezrozumieniu świata katolików, ludzi przywiązanych do tradycyjnych wartości. A przecież "Wyborcza" dopuszcza do takiej demaskacji zupełnie wyjątkowo, może, dlatego właśnie, że rzecz dotyczy Jana Pawła II. W sumie jednak w świecie wymarzonym przez Michnika i Wiśniewską, dla Libickiego i jego wrażliwości nie ma po prostu miejsca - no chyba w gabinecie osobliwości. I "Wyborcza" i "Rzeczpospolita" szukają w weekendowych numerach recept na kiboli. A ja po raz pierwszy piszę w ogóle na ten temat – do tej pory trzymałem się od tej bijatyki na odległość. Zgadzam się ze zdaniem wyrażonym dziś przez prezesa PiS, też w rozmowie z „Rzeczpospolitą", że Donald Tusk uczynił ze stadionowego wandalizmu temat właśnie teraz z powodów czysto politycznych. Zgadzam się też z Janem Tomaszewskim, który głosi od wielu dni we wszystkich możliwych miejscach, że wybrano złe, pozorne metody. Taki charakter miały zresztą wszystkie kampanie „prawa i porządku", jakie ten rząd podejmował, może poza dopalaczami, których problemu także jednak nie załatwiono do końca. Tyle, że ta sprawa ma jeszcze drugą stronę. Otóż nie zgodzę się na propozycję niektórych gazet mieniących się prawicowymi i niektórych blogerów, i Bóg wie, kogo jeszcze, aby z tego powodu rzucać się w objęcia Staruchom, Litarom i innym tego typu figurom, z całą ich knajacką subkulturą, która do tej pory kręciła amatorów silnych wrażeń z zupełnie innych stron sceny. Naprawdę, jeśli to jest dla was służba konserwatywnym wartościom, albo walka o „prawo i sprawiedliwość", to beze mnie. Co cyniczniejsi politycy PiS mówią, wprost, że to po prostu szukanie tematów i walka o głosy. Ale tu bym się na ich miejscu zastanowił, czy walka opłacalna. Kaczyński mówi dziś w Rzeczpospolitej Piotrowi Gursztynowi do tekstu o kampanii wyborczej: „Tematy będą takie, jakie wrzucą specjaliści Platformy od propagandy". Ale czy tylko same tematy? Czy PR-owcy tamtej strony nie podsuwają przypadkiem opozycji szczególnego podziału ról. Wy będziecie bronić, naturalnie nie do końca, aluzyjnie, stadionowych środowisk, że są fajne, bo skandują przeciw Tuskowi i Michnikowi, a my pozyskamy milczącą większość. Która może i lubi piłkę nożną, ale nie biega na stadiony, za to nie cierpi burd w autobusach i metrach, i dzikich wrzasków na ulicach. Jeśli tak, jest to pułapka. I na koniec trafnie spostrzeżenie Piotra Semki w Rzeczpospolitowych „plusach i minusach tygodnia". „Publicysta Tygodnika Powszechnego odkurza złote myśli Cezarego Michalskiego o <<męczennikach na pluszowych krzyżach, którzy w luksusowych apartamentach czekają na lwy mające ich pożreć>>, Bo przecież smoleńszczycy to dziś establishment". To naturalnie ironia – tak się w Polsce sztucznie kreuje „nonkonformistów. O ile mnie pamięć nie myli ta metafora ściągnięta zresztą z Piotra Wierzbickiego akurat smoleńszczyków nie dotyczyła, ale być może Michalski używał jej wielokrotnie. Pytanie jest inne, czy mamy, za co podziwiać felietonistę Krytyki Politycznej. Bo że należy podziwiać, uznał mój dobry znajomy Bartłomiej Sienkiewicz. Cytat Semki to wyjątek z jego tekstu, w którym bardzo wysoko ocenił twórczość Michalskiego, – jako oryginalną i pobudzającą do myślenia, bo ten autor „mówi głośno coś, czego inni nie mówią". We wczesnej młodości dorabiałem do studiów, jako sanitariusz w jednym z warszawskich szpitali psychiatrycznych. I gwarantuję, że tam widziałem wielu, którzy mówią to, czego inni z różnych powodów powiedzieć nie chcą. Cezary Michalski zadziwił mnie, kiedy przed dwoma laty spór o dopuszczenie sześciolatków do szkół (Lech Kaczyński zawetował wtedy ustawę, bo uznał szkoły za nieprzygotowane do przyjęcia małych dzieci) objaśniał tym, że wielka burżuazja reprezentowana przez polityków PiS nie chce się dzielić wykształceniem z ludźmi biednymi. Cezary Michalski zmartwił mnie, kiedy na kilka dni po Smoleńsku obwieścił, że spośród ofiar katastrofy żałuje zaledwie paru osób: pilotów, stewardes, BOR-owców i trójki wymienionych z nazwiska polityków. To faktycznie niezwykle oryginalne rozważania. W tym pierwszym przypadku doznałem wrażenia, że mam do czynienia z człowiekiem nieodpowiadającym za własne słowa. W tym drugim, zauważyłem, że nieodpowiedzialność za słowo może iść w parze z banalnym złem. Piotr Zaremba

Błękitny Anioł Jana Filipa Libickiego Czy pamiętają państwo film „Błękitny anioł" z Marleną Dietrich w roli głównej? Ta ekranizacja noweli Heinricha Manna opowiada o profesorze Immanuelu Raacie, który jako nauczyciel w jednym z niemieckich gimnazjów zanudza swoich uczniów wykładami o wyższości wysokiej kultury nad rozrywkami plebejuszy. Gdy znajduje u jednego z gimnazjalistów reklamówkę występów piosenkarki o pseudonimie Błękitny Anioł, postanawia sam pójść do lokalu. Chce zbadać, którzy z jego podopiecznych są bywalcami tego grzesznego miejsca, aby następnie przykładnie ich ukarać. Profesor Raat istotnie odwiedza lokal, w którym śpiewa „Błękitny Anioł", i szybko ulega chorej fascynacji kobietą. Pożycza jej pieniądze i w efekcie totalnie się ośmiesza w swoim miasteczku. Historia profesora Raata przychodzi mi na myśl, gdy obserwuję ostatnie metamorfozy posła PJN Jana Filipa Libickiego. Ten niegdyś zaprzysięgły konserwatysta, poseł PiS i zdecydowany krytyk „Gazety Wyborczej", zmienił się znacząco od czasu przejścia do ugrupowania Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Choć niegdyś zdarzało mu się być gościem Radia Maryja, ostatnio zaczął demonstrować namiętną niechęć do toruńskiej rozgłośni za zbytnie wspieranie partii Jarosława Kaczyńskiego. Już, jako zdeklarowany wróg ojca Rydzyka zaczął od pewnego czasu gościć na łamach „Wyborczej". W rozmowie z Jackiem Hołubem, czołowym Gazetowym antyrydzykowcem, krytykował toruńskie radio za niepoparcie ustawy o ochronie życia poczętego przygotowanej przez Marka Jurka w 2007 r. Co ciekawe, Libicki nie poruszył w rozmowie pewnej interesującej kwestii – co na ten temat myślała i do dziś myśli „Gazeta Wyborcza". Jeszcze ciekawsze jest to, że gdy Marek Jurek opuszczał wtedy PiS z powodu rozczarowania stosunkiem Jarosława Kaczyńskiego do tej ustawy, sam Jan Filip Libicki w partii został. Opuścił ją dopiero wtedy, gdy pojawiły się wątpliwości lustracyjne PiS wobec jego ojca. Unikanie tego typu pytań ułatwiał zresztą sam Jacek Hołub, który w delikatny sposób, niczym psychoterapeuta, wypytywał Libickiego o wady Radia Maryja. W minioną sobotę przyszedł czas na kolejną randkę z „Gazetą". Tym razem rolę „Błękitnego Anioła", który zafascynował zaprzysięgłego konserwatystę, odegrała Katarzyna Wiśniewska. Ta specjalistka od Kościoła w „Gazecie" opublikowała tekst Libickiego na temat Jana Pawła II. Artykuł miał być o nowym błogosławionym, ale szybko zszedł na temat nowej namiętności poznańskiego posła, czyli wad Radia Maryja. Jak zaznaczył Libicki, mimo że wielokrotnie dalej jest mu do „Gazety Wyborczej" niż do Radia Maryja, musi korzystać z życzliwości pani Katarzyny, gdyż Radio Maryja go nie chce. „Nie mogę dyskutować z jego słuchaczami powiedzmy na temat in vitro. Antena jest, bowiem zajęta w całości dyskusją o lasach albo o Smoleńsku. Rezygnuję, więc, bo nie jestem leśnikiem. Ani ekspertem od wypadków. Pozostaje mi dyskusja z redaktor Wiśniewską, z którą – jak sądzę – różnię się diametralnie. Ma ona jednak podstawową zaletę: chce rozmawiać" – tłumaczy. Czy Jan Filip Libicki będzie atrakcyjnym partnerem do kolejnych rozmów z panią Katarzyną? Mam spore wątpliwości. Dziś Libicki jest atrakcyjny, jako maczuga, którą można okładać ojca Rydzyka. Ale tak instrumentalnie wykorzystywanych polityków prawicy były już w dziejach „GW" tuziny. Powieściowy prof. Raat pożyczył „Błękitnemu Aniołowi" wszystkie oszczędności. Jan Filip Libicki w imię satysfakcji wykrzyczenia swoich pretensji do Radia Maryja w podobny sposób roztrwania polityczny kapitał, jaki zyskał wśród poznańskich wyborców katolickich. Co więcej, Libicki roztrwania kapitał nie tylko swój, ale i całego PJN. Czy gdy ten kapitał się wyczerpie, nie trzeba będzie zapukać do żyrantów z Platformy? Oni także cenią antykaczyzm i niechęć do toruńskiej rozgłośni. I co najważniejsze, tak jak „Gazeta Wyborcza" nie przesadzają z moralizowaniem. Pytanie tylko, na ile wycenią polityczną atrakcyjność Jana Filipa Libickiego? Semka

Polska maczugami stoi Marzę o sytuacji, w której słuchacze „Radia Maryja”, tak jak katolicy w Madrycie, wyjdą na ulicę choćby w obronie tradycyjnej definicji małżeństwa, a nie po to by układać się w żywy model tupolewa. W Rzeczpospolitej z 16 maja ceniony publicysta, Piotr Semka poświęcił mi nieco uwagi. Zarzuca mi, że uległem namiętności do „Gazety Wyborczej”. Czyni również kilka innych ciekawych spostrzeżeń. Gdybym takiej namiętności uległ w stosunku do Jarosława Kaczyńskiego pewnie napisałbym, że są one formułowane w języku insynuacyjnym. Ponieważ jednak jej nie uległem, postaram się rzeczowo do nich odnieść.

Lista zarzutów Semka zastanawia się na ile za jakiś czas Platforma wyceni moją polityczną atrakcyjność. Zupełnie się nie dziwię. Jeśli ktoś oddycha, na co dzień oparami teorii o polityce transakcyjnej, to do głowy mu nawet nie przyjdzie, że świat może wyglądać inaczej. Że ktoś może uznać, iż mając skromne szanse na odnowienie poselskiego mandatu chce zająć się uporządkowaniem niekorzystnych elementów - całościowo pozytywnego - zjawiska we własnym środowisku społecznym. Do tej pory politycy prawicy, konserwatywni publicyści, a także hierarchowie ograniczali się do prostego zwrotu, że „to nie ich retoryka”. Może pora coś wreszcie zrobić? Ja próbuję. Bez rachuby na polityczne korzyści. Zastanawiam się tylko, czy redaktor Semka owe spostrzeżenia o transakcyjności świata czerpie wyłącznie z obserwacji życia politycznego? A może także z obserwacji medialnych redakcji? Ceniony dziennikarz zarzuca mi, że nie opuściłem PiS wraz z Markiem Jurkiem, ale dopiero, gdy wobec mego ojca pojawiły się „wątpliwości lustracyjne”. Trzeba, więc powiedzieć, że owe wątpliwości rozstrzygnął sąd. Jeśli zaś Semka wprowadza w swoim tekście pojęcie maczugi, to taką właśnie rolę w stosunku do Marcina Libickiego owe „wątpliwości” spełniły. Nie przerwały one karier Bogusława Kowalskiego, czy śp. Mariusza Handzlika. Obaj należeli, bowiem do politycznych – zapewniających w PiS nietykalność – dworów. Pierwszy o. Rydzyka, drugi śp. Lecha Kaczyńskiego. Co do porzucenia marszałka Jurka. Przez 6 lat sprawowania mandatu w dwóch przypadkach uznaję, że nie stanąłem na wysokości zadania. Po raz pierwszy, gdy PiS opuszczał Marek Jurek i po raz drugi, – gdy głosowałem za usunięciem z jego szeregów marszałka Dorna. Pierwszej sytuacji pewno i tak – rozkochany w braciach Kaczyńskich Semka – zwyczajnie nie rozumie. Druga zdezaktualizowała się przez dalsze polityczne losy jej bohatera. Jeśli Semka zarzuca mi niechęć do PiSu to warto by porozmawiał z tymi przedstawicielami niedobitków środowisk narodowych i konserwatywnych, które jeszcze w PiSie pozostały. Zwłaszcza tymi, którzy swoje wysokie kwalifikacje intelektualne pożytkują w ważnych europejskich debatach. Jeśli ich stosunek do Prawa i Sprawiedliwości nazwałby niechęcią mój, musiałby nazwać głęboką fascynacją. Piotr Semka wskazuje, że zostanę przez „Wyborczą” wykorzystany. Że jestem „incydentalną„ maczugą wystruganą do okładania ojca Rydzyka. Może. Tyle, że „Gazeta” była moim stanowiskiem zainteresowana, choć wskazałem w nim na moralną odpowiedzialną jej dziennikarzy za sprawę nieletniej Agaty. Nie wykazano go zaś w tygodniku „Uważam RZE”, choć chciałem się tam odnieść do opublikowanych w nim uwag na temat mego medialnego projektu.

Czekam na profesora Raata I jeszcze mój fundamentalny zarzut stawiany mediom toruńskim. Otóż marzę o sytuacji, w której słuchacze „Radia Maryja”, tak jak katolicy w Madrycie, wyjdą na ulicę choćby w obronie tradycyjnej definicji małżeństwa, a nie po to by układać się w żywy model Tupolewa na Krakowskim Przedmieściu. Co do mojej publikacji w„ Wyborczej” zdumiewa mnie jeszcze coś. Nikt nie mówi o tym, co tam napisałem, ale gdzie to napisałem. Wysnuwam z tego wniosek, że Polska maczugami stoi. I że ów pojedynek na nie zagarnia, co raz większe obszary naszego życia. Semka zainspirował mnie do jeszcze jednej rzeczy. Do obejrzenia filmu „Błękitny Anioł”. Może zrobi to nawet więcej osób? Oby. Bo może po takim seansie znajdzie się jakiś Profesor Rath, który odda wszystkie swe pieniądze jakiemuś „Błękitnemu Aniołowi”. Aniołowi, który tę polska wojnę na maczugi wreszcie zakończy. Warto! Bo Polska Jest Najważniejsza. Jan Filip Libicki

Kto czy o czym chce dyskutować? Polemika z Piotrem Zarembą. "Sytuację trzeba po prostu uzdrowić" Tymczasem głównym zarzutem na prawicy - także ze strony wytrawnego publicysty redaktora Zaremby - jest to, kto chce ze mną dyskutować, a nie, o czym. W sumie dość smutne. Jako początkującego blogera spotkał mnie niewątpliwy zaszczyt. W ostatnich dniach do moich inicjatyw i tekstów odnieśli się dwaj wybitni publicyści Piotr Zaremba i Piotr Semka. Dziś odpowiadam Piotrowi Zarembie, za kilka dni redaktorowi Semce. Redaktor Zaremba w opublikowanym na portalu wPolityce.pl tekście z dnia 14.05.2011 ("Kto chce dyskutować z Libickim, komu potrzebni są kibole, a za co kochamy Michalskiego? Weekendowy przegląd prasy Piotra Zaremby") odnosi się do mojego artykułu opublikowanego w sobotniej "Gazecie Wyborczej". Stwierdza on, że tekst ów został napisany w jednym celu. Aby przypomnieć o "represyjnej" ustawie dotyczącej nadawców społecznych. Przypomnę, więc, że tekst mój odnosił się do pewnej panoramy polskiego Kościoła po beatyfikacji Jana Pawła II. Mówił chociażby o sprawie 14 letniej Agaty i milczeniu biskupa diecezjalnego pani minister Kopacz. Mówił o braku decyzji w kluczowych strategicznych sprawach. Te sprawy to chociażby nadużycia obyczajowe, finansowe czy problem z lustracją. Kłopot polega tylko na tym, że sprawy te biskupi próbowali załatwić dyskretnie, a sprawę ojca Rydzyka publicznie, min. ostrymi wypowiedziami. I w tej sprawie ponieśli publiczną porażkę. Czym innym jest, więc publiczna porażka instytucji wobec jakiegoś problemu, czym innym zaś porażka w zaciszu gabinetu? Choć rzeczywiście te gabinetowe mogą być czasem dużo bardziej smutne. Piotr Zaremba zarzuca mi, że jestem "graczem w nie swoim spektaklu". Tak jakby nie przyjmował, że ktoś może mieć zwyczajnie taki pogląd. Bardzo być może, że nie będę zasiadał w następnym Sejmie. To nie oznacza jednak, że ktoś nie powinien owego - ciągnącego się od lat problemu Radia Maryja - uporządkować. Tymczasem ze strony wielu publicystów, konserwatywnych polityków czy hierarchów słychać tylko sceptyczne słowa: nie moja retoryka - i pełne ironii wydęcie ust albo ironiczny uśmiech. Zamiast tego sytuację trzeba po prostu uzdrowić. Skorygować pewne zjawisko, które niesie za sobą całą masę pozytywnych elementów. Ja to - być może nieudolnie - próbuję robić. Redaktor Zaremba utrzymuje, że mam swoje osobiste porachunki z PiSem, które przeradzają się w prawdziwą obsesję. Zarzuca mi złe intencje. Zwłaszcza wskazanie na osobiste porachunki nie jest dobrą rzeczą. Wskazywanie, bowiem w publicznej debacie na osobiste motywy dyskutantów obniża, jej merytoryczny poziom. Poziom, który redaktor Zaremba zawsze trzymał najwyższy. Tak trzymać dalej Panie Piotrze! Są rzeczy, które w Jarosławie Kaczyńskim cenię. Choćby to, że w wielu ważnych sprawach potrafi pójść wbrew sondażom. To, cecha pełnokrwistego polityka. Ma jednocześnie wiele wad, o których często piszę. Problem można streścić następująco: Czy da się realizować szczytne treści przy pomocy kiepskich ludzi i kiepskiej formy? Moim zdanie nie. To jednak temat na osobną publikację Jeśli portal wPolityce.pl będzie chciał abym skreślił własny portret Jarosława Kaczyńskiego, chętnie się tego podejmę. I na koniec redaktor Zaremba przepowiada, że zniknę z "Gazety Wyborczej" jak tylko przestanę jej redakcji być potrzebny. Otóż ja ani nie podjąłem z nią stałej współpracy ani się tam nie nająłem. Chciałem zwyczajnie napisać głos polemiczny i został on opublikowany. Opublikowany, pomimo, że obciążyłem w nim moralnie dziennikarzy "Gazety" za sprawę czternastoletniej Agaty. Wykazała się, więc ona tu chęcią dość szczerej dyskusji. Innym razem pewnie tak nie będzie. Nie mam złudzeń, ale na razie tak się stało. Tymczasem głównym zarzutem na prawicy - także ze strony wytrawnego publicysty redaktora Zaremby - jest to, kto chce ze mną dyskutować, a nie o czym. W sumie dość smutne. Jan Filip Libicki

Koleżeński lincz na Zarembie

Tomasz Wołek: To jest niestety przekroczenie kolejnej granicy przez Piotra Zarembę. Można uciekać w metafory, przenośnie i przerzutnie, ale to jest coś, co budzi kategoryczny sprzeciw etyczny. Człowiek przyzwoity nie używa takich porównań. To jest obrzydliwe.

Wiesław Władyka: 1459 tekst napisany w tym tygodniu przez Zarembę pokazuje, że przestaje on kontrolować słowa. Mam nadzieję, że przyjdzie do rozumu i wróci do estetyki.

Jacek Żakowski: Jednak są objawy szaleństwa narastającego, związanego z usztywnieniem się sceny politycznej. Ludzie zaczynają się dziwnie się zachowywać.

Tomasz Lis: Może powiedzmy sobie wprost- to jest ohydne. Głupie i ohydne.

Piotr Rachtan: W Zarembie tkwi nędzny antysemita, który wychynął na powierzchnię.

Kto uważnie obserwuje nasz medialny światek różne akcje już widział, ale rozkręcające się właśnie struganie z Zaremby antysemity - to jest dopiero przekroczenie granic. Niewielu jest, bowiem dziennikarzy równie starannie ważących rację, co zresztą często denerwuje, to jego legendarne już dzielenie włosa na czworo, zamiast jednoznacznego opowiedzenia się za tym lub tamtym. Ale w tym też tkwi wkurzający urok Zaremby, że się go po prostu nie da ustawić po żadnej stronie. Już samo robienie z niego partyjnego publicysty jest przegięciem, ale wciskanie mu antysemityzmu jest po prostu - że użyję ulubionego na oświeconych salonach słowa - podłością. Choćby, dlatego, że antysemityzm wymaga jednak jakiejś dozy agresji, a ta jest chyba Zarembie obca. On nawet jak się denerwuje, to tylko zaczyna szybciej mówić, agresywnym czy chamskim chyba go jeszcze nie widziałam. I ani to, co napisał do Libickiego, ani nic, co napisał czy powiedział przy jakiejkolwiek okazji nie daje najmniejszego powodu do rzucania na niego takich oskarżeń. To, co zrobili dzisiaj goście Żakowskiego, a do czego tak ochoczo przyłączył się Rachtan to klasyczny medialny lincz. Warto, więc przypomnieć, co o takich akcjach pisał nie tak znowu dawno jeden z jego aktywnych uczestników, Tomasz Wołek, gdy wzywał do rozliczenia dziennikarzy za rzekomy pisizm w tekście "Gdzie byliście dziennikarze" mającym budzić dziennikarskie sumienia.

