Recenzja Naga małpa przed telewizorem Popkulturfa w świetle psychologii ewolucyjnej

Katarzyna Głos Toruń, 2 VI 2009 r.

Socjologia, II rok

Psychologia ewolucyjna

Nagie Małpy, czyli My w świecie popkultury.

Recenzja książki T. Szlendaka i T. Kozłowskiego:

„Naga małpa przed telewizorem.

Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej

Spośród wszystkich dostępnych mi książek, których nie było zawrotnej ilości, wybrałam właśnie tę, aby poddać ją recenzji. Któż by zaryzykował krytykę dzieła swoich wykładowców, narażając się być może na bezlitosną ocenę z ich strony? Ja podjęłam się tego zadania i szczerze przyznam, że nie żałuję. Dlaczego? To postaram się wyjaśnić w niniejszej pracy.

Przeglądając listę tytułów książek zaproponowanych do recenzji przykuła moją uwagę „Naga małpa przed telewizorem”. Zaczęłam się zastanawiać o czym może być lektura nazwana w ten sposób. Na dodatek ten obrazek na okładce, pogłębiający moją ciekawość, co jest w środku. I zajrzałam… Wiesław Godzic w swojej przedmowie pisze: „ […] to książka smaczna, urocza, która potrafi uwieść wybrednego nawet konesera”1. Zgadzam się z tym w zupełności. Pomimo, że nie określiłabym się zaszczytnym mianem wybrednego konesera, urzekła mnie nie w mniejszym stopniu. Czytając już pierwszy rozdział, spodziewałam się, że autorzy przedstawią istotne fakty z dziedziny psychologii ewolucyjnej w bardzo dogodny dla sporej rzeszy czytelników sposób. Nie zawiodłam się.

Autorzy poruszają w książce wiele ważnych i zaskakujących dla większości odbiorców aspektów, dotyczących genezy umysłu ludzkiego i jego uwarunkowań ewolucyjnych. Pierwszy rozdział poświęcają naturze ludzkiej i zwą go „Umysł rodem z sawanny”. Zahaczają o konsumpcjonizm człowieka współczesnego, który oczywiście, zawdzięcza to zjawisko antenatom z początku okresu istnienia gatunku Homo sapiens sapiens. Niejeden osobnik zachodziłby w głowę, jaki ma związek fenomen konsumpcjonizmu, który jest nową wizją, z praprzodkami wyposażonymi wyłącznie w sawannową trawę. A jednak. Weźmy na to przytoczony przez Panów Tomaszów przykład społeczeństwa amerykańskiego, a konkretniej jego obżarstwu.2 Rozważają w tym miejscu, dlaczego w czasach, kiedy na sklepowych półkach leży masa produktów żywnościowych, a restauracje czy bary typu fast- food są czynne praktycznie całą dobę, my (najbardziej jest to widoczne u Amerykanów) mówiąc brzydko, obżeramy się „na zaśkę”. Wiemy, że to szkodzi, że otyłość wyszła z mody jakieś pięć wieków temu, ale ciągle jemy ponad zapotrzebowanie naszego organizmu. Wyjaśniają to w sposób dla siebie, jako psychologów ewolucyjnych ewidentny. Proces ewolucji, który przeszliśmy, wydawałoby się w stopniu unicestwiającym nasze pierwotne instynkty, zostawił w nas więcej cech pradziadów, niż możemy sobie wyobrazić. Kiedy zasiedlaliśmy sawannowe tereny, a o pożywienie trzeba było zawsze walczyć, zbieraliśmy nasiona i owoce, zabijaliśmy zwierząt tyle, ile się dało i pożeraliśmy je do ostatnich resztek, bo nie wiedzieliśmy, kiedy znowu uda nam się coś upolować i zaspokoić głód. Oto cała przyczyna naszych skłonności do nadużywania jedzenia. Autorzy sugerują, że nie jesteśmy przystosowani do czasów przepychu, w których żyjemy i jest to wymiar ponadnormatywny. Mówiąc wprost, kultura nie radzi sobie z nawykami. Może więc w tym punkcie klaruje mi się znaczenie tytułu całej książki. Naga małpa przed telewizorem, oznacza współczesnego człowieka, uposażonego w różnego rodzaju bogactwa cywilizacji, ale z racji ewolucji naznaczonego cechami umysłu człowieka pierwotnego, których nie może się wyzbyć nawet dzięki rozwinięciu się kultury.

