W odpowiedzi za śmierć! prolog

-Bello Swan, to ty jeszcze żyjesz?!- zawołała na mój widok Aro Volturii. Wampiry obecne tu były zdziwione.

Aro trzymał w dłoniach głowę Edwarda. Jego wzrok był pusty, oczy miał czarne, głodne. Był martwy. Nie żył. Metr od Ara spoczywały rozerwane ramiona i tors, o nogi waliły się po kątach.

Alice była tu ze mną, Demetrii trzymał ją mocno za szyję i wykręcał jej rękę do tyłu.

Nie mogłam się odezwać, łzy wychodziły mi na zewnątrz płynąc po czerwonych policzkach w dół ku brodzie. Co oni najlepszego zrobili?! Mój Edward!

Aro podszedł do Alice, Demetrii jak na sygnał ją puścił i odskoczył w tył.

-Pozwolisz moja droga?- zapytał ją przyjaźnie.

Alice wyciągnęła ku wampirowi dłoń, a ten ją złapał zachłannie i zacisnął palce. Ja dalej patrzyłam na ukochanego. Też chciałam zginąć, ale przez głowę mi przeszła myśl, że mogę zostać wampirem i zgładzić wszystkich Volturii, za co zrobili Edwardowi i mi.

Serce pękło mi na milion kawałeczków, ledwo się trzymałam na własnych nogach.

Charcie będzie się martwić jak już nie wrócę- szepnął mi jakiś głosik w mej głowie.

Kim jest Charlie? Co on ma do tego?

To tylko twój ojciec, Bello- dodał głosik. Tak, masz rację . to tylko mój ojciec. To nie jest Edward.

-Bello?- usłyszałam głos w mojej głowie. Kto to?- Bello, proszę cię, cie rób tego!

Melodyjny kobiecy głos obijał się echem w głowie. Przede mną stała niska, drobna, czarnowłosa i piękna dziewczyna. Miała złote smutne oczy i bladą skórę. Poczułam chód bijący od niej. Dziewczyna odziana była w czerwień.

Alice?

-Alice?

-Jestem tu siostro- szepnęła głosem tak wilgotnym i pełnym bólu.- Przepraszam cie za to, że nie zdążyłyśmy.

To nie jej wina. To moja wina. Gdy mnie zostawił w lesie samą, ja powinnam była go szukać, tak długo, aż go znajdę, a nie siedzieć w tym deszczowym Forks i popadać w odrętwienie. Powinnam działać! Ja czekałam na cud, że Edward do mnie wróci.

Charcie chciał bym znów przeniosła się do mamy, do Renee na Florydę, chciał bym zaczęła nowe życie. Mogłam wyjechać, ale nie do Renee, powinnam wyjechać i szukać Edwarda. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie on był w tym czasie, podążałabym za głosem serca i może bym go odnalazła. Zaczęłabym od Denali, od Alaski, tam u Tanyi, Kate i Iriny, u rodziny Cullenów. A później jeśli to by mi pomogło go odnaleźć obleciałabym Ziemię.

Tymczasem ja byłam z Jacobem, ratowałam siebie, a to Edwarda powinnam ratować. Miłość do niego nadal we mnie jest i zostanie na zawsze. Nigdy mnie nie opuści.

Zimne ramiona objęły mnie.

-Bello, jak to możliwe, że żyjesz?- odezwał się Aro łagodnie.

-Pokazałam ci to co było, Aro!- warknęła na niego Alice.

-Moje drogie, Edward skarżył mi się na swój los. Cóż mogłem zrobić, pomogłem mu…

-Zabiliście go!- krzyknęłam ze łzami w oczach i rzuciłam się na Ara, gdy tylko Alice puściła. W ułamku sekundy zostałam zatrzymana przez barczystego wampira, Feliksa.

-Wybacz nam Bello, ty Alice też. Był zdesperowany. Nie mogłem mu pozwolić na złamanie naszych zasad. Miał prawo do śmierci i do życie. Wybrał śmierć.

-Carlise i Esme, oni tego nie przeżyją!

-Też jest mi przykro z tego powodu- powiedział Aro Volturii obojętnym głosem. Patrzył prosto na mnie mówiąc to.

-Akurat jest ci przykro! Lubisz to! To twoja jedyna zajęcie! Pozbywasz się problemów i zabijasz! Jesteś potworem! Widzę chęć mordu w twoich oczach!

Czułam się na siłach tylko na to by walczyć z nim na słowa, ale już wiedziałam że przegrałam i tak.

Przegrałam wszystko, swoje życie, swoją miłość, swoją duszę.

-Chciałam go uratować! Tylko dlatego tu jestem! Nie kocha mnie, trudno, zdarza się, ale nie miał prawa ginąc z mego powodu!

Aro podszedł do mnie blisko. Nawet nie drgnęłam.

-On zginął tylko dlatego, ze myślał iż ty nie żyjesz, Isabello.

-Co?!

Zimna dłoń pogłaskała mnie po włosach.

-Dowiedział się od jednej z sióstr, że skoczyłaś z klifu i się zabiłaś. Przyleciał do nas, gdy po telefonie do twojego domu usłyszał, ze komendant Charlie Swan, twój ojciec jest na pogrzebie. Pomyślał o tobie. Że twój ojciec jest na twoim pogrzebie… ależ po cóż już łzy wylewać nad czymś co już się stało…

Zabił się bo myślał, ze ja się zabiłam?!

Ledwo stałam na własnych nogach. Żachwie runę w dół na kamienną posadzkę i już nie wstanę.

Co on zrobił?

Dlaczego ja nie zdążyłam?

Po co tu, do Forks wróciłam?

Dlaczego pokochałam Edwarda i skazałam go na śmierć?

Bombardowałam się pytaniami bez odpowiedzi.

Bez niego byłam niczym skorupa wypełniona tylko powietrzem. Nigdy już nie ujrzę jego cudownych oczy, nie poczuję smaku jego ust na swoich, nie usłyszę głosu, tak pięknego, ze nic nie może mu się równać, nie poczuje jego czułego dotyku, nie owionie mnie jego zapach, nie ujrzę jego ukochanego przeze mnie uśmiechu. Nic.

Był tylko on.

Upadłam na dół przed głową Edwarda. Pogłaskała jego czuprynę. Włosy nadal były miękkie jak jedwab. Przytuliłam ją do siebie szlochając.

Gdyby dało się cofnąć czas.

Gdyby dało się znów przywrócić Edwarda do życia.

Oddałabym za to wszystko byle by tylko żył.

Znów lodowate dłonie przyczepiły się do mego ciała.

-Bello, chodźmy stąd, już mu nie pomożemy- szepnęła do mnie Alice.

-Nie! Ja tu zostaję, z nim!- krzyknęłam na nić ochryple.

-Bello, błagam cie. Póki obie możemy odejść. Wrócisz do Charliego…

Wyszarpnęłam swoją dłoń z jej uścisku, nie protestowała.

-To też twoja wina! Ty i te twoje przeklęte wizje! Przez ciebie on też zginął! Wracaj do swoich Cullenów, zostaw mnie tu z nim!

To był cios poniżej pasa. Alice dotknął on bardziej niż mnie. Gdy to mówiłam nie czułam ulgi, wręcz przeciwnie, czułam się jeszcze gorzej. Była moją przyjaciółką, byłą mi jak siostra. Potraktowałam ją okropnie. Nie należało się jej to.

Alice, czy wybaczysz mi to kiedyś?!- spytałam sama siebie w myślach.

Miałam taką nadzieję.

Edward, ukochany, pomszczę cię! Przysięgam!


Wyszukiwarka