Tomasz Wołek: Polityka zeszła na plan drugi. W gruncie rzeczy chodziło o najprostsze odruchy moralne. O niezgodę na fałsz i draństwo. Odmowę manipulacji. Sprzeciw wobec chamstwa. Kwestię smaku. Oto sedno sporu. Nie mam do nikogo pretensji o preferencje polityczne. Żal mam, o co innego. Że tylu kolegów milczało, kiedy szczuto i poniżano ludzi. (...) Było to "widać, słychać i czuć". Chyba, że się odwracało wzrok i zatykało nos. Lub też, gdy z "rewolucją moralną" wiązało się własne nadzieje. Na błyskawiczny awans. Na objęcie intratnych funkcji. Na triumfalne wtargnięcie do mitycznego, upragnionego "salonu".

Nie wiem, czym zawinił Zaremba, i skąd taka histeria u prorządowych dziennikarzy, gdy wszystko jest na najlepszej drodze, rządom Tuska nic nie grozi, a jego służby specjalne właśnie kolejny raz pokazały jak świetnie sobie radzą z tymi, którzy upierają się nie rozumieć, jakie mają szczęście będąc rządzonym przez tego premiera, i tego prezydenta. Obawiam się, że na dzisiejszym seansie nienawiści się nie skończy i Zaremba jeszcze nie takie rzeczy o sobie przeczyta i usłyszy. Współczuję, ale chyba powinien przyjąć, tak jak kiedyś równie chamsko atakowany Maciej Szczęsny, że u kiboli wyzwiska to w gruncie rzeczy taki plemienny dowód uznania. Inaczej po prostu nie potrafią. Kataryna

21 maja 2011 "Nie ma czegoś takiego jak Polska" - twierdzi pan Marcin Król, publicysta „Tygodnika Powszechnego” redaktor naczelny Res Publica Nowa”, były dziekan Wydziału Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego, a obecnie przewodniczący Rady Fundacji Batorego, z jej honorowym członkiem, panem G. Sorosem, miliarderze, który miliony dolarów wydaje na budowę „społeczeństw otwartych”, a zwalczaniu państw narodowych. Tak sobie umyślił. Można o tym poczytać w ostatniej Angorze. To znaczy o tym, co powiedział pan profesor Marcin Król, ale nie o Fundacji Batorego i jej prawdziwych celach. O tym, że „ katolicki” Tygodnik Powszechny namawia rodziców katolickich do zainteresowania swoich dzieci seksem, też można poczytać, nawet na pierwszej jego stronie, w ostatnim numerze.. „Tygodnik Powszechny” jest częścią ITI-TVN, tak jak Stadion Legii, na którym „kibole” krzyczeli: „ITI spie….j”.. Takie przypadkowe związki.. A ja twierdzę, że nie powinno być podnoszone do rangi nauki coś takiego jak „ resocjalizacja”, fałszywa” nauka”, za państwowe pieniądze, która” naucza” jak resocjalizować przestępców, naprawiać przestępców, jakby sprawiedliwe kary wobec nich nie wystarczyły.. Bo według tej fałszywej nauki, człowiek z natury rodzi się dobry i dopiero środowisko go kształtuje, jako złego.. No, ale środowisko kształtuje go w większości przypadków, jako dobrego.. To, dlaczego jednych kształtuje, jako ”złego”, a innych, jako - dobrych ludzi? I do tego, przywracać na łono” społeczeństwa „ ludzi złych ukształtowanych przez środowisko.. Całe armie psychologów społecznych, socjologów, resocjalizatorów na państwowych posadach zajmują się naprawianiem przestępców.. Po odpowiednio wymierzonej karze, odsiadka, a po odsiadce - do domu.. Tak powinno być. Odpowiednia i sprawiedliwa kara, to jest najlepszy sposób na przywrócenie sprawiedliwości.. Ale od kar się odchodzi w imię humanizmu, kara to dla humanistów resocjalizacyjnych, najgorsze zło, jakie może spotkać członków” społeczeństwa’ otwartego.. Ale kary finansowe - jak najbardziej - to dobrze, żeby były jak największe.. Gdzie tu logika? W przypadku morderców kary jak najmniejsze, przy bagatelizowaniu kary śmierci, a przypadkach innych- liberalizacja i jak najwięcej do zapłacenia państwu.. No i bransolety elektroniczne, jako sposób na omijanie więzień, żeby przestępcy wolność pozostała w nagrodę, jak zrobił coś złego, na razie w bransoletach paradować będą przestępcy małego płazu, a w przyszłości mordercy.. Prekursorem, – jeśli chodzi o bransolety elektroniczne- był w Polsce pan minister Zbigniew Ziobro, członek Prawa i Sprawiedliwości, który „ walczył z przestępczością”.. Czy walka z przestępczością polega na wypuszczaniu przestępców na ulicę w bransoletach elektronicznych? I łapaniu chłopów pańszczyźnianych socjalizmu dotacyjnego jadących na rowerach po wypiciu piwa i wtrącanie ich do lochów więzień? I dlaczego pan minister Zbigniew Ziobro nie proponował zakuwanie chłopów pańszczyźnianych socjalizmu dotacyjnego w bransolety elektroniczne.. Bo o dybach ani mru, mru.. Tylko zabierał im rowery - często wszystko, co posiadali.. Tak jak samochodów - samochodziarzom.. Przecież martwy przedmiot niczego złego nie zrobił i nie może być przedmiotem postępowania prokuratorskiego, bo martwy przedmiot nie ponosi odpowiedzialności, może być jedynie corpusem delicti.. Przy pomocy przedmiotów „obywateli, pochodzących ”z kradzieży uprawianej przez państwo demokratycznego prawa, nie da się uzupełnić braków w budżecie państwa biurokratycznego, bo przypomnę, że Prawo i Sprawiedliwość powiększyło armię urzędniczą o 44 000 urzędników, a dług publiczny zwiększyło o 80 miliardów złotych, co prawda nie tak jak Platforma Obywatelska, która dług powiększyła o 300 miliardów złotych w ciągu czterech lat.., Ale rządziło tylko dwa lata, a prawdziwym celem tych dwuletnich rządów było usuniecie z demokratycznego Sejmu obcych demokracji ciał, a więc Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin.. I to się udało panu Jarosławowi Kaczyńskiemu. Demokracja znowu zwyciężyła, bo w Sejmie są same ugrupowania spod ciemnej gwiazdy Okrągłego Stołu.. Te same nazwiska, pod innymi szyldami partyjnymi demokratycznie. Nawet pan Roman Giertych, szef Ligi Polskich Rodzin, przeszedł na stronę wroga umiejscawiając się obok pana Radosława Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych, „polskich” spraw zagranicznych, jako jego pomocniczy mecenas do zwalczania „antysemityzmu” cokolwiek to określenie miałoby oznaczać.. Bo według ostatniej definicji, antysemitą jest ten, kogo nie lubią Żydzi.. A pan Roman Giertych widocznie chce, żeby Żydzi go lubili. Dał to poznać po sobie podczas wydarzeń w Jedwabnem, umiejscawiając się obok rabinów, no i mówiąc, w słynnym wywiadzie dla Gazety Wyborczej, że do Ligi Polskich Rodzin swojego dziadka Jędrzeja, by nie przyjął.. (????) Jego prawo - jego wybór.. Ale na szczęście dziadek już nie żyje i nie ma tego problemu.. Pan Roman Giertych zapisał nawet niezłą kartę działalności politycznej.. Jako narodowiec, startował nawet do Sejmu z list Unii Polityki Realnej w 1993 roku, reaktywował Młodzież Wszechpolską, wydawał narodowe książki.. A teraz będzie piętnował swojego dziadka Jędrzeja Giertycha, jako przedwojennego działacza narodowego, jak twierdzi lewica „antysemitę”. Może też zaatakować własnego ojca, Macieja Giertycha, to też ”antysemita”, no i pradziadka Franciszka Giertycha.. Obecnie trzyma z Platformą Obywatelską, dzięki czemu bywa częstym gościem TVN 24.. Czyżby koniec narodowej działalności rodziny Giertychów? Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają.. W roku 2007 uczestniczyliśmy w Radomiu we wspólnej kampanii do parlamentu, jako zespól LPR-UPR-PR z list Ligi Polskich Rodzin.. Nawet siedziałem przy stole prezydialnym obok pana ministra Romana Giertycha i obok posła Bałażaka w radomskiej Resursie.. Z czego przyznam się państwu, byłem dumny.. Ale do tej pory rachunki za kampanię nie zostały przez Ligę Polskich Rodzin zapłacone.. Mimo, że pieniądze na kampanię przez naszych sympatyków zostały wpłacone na komitet wyborczy LPR.. Wszystko odbyło się zgodnie z prawem, ale pieniądze nie wpłynęły.. Dziwne? Dziwne jest też to, że media jakoś przypadkowo milczą na ten temat, a byłby to niezły news. Niezapłacone faktury Ligi Polskich Rodzin z wyborów roku 2007. Mówiło się o milionie złotych, nawet dwóch milionach... Może zarządzający mediami mają jakieś dalsze plany wobec pana Romana Giertycha.. Na przykład start do Sejmu z list Platformy Obywatelskiej, bo pan Roman bardzo nie lubi Prawa i Sprawiedliwości, co wykorzystuje Platforma Obywatelska, wpuszczając go do TVN.. Bo TVN popiera Platformę Obywatelską, co widać i słychać.. Jak oczywiście ktoś dobrze patrzy i słucha.. Co wyrzucił ostatnio pan Janusz Palikot pani redaktor Pochanke - Justynie. Obok pana Romana, który mógłby znaleźć się na listach PO, ale może w następnych wyborach, ale z innego okręgu, bo w tych wyborach będzie na liście Platformy Obywatelskiej pan Leszek Blanik, z Zatoki Gdańskiej mistrz świata i mistrz Europy w gimnastyce sportowej.. Właśnie, bo w 2009 roku zakończył karierę sportową i przydałoby się parę groszy sejmowych na życie. Bo nie ma jak pożyć sobie na cudzy koszt, bo sprawy Polski się coraz bardziej komplikują i trudno o grosz.. Nie wiedziałem, że pan gimnastyk Leszek Blanik zna się na polityce i sprawach państwa. Ale widocznie do tej pory ukrywał te sprawy, bo już jest zaklepany, jako ostatni na liście.. W końcu i kucharka może rządzić państwem - jak twierdził Lenin - to, dlaczego nie gimnastyk - Leszek Blanik.. Demokracja ma to do siebie.. Że może każdy poudawać, że sobie porządzi, ale i tak zza pleców demokracji rządzi ktoś inny.. Pan Blanik widocznie nie przegląda gazet i nie widzi, do czego Platforma Obywatelska doprowadziła Polskę przez ostatnich cztery lata rządów.. Albo go to nie obchodzi.. W końcu żadne pieniądze nie śmierdzą.. Będzie tylko posłusznie podnosił rękę, tak jak pozostali posłowie Platformy Obywatelskiej.. I robił za statystę parlamentarnego.. Pan Radek Sikorki i pan Roman Giertych prowadzają do tej samej szkoły w Warszawie swoje dzieci.. I się przyjaźnią… Mówi się o Opus Dei.. Pan Radosław Sikorki bardzo mocno związany jest z American Enterprice Institute - ważny ośrodek amerykańskich neokonserwatystów, czyli dawnych trockistów.. Niczego dobrego to dla nas i dla Polski nie wróży.. Tym bardziej, że zbliża się wielki finał realizacji roszczeń żydowskich wobec Polski.. Ciekawe, kto będzie tę sprawę pilotował prawnie.. Sam jestem ciekawy, a państwo? W każdym razie, wiele ciekawych rzeczy się jeszcze wydarzy.. I rzeczywiście, jest jeszcze coś takiego jak Polska? WJR

Sześć tez o sprawie Grzegorza Brauna

Primo. Grzegorz Braun powinien ważyć słowa. Wypowiadał się na uczelni katolickiej, gdzie kwestionowanie święceń biskupich musi wywoływać oburzenie. Tym bardziej, gdy dotyczy to byłego wielkiego kanclerza KUL i postaci niedawno zmarłej. Braun powinien też pamiętać, że nie zdołał dowieść przekonująco współpracy z SB prof. Jana Miodka, więc tym bardziej powinien wypowiadać się ostrożnie na tematy lustracyjne.

Secundo. Rektor KUL ma prawo zawiesić skład koła naukowego historyków, ale powinien pamiętać, że takie incydenty są ceną za wolność słowa. Można młodych historyków rozliczać z tego, czy zareagowali na słowa Brauna, ale źle byłoby, gdyby rozliczano ich za samo zaproszenie Brauna. Warto jednocześnie zapytać, czy nie jest to zbyt ostra reakcja spowodowana histerią medialną „Gazety Wyborczej” w tej sprawie. Dziennikarze z Czerskiej mieli ambicję skłonić nuncjusza apostolskiego do zabrania głosu w tej sprawie. Watykański dyplomata zachował rozsądek oraz skalę rzeczy i wskazał, że decyzje rektora KUL wobec studentów i ich oświadczenie na ten temat wyczerpują sprawę.

Tertio. W ciągu paru ostatnich lat byliśmy świadkami wielu ostrych i bulwersujących wypowiedzi. „Gazeta Wyborcza” jedne nagłaśnia, a inne ignoruje. Piórem Katarzyny Wiśniewskiej niedawno lekceważąco rugała metropolitę Stanisława Gądeckiego. „Arcybiskup Gądecki wypożyczył język partii zainteresowanej jedynie dzieleniem, jątrzeniem, wskazywaniem winnych lub stawianiem siebie w roli ofiar czy pogardzanych bohaterów” – pisała publicystka „GW”, nieuczciwie ogłaszając, że biskup mówi językiem PiS. Teraz obraźliwe słowa Brauna przedstawia się, jako hańbę niemającą precedensu. Problem w tym, że co rusz „GW” aspiruje do roli zarządcy publicznego oburzenia. Dlatego co chwilę każe nam się oburzać czymś, co wybierze sobie z setek mocnych słów, jakie padają w przestrzeni publicznej. Raz jest to domniemane obrażanie Ślązaków przez Jarosława Kaczyńskiego, raz incydentalna wypowiedź przewodnika Muzeum Powstania Warszawskiego na temat barw flagi kaszubskiej, a innym razem jest to fakt, że CIA nazwała akcję przeciw bin Ladenowi imieniem wodza Geronimo. Nie budziły za to podobnego oburzenia „GW” wulgarne insynuacje wobec śp. Lecha Kaczyńskiego, skandaliczne wypowiedzi bp. Tadeusza Pieronka zachęcającego policję do użycia siły wobec obrońców krzyża lub szydzące z idei pomysłu pomnika prezydenckiej pary. „Gazety” nie oburzają porównania Stefana Bratkowskiego obecnej Polski z Niemcami epoki faszyzmu. Gdyby gazeta potrafiła oburzać się na różne haniebne wypowiedzi, jej emocje traktowałbym bardziej serio. A tak nie mogę pozbyć się podejrzenia, że najchętniej oburza się na tych, których nie lubi, a bagatelizuje sprawę, gdy postacie dla niej sympatyczne obrażają tych, których „GW” i tak nie lubi.

Quarto. „Gazeta” rozlicza wszystkich innych ze stosunku do nagłośnionego przez siebie skandalu. Kto nie oburzy się tak mocno, jak tego oczekuje „GW”, ten zaliczany jest do obozu hańby. Ja takim szantażom ulegać nie będę. A biskup Józef Życiński jak każda postać publiczna może być oceniany. Minęły już trzy miesiące od odejścia metropolity lubelskiego do Domu Ojca. Podnoszona może być też kwestia okoliczności rejestracji ks. Józefa Życińskiego, jako TW „Filozofa”. Sprowadzanie takich dyskusji do „rynsztoku” jest tworzeniem terroru poprawności wokół zmarłego biskupa, który wypowiadał się bardzo ostro na tematy polityczne i wewnątrzkościelne.

Quinto. Jako absolwent KUL z niepokojem obserwuję próby „GW”, by za pomocą prasowych kampanii wykreować katalog osób, które nie mogą być zapraszane na wyższe uczelnie. Ale i ostre słowa Grzegorza Brauna pomagają „Wyborczej” kreować takie kampanie.

Sexto. Biskupa Józefa Życińskiego poznałem osobiście i przeprowadzałem z nim w latach 90 wywiady. Potem nasze drogi się rozeszły. Zdarzało mi się chwalić za pewne wypowiedzi i postawy intelektualne oraz krytykować za wypowiedzi z ostatniej dekady. Po jego śmierci podkreślałem to, co w jego wypowiedziach publicznych uważałem za cenne i znaczące. Milczałem o tym, co mnie bolało lub z czym się nie zgadzałem. Wspominałem to, co było w jego życiu pozytywne. Nie zapominam, że był wieloletnim felietonistą „Rzeczpospolitej”. Teraz dyskusje o zmarłym metropolicie dyskredytuje się, mówiąc, że zmarły nie może się bronić. Gdyby trzymać się tej zasady literalnie, nie mogłyby istnieć nauki historyczne. Semka

Nad strumieniami pieniędzy „Toć raj na ziemi stworzyć każdy chce. Ale czy forsę ma? Niestety, nie!” - konstatował melancholijnie Bertold Brecht. Dlatego też we wszelkich dyskusjach nad modernizacją naszego nieszczęśliwego kraju przewija się ta serdeczna troska, skąd właściwie wziąć szmalec, a druga - że gdyby tak udało się go skądś znaleźć, to, w którą stronę i ku jakim osobom skierować owe „strumienie pieniędzy”. W tym też kierunku poszły poszukiwania uczestników niedawnej konferencji „Polska - wielki projekt”, którzy z jednej strony ubolewali nad tym, że wprawdzie „brakuje nam (...) kapitałów finansowych i społecznych”, ale gdyby tak - ho, ho! - się pojawiły, to warto zawczasu zadbać o wskazanie dróg właściwego ukierunkowania strumienia pieniędzy - bo przecież nie jest rzeczą obojętną, kto i ile z tych „strumieni” sobie sprywatyzuje. „Jak forsa - to mi wsuń ją” - nawołuje poeta i nikomu nie trzeba dwa razy takich apeli powtarzać. Toteż kongres, jaki na 14 maja zwołali do Warszawy tak zwani „Obywatele Kultury” odbył się w pełnej radosnego wyczekiwania atmosferze. Premier Tusk, bowiem podpisał Pakt dla Kultury, w którym obiecał, że wydatki państwowe na kulturę nie będą niższe, niż 1 procent budżetu państwa, czyli co najmniej 3 miliardy 277 mln złotych. Z uwagi na to, że do „ruchu społecznego” Obywateli Kultury zdążyło się już podłączyć 90 tysięcy uczestników, to nietrudno obliczyć, że na każdego przypadnie 36 410 zł. Ani to dużo, ani mało, ale, jak powiadają, dobra psu i mucha, zwłaszcza, że czasy są ciężkie, w związku, z czym na mało, kto na „kulturę” wybula - co zresztą przewidziane zostało w apokaliptycznych wizjach św. Ildefonsa: „Poeci będą wyli, że księżyc jest jak kula. Darmo - nikt od tej chwili za „kulę” nie wybula”. Nie ulega tedy wątpliwości, że Obywatele Kultury, jako ludzie kulturalni, nie okażą się niewdzięcznikami, że nie będą kąsać ręki, z której jedzą i jesienią w karnych szeregach zagłosują za partiąsygnatariuszką Paktu dla Kultury. Jest rzeczą oczywistą, że finansowania kultury nie można puścić samopas. Chamstwo i drobnomieszczaństwo nie ma, bowiem dla kultury, a już specjalnie - dla wysokiej kultury najmniejszego zrozumienia. Zamiast przeznaczać pieniądze na kulturę, woleliby za to sobie wypić i zakąsić. Dlatego trzeba im te pieniądze odebrać, by za pośrednictwem właściwych ludzi na właściwych miejscach strumienie tych pieniędzy skierować na właściwe cele i pod właściwe adresy. Znakomitym przykładem takiej modernizującej aktywności jest Lublin, gdzie obywatelowi używającemu pseudonimu Jej Performatywność udało się wydoić tamtejszy magistrat na grafikę „Lublin - Miasto Miłości” przedstawiającą sodomitów w różnych pozach na tle charakterystycznych dla miasta budynków, również odpowiednio wystylizowanych. Inni artyści pokazują się na golasa, jako sztuki - ale to jeszcze nic, bo prawdziwi, to znaczy - wielcy artyści nie tylko tworzą, ale dosłownie srają i szczą dziełami sztuki. Jeśli już ktoś się wyuczył, a następnie został zatwierdzony na artystę, to nawet kupa, jaką zrobi, staje się dziełem sztuki. Z moczem jest trochę trudniej, ale amerykański artysta w Avinionie pokonał i te trudności, wstawiając krucyfiks do słoika ze swoją szczyną. Ambitni krytycy z wielkim samozaparciem te wybitne dzieła smakują i obwąchują, potem piszą uczone rozprawy i eseje - ale powiedzmy sobie otwarcie i szczerze - wszystko to nie spotyka się jeszcze z należytym zrozumieniem zacofanego społeczeństwa, które w związku z tym, dla własnego, ma się rozumieć, dobra, musi zostać poddane intensywnej modernizacji. Żeby zaś utrudnić zacofańcom pogrążanie się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych, trzeba odebrać im forsę. Dlatego Obywatele Kultury stawiają przede wszystkim na mecenat państwowy, bo jużci - łatwiej przekonać zaprzyjaźnionego urzędnika by strumień pieniędzy skierował pod właściwy adres, niż zabiegać o względy jakichś prywatnych matołów, którzy dla wysokiej kultury nie mają najmniejszego zrozumienia i tylko by grymasili, że to czy tamto im się nie podoba. A w dodatku naprzeciw tym pragnieniom wykapania się w strumieniu pieniędzy wychodzi naprzeciw postęp techniczny. W latach 60-tych Stanisław Lem napisał bajkę o Elektrybałcie - maszynie, która odpowiednio zaprogramowana, produkowała na poczekaniu otchłanne poematy. Ciekawe, że na podobny pomysł wpadł w roku 1996 Andrzej Bułhak, opracowując program komputerowy „The Postmodernism Generator”, przy pomocy, którego można masowo produkować pseudonaukowy bełkot na bazie charakterystycznych określeń, jak np. „narracja”, „dyskurs”, „emancypacja”, „problematyzacja”, czy „dekonstrukcja”. Znawcy przedmiotu oceniają, że Andrzej Bułhak jest prawdziwym autorem, co najmniej połowy, jeśli nie większości współczesnych publikacji z tak zwanych nauk społecznych, a zwłaszcza - studiów genderowych. Jest to oczywiście najściślej strzeżona tajemnica producentów owego Scheissu, uchodzących - również we własnych oczach - za sól ziemi czarnej. Dzięki generatorowi Bułhaka „dobre towarzystwo” może tworzyć „wysoką kulturę” w systemie ruchu ciągłego, więc przy tej wydajności 1 procent wydatków budżetowych może już wkrótce okazać się niewystarczający. No, ale od czegoś trzeba zacząć, zwłaszcza, że po zatuszowaniu afery hazardowej dla każdego stało się jasne, że polityczna korupcja stała się podstawową zasadą funkcjonowania naszego nieszczęśliwego kraju - oczywiście przyjmując postać m.in. serdecznej troski o podnoszenie na wyższy poziom zacofanych mas. SM