Aby pewne pojęcia związane z procesem ewolucji i psychologią stały nam się bliższe, twórcy posługują się wyjaśnieniami wspartymi naukami przyrodniczymi, biologią, genetyką. Eksplikują fundamentalne dla człowieka prawo- prawo dziedziczenia. Na czym ono polega, jaki ma przebieg i konsekwencje. Myślę sobie w takim razie, że skoro geny i ich dziedziczenie odgrywa tak wielką rolę w przejmowaniu własności, zdolności i kompetencji po przodkach, całkiem zasadne jest twierdzenie, że pewne cechy nie zanikły pomimo kilkusettysięcznej transformacji.

Być może inni czytelnicy, podobnie jak ja, zastanawiali się swego czasu nad tym, jak małe dzieci są zdolne do wyczuwania intencji obcych sobie osób. Skąd wiedzą, „co ktoś miał na myśli”. Objaśnia nam to podrozdział poświęcony Teorii Umysłu, koncepcji wprowadzonej do psychologii w 1978 roku przez D. Premacka i G. Woodruffa. Autorzy wskazują na fakt, że rozpoznawanie przez dzieci stanów mentalnych innych osób i wnikanie w ich umysły, nie jest wynikiem wychowania, lecz wrodzoną zdolnością, która ujawnia się pomiędzy czwartym a piątym rokiem życia. W tym okresie dzieci potrafią zdać testy na przypisywanie innym „fałszywych przekonań”3. Taki specjalistyczny test, nazywany przez fachowców Sally- Ann pozwala „rozpracować intencje lalki Sally, chowającej pod poduszkę słodycze i opuszczającej pokój, przy czym lalka Ann temu wszystkiemu się przygląda ukradkiem. Dzieci przed czwartym rokiem życia na pytanie o to, gdzie zdaniem Sally są słodycze, odpowiadają, że w kieszeni Ann. Wskazuje to na brak wykształconej umiejętności wczuwania się w umysły innych. Po przekroczeniu wieku, w którym rozwija się Teoria Umysłu, badani odpowiadają zdecydowanie częściej, że słodycze znajdują się pod poduszką. Jako wzór niewykształconej Teorii Umysłu autorzy podają dzieci i osoby dotknięte autyzmem. Każdy niemal autystyk ma wielkie trudności z funkcjonowaniem w ludzkim społeczeństwie, ponieważ nie potrafi kalkulować intencji innych i dostrzegać ich stanów mentalnych.

Okazywanie emocji jest jednym z nieodłącznych atrybutów człowieka. W swojej pracy autorzy poświęcają więc im kilka stronic. Głównym motywem rozdziału są moduły umysłu, których mamy nadzwyczaj wiele i każdy z nich odpowiedzialny jest za pełnienie odmiennej funkcji. Zdaniem Panów Szlendaka i Kozłowskiego i innych psychologów ewolucyjnych potrzebny jest skuteczny mechanizm, organizujący pracę modułów. Według nich takim „kontrolerem” są emocje. Są one tak ważne, że opatrzone mianem uniwersaliów całego świata. Profesor Szlendak, ażeby zilustrować (dosłownie) tę tezę proponuje ćwiczenie, biorąc w nim osobiście udział. Obrazuje własną twarzą w- odważę się przyznać- komiczny sposób mimikę twarzy bezsprzecznie wskazującą na grymas niezadowolenia. Ma to służyć, dostrzeżeniu, że na całym świecie, pokazując taką minę, ludzie o innych kompetencjach kulturowych odczytaliby naszą kondycję emocjonalną jednoznacznie. Zastanawiam się tylko, czy aby na pewno tak by było. Chodzi mi konkretnie o nazewnictwo emocji, a co za tym idzie w pewnym sensie o ich znaczenie czy też interpretację. Załóżmy, że odwiedzamy jakiś zakątek świata, który nie liznął jeszcze szeroko pojętej cywilizacji. Namalowany na naszej twarzy grymas niezadowolenia, może się okazać przyczynkiem do zatargu z tubylcami, gdyż oni odczytaliby to jako złość. Jednak bardziej by to chyba wynikało z nieudolnego wykrzywienia twarzy okazującego emocję, aniżeli ze złego zrozumienia odbiorców. Pomijając poniektóre linijki tekstu przeznaczone emocjom i ich roli, skupię się na moim zdaniem najistotniejszej. Mianowicie nad czym emocje sprawują kontrolę. Autorzy wyróżniają piętnaście punktów. Wymienię wszystkie: wybór celów, hierarchizowanie celów ( czy coś się nam opłaca czy nie), motywacja do zbierania informacji, mechanizmy percepcyjne (decydują o tym, że lepiej słyszymy), pamięć (w momencie silnego wzburzenia przypominamy sobie to, co miało miejsce np. kilka lat temu), uwaga, fizjologia, zachowanie w ogóle, wyciąganie wniosków, odruchy, uczenie się, poziom energii i nastrój, proces wymiany dóbr, komunikacja. Lista dość skrupulatna i budząca w zdziwienie, bo ilu laików pomyślałoby o tym, że emocje pełnią tak ważną funkcję w naszym życiu.

