Balbusowska zagłada gatunków
Głównym tematem artykułu Stanisława Balbusa pt. Zagłada gatunków jest ukazanie różnorodności gatunków literackich, które rozrywają narzucone z zewnątrz zasady (tzw. siatki taksonomiczne). Autor zaczerpnął owe słowa od Wiktora Woroszylskiego, który opisał proces obumierania gatunków biologicznych na drodze ewolucyjnych przemian. Stanisław Balbus wyjaśnia, że metafora ta służy mu jako punkt odniesienia dla udowodnienia swojej tezy o zanikaniu gatunków biologicznych, nie zaś literackich. Dowodzi również, że począwszy od epoki romantyzmu, gdy zanikała nowela, rodzaje powieści, a ody, hymny, elegie czy ballady pojawiały się sporadycznie w twórczości poetów, mamy do czynienia z kryzysem historii literatury. Jednakże nie należy jej mylić z tytułowym "zanikaniem gatunków" literackich, które paradoksalnie, na drodze mieszania się, dają owoce nowych form.
Znamienny przykład prezentuje prekursor eksperymentalnej nouveau Roman - Blanchot, który stworzył nową krzyżówkę powieści w momencie załamania się jej fundamentalnych wyznaczników. Z jednaj strony mamy do czynienia z wymieraniem gatunku, z drugiej zaś powstaje kolejna anti-roman, co prowadzi do niejednoznaczności przy szeregowaniu utworu do odpowiedniej grupy literackiej. Badacze literatury, począwszy od wspomnianego Blanchota, przez Schegla, po Lodmana dowodzą, że każdy utwór posiada swoiste kody artystyczne, czyli takie elementy, które pozwalają uważać dany utwór za gatunek sam dla siebie, co jednak nie neguje całkowicie pierwotnej kategoryzacji dokonanej przez Arystotelesa. Ów podział wprowadził porządek i ład, a dzięki określeniu konkretnych granic gatunkowych pozwolił na trafne szeregowanie konkretnych dzieł do odpowiednich grup. Pierwotnie ustalony przez antycznego filozofa paradygmat z czasem uległ załamaniu na drodze tzw. "małżeństw gatunków literackich", w wyniku czego granice między gatunkami stały się bardziej elastyczne.
To zjawisko zauważył w latach 50. XX wieku fenomenolog Emil Staiger, rozróżniając ponownie pojęcie liryczności, epickości i dramatyczności, jednak rozszerzając przy tym zakresy znaczeniowe tych pojęć. Na gruncie tym można sądzić, że taksonomie form literackich nie dają się jasno wyprowadzić z kategoryzacji, wynikiem czego konstrukcje formalne związane z epiką przestały być epickie, a konstrukcje liryki - chociażby metryczność w utworze, której brak już w wierszu wolnym (białym) - dowodzą o procesie obumierania teorii literatury.
Wśród badaczy literatury tworzą się zatem antagonistyczne stanowiska teoretyczne. Pierwsze głosi brak jakichkolwiek gatunków, taksonomii, a cała drabina kryteriów jest - parafrazując słowa Ockhama "Nie należy mnożyć bytów ponad konieczność" - zupełnie zbędna. To stanowisko prowadzi jednak do negacji samej poetyki, zastępując ją jedynie czystym idiografizmem. Drugie stanowisko zajmowane przez badaczy szuka wyjaśnień tego procesu głębiej, zwracając się ku podstawom językowego kontaktu, jako głównego wyznacznika sztuki słownej. Ich zdaniem można ustalić inwarianty gatunkowe na drodze postępowania genologicznego. Takie typologie, dzięki aktom mowy, zawierałyby semantyczne i pragmatyczne jądro form tekstowych i jednocześnie byłyby fundamentem ich klasyfikacji. Zwolennikiem tego poglądu jest Tzvetan Tedorov, który w swojej książce z 1978 r. Les Genres du discours popiera ważność illokucji - jako formy wypowiedzi - w komunikacji praktycznej. Ta szybko dała początek nieliterackim formom, które dzięki swojej obecności jako reportaże, bio- i autobiografie, pamiętniki, dzienniki, zaczęły zacierać granice między formami literackimi a praktycznymi.