Panowie - pora umierać! Jak wiadomo, wybitny żydowski patriarcha Mojżesz, aż 40 lat błądził z Izraelitami po pustyni. Nie, dlatego, że nie mógł trafić do Ziemi Obiecanej, tylko, dlatego, że społeczność ukształtowana w niewoli nie byłaby w stanie dokonać podboju nowego terytorium osiedleńczego. Musiało narodzić się nowe pokolenie, które niewoli nie znało i podczas wędrówek i walk dodatkowo się zahartowało - a stare - wymarło. Warto przypomnieć to i dzisiaj, gdy policja chwali się podejmowaniem bezprawnych działań wobec kibiców piłkarskich, tylko, dlatego, że tak nakazało jej Biuro Polityczne KC PZPR. Ja oczywiście wiem, że dzisiaj żadnego Biura Politycznego już nie ma, - ale co z tego, kiedy policja, na zasadzie odruchu Pawłowa, po staremu gotowa jest mu służyć bez oglądania się na prawo? Znajduje oczywiście dla swoich działań jakieś pozory legalności - ale przecież tak samo było za komuny, kiedy np. Leszka Moczulskiego skazywano za „niszczenie przyrody” - bo przyszpilił do drzewa plakat. Nie tylko zresztą policja. Właśnie okazało się, że pan red. Maciej Łętowski, należący do zarządu wydającej „Rzeczpospolitą” spółki „Presspublica”, solennie przeprosił za opublikowanie na łamach tej gazety wywiadu z Grzegorzem Braunem. Najwyraźniej uważa - podobnie jak było za pierwszej komuny - że opublikowanie w gazecie wywiadu jest formą wyróżnienia za dobre sprawowanie, a nie jednym ze sposobów informowania opinii publicznej o wydarzeniach w kraju. Okazuje się, że czym skorupa za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Francuzi wymowni maja na tę okoliczność przysłowie, że, kto raz był królem, ten zawsze zachowa majestat. Pan red. Łętowski, ma się rozumieć, żadnym królem nigdy nie był, ale odruch świadomej dyscypliny z tamtych czasów najwyraźniej mu pozostał. Wprawdzie od transformacji ustrojowej minęło dopiero 20 lat, a nie 40, ale czy przypadkiem nie pora już zacząć umierać? SM

Raport z wierzchołka góry lodowej 17 maja sejmowa komisja śledcza badająca sprawę zabójstwa Krzysztofa Olewnika jednogłośnie przyjęła raport końcowy. W dziejach sejmowych komisji śledczych jest to sytuacja raczej wyjątkowa, ponieważ komisje takie powstają zazwyczaj z powodów "politycznych" - jak w naszym nieszczęśliwym kraju określa się wzajemne przekomarzanie się naszych Umiłowanych Przywódców. Oczywiście takie przekomarzania nikomu nie mogą wyrządzić najmniejszej szkody, w myśl podstawowej zasady konstytuującej III Rzeczpospolitą: my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych. Podejrzewam tedy, że jednomyślność członków sejmowej komisji śledczej, z której są tacy dumni, również tkwi korzeniami w tej niepisanej konstytucyjnej zasadzie. Jak tam było, tak tam było - ale jednomyślność zawsze robi dobre wrażenie, więc czegóż więcej chcieć, zwłaszcza przed wyborami? Jak to mówią - dobra psu i mucha, bo zazwyczaj mozół sejmowych komisji śledczych "daje rezultat równy zeru" - co znakomicie ilustruje przykład tzw. komisji hazardowej. Tym razem było inaczej i to z kilku powodów. Po pierwsze - sejmowa komisja śledcza powstała w celu wyjaśnienia sprawy dotyczącej osoby nienależącej do grona chętnie nazywającego się "elitą polityczną" - dawniej po prostu szlachtą. Już samo to zasługuje na uwagę, chociaż z drugiej strony trudno powiedzieć, czy doszłoby do powołania sejmowej komisji śledczej, gdyby pan Włodzimierz Olewnik nie miał takiego ciężaru gatunkowego? "Biednego by tak nie chowali" - powiedziała babina obserwująca z chodnika Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie pogrzebowy kondukt Stefana Żeromskiego. Po drugie - czy komisja zostałaby powołana, gdyby rodzina zamordowanego Krzysztofa Olewnika wykazała mniejszą determinację? Większość obywateli poddaje się znacznie szybciej, z rezygnacją przyjmując do wiadomości lakoniczne uzasadnienia o "nieznanych sprawcach", których tożsamości "nie udało się ustalić". Wreszcie - po trzecie - czy sejmowa komisja śledcza powstałaby przy nieco mniejszej koncentracji łajdactwa? W tym przypadku nawet to, co ujawniły media, wołało o pomstę do nieba, w związku, z czym nasi Umiłowani Przywódcy nie mogli przejść nad tym do porządku bez utraty - chciałem napisać "twarzy", ale po namyśle wolę napisać: resztek wiarygodności. Bo sprawa zabójstwa Krzysztofa Olewnika nie tylko znakomicie utwierdza w podejrzeniach, że punkt ciężkości władzy w naszym nieszczęśliwym kraju leży poza konstytucyjnymi organami państwa, ale również - że między sprawującymi rzeczywistą władzę tajnymi służbami a środowiskiem przestępczości zorganizowanej granica została całkowicie zatarta. Przyczyna tego stanu rzeczy wydaje się prosta - tajne służby muszą korzystać z usług konfidentów, a ci z kolei nie świadczą im swoich usług bezinteresownie. A jaki interes mogą mieć konfidenci? W "Sekretach szpiegów i książąt", czyli wywiadzie rzece przeprowadzonym przez Krystynę Ockrent z szefem francuskiej razwiedki Aleksandrem de Marenches, zwraca on uwagę, że w odróżnieniu od razwiedki, dla której pracują wyłącznie "honorables correspondents", rekrutujący się np. spośród "ministrów stanu" - dla policji pracują konfidenci. Otóż zdecydowana większość tych konfidentów rekrutuje się ze środowisk przestępczych, a ich interes polega na gwarancji bezkarności. A skoro z gwarancji bezkarności mogą z pożytkiem dla siebie korzystać przestępcy, to, dlaczego, zwłaszcza w ciężkich czasach, podobnych gwarancji nie mogliby udzielić sobie również sprawiedliwi? "Azaliż tylko dla grzeszników Pan Bóg stworzył rzeczy smaczne?". Sprawa zabójstwa Krzysztofa Olewnika pokazała, że zakres symbiozy sprawiedliwych z grzesznikami jest znacznie szerszy, niż komukolwiek się wydawało - a przecież to tylko wierzchołek góry lodowej, której rozmiarów nigdy nie poznamy. Tak zwane samobójstwa bezpośrednich wykonawców mordu w celach monitorowanych przez 24 godziny na dobę pokazały, że nikt nie jest bezpieczny, że "surowa ręka sprawiedliwości ludowej" może w każdej chwili dosięgnąć każdego, bez względu na to, czy chronią go strażnicy, zamki i kraty, czy immunitet poselski. W takiej sytuacji instynkt samozachowawczy nie może nie dojść do głosu i dopiero na tym tle możemy docenić zarówno fakt jednogłośnego uzgodnienia przez naszych Umiłowanych Przywódców raportu końcowego, jak i deklaracji pani Danuty Olewnik-Cieplińskiej, że "nie wierzy w żadne państwo". SM

Co Nową Prawicę różni od PO i PiS? (Programowy tekst z "N.Cz!") Czytelnicy „Najwyższego CZASU!” doskonale zapewne znają Deklarację i Program zarówno UPR, jak i WiP – jeśli nie formalnie (bo kto by to spamiętał), to przez przyswojenie stylu i treści z tekstów moich, kol. Stanisława Michalkiewicza i innych liderów ruchu konserwatywno-liberalnego. Tu będę pisał tylko o tym, co nas zasadniczo różni od „prawej połowy Bandy Czworga”, czyli od PO i PiS. Zasadniczym postulatem Nowej Prawicy jest oparcie się na podstawie prawa rzymskiego: Volenti non fit iniuria. Można powiedzieć, że większość postulatów Kongresu Nowej Prawicy wywodzi się wprost z zastosowania tej zasady – uparcie negowanej przez „postępowych” ustawodawców, wykonawców i sędziów. Jeśli Nowa Prawica chce przywrócenia kary śmierci – ale tylko za czyny z premedytacją, tj. za morderstwo, a nie za zabójstwo – to dlatego, że zakłada, iż morderca wie, że za mord jest śmierć; jeśli więc mimo to morduje, to znaczy, że chce, byśmy go powiesili – tak samo jak ten, kto wypije litr wódki, chce być odurzony. Jeśli Nowa Prawica chce niskich podatków i likwidacji „socjalu”, to dlatego, że odrzuca zasadę „państwa opiekuńczego”, iż urzędnik ponosi odpowiedzialność za obywatela. Jeśli obywatel przepije pieniądze, to będzie głodował. Każdy jest kowalem własnego losu… albo ściślej: każdy powinien być przez państwo traktowany tak, jakby był kowalem własnego losu. Jeśli Nowa Prawica chce likwidacji przymusu płacenia za ubezpieczenie, to dlatego, że każdy jest kowalem własnego losu. Jak ktoś nie będzie miał dzieci lub źle je wychowa i nie odłoży sobie złota na starość lub się nie ubezpieczy – to najwyżej na starość będzie żebrał pod kościołem. Każdy jest kowalem własnego losu. Nowa Prawica zdecydowanie odrzuca zasadę prewencji na rzecz zasady represji. Każdego obywatela traktujemy jak odpowiedzialnego za siebie; nie zapobiegamy temu, by popełnił przestępstwo – natomiast surowo karać będziemy za jego popełnienie. Chcącemu nie dzieje się krzywda. Domagamy się zdecydowanie niższych kar za przestępstwa nieumyślne – natomiast surowych kar (i to nie w postaci luksusowego więzienia na koszt podatników!) dla popełniających umyślnie poważne przestępstwa. Nowa Prawica – w odróżnieniu od starej – nie chowa się pod sutannę i nie prosi o pomoc Kościołów. Przeciwnie – to my mamy walczyć o to, by panowała wolność religijna, by wartości wywodzące się Pisma Świętego były chronione, by zasady chrześcijańskie i tradycje katolickie nadal funkcjonowały jako podstawa społeczeństwa. Wierzymy, że właśnie wolność w tej dziedzinie sprzyja rozwojowi religijności – nie narzuconej, ale naturalnej, jak w USA w XIX wieku. Kościoły – z rzymskokatolickim na czele – odgrywają ogromną rolę w życiu społecznym, natomiast nie mogą jako instytucje mieszać się w spory polityczne. Nowa Prawica jest nie tylko konserwatywna w sprawach społecznych i liberalna w gospodarczych, ale walczy o wartości narodowe, potwornie zaniedbywane i wykoślawiane w ostatnim stuleciu. Wyraźnie odróżniamy „naród” od „społeczeństwa” – dzisiejsze „społeczeństwo” jest tylko przekrojem narodu. Dbanie o naród oznacza, że np. nie wolno zadłużać państwa i „dbać o wyborców”, czyli o dzisiejsze „przypadkowe społeczeństwo”, każąc płacić za to dzieciom i wnukom! Nie wolno też dbać o dziś istniejące jednostki, zabraniając im (wbrew ich woli!) ryzykować swoim zdrowiem i życiem. Nowa Prawica wierzy, że w wyniku selekcji naturalnej naród się ulepsza, a nie marnieje. Żydzi zawdzięczają swoją siłę temu, że przez lata podlegali w wyniku prześladowań takiej właśnie selekcji. Sarny, na które polują wilki i myśliwi, są coraz szybsze, zgrabniejsze i zdrowsze – natomiast będące pod ochroną żubry w Puszczy Białowieskiej marnieją. Liberalna zasada wolności i odpowiedzialności jednostki znakomicie współdziała z zasadą dbałości o przyszłość narodu – czy dotyczy to zniesienia przymusu ubezpieczeń, czy zniesienia zakazu narkotyków. „Nowa Prawica” nie zamierza czcić i rozpamiętywać klęsk dziejowych. Chcemy jako przykłady dla narodu i młodzieży ukazywać sukcesy! Tak, będziemy uprawiać propagandę sukcesu! Praktyka PRL pokazała, że daje ona dobre skutki nawet przy absurdalnym systemie socjalistycznym, więc da jeszcze lepsze przy systemie normalnym. Będziemy przypominać Grunwald, Kirchholm, Wiktorię Wiedeńską i np. Powstanie Wielkopolskie – a nie rozkoszować się klęskami i głosić idiotyczne hasło „Gloria victis!”. Mamy być zwycięzcami, a nie chlubić się pozycją wiecznych przegranych! Nowa Prawica odrzuca obecną formułę ustrojową III Rzeczypospolitej, ze zgrozą myśląc zarówno o rozmyciu Polski w państwie pod nazwą „Unia Europejska”, jak i o budowie IV Rzeczypospolitej. Nazwa „Rzeczpospolita” kojarzy nam się z warcholstwem sejmikowym i sanacyjną korupcją – oraz kompromitujacym upadkiem zarówno I, jak i II Rzeczypospolitej. Wzorem Węgier pragniemy, po zmianie ustroju na nowoczesny, zmienić nazwę na „Państwo Polskie”. Nowa Prawica chce utrzymywać poprawne, oparte o zasadę nieingerencji w wewnętrzne sprawy, stosunki ze wszystkimi sąsiadami i innymi państwami. Odrzucamy wszelkie uprzedzenia utrudniające zawieranie i rozwiązywanie sojuszów – Państwo Polskie kierować się będzie wyłącznie zimnym, wyrachowanym interesem państwowym. Jednocześnie Nowa Prawica będzie walczyć o wolność podróżowania nie tylko po całej Europie – i o wolność produkcji i handlu na całym świecie. Sprzeciwiamy się natomiast rozwojowi europejskiej biurokracji, która w chwili obecnej nie tylko nie sprzyja rozwojowi Europy, ale go zdecydowanie hamuje. W perspektywie trzech-czterech lat będziemy dążyć do rozwiązania Unii Europejskiej – z zachowaniem układu z Schengen oraz wolności w całym Europejskim Obszarze Gospodarczym i poza nim. Nowa Prawica sprzeciwi się zdecydowanie wprowadzaniu €uro – nie tylko dlatego, że jest to instrument polityczny, ale i po prostu dlatego, że państwa UE, które nie wprowadziły €uro mają lepsze wyniki gospodarcze niż państwa, które weszły do €urolandu. €uro miało chronić przed korupcją pieniądza przez państwa – tymczasem Komisja Europejska pod pretekstem „walki z kryzysem” dokonała o wiele drastyczniejszej korupcji tej waluty niż robi to III RP. Na to się nie zgadzamy. Sprzeciwimy się też zdecydowanie jakiejkolwiek próbie wprowadzenia tzw. Karty Praw Podstawowych, której przyjęcie oznaczałoby zalanie Polski imigrantami z Azji i Afryki, domagającymi się wysokich, gwarantowanych przez KPP zasiłków. Wreszcie w sprawach bieżących: działalność wszystkich czterech partii, pod różnymi nazwami rządzącymi Polską od 20 lat, Nowa Prawica ocenia wysoce negatywnie. Co więcej, nie widzimy większych różnic między nimi. Większa część ich działalności powinna być zresztą oceniana przez prokuratorów, a nie przez polityków. Jeśli jednak po wyborach powstanie sytuacja, w której będziemy mogli, nie wchodząc do rządu, zapewnić jakiejś partii poparcie pod warunkiem realizacji naszych ważnych postulatów ustrojowych – to taki układ przyjmiemy. Nie jesteśmy bowiem doktrynerami, lecz realistami pragnącymi uczynić z Polski normalny kraj. Kraj, w którym będzie można kochać, śpiewać, tańczyć, produkować, handlować, a także projektować loty w kosmos – bez ingerencji urzędników państwowych!

Jeszcze będzie KOMUNIKAT - może dopiero nad ranem Coś się dzieje w Hiszpanii! Najprawdopodobniej: sterowana przez Czerwonych "wielka proletariacka rewolucja kulturalna"

http://www.ustream.tv/channel/motionlook

Tak:

http://www.guardian.co.uk/world/2011/may/20/spain-bans-protest-ahead-election

Od rana ONET podaje:

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/hiszpania-przed-wyborami-samorzadowymi,1,4338163,wiadomosc.html

Istotne nie jest to, że w Grecji, Hiszpanii czy innej bananowej republice lewacy rozrabiają - lecz to, że reżymowe telewizje (podobno także w innych kraikach UE) nic o tym nie mówią! COŚ zakneblowało usta również „prywatnym" (koncesjonowanym przecież) telewizjom. Podobno ONI boją się, że kibice nabiorą wiatru w żagle... JKM

Jaki rząd – tacy dyplomaci Do czego to podobne! Kibice na stadionach domagają się: „Szechter, przeproś za ojca i brata” albo „Temu rządowi już dziękujemy”. To hasła absolutnie nie na miejscu: przecież rząd Tuska niedawno pofatygował się aż do Izraela, żeby w Jerozolimie odbyć sesję wyjazdową. Zaraz też prokurator generalny wydał dyrektywy względem ścigania antysemityzmu i „mowy nienawiści”, więc jakże tu nie ścigać kibiców domagających się, żeby Michnik przeprosił za ojca i brata ( antysemityzm!), albo żeby rząd Tuska dał sobie spokój z rządzeniem (mowa nienawiści)? W dodatku kibice nauczyli się wielu ciekawych pieśni, z tą słynną już o PZPN-ie: co to będzie, jak zaczną wyśpiewywać podobne o rządzie Tuska, albo o żydowskim lobby politycznym? Rząd może karać za zakrywanie twarzy, za wtargnięcie na murawę, za bójki, – ale jak zakaże śpiewania? Przy biletowaniu będzie się od razu kneblować kibiców? Knebel w pysk – i unijna „chorągiewka miłości” w łapę?… Wygląda na to, że jest to pierwsza sprawa, w którą rząd Tuska wkłada swą eunuchowatą energię: hajże na „kiboli”! Ta nagłaśniana akcja zagłuszać ma nie tylko śpiewy kibiców na stadionach i ich hasła, ale odwracać uwagę od spraw znacznie ważniejszych niż sportowy show-business. Bo dotąd próby wyłudzenia od Polski majątku podejmowali amerykańscy grandziarze z holocaustowego przedsiębiorstwa, wysługując się niektórymi amerykańskimi politykami – przy potulnej postawie kolejnych polskich rządów. Rząd Tuska popełnił jednak i ten eksces służalczości, iż podpisał tzw. deklarację praską, zobowiązująca sygnatariuszy do uwzględniania roszczeń żydowskich wydrwigroszów. Wprawdzie delegat rządu Tuska, w osobie starca Bartoszewskiego, obłudnie zapewniał, że „nie dotyczy ona Polski”, (więc czemu ją podpisał?…), ale strona żydowska natychmiast skontrowała tę enuncjację dyplomatołka stwierdzając, że dotyczy Polski jak najbardziej… Teraz – jakaż żelazna konsekwencja – w Izraelu, pod auspicjami rządu izraelskiego, (więc jako instytucja oficjalna), powstała tzw. Grupa Specjalna ds. Restytucji Mienia z Okresu Holokaustu (HEART). W „Rzepie” pojawiły się już spekulacje, czy i kiedy możemy się spodziewać pozwu… To, że się pozwu doczekamy, to pewne: kwestia tylko, czy zanim ten pozew rozpatrzy jakiś „niezawisły trybunał międzynarodowy” – strona żydowska nie zaproponuje rządowi Tuska „kompromisu”: Opuścimy trochę z naszych żądań, z tego majątku, wycenianego na 65 miliardów dolarów, zapłaćcie mniej, my pozew wycofamy i zawrzemy kompromis… Taki kompromis przypominałby ultimatum bandytów: Nie chcesz oddać całego portfela, to dawaj przynajmniej połowę, taki piękny, budujący kompromis proponujemy ci, śmieciu… „Heart” to z angielskiego – „serce”. Mają ci bandyci serce do cudzego szmalu! Warto przypomnieć, że gdy jedna z amerykańskich firm holocaustowych domaga się nadal tych 65 miliardów dolarów, druga skłonna była ostatnio „opuścić” nawet do „kilku miliardów dolarów”. No cóż, nawet i 100 tysięcy dolarów byłoby dla wydrwigroszy git-interesem…, Jeśli w sprawę ograbienia Polski z ogromnego majątku angażuje się już teraz rząd Izraela – tym samym państwo Izrael zajmuje wobec Polski stanowisko wrogie: grabieżcze. Stanowisko rządu Tuska wobec rządu Izraela powinno być, zatem znacznie bardziej stanowcze, niż wobec rodzimych „kiboli”! Zero tolerancji dla szantażystów, co to wojną psychologiczną chcą dopiąć swego bezprawia, („Jeśli Polska nie spełni żydowskich żądań będzie upokarzana na arenie międzynarodowej” – groził już w początkach lat 90 p. Singer ze Światowego Kongresu Żydów). W końcu nie chodzi o jakieś zdemolowane krzesełka na stadionie, ale o miliardowy majątek państwa polskiego. O tym, że strona żydowska przemyśliwa o wspomnianym „kompromisie” mogą świadczyć słowa p. Piotra Kadlicka, szefa Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce, który odpowiada dziennikarzowi „Rzepy” na pytanie, „co zrobić z aktywami, które nie mają właścicieli”. (Już samo to pytanie dziennikarza „Rzepy” jest kuriozalne, bo właścicielem „aktywów, które nie mają właścicieli” jest, zgodnie z polskim prawem, Skarb Państwa:, więc jednak jest już właściciel!) Na pytanie to p. Kadlcik odpowiada chytrze: „W sprawie aktywów, które nie mają właścicieli, należy osiągnąć kompromis (…) Może powinno się z tych pieniędzy utworzyć fundusz, który sfinalizowałby rewitalizację żydowskich zabytków w Polsce?”… Otóż to właśnie: nie cały portfel, a część, ile tam da się wyszarpać pod tym czy innym pretekstem… Pretekst „rewitalizacji” jest szczwany, ale czytelny w finansowym aspekcie… Ale najciekawsza jest reakcja anonimowych „polskich dyplomatów”, którą przywołuje „Rzepa”: „Polscy dyplomaci podkreślają, że pozew przeciwko Polsce byłby katastrofą dla stosunków polsko-żydowskich. W Izraelu rozbudziłby nastroje antypolskie, a w Polsce – antysemickie”. Okazuje się, zatem, że „polscy dyplomaci „(podać nazwiska!) wcale nie wykluczają tego rozbójniczego „kompromisu”, tylko troskają, jak by to przyjęła opinia publiczna…, Jeśli pozew rozbudziłby takie straszliwe nastroje, to pewne już lepszy ten rozbójniczy „kompromis”? Lepiej zapłacić szantażystom?… Tak rozumieć można sugestie „anonimowych polskich dyplomatów”. Ale przecież minister spraw zagranicznych nie jest – póki, co – anonimowy? Co więc o tym sądzi minister Sikorski? A co sam premier Tusk? Mamy „kompromisowo” zapłacić szantażystom, jako „śmiecie”, naród „mniej wartościowy” – czy nie będziemy płacić ani grosza, bo nie ma ku temu żadnej podstawy?… I dlaczego właściwie mamy bać się „katastrofy stosunków polsko-żydowskich”? Czy to, aby nie kolejny straszak? Pytanie najistotniejsze: czy ci „anonimowi dyplomaci” nie są, aby gorsi, – bo bardziej szkodliwi – niż ci „kibole”, z którymi dziarsko walczy rząd Tuska? „Kibole” w Bydgoszcze wyrządzili szkody na 40 tys. złotych. Cóż to jest wobec miliardów dolarów, jakie winszują sobie szantażyści? Wedle ustawy „o zwrocie mienia gminom wyznaniowym żydowskim” – raptem kilka wyznaniowych gmin żydowskich istniejących w Polsce uzyskało już …5 tysięcy nieruchomości! W spisie powszechnym z 2002 roku narodowość żydowską zadeklarowało niespełna 2 tysiące osób. Jeśli nawet połowa praktykuje judaizm w gminach, to wypada kilka nieruchomości na łebka! Jaka jest rynkowa wartość tych nieruchomości? Czemu konkretnie służą?… Ale, po co to ustalać? Przyjemniej ustalać majątek Kościoła katolickiego… A już najlepiej ustalać tożsamość „kibola” – antysemitnika albo siewcy „mowy nienawiści”. Marian Miszalski

Fenomen żydowski? – ze studiów nad etniczną aktywnością.

Fragmenty książki Kevina MacDonalda pod tym samym tytułem – admin

Wstęp Spośród rozlicznych tematów podejmowanych przez amerykańskich akademików i intelektualistów żaden nie jest równie drażliwy - a może w istocie niebezpieczny – jak kwestie wpływów etnicznych, a wśród nich żadna nie jest drażliwsza i niebezpieczniejsza w omawianiu niż wpływy żydowskie. Eseje profesora Kevina MacDonalda zamieszczone w niniejszym zbiorze należą do nielicznych, jakie powstały w ostatnim czasie, które poruszają ten temat zarówno uczciwie, jak i dogłębnie; mimo to jednak nie należy oczekiwać, że sposób potraktowania tematu uchroni go przed niebezpieczeństwami, na jakie naraża się poniższym opracowaniem. Kevin MacDonald jest autorem prawdopodobnie najbardziej wnikliwego studium, jakie kiedykolwiek napisano na temat Żydów, ich kultury oraz religii. Jest to trylogia, na którą składają się tomy zatytułowane A People That Dwell Alone (1994), Separation and Its Discontents i The Culture of Critique (oba opublikowane w roku 1998). Wydała ją najpierw naukowa oficyna PEAEGER i ustaliła za nią wysoką cenę, szybko jednak stały się prawie nieosiągalne, ale obecnie dodrukowano je w wersji w miękkich okładkach; są także dostępne na internetowej stronie dr. MacDonalda

http://www.csulb.edu/~kmacd/

MacDonalda, podobnie jak to się przydarza wszystkim, którzy uczciwie i otwarcie poruszają kwestię żydowskich wpływów, rychło oskarżono o „antysemityzm”; podjęto działania, które miały zakończyć jego akademicką karierę, uniemożliwić mu publikowanie i oczernić go jako człowieka i naukowca. Jak dotąd, wysiłki te spełzły na niczym. Nadal piastuje on stanowisko profesora psychologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Long Beach i ogłasza drukiem prace z dziedziny psychologu ewolucyjnej, w której jest szeroko znanym autorytetem. Do swoich badań wpływów żydowskich MacDonald wprowadza punkt widzenia dyscypliny naukowej, którą reprezentuje. Cechy dystynktywne żydowskiej kultury i osobowości, Jakie drobiazgowo dokumentuje na przestrzeni dziejów, wykorzystując przy tym zarówno żydowskie, jak i nieżydowskie źródła, są w jego teorii produktem ewolucyjnej adaptacji Żydów jako zbiorowości. Teza MacDonalda jest pod tym względem uderzająco zbieżna z poglądem sir Artura Keitha, którego teoria o „grupowej selekcji” w ewolucji człowieka zawiera w sobie także studium nad Żydami, jako grupą, którą czynniki ewolucyjne ukształtowały w taki sposób, że powstała w niej solidarność oraz silne poczucie tożsamości grupowej. Keith widział w nich odzwierciedlenie „kodeksu zgody” w stosunku do członków grupy oraz „kodeksu wrogości” wobec pozostałych. Ów „podwójny kodeks” zaskakująco przypomina to, co w swoich czasach pisał o Żydach rzymski historyk Tacyt. Cytuje go także MacDonald: Między sobą są niezachwianie uczciwi i zawsze gotowi okazać współczucie, resztę ludzkości poczytują jednak za znienawidzonych wrogów. Ani w takim poglądzie, ani w jego udokumentowaniu nie ma, oczywiście, niczego „antyżydowskiego”. „Antysemityzm”, o ile ma on oddawać rzeczywiste znaczenie tego słowa, może jedynie odnosić się do nienawiści wobec Żydów albo pragnienia wyrządzenia im krzywdy, w tym zaś, co powiedział albo napisał MacDonald, nie ma niczego, co choćby zbliża się do powyższej definicji. Jedyną podstawą dla podtrzymywania opinii, że jego poglądy są „antysemickie”, jest takie rozszerzanie tego pojęcia, aby objęło ono każde przypisywanie Żydom innych cech, niż te uznawane powszechnie za pozytywne, i niedopuszczanie żadnych uogólnień na ich temat. Mimo to, dla wielu ludzi, którzy rzucają te oskarżenia, jest to aż nadto wystarczający powód. Oczywiście, podobnie jak w przypadku wielu innych, którzy otwarcie omawiali kwestię żydowskich wpływów (bądź próbowali omawiać, a nawet tylko o niej napomknąć) – m.in. Pat Buchanan, Joe Sobran, kongresman Paul Findley, Jamek Moran, a ostatnio gen. Anthony Zinni, senator Ernest Hollings czy Ralph Nader – daremne są wszelkie wysiłki zmierzające do odparcia tego zarzutu. Oskarżenie o „antysemityzm”- w dużej mierze podobnie jak oskarżenia o „rasizm”, „ksenofobię”, „seksizm”, „homofobię” etc. – jest w gruncie rzeczy utwierdzaniem się w poczuciu siły; próbą uniknięcia i unicestwienia dyskusji na istotne tematy i sprowadzenia jej do poziomu argumentacji ad personom, gdzie nie sposób niczemu zaprzeczać ani się bronić. Jak bowiem „udowodnić”, że jakieś pejoratywne w stosunku do ciebie określenie jest nieprawdziwe? Każde zaprzeczenie albo obrona natychmiast spotyka się z oskarżeniem, że „nie jest dostatecznie przekonująca”. Oczywiście! Nigdy taka nie jest i być nie może. Oto, dlaczego raz rzucone oskarżenie ma taką moc i jest tak niebezpieczne – ci, którzy się nim posługują, są tego doskonale świadomi. Odwoływanie się do rozmaitych „izmów” i „fobii” zawsze świadczy o tym, że ci, którzy miotają nimi na oślep, w istocie niewiele mają do powiedzenia. Peter Brimelow zauważył, że „rasistą” jest każdy, kto wygrywa polemikę z liberałem lub z liberalnym lewicowcem, a w pewnych przypadkach także z konserwatystą. W dużej mierze jest to również prawdziwe w odniesieniu do większości osób, które oskarża się, że są „antysemitami”. Na przestrzeni ostatnich kilku lat, jak chyba nigdy wcześniej w naszym kraju [USA - dop. red.] w XX wieku, kwestię żydowskich wpływów porusza się w najważniejszych mediach. Po raz pierwszy, co szczegółowo opisuje dr MacDonald w trzecim eseju niniejszej książki, pojawiła się ona w kontekście pytania:, „Kto wciągnął nas do Iraku?” Jeszcze przed wybuchem działań wojennych w kwietniu 2003 r. stało się oczywiste, że niewielka grupa decydentów, głównie Żydów, mająca bliskie powiązania z żydowskimi publicystami, robiła wszystko, co mogła, aby nakłonić administrację Busha i cały naród do wdania się w wojnę z Irakiem, a może także z innymi krajami arabskimi, które uważali za wrogie Izraelowi. W działania te byli, oczywiście, zaangażowani nie-Żydzi, zwłaszcza prezydent Bush, wiceprezydent Cheney i sekretarz obrony Rumsfeld, a także pewna liczba nieżydowskich „jastrzębi” i przedstawiciele konserwatystów, tacy jak Rush Limbaugh. Najważniejszymi jednak aktorami tego spektaklu, którzy prawie od samego początku kadencji Busha parli do wojny, byli Żydzi: zastępca sekretarza obrony Paul Wolfowitz (obwołany przez Jeruzalem Post Człowiekiem Roku za rolę, jaką odegrał w nakłanianiu do wojny z Irakiem), Richard Perle i Douglas Feith, a także spora liczba innych Żydów pracujących w Pentagonie oraz licznych rządowych departamentach i agencjach. Należeli do nich również powszechnie znani żydowscy komentatorzy, np. Norma Podhoretz, Bili Bristol, Charles Krauthammer, Michale Ledeen, Dawid Frum i Josh Muravchik. Co więcej, kolejne artykuły dokumentujące ich wpływy i powiązania oraz prawdopodobne motywacje (więź z Izraelem i jego interesami na Bliskim Wschodzie) zaczęły jeden po drugim, pojawiać się w najważniejszych konserwatywnych i liberalnych mediach. Nierzadko podobne treści pojawiały się w artykułach pióra autorów pochodzenia żydowskiego. W rezultacie wśród wielu Amerykanów stopień uświadomienia sobie roli wpływów żydowskich w kształtowaniu polityki społecznej wzrósł w ciągu ostatnich kilku lat, i jest wyższy niż kiedykolwiek. Na fali kontrowersji w sprawie wojny irackiej rozgorzał kolejny spór, który ponownie zwrócił uwagę na zakres wpływów żydowskich, tym razem w kulturze masowej, jaki unaocznił się w atakach na film Mela Gibsona Pasja. Zapoczątkował je Abraham Foxman z Ligi Przeciw Zniesławieniom z B’nai B’rith, ale apogeum osiągnęły tuż po premierze. Żydowscy recenzenci, tacy jak Frank Rich z New York Times’a pisali, że film jest jednoznacznie naciągany tak, aby szkalować Żydów; Leon Wieseltier twierdził w The New Republic, że Gibson postanowił wywrzeć na milionach ludzi wrażenie, że Żydzi są winni śmierci Jezusa, a Jamie Bernard rozpoczął swoją recenzję w New York Daily News od stwierdzenia, że „Pasja” Mela Gibbona jest najbardziej zjadliwym filmem antyżydowskim, jaki nakręcono od czasów niemieckich filmów propagandowych z czasów II wojny światowej. Mimo to, choć spotkała się z bardziej wrogim przyjęciem, niż jakikolwiek inny film w historii, Pasja błyskawicznie pobiła rekordy frekwencji i zysków, jakie przyniosła producentowi i reżyserowi. Atak na film skończył się fiaskiem, mimo że jego głownie żydowscy przeciwnicy rozpętali wokół niego oraz Mela Gibsona ogromną kampanię wrogości i jawnych oszczerstw. MacDonald pokrótce tylko wspomina o sporze wokół Mela Gibsona, ale dosłownie wszystko, co go dotyczy, pasuje do jego modelu „żydowskich wpływów” i teorii „kultury krytyki”, jaką stworzyli Żydzi. Propozycja MacDonalda daje dogłębne wytłumaczenie, dlaczego tak wielu Żydów reaguje aż tak gwałtownie na wszystko, co uważają za zagrożenie; dlaczego mają skłonność, aby widzieć je nawet w zupełnie niewinnych uwagach i działaniach; ukazuje też, w jaki sposób koordynują i mobilizują zasoby finansowe, polityczne i społeczne, aby zniszczyć to, co za zagrożenie uważają. Jego teoria nie tłumaczy natomiast, dlaczego nie-Żydzi to znoszą i godzą się na to. W obu wspomnianych przypadkach: wojny w Iraku i sporu wokół Gibsona jasne jest, że wpływy żydowskie znaczą bardzo niewiele, kiedy ci, którzy są ich przedmiotem, uświadomią je sobie, a następnie odrzucą. Żydowscy decydenci polityczni mogli wszcząć wojnę z Irakiem, ale ich rola w tej sprawie i uciekanie się do oczywistych przekłamań, a może nawet jawnego fałszowania danych wywiadu o „broni masowego rażenia” i domniemanych powiązaniach Iraku z międzynarodowym terroryzmem, już wkrótce okryje ich hańbą i skutecznie zdyskredytuje tych, którzy je wymyślili. Atak na Gibsona, mimo potężnego zaangażowania mediów i środków finansowych, okazał się całkowitą klęską, bo miliony Amerykanów tłumnie poszły do kin, aby obejrzeć film, a obraz przyniósł setki milionów zysku. W następstwie owych wydarzeń stało się jasne, że „żydowska potęga” może istnieć tylko dlatego, że goje, których ma zniewalać, albo nie dostrzegają jej, albo nie chcą się jej przeciwstawić. Najlżejszy podmuch i odrobina światła, które ją ujawniają, wystarcza, aby rozpadła się w pył – oto dlaczego ci, którzy o tym mówią, tak szybko są uciszani i odsądzani od czci i wiary jako „antysemici”. Nie jest jednak jasne, dlaczego goje w ogóle tolerują żydowską potęgę i wpływy. Dr MacDonald z pewnością powinien zainteresować się tą kwestią i poświęcić jej wszystkie swe siły. Tymczasem, osiągnął już znacznie więcej, niż większość jego bliźnich na przestrzeni całego życia. Niezależnie od tego, czy w pełni zgadzamy się z jego teorią, czy też nie, to, co możemy zaczerpnąć z jego wiedzy oraz przemyśleń, wynagrodzi nam trud ich lektury. Eseje, które zawarł w tej książce stanowią dobrą okazję, aby rozpocząć właśnie od nich. Samuel Francis, sierpień 2004

I Cechy ogólne żydowskiej aktywności politycznej Ludność żydowska zawsze wywierała ogromny wpływ na społeczeństwa, wśród których zamieszkiwała, a to z powodu kilku przymiotów, które są kluczowe dla judaizmu, jako grupowej strategii ewolucyjnej. Przede wszystkim Żydzi są etnocentryczni i mają umiejętność współdziałania w wysoce zorganizowanych, spójnych i skutecznych grupach. Ważną cechą jest także ich wysoka inteligencja, a ta przydaje się w zdobywaniu majątku, znaczącej pozycji w mediach oraz renomy w świecie akademickim i zawodach prawniczych. Omówię również dwie inne właściwości, do których przywiązuje się mniejszą uwagę: siłę psychiczną i agresywność. Cztery podstawowe cechy: etnocentryzm, inteligencja, siła psychiczna i agresywność powodują, że Żydzi potrafią tworzyć potężne i skuteczne grupy – które są w stanie wywierać potężny, modelujący wpływ na ludzi, pośród których żyją. We współczesnym świecie cechy te oddziałują na środowisko akademickie oraz świat mediów zarówno masowych, jak i elitarnych, potęgując w ten sposób żydowską skuteczność – większą w porównaniu do tradycyjnych społeczeństw. Żydzi z reguły stają się elitą i wpływową grupą, jednak tylko w tych społeczeństwach, gdzie jest ich wystarczająco wielu. Rzeczą niezwykłą jest, że Żydzi – zwykle, jako nieznaczna mniejszość – odegrali kluczową rolę na długiej liście historycznych wydarzeń. Żydzi w dużej mierze zaprzątali uwagę Ojców Kościoła w IV w., w czasach kształtowania się dominacji chrześcijaństwa na Zachodzie. Wysunąłem nawet tezę, że zdecydowane antyżydowskie nastawienie i regulacje prawne Kościoła w IV w. muszą być rozumiane, jako reakcja obronna przeciwko żydowskiej potędze ekonomicznej i zniewalaniu nie-Żydów. Żydzi, którzy teoretycznie przeszli na chrześcijaństwo, ale podtrzymywali więzi etniczne poprzez małżeństwo i kontakty handlowe, byli głównym przedmiotem zainteresowania 250-letniej aktywności Inkwizycji w Hiszpanii, Portugalii i hiszpańskich koloniach w Nowym Świecie. Zasadniczo Inkwizycja powinna być postrzegana, jako reakcja obronna na ekonomiczną i polityczna dominację owych „nowych chrześcijan”. Żydzi odegrali kluczową rolę we wszystkich ważnych wydarzeniach XX w. Stanowili nieodzowny składnik bolszewickiej rewolucji, która stworzyła Związek Radziecki, i pozostali w nim elitarną grupą, co najmniej do okresu po zakończeniu drugiej wojny światowej. Byli ważnym ośrodkiem narodowego socjalizmu w Niemczech, byli także przywódcami kulturowej i etnicznej rewolucji po roku 1965 w Stanach Zjednoczonych i popierali masową emigrację ludności kolorowej do krajów o europejskich korzeniach. We współczesnym świecie zorganizowane grupy lobbystyczne amerykańskich Żydów i głęboko oddani swej sprawie Żydzi w administracji Busha oraz w mediach optują za proizraelską polityką zagraniczną USA, która prowadzi do wojny z całym praktycznie światem arabskim. W jaki sposób tak nieliczna mniejszość może wywierać aż tak ogromny wpływ na historię Zachodu? Niniejszy artykuł jest pierwszym z trzyczęściowego cyklu na temat wpływów żydowskich, który poszukuje odpowiedzi na to pytanie. Stanowi wprowadzenie do żydowskiego etnocentryzmu i innych podstawowych cech, które przyczyniają się do sukcesu Żydów. Drugi artykuł omawia syjonizm, jako typowy przykład dwudziestowiecznego żydowskiego etnocentryzmu i bardzo wpływowy żydowski ruch intelektualno-polityczny. Dalszym celem będzie omówienie uogólnienia dotyczącego żydowskiej historii: tego mianowicie, że w owym długim biegu do współczesności zwyciężyły raczej skrajne elementy żydowskiej społeczności i one to zdeterminowały kierunek rozwoju całej wspólnoty. Jak wykazuje Jonathan Sacks, są oni wąską, zorganizowana grupą, na którą składają się obecnie bardzo wpływowe i zaangażowane organizacje żydowskich aktywistów w Stanach Zjednoczonych oraz najbardziej nacjonalistyczne elementy w Izraelu, i one to określają przyszłą orientację tej społeczności, Trzeci i ostatni artykuł zajmie się neokonserwatyzmem, jako żydowskim ruchem umysłowym i politycznym. Chociaż poruszyłem już ten temat w mojej trylogii o Żydach, obecny jego wpływ na amerykańską politykę zagraniczną wymaga znacznie szerszego potraktowania. Cztery podstawowe cechy, omawiane bardziej szczegółowo poniżej, to: etnocentryzm, inteligencja, siła psychiczna i agresywność. Są one postrzegane, jako leżące u podstaw żydowskiego sukcesu w tworzeniu zwartych, skutecznych grup, zdolnych wpływać na przebieg wydarzeń politycznych i szeroko rozumianą kulturę. We współczesnym świecie żydowski wpływ na politykę i kulturę realizuje się poprzez media i elitarne instytucje akademickie w zadziwiająco wielu obszarach – zbyt wielu, aby je tutaj rozważać.

Żydzi są hiperetnocentryczni W innym miejscu uzasadniałem, ze hiperetnocentryzm żydowski da się wywieść z ich bliskowschodnich korzeni, Tradycyjna kultura żydowska ma pewne cechy identyfikujące ją z rodowymi kulturami tego obszaru. Najważniejszą okolicznością jest tutaj fakt, że Żydzi i inne kultury Środkowego Wschodu rozwijały się w warunkach, które sprzyjały dużym, zdominowanym przez mężczyzn grupom. Podstawą ich były wielopokoleniowe rodziny o wysokim poziomie endogamii (np. małżeństwo w grupie złączonej więzami krwi) oraz małżeństwa zawierane między krewnymi (np, związek bliskich krewnych), w tym także pomiędzy wujem i siostrzenicą, co usankcjonowane jest w Starym Testamencie. Cechy te są absolutnym przeciwieństwem zwyczajów obowiązujących w Europie Zachodniej (patrz tabela nr l na następnej stronie).

Tabela 1: Różnice pomiędzy europejskimi i żydowskimi formami kulturowymi.

Historia ewolucyjna Korzenie kultury europejskiej Korzenie kultury żydowskiej

Myśliwi i zbieracze z Północy Hodowcy i pasterze ze Środkowego Starego Świata

System pokrewieństwa Dwustronny; w niewielkim stopniu patrocentryczny Jednostronny; silnie patrocentryczny

System rodzinny Zwyczajna rodzina Rodzina wielopokoleniowa; wspólne gospodarstwo

Związki małżeńskie Egzogamiczne, monogamiczne Endogamiczne, między krewnymi, poligamiczne

Psychologia małżeństwa Życzliwa; oparta na obopólnej zgodzie oraz uczuciu Utylitarna; oparta na strategicznych interesach rodziny i kontrolowana przez spokrewnioną grupę

Pozycja kobiety Stosunkowo wysoka Stosunkowo niska

Struktura społeczna Indywidualistyczna; republikańska, demokratyczna Kolektywistyczna; autorytarna, charyzmatyczni przywódcy

Etnocentryzm Stosunkowo niski Stosunkowo wysoki; hiperetnocentryzm”

Ksenofobia Stosunkowo niska Stosunkowo wysoka; „hiperksenofobia”

Uspołecznienie Kładzie nacisk na niezależność, samodzielność Kładzie nacisk na identyfikowanie się ze społecznością i zobowiązania wobec spokrewnionej grupy

Postawa intelektualna Rozum; nauka Dogmatyzm; podporządkowanie się zwierzchnikom grupy i charyzmatycznym przywódcom

Postawa moralna Uniwersalizm moralny; moralność nie jest zależna od grupy Partykularyzm moralny; moralność wewnątrz-i pozagrupowa; „czy to służy Żydom?”

Podczas gdy społeczeństwa zachodnie skłaniały się ku indywidualizmowi, podstawową postacią kultury żydowskiej jest kolektywność, której towarzyszy silne poczucie tożsamości i odrębności grupowej. Społeczeństwa Środkowego Wschodu są określane przez antropologów mianem „społeczeństw segmentalnych”, które dzielą się na stosunkowo hermetyczne grupy oparte na pokrewieństwie. Tożsamość grupy często potęgowana jest poprzez zewnętrzne wyróżniki, takie jak fryzura albo ubranie, co w swojej historii Żydzi często czynili i czynią do tej pory. Różne grupy osiedlają się na rozmaitych obszarach, gdzie zachowują jednorodność, żyjąc obok innych, także homogenicznych społeczności, co ilustruje poniższa relacja Carletona Coona: Ideałem było tam podkreślanie jednorodności nie tyle obywateli kraju jako całości, lecz homogeniczności w obrębie każdej poszczególnej jego części i największych między nimi przeciwieństw. Członkowie każdej jednostki etnicznej odczuwają potrzebę utożsamiania się z pewną konfiguracją symboli. Jeżeli z racji swojej historii mają jakąś szczególną cechę rasową, będą starali się ją uwydatnić poprzez specjalne uczesanie; będą także nosili wyróżniające ich stroje i zachowywali się w charakterystyczny dla siebie sposób. Społeczeństwa te w żadnym razie nie są błogim rajem wielokulturowości. Konflikty między grupami często tlą się tuż pod powierzchnią. I tak na przykład, w wieku dziewiętnastym Turcy, Żydzi, chrześcijanie i muzułmanie żyli w pozornej harmonii i nawet zamieszkiwali te same obszary, jednak najmniejsza iskra wystarczyła, aby wywołać pożar. Żydzi są skrajnym przypadkiem owej środkowowschodniej tendencji do hiperkolektywizmu i hiperetnocentryzmu. W mojej trylogii o judaizmie przytaczam wiele przykładów żydowskiego hiperetnocentryzmu i w kilku jej miejscach wyrażam przypuszczenie, że ma on biologiczną podstawę. Na wielu szlachetnych ludziach, łącznie z Williamem Hamiltonem, największym chyba biologu ewolucyjnym XX wieku, środkowowschodni etnocentryzm i fanatyzm sprawia wrażenie skrajności. Pisze on: Jestem pewien, że nie ja pierwszy zastanawiam się, co szczególnego jest w tej części świata, ze podsyca ona tak różnorodną i intensywną świadomość tego, co prawe, iż zrodziły się tam trzy światowe religie – wyznania najbardziej sugestywne, a jednak generujące największe podziały i wzajemnie do siebie nieprzystające. Trudno jest dostrzec tego źródło w miejscu, gdzie zwykle szukam przyczyn naszych silnych emocji – w najgłębszej części nas samych – w naszej biologii i ewolucji. Nawiązując do moich pierwszych dwóch książek o judaizmie, Hamilton zauważa, że nawet ostatnia rozprawa na ten temat, chociaż zgadzam się z jej ogólnym tematem, wydaje mi się ledwie dotykać tego zagadnienia. Jeśli nie udało mi się posunąć dostatecznie głęboko w opisie i analizowaniu żydowskiego etnocentryzmu, stało się tak być może, dlatego, że temat wydaje się niemal niewyobrażalnie bogaty i wszędzie towarzyszą mu uwikłania psychologiczne. Jako panhumanista, Hamilton jest szczególnie świadomy następstw ludzkiego etnocentryzmu, a szczególnie żydowskiej heterogeniczności. Porównując judaizm do tworzenia nowego gatunku ludzkiego, Hamilton zauważa, że: Z humanistycznego punktu widzenia: czy owe gatunki”, którym w ich miastach i wioskach jacyś Marsjanie postanowiliby się przyjrzeć tysiąc, a może więcej lat temu, były udane/dobre? Czy powinniśmy byli pozwolić im się rozwijać, czy akceptujemy je z perspektywy czasu? Biorąc pod uwagę wzrost liczby ludności w wyniku aneksji ziem, uheroicznianie ostatnich masowych mordów na Arabach (Baruch Goldstein zamordował 29 Arabów, w tym także dzieci, przy Grocie Patriarchów w Hebronie w 1994 r.), zaszczytny pogrzeb przyznany medialnemu magnatowi (Robertowi Maxwellowi), który wzbogacił Izrael częściowo poprzez oszukiwanie własnych pracowników w większości nie-Zydów; można sądzić, że niektórzy Izraelczycy zdają się sprzyjać „mądrości rasowej” (racewise?) i nieograniczonemu współzawodnictwu, dokładnie tak samo, jak to czynili starożytni Izraelici i niemieccy naziści. Proporcjonalnie do rozmiaru kraju i stopnia uwagi, z jaką przygląda się temu świat, same uczynki, które zdradzają ów trend odwracania się od panhumanizmu, mogą, jak dotąd, wydawać się błahe, ale ich duch dla tego, kto je obserwuje, zdaje się praktycznie identyczny z pewnymi predyspozycjami, jakie od dawna je poprzedzają, a są obecne zarówno w ludziach, jak i w zwierzętach. Dobrym początkiem dla rozpatrywania żydowskiego etnocentryzmu jest praca Izraela Shahaka, a zwłaszcza Jewish Fundamentalism in Israel – publikacja, której jest współautorem. Dzisiejsi fundamentaliści próbują przywrócić styl życia wspólnot żydowskich sprzed czasów Oświecenia (tzn. mniej więcej sprzed roku 1750). W tamtym okresie ogromna większość Żydów wyznawała Kabałę -żydowski mistycyzm. Wpływowi żydowscy uczeni, tacy jak Gershom Scholem, ignorowali niejawną, bezsprzecznie rasistowską treść Kabały, aby zasugerować, że niesie ona przekaz uniwersalny. Rzeczywisty tekst mówi, że zbawieni mogą być tylko Żydzi, nie-Żydzi natomiast mają szatańskie dusze. Etnocentryzm, oczywisty w tego rodzaju stwierdzeniach, był normą nie tylko w dawnym społeczeństwie żydowskim. Nadal pozostaje on potężnym prądem w łonie współczesnego żydowskiego fundamentalizmu i ma istotne konsekwencje dla izraelskiej polityki. Na przykład, Lubavitcher rebe, rabin Menachem Mendel Schneerson tak oto opisuje różnicę pomiędzy Żydami i gojami: Nie mamy tu do czynienia z przypadkiem dogłębnej przemiany, w której człowiek przechodzi po prostu na wyższy poziom. Mamy tu raczej do czynienia z przypadkiem … zupełnie odmiennego gatunku… Ciało Żyda ma absolutnie inną, jakość, niż ciało [członka] jakiegokolwiek narodu na świecie… Różnica w wewnętrznej jakości [ciała] … jest tak ogromna, że ciała te mogą być poczytywane za całkowicie różne gatunki. Oto powód, dlaczego Talmud twierdzi, że jest halachiczna różnica w postawie wobec ciał nie-Zydów (w przeciwieństwie do ciał Żydów): „ich data istnieją na próżno”… Jeszcze większa różnica zachodzi w odniesieniu do duszy. Istnieją dwa jej przeciwstawne rodzaje: dusza nieżydowska pochodzi ze sfer szatańskich, podczas gdy dusza żydowska wywodzi się ze świętości. Owo przekonanie o żydowskiej wyjątkowości pobrzmiewa w stwierdzeniu Elie Wiesela, działacza zajmującego się Holocaustem: w nas wszystko jest inne. Żydzi są „ontologicznie” wyjątkowi. Gush Emunim i inne fundamentalistyczne żydowskie sekty, opisane przez Shahaka i Mezvinsky’ego, stanowią zatem część długiej i dominującej tradycji, która uważa, że Żydzi i nie-Zydzi stanowią dwa całkowicie odmienne gatunki, z tym że Żydzi są gatunkiem pod każdym względem lepszym od nie-Zydów i obowiązuje ich zupełnie inny kodeks moralny. Uniwersalizm moralny jest zatem sprzeczny z żydowską tradycją, w której przetrwanie i korzyści żydowskiego ludu stanowią najważniejszy kwalifikator etyczny: Wielu Żydów, szczególnie religijnych, zamieszkujących dziś w Izraelu, a także ich zagraniczni zwolennicy, nadal przestrzegają nakazów tradycyjnej żydowskiej etyki, którą pozostali chcieliby zignorować albo usprawiedliwić. Na przykład, rabin Itzhak Ginzburgz Grobu Józefa w Nablus / Szechem (wyższa uczelnia talmudyczna) po tym, jak kilku jego studentów zostało tymczasowo aresztowanych z powodu podejrzenia o zamordowanie arabskiej nastolatki, oświadczył:”Żydowska krew nie jest tym samym, co krew goja”. Rabin Ido Elba: „Według Tory, znajdujemy się w sytuacji pikuah nefesh (ratowania życia) w czasie wojny, a w takiej sytuacji można zabić każdego goja”. Rabin Israel Ariel w roku 1982 pisał, ze „Bejrut jest częścią Krainy Izraela. (Jest to odwalanie się do granic Izraela potwierdzonych w Przymierzu pomiędzy Bogiem i Abrahamem w Księdze Rodzaju; 15:18-20 i Księdze Jozuego 1:3-4)… nasi przywódcy bez wahania powinni wkroczyć do Libanu i Bejrutu i wybić wszystkich do nogi. Nie powinno po nich pozostać nawet wspomnienie. Zwykle to wiośnie studenci jesziwy śpiewają w CNN „Śmierć Arabom”. Złodziejstwo i korupcja wśród religijnych przywódców, które zostały ostatnio udokumentowane procesami sadowymi w Izraelu i poza jego granicami, nadal stawia przed nami pytanie o związek pomiędzy judaizmem a etyką. Moralny partykularyzm w swej najagresywniejszej postaci można zauważyć u ultranacjonalistów (np. Gush Emunim), którzy twierdzą, że: Żydzi nie są i nie mogą być zwyczajnymi ludźmi. Odwieczna wyjątkowość Żydów jest skutkiem Przymierza zawartego na Górze Synaj pomiędzy Bogiem i żydowskim ludem… Konsekwencją tego jest, że najwyższe nakazy przekazane Żydom, w istocie znoszą prawa moralne, które obowiązują w postępowaniu zwyczajne narody. Rabin Shlomo Aviner, jeden z najpłodniejszych ideologów Gush Emunim, dowodzi że boskie przykazania dla żydowskiego ludu „wykraczają poza ludzkie rozumienie praw narodowych”. Wyjaśnia, że o ile Bóg żąda od innych narodów przestrzegania abstrakcyjnych kodeksów sprawiedliwości i moralności, prawa te nie obowiązują Żydów. Jak uzasadniam w drugim artykule niniejszego cyklu, to właśnie najskrajniejsze elementy w łonie wspólnoty żydowskiej wyznaczają ostatecznie drogę całej społeczności. Te fundamentalistyczne i ultranacjonalistyczne grupy nie są malutkimi skrajnymi ugrupowaniami, zwykłymi reliktami tradycyjnej kultury żydowskiej. Cieszą się powszechnym poważaniem izraelskiego społeczeństwa i wielu Żydów diaspory. Mają ogromny wpływ na izraelski rząd, szczególnie na rządy partii Likud i obecny rząd jedności narodowej, kierowany przez Ariela Sharona. Członkowie Gush Emunim stanowią znaczący procent elitarnych jednostek izraelskiej armii. Jak można było oczekiwać w oparciu o przypuszczenie, że są oni skrajnie etnocentryczni, przejawiają o wiele większą, niż inni izraelscy żołnierze skłonność do bezlitosnego i brutalnego traktowania Palestyńczyków. Partie religijne razem reprezentują około 25% izraelskiego elektoratu – procent ten z pewnością będzie wzrastał z racji wysokiego przyrostu naturalnego wśród religijnych Żydów i narastania problemów związanych z Palestyńczykami, co zjedna sprawie ekstremistów więcej przychylności pozostałych Izraelczyków. Biorąc pod uwagę frakcyjność izraelskiej polityki i wciąż zwiększającą się liczbę ugrupowań religijnych, nieprawdopodobne jest, aby przyszły rząd mógł powstać bez ich udziału. Dlatego pokój na Bliskim Wschodzie wydaje się niemożliwy bez całkowitej kapitulacji Palestyńczyków albo ich wypędzenia. (…) W mentalności żydowskiej wszelki krytycyzm musi zostać stłumiony, ponieważ w przeciwnym razie mogłoby to oznaczać zaryzykowanie kolejnego Holocaustu: Nie istnieje nic takiego, Jak nazbyt silna reakcja na antysemicki incydent, ani wyolbrzymianie wszechobecnego niebezpieczeństwa. Każdy, kto drwił z poglądu, że w amerykańskim społeczeństwie pojawiają się niebezpieczne oznaki, nie pojął „lekcji Holocaustu”. Przykładu dostarcza Norman Podhoretz, redaktor naczelny głównego neokonserwatywnego dziennika wydawanego przez Amerykański Komitet Żydowski: [Mój] pogląd jest taki, że to, co spotkało europejskich Żydów, było wpojoną podświadomie nauczką… Polegała ona na tym, ze antysemityzm – nawet relatywnie nieszkodliwa, delikatna zmiana, które wprowadza limity przyjęć skierowane przeciwko żydowskim studentom lub powstrzymuje ich rodziców przed wstępowaniem do modnych klubów albo zatrudnianiem się w prestiżowych firmach z Wall Street – może się skończyć masowym mordem. To potężny argument „równi pochyłej”. Schemat jest następujący: krytycyzm wobec narodu żydowskiego powoduje wyzwolenie niechęci, ona z kolei prowadzi do wrogości wobec Żydów, to wiedzie do Hitlera, a w końcu do ludobójstwa. Dlatego wszelki krytycyzm musi zostać stłumiony. Posługując się taka logiką, łatwo jest oddalić argumenty o prawach Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy, ponieważ stawką jest „przetrwanie Izraela”. Rozważmy, na przykład, poniższą ulotkę rozprowadzaną przez neokonserwatystę Davida Horowitza: Walka na Bliskim Wschodzie nie polega na ścieraniu się dwóch słusznych racji. Idzie tu o trwające od pięćdziesięciu lat arabskie wysiłki, zmierzające do zniszczenia żydowskiego państwa, i odmowę zaakceptowania istnienia Izraela przez państwa arabskie w ogóle, a palestyńskich Arabów w szczególności… Konflikt na Bliskim Wschodzie nie toczy się wokół izraelskiej okupacji tych terytoriów, lecz wokół odmowy Arabów na zawarcie pokoju z Izraelem, co jest wyrazem ich pragnienia zagłady żydowskiego państwa. Argumenty związane z „przetrwaniem Izraela” przebijają obawy o podział skąpych zasobów, np. wody, zajęcie palestyńskiej ziemi, odpowiedzialność zbiorową, tortury i całkowite upodlenie palestyńskich społeczności w izolowanych, okupowanych przez wojsko enklawach – jak te w Bantustanie. Z owej logiki wynika, że krytycy izraelskiej okupacji Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy są za zniszczeniem Izraela i, co za tym idzie, za masowym wymordowaniem milionów Żydów. Podobnie, w trakcie debaty nad sprzedażą sprzętu wojskowego Arabii Saudyjskiej, za rządów administracji Cartera, lobby izraelskie imało się wszelkich środków, łącznie z rozpowszechnianiem kongresie książek opartych na telewizyjnym cyklu filmowym Holocaust. Amerykańsko-Izraelski Komitet Spraw Publicznych (AIPAC), główna żydowska grupa lobbystyczna w Kongresie dołączył notatkę stwierdzającą, że: Ta wstrząsająca relacja o eksterminacji sześciu milionów Żydów, niezależnie od zewnętrznych gwarancji, potwierdza w trakcie obecnych negocjacji izraelskie obawy o bezpieczeństwo. Innymi słowy, sprzedaż samolotów wczesnego ostrzegania AWACS Arabii Saudyjskiej, zacofanemu królestwu o niewielkim potencjale militarnym, jest równoznaczne ze zmową w celu eksterminacji milionów Żydów. Żydowski sposób myślenia o imigracji do USA ukazuje tą samą logikę. Tak oto opisuje ją żydowski konserwatysta Lawrence Auster: Liberalny pogląd, głoszony przez Normana Podhoretza, że „żaden dogmatyzm nie uznaje wyjątków”, sugeruje, iż wszystkie przejawy emocji grupy lokalnej wobec napływowej – są w istocie tym samym, i są równie złe. Zaprzecza to oczywistemu faktowi, że pewne grupy z zewnątrz różnią się bardziej od grupy lokalnej, więc w mniejszym stopniu ulegają asymilacji, słuszniej, zatem, niż inne, zostają odseparowane. Oznacza to, na przykład, że chęć zamknięcia muzułmańskim imigrantom dostępu do Ameryki jest równie godna potępienia, jak chęć zakazania tego katolikom albo żydom. Teraz, kiedy Żydzi połączą ze sobą pogląd, że „każde uprzedzenie społeczne i wykluczenie potencjalnie prowadzi do Auschwitz”, z przekonaniem, że „żaden dogmatyzm nie uznaje wyjątków”, muszą dojść do konkluzji, iż jakiekolwiek wykluczenie jakiejkolwiek grupy, bez względu na to, jak obcej w stosunku do spoleczeństwa-gospodarza, potencjalnie oznacza Auschwitz. Otóż to. Ustaliliśmy tu fundamentalne żydowskie przekonanie, które sprawia, że Żydzi nieustępliwie optują za masową imigracją, nawet swoich śmiertelnych wrogów. Zgodnie z ich tokiem rozumowania, trzymanie nienawidzących Żydów muzułmanów z dala od Ameryki, byłoby równoznaczne z przygotowywaniem gruntu dla kolejnego Holocaustu. Pogląd, że każdy rodzaj myślenia, który zakłada wykluczenie, jeżeli pojawia się wśród jakiejś części Amerykanów – a zwłaszcza wśród tych pochodzenia europejskiego – nieubłaganie prowadzi do Holocaustu, nie jest dla Żydów jedynym powodem, dla którego organizacje żydowskie popierają masową imigrację. Ustaliłem jeszcze dwa inne: przekonanie, że większa różnorodność etniczna zapewnia Żydom większe bezpieczeństwo i głębokie poczucie historycznej urazy i żalu w stosunku do tradycyjnej kultury Europy i Stanów Zjednoczonych oraz kultywujących ją ludzi. Te dwa odczucia ilustrują także żydowski partykularyzm moralny, ponieważ w rozważaniach nad polityką imigracyjną nie chcą oni brać pod uwagę etnicznych interesów pozostałych obywateli. Ostatnio, Leonard S. Glickman, prezes i naczelny dyrektor Hebrew Immigrant Aid Society (Towarzystwo Pomocy Hebrajskim Imigrantom – przyp. tłum.), ugrupowania, które od ponad stu lat opowiada się za wolną imigracją do Stanów Zjednoczonych, podniósł argument dywersyfikacji, jako [gwarancji] bezpieczeństwa. Glickman stwierdził, że Im bardziej amerykańskie społeczeństwo jest zdywersyftkowane, tym bezpieczniej dla Żydów. Obecnie HIAS głęboko zaangażowało się w rekrutację uchodźców z Afryki, aby wyemigrowali do USA. Dywersyfikacja, jako argument na rzecz bezpieczeństwa, i jego związek z historycznymi pretensjami w stosunku do cywilizacji europejskiej, kryje się w wydanym ostatnio oświadczeniu Centrum Szymona Wiesenthala [CSW] , które ukazało się w odpowiedzi na stwierdzenie byłego prezydenta Francji Valery’ego Giscarda d’Estaing, że dla muzułmańskich Turków nie ma miejsca w Unii Europejskiej: Paradoksalnie, w piętnastym wieku, kiedy europejscy monarchowie wypędzili Żydów, to wiośnie muzułmańska Turcja zgodziła się ich przyjąć… Podczas Holocaustu, kiedy Europa wyżynała swych Żydów, to właśnie turecki konsul zapewnił ochronę uciekinierom z Francji rządu Vichy i z innych krajów, które byty sojusznikami nazistów… Ofiarami dzisiejszych europejskich neonazistów i skinheadów padają Turcy, podczas gdy pan, Panie Prezydencie, ma podobno rozpatrzyć prośbę papieża, aby pańska Konstytucja podkreślała chrześcijańskie dziedzictwo Europy. [Centrum sugeruje, aby nowa Konstytucja Giscarda d'Estaing] uwypukliła pluralizm wielowyznaniowej i wieloetnicznej Europy, w której uczestnictwo muzułmańskiej Turcji może wzmocnić muzułmańskie społeczności na kontynencie -i oczywiście, samą Turcję – w obliczu groźby ekstremizmu, nienawiści i fundamentalizmu. Europejska Turcja może mieć zbawienny wpływ na stabilizację w Europie i na Środkowym Wschodzie. Widzimy tutaj moralny partykularyzm w połączeniu z głębokim poczuciem historycznej urazy – mówiąc wprost, nienawiścią – w stosunku do cywilizacji europejskiej, oraz pragnienie upadku Europy jako cywilizacji chrześcijańskiej z jej tradycyjną bazą etniczną. Według CSW, groźby ekstremizmu, nienawiści i fundamentalizmu – skierowane pierwotnie wobec Żydów – mogą być usunięte poprzez odrzucenie tradycyjnych, kulturowych i etnicznych podstaw cywilizacji europejskiej. Wydarzenia, które rozegrały się pięćset lat temu, nadal żyją w umysłach żydowskich działaczy. W czasach, kiedy Izrael dysponuje bronią nuklearną i środkami jej przenoszenia na duże odległości, zjawisko to powinno wszystkich nas zmusić do zastanowienia. (…) CSW występuje przeciwko nienawiści, ale nie przeciwstawia się jej jako normatywnemu aspektowi judaizmu. Żydowska nienawiść do nie-Żydów okazuje się stałym motywem na przestrzeni wieków, poczynając od starożytności. Rzymski historyk Tacyt zanotował, że Między sobą są niezachwianie uczciwi i zawsze gotowi okazać współczucie, resztę ludzkości poczytują jednak za znienawidzonych wrogów. Osiemnastowieczny historyk angielski Edward Gibbon był zdumiony fanatyczną nienawiścią, przejawianą przez Żydów w starożytnym świecie: Od rządów Nerona do Antoninusa Piusa, Żydzi okazywali ogromne zniecierpliwienie rzymskimi rządami, które wciąż wybuchało w postaci najwścieklejszych rzezi i powstań. Jesteśmy wstrząśnięci w naszym człowieczeństwie szczegółowym wyliczaniem przerażających okrucieństw, jakie popełnili w miastach Egiptu, Cypru i Cyreny, które zamieszkiwali, żyjąc w fałszywej przyjaźni z niczego niepodejrzewającymi autochtonami; mamy, zatem ochotę przyklasnąć srogiemu odwetowi, jaki został wymierzony ręką legionów rasie fanatyków, którym ich okropny i naiwny zabobon zjednał nieprzejednanych wrogów, chyba nie tylko wśród rzymskich władz, lecz pośród całego rodzaju ludzkiego. Dziewiętnastowieczny historyk hiszpański Jose Amador de los Rios tak pisał o hiszpańskich Żydach, którzy towarzyszyli muzułmańskiemu podbojowi: bez żadnej miłości do ziemi, na której żyli, bez żadnych uczuć, jakie uszlachetniają człowieka, i na koniec, bez żadnych wielkodusznych sentymentów, dążyli jedynie do zaspokojenia swojej chciwości i dokonania takiego zniszczenia, jak Goci; korzystając z okazji objawiali swoją urazę i chełpili się nienawiścią, jaką nagromadzili przez tak wiele stuleci. W roku 1913 ekonomista Werner Sombart w swoim klasycznym dziele Żydzi i nowoczesny kapitalizm scharakteryzował judaizm nazywając go od najdawniejszych czasów osamotnioną, i dlatego oddzieloną i odseparowaną grupą. Wszystkie narody były wstrząśnięte ich nienawiścią do innych. Niedawny artykuł pióra Meira Y. Soloveichika, trafnie zatytułowany Cnota nienawiści, rozwija temat normatywnej fanatycznej żydowskiej nienawiści. Judaizm uważa, że o ile przebaczenie często jest cnotą, nienawiść może być rzeczą cnotliwą, kiedy mamy do czynienia z kimś przerażająco podłym. Zamiast zatem wybaczać, możemy mu życzyć choroby; zamiast nadziei na jego skruchę, możemy żywić nadzieję, ze nasi wrogowie doświadczą boskiego gniewu. Soloveichik pisze, że Stary Testament jest pełen opisów okropnych i gwałtownych śmierci zadawanych wrogom Izraelitów – jest to pragnienie nie tylko samej zemsty, ale zemsty utopionej we krwi, dokonanej w najbardziej upokarzający sposób, jaki sobie możną wyobrazić: Hebrajscy prorocy nie tylko nienawidzili swoich wrogów, lecz upajali się ich cierpieniem i widzieli w tym zasłużoną sprawiedliwość. W Księdze Estery, kiedy Żydzi zabili dziesięciu synów Hamana, ich prześladowczym Estera prosi, aby powiesić ich na szubienicach. Ta, normatywna w judaizmie, fanatyczna nienawiść, daje się dostrzec w powszechnie używanym przez ortodoksyjnych Żydów powiedzeniu yemach shemo, co znaczy: niech imię jego będzie wymazane. Zwrot ten jest używany zawsze, kiedy wspomina się o jakimś wielkim wrogu żydowskiego narodu, czy to byłym, czy też obecnym. (…) Felietonista polityczny Joe Sobran, który z racji zawodu ponosi konsekwencje wyrażania swoich opinii na temat Izraela, obnaża moralny partykularyzm Normana Podhoretza, jednego z licznego chóru głosów, jakie opowiadają się za przekształceniem całego Bliskiego Wschodu zgodnie z interesami Izraela: Podhoretz nieświadomie obnażył świat manichejskiej fantazji jakże wielu z tych, którzy obecnie nawołują do wojny z Irakiem. Stany Zjednoczone i Izrael są „dobre”; muzułmańskie kraje arabskie są „złe”, a ci, którzy się tej wojnie przeciwstawiają, reprezentują „relatywizm moralny”, rzekomo neutralny, ale w istocie stojący po stronie „zła”. To po prostu obłąkańcze. Zdolność dostrzegania zła wyłącznie we wrogu to nie „moralna klarowność”. To sama istota fanatyzmu. Teraz zaleca się nam, abyśmy jeden jego rodzaj zwalczali innym. Jak odnotowuje Sobran, ten moralny partykularyzm jest nie-uświadamiany – stanowi przykład samooszukiwania się. Świat jest rozcięty na dwie części, tą złą i tą dobrą, nas i was – tak jak od ponad dwóch tysiącleci widzą go Żydzi. Niedawno Jared Taylor i David Horowitz wdali się w dyskusję, która dotyczyła zagadnień żydowskich. Oto, co pisze Taylor: Pan Horowitz piętnuje pogląd, że „wszyscy jesteśmy więźniami polityki tożsamości”, sugerując, iż rasa i etniczność to błahostki, które musimy się starać przezwyciężyć. Lecz jeśli tak, dlaczego na głównej stronie internetowej FrontPage Mag nieustannie pojawia się apel o datki na rzecz „David’s Defense of Israel Campaign”? (kampania na rzecz obrony Izraela – przyp. tłum.]. Dlaczego właśnie Izraela, a nie, dajmy na to, Kurdystanu, Tybetu, kraju Basków albo Czeczenii? Ponieważ pan Horowitz jest Żydem. Jego oddanie dla Izraela stanowi przejaw dokładnie tego samego rodzaju partykularnej tożsamości, jakiej odmawia mnie i innym świadomym swojej przynależności rasowej białym. Gorąco popiera świadome siebie żydowskie państwo, ale kiedy ja pracuję na rzecz przywrócenia samoświadomości białej Ameryki, nazywa to „uleganiem wielokulturowym miazmatom”. W przypadku Izraela jednoznacznie popiera tożsamość etniczną, ale mówi, że Amerykanom mieć jej nie wolno… Jeżeli popiera żydowski Izrael, powinien popierać białą Amerykę. Taylor sugeruje, że Horowitz albo oszukuje samego siebie, albo jest nielogiczny. Ciekawe, że Horowitz był doskonale świadom samooszukiwania się swoich rodziców. W jego opisie ojca i matki widać silny etnocentryzm, który tli się pod krzykliwym uniwersalizmem żydowskich komunistów Ameryki połowy lat dwudziestych. W swojej książce Radical Son Horowitz przedstawia świat rodziców, którzy wstąpili do „shul” (synagogi), prowadzonej przez partię komunistyczną, gdzie żydowskim świętom nadawano interpretację polityczną. Jeśli chodzi o ich psychikę, ludzie ci równie dobrze mogliby przebywać w osiemnastowiecznej Polsce, przecież nie mieli żadnej świadomości żydowskiej tożsamości. Horowitz pisze: To, co uczynili moi rodzice, wstępując do Partii Komunistycznej i przeprowadzając się do Sunnyside, było powrotem do getta. Ten sam, wspólny i poufny jeży k, ten sam hermetycznie zamknięty świat, to samo pozerstwo – pokazywanie jednej twarzy światu na zewnątrz, a innej własnemu plemieniu. Co ważniejsze, istniało tam to samo przeświadczenie, że jesteśmy naznaczeni do prześladowań i w szczególny sposób uświęceni; to samo poczucie moralnej wyższości wobec liczniejszych i silniejszych gojów. Panował ten sam lęk przed wykluczeniem za heretyckie poglądy; lęk, który przykuwał wybranych do ich wiary. Gdziekolwiek są, Żydzi odtwarzają swoją strukturę społeczną, nawet, kiedy zupełnie nie zdają sobie z tego sprawy. Gdy owych komunistów spytano o ich żydowskie przekonania, zaprzeczyli, jakoby mieli jakiekolwiek. Nie byli także świadomi tego, że wybierali sobie żydowskich współmałżonków, a jednak wszyscy poślubili wyłącznie Żydów. Owo zaprzeczenie jest na rękę żydowskim organizacjom i intelektualnym protagonistom, którzy starają się pomniejszyć rolę Żydów, jako radykalnej lewicy dwudziestego stulecia. I tak, na przykład, zwykłą taktyką ADL (Anti-Defamation League – Liga Przeciw Zniesławieniu – przyp. tłum.), poczynając od ery „czerwonego strachu” w latach dwudziestych, przez cały okres zimnej wojny, było podtrzymywanie twierdzenia, że żydowscy radykałowie nie są już Żydami, ponieważ nie podzielają żydowskich przekonań religijnych. Nie-Żydzi ryzykują, że nie pojmą w pełni, jak w istocie potężne są żydowski partykularyzm i samooszukiwanie się. Kiedy Horowitzowi wytyka się jego żarliwe poparcie dla Izraela, ten po prostu zaprzecza, jakoby miało to coś wspólnego z jego przynależnością etniczną: popiera Izrael, bo to jest kwestia zasad – wierności uniwersalnym normom moralnym – i podkreśla związek pomiędzy Izraelem i Zachodem. Izrael atakują ci sami wrogowie, którzy zaatakowali Stany Zjednoczone. Izrael jest miejscem, z którego wywodzi się kultura Zachodu. Mija się z rzeczywistością, bo jak odnotowano w raporcie Komisji ds. 11 Września, jednym z głównych powodów zaatakowania USA, a także i tego, że są one powszechnie znienawidzone w świecie arabskim, było postępowanie Izraela wobec Palestyńczyków. Powyższe twierdzenie nie bierze też pod uwagę faktu, że kultura zachodnia i jej silne przywiązanie do indywidualizmu są przeciwieństwem judaizmu, a zachodnia orientacja Izraela to tylko pozory, pod którymi kryje się głęboko zakorzeniona struktura państwa apartheidu, opartego na przynależności etnicznej. Trudno spierać się z ludźmi, którzy nie potrafią dostrzec albo przynajmniej pogodzić się z głębią swojego etnicznego zaangażowania i wciąż działają na wiele sposobów, które narażają na szwank etniczne interesy innych. Ludzie tacy jak Horowitz (i jego rodzice) nie dostrzegają go, mimo że dla wszystkich wokół jest ono oczywiste. Można chyba powiedzieć to samo o Charlesie Krauthammerze, Williamie Safire, Williamie Kristolu, Normanie Podhoretzu i całej rzeszy prominentnych Żydów, którzy wspólnie zdominowali sposób przedstawiania Izraela w amerykańskich mediach. Horowitz, jak można było oczekiwać, widzi USA, jako pozbawiony zbiór uniwersalnych zasad. Idei tej dali początek ponad wiek temu żydowscy intelektualiści, szczególnie Horace Kallen, a działo się to w czasach, kiedy istniała silnie ugruntowana koncepcja, że Stany Zjednoczone przynależą do cywilizacji europejskiej, której cechy mają podstawy rasowo-etniczne. Jak wszyscy wiemy, tamten świat zniknął wraz ze swym intelektualnym zapleczem, a ja usiłuję wykazać, że główną siłą przeciwstawiającą się koncepcji o europejskich rasowych i etnicznych korzeniach USA był konglomerat żydowskich ruchów umysłowych i politycznych, które działając wspólnie, uczyniły poczucie europejskiej tożsamości etnicznej i europejskich interesów etnicznych czymś nagannym i chorobliwym. Biorąc pod uwagę, że skrajny etnocentryzm przenika nadal wszystkie cząstki zorganizowanej żydowskiej społeczności, w popieraniu deetnicyzacji Europejczyków (jest to powszechny sentyment w ruchach, jakie omawiam w Culture of Critique) widzieć należy strategiczne posunięcie, wymierzone przeciwko ludziom uważanym za historycznych wrogów. W rozdziale ósmym zwracam uwagę na długą listę podobnych, podwójnych standardów, szczególnie w odniesieniu do polityki prowadzonej przez Izrael w zestawieniu z polityką organizacji żydowskich, jaką prowadzą one w USA. Faworyzując dominującą grupę etniczną, obejmuje ona oddzielenie Kościoła od państwa, wielokulturowość społeczeństwa i politykę imigracyjną. Stosowanie takiej podwójnej normy jest dosyć powszechne. W Culture of Critique zwracam uwagę na fakt, że orędownicy sprawy żydowskiej, zwracając się do zachodnich odbiorców, forsują taką politykę, która odpowiada żydowskim (partykularnym) interesom, i posługują się przy tym językiem pojęć uniwersalizmu moralnego i intelektualnego dyskursu; klasycznym tego przykładem jest racjonalizacja, jakiej dokonał David Horowitz w odniesieniu do swego zaangażowania na rzecz Izraela. Głównym tematem Culture of Critique jest decydująca rola żydowskich organizacji w zwalczaniu idei, że Stany Zjednoczone powinny być krajem europejskim. Jednocześnie, organizacje te gorąco popierały Izrael, jako państwo Żydów. Przyjrzyjmy się, na przykład, komunikatowi prasowemu, jaki wydała LPZ 28 maja 1999 r.: Liga Przeciw Zniesławieniu (ADL) pochwaliła- dziś uchwalenie radykalnych zmian w niemieckim prawie imigracyjnym, twierdząc, że złagodzenie rygorystycznych wymagań procedury naturalizacji „zapewni właściwy klimat dla dywersyfikacji i wprowadzenia jej w życie. Rzeczą bardzo podnoszącą na duchu jest widzieć, że pluralizm zapuszcza korzenie w społeczeństwie, które mimo silnego ustroju demokratycznego, przez dziesiątki lat prowadziło nieustępliwą politykę w sprawie obywatelstwa, które można było uzyskać wyłącznie z racji pochodzenia lub pokrewieństwa”, powiedział Abraham H. Foxman, przewodniczący krajowego oddziału ADL. Złagodzenie wymagań imigracyjnych ma szczególne znaczenie w świetle niemieckiej historii Holocaustu oraz prześladowań Żydów i innych mniejszości. Nowe prawo zapewni właściwy klimat dla dywersyfikacji i urzeczywistnienia jej w narodzie obarczonym uciążliwym dziedzictwem ksenofobii, gdzie kategoria „my i oni” zostanie zastąpiona zasadą obywatelstwa dla wszystkich. Ani słowa wzmianki o analogicznych przepisach w Izraelu, które ograniczają imigrację Żydów, ani o długofalowej polityce odrzucania możliwości repatriacji dla palestyńskich uchodźców pragnących powrócić do Izraela lub na terytoria okupowane. Przyklaskuje się potencjalnej zmianie postawy „my-oni”, która rzekomo ma być typowa dla Niemiec, natomiast nie wspomina się o analogicznej postawie, charakterystycznej dla Izraela i kultury żydowskiej na przestrzeni dziejów. Niedawno izraelskie ministerstwo spraw wewnętrznych wydało rozporządzenie, że nowi imigranci, którzy przeszli na religię judaistyczną, nie będą już dłużej mogli sprowadzać do kraju nieżydowskich członków rodziny. Oczekuje się, że decyzja ta spowoduje zmniejszenie o połowę liczby imigrantów do Izraela, którzy owe warunki spełniają. Mimo to, organizacje żydowskie nadal są gorącymi orędownikami wieloetnicznej imigracji do Stanów Zjednoczonych, a jednocześnie udzielają ślepego poparcia Izraelowi. Owa powszechna podwójna miara została odnotowana przez pisarza, Vincenta Sheeana, kiedy obserwował syjonistów w Palestynie w roku 1930: oto idealizm idzie ręka w rękę z najokropniejszym cynizmem ,… oto są faszystami we własnych sprawach, jeżeli chodzi o Palestynę, a internacjonalistami we wszystkim innym. Nie wie prawica, co czyni lewica – jaskrawe samooszukiwanie się. Żydowski etnocentryzm ma mocne podstawy także w świetle dociekań naukowych, które potwierdzają, że społeczności żydowskie nadal są spójne genetycznie. Najbardziej godne uwagi są niedawne badania, przeprowadzone przez Michaela Hammera i jego współpracowników. Opierając się na danych uzyskanych z analizy chromosomu Y, Hammer i jego koledzy ustalili, że we wspólnotach żydowskich w ciągu ponad dwóch tysiącleci, tylko jedno zajście w ciążę na 200 odbywało się z udziałem nie-Żyda. Z powodu swojego głębokiego etnocentryzmu Żydzi zwykle utrzymują pomiędzy sobą doskonałe stosunki – jest to istotny czynnik w tworzeniu efektywnej grupy. Jedną z dróg wiodących ku zrozumieniu tego potężnego pociągu do członków tej samej grupy etnicznej jest Teoria Genetycznego Podobieństwa (TGP) J. Philippe’a Rushtona. Wedle niej, przyciągamy do siebie tych, którzy genetycznie są do nas podobni. Jedna z podstawowych idei biologii ewolucyjnej głosi, że od ludzi oczekuje się, iż pomogą swoim krewnym, ponieważ dzielą z nimi podobne geny. Kiedy ojciec pomaga dziecku lub wuj bratankowi, w istocie pomaga także sobie, a to z racji bliskiego genetycznego pokrewieństwa (Rodzice przekazują połowę swoich genów dzieciom, wujowie jedną czwartą genów mają wspólną z bratankami, bratanicami, siostrzeńcami i siostrzenicami). TGP rozciąga ten pogląd również na osoby nie będące krewnymi, argumentując, że ludzie korzystają na faworyzowaniu tych, którzy są do nich genetycznie podobni, nawet, jeżeli nie są z nimi spokrewnieni. TGP zawiera istotne implikacje dla zrozumienia współpracy i spoistości w obrębie żydowskiej społeczności. Zakłada ona, że ludzie będą przyjaźniej się odnosili do tych, którzy są do nich podobniejsi genetycznie. W przypadku Żydów i nie-Żydów przewiduje, że Żydzi będą bardziej skłonni do współpracy i szukania sobie przyjaciół pośród siebie, a relacje te osiągną wysoki poziom doskonałych stosunków międzyludzkich i zapewnią głęboką satysfakcję psychiczną. TGP tłumaczy nadzwyczaj dobre wewnętrzne relacje i solidarność Żydów. Ponieważ ogromna ich większość jest blisko związana genetycznie, TGP przewiduje, że będą się sobie wydawać bardzo atrakcyjni, a mogą nawet być w stanie rozpoznać się nawzajem, mimo braku charakterystycznego ubioru czy uczesania. Dowodem na to twierdzenie jest pewna anegdota. Teolog Eugene Borowitz pisze, że Żydzi w różnych sytuacjach społecznych szukają siebie nawzajem i czują się daleko lepiej, kiedy odkryją, kto w towarzystwie jest Żydem. Większość Żydów twierdzi, że są wyposażeni w jakiś system rozpoznania „swój-obcy”, który umożliwia im wykrycie obecności innego Żyda, nawet, jeżeli ten bardzo się maskuje. Inny żydowski pisarz omawia niewiarygodne poczucie jedności, jaką odczuwa z innymi Żydami, oraz swoją umiejętność rozpoznawania ich w miejscach publicznych; niektórzy Żydzi nazywają ten talent J-dar. Jedząc obiad ze swoją narzeczoną, która nie jest Żydówką, natychmiast zostaje rozpoznany przez swoich, jako Żyd i od razu nawiązuje się między nimi „braterska więź”, która nie obejmuje jego nie-żydowskiej towarzyszki. Robert Reich, minister pracy w administracji Clintona opisał swoje pierwsze spotkanie twarzą w twarz z prezesem Zarządu Rezerwy Federalnej Alanem Greenspanem: Nigdy wcześniej nie zetknęliśmy się, ale poznałem go natychmiast. Jedno spojrzenie, jeden zwrot językowy i już wiedziałem, gdzie i jak dorastał, skąd wzięty się jego energia i poczucie humoru. Jest z Nowego Jorku. Jest Żydem. Wygląda jak mój wujek Louis, głos ma jak wujek Sam. Czuję, że razem bywaliśmy na niezliczonych weselach, bar micwach i pogrzebach. Znam jego strukturę genetyczną. Mam pewność, że na przestrzeni minionych pięciuset lat – może nawet wcale nie tak dawno – mieliśmy tych samych przodków. Reich ma tu niemal całkowitą rację: on i Greenspan rzeczywiście mają wspólnego i nie tak dawnego przodka, a genetyczna bliskość sprawia, że odczuwają do siebie prawie nadnaturalny sentyment. Pamiętajmy też o Zygmuncie Freudzie, który napisał, że: zalety judaizmu i Żydów są tak nieodparte – wiele mrocznych emocjonalnych sit – tym potężniejszych, im mniej dają się ubrać w słowa, a przy tym klarowna świadomość wewnętrznej tożsamości, tajemnica tej samej konstrukcji psychicznej. Każda praca na temat judaizmu musi się rozpoczynać, i prawdopodobnie kończyć, omówieniem owej niewiarygodnie silnej więzi, jaka istnieje pomiędzy Żydami – więzi, którą tworzą bliskie genetyczne pokrewieństwo i intensyfikacja psychicznych mechanizmów, jakie leżą u podłoża grupowej spójności. Siła dobrych stosunków pomiędzy Żydami przekłada się na zwiększoną zdolność do współdziałania w wysoce zmotywowanych grupach. Podsumowując tę część rozważań, stwierdzamy: ogólnie rzecz ujmując, zorganizowane, współczesne społeczności żydowskie charakteryzują się wysokim poczuciem tożsamości i etnocentryzmem. Organizacje skupiające żydowskich działaczy, takie jak ADL, Amerykański Komitet Żydowski (American Jewish Committee), Towarzystwo Pomocy Hebrajskim Imigrantom (Hebrew Immigrant Aid Society) i ich neokonserwatywni doradcy nie są wytworem fundamentalistów ani ortodoksów, ale reprezentują szeroki przekrój żydowskiej społeczności, w tym także ateistów i Żydów reformowanych. Na ogół, im czynniej angażują się oni w żydowskiej społeczności, tym bardziej są za zapobieganiem mieszanym małżeństwom i zachowaniem spójności etnicznej. Mimo że wśród mniej zaangażowanych Żydów procent mieszanych małżeństw jest raczej wysoki, ich potomstwo nie stanowi żadnej znaczącej ilościowo grupy pośród obecnego kierownictwa społeczności żydowskiej w USA. W łonie tradycyjnego ogólnoludzkiego etnocentryzmu, jego żydowska odmiana jest formą najprostszą, chociaż z pewnością stanowi jeden ze skrajniejszych przypadków. Fascynująca jest jednak jego intelektualna podbudowa, która stanowi przykrywkę dla żydowskiego etnocentryzmu. Jej złożoność i intelektualne wyrafinowanie racjonalizacji, które go mają usprawiedliwiać (niektóre z nich omówiłem w Separation and Its Discontents), a także jej raczej przerażająca hipokryzja (albo rozmyślny podstęp), z jaką Żydzi wyrażają swój sprzeciw wobec etnocentryzmu Europejczyków. (…)

II Syjonizm i wewnętrzna dynamika judaizmu W pierwszej części cyklu omówiłem żydowski etnocentryzm, dostrzegając w nim kluczowy czynnik decydujący o sukcesach, jakie odnoszą Żydzi w działalności społeczno-politycznej.

We współczesnym świecie, najważniejszy przykład żydowskiego etnocentryzmu i ekstremizmu stanowi syjonizm. W istocie jest on niezwykle wprost ważny. Jak już pisaliśmy, Stanom Zjednoczonym udało się niedawno zniszczyć reżim w Iraku, a wpływowi Żydzi powszechnie opowiadają się za wojną USA z całym światem islamu. W jednym z ostatnich wydań Commentary (wpływowego dziennika wydawanego przez Amerykański Komitet Żydowski) jego redaktor naczelny Norman Podhoretz stwierdza: Reżimów, które od dawna zasługują na obalenie i zastąpienie ich inną władzą nie można ograniczać do trzech tylko państw tzw. osi zła (Irak, Iran, Korea Północna). Powinno się ją rozciągnąć jeszcze, co najmniej na Syrię, Liban i Libię, a także na „przyjaciół Ameryki”, takich jak saudyjska rodzina królewska, prezydent Egiptu Hosni Mubarak, oraz na Autonomię Palestyńską rządzoną czy to przez Arafata, czy przez któregoś z jego pachołków. Bardziej niż cokolwiek innego, jest to lista krajów, których Izrael nie lubi, a jak wykazuję to w trzeciej części cyklu, zagorzali i blisko związani z Izraelem syjoniści zajmują ważne stanowiska w administracji Busha, przede wszystkim w Departamencie Obrony i w gronie współpracowników wiceprezydenta Dicka Cheneya. Długofalowym następstwem syjonizmu jest fakt, że USA bliskie są podjęcia próby całkowitego przekształcenia świata arabsko-islamskiego tak, aby powstały w nim nowe rządy, które zaakceptują Izrael i każdy los, jaki zgotuje on Palestyńczykom, a ponadto, co całkiem prawdopodobne, aby przygotować grunt pod dalszą izraelską ekspansję. Syjonizm jest przykładem istotnej prawidłowości, jaka przewija się przez historię Żydów: zawsze, kiedy pojawia się w niej jakiś punkt zwrotny, do głosu dochodzą elementy bardzo etnocentryczne – można określić je mianem radykalnych, i to one właśnie nadają kierunek całej wspólnocie i ostatecznie zdobywają poparcie większości. Księgi Ezdrasza i Nehemiasza wspominają, że Żydzi, którzy powrócili do Izraela z babilońskiej niewoli, zdecydowanie usuwali ze społeczności tych, którzy zawarli nieczyste rasowo małżeństwa mieszane. Później, w okresie greckiej dominacji, rozgorzał konflikt pomiędzy progreckimi zwolennikami asymilacji, a bardziej oddanymi tradycji Żydami, którzy stali się znani, jako Machabeusze: W tym czasie wystąpili spośród Izraela synowie wiarołomni, którzy podburzyli wielu ludzi mówiąc: „Pójdźmy zawrzeć przymierze z narodami, które mieszkają wokoło nas” – powiedzieli, „Wiele złego, bowiem spotkało nas od tego czasu, kiedyśmy się od nich oddalili”. Stowa te w ich mniemaniu uchodziły za dobre. Niektórzy zaś spomiędzy ludu zapalili się do tej sprawy i udali się do króla, a on dał im władzę, zęby wprowadzili pogańskie obyczaje. W Jerozolimie, więc wybudowali gimnazjum według pogańskich zwyczajów. Pozbyli się też znaku obrzezania i odpadli od świętego przymierza. Sprzęgli się tez z poganami i zaprzedali się [im], aby robić to, co złe? Zwycięstwo Machabeuszy przywróciło prawo żydowskie i położyło kres asymilacji. Księga Jubileuszów, napisana w tamtych czasach, stanowi typowy przykład starożytnego żydowskiego nacjonalizmu, w którym Bóg reprezentuje narodowy interes żydowskiego ludu, jakim jest podporządkowanie sobie wszystkich narodów świata: Ja jestem Panem, który stworzył niebo i ziemię. Ja umocnię cię i rozmnożę bardzo. Z ciebie wyjdą królowie, będą rządzić wszędzie, gdzie tylko dojdą ludzkie ślady. Twemu potomstwu dam całą ziemię pod niebem i będą rządzić wszystkimi narodami, tak jak będą tego pragnęli. Potem zostaną zjednoczeni na ziemi i odziedziczają na zawsze. Skutkiem tego, na przestrzeni historii, w trudnych dla Żydów czasach następuje spotęgowanie fundamentalizmu religijnego, mistycyzmu oraz mesjanizmu. Na przykład w latach trzydziestych XX wieku w Niemczech, liberalni reformowani żydzi stali się bardziej świadomi swojej żydowskiej tożsamości, częściej chodzili do synagogi i powrócili do bardziej tradycyjnego obrządku (przywrócono w nim jeżyk hebrajski). Wielu z nich zostało syjonistami. Jak zobaczymy poniżej, każdy kryzys w Izraelu skutkuje wzmożeniem poczucia żydowskiej tożsamości i silną mobilizacją poparcia dla tego państwa. Obecnie tymi, których wyklucza się ze społeczności żydowskiej, są Żydzi mieszkający w diasporze, którzy nie popierają programu izraelskiej partii Likud. Stąd teza ogólna, że syjonizm jest przykładem drogi, po której kroczy żydowski radykalizm. Ruch radykalny powstaje w bardziej zaangażowanych cząstkach żydowskiej społeczności, następnie rozpowszechnia się, aby ostatecznie stać się dominującym prądem we wspólnocie; potem najskrajniejsze jego odłamy posuwają się wciąż coraz dalej (np. ruch osadniczy na Zachodnim Brzegu), a pozostali Żydzi w końcu do niego dołączają, ponieważ bardziej ekstremalne poglądy zaczynają określać istotę żydowskiej tożsamości. Ważnym aspektem tego procesu jest, że radykalizm żydowski zwykle prowadzi do konfliktu z gojami, co sprawia, że Żydzi czują się zagrożeni, stają się bardziej solidarni i zwierają szeregi przeciw wrogom, których postrzegają jako przeciwników irracjonalnych i niesłychanie antyżydowskich. Żydzi, którzy nie chcą zaakceptować takiego powszechnego już stanowiska, są odtrącani przez społeczność, opatrywani etykietką „Żydów nienawidzących samych siebie” lub jeszcze gorszymi epitetami i ostatecznie zepchnięci na pozycje, na których stają się całkowicie bezsilni. Żydowscy radykałowie ostatecznie zwyciężają w łonie społeczności żydowskiej: syjonizm

1. Syjonizm narodził się w latach osiemdziesiątych XIX w. w bardziej niż inne etnocentrycznych i zaangażowanych cząstkach żydowskiej społeczności.

2. Następnie rozprzestrzenił się, i mimo że niósł z sobą ryzyko (lata czterdzieste XX w.), stał się wiodącym ruchem w łonie żydowskiej społeczności.

3. Ekstremiści syjonistyczni stawali się coraz radykalniejsi (ruch osadników na Zachodnim Brzegu; stały napór na tereny przygraniczne w Izraelu).

4. Żydowski radykalizm skutkuje konfliktami z nie-Żydami (ruch osadniczy), przemocą (np. intifady) i innymi przejawami wzrostu nastrojów antyżydowskich.

5. Żydzi ogólnie czują się zagrożeni i zwierają szeregi przeciw temu, co postrzegają, jako kolejną, gwałtowną i niezrozumiałą demonstrację odwiecznej, głębokiej nienawiści do Żydów. Reakcja ta wynika z psychologicznych uwarunkowań etnocentryzmu, czyli partykularyzmu moralnego, samooszukiwania się i poczucia tożsamości społecznej.

6. Zjawisko to jest szczególnie widoczne w USA, ponieważ środowiska działaczy żydowskich zdominowane są przez zaangażowanych i silnie etnocentrycznie nastawionych Żydów.

7. Żydzi, którzy nie chcą tego zaakceptować, są odtrącani przez społeczność, opatrywani etykietką „Żydów nienawidzących samych siebie”, i ostatecznie, zepchnięci na pozycje, na których stają się całkowicie bezsilni. (…)

Biorąc pod uwagę skłonność żydowskich radykałów do wygrywania wojen, warto wspomnieć o najradykalniejszej istniejącej obecnie frakcji syjonistów. Syjonistycznym radykałom jawi się znacznie większy Izrael, niż ten będący odzwierciedleniem przymierza pomiędzy Bogiem a Abrahamem. Twórca syjonizmu, Theodor Herzl utrzymywał, że obszar państwa żydowskiego rozciąga się od Rzeki Egipskiej do Eufratu. Nawiązywał tu do przymierza Boga i Abrahama, które opisują Księga Rodzaju (15: 18-20) i Księga Jozuego (l: 3-4): Potomstwu twemu daję ten kraj, od Rzeki Egipskiej aż do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat, wraz z Kenitami, Kenizytami, Kadmonitami, Chetytami, Peryzzytami, Refaitami, Amorytami, Kananęjczykami, Girgaszytami i Jebusytami. Zdolność adaptacji fundamentalnych celów syjonizmu do sytuacji możemy także dostrzec w wypowiedzi Ben-Guriona z 1936 r. Akceptacja podziału [terytorium mandatowego Palestyny] nie zobowiązuje nas do zrzeczenia się Transjordanii [tzn. obszaru dzisiejszej Jordanii]; od nikogo nie można żądać, aby zrezygnował ze swojej wizji. Zgodzimy się na państwo w granicach, jakie zostały wyznaczone dzisiaj. Jednakże granice syjonistycznych aspiracji są sprawą narodu żydowskiego i żaden czynnik zewnętrzny nie będzie w stanie decydować, jak daleko sięgną. Ben-Gurionowska wizja „granic syjonistycznych aspiracji” obejmowała południowy Liban, południową Syrię, całą Jordanię i Synaj. Po podboju Synaju w roku 1956, Ben-Gurion oświadczył przed Knesetem: nasza armia nie naruszyła egipskiego terytorium… Nasze działania ograniczyły się wyłącznie do Półwyspu Synaj. Warto też zwrócić uwagę na stwierdzenie Goldy Meir, że granice Izraela są tam, gdzie mieszkają Żydzi, a nie tam, gdzie przebiega jakaś linia na mapie. Poglądy takie są dziś powszechne wśród radykalniej nastawionych syjonistów, przede wszystkim wśród fundamentalistów i członków ruchu osadniczego – zwłaszcza Gush Emunim, który obecnie nadaje ton w Izraelu. Znany rabin, związany z tym ruchem, stwierdził: Musimy żyć na tej ziemi nawet za cenę wojny. Więcej, nawet, jeśli panuje pokój, musimy wszczynać wojny wyzwoleńcze, aby ją zdobyć. Co więcej, zdaniem Israela Shahaka i Nortona Mezvinsky’ego, nie ma niczego niedorzecznego w przypuszczeniu, że jeżeli Gush Emunim osiągnąłby odpowiednie wpływy i doszedłby do władzy, dla realizacji swego celu posłużyłby się bronią jądrową. Podobny obraz „Większego Izraela” istnieje w umysłach działaczy świata muzułmańskiego. I tak na przykład Osama bin Laden w wywiadzie z 1998 roku stwierdził: Znamy przynajmniej jeden powód, jaki kryje się za symbolicznym zaangażowaniem zachodnich sił [w Arabii Saudyjskiej], a jest nim poparcie dla żydowskich i syjonistycznych planów ekspansji tak zwanego Większego Izraela… Ich obecność nie ma żadnego znaczenia dla ocalenia kogokolwiek; stanowi ofertę poparcia dla Żydów w Palestynie, którzy potrzebują swych chrześcijańskich braci, aby przejąć całkowitą kontrolę nad Półwyspom Arabskim, który zamierzają uczynić ważną częścią tak zwanego Większego Izraela. Zrekapitulujmy: sto lat temu syjonizm był mniejszościowym ruchem wewnątrz diaspory, któremu na Zachodzie przeciwstawiali się główni zwolennicy żydowskiej asymilacji. Czynili to po części, dlatego, że syjonizm niósł z sobą kwestię podwójnej lojalności, która od wieków stanowiła potencjalne źródło antysemityzmu. Ogromna większość Żydów w końcu stała się syjonistami i doszło do tego, że Żydzi diaspory nie dość, że są syjonistami, stali się najgorliwszymi zwolennikami najbardziej fanatycznych elementów w Izraelu. Radykałowie izraelscy cieszą się poparciem, a w kraju tym doszło do tego, że dawne wpływy umiarkowanej orientacji, kontynuującej tradycję Mosze Szareta są już tylko odległym wspomnieniem. Fanatycy wciąż posuwają się coraz dalej, zmuszając pozostałych Żydów, aby się do nich przyłączyli albo przestali być częścią żydowskiej społeczności. (…)

III Neokonserwatyzm, jako ruch żydowski W ubiegłym roku ukazało się mnóstwo artykułów na temat neokonserwatyzmu, które podnosiły (zwykle nie wprost) kilka skomplikowanych kwestii: Czy neokonserwatyści różnią się czymś od konserwatystów? Czy neokonserwatyzm jest ruchem żydowskim? Czy twierdząc tak, wygłaszamy pogląd „antysemicki”? W niniejszej książce prezentujemy tezę, że neokonserwatyzm rzeczywiście jest ruchem żydowskim. Rozdział ten stanowi ostatni człon trzyczęściowego cyklu na temat działalności społeczno-politycznej Żydów i podejmuje wiele wątków poprzednich dwóch artykułów. Pierwszy z nich koncentrował się na opisie cech etnocentryzmu, inteligencji, siły psychicznej i agresywności. Będziemy się nimi zajmowali także i tutaj. Etnocentryzm neokonserwatystów umożliwił im stworzenie wysoce zorganizowanej, spójnej oraz skutecznej sieci powiązań etnicznych. Neokonserwatyści przejawiają wysoką inteligencję, konieczną dla uzyskania znaczącej pozycji w świecie nauki, elitarnych mediów, środowisku ekspertów i na najwyższych rządowych szczeblach. Energicznie dążą do realizacji swych celów, odsuwając starych konserwatystów od stanowisk, władzy i wpływów, a ponadto reorganizują politykę zagraniczną USA tak, aby nabrała cech hegemonistycznych i imperialnych. Neokonserwatyzm jest także odzwierciedleniem głównego wątku drugiego artykułu poniższego cyklu: wspólnie z praktycznie całą zorganizowaną społecznością amerykańskich Żydów tworzy czołowy żydowski ruch, który ma bliskie powiązania z najbardziej nacjonalistycznymi, agresywnymi, rasistowskimi i fanatycznie religijnymi elementami w Izraelu. Neokonserwatyzm ma także wiele cech żydowskich ruchów umysłowych, które omówiłem w książce The Culture of Critique(patrz tabela nr l)

Tabela nr l – Cechy żydowskich ruchów umysłowych

- Głęboka troska o zabezpieczenie konkretnych żydowskich interesów, takich jak pomoc Izraelowi albo sprzyjanie imigracji.

- Podnoszone kwestie artykułowane są przede wszystkim językiem uniwersalizmu, rzadziej żydowskiego partykularyzmu.

- Formułuje się je w kategoriach moralnych, ruch przeniknięty jest poczuciem moralnej wyższości.

- Organizuje się wokół charyzmatycznych przywódców (Boas, Trocki, Freud).

- Spójny, wzajemnie umacniający się trzon ruchu tworzą Żydzi.

- Nie-Zydzi pojawiają się w pierwszoplanowych rolach, często, jako rzecznicy ruchu.

- Wewnątrz ruchu podsyca się atmosferę wyraźnego podziału na „my” i „oni” – osoby, które się z tym nie zgadzają są przedstawiane, jako uosobienie zła i usuwane z grona członków ruchu.

- Ruch jest irracjonalny, a to w takim sensie, że jego podstawową troską jest wykorzystanie wszystkich zasobów intelektualnych dla wsparcia konkretnej sprawy politycznej.

- Ma powiązania z najbardziej prestiżowymi instytucjami akademickimi w danym społeczeństwie.

- Ma dostęp do prestiżowych i największych mediów, po części, dlatego, że Żydzi mają w nich wpływy.

- Aktywne zaangażowanie się szerszej społeczności żydowskiej daje zaplecze ruchowi. (…)

Zorganizowana społeczność żydowska pełni również rolę ciała, które potwierdza, że konkretni ludzie nadają się do pełnienia jakiejś funkcji. Odnosi się to zwłaszcza do nie-Żydów. I tak, na przykład, na przywódcę Iranu po zmianie rządów, neokonserwatyści wybrali Rezę Pahlaviego, syna dawnego szacha. Podobnie jak Ahmed Chalabi, wyznaczony przez nich na lidera posaddamowskiego Iraku, Pahlavi udowodnił już swoje oddanie dla sprawy Żydów i ich społeczności. Wygłosił przemówienie do rady JINSA, wystąpił publicznie w Muzeum Tolerancji Centrum Szymona Wiesenthala w Los Angeles, spotkał się z przywódcami wspólnoty amerykańskich Żydów i pozostaje w przyjacielskich stosunkach z działaczami izraelskiej partii Likud. Najważniejsze, że organizacje żydowskich działaczy pospieszyły z potępianiem ludzi, którzy zauważyli żydowską orientację neokonserwatywnych działaczy w administracji Busha, a także tych, którzy w popychaniu do wojny przeciwko Irakowi i innym krajom arabskim dostrzegli rękę żydowskiej społeczności. Abraham Foxman z ADL uznał, na przykład, że Pat Buchanan, Joe Sobran, kongresman James Moran, Chris Matthews z MSNBC, James O. Goldsborough (felietonista San Diego Union-Tribune), felietonista Robert Novak i pisarz Ian Buruma są zwolennikami dziennikarskiej bzdury, jakoby amerykańskie dążenie do wojny miało niewiele wspólnego z rozbrojeniem Saddama, za to bardzo dużo z Żydami, „żydowskim lobby” i żydowskimi Jastrzębiami” z administracji Busha, którzy wedle owego zgodnego chóru głosów, poprą każdą wojnę, jaka przyniesie korzyść Izraelowi. Podobnie stało się w przypadku senatora Ernesta F Hollingsa, który wygłosił mowę w Senacie i napisał komentarz do gazety, gdzie twierdził, że wojna w Iraku była spowodowana polityką prezydenta Busha, aby ochronić Izrael, a popierała ją garstka żydowskich funkcjonariuszy i środowiskowych autorytetów. Abe Foxman z ADL stwierdził wówczas: kiedy dyskusja przekształca się w tworzenie antyżydowskich stereotypów, jest równoznaczna z poszukiwaniem kozia ofiarnego i odwoływaniem się do nienawiści etnicznej… Przypomina to stare antysemickie bzdury o żydowskim spisku w celu kontrolowania i manipulowania rządem. Mimo negatywnych komentarzy ze strony organizacji żydowskich i wielu publikacji w amerykańskiej prasie żydowskiej, w najważniejszych krajowych gazetach w USA nie pojawiły się żadne artykuły na ten temat. (…)

Za http://www.naszawitryna.pl/ksiazki_135.html

Jak wygląda rzeczywista władza w Polsce

Poniższy tekst składa się z dwu komentarzy p. Marka S., które ukazały się w gajówce. Niestety nie miałem siły na wstawienie polskich ogonków. – admin

Część I Rzeczywista wladza w Polsce opiera sie na dwoch filarach. Mozna to porownac do dwoch kolum w swiatyni Salomona i ktore sa czescia Kabaly jak tez sa stalym elementem symboliki w swiatyniach masonskich tuz za tronem przewodniczacego. Czesto tez sa prezentowane w zakamuflowanej formie w roznych rodzaju grach czy kartach. Dwuwladza w Polsce jest powiazana z centralna wladza miedzynarodowa i stamtad otrzymuje glowne i ogolne wytyczne i dyrektywy co do zmian i kierunkow jakie nalezy zaprowadzic w Polsce. Wladza ta, zarowno w Polsce jak i na swiecie, jest scisle wladza zydowska i kierowana jest przez zufanych i wtajemniczonych ludzi w swiat Kabaly ktorzy dosc regularnie uczestnicza w praktykach okulistycznych. Najlepsza reprezentacja wladzy w Polsce i na swiecie jest symbolizm Headquarters of the Supreme Council of Scottish Rites of Freemasonry w Waszyngtonie (Centrum Naczelnego Zwiazku Masonerii Rytu Szkockiego). Mozna zauwazyc ze przed budynkiem sa umieszczone dwa sfinksy. Co jednak one oznaczaja i jaki jest ich symbolizm?

http://home.hiwaay.net/~jalison/srt.html

Mozna zauwazyc ze jeden sfinks ma oczy szeroko otwarte a drugi calkowicie zamkniete. Zarowno w jednym jak i w drugim wystepuje wystepuje waz, ktory jest albo okrecony wokol szyi albo na glowie tuzo obok ucha. Te dwa sfinksy reprezentuja naturalna wladze lub wladze zgodna z prawami naturalnymi a przez to odporna na zamieszania i rewolucje. Sfinks z zamknietymi oczami reprezentuje myslenie, analize, szukanie rozwiazan. Sfinks z szeroko otwartymi oczami reprezentuje obserwacje i dzialanie. Natomiast waz reprezentuje wladze duchowa ktora kieruje dwuwladza. Mozna zauwazyc, ze rzeczywiscie, gdy czlowiek calkowiecie pochloniety jest dzialaniem i nie ma czasu na analize to latwo jest mu popelnic blad. Wiele widzi i doswiadcza lecz nie ma czasu na powiazanie tego w logiczna calosc co powoduje ze w swoim dzialaniu jest slepy. Taka wladza jest latwo manipulowac i/lub zniszczyc. Potrzebna jest zaplecze ktore analizuje rzeczywiste wypadku i znajduje ogolny schemat ktory laczy wypadki w logiczna calosc. Majac to mozna przewidziec wypadki i znalezc rozwiazania dobre dla tego kogo ta dwuwladza reprezentuje. Tak wiec w Polsce jest ukryta osoba lub centrum ktore ma za zadanie tylko analizowac sytuacje i podsuwac rozwiazania wladzy aktywnej reprezentujacej „dzialanie”. Bardziej jestem sklonny przypuszczac ze jest to jednak jedna osoba, ktora reprezentuje „mysl” i ktora jest prawdopodobnie kabalista, i nigdy nie uczestniczyla w zyciu publicznym ani medialnym. To od niej wychodza glowne wytyczne do centrum ktore dzieli je na drobniejsze dyrektywy i kieruje do roznych agend reprezentujacych „dzialanie”. est to wiec skoordynowane dzialanie ze swoim centrum choc z zewnatrz wydajace sie pochodzic z roznych i niezaleznych stron. W Polsce jest ogromna ilosc Organizacji Pozarzadowych majacych ladne programy i deklaracje, a co jest tylko przykrywka do rzeczywistych celow dla ktorych te organizacje istnieja. Ponadto jest cala gama firm miedzynarodowych, oficjalnie dzialajacych masonerii, i firm medialnych z nazwy tylko Polskich. Jest cala gama bankow miedzynarodowych dzialajacych pod wieloma narodowymi barwami lecz w istocie nalezacych do jednej rodziny (w sensie doslownym, i nie wiecej niz 10 osob) powiazanej wieziami krwi ktora dziala jak monolit a nie tzw: wolny rynek. Ponad to istnieja partie polityczne ktore pozornie ze soba walcza lecz w istocie zostaly wykreowane przez to samo centrum. Zachodzi tam nawet rzeczywista walka lecz pomiedzy osobami o wplywy w partii i na scenie politycznej, a nie pomiedzy celami do ktorych te partie zostaly wykreowane. Mozna zauwazyc ze w wielu kluczowych sprawach, jak prywatyzacja, system monetarny i kontrola nad pieniadzem, przynaleznosc do struktur miedzynarodowch i polityka miedzynarodowa, edukacja, swiatopoglad panuje tam zadziwiajaca jednorodna zgodnosc. Media sluza wsparciu okreslonych partii politycznych i osob zycia publicznego jak i niszczenia innych. Sluza do promowania jednych poprzez pochlebstwa i innych jako opozycyjnych do pierwszych poprzez umiejetna i ciagla „krytyke” ktora ich jednak nigdy nie „zabija”, i ktora to jednak „krytyka” nigdy nie gasnie. Gdyby rzeczywiscie chciano zniszczyc PiS to czy nie najprosciej bylo by, po prostu, przestac o nich mowic i zapraszac do studia? Zamilczano by ich na smierc, lecz tego sie nie robi bo ich miejsce zostalo by zajete przez inna sile ktora mogla by byc niezalezna od „centrum”. Taka sile polityczna „centrum” napewno wykreuje ktora zastapi badz to PiS, badz PO, lecz dalej bedzie to twor zalezny od „centrum” i kontynuujacy jego dzielo. Oprocz glownych mediow, istnieja media alternatywne zwane opozycyjnymi, udajacymi opozycje do … innych mediow lub takiej czy innej partii rzadzacej. Niektore media alternatywne nawet udaja opozycje do „centrum” wlasciwej rzeczywistej wladzy lecz promuja rozwiazania ktore sa w interesie „centrum” i zgodnie z jego wola. Mozna zauwazyc ze takie media, partie, i osoby jak: Gazeta Polska, Nowy Ekran, UPR, Solidarnosc Walczaca, Korwin-Mikke, Sakiewicz, Ziemkiewicz, Macierewicz, Kornel Morawiecki i wielu innych pomniejszych i powiekszych agentow i uzytecznych idiotow ma sluzyc wykreowaniu nastepnej generacji partii i przywodcow zydowskich nad Polska. Stara kadra „Solidarnosciowcow” odchodzi chocby ze wzgledu na wiek i nalezy wypromowac nowa. „Centrum” nad tym mysli i pracuje. Podmiana bedzie miala ewolucyjny lub rewolucyjny charakter. Wszystko bedzie zalezec od reakcji spolecznej i obydwa warianty sa z pewnoscia opracowane. Jesli damy sie wmanipulowac w alternatywy ktore oni nam proponuja, to z pewnoscia przegramy. Musimy opracowac swoje wlasne alternatywy w ktore oni i ich „centrum” musza wpasc. Jest to walka intelektualna NASZEJ „mysli” i „dzialania” przeciw ICH „mysli” i „dzialaniu” polegajaca na przewidywaniu ich celow i dzialan na wiele krokow na przod i znajdowania sposobow neutraliazcji lub kierowania ich dzialan przeciw nim samym. Zydzi uwazaja ze to co Polacy widza w zyciu politycznym, a wiec partie polityczne, przywodcow partyjnych a nawet niektore media, za „Ekran”. Dlatego tez zalozyli nowe alternatywne media zwana „Nowy Ekran” ktory ma im posluzyc do wypromowania Nowego Ekranu Politycznego w Polsce i sluzyc jako glowne centrum mediow alternatywnych. Mozna bylo zauwazyc ze nastepowala promocja tego medium internetowego w innych pomniejszych alternatywnych forach internetowych ktore zydzi kontroluja. Zaproszono do „Nowego Ekranu” osoby ktore maja popularne blogi a ktore reprezentuja bledne ideologie, maja falszywych i szkodliwych przeszlych przywodcow jako wzor do nasladowania (np: Pilsudski), reprezentuja myslenie nieszkodliwe (dla ich sprawy) lub bledne, lub reprezentuja poglady, programy, metody dzialania nieskuteczne, marzycielskie. Ci blogowicze, ktorzy przeniesli swoje blogi na Nowy Ekran, przyniesli ze soba swoich czytelnikow, ktorzy teraz beda dyskretnie i subtelnie urabiani w pogladach, celach, i metodach dzialania pozadanych dla zydow a szkodliwych dla Polakow. Sam fakt ze w Nowym Ekranie uczestnicza osoby powszechnie znane i szanowane, uwiarygadnia to forum i jest olbrzymim sukcesem inicjatorow tego forum. Niestety, te osoby powszechnie uwazane za prawicowcow, nie rozumieja ze dla inicjatorow Nowego Ekranu nie istotne jest co one pisza. Sam fakt uczestniczenia w tej nowej zydowskiej hucbie przewaza ewantualne szkody ktore moga wyrzadzic swoim pisaniem. Sa wiec uzytecznymi idiotami.

Część II Jak to zostalo wspomniane w artykule do ktorego podano link na wstepie, nieformalny rzad w Polsce opiera sie na dwoch kolumnach. Kolumnie MYSLI, i kolumnie DZIALANIA. Jest to calkowicie zydowska organizacja w sklad ktorej wchodza:

1. Organizacje Pozarzadowe (Non Governmental Organizations – NGO)

W Polsce istnieje wiele organizacji pozarzadowych, jak to widac na zalaczonym linku:

http://www.ngo.pl

Wiele z nich, jesli nie wiekszosc, jest organizacjami majacymi sluzyc zydom i wykonywac okreslone zadania, czy to dezinformacji, czy ksztaltowania swiatopogladu, czy wywolywnia protestow lub tworzenia grup nacisku, czy to tworzenia „opini” na ktorych opieraja sie media lub okreslone partie polityczne, itd. Jedne NGO sa bardziej wplywowe, inne mniej. Jedne zajmuja sie scisle sprawami politycznymi inne sprawami „gospodarczymi”, „ekonomicznymi”, „spolecznymi”. Jedne sa bardziej wplywowe, inne mniej. Czesto w tym gaszczu trudno sie polapac jednak mozna byc pewnym ze maja one swoja hierarchie i ich dzialania sa koordynowane z centralnego zrodla ktore jest zrodlem zydowskim i sluzacym ich sprawie. Na przyklad mozna byc pewnym ze wszystkie wymienione w nastepujacym linku Waszyngtonskie Organizacje sa kontrolowane przez zydow i pracuja dla zydow. http://www.polishwashington.com/ngos/index.htm

2. Fundacje Czesto fundacje te maja w nazwie takie slowa jak „charytatywne”, „szerzenia demokracji” (czytaj: szerzenia wladzy zydowskiej), „humanitarne” (czytaj: poniewaz, wedlug Talmudu, tylko zydzi sa ludzmi wiec chodzi o humanitarianizm dla zydow), „socjalne”, „postepu” (czytaj: postepu zydowskiej dominacji swiata), „rozwoju” (czytaj: rozwoju zydowskiej kontroli nad gojami), „otwartosci” (czytaj: otwartosci na podboj przez zydow), itd. Ogolna zasada jest taka ze: gdy okreslenie zadan fundacji jest ogolne i nic nie mowi konkretnego, to znaczy ze chodzi o szerzenie wplywow zydowskich. Przykladem jest tu np: Fundacja Batorego.

3. Media Tak zwana mainstreamowa prasa, radio, i telewizja sa calkowicie w rekach zydowskich, i to zarowno w Polsce jak i na swiecie. W Polsce szczegolnie prasa ogolnokrajowa jak i lokalna jest w rekach korporacji „zachodnioeuropejskich” czyli „niemieckich”, „norweskich” (Rzeczypospolita), „francuskich”, „angielskich”, czy jakie jeszcze ktos moze sobie wymyslic. Jednak sa to jedynie flagi ktore ubarwiaja rzeczywistych wlascicieli tych mediow, bowiem mainstreamowa prasa w tych krajach rowniez znajduje sie w rekach zydowskich. Tak wiec rzeczywistymi wlascicielami tej prasy sa zydzi a niby „walka” pomiedzy nimi jest tylko pozorowana, jest wiec zaslona dymna. Tak wiec jezeli ktos (jak np: Jerzy Robert Nowak – JRN) mowi ze (Der) Dziennik jest opozycyjny do Gazety Wyborczej, ze jest Niemiecki i reprezentuje interesy Niemieckie, to jest to swiadome wprowadzanie w blad sluchaczy. JRN, przy jego wiedzy, doskonale wie kto jest wlascicielem mediow w RFN i tlumaczenie sie tu niewiedza lub pomylka jest jedynie proba ratowania siebie przed demaskacja. Prawda jest ze (Der) Dziennik sluzy interesom Niemieckim jednak o tyle o ile to sluzy glebszym interesom zydowskim w podboju Polski i ujarzmianiu Polakow. Rowniez TV znajaduje sie w rekach zydowskich choc pokrytych flagami zachodu. TVN jest zarejestrowana w Luksemburgu, Polsat jest firma „holenderska” (wiekszosc udzialow Polaris Finance B.V. i Karswell Limited) i znajduja sie pod zarzadem lokalnych zydow udajacych Polakow. Podobnie jest z rozglosniami radiowymi jak i glownymi stronami internetowymi takimi jak ONET.pl, WP.pl, INTERIA.pl.

Poza tym istnieje cala gama stron internetowych i blogow prowadzonych przez zydow ktorzy udaja „narodowcow Polskich”, „katolikow”, czy jeszcze cokolwiek ktos moze sobie wymyslic, tylko po to aby przemycac poglady i rozwiazania korzystne dla zydow a zgubne dla Polakow. Zydzi sa bardzo aktywny w tym dzialaniu, co wynika z faktu ze manipulacja ludzmi jest ich misja dziejowa, a co zawarte jest w Talmudzie i techniki manipulacji uczone od najmlodszych lat w szkolach zydowskich Jesiwa.

4. Banki Praktycznie wszystkie banki w Polsce sa w rekach zydowskich choc pokrytych barwami narodowymi flag roznych krajow zachodnich. W istocie sa one wlasnoscia lub pod zarzadem tej samej rodziny (nie wiecej niz 10 osob) co tworzy monopol na pieniadz, kredyt czyli pozyczki. Dzieki temu ta mala grupa osob ma calkowita kontrole nad Polska ekonomia i moze tworzyc koniunktury lub kryzysy w zaleznosci od zapotrzebowania. Dzieki umiejetnej manipulacji zwiekszania podazy pieniadza a nastepnie ograniczania jego ilosci w obiegu moze wywolac kryzys w ktorym bankrutuja nawet najlepsze przedsiebiorstwa, i ktore sa nastepnie przejmowane za bezcen przez miedzynarodowe korporacje bedace pod kontrola zydow, lub calkowicie niszczone (np: stocznie) w zaleznosci od planow zydowskich wzgledem Polski. Nalezy tutaj zaznaczyc ze w tym samym czasie gdy banki zydowskie wywoluja kryzys w Polsce, i rosnie bezrobocie, wina za ten stan rzeczy, poprzez zydowskie media, obarcza sie rzad Polski i panstwo Polskie i wymusza rozwiazania ktore dalej pogarszaja stan rzeczy, pomimo tego ze ten rzad (nie)Polski zostal zainstalowany poprzez samych zydow i juz od poczatku prowadzil polityke i rozwiania dobre dla zydow a niszczace Polske i Polakow. W ten jednak sposob ukierunkowuje sie gniew Polakow przeciw swemu wlasnemu panstwu co ma skutkowac zniszczeniem Panstwa Polskiego rekami samych Polakow, a wiec intytucji ktora jest lub moze byc jedyna rzeczywista obrona Polskiego Narodu.

5. Firmy międzynarodowe Tak zwany firmy miedzynarodowe sa w rekach zydowskich lub pod ich kontrola choc, tak jak z bankami, wystepuja pod wieloma innymi barwami narodowymi. Ich celem jest wszelka moc wytworcza byla pod kontrola zydow i aby nie dopuscic do pojawienia sie firm niezaleznych od zydow jak rowniez wynalazkow ktore moglyby zagrozic dominacji zydowskiej w swiecie. Jest wiele wynalazkow ktore sa specjalnie tlumione bo to moglo by dac niezaleznosc (od zydow) ekonomiczna ludziom lub narodom. Dlatego tez firmy te jak rowniez Urzad Patentowy USA (PTO – Patent & Trade Organization) jest pod calkowita kontrola zydow, a system jest tak zorganizowany ze praktycznie niemozliwym jest aby osoba ktora cos wymyslila byla wlascicielem patentu lub mogla wprowadzic go w zycie gdyz po srodki na jego rozwoj musialaby sie zwrocic do firm (ktore sa pod kontrola zydow), lub bankow (ktore sa pod kontrola zydow), lub gieldy (ktora jest pod kontrola zydow).

6. Ambasady i konsulaty Nalezalo by zwrocic szczegolna uwage Polakow na ambasady i konsulaty roznych panstw „zachodnich” i wszelkiego rodzaju inicjatywy wychodzace z tych zrodel. Nalezy sobie uzmyslowic ze Ambasada amerykanska i Konsulaty USA w Polsce sluza calkowicie sprawie zydowskiej i Izraela w zniewalaniu Polski i wszelkie pozycje decyzyjne w tych instytucjach sa opanowane przez zydow. Wiaze sie to z tym ze caly rzad USA jest praktycznie w zydowskich rekach i w takich wydzialach jak State Department USA odpowiedzialnym za obsadzanie konsulatow, pracuja wylacznie zydzi, czesto z podwojnym obywatelstwem USA i Izraela. O calkowitej kontroli Departamentu Stanu USA jasno mowila Kay Griggs w swoim szesciogodzinnym interview ktore kazdy Polak uczestniczacy w zyciu publicznym powinien wysluchac, jak tez kazda osoba chcaca zrozumiec kontrole zydow nad USA i swiatem. Informacje Kay Griggs rzucaja wiele swiatla na wiele innych dziedzin ktore sa niezrozumiale dla laika. Kay Griggs wyjasnia ze sa specjalne programy szkolenia i prania mozgow dla osob wybranych do czarnej roboty, ze sa specjalne komorki zamujace sie dokonywaniem morderstw i zabojstw osob niepokornych czesto obcych przywodcow, wyjasnia kto kontroluje i jak dziala biznes narkotykow i nielegalny handel bronia. Mowi o tym ze sa specjalne programy dla dowodcow sojuszniczy armi (czyli NATO) ktore maja za zadanie ich demoralizowac i w tym tez celu sa zapraszani do specjalnych osrodkow, zlokalizowanych glownie wokol Morza Srodziemnomorskiego np: na Capri. Ma to na celu zarowno oslabienie ich woli i wiezi ze swoim narodem/panstwem, jak tez wykreowanie „hakow” w przypadku nieposluszenstwa w przyszlosci. Mozna przypuszczac ze niektorych dowodcow z Wojska Polskiego jak tez polityki juz zapraszano do tych osrodkow na tzw: „przeszkolenia”. Nawiasem mowiac, podobno Donald Tusk byl swego czasu na rocznym „przeszkoleniu” w latach 1990-tych lub nawet 1980-tych, i finansowanym przez jakies fundacje. Jest bardzo mozliwe ze w tym czasie wyrobiono przerozne „haki” na niego dotyczace zycia moralnego w postaci np: wideo z podstawionymi prostytutkami. W Posce pozycja Abasadora USA w Warszawie jak i Konsula Generalnego w Krakowie sa obsadzone przez zydow. Ambasadorem USA w Polsce jest Lee Feinstein ktory wielokrotnie mial antypolskie wypowiedzi bedac jeszcze w USA. Polonia Amerykanska protestowala przeciw tej kandydaturze, ale jej protesty zdaly sie na nic. Polska jest zbyt wazna dla zydow aby mozna tam poslac niezydowska kandydature lub osoba myslaca samodzielnie.

http://polish.poland.usembassy.gov/ambassador2.html

Podobnie jest z Konsulatem Amerykanskiem w Krakowie. Konsulem Generalnym w Krakowie jest Allen Greenberg.

http://krakow.usconsulate.gov/ambassador2.html

Tak jak bylo wspomniane wczesniej, wszystkie pozycje decyzyjne w ambasadzie i konsulatach USA w Polsce sa opanowane przez zydow lub zydow udajacych inne narodowosci lub wyznania, lub usluznych i zaufanych szabasgojow. Choc oplacani sa przez podatnika amerykanskiego to, mozna miec pewnosc, pracuja na 100% dla interesu zydowskiego i Izraela. Wszelkie inicjatywy wychodzace z Ambasady USA lub Konsulatu USA w Krakowie maja w istocie sluzyc sprawom zydowskim. Swego czasu na stronie Ambasady USA w Warszawie i Konsulatu Generalnego USA w Krakowie byla inicjatywa „wspomagania” restauracji zabytkow w miastach, miasteczkach i wsiach Polskich. Jest oczywistym, dla tych co wiedza kto kontroluje Departament Stanu USA a przez to konsulaty i ambasady USA, ze ta inicjatywa nie mogla miec nic wspolnego z rzeczywista restauracja tych zabytkow. Byla jedynie zaslona dymna do katalogowania nieruchomosci ktore zydzi planuja przejac w przyszlosci przy pomocy oszustw, spraw sadowych, i naciskow rzadow innych panstw. Tak wiec uczestniczenie w imprezach i inicjatywach ambasady USA jak i jego konsulatu w Krakowie, jest dzialaniem na szkode Polakow i Polski. Szczegolnie nie nalezy udzielanie jakichkolwiek informacji dotyczacych nieruchomosci. Ambasady i konsulaty USA nie sa zapewne wyjatkiem i mozna z duza pewnoscia zakladac ze Ambasady i Konsulaty innych panstw „zachodnich” i „wschodnich” sa opanowane przez zydow, gdyz ich panstwa (np: Wielka Brytania, RFN, Francja) sa pod kontrola zydow.

7. Infiltracja Zydzi kontroluja rowniez nasze rodzime instytucje takie jak Sejm, Rzad, Sadownictwo, zawod prawnika i lekarza, partie polityczne, i niby Polskie firmy. Wiaze sie to z faktem ze osoby te, zyjace od pokolen na ziemiach Polskich, przybraly powierzchownie „plaszcz” Polskosci lecz jednak wewnatrz uwazaja sie za zydow i sluza sprawie zydowskiej i Izraela sabotazujac od wewnatrz narod Polski i Panstwo Polskie na wszelkich mozliwych plaszczyznach: politycznej, ekonomicznej, sadowniczej, a nawet religijnej gdzie wiekszosc biskupow „Polskich” jest pochodzenia zydowskiego wyznajacych zasady Talmudu i sluzacych sprawie zydowskiej i Izraela. Osoby te sa z pochodzenia Frankistami (najbardziej niebezpieczna odmiana zydow), lub zydami ktorym nadano tytul szlachectwa (a wiec Polskosci) w drugiej polowie XIX wieku (byl taki przemycony poglad umyslowy w kregach Polskich aby polonizowac zydow poprzez nadawanie im przywileju szlachectwa), lub ktorzy przyszli z bolszewikami (a wczesniej w 1941, uciekli z bolszewikami przed Niemcami) po II wojnie swiatowej i zmienili swoje nazwiska na Polskie lub ukradli papiery Polakom ktorzy w latach 1939-1940 zostali wywiezieni z terenow wschodnich Polski wglab ZSRR i/lub zamordowani. Ogolnie jest to znaczna liczba ludzi, i wedlug pewnych analiz (wedlug SB 2,7 – 4 mln) siegajaca kilka milionow. Nalezy zaznaczyc ze wszystkie miedzynarodowe i „krajowe” firmy jak tez banki i media moga byc wlasnoscia lub byc kierowane przez scisla mala grupe ludzi lub osobe, natomiast fundacje i Organizacje Pozarzadowe finansowane ze zrodel nalezacych do tej samej grupy osob. Ambasady i konsulaty rowniez moga byc obsadzane poprzez wplywy jakie te osoby posiadaja w sferach politycznych. Tak wiec moze, i nalezy zakladac, ze nie ma tzw: wolnego rynku lecz monopol ktory ten „wolny rynek” symuluje. Niemozliwym jest dotarcie do osob ktorzy sa wlascicielami tych firm, bankow, mediow gdyz take informacje nie sa publikowane i sa niedostepne. Autentyczni wlasciciele sa ukryci pod roznego rodzaju instytucjami jak: hedge funds, mutual funds, fundacje, organizacje spoleczne, itd., tak wiec niemozliwe jest stwierdzenie czy np: jeden bank wystepujacy pod flaga anglielska nie jest wlasnoscia tej samej osoby ktora jest wlascicielem innego banku wystepujacego pod np: flaga niemiecka. Podbnie jest z innymi firmami i korporacjami miedzynarodowymi. Aby stwierdzic czy nie wystepuje tu monopol nalezaloby wprowadzic prawo ktore nakazuje ujawnienie wlasciciela z imienia i nazwiska kazdej zagranicznej lub miedzynarodowej firmy dzialajacej na terenie Polski jak tez ich zwiazki (rodzinnego i towarzyskiego) z innymi glownymi udzialowcami tych firm. Fundacje i Organizacje Pozarzadowe maja za zadanie finansowac i rozwijac wszelkiego rodzaju ruchy spoleczne ktore niszcza kulture i spoleczenstwo od wewnatrz, zmieniaja zdroworozsadkowy swiatopoglad na ten korzystny dla zydow, i przez to stwarzaja podzialy i rozbijaja spojnosc tkanki spolecznej. Przykladem tutaj moga byc ruchy gejowskie i lezbijskie czy feministyczne ktore zostaly wykreowane przez zydow i sa przez zydow wspomagane finansowo i medialnie.

http://www.henrymakow.com/

http://www.savethemales.ca/001904.html

http://www.henrymakow.com/why_are_feminists_surprised_da.html

http://www.rense.com/general81/blue.htm

Marek S.


Wyszukiwarka