Teraz przejdę do najciekawszych moim zdaniem rozdziałów, zachowując ich kolejność. Czy telewizja jest dla idiotów? Tak zatytułowano pierwszy. Cóż… niejeden telewizyjny maniak mógłby się obruszyć. Nie ukrywam, że sama lubię oglądać telewizję, co spotęgowało moje zainteresowanie treścią tego fragmentu. Twórcy już na wstępie poruszają kwestię dużego wpływu, jaki wywiera to medium na swoich odbiorców, zwracając szczególną uwagę na tych małoletnich. Telewizja jest niewątpliwie jednym z najłatwiej dostępnych źródeł informacji o otaczającej nas rzeczywistości. Korzystają z niego osoby, które możemy zaklasyfikować prawie do każdej grupy wiekowej. Ludzie dorośli włączają „czarne pudełko”, głównie po powrocie z pracy, aby zrelaksować się po całym dniu pełnym stresu. Oglądają programy informacyjne, któryś z ulubionych seriali czy teleturniejów. Co oglądają dzieci i nastolatki? Własne obserwacje i doświadczenia, potwierdzone zresztą przez „Nagą małpę…” wskazują na programy emitowane szczególnie na kanałach pokroju MTV, Zone Club czy VIVA. Emitowane tam programy kreują rzeczywistość, która odbiega od standardów wychowania, zachowania i funkcjonowania w społeczeństwie. Przepełnione są bzdurami, których szczyt osiąga program „Jackass”, pokazujący głupotę do potęgi entej poprzez na przykład rzucenie się nago ze schodów czy okładanie przez dzieci kijami faceta przebranego za wiewiórkę przy oklaskujących zdarzenie rodzicach. Przykłady tego rodzaju można mnożyć. Dużą popularnością cieszą się także filmy z super bohaterami, jak Batman, Spiderman, i oczywiście hit ostatnich kilku lat, Harry Potter. Zgadzam się w pełni z autorami, że często to, co proponuje telewizja jest destruktorem. Odtwarzanie zachowań, działań obejrzanych w TV jest popularne także w życiu realnym, choć w Polsce na niezbyt na szczęście szeroką skalę. W okresie największego boomu na film Harry Potter, doszło do kilku wypadków, w których to mali chłopcy zafascynowani umiejętnościami głównego bohatera próbowali latać, co oczywiście skończyło się marnie. Nasuwa się pytanie, jak takie wydarzenia mogły mieć miejsce, dlaczego rodzice nie dopilnowali dziecka, lub dlaczego nie wyjaśnili, że chłopcy nie latają, a Harry Potter to postać nieprawdziwa. Uważam, że ma to ścisły związek z pędem życia, co skutkuje przejęciem przez media funkcji socjalizacyjnej. Rodzice często nie mają czasu, żeby poświęcić swoim pociechom tyle uwagi, ile by chcieli, więc telewizja w pewnym zakresie zapewnia dzieciom wypełnienie czasu wolnego. Tak naprawdę opiekunowie w wielu przypadkach nie zdają sobie sprawy, jakie programy czy film oglądają ich potomni i jakie to niesie niebezpieczeństwo. Wracając do tematyki telewizji dla idiotów powinnam skupić bardziej na osobach dorosłych i świadomych tego, co sami oglądają i ile energii i godzin zużywają na bezsensowne wpatrywanie się w szklany ekran. Panowie autorzy piszą, iż nie wykorzystujemy potencjału i możliwości, jakie stworzyło nam państwo, mianowicie tworzenia się społeczeństwa obywatelskiego. Zamiast organizować się, spędzać wspólnie czas, chodzić na wybory, my siedzimy na kanapie z pilotem w ręku. Najgorsze według nich jest to, że zaczynamy żyć życiem telewizji. Uzależniamy się od stałej ramówki, oglądając wszystkie odcinki ulubionego serialu i wchodząc w życie głównych bohaterów.

Przeżywamy ich rozterki, romanse, przejmujemy się ich problemami. Kiedy więc „wypadnie” nam jeden odcinek, stajemy się nerwowi i niezaspokojeni. Patrząc na moją babcię, siedemdziesięciosześcioletnią fankę Mody na sukces nie mogę się nie zgodzić ze stwierdzeniem wysnutym przez autorów, że tak jesteśmy zżyci z serialowymi postaciami, że myślimy, iż mamy więcej przyjaciół niż rzeczywiście mamy. W książce są podane liczne przykłady na potwierdzenie tej opinii. Niepokoi fakt, że osoby, które są dojrzałe i nabyły wszelkie kompetencje kulturowe, nie potrafią odróżnić fikcji od rzeczywistości, co przejawia się przykładowo w utożsamianiu aktorów z postaciami przez nich granymi. Podczas któregoś z odcinków „Rozmów w toku”, popularny aktor, proboszcz w serialu „Plebania”, Włodzimierz Matuszak opowiedział, jak w sklepie podeszła do niego starsza kobieta i zapytała kiedy ojciec będzie wyspowiadał, bo ona od dłuższego czasu marzy o spowiedzi u niego. Jak widać takie sytuacje, gdy nie potrafimy oddzielić gry aktora od jego prywatnej tożsamości mają miejsce naprawdę. Nie mamy nawet pojęcia jakie telewizja stosuje techniki manipulujące swoimi odbiorcami. Pokazuje to, co widz chętnie ogląda, co zdeterminowane jest w dużej mierze podłożem ewolucji. Chętnie oglądamy obrazy obfitujące w przyrodę. Pejzaże, krajobrazy, zwierzęta na łonie natury, to jest to, na co lubimy patrzeć. Nazywając to za autorami- gustujemy w kiczu, który jest jakby uniwersalnym kanonem piękna. Nie można jednak uogólniać, bo według Panów, podziw kiczowatych dzieł jest przymiotem ludzi o niezinternalizowanych wartościach kultury wysokiej, czyli mówiąc wprost ludzi o mniejszej inteligencji i kompetencji kulturowej. Nie do końca bym się z tym zgodziła. W domach osób wykształconych nie raz dostrzegałam oszklone wodospady, podświetlane kolorowymi żarówkami, które ja akurat uważam za coś tandetnego. Powszechnie znane powiedzenie brzmi: „O gustach się nie dyskutuje”. Trzymałabym się tego, gdyż poczucie estetyki jest czymś względnym dla każdego z osobna. Zgadzam się niemniej z tym, że generalnie dzieci skłaniają się ku temu, co dorośli określają miernotą- to co kolorowe, najlepiej z pokaźną ilością brokatu i cekinami. Jest to natomiast naturalne i zdecydowanie w większości przypadków wyrasta się z tego. Telewizja wykorzystuje takie upodobania ludzi, świadomie bądź nieświadomie, które są uwarunkowane prawami opisanymi przez psychologię ewolucyjną. Jak jest napisane w „Nagiej małpie”: „[…] dzięki budowaniu telewizyjnych treści i form w oparciu i najprostsze mechanizmy ludzkiego oprogramowania umysłowego, program telewizyjny staje się łatwy w odbiorze, intrygujący i przykuwający z niezwykłą

wręcz siłą”4. Grają to, co chcemy oglądać. Czasami nurtowało mnie pytanie, dlaczego z takim zaciekawieniem śledzimy losy bohaterów horrorów, thrillerów i boimy się tego, co się im przytrafia. Teraz już wiem. Strach jest nieodłącznie wpisany w nasze życie. Lękamy się wielu rzeczy, przy czym kobiety najbardziej. Za autorami, drżymy przed pająkami, wężami i tymi stresorami, z którymi mamy raczej z rzadka do czynienia. Tak nas jednak zaprogramowała ewolucja. Nasi przodkowie mieli styczność z takimi paskudztwami, więc nie dziwota, że „wspomnienie” owo w nas drzemie. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie znaleźć jakiegoś punktu odniesienia. I jest. Nie czujemy dreszczy na widok na przykład kontaktu, który przewodzi prąd, i którym możemy zrobić sobie krzywdę. Najmocniej dla nas przerażające jest to, co zabijało naszych przodków „I nie bez przyczyny, bowiem wymienione tu artefakty, zjawiska i wydzieliny, każą nam się bać, aktywują ewolucyjnie zakorzeniony w nas strach. Strach stanowi adaptację w odpowiedzi na akty agresji ze strony drapieżców, zagrożenia przyrody oraz akty przemocy ze strony obcych ludzi, najczęściej samców ”5. Skoro ten stan jest nam immanentny, musimy się jakoś bronić. Istnieją cztery możliwe strategie w odpowiedzi na strach: poddanie się, wycofanie się, agresja obronna, zastyganie w bezruchu. Zwróciłabym tu uwagę na nasze zachowanie w kinie, kiedy na ekranie widzimy, że jakiś psychopata zbliża się do swojej ofiary w celu dokonania mordu. Co robimy? Stosujemy jedną ze strategii. Ponieważ to jest kino, wybieramy zazwyczaj tę ostatnią.

Przejdę teraz do ostatniego z najbardziej interesujących mnie, jako kobiety fragmentów- „O pięknie, które użyźnia telenowele”. Nawiązuje on do doboru płciowego, który jest nieodłączny dla gatunku Homo sapiens sapiens i pokazuje, jak media, a konkretniej telewizja, manipulują naszymi umysłami w sprawie odbioru piękna ludzkiego. Autorzy w swoich rozważaniach wykazują, że przy doborze partnera jedną z najbardziej dystynktywnych cech jest uroda. Bycie atrakcyjnym, „wymiarowym” jest oznaką zdrowia, które określa zdolność do prokreacji (w przypadku kobiet) oraz do zdobywania i inwestowania zasobów (w przypadku mężczyzn)6. Nie powinno nas zatem dziwić zdecydowanie większe powodzenie u osób ładnych, jest to uwarunkowane biologicznie. Nasze zainteresowanie pięknymi kobietami i przystojnymi mężczyznami jest wykorzystywane przez telewizję na każdym prawie kroku. Urodziwe pogodynki, zgrabni prezenterzy to tylko jeden z niewielu przykładów rzucających się w oczy. W książce zwrócono szczególną uwagę na telenowele, które „pękają w szwach” od przeuroczych dam o cudnych, dużych oczach i pełnych ustach i seksownych mężczyzn z „kaloryferem” na brzuchu. Nie należy zapominać o relacjach łączących aktorów, burzliwych romansach i rozterkach uczuciowych, które tym bardziej przyciągają uwagę odbiorców. Piękno jest jednak moim zdaniem pojęciem względnym. Po raz kolejny przytoczę powiedzenie, że „o gustach się nie dyskutuje”. Każdy ma swoje własne wyznaczniki piękna, które w wielu przypadkach różnią się od siebie w dużym stopniu. I tak, dla jednego piękne jest białe, dla drugiego czarne. Bardzo zaciekawiły mnie zamieszczone przez Panów wyniki z badań, dotyczące tego, co jest powszechnie uważane za najładniejsze. Wynika z nich, że najbardziej podoba nam się to, co przeciętne, a może raczej pośrednie.


  1. Wiesław Godzic. Przedmowa. [w] T. Szlendak, T. Kozłowski. 2008. Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej. Warszawa: Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne. s.9

  2. T. Szlendak, T. Kozłowski. 2008. Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej. Warszawa: Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne. s.22

  3. T. Szlendak, T. Kozłowski. 2008. Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej. Warszawa: Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne. s. 62

  4. T. Szlendak, T. Kozłowski. 2008. Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej. Warszawa: Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne.

  5. T. Szlendak, T. Kozłowski. 2008. Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej. Warszawa: Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne. s. 250

  6. . Szlendak, T. Kozłowski. 2008. Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej. Warszawa: Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne. s. 177


Wyszukiwarka