Wracając do typologii dzieł literackich warto zwrócić uwagę na fakt, iż wielu autorów samodzielnie próbuje nakreślić odpowiedni gatunek literacki. J. J. Szczepański udziela czytelnikowi instrukcji autorskich swoim autobiograficznym utworem pt. Trzy czerwone róże, będącej dla niego samego powieścią. Natomiast T. Nowak, autor regularnych i rymowanych wierszy, nazywa je w tytule psalmami, z racji występujących w nich indeksów genologicznych, w tym przypadku aluzji biblijnych.
Zatem tytułowa zagłada polega na zmianie obszaru z paradygmatyki form literackich na hermeneutykę tychże form, co skutkuje brakiem realizacji określonych kryteriów gatunkowych. Teksty istnieją jako dostępny zasób form tradycji literackiej czyli tekstowe reprezentacje, fundamenty, modele, które mogą - odnosząc się do architekstualności - łączyć w sobie wiele odniesień genologicznych, stając się tekstami paradygmatycznie heterogennymi.
Stanisław Balbus dla pełnego wprowadzenia w hermeneutyczną przestrzeń genologiczną posługuje się przykładem poematu Czesława Miłosza Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada (1974). Daje dowód różnorodności hermetyczności genologicznej poprzez zastosowanie synkretyzmu konstrukcyjnego, stylistycznego, składniowego; tworząc fragmenty wywodów filozoficznych, traktatów religijnych, narracji fabularnej, partii chóralnych, wreszcie włączając cytaty, przypiski czy komentarze. Miłosz tworzy dzięki tym zabiegom swoisty tygiel, ale podobnie jak J. J. Szczepański czy T. Nowak udziela w swoim utworze instrukcji autorskich, dzięki którym czytelnik może być przekonany o epickiej przynależności tekstu. Czyni to za pomocą epickiej inwokacji o charakterze autotematycznym czyli osobistej refleksji metaliterackiej, co odróżnia ją od typowego dla liryki bezpośredniego, uroczystego zwrotu np. do natchnienia twórcy, przybierającego zgoła wszelkie formy.
Na zakończenie artykułu autor przytacza teorię poetyki historycznej Bachtina, wobec której obiera antagonistyczne stanowisko, sądząc iż istota relacji intertekstualnych dzieł Dostojewskiego polega na wchodzeniu w interakcje znaczeniowe (i znaczeniorodne) gry semiotycznej. Tłumaczy ona, że żaden tekst Dostojewskiego nie identyfikuje się z architektami paradygmatycznymi, ale aktywizuje wybrane składniki hermeneutycznego pola geontologicznego. W strukturze utworów Dostojewskiego widoczne są różnego rodzaju aluzje gatunkowe, natomiast same teksty pozostają uobecnione tylko w przestrzeni hermeneutycznej. Stąd wynika niemożność lektury jakiegokolwiek tekstu literackiego w oderwaniu od tej tak istotnej przestrzeni, do której odnoszą się kwalifikacje gatunkowe tekstów literackich, wykraczając poza konstrukcyjne granice paradygmatów. Zatem termin "zagłady gatunków" w literaturoznawstwie dotyczy procesu historycznoliterackiego, tekstów literackich tylko wówczas, gdy aktualność literacką traktuje się czysto prezentystycznie, tj. odseparowaną od całej przestrzeni żywej tradycji literatury, a także, gdy rozważa się ją jako sztuczne fakty konstrukcyjne na gruncie modelowej poetyki formalnej.
Reasumując warto podkreślić, że w pozostałych przypadkach "zagłada gatunków" jest możliwa zgoła tylko na gruncie biologicznym, zaś literatura jako obszar nieustannych procesów i przeistoczeń mowy utrwalanej na kartach, daje - w przeciwieństwie do wymarłych bizonów - możliwość sięgnięcia i powrócenia do pradawnych, a przez moment zakurzonych tylko gatunków literackich.
Na podstawie: S. Balbus, Zagłada gatunków, [w:] Genologia dzisiaj, pod red. W. Boleckiego, I. Opackiego, Warszawa 